Nie straszmy państwem


Nie straszmy państwem http://wyborcza.pl/2029020,97559,6537786.html?sms_code=
Nie straszmy państwem
Andrzej Lubowski* 2009-04-26, ostatnia aktualizacja 2009-04-24 16:42:42.0
Ameryka osiągnęła wielkie sukcesy nie dlatego, że zliberalizowała rynki. Największy przełom technologiczny
ostatnich lat to internet. A przecież to dziecko inwestycji rządowych
Na przekór niepoprawnym optymistom w Ameryce wciąż, niestety, nie widać końca recesji. Wciąż rośnie liczba ludzi bez
pracy, wciąż idą w dół ceny nieruchomości, wciąż spada sprzedaż detaliczna i produkcja przemysłu. Wskazniki, na
których tradycyjnie skupia się nasza uwaga, takie jak stopa bezrobocia, nie oddają w pełni skali problemów. Od początku
recesji, czyli od grudnia 2007 r., do końca pierwszego kwartału 2009 r. pracę straciło blisko 5 mln osób. W marcu stopa
bezrobocia osiągnęła 8,5 proc. - najwyższy poziom od ćwierćwiecza. Co więcej, w ciągu ostatniego roku, od marca 2008
r. do marca 2009 r., o 4 mln - z 4,9 mln do 8,9 mln - wzrosła liczba ludzi pracujących wbrew swej woli w niepełnym
wymiarze. Przeciętny Amerykanin czuje się znacznie mniej zamożny niż do niedawna. Wartość majątku amerykańskich
gospodarstw domowych, która osiągnęła szczyt w drugim kwartale 2007 r., skurczyła się w półtora roku o 13 bln dol.,
czyli o ponad 20 proc.
Obamy zmiana priorytetów
To amerykański konsument był przez ostatnich kilkanaście lat najważniejszą lokomotywą światowego wzrostu. Dlatego
dziś zarówno dla Stanów Zjednoczonych, jak i dla reszty świata ważniejsze od kursu dolara jest to, jak kryzys zmieni
zachowanie tego konsumenta. Od tego, na ile zaciśnie on pasa, zależy bardzo wiele. Ponieważ w dającej się przewidzieć
przyszłości nikt i nic nie zastąpi amerykańskiej lokomotywy, najlepszym i jedynym sposobem, aby Ameryka pomogła
wyciągnąć świat z kryzysu, w jaki go wepchnęła, jest jej własna kuracja. Niedawno zmienił się naczelny lekarz -
przepisuje nowe medykamenty, ale rehabilitacja nie będzie ani łatwa, ani szybka.
Barack Obama proponuje zmianę priorytetów i sposobu podziału dochodów - to atak na długoletnie zaniedbania w
dziedzinie opieki zdrowotnej, edukacji i polityki energetycznej. Obama chce podnieść podatki dla najbogatszych i obniżyć
je dla reszty. W 1980 r., kiedy Ronald Reagan wygrał wybory, na 1 proc. najbogatszych Amerykanów przypadało 8 proc.
całości dochodów. W roku 2006 ten 1 proc. obywateli zgarniał 23 proc. całości dochodów. Obama chce zmniejszyć, choć
nie od razu, lecz od 2011 r., preferencje podatkowe dla zysków kapitałowych i dochodów z dywidendy, a także subsydia
dla właścicieli wielkich farm. Wielu z tych pomysłów do tej pory bano się dotknąć. Ponadto superdrogie i skomplikowane
plany nowy prezydent próbuje przeforsować w momencie, kiedy gospodarka jest mocno poturbowana. Wiele jego
propozycji już napotyka opór, i to nie tylko wśród Republikanów, którzy rozpoczęli kampanię propagandową pod hasłem
"Socjalizm!!!" i oświadczyli, że "Leninowi i Stalinowi bardzo by się ten program podobał".
W zmaganiach z głębokim kryzysem rządy wielu krajów aplikują programy stymulacyjne o skali i charakterze poprzednio
niespotykanym. Pompują miliardy dolarów, przejmują kulejące instytucje finansowe, stają się akcjonariuszami wielkich
firm. Budzi to czasem niepokój zarówno o krótkoterminową skuteczność tych przedsięwzięć, jak też o ich skutki
długofalowe.
Dlaczego boją się państwa?
W tekście w "Gazecie" (11-13 kwietnia) zatytułowanym "Więcej państwa, mniej wolności?" Witold Gadomski nie
odpowiada wprawdzie wprost na postawione przez siebie pytanie, ale nie pozostawia cienia wątpliwości, co sądzi o
aktywności rządów - to "chaotyczne, dorazne działania" - i przedstawia długą litanię "kosztów polityki antyliberalnej".
Niektóre z jego obaw wydają się uzasadnione, inne wątpliwe, a jeszcze inne są po prostu albo nieporozumieniem, albo
przejawem dogmatyzmu. Wiara w to, że gospodarka sama się wyleczy, a rząd może tylko zaszkodzić, wyziera także z
opublikowanego niedawno na łamach "Gazety" wywiadu z profesorem Janem Winieckim pod tytułem "Nie poddaję się
histerii", w którym powiada on wręcz:
"Do wielu ekonomistów nie dociera, że coś może się samo wyregulować, że gospodarka sama o własnych siłach może
wyjść z recesji. A tak właśnie już dzieje się w Ameryce. Bez pomocy pakietu Obamy i innych głupot". Zostawiając na boku
kwestię elegancji tego stwierdzenia, warto pamiętać, że przestrogom przed popadaniem w histerię towarzyszyć powinna
przestroga przed schorzeniami jeszcze grozniejszymi, do jakich należą chciejstwo i samozadowolenie. Nie odkorkowujmy
więc szampana przedwcześnie. I nie liczmy, że pozostawiona sama sobie gospodarka Ameryki rychło się wyleczy.
Gadomski, równie niechętny interwencji rządów, z góry wie, że "w gruncie rzeczy USA i niektóre inne kraje prowadzą te
same nieskuteczne działania antykryzysowe co rządy Japonii w latach 1990-2005". Pozazdrościć zdolności widzenia
przyszłości. Tylko czy w obliczu obecnych kłopotów czekać, aż samo się poprawi, czy robić coś innego, a jeśli tak, to co?
Publicysta "Gazety" powiada, że "utrzymanie wysokiego poziomu pomocy publicznej osłabi innowacyjność. Nie
przypadkiem liberalizacji rynków w ostatnich dwu dekadach towarzyszyła wysoka fala innowacji". Gdyby rzeczywiście
istniała taka zależność przyczynowo-skutkowa, to zmartwienie byłoby zasadne. Ale jakie są na to dowody?
Jeśli dziennikarz "Gazety" ma na myśli innowacje w finansach, gdzie bez wątpienia byliśmy w ostatnich dwóch dekadach
świadkami rewolucji, to przecież to właśnie innowacyjne produkty finansowe przyczyniły się do gigantycznych strat.
Większość użytkowników nie rozumiała ich istoty, ryzyka i skali, na jaką je zastosowano. Dotyczy to także kierownictwa
prywatnych instytucji finansowych i szefów banków centralnych. W ostatnim półroczu słyszałem z ust bankowców USA,
Europy i Azji taką wersję wydarzeń: "Mało kto z nas, powyżej 35. roku życia i bez doktoratu z fizyki, rozumiał te
instrumenty. Ale trudno się było do tego przyznać, a przy tym oferowali je konkurenci i co najważniejsze, przynosiły zyski".
1 z 3 2010-10-12 01:04
Nie straszmy państwem http://wyborcza.pl/2029020,97559,6537786.html?sms_code=
"Nigdy przedtem tak wielu niewykwalifikowanych dwudziestoczterolatków nie zarobiło tak wielkich pieniędzy w tak krótkim
czasie - pisał Michael Lewis w swym pamiętniku z Wall Street "Liar's Poker". - Mieli po dwa małe czerwone sportowe
samochody, a chcieli mieć cztery, i to za wszelką cenę".
Terror zysku w krótkim terminie
Doświadczyłem z bliska, jakie innowacje interesują Wall Street, a jakie nie. 20 lat temu pracowałem z ramienia Citibanku
nad nowym instrumentem hipotecznym, który - wierzyłem - obniży cenę kredytu, zmniejszy wahania realnych stóp
procentowych, a przy okazji da inwestorom atrakcyjną alternatywę. Produkt wzbudził zainteresowanie mediów (trafił na
okładkę czasopisma "Forbes"), zyskał intelektualne wsparcie noblistów z prawa (Milton Friedman) i lewa (Franco
Modigliani), a nawet wsparcie rządu - prezydent G.H.W. Bush wspomniał o korzyściach płynących z tego produktu w
swym oficjalnym rocznym raporcie dla Kongresu USA. Moi szefowie, rząd amerykański i Fed udzielili mi wsparcia
prawnego, bo trzeba było dokonać zmian w legislacji, aby ten produkt mógł odnieść powszechny sukces. Pozostało Wall
Street, bo w końcu to rynki finansowe musiały się do niego zapalić. Spotkałem się z największymi wówczas graczami na
rynku - Salomon Brothers i Goldman Sachs. Powiedzieli, że nie poprą tej idei. Nie kryli powodu: "Twój produkt
gwałtownie zmniejszyłby wahania rynkowe, a my przecież żyjemy z wahań. Dla nas ważniejsze od tego, czy coś idzie
nieustannie w górę, czy w dół, jest to, aby ceny często się zmieniały, najlepiej raz w górę, raz w dół". W którymś
momencie spytałem o ich definicję krótko-, średnio- i długoterminowej perspektywy. A jaka jest twoja? - ripostowali.
Krótka to z grubsza do sześciu miesięcy, średnia - do trzech lat, a to, co dalej, to długa - powiedziałem. Dla nas -
usłyszałem w odpowiedzi - krótki termin to najbliższy kwadrans, średni okres to dwie-trzy godziny, a długi termin to koniec
dnia. Bo dzwon na giełdzie zamyka dzień. Albo przyniósł zarobek albo stratę. Nowy dzień zaczyna wszystko od nowa.
Jeśli więc Gadomski z taką nostalgią mówi o minionych dwóch dekadach liberalizacji, to przypomnijmy, że przyniosła ona
niespotykaną wcześniej fascynację krótkoterminowym sukcesem. W wielu korporacjach władza przeszła w ręce liderów,
których zadanie polegało na oczarowaniu giełdy i wywindowaniu notowań jak najprędzej. Planowanie w dłuższej
perspektywie stało się luksusem. Zaczęły się szerzyć manipulacje, w systemie wynagrodzeń spadło znaczenie płacy
podstawowej, a dramatycznie urosła waga opcji i bonusów. Fala skandali 2002 r., kiedy to sztandarowym negatywnym
bohaterem stał się Enron, pokazała także niesolidnych wspólników tego procederu w osobach brokerów, analityków czy
audytorów. Dziś bez sentymentu wspominają finansowe innowacje miliony indywidualnych inwestorów na całym świecie,
fundusze emerytalne, organizacje charytatywne, miasta, całe kraje.
A jeśli Gadomskiemu chodzi o innowacje w całej gospodarce, to czy naprawdę sądzi, że większa aktywność rządów im
zagraża? I w jaki sposób? Intel, IBM, Microsoft czy Hewlett-Packard powstały i odnosiły sukcesy przed wielką falą
deregulacji i liberalizacji rynków i nic nie wskazuje na to, aby miały ucierpieć z tego powodu, że rząd kontroluje AIG i ma
udziały w niektórych bankach. Największy przełom technologiczny ostatnich dwóch dekad to internet. A jest on przecież
produktem inwestycji rządowych! Ameryka była i jest bogatym zródłem innowacji z powodu głęboko zakorzenionego
ducha przedsiębiorczości, przyzwolenia dla eksperymentu, akceptacji ryzyka i niepowodzenia jako naturalnego zdarzenia
na drodze do sukcesu oraz z powodu silnego zaplecza naukowego, a nie z powodu liberalizacji rynków w ostatnich
dwóch dekadach.
Przedsiębiorca sam woła o pomoc
Na dłuższą metę innowacja w technice i technologii jest nie do pomyślenia bez postępu w badaniach podstawowych, a tu
sponsorem jest tradycyjnie sektor publiczny, bardzo często wojsko. Kłania się nisko choćby program kosmiczny i jego
liczne pózniejsze cywilne owoce. Są dziedziny, i to bardzo ważne, gdzie jest dokładnie odwrotnie, niż twierdzi Gadomski -
większe zaangażowanie rządu sprzyja innowacjom, a nie je osłabia. Wsparcie sektora publicznego jest konieczne dla
innowacji w sektorach o wysokiej kapitałochłonności, takich jak transport czy energetyka, a także medycyna. W czasach,
o których z takim rozrzewnieniem pisze dziennikarz "Gazety", rząd USA wydawał mniej na R&D (badania i rozwój) w
energetyce, niż wynosił budżet R&D dużej firmy farmaceutycznej.
Pamiętajmy, że wzrost zaangażowania państwa często bierze się z inicjatywy samego sektora prywatnego. Rząd USA nie
wciskał na siłę pieniędzy gigantom z Wall Street. Morgan Stanley czy Goldman Sachs nie prosiły tylko o wsparcie
finansowe, ale także o zgodę na przyjmowanie depozytów i ochronę FDIC, czyli ubezpieczyciela depozytów. Producenci
samochodów w obliczu grozby bankructwa sami wyciągają ręce po rządowe wsparcie.
Trudno także uwierzyć, że ewentualna podwyżka krańcowej stopy podatkowej dla najbogatszych z 33 proc. do 39,6 proc.
byłaby ciosem w przedsiębiorczość i innowacyjność. W latach 50. i 60. stopa ta przekraczała 80 proc. i amerykańska
przedsiębiorczość miała się niezle.
Obrońcy liberalnej gospodarki powinni być świadomi, że nie służy to ani bliskim ich sercu wartościom, ani jakości debaty
publicznej, gdy z zapałem tworzą kolejne mity i straszą "czarnym ludem" w postaci państwa.
*Andrzej Lubowski jest ekonomistą i publicystą. Od 1982 r. mieszka w Kalifornii
2 z 3 2010-10-12 01:04
Nie straszmy państwem http://wyborcza.pl/2029020,97559,6537786.html?sms_code=
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - http://wyborcza.pl/0,0.html Agora SA
3 z 3 2010-10-12 01:04


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cementom kryzys nie straszny V konferencja Grupy Ożarów
Prezydent Autonomii Palestyńskiej Nie uznam Izraela za państwo żydowskie (27 04 2009)
Polska jest moją Ojczyzną, nie jest moim państwem
Indukcyjności To nie takie straszne, część 2
W Polsce nie wolno zarabiać na straszeniu internautów
Oświadczenie ONZ – państwa Ukraina nie ma i nigdy nie było
Bankructwo państwa to nie koniec świata (wersja do druku)
Nie taki nocnik straszny
Państwo nie wyżywi się emeryturami
Nie taki duch straszny
Minister Polaczek Polska to nie “państwo w budowie” ale państwo w rozsypce
UOKiK Nie taki kredyt straszny Ustawa o kredycie konsumenckim w pytaniach i odpowiedziach
FreeBSD – czyli nie taki diabeł straszny cz 2
12 Sprawa wagi (nie)panstwowej
W Polsce nie wolno zarabiac na straszeniu internautow
parlamentarny zespół ds obrony demokratycznego państwa prawa Raport Państwo nie zdało egzaminu (2

więcej podobnych podstron