Korespondując


SERIA HERBACIANA - część 4 K o r e s p o n d u j ą c
Seria Herbaciana 4:
Korespondując
autorstwa Telanu
tłumaczyła Clio
Seks oznacza dla nas wiele rzeczy. Może być sposobem na okazanie komuś miłości, na
rozluznienie napięcia czy choćby diabelnie dobrą zabawą.
Harry westchnął ciężko i zamknął Seks wśród tej samej płci - podręcznik dla
czarodziejów. Większość poranka zmarnował już na czytanie, ale książka była tak
cholernie wciągająca. I dostarczała wielu informacji - no, o ile nie zagłębiała się w stek
filozoficznych bzdur na temat Czym Jest Seks. Odkąd wrócił na Privet Drive, czuł, jakby
żył w środku.
W każdym razie do diabła z Fredem i George'em. I wielkie im dzięki. Harry przełknął
ciężko, otwierając książkę ponownie na rozdziale Seks oralny i jak to się dokładnie robi,
którego kartki były już niezle poznaczone jego palcami. W dniu, kiedy przybył do domu,
ledwo tylko spojrzał na swoją ponurą ciotkę i kuzyna, a zamiast tego wciągnął bagaż po
schodach, rozpakował kilka rzeczy, aż wreszcie poddał się i sięgnął po książkę, przelatując
wzrokiem spis treści z głodem wiedzy, jakiego nigdy nie okazywał w szkole ani w niczym
innym za wyjątkiem może quidditcha.
Oczywiście najpierw zajrzał do rozdziałów, które wyglądały na najbardziej ekscytujące.
I zaczerwienił na jakieś szesnaście różnych sposobów, zanim zdał sobie sprawę, że nie
tylko większość rzeczy brzmi... no, wstrętnie, ale także nie ma pojęcia, o co właściwie
chodzi. Westchnął więc ciężko i wrócił do początku: Rozdział pierwszy: Podstawowa
biologia.
Napletek. Jądra. Sutki. Masa nieprzyzwoitych kawałków ze szczegółowym opisem
każdego, nie wspominając o wszystkich innych potencjalnie erogennych strefach, o
których nigdy wcześniej nawet nie słyszał. (Pachy? Co jest seksownego w pachach?) A co
do, um, prostaty, po prostu nie potrafił wyobrazić sobie niczego ukrytego... t a m , co
mogłoby być tak diabelnie podniecające. Ale gdy przestudiował już trochę więcej, odkrył,
że wielu ludzi najwyrazniej lubi... um, to i może k i e d y ś nie byłoby takim złym
pomysłem spróbować. Kiedyś. D a l e k o w przyszłości.
Dziś był ostatni dzień lipca, jego urodziny, a każdego dnia od powrotu ze szkoły
zaglądał do książki, zwykle pózną nocą. Był więc zupełnie pewien, że jak na razie wszystko
dobrze pamięta. Niektóre pomysły z miejsca mu się spodobały. Inne przypadły mu do
gustu po kilkukrotnym przeczytaniu o nich i uświadomieniu sobie, że właściwie tak -
chociaż pozycja sześćdziesiąt dziewięć brzmiała nieco dziwnie, myśl istotnie przyprawiała
go o erekcję, która wymagała natychmiastowej pomocy. Ale niektórych rzeczy nie potrafił
sobie nawet wyobrazić, nigdy, nigdy. Na przykład, w żaden sposób nie zamierzał lizać
żaden sposób
czyjegoś... cóż.
Może wszystko to byłoby łatwiejsze do przyswojenia, gdyby nie myślał o konkretnej
osobie za każdym razem, gdy czyta o nowej czynności seksualnej. Może nawet byłoby
prościej, gdyby tą konkretną osobą był ktokolwiek poza Snape'em. Po prostu nie był w
stanie wyobrazić sobie Snape'a robiącego niektóre z tych... r z e c z y . Albo robienia ich
Snape'owi, jeśli o to chodzi. Snape nosił tą swoją mrozną powściągliwość niczym
dodatkową koszulę i choć seks mógł oznaczać wiele rzeczy, Harry był całkowicie pewien,
że powaga, godność i dostojeństwo nie są jednymi z nich.
Oczywiście, Snape wcale nie był taki powściągliwy i z pewnością nie mrozny podczas ich
ostatniego spotkania.
Cholera. Głowa Harry'ego opadła na książkę z cichym jękiem, gdy poczuł, jak znów się
podnieca. Nie wiedział, co się z nim stało tego lata, ale jego prawa ręka przechodziła
lepszy trening niż kiedykolwiek wcześniej. Książka w połączeniu ze wspomnieniem
1
SERIA HERBACIANA - część 4 K o r e s p o n d u j ą c
pocałunków Snape'a i własną, raczej pobudzoną wyobraznią Harry'ego wydawały się
doprowadzić go do stanu niemal stałej erekcji. Czasami miał wrażenie, że nigdy się jej nie
pozbędzie. Dzięki Bogu, że nie był w Hogwarcie; Dursleyowie mogli go nienawidzić, ale
przynajmniej zostawiali go w spokoju i po raz pierwszy w życiu Harry był głęboko
wdzięczny za samotność. Mógł zaspokajać się tak często, jak mu się podobało. I robił to.
I doprawdy bardzo, bardzo wyraznie potrafił sobie wyobrazić Snape'a robiącego
niektóre rzeczy, o których czytał.
Na myśl o Snapie jego oczy znów automatycznie powędrowały do okna, by zobaczyć,
czy już się ściemnia. Westchnął. Słońce powoli, ale nieubłaganie zbliżało się do horyzontu,
to prawda, ale minie jeszcze dobrych kilka godzin, zanim zapadnie zupełna noc, kiedy
będą mogły przylecieć sowy. Rona, Hermiony i Hagrida przybyły planowo o północy, w
pierwszej minucie dnia jego urodzin - ale nic od Snape'a. Harry czuł się trochę winny, że
tak go to rozczarowało; w końcu przyjaciele przysłali mu jak zawsze cudowne prezenty, a
jedzenie, które spakowały Hermiona i pani Weasley, było przepyszne. Ale... Jednak miał
nadzieję... I w końcu Snape pisał do niego wcześniej.
Mniej więcej kazał Snape'owi pisać do siebie latem, mimo to był zdumiony, gdy obudził
się którejś czerwcowej nocy i zobaczył dużą, brązową sowę, tłukącą się stanowczo w okno
i niosącą mały zwój pergaminu od mistrza eliksirów. Wiadomość była dość zwięzła:
Hogwart jest spokojny bez wszystkich tych kłopotliwych uczniów dokoła, Snape wreszcie
przeprowadził kilka cennych badań, a skoro o tym mowa, ma nadzieję, że Harry tego lata
przerabia książki, a nie leni się i pozwala, by zmarnowało się cenne szkolenie. A przy
okazji, jeśli Harry ma ochotę odpisać, musi zrobić to od razu i wysłać tą samą sową,
albowiem bardzo dziwnie wyglądałoby, gdyby sowa Harry'ego Pottera zaczęła dostarczać
regularne wiadomości nauczycielowi eliksirów w Hogwarcie.
Harry wpuścił sowę, która pofrunęła cicho na żerdz na komodzie i rzuciła pogardliwe
spojrzenie Hedwidze zamkniętej w klatce, podczas gdy on usiadł i próbował wymyślić w
odpowiedzi coś choćby w połowie tak elokwentnego. W końcu poddał się i nagryzmolił
tylko kilka banałów o tym, że lato mija mu dobrze, jakie badania Snape prowadzi, ma
nadzieję, że wszystko się powiedzie, i jakiego podręcznika do eliksirów będą używać w
przyszłym roku? Po chwili wahania dopisał jeszcze proste "Tęsknię za tobą" z nadzieją, że
Snape nie uzna tego za sentymentalne, ale podejrzewał, że to przede wszystkim
samotność musiała skłonić uwięzionego w szkole mistrza eliksirów, by do niego napisał.
Sowa wróciła tydzień pózniej, niosąc ciężko wyglądający podręcznik z kolejnym krótkim
listem wsuniętym do środka. Harry zrozumiał aluzję i postanowił pilnie przestudiować
książkę. Trzymał się postanowienia i czytał (okropny, jałowy, n u d n y ) tekst z taką
koncentracją jak, nawet jeśli o wiele mniejszym entuzjazmem, podręcznik do seksu.
Naprawdę zamierzał dobrze radzić sobie z eliksirów w tym roku, nie tylko lecieć po
łebkach. Nie zamierzał dawać Snape'owi żadnych wymówek. Zamierzał poznawać materiał
z zastanowieniem, tak jak Hermiona - jeśli nie lepiej - i to od pierwszego dnia zajęć.
Zamierzał być g o t ó w . Nawet jeśli było to tak nudne jak tysiącletnie kości.
Od tamtego czasu dostawał listy co tydzień.
Z ciężkim westchnieniem Harry znów zamknął książkę do seksu. Dzisiaj nie zaglądał do
eliksirów i chociaż kusiło go, by poobijać się w urodziny, nauka pomogłaby odwrócić jego
myśli od sowy od Snape'a, która nie przybyła. Wyciągnął więc zwój pergaminu i zaczął
ostrożnie robić notatki z Rozdziału 12, Części trzeciej, Liść Firminu: Trujący, mimo to
przydatny. Ugh.
Tak minęła godzina czy dwie, aż na piętro doleciał cięty głos ciotki Petunii, wzywający
go na obiad.
Wstał z łóżka, ostrożnie podmuchał na atrament i, zwijając pergamin, rzucił ostatnie
spojrzenie na okno, po czym zszedł na dół.
* * *
Pół godziny pózniej wrócił na górę po obiedzie, który, jak zawsze, przebiegał w cichej i
ponurej atmosferze. Tylko to lato i następne, powiedział sobie. A tego została tylko
2
SERIA HERBACIANA - część 4 K o r e s p o n d u j ą c
połowa. To i następne. Potem nigdy, nigdy nie będziesz musiał ich oglądać.
Oczywiście, obiady u Durseyów miały jedną korzyść, z której nigdy wcześniej nie
zdawał sobie sprawy: ciotka Petunia bardzo lubiła banany. Upierała się, że Dudley ma za
mało potasu. I prawdopodobnie miał, biorąc pod uwagę olbrzymią ilość skrobi i tłuszczu,
jakie pochłaniał zamiast faktycznych środków odżywczych. Banany oczywiście nie były
przeznaczone dla Harry'ego, ale że kupowała je w wielkich kiściach, nigdy nie zauważała,
że jeden znika co jakiś czas.
Harry zaczerwienił się, wyciągając banana spod za dużej, rozciągniętej koszulki, gdzie
go wepchnął. Nie interesowały go tylko dla smaku. Podczas swoich ...aa, studiów nad
książką Freda i George'a, zaczął irytować się, zdawszy sobie sprawę, że choć teoria była
dobra, nie mógł p o ć w i c z y ć z żadną... częścią ciała. I niech go diabli, jeśli chciał być
niezdarny jak głupi dzieciak podczas pierwszego razu! Chciał być w tym dobry dla Sna...
dla swojego kochanka, desperacko chciał go zadowolić.
I któregoś dnia wszedł do kuchni i... walnęło go natchnienie. Jak zawsze miało w
zwyczaju. W końcu one były idealne. Właściwy kształt i można było łatwo pozbyć się
dowodów na działalność, w przeciwieństwie do prawdziwego życia ...ee, zabawek, które
trzeba było trzymać ukryte pod materacem albo pod podłogą, albo w innych niedogodnych
miejscach. No i były o wiele smaczniejsze.
Harry spędził kolejną sekundę, by złożyć głębokie i serdeczne podziękowania za to, że,
nie licząc Hedwigi, jest w tym pokoju zupełnie sam, i że nikt, ale to nikt nie wie, iż swoje
wieczory spędza, czytając książkę o seksie i dotykając i oblizując obranego banana, ciągle
spoglądając na ruchome ilustracje, by upewnić się, że robi to dobrze. Zazwyczaj
mężczyzni na obrazkach unosili kciuki do góry, co dodawało otuchy; po tym wszystkim
czuł, jakby znał ich osobiście.
Znów popatrzył z irytacją w ciemniejące niebo. Listy Snape'a nigdy nie przychodziły o
tej samej porze; czasem mogły przybyć tuż po zapadnięciu zmroku, czasem Harry rzucał
się do okna o wpół do czwartej nad ranem. Nie był pewien, czy to sowa okazjonalnie
zboczyła z drogi, czy po prostu Snape zakładał, że Harry nie śpi wtedy, kiedy i on. Ale było
to cholernie wkurzające.
Spojrzał znów na podręcznik do eliksirów na łóżku, w myślach kręcąc na niego nosem, i
stanowczo tłumiąc rumieniec, skupił się na sprawdzaniu, jak głęboko może wchłonąć
banana, nie zaciskając szczęk.
* * *
Szykując się już do spania, Harry powiedział sobie twardo, że nie jest rozczarowany.
Ani trochę. Snape nie był sentymentalnym typem, prawda? I, by być sprawiedliwym,
Harry nie powiedział mu, kiedy dokładnie wypadają jego urodziny, tyle tylko że w lipcu.
Poza tym, dziś był ostatni dzień lipca, więc gdyby Snape zamierzał cokolwiek, powinien to
zrobić do tej pory...
Nie bądz głupi, Potter warknął na samego siebie głosem, który brzmiał raczej jak głos
Snape'a. Dostajesz listy co tydzień; może po prostu czeka na środę, jak zawsze, albo
zupełnie zapomniał... To nie wydawało się niemożliwe, pomyślał Harry, ugniatając
poduszkę pod głową i próbując zasnąć. Lepiej zrobi, jeśli zaakceptuje prawdę, że...
O czymkolwiek chciał pomyśleć, znikło w okamgnieniu, gdy ostry dzwięk stukania
dobiegł od okna. Harry zerwał się z łóżka, niemal się potykając, próbując wyplątać się z
prześcieradeł i mając nadzieję, że hałas nie był spowodowany przez przypadkowy obiekt,
który trafił w szybę. Ale nie, to była duża brązowa sowa Snape'a, trzepocąca się na
zewnątrz ze zwojem ściśniętym pazurami. Czy to Harry'ego wyobraznia, czy rzeczywiście
zwój wyglądał na grubszy niż zazwyczaj? Zażenowany tym, jak z podniecenia trzęsą się
jego ręce, niepotrzebnie mocno szarpnął okno i pozwolił sowie wlecieć do środka. Wielki
ptak tym razem przysiadł na poręczy łóżka, wcześniej upuściwszy zwój na biurko.
Harry rozpromienił się.
- Cześć, Acheron - powiedział, świadom, że po jego twarzy rozlewa się bardzo głupi
uśmiech, i czule popieścił wspaniałą głowę. On i Acheron raczej dobrze poznali się przez
3
SERIA HERBACIANA - część 4 K o r e s p o n d u j ą c
ostatnie kilka tygodni i brązowa sowa wydawała się lubić Harry'ego. - Cieszę się, że cię
dziś widzę!
Acheron zahuczał cicho i niecierpliwie, a Harry skrzywił się z żarliwą nadzieją, że
Dursleyowie nie usłyszą.
- Wiem, wiem, zaraz na to spojrzę - powiedział uspokajająco.
Wyszczerzył zęby i odwróciwszy się do klatki Hedwigi, otworzył ją. Wydała sowi dzwięk
szczęścia i dwa ptaki pofrunęły razem na żerdz na komodzie, gdzie pochyliły puchate
głowy i zaczęły cicho parskać. Harry, siadając przy biurku, nie mógł powstrzymać
prychnięcia; z początku Acheron i Hedwiga nie byli wielkimi przyjaciółmi, ale wyraznie
wydawali się rozgrzewać. Powiedział sobie, że naprawdę powinien wspomnieć o tym w
liście do Snape'a, ale ironia była tak gruba, że był pewien, że mu nie uwierzy.
W każdym razie dostał, na co czekał: list na urodziny. Ale zatrzymał się przed
przeczytaniem, częściowo chcąc przedłużyć oczekiwanie, a częściowo zastanawiając się,
jaki też list urodzinowy może napisać ktoś taki jak Snape. Czy byłby jak... Albo nie, może
bardziej jak...
Harry wywrócił oczami i rozwinął pergamin.
I zamrugał. Powodem, dla którego zawiniątko wyglądało na grubsze niż zwykle, było
coś wciśniętego we środek; ściślej mówiąc, jakiś obiekt, ostrożnie owinięty w miękki,
zielony materiał. Po rozwinięciu tkanina ukazała małą szklaną buteleczkę zawierającą
niewielką ilość płynu o różanej barwie. Harry zamrugał, a potem zdał sobie sprawę, że to
ma całkowity sens. Snape przysłał mu na urodziny eliksir - oczywiście. Być może nawet
sam go przyrządził. Ale co to za eliksir? Harry podniósł buteleczkę i przez chwilę patrzył na
płyn w świetle lampy, obserwując, czy zmieni kolor albo konsystencję, chcąc przekonać
się, czy potrafi zgadnąć samemu, zanim przeczyta list. Ale wyglądał absolutnie
nieznajomo.
Cóż, wobec tego najlepiej się dowiedzieć. Wciąż uśmiechając się głupawo, Harry
ostrożnie odstawił fiolkę na bok i zaczął czytać. List zaczynał się w typowy sposób, bez
przerwy na niepotrzebne, sentymentalne przywitania jak "Drogi Harry" czy choćby "Cześć,
Potter". Snape zawsze od razu przechodził do rzeczy.
Rozumiem, że dziś są twoje urodziny; cóż, Wszystkiego Najlepszego więc.
Harry znów wywrócił oczami, ale uśmiechnął się szeroko.
Mam nadzieję, że spędziłeś dzień przyjemnie, a przynajmniej dostałeś wieści od
przyjaciół. Z pewnością otrzymałeś pełno bezużytecznych prezentów, które zupełnie
przepędziły z twojej głowy myśli o nauce - dyrektor na pewno by to pochwalił. Wydaje mi
się, że słyszałem, jak Hagrid wspominał, że planuje wysłać ci album z fotografiami
"interesujących stworzeń".
Uśmiechając się, Harry spojrzał na album, który leżał na jego nocnej szafce i
przedstawiał strona po stronie fotografie niektórych najstraszniejszych potworów świata.
Czasami sam Hagrid stał koło bestii, uśmiechając się szeroko i machając. Harry nie miał
pojęcia, kto zgodził się zrobić tak osobliwe zdjęcia.
W załączeniu znajdziesz fiolkę (o ile Acheron jej nie upuścił) somniesperusa. To napój
nasenny, ale raczej niezwykły: jeśli zażyjesz go na pół godziny przed snem, zadziała on
na układ nerwowy i przeczesze twój nieświadomy umysł. Będziesz śnił o dawno
zapomnianych rzeczach, które chciałbyś pamiętać, albo może o czymś, co bardzo
pragniesz zdobyć. Nie jest to eliksir dla bojazliwych, gdyż pokazuje nam prawdę o nas
samych, na którą czasem nie jesteśmy gotowi - może jeszcze nie rozumiesz, o czym
mówię. A ja wiem, że nie brak ci odwagi; wręcz przeciwnie, ku mojemu sporadycznemu
zaniepokojeniu.
Harry zamrugał i jeszcze raz przeczytał ostatnie zdanie. Czy mu się wydawało, czy
Snape właśnie przyznał, że czasem się o niego martwi?
Pewnie było śmieszne odczuwać w tym momencie rozprzestrzeniające się we wnętrzu
ciepło.
Skoro o tym mowa, zażyj eliksir według własnego uznania. Pragnę zaznaczyć, że
odszuka tylko przyjemne dla ciebie marzenia i wspomnienia, więc nie obawiaj się
koszmarów - aczkolwiek czasem możemy być zszokowani, dowiadując się, co naprawdę
4
SERIA HERBACIANA - część 4 K o r e s p o n d u j ą c
sprawia nam przyjemność. O czymkolwiek będziesz śnił, mam nadzieję, że spodoba ci się.
Marszcząc czoło, Harry przejrzał jeszcze raz cały akapit. "Rzeczy zapomniane, o których
chciałbyś pamiętać"... Dokładnie jak daleko w jego marzenia może sięgnąć ten eliksir? Czy
mógłby może śnić o swoich rodzicach, zanim pojawił się Voldemort? Czy wspomnienia
dziecka w ogóle się rejestrują? Przełknął ciężko na myśl, że Snape mógł mu dać szansę na
odkrycie tej części jego życia, o której zawsze myślał, że przepadła na zawsze.
Ale jeśli było to tak niewinne, po co te ostrzeżenia? Znów zmarszczył brwi. "Czasem
możemy być zszokowani, dowiadując się, co naprawdę sprawia nam przyjemność" -
pewnie o to mu chodziło. Myślał przecież, że umrze z upokorzenia, gdy zdał sobie sprawę
ze swego pociągu do mistrza eliksirów. Harry na próżno zastanawiał się, czy Snape czuł to
samo.
Może nie powinien zażywać go dzisiaj? Był piekielnie ciekawy, ale skoro eliksir przyszedł
w tak małej ilości, a poza tym nigdy o nim nie słyszał, Harry miał pełne respektu uczucie,
że była to naprawdę bardzo rzadka i skomplikowana mieszanka. Zdecydował, że zachowa
ją na noc, kiedy naprawdę będzie potrafił ją docenić, na noc, gdy będzie potrzebował
słodkich snów. To był naprawdę znaczący podarunek. Czytał dalej.
Życie tutaj toczy się szybko. Dyrektor zamówił kilka książek, które okazały się bardzo
pomocne w moich badaniach, aczkolwiek każdego dnia oczekuję polecenia, by zwrócić je
do biblioteki. Co jest zupełnym absurdem, ponieważ jestem pewien, że nie zainteresują
nikogo poza mną.
Harry uśmiechnął się raczej łobuzersko, wyobrażając sobie, jak Snape traci punkty dla
Slytherinu za wykradanie książek z biblioteki, choć sam gnębił za to Harry'ego w pierwszej
klasie.
Mimo to mnie dni mijają raczej powoli, szczególnie z moimi ograniczeniami odnośnie
wchodzenia i wychodzenia. Nie mogę więcej zdradzić w liście, ale ostatnio nie było
żadnych oznak Aktywności i jestem pewien, że jedna popołudniowa wycieczka na Aleję
Pokątną celem uzupełnienia zapasów nie stanowiłaby znaczącego zagrożenia dla mojej
osoby. Ale dyrektor jest upartym człowiekiem.
Harry westchnął i potrząsnął głową, wiedząc, że Snape się dąsa, i wiedząc także, że on,
Harry, z pewnością robiłby to samo. yle, że Snape nie ma własnej wersji Mapy
Huncwotów; mógłby przynajmniej wykradać się do Hogsmeade na piwo kremowe. Ale bez
względu na nowy kierunek, jaki obrała ich znajomość, Harry ani myślał dzielić tego
szczególnie drogiego obiektu z mistrzem eliksirów. Niektórych obietnic po prostu się nie
łamie, a był zupełnie pewien, że Fred i George (nie wspominając prawdziwych
Huncwotów) umieściliby Snape'a bardzo daleko na liście Osób, Którym Można Pokazać
Mapę, może gdzieś zaraz przed "osoby, których imiona kończą się na '-oldemort'".
Ale Harry starał się w tych dniach nie myśleć zbyt wiele o Voldemorcie.
Były przyjemniejsze rzeczy do rozpamiętywania.
Oczy zaczęły go piec, przypominając o póznej porze; mrugnął kilka razy i przeczytał
ostatni akapit.
Mam nadzieję, że dobrze wykorzystujesz podręcznik do eliksirów, który ci posłałem
(Harry westchnął. Snape zawsze to pisał.) Nie każdy jest super gwiazdą jak panna
Granger, ale wierzę, że jeśli tylko się postarasz, jesteś w stanie nie być tak strasznie
nieudolnym na moich lekcjach.
Usta Harry'ego zacisnęły się w niezupełnie przyjemnym uśmiechu. O tak, jest. I
dowiedzie tego. Tylko poczekaj, Snape. Tylko poczekaj.
Zostaje tylko miesiąc, zanim wrócisz do szkoły; dyrektor wspomniał, że przez jakiś czas
będziesz u Weasleyów. Podejrzewam, że jakakolwiek prośba o zachowanie ostrożności
pozostanie całkowicie bezowocna, skoro pałętasz się z tą bandą. Ale pamiętaj o tym, że
skoro nie ma śladów Aktywności, nie oznacza to, iż ona nie istnieje.
Harry prychnął. Naprawdę, czy Snape ma go za durnia? Oczywiście, że gdzieś istniała
"Aktywność". Ale przecież on i Ron nie zamierzali iść jej szukać podczas wakacji. O ile,
rzecz jasna, nie była naprawdę oczywista, albo tuż pod ich nosami, albo coś tak
niebezpiecznego, że wymagało natychmiastowego zbadania...
Harry zamrugał, a potem westchnął, przyznając bardzo niechętnie, że może, może
5
SERIA HERBACIANA - część 4 K o r e s p o n d u j ą c
Snape ma rację. I... było na swój sposób miłe ze strony mistrza eliksirów, że tak się o
niego martwi.
- Niech zwykli ludzie martwią się o jego bezpieczeństwo!
Harry zamrugał znów, gdy ostry głos Snape'a nagle rozbrzmiał w jego pamięci,
przynosząc raczej nieprzyjemne wspomnienie z trzeciego roku, gdy Snape przyłapał go na
wymykaniu się do Hogsmeade bez zezwolenia. Powiedział... to. Ale jakoś Harry to
przegapił w otoczeniu tej znienawidzonej frazy "słynny Harry Potter". Czy Snape naprawdę
się o niego martwił, nawet wtedy...?
Pokręcił stanowczo głową. Pewnie nie. Aż tak wiele nie mógł oczekiwać.
List zbliżał się do końca.
Jeśli czas pozwoli, napiszę ponownie za tydzień. (Listy zawsze tak mówiły i zawsze
przychodziły co tydzień.)
Severus Snape
Harry zmarszczył brwi. Snape zazwyczaj nie pisał całego imienia, woląc zamiast tego
kończyć list obcesowym "S.S.". Na początku było dla Harry'ego kłopotliwe, by podpisywać
własne listy "H.P.", i czuł się nieco głupio, ale nieswojo mu było pisać "Harry", skoro
Snape nie zamierzał robić tego samego. Ale teraz nagle stało "Severus", gapiąc się na
niego z kartki, nawet jeśli w bezpiecznym towarzystwie nazwiska.
Harry nigdy nie nazywał Snape'a po imieniu, nawet we własnych myślach. Podejrzewał,
że to coś znaczy.
Był jednak zbyt zmęczony, by akurat teraz zastanawiać się nad tym, i w zamian
wyciągnął rolkę pergaminu, ułożył uprzejmą i raczej krótką notkę z podziękowaniem,
świadomie powstrzymując się od jakichkolwiek opryskliwych komentarzy na temat, jak
ciężko się uczy. Chciał, by było niespodzianką, jeśli dobrze mu pójdzie na zajęciach, a jeśli
nie... cóż, Snape nie dowie się o jego porażce. Skończył list ciut bardziej osobiście,
mówiąc, że cieszy się na powrót do szkoły i spotkanie się ze wszystkimi, i że właściwie
czasem tęskni do lekcji. Mając nadzieję, że Snape odczyta między wierszami, że wciąż jest
zbyt nieśmiały, by napisać: To ciebie chcę znów zobaczyć, tęsknię za tobą.
Podpisał list "Harry Potter". Proszę. Ani trochę nie ustąpił. Proszę bardzo, "Severusie
Snapie".
Acheron sprawiał wrażenie nieco zirytowanego, gdy przerwano jego tęte-ą-tęte z
Hedwigą, ale z gracją przyjął rolkę pergaminu i pieszczotliwie uszczypnął Harry'ego w
knykcie, po czym odfrunął w noc. Harry odwrócił się i uśmiechnął głupkowato na widok
listu, który wciąż leżał na biurku obok małej fiolki. Ostrożnie zwinął pergamin i włożył go
do szuflady biurka pomiędzy inne listy od Snape'a, zatrzymując się, by jeszcze raz
zastanowić się, co z nimi zrobi, gdy będzie wyjeżdżał. Nie mógł zabrać ich do Hogwartu,
istniało zbyt wielkie ryzyko, że zostaną odkryte przez jego przyjaciół i postawią go przed
wieloma nieprzyjemnymi pytaniami, ale tutaj też ich nie mógł zostawić. Pani Dursley
najpewniej przejedzie przez pokój gęstym grzebieniem zaraz po jego wyjściu. A pomysł,
by je zniszczyć, absolutnie mu się nie podobał.
Westchnął ciężko, na powrót ostrożnie owijając fiolkę w miękką, zieloną tkaninę i kładąc
do szuflady nocnego stolika, po czym wczołgał się do łóżka. Jutro. Pomyśli o tym jutro;
teraz chciał tylko trochę się przespać i zapamiętać bardzo przyjemny dzień urodzin.
* * *
Następna środa przyszła i minęła. Bez listu. W czwartkową noc Harry wbijał wzrok w
blady księżyc za oknem; może Snape rzeczywiście nie ma teraz czasu, by pisać? Cóż,
podejrzewał, że szkolne przygotowania już trwały; był początek sierpnia i mieli tylko
miesiąc, by doprowadzić Hogwart do wzorowego porządku.
Skoro mowa o porządkach: zalegał o jeden czy dwa rozdziały z nauką eliksirów. Tak
łatwo było się rozproszyć przy nowych prezentach, podręczniku do seksu czy nawet,
zaczerwienił się nieco, przy starych listach Snape'a. Cóż, w końcu jeśli ma je zniszczyć, nie
chciał ich zapomnieć, więc było dobrym pomysłem, by czytać je od czasu do czasu.
6
SERIA HERBACIANA - część 4 K o r e s p o n d u j ą c
Każdego dnia.
Zmarszczył brwi i oderwał wzrok od notatek z eliksirów. Bez ostrzeżenia do głowy
wskoczyła mu Mapa Huncwotów, niosąc ze sobą intrygującą myśl. Czy było możliwe tak
zaczarować listy, by wyglądały jak czysty pergamin albo notatki z zajęć, albo coś równie
niewinnego? Coś takiego, by tylko on wiedział, czym naprawdę są? Mógłby wówczas
zabrać je do Hogwartu i ukryć na widoku! Spodobał mu się ten pomysł. Jutro odłoży
eliksiry na korzyść zaklęć i zobaczy, co mu wyjdzie. Pochylając się z nową motywacją do
nauki, przeszedł do raczej jałowej części tekstu traktującej o wielu niebezpieczeństwach
związanych z zaawansowanym użyciem korzenia mandragory, kiedy nagle usłyszał
znajome stukanie za oknem.
Harry podniósł wzrok z uśmiechem, nie przejmując się, że list przyszedł dzień pózniej,
ale szczęśliwy, że przyszedł w ogóle. Jego uśmiech nieco osłabł, gdy ujrzał maleńką, szarą
sówkę, trzepocącą się za szybą; to nie był Acheron. Pomyślał, że raczej rozpoznaje ją jako
jedną ze szkolnych sów z sowiarni.
Cóż, może Acheron był chory albo coś.
- Przykro mi, Hedwigo - wymruczał, otwierając okno.
Sowa wfrunęła i złożyła na biurku Harry'ego nie list, a egzemplarz Proroka
Codziennego.
Harry zmarszczył czoło z konsternacją, podnosząc mały zwitek, który leżał starannie
wsunięty we środek. Czy Snape chciał, by przeczytał jakiś artykuł? Ale pismo na zwoju nie
należało do mistrza eliksirów - należało do Dumbledore'a. Oczy Harry'ego rozszerzyły się z
niepokojem, gdy czytał wiadomość.
Drogi Harry.
Mam nadzieję, że wszystko u ciebie dobrze i cieszysz się swoimi wakacjami;
podejrzewam, że wizyta u Weasleyów jest tuż-tuż? Jestem pewien, że z przyjemnością
znów zobaczysz przyjaciół.
Niestety, choć chciałbym udawać, że to zupełnie towarzyski list, nie mogę i lepiej, jeśli
od razu przejdę do rzeczy. Przeczytaj, proszę, krótki artykuł na stronie dziesiątej w
lewym, dolnym rogu. Będziesz wiedział, o który mi chodzi.
Chcę zaznaczyć, że profesor Snape jest wciąż bezpieczny w Hogwarcie, według moich
instrukcji, i zupełnie nie poszkodowany. Pomyślałem jednak, że powinieneś o tym
wiedzieć.
Albus Dumbledore
Ostatni akapit wystraszył Harry'ego niemal na śmierć, toteż zimnymi palcami otworzył
gazetę, niemal ją drąc w pośpiesznym szukaniu strony dziesiątej. Jego oczy przejrzały
stronę, aż zatrzymały się na małym nagłówku pod Pulsem ministerstwa:
SNAPE MANOR SPALONA
Harry zamrugał, po czym przeczytał raz jeszcze, by upewnić się, że dobrze zrozumiał.
SNAPE MANOR SPALONA
Gapił się na ostatnie słowo.
SPALONA
Usiadł twardo na krześle, przeskoczył nagłówek i przeczytał całość.
Snape Manor, jeden z najstarszych czarodziejskich domów w Anglii i siedziba jednej z
najstarszych czarodziejskich rodzin, poważnie ucierpiała we wtorkową noc,
prawdopodobnie z powodu przypadkowego zaprószenia ognia. Choć majątek nie został
zniszczony, straty w samym budynku są szacowane na bardzo wysokie.
Pan Severus Snape, jedyny żyjący członek rodziny i obecny Mistrz Eliksirów w Szkole
Magii i Czarodziejstwa Hogwart, nie przebywał w posiadłości w czasie pożaru; na stałe
mieszka w szkole. Pozostaje nieosiągalny dla komentarza. Pochodzenie ognia pozostaje
tajemnicą.
Harry odchylił się na krześle, bezmyślnie gapiąc się w ścianę. Zrobili to. Sukinsyny. To
7
SERIA HERBACIANA - część 4 K o r e s p o n d u j ą c
robota śmierciożerców, był pewien. Dowiedzieli się, że Snape jednak żyje, i spalili jego
dom w ramach zemsty.
Nawet nie wiedział, że Snape miał dom poza swoim mieszkaniem w Hogwarcie. Nie
wiedział, że Snape pochodził z jednej z "najstarszych czarodziejskich rodzin w Anglii". Nie
wiedział, Harry zdał sobie sprawę, o Snapie w ogóle niczego.
Poza "jedyny żyjący członek rodziny"...
Przełknął ciężko i znów spojrzał na artykuł. Zamieszczono zdjęcie Snape Manor w całej,
dawnej okazałości; majestatyczne drzewa kołysały się na niewidzialnym, fotograficznym
wietrze. Sam dom był ogromny, wielkości niemal zamku. Snape'owie byli nie tylko starym
rodem, najwyrazniej byli również obrzydliwie bogaci.
Poniżej tego zdjęcia znajdował się obraz pozostałych szczątków. Harry nie mógł długo
na to patrzeć; robiło mu się niedobrze. Czy Snape zwykle jezdził do domu na lato, do tego
wspaniałego domu? Gdyby Dumbledore nie zatrzymał go tego lata w Hogwarcie... Gdyby
śmierciożercy zaskoczyli go tam... Zadrżał mocno, po czym zastanowił się nad kilkoma
rzeczami.
Dlaczego w ogóle Snape pracował w Hogwarcie? Najwyrazniej nie musiał zarabiać, o ile
majątek nie przechodził kryzysu - Harry podejrzewał, że nie było to niemożliwe. Słyszał,
że tak się dzieje pośród mugolskiej szlachty. Ale fotografia domu sprzed zniszczenia była
świeża i pokazywała, że miejsce było w dobrym stanie, przynajmniej od zewnątrz.
Dlaczego więc Hogwart? Dla ochrony? Bo były chwile, gdy wydawało się, że Snape'owi
nauczanie w ogóle nie sprawia przyjemności. Ale... ale przecież przedtem nie potrzebował
ochrony, aż do tego roku, prawda?
Harry'emu kręciło się w głowie. Szara sowa wydała chrapliwy, natarczywy odgłos i
ocknął się z odrętwienia, pisząc mechanicznie na kawałku pergaminu - hmm, zaczynał mu
się kończyć, napisał tego lata więcej listów niż przez całe życie - by podziękować
Dumbledore'owi za przysłanie artykułu i powiedzieć mu, że cieszy się bardzo, że profesor
Snape jest bezpieczny. Nic więcej ponad to nie przychodziło mu do głowy, poza
wszystkimi pytaniami, które były raczej impertynenckie i prawdopodobnie lepiej je sobie
odpuścić.
Posłał sowę swoją drogą i nie spał tej nocy.
Pełznąc niczym gąsienice, minęły kolejne dwa dni i wciąż ani słowa od Snape'a. Jego
humoru nie poprawił nawet list od Freda i George'a - w rzeczywistości sprawił tylko, że
poczuł się zmieszany i zdenerwowany - przepełniony przebiegłymi insynuacjami na temat
jego zbliżającej się wizyty i "co zrobimy, gdy znów cię dorwiemy". Nie zdawał sobie
sprawy, wtedy w toalecie, że stworzył potwora. Przez całe lato był nękany listami, o
których Ron (ani pani Weasley), był pewien, nie wiedzieli, listami pytającymi go o letnie
czytanie i czy rozdział piąty nie był jego ulubionym (rozdział piąty nosił tytuł Trójkąty i
inne osobliwości). Zanim Harry dostał ostatni list, był w takim napięciu, że niemal odpisał
im bardzo ciętym tonem, by więcej nie zawracali mu głowy, wie, czego chce, dziękuje
bardzo, i nie dotyczy to trójkątów czy rudzielców, czy piegusów, aczkolwiek wysoki,
ciemny mężczyzna odegrałby znaczącą rolę. Na szczęście jego zdrowy rozsądek
powstrzymał go i nie wysłał niczego w tym rodzaju, zamiast tego pisząc bez komentarza,
u-mnie-wszystko-w-porządku list, a potem usiadł i napisał fałszywie wesoły list także do
Rona.
Przed końcem drugiego dnia po otrzymaniu Proroka Codziennego od Dumbledore'a,
Harry niemal zaczął rwać sobie włosy z głowy i był tak chimeryczny i irytujący, że wuj
Vernon z rykiem ostatecznie przegnał go do pokoju. Aż tak bardzo mu znowu przykro z
tego powodu nie było. Tutaj w spokoju mógł wydeptywać podłogę. Tym, czego naprawdę
mu brakowało, był lot na miotle, by oczyścić mu w głowie i pozbyć się trochę energii, ale
na to oczywiście nie miał szans. Wszystkie plany, by rzucić uroki na listy, zniknęły
całkowicie w oczekiwaniu na następny list - i zaczął się zastanawiać, czy on kiedykolwiek
przyjdzie.
Banany nawet nie przyszły mu na myśl w ciągu tych dni, chociaż ciotka Petunia
przyniosła do domu kolejne trzy kiście.
Kiedy więc prawie o drugiej nad ranem już trzeciego dnia po liście od Dumbledore'a
8
SERIA HERBACIANA - część 4 K o r e s p o n d u j ą c
obudził się i ujrzał Acherona trzepocącego skrzydłami za szybą, Harry absolutnie nie
zwracał uwagi na godzinę. Wyskoczył z łóżka, mniej więcej tak jak w urodziny, i wpuścił
sowę, ledwo pamiętając, by wypuścić Hedwigę z klatki, a potem zapomniał o obu ptakach,
siadając z listem przy biurku.
Dziesięć minut pózniej odchylił się na krześle z sykiem frustracji: list był wypełniony
zwykłymi sprawami i niczym innym. Snape nawet nie w s p o m n i a ł , co się stało z jego
domem! Typowe! Wiedział, że Harry nie ma możliwości zdobycia Proroka Codziennego, i
pomyślał, że może utrzymać wiadomość w tajemnicy. Szkoda, że nie liczył na Albusa
Dumbledore'a. Ale dlaczego Snape nie chciał, by Harry wiedział, co zaszło? Przecież Harry
nie mógł wskoczyć na miotłę, polecieć do posiadłości i zbadać sprawę samemu, nie mógł
nawet opuszczać Privet Drive!
Cholernie głupi, frustrujący facet.
Cóż, nie ujdzie mu to na sucho. Wzdychając i trąc lekko zaczerwienione oczy, Harry
sięgnął po kolejny arkusz pergaminu, zauważając z niepokojem, że zostało mu już tylko
pięć. Wzorując się na Snapie, całkowicie pominął nagłówek i napisał:
Odczułem prawdziwą ulgę, otrzymawszy twój list. Ktoś (może lepiej nie nazywać
Dumbledore'a wprost?) przysłał mi egzemplarz środowego "Proroka Codziennego" i
przeczytałem, co stało się z twoim domem. Naprawdę, naprawdę mi przykro.
Przystanął w tym miejscu. Co się mówi komuś, komu przydarzyło się coś takiego?
Oskarżenia dlaczego-mi-nie-powiedziałeś wydawały się nieco nie na miejscu.
Cieszę się, że nie ucierpiałeś. W pożarze w każdym razie - podejrzewam, że mogło ci to
sprawić ból w inny sposób, nie wiem. Ale jest mi przykro. Nie wiem, czy mógłbym jakoś
pomóc. Daj mi znać, jeśli tak.
Wziął głęboki oddech i podpisał się.
Harry
I odesłał Acherona z powrotem w noc.
* * *
Tym razem nie musiał długo czekać. Acheron wrócił następnej nocy, wyglądając na
nieco zmęczonego. Prawdopodobnie nie był przyzwyczajony do takiego tempa
komunikacji, chociaż usadowił się obok Hedwigi na szafce tak ochoczo jak zawsze. Cóż,
jest raczej tłustą sową, pomyślał Harry z roztargnieniem, pospiesznie rozwijając zwój.
Mógł skorzystać z dodatkowych ćwiczeń.
Już pierwsze słowa wystarczyły, by otworzył szeroko oczy.
Drogi Harry.
Czy cuda nigdy się nie skończą?
Przykro mi, że tak strapiła cię wiadomość, o której czytałeś. Myślę, że wiem, kto
dokładnie jest odpowiedzialny za jej przysłanie, i bądz pewien, że dyrektor Dumbledore i
ja utniemy sobie pogawędkę; istniały powody, dla których nie chciałem cię niepokoić
niefortunnymi wydarzeniami ostatnich dni.
Skoro o tym mowa, dziękuję za twoją troskę. Ale na pewno nie możesz nic zrobić i będę
bardzo zdenerwowany, jeśli dowiem się, że jednak czegoś próbowałeś. Jestem pewien, że
znasz zródło tej napaści równie dobrze jak ja; dlatego też z pewnością doszedłeś do
wniosku, że nie wolno ci się w to w ogóle mieszać. Właśnie, Oni mogą próbować
sprowokować cię do takiej reakcji, o ile wiemy. Więc, jeśli wybaczysz mi to raczej
wulgarne wyrażenie, nie ładuj się, do cholery, w ten burdel i zajmij się nauką.
Jeśli przez to poczujesz się lepiej - rzadko spędzałem czas w domu rodzinnym i nie
byłem do niego szczególnie przywiązany.
Severus Snape
Harry gapił się na list przez dłuższą chwilę, po czym zacisnął szczęki z gniewu.
Naprawdę, to się stawało absurdalne. Snape musi sądzić, że on ma sieczkę zamiast
mózgu. Oczywiście, że wiedział, kto jest odpowiedzialny, i oczywiście, że nie mógł w tej
chwili nic zrobić w tej sprawie. I po tym, jak się cholernie martwił, tak mu dziękowano?
9
SERIA HERBACIANA - część 4 K o r e s p o n d u j ą c
Jego racjonalna część mówiła mu, że Snape nie mógł wiedzieć, jak mocno się martwił.
Ale Harry zignorował ją i sięgnął po pergamin z zamiarem napisania wystarczająco
wzburzonej odpowiedzi.
Tyle że nie bardzo mu to wyszło i gapił się na kilka pierwszych zdań ze wstrętem.
Nie planowałem rzucać się w dochodzenie. Zaufaj mi trochę bardziej. Chciałem tylko,
byś wiedział, że cieszy mnie, że wszystko u ciebie w porządku. Naprawdę się
zaniepokoiłem, przeczytawszy artykuł.
Skrzywił się na pergamin, ale nic z tego, to był ostatni arkusz. Nie zacznie od początku.
I naprawdę, przemówił znów jego zdrowy rozsądek, facet dopiero stracił swój dom, może
to nie pora, by być opryskliwym, co? Dziwnym trafem jego zdrowy rozsądek zabrzmiał
tym razem zdumiewająco niczym Tiara Przydziału. Westchnął ciężko i napisał list do
końca.
Jadę do Weasleyów we wtorek rano. Pewnie więc wcześniej nie dostanę od ciebie
wieści. Cieszę się, że ich zobaczę, ale będzie mi brakować twoich listów.
Okropne.
Miło było dostawać od ciebie wiadomości tego lata. Wciąż mi przykro z powodu twojego
domu. Przykro mi z powodu wszystkich okropnych rzeczy, które się wydarzyły, i nic na to
nie poradzę. Ale przyjemnie będzie znów cię zobaczyć po powrocie. Tęsknię za tobą.
Harry
Nabrał głęboko powietrza. Musi to zrobić. Doprawdy, beznadziejne.
I list poszedł. Z wyraznie ponurym uczuciem Harry obserwował, jak Acheron odlatuje,
świadom, że nie zobaczy dużej brązowej sowy przez jakiś czas. Hedwiga wydała klekocący
odgłos zasmucenia, gdy zamknął ją w klatce.
Cztery tygodnie do Hogwartu.
10


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
korespondencja seryjna
korespondencja
Standardy korespondencji1
09 korespondencja seryjna1
Analiza korespondecji i jej zastosowania w naukach społecznych
08 Prowadzenie korespondencji
Kienzler Korespondencja Handlowa w języku polskim(1)

więcej podobnych podstron