v 05 02







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
V.2)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga V -
Przygotowanie do Męki




–  
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –








2. ŻYDZI U MARTY I MARII

Napisane 19
grudnia 1946. A, 9733-9738

Choć
wyczerpana z powodu bólu i zmęczenia – Marta jest
wciąż panią domu. Potrafi przyjmować i gościć z honorami, wytwornie,
jak
przystało na prawdziwą panią domu. Podobnie teraz, po zaprowadzeniu
wszystkich przybyłych do jednej z sal, wydaje polecenia, aby
przyniesiono
napoje orzeźwiające, które zwykle się podaje, i pilnuje, aby goście
mieli
wszystko, czego potrzeba dla ich wygody.
Słudzy
krążą nalewając ciepłe napoje lub kosztowne wina
i ofiarowując wspaniałe owoce: jasne jak topaz daktyle, piękne kiście
suszonych, doskonałych winogron, przypominających nasze rodzynki,
płynny miód.
Wszystko podają w kosztownych dzbanach, czarach, na półmiskach i
tacach.
Marta czuwa uważnie, aby nikogo nie pozostawiono na uboczu i nawet
według
wieku, a być może zależnie od osoby, której upodobania zna, nadzoruje
to, co
słudzy ofiarowują. I tak zatrzymuje sługę, który szedł do Elchiasza z
dzbanem wina i z kielichem. Mówi mu:
«Tobiaszu,
nie wino, ale wodę z miodem i sok z daktyli.»
A do
innego: «Z pewnością Jan woli wino. Podaj mu białe
wino z suszonych winogron.»
Sama
ofiarowuje staremu uczonemu
w Piśmie Kananiaszowi ciepłe mleko mocno posłodzone jasnym miodem,
mówiąc:

«To będzie dobre na twój kaszel.
Poniosłeś ofiarę, aby
tu przybyć, mając takie dolegliwości i w tym chłodzie. Jestem
wzruszona,
widząc waszą serdeczność.»

«To nasz
obowiązek, Marto.
Eucheria była z naszej rasy, prawdziwa Żydówka, która nas wszystkich
otaczała
czcią.»

«Szacunek dla czcigodnej pamięci
mojej matki wzrusza moje
serce. Powtórzę Łazarzowi te słowa» [– obiecuje Marta.]
«Ale my sami chcemy się z nim
pożegnać, z tak dobrym
przyjacielem!» – mówi jak zwykle fałszywie Elchiasz, podchodząc do nich.
«Pożegnać się? To niemożliwe. Jest
zbytnio wyczerpany.»

«O! Nie
będziemy mu przeszkadzać, prawda, wy, wszyscy?
Wystarczy nam, że go pozdrowimy na progu jego pokoju» – mówi Feliks.

«Nie mogę się zgodzić, naprawdę nie
mogę. Nikomedes
sprzeciwia się wszelkiemu wysiłkowi i każdemu wzruszeniu.»
«Jedno spojrzenie na umierającego
przyjaciela nie może go
zabić, Marto – mówi Kolaszebona – Zbytnio cierpielibyśmy, nie
pożegnawszy
się z nim!»
Marta jest zaniepokojona, waha się.
Patrzy w stronę drzwi,
być może chcąc ujrzeć, że Maria przybywa jej z pomocą. Marii jednak nie
ma. Żydzi zaś zauważają to wzburzenie i Sadok, uczony w Piśmie, czyni
Marcie uwagę:
«Można by rzec, niewiasto, że nasze
przybycie cię wzburzyło.»
«Nie. Wcale nie. Zrozumcie moją
boleść. Od miesięcy żyję
przy umierającym i... nie wiem już... nie potrafię już zachować się
tak,
jak niegdyś podczas świąt...»
«O! To nie jest święto! – mówi
Elchiasz – Nie chcemy
nawet, żebyś nam okazywała taką cześć! Ale być może... być może chcesz
przed nami coś ukryć i to dlatego nie pokazujesz nam Łazarza i bronisz
nam
wstępu do jego pokoju? Cha! Cha! Wiemy! Ale nie obawiaj się! Pokój
chorego to
święty azyl dla każdego, uwierz w to...»
«Nie ma nic do ukrycia w pokoju
naszego brata. Nie ma w nim
nic ukrytego. Przebywa w nim jedynie umierający, któremu okazalibyście
litość,
oszczędzając mu wszelkiego bolesnego wspomnienia. A ty, Elchiaszu, i wy
wszyscy, jesteście dla Łazarza przykrymi wspomnieniami» – mówi Maria
swym
wspaniałym głosem [brzmiącym jak] organy, ukazując się na progu i
podtrzymując dłonią odsuniętą purpurową zasłonę.
«Mario!» – jęczy błagalnie Marta,
żeby ją powstrzymać.

«To nic,
siostro. Pozwól mi mówić...
– i zwraca się do innych – A aby wam odjąć wszelką wątpliwość, niech
jeden z was – bo to będzie tylko jedno wspomnienie z przeszłości, które
powraca, aby go dręczyć – idzie ze mną, jeśli widok umierającego nie
budzi w nim wstrętu, a smród umierającego ciała nie wywołuje w nim
mdłości.»

«A ty, ty nie jesteś bolesnym
wspomnieniem?» – mówi
ironicznie herodianin, opuszczając swój kąt i stając naprzeciw Marii.
Wiem tylko, że już go gdzieś
widziałam.
Marta wydaje jęk. Maria ma spojrzenie
zaniepokojonego orła.
Jej oczy rzucają błyskawice. Prostuje się wyniośle, zapominając o
zmęczeniu
i bólu, które ją przygniatały i z wyrazem urażonej królowej mówi:
«Tak, ja też jestem wspomnieniem. Ale
nie bolesnym, jak mówisz.
Jestem wspomnieniem Miłosierdzia Boga. I widząc mnie Łazarz umiera w
spokoju,
gdyż wie, że oddaje ducha w ręce Nieskończonego Miłosierdzia.»

«Cha! Cha!
Cha! Nie tak mówiłaś
kiedyś! Twoja cnota! Temu, kto cię nie zna, możesz ją ukazywać...»
«Ale nie
tobie, prawda? Przeciwnie,
ja ukazuję ją właśnie twoim oczom, aby ci powiedzieć, że człowiek
upodobnia się do tych, z którymi się spotyka. Kiedyś, niestety,
spotykałam
się z tobą i byłam jak ty. Teraz spotykam się ze Świętym i staję się
uczciwa.»

«Coś, co się popsuło, Mario, już się
nie naprawi.»
«Rzeczywiście: ty, wy, wszyscy, nie
możecie już naprawić
przeszłości. Nie możecie odbudować tego, co zniszczyliście. Ani ty,
który
budzisz we mnie odrazę, ani wy, którzy w czasie boleści obrażaliście
mego
brata, a teraz w niejasnym celu chcecie ukazać, że jesteście jego
przyjaciółmi»
[– mówi Magdalena.]
«O! Jesteś zuchwała, niewiasto. Rabbi
wypędził z ciebie
wiele demonów, ale nie uczynił cię łagodną!» – mówi jakiś mężczyzna,
w wieku około czterdziestu lat.

«Nie,
Jonatanie, synu Annasza.
On mnie nie uczynił słabą, lecz mocną śmiałością kogoś, kto jest
uczciwy, kto chciał stać się ponownie uczciwy i zerwał wszelkie więzy z
przeszłością, żeby zacząć nowe życie. Chodźmy! Kto idzie ujrzeć
Łazarza?»
[Magdalena]
jest władcza jak królowa.
Panuje nad nimi wszystkimi swą szczerością, bezlitosną nawet dla samej
siebie. Marta, przeciwnie, jest niespokojna, ma łzy w oczach, które
patrzą błagalnie
na Marię, aby zamilkła.

«Ja idę!» – mówi z westchnieniem
poświęcenia Elchiasz,
fałszywy jak wąż.
Wychodzą razem. Inni zwracają się do
Marty:
«Twoja siostra!... Wciąż ten
charakter. Nie powinna. Tyle
trzeba by jej wybaczyć» – mówi Uzzjel, rabbi widziany w Giszali, ten,
który
pierwszy uderzył kamieniem Jezusa.
Marta, uderzona jak biczem tymi
słowami, odzyskuje siłę i
mówi:
«Bóg jej przebaczył. Każde inne
przebaczenie jest bez
wartości po tym. A jej aktualne życie jest przykładem dla świata...»
Jednak śmiałość Marty szybko się
kończy i zastępują ją
łzy:
«Jesteście okrutni! Wobec niej... i
wobec mnie... Nie macie
litości ani nad przeszłym bólem, ani nad obecnym. Dlaczego
przybyliście? Po
to, aby obrażać i zadawać cierpienie?»
«Nie, niewiasto. Nie. Jedynie po to,
aby pożegnać
wielkiego Żyda, który umiera. Nic innego! Nic innego! Nie powinnaś źle
interpretować naszych prawych intencji. Dowiedzieliśmy się o
pogorszeniu
[jego stanu] od Józefa i Nikodema i przybyliśmy... jak oni, dwaj wielcy
przyjaciele Rabbiego i Łazarza. Dlaczego chcecie nas traktować
odmiennie, nas,
którzy kochamy – jak oni – Rabbiego i Łazarza? Nie jesteście
sprawiedliwe. Czy możesz zaprzeczyć, że oni, tak samo jak Jan, Eleazar,
Filip, Jozue i Joachim, przyszli, aby dowiedzieć się czegoś o Łazarzu,
i że
przybył Manaen?...»
«Nie zaprzeczam, lecz dziwię się, że
jesteście o
wszystkim tak dobrze powiadomieni. Nie myślałam, że nadzorujecie nawet
wnętrza
domów. Nie wiedziałam, że istnieje nowy przepis poza sześćset
trzynastoma:
o badaniu i szpiegowaniu wewnętrznego życia rodzin... O! Wybaczcie!
Obrażam
was! Ból mnie pozbawia rozumu, a wy go zaostrzacie» [– tłumaczy się
Marta.]
«O! Rozumiemy cię, niewiasto! To
właśnie dlatego, że myśleliśmy,
iż straciłyście głowę, przybyliśmy udzielić wam dobrej rady. Poślijcie
po Nauczyciela. Nawet wczoraj siedmiu trędowatych przybyło wielbić
Pana, bo
Rabbi ich uzdrowił. Wezwijcie Go także do Łazarza.»
«Mój brat nie jest trędowaty! –
krzyczy Marta wzburzona
– To dlatego chcieliście się z nim zobaczyć? To po to przyszliście?
Nie.
On nie jest trędowaty! Spójrzcie na moje ręce! Od lat się nim opiekuję
i
nie ma na mnie trądu. Mam skórę zaróżowioną od wonności, ale nie od
trądu.
Ja nie...»

«Spokój!
Spokój, niewiasto. A kto ci mówi, że Łazarz
jest trędowaty? Któż was podejrzewa o grzech równie straszliwy jak
ukrywanie
trędowatego? Sądzisz, że pomimo waszej potęgi, nie moglibyśmy was
uderzyć,
gdybyście zgrzeszyły? Potrafimy, aby uszanować przepisy, nie zważać
nawet
na ciało ojca i matki, małżonki i dzieci. Ja ci to mówię, ja, Jonatan,
syn Uzzjela.»

«Ależ oczywiście! Tak jest! – mówi
Archelaus – A
teraz mówimy ci: ze względu na dobro, jakiego dla ciebie pragniemy,
przez miłość,
jaką darzyliśmy twą matkę, przez miłość do Łazarza: wezwijcie
Nauczyciela. Potrząsasz głową? Czy chcesz powiedzieć, że jest już za
późno?
Jak to? Nie wierzysz w Niego, ty, Marta, wierna uczennica? To poważne!
Czy ty
też zaczynasz wątpić?»
«Bluźnisz, o uczony. Ja wierzę, że
Nauczyciel jest
prawdziwym Bogiem» [– odpowiada Marta.]

«A zatem
dlaczego nie chcesz
spróbować? On wskrzeszał umarłych... przynajmniej tak się o tym mówi...
Może
nie wiesz, gdzie On jest? Jeśli chcesz, poszukamy Go, pomożemy ci» –
podsuwa Feliks.

«Ależ nie! – mówi Sadok, wystawiając
ją na próbę.
– Z pewnością w domu Łazarza wie się, gdzie jest Rabbi. Powiedz to
szczerze, niewiasto, a my udamy się na poszukiwanie Go i przyprowadzimy
Go do
ciebie i będziemy obecni przy cudzie, żeby się cieszyć wraz z Tobą, z
wami
wszystkimi.»
Marta waha się, chcąc – niemal
skuszona – ulec. Inni
naciskają, ona jednak mówi:
«Nie wiem, gdzie On jest... Naprawdę
nie wiem... Odszedł
przed wieloma dniami i pożegnał nas jak ktoś, kto odchodzi na długo...
To byłaby
dla mnie pociecha, gdybym wiedziała, gdzie On jest... przynajmniej
gdybym
wiedziała... ale nie wiem tego, naprawdę...»
«Biedna niewiasto! Ale pomożemy ci...
przyprowadzimy ci Go»
– mówi Korneliusz.
«Nie! Nie trzeba. Nauczyciel... to o
Nim mówiliście,
prawda? Nauczyciel powiedział, że mamy ufać ponad wszystko i tylko Bogu
samemu. I tak zrobimy» – grzmi Maria, która wraca z Elchiaszem. On zaś
od
razu ją opuszcza i pochyla się, żeby porozmawiać z trzema faryzeuszami.
«Ależ – z tego co słyszę – wynika, że
on umiera!»
– mówi jeden z trzech: Doras, syn Dorasa.
«I cóż z tego? Niech umiera! Nie będę
się sprzeciwiać
wyrokowi Boga i nie okażę nieposłuszeństwa Rabbiemu.»
«A na cóż masz jeszcze nadzieję po
śmierci, o szalona?»
– mówi herodianin wyśmiewając się z niej.
«Na co? Na Życie!» – to okrzyk
doskonałej wiary.
«Życie? Cha! Cha! Bądź szczera. Ty
wiesz, że wobec
prawdziwej śmierci Jego moc jest niczym. A ty, w swej głupiej miłości
do
Niego, nie chcesz, aby to się wydało.»

«Wyjdźcie stąd
wszyscy! Marta powinna to uczynić, ale ona
się was boi. Ja się obawiam jedynie obrażania Boga, który mi
przebaczył,
robię to więc zamiast Marty. Wyjdźcie wszyscy. Nie ma miejsca w tym
domu dla
tych, którzy nienawidzą Jezusa Chrystusa. Precz! Do waszych mrocznych
nor!
Precz wszyscy! Inaczej każę sługom przepędzić was jak nieczystych
żebraków!»

Jest imponująca w swym gniewie. Żydzi
wymykają się, tchórząc
przed tą niewiastą w najwyższym stopniu. Istotnie ta niewiasta wydaje
się
archaniołem w gniewie...
Sala pustoszeje, a spojrzenia Marii,
w miarę jak przekraczają
próg, kolejno przechodząc przed nią, są jak bezcielesne widły,
podążające
za nimi. Musi się pod nimi ukorzyć pycha pokonanych żydów. W końcu sala
całkiem
pustoszeje.

Marta upada na
dywan i wybucha szlochem. [Maria pyta:]

«Dlaczego płaczesz, moja siostro? Nie
widzę przyczyny...»
«O! Obraziłaś ich... a oni ciebie
obrazili, nas
obrazili... a teraz się zemszczą... i...»
«Ależ milcz, głupia babo! Na kimże
mieliby się zemścić?
Na Łazarzu? Najpierw musieliby to uchwalić, a zanim to zadecydują... O!
Nie
można się zemścić na zwłokach! Na nas? Czy potrzebujemy ich chleba,
żeby
żyć? Naszych dóbr nie tkną. Osłania je cień Rzymu. Na kim więc? A nawet
gdyby to potrafili, czyż nie jesteśmy dwiema niewiastami młodymi i
silnymi?
Czy nie możemy pracować? Czyż Jezus nie jest ubogi? Czyż nasz Jezus nie
był
rzemieślnikiem? Czy nie upodobnimy się bardziej do Niego, będąc ubogie
i
pracowite? Bądź więc dumna, że się taką staniesz! Miej taką nadzieję!
Proś o to Boga!»

«Ale to, co ci
powiedzieli...»
«Cha! Cha! To, co
mi powiedzieli! To jest prawda.
Ja też to sobie mówię. Byłam nieczysta. Teraz jestem owieczką Pasterza!
A
przeszłość jest martwa. Chodźmy do Łazarza.»


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
[WAŻNE] Minister Falah Bakir s letter to Wall Street Journal Don t forget Kurds role in Iraq (05
Zamach w Iraku 15 osób nie żyje (05 02 2009)
ei 05 02 s044
Analiza Finansowa Wykład 05 02 12 09
ei 05 02 s034
ZL1 05 02
ei 05 02 s004
ZL5 05 02
ei 05 02 s076
Treść do zadań mech 2,Sado, 05 02 2012(1)
PM3 05 02
Treść do zadań mech 2,Sado, 05 02 2012 ogarnijtemat com
ei 05 02 s046
Blackadder The Cavalier Years 05 02 1988
Iraq Election Preliminary Results (05 02 2009)

więcej podobnych podstron