Jechać każdy może… czyli jak Valarowie stali się Valheru
Zgodnie z parafrazującym znane powiedzenie-przyśpiewkę tytułem ciężko obecnie w branży fantasy znaleźć kogokolwiek kto nie zaciągnąłby choćby i symbolicznego długu u Tolkiena. Nieistotny jest przy tym fakt czy jego/jej książki to tzw. główny nurt ("mainstream") fantasy reprezentowany przez Terrego Pratchetta lub Ursulę K. Le Guin czy też raczej subtelniejsze wzorowanie się na "Władcy Pierścieni" nie polegające na kopiowaniu całych pojęć i postaci, a jedynie sytuacji (eukatastrofa na przykład) lub samego nastroju jak czynią to David Gemmell czy Sean Russell.
Otwierają się zatem przed nami dwie oczywiste drogi: albo przedstawić wpływ twórczości "Mistrza Tolkiena" na dzieła obecnych autorów fantasy poprzez przytoczenie wielkiej ich liczby i opis olbrzymiej ilości ich książek, bądź też skupić się na jednym tylko współczesnym twórcy tego gatunku. Pozwolę sobie wybrać to drugie rozwiązanie co zresztą jest już zasugerowane w tytule postaciami "Valheru" i ich odniesieniem do tolkienowskich Valarów jednoznacznie podpowiadającymi, że ten artykuł (kto już zgadł?) dotyczyć będzie wpływu twórczości JRR Tolkiena na cykl o Krondorze Raymonda Eliasa Feista.
Najpierw gwoli wprowadzenia dla osób, które po raz pierwszy stykają się z Feistem pokrótce przedstawię jego sylwetkę. Jak sam o sobie mówi "jest mieszkańcem San Diego z wyboru", ukończył komunikację na tamtejszym uniwersytecie i co najważniejsze jest autorem niezwykłych bestsellerów fantasy ujętych w cyklach "Wojna światów", "Dziedzictwo wojny światów", a także "Sagi o wojnach z wężowym ludem" i wielu innych książek luźno nawiązujących do ich tematyki w których występują ci sami bohaterowie. Jego książki są w chwili obecnej przetłumaczone na 16 języków i osiągają milionowe nakłady. Należy także dodać, iż na ich podstawie powstały takie gry komputerowe jak "Betrayal at Krondor" czy "Return to Krondor", które do dziś uznawane są za klasykę RPG, natomiast muzyka z tych gier jest dostępna w Stanach Zjednoczonych na płytach CD.
W niniejszym felietonie skoncentruję się jedynie na pierwszym cyklu Feista, a więc czterotomowej "Wojnie Światów" w skład której wchodzą: "Adept magii", "Mistrz Magii", "Srebrzysty Cierń" i "Mrok w Sethannon".
Najprościej rzecz ujmując akcja pierwszych dwóch tomów skupia się na wojnie pomiędzy Królestwem Wysp leżącym w świecie Midkemii, będącym cywilizacją zbliżoną do tej jaka istniała w późnośredniowiecznej Europie z jej cechami rzemieślniczymi i słabnącą władzą królewską, a Cesarstwem Tsuranich ze świata Kelewanu reprezentującym sobą kulturę i sposób myślenia Dalekiego Wschodu. Na tle tych wydarzeń rozgrywa się historia Puga - chłopca kuchennego - u którego książęcy mag Kulgan przypadkowo odkrywa zdolności magiczne, a który w końcu stanie się jednym z najpotężniejszych czarnoksiężników obu światów i drugiego młodzieńca o imieniu Tomas, który za sprawą wejścia w posiadanie starożytnej zbroi Valheru staje się niemal nadistotą obdarzoną cechami tej przedludzkiej rasy. Świat wykreowanej przez Feista Midkemii jest obficie zaludniony przez istoty rodem z książek Tolkiena. Znajdziemy w nim więc elfy, krasnoludy, gobliny, trole (aczkolwiek mniejsze od tych tolkienowskich i zaprezentowanych w filmie Petera Jacksona) i mroczne elfy - o walce z którymi traktują dwa ostatnie tomy cyklu. W tym miejscu pragnę raz jeszcze podkreślić, iż nie zaprezentowałem nawet małej części wydarzeń rozgrywających się w Midkemii, skupiłem się jedynie na dwóch spośród kilkunastu postaci pierwszoplanowych.
Uważny czytelnik może się zapytać: "no i co z tego" - czy mało to już ludzi napisało książki gdzie występowały elfy, krasnoludy, etc.? Choćby i cykl "Smoczej Lancy". Dlaczego akurat Feist ma być przykładem wpływu Tolkiena na późniejszych twórców?
Odpowiadam: dlatego, że u Feista zapożyczanie z Tolkiena jest zawsze jedynie połowiczne. Zmienia on istoty, przedmioty i wydarzenia występujące dostosowując je do realiów Midkemii (a nie gier RPG jak to ma miejsce w twórczości Weis/Hickman).
Zacznijmy więc od tytułowych Valheru, poprzez istoty zaludniające Midkemię, a także przedmioty na niej występujące by znaleźć źródła inspiracji Amerykanina z San Diego w prozie Tolkiena.
Valheru - Valarowie. Już same nazwy są podobne. Nie sposób nie widzieć tu inspiracji Tolkienem. U "Mistrza" są to potężni Ainurowie, poczęci z myśli Eru-Iluvatara na początku świata. Istoty silne, dysponujące szeroką i głęboką wiedzą, z ludzkiego (czy nawet i elfiego!) punktu widzenia niezniszczalne. Jedynie Melkor - Morgoth się wyłamuje idąc własną drogą poprzez swój bunt, ale cały czas zachowując swą moc i siłę. Feistowscy Valheru to Jeźdźcy Smoków - istoty podobnie jak tolkienowscy Valarowie potężne, z naszego punktu widzenia niezniszczalne, poczęte przed początkiem wszystkiego... i na tym zbieżności się kończą gdyż Valheru są amoralni, liczy się dla nich jedynie własny byt i to aby trwali. Uosabiają ślepy chaos będąc niszczycielami całych światów (które przemierzają na swych smokach). Odpowiednikami "dobrych", przyjaznych ludziom (i innym istotom) tolkienowskich Valarów są u Feista Bogowie Midkemii, którzy walczą z Valheru o władzę i odnoszą zwycięstwo wyzwalając elfów, krasnoludów, ludzi (wizja "złocistego mostu" ukazana Pugowi na Kelewanie) i inne istoty. Natychmiast nasuwa się porównanie z wojnami Valarów z Morgothem gdy pokonuje go Tulkas u świtu Pierwszej Ery. Podobnie jak tolkienowscy Valarowie są związani z bytem Śródziemia tak Bogowie Midkemii są opiekuńczymi siłami, których egzystencja zależy od istot żyjących na Midkemii - ich wiary i uczuć, zarówno pozytywnych jak i negatywnych. Valheru są niczym Morgoth - zaprzeczeniem odpowiednio Bogów i Valarów - istnieją dla siebie samych i ten sam los staje się ich udziałem.
Istoty zaludniające świat Tolkiena to elfy, krasnoludy, trole, gobliny... U Feista również je znajdujemy co wskazuje na wyraźne analogie i wzorowanie się na Tolkienie. Ze względu na wymagania objętościowe tego artykułu opiszę jedynie elfy. Tolkienowskie elfy dzielą się na kilkanaście szczepów, ale najbardziej ogólny podział to Kalaquendi i Moriquendi czyli elfy, które były w kraju Valarów i te, które odmówiły ich wezwaniu, a więc nie widziały światła Dwóch Drzew. U Feista znajdujemy bardzo podobny podział z tym, że role Valarów przejmują Valheru. Feistowskie elfy to poprzez analogię do tolkienowskich istoty mające styczność z tymi "Potęgami". Tolkienowskie elfy żyły (lub nie) w Błogosławionym Królestwie, natomiast te z Midkemii to po prostu dawni niewolnicy Valheru. A więc elfy u Feista dzielą się na eledhele, glamredhele i moredhele. Eledhele to elfy, których przodkowie pracowali jako niewolnicy na polach i w lasach Valheru - istotne jest to, że nie miały bliskiej styczności ze swymi panami i dzięki temu pozostały w niewielkim jedynie stopniu wypaczone, natomiast Moredhele i Glamredhele to elfy pozostające w bardzo bliskim kontakcie z Valheru - ich niewolnicy pałacowi i posługacze. Po uzyskaniu wolności (zwycięstwie Bogów) eledhele staną się elfami, które właściwie możemy opisać jako tolkienowskie, natomiast moredhele i glamredhele to odpowiednio elfy Mrocznego Szlaku (realizujące w dalszym ciągu zamysły swych dawnych panów) i elfy dzikie.
I w tym momencie pojawia się kolejna analogia do Tolkiena - "Bratobójstwo" - w Silmarillionie Noldorowie przelewają krew Telerich za co potem spotyka ich kara i co ciąży ich sumieniom. U Feista moredhele toczą zaciekłą wojnę z glamredhelami niemal doszczętnie ich wyniszczając co również nie pozostaje bez śladu na ich psychice czyniąc ich odrażającymi dla niesplamionych zbrodnią eledheli.
Feistowska siedziba eledheli zwie się Elvandar i jest w zasadzie hybrydą pomiędzy Lorien a Doriathem. Nikt nie powołany nie zdoła się doń dostać gdyż magia elfów jest potężna (jak ma to miejsce w przypadku tolkienowskiego Doriathu objętego obręczą Meliany) natomiast sam wygląd miasta przypomina Lorien ze względu na to, iż domy umieszczone są na/w olbrzymich drzewach.
Siedziby moredheli znajdują się w dawnych warowniach ich panów - w północnej części Midkemii co przywodzi na myśl Utumno czy też Angband Melkora ze względu na charakterystyczny układ gór.
Podsumowując temat elfów (ciemnych czy też jasnych) zarówno u Tolkiena jak i u Feista zamieszkują one tą samą część świata (Śródziema i Midkemii) - północno-zachodni jego kraniec.
Najpotężniejszym dziełem Saurona mającym zapewnić mu dominację nad wszystkim co żyje w Śródziemiu był Jedyny Pierścień. Podobnie potężny przedmiot (lecz w odróżnieniu od Pierścienia nie posiadający własnej woli) widzimy u Feista. Jest to Kamień Życia. Został on stworzony przez Valheru w ostatnich dniach wojny z Bogami i stanowi źródło niewyobrażalnej mocy. Wielu wtajemniczonych i potężnych magów będzie on kusił swymi tajemnicami i przywodził do upadku podobnie jak Pierscień - z woli czynienia dobra lub czystej ciekawości poznania jego mocy. Kamień Życia jest instrumentem tak potężnym, że niemożliwe jest użycie go. Jedyne co można zrobić to chronić go przed niepowołanymi osobami, które przez swą pychę i chciwość mogłyby obudzić drzemiące w nim zło...
Ale szczegóły już w książce. Tutaj jedynie zajmujemy się tym co łączy Feista i Tolkiena.
Bardzo ważnym elementem tolkienowskiego świata jest motyw Odkupiciela (u Tolkiena jest to Earendil), który łączy w sobie krew "obu pokoleń Dzieci Iluvatara" a więc elfów i ludzi. U Feista taką rolę pełnić będzie Calis - syn królowej elfów Aglaranny i Tomasa - człowieka łączącego w sobie (za sprawą esencji życiowej poprzedniego właściciela - Valheru) cechy ludzkie i "boskie". O ile Earendil musi stawić czoła gniewowi Valarów to Calis będzie musiał zmierzyć się z Potęgą Kamienia Życia. Zarówno jednemu jak i drugiemu niezwykle pomocne w tym zadaniu okaże się mieszane pochodzenie.
Zamykając już temat wzajemnych powiązań tolkienowskich i feistowskich elfów wyłuszczę jeszcze oczywiste fakty świadczące o inspiracji Feista Tolkienem, które świadomie pominąłem w poprzednich akapitach.
Calis jest rzecz jasna półelfem podobnie jak Elrond, Elros i Dior, natomiast (a co mi tam, nie będziecie mieli najwyżej niespodzianki przy czytaniu książki) u Feista istnieje jeszcze CZWARTA rasa elfów. Są to istoty nazywające się "Eldar". Myślę, że tu już żadne więcej słowa ani też tłumaczenia nie są potrzebne... wnioski nasuwają się same.
Pomimo wyraźnych inspiracji Tolkienem obecnych u współczesnych twórców fantasy myślę, że możemy z otuchą patrzeć na przyszłość tego gatunku. Inspiracje pozostają inspiracjami, stanowią jedynie pożywkę do dalszego procesu twórczego autora wzorującego się (w tym wypadku Feista), nie przesłaniają mu własnej wizji jednocześnie pokazując ile zawdzięcza cały gatunek temu, iż kiedyś dawno, dawno temu pewien profesor literatury staroangielskiej napisał na czystej kartce "w pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien Hobbit"...