82 28 Wrzesień 2000 Putin, oddaj moje ruble!




Archiwum Gazety Wyborczej; Putin, oddaj moje ruble!












WYSZUKIWANIE:
PROSTE
ZŁOŻONE
ZSZYWKA
?







informacja o czasie
dostępu


Gazeta Wyborcza
nr 227, wydanie waw (Warszawa) z
dnia 2000/09/28, dział
ŚWIAT, str. 10
AP
WACŁAW RADZIWINOWICZ
Rosja. Kontraktowi żołnierze walczący w Czeczenii miesiącami dopominają się o należny im
żołd
Putin, oddaj moje ruble!
Jurij sklął Dmitrija: - Czego, suko, podskakujesz? Tu nie Czeczenia. Udajesz ostrego, a w jednostce milczysz jak
gówniarz, o swoje pieniądze nie umiesz się upomnieć
- pisze z Moskwy WACŁAW RADZIWINOWICZ
Dmitrijowi "dach pojechał", czyli puszczają nerwy. Na peronie okruszkami
bułki karmił jednonogiego gołębia. Przeklinał zdrowe ptaki, które odganiały
kuternogę. Wkurzył się na Igora, bo mu dociął: - Gołąb nie "Czech", ucha mu nie
urżniesz. Wybuchnęliśmy śmiechem, a on wyciągnął nóż.
W kolejce po bojowe
Dmitrija w ogóle nie powinni brać na wojnę. W swoim Smoleńsku nigdy nie
pracował, ale znają go tam, bo pcha się w każdą drakę. "Czechów" (tak walczący
na Kaukazie żołnierze nazywają Czeczenów)
nienawidzi z całej duszy. Kiedy Dmitrij i Jurij wracali z wojny, zatrzymali się
u mnie w Moskwie. Za gościnę Dmitrij koniecznie chciał mi dać ludzkie ucho. -
Bierz, mam tego sporo, ale sam nie obcinałem - z uśmiechem tłumaczył, gdy
krzyczałem, żeby wynosił się z tymi uszami w cholerę.
Jurij i Dmitrij chcieli zostać na noc. - Rano skoczymy do jednostki, weźmiemy
bojowe (pieniądze za sześć miesięcy na froncie) i wieczorem pojedziemy do siebie
- obiecywali. Wieczorem wrócili jednak do mnie. Pijani i strasznie źli. - Nic
nam nie wypłacili! W jednostce gromada chłopaków, niektórzy czekają po kilka
tygodni. Najpierw trzeba parę dni odstać w kolejce, żeby się zapisać na listę
upoważnionych do wypłaty. Potem czeka się na pieniądze. Pozwól nam zostać, nie
mamy dokąd iść - prosili. Potem każdego wieczoru wracali do mnie. Bez pieniędzy,
coraz bardziej przybici.
Wrócę tam
Jurij stale opowiadał, co zrobi z forsą, kiedy wreszcie zapisze się na listę
uprawnionych do odbioru pieniędzy i doczeka się swojej kolejki. - Na początku
wojny Putin obiecał, że każdy, kto podpisze kontrakt i pójdzie do Czeczenii, dostanie tyle samo co żołnierz naszych sił
pokojowych na Bałkanach - 860 rubli za dzień. Więcej, niż mama ma za miesiąc
pracy w kołchozie. Za pół roku należy mi się 155 tys. rubli - ponad 5,5 tys.
dolarów. Starczy na małe mieszkanie na przedmieściu Smoleńska - marzył Jurij,
który obiecał dziewczynie, że kiedy wróci, pobiorą się i przeniosą z zabitej
deskami, umierającej wioski do miasta.
- Warto było? - pytałem.
- Za takie pieniądze? Oczywiście. Poszedłem na wojnę po to, żeby zarobić.
Wojna nie skaleczyła go psychicznie tak jak Dmitrija. Jest odporniejszy może
dlatego, że jego ojciec i dziadek byli zawodowymi oficerami. Może uodpornił się,
kiedy walczył na pierwszej czeczeńskiej. Nie ma w sobie tej nienawiści do Czeczenów co większość jego kolegów. Za to nienawidzi
rosyjskich dziennikarzy. Kiedy w telewizji pokazywali relacje z Czeczenii, wyklinał na cały głos. - Po tym, jak nasz
pułk brał wioskę w pobliżu Itum Kale, w telewizji powiedzieli, że mieliśmy tylko
jednego rannego. Żadnych zabitych! A ja sam naliczyłem 12 trupów. Musiałem im
łamać ręce, bo zesztywnieli i nie wepchnęłoby się ich do samochodu - opowiada
Jurij, który był kierowcą transportera opancerzonego.
"Białe rajstopy"
Dmitrij chciał jak najszybciej dostać pieniądze, żeby podpisać nowy kontrakt
i znów pojechać na Kaukaz na pół roku. Stale opowiadał, jak fajnie było na
wojnie. Chwalił się, że "Czechy" wyznaczyli nagrodę za jego głowę po tym, jak
pod Itum Kale podkradł się nocą do ich okopu i powiesił na drzewie plastikową
torbę z głową partyzanta. - Ich najbardziej wkurzyła nie ta głowa, ale to, że
nasrałem do okopu - zanosił się śmiechem. - Z żarciem bywało krucho, ale wódkę
mieliśmy zawsze. Jechaliśmy transporterami do wioski, postrzelaliśmy na postrach
i "Czechy" posłusznie przynosili...
- Przecież mogli was potruć tą wódką jak karaluchy...
- Spróbowaliby tylko. Za taki numer chłopaki bardzo by im dokuczyli.
Największym marzeniem Dmitrija były "białe rajstopy". Wszyscy, którzy byli na
froncie kaukaskim, opowiadają legendy o "białych rajstopach", czyli młodych
snajperkach walczących po stronie Czeczenów.
Mówią, że to biatlonistki z krajów nadbałtyckich czy Ukrainy, którym Szamil
Basajew daje paczkę dolarów za każdego zabitego Rosjanina. Jednak żywej wziętej
do niewoli snajperki Rosjanie nigdy nie pokazali. Dmitrij przysięga, że widział
jedną: - Chłopaki wzięli ją pod Itum Kale, trzymali w szkole. Kto chciał, to ją
gwałcił, kto chciał, bił. Kiedy ją zobaczyłem, była w takim stanie, że można
było tylko kopnąć...
Cisi jak węże
O "białych rajstopach" mówili też koledzy Dmitrija i Jurija spotkani pod
drzwiami intendentury w jednostce. Jak co dzień czekali na ławeczkach, aż
oficerowie zaczną wypłacać pieniądze. Opowiadali, jak nauczyli się odróżniać
"bandytów" od "ludności cywilnej". - Jak miał odcisk na palcu, to znaczy, że
strzelał z automatu. Jak siniec na barku, to strzelał z granatnika. Jak odcisk
nad okiem - snajper - tłumaczył Igor. - Kiedyś zatrzymaliśmy takiego jednego.
Prawy bark czysty, prawa ręka też. Mieliśmy go puścić. Rzuciłem mu kluczyki od
samochodu, a on złapał lewą ręką. Sprawdziliśmy go jeszcze raz: miał odcisk na
palcu i siniak na barku. Mańkut, gad jeden, myślał, że nas oszuka...
Ale gdy koło południa otworzyły się drzwi intendentury, te zuchowate
opowieści o wojnie się skończyły. Żołnierze pokornie wchodzili do środka.
Wychodzili przybici i klęli. - Byłem zapisany na dziś na 30 tys. rubli. Dostałem
15 tys. Zapisałem się na nową listę. Znów tygodniami będę czekał. To, co dziś
dostałem, wydam przez ten czas - mówił Igor, który mieszka w Kraju Ałtajskim i w
Moskwie wynajmuje pokój.
Żołnierze uważają, że dowódcy ich oszukują. - W intendenturze mówili, że pułk
dostał pieniądze na żołd. Ale nam nie dają, bo włożyli w jakiś interes. Wzięli
sobie bezpłatny kredyt! Widziałeś te luksusowe wozy przed jednostką? Za
oficerską pensję takiego nie kupisz - przekonywał mnie Aleksiej, który, wracając
z wojny, utkwił w Moskwie i nie był jeszcze w rodzinnym Jekaterynburgu.
- I co? Będziecie tak pokornie czekać, pozwolicie się oszukiwać? Czemu nie
zbierzecie się do kupy, nie pójdziecie z plakatami pod Kreml, pod Dumę, i nie
zaczniecie krzyczeć, że was, frontowych żołnierzy, twardych zawodowców,
okradają? - zapytałem. - A kto nas zorganizuje? Żaden z nas nie ma zameldowania
w Moskwie. Każdy gliniarz może nas zatrzymać i zamknąć za złamanie przepisów
meldunkowych. Nie podskoczymy - tłumaczył zrezygnowany Jurij. - My jesteśmy
groźni, ale cisi. Jak węże.
- Twoi koledzy ze Smoleńska nie są żadnym wyjątkiem. Są żołnierze, którzy
walczyli w Czeczenii i nie dostali ani kopiejki,
bo ich dowódcy je ukradli. Prokuratura prowadzi kilka dochodzeń w takich
sprawach. Najczęściej jednak jednostki co jakiś czas wypłacają im po parę
tysięcy, a na następną ratę każą czekać tygodniami - usłyszałem od Walentyny
Mielnikowej z moskiewskiego Komitetu Matek Żołnierzy. - Codziennie zgłasza się
do nas kilkudziesięciu chłopców, którzy w stolicy tygodniami czekają na obiecany
żołd. Do domu bez pieniędzy nie pojadą, bo potem nie będą mieli za co wrócić po
wypłatę. Na plac Czerwony z transparentami nie wyjdą. Kontraktowi żołnierze to
przede wszystkim biedni chłopcy z prowincji. Może na wojnie potrafią być
zuchami, ale władzy boją się panicznie i o swoje się nie upomną. Dlatego dowódcy
wiedzą, że bezpiecznie mogą sobie choć na jakiś czas "pożyczyć" ich pieniądze.
Niedawno okazało się jednak, że nie wszyscy kontraktowi żołnierze są gotowi
pokornie czekać. W ubiegłym tygodniu grupa 60 weteranów zablokowała wejście do
sztabu Północnokaukaskiego Okręgu Wojskowego. Dowódcy oświadczyli, że to
buntownicy i że za pijaństwo czy wykroczenia przeciw dyscyplinie przedterminowo
wyrzucono ich ze służby. Więc żołd się nie należy. Buntownicy nie odeszli
jednak, dopóki z każdym nie porozmawiał gen. Wiktor Kazancew, dziś
przedstawiciel prezydenta na południu Rosji, niedawno jeszcze dowódca grupy
wojsk walczących na Kaukazie. Generał kazał natychmiast wypłacić cały
sześciomiesięczny żołd wszystkim protestującym. - Kazancew wykonał nie swoją
robotę. Okazało się, że wszystkim zbuntowanym pieniądze się należały i powinni
je już dawno wypłacić dowódcy ich jednostek - powiedział dla "Izwiestii" major
Igor Kawierin ze sztabu w Rostowie.
Buntownicy z Rostowa wzięli swoje pieniądze i rozjechali się do domów. Do
moskiewskiego Komitetu Matek Żołnierzy dalej codziennie zwraca się po
kilkudziesięciu weteranów, którzy tygodniami czekają na swój żołd. Proszą o
radę, niektórzy o pożyczkę, bo nie mają za co żyć w stolicy.


[podpis pod fot./rys.]
Rosyjscy żołnierze powracający z akcji niedaleko Groznego


(szukano: Czeczenia)
© Archiwum GW, wersja 1998 (1) Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
28 28 Wrzesień 1999 Operacja chirurgiczna
27 28 Luty 2000 Pięć tygodni zagadek
41 28 Marzec 2000 Popatrzeć na twarze
Rozporządzenie rządu z 28 VIII 2000 r w sprawie wykonanie niektórych
81 21 Wrzesień 2000 Rytm dzienny, rytm nocny
28 29 Luty 2000 Mamy herbatę
37 24 Marzec 2000 Prezydent Putin
moje 28(1)
GE 2000 Monarch L116 82
Dz U 2000 Nr 28 poz 346
Maanam Kocham Cię, kochanie moje (2000) Złota kolekcja
Energy 2000 Mix Vol 28 Specjal Hardstyle Edition 2011 Tracklista
28 10 Wrzesień 2001 Pięć liter napisanych krwią
Install (28)

więcej podobnych podstron