liberation










"Libération" - Barwy walki









Archiwum
 






Życie
z dnia 2000-09-09
 
Barwy
walki

 
Pierwszy numer "Libération", wydany na fatalnym papierze, peÅ‚en
błędów typograficznych i niesprawdzonych informacji, miał na dodatek
druk... zielony. Ale te techniczne wpadki to nic w porównaniu z bzdurami,
które wypisywali na tych łamach wszelkiej maści lewaccy burzyciele
"burżuazyjnego" porządku świata.

 
Bruay, małe miasteczko w północnej Francji. 6 kwietnia 1972, na
zarośniętym chaszczami skrawku ziemi niczyjej znaleziono ciało
szesnastoletniej dziewczyny. Ofiara jest naga i potwornie okaleczona.
Wkrótce potem aresztowany zostaje miejscowy notariusz - sędzia śledczy
opiera się na razie tylko na poszlakach, dowody trzeba będzie znaleźć. Ale
mieszkańcy Bruay, dotkniętego przez biedę i bezrobocie, nie mają
najmniejszych wątpliwości: notariusz jest bogaty, więc to on zabił. W
kilka dni później umieszczają w miejscu sadystycznej zbrodni tablicę:
"Tutaj Brigitte Dewevre, córka górnika, została zamordowana przez
burżuazję z Bruay". Dziennik francuskich maoistów, "La Cause du Peuple"
jest tego samego zdania co lud i w nagłówku artykułu przekonuje: "Tylko
burżuj mógł zrobić coś podobnego". To przecież on obżera się langustą, to
także on "zjadł w wieczór zbrodni 80 deko mięsa - nie dzieląc się z
nikim". Krótko mówiąc, wyrok nieformalnego sądu robotniczego już zapadł, a
"La Cause du Peuple" tylko go ogłasza: "Trzeba obciąć jaja notariuszowi".
Jean-Paul Sartre skomentuje te oskarżenia w jednym z kolejnych wydań tej
samej gazety: "To istotny wkład w poszerzanie świadomości ludu: nienawiść
klasowa (...) często zdławiona, zepchnięta na margines przez destrukcyjne
siły systemu kapitalistycznego, niespodziewanie odkryła w nim lukę".

Numer "La Cause du Peuple" poświęcony morderstwu w Bruay przygotował
maoistowski aktywista znany wtedy jako "Marc". Od razu wiedział, że
notariusz zabił, a redakcyjnej koleżance, która domagała się dowodów
bardziej przekonujących niż samotna konsumpcja blisko kilograma mięsa,
odpowiedział: "Mówisz tak, burżujska córko, bo boisz się, że niebawem
ujrzysz głowę twego ojca zatkniętą na szczycie piki". Wkrótce "Marc" wróci
do swego prawdziwego imienia i nazwiska - Serge July. A potem zostanie
szefem "Libération", dziÅ› jednego z trzech najważniejszych francuskich
dzienników, obok "Le Monde" i "Le Figaro".I jeszcze jedno - to nie
notariusz zabił Brigitte.
Dobić wreszcie burżuazję

Jak
doszÅ‚o do powstania "Libération"? Otóż na przeÅ‚omie lat 60. i 70.
francuscy maoiści byli przekonani, że rewolucja rozpoczęta w maju 1968
roku ma ogromne szanse na kontynuację. Co prawda burżuje są chwilowo górą
i nadal niewolÄ… kraj - tak jak nie przymierzajÄ…c Niemcy okupowali FrancjÄ™
w czasie II wojny. Ale to właśnie dlatego należy stworzyć tu i teraz
maoistowski odpowiednik Résistance - podziemnÄ… partyzantkÄ™, która wreszcie
rozprawi się z burżuazją. W dziele zatytułowanym znacząco "Ku wojnie
cywilnej" (jednym z jego autorów był właśnie Serge July) czytamy m.in.:
"Ideologia proletariatu nie sprowadza się wcale do zrozumienia, iż
świadomość walki klasowej stanowi koło napędowe historii. Ideologia
proletariacka to także praktyka i wyczerpująca świadomość faktu, że
burżuazja i proletariat prowadzą walkę na śmierć i życie. Chodzi nam więc
o sposób istnienia poprzez walkę". I maoiści przystępują do walki.
Organizują napad na stacji metra Passy - ich łupem pada ponad 25 tysięcy
biletów I klasy, które następnie rozdają przechodniom. Innym razem
70-osobowa bojówka maoistów pod wodzą niejakiego Tarzana łupi
najsłynniejsze paryskie delikatesy, "Fauchona". I wynosi stamtąd ogromne
ilości trufli, foie gras, kawioru, kasztanów smażonych w cukrze,
luksusowych alkoholi oraz innych smakołyków, które potem rozdają biednym
(kawior trafia do noclegowni dla robotników z Afryki). "Nie jesteśmy
złodziejami. (...) Robotnik zarabia średnio 3 i pół franka na godzinę.
Kilogram foie gras kosztuje 200 franków, równowartość 60 godzin pracy.
(...) W takim razie kto tu tak naprawdę jest złodziejem?" - pytają
retorycznie w swojej ulotce.Sartre znowu nie posiada siÄ™ z zachwytu -
w wypowiedzi dla "La Cause du Peuple" tłumaczy, że samo istnienie
"Fauchona" jest po prostu skandalem. Także w czasie wakacji maoiści
nie próżnujÄ…: kilogramy odchodów lÄ…dujÄ… na dywanach hotelu "Plaza-Athénée"
w Paryżu, w nicejskim superluksusowym "Negresco" podrzucają martwe
szczury, w alpejskim kurorcie Chamonix przekłuwają opony samochodów
zaparkowanych w garażu "Carltona", w Tulonie wlewają jakiemuś bogaczowi
smołę do basenu. Potem przychodzi kolej na poważniejsze akcje - NRP,
czyli Nowy Ludowy Ruch Oporu porywa posła do francuskiego parlamentu
Michela de Grailly. W odpowiedzi na zwolnienie z pracy 12 tysięcy osób
przez firmÄ™ De Wendel-Sidelor NRP planuje porwanie Henriego de Wendela,
jednego z najbogatszych przemysłowców francuskich. Na szczęście policja
udaremnia ten zamiar. Z kolei po śmierci Pierre'a Overney, maoistowskiego
bojownika, zastrzelonego przez szefa ochrony fabryki Renault (skÄ…dinÄ…d w
kilka lat później zabije go lewacka bojówka) uprowadza pracownika dyrekcji
tej firmy. Komunikat porywaczy głosi: "Pan Nogrette został zatrzymany w
samym centrum okupowanego przez policję Boulogne. A następnie doprowadzony
do więzienia ludowego. (...) Nasze zadanie jest proste - udowodnić ludowi,
że wobec żadnej formy terroru nie pozostaniemy bezsilni".
Od
przemocy do gazety

Szczegółowe informacje o strajkach robotniczych
i maoistowskich aktach zemsty przekazuje w tym czasie do gazet, radia i
telewizji powstała w czerwcu 1971 roku maoistowska Agencja Prasowa
Libération (wydajÄ…ca wÅ‚asny biuletyn w nakÅ‚adzie 400 egzemplarzy). Na
przełomie 1972 i 1973 roku zapada decyzja o przekształceniu agencji w
gazetę codzienną. O tej decyzji przesądziły przede wszystkim dwie
sprawy. Po pierwsze przekonanie maoistów o postępującej faszyzacji życia
we Francji i o tym, że gazeta codzienna mogłaby być skuteczną bronią w
walce z tym "faszyzmem". Po drugie w ten sposób szefowie maoistów chcą
swoim zwolennikom zaproponować cokolwiek poza akcją bezpośrednią.
Zaczynają się bowiem obawiać eskalacji przemocy, wiedzą, że niektóre
wyczyny maoistów spotkały się z powszechną dezaprobatą - np. porwanie
Nogrette'a zostało potępione przez wszystkie środowiska, nawet te związane
ze skrajnÄ… lewicÄ…. Decyzja o powoÅ‚aniu do życia dziennika "Libération"
zostaje ogłoszona podczas konferencji prasowej 4 stycznia 1973 roku.
Dyrektorem gazety zostaje Jean-Paul Sartre, który wcześniej był już
dyrektorem "La Cause du Peuple"- sława filozofa ochroniła wtedy redakcję
pisma przed dalszymi aresztowaniami i ewentualnym zakazem
publikacji.WedÅ‚ug wstÄ™pnych zaÅ‚ożeÅ„ "Libération" ma siÄ™ w głównej
mierze opierać na strukturach politycznych maoistów. "Jest rzeczą
niezbędną, aby komitet redakcyjny składał się z członków jednostek
terenowych. To właśnie stamtąd muszą pochodzić pomysły. To tylko w ten
sposób możemy walczyć z >> dekadenckim<< stylem życia, którego
groźba kryje się w samym zawodzie dziennikarza" - ostrzegają założyciele
pisma podczas "Konferencji roboczej o froncie informacji". Walka z
"dekadenckim stylem życia" jest zresztą jednym z podstawowych powodów, dla
których ludziom "Libération" poczÄ…tkowo nie udaÅ‚o siÄ™ zachÄ™cić do
współpracy zbyt wielu zawodowych dziennikarzy: zażądano bowiem od nich,
aby natychmiast opuścili swe mieszkania i przeprowadzili się do dzielnic
robotniczych. Kolejną innowacją wypływającą z przesłanek ideologicznych
jest zasada równości płacy od korektora po komitet redakcyjny (naczelnego
wówczas także nie było). Dopiero po kilku latach zdecydowano się podzielić
pracowników "Libération" na pięć grup o różnych wynagrodzeniach, przy czym
stosunek najniższej płacy do najwyższej nie mógł przekroczyć 1:2.
Jednak to właśnie pogardę dla przyjętych reguł zawodowych założyciele
pisma uznają po latach za jedną z głównych przyczyn późniejszych triumfów.
Marc Kravetz, szef serwisu zagranicznego i najsłynniejszy reporter
"Libération", powie m.in.: "PoczÄ…tkowy brak profesjonalizmu pozwoliÅ‚ na
zawodową przygodę. Jeżeli to zawodowcy stworzyliby od podstaw ten
dziennik, nie miałby on ani duszy, ani swoistego charakteru.
Amatorszczyzna stworzyła nasz styl. (...) A July wziął na siebie wszystkie
ciosy, niczego się nie bał i z wszystkim sobie poradził. (...) Jest
megalomanem, paranoikiem, zawsze pewnym swego - mimo braku cienia dowodu
wspierającego jego oceny. Ale koniec końców pozytywna energia jest u niego
górą, zawsze". W połowie lat 90. socjologowie tak opiszą fenomen
"Libération": ">> Libération<< jest sukcesem - a wykreowane tu
relacje międzyludzkie stanowią integralną część tego sukcesu".

Pusta kasa

Na razie jednak nie było żadnych sukcesów.
Pierwszy numer, wydany na fatalnym papierze w 100 tysiÄ…cach egzemplarzy,
zupeÅ‚nie nie wiadomo po co (po kilku latach nakÅ‚ad "Libération" z trudem
przekroczy 10 tysięcy), pełen błędów typograficznych i niesprawdzonych
informacji, ma na dodatek druk... zielony (kolor czarny wydawał się zbyt
banalny, czerwony nie wchodził w grę jako przypisany komunistom, zaś żółty
kojarzył się z faszyzmem...). Ekipa techniczna przez długi czas rządzi się
własnymi prawami - jeszcze w pięć lat po starcie gazety dla żartu
sfałszuje wyniki wyborów, a na dodatek zamiast prawdziwych nazwisk
kandydatów pojawią się m.in. Mao i Zorro.Największym problemem jest
oczywiście brak pieniędzy. Nikt w gazecie ich nie ma. Środki przekazane
przez sympatyków "z terenu" nie wystarczą. Aktorzy, muzycy i
intelektualiści o lewackich ciągotach, których wtedy we Francji z
pewnością nie brakuje, byli już tyle razy naciągani na poczet różnych
efemerycznych projektów, że niemal wszyscy po prostu odmawiają. Nawet
dyrektor Sartre wykłada tylko 30 tysięcy franków, honorarium za
wywiad-rzekę "Buntownicy mają rację" wypłacone niedawno przez wydawnictwo
Gallimarda. Tymczasem długi rosną, rachunków nikt nie płaci. Mimo że
znaczna część materiałów użytych do drukowania pisma jest darmowa -
pochodzi bowiem z kradzieży...
Na ratunek

"Libération"
zostaje w końcu uratowane... Jak? Prawda o tajemniczych dobroczyńcach
wyszła na jaw dopiero po latach. Pierwszym z nich jest młody pracownik
banku, spadkobierca słynnej amerykańskiej pisarki Gertrudy Stein.
Ofiarowuje on gazecie 300 tysięcy franków. Zastrzega sobie anonimowość,
chce także zostać zatrudniony w gazecie. Ludzie z "Libération" oczywiÅ›cie
zgadzają się na te warunki - tyle że z gazety zostanie wyrzucony po kilku
miesiącach. Drugim jest Helena de Gunzbourg - do jej przodków zaliczają
siÄ™ m.in. dawni bankierzy dworu carskiego w Sankt Petersburgu i
założyciele Shella. De Gunzbourg przynosi do kawiarni 400 tysięcy franków,
które wrÄ™cza Å‚Ä…cznikowi z "Libération" bardzo dyskretnie w kopercie, pod
stoÅ‚em. Pracuje przez jakiÅ› czas w "Libération", ale w drugim roku
istnienia dziennika także zostaje z niego usunięta. I wreszcie trzeci
darczyńca, tym razem trochę mimo woli - członkowie brazylijskiego
ugrupowania MR8, przebywajÄ…cy na wygnaniu we Francji. Pod koniec lat 60.
porwali wielu VIP-ów, co przyniosło im miliony dolarów okupu. Wówczas z
tych pieniędzy pozostało zaledwie 60 tysięcy dolarów i Brazylijczycy
zgadzają się pożyczyć całą tę sumę na jakiś czas maoistowskiej gazecie.
Kiedy potem domagajÄ… siÄ™ zwrotu dÅ‚ugu, "Libération" odmawia i nawet groźby
z bronią w ręku nic tu nie zmienią.
Pecunia non olet

Na
spotkaniu z MR8 nie koÅ„czÄ… siÄ™ ówczesne zwiÄ…zki "Libération" ze Å›wiatem
terroru i zbrodniczych reżimów. Tylko kilka przykładów: W lecie 1973
roku dwóch dziennikarzy "Libération", zwerbowanych przez wywiad Korei
Północnej, udaje się do Korei Południowej. Phenian pokrywa wszelkie koszty
związane z podróżą, obfitującą w luksusy, finansuje także zakup sprzętu -
np. jeden z teleobiektywów kosztował 10 tysięcy dolarów. A ludzie
"Libération" tym razem wywiÄ…zujÄ… siÄ™ ze zobowiÄ…zaÅ„ - dostarczajÄ…
koreańskim komunistom informacji na temat tajnej amerykańskiej bazy
wojskowej, gdzie przechowywana jest taktyczna broń nuklearna. Wzbudziło to
zachwyt Phenianu, który wcześniej nie wiedział ani o broni, ani o bazie.
A oto inna historia: Pod koniec lat 60. Pierre Goldman, dziecko
żydowskich emigrantów z Polski, walczy przez jakiś czas w wenezuelskiej
partyzantce. Kocha jeść i zostaje w końcu usunięty z szeregów zbrojnej
rewolucji za kradzież zapasów. W 1969 wraca do Francji, gdzie proponuje
maoistom swoje usługi - chce zorganizować miejską guerrillę, tj. porwania
i napady. Oferta zostaje jednak odrzucona. W końcu Goldman, trochę z
nudów, sam z bronią w ręku łupi aptekę. Po dwóch kolejnych napadach
zostaje w końcu złapany przez policję. "Wybrał drogę, która dla przyjaciół
Pierre'a, jego rówieśników, uczestników walk, marzeń i lęków minionych
lat, jest czymś zrozumiałym samo przez się. Z tą różnicą, że w
przeciwieństwie do wielu z nas, Pierre obstawał przy swoim wyborze, nie
bacząc na żadne konsekwencje. (...) Musimy powiedzieć - na użytek nasz,
jego i tych, którzy go sądzą - że człowiek, który staje dziś przed
trybunałem Paryża jest naszym przyjacielem i bratem" - pisze ówczesny
sprawozdawca sÄ…dowy "Libération", późniejszy szef dziaÅ‚u zagranicznego
gazety. W roku 1976 Goldman zostaje zwolniony z więzienia i zatrudniony w
dziale sÄ…dowym "Libération". Nie pisze jednak zbyt czÄ™sto. Nie ma czasu,
koledzy z redakcji przypuszczają, że wrócił do gangsterskiego życia.
Gospodarz jego mieszkania odkrywa pewnego dnia cały skład broni w szafie.
Potem Goldman decyduje siÄ™ opuÅ›cić "Libération" na znak protestu przeciwko
publikacji w gazecie zdjęcia wykonanego przez zasłużoną dla nazistowskiej
propagandy Leni Riefenstahl, przedstawiającego afrykańskiego wojownika,
oraz artykułu pełnego podziwu dla dynamizmu ówczesnej francuskiej
radykalnej prawicy. Oświadcza wtedy: "Nie będę pisał do >>
Libération<< tak dÅ‚ugo, jak dÅ‚ugo bÄ™dzie tu miejsce dla
antysemityzmu i estetycznej pobłażliwości wobec faszyzmu". W dwa miesiące
później zostaje zastrzelony na ulicy. Do zamachu przyznaje się bojówka
"Honor policji", której istnienie nie zostało do dzisiaj w żaden sposób
potwierdzone.Kolejny przykład pokazuje stosunki łączące przez jakiś
czas ludzi "Libération" z bandÄ… Baadera. W roku 1969 przyszli zaÅ‚ożyciele
Frakcji Czerwonej Armii (Rote Armee Fraktion) Andreas Baader i Gudrun
Ensslin uciekają z Niemiec. Są ścigani za podpalenie dwóch domów
towarowych we Frankfurcie, co miało stanowić odwet za "ludobójstwo
amerykańskie w Wietnamie". Przybywają do Francji. Pragną spotkać
miejscowych rewolucjonistów - maoiści przysyłają jako swego reprezentanta
Serge'a July. Kryjówkę dla Niemców znajduje Jean-Marcel Bouguereau, jeden
z założycieli gazety. Zobaczą się znowu po latach, kiedy w 1974 Bouguereau
będzie towarzyszył Sartre'owi w czasie słynnego spotkania z Andreasem
Baaderem w stuttgarckim więzieniu. Sartre rozczula się nad terrorystą,
autorem wielu zamachów bombowych, w których zginęło pięć osób, a
dziesiątki innych zostało rannych: "Baader jest bardzo chudy. Stracił 15,
a może nawet 20 kilo. Na jego twarzy aż roi się od zmarszczek. Robi
wrażenie wyczerpanego". Nawiasem mówiąc, w trzy lata później Sartre wyda
oświadczenie, w którym napiętnuje "pogwałcenie praw człowieka we
Włoszech"- chodziło mu o walkę z terroryzmem Czerwonych Brygad. Ta
deklaracja zostanie wyśmiana przez włoską prasę wszystkich orientacji
politycznych.
Godzina rozstania

We wrześniu 1977 bojówka
Frakcji Czerwonej Armii porywa niemieckiego przemysłowca Hansa Martina
Schleyera, zabija przy okazji trzech ochroniarzy i szofera. Terroryści
domagają się uwolnienia swoich uwięzionych towarzyszy, m.in. Baadera.
Prasa niemiecka odmawia publikowania komunikatów porywaczy. Ci zwracają
się więc w tej sprawie do gazet francuskich, a w pierwszym rzędzie do
"Libération", które nie odmawia ich proÅ›bom. W miesiÄ…c później inna
bojówka RAF porywa samolot Lufthansy i na oczach pasażerów zabija
kapitana. Wtedy "Libération" decyduje siÄ™ w koÅ„cu na zerwanie z RAF-em -
tytuł gazety głosi: "RAF - NRF: wojna potworów". Zrównanie bandy
krwiożerczych terrorystów z demokratycznym państwem nie wszystkim wyda się
bezwzględną krytyką, lecz raczej dowartościowaniem terroryzmu. A jednak...
Dwustu anarchistów uznaje ten tytuł za zdradę i przystępuje do okupacji
redakcji "Libération". Na Å›cianach pojawiajÄ… siÄ™ inwektywy w rodzaju:
"Każdy dziennikarz to glina". Albo: "July, twoja godzina się zbliża".
Anarchiści sikają po korytarzach, kradną zdjęcia z archiwów. A przede
wszystkim domagają się, aby pozwolono im zredagować jutrzejsze wydanie
gazety w całości. Dziennikarze mówią "nie" i następnego dnia gazeta nie
ukazuje się w ogóle. W swoich komentarzach dla prasy July usprawiedliwia
co prawda okupantów-anarchistów: "Dla wielu z nich Baader ucieleśniał nie
tyle terroryzm, co opór stawiany wszechpotężnemu państwu", nie ma jednak
wÄ…tpliwoÅ›ci, że godzina rozstania miÄ™dzy "Libération" a najskrajniejszÄ…
lewicą nadeszła. Poprzedziło ją powolne rozstawanie się z
maoistowskimi korzeniami. Zaczęło się od rozwiązania komórki maoistowskiej
na terenie dziennika (co nastąpiło już pierwszych miesiącach istnienia
gazety). W wydaniu z okazji śmierci Mao Chiny przedstawione są nie jako
spełnienie utopijnych nadziei, lecz jako ponury kraj totalitarny. Tu
krótka dygresja - maoistyczne sympatie ludzi "Libération" nigdy nie byÅ‚y
równoznaczne z podziwem dla komunizmu w wersji sowieckiej lub do niej
zbliżonej. Po pierwsze francuscy lewacy wszelkiej maści uważali zapatrzoną
w Moskwę Komunistyczną Partię Francji (mającą wtedy ogromne wpływy - w
wyborach gminnych w roku 1971 komuniści zdobywają 24 proc. głosów, o 10
proc. więcej niż Partia Socjalistyczna) oraz kontrolowane przez nią
związki zawodowe za zdrajców sprawy robotniczej. W opanowanym przez
skrajną lewicę uniwersytecie w Vincennes komuniści nazywani są "ostatnimi
reprezentantami porządku burżuazyjnego". Podczas wieców czy strajków
robotniczych dochodzi też do licznych i nierzadko krwawych starć między
komunistami a maoistami czy trockistami . Po drugie lewacy zaciekle
krytykujÄ… samÄ… MoskwÄ™ oraz politykÄ™ prowadzonÄ… przez niÄ… w krajach
satelickich. Kiedy w roku 1974 we Francji ukazuje siÄ™ pierwszy tom
"Archipelagu Gułag", książka jest niebywałym sukcesem czytelniczym - 700
tysięcy egzemplarzy sprzedanych w kilka tygodni - wielu komunizujących czy
zaledwie lewicujących intelektualistów napada na Sołżenicyna. "Chodzi o
wielkÄ… machinÄ™ wojennÄ… wymierzonÄ… po pierwsze w ZwiÄ…zek Radziecki, w
drugiej kolejności w socjalizm jako taki, a w końcu w koalicje lewicowe we
Francji" - wyrokuje Max-Pol Fouchet, gwiazda telewizji i dziennikarz "Le
Point". Sołżenicyna broni przed francuskÄ… lewicÄ… André Glucksmann na
Å‚amach "Libération": "Czyżby ten eksÅ‚agiernik, przypominajÄ…cy obecnym
przywódcom, że mają władzę większą od tej, jaką mieli kiedykolwiek
carowie, był zbytnim >> realistą<< ?" - pyta retorycznie.
W kilka lat później "Libération" nie bÄ™dzie szczÄ™dzić swych pochwaÅ‚ i
swego wsparcia "Solidarności". A gdy po ogłoszeniu stanu wojennego
minister spraw zagranicznych Claude Cheysson wypowie słowa, które bez
wątpienia ucieszyły Jaruzelskiego: "Nic nie będziemy robić - w żadnym
wypadku", w gazecie ukaże się komentarz następującej treści: "Wstyd!
Byliśmy bezgranicznie zawstydzeni! (...) Rząd francuski zareagował
odruchowo i dorównał swoim poprzednikom, którzy niegdyś wychwalali
Francuzom zalety traktatu monachijskiego". (Z kolei podczas pierwszych
wyborów prezydenckich w wolnej Polsce "Libération" stanie bez reszty po
stronie Mazowieckiego, zaś Wałęsę przedstawi jako zbira spod ciemnej
gwiazdy i kryptofaszystÄ™). WracajÄ…c do maoistów z "Libération" -
wyrzekli się oni maoizmu nie tylko z powodów politycznych, zadecydowały o
tym także względy natury obyczajowej. Już od samego początku istniał w
redakcji niemaoistowski odłam libertyński. Robotników odwiedzających
siedzibÄ™ "Libération" raziÅ‚ widok dziennikarzy i dziennikarek caÅ‚ujÄ…cych
się w usta na dzień dobry. Jeszcze większy szok wzbudziło powszechne wśród
dziennikarzy niemaoistów używanie haszyszu na terenie redakcji. W
rezultacie "Libération" zaczęło uchodzić za gniazdo zÅ‚ych obyczajów. I
kiedy jedna z dziennikarek udała się na mityng robotniczy do Dunkierki,
tylko cudem uniknęła zbiorowego gwałtu. Ludzie pracy nie rozumieli,
dlaczego im odmówiła: "Przecież wy, dziewczyny z >> Libe<< ,
śpicie ze wszystkimi bez wyjątku!"
Obyczajowe prowokacje

To
wszystko sprawiło, że od feministek i bojowników o prawa homoseksualistów
zatrudnionych w gazecie domagano siÄ™ na poczÄ…tku, aby o sprawach
dotyczących ich środowiska po prostu milczeć. A potem wszystkie tabu legły
w gruzach, co doprowadziło m.in. do kilku procesów o obrazę obyczajów i
wyroków skazujÄ…cych. Na przykÅ‚ad w roku 1979 "Libération" musiaÅ‚o zapÅ‚acić
3000 franków grzywny za zamieszczenie rysunku dziewczynki ("Patrycja, 12
lat") uprawiającej seks oralny z mężczyzną przedstawionym jako jej ojciec.
Komentarz do scenki brzmiał: "Nauczmy nasze dzieci miłości". Rok wcześniej
gazeta została ukarana grzywną za artykuł "Podróż po europejskich
sraczach", w którym cytowane były in extenso pornograficzne anonse
wyszukane w szaletach. Nie pomogła oryginalna linia obrony zastosowana
przez adwokata gazety, który zszedł do w.c. w podziemiach paryskiego
Pałacu Sprawiedliwości, a następnie przed obliczem sądu zacytował
znajdujące się tam inskrypcje, równie pornograficzne (w sprawie o
pedofilię użył innego niecodziennego argumentu - a mianowicie, że seks
oralny z nieletnimi jest praktyką powszechną - jego zdaniem niańki we
francuskich wsiach usypiają w ten sposób powierzone im pociechy). Nie
oszczÄ™dzono także Valéry'ego Giscarda d'Estaing, ówczesnego francuskiego
prezydenta. Kiedy Giscard ogłosił, że w przypadku gdyby ktoś obraził
sprawowany przez niego urzÄ…d lub jego samego, nie ma najmniejszego zamiaru
siÄ™gać po istniejÄ…ce instrumenty prawne, "Libération" opublikowaÅ‚o
bezzwłocznie wielką listę zniewag. Wśród nich najłagodniejsze to m.in.:
szczur z rynsztoka, gównojad, kurzy tyłek, kretyn, maminsynek, dziecko
Pétaina, Coca-Cola, lubieżna żmija oraz kupa gówna w jedwabnej poÅ„czosze.
Jeszcze większy skandal wywołał tekst Marguerite Duras wydrukowany
zresztą znacznie później, bo w 1985 - a więc w czasach, w których, jakby
się wydawało, wszystko już było można. Autorka "Moderato cantabile" od
dawna pasjonowała się sprawami kryminalnymi i relacjonowała je potem w
gazetach na swój sposób, często bardzo daleki od rzeczywistości. Tym razem
zajęła się sprawą matki oskarżonej o zamordowanie własnego dziecka.
Nie wątpiła w zbrodnię swojej bohaterki. Zamiast tego starała się ją
usprawiedliwić jako osobę: "niewinną, która zabiła nieświadomie, podobnie
jak ja nieświadomie piszę". I dalej: "Zdarza się, że matki nie lubią swych
dzieci, ani swoich mieszkań, że nie są >> kobietami domowymi<<
- czego od nich oczekujemy. A także, że nie są żonami swoich mężów. Że nie
są dobrymi matkami. Że nie są wierne i pragną uciec - a mimo to zgadzają
się na wszystko: małżeństwo, ciupcianie, dziecko, meble. Ale to wszystko
tak naprawdę ich nie zmienia - nawet na jeden dzień". Czytelnicy byli
oburzeni. Także oskarżona o dzieciobójstwo kobieta nie doceniła
literackiej wyobraźni słynnej powieściopisarki. Jej krótki komentarz
brzmiał: "Duras jest nienormalna! Ja po prostu nie zabiłam mojego
dziecka".
Nawrócenia

Kolejna przemiana "Libération"
dokonuje siÄ™ w roku 1981, wraz z wygranÄ… Francois Mitterranda w wyborach
prezydenckich. Wielu dziennikarzy nawraca siÄ™ na socjalizm - i wtedy dawny
organ maoistów staje się gazetą bardzo bliską władzy, jeszcze bardziej
niepodobną do tego, czym była na początku. A potem, po 15 latach (czyli w
roku 1996) zaÅ‚ożyciele "Libération" zgodzÄ… siÄ™ na transakcjÄ™, która
niegdyś nie mieściłaby im się w głowach: większościowe udziały w gazecie
zostaną sprzedane wielkiemu francuskiemu kapitałowi pod postacią holdingu
Seydoux.
 
KorzystaÅ‚em z nastÄ™pujÄ…cych książek: Jean Guisnel,"Libération", la
biographie, La Découverte, Paris, 1999; Herve Hamon, Patrick Rotman,
Génération 2. Les années de poudre, Seuil, Paris, 1988; Jean-Francois
Revel, Le terrorisme contre la démocratie, Hachette, Paris, 1987;
Francois-Marie Samuelson, Il etait une fois Libe, Seuil, Paris, 1979;
Michel Winock, Le siecle des intellectuels, Seuil, Paris, 1997;
Libération. L'album 1973-1993, red. Jean Bayle, Marc Kravetz, Libération,
Paris, 1993



Maciej
Nowicki




 









Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Elizabeth Fenton Liberal Eugenics
PMCO Liberacki
ANTONI LIBERA
Rorty Postmodernistyczny liberalizm mieszczanski
Legalna , liberalna lichwa
William Tenn The Liberation of Earth
Liberator LIB 474B
Rorty Richard Postmodernistyczny liberalizm mieszczanski
Liberalizm
www liberaux org ebook Jean Luc Migué santé publique santé en danger

więcej podobnych podstron