Psychoanaliza tragiczność i niepogodzenie


Maciej Kropiwnicki - debata
psychoanalitycznaPsychoanaliza: tragiczność i niepogodzenie
1. Czy obserwujemy renesans psychoanalizy w kulturze współczesnej i jakie są jego
przejawy?
Zastanawiając się nad renesansem myśli psychoanalitycznej, w pierwszym rzędzie wypada zwrócić
uwagę raczej na ugruntowanie i stateczne osadzenie psychoanalizy w dzisiejszej kulturze. Zapis
wielowątkowego przebiegu ważnej konferencji pt. Whose Freud? The Place of Psychoanalysis in
Contemporary Culture (zorganizowanej w kwietniu 1998 roku na Yale University) dość dobrze
oddaje stan psychoanalizy we współczesnej przestrzeni kulturowej. Można go podsumować krótko,
odpowiadając na pytanie stanowiące punkt wyjścia dla amerykańskiej debaty, pytanie, które tym
bardziej odbija się echem dziś, dekadę pózniej, kiedy po raz kolejny podejmujemy tę kwestię: do
kogo należy myśl Freudowska, czyj jest Sigmund Freud? Odpowiedzieć wypada krótko: nasz. Już
bowiem krótkie spojrzenie, nawet jeśli nie na rozmaite koncepcje mieszczące się we współczesnej
humanistyce, to choćby na samą terminologię stojącą u ich podstaw, a także język życia
codziennego (na myśl przychodzą oczywiście terminy takie jak kompleks, wyparcie, stłumienie
itp.), wskazuje, że myśl psychoanalityczna stała się nieodłączną składową naszego myślenia i
naszego słownika. Lista dziedzin, w których psychoanaliza odnosiła sukcesy, a nierzadko wręcz
hegemonizowała ich dyskurs, jest całkiem długa i każdy humanista bez wątpienia rozpozna jej
wpływy, chciane lub niechciane, w swoim własnym polu badań, a także ogólnokulturowym
środowisku. Nie będzie zatem przesadą, jeśli do psychoanalizy i jej ojca zastosujemy dictum, które
niegdyś tak mocno wyrzezbiło nasze rodzime kulturowe ojcostwo: Freud  my z niego wszyscy
(choć niestety, jak wskazuję w odpowiedzi na kolejne pytania, sporo w tej gromadzie także
bękartów i wyrodnych dzieci).
Z drugiej jednak strony, w przypadku psychoanalizy, podobnie zresztą jak w odniesieniu do innych
podejrzliwych lub krytycznych dyskursów, możemy obserwować mechanizm, który w duchu
szkoły frankfurckiej świetnie opisał niegdyś Russell Jacoby w książce Social Amnesia:
zapomnienie. Jest to zapomnienie specyficzne, zapomnienie psychoanalizy jako skandalu,
naznaczone tym oto paradoksem, że jest ono równoznaczne z jej przyswojeniem, oswojeniem, by
nie rzec: udomowieniem. Skoro psychoanaliza na dobre zadomowiła się w mieszczańskim domu,
do którego początkowo zabraniano jej wstępu, to podejrzliwość nakazuje domyślać się, że nastąpiło
to na prawach tego domu, nie zaś podług wartości przyniesionych przez gościa. Ten aspekt
przyswojenia-zapomnienia psychoananalizy dobitnie i z zapałem piętnował także Jacques Lacan,
przez całe życie ciskający gromy pod adresem adaptacyjnie zorientowanej ego psychology i tzw.
american way of life, którego obroną miała być psychoanaliza po jej zakorzenieniu i
rozprzestrzenieniu się w USA, choć kategoria ta, w ustach Lacana co najmniej obelga, wychodziła
w jego oczach niewątpliwie poza ramy geograficzne, na cel biorąc tę coraz globalniej dominującą
ideologię  zamerykanizowanego życia codziennego. Można tu chyba pokusić się o twierdzenie, że
prawda psychoanalizy nie tkwi w historii jej oddziaływania, lecz w historii jej zapomnienia  o
naszej kulturze więcej mówią mechanizmy oswojenia i społecznej amnezji dotykające
psychoanalizę, niż częste dziś, pojawiające się, jak można sądzić, na mocy nostalgii, deklaracje
przyjęcia i zrozumienia nauki Freuda. Tym, co coraz częściej możemy obserwować, po utrwaleniu
się obrazu i hegemonii psychoanalizy  zrewidowanej na modłę kulturalistyczną, jest, jak
niejednokrotnie wskazywał np. Adorno, raczej zadowolony z siebie samego optymizm i
konformizm.
Co więcej, wydaje się, że psychoanaliza, przynajmniej w sporej części jej odmian, utraciła
przynależne jej niegdyś krytyczne żądło, podejrzliwe spojrzenie skierowane na człowieka i jego
społeczną egzystencję, utraciła towarzyszący jej przez znaczny czas posmak skandalu, często
eksploatowany w drodze artystycznego zagarnięcia elementarza psychoanalizy w celu epatowania
mieszczaństwa lepiej lub gorzej zrozumianą psychoanalityczną nauką o seksualności  zdaje się, że
zagubił się jej potencjalnie wywrotowy charakter. Wywrót się bowiem, jak mawiają, dokonał 
żyjemy w epoce  postpsychoanalitycznej . Teraz mieszczaństwo i psychoanaliza w jednym stoją
domu. Lacan przywołuje w swoich crits znaną anegdotę, którą rzekomo uzyskał z ust Junga, w
której relacjonuje się słowa, jakie miał wypowiedzieć Freud tuż po przybyciu do Nowego Świata z
wykładami na Clark University:  Nie wiedzą, że przynosimy im zarazę [la peste] . Wolno sądzić,
iż psychoanaliza, utraciwszy w przeważającej części swoich modi krytyczne żądło na rzecz ideału
niesienia terapeutycznej pomocy, przystosowania i  ortopsychiki , nie jest już dziś zarazą. Jednym
z głównych zadań na dziś jest zatem przywrócenie jej owego statusu zarazy, czegoś
wprowadzającego we współczesnej kulturze ferment w zaakceptowanych normach i
przeświadczeniach, pokazującego ich nieoczywistość i prowadzącego do ich denaturalizacji.
Austriacki purytanin nauczył nas, jak do własnej kultury i ograniczających nas norm podchodzić z
dystansem, pozbawionym jednak subwersyjnego zacietrzewienia. Pod tym względem autor Kultury
jako zródła cierpień był bardziej dalekowzroczny i przenikliwy niż jego pózniejsi czytelnicy, w
psychoanalizie widzący już to dyskurs krytycznie naświetlający wyłącznie przygodność norm, już
to skrajnie normatywny dyskurs kultury wiktoriańskiej. Freud pokazał bowiem, że jesteśmy skazani
na swego rodzaju  chorobę na śmierć  w tym przypadku konstytutywną dla człowieczeństwa
chorobę bytu upłciowionego. Pod koniec swego życia Lacan stwierdził, że psychoanaliza to
symptom społeczeństwa,  ostatnia forma społecznej demencji, jaka została wymyślona .
Spoglądając na drogę jej rozwoju, jak również na wielorakie postaci, jakie przyjmowała w ostatnim
stuleciu, można mieć pewność, że ta rozmaitość szkół i metod psychoanalitycznych daje
świadectwo jednemu: niemożliwej do adekwatnej symbolizacji, opisania, zdania z niej w pełni
sprawy, cząstki człowieczeństwa, która pod różnymi postaciami wychodzi co rusz na wierzch.
Mówiąc po Lacanowsku: cząstki realnego.
Dlatego też psychoanaliza nierzadko cieszyła się złą sławą w XX wieku. Jeśli mówi się dziś o
 nienawiści do demokracji , jak czyni to np. Jacques Ranci%0ńre, jako utrzymującej się wrogiej
postawie wobec fundamentalnego egalitaryzmu, którego prawomocność negowana jest od
starożytności za pomocą kolejnych argumentów  realistycznych i wskazujących na przywilej
upoważniający daną grupę do rządzenia, to mutatis mutandis możemy mówić też o  nienawiści do
psychoanalizy : ujawniałaby się ona w coraz to nowych próbach jej kulturowego, społecznego lub
naukowego zdyskredytowania, podważenia zasadności jej wglądów i sensu jej praktyki,
wykraczającej poza gabinet analityka ku praktyce społecznej, artystycznej i politycznej.
Psychoanaliza nienawidzona jest za prawdę o nas, którą przynosi, a która, niewygodna, nieznośna i
trudna do zaakceptowania, powinna być, dla  normalnego (choć od razu chciałoby się dodać:
wygodnego) funkcjonowania jednostek wykluczona z pola widzenia. Nie od dziś i nie tylko za
sprawą psychoanalizy wiadomo, że podstawowa postawa człowieka to nie tyle pragnienie wiedzy,
cokolwiek mieliby na ten temat do powiedzenia nasi starożytni, ile raczej:  nic nie chcę o tym
wiedzieć . Inaczej mówiąc: wygoda ponad wszystko. Powstające dziś  czarne księgi
psychoanalizy (ostatnia, wydana w 2005 roku we Francji, tego typu pozycja wywołała nad
Sekwaną prawdziwe poruszenie, psychoanaliza cieszy się tam bowiem nadal, podobnie jak w
krajach Ameryki Aacińskiej, znacznym prestiżem; wkrótce zresztą powstała L'anti livre noir de la
psychanalyse pod redakcją samego Jacques'a-Alaina Millera) i coraz silniej prawnie sankcjonowana
supremacja terapii kognitywistycznych i farmakologicznych zmusza do stawiania pytań o ową
 nienawiść do psychoanalizy : psychoanaliza jako symptom naszej kultury ma być przykryta,
wykluczona, wyparta przez szybki efekt terapeutyczny, dostosowany do tempa dzisiejszego życia,
terapię podporządkowaną imperatywowi skuteczności i dorazności środków. Żyjemy aktualnie w
świecie odczarowanym przez Freuda, a jednocześnie w świecie, który po części stworzyła także
sama psychoanaliza. Dlatego też słowa Petera Brooksa, wskazującego, iż nie możemy tak po prostu
i całkowicie uwolnić się od Freudowskiego ojcostwa (wypowiedziane podczas wspomnianej
konferencji na Yale University), powinniśmy rozumieć szerzej, niż tylko w tym sensie, że Freud i
psychoanaliza stanowi jeden z fundamentów myśli humanistycznej i Teorii. Stanowi bowiem
jednocześnie jeden z podstawowych elementów naszej kultury.
W Spectres de Marx Derrida zaproponował myślenie o różnorakich  powrotach do Marksa nie w
sensie faktycznego powrotu i ponownego odczytania zródłowego impulsu całkowitej emancypacji,
lecz na sposób utrzymującej się  widmowej obietnicy: nie możemy myśleć o przyszłości bez
Marksa, Marks oznacza bowiem samą obietnicę sprawiedliwości, która jako inwariant powraca w
kolejnych próbach jej realizacji, udanych bądz nie. W tym sensie sprawiedliwość jest
 niedekonstruowalna . W analogiczny sposób, zastanawiając się nad renesansem myśli
zapoczątkowanej przez Freuda, możemy pomyśleć o psychoanalizie i jej  obietnicy , choć w tym
przypadku będzie to, jeśli można tak rzec, swego rodzaju  przeciwobietnica : psychoanaliza
ustaliła inwariant,  widmo niepowodzenia każdej próby doprowadzenia człowieka do tzw.
spełnienia, osiągnięcia całkowitej równowagi, aktualizacji jego głębokiej istoty i osiągnięcia  pełni
osobowości (na marginesie warto zauważyć, że w tym sensie Jungowska koncepcja indywiduacji
wydaje się zasadniczo niepsychoanalityczna, zapoznaje bowiem istotny moment skazy na
człowieczeństwie akcentowany przez Freuda). Także rozmaite protezy w postaci dążenia do
nierepresyjnego społeczeństwa i rozszerzenia  radości z polimorficznie perwersyjnej seksualności
na wiek dojrzały (np. u Marcusego) lub ideał udanego życia seksualnego jako klucz do
indywidualnego szczęścia (Reich), bądz utopistyczne i moralizatorskie wizje  zdrowego
społeczeństwa (Fromm) to chwilowe wybuchy optymizmu, który w istocie jest niczym innym, jak
przykryciem widma istotowego niepowodzenia człowieczeństwa.  Obietnicą psychoanalizy,
inwariantem zmuszającym nas do kolejnych prób przyjrzenia się samym sobie, jest ostatecznie
obietnica fiaska wszelkiej idei całkowitej autonomii, uniezależnienia się od obiektywnych
czynników, nie tylko w sferze społeczno-politycznej, w której emancypacja, mimo że poczyniła
wielkie kroki, nadal pozostaje czymś ą venir, by użyć Derridiańskiej parlance, ale przede
wszystkim emancypacja od obiektywności w nas, w naszej podmiotowości, od  obcego ciała ,
które jest ostatecznym zakotwiczeniem naszego życia w społeczeństwie (właśnie jako mechanizm
wyparcia, represji mitycznej  nieskrępowanej i dlatego kazirodczej ekspresji w sferze
seksualności), a jednocześnie czymś, co nadaje temu życiu nieodłącznie traumatyczny charakter.
Dlatego też oddziaływanie psychoanalizy będzie miało, jak można sądzić, postać coraz to nowych
reaktualizacji jej podstawowego, inwariantnego wglądu (ciąg momentów jej odrodzenia,
 powrotów do ), którym towarzyszyć będzie, jak to miało miejsce do tej pory, proces jego
przykrycia i prób zatarcia w kulturowej pamięci.
Obserwujemy dziś zatem raczej utwierdzenie się psychoanalizy w posadach naszej kultury, wiążące
się z jej, jak powiedzieliśmy, częściową banalizacją i specyficznym zapomnieniem.  Powrót do
psychoanalizy to dziś rekontekstualizacja tego, co stało się w większości krajów zachodnich
elementem podstawowego krajobrazu kulturowego, przenikanie wątków analitycznych do innych,
szczególnie pozamedycznych i pozaterapeutycznych dziedzin. (W polskiej kulturze jest to chyba
nadal budowanie prestiżu psychoanalizy niejako w mniejszej lub większej pustce, ponieważ jej
konstrukcje, mimo coraz większej liczby publikacji i dyskusji nt. psychoanalizy, muszą nadal
walczyć o status przyjętych afirmatywnie lub krytycznie, ale jednak oczywistości i elementarza.)
Renesans psychoanalizy powinien polegać na umocnieniu jej tożsamości  jeśli ma ona przeżyć
jako dyskurs sui generis, nie może dać się rozpuścić w wygodnych kategoriach jej rozmaitych
aplikacji, a raczej trwać przy swoim podstawowym wglądzie, zródłowym Grundeinsicht. W ten
sposób możemy wyróżnić dwie figury Freuda: Freuda spopularyzowanego i  przeżutego przez
nieuchronnie spłaszczającą każdą myśl współczesną kulturę oraz Freuda w jego tekstach, które
zmuszają nas do ich ponownego odczytania, tekstach naruszających po raz kolejny nasze dobre
samopoczucie, po raz kolejny wskazując na towarzyszące nam zasadnicze nieukontentowanie. O
prawdziwym renesansie psychoanalizy, zmieniającym ponownie świadomość naukową i
humanistyczną, a także potoczne samorozumienie człowieka, należałoby zatem myśleć raczej w
kategoriach preskryptywnych, jako o możliwej, jeśli nie koniecznej przyszłości. Oby ów renesans
się dokonał.
2. Jaki wpływ ma psychoanaliza na kulturę i na myślenie o człowieku?
W odpowiedzi na pytanie pierwsze wskazałem m.in., że psychoanaliza stała się dziś zjawiskiem
kulturowym, będącym częścią naszej kulturowej codzienności obok choćby literatury
detektywistycznej czy malarstwa abstrakcyjnego, nierzadko zbanalizowana (jakże często bowiem
używamy pojęć psychoanalitycznych w codziennych rozmowach, nie bacząc zbytnio na ich
zródłowy i faktyczny sens) lub wyśmiewana (w lepszym wydaniu choćby przez zawiedzionego jej
terapeutycznymi skutkami Woody ego Allena). Oczywisty wpływ psychoanalizy na szereg prądów
artystycznych, od surrealizmu począwszy, jest dziś czymś powszechnie uznanym i niejednokrotnie
był przedmiotem analiz historycznych. Wydaje się jednak, że i tu możemy mówić w istocie o
przyswojeniu psychoanalizy, będącym rewersem jej zapomnienia, w sensie proponowanym przez
Jacoby ego  artystyczne epatowanie ideą seksualności dziecięcej i nierzadko patologicznej
składowej seksualności jako takiej w dzisiejszej kulturze nie robi już na nikim wrażenia, lekcja
psychoanalizy została i tu  odrobiona , podobnie jak i wyczerpuje się, jak się wydaje, rezerwuar
narzędzi psychoanalitycznych jako inspiracji i pożywki dla metodologii interpretacji. Artystycznym
i interpretacyjnym zastosowaniem psychoanalizy, jakie pozostaje dziś nadal w mocy, jest pastisz.
Pacjenci mówią dziś językiem psychoanalitycznego opisu symptomu, artyści mówią ironicznym
 metajęzykiem , świadomie zachowując dystans do tego, co było niegdyś poważnym tematem,
ponieważ seksualność, jej eksces, nadmiar,  część przeklęta , wpisywana jest coraz bardziej w
gładkie funkcjonowanie ideologicznego i ekonomicznego systemu współczesnego świata
 zachodniego .
W tym kontekście można wskazać ciekawą kwestię, o której często się zapomina: to właśnie
psychoanaliza, choć pośrednio w osobie Edwarda L. Bernaysa,  psychoanalityka korporacji
znajdujących się w kłopocie (Irwin Ross), istotnie przyczyniła się do ukształtowania ideologicznej
kondycji współczesnego świata. Bernays, czyniący użytek z teoretycznych wglądów w tworzenie
się i funkcjonowanie zachowań zbiorowych autorstwa swojego wuja, Sigmunda Freuda (Uncle Sigi,
jak go pieszczotliwie nazywał sam Bernays), a także dokonań Pawłowa i Le Bona, stworzył w
Stanach Zjednoczonych doby pierwszych dekad XX wieku, przy okazji silnie przyczyniając się do
wzrostu zainteresowania teorią psychoanalityczną w Ameryce, podstawy przemysłu tzw. public
relations, metod zarządzania zgodą ze strony  grupowego umysłu na określone idee i praktyki.
Systematyczny wykład swoich wizji bratanek Freuda zawarł w 1928 roku w książce pod
wymownym tytułem Propaganda (do innych jego wiekopomnych dokonań należy np. wydana w
tym samym roku praca Manipulating Public Opinion). W tym sensie psychoanaliza, choć nie było
to z pewnością intencją jej założyciela, stoi do dziś u podstaw jednej z głównych składowych
przestrzeni kulturowo-ideologicznej, która jest nieodłączna od naszego nowoczesnego życia, u
podstaw mechanizmów zachęcających i nakazujących nam pragnąć i kupować to, czego wcale nie
chcemy, czy będą to banalne artykuły codziennego użytku, czy też odpowiednio opakowany polityk
i jego lukrowane obietnice bez pokrycia. Na marginesie, choć parenteza to miejsce z pewnością
nieodpowiednie dla tej uwagi, zauważmy, że książki Bernaysa były, jak zresztą, nie bez goryczy,
przyznaje on sam w swojej autobiografii, inspiracją dla propagandowych osiągnięć, których
dokonał nie kto inny jak Joseph Goebbels, przekonując jeszcze nieprzekonanych, że Żyd to
największy wróg narodu niemieckiego i przeszkoda na drodze do jego świetlanej przyszłości.
Tragiczny wymiar człowieczeństwa, o którym często mowa w kontekście psychoanalizy i który
wskazuję również niżej, nabiera w tym aspekcie zupełnie innego znaczenia i wymiaru, realizując
ideologię w sposób materialny w postaci zagłady.
Mimo tego negatywnego wpływu na naszą kulturę, psychoanaliza oddziałuje jednak przede
wszystkim jako dyskurs krytyczny. Znane jest powiedzenie Freuda, że psychoanaliza stanowi
kolejny cios, po teorii heliocentrycznej Kopernika i Darwinowskiej koncepcji ewolucji, w narcyzm
człowieka: dokonuje decentracji ludzkiego  ja , rozumianego tradycyjnie jako samoświadomość i
samowiedza, na rzecz nieświadomych mechanizmów, które stanowią niejako istotę, kryjącą się za
zjawiskową fasadą naszego wydawałoby się oczywistego świadomie przeżywanego życia, naszego
vcu.  Ja okazuje się, mimo naszych zdroworozsądkowych przekonań, nie być panem we własnym
domu  to, co istotne, rozgrywa się bowiem na  innej scenie : tu ma miejsce nasza osobista
tragedia, ale z udziałem innych aktorów, ludzi, których istnienie w naszym wnętrzu jest dla nas
konstytutywne, bliskich i dalszych, których oddziaływanie w naszej nieświadomości determinuje
każdy nasz dzień. Owa determinanta to coś najbardziej intymnego, a jednak, by odwołać się do
pojęcia Lacanowskiego, pewien Inny. To On w istocie jest Tym, kto ma tu rozstrzygający głos,
Tym, do kogo należy prerogatywa działania. Jak powiada bowiem Freud,  Ja odgrywa tu
śmieszną rolę clowna w cyrku, który swoimi gestami próbuje przekonać widownię, że każda
zmiana na cyrkowej arenie jest skutkiem jego woli i rozkazu. Jednak tylko najmłodsi widzowie dają
się nabrać (Zur Geschichte der psychoanalytischen Bewegung). Tym, co proponuje nam
wiedeńczyk, jest natomiast wejście w dorosłość.
Istoty propozycji Freuda powinniśmy, za Lacanem, doszukiwać się w jego słynnym dictum z
drugiego cyklu wykładów ze wstępu do psychoanalizy:  Wo Es war, soll Ich werden . Tam, gdzie
było  to , nieświadomość, coś  obcego we mnie, powinienem nastać jako podmiot, zmieniając
moją pozycję podmiotową, uznając podmiotowość właśnie w tym, co determinuje mnie od
wewnątrz, istotnie określając współrzędne mojego życia  Inny. Wiąże się z tym paradoksalny
status psychoanalizy, jeśli chodzi o proponowaną przez nią  terapię . Psychoanaliza mówi bowiem
pacjentowi: nie mogę cię wyleczyć, ale mogę powiedzieć ci, dlaczego jest to niemożliwe, wskutek
czego możliwe stanie się osłabienie twojego symptomu.  Ja, prawda, mówię  jak wskazywał
Lacan  czy tego chcesz, czy nie. Mogę cię jednak nauczyć, jak mnie słuchać, jak mnie znalezć, tak
by napisać razem z tobą, tym razem bez białych plam, pamiętnik twojego dotychczasowego życia,
dla przyszłości. Podkreślając istotowy wymiar Innego dla konstytucji człowieczeństwa,
psychoanaliza pokazuje również naiwność wszelkich ideologii indywidualizmu i egocentryzmu,
albowiem tym, co prawda mówi podmiotowi, jest przede wszystkim:  pamiętaj, że nie jesteś tu
sam , w czym wtóruje krytycznej myśli, która podkreśla, że nie tylko kategoria jednostki, lecz sama
kategoria indywidualności jest wytworem społeczeństwa (Adorno). Dlatego też psychoanaliza jest z
samej swojej istoty nieodłącznie polityczna  nie w sensie konkretnego zaangażowania
politycznego, które miałoby być jej udziałem (choć i to niejednokrotnie miało miejsce, mimo
zasadniczej  politycznej indyferencji deklarowanej przez samego Freuda), lecz wskazując na nasz
byt w polityczności: to, co społeczne, wspólne, naznaczone przez intersubiektywność i relację
międzyludzką jest u podstaw nieuchronnego (tragicznego) losu, jaki przypada w udziale
człowiekowi (u jego podstaw stoi triadyczna relacja zachodząca w kompleksie Edypa).
Prawda psychoanalizy mówi zatem: trwanie przy naiwnym indywidualizmie, dziecinnym
przywiązaniu do własnego  ja , może tylko pogłębić twój symptom. Nie pomogą tu nowoczesne
lekarstwa na ból duszy, których członkowie współczesnych społeczeństw, jako konsumenci,
pochłaniają więcej i więcej. Podkreślając zasadniczo relacyjny charakter jednostki i społeczeństwa,
tego, co psychiczne, i tego, co społeczne, psychoanaliza pozwala nam zadać pytanie: czy mamy być
marionetkami poruszanymi przez równania Johna Nasha i nawiązujące do nich tezy Hayek'a,
podporządkowanymi egoistycznie zorientowanym teoriom racjonalnego wyboru, wyposażonymi w
skomplikowane sieci neuronowe, sterowalnymi automatami, maszynami konkurującymi na rynku w
pogoni za  szczęściem , czy też dostrzeżemy tragizm bycia człowiekiem nawet w społeczeństwie
dostatku, dostrzeżemy, że  szczęście wypełniające istotowy brak w człowieku to jedynie proteza,
kolejny gadżet mający nas przekonać, że w tej indywidualistycznie zorientowanej społeczności
odnalezliśmy najlepszy z możliwych światów.  Za sprawą swoich ambicji metapsychologicznych
psychoanaliza uzyskuje swój specyficzny status, który pozwala jej przeciwstawiać człowieka
tragicznego, prawdziwy probierz nowożytnej świadomości, człowiekowi behawiorystycznemu
[l'homme comportemental], nędznemu scjentystycznemu stworzeniu wynalezionemu przez adeptów
mózgu-maszyny. Psychoanaliza przeciwko bezimiennemu monstrum, zmajstrowanemu przez
megalomańskich uczonych, stawia los Victora Frankensteina, tzn. drogę podmiotu przenikniętego
jego marzeniami i jego utopiami, lecz ograniczonego w swoich zabójczych namiętnościach przez
sankcję prawa  pisze w doskonałej książce pt. Pourquoi la psychanalyse? Elisabeth Roudinesco.
Specyficzny tragizm egzystencji odsłaniany przez psychoanalizę, pozwala zatem przeciwstawiać się
wszechobecnej dehumanizacji, występującej nierzadko pod osłoną sloganów, które można chyba
zawrzeć w formule  konsumenci wszystkich krajów łączcie się (w swoim dążeniu do szczęścia).
Jednocześnie psychoanaliza pomaga jednak w leczeniu choroby, do powstania której sama się po
części przyczyniła  pomaga jako efektywne i inspirujące narzędzie krytyki ideologii, czy będziemy
mieć tu na myśli fundamentalne uwagi samego Freuda nt. religii i tworzenia się zbiorowości o
charakterze wyznaniowym lub nt. libidalnych mechanizmów w armii i innych organizacjach
względnie zamkniętych, czy też spojrzymy na dalszy dynamiczny rozwój krytycznych teorii
ideologii o inspiracjach psychoanalitycznych w myśli szkoły frankfurckiej, w przełomowych
koncepcjach Louisa Althussera i jego uczniów, aż po szkołę analizy dyskursu z Essex (zwłaszcza
Ernesto Laclau, Yannis Stavrakakis, Jacob Torfing) i słoweńską szkołę lacanowską (Slavoj %7ńi~ek,
Mladen Dolar, Renata Salecl, pośród innych). Psychoanaliza w tym względzie pozwoliła pogłębić
namysł nad ideologią jako  fałszywą świadomością poprzez dodanie do krytyki ideologii aspektu
libidalnego, który pozwalał np. wyjaśnić, w jaki sposób ów mały-wielki człowiek,  złożenie King-
Konga i podmiejskiego fryzjera (jak obrazowo wyraził się Adorno o Hitlerze w Beitrag zur
Ideologienlehre) na mocy mechanizmu identyfikacji z przywódcą może pociągnąć za swoim
obłędem masy, a następnie wraz z Gramsciańskim (rozwiniętym zwłaszcza przez Althussera)
pojęciem materialności ideologii pozwoliła głębiej wniknąć w mechanizm rodzenia się ideologii, jej
działania, a zwłaszcza jej trwałości, wytrzymującej krytyczne zabiegi dokonywane w dziedzinie
samych przedstawień ( świadomości ) czy też dyskursu. Autorzy wskazujący przy pomocy
Lacanowskiego pojęcia jouissance na wymiar ideologii lokujący się  poza analizą dyskursu i
 poza interpelacją , by odwołać się do słynnych sformułowań szkoły słoweńskiej, dali nam
narzędzia efektywnej krytyki ideologii w jej najbardziej skutecznym wymiarze: rozkoszy czerpanej
z symptomu społecznego, irracjonalnego mechanizmu wykluczenia itp., które możemy dziś
zrozumieć przy pomocy narzędzi silniejszych niż klasycznie oświeceniowa, zorientowana na
problematykę reprezentacjonistyczną, krytyka ideologii.
Psychoanaliza, jeśli spoglądać na nią z punktu widzenia filozofii nauki, pozwala też na myślenie o
kulturze w kategoriach refleksyjnych i w tym sensie wpisuje się w antypozytywistyczny zwrot w
naukach humanistycznych. Jest bowiem sposobem myślenia, który polega na pytaniu nie tyle o stan
faktyczny, ile o warunki możliwości, w tym wypadku warunki możliwości kultury oraz
jednostkowego i społecznego człowieka osadzonego w kulturze. Odpowiedz psychoanalizy, którą w
najogólniejszym aspekcie można podsumować tak, iż warunkiem istnienia człowieka w kulturze
jest Unbehagen, cierpienie, nieukontentowanie życiem w kulturze, na które specyficznym
remedium ma być psychoanaliza, można traktować jako relację refleksyjną psychoanalizy wobec
samej siebie: jest ona teorią kultury, wskazującą na symptom człowieka żyjącego w kulturze,
którym w istocie jest sam fakt powstania psychoanalizy jako próby radzenia sobie z nerwicą. W
tym sensie psychoanalizę można również uważać za część analityki skończoności, pyta ona bowiem
o to, co koniecznie musi być poświęcone, by możliwe było uczestniczenie we wspólnocie
specyficznie ludzkiej (dopowiedzmy: niepsychotycznej). W tym przedłużeniu tak istotnego pytania
nowożytnej i najnowszej filozofii, pytania, z którym ścierali się Kant, Heidegger czy Foucault tkwi,
jak się wydaje, Grundfrage psychoanalizy.
Nauka Freuda pozwala nam zatem otworzyć się na prawdę naszej skończoności, naszego
niepowodzenia jako ludzi, niepowodzenia nieodłącznego od samego człowieczeństwa jako
ukonstytuowanego w kulturze. W odróżnieniu od rozmaitych  terapii i skarlałych postaci samej
psychoanalizy, nie mówi nam tego, co chcielibyśmy usłyszeć, lecz pewną prawdę o nas. W
dzisiejszej kulturze skuteczności i dążenia do matematycznego opisu kondycji i zachowania
człowieka, psychoanaliza jest być może jedynym dyskursem pozwalającym zachować ( powrócić
do ) specyficznie etycznej relacji między leczącym i leczonym, jak również pozwala myśleć o
leczeniu, zdrowiu, w tym przypadku zdrowiu psychicznym, i osobowości w kategoriach etycznych,
nie zaś czysto medycznych, które dziś ostatecznie sprowadzają się do słupków odpowiedniego
stężenia środka farmakologicznego. Mimo pozornego scjentyzmu Freuda (czy też scjentystycznego
błędnego samorozumienia psychoanalizy, jak chce Habermas) i  naukowo zorientowanych
wpływowych dyskursów psychoanalitycznych doby rewolucji strukturalistycznej, zródłowy
etyczny impuls zawarty w nauce Freuda pozostaje w mocy. Pozwala widzieć w człowieku coś
innego niż niedomagający na skutek odchylenia od normy funkcjonowania przyrodniczy
mechanizm, neuronalny, chemiczny etc. Tym, co dzieje się w psychoanalizie, jest raczej etyczna
relacja rozmowy, nawet jeśli, jak w przypadku Lacana, będzie to dialog głuchych (a przez to być
może stosunek właśnie najbardziej etyczny, bo pozbawiony sentymentalizmu i współczucia).
Dlatego też, także w nawiązaniu do kwestii poruszonej w odpowiedzi na pierwsze pytanie,
powinniśmy opowiedzieć się (w imię  powrotu do ) za postulatem psychoanalizy jako ogólnej
teorii kultury, cywilizacji i społeczeństwa, nie zaś terapii przystosowującej odstających od normy
do istniejących warunków i rezygnującej ze zrozumienia szerszego planu ich egzystencji. Należy
walczyć przeciwko profesjonalizacji i  technologizacji psychoanalizy, które niechybnie wiążą się
z jej udomowieniem i zatratą wszelkiego względu na etyczny wymiar teorii i praktyki
psychoanalitycznej, na rzecz kolejnego przykładu human engineering tak pogardzanego m.in. przez
Lacana. Pozwoli to nam tym lepiej pamiętać, że  Człowiek jest niczym wielki myślnik w księdze
natury (Jean Paul, Aus den Papieren des Teufels).
W kontekście namysłu nad wkładem psychoanalizy do refleksji nad współczesną kulturą być może
dałoby się dostrzec coś, co chciałbym nazwać  dialektyką psychoanalitycznego rozumu : z jednej
bowiem strony, psychoanaliza od swoich początków dąży do naświetlenia  ciemnego oblicza
człowieczeństwa, ukrytych przed świadomościowym życiem pokładów treści wypartych, któremu
towarzyszy uposażenie popędowe, a jedno i drugie determinuje nasze wybory i przebieg
codziennych sytuacji, w jakich przychodzi nam żyć; z drugiej jednak strony, psychoanaliza, w
wielu swoich odmianach, chce leczyć z efektów nieświadomości, które zadają ból większy niż
zwykły  ból istnienia , jej ideałem jest wyzwolenie się ze zwierzęcych podstaw człowieczeństwa,
pojednanie człowieka z człowiekiem, innym żyjącym w nas oraz człowieka ze społeczeństwem,
adaptacja do zastanych warunków w toku swoistej ortopedii psychiki. Cel ten wpisuje się w model
stosunku wobec świata, który Adorno i Horkheimer przedstawili w Dialektyce oświecenia za
pomocą figury Odyseusza: stosunek wobec rzeczywistości podporządkowany jest tu idei
panowania, racjonalizacji, a ostatecznie zarządzania wszystkim, co nas otacza, co, jak pamiętamy,
ostatecznie doprowadza do tego, że oświecenie obraca się, na mocy zawartego w nim proton
pseudos, w mit. W ten sposób stajemy w obliczu psychoanalizy jako dyskursu panowania nad
innością w nas samych, czy to na sposób wzmocnienia  ja , jak w przypadku adeptów koncepcji
Anny Freud, czy też na modłę refleksyjną, jak w Habermasowskiej reinterpretacji koncepcji Freuda,
w której  ja ma powrócić do siebie z wyobcowania w systematycznie zniekształconej komunikacji
w postaci języka symptomów. Oba te podejścia charakteryzuje ta sama przewodnia idea panowania,
wyzwolenia się z okowów inności i powrotu do siebie samego na sposób Heglowski:  Wo Es war,
soll Ich Werden oznaczałoby tu mechanizm pojednania, Vershnung, które z punktu widzenia
krytycznie usposobionych dyskursów psychoanalitycznych, choćby lacanizmu, jedynie wzmacnia
symptom i bynajmniej nie prowadzi do wyzwolenia. Vershnung jest fikcją, szkodliwym ideałem,
który nie pozwala dostrzec konieczności innej, zasadniczo etycznej, relacji wobec siebie samego, a
tym samym wobec innych, obecnych w nas w postaci Innego: należy raczej zmienić swoją
podmiotową pozycję, zaakceptować podmiot-inność-nieświadomość w sobie, wyzwolić się z ideału
refleksyjnego samostanowienia i żądzy racjonalnego zawładnięcia każdą składową naszego bytu
bez wyjątku. W tym sensie psychoanaliza nie wikła się w dialektykę oświecenia: jako dyskurs
oświeceniowy odczarowuje świat, ale jednocześnie pokazuje niemożliwość jego pełnego
odczarowania  zawsze pozostaje coś nieprzekraczalnego, resztka (nazwijmy ją po lacanowsku:
realne lub  pas de sens ) umykająca i przeszkadzająca w pełnej racjonalizacji i przekształceniu
świata w świat administrowany.
Psychoanaliza jest zatem prawdziwie oświeceniowa: nie wierzy w ideały adaptacji i pojednania, nie
wierzy w pełną racjonalizację relacji międzyludzkich, nie wierzy również w utopię nierepresyjnego
społeczeństwa (vide: Marcuse)  wierzy za to w człowieka i jego symptom, naznaczający go
tragicznie, sprawiający, że miota się niepogodzony w na poły bezsensownym życiu i umiera, nie
zaznawszy mitycznego  szczęścia . Psychoanaliza niewiele obiecuje. Pozwala jednak przejrzeć na
oczy. Tym bardziej powinno się zatem walczyć o jej niezbanalizowany obraz i oddziaływanie, jej
 sukces może bowiem być jednocześnie jej porażką: gdy zdobędzie serca licznych odbiorców i
zostanie przekształcona w psychologiczny gadżet, zabawkę, a także obiekt drwin, żądło jej prawdy
zostanie zaprzepaszczone. Pamiętajmy bowiem o wiele mówiącej nauce Adorna, który podkreślał,
że wielkość Freuda polega na tym, że pozostawia on (w przeciwieństwie do  rewizjonistów i
kulturalistycznie zorientowanych dyskursów psychoanalitycznych) sprzeczności w człowieku i
społeczeństwie nierozwiązane (nie sposób nie przywołać w tym miejscu Lacanowskiego dictum
 relacja seksualna nie istnieje ). Nie rzekoma harmonia, standaryzacja człowieka, lecz obecne w
nim nieredukowalne napięcie  oto prawdziwa lekcja psychoanalizy.
Oddziaływanie psychoanalizy na kulturę jest zatem wysoce niejednoznaczne: z istoty
oświeceniowa, w ogromnym stopniu przyczyniła się do krytycznej refleksji kultury nad nią samą,
jeszcze raz zadając pytanie o konstytucję i miejsce samego człowieczeństwa w kulturze, zarówno
kulturze jako czymś człowieka tworzącym, jak i przez niego tworzonym. A jednocześnie
psychoanaliza, mimo swoich intencji, stała się łupem socjotechniki i ideologii, które wypracowane
przez nią wglądy w naturę naszych zachowań i motywacji, wykorzystały w partykularnych i
bynajmniej nie szczytnych celach. Kultura to ściek  jak mawiał Lacan, psychoanalityk  ale do
ugruntowania się takiego stanu kultury, ścieku, bez którego nie mamy możliwości życia, w XX
wieku przyczyniła się, choćby pośrednio, także sama psychoanaliza. Zadając sobie pytanie  cóż po
psychoanalizie w czasie marnym? , powinniśmy pamiętać, że ów marny czas jest po części
wytworem samej psychoanalizy.
3. Czy psychoanaliza uczy się czegoś od kultury współczesnej?
Psychoanaliza, jako teoria kultury i symptomu człowieka, tj. istoty naznaczonej traumatycznym
wpływem kultury, od samych swoich początków była nierozerwalnie związana z żywiołem i
atmosferą kulturową przestrzeni, w której powstała i w której się rozwijała. Często wskazywano na
fakt, iż w pismach Freuda czytelnik znajduje w istocie więcej odwołań do klasyki literackiej i
szeroko pojętej kultury klasycznej, niż do ściśle naukowych, medycznych i psychologicznych
koncepcji. Dzieła starożytnych tragików, a także Szekspira czy Goethego i Schillera
niejednokrotnie więcej mówiły Freudowi o kondycji człowieka niż badania nad systemem
neuronalnym człowieka, mimo że to te ostatnie stoją u podstaw koncepcji wyłożonej w Projekcie
psychologii naukowej z 1895, którego zasadnicze tezy, wyrażane w pózniejszych fazach rozwoju
myśli Freuda w innym języku i kontekście, pozostały trwałą podstawą jego teorii. To kultura jednak
była zródłem inspiracji i pożywki dla umysłu pragnącego wyjaśnić mechanizmy kulturotwórcze,
mechanizm życia w niej i cierpienia z jej powodu. Kierowany niekiedy pod adresem Freuda zarzut,
iż jego koncepcje stanowią li tylko uogólnienie i wypowiedzenie explicite potocznych wyobrażeń i
norm epoki wiktoriańskiej, a także wydobycie na wierzch przekonań zwłaszcza specyficznie
purytańskiej kultury austriackiej, nie znajdują dla siebie potwierdzenia w toku rozwoju
psychoanalizy. W przeciągu minionego stulecia nasza kultura uległa przemianie w wielu
kluczowych sferach, a jednak symptomatologia psychoanalityczna pozostaje w mocy bez
większych zmian.
Spoglądając na rozwój psychoanalizy w jej głównych nurtach, można odnieść wrażenie, że każda
ważniejsza szkoła psychoanalizy u swoich podstaw miała liczne konfrontacje z kulturą naukową i
artystyczną. Freud zalecał studiowanie psychiatrii i seksuologii, ale także historii cywilizacji,
mitologii, psychologii religii, historii i krytyki literackiej. Pisma Junga, na przykład, w ogromnej
większości stanowią namysł, niekiedy spekulatywny, nad zjawiskami kulturowymi, jakie
obserwowały minione stulecia i tysiąclecia: m.in. nad religią, alchemią, filozofią niemieckiego
romantyzmu. Podobnie jest w przypadku myśli Lacana, który w obręb swojego namysłu włączył
bez mała wszystko, co w jego czasach istotnie poruszało wyobraznię naukową i potoczną naukową
ciekawość. Wystarczy przypomnieć, że w swoim manifeście zatytułowanym Funkcja i pole mowy i
języka w psychoanalizie zaleca on adeptowi tej najtrudniejszej ze sztuk, w dodaniu do dyscyplin
składających się na cursus proponowany przez Freuda, nie tylko rozwiązywanie krzyżówek, ale i
retorykę, dialektykę w sensie Arystotelesowskim, gramatykę i poetykę łącznie z teorią dowcipu.
Stwierdza przy tym wymownie:  Psychoanaliza bowiem w swoim początkowym rozwoju,
związanym z odkryciem i badaniem symboli, partycypowała w strukturze tego, co w średniowieczu
nazywano sztukami wyzwolonymi. (...) Nie gardzmy tą stroną początków psychoanalizy, jest ona
bowiem wyrazem ponownego stworzenia sensu człowieka po jałowym czasie scjentyzmu [przeł.
B. Gorczyca, W. Grajewski  przekład zmodyfikowany]. Nieco pózniej Lacan, proponując syllabus
dla uniwersyteckiego nauczania psychoanalizy, do listy tej doda bez wahania również, obok
lingwistyki, logikę, topologię i coś, co w zgodzie ze swoją postawą wobec wielkich projektów
wyjaśniających, które nieco pózniej uzyskały nazwę  wielkich narracji , określał mianem
antyfilozofii (Peut-ętre ą Vincennes& ).
Heterogeniczne pole wpływów szczególnie wyraznie uwidacznia się w działalności szkoły
słoweńskiej, stawiającej od kilku dekad u podstaw swojej refleksji myśl Lacana, a zwłaszcza u jej
najważniejszego przedstawiciela i eksponenta, Slavoja %7ńi~ka. Autor ten rozwinął specyficzny
rodzaj dyskursu, w którym myśl o orientacji psychoanalitycznej pełnymi garściami czerpie ze
współczesnej kultury, nierzadko pośledniego sortu lub kultury spod znaku  pop . Współczesna
kultura służy %7ńi~kowi nie tylko jako rezerwuar przykładów ilustrujących twierdzenia
psychoanalizy, nie tylko jest polem badań, na którym przeprowadza on swoje eksperymenty
myślowe, ale przede wszystkim to ona, w swoim aspekcie społecznym, ideologicznym i
politycznym, stanowi punkt wyjścia dla rozwijanych przez niego konstrukcji intelektualnych, które
Alain Badiou w jednym z wywiadów określa z delikatną nutą ironii  przeciwstawiając to podejście
swojej własnej, systematycznie zorientowanej wizji filozofii  mianem  psychoanalizy ogólnej ,
biorąc pod uwagę, że autor Wzniosłego obiektu ideologii włącza w obieg swojej myśli praktycznie
każde istotniejsze zjawisko kulturowe, jakie pojawia się na horyzoncie. Myliłby się jednak ten, kto
widziałby w tym proste zbijanie kapitału poprzez pasożytowanie na niezliczonych przykładach
kulturowych, które mogą ilustrować psychoanalityczne konstrukcje. Każdy czytelnik %7ńi~ka
dostrzeże bowiem, że ideologiczne, libidalne czy grupowe mechanizmy, jakie materializują się w
zjawiskach i produktach kultury, pozwalają temu autorowi pogłębić namysł nad narzędziem analizy
i krytyki rzeczywistości kulturowej. Psychoanalityczny namysł nad kulturą, bacznie przyglądający
się jej przejawom, ma zatem w tym przypadku wymiar teoriotwórczy.
Wydaje się jednak, że oprócz tego wpływu naszej kultury na psychoanalizę, który możemy określić
jako pozytywny, wnoszący pewne treści kulturowe do myśli psychoanalitycznej, wolno również
mówić o nauce, jaką psychoanaliza czerpie ze współczesnej kultury w sposób negatywny: uczy się,
by tej kulturze nie ufać, nie ufać stanowi, w jakim coraz bardziej pogrąża się kulturowa przestrzeń,
w której żyjemy. Główne elementy tej przestrzeni starałem się nakreślić w odpowiedzi na dwa
poprzednie pytania. Myślenie psychoanalityczne powinno, na przekór licznym kulturowo i
relatywistycznie zorientowanym rewizjom, jakim je poddawano, bronić  psychoanalitycznego
rozumu sui generis, u podstaw którego powinna stać silna teoria popędów, dialektyczna wizja
wzajemnej zależności tego, co społeczne i tego, co psychiczne, przekonanie o zasadności ciosu w
narcyzm człowieka, który u swoich początków psychoanaliza rzuciła w twarz nadal nadętemu  ja
człowieka nowożytnego. U podstaw tego powinien stać następujący imperatyw: nie rozcieńczać
psychoanalizy poprzez jej kulturalizację i zagarnięcie przez dyskursy zorientowane kulturowo i
relatywistycznie. Psychoanaliza, w szerokim sensie teorii i praktyki, powinna pozostać krytycznym
spojrzeniem na człowieka i społeczeństwo, nie zaś służką społecznych i kulturowych mechanizmów
adaptacyjnych i standaryzujących, z jednej strony, czy też relatywizujących, z drugiej.
Psychoanaliza powinna dbać o to, by  że użyję tu Adornowskiego określenia z jego Die revidierte
Psychoanalyse  nie dać się  wykastrować . Tylko w ten sposób zachowa w sobie prawdę, która
pozwalała, jako jej zródłowy impuls, na przeszło stuletni krytyczny wgląd i ścieranie się ze
sprzecznościami, jakie sama ze sobą niosła. W innym przypadku grozi jej niechybne skarlenie:
pozostanie z niej niewiele więcej niż kilka kategorii włączonych w taksonomię i tabelkową
nozologię znaną z podręcznika DSM, tej biblii dzisiejszej psychiatrii.
Współczesna kultura jest coraz bardziej  terapeutyczna , albowiem spore jej części są dziś
podporządkowane idei uwalniania nas od wewnętrznych ograniczeń, przystosowania do
harmonijnego życia w pełnych intersubiektywnych relacjach, udanego seksu, małżeńskiego lub nie,
czy też zbliżenia się do idealnego, ale rzekomo osiągalnego, punktu tzw. szczęścia. Psychoanaliza,
w jej najradykalniejszych, a jednocześnie najbardziej oddanych zródłowym wglądom Freuda
odmianach, stanowi swoistą terapię skierowaną na tę  terapeutyczną orientację kultury
współczesnej. Zamiast mglistych ideałów proponuje najdalej posunięty realizm: w wersji
Lacanowskiej jest to, jeśli można tak powiedzieć, realizm realnego, biorący pod uwagę pewien
nieredukowalny wymiar człowieczeństwa, który na zawsze naznacza nas skazą, brakiem, wiecznym
dążeniem, będącym jednak ostatecznym fundamentem naszego ludzkiego bytu. Psychoanaliza
zamiast uczyć, jak być szczęśliwym, pokazuje, jak zmienić swoją podmiotową pozycję wobec tego
istotowego naznaczenia naszego bytu nieodłączną skazą i jak nauczyć się nie tyle z nią żyć, co jej
używać, wykorzystywać w sposób konstruktywny to, czego nie sposób się pozbyć, ponieważ
stanowi to o nas samych jako takich:  savoir y faire avec son symptme, c'est la fin de l'analyse ,
jak mawiał pózny Lacan. Często przywoływany w kontekstach psychoanalizy lacanowskiej termin
 etyka realnego byłby właśnie takim ustosunkowaniem się do własnej egzystencji: etyką odwagi
przyjęcia brzemienia i wytrwania w nim: identyfikacji ze swoim symptomem.
Jednak współczesna kultura niesie ze sobą niestety również czysto negatywne nauki dla
psychoanalizy: uwielbienie prędkości i natychmiastowego efektu, taniej produkcji i wyprzedaży.
Praktycy psychoanalizy, przyzwyczajeni niegdyś do kilkuletniego procesu talking cure, za który
kazali dość słono płacić swoim pacjentom, coraz częściej, by sprostać klienteli spoglądającej
jednym okiem na rzekomo efektywne i prawie natychmiastowe terapie farmakologiczne (a przy
okazji kątem oka także na swój portfel), próbują dostosować psychoanalizę do tych wymogów w
postaci tzw. analiz krótkoterminowych, mających na celu efekty bardziej dorazne, nie zaś, jak uczył
Freud, gruntowną zmianę w patrzeniu na swoją przeszłość i zmianę pozycji wobec swojego
symptomu. Ten pragmatyzm części dzisiejszej psychoanalizy, w połączeniu z batalią, jaka trwa od
kilku dekad, w której scjentystycznie zorientowany establishment medyczny dąży do dyskredytacji
psychoanalizy jako pełnoprawnej formy leczenia i zepchnięcia jej na pozycje  medycyny
alternatywnej , jeśli nie szarlatanerii, nie wróży psychoanalizie dobrej passy. Biorąc pod uwagę
dzisiejsze rozprzestrzenienie się i popularność środków farmaceutycznych, zwłaszcza z grupy SSRI
(Prozac itp.), można przewidywać, że leczenie analityczne zostanie bez reszty zdominowane i
wyparte przez tańsze, szybciej działające terapie pozwalające zabieganemu człowiekowi łatwiej,
szybciej i sprawniej realizować pogoń za  szczęściem , nie zaś angażować się w długotrwałe i
męczące egzystencjalne przekształcenie podmiotu. W tym sensie śmierć psychoanalizy byłaby
jedną z oznak faktycznie dokonującej się śmierci kultury. Wypada zatem rzec, że póty żyje nasza
kultura, póki żyje psychoanaliza. Oby jak najdłużej.
Również w sensie negatywnym psychoanaliza uczy się, obserwując współczesną kulturę,
dostrzegać kolejne symptomy. Tam, gdzie kultura obwieszcza swoje emancypacyjne zwycięstwo,
tam psychoanaliza wietrzy kolejny triumf symptomu kultury: w równouprawnieniu, które
doprowadza do nie mniejszej ilości konfliktów i cierpienia, niż niegdysiejsza, ze wszech miar
godna potępienia, męska dominacja; w dzisiejszym hedonizmie i kompulsywnym poszukiwaniu
przyjemności, które jest niczym innym jak nakazem terroryzującego nas nad-ja wołającego z
wyżyn:  Rozkoszuj się! ; w coraz to nowych obszarach stanowiących rezerwuary środków dla
zachowań nerwicowych (media, telekomunikacja, nachalność reklamy). Lekcją psychoanalizy
byłoby w tym miejscu twierdzenie, że nie sposób tu wygrać  można jedynie bardziej lub mniej
dotkliwie ponieść porażkę.
Jako część współczesnej kultury psychoanaliza odbiera od niej zatem rozmaite  nauki : uczy się
podejrzliwie patrzeć na jej zjawiska, ale i doznaje negatywnego wpływu kultury w jej coraz mniej
wysokim, a coraz bardziej urynkowionym i utowarowionym wydaniu. Myśl i praktyka
psychoanalityczna powinna zatem, nie zamykając się w wieży z kości słoniowej, co nigdy nie było
ani jej domeną, ani nie było możliwe ze względu na samą specyfikę psychoanalizy, dbać o swoją
własną tożsamość i bronić, choć nie w ślepym dogmatyzmie, swoich podstawowych wglądów i
przekonań. Tylko wtedy może się uchronić przed już od dawna i ją dotykającą grozbą
przekształcenia jej w towar na rynku idei i terapii.
* Maciej Kropiwnicki  filozof i tłumacz, absolwent filozofii UWr., doktorant w Instytucie
Filozofii UWr., studiował również filozofię i psychoanalizę na Universit Paris VIII Vincennes-
Saint Denis. Zajmuje się współczesną filozofią podmiotu, zwłaszcza o inspiracjach
psychoanalitycznych, i jej implikacjami dla etyki i filozofii społeczno-politycznej. Tłumacz
artykułów i książek m.in. Jacques a RanciŁre a, Slavoja %7ńi~ka, Mladena Dolara, Theodora W.
Adorno, Alasdaira MacIntyre a. Publikował m.in. w  Kronosie ,  Er(r)go ,  Odrze ,  Le Monde
diplomatique  edycja polska . Członek Klubu  Krytyki Politycznej we Wrocławiu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
depresja stres płeć psychologiczna
Psychologia 27 11 2012
niezbednik wychowawcy, pedagoga i psychologa 08 4 (1)
7) Współczesne koncepcje tragizmu i tragiczności
BOSSA Psychologia rynku
Psychologia społeczna WYKŁAD 13
Wsparcie psychologiczne osób z trudnościami na rynku pracy przewodnik
Opinie uczniów gimnazjów na temat dostępności do nielegalnych substancji psychoaktywnych i przyczyn
Psychologiczne problemy dzieci wychowujących się w rodzinach z problemem alkoholowym aktualny stan

więcej podobnych podstron