Ebook Nasza Ksiegarnia Koniec Wiosny W Lanckoronie


AGNIESZKA BAOTNICKA
Wydawnictwo
Nasza Księgarnia
This edition b copyright by Wydawnictwo TNasza KsięgarniaR,
Warszawa 2011
Text b copyright by Agnieszka BÅ‚otnicka, 2011
by arrangement with Syndykat Autorów
Projekt okładki: Krzysztof Kibart
Zdjęcie na okładce: b Jokerproproduction|Dreamstime.com
Projekt lakieru: Marta Weronika Żurawska-Zaręba
Rozdział 1
Trzęsienie ziemi
Zatrzymałam samochód przed wej ciem do restauracji.
Zahamowałam z takim impetem, :e dwóch przechodniów
z lękiem spojrzało w moją stronę. Sama się przestraszyłam.
TCo się ze mną dzieje?R. Zacisnęłam dłonie na kierownicy.
Upłynęło dobrych kilka minut, nim ruszyłam z miejsca.
Gdy przekraczałam próg, marzyłam tylko o jednym
by znale ć stolik w najbardziej ustronnym miejscu, gdzie
ukryję się ze swoim psychicznym rozkawałkowaniem
i gdzie spróbuję zło:yć do kupy tę gar ć skorupek, jaką
się czułam. Najlepiej znika się w samotno ci, ale w miesz-
kaniu z pewno cią padłabym na łó:ko i zaniosła się spa-
zmatycznym szlochem. Na spektakularnÄ… rozpacz zawsze
znajdę czas postanowiłam zostawić ją na potem.
Restauracja stanowiła idealne miejsce na chwilowe wy-
tchnienie, oczywi cie pod warunkiem :e :adnemu z go ci
nie przyjdzie do głowy wbić we mnie w cibskiego spojrze-
5
nia. Twarze, z których mo:na było wyczytać tragikomiczną
historię, takie jak moja teraz, zawsze przyciągały uwagę.
Znalazłam miejsce przy oknie, w najdalszym kącie
sali. Od sąsiedniego stolika oddzielała mnie potę:na do-
nica z jakim zielonym wiechciem cicha ostoja bezpie-
czeństwa. Rozwa:ałam przez chwilę, czy nie podej ć do
baru i nie wy:alić się barmanowi, ale zrezygnowałam.
Po pierwsze, za barem stała smutna kobieta, która n ak
nie przypominała :yczliwego spowiednika, a po drugie,
takie zwierzenia zaanektowali dla siebie zdołowani face-
ci opisy ich smętnie zwieszonych nad setką wódki głów
i kon dencjonalne mruczenie odnotowano w tonach li-
teratury i zarejestrowano na kilometrach ta my lmowej.
Psychiczny ekshibicjonizm panów był usprawiedliwiony,
mój nie.
Zerknęłam w menu, czujÄ…c siÄ™ jak posÄ…g z papier-mâ-
ché, symbol uchwyconej w biegu codzienno ci: TKobie-
ta z jadłospisemR. Czy w kartach restauracyjnych nie po-
winny znajdować się jakie krzepiące zdania, wrzucone
od niechcenia pomiędzy królika w burakach a halibuta na
gorÄ…cych prawdziwkach? Co w stylu: TNie martw siÄ™, ju-
tro będzie gorzejR, TNie ty jedna, nie ostatnia, a je ć trze-
baR, TGłowa do góry, bo je li ju: doczołgała się do naszej
restauracji, to chyba nie jest a: tak leR?
Nie mogłam sobie przypomnieć, od czego się wszyst-
ko zaczęło. Jak doszło do tego, :e siedziałam teraz w tej
niewielkiej, gustownej restauracyjce na Mokotowie i za
6
wszelką cenę próbowałam wziąć się w gar ć? Byłam pew-
na, :e pierwsze sygnały nadchodzącej katastrofy musia-
ły pojawić się znacznie wcze niej. Niestety tylko nieliczne
dopuszczamy do wiadomo ci. Zazwyczaj docierajÄ… do nas
wtedy, kiedy ju: za pó no na jakikolwiek ruch i pozostaje
jedynie rozpaczliwe chwytanie haustów powietrza. Zresz-
tą aby odczytać wła ciwie wszystkie te sygnały, musiała-
bym przeanalizować tysiące faktów przesłanek gestów,
min, słów oraz przemilczeń. Mo:e nawet stworzyłabym
z tych elementów zgrabny emocjonalny landszaft, ale ja-
ko dzieło ra:ące dosłowno cią i tak wylądowałoby w mie-
ciach. Rzetelno ć stanowiła poza tym ostatnią rzecz, na
jaką miałam w tej chwili ochotę. Mogłam jedynie skupić
siÄ™ na najbardziej wyrazistych znakach.
W restauracji panował spokój. Szum cichych rozmów
wypełniał przestrzeń, poruszany wiatrem lufcik miarowo
uderzał o framugę, a przez szerokie witryny wpadały smugi
:ywego wiosennego słońca. Trzymałam kartę jak koło ra-
tunkowe, wiedząc, :e dopóki ją dzier:ę, kelnerka nie naru-
szy mojego terytorium. Kamienie nie składają zamówień.
Wieczorny powrót z Konstancina. To wtedy po raz
pierwszy poczułam, :e co jest nie tak.
Wycieraczki pracowicie rozb ały stru:ki wody spły-
wające po przedniej szybie samochodu, czarny asfalt l nił
w wietle re ektorów. Wydawało mi się, :e jest wietnie.
Deszcz szumiał, z radia sączyła się muzyka, a tu: obok
siedział facet, o jakim marzyło wiele kobiet. Bo taki mę-
7
ski, taki seksy, trochę nawet drań. Damskiej zawi ci towa-
rzyszyła lekka irytacja, :e wybrał akurat mnie kobietę
z nadwagą. Zupełnie niezrozumiała sytuacja. Niepoko-
jąca. Jak fałszowanie młodzika z mutacją na o cjalnym
występie chóru. No bo jak to? Przecie: mę:czy ni uwiel-
biają tylko poręczne kobiety. Lekkie i wygodne jak nese-
serki, z którymi mo:na gładko wcisnąć się do zapchanego
wagonu metra, pomajtać sobie nimi od niechcenia, pogła-
dzić je i otworzyć jednym ruchem ręki. To oczywiste, :e
:aden nie chciałby się pchać przez :ycie z wielką pękatą
walizą. Jeszcze kilka miesięcy temu stanowiłam :ywe za-
przeczenie tego poglądu i dowód na to, :e mę:czyzna jest
istotą bardziej skomplikowaną, ni:by się zdawało. Mo:e
nie ka:dy, ale ten na pewno. Teraz moja pewno ć gdzie
się ulotniła. Jakich szukałam znaków? Przecie: wszystko
było oczywiste. Po prostu nie mie ciłam się w dłoni.
Podać co do picia? usłyszałam głos kelnerki.
Tak, cappuccino.
Dziewczyna kiwnęła głową i odeszła w stronę baru.
Natrętne pytania znowu zawisły nade mną jak chmura
komarów. TCzy:bym co przeoczyła? Kiedy zaszła w nim
zmiana? Gdzie szukać przyczyny tego, co się stało? A mo-
:e tu nie chodziło o moją niewymiarowo ć? Dlaczego
przyszła mi do głowy ta droga z Konstancina?R. Zaczn -
my jeszcze raz.
~
8
Wycieraczki pracowicie rozb ały stru:ki wody spływa-
jÄ…ce po przedniej szybie samochodu, czarny asfalt drogi
l nił w wietle re ektorów. Wydawało mi się, :e jest wiet-
nie. Spędzili my dwa dni w eleganckiej rezydencji Wojtka
Grosza zdolnego, zamo:nego architekta, który po pięt-
nastoletnim pobycie w Australii wrócił do Polski z głową
pełną pomysłów i z planami rozmaitych inwestycji bu-
dowlanych. Żona Monika, efektowna prawniczka z tem-
peramentem, podtrzymywała jego zapał rzeczowymi, fa-
chowymi poradami oraz dbała o dobre kontakty z lud mi
z krajowej socjety. Oboje sprawiali wra:enie sprawnie
działającej maszynki. Mieli przy tym entuzjazm i wdzięk
ludzi z prawdziwÄ… pasjÄ…. Spodobali mi siÄ™ byli towarzy-
scy, bezpo redni, bardzo austral scy.
Kiedy Filip zatrzymał samochód przed bramą ogro-
dzenia, Monika Grosz niemal od razu pojawiła się
w drzwiach domu w stylu polskiego dworku. Patrzyłam
na zgrabnÄ…, bardzo Å‚adnÄ… brunetkÄ™ idÄ…cÄ… :wirowÄ… alejkÄ…,
by nas powitać, i nie mogłam pojąć, jakim cudem jej no-
gi obute w złotawe szpilki nie wyginają się na nierównej
nawierzchni. Widocznie szczupłe kobiety sukcesu nawet
podło:e umiały skłonić do posłuchu.
Cudnie, :e jeste cie, ju: otwieram! zawołała weso-
ło, otwierając metalowe skrzydła secesyjnej bramy.
Filip wjechał na :wirowy dziedziniec z kolorowym
kwietnym klombem po rodku, a następnie zatrzymał sa-
9
mochód w niewielkiej zatoczce parkingowej. Przed wyj-
ciem spojrzał na mnie z u miechem.
Åšwietna babka, nie? Spodoba ci siÄ™, jest inteligentna,
tylko uwa:aj, gada jak najęta. To powiedziawszy, wyko-
nał palcami ruch imitujący mówienie.
Monika zamknęła bramę wjazdową i podeszła do nas
z serdecznym u miechem. Filipa znała od dawna, mnie zo-
baczyła po raz pierwszy. W jej pogodnych oczach zauwa:y-
łam lekkie zdziwienie. Filip nie przywiózł :adnej smukłej
laski, tylko prawdziwą bujno ć. Nie miałam jej tego za złe.
Byłam przyzwyczajona, :e moja obecno ć u boku interesu-
jÄ…cego mÄ™:czyzny wzbudza mieszane uczucia. Je li wywra-
casz schemat na lewÄ… stronÄ™, zawsze licz siÄ™ z jakimi kosz-
tami. Zaskoczenie Moniki trwało zresztą ułamek sekundy
w końcu była wiatową kobietą perfekcyjnie panującą nad
mimiką i niewiele mogło ją zdziwić.
Wojtek Grosz okazał się przystojnym blondynem o po-
godnej twarzy. W wytartych d:insach i wy wiechtanej ko-
szuli anelowej wydawał się swobodny i bezpretensjonalny.
Powitał mnie silnym u ciskiem dłoni, zamienił z Filipem
kilka słów wiadczących o du:ej za:yło ci, a potem oznaj-
mił:
Monika poka:e wam pokój. Kiedy się rozgo cicie,
zejd cie na dół. Czekamy.
~
10
Mimo :e zapierałam się rękami i nogami (wolałam le-
:eć w łó:ku i obracać w my lach ka:dy centymetr swoje-
go nieszczę cia), Urszula, moja wieloletnia przyjaciółka,
wyciągnęła mnie na zakupy. TCzeka cię rewolucja. Mu-
sisz się do niej przygotować. Wyjedziesz, opalisz się, od-
poczniesz, wrócisz odmieniona. Inaczej spojrzysz na :y-
cieR przekonywała.
Dobrze, w porządku, niech będzie. Po kilku godzinach
negocjacji zgodziłam się oddać w jej ręce.
Najpierw garderoba zdecydowała, przekraczając
próg eleganckiego salonu.
Åšwietnie. Wspaniale. Garderoba.
Urszula biegała między regałami, ciągając z wiesza-
ków bluzki, sukienki, spódnice wszystko, co jej zdaniem
stanowiło nieodzowny element rewolucji. Kiedy skończy-
ła, wcisnęła mi w dłonie stertę ciuchów i wepchnęła mnie
do przymierzalni.
Trzy kiecki odło:yłam niemal od razu. Aadne, nawet
bardzo, ale pasowały na krasnoludka. A ja nie byłam kras-
noludkiem. Dwie bluzki le:ały całkiem dobrze, oczywi-
cie je li nie zamierzałam dopinać się w pasie. Najgor-
sze jednak piekło przeszłam z kostiumem kąpielowym.
Sprzedawczyni przekonała Urszulę, :e wykonano go
z najnowszego superrozciągliwego materiału, zdolnego
pomie cić ka:dą, nawet najbardziej niewymiarową kobie-
tę. Złe przeczucia ogarnęły mnie ju: wtedy, kiedy próbo-
wałam rozciągnąć go w dłoniach. Nic nie zapowiadało,
11
:eby przestrzeń, którą w ten sposób stworzyłam, mogła
moje krągło ci przyjąć. TBrakuje ci wiary, w końcu trzeba
wierzyć we współczesną technologięR. Z ufno cią zaata-
kowałam więc l niący oletowy skrawek materiału. Lewa
noga przeszła, druga równie:. Teraz nale:ało naciągnąć
go na najbardziej górzystą czę ć mojego jestestwa. Poczu-
Å‚am siÄ™ trochÄ™ jak ciÄ™:arowiec: przed decydujÄ…cym pod-
rzutem odpoczywa chwilÄ™ ze sztangÄ… opartÄ… na piersiach,
tyle :e do piersi było jeszcze daleko pla:owy strój tkwił
na razie w połowie ud. Z animuszem i wiarą chwyciłam
materiał, podciągając go wy:ej. Co niebezpiecznie za-
trzeszczało. Kostium wpił się w brzuch i po ladki z ta-
ką siłą, :e na moment straciłam oddech. Rzuciłam okiem
na szew. Rozciągnięte do granic mo:liwo ci nitki trzy-
mały się materiału z jaką rozpaczliwą desperacją, a ka:-
dy gwałtowny ruch groził katastrofą. I ta dyndająca z bo-
ku metka. Sto pięćdziesiąt złotych. Pod :adnym pozorem
nie mogłam się ruszyć. Jedyne, co mi pozostało, to w mia-
rę bezpiecznie zsunąć z siebie oletowy cud wzornictwa
i technologii. Ba, ale jak to zrobić? Materiał przylegał do
ciała tak cisło, :e nawet nie miałam za co chwycić.
No i jak, kochana? Wszystko dobrze? usłyszałam
zza drzwi głos Urszuli.
Dobrze, wietnie, wspaniale wyszeptałam, prze-
konana, :e gło niejsza odpowied nadwyrę:y elastyczne
wiÄ…zania.
Super, bo ju: się bałam, :e co się stało.
12
Na szczę cie nic się nie stało. Poza tym, :e tkwiłam
w małej komórce zakleszczona w oletowego obcego, bez
mo:liwo ci jakiegokolwiek ruchu, jak w kokonie nie sta-
ło się zupełnie nic.
~
W domu Urszula wyjęła z torby rozdarty z boku krzyk
mody ten nieszczęsny kostium kąpielowy i spojrzała
na mnie z niemym wyrzutem. Nie mogłam zostawić tego
bez komentarza.
Nie patrz tak na mnie. To nie moja wina, :e współ-
czesne technologie są zawodne. To krótkowzroczno ć nie
przyjmować do wiadomo ci, :e wiat pęka w szwach. Dla-
tego od dłu:szego czasu kupuję w salonach mody tylko
czapki i okulary przeciwsłoneczne.
Przecie: ja wiem, :e nie chodzi o ten głupi kostium
zaczęła Urszula z powagą, która nie wró:yła niczego do-
brego. Chodzi o Filipa. I tylko o niego. Wyja n , dlacze-
go nie mo:esz do niego zadzwonić?
Nie zamierzałam jej pomagać. Rzuciłam gro ne spoj-
rzenie i usiadłam przed laptopem.
Dobrze, rozumiem: duma. Zapora emocji. Ale po-
my l, czy twoje :ycie nie byłoby l:ejsze, gdyby niekiedy
odpu ciła? Wiem, to nie jest proste, mnie samej te: czasem
trudno, ale mo:e warto spróbować? Nie przyszło ci nigdy
do głowy, :e wła nie przez te swoje przekorne odmowy
i zacięcie rozwaliła sobie kilka związków? Chcesz w to
13
brnąć? Pamiętasz Pawła? Tego muzyka? Przypomnieć
ci, dlaczego z nim zerwała ? Poniewa: wyjął ci papiero-
sa z ust. Uznała , :e pogwałcił twoją wolno ć, i w jednej
chwili wyparował z twojego :ycia. Dzwonił, stał pod do-
mem, prosił. Ale ty się nie ugięła . A taki był piękny.
Bo:e, UrszulaK Przestań.
No tak, dla ciebie piękno nigdy nie było decydują-
ce. Ty kochasz się w umysłach. No to id my dalej. Marek.
TSeksowny, inteligentnyR twoje słowa. Oczy ci l niły, kie-
dy o nim mówiła . I co? Zrobiła wszystko, :eby to schrza-
nić. Chciała gorącego uczucia, wymy liła sobie, jak powi-
nien wyglądać wasz związek. Obsadziła go w roli, tylko
zapomniała uprzedzić, w czym gra. A kiedy przychodził,
stwierdzała rozczarowana, :e robi to le i fałszywie. Kto by
to wytrzymał? Nie dziwię się, :e się wymknął.
To nie fair!
Mówię tak, aby się ogarnęła! Kiedy odszedł, stwier-
dziła : TTo dlatego, :e nie jestem laskąR. Mo:e to prawda,
mo:e nieprawda, ale zało:ę się, :e robiła wszystko, by
móc to w końcu powiedzieć. Nie chciałaby przekonać się,
jak jest naprawdÄ™? Przejd na dietÄ™. Zeszczuplejesz i wte-
dy nie będziesz miała ju: :adnego alibi.
Daj spokój.
Nie dam.
Chyba oszalała ?! Chcesz, :ebym stała się jedną z tych
znerwicowanych kobiet, które nie rozstają się z wagą spo-
:ywczÄ…?
14
Nie. Chcę, by przestała zwalać winę na wygląd. No
i przeszła się po pla:y w nowym, naprawionym przeze
mnie kostiumie.
Nie lubiÄ™ pla:. W piasku znajdujÄ… siÄ™ miliony bakte-
rii, skrawki wędlin i zjełczały olejek do opalania.
Wiesz przecie:, o czym mówię.
Przyjaciele sÄ… najgorsi. Nie robi na nich wra:enia :ad-
na, najwymy lniejsza nawet retoryka. Jakby byli na niÄ…
zupełnie impregnowani. Urszula miała trochę racji, choć
wydawało się to prawdą nieco dla mnie wstydliwą. Nie za-
mierzałam jednak łatwo składać broni.
Słuchaj, ja się do tego nie nadaję. Widziała kiedy
oczy tych kobiet? Są smutne. Zbolałe. Wiecznie rozdra:-
nione.
Być mo:e przez jaki czas tak jest. A potem wb ają
się w małe czarne i osiągają sukcesy.
Mam gdzie ich sukcesy. Chcę, :eby zło:yli mnie do
grobu grubÄ…, ale szczÄ™ liwÄ….
Je li czego z tym nie zrobisz, zło:ą cię tam szybciej,
ni: my lisz rzuciła lodowato Urszula.
Przesadziła. Miałam ochotę powiedzieć przyjaciółce, :e
kiedy patrzę na to jej wypielęgnowane jestestwo w rozmia-
rze trzydzie ci pięć i pół, to umieram z nudów, bo nie ma
w nim ani krzty zaskoczenia. Szczupłe nogi, zgrabny ty-
Å‚ek i idealnie skrojone piersi. No po prostu monotonia no-
wojorskiego wie:owca! A ja? Ja byłam arkadowo sklepiony-
mi podcieniami, najbardziej wymy lnÄ… kamienicÄ… Antonia
15
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
nasza ksiegarnia koniec wiosny w lanckoronie
Nasza Ksiegarnia Czarna Operacja Dla Dzieci Ebook
nasza ksiegarnia dlon
nasza ksiegarnia
nasza ksiegarnia
Dla dzieci Nasza Ksiegarnia Kiedy Zegar Wybije Dziesiata
nasza ksiegarnia wyszukiwarka szczescia
nasza ksiegarnia czynnik milosci
nasza ksiegarnia malgosia contra malgosia
nasza ksiegarnia poki pies nas nie rozlaczy
nasza ksiegarnia niebieskie migdaly
Nasza Ksiegarnia Krwawy Fiolet Kryminal
nasza ksiegarnia tozsamosc aniola

więcej podobnych podstron