Co Przynosi Mrok? by MattRix
Co przynosi
MrokAutor : MattRixHTML :
Argail Już od rana myśli
wszystkich biegły szybciej niż wskazówki zegarów. Jednym czas dłużył się w
oczekiwaniu, innym biegł szybciej. Jakkolwiek by na nich nie patrzeć, zbliżali
się do nieuniknionego. Kiedy pierwsze promienie zostały schwytanie przez
Księżyc, ci którzy mogli przerwali swoje zajęcia i zaczęli wpatrywać się w
widowisko na niebie. Telefony były wyłączone lub
przełączone na automatyczne sekretarki, ale i tak milczały jak zaklęte.
Ptaki już dawno schowały się w bezpiecznych miejscach,
jakby przeczuwając coś niedobrego. Lasy, jeziora, rzeki i morze zamilkły.
Ostatnie nieśmiałe dźwięki milkły skarcone coraz
mroczniejszą ciszą. Nawet ogród zoologiczny jakby
przestał istnieć. Zwierzęta milcząc czym prędzej schroniły się w swoich
zagrodach. Pewien problem pojawił się, gdy prawie dwadzieścia małp chciało
jednocześnie wejść do swojego pomieszczenia. Lecz nawet one, choć zdenerwowane,
nie wydały z siebie żadnego dźwięku, popędzając się nawzajem w milczeniu.
Tymczasem Księżyc, niczym czarny jeździec Apokalipsy
sunął po niebie, pochłaniając łapczywie Słońce. Cień padł
na Ziemię. Czarownik w niewielkiej wiosce na skraju
pustyni modlił się żarliwie do bóstwa, aby wybaczyła ludziom grzechy i nie
gasiła życiodajnego Słońca. Dymiąca Etna wstrzymała swój
gorejący oddech, jakby wpatrzona w coraz ciemniejsze niebo.
Z Placu Świętego Piotra zniknęły gołębie, wiatr nieśmiało
omiatał zakamarki. Olimp zdawał się ukazywać swą boskość,
lecz Księżyc skarcił go swym cieniem. Snajper na ulicach
Groznego kątem oka ujrzał nadchodzącą cień i w myśli wypowiedział krótką
modlitwę. Lecz idąca za cieniem ciemność sprawiła, że odłożył broń i ukrywszy
twarz w brudnych dłoniach bezgłośnie prosił o wybaczenie.
Słońce, choć nie mogło wydać żadnego dźwięku, sprawiało wrażenie, jakby
krzyczało z bólu. Księżyc nic sobie z tego nie robiąc,
deptał swą tarczą lśniącego giganta. Teraz przyszła pora
zemsty za codzienną pogoń po nieboskłonie, za potyczki o świcie i te przegrane
poranki, gdy musiał umykać przed wszechobecnymi promieniami.
Teraz to on był Panem Nieba, to jego gwiazdy zapłoną
ukazując potęgę mroku. Życie wstrzymało oddech.
Śmierć otworzyła mroczne wrota i zstąpiła na Ziemię.
Rozejrzała się dookoła i uśmiech zagościł na jej bladej twarzy. "To mi
wystarczy." - pomyślała i ruszyła przed siebie, kryjąc się w chłodnej ciemności.
Jej szata spływała wokół jej postaci, załamując się przy każdym ruchu.
Słońce umierało. Księżyc
pochłaniał właśnie ostatni kawałek światłości. Zatrzymał
się triumfalnie patrząc na Ziemię pogrążoną w mroku. Gwiazdy zapłonęły tłamsząc
słabą i nieporadną koronę. Śmierć rozłożyła ramiona. Strach, cisza i czerń
oblepiały ją niczym pajęczyna. A ona pochłaniała to wszystko jak życiodajny
eliksir. Czarownik jako jedyny z wioski patrzył na walkę
rozgrywającą się na niebie. Inni schronili się w swych domach, jakby mogły one
dać im schronienie przed tym czego obawiali się najbardziej.
Snajper zaczął łkać. Czekał na swój koniec.
Samochody zatrzymały się, światła na skrzyżowaniach
przestały funkcjonować. Ludzie stali wpatrzeni w niebo.
Usta wieli z nich były otwarte z przerażenia, zaskoczenia lub zwykłej
fascynacji. Ci, których ciemność ominęła, byli przez nią
przyciągani poprzez monitory komputerów. Wołała do nich oplatając ich mrokiem
dzięki światowej sieci internetowej. Czarownik modlił się
z coraz większą gorliwością. Słowa nie były w stanie wydostać się z jego gardła,
lecz myśli zdawały się być jasne. Zacisnął powieki, aż łzy zalały jego twarz. I
wtedy poczuł na niej ciepło. Nieśmiałe lecz coraz intensywniejsze. Nie był
pewien czy to co czuje jest prawdziwe czy może mrok bawi się jego strachem.
Gwiazdy zaczęły blednąć, cofając się w mrok z wyraźnym
ociąganiem. Księżyc zachwiał się w swym majestacie, a Słońce zaczęło spychać go
ze swej drogi. Mrok i cień walczyli wspólnie z jasnością, lecz ta była coraz
silniejsza. Korona zaczęła znowu jaśnieć. Chwyciła swymi promieniami czarny
płaszcz swego rywala i paląc go swym ciepłem powoli lecz stanowczo i
nieubłaganie spychała go z nieba. Śmierć spojrzała na pas
jasności zmierzający wprost na nią. Gdy był już blisko, wyciągnęła rękę. Światło
smagnęło jej palce, lecz nie cofnęła się. Zdziwione ruszyło wzdłuż jej dłoni
paląc ją swym żarem. Zdawało się połykać jej postać, lecz ona trwała w miejscu.
Czarownik był już pewien, że to co czuł na twarzy to nie
ułuda. Otworzył szeroko oczy. Przez ułamek sekundy, który dla niego stał się
wiecznością, widział jak Słońce znowu zajmuje swoje miejsce na niebie, a Księżyc
pokonany usuwa się w światłość. Lecz już po chwili nie widział swego boga. Czuł
jego obecność, lecz czerń niedawnego najeźdźcy zadała mu jeszcze jeden ostatni
cios. Nie mając sił na walkę z potęgą światła, zemściła się na Czarowniku,
pogrążając go w mroku na zawsze. Ciemność nadeszła z bólem i łzami. I tylko
ciepło oplatało jego twarz i niewidzące puste oczy.
Gołębie nieśmiało wychylały się z zakamarków Placu Świętego Piotra.
Lasy, jeziora, rzeki i morza odzyskały swój szum i gwar.
Ludzie powoli wsiadali do swoich samochodów. Co bardziej
niecierpliwsi trąbili na tych przed sobą, pokrzykując coś niezrozumiale.
Światło wróciło witając Ziemię. Swym ciepłem uspokajało
zwierzęta i otwierało pąki kwiatów. "To było wspaniałe." - mówili ludzie.
Telefony zaczęły dzwonić.
Gdzieniegdzie niewielki deszcz zmył ostatni cienia z nieba, ukazując nieśmiałą
tęczę. Nawet powietrze zdawało się cieszyć z powrotu Słońca.
I wydawało się, że wszystko wróciło do normy.
Tylko snajper na ulicach Groznego płakał cicho, odsuwając
od siebie karabin. Śmierć stała w pełnym świetle, patrząc
na Słońce nie mrużąc martwych oczu. Było jej obojętne czy to mrok czy światło
będą jej towarzyszyć w wędrówce po Ziemi. Jej dotyk, oddech, wzrok zabijał bez
względu na wszystko. Znowu uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie.
Stanęła przy ciągle łkającym snajperze. Wzięła do jednej
ręki jego karabin i przyglądała mu się przez chwilę. Mężczyzna zauważył jej
obecność i spojrzał na nią wzrokiem pełnym łez. Śmierć wyciągnęła do niego drugą
rękę. Dotknęła jego głowy. Mężczyzna osunął się. Śmierć odrzuciła broń.
Odwróciła się i bezszelestnie ruszyła przed siebie.
KoniecMattRixGdynia, 10
sierpnia 1999
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
DRAKEMOR część II by MattRixDRAKEMOR część I by MattRixPRZEPOWIEDNIA część III by MattRixKOSZMARNE PRZEBUDZENIE część II by MattRix1 3 m2 L5 Co to znaczy by dobrym kolegKOSZMARNE PRZEBUDZENIE część IV by MattRixKOSZMARNE PRZEBUDZENIE część I by MattRixKOSZMARNE PRZEBUDZENIE część III by MattRixINWAZJA by MattRixMISJA by MattRixKIM JEST ŚMIERĆ by MattRixPRZEPOWIEDNIA część II by MattRixDRAKEMOR część III by MattRixANIOŁOWIE by MattRixHOLOGRAM INY by MattRixwięcej podobnych podstron