Autentycznosc wspomnien regresingu






Strona ramki








Autentyczność wspomnień w regresingu
 
Leszek Żądło

 
SpotkajÄ…c siÄ™ z relacjami z
poprzednich wcieleń ludzie często pytają: dlaczego inni przypominają sobie
zawsze jakieś wcielenia, w których KIMŚ byli?
Sprawa jest prosta:
wcielenia, które były nijakie, nie pozostawiają obciążeń w podświadomości. Tylko
te, w których wydarzyło się coś niezwykłego, są silniej zapamiętane. I to nie
całe wcielenia, a chwile, które miały silny wpływ na kształtowanie się postaw i
osobowości.
Wspomnienia tych zwykłych
chwil mogłyby też zostać w jakiś sposób przypomniane. Tylko, z punktu widzenia
terapeutycznej roli regresingu®, okazuje siÄ™ to stratÄ… czasu. A poza tym, wymaga
głębszego skupienia i wcześniejszego oczyszczenia pamięci z wzorców silnie
obciążających umysł.
ZacznÄ™ od opisu kilku
wspomnień z sesji regresingu. One ładnie zilustrują, o co chodzi w tym artykule.

Można spotkać się z
relacjami, w których oprócz niezwykłych, występują i zwykłe postacie. Ale..
towarzyszą im niezwykłe wydarzenia.
Dla uspokojenia
czytelników mogę podać przykład z własnych wspomnień: jako zwykły chłop
siedziałem sobie z moją żoną przed chałupą i cieszyłem oczy cudownym zachodem
słońca. Było w tym jednak coś niezwykłego - otóż w tamtym wcieleniu żyłem
wyjątkowo długo, spokojnie i szczęśliwie. Efekt też by niezwykły
nic dziwnego,
że chciałem wrócić do tego miejsca i do tej kobiety. Kiedy jednak ona pojawiła
się w moim życiu
tamtego miejsca już nie było. Zostało zasypane pod 10 metrową
warstwą śmieci. Wcześniej jednak
gdy byÅ‚em dzieckiem -  pewien czÅ‚owiek
zbudował tam dom. Pamiętam, że bardzo mu zazdrościłem i nie wiedziałem,
dlaczego. Czułem się tak, jakby mnie okradł z mojego miejsca.
Inne przykłady
przypominania sobie zwykłych wcieleń dotyczą przypadków, jak ktoś mieszkał w
sąsiedztwie czarownicy, jak kobieta usuwała niechcianą ciążę domowymi sposobami,
jak ktoś zginął jako dziecko widząc wcześniej śmierć zwykłych rodziców. Niby
zwykłe życie, a jednak związane z jakimś dramatem. I dopiero teraz pojawiła się
okazja, by uzdrowić stosunek do tamtych wydarzeń.
Pewnego razu prowadziłem
sesję dziewczynie, która bardzo cieszyła się, że mnie wreszcie odnalazła.
Ponieważ jednak ta jej radość była przepleciona poczuciem uzależnienia i złości
(co zazwyczaj uzupełnia się), postanowiła przebadać problem.
W trakcie sesji
przypomnieliśmy sobie, jak byłem jej mistrzem w Tybecie. Później ona była moim
mistrzem. Wreszcie okazało się, że kiedy ja umierałem, ona przejmowała schedę po
mnie, a kiedy umierała ona, ja stawałem się mistrzem z linii przekazu. Każde z
nas, oczywiście, przez kilka wcieleń było odnajdywane jako tulku (czyli
inkarnacja umarÅ‚ego mistrza).  
W pewnym momencie sesji
pojawiła się u niej ogromna złość na mnie i poczucie bezradności. Wówczas
przypomniała sobie, jak nie mogła odnaleźć mojej kolejnej inkarnacji. Była
przerażona, bo to groziło zagładą całej linii przekazu.
Ja tymczasem bawiłem się
świetnie w zupełnie innym rejonie geograficznym. Moja zabawa była jednak zmącona
drobnym "bezprzyczynowym" poczuciem winy za to, że kogoś gdzieś zawiodłem.

Zauważyłem u siebie dziwny
mechanizm. Otóż co jakiś czas po kilku wcieleniach, kiedy starałem się nauczać i
pomagać innym w rozwoju duchowym, "zmieniałem kurs" czując się zniechęconym
brakiem postępów u moich uczniów. Prowadziło mnie to najczęściej do działań
destruktywnych, bądź autodestrukcyjnych.
Kiedyś nawet poczułem dumę
z powodu wyrżnięcia wielu mnichów buddyjskich. Ponieważ nie były to zdrowe
emocje, przypomniałem sobie w sesji, że będąc ważną osobą w klasztorze -
uniwersytecie w Nalandzie i widząc tępogłowych mnichów, którzy przez wiele
wcieleń usiłowali dojść do oświecenia, ślubowałem przed nimi, że jeśli się nie
oświecą w tym wcieleniu, wówczas w następnym wszystkich ich wyrżnę.
Czas mijał, mnisi zamiast
medytować, uprawiali dyskusje i swoistÄ… retorykÄ™, i nic  nie zapowiadaÅ‚o
tragicznego końca. I oto pewnego dnia do Nalandy wkroczyła armia muzułmańska,
która dokonała rzezi około 30 tysięcy bezbronnych mnichów. Jak podają źródła
historyczne, muzułmanie nigdzie indziej nie zabijali mnichów.
Jeden wniosek wypływa z
tego taki, że nie warto uważać rozwoju intelektualnego za duchowy. Inne wnioski
sÄ… istotne dla mnie.
Zniechęcenie nauczaniem
durniów często pchało mnie do zemsty za stracony czas, za wyrzeczenia, za
ograniczanie się w rozwoju dla dobra innych. Jednakże najgorsze okazały się
dążenia autodestrukcyjne, które pchnęły mnie ku "czarnej" tantrze. Czułem się
zmęczony prowadzeniem do oświecenia ludzi, którzy tak naprawdę wcale nie mieli
ochoty się oświecić. Ciężar misji oświecania i nauczania przywalał mnie tak, że
i ja sam nie mogłem dojść do oświecenia. Zgodnie bowiem z wcześniej składanymi
ślubowaniami, miałem poczekać, aż doprowadzę tam wszystkich innych przed sobą.
Dałem się wreszcie przekonać, że nie ma żadnego oświecenia, że możliwe jest
tylko wyzwolenie. A wyzwoleniem miało być uwolnienie od wszelkich więzów
karmicznych, społecznych i religijnych. Za wcielenia wyrzeczeń podświadomość
chciała sobie teraz odbić pełnym używaniem tego, czego sobie odmawiałem dla
wyższych celów. Taką ofertą dysponują tylko ścieżki "lewej ręki", czyli np.
"czarna" tantra i satanizm.
Wybór ten, jak zwykle
większość ludzkich wyborów, był mało świadomy. Decydującą rolę odegrało w nim
zniechęcenie wynikające z braku skuteczności tych praktyk, które wykonywałem
wcześniej. Ale jakże mogły być one skuteczne, jeśli w intencji oświecenia czy
zbawienia wyrzekałem się mocy, zdrowia, pieniędzy, seksu, związków, miłości,
bogactwa, a nawet prawa do godnej ludzkiej egzystencji? 
Takie praktyki rodzÄ… tylko
karmiczną frustrację, choć podświadomości wydają się nadal ważne i cenne.

Frustracja pchnęła mnie w
sferę wpływów tych, którzy obiecywali mi totalne wyzwolenie. Wreszcie mogłem
robić to, czego innym robić nie wypadało i cieszyłem się przy tym, że wykonuję
zaawansowanÄ…, a przede wszystkim skutecznÄ… -  praktykÄ™ duchowÄ….
Trudno mieć świadomość
konsekwencji karmicznych, jeśli podstawą praktyki jest odurzanie się. Tak więc
zgodnie z nauką mistrzów wyzwalałem się. Niszczyłem w sobie zazdrość,
przywiązanie i chęć przynależności na rzecz nieograniczoności w seksie.
Ostentacyjnie kłamałem, kradłem i czyniłem wszelkie zło, by zniechęcić do siebie
wszystkich ludzi, którzy mogliby mieć ochotę wpływać na mnie, czy przywiązać się
do mnie. Wszystkie więzy z ludźmi należało bowiem poprzecinać. Wierzyłem przy
tym, że jeśli zniszczę swój umysł, wówczas zniknie wszelkie zło, do którego
doprowadziłem myśląc i czując. Byłem przekonany, że kiedy zniszczę pamięć,
wówczas oszukam władców karmy, którzy według legendy mieli możliwość czytać w
ludzkich umysłach.
Efekt był taki, że
doprowadziłem się do zaburzeń pamięci i świadomości, do szaleństwa. I wówczas
zostałem uznany za wyzwolonego mistrza, którego naśladowali kolejni uczniowie.

Zapytasz się, jak to mogło
wpłynąć na moje obecne życie?
Kiedy pogłębiałem moją
praktykę medytacyjną i kontemplacyjną, coś mi przeszkadzało. Były to stany
utraty pamięci bądź świadomości, a po medytacjach czy oczyszczających umysł
sesjach, czułem się nieprzytomny i nawalony. Jeszcze bardziej nawalenie dawało
mi się we znaki przy atrakcyjnych kobietach. Jeśli były nieprzytomne,
zwariowane, popieprzone umysłowo, jeśli mały one obciążenia tantryczne, wydawały
mi się szczególnie atrakcyjne i pociągające seksualnie. Po jakimś czasie
zauroczenia zauważyłem, że nie mam ochoty dogadywać się z osobami, z którymi w
ogóle nie da się dojść do porozumienia. Niepokoiło mnie również i to, że w ich
obecnoÅ›ci zaniżaÅ‚a siÄ™  moja wibracja energetyczna.
Odreagowania trwały długo.
W ich trakcie zauważyłem, że moje niepowodzenia w kreacji wiążą się zawsze w
jakiś sposób z kobietami. Wówczas pojąłem, że chcąc być dla nich nieprzytomny
(na przykład ze szczęścia) wprowadzam w mym umyśle ogromne pomieszanie, bezwład
i niemoc. To właśnie były bezpośrednie przyczyny moich nieudanych kreacji. Z
tamtych wcieleń przeniosłem wzorce "dołowania się", ucieczki od ludzi i
zaniżania samooceny.  Nade wszystko jednak pozostaÅ‚o mi poczucie winy i przymus
ratowania wszystkich nawalonych oraz chorych psychicznie. W jednym z poprzednich
wcieleń zaowocował on tak, że zafundowałem klinikę psychiatryczną w dużym
mieście. A do niej trafili przede wszystkim właśnie ci ludzie, którzy razem ze
mną wykonywali "wyzwalające" czarnotantryczne praktyki. Wielu z nich było w
stanie tak ciężkim, że wręcz nieuleczalnym.
Na początku drażniło mnie,
że ci ludzie nadal szukają u mnie pomocy. Przyznaję jednak, że większość z nich
w obecnym wcieleniu jest w stanie za pomocÄ… regresingu i w wyniku znacznie
czyściejszych intencji, uwolnić się od obciążeń, które pchnęły je ku
autodestrukcji. Tym niemniej złość na nich pomogła mi w uwolnieniu się od
ciężaru całej misji ratowania ich. Zrozumienie przyczyn, dla których kiedyś
trafili do kliniki w stanie strasznym, pomogło mi w uwolnieniu się od poczucia
bezradności wobec trudnych przypadków i wobec ludzi, których w przeszłości nie
udało mi się uratować.
Potem przypomniałem sobie,
że moje zobowiązania do ratowania nieudaczników życiowych są dużo starsze.
Męczyłem się z nimi przez miliony lat oczekując, że ktoś mi się zrewanżuje i
pokaże drogę powrotu do Boga.
I wreszcie ujrzałem ją
dzięki podpowiedziom ludzi, którzy nigdy nie byli ze mną związani karmicznie. Na
szczęście dla siebie i innych.
Od tego czasu spotkałem
kilka osób, którym zależało, by być blisko mnie w odpowiednim momencie.
Pamiętały one, że ktoś im kiedyś obiecał, że to właśnie ja odnajdę sposób
powrotu do Boga. Sposób ten identyfikują z regresingiem. Podobno nawet jest na
ten temat zapis w kodzie biblijnym!
Chciałoby się zapytać, czy
to, czego ludzie doświadczają podczas sesji regresywnych, może być prawdziwe?
Czy autentyczne są wspomnienia, czy można aż tak daleko sięgać w przeszłość? I
jak daleko?
Daleko, bardzo daleko.
Nawet do okresu zanim na Ziemi zaczęli żyć ludzie.
Autentyzm przeżyć zazwyczaj
nie ulega wątpliwości. Co innego, kiedy rozważamy autentyczność wspomnień.

Reakcje zachodzÄ…ce podczas
sesji i po jej zakończeniu, są bezpośrednio związane z zachodzącymi w umyśle
człowieka procesami psychicznymi. Procesy te mogą być uruchamiane zarówno przez
wyobraźnię, jak i bezpośrednie wspomnienia.
O autentyczności wspomnień
decyduje zmiana odczuć, zachowania i zrozumienie przyczyn takich, a nie innych,
decyzji, bądź działań, jakie podejmowaliśmy do tej pory. Za tym zrozumieniem idą
zmiany w strategii postępowania.
Kiedy wyobrazisz sobie, że
zostałeś zjedzony żywcem przez jakiegoś kanibala, możesz odczuwać różne emocje.
Będą one związane z twoim wyobrażeniem o tym, czego mógłbyś doświadczyć będąc
jedzonym. Twoje wyobrażenia będą się wiązały z dotychczasowym twoim
doświadczeniem, z wiedzą na temat tego, co mógłbyś czuć, gdyby się tak stało.
Niczego jednak w ten sposób ani nie pojmiesz, ani nie rozwiążesz.  Możesz
najwyżej zacząć się bać zjedzenia.
Prawdę mówiąc, nad swymi
wyobrażeniami masz pełną (lub nieomalże pełną) władzę. Zależą one tylko od
ciebie i zawierają to, co chcesz, żeby zawierały.
Kiedy jednak przypominasz
sobie, że naprawdę zostałeś zjedzony, w twym umyśle pojawiają się odczucia,
których nie mógłbyś ani wymyślić, ani zaplanować. One mogą zacząć cię unosić
nawet wbrew twej woli i w kierunku, którego nie przewidywałeś. Po takiej sesji
możesz czuć się zszokowany, ale jednocześnie będziesz mieć świadomość uwolnienia
od jakiegoÅ› lÄ™ku, bÄ…dź poczucia zagrożenia. 
Jest tylko jeden problem,
który utrudnia rozróżnianie między wspomnieniami, a wyobrażeniami: to nałożenie
się na siebie wyobrażeń i wspomnień, których istnienia nie podejrzewasz. To
szczególna sytuacja, która wprowadza w umyśle zamieszanie. "Fantazje" dzieci
często mają właśnie takie połączone podłoże i dlatego bywają niezrozumiałe.
Jednak rozeznanie się w tym, co w wizjach, bądź odczuciach, pochodzi ze sfery
wspomnień, a co jest efektem wyobrażeń, też okazuje się możliwe. Często staje
siÄ™ nawet konieczne.
Wyobrażenia ZAWSZE są
inspirowane wspomnieniami. Nie jesteś w stanie sobie wyobrazić czegoś, czego
nigdy nie doświadczyłeś, czy to swymi zmysłami, czy też w odczuciach
emocjonalnych.
Zakładam, że nie wszystko,
co sobie wyobrażasz, jest dla ciebie miłe i przyjemne. Czasem nawet może cię
przerażać.
Chcąc zmienić wyobrażenia,
należy zmienić doświadczenia. To jednak nie jest takie proste, gdyż
doświadczenia zależą od oczekiwań, a te z kolei od wyobrażeń. Niby proste, ale
tu zamyka się błędne koło. Gdyby jednak zawsze tak być musiało, nie byłby
możliwy żaden postęp. A on jednak trwa. Stąd wynika, że nowe przeżycie może stać
się realnym doświadczeniem bez wyobrażania go sobie. Tylko jego jakość jest
zdeterminowana jakością oczekiwań.
Tu dochodzimy do ważnych
stwierdzeń. Otóż nie trzeba sobie konkretnie wyobrażać czegoś, by to stało się
przedmiotem doświadczania. Najczęściej jest tak, że nieświadomie oczekujemy na
jakieś zmiany. I to one właśnie pojawiają się jako nasze doświadczenia. Ich
jakość jest zależna od naszych nie skonkretyzowanych oczekiwań. A nasze
oczekiwania mają to do siebie, że jedne z nich są świadome, a inne nie. Tym
niemniej i jedne, i drugie, w jakimś stopniu spełniają się
Nasze nieświadome
oczekiwania najczęściej wiążą się z silnymi urazami psychicznymi. A że owe urazy
były nieprzyjemne, to chcielibyśmy o nich zapomnieć i udawać, że ich nigdy nie
było. W ten sposób ich pamięć spychamy w nieświadome rejony naszego umysłu. I
tam one sobie wegetują aż do czasu, kiedy na horyzoncie doświadczeń pojawia się
coś, co nam przypomina niemiłą sytuację sprzed miesięcy, albo i lat. W tym
momencie odczuwamy rosnący niepokój, pojawiają się nieciekawe przeczucia,
ostrzeżenia. I wreszcie wszystko zaczyna zmierzać w tym kierunku, jakiego
najbardziej obawialiśmy się.
A jeśli nie zmierza?

Wówczas postępujemy
dokładnie tak, jak w przeszłości, o której chcieliśmy zapomnieć i działamy
dokładnie tak, jak nie chcielibyśmy postąpić.
Na przykład, jeśli
dziewczyna została zgwałcona przez chłopaka (mężczyznę), któremu ufała, wówczas
na wszelki wypadek zaczyna się bronić przed każdym innym, jeśli tyko pojawia się
u niej podejrzenie, że mu ufa. Ufność staje się dla niej sygnałem alarmowym, że
należy się bronić
Trudno wyobrazić sobie
bardziej błędną i dolegliwą reakcję. Tym bardziej, że często z mężczyzn przenosi
siÄ™ ona na Boga.
Jest jeszcze inna
możliwość. Otóż zdarza się, że ktoś oczekuje na pojawienie się sytuacji, która
miaÅ‚a miejsce w odlegÅ‚ej przeszÅ‚oÅ›ci.  Oczekuje i ... nic takiego siÄ™ nie
zdarza. To wywołuje w nim bunt wobec życia i prowokuje do oskarżania świata i
życia o bezsens, a innych ludzi o głupotę.
No bo wszyscy powinni
przecież wiedzieć, że ja ...
No bo to oczywiste, że
należy mi się ...
Jeśli i u ciebie pojawiają
siÄ™  podobne sygnaÅ‚y, wówczas zastanów siÄ™, jakÄ… w tym życiu masz do speÅ‚nienia
misjÄ™?
Na pewno ona w jakiś sposób
podoba ci się, a jednocześnie strasznie męczy. I, co najważniejsze, choć
"musisz" ją wypełnić, jest na pewno NIE DO ZREALIZOWANIA!
Hm, do tego jeszcze
dochodzi oczekiwanie na wspaniałą nagrodę za zaangażowanie i poświęcenie.
Obietnice. Wspaniałe obietnice!
Ale cię ktoś zrobił w jajo!
Im wcześniej pojmiesz, dlaczego, tym wcześniej będziesz szczęśliwszym
człowiekiem.
I cóż począć z tym fantem?

Mówiąc językiem regresingu
- odreagować, czyli uwolnić się.
Większość ludzi obciążonych
oczekiwaniami z poprzednich wcieleń nadal czeka jednak na ten piękny dzień,
kiedy usłyszą: Odnalazłem cię! Jesteś moją polówką, moim ideałem, Mistrzem,
guru.  Lub: OdnaleźliÅ›my ciÄ™. JesteÅ› naszÄ… kapÅ‚ankÄ…, boginiÄ…, naszym
zbawicielem, prorokiem itd., itp. Są też tacy, którzy czekają, aż dobry Bóg
lub kosmici ewakuujÄ… ich z tej okropnej planety, bo boja siÄ™ kary za
wcześniejsze uczynki.
To, o czym napisałem
powyżej, to najgroźniejsze dla rozwoju duchowego i osobowego obciążenia
karmiczne. Wypada tę listę rozszerzyć tylko o pragnienie cierpienia (ulubionego
przez dżinistów i chrześcijan różnej maści) czy samozniszczenia (np. śmierci w
wyjątkowych okolicznościach lub dla wyższych celów).
Za tak "wysublimowanymi"
dążeniami "duchowymi" zazwyczaj kryją się długo pielęgnowana nuda,
niezadowolenie z życia i przede wszystkim z siebie. To z ich powodu człowiek
chce "czegoś" doświadczać i "coś" znaczyć. Cena wydaje mu się mało istotna.

Nuda i frustracja, kiedy
były pielęgnowane jako duchowe cnoty przez wiele wcieleń, mogą nadal dominować w
życiu codziennym i w duchowej praktyce. Ileż to razy spotykamy się z odczuciem,
że religijne ceremonie bądź duchowe praktyki tchną sztuczną powagą i zieją nudą.
A jakie za to cuda obiecujÄ…!
I cóż?
Nuda i sztampa jeszcze
nikogo nie uczyniły szczęśliwym, czy oświeconym. Tym bardziej drogą do szczęścia
czy oświecenia nie może być rezygnowanie z niego. A przecież większość ludzi
wierzy, że jest waśnie tak, a nie inaczej. Nic w tym dziwnego, gdyż właśnie tak
kierujÄ… nimi duchowi przewodnicy.
Czy regresing ma w tym
zakresie do zaoferowania coÅ› innego?
Owszem. Pozwala on pojąć,
jakie intencje i kompetencje mają duchowi przewodnicy, którym wierzysz, bądź
którym ślepo uwierzyłeś w przeszłości. To może ci pomóc w uwolnieniu od zbędnych
działań i wydatków. I to znacznie większych, niż mógłbyś przypuszczać. Regresing
pomaga ci też poznać twoje własne intencje, z którymi pozwoliłeś, by ktoś "robił
cię w jajo" w imię Boga lub oświecenia.
Pewien pan po pierwszej w
życiu, a niezwykle owocnej sesji, wyznał, że spośród miejsc, które sobie
przypomniał, w tym życiu nie "zaliczył" wyłącznie Meksyku. Tym niemniej usilnie
starał się zarobić na podróż do tego kraju. Kiedy pojął, co go tam ciągnęło,
odeszła mu ochota na dalsze podróżowanie po tak odległych zakątkach globu i za
takie pieniÄ…dze.
Inna osoba była przekonana,
że musi wyjechać do Tybetu. Możliwości, że to zobowiązanie z poprzednich
wcieleÅ„, w ogóle nie chciaÅ‚a wziąć pod uwagÄ™.  Na nic też zdaÅ‚y siÄ™ tÅ‚umaczenia,
że ta część świata jest okupowana przez Chińczyków i że nie sposób tam się
dostać. Ona "musiała" tam pojechać. Stwierdziła, że pieniądze i tak zdobędzie, a
jak nie, to przekona mamę, by wysupłała tę kwotę ze swych oszczędności na nowe
mieszkanie. Uważała, że wystarczy ją tylko dobrze nastraszyć.
A efekt?
Mama dała się nastraszyć i
to bardzo. Stwierdziła, że jedynym miejscem, do którego córka pasuje, jest
szpital psychiatryczny. I postawiła na swoim.
Czy tak musiało się stać?

Oczywiście, że nie. Gdyby
udało się tej osobie dotrzeć pamięcią do podświadomego programu, który zmuszał
ją do tak dalekiej wyprawy, uświadomiłaby ona sobie jej całkowity bezsens i
zrezygnowałaby z niebezpiecznych i wrednych manipulacji dla osiągnięcia swego
celu. 
Kiedy człowiek czegoś
pożąda, wydaje mu się to bardzo ważne i bardzo realne. Kiedy pożąda tego, co
duchowe, wydaje mu się, że to jest jeszcze ważniejsze. I jak mu w takiej
sytuacji wytłumaczyć, że bredzi?
TÅ‚umaczenie nic nie daje.
Obietnica duchowych czy magicznych osiągnięć potrafi człowieka doprowadzić do
stanu całkowitej rezygnacji z życiowych i materialnych celów na rzecz osiągania
duchowych iluzji.
Dla mocy, Boga czy
nieśmiertelności ludzie są często gotowi umrzeć. Znacznie częściej niż dla seksu
czy ratowania ojczyzny.
Każda misja i każda prawda,
o którą trzeba walczyć, jest takim samym urojeniem. Urojeniem o tyle
niebezpiecznym, że dla zaangażowanego w walkę człowieka staje się ona czymś o
wiele ważniejszym, niż jego własne życie i jego osobisty kontakt z boskością.

Powie ktoś, że zachęcam do
egoizmu, może nawet w jego skrajnej postaci.
No cóż. Tylko egoiści
tworzą historię Ziemi i tylko o nich możemy tu i ówdzie przeczytać. Nawet jeśli
za cenę wieloletnich wyrzeczeń osiągnęli urojoną świętość, zrealizowali tylko
urojenie o świętości.
Nie o taki egoizm mi
chodzi.
Codzienna praktyka
medytacyjna przywiodła mnie po kolei do każdego ze szczebli duchowego postępu, o
których piszę. Ta codzienna praktyka opiera się o miłość, mądrość i moc - nie
moje, a boskie. Z mojej strony jest stała gotowość, by to wszystko przyjmować NA
TRZEŹWO I PRZYTOMNIE! 
To jest całkiem możliwe i
to się opłaca.
Autentyczne wspomnienia
doprowadzajÄ… mnie ciÄ…gle do autentycznych zmian intencji. A zmiana intencji to
zmiana karmy. To uwolnienie od konieczności zrealizowania tego, co zbędne na
drodze duchowego rozwoju.
Można się uczyć przez
popełnianie błędów aż do znudzenia. Można też przez zrozumienie starych błędów.
Ta druga możliwość wydaje mi się dużo bardziej skuteczna i tańsza. Ale jest i
trzecia możliwość. Przecież w poprzednich wcieleniach dokonaliśmy postępu na
duchowej ścieżce, nabyliśmy wiele cennych umiejętności. Zazwyczaj towarzyszą nam
one od dzieciństwa, ale bywa, że niektórych z nich wyrzekliśmy się, lub
zapomnieliśmy. Przypomnienie sobie w sesji, w jaki sposób malowaliśmy, rysowali,
czy grali na jakimś instrumencie, może nam zaoszczędzić wiele czasu na
ćwiczenia. Podobnie jest z przypomnieniem sobie naszych zdolności
parapsychicznych. Wielu osobom odnawiają się one już po kilku sesjach. Trudno o
lepszy dowód na autentyzm wspomnień karmicznych.
 



Friko.pl - Darmowe serwery WWWFriko_stopka.style.display = 'none';

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wspomnienia z sesji regresingu Wojna w Wietnamie
regresja empiryczna
WSPOMNP
wspomnienia2
regresja
cele regresingu
1 index ramka regresing
budowanie autentycznej współpracy
regresing

więcej podobnych podstron