Poniższy tekst, chociaż sensu stricto był okolicznościowym przemówieniem, zawiera
esencję historii polskiej emigracji Akowskiej po zakończeniu wojny i dlatego jest
ponadczasowy. (AMK)
ZADANIE WYKONANE
JAN NOWAK-JEZIORACSKI
Przemówienie na uroczystości 50-lecia
Koła Byłych Żołnierzy Armii Krajowej w Londynie
4 maja 1997 roku
Gdy obmyślałem sobie, co Wam dziś powiedzieć, sięgnąłem do starych szpargałów i
znalazłem tam dwa zdjęcia z naszego pierwszego założycielskiego zjazdu, 50 lat temu [1947]
na Knightsbridge. Przemawiałem w mundurze. Za stołem prezydialnym przewodniczący
Zjazdu Tadeusz Żenczykowski - w mundurze. W pierwszym rzędzie generałowie Władysław
Anders, Tadeusz Bór-Komorowski i Marian Kukiel. Obok nich Tomasz Arciszewski i
Edward Raczyński. W dalszych rzędach generałowie Kopański, Pełczyński, Chruściel
("Monter"), pułkownicy Ziemski i Iranek-Osmecki; politycy: Adam Ciołkosz, Tadeusz
Bielecki i Rowmund Piłsudski. Cała brać AKowska zmieszana z elitą polskiego Londynu.
Gdyby wyszli wtedy wszyscy, którzy opuścili nas w ciągu minionego półwiecza,
przemawiałbym do pustej sali - do garstki tych, którzy dziś pozostali przy życiu.
Poczytuję to sobie za wielki przywilej, że byłem jednym z trzech mówców na inauguracji I
Zjazdu Żołnierzy AK i że dziś jestem jednym z mówców na otwarciu zamykającego Zjazdu
Byłych Żołnierzy Armii Krajowej. Albowiem długi bieg naszego życia zaczęty w podziemiu,
w lasach i na barykadach Warszawy zbliża się do tej chwili, gdy w sztafecie pokoleń
przekażemy pałeczkę młodszym, którzy będą biec dalej. Nadszedł wiec moment złożenia
ostatniego raportu, zanim zamilkniemy na zawsze.
Kazano mi wtedy mówić o sytuacji w Kraju. Pamiętam, jak
trudno było znalezć w ówczesnej rzeczywistości jakiś
najmniejszy promyk nadziei. Pięcioletnia walka, okupiona
olbrzymimi stratami, skończyła się ponownym zniewoleniem
kraju. Polska znalazła się w rękach apokaliptycznej bestii.
Stalin był u szczytu swej potęgi. Mógł z Polską robić, co mu
się podobało. Dysponował wszystkimi instrumentami nie tylko
fizycznego zniszczenia nas jako narodu, nie tylko
kształtowania na własna modłę ustroju i rządu, ale także
ludzkich umysłów. Zachód przyglądał się obojętnie temu, co
działo się za żelazną kurtyną. Chciał spożywać w spokoju
owoce zwycięstwa i złym okiem patrzył na tych, którzy mu ten
spokój zakłócali. Obawy o przyszłość płynęły z doświadczeń
niedawnej przeszłości, z lat pierwszej okupacji sowieckiej,
plebiscytu, włączenia wschodniej Polski do ZSRR i masowych
deportacji. Wydawało się, że odrębność wasalnego państwa
jest formacją przejściową, która prowadzi do wcielenia Polski
do ZSRR, jako jeszcze jednej republiki sowieckiej. Przygnębiała myśl, że Polska podzieli
zapewne tragiczne losy Ukrainy, Kościół czekają losy cerkwi prawosławnej, a chłopów
tragedia kułaków.
Powstawaniu Koła Armii Krajowej towarzyszyło przygnębiające uczucie: znikąd ratunku.
A jednak w tym moim przemówieniu szukałem rozpaczliwie zródeł nadziei, bo bez nadziei
nasze poczynania na emigracji utraciłyby swój sens. Pamiętam, jak po otwarciu Zjazdu
podszedł do mnie Anglik, mój przyszły szef w BBC, Gregory MacDonald, który nie tylko
rozumiał po polsku, ale rozumiał także Polaków. Tonem niezamierzonego politowania
powiedział:
Wy Polacy, macie swoje słabości, które ujawniają się, gdy korzystacie
z wolności, i zalety, które występują w chwilach najgorszych przeciwieństw
i nieszczęść. Waszą siłą jest to, że w najgorszych chwilach umiecie
zachować nadzieję. Kiedy stracicie absolutnie wszystko, co można było
stracić, kiedy już nic wam nie pozostało, wciąż zachowujecie nadzieję i
wbrew rzeczywistości powtarzacie z uporem - jeszcze Polska nie zginęła,
jeszcze nie zginęła.
I Polska nie zginęła. Pozostała sobą i własnymi siłami odzyskała wolność. W jakże
odmiennych okolicznościach odbywa się nasz dzisiejszy Zjazd od tych, które towarzyszyły
Zjazdowi Inauguracyjnemu. Sam siebie zapytuję, czy to cud jakiś, że przybyłem na ten Zjazd
prosto z Warszawy? Jeszcze kilka godzin temu byłem w stolicy, a wczoraj brałem udział w
uroczystościach święta 3 Maja, byłem na nabożeństwie w Katedrze Św. Jana i odwiedziłem
Zamek Królewski. I że na tej sali są nasi koledzy z kraju, z szeregu bratniej organizacji
Żołnierzy AK, z naszym kolegą, wieloletnim więzniem bezpieki, majorem Stanisławem
Karolkiewiczem na czele. I choć nie wszystko w tej wolnej Polsce układa się tak, jak byśmy
chcieli, trudno o szczęśliwsze zakończenie tego wielkiego dramatu dziejowego, który był
także dramatem ludzkim każdego z nas.
Żołnierska powojenna emigracja nie przypatrywała się biernie z oddali wydarzeniom w
Polsce. Odmówiliśmy powrotu do Polski ujarzmionej przez sowieckiego hegemona i
rządzonej przez jego wasali nie dlatego, by uniknąć prześladowań, które nas czekały w kraju.
Nie byliśmy jako te "zbiegi, które w czas morowy lękliwie nieśli za granice głowy". Nie
pozostaliśmy na obczyznie w głębokim przekonaniu, że w warunkach wolności słowa i
zrzeszania się będziemy mogli lepiej służyć naszemu celowi, jakim była walka ze
zniewoleniem umysłów w Polsce i obrona polskich interesów na Zachodzie.
Założycielski Zjazd Koła AK w swoim manifeście programowym obok odzyskania
niepodległości wysuwał jako cel uznanie przez mocarstwa zachodnie granicy na Odrze i
Nysie. Od rządów Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Francji żądaliśmy, by
wypełniły swoje zobowiązania sojusznicze i upomniały się o uwolnienie przywódców i
żołnierzy Polski Podziemnej, więzionych w lochach bezpieki, na Aubiance, na Butyrkach i w
niezliczonych łagrach archipelagu Gułagu. Społeczność emigracyjną wzywaliśmy do
wyłonienia reprezentacji i utworzenia Skarbu Narodowego.
Dla nas, żołnierzy Armii Krajowej, Kraj znajdował się zawsze w centrum uwagi, a
przedmiotem największej troski byli nasi koledzy w Polsce. Z tej troski narodził się fundusz
pomocy inwalidom AK. Paczki i przesyłki, które stad płynęły, niosły nie tylko pomoc
materialna, ale także sygnał: pamiętamy o was, jesteśmy z wami.
Głównym naszym celem było ocalenie i obrona prawdy historycznej. Pamiętaliśmy słowa
Józefa Pilsudskiego, powtórzone przez Prymasa Tysiąclecia: "Naród, który traci pamięć,
przestaje być narodem.". Zanim jeszcze powstało Kolo Żołnierzy AK, zaledwie w półtora
roku po zakończeniu wojny, oddana została do druku monumentalna praca zbiorowa: Armia
Krajowa, tom III Polskich Sil Zbrojnych w Drugiej Wojnie Åšwiatowej.
Była to historia pisana na gorąco przez czołowych uczestników walk. Prawie równocześnie
z Kołem AK powstało Studium Polski Podziemnej. W chwili gdy Polskę zalał potop kłamstw,
które miały zohydzić i zniszczyć wielki etos Polski Walczącej, Studium stało się nasza Arką
Noego, zbiornicą dokumentów, depesz, raportów i relacji świadków i uczestników, Arką
zachowująca prawdę historyczna. Na straży tej Arki stała żyjąca dziś jeszcze koleżanka
Halina Czarnocka.
Akowskim orężem walki ze zniewoleniem umysłu stała się Rozgłośnia Polska Radia
Wolna Europa. Mówię o tym bez samochwalstwa, bo był to wysiłek zbiorowy, obejmujący
także nasze bogate emigracyjne zaplecze. W naszych szeregach znalazło się dwudziestu
pięciu żołnierzy AK. Wśród nich: Tadeusz Żenczykowski, dowódca Akcji "N" i "Roju";
Stanisław Zadrożny, kierownik radiostacji powstańczej Błyskawica; Wiktor Trościanko,
redaktor podziemnego pisma Walka; Sławomir Dunin-Borkowski, redaktor powstańczego
pisma Warszawa Walczy, Jan Markowski, autor Marsza Mokotowa; emisariusze Tadeusz Celt
i Andrzej Pomian. Zbyt wiele czasu zajęłoby odczytanie pełnej listy. Koleżanka Czarnocka
dostarczała ze Studium Polski Podziemnej do Monachium kalendarium i dokumenty do
codziennej audycji Na szlaku historii. W kilkuminutowych migawkach przypominaliśmy
wszystkie rocznice walk AK i Polskich Sil Zbrojnych na Zachodzie. Wielokrotnie
przemawiali na naszych falach generałowie Bór-Komorowski, Pełczyński, Chruściel,
Ziemski, a także szara brać żołnierska. Nie wiem ile odczytów radiowych poświęconych
dziejom Polski Podziemnej wygłosili w ciągu przeszło czterdziestu lat Tadeusz Żenczykowski
i Andrzej Pomian. Może sto, może dwieście, a może znacznie więcej. Z odczytów
Żenczykowskiego powstało sześć świetnie udokumentowanych książek. Nie można tu
pominąć zasłużonego historyka-żołnierza, jednego z założycieli Koła AK, doktora Józefa
Garlińskiego, który pół. wieku życia na emigracji poświęcił propagowaniu polskiego udziału
w zwycięstwie nad Niemcami. Stał się pisarzem tak płodnym, że nie mogę wyliczyć
wszystkich tytułów. Pisał nie tylko po polsku, ale co ważniejsze, po angielsku. Jego książka o
Oświęcimiu stała się klasykiem w skali światowej. Innym międzynarodowym bestsellerem
historycznym była książka Death in the Forest (Śmierć w lesie), napisana przez dowódcę
plutonu na Starówce, "Misia" - Janusza Zawodnego. Udowadniała czarno na białym sowiecką
odpowiedzialność za zbrodnię katyńską. Ukazała się w kilkunastu językach.
Książki Zawodnego, Garlińskiego, pamiętniki "Bora" i Korbońskiego, literaturę piękną,
publicystykę, prasę emigracyjną, przerzucała masowo do Polski zapomniana dziś placówka
"Polonia Fund," utworzona i kierowana przez żołnierza "Baszty", nieodżałowanego,
przedwcześnie zmarłego Andrzeja Stypułkowskiego.
Walkę ze zniewoleniem umysłów i o zachowanie pamięci narodowej prowadzoną przez
całą emigrację żołnierską uwieńczyło zwycięstwo. Prawda, tłumiona przez cenzurę i
zagłuszana, fałszowana przez potężny aparat środków masowego przekazu, zaczęła
przedzierać się w Polsce coraz mocniej, gdy tylko zelżała obręcz terroru i cenzury. Z początku
świadczyły o tym milczące, wielotysięczne tłumy, które gromadziły się na kwaterach
Powstańców Warszawskich na Cmentarzu Powązkowskim w każda rocznicę Powstania,
nabożeństwa za dusze dowódców i żołnierzy. Mury świątyń pokryły tablice pamiątkowe AK.
Główny organizator tej akcji, Wojciech Ziembiński jest obecny wśród nas. Przedzierały się
przez cenzurę cenne prace Władysława Bartoszewskiego, Cezarego Chlebowskiego i prasowe
monografie Jerzego Śląskiego. Ziarno cierpliwie siane dotąd przez emigrację żołnierską
zaczęło przynosić obfity plon, aż wreszcie doczekaliśmy się tego szczęścia, że pałeczkę
przejęli od nas młodsi historycy, urodzeni w Polsce Ludowej, ale wierni Polsce prawdziwej.
Niektórzy poświecili swe życie opisywaniu tego rozdziału historii, który tworzyło pokolenie
ich ojców i matek. Najbardziej z nich zasłużony, Andrzej Kunert jest dziś wśród nas.
Wymienię tylko niektórych innych: Grzegorz Mazur - monografia BIP; Marek Ney-Krwawicz
- monografia Komenda Główna SZP-ZWZ-AK; Jedrzej Tucholski - Cichociemni; Andrzej
Friszke - Historia opozycji w PRL i inni jak Andrzej Chmielarz i Andrzej Przewoznik.
Żołnierze AK i nasze Koło było częścią emigracji żołnierskiej. Ci, którzy znalezli się po
drugiej stronie Atlantyku, przyczynili się do politycznego uaktywnienia dziesięciomilionowej
Polonii amerykańskiej. Stała się ona potężnym środkiem nacisku w obronie żywotnych
interesów Polski. Tu w Londynie, rząd na wygnaniu nie rządził wprawdzie, ale stał się
banderą wolnej Polski i świadczył o ciągłości Rzeczypospolitej Polskiej. Skłócenie emigracji
rzucało się w oczy i wydawało się walką o fikcję, ale były to tylko pozory. Tam, gdzie w grę
wchodziły żywotne interesy macierzy, gdy chodziło o wspieranie dążeń wolnościowych w
kraju, przeciwstawianie się próbom pchania do zbrojnych zrywów, które mogły prowadzić
tylko do nowych klęsk i nieszczęść, uznanie granic zachodnich, obrona takich placówek jak
Radio Wolna Europa - w tych wszystkich sprawach emigracja żołnierska okazywała
zdumiewająca jedność i paralelizm działań organizacji i jednostek. Emigracja żołnierska,
której częścią było Koło Byłych Żołnierzy AK, zapewniła Polsce obecność w obozie
demokracji zachodniej. Dzięki temu naród polski traktowany był jako sojusznik, a nie wróg.
Wobec kraju byliśmy służbą na tyłach, która tym walczącym w pierwszej linii podawała
amunicję i broń. Bez tej służby pomocniczej zwycięstwo nie byłoby możliwe. Nie jest ono
jeszcze pełne. Toczy się wciąż walka o wyzwolenie umysłów i przywrócenie prawdziwej
hierarchii narodowych wartości. Tym razem jest to walka o odkłamanie rozdziału
powojennego, noszącego tytuł Polska Ludowa. Będziemy o te prawdę walczyć, póki starczy
tchu i sil. Ale już teraz na tym naszym Zjezdzie zamykającym pół wieku istnienia Kola Armii
Krajowej, mamy prawo zameldować: zadanie wykonane.
Dwadzieścia lat temu ostatni żyjący działacze i żołnierze walki o niepodległość zebrali się
w Kaplicy Jasnogórskiej przed Cudownym Obrazem. Byli wśród nich ostatni trzej
generałowie Września, był ostatni oficer Komendy Głównej AK, pułkownik Kazimierz Pluta-
Czachowski -"Kuczaba" i pułkownik Franciszek Kamiński, dowódca Batalionow Chłopskich.
Niech mi będzie wolno powtórzyć słowa jednego z nich:
Czas nagli. Zegar dziejowy wybija pózną dla nas godzinę. Z wiarą w
moralne ideały ludzkie odchodzimy z poczuciem dobrze spełnionego
obowiązku żołnierskiego. Dzięki Ci, Opiekunko nasza, za górny lot naszego
życia.
Londyn, 4 maja 1997
Copyright © 1997-1999 Zwoje
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
zadania do wykonaniajan slowik3103 zadanie 1 ver 1 3jan slowik3103 zadanie 2 ver 1 0jan slowik3103 zadanie 2 ver 1 0jan slowik3103 zadanie 1 ver 1 3Zadania do wykonania w ramach ćw 4 z JPRZadania od wykonania 1Zadania do wykonania Baza oseskiProjekt wykonania zadania informatycznegojan slowik3103 zadanie 3 ver 1 1Zadanie do wykonaniajan slowik3103 zadanie 3 ver 1 1więcej podobnych podstron