BELLA, ALICE, EDWARD I JASPER.
-No proszę! Bardzo ładnie! Ja tu umieram z głodu, a wy już po śniadanku! Co?- zawołała Alice, widząc na stole puste talerze. Podparła się pod boki i spojrzała na Bellę - mogłabyś mnie uprzedzić, że planujesz coś teraz przekąsić. Też zgłodniałam. Zostawiliście coś dla mnie chociaż? - Popatrzyła najpierw na Edwarda, potem na Bellę, a potem znów na niego. Opuściła ręce w dół i podeszła bliżej.
Przeczesała palcami czarne krótkie włosy i dalej śmiała się do chłopaka. Ten jednak znów spojrzał na Bellę.
- A w ogóle, to dzień dobry bardzo - powiedziała, przywołując na twarz swój uśmiech numer jeden, ten któremu uległby pewnie sam Leonardo di Caprio, gdyby tylko miał okazję go zobaczyć.
Bella udała, że tego nie zauważyła, a Edward, wyraźnie zaskoczony tym wylewnym powitaniem, bąknął pod nosem tylko cicho "dzień dobry".
- Chodź, pokażę ci, gdzie jest kuchnia, byś mogła coś zjeść - rzuciła Bella, wstała i pociągnęła za sobą opierającą się Alice. - Przestań się wygłupiać - szepnęła jej do ucha, gdy znalazły się w kuchennej wnęce. Tam Edward je nie widział.
- To ty przestań. Miałaś trzymać ręce z dala od niego, on jest mój. Wylosowałam go sobie - odpowiedziała Alice, wcale nie zniżając głosu.
- Ciii - wysyczała Bella. Obejrzała się, czy chłopak czasem tu nie idzie. Cały ten wygłup z losowaniem przestał już być dla niej zabawny.
Zastanawiała się, czy Edward je słyszy, a jeśli tak, to co sobie może pomyśleć. Na pewno nie byłyby to dobre myśli.
Jej przyjaciółka chciała powiedzieć coś jeszcze, ale Bella popatrzyła na nią tak, że natychmiast zamknęła usta. Jeszcze coś by z jej ust wyleciało i Edward by usłyszał to. A wtedy nie odezwał by się do Belli, a to było by najgorsze dla niej. Ponieważ polubiła tego chłopaka.
- Weź sobie, co chcesz
rzuciła trochę głośniejszym głosem, otwierając lodówkę, i obawiając się, że Alice może jeszcze coś palnąć, zostawiła ją i wróciła do Edwarda. Ledwie zdążyła usiąść na swoim miejscu, a znów zaskrzypiały drzwi i wszedł tym razem Jasper.
- Cześć. - Popatrzył na Bellę i uśmiechnął się promiennie do dziewczyny. Miał ładne zęby, które przy jego karnacji wydawały się nieprawdopodobnie białe. Hollywoodzki, gwiazdorski uśmiech, oceniła Bella, ale sekundę później przemknęło jej przez myśl, że bardziej się jej podoba dyskretniejszy, lecz jednocześnie bardziej intrygujący uśmiech jego przyjaciela.
- Cześć
rzuciła luźnym tonem. Alice dalej penetrowała lodówkę. Jej ni mógł dostrzec.
- Wy już po śniadaniu? - zapytał z wyrzutem w głosie. Jakby chciał powiedzieć jeszcze do Edwarda: "Mogłeś mnie obudzić, a nie sam rzucać się na żarcie!"- Zostało coś dla mnie?
- Dwie minuty temu Alice pytała dokładnie o to samo - odpowiedział Edward nie przejmując się wzrokiem przyjaciela. - Pewnie, że zostało. Tam.
Edward wskazał dłonią na kuchenną wnękę, Jasper odetchnął z ulgą.
-Jest pełno jedzenia. Ale nawet gdyby było niewiele, to ja w przeciwieństwie do ciebie, jestem prawdziwym przyjacielem, i podzieliłbym się z tobą nawet ostatnim kawałkiem chleba.
- Chcesz mi coś dać do zrozumienia?- spytał Jasper i cofnął się i odwrócił się twarzą do Edwarda.
- Ja? - żachnął się Edward, starał się przy tym mówić poważnym głosem, jednak przebijało się przez niego trochę sarkazmu. - Niby co miałbym ci dać do zrozumienia? - Spojrzał na Jaspera, mrużąc oczy. Wiedział jak ma mu dopiec. - Ach, chyba że myślisz o tym wyjeździe na Surfing w zeszłym roku...
Choć Jasper piorunował go wzrokiem, Edward dokończył to co zaczął: - Kiedy ostatniego dnia za trzy dolary, które nam zostały, kupiłeś hamburgera i sam go zjadłeś. Mimo iż wiedziałeś, że kasa była na połowę i że też byłem głodny.
- Nieprawda
zaprotestował Jasper. - To nie było tak. Nie wierz mu - zwrócił się do Belli. Alice dalej okupowała lodówkę, nawet nie wiem czy by to usłyszała- pomyślała Bella, ale z kolei Jasper podniósł głos, że może coś tam do niej doleciało.
- A jak było? No, powiedz jak było? - nie dawał za wygraną Edward. Bella wolała milczeć i przysłuchiwała się rozmowie.
- To wcale nie były ostatnie trzy dolary- wykłócał się Jasper, byle by nie było tylko na niego.
- Masz rację. - Edward uniósł ręce w pokojowym geście. - Zostały nam jeszcze trzydzieści trzy centy.
- No właśnie! - Satysfakcja, która pojawiła się w oczach Jaspera, dość szybko zgasła.
- Wystarczyło mi akurat na gumę do żucia, która pozwoliła mi zapomnieć o głodzie.
-Nie ma to jak prawdziwy przyjaciel. Ktoś inny zamówiłby do tego hamburgera dodatkowy bekon i na gumę do żucia już by mi nie wystarczyło- stwierdził Jasper.
Edward popatrzył na przyjaciela jak na swego dobroczyńcę, a ten - może dlatego że był już bardzo głodny, a może dlatego że nie znalazł więcej argumentów na swoją obronę - machnął ręką i poszedł do kuchennej wnęki. Zanim w niej zniknął, zatrzymał się na chwilę.
Gestykulując gwałtownie, zaczął dawać Edwardowi jakieś znaki. Przerwał tę dziwną pantomimę, kiedy się zorientował, że Bella odwróciła głowę i patrzy na niego zaskoczona. Ten tylko posłał jej kolejny Hollywoodzki uśmiech i zniknął za załomem z nieociosanych belek, a ona zastanawiała się, co mogła znaczyć ta pięść przyłożona do brody, palec wskazujący, uderzający w jego pierś, i ten sam palec wymierzony w nią. Spojrzała pytająco na Edwarda.
-Co to miało być?- zapytała dziewczyna patrząc w miejsce w którym jeszcze kilka sekund temu by Jasper.
-Nie wiem o co pytasz?
Wzruszył tylko ramionami, jakby zachowanie przyjaciela było dla niego tak samo niezrozumiałe jak dla niej. Bella chwilę jeszcze patrzyła na niego i myślała.
Podniosła ze stołu kubek i piła powoli zimne już kakao, zastanawiając się, o co tu chodzi. Kiedy przełknęła ostatni łyk, wiedziała, że są tylko dwie możliwości. Albo Jasper był lekko stuknięty. Albo on i jego przyjaciel coś knuli. Tylko co?
ALICE, BELLA, JASPER I EDWARD
W południe spotkali się w pracowni, dość przestronnym pomieszczeniu z wielkim podłużnym stołem na środku, dwoma biurkami, na których stały komputery, regałami pełnymi książek i jakichś dziwnych sprzętów oraz zdjęciami ptaków wiszącymi na ścianach.
To pomieszczenie bardziej pasowało do nazwy- pomyślała Bella. Dyskretnie się rozglądała po nim, by nie zwracać uwagi na Ally i Edwarda. Alice siedziała i puszczała uśmiechy do Edwarda. Ten jednak co jakieś dziesięć sekund spoglądał na Bellę. Jasper słał uśmiechy do obu dziewczyn, zastanawiając się już któryś raz kogo bardziej z nich lubi, czy Bellę, czy Alice
Naprzeciwko Alice, Belli, Edwarda i Jaspera siedziała profesor Hatcher, jej asystentka Angela i Eric Morrison. Najpierw pani profesor wyjaśniła w kilku zdaniach istotę badań. Minęły niecałe dwie minuty.
Dla Belli nie było to niczym nowym; dowiedziała się już wszystkiego z e - maili. Jasper również wyglądał na zorientowanego w temacie - w przeciwieństwie do Alice i Edwarda. Ci dwoje patrzyli się na Jaspera i Bellę.
Tylko że, o ile Alice przynajmniej udawała, że wie, o czym mowa - i to tak przekonująco, że gdyby Bella jej nie znała, pomyślałaby, że jest ekspertką w badaniu populacji ptaków - to Edward nawet nie starał się ukryć, że wszystko, o czym słyszy, stanowi dla niego czarną magię. Znów olewał wszystko, jak pierwszego dnia gdy się poznali.
- No dobrze
rzucił Jasper, kiedy doktor Hatcher skończyła.
- Ale co my właściwie mamy tu robić?- zapytał Edward lekko znudzonym głosem i podparł się łokciem o ławkę, od razu poczuł cios w bok od strony Jaspera. Udawał, że nic go nie boli, ale się skrzywił.
Profesor Hatcher uśmiechnęła się do niego i spoglądnęłam znacząco na Jaspera.
- Rozumiem, że nie możesz się już doczekać i proszę bez żadnych takich- powiedziała z lekką ironią, ale bez cienia złośliwości głosie. - Angela i Eric zaraz wam wszystko wytłumaczą.
Popatrzyła na zegarek. Zwykły biały plastikowy z ptakiem.
- No kochani, na mnie już czas. Za godzinę jestem umówiona z radnymi w Leavenworth. Trzymajcie za mnie kciuki - zwróciła się do swoich współpracowników. Wzięła z biurka jakieś papiery i pospiesznie wyszła.
- Myślisz, że musimy trzymać te kciuki? - spytała Erica Angela.
- Nie, myślę, że nie musimy. Czy zdarzyło się kiedykolwiek, żeby nie załatwiła czegoś, na czym zależy?
Angela pokręciła głową.
- Nie za moich czasów, ale ty znasz ją dłużej.
- Za moich też nie- przytaknął Eric z uśmiechem.
Bella przysłuchiwała się tej wymianie zdań. Nie wiedziała dokładnie o co chodzi, ale wierzyła, że to, co mówią jest prawdą. Profesor Hatcher, choć była drobną niepozornie wyglądającą kobietą już na pierwszy rzut oka robiła wrażenie osoby, która, jeśli postawi sobie jakiś cel, to go osiągnie.
- Chcemy poszerzyć teren badań, ale na to jest potrzebna zgoda władz okręgu - wyjaśniła Angela czwórce nowicjuszy. - Zauważyliśmy, że niedaleko, na północ od nas, jest dużo krzyżodziobów sosnowych, i chcemy je objąć badaniami.
- Czego jest dużo? - spytał Edward nareszcie się włączając do reszty.
- Krzyżodziobów sosnowych
powtórzyła wyraźniej nazwę ptaka.
- Słyszałem, tylko nie wiem... nie pamiętam
- To gatunek ptaka - szepnęła siedząca obok niego Bella, pochylając się w jego kierunku, obawiała się, że Edward za chwilę spyta Angelę, czy krzyżodziób sosnowy, to jeszcze jeden ciapudrak, czy może jakieś inne zwierzę, któremu nadał jakąś kosmiczną nazwę.
- Aha, już kojarzę. - Uśmiechnął się rozanielony, jakby właśnie wyznała mu dozgonną miłość. - Nie miałem pojęcia, że tych ciapudraków jest aż tyle, które potrzebują być objęte badaniami - dodał cicho, prawie przykładając usta do ucha Belli. Ta poczuła na policzku mrowienie, gdy poczuła jego oddech, to było nawet dość przyjemne.
- Mogę już zaczynać czy chcecie sobie jeszcze coś poszeptać? - zapytał Eric, uśmiechając się do nich pobłażliwie. Bella pokryła się rumieńcem.
Edward zakasłał, ukrywając twarz przed Jasperem, który spojrzał na niego jakby miał zamiar zabić go wzrokiem.
- Oczywiście, że możesz, przepraszam - powiedziała natychmiast Bella trochę nerwowym głosem, odsuwając się od Edwarda, jakby był nosicielem groźnej choroby typu HIV.
- Nie denerwuj się - uspokoił ją Eric. - U nas jest luz. To nie szkoła. Nie musicie się tak kryć.
Bella popatrzyła na niego zdziwiona, w pierwszej chwili nie wiedząc, do czego zmierza. Spojrzała przelotnie na Alice.
- Ja, na przykład, nie chowam się z tym, że Angela to moja dziewczyna - ciągnął, i żeby to podkreślić, objął ją w pasie i pocałował w policzek. Ta się tylko zaśmiała.
- Zaraz... - zaczęła Bella, ale kiedy zobaczyła znaczący uśmiech Alice w jej stronę, dziwną minę Jaspera, jakby też uważał, że coś tu jest nie tak, i ręce Edwarda, uniesione wysoko w geście zwycięstwa i palce na kształt litery V, speszyła się tak bardzo, że zaczęła się jąkać. - Chwileczkę... to... to nie tak... ja
Angela najwyraźniej dostrzegła zakłopotanie Belli i postanowiła przyjść jej z pomocą. Wstała i spojrzała trochę ostrzej na innych, nie wykluczając swego chłopaka Erica. Pokręciła głową.
- No dobra, koniec żartów, kochasie. Zabieramy się do pracy. - Popatrzyła na zegarek.
Mamy mało czasu. Za niecałe pół godziny ruszamy na obchód i do tego czasu musicie wiedzieć co i jak.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Wyliczanka do kwadratu7Wyliczanka do kwadratu8Wyliczanka do kwadratu(Z)Wyliczanka do kwadratu10wyliczanka do kwadratuprzykładowe zadania do wyliczeniapozwol mi przyjsc do ciebiewytyczne do standar przyl4FAQ Komendy Broń (Nazwy używane w komendach) do OFPDrzwi do przeznaczenia, rozdział 253$2403 specjalista do spraw szkolenDo W cyrkulacja oceaniczna II rokpowod do rozwodu (2)więcej podobnych podstron