"Człowiek nie może żyć bez miłości". Rozwiń myśl Jana Pawła II, odwołując się do utworów literackich i własnych przemyśleń.
Mottem mojego dzisiejszego wystąpienia będą słowa naszego wielkiego rodaka, człowieka będącego autorytetem moralnym nie tylko dla katolików - papieża Jana Pawła II. Otóż w jednej ze swoich homilii stwierdził on, że "człowiek nie może żyć bez miłości". Zastanawiając się nad słowami Ojca Świętego, spytacie Państwo zapewne: jak to, nie można? Nie można żyć bez powietrza, na pewno, bez wody, bez jedzenia, to też nie ulega wątpliwości. Ale bez miłości można żyć! Przecież wokół nas jest wielu ludzi, którzy się bez niej obywają. Czyżby? A skąd to Państwo możecie wiedzieć? Czy potraficie zajrzeć w głąb cudzego serca? Spójrzcie lepiej w głąb własnego. Czy naprawdę nikogo i niczego nigdy nie kochaliście?
Gdy słyszycie Państwo słowo "miłość", najczęściej chyba myślicie o uczuciu, jakie łączy kobietę i mężczyznę. I nie chodzi tu o zwykłe pożądanie, ale o bardzo złożone uczucie, opisywane w tak wielu utworach literackich, przedstawiane w tak wielu filmach. Uczucie, któremu w każdej kulturze towarzyszą liczne konwencje, rytuały, obyczaje. Przejawów miłości jest chyba tyle, ilu kochających. Dlatego kolejni twórcy wciąż podejmują ten temat, sądząc, że potrafią ukazać go w nowy sposób, przedstawić swoje oryginalne wizje. Pisanie o miłości jest chyba wewnętrzną potrzebą wielu osób. Na pewno wśród Państwa też są autorzy poezji miłosnej, zapewne nigdy nie publikowanej, zalegającej dna jakichś szuflad czy dawno wyrzuconej do kosza. Ale człowiek zakochany chce często na cały świat wykrzyczeć, jakie spotkało go szczęście, uwiecznić swoje uczucie, unieśmiertelnić je. Niektórym udaje się znaleźć odpowiednie słowa i stworzyć arcydzieła, które poruszają serca milionów czytelników. W utworach tych przekonują nas za każdym wersem, że "nie można żyć bez miłości"; że nie może żyć Romeo bez Julii, Werter bez Lotty, Gustaw bez Maryli. I każdy - gdy jest zakochany - przyzna im rację. Nawet jeśli później stwierdzi, tak jak w jednym ze swoich wierszy Maria Pawlikowska-Jasnorzewska:
"Nie widziałem cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz widać można żyć bez powietrza"
Bo bez miłości żyć nie sposób, ale nie można też żyć samą miłością. Nieraz przysłania nam ona wszystko, nieraz każe zapomnieć o obowiązkach, o podstawowych życiowych potrzebach. Potrafi też być siłą niszczącą. A jednak "miłość jest własny bieg bycia naszego", jak pisze w jednym ze swoich sonetów Mikołaj Sęp-Szarzyński, polski poeta manierysta z końca XVI wieku. Może więc człowiek stworzony jest do miłości? Może jest ona jego wewnętrzną nieprzepartą potrzebą, nieodłącznym atrybutem człowieczeństwa? Z punktu widzenia religii chrześcijańskich na pewno powinna być treścią jego życia. Wszak dekalog poprzedzony jest znamiennym wezwaniem: "Będziesz miłował Pana Boga swego, ze wszystkiego serca swego, ze wszystkich sił swoich, ze wszystkiej duszy swojej, a bliźniego swego jak siebie samego". Ale czy miłość to uczucie, które ogranicza się tylko do Boga i drugiego człowieka? A miłość do innych istot żywych, do całej przyrody, do ojczyzny, do rodzinnego miasta... Jak widzicie, miłość niejedno ma imię. Czy można więc żyć bez najmniejszych nawet porywów serca? Może i można, ale życie bez miłości to po prostu wegetacja. Jest taka choroba psychiczna, nazywana autyzmem, która charakteryzuje się - upraszczając nieco - zamknięciem się chorego w sobie, brakiem emocjonalnego kontaktu z otoczeniem i, co za tym idzie, nieumiejętnością kochania kogokolwiek, okazywania uczuć drugiej osobie. Ludzie dotknięci autyzmem mogą czasami wykazywać ponadprzeciętne zdolności pamięciowe, a nawet intelektualne, ale także wtedy ich zachowanie, ich reakcje bardziej podobne są do działań robota niż człowieka. Osobowość autystyczną znakomicie odtworzył Dustin Hoffman w filmie "Rain man". Jeśli widzieliście Państwo ten film, musieliście zapamiętać scenę, gdy dziewczyna jego brata całuje bohatera w windzie. Na pytanie jak było, odpowiada on: "Mokro". Pocałunek, będący wszak dowodem uczucia, odbiera jako czynność zupełnie mechaniczną. Jego reakcja świadczy o tym, że nie tylko nie potrafi okazywać miłości, lecz również nie umie odebrać sygnałów świadczących o uczuciach okazywanych mu przez innych.
Właśnie, dotychczas mówiliśmy o potrzebie kochania kogoś lub czegoś; a może papieżowi chodziło o potrzebę bycia kochanym? Przecież to najbardziej naturalna potrzeba pod słońcem, potrzeba, którą - może zupełnie instynktownie - odczuwa już chyba każde nowo narodzone dziecko. Potrzeba tak silna, że nie kochanych, odrzuconych może nawet pchnąć do samobójstwa, że wspomnę tylko romantycznych kochanków: Gustawa, Kordiana... Potrzeba, która każe łamać konwenanse, zasady moralne lub wręcz popełniać przestępstwa, a nawet zbrodnie, by zasłużyć sobie na czyjeś uczucie. A z drugiej strony może wyzwolić w każdym człowieku pokłady poświęcenia i oddania, jakich istnienia sam nie podejrzewa, czy skłonić do heroicznych czynów i niebywałych wyrzeczeń. Miłość jest siłą napędową tak wielu ludzkich działań, że chyba nie sposób sobie wyobrazić bez niej rozwoju naszej cywilizacji i kultury. I tu przytoczę może jeden znamienny przykład. Na północy Indii, w mieście Agra, stoi jedna z najpiękniejszych budowli świata, świątynia-grobowiec Tadż Mahal. Mongolski cesarz Szahdżehan zbudował to mauzoleum z białego marmuru dla ukochanej żony, Mamtaz Mahal, której śmierć, po pięciu latach narzeczeństwa i dziewiętnastu małżeństwa, pogrążyła go w nieutulonym żalu. Tadż Mahal jest niezrównanym materialnym symbolem poświęcenia mężczyzny dla kobiety. Stało się tradycją, że gdy zjawia się tam dwoje ludzi, kobieta pyta swego partnera: "Czy kochasz mnie tak bardzo, że wybudowałbyś dla mnie taki pomnik, gdybym umarła?".
Znamy też inne pomniki miłości, choć nie z kamienia ani ze spiżu, jednak równie trwałe. Czyż nie jest takim wspaniałym pomnikiem cykl sonetów skierowanych do Laury, autorstwa Francesco Petrarki, czy setki innych dzieł literackich, które nigdy nie powstałyby bez gorących i namiętnych uczuć? Czyż nie jest niezrównanym pomnikiem ojcowskiej miłości cykl trenów Jana Kochanowskiego poświęcony zmarłej przedwcześnie córeczce Urszulce? W wierszach tych znajdziemy odbicie dojmującej pustki, która ogarnia duszę i serce człowieka po stracie ukochanej istoty. Kochanowski uświadamia nam, że całe dotychczasowe życie rozsypuje się w gruzy, gdy zabraknie kogoś, kogo kochaliśmy i kto nas kochał. W ostatnich utworach cyklu autor godzi się jednak ze śmiercią Urszuli, przekonany przez ukazującą mu się we śnie matkę, że ujrzy swą córeczkę w przyszłym, lepszym świecie, o ile oczywiście zasłuży sobie na zbawienie duszy. Dla ludzi wierzących pozostaje więc zawsze ta nadzieja, że miłość nie kończy się tu, na ziemi, że jest uczuciem sięgającym poza grób. Pięknym tego symbolem jest zakończenie opowieści o Tristanie i Izoldzie. Kiedy po śmierci zostali pochowani obok siebie przez króla Marka, z grobu Tristana wyrósł krzak głogu, który kładł swe gałęzie na mogile Izoldy. Gdy głóg wycinano, odrastał na nowo i znów jego gałęzie pochylały się nad grobem jasnowłosej królewny.
Jan Paweł II, mówiąc, że "człowiek nie może żyć bez miłości", nie mógł nie myśleć o miłości bożej. Wszak - jak głosi Pismo Święte - z miłości do ludzi zesłał Bóg na ziemię swego syna Jezusa Chrystusa, by przybrawszy postać człowieka, cierpiał i zginął za nas na krzyżu. Cały Nowy Testament przepełniony jest duchem miłości. Weźmy choćby przypowieść o synu marnotrawnym, w której ojciec - symbolizujący Boga - z otwartymi ramionami przyjmuje syna, mimo iż ten porzucił wcześniej dom rodzinny i roztrwonił powierzony mu majątek. Co więcej, wydaje ucztę, by świętować powrót swego dziecka. Podobną wymowę ma przypowieść o pasterzu i zabłąkanej owieczce. Każdy, nawet najgorszy zbrodniarz, jeśli zrozumie swe grzechy i będzie za nie żałował, może liczyć na boską wyrozumiałość, na przebaczenie. Ale umiejętność wybaczania powinna cechować także człowieka. Chrystus nauczał: "Miłujcie nieprzyjacioły wasze", i przekonywał: "Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek twój, nastaw mu i drugi". Mówił o miłości tak silnej, że zdolna jest zwalczyć nienawiść: "Zło dobrem zwyciężaj". Lecz czy jesteśmy zdolni do takiej miłości? Wydaje się, że jest ona przeciwna naszej naturze i tylko niewielu potrafi wyzbyć się nienawiści, wznieść ponad urażoną dumę, godność, zapomnieć o doznanej krzywdzie. Literackim przykładem takiej postawy moży być Kryspus, jeden z bohaterów "Quo vadis" Henryka Sienkiewicza, który wybaczył Chilonowi Chilonidesowi to, że przez swój donos przyczynił się do śmierci całej rodziny Kryspusa. Ale to przypadek wyjątkowy. Nie takie uczucie miał zapewne na myśli Jan Paweł II. W życiu codziennym nikt chyba nie liczy na przebaczenie ze strony wroga, a tym bardziej na jego miłość.
Ale czy możemy liczyć na miłość "bliźniego swego", zwykłego przechodnia, przypadkowo spotkanego człowieka? Czy sami jesteśmy w stanie obdarzyć go uczuciem? Wiem, że słowo miłość może się tu wydać zbyt duże. Może raczej należałoby powiedzieć: życzliwość, przychylność, bo w praktyce chyba to właśnie oznacza owa ewangeliczna miłość bliźniego. Przypomnijmy sobie, na pewno były w naszym życiu takie chwile, gdy wypełniała nas bezinteresowna życzliwość do otaczających nas ludzi, gdy skłonni byliśmy każdemu nieba przychylić, ustąpić zmęczonej kobiecie miejsca w tramwaju, przeprowadzić niewidomego przez ulicę, uśmiechnąć się do kogoś, dodać komuś otuchy. A z drugiej strony z pewnością oczekiwaliśmy nieraz ludzkiego odruchu ze strony drugiego człowieka, bezinteresownej pomocy, pocieszenia. I w związku z tym rodzi się pytanie. Czy można żyć w ciągłym przekonaniu, że świat to dżungla, gdzie każdy ma na względzie tylko własny interes, i jeśli nie jest wrogi, to co najmniej obojętny, że nie można liczyć nawet na odrobiną bezinteresowności? Czy można żyć w uczuciowej pustce? Czy można żyć bez wiary w miłość? Wydaje się, że nawet ludzie okrutnie doświadczeni przez los, którzy niczego dobrego w życiu nie doznali, starają się zachować tę iskierkę nadziei, że świat nie jest do końca zły, że mogą się spodziewać choć odrobiny zwykłego, ludzkiego uczucia. A ci, którzy wierzą w Boga, również i Jego miłości. Bo gdyby nie ta wiara, to czy warto byłoby żyć? Nie wiem, czy znacie wiersz Broniewskiego "Grób Tamerlana". Otóż w nim poeta, człowiek ciężko doświadczony przez los, który siedział już w niejednej celi, w samym środku najokrutniejszej z wojen daje wyraz swemu przekonaniu, że "Człowiek jest dobry, mądry, spokojny", a więc bardziej skłonny do miłości niż do nienawiści. Bo czymże jest wiara w człowieka, jak nie przekonaniem, że jest on istotą zdolną do miłości.
Jedną jeszcze odmianę miłości należałoby - jak sądzę - wziąć pod uwagę. To ją właśnie miał na myśli Norwid, pisząc "Cóż wiesz o pięknem?...Kształtem jest miłości". Chodziło mu o miłość twórcy do swego dzieła. Uważał bowiem, że nie można stworzyć czegoś pięknego, nie wkładając w swą pracę choć odrobiny uczucia. I dotyczy to nie tylko dzieła sztuki, ale również wszelkich użytkowych przedmiotów, wszelkich przedsięwzięć, które prowadzą do powstania czegoś, co ma ludziom służyć, ma ich cieszyć, ma być przydatne. Rozejrzyjcie się wokół siebie. Nie otaczają nas tylko piękne przedmioty. Jakże często mamy do czynienia z fuszerką, brakoróbstwem, tandetą, jednym słowem - z obiektami tworzonymi bez miłości. Dla "wyrobienia planu", jak to często bywało za socjalizmu, czy po prostu dla zysku, co najczęściej zdarza się obecnie. Ale jeśli ktoś wkłada w swą pracę całe swoje serce, jeśli tworzy dzieło, które ma być realizacją jego marzeń, to zależy mu na tym, by było ono niepowtarzalne, jedyne, piękne. Tylko wtedy może, choć wcale nie musi, powstać prawdziwe arcydzieło. A więc otaczające nas piękno będące dziełem człowieka zawdzięczamy właśnie miłości.
Zmierzając do konkluzji, zadam jeszcze jedno pytanie: czy jest wśród nas choć jedna osoba, która nigdy nie kochała lub nie była kochana? Cóż, nie ma nikogo takiego? I to chyba jest najlepsze świadectwo, jak głęboko słuszne są słowa Jana Pawła II. Miłość nie musi nam co prawda wciąż towarzyszyć, nie sposób jednak nie spotkać jej w życiu choć raz na swojej drodze. I jest to najpiękniejszy dar, jaki otrzymaliśmy od Boga, jak mówią jedni, czy też od natury, jak twierdzą drudzy. Bo słusznie mówi święty Paweł w I Liście do Koryntian: "Choćbym posiadł całą wiedzę i choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym iczym".