Slavoj Žiżek Marzenia na podsłuchu


Marzenia na podsłuchu
Slavoj %7Å„i~ek
Życie na podsłuchu" Floriana Henckela von Donnersmarcka często porównuje się do "Good
bye Lenin!" Wolfganga Beckera - z korzyścią dla tego pierwszego filmu. Wygłaszana przy tej
okazji teza brzmi, że "Życie na podsłuchu" stanowi niezbędną korektę dla "Good bye Lenin!"
z jego sentymentalną Ostalgie, ponieważ pokazuje, iż terror Stasi przenikał wszystkie
zakamarki prywatnego życia. Ale czy rzeczywiście tak jest?
Przy uważniejszym spojrzeniu dostrzeżemy, że z filmu von Donnersmarcka wyłania się
niemal odwrotny obraz. Jak to często bywa z dziełami przedstawiającymi surowość
komunistycznych reżimów, "Życie na podsłuchu", próbując pokazać całą grozę sytuacji,
usuwa ją tak naprawdę z pola widzenia. W jaki sposób? Po pierwsze, motorem wydarzeń w
filmie jest skorumpowany minister kultury, który chce się pozbyć czołowego NRD-owskiego
dramaturga Georga Dreymana - szczerze oddanego systemowi komunistycznemu,
osobistego znajomego najwyższych władz państwowych (dowiadujemy się, że Margot
Honnecker, żona szefa partii, dała mu znajdującą się na indeksie książkę Sołżenicyna) - by
móc bez przeszkód romansować z jego partnerką, aktorką Christą--Marią. Tym samym
horror wpisany w samÄ… strukturÄ™ systemu zostaje przeniesiony w sferÄ™ osobistego kaprysu -
ginie z oczu ta oto prawda, że nawet gdyby minister nie był człowiekiem zdemoralizowanym i
gdyby urzędy publiczne pełnili sami ideowi i oddani sprawie ludzie, system byłby nie mniej
przerażający.
Pisarz, któremu minister chce odebrać kobietę, jest postacią wyidealizowaną w odwrotny
sposób: skoro to taki znakomity dramaturg i uczciwy człowiek, to dlaczego nie wszedł w
konflikt z reżimem znacznie wcześniej? Dlaczego reżim nie uważał go za choć odrobinę
kłopotliwego, tolerując jego wybryki ze względu na jego międzynarodową sławę - jak to było
ze wszystkimi znanymi NRD-owskimi pisarzami od Bertolta Brechta przez Heinera Müllera
po Christę Wolf? Za komunizmu obowiązywała taka oto żartobliwa reguła: z trzech
poniższych elementów, a mianowicie uczciwości, poparcia dla reżimu i inteligencji, tylko dwa
mogą ze sobą współwystępować u jednego człowieka. Człowiek uczciwy, który popierał
reżim, nie mógł być zbyt inteligentny, a człowiek uczciwy i inteligentny nie popierał reżimu.
Problem z Dreymanem jest taki, że łączy on w sobie wszystkie trzy elementy. Akcja filmu
rozgrywa się w 1984 roku - gdzie zatem był Dreyman wcześniej, kiedy NRD-owski reżim nie
pozwolił Wolfowi Biermannowi wrócić z wycieczki do Niemiec Zachodnich, a cała elita
podpisała list protestacyjny w tej sprawie?
Po drugie, podczas bankietu na poczÄ…tku filmu ministra agresywnie atakuje dysydent i nie
ponosi żadnych konsekwencji - czy reżim pozwalający na takie rzeczy naprawdę był aż tak
straszny? Wreszcie w opowieści pojawia się dziwny wątek: na przekór faktografii (we
wszystkich znanych przypadkach szpiegowania małżonków agentem był mąż) to Christa-
Maria załamuje się i donosi na męża, co pózniej doprowadza do tego, że wybiega z
mieszkania wprost pod koła ciężarówki, popełniając samobójstwo. Czy ta historyczna
nieścisłość nie świadczy o tym, że film ma utajony podtekst homoseksualny? Nie ulega
wątpliwości, że bohater filmu Gerd Wiesler, oficer Stasi, którego zadaniem jest zakładanie
pluskiew i podsłuchiwanie inwigilowanej pary, odczuwa libidinalny pociąg do Dreymana i ma
obsesję na jego tle - i właśnie to emocjonalne zaangażowanie sprawia, że z czasem zaczyna
pomagać Dreymanowi. Po upadku NRD Dreyman uzyskuje dostęp do swoich teczek i
wszystkiego się dowiaduje. Odwzajemnia miłosne zainteresowanie, do tego stopnia, że
śledzi Wieslera, który pracuje teraz jako zwykły listonosz. Sytuacja ulega odwróceniu:
inwigilowany staje się inwigilującym. W ostatniej scenie filmu Wiesler idzie do księgarni
(oczywiście do słynnej Karl-Marx-Buchhandlung przy dawnej alei Stalina), kupuje powieść
pisarza zatytułowaną "Sonata dla uczciwego człowieka" i widzi, że jest dedykowana jemu. A
zatem, że pozwolę sobie na trochę okrutną ironię, finał "Życia na podsłuchu" przypomina
słynne zakończenie "Casablanki". To przysłowiowy "początek pięknej przyjazni" między
Dreymanem i Wieslerem, przy czym przeszkoda w postaci kobiety sama usunęła się z drogi
- iście Chrystusowy gest ofiarny (nic dziwnego, że bohaterka ma na imię Christa-Maria!).
W odróżnieniu od tej idylli za parawanem lekkiej, nostalgicznej komedii w "Good bye Lenin!"
kryje się znacznie bardziej dramatyczna rzeczywistość (zasygnalizowana na samym
początku przez brutalną ingerencję Stasi w życie rodziny, po tym jak mąż uciekł na Zachód).
Wymowa filmu jest znacznie ostrzejsza: heroiczny opór przeciwko NRD-owskiemu reżimowi
był na dłuższą metę nie do utrzymania, jedynym sposobem na przeżycie była ucieczka w
obłęd, oderwanie się od rzeczywistości.
Nie znaczy to oczywiście, że filmowi "Good bye Lenin!" nie można nic zarzucić. Użyteczne
może być tutaj porównanie z innym politycznym thrillerem z ostatnich lat: "Tancerzem"
Johna Malkovicha. W obu filmach przemoc jest ujęta w ramy miłości: syna do matki ("Good
bye Lenin!") i mężczyzny do kobiety ("Tancerz"). W obu przypadkach funkcja miłości jest
stricte ideologiczna: miłość mistyfikuje, a zatem oswaja - czyni znośną - rzeczywistość
brutalnej, traumatycznej przemocy - przemocy NRD-owskiego reżimu komunistycznego, jak
również przemocy związanej z jego upadkiem i przejęciem NRD przez Zachód ("Good bye
Lenin!") oraz przemocy bezlitosnego rewolucyjnego terroru Åšwietlistego Szlaku ("Tancerz").
Oba filmy mierzą się z niedawną "radykalną" przeszłością polityczną, ale pierwszy z nich był
hitem kasowym, a drugi poniósł finansową klapę.
"Good bye Lenin!" opowiada historię człowieka, którego matka, szczera zwolenniczka
komunistycznego państwa, doznała ataku serca w dniu demonstracji, które towarzyszyły
obchodom 40-lecia NRD w 1991 roku. Przeżyła, ale lekarz ostrzegł syna, że wszelkie
traumatyczne przeżycia mogą się skończyć śmiercią matki. Z pomocą całej kamienicy syn
wystawia dla matki, zamkniętej w mieszkaniu, spektakl będący kontynuacją NRD: co wieczór
puszczają w telewizji nagrane wiadomości ukazujące zmyślony ciąg dalszy NRD-owskiej
historii. Tutaj tkwi klucz do podstawowej kwestii politycznej, którą nie jest dosyć nudny temat
Ostalgie, lecz pytanie: czy to marzenie o "alternatywnej NRD" nie było przypadkiem
wrośnięte w samą NRD? Kiedy w ostatnich fikcyjnych wiadomościach telewizyjnych nowy
przywódca państwa (którego odgrywa pierwszy NRD-owski kosmonauta) postanawia
otworzyć granice, by pozwolić obywatelom RFN uciec przed konsumerystycznym
terroryzmem, przed beznadziejnym życiem pełnym konfliktu i rasizmu, staje się oczywiste,
że potrzeba takiej właśnie utopijnej ucieczki jest rzeczywista. Brutalnie mówiąc, podczas gdy
Ostalgie jest zjawiskiem powszechnym w dzisiejszych Niemczech, nie wywołuje żadnych
problemów etycznych, nie sposób sobie wyobrazić (przynajmniej na razie) publicznej
Nazinostalgii - nakręcenia filmu "Good bye Hitler!" zamiast "Good bye Lenin!" Czy to nie
dowodzi, że przy wszystkich słabościach i wypaczeniach tego ustroju wciąż mamy w
świadomości emancypacyjny potencjał komunizmu, którego boleśnie brakowało w
faszyzmie? Quasi-metafizycznÄ… epifaniÄ™ pod koniec filmu (kiedy matka podczas pierwszego
spaceru znajduje siÄ™ twarzÄ… w twarz z podwieszonym do helikoptera pomnikiem Lenina,
którego wyciągnięta dłoń wydaje się skierowana do niej) należy zatem potraktować
poważniej, niżby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać.
Słaby punkt tego filmu (podobnie jak dzieła "Życie jest piękne" Benigniego) polega na tym,
że lansuje on etykę ochrony własnych złudzeń: manipuluje grozbą kolejnego zawału serca
jako narzędziem szantażu, który ma nas zmusić do uznania ochrony czyichś fantazji za
najwyższy obowiązek moralny. Czy zatem "Good bye Lenin!" nie udziela zaskakującego
wsparcia tezie Leo Straussa o potrzebie "szlachetnego kłamstwa"? Czy emancypacyjny
potencjał komunizmu istotnie jest tylko "szlachetnym kłamstwem", które trzeba pokazywać
na scenie naiwnym wyznawcom, kłamstwem, które maskuje bezlitosną przemoc ustroju
komunistycznego? Matka jest "tą, która wierzy", a inni podtrzymują w niej wiarę. (Paradoks
polega na tym, że z reguły to matka ma chronić dzieci przed okrutną rzeczywistością). Czy w
"Good bye Lenin!" matka nie jest osobą, która ustanawia prawo w imieniu (nieobecnego)
ojca? A zatem, ponieważ wedle Lacana tu właśnie kryje się geneza męskiego
homoseksualizmu, prawdziwe pytanie brzmi: dlaczego bohater filmu nie jest gejem, choć
powinien nim być?
W przeciwieństwie do "Good bye Lenin!" film "Tancerz" nie dostrzega zbawczego potencjału
w figurze Zła, którą jest dziwnie zafascynowany. Dzieło to należy raczej odczytywać jako
kolejną wersję Conradowskiej podróży do "jądra ciemności", uosabianego tutaj przez
okrucieństwo i bezwzględność ruchu Świetlisty Szlak, który, jak słyszymy, nie okazywał
zbytniego zainteresowania pozyskaniem opinii publicznej dla swojego programu
ideologicznego, lecz po prostu realizował swoje zbrodnicze cele. Rejas, policyjny "uczciwy
liberał" i główny bohater filmu, musi wybierać między skorumpowaną władzą i absolutnym
Złem Rewolucji. Jest to rozdarcie między formą i treścią: Rejas popiera formę istniejącego
ustroju demokratycznego. Chociaż ma krytyczny stosunek do jego obecnej treści
(skorumpowany prezydent-gwałciciel itd.), odrzuca rewolucyjne "wyjście" z tej formy, "ufny
skok" w nieludzki wymiar.
Film zmaga się jednak z podwójną enigmą: największą tajemnicą nie jest "radykalne Zło"
terroru, lecz zagadka przedmiotu miłości Rejasa: jak to możliwe, by wykształcona, piękna,
pochodząca z mieszczańskiej rodziny tancerka baletowa była "fanatyczną" członkinią
Świetlistego Szlaku? Dlaczego Yolanda na końcu całkowicie odrzuca Rejasa? Jak
wytłumaczyć przepaść, która oddziela tę wrażliwą i piękną kobietę od fanatycznej i
bezwzględnej rewolucjonistki z końcowych partii filmu? Chciałoby się powiedzieć, że na tym
polega fundamentalna głupota tego filmu (i powieści, na której jest oparty): reklamowany
jako próba "zrozumienia" zjawiska Świetlistego Szlaku, jest on w istocie barierą
uniemożliwiającą zrozumienie, próbą utrwalenia "enigmy", przed którą staje. "Tancerz", który
chce uchodzić za produkcję antyhollywoodzką, w gruncie rzeczy opiera się na sprawdzonej
hollywoodzkiej formule "kochajÄ… siÄ™, ale natrafiajÄ… na przeszkody".
Jaki płynie z tego morał? Anna Achmatowa opowiada o tym, co się stało, kiedy w apogeum
stalinowskich czystek stała w długiej kolejce przed leningradzkim więzieniem, by dowiedzieć
się o losy swego aresztowanego syna Lwa: "Któregoś dnia ktoś mnie rozpoznał. Stała za
mną młoda kobieta, z ustami sinymi z zimna, która oczywiście nigdy wcześniej nie słyszała,
żeby ktoś wywoływał mnie po nazwisku. Wyrwała się z odrętwienia, w którym wszyscy
tkwiliśmy i spytała mnie szeptem (wszyscy mówili tam szeptem): >>Opisze to pani?<<.
Odpowiedziałam jej: >>Opiszę<<. Po tym, co kiedyś było jej twarzą, przemknęło coś na
kształt uśmiechu".
Morał jest taki, że nadal czekamy na film, który dostarczy takiego "opisu" NRD-owskiego
terroru, na film, który pokaże Stasi tak, jak Warłam Szałamow w swoich niedoścignionych
"Opowiadaniach kołymskich" pokazał Gułag.
przeł . Tomasz Bieroń


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Adam Lange Podryw Na Podsłuchu
Szczęście na podsłuchu
Zizek Slavoj Lenin zastrzelony na Dworcu Finlandzkim Spowiedz zatwardziałego leninisty
Na Ostrzu 3;GoniÄ…c Marzenia The Cutting Edge 3; Chasing the Dream (2008) Napisy PL
Zizek Slavoj Tybet w więzieniu marzeń
Zizek Slavoj Witajcie na pustyni rzeczywistosci

więcej podobnych podstron