Kultura przemocy










Kultura przemocy










Kultura przemocy. O kultowych zbrodniarzach
i adwokatach diabła

 

Krwiożercza skłonność do
stosowania przemocy to temat fascynujący i zagadkowy. W USA ta kwestia od dawna
jest częścią walki politycznej. Podstawowe pytanie brzmi - czy przemoc leży w
ludzkiej naturze, będąc jednym z podstawowych instynktów, czy też jest nam
narzucana przez kulturę? Według etiologa Konrada Lorenza, mordercze popędy
człowieka są nieuniknionym bagażem ewolucji. Dzielimy je z innymi gatunkami
zwierząt. Natomiast przeciwnicy tego poglądu, np. psycholog Erich Fromm,
zwracają uwagę na fakt, że ludzka agresja wykracza poza zachowania zwierzęce.
Tylko człowiek zabija na rozkaz, dla przyjemności i zaspokojenia ambicji.

Wbrew pozorom, te
akademickie rozważania mogą mieć poważne konsekwencje dla przemysłu
rozrywkowego, gospodarki i życia społecznego. Jeżeli przemoc jest naturalnym,
wrodzonym instynktem - tzn. usankcjonowanym konstrukcją psychiczną każdego
człowieka - to krwawe filmy i gry video nie mają na nas żadnego destruktywnego
wpływu. Jeśli zaś przemoc jest nam narzucana, jak sadomasochistyczne ćwieki i
łańcuchy niewinnym owieczkom, to może trzeba by zastanowić się nad jakąś
cenzurą.

Nie ulega wątpliwości, że
mistrzami przemocy (i głupoty ) są
Amerykanie. Niestety, ich kultura ma zasięg ogólnoświatowy. Reżyser
Michael Moore, ten od "Bowling for Columbine", oskarżał producentów
broni i ludzi rozrywki o stwarzanie klimatu zbrodni. Twierdził też, że
amerykańska skłonność do zabijania wywodzi się z mentalności pierwszych
osadników. Ci purytańscy sekciarze panicznie bali się monarchów, Indian i
sąsiadów, a także własnych "diabelskich" popędów. Lęk wzbudzał w nich
permanentną agresję.

Niepoprawna politycznie
teoria historiozofa Arnolda Toynbee zakłada, że Amerykanów ukształtowało
środowisko. Komuś żyjącemu w warunkach pogranicza nie opłacało się być
nadmiernie cywilizowanym. Nawet jeżeli ten ktoś w Europie wiódł spokojne życie,
za oceanem siłą rzeczy upodobniał się do Indian. Wdziewał mokasyny, nie
rozstawał się z bronią i w końcu sam zabierał się za zbieranie skalpów. Tak
przemoc stała się elementem amerykańskiego etosu. Co gorsza, zdolność zabijania
stała się symbolem wolności.

Widać to szczególnie
wyraźnie w przemyśle filmowym. Rob Zombie, popularny muzyk rockowy i
nabierający popularności reżyser, uważa się za bohatera, kombatanta w batalii o
wolność wypowiedzi. Płyty Roba zakazane są w supermarketach Wall-Mart, a jego
debiutancki film Dom Tysiąca zwłok był o krok od zatrzymania na półce wytwórni
Universal. Specjalistka od dystrybucji była świadkiem pierwszych reakcji.
Testujące film dzieciaki reagowały na scenę zabijania policjanta wrzaskami typu
"Zabij tego (tu wstaw ulubiony bluzg)!". HWDP nie jedno ma
imię, ale dla pracownicy hollywoodzkiej masarni to było już za wiele. Za dużo
było wtedy szumu wokół przemocy w szkołach. Kazała artyście wynosić się z
nieukończonym dziełem. W końcu przygarnęła go niezależna firma Lionłs Gate.

Twórcy tacy jak Rob Zombie
dużo mówią o komercji i sztuczności filmów masowych. Domagają się prawa do
nieskrępowanej ekspresji. Chcą móc masakrować swoich bohaterów i wszystkich
wokół tak, żeby nikt nie myślał, że to tylko film. Narzekają też na skostnienie
i hipokryzję konserwatywnej Ameryki. W warunkach kulturowej próżni prawo do
filmowania sadyzmu i gwałtów stało się kolejnym z Praw Człowieka. Do rangi
arcydzieła urasta wiarygodne pokazywanie bólu i strachu ofiar. Paradoksalnie,
te praktyki postrzega się jak prawdziwy humanizm. Zombie mógłby powtórzyć za
klasykiem Terencjuszem: "Nic, co ludzkie, nie jest mi obce".
Zwłaszcza zło.

Zarzuty, że skłania widownię
do oglądania realistycznych przedstawień śmierci, Rob zbija typowym argumentem
używanym przez obrońców pornografii - lepiej, żeby rozładowali się patrząc, niż
mieli naprawdę krzywdzić. Wynika z tego, że pragnienie zabijania jest równie
wrodzone i nieuniknione jak popęd seksualny. W przypadku Roba Zombie trudno
mówić o zwykłym wyrachowaniu i "żerowaniu na najniższych
instynktach". Nieszczęśnik zdaje się naprawdę wierzyć w to co robi. Wyraża
to m.in. obnoszeniem na czole litery X, symbolu kojarzonego z osławionym
Charlsem Mansonem. Ten recydywista, charyzmatyk i kiepski muzyk wsławił się
napadem na kalifornijską willę Romana Polańskiego dziewiątego sierpnia 1969
roku. Zginęło pięć kilka osób, m.in. ciężarna żona Polańskiego, aktorka Sharon
Tate. Jej śmierć była absurdalnym przypadkiem. Na celowniku Mansona był
poprzedni właściciel posesji, producent muzyczny, który odrzucił debiutanckie
nagrania Charliego. Plan Mansona zakładał mordowanie dalszych celebrities, w celu
wywołania społecznego szoku i, w dalszej konsekwencji, wojny rasowej. Np. Frank
Sinatra miał być żywcem obdarty ze skóry przy akompaniamencie jego największych
przebojów. Stylowe torebki ze skóry gwiazdora trafiłyby potem do hipisowskich
sklepików

Charles Manson rekrutował
swój klan spośród maruderów młodzieżowej rewolucji w San Francisco. Służyły mu
głównie fanatyczne, młode kobiety, indoktrynowane przez "mistrza"
ideologią, narkotykami i oralnymi praktykami seksualnymi. Kierowały się przede wszystkim
nienawiścią. Na ścianie willi Polańskiego dziewczyny wypisały słowo
"świnie". Za farbę posłużyła im krew którejś z ofiar. Trzeba
wyjaśnić, że słowo "świnie" było popularnym określeniem, jakim swoich
przeciwników określali ówcześni hipisi.

Do dziś Charlie otoczony
jest w USA prawdziwym kultem, szczególnie w środowiskach rockowo-metalowych. Co
drugi ciężej grający rockman odwoływał się do niego, niczym do Boga. Np.
znakomity muzyk Trent Reznor z Nine Inch Nails nagrał swoją płytę The Downward
Spiral w tej samej wilii, w której zginęła Sharon Tate. Tytuły piosenek to
m.in. Świnka i Marsz świńByło to bardziej dziełem przypadku, bo podobno Reznor
początkowo nie wiedział o historii tego domu.

 

Dla Roba Zombie historia
zbrodni Charlesa Masona była najważniejszą młodzieńczą inspiracją. Była tak
szalona, że sam nie wymyśliłby nic lepszego. Do dziś uważa zbrodnie Mansona za
"idealny scenariusz". W Bękartach diabła, najnowszym filmie Roba,
bohater cytuje słowa jednego z wyznawców Mansona.- Ja jestem Diabłem! We
wcześniejszym Domu 1000 zwłok Otis
jeden z filmowych zabójców - skanduje
kontrkulturowe hasła o "społeczeństwie mechanicznej reprodukcji"
podczas zamieniania jednej z ofiar w pozbawioną kończyn rzeźbę. Była to scena
komediowa.

Charles Manson uosabia
skrajną realizację pewnego ideału. To wolny, charyzmatyczny artysta, którego
umiłowanie wolności popchnęło do otwartej wojny ze społeczeństwem.

Równie "wspaniali"
są bohaterowie filmów Roba Zombie. Mają w sobie niezwykła witalność. Energię
całkowitej wolności, która jeszcze nie dała się unicestwić w totalitarnym
społeczeństwie konsumentów i bigotów.

 

Zdaniem słynnego
francuskiego pisarza Michela Houllebecqa liberalna kontestacja lat
sześćdziesiątych musiała owocować przemocą. W powieści "Cząstki elementarne"
pojawia się wniosek, że naturalną konsekwencją całkowitej wolności musi być
przemoc. Dla prawdziwie wyzwolonej jednostki liczy się tylko przyjemność. A
zabijanie też może być fajne. Coś jest na rzeczy. Obok Mansona, innym sławnym
kontrkulturowym zabójcą był niejaki Ira Einhorn, nazywany Jednorożcem. Brodaty
i spasiony Unicorn zaliczał się do najsłynniejszych pacyfistów lat
sześćdziesiątych. Dla Amerykanów o poglądach lewicowych był kimś w rodzaju
Kuronia, Michnika czy nawet księdza Tischnera. Wielkim autorytetem. Głosząc
hasła o miłości i pokoju, występował obok samego Jerryłego Rubina,
najsłynniejszego politycznego działacza ruchu hipisów. Słuchały go tysiące
ludzi.

Rubin, podobnie jak wielu
hipisów, porzucił kontrkulturową utopię na rzecz kariery w biznesie. Ewolucja
Unicorna była bardziej gwałtowna. W jego mieszkaniu znaleziono gnijące zwłoki
eksdziewczyny słynnego pacyfisty. Po dokonaniu zbrodni Unicorn nadal prowadził
ze studentami zajęcia z etyki. Co więcej, nimb działacza i bohatera, połączony
z poparciem gwiazd showbiznesu, pozwolił Unicowrnowi oskarżyć CIA o prowokację
i wyjść z więzienia za kaucją. Przez dwadzieścia lat wodził policję za nos,
ukrywając się w Europie. Przyparty do muru składał kolejne apelacje.

W przypadku Unicorna
zbrodnicze skłonności były obecne jeszcze czasach działalności pacyfistycznej.
W swoich dziennikach pisał "sadyzm
to brzmi pięknie, poczuj to na
języku. Z radością kontemplować ból innych. Bić kobietę, co za frajda. Przemoc,
która przepłynęła przeze mnie tej nocy, może
zaowocować mordem tego, co tak bardzo kocham".

 

Według psychologa Ericha
Fromma sadyzm jest kluczem do zagadnienia przemocy. Sadyzm, czyli przyjemność
płynąca z zadawania cierpienia i rozkosz obserwowania go. Dążenie do całkowitej
dominacji i kontroli. Aby sadyzm był w ogóle możliwy, konieczny jest zanik
współczucia i brak jakiejkolwiek reakcji negatywnej. Postawa ta dochodzi do
głosu szczególnie w kulturach materialistycznych. Zorientowanych na swoistą
nekrofilię, czyli kult luksusowych przedmiotów, martwych wyznaczników
społecznego statusu.

Społeczeństwo, w którym
rozmaite Bękarty diabła, Teksańskie masakry, Sin City i tym podobne stają się
neutralnym kanonem rozrywki, akceptuje sadystyczną przemoc jako coś
oczywistego. To przecież tylko filmy. Nie miałoby sensu powtarzanie
wyświechtanych, humanistycznych frazesów o wpływie oglądania krwawej jatki na
psychikę. Ale dlaczego ludzie tak bardzo jej łakną i tak łatwo ją akceptują? Najprostsza
odpowiedź brzmi - z nudów. Druga - z ciekawości. Trzecim powodem może być podświadomy
bunt. Filmy, w których zło tryumfuje, umożliwiają sprzeciw (bierny). Kompensują
frustrację, kanalizują niszczycielskie, aspołeczne emocje. Na tej samej
zasadzie kibolstwo zastąpiło wojny. W sytych społeczeństwach Europy musi
istnieć nieprawdopodobny głód rzezi, czytelnego podziału na klany i plemienne
barwy i, przede wszystkim - głód ujawnionego przeciwnika.

 

Na głębszym psychologicznym
poziomie przemoc zapewnia panowanie nad drugim człowiekiem i może być źródłem
złowrogiej wiedzy. Kaleką namiastką poznania. Opisywał to pisarz Izaak Babel,
uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, przytaczając autentyczną wypowiedź
pewnego radzieckiego oficera: "Strzelaniem
do duszy nie dojdziesz, gdzie ona jest w człowieku i jak się wykazuje. Ale ja,
bywa, samego siebie nie żałuję, ja bywa, wroga godzinę depczę albo ponad
godzinę. Ja pożądam życie bez osłonek poznać, jakie jest."



Jedno jest pewne. Nasilenie
przemocy wiąże się z uwarunkowaniami kulturowymi. Przemoc nie jest nam dana od
Boga. O wszystkim decyduje stopień społecznego przyzwolenia. Oto przykład:
meksykańscy Indianie Hopi właściwie nie znali wojen i przestępczości. Byli
łagodnymi, nastawionymi na współpracę rolnikami. Nie rywalizowali ze sobą, nie
znali społecznego rozwarstwienia. Ale już w niektórych sąsiednich
społecznościach zabijanie stało się oficjalną religią. Wojowniczy Aztekowie
torturowali swoich jeńców całymi tysiącami i, jak to się kiedyś mówiło,
"wyrywali im serca z piersi". Czynili to z głębokiego poczucia
odpowiedzialności. Regularna krwawa danina miała nakarmić i obłaskawić Słońce,
podtrzymać jego obecność na niebie.

Napawając się krwawymi grami
i bajeczkami, nie różnimy się tak bardzo od Azteków. Kształtujemy naszą kulturę
i duchowy klimat naszego życia. Poza tym, nam również chodzi o podtrzymanie
czegoś. A konkretnie - świeżości emocji i doznań. Iluzji, że jeszcze żyjemy.

 

 

 








Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kulturotwórcza rola przemocy w koncepcjach Rene Girarda Maciej Kociuba
O przemocy
MUZYKA POP NA TLE ZJAWISKA KULTURY MASOWEJ
Pedagogika kultury (1)
Serczyk Kultura rosyjska XVIII wieku
Agresja i przemoc w szkole jak radzic sobie z przejawami niepozadanych zachowan uczniow
przemowienie okolicznosciowe pdf
Kultura masowa
Szarota Wartości przemoc
kultura org Modele i teorie

więcej podobnych podstron