Uczeń Jedi 08 Dzień Rozpoznania


UCZEC JEDI #8 DZIEC ROZPOZNANIA
Jude Watson
Tłumaczenie: Neurofinix
ROZDZIAA 1
Elegancki gwiezdny liniowiec był upchany pasażerami. Każda kabina była zajęta.
Korytarze i miejsca siedzące były pełne kolorów i dzwięków istot z rozmaitych światów,
rozmawiających, jedzących, kłócących się, śmiejących i grających w gry w nadziei zabicia
czasu.
Obi-Wan siedział i wszystko oberwował. Jako Jedi był wysyłany na misje do różnych
światów, czasami zaznawał trochę zbytku, ale teraz podróżował luksusowym liniowcem.
Pragnął zobaczyć wszystkie atrakcje jakie oferował statek  salę gier, apartament z
interaktywnymi hologramami, jadalnie z szerokim wachlarzem potraw i smakołyków. Nie
było powodu, dla którego nie mógł był tego zrobić. Jego towarzysz i były mistrz Jedi, Qui-
Gon Jinn, powiedział, aby czuł się swobodnie i zwiedzał. Ale Obi-Wan nie chciał opuścić
jego boku.
Obok niego, Qui-Gon wydawał się nie zauważać luksusu wokół. Jedi wybrał miejsce
w kącie w obszernej loży. Jego krzesło zwrócone było na zewnątrz w kierunku tłumu. Była to
pozycja, którą Jedi często wybierał, gdyż pozwalała obserwować ukradkiem otoczenie. Ale
Qui-Gon rzucił tylko kilka razy okiem na tłum szukając potencjonalnego zagrożenia albo
czegoś podejrzanego a potem zaczał przeglądać notes komputerowy, który trzymał w dłoni.
Poświęcił trochę czasu na przestudiowanie informacji na temat misji, która ich czekała, a
które Jedi Tahl zdobyła jeszcze w świątyni na Coruscant.
Ich misja była nieoficjalna. Wbrew zaleceniom Rady Jedi, udali się na rodzinną
planetę Xanatosa, który próbował zniszczyć Świątynię Jedi.
Qui-Gon nadal rozmyślał o ucieczce Xanatosa, Obi-Wan był tego pewien. Gniew nie
jest dobry dla Jedi, ale Obi-Wan wyczuwał frustrację Qui-Gona. Zmierzył się z Xanatosem w
walce i był zmuszony puścić go wolno, aby uratować świątynię. Obi-Wan wiedział, że ta
chwila ciągle nawiedza Qui-Gona. Był tak bliski powstrzymania Xanatosa. Sprawiło to, że
stał się jeszcze bardziej zdeterminowany, aby doprowadzić go przed oblicze sprawiedliwości.
Qui-Gon był pewien, że Xanatos będąc na wolności stanowi wielkie zagrożenie dla galaktyki.
Obi-Wan wiedział , że traktuje tę misją bardzo osobiście. Xanatos był kiedyś uczniem
Qui-Gona, tak jak Obi-Wan. I obaj go zdradziliśmy, pomyślał Obi-Wan.
Jego przestępstwo nie było jednak tak wielkie jak Xanatosa. Xanatos padł ofiarą
ciemnej strony Mocy. Zaczął dążyć do władzy i bogactwa. Każda jego decyzja pchała go
bliżej w objęcia zła.
Obi-Wan zdradził Qui-Gona porzucając go. Postanowił opuścić szeregi zakonu aby
przywrócić pokój na pewnej planecie. Potem żałował swojej decyzji. Rada zgodziła się, że
może powrócić do zakonu, ale na razie na próbę. Obi-Wan mógł wszystko odzyskać, ale nie
mógł odzyskać zaufania Qui-Gona. Coś między nimi umarło. Teraz tylko wspólnie
podróżowali. Podczas misji, Obi-Wan miał nadzieję pokazać Qui-Gonowi, że może
odbudować więz, która zaczęła się tworzyć na nowo.
Rada nie zabroniła mu towarzyszyć Qui-Gonowi  pozwolili mu lecieć. Mimo to
jednak jego decyzja nie ucieszyła ich. Mieli mu za złe jego nagłą postanowienie odejścia z
zakonu. Ostatnia decyzja nie zmieniła ich opinii.
Obi-Wan musiał przyznać, że czuł ulgę będąc tymczasowo poza obserwacją Rady jak
też i poza świątynią. W ostatniej walce, jeden z uczniów zginął na jego oczach. Obi-Wan nie
był temu winien. Czemu śmierć ciągle go prześladuje. Kiedy opuścił progi świątyni, ciężar
spadł mu z serca.
Qui-Gon rozważał wiele sposobów dostania się na planetę niezauważonym, ale w
końcu postanowił, że naprostszy sposób jest najlepszy. Przybędą w tłumie, jako turyści.
Telos była bogatą planetą ze wspaniałą przyrodą. Była częstym celem turystów oraz
biznesmenów z innych planet. Statki były zawsze zatłoczone.
Duża liczba podróżujących pozwalała łatwo ukryć się Jedi. Mieli na sobie nie
rzucające się w oczy brązowe szaty a pod nimi tuniki gdzie ukryli miecze świetlne. Chociaż
Qui-Gon był potężnie zbudowanym mężczyzną o szlachetnych rysach, umiał też ukrywać
swoją obecność i ginąć w tłumie. Obi-Wan poszedł za jego przykładem. Nie przypominali
Jedi i nikt nie zwracał na nich najmniejszej uwagi. Obi-Wan rozsiadł się na wygodnym obiciu
i obserwował grupę Durosów przechodzących obok i rozmawiających we wspólnym.
- To moja trzecia wycieczka  powiedział jeden z nich. -Pokochasz Katharsis.
- Nie dopuszczą obcych do finałowej rundy  powiedział inny. -Tam są najlepsze wygrane.
Obi-Wan zastanawiał się czym jest Katharsis. Jakiś rodzaj gry? Przegapił odpowiedz tamtego,
a Qui-Gon wreszcie spojrzał znad swojego notesu komputerowego.
- Myślę, że słabym ogniwem jest UniFy  powiedział
- Od tamtąd zaczniemy
Obi-Wan skinął głową. UniFy był Telosiańską firmą, która jak Mistrz Jedi Tahl
podejrzewała była przykrywką dla OffWorld, olbrzymiej korporacji górniczej działającej w
całej galaktyce. Xanatos stał na czele kompanii. Nikt nie wiedział gdzie znajduje się jej
kwatera główna.
Brwi Qui-Gona powędrowały ku sobie, kiedy je zmarszczył patrząc na Obi-Wana.
Obi-Wan nie miał pojęcia o czym myśli. Czy obawiał się nadchodzącej misji, czy żałował, że
zabrał Obi-Wana ze sobą?
Stracili więz, która była niegdyś między nimi. W ich wzajemnych relacjach od
początku były niespokojne i niepewne okresy. Mimo to było wiele momentów kiedy Obi-
Wan wiedział o co poprosi go Qui-Gon zanim ten się odezwał. A Qui-Gon nieraz wiedział co
czuje Obi-Wan nie wypowiedziawszy ani słowa.
Teraz Obi-Wan czuł pustkę.
Jeszcze będzie w stanie nawiązać więz z Qui-Gonem, powiedział sobie. To tylko kwestia
czasu. Jeszcze w świątyni, w ostatnich słowach pożegnania jego przyjaciółka Bant zalecała
cierpliwość.
Obi-Wan i Qui-Gon nie mieli czasu żeby coś naprawić. Nie mieli czasu na kłótnie albo
na ponowne decyzje. Zamęt związany z wyjazdem zbytnio ich zaabsorbował. Mieli tylko czas
aby się spakować i szybko pożegnać.
Gwiedzny liniowiec zbliżał się coraz bardziej do wież Thani, stolicy Telos. Wleciał na
lądowisko i zadokował z niewielkimi wstrząsami. System informacji publicznej
poinformował że procedury związane z opuszczeniem statku są w toku.
Wstali i zabrali swoje bagaże, a potem dołączyli do strumienia pasażerów
zmierzających w stronę wyjścia.
Qui-Gon pochylił się nad Obi-Wanem i powiedział łagodnie.
- Bez wątpienia trudno będzie go znalezć  powiedział  Wie, że go ścigam. Będziemy
musieli go wypłoszyć.
System informacyjny zawiadomił ich uprzejmym głosem, że nastąpi drobne opóznienie w
odprawie pasażerów. Kontrola będzie przeprowadzona przez służby bezpieczeństwa Telos.
Poddany jej będzie każdy z pasażerów, zanim opuści statek.
Pasażerowi zaczęli zrzędzić. Czemu zaostrzyli nagle procedury bezpieczeństwa? To
zajmie trochę czasu. Niepokoili się czy dotrą na czas do celu.
-Słyszałem, że będą szukać jakiś zbiegłych przestępców  powiedział ktoś obok Obi-Wana -
Wszyscy mamy pecha.
Wśród tłumu, Obi-Wanowi mignął oficer bezpieczeństwa, który spędzał ludzi do
kolejek. Qui-Gon zmarszczył brwi.
- Chciałem wemknąć się niezauważony  powiedział  Jeśli odkryją, że jesteśmy Jedi, mogą
dać znać Xanatosowi. Tahl powiedziała, że przekupił tu wielu urzędników.
Aagodnym ruchem głowy, Qui-Gon dał znak Obi-Wanowi, że czas znalezć własne wyjście.
ROZDZIAA 2
- Dokąd idziemy?  zapytał Obi-Wan kiedy przedzierali się przez napierający tłum.
- Kiedy duży liniowiec dokuje, kuchnie dostają nowe dostawy żywności  powiedział Qui-
Gon  Kiedy chcesz opuścić jakieś miejsce niezauważonym wybieraj najbardziej uczęszczane
punkty.
Obi-Wan podążył za Qui-Gonem kilka poziomów niżej do pomieszczeń dla personelu.
Qui-Gon zawsze badał każdy duży transport zaraz po wejściu na pokład. Wiedział gdzie są
pomieszczenia techniczne i dla obsługi jak również wyjścia ze statku.
-Pamiętaj, Obi-Wanie  powiedział  jeśli ruszasz na niebezpieczną misję, niebezpieczeństwo
może się pojawić zanim będziesz na nie gotowy. Bądz czujny.
Kiedy mijali kuchnie zapach pieczonego mięsa i wypiekanego chleba wypełnił
nozdrza Obi-Wana. Zaburczało mu w brzuchu. Czemu nawet w trakcie pośpiesznej ucieczki,
ciągle czuł się głodny? Ucieszył się, kiedy zapach się ulotnił jak tylko wślizgnęli się do
magazynów.
Qui-Gon mijał regały i kosze pełne jedzenia aż dotarł do drzwi prowadzących do
hangaru przeładunkowego. Wyjrzał przez okno, aby upewnić się, że nie ma za nim nikogo z
ochrony zanim otworzył drzwi. Otworzyły się z sykiem i weszli do hangaru
przeładunkowego.
Pracownicy byli zajęci rozładowywaniem zaopatrzenia na małe grawisanie. Olbrzymi
holownik stał obok włazu prowadzącego do statku.
Wez jeden kontener  polecił Qui-Gon, nachylając się, aby dzwignąć skrzynie z
suszonymi owocami.
Obi-Wan podniósł kosz z ziarnami soli. Z dużym wysiłkiem dzwignął ciężar. Czemu
nie mógł wziąć czegoś lekkiego tak jak Qui-Gon?
Pośpiesznie Qui-Gon kroczył w kierunku holownika. Wydawało się, że nikt nie
zauważył, że nieśli pakunki na zewnątrz statku a nie do środka. Jedną z wielu lekcji Qui-
Gona, było to, że kiedy wyglądasz na zajętego w nieznanym otoczeniu, jesteś często
ignorowany.
Udało im się dotrzeć do holownika bez zwracania niczyjej uwagi. Obi-Wan z ulgą
położył ciężki kosz obok stosu kartonów i pudeł. Widzieli z tego miejsca zatłoczony port.
Pasażerowie, którzy wyszli, krązyli bez celu próbując zdobyć jakiś środek transportu. Qui-
Gon i Obi-Wan ruszyli w ich kierunku.
-Wy tam! Stać!  szorstki głos dochodził zza ich pleców.
- Nie odwracaj się  powiedział Qui-Gon Obi-Wanowi łagodnym tonem  Zachowuj się
jakbyś nie wiedział do kogo mówią.
- Zatrzymać się!  za nimi dał się słyszeć odgłos biegnącej osoby.
Obi-Wan przez ułamek sekundy widział niezdecydowanie na twarzy Qui-Gona. Nie
zrobili nic złego. Nie było powodu uciekać. Ale musieli by się tłumaczyć, czego Qui-Gon nie
chciał.
Qui-Gon szybko podjął decyzję.
-Uciekaj  powiedział krótko.
Obi-Wan oczekiwał komendy. Wystrzelił do przodu razem z Qui-Gonem. Dwóch Jedi
poruszało się łagodnie jak bryza, ginąc i wypadając z tłumu, nie potrąciwszy nikogo nawet
łokciem lub ramieniem. Tylko pęd powietrza rozwiewał ubrania i włosy kiedy biegli. Dopadli
wejścia do terminalu i dołączyli do strumienia spacerujących na ulicach. Qui-Goan od razu
zwolnił kroku, aby wtopić się w tłum. Obi-Wan poszedł jego śladem, próbując uspokoić
oddech. Podziwiał zdolność Qui-Gona do przestawienia się z szybkiego biegu na wolny krok
bez zatrzymywania się. Dla każdego obserwatora Qui-Gon wyglądał jak normalny
przechodzień. Ulice były jeszcze bardziej zatłoczone niż terminal.
- Bez wątpienia się poddadzą  powiedział Qui-Gon do Obi-Wana, kiwając głową i
uśmiechając się jakby omawiał dzisiejszą pogodę.
- Śledzenie dwójki zabłąkanych podróżnych pośród ulic miasta to nużące zajęcie.
Kiedy rytm serca i napięte nerwy wróciły do normy, Obi-Wan był w stanie zacząć
obserwować otoczenie. Ulice Thani były gwarne i zatłoczone. Szeroki bulwar był wypełniony
śmigaczami. Budynki wysokości setek metrów piętrzyły się po drugiej stronie. Ich fasady
mieniły się srebrem i złotem w jasnym świetle słonecznym. Pomiędzy wysokimi,
imponującymi budynkami tłoczyły się mniejsze budowle. Migające neony reklamowały
niskoprocentowe pożyczki i kredyty. Od budynków wiły się kolejki ludzi rozpychających się
aby wejść do środka. Obi-Wan minął wielki bilbord który głosił, że od niewyobrażalnego
bogactwa dzieli tylko jeden zakład w Katharsis.
- Katharsis - powtórzył  słyszałem tę nazwę na liniowcu.
- Nigdy o tym nie słyszałem. Thani zmieniło się odkąd byłem tu ostatnim razem  zadumał
się Qui-Gon  Oczywiście było to prawie dziesięć lat temu. Wydaje się większe, bardziej
hałaśliwe. I zmieniło się jeszcze coś...
Obi-Wan zauważył nagle ruch za sobą. Rzucił okiem na lśniącą fasadę sąsiedniego
budynku. Ubrani w granatowe mundury policjanci posuwali się szybko do przodu, zwracając
przy tym na siebie uwagę na zatłoczonej ulicy. Obi-Wan nie miał wątpliwości, że zmierzają w
ich stronę.
- Qui-Gon  zaczął, ale on ich już zobaczył.
- Są bardziej uparci niż myślałem  powiedział, zaczynając iść  Idz w lewo.
Obi-Wan skręcił w lewo w stonę wąskiej uliczki. Poruszali się teraz szybciej, biegnąc
alejką i używając Mocy, aby przeskoczyć nad stertą porzuconych skrzynek, i skręcając ostro
w inną uliczkę. Za nimi gonił ich świszczący dzwięk blasterowego ognia. Usłyszeli odgłos
eksplozji skrzynek zasypujących ścianę.
- Oni nie żartują  powiedział Qui-Gon  Lepiej się pośpieszmy.
Służby bezpieczeństwa były poza zasięgiem wzroku, ale mogły być za rogiem w ciągu kilku
sekund. Qui-Gon sięgnął do wyrzutni linki holowniczej na swoim pasie. Włączył urządzenie i
wystrzelił wzmocniony sznur w górę zaczepiając o krawędz dachu nad głową. Obi-Wan
zrobił to samo. Pozwolili, aby urządzenie wyniosło ich na dach. Szybko wciągnęli linki.
Qui-Gon obserwował jak policjanci pobiegli dalej uliczką. Pobiegli dalej, skręcili za róg i
zniknęli.
- Co za ulga  powiedział Obi-Wan
Ale Qui-Gon się się nie poruszył. Kilka sekund pózniej, policjanci wrócili. Jeden z nich wyjął
parę lornetek i zaczął przeszukiwać dachy.
- Obawiam się, że się nie poddali  zauważył łagodnie Qui-Gon.
Dwóch Jedi cofnęło się pośpiesznie na czworakach, dopóki byli poza zasięgiem. Potem
zeskoczyli z przeciwnej strony dachu na ulicę. Pobiegli krótkim odcinkiem drogi i rozpłynęli
się w tłumie ulicznym raz jeszcze.
- Tym sposobem nigdy ich nie zgubimy  powiedział Qui-Gon
Obi-Wan wyciągnął szyję i popatrzył ponad rozległym tłumem.
- Wszyscy zmierzają w stronę tamtej kopuły  rzekł do Qui-Gona  Może tam ich zgubimy
Wmieszali się w tłum, manewrując między nimi, aby szybciej dostać się do środka. Na
wysokości stu metrów widniał ogromny napis  KATHARSIS.
- Myślę, że dowiemy się co to takiego  powiedział z zaciekawieniem Obi-Wan.
Było kilka wejść i Qui-Gon dołączył do najbardziej zatłoczonej kolejki. Strumień istot
przepychał się przez wejście, które było wystarczająco duże dla myśliwca.
- Potrzebujesz kredytów? Zatrzymaj się tu ! Napisy lśniły na wszystkich stoiskach przy
wejściu. Dalej Obi-Wan zauważył stragany z jedzeniem. Kuszące zapachy płynęły w jego
kierunku. Jeszcze raz zaburczało mu w brzuchu. Niemal jęknął. Będąc z Qui-Gonem nigdy
nie wiedział kiedy nadejdzie pora następnego posiłku. Wydawało się , że jego były mistrz
funkconuje na diecie złożonej ze świeżego powietrza i determinacji.
- To musi być jakaś impreza hazardowa- rzekł Qui-Gon - Ciekawe
- I popularne  dodał Obi-Wan popychany przez napierający tłum.
Kiedy weszli do wnętrza kopuły, zdali sobie sprawę, że znalezli się wysoko ponad centralną
powierzchnią, którą był olbrzymi ring z mniejszym pośrodku. Wielkie ekrany wisiały na
rozmaitych wysokościach i odległościach wokół kopuły, tak aby były widoczne z dużej
odległości. Obrazy z cudami natury mieniły się w ich kierunku, podczas gdy dudniąca
muzyka leciała z ukrytych głośników.
Pływające boxy otaczały centralne skrzydła. Powierzchnię otaczały miejsca stałe, a
najwyższe rzędy ginęły w rozległej przestrzeni kopuły.
Skierowali się na górę, szukając dwóch pustych miejsc blisko wyjścia. Qui-Gon
omiótł przenikliwym spojrzeniem tłum poniżej w poszukiwaniu policjantów którzy ich
szukali. Wreszcie znalazł kilka wolnych miejsc na końcu. Usiedli, a Obi-Wan skierował
uwagę na ogromne ekrany pokazujące liczne imona i numery, których nie potrafił
rozszyfrować. Był tam także ekran z wbudowaną w oparcie klawiaturą.
Podczas gdy Qui-Gon śledził wzrokiem tłum, Obi-Wan pochylił się do wysokiego
Telosianina siedzącego obok.
- Jestem tu pierwszy raz  powiedział  Możesz mi wyjaśnić o co w tym chodzi ?
- Ekrany wyświetlają obecne szanse w grze  odpowiedział jego sąsiad, wskazując  Możesz
ze swego miejsca obstawić na poszczególne zdarzenie. Jest dwudziestu uczestników
rywalizujących w rozmaitych konkursach.
- W zeszłym tygodniu Rolo został ranny  powiedział smętnie jego towarzysz  Postawiłem
na niego dwadzieścia tysięcy kredytów.
Ubranie Telosianina było zniszczone. Nie wyglądał na bogatego. Obi-Wan był w szoku. Jak
mógł sobie pozwolić, aby tyle postawić?
- Dzisiaj postawiłem pieniądze na Tamora  ciągnął drugi Telosianin.
- Możesz obstawiać większe zakłady w pózniejszych godzinach  wyjaśnił pierwszy
Telosianin  Potem przy ostatnich zawodach większość się wycofuje i do gry wchodzą tzw
obstawiacze.
- Obstawiacze ?  podchwycił Obi-Wan.
Skinął głową.  Każdy mieszkaniec bierze udział w loterii raz w tygodniu. Wybranych jest
trzech. Są jedynymi, którzy mogą obstwiać przy ostatnim konkursie. Pula jest ogromna.
- Jeśli wygrasz jesteś ustawiony na całe życie  powiedział jego towarzysz z iskrą w oku.
- W zeszłym tygodniu nie wygrał nikt, więc pula jest większa niż kiedykolwiek.
- Loteria jest darmowa  wyjaśnił pierwszy Telosianin  Każdy rodzony Telosianin jest
dopuszczany automatycznie przez rząd. To wspaniałe wydarzenie na Telos.
- Naprawdę  zastanowił się Obi-Wan rozglądając się po tłumie. Teraz rozumiał dziką energię
którą czuł pulsującą wśród tłumu i łączącą go. To była chciwość.
- Wygląda, że jest tu całe miasto  zauważył Obi-Wan.
Obaj Telosianie pokiwali głowami.  Miasto pustoszeje w dniu Katharsis. A inni przybyli tu z
całej planety.
- Istnieją oczywiście inne kopuły w innych częściach Telos  rzekł drugi Telosianin  Ale ta
jest największa  powiedział z dumą.
- Zaczyna się ! Muszę obstawić swój zakład.  pierwszy Telosianin odwrócił się w kierunku
centralnej części kopuły. Jego gorliwe oczy szukały uczestników konkursu.
Tłum zaczął wrzeszczeć, kiedy zajmowali oni miejsca na ringu. Ustawili się w szeregu
i ukłonili tłumowi.
Obi-Wan poczuł jak Qui-Gon napina mięsnie. Oczy rycerza Jedi były skierowane
kilka poziomów w dół. Obi-Wan podążył ich śladem. Ci sami policjanci chodzili w górę i w
dół nieustannie się rozglądając.
- Ochrona Telos musiała zostać powiadomiona  zauważył Qui-Gon wstając  Z pewnością
wykonują swoje obowiązki skrupulatnie.
Obi-Wan podążył za Qui-Gonem,torując sobie drogę pomiędzy uczestnikami loterii.
Kiedy dotarli do przejścia przyśpieszyli kroku, wspinając się miarowo do kolejnych sektorów.
Za nimi ochroniarze także wchodzili na górę omiatając wzrokiem tłum.
- Musimy zejśc do wyjścia  powiedział Obi-Wanowi Qui-Gon starając się przekrzyczeć
tłum.
Obi-Wan poszukiwał wzrokiem oświetlonych niebieskim światłem znaków wyjścia.
Zobaczył jeden na wprost i wskazał go Qui-Gonowi. Ale kiedy tam doszli, zorientowali się że
zostało zablokowane. Jeśli otworzą drzwi włączy się alarm.
Qui-Gon odwrócił się w stronę z której przyszli, ale policjanci przeszukiwali już
sąsiednie rzędy. W każdej chwili mogli ich zauważyć.
- Nie wiem czy ścigają nas, czy poszukują tych zbiegłych przestępców  powiedział Qui-Gon
marszcząc brwi  Myślę, że zaraz się dowiemy. Użyję Mocy, aby znalezć drogę.
W tym momencie, jeden z policjantów popatrzył nad tłumem i ich zauważył.
Szturchnął swojego kolegę i ruszyli w kierunku Jedi, idąc szybko i po cichu, żeby nie zwracać
niczyjej uwagi.
Nagle, dobiegł ich przyjazny głos za nimi  Wy dwaj, potrzebujecie miejsc ? Mam
dużo miejsca w swoim boksie.
Spojrzeli na niego. Młodzieniec siedział w jednym z luksusowych pływających
boksów. Nadal był zakotwiczony. Jego ciemne oczy promieniały przyjaznym blaskiem a jego
piaskowe włosy były zmierzwione jakby ciągle je poprawiał.
- Zechcecie się przyłączyć ? -zapytał
- Dziękuje. Będziemy zaszczyceni  odpowiedział Qui-Gon  wchodząc na lożę. Nie śpiesząc
się, dał znak Obi-Wanowi żeby zrobił to samo.
Obi-Wan zajął miejsce obok Qui-Gona. Ich nowy towarzysz pociągnął za dzwignię, a loża
nagle odłączyła się od podłogi i pomknęła na środek kopuły.
- Jeszcze raz dziękuje  rzekł Qui-Gon uprzejmie
- Ciężko nam było znalezć wolne miejsce
- Jasne  ich wybawca rzucił im przebiegłe spojrzenie  Zwłaszcza, kiedy ścigała was policja.
Jeśli myślicie, że jesteście ze mną bezpieczni, to jesteście w błędzie.
ROZDZIAA 3
Zanim zdążyli coś odpowiedzieć, młodzieniec wybuchł śmiechem, Żart!  krzyknął
 Jeśli byście spytali, policja nie ma tu za wiele do roboty. Nie mamy tu na Telos dużo
przestępstw, więc ścigają cię jeśli rozkopiesz norę muja. Nawet niewinne osoby takie jak ja
ciągle są zatrzymywane. Pytam was, czy ja wyglądam jak przestępca?
Wzruszył ramionami i wskazał na siebie uśmiechając się.
-Nie  powiedział Obi-Wan grzecznie, nawet jeśli jego małe doświadczenie podpowiadało
mu, że zło może przybierać różne formy.
Ich towarzysz znowu się roześmiał i odwrócił się do Qui-Gona -Twój kolega jest
dobrym kłamcą. Przydatna umiejętność.
- Nie kłamał  odpowiedział Qui-Gon  Nie wyglądasz na złego człowieka, to prawda. Ale
nie wyglądasz również na dobrego. Nasza znajomość jest za krótka, żeby wygłaszać takie
sądy.
Ich wybawca przeniósł wzrok z Qui-Gona do Obi-Wana a na jego twarzy wypłynął
uśmiech zadowolenia.
- Wow, czy ja rozbiłem bank. Dwaj mądrale. Wiecie jak robić zakłady?
- Nie  powiedział Qui-Gon z uśmiechem - Jesteśmy na to za mądrzy.
Tym razem ich wybawca ryknął śmiechem  Żart! Czy ja wiem jak dobierać
znajomych, pytam was ? Przy okazji, mam na imię Denetrus. Możecie mi mówić Den.
- Miło cię poznać  odpowiedział Qui-Gon  Ja jestem Qui-Gon Jinn a to jest Obi-Wan
Kenobi.
- Turyści ?
- Jesteśmy tu w interesach  odparł Qui-Gon.
- Dużo interesu tu na Telos  rzekł Den  jestem pracownikiem technicznym, więc wyrzucono
mnie z najlepszego  Błysnął w ich stronę radosnym uśmiechem.
- Pracowałeś kiedyś dla UniFy ?  spytał Qui-Gon.
- Jasne, a kto nie pracował ? Są największym pracodawcą na Telos. Zatrudniają pracowików
kontraktowych cały czas. To dlatego tu jesteście ?
- Nie  powiedział Qui-Gon ostrożnie  Mamy tam tylko spotkanie.
Den pokiwał głową.  Są potężną kompanią  Wskazał ręką olbrzymie ekrany wokół nich,
wyświetlające obrazy planetarnych parków i cudów natury na Telos.
- UniFy przywracają do życia naszą przyrodę. Większość zysków z Katharsis jest
przeznaczona na utrzymanie i zachowanie tych ziem. Rząd ustanowił loterię, kiedy ludzie
zaczęli protestować przeciwko wysokim podatkom. Teraz prawie ich nie płacimy. Chroni nas
przed nimi Katharsis. Nie wspominając już o tym, że może nas uczynić bajecznie bogatymi.
- Ale tylko jeśli wygrasz  zauważył Qui-Gon.
- Ależ każdy z nas planuje wygrać  powiedział Den, podnosząc ironicznie brew  Wezcie
mnie. Jestem pewien, że to mój szczęśliwy dzień.
Odwrócili się w stronę mniejszego centralnego pierścienia, gdzie z podłogi wynurzała
się platforma, tworząc coś na kształt podium. Wysoki mężczyzna o białych włosach wstąpił
na podwyższenie, unosząc ręce w kierunku tłumu.
Obi-Wana przeszedł dreszcz i wymienił on szybkie spojrzenia z Qui-Gonem. Vox
Chun był ojcem ucznia, który walczył z Obi-Wanem i zginął spadając z dużej wysokości.
Bruck Chan był uczniem który dostał się pod wpływ Xanatosa. Obi-Wan zmierzył się z nim,
próbując uratować swoją przyjaciółkę Bant. Bruck stracił równowagę i spadł. Obi-Wan
próbował go złapać, ale było za pózno. Upadając Bruck skręcił kark. Obi-Wan zamknął oczy
przypominając sobie w jakim był wtedy szoku. Kiedy je otworzył Qui-Gon popatrzył na
niego ze współczuciem.
- Żadne zawody nie rozpoczną się bez zarozumiałych przechwałek i przynudzania o własnych
osiągnięciach  kontynuował Den  To dobry czas aby uciąć sobie drzemkę.
- Obi-Wan szybko skupił uwagę na chwili obecnej. Nie miał zamiaru zapominać o
przeszłości, ale nie chciał też pozwolić, aby go rozpraszała.
- Witajcie, Telosinanie i przyjaciele z całej galaktyki  krzyknął Vox Chun. Odpowiedział mu
ryk publiczności. Poczekał chwilę, uśmiechając się, a potem uniósł dłoń.  Dzięki każdemu z
was, cuda natury naszego kochanego Telos zastaną zachowane!
Wywołało to kolejny ryk, tym razem bardziej ogłuszający niż ostatni. Z głośników popłynęła
muzyka, na ekranie wyświetlił się obraz erupcji gejzerów wzdłuż mieniących się błekitnych
wybrzeży a na nim napis: katharsis chroni nasze święte miejsca.
- Jeśli dzisiaj nie będzie zwycięzcy, następna wygrana w loterii Katharsis będzie największa
w historii.  kontynuował Chun. Przeczekał wiwaty i podniósł rękę. Na część tego
wydarzenia, pierwszy obywatel Telos wręczy nagrodę. Nasz wspaniały przyjaciel, nasz
ukochany dobrodziej, najbardziej zaufany człowiek na Telos  Xanatos! Qui-Gon był
zaskoczony kiedy kopuła wybuchła głośnymi wiwatami. Den obserwował wszytsko z ustami
wykrzywionymi w ironicznym uśmiechu, który wydawał się mieć zawsze na twarzy. Światła
latały nad kopułą, by na końcu skupić się na centralnej loży. Wysoki mężczyzna wstał i
pomachał do tłumu.
To był Xanatos.
Qui-Gon obserwował z niedowierzaniem, kiedy tłum zaczął tupać i skandować
 XANATOS, XANATOS . Pomyślał, że był przygotowany na każdą niespodziankę. Ale nie
na to. Było oczywiste, że mieszkańcy Telos go kochają.
Ale dlaczego?  zastanawiał się Qui-Gon. Xanatos był zdrajcą. Nie mniej niż dziesięć lat
temu, spiskował ze swoim ojcem, aby zagarnąć bogactwa planety. Planował wciągnąć Telos
w niepotrzebną, niszczycielską wojnę z sąsiednią planetą. Ludzie ci musieli być
manipulowani albo oszukiwani, gdyż nie mogliby zignorować tego, że próbował ich wciągnąć
w wojnę ?
Poczuł, że Obi-Wan poruszył się niespokojnie. Chłopak był w takim samym szoku co
on. Podziwiał jak Obi-Wan zachował niewzruszony głos i lekko zaciekawiony wyraz twarzy,
odwracając się do Dena.
- Kim jest ten Xanatos?  spytał
- Naszym największym dobrodziejem  powiedział Den naśladując Chuna, a potem wzruszył
ramionami  Dużo zrobił dla Telos.
- Chyba słyszeliśmy o jego ojcu, Crionie  zauważył Qui-Gon ostrożnie.  Czy nie był kiedyś
gubernatorem Telos ?
- Den skinął głową.  Był zamieszany w skandal. Jego przeciwnicy twierdzili, że próbował
rozpętać wojnę z sąsiednią planetą, żeby się wzbogacić. Ale Xanatos przeprowadził śledztwo
i dowiódł, że to nieprawda. Większość Telosian uważa ich za bohaterów.
Den odwrócił się w stronę centralnego kręgu, kiedy Vox Chun wszedł na unoszącą się lożę i
zaczął się pierwszy pojedynek. Uczestnicy ustawili się w okręgu wewnętrznym kopuły.
Wszyscy dosiadali swoopów.
- Pierwsza gra nosi nazwę Przeszkoda  wyjaśnił Den  Hologramy przeszkód ustawione są
na trasie przejazdu swoopów określonym wzorem. Celem gry jest omijanie ich oraz innych
zawodników. Wymaga to nadzwyczajnych umiejętności. Chcecie na kogoś postawić ?
Qui-Gon pokręcił głową  Myślę, że dzisiaj jedynia będziemy obserwować, Den.  Tak jak
mówiłem wcześniej  mruknął Den, obstawiając  Jesteście bystrzy.
Qui-Gon był zaskoczony zaciekłością zawodników. Tłum wydawał się najbardziej
zadowolony, kiedy uczestnicy byli w poważnym niebezpieczeństwie. Kiedy dwa swoopy się
zderzyły, ciemna energia zawirowała w olbrzymim gmachu. Kiedy któryś z zawodników był
wynoszony na noszach, tłum krzyczał w zachwycie. Było to poruszające widowisko.
Telos był pokojowym światem znanym ze swego innowacyjnego przemysłu
technologicznego oraz zainteresowania kulturą i sztuką. Qui-Gon zastanawiał się co się z nim
stało. Czy Katharsis zmienił tych ludzi albo czy lata dobrej koniunktury przytępiły ich zmysły
i uczyniły ich żądnych krwi i adrenaliny?
Den wydawał się być nieporuszony całym zamieszaniem wokół niego. Trzymał mały
notes komputerowy i wpisywał numery, nieustannie oceniając szanse wygranej. Qui-Gon
zauważył, że jest rozsądnym graczem, dotychczas obstawiał bardzo małe zakłady.
W końcu ogłoszono przerwę. Trzecia runda zawodów był to pojedynek na
wibroostrza, przy czym zawodnicy byli przywiązani do siebie za ręce. Wibrostrza nie
zadawały ran ale przenosiły małe ładunki elektryczne. Pojedynek odbywał się na zasadzie 
wszystkie chwyty dozwolone. Trzech zawodników się wycofało. Jeden został poważnie
ranny. Pozostała grupa wyglądała na wyczerpaną i pozbawioną energii. Po przerwie będą
musieli poddać się następnym rundom.
- Głodni?  możemy się udać do stoisk z jedzeniem  powiedział Den, ustawiając mechanizm
platformy tak by wróciła z powrotem.
- Dziękujemy, ale myślę, że udamy się w dalszą drogę.  odpowiedział uprzejmie Qui-Gon.
- Musimy wrócić do naszych spraw. Możesz skierować nas do UniFy?
- Nie możecie jej przegapić  po prostu kierujcie się w dół głównym bulwarem. Będzie po
lewej. Powodzenia  powiedział Den.
Skłonili się i dołączyli do morza istot zmierzających do stoisk z jedzeniem
znajdujących się na środkowej kondygnacji kopuły. Nigdzie nie było widać policji. Qui-Gon
miał nadzieję, że wreszcie się poddali. Kiedy tłum narastał w drodze na stoiska kuszące
jedzeniem, Qui-Gon wraz z Obi-Wanem ruszyli w kierunku oświetlonego na niebiesko
wyjścia.
Kiedy minęli rozległe łuki podporowe które podtrzymywały kopułę, Qui-Gon poczuł
nagle obecność ciemnej strony mocy. Zaalarmowany, zatrzymał się i skrył w cieniu grubej
durastalowej podpory. Obi-Wan także to poczuł i ukrył się razem z nim.
Qui-Gon uważnie przyjrzał się otoczniu. Wiedział czego szuka. Ciemny kształt
wyszedł z zaciemnionego przejścia. Xanatos kroczył przez pustą przestrzeń. Niebieska
podszewka jego peleryny wirował wokół niego a jego włosy opadały mu na ramiona. Nagle
zatrzymał się.
Jako były Jedi, Xanatos był również wrażliwy na Moc. Zatrzymał się tak gwałtownie,
że Qui-Gon nie miał wątpliwości, że wyczuł obecność obu Jedi. Ale czy wiedział dokładnie,
że Qui-Gon jest tak blisko? Xanatos stał w ostrym świetle padającym znad głowy. Blizna na
jego policzku, która uformowała się w pękniętą obręcz stała się bielsza niż jego blada, prawie
przezroczysta skóra. Zaczął obserwować tłum kilka metrów wokół siebie, podążający do
stoisk z jedzeniem. Jego wzrok poruszał się powoli, zatrzymując się na każdej istocie. Potem
się zatrzymał i odwrócił. Jego oczy przeczesywały pustą przestrzeń, łukowate podpory,
korytarze biegnące we wszystkich kierunkach.
Qui-Gon się nie poruszył. Nawet nie oddychał. Obi-Wan starał się także stać
nieruchomo obok. Nawet mrugnięciem powieki nie zdradzili, że kryją się w ciemnościach.
Xanatos ich nie widział. Ale na jego twarzy wypłynął powolny uśmiech. Qui-Gon
wiedział co oznacza ten uśmiech. Xanatos wiedział, że tu są. Bitwa się rozpoczęła.
ROZDZIAA 4
Chichocząc, Xanatos obrócił się i ruszył w kierunku centrum kopuły.
- Wie, że tu jesteśmy  powiedział cicho Obi-Wan.
- Tak  zgodził się Qui-Gon.  Znajdzmy UniFy. Musimy działać szybko.
Opuścili kopułę i pośpieszyli w dół głównym bulwarem. Ulice były dziwnie
opuszczone. Qui-Gon wyobrażał sobie, że większość ludności była pod kopułą. Czy oni
przestają pracować w dniu Katharsis?
Razem z Obi-Wanem minęli duży imponujący budynek z kolumnami w niebieskie
wzory z przodu. Srebrna tablica głosiła, że to budynek Instytutu Zdrowia imienia Xanatosa.
- Z pewnością zaznaczył tu swoją obecność.  mruknął Qui-Gon
- Popatrz na bibliotekę po drugiej stronie  powiedział Obi-Wan, wskazując  Ją też
ufundował.
- Problemem nie będzie oczywiście odnalezienie go  rzekł Qui-Gon  Pokazanie kim jest
naprawdę to dopiero będzie wyzwanie. Ludzie go kochają. Z całą pewnością. Jest lepiej
chroniony na widoku, niż gdyby się ukrywał.
Obi-Wan zlustrował wzrokiem znak, który głosił, że Xanatos dostarczył środków na
przywrócenie dużego parku miejskiego.  Musiał mieć jakiś powód ku temu wszystkiemu 
zauważył.
- Zawsze ma jakiś powód  zgodził się Qui-Gon  Naturalnie, chce mieć wpływ na Telos. Ale
to zbyt ogólne jak na niego. Powinniśmy się dowiedzieć co dokładnie ma w planach.
- Hej geniusze.
Odwrócili się i zobaczyli zmierzającego ku nim Dena.  Pomyślałem, że będziecie
potrzebowali pomocy w znalezieniu UniFy.  powiedział.  Przypomniałem sobie, że
budynek nie jest oznaczony.
- A co z loterią?  spytał Obi-Wan  Czy dzisiaj nie jest twój szczęśliwy dzień?
- Wszystkie moje dni są szczęsliwe mały  rzekł Den podchodząc krok bliżej.
- Ale nie często mam okazję zrobić dobry uczynek.
- Właśnie podziwialiśmy wszystkie budynki, które Xanatos wybudował w Thani  zauważył
Qui-Gon  Jest prawdziwym dobroczyńcą.
Den machnął rękę.  W ciągu kilku ostatnich lat wspierał parki, biblioteki, centra medyczne,
instytuty zdrowia  dorobił się fortuny na kopalniach w całej galaktyce, ale nie gromadzi
pieniędzy. Rozdaje je na lewo i prawo. To więcej niż każdy ze zwycięzców loterii zrobi w
swoim życiu, powiedzmy sobie szczerze.
Minęli jeden z bladoniebieskich kiosków. Qui-Gon rzucił okiem na tablicę
informacyjną z przodu. Ku swojemu zdumieniu zobaczył na niej swoją własną twarz.
- Czy to główny park w Thani ?  zapytał Dena, pokazując ręką drugą stronę ulicy, gdzie pod
drzewami biegła mała alejka.
Den odwrócił się, tak jak miał nadzieję Qui-Gon.  Nie, to jeden z mniejszych.
Największy jest po wschodniej stronie miasta.
Zmiana tematu dała Qui-Gonowi czas aby przyjrzeć się ogłoszeniu na ścianie. Kiedy
twarz Qui-Gona znikła z ekranu, pojawiła się na nim twarz Obi-Wana. Ścigani. Galaktyczni
przestępcy. Nagroda. Przeczytał wyświetlone słowa. Więc to dlatego policja się nie poddała !
Mogło być tylko jedno wyjaśnienie  Xanatos. On to wszystko zaaranżował. Teraz Qui-Gon
zrozumiał dlaczego ten się uśmiechał. Wiedział, że jest tylko kwestią czasu, kiedy Qui-Gon i
Obi-Wan zostaną schwytani.
Nawet gdy szedł i rozmawiał z Denem, umysł Qui-Gona rozważał rozmaite warianty.
Poruszanie się po ulicach nie było bezpieczne. Na szczęście większość ludzi znajdowała się w
kopule Katharsis, inaczej mogliby być rozpoznani. Musieli znalezć jakieś bezpieczne miejsce,
a potem zorganizować jakieś przebranie.
Qui-Gon naciągnął kaptur. Powinien nieco ukryć jego twarz.  Robi się trochę
chłodno  zauważył.
- Jesteśmy prawie na miejscu  odpowiedział Den.
Poprowadził ich kilka bloków dalej. Wysoka szara wieża była otoczona przez
pierścień brązowego metalu.
- No cóż, jesteśmy na miejscu. Jesteście umówieni ?  zapytał Den.  Nie wpuszczą was bez
identyfikatora. Budynek jest ściśle chroniony.
Qui-Gon spojrzał na lśniącą fasadę budynku. Nie było żadnych okien i wyglądało na
to że jest tylko jedno wejście. Jak tylko tam wejdą, będą musieli wyjść tą samą drogą.
- Nasze spotkanie jest jutro  powiedział  Chcieliśmy tylko zobaczyć gdzie to jest.
- Macie gdzie przenocować ?  spytał Den  Mieszkam w miejscu, gdzie możecie wynająć
pokój. To niedaleko stąd.
Qui-Gon zaczął się wahać. Nie uszło jego uwadze, że Den zauważył, iż potrzebują
pomocy. Nie wyczuwał zagrożenia z jego strony, ale nadal był nieufny.
Ale niepokój, który nie miał nic wspólnego z Denem, zaczął go męczyć od środka.
Obi-Wan był teraz ściganym przestępcą. Nie byli na Telos nawet godziny, a już sytuacja
wymknęła się spod kontroli. Qui-Gon był pewien będąc jeszcze na Coruscant, że jeśli sprawy
potoczą się nie po jego myśli, będzie w stanie wysłać Obi-Wana z powrotem do Świątyni.
Teraz chłopiec był uwięziony na planecie. Nie będzie w stanie prześlizgnąć się przez
ochronę i odlecieć.
Sprowadził na chłopca niebezpieczeństwo. Zrobił to świadomie. Dotknęło go poczucie
winy. Musi teraz chronić Obi-Wana. Nie może pozwolić, aby jego żądza doprowadzenia
Xanatosa przed oblicze sprawiedliwości kłóciła się z bezpieczeństwem chłopca.
- No cóż, chodzcie chociaż i obejrzyjcie  nalegał Den przyjaznym tonem. To tylko kilka
bloków stąd.
Qui-Gon pokiwał głową. Widział, że Obi-Wan wygląda na zmęczonego, i nagle
uświadomił sobie, że chłopiec nic nie jadł od śniadania. Obi-Wan potrzebował odpoczynku i
jedzenia. Przynajmniej to mógł mu zapewnić. Zaufał swojemu instynktowi. Den może i był
hazardzistą, ale nie wyglądał na złego człowieka.
Den zszedł z głównej ulicy i poprowadził alejką, która wiła się za wysokimi
budynkami. Budowle stały się bardziej skromne jak tylko wkroczyli do części mieszkalnej.
Den poprowadził ich do odrapanego budynku pomalowanego w rozmaite odcienie zieleni,
niebieskiego i czerwieni.
- Właścicielka płaci mi, żebym malował budynek, ale nie może się zdecydować na jaki kolor
-wyjaśnił szczerząc zęby.
Otworzył drzwi i wprowadził ich do małego przedpokoju.  Riva ?  zawołał w
kierunku tylnej części domu.  Przyprowadziłem gości. Gości z pieniędzmi.  Pochylił się w
ich kierunku  To sprowadzi ją tu natychmiast. I jak na sygnał, Qui-Gon usłyszał łagodny
dzwięk pędzących stóp. Den uśmiechnął się szeroko  Widzicie co miałem na myśli?
- Ten dzwięk dochodził z zewnątrz  Qui-Gon podszedł do okna i odchylił kawałek zasłony,
żeby zobaczyć co się dzieje na ulicy.
Policja biegła cicho od strony ulicy. Oficer dał znak pozostałym, aby otoczyli
budynek. Ręka Qui-Gona spoczęła na rękojeści miecza świetlnego. Jego przeczucia się nie
sprawdziły. Den ich zdradził. Zaprowadził ich prosto w pułapkę.
ROZDZIAA 5
Jak tylko Obi-Wan zobaczył Qui-Gona sięgającego po miecz świetlny, włączył także
swój. Obie bronie lśniły bladoniebieskim i bladozielonym kolorem w ciemnym świetle
pokoju.
Den potknął się do tyłu.  Jedi ! Wow! To znaczy, wiedziałem że jesteście dziwni, ale
nie wiedziałem, że jesteście Jedi.
- Zdradziłeś nas dla nagrody  rzekł Qui-Gon
- Kto, ja ?  spytał Den, trzymająć rękę nad sercem  Żart, prawda ?
- Zabijcie mnie teraz, ponieważ jestem śmiertelnie ranny, nie zdradziłbym kolegów po fachu.
Pewnie, że widziałem ten alarm. Ale to nie ja was wydałem.
- Kolegów po czym !  spytał Obi-Wan
Den wyjrzał zza zasłony. - Ci policjanci mogą szukać mnie. Myślałem, że to mnie
szukają w kopule Katharsis. Nie żebym był przestępcą, Jestem bardziej, zaradny życiowo.
- I dlaczego mielibyśmy ci uwierzyć ?  spytał Obi-Wan
- Więc pomyślmy. Dlatego, że wy też jesteście kryminalistami ?  Den odsunął się od
zasłony.  Możecie zgasić swoje miecze. Wyprowadzę was stąd.
Obi-Wan i Qui-Gon wymienili spojrzenia. Qui-Gon wzruszył ramionami. Co innego
mogli zrobić ? Lepiej zaufać Denowi trochę dłużej niż radzić sobie z dwudziestoma
policjantami.
Den poprowadził ich korytarzem do kuchni. Podszedł do panelu w ścianie i nacisnął.
- Zaraz za wami  powiedział do Obi-Wana.
Do nozdrzy Obi-Wana doszedł paskudny zapach.  Zsyp na śmieci ?
- Masz lepszy pomysł ?  spytał Den  Dobrze, jeśli nalegasz, ja pójdę pierwszy.
Zszedł do zsypu i ześlizgnął się na dół. Jechał na szczątkach zgniłych warzyw i innego
jedzenia. Jego ręka dotknęła czegoś oślizgłego, a potem wylądował na dużym koszu pełnym
śmieci. Chwilę pózniej, Qui-Gon wylądował obok niego.
- To dopiero była uczta  rzekł Qui-Gon, zdejmując zgniły liść z jego tuniki.
- Dzięki.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Tędy  ponaglił Den.
Wygrzebali się z kosza na śmieci podążyli za Denem przez korytarz, który był
zastawiony półkami wypełnionymi puszkami z jedzeniem.
- Pięćdziesiąt lat temu Telos dotknęła klęska głodu  wyjaśnił Den  Moja właścicielka miała
wtedy tylko dziesięć lat, ale nigdy tego nie zapomniała. Jest bardziej szalona niż ja.
W końcu ciemny korytarz zakończył się skośnymi drzwiami.  Zaprowadzą nas do
ogrodu  wyjaśnił Den szeptem.  Na pierwszy rzut oka tego nie widać ale należy do domu,
więc stawiam dziesięć do jednego, że go nie otoczyli.
- Dziesięć do jednego ?  spytał Qui-Gon
- Dobre szanse !  zapewnił go Den.  Widzę, że dalej mi nie ufasz ? Zabij mnie teraz.
Śmiało. Uwolnij mnie od tego nieszczęścia. Przeszyj mnie swoją świetlistą rurką, jeśli się
mylę. Nie?
Więc chodz.
Qui-Gon rzucił zaskoczone spojrzenie na Obi-Wana, na co ten odpowiedział
zmarszczeniem brwi. Nie wiedział dlaczego Qui-Gon zawsze pokładał nadzieję w łajdakach,
których spotykali. A gdy chodziło o Obi-Wana, Qui-Gon był surowy i nieugięty.
Den z łatwością otworzył skośne drzwi, które miał nad głową. Wspięli się jedno piętro
i wymknęli na zewnątrz. Otoczył ich rząd wysokich zielonoliściastej roślinności.
Den pokazał głową, w którą stronę powinni iść. Słyszeli policję walącą do drzwi
hotelu, kiedy przedzierali się przez szeleszczące rośliny, starając się nie poruszać liści
bardziej niż wiatr.
Kiedy dotarli do końca ogrodu, Den się zawahał.
- Co teraz robimy?  spytał Obi-Wan
Nagle strzał z balstera rozdarł rząd roślin po prawej stronie.
- Cóż, niech pomyślę. Uciekamy?  zasugerował Den
Zaczęli biec zygazkiem, przez pozostały obszar. Qui-Gon rzucił do tyłu okiem i
zobaczył ścigającego i policjanta.
- Mamy lekką przewagę  krzyknął Den  Możemy ich prześcignąć. Przynajmniej nie mają
śmigaczy.
W tej właśnie chwili, trzy śmigacze wystartowały za nimi.
- Ups  dyszał Den.
- Włącz swój miecz  zawołał Qui-Gon do Obi-Wana.
Nie zwolnili kroku, dotrzymując go Denowi. Moc mówiła im kiedy się odwrócić i
odbić strzały.
Den biegł zigzakiem przez labirynt alejek. Śmigacze zaczęły ich doganiać.
 Trzymajcie się, już prawie jesteśmy  krzyknął.
Dobiegli do pola z systemem nawadniającym wystającym z trawy. Den rzucił się na
ziemię i wczołgał do środka. Qui-Gon i Obi-Wan pośpieszyli szybko za nim. Silniki śmigaczy
ryczały groznie nad ich głowami. Ogień z blasterów zasypywał rurę ale nie przedziurawił
metalu.
- Rury schodzą pod ziemię i prowadzą do pobliskiej piwnicy  powiedział Den  Nigdy nas
tam nie znajdą
- Mówiłeś to już wcześniej  burknął Obi-Wan
- Mówiłem dziesięć do jednego  poprawił go Den -Tym razem daje wam większe szanse.
Szli na czworakach przez brudną wodę z pływającymi kawałkami odchodów.
- Den co nawadniają te rury?
Pytanie zadał Qui-Gon. Zapach był gorszy niż w zsypie na śmieci.
- Nie pytaj  powiedział Den radośnie
W końcu zobaczyli nikły promień światła. Wypłynęli na podłogę piwnicy, ich tuniki
były brudne od śmieci i czymś o czym Obi-Wan nie chciał myśleć. Den poprowadził ich
schodami i bocznymi drzwiami na zewnątrz na ulicę. Spojrzał w obie strony i na górę. 
Widzicie? Ocaleni.
- Czy tu już będziesz bezpieczny ?  spytał Qui-Gon
- Żart, prawda ? Nie możecie mnie teraz zostawić !  zaprotestował Den  Jeszcze nie
skończyłem ratować waszych karków. Chodzcie, to ja wam sprawiłem kłopoty. Dajcie sobie
jeszcze raz pomóc. Znam bezpiecznie miejsce, w którym moglibyście zostać jakiś czas.
- Tak bezpieczne jak to ostatnie ?  spytał Obi-Wan
- To miejsce jest inne  zapewnił ich Den  To kryjówka mojego przyjaciela. Słuchajcie,
policja będzie wszędzie. Musicie przeczekać, chociaż kilka godzin.
- I dlaczego mielibyśmy Ci zaufać ?  spytał Qui-Gon.
- Ponieważ nie macie wyboru ?  powiedział Den
- Zawsze jest jakiś wybór  rzekł Qui-Gon.  Ale pójdziemy z tobą.
ROZDZIAA 6
Obi-Wan nie mógł w to umierzyć. Den był oczywistym przestępcą. Czemu Qui-Gon
powierza mu ich życie ? Kiedy Den wysunął się do przodu, postawił to samo pytanie Qui-
Gonowi. Jedi westchnął tylko.
- Pomyśl tylko Obi-Wan. Też jesteśmy przestępcami, przynajmniej w oczach policji. Kto
może ukryć nas lepiej niż ci, którzy już się ukrywają ?
Qui-Gon położył dłoń na ramieniu Obi-Wana.  Nie martw się. Jego wnętrze jest
czyste.
- Zabij mnie teraz, bo tego nie czuję  zaczął zrzędzić Obi-Wan. Ale spodobał mu się
pocieszający gest Qui-Gona. Było tak jakby Qui-Gon i on znowu byli mistrzem i uczniem.
Den poprowadził ich do innej części miasta, zdala od szerokich ulic centrum miasta.
Tutaj panowała gęsta zabudowa, tak jakby budynki zbliżyły się do siebie w poszukiwaniu
ciepła i ochrony.
Den poprowadził ich do środkowego budynku. I zamiast do niego wejść poszedł do
bocznej alejki. Ułamana rura wisiała od strony budynku, dyndając swobodnie. Den
podciągnął się i ją objął.
- To łatwiejsze niż na to wygląda. Uśmiechnął się szeroko na widok rozpaczy na twarzy Obi-
Wana.  Hej dzieciaku. Byłeś w zsypie na śmieci i czołgałeś się przez rurę nawadniającą.
Myślę, że i teraz sobie poradzisz.
Obi-Wan spojrzał z irytacją na Qui-Gona i chwycił rurę. Od strony ulicy wyglądała,
jakby miała zlecieć na nic nie podejrzewającego przechodnia, ale potem zdał sobie sprawę że
była zamocowana pewnie do ściany. Po bokach znajdowały się metalowe śruby,
niezauważalne z dołu, ale wystarczająco duże, aby stanowiły uchwyty dla rąk i nóg. Den miał
rację, wspinanie się było łatwiejsze niż wyglądało na pierwszy rzut oka.
Obi-Wan podciągnął się i wspiął po płaskim dachu. W rogu stał zbiornik na wodę,
wokół którego biegły zardzewiałe schody do platformy na górze.
- Nic nie mów  powiedział Obi-Wan  Będziemy pózniej wskakiwać do tego zbiornika z
wodą.
- Żart !  rzekł Den, chichocząc. Podszedł do zbiornika i wystukał rytmiczną serię.
Odpowiedziało mu krótkie puknięcie.
- Jest w środku  powiedział  Chodzmy.
Obi-Wan podążył za Denem po spiralnych schodach na szczyt zbiornika. Kiedy dotarł
do platformy zauważył, że w dachu jest wyrwa. Był pomalowany tak aby z góry wyglądał jak
ciemna woda. Nikt obserwujący z góry, nie będzie w stanie powiedzieć, że zbiornik ten różni
się czymś od innych, których pełno było na okolicznych dachach.
Den otworzył zapadnie i zniknął w środku. Obi-Wan wślizgnął się za nim. Ku swojej
uldze, zorientował się, że jest na schdach prowadzących do przytulnego apartamentu. Ściany
były okrągłe i zrobione z durastali. Na podłodze znajdował się gruby dywanik i były też
miejsca do siedzenia. W centrum pomieszczenia stał długi stół, ze stertą sprzętu
elektronicznego.
Młoda, szczupła kobieta wstała od stołu. Miała kasztanowe włosy, zawinięte w kilka
warkoczy wokół głowy. Jej oczy były koloru ciemnego miodu. W tej chwili przyglądały się
podejrzliwie Qui-Gonowi i Obi-Wanowi.
- Kogo przyprowadziłeś mi tym razem, Den ? - zapytała
- Przyjaciół  odpowiedział Den
- Zawsze przyprowadzasz przyjaciół  powiedziała nieufnie. Jej oczy zatrzymały się na ich
poplamionych tunikach.  I jak ładnie są ubrani.
- Mieliśmy małe problemy w dotarciu tutaj. Ale oni będą w stanie nam pomóc  odwrócił się
do Qui-Gona i Obi-Wana.
- To jest Andra. Jest przywódcą partii SIAA  w skrócie Chrońcie nasze dzikie zagrożone
surowce. Andra, to jest Qui-Gon Jinn i Obi-Wan Kenobi, dwóch Jedi, których ściga policja.
Jej oczy zwężyły się w szparki  Ścigani ? Za co ?
Den wziął kawałek owoca z miski i rzucił w kierunku Obi-Wana.  Masz dzieciaku,
wyglądasz na głodnego. Co za różnica za co są ścigani, Andra ? Potrzebujemy ich. Chcą się
czegoś dowiedzieć o UniFy.
Podejrzliwość Andry zmieniła się w zainteresowanie. Spojrzała na nich z
zaciekawieniem.
- Może wyjaśnisz czym się zajmujesz  zasugerował Qui-Gon  Czym jest partia SIAA ?
- Jesteśmy partią polityczną będącą w opozycji do rządzących.  odpowiedziała  Niestety
teraz jesteśmy nielegalni. Rząd wyjął nas spod prawa. Byliśmy pierwsi, którzy się sprzeciwili,
kiedy rząd oddał pod ochronę nasze święte miejsca UniFy. Pytaliśmy, dlaczego nasza ziemia
przegrała nad prywatnym interesem, czemu zostaliśmy zmuszeni, aby zaufać słowu
korporacji, że ochroni i zadba o naszą ziemię. Większość nie chciała słuchać. Cieszyli się, że
zniesiono podatki. Ale niektórzy posłuchali i przyłączyli się do nas. Skłądamy się z byłych
urzędników rządowych, naukowców, pracowników środowiskowych, zwykłych obywateli,
którzy nas wysłuchali kiedy jeszcze mieliśmy coś do powiedzenia. Teraz zeszliśmy do
podziemia i spotykamy się gdzie możemy.
- Macie dowody, że UniFy zle opiekuje się waszymi świętymi miejscami ?  spytał Qui-Gon
Zawahała się.  Mieliśmy dowody, że coś się dzieje wokół Świętych Basenów. Trzech ludzi
udało się do parku planetarnego, żeby zrobić zdjęcia i zebrać dowody. Zginęli w wypadku
ścigaczy w drodze powrotnej do Thani. Mówili mi, że mają niepodważalne dowody czegoś,
ale nie powiedzieli co to było. Myślę, że ich śmierć to nie był wypadek. Dowody, które mieli
przy sobie zostały zniszczone. Organizujemy teraz kolejną wyprawę.
Odepchnęła niespokojnie włosy, które wydostały się z warkocza.
- To trudne. Ochrona w parkach planetarnych jest bardzo ścisła. Mówią, że muszą trzymać
ludzi zdala, dopóki trwa rekultywacja gleby. Myślimy, że wykorzystują ją, aby w przyszłości
zagospodarować.
- Czemu ludzie w Telos nie zadają na ten temat więcej pytań ?  zapytał Qui-Gon.
- Ten świat jest znany z dbałości o środowisko. Nawet z ekonomicznego punktu widzenia, nie
ma większego sensu niszczenie go. Turystyka jest tu silną gałęzią gospodarki.
Andra sposępniała.  Katharsis. Ludzie mają obsesję na temat obstawiania, z nadzieją
wygrania w loterii. I nie przemują się turystami  większość przylatuje tu bardziej dla
Katharsis niż dla światowych parków. Chciwość ogarnęła ludzi niczym gorączka.
Posłała Qui-Gonowi chłodne pytające spojrzenie.  Więc dlaczego myślicie, że
możecie nam pomóc ?
- Ja tak nie myślę  powiedział Qui Gon prosto z mostu  To był pomysł Dena.
- Wydawaliście się bardzo zainteresowani UniFy  rzekł Den  To tylko przypuszczenie, ale
sądze, że nie jesteście na jutro umówieni.
Qui-Gon nic nie powiedział. Obi-Wan podziwiał jego rezerwę. Był w stanie zachować
spokój i wolę słuchania bez zdradzania swoich uczuć.
- Więc jesteś działaczem na rzecz ochrony środowiska jak Andra ?  spytał Obi-Wan Den.
Zanim zdołał odpowiedzieć Andra się roześmiała  Masz na myśli, że poświęca się dla
czegoś większego niż on sam ? Nie Den. Nasz układ jest ściśle finansowy.
- Hej, zaczekaj chwilę  rzekł Den wzburzony.  Mam tyle samo ideałów co każdy facet.
- Tylko jeśli ten facet okaże się przemytnikiem albo złodziejem  odparowała Andra.
Odwróciła się do Obi-Wana i Qui-Gona.  Kiedy zeszliśmy do podziemia,
potrzebowaliśmy sprzętu technicznego. Musiałam szperać na czarnym rynku za częściami
komputerowymi i komunikatorami. Tak poznałam Dena. Szmuglował części, których
potrzebowaliśmy. Zdołaliśmy z podziemia wypuścić ulotki informujące ludzi, co naszym
zdaniem się dzieje. Ale lojalność Dena jest utrzymywana kredytami, które dostaje.
- Przepraszam, że potrzebuje pieniędze do życia, wasza prawość.  rzekł Den do Andry.
- Nie wszyscy żyją ideałami, zwłaszcza gdy nie mają czym opłacić czynsz. Gdyby nie ja,
mówiłabyś do tych ścian zamiast do ludzi na zewnątrz.
- Jak możesz przypisywać nasz sukces tylko sobie  powiedziała chłodno Andra.
- Widzicie co dostajecie w zamian, kiedy próbujecie pomóc ? - zrzędził Den do Jedi. 
Obelgi. Nic dziwnego, że jestem złodziejem.
Andra zignorowała go i odwróciła się znów do Qui-Gona i Obi-Wana.  Możecie tu
zostać jeśli chcecie. Każdy wróg UniFy jest naszym przyjacielem.
- Nie mówiłem, że jestem wrogiem UniFy  rzekł QiGon z uśmiechem.
Przyglądała mu się badawczo przez moment.  Ale jesteście nimi ? Może Den ma
rację. Może możemy sobie pomóc nawzajem. Ale musicie mi powiedzieć czemu tu jesteście.
Nie wspominając już o tym czemu ściga was policja.
- Nie jestem pewien co nam zarzucają, ale jestem pewien, że to coś poważnego.  przyznał
Qui-Gon.  Cokolwiek by to nie było, to nieprawda. Mamy potężnego wroga na Telos. Sądzę,
że wykorzystuje UniFy jako przykrywkę dla swojej własnej firmy.
- Którą jest? -spytała Andra
- Offworld.
Andra wzięła głębszy oddech.  Offworld... jest największym koncernem górniczym
w całej galaktyce. Na jej policzkach pojawiły się wypieki.  Ale to oznacza, że UniFy może
chcieć zagospodarować nasze ziemie pod kopalnie górnicze ! Jeśli udowodnimy, że te dwie
kompanie są powiązane, będziemy mieć dowody planów UniFy !
- Andra wynajęła mnie, żebym się włamał do archiwów UniFy  powiedział im Den 
Pracowałem tam kilka miesięcy temu i zapomniałem zwrócić mój identyfikator. Musiałem
szybko opuścić tamto miejsce.
- Zapomniałeś ?  spytał Qui-Gon
Den wyszczerzył zęby.  I omyłkowo zabrałem kilka innych identyfikatorów kiedy
odchodziłem. Więc mogę nas tam wprowadzić. Szanse są całkowicie po naszej stronie.
Qui-Gon się zawahał. Odwrócił się do Andry.  Nie wygląda na to, żebyś mu ufała.
Czemu my mielibyśmy to zrobić?
- Ponieważ nie zawiodę was !  krzyknął Den
- Nie tobie zadałem pytanie  odezwał się surowo Qui-Gon
Andra westchnęła.  Co tam chcesz znalezć, Den ? Czemu podejmujesz ryzyko
ponownego włamania ?
- Bo nie skończyłem roboty, za którą mi zapłaciłaś  powiedział jej Den  Czuję się z tym zle.
Też mam swoją moralność, wiesz.
- Jesteś złodziejem !  zawołała Andra z rozdrażnieniem.
- Właśnie  krzyknął Den
- Więc pozwól mi kraść !
- Czemu nie dodaje mi to otuchy ?  zastanawiał się na głos Obi-Wan
- Andra westchnęła  Wiem co masz na myśli.
ROZDZIAA 7
Oprócz identyfikatorów, Den zdołał także ukraść szare uniformy, które nosili
pracownicy UniFy najniższego szczebla. Zdumiewająco łatwo było dołączyć do strumienia
pracowników wchodzących do budynku o świcie następnego dnia. Ochroniarze
przeskanowali ich karty i po prostu ich wpuścili.
Jasne, jesteśmy w środku, pomyślał Obi-Wan. Ale czy będzie również tak łatwo
wyjść? Z jakiegoś powodu, Qui-Gon zdecydował się zaufać Denowi. A Rada Jedi twierdzi, że
to on jest impulsywny.
Den złapał tubowindę na niższy poziom.  Główne akta są w strefie zastrzeżonej 
wyjaśnił  Będziemy musieli zejść schodami dla obsługi. Przy drzwiach znajduje się strażnik.
Możecie mu pomachać przed nosem swoimi mieczami ? Możemy go gdzieś zamknąć, dopóki
nie skończymy.
- Zostaw to mnie  rzekł Qui-Gon
Wślizgnęli się na klatkę schodową i znalezli się w długim białym korytarzu
oświetlonym kojącymi światłami. Strażnik siedział na końcu naprzeciwko konsoli.
- Przepustki  powiedział krótko.
Qui-Gon wręczył mu swój identyfikator. Skupił się na umyśle Telosianina.
- Mogą być. Wchodzcie.
- Mogą być.  rzekł strażnik  wchodzcie. Drzwi otworzyły się z sykiem i weszli do środka.
- Co to było ?  spytał zaciekawiony Den
- Sztuczka Jedi  odpowiedział Qui-Gon.  Moc ma silny wpływ na słabe umysły.
- Jestem pod wrażeniem  rzekł Den, kręcąc z podziwem głową.  Wyobrażasz sobie, co
mógłbyś z tym zrobić, gdybyś miał w sobie odrobinę ze złodzieja ? Hej, myślisz, że świątynia
Jedi przyjęłaby gości takiego jak ja?
- Nie  rzekł krótko Qui-Gon, wchodząc przez drzwi z napisem tajne akta.
Pomieszczenie było wypełnione komputerami i holografami. Den podszedł szybko do
głównego terminala.
Włamię się do systemu, a wy dwaj możecie szukać na innych monitorach 
powiedział, machając palcami nad klawiszemi.
- Zmienili hasło, ale napisałem program, który...i już ! Nazwijcie mnie geniuszem a nie będę
się z wami sprzeczał.
Qui-Gon siadł przy drugim terminalu i skierował Obi-Wana do sąsiedniego. Będzie
szybciej, jeśli każdy z nich będzie szukał niezależnie.
Na ekranie wyświetliły się nazwy plików i numery. Wiele było oznaczonych nazwą
święte baseny.
- Jest tu przynajmniej trzysta plików  powiedział po chwili Qui-Gon.  Podzielmy je. Den
wez pierwszą setkę, Obi-Wan następną, ja przejrzę ostatnią. Przeglądajcie tak szybko jak się
da. Szukajcie jakiejkolwiek wzmianki o OffWorld, kopalniach albo mapowaniu. Popatrzył na
Dena.  I niczego nie próbuj.
Den mrugnął niewinnie  Na przykłąd czego?
- Nie chcę zgadywać  rzekł sucho Qui-Gon  Po prostu zrób co ci kazałem.
Obi-Wan otworzył pierwszy plik i szybko przeskanował. Był to zapis korespondencji
pomiędzy menadżerem Świętych Basenów i jego przełożonym w UniFy. Jak tylko mógł
dostrzec, plik odnosił się do paliwa i jedzenia, które było potrzebne pravownikom. Nic.
Otworzył następny plik. I jeszcze następny... Obi-Wan brnął przez każdy plik. Nigdy nie
wyobrażał sobie, że praca w dużej korporacji może być taka nudna. Informacje były w kółko
powtarzane i dwa razy sprawdzane. Nie zobaczył nic podejrzanego.
- Szkoda, że nie ma tutaj Tahl  mruknął Qui-Gon  Byłaby w stanie rozgryzć operacje
finansowe. One wszystko komplikują.
Nagle Qui-Gon przestał mówić. Obi-Wan zauważył , że jego monitor zastygł w
bezruchu. Kiedy spojrzał z powrotem na swój, okazało się, że z jego monitorem stało się to
samo.
- Den, co się dzieje ? - spytał
- Nie wiem  powiedział z obawą Den. Próbował wyłączyć swój monitor, ale przycisk nie
działał.
- Jest szansa, że to tylko krótkotrwałe zakłócenia.
Wyskoczył ze swojego krzesła i ruszył w kierunku drzwi.  Zaczekajcie chwilę.
- Dokąd idziesz ?  zapytał Qui-Gon
- Idę trochę powęszyć, zobaczyć co się dzieje. Możecie na mnie polegać.
Den wyślizgnął się przez drzwi. Qui-Gon powoli wstał.
- Musimy się stąd wydostać, natychmiast - powiedział
Obi-Wan popatrzył na niego, zaskoczony.  Ale nie możemy zostawić Dena.
Qui-Gon spojrzał ponuro  On już nas zostawił.
Obi-Wan usłyszał stukot kroków. Drzwi otworzyły się z sykiem.
- Nie wyciągaj miecza  polecił szybko Qui-Gon, tuż zanim weszła ochrona.
Obi-Wan wiedział dlaczego. Qui-Gon miał nadzieję uniknąć odkrycia, że są
poszukiwanymi przestępcami. Jeśli będą mieli szczęście, zostaną zatrzymani, pod zarzutem
wejścia na teren zabroniony.
Ale i ta przelotna nadzieja została pogrzebana, kiedy krzepki szef ochrony wkroczył
do pomieszczenia.
- Jesteście ścigani pod zarzutem pogwałcenia Telosiańskiego prawa jako galaktyczni
przestępcy  powiedział im.  Jesteście aresztowani.
ROZDZIAA 8
Obi-Wan i Qui-Gon zostali szybko przetransporowani do Centrali Policyjnej, gdzie
zostali rozpoznani jako galaktyczni przestępcy i wtrąceni do więzienia. Qui-Gon poprosił, aby
skontaktowali się ze Świątynią, ale prośba została zignorowana.
- Telosiański wymiar sprawiedliwości jest zazwyczaj sprawiedliwy  powiedział do Obi-
Wana, kiedy stał w wilgotnej podziemnej celi.  Powinni nam dać okazję do oczyszczenia się
z zarzutów.
- Nie wiemy nawet jakie są zarzuty  rzekł Obi-Wan  Myślisz, że odkryją, że zostaliśmy
wrobieni.
- Zawsze jest taka szansa  powiedział Qui-Gon  Nie mogą nas długo trzymać, jeśli nie
udowodnią, że zrobiliśmy coś złego. Przynajmniej nie znalezli naszych mieczy świetlnych.
Używając Mocy, Qui-Gon zdołał zapobiec temu, aby strażnicy dokładnie ich
przeszukali.
- Czemu po prostu nie wytniemy sobie przejścia przez te drzwi ?  spytał Obi-Wan, opierając
ręce o zbrojoną durastal.
- Ponieważ będzie na nas czekało pięćdziesięciu strażników, zanim byśmy gdzieś doszli 
odrzekł Qui-Gon.  Poczekajmy na właściwy moment. Znajdziemy sposobność do ucieczki.
- Nie mogę uwierzyć, że Den zostawił nas na lodzie, tak po prostu.  powiedział Obi-Wan
zdegustowany  Musiał wiedzieć, że kiedy monitory się zawiesiły włączył się alarm.
- Tak, myślę, że wiedział  zgodził się Qui-Gon spokojnie  Ale lepiej jest skupić się na tym
co zrobimy teraz.
- A co możemy zrobić ?  spytał Obi-Wan  Jesteśmy zamknięci.
- Możemy pomyśleć o następnym kroku  rzekł Qui-Gon  Obwinianie Dena to strata czasu.
Czego się dowiedzieliśmy kiedy byliśmy w UniFy ?
- Nie dowiedziałem się niczego, z wyjątkiem tego, że ludzie, którzy pracują dla kompanii
wysyłają zbyt wiele notatek  powiedział zniechęcony Obi-Wan.
- Było ich wiele, to prawda  zgodził się Qui-Gon  I większość z nich nie miała żadnego
znaczenia. Większość z nich potwierdzała tylko rozmowę przez komunikator. Zauważyłeś to?
Myślę, że tyle plików miało zniechęcić potencjalnych badaczy do poszukiwań. Ciężko jest
doszukać się prawdy, kiedy jest zakopana w morzu danych. Czy to ci czegoś nie przypomina?
Obi-Wan pomyślał przez chwilę.  OffWorld  powiedział w końcu  Kompania ukrywa
prawdziwe intencje i nawet siedzibę główną za innymi firmami. Wykorzystuje zamęt, aby się
ukryć.
- Właśnie  powiedział Qui-Gon  W UniFy dowiedziałem się jeszcze czegoś. Kiedy
monitory przestały działać, zobaczyłem co robi Den. Nie szukał plików OffWorld albo
Świętych Basenów. Szukał Katharsis.
- Ale czemu ?  spytał Obi-Wan
- Nie znam odpowiedzi, ale też mnie to zastanawia.  rzekł Qui-Gon  UniFy zarządza
funduszami z loterii, więc myślę, że powinni mieć też pliki dotyczące Katharsis. Ale dlaczego
tak to interesowało Dena ? Pomyśl, jaki ma character.
Obi-Wan przypomniał sobie słowa Andry.  Musiał myśleć, że przyniesie mu to jakiś zysk.
- Dokładnie  zgodził się Qui-Gon  Myślę, że to jest powód, dla którego zgodził się nam
pomóc. Więc kiedy stąd wyjdziemy, będziemy musieli przyjąć inne kryteria poszukiwań.
- Kiedy wyjdziemy ?  spytał Obi-Wan, patrząc na zbrojone durastalowe drzwi.
- Wyjdziemy  rzekł Qui-Gon tym samym spokojnym tonem.
Obi-Wan też chciał mieć tą pewność. Miał wrażenie, że są teraz tam, gdzie Xanatos
chciał, aby byli i nie będzie on taki głupi, żeby ich wypuścić.
Spędzili w celi zimną noc. Obi-Wan obudził się przed świtem. Leżał na swoim
materacu z otwartymi oczami. W celi nie było żadnych okien, więc nie był w stanie rozróżnić
ścian od podłogi. Był otoczony przez czerń, zupełnie jakby był zawieszony w próżni. Być
może ta dezorientacja była formą kary.
Jedyną oznaką nadchodzącego poranka były płonące światła. Na śniadanie dano im
jakiś czerstwy chleb i słabą herbatę. Dzień mijał powoli. Qui-Gon regularnie prosił o
rozmowę z kimś z władz. Prośba została odrzucona. Qui-Gon i Obi-Wan zrobili klka ćwiczeń,
aby być w gotowości. Potem zaczęli medytować. W niewoli, Jedi koncentrowali umysł,
oczyszczali ducha i utrzymywali ciało w formie. Qui-Gon siedział na twardej kamiennej
podłodze medytując. Nagle westchnął i podniósł głowę.
- Przepraszam, Obi-Wan
Obi-Wan był zaskoczony.  Przepraszasz?  spytał
- Powinieneś być teraz w świątyni. Nie powinienem był pozwolić ci mi towarzyszyć. yle
osądziłem sytuację.
- To ja podjąłem decyzję  rzekł Obi-Wan  Nie żałuję, że tu jestem.
Uśmiech Qui-Gon był tak niewyrazny jak światło.  Mimo to jesteś wyziębiony i
głodny.
- Jestem tam gdzie powinienem być  odpowiedział Obi-Wan  Przy twoim boku.
- Qui-Gon wstał.  Byłem dla ciebie surowy po tym co się stało na Melida/Daan
- Nie bardziej niż na to zasłużyłem  Obi-Wan był zaskoczony widząc emocje na twarzy Qui-
Gona. To był pierwszy raz kiedy jego były mistrz podkreślał rozdzwięk między nimi bardziej
ze smutkiem niż gniewem. Wydawało się, że walczy o każde słowo.
- Nie Obi-Wan, to było więcej, niż zasługiwałeś.  poprawił go Qui-Gon  Dochodzę do
wniosku, że powodem mojej reakcji były moje własne porażki a nie twoje.  Nie miałem
szansy ci tego powiedzieć. Ja  Qui-Gon przerwał nagle  On tu jest - mruknął.
Nagle Obi-Wan też to poczuł. Zakłócenie Mocy było jak szept trującego gazu, który
przenikał pod szczeliną w drzwiach i wypełniał pomieszczenie. Wstał i odwrócił się w stronę
drzwi. Durastalowe drzwi niespodziewanie otworzyły się z sykiem. Xanatos stał w przejściu.
Jego czarna peleryna leżała z boku a on stał w lekkim rozkroku i z rękami na biodrach.
- Dobrze się bawicie?  spytał, mrugając do nich i uśmiechając się.
Qui-Gon stanął naprzeciw niego, nic nie mówiąc.
- Ah tak, cisza  Powiedział Xanatos z westchnieniem  A ja miałem nadzieję, że utniemy
sobie pogawędkę. Nie ma wiele czasu. Wasz los jest przesądzony.
- Ale nie mieliśmy procesu  rzekł cicho Qui-Gon
- Ależ będziecie go mieli  odpowiedział Xanatos  Uznano jednak, że jesteście zbyt
niebezpieczni, aby wziąć w nim udział.
- Mamy prawo uczestniczyć we własnym procesie ! To niesprawiedliwe !  zawołał Obi-Wan
Xanatos pokręcił głową.  Ah, pamiętam, kiedy byłem młody. Kiedy jeszcze
myślałem, że życie potraktuje mnie uczciwie. Zanim spotkałem Qui-Gona Jinna.
- Życie nie potraktowało cię ani sprawiedliwie ani nieuczciwie  powiedział Qui-Gon. Tak
już jest. Zależy od każdego z nas, czy będziemy uczciwi czy nie.
- Nie jest nigdy za pózno na trochę wielkiej mądrości Jedi  rzekł z pogardą Xanatos  I
zawsze jest tak samo  nic tylko zagadki. Więc, rozgryż to Jedi  jako, że nie pojawiłeś się na
swoim procesie, ja zjawiłem się u ciebie. Byłem głównym świadkiem przeciwko tobie.
Miałem dowody twoich przestępstw, nagrania z wielu światów z zarzutami przeciwko tobie,
opowieści o czasach, kiedy unikałeś wymiaru sprawiedliwości w całej galaktyce. I nareszcie
sprawiedliwość dopadła cię na Telos. Pomogło również to że w sali sądowej był rozgniewany
ojciec, oszalały z powodu śmierci swojego syna, którego zabił twój wspólnik.
Xanatos westchnął ciężko.  Biedny Bruck. Zawsze myślałem, że trzeba go pchnąć do
sukcesu. Skąd mogłem wiedzieć, że zrobi to za mnie Obi-Wan Kenobi.
Xanatos podniósł rękę i uderzył nią w dłoń z ostrym trzaskiem. Było to niesamowicie
blisko pęknięcia w czaszcze Brucka, która uderzyła o skały pod wodospadem. Obi-Wan starał
się nie skrzywić. Nie dał Xanatosowi tej satysfakcji. Ale wewnątrz poczuł szok. Bezradność i
poczucie winy owiało go gdy przypomniał sobie pobawiony życia, niewidzący wzrok, jego
ramię machające w ostatniej desperackiej próbie ratunku.
Sąd może i wysłucha twoich kłamstw  powiedział szybko Qui-Gon, wyczuwając
rozpacz Obi-Wana i próbę odepchnięcia Xanatosa.  Ale kiedy dowie się o tym Świątynia.
Xanatos się roześmiał.  Do czasu kiedy świątynia dowie się o waszym losie,
będziecie już martwi. To jest wasza kara, Jedi. Zostaliście skazani na śmierć.
Nagle Xanatos pochylił się do przodu. Jego niebieskie oczy płonęły niczym
najgorętszy ogień. Jego blada skóra wyglądała jakby naciągnęła się na kości, a jego twarz jak
czaszka z ognistymi oczami.
- A ja tam będę, żeby zobaczyć jak umieracie  syknął w twarz Qui-Gonowi.
ROZDZIAA 9
Nie mieli szansy powiedzieć nic więcej, albo wezwać pomoc. Xanatos upewnił się, że
otoczył ich cały oddział strażników. Poprowadzono ich przez więzienne korytarze na
dziedziniec.
Słońce było jeszcze nisko. Dwie sąsiadujące wieże więzienne rzucały na dziedzińcu
dwa długie złowrogie cienie. Wypełnił go tłum wylewający się z ulic. Kiedy zobaczyli
więzniów zaczęli gwizdać i szydzić.
- Kochają egzekucje  mruknął jeden strażnik do drugiego.
Qui-Gon wyczuł złowrogą energię emanującą od tłumu. Na Telos nigdy nie było
publicznych egzekucji. Takie pokazy zachowały się na bardziej prymitywnych światach. Co
się stało z miłującym pokój Telos ? Udało się go zmienić jednemu człowiekowi,
przebiegłemu i potężnemu - Xanatosowi.
Qui-Gon upewnił się, że jego miecz świetlny znajduje się na miejscu. Jednak nie
wiedział kiedy będzie miał okazję go użyć.
Szafot powoli rósł na repulsorach, dopóki nie uniósł się nad tłum. Dwóch krzepkich
strażników stało obok dwóch zapadni. Zapadnia biegła od płyt do krawędzi platformy. O
płyty stały oparte wibrosiekiery. W jednej chwili Qui-Gon zrozumiał jak miała wyglądać
egzekucja. On i Obi-Wan będą zmuszeni położyć głowy na płytach. Odetną im głowy
wibrosiekierami, zapadnie opadną, a ich głowy potoczą się w dół i wpadną w ręce tłumu.
Było to makabryczne, ale szybkie.
Qui-Gon zobaczył jak Obi-Wan przełyka ślinę. Po raz pierwszy na serio się martwił.
Sądził, że w każdym momencie będzie możliwość ucieczki. Ale jak mogli się przebić przez
ten tłum ? Nawet jeśli weszliby w układ ze strażnikami i Xanatosem, tłum powstanie
przeciwko nim.
Zostali umieszczeni w klatce energetycznej zawieszonej wysoko nad masą ludzi.
Rozszalały tłum domagał się ich śmierci, bolesnej i powolnej. Xanatos stał na szczycie
schodów, obserwując jak klatka unosi się w jego gorliwych oczach.
Obowiązkiem każdego Jedi było zaakceptowanie śmierci, kiedy nadejdzie. Jednak
Qui-Gon nie mógł być spokojny. To nie jego czas. I nie czas Obi-Wana. Widział jak Obi-Wan
walczy z ogarniającym go strachem.
- Zabić ich ! Zabić morderców  wrzeszczał tłum
Gniew zagościł również w sercu Qui-Gona. Xanatos to zrobił. To on podburzył tłum.
On napełnił ich umysły nienawiścią i kłamstwami. Jeśli Qui-Gon umrze, Xanatos wygra.
Doprowadzi Telos do jeszcze większego zepsucia. Zniszczy go.
Qui-Gon nie mógł do tego dopuścić. Nie może walczyć z gniewem. Musi walczyć o
sprawiedliwość.
- Nie możemy się poddać  powiedział szybko Qui-Gon do Obi-Wana ponad wrzaskami
tłumu.  Będą musieli otworzyć klatkę, żeby wpuścić katów. Wtedy ruszymy do walki. Nie
wszystko stracone. Zachowaj spokój i bądz w pogotowiu.
Obi-Wan skinął głową. Qui-Gon zauważył spokojną stanowczość w jego oczach.
Mieli marne szanse uniknięcia swojego losu, ale Obi-Wan zaakceptował go. Obi-Wan nigdy
nie dało się zastraszyć, nawet kiedy szanse były przeciwko niemu.
Energetyczna klatka powoli opadała w kieunku szafotu. Policja na swoopach unosiła
się blisko skrzyń, gdzie więzniowie mogliby uciec.
Qui-Gon ledwie słyszał krzyki tłumu. Cała jego uwaga była teraz skupiona na
strażnikach i szafocie. Był pewien, że razem z Obi-Wanem mogliby zająć się strażnikami. Ale
co potem ? Potem będą musieli skoczyć na ziemię, nawet jeśli będą do nich strzelać z góry i z
dołu. Być może zaskoczenie zwiększy prawdopodobieństwo ucieczki. Być może tłum nie był
tak żądny krwi jak się wydawało. Ale Qui-Gonowi nie podobały się takie szanse. Nawet Den
by na nich nie postawił, pomyślał Qui-Gon smutno.
Strażnicy stojący na szefocie wyszli do przodu. Qui-Gon czekał aż opadną
energetyczne kraty. Jak tylko to się stanie, skoczą do przodu.
Kątem oka, zauważył nienaturalny ruch jednego ze swoopów. Spojrzał w tamtą stronę
nie odwracając głowy. Jezdziec był zakapturzony. Qui-Gon zerknął tylko ułamek sekundy,
ale od razu rozpoznał, kim była postać. Był zaskoczony na całej linii, Andra.
- Za tobą, Obi-Wan  powiedział po cichu  Bądz przygotowany.
Energetyczne kraty opadły. Strażnicy ruszyli w ich kierunku. Qui-Gon i Obi-Wan
zapalili miecze jednocześnie i skoczyli w ich kierunku.
Do Andry dołączył kolejny swoop. Dwa pojazdy zanurkowały z wyjącymi silnikami w
ich kierunku.
- Skacz !  zawołał do Obi-Wana. Zeskoczył z szafotu w momencie kiedy w ich stronę
nurkował swoop aby ich zabrać. Drugi zrobił to samo z Obi-Wanem. Qui-Gon zobaczył
przebłysk determinacji w oczach Dena.
Qui-Gon wylądował zwinnie. Złapał kierowcę za ramiona i pochylił się kiedy swoop
zanurkował, obracając się, wznosząc i obracając znowu aby uniknąć ścigających ich
strażników.
Qui-Gon nadal miał w ręku swój miecz świetlny. Odbijał strzały z blasterów kiedy
pojazd umykał strażnikom. Zobaczył, że Obi-Wan robi to samo. Trudno było zachować
równowagę na ruchliwym swoopie, ale dawał sobie radę.
Pędząc odważnie, swoopy kierowały się prosto na więzienne wieże. Qui-Gon widział
jak wieże rosną w oczach, tak że mógł już zobaczyć rysy i dziury na powierzchni. I w
ostatnim momencie., Andra gwałtownie skręciła. Byli tak blisko, że Qui-Gon zdołał dotknąć
ręką ściany. Dwa ze ścigających ich swoopów rozbiło się o wieże. Andra i Den przemknęli
obok.
Qui-Gon rzucił okiem do tyłu. Ostatnią rzeczą jaką zobaczył był Xanatos, stojący
prosto i nieruchomo, obserwujący jak uciekają. Nawet z tej odległości czuł płonącą od niego
nienawiść. Jeszcze się spotkają. Xanatos tego dopilnuje.
ROZDZIAA 10
Kiedy Andra była pewna, że zostawili pościg daleko za sobą, zdjęła kaptur.
- Dzięki, że nie spadłeś  zawołała do Qui-Gona
- Dzięki, za ratunek  odpowiedział Qui-Gon  Już zaczynałem się martwić.
Uśmiechnęła się szeroko i wcisnęła gaz. W ciągu kilku następnych minut wylądowali
w alejce blisko domu. Den i Andra ukryli swoopy za stertą porzuconych zardzewiałych
platform.
- Wow !  krzyknął Den zdejmując kaptur - Czy my właśnie przechytrzyliśmy szanse czy jak?
Następnym razem, kiedy będę uciekał policji, chce mieć Jedi za plecami !
Obi-Wan nie odpowiedział na przyjacielski uśmiech Dena.  Nie musiałbyś nas
ratować, gdybyś nas w porę ostrzegł w siedzibie UniFy  powiedział
- Miałem to zrobić  zaprotestował Den  Ale nie miałem szansy. Ale i tak się w końcu
zjawiłem.
- Tylko dlatego, że nalegałam  rzekła Andra  To ja zaproponowałam ratunek.
- Zabij mnie teraz jeśli ja też nie zamierzałem tego zrobić ! Po prostu nie dałaś mi szansy 
protestował Den.
- Sugeruje, abyśmy kontynuowali w środku  powiedział Qui-Gon, lustrując niebo wzrokiem.
Z własnego doświadczenia wiem, że ochrona na Telos nie poddaje się łatwo.
Wspięli się po rynnie i weszli do przytulnego domu Andry. Andra zaczęła podgrzewać
coś do picia i wystawiać talerze z chlebem i owocami. Głodny Obi-Wan szybko sięgnął po
jedzenie.
- Nie wiem co teraz robić  powiedziała zmartwiona Andra  Nie możemy się znowu włamać
do UniFy. Jestem pewna, że zacieśnili ochronę. Nigdy nie będziemy w stanie zdobyć dowodu
na powiązania między UniFy a OffWorld.
- Jeśli byśmy mieli tylko więcej czasu  rzekł Den
Qui-Gon posłał mu surowe spojrzenie  Ale ty wcale nie szukałeś pilnie powiązań z
OffWorld.?
Den zaczął się wiercić w fotelu  Oczywiście, że szukałem. Było za dużo plików. Sam
to powiedziałeś.
- Spojrzałem na twój ekran  rzekł Qui-Gon  Nie szukałeś plików dotyczących Świętych
Basenów. Szukałeś Katharsis.
- Katharsis ?  Andra odwróciła się  Dlaczego ?
- Nie patrzcie tak na mnie wszyscy  zaprotestował Den  Jestem uczciwym człowiekiem !
- Qui-Gon uniósł brew. Obi-Wan wyglądał na zdegustowanego. Andra wydała z siebie
rozpaczliwe tchnienie.
- No dobrze, może nie jestem stuprocentowo uczciwy  przyznał Den  Ale jestem lojalny !
Szukałem Katharsis. Kiedy tam pracowałem ,przypadkiem znalazłem, bo włamałem się do
pewnych plików, że UniFy kontroluje Katharsis.
Andra obróciła garnek w ręku  Twierdzisz, że to nie rząd ją kontroluje. Den skinął
głową.
 Chcą, żebyście tak myśleli. Jeśli każdy dowie się, że to korporacja kontroluje Katharsis,
będą wiedzieli, że...
- UniFy decyduje jak są wydawane zyski z Katharsis  powiedziała szybko Andra  Co
oznacza, że całkowicie kontrolują nasze ziemie.
Den znowu pokiwał głową.  To UniFy wyszła z pomysłem Katharsis. Przekupili
kilku kluczowych polityków w rządzie, żeby go przeprowadzić. Zasadniczo rzecz biorąc,
UniFy ma rząd w kieszeni.
Andra zatopiła się w krześle, oszołomiona.  Myślisz, że UniFy celowo wymyśliło
Katharsis tylko po to, aby odwrócić uwagę od swoich intencji ? Zamierzają oddać wszystkie
nasze parki światowe na cele przemysłowe. A my za to zapłacimy !
- To trochę diaboliczne  rzekł Den  Prawie musisz ich podziwiać. Jakiś geniusz zła musiał
to wymyślić.
Qui-Gon i Obi-Wan wymienili spojrzenia.  Xanatos  powiedział cicho. Ten plan
zalatuje czysztą elegancją i złem a to cały Xanatos.
Ale Qui-Gon nie skończył jeszcze z Denem.  Czemu szukałeś Katharsis drugi raz ? 
zapytał.  Jeśli już to wiedziałeś to nie było już wiele do odkrywania.
- Wszyscy odwrócili się w stronę Dena. Z jego oczu biła spokojna niewinność. To znaczyło
tylko tyle, że niewątpiwie skłamie, zgadywał Qui-Gon.
- Miałem nadzieję pomóc Andrze i partii SIAA  zaczął. Andra mu przerwała.  Przestań mnie
nabierać Den. Nie teraz. To jest zbyt ważne.
Popatrzył na nią przez dłuższą chwilę. Qui-Gon zobaczył wrażliwość w jego oczach.
Zależało mu na niej, uświadomił sobie.
- Dobrze  powiedział  Miałem nadzieję pomóc tobie. Ale szukałem także sposobu na
oszukanie loterii.
- Zawsze chronisz tylko na siebie, prawda ?  powiedziała gorzko Andra
- Nie  rzekł cicho Den.  Chronię także ciebie. Tylko tego nie dostrzegasz.
- Więc znalazłeś jakiś sposób ?  spytał Qui-Gon
- Niezupełnie  zaczął kręcić Den
- Znalazłeś cokolwiek ?  zapytał Obi-Wan niecierpliwie
- Tak, znalazłem coś  przyznał Den  Loteria już jest ustawiana.
ROZDZIAA 11
- To się dzieje trochę za szybko  powiedziała słabo Andra  Naleję herbaty.
Siedli przy stole z gorącymi kubkami herbaty w dłoniach. Ogrom planu oszołomił
Andrę. Spodziewała się konspiracji i korupcji, ale nie na aż taką skalę. Było oczywiste, że
natknęli się na plan przejęcia bogactw naturalnych całej planety. Pytanie tylko jak złożyć
kawałki układanki, i co mogą z nią zrobić.
Qui-Gon upił łyk herbaty.  Sugeruje dwuczęściowy plan  powiedział  Na początku
Den zinfiltruje system loterii.
- Hej, zaczekaj - powiedział  Co znaczy, że zinfiltruje system loterii ? Czemu sądzisz, że
będę to potrafił?
- Mam przeczucie, że ty już wiesz jak  rzekł zimno Qui-Gon  Dlaczego inaczej miałbyś
ryzykować dostanie się do UniFy ? Dlaczego strażnicy zostali zawiadomieni ? Byłeś w stanie
włamać się do systemu.
Den upił trochę z kubka, a potem zakaszlał. Nikt nie ruszył, żeby mu pomóc.
- Dobrze, już dobrze  zaharczał  Myślę, że mogę go obejść, to znaczy myślę, że mogę
obejść część, która jest już ustawiona.
- I wiesz jak upewnić się, że to ty wygrasz  rzekł Qui-Gon.
Den skinął głową niechętnie.  Mogę ustawić to tak, że wygram loterię. Jednym ze
zwycięzców jest zawsze ktoś wybrany przez UniFy z wyprzedzeniem. Kiedy rozpoczynają się
zawody, niektórzy uczestnicy dostają wadliwy sprzęt  nic co mogliby zauważyć, ale coś
nieznacznie zmiejsza ich szanse na wygraną. Jeden z zawodników został wybrany przed
zawodami i przekupiony. On lub ona zgadzają się oddawać pod stołem połowę pieniędzy
kompanii. Mogę po prostu podstawić moje imię na miejsce następnego wygranego.
Andra pokręciła głową.  Wiedziałam, że masz ukryty motyw w pomaganiu mi.
Zamierzałeś zabrać pieniądze i uciec.
- Żart, prawda ?  powiedział Den  Ponieważ, nie mogę uwierzyć, że naprawdę tak myślisz.
Po wygraniu pieniędzy, podzieliłbym się nimi. Częścią z nich.
- Nie chcę żadnych pieniędzy zarobionych na niszczeniu naszych świętych miejsc 
powiedziała surowo Andra  I ty też nie powinieneś !
- Nie moja wina, że są wyzyskiwane  zaprotestował Den  A pieniądze to pieniądze.
- To twój problem  rzekła Andra  Naprawdę w to wierzysz.
- Czy ktoś chce usłyszeć drugą część mojego planu ?  przerwał łagodnie Qui-Gon.  Po
drugie, powinniśmy odwiedzić Święte Baseny, zgodnie z pierwotnym planem Andry. Musimy
na nowo zgromadzić wszystkie dowody.
- To nie będzie łatwe  powiedziała Andra  Ochrona jest bardzo szczelna.
- Użyj po prostu jednej ze swych sztuczek ze zmienianiem umysłu  zasugerował Den
- Obawiam się, że będziemy potrzebować o wiele więcej  rzekł Qui-Gon.  Andra, czy
możesz wezwać swoich stronników ? Myślę, że najlepszym planem będzie infiltracja kilku
punktów, żebyśmy nie musieli polegać tylko na jednym zespole.
Andra popatrzyła na swój kubek. Przetarła stół ręką.
- Andra ?  szturchnął ją Qui-Gon.
Spojrzała na niego  Nie mogę tego zrobić  powiedziała  Nie byłam z wami całkowicie
szczera. Nie mam żadnych stronników. To ja jestem partią SIAA.
- Nie ma żadnej partii ?  spytał Obi-Wan z niedowierzaniem
Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się nieznacznie.  Tylko ja. Popierało mnie kilka
osób, ale wszyscy się rozeszli, kiedy członkowie zespołu dochodzeniowego zostali zabici.
Nikt więcej nie chciał mnie już słuchać. Wszyscy myśleli, że jestem szalona, bo widzę ponurą
przyszłość, z którą nikt nie chce się zmierzyć.
Nagle Den wybuchł śmiechem.  Więc kapitan prawość cały czas kłamała 
zachichotał.  To najlepsza wiadomość tego tysiąclecia !
- Przestań, Den  warknęła Andra  Musiałam udawać, że mam poparcie. Potrzebowałam
twojej pomocy.
- Prawda  rzekł Den kiwając głową  Tobie wolno kogoś oszukiwać, bo ratujesz planetę.
Rozumiem. Dopóki masz szlachetny motyw, możesz robić co ci się podoba.
- To nie tak  odpowiedziała Andra ze złością  Gdyby zależało ci na czymkolwiek, poza
sobą, zrozumiałbyś.
- Rozumiem, że zrobiłabyś wszystko, żeby dostać to czego chcesz  powiedział Den 
Jesteśmy do siebie bardziej podobni niż chcesz przyznać, Andra.
- Andra wpatrzyłą się w niego  Wolałabym być porównywana do dinko.
- Jasne, czemu nie ?  rzekł natychmiast Den  Dinko to stworzenie z kłami i paskudnym
usposobieniem. Problem w tym jaka jest różnica ? Niech zobaczę twoje zęby.
- Nie pozwalaj sobie, Den  ostrzegła Andra
- Dobrze, dosyć tego  uciął Qui-Gon  Mamy problem. Kto się włamie do Świętych
Basenów.
- Ja  powiedziała Andra, patrząc wściekle na Dena.
- Ja pójdę z tobą  rzekł Obi-Wan
Qui-Gon pokręcił głową  Nie
- Ale to ma sens  argumentował Obi-Wan  Chłopak podróżujący z kobietą nie ściągnie tyle
uwagi. Wyglądalibyśmy jak brat i siostra na wycieczce. Jeśli nas złapią, Andra i ja powiemy,
że zabłądziliśmy.
- A ty powinieneś zostać tu i mieć oko na Dena  powiedziała Andra do Qui-Gona. Jeśli
oszuka loterię, może wziąć pieniądze i odlecieć z planety.
- Dzięki za poparcie  rzekł Den sarkastycznie
- Dałeś mi ostatnio jakiś powód, żeby ci zaufać ? zapytała chłodno Andra
- Dinko  wyparował Den
- Złodziej - odpowiedziała
Qui-Gon przez moment ignorował ich sprzeczki. Czuł się zrozpaczony i zmartwiony.
Nie chciał, żeby Obi-Wan jechał bez niego. Xanatos był na wolności, na własnej planecie i
był rozwścieczony ich ucieczką. Ale tok myślenia chłopca był rozsądny. Musieli podjąć
ryzyko, jeśli chcieli obalić Xanatosa. Ale czy ryzyko nie było większe niż chciał podjąć ?
Zobaczył, że Obi-Wan go obserwuje. Chłopiec zastanawiał się, dlaczego nie pozwala
mu iść. Dla Obi-Wana, była to kwestia zaufania. Qui-Gon musiał pozwolić mu iść.
- W porządku  powiedział.  Obi-Wan i Andra zbiorą dowody. Den i ja zostaniemy tutaj.
Teraz przygotujmy wszystko.
ROZDZIAA 12
Obi-Wan i Qui-Gon stali obok swoopów, które miały zawiezć Obi-Wana i Andrę do
Świętych Basenów. Andra stała w pobliżu razem z Denem, sprawdzając zestaw ratunkowy.
Obi-Wan spał tylko kilka godzin, ale czuł się rześko i był czujny. Rozrzucone gwiazdy
migotały na nocnym niebie. Do świtu była jeszcze godzina. Andra uważała, że najlepsze
szanse, aby włamać się do Świętych Basenów mają wczesnym rankiem, zbiorą dowody i
odlecą. Będą musieli być z powrotem w Thani przed południem, przed końcem ostatniej
rundy Katharsis.
Jeśli coś będzie wskazywało na kłopoty, po prostu uciekajcie  poinstruował ich cicho
Qui-Gon.  Jeśli stwierdzicie, że nie będziecie mogli ominąć ochrony, nie próbujcie nawet
wchodzić. Najpierw trochę poobserwujcie.
- Studiowałem trochę mapy  powiedział Obi-Wan  Andra zna sposób, aby wejść
niezauważonym. Używała go, kiedy była dziewczynką. Myśli, że nadal jest bezpieczny.
- Studiowanie map to nie to samo co znajomość terenu  rzekł Qui-Gon  Nie ufaj im
całkowicie. Upewnij się, że wyjdziesz tym samym sposobem co weszłeś.
- Znam się na rzeczy  powiedział Obi-Wan. Czuł frustrację i był zawiedziony. Qui-Gon
traktował go jak czteroletniego uczniaka ze Świątyni. Wiedział, że jeśli Qui-Gon przyjmie go
z powrotem pod swoje skrzydła będzie musiał budować więz od nowa, ale czy Obi-Wan
musiał stać się znowu dzieckiem ?
- Qui-Gon skinął głową.  Nie wątpie. Niepokoję się i tyle. Ufam ci Obi-Wanie. Słowa te
przepłynęły przez Obi-Wana napełniając go ciepłem i otuchą.
- Nie zawiodę - powiedział
- Po prostu uważaj na siebie  odpowiedział Qui-Gon
Andra naciągnęła kaptur na głowę idąc w ich stronę.
- Jesteś gotów Obi-Wanie ?
Przerzucił nogę nad swoopem. Qui-Gon udzielił mu wcześniej szybkiej lekcji. Nie był
przyzwyczajony do tak zwrotnego transportu. Niewielki ruch do dołu mógł spowodować, że
pojazd zanurkuje. Obi-Wan szybko się uczył, ale zajęło też trochę czasu zanim Qui-Gon był
zadowolony z jego postępów.
Andra wcisnęła gaz i wystartowała. Obi-Wan ruszył za nią.
- Nie ryzykujcie zbytnio !  zawołał za nimi Den
- Zdaje się, że się martwi  zawołał Obi-Wan do Andry
Zacisnęła zęby.  Po prostu stara się udawać dobrego człowieka. To dopiero odmiana.
Nocne niebo stało się szarawe, kiedy podróżowali przez peryferie miasta. Budynki
rosły w oddali. Zaczęto uprawiać ziemię. Kiedy słońce już wzeszło, nie było już prawie
żadnych mieszkań, jedynie gdzieniegdzie wioski usiane między głębokimi dolinami.
Obi-Wan zachwycał się pięknem krajobrazu. Pola lawendy i niebieskie kwiaty
kołysały się w łagodny rytm wiatru. Co kilka kilometrów natykali się na kolejne błękitne
jezioro mieniące się wśród fałd złocistych gór.
- Pięknie tu  zawołał do Andry gdy lecieli
- Urodziłam się tu  powiedziała  Niektórzy proponują, żeby większą część tych terenów
przerobić na park światowy. Ale teraz zastanawiam się po co ? Czy to też zagospodarują ?
Uwaga przypomniała Obi-Wanowi dlaczego tu jest. Pochylił się nad kierownicą,
zdecydowany pokrzyżować Xanatosowi plany, cokolwiek ten szykował dla Telos.
Teren zaczął robić się górzysty, wzgórza były coraz wyższe i bardziej strome.
Formacje skalne wznosiły się nad nimi, kiedy podążali drogą wyciętą w skalistych górach. Na
graniach zaczął się pojawiać śnieg. Chociaż Obi-Wanowi było wcześniej ciepło, cieszył się,
że poszedł za radą Andry i założył kombinezon termiczny.
- Jesteśmy prawie na miejscu  zawołała Andra.
Obi-Wan podążył za Andrą, kiedy zjechała z drogi na leśną polanę z tak wysokimi
drzewami, że przesłaniały niebo. Andra manewrowała zwinnie między pniami. Obi-Wan
musiał się skoncentrować, aby dotrzymać jej kroku. W końcu zjechała na bok i zaczekała aż
zatrzyma się obok niej.
- Myślę, że powinniśmy zostawić tu swoopy  powiedziała.  Polana przelega do
parku. Znam drogę przez Lustrzaną Pieczarę. Kiedy przez nią przejdziemy, będziemy w
Parku Świętych Basenów.
Przykryli swoopy gałęziami. Ich kroki wydawały miękki odgłos na dywanie liści,
kiedy szli przez polanę. Dotarli do urwistej kamiennej ściany, a Andra zeszła po niej przez
małe wybrzuszenie do wartkiego strumienia. Skakała ze skały na skałę w strumieniu, Obi-
Wan szedł za nią. Strumień nagle się zatrzymał przy stromej ścianie z szarego kamienia.
- Myślę, że dasz radę  powiedziała Andra, zerkając na niego.  Ale możliwe, że będziesz
musiał się trochę nagimnastykować.
Obi-Wan zobaczył, że w ścianie znajduję się nieznaczna szczelina, prawie
niewidoczna gołym okiem. Biegła z góry od strumienia aż do samego dołu. Na początku
Andra spuściła swój zestaw ratunkowy a potem sama się ześlizgnęła. Andra była szczupła i z
łatwością się ześlizgiwała, ale Obi-Wan miał z tym trochę więcej kłopotu. Starał się stać jak
najbardziej szczupły i prawie spadł. Wyciągnął ręce żeby zachować równowagę i wyczuł
gładką, wypolerowaną powierzchnię.
Andra włączyła pręt jarzeniowy. Obi-Wan zobaczył, że znajduje się w pieczarze,
której ściany zakrzywiają się w łuk nad jego głową. Kamień był czarny jak smoła i tak gładki,
że widział w nim własne odbicie. Tutaj strumień sączył się srebrzyście wijąc się po czarnej
powierzchni. Światło prętu jarzeniowego odbijało się na ścianach, potęgując jego jasność.
Obi-Wan czuł jak kręci mu się w głowie, jakby stał pod niezliczonymi gwiazdami.
- Niesamowite -powiedział
- Tak  rzekła cicho Andra  Jest piękna, prawda ? Nazywamy ten kamień malab. Jest
wysoko ceniony w galaktyce ze względu na swoją rzadkość. Chodz, musimy iśc tędy do
wyjścia. Idz ostrożnie, jest ślisko.
Poprowadziła go przez kilka zakrętów aż doszli do głównej jaskini. Przy wejściu,
pieczara się rozszerzała i z zewnątrz wpadało trochę światła oświetlając ściany. Andra cicho
jęknęła. Podniosła jarzeniowy pręt, aby przyjrzeć się ścianom. Kamień został wyszczerbiony,
pozostawiając głębokie bruzdy na gładkiej powierzchni. Próbki leżały na podłodze w kupkach
obok urządzeń skanujących. Kawałki kamienia otaczały wydłubaną dziurę w wypolerowanej
podłodze.
- Zamierzają przerobić ją na kopalnię  szepnęła do Obi-Wana z płonącymi oczami.  To jest
święte miejsce dla każdego Telosianina. Popatrz co oni zrobili !
Trzęsącymi rękami wyciągnęła holograficzny rekorder z plecaka. Skierowała
soczewki w stronę sterty kamienia, skupiając potem obraz na urządzeniach skanujących i na
wydłubanych dziurach. Obi-Wan wyjął urządzenie nagrywające ze swojego plecaka i zrobił
to samo. Teraz będą mieli kopie, tak na wszelki wypadek. Mógł ukryć urządzenie pod
ubraniem.
- Chodz  naglił Obi-Wan
Ostrożnie wyszli z pieczary. Poranne słońce było gorące, ogrzewało chłodne skały i
podświetlało złocisty piasek, który otaczał głębokie baseny gorącej ciemnej wody. Przed nimi
pojawiło się czarne wzgórze. Błyszczało w świetle promieni słonecznych.
- To wzgórze jest zbudowane z malabu  rzekła z niedowierzaniem Andra  Muszą je
eksploatować z poziomu jaskiń.
Obi-Wan popatrzył na ciężki sprzęt i grawisanie otaczające baseny. Spędził trochę
czasu na górniczej planecie Bandomeer i był obeznany ze sprzętem górniczym.
- To są górnicze krety  powiedział pokazując  Mogą wkopać się na setki kilometrów w głąb
ziemi. Jeśli są krety, musi istnieć miejsce gdzie rozładowują surowce. Te pojazdy to KNP.
- KNP ? zapytała Andra
- Kroczące neutronowe pochodnie  wyjaśnił Obi-Wan.  Mają działa miotające ogniste
pociski które są w stanie przebić ścianę. To w ten sposób są tworzone chodniki górnicze.
Powiedziałbym, że mamy tu wydobycie na olbrzymią skalę.
Wyczuł, że Andra za nim sztywnieje.  Baseny...  powiedziała. Kiedyś woda była w
nich krystalicznie czysta.
Obi-Wan podszedł bliżej, żeby przyjrzeć się basenowi. Kiedy się pochylał pasek z
jego zestawu ratunkowego wpadł do wody. Para uniosła się z sykiem i wyciągnął szybko
torbę. Pasek jednak rozpuścił się.
Popatrzył na Andrę  Co się stało ?
- Nie wiem  powiedziała  Basen musi być zanieczyszczony. Przyjrzyjmy się innym.
Zebrali kilka długich patyków i poszli zobaczyć resztę basenów. Kiedy zaptopili kij w
ciemnej wodzie od razu zostały pozbawione kory. Kiedy trzymali dłużej kij się rozpuszczał.
- Podziemne zródło, które zasila baseny musi być zanieczyszczone jakimiś chemikaliami. 
rzekła Andra. Jej głos był niski.  Mój tata zabiarał mnie tu kiedy byłam jeszcze
dziewczynką. Znaliśmy każdy cal tego parku i kąpaliśmy się w gorących basenach. Po jego
śmierci było to ostatnie miejsce gdzie znajdywałam pocieszenie.
Kiedy podniosła wzrok, jej oczy w kolorze miodu lśniły od powstrzymywanych łez.
Obi-Wan nie wiedział jak ją pocieszyć. Co zrobiłby Qui-Gon ?
Przypomniał sobie wypadek w Świątyni. Rycerz Jedi Tahl niedawno straciła wzrok.
Czuła się bezradna i zła. Pamiętał jak Qui-Gon stopniowo łagodził jej ból, a potem dał jej coś
na czym mogła się skupić.
- Przykro mi Andro  rzekł do niej  Jeśli ich zdemaskujemy, powstrzymamy ich.
- Jeszcze nie jest za pózno.
Skinęła głową, przygryzając wargę, aby nie płakać.  Zróbmy to.
Jej twarz wyrażała determinację, kiedy skierowała holograficzny rekorder w kierunku
basenów. Obi-Wan użył swojego urządzenia nagrywającego, aby ogarnąć nim teren i nagrać
sprzęt. Starał się uchwycić logo albo nazwę na rozmaitych elementach aby wskazać, że należą
do OffWorld, ale nic nie znalazł.
Obi-Wan zmarzczył brwi ze zmartwieniem.  Możemy z tym wrócić i pokazać
mieszkańcom Thani, ale musimy mieć dowód, że to robota Xanatosa. Rząd może twierdzić,
że nic nie wie na ten temat. Mogą obwinić UniFy a UniFy po prostu zamknie działalność. Ci,
którzy są temu faktycznie winni uciekną.
- Nie możemy na to pozwolić  powiedziała Andra
W tym właśnie momencie usłyszali jakiś hałas. Ktoś zmierzał w ich kierunku. Obi-
Wan dał znak Andrze, i oboje szybko skryli się za grawisaniami.
Droidy strażnicze wtoczyły się na teren wokół basenów. W dłoniach miały
wbudowane blastery. Ich głowy obracały się nieustannie, świecąc sensorami podczerwieni.
- Czysto  zameldował jeden z nich przez komunikator.  Zaczynam, powtarzam zaczynam.
Nagle powietrze przeszył głośny hałas. Ziemia zadrżała.
- Co to jest ?  zapytała Andra zasłaniając uszy dłońmi.
- Zobaczmy  rzekł Obi-Wan. Droidy zniknęły za krawędzią hałdy z maladu.
Stojąc w cieniu wzgórza, Obi-Wan i Andra ruszyli za nimi. Droidy nie były już w
trybie patrolowym, więc ich głowy się nie obracały. Kiedy ich śledzili, hałas narastał.
Gdy okrążyli stos malabu, oczom ich ukazał się jeszcze jeden zdewastowany
krajobraz. Przed nimi wyrósł kopiec z piasku. W ziemi była wykopana olbrzymia dziura.
yródłem hałasu był wciągany do gigantycznych maszyn złocisty piasek. Pracownicy ubrani w
uniformy doglądali całej operacji. Droidy kierowały się w kierunku pierścienia kopuł w
oddali.
- Widać na piasku ślady minerału  wrzasnęła Andra próbując przekrzyczeć odgłos maszyn 
Muszą go teraz wydobywać.
- Pracownicy byli zajęci obsługą maszyn i nawet się nie odwrócili. Andra włączyła swój
holograficzny rekorder a Obi-Wan swój.
Następna grupa droidów strażników opuściła kopułę i zaczęła obchód.
- Pośpiesz się  naglił Obi-Wan.  Mogą znowu być w trybie patrolowym.
Opuścił swoje urządzenie i wsunął do tuniki.
- Muszę się upewnić, że obraz jest wyrazny  mruknęła Andra
Obi-Wan zobaczył włączające się sensory podczerwieni.  Przestań nagrywać ! 
szepnął.  Mogą cię zauważyć.
- Jeszcze tylko sekunda...  Andra wyłączyła rekorder w chwili kiedy sensory droidów
zaczęły migać.
- Nie ruszaj się  mruknął Obi-Wan przez zęby.
Głowy droidów powoli obracały się, podczas gdy sensory omiatały każdy kwadrant.
- Nie wygląda to dobrze - mamrotał Obi-Wan  Coś ich zaalarmowało. Lepiej się stąd
zabierajmy.
- Ale nie mamy jeszcze wystarczająco dowodów  zaprotestowała Andra
- To co mamy musi wystarczyć  rzekł nagląco Obi-Wan  Gorzej będzie jak damy się
złapać. Obiecałem Qui-Gonowi, że nie będziemy ryzykować.
Pociągnął protestującą Andrę do tyłu. Droidy powoli się obróciły i skierowały prosto
w ich kierunku. Obi-Wan i Andra przyśpieszyli kroku.
- Szybciej - powiedział
W jednej chwili znikli za wzgórzem i znalezli się poza zasięgiem wzroku droidów.
Zaczęli biec w kierunku wejścia do jaskini.
- Intruzi ! Intruzi !
Strzały nagle trafiły w ziemię obok nich. Obi-Wan dobył miecza i obrócił się, żeby
odbić następny strzał. Prawie byli u wejścia.
Brzęk brzęk brzęk !  Ogień z blasterów trafiał w ściany pieczary. Kawałki kamienia
odleciały, rozcinając policzek Andry.
- Do środka !  krzyknął Obi-Wan
Andra schyliła się wbiegając do jaskini. Odbijając ostatni strzał Obi-Wan podążył za
nią. Nie mogli się poruszać tak szybko w jaskini. Podłoże było zbyt śliskie. Kiedy ogarnęła
ich ciemność, Obi-Wan się zatrzymał.
- Nic nie słyszę - powiedział
- Może wezwali posiłki  zasugerowała Andra  Chodz, wyjście jest niedaleko.
Obi-Wan słyszał nikły pomruk strumyku, kiedy ostrożnie szedł za Andrą. Przepychała
się przez labirynt zakrętów, a potem zatrzymała przed stromą ścianą. Obi-Wan zobaczył jak
przyciska się do ściany a potem wciska w szczelinę.
Weszli na strumień i przeskakiwali z kamienia na kamień. Musieli się śpieszyć. Inne
patrole bez wątpienia wszczęły alarm.
Obi-Wan pędził za Andrą kiedy mknęła między wysokimi drzewami w kierunku
polany. Zatrzymała się na chwilę przy kamiennej ścianie, a potem wyłoniłą w miejscy gdzie
zostawili swoje swoopy. Odrzucili gałęzie, które służyły za kamuflaż. Swoopy zniknęły.
Popatrzyli na siebie oszołomieni. Ktoś nadepnął na gałąz za nimi i Obi-Wan się
odwrócił. Droidy patrolowe otoczyły ich w półokręgu z wyciągniętymi blasterami.
ROZDZIAA 13
Obi-Wan wiedział, że jest w niebezpieczeństwie jeszcze zanim się odwrócił. Umyślnie
odwrócił się tak, aby nie być w centrum, a ręką sięgnął po miecz z szybkością niezauważalną
dla oka. Drugą ręką odepchnął Andrę na bok.
Strzały trafiły między nich zostawiając podziurawioną ścianę. Andra miała szybki
refleks. Upadła i zaczęła obracał się tyle razy aż schowała się za zwalonym pniem. Droidy
miały nad Obi-Wanem znaczną przewagę liczebną. Lekcje Qui-Gona pojawiły się w jego
umyśle w dokładnej kolejności.
Nie przestawaj się ruszać.
Zmieniaj kierunki  zaskocz ich.
Pracuj obiema rękami.
Podchodz ich z góry i z dołu.
Używaj podłoża.
Podłoże było nierówne. Droidy miały problem z poruszaniem się. Obi-Wan użył
rozrzuconych kłód i miękkiego mechu aby nabrać wysokości i skoczyć. Rzucił się do tyłu i
zniszczył jednego droida uderzeniem w głowę. Niesiony pędem swojego skoku, zanurkował i
pozbawił nóg następnego.
Dwóch z głowy.
Kiedy Obi-Wan rozpołowił trzeciego droida, Andra podniosła się z wibrostrzem w
dłoni. Zręcznie unikała ognia i wpiła droidowi ostrze w plecy.
Trzy rozwalone.
Czwarty droid obrócił się, aby zaatakować Andrę. Obi-Wan zablokował mieczem jego
strzał a potem posłał kopniaka w kierunku droida nadchodzącego z prawej. Andra skoczyła i
ucięła droidowi ramię. Straciwszy równowagę zachwiał się i Obi-Wan gładko przeciął go na
pół. Droid upadł na ziemię.
Obi-Wan chwycił zwisającą znad głowy winorośl i wykorzystując ją rozbujał się, żeby
powalić droida,który mierzył do Andry. Ogień z blastera wystrzelił ułamek sekundy, zanim
zamachnął się przecinając droida na pół. Andra wydała pełen bólu okrzyk i upadła na ziemię.
Obi-Wan wirował w walecznym tańcu jeszcze szybciej, odcinając głowę jednemu
droidowi i odwracając się aby przewrócić następnego. Zagłębił miecz świetlny w panelu
kontrolnym droida.
Potem ruszył w kierunku Andry. Pochylił się nad nią, sprawdzając czy żyje. Jej ręka
powędrowała w górę, odtrącając słabo jego rękę.
- Nie martw się. Żyje. Na ziemię rzucił mnie podmuch wiatru.
Obi-Wan wstał, chwiejąc się na nogach.  Jesteś pewna ?
- Strzał trafił w mój plecak, tak sądze. Ostrożnie, Andra zdjęła torbę z pleców. Dziury po
blasterze wystrzępiły materiał. Sięgnęła do środka i wyjęła rekorder. Był podziurawiony
ogniem z blastera, a część wyglądała na stopioną.
- O nie !  wysapała. Włączyła odtwarzanie, ale rekorder zabuczał i się wyłączył.
- Nie martw się  rzekł Obi-Wan, klepiąc się po udzie.  Mam kopię zapasową.
Jego umysł przeszedł już do następnego punktu, którego uczył go Qui-Gon. Nie
rozważaj niefortunnych wypadków, dopóki nie będą one dla ciebie lekcjami.
- Teraz mamy inny kłopot  powiedział  Znasz jakieś miejsce niedaleko, gdzie moglibyśmy
znalezć szybki transport?
Andra zbladła.  Nie. Będziemy musieli się wspinać godzinami. Nie mamy czasu.
Katharsis ma się zacząć za godzinę. Nigdy nie damy rady !
- Skontaktujmy się z Qui-Gonem i zobaczmy czy Den będzie w stanie ustawić wynik loterii. 
zasugerował Obi-Wan. Włączył komunikator. Qui-Gon natychmiast odpowiedział.
- Cieszę się, że cię słyszę, Obi-Wan  powiedział z ulgą w głosie.  Zdobyliście dowody ?
- Nie tyle, ile mieliśmy nadzieję  rzekł Obi-Wan  Park zdecydowanie jest zagospodarowany
pod kopalnie, ale nie mamy dowodu, że jest za to odpowiedzialny OffWorld.
Z komunikatora dobiegło westchnienie Qui-Gona  To będzie musiało wystarczyć.
Nie chce narażać ciebie i Andrę na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
- Czy Den ustawił loterię ?
- Tak  odpowiedział Qui-Gon  Będzie jednym z trzech mieszkańców dopuszczonych do gry
finałowej. Włamał się do systemu i wie kto będzie zwycięzcą. Główną nagrodę ufundował
Xanatos.
Po tym nastąpiła krótka przerwa. Obi-Wan poczuł rozczarowanie. Jeśliby tylko mogli
powiązać to co nagrali z OffWorld. Mogliby zdemaskować go w oczach mieszkańców,
których oszukał. Qui  Gon wyrwał go z rozmyślań.  Obi-Wan, zrobiłeś co w twojej mocy.
Czas wracać. Przynajmnie parki światowe na Telos ocaleją. Wracajcie.
Obi-Wan się zawahał. Jeśli powie Qui-Gonowi, że nie mają transportu, Qui-Gon nie
będzie mógł nic zrobić. Nie będzie miał czasu aby do nich dotrzeć i wrócić na czas na
Katharsis. Mówienie mu co się wydarzyło, sprawi tylko, że będzie się niepotrzebnie
niepokoił.
- Niedługo będziemy  odpowiedział zamiast tego  Musimy jeszcze coś załatwić.
- W porządku  odrzekł Qui-Gon  Widzimy się w kopule. I uważajcie na siebie.
Andra się skrzywiła, Obi-Wan się rozłączył.
- Co o tym myślisz ?  zapytała - Jak się dostaniemy do Thani ?
- Mamy jedno wyjście  rzekł ponuro Obi-Wan  Mamy prawdopodobnie tylko kilka minut
zanim będą szukali droidów. Musimy wkraść się tam z powrotem i ukraść jakiś transport.
Andra wyglądała na zdenerwowaną, ale skinęła głową  To nasza jedyna szansz.
Chodzmy. Wrócili szlakiem prowadzącym do jaskini. Czekali w środku w cieniu wyjścia
dopóki nie przeszedł patrol. Jak tylko zniknęli za rogiem, wślizgnęli się na teren parku i
omijali gorące baseny. Kucnęli za kretem blisko sterty malabu.
- Co teraz ?  spytała Andra
- Mam pomysł  powiedział jej Obi-Wan  Kiedy przekopywałem się przez dane w UniFy,
wiele z nich dotyczyło kopuły technicznej D. Budowali tam lądowisko. Ale ja żadnego nie
widzę, a Ty? Musi być ukryte wewnątrz, żeby nie było widoczne z powietrza. Biorąc pod
uwagę rozmiar tej operacji, powiedziałbym, że planują sprowadzić barki do transportu
minerałów.
Andra skinęła głową.  Zgadza się. A to oznacza OffWorld  rzekł Obi-Wan. Będą
mieli flotę przewozników. I będą potrzebowali wiele innych statków dla mniejszych robót.
Jeśli dostaniemy się do hangaru technicznego D, znajdziemy dowody, że OffWorld macza w
tym palce i uciekniemy.
- Więc musimy znalezć ten hangar, dostać się do środka, nagrać dowód, ukraść transport, i
zdążyć do Thani zanim rozpocznie się Katharsis.  powiedziała Andra
- Jakby to powiedział Den, zabij mnie teraz  uśmiechnął się szeroko Obi-Wan  Damy radę.
Trzymając się cienia góry malabu i unikając droidów patrolowyh, Obi-Wan i Andra
dostali się do miejsca gdzie dostrzegli wcześniej hangary.
Obi-Wan wziął makrolornetkę i zaczął nią omiatać teren, aż znalazł hangar D.
Przyjrzał się wejściu. Pracownicy nieustannie wchodzili i wychodzili, niektórzy pilotujący
grawisanie a niektórzy niosący duratalowe kosze.
- Kiedy chcesz pozostać niezauważonym, wybieraj najbardziej uczęszczany punkt.
- Tam znajdziemy transoprt- powiedział do Andry
- Ale tam się roi od praconików. I wszedł teraz patrol  mruknęła Andra  Droidy są wszędzie
- Szukają intruzów  rzekł Obi-Wan  Nie pracowników.
Obi-Wan wskazał na wejście dla personelu w pobliskim hangarze. Zdjął płaszcz i
poinstruował Andrę  Zaczekaj tutaj.
Przyczaił się za rogiem góry malabu. Tylko kilka metrów dzieliło go od hangaru.
Musiał spróbować. Szybko, zaczął iść w jego kierunku. Dotarł do drzwi i wślizgnął się do
środka. Na ławce siedzieli ubrani pracownicy naprzeciwko rzędu szafek. Popatrzyli na niego
zaskoczeni.
Obi-Wan skinął głową na powitanie.  Przyszedłem po mój uniform. Jest nowy.
Spózniłem się na zmianę  dodał, starając się uniknąć pytań. Pracownicy popatrzyli na niego
podejrzliwie.
- Zmiana nie kończy się za dziesięć minut. A ty wyglądasz strasznie młodo.
Obi-Wan zebrał pokłady Mocy. Wbił wzrok w pracownika.
- Ale nie będziesz miał nic przeciwko temu abym wziął parę kombinezonów  powiedział.
- Czemu nie ?  rzekł tępo pracownik
Obi-Wan wziął dwa kombinezony ze sterty wskazanej przez pracownika. Mniejszy
powinien pasować na Andrę.
- Do zobaczenia - rzekł
- Do zobaczenia  powtórzył pracownik
Obi-Wan szybko przywdział strój przed wyjściem. Drugi przewiesił przez ramię i
wrócił do stojącej w cieniu Andry. Wręczył jej strój a ona szybko się ubrała.
Zmierzali w stronę hangaru technicznego D. Jak tylko byli bliżej, Obi-Wan zobaczył,
że jest trzy razy większy od innych hangarów, rozciągając się na setki metrów. Razem z
Andrą skierowali się w stronę dużych podwójnych drzwi i weszli do środka. Celowo szli
boczną aleją, zastawioną koszami z zaopatrzeniem.
- Tutaj, wez ten  powiedział do Andry, wskazując durastalowy kosz.
- I co teraz ? - mruknęła
- Wygląda na zatłoczony  Obi-Wan rozejrzał się po terenie. Koło drzwi było zaparkowanych
kilka skoczków. Hangar był wystarczająco duży aby pomieścić dużych rozmiarów barkę.
OffWorld musiało być zaangażowane w tę operację. Obi-Wan przyjrzał się pojemnikom z
zaopatrzeniem. Najwyrazniej składowali tutaj urządzenia wybuchowe. Widział skrzynię z
detonatorami termicznymi.
- Zaczekaj chwilę  Obi-Wan pochylił się aby przeczytać napis na skrzyni. W duratali była
wygrawerowana pęknięta obręcz.
- OffWorld  powiedział  Mamy ich !
Andra rozglądała się w poszukiwaniu kłopotów, kiedy Obi-Wan nagrywał skrzynie.
Usłyszeli hałas nad głową i dach zaczął się chować. Przez moment niebo rozświetliło słońce,
a potem zostało zasłonięte olbrzymią barką. Masywny statek wleciał powoli na lądowisko.
Moment pózniej otworzyła się rampa i ze statku wyszli pracownicy pośpiesznie rozładowując
górnicze krety.
- Myślę, że mamy wystarczająco dużo dowodów  mruknął Obi-Wan do Andry
- Czemu ? -spytała
Wskazał na bok statku. Był tam wypalony laserem napis OffWorld. Obi-Wan
sfilmował litery a potem nagrał robotników rozładowujących krety górnicze. Rampa się
schowała. Barka cały czas miała włączone silniki. Aktywowała repulsory i znowu uniosła się
w górę.
- Ty tam ! Możesz nam pomóc ?
Dwóch robotników pracowicie ładowało dostawę na grawisanie. Jeden z nich
pomochał ręką w stronę Obi-Wana i Andry.
- Czas ruszyć w stronę skoczków  mruknął Obi-Wan
Obi-Wan pokazał rękę jakby nie usłyszał nic przez ryk silników barki. Potem razem z
Andrą ruszyli w innym kierunku.
- Nie śpiesz się  powiedział do Andry, która przyśpieszyła kroku, ukazując niepokój. Szli w
stronę skoczków. Jak tylko doszli włączył się alarm.
- Intruzi  rozległ się głos  Intruzi.
- Dobra, teraz możesz się śpieszyć  rzekł Obi-Wan
Wskoczył do środka a za nim Andra. Siadł za urządzeniami kontrolnymi kiedy dach
zaczynał się zamykać. Obi-Wan odpalił silniki. Pojazd uniósł się w powietrze. Strop zaczął
się chować a szczelina malała. Obi-Wan dał pełną moc silników.
- Zdążymy !  krzyknęła Andra
Obi-Wan szarpnął kierownicę, aby przelecieć bokiem.. Celował w małą szczelinę i
wyleciał po drugiej stronie z zapasem dwóch centymetrów.
- Jesteśmy na zewnątrz ?  spytała Andra z zamkniętymi oczami. Pot spływał jej po czole a
ręcę przykleiły się do siedzenia.
- Jesteśmy  odpowiedział Obi-Wan ocierając rękawem pot z czoła.  Następny przystanek,
Thani.
ROZDZIAA 14
Qui-Gon chodził niespokojnie blisko centralnego pierścienia kopuły. Pamiętał, aby
naciągnąć kaptur, żeby ukryć twarz. Właśnie trwała przerwa po pierwszej grze i większość
tłumu skierowała się do stoisk z żywnością, ale nie mógł ryzykować, że ktoś go rozpozna.
Jego podobizna została rozwieszona w całym Thani.
Obi-Wan i Andra powinni już wrócić. Co, jeśli coś stało się Obi-Wanowi ? To już
drugi raz, kiedy chłopak był w niebezpieczeńswie. Znowu, Qui-Gon dopuścił, aby się tak
stało.
- Uspokój się, Qui-Gonie  powiedział Den  Sprawiasz, że robię się nerwowy
Ale Qui-Gon zauważył, że twarz Dena jest napięta z nerwów, i nieustannie obserwuje
boczne przejście.
- Też się martwisz, o Andrę  rzekł Qui-Gon
- Kto, ja ? powiedział Den odwracając się  Nie martwie się o innych ludzi. Tylko o siebie.
Jestem człowiekiem, który ma postawić oszczędności życiowe.
Jak tylko Den ustawił rezultat loterii, aby to on wygrał, musiał również zgromadzić
zasoby, żeby obstawić wiarygodny zakład. Den wziął jedną z wielu dostępnych na Telos
pożyczek. Jeśli przegra, będzie na nim ciążył okropny dług.
- Jesteś pewien, że dobrze zinterpretowałeś grę  zapytał Qui-Gon - Jesteś pewien, że wiesz
kto wygra ?
- Niech połamię sobie nogi jeśli nie mam racji  rzekł Den  To będzie Kama Elias.
Spokojnie.
- Pamiętaj, kiedy wygrasz, będę tu czekał  powiadomił go Qui-Gon.- Nie bierz nawet pod
uwagę zabrania całej nagrody. Te pieniądze idą z powrotem do skarbu Telos.
- Jasne, że tak  powiedział Den  Zabij mnie teraz jeśli sądzisz, że oszukałbym przyjaciół.
- Nie prowokuj nie  rzekł sucho Qui-Gon.
Podium w centralnym pierścieniu zaczęło się unosić, sygnalizując początek następnej
rundy. Qui-Gon i Den zajęli miejsca. Qui-Gon wypatrywał Obi-Wana. Po tym jak zwycięzcy
loterii obstawią końcowe zawody, Xanatos zaprezentuje nagrodę. Na ekranie wyświetlą się
sceny tego co sponsoruje Katharsis. Zamiast obrazów nieskazitelnego piękna, tłum ujrzy
sceny dewastacji. Ale tylko wtedy, gdy Obi-Wan wróci na czas.
Druga runda się rozpoczęła. Obdarci zawodnicy rozpoczęli rundę zwaną Shock Ball.
Brutalnych zawodników zachęcały ryki tłumu. Niepokój Qui-Gona się zwiększył. Gdzie się
podziewał Obi-Wan ?
Pamiętał okoliczności ich odjazdu ze Świątyni. Stali razem na lądowisku, gotowi
wsiąść na prom do kosmoportu. Pożegnali się już z przyjaciółmi, z Tahl, Bant i Garenem.
Pożegnali się z nie pochwalającym całego pomysłu Yodą.
- Jeszcze nie jest za pózno, Obi-Wan  rzekł Qui-Gon  Nie będzie wstydem jeśli zostaniesz.
To nie wpłynie na nasze pózniejsze stosunki. Obiecuje ci to. Lepiej dla ciebie gdybyś został.
Pamiętał chłodne zdecydowanie w oczach Obi-Wana.  Nie mówię, że mnie
potrzebujesz, Qui-Gonie. Wiem, że sam też dałbyś radę. Ale pomogę ci.
Teraz Qui-Gon upomniał się w duchu. Pomyślał, że nie mógł zapobiec przyjazdowi
Obi-Wana. Przypomniał sobie zdecydowanie w oczach Obi-Wan i zrozumiał, że nawet gdyby
nalegał, Obi-Wan nie wróciłby do Świątyni i nie został.
Ale czy była to prawda ? Czy jego cicha wdzięczność była w tym momencie
najważniejsza ? Znowu, targały nim emocje. Czy powinien być stanowczy i nalegać, aby Obi-
Wan został ? Czy był samolubny ?
Qui-Gon o mało nie jęknął. Obi-Wan nie był znowu oficjalnie jego Padawanem, a
jednak ciągle był na dobrej drodze aby go zawieść. Niechętnie obarczał odpowiedzialnością
swojego Padawana. Ale potem się z tym pogodził. Wkrótce będzie czerpał przyjemność z tej
odpowiedzialności. A teraz był zupełnie zdezorientowany. Był zagubiony, chciał postąpić
właściwie, ale nie wiedział w jaki sposób. Był aż nadto świadom własnych uczuć i tego co
mógł zrobić zle.
Mimo to Obi-Wan był pewny. Chłopak nadal mógł go wiele nauczyć o pewności. O
zaufaniu. Jeśli by się tylko pojawił.
Uwagę Qui-Gona zwróciła znajoma postać szybko poruszająca się wśród tłumu. Obi-
Wan ! Andra śpieszyła u jego boku, robiąc duże kroki, aby za nim nadążyć. Po minie Obi-
Wana wnioskował, że misja zakończyła się sukcesem.
Obi-Wan i Andra wślizgnęli się obok protestujących gapiów, aby dotrzeć do Dena i
Qui-Gona. Obi-Wan wręczył rekorder Qui-Gonowi.
- Mamy wszystko ! - powiedział
Qui-Gon natychmiast wstał i odszedł. Odkrył już miejsce, z którego technicy
transmitowali obraz do tłumu podczas przerw.
Technik siedział przy konsoli, jedząc tłusty kawałek mięsa. Wokół niego znajdowały
się niewielkie ekrany, które pokazywały co oglądają obecnie tłumy. Jedna kamera była
skierowana na każdego zawodnika, jedna obejmowała pełen widok, kilka pokazywała
częściowy widok, a reszta wodziła po twarzach w tłumie. Podczas przerwy, wszystkie będą
zastąpione obrazami parku światowego.
Technik spojrzał do góry  Kim jesteś ?
Qui-Gon położył rekorder na konsoli  Te obrazy mają być nadane po przemówieniu
Xanatosa. Rozkaz gubernatora.
Technik oblizał krople sosu z kciuka.  Nic o tym nie słyszałem.
Qui-Gon skierował spojrzenie na człowieka, który kontynuował jedzenie  Powinieneś
pokazać te obrazy po przemowie.
- Pokaże je po przemowie  powiedział technik z pełnymi ustami.
Qui-Gon przypatrzył się jego tłustym palcom.  Ale najpierw umyjesz ręce.
- Najpierw umyję ręce  powiedział technik, jakby nagle o tym pomyslał.
Qui-Gon odczekał aż technik się oddali i dokładnie wytarł palce. A potem zaczął
obserwować jak ładują się nowe obrazy. Kiedy był już pewien, że plan się powiódł, odszedł.
Ostatnia gra się zakończyła. Zostało tylko czterech zawodników.
Gubernator ogłosił nazwiska zwycięzców. Z tłumu wybuchła mieszanka jęków i
radości. Kiedy ogłosił imię Dena, Den zerwał się na równe nogi dziko wrzeszcząc.
Obrócił się w ich stronę ze świecącymi oczami.
- Gotowi ?
Wzrok Andry był miarowy.  Nie zawiedz nas, Den.
Den pochylił się do niej  Musisz czasami komuś zaufać, wasza prawość  powiedział
miękko.
- Wiem  powiedziała Andra  Ale dlaczego to musisz być ty ?
Potem się uśmiechnęła, uśmiechem pełnym zaufania. Prawie dotknęła jego policzka.
Powolny przyjemny uśmiech rozprzestrzenił się po ciele Dena. Nadal szczerząc zęby, zszedł z
loży, aby dołączyć inyych wygranych. Andra zacisnęła ręce.
- Też mu ufam  rzekł do niej Qui-Gon
Obi-Wan rzucił mu spojrzenie, które mówiło  Skąd możesz być pewien ?
Qui-Gon chciał mu powiedzieć, że czasami łatwiej jest odczytywać intencje
nieznajomych niż bliskich. Kiedy serce nie jest zaangażowane, jego instynkt mówi mu kto
może go zawieść a kto nie. Miał nadzieję, że po tej misji, on i Obi-Wan będą mieli czas na
rozmowę.
Obi-Wan pochylił się w jego stronę.  Jesteś tego pewien ?
Qui-Gon skinął głową.  Tak, jestem. Ale trzymam też swoopy w pogotowiu, na wypadek
gdyby nawiał. Przez tyle lat, nauczyłem się ubezpieczać swój instynkt.
Uczestnicy loterii stali przy małych konsolach. Postawili olbrzymie sumy na
ostateczny wynik. Den zrobił pokaz niezdecydowania zanim obstawił zakład. Andra
westchnęła.
- Nie może oprzeć się szansie zaistnienia  powiedziała, machając nerwowo rękami.
Rozpoczęła się finałowa runda. Była krótka powtórka wszystkich konkursowych gier.
Zawodnicy byli spoceni, pokryci brudem i krwią. Każdy z uczestników loterii siadł na
podium, obserwując akcję, wiedząc, że ich oszczędności życiowe zależą od tego wyniku. W
tym czasie tłum nie przestawał ryczeć.
Gra zwana shock ball kończyła mecz. Kama Elias nagle wysunął się przed
przeciwnika, który skręcił zbyt gwałtownie i stracił równowagę przewracając się. Kama
zaliczył punkt. Dzwięczyk zadzwonił. Gra dobiegła końca.
Den wyskoczył z podium i wykonał szalony taniec na środku areny. Tłumowi się to
spodobało, krzyczeli jego imię. Ekran wyświetlał den den den !!!!
A potem platforma powoli uniosła się znad centralnego pierścienia i Xanatos stanął,
zdecydowana postać w czerni. Uniósł ręce w stronę tłumu a tłum zaczął skandować jego imię.
Tysiące stóp uderzało w podłogę dopóki kopuła się nie zatrzęsła. XAN-A-TOS! XAN-A-
TOS! XAN-A-TOS!
Uniósł dłoń by ich uciszyć. Powoli wiwaty ustały. Potem jego hipnotyczny głos
rozległ się w kopule.
- Katharsis nas ocali !
- TAK !  odpowiedział tłum
- Katharsis czyni nas bogatymi !
- TAK !
- Katharsis chroni nasze święte miejsca !
- TAK !
Qui-Gon popatrzył na ekrany. Zrób to teraz, ponaglił technika. Obrazy rozszalałego
tłumu zniknęły. Jego miejsce zajęły obrazy Świętych Basenów. Ale zamiast krystalicznie
czystej wody, pojawił się pieniący ciemny basen. Para leciała znad powierzchni.
Na początku, tłum tego nie zauważył. Potem rozbłysł następny obraz, i następny.
Wzgórza kawałków malabu. Krety górnicze. Siatka skanująca leżąca obok rozbitego
kamienia. Gigantyczne maszyny ssące złocisty piasek. Grawisanie zaparkowane na tle
nieskazitelnego krajobrazu.
Zaczęły się pomruki. Xanatos ich nie zauważył, Jego oczy były zwrócone na tlum, nie
na olbrzymie ekrany.
- Dzięki Katharsis, nasze ukochane Telos zapewniło ochronę na pokolenia  powiedział. 
Lud przemówił. Ocalił swoje dziedzictowo.
Ekran wypełniło teraz logo OffWorld. Było wypalone na skrzyni z detonatorami
termicznymi. Pomruki niespokojnego tłumu zamieniły się w szum rozmów, który wypełnił
kopułę niczym pomieszczenie pełne sfiksowanego sprzętu technicznego.
Na następnym zdjęciu było widać kreta rozładowywanego z barki. Ekran wypełnił
napis offworld. Szum zamienił się w ryk niedowierzania i złości. Xanatos popatrzył wreszcie
na ekran. Qui-Gon go obserwował. Ktoś inny okazałby zaskoczenie i złość. Xanatos stał
niewzruszony.
Kopułę wypełniły krzyki. Wielu wstało. Krzyki zaczęły się nasilać. Ludzie zaczęli
stawać na krzesłach i pokazywać pięściami. Zaczęło się rytmiczne tupanie, żądanie bardziej
przekonujące niż wykrzykiwane pytania.
Xanatos uniósł ręce, prosząc o ciszę. Zajęło mu kilka chwil aby uciszyć tłum.
- Czemu wierzycie w to co widzicie ?  spytał cicho, rozkazującym tonem  Wierzcie w to co
ja mówię. Ktoś próbuje was podburzyć. Ktoś próbuje was oszukać
Samotny głos podniósł się z tłumu.  Czy to ty ?
Tłum pochwycił pytanie  CZY TO TY ? CZY TO TY ?
- Żądamy odpowiedzi !  krzyknął ktoś inny
- Odpowiadam na wasze wątpliwości  wybuchł Xanatos  Mówię wam, że to oszustwo ! I
zapraszam każdego z was, żeby ze mną wybrał się do Świętych Basenów i przekonał się na
własne oczy. Ufam rządowi. Ufam korporacji UniFy. Gubernatorze, czy udostępnisz Święte
Baseny dla publiczności, aby się sami przekonali ?
W pierwszym rzędzie wstał srebrnowłosy mężczyzna  Ja pójdę.
Xanatos rozłożył ręce.  Widzicie ? Nie ma w tym żadnego krętactwa. Jest tylko otwartość.
Będziemy górą, jeśli nie damy się oszukać. Tłum się uciszył. Zaufanie zwyciężyło nad
gniewem.
- Teraz pozwócie mi doprowadzić tych, którzy skłamali do sprawiedliwości.  krzyknął
Xanatos, a tłum ryknął z apobatą.
Xanatos zszedł na chwilę z patformy. Qui-Gon zobaczył jak rozmawia szybko z
jednym z policjantów okrążającym arenę. Zobaczył, że jeden z nich rozmawia przez
komunikator.
Qui-Gona ogarnął strach.  Nałóż kapur Obi-Wan  rzekł szybko. Moment pózniej
twarze Qui-Gona i Obi-Wan wyświetliły się na ekranie.
- Widzieliście tych mężczyzn ?  huknął Xanatos. Wskazał na ekran  Oni są wrogami Telos !
Skazani na śmierć, uciekli a teraz dalej szerzą swoje zło ! Są tutaj, na tej arenie. To oni
zamienili taśmy z nagraniami. Popatrzcie na swoich sąsiadów. Widzicie ich ? To oni was
oszukali !
Andra wzięła głęboki oddech. Pochylił się do przodu aby zasłonić Obi-Wana i Qui-
Gona udając, że przeszukuje tłum wokół niej. Ale nie miało to sensu. Jeden z Telosian z
przodu odwrócił się i przyjrzał się im. Zaskoczenie, że ich rozpoznał odjęło mu mowę. Potem
stanął i zaczął krzyczeć.
- Tutaj ! Tutaj są!
Nie mieli szansy się ruszyć, i nigdzie uciec. Policja rozlała się z podium a Obi-Wan i
Qui-Gon byli w potrasku.
ROZDZIAA 15
Policja zaciągnęła Obi-Wan i Qui-Gona na podium Otoczyli ich z wymierzonymi
blasterami. Dwóch trzymało Qui-Gona, dwóch innych Obi-Wana.
- Hej !  krzyknął Den ze sceny.  Dość tego. Wygrałem! Gdzie moja nagroda ?
Tłum podniósł krzyk. To jest to na co czekali  żeby zobaczyć jak zwycięzca
przyjmuje fortunę w kredytach i kryształach vertexu. Nawet policja chciała to zobaczyć.
Chociaż ich blastery skierowane były na Jedi, ich oczy skierowane były na scenę.
Xanatos pośpiesznie wystąpił naprzód z przezroczystą skrzynką w dłoniach. Kryształy
świeciły wewnątrz na na górze były kredyty. Obi-Wan zauważył, że Xanatos był wyraznie
niespokojny z powodu zakończenia ceremonii.
Xanatos wręczył skrzynkę Denowi. Wszyscy zwrócili się w jego stronę. Tradycją
było, aby zwycięzca powiedział kilka słów.
Den wstał, patrząc na skrzynkę. Nie odezwał się. Obi-Wan rzucił okiem na Qui-Gona.
To była chwila próby. Sytuacja się zmieniła. Trzymali ich na muszce. Den zdawał sobie z
tego sprawę. Andra nie mogła go powstrzymać w pojedynkę. Jeśli Den nie będzie postępował
zgodnie z planem, zatrzyma wygraną. Ilość pieniędzy w tej skrzynce skusiłaby prawie każdą
istotę, a zwłaszcza złodzieja.
Zamiast zwrócić się do tłumu, Den zwrócił się w stronę wysokiego, srebrnowłosego
mężczyzny w pierwszym rzędzie.  Gubernatorze ?
Gubernator Telos wstał.
- Czy przeczyta pan fragment flimsiplastu, który dałem panu zanim miał miejsce finałowy
konkurs ?
Gubernator sięgnął do kieszeni swojej tuniki. Wstał i zaczął czytać przez mikrofon
 Zwycięzcą będzie Kama Elias z przewagą dwudziestu punktów. Deleta doświadczy
problemów ze sterowaniem. Kama wyprzedzi go aby wygrać.
Tłum przyglądał mu się zdziwiony. Kama wygrał o dwadzieścia punktów. Ale skąd
zwycięzca wiedział, że Deleta będzie miał problem ze sterowaniem ?
- Mieszkańcy Telos, napisałem to zanim rozpoczęła się gra  ogłosił Den  Włamałem się
komputera Katharsis. Każda loteria była ustawiona ! Sprzęt zawodników był nieznacznie
przerobiony na cele gry, żeby wcześniej wybrana osoba mogła wygrać. Nawet zwycięzca
loterii został wybierany z wyprzedzeniem. Zwycięzca musiał wyrazić zgodę, aby podzielić się
fortuną z UniFy. Wszystko to jest celowo pomyślane, aby wyciągnąć od was pieniądze.
Den sięgnął do skrzynki i wyjął pełne garście kredytów i kryształów vertex. Rzucił je
w kierunku tłumu. Kredyty i kryształy poleciały na dół, a ludzie rzucili się aby je pozbierać.
Wokół nich ekrany wyświetlały obrazy zdewastowanych Świętych Basenów.
- Okłamali nas !  krzyknął  Popatrzcie na ekrany ! To sponsorują wasze pieniądze !
Rozejrzyjcie się  popatrzcie na siebie. Macie długi ? Czy myślicie tylko o pieniądzach ? To
dobrze bo oni właśnie tego chcą. A kiedy my planujemy i marzymy, nasz świat jest
niszczony. Popatrzcie na logo na skrzynkach z ładunkami wybuchowymi, logo na statku.
UniFy to OffWorld ! Kiedy my robiliśmy zakłady, nasza planeta została zaprzedana
największej korporacji górniczej w galaktyce. A kto rządzi OffWorld ? Wszechmocny
Xanatos !
Przez chwilę, całkowita cisza tłumu zdawała się wyssać całe powietrze z kopuły. A
potem cisza przerodziłą się w grozne ryki, potężne jak ocean. Policja trzymająca Obi-Wana
była tak samo poruszona jak tłum. Tłum wstał jak jeden mąż, skacząc i krzycząc imię
Xantosa. Ekran nadal wyświetlał obrazy zniszczonego parku.
- Aresztować go !  krzyczeli  Aresztować Xanatosa !
Xanatos jeszcze raz wystąpił naprzód. Przeczekał krzyki i drwiny. Powoli, ludzie w
tłumie zaczęli uciszać pozostałych. Wszyscy spodziewli się, że Xanatos jeszcze raz ich
uspokoi. Że powie im, że to co mówi Den to kłamstwo.
Xanatos przyglądał się tłumowi przez długą chwilę, czekając aż ucichnie ostatni
pomruk, aż wszyscy w kopule ucichną. Potem uśmiechnął się i pokręcił głową niczym
nauczyciel upominający klasę pełną uczniów.  Wy żałośni głupcy.
Poruszając się zdumiewająco szybko, z płaszczem na plecach, wskoczył na swoopa
zwycięzcy. Uniósł się w powietrze, wyciskając ze swoopa maksymalną prędkość.
Manewrując aby ominąć grawiboksy, skierował pojazd do wyjścia z kopuły.
- Nie tym razem Xanatosie  rzekł twardo Qui-Gon
Aatwo było się wyrwać rozproszonym strażnikom. Obi-Wan uderzył łokciem i
kolanem, uwalniając się. Rozłoszczeni policjanci bali się strzelać w tłumie.
Qui-Gon ukrył ich swoopy za stosem gałęzi. Wskoczyli na nie i wystartowali w
kierunku, w którym uciekł Xanatos.
ROZDZIAA 16
Kiedy znalezli się na zewnątrz, bulwar wydawał się kompletnie pusty. Qui-Gon na
moment zamknął oczy i skupił się, Kiedy otworzył je znowu, pochwycił okiem ruch po jego
prawej stronie. Być może był to tylko cień. Ale Moc mówiła mu, że to Xanatos.
Qui-Gon wcisnął gaz do dechy jak tylko się dało. Słyszał, że Obi-Wan jest tuż za nim.
Chłopak nadążał. Wiedział to. Determinacja naprężyła każdy jego mięsień. Tym razem nie
zgubi Xanatosa. Bez wątpienia zmierzał w jakieś bezpieczne miejsce, albo w kierunku
transportu, który zabierze go z planety. Xanatos zawsze miał plan awaryjny. Ale teraz wzięli
go przez zaskoczenie. Może bez drobnych szczegółów. Xanatos nie był na to przygotowany,
Ku zaskoczeniu Qui-Gona, Xanatos wylatywał z miasta na otwartą przestrzeń.
- Myślę, że kieruje się do Świętych Basenów  krzyknął Obi-Wan  To tędy lecieliśmy.
- Musimy się trzymać tuż za nim  odpowiedział Qui-Gon  Wie, że za nim lecimy. Jeśli nie
możemy go złapać, miejmy go na oku.
Silniki swoopów wytrzymywały tylko taką prędkość. Xanatos miał szybszy pojazd,
podobnie jak te używane w konkursach miał zmodyfikowany silnik. Jedi z trudem mieli go na
oku, i były zakręty gdzie mogli go zgubić kompletnie.
Podczas jazdy Obi-Wan był całkowicie skupiony. Oparł się o kierownicę, z oczami
wbitymi punkt na horyzoncie, którym był Xanatos. Twarz Qui-Gona przybrała wyraz
ponurego zdecydowania.
W końcu dotarli na drogę prowadzącą do parku. Pojechali nią w kierunku wejścia.
Brama była zrobiona z elektroprętów. Na górze znajdowały się sensory, które miały porazić
każdego, kto będzie próbował przeleciec nad bramą.
Na drodze leżał porzucony swoop. Nigdzie nie było widać Xanatosa. Qui-Gon
zatrzymał swojego swoopa. Przyjrzał się zostawionemu swoopowi. Brakowało mu paliwa.
- Musi być w parku  powiedział, patrząc na bramę.
- Znam inne wejście  zapewnił go Obi-Wan.
Obi-Wan poprowadził go boczną drogą obok drzew. Zostawił swojego swoopa i
pobiegł przez strumień w kierunku szczeliny w ścianie groty. Wcisnął się do środka. Qui-Gon
z trudem poszedł jego śladem. Był dużym człowiekiem a to była mała szczelina. Jednak jakoś
się wcisnął. Szybko dotarli do wyjścia z jaskini i wypadli na otwartą przestrzeń. Xanatos
szedł przez park, zmierzając do Hangaru Technicznego D.
- Jest tam lądowisko  powiedział Obi-Wan Qui-Gonowi  Bez wątpienia czeka tam na niego
transport, który go zabierze z planety.
Qui-Gon zaczął biec. Xanatos nie może dotrzeć do hangaru. Poruszał się cicho, jego
stopy nie wydawały najmniejszego szmeru odbijając się od miękkiego podłoża. Ale zanim
dobiegł do Xanatosa, jego przeciwnik nagle wskoczył na grawisaniei odjechał.
Qui-Gon chwycił porzucone grawisanie i podążył za nim, wiedząc, że Obi-Wan będzie
za kilka chwil za nim. Skręcił z stertą sprzętu i zdołał odciąć Xanatosa od hangaru. Warcząc
gniwnie, Xantos skręcił ostro na prawo i przemknął obok niego. Qui-Gon siedział mu na
ogonie.
W oddali widać było spustoszony krajobraz. Zachodzące słońce oświetlało go
krwistoczerwonymi promieniami. Gotujące baseny czarnego kwasu bulgotały i wydalały parę
w powietrze. Cały teren pełen był zastygłej lawy i kleił się od smoły. Powietrze wydawało się
gęste i żółte od chemikaliów. Od czasu do czasu ze szczelin w skałach wybuchały smugi pary.
Xanatos wyskoczył z grawisań. Wylądował pewnie z mieczem świetlnym w dłoniach,
w pozycji do ataku. Pozbywając się ochroniarza, Qui-Gon skręcił saniami zbyt gwałtownie.
Pojazd prawie wywrócił się na drugą stronę, więc wyskoczył.
Skok był nieudany, ale go ocalił. Poczuł przy uchu buczenie miecza świetlnego
Xanatosa, kiedy rozrywał skałę obok. Qui-Gon wylądował tracąc równowagę i na jednym
kolanie, ale jego miecz był włączony i gotowy odeprzeć następny cios. Świetliste ostrza
spotkały się, bucząc i wysyłając ładunki elektryczne w powietrze.
- Nie zabijesz mnie, Qui-Gonie  rzekł Xanatos, zbliżając twarz. Jego niebieskie oczy płonęły
nienawiścią.
- Nie jestem tu aby cię zabić  powiedział Qui-Gon  Jestem tu aby doprowadzić cię przed
oblicze sprawiedliwości. Zrobił salto do tyłu w odwrotnym kierunku, mając nadzieję wytrącić
miecz z ręki przeciwnika. Cios przyszedł z góry, ale Xanatos skutecznie go odparował.
- Powiedz mi prawdę choć raz, Qui-Gonie  uśmiechnął się szyderczo  Spędzasz tak dużo
czasu karmiąc się mądrością Jedi, że straciłeś kontakt ze swoją szczerością, jeśli
kiedykolwiek ją miałeś. Nie będziesz zadowolony, dopóki nie będę martwy. Patrz idzie twoja
młoda kukiełka.
Qui-Gon zobaczył niebieski blask miecza świetlnego Obi-Wana, kiedy chłopak ruszył
ku nim. Wyczuł, że Obi-Wan pójdze na prawo. Jeśli wezmą Xanatosa z dwóch stron, być
może go rozbroją.
Przemieścili się w ułamku sekundy nawet na siebie nie patrząc. Qui-Gon wiedział
kiedy i jak zada cios Obi-Wan, ruchem ku dołowi w kierunku rękojeści miecza. Qui-Gon
upadł na kolano aby uderzyć z góry. Trudno będzie Xanatosowi sparować oba ciosy.
Ale Xanatos przewidział ich ruch. Obrócił się zdala od uderzenia Obi-Wan i skoczył w
tył, używając Mocy aby zwiększyć zasięg skoku. Qui-Gon zadał cios górą, ale minął się z
ostrzem miecza Xanatosa. Obok niego wybuchło coś ze szczeliny, z której kolumną do góry
zaczęła ulatniać się para. Musiał odskoczyć na bok aby uniknąć poparzenia.
Kolumna pary oddzieliła Jedi od Xanatosa, który tylko się uśmiechnął.  Znowu to
samo  rzekł Xanatos.  Szlachetni Jedi udający, że przybyli w imię sprawiedliwości, kiedy
naprawdę przybyli dla krwi. Pamiętasz, Obi-Wan ? Ścigałeś trzynastoletniego chłopca a
potem okazało się ża nie żyje. Pamiętasz to spojrzenie w oczach Brucka kiedy go zabiłeś ?
Próbujesz przekonać siebie, że jest ci przykro, że twój rywal nie żyje ? Bądz świadom swoich
uczuć. Przyznaj, że się cieszysz ! Przyznaj, że pragniesz zemsty.
Qui-Gon zobaczył rozpacz na twarzy Obi-Wan. Ręka, w której trzymał miecz zaczęła
drżeć.
- Nie słuchaj go  powiedział cicho  Nie słuchaj, Obi-Wan
Para została wessana z powrotem do szczeliny. W tym samym momencie Xanatos
skoczył do przodu. Nadal się trzęsąc, Obi-Wan prawie zapomniał o obronie. Ledwo parował
ciosy Xanatosa. Xanatos obrócił się, jedną nogą wymierzając kopniaka, posyłając Obi-Wan
do tyłu.
A potem Xanatos skoczył za upadającym chłopcem.
ROZDZIAA 17
-Nie  krzyknął Qui-Gon. Sięgnął do skał i roślinności, która go otaczała, do strumienia, który
łączył go ze wszystkimi rzecami, który łączył go z Obi-Wanem.
Zderzył się z Xanatosem w powietrzu. Ich ciała złączyły się niczym góry twardej
skały. Zarówno Xanatos jak i Qui Gon byli potężnymi ludzmi. Uderzenie było olbrzymie.
Qui-Gon czuł szok nawet w kościach. Przez chwilę, Xanatos złapał ramię Qui-Gona
zmuszając ich aby zostali w takiej pozycji.
- Ty mi to zrobiłeś  powiedział, z płonącymi nocą oczami.
- Wylądowali kilka cali od siebie, z właczonymi mieczami. Lawa była śliska i Qui-Gon
musiał omijać strumienienie pary. Zobaczył, że Obi-Wan się podnosi.
- Więc uczeń uczy się od nauczyciela  ciągnął dalej Xanatos  Wyrzeknij się swoich uczuć,
kiedy mówisz o honorze Jedi. Zapomnij o morderstwie.
- Ty jesteś odpowiedzialny za śmierć Brucka  powiedział mu Qui-Gon kiedy walczyli  Nie
Obi-Wan. Sprowadziłeś chłopaka na złą drogę, ujawniając mu pokusy ciemnej strony.
Poszedł ślepo za tobą.
Obi-Wan utykał lekko, kiedy szedł w ich stronę. Skręcił kostkę. Jego twarz wciąż była
naga i młoda, jednak poparzona tym czym cisnął w niego Xanatos.
Qui-Gon myślał, że Obi-Wan pogodził się z tym co się stało. Żałował i opłakiwał
śmierć Brucka. Mimo że Bruck postąpił zle, była jeszcze nadzieja kiedy żył. Obi-Wan nie
powinien się za to winić.
Mimo to gdzieś w środku to robił. Jedno życie się zakończyło. Była to strata, którą nie
łatwo zaakceptować. Qui-Gon wiedział to dobrze. A Xanatos widział to wahanie w oczach
Obi-Wana, i używał go aby sobie z niego drwić. Widział słabość tam gdzie Qui-Gon widział
siłę. Taka już była natura zła.
Odwagi Obi-Wan. Trzymaj się swoich przekonań. To co wiesz jest prawdą. Nie
pozwol mu się dosięgnąć.
- Widzę, że moje słowa cię dotknęły,Obi-Wan  rzekł Xanatos jedwabistym, insynuującym
tonem, którego używał żeby manipulować wszystkimi wokół niego.  Czy to dlatego, że mam
rację ?
- Nie Xanatosie  powiedział Obi-Wan  Czuję smutek po tej stracie. I dziękuje wszystkim,
którzy nauczyli mnie tego smutku. Nie jestem przez to słabszy. Tylko silniejszy.
Nagle miecz Obi-Wan zawirował. Qui-Gon był zdumiony jak szybko i z gracją
porusza się chłopiec, odbijając się od kopca lawy aby zaatakować Xanatosa. Xanatos
zachwiał się pod gradem ciosów. Nagle wybuchła chmura pary, i zatoczył się na jedną stronę,
tracąc równowagę i lądując na ręce.
- Silniejszy od ciebie  dodał zaciekle Obi-Wan, skacząc w ślad za nim.
Qui-Gon podążył za nimi, podziwiając skupienie Obi-Wana. Teraz dwóch walczyło
jak jeden, Xanatos zaczął słabnąć i wykorzystali to aby zapędzić go do tyłu, w kierunku
ciemnego basenu. Jeśli by wykorzystali tą sytuację, byli by w stanie go rozbroić albo
pokonać, Byłby to jego wybór.
Dwa swoopy pojawiły się nagle za basenem. Andra i Den ich znalezli. Wylądowali i
pośpieszyli im na pomoc, z blasterami w ręku.
- Zapłacisz za to Xanatosie  wykrzyknęła Andra  Zabierzemy cię z powrotem do Thani na
proces.
Xanatos stał na krawędzi basenu. Nie miał żadnych szans. Był otoczony, i nie miał
dokąd uciec. Jego spojrzenie wędrowało od Dean na Andrę, na Obi-wana, aby w końcu
zatrzymać się na Qui-Gonie. Głębiny jego nienawiści, zmieniły jego spojrzenie w czerń
niczym basen za nim.
- Nigdy nie będziesz miał satysfakcji z zabicia mnie  Qui-Gonie Jinn  rzekł miękko.  I
nigdy nie poddasz mnie pod żaden sąd. To nienawiść cię tu sprowadziła, tylko nie chcesz tego
przyznać. Zniszczyłeś mnie bo nie mogłeś mnie ocalić. Jestem twoją największą porażką.
Musisz z tym żyć. I z tym też.
- Nie!  krzyknął Qui-Gon rzucająć się do przodu.
Ale było za pózno. Z okrutnym uśmiechem, który wykrzywił jego usta, Xanatos dał
krok do tyłu i wskoczył do gotującego się basenu. Andra krzyknąła kiedy znikał.
- Nie przeżyje  szepnęła  Kwas rozpuści ciało.
Obi-Wan się wzdrygnął. Widział do czego zdolny jest basen. Xanatos był czystym
złem. Ale był też żywą istotą i spotkał go okropny los. Qui-Gon stał jak sparaliżowany,
wpatrując się w mętny, cuchnący basen.
Powoli, coś poruszyło się w wodzie wypływając na wierzch. Była to czarna peleryna.
Na ich oczach się rozpuściła. Xanatos był w końcu martwy.
ROZDZIAA 18
Den rozłożył ręce nad głową i uśmiechnął się.  Kto by pomyślał, że złodziej i dinko
będą bohaterami Telos ?
Andra cisnęła w niego poduszką.  Ciesze się, że cała uwaga nie skupiła się na tobie.
Obi-Wan i Gui-Gon uśmiechnęli się do siebie, przyzwyczajeni do ich sprzeczek. Wiedzieli, że
rodzi się między nimi głębokie uczucie.
Ich powrót na Telos przyniósł wszytsko to, czego chciała od dłuższego czasu Andra.
UniFy zostało zdemaskowane jako przykrywka dla OffWorld. Ich zdradzieckie dziełania
wyszły na światło dzienne. Rząd przeprosił ludzi, a potem wezwał do specjalnego
głosowania. Rozpoczęły się dochodzenia w sprawie korupcji wysoko postawionych
urzędników. Gubernator, który przymykał na wszystko oko, zrzekł się swej funkji. Skarbnik,
Vox Chun znalazł się w więzieniu.
A Katharsis przestało istnieć. Mieszkańcy Telos byli przerażeni, że dali się tak
omamić chciwości. Przyznali, że górę wzięło masowe delirium. Dziesiątki obywateli
kontatowało się z Andrą, mając nadzieję dołączyć do partii SIAA. Na Telos narodził się
patriotyzm, zbudowany na oddaniu i zaufaniu do ziemi, którą miłowali i prawie na zawsze
stracili.
- Więc jakiego gubernatora powinienem mianować  spytał Den -Ludzie mnie kochają.
- To dlatego, że nie znają cię tak jak my  rzekła Andra uśmiechając się szeroko  Nie jesteś
politykiem Den.
- Hej, sama przyznałaś, że jestem dobrym kłamcą  zaprotestował Den, udając urażonego.
- Już nikt nie będzie więcej kłamał w imieniu rządu na Telos  rzekła poważnie Andra.
- Przyjmuję zakład, ale nie podobają mi się szanse  dodał cynicznie Den.
Qui-Gon wstał.  Życze wam obojgu powodzenia. I dziękujemy wam, że oczyściliście
nas z zarzutów,
- Możecie iśc, ale czy naprawdę musicie ?  spytała Andra  Bylibyśmy zachwyceni,
jeślibyście zostali choć na kilka dni. Żebyśmy mogli wam pokazać piękno Telos. Minie trochę
czasu zanim oczyszczą Święte Baseny, ale są też inne miejsca.
- Może innym razem. Musimy wracać do Świątyni.
Obi-Wan również wstał i podziękował Andrze i Denowi. Przykro było mu się żegnać.
Podziwiał poświęcenie Adry. Był podejrzliwy w stosunku do Dena, ale jemu też podziekował.
Wiedział, że różnymi drogami, mogą pracować aby Telos na powrót była ruchliwym,
pokojowym i kwitnącym światem jak niegdyś.
- Wiem, że zostawiamy Telos w dobrych rękach  powiedział im Obi-Wan. Uśmiechnął się
do Dena.  Myślę, że szanse są całkowicie po waszej stronie.
Obi-Wan szedł z Qui-Gon przez bulwar w kierunku gwiezdnego liniowca, który miał
ich zabrać na Coruscant.
- Czy Xanatos był twoją największą porażką ?  spytał niepewnie  Czy jego śmierć będzie
cię nawiedzać, tak jak miał nadzieję ?
- Czy śmierć Brucka cię nawiedza ?  zapytał łagodnie Qui - Gon
- Nie  rzekł powoli Obi-Wan  Ale noszę ją tutaj. Dotknął swojej piersi.
- Myślę, żę tak samo jest ze mną  powiedział Qui-Gon  Jego śmierć nie będzie mnie
nawiedzać, nie w sposób jaki miał nadzieję Xanatos. Xanatos wybrał śmierć. Leżało w jego
naturze, aby wybrać ścieżkę ciemności. Ale zajmie mi trochę czasu, aby się z tym uporać. Nie
mogę pozbyć się uczucie, że gdybym był lepszym nauczycielem, nie przeszedłby na Ciemną
Stronę. Yoda powiedział mi kiedyś, że nie mogę zmusić Padawana do sukcesu albo porażki.
Mogę mu tylko wskazać właściwą drogę.
A mnie ?  chciał spytać Obi-Wan. Jak mnie postrzegasz, Qui-Gonie  jako sukces czy
porażkę ?
Qui-Gon nie odzywał się przez kilka minut. Wydawał się pośięcać uwagę pięknu dnia,
tak jakby potrzebował tego aby ukoić smutek.
- Dopiero zaczynasz swoją podróż, Obi-Wan  powiedział w końcu  Nie rozważaj siebie w
kategoriach sukcesu czy porażki. Jeśli postępujesz własciwie, te słowa tracą znaczenie.
Istnieje tylko dobro, które czynisz.
- Ciężko jest nie myśleć o porażce, biorąc pod uwagę, że to okres próbny - rzekł Obi-Wan
- To nie ma nic wspólnego z porażką  powiedział łagodnie Qui-Gon. Nie wolno ci tak
myśleć. Ciężko jest kroczyć ścieżką Jedi. Rada wie o tym. Jeśli ktoś błądzi, zwłaszcza w
młodym wieku, rozumieją to. Ale mimo to musisz być świadomy zobowiązania jakie na
siebie nakładasz. Będziesz musiał się z nimi spotkać, spędzić trochę czasu w świątyni , dać
dowód swego oddania. Myślę, że będzie to dobre dla nas obu. Jest czas na misje, I jest też
czas namedytację i naukę.
- Też będziesz w Świątyni ?  spytał Obi-Wan
Qui-Gon skinął głową  Dla mnie to też będzie czas refleksji. I pomogę ci z Radą.
Muszą zrozumieć dlaczego postanowiłeś odejść. Ja zrozumiałem.
- Naprawdę ?
- Przyznaję, że przyszło to powoli  rzekł Qui-Gon  Ale tak, zrozumiałem. Przerwał na
chwilę. Wiem że jesteś w okresie próby i nie możesz być oficjalnie moim Padawanem. Ale
nim jesteś, Obi-Wan. Nie potrzebuję, żeby powiedziała mi to Rada.
Obi-Wan wziął głęboki oddech.  Więc przyjmiesz mnie z powrotem ?
- Przyjmiemy się nawzajem  powiedział Qui-Gon
Obi-Wan miał taką nadzieję. Starał się hamować swoją niecierpliwość. A teraz nie
wiedział co powiedzieć. Był zbyt poruszony, żeby wypowiedzieć jakieś słowa.
Od początku starałem się odbudować naszą więz  rzekł Qui-Gon - Ale ty wiedziałeś coś
czego ja nie wiedziałem. Wiedziałeś, że pewne rzeczy mają się stać. Teraz ja też to wiem.
Będziesz wspaniałym rycerzem Jedi. Będę dumny, kontynuując podróż, która razem
rozpoczęliśmy.
Obi-Wan podniósł głowę. Teraz on także dostrzegł piekno dnia. Niebo było
oślepiająco czyste. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, przyszłość byłą przejrzysta jak nigdy.
- Nie mówię, że to będzie łatwa droga  dodał Qui-Gon  Mamy różne charaktery. Bez
wątpienia dojdzie do następnego starcia. Jeszcze raz rzucisz mi wyzwanie.
- Będę się starał tego nie zrobić  powiedział mu szczerze Obi-Wan.
- Nie rozumiesz mój Padawanie  Qui-Gon obdarzył go rzadkim uśmiechem, uśmiechem,
który rozświetlił jego niebieskie oczy i sprawił, że zalśniły ciepłem.  Nie mogę się tego
doczekać.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
08 1 [dzień 1] Bóg Tropiciel
2 5 Uczeń Jedi Obrońcy Umarłych
08 [dzień 1] Bóg Tropiciel
Prezentacja ze stopami zwrotu z funduszy na dzień 31 08 2015
wykaz przepisow obowiazujacych na dzien 18 08 2011
KUHARSKI TEČAJ 08 MORSKE JEDI
Dzień Wojny Płci Nasz Dziennik, 2011 03 08
11 [dzień 3 mat dodatkowe] O duchowości z krwi i kości Uczeń pragnienia i radości
08 ROZPOZNANIE I ZAPOBIEGANIE ZJAWISKOM PATOLOGII SPOŁECZNEJ
TI 99 08 19 B M pl(1)
ei 05 08 s029
Wyklad 2 PNOP 08 9 zaoczne
Egzamin 08 zbior zadan i pytan

więcej podobnych podstron