TOM CLANCY
DZIEL I ZDOBYWAJ
TOM CLANCY
w Wydawnictwie Amber
BEZ SKRUPU艁脫W
CZAS PATRIOT脫W
CZERWONY KR脫LIK
CZERWONY SZTORM
DZIEL I ZDOBYWAJ
KARDYNA艁 Z KREMLA
POLOWANIE NA „CZERWONY PA殴DZIERNIK"
STAN ZAGRO呕ENIA
T臉CZA SZE艢膯
Z臉BY TYGRYSA
TON
CLANCY
OP-CENTER CENTRUM SZYBKIEGO REAGOWANIA
DZIEL I ZDOBYWAJ
Seria Toma Clancy'ego i Steve'a Pieczenika
Tekst Jeff Rovin
Przek艂ad
Kamil Gryko
Tomasz Wilusz
AMBER
Tytu艂 orygina艂u TOM CLANCY'S OP-CENTER: DIVIDE AND CONQUER
Redaktorzy serii
MA艁GORZATA CEBO-FONIOK, ZBIGNIEW FONIOK
Redakcja stylistyczna AGATA NOCU艃
Redakcja techniczna ANDRZEJ WITKOWSKI
Korekta
JOLANTA KUCHARSKA, RENATA KUK
Ilustracja na ok艂adce ARCHIWUM WYDAWNICTWA AMBER
Opracowanie graficzne ok艂adki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER
Sk艂ad WYDAWNICTWO AMBER
Wydawnictwo Amber zaprasza na stron臋 Internetu
http://www.amber.sm.pl
http://www.wydawnictwoamber.pl
Copyright 2000 by Jack Ryan Limited Partnership and S&R Literary, Inc. All rights reserved.
For the Polish edition Copyright 漏 2004 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-241-1919-1
PROLOG
Waszyngton
Niedziela, 13.55
Dwaj m臋偶czy藕ni siedzieli w sk贸rzanych fotelach w k膮cie wy艂o偶onej boazeri膮 biblioteki. Zaciszny pok贸j mie艣ci艂 si臋 w dostojnym budynku przy Massachusetts Avenue. Zaci膮gni臋te zas艂ony chroni艂y dzie艂a sztuki przed promieniami s艂o艅ca. Jedynym 藕r贸d艂em 艣wiat艂a by艂 przy膰miony blask dopalaj膮cego si臋 w kominku ognia, kt贸ry nape艂nia艂 stary pok贸j nik艂ym zapachem dymu.
Jeden z m臋偶czyzn, wysoki, t臋gi i swobodnie ubrany, o przerzedzonych siwych w艂osach i poci膮g艂ej twarzy, pi艂 czarn膮 kaw臋 z niebieskiego kubka z napisem CAMP DAVID i uwa偶nie studiowa艂 kartk臋 tkwi膮c膮 w zielonej teczce. Jego towarzysz, siedz膮cy naprzeciwko, plecami do szafy z ksi膮偶kami, by艂 niski, kr臋py jak buldog, mia艂 trzycz臋艣ciowy szary garnitur i kr贸tko ostrzy偶one rude w艂osy. W d艂oni trzyma艂 pusty kieliszek, kt贸ry jeszcze przed chwil膮 wype艂niony by艂 po brzegi szkock膮. Siedzia艂 z nog膮 za艂o偶on膮 na nog臋, stopa drga艂a mu nerwowo. Drobne skaleczenia na policzku i podbr贸dku 艣wiadczy艂y, 偶e goli艂 si臋 niestarannie, w po艣piechu.
Wy偶szy m臋偶czyzna zamkn膮艂 teczk臋 i u艣miechn膮艂 si臋.
- Celne uwagi. Bardzo celne.
- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂 rudy. - Jen 艣wietnie pisze. - Niespiesznie zdj膮艂
nog臋 z nogi i pochyli艂 si臋 do przodu. Sk贸rzane siedzenie zaskrzypia艂o. -
W po艂膮czeniu z dzisiejsz膮 odpraw膮 to nada sprawom szybszy bieg. Jeste艣
tego 艣wiadomy, mam nadziej臋?
- Oczywi艣cie - powiedzia艂 wy偶szy. Odstawi艂 kubek na stolik, wsta艂, pod
szed艂 do kominka i wzi膮艂 pogrzebacz. - Boisz si臋?
- Troch臋 - przyzna艂 rudow艂osy.
- Dlaczego? - spyta艂 wy偶szy i wrzuci艂 teczk臋 do ognia. Szybko si臋 zaj臋艂a.
- Nie zostawili艣my 偶adnych 艣lad贸w.
- Nie o nas si臋 martwi臋. To b臋dzie mia艂o swoj膮 cen臋 - powiedzia艂 rudo
w艂osy ze smutkiem.
6
- Ju偶 o tym rozmawiali艣my - powiedzia艂 wy偶szy. - Wall Street b臋d膮 za
chwyceni. Nar贸d jako艣 si臋 z tym pogodzi. A pa艅stwa, kt贸re spr贸buj膮 wy
korzysta膰 sytuacj臋, gorzko tego po偶a艂uj膮. - Szturchn膮艂 pogrzebaczem pal膮
c膮 si臋 teczk臋. - Jack opracowa艂 portrety psychologiczne. Wiemy, z czym
mog膮 by膰 k艂opoty. Ucierpi tylko jeden cz艂owiek, ten, kt贸ry nas w to wpl膮ta艂.
A i tak wyjdzie na swoje. Ma艂o tego, b臋dzie pisa艂 ksi膮偶ki, wyg艂asza艂 prze
m贸wienia... zarobi grube miliony.
Te s艂owa zabrzmia艂y cynicznie, ale rudy wiedzia艂, 偶e to tylko z艂udzenie. Zna艂 swojego rozm贸wc臋 od przesz艂o trzydziestu pi臋ciu lat, s艂u偶yli razem w Wietnamie. Walczyli rami臋 w rami臋 w Hue podczas ofensywy Tet, bronili sk艂adu amunicji, gdy reszta plutonu zosta艂a wybita do nogi. Gor膮co kochali sw贸j kraj i to, co robili, by艂o wyrazem ich g艂臋bokiego patriotyzmu.
- Jakie wie艣ci z Azerbejd偶anu? - spyta艂 wysoki.
- Wszyscy s膮 na miejscu. - Rudow艂osy spojrza艂 na zegarek. - B臋d膮 obser
wowa膰 cel z bliska, poka偶膮 naszemu cz艂owiekowi, co ma robi膰. Nast臋pnego
meldunku spodziewamy si臋 za jakie艣 siedem godzin, nie wcze艣niej.
Wy偶szy skin膮艂 g艂ow膮. Zapad艂a cisza, zak艂贸cana tylko trzaskiem p艂on膮cej teczki. Rudow艂osy westchn膮艂, odstawi艂 kieliszek i wsta艂.
- Musisz si臋 przygotowa膰 do odprawy. Masz do mnie co艣 jeszcze?
Wysoki rozrzuci艂 popi贸艂. Od艂o偶y艂 pogrzebacz i spojrza艂 na swojego rudo
w艂osego towarzysza.
- Tak - powiedzia艂. - Musisz si臋 odpr臋偶y膰. Mo偶emy ba膰 si臋 tylko jednego.
Rudow艂osy u艣miechn膮艂 si臋 porozumiewawczo.
- Strachu.
- Nie. Paniki i zw膮tpienia. Wiemy, czego chcemy i jak to osi膮gn膮膰. Je艣li
zachowamy spok贸j i zimn膮 krew, wszystko b臋dzie dobrze.
Rudy skin膮艂 g艂ow膮. Podni贸s艂 sk贸rzan膮 teczk臋 le偶膮c膮 obok fotela.
- Jak to m贸wi艂 Benjamin Franklin? Rewolucja jest zawsze legalna w pierw
szej osobie, czyli kiedy jest „nasz膮" rewolucj膮. Za to w trzeciej osobie jest
nielegalna, bo wtedy jest „ich" rewolucj膮.
- Pierwsze s艂ysz臋 - powiedzia艂 wysoki. - Ale to dobre.
Rudy u艣miechn膮艂 si臋.
- Wmawiam sobie, 偶e robimy to samo, co ojcowie naszego narodu. Zmie
niamy z艂膮 form臋 rz膮d贸w w lepsz膮.
- Ot贸偶 to - powiedzia艂 jego towarzysz. - A teraz id藕 do domu, odsapnij,
obejrzyj mecz. Nie przejmuj si臋. Wszystko b臋dzie dobrze.
- Chcia艂bym w to wierzy膰.
- Czy to nie Franklin powiedzia艂, 偶e na tym 艣wiecie nie ma nic pewnego,
opr贸cz 艣mierci i podatk贸w? Dali艣my z siebie wszystko, zrobili艣my co w na
szej mocy. Musimy wierzy膰.
7
Rudow艂osy pokiwa艂 g艂ow膮.
U艣cisn膮艂 d艂o艅 towarzysza i wyszed艂.
Za du偶ym, mahoniowym biurkiem pod drzwiami biblioteki siedzia艂a m艂oda asystentka. U艣miechn臋艂a si臋 do niego, zanim ruszy艂 d艂ugim, szerokim, wy艂o偶onym dywanem korytarzem w stron臋 drzwi.
Wierzy艂, 偶e plan si臋 powiedzie. Naprawd臋. Obawia艂 si臋 tylko, 偶e nie艂atwo b臋dzie zapanowa膰 nad konsekwencjami.
Niewa偶ne, pomy艣la艂, kiedy stra偶nik otworzy艂 mu drzwi. Wyszed艂 na s艂o艅ce. Wyj膮艂 z kieszeni koszuli ciemne okulary i za艂o偶y艂 je. Trzeba dzia艂a膰, i to ju偶.
Id膮c brukowanym podjazdem, powtarza艂 sobie w duchu, 偶e zdaniem wielu ojcowie-za艂o偶yciele dopu艣cili si臋 zdrady, powo艂uj膮c do 偶ycia nar贸d ameryka艅ski. My艣la艂 te偶 o Jeffersonie Davisie i przyw贸dcach Po艂udnia, kt贸rzy utworzyli Konfederacj臋, by zaprotestowa膰 przeciwko wyzyskowi. To, co robi艂 on i jego ludzie, nie by艂o ani bezprecedensowe, ani niemoralne.
By艂o za to niebezpieczne, nie tylko dla nich samych, ale i dla ca艂ego narodu. Wiedzia艂, 偶e b臋dzie m贸g艂 odetchn膮膰 dopiero w chwili, kiedy kraj znajdzie si臋 pod ich ca艂kowit膮 kontrol膮.
8
ROZDZIA艁 1
Baku, Azerbejd偶an
Niedziela, 23.33
david Battat spojrza艂 ze zniecierpliwieniem na zegarek. Sp贸藕niali si臋 ju偶 prawie trzy minuty. To 偶aden pow贸d do niepokoju, powiedzia艂 sobie niski, zwinny Amerykanin. Mog艂o ich zatrzyma膰 tysi膮c rzeczy, ale w ko艅cu si臋 zjawi膮. Przyp艂yn膮 szalup膮 albo motor贸wk膮, mo偶e z innej 艂odzi, a mo偶e z nabrze偶a po艂o偶onego czterysta metr贸w na prawo. Najwa偶niejsze, 偶e tu b臋d膮.
Oby, pomy艣la艂. Nie m贸g艂 znowu nawali膰. Cho膰 poprzednim razem to nie on zawini艂.
Czterdziestotrzyletni Battat by艂 szefem ma艂ego biura CIA w Nowym Jorku, znajduj膮cego si臋 naprzeciwko siedziby Organizacji Narod贸w Zjednoczonych. Jego ma艂a grupa odpowiada艂a za elektroniczne szpiegowanie szpieg贸w. Innymi s艂owy, mieli na oku zagranicznych „dyplomat贸w", kt贸rzy wykorzystywali swoje konsulaty jako bazy obserwacyjne i wywiadowcze. Jedn膮 z podw艂adnych Battata by艂a m艂oda agentka, Annabelle Hampton.
Przed dziesi臋cioma dniami przyjecha艂 do ameryka艅skiej ambasady w Moskwie. CIA mia艂a przeprowadzi膰 pr贸b臋 艂膮czno艣ci z nowym satelit膮 akustycznym. Gdyby sprawdzi艂 si臋 nad Kremlem, zosta艂by wykorzystany do bardziej skutecznego pods艂uchiwania konsulat贸w w Nowym Jorku. Jednak w czasie pobytu Battata w Moskwie Annabelle pomog艂a grupie terroryst贸w przenikn膮膰 do siedziby ONZ. I co gorsza, zrobi艂a to dla pieni臋dzy, nie dla zasad. Battat by艂 w stanie zrozumie膰 naiwnych idealist贸w. Dla zwyk艂ej dziwki nie mia艂 za grosz szacunku.
Cho膰 oficjalnie nie obarczono go win膮 za zdrad臋 Annabelle, faktem pozostawa艂o, 偶e to on sprawdzi艂 j膮 przed przyj臋ciem do Agencji, a potem zatrudni艂. Przeprowadzi艂a swoj膮 „akcj臋 wspieraj膮c膮", jak to okre艣lono, dos艂ownie pod jego nosem. Z psychologicznego i politycznego punktu widzenia powinien odpokutowa膰 za sw贸j b艂膮d. Inaczej musia艂by si臋 liczy膰 z utrat膮 stanowiska
9
na rzecz 艣ci膮gni臋tego z Waszyngtonu agenta, kt贸ry zast臋powa艂 go podczas jego nieobecno艣ci. Sam pewnie zosta艂by wys艂any do Moskwy, a tego chcia艂 unikn膮膰. FBI mia艂a wy艂膮czno艣膰 na kontakty z gangsterami rz膮dz膮cymi Rosj膮 i nie dzieli艂a si臋 informacjami z CIA. Nie mia艂by tam wi臋c nic do roboty pr贸cz przes艂uchiwania znudzonych aparatczyk贸w, kt贸rzy tylko rozpami臋tywali stare dobre czasy i prosili o wizy do dowolnego kraju po艂o偶onego na zach贸d od Dunaju.
Spojrza艂 nad wysok膮 traw膮 na ciemne wody zatoki Baku, 艂膮cz膮cej si臋z Morzem Kaspijskim. Podni贸s艂 aparat cyfrowy i obejrza艂 „Rachel" przez teleobiektyw. Na pok艂adzie dwudziestometrowego jachtu nie dzia艂o si臋 nic. Pod pok艂adem pali艂o si臋 kilka 艣wiate艂. Pewnie czekaj膮. Opu艣ci艂 aparat. Ciekawe, czy niecierpliwi膮 si臋 tak jak on.
Pewnie tak, stwierdzi艂. Terrory艣ci na og贸艂 s膮 spi臋ci, ale skoncentrowani. Dzi臋ki temu 艂atwiej ich namierzy膰 w t艂umie.
Zn贸w spojrza艂 na zegarek. Ju偶 pi臋膰 minut sp贸藕nienia. Mo偶e to i lepiej. Mia艂 okazj臋, by zapanowa膰 nad nerwami, skupi膰 si臋 na zadaniu. Nie by艂o to 艂atwe.
Od pi臋tnastu prawie lat nie dzia艂a艂 w terenie. Pod koniec wojny w Afganistanie by艂 艂膮cznikiem mi臋dzy CIA a mud偶ahedinami. Wysy艂a艂 z linii frontu meldunki o sile wojsk sowieckich, ich uzbrojeniu, rozmieszczeniu, taktyce i innych szczeg贸艂ach, kt贸re by艂yby istotne, gdyby Stany Zjednoczone mia艂y walczy膰 z Sowietami lub wojskami przez nich szkolonymi. W tamtych czasach najwa偶niejsi byli szpiedzy, a nie zdj臋cia satelitarne czy nagrania, nad kt贸rymi pracuj膮potem grupy ekspert贸w. Battat i inni agenci starej daty, szkoleni w tradycyjnych metodach pracy wywiadu, nazywali tych specjalist贸w od analiz wykszta艂conymi 艣lepymi kurami, bo mniej wi臋cej co druga ich konkluzja okazywa艂a si臋 trafna. R贸wnie dobrze mo偶na by rzuca膰 monet膮.
A teraz, ubrany w czarne buty, niebieskie d偶insy, sk贸rzane r臋kawice, czarny golf i czarn膮 bejsbol贸wk臋, Battat wypatrywa艂 potencjalnego nowego wroga. Jeden z tych znienawidzonych satelit贸w podczas pr贸bnego rozruchu przechwyci艂 pewn膮 transmisj臋. Z nieznanych dot膮d powod贸w, grupa zwana Dover Street wyznaczy艂a sobie spotkanie na „Rachel" - stwierdzono, 偶e prawdopodobnie chodzi o 艂贸d藕 - sk膮d mia艂a zabra膰 Harpunnika. Je艣li to ten sam Harpunnik, kt贸ry wymkn膮艂 si臋 CIA w Bejrucie i Arabii Saudyjskiej, koniecznie chcieli go dosta膰 w swoje r臋ce. Cz艂owiek ten by艂 odpowiedzialny za 艣mier膰 setek Amerykan贸w w zamachach terrorystycznych w ci膮gu ostatniego 膰wier膰wiecza. W porozumieniu z Waszyngtonem ustalono, 偶e Battat sfotografuje uczestnik贸w spotkania i przeka偶e zdj臋cia do ameryka艅skiego konsulatu w Baku. 艁贸d藕 b臋dzie 艣ledzona przez satelit臋. Z Turcji zostanie wys艂any oddzia艂 si艂 specjalnych, kt贸ry usunie Harpunnika. 呕adnych wniosk贸w o ekstradycj臋, 偶adnych manewr贸w politycznych, po prostu
10
likwidacja w dobrym starym stylu. Jak to by艂o w czasach, zanim skandal Iran-Contras przysporzy艂 „brudnym" operacjom z艂ej s艂awy. Zanim dzia艂anie zosta艂o zast膮pione przez oci膮ganie. Zanim dobre maniery zast膮pi艂y dobre rz膮dzenie.
Battat polecia艂 wi臋c do Baku. Po przej艣ciu kontroli celnej pojecha艂 zat艂oczonym, ale czystym metrem na stacj臋 Kataj nad morzem. Przejazd kosztowa艂 r贸wnowarto艣膰 trzech cent贸w, a wszyscy pasa偶erowie byli nadzwyczaj uprzejmi, pomagali sobie nawzajem wsiada膰 i wysiada膰 i przytrzymywali drzwi sp贸藕nialskim.
W plac贸wce CIA w Ambasadzie Ameryka艅skiej w Baku by艂o dw贸ch agent贸w. Policja azerska przypuszczalnie wiedzia艂a, kim s膮, wi臋c rzadko wyruszali w teren. W razie potrzeby 艣ci膮gali ludzi z zewn膮trz. Nie uciesz膮 si臋 na wie艣膰 o misji Battata. C贸偶, stosunki mi臋dzy Stanami Zjednoczonymi a Azerbejd偶anem by艂y coraz bardziej napi臋te, a wszystko przez kaspijsk膮 rop臋. Azerbejd偶an pr贸bowa艂 zala膰 rynek tanim surowcem, by wspom贸c swoj膮 kulej膮c膮 gospodark臋. To mog艂o wyrz膮dzi膰 wiele szk贸d ameryka艅skim firmom naftowym, kt贸re by艂y tu tylko symbolicznie reprezentowane - skutek wielu lat rz膮d贸w komunizmu. Moskiewska kom贸rka CIA nie chcia艂a zaognia膰 sytuacji.
Battat przez ca艂e popo艂udnie chodzi艂 po pla偶y i wypatrywa艂 艂odzi. Kiedy wreszcie j膮 znalaz艂, zakotwiczon膮 jakie艣 trzysta metr贸w od brzegu, usadowi艂 si臋 wygodnie na niskim, p艂askim g艂azie w艣r贸d wysokich trzcin. Mia艂 ze sob膮 plecak, butelk臋 wody, prowiant i aparat fotograficzny. Czeka艂.
Zapach s艂onego powietrza i ropy z platform wiertniczych by艂 tu tak silny jak nigdzie na 艣wiecie. Wr臋cz pali艂 nozdrza. Ale jemu to odpowiada艂o. Wszystko mu si臋 podoba艂o: piach pod gumowymi podeszwami but贸w, ch艂odna bryza owiewaj膮ca policzki, pot zwil偶aj膮cy d艂onie i przyspieszone bicie serca.
By艂 ciekaw, ilu naje藕d藕c贸w sta艂o na tym brzegu, mo偶e nawet dok艂adnie w tym miejscu, co on. Persowie w XI wieku. Mongo艂owie w XIII i XIV. Rosjanie w XVIII wieku, potem zn贸w Persowie, a po nich Sowieci. Nie wiedzia艂 nawet, czy on sam jest cz臋艣ci膮 dramatycznej historii, czy ohydnego, nieko艅cz膮cego si臋 gwa艂tu.
Co za r贸偶nica, powiedzia艂 sobie. Nie przyjecha艂 tu broni膰 Azerbejd偶anu. Chcia艂 tylko zmaza膰 swoje winy i chroni膰 ameryka艅skie interesy.
Kucaj膮c w wysokich trzcinach na odludnej cz臋艣ci wybrze偶a, czu艂 si臋, jakby od zawsze dzia艂a艂 w terenie. Lubi艂 smak ryzyka. To jak ulubiona piosenka, zapach dobrze znajomego dania, na nowo odkryte zapomniane uczucie. Uwielbia艂 to. By艂 zadowolony, 偶e przydzielono mu obecne zadanie. Nie tylko dlatego, 偶e m贸g艂 odkupi膰 swoj膮 win臋; r贸wnie偶 dlatego 偶e robi艂 to, co s艂uszne.
11
Tkwi艂 tu ju偶 prawie siedem godzin. Z pods艂uchanych rozm贸w telefonicznych wynika艂o, 偶e spotkanie zaplanowano na wp贸艂 do dwunastej. Harpunnik mia艂 obejrze膰 paczk臋, cokolwiek w niej by艂o, zap艂aci膰 i odjecha膰.
Na 艂odzi co艣 zacz臋艂o si臋 dzia膰. Otworzy艂 si臋 w艂az, na pok艂ad wyszed艂 m臋偶czyzna. Battat obserwowa艂 go. M臋偶czyzna w艂膮czy艂 radio. Lokalna stacja nadawa艂a ludow膮 muzyk臋. Mo偶e to sygna艂. Battat omi贸t艂 spojrzeniem morze.
Nagle kto艣 obj膮艂 go za szyj臋 i podni贸s艂 na nogi. Battat zakrztusi艂 si臋. Pr贸bowa艂 wbi膰 brod臋 w 艂okie膰 napastnika, by zmniejszy膰 nacisk na gard艂o i nabra膰 powietrza, ale ten, dobrze wyszkolony, praw膮 r臋k膮 obejmowa艂 go za szyj臋, a lew膮 pcha艂 mu g艂ow臋 do przodu, udaremniaj膮c jakikolwiek ruch. Battat chcia艂 uderzy膰 go 艂okciem w brzuch, ale nie trafi艂, bo nieznajomy przezornie ustawi艂 si臋 nieco z boku. Spr贸bowa艂 wi臋c z艂apa膰 go za rami臋 i przerzuci膰 przez bark.
Napastnik odchyli艂 si臋 i podni贸s艂 go lekko. Battat straci艂 punkt oparcia, nogi dynda艂y mu w powietrzu.
Walka trwa艂a pi臋膰 sekund. Rami臋 napastnika uciska艂o arterie szyjne, odcinaj膮c dop艂yw krwi do m贸zgu. Battat straci艂 przytomno艣膰. Nieznajomy wola艂 nie ryzykowa膰. Uciska艂 t臋tnice jeszcze przez p贸艂 minuty, po czym rzuci艂 Battata na piach.
Harpunnik w艂o偶y艂 r臋k臋 do kieszeni wiatr贸wki. Wyj膮艂 strzykawk臋, zdj膮艂 plastikow膮 os艂on臋 i zrobi艂 nieprzytomnemu m臋偶czy藕nie zastrzyk w szyj臋. Star艂 kropl臋 krwi, po czym w艂膮czy艂 latark臋. Pomacha艂 ni膮 kilka razy. Odpowiedzia艂 mu b艂ysk latarki z pok艂adu „Rachel".
Potem oba 艣wiat艂a zgas艂y. Z jachtu spuszczono motor贸wk臋, kt贸ra pomkn臋艂a w stron臋 brzegu.
ROZDZIA艁 2
Camp Springs, Maryland
Niedziela, 16.12
Paul Hood siedzia艂 w fotelu w k膮cie ma艂ego pokoju hotelowego, roz艣wietlonego blaskiem z telewizora. Grube zas艂ony by艂y zaci膮gni臋te, trwa艂 mecz, ale Hood tak naprawd臋 go nie ogl膮da艂. Przed oczami przebiega艂y mu wspomnienia. Wspomnienia szesnastu lat ma艂偶e艅stwa. Stare obrazy w nowym domu, pomy艣la艂.
Nowym domem by艂 nijaki pok贸j na czwartym pi臋trze Days Inn przy Mercedes Boulevard, niedaleko bazy lotniczej Andrews. Hood wprowadzi艂 si臋 tu w sobot臋 p贸藕nym wieczorem. Cho膰 m贸g艂 zamieszka膰 w motelu przy samej bazie, gdzie mie艣ci艂a si臋 kwatera g艂贸wna Centrum Szybkiego Reagowa-
12
nia, chcia艂 cho膰 na jaki艣 czas oderwa膰 si臋 od pracy. Co za ironia losu. W ko艅cu to w艂a艣nie praca dla Centrum zniszczy艂a jego ma艂偶e艅stwo.
A przynajmniej tak twierdzi艂a jego 偶ona.
Przez ostatnich kilka lat Sharon Hood coraz trudniej by艂o pogodzi膰 si臋 z tym, 偶e m膮偶 wi臋cej czasu sp臋dza w Centrum ni偶 w domu. Wpada艂a w z艂o艣膰, ile razy z powodu kolejnego mi臋dzynarodowego kryzysu opuszcza艂 recitale skrzypcowe ich c贸rki, Harleigh, czy mecze syna, Alexandra. Irytowa艂o j膮, 偶e praktycznie wszystkie planowane wsp贸lne wyjazdy by艂y odwo艂ywane z uwagi na pr贸by zamachu stanu czy zab贸jstwa, kt贸rymi musia艂 si臋 zajmowa膰. Nie znosi艂a tego, 偶e nawet kiedy by艂 z rodzin膮, wisia艂 na telefonie, wydzwania艂 do zast臋pcy dyrektora Mike'a Rodgersa, by dowiedzie膰 si臋, jak Centrum Regionalne radzi艂o sobie na 膰wiczeniach w terenie, lub dyskutowa艂 z szefem kom贸rki wywiadu Bobem Herbertem o sposobach zacie艣nienia wsp贸艂pracy z rosyjskim Centrum w Sankt Petersburgu.
Ale Hood nie wierzy艂, by chodzi艂o tylko o prac臋. Tak naprawd臋 藕r贸d艂o ich problem贸w tkwi艂o g艂臋biej.
Zrezygnowa艂 nawet ze stanowiska dyrektora i pojecha艂 do Nowego Jorku na wyst臋p Harleigh na przyj臋ciu w ONZ, ale to Sharon nie wystarczy艂o. By艂a zazdrosna. Nie podoba艂o jej si臋, 偶e kobiety obecne na uroczysto艣ci otwarcie okazuj膮 zainteresowanie jej m臋偶owi. Rozumia艂a, 偶e lgn膮 do niego, bo niegdy艣 by艂 popularnym burmistrzem Los Angeles, a potem obj膮艂 presti偶owe stanowisko w Waszyngtonie, gdzie w艂adza by艂a podstawow膮 walut膮. Co z tego, 偶e on sam nie przywi膮zywa艂 wagi do chwa艂y i zaszczyt贸w? Co z tego, 偶e subtelnie sp艂awia艂 wszystkie zaczepiaj膮ce go kobiety? Dla Sharon najwa偶niejsze by艂o to, 偶e zn贸w musia艂a dzieli膰 si臋 m臋偶em z innymi.
A potem zacz膮艂 si臋 koszmar. Zbuntowani 偶o艂nierze si艂 pokojowych ONZ dokonali zamachu. Wzi臋li zak艂adnik贸w w艣r贸d Harleigh i jej koleg贸w. Hood zostawi艂 Sharon w Centrum Kryzysowym Departamentu Stanu, a sam obj膮艂 nadz贸r nad uwie艅czon膮 sukcesem operacj膮 uwolnienia zak艂adnik贸w. Sharon uzna艂a, 偶e zn贸w opu艣ci艂 j膮 w potrzebie. Kiedy tylko wr贸cili do Waszyngtonu, zabra艂a dzieci do swoich rodzic贸w w Old Saybrook, w stanie Connecticut. Powiedzia艂a, 偶e chce trzyma膰 Harleigh z dala od medi贸w, kt贸re nie dawa艂y dzieciom chwili spokoju.
Hood nie oponowa艂. Na oczach Harleigh jeden z jej koleg贸w zosta艂 ci臋偶ko ranny, a kilka innych os贸b ponios艂o 艣mier膰. Sama o ma艂o nie zgin臋艂a. Do艣wiadczy艂a fizycznego zagro偶enia, strachu o siebie i przyjaci贸艂 i bezradno艣ci, a w ko艅cu poczucia winy, tak cz臋stego u ofiar, kt贸rym uda艂o si臋 prze偶y膰. Typowy szok pourazowy. Po tym wszystkim znale藕膰 si臋 w blasku reflektor贸w, w艣r贸d krzycz膮cych dziennikarzy to najgorsze, co mog艂oby j膮 spotka膰.
Ale Hood wiedzia艂, 偶e nie by艂 to jedyny pow贸d, dla kt贸rego jego 偶ona wr贸ci艂a do Old Saybrook. Sharon te偶 musia艂a oderwa膰 si臋 od tego wszystkiego.
13
Potrzebowa艂a spokoju i bezpiecze艅stwa, jakie zapewnia艂 rodzinny dom, by pomy艣le膰 o przysz艂o艣ci.
O ich przysz艂o艣ci.
Hood wy艂膮czy艂 telewizor. Po艂o偶y艂 pilota na stoliku, pad艂 na poduszki i wbi艂 wzrok w bia艂y sufit. Tyle 偶e zamiast sufitu widzia艂 blad膮 twarz i ciemne oczy Sharon. Tak jak wygl膮da艂y w pi膮tek, kiedy wr贸ci艂a do domu i za偶膮da艂a rozwodu.
Nie by艂 zaskoczony. W pewnym sensie nawet mu ul偶y艂o. Po powrocie z Nowego Jorku spotka艂 si臋 z prezydentem, by om贸wi膰 mo偶liwo艣ci poprawienia stosunk贸w mi臋dzy Stanami Zjednoczonymi a ONZ. I gdy tylko znalaz艂 si臋 w Bia艂ym Domu, w g艂贸wnym nurcie wydarze艅, nabra艂 ochoty, by wr贸ci膰 do Centrum. Lubi艂 t臋 prac臋; dawa艂a mu satysfakcj臋. Lubi艂 te偶 zwi膮zane z ni膮 ryzyko. W pi膮tek wieczorem, kiedy Sharon powiadomi艂a go o swojej decyzji, m贸g艂 z czystym sumieniem wycofa膰 rezygnacj臋.
Kiedy spotkali si臋 w sobot臋, traktowali si臋 ju偶 z du偶ym dystansem. Ustalili, 偶e Sharon skorzysta z us艂ug ich rodzinnego adwokata. Paul mia艂 poprosi膰 prawnika z Centrum Szybkiego Reagowania, Lowella Coffeya III, by kogo艣 mu poleci艂. Byli wobec siebie bardzo uprzejmi, oficjalni.
Do ustalenia pozosta艂y najwa偶niejsze sprawy: czy powiedzie膰 o wszystkim dzieciom i czy Hood powinien wyprowadzi膰 si臋 od razu. Zadzwoni艂 do Liz Gordon, psycholo偶ki z Centrum, kt贸ra tymczasowo opiekowa艂a si臋 Harleigh. Liz poradzi艂a mu, by obchodzi艂 si臋 z c贸rk膮 bardzo delikatnie. On jeden z ca艂ej rodziny by艂 przy niej podczas ataku. Jego si艂a i spok贸j dadz膮 jej poczucie bezpiecze艅stwa i pomog膮 szybciej wr贸ci膰 do siebie. Liz doda艂a, 偶e dla Harleigh rozstanie rodzic贸w b臋dzie mniejszym z艂em ni偶 d艂ugotrwa艂y konflikt mi臋dzy nimi. Liz powiedzia艂a mu te偶, 偶e dziewczynka potrzebuje intensywnej terapii, i to jak najszybciej. W przeciwnym razie mo偶e do ko艅ca 偶ycia nie odzyska膰 pe艂nej r贸wnowagi.
Po tej rozmowie Hood i Sharon postanowili spokojnie i otwarcie powiedzie膰 dzieciom o wszystkim. Po raz ostatni ca艂膮 rodzin膮 zasiedli w salonie -tym samym, w kt贸rym stawiali choink臋, uczyli dzieci gra膰 w monopol i szachy i urz膮dzali przyj臋cia urodzinowe. Alexander przyj膮艂 z艂膮 wiadomo艣膰 ze spokojem, bo uzyska艂 zapewnienie, 偶e w jego 偶yciu niewiele si臋 zmieni. Harleigh bardzo si臋 przej臋艂a, z pocz膮tku my艣la艂a, 偶e to ona, a raczej to, co j膮 spotka艂o, przyczyni艂o si臋 do ich decyzji. Hood i Sharon przekonali j膮, 偶e si臋 myli, i obiecali, 偶e zawsze b臋d膮 przy niej.
Potem Sharon zjad艂a z Harleigh kolacj臋 w domu, a Hood zabra艂 Alexandra do ich ulubionej knajpki, Bistro Korner, czy jak nazywa艂a j膮 maj膮ca fio艂a na punkcie zdrowej 偶ywno艣ci Sharon, Bistro Koroner. Hood przywo艂a艂 u艣miech na twarz i dobrze si臋 bawili. Potem wr贸ci艂 do domu, szybko i po cichu spakowa艂 par臋 rzeczy i wyjecha艂.
14
Rozejrza艂 si臋 po pokoju hotelowym. Przykryty szk艂em blat biurka, na nim podk艂adka, lampka i teczka pe艂na poczt贸wek. Du偶e 艂贸偶ko. Gruby dywan, tego samego koloru co nieprzepuszczaj膮ce 艣wiat艂a zas艂ony. Reprodukcja przedstawiaj膮ca arlekina, dobrze komponuj膮ca si臋 z dywanem. Komoda z wbudowan膮 minilod贸wk膮 i szafka z telewizorem. No i, oczywi艣cie, Biblia w szufladzie. By艂 te偶 stolik z lampk膮, tak膮 sam膮 jak na biurku, cztery kosze na 艣mieci, zegar i przyniesione z 艂azienki pude艂ko chusteczek.
M贸j nowy dom, pomy艣la艂 znowu.
Opr贸cz laptopa na biurku i ustawionych obok szkolnych zdj臋膰 dzieci w powyginanych tekturowych ramkach, nic tu nie przypomina艂o jego domu. Plamy na dywanie nie by艂y od soku jab艂kowego, kt贸ry rozla艂 Alexander. To nie Harleigh namalowa艂a tego arlekina. W lod贸wce nie znajdzie plastikowych karton贸w ohydnego soku kiwi-truskawkowo-jogurtowego, za kt贸rym przepada艂a Sharon. W tym telewizorze nigdy nie ogl膮da艂 nagranych na wideo przyj臋膰 urodzinowych i rocznic. Z tego okna nie widzia艂 zachodu ani wschodu s艂o艅ca. Nie chorowa艂 tu na gryp臋, nie czu艂 w tym 艂贸偶ku, jak kopie jego nienarodzone dziecko. Je艣li zawo艂a dzieci, to nie przyjd膮.
艁zy cisn臋艂y mu si臋 do oczu. Spojrza艂 na zegar, pragn膮c jako艣 przerwa膰 ten strumie艅 my艣li i obraz贸w. Wkr贸tce b臋dzie musia艂 si臋 przygotowa膰. Czas nagli艂. W艂adze te偶. Mia艂 obowi膮zki. Ale, dobry Bo偶e, nie chcia艂 nigdzie i艣膰, niczego m贸wi膰, robi膰 dobrej miny do z艂ej gry jak przy synu i zastanawia膰 si臋, kto ju偶 wie o wszystkim, a kto nie. Plotki rozchodzi艂y si臋 po Waszyngtonie lotem b艂yskawicy.
Spojrza艂 w sufit. W g艂臋bi duszy chcia艂, by tak to si臋 sko艅czy艂o. Chcia艂 m贸c robi膰 swoje. Mia艂 ju偶 do艣膰 krytycznych spojrze艅 Sharon i bezustannego os膮dzania. Nie chcia艂 d艂u偶ej sprawia膰 jej zawodu.
A zarazem by艂o mu ogromnie smutno. Nie b臋dzie wi臋cej wsp贸lnie sp臋dzanych chwil, a dzieci na pewno bole艣nie odczuj膮 ich rozstanie.
Kiedy dotar艂o do niego, 偶e to koniec, 偶e ju偶 nie ma odwrotu, 艂zy pop艂yn臋艂y mu z oczu.
ROZDZIA艁 3
Waszyngton
Niedziela, 18.32
Sze艣膰dziesi臋cioletnia pierwsza dama Megan Catherine Lawrence stan臋艂a przed wisz膮cym nad komod膮 z艂oconym lustrem 艣ciennym z ko艅ca XVII wieku. Obrzuci艂a wzrokiem swoje kr贸tkie, proste, srebrzyste w艂osy i at艂asow膮 sukni臋 w kolorze ko艣ci s艂oniowej, po czym wzi臋艂a bia艂e r臋kawiczki i wysz艂a z salonu na drugim pi臋trze. Wysoka, szczup艂a, elegancka, przesz艂a po
15
sprowadzonym przez Herberta Hoovera po艂udniowoameryka艅skim dywanie do sypialni prezydenta. Na wprost by艂a jego garderoba. Pierwsza dama spojrza艂a na sk膮pane w 艣wietle lamp bia艂e 艣ciany i jasnoniebieskie zas艂ony kupione przez Kennedy'ego, 艂贸偶ko, w kt贸rym jako pierwsi spali Grover i Frances Clevelandowie, fotel bujany, na kt贸rym w 1868 roku delikatna, wierna Eliza Johnson czeka艂a na wie艣ci o decyzji w sprawie odsuni臋cia od w艂adzy jej m臋偶a Andrew, i nocny stolik, na kt贸rym si贸dmy prezydent, Andrew Jackson, co noc stawia艂 przy Biblii miniatur臋 swojej zmar艂ej 偶ony, by ka偶dego ranka po przebudzeniu widzie膰 jej twarz.
Megan u艣miechn臋艂a si臋. Kiedy wprowadzali si臋 do Bia艂ego Domu, znajomi m贸wili jej: „To musi by膰 niesamowite, mie膰 dost臋p do tajnych informacji
o zaginionym m贸zgu prezydenta Kennedy'ego i ufoludkach z "Rooswell".
T艂umaczy艂a im, 偶e ca艂a tajemnica sprowadza si臋 do tego, 偶e nie ma 偶adnych
tajemnic. A jednak po blisko siedmiu latach sp臋dzonych w Bia艂ym Domu
Megan wci膮偶 czu艂a dreszcz emocji na my艣l o tym, 偶e jest tu, w艣r贸d duch贸w
przesz艂o艣ci, wielkich dzie艂 sztuki, i tworzy histori臋.
Jej m膮偶, by艂y gubernator Michael Lawrence, umiarkowany konserwatysta, by艂 przez jedn膮 kadencj臋 prezydentem Stan贸w Zjednoczonych, ale krach na gie艂dzie sprawi艂, 偶e w nast臋pnych wyborach pokonali go Ronald Bozer i Jack Jordan, kandydaci spoza waszyngto艅skiej elity. Eksperci twierdzili, 偶e prezydent, jako dziedzic fortuny zbitej na handlu drewnem, orego艅sk膮 sekwoj膮, sta艂 si臋 艂atwym celem atak贸w, poniewa偶 kryzys dotkn膮艂 go w niewielkim stopniu. Michael Lawrence nie przyj膮艂 tego wyja艣nienia do wiadomo艣ci. A poniewa偶 nie zwyk艂 dawa膰 za wygran膮, zamiast zosta膰 malowanym wsp贸lnikiem w kancelarii prawniczej czy cz艂onkiem zarz膮du rodzinnej firmy, powo艂a艂 do 偶ycia ponadpartyjny instytut badawczy o nazwie American Sense
i trzyma艂 r臋k臋 na pulsie wydarze艅. Nast臋pnych osiem lat po艣wi臋ci艂 na szuka
nie sposob贸w naprawy b艂臋d贸w pope艂nionych w czasie swojej pierwszej ka
dencji we wszystkich dziedzinach, od gospodarki, przez polityk臋 zagranicz
n膮, a偶 po problemy spo艂eczne. Pracownicy jego instytutu wyst臋powali
w niedzielnych talk-show, pisali artyku艂y do gazet, wydawali ksi膮偶ki i wy
g艂aszali przem贸wienia. Wreszcie Michael Lawrence i jego kandydat na wice
prezydenta, Charles Cotten, stan臋li w szranki z 贸wczesnym wiceprezydentem
i odnie艣li zdecydowane zwyci臋stwo. Wska藕nik popularno艣ci Lawrence'a nie
schodzi艂 poni偶ej sze艣膰dziesi臋ciu procent i jego wyb贸r na drug膮 kadencj臋 by艂
praktycznie przes膮dzony.
Megan przesz艂a przez pok贸j do garderoby prezydenta. Drzwi by艂y zamkni臋te, by chroni膰 艂azienk臋 od przeci膮g贸w szalej膮cych w starych murach. To znaczy艂o, 偶e jej m膮偶 prawdopodobnie wci膮偶 jest pod prysznicem. Zdziwi艂o j膮 to. Na si贸dm膮 zaplanowano kr贸tki koktajl w gabinecie na pi臋trze. Zwykle na kwadrans przed rozpocz臋ciem takich spotka艅 jej m膮偶 studiowa艂 akta personal-
16
ne zagranicznych go艣ci, by pozna膰 ich upodobania, hobby i uzyska膰 informacje o ich rodzinach. Tego wieczoru, przed przyj臋ciem dla najwa偶niejszych delegat贸w ONZ, spodziewa艂 si臋 wizyty nowych ambasador贸w Szwecji i W艂och. Ich poprzednicy zostali zamordowani w czasie niedawnych tragicznych wydarze艅, a szybkie wyznaczenie nast臋pc贸w mia艂o pokaza膰 艣wiatu, 偶e terroryzm nie zak艂贸ci dzia艂a艅 na rzecz pokoju. Prezydent chcia艂 porozmawia膰 z nimi na osobno艣ci. Potem zejd膮 razem do Pokoju B艂臋kitnego, przywita膰 si臋 z pozosta艂ymi delegatami. Dzisiejsze spotkanie i uroczysta kolacja mia艂y by膰 demonstracj膮 jedno艣ci i solidarno艣ci po zesz艂otygodniowym ataku terroryst贸w.
Prezydent poszed艂 na g贸r臋 kilka minut przed sz贸st膮, mia艂 wi臋c do艣膰 czasu, by wzi膮膰 prysznic i si臋 ogoli膰. Megan dziwi艂a si臋, czemu tego jeszcze nie zrobi艂. Mo偶e rozmawia艂 przez telefon. Personel stara艂 si臋 ograniczy膰 do minimum telefony do jego prywatnej rezydencji, ale w ostatnich dniach by艂o ich coraz wi臋cej, czasem nawet budzi艂y j膮 w 艣rodku nocy. Nie chcia艂a przenie艣膰 si臋 do kt贸rego艣 z pokoj贸w go艣cinnych, ale mia艂a ju偶 swoje lata. Kiedy艣, podczas ich pierwszej wsp贸lnej kampanii, wystarcza艂y jej dwie, trzy godziny snu na dob臋. Teraz by艂o inaczej. Jej m臋偶owi musia艂o by膰 jeszcze trudniej. Wygl膮da艂 na bardziej zm臋czonego ni偶 zwykle, ogromnie potrzebowa艂 odpoczynku. Niestety, kryzys w ONZ zmusi艂 ich do odwo艂ania zaplanowanych wakacji i nie uda艂o si臋 przenie艣膰 ich na inny termin.
Pierwsza dama stan臋艂a przed z艂o偶onymi z sze艣ciu p艂yt drzwiami i nadstawi艂a uszu. Woda nie la艂a si臋 z prysznica. Ani z kranu. A jej m膮偶 nie rozmawia艂 przez telefon.
- Michael?
Nie odpowiedzia艂. Przekr臋ci艂a jasn膮 mosi臋偶n膮 ga艂k臋 i otworzy艂a drzwi.
Przed 艂azienk膮 by艂 ma艂y przedpok贸j. We wn臋ce po prawej stronie sta艂a garderoba z wi艣ni, w kt贸rej pokojowy zostawia艂 ubranie prezydenta, a po lewej toaletka, te偶 z wi艣ni, z du偶ym, jasno o艣wietlonym lustrem. Prezydent sta艂 przed nim w szafirowym szlafroku, oddycha艂 ci臋偶ko, a z jego zmru偶onych niebieskich oczu bi艂a furia. Z ca艂ej si艂y zaciska艂 pi臋艣ci.
- Michael, wszystko w porz膮dku?
Wpi艂 si臋 w ni膮 wzrokiem. Jeszcze nigdy nie widzia艂a, by by艂 tak w艣ciek艂y i... zdezorientowany, tak to nale偶a艂oby okre艣li膰. Wystraszy艂a si臋.
- Michael, co si臋 sta艂o?
Spojrza艂 w lustro. Jego rysy z艂agodnia艂y, rozwar艂 pi臋艣ci. Zacz膮艂 oddycha膰 wolniej, spokojniej. Powoli usiad艂 na orzechowym krze艣le przed toaletk膮.
- To nic - powiedzia艂. - Nic mi nie jest.
- Nie wygl膮dasz dobrze - powiedzia艂a.
- Czemu?
- Przed chwil膮 mia艂e艣 min臋, jakby艣 chcia艂 kogo艣 pogry藕膰 - wyja艣ni艂a Me
gan.
17
Pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- To od nadmiaru energii po 膰wiczeniach - powiedzia艂.
- 膯wiczeniach? My艣la艂am, 偶e by艂e艣 na spotkaniu.
- Robi艂em 膰wiczenia izometryczne - odpar艂. - Senator Samuels 膰wiczy
dziesi臋膰 minut rano i wieczorem. M贸wi, 偶e to dobry spos贸b, by si臋 odpr臋
偶y膰, kiedy cz艂owiek nie ma czasu i艣膰 na si艂owni臋.
Megan nie uwierzy艂a mu. Zawsze podczas 膰wicze艅 obficie si臋 poci艂. Tymczasem jego czo艂o i g贸rna warga by艂y suche. Tu chodzi艂o o co艣 innego. Przez ostatnich kilka dni by艂 nieobecny duchem i to zaczyna艂o j膮 niepokoi膰.
Podesz艂a do niego, po艂o偶y艂a d艂o艅 na jego policzku.
- Co艣 ci臋 gryzie, skarbie - powiedzia艂a. - Chcesz porozmawia膰?
Prezydent spojrza艂 na ni膮.
- To nic - powiedzia艂. - Ostatnie dni by艂y ci臋偶kie i tyle.
- Chodzi o te nocne telefony...
- O to i ca艂膮 reszt臋 - powiedzia艂 prezydent.
- Jest gorzej ni偶 zwykle?
- W pewnym sensie - powiedzia艂.
- Chcesz o tym pogada膰?
- Nie teraz - powiedzia艂, zmuszaj膮c si臋 do s艂abego u艣miechu. W jego g艂臋
bokim g艂osie zn贸w zabrzmia艂y wigor i pewno艣膰 siebie, a oczy lekko rozb艂ys
艂y. Wzi膮艂 j膮za r臋ce i wsta艂. Mia艂 nieco ponad metr dziewi臋膰dziesi膮t wzrostu.
Spojrza艂 na ni膮 z g贸ry. - Pi臋knie wygl膮dasz.
- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a Megan. - Ale i tak martwi臋 si臋 o ciebie.
- Niepotrzebnie - odpar艂. Spojrza艂 w prawo, na stoj膮cy na p贸艂ce z艂oty
zegar, nale偶膮cy niegdy艣 do Thomasa Jeffersona. - P贸藕no ju偶 - powiedzia艂
prezydent. - Musz臋 si臋 zbiera膰.
- Zaczekam na ciebie - powiedzia艂a. - I zr贸b co艣 z oczami.
- Z oczami? - zdziwi艂 si臋 i spojrza艂 w lustro. Tego ranka wsta艂 wcze艣niej
od niej i oczy mia艂 mocno przekrwione. Cz艂owiek, na kt贸rego barkach spo
czywa tak wielka odpowiedzialno艣膰, nie mo偶e wygl膮da膰 na s艂abego i zm臋
czonego. - 殴le spa艂em - powiedzia艂, naci膮gaj膮c sk贸r臋 pod oczami. - Par臋
kropel i b臋dzie po sprawie. - Odwr贸ci艂 si臋 do 偶ony i delikatnie poca艂owa艂 j膮
w czo艂o. - Wszystko w porz膮dku, s艂owo honoru. - U艣miechn膮艂 si臋 i poszed艂
do 艂azienki.
Megan odprowadzi艂a go wzrokiem. Zza zamkni臋tych drzwi dobieg艂 szum wody. Nadstawi艂a uszu. Michael zwykle nuci艂 pod prysznicem stare rockand-rollowe przeboje. Czasem nawet 艣piewa艂. Dzi艣 milcza艂.
Po raz pierwszy od bardzo dawna Megan nie wierzy艂a s艂owom swojego m臋偶a. 呕aden polityk nie by艂 w stu procentach szczery. Czasem trzeba by艂o m贸wi膰 to, co chcieli us艂ysze膰 wyborcy i polityczni rywale. Ale Michael w g艂臋bi duszy by艂 cz艂owiekiem uczciwym, przynajmniej wobec Megan. Kiedy
18
patrzy艂a mu w oczy, wiedzia艂a, czy co艣 ukrywa. I zwykle potrafi艂a to z niego wyci膮gn膮膰.
Ale nie tym razem. Bardzo j膮 to niepokoi艂o. Zacz臋艂a si臋 o niego naprawd臋 ba膰.
Powoli posz艂a do swojej garderoby. Wci膮gn臋艂a r臋kawiczki na d艂onie i pr贸bowa艂a skupi膰 si臋 na tym, co czeka j膮 przez najbli偶sze cztery godziny. Musi by膰 towarzysk膮, pe艂n膮 wdzi臋ku gospodyni膮, prawi膰 komplementy 偶onom delegat贸w. Przynajmniej b臋dzie w艣r贸d nieznajomych. Przed obcymi 艂atwiej ukry膰 uczucia. Nie zorientuj膮 si臋, 偶e udaje.
Ale faktem jest, 偶e b臋dzie udawa膰.
Wesz艂a z powrotem do sypialni. Po jej stronie 艂贸偶ka sta艂 ma艂y mahoniowy sekretarzyk z pocz膮tk贸w XIX wieku. Wzi臋艂a teczk臋 dor臋czon膮 przez sekretark臋 i przejrza艂a list臋 go艣ci, zwracaj膮c szczeg贸ln膮 uwag臋 na nazwiska zagranicznych dyplomat贸w i ich 偶on. Przy ka偶dym zamieszczona by艂a ich w艂a艣ciwa wymowa. Po kolei wypowiedzia艂a wszystkie na g艂os. Nie sprawi艂o jej to k艂opotu. Mia艂a dar do j臋zyk贸w; zanim pozna艂a Michaela, zamierza艂a zosta膰 t艂umaczk膮. Jak na ironi臋, chcia艂a pracowa膰 w ONZ.
Zamkn臋艂a i od艂o偶y艂a teczk臋. Rozejrza艂a si臋 po sypialni. Wci膮偶 panowa艂a w niej magiczna aura; czai艂y si臋 tu duchy przesz艂o艣ci. W tych czterech 艣cianach rozegra艂o si臋 wiele dramat贸w. Jednak nagle ogarn臋艂o j膮 co艣, co rzadko dawa艂o o sobie zna膰 w domu, kt贸ry by艂 na oczach dos艂ownie ca艂ego 艣wiata.
Poczucie odosobnienia.
ROZDZIA艁 4
Baku, Azerbejd偶an
Poniedzia艂ek, 2.47
David Battat ockn膮艂 si臋 powoli. Morskie powietrze robi艂o si臋 coraz zimniejsze. David le偶a艂 na brzuchu, z twarz膮 zwr贸con膮 w stron臋 trzcin rosn膮cych na brzegu. Jego policzki by艂y wilgotne od kropel morskiej wody.
Pr贸bowa艂 si臋 poruszy膰, ale g艂ow臋 mia艂 jak z betonu. Drapa艂o go w gardle, bola艂a szyja. Dotkn膮艂 jej lekko i skrzywi艂 si臋 z b贸lu. Aparat znikn膮艂. Ludzie z plac贸wki CIA w Moskwie nie dostan膮 zdj臋膰. Analizuj膮c fotografie, mogliby stwierdzi膰, ile os贸b znajdowa艂o si臋 na 艂odzi, mogliby obliczy膰 ci臋偶ar przewo偶onego 艂adunku na podstawie jej zanurzenia, a nawet zorientowa膰 si臋 z grubsza, jaki to rodzaj 艂adunku. Artyleria i rakiety wa偶膮 o wiele wi臋cej ni偶 materia艂y wybuchowe, pieni膮dze czy narkotyki.
Battat spr贸bowa艂 pod藕wign膮膰 si臋 z ziemi. Poczu艂 si臋, jakby w kark wbijano mu ko艂ek. Pad艂, odczeka艂 kilka sekund, po czym spr贸bowa艂 jeszcze raz,
19
wolniej. Uda艂o mu si臋 podci膮gn膮膰 kolana pod brzuch. Usiad艂 i spojrza艂 na ciemn膮 wod臋.
„Rachel" znikn臋艂a. Nawali艂. Czy tego chcia艂, czy nie, musia艂 jak najszybciej poinformowa膰 o tym Moskw臋.
艁upa艂o go w g艂owie. Opu艣ci艂 si臋 z powrotem, oparty na przedramionach. Przy艂o偶y艂 czo艂o do ch艂odnej ziemi i pr贸bowa艂 zapanowa膰 nad b贸lem. Usi艂owa艂 doj艣膰, co si臋 w艂a艣ciwie sta艂o.
Czemu nadal 偶yj臋? - zastanawia艂 si臋. Harpunnik nikogo nie pozostawia艂 przy 偶yciu. Dlaczego akurat jego nie zabi艂?
Przysz艂o mu do g艂owy, 偶e mo偶e straci艂 przytomno艣膰 przed przybyciem Harpunnika. Mo偶e jaki艣 przechodz膮cy obok bandzior zobaczy艂 jego aparat i plecak i postanowi艂 je ukra艣膰. Sam nie wiedzia艂, co gorsze: da膰 si臋 podej艣膰 wypatrywanemu przez siebie cz艂owiekowi czy pa艣膰 ofiar膮 zwyk艂ego napadu. Niewa偶ne. I tak 藕le, i tak niedobrze.
Odetchn膮艂 g艂臋boko i powoli podni贸s艂 si臋 z ziemi, najpierw na kolana, potem na nogi. Zachwia艂 si臋, b贸l rozsadza艂 mu czaszk臋. Rozejrza艂 si臋 za plecakiem. Te偶 znikn膮艂. Nie ma wi臋c latarki. Nie mo偶e nawet szuka膰 艣lad贸w pozostawionych przez napastnika.
Spojrza艂 na zegarek. Przytrzyma艂 dr偶膮c膮 r臋k臋 drug膮 d艂oni膮. Nieca艂e trzy godziny do 艣witu. Wkr贸tce w morze wyjd膮 rybacy, a Battat nie chcia艂, by go tu widziano. By膰 mo偶e napastnik jednak chcia艂 go zabi膰; lepiej wi臋c, by nie wiedzia艂, 偶e mu si臋 nie uda艂o. Powoli ruszy艂 w g艂膮b l膮du, wci膮偶 艂upa艂o go w g艂owie. Prze艂ykanie 艣liny sprawia艂o mu b贸l, golf dra偶ni艂 posiniaczon膮 szyj臋.
Ale nie to by艂o najbardziej bolesne.
Najbardziej bolesna by艂a 艣wiadomo艣膰, 偶e zawi贸d艂.
ROZDZIA艁 5
Waszyngton
Niedziela, 20.00
Wchodz膮c Wschodni膮 Bram膮 do Bia艂ego Domu, Paul Hood przypomnia艂 sobie, jak pierwszy raz przyszed艂 tu z dzie膰mi. By艂 wtedy w Waszyngtonie na konferencji burmistrz贸w. Harleigh mia艂a osiem lat, Alexander sze艣膰. Na Alexandrze wra偶enia nie zrobi艂 ani wielki portret Abrahama Lincolna namalowany przez G.P.A. Healy'ego, ani wspania艂e krzes艂a w Pokoju B艂臋kitnym, zakupione przez Jamesa Monroego, ani nawet agenci Secret Service. Obrazy, krzes艂a i policjant贸w widzia艂 ju偶 w Los Angeles. Na imponuj膮cy 偶yrandol w Pokoju Wschodnim ledwo zerkn膮艂, a Ogr贸d R贸偶any to dla niego by艂a tylko trawa i kwiatki. Kiedy jednak ruszyli po trawniku w stron臋 E Street, Alexander wreszcie zobaczy艂 co艣, co zrobi艂o na nim wra偶enie.
20
Kasztanowce.
Ciemnozielone kasztany zwisaj膮ce z grubych drzew przypomina艂y ma艂e miny p艂ywaj膮ce z rogami wystaj膮cymi ze wszystkich stron. Alexander by艂 艣wi臋cie przekonany, 偶e to ma艂e bomby maj膮ce odstraszy膰 intruz贸w. Gdyby stukn臋li w nie g艂owami, to kasztany by wybuch艂y. On sam ch臋tnie podchwyci艂 ten pomys艂 i nawet zerwa艂 kilka kasztan贸w - rzecz jasna, ostro偶nie - by zakopa膰 je przed domem. Musia艂 si臋 g臋sto t艂umaczy膰, kiedy Harleigh nadepn臋艂a na jeden z nich i nie wylecia艂a w powietrze.
Sharon nie podoba艂a si臋 ca艂a ta zabawa. Uwa偶a艂a, 偶e dzieci nie powinno si臋 oswaja膰 z broni膮. Zdaniem Hooda ch艂opak po prostu mia艂 偶yw膮 wyobra藕ni臋, i tyle.
Prawie przy ka偶dej wizycie w Bia艂ym Domu Paul Hood my艣la艂 o kasztanowcach. Tego wieczoru by艂o nie inaczej, tyle 偶e po raz pierwszy od wielu lat mia艂 wielk膮 ochot臋, by zerwa膰 kilka kasztan贸w. Zani贸s艂by je synowi jako pami膮tk臋 wsp贸lnie sp臋dzonych radosnych chwil. Naprawd臋 wola艂by teraz pospacerowa膰, ni偶 i艣膰 na przyj臋cie.
Okaza艂 starannie wykaligrafowane zaproszenie. Niski rang膮 agent ochrony zaprowadzi艂 go do Pokoju Czerwonego, s膮siaduj膮cego z Pokojem Wschodnim. Dalej by艂 Pok贸j B艂臋kitny, w kt贸rym w tej chwili przebywa艂 prezydent z ma艂偶onk膮. Cho膰 nikt nie m贸wi艂 tego wprost, mniejszy Pok贸j Czerwony, w kt贸rym zwykle go艣ci podejmowa艂y pierwsze damy, by艂 dla go艣ci drugiej kategorii.
Hood zna艂 wi臋kszo艣膰 obecnych tylko z widzenia, niekt贸rych z konferencji, innych z odpraw, a reszt臋 z uroczystych kolacji w Bia艂ym Domu. Co roku wydawano ich dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t, jego zapraszano co najmniej na pi臋tna艣cie. Fakt, 偶e by艂 kiedy艣 burmistrzem Los Angeles - innymi s艂owy, fakt, 偶e zna艂 gwiazdy filmowe - a tak偶e obycie w 艣wiecie finans贸w i tajnych s艂u偶b czyni艂y go idealnym go艣ciem kolacji w Bia艂ym Domu. M贸g艂 rozmawia膰 z genera艂ami, przyw贸dcami pa艅stw, dyplomatami, dziennikarzami, senatorami i ich 偶onami, zabawia膰 ich, nikogo przy tym nie ura偶aj膮c. To cenna umiej臋tno艣膰.
Zwykle na przyj臋cia chodzi艂a z nim Sharon. Jako specjalistka od zdrowej 偶ywno艣ci na og贸艂 kr臋ci艂a nosem na jad艂ospis, cho膰 zawsze zachwyca艂a si臋 zastaw膮, kolekcjonowan膮 latami przez kolejnych prezydent贸w. Kiedy akurat by艂a zaj臋ta, Hood zabiera艂 ze sob膮 rzeczniczk臋 prasow膮 Centrum Szybkiego Reagowania, Ann Farris. Ann bez szemrania jad艂a wszystko, co jej podawano, i w odr贸偶nieniu od Sharon ch臋tnie rozmawia艂a z ka偶dym, kogo posadzono obok niej.
Tego wieczoru Hood po raz pierwszy przyszed艂 na przyj臋cie sam. Bez wzgl臋du na zakusy Bia艂ego Domu, nie uwa偶a艂 Mali Chatterjee za swoj膮 towarzyszk臋. Sekretarz generalna ONZ te偶 mia艂a przyj艣膰 sama i przydzielono jej miejsce po lewej r臋ce Hooda.
21
Otworzy艂 drzwi i zajrza艂 do d艂ugiej sali, zalanej 艣wiat艂em 偶yrandoli. Do jadalni wstawiono czterna艣cie okr膮g艂ych sto艂贸w, ka偶dy nakryty dla dziesi臋ciu os贸b. W zaproszeniu Hooda napisane by艂o, 偶e mia艂 siedzie膰 przy stole drugim, na 艣rodku sali. To dobrze. Rzadko sadzano go tak blisko prezydenta. Gdyby co艣 zacz臋艂o iskrzy膰 mi臋dzy nim a Chatterjee, m贸g艂 wymieni膰 znacz膮ce spojrzenia z pierwsz膮 dam膮. Megan Lawrence sp臋dzi艂a dzieci艅stwo w Kalifornii, w Santa Barbara. Widywa艂a si臋 z Hoodem, kiedy by艂 burmistrzem Los Angeles, i do艣膰 dobrze si臋 poznali. By艂a m膮dr膮, eleganck膮 dam膮 obdarzon膮 z艂o艣liwym poczuciem humoru.
Pracownicy obs艂ugi Bia艂ego Domu, pod okiem starszego personelu, pospiesznie poprawiali r贸偶ane kompozycje ustawione na 艣rodku sto艂贸w. Ubrani w czarne marynarki tworzyli zr贸偶nicowan膮 etnicznie grup臋, jak to zwykle bywa艂o na tego rodzaju imprezach.
Bia艂y Dom m贸g艂 wybiera膰 spo艣r贸d licznego personelu, skrupulatnie sprawdzonego przez ochron臋. I cho膰 nikt otwarcie tego nie przyznawa艂, sk艂ad obs艂ugi ustalano w zale偶no艣ci od charakteru przyj臋cia. Atrakcyjni m艂odzi ludzie nalewali wod臋 do kryszta艂owych szklanek i pilnowali, by sztu膰ce u艂o偶one by艂y w idealnie r贸wnych odst臋pach.
Na wprost Hooda wisia艂 wielki, namalowany w 1869 roku portret Abrahama Lincolna, ten sam, kt贸ry nie zrobi艂 wra偶enia na Alexandrze. By艂 to jedyny obraz w jadalni. Dok艂adnie naprzeciwko, na kominku, widnia艂 fragment listu Johna Adamsa do 偶ony, Abigail, napisanego przed ich przeprowadzk膮 do nowo wybudowanego pa艂acu prezydenckiego. Franklin Roosevelt cytat ten uczyni艂 oficjaln膮 modlitw膮 Bia艂ego Domu. Napis g艂osi艂:
Niechaj B贸g b艂ogos艂awi ten dom i wszystkich, kt贸rzy w nim mieszka膰 b臋d膮. Oby tylko uczciwi i m膮drzy ludzie rz膮dzili pod tym dachem.
Przykro mi, panie Adams, pomy艣la艂 Hood. Pokpili艣my spraw臋.
Podszed艂 do niego jeden z lokaj贸w, ubrany w bia艂e spodnie i bia艂膮 kamizelk臋 ze z艂otym szamerunkiem. Grzecznie, ale zdecydowanie zamkn膮艂 drzwi. Hood wycofa艂 si臋 do Pokoju Czerwonego. Robi艂o si臋 tu coraz g艂o艣niej i bardziej t艂oczno, w miar臋 jak z Pokoju B艂臋kitnego wchodzili kolejni go艣cie. A偶 strach pomy艣le膰, co tu si臋 dzia艂o przed wynalezieniem klimatyzacji.
Hood akurat patrzy艂 w drzwi Pokoju B艂臋kitnego, kiedy stan臋艂a w nich Ma艂a Chatterjee. Prezydent prowadzi艂 j膮 pod r臋k臋, za nimi sz艂a pierwsza dama z dwoma delegatami. Nast臋pni byli wiceprezydent i pani Cotten, a orszak zamyka艂a senator z Kalifornii, Barbara Fox. Hood dobrze j膮 zna艂. Wydawa艂a si臋 dziwnie zak艂opotana. Hood nie mia艂 okazji spyta膰, dlaczego. Niemal w tej samej chwili otworzy艂y si臋 bowiem drzwi Pokoju Wschodniego. Teraz ju偶 panowa艂 tam idealny porz膮dek. Dwudziestu kelner贸w sta艂o w szeregu pod p贸艂nocno-zachodni膮 艣cian膮, a pracownicy obs艂ugi czekali pod drzwiami, by zaprowadzi膰 go艣ci do sto艂贸w.
22
Hood nawet nie pr贸bowa艂 podej艣膰 do Chatterjee. By艂a zimna, nieprzyst臋pna, a poza tym wygl膮da艂a na ca艂kowicie poch艂oni臋t膮 rozmow膮 z prezydentem. Odwr贸ci艂 si臋 i przekroczy艂 pr贸g jadalni.
Spojrza艂 na dostojnych go艣ci wchodz膮cych do sali. W z艂otym blasku 偶yrandola wygl膮dali niczym widmowa procesja: szli powoli, sztywno wyprostowani, z kamiennymi twarzami; ich zni偶one g艂osy rozbrzmiewa艂y g艂ucho w przestronnym wn臋trzu, tylko od czasu do czasu rozleg艂 si臋 uprzejmy, st艂umiony 艣miech; obs艂uga bezszelestnie podnosi艂a i odsuwa艂a krzes艂a, tak by nie porysowa膰 drewnianej posadzki. Mia艂o si臋 wra偶enie, 偶e ta sama scena powtarza艂a si臋 przez wiele lat, a nawet wiek贸w, z udzia艂em tych samych os贸b: ludzi, kt贸rzy mieli w艂adz臋, tych, kt贸rzy o niej marzyli, i tych, kt贸rzy jak Hood stali po艣rodku.
Napi艂 si臋 wody. By艂 ciekaw, czy wszyscy m臋偶czy藕ni po rozwodzie staj膮 si臋 cynikami.
Chatterjee zostawi艂a prezydenta i w asy艣cie lokaja podesz艂a do sto艂u. Hood wsta艂 na powitanie. Lokaj odsun膮艂 jej krzes艂o. Sekretarz generalna podzi臋kowa艂a mu i usiad艂a. Cho膰 otwarcie nie okazywa艂a Hoodowi lekcewa偶enia, jednak skrupulatnie omija艂a go wzrokiem. Nie wytrzyma艂.
- Dobry wiecz贸r, pani sekretarz - powiedzia艂.
- Dobry wiecz贸r, panie Hood - odpar艂a, wci膮偶 nie patrz膮c na niego.
Do ich sto艂u zacz臋li dosiada膰 si臋 inni go艣cie. Chatterjee odwr贸ci艂a si臋 i u艣miechn臋艂a do sekretarza rolnictwa, Richarda Ortiza, i jego 偶ony. Hoodowi pozosta艂o tylko gapi膰 si臋 na ty艂 jej g艂owy. Chc膮c wybrn膮膰 z niezr臋cznej sytuacji, wzi膮艂 serwetk臋, roz艂o偶y艂 j膮 na kolanach i odwr贸ci艂 wzrok.
Pr贸bowa艂 postawi膰 si臋 w jej sytuacji. Ledwie obj臋艂a stanowisko sekretarza generalnego ONZ, aju偶 musia艂a stawi膰 czo艂o terrorystom, kt贸rzy wzi臋li dzieci jako zak艂adnik贸w i nie wahali si臋 u偶y膰 broni. Chatterjee, zaprzysi臋g艂a zwolenniczka pokojowego rozwi膮zywania spor贸w, pr贸bowa艂a negocjowa膰, ale bez skutku. I wtedy w艂a艣nie zjawi艂 si臋 Hood, i brutalnie, ale szybko opanowa艂 sytuacj臋. Dla Chatterjee by艂o to upokorzenie, tym wi臋ksze, 偶e sporo pa艅stw cz艂onkowskich g艂o艣no go za to chwali艂o.
Ale teraz mieli zapomnie膰 o tamtych sporach, a nie je podsyca膰. Sekretarz generalna zdecydowanie opowiada艂a si臋 za jednostronnym odpr臋偶eniem, co sprowadza艂o si臋 do sk艂onienia jednej ze stron, by okaza艂a zaufanie drugiej, sk艂adaj膮c bro艅 lub oddaj膮c ziemi臋.
A mo偶e popiera takie rozwi膮zanie tylko w sytuacjach, kiedy to nie ona ma pierwsza ust膮pi膰, pomy艣la艂 Hood.
Nagle kto艣 stan膮艂 za nim i zwr贸ci艂 si臋 do niego po imieniu. Hood odwr贸ci艂 si臋 i podni贸s艂 wzrok. To by艂a pierwsza dama.
- Dobry wiecz贸r, Paul.
Wsta艂.
23
- Pani Lawrence. Ciesz臋 si臋, 偶e pani膮 widz臋.
- Za rzadko si臋 spotykamy - powiedzia艂a i mocno u艣cisn臋艂a mu d艂o艅. -
Brakuje mi tych przyj臋膰 z Los Angeles.
- To by艂y czasy! - westchn膮艂 Hood. - Tworzyli艣my histori臋, a przy okazji
by膰 mo偶e zrobili艣my co艣 dobrego.
- Mam nadziej臋 - odpar艂a pierwsza dama. - Co u Harleigh?
- Bardzo to wszystko prze偶y艂a - przyzna艂 Hood.
- Nawet nie mog臋 sobie tego wyobrazi膰 - powiedzia艂a pierwsza dama. -
Kto si臋 ni膮 zajmuje?
- W tej chwili tylko Liz Gordon, pani psycholog z Centrum Szybkiego
Reagowania - powiedzia艂 Hood. - Jest w kontakcie ze specjalistami. Jak
dobrze p贸jdzie, za tydzie艅, dwa 艣ci膮gniemy kilku psychiatr贸w.
Megan Lawrence u艣miechn臋艂a si臋 ciep艂o.
- Paul, chyba mo偶emy sobie nawzajem pom贸c. Znajdziesz jutro troch臋
czasu, 偶eby zje艣膰 ze mn膮 lunch?
- Oczywi艣cie - powiedzia艂.
- To dobrze. Do zobaczenia o wp贸艂 do pierwszej. - Pierwsza dama u艣miech
n臋艂a si臋 i wr贸ci艂a do swojego sto艂u.
Dziwne, pomy艣la艂 Hood. „Chyba mo偶emy sobie nawzajem pom贸c". Po co jej jego pomoc? Musi chodzi膰 o co艣 wa偶nego. Terminarz pierwszej damy ustala si臋 z wielomiesi臋cznym wyprzedzeniem. B臋dzie musia艂a prze艂o偶y膰 jakie艣 spotkania, by zrobi膰 miejsce dla niego.
Hood usiad艂. Do sto艂u dosiedli si臋 zast臋pca sekretarza stanu Hal Jordan, jego 偶ona Barri Allen-Jordan i dwaj dyplomaci z ma艂偶onkami. Hood nie zna艂 ich. Ma艂a Chatterjee nie przedstawi艂a go, wi臋c przedstawi艂 si臋 sam. Pani sekretarz uporczywie go ignorowa艂a, nawet po tym, jak prezydent wsta艂 i wyg艂osi艂 toast, w kt贸rym wyrazi艂 nadziej臋, 偶e ta kolacja i zademonstrowana na niej jedno艣膰 dadz膮 terrorystom do zrozumienia, 偶e cywilizowany 艣wiat nie ugnie si臋 przed ich gro藕bami. Podczas gdy fotograf Bia艂ego Domu robi艂 zdj臋cia, a kamera kana艂u C-SPAN dyskretnie rejestrowa艂a przyj臋cie z po艂udniowo-zachodniego k膮ta sali, prezydent na znak swojego poparcia dla Organizacji Narod贸w Zjednoczonych og艂osi艂 oficjalnie, wzbudzaj膮c og贸lny aplauz, 偶e USA sp艂aci sw贸j dwumiliardowy d艂ug wobec ONZ.
Hood wiedzia艂, 偶e sp艂ata d艂ugu niewiele ma wsp贸lnego z walk膮 z terrorystami, kt贸rzy nie boj膮 si臋 ONZ. Prezydent zdawa艂 sobie z tego spraw臋, w odr贸偶nieniu od Mali Chatterjee. Te dwa miliardy zapewni膮 Stanom Zjednoczonym przychylno艣膰 biednych kraj贸w, takich jak Nepal czy Liberia. Poprawa stosunk贸w gospodarczych z Trzecim 艢wiatem sk艂oni biedniejsze pa艅stwa do korzystania z ameryka艅skich po偶yczek i kupowania za nie ameryka艅skich towar贸w, us艂ug i informacji. Oznacza to sta艂e 藕r贸d艂o dochod贸w dla amery-
24
ka艅skich firm, nawet je艣li w pomoc dla Trzeciego 艢wiata zaanga偶uj膮 si臋 te偶 inne kraje. Takie s膮 korzy艣ci z posiadania nadwy偶ki bud偶etowej w odpowiednim momencie. Administracja mo偶e robi膰 za dobrego wujka, a zarazem zapewni膰 sobie poparcie gie艂dy.
Hood s艂ucha艂 przem贸wienia jednym uchem, gdy nagle prezydent powiedzia艂 co艣, co przyku艂o jego uwag臋.
- Na koniec - m贸wi艂 prezydent - z rado艣ci膮 pragn臋 poinformowa膰 pa艅stwa, 偶e szefowie ameryka艅skich s艂u偶b wywiadowczych zbieraj膮 personel i 艣rodki niezb臋dne do podj臋cia nowej wa偶nej inicjatywy. W 艣cis艂ej wsp贸艂pracy z rz膮dami ca艂ego 艣wiata zamierzaj膮 dopilnowa膰, by nigdy wi臋cej nie dosz艂o do ataku na Organizacj臋 Narod贸w Zjednoczonych.
Przy sto艂ach zaj臋tych przez delegat贸w rozleg艂y si臋 ciche brawa. Ale o艣wiadczenie prezydenta zwr贸ci艂o uwag臋 Hooda, dlatego 偶e wiedzia艂 co艣, czego prezydent najwyra藕niej nie by艂 艣wiadom.
To by艂a nieprawda.
ROZDZIA艁 6
Hellspot Station, Morze Kaspijskie
Poniedzia艂ek, 3.01
Bia艂a cessna U206F lecia艂a nisko nad ciemnym Morzem Kaspijskim, jej jedyny silnik warcza艂 g艂o艣no. W kabinie byli tylko rosyjski pilot i pasa偶er, niepozornie wygl膮daj膮cy Anglik.
Podr贸偶 zacz臋艂a si臋 u wybrze偶y Baku. Po starcie hydroplan skierowa艂 si臋 na p贸艂nocny wsch贸d i przez ostatnie p贸艂torej godziny przelecia艂 prawie trzysta kilometr贸w. Lot by艂 spokojny i up艂ywa艂 w ciszy. Pilot i pasa偶er nie odzywali si臋 do siebie ani s艂owem. Cho膰 czterdziestojednoletni Maurice Charles m贸wi艂 po rosyjsku - i w dziewi臋ciu innych j臋zykach - nie zna艂 dobrze pilota, a nie ufa艂 nawet tym ludziom, kt贸rych zna艂. Mi臋dzy innymi dlatego zdo艂a艂 prze偶y膰 dwadzie艣cia lat jako najemnik.
Kiedy dotarli na miejsce, pilot powiedzia艂 tylko:
- W dole, na czwartej.
Charles wyjrza艂 przez okno. Utkwi艂 jasnoniebieskie oczy w celu. By艂 pi臋kny. Wysoki, jasno o艣wietlony, majestatyczny.
I odizolowany.
P贸艂zanurzalna platforma wiertnicza wznosi艂a si臋 kilkadziesi膮t metr贸w nad powierzchni膮 wody, zewsz膮d otacza艂o j膮 morze. W jej p贸艂nocnej cz臋艣ci znajdowa艂o si臋 l膮dowisko dla helikopter贸w, obok, od p贸艂nocnego zachodu, stercza艂a sze艣膰dziesi臋ciometrowa wie偶a wiertnicza, a w punkcie obr贸bki ropy by艂o pe艂no zbiornik贸w, 偶urawi, anten i innego sprz臋tu.
25
Platforma by艂a jak kobieta stoj膮ca pod latarni膮 na opustosza艂ej ulicy nad rzek膮 Mersey. Charles m贸g艂 z ni膮 zrobi膰, co chcia艂. I zrobi.
Wzi膮艂 aparat, kt贸ry trzyma艂 na kolanach. Wcisn膮艂 guzik w br膮zowym sk贸rzanym futerale i otworzy艂 go. Tkwi艂a w nim ta sama trzydziestopi臋ciomilimetrowa lustrzanka, kt贸rej u偶ywa艂 na swojej pierwszej robocie, w 1983 roku w Bejrucie. Zacz膮艂 robi膰 zdj臋cia. Na pod艂odze kokpitu pod jego nogami le偶a艂y aparat i plecak agenta CIA, kt贸rego za艂atwi艂 na pla偶y. Mo偶e by艂y tam jakie艣 nazwiska czy numery telefon贸w, kt贸re si臋 przydadz膮. Tak jak sam agent. Dlatego w艂a艣nie Charles zostawi艂 go przy 偶yciu.
Samolot zrobi艂 dwa okr膮偶enia nad platform膮, pierwsze na wysoko艣ci dwustu metr贸w, drugie sto metr贸w ni偶ej. Charles wypstryka艂 trzy rolki filmu, po czym da艂 pilotowi znak, 偶e mo偶e wraca膰. Hydroplan wzbi艂 si臋 na wysoko艣膰 sze艣ciuset metr贸w i obra艂 kurs na Baku. Tam Charles mia艂 si臋 spotka膰 z za艂og膮 „Rachel", kt贸ra pewnie usun臋艂a ju偶 bia艂膮 p艂acht臋 z fa艂szyw膮 nazw膮 jachtu. To oni zawie藕li go do samolotu i razem z nim wykonaj膮 nast臋pny punkt planu.
Ale to dopiero pocz膮tek. Mocodawcy z Ameryki jasno sprecyzowali cele, a on i jego ludzie 艣wietnie si臋 znaj膮 na swojej robocie: morderstwa na zlecenie, akty terroru, zab贸jstwa polityczne. A wszystko to s艂u偶y艂o wzniecaniu wa艣ni mi臋dzy pa艅stwami. Tak偶e i teraz, kiedy wykonaj膮 zadanie, ca艂y region stanie w ogniu i sp艂ynie krwi膮 ludzi z ca艂ego 艣wiata.
I cho膰 na terroryzmie zarobi艂 ju偶 ca艂kiem sporo, wi臋kszo艣膰 maj膮tku wyda艂 na zakup broni, paszport贸w, transportu, anonimowo艣ci. Po tej robocie b臋dzie mia艂 pieni膮dze, o jakich nawet nie 艣mia艂 marzy膰. A wyobra藕ni臋 mia艂 bujn膮.
Dorastaj膮c w Liverpoolu, cz臋sto marzy艂 o bogactwie i o tym, jak je osi膮gnie. My艣la艂 o tym, kiedy zamiata艂 stacj臋 kolejow膮, na kt贸rej jego ojciec sprzedawa艂 bilety, kiedy spa艂 z dwoma bra膰mi i dziadkiem w kawalerce cuchn膮cej potem i 艣mieciami z zau艂ka, kiedy pomaga艂 ojcu trenowa膰 miejscow膮 dru偶yn臋 pi艂karsk膮. Charles senior potrafi艂 dogada膰 si臋 z lud藕mi, planowa膰 i wygrywa膰. By艂 urodzonym przyw贸dc膮. Ale ojciec Maurice'a i jego rodzina, jak wszyscy robotnicy, nale偶eli do gorszej kategorii. Nie mieli dost臋pu do dobrych szk贸艂, cho膰by by艂o ich na nie sta膰. Nie mogli zajmowa膰 wy偶szych stanowisk w bankowo艣ci, mediach czy w艂adzach. M贸wili ze 艣miesznym, prostackim akcentem, mieli silne bary i ogorza艂e twarze i nikt nie traktowa艂 ich powa偶nie.
W dzieci艅stwie by艂o mu przykro, 偶e jedyn膮 rozrywk膮 jego ojca by艂 futbol. On sam uwielbia艂 Beatles贸w, bo uda艂o im si臋 wyrwa膰 z n臋dzy -jak na ironi臋, z tego samego powodu jego ojciec i wielu jemu podobnych nienawidzi艂o „tych g贸wniarzy". Charles zda艂 sobie spraw臋, 偶e nie osi膮gnie sukcesu dzi臋ki muzyce, bo, po pierwsze, nie mia艂 talentu, a po drugie, nie zamierza艂
26
i艣膰 艣cie偶k膮 wydeptan膮 przez innych. Chcia艂 wej艣膰 na szczyt na swoich warunkach, zostawi膰 po sobie niepowtarzalny 艣lad. Nawet nie przypuszcza艂, 偶e odkryje swoje powo艂anie w 29. Pu艂ku Kr贸lewskiej Piechoty Morskiej, zapoznaj膮c si臋 z materia艂ami wybuchowymi. Nie wiedzia艂, 偶e ma talent do niszczenia. I 偶e b臋dzie mu to sprawia艂o tak膮 przyjemno艣膰.
To naprawd臋 wspania艂e uczucie, niczym rado艣膰 tw贸rcy z uko艅czonego dzie艂a: 偶ywego, przejmuj膮cego, krwawego i niezapomnianego. Nic nie wytrzymywa艂o por贸wnania z estetyk膮 destrukcji.
A najlepsze by艂o to, 偶e CIA bezwiednie mu pomog艂a, wysy艂aj膮c za nim tego agenta. Darowuj膮c mu 偶ycie, Charles stawia艂 si臋 poza podejrzeniami. W ko艅cu nikt jeszcze nie prze偶y艂 spotkania z Harpunnikiem.
Charles rozsiad艂 si臋 wygodnie. 艢wiat艂a platformy znikn臋艂y daleko za cessn膮.
Dlatego w艂a艣nie tak dobrze by膰 artyst膮, powiedzia艂 sobie.
To dawa艂o mu prawo i przywilej zaskakiwania.
ROZDZIA艁 7
Camp Springs, Maryland
Poniedzia艂ek, 0.44
W czasach zimnej wojny niepozorny pi臋trowy budynek w bazie lotniczej Andrews by艂 punktem etapowym pilot贸w i za艂贸g. W razie ataku nuklearnego mieli ewakuowa膰 najwa偶niejszych cz艂onk贸w rz膮du i si艂 zbrojnych do bezpiecznego kompleksu w g贸rach Blue Ridge.
Jednak ten budynek w kolorze ko艣ci s艂oniowej, ze schludnym, zielonym trawnikiem, by艂 czym艣 wi臋cej ni偶 tylko pami膮tk膮 zimnej wojny. Urz臋dowa艂o w nim siedemdziesi臋ciu o艣miu pe艂noetatowych pracownik贸w Centrum Szybkiego Reagowania, w skr贸cie zwanego Centrum Operacyjnym, niezale偶nej agencji, kt贸rej zadaniem by艂o gromadzenie, przetwarzanie i analiza danych o potencjalnych punktach zapalnych w kraju i za granic膮, a w razie kryzysu podejmowanie decyzji: czy si臋gn膮膰 po 艣rodki polityczne, dyplomatyczne, medialne, gospodarcze, prawne, psychologiczne, czy te偶 - po uzyskaniu aprobaty kongresowej komisji do spraw s艂u偶b specjalnych - przeprowadzi膰 interwencj臋 zbrojn膮. W tym celu Centrum mia艂o do swojej dyspozycji dwunastoosobowy oddzia艂 taktyczny znany jako Striker. Dowodzony przez pu艂kownika Bretta Augusta stacjonowa艂 na terenie pobliskiej Akademii FBI w Quantico.
Opr贸cz biur na g贸rze, w budynku by艂a te偶 dobrze zabezpieczona piwnica, w kt贸rej przechowywano czu艂y sprz臋t do zbierania danych. Tam te偶 pracowa艂 Paul Hood i jego g艂贸wni doradcy.
27
Pojecha艂 tam prosto z Bia艂ego Domu. Wci膮偶 mia艂 na sobie smoking, wi臋c wartownik przy bramie powita艂 go s艂owami: „Witam, panie Bond". Hood u艣miechn膮艂 si臋. Po raz pierwszy od wielu dni.
Po wyst膮pieniu prezydenta ogarn膮艂 go dziwny niepok贸j. Nie mia艂 poj臋cia, czemu prezydent obieca艂, 偶e wywiad ameryka艅ski pomo偶e chroni膰 Organizacj臋 Narod贸w Zjednoczonych. Przecie偶 wiele pa艅stw cz艂onkowskich obawia艂o si臋, 偶e Stany ju偶 wykorzystuj膮 ONZ, by je szpiegowa膰.
Kr贸tkie przem贸wienie prezydenta najbardziej zadowoli艂o tych delegat贸w, kt贸rzy byli celem zamach贸w terrorystycznych. Za to pozostali nie kryli zdziwienia. Jak cho膰by wiceprezydent Cotten, sekretarz stanu Dean Carr i ameryka艅ski ambasador przy ONZ, Meriwether. A Ma艂a Chatterjee by艂a wr臋cz zaniepokojona. Tak bardzo, 偶e odwr贸ci艂a si臋 do Hooda i spyta艂a, czy dobrze zrozumia艂a s艂owa prezydenta. Odpowiedzia艂, 偶e najprawdopodobniej tak. Milczeniem pomin膮艂 fakt, 偶e Centrum Szybkiego Reagowania niemal na pewno wiedzia艂oby o tego rodzaju inicjatywie, a przynajmniej powinno wiedzie膰. By膰 mo偶e wszystko zosta艂o ustalone podczas jego nieobecno艣ci, Hood jednak w to w膮tpi艂. Poprzedniego dnia zajrza艂 do gabinetu, by odrobi膰 zaleg艂o艣ci; w 偶adnym z dokument贸w nie by艂o nawet wzmianki o wsp贸艂pracy z wywiadami innych kraj贸w.
Po kolacji nie zamieni艂 z nikim ani s艂owa. Od razu wyszed艂 i pojecha艂 do Centrum, by poszuka膰 dodatkowych informacji. Po raz pierwszy od powrotu mia艂 okazj臋 spotka膰 si臋 z pracownikami weekendowej nocnej zmiany. Powitali go bardzo serdecznie, a najbardziej na jego widok ucieszy艂 si臋 szef zmiany, Nicholas Grillo. Grillo, pi臋膰dziesi臋ciotrzyletni by艂y specjalista Navy SEAL do spraw wywiadu, przeni贸s艂 si臋 do Centrum z Pentagonu mniej wi臋cej w tym samym czasie, kiedy zacz膮艂 tu pracowa膰 Hood. Pogratulowa艂 mu 艣wietnej roboty, jak膮 wykonali z genera艂em Rodgersem w Nowym Jorku, i spyta艂 o c贸rk臋. Hood podzi臋kowa艂 i powiedzia艂, 偶e Harleigh powoli dochodzi do siebie.
Na pocz膮tek zajrza艂 do akt DCI - szefa wywiadu centralnego. Ten niezale偶ny organ dostarcza艂 informacji czterem innym instytucjom zajmuj膮cym si臋 wywiadem: CIA, Centrum Szybkiego Reagowania, Departamentowi Obrony, w kt贸rego sk艂ad wchodzi艂y cztery rodzaje wojsk, Narodowe Biuro Zwiadowcze, Agencja Bezpiecze艅stwa Narodowego i Narodowa Agencja Kartograficzna, oraz Departamentowi Wywiadu, z艂o偶onemu z Federalnego Biura 艢ledczego, Departamentu Stanu, Departamentu Energii i Departamentu Skarbu.
Kiedy dosta艂 si臋 do bazy danych DCI, poprosi艂 o najnowsze umowy i inicjatywy dotycz膮ce Organizacji Narod贸w Zjednoczonych. Dosta艂 list臋 z艂o偶on膮 z pi臋ciu tysi臋cy pozycji. Odrzuci艂 te, kt贸re nie mia艂y zwi膮zku ze zbieraniem informacji dla ONZ i jej cz艂onk贸w. Zosta艂o dwadzie艣cia siedem pozycji.
28
Hood szybko je przejrza艂. Jako ostatni na li艣cie figurowa艂 do艂膮czony przed tygodniem wst臋pny raport na temat wspierania terroryst贸w przez agentk臋 CIA, Annabelle Hampton. Win膮 obarczono dyrektora nowojorskiej plac贸wki Davida Battata i jego prze艂o偶onego z Waszyngtonu, wicedyrektora Agencji, Wonga. Wong dosta艂 upomnienie bez wpisania do akt. Battat otrzyma艂 surowsz膮 nagan臋, kt贸rej jednak te偶 do akt nie w艂膮czono. Na jaki艣 czas jednak poszed艂 w odstawk臋 i musia艂 zaj膮膰 si臋 tym, co Bob Herbert kiedy艣 nazwa艂 „prac膮 dla szczur贸w" - brudn膮 robot膮 na linii ognia. Tak膮, kt贸ra zwykle przypada艂a 艣wie偶o upieczonym agentom.
Nie by艂o ani s艂owa o jakiejkolwiek wsp贸lnej inicjatywie ONZ i kt贸rej艣 z agencji wywiadowczych. Bior膮c pod uwag臋 fakt, 偶e prezydent d膮偶y艂 do za艂agodzenia sporu z ONZ, trudno si臋 dziwi膰, 偶e chcia艂 zadeklarowa膰 pomoc. Czemu jednak mia艂by przedstawia膰 swoje zamiary czy te偶 mo偶liwo艣ci dzia艂ania jako fakt dokonany?
Bez wsp贸艂pracy szefa cho膰by jednej agencji prezydent nie m贸g艂 zarz膮dzi膰 nawet wst臋pnych analiz takiej inicjatywy, a nigdzie nie by艂o o nich 偶adnej wzmianki. Ba, nikt nawet nie wnosi艂 o ich przeprowadzenie. Jedyne wyja艣nienie, jakie przychodzi艂o Hoodowi do g艂owy, by艂o takie, 偶e prezydent uzyska艂 ustne przyzwolenie szefa CIA, FBI czy kt贸rej艣 z innych agencji. W贸wczas jednak kt贸ra艣 z tych os贸b zosta艂aby zaproszona na wczorajsz膮 kolacj臋 w Bia艂ym Domu, a tymczasem jedynym przedstawicielem wywiadu by艂 Hood. Mo偶e prezydent chcia艂 w ten spos贸b wymusi膰 dzia艂anie tak jak John F. Kennedy, kiedy og艂osi艂 publicznie, 偶e Kongres ma przyzna膰 NASA fundusze na operacj臋 wys艂ania cz艂owieka na Ksi臋偶yc. Jednak udzia艂 Stan贸w Zjednoczonych w mi臋dzynarodowej wsp贸艂pracy wywiadowczej to niezwykle dra偶liwa kwestia. Prezydent post膮pi艂by nierozwa偶nie, podejmuj膮c tak szeroko zakrojon膮 operacj臋 bez zapewnienia ze strony swoich ludzi, 偶e jest w og贸le wykonalna.
Mo偶e to skutek serii nieporozumie艅? Mo偶e prezydent my艣la艂, 偶e ma poparcie wywiadu. Nieporozumienia nie s膮 w rz膮dzie niczym niezwyk艂ym. Pytanie tylko, co robi膰, skoro idea ju偶 zosta艂a oficjalnie przedstawiona. Ameryka艅ska spo艂eczno艣膰 wywiadowcza b臋dzie rozdarta. Niekt贸rzy eksperci uciesz膮 si臋 z mo偶liwo艣ci uzyskania bezpo艣redniego dost臋pu do zasob贸w takich pa艅stw jak Chiny, Kolumbia i kilka by艂ych republik sowieckich, kt贸re zazdro艣nie strzeg艂y swoich tajemnic. Inni - z Hoodem w艂膮cznie - b臋d膮 si臋 obawiali, 偶e niekt贸re kraje wykorzystaj膮 sytuacj臋 i podsun膮 wywiadowi Stan贸w Zjednoczonych fa艂szywe informacje, a to mog艂oby mie膰 katastrofalne nast臋pstwa. Herbert opowiada艂 mu kiedy艣 o tym, jak w 1978 roku, tu偶 przed obaleniem szacha Iranu, przedstawiciele umiarkowanych ugrupowa艅 ira艅skich dostarczyli CIA klucz do szyfru u偶ywanego przez zwolennik贸w ajatollaha Chomeiniego do komunikacji przez telefaks. Wszystko gra艂o, ale
29
do czasu. Kiedy ajatollah przej膮艂 w艂adz臋, jego ludzie dorwali si臋 do akt szacha i odkryli, 偶e klucz do szyfru jest w r臋kach Amerykan贸w. Nie艣wiadoma niczego CIA nadal z niego korzysta艂a. Podejrze艅 nabrano dopiero po 艣mierci ajatollaha w 1989 roku, kiedy to z odcyfrowanych komunikat贸w wynika艂o, 偶e Chomeini wraca do zdrowia. Trzeba by艂o przejrze膰 zgromadzone przez dziesi臋膰 lat dane i spor膮 ich cz臋艣膰 usun膮膰.
Hood ju偶 sobie wyobra偶a艂, jak Teheran zareaguje na propozycj臋 przyst膮pienia do sieci antyterrorystycznej. „Jasne, wchodzimy w to. Aha, i macie tu klucz do szyfru, kt贸rym pos艂uguj膮 si臋 sunniccy terrory艣ci z Azerbejd偶anu, miejcie ich na oku". Mo偶e ich intencje by艂yby szczere, a mo偶e chcieliby po prostu podrzuci膰 Amerykanom fa艂szywe informacje w celu pog艂臋bienia nieufno艣ci do sunnit贸w. Stany Zjednoczone nie mog艂yby odm贸wi膰 udzielenia pomocy, skoro prezydent sam j膮 zaproponowa艂; z drugiej strony, nie mo偶na by by艂o ani w pe艂ni polega膰 na otrzymanych informacjach, ani ich odrzuci膰, bo a nu偶 okaza艂yby si臋 prawdziwe.
To nie wr贸偶y艂o nic dobrego. Hood postanowi艂 skontaktowa膰 si臋 z Burtonem Gable'em, szefem personelu prezydenta, i spyta膰, co wie o ca艂ej sprawie. Nie zna艂 go dobrze, ale Gable to jedna z najt臋偶szych g艂贸w w instytucie Lawrence'a i odegra艂 kluczow膮 rol臋 w jego zwyci臋stwie w wyborach. Nie by艂o go co prawda na kolacji, ale bez niego nie podj臋to by 偶adnej inicjatywy.
Hood wr贸ci艂 do motelu, zdrzemn膮艂 si臋 i ju偶 o wp贸艂 do sz贸stej zn贸w by艂 w Centrum. Chcia艂 osobi艣cie przywita膰 podw艂adnych.
Rozmawia艂 z psycholog Liz Gordon o Harleigh, a z prawnikiem Lowellem Coffeyem o rozwodzie, wi臋c oboje wiedzieli, 偶e wraca. Uprzedzi艂 o tym te偶 genera艂a Rodgersa, kt贸ry przekaza艂 t臋 informacj臋 szefowi kom贸rki wywiadowczej, Bobowi Herbertowi.
Herbert zjawi艂 si臋 pierwszy. W 1983 roku w zamachu na ameryka艅sk膮 ambasad臋 w Bejrucie straci艂 偶on臋 i w艂adz臋 w nogach. Przeku艂 to jednak w sw贸j atut: jego zmodyfikowany w贸zek inwalidzki sta艂 si臋 minio艣rodkiem 艂膮czno艣ci, z telefonem, faksem, a nawet 艂膮czem satelitarnym, dzi臋ki kt贸remu by艂 jednym z najlepiej poinformowanych i najprzenikliwszych analityk贸w na 艣wiecie.
Za nim wszed艂 siwow艂osy genera艂 Rodgers. 艢wietnie si臋 spisa艂 w ostatniej akcji przeciwko terrorystom, w siedzibie ONZ. A jednak wida膰 by艂o, 偶e nie ca艂kiem doszed艂 do siebie po dramatycznych prze偶yciach na Bliskim Wschodzie. Wpad艂 w r臋ce kurdyjskich terroryst贸w, wi臋zili go i torturowali. Od tamtej pory ogie艅 w jego oczach zgas艂, a krok nie by艂 ju偶 taki spr臋偶ysty. Cho膰 nie da艂 si臋 z艂ama膰, w tamtej jaskini w dolinie Bekaa co艣 w nim umar艂o.
Rodgers i Herbert ucieszyli si臋 na widok Hooda. Obaj zostali w pracy d艂u偶ej, by go powita膰 i wys艂ucha膰 sprawozdania z uroczystej kolacji w Bia-
30
艂ym Domu. Herbert nie posiada艂 si臋 ze zdumienia, kiedy us艂ysza艂 s艂owa prezydenta.
- To tak, jakby kamerzy艣ci zapowiedzieli, 偶e b臋d膮 pokazywa膰 widz贸w,
a nie mecz - powiedzia艂. - Nikt by im nie uwierzy艂. Nikt.
- No w艂a艣nie - przytakn膮艂 Hood. - I dlatego musimy dowiedzie膰 si臋, cze
mu prezydent to powiedzia艂. Je艣li ma jaki艣 plan, o kt贸rym nic nie wiemy,
musimy go pozna膰. Porozmawia膰 z lud藕mi z innych agencji, sprawdzi膰, co
i jak.
- Zajm臋 si臋 tym - obieca艂 Herbert i wyjecha艂 na w贸zku.
Rodgers zapowiedzia艂, 偶e spyta szef贸w wywiadu armii, marynarki, lotnictwa i piechoty morskiej, co wiedz膮 o ca艂ej sprawie.
Po wyj艣ciu Herberta i Rodgersa, Hooda odwiedzili najwa偶niejsi cz艂onkowie jego grupy, kt贸rzy nie zostali uprzedzeni o jego powrocie: 艂膮cznik z FBI i Interpolem, Darrell McCaskey, i rzeczniczka prasowa, Ann Farris. McCaskey w艂a艣nie wr贸ci艂 z Europy, gdzie prowadzi艂 wsp贸lne dzia艂ania z lud藕mi z Interpolu i romansowa艂 z Mari膮 Corneja, agentk膮, z kt贸r膮 pracowa艂 w Hiszpanii. Hood zna艂 si臋 na ludziach i instynkt podpowiada艂 mu, 偶e Darrell wkr贸tce z艂o偶y rezygnacj臋, by wr贸ci膰 do Marii. McCaskey ostatnio d艂ugo przebywa艂 za granic膮, wi臋c nawet nie zd膮偶y艂 si臋 zmartwi膰 rezygnacj膮 szefa.
Co innego Ann Farris. Ona zawsze by艂a blisko Hooda i jego odej艣cie bardzo j膮 zasmuci艂o. Hood wiedzia艂, 偶e Ann si臋 w nim kocha, cho膰 nie dawa艂a tego po sobie pozna膰. Dzi臋ki kontaktom z dziennikarzami nauczy艂a si臋 robi膰 idealnie pokerow膮 min臋. 呕adne pytanie, 偶adna informacja, 偶adne o艣wiadczenie nie mog艂o wytr膮ci膰 jej z r贸wnowagi. Jednak Hoodowi jej du偶e, ciemnordzawe oczy m贸wi艂y wi臋cej ni偶 najlepszy nawet m贸wca czy spiker telewizyjny. A w tej chwili wyziera艂y z nich jednocze艣nie rado艣膰, smutek i zaskoczenie.
Podesz艂a do biurka. Mia艂a na sobie sw贸j, jak to okre艣la艂a, „uniform" -czarny kostium, bia艂膮 bluzk臋 i naszyjnik z pere艂. Br膮zowe, si臋gaj膮ce ramion w艂osy odgarn臋艂a z twarzy i spi臋艂a spinkami. W gabinecie Hooda nie by艂o 偶adnych rzeczy osobistych. Nie zd膮偶y艂 jeszcze poustawia膰 zdj臋膰 i innych pami膮tek. A mimo to, po k艂贸tniach z Sharon i nocy sp臋dzonej w bezdusznym pokoju hotelowym, na widok Ann poczu艂 si臋 jak w domu.
- Mike w艂a艣nie mi powiedzia艂 - zacz臋艂a.
- O czym?
- O Sharon - odpar艂a. - I o twoim powrocie. Paul, dobrze si臋 czujesz?
- Troch臋 jestem poobijany, ale nic mi nie b臋dzie.
Ann stan臋艂a przed biurkiem. Raptem dziesi臋膰 dni wcze艣niej sta艂a w tym samym miejscu i patrzy艂a, jak si臋 pakowa艂. Hood mia艂 wra偶enie, 偶e od tamtej pory min臋艂y ca艂e wieki. Dlaczego b贸l d艂u偶y艂 si臋 w niesko艅czono艣膰, a szcz臋艣cie by艂o tak kr贸tkotrwa艂e?
31
- Co mog臋 zrobi膰, Paul? - spyta艂a Ann. - Jak si臋 maj膮 Sharon i dzieci?
- Wszyscy jeste艣my w lekkim szoku. Liz pomaga Harleigh, ja i Sharon
jeste艣my wobec siebie w miar臋 uprzejmi, a Alexander jest Alexandrem. Czyli
wszystko z nim w porz膮dku. - Hood przeczesa艂 d艂oni膮 faluj膮ce czarne w艂o
sy. - A co si臋 tyczy tego, co mo偶esz zrobi膰, w艂a艣nie przysz艂o mi do g艂owy, 偶e
trzeba powiadomi膰 pras臋 o moim powrocie.
- Wiem. - U艣miechn臋艂a si臋. - By艂oby 艂atwiej, gdyby艣 mnie uprzedzi艂.
- Przepraszam - powiedzia艂 Hood.
- Nic si臋 nie sta艂o - odpar艂a. - Mia艂e艣 inne sprawy na g艂owie. Zaraz co艣
napisz臋 i ci przynios臋.
Spojrza艂a na niego z g贸ry, br膮zowe w艂osy okala艂y jej ostre rysy. Hood zawsze czu艂, 偶e jest mi臋dzy nimi jakie艣 erotyczne napi臋cie, ale nigdy mu nie ulega艂. Bob Herbert i Lowell Coffey te偶 to zauwa偶yli i dokuczali mu z tego powodu, a Ann trzyma艂a si臋 od niego na dystans. Ale teraz ten dystans si臋 zmniejsza艂.
- Wiem, 偶e masz du偶o pracy - powiedzia艂a - ale jakby co, jestem tu. Gdy
by艣 chcia艂 porozmawia膰 czy po prostu potrzeba ci towarzystwa, nie kr臋puj
si臋. W ko艅cu znamy si臋 艂adnych par臋 lat.
- Dzi臋ki - odpar艂 Hood.
Ann d艂ugo patrzy艂a mu w oczy.
- Przykro mi z powodu tego, przez co przechodzi twoja rodzina, Paul. Ale
odwali艂e艣 tu kawa艂 dobrej roboty i ciesz臋 si臋, 偶e wr贸ci艂e艣.
- Ja te偶 - przyzna艂 Paul. - My艣l臋, 偶e to denerwowa艂o mnie najbardziej.
- Co? - spyta艂a.
- 呕e nie mog艂em sko艅czy膰 tego, co zacz膮艂em - powiedzia艂. - Mo偶e to
bana艂, ale ten kraj zrodzi艂 si臋 ze wsp贸lnego trudu wyj膮tkowych m臋偶czyzn
i kobiet. Centrum Szybkiego Reagowania jest cz臋艣ci膮 tej tradycji. Mamy tu
艣wietny zesp贸艂 wykonuj膮cy wa偶n膮 prac臋 i szkoda mi by艂o go opuszcza膰.
Ann wci膮偶 na niego patrzy艂a, jakby chcia艂a co艣 powiedzie膰, ale w ko艅cu cofn臋艂a si臋 od biurka.
- To ja zajm臋 si臋 tym komunikatem dla prasy - powiedzia艂a. - Mam wspo
mnie膰 o tym, co zasz艂o mi臋dzy tob膮 a Sharon?
- Nie - powiedzia艂 Hood. - Chyba 偶e kto艣 si臋 b臋dzie dopytywa艂. W prze
ciwnym razie powiedz tylko, 偶e si臋 rozmy艣li艂em.
- Wyjdziesz na kr臋tacza - powiedzia艂a.
- Opinia „ The Washington Post" nie wp艂ynie na moj膮 wydajno艣膰 - stwierdzi艂.
- Teraz mo偶e nie - powiedzia艂a Ann. - Ale mo偶e ci zaszkodzi膰, je艣li b臋
dziesz chcia艂 kandydowa膰 na jaki艣 urz膮d.
Hood spojrza艂 na ni膮.
- Fakt - powiedzia艂.
32
- Mo偶e by im powiedzie膰, 偶e to prezydent poprosi艂 ci臋, by艣 wr贸ci艂? -
zaproponowa艂a.
- Przecie偶 to nieprawda - odpar艂.
- Spotkali艣cie si臋 po twoim przyje藕dzie z Nowego Jorku - powiedzia艂a. -
On niczemu nie zaprzeczy. To dow贸d jego lojalno艣ci. Wszyscy na tym sko
rzystaj膮.
- Ale to nieprawda - upiera艂 si臋 Hood.
- No to powiedzmy tak - zaproponowa艂a Ann. - Po spotkaniu z prezyden
tem postanowi艂e艣 przemy艣le膰 kwesti臋 swojej rezygnacji.
- Uwzi臋艂a艣 si臋, 偶eby wmiesza膰 w to prezydenta.
- Jak zawsze - powiedzia艂a Ann. - To przydaje nam wagi.
- Wagi? - zdziwi艂 si臋 Hood. - No dobrze, niech ci b臋dzie. - U艣miechn臋li
si臋 do siebie. Hood odwr贸ci艂 wzrok. - Lepiej wezm臋 si臋 do roboty. Mam
du偶e zaleg艂o艣ci.
- Nie w膮tpi臋 - odpar艂a Ann. - Prze艣l臋 ci e-mailem komunikat, zanim dam
go do publikacji.
- Jeszcze raz dzi臋ki - powiedzia艂 Hood. - Za wszystko.
- Nie ma sprawy. - Ann zawaha艂a si臋. D艂ugo patrzy艂a na Hooda, po czym
wysz艂a.
Hood utkwi艂 wzrok w monitorze stoj膮cym po prawej stronie. Nie chcia艂 patrze膰, jak Ann wychodzi. By艂a pi臋kn膮, inteligentn膮, bardzo poci膮gaj膮c膮 kobiet膮. Rozw贸dk膮. Przez pi臋膰 lat znajomo艣ci flirtowali ze sob膮, ona bardziej otwarcie ni偶 on. Teraz, kiedy Hood mia艂 si臋 rozwie艣膰, czu艂 si臋 niezr臋cznie na my艣l o kontynuowaniu tej gry. Nikt ju偶 nie sta艂 im na drodze. Flirt przesta艂 by膰 tylko zabaw膮.
Ale Hood nie mia艂 czasu o tym my艣le膰. Czeka艂o go naprawd臋 du偶o roboty. Musia艂 przejrze膰 dzienne meldunki, zebrane w poprzednim tygodniu przez Mike'a Rodgersa, zawieraj膮ce informacje z ca艂ego 艣wiata i szczeg贸艂y trwaj膮cych tajnych operacji. Musia艂 te偶 rzuci膰 okiem na raporty reszty personelu i zerkn膮膰 w terminarz, zanim wybierze si臋 na spotkanie z pierwsz膮 dam膮. Zauwa偶y艂, 偶e Rodgers zaplanowa艂 na ten tydzie艅 rozmowy z ostatnimi kandydatami na nast臋pc臋 Marthy Mackall, zamordowanej w Hiszpanii 艂膮czniczki politycznej, i na nowo utworzone stanowisko doradcy do spraw gospodarczych. Poniewa偶 coraz wi臋cej pa艅stw by艂o ze sob膮 powi膮zanych finansowo - , jak "syjamskie wieloraczki", jak to okre艣li艂 Lowell Coffey - polityka stawa艂a si臋 k艂opotliwym dodatkiem do si艂y, kt贸ra tak naprawd臋 wprawia艂a ten 艣wiat w ruch.
Postanowi艂 zostawi膰 t臋 spraw臋 Mike'owi. W ko艅cu to on rozpocz膮艂 proces selekcji, a sam Hood by艂 zbyt zaj臋ty. Jednak pomimo wszystkiego, co si臋 dzia艂o, jedno pozostawa艂o niezmienne.
33
Kocha艂 t臋 prac臋, to miejsce. Cieszy艂 si臋, 偶e tu wr贸ci艂.
ROZDZIA艁 8
Baku, Azerbejd偶an
Poniedzia艂ek, 16.00
Azerbejd偶an jest pa艅stwem na rozdro偶u.
W nast臋pstwie konfliktu w G贸rnym Karabachu dwadzie艣cia procent terytorium kraju - g艂贸wnie w po艂udniowo-zachodniej cz臋艣ci, przy granicach z Armeni膮 i Iranem - okupuj膮 rebelianci. Cho膰 od 1994 roku trwa zawieszenie broni, regularnie dochodzi do star膰 zbrojnych. Prywatnie dyplomaci otwarcie wyra偶aj膮 obawy, i偶 samozwa艅cza Republika G贸rnego Karabachu mo偶e sta膰 si臋 nowym Kosowem. W Baku i innych miastach dochodzi do zamieszek. Niekt贸re maj膮 charakter polityczny, inne s膮 po prostu wyrazem niezadowolenia ludno艣ci. Od rozpadu Zwi膮zku Radzieckiego daje si臋 we znaki powa偶ny niedob贸r lekarstw, produkt贸w rolnych i nowych technologii. Got贸wka - najch臋tniej dolary - to jedyna forma zap艂aty uznawana w wi臋kszej cz臋艣ci kraju, w tym w stolicy.
Stany Zjednoczone co prawda popieraj膮 legalne w艂adze Azerbejd偶anu, ale jednocze艣nie staraj膮 si臋 nie zrazi膰 do siebie rebeliant贸w. Baku dostaje po偶yczki, a „lud" - czyli g艂贸wnie rebelianci - mo偶e kupowa膰 towary bezpo艣rednio od Amerykan贸w. W razie wybuchu konfliktu na wielk膮 skal臋 Stany Zjednoczone chc膮 mie膰 kontakty po obu jego stronach.
Utrzymywanie kruchego stanu r贸wnowagi jest g艂贸wnym zadaniem ma艂ej ambasady ameryka艅skiej. Od marca 1993 roku pi臋tnastu jej pracownik贸w i dziesi臋ciu wartownik贸w z marines urz臋duje w ma艂ym budynku z kamienia przy Azadlig Prospekt 83. Na jego ty艂ach, w pozbawionym okien, wy艂o偶onym boazeri膮 pokoju, mie艣ci si臋 Wydzia艂 Serwis贸w Informacyjnych. W odr贸偶nieniu od ma艂ego wydzia艂u prasowego, kt贸ry wydaje komunikaty dla prasy i organizuje wywiady i spotkania z kongresmanami, senatorami i cz艂onkami rz膮du ameryka艅skiego, oficjalnym zadaniem Wydzia艂u Serwis贸w Informacyjnych jest zbieranie wycink贸w prasowych z ca艂ej Rosji.
To zadanie oficjalne.
Tak naprawd臋 jedynym pracownikiem wydzia艂u jest agent CIA zbieraj膮cy informacje z ca艂ego kraju. Wi臋kszo艣膰 z nich pochodzi z elektronicznego nas艂uchu prowadzonego przez satelit臋 i specjalne wozy. Sporo informacji zdobywaj膮 te偶 pracownicy ambasady, kt贸rych zadaniem jest obserwacja, pods艂uchiwanie i fotografowanie cz艂onk贸w w艂adz - czasem w kompromituj膮cych sytuacjach, z kt贸rych cz臋艣膰 aran偶owa艂 tak偶e Wydzia艂 Serwis贸w Informacyjnych.
34
Poniewa偶 David Battat by艂 ranny, nie chcia艂 wraca膰 do Moskwy. Zamiast tego poszed艂 pieszo do ambasady. Tam zaprowadzono go do zast臋pcy ambasadora, Dorothy Williamson, kt贸rej towarzyszy艂 szef doradc贸w, Tom Moore. Williamson, t臋ga kobieta o kr臋conych czarnych w艂osach, wygl膮da艂a na jakie艣 czterdzie艣ci lat. Moore by艂 smuk艂ym, trzydziestoparoletnim olbrzymem,
o d艂ugiej, wychud艂ej twarzy, na kt贸rej rysowa艂 si臋 wyraz g艂臋bokiego smutku.
Gdyby Battat ugrz膮z艂 w Baku, te偶 nie widzia艂by powod贸w do rado艣ci.
Asystentem Williamson by艂 weteran Ron Friday. Tylko on u艣miechn膮艂 si臋 pokrzepiaj膮co i Battat poczu艂 do niego wdzi臋czno艣膰.
Kiedy relacjonowa艂 przebieg wydarze艅, Williamson kaza艂a lekarzowi z marines obejrze膰 jego obra偶enia. Mia艂 opuchni臋te gard艂o, w 艣linie by艂y 艣lady krwi, ale nie wygl膮da艂o to gro藕nie. Po badaniu zosta艂 zabrany do pokoju Wydzia艂u Serwis贸w Informacyjnych. M贸g艂 na osobno艣ci zadzwoni膰 do Moskwy. Rozmawia艂 z Patem Thomasem, zast臋pc膮 kierownika dzia艂u informacji w ambasadzie. Thomas by艂 te偶 zakonspirowanym szefem kom贸rki CIA, co oznacza艂o, 偶e nie figurowa艂 w aktach agencji. Jego raporty dostarczano bezpo艣rednio do Waszyngtonu poczt膮 dyplomatyczn膮.
Thomas nie kry艂 niezadowolenia. By艂by bohaterem, gdyby Battat zidentyfikowa艂 Harpunnika. A teraz b臋dzie musia艂 si臋 t艂umaczy膰 w Baku i w Waszyngtonie, jak to si臋 sta艂o, 偶e jego cz艂owiek nie podo艂a艂 tak prostemu zadaniu.
Powiedzia艂, 偶e skontaktuje si臋 z Battatem, kiedy ju偶 podejmie dalsze decyzje. Przyniesiono jedzenie. Battat jad艂, cho膰 apetyt zostawi艂 na pla偶y wraz z poczuciem w艂asnej warto艣ci, energi膮 i karier膮. Potem siedzia艂 na krze艣le
i odpoczywa艂 do czasu, kiedy Williamson i Moore przyszli na drug膮, bar
dziej szczeg贸艂ow膮 rozmow臋. Moore mia艂 pos臋pn膮 min臋. B臋dzie bola艂o.
Urz膮dzenia zag艂uszaj膮ce w 艣cianach powodowa艂y, 偶e zainstalowane przez Azer贸w pluskwy zamiast rozmowy us艂ysz膮 tylko szum.
Battat powiedzia艂, 偶e Moskwa podejrzewa艂a, i偶 Harpunnik jest w Baku, a jego zadaniem by艂o potwierdzenie tej informacji. Te wyja艣nienia nie zadowoli艂y szefa doradc贸w ambasadora.
- Biuro w Moskwie najwyra藕niej uzna艂o, 偶e jeste艣my zb臋dni - burkn膮艂
Moore. - Nie wie pan, dlaczego?
- Bali si臋, 偶e obiekt m贸g艂 kaza膰 komu艣 obserwowa膰 ambasad臋 - powie
dzia艂 Battat.
- Nie wszyscy nasi ludzie siedz膮 w ambasadzie - zauwa偶y艂 Moore. - Mamy
informator贸w na zewn膮trz.
- Rozumiem - powiedzia艂 Battat. - Ale Moskwa uzna艂a, 偶e im mniej os贸b
dowie si臋 o operacji, tym 艂atwiej b臋dzie zaskoczy膰 wroga.
- Co si臋 jednak nie sprawdzi艂o - skwitowa艂 Moore.
-Fakt.
35
- Cz艂owiek, kt贸ry pana napad艂, spodziewa艂 si臋 pa艅skiego przybycia.
- Na to wygl膮da, cho膰 nie wiem, jak to mo偶liwe - powiedzia艂 Battat. -
By艂em dobrze schowany, nie u偶ywa艂em urz膮dze艅 wysy艂aj膮cych impulsy elek
troniczne. Mia艂em aparat cyfrowy, siedemdziesi膮tk臋. Bez lampy b艂yskowej,
bez szklanych element贸w, od kt贸rych mog艂oby si臋 odbija膰 艣wiat艂o, bez ru
chomych, trzaskaj膮cych cz臋艣ci.
Czy Harpunnik lub jego ludzie mogli przeprowadzi膰 rutynowe przeszukanie wybrze偶a? - spyta艂a zast臋pczyni ambasadora.
- Bra艂em to pod uwag臋 - powiedzia艂 Battat. - Przyby艂em odpowiednio
wcze艣niej na miejsce wybrane na podstawie zdj臋膰 satelitarnych. Takie, w kt贸
rym mog艂em widzie膰 i s艂ysze膰 wszystkie przechodz膮ce osoby.
- To dlaczego nie us艂ysza艂 pan krok贸w tego cholernego napastnika? - spy
ta艂 Moore.
- Bo uderzy艂 mnie w chwili, kiedy co艣 zacz臋艂o si臋 dzia膰 na 艂odzi, kt贸r膮
obserwowa艂em - powiedzia艂. - Jaki艣 cz艂owiek wyszed艂 spod pok艂adu i w艂膮
czy艂 radio. Chodzi艂o o odwr贸cenie mojej uwagi.
- Musieli wi臋c wiedzie膰, 偶e pan tam by艂, panie Battat - powiedzia艂 Moore.
- Prawdopodobnie.
- I to jeszcze zanim pan si臋 tam zjawi艂 - ci膮gn膮艂 Moore.
- Nie wiem, jak to mo偶liwe, ale nie mog臋 tego wykluczy膰 - przytakn膮艂
Battat.
- Ciekawe, czy to rzeczywi艣cie Harpunnik - powiedzia艂 Moore.
- Jak to? - spyta艂a Williamson.
- Harpunnik jest terroryst膮 od przesz艂o dwudziestu lat - wyja艣ni艂 Moore. -
Osobi艣cie zorganizowa艂 co najmniej pi臋tna艣cie zamach贸w b膮d藕 bra艂 w nich
udzia艂. O tylu wiemy, pewnie by艂o ich wi臋cej. Ilekro膰 zastawiano na niego
pu艂apki, zawsze si臋 wymyka艂. Jest sprytny i mobilny. O ile wiemy, nie ma
sta艂ego miejsca zamieszkania, wynajmuje potrzebnych ludzi, rzadko dwa
razy korzysta z us艂ug tych samych os贸b. Wiemy, jak wygl膮da, bo dostali艣my
fotografi臋 od jednego z jego dostawc贸w broni. Faceta znaleziono kilka mie
si臋cy p贸藕niej na 偶agl贸wce, rozp艂atanego od brody po brzuch no偶em do opra
wiania ryb. Ju偶 po tym, jak dali艣my mu now膮 to偶samo艣膰.
- Rozumiem - powiedzia艂a zast臋pczyni ambasadora.
- N贸偶 zosta艂 na pok艂adzie 艂odzi - doda艂 Moore. - Harpunnik zawsze zo
stawia bro艅 na miejscu zbrodni. A to kusz臋 do polowa艅 podwodnych, a to
zaczepy cumy dziobowej.
- Wszystko zwi膮zane z morzem - zauwa偶y艂a Williamson.
-• Na og贸艂 - powiedzia艂 Moore. - Przypuszczamy, 偶e by艂 kiedy艣 marynarzem - to oczywiste - ale nie mamy poj臋cia, gdzie s艂u偶y艂. Nigdy nie zostawia艂 艣wiadk贸w. Co znaczy, 偶e albo to nie on napad艂 na pana Battata, albo z jakiego艣 powodu rozmy艣lnie pozostawi艂 go przy 偶yciu.
36
Zast臋pczyni ambasadora uwa偶nie przyjrza艂a si臋 Battatowi.
- Z jakiego?
- Nie mam poj臋cia - przyzna艂.
Milczeli. Cisz臋 m膮ci艂 jedynie szum wentylatora.
- Panie Battat, obecno艣膰 Harpunnika w tym rejonie mo偶e mie膰 dla nas
wszystkich powa偶ne konsekwencje - powiedzia艂a Williamson.
- I to kolejny pow贸d, dla kt贸rego powinni nas o wszystkim poinformo
wa膰! - wybuchn膮艂 Moore. - Do licha, znamy tajniak贸w, kt贸rzy nas obserwu
j膮. Od paru dni si臋 nie pokazuj膮, bo szukaj膮 rosyjskiego szpiega, kt贸ry przed
wczoraj uciek艂 z wi臋zienia.
- Mog臋 tylko powt贸rzy膰, 偶e naprawd臋 mi przykro - powiedzia艂 Battat.
- M贸g艂by pan nie wyje偶d偶a膰 z Baku, dop贸ki tego wszystkiego nie wyja
艣nimy? - spyta艂a Williamson.
- Oczywi艣cie - zgodzi艂 si臋 Battat. - Chc臋 pom贸c.
- Miejmy nadziej臋, 偶e nie jest za p贸藕no - mrukn膮艂 Moore.
Wstali.
- Co z „Rachel"? - spyta艂 Battat.
- Wys艂a艂em na jej poszukiwania ma艂y samolot - powiedzia艂 Moore. - Ale
maj膮 nad nami kilka godzin przewagi i B贸g raczy wiedzie膰, dok膮d pop艂yn臋
li. Nie jestem optymist膮.
- Nie mo偶ecie sprawdzi膰 jachtu? Nie ma tu jakiego艣 rejestru?
- Jest - odpar艂 Moore - tyle 偶e nie ma w nim „Rachel". Sprawdzamy
jeszcze w Dagestanie, Ka艂mucji i innych republikach nad Morzem Kaspij
skim, ale domy艣lam si臋, 偶e nie zosta艂 zarejestrowany.
Moore zaprowadzi艂 Battata do ma艂ego pokoju go艣cinnego na pi臋trze. Battat po艂o偶y艂 si臋 na pryczy w k膮cie i si臋 zamy艣li艂. 艁贸d藕, muzyka z radia, m臋偶czyzna, kt贸ry mign膮艂 mu na pok艂adzie - raz po razie odtwarza艂 tamte obrazy i d藕wi臋ki, szukaj膮c dodatkowych wskaz贸wek. Czego艣, co mog艂oby mu powiedzie膰, kim byli cz艂onkowie za艂ogi „Rachel", jak byli ubrani, sk膮d mogli pochodzi膰. Przes艂uchuj膮cy wyszkoleni w technikach pobudzania pod艣wiadomo艣ci potrafili krok po kroku wyci膮gn膮膰 z agent贸w zapomniane szczeg贸艂y. Pytali o kolor nieba, wody, si艂臋 wiatru i zapachy, jakie ni贸s艂. Kiedy agent wraca艂 pami臋ci膮 na miejsce zdarzenia, przes艂uchuj膮cy kaza艂 mu ogl膮da膰 je z r贸偶nych punkt贸w widzenia, prosi艂 o opisanie charakterystycznych znak贸w na kad艂ubie 艂odzi, pyta艂, czy na rufie lub maszcie by艂y flagi i czy s艂ycha膰 by艂o jakie艣 d藕wi臋ki. Battat nie m贸g艂 si臋 nadziwi膰, jak wiele m贸zg przechowuje informacji, nie zawsze bezpo艣rednio dost臋pnych.
Cho膰 zamkn膮艂 oczy, oddycha艂 powoli i g艂臋boko i kolejno przebiega艂 my艣l膮 wszystkie szczeg贸艂y, nie m贸g艂 sobie przypomnie膰 nic, co wskazywa艂oby, kto by艂 na 艂odzi lub z kt贸rej strony podszed艂 napastnik. Nie pami臋ta艂 nawet dotyku materia艂u okrywaj膮cego r臋k臋, kt贸ra go dusi艂a, ani zapachu m臋偶czyzny,
37
kt贸ry go zaatakowa艂. Nie przypomina艂 sobie, czyjego policzek by艂 zaro艣ni臋ty, czy ogolony. Za bardzo koncentrowa艂 si臋 na tym, by prze偶y膰.
Nie otwiera艂 oczu. Zamiast rozpami臋tywa膰 przesz艂o艣膰, wybieg艂 my艣l膮 naprz贸d. Zostanie w Baku, nie tylko dlatego 偶e prosi艂a o to zast臋pczyni ambasadora. Dop贸ki nie dowie si臋, kto go zaatakowa艂, nie odzyska dobrego imienia, a jego 偶ycie b臋dzie w r臋kach tajemniczego napastnika.
Kt贸ry by膰 mo偶e w艂a艣nie dlatego go nie zabi艂.
ROZDZIA艁 9
Waszyngton
Poniedzia艂ek, 11.55
Hooda zawsze zaskakiwa艂o to, jak bardzo Waszyngton zmienia艂 si臋 za dnia. Noc膮 bia艂e fasady by艂y jasno o艣wietlone i zdawa艂y si臋 sta膰 samotnie, emanuj膮c dostojnym blaskiem. Za dnia, wci艣ni臋te mi臋dzy nowoczesne biurowce, w贸zki handlarzy i wymy艣lne szyldy restauracji, w艣r贸d ryku samolot贸w i ochronnych barier z betonu i stali budynki te wydawa艂y si臋 wr臋cz antyczne.
Oto dwa oblicza Waszyngtonu. Z jednej strony stara, coraz bardziej skostnia艂a biurokracja, z drugiej wizja wielko艣ci, kt贸rej nie spos贸b lekcewa偶y膰 czy umniejsza膰.
Hood zatrzyma艂 w贸z na Ellipse, po po艂udniowej stronie placu. Przeszed艂 przez E Street i skierowa艂 si臋 East Executive do Bramy Wschodniej. Wpuszczono go do 艣rodka i, sprawdzony wykrywaczem metalu, zaczeka艂 na kt贸rego艣 z asystent贸w pierwszej damy.
Ze wszystkich budynk贸w Waszyngtonu najbardziej podoba艂 mu si臋 Kapitel. Po pierwsze, tu by艂y trzewia w艂adzy, tu Kongres nadawa艂 wizji prezydenta konkretny kszta艂t. Cz臋sto kszta艂t ten by艂 do艣膰 pokraczny, ale bez niego wizja rozp艂yn臋艂aby si臋 bez 艣ladu. Po drugie, budynek sam w sobie by艂 wielkim muzeum sztuki i historii, na ka偶dym kroku napotyka艂o si臋 prawdziwe skarby. Tu tabliczka wskazuj膮ca miejsce, gdzie sta艂o biurko kongresmana Abrahama Lincolna. Tam pos膮g genera艂a Lew Wallace'a, niegdy艣 gubernatora Nowego Meksyku i autora Ben Hura. Gdzie indziej znowu znak informuj膮cy o stanie poszukiwa艅 kamienia w臋gielnego, kt贸ry, wmurowany przed przesz艂o dwustu laty podczas skromnej uroczysto艣ci, zosta艂 zakopany i znikn膮艂 pod dobudowanymi fundamentami.
Bia艂y Dom nie prezentowa艂 si臋 tak imponuj膮co jak Kapitol. By艂 o wiele mniejszy, z elewacj膮 pokryt膮 od艂a偶膮c膮 farb膮 i wypaczonym drewnem. Jednak jego otoczenie, kolumny, pokoje i znajome elementy wystroju niezawodnie przywo艂ywa艂y wspomnienia wielkich przyw贸dc贸w dokonuj膮cych
38
zar贸wno wielkich, jak i haniebnych, bardzo ludzkich czyn贸w. To tu zawsze b臋dzie bi艂o serce Stan贸w Zjednoczonych.
Przyszed艂 m艂ody asystent pierwszej damy. Zaprowadzi艂 Hooda do windy wje偶d偶aj膮cej na drugie pi臋tro. Hood troch臋 si臋 dziwi艂, 偶e pierwsza dama chce si臋 z nim spotka膰 na g贸rze. Zwykle przyjmowa艂a go艣ci w swoim gabinecie na parterze.
Asystent zaprowadzi艂 go do jej salonu, s膮siaduj膮cego z prezydenck膮 sypialni膮. By艂 to ma艂y pok贸j z dwojgiem drzwi, z kt贸rych jedne, wi臋ksze, prowadzi艂y na korytarz, a drugie najprawdopodobniej do sypialni. Pod przeciwleg艂膮 艣cian膮 sta艂a z艂ota kanapa, naprzeciwko niej dwa fotele rozdzielone stolikiem. Po drugiej stronie pokoju znajdowa艂 si臋 du偶y sekretarzyk z laptopem. Pod艂og臋 przykrywa艂 bia艂o-czerwono-z艂oty perski dywan; bia艂e zas艂ony by艂y zaci膮gni臋te. Ma艂y 偶yrandol rzuca艂 jasne refleksy 艣wiat艂a po ca艂ym pokoju.
Hood spojrza艂 na dwa portrety na 艣cianie. Jeden przedstawia艂 Alice Roosevelt, c贸rk臋 Theodore'a, a drugi Hannah Simpson, matk臋 Ulyssesa S. Granta. W艂a艣nie zastanawia艂 si臋, co one tu w艂a艣ciwie robi膮, kiedy wesz艂a pierwsza dama. Mia艂a na sobie be偶owe spodnie i dopasowany do nich sweter. Asystent zamkn膮艂 za sob膮 drzwi i zostali sami.
- Nancy Reagan znalaz艂a je w piwnicy - powiedzia艂a Megan.
- S艂ucham?
- Portrety - powiedzia艂a. - Osobi艣cie je stamt膮d wyci膮gn臋艂a. Nie chcia艂a,
by kobiety zosta艂y same i zbiera艂y kurz.
Hood u艣miechn膮艂 si臋. U艣ciskali si臋 lekko i Megan wskaza艂a mu kanap臋.
- S膮 tam jeszcze inne skarby - powiedzia艂a, kiedy usiedli. - Meble, ksi膮偶
ki, dokumenty i r贸偶ne drobiazgi, na przyk艂ad tabliczka do pisania Tada Lin
colna i pami臋tnik Florence Harding.
- My艣la艂em, 偶e wi臋kszo艣膰 pami膮tek trafi艂a do Instytutu Smithsonian.
- Du偶a ich cz臋艣膰, owszem. Ale wiele pami膮tek rodzinnych zosta艂o tutaj.
Tyle by艂o tych skandali, 偶e ludzie nabrali cynizmu - powiedzia艂a Megan. -
Zapomnieli, 偶e Bia艂y Dom zawsze by艂 i nadal jest przede wszystkim domem.
Rodzi艂y si臋 tu i wychowywa艂y dzieci, odbywa艂y si臋 艣luby, przyj臋cia urodzi
nowe, sp臋dzano tu wakacje.
Przyniesiono kaw臋 i Megan zamilk艂a. Hood patrzy艂 na ni膮. Steward cicho i sprawnie wy艂o偶y艂 srebrn膮 zastaw臋, nape艂ni艂 fili偶anki i wyszed艂.
Megan m贸wi艂a z 偶arem, jak zwykle. W to, co robi艂a, zawsze wk艂ada艂a ca艂e serce, czy wyg艂asza艂a publiczne przem贸wienie lub apel o zwi臋kszenie wydatk贸w na edukacj臋, czy te偶 prowadzi艂a rozmow臋 o Bia艂ym Domu ze starym znajomym. Ale tym razem w jej twarzy by艂o co艣, czego nigdy wcze艣niej nie widzia艂. Ten wydawa艂oby si臋 niegasn膮cy zapa艂 znikn膮艂 z jej oczu. Zast膮pi艂o go przera偶enie. Zmieszanie.
39
Wzi膮艂 fili偶ank臋, napi艂 si臋 kawy i spojrza艂 na Megan.
- Ciesz臋 si臋, 偶e przyszed艂e艣. - Siedzia艂a ze spuszczon膮 g艂ow膮. Fili偶ank臋
i spodek trzyma艂a na kolanach. - Wiem, 偶e jeste艣 zapracowany i masz swoje
problemy. Ale tu nie chodzi o mnie ani o prezydenta, Paul. - Podnios艂a wzrok.
- Chodzi o kraj.
- Co si臋 sta艂o? - spyta艂 Hood.
Odetchn臋艂a g艂臋boko.
- M贸j m膮偶 dziwnie si臋 ostatnio zachowuje.
Zamilk艂a. Hood nie naciska艂. Czeka艂.
- Od tygodnia jest coraz bardziej rozkojarzony - powiedzia艂a. - W og贸le
nie pyta艂 o naszego wnuka, co jak na niego jest bardzo niezwyk艂e. M贸wi, 偶e
ma du偶o pracy, mo偶e to prawda. Ale wczoraj sta艂o si臋 co艣 bardzo dziwnego.
- Spojrza艂a na niego przenikliwie. - To zostanie mi臋dzy nami.
- Oczywi艣cie.
Megan zaczerpn臋艂a powietrza.
- Przed kolacj膮 zasta艂am go siedz膮cego przy toaletce. Czas nagli艂, a on nie
wzi膮艂 jeszcze prysznica ani si臋 nie ubra艂. Wpatrywa艂 si臋 tylko w lustro, czer
wony na twarzy. Wygl膮da艂, jakby p艂aka艂. Kiedy spyta艂am, co si臋 sta艂o, po
wiedzia艂, 偶e 膰wiczy艂. 呕e ma przekrwione oczy, bo ma艂o spa艂. Nie uwierzy
艂am mu, ale da艂am temu spok贸j. Potem, na przyj臋ciu przed kolacj膮, by艂 jaki艣
niesw贸j. U艣miecha艂 si臋, zachowywa艂 uprzejmie, ale nie mia艂 w sobie krzty
zapa艂u. Do chwili, kiedy kto艣 do niego zadzwoni艂. Odebra艂 telefon w gabi
necie i wr贸ci艂 po dw贸ch minutach zupe艂nie odmieniony. Wylewny, pewny
siebie.
- Takie sprawia艂 wra偶enie na kolacji - powiedzia艂 Hood. - Co mia艂a艣 na
my艣li, m贸wi膮c, 偶e by艂 niesw贸j?
Megan zamy艣li艂a si臋.
- Wiesz, jak to jest po d艂ugiej podr贸偶y samolotem? - spyta艂a. - Cz艂owiek
ma szkliste oczy, na wszystko reaguje z op贸藕nieniem.
Hood skin膮艂 g艂ow膮.
- Tak w艂a艣nie z nim by艂o do chwili, kiedy dosta艂 ten telefon - powiedzia艂a
Megan.
- Nie wiesz, kto dzwoni艂? - spyta艂 Hood.
- M贸wi艂, 偶e Jack Fenwick.
Fenwick, cichy i kompetentny, w czasie pierwszej kadencji prezydenta odpowiada艂 za wykonanie bud偶etu. Potem zosta艂 cz艂onkiem instytutu American Sense i tam zaj膮艂 si臋 sprawami wywiadu. Po ponownym wyborze Lawrence'a zosta艂 mianowany szefem NSA, Agencji Bezpiecze艅stwa Narodowego, stanowi膮cej odr臋bn膮 kom贸rk臋 wywiadowcz膮 Departamentu Obrony. W odr贸偶nieniu od innych agencji wywiadu wojskowego, NSA zapewnia艂a
40
wsparcie tak偶e tym dzia艂aniom prezydenta, kt贸re nie wi膮za艂y si臋 z obronno艣ci膮 kraju.
- Co powiedzia艂 mu Fenwick? - spyta艂 Hood.
- 呕e wszystko si臋 u艂o偶y艂o - odpar艂a. - Tylko tyle si臋 od niego dowiedzia
艂am.
- Nie wiesz, o co mo偶e chodzi膰?
Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- Pan Fenwick dzi艣 rano wyjecha艂 do Nowego Jorku. Kiedy spyta艂am jego
asystentk臋, w jakiej sprawie dzwoni艂, powiedzia艂a, 偶e nic nie wie o 偶adnym
telefonie.
- Sprawdzi艂a艣 billing?
Megan skin臋艂a g艂ow膮.
- Dzwoniono z hotelu Hay-Adams.
Elegancki stary hotel znajdowa艂 si臋 po drugiej stronie Lafayette Park, dok艂adnie naprzeciwko Bia艂ego Domu.
- Dzi艣 rano wys艂a艂am do hotelu jednego z naszych ludzi - ci膮gn臋艂a Me
gan. - Wzi膮艂 nazwiska pracownik贸w nocnej zmiany, odwiedzi艂 ich i pokaza艂
im zdj臋cia Fenwicka. Nie widzieli go na oczy.
- M贸g艂 wej艣膰 tylnymi drzwiami - zauwa偶y艂 Hood. - Sprawdzi艂a艣 ksi臋g臋
meldunkow膮?
- Tak - powiedzia艂a. - Ale to jeszcze o niczym nie 艣wiadczy. M贸g艂 zamel
dowa膰 si臋 pod fa艂szywym nazwiskiem. Kongresmani cz臋sto umawiaj膮 si臋
tam na prywatne spotkania.
Hood wiedzia艂, 偶e Megan nie chodzi艂o tylko o spotkania polityczne.
- Ale to nie wszystko - ci膮gn臋艂a. - Kiedy zeszli艣my do Pokoju B艂臋kitne
go, Michael podszed艂 do senator Fox i jej podzi臋kowa艂. Wygl膮da艂a na bar
dzo zdziwion膮. Spyta艂a, za co. Odpowiedzia艂: „Za wygospodarowanie 艣rod
k贸w na inicjatyw臋". Widzia艂am po niej, 偶e nie ma poj臋cia, o co mu chodzi.
Hood skin膮艂 g艂ow膮. To wyja艣nia艂o, dlaczego senator Fox by艂a wczoraj taka zmieszana. Wszystko powoli stawa艂o si臋 jasne. Fox pracowa艂a w kongresowej komisji do spraw nadzoru nad tajnymi s艂u偶bami. Gdyby podj臋to jak膮艣 operacj臋 wywiadowcz膮, musia艂aby o tym wiedzie膰. A tymczasem by艂a r贸wnie zaskoczona inicjatyw膮 prezydenta, jak Hood. A mimo to prezydent s膮dzi艂 b膮d藕 zosta艂 poinformowany, prawdopodobnie przez Jacka Fenwicka, 偶e pomog艂a doprowadzi膰 j膮 do skutku.
- A jak prezydent zachowywa艂 si臋 po kolacji? - spyta艂 Hood.
- To w艂a艣nie jest najgorsze - odpar艂a Megan. Coraz trudniej jej by艂o za
chowa膰 spok贸j. Odstawi艂a fili偶ank臋, Hood zrobi艂 to samo. Przysun膮艂 si臋 do
niej. - Kiedy k艂adli艣my si臋 spa膰, do Michaela zadzwoni艂 Kirk Pike.
Pike, by艂y szef wywiadu marynarki, nowy dyrektor CIA.
41
- Odebra艂 w sypialni - ci膮gn臋艂a Megan. - Rozmawiali kr贸tko. Kiedy od艂o
偶y艂 s艂uchawk臋, d艂ugo siedzia艂 na 艂贸偶ku i patrzy艂 przed siebie. Jakby by艂 w szo
ku.
- Czego chcia艂 Pike?
- Nie wiem - odpar艂a Megan. - Michael nie powiedzia艂. Mo偶e nie by艂o to
nic wa偶nego, mo偶e po prostu co艣 da艂o mu do my艣lenia. Ale zdaje si臋, 偶e
w og贸le nie spa艂. Kiedy wsta艂am, nie by艂o go ju偶 w 艂贸偶ku, przez ca艂y dzie艅
mia艂 spotkania. Zwykle widzimy si臋 o jedenastej, cho膰by po to, by zamieni膰
par臋 s艂贸w, ale nie dzi艣.
- Rozmawia艂a艣 z jego lekarzem? - spyta艂 Hood.
Megan pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Je艣li doktor Smith niczego nie wykryje, mo偶e wys艂a膰 Michaela do dok
tora Benna.
- Psychiatry ze Szpitala imienia Waltera Reeda - odpowiedzia艂 Hood.
- No w艂a艣nie - powiedzia艂a Megan. - Doktor Smith blisko z nim wsp贸艂
pracuje. Paul, wiesz, co si臋 stanie, je艣li prezydent Stan贸w Zjednoczonych
p贸jdzie do psychiatry. Nawet gdyby艣my robili wszystko, by zachowa膰 to
w tajemnicy, ryzyko jest zbyt du偶e.
- By艂oby jeszcze wi臋ksze, gdyby z prezydentem by艂o co艣 nie tak - zauwa
偶y艂 Hood.
- Wiem - powiedzia艂a Megan. - I dlatego w艂a艣nie chcia艂am spotka膰 si臋
z tob膮. Paul, dzieje si臋 du偶o dziwnych rzeczy. Je艣li m贸j m膮偶 jest chory, wy
艣l臋 go do doktora Benna bez wzgl臋du na konsekwencje. Ale zanim to zrobi臋,
chc臋 wiedzie膰, czy co艣 si臋 za tym nie kryje.
- Usterki w systemie 艂膮czno艣ci albo sztuczki jakiego艣 hakera - powiedzia艂
Hood. - Mo偶e to robota chi艅skich szpieg贸w.
- Ot贸偶 to - powiedzia艂a Megan.
Widzia艂, jak bardzo jej ul偶y艂o. Gdyby wszystko mo偶na by艂o z艂o偶y膰 na karb dzia艂ania kogo艣 z zewn膮trz, problem da艂oby si臋 rozwi膮za膰 bez szkody dla prezydenta.
- Spr贸buj臋 czego艣 si臋 dowiedzie膰 - obieca艂 Hood.
- Tylko po cichu - powiedzia艂a Megan. - Prosz臋, nie pozw贸l, 偶eby to
wysz艂o na jaw.
- Nie wyjdzie - zapewni艂 j膮. - Tymczasem porozmawiaj z Michaelem.
Mo偶e si臋 przed tob膮 otworzy. Wszelkie informacje, nazwiska, poza tymi,
kt贸re mi poda艂a艣, bardzo si臋 przydadz膮.
- Dobrze - powiedzia艂a Megan. U艣miechn臋艂a si臋. - W tej sprawie tobie
jednemu mog臋 zaufa膰, Paul. Dzi臋kuj臋, 偶e jeste艣 przy mnie.
Odwzajemni艂 u艣miech.
- Mog臋 zrobi膰 co艣 dla przyjaci贸艂ki i dla ojczyzny. Niewielu ludzi ma tak膮
okazj臋.
42
Wstali i u艣cisn臋li sobie d艂onie.
- Wiem, 偶e ty te偶 prze偶ywasz trudne chwile - powiedzia艂a pierwsza dama.
- Daj zna膰, gdyby艣 czego艣 potrzebowa艂.
- Dobrze - obieca艂 Hood.
Pierwsza dama wysz艂a i po chwili zjawi艂 si膮 jej asystent, by odprowadzi膰 Hooda.
ROZDZIA艁 10
Baku, Azerbejd偶an
Poniedzia艂ek, 21.21
Pat Thomas prze偶y艂 cud dwa razy jednego dnia. Po pierwsze, TU-154, kt贸ry mia艂 odlecie膰 z Moskwy o sz贸stej po po艂udniu, wystartowa艂 o czasie. A z wyj膮tkiem Kr贸lewskich Linii Lotniczych Ugandy, Aeroflot by艂 najbardziej niepunktualnym przewo藕nikiem, jakiego zna艂. Po drugie, wyl膮dowa艂 w Baku o 20.45, pi臋膰 minut przed czasem. Co艣 takiego spotka艂o go po raz pierwszy, odk膮d przed pi臋cioma laty rozpocz膮艂 s艂u偶b臋 w ambasadzie w Moskwie. Co wi臋cej, cho膰 samolot by艂 prawie pe艂ny, linie lotnicze nie zrobi艂y podw贸jnej ani potr贸jnej rezerwacji na jego miejsce.
Szczup艂y, wysoki, czterdziestodwuletni Thomas zajmowa艂 stanowisko zast臋pcy dyrektora dzia艂u informacji ambasady. Tak naprawd臋 oznacza艂o to, 偶e jest szpiegiem: sam siebie nazywa艂 detektywem-dyplomat膮. Rosjanie rzecz jasna wiedzieli o tym i dlatego rosyjscy agenci nawet na chwil臋 nie spuszczali go z oka. W Baku z pewno艣ci膮 te偶 kto艣 b臋dzie na niego czeka艂. Teoretycznie KGB ju偶 nie istnia艂o. Ale personel i infrastruktura pozosta艂y i nadal by艂y wykorzystywane przez Federaln膮 S艂u偶b臋 Bezpiecze艅stwa i inne „s艂u偶by".
Thomas by艂 w trzycz臋艣ciowym, szarym, zimowym garniturze, kt贸ry mia艂 go ochroni膰 od mro藕nego powietrza nadci膮gaj膮cego znad zatoki Baku. Wiedzia艂, 偶e b臋dzie potrzebowa艂 czego艣 wi臋cej - mocnej gruzi艅skiej kawy albo jeszcze mocniejszego rosyjskiego koniaku - by rozgrza膰 si臋 po zimnym przyj臋ciu, jakiego spodziewa艂 si臋 w ambasadzie. Niestety, szpieg czasem nie mo偶e powiedzie膰 wszystkiego nawet swoim. C贸偶, przy odrobinie szcz臋艣cia dadz膮 upust z艂o艣ci, Thomas oka偶e skruch臋 i b臋dzie mo偶na przej艣膰 do powa偶niejszych spraw.
Przys艂ano po niego w贸z z ambasady. Spokojnie schowa艂 torb臋 do baga偶nika. Nie chcia艂, by obserwuj膮cy go rosyjscy czy azerscy agenci my艣leli, 偶e mu si臋 spieszy. Zatrzyma艂 si臋, w艂o偶y艂 do ust lizaka i wsiad艂 do samochodu. Nie r贸b nic ciekawego. To podstawowa zasada, kiedy podejrzewasz, 偶e jeste艣 艣ledzony. Potem w razie czego 艂atwiej zaskoczy膰 i zgubi膰 „opiekuna".
43
Z lotniska w Baku do dzielnicy ambasad i sklep贸w jecha艂o si臋 p贸艂 godziny. Thomas nigdy nie mia艂 okazji posiedzie膰 tu d艂u偶ej ni偶 dzie艅, dwa, cho膰 bardzo chcia艂by. By艂 na miejscowych bazarach, w 艣wi膮tyni czcicieli ognia, w Pa艅stwowym Muzeum Dywan贸w - nie mo偶na nie zobaczy膰 muzeum o takiej nazwie - i w najs艂ynniejszym zabytku Baku, Wie偶y Dziewicy. Stoj膮ca w starym mie艣cie nad zatok膮, licz膮ca co najmniej dwa tysi膮ce lat, siedmiopi臋trowa wie偶a zosta艂a zbudowana przez dziewczyn臋, kt贸ra chcia艂a zamkn膮膰 si臋 w niej albo rzuci膰 si臋 do morza - nikt nie by艂 pewien, kt贸ra wersja jest prawdziwa. Thomas wiedzia艂, co ta biedaczka musia艂a czu膰.
Zaprowadzono go do zast臋pczyni ambasadora Williamson, kt贸ra w艂a艣nie wr贸ci艂a z kolacji i czeka艂a na niego za biurkiem. U艣cisn臋li sobie d艂onie i powiedzieli kilka bana艂贸w. Wzi臋艂a d艂ugopis i zapisa艂a godzin臋 w notesie. Po chwili weszli Moore i Battat. Szyja agenta by艂a pokryta czarnymi i szarymi plamami. Wygl膮da艂 na bardzo zm臋czonego.
Thomas poda艂 mu r臋k臋.
- Wszystko w porz膮dku?
- Troch臋 jestem poobijany - powiedzia艂 Battat. - Przykro mi z powodu
tego wszystkiego, Pat.
Thomas skrzywi艂 si臋.
- Niekt贸rych rzeczy nie mo偶na przewidzie膰, David. Zobaczymy, co si臋 da
zrobi膰.
Spojrza艂 na Moore'a, stoj膮cego obok Battata. Spotka艂 go na kilku konferencjach i przyj臋ciach w azjatyckich ambasadach. Moore by艂 przyzwoitym cz艂owiekiem, jednym z tych, kt贸rzy pracuj膮 dwadzie艣cia cztery godziny dziennie, siedem dni w tygodniu. W tej chwili nawet nie pr贸bowa艂 ukry膰 gniewu.
Ale r臋k臋 mu poda艂.
- Co s艂ycha膰? - spyta艂 Thomas.
- Niewa偶ne - powiedzia艂 Moore. - Jestem z艂y. To wcale nie musia艂o tak
si臋 sko艅czy膰.
- Ma pan racj臋 - powiedzia艂 Thomas, puszczaj膮c jego d艂o艅. - Z perspekty
wy czasu widz臋, 偶e nale偶a艂o to inaczej rozegra膰. Pytanie brzmi: jak ten b艂膮d
naprawi膰?
Moore prychn膮艂.
- Nie wykr臋ci si臋 pan tak 艂atwo - powiedzia艂. - Pa艅scy ludzie przeprowa
dzili tu ma艂膮 operacj臋 bez naszej wiedzy. Podobno obawia艂 si臋 pan o ich
bezpiecze艅stwo. Co pan sobie my艣li, panie Thomas? 呕e Azerowie pod艂膮
czyli si臋 do naszego systemu? 呕e wiedz膮 o ka偶dej, nawet najb艂ahszej akcji?
Thomas podszed艂 do fotela stoj膮cego naprzeciwko Williamson.
- Panie Moore, pani Williamson, mieli艣my ma艂o czasu, musieli艣my szyb
ko podj膮膰 decyzj臋. Fakt, okaza艂a si臋 b艂臋dna. Pytanie brzmi: co teraz? Je艣li
Harpunnik jest tutaj, jak mo偶emy go znale藕膰 i nie dopu艣ci膰, by uciek艂?
44
- Innymi s艂owy, jak mamy panu ocali膰 sk贸r臋, tak? - spyta艂 Moore.
- Mo偶na i tak to uj膮膰 - przyzna艂 Thomas. Wszystko, byleby ruszy膰 z miej
sca.
Moore westchn膮艂.
- Nie b臋dzie 艂atwo - powiedzia艂. - 艁贸d藕, kt贸r膮 widzia艂 pan Battat, znikn臋-
艂a bez 艣ladu, nasz cz艂owiek obserwuje lotnisko. 呕aden z odlatuj膮cych pasa
偶er贸w nie odpowiada艂 rysopisowi Harpunnika.
- Mo偶e zacznijmy od pocz膮tku? - zaproponowa艂 Thomas. - Czego Har-
punnik szuka w Baku?
- Dla terroryst贸w jest tu wiele potencjalnych cel贸w - powiedzia艂 Moore. -
A mo偶e zatrzyma艂 si臋 w drodze do innego kraju. Wie pan, jacy s膮 ci ludzie.
Rzadko wybieraj膮 najprostsz膮 tras臋.
- Gdyby Baku mia艂o by膰 tylko przystankiem, Harpunnika ju偶 dawno by tu
nie by艂o - powiedzia艂 Thomas. - Skupmy si臋 na mo偶liwych celach i powo
dach ataku.
- Najbardziej niepokoj膮ca jest sytuacja w G贸rnym Karabachu i Iranie -
powiedzia艂a Williamson. - G贸rny Karabach og艂osi艂 niepodleg艂o艣膰, Armenia
i Azerbejd偶an zg艂aszaj膮 do niego pretensje. Ca艂y region prawdopodobnie sta
nie w ogniu, kiedy tylko Azerbejd偶an zbierze do艣膰 pieni臋dzy na zakup no
woczesnej broni. Ju偶 to by艂oby fatalne dla obu kraj贸w, ale bior膮c pod uwag臋,
偶e sporny region le偶y dwadzie艣cia kilometr贸w od granicy z Iranem, grozi to
prawdziw膮 katastrof膮. Co si臋 tyczy samego Iranu, to nawet pomijaj膮c spra
w臋 G贸rnego Karabachu, Teheran i Baku od lat 偶r膮 si臋 o dost臋p do wszystkie
go, co jest w Morzu Kaspijskim, od ropy naftowej po jesiotry i ikr臋. Wcze艣
niej rz膮dzili tu Sowieci i brali, co chcieli. Niekt贸re problemy 艣ci艣le wi膮偶膮 si臋
ze sob膮 - doda艂a Williamson. - I tak, w wyniku niefachowo prowadzonych
przez Azerbejd偶an wierce艅 ira艅skie 艂owiska jesiotr贸w pokrywa p贸艂centyme-
trowa warstwa ropy. Zanieczyszczenia powoduj膮 wymieranie ryb.
- A jak w艂a艣ciwie jest z rop膮? - spyta艂 Thomas.
- S膮 cztery g艂贸wne pola naftowe - powiedzia艂a Williamson. - Azeri, Czi-
rag, Giunieszli i Azerbejd偶an. W艂adze kraju i cz艂onkowie zachodniego kon
sorcjum finansuj膮cego poszukiwania ropy twierdz膮, 偶e zgodnie z prawem
mi臋dzynarodowym maj膮 do tych p贸l wy艂膮czne prawa. Jednak powo艂uj膮 si臋
przy tym na przebieg granic strefy rybo艂贸wstwa, kt贸re zdaniem Iranu i Rosji
nie maj膮 w tym przypadku zastosowania. Dot膮d wszystkie spory mia艂y cha
rakter dyplomatyczny.
- Ale gdyby kto艣 dokona艂 zamachu - powiedzia艂 Thomas - na przyk艂ad
wysadzi艂 ambasad臋 lub zabi艂 kt贸rego艣 z polityk贸w...
- Mog艂oby to wywo艂a膰 reakcj臋 艂a艅cuchow膮 obejmuj膮c膮 kilka s膮siednich
kraj贸w, wp艂yn膮膰 na poda偶 ropy i wci膮gn膮膰 Stany Zjednoczone w konflikt
zbrojny na du偶膮 skal臋 - powiedzia艂a Williamson.
45
- I w艂a艣nie dlatego chcemy by膰 informowani o wszelkich tajnych dzia艂a
niach na naszej ma艂ej, zacofanej plac贸wce - doda艂 Moore sarkastycznym
tonem.
Thomas pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Mea culpa. A teraz mo偶e by艣my spojrzeli w przysz艂o艣膰 zamiast ci膮gle
ogl膮da膰 si臋 za siebie?
Moore popatrzy艂 na niego i skin膮艂 g艂ow膮.
- Wygl膮da to tak - powiedzia艂a Williamson, zagl膮daj膮c do notatek. - Je艣li
dobrze rozumiem, s膮 dwie mo偶liwe wersje wydarze艅. Pierwsza jest taka, 偶e
to nie Harpunnik napad艂 na pana Battata, co oznacza艂oby, i偶 mamy do czy
nienia ze zwyczajnym przemytnikiem narkotyk贸w lub broni, kt贸remu uda艂o
si臋 podej艣膰 pana Battata,
- Zgadza si臋 - powiedzia艂 Thomas.
- Czy to mo偶liwe? - spyta艂a Williamson.
- Raczej nie - powiedzia艂 Thomas. - Wiemy, 偶e Harpunnik tu jest. Wi
dzia艂 go urz臋dnik z biura wywiadu i analiz Departamentu Stanu lec膮cy sa
molotem tureckich linii lotniczych z Londynu do Moskwy. Pr贸bowa艂 go
艣ledzi膰, ale straci艂 go z oczu.
- Jak to? Pracownik Departamentu Stanu dziwnym trafem lecia艂 jednym sa
molotem z najbardziej poszukiwanym terroryst膮 艣wiata? - powiedzia艂 Moore.
- Nie mog臋 m贸wi膰 w imieniu Harpunnika, powtarzam tylko s艂owa tego
urz臋dnika - odpar艂 Thomas. - Ale ostatnio coraz wi臋cej terroryst贸w i szpie
g贸w podr贸偶uje tymi samymi samolotami, co dyplomaci. Pr贸buj膮 艣ci膮ga膰 dane
z ich laptop贸w i pods艂uchiwa膰 rozmowy telefoniczne. Departament Stanu
ju偶 kilka razy wydawa艂 w zwi膮zku z tym ostrze偶enia. Mo偶e to zbieg okolicz
no艣ci, a mo偶e Harpunnik liczy艂 na to, 偶e ukradnie jak膮艣 dyskietk臋 czy numer
telefonu, kiedy urz臋dnik p贸jdzie do ubikacji. Nie wiem.
- Na jakiej podstawie ten urz臋dnik rozpozna艂 Harpunnika? - spyta艂a Wil
liamson.
- Widzia艂 jego jedyne znane zdj臋cie - powiedzia艂 Thomas.
- Jest dobre, wyra藕ne - zapewni艂 j膮 Moore.
- Jak tylko dostali艣my t臋 wiadomo艣膰, zacz臋li艣my w臋szy膰 - ci膮gn膮艂 Tho
mas. - Potwierdzi艂y j膮 informacje uzyskane z innych 藕r贸de艂. Pasa偶er podr贸
偶owa艂 pod przybranym nazwiskiem, mia艂 fa艂szywy paszport brytyjski. Spraw
dzili艣my taks贸wki, okaza艂o si臋, 偶e jedna z nich zabra艂a go spod hotelu
Kensington Hilton w Londynie. Sp臋dzi艂 tam tylko jedn膮 noc i spotka艂 si臋
z kilkoma osobami, kt贸re wed艂ug od藕wiernego wygl膮da艂y na Arab贸w. Pr贸
bowali艣my namierzy膰 Harpunnika w Moskwie, ale nikt nie widzia艂, by opusz
cza艂 terminal. Sprawdzili艣my wi臋c inne loty. Cz艂owiek odpowiadaj膮cy jego
rysopisowi wylegitymowa艂 si臋 rosyjskim paszportem na nazwisko Gardner
i polecia艂 do Baku.
46
- To jest 艂贸d藕 Harpunnika - powiedzia艂a nagle zast臋pczyni ambasadora. -
Musi by膰.
Wszyscy spojrzeli na ni膮.
- S艂ysza艂a pani o niej? - spyta艂 Thomas.
- Tak. Na studiach powiedzia艂a Williamson. - Gardner to kapitan „Ra-
chel" w Moby Dicku. Tak nazywa艂 si臋 jeden ze statk贸w poluj膮cych na nie
uchwytnego bia艂ego wieloryba. Dodam tylko, 偶e go nie z艂apa艂.
Thomas spojrza艂 na Battata z 偶alem.
- Harpunnik - powiedzia艂. - Cholerny 艣wiat. Przecie偶 to oczywiste. Sam
si臋 nam wystawi艂.
- Spryciarz z niego, trzeba przyzna膰 - zauwa偶y艂 Moore. - Gdyby艣cie zro
zumieli aluzj臋, pomy艣leliby艣cie, 偶e to 偶art, i machn臋liby艣cie na to r臋k膮. Za to
gdyby艣cie uznali informacj臋 za wiarygodn膮, Harpunnik wiedzia艂by, gdzie
b臋dziecie go szuka膰. I czeka艂by tam na was.
- Ale ta 艂贸d藕 by艂a prawdziwa - powiedzia艂 Battat. - Widzia艂em nazw臋...
- Kt贸r膮 tam umie艣cili, by zwr贸ci膰 twoj膮 uwag臋 - powiedzia艂 Thomas. -
Cholera. Ale dali艣my si臋 nabra膰.
- Co czyni drug膮 wersj臋 wydarze艅 bardziej prawdopodobn膮 - powiedzia
艂a Williamson. - Je艣li Harpunnik by艂 w Baku, musimy jak najszybciej do
wiedzie膰 si臋 dw贸ch rzeczy. Po pierwsze, czego chcia艂, i po drugie, gdzie jest
teraz. Zgadza si臋?
Thomas skin膮艂 g艂ow膮. Moore wsta艂.
- Za艂o偶臋 si臋, 偶e nie pos艂uguje si臋 ju偶 rosyjskim paszportem. Dostan臋 si臋
do komputer贸w hotelowych i por贸wnam nazwiska go艣ci z rejestrem wyda
nych paszport贸w. Mo偶e kt贸rego艣 w nim nie b臋dzie.
- Je艣li ma tu wsp贸lnik贸w, nie musi mieszka膰 w hotelu - zauwa偶y艂 Tho
mas.
- Dam panu list臋 kom贸rek zagranicznych organizacji, o kt贸rych wiemy
lub kt贸rych istnienie podejrzewamy - powiedzia艂 Moore. - Mo偶e znajdzie
cie kt贸rego艣 z dawnych wsp贸艂pracownik贸w Harpunnika.
Battat przytakn膮艂.
- Jeszcze jedno - powiedzia艂 Thomas. - Przed przyjazdem pana Battata
praktycznie wyczerpali艣my nasze moskiewskie 藕r贸d艂a. Niewiele nam to da艂o,
ale nie mieli艣my czasu. Co z innymi pa艅stwami regionu?
- Nasza obecno艣膰 w nich jest znikoma - przyzna艂a zast臋pczyni ambasado
ra. - Mamy za ma艂o ludzi, by kultywowa膰 kontakty, a wi臋kszo艣膰 republik,
w tym Azerbejd偶an, nie dysponuje wystarczaj膮cymi 艣rodkami ze wzgl臋du
na problemy wewn臋trzne. Wszyscy zaj臋ci s膮 szpiegowaniem siebie nawza
jem, a szczeg贸lnie Czeczenii.
- Czemu? - spyta艂 Battat.
47
- Bo cho膰 powo艂ano tam rz膮d koalicyjny, to istnieje on tylko na papierze,
a w rzeczywisto艣ci Czeczeni臋 kontroluj膮 islami艣ci d膮偶膮cy do zdestabilizowa-
nia sytuacji w innych republikach, w tym w Rosji - powiedzia艂a. - Mam na
dziej臋, 偶e inicjatywa zg艂oszona wczoraj przez prezydenta pomo偶e to zmieni膰.
- Jaka inicjatywa? - spyta艂 Battat.
- Wsp贸艂praca wywiadu z ONZ - wyja艣ni艂 Moore. Og艂osi艂 j膮 wczoraj
w Waszyngtonie.
Battat przewr贸ci艂 oczami.
- Wiecie, jest kto艣, z kim mo偶na by si臋 skonsultowa膰 - powiedzia艂 Tho-
mas. - Par臋 lat temu s艂ysza艂em, 偶e Centrum Szybkiego Reagowania wsp贸艂
pracuje z rosyjsk膮 agencj膮 z Sankt Petersburga.
- Rosyjska grupa zarz膮dzania kryzysowego - powiedzia艂 Moore. - Tak,
te偶 co艣 o niej s艂ysza艂em.
- Zadzwoni臋 do Waszyngtonu, niech skontaktuj膮 si臋 z Centrum - powie
dzia艂 Moore. - Mo偶e nadal wsp贸艂pracuj膮 z Rosjanami.
- Przy okazji ka偶 im pogada膰 z Bobem Herbertem - zasugerowa艂 Thomas.
- To szef ich kom贸rki wywiadowczej, z tego, co s艂ysza艂em, naprawd臋 dobry.
Podobno ten ich nowy dyrektor, genera艂 Rodgers, to niez艂a pi艂a.
- Ju偶 nie jest dyrektorem - wtr膮ci艂a zast臋pczyni ambasadora.
- Kto go zast膮pi艂? - spyta艂 Thomas.
- Paul Hood - odpar艂a. - Dostali艣my wiadomo艣膰 dzi艣 rano. Wycofa艂 rezy
gnacj臋.
Moore parskn膮艂 艣miechem.
- Za艂o偶臋 si臋, 偶e nie b臋dzie si臋 pakowa艂 we wsp贸艂prac臋 z ONZ-etem.
- Mimo wszystko - podj膮艂 Thomas - niech si臋 skontaktuj膮 z Herbertem.
Harpunnik mo偶e pr贸bowa膰 uciec na p贸艂noc, do Skandynawii. A wtedy po
moc Rosjan mog艂aby si臋 przyda膰.
Moore przytakn膮艂. Wszyscy wstali, a Thomas poda艂 r臋k臋 zast臋pczyni ambasadora.
- Dzi臋kuj臋 za wszystko. Naprawd臋 mi przykro, 偶e tak to wysz艂o.
- Na razie nie sta艂o si臋 nic z艂ego.
- I dopilnujemy, 偶eby nic si臋 nie sta艂o - zapewni艂 Thomas.
- Ka偶臋 przygotowa膰 wam pok贸j - powiedzia艂a Williamson. - 呕adne luk
susy, ale przynajmniej b臋dziecie mieli gdzie spa膰.
- Dzi臋ki - odpar艂 Thomas - ale dop贸ki nie znajdziemy Harpunnika, raczej
ma艂o b臋d臋 spa艂.
- Jak my wszyscy, panie Thomas. Prosz臋 wybaczy膰, ale ambasador Smali
o dziesi膮tej wraca z Waszyngtonu. B臋dzie chcia艂 jak najszybciej zapozna膰
si臋 z sytuacj膮.
Thomas poszed艂 korytarzem do gabinetu Moore'a. By艂 w艣ciek艂y, 偶e zgubili Harpunnika. Dra艅 pewnie teraz 艣mia艂 si臋 z nich, 偶e dali si臋 nabra膰 na ten
48
numer z wielorybem. Ciekawe, czy m贸g艂 wiedzie膰, 偶e Battat przyjecha艂 z Moskwy. Mo偶e pozostawi艂 go przy 偶yciu w艂a艣nie po to, by sk艂贸ci膰 ze sob膮 kom贸rki CIA z Moskwy i Baku. A mo偶e chodzi艂o o to, by ich zdezorientowa膰, zmusi膰, by tracili czas na zastanawianie si臋, czemu go nie zabi艂.
Thomas potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. My艣lisz o zbyt wielu rzeczach naraz, skarci艂 si臋. Przesta艅. Musisz si臋 skupi膰. Ale wiedzia艂, 偶e to nie b臋dzie 艂atwe, bo Harpunnik lubi艂 miesza膰 gierki z prawd膮, by zmyli膰 trop.
I dot膮d 艣wietnie mu to wychodzi艂o.
ROZDZIA艁 11
Waszyngton
Poniedzia艂ek, 15.00
Zadzwoni艂 telefon kom贸rkowy. Rudow艂osy m臋偶czyzna wygoni艂 ze swojego gabinetu dw贸ch m艂odych asystent贸w. Obr贸ci艂 krzes艂o tak, by by膰 plecami do drzwi. Wyjrza艂 przez okno, wyj膮艂 kom贸rk臋 z wewn臋trznej kieszeni marynarki i odebra艂 po pi膮tym dzwonku. Gdyby telefon zgin膮艂 albo zosta艂 skradziony i kto艣 odebra艂by wcze艣niej, jego rozm贸wca mia艂 si臋 roz艂膮czy膰.
- Tak? - powiedzia艂 rudow艂osy cicho.
- Pierwszy etap zako艅czony. Wszystko idzie zgodnie z planem.
- Dzi臋kuj臋. - Rudow艂osy roz艂膮czy艂 si臋. Wystuka艂 numer.
- Halo? - odezwa艂 si臋 chropawy g艂os po pi膮tym sygnale.
- Wszystko gra - rzuci艂 rudow艂osy.
- To dobrze.
- Benn si臋 odezwa艂?
- Jeszcze nie. Ale to ju偶 tylko kwestia czasu.
Roz艂膮czyli si臋.
Rudow艂osy m臋偶czyzna schowa艂 telefon z powrotem do kieszeni. Ogarn膮艂 wzrokiem gabinet. Zdj臋cia z prezydentem i g艂owami innych pa艅stw. Pochwa艂y. Ma艂a ameryka艅ska flaga, kt贸r膮 dosta艂 od matki. Nosi艂 j膮, z艂o偶on膮, w tylnej kieszeni podczas s艂u偶by w Wietnamie. Teraz, oprawiona w ramki, wisia艂a na 艣cianie, wci膮偶 pomi臋ta i brudna od potu i b艂ota z p贸l bitwy.
Zawo艂a艂 asystent贸w. Ta zwyczajna, rutynowa czynno艣膰 podkre艣la艂a niezwykle z艂o偶on膮 natur臋 przedsi臋wzi臋cia jego i jego wsp贸lnik贸w. Zmieni膰 polityczn膮 i gospodarcz膮 map臋 艣wiata to jedno. Ale zrobi膰 to szybko, za jednym zamachem, to co艣 bez precedensu.
Trudne, ale jak偶e fascynuj膮ce zadanie. Gdyby operacja kiedykolwiek wysz艂a na 艣wiat艂o dzienne, niekt贸rzy uznaliby j膮 za godn膮 pot臋pienia. Z drugiej strony, to samo m贸wiono o rewolucji ameryka艅skiej i o wojnie domowej.
49
I o udziale Stan贸w Zjednoczonych w II wojnie 艣wiatowej przed Pearl Harbor. Rudow艂osy m臋偶czyzna mia艂 tylko nadziej臋, 偶e je艣li ich dzia艂ania zostan膮 ujawnione, ludzie zrozumiej膮, czemu by艂y konieczne. 呕e 艣wiat diametralnie si臋 zmieni艂. 呕e aby si臋 rozwija膰, czasem trzeba niszczy膰. Czasem prawa, czasem ludzi. A czasem jedno i drugie.
ROZDZIA艁 12
Camp Springs, Maryland
Poniedzia艂ek, 15.14
Po powrocie z Bia艂ego Domu Paul Hood zadzwoni艂 do senator Fox. Przyzna艂a, 偶e s艂owa prezydenta by艂y dla niej kompletnym zaskoczeniem i zamierza艂a z nim porozmawia膰. Hood poprosi艂, 偶eby wstrzyma艂a si臋 z tym do czasu, a偶 on sam zapozna si臋 z sytuacj膮. Zgodzi艂a si臋. Zadzwoni艂 do Boba Herberta. Przekaza艂 mu tre艣膰 rozmowy z pierwsz膮 dam膮 i poprosi艂 go, by sprawdzi艂 ten telefon z hotelu Hay-Adams i dowiedzia艂 si臋, czy kto艣 jeszcze zauwa偶y艂 dziwne zachowanie prezydenta. Poniewa偶 Herbert utrzymywa艂 kontakty z wieloma osobami - o nic nie prosi艂, pyta艂 tylko, co u nich s艂ycha膰, jak si臋 ma rodzina i tak dalej - m贸g艂 bez trudu wple艣膰 wa偶ne pytania w niezobowi膮zuj膮c膮 rozmow臋 tak, by nie wzbudzi膰 podejrze艅.
A teraz siedzieli razem w gabinecie Hooda. Ale Herbert nie by艂 ju偶 tym samym cz艂owiekiem, co przed kilkoma godzinami.
- Wszystko w porz膮dku? - spyta艂 Hood.
Herbert, zazwyczaj gadatliwy, nie odpowiedzia艂 od razu. Patrzy艂 niewidz膮cym wzrokiem przed siebie. By艂 wyra藕nie przygaszony.
- Bob? - naciska艂 Hood.
- My艣leli, 偶e ju偶 go maj膮 - powiedzia艂 Herbert.
- O czym ty m贸wisz?
- Znajomy z CIA przekaza艂 mi wiadomo艣ci z ambasady w Moskwie -
powiedzia艂 Herbert.
-No i?
Herbert odetchn膮艂 g艂臋boko.
- Harpunnik by艂 w Baku.
- Jezu - powiedzia艂 Hood. - Po co?
- Nie wiedz膮. Zgubili go. Wys艂ali jednego cz艂owieka na zwiad i... co za
niespodzianka!... dosta艂 po 艂bie. Nie dziwi臋 si臋, 偶e chcieli dzia艂a膰 dyskret
nie, ale maj膮c do czynienia z kim艣 takim jak Harpunnik, trzeba mie膰 wspar
cie.
- Gdzie jest teraz? - spyta艂 Hood. - Mo偶emy cokolwiek zrobi膰?
50
- Nie maj膮 poj臋cia. - Herbert powoli pokr臋ci艂 g艂ow膮 i uni贸s艂 monitor kom
putera zamontowany w por臋czy w贸zka. - Prawie dwadzie艣cia lat marz臋 o tym,
by z艂apa膰 drania za gard艂o, 艣cisn膮膰 mocno i patrze膰 mu w oczy, kiedy b臋dzie
zdycha艂. A je艣li nie b臋dzie mi to dane, to chc臋 chocia偶 wiedzie膰, 偶e gnije
w jakim艣 lochu, gdzie nigdy nie zobaczy s艂o艅ca. Chyba nie prosz臋 o zbyt
wiele, co?
- Bior膮c pod uwag臋, co zrobi艂, nie - powiedzia艂 Hood.
- Niestety, 艢wi臋ty Miko艂aj mnie nie s艂yszy - stwierdzi艂 Herbert z gorycz膮.
Przechyli艂 monitor do siebie. - Ale do艣膰 ju偶 gadania o tym sukinsynu. Po
rozmawiajmy o prezydencie. - Herbert poruszy艂 si臋 na siedzeniu. Jego oczy
rzuca艂y gniewne b艂yski, mia艂 zaci艣ni臋te z臋by, sztywno porusza艂 palcami. -
Matt Stoll sprawdzi艂 billingi hotelu Hay-Adams.
Matt Stoll by艂 specem od komputer贸w w Centrum.
- W艂ama艂 si臋 do bazy Bell Atlantic - powiedzia艂 Herbert. - Dzwoniono
z hotelu, owszem, ale nie z kt贸rego艣 z pokoj贸w. Telefon wykonano z same
go systemu.
- To znaczy?
- To znaczy, 偶e ten, kto dzwoni艂, nie wynaj膮艂 pokoju. Mo偶e chcia艂 pozo
sta膰 niezauwa偶ony - wyja艣ni艂 Herbert. - Dobra艂 si臋 do kabelk贸w gdzie in
dziej.
- Jak to dobra艂? - spyta艂 Hood.
- Wykorzysta艂 modem, by prze艂膮czy膰 rozmow臋 z innej linii - powiedzia艂
Herbert. - To si臋 nazywa „kradzie偶 impuls贸w". T臋 sam膮 technik臋 stosuje
si臋 do generowania fa艂szywego sygna艂u w automatach telefonicznych, by
zdoby膰 numery kart kredytowych i kont bankowych. Trzeba tylko uzyska膰
dost臋p do kabli w dowolnym punkcie sieci. 艢ci膮gn臋li艣my z Mattem plan
hotelu. Naj艂atwiej dobra膰 si臋 do skrzynki w piwnicy, bo tamt臋dy biegn膮
wszystkie kable. Ale jest tylko jedno wej艣cie, a pomieszczenie obserwuje
kamera, wi臋c ryzyko by艂oby za du偶e. Przypuszczamy, 偶e ten, kto podcze
pi艂 si臋 do tej linii, skorzysta艂 z jednego z automat贸w pod barem Off the
Record.
Hood dobrze zna艂 ten bar. Telefony znajdowa艂y si臋 w budkach przy wyj艣ciu na H Street. Nie zamontowano tam kamer. Mo偶na by艂o wej艣膰 i wyj艣膰 niezauwa偶onym.
- Czyli z pomoc膮 hakera Jack Fenwick m贸g艂 dzwoni膰 do prezydenta, sk膮d
chcia艂 - powiedzia艂 Hood.
- No w艂a艣nie - odpar艂 Herbert. - Z tego, co wiemy, Fenwick w tej chwili
jest w Nowym Jorku, gdzie ma si臋 spotka膰 z ambasadorami przy ONZ. Zdo
by艂em numer jego kom贸rki i pr贸bowa艂em si臋 do niego dodzwoni膰, ale za
ka偶dym razem w艂膮cza si臋 poczta g艂osowa. Zostawi艂em wiadomo艣膰, by do
mnie zadzwoni艂 w pilnej sprawie. Nagra艂em mu si臋 te偶 na automatyczn膮
51
sekretark臋 w domu i w biurze. Ale dot膮d si臋 nie odezwa艂. Ja i Mike rozmawiali艣my z innymi agencjami wywiadowczymi. Wszystkie by艂y zaskoczone o艣wiadczeniem prezydenta. Tylko jedna wsp贸艂pracuje z Organizacj膮 Narod贸w Zjednoczonych.
- Agencja Bezpiecze艅stwa Narodowego - powiedzia艂 Hood.
Herbert skin膮艂 g艂ow膮.
- Co znaczy, 偶e pan Fenwick musia艂 wcisn膮膰 prezydentowi niez艂y kit, by
przekona膰 go, 偶e poradz膮 sobie sami.
Herbert mia艂 racj臋, cho膰 w pewnym sensie Agencja Bezpiecze艅stwa Narodowego najlepiej nadawa艂aby si臋 do wsp贸艂pracy z nowymi partnerami. Jej g艂贸wne zadania zwi膮zane s膮 z kryptologi膮, a tak偶e zabezpieczaniem i przechwytywaniem komunikacji. W odr贸偶nieniu od CIA i Departamentu Stanu, NSA nie wolno prowadzi膰 dzia艂a艅 w obcych krajach. Dlatego te偶 zagraniczne rz膮dy nie reaguj膮 na ni膮 tak alergicznie. Gdyby Bia艂y Dom szuka艂 agencji mog膮cej wsp贸艂dzia艂a膰 z ONZ, NSA by艂aby w sam raz. Zaskakuj膮ce jednak by艂o to, 偶e prezydent nie uprzedzi艂 o tym innych s艂u偶b. A powinien powiadomi膰 przynajmniej senator Fox. Komisja do spraw nadzoru nad tajnymi s艂u偶bami musi aprobowa膰 wszelkie programy zwi膮zane z kontrwywiadem, walk膮 z terroryzmem, rozpowszechnianiem broni masowego ra偶enia czy narkotykami i tajne operacje prowadzone za granic膮. Propozycja prezydenta bez w膮tpienia le偶a艂a w jej kompetencjach.
Poniewa偶 jednak NSA dzia艂a niezale偶nie, jest te偶 najgorzej przygotowana do organizacji i nadzoru nad tak szeroko zakrojonym przedsi臋wzi臋ciem, jakie zaproponowa艂 prezydent. Dlatego w艂a艣nie Hood nie uwierzy艂 w inicjatyw臋 Lawrence'a. I nadal nie do ko艅ca w ni膮 wierzy艂.
- Rozmawia艂e艣 o tym z Donem Roednerem? - spyta艂 Hood. Roedner by艂
zast臋pc膮 doradcy do spraw bezpiecze艅stwa narodowego, podlega艂 bezpo
艣rednio Fenwickowi.
- Jest z Fenwickiem, nie mog艂em go z艂apa膰 - powiedzia艂 Herbert. - Roz
mawia艂em za to z jego zast臋pc膮, Alem Gibbonsem. Dziwna sprawa, Gib-
bons m贸wi, 偶e by艂 na spotkaniu w NSA w niedziel臋 po po艂udniu i Fenwick
wtedy ani s艂owem nie wspomnia艂 o wsp贸艂pracy z wywiadami innych kraj贸w.
- A prezydent by艂 przy tym?
Herbert zaprzeczy艂.
- Ale kilka godzin p贸藕niej Fenwick przekaza艂 mu wiadomo艣膰, 偶e dogada艂
si臋 w tej sprawie z rz膮dami kilku pa艅stw.
Herbert skin膮艂 g艂ow膮.
Hood zamy艣li艂 si臋. Mo偶liwe, 偶e o inicjatywie ONZ wiedzia艂o ograniczone grono os贸b, do kt贸rego Gibbons nie nale偶a艂. A mo偶e to skutek rywalizacji mi臋dzy r贸偶nymi wydzia艂ami NSA. Nie by艂oby to nic nowego. Po przyj艣ciu do Centrum Hood przestudiowa艂 dwa raporty, z 1997 roku, kt贸re de facto
52
upowa偶nia艂y Kongres do powo艂ania Centrum. Raport 105-24 wydany przez senack膮 komisj臋 do spraw wywiadu i raport 105-135 opublikowany przez komisj臋 Izby Reprezentant贸w do spraw nadzoru nad tajnymi s艂u偶bami - razem tworz膮ce kongresow膮 komisj臋 do spraw s艂u偶b specjalnych - stwierdza艂y, 偶e wszystkie agencje cierpi膮 na przerost biurokracji, czego konsekwencj膮 s膮 „wewn臋trzne spory, marnotrawstwo, niedoinformowanie personelu, a skutkiem tego brak rzeczowych, wyczerpuj膮cych analiz politycznych, gospodarczych i wojskowych", jak to podsumowa艂a senacka komisja. Mocne s艂owa. Kiedy uchwa艂膮 Kongresu powo艂ano Centrum Szybkiego Reagowania, Hood dosta艂 zadanie wyszukania najlepszych i najbystrzejszych ludzi, podczas gdy CIA i inne agencje mia艂y robi膰 porz膮dki we w艂asnych szeregach. Obecna sytuacja by艂a jednak niezwyk艂a, nawet jak na standardy obowi膮zuj膮ce w s艂u偶bach specjalnych, skoro wysocy rang膮 pracownicy NSA nie wiedzieli, co si臋 dzieje.
- To bez sensu - powiedzia艂 Herbert. - Centrum i CIA koordynuj膮 dzia艂a
nia wywiadu z dwudziestoma siedmioma krajami. Z jedenastoma innymi
wsp贸艂pracujemy nieoficjalnie, poprzez kontakty z cz艂onkami w艂adz. Wywiad
wojskowy pomaga siedmiu obcym pa艅stwom. Ktokolwiek nam贸wi艂 prezy
denta na co艣 takiego, prowadzi jak膮艣 gr臋.
- Albo chce go o艣mieszy膰 - podsun膮艂 Hood.
- Jak to?
- Przekona膰 go do jakiego艣 planu, wm贸wi膰 mu, 偶e wszystko jest obgada-
ne z innymi agencjami i rz膮dami, i doprowadzi膰 do jego publicznej kompro
mitacji.
- Po co?
- Nie wiem - odpar艂 Hood.
Rzeczywi艣cie nie wiedzia艂, ale nasuwa艂y mu si臋 niepokoj膮ce przypuszczenia. Centrum Operacyjne prowadzi艂o kiedy艣 膰wiczenia o nazwie Alternatywna Rzeczywisto艣膰, kt贸rych celem by艂o wywo艂anie u Saddama Husajna tak daleko posuni臋tej paranoi, by zwr贸ci艂 si臋 przeciwko najbardziej zaufanym doradcom. A je艣li kt贸ry艣 z obcych rz膮d贸w robi co艣 podobnego prezydentowi USA?
To do艣膰 naci膮gany pomys艂, ale to samo mo偶na by powiedzie膰 o zab贸jstwie dysydenta dokonanym przez KGB przy u偶yciu zatrutego parasola i pr贸bach podrzucenia Fidelowi Castro przez CIA zatrutego cygara. A to wszystko zdarzy艂o si臋 naprawd臋.
I jeszcze jedna mo偶liwo艣膰, kt贸rej nie chcia艂 bra膰 pod uwag臋: 偶e nie stoi za tym obcy rz膮d, tylko rz膮d ameryka艅ski. Nie mo偶na tego wykluczy膰.
A mo偶e znalaz艂oby si臋 bardziej prozaiczne wyja艣nienie. Pierwsza dama m贸wi艂a, 偶e jej m膮偶 jest niesw贸j. Wi臋c mo偶e tu tkwi problem? Lawrence sp臋dzi艂 cztery trudne lata w Bia艂ym Domu, a potem przez osiem lat ci臋偶ko
53
walczy艂, by do niego wr贸ci膰. Teraz zn贸w wszystko spoczywa na jego barkach. 呕yje w ci膮g艂ym stresie.
Niejeden prezydent by艂 bliski za艂amania: Woodrow Wilson, Franklin Roosevelt, Richard Nixon, Bill Clinton. Co si臋 tyczy Nixona, najbli偶si doradcy sugerowali mu, by poda艂 si臋 do dymisji nie tylko dla dobra kraju, ale i dla ratowania w艂asnego zdrowia psychicznego. Pracownicy i przyjaciele Clintona natomiast postanowili nie 艣ci膮ga膰 lekarzy i psychiatr贸w, mieli go tylko na oku i modlili si臋, by jako艣 przetrwa艂 proces o odsuni臋cie od w艂adzy. Uda艂o si臋.
Ale przynajmniej w dw贸ch przypadkach pozostawienie prezydenta na stanowisku nie sko艅czy艂o si臋 dobrze. Wilson dosta艂 udaru, pr贸buj膮c nak艂oni膰 Kongres do wyra偶enia zgody na przyst膮pienie USA do Ligi Narod贸w. A wsp贸艂pracownicy Roosevelta, na kt贸rego barkach spoczywa艂o prowadzenie wojny i przygotowywanie plan贸w organizacji powojennego 艂adu, pod koniec II wojny 艣wiatowej bardzo obawiali si臋 o jego zdrowie. Gdyby przekonali go, 偶e musi troch臋 przystopowa膰, mo偶e nie umar艂by na wylew.
Ka偶de z przypuszcze艅 mog艂o okaza膰 si臋 trafne, ale r贸wnie dobrze wszystkie mog艂y by膰 chybione. Hood jednak zawsze uwa偶a艂, 偶e lepiej rozwa偶y膰 wszystkie ewentualno艣ci, nawet te najmniej prawdopodobne, ni偶 da膰 si臋 zaskoczy膰. Zw艂aszcza 偶e gdyby jego najgorsze podejrzenia si臋 potwierdzi艂y, konsekwencje mog艂yby by膰 katastrofalne. B臋dzie musia艂 dzia艂a膰 ostro偶nie. Gdyby zobaczy艂 si臋 z prezydentem, mia艂by okazj臋 wy艂o偶y膰 karty na st贸艂, przyjrze膰 mu si臋 z bliska, sprawdzi膰, czy obawy Megan s膮 uzasadnione. Najgorsze, co mog艂o go spotka膰, to to, 偶e prezydent za偶膮da jego rezygnacji. Na szcz臋艣cie jeszcze nie zabra艂 z akt poprzedniej.
- O czym my艣lisz? - spyta艂 Herbert.
Hood si臋gn膮艂 do telefonu.
- Musz臋 spotka膰 si臋 z prezydentem.
- S艂usznie - powiedzia艂 Herbert. - Trzeba od razu przej艣膰 do sedna. Te偶
tak zawsze robi臋.
Zamiast przebija膰 si臋 przez central臋, Hood wystuka艂 numer 艂膮cz膮cy go bezpo艣rednio z sekretark膮 prezydenta, Jamie Leigh. Poprosi艂 j膮, by za艂atwi艂a mu kilkuminutowe spotkanie z prezydentem. Spyta艂a, w jakiej sprawie; musia艂a to wpisa膰 do terminarza, by prezydent wiedzia艂, o co chodzi. Hood odpar艂, 偶e ma par臋 pyta艅 dotycz膮cych roli Centrum Szybkiego Reagowania w programie wsp贸艂pracy wywiadowczej z ONZ.
Pani Leigh lubi艂a Hooda i poprosi艂a, 偶eby przyszed艂 o czwartej dziesi臋膰, b臋dzie mia艂 pi臋膰 minut na rozmow臋 z prezydentem.
Hood podzi臋kowa艂 jej i spojrza艂 na Herberta.
- Musz臋 lecie膰 - powiedzia艂. - Mam spotkanie za czterdzie艣ci minut.
54
- Nie wygl膮dasz na zadowolonego - zauwa偶y艂 Herbert.
- Bo nie jestem zadowolony - odpar艂 Hood. - Mamy kogo艣, kto m贸g艂by
sprawdzi膰, z kim Fenwick spotyka si臋 w Nowym Jorku?
- Mike skaptowa艂 kogo艣 z Departamentu Stanu, kiedy tam byli艣cie - po
wiedzia艂 Herbert.
- Kogo?
- Lisa Baroni. By艂a 艂膮cznikiem z rodzicami zak艂adnik贸w.
- Nie znam. Jak Mike j膮 znalaz艂?
- Jak ka偶dy dobry szpieg - powiedzia艂 Herbert. - Kiedy trafia w nowe
miejsce, szuka niezadowolonego pracownika i obiecuje mu jakie艣 korzy艣ci
w zamian za wsp贸艂prac臋. Zobaczymy, czy mo偶na na tej Baroni polega膰.
- Dobrze wi臋c. - Hood wsta艂. - Bo偶e, czuj臋 si臋 jak przed pasterk膮.
- To znaczy jak? Masz wyrzuty sumienia, 偶e tak rzadko bywasz w ko艣cie
le?
- Nie - odpar艂 Hood. - Czuj臋, 偶e dzieje si臋 co艣, co mnie przerasta. I boj臋
si臋, 偶e kiedy to zrozumiem, zesram si臋 ze strachu.
- A nie na tym polega religia? - spyta艂 Herbert.
Hood zamy艣li艂 si臋. Wreszcie u艣miechn膮艂 si臋 szeroko i ruszy艂 do wyj艣cia.
- Fakt - powiedzia艂.
- Powodzenia! - Herbert ruszy艂 na w贸zku za nim.
ROZDZIA艁 13
Gobustan, Azerbejd偶an
Poniedzia艂ek, 23.56
Gobustan to ma艂a, zapad艂a wioska sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w na po艂udnie Pod Baku. Region ten zosta艂 zasiedlony oko艂o 8000 roku p.n.e. i jest pe艂en jaski艅 i strzelaj膮cych w niebo ska艂. 艢ciany jaski艅 pokrywaj膮 prehistoryczne rysunki, a tak偶e nieco 艣wie偶sze formy artystycznego wyrazu -graffiti pozostawione przed dwoma tysi膮cami lat przez legionist贸w rzymskich.
Nisko na przedg贸rzu, poni偶ej jaski艅, stoi kilka pasterskich chat. Rozrzucone po setkach hektar贸w pastwisk wzniesione zosta艂y na pocz膮tku wieku i w wi臋kszo艣ci wci膮偶 s膮 zamieszkane, cho膰 niekoniecznie przez pasterzy. Jedna z nich schowana jest za ska艂膮, z kt贸rej roztacza si臋 widok na ca艂膮 wie艣. Dosta膰 si臋 tam mo偶na tylko zryt膮 koleinami drog膮 wytyczon膮 w艣r贸d wzg贸rz przez setki n贸g i erozj臋.
W chacie tej, przy rozklekotanym drewnianym stole na 艣rodku ma艂ego pokoju siedzia艂o pi臋ciu m臋偶czyzn. Sz贸sty zaj膮艂 krzes艂o pod oknem, z kt贸rego mia艂 widok na drog臋. Na kolanach trzyma艂 uzi. Si贸dmy m臋偶czyzna zosta艂
55
w Baku i obserwowa艂 szpital. Nie wiedzieli, kiedy pacjent zostanie przywieziony, ale Maurice Charles chcia艂, by jego cz艂owiek by艂 przygotowany.
Przez otwarte okno wpada艂 ch艂odny wiatr. Nie licz膮c pohukiwania s贸w i turkotu kamieni obruszanych przez lisy poluj膮ce na polne myszy, na zewn膮trz panowa艂a cisza - cisza, jak膮 Harpunnik rzadko m贸g艂 si臋 cieszy膰 podczas swoich podr贸偶y po 艣wiecie.
Wszyscy opr贸cz Charlesa byli w samych szortach. Ogl膮dali zdj臋cia, kt贸re dostali przez 艂膮cze satelitarne, dzi臋ki przeno艣nej antenie zamontowanej na dachu chaty, gdzie nic nie przes艂ania艂o po艂udniowo-wschodniej cz臋艣ci nieba i Horizona T3. Umieszczony trzydzie艣ci pi臋膰 tysi臋cy siedemset trzydzie艣ci sze艣膰 kilometr贸w nad punktem o wsp贸艂rz臋dnych 21 掳 25' szeroko艣ci geograficznej p贸艂nocnej i 60掳 27' d艂ugo艣ci geograficznej wschodniej satelita by艂 wykorzystywany przez ameryka艅ski wywiad do obserwacji Morza Kaspijskiego. Charles dosta艂 od swojego ameryka艅skiego 艂膮cznika adres zastrze偶onej strony internetowej i kod dost臋pu i 艣ci膮gn膮艂 z niej wykonane przez Horizona zdj臋cia z ostatnich dwudziestu czterech godzin.
U偶ywany przez nich dekoder, StellarPhoto Judge 7, tak偶e zosta艂 dostarczony przez 艂膮cznika Charlesa za po艣rednictwem jednej z ambasad. By艂o to ma艂e urz膮dzenie, wielko艣ci膮 i konfiguracj膮 zbli偶one do faksu. SPJ 7 drukowa艂 zdj臋cia na grubym papierze sublimacyjnym, 艣liskim, oleistym arkuszu, kt贸rego nie dawa艂o si臋 przefaksowa膰 ani zeskanowa膰. Adresat dosta艂by tylko rozmazan膮 plam臋. Urz膮dzenie powi臋ksza艂o obrazy z dok艂adno艣ci膮 do dziesi臋ciu metr贸w. W po艂膮czeniu z dzia艂aj膮c膮 w podczerwieni soczewk膮 satelity pozwoli艂o to Charlesowi odczyta膰 numery na skrzydle samolotu.
U艣miechn膮艂 si臋. Na zdj臋ciu by艂 jego samolot. Czy raczej kupiony przez nich azerbejd偶a艅ski samolot.
- Jeste艣 pewien, 偶e Amerykanie to znajd膮? - spyta艂 jeden z ludzi, niski,
kr臋py, 艣niady m臋偶czyzna o ogolonej g艂owie i ciemnych, g艂臋boko osadzo
nych oczach. Z jego wykrzywionych ku do艂owi ust zwisa艂 skr臋t. Na lewym
przedramieniu widnia艂 tatua偶: rysunek zwini臋tego w臋偶a.
- Nasz przyjaciel tego dopilnuje - powiedzia艂 Charles.
Oni zreszt膮 te偶. W艂a艣nie w tym celu szykowali zamach na ira艅sk膮 platform臋 wiertnicz膮. Kiedy go przeprowadz膮, ameryka艅skie Narodowe Biuro Zwiadowcze dok艂adnie obejrzy satelitarne zdj臋cia pola naftowego Giunieszli. Eksperci sprawdz膮, kto w ci膮gu poprzedzaj膮cych atak kilku dni m贸g艂 odby膰 rekonesans w pobli偶u platformy. Znajd膮 zdj臋cia samolotu Charlesa. A potem co艣 jeszcze.
Zaraz po zamachu wpadnie do morza rosyjski terrorysta, Siergiej Czerkasow. A w艂a艣ciwie jego cia艂o. Czerkasowa schwyta艂y wojska Azerbejd偶anu w G贸rnym Karabachu, a ludzie Charlesa uwolnili go z wi臋zienia i w tej chwili przetrzymywali na pok艂adzie „Rachel". Tu偶 przed akcj膮 Rosjanin zginie
56
od kuli z ira艅skiego karabinu gewehr 3. Takiej samej amunicji u偶ywaj膮 stra偶nicy platformy. Kiedy jego cia艂o zostanie odnalezione - dzi臋ki informacjom przekazanym CIA - Amerykanie znajd膮 w jego kieszeni fotografie, te same, kt贸re Charles zrobi艂 z pok艂adu samolotu. Na jednej z nich wida膰 b臋dzie kawa艂ek skrzyd艂a i numery widoczne tak偶e na zdj臋ciu satelitarnym. Na innym b臋d膮 naniesione o艂贸wkiem znaki wskazuj膮ce cel ataku.
Po odnalezieniu tych zdj臋膰 i cia艂a terrorysty Stany Zjednoczone i reszta 艣wiata dojd膮 do wniosku zgodnego z oczekiwaniami Charlesa i jego mocodawc贸w.
Mylnego.
呕e Rosja i Azerbejd偶an chc膮 odebra膰 Iranowi platformy wiertnicze w Giunieszli.
ROZDZIA艁 14
Nowy Jork
Poniedzia艂ek, 16.01
Departament Stanu ma dwa biura w pobli偶u siedziby ONZ na nowojorskiej East Side: biuro misji zagranicznych oraz biuro bezpiecze艅stwa dyplomatycznego.
Czterdziestotrzyletnia mecenas Lisa Baroni by艂a zast臋pc膮 dyrektora dzia艂u roszcze艅 dyplomatycznych w biurze do spraw kontakt贸w z dyplomatami. Oznacza艂o to, 偶e ilekro膰 jaki艣 dyplomata mia艂 k艂opoty z ameryka艅skim wymiarem sprawiedliwo艣ci, Lisa wkracza艂a do akcji. K艂opoty mog艂y by膰 r贸偶ne: od rzekomo bezprawnego przeszukania baga偶u dyplomaty na jednym z krajowych lotnisk czy potr膮cenie pieszego przez samoch贸d dyplomaty, po niedawne opanowanie Rady Bezpiecze艅stwa przez terroryst贸w.
Przed dziesi臋cioma dniami Baroni mia艂a pomaga膰 dyplomatom, ale sko艅czy艂o si臋 na tym, 偶e musia艂a pociesza膰 rodzic贸w, kt贸rych dzieci zosta艂y zak艂adnikami terroryst贸w. Wtedy w艂a艣nie pozna艂a genera艂a Mike'a Rodgersa. Po akcji odby艂 z ni膮 kr贸tk膮 rozmow臋. Powiedzia艂, 偶e jest pod wra偶eniem jej spokoju, komunikatywno艣ci i odpowiedzialno艣ci. Wyja艣ni艂, 偶e jako nowy szef waszyngto艅skiego Centrum Szybkiego Reagowania szuka dobrych fachowc贸w. Zaprosi艂 j膮 na rozmow臋 kwalifikacyjn膮. Sprawia艂 wra偶enie rzeczowego oficera, bardziej zainteresowanego jej talentem i kwalifikacjami ni偶 urod膮 czy d艂ugo艣ci膮 sp贸dnicy. To jej si臋 spodoba艂o. Podobnie jak perspektywa powrotu do Waszyngtonu. Baroni sp臋dzi艂a tam dzieci艅stwo, studiowa艂a prawo mi臋dzynarodowe na Uniwersytecie Georgetown i wci膮偶 mieszkali tam wszyscy jej krewni i znajomi. Po trzech latach sp臋dzonych w Nowym Jorku nie mog艂a si臋 doczeka膰 powrotu do domu.
57
Ale kiedy genera艂 Rodgers w ko艅cu zadzwoni艂, nie powiedzia艂 jej tego, czego oczekiwa艂a.
To by艂o wczesnym popo艂udniem. Rodgers wyja艣ni艂, 偶e jego prze艂o偶ony, Paul Hood, wycofa艂 rezygnacj臋. On jednak wci膮偶 szuka fachowc贸w, w zwi膮zku z czym ma dla niej pewn膮 propozycj臋. Przejrza艂 jej akta w Departamencie Stanu i stwierdzi艂, 偶e by艂aby dobr膮 kandydatk膮 na stanowisko oficera politycznego, kt贸re pozostawa艂o nieobsadzone od 艣mierci Marthy Mackall, zabitej w Hiszpanii. Obieca艂 Lisie, 偶e 艣ci膮gnie j膮 do Waszyngtonu na rozmow臋 kwalifikacyjn膮, je艣li ona pomo偶e mu rozwi膮za膰 pewien k艂opot w Nowym Jorku.
Spyta艂a, czy ta pomoc b臋dzie zgodna z prawem. Rodgers zapewni艂 j膮, 偶e tak. Skoro tak, odpar艂a, to ch臋tnie pomo偶e. Tak w艂a艣nie zawiera艂o si臋 znajomo艣ci w Waszyngtonie. Pomoc wzajemna to podstawa.
Rodgers wyja艣ni艂, 偶e potrzebny mu jest rozk艂ad dnia szefa NSA, Jacka Fenwicka, kt贸ry pojecha艂 do Nowego Jorku na spotkania z delegatami ONZ. Doda艂, 偶e nie chodzi mu o harmonogram oficjalny. Chcia艂 wiedzie膰, gdzie Rodgers faktycznie by艂.
To powinno by膰 stosunkowo 艂atwe. Fenwick mia艂 w jej budynku gabinet, w kt贸rym urz臋dowa艂 podczas ka偶dego pobytu w Nowym Jorku. Mie艣ci艂 si臋 on na sz贸stym pi臋trze, wraz z gabinetem sekretarza stanu. Jednak nowojorski zast臋pca Fenwicka powiedzia艂, 偶e jego szef tym razem si臋 tam nie zjawi, wszystkie spotkania odb臋dzie w konsulatach.
Baroni sprawdzi艂a wi臋c list臋 rz膮dowych numer贸w rejestracyjnych. Przechowywano j膮na wypadek uprowadzenia kt贸rego艣 z dyplomat贸w. Szef NSA zawsze je藕dzi艂 po Nowym Jorku tym samym wozem. Baroni spisa艂a jego numer rejestracyjny i poprosi艂a znajomego, detektywa Steve'a Mitchella z Midtown South, by spr贸bowa艂 go namierzy膰. Potem zdoby艂a numer elektronicznej przepustki umieszczonej na przedniej szybie samochodu. Pozwala艂a ona na szybki wjazd do gara偶y ambasad i budynk贸w rz膮dowych, co dawa艂o potencjalnym zamachowcom mniej czasu na zorganizowanie zasadzki.
Przepustka nie pojawi艂a si臋 w 偶adnym z rz膮dowych punkt贸w kontrolnych, z kt贸rych dane niezw艂ocznie przesy艂ano do akt Departamentu Stanu. To znaczy艂o, 偶e Fenwick jest w kt贸rej艣 z ambasad. Przesz艂o sto z nich tak偶e przesy艂a艂o dane o go艣ciach do Departamentu Stanu. Wi臋kszo艣膰 to przedstawicielstwa bliskich sojusznik贸w Stan贸w Zjednoczonych, na przyk艂ad Wielkiej Brytanii, Japonii i Izraela. Fenwick nie odwiedzi艂 偶adnego z nich. Baroni przes艂a艂a Rodgersowi zabezpieczonym e-mailem informacj臋 o tym, gdzie Fenwicka na pewno nie by艂o.
Wreszcie kilka minut po czwartej zadzwoni艂 detektyw Mitchell. Jeden z jego ludzi zauwa偶y艂 w贸z szefa NSA ruszaj膮cy spod budynku na 622 Third Ave-
58
nue, tu偶 przy Czterdziestej Drugiej. Baroni sprawdzi艂a adres w wykazie sta艂ych misji dyplomatycznych. Zdziwi艂a si臋, kiedy zobaczy艂a, kto tam urz臋duje.
ROZDZIA艁 15
Waszyngton
Poniedzia艂ek, 16.03
Paul Hood przyby艂 do Bia艂ego Domu o czwartej. Zanim ochrona sko艅czy艂a go sprawdza膰, przyszed艂 po niego sta偶ysta, kt贸ry mia艂 go zaprowadzi膰 do Gabinetu Owalnego. Hood widzia艂 po nim, 偶e by艂 tu co najmniej od kilku miesi臋cy. Jak wi臋kszo艣膰 do艣wiadczonych sta偶yst贸w, wymuskany m艂odzieniec emanowa艂 pewno艣ci膮 siebie. I trudno si臋 dziwi膰: w ko艅cu mia艂 ledwo dwadzie艣cia par臋 lat, a ju偶 pracowa艂 w Bia艂ym Domu. Identyfikator na szyi by艂 powa偶nym atutem w oczach kobiet zaczepianych w barze, rozgadanych s膮siadek w samolocie i braci i kuzyn贸w na zjazdach rodzinnych. Ch艂opak codziennie styka艂 si臋 z prezydentem, wiceprezydentem, cz艂onkami administracji i przyw贸dcami Kongresu. Poznawa艂 mechanizmy w艂adzy, wiedzia艂, co naprawd臋 dzieje si臋 na 艣wiecie, i stale by艂 na oczach medi贸w, dla kt贸rych miny i wypowiedzi nawet takich ludzi jak on mog艂y mie膰 historyczne znaczenie. Hood pami臋ta艂, 偶e czu艂 si臋 podobnie, kiedy za m艂odu pracowa艂 zaledwie w biurze gubernatora Kalifornii. A偶 trudno sobie wyobrazi膰, jak prze偶ywa艂 to ten dzieciak, kt贸ry znalaz艂 si臋 w samym centrum wielkiego 艣wiata.
Gabinet Owalny mie艣ci si臋 w po艂udniowo-wschodniej cz臋艣ci Zachodniego Skrzyd艂a. Hood w milczeniu szed艂 za m艂odym sta偶yst膮, mijaj膮c pracownik贸w, kt贸rzy nie sprawiali wra偶enia zarozumia艂ych. Wygl膮dali raczej jak pasa偶erowie, kt贸rzy sp贸藕nili si臋 na samolot. Przeszed艂 obok biur doradcy do spraw bezpiecze艅stwa narodowego i wiceprezydenta, min膮艂 gabinet rzecznika prasowego. Obok sali posiedze艅 skr臋cili na po艂udnie. Przez ca艂y ten czas nie odzywali si臋 do siebie. Hood by艂 ciekaw, czy sta偶ysta milczy, bo jest dobrze wychowany, czy te偶 po prostu nie chce mu si臋 otwiera膰 ust do kogo艣 tak niskiego rang膮.
W gabinecie za sal膮 posiedze艅 urz臋dowa艂a pani Leigh. Siedzia艂a za biurkiem. Za nim znajdowa艂y si臋 jedyne drzwi prowadz膮ce do Gabinetu Owalnego. Sta偶ysta przeprosi艂 i wyszed艂. Hood i wysoka, siwow艂osa sekretarka prezydenta u艣miechn臋li si臋 do siebie. Pani Leigh pochodzi艂a z Teksasu i mia艂a nerwy ze stali, zimn膮 krew, cierpliwo艣膰 i z艂o艣liwe poczucie humoru, cechy niezb臋dne u stra偶niczki najwa偶niejszych wr贸t w kraju. Jej m臋偶em by艂 nie偶yj膮cy ju偶 senator Titus Leigh, legendarny hodowca byd艂a.
59
- Prezydent sp贸藕ni si臋 kilka minut - uprzedzi艂a pani Leigh. - Ale nic to.
Przez ten czas mo偶e mi pan powiedzie膰, co u pana s艂ycha膰.
- Jako艣 sobie radz臋 - odpar艂 Hood. - A pani?
- Wszystko w porz膮dku - powiedzia艂a beznami臋tnym tonem. - Mam si艂臋
dziesi臋ciu, bo serce moje jest czyste.
- Sk膮d艣 to znam. - Hood podszed艂 do jej biurka.
- To z Tennysona - wyja艣ni艂a. Jak si臋 miewa pa艅ska c贸rka?
- Te偶 jest silna - powiedzia艂 Hood. - I mo偶e liczy膰 na pomoc wielu os贸b.
- W to nie w膮tpi臋. - Pani Leigh wci膮偶 si臋 u艣miecha艂a. - Prosz臋 da膰 zna膰,
gdybym mog艂a co艣 dla pana zrobi膰.
- Oczywi艣cie. - Hood spojrza艂 w jej szare oczy. - W艂a艣ciwie to rzeczywi
艣cie mo偶e mi pani pom贸c.
-Jak?
- To pozostanie mi臋dzy nami?
- Oczywi艣cie - zapewni艂a.
- Pani Leigh, czy pani zdaniem z prezydentem jest wszystko w porz膮dku?
- spyta艂.
Jej u艣miech zgas艂. Spu艣ci艂a g艂ow臋.
- To dlatego chce si臋 pan z nim spotka膰?
-Nie.
- Czemu pan w og贸le o to pyta?
- Bliscy martwi膮 si臋 o niego - wyja艣ni艂.
- I wys艂ali pana do jaskini lwa?
- Nie, a偶 tak wyrachowani nie s膮 - powiedzia艂 Hood i wtedy zadzwoni艂a
jego kom贸rka. Wyj膮艂 j膮 z kieszeni i odebra艂. - M贸wi Paul.
- Cze艣膰 Paul, tu Mike.
- Mike, co si臋 dzieje? - Skoro Rodgers dzwoni do niego tu i teraz, musi
chodzi膰 o co艣 wa偶nego.
- Przed trzema minutami obiekt opu艣ci艂 misj臋 ira艅sk膮 przy ONZ.
- Nie wiesz, gdzie by艂 przez reszt臋 dnia?
- Nie - powiedzia艂 Rodgers. Sprawdzamy to. Jak dot膮d, jego samo
ch贸d nie pokaza艂 si臋 w 偶adnej z ambasad naszych najwa偶niejszych sojusz
nik贸w.
- Dzi臋ki. Daj zna膰, gdyby艣 czego艣 si臋 dowiedzia艂. - Hood roz艂膮czy艂 si臋
i schowa艂 telefon do kieszeni.
Dziwne. Prezydent zg艂asza inicjatyw臋 adresowan膮 do ONZ, a jednym z pierwszych przedstawicielstw odwiedzonych przez doradc臋 do spraw bezpiecze艅stwa narodowego jest misja ira艅ska. To bez sensu. Iran wspiera terroryzm.
Drzwi Gabinetu Owalnego otworzy艂y si臋.
- Pani Leigh, mog艂aby pani co艣 dla mnie zrobi膰? - poprosi艂 znowu Hood.
60
- Oczywi艣cie.
- Mo偶e pani zdoby膰 harmonogram wizyty Jacka Fenwicka w Nowym Jor
ku?
- Fenwicka? Po co?
- To mi臋dzy innymi z jego powodu zada艂em pani tamto pytanie - odpar艂
Hood.
Pani Leigh spojrza艂a na niego.
- Dobrze. Przynie艣膰 to panu, kiedy b臋dzie pan u prezydenta?
- Jak najszybciej - powiedzia艂 Hood. - A kiedy zdob臋dzie pani numer akt, prosz臋 sprawdzi膰, co jeszcze w nich jest. Nie chodzi mi o konkretne dokumenty, tylko o daty ich z艂o偶enia.
- Dobrze - powiedzia艂a. - Aha, a co do pa艅skiego pytania... Tak, zauwa
偶y艂am, 偶e prezydent si臋 zmieni艂.
U艣miechn膮艂 si臋 do niej.
- Dzi臋ki. Gdyby by艂y jakie艣 k艂opoty, postaramy si臋 szybko i dyskretnie im
zaradzi膰, jakiekolwiek jest ich 藕r贸d艂o.
Skin臋艂a g艂ow膮 i usiad艂a do komputera. Z Gabinetu Owalnego wyszed艂 wiceprezydent, Charles Cotten, wysoki, t臋gi m臋偶czyzna o szczup艂ej twarzy i rzedniej膮cych siwych w艂osach. Przywita艂 Hooda u艣miechem i ciep艂ym u艣ciskiem d艂oni, ale nie zamieni艂 z nim ani s艂owa. Pani Leigh wcisn臋艂a guzik interkomu. Odebra艂 prezydent. Powiedzia艂a, 偶e przyszed艂 Paul Hood. Prezydent poprosi艂, by go wpu艣ci艂a. Hood okr膮偶y艂 biurko i wszed艂 do Gabinetu Owalnego.
ROZDZIA艁 16
Baku, Azerbejd偶an
Wtorek, 0.07
David Battat le偶a艂 na lichej pryczy i wpatrywa艂 si臋 w ciemny sufit zawilgoconej kom贸rki. Pat Thomas spa艂 po drugiej stronie, oddycha艂 cicho, r贸wno. Za to Battat nie m贸g艂 zasn膮膰.
Wci膮偶 bola艂a go szyja i by艂 na siebie z艂y, 偶e da艂 si臋 zaskoczy膰, ale nie dlatego nie m贸g艂 zmru偶y膰 oka. Wieczorem przejrza艂 informacje CIA o Harpunniku. I od tej pory o niczym innym nie m贸g艂 my艣le膰. Wszystkie znaki na niebie i ziemi - i wiarygodny 艣wiadek - wskazywa艂y, 偶e „Rachel" czeka艂a w艂a艣nie na Harpunnika. A skoro tak, skoro zrobi艂 sobie przystanek w Baku, to pozostawa艂o jedno pytanie, wci膮偶 niedaj膮ce Battatowi spokoju: „Dlaczego 偶yj臋?"
Po co terrorysta-psychopata, w dodatku znany ze stosowania taktyki spalonej ziemi, mia艂by zostawi膰 wroga przy 偶yciu? Dla zmy艂ki? Po to, by
61
pomy艣leli, 偶e to nie on go napad艂? Taka by艂a pierwsza my艣l Battata. Ale mo偶e chodzi o co艣 innego. Le偶a艂 wi臋c i my艣la艂.
Przychodzi艂o mu do g艂owy tylko jedno wyja艣nienie: 偶e mia艂 dostarczy膰 prze艂o偶onym nieprawdziwe informacje. Tyle 偶e 偶adnych informacji nie zdoby艂, poza t膮 jedn膮, i tak ju偶 dobrze znan膮: 偶e „Rachel" by艂a tam, gdzie by膰 mia艂a. Ale nie wiadomo, kto wszed艂 na pok艂ad i dok膮d pop艂yn臋艂a, wi臋c i ta wiadomo艣膰 na nic si臋 nie przyda.
Ubranie Battata zosta艂o skrupulatnie przeszukane. Poniewa偶 nie znaleziono w nim elektronicznego nadajnika ani radioaktywnego wska藕nika, zosta艂o spalone. Gdyby co艣 takiego wpad艂o w ich r臋ce, mogliby to wykorzysta膰 do dezinformowania nieprzyjaciela lub sprowadzenia go na fa艂szywy trop. Moore przeczesa艂 w艂osy Battata, zajrza艂 mu pod paznokcie, do ust i w inne miejsca, szukaj膮c mikronadajnika, kt贸ry mogli to zostawi膰 terrory艣ci. Nic nie znalaz艂.
Nic a nic, pomy艣la艂. I to go dr臋czy艂o. Bo Harpunnik na pewno nie odwali艂 fuszerki. Pozwoli艂 mu 偶y膰, bo mia艂 w tym jaki艣 cel.
Battat zamkn膮艂 oczy i przewr贸ci艂 si臋 na bok. Niczego nie wymy艣li, kiedy jest taki zm臋czony. Musi si臋 przespa膰. Zmusi艂 si臋, by pomy艣le膰 o czym艣 przyjemnym: na przyk艂ad o tym, co zrobi Harpunnikowi, kiedy go znajdzie.
Od razu si臋 odpr臋偶y艂. Zacz臋艂o mu si臋 robi膰 ciep艂o. To pewnie przez s艂ab膮 wentylacj臋 i wzburzenie wywo艂ane wszystkim, co tego dnia przeszed艂.
Po kilku minutach ju偶 spa艂.
Po kilku nast臋pnych zacz膮艂 si臋 poci膰.
A kilka minut p贸藕niej ockn膮艂 si臋, z trudem 艂api膮c dech.
ROZDZIA艁 17
Waszyngton
Poniedzia艂ek, 16.13
Kiedy Hood wszed艂, prezydent w艂a艣nie co艣 notowa艂. Poprosi艂 go艣cia, by usiad艂; sam musia艂 jeszcze zapisa膰 sobie par臋 rzeczy. Hood cicho zamkn膮艂 drzwi za sob膮 i podszed艂 do br膮zowego sk贸rzanego fotela przed biurkiem. Wy艂膮czy艂 kom贸rk臋 i usiad艂.
Prezydent mia艂 na sobie czarny garnitur z krawatem w srebrne i czarne pr膮偶ki. Za jego plecami jaskrawe 偶贸艂te 艣wiat艂o odbija艂o si臋 od kuloodpornych szyb, zza kt贸rych wy艂ania艂 si臋 bujny, pe艂en 偶ycia Ogr贸d R贸偶any. Wszystko zdawa艂o si臋 w jak najlepszym porz膮dku. Hood a偶 zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, czy aby nie przesadza z podejrzeniami.
Ale trwa艂o to tylko chwil臋. To dzi臋ki instynktowi zaszed艂 tak wysoko; nie mia艂 powodu, by teraz we艅 zw膮tpi膰. Poza tym bitwy nie tocz膮 si臋 w namiocie dow贸dcy.
62
Prezydent od艂o偶y艂 d艂ugopis i spojrza艂 na niego. Twarz mia艂 艣ci膮gni臋t膮 i blad膮, ale oczy nie straci艂y swojego blasku.
- S艂ucham, Paul - powiedzia艂.
Hoodowi zrobi艂o si臋 gor膮co. Czeka go trudna rozmowa. Nawet je艣li ma racj臋, nie艂atwo mu b臋dzie przekona膰 prezydenta, 偶e podw艂adni mog膮 knu膰 co艣 za jego plecami. W gruncie rzeczy sam niewiele wiedzia艂 i w g艂臋bi duszy 偶a艂owa艂, 偶e przed przyj艣ciem tutaj nie spotka艂 si臋 z pierwsz膮 dam膮. Lepiej by艂oby, gdyby to ona porozmawia艂a z m臋偶em w cztery oczy. Je艣li jednak potwierdz膮 si臋 informacje zdobyte przez Herberta, raczej nie starczy na to czasu. Jak na ironi臋, Hood nie m贸g艂 miesza膰 do tego Megan Lawrence. Nie chcia艂, by prezydent wiedzia艂, 偶e 偶ona m贸wi o nim za jego plecami.
Wychyli艂 si臋 do przodu.
- Panie prezydencie, mam pewne obawy w kwestii wsp贸艂pracy wywiadu
z Organizacj膮 Narod贸w Zjednoczonych.
- Zaj膮艂 si臋 tym Jack Fenwick - powiedzia艂 prezydent. - Po powrocie z No
wego Jorku zreferuje sytuacj臋.
- Czy to NSA poprowadzi ten projekt?
- Tak - potwierdzi艂 prezydent. - Jack b臋dzie mi bezpo艣rednio podlega艂.
Paul, mam nadziej臋, 偶e nie przyszed艂e艣 tu z powodu jakiego艣 chorego sporu
kompetencyjnego mi臋dzy Centrum a NSA...
- Nie, panie prezydencie - zapewni艂 Hood.
Zabrz臋cza艂 interkom. Prezydent odebra艂. To by艂a pani Leigh. Powiedzia艂a, 偶e ma co艣 dla Paula Hooda. Prezydent zmarszczy艂 brwi i poprosi艂, by to przynios艂a. Spojrza艂 na Hooda.
- Paul, co jest grane?
- Miejmy nadziej臋, 偶e nic - odpar艂 Hood.
Wesz艂a pani Leigh i wr臋czy艂a Hoodowi kartk臋.
- To wszystko? - spyta艂.
Skin臋艂a g艂ow膮.
- A co z aktami?
- Puste - odpar艂a.
Hood podzi臋kowa艂 jej i wysz艂a.
- Jakie akta s膮 puste? - Prezydent nie kry艂 irytacji. - Paul, co jest grane, do
cholery?
- Zaraz wszystko wyja艣ni臋, panie prezydencie. - Hood spojrza艂 na kartk臋.
- Dzi艣 mi臋dzy jedenast膮 a szesnast膮 Jack Fenwick mia艂 spotkanie z wys艂an
nikami ira艅skiego rz膮du w siedzibie ich sta艂ej misji w Nowym Jorku.
- To niemo偶liwe.
- Panie prezydencie, pani Leigh dosta艂a to z biura NSA. - Hood poda艂
prezydentowi kartk臋. - Na g贸rze jest ich numer referencyjny. Nasi infor
matorzy potwierdzaj膮, 偶e Fenwick po po艂udniu by艂 w misji ira艅skiej.
63
Prezydent d艂ugo milcza艂, wpatrzony w tekst. Wreszcie powoli pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Fenwick mia艂 spotka膰 si臋 z Syryjczykami, Wietnamczykami i przedsta
wicielami jeszcze kilku kraj贸w. Tak m贸wi艂 wczoraj wieczorem. Przecie偶 nie
zamierzamy podpisywa膰 umowy o wsp贸艂pracy z wywiadem ira艅skim.
- Wiem - powiedzia艂 Hood. - Ale Fenwick tam by艂. A to jest jedyny doku
ment w aktach. Z punktu widzenia NSA inicjatywa w sprawie ONZ nie ist
nieje.
- To jakie艣 brednie - mrukn膮艂 prezydent lekcewa偶膮cym tonem. - Kolejne
brednie. - Wcisn膮艂 guzik interkomu. - Pani Leigh, prosz臋 mnie po艂膮czy膰
z Jackiem Fenwickiem...
- Panie prezydencie - przerwa艂 mu Hood - uwa偶am, 偶e nie powinien pan
rozmawia膰 z nikim.
- S艂ucham?
- Przynajmniej na razie - u艣ci艣li艂 Hood.
- Chwileczk臋, pani Leigh - powiedzia艂 prezydent. - Paul, z tego, co m贸
wi艂e艣, wynika, 偶e m贸j doradca do spraw bezpiecze艅stwa narodowego co艣
majstruje na boku. A teraz nie chcesz, 偶ebym to sprawdzi艂?
- Wcze艣niej musimy porozmawia膰.
- O czym?
- Nie s膮dz臋, by ca艂a ta sprawa by艂a wynikiem zwyk艂ego nieporozumienia
- powiedzia艂 Hood.
- Ja te偶 nie - odpar艂 prezydent. - Kiedy rozmawia艂em z Jackiem, wydawa
艂o mi si臋, 偶e wszystko jest jasne. Dlatego musz臋 si臋 z nim skontaktowa膰.
- A je艣li chodzi o co艣 powa偶nego?
-O co?
- Na przyk艂ad o samowolnie podj臋t膮 operacj臋?
- Zwariowa艂e艣 - powiedzia艂 prezydent w oszo艂omieniu. - Chryste, Paul,
wi臋kszo艣膰 tych ludzi znam od pi臋tnastu, dwudziestu lat. To moi przyjaciele!
Hood zrozumia艂.
- Et tu, Brute? - to by艂y pierwsze s艂owa, jakie przysz艂y mu do g艂owy.
Prezydent spojrza艂 na niego.
- Paul, o czym ty m贸wisz?
- Juliusz Cezar zgin膮艂 w senacie z r膮k zwolennik贸w republiki. G艂贸wnym
organizatorem zamachu by艂 jego najbli偶szy przyjaciel.
Prezydent spojrza艂 na niego. Po chwili powiedzia艂 pani Leigh, by nie 艂膮czy艂a go z Fenwickiem. Powoli pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- S艂ucham - powiedzia艂 w ko艅cu. - Ale lepiej, 偶eby艣 mia艂 dobre argumenty.
Hood by艂 tego 艣wiadom. Nie wiedzia艂 tylko, od czego zacz膮膰. Czy wszystkiemu winien by艂 spisek, czy choroba psychiczna prezydenta? A mo偶e jedno i drugie? Postanowi艂 zacz膮膰 od pocz膮tku.
64
- Panie prezydencie, po co Fenwick dzwoni艂 do pana wczoraj wieczorem?
- spyta艂.
- Spotka艂 si臋 z ambasadorami w hotelu Hay-Adams - wyja艣ni艂 prezydent.
- Rz膮dy kilku pa艅stw wyrazi艂y zdecydowany sprzeciw wobec mojej inicja
tywy. Mia艂 da膰 zna膰, kiedy osi膮gnie porozumienie.
- Panie prezydencie, jeste艣my przekonani, 偶e Jacka Fenwicka wczoraj
wieczorem nie by艂o w hotelu Hay-Adams. Telefon do pana prawdopodobnie
zosta艂 przekierowany z innego miejsca.
- To znaczy sk膮d?
- Nie wiem - przyzna艂 Hood. - Mo偶e z Nowego Jorku. Czy Fenwick zaj
mowa艂 si臋 kontaktami z komisj膮 do spraw s艂u偶b specjalnych?
- Nie - odpar艂 prezydent. - Za uzyskanie jej aprobaty dla mojego planu
odpowiadali Don Roedner, zast臋pca Fenwicka, i w moim imieniu Rudy, to
znaczy GabJe.
Hood s艂abo ich zna艂. Nawet nie wiedzia艂, 偶e Gable ma przydomek.
- Panie prezydencie - ci膮gn膮艂 Hood - senator Fox dowiedzia艂a si臋 o ist
nieniu inicjatywy pana Fenwicka dopiero wczoraj wieczorem, kiedy podzi臋
kowa艂 jej pan za wygospodarowanie na ni膮 艣rodk贸w.
Prezydent Lawrence zamar艂, ale tylko na chwil臋. Jego twarz powoli si臋 zmieni艂a. Przez u艂amek sekundy wygl膮da艂 jak starzec i zagubione dziecko jednocze艣nie. Odchyli艂 si臋 na oparcie.
- Gable nie zrobi艂by czego艣 takiego za moimi plecami - powiedzia艂 s艂a
bym g艂osem. - Na pewno. A nawet gdyby, wyczyta艂bym to z jego twarzy.
- Kiedy widzia艂 go pan ostatni raz? - spyta艂 Hood.
Prezydent zastanowi艂 si臋.
- W pi膮tek, na posiedzeniu gabinetu.
- By艂o du偶o ludzi, du偶o spraw do za艂atwienia - przekonywa艂 Hood. -
M贸g艂 pan tego nie zauwa偶y膰. A mo偶e wykiwa艂a go NSA.
- W to te偶 nie wierz臋 - powiedzia艂 prezydent.
- Rozumiem. C贸偶, je艣li Fenwick i Gable s膮 czy艣ci, przychodzi mi do g艂o
wy tylko jedno wyja艣nienie.
- To znaczy?
Hood musia艂 ostro偶nie dobiera膰 s艂owa. Tym razem nie snu艂 rozwa偶a艅 o prezydenckim personelu, tylko o samym prezydencie.
- Mo偶e to si臋 w og贸le nie zdarzy艂o - podsun膮艂 w ko艅cu. - Inicjatywa na
rzecz ONZ, spotkania z przedstawicielami zagranicznych rz膮d贸w... nic.
- A ja wszystko sobie uroi艂em - powiedzia艂 prezydent.
Hood milcza艂.
- Wierzysz w to? - spyta艂 prezydent.
- Nie - odpar艂 Hood zgodnie z prawd膮. W ko艅cu prezydent nie m贸g艂 uroi膰
sobie przekierowanego telefonu z Hay-Adamsa. - Ale b臋d臋 z panem szczery
65
- ci膮gn膮艂. - Ostatnio wydaje si臋 pan spi臋ty, pow艣ci膮gliwy, rozkojarzony. Nie
jest pan sob膮.
Prezydent odetchn膮艂 g艂臋boko. Zacz膮艂 co艣 m贸wi膰 i urwa艂 w p贸艂 s艂owa.
- No dobrze, Paul. Zamieniam si臋 w s艂uch. Co zrobimy?
- Przede wszystkim musimy przyj膮膰, 偶e sprawa jest powa偶na - zacz膮艂 Hood.
- Ja b臋d臋 kontynuowa艂 艣ledztwo. Sprawdzimy ira艅ski w膮tek. Spr贸bujemy
si臋 dowiedzie膰, co ostatnio robi艂 Fenwick, z kim rozmawia艂.
- W porz膮dku - zgodzi艂 si臋 Lawrence. - Fenwick wraca wieczorem. Nie
powiem nic ani jemu, ani Rudemu, dop贸ki si臋 do mnie nie odezwiesz. Daj
zna膰, jak tylko b臋dziesz co艣 wiedzia艂.
- Dobrze, panie prezydencie.
- Wyja艣nisz wszystko senator Fox?
Hood przytakn膮艂 i wsta艂. Prezydent te偶 podni贸s艂 si臋 zza biurka. Wydawa艂 si臋 silniejszy, bardziej opanowany. Ale Hood nie m贸g艂 zapomnie膰 s艂贸w Megan.
- Panie prezydencie? Mam jeszcze jedno pytanie.
Lawrence spojrza艂 na Hooda przenikliwym wzrokiem i skin膮艂 g艂ow膮.
- M贸wi艂 pan przed kilkoma minutami, 偶e to „kolejne brednie" - powie
dzia艂 Hood. - Co pan mia艂 na my艣li?
Prezydent dalej wpatrywa艂 si臋 w niego.
- Pozw贸l, 偶e zanim odpowiem, te偶 ci臋 o co艣 spytam.
- S艂ucham.
- Naprawd臋 nie wiesz? - zdziwi艂 si臋 prezydent.
Hood nie mia艂 poj臋cia, o co mo偶e chodzi膰.
- Przyszed艂e艣 do mnie tylko z powodu tego, co sta艂o si臋 wczoraj? - upew
ni艂 si臋 prezydent.
Hood zmiesza艂 si臋. Prezydent wiedzia艂, 偶e pierwsza dama jest jego dobr膮 znajom膮. Nie m贸g艂 powiedzie膰 mu wprost, 偶e 偶ona si臋 o niego martwi. Ale nie chcia艂 te偶 by膰 kolejnym k艂amc膮 w jego otoczeniu.
- Nie - odpar艂 szczerze. - Nie tylko.
Prezydent u艣miechn膮艂 si臋 s艂abo.
- To wystarczy, Paul. Nie b臋d臋 ci臋 ci膮gn膮艂 za j臋zyk.
- Dzi臋kuj臋, panie prezydencie.
- Ale co艣 ci powiem o tych bredniach - powiedzia艂. - To nie jest jedyne
nieporozumienie w ostatnich tygodniach. Strasznie to denerwuj膮ce. - Wy
ci膮gn膮艂 r臋k臋 nad biurkiem. - Dzi臋kuj臋 za wizyt臋, Paul. I za motywacj臋.
Hood u艣miechn膮艂 si臋 i u艣cisn膮艂 d艂o艅 prezydenta. Odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂.
Pod drzwiami czeka艂a grupa podekscytowanych skaut贸w z fotografem. S膮dz膮c po szarfach, kt贸rymi byli przewi膮zani, musieli by膰 zwyci臋zcami jakiego艣 konkursu. Hood mrugn膮艂 do nich, ciesz膮c si臋 widokiem ich rozanielonych, niewinnych twarzy. Przechodz膮c obok biurka pani Leigh, podzi臋ko-
66
wa艂 jej. Kiedy zerkn臋艂a na niego z niepokojem, gestem da艂 jej zna膰, 偶e zadzwoni. Powiedzia艂a bezg艂o艣nie „dzi臋kuj臋" i wpu艣ci艂a skaut贸w do Gabinetu Owalnego.
Hood szybkim krokiem poszed艂 do samochodu. Zapali艂 silnik, wyj膮艂 kom贸rk臋, sprawdzi艂 poczt臋 g艂osow膮. By艂a tylko jedna wiadomo艣膰, od Boba Herberta. Ruszaj膮c w stron臋 Pi臋tnastej ulicy, oddzwoni艂 do niego.
- Bob, tu Paul. Co si臋 dzieje?
- Du偶o - powiedzia艂 Herbert. - Po pierwsze, Mart namierzy艂 telefon z Hay-Adamsa.
-No i?
- Dzwoniono z kom贸rki Fenwicka.
- Wiedzia艂em! - wykrzykn膮艂 Hood.
- Zaraz, to nie wszystko.
-M贸w ja艣niej.
- Kilka minut temu dzwoni艂a do mnie ostatnia osoba, kt贸rej bym si臋 spo
dziewa艂 - powiedzia艂 Herbert.
-Kto?
- Fenwick. By艂 bardzo rozmowny i zaskoczony tym, co mu powiedzia艂em.
Twierdzi艂, 偶e wczoraj wieczorem nie dzwoni艂 do prezydenta. Wyja艣ni艂, 偶e
ukradziono mu teczk臋 i dlatego nie m贸g艂 odebra膰 moich wiadomo艣ci. Dosta艂
tylko t臋, kt贸r膮 zostawi艂em w jego biurze.
- Nie wierz臋 - odpar艂 Hood. - Przecie偶 nie zmy艣li艂em sobie ani tego tele
fonu, ani tego, 偶e zosta艂 przekierowany przez Hay-Adamsa.
- Zgadza si臋 - przytakn膮艂 Herbert. - Ale pami臋tasz Mart臋 Streeb?
- T臋, kt贸ra mia艂a romans z senatorem Lancasterem?
-Tak.
- A co ona ma do tego?
- Telefony od niej by艂y przekierowywane przez automaty na stacji Union,
by nie da艂o si臋 ich namierzy膰 - przypomnia艂 Herbert.
- Pami臋tam. Ale prezydent nie ma romansu.
- Jeste艣 pewien? Jego 偶ona m贸wi艂a, 偶e zachowuje si臋 dziwnie. Mo偶e to
przejaw wyrzut贸w sumienia...
- Mo偶e, ale najpierw ustalmy, czy bezpiecze艅stwo narodowe nie jest za
gro偶one - warkn膮艂 Hood.
- Oczywi艣cie - odpar艂 Herbert.
Hood odczeka艂 chwil臋, by och艂on膮膰. By艂 zaskoczony swoim wybuchem. Sam nigdy nie mia艂 romansu, ale z jakiego艣 powodu uwaga Herberta obudzi艂a w nim poczucie winy wobec Sharon.
- Co jeszcze Fenwick mia艂 do powiedzenia? - spyta艂.
- 呕e ni cholery nie wie o 偶adnej inicjatywie ONZ - powiedzia艂 Herbert. -
Nikt do niego w tej sprawie nie dzwoni艂, on sam nie czyta艂 nic w gazetach.
67
Powiedzia艂, 偶e zosta艂 wys艂any do Nowego Jorku, by pom贸c Ira艅czykom, kt贸rzy boj膮si臋, 偶e Harpunnik i azerscy terrory艣ci co艣 szykuj膮 w rejonie Morza Kaspijskiego. Co艣 mo偶e by膰 na rzeczy - zauwa偶y艂. - Gdyby CIA mia艂a tam k艂opoty, Ira艅czycy musieliby zwr贸ci膰 si臋 o pomoc do kogo艣 innego. Kogo艣, kto m贸g艂by jak najszybciej zapewni膰 im 艣rodki do prowadzenia elektronicznego nas艂uchu.
- Wsp贸艂pracowali z CIA?
- Sprawdzam to - powiedzia艂 Herbert. - Wiesz, jakie s膮 ch艂opaki z Agen
cji. Niech臋tnie dziel膮 si臋 informacjami. Ale sam pomy艣l. Centrum wsp贸艂pra
cowa艂o z r贸偶nymi rz膮dami, w tym wrogo do nas nastawionymi. Poszliby艣my
do 艂贸偶ka i z Teheranem, gdyby by艂o wiadomo, 偶e sko艅czy si臋 na delikatnych
pieszczotach.
Hood musia艂 przyzna膰, 偶e to prawda.
- A Fenwick by艂 w ich przedstawicielstwie - ci膮gn膮艂 Herbert. - Przynaj
mniej to jest pewne.
- I nic poza tym - odpar艂 Hood. - Bob, m贸wi艂e艣, 偶e Fenwick zosta艂 wys艂any do Nowego Jorku. Powiedzia艂 ci, przez kogo?
- Tak. I nie b臋dziesz zadowolony. Fenwick m贸wi艂, 偶e wys艂a艂 go tam prezy
dent.
- Ustnie? - domy艣li艂 si臋 Hood. Ustne polecenia wydawano tylko w sytuacji,
kiedy nie chciano, by pozosta艂 po nich jakikolwiek 艣lad w dokumentach.
-Tak.
- Jezu! S艂uchaj... przecie偶 kto艣 jeszcze musia艂 wiedzie膰 o tej sprawie z Ira
nem.
- Jasne - przytakn膮艂 Herbert. - Na przyk艂ad wiceprezydent. Szef persone
lu...
- Zadzwo艅 do Cottena - poleci艂 Hood. - Zobaczymy, co powie. Przyjad臋,
jak tylko b臋d臋 m贸g艂.
- Czekam - odpar艂 Herbert.
Hood roz艂膮czy艂 si臋. Musia艂 skupi膰 si臋 na prowadzeniu samochodu, bo ruch by艂 coraz wi臋kszy, jak to w godzinach szczytu. I dobrze. Przynajmniej m贸g艂 czym艣 zaj膮膰 my艣li.
ROZDZIA艁 18
Gobustan, Azerbejd偶an
Wtorek, 1.22
Wszyscy spali na wytartych pledach kupionych na bazarze w Baku. Jeden Charles wci膮偶 siedzia艂 przy drewnianym stole w pasterskiej chacie. Cho膰 przed 偶adn膮 z akcji nie mia艂 k艂opot贸w ze snem, irytowa艂o go cze-
68
kanie, a偶 inni zrobi膮, co do nich nale偶y. Zw艂aszcza wtedy, kiedy od tego zale偶a艂o powodzenie ca艂ej misji. Na razie wi臋c nie zamierza艂 - nie m贸g艂 -odpocz膮膰.
Kiedy wreszcie zapika艂 telefon, Charles poderwa艂 si臋 jak ra偶ony pr膮dem. Nareszcie. Ostatnia nieza艂atwiona sprawa przed wybiciem godziny zero.
Podszed艂 do sto艂u. Obok StellarPhoto Judge 7 le偶a艂 aparat Zet-4, wyprodukowany przez KGB w 1992 roku. Bezpieczny telefon wielko艣ci膮 i kszta艂tem przypomina艂 zwyk艂膮 ksi膮偶k臋 w twardej oprawie. Ma艂a, p艂aska s艂uchawka idealnie mie艣ci艂a si臋 w bocznej 艣ciance. To du偶y post臋p w por贸wnaniu z dwukierunkowymi radiostacjami, kt贸rych Charles u偶ywa艂 w pocz膮tkach swojej dzia艂alno艣ci. Mia艂y zasi臋g czterech kilometr贸w. Zet-4 wykorzystywa艂 艂膮cza satelitarne do odbierania sygna艂贸w kom贸rkowych z ca艂ego 艣wiata. Zamontowane w nim wzmacniacze praktycznie eliminowa艂y zak艂贸cenia.
Do kodowania wi臋kszo艣ci rozm贸w przez zabezpieczone telefony, w tym ameryka艅skie aparaty Tac-Sat, wykorzystywano stupi臋膰dziesi臋ciopi臋ciocyfrow膮 liczb臋. 呕eby z艂ama膰 kod, trzeba j膮 by艂o roz艂o偶y膰 na czynniki pierwsze. Nawet za pomoc膮 pot臋偶nych komputer贸w, jak Cray 916, trwa艂o to ca艂ymi tygodniami. CIA uda艂o si臋 skr贸ci膰 ten czas dzi臋ki podkradaniu pami臋ci z komputer贸w osobistych. W 1997 roku Agencja zacz臋艂a wykorzystywa膰 w tym celu serwery Internetu. Ilo艣膰 podkradanej pami臋ci by艂a tak znikoma, 偶e u偶ytkownicy nawet nie zauwa偶ali jej braku. I tak, dzi臋ki milionom komputer贸w osobistych, CIA uzyska艂a dodatkowe gigabajty pami臋ci. Przy okazji sprawi艂a k艂opot swoim przeciwnikom, jako 偶e utworzonego przez ni膮 systemu, zwanego Stealth Field System, nie da艂o si臋 wy艂膮czy膰. W Zet-4 natomiast zastosowano kod z艂o偶ony z trzystu dziewi臋ciu cyfr. Nawet SFS nie mia艂 do艣膰 mocy, by go w miar臋 szybko z艂ama膰.
Charles odebra艂 po trzecim dzwonku.
- Bis. - Taki by艂 jego kryptonim.
- Ces - powiedzia艂 rozm贸wca.
- M贸w - rzuci艂 Charles.
- Widz臋 obiekt - informowa艂 rozm贸wca. - W艂a艣nie wynosz膮 go bocznymi
drzwiami.
- Nie ma karetki?
-Nie.
- Kto jest z nim? - spyta艂 Charles.
- Dwaj m臋偶czy藕ni - odpar艂 rozm贸wca. - Bez mundur贸w.
Charles u艣miechn膮艂 si臋. Amerykanie byli tacy przewidywalni. Je艣li tylko nie musieli dzia艂a膰 w pojedynk臋, niezawodnie trzymali si臋 podr臋cznikowych zasad. Regu艂a pi臋膰dziesi膮ta trzecia: Cz艂owiek jest wa偶niejszy od zadania. Takie my艣lenie si臋ga艂o co najmniej czas贸w Dzikiego Zachodu. Kiedy kawaleria
69
艣ciga艂a co bardziej agresywne plemiona, na przyk艂ad Apacz贸w, ci atakowali osadnik贸w. Gwa艂cili jedn膮 z kobiet i zostawiali j膮 w dobrze widocznym miejscu, by znale藕li j膮 偶o艂nierze. A ci pod eskort膮 odsy艂ali j膮 do najbli偶szego fortu. To nie tylko op贸藕nia艂o po艣cig, ale i przerzedza艂o ich szyki.
- Macie wsparcie?
- Tak jest.
- No to zdejmijcie ich - powiedzia艂 Charles.
- Ju偶 si臋 robi - powiedzia艂 rozm贸wca hardym tonem. - Bez odbioru.
Po艂膮czenie zosta艂o przerwane. Charles od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.
Nareszcie. Ostatni element uk艂adanki. Zarazki wywo艂uj膮ce zapalenie p艂uc
zrobi艂y swoje. Charles pozwoli艂 agentowi prze偶y膰, by wyci膮gn膮膰 pozosta艂ych z ukrycia. Jeden zastrzyk w szyj臋 i ca艂a miejscowa za艂oga z g艂owy. Teraz ju偶 nikt nie skojarzy fakt贸w, nie przeszkodzi mu w wykonaniu zadania.
Przed snem musia艂 wykona膰 jeszcze jeden telefon. Zadzwoni艂 na bezpieczn膮 lini臋 w Waszyngtonie, do jednej z niewielu os贸b, kt贸re wiedzia艂y o jego udziale w tej operacji.
Do cz艂owieka, kt贸ry nie post臋powa艂 wed艂ug regu艂.
Do autora jednego z najbardziej 艣mia艂ych plan贸w w ostatnich czasach.
ROZDZIA艁 19
Baku, Azerbejd偶an
Wtorek, 1.35
Dojazd do szpitala dla VIP-贸w zaj膮艂 nieca艂e dziesi臋膰 minut. By艂 to jedyny szpital, kt贸ry ameryka艅ska ambasada uzna艂a za spe艂niaj膮cy zachodnie standardy. Mieli uk艂ad z doktorem Kanibowem, jednym z nielicznych w mie艣cie lekarzy znaj膮cych angielski. P艂acili mu po cichu za to, by by艂 do dyspozycji przez ca艂膮 dob臋 i w razie potrzeby kierowa艂 chorych do w艂a艣ciwych specjalist贸w.
Tom Moore nie wiedzia艂, czy specjalista b臋dzie potrzebny. Wiedzia艂 tylko, 偶e Pat Thomas obudzi艂 go przed dwudziestoma minutami, kiedy us艂ysza艂 j臋ki Davida Battata. Gdy Moore poszed艂 sprawdzi膰, co si臋 z nim dzieje, zobaczy艂, 偶e Battat jest mokry od potu i dr偶y. Piel臋gniarka z ambasady obejrza艂a go i zmierzy艂a mu temperatur臋. Mia艂 ponad czterdzie艣ci stopni gor膮czki. Powiedzia艂a, 偶e podczas ataku m贸g艂 uderzy膰 si臋 w g艂ow臋 albo dozna膰 uszkodzenia naczy艅 w艂osowatych. Zamiast czeka膰 na karetk臋, Thomas i Moore wpakowali Battata do jednego z woz贸w ambasady i sami zawie藕li go do szpitala. Piel臋gniarka zadzwoni艂a do doktora Kanibowa i da艂a mu zna膰, 偶e to prawdopodobnie wstrz膮s neurogenny.
70
Jednego cz艂owieka mniej. Tylko tego nam jeszcze brakowa艂o, my艣la艂 Thomas, jad膮c ciemnymi, opustosza艂ymi ulicami dzielnicy ambasad i sklep贸w. Nawet rutynowe zadania sprawia艂y k艂opoty, gdy mia艂o si臋 za ma艂o ludzi. A co dopiero polowanie na Harpunnika, jednego z najbardziej nieuchwytnych terroryst贸w 艣wiata. Oby tylko Waszyngton za艂atwi艂 im wsparcie Rosjan.
Doktor Kanibow, wysoki, starszy m臋偶czyzna z siw膮 br贸dk膮, mieszka艂 w pobli偶u szpitala i kiedy przyjechali, ju偶 na nich czeka艂. Battat szcz臋ka艂 z臋bami i kas艂a艂. Kiedy sanitariusze przenie艣li go na w贸zek, jego wargi i paznokcie by艂y ju偶 sine.
- K艂opoty z kr膮偶eniem. Tlen - rzuci艂 Kanibow do jednego z sanitariuszy.
Zajrza艂 Battatowi do ust. - 艢lady 艣luzu. Usu艅cie to, potem zmierzcie tempe
ratur臋 w ustach.
- Jak pan s膮dzi, co mu jest? - spyta艂 Thomas.
- Na razie nie wiem - powiedzia艂 Kanibow.
- Piel臋gniarka m贸wi艂a, 偶e to mo偶e by膰 wstrz膮s neurogenny.
- Gdyby tak by艂o, by艂by blady, a nie czerwony - zirytowa艂 si臋 lekarz. Spoj
rza艂 na Thomasa i Moore'a. - Mog膮 panowie tu zaczeka膰 albo wr贸ci膰 do
ambasady i...
- Zaczekamy tutaj - zdecydowa艂 Thomas. - Przynajmniej dop贸ki nie po
stawi pan diagnozy.
- Jak chcecie - powiedzia艂 lekarz, a sanitariusze wwie藕li Battata na od
dzia艂.
Dziwnie tu cicho, pomy艣la艂 Thomas. Sale przyj臋膰 szpitali w Waszyngtonie i Moskwie, kt贸re odwiedza艂, ile razy jego trzej synowie co艣 sobie zrobili, przypomina艂y Zachodnie Skrzyd艂o Bia艂ego Domu: niby panowa艂 tam ha艂as i zamieszanie, ale tak naprawd臋 nic nie dzia艂o si臋 przypadkowo. Tak samo pewnie by艂o w klinikach ubo偶szych dzielnic Baku. Mimo to panuj膮ca tu cisza wyda艂a mu si臋 niepokoj膮ca, z艂owieszcza.
Spojrza艂 na Moore'a.
- Nie ma sensu, 偶eby艣my obaj tu siedzieli - powiedzia艂. - Cho膰 jeden
z nas powinien si臋 przespa膰.
- I tak nie spa艂em - odpar艂 Moore. - Dzwoni艂em po r贸偶nych ludziach
i przegl膮da艂em akta.
- I znalaz艂 pan co艣?
-Nic.
- Tym bardziej powinien pan wr贸ci膰 do ambasady - stwierdzi艂 Thomas. -
Ja odpowiadam za Davida. Zaczekam tu.
Moore zastanowi艂 si臋.
- Dobrze - powiedzia艂. - Zadzwoni pan, jak tylko czego艣 si臋 dowie?
- Oczywi艣cie.
71
Moore poklepa艂 go po ramieniu, by doda膰 mu otuchy, po czym ruszy艂 do wyj艣cia. Pchn膮艂 drzwi i obszed艂 samoch贸d od przodu, kieruj膮c si臋 ku fotelowi kierowcy.
Nagle g艂owa odskoczy艂a mu w bok i run膮艂 na asfalt.
ROZDZIA艁 20
Waszyngton
Poniedzia艂ek, 18.46
Paul Hood przyjecha艂 do Centrum Szybkiego Reagowania, gdzie um贸wi艂 si臋 z Bobem Herbertem i Mikiem Rodgersem. Zadzwoni艂 te偶 do Liz Gordon. Poprosi艂, by nie sz艂a jeszcze do domu, bo chcia艂 z ni膮 p贸藕niej porozmawia膰. By艂 ciekaw, co, jako specjalistka, s膮dzi艂a o mo偶liwych przyczynach dziwnego zachowania prezydenta.
W drodze do gabinetu spotka艂 Ann Farris. Posz艂a z nim przez ciasny, kr臋ty labirynt boks贸w do pomieszcze艅 kierownictwa, o kt贸rych Herbert mawia艂, 偶e to te偶 boksy, tylko z sufitami.
- Dzieje si臋 co艣 ciekawego? - spyta艂a Ann.
- Chaos, jak zawsze - powiedzia艂 Hood. - Tyle 偶e tym razem dla odmiany
w Waszyngtonie, nie za granic膮.
- Co艣 gro藕nego?
- Jeszcze nie wiem. Zdaje si臋, 偶e kto艣 z NSA co艣 chachm臋ci. - Hood nie
chcia艂 m贸wi膰 o swoich podejrzeniach co do stanu zdrowia prezydenta. Nie
to, 偶eby nie ufa艂 Ann, ale Megan Lawrence prosi艂a go o dyskrecj臋. Na razie
chcia艂 wi臋c ograniczy膰 liczb臋 wtajemniczonych do minimum. - A co tam
u was?
- Jak zawsze praca wre. - U艣miechn臋艂a si臋 rozbrajaj膮co.
- Czyli nic si臋 nie dzieje.
- No w艂a艣nie. - Ann odczeka艂a chwil臋, po czym doda艂a: - D艂ugo tu b臋
dziesz?
- Par臋 godzin - powiedzia艂. - Nie mam po co wraca膰 do hotelu. Siedzia艂
bym tylko i ogl膮da艂 jaki艣 kiepski sitcom.
- To mo偶e dasz si臋 zaprosi膰 na kolacj臋? - spyta艂a.
- Zanosi si臋 na ci臋偶k膮 noc - mrukn膮艂.
- Ja te偶 nie mam 偶adnych plan贸w. M贸j syn wyjecha艂 do ojca. W domu
czeka na mnie tylko rozpieszczony kot i sitcomy, o kt贸rych m贸wi艂e艣.
Serce Hooda zabi艂o nieco szybciej. Bardzo chcia艂 powiedzie膰 „tak". Ale wci膮偶 jeszcze by艂 偶onaty, a spotkanie z rozwiedzion膮 wsp贸艂pracowniczk膮 mog艂oby mu przysporzy膰 k艂opot贸w, zar贸wno z prawnego, jak i z etycznego punktu widzenia. Pracownicy Centrum musz膮 skupi膰 si臋 na swoich zada-
72
niach, nie na plotkowaniu. A byli dobrzy w zbieraniu informacji, ju偶 jutro wiedzieliby, 偶e szef by艂 na kolacji u Ann Farris. Zreszt膮, on sam te偶 musia艂 si臋 skoncentrowa膰 na kryzysie w Bia艂ym Domu.
- Ann, bardzo chcia艂bym - wyzna艂 szczerze - ale nie wiem, kiedy sko艅cz臋
prac臋. Mo偶e kiedy indziej?
- No jasne. - U艣miechn臋艂a si臋 smutno. Dotkn臋艂a jego d艂oni. - Mi艂ego
spotkania.
- Dzi臋ki.
Poszli ka偶de w swoj膮 stron臋.
Czu艂 si臋 okropnie. Post膮pi艂 wbrew swojej woli. I zrani艂 uczucia Ann.
Zatrzyma艂 si臋. Chcia艂 pobiec za ni膮 i powiedzie膰, 偶e przyjmuje zaproszenie. Je艣li jednak zrobi ten krok, nie b臋dzie mia艂 odwrotu. Ruszy艂 dalej.
Wezwa艂 przez interkom Rodgersa i Herberta. Rodgers zapewni艂, 偶e zaraz b臋dzie. Herbert akurat robi艂 co艣 przy komputerze i powiedzia艂, 偶e przyjdzie za pi臋膰 minut.
Rodgers by艂 skupiony i rzeczowy, jak zwykle. Zawsze chcia艂 by膰 szefem Centrum. Je艣li dotkn臋艂o go, 偶e straci艂 to stanowisko, ledwie zd膮偶y艂 je obj膮膰, nie dawa艂 tego po sobie pozna膰. Nade wszystko by艂 przyzwoitym cz艂owiekiem i przedk艂ada艂 dobro grupy nad w艂asne.
Przez wi臋ksz膮 cz臋艣膰 dnia nadzorowa艂 prace Centrum pod nieobecno艣膰 Hooda. Kiedy Hood relacjonowa艂 mu rozmow臋 Herberta z Fenwickiem, do pokoju wjecha艂 Herbert we w艂asnej osobie, zaczerwieniony i lekko spocony. Wyra藕nie mu si臋 spieszy艂o.
- Jakie masz uk艂ady z Siergiejem Or艂owem z rosyjskiego Centrum Opera
cyjnego? - wydysza艂.
Pytanie to zaskoczy艂o Hooda.
- Nie rozmawia艂em z nim jakie艣 p贸艂 roku. A co?
- W艂a艣nie dosta艂em wiadomo艣膰 z Ambasady Ameryka艅skiej w Baku - po
wiedzia艂 Herbert. - Jeden z dzia艂aj膮cych tam agent贸w CIA, Tom Moore, jest
przekonany, 偶e Harpunnik by艂 w Baku. Nie ma poj臋cia, czego tam szuka艂...
- To mo偶e mie膰 zwi膮zek z tym, o czym przed chwil膮 m贸wi艂e艣 - powie
dzia艂 Rodgers do Hooda. - Ta rozmowa Boba z Fenwickiem...
- O obawach Iranu dotycz膮cych atak贸w terrorystycznych ze strony Azer
bejd偶anu - powiedzia艂 Hood.
Rodgers skin膮艂 g艂ow膮.
- Tak, to mo偶liwe - przyzna艂 Herbert. - Je艣li to rzeczywi艣cie Harpunnik,
to Moore chce go z艂apa膰, kiedy b臋dzie pr贸bowa艂 dosta膰 si臋 na teren by艂ego
ZSRR, a je艣li to si臋 nie uda, po prostu go stamt膮d nie wypu艣ci膰. Liczy na
pomoc rosyjskiego Centrum.
- Niby jak? - spyta艂 Hood. - Kilka lat temu wymienili艣my si臋 z Or艂owem
aktami. Nie by艂o tam nic o Harpunniku.
73
- Wtedy jego agencja dopiero zaczyna艂a dzia艂alno艣膰 - powiedzia艂 Her
bert. - On albo jego ludzie mogli od tego czasu znale藕膰 co艣 w starych aktach
KGB. Co艣, o czym by膰 mo偶e nam nie powiedzieli.
- Mo偶liwe - przytakn膮艂 Hood. Nawet ameryka艅skie Centrum cierpia艂o na
niedob贸r personelu, a sytuacja w rosyjskim Centrum musia艂a by膰 jeszcze
gorsza. Trudno w takich warunkach utrzyma膰 ci膮g艂y przep艂yw informacji.
- Informacje o Harpunniku to nie wszystko - ci膮gn膮艂 Herbert. - Moore
liczy na to, 偶e ludzie Or艂owa podejm膮 si臋 obserwacji p贸艂nocnej i p贸艂nocno-
-zachodniej cz臋艣ci Rosji. My艣li, 偶e Harpunnik mo偶e pr贸bowa膰 ucieczki przez
Skandynawi臋.
Hood spojrza艂 na zegarek.
- U nich jest trzecia w nocy - powiedzia艂.
- M贸g艂by艣 zadzwoni膰 do niego do domu? - spyta艂 Herbert. - To wa偶ne.
Zreszt膮 sam wiesz.
Mia艂 racj臋. Cho膰 osobi艣cie wola艂, by Harpunnik zosta艂 schwytany 偶ywcem i postawiony przed s膮dem, to wyeliminowanie go te偶 by艂o nie najgorszym rozwi膮zaniem.
- Dobrze, zadzwoni臋.
- A co z prezydentem? - spyta艂 Rodgers. - Jak posz艂o spotkanie?
- Zaraz, najpierw zadzwoni臋 do Or艂owa. - Hood otworzy艂 list臋 telefon贸w
w komputerze. Znalaz艂 w艂a艣ciwy numer. - Ale wygl膮da na to, 偶e tak czy tak
mamy przechlapane. Albo prezydent jest wyczerpany psychicznie, albo gru
pa wysokich rang膮 urz臋dnik贸w prowadzi jak膮艣 brudn膮 operacj臋...
- Albo jedno i drugie - Herbert wpad艂 mu w s艂owo.
- Albo jedno i drugie - przytakn膮艂 Hood. - Um贸wi艂em si臋 z Liz Gordon na
rozmow臋 o mo偶liwych przyczynach stanu prezydenta.
Przed wykr臋ceniem domowego numeru Or艂owa Hood zadzwoni艂 do wydzia艂u lingwistycznego. Odebra艂a Or艂y Tumer. Or艂y by艂a jedn膮 z czw贸rki t艂umaczy zatrudnionych w Centrum. Jej specjalno艣ci膮 by艂a Europa Wschodnia i Rosja. Hood prze艂膮czy艂 j膮 na tryb telekonferencji, by mog艂a uczestniczy膰 w rozmowie. Cho膰 Or艂ow dobrze m贸wi艂 po angielsku, Hood chcia艂 dopilnowa膰, by nie by艂o 偶adnych nieporozumie艅 ani op贸藕nie艅, gdyby trzeba by艂o obja艣nia膰 terminy techniczne czy akronimy.
- Chcesz wiedzie膰, co mi podpowiada instynkt? - spyta艂 Herbert.
- Co? - Hood wystuka艂 numer Or艂owa.
- 呕e wszystko to si臋 wi膮偶e ze sob膮- powiedzia艂 Herbert. - Fakt, 偶e prezy
dent nic nie wie, Fenwick potajemnie rozmawia z Iranem, a Harpunnik zja
wia si臋 w Baku. To wszystko tworzy jedn膮 ca艂o艣膰, kt贸rej na razie nie mo偶e
my ogarn膮膰.
Herbert opu艣ci艂 gabinet. Hood nie m贸g艂 si臋 z nim nie zgodzi膰. Co wi臋cej, jego instynkt podpowiada艂 mu co艣 jeszcze gorszego.
74
呕e „ca艂o艣膰", o kt贸rej m贸wi艂 Herbert, przekracza ich naj艣mielsze wyobra偶enia.
ROZDZIA艁 21
Baku, Azerbejd偶an
Wtorek, 3.58
Kiedy Tom Moore upad艂, Pat Thomas rzuci艂 si臋 do drzwi szpitala. Otworzywszy je, zobaczy艂 krew tryskaj膮c膮 ze skroni Moore'a. Zatrzyma艂 si臋 i wskoczy艂 z powrotem do 艣rodka. W tej samej chwili kula wybi艂a szyb臋 w drzwiach i trafi艂a go w lewe udo. Upad艂, a drugi pocisk roztrzaska艂 zielon膮 p艂ytk臋 przy jego nodze. Po艣piesznie zacz膮艂 si臋 wycofywa膰, podpieraj膮c si臋 r臋kami. Rana potwornie go piek艂a, ka偶dy ruch sprawia艂 b贸l. D艂uga smuga krwi ci膮gn臋艂a si臋 za nim po pod艂odze.
Dopiero po d艂u偶szej chwili personel szpitala zauwa偶y艂, co si臋 sta艂o. M艂oda piel臋gniarka podbieg艂a do Thomasa i poci膮gn臋艂a go w ty艂. Kilku sanitariuszy zawlok艂o go za stanowisko dy偶urnej. Inna piel臋gniarka dzwoni艂a na policj臋.
Ukl膮k艂 przy nim 艂ysy lekarz w bia艂ych r臋kawiczkach chirurgicznych. Zacz膮艂 wydawa膰 po azersku polecenia innym pracownikom szpitala, zgromadzonym wok贸艂 stanowiska dy偶urnej. Jednocze艣nie wyj膮艂 z kieszeni kitla scyzoryk i ostro偶nie rozci膮艂 ubranie Thomasa wok贸艂 rany.
Thomas skrzywi艂 si臋, kiedy lekarz oderwa艂 kawa艂ek materia艂u w kolorze khaki i ods艂oni艂 ran臋.
- B臋d臋 偶y艂? - spyta艂.
Lekarz nie odpowiedzia艂. Nagle zacz膮艂 si臋 podnosi膰, ale zamiast wsta膰, usiad艂 mu okrakiem na nogach, dok艂adnie na wysoko艣ci rannego uda. Thomas poczu艂 przeszywaj膮cy b贸l. Chcia艂 krzycze膰, ale nie m贸g艂. Lekarz podtrzyma艂 mu g艂ow臋 i wbi艂 n贸偶 w gard艂o. Ostrze przebi艂o sk贸r臋 tu偶 pod brod膮, po czym sz艂o dalej w g贸r臋, a偶 Thomas poczu艂 je pod j臋zykiem.
Zach艂ysn膮艂 si臋 w艂asn膮 krwi膮, wype艂niaj膮c膮 mu usta. Podni贸s艂 r臋ce i spr贸bowa艂 odepchn膮膰 艂ysego m臋偶czyzn臋. By艂 jednak za s艂aby. M臋偶czyzna spokojnie przechyli艂 n贸偶 do ty艂u, po czym poci膮gn膮艂 go w d贸艂, a偶 do krtani. Szybkim ruchem r臋ki rozp艂ata艂 gard艂o wzd艂u偶 szcz臋ki a偶 po uszy. Wyj膮艂 ostrze z rany, wsta艂 i pu艣ci艂 Thomasa. Schowa艂 n贸偶 do kieszeni i odszed艂, nie ogl膮daj膮c si臋 za siebie.
Amerykanin nie mia艂 si艂y ruszy膰 r臋k膮, jego palce drga艂y bezradnie. Czu艂, jak ciep艂a krew leje mu si臋 z gard艂a, a sk贸ra wok贸艂 niej staje si臋 zimna. Pr贸bowa艂 krzykn膮膰, ale z jego ust doby艂 si臋 tylko cichy bulgot. Zauwa偶y艂, 偶e pier艣 mu faluje, ale powietrze nie wp艂ywa艂o do p艂uc. Krew wype艂nia艂a mu gard艂o.
75
Mia艂 m臋tlik w g艂owie. Robi艂o mu si臋 ciemno przed oczami. My艣la艂 o locie do Baku, o spotkaniu z Moore'em. By艂 ciekaw, co z nim. Potem pomy艣la艂 o swoich dzieciach. Przez chwil臋 zn贸w gra艂 z nimi w pi艂k臋 na trawniku przed domem.
I nagle znikn臋艂y.
ROZDZIA艁 22
Sankt Petersburg, Rosja
Wtorek, 4.01
Genera艂 Siergiej Or艂ow sta艂 w 艣niegu w ma艂ej mie艣cinie Narjan Mar po艂o偶onej nad Oceanem Arktycznym, gdy nagle nad uchem za艣wiergota艂 mu ptak. Obejrza艂 si臋 i zobaczy艂 budzik. Le偶a艂 w 艂贸偶ku, w swoim mieszkaniu w Sankt Petersburgu.
- A niech ci臋 szlag - warkn膮艂 Or艂ow, kiedy telefon zn贸w zadzwoni艂. By艂y
kosmonauta rzadko 艣ni艂 o rodzinnym mie艣cie. T臋skni艂 za nim i za kochaj膮
cymi rodzicami.
- Siergiej? - odezwa艂a si臋 Masza zaspanym g艂osem.
- Ju偶 odbieram. - Or艂ow podni贸s艂 s艂uchawk臋 telefonu bezprzewodowego.
Przycisn膮艂 j膮 do piersi, by st艂umi膰 brz臋czenie. - 艢pij.
- Dobrze - wymamrota艂a.
Z zazdro艣ci膮 s艂ucha艂 szelestu po艣cieli, gdy jego 偶ona przewraca艂a si臋 na drugi bok. Wsta艂, 艣ci膮gn膮艂 szlafrok z kraw臋dzi drzwi i w艂o偶y艂 go, wchodz膮c do salonu. Nawet je艣li to tylko pomy艂ka, niepr臋dko uda mu si臋 zn贸w zasn膮膰.
- Halo - powiedzia艂 z nut膮 irytacji.
- Genera艂 Or艂ow? - spyta艂 m臋ski g艂os w s艂uchawce.
- Tak. - Or艂ow energicznie przeciera艂 oczy woln膮 d艂oni膮. - Kto m贸wi?
- Generale, tu Paul Hood.
Oprzytomnia艂 natychmiast.
- Paul! - niemal krzykn膮艂. - Paul Hood, przyjacielu, co u ciebie? Podobno
z艂o偶y艂e艣 dymisj臋. S艂ysza艂em o tym, co si臋 sta艂o w Nowym Jorku. Wszystko
w porz膮dku?
Or艂ow podszed艂 do fotela, podczas gdy t艂umaczka t艂umaczy艂a jego s艂owa. Genera艂 nauczy艂 si臋 przyzwoicie m贸wi膰 po angielsku, kiedy po odej艣ciu z lotnictwa przez kilka lat pe艂ni艂 funkcj臋 ambasadora dobrej woli rosyjskiego programu kosmicznego. Ale nie mia艂 nic przeciwko udzia艂owi t艂umaczki w rozmowie, bo nie chcia艂, by cokolwiek mu umkn臋艂o.
Usiad艂. Niewielkiego wzrostu, w膮ski w ramionach i dobrze zbudowany idealnie nadawa艂 si臋 na kosmonaut臋. Robi艂 niezwyk艂e wra偶enie. Jego niesamowite br膮zowe oczy, wysokie ko艣ci policzkowe i ciemna cera by艂y, podob-
76
nie jak niespokojny duch, cz臋艣ci膮 jego mand偶urskiej spu艣cizny. Mocno utyka艂. Pami膮tka po jego, jak si臋 okaza艂o, ostatnim locie kosmicznym; przy l膮dowaniu nie otworzy艂 si臋 spadochron i Or艂贸w dozna艂 skomplikowanego z艂amania lewej nogi i biodra.
- Tak, u mnie wszystko gra - odpar艂 Hood. - Wycofa艂em rezygnacj臋.
Podczas kiedy Turner t艂umaczy艂a jego s艂owa, Or艂贸w w艂膮czy艂 lampk臋 przy
fotelu i usiad艂. Wzi膮艂 d艂ugopis i notes z ma艂ego stolika.
- 艢wietnie, 艣wietnie! - powiedzia艂.
- Generale, przepraszam, 偶e wyrywam z 艂贸偶ka o tak wczesnej porze -
ci膮gn膮艂 Hood.
- Nie ma sprawy, Paul. Co mog臋 dla ciebie zrobi膰?
- Chodzi o terroryst臋 nazywanego Harpunnikiem. Kiedy艣 o nim rozma
wiali艣my.
- Pami臋tam - odpar艂 Or艂贸w. - Szukali艣my go kilka lat temu w zwi膮zku
z zamachami bombowymi w Moskwie.
- Generale, s膮dzimy, 偶e Harpunnik jest w Azerbejd偶anie.
Or艂贸w zacisn膮艂 usta.
- Nie zdziwi艂bym si臋 - mrukn膮艂. - Przedwczoraj my艣leli艣my, 偶e wreszcie
wpad艂 w nasze r臋ce. Stra偶nik z Mauzoleum Lenina by艂 przekonany, 偶e go
widzia艂. Wezwa艂 policj臋, ale zanim przyjechali, podejrzany znikn膮艂.
- To znaczy zgubi艂a go policja czy on zgubi艂 policj臋? - spyta艂 Hood.
- Policja na og贸艂 dobrze sobie radzi z obserwacj膮 - odpar艂 Or艂贸w. - Podej
rzany wszed艂 za r贸g i znikn膮艂. Mo偶e si臋 przebra艂, nie wiem. Ostatnio widzia
no go w pobli偶u stacji metra Kijowskaja. Mo偶liwe, 偶e tam poszed艂.
- Wi臋cej ni偶 mo偶liwe - powiedzia艂 Hood. - Tam w艂a艣nie widzia艂 go jeden
z pracownik贸w naszej ambasady.
- Prosz臋 ja艣niej.
- S艂yszeli艣my, 偶e by艂 w Moskwie. Pracownik ambasady wsiad艂 za cz艂o
wiekiem, kt贸rego wzi膮艂 za Harpunnika, do metra. Pojechali na stacj臋 prze
siadkow膮 i Harpunnik wysiad艂. Wsiad艂 do innego poci膮gu, wysiad艂 na stacji
Paweleckaja i dos艂ownie znikn膮艂.
Or艂贸w by艂 coraz bardziej zaintrygowany.
- Jeste艣 pewien, 偶e to by艂a stacja Paweleckaja? - spyta艂.
- Tak. Czy to wa偶ne?
- By膰 mo偶e.
- Generale Or艂贸w, je艣li Harpunnik wydosta艂 si臋 z Moskwy, mo偶liwe 偶e
zamierza tam wr贸ci膰 lub pojecha膰 do Sankt Petersburga. Mo偶e pan pom贸c
nam go znale藕膰?
- Z ch臋ci膮 schwytam tego potwora - zapewni艂 Or艂贸w. - Pogadam z Mo
skw膮, zobacz臋, co maj膮. Tymczasem prosz臋 przes艂a膰 wszelkie informacje do
mojego biura. B臋d臋 tam za godzin臋.
77
- Dzi臋kuj臋, generale - powiedzia艂 Hood. - I jeszcze raz przepraszam, 偶e
obudzi艂em. Nie chcia艂em straci膰 ani chwili.
- Dobrze zrobi艂e艣. Mi艂o by艂o z tob膮 porozmawia膰. To do us艂yszenia p贸藕niej.
Or艂ow wsta艂 i wr贸ci艂 do sypialni. Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, poca艂owa艂 swoj膮
ukochan膮 Masz臋 w czo艂o i po cichu wyj膮艂 z szafy mundur. Zani贸s艂 go do salonu i wr贸ci艂 po reszt臋 ubrania. Ubra艂 si臋 szybko i bezszelestnie i napisa艂 kartk臋 do 偶ony. Po trzydziestu prawie latach ma艂偶e艅stwa Masza przywyk艂a do jego nag艂ych znikni臋膰. Kiedy by艂 pilotem my艣liwca, cz臋sto wzywano go na lotnisko o najdziwniejszych porach. Gdy mia艂 lecie膰 w kosmos, kombinezon wk艂ada艂 w nocy. Przed pierwszym lotem zostawi艂 偶onie list o tre艣ci: Najdro偶sza - opuszczam Ziemi臋 na kilka dni. Mog艂aby艣 w niedziel臋 rano przyj艣膰 po mnie na kosmodrom? Tw贸j kochaj膮cy m膮偶, Siergiej. PS Spr贸buj臋 przywie藕膰 Ci gwiazdk臋 z nieba.
Masza, oczywi艣cie, przysz艂a.
Zszed艂 schodami na podziemny parking. Wreszcie, po trzech latach, rz膮d da艂 mu samoch贸d, bo na komunikacji miejskiej nie mo偶na by艂o polega膰. A przy wszystkim, co dzia艂o si臋 w Rosji i wok贸艂 niej, od wrzenia w republikach po gangsterskie porachunki w wielkich miastach, Or艂ow musia艂 by膰 w stanie jak najszybciej dosta膰 si臋 do kwatery g艂贸wnej Centrum Operacyjnego.
Zw艂aszcza w takich sytuacjach jak ta. Harpunnik wr贸ci艂.
ROZDZIA艁 23
Waszyngton
Poniedzia艂ek, 19.51
Liz Gordon wesz艂a do gabinetu Hooda, kiedy sko艅czy艂 rozmawia膰 z Or艂owem. Masywnie zbudowana, mia艂a b艂yszcz膮ce oczy i kr臋cone br膮zowe w艂osy. 呕u艂a gum臋 nikotynow膮, w r臋ku trzyma艂a nieod艂膮czny kubek kawy. Mike Rodgers zosta艂 z nimi.
Hood opisa艂 zachowanie prezydenta. Pokr贸tce opowiedzia艂 jej te偶 o domniemanych tajnych dzia艂aniach, kt贸re mog艂yby wyja艣ni膰 rzekome urojenia prezydenta.
Kiedy sko艅czy艂 m贸wi膰, Gordon dola艂a sobie kawy z dzbanka stoj膮cego w k膮cie gabinetu. Cho膰 przychodz膮c do Centrum Hood by艂 nieufny wobec psychologii, sporz膮dzane przez Liz portrety psychologiczne zrobi艂y na nim wra偶enie. Przekona艂a go te偶 do siebie swoj膮 staranno艣ci膮. Pracowa艂a jak matematyk, pilnowa艂a, by wszystkie fakty logicznie si臋 ze sob膮 wi膮za艂y. To, w po艂膮czeniu z jej dobrym sercem, czyni艂o j膮 cennym i szanowanym cz艂onkiem zespo艂u. Hood bez wahania powierzy艂 jej swoj膮 c贸rk臋.
78
- Zachowanie prezydenta nie wydaje si臋 niezwyk艂e - powiedzia艂a - co
pozwala nam wykluczy膰 powa偶n膮 demencj臋, powoduj膮c膮 zupe艂n膮 lub pra
wie zupe艂n膮 utrat臋 w艂adz umys艂owych. Pozostaj膮 wi臋c urojenia. Mo偶na je
podzieli膰 na sze艣膰 kategorii. Po pierwsze: urojenia organiczne, zwi膮zane
z chorob膮, na przyk艂ad padaczk膮 czy zmianami w m贸zgu. Po drugie: wywo
艂ane chemicznie, to znaczy przez leki. Trzecie to urojenia somatyczne, kt贸re
powoduj膮 co艣 w rodzaju nadwra偶liwo艣ci -jak anoreksja czy hipochondria.
S膮dz膮c z twojej relacji, nie mamy do czynienia z 偶adn膮 z tych przypad艂o艣ci.
Poza tym na pewno wykry艂by je lekarz prezydenta w czasie regularnych
bada艅. Mo偶emy te偶 wykluczy膰 mani臋 wielko艣ci, czyli megalomani臋, bo jej
objawy by艂yby widoczne.
Zostaj膮 dwie mo偶liwo艣ci: urojenia odniesienia i urojenia prze艣ladowcze -ci膮gn臋艂a. - Urojenia odniesienia to w gruncie rzeczy 艂agodna posta膰 uroje艅 prze艣ladowczych powoduj膮ca, 偶e chory przywi膮zuje wielk膮 wag臋 do nawet najbardziej b艂ahych uwag. Tu chyba nie mamy z tym do czynienia. Ale uroje艅 prze艣ladowczych wykluczy膰 nie mog臋.
- Dlaczego? - spyta艂 Hood.
- Bo chorzy usilnie staraj膮 sieje maskowa膰 - wyja艣ni艂a. - Wierz膮, 偶e inni
pr贸buj膮 im w czym艣 przeszkodzi膰 lub w jaki艣 spos贸b ich skrzywdzi膰. Cz臋sto
wyobra偶aj膮 sobie, 偶e zawi膮za艂 si臋 przeciwko nim jaki艣 spisek. Je艣li prezy
dent boi si臋, 偶e kto艣 chce mu si臋 dobra膰 do sk贸ry, nikomu tego nie zdradzi.
- Ale od czasu do czasu mog膮 mu pu艣ci膰 nerwy - zauwa偶y艂 Rodgers.
- Ot贸偶 to. Typowe objawy to p艂acz, zamykanie si臋 w sobie, rozkojarzenie,
wybuchy gniewu, wszystko to, co opisywa艂 Paul.
- Prezydent sprawia艂 wra偶enie, jakby chcia艂 mi zaufa膰 - powiedzia艂 Hood.
- To te偶 typowe - stwierdzi艂a Gordon. - Urojenia prze艣ladowcze s膮 rodza
jem paranoi. Ale jak kto艣 m膮dry kiedy艣 powiedzia艂: „Czasem nawet parano-
icy maj膮 wrog贸w".
- Czy powinni艣my co艣 zrobi膰? - spyta艂 Hood. - Pomijaj膮c uczucia pierw
szej damy, musimy jako艣 zareagowa膰, je艣li prezydent nie jest w stanie nor
malnie funkcjonowa膰.
- Cokolwiek si臋 z nim dzieje, wydaje si臋, 偶e to wczesne stadium choroby
- powiedzia艂a Gordon. - Skutki raczej nie b臋d膮 trwa艂e.
Zadzwoni艂 telefon Hooda.
- Je艣li jest jaki艣 spisek i mo偶ecie go szybko ujawni膰 - ci膮gn臋艂a Gordon -
prezydent b臋dzie m贸g艂 dalej pe艂ni膰 urz膮d po kr贸tkim odpoczynku. Cokol
wiek si臋 sta艂o, prawdopodobnie nie b臋dzie mia艂o 偶adnych nast臋pstw ani d艂u
go-, ani kr贸tkofalowych.
Hood skin膮艂 g艂ow膮 i odebra艂 telefon.
- Tak?
- Paul, tu Bob Herbert.
79
- Co si臋 sta艂o?
- Powa偶na sprawa. W艂a艣nie dzwoni艂 cz艂owiek z CIA, ten sam, kt贸ry prze
kaza艂 mi pro艣b臋 Toma Moore'a z Baku. Kto艣 za艂atwi艂 Moore'a i agenta CIA
z Moskwy, Pata Thomasa. Zdarzy艂o si臋 to, kiedy zawie藕li do szpitala Davida
Battata, tego go艣cia, na kt贸rego napad艂 Harpunnik. Moore'a zastrzeli艂 snaj
per przed budynkiem, a Thomasowi kto艣 poder偶n膮艂 gard艂o w holu szpitala.
- Kto? - spyta艂 Hood.
- Nie wiemy.
- Nikt nie widzia艂 mordercy?
- Nie - odpar艂 Herbert. - A je艣li nawet, to tylko przez chwil臋.
- Gdzie Battat?
- Nadal le偶y w szpitalu. Dlatego w艂a艣nie ten agent do mnie dzwoni艂 -
powiedzia艂 Herbert. - Ambasada poprosi艂a o policyjn膮 ochron臋, ale nie wie
my, czy mo偶na ufa膰 policji. CIA brakuje ludzi, a boj膮 si臋, 偶e Battat b臋dzie
nast臋pny, i to ju偶 wkr贸tce. Nie mamy w Baku nikogo, ale pomy艣la艂em...
- Or艂ow - rzuci艂 Hood bez namys艂u. - Ju偶 do niego dzwoni臋.
ROZDZIA艁 24
Chaczmas, Azerbejd偶an
Wtorek, 4.44
Maurice Charles nie lubi艂 si臋 powtarza膰.
Je艣li przyje偶d偶a艂 gdzie艣 samochodem, to wraca艂 autobusem lub kolej膮. Je艣li na zach贸d lecia艂 samolotem, to na wsch贸d podr贸偶owa艂 samochodem lub autobusem. Je艣li rano nosi艂 kapelusz, to po po艂udniu go zdejmowa艂. Albo zak艂ada艂 inny czy farbowa艂 w艂osy. Je艣li wysadzi艂 samoch贸d przy u偶yciu bomby, to na nast臋pn膮 akcj臋 zabiera艂 C-4. Po obserwacji wybrze偶a wycofywa艂 si臋 na jaki艣 czas w g艂膮b l膮du. Powtarzalno艣膰 jest zgubna w ka偶dej bran偶y. Schematy pozwalaj膮 nawet mniej rozgarni臋tym osobom przewidzie膰 tw贸j nast臋pny ruch. Jedynym wyj膮tkiem by艂y du偶e miasta. Je艣li w kt贸rym艣 znajdowa艂 stosunkowo dobrze ukryt膮 tras臋, to przez jaki艣 czas z niej korzysta艂. Bezpieczniej by艂o przemyka膰 si臋 nieu偶ywanymi drogami lub tunelami, ni偶 nara偶a膰 si臋 na to, 偶e kto艣 go wypatrzy w t艂umie.
Charles obserwowa艂 platform臋 wiertnicz膮 z powietrza, dlatego postanowi艂 do niej wr贸ci膰 艂odzi膮. Ameryka艅skie satelity - i rosyjskie pewnie te偶 -w tej chwili wypatrywa艂y ju偶 podejrzanego samolotu. Pop艂ynie ze swoimi lud藕mi jachtem, na kt贸rego burcie widnie膰 b臋dzie inna nazwa ni偶 wczoraj. Jeden z cz艂onk贸w jego grupy wszystko za艂atwi艂 w Baku. Jacht b臋dzie czeka艂 w Chaczmasie, nadmorskim mie艣cie po艂o偶onym jakie艣 siedemdziesi膮t kilometr贸w na p贸艂noc od Baku. Za艂oga zosta艂a wynaj臋ta w Baku i przyp艂y-
80
n臋艂a z jednym z ira艅skich marynarzy Charlesa. W Chaczmasie b臋d膮 bli偶ej celu, a poza tym ma艂o prawdopodobne, by ktokolwiek m贸g艂 tam rozpozna膰 ich albo ich 艂贸d藕.
Po kr贸tkim 艣nie, kt贸ry jednak w zupe艂no艣ci mu wystarczy艂, Charles wsiad艂 z towarzyszami do furgonetki stoj膮cej za chat膮. Sprz臋t za艂adowali ju偶 wcze艣niej. Pojechali z Gobustanu w stron臋 Baku drogami, kt贸re o tej porze by艂y ca艂kowicie opustosza艂e. Cho膰 Charles nie prowadzi艂, przez ca艂膮 drog臋 nie zmru偶y艂 oka. Siedzia艂 z ty艂u z czterdziestk膮pi膮tk膮 na kolanach. Chcia艂 by膰 gotowy na wypadek, gdyby kto艣 pr贸bowa艂 ich zatrzyma膰.
Furgonetka przyjecha艂a do u艣pionego Chaczmasu tu偶 przed wp贸艂 do pi膮tej. Jechali sto kilometr贸w non stop. Nikt im nie przeszkodzi艂.
„Rachel" - teraz zwana „艢wi臋ty Elmo" - czeka艂a na pochylni w zaniedbanej przystani, blisko brzegu. Wynaj臋ta za艂oga zosta艂a zwolniona. Odp艂yn臋艂a w艂asn膮 艂odzi膮, kutrem rybackim, kt贸ry towarzyszy艂 jachtowi w rej sie na p贸艂noc.
Charles sta艂 na stra偶y, obserwuj膮c okolic臋 przez noktowizor, gdy jego ludzie przenosili sprz臋t na „艢wi臋tego Elma". Potem jeden z nich odjecha艂 furgonetk膮. Mia艂a zosta膰 przemalowana i przewieziona do innego miasta. Wreszcie jacht odbi艂 od brzegu.
Rejs potrwa pi臋膰dziesi膮t minut. O wschodzie s艂o艅ca dotr膮 na miejsce. To wa偶ne. Charles nie lubi艂 pracowa膰 na morzu w 艣wietle reflektor贸w. Za 艂atwo je by艂o wypatrzy膰 w ciemno艣ciach, to po pierwsze, a po drugie, odbija艂y si臋 w lustrze wody. Z kolei za dnia mokre kombinezony b艂yszcza艂y w 艣wietle s艂o艅ca. Akcj臋 najlepiej przeprowadzi膰 o 艣wicie. B臋dzie do艣膰 czasu, by zrobi膰, co trzeba, i niepostrze偶enie odp艂yn膮膰.
A potem wyjedzie z Azerbejd偶anu i przez miesi膮c, dwa b臋dzie cieszy艂 si臋 偶yciem. Delektowa艂 si臋 konsekwencjami swojego czynu. I jak zawsze rozkoszowa艂 si臋 faktem, 偶e 偶aden przyw贸dca, 偶adna armia, 偶adna firma nie mia艂a na sytuacj臋 mi臋dzynarodow膮 wi臋kszego wp艂ywu ni偶 on.
ROZDZIA艁 25
Sankt Petersburg, Rosja
Wtorek, 4.47
Po upadku Zwi膮zku Radzieckiego wielu cz艂onk贸w nowych w艂adz ba艂o si臋 Ministerstwa Biezopasnosti Rassiji, czyli MBR, Ministerstwa Bezpiecze艅stwa Rosji, jeszcze bardziej ni偶 w czasach, kiedy agencja wywiadowcza znana by艂a jako KGB i rutynowo pods艂uchiwa艂a ich telefony i otwiera艂a listy. Obawiali si臋, 偶e szefowie by艂ego sowieckiego wywiadu popr膮 komunist贸w w d膮偶eniu do odzyskania w艂adzy lub sami po ni膮 si臋gn膮. Z tego powodu
81
nowi panowie na Kremlu stworzyli autonomiczn膮 agencj臋 wywiadowcz膮, niezale偶n膮 od MBR. Jej siedzib臋 ustanowili w Sankt Petersburgu. A zgodnie z zasad膮, 偶e najciemniej jest pod latarni膮, Centrum Operacyjne umie艣cili w jednym z najcz臋艣ciej odwiedzanych miejsc w Rosji: Ermita偶u.
Ermita偶, zbudowany przez Katarzyn臋 Wielk膮, mia艂 jej s艂u偶y膰 jako miejsce odpoczynku. Wielki, bia艂y, neoklasycystyczny gmach oficjalnie nosi艂 miano Pa艂acu Zimowego. Tam Katarzyna mog艂a podziwia膰 zgromadzone przez siebie skarby, obrazy, szkice i rze藕by starych mistrz贸w. W latach 1762-1772 dos艂ownie co drugi dzie艅 kupowa艂a nowe dzie艂o. Kiedy otworzy艂a podwoje swojego pa艂acu szlachetnie urodzonym go艣ciom, stwierdzi艂a tylko, 偶e maj膮 go zwiedza膰 w radosnym nastroju. Zastrzeg艂a jednak, 偶e nie wolno im niczego „uszkodzi膰, zniszczy膰 ani obgry藕膰". Ermita偶 pozostawa艂 magazynem carskiej kolekcji a偶 do 1917 roku. Po rewolucji pa藕dziernikowej udost臋pniono go szerokiemu og贸艂owi. Obecnie zawiera przesz艂o osiem tysi臋cy obraz贸w, czterdzie艣ci tysi臋cy sztych贸w i p贸艂 miliona rycin. Tylko Luwr mo偶e poszczyci膰 si臋 wi臋ksz膮 kolekcj膮 sztuki.
Rosyjskie Centrum Operacyjne zbudowano pod autentycznym studiem telewizyjnym. Cho膰 mia艂o ono s艂u偶y膰 g艂贸wnie do ukrycia centrum wywiadu, zamontowane w nim anteny satelitarne wysy艂a艂y znane programy o Ermita偶u na ca艂y 艣wiat. Jednak podstawowym ich zadaniem by艂o zapewnienie Centrum 艂膮czno艣ci z satelitami umo偶liwiaj膮cymi komunikacj臋 elektroniczn膮 z krajem i zagranic膮. Krz膮taj膮cy si臋 personel muzeum i tury艣ci umo偶liwiali pracownikom Centrum zachowanie anonimowo艣ci. Poza tym Kreml uzna艂, 偶e w razie wojny czy rewolucji nikt nie zbombarduje Ermita偶u. Nawet je艣li nieprzyjacielowi nie b臋dzie zale偶a艂o na dzie艂ach sztuki z pobudek estetycznych, to mog艂y si臋 one przyda膰 jako karta przetargowa.
Or艂ow dotar艂 na miejsce jeszcze przed 艣witem. Poniewa偶 Ermita偶 by艂 o tej porze zamkni臋ty, wszed艂 niepozornym wej艣ciem od p贸艂nocnego wschodu. Spojrza艂 na drugi brzeg Newy. Dok艂adnie naprzeciwko wznosi艂y si臋 majestatyczne budynki Akademii Nauk i Muzeum Antropologii. Kawa艂ek dalej by艂a Akademia Marynarki imienia Frunzego. Opr贸cz tego, 偶e szkolili si臋 tam kadeci, na jej terenie stacjonowa艂o te偶 kilkunastu 偶o艂nierzy z oddzia艂u si艂 specjalnych b臋d膮cego do dyspozycji Centrum, zwanego „M艂ot".
W studiu telewizyjnym za biurkiem siedzia艂 stra偶nik. Or艂ow skin膮艂 mu g艂ow膮. Starszy m臋偶czyzna wsta艂 i zasalutowa艂. Genera艂 wstuka艂 kod w zamku szyfrowym. Przeszed艂 przez pogr膮偶on膮 w mroku recepcj臋 i zszed艂 schodami na d贸艂. Tam czeka艂 kolejny zamek szyfrowy. Genera艂 wcisn膮艂 cztery guziki i drzwi si臋 otworzy艂y. Kod zmienia艂 si臋 co dzie艅; Or艂ow co wiecz贸r dostawa艂 nowy od szefa ochrony Centrum. Kiedy zamkn膮艂 za sob膮 drzwi, automatycznie zapali艂y si臋 艣wiat艂a. Przed nim by艂y kolejne schody. Zszed艂
82
na d贸艂 i nast臋pny zamek szyfrowy da艂 mu dost臋p do Centrum Operacyjnego.
Centrum sk艂ada艂o si臋 z bardzo d艂ugiego korytarza z gabinetami po bokach. Gabinet Or艂owa by艂 na samym ko艅cu, dos艂ownie na brzegu Newy. Czasami s艂ysza艂 nad g艂ow膮 przep艂ywaj膮ce barki.
Zwykle przychodzi艂 tu nie wcze艣niej ni偶 o dziewi膮tej. Pracownicy nocnej zmiany byli zaskoczeni jego widokiem. Przywita艂 ich, nie zatrzymuj膮c si臋. Wszed艂 do swojego ma艂ego, wy艂o偶onego boazeri膮 gabinetu, zamkn膮艂 drzwi i skierowa艂 si臋 do biurka, zwr贸conego przodem do drzwi. Na 艣cianach wisia艂y oprawione zdj臋cia, kt贸re zrobi艂 z kosmosu. Nie by艂o za to 偶adnych fotografii jego samego. Genera艂, cho膰 dumny ze swoich dokona艅, nie lubi艂 rozpami臋tywa膰 przesz艂o艣ci. Widzia艂 w niej tylko niespe艂nione marzenia. Chcia艂 stan膮膰 na Ksi臋偶ycu, dowodzi膰 misj膮 za艂ogow膮 na Marsa. Marzy艂 mu si臋 dynamiczny rozw贸j programu kosmicznego. Mo偶e gdyby bardziej konstruktywnie i agresywnie wykorzysta艂 swoj膮 s艂aw臋, pom贸g艂by osi膮gn膮膰 ten cel. Albo gdyby otwarcie sprzeciwi艂 si臋 wojnie w Afganistanie... a tak... ten konflikt kosztowa艂 kraj utrat臋 pieni臋dzy i honoru i przyspieszy艂 rozpad ZSRR.
Genera艂 Or艂ow nie trzyma艂 w gabinecie swoich zdj臋膰, bo wola艂 patrze膰 przed siebie. Przysz艂o艣膰 nie nios艂a 偶alu, tylko nadziej臋.
Na automatycznej sekretarce mia艂 wiadomo艣膰 od Paula Hooda. Paul powiedzia艂 tylko, 偶e chodzi o co艣 pilnego. Or艂ow usiad艂 i w艂膮czy艂 komputer. Kiedy otworzy艂 list臋 bezpiecznych telefon贸w i wykr臋ci艂 numer Hooda, przypomnia艂 sobie, jak ameryka艅skie Centrum Szybkiego Reagowania pomog艂o mu udaremni膰 zamach stanu szykowany przez grup臋 twardog艂owych urz臋dnik贸w. Hood straci艂 wtedy jednego ze swoich najlepszych agent贸w, podpu艂kownika Charlesa Squiresa. Od tamtej pory oba centra od czasu do czasu wymienia艂y si臋 informacjami. Nigdy jednak nie zosta艂y w pe艂ni zintegrowane, cho膰 Or艂owowi i Hoodowi bardzo na tym zale偶a艂o. Niestety, jak wiele innych post臋powych propozycji Or艂owa, tak偶e i ta nie spotka艂a si臋 z przychylno艣ci膮 biurokrat贸w. Mi臋dzy dwoma mocarstwami wci膮偶 panowa艂a g艂臋boka nieufno艣膰.
Hood odebra艂 po pierwszym dzwonku.
- Halo?
-Paul, tu Siergiej.
T艂umaczka Centrum by艂a w pogotowiu. Po chwili w艂膮czy艂a si臋 do rozmowy.
- Generale, prosz臋, by mi pan zaufa艂. To sprawa niecierpi膮ca zw艂oki. -
Nagl膮cy ton wskazywa艂, 偶e ka偶da chwila jest na wag臋 z艂ota.
- Oczywi艣cie - powiedzia艂 Or艂ow.
83
- Nasi ludzie szukaj膮cy Harpunnika padli ofiar膮 zamachu pod szpitalem
w Baku - powiadomi艂 go Hood. - Nieco ponad godzin臋 temu. Dwaj zgin臋li.
Jeden od kuli snajpera pod szpitalem, drugiemu poder偶ni臋to gard艂o w holu
szpitala. Trzeci jest pacjentem, nazywa si臋 David Battat, dzi艣 nagle zachoro
wa艂.
Or艂ow zapisa艂 sobie jego nazwisko.
- Policja pilnuje szpitala, ale nie wiemy, kim jest zab贸jca - ci膮gn膮艂 Hood.
- Mo偶e nadal tam by膰.
- Mo偶e nawet jest policjantem - zauwa偶y艂 Or艂ow.
- No w艂a艣nie - powiedzia艂 Hood. - Generale, macie kogo艣 w Baku?
- Tak - odpar艂 Or艂ow bez wahania. - W kt贸rym pokoju le偶y pan Battat?
- Numer 157 - odpar艂 Hood.
- Zaraz kogo艣 tam wy艣l臋 - obieca艂 Or艂ow. - Tylko nikomu nic nie m贸w.
Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.
Trzy najwi臋ksze rosyjskie instytucje zajmuj膮ce si臋 wywiadem mia艂y w艂asny personel. Instytucje te to MBR, GRU - wojskowe G艂awnoje Razwiedy-watielnoje Uprawljenje, czyli G艂贸wny Zarz膮d Wywiadu i MWD - Ministerstwo Wnutriennych Die艂, czyli Ministerstwo Spraw Wewn臋trznych. Rosyjskiego Centrum Operacyjnego nie sta膰 by艂o na utrzymywanie w艂asnej siatki wywiadu i kontrwywiadu, dlatego te偶 musia艂o korzysta膰 z zasob贸w innych, mniejszych agencji. Nadzorowa艂a je Sistiema Objediniennowo Uczotja Dannych o Protiwniku, w skr贸cie SOUD, czyli Ujednolicony System Rozpoznawania Wrog贸w. SOUD dostarcza艂 te偶 personelu S艂u偶bie Wnieszniej Razwiedki (SWR), czyli S艂u偶bie Wywiadu Zagranicznego, Federalnej S艂u偶bie Bezopasnosti (FSB), czyli Federalnej S艂u偶bie Bezpiecze艅stwa, Federalnej S艂u偶bie Kontrrazwiedki (FSK), czyli Federalnej S艂u偶bie Kontrwywiadu i Federalnej S艂u偶bie Ochrony (FSO).
Or艂ow szybko dosta艂 si臋 do akt SOUD. Wprowadzi艂 kod o najwy偶szym priorytecie, Czerwony-13. To oznacza艂o, 偶e pro艣b臋 zg艂asza wysoki rang膮 urz臋dnik - poziomu trzynastego - w zwi膮zku ze spraw膮 o nadzwyczajnym znaczeniu dla bezpiecze艅stwa narodowego: schwytaniem Harpunnika. Kod Czerwony-13 dawa艂 Or艂owowi dost臋p do nazwisk, adres贸w i numer贸w telefon贸w agent贸w rozlokowanych na ca艂ym 艣wiecie. Mia艂 prawo nimi dysponowa膰, nawet gdyby akurat wykonywali inne zadania.
Or艂ow zajrza艂 do akt dotycz膮cych Baku.
Znalaz艂 to, czego szuka艂.
Zawaha艂 si臋.
Za chwil臋 mia艂 poprosi膰 g艂臋boko ukrytego agenta, by pom贸g艂 ameryka艅skiemu szpiegowi. Gdyby Amerykanie szykowali jak膮艣 operacj臋 w Baku, by艂by to doskona艂y spos贸b na zdemaskowanie i zneutralizowanie rosyjskiej
84
siatki. Ale Or艂贸w musia艂by przyj膮膰 za艂o偶enie, 偶e Paul Hood m贸g艂by go zdradzi膰. Wykr臋ci艂 numer.
ROZDZIA艁 26
Waszyngton
Poniedzia艂ek, 21.00
Paul Hood by艂 z艂y.
Z艂y na system, na spo艂eczno艣膰 wywiadowcz膮 i na samego siebie. Zabici nie byli jego lud藕mi. Cz艂owiek, kt贸remu wci膮偶 grozi艂o niebezpiecze艅stwo, nie by艂 jego agentem. Jednak zawiedli, a Harpunnik wygra艂, po cz臋艣ci dzi臋ki warunkom, w jakich szpiedzy musieli dzia艂a膰. Harpunnik mia艂 do dyspozycji grup臋 ludzi, wi臋kszo艣膰 ameryka艅skich agent贸w te偶 pracowa艂a w zespo艂ach. Teoretycznie to powinno zapewni膰 im wsparcie, a w praktyce zmusza艂o ich do funkcjonowania w ramach biurokratycznej machiny, gdzie najwa偶niejsze s膮 przepisy i pos艂usze艅stwo wobec prze艂o偶onych, przebywaj膮cych z dala od p贸l bitwy. Nie spos贸b stawi膰 czo艂o cz艂owiekowi pokroju Harpunnika z takim brzemieniem na barkach. A Hood wspiera艂 ten system. By艂 winny, tak samo winny jak jego koledzy z CIA, NSA i innych agencji.
Jak na ironi臋, Jack Fenwick wy艂ama艂 si臋 z obowi膮zuj膮cych regu艂, a zadaniem Hooda by艂o stwierdzenie, czemu to zrobi艂.
Biurokraci sprawdzaj膮 biurokrat贸w, pomy艣la艂 z gorycz膮. Chyba na razie lepiej, by w og贸le da艂 sobie spok贸j z my艣leniem. Zm臋czony i zirytowany nawet nie zadzwoni艂 do domu, by spyta膰, co u Harleigh.
Rodgers by艂 u Hooda, kiedy ten czeka艂 na telefon od Or艂owa. Teraz, korzystaj膮c z tego, 偶e Bob Herbert jeszcze nie wr贸ci艂, wyszed艂 po co艣 do picia. Hood postanowi艂 zadzwoni膰 do domu. Nie poprawi艂o mu to nastroju.
Zn贸w, jak dawniej, pracowa艂 do p贸藕na i dzwoni艂 do domu niejako dla 艣wi臋tego spokoju. Sharon tego nie znosi艂a. S艂ysza艂 gniew w jej g艂osie, w wypowiadanych przez zaci艣ni臋te usta kr贸tkich, zwi臋z艂ych odpowiedziach na pytania.
- Pior臋 - powiedzia艂a Sharon. - Harleigh stawia pasjansa na komputerze.
Alexander odrabia lekcje i uczy si臋 do klas贸wki z historii.
- W jakiej formie jest Harleigh? - spyta艂 Hood.
- A jak my艣lisz? - powiedzia艂a Sharon. - Nawet ta twoja psycholog m贸
wi艂a, 偶e minie sporo czasu, zanim zauwa偶ymy jakiekolwiek zmiany. O ile
w og贸le nast膮pi膮 - doda艂a. - Ale nie martw si臋, Paul, dam sobie rad臋.
- W razie czego mo偶esz na mnie liczy膰 - powiedzia艂 Hood. - Nigdzie si臋
nie wybieram.
85
- Ciesz臋 si臋. Zawo艂a膰 Alexandra?
- Je艣li si臋 uczy, to nie - odpar艂. - Powiedz mu tylko, 偶e dzwoni艂em.
- Oczywi艣cie.
- Dobranoc.
Czu艂, 偶e Sharon si臋 waha. Trwa艂o to tylko chwil臋, kt贸ra jednak strasznie si臋 d艂u偶y艂a.
- Dobranoc, Paul - powiedzia艂a i od艂o偶y艂a s艂uchawk臋.
Hood d艂ugo siedzia艂 ze s艂uchawk膮 przy uchu. Teraz by艂 nie tylko biurokrat膮, ale i draniem. Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, spl贸t艂 d艂onie i czeka艂 na Rodgersa. Kiedy tak siedzia艂, co艣 zacz臋艂o w nim tyka膰. Nie zegar czy bomba. Raczej jaki艣 mechanizm. I z ka偶dym tykni臋ciem coraz cia艣niej nakr臋ca艂a si臋 w nim jaka艣 spr臋偶yna. Pragnienie, by co艣 zrobi膰 - nie tylko snu膰 rozwa偶ania czy wzywa膰 Rosjan na pomoc. Chcia艂 dzia艂a膰. Co艣 tu nie gra艂o, a on musia艂 si臋 dowiedzie膰, co.
Rodgers i Herbert zjawili si臋 razem. Zastali Hooda wpatrzonego w 艣cian臋, na kt贸rej kiedy艣 wisia艂y tabliczki i fotografie w ramkach, pami膮tki lat sp臋dzonych w rz膮dzie. Zdj臋cia z przyw贸dcami, wyborcami. Zdj臋cia pokazuj膮ce Hooda wmurowuj膮cego kamienie w臋gielne i pracuj膮cego w jad艂odajni dla bezdomnych.
Ca艂e 偶ycie by艂 cholernym urz臋dasem. Cz臋艣ci膮 problemu, nie rozwi膮zaniem.
- Wszystko w porz膮dku? - spyta艂 Herbert.
-Tak.
- Dosta艂e艣 jakie艣 wiadomo艣ci?
- Nie - powiedzia艂 Hood. - Ale chc臋 ich poszuka膰.
- Wiesz, co o tym s膮dz臋 - powiedzia艂 Herbert. - O czym tak my艣la艂e艣?
- O Battacie. Nie by艂o to do ko艅ca zgodne z prawd膮. Hood my艣la艂 bo
wiem o tym, 偶e nie powinien by艂 wycofywa膰 rezygnacji. Powinien by艂 odej艣膰
z Centrum i o nim zapomnie膰. Sam ju偶 nie wiedzia艂, czy zrezygnowa艂 bar
dziej dla w艂asnego dobra, czy dla dobra rodziny, jak mu si臋 wydawa艂o. Ale
wr贸ci艂 i nie zamierza艂 ucieka膰.
To nasun臋艂o mu my艣l o Battacie.
- Nagle zachorowa艂, zabrali go do szpitala, a tam ju偶 czekali zab贸jcy -
powiedzia艂. - To nie wygl膮da na zbieg okoliczno艣ci.
- Fakt - przyzna艂 Herbert. - Rozmawia艂em o tym z moimi ekspertami.
Ekspertami Herberta byli czterej jego zast臋pcy, 艣ci膮gni臋ci do Centrum z wywiadu wojskowego, NSA i CIA. Byli to trzej m臋偶czy藕ni i jedna kobieta, w wieku od dwudziestu dziewi臋ciu do pi臋膰dziesi臋ciu siedmiu lat. Je艣li do艂膮czy膰 do tego Darrella McCaskeya, 艂膮cznika z FBI i Interpolem, Centrum Szybkiego Reagowania mia艂o najlepsz膮 kom贸rk臋 wywiadowcz膮 w Waszyngtonie.
86
- Oto, co wymy艣lili艣my - powiedzia艂 Herbert. - CIA jest na dziewi臋膰dzie
si膮t dziewi臋膰 procent pewna, 偶e Harpunnik pojecha艂 przez Moskw臋 do Baku.
Agent Departamentu Stanu jest przekonany, 偶e widzia艂 go w samolocie do
Moskwy; mo偶liwe, 偶e to nie przypadek.
- Czemu? - spyta艂 Rodgers.
- Nie by艂by to pierwszy terrorysta, kt贸ry specjalnie da艂 si臋 zauwa偶y膰 -
powiedzia艂 Herbert. - W 1959 roku sowiecki szpieg Igor S艂awosk pokaza艂
si臋 na stacji Grand Central w Nowym Jorku, by zwr贸ci膰 na siebie uwag臋
policji i zwabi膰 FBI do swojego mieszkania. Kiedy tam trafili, wybuch艂a
bomba. S艂awosk wr贸ci艂, zebra艂 odznaki i legitymacje i kaza艂 zrobi膰 ich wier
ne kopie. Pos艂uguj膮c si臋 nimi, dosta艂 si臋 do kwatery g艂贸wnej FBI. Dlatego
nie mo偶na wykluczy膰, 偶e Harpunnik nieoficjalnymi kana艂ami da艂 komu trze
ba zna膰 o swoim przybyciu.
- Do rzeczy - powiedzia艂 Hood cicho. Zaczyna艂 traci膰 cierpliwo艣膰. Nie
z winy Boba, oczywi艣cie. Po prostu nie m贸g艂 si臋 doczeka膰, kiedy oddzwoni
Or艂ow. Chcia艂 us艂ysze膰, 偶e w szpitalu wszystko w porz膮dku. Najwy偶szy czas,
by dla odmiany dosta艂 jakie艣 dobre wiadomo艣ci.
- Przepraszam - powiedzia艂 Herbert. - Czyli Harpunnik da艂 zna膰, 偶e leci
do Baku. Zaplanowa艂 tam jak膮艣 operacj臋. Wiedzia艂, 偶e w ambasadzie s膮 lu
dzie z CIA. Wiedzia艂 te偶, 偶e CIA mo偶e nie chcie膰 ich eksponowa膰, bo azer-
skie Ministerstwo Bezpiecze艅stwa Wewn臋trznego ma na oku personel am
basady. Dlatego CIA 艣ci膮gn臋艂a kogo艣 z Moskwy.
- Battata - powiedzia艂 Hood.
- Tak - odpar艂 Herbert z lekkim niepokojem. - David Battat by艂 szefem
biura CIA w Nowym Jorku. To on zatrudni艂 Annabelle Hampton.
- Agentk臋, kt贸r膮 zgarn臋li艣my w czasie akcji w ONZ? - spyta艂 Rodgers.
- Tak. Battat by艂 wtedy w Moskwie. Sprawdzili艣my go. Jest czysty. Jeden
z moich informator贸w z CIA powiedzia艂 mi, 偶e wys艂ano go do Baku, by
odpokutowa艂 za swoje b艂臋dy z Nowego Jorku.
Hood skin膮艂 g艂ow膮.
- No dobra. Battat przyje偶d偶a do Baku...
- .. .Idzie we wskazane miejsce wypatrywa膰 Harpunnika i dostaje w 艂eb -
doko艅czy艂 Herbert. - Ale nie ginie, cho膰 Harpunnik bez trudu m贸g艂 go za艂a
twi膰. Najprawdopodobniej wstrzykn膮艂 mu jakiego艣 wirusa czy zwi膮zek che
miczny, kt贸ry po jakim艣 czasie mia艂 go 艣ci膮膰 z n贸g. Na tyle skutecznie, by
trzeba go by艂o zabra膰 do szpitala.
- Pod stra偶膮 agent贸w CIA - powiedzia艂 Hood.
- Ot贸偶 to. Sami si臋 wystawili na strza艂.
- A Harpunnik ma CIA z g艂owy i mo偶e spokojnie robi膰 swoje - podsumo
wa艂 Hood.
87
- Na to wygl膮da - przyzna艂 Herbert. - Szpieg贸w w Baku maj膮 tylko USA,
Rosja i by膰 mo偶e Iran.
- Z powodu kaspijskiej ropy? - spyta艂 Rodgers.
Herbert skin膮艂 g艂ow膮.
- Nie s艂ysza艂em, by Harpunnik za艂atwi艂 agent贸w Moskwy i Teheranu. - Hood zamy艣li艂 si臋.
- Iran - powiedzia艂 cicho.
- S艂ucham?
- Drugi raz dzi艣 wspominamy o Iranie - zauwa偶y艂 Hood.
- Ale nie w tym samym... - Herbert urwa艂 w p贸艂 zdania.
- Nie w tym samym kontek艣cie?
- O, nie - odezwa艂 si臋 Herbert po chwili. - Tylko nie to.
- Chwila - wtr膮ci艂 Rodgers. - Co przeoczy艂em?
- My艣lisz, 偶e 艂a艅cuszek szcz臋艣cia mo偶e i艣膰 od Harpunnika przez Teheran,
Jacka Fenwicka, NSA do CIA? - powiedzia艂 Herbert.
- To mo偶liwe - przyzna艂 Hood.
- To by oznacza艂o, 偶e Fenwick wszed艂 z nimi w jakie艣 uk艂ady w sprawie
Harpunnika.
- I nie chce, by prezydent si臋 o tym dowiedzia艂.
Herbert kr臋ci艂 g艂ow膮.
- Powiedz, 偶e to nieprawda, Paul - b艂aga艂. - Powiedz, 偶e nie wsp贸艂pracu
jemy z sukinsynem, kt贸ry zabi艂 mi 偶on臋.
- Bob, uspok贸j si臋.
Herbert wpatrywa艂 si臋 w jego biurko.
- Je艣li Harpunnik co艣 knuje w Baku, mo偶emy go jeszcze dorwa膰 - powie
dzia艂 Hood. - Ale tylko pod warunkiem 偶e nie stracimy koncentracji.
Herbert nie odpowiedzia艂. -Bob?
- S艂ysz臋. Jestem skoncentrowany.
Hood wzi膮艂 g艂臋boki oddech. Jeszcze przed chwil膮 by艂 bliski wybuchu. Teraz,
kiedy jeden z jego przyjaci贸艂 cierpia艂, z艂o艣膰 mu przesz艂a. Musi pom贸c Herbertowi.
Czemu nie reagowa艂 tak samo na gniew Sharon?
- Mike - zwr贸ci艂 si臋 do Rodgersa - musimy ustali膰, co Fenwick knuje,
i z kim, je艣li w og贸le z kimkolwiek, wsp贸艂pracuje.
- Dowiem si臋 - obieca艂 Rodgers. - Ale jedno mog臋 powiedzie膰 ju偶 teraz.
Znalaz艂em na swoim komputerze dwa e-maile sprzed p贸艂 roku. Nadawcami
byli Jack Fenwick i Burt Gable.
- Czego dotyczy艂y? - spyta艂 Hood.
- Bia艂ej Ksi臋gi opublikowanej przez Pentagon - poinformowa艂 Rodgers.
- Wynika艂o z niej, 偶e ryzyko zawi膮zania przez Rosj臋 sojuszy z s膮siadami
spoza by艂ego Zwi膮zku Radzieckiego jest minimalne. Fenwick i Gable nie zgadzali si臋 z tym.
- Szef Agencji Bezpiecze艅stwa Narodowego i szef personelu prezydenta
niezale偶nie od siebie skrytykowali raport.
- Ot贸偶 to - przytakn膮艂 Rodgers. - Notatki wys艂ali wszystkim kongresma-
nom i dow贸dcom wojskowym.
- Ciekawe, czy spikn臋li si臋 przez Internet - zastanowi艂 si臋 Hood. - Kiedy
wys艂ano te e-maile?
- W odst臋pie kilku godzin. Nie wygl膮da艂o na to, by by艂y cz臋艣ci膮 skoordy
nowanej kampanii. Oba jednak zawiera艂y ostr膮 krytyk臋 raportu.
- W艂a艣ciwie to bez znaczenia, czy Fenwick i Gable wys艂ali te notatki nie
zale偶nie od siebie i dopiero po ich przeczytaniu odkryli, 偶e co艣 ich 艂膮czy -
powiedzia艂 Hood. - Najwa偶niejsze pytanie brzmi, czy co艣 w zwi膮zku z tym
zrobili. Czy spotkali si臋 i zacz臋li knu膰.
- Sk膮d te podejrzenia? - spyta艂 Herbert, ponownie w艂膮czaj膮c si臋 do roz
mowy.
- Prezydent wspomnia艂 dzi艣 o Gable'u - wyja艣ni艂 Hood. - On i asystent
Fenwicka, Don Roedner, mieli by膰 odpowiedzialni za informowanie komisji
do spraw s艂u偶b specjalnych o inicjatywie wsp贸艂pracy z ONZ.
- Ale tego nie robili.
- Zgadza si臋. - Hood powoli zab臋bni艂 palcami w biurko. - Czyli mamy
dwie sprawy. Co Fenwick robi w Nowym Jorku i co Harpunnik robi w Baku.
- Dwie, je艣li za艂o偶ymy, 偶e nie wi膮偶膮 si臋 ze sob膮- zauwa偶y艂 Herbert. - Ale
maj膮 jeden element wsp贸lny: Iran. A Harpunnik kiedy艣 ju偶 pracowa艂 dla
Teheranu.
Hood skin膮艂 g艂ow膮.
- Mo偶e zn贸w dla nich pracuje?
- Przeciwko Azerbejd偶anowi - dorzuci艂 Herbert.
- To mo偶liwe - powiedzia艂 Rodgers. - Ira艅czycy maj膮 dwa potencjalne
pola konfliktu z Azerbejd偶anem. Zasoby ropy kaspijskiej i G贸rny Karabach.
- Ale po co Fenwick mia艂by miesza膰 si臋 w co艣 takiego? - Herbert pokr臋ci艂
g艂ow膮. - 呕eby udowodni膰, 偶e Pentagon si臋 myli? I co potem?
- Nie wiem. - Hood spojrza艂 na Rodgersa. - Wyci膮gnij to z niego. Po
pierwsze, o czym rozmawia z Ira艅czykami, i po drugie, czemu ok艂ama艂 pre
zydenta.
- Powiedz, 偶e masz informacje, kt贸re mo偶esz mu przekaza膰 tylko osobi艣
cie - doda艂 Herbert.
- No dobra - powiedzia艂 Hood. - Niech Liz przygotuje portret psycholo
giczny prezydenta. Na podstawie obserwacji z pierwszej r臋ki, w tym moich.
Niech w nim napisze, 偶e prezydent traci panowanie nad sytuacj膮. Zanie艣 go
Fenwickowi, niby w tajemnicy. Spytaj, czy co艣 o tym wie.
89
Rodgers skin膮艂 g艂ow膮 i wyszed艂. Hood spojrza艂 na Herberta.
- Je艣li Iran szykuje akcj臋 zbrojn膮, mo偶e przegrupowywa膰 wojska albo
sprz臋t. NRO mog艂o co艣 zauwa偶y膰. Stephen Viens ju偶 tam wr贸ci艂?
- W zesz艂ym tygodniu.
NRO, Narodowe Biuro Zwiadowcze, podlegaj膮ce Departamentowi Obrony, nadzoruj膮ce wi臋kszo艣膰 ameryka艅skich satelit贸w szpiegowskich. Jej personel wywodzi si臋 z CIA, wojska i Departamentu Obrony, a dzia艂alno艣膰 jest 艣ci艣le tajna. Istnienie NRO ujawniono we wrze艣niu 1992 roku, trzydzie艣ci lat po jego powo艂aniu. Stephen Viens by艂 kumplem Matta Stolla, speca od komputer贸w w Centrum Szybkiego Reagowania. Znali si臋 jeszcze ze studi贸w. Stephen dostarcza艂 Centrum informacje, kiedy agencje o bardziej ugruntowanej pozycji, jak wywiad wojskowy, CIA i NSA, walczy艂y o dost臋p do danych satelitarnych. Viensa oskar偶ono o przyw艂aszczenie pieni臋dzy podczas jednej z operacji, ale wkr贸tce oczyszczono go z zarzut贸w.
- To dobrze - powiedzia艂 Hood. - Niech troch臋 pow臋szy. Mo偶e NRO
zauwa偶y艂o, 偶e w Iranie co艣 si臋 dzieje, ale to zlekcewa偶y艂o.
- Ju偶 si臋 robi.
Herbert wyjecha艂 na w贸zku z gabinetu. Hood spojrza艂 na telefon. Chcia艂, by Or艂ow ju偶 zadzwoni艂. Chcia艂 us艂ysze膰, 偶e kt贸ry艣 z jego ludzi jest ju偶 na miejscu i 偶e Battatowi nic nie grozi. 呕e wi臋cej z艂ych wiadomo艣ci ju偶 nie b臋dzie i sytuacja od tej pory zacznie zmienia膰 si臋 na ich korzy艣膰.
Musi, pomy艣la艂 Hood. Jednego by艂 pewien - co艣 si臋 dzieje. Co艣 zakrojonego na wielk膮 skal臋 i niebezpiecznego. Nie wiedzia艂, o co chodzi, nie wiedzia艂, kto za tym stoi. Nie mia艂 poj臋cia, czy fakty zebrane przez Centrum uda si臋 jako艣 ze sob膮 powi膮za膰. Wiedzia艂 tylko jedno: cokolwiek si臋 dzieje, trzeba po艂o偶y膰 temu kres.
ROZDZIA艁 27
Baku, Azerbejd偶an
Wtorek, 5.01
David Battat dygota艂 z zimna, kr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie. S艂ysza艂 bicie w艂asnego serca, czu艂 je w gardle. Dok膮d艣 go wieziono. Przed oczami miga艂y mu 艣wiat艂a. Poczu艂, 偶e kto艣 go podnosi. Po艂o偶ono go na 艂贸偶ku i zn贸w gdzie艣 przewieziono. Nie by艂 przypi臋ty pasami, ale 艂贸偶ko mia艂o po bokach metalowe por臋cze.
Zamkn膮艂 oczy. Nie wiedzia艂, co si臋 sta艂o. Pami臋ta艂, 偶e obudzi艂 si臋 w ambasadzie, spocony i dygocz膮cy. Moore z Thomasem zanie艣li go do samochodu, potem musia艂 zasn膮膰. Obudzi艂 si臋 dopiero na w贸zku.
90
S艂ysza艂, jak jacy艣 ludzie krz膮taj膮 si臋 wok贸艂 niego. Zakaszla艂 i otworzy艂 oczy. Zobaczy艂 nad sob膮 siwow艂osego m臋偶czyzn臋.
- Panie Battat, s艂yszy mnie pan? - krzykn膮艂 nieznajomy.
Battat skin膮艂 g艂ow膮.
- Przebierzemy pana w szpitaln膮 koszul臋 — powiedzia艂 m臋偶czyzna. - Po
tem musimy poda膰 panu kropl贸wk臋. Rozumie pan?
Battat skin膮艂 g艂ow膮.
- Co... si臋 sta艂o?
- Jest pan chory - powiedzia艂 lekarz. Podesz艂o dw贸ch piel臋gniarzy. Za
cz臋li go podnosi膰 i rozbiera膰 Battata. - Ma pan bardzo wysok膮 gor膮czk臋.
Musimy j 膮 obni偶y膰.
- Dobrze - powiedzia艂 Battat. Co innego mia艂 powiedzie膰? Nawet gdyby
chcia艂, nie zdo艂a艂by stawi膰 oporu. Nie mie艣ci艂o mu si臋 jednak w g艂owie, 偶e
m贸g艂 tak nagle zachorowa膰. Przecie偶 jeszcze wczoraj czu艂 si臋 dobrze.
Ekipa medyczna zajmowa艂a si臋 nim przez kilka minut. Nawet nie bardzo zdawa艂 sobie spraw臋, co robi膮. Kto艣 go odwraca艂, przewraca艂 i opukiwa艂. Poczu艂 uk艂ucie w zgi臋ciu 艂okcia. Dr偶a艂, by艂o mu zimno. Pot przesi膮ka艂 przez poduszk臋. Gor膮czka szybko j膮 rozgrza艂a. Jego g艂owa zapad艂a si臋 w puch, t艂umi膮cy odg艂osy rozm贸w i krz膮taniny. Zn贸w zamkn膮艂 oczy i odp艂yn膮艂 my艣lami.
Wkr贸tce zrobi艂o si臋 cicho i ciemno. A tak偶e troch臋 cieplej i wygodniej. Nie s艂ysza艂 ju偶 dudnienia. By艂 przytomny, ale jego my艣li bardziej przypomina艂y senne wizje. Przebieg艂 pami臋ci膮 ostatnie dni. Przed oczami przewin臋艂a mu si臋 ambasada w Moskwie, podr贸偶 do Baku, wybrze偶e, niespodziewany napad. Uk艂ucie w szyj臋. Nie by艂 艣wiadom up艂ywu czasu, nie widzia艂 sali szpitalnej. Czu艂 si臋 dziwnie, jakby si臋 unosi艂. Ca艂kiem przyjemnie. To pewnie od tej kropl贸wki. Chyba podali mu co艣, co pomaga艂o mu si臋 odpr臋偶y膰.
Nagle us艂ysza艂 trzask, jakby odbezpieczanej broni. Otworzy艂 oczy. Na lewo od 艂贸偶ka zobaczy艂 zamkni臋te okno. Spojrza艂 ku nogom 艂贸偶ka. Drzwi, wcze艣niej uchylone, teraz by艂y zamkni臋te. Pewnie zamkn膮艂 je lekarz albo piel臋gniarka. Panowa艂a idealna cisza. Jak mi艂o. Zn贸w zamkn膮艂 oczy. Tym razem nie by艂o wspomnie艅, tylko ciemno艣膰. Zapad艂 w kamienny sen.
Obudzi艂 go nast臋pny trzask. Otworzy艂 oczy. Drzwi nadal by艂y zamkni臋te, kto艣 jednak znajdowa艂 si臋 w pokoju. W ciemno艣ciach rysowa艂a si臋 czarna sylwetka.
Battat zamruga艂 niepewnie. Czy to sen, czy jawa?
- Cze艣膰 - powiedzia艂. Us艂ysza艂 w艂asny g艂os. A wi臋c to nie sen.
Cie艅 powoli podszed艂 do niego. Pewnie kto艣 przyszed艂 sprawdzi膰, co z nim.
- Wszystko gra - wybe艂kota艂 Battat cicho. - Mo偶esz w艂膮czy膰 艣wiat艂o. Nie
艣pi臋.
91
Cie艅 nie odpowiedzia艂. Battat nie widzia艂, czy to m臋偶czyzna, czy kobieta. W ka偶dym razie mia艂 na sobie co艣 jakby kitel. A w opuszczonej wzd艂u偶 boku r臋ce trzyma艂 jaki艣 d艂ugi, cienki przedmiot. N贸偶?
- M贸wisz po angielsku? - spyta艂 Battat.
S艂aba zielona po艣wiata monitora ustawionego za jego plecami pad艂a na nieznajomego, kt贸ry podszed艂 do 艂贸偶ka. To by艂 m臋偶czyzna. I mia艂 n贸偶. D艂ugie ostrze po艂yskiwa艂o w matowym 艣wietle.
- O co chodzi? - spyta艂 Battat. Do jego otumanionego umys艂u zacz臋艂o
dociera膰, 偶e ten cz艂owiek nie jest lekarzem. Pr贸bowa艂 si臋 ruszy膰, ale r臋ce
mia艂 bezw艂adne, jak wypchane mokrym piachem.
M臋偶czyzna zamierzy艂 si臋.
- Pomocy! - Battat pr贸bowa艂 krzycze膰. - Pomocy...
I nagle m臋偶czyzna znikn膮艂.
Po chwili z pod艂ogi dobieg艂y d藕wi臋ki: ciche st臋kni臋cia, a potem d艂ugi, przeci膮g艂y j臋k. I zapad艂a cisza.
Battat pr贸bowa艂 podnie艣膰 si臋 na 艂okciu. Zadr偶a艂a mu r臋ka i opad艂 na 艂贸偶ko. Nagle kto艣 wyr贸s艂 przy nim.
- Mo偶e ich by膰 wi臋cej - us艂ysza艂. - Musimy st膮d wyj艣膰.
Ostry g艂os, z mocnym akcentem, bez w膮tpienia nale偶a艂 do kobiety. Straszny tu t艂ok.
- Wydawa艂o mi si臋, 偶e to prywatny pok贸j - powiedzia艂 Battat.
Kobieta szybkimi, pewnymi ruchami r膮k opu艣ci艂a por臋cz 艂贸偶ka, odczepi艂a
kropl贸wk臋 i podnios艂a Battata do pozycji siedz膮cej. Podtrzyma艂a go.
- Mo偶esz chodzi膰? - spyta艂a.
- Je艣li mnie pu艣cisz... to chyba nie usiedz臋 - odpar艂.
Kobieta po艂o偶y艂a Battata i odesz艂a od 艂贸偶ka. By艂a wysoka, szczup艂a, szeroka w ramionach. Mia艂a policyjny mundur. Podesz艂a do okna, ods艂oni艂a je i otworzy艂a. Do 艣rodka wpad艂 ch艂odny, s艂ony podmuch. Battat zadygota艂. Kobieta wyjrza艂a przez okno. Chwyci艂a szlafrok wisz膮cy na haku na drzwiach i podesz艂a do 艂贸偶ka. Posadzi艂a Battata i narzuci艂a mu szlafrok na ramiona.
- Co robimy? - spyta艂. Bez kropl贸wki by艂 w stanie ja艣niej my艣le膰. G艂owa
bola艂a go od siedzenia.
- Bez gadania - powiedzia艂a.
- Zaraz, zaraz - zaprotestowa艂.
- Zabili twoich towarzyszy, teraz chc膮 zabi膰 ciebie - warkn臋艂a. - Mam ci臋
st膮d zabra膰.
- Zabili ich?
- Cicho! - sykn臋艂a.
Battat zamilk艂.
Nieznajoma pomog艂a mu wsta膰, po czym wzi臋艂a jego ubranie, zarzuci艂a sobie na rami臋 jego lew膮 r臋k臋 i zaprowadzi艂a go do okna. Battat pr贸bowa艂
92
si臋 skupi膰. G艂owa p臋ka艂a mu z b贸lu. Moore i Thomas nie 偶yj膮? Skoro tak, musia艂 ich zabi膰 Harpunnik. Mo偶e my艣la艂, 偶e wiedzieli wi臋cej, ni偶 naprawd臋 wiedzieli? Ale je艣li oni zgin臋li, to kto przys艂a艂 tu t臋 kobiet臋? A mo偶e ona te偶 jest na us艂ugach Harpunnika? Mo偶e chce go zabra膰 w ustronne miejsce, by morderca z nim sko艅czy艂?
Ale Battat uzna艂, 偶e tak czy inaczej nie ma wyj艣cia. I tak nie da艂by jej rady. Poza tym obchodzi艂a si臋 z nim delikatnie. No i gdyby chcia艂a, mog艂a go zabi膰 w 艂贸偶ku. Albo pozwoli膰, by zrobi艂 to ten drugi.
Kiedy podeszli do okna, kaza艂a mu oprze膰 si臋 o parapet. Zrobi艂 to niepewnie. Podtrzymuj膮c go jedn膮 r臋k膮, prze艣lizn臋艂a si臋 obok niego. Wyl膮dowa艂a po cichu w 偶ywop艂ocie i pomog艂a mu zej艣膰. Zarzuci艂a sobie na rami臋 jego r臋k臋 i przykucn臋艂a. Przez kilka sekund nas艂uchiwali.
Battat zn贸w zacz膮艂 dr偶e膰, szcz臋ka艂y mu z臋by. Dobrze cho膰, 偶e zdo艂a艂 troch臋 oprzytomnie膰. Ruszyli naprz贸d. Czu艂 si臋, jakby jaka艣 si艂a nios艂a go przez noc. Wyszli na ty艂y szpitala i skierowali si臋 ku jego p贸艂nocnej 艣cianie. Zatrzymali si臋 przy samochodzie. Ku zaskoczeniu Battata, nie by艂 to radiow贸z, tylko ma艂y czarny hyundai.
Pewnie ta kobieta w og贸le nie jest policjantk膮. Battat nie wiedzia艂, czy to dobrze, czy 藕le. Ale kiedy po艂o偶y艂a go na tylnym siedzeniu i usiad艂a za kierownic膮, jedno wiedzia艂 na pewno.
Je艣li pozostanie przytomny, wkr贸tce si臋 przekona.
ROZDZIA艁 28
Waszyngton
Poniedzia艂ek, 22.03
Rudow艂osy m臋偶czyzna siedzia艂 za du偶ym biurkiem. W gabinecie by艂o ciemno, mrok rozprasza艂 tylko blask lampki z zielonym aba偶urem i czerwone 艣wiate艂ko w telefonie. To znaczy艂o, 偶e w艂膮czona jest funkcja kodowania.
- Pewne osoby pytaj膮, co Fenwick robi艂 w Nowym Jorku - powiedzia艂
rudow艂osy.
- To znaczy kto? - spyta艂 jego rozm贸wca.
- Kom贸rka wywiadowcza Centrum Szybkiego Reagowania.
- Centrum trzyma si臋 z dala od prezydenta - powiedzia艂 ten drugi. - Nie
maj膮 takiej pozycji jak CIA...
- Nie by艂bym tego taki pewien.
- Jak to?
- S艂ysza艂em, 偶e dyrektor Hood kilka godzin temu spotka艂 si臋 w cztery
oczy z prezydentem.
93
- Wiem.
- Nie wiesz, o czym rozmawiali? - spyta艂 rudow艂osy.
- Nie. Pewnie o wydarzeniach w ONZ. Masz pow贸d, by s膮dzi膰 inaczej?
- Paul Hood rozmawia艂 wczoraj wieczorem z pierwsz膮 dam膮 - powiedzia艂
rudow艂osy. - Zajrza艂em do jego akt. Kiedy艣 byli dobrymi znajomymi.
- Mo偶na to jako艣 wykorzysta膰?
- Nie - odpar艂 rudow艂osy. - To czysto platoniczna znajomo艣膰. Pomy艣la
艂em raczej, 偶e pierwsza dama mog艂a zauwa偶y膰 zmian臋 w zachowaniu prezy
denta. Mo偶e powiedzia艂a co艣 Hoodowi. Sam nie wiem.
- Rozumiem.
Nast膮pi艂a d艂uga chwila ciszy. Rudow艂osy czeka艂. Zaniepokoi艂o go, 偶e spraw膮 zainteresowa艂o si臋 Centrum Szybkiego Reagowania. Z pozosta艂ymi agencjami wszystko by艂o za艂atwione. On i jego wsp贸lnicy liczyli na to, 偶e w okresie przej艣ciowym po rezygnacji Hooda Centrum zajmie si臋 przede wszystkim w艂asnymi sprawami. Niestety, tak si臋 nie sta艂o. A nie mogli pozwoli膰, by kto艣 mia艂 ich teraz na oku, gdy zbli偶a si臋 godzina zero wyznaczaj膮ca pocz膮tek zagranicznej operacji. Harpunnik zrobi艂 swoje. Teraz kolej na nich.
- Reszta dokument贸w gotowa? - spyta艂 drugi m臋偶czyzna.
Rudow艂osy spojrza艂 na zegarek. Bez okular贸w nie widzia艂 wyra藕nie z takiej odleg艂o艣ci, ale stara艂 si臋 przezwyci臋偶y膰 t臋 s艂abo艣膰. Ostatnio ci膮gle musia艂 co艣 przezwyci臋偶a膰. Odsun膮艂 nadgarstek od oczu.
- B臋d膮 za jak膮艣 godzin臋 - odpar艂.
- Dobrze. Nie chc臋 bezpo艣rednio atakowa膰 Centrum. Nie ma na to czasu.
A nieprzygotowane dzia艂anie mo偶e przynie艣膰 wi臋cej szk贸d ni偶 korzy艣ci.
- Fakt - przytakn膮艂 rudow艂osy.
- To dalej r贸bmy swoje - powiedzia艂 ten drugi. - Je艣li Centrum obserwuje
Fenwicka lub prezydenta, nic nie wiedz膮c o naszych planach, to b臋dzie mia
艂o a偶 nadto roboty. Dopilnuj tylko, by Fenwick nie zrobi艂 ani nie powiedzia艂
czego艣, co naprowadzi艂oby ich na trop.
- Rozumiem - powiedzia艂 rudow艂osy. - Uprzedz臋 go.
Drugi m臋偶czyzna podzi臋kowa艂 i si臋 roz艂膮czy艂.
Rudow艂osy od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Za chwil臋 zadzwoni do Fenwicka. To bardzo powa偶na, bezprecedensowa sprawa. Zn贸w powiedzia艂 sobie w duchu, 偶e ich dzia艂aniom przy艣wieca wa偶ny cel: zapewnienie Stanom Zjednoczonym przetrwania w nowym tysi膮cleciu.
Dot膮d, nie licz膮c drobnych k艂opot贸w z Centrum, wszystko uk艂ada艂o si臋 po ich my艣li. Dziennikarze zasypywali jego gabinet pytaniami o now膮 inicjatyw臋 dotycz膮c膮 wsp贸艂pracy z ONZ, o kt贸rej nie wiedzia艂 nikt opr贸cz prezydenta. Cz艂onkowie komisji do spraw s艂u偶b specjalnych, ba, nawet pracownicy ONZ nic o niej nie s艂yszeli. Pewien nieust臋pliwy reporter telewizyjny zadzwoni艂 wieczorem i spyta艂 wprost, czy „to nast臋pny wytw贸r
94
wyobra藕ni prezydenta". A Gable, szef personelu Bia艂ego Domu, odpowiedzia艂 nieoficjalnie: „Naprawd臋 nie wiem, Sam. Nie wiem, co si臋 dzieje z prezydentem".
Cho膰 telewizja nie przytoczy dos艂ownie jego wypowiedzi, Gable wiedzia艂, 偶e wyra偶ona przez niego my艣l znajdzie swoje odbicie w wyemitowanym materiale. Reporter przypomnia艂 mu, 偶e ju偶 trzeci raz w tym tygodniu prezydentowi co艣 si臋 pomyli艂o. Najpierw, na 艣niadaniu z dziennikarzami, wspomnia艂 o ustawie dotycz膮cej subsydi贸w dla rolnictwa, kt贸ra rzekomo trafi艂a pod obrady Kongresu, cho膰 wcale tak nie by艂o. Potem, przed dwoma dniami, otwieraj膮c konferencj臋 prasow膮, zacz膮艂 m贸wi膰 o kwestii dotycz膮cej praw obywatelskich, kt贸r膮 rozpatrywa膰 mia艂 S膮d Najwy偶szy. Takiej sprawy te偶 w og贸le nie by艂o. Oczywi艣cie, Gable nie powiedzia艂 reporterowi, 偶e na codziennych odprawach w r臋ce prezydenta trafiaj膮 niew艂a艣ciwe dokumenty. Te w艂a艣ciwe podrzuca艂 do akt ju偶 po wydaniu b艂臋dnych o艣wiadcze艅. Kiedy prezydent ponownie je przegl膮da艂, nie m贸g艂 zrozumie膰, sk膮d bra艂y si臋 z艂e informacje. Dochodzenie przeprowadzone przez Gable'a i jego asystent贸w nie wykaza艂o niczego podejrzanego.
Gable nie u艣miechn膮艂 si臋. Nie m贸g艂. Sprawa by艂a zbyt powa偶na. Ale odczuwa艂 satysfakcj臋. Reporter i wielu innych dziennikarzy niepokoi艂o si臋 stanem prezydenta. Jutro po po艂udniu ich niepok贸j podzieli reszta obywateli. Wydarzenia, kt贸re ju偶 wkr贸tce rozegraj膮 si臋 na drugim ko艅cu 艣wiata i w Waszyngtonie, by艂y bardzo dok艂adnie skoordynowane i zostan膮 mylnie zinterpretowane przez wszystkich opr贸cz trzeciego, najwa偶niejszego przyw贸dcy spiskowc贸w: wiceprezydenta. Prezydent og艂osi, 偶e Azerbejd偶an zaatakowa艂 ira艅sk膮 platform臋 wiertnicz膮 i 偶e nie zamierza miesza膰 Stan贸w Zjednoczonych w lokalny konflikt. Kiedy jednak Ira艅czycy zaczn膮 rozbudowywa膰 swoje si艂y w regionie, wiceprezydent publicznie za偶膮da zmiany taktyki. Stwierdzi, 偶e nie mo偶na ufa膰 Iranowi, i zaproponuje zwi臋kszenie ameryka艅skiej obecno艣ci wojskowej na Morzu Kaspijskim. Poprze go Fenwick. Ujawni, 偶e w czasie rozm贸w, jakie z nimi prowadzi艂, Ira艅czycy mgli艣cie uprzedzali go o szykuj膮cych si臋 wydarzeniach. Powie, 偶e prosili go, by Stany Zjednoczone nie przeszkadza艂y Iranowi w umacnianiu kontroli nad z艂o偶ami ropy w regionie.
Oczywi艣cie, Ira艅czycy wszystkiemu zaprzecz膮. Ale w Ameryce nikt im nie uwierzy.
Zaogni si臋 sp贸r mi臋dzy prezydentem a wiceprezydentem.
A kiedy odnalezione zostan膮 cia艂a ira艅skich wsp贸lnik贸w Harpunnika -zamordowanych przez samego Harpunnika - ze zdj臋ciami i innymi dowodami sabota偶u, oka偶e si臋, 偶e wiceprezydent i Fenwick mieli racj臋.
Dziennikarze zaczn膮 w贸wczas kwestionowa膰 zdrowy rozs膮dek prezydenta. Po Waszyngtonie rozejd膮 si臋 plotki, 偶e co艣 jest z nim nie tak. Senatorowie
95
- na przyk艂ad Barbara Fox - nie b臋d膮 mieli innego wyboru, jak tylko poprze膰 wniosek o odsuni臋cie go od w艂adzy. Skandale obyczajowe to jedno. Choroba psychiczna to ju偶 zupe艂nie inna sprawa. Ze wszystkich stron dobiegn膮 g艂osy wzywaj膮ce Lawrence'a do rezygnacji. I dla dobra narodu nie b臋dzie mia艂 innego wyj艣cia, jak tylko ust膮pi膰.
Prezydentem zostanie obecny wiceprezydent Cotten. Wiceprezydentem mianuje Jacka Fenwicka. Kongres szybko przyklepie t臋 nominacj臋. A wojsko ameryka艅skie wkroczy na Morze Kaspijskie, by pom贸c Azerbejd偶anowi chroni膰 platformy wiertnicze.
Cho膰 sytuacja b臋dzie coraz gor臋tsza, prezydent Cotten nie straci zimnej krwi.
A wtedy stanie si臋 co艣 innego. Co艣, co wymaga膰 b臋dzie ameryka艅skiej reakcji, tak zdecydowanej, tak druzgoc膮cej, 偶e fanatycy religijni ju偶 nigdy nie o艣miel膮 si臋 zaatakowa膰 obiektu pozostaj膮cego pod ameryka艅sk膮 ochron膮.
Koniec ko艅c贸w, powiedzia艂 sobie Gable, dla takiego celu warto po艣wi臋ci膰 karier臋 jednego prezydenta.
ROZDZIA艁 29
Baku, Azerbejd偶an
Wtorek, 6.15
Kiedy czterdziestosiedmioletni Ron Friday po raz pierwszy przyjecha艂 do Baku, poczu艂 si臋, jakby cofn膮艂 si臋 do 艣redniowiecza.
Nie chodzi艂o o architektur臋. Ambasady mie艣ci艂y si臋 w nowoczesnej cz臋艣ci miasta. Tamtejsze budynki r贸wnie dobrze mog艂yby sta膰 w Waszyngtonie, Londynie, Tokio czy jakiejkolwiek innej wsp贸艂czesnej metropolii. Ale Baku nie przypomina艂o 偶adnego ze znanych Ronowi miast. Wyje偶d偶aj膮c z dzielnicy ambasad, cz艂owiek zanurza艂 si臋 w przesz艂o艣ci. Wiele budynk贸w pami臋ta艂o czasy, kiedy Kolumb przybija艂 do brzeg贸w Ameryki.
Jednak nie z powodu architektury Baku przywodzi艂o na my艣l stare, feudalne miasto. Raczej z powodu mieszka艅c贸w. Cechowa艂 ich bezw艂ad. Azerbejd偶an by艂 zniewolony tak d艂ugo, 偶e teraz, kiedy wreszcie odzyska艂 wolno艣膰 i niezale偶no艣膰, nie bardzo wiedzia艂, co z tym fantem zrobi膰. Gdyby nie petrodolary, pewnie stoczy艂by si臋 na pozycj臋 kraju Trzeciego 艢wiata.
Przynajmniej takie wra偶enie odni贸s艂 Friday. Na szcz臋艣cie, kiedy by艂y ranger i jego ludzie wykonaj膮 swoje zadanie, Azerbejd偶an ju偶 nie b臋dzie a偶 tak niezale偶ny.
Wszed艂 do swojego sze艣ciopi臋trowego bloku. Dziesi臋cioletni budynek z ceg艂y znajdowa艂 si臋 dwie przecznice od ambasady. Na g贸r臋 prowadzi艂y mar-
96
murowe schody. Cho膰 Friday mieszka艂 na ostatnim pi臋trze, nie lubi艂 je藕dzi膰 wind膮. Nawet kiedy by艂 w towarzystwie innych mieszkaj膮cych tu pracownik贸w ambasady, chodzi艂 schodami. Windy wydawa艂y mu si臋 zbyt ciasne, czu艂 si臋 w nich bezbronny.
Skierowa艂 si臋 do swojego mieszkania. Trudno uwierzy膰, 偶e siedzi tu ju偶 prawie p贸艂 roku. Mia艂 wra偶enie, 偶e trwa艂o to o wiele d艂u偶ej. Dobrze, 偶e wkr贸tce st膮d wyjedzie. Nie dlatego 偶e przesta艂 by膰 potrzebny pani Williamson, zast臋pczyni ambasadora. Wr臋cz przeciwnie, s艂u偶y艂 jej cenn膮 pomoc膮, zw艂aszcza przy podejmowanych przez ni膮 pr贸bach ograniczenia roszcze艅 Azerbejd偶anu do kaspijskiej ropy. Przez wiele lat pracowa艂 jako prawnik dla du偶ej firmy naftowej; teraz do艣wiadczenia z tamtego okresu bardzo si臋 przyda艂y. Wkr贸tce b臋dzie jednak potrzebny gdzie indziej i jego w艂a艣ciwy szef dopilnuje, by go tam przeniesiono.
Mo偶e do Indii albo do Pakistanu. Tam najbardziej chcia艂 pojecha膰. Trwa艂y spory o rop臋 w Morzu Arabskim i na granicy mi臋dzy Wielk膮 Pustyni膮 Indyjsk膮 w indyjskiej prowincji Rad偶astan a pustyni膮 Thar w Pakistanie. Co jednak wa偶niejsze, to w艂a艣nie na subkontynencie indyjskim wybuchnie nast臋pna wojna, niewykluczone 偶e wywo艂ana atakiem j膮drowym. Friday chcia艂 tam by膰, manipulowa膰 polityk膮 regionaln膮. Marzy艂 o tym od studi贸w. Od dnia, kiedy zacz膮艂 pracowa膰 w Agencji Bezpiecze艅stwa Narodowego.
W艂o偶y艂 klucz do drzwi i nadstawi艂 uszu. Us艂ysza艂 kotk臋, jak zawsze witaj膮c膮 go miauczeniem. To znak, 偶e w 艣rodku nikt na niego nie czeka.
Friday zosta艂 zwerbowany przez NSA na studiach prawniczych. Jeden z jego profesor贸w, Vincent Van Heusen, by艂 w czasie II wojny 艣wiatowej agentem wywiadu. Po wojnie Van Heusen uczestniczy艂 w pracach nad ustaw膮 o bezpiecze艅stwie narodowym, na mocy kt贸rej powo艂ano Centraln膮 Agencj臋 Wywiadowcz膮.
Profesor Van Heusen zobaczy艂 we Fridayu siebie samego z lat m艂odo艣ci: odwa偶nego, niezale偶nego. Friday dorasta艂 w michiga艅skich lasach, gdzie chodzi艂 do jednoizbowej szko艂y i co weekend polowa艂 z ojcem nie tylko ze strzelb膮, ale i z 艂ukiem. Po uko艅czeniu studi贸w na Uniwersytecie Nowego Jorku odby艂 sta偶 w NSA. Kiedy rok p贸藕niej zacz膮艂 pracowa膰 w bran偶y naftowej, by艂 ju偶 szpiegiem. Opr贸cz tego, 偶e mia艂 nawi膮zywa膰 kontakty w Europie, na Bliskim Wschodzie i w rejonie Morza Kaspijskiego, dosta艂 te偶 list臋 dzia艂aj膮cych tam agent贸w CIA. Od czasu do czasu proszono go, by rzuci艂 na nich okiem - by szpiegowa艂 szpieg贸w, upewni艂 si臋, 偶e nie dzia艂aj膮 na dwa fronty.
Przed pi臋cioma laty odszed艂 z prywatnego sektora, znudzony prac膮 w przemy艣le naftowym. Za du偶y k艂adziono w nim nacisk na zyski, a za ma艂o uwagi zwracano na dobro Ameryki i jej gospodarki. Nie dlatego jednak zrezygnowa艂. G艂贸wnym powodem by艂 jego patriotyzm. Chcia艂 pracowa膰 w NSA na
97
pe艂nym etacie. Na jego oczach zagraniczne operacje wywiadu diabli wzi臋li. Elektroniczne urz膮dzenia zast膮pi艂y ludzi. W wyniku tego uzyskiwano coraz mniej informacji. Friday uwa偶a艂, 偶e to tak jakby bra膰 mi臋so z rze藕ni, zamiast samemu polowa膰. Masowo produkowana 偶ywno艣膰 smakowa艂a gorzej. Prze偶ycia nie mia艂y tej intensywno艣ci. A my艣liwy z czasem mi臋k艂.
Friday nie zamierza艂 sta膰 si臋 mi臋czakiem. Dlatego kiedy jego znajomy z Waszyngtonu powiedzia艂 mu, 偶e Jack Fenwick chce z nim porozmawia膰, nie m贸g艂 przepu艣ci膰 takiej okazji. Spotkali si臋 w barze Off the Record w hotelu Hay-Adams. By艂o to zaraz po inauguracji prezydenta, wi臋c w lokalu panowa艂 t艂ok i praktycznie nikt nie zwraca艂 na nich uwagi. Wtedy w艂a艣nie Fenwick przedstawi艂 plan tak 艣mia艂y, 偶e Friday z pocz膮tku wzi膮艂 to za 偶art. Albo za jak膮艣 pr贸b臋.
Zgodzi艂 si臋 jednak spotka膰 z kilkoma innymi cz艂onkami grupy Fenwicka. I wtedy uwierzy艂.
Wys艂ali go tutaj i za po艣rednictwem ira艅skich 艂膮cznik贸w zorganizowali mu spotkanie z Harpunnikiem. Iran nie zdawa艂 sobie sprawy, 偶e zostanie wystawiony do wiatru. 呕e kiedy zdob臋dzie pretekst, by wkroczy膰 na Morze Kaspijskie, przeciwstawi mu si臋 nowy ameryka艅ski prezydent.
A Harpunnik? Mia艂 to gdzie艣. Friday blisko z nim wsp贸艂pracowa艂 przy organizacji napadu na Battata i dezinformowaniu CIA.
Wci膮偶 mia艂 na sobie wczorajsze ubranie. Gdyby kto艣 go zauwa偶y艂, to potwierdzi jego wersj臋 wydarze艅. Jedn膮 z wielu historyjek, jakie przygotowywa艂 sobie przez lata, celem zatajenia spotka艅 z informatorami.
Lub ofiarami.
Dobrze, 偶e Harpunnik na wszelki wypadek zostawi艂 swojego cz艂owieka w szpitalu. Liczyli, 偶e Friday za艂atwi Moore'a i Thomasa na zewn膮trz. Jednak ci tak zaparkowali w贸z, 偶e Thomas by艂 zas艂oni臋ty. Friday mia艂 nadziej臋, 偶e ira艅ski zab贸jca go dopad艂. Oczywi艣cie, 艂atwiej by艂oby zabi膰 ich wszystkich w ambasadzie, ale wtedy m贸g艂by zosta膰 zdemaskowany. Ambasada jest ma艂a, kto艣 m贸g艂by ich zauwa偶y膰. I wsz臋dzie pe艂no kamer. A tak... czysta robota.
Po zastrzeleniu Moore'a Friday porzuci艂 bro艅, kt贸r膮 dosta艂 od Harpunnika. By艂 to G3, model Heckler & Koch produkcji ira艅skiej. W razie czego mia艂 do dyspozycji inne karabiny. Ten wrzuci艂 do p艂ytkiego stawu w pobli偶u szpitala. Liczy艂 na to, 偶e miejscowa policja go znajdzie. Chcia艂, by trop prowadzi艂 do Teheranu. Friday i jego ludzie robili wszystko, by 艣wiat dowiedzia艂 si臋, 偶e Iran zabi艂 dw贸ch pracownik贸w ameryka艅skiej ambasady. Ira艅czycy rzecz jasna temu zaprzecz膮, ale Ameryka im nie uwierzy. NSA tego dopilnuje.
Ira艅czycy wsp贸艂pracuj膮cy z Harpunnikiem w ci膮gu ostatnich kilku dni cz臋sto rozmawiali ze sob膮 przez kom贸rk臋 o ataku na platform臋 wiertnicz膮. Dwa wsporniki, kt贸re mia艂y zosta膰 zniszczone, nazywali „celem jeden" i „ce-
98
lem dwa". Nie wiedzieli, 偶e Harpunnik dopilnowa艂, by ich rozmowy by艂y pods艂uchiwane przez NSA. Nagrania poddano nast臋pnie cyfrowej obr贸bce, tak by wywo艂a膰 wra偶enie, 偶e celami, o kt贸rych rozmawiali Ira艅czycy, byli pracownicy ambasady, a nie wsporniki platformy wiertniczej.
Harpunnik te偶 wykona艂 telefon, w kt贸rym powiedzia艂 wprost, 偶e zab贸jstwo to ostrze偶enie dla Amerykan贸w, by nie podejmowali dzia艂a艅 przeciwko Iranowi w czasie zbli偶aj膮cych si臋 wojen o rop臋. Da艂 do zrozumienia, 偶e je艣li Waszyngton jednak si臋 w to wmiesza, gin膮膰 b臋d膮 ameryka艅scy urz臋dnicy na ca艂ym 艣wiecie.
Rzecz jasna, ta gro藕ba przyniesie odwrotny skutek. Po rezygnacji prezydenta Lawrence'a nowy prezydent wezwie do pomszczenia brutalnych morderstw. Nie b臋dzie mi臋kkim przyw贸dc膮 jak jego poprzednik. Kim艣, kto sk艂onny by艂 wsp贸艂pracowa膰 z Organizacj膮 Narod贸w Zjednoczonych ze szkod膮 dla w艂asnego kraju. Zab贸jstwa wraz z zamachami na platformy wiertnicze przypomn膮 Amerykanom, 偶e zosta艂o im jeszcze kilka nieza艂atwionych spraw z poprzedniego stulecia, jak cho膰by konieczno艣膰 zadania decyduj膮cego ciosu terrorystycznym ugrupowaniom i wspieraj膮cym je rz膮dom.
Friday wszed艂 do mieszkania. Zobaczy艂 migaj膮ce 艣wiate艂ko na automatycznej sekretarce. Ods艂ucha艂 wiadomo艣膰. By艂a tylko jedna, od zast臋pczyni ambasadora, Dorothy Williamson. Prosi艂a, by natychmiast przyszed艂 do ambasady. Powiedzia艂a, 偶e dzwoni艂a do niego na kom贸rk臋, ale nie mog艂a go z艂apa膰.
Nic dziwnego. Zostawi艂 telefon w marynarce, kt贸ra wisia艂a na krze艣le w innym pokoju. A on sam by艂 wtedy w sypialni kobiety poznanej w International Bar.
Friday oddzwoni艂 do Williamson. Nawet nie pyta艂a, gdzie si臋 podziewa艂. Przekaza艂a mu tylko z艂e wie艣ci. Tom Moore zosta艂 zastrzelony przez snajpera pod szpitalem. Pat Thomas zgin膮艂 w szpitalu. Kto艣 poder偶n膮艂 mu gard艂o.
Friday u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. Cz艂owiek Harpunnika wykona艂 zadanie.
- Na szcz臋艣cie - ci膮gn臋艂a Williamson - David Battat powstrzyma艂 cz艂o
wieka, kt贸ry pr贸bowa艂 go zabi膰.
Friday spochmurnia艂. -Jak?
- Poder偶n膮艂 mu gard艂o jego w艂asnym no偶em.
- Ale Battat by艂 chory...
- Wiem - odpar艂a. - I albo w gor膮czce nie wiedzia艂, co robi, albo si臋 wy
straszy艂. Po zabiciu napastnika uciek艂 ze szpitala przez okno. Szuka go poli
cja. Na razie znale藕li tylko karabin, z kt贸rego zastrzelono Moore'a. Za po
moc膮 wykrywaczy metali. By艂 na dnie stawu.
99
- Rozumiem - powiedzia艂 Friday. Zab贸jca nie m贸wi艂 po angielsku. Nawet
gdyby Battat by艂 przytomny, nie m贸g艂by si臋 niczego od niego dowiedzie膰.
Ale Fenwick i Harpunnik w艣ciekn膮 si臋, kiedy us艂ysz膮, 偶e Battat 偶yje. - Po
mog臋 w poszukiwaniach - powiedzia艂.
- Nie - odpar艂a Williamson. - Jeste艣 mi potrzebny w ambasadzie. Kto艣
musi po艣redniczy膰 w kontaktach mi臋dzy policj膮 z Baku a Waszyngtonem. Ja
musz臋 zaj膮膰 si臋 politycznymi reperkusjami tego, co si臋 sta艂o.
- Jakimi politycznymi reperkusjami? - spyta艂 Friday niewinnie. To b臋dzie
dobre. E tam, dobre. Doskona艂e.
- Policja znalaz艂a karabin, z kt贸rego prawdopodobnie strzelano do Moore'a
- powiedzia艂a. - Nie chc臋 o tym m贸wi膰 na niezabezpieczonej linii. Powiem
ci wi臋cej, jak tu przyjdziesz.
Nareszcie dobra wiadomo艣膰. Zast臋pczyni ambasadora uzna艂a, 偶e zab贸jstwa mia艂y charakter polityczny i nie by艂y przypadkowe.
- Ju偶 id臋 - powiedzia艂 Friday.
- Uwa偶aj na siebie - powiedzia艂a Williamson.
- Zawsze uwa偶am - odpar艂. Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂
z mieszkania. - Zawsze.
ROZDZIA艁 30
Baku, Azerbejd偶an
Wtorek, 6.16
Harpunnik i jego ludzie dop艂yn臋li do platformy wiertniczej tu偶 przed 艣witem. Silniki zgasili trzysta metr贸w od najbli偶szego z czterech filar贸w. Potem Harpunnik i czterej Ira艅czycy wskoczyli do wody. Mieli na sobie mokre kombinezony i butle ze spr臋偶onym powietrzem. Wsun臋li si臋 pod ciemn膮 powierzchni臋 morza i pop艂yn臋li w stron臋 platformy.
Dwaj z nich mieli wodoodporne sakwy zawieraj膮ce materia艂y wybuchowe w postaci 偶elu wodnego. Harpunnik osobi艣cie wstrzykn膮艂 do niebieskich lasek reaguj膮c膮 na ciep艂o pentanitroanilin臋. Wschodz膮ce s艂o艅ce ogrzeje je swoim 偶arem i spowoduje wybuch.
Dwaj pozostali mieli nadmuchiwan膮 tratw臋, kt贸ra zapewni im stabilne pod艂o偶e, kiedy znajd膮 si臋 pod platform膮 wiertnicz膮. Wiele platform mia艂o czujniki na filarach i wykrywacze ruchu na poziomie morza. Najbezpieczniej by艂o wi臋c omin膮膰 filary i przep艂yn膮膰 pod wykrywaczami ruchu. Kiedy 艂adunki zostan膮 rozmieszczone, za艂oga praktycznie nie b臋dzie mia艂a szans ich w por臋 rozbroi膰.
Harpunnik mia艂 kusz臋 i noktowizor. Za jej pomoc膮 wystrzeli paczki z 偶elem wodnym pod wspornikami platformy. Wzi膮艂 ze sob膮 tylko kilkana艣cie
100
lasek 艂adunku wybuchowego. Dawno temu przekona艂 si臋, 偶e do zniszczenia du偶ego celu nie potrzeba du偶ej si艂y. W walce wr臋cz przeciwnika mo偶na powali膰 ciosem sierpowym. Jednak szybciej i skuteczniej jest po prostu przycisn膮膰 mu palec do gard艂a, tu偶 pod krtani膮 i nad obojczykiem. 呕eby go przewr贸ci膰, nie trzeba od razu si臋ga膰 po kij do bejsbola; wystarczy wsun膮膰 mu nog臋 za kolano i mocno nacisn膮膰 je kantem stopy. A 偶eby odeprze膰 atak napastnika uzbrojonego w kij bejsbolowy, wystarczy podej艣膰 blisko niego.
Ira艅skie platformy wiertnicze na Morzu Kaspijskim w wi臋kszo艣ci s膮p贸艂zanurzalne. Spoczywaj膮 na czterech pot臋偶nych nogach z masywnymi pontonami zanurzonymi pod lini膮 wody. Podwodny element platformy, w kt贸rego sk艂ad wchodzi 艣wider, opuszcza si臋 z wie偶y zamontowanej na platformie. Kluczem do zniszczenia takiej platformy jest nie z艂amanie filar贸w, lecz os艂abienie 艣rodkowej jej cz臋艣ci. Reszty dokona ci臋偶ar umieszczonych na niej konstrukcji. Ludziom Harpunnika uda艂o si臋 zdoby膰 kopie plan贸w platformy. Wiedzia艂 wi臋c, gdzie rozmie艣ci膰 艂adunki.
Do podbrzusza platformy dostali si臋 bez trudu. Cho膰 w wodzie by艂o ciemno, wy偶ej pe艂ga艂y ju偶 pierwsze poblaski jutrzenki. Podczas gdy Harpunnik obserwowa艂 cel, dwaj jego ludzie nadmuchali tratw臋, a pozostali dwaj przyczepili po dwie laski 偶elu wodnego do trzech harpun贸w. Ostro偶nie sklejali ze sob膮 dwudziestocentymetrowe laski tak, by harpun zmie艣ci艂 si臋 w lufie, a jego r贸wnowaga pozosta艂a niezachwiana. Cho膰 艂atwiej by艂oby zrobi膰 to wszystko w 艂odzi, Harpunnik chcia艂, by paczki z 偶elem wodnym jak najd艂u偶ej pozostawa艂y suche. 呕el co prawda jest odporny na wilgo膰, ale mokra folia d艂u偶ej si臋 nagrzewa. 艁adunki natomiast b臋d膮 na s艂o艅cu tylko przez p贸艂 godziny. Musz膮 by膰 wystarczaj膮co suche - a tym samym rozgrzane - by zd膮偶y艂y eksplodowa膰.
Sze艣ciok膮tna tratwa mog艂a pomie艣ci膰 sze艣膰 os贸b. Harpunnik wzi膮艂 j膮 nie dlatego, 偶e zamierza艂 zabra膰 ze sob膮 sze艣ciu ludzi; po prostu dzi臋ki swoim rozmiarom by艂a bardziej stabilna. Ma艂e fale nie mog艂y jej poruszy膰. To wa偶ne, bo musia艂 strzela膰, le偶膮c na plecach. Usun膮艂 z tratwy daszek, by zmniejszy膰 jej ci臋偶ar. Du偶y pojemnik, w kt贸rym by艂a przechowywana, zosta艂 wyrzucony. Harpunnik wszed艂 na tratw臋, a jego ludzie przytrzymali j膮 z bok贸w, by ograniczy膰 jej ruchy do minimum.
Kusza z nierdzewnej stali zosta艂a pomalowana na matowy czarny kolor, by odbija艂a jak najmniej s艂o艅ca. Harpuny te偶 by艂y czarne. Bro艅 sk艂ada艂a si臋 z metrowej czarnej lufy, 偶贸艂tej r臋koje艣ci i cyngla. Z wylotu wystawa艂a tylko ko艅c贸wka harpuna. Normalnie do harpun贸w przyczepia艂o si臋 liny, by wci膮gn膮膰 zdobycz na pok艂ad. Harpunnik usun膮艂 je jeszcze w 艂odzi.
Pod platform膮, na g艂臋boko艣ci pi臋tnastu metr贸w, znajdowa艂y si臋 t艂umiki akustyczne. Mia艂y za zadanie wycisza膰 odg艂osy pracy platformy, by chroni膰 jej mieszka艅c贸w przed ha艂asem. Harpunnik wybra艂 cele po uwa偶nym
101
przestudiowaniu plan贸w. Wystrzeli dwa harpuny. Pierwszy trafi do wyg艂uszonej wn臋ki pod wie偶膮 stoj膮c膮 w po艂udniowo-zachodnim k膮cie platformy. Kiedy nast膮pi wybuch, wie偶a runie ku jej 艣rodkowi. Nast臋pny harpun b臋dzie wycelowany w platform臋, w miejsce gdzie wyl膮duje ci臋偶ki rdze艅 wie偶y. Drugi wybuch, w po艂膮czeniu z upadkiem wie偶y, spowoduje, 偶e platforma zapadnie si臋 do wewn膮trz. Wszystko zwali si臋 do morza.
Trzeci harpun nie b臋dzie potrzebny do zniszczenia platformy, ale Harpunnik nie powiedzia艂 tego swoim ludziom.
Nasun膮艂 na oczy noktowizor i po艂o偶y艂 si臋 na plecach. Kusza mia艂a pot臋偶ny odrzut, niczym strzelba kaliber 12. Ale jego rami臋 wytrzyma. Wycelowa艂 i strzeli艂. Rozleg艂o si臋 metaliczne kaszlni臋cie i harpun pomkn膮艂 w ciemno艣膰.
Trafi艂 w cel z g艂uchym 艂upni臋ciem. Harpunnik szybko przyj膮艂 pozycj臋 do drugiego strza艂u. Ten te偶 by艂 celny. Da艂 swoim ludziom znak, by wracali do 艂odzi. Kiedy tylko znikn臋li pod wod膮, odklei艂 laski 偶elu wodnego z trzeciego harpuna i schowa艂 je do jednej z toreb ze sprz臋tem. Potem wsun膮艂 si臋 do wody i pop艂yn膮艂 za swoimi lud藕mi do 艂odzi.
Po wej艣ciu do niej wrzuci艂 do morza szcz膮tki Siergieja Czerkasowa. Przedtem spalili cia艂o, by wygl膮da艂o na ofiar臋 wybuchu. Zdj臋cia wykonane z samolotu by艂y ju偶 w jego kieszeni. Ira艅czycy byli przekonani, 偶e win膮 za zamach obarczeni zostan膮 Rosjanie i Azerowie.
Harpunnik wiedzia艂, 偶e si臋 myl膮.
Kiedy Czerkasow wpad艂 do wody, 艂贸d藕 odp艂yn臋艂a. Ju偶 prawie stracili platform臋 z oczu, kiedy nagle eksplodowa艂a.
Harpunnik obserwowa艂 j膮 przez mocn膮 lornetk臋. Zobaczy艂 pod platform膮 k艂膮b 偶贸艂toczerwonego dymu. Wie偶a zadr偶a艂a, po czym w majestatycznym piruecie upad艂a na 艣rodek platformy. Do 艂odzi dotar艂 st艂umiony odg艂os pierwszego wybuchu.
Ira艅czycy zacz臋li wiwatowa膰. Dziwne, pomy艣la艂 Harpunnik. Ci ludzie, przekonani, 偶e dzia艂aj膮 dla dobra kraju, cieszyli si臋 ze 艣mierci co najmniej stu rodak贸w.
Na chwil臋 przed upadkiem wie偶y wybuch艂 drugi 艂adunek. Harpunnik tak je rozmie艣ci艂, by eksplodowa艂y mniej wi臋cej w tym samym czasie. Nie chcia艂, by upadaj膮ca wie偶a wytr膮ci艂a harpun z drugim 艂adunkiem i zrzuci艂a go do morza. Tworz膮ca si臋 druga chmura czerwono偶贸艂tego dymu rozproszy艂a si臋, kiedy wie偶a zwali艂a si臋 na platform臋 z cichym zgrzytem. Kawa艂ki metalu wzbi艂y si臋 w poranne niebo, p艂osz膮c mewy.
Dr偶enie przesz艂o przez ca艂膮 platform臋. Na ten widok Harpunnikowi przypomnia艂 si臋 obrazek widziany w dzieci艅stwie. Uderzona piorunem topola run臋艂a na lini臋 wysokiego napi臋cia, odbi艂a si臋 od przewod贸w, po czym zn贸w na nie spad艂a. Przewody przez chwil臋 wytrzymywa艂y jej ci臋偶ar, po czym
102
ugi臋艂y si臋 i zerwa艂y ze s艂up贸w. To samo sta艂o si臋 tutaj. Po upadku wie偶y platforma sta艂a przez chwil臋, po czym konstrukcja z betonu i stali powoli z艂ama艂a si臋 w miejscu os艂abionym przez drug膮 eksplozj臋. Platforma wgi臋艂a si臋 do wewn膮trz. Warsztaty, 偶urawie, zbiorniki, a nawet helikopter zacz臋艂y zsuwa膰 si臋 w stron臋 zag艂臋bienia. Harpunnik s艂ysza艂 dobiegaj膮ce z oddali odg艂osy zderze艅, widzia艂 dym i wzlatuj膮ce w powietrze pogruchotane kawa艂ki drewna i metalu.
I wtedy to si臋 sta艂o. Platforma nie wytrzyma艂a i p臋k艂a. Wszystko run臋艂o do morza. Z daleka Harpunnik nie widzia艂 wszystkich szczeg贸艂贸w. Z tej odleg艂o艣ci upadek platformy wygl膮da艂 jak wodospad, zw艂aszcza kiedy kaskada bia艂ych i srebrnych fragment贸w wpad艂a do morza, wzbijaj膮c fale i pian臋.
Platforma znikn臋艂a za lini膮 horyzontu i Harpunnik widzia艂 ju偶 tylko wielk膮 kul臋 mg艂y wisz膮c膮 w powietrzu.
Odwr贸ci艂 si臋 i przyj膮艂 gratulacje od swoich ludzi. Traktowali go jak gwiazd臋 futbolu, ale on sam czu艂 si臋 jak artysta. Na p艂贸tnie ze stali i betonu stworzy艂 za pomoc膮 materia艂贸w wybuchowych doskona艂e dzie艂o zniszczenia.
Poszed艂 na d贸艂 si臋 umy膰. Zawsze si臋 my艂 po pracy. By艂 to symboliczny akt wie艅cz膮cy dzie艂o i zarazem pocz膮tek przygotowa艅 do nast臋pnego zlecenia. Kt贸re nied艂ugo otrzyma.
Kiedy 艂贸d藕 wp艂yn臋艂a do portu, Harpunnik powiedzia艂 za艂odze, 偶e zejdzie na l膮d pierwszy. Wyja艣ni艂 Ira艅czykom, 偶e chce sprawdzi膰, czy azerska policja wie ju偶 o zamachu. Je艣li tak, mo偶e sprawdza膰 przyp艂ywaj膮ce 艂odzie, szuka膰 na nich terroryst贸w lub 艣wiadk贸w wybuchu.
Doda艂 jeszcze, 偶e je艣li nie wr贸ci za pi臋膰 minut, maj膮 wyp艂yn膮膰 na otwarte morze. Zapewni艂 ich, 偶e je艣li policja przes艂uchuje wszystkich w porcie i nikogo nie wypuszcza, on jako艣 si臋 wymknie.
Jego ludzie zgodzili si臋. Zszed艂 na l膮d.
Po sze艣ciu minutach w przystani nast膮pi艂a pot臋偶na eksplozja. Harpunnik w艂o偶y艂 do jednej z lasek 偶elu wodnego czasowy detonator. Nastawi艂 go i zostawi艂 pod pok艂adem, pod jedn膮 z koi. W 艂odzi by艂y dowody wskazuj膮ce na to, 偶e wykorzystano j膮 do przeprowadzenia zamachu. Zajmie to troch臋 czasu, ale w ko艅cu policja znajdzie w niej 艣lady 偶elu wodnego i dojdzie do wniosku, 偶e Ira艅czycy z pomoc膮 rosyjskiego terrorysty zaatakowali w艂asn膮 platform臋 wiertnicz膮. Oczywi艣cie, Ira艅czycy temu zaprzecz膮 i napi臋cie wzro艣nie. Stany Zjednoczone zaczn膮 podejrzewa膰, 偶e Rosja w porozumieniu z Iranem chce przej膮膰 zasoby ropy z Morza Kaspijskiego. I nie b臋dzie odwrotu.
Harpunnik wsiad艂 do przemalowanej furgonetki i wyjecha艂 z przystani. Nie by艂o policji. Jeszcze nie. O tej porze policjanci pewnie kieruj膮 ruchem i usuwaj膮 skutki wypadk贸w drogowych. Poza tym nic na razie nie wskazywa艂o na to, by platform臋 zaatakowano z 艂odzi. To si臋 oka偶e dopiero p贸藕niej, kiedy znajd膮 cia艂o Rosjanina, a Amerykanie prze艣l膮 im satelitarne zdj臋cia regionu.
103
Harpunnik skierowa艂 si臋 do Starego Miasta. Tam pojecha艂 Inszaczilar Prospekti w stron臋 hoteli na Bakichanow Kuczasi. Przed dwoma dniami wynaj膮艂 pok贸j hotelowy pod przybranym nazwiskiem. Oficjalnie nazywa艂 si臋 Iwan Ganiew, by艂 konsultantem firmy telekomunikacyjnej. Nazwisko i zaw贸d wybra艂 nieprzypadkowo. Gdyby zatrzyma艂y go s艂u偶by celne czy policja, b臋dzie mia艂 wyja艣nienie, czemu wozi ze sob膮 nowoczesny sprz臋t. No a to, 偶e uchodzi艂 za Rosjanina, dawa艂o mu jeszcze jedn膮 korzy艣膰, istotn膮 zw艂aszcza w tej cz臋艣ci 艣wiata. Dzi臋ki temu, kiedy nadejdzie w艂a艣ciwy czas, b臋dzie m贸g艂 si臋 st膮d wydosta膰.
W pokoju mia艂 ubranie, sprz臋t i pieni膮dze, przed wyj艣ciem powiesi艂 na klamce wywieszk臋, by mu nie przeszkadzano. Mia艂 zamiar umy膰 si臋, ufarbowa膰 w艂osy, a potem si臋 przespa膰. Kiedy si臋 obudzi, doprawi sobie sztuczne w膮sy, w艂o偶y kolorowe soczewki kontaktowe i wezwie taks贸wk臋, kt贸ra zawiezie go na dworzec. W razie czego, gdyby zosta艂 rozpoznany i okr膮偶ony, m贸g艂 wzi膮膰 taks贸wkarza jako zak艂adnika. Korzystaj膮c z lewego paszportu, opu艣ci miasto.
Zaparkowa艂 w贸z w zau艂ku przy szpitalu. Wyj膮艂 z kieszeni paczk臋 nici dentystycznej. Pociera艂 ni膮 dzi膮s艂o dot膮d, a偶 usta wype艂ni艂y si臋 krwi膮. Splun膮艂 ni膮 na pod艂og臋, desk臋 rozdzielcz膮 i poduszk臋 na siedzeniu. To najszybszy spos贸b samookaleczenia, w dodatku niezostawiaj膮cy blizn, w razie gdyby kto艣 chcia艂 go potem zatrzyma膰 i sprawdzi膰, czy jest ranny. Wystarczy tylko troch臋 krwi. Specjali艣ci z ekipy 艣ledczej i tak si臋 ni膮 zainteresuj膮. Kiedy sko艅czy艂, w艂o偶y艂 do baku plastikowy mikrochip. Zakr臋ci艂 wlot paliwa.
Wzi膮艂 plecak z telefonem Zet-4 i poszed艂. Kiedy policja znajdzie samoch贸d, odkryje w nim 艣lady pozostawione przez Ira艅czyk贸w z 艂odzi: ich odciski palc贸w na kierownicy, schowku i klamkach. Dojd膮 do wniosku, 偶e co najmniej jednemu z nich uda艂o si臋 uciec. Na podstawie 艣lad贸w krwi stwierdz膮, 偶e jest ranny. I strac膮 czas na szukanie podejrzanego po szpitalach.
A Harpunnik wr贸ci do Moskwy. Potem wyjedzie z Rosji i troch臋 odpocznie. Mo偶e wyskoczy na urlop do jakiego艣 kraju, w kt贸rym nie przeprowadzi艂 偶adnego zamachu. W miejsce, gdzie nikt go nie b臋dzie szuka艂.
Gdzie b臋dzie m贸g艂 spokojnie siedzie膰 i czyta膰 gazety.
I zn贸w cieszy膰 si臋 wp艂ywem swojej sztuki na 艣wiat.
ROZDZIA艁 31
Waszyngton
Poniedzia艂ek, 23.11
Paul Hood by艂 zaniepokojony, zdezorientowany i zm臋czony. Bob Herbert rozmawia艂 przed chwil膮 ze Stephenem Viensem z Narodowego Biura Rozpoznania Satelitarnego. Viens pracowa艂 do p贸藕na, pod-
104
czas jego nieobecno艣ci nazbiera艂o si臋 sporo zaleg艂ych spraw. I w tym czasie satelita NRO odnotowa艂 wybuch na Morzu Kaspijskim. Viens zadzwoni艂 do Herberta, kt贸ry wcze艣niej prosi艂 go o informacje o wszelkich niezwyk艂ych zdarzeniach w regionie. Ten z kolei zadzwoni艂 do Paula Hooda.
- Z naszych dokument贸w wynika, 偶e wsp贸艂rz臋dne miejsca wybuchu po
krywaj膮 si臋 ze wsp贸艂rz臋dnymi ira艅skiej platformy wiertniczej Mad偶idi-2 -
powiedzia艂 Herbert.
- Czy to m贸g艂 by膰 wypadek? - spyta艂 Hood.
- Sprawdzamy. Z platformy dochodz膮 s艂abe sygna艂y radiowe, co wskazu
je, 偶e kto艣 m贸g艂 prze偶y膰.
- „M贸g艂"?
- Platformy cz臋sto s膮 wyposa偶one w automatyczne radiolatarnie wzywa
j膮ce okoliczne okr臋ty ratownicze - powiedzia艂 Herbert. - By膰 mo偶e to w艂a艣
nie s艂yszymy. Co chwila s膮 jakie艣 zak艂贸cenia, wi臋c nie wiemy, czy to nagra
nie.
- Rozumiem. Bob, mam z艂e przeczucia. Fenwick odwiedza ira艅sk膮 pla
c贸wk臋 dyplomatyczn膮 i zaraz potem dochodzi do zamachu na ira艅sk膮 plat
form臋.
- Wiem. Dzwoni艂em do niego, nie odbiera艂. Ciekaw jestem, czy NSA wie
dzia艂a o tym zamachu i czy Fenwick poszed艂 z t膮 informacj膮 do ira艅skiej
misji w Nowym Jorku.
- Czy gdyby tak by艂o, Iran nie pr贸bowa艂by zapobiec zamachowi? - spyta艂
Hood.
- Niekoniecznie - odpar艂 Herbert. - Iran od d艂u偶szego czasu szuka pretek
stu, by wzmocni膰 swoj膮 obecno艣膰 wojskow膮 na Morzu Kaspijskim. Napa艣膰
ze strony Azerbejd偶anu by艂aby dla nich jak znalaz艂. To tak jak z tymi teoria
mi niekt贸rych historyk贸w uwa偶aj膮cych, 偶e Roosevelt dopu艣ci艂 do ataku na
Pearl Harbor, by wci膮gn膮膰 Stany w II wojn臋 艣wiatow膮.
- Ale w takim razie po co oszukiwa膰 prezydenta? - spyta艂 Hood.
- By w razie czego m贸c si臋 wszystkiego wyprze膰 - odpar艂 Herbert. - Pre
zydent dostaje fa艂szywe informacje.
- Jack Fenwick nie posun膮艂by si臋 do czego艣 takiego sam z siebie - powie
dzia艂 Hood.
- Czemu nie? - spyta艂 Herbert. - Ollie North prowadzi艂 szeroko zakrojon膮
operacj臋 w czasie sprawy Iran-Contras...
- Mo偶e oficer mia艂by na to do艣膰 odwagi, ale nie Fenwick - powiedzia艂
Hood. - Przejrza艂em jego akta. Facet jest specem od system贸w awaryjnych.
W NSA obstalowa艂 systemy awaryjne do system贸w awaryjnych. Nam贸wi艂
Kongres do zwi臋kszenia bud偶etu agencji o pi臋tna艣cie procent. CIA dosta艂a
tylko osiem procent wi臋cej ni偶 rok temu, my sze艣膰.
- To robi wra偶enie.
105
- Tak - przyzna艂 Hood. - A on nie wydaje mi si臋 typem cz艂owieka, kt贸ry
podejmowa艂by takie ryzyko. Nie bez wsparcia.
-No i? Mo偶e je ma.
Cholera, pomy艣la艂 Hood. Mo偶e rzeczywi艣cie.
- Pomy艣l - ci膮gn膮艂 Herbert. - Za艂atwi艂 sobie dwa razy wi臋kszy wzrost
bud偶etu ni偶 wszyscy inni. Kto inny ma takie chody w Kongresie? Na pewno
nie prezydent Lawrence. Nie jest wystarczaj膮co konserwatywny dla komisji
bud偶etowej.
- Fakt - przytakn膮艂 Hood. - Bob, niech Matt spr贸buje dosta膰 si臋 do billin-
g贸w i terminarza Fenwicka. Niech sprawdzi, z kim m贸g艂 rozmawia膰 i spoty
ka膰 si臋 przez ostatnich kilka dni i tygodni.
- Jasne - powiedzia艂. - Ale ci臋偶ko b臋dzie wysnu膰 z tego jakiekolwiek
wnioski. Szef NSA spotyka si臋 praktycznie z wszystkimi.
- Ot贸偶 to - powiedzia艂 Hood.
- Nie chwytam.
- Gdyby Fenwick knu艂 co艣 na boku, to ze swoimi wsp贸lnikami spotyka艂by
si臋 poza biurem. Mo偶e je艣li zobaczymy, z kim nagle przesta艂 si臋 oficjalnie
spotyka膰, dowiemy si臋, z kim widywa艂 si臋 w tajemnicy.
- To dobre, Paul. - Popatrzy艂 na niego z uznaniem. - Ja bym na to nie
wpad艂.
- Nie to mnie najbardziej martwi - ci膮gn膮艂 Hood. Zapika艂 telefon. - Prze
praszam, Bob. M贸g艂by艣 przedstawi膰 Mike'owi sytuacj臋?
- Pewnie.
Hood prze艂膮czy艂 si臋 na drug膮 lini臋. Dzwoni艂 Siergiej Or艂ow.
- Paul? Dobra wiadomo艣膰. Mamy twojego cz艂owieka.
- Jak to „macie"? - spyta艂 Hood. Rosyjski agent mia艂 go tylko pilnowa膰.
- Nasz agent zjawi艂 si臋 w sam膮 por臋 i nie pozwoli艂, by tw贸j cz艂owiek do艂膮
czy艂 do swoich towarzyszy - powiedzia艂 Or艂ow. - Zab贸jca zosta艂 unieszkod
liwiony i pozostawiony w pokoju szpitalnym. Twojego cz艂owieka przenie艣
li艣my w inne miejsce. Jest tam w tej chwili.
- Generale, nie wiem, co powiedzie膰 - odpar艂 Hood. - Dzi臋kuj臋.
- To wystarczy. Ale co teraz? Czy tw贸j cz艂owiek mo偶e pom贸c nam z艂apa膰
Harpunnika?
- Mam nadziej臋. Harpunnik zapewne nadal jest w Baku. - Hood my艣la艂 na
g艂os. - W przeciwnym razie nie musia艂by wywabia膰 tych ludzi z ambasady
i ich zabija膰. S艂ysza艂 pan, co si臋 sta艂o na Morzu Kaspijskim?
- Tak - odpar艂 Or艂ow. - Zniszczono ira艅sk膮 platform臋 wiertnicz膮. Nie
wa偶ne kto to zrobi艂, obwinia za to Azer贸w. Znasz bli偶sze szczeg贸艂y?
- Jeszcze nie. Ale agent, kt贸rego uratowali艣cie, mo偶e co艣 wiedzie膰. Trze
ba sprawdzi膰, czy to Harpunnik stoi za tym zamachem. M贸g艂by mnie pan
jako艣 skontaktowa膰 z Battatem?
106
-Tak.
Hood podzi臋kowa艂 i powiedzia艂, 偶e b臋dzie pod telefonem.
Or艂ow mia艂 racj臋. Podejrzenia padn膮 na Azer贸w. To oni sprzeciwiali si臋 obecno艣ci Ira艅czyk贸w w tej cz臋艣ci morza. Mieli najwi臋cej do zyskania. Ale Harpunnik na og贸艂 pracowa艂 dla pa艅stw bliskowschodnich. A je艣li to nie Azerbejd偶an stoi za zamachem? Je艣li inny kraj chce zrzuci膰 na艅 win臋?
Hood zadzwoni艂 do Herberta. Po艂膮czy艂 si臋 te偶 z Mikiem Rodgersem i zreferowa艂 im sytuacj臋. Kiedy sko艅czy艂, przez chwil臋 panowa艂a cisza.
- Szczerze m贸wi膮c, nic z tego nie rozumiem. - Pierwszy odezwa艂 si臋 Her
bert: - Za ma艂o danych.
- Fakt - przytakn膮艂 Hood. - Ale mo偶e mamy ich wi臋cej, ni偶 si臋 nam wyda
je.
- Jak to? - spyta艂 Herbert.
- Po pierwsze, NSA wsp贸艂pracuje z Iranem - powiedzia艂 Hood. - Po dru
gie, prezydent nie by艂 o tym informowany. Po trzecie, mamy do czynienia
z terroryst膮, kt贸ry wsp贸艂pracuje z Iranem i zabija agent贸w CIA w Azerbej
d偶anie. Po czwarte, zaatakowana zosta艂a ira艅ska platforma wiertnicza u wy
brze偶y Azerbejd偶anu. To du偶o informacji. Mo偶e po prostu nie potrafimy ich
ze sob膮 powi膮za膰.
- Paul, czy wiemy, kto z CIA pierwszy dowiedzia艂 si臋, 偶e Harpunnik jest
w Baku? - spyta艂 Rodgers.
- Nie - powiedzia艂 Hood. - Ale to dobre pytanie.
- Zaraz ka偶臋 to sprawdzi膰. - I Herbert wy艂膮czy艂 si臋 na chwil臋.
Hood i Rodgers czekali. Hood usilnie stara艂 si臋 powi膮za膰 ze sob膮 fakty, ale nic mu z tego nie wychodzi艂o. By艂 zaniepokojony, zdezorientowany i zm臋czony. Zab贸jcza mieszanka, zw艂aszcza dla m臋偶czyzny po czterdziestce. Dawniej m贸g艂 bez trudu pracowa膰 ca艂ymi nocami. Ale teraz to co innego.
Herbert zn贸w si臋 w艂膮czy艂.
- Kaza艂em zadzwoni膰 do biura szefa, kod Czerwony-1 - powiadomi艂. -
Zaraz powinni艣my by膰 m膮drzejsi.
Kod Czerwony-1 oznacza艂 bezpo艣rednie zagro偶enie narodowych interes贸w. Mimo rywalizacji mi臋dzy agencjami takich pr贸艣b na og贸艂 nie ignorowano.
- Dzi臋ki.
- Paul, s艂ysza艂e艣 o Cz艂owieku, Kt贸rego Nie By艂o? - spyta艂 nagle Rodgers.
- Chodzi ci o t臋 histori臋 z czas贸w II wojny? W liceum czyta艂em ksi膮偶k臋
o nim. By艂 cz臋艣ci膮 kampanii dezinformacji.
- Zgadza si臋 - powiedzia艂 Rodgers. - Brytyjska agencja wywiadowcza
wzi臋艂a cia艂o bezdomnego m臋偶czyzny, nada艂a mu fa艂szyw膮 to偶samo艣膰 i zo
stawi艂a przy nim dokumenty wskazuj膮ce, 偶e alianci zaatakuj膮 Grecj臋, nie
Sycyli臋. Zw艂oki podrzucono w takie miejsce, by Niemcy je znale藕li. Dzi臋ki
107
temu odci膮gni臋to cz臋艣膰 si艂 osi z Sycylii. Wspominam o tym, bo kluczowym uczestnikiem operacji by艂 brytyjski genera艂 Howard Tower. Kluczowym w tym sensie, 偶e jemu te偶 podawano fa艂szywe informacje.
- Z jakiego powodu? - spyta艂 Hood.
- Depesze genera艂a Towera przechwytywali Niemcy. Brytyjski wywiad
si臋 o to postara艂.
- Czego艣 nie rozumiem - mrukn膮艂 Herbert. - Czemu rozmawiamy o II woj
nie 艣wiatowej?
- Kiedy Tower dowiedzia艂 si臋 o wszystkim, strzeli艂 sobie w 艂eb - powie
dzia艂 Rodgers.
- Bo go wykorzystano? - spyta艂 Hood.
- Nie - powiedzia艂 Rodgers. - Bo my艣la艂, 偶e nawali艂.
- Nadal nic nie rozumiem - wyzna艂 Herbert.
- Paul, m贸wi艂e艣, 偶e prezydent by艂 poruszony, kiedy z nim rozmawia艂e艣 -
ci膮gn膮艂 Rodgers. - A z twojej rozmowy z pierwsz膮 dam膮 wynika艂o, 偶e on
mo偶e prze偶ywa膰 za艂amanie nerwowe.
-Fakt.
- To mo偶e nic nie znaczy膰 - zaoponowa艂 Herbert. - Jest prezydentem
Stan贸w Zjednoczonych. Ludzie na tym stanowisku szybko si臋 starzej膮.
- Czekaj, Bob. Mike mo偶e by膰 na w艂a艣ciwym tropie. - Hood czu艂 niejas
no, 偶e co艣 mu si臋 wymyka. Dr臋czy艂o go to tym bardziej, im d艂u偶ej o tym
my艣la艂. - Prezydent nie wygl膮da艂 na zm臋czonego, kiedy si臋 z nim widzia
艂em. By艂 raczej wzburzony.
- Nie dziwi臋 si臋 - powiedzia艂 Herbert. - Zatajano przed nim informacje
i pope艂ni艂 faux pas w sprawie ONZ. By艂o mu wstyd.
- Ale jest w tym co艣 jeszcze. Chodzi mi o wp艂yw dezinformacji na psychi
k臋. Mo偶e prezydent jest wprowadzany w b艂膮d, nie tylko dlatego 偶e kto艣 chce
w razie czego wszystkiego si臋 wyprze膰 czy 偶e jakim艣 urz臋dasom co艣 si臋
pomyli艂o? A je艣li pow贸d jest inny?
- Na przyk艂ad jaki? - spyta艂 Herbert.
- A je艣li dezinformacja to nie cel, tylko 艣rodek do celu? - podsun膮艂 Hood.
- Mo偶e jacy艣 ludzie chc膮 da膰 Lawrence'owi do zrozumienia, 偶e nie panuje
nad sytuacj膮?
- Innymi s艂owy, kto艣 pr贸buje sprawi膰, by prezydent pomy艣la艂, 偶e zwario
wa艂? - upewni艂 si臋 Herbert.
-Tak.
- Nie, tak 艂atwo mnie nie przekonasz - zaprotestowa艂 Herbert. - Po pierw
sze, ktokolwiek pr贸bowa艂by zrobi膰 co艣 takiego, zaraz zosta艂by zdemasko
wany. W otoczeniu prezydenta jest zbyt wiele os贸b...
- Bob, ju偶 stwierdzili艣my, 偶e Jack Fenwick nie m贸g艂by zrobi膰 czego艣 ta
kiego na w艂asn膮 r臋k臋 - powiedzia艂 Hood.
108
- Tak czy inaczej, musia艂by zapewni膰 sobie wsp贸艂prac臋 ludzi z otoczenia
prezydenta - powiedzia艂 Herbert.
- To znaczy kogo? - spyta艂 Hood. - Szefa personelu?
- Na przyk艂ad - powiedzia艂 Herbert. - Trafiaj膮 do niego te same informa
cje co do prezydenta.
- No dobra - zgodzi艂 si臋 Hood. - Gable ju偶 jest na mojej li艣cie podejrza
nych. Kto jeszcze by艂by potrzebny? Bez kogo taki plan nie m贸g艂by si臋 po
wie艣膰?
Zanim Herbert odpowiedzia艂, zapika艂 jego telefon. Odebra艂. Po minucie zn贸w by艂 na linii.
- Tylko nie m贸w: „A nie m贸wi艂em" - poprosi艂.
- Co si臋 sta艂o? - spyta艂 Hood.
- Wysoki rang膮 pracownik CIA z Waszyngtonu dosta艂 informacje o Har-
punniku od NSA - powiedzia艂 Herbert. - NSA nie mia艂a nikogo w Baku,
powiadomili wi臋c CIA. CIA wys艂a艂a Davida Battata.
- A Harpunnik wiedzia艂, gdzie go znale藕膰 - powiedzia艂 Rodgers. - I za
miast zabi膰, otru艂 go. A potem wykorzysta艂, by wyci膮gn膮膰 Moore'a i Tho-
masa z ambasady.
- Na to wygl膮da - powiedzia艂 Herbert.
- Paul, przed chwil膮 zada艂e艣 pewne pytanie - powiedzia艂 Rodgers. - Chcia
艂e艣 wiedzie膰, bez kogo operacja psychologiczna przeciwko prezydentowi
nie mog艂aby si臋 powie艣膰. To dobre pytanie, ale najpierw trzeba ustali膰 co
innego.
- Tak? - zdziwi艂 si臋 Hood. - To znaczy co?
- Kto najbardziej skorzysta艂by na chorobie psychicznej prezydenta? - spyta艂
Rodgers. - No i kto zajmuje odpowiednio wysokie stanowisko, by umo偶li
wi膰 bezpieczne prowadzenie kampanii dezinformacji?
Odpowied藕 by艂a a偶 nadto oczywista. Wiceprezydent Stan贸w Zjednoczonych.
ROZDZIA艁 32
Waszyngton
Poniedzia艂ek, 23.24
Wiceprezydent Charles Cotten siedzia艂 w salonie na parterze swej wiceprezydenckiej rezydencji. Dom znajdowa艂 si臋 na terenach Obserwatorium Astronomicznego Marynarki Stan贸w Zjednoczonych, rozci膮gaj膮cych si臋 wzd艂u偶 Massachusetts Avenue. Dwadzie艣cia minut jazdy dzieli艂o dom od obydwu biur wiceprezydenta: jednego w Bia艂ym Domu, drugiego w s膮siaduj膮cym z nim Old Executive Orfice Building. Katedra Narodowa by艂a
109
w zasi臋gu kr贸tkiego spaceru. Cotten sp臋dza艂 ostatnio w katedrze du偶o wi臋cej czasu ni偶 zwykle.
Modl膮c si臋.
Jedna z doradczy艅 zapuka艂a i wesz艂a. Poinformowa艂a wiceprezydenta, 偶e jego samoch贸d ju偶 czeka. Podzi臋kowa艂 i podni贸s艂 si臋 ze sk贸rzanego fotela. Wyszed艂 na ciemny, wy艂o偶ony drewnem korytarz i skierowa艂 si臋 do wyj艣cia. Na g贸rze spa艂a 偶ona i dzieci Cottena.
„Moja 偶ona i dzieci". S艂owa, o kt贸rych nie my艣la艂, 偶e stan膮 si臋 cz臋艣ci膮 jego 偶ycia. Jako senator ze stanu Nowy Jork, Cotten by艂 podrywaczem absolutnym. Ka偶de nowe stanowisko oznacza艂o now膮, bosk膮 dziewczyn臋. Prasa nazywa艂a te m艂ode kobiety „cukiereczkami Cottena"*.
Stale wraca艂y te偶 偶arty na temat tego, co dzieje si臋 poni偶ej „pasa Cottena"**.
Wtedy na manhatta艅skim przyj臋ciu charytatywnym na rzecz Muzeum Sztuki Wsp贸艂czesnej pozna艂 Marsh臋 Arnell i wszystko si臋 zmieni艂o. Marsha mia艂a dwadzie艣cia siedem lat, jedena艣cie mniej ni偶 on. By艂a malark膮 i historyczk膮 sztuki. Opowiada艂a w艂a艣nie grupie go艣ci o sztuce ko艅ca XX wieku i o tym, jak komercyjni arty艣ci w rodzaju Franka Frazetty, Jamesa Bamy i Richa Corbena definiowali now膮 ameryka艅sk膮 wizualno艣膰: si艂a ludzkiej postaci i twarzy w po艂膮czeniu z fantastycznym, onirycznym krajobrazem. Cotten by艂 zahipnotyzowany g艂osem m艂odej kobiety, jej ideami, jej 偶yw膮 i optymistyczn膮 wizj膮 Ameryki.
Cztery miesi膮ce p贸藕niej pobrali si臋.
Niemal od dziesi臋ciu lat Marsha i ich c贸rki bli偶niaczki by艂y fundamentem 偶ycia Cottena. Znajdowa艂y si臋 w centrum jego uwagi, w sercu, a ich przysz艂o艣膰 zawsze pozostawa艂a w jego my艣lach.
To one by艂y powodem, dla kt贸rego wiceprezydent wymy艣li艂 sw贸j plan. Aby uchroni膰 Ameryk臋 dla swojej rodziny.
Stany Zjednoczone by艂y zagro偶one. Nie tylko atakami terrorystycznymi, chocia偶 to powa偶na i coraz bardziej realna gro藕ba. Niebezpiecze艅stwo stoj膮ce nad Stanami polega艂o na tym, 偶e by艂y o krok od stania si臋 nieistotnymi. Nasza armia mog艂aby zniszczy膰 艣wiat kilka razy z rz臋du. Inne pa艅stwa wiedzia艂y jednak, 偶e nigdy tego nie zrobimy, wi臋c si臋 nas nie obawia艂y. Nasza gospodarka by艂a wzgl臋dnie silna. Ale r贸wnie silne by艂y gospodarki wielu innych pa艅stw i sojuszy. Eurodolar by艂 mocny, a Liga Po艂udniowoameryka艅ska i jej waluta ros艂y w si艂臋 i wp艂ywy. Ameryka 艢rodkowa i Meksyk dyskutowa艂y o nowej konfederacji. Kanad臋 n臋ci艂o wej艣cie do europejskiego obszaru gospodarczego. Te organizacje i pa艅stwa nie spotyka艂y si臋 z podejrzliwo艣ci膮 i niech臋ci膮, jak膮 wsz臋dzie na 艣wiecie budzi艂a Ameryka. Po-
* Cotten candy, zamiast cotton candy - wata cukrowa.
** Zamiast cotton belt, „bawe艂nianych" stan贸w po艂udnia USA.
110
w贸d? Ameryka by艂a pot臋g膮, kt贸r膮 ka偶dy ch臋tnie widzia艂by z艂aman膮. Nie zniszczon膮: zbyt byli艣my potrzebni jako globalny policjant. Chcieli tylko, aby艣my byli poni偶eni i upokorzeni. Dla naszych wrog贸w byli艣my wtr膮caj膮cym si臋 w nie swoje sprawy bandyt膮, a dla domniemanych sojusznik贸w -rz膮dz膮cym si臋 starszym bratem.
Nikomu to jednak nie przeszkadza艂o w czasach mi臋dzynarodowego kryzysu czy wojny 艣wiatowej. Inwazja na Francj臋 w celu oswobodzenia jej spod w艂adzy Hitlera by艂a w porz膮dku. Ale przelot nad Francj膮 w celu zbombardowania Libii, siedziby innego despoty, ju偶 nie by艂 w porz膮dku. Militarna obecno艣膰 w Arabii Saudyjskiej dla ochrony przed Saddamem Husajnem - w porz膮dku. Ale loty odrzutowc贸w z Rijadu, os艂aniaj膮ce ameryka艅skie wojska w regionie - nie w porz膮dku.
Nie szanowano nas i nie obawiano si臋 nas. To si臋 musia艂o zmieni膰. I to na d艂ugo przed planowym odej艣ciem Michaela Lawrence'a z Bia艂ego Domu za trzy lata. Wtedy by艂oby ju偶 za p贸藕no na dzia艂anie.
To nie Michael Lawrence wywo艂a艂 ten problem. On by艂 po prostu kolejnym w sztafecie nios膮cych pochodni臋 aroganckiego izolacjonizmu. Kiedy Cotten by艂 senatorem, uwa偶a艂, 偶e potrzebne s膮 Stany Zjednoczone lepiej zintegrowane ze 艣wiatem. Takie, jakie opisywa艂 Teddy Roosevelt. Takie, kt贸re mia艂y gruby kij i nie waha艂y si臋 go u偶y膰. Ale te偶 takie, kt贸re wiedzia艂y, jak przemawia膰 艂agodnie. Ameryka, kt贸ra potrafi艂a wykorzystywa膰 i dyplomacj臋, i nacisk gospodarczy. Taka, kt贸ra zdoby艂aby si臋 na ciche zab贸jstwo czy szanta偶, zamiast rozp臋tywa膰 g艂o艣ne i niepopularne miniwojny.
Kiedy zaproponowano mu kandydowanie u boku Michaela Lawrence'a, Cotten si臋 zgodzi艂. Wyborcom podoba艂 si臋 styl i slogan Lawrence'a, „Jestem dla ludzi", jego image kogo艣, kto wr贸ci艂 z politycznej g艂uszy, by im s艂u偶y膰. Ten chcia艂 jednak zr贸wnowa偶y膰 sw贸j wizerunek cz艂owieka bezpo艣redniego i niezale偶nego kim艣, kto wiedzia艂, jak zachowa膰 si臋 w kuluarach Kongresu i zagranicznych gabinetach.
Cotten wyszed艂 z rezydencji i w艣lizn膮艂 si臋 do samochodu. Szofer zamkn膮艂 za nim drzwi. Wytoczyli si臋 w cich膮, ciemn膮 noc. Dusza Cottena p艂on臋艂a. Nie cieszy艂o go to, co zamierza艂 zrobi膰 on i jego sojusznicy. Przypomina艂 sobie teraz, jak po raz pierwszy podchodzi艂 do ka偶dego z nich z osobna. Pada艂y na poz贸r banalne uwagi. Je艣li by艂y ignorowane, porzuca艂 temat. Je艣li nie, dr膮偶y艂 dalej, mniej og贸lnymi wypowiedziami. Cotten pomy艣la艂, 偶e tak w艂a艣nie musi wygl膮da膰 pr贸ba nawi膮zania romansu przez 偶onatego m臋偶czyzn臋. Zr贸b o krok za du偶o z niew艂a艣ciw膮 osob膮 i wszystko stracone.
Ka偶dy z nich w艂膮czy艂 si臋 z tych samych pobudek: patriotycznych. Stworzy膰 Ameryk臋, kt贸ra b臋dzie przewodzi膰 wsp贸lnocie mi臋dzynarodowej, a nie tylko reagowa膰. Ameryk臋, kt贸ra nagradza pok贸j dobrobytem, a wojennych pod偶egaczy karze nie publicznym pobiciem i napi臋tnowaniem, tylko cich膮, samotn膮 艣mierci膮. Lawrence nie chcia艂 przekracza膰 granicy mi臋dzy legaln膮
111
wojn膮 a nielegalnym zab贸jstwem, pomimo 偶e ocali艂oby to wiele istnie艅. Tyle 偶e pocz膮tek XXI wieku to nie czas na prowadzenie wojen. Wojny powoduj膮 nieszcz臋艣cia na kr贸tk膮 met臋, a nienawi艣膰 na d艂ug膮. 艢wiat staje si臋 zbyt ma艂y, zbyt zat艂oczony. Dlatego musi nadej艣膰 zmiana. Dla Ameryki i dla jej dzieci. Dla jego dzieci.
Samoch贸d szybko przemierza艂 puste ulice. Waszyngton w nocy zawsze jest taki wyludniony. Tylko szpiedzy i spiskowcy przemykaj膮 w ciemno艣ci. Dziwnie by艂o my艣le膰 o sobie w ten spos贸b. Zawsze ceni艂 sobie prostolinijno艣膰. Je艣li my艣lisz o czym艣 z pasj膮, m贸wisz o tym. Je艣li nie my艣lisz o czym艣 z pasj膮, zapewne nie warto si臋 tym zajmowa膰. Ale tym razem by艂o inaczej. T臋 operacj臋 trzeba trzyma膰 w g艂臋bokiej tajemnicy.
Wi臋c to ju偶 to, pomy艣la艂 Cotten. Ostatnia faza operacji. Zdaniem wsp贸艂pracownik贸w prezydenta upublicznienie nieistniej膮cej inicjatywy wywiadowczej ONZ powa偶nie wstrz膮sn臋艂o Lawrence'em. Bardziej ni偶 poprzednie fa艂szywki, kt贸rymi karmili go Fenwick i Gable, by potem im zaprzeczy膰 - zwykle podczas posiedzenia gabinetu lub spotkania w Gabinecie Owalnym.
- Nie, panie prezydencie - 艂agodnie m贸wi艂 wtedy Cotten, wyra藕nie zak艂opotany pomy艂k膮 prezydenta - nie by艂o 偶adnego raportu Pentagonu o wymianie ognia artyleryjskiego mi臋dzy Rosj膮 i Chinami przez Amur. Nie s艂yszeli艣my, by dyrektor FBI zagrozi艂 dymisj膮. Kiedy to mia艂o miejsce? Nie przypomina pan sobie, panie prezydencie? Uzgodnili艣my, 偶e pan Fenwick podzieli si臋 tymi nowymi danymi wywiadu z Iranem.
Kwestia podzielenia si臋 informacjami z Iranem by艂a wa偶na dla ko艅cowej fazy operacji. Jack Fenwick przekaza艂 ira艅skiemu ambasadorowi, 偶e wed艂ug ameryka艅skich 藕r贸de艂 wywiadowczych z terytorium Azerbejd偶anu nast膮pi atak terrorystyczny, nie wiadomo dok艂adnie gdzie, ale prawdopodobnie w centrum Teheranu. Fenwick zapewni艂 Iran, 偶e w wypadku uderzenia odwetowego Stany Zjednoczone nie b臋d膮 interweniowa膰. Nasz kraj chce zacie艣nia膰 stosunki z Islamsk膮 Republik膮 Iranu, a nie os艂abia膰 jej obronno艣膰.
Lawrence'a, naturalnie, sk艂oni si臋 do mniej przyjaznego zachowania. Kiedy u艣wiadomi sobie, do czego przywiod艂o kraj jego mylne rozeznanie, b臋dzie musia艂 ust膮pi膰 z fotela.
Fakt, 偶e Lawrence nie wiedzia艂 nic o tamtym spotkaniu, nie ma 偶adnego znaczenia. Na dzisiejszym zebraniu z tak zwan膮 grup膮 do wy艂膮cznej wiadomo艣ci - Gable'em, Fenwickiem i wiceprezydentem - przekonaj膮 go, 偶e by艂 o wszystkim informowany. Poka偶膮 mu notatki, kt贸re widzia艂 i podpisa艂. Poka偶膮 mu kalendarz prowadzony na komputerze przez jego sekretark臋. (Spotkanie zosta艂o dopisane, kiedy wysz艂a z pracy). Potem przejd膮 do obecnego kryzysu. Oni zaufaj膮, a prezydent b臋dzie przewodzi艂. Do rana Michael Lawrence publicznie zdecyduje o wej艣ciu na 艣cie偶k臋 konfrontacji z dwoma najbardziej nieobliczalnymi pa艅stwami na 艣wiecie.
112
Nast臋pnego ranka dzi臋ki anonimowym 藕r贸d艂om z Agencji Bezpiecze艅stwa Narodowego „The Washington Post" zamie艣ci u g贸ry pierwszej strony artyku艂
o kondycji umys艂owej prezydenta. Chocia偶 artyku艂 skoncentruje si臋 na fiasku
z ONZ, znajd膮 si臋 w nim szczeg贸艂y niekt贸rych w pe艂ni udokumentowanych i co
raz dramatyczniej szych wpadek. Nar贸d nie zechce tolerowa膰 chwiejno艣ci swe
go naczelnego wodza. Zw艂aszcza, 偶e ten b臋dzie w艂a艣nie posy艂a艂 nar贸d na wojn臋.
Po tym wszystko potoczy si臋 bardzo szybko. Konstytucja nie przewiduje sytuacji, w kt贸rej prezydent idzie na zwolnienie. Nie istnieje te偶 偶adna szybka kuracja przywracaj膮ca zdrowie psychiczne. Lawrence by艂by zmuszony ust膮pi膰, je艣li nie pod wp艂ywem nacisku spo艂ecznego, to decyzj膮 Kongresu. Prezydentem zosta艂by Cotten. Ameryka艅skie si艂y zbrojne natychmiast wycofa艂yby si臋 z rejonu Morza Kaspijskiego, by unikn膮膰 konfrontacji z Iranem i Rosj膮. Zamiast tego za pomoc膮 dzia艂a艅 wywiadu USA udowodni艂yby, 偶e to Iran od pocz膮tku uknu艂 t臋 operacj臋. Teheran zaprotestuje, ale wiarygodno艣膰 ich rz膮du powa偶nie ucierpi. Wtedy 艣rodkami dyplomatycznymi Stany Zjednoczone pomog膮 umiarkowanym si艂om w Iranie uzyska膰 wi臋ksze wp艂ywy. Tymczasem Azerbejd偶an, uratowany przed laniem od Iranu i Rosji, stanie si臋 d艂u偶nikiem Ameryki.
Kiedy ju偶 rozp艂yn膮 si臋 chmury wojny, prezydent Cotten dopilnuje czego艣 jeszcze. 呕eby Azerbejd偶an i Ameryka podzieli艂y si臋 zasobami ropy ze z艂贸偶 Morza Kaspijskiego. Ju偶 nigdy Stany Zjednoczone nie stan膮 si臋 zak艂adnikiem Bliskiego Wschodu. Ani w swych ambasadach, ani przy dystrybutorze paliwa.
Kiedy wreszcie zapanuje porz膮dek, ugruntuj膮 si臋 ameryka艅skie wp艂ywy
i wiarygodno艣膰, prezydent Charles Cotten zwr贸ci si臋 do kraj贸w 艣wiata. Zo
stan膮 zaproszone, by dzieli膰 ze Stanami trwa艂y pok贸j i dobrobyt. Kiedy ich
obywatele zaznaj膮 po raz pierwszy pokoju i dostatku, obal膮 swoje rz膮dy.
W ko艅cu do艂膮cz膮 nawet Chiny. B臋d膮 musia艂y. Ludzie s膮 chciwi, a starzy
komuni艣ci nie b臋d膮 偶yli wiecznie. Kiedy Stany Zjednoczone przestan膮 ich
prowokowa膰, zniknie wr贸g numer jeden i Pekin b臋dzie s艂ab艂 i ewoluowa艂.
Takiego w艂a艣nie 艣wiata chcia艂 dla Ameryki Charles Cotten. Takiego 艣wiata chcia艂 dla w艂asnych dzieci. Rozmy艣la艂 o nim od lat. Pracowa艂, by go urzeczywistni膰. Modli艂 si臋 o niego.
I ju偶 nied艂ugo b臋dzie go mia艂.
ROZDZIA艁 33
Baku, Azerbejd偶an
Wtorek, 8.09
David Battat le偶a艂 na twardym podw贸jnym 艂贸偶ku w niedu偶ym, sk膮po umeblowanym mieszkanku. Po lewej mia艂 okno. Chocia偶 偶aluzje by艂y spuszczone, pok贸j rozja艣nia艂o 艣wiat艂o przes膮czaj膮ce si臋 przez listewki.
113
Battat ca艂y dr偶a艂, ale uwag臋 mia艂 napi臋t膮. Jego porywaczka, gospodyni, a mo偶e wybawicielka - nie potrafi艂 na razie okre艣li膰 - krz膮ta艂a si臋 w aneksie kuchennym po prawej. Robi艂a w艂a艣nie jajka, kie艂baski i herbat臋, kiedy zadzwoni艂 telefon.
Battat mia艂 nadziej臋, 偶e rozmowa b臋dzie kr贸tka. Jedzenie pachnia艂o dobrze, ale my艣l o herbacie by艂a jeszcze lepsza. Potrzebowa艂 ogrza膰 si臋 od 艣rodka. Zrobi膰 co艣, by zwalczy膰 dreszcze. Czu艂 si臋 jak przy ci臋偶kiej grypie, s艂aby i otumaniony. Niby wszystko widzia艂 i s艂ysza艂, ale jak we 艣nie. Do tego niezwykle silny ucisk w g艂owie i klatce piersiowej. Nigdy w 偶yciu nie czu艂 czego艣 podobnego. Kiedy ju偶 napije si臋 herbaty i co艣 zje, mo偶e zdo艂a si臋 nieco bardziej skoncentrowa膰, spr贸buje zrozumie膰, co wydarzy艂o si臋 w szpitalu. Oby.
Kobieta podesz艂a do 艂贸偶ka. Nios艂a ze sob膮 telefon. Mia艂a jaki艣 metr siedemdziesi膮t pi臋膰 i szczup艂膮, smag艂膮 twarz okolon膮 grubymi, czarnymi w艂osami do ramion. Wydatne ko艣ci policzkowe, niebieskie oczy... Battat za艂o偶y艂by si臋, 偶e w jej 偶y艂ach p艂ynie litewska krew. Poda艂a mu s艂uchawk臋.
- Kto艣 chce z tob膮 rozmawia膰 - powiedzia艂a po angielsku z silnym akcen
tem.
- Dzi臋kuj臋. - Jego g艂os brzmia艂 jak cienki skrzek. Wzi膮艂 bezprzewodowy
aparat. Nie chcia艂o mu si臋 pyta膰, kto dzwoni. I tak si臋 zaraz dowie. - Halo?
- David Battat?
-Tak...
- Davidzie, m贸wi Paul Hood, dyrektor Centrum Szybkiego Reagowania.
- Paul Hood? - Battat zmiesza艂 si臋. Ci z Centrum znale藕li go tutaj i dzwo
nili, 偶eby zapyta膰... o tamto? - Przykro mi z powodu tego, co si臋 sta艂o -
powiedzia艂 - ale nie wiedzia艂em, 偶e Annabelle Hampton pracuje z...
- Nie dzwoni臋 w sprawie wydarze艅 w ONZ - przerwa艂 mu Hood. - Davi-
dzie, pos艂uchaj mnie. Mamy powody przypuszcza膰, 偶e ty i twoi koledzy zo
stali艣cie wystawieni przez NSA.
Dopiero po chwili Battat zrozumia艂.
- Wystawili nas, 偶eby艣my zostali zamordowani? Dlaczego?
- Nie mog臋 ci teraz powiedzie膰. Wa偶ne, 偶e na razie nic ci ju偶 nie grozi.
Kobieta podesz艂a z fili偶ank膮 herbaty. Postawi艂a j膮 na nocnym stoliku przy
艂贸偶ku. Battat pr贸bowa艂 podnie艣膰 si臋 troch臋 na 艂okciu. Pomog艂a mu, ujmuj膮c go pod rami臋 i dos艂ownie sadzaj膮c.
- Musz臋 tylko wiedzie膰 jedno - ci膮gn膮艂 Hood. - Je艣li zlokalizujemy Har-
punnika, czujesz si臋 na si艂ach, by pom贸c nam go wyeliminowa膰?
- Je艣li jest spos贸b, 偶ebym dorwa艂 Harpunnika, czuj臋 si臋 na si艂ach - odpar艂
Battat. Sama my艣l o tym doda艂a mu energii.
114
- Dobrze - powiedzia艂 Hood. - Pracujemy nad tym z zespo艂em wywiadu
rosyjskiego. Nie wiem, kiedy b臋dziemy mieli dodatkowe informacje. Ale
kiedy je dostaniemy, damy tobie i twojemu nowemu partnerowi zna膰.
Battat spojrza艂 na m艂od膮 kobiet臋. Sta艂a w aneksie, przek艂adaj膮c jajka na dwa talerze. Kiedy ostatni raz by艂 w terenie, Rosjanie byli wrogami. Robi w dziwnej bran偶y.
- Zanim ci臋 po偶egnam, czy mo偶esz powiedzie膰 nam o Harpunniku co艣
jeszcze? - zapyta艂 Hood. - Cokolwiek, co us艂ysza艂e艣 lub zobaczy艂e艣, kiedy
go szukali艣cie? Co艣, co powiedzia艂 Moore albo Thomas?
- Nie. - Battat wzi膮艂 艂yk herbaty. By艂a mocniejsza ni偶 ta, kt贸r膮 zwykle
pija艂. Dzia艂a艂a jak zastrzyk adrenaliny. - Wiem tylko, 偶e kto艣 od ty艂u chwyci艂
mnie za gard艂o. Zanim si臋 zorientowa艂em, le偶a艂em na ziemi. Je艣li chodzi
o Moore'a i Thomasa, byli r贸wnie zdziwieni jak ja.
-Bo...?
- Harpunnik zostawi艂 mnie przy 偶yciu - odpar艂 Battat.
- O ile to by艂 Harpunnik - powiedzia艂 Hood. - S艂uchaj. Wykorzystaj ten
czas, 偶eby odpocz膮膰. Nie wiemy, gdzie mo偶e si臋 pojawi膰 Harpunnik ani ilu
godzin b臋dziesz potrzebowa艂, 偶eby do niego dotrze膰. Ale musisz by膰 goto
wy, by wyruszy膰.
- B臋d臋 gotowy - stwierdzi艂 Battat.
Hood podzi臋kowa艂 mu i si臋 roz艂膮czy艂. Battat od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 na stolik. Zn贸w 艂ykn膮艂 herbaty. Wci膮偶 czu艂 si臋 s艂abo, ale trz膮s艂 si臋 ju偶 znacznie mniej.
Kobieta podesz艂a do niego z talerzem. Battat patrzy艂, jak stawia mu go na kolanach, a na nocnym stoliku k艂adzie serwet臋 i sztu膰ce. Wygl膮da艂a na zm臋czon膮.
- Nazywam si臋 David Battat - odezwa艂 si臋.
- Wiem.
-A ty jeste艣...? -naciska艂.
-W Baku jestem Odette Kolker - odpar艂a. Ton jej g艂osu zamyka艂 kwesti臋. Oznacza艂o to dwie rzeczy. Po pierwsze, na pewno nie by艂a zwerbowan膮 przez Rosjan Azerk膮. Po drugie, Battat nie dowie si臋 jej prawdziwego nazwiska. Przynajmniej nie od niej.
- Mi艂o mi ci臋 pozna膰. - Wyci膮gn膮艂 r臋k臋. - Jestem te偶 niezmiernie wdzi臋czny
za wszystko, co dla mnie zrobi艂a艣.
- Drobnostka.
Potrz膮sn臋艂a jego r臋k膮 mocno, lecz zdawkowo. Zauwa偶y艂 przy tym kilka plamek krwi na r臋kawie jej bia艂awej bluzki policyjnej. Na d艂oni i przedramieniu nie mia艂a 偶adnych skalecze艅. Wygl膮da艂o na to, 偶e krew nie by艂a jej.
- Naprawd臋 jeste艣 policjantk膮? - spyta艂.
- Tak - odpar艂a.
- Mia艂a艣 nocn膮 zmian臋?
115
- Nie. Wezwano mnie do tego. - U艣miechn臋艂a si臋 lekko. - I nie dostan臋 za
nadgodziny.
Battat 艂ykn膮艂 jeszcze herbaty i u艣miechn膮艂 si臋 w odpowiedzi.
- Przepraszam, 偶e musieli ci臋 obudzi膰. - Przestawi艂 talerz na stolik i za
cz膮艂 zdejmowa膰 z siebie ko艂dr臋. - Pewnie nie powinienem zajmowa膰 ci 艂贸偶
ka...
- Nie, w porz膮dku - uspokoi艂a go. - Za nieca艂膮 godzin臋 zaczynam prac臋.
Poza tym jestem przyzwyczajona do nieoczekiwanych go艣ci.
- Ryzyko zawodowe - stwierdzi艂.
- Tak - zgodzi艂a si臋 Odette. - A teraz, je艣li pozwolisz, zaczn臋 je艣膰. Tobie
te偶 radz臋. Zjedz i wypocznij.
- Tak zrobi臋 - obieca艂 Battat.
- Chcesz soli czy czego艣?
- Nie, dzi臋kuj臋 - odpar艂.
Odette odwr贸ci艂a si臋 i odesz艂a powoli do aneksu kuchennego. Przed nieca艂膮 godzin膮 zabi艂a cz艂owieka. Teraz robi艂a Battatowi 艣niadanie. To dziwna bran偶a. Naprawd臋 dziwna bran偶a.
ROZDZIA艁 34
Waszyngton
Wtorek, 0.10
Cze艣膰, Paul. G艂os Sharon w s艂uchawce brzmia艂 grubo i zimno. Hood rzuci艂 okiem na zegar w komputerze.
- Cze艣膰 - powiedzia艂 nieufnie. - Wszystko w porz膮dku?
- Nie bardzo - odpar艂a. - W艂a艣nie wr贸ci艂am ze szpitala.
- Co si臋 sta艂o?
- M贸wi膮c w skr贸cie, Harleigh zacz臋艂a 艣wirowa膰 jakie艣 p贸艂torej godziny
temu. Zadzwoni艂am po karetk臋. Nie wiedzia艂am, co robi膰.
- Dobrze zrobi艂a艣 - stwierdzi艂 Hood. - Jak ona si臋 czuje?
- Doktor Basralian da艂 jej 艣rodki uspokajaj膮ce i teraz 艣pi - ci膮gn臋艂a Sha
ron.
- A co to mo偶e by膰 wed艂ug niego? - spyta艂 Hood. - Co艣 somatycznego...?
- Nie jest pewien - odpowiedzia艂a. - Rano zrobi膮 badania. Doktor stwier
dzi艂, 偶e czasem traumatyczne prze偶ycie mo偶e wywo艂a膰 skutki fizyczne. Mo偶e
wp艂yn膮膰 na tarczyc臋, spowodowa膰 jej nadczynno艣膰 albo wywo艂a膰 nadmiar
adrenaliny. Tak czy inaczej, nie zadzwoni艂am, 偶eby艣 zaraz wszystko rzuca艂
i jecha艂 j膮 zobaczy膰. Chcia艂am tylko, 偶eby艣 wiedzia艂.
- Dzi臋kuj臋. I tak przyjad臋, jak tylko b臋d臋 m贸g艂.
116
- Nie ma potrzeby - oznajmi艂a mu Sharon. - Wszystko si臋 uspokoi艂o.
Dam ci zna膰, je艣li co艣 si臋 zmieni.
- Dobra - odpar艂 Hood. - Skoro tak wolisz.
- Tak wol臋. To tylko ma艂y kryzys. Powiedz mi, Paul, czy jest jaki艣 pro
blem? - spyta艂a Sharon.
- Z czym?
- Ze 艣wiatem.
- Zawsze - odpar艂.
- Najpierw pr贸bowa艂am ci臋 艂apa膰 w motelu - powiedzia艂a Sharon. - Kie
dy ci臋 tam nie znalaz艂am, pomy艣la艂am, 偶e pewnie gasisz gdzie艣 po偶ar.
Hood nie bardzo wiedzia艂, jak potraktowa膰 t臋 uwag臋. Postanowi艂 nie doszukiwa膰 si臋 w niej podtekst贸w.
- Jest problem na Bliskim Wschodzie - przyzna艂. - Mo偶e by膰 powa偶ny.
- Zatem nie b臋d臋 ci臋 zatrzymywa膰 - stwierdzi艂a. - Tylko si臋 nie wyko艅cz,
Paul. Nie jeste艣 ju偶 m艂odzieniaszkiem. Potrzebujesz snu. A dzieci potrzebu
j膮 ciebie.
- Zadbam o siebie - obieca艂.
Sharon od艂o偶y艂a s艂uchawk臋. Kiedy Hood mieszka艂 jeszcze z 偶on膮, frustrowa艂a si臋 i gniewa艂a, kiedy pracowa艂 do p贸藕na. Teraz, kiedy si臋 rozstali, by艂a spokojna i opieku艅cza. A mo偶e, dla Harleigh, udawa艂a tylko, 偶e wszystko w porz膮dku. Tak czy inaczej los robi艂 rodzinie Hooda smutny, smutny kawa艂.
Hood nie mia艂 jednak czasu, by rozwa偶a膰 niesprawiedliwo艣膰 tego wszystkiego ani nawet zastanawia膰 si臋 nad stanem zdrowia swojej c贸rki. Telefon zad藕wi臋cza艂 chwil臋 po tym, jak od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Dzwoni艂a inna zatroskana 偶ona.
呕ona prezydenta.
ROZDZIA艁 35
Sankt Petersburg, Rosja
Wtorek, 8.30
Genera艂 Or艂ow by艂 dumny, 偶e jego podw艂adna uratowa艂a Amerykanina. Dumny, ale nie zaskoczony.
Odette - Natalia Bas贸w - pracowa艂a u niego od trzech lat. Mia艂a trzydzie艣ci dwa lata, swoj膮 karier臋 zaczyna艂a w GRU, radzieckim wywiadzie wojskowym. By艂a ekspertem deszyfracji. Jej m膮偶, Wiktor, oficer rosyjskich si艂 specjalnych, zgin膮艂 podczas misji w Czeczenii. Bas贸w wpad艂a wtedy w g艂臋bok膮 depresj臋. A potem zapragn臋艂a wyj艣膰 zza biurka. Poniewa偶 GRU dzielono, a personel redukowano, Bas贸w wys艂ano do Or艂owa. Ten ch臋tnie skierowa艂 j膮do pracy w terenie. Zna艂a si臋 nie tylko na wywiadzie elektronicznym
117
-jej m膮偶 nauczy艂 j膮 technik samoobrony „sistiemy", zab贸jczego stylu walki Specnazu. Or艂ow sam 膰wiczy艂 podstawy, 偶eby zachowa膰 form臋. „Sistiema" nie opiera艂a si臋 na wy膰wiczonych ruchach czy sile fizycznej. Uczy艂a, 偶e gdy zostaniesz zaatakowany, tw贸j odruch obronny dyktuje, jaki powinien by膰 kontratak. Kiedy grozi ci cios na praw膮 stron臋 tu艂owia, instynktownie odchylasz j膮, by go unikn膮膰. W rezultacie twoja lewa strona przesuwa si臋 do przodu. Atakujesz zatem lew膮 r臋k膮. I to nie pojedynczym ciosem. Trzema. Na przyk艂ad pi臋艣ci膮 w podbr贸dek, 艂okciem w szcz臋k臋 i do tego uderzenie grzbietem d艂oni, jedno po drugim. W tym samym czasie ustawiasz si臋, by wykona膰 nast臋pn膮 potr贸jn膮 kombinacj臋. Zwykle przeciwnik nie mia艂 ju偶 drugiej szansy na atak. Je艣li napastnik贸w by艂o wi臋cej i tak szybko stawali si臋 niezdolni do walki, zbyt zaj臋ci unikaniem padaj膮cych towarzyszy.
Bas贸w doskonale opanowa艂a t臋 sztuk臋. W Azerbejd偶anie dowiod艂a swojej warto艣ci. Ludzie Or艂owa stworzyli jej fa艂szyw膮 to偶samo艣膰 i wst膮pi艂a do policji. Praca pozwala艂a jej obserwowa膰 i wypytywa膰 ludzi, innych funkcjonariuszy, stra偶nik贸w i nocnych str贸偶贸w w fabrykach i bazach wojskowych, dowiadywa膰 si臋, co s艂ycha膰 w armii i kuluarach w艂adzy w Baku. Jej uroda sprawia艂a, 偶e m臋偶czy藕ni ch臋tnie z ni膮 rozmawiali, zw艂aszcza w barach. Oraz nie doceniali jej.
Bas贸w zameldowa艂a, 偶e ona i jej go艣膰 s膮 bezpieczni, ale nie o nich my艣la艂 teraz Or艂ow. Interesowa艂o go znalezienie Harpunnika. Bas贸w powiedzia艂a mu, 偶e policyjne radio w Baku informowa艂o o eksplozji w porcie. Jaka艣 艂贸d藕 wylecia艂a w powietrze, zabijaj膮c wszystkich na pok艂adzie. Or艂ow m贸g艂 si臋 za艂o偶y膰, 偶e 艂贸d藕 nale偶a艂a do Harpunnika. Tak膮 mia艂 metod臋 - zniszczy膰 wszelkie dowody wraz z cz臋艣ci膮 lub wszystkimi wsp贸艂pracownikami. Zabitym zostanie przypisany atak na platform臋. Or艂ow zastanawia艂 si臋, kim byli. Azerami? Irakijczykami? Rosjanami? Do takiej roboty m贸g艂 wzi膮膰 kogokolwiek. Pod warunkiem 偶e ten kto艣 nie wiedzia艂, jaki los spotyka zwykle ludzi wynaj臋tych przez Harpunnika.
Personel Or艂owa zacz膮艂 nap艂ywa膰 o wp贸艂 do dziewi膮tej. Genera艂 wys艂a艂 dw贸m najwa偶niejszym cz艂onkom swojego zespo艂u wywiadowczego, Borysowi i Piotrowi, e-maila z poleceniem, by przyszli do niego jak najszybciej. Je艣li to Harpunnik odpowiada za atak na Morzu Kaspijskim, zapewne nie b臋dzie usi艂owa艂 opu艣ci膰 Baku od razu. Po poprzednich atakach najwyra藕niej odczekiwa艂 dzie艅 lub dwa. Gdy w ko艅cu rusza艂, cz臋sto jego trasa prowadzi艂a przez Moskw臋. Nikt nie wiedzia艂, dlaczego. Niestety, zanim w艂adze dowiadywa艂y si臋, 偶e jest w mie艣cie, ju偶 znika艂. Genera艂 Or艂ow nie chcia艂, by to si臋 powt贸rzy艂o. Pytanie tylko, jak tego dokona膰. Paul Hood nie艣wiadomie da艂 im by膰 mo偶e podpowied藕.
Pierwszy zjawi艂 si臋 w gabinecie Or艂owa Borys Groski, ponury, posiwia艂y weteran wywiadu, t臋skni膮cy za zimn膮 wojn膮. Minut臋 p贸藕niej wszed艂 Piotr
118
Korsow, gorliwy nowicjusz, absolwent Technion w izraelskiej Hajfie. Uwielbia艂 swoj膮 prac臋: nie kry艂 podziwu dla szefa - cz艂owieka, kt贸ry pom贸g艂 zapocz膮tkowa膰 loty kosmiczne. Obydwaj usiedli na sofie naprzeciwko biurka Or艂owa, Borys popijaj膮c herbat臋, Korsow z laptopem na kolanach.
Or艂ow kr贸tko zarysowa艂 im sytuacj臋. Groski wyra藕nie si臋 o偶ywi艂, kiedy us艂ysza艂, 偶e w kaspijsk膮 operacj臋 mog膮 by膰 w jaki艣 spos贸b zamieszane CIA iNSA.
- Powiedzcie mi tak膮 rzecz - ci膮gn膮艂 Or艂ow. - Ju偶 wcze艣niej pods艂uchi
wali艣my rozmowy kom贸rkowe pomi臋dzy ameryka艅skimi agentami wywia
du. Mamy dost臋p do wielu ich bezpiecznych linii.
- Mamy dost臋p do wi膮kszo艣ci - poprawi艂 Groski.
- Pr贸buj膮 gubi膰 pods艂uch, zmieniaj膮c sygna艂 co sekund臋 - powiedzia艂
Korsow. - Zmiany mieszcz膮 si臋 w kilkumegahercowym przedziale ultra-
wysokich cz臋stotliwo艣ci. Umiemy utrzyma膰 si臋 w wi膮kszo艣ci z nich.
- Trudno艣膰 polega na odszyfrowaniu wiadomo艣ci, kt贸re s膮 elektronicznie
kodowane - doda艂 Groski. - Ameryka艅skie agencje u偶ywaj膮 bardzo z艂o偶o
nych kod贸w. Nasze komputery nie zawsze sobie radz膮 z odszyfrowywaniem
rozm贸w.
- Czy poszczeg贸lni rozm贸wcy u偶ywaj膮 zwykle tych samych sygna艂贸w,
tych samych wzorc贸w? - zapyta艂 Korsowa Or艂ow.
- Najcz臋艣ciej. W przeciwnym wypadku by艂yby przebicia d藕wi臋kowe. Roz
m贸wcy nak艂adaliby si臋 na siebie nawzajem.
- Czy przechowujemy nagrania tych telefon贸w? - spyta艂 Or艂ow.
- Rozm贸w? - upewni艂 si臋 Groski. - Tak. Ci膮gle nad nimi pracujemy, pr贸
buj膮c zdekodowa膰...
- Chodzi mi o sygna艂y - przerwa艂 Or艂ow.
- Oczywi艣cie - odpar艂 Groski. - Przesy艂amy je 艁ajce, 偶eby mia艂a na nie
oko.
艁ajka by艂a satelit膮 szpiegowskim rosyjskiego Centrum. Nazwana tak na cze艣膰 psa, radzieckiego pioniera astronautyki, znajdowa艂a si臋 na wysokiej orbicie geostacjonarnej nad Waszyngtonem. Mog艂a przechwytywac sygna艂y ze Stan贸w Zjednoczonych, ca艂ej Europy i cz臋艣ci Azji.
- Zatem je艣li Harpunnik rozmawia艂 z kim艣 z wywiadu w Waszyngtonie,
mogli艣my z艂apa膰 sygna艂, nawet je艣li nie tre艣膰 rozmowy - powiedzia艂 Or
艂ow.
- W艂a艣nie tak - potwierdzi艂 Korsow.
- Doskonale. Przejrzyjcie zapisy komputerowe z ostatnich dw贸ch tygo
dni. Odszukajcie po艂膮czenia z Azerbejd偶anu do Agencji Bezpiecze艅stwa
Narodowego w Waszyngtonie. Przeka偶cie mi wszelkie informacje, wszyst
ko, co zdo艂acie znale藕膰.
- Nawet je艣li nie zosta艂y odszyfrowane - upewni艂 si臋 Korsow.
119
- Tak - odpar艂 Or艂ow. - Chc臋 wiedzie膰, sk膮d dok艂adnie m贸g艂 dzwoni膰
Harpunnik lub jego ludzie.
- A kiedy ju偶 pan si臋 dowie, co zamierza pan zrobi膰? - zapyta艂 Groski.
- Zadzwoni臋 do ameryka艅skiego Centrum Szybkiego Reagowania i popro
sz臋, 偶eby przejrzeli wszelkie obrazy satelitarne tego terenu - powiedzia艂 Or
艂ow. - Harpunnik musia艂 przemieszcza膰 na stanowiska ludzi i materia艂y wybu
chowe. Je艣li ustalimy jego po艂o偶enie, mo偶e znajdziemy fotograficzny zapis...
- I wskaz贸wki co do tego, gdzie jest teraz - doko艅czy艂 Groski.
Or艂ow przytakn膮艂.
- Znajdziemy dla pana te informacje tak szybko, jak si臋 da - powiedzia艂
z zapa艂em Korsow. - To by艂by majstersztyk, gdyby艣my dorwali tego potwora.
- By艂by - zgodzi艂 si臋 Or艂ow.
Dwaj m臋偶czy藕ni wyszli. Or艂ow zadzwoni艂 do Paula Hooda, by podzieli膰 si臋 wie艣ciami.
Z艂apanie Harpunnika by艂oby szczytowym punktem jego kariery. Ale zastanawia艂 si臋 te偶, czy taka bliska wsp贸艂praca pomi臋dzy ameryka艅skim i rosyjskim Centrum mog艂aby sta膰 si臋 norm膮. Czy zaufanie i dzielenie si臋 informacjami mog艂yby doprowadzi膰 do zmniejszenia podejrzliwo艣ci i wi臋kszego bezpiecze艅stwa mi臋dzynarodowego.
To by dopiero by艂 majstersztyk.
ROZDZIA艁 36
Waszyngton
Wtorek, 0.30
Paul, ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 znalaz艂am. S膮dz臋, 偶e powiniene艣 tu przyj艣膰. Co艣 si臋 dzieje.
G艂os pierwszej damy w s艂uchawce brzmia艂 pewnie, ale Hood zna艂 j膮 na tyle dobrze, 偶e rozpozna艂 jej ton „musz臋 by膰 silna". S艂ysza艂 go ju偶 podczas kampanii, kiedy z prasy pada艂y trudne pytania o aborcj臋, kt贸rej dokona艂a, zanim jeszcze pozna艂a prezydenta. W krytycznych sytuacjach Megan zbiera艂a wszystkie si艂y, wydobywa艂a je ze swego najg艂臋bszego wn臋trza. Rozkleja艂a si臋 dopiero wtedy, kiedy mog艂a sobie na to pozwoli膰.
- Opowiadaj - poprosi艂 Hood. On te偶 czerpa艂 ju偶 z emocjonalnych i psy
chicznych rezerw. Po telefonie Sharon by艂 roztrz臋siony.
- W艂a艣nie k艂adli艣my si臋 spa膰, kiedy do Michaela zadzwoni艂 Jack Fenwick
- zacz臋艂a Megan. - Cokolwiek powiedzia艂 Fenwick, bardzo poruszy艂o mo
jego m臋偶a. Mia艂 spokojny g艂os w trakcie tej rozmowy i po niej, ale widzia
艂am wyraz jego twarzy.
- Jaki wyraz twarzy?
120
- Trudno to opisa膰.
- Ostro偶ny, zaskoczony, nieufny? - dopytywa艂.
- Wszystko naraz - stwierdzi艂a Megan.
Hood zrozumia艂. To w艂a艣nie zobaczy艂 w Gabinecie Owalnym.
- Gdzie teraz jest prezydent? - zapyta艂.
- Poszed艂 spotka膰 si臋 z Fenwickiem, wiceprezydentem i Redem Gable'em
- powiedzia艂a Megan.
- M贸wi艂, czego ma dotyczy膰 spotkanie?
- Nie. Ale powiedzia艂, 偶ebym nie czeka艂a.
Pewnie chodzi o kryzys kaspijski. Jaka艣 niewielka, niespiskowa cz臋艣膰 Hooda podszeptywa艂a mu, 偶e pewnie nie ma si臋 czym艣 martwi膰. Z drugiej strony, prezydent spotyka艂 si臋 z lud藕mi, kt贸rzy ju偶 wcze艣niej karmili go fa艂szywymi informacjami. Mo偶e to w艂a艣nie zobaczy艂a Megan w twarzy m臋偶a. Obaw臋, 偶e to si臋 znowu stanie.
- Paul, cokolwiek si臋 dzieje, s膮dz臋, 偶e Michael powinien mie膰 przy sobie
przyjaci贸艂 - powiedzia艂a. - Powinien by膰 z lud藕mi, kt贸rych zna i kt贸rym
mo偶e zaufa膰. Nie samymi doradcami politycznymi.
Asystentka Hooda, Stef Van Cleef, zadzwoni艂a interkomem. Poinformowa艂a, 偶e dzwoni genera艂 Or艂ow. Hood poleci艂 jej przeprosi膰 genera艂a za zw艂ok臋. Ju偶 za chwil臋 odbierze.
- Megan, zgadzam si臋 z tob膮 - powiedzia艂 Hood. - Ale nie mog臋, ot tak,
wprosi膰 si臋 na spotkanie w Gabinecie Owalnym...
- Masz odpowiednie upowa偶nienia.
- Na wej艣cie do Zachodniego Skrzyd艂a, nie do Gabinetu Owalnego - przy
pomnia艂 jej. Przerwa艂. Jego wzrok przyku艂o migaj膮ce 艣wiate艂ko na aparacie.
By膰 mo偶e nie b臋dzie musia艂 si臋 wprasza膰.
- Paul?
- Jestem - powiedzia艂 Hood. - Megan, pos艂uchaj. Odbior臋 teraz telefon,
a potem pojad臋 do Bia艂ego Domu. Zadzwoni臋 p贸藕niej na twoj膮 prywatn膮
lini臋 i powiem, jak sprawy stoj膮.
- W porz膮dku. Dzi臋kuj臋.
Hood roz艂膮czy艂 si臋 i odebra艂 telefon Or艂owa. Rosyjski genera艂 zapozna艂 go z planem zlokalizowania Harpunnika. Powiedzia艂 mu te偶 o zniszczeniu 艂odzi w porcie. Podejrzewa艂, 偶e azerbejd偶a艅skie w艂adze odnajd膮 w wodzie cia艂a ludzi wynaj臋tych przez Harpunnika.
Hood z kolei zapewni艂 Or艂owa o gotowo艣ci ameryka艅skiego Centrum do pe艂nej wsp贸艂pracy. Poprosi艂 te偶 genera艂a, by przekazywa艂 mu na bie偶膮co wszelkie nowe informacje, a pod jego nieobecno艣膰 - Mike'owi Rodgersowi. Po zako艅czeniu rozmowy Hood za pomoc膮 telefonu kom贸rkowego po艂膮czy艂 si臋 konferencyjnie z Herbertem i Rodgersem. Spiesz膮c na parking, przekaza艂 im najnowsze wie艣ci.
121
- Mam powiadomi膰 prezydenta, 偶e jedziesz? - zapyta艂 go Rodgers.
- Nie - odpar艂 Hood. - Fenwick m贸g艂by wtedy wcze艣niej zako艅czy膰 spo
tkanie. Nie chc臋 go sp艂oszy膰.
- Ale te偶 dajesz w ten spos贸b Fenwickowi i jego ludziom wi臋cej czasu na
dzia艂anie - zauwa偶y艂 Rodgers.
- Musimy podj膮膰 ryzyko. Je艣li Fenwick i Gable maj膮 zamiar rozegra膰
ko艅c贸wk臋, chc臋 da膰 im czas. Mo偶e uda si臋 ich z艂apa膰 na gor膮cym uczynku.
- Mimo wszystko uwa偶am, 偶e to ryzykowne - powiedzia艂 Rodgers. - Fen
wick b臋dzie naciska艂 na prezydenta, 偶eby dzia艂a膰 natychmiast. Nie dopu艣ci,
by prezydent zd膮偶y艂 si臋 skonsultowa膰 z innymi doradcami.
- By膰 mo偶e dlatego w艂a艣nie wszystko wydarzy艂o si臋 o takiej porze - za
uwa偶y艂 Herbert. - Je艣li to spisek, zaplanowano go tak, 偶eby to by艂 akurat
艣rodek nocy.
- Je艣li to ma co艣 wsp贸lnego z kryzysem kaspijskim, prezydent b臋dzie musia艂
dzia艂a膰 szybko - ci膮gn膮艂 Rodgers.
- Mike, Bob, nie s膮d藕cie, 偶e si臋 z wami nie zgadzam - odpowiedzia艂 im
Hood. - Ale te偶 nie chc臋 da膰 tym draniom szansy na zdyskredytowanie tego,
co mog臋 powiedzie膰, jeszcze zanim dotr臋 na miejsce.
- Ci臋偶ka sprawa - westchn膮艂 Herbert. - Naprawd臋 ci臋偶ka. Niewiele wie
my o sytuacji w regionie.
- To prawda - przyzna艂 Hood. - Mam nadziej臋, 偶e ju偶 wkr贸tce b臋dziemy
mieli wi臋cej danych.
- B臋d臋 si臋 za ciebie modli艂 - powiedzia艂 Herbert. - A je艣li to nie pomo偶e,
poszukam innych 藕r贸de艂.
- Dzi臋ki - odpar艂 Hood. - B臋d臋 w kontakcie.
Hood mkn膮艂 przez opustosza艂e ulice. W schowku mia艂 awaryjn膮 puszk臋 coli. Otworzy艂 j膮. Naprawd臋 potrzebowa艂 kofeiny. Chocia偶 ciep艂a, cola i tak smakowa艂a dobrze.
Rodgers mia艂 racj臋. Hood ryzykowa艂. Ale ju偶 wcze艣niej ostrzeg艂 prezydenta przed Fenwickiem. Przekierowany telefon, wizyta w ira艅skiej ambasadzie, fiasko rozm贸w z senator Fox i CIOC*. Mo偶na mie膰 nadziej臋, 偶e Lawrence wyka偶e czujno艣膰 i dobrze si臋 zastanowi, nim podejmie decyzj臋. Dobrze by by艂o, gdyby zechcia艂 przepu艣ci膰 informacje przez Centrum, 偶eby upewni膰 si臋, 偶e s膮 w porz膮dku.
Mimo wszystko jednak prezydent 偶yje ostatnio w ci臋偶kim stresie. Jest tylko jeden spos贸b, by wp艂yn膮膰 na jego decyzje. Hood musi dosta膰 si臋 do niego z nowymi danymi wywiadu. A kiedy ju偶 tam b臋dzie, pom贸c prezydentowi przesia膰 informacje przedstawione przez Fenwicka.
* Chief Information Officers Council - Rada Szef贸w S艂u偶b Informacyjnych.
122
Hoodowi pozostawa艂a do zrobienia jeszcze jedna rzecz. Modli膰 si臋, 偶eby Mike Rodgers nie mia艂 racji. 呕eby nie by艂o jeszcze za p贸藕no.
ROZDZIA艁 37
Baku, Azerbejd偶an
Wtorek, 9.01
Maurice Charles zaj膮艂 sw贸j ma艂y pok贸j w hotelu Hyatt. Sta艂o w nim kr贸lewskich rozmiar贸w 艂o偶e i wysoki rega艂 z barkiem i telewizorem, biurko, a z obydwu stron 艂贸偶ka stoliki nocne. Fotel ledwo si臋 mie艣ci艂, wci艣ni臋ty w k膮t naprzeciwko biurka. By艂o bardzo ma艂o przestrzeni i to Charlesowi odpowiada艂o. Nie lubi艂 apartament贸w. Za du偶o w nich otwartej przestrzeni. Za du偶o kryj贸wek.
Pierwsz膮 rzecz膮, jak膮 zrobi艂, by艂o przywi膮zanie nylonowej linki do nogi biurka. Sta艂o przy oknie. Pok贸j znajdowa艂 si臋 na drugim pi臋trze dziewi臋ciopi臋trowego hotelu. Gdyby z jakiego艣 powodu zosta艂 tu okr膮偶ony, policja i tak nie mog艂aby wspi膮膰 si臋 z do艂u lub opu艣ci膰 z dachu bez robienia ha艂asu. Musieliby spr贸bowa膰 wej艣膰 przez drzwi. Ale na to jest przygotowany. Ma ze sob膮 opakowania pianki do golenia, wype艂nione 艂atwo palnym p艂ynnym metanolem. Rozlany pod drzwiami i zapalony, p艂on膮艂by szybko i gwa艂townie, odrzucaj膮c napastnik贸w do ty艂u. To da艂oby Charlesowi czas, by zastrzeli膰 tego, kto czeka艂by na niego za oknem, i opu艣ci膰 si臋 na linie. Metanol jest te偶 艣mierteln膮 trucizn膮. Same opary p艂ynu mog膮 w kr贸tkim czasie spowodowa膰 艣lepot臋.
Charles w艂膮czy艂 艣wiat艂o przy 艂贸偶ku i zaci膮gn膮艂 ci臋偶kie zas艂ony. Nast臋pnie otworzy艂 wytrychem drzwi mi臋dzy swoim a s膮siednim pokojem. Kolejna droga ucieczki, na wszelki wypadek. Przyci膮gn膮艂 krzes艂o stoj膮ce przy biurku. Zablokowa艂 nim ga艂k臋 drzwi. W razie czego szybko odsunie krzes艂o. Gdyby jednak kto艣 z s膮siedniego pokoju pr贸bowa艂 otworzy膰 drzwi, pomy艣la艂by, 偶e s膮 zamkni臋te.
Powzi臋cie tych 艣rodk贸w bezpiecze艅stwa zabra艂o mu nieca艂e p贸艂 godziny. Kiedy sko艅czy艂, usiad艂 na 艂贸偶ku. Wydoby艂 z plecaka swoj膮 czterdziestk臋pi膮tk臋. Umie艣ci艂 j膮 na pod艂odze obok 艂贸偶ka. Z kieszeni wyj膮艂 szwajcarski scyzoryk i po艂o偶y艂 go na stoliku nocnym. Przyni贸s艂 te偶 torb臋 pluszak贸w, kt贸re kupi艂 przy pierwszym pobycie w Baku. Wszystkie zwierzaki by艂y poprzebierane. Gdyby kto艣 pyta艂, pluszowe zabawki to prezent dla c贸rki. W portfelu mia艂 zdj臋cia ma艂ej dziewczynki. Nie by艂a jego c贸rk膮, ale to bez znaczenia. Na koniec otworzy艂 Zet-4. Musia艂 jeszcze wykona膰 ostatni telefon.
123
Dzwoni艂 do pustej furgonetki. Mikrochip, kt贸ry wrzuci艂 do zbiornika paliwa, by艂 zdalnym detonatorem. Jego tajwa艅ski wynalazca ochrzci艂 go nazw膮 Telefon Kom贸rkowy-Kamikaze. TKK nie mia艂 innych funkcji poza tym, by odebra膰 sygna艂, wykona膰 zadanie i zgin膮膰. Ten akurat TKK zosta艂 tak zaprogramowany, 偶e po aktywowaniu rozgrzewa艂 si臋 do sze艣膰dziesi臋ciu trzech stopni Celsjusza. Inne chipy mo偶na by艂o zaprogramowa膰 na wydawanie wysokich d藕wi臋k贸w, by zak艂贸ca膰 urz膮dzenia elektroniczne czy nawet myli膰 psy tropi膮ce. Jeszcze inne mog艂y emitowa膰 wy艂adowania magnetyczne, przez kt贸re wariowa艂y radary i urz膮dzenia nawigacyjne.
Chip roztopi si臋 i nie zostawi po sobie 偶adnych 艣lad贸w. Poza tym zapali si臋 od niego zbiornik paliwa. Policja i stra偶 po偶arna b臋d膮 musia艂y natychmiast zareagowa膰 na doniesienia o p艂on膮cej furgonetce. Przyb臋d膮 akurat na czas, by uratowa膰 resztki pojazdu i nieco dowod贸w, zostawionych im przez Charlesa, mi臋dzy innymi 艣lady jego krwi. Temperatura spowoduje wyparowanie z krwi wody, pozostawiaj膮c wyra藕ne plamy na metalowej klamce drzwiczek, uchwycie schowka i innych niespalonych cz臋艣ciach furgonetki. Policja dojdzie do wniosku, 偶e ranny terrorysta pr贸bowa艂 przed ucieczk膮 zniszczy膰 pojazd i dowody. Uznaj膮, 偶e tylko dzi臋ki ich szybkiej reakcji cz臋艣膰 艣lad贸w ocala艂a.
Charles wystuka艂 numer TKK. Czeka艂, a偶 jego sygna艂 przew臋druje czterdzie艣ci kilometr贸w w kosmos i wr贸ci na ulic臋 oddalon膮 o trzy przecznice. Us艂ysza艂 dwa kr贸tkie klikni臋cia, po czym wr贸ci艂 ci膮g艂y sygna艂. To oznacza艂o, 偶e po艂膮czenie zosta艂o dokonane. Chip by艂 zaprojektowany tak, by roz艂膮czy膰 si臋 z Zet-4, gdy zacznie si臋 rozgrzewa膰.
Charles od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Spakowa艂 do plecaka wszystko poza czterdziestk膮pi膮tk膮. Chwil臋 p贸藕niej us艂ysza艂 syreny. Zatrzyma艂y si臋 dok艂adnie tam, gdzie si臋 mia艂y zatrzyma膰.
Przy p艂on膮cej furgonetce.
Podniesiony na duchu niepor贸wnywalnym z niczym poczuciem dobrze wykonanej roboty, Maurice Charles doko艅czy艂 przygotowania. Zdj膮艂 z 艂贸偶ka jedn膮 z poduszek i po艂o偶y艂 j膮 na pod艂odze pomi臋dzy 艂贸偶kiem a oknem, dok艂adnie naprzeciwko nocnego stolika. Po艂o偶y艂 si臋 i spojrza艂 w prawo, w kierunku 艂贸偶ka. Kraw臋d藕 narzuty niemal si臋ga艂a pod艂ogi. Patrz膮c pod 艂贸偶kiem, widzia艂 drzwi wej艣ciowe. Gdyby ktokolwiek mia艂 wej艣膰 do 艣rodka, Charles dostrzeg艂by jego stopy. To wystarczy.
Zosta艂 w ubraniu i butach na wypadek, gdyby musia艂 opuszcza膰 pok贸j w po艣piechu. Nie przeszkadza艂y mu jednak. Nic mu ju偶 teraz nie przeszkadza艂o. Ten moment lubi艂 najbardziej. Gdy zas艂u偶y艂 sobie na odpoczynek i na swoj膮 zap艂at臋.
Wkr贸tce ju偶 nawet d藕wi臋k policyjnych i stra偶ackich syren nie zak艂贸ca艂 jego g艂臋bokiego, relaksuj膮cego snu.
124
ROZDZIA艁 38
Sankt Petersburg, Rosja
Wtorek, 9.31
O 9.22 Piotr Korsow wys艂a艂 genera艂owi Or艂owowi niewielki plik z danymi. Zawiera艂 on list臋 szyfrowanych po艂膮cze艅 mi臋dzy Azerbejd偶anem a Waszyngtonem z ostatnich kilku tygodni. Wi臋kszo艣膰 z nich stanowi艂y po艂膮czenia z ambasady do CIA lub NSA. Rosyjskie Centrum nie odszyfrowa艂o 偶adnej z tych rozm贸w, ale Or艂ow i tak m贸g艂 je wykre艣li膰 z listy. Takich rutynowych telefon贸w wykonywano sporo i prawdopodobnie nie mia艂y z Harpunnikiem nic wsp贸lnego.
W ci膮gu ostatnich kilku dni do NSA telefonowano te偶 z Gobustanu, wioski na po艂udnie od Baku. Przed atakiem na platform臋. Po艂膮czenia mi臋dzy ambasad膮 a Stanami by艂y na nieco innej cz臋stotliwo艣ci ni偶 te z Gobustanu. Oznacza艂o to, 偶e wykonywano je z r贸偶nych telefon贸w. W notatce do艂膮czonej do pliku Korsow pisa艂, 偶e czeka na kolejne po艂膮czenia z kt贸rejkolwiek z tych linii.
Or艂ow nie 偶ywi艂 zbytnich nadziei. Harpunnik prawdopodobnie nie poinformuje swoich sojusznik贸w o sukcesie. Z kimkolwiek wszed艂 w konszachty, ten kto艣 dowie si臋 o tym z w艂asnych 藕r贸de艂 wywiadowczych.
Sam fakt, 偶e kodowane po艂膮czenie satelitarne odegra艂o w tej sprawie jak膮艣 rol臋, by艂 dla Or艂owa osobi艣cie nie do zniesienia. To dzi臋ki jego lotom kosmicznym rozwin臋艂a si臋 komunikacja satelitarna. Fakt, 偶e tak umiej臋tnie korzystaj膮 z niej terrory艣ci, rodzi艂 pytanie, czy taka technologia w og贸le powinna by膰 rozwijana. Ten sam problem podzieli艂 ludzi na zwolennik贸w i przeciwnik贸w rozszczepienia atomu. Z jednej strony pot臋偶ne 藕r贸d艂o relatywnie czystej energii, ale z drugiej mo偶liwo艣膰 skonstruowania bomby atomowej. Ale Or艂ow nie przy艂o偶y艂 do tego r臋ki. Do tego nie.
Z drugiej strony, jak napisa艂 Borys Pasternak w jednej z ulubionych powie艣ci genera艂a, Doktorze 呕ywago: „Nie lubi臋 ludzi, kt贸rzy nigdy nie upadli ani si臋 nie potkn臋li. Ich cnoty s膮 martwe i bez warto艣ci. 呕ycie nie odkry艂o przed nimi swego pi臋kna". Post臋p musi wydobywa膰 na powierzchni臋 r贸偶ne potwory, ludzi pokroju Harpunnika. To pozwala zobaczy膰, gdzie tkwi膮 b艂臋dy.
Or艂ow sko艅czy艂 w艂a艣nie przegl膮da膰 dostarczony materia艂, kiedy zabrzmia艂 brz臋czyk jego wewn臋trznej linii. Dzwoni艂 Korsow. By艂 podekscytowany.
- Z艂apali艣my ping.
- Jaki ping? - zapyta艂 Or艂ow. Jego oficerowie wywiadowczy mianem ping
okre艣lali ka偶dy rodzaj komunikacji elektronicznej.
- Ten sam, kt贸ry zarejestrowali艣my, gdy wychodzi艂 z Gobustanu - odpar艂
Korsow.
- Czy tym razem rozmowa wysz艂a z Gobustanu?
125
- Nie - odpowiedzia艂 Korsow. - Po艂膮czenie z Baku do jakiego艣 bardzo
bliskiego miejsca, te偶 w Baku.
- Jak bliskiego? - zapyta艂 Or艂ow.
- Nadawc臋 i odbiorc臋 dzieli艂o mniej ni偶 czterysta metr贸w - powiedzia艂
Korsow. - Tak ma艂ych odleg艂o艣ci nie mo偶emy dok艂adnie zmierzy膰.
- By膰 mo偶e Harpunnik dzwoni艂 do swoich kompan贸w, kt贸rzy te偶 maj膮
kodowan膮 lini臋 - zasugerowa艂 Or艂ow.
- Nie s膮dz臋. Po艂膮czenie trwa艂o tylko trzy sekundy. O ile mo偶emy stwier
dzi膰, nie by艂o komunikacji g艂osowej.
- Wi臋c co wys艂ano?
- Tylko pusty sygna艂. Wprowadzili艣my do komputera dane kartograficzne.
Groski w艂a艣nie nak艂ada na to sygna艂 i pr贸buje go dok艂adnie zlokalizowa膰.
- Bardzo dobrze - powiedzia艂 Or艂ow. - Dajcie mi zna膰, kiedy tylko b臋
dziecie to mieli.
Od razu po zako艅czeniu rozmowy Or艂ow zadzwoni艂 do Mike'a Rodgersa, by powiedzie膰 mu o niew膮tpliwym zwi膮zku Harpunnika z NSA i o jego prawdopodobnym miejscu pobytu. Potem zadzwoni艂 do Odette. Mia艂 nadziej臋, 偶e uratowany przez ni膮 Amerykanin jest gotowy, by wyruszy膰. Or艂ow nie chcia艂 wysy艂a膰 Odette przeciw Harpunnikowi bez pomocy, ale zrobi艂by tak, gdyby musia艂. Jeszcze bardziej bowiem nie chcia艂 zgubi膰 Harpunnika.
Wykr臋caj膮c numer Odette, poczu艂 przyp艂yw nadziei i dobrego humoru. Technologia, kt贸r膮 pom贸g艂 wystrzeli膰 w kosmos, by艂a broni膮 obosieczn膮. Harpunnik u偶ywa艂 kodowanego po艂膮czenia satelitarnego, by unicestwia膰 ludzkie istnienia. Teraz, przy odrobinie szcz臋艣cia, po艂膮czenie to znajdzie nieoczekiwane zastosowanie.
By zlokalizowa膰 i unicestwi膰 Harpunnika.
ROZDZIA艁 39
Teheran, Iran
Wtorek, 10.07
Szef Najwy偶szej Rady Dow贸dczej Si艂 Zbrojnych Islamskiej Republiki Iranu tu偶 po 艣wicie otrzyma艂 w domu telefon. Teheran na wielu swoich platformach wiertniczych na Morzu Kaspijskim utrzymywa艂 stacje nas艂uchowe. Elektronicznie pods艂uchiwa艂y one obce statki i obiekty wojskowe wzd艂u偶 kaspijskich wybrze偶y. Ka偶da stacja co pi臋膰 minut wysy艂a艂a sygna艂 oznaczaj膮cy, 偶e jej elektronika dzia艂a. Nag艂e zamilkni臋cie Stacji Czwartej by艂o pierwszym sygna艂em, jaki dotar艂 do Teheranu, 偶e co艣 z艂ego dzieje si臋 na morzu.
126
Z bazy powietrznej Doshan Tapeh pod Teheranem natychmiast wylecia艂 F-14 Tomcat. By艂 to jeden z dziesi臋ciu, jakie zosta艂y po siedemdziesi臋ciu siedmiu tomcatach, stanowi膮cych cz臋艣膰 supernowoczesnych si艂 powietrznych szacha. My艣liwiec potwierdzi艂 zniszczenie platformy. Samolot transportowy Kawasaki C-l natychmiast zrzuci艂 tam ekspert贸w ratownictwa morskiego i saper贸w. Podczas gdy z g艂贸wnej bazy floty kaspijskiej w Bandar-e Anzelli p艂yn臋艂y na miejsce ratunkowe 艂odzie patrolowe, saperzy znale藕li na platformie 艣lady ognia, wskazuj膮ce na silne materia艂y wybuchowe. Fakt uszkodzenia spodniej cz臋艣ci sugerowa艂 atak okr臋tu podwodnego, w jaki艣 spos贸b niewykryty sonarem.
O dziewi膮tej trzydzie艣ci ratownicy znale藕li co艣 jeszcze. Cia艂o rosyjskiego terrorysty, Siergieja Czerkasowa.
To doniesienie zelektryzowa艂o, cz臋sto niesubordynowanych, oficer贸w Najwy偶szej Rady, jak r贸wnie偶 ministra Korpusu Stra偶nik贸w Rewolucji Islamskiej, ministr贸w spraw zagranicznych, spraw wewn臋trznych oraz wywiadu. Umiarkowani do艂膮czyli do ekstremist贸w i o dziesi膮tej wydano rozkaz: armia Islamskiej Republiki ma za wszelk膮 cen臋 broni膰 ira艅skich interes贸w na Morzu Kaspijskim.
Dzia艂ania na morzu rozpocz臋to od obrony przed okr臋tami podwodnymi. Zmobilizowano wojska lotnicze i 艣mig艂owce zwalczaj膮ce okr臋ty podwodne. W stan gotowo艣ci postawiono tak偶e stacjonuj膮ce w regionie bataliony piechoty morskiej. Druga linia obrony sk艂ada艂a si臋 z niszczycieli i fregat, kt贸re mia艂y zosta膰 rozmieszczone wok贸艂 pozosta艂ych platform wiertniczych. Si艂om broni膮cym Morza Kaspijskiego przydzielono te偶 chi艅skiej produkcji rakiety typu „Jedwabnik".
Przestrze艅 powietrzn膮 regularnie patrolowa艂y Shenyangi F-6, r贸wnie偶 chi艅skiej produkcji, z baz powietrznych Doshan Tapeh i Mehrabad. Zaalarmowano trzy bataliony rakiet ziemia-powietrze w regionie.
Tymczasem ira艅skim ambasadom w Moskwie i Baku polecono przekaza膰 tamtejszym rz膮dom o艣wiadczenie, 偶e chocia偶 艣ledztwo w sprawie zamachu jest jeszcze w toku, jakiekolwiek posuni臋cia godz膮ce w interesy Iranu zostan膮 uznane za wypowiedzenie wojny. Obydwa rz膮dy poinformowa艂y ira艅skich dyplomat贸w, 偶e nie ponosz膮 odpowiedzialno艣ci za atak na platform臋. Rosjanie i Azerowie dodali, 偶e wzmo偶ona obecno艣膰 militarna Iranu nie jest mile widziana. Obydwa pa艅stwa poinformowa艂y, 偶e ich si艂y powietrzne i morskie r贸wnie偶 zostan膮 postawione w stan podwy偶szonej gotowo艣ci.
P贸藕nym rankiem nad wodami Morza Kaspijskiego, kt贸re dawa艂o utrzymanie rybakom i nafciarzom, zawis艂a gro藕ba wojny.
127
ROZDZIA艁 40
Waszyngton
Wtorek, 1.33
Kiedy zadzwoni艂 genera艂 Or艂ow, Mike Rodgers by艂 w swoim biurze. Gdy tylko us艂ysza艂, co ma do powiedzenia Rosjanin, zatelefonowa艂 do Paula Hooda na kom贸rk臋 i przekaza艂 najnowsze informacje o Harpunniku.
- Or艂ow jest pewien powi膮zania Harpunnika z NSA? - spyta艂 Hood.
- Zapyta艂em go o to. Or艂ow stwierdzi艂, 偶e tak. Ale nie s膮dz臋, by prezydent
da艂 wiar臋 s艂owom jakiego艣 rosyjskiego genera艂a.
- Zw艂aszcza gdy kilku czo艂owych doradc贸w zaprzeczy tej informacji -
doda艂 Hood.
- Paul, je艣li Or艂ow ma racj臋, to nie wystarczy tylko powiedzie膰 prezyden
towi - stwierdzi艂 Rodgers. - Potrzebne b臋d膮 porz膮dki w NSA. Nie mo偶emy
pozwoli膰, 偶eby ameryka艅skie agencje wywiadowcze wynajmowa艂y terrory
st贸w, kt贸rzy maj膮 na koncie zniszczenie ameryka艅skich obiekt贸w i 艣mier膰
obywateli ameryka艅skich.
- Czy偶 nie tak w艂a艣nie zrobili艣my z niemieckimi konstruktorami rakiet po
II wojnie 艣wiatowej? - spyta艂 Hood.
- Kluczow膮 fraz膮 jest tu „po II wojnie" - odpar艂 Rodgers. - Nie zatrudni
li艣my niemieckich naukowc贸w, kiedy jeszcze budowali rakiety do atak贸w
na Wielk膮 Brytani臋.
- S艂uszna uwaga.
- Paul, to jest go艣膰, kt贸ry pom贸g艂 zabi膰 偶on臋 Boba Herberta. Je艣li infor
macje Or艂owa s膮 prawdziwe, NSA musi za to odpowiedzie膰.
- S艂ysz臋 ci臋 - powiedzia艂 Hood. - Nied艂ugo b臋d臋 w Bia艂ym Domu. Spr贸
buj znale藕膰 mi jakiekolwiek wsparcie. Mo偶e Bob wygrzebie w pods艂uchu
elektronicznym co艣, co potwierdza艂oby podejrzenia Or艂owa.
- Ju偶 nad tym pracuje - odpar艂 Rodgers.
Hood roz艂膮czy艂 si臋 i Rodgers wsta艂 od biurka. Nala艂 sobie kawy z dzbanka stoj膮cego na w贸zku. Aluminiowy w贸zek pochodzi艂 z lat pi臋膰dziesi膮tych. Rodgers kupi艂 go na wyprzeda偶y w Pentagonie przed dziesi臋ciu laty. Zastanawia艂 si臋, czy echa kryzys贸w z tamtych czas贸w wci膮偶 rezonowa艂y gdzie艣 g艂臋boko w molekularnej strukturze w贸zka. Spory i decyzje dotycz膮ce Korei, zimnej wojny, Wietnamu.
A mo偶e to tylko spory o to, kto tym razem stawia kaw臋 i ciastka, rozmy艣la艂 Rodgers. To te偶 oczywi艣cie by艂o cz臋艣ci膮 wojny. Chwile przestoju, pozwalaj膮ce decydentom z艂apa膰 oddech. Zrobi膰 co艣 rzeczywistego zamiast, jak zawsze, teoretycznego. U艣wiadomi膰 sobie, 偶e mowa o losach prawdziwych ludzi, a nie tylko statystykach.
128
Usiad艂 z powrotem i zacz膮艂 przegl膮da膰 dossier czo艂owych funkcjonariuszy NSA. Szuka艂 tych, kt贸rzy byli wcze艣niej powi膮zani z Jackiem Fenwickiem lub kiedykolwiek zajmowali si臋 bliskowschodnimi grupami terrorystycznymi. NSA nie mog艂a skontaktowa膰 si臋 z Harpunnikiem bez pomocy kogo艣 z takiej grupy. Je艣li si臋 oka偶e, 偶e Or艂ow ma racj臋, Rodgers chcia艂 by膰 przygotowany do zrobienia czystki. Czystki w艣r贸d Amerykan贸w wsp贸艂pracuj膮cych z cz艂owiekiem, kt贸ry mordowa艂 ameryka艅skie kobiety i m臋偶czyzn, 偶o艂nierzy i cywili.
Chcia艂 by膰 got贸w do zemsty.
ROZDZIA艁 41
Waszyngton
Wtorek, 1.34
Bia艂y Dom jest zabytkiem, starzeje si臋, potrzebuje remont贸w. Z po艂udniowych kolumn odpada farba, a drewno na tarasach drugiego pi臋tra p臋ka.
Natomiast w Zachodnim Skrzydle, a zw艂aszcza w Gabinecie Owalnym, panuje atmosfera ustawicznej odnowy. Dla ludzi z zewn膮trz znacz膮c膮 cz臋艣ci膮 si艂y oddzia艂ywania gabinetu jest w艂adza. Dla wtajemniczonych to raczej my艣l, 偶e o ka偶dej godzinie, ka偶dego dnia, rozgrywa si臋 tu nowy dramat. Bez wzgl臋du na to, czy chodzi o niewielki, ostro偶ny manewr przeciwko politycznemu przeciwnikowi, czy o mobilizacj臋 armii w celu przeprowadzenia wielkiej ofensywy z wieloma potencjalnymi ofiarami, ka偶da sytuacja ma sw贸j pocz膮tek, rozwini臋cie i zako艅czenie. Dla tych, kt贸rzy 偶yj膮 z przechytrzania rywali lub przewidywania kr贸tko- i d艂ugoterminowych efekt贸w tajnych decyzji, Gabinet Owalny stanowi najwy偶sze wyzwanie. Co chwila pojawia si臋 tu nowa plansza, z nowymi grami i nowymi zasadami. Niekt贸rych prezydent贸w wyka艅cza to i postarza, inni dzi臋ki temu kwitn膮.
Jeszcze do niedawna Michael Lawrence o偶ywia艂 si臋, gdy tylko na jego biurku l膮dowa艂 kolejny problem do rozwi膮zania. Nie przera偶a艂y go kryzysy, nawet takie, kt贸re wymaga艂y szybkiej reakcji militarnej, nios膮cej ryzyko ofiar. Tak膮 mia艂 prac臋. Zadaniem prezydenta jest zminimalizowanie strat wynikaj膮cych z nieuniknionych interwencji.
Przez ostatnich kilka dni co艣 si臋 jednak zmieni艂o. Lawrence zawsze wierzy艂, 偶e potrafi zachowa膰 kontrol臋 nad sytuacj膮, nawet je艣li b臋dzie krytyczna. 呕e potrafi przezwyci臋偶y膰 stres. Teraz ju偶 tak nie by艂o. Mia艂 powa偶ne trudno艣ci, w og贸le nie m贸g艂 si臋 skoncentrowa膰.
Lawrence od wielu ju偶 lat pracowa艂 z Jackiem Fenwickiem i Redem Gable'em. Byli starymi przyjaci贸艂mi wiceprezydenta, a jemu Lawrence ufa艂. Zawierza艂 jego ocenom. W przeciwnym wypadku nie wybra艂by go na partnera
129
w kampanii. Cotten jako wiceprezydent zaanga偶owa艂 si臋 w dzia艂ania NSA bardziej ni偶 jakikolwiek jego poprzednik na tym stanowisku. Lawrence'owi to odpowiada艂o. CIA, FBI i wywiad wojskowy mia艂y swoje cele. W艂adza wykonawcza potrzebowa艂a w艂asnych oczu i uszu za granic膮. W tym celu Lawrence i Cotten mniej lub bardziej zaw艂aszczyli NSA. Agencja wci膮偶 oczywi艣cie pe艂ni艂a swoje ustawowe funkcje, a wi臋c s艂u偶y艂a wojsku, koordynuj膮c prace ameryka艅skiego wywiadu. Za Cottena jej rola zosta艂a jednak po cichu rozszerzona, by zwi臋kszy膰 zakres i szczeg贸艂owo艣膰 danych dostarczanych bezpo艣rednio prezydentowi. Czy te偶 raczej Fenwickowi i wiceprezydentowi, a dopiero potem - prezydentowi.
Prezydent wpatrywa艂 si臋 w ekran laptopa stoj膮cego na biurku. Jack Fenwick m贸wi艂 o Iranie. Z NSA szybko 艣ci膮ga艂y si臋 dane. Fenwick dysponowa艂 kilkoma faktami i spor膮 doz膮 przypuszcze艅. Oraz przewag膮. Wydawa艂 si臋 do czego艣 zmierza膰, cho膰 jeszcze nie zdradzi艂, do czego.
Tymczasem Lawrence'a piek艂y oczy, wzrok mia艂 zamglony. Nie m贸g艂 si臋 skupi膰. By艂 zm臋czony, ale te偶 rozproszony. Nie wiedzia艂, komu wierzy膰 ani nawet w co wierzy膰. Czy dane z NSA s膮 prawdziwe, czy fa艂szywe? Czy informacje Fenwicka s膮 trafne, czy sfabrykowane?
Paul Hood podejrzewa艂 Fenwicka o oszustwo. Sugerowa艂 nawet, 偶e ma jakie艣 dowody. A je艣li te dowody oka偶膮 si臋 niewiarygodne? Hood przechodzi艂 teraz trudny okres. Zrezygnowa艂 ze stanowiska w Centrum Szybkiego Reagowania, potem na nie wr贸ci艂. By艂 w samym centrum dramatycznych wydarze艅 w ONZ-ecie. Jego c贸rka cierpia艂a z powodu stresu pourazowego. W艂a艣nie si臋 rozwodzi艂.
A je艣li to Hood prowadzi w艂asn膮 gr臋, a nie Fenwick, zastanawia艂 si臋 prezydent. Kiedy Fenwick poprzednio przyjecha艂 do Bia艂ego Domu, przyzna艂, 偶e odwiedzi艂 ambasad臋 ira艅sk膮. Otwarcie to przyzna艂. Utrzymywa艂 jednak, 偶e prezydent by艂 o tym poinformowany. Wiceprezydent potwierdzi艂 ten fakt. Podobnie kalendarz w prezydenckim komputerze. Co do telefonu w sprawie inicjatywy ONZ, Fenwick twierdzi艂, 偶e to nie on go wykona艂. Oznajmi艂, 偶e NSA zbada t臋 spraw臋. Czy dzwoni膮cym m贸g艂 by膰 Hood?
- Panie prezydencie - odezwa艂 si臋 Fenwick.
Prezydent spojrza艂 na niego. Doradca do spraw bezpiecze艅stwa narodowego siedzia艂 w fotelu na lewo od biurka, Gable z prawej, naprzeciwko za艣 wiceprezydent.
- Tak, Jack? - odpar艂 prezydent.
- Czy dobrze si臋 pan czuje? - spyta艂 Fenwick.
- Tak - odpar艂 Lawrence. - Kontynuuj.
Fenwick u艣miechn膮艂 si臋, przytakn膮艂 i zacz膮艂 m贸wi膰 dalej. Prezydent poprawi艂 si臋 w fotelu. Musi si臋 skoncentrowa膰. Kiedy upora si臋 ju偶 z obecnym kryzysem, wybierze si臋 na kr贸tki urlop. Ju偶 wkr贸tce. Zaprosi
130
te偶 swojego przyjaciela z dzieci艅stwa i partnera do golfa, doktora Edmonda Leidesdorfa wraz z 偶on膮. Leidesdorf jest psychiatr膮. Prezydent nie chcia艂 skonsultowa膰 si臋 z nim oficjalnie, bo zaraz dowiedzia艂aby si臋 o tym prasa, a wtedy jego polityczna kariera by艂aby sko艅czona. Ju偶 wcze艣niej jednak grywali z Leidesdorfem w golfa i 偶eglowali. Na polu golfowym czy na jachcie b臋d膮 mogli porozmawia膰 bez wzbudzania podejrze艅.
- Na miejscu eksplozji znaleziono cia艂o rosyjskiego terrorysty, Siergieja
Czerkasowa - ci膮gn膮艂 Fenwick. - Trzy dni przed atakiem uciek艂 z wi臋zie
nia. Cia艂o wy艂owiono z morza. 艢lady poparze艅 pasuj膮ce do 艣rodk贸w wy
buchowych. Prawie nie napuch艂o. Czerkasow nie m贸g艂 by膰 w wodzie zbyt
d艂ugo.
- Czy Azerowie posiadaj膮 te informacje? - zapyta艂 prezydent.
- S膮dzimy, 偶e tak - odpar艂 Fenwick. - Ira艅ski patrol morski, kt贸ry znalaz艂
Czerkasowa, nada艂 wiadomo艣膰 otwartym kana艂em. Azerowie rutynowo mo
nitoruj膮 takie kana艂y.
- By膰 mo偶e Teheran chcia艂, 偶eby reszta 艣wiata si臋 dowiedzia艂a - zasugero
wa艂 prezydent. - Taka informacja stawia Rosj臋 w z艂ym 艣wietle.
- To mo偶liwe - zgodzi艂 si臋 Fenwick. - Mo偶liwe te偶, 偶e Czerkasow praco
wa艂 dla Azerbejd偶anu.
- Siedzia艂 w azerbejd偶a艅skim wi臋zieniu - wtr膮ci艂 wiceprezydent. - Mogli
pozwoli膰 mu uciec, 偶eby to jemu przypisano win臋 za atak.
- Jak bardzo jest to prawdopodobne? - zapyta艂 prezydent.
- Sprawdzamy w艂a艣nie 藕r贸d艂a w tym wi臋zieniu - powiedzia艂 Fenwick. -
Wygl膮da jednak, 偶e bardzo prawdopodobne.
- Co oznacza艂oby, 偶e zamiast zwr贸ci膰 za pomoc膮 ataku Iran przeciw Ro
sji, Azerbejd偶anowi mog艂o powie艣膰 si臋 sprzymierzenie tych kraj贸w prze
ciwko sobie - stwierdzi艂 wiceprezydent.
Fenwick pochyli艂 si臋 do przodu.
- Panie prezydencie, jest co艣 jeszcze. Podejrzewamy, 偶e stworzenie soju
szu Iranu z Rosj膮 mog艂o by膰 w gruncie rzeczy celem azerbejd偶anskiego rz膮
du.
- Czemu, u diab艂a, mieliby tego chcie膰? - zapyta艂 prezydent.
- Poniewa偶 praktycznie rzecz bior膮c, w G贸rnym Karabachu ju偶 prowadz膮
wojn臋 z Iranem - powiedzia艂 Fenwick. - Poza tym zar贸wno Rosja, jak i Iran
wysuwa艂y roszczenia wzgl臋dem cz臋艣ci ich p贸l naftowych na Morzu Kaspij
skim.
- Azerbejd偶an nie mia艂by szans z 偶adnym z tych pa艅stw osobno - stwier
dzi艂 prezydent. - Dlaczego mia艂by je sprzymierza膰?
Ju偶 kiedy to m贸wi艂, wiedzia艂 dlaczego. By zdoby膰 sojusznik贸w.
- Jaka cz臋艣膰 naszej ropy pochodzi z tego regionu? - zapyta艂.
131
- Siedemna艣cie procent w tym roku, z prognozowanymi dwudziestoma
w nast臋pnym - poinformowa艂 go Gable. - Mamy w Baku lepsze ceny ni偶 na
Bliskim Wschodzie. Gwarantuje nam to porozumienie handlowe z Baku
zawarte w 1993 roku. Bardzo sumiennie dotrzymywali swojej cz臋艣ci umo
wy.
- Cholera - zakl膮艂 prezydent. A co z pozosta艂ymi cz艂onkami Wsp贸lnoty
Niepodleg艂ych Pa艅stw? Czyj膮 wezm膮 stron臋, kiedy dwa pa艅stwa cz艂onkow
skie stan膮 do wojny?
- Pozwoli艂em sobie poprosi膰 moich ludzi, 偶eby zadzwonili do wszystkich
naszych ambasador贸w, zanim tu przyszed艂em - powiedzia艂 wiceprezydent.
- Jeste艣my w trakcie ustalania, kto jakie zajmie stanowisko. Wed艂ug wst臋p
nych ocen g艂osy roz艂o偶膮 si臋 mniej wi臋cej po r贸wno. Pi臋膰 czy sze艣膰 najmniej
szych, najbiedniejszych republik opowie si臋 za Azerbejd偶anem w nadziei
zawi膮zania nowego sojuszu i podzia艂u pieni臋dzy z ropy. Druga po艂owa z tych
samych powod贸w wybierze Rosj臋.
- Zatem ryzykujemy te偶 wi臋ksz膮 wojn臋 - powiedzia艂 prezydent.
- Tyle 偶e chodzi tu o co艣 wi臋cej ni偶 tylko mo偶liwo艣膰 utraty przez nas
藕r贸d艂a ropy i wybuchu wojny - stwierdzi艂 Fenwick. - Boj臋 si臋, 偶eby ira艅ski
i rosyjski czarny rynek nie po艂o偶y艂y 艂ap na petrodolarach.
Prezydent pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Musz臋 wprowadzi膰 w spraw臋 szef贸w sztab贸w.
Wiceprezydent potakn膮艂.
- Musimy dzia艂a膰 szybko. Tam jest teraz p贸藕ny ranek. Wszystko rozegra
si臋 b艂yskawicznie. Je艣li nas wyprzedz膮...
- Wiem - przerwa艂 mu prezydent.
Poczu艂 nag艂y przyp艂yw energii. By艂 gotowy stawi膰 czo艂o sytuacji. Spojrza艂 na zegarek, a nast臋pnie na Gable'a.
- Red, poprosisz tu po艂膮czonych szef贸w na trzeci膮? Wyci膮gnij te偶 z 艂贸偶ka
sekretarza prasowego. Chc臋, 偶eby te偶 tu by艂. - Przeni贸s艂 spojrzenie na wice
prezydenta. - Musimy zaalarmowa膰 Trzydzieste Dziewi膮te Skrzyd艂o w In-
cirlik i jednostki morskie w regionie.
- Mamy tam „Constellation" na p贸艂nocy Morza Arabskiego i „Ronalda
Reagana" w Zatoce Perskiej, panie prezydencie - powiedzia艂 Fenwick. - Ja
ich zaalarmuj臋. - Przeprosi艂 i wyszed艂 do prywatnego studia prezydenta. By艂o
to niewielkie pomieszczenie przyleg艂e do Gabinetu Owalnego od zachodu.
Tam te偶 znajdowa艂a si臋 prywatna 艂azienka prezydenta i jego jadalnia.
- Musimy te偶 poinformowa膰 dow贸dztwo NATO - zwr贸ci艂 si臋 prezydent
do Gable'a. -Nie chc臋, 偶eby nas wstrzymywali, kiedy ju偶 zdecydujemy si臋
dzia艂a膰. B臋dziemy te偶 potrzebowa膰 informacji o biologicznym i chemicz
nym potencjale azerbejd偶a艅skiej armii. Musimy wiedzie膰, jak daleko goto
wi si臋 posun膮膰, je艣li nie wkroczymy.
132
- Ju偶 to mam, panie prezydencie - zameldowa艂 Fenwick. - Du偶e zapasy
w膮glika, a je艣li chodzi o bro艅 chemiczn膮, tak偶e cyjanometylu i acetonitrylu.
Wszystko przenoszone rakietami ziemia-ziemia. Wi臋kszo艣膰 tych zasob贸w
zgromadzona jest niedaleko lub w samym G贸rnym Karabachu. Obserwuje
my, czy s膮 przemieszczane.
Prezydent pokiwa艂 g艂ow膮, r贸wnocze艣nie zabrz臋cza艂 interkom.
- Panie prezydencie - powiedzia艂a Charlotte Parker z sekretariatu - Paul
Hood chcia艂by si臋 z panem widzie膰. M贸wi, 偶e to bardzo wa偶ne.
Fenwick nie okaza艂 偶adnej reakcji. Odwr贸ci艂 si臋 do Gable'a i zacz膮艂 cich膮 konwersacj臋, wskazuj膮c jakie艣 dane na swoim palmtopie.
Rozmawiaj膮 o Morzu Kaspijskim czy o Hoodzie? - zastanawia艂 si臋 Lawrence. Pomy艣la艂 przez chwil臋. Je艣li to Hood zb艂膮dzi艂 - umy艣lnie czy te偶 poddany jakiej艣 presji - to w艂a艣nie nadarza si臋 okazja, aby si臋 o tym przekona膰.
- Powiedz, 偶eby wszed艂 - poleci艂.
ROZDZIA艁 42
Sankt Petersburg, Rosja
Wtorek, 9.56
Zlokalizowali艣my Harpunnika! - Korsow wbieg艂 do gabinetu Or艂owa. Genera艂 podni贸s艂 wzrok. Za m艂odym oficerem pod膮偶a艂 Borys Groski, kt贸ry wygl膮da艂 mniej ponuro ni偶 kiedykolwiek za pami臋ci Or艂owa. Nie mia艂 szcz臋艣liwej miny, ale nie mia艂 te偶 cierpi臋tniczej. Korsow trzyma艂 w d艂oni kilka kartek.
- Gdzie jest? - zapyta艂 Or艂ow.
Korsow rzuci艂 na biurko komputerowy wydruk. By艂a na nim mapka ze strza艂k膮 wskazuj膮c膮 budynek. Druga strza艂ka wskazywa艂a inny budynek, kilka przecznic dalej.
- Sygna艂 pochodzi艂 z hotelu w Baku - powiedzia艂 Korsow. - Stamt膮d do
tar艂 na ulic臋 Sulejmana Ragimowa. Biegnie r贸wnolegle do ulicy Bakihano-
wa, na kt贸rej mie艣ci si臋 hotel.
- Dzwoni艂 do kogo艣 na kom贸rk臋? - spyta艂 Or艂ow.
- Raczej nie - stwierdzi艂 Groski. - Monitorowali艣my radiostacje policyjne
w okolicy, 偶eby dowiedzie膰 si臋 czego艣 wi臋cej o eksplozji na platformie. Us艂y
szeli艣my przy okazji o wybuchu furgonetki na Sulejmana Ragimowa. 艢ledz
two w toku.
- Nie wygl膮da to na zbieg okoliczno艣ci - doda艂 Korsow.
- Nie wygl膮da - przyzna艂 Or艂ow.
- Za艂贸偶my, 偶e stoi za tym Harpunnik - powiedzia艂 Korsow. - Mo偶e chcia艂
to zobaczy膰 z okna pokoju hotelowego...
133
- Nie musia艂, wystarczy艂o, 偶e m贸g艂 us艂ysze膰 eksplozj臋 - stwierdzi艂 Or艂ow.
- Nie. Harpunnik nie chcia艂by ryzykowa膰, raczej nie zostawa艂by w pokoju.
Czy mo偶emy jako艣 precyzyjniej zlokalizowa膰 sygna艂?
- Nie. - Korsow pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Trwa艂 zbyt kr贸tko, a nasz sprz臋t nie jest
na tyle czu艂y, 偶eby zmierzy膰 wysoko艣膰 z dok艂adno艣ci膮 poni偶ej sze艣膰dziesi臋
ciu metr贸w.
- Czy mo偶emy 艣ci膮gn膮膰 sk膮d艣 plan hotelu? - spyta艂 Or艂ow.
- Mam go tutaj. - Korsow wyj膮艂 z pliku jedn膮 kartk臋 i po艂o偶y艂 j膮 obok
mapki. By艂 na niej plan dziewi臋ciopi臋trowego hotelu.
- Natasza pr贸buje w艂a艣nie w艂ama膰 si臋 na ich list臋 rezerwacji - powiedzia艂
Groski. Mia艂 na my艣li komputerowego geniusza z Centrum, dwudziestotrzy-
letni膮 Natasz臋 Rewsk膮. - Je艣li si臋 jej uda, dostarczy nam nazwiska wszyst
kich samotnych m臋偶czyzn, kt贸rzy zatrzymali si臋 w hotelu.
- Niech sprawdzi te偶 samotne kobiety - zarz膮dzi艂 Or艂ow. - Wiemy, 偶e
Harpunnik stosowa艂 najr贸偶niejsze kamufla偶e.
Groski skin膮艂 g艂ow膮.
- Co o tym s膮dzisz? Mamy go? - spyta艂 Or艂ow.
Przez ca艂y ten czas Korsow sta艂 pochylony nad biurkiem. Teraz wyprostowa艂 si臋 na baczno艣膰, wypinaj膮c pier艣.
- Z ca艂膮 pewno艣ci膮 - odpowiedzia艂.
- Dobrze - powiedzia艂 Or艂ow. - Zostawcie mi plan hotelu. Zrobili艣cie
kawa艂 艣wietnej roboty. Dzi臋kuj臋 wam obu.
Kiedy Groski z Korsowem wyszli, Or艂ow wzi膮艂 telefon. Chcia艂 powiedzie膰 Odette o hotelu i pos艂a膰 j膮 na miejsce. Oby ten Amerykanin odzyska艂 ju偶 si艂y na tyle, by z ni膮 i艣膰.
Harpunnik nie by艂 kim艣, kogo da艂oby si臋 pokona膰 w pojedynk臋.
ROZDZIA艁 43
Baku, Azerbejd偶an
Wtorek, 10.07
Kiedy zabrz臋cza艂 telefon, Odette Kolker zmywa艂a akurat po 艣niadaniu. Dzwoni艂 aparat stacjonarny, nie kom贸rka. A wi臋c nie by艂 to genera艂 Or艂ow.
Poczeka艂a, a偶 w艂膮czy si臋 automatyczna sekretarka. Rozleg艂 si臋 g艂os kapitana Kilara, dow贸dcy jej jednostki policji. Nie by艂o go, kiedy z samego rana zadzwoni艂a do oficera dy偶urnego i powiadomi艂a, 偶e bierze dzi艣 zwolnienie. Teraz kapitan chcia艂 jej tylko 偶yczy膰 szybkiego powrotu do zdrowia. Pochwali艂 j膮 przy okazji za pracowito艣膰 i profesjonalizm, a potem stwierdzi艂, 偶e powinna wzi膮膰 tyle wolnego, ile jej potrzeba na rekonwalescencj臋.
134
Odette poczu艂a si臋 troch臋 g艂upio. Rzeczywi艣cie by艂a pracowita. I chocia偶 Komenda Miejska Policji w Baku p艂aci艂a stosunkowo nie藕le - dwadzie艣cia tysi臋cy manat贸w, r贸wnowarto艣膰 o艣miu tysi臋cy dolar贸w ameryka艅skich - nie dawa艂a dodatku za nadgodziny. Z drugiej jednak strony, w godzinach pracy Odette nie zawsze faktycznie pracowa艂a dla policji. Czy to przy komputerze, czy na ulicach, cz臋sto zdarza艂o jej si臋 wykonywa膰 zadania dla genera艂a Or艂owa. Baku by艂o baz膮 wypadow膮 dla licznych handlarzy broni膮 i terroryst贸w dzia艂aj膮cych na terenie Rosji i innych republik postsowieckich. Sprawdzanie poda艅 wizowych, deklaracji celnych i list pasa偶er贸w statk贸w, samolot贸w i poci膮g贸w pozwala艂o jej mie膰 wielu z tych ludzi na oku.
Kiedy ju偶 zmy艂a tych kilka talerzy, Odette odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a na swego go艣cia. Amerykanin zasn膮艂 i oddycha艂 miarowo. Po艂o偶y艂a mu na czole mokry kompres i teraz ju偶 poci艂 si臋 mniej, ni偶 kiedy przynios艂a go do domu. Widzia艂a siniaki na jego gardle. Wygl膮da艂y jak 艣lady po duszeniu. Najwyra藕niej incydent w szpitalu nie by艂 pierwszym zamachem na jego 偶ycie. Na szyi Battata dostrzeg艂a ma艂y czerwony punkcik. Jak 艣lad po uk艂uciu. Mo偶e jego choroba by艂a wynikiem wstrzykni臋cia jakiego艣 wirusa? KGB i s艂u偶by innych pa艅stw wschodnioeuropejskich kiedy艣 u偶ywa艂y podobnych metod, stosuj膮c zab贸jcze wirusy lub trucizn臋. Toksyn臋 umieszczano wewn膮trz mikroskopijnej powlekanej kapsu艂ki z licznymi otworkami na powierzchni. Mikrokapsu艂ki wstrzykiwano za pomoc膮 szpica parasolki, ko艅c贸wki pi贸ra lub innego ostro zako艅czonego przedmiotu. Zawarto艣膰 kapsu艂ki uwalnia艂a si臋 do organizmu stopniowo, od kilku minut do godziny czy dw贸ch. To dawa艂o zab贸jcy czas na ucieczk臋. Battatowi prawdopodobnie te偶 co艣 wstrzykni臋to, ale raczej nie po to, by go zabi膰. Zosta艂 u偶yty do wywabienia swoich koleg贸w na otwart膮 przestrze艅. Zasadzka w szpitalu by艂a dobrze zorganizowana.
Podobnie jak zasadzka, w kt贸rej zabito w Czeczenii jej m臋偶a, pomy艣la艂a. Jej m臋偶a, jej ukochanego, jej mistrza, jej najdro偶szego przyjaciela. Wiktor zgin膮艂 gdzie艣 na zimnym, ciemnym i pustym g贸rskim zboczu. Zosta艂a sama.
Wiktorowi uda艂o si臋 przenikn膮膰 w szeregi czecze艅skich mud偶ahedin贸w. Przez siedem miesi臋cy mia艂 dost臋p do stale zmienianych cz臋stotliwo艣ci radiowych, na kt贸rych porozumiewa艂y si臋 oddzia艂y rebeliant贸w. Wiktor zapisywa艂 te informacje i zostawia艂 oficerowi polowemu KGB, kt贸ry przekazywa艂 je radiowo do Moskwy. Kt贸rego艣 razu idiocie z KGB co艣 si臋 pomiesza艂o. Pomyli艂 cz臋stotliwo艣膰, kt贸rej mia艂 u偶y膰, z t膮, o kt贸rej mia艂 raportowa膰. Zamiast po艂膮czy膰 si臋 ze zwierzchnikami, nadawa艂 bezpo艣rednio do jednego z rebelianckich oboz贸w. Oficera z艂apano, torturowano, by wydoby膰 z niego informacje, a na koniec zabito. Nie zna艂 imienia Wiktora, ale wiedzia艂, kt贸ry oddzia艂 infiltrowa艂 jej m膮偶 i kiedy do nich przysta艂. Przyw贸dcy rebeliant贸w bez trudu ustalili, kto jest rosyjskim agentem. Wiktor zawsze zostawia艂
135
informacje pod ska艂膮, kt贸r膮 w widoczny spos贸b naci膮艂. Gdy poszed艂 tam, rzekomo id膮c na wart臋, rzuci艂o si臋 na niego dziesi臋ciu m臋偶czyzn i zanios艂o wy偶ej w g贸ry. Tam przeci臋li mu 艣ci臋gna Achillesa i otwarli nadgarstki. Wiktor wykrwawi艂 si臋 na 艣mier膰, zanim zdo艂a艂 doczo艂ga膰 si臋 po pomoc. Swoj膮 ostatni膮 wiadomo艣膰 wypisa艂 na pniu drzewa w艂asn膮 krwi膮. By艂o to niewielkie serduszko z inicja艂ami 偶ony w 艣rodku.
Telefon kom贸rkowy Odette zad藕wi臋cza艂 cicho. Podnios艂a go z kuchennego blatu i odwr贸ci艂a si臋 ty艂em do swego go艣cia. M贸wi艂a 艣ciszonym g艂osem, 偶eby go nie budzi膰.
- Tak?
- Chyba znale藕li艣my Harpunnika.
Odette nagle si臋 o偶ywi艂a.
- Gdzie?
- W hotelu, niedaleko ciebie - powiedzia艂 Or艂ow. - Pr贸bujemy teraz do
k艂adnie okre艣li膰 jego pok贸j.
Odette cicho podesz艂a do 艂贸偶ka. Bro艅 s艂u偶bow膮 musia艂a zdawa膰, kiedy opuszcza艂a komend臋 po pracy. W szafce nocnej trzyma艂a jednak zapasowy pistolet, zawsze na艂adowany. Mieszkaj膮ca samotnie kobieta musi by膰 ostro偶na. Szpieg w swoim czy obcym kraju musi by膰 ostro偶ny nawet bardziej.
- Jakie zadanie? - spyta艂a Odette.
- Eliminacja - odpar艂 Or艂ow. - Nie mo偶emy ryzykowa膰, 偶e ucieknie.
- Zrozumia艂am. - G艂os Odette brzmia艂 beznami臋tnie. Wierzy艂a w swoj膮
prac臋, obron臋 interes贸w swego pa艅stwa. Nie mia艂a obiekcji wobec zabija
nia, kt贸re ratowa艂o wiele istnie艅 ludzkich. M臋偶czyzna, kt贸rego wyelimino
wa艂a zaledwie kilka godzin wcze艣niej, znaczy艂 dla niej niewiele wi臋cej od
mijanego na ulicy przechodnia.
- Kiedy ju偶 zaw臋zimy list臋 podejrzanych go艣ci, do ciebie nale偶e膰 b臋dzie
ostateczna identyfikacja - powiedzia艂 Or艂ow. - Wszystko zale偶y od tego, co
b臋dzie robi艂, jak zareaguje. Co zobaczysz w jego oczach. Do tego czasu
we藕mie ju偶 pewnie prysznic, ale i tak b臋dzie wygl膮da艂 na zm臋czonego.
- Skurczybyk si臋 napracowa艂 - stwierdzi艂a Odette. - Potrafi臋 to pozna膰 po
cz艂owieku.
- Najprawdopodobniej nie otworzy drzwi personelowi hotelu - ci膮gn膮艂 Or
艂ow. - Je艣li b臋dziesz udawa膰 pokoj贸wk臋 czy ochron臋, tylko go to zaalarmuje.
- Te偶 tak s膮dz臋. Znajd臋 spos贸b, 偶eby wzi膮膰 go z zaskoczenia.
- Rozmawia艂em z naszym psychologiem - powiedzia艂 Or艂ow. - Kiedy
Harpunnik zrozumie, 偶e wpad艂, b臋dzie prawdopodobnie opanowany, uprzej
my, mo偶e nawet sk艂onny do wsp贸艂pracy. B臋dzie pr贸bowa艂 ci臋 przekupi膰 albo
sprawi膰, 偶eby艣 poczu艂a si臋 zbyt pewnie. Postara si臋, 偶eby艣 opu艣ci艂a gard臋,
i wtedy zaatakuje. Nawet go nie s艂uchaj. Dokonaj identyfikacji i wykonaj
robot臋. Nie zdziwi艂bym si臋 te偶, gdyby przygotowa艂 kilka pu艂apek. Kanister
136
z benzyn膮w szybie wentylacyjnym, bomba, mo偶e tylko magnezja, 偶eby o艣lepi膰 ci臋 b艂yskiem. M贸g艂 to pod艂膮czy膰 do w艂膮cznika 艣wiat艂a albo pilota w obcasie, czego艣, co m贸g艂by uruchomi膰, wi膮偶膮c but. Po prostu za ma艂o o nim wiemy, 偶eby m贸c powiedzie膰, jak zwykle zabezpiecza pomieszczenie.
- W porz膮dku - zapewni艂a go Odette. - Zidentyfikuj臋 go i zneutralizuj臋.
- Chcia艂bym m贸c poleci膰 ci wej艣膰 tam z oddzia艂em policji - powiedzia艂
Or艂ow przepraszaj膮co. - Tyle 偶e to nie by艂oby rozs膮dne. Jeden krzyk, zmia
na w ruchu drogowym, cokolwiek niezwyk艂ego mog艂oby go zaniepokoi膰.
Harpunnik m贸g艂by te偶 wyczu膰 ich obecno艣膰. Uciek艂by wtedy, zanim w og贸
le by艣 do niego dotar艂a. M贸g艂by te偶 wzi膮膰 zak艂adnik贸w.
- Rozumiem. W porz膮dku. Gdzie zatrzyma艂 si臋 Harpunnik?
- Zanim ci to powiem, jak tam tw贸j go艣膰? - zapyta艂 Or艂ow.
- 艢pi teraz — odpar艂a. Spojrza艂a na m臋偶czyzn臋 na 艂贸偶ku. Le偶a艂 na plecach
z ramionami przy bokach. Jego oddech by艂 powolny i ci臋偶ki. - Na cokolwiek
choruje, zosta艂o to zapewne wywo艂ane sztucznie. Chyba mu co艣 wstrzykni臋to.
- Co z gor膮czk膮?
- Troch臋 spad艂a, wydaje mi si臋 - powiedzia艂a. - Wyjdzie z tego.
- 艢wietnie - stwierdzi艂 Or艂ow. - Obud藕 go.
- Panie generale? - Rozkaz kompletnie j膮 zaskoczy艂.
- Chc臋, 偶eby艣 go obudzi艂a - poleci艂 jej Or艂ow. - We藕miesz go ze sob膮.
- Ale偶 to niemo偶liwe! - zaprotestowa艂a. - Nie jestem nawet pewna, czy
mo偶e usta膰 na nogach.
- Ustoi. B臋dzie musia艂.
- Panie generale, to mi nie pomo偶e...
- Nie pozwol臋 ci zmierzy膰 si臋 z Harpunnikiem bez wsparcia kogo艣 do
艣wiadczonego - powiedzia艂 Or艂ow. - Znasz procedur臋. Zr贸b to.
Odette pokr臋ci艂a g艂ow膮. Zna艂a procedur臋. Wiktor j膮 nauczy艂. Do podeszew st贸p nale偶y przy艂o偶y膰 zapalone zapa艂ki. Nie tylko budzi艂o to chorych czy nieprzytomnych z powodu tortur, b贸l przy chodzeniu trzyma ich w 艣wiadomo艣ci i zmusza do skupienia uwagi.
Pokr臋ci艂a g艂ow膮. Praca w terenie jest z zasady solowa. A wsp贸艂praca z kim艣, nawet na kr贸tko, bardzo ryzykowna. Wiktor przyp艂aci艂 tak膮 wsp贸艂prac臋 偶yciem. Nawet je艣li Amerykanin poczuje si臋 dobrze, Odette nie by艂a pewna, czy chce partnera. Chory za艣 b臋dzie raczej obci膮偶eniem ni偶 atutem.
- W porz膮dku - powiedzia艂a. Odwr贸ci艂a si臋 od Amerykanina i ruszy艂a
w stron臋 aneksu kuchennego. - Wi臋c gdzie on jest?
- S膮dzimy, 偶e Harpunnik jest w hotelu Hyatt - poinformowa艂 j膮 Or艂ow. -
Staramy si臋 w艂a艣nie przejrze膰 ich dokumentacj臋 elektroniczn膮. Dam ci zna膰,
je艣li czego艣 si臋 z niej dowiemy.
- B臋d臋 tam za dziesi臋膰 minut - oznajmi艂a Odette. - Czy co艣 jeszcze, panie
generale?
137
- Jeszcze tylko jedno - powiedzia艂 Or艂ow. - Mam powa偶ne obiekcje, 偶e
posy艂am ci臋 na tego cz艂owieka. Obydwoje macie by膰 ostro偶ni.
- B臋dziemy. I dzi臋kuj臋 panu.
Roz艂膮czy艂a si臋 i zaczepi艂a telefon na pasku. Z szafki nocnej wzi臋艂a pistolet i kabur臋 na 艂ydk臋, po czym za艂o偶y艂a j膮. D艂uga sp贸dnica policyjnego munduru zakryje bro艅. Do prawej kieszeni wsun臋艂a t艂umik. Do szpitala wzi臋艂a n贸偶 spr臋偶ynowy. Wci膮偶 tkwi艂 w lewej kieszeni sp贸dnicy. Nawet je艣li nie b臋dzie potrzebny do samoobrony, mo偶e przyda膰 si臋 do podrzucenia. Powiedzmy, 偶e kiedy ju偶 za艂atwi Harpunnika, zatrzymaj膮 na przyk艂ad hotelowa ochrona. Mog艂aby si臋 wtedy t艂umaczy膰, 偶e przysz艂a odwiedzi膰 znajomego - oczywi艣cie kogo艣, kto ju偶 si臋 wymeldowa艂. Zapuka艂a do niew艂a艣ciwych drzwi i zosta艂a zaatakowana przez Harpunnika. Z jej pomoc膮 - dzi臋ki informacjom dostarczonym przez Or艂owa i Amerykan贸w - policja powi膮za艂aby zabitego z atakiem terrorystycznym.
Przy pewnej dozie szcz臋艣cia nie trzeba b臋dzie jednak nic nikomu wyja艣nia膰. Dzia艂aj膮c z zaskoczenia, Odette mog艂a z艂apa膰 Harpunnika stosunkowo nieprzygotowanego.
Na lekko ugi臋tych kolanach podkrad艂a si臋 do drzwi wyj艣ciowych. Deski parkietu zaskrzypia艂y g艂o艣no pod jej ci臋偶arem. To dziwne, pomy艣la艂a Odette. Nigdy wcze艣niej nie musia艂a si臋 tu zachowywa膰 cicho. Do dzisiaj nie by艂o w tym 艂贸偶ku nikogo poza ni膮 sam膮. Nie 偶a艂owa艂a. Wiktor by艂 dla niej wszystkim'. Teraz niczego ju偶 w 偶yciu nie pragn臋艂a.
Otwar艂a drzwi. Zanim wysz艂a, spojrza艂a jeszcze na 艣pi膮cego Amerykanina.
Nie czu艂a si臋 dobrze, ok艂amuj膮c genera艂a Or艂owa. Chocia偶 podst臋py i oszustwa by艂y w jej zawodzie chlebem powszednim, nigdy nie sk艂ama艂a Or艂owowi. Na szcz臋艣cie z tej sytuacji istnia艂y dla niej tylko dobre wyj艣cia. Je艣li uda jej si臋 za艂atwi膰 Harpunnika, Or艂ow b臋dzie na ni膮 zagniewany - ale nie bardzo. Je艣li zawiedzie - i tak nie us艂yszy ju偶 wym贸wek Or艂owa.
Odette wysz艂a na korytarz i cicho zamkn臋艂a za sob膮 drzwi. Je艣li schrzani to zadanie, b臋dzie pewnie musia艂a wys艂uchiwa膰 wym贸wek Wiktora. Wys艂uchiwa膰 przez ca艂膮 wieczno艣膰.
U艣miechn臋艂a si臋. To te偶 dobre wyj艣cie.
ROZDZIA艁 44
Waszyngton
Wtorek, 2.08
Ochroniarz otworzy艂 drzwi Gabinetu Owalnego, by wpu艣ci膰 Paula Hooda. Wielkie bia艂e drzwi zamkn臋艂y si臋 z cichym stukiem. D藕wi臋k wyda艂 si臋 Hoodowi bardzo g艂o艣ny, podobnie jak bicie w艂asnego serca. Nie
138
ma pewno艣ci, czy Fenwick faktycznie zdradzi艂, czy wci膮偶 pracuje dla dru偶yny. Tak czy inaczej, przekonanie pozosta艂ych o istnieniu mi臋dzynarodowego spisku b臋dzie niezwykle trudne.
Zanim jeszcze Hood ujrza艂 twarze wiceprezydenta, Fenwicka i Gable'a, wyczu艂 ich wrogo艣膰. 呕aden z nich nie odwzajemni艂 jego spojrzenia, a wyraz twarzy prezydenta by艂 surowy. Mike Rodgers opowiada艂, 偶e kiedy zaci膮gn膮艂 si臋 do wojska, oficer dowodz膮cy jego oddzia艂em mia艂 bardzo specyficzny spos贸b wyra偶ania dezaprobaty. Patrzy艂 na ciebie, jakby chcia艂 urwa膰 ci g艂ow臋 i u偶y膰 jej do trenowania dalekich wykop贸w.
Prezydent patrzy艂 w taki w艂a艣nie spos贸b.
Hood szybko wymanewrowa艂 pomi臋dzy fotelami do prezydenckiego biurka. W oknie za plecami prezydenta wida膰 by艂o pomnik Waszyngtona. Iglica ja艣nia艂a na tle p艂askiego, ciemnego nieba. Widok ten doda艂 Hoodowi odwagi.
- Prosz臋 wybaczy膰 moje naj艣cie, panie prezydencie, panowie - zagai艂. -
To nie mog艂o czeka膰.
- U pana nic nigdy nie mo偶e czeka膰, prawda? - rzuci艂 Fenwick. Wbi艂
wzrok w zielon膮 teczk臋 na kolanach.
Uderzenie wyprzedzaj膮ce, pomy艣la艂 Hood. Skurczybyk jest niez艂y. Hood odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na szefa NSA. By艂 to niski, drobny m臋偶czyzna o g艂臋boko osadzonych oczach i k臋dzierzawej czuprynie g臋stych, siwych w艂os贸w. Biel w艂os贸w podkre艣la艂a ciemny kolor jego oczu.
- Wasz zesp贸艂 ma za sob膮 tradycj臋 艣lepego rzucania si臋 w wir wydarze艅,
panie Hood. Korea Pomocna, dolina Bekaa, ONZ. Jeste艣cie zapalon膮 zapa艂
k膮, czekaj膮c膮 na niew艂a艣ciw膮 beczk臋 prochu.
- Jak dot膮d 偶adnej nie wysadzili艣my - stwierdzi艂 Hood.
- Jak dot膮d - przyzna艂 Fenwick. Spojrza艂 na Lawrence'a. - Panie prezy
dencie, musimy doko艅czy膰 przegl膮d danych, 偶eby m贸g艂 pan podj膮膰 decyzj臋
w sprawie sytuacji wok贸艂 Morza Kaspijskiego.
- A co wsp贸lnego z t膮 sytuacj膮 ma Maurice Charles? - natar艂 Hood. Wci膮偶
patrzy艂 na Fenwicka. Nie pozwoli mu si臋 z tego wywin膮膰.
- Charles? Ten terrorysta? - zapyta艂 Fenwick.
- Ten w艂a艣nie - przytakn膮艂 Hood. Nie powiedzia艂 nic wi臋cej. Czeka艂 na
reakcj臋.
Prezydent spojrza艂 na Fenwicka.
- Czy NSA wiedzia艂a, 偶e Charles ma z tym co艣 wsp贸lnego?
- Tak, panie prezydencie, wiedzieli艣my przyzna艂 Fenwick. - Nie wie
dzieli艣my jednak, jakiego rodzaju jest to zwi膮zek. Badamy to.
- By膰 mo偶e b臋d臋 w stanie panu pom贸c, panie Fenwick - powiedzia艂 Hood.
- Maurice Charles kontaktowa艂 si臋 z NSA zar贸wno przed, jak i po ataku na
ira艅sk膮 platform臋 wiertnicz膮.
139
- G贸wno prawda! - wypali艂 Fenwick.
- Wydaje si臋 pan tego pewien - stwierdzi艂 Hood.
- Bo jestem! - powiedzia艂 Fenwick. - Nikt z moich podw艂adnych nie ma
z tym cz艂owiekiem nic wsp贸lnego!
Jak Hood przewidywa艂, Fenwick wybra艂 metod臋 trzech zet: zaprze膰 si臋, zaanga偶owa膰, zagra膰 na zw艂ok臋. Jednak ani wiceprezydent, ani Gable nie skoczyli mu na pomoc. Dlaczego? Mo偶e wiedzieli, 偶e to prawda?
Hood zwr贸ci艂 si臋 do prezydenta.
- Panie prezydencie, mamy mocne podstawy s膮dzi膰, 偶e Charles, Harpun-
nik, bra艂 udzia艂 w zniszczeniu tej platformy.
- Sk膮d dowody? - naciska艂 Fenwick.
- Z niepodwa偶alnego 藕r贸d艂a - odpar艂 Hood.
- Czyli? - zapyta艂 wiceprezydent Cotten.
Hood odwr贸ci艂 si臋 w jego stron臋. Wiceprezydent by艂 opanowanym i rozs膮dnym cz艂owiekiem. Hooda czeka艂a teraz ci臋偶ka przeprawa.
- Od genera艂a Siergieja Or艂owa, dow贸dcy rosyjskiego Centrum Operacyj
nego.
Gable pokr臋ci艂 g艂ow膮. Fenwick przewr贸ci艂 oczami.
- Rosjanie - wycedzi艂 lekcewa偶膮co wiceprezydent. - To oni mogli wys艂a膰
Czerkasowa, 偶eby zaatakowa艂 platform臋. Jego cia艂o znaleziono w pobli偶u.
- Moskwa ma wszelkie powody, 偶eby nie chcie膰 naszej obecno艣ci w re
gionie - powiedzia艂 Gable. - Kiedy Azerbejd偶an zostanie wykurzony z Morza
Kaspijskiego, Rosja zagarnie wi臋cej ropy. Panie prezydencie, proponuj臋
od艂o偶y膰 ten problem do czasu, kiedy uporamy si臋 z powa偶niejsz膮 kwesti膮
ira艅skiej mobilizacji.
- Przejrzeli艣my dane dostarczone przez Or艂owa i s膮dzimy, 偶e s膮 prawdzi
we - o艣wiadczy艂 Hood.
- Chcia艂bym zobaczy膰 te dane - powiedzia艂 Fenwick.
- Zobaczy pan - obieca艂 Hood.
- Ale chyba nie przekaza艂 pan przypadkiem genera艂owi Or艂owowi kluczy szy
fruj膮cych, 偶eby pom贸c mu w ods艂uchaniu rzekomych po艂膮cze艅 z NSA, prawda?
Hood zignorowa艂 t臋 uwag臋.
- Panie prezydencie, Harpunnik jest mistrzem kamufla偶u i stosuje najroz
maitsze przykrywki. Je艣li on za tym stoi, musimy dok艂adnie przyjrze膰 si臋
ka偶dej wp艂ywaj膮cej informacji. Powinni艣my te偶 uprzedzi膰 Teheran, 偶e ta
akcja mo偶e nie mie膰 nic wsp贸lnego z Baku.
- Nic? - powiedzia艂 Fenwick. - R贸wnie dobrze to Azerbejd偶an m贸g艂 wy
naj膮膰 Harpunnika.
- Niewykluczone - przyzna艂 Hood. - Chc臋 jedynie powiedzie膰, 偶e nie
mamy 偶adnych pewnych informacji poza t膮, 偶e Harpunnik przebywa w re
gionie i prawdopodobnie bra艂 udzia艂 w ataku.
140
- Informacje z drugiej r臋ki - mrukn膮艂 Fenwick. - Poza tym sp臋dzi艂em ca艂y
dzie艅, pr贸buj膮c nawi膮za膰 z Teheranem rozmow臋 na temat wymiany danych
wywiadu. Konkluzja jest taka: oni nie ufaj膮 nam, my nie ufamy im.
- Nie taka jest konkluzja! - warkn膮艂 Hood. Przerwa艂. Nie wolno mu oka
zywa膰 gniewu. Jest sfrustrowany i skrajnie zm臋czony. Je艣li jednak straci
panowanie nad sob膮, straci te偶 wiarygodno艣膰. - Konkluzja - ci膮gn膮艂 ju偶
spokojnie - jest taka, 偶e mi臋dzy NSA, CIOC a Gabinetem Owalnym regu
larnie przekazywano dezinformacj臋...
- Panie prezydencie, musimy kontynuowa膰 - powiedzia艂 ch艂odno Fen
wick. - Iran przemieszcza swoje okr臋ty wojenne po Morzu Kaspijskim. To
akurat jest fakt i musimy odnie艣膰 si臋 do niego bezzw艂ocznie.
- Zgadzam si臋. - Wiceprezydent przeni贸s艂 wzrok na Hooda. Jego spojrze
nie pe艂ne by艂o poczucia wy偶szo艣ci. - Paul, je艣li masz w膮tpliwo艣ci co do
dzia艂a艅 personelu NSA, powiniene艣 zanie艣膰 swoje dowody do CIO膯, a nie
do nas. Oni si臋 tym zajm膮.
- Kiedy b臋dzie ju偶 za p贸藕no - powiedzia艂 Hood.
- Za p贸藕no na co? - spyta艂 prezydent.
Hood odwr贸ci艂 si臋 do prezydenta.
- Nie znam jeszcze odpowiedzi na to pytanie - przyzna艂. - Ale uwa偶am,
偶e powinien pan na razie powstrzyma膰 si臋 z wszelkimi decyzjami dotycz膮
cymi rejonu Morza Kaspijskiego.
Fenwick pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Opieraj膮c si臋 na pog艂osce od Rosjan, kt贸rzy sami zapewne przesuwaj膮
ju偶 tam swoje samoloty i okr臋ty.
- Pan Fenwick ma s艂uszno艣膰 - powiedzia艂 prezydent.
- Rosjanie rzeczywi艣cie mog膮 mie膰 zakusy na kaspijsk膮 rop臋 - zgodzi艂 si臋
Hood. - To jednak samo w sobie nie podwa偶a wiarygodno艣ci genera艂a Or艂owa.
- Ile czasu potrzebujesz, Paul?
- Prosz臋 da膰 mi jeszcze dwana艣cie godzin.
- Dwana艣cie godzin pozwoli Iranowi i Rosji umie艣ci膰 okr臋ty na azerbej-
d偶a艅skich akwenach ropono艣nych - zauwa偶y艂 Gable.
Prezydent spojrza艂 na zegarek. Pomy艣la艂 przez chwil臋.
- Daj臋 ci pi臋膰 godzin - stwierdzi艂.
Nie tego chcia艂 Hood, ale by艂o oczywiste, 偶e wi臋cej nie dostanie. Dobre i to.
- B臋d臋 potrzebowa艂 biura - powiedzia艂 Hood. Nie chcia艂 traci膰 czasu na
powr贸t do Centrum.
- We藕 Sal臋 Gabinetow膮 - powiedzia艂 prezydent. - Dzi臋ki temu b臋d臋 pe
wien, 偶e do si贸dmej sko艅czysz. O tej godzinie tam zaczynamy.
- Dzi臋kuj臋, panie prezydencie.
141
Odwr贸ci艂 si臋. Wychodz膮c z Gabinetu Owalnego, zignorowa艂 pozosta艂ych. Wyczuwa艂 od nich wrogo艣膰 znacznie wi臋ksz膮, ni偶 kiedy tu wchodzi艂. Hood nie w膮tpi艂, 偶e trafi艂 w dziesi膮tk臋. Tylko strza艂 by艂 za s艂aby.
Nie nale偶a艂o oczekiwa膰, 偶e prezydent kupi wszystko, co Hood mu powie. Nawet po ich wcze艣niejszej rozmowie Lawrence najwyra藕niej nie chcia艂 pogodzi膰 si臋 z my艣l膮, 偶e Jack Fenwick mo偶e by膰 zdrajc膮. Przynajmniej jednak nie odrzuci艂 ca艂kowicie tej my艣li.
Hood szed艂 cichym, wy艂o偶onym zielonym chodnikiem korytarzem Zachodniego Skrzyd艂a. Min膮艂 dw贸ch milcz膮cych oficer贸w ochrony. Jeden sta艂 przed Gabinetem Owalnym. Drugi nieco dalej w korytarzu, mi臋dzy drzwiami do biura sekretarza prasowego na p贸艂nocno-zachodnim ko艅cu a wej艣ciem do Sali Gabinetowej od p贸艂nocnego wschodu.
Hood wszed艂 do pod艂u偶nego pomieszczenia. Na 艣rodku sta艂 wielki st贸艂 konferencyjny. Za nim, w ko艅cu sali, sta艂o biurko z komputerem i telefonem. Hood podszed艂 do niego i usiad艂.
Po pierwsze, musi si臋 skontaktowa膰 z Herbertem. Niech si臋 postara znale藕膰 wi臋cej informacji na temat kontakt贸w Harpunnika z NSA. Ale nawet dok艂adne daty i miejsca po艂膮cze艅 zapewne nie przekonaj膮 prezydenta co do istnienia spisku.
Hood potrzebowa艂 dowodu. Na razie nie wiedzia艂, sk膮d ma go wzi膮膰.
ROZDZIA艁 45
Sankt Petersburg, Rosja
Wtorek, 10.20
Kiedy by艂 kosmonaut膮, genera艂 Or艂ow nauczy艂 si臋 bezb艂臋dnie rozpoznawa膰 ton g艂osu. Cz臋sto tylko dzi臋ki temu dowiadywa艂 si臋, 偶e z lotem jest co艣 nie tak. Kt贸rego艣 razu bombardowanie mikrometeorowym py艂em i chemiczna chmura wypuszczona z silniczk贸w korekcyjnych uszkodzi艂y baterie s艂oneczne stacji Salut. Zniszczenia paneli by艂y na tyle powa偶ne, 偶e stacja straci艂aby zasilanie, zanim statek Kosmos przylecia艂by po nich z Ziemi.
Pierwsz膮 oznak膮 k艂opot贸w by艂 g艂os operatora z kontroli naziemnej. Zapewnia艂, 偶e wszystko w porz膮dku, ale jego ton brzmia艂 inaczej ni偶 zwykle. Or艂ow mia艂 na to wyczulone ucho jeszcze z czas贸w, kiedy by艂 pilotem oblatywaczem. Zacz膮艂 naciska膰, 偶eby powiedziano mu prawd臋. Ca艂y 艣wiat s艂ysza艂 t臋 rozmow臋, co wprawi艂o Kreml w zak艂opotanie. Or艂ow jednak, dowiedziawszy si臋 o awarii, m贸g艂 czeka膰, a偶 naukowcy wymy艣l膮, jak przestawi膰 pozosta艂e panele, jednocze艣nie chroni膮c je przed dalszym zniszczeniem.
142
Or艂ow ufa艂 Natalii Bas贸w. Ufa艂 ca艂kowicie. Tyle tylko, 偶e nie zawsze jej wierzy艂. Zaniepokoi艂 go ton jej g艂osu. Jakby co艣 ukrywa艂a. Zupe艂nie jak operator z kontroli naziemnej.
Kilka minut po rozmowie przez kom贸rk臋, Or艂ow zadzwoni艂 na telefon zarejestrowany na nazwisko Odette Kolker w jej mieszkaniu. Odczeka艂 kilkana艣cie sygna艂贸w, ale nikt nie odebra艂. Wygl膮da艂o na to, 偶e wzi臋艂a ze sob膮 Amerykanina. Dwadzie艣cia minut p贸藕niej zadzwoni艂 ponownie.
Tym razem odezwa艂 si臋 m臋ski, zachrypni臋ty g艂os. Po angielsku.
Or艂ow spojrza艂 na wy艣wietlacz aparatu, 偶eby upewni膰 si臋, czy wykr臋ci艂 w艂a艣ciwy numer. Tak. Wysz艂a bez Amerykanina.
- M贸wi genera艂 Siergiej Or艂ow - powiedzia艂 m臋偶czy藕nie. - Czy rozma
wiam z panem Battatem?
- Tak - odpar艂 Battat nieprzytomnie.
- Panie Battat, kobieta, kt贸ra pana uratowa艂a, jest moj膮 podw艂adn膮 - ci膮g
n膮艂 Or艂ow. - Wysz艂a, aby uj膮膰 cz艂owieka, kt贸ry zaatakowa艂 pana na pla偶y.
Wie pan, o kim m贸wi臋?
- Tak - odpar艂 Battat. - Wiem.
- Nie ma wsparcia, wi臋c obawiam si臋 o ni膮 i o powodzenie misji - powie
dzia艂 Or艂ow. - Czy czuje si臋 pan na tyle dobrze, 偶eby wyj艣膰?
Nast膮pi艂a chwila milczenia. Or艂贸w us艂ysza艂 post臋kiwania i j臋ki.
- Stoj臋 na nogach, za drzwiami wisi moje ubranie - odpowiedzia艂 Battat. -
B臋d臋 szed艂 krok po kroku. Gdzie posz艂a?
Or艂ow powiedzia艂 Amerykaninowi, 偶e nie wie, jaki Odette ma plan, ani nawet czy w og贸le jaki艣 ma. Doda艂, 偶e jego ludzie ca艂y czas pr贸buj膮 dosta膰 si臋 do hotelowego komputera, 偶eby sprawdzi膰 list臋 go艣ci.
Battat poprosi艂 Or艂owa, 偶eby wezwa艂 mu taks贸wk臋, poniewa偶 sam w艂a艣ciwie nie zna艂 j臋zyka.
Or艂ow obieca艂 to zrobi膰. Poda艂 Battatowi sw贸j numer telefonu w Centrum i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.
Usiad艂 w bezruchu. Poza delikatnym brz臋czeniem 艣wietl贸wki na biurku, w jego podziemnym gabinecie panowa艂a absolutna cisza. Nawet kosmos nie by艂 tak cichy. Zawsze s艂ycha膰 by艂o trzaski rozgrzewanego i ozi臋bianego metalu, uderzenia unosz膮cych si臋 luzem przedmiot贸w o sprz臋ty. Szumia艂 艣rodek ch艂odz膮cy w rurach i powietrze w wentylacji. Od czasu do czasu kto艣 odzywa艂 si臋 w s艂uchawkach z Ziemi albo z innej cz臋艣ci statku.
Nie tutaj. To miejsce wydawa艂o si臋 najbardziej samotne ze wszystkich mu znanych.
Do tej pory Odette zapewne dotar艂a ju偶 do hotelu i wesz艂a do 艣rodka. M贸g艂by zadzwoni膰 do niej i kaza膰 zawr贸ci膰, ale pewnie by go nie pos艂ucha艂a. Skoro zdecydowa艂a si臋 dzia艂a膰 sama, wola艂 jej nie przeszkadza膰. Musia艂a czu膰, 偶e ma za sob膮 jego poparcie.
143
Or艂ow gniewa艂 si臋, 偶e Odette nie pos艂ucha艂a rozkazu i 偶e sk艂ama艂a. Rozumia艂 jednak jej motywy. Wiktor te偶 by艂 samotnikiem. Samotnikiem, kt贸ry zgin膮艂 przez cudz膮 bezmy艣lno艣膰.
Pomimo tego nie m贸g艂 pozwoli膰, 偶eby przeszkodzi艂a mu w jego zadaniu. Tym zadaniem za艣 by艂o nie tylko z艂apanie czy zabicie Harpunnika.
Nie m贸g艂 dopu艣ci膰, 偶eby Odette sko艅czy艂a tak jak Wiktor.
ROZDZIA艁 46
Baku, Azerbejd偶an
Wtorek, 10.31
Na ulicach panowa艂 t艂ok i dotarcie do hotelu Hyatt zabra艂o Odette dwa razy wi臋cej czasu, ni偶 przewidywa艂a. Zaparkowa艂a w bocznej uliczce, mniej ni偶 przecznic臋 od wej艣cia dla personelu. Wola艂a nie parkowa膰 od frontu. Gdzie艣 w mie艣cie wci膮偶 jest snajper, cz艂owiek, kt贸ry zabi艂 ameryka艅skiego dyplomat臋 przed szpitalem. Mo偶e obstawia膰 Harpunnikowi hotel. By膰 mo偶e widzia艂 jej samoch贸d przed szpitalem i rozpozna艂by go teraz.
Poranek by艂 s艂oneczny i kr贸tki spacer do wej艣cia sprawi艂 Odette przyjemno艣膰. Powietrze smakowa艂o jako艣 lepiej i wype艂nia艂o p艂uca bardziej ni偶 zwykle. Zastanawia艂a si臋, czy tak w艂a艣nie Wiktor czu艂 si臋 w Czeczenii. Czy drobne rzeczy wydawa艂y si臋 pi臋kniejsze, kiedy istnia艂o realne ryzyko utraty wszystkiego.
Odette wchodzi艂a tylnymi drzwiami hotelu ju偶 dwukrotnie. Za pierwszym razem do poparzonego kucharza, kt贸remu zapali艂a si臋 patelnia. W drugim wypadku chodzi艂o o uspokojenie cz艂owieka awanturuj膮cego si臋 o jakie艣 pozycje na swoim rachunku. Zna艂a drog臋 na zapleczu. Niestety, nie mog艂a raczej liczy膰, 偶e spotka tu Harpunnika. Zak艂ada艂a, 偶e wchodzi艂 i wychodzi艂 frontowymi drzwiami. Wymykanie si臋 przez drzwi na zapleczu czy okno na parterze mog艂oby zwraca膰 uwag臋. Rozs膮dni terrory艣ci chowaj膮 si臋 pod latarni膮.
Za艣 rozs膮dni antyterrory艣ci raczej na nich czekaj膮, ni偶 szturmuj膮 ich kryj贸wk臋, pomy艣la艂a.
Odette nie mia艂a jednak poj臋cia, kiedy Harpunnik zamierza wyj艣膰 z hotelu. Mo偶e w 艣rodku nocy, mo偶e wczesnym popo艂udniem, a mo偶e za trzy dni. Nie b臋dzie tu siedzia艂a przez ca艂y czas. Niewykluczone 偶e Harpunnik zadba o kamufla偶. Przebierze si臋 albo wynajmie prostytutk臋, 偶eby udawa艂a jego c贸rk臋, 偶on臋 czy nawet matk臋. W Baku s膮 i stare prostytutki. Jak r贸wnie偶 bardzo m艂ode. Odette mia艂a ju偶 okazj臋 kilka aresztowa膰.
W tej sytuacji Odette powinna dorwa膰 Harpunnika, zanim on wyjdzie. Pytanie tylko, jak go znale藕膰. Nie mia艂a poj臋cia, jak si臋 nazywa naprawd臋 ani jakiego nazwiska m贸g艂by u偶ywa膰.
144
Harpunnik, pomy艣la艂a. Za艣mia艂a si臋 w duchu. Mo偶e powinna przebiec si臋 po korytarzach, wykrzykuj膮c to s艂owo. Zobaczy膰, kt贸re drzwi si臋 nie otworz膮. Kto艣, kto nie wyszed艂by zobaczy膰, co to za rumor, musia艂by by膰 Harpunnikiem.
Odette skr臋ci艂a za r贸g i skierowa艂a si臋 w stron臋 frontowego wej艣cia, mijaj膮c kiosk. Nadzwyczajne wydanie gazety ju偶 donosi艂o o mobilizacji Iranu na Morzu Kaspijskim. Tekst ilustrowa艂y lotnicze zdj臋cia ira艅skich okr臋t贸w. Dotychczas dzia艂ania wojenne zawsze omija艂y Baku. To dla stolicy co艣 nowego. Zapewne st膮d korki na ulicach. Wi臋kszo艣膰 ludzi mieszka艂a na przedmie艣ciach. Wielu zapewne przyjecha艂o do pracy, us艂ysza艂o wiadomo艣ci i pr贸bowa艂o wydosta膰 si臋 z miasta na wypadek ataku.
Pod z艂oto-zielon膮 markiz膮 sta艂a tylko jedna osoba. Szwajcar w zielonym uniformie i zielonej czapce. Nie by艂o 偶adnych autokar贸w, ale te偶 nic dziwnego. Zwykle odje偶d偶a艂y oko艂o dziewi膮tej. Tury艣ci, kt贸rzy przyjechali tu z grup膮, raczej nie mieli mo偶liwo艣ci wcze艣niejszego wyjazdu. Tak czy inaczej, wymeldowania zaczn膮 si臋 dopiero ko艂o po艂udnia. Ci, kt贸rzy chc膮 opu艣ci膰 kraj wcze艣niej, zapewne pr贸buj膮 telefonicznie wynaj膮膰 samoch贸d czy zarezerwowa膰 bilet na poci膮g lub samolot...
No przecie偶, pomy艣la艂a. Telefon.
Or艂贸w powiedzia艂, 偶e Harpunnik dzwoni艂 z aparatu szyfruj膮cego. To oznacza, 偶e prawdopodobnie w og贸le nie u偶y艂 telefonu hotelowego. A wi臋c powinna szuka膰 samotnego m臋偶czyzny, kt贸ry na rachunku nie ma 偶adnych rozm贸w telefonicznych.
Odette wesz艂a do hotelu. Przechodz膮c przez hol, odwr贸ci艂a g艂ow臋 od recepcji. Nie chcia艂a ryzykowa膰, 偶e zobaczy j膮 i rozpozna kt贸ry艣 z recepcjonist贸w. Od razu skr臋ci艂a w prawo, w stron臋 korytarza, kt贸ry prowadzi艂 do pomieszczenia pokoj贸wek. Ten d艂ugi, skromny pok贸j znajdowa艂 si臋 na ty艂ach hotelu. Sta艂o w nim biurko kierownika, a za nim flotylla w贸zk贸w do sprz膮tania. Po prawej wisia艂a tablica z kluczami do wszystkich pokoi. Na samym dole by艂 rz膮dek z kluczami uniwersalnymi. Codziennie rano bra艂y je ekipy sprz膮taj膮ce. Zosta艂y jeszcze dwa.
Odette zapyta艂a starszaw膮 pracownic臋, czy mog艂aby dosta膰 nowy szampon. Ta, u艣miechaj膮c si臋 mi艂o, wsta艂a i podesz艂a do jednego z w贸zk贸w. Odette b艂yskawicznie si臋gn臋艂a po jeden z kluczy uniwersalnych. Pokoj贸wka wr贸ci艂a z trzema buteleczkami szamponu. Zapyta艂a, czy Odette nie potrzebuje czego艣 jeszcze. Ta odpowiedzia艂a, 偶e nie, podzi臋kowa艂a i wysz艂a do holu, kieruj膮c si臋 w stron臋 budek telefonicznych, stoj膮cych rz臋dem w niszy z ty艂u.
Nagle zadzwoni艂a jej kom贸rka. Odette wesz艂a do budki, zamkn臋艂a drzwi i odebra艂a.
Dzwoni艂 Or艂ow z informacj膮, 偶e jego ludzie w艂amali si臋 do hotelowego komputera i maj膮pi臋ciu kandydat贸w. Odette zapisa艂a nazwiska i numery pokoj贸w.
145
- By膰 mo偶e uda nam si臋 jeszcze to zaw臋zi膰 - stwierdzi艂 Or艂ow. - Kto艣, kto
chcia艂by szybko wydosta膰 si臋 z kraju, u偶y艂by obywatelstwa, na kt贸re Azero-
wie patrzyliby teraz u siebie niech臋tnie.
- Ira艅skiego.
- Nie - zaprzeczy艂 Or艂ow. - Ira艅czycy mog膮 by膰 zatrzymywani. Raczej
rosyjskiego. W hotelu jest dw贸ch Rosjan.
Odette podsun臋艂a, 偶e mo偶na by jeszcze zaw臋zi膰 list臋 po sprawdzeniu rachunk贸w telefonicznych.
- Dobrze pomy艣lane - pochwali艂 Or艂ow. - Poczekaj chwil臋, to sprawdzi
my. No i jest jeszcze jedna sprawa.
Odette wstrzyma艂a oddech. Nie podoba艂 jej si臋 ton g艂osu genera艂a.
- Przed paroma minutami rozmawia艂em z panem Battatem.
Odette poczu艂a si臋 jakby dosta艂a w splot s艂oneczny. Usz艂a z niej ca艂a energia, w g艂owie zacz臋艂o 艂omota膰. Nie uwa偶a艂a, 偶e post膮pi艂a 藕le, zostawiaj膮c chorego w domu. Nie pos艂ucha艂a jednak rozkazu i nie mia艂a nic na swoj膮 obron臋.
- Amerykanin jest w drodze do hotelu - kontynuowa艂 spokojnie Or艂ow. -
Kaza艂em mu szuka膰 ci臋 w holu. Masz poczeka膰, a偶 przyjdzie, zanim zdej
miesz sw贸j cel. Rozumiemy si臋, Odette?
- Tak jest, panie generale.
- 艢wietnie.
Nie roz艂膮cza艂a si臋, czekaj膮c a偶 zesp贸艂 Or艂owa przeszuka hotelowe zapisy. D艂onie jej zwilgotnia艂y. Nie tyle nawet ze zdenerwowania, ile dlatego 偶e zosta艂a przy艂apana. Z natury prawdom贸wna, bardzo sobie ceni艂a zaufanie Or艂owa. Mia艂a nadziej臋, 偶e rozumia艂, dlaczego sk艂ama艂a. Nie tylko po to, by chroni膰 Battata. Chcia艂a si臋 skoncentrowa膰 na swojej misji, a nie na chorym cz艂owieku.
Wed艂ug rachunk贸w, z pi臋ciu samotnych go艣ci dw贸ch ani razu nie dzwoni艂o z pokoju. Jeden z nich, Iwan Ganiew, mia艂 rosyjskie obywatelstwo. Or艂ow powiedzia艂, 偶e w komputerze sprawdzili te偶 zapiski o sprz膮taniu. Zgodnie z ostatnim raportem, z poprzedniego dnia, pokoju Ganiewa, numer 310, nie sprz膮tano od trzech dni. Odk膮d tam mieszka艂.
Or艂ow usiad艂 tymczasem do swojego komputera, by sprawdzi膰 nazwisko Ganiewa.
- Ganiew jest konsultantem telekomunikacyjnym - powiedzia艂 po chwili.
- Mieszka w Moskwie. Sprawdzamy w艂a艣nie adres, 偶eby zobaczy膰, czy jest
prawdziwy. Nie wygl膮da na to, 偶eby facet pracowa艂 dla jakiejkolwiek firmy.
- Zatem nie ma 偶adnych akt personalnych, w kt贸rych mogliby艣my spraw
dzi膰 jego wykszta艂cenie - powiedzia艂a Odette.
- W艂a艣nie - potwierdzi艂 Or艂ow. - Jest zarejestrowany w Centralnym Biu
rze Licencji Technicznych, ale 偶eby dosta膰 licencj臋, wystarczy 艂ap贸wka.
146
Ganiew nie ma w Moskwie rodziny, nie nale偶y, jak si臋 wydaje, do 偶adnej organizacji, a poczt臋 otrzymuje na skrytk臋 pocztow膮.
To by mia艂o sens, pomy艣la艂a Odette. Poczta nie zbiera si臋 w skrzynce, 偶adnych gazet pod drzwiami. S膮siedzi nie mogliby wiedzie膰, czy akurat jest w domu, czy nie.
- Czekaj, mamy jego adres - doda艂 Or艂ow. Milcza艂 przez chwil臋. - To on.
To musi by膰 on.
- Dlaczego pan tak s膮dzi?
- Mieszkanie Ganiewa jest ledwie przecznic臋 od stacji metra Kijewskaja.
- Co oznacza...?
- W艂a艣nie tam zgubili艣my Harpunnika ju偶 co najmniej dwa razy - powie
dzia艂 Or艂ow.
W tym momencie do holu wszed艂 Battat. Wygl膮da艂 jak Wiktor po dziesi臋ciu rundach walki w wojskowej amatorskiej lidze bokserskiej. Chwiejnie. Battat zobaczy艂 Odette i ruszy艂 w jej kierunku.
- Wi臋c wszystko wskazuje na to, 偶e to on - stwierdzi艂a Odette. - Post臋pu
jemy zgodnie z planem?
To by艂a najtrudniejsza cz臋艣膰 pracy w wywiadzie. Podejmowanie decyzji o czyim艣 偶yciu lub 艣mierci na podstawie ugruntowanego domys艂u. Je艣li genera艂 Or艂ow si臋 myli, zginie niewinny cz艂owiek. Nie po raz pierwszy i z pewno艣ci膮 nie ostatni. Ochrona bezpiecze艅stwa narodowego pope艂nia czasem b艂臋dy. Je艣li jednak genera艂 ma racj臋, zlikwidowanie terrorysty pozwoli ocali膰 setki istnie艅. Mo偶na by oczywi艣cie spr贸bowa膰 z艂apa膰 Harpunnika i odda膰 go w r臋ce azerbejd偶a艅skich w艂adz. Ale nawet gdyby si臋 uda艂o, stwarza艂oby to dwa problemy. Po pierwsze, Azerowie dowiedzieliby si臋, kim naprawd臋 jest Odette. Co gorsza, mogliby nie chcie膰 ekstradowa膰 Harpunnika. Zaatakowa艂 ira艅sk膮 platform臋 wiertnicz膮. I rosyjskie budynki. I ameryka艅skie ambasady. Azerowie mogliby zechcie膰 p贸j艣膰 z nim na uk艂ady. Wypu艣ci膰 go w zamian za wsp贸艂prac臋, za pomoc w ich w艂asnych tajnych operacjach. Moskwa nie mog艂a podj膮膰 takiego ryzyka.
- Zaczekasz na Amerykanina? - spyta艂 Or艂ow.
- Ju偶 tu jest - powiedzia艂a Odette. - Chcesz z nim porozmawia膰?
- To nie b臋dzie konieczne - stwierdzi艂 Or艂ow. - Harpunnik podr贸偶uje za
pewne z jakim艣 sprz臋tem telefonicznym dla uwiarygodnienia swojej przy
krywki. Zabierzcie co艣 z tego i ca艂膮 got贸wk臋, jak膮 znajdziecie. Wyci膮gnijcie
szuflady i wybebeszcie baga偶e. Niech to wygl膮da na rabunek. I opracujcie
tras臋 ucieczki, zanim zaczniecie.
- W porz膮dku - powiedzia艂a.
W g艂osie genera艂a nie by艂o protekcjonalno艣ci. Po prostu wydawa艂 polecenia i jednocze艣nie sprawdza艂 wszystko punkt po punkcie. Upewnia艂 si臋, 偶e zar贸wno on sam, jak i Odette wiedz膮, co nale偶y robi膰.
147
Or艂ow zn贸w zamilk艂. Przegl膮da w komputerze dane, pomy艣la艂a Odette. Szuka dodatkowego potwierdzenia, 偶e 艣cigaj膮 w艂a艣ciwego cz艂owieka. Albo podstaw do zw膮tpienia w to.
- Za艂atwiam bilety na wylot z kraju na wypadek, gdyby艣cie ich potrzebowali, kiedy ju偶 sko艅czycie - powiedzia艂 Or艂ow. Odczeka艂 jeszcze chwil臋 i podj膮艂 konieczn膮, jak wiedzia艂a Odette, decyzj臋. - Dorwijcie go.
Odette potwierdzi艂a rozkaz i roz艂膮czy艂a si臋.
ROZDZIA艁 47
Waszyngton
Wtorek, 2.32
Hood zamkn膮艂 za sob膮 drzwi Sali Gabinetowej. W przeciwleg艂ym k膮cie na niewielkim stoliku sta艂 ekspres do kawy. Pierwsz膮 rzecz膮, jak膮 Hood zrobi艂 po wej艣ciu, by艂o w艂膮czenie ekspresu. Mia艂 poczucie winy, 偶e parzy sobie kaw臋 w samym 艣rodku kryzysu, ale potrzebowa艂 kofeinowego kopa. Desperacko. Chocia偶 jego umys艂 pracowa艂 na najwy偶szych obrotach, oczy i ca艂e cia艂o od ramion w d贸艂 odmawia艂y pos艂usze艅stwa. Pom贸g艂 ju偶 sam zapach kawy, gdy zacz臋艂a si臋 s膮czy膰. Kiedy tak sta艂, patrz膮c na par臋, my艣lami wr贸ci艂 do Gabinetu Owalnego. Najszybszym sposobem ugaszenia kryzysu by艂o rozgry藕膰 Fenwicka i ujawni膰 spisek. Mia艂 nadziej臋, 偶e b臋dzie m贸g艂 wr贸ci膰 tam z konkretn膮 informacj膮, z czym艣, co wstrz膮艣nie Fenwickiem lub Gable'em.
- Potrzebuj臋 czasu do namys艂u - wymamrota艂 sam do siebie. Czasu, by
opracowa膰 plan ataku na wypadek, gdyby nie mia艂 na nich wi臋cej, ni偶 ma
w tej chwili.
Hood odszed艂 od ekspresu. Usiad艂 na brzegu wielkiego sto艂u konferencyjnego i przyci膮gn膮艂 jeden z telefon贸w. Zadzwoni艂 do Boba Herberta, 偶eby sprawdzi膰, czy szef jego wywiadu ma jakie艣 wie艣ci albo 藕r贸d艂a, z kt贸rych m贸g艂by wydoby膰 informacje o Harpunniku i jego kontaktach z NSA.
Nie mia艂.
- O ile brak wiadomo艣ci to nie wiadomo艣膰 - doda艂 Herbert.
Herbert obudzi艂 ju偶 kilku znajomych, kt贸rzy pracowali w NSA albo mogli co艣 wiedzie膰. Telefonowanie do nich w 艣rodku nocy mia艂o t臋 zalet臋, 偶e dzia艂a艂 czynnik zaskoczenia. Je艣li co艣 by wiedzieli, zapewne by si臋 wygadali. Herbert pyta艂, czy s艂yszeli o uk艂adach wywiadu ameryka艅skiego z Iranem.
呕aden z nich nie s艂ysza艂.
- Nic dziwnego - stwierdzi艂 Herbert. - Tak wa偶n膮 i delikatn膮 spraw臋 za艂a
twiano by na najwy偶szych szczeblach. Z drugiej strony, je艣li o jakiej艣 opera
cji wie tam wi臋cej ni偶 jedna osoba, to zawsze s膮 przecieki. Nie tym razem.
148
- Mo偶e o tej sprawie w NSA nie wie wi臋cej ni偶 jedna osoba.
- Bardzo mo偶liwe - przyzna艂 Herbert. - Czekam jeszcze na odpowied藕
藕r贸de艂 osobowych w Teheranie. Mog膮 co艣 o tym wiedzie膰. Na razie jedyne
pewne informacje mamy od ludzi Mike'a w Pentagonie - ci膮gn膮艂. - Wywiad
wojskowy wychwyci艂 oznaki rosyjskiej mobilizacji w rejonie Morza Kaspij
skiego. Stephen Viens z NRO to potwierdzi艂. „Admira艂 艁obow", kr膮偶ownik
klasy S艂awa, najwyra藕niej kieruje si臋 na po艂udnie, a wraz z nim niszczyciel
klasy Uda艂ow II „Admira艂 Czebanienko", kilka korwet i mniejszych okr臋
t贸w rakietowych. Mike s膮dzi, 偶e os艂ona powietrzna rosyjskich instalacji naf
towych rozpocznie si臋 za par臋 godzin.
- A wszystko zacz臋艂o si臋 od Harpunnika. Albo od tego, kto go wynaj膮艂 -
powiedzia艂 Hood.
- Tak, a wiesz, co powiedzia艂 Eisenhower w 1954? - spyta艂 Herbert. -
Powiedzia艂 wtedy: „Masz kostki domina ustawione w rz臋dzie; popychasz
pierwsz膮 i bardzo szybko przewr贸ci si臋 ostatnia". M贸wi艂 o Wietnamie, ale
dotyczy to i tego.
Herbert mia艂 racj臋. Kostki lada chwila zaczn膮 si臋 przewraca膰. Jedyny spos贸b na przerwanie tej reakcji 艂a艅cuchowej to wyj膮膰 kilka kostek.
Po zako艅czeniu rozmowy Hood nala艂 sobie kawy, usiad艂 w jednym ze sk贸rzanych foteli i zadzwoni艂 do Siergieja Or艂owa. 艢wie偶a, czarna kawa ratowa艂a 偶ycie. Pozwala艂a cho膰 na chwil臋 wytchnienia, bezcenn膮 w samym 艣rodku chaosu.
Genera艂 przekaza艂 Hoodowi najnowsze informacje o Harpunniku i przedstawi艂 sw贸j plan. Hood s艂ysza艂 w g艂osie Rosjanina napi臋cie. Doskonale rozumia艂 obawy Or艂owa. Niepok贸j o podw艂adn膮, Odette, i desperacka ch臋膰 zlikwidowania os艂awionego terrorysty. Hood ju偶 to kiedy艣 przerabia艂. Mia艂 za sob膮 i wygrane, i przegrane. Tu nie by艂o jak w filmie czy powie艣ci, gdzie bohater zawsze zwyci臋偶a.
Hood wci膮偶 rozmawia艂 z genera艂em Or艂owem, kiedy otwar艂y si臋 drzwi. Podni贸s艂 wzrok.
To by艂 Jack Fenwick. Czas namys艂u dobieg艂 ko艅ca.
Szef NSA wszed艂 do sali i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi. Przestronna Sala Gabinetowa nagle wyda艂a si臋 Hoodowi niewielka i bardzo ciasna.
Fenwick podszed艂 do ekspresu i si臋 obs艂u偶y艂. Hood ju偶 prawie ko艅czy艂 rozmow臋. Po偶egna艂 si臋 tak szybko, jak to by艂o mo偶liwe bez sprawiania wra偶enia po艣piechu. Nie chcia艂, 偶eby Fenwick cokolwiek us艂ysza艂. Nie chcia艂 te偶 jednak okaza膰 wobec szefa NSA cho膰by 艣ladu niepewno艣ci czy zdenerwowania.
Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. 艁ykn膮艂 kawy i spojrza艂 na Fenwicka, kt贸ry wpatrywa艂 si臋 w niego ciemnymi oczami.
- Mam nadziej臋, 偶e nie masz nic przeciwko. - Fenwick wskaza艂 kaw臋.
149
- Dlaczego mia艂bym mie膰? - spyta艂 Hood.
- Nie wiem, Paul. - Fenwick wzruszy艂 ramionami. - Ludzie bywaj膮 cza
sem terytorialistami w r贸偶nych sprawach. Swoj膮 drog膮, dobra kawa.
- Dzi臋ki.
Fenwick usadowi艂 si臋 na kraw臋dzi sto艂u. Siedzia艂 ledwie metr od Hooda.
- Zrobili艣my kr贸tk膮 przerw臋 - powiedzia艂 Fenwick. - Prezydent czeka na
szef贸w sztab贸w i sekretarza stanu, zanim podejmie decyzje w sprawie kry
zysu kaspijskiego.
- Dzi臋ki za wie艣ci.
- Prosz臋 bardzo - odpar艂 uprzejmie Fenwick. - Mog臋 dostarczy膰 ci nie
tylko wie艣ci - ci膮gn膮艂. - Mog臋 dostarczy膰 ci prognoz臋.
-O?
Fenwick skin膮艂 konfidencjonalnie g艂ow膮.
- Prezydent zareaguje militarnie. Zdecydowanie. Musi.
Zar贸wno Centrum, jak i NSA mia艂y dost臋p do rozpoznania fotograficznego z NRO. Fenwick niew膮tpliwie wiedzia艂 r贸wnie偶 o Rosjanach.
Hood wsta艂, by dola膰 sobie 艣wie偶ej kawy. Przypomnia艂 sobie nagle, o czym my艣la艂 przed paroma minutami.
Jedynym sposobem powstrzymania upadaj膮cego domina jest wyprzedzenie reakcji 艂a艅cuchowej i wyj臋cie kilku kostek.
- Nie chodzi zreszt膮 o to, co zrobi prezydent, tylko co zrobi kraj. Co ty
zamierzasz zrobi膰 - powiedzia艂 Fenwick.
- Po to tu przyszed艂e艣? Wysondowa膰 mnie?
- Przyszed艂em tu rozprostowa膰 ko艣ci. Ale skoro ju偶 przy tym jeste艣my,
ciekawi mnie to. Co zamierzasz zrobi膰?
- W zwi膮zku z czym? - zapyta艂 Hood, nalewaj膮c sobie wi臋cej kawy. Rozpo
cz臋艂y si臋 podchody. Obydwaj wa偶yli s艂owa.
- W zwi膮zku z obecnym kryzysem. Jak膮 odegrasz rol臋?
- Wykonam swoj膮 robot臋 - Hood nie by艂 pewien, czy Fenwick go przepy
tuje, czy raczej mu grozi. Niewiele go to obchodzi艂o.
- A jak to rozumiesz? - spyta艂 Fenwick.
- W obowi膮zkach s艂u偶bowych mam „zarz膮dzanie sytuacj膮 kryzysow膮". -
Hood spojrza艂 na Fenwicka. - Ale w tej chwili rozumiem je nieco szerzej.
Rozumiem je jako dotarcie do prawdy stoj膮cej za tym kryzysem i przedsta
wienie jej prezydentowi.
- Co to za prawda? - zapyta艂 Fenwick. Wyraz jego twarzy si臋 nie zmieni艂,
ale w g艂osie brzmia艂a wy偶szo艣膰. - Naturalnie nie zgadzasz si臋 z tym, co pan
Gable, wiceprezydent i ja powiedzieli艣my prezydentowi.
- Nie, nie zgadzam si臋 - odpar艂 Hood ostro偶nie. Cz臋艣膰 tego, co zamierza艂
w艂a艣nie powiedzie膰, by艂a prawd膮, cz臋艣膰 - blefem. Je艣li si臋 myli艂, oznacza艂o
by to fa艂szywy alarm. Fenwick nie przej膮艂by si臋 tym, co mia艂by do powie-
150
dzenia Hood. M贸g艂by te偶 wykorzysta膰 okazj臋 i podwa偶y膰 wiarygodno艣膰 Hooda w oczach prezydenta. Tylko jednak w wypadku, je艣li Hood si臋 myli艂.
- Poinformowano mnie w艂a艣nie, 偶e w hotelu Hyatt w Baku z艂apali艣my
Harpunnika - oznajmi艂 Hood. Musia艂 przedstawi膰 to jako fakt dokonany.
Nie chcia艂, 偶eby Fenwick zadzwoni艂 do hotelu i ostrzeg艂 terroryst臋.
- A wi臋c to na pewno Harpunnik?
Fenwick wzi膮艂 艂yk kawy i zatrzyma艂 go w ustach. Hood pozwoli艂, by zapad艂a cisza. Po d艂u偶szej chwili Fenwick prze艂kn膮艂.
- Ciesz臋 si臋 - powiedzia艂 bez zbytniego entuzjazmu. - Mamy na g艂owie
o jednego terroryst臋 mniej. Jak go dorwali艣cie? Interpol, CIA, FBI - wszy
scy pr贸bowali od ponad dwudziestu lat.
- 艢ledzili艣my go od kilku dni - ci膮gn膮艂 Hood. - Obserwowali艣my go i pod
s艂uchiwali艣my jego telefony.
- My - czyli kto?
- Grupa wyodr臋bniona z Centrum Szybkiego Reagowania, CIA i zagra
nicznych instytucji - odpar艂 Hood. - Utworzyli艣my j膮, kiedy dowiedzieli
艣my si臋, 偶e Harpunnik przebywa w regionie. Uda艂o nam si臋 go wywabi膰,
agent CIA pos艂u偶y艂 za przyn臋t臋.
Hood nie mia艂 obaw przed ujawnianiem roli CIA, bo to Fenwick prawdopodobnie przekaza艂 informacje o Battacie Harpunnikowi.
- A zatem macie Harpunnika. - Fenwick uwa偶nie przygl膮da艂 si臋 Hoodo-
wi. - Co to ma wszystko wsp贸lnego z prawd膮, o kt贸rej m贸wi艂e艣? Wiesz co艣,
czego ja nie wiem?
- Wszystko wskazuje na to, 偶e Harpunnik macza艂 palce w zamachu na
Morzu Kaspijskim.
- Wcale mnie to nie dziwi - powiedzia艂 Fenwick. - Harpunnik pracuje dla
ka偶dego.
- Nawet dla nas - powiedzia艂 Hood.
Fenwick drgn膮艂, kiedy to us艂ysza艂. Tylko odrobin臋, ale wystarczaj膮co, 偶eby Hood zauwa偶y艂.
- Jestem zm臋czony i nie mam czasu na zgadywanki - mrukn膮艂 Fenwick. -
Co masz na my艣li?
- W艂a艣nie go przes艂uchujemy - kontynuowa艂 Hood. - Wydaje si臋 sk艂ania膰
do wyjawienia nam, kto go wynaj膮艂, w zamian za ograniczon膮 amnesti臋.
- Oczywi艣cie, 偶e tak - powiedzia艂 Fenwick lekcewa偶膮co. - Skurwiel go
t贸w jest powiedzie膰 cokolwiek, byle tylko ratowa膰 sk贸r臋.
- Mo偶liwe - zgodzi艂 si臋 Hood. - Tylko po co ma k艂ama膰, skoro tylko
prawda uratuje mu 偶ycie?
- Bo taki z niego pokr臋cony skurwiel - warkn膮艂 gniewnie Fenwick. Wrzu
ci艂 sw贸j kubek do kosza pod ekspresem i wsta艂 ze sto艂u. - Nie pozwol臋,
151
偶eby艣 doradza艂 prezydentowi, opieraj膮c si臋 na zeznaniach jakiego艣 terrorysty. Proponuj臋 wraca膰 do domu. Twoje zadanie dobieg艂o ko艅ca.
Zanim Hood zdo艂a艂 co艣 odpowiedzie膰, Fenwick wyszed艂 z Sali Gabinetowej. Zamkn膮艂 za sob膮 drzwi. Pomieszczenie jakby wr贸ci艂o do pierwotnych rozmiar贸w.
Teraz Hood by艂 pewien, 偶e Fenwick kr臋ci. Czy naprawd臋 tak mu zale偶a艂o, 偶eby prezydent nie dosta艂 fa艂szywych informacji? Czy rzeczywi艣cie by艂 taki przepracowany i zm臋czony? Nie, Hood jako艣 nie m贸g艂 w to uwierzy膰. Wierzy艂 natomiast, 偶e jest bardzo bliski wykrycia czego艣, co Fenwick usilnie stara艂 si臋 zatai膰.
Powi膮zania mi臋dzy wysoko postawionym doradc膮 prezydenckim a terro-
ryst膮, kt贸ry pom贸g艂 mu wywo艂a膰 wojn臋.
ROZDZIA艁 48
Baku, Azerbejd偶an
Wtorek, 10.47
Kiedy David Battat mia艂 sze艣膰 lat, zachorowa艂 na 艣wink臋. Bardzo ci臋偶ko j膮 przechodzi艂. Ledwie m贸g艂 prze艂yka膰, a brzuch i uda bola艂y przy ka偶dym ruchu. Zreszt膮 i tak by艂 zbyt s艂aby, by si臋 rusza膰.
Teraz te偶 czu艂 si臋 zbyt s艂aby, by si臋 porusza膰. Ka偶dy ruch wywo艂ywa艂 b贸l. Nie tylko w gardle i brzuchu, ale te偶 w nogach, ramionach, barkach i klatce piersiowej. Cokolwiek ten skurwiel Harpunnik mu wstrzykn膮艂, kompletnie go to rozbi艂o. Ale te偶 na sw贸j spos贸b pomog艂o. B贸l utrzymywa艂 go na nogach i zmusza艂 do koncentracji. Przypomina艂o to t臋py b贸l z臋ba, tyle tylko 偶e w ca艂ym ciele. Ca艂a energia, kt贸r膮 dysponowa艂 w tym momencie Battat, pochodzi艂a z w艣ciek艂o艣ci i gniewu. W艣ciek艂o艣ci, 偶e da艂 si臋 Harpunnikowi zaskoczy膰 i unieszkodliwi膰. Oraz gniewu z powodu 艣mierci Thomasa i Moore'a, za kt贸r膮 czu艂 si臋 w jaki艣 spos贸b odpowiedzialny.
Battat mia艂 przyt臋piony s艂uch i musia艂 co chwila mruga膰, 偶eby widzie膰 wyra藕nie. Doskonale jednak orientowa艂 si臋 w otoczeniu. Wsiedli do windy po艂yskuj膮cej mosi臋偶nymi okuciami, wy艂o偶onej zielonym dywanem. W suficie tkwi艂y rz膮dkami ma艂e jasne 艣wiate艂ka. Za nimi by艂a klapa, a obok szerokok膮tny obiektyw kamery.
Kiedy dotarli na drugie pi臋tro, wyszli na korytarz. Odette wzi臋艂a Battata za r臋k臋, wygl膮dali jak para m艂odych ludzi szukaj膮cych swojego pokoju. Sprawdzili numery pokoi na tablicy naprzeciwko: numery od 300 do 320 by艂y na prawo. Pok贸j numer 310 musia艂 si臋 wi臋c znajdowa膰 po艣rodku d艂ugiego, jasno o艣wietlonego korytarza. Ruszyli w tamtym kierunku.
- Co robimy? - spyta艂 Battat.
152
- Najpierw sprawdzimy schody - powiedzia艂a Odette. - Chc臋 si臋 upew
ni膰, 偶e drugi zab贸jca nie obserwuje stamt膮d pokoju.
- A potem? - zapyta艂 Battat.
- Co by艣 powiedzia艂 na ma艂偶e艅stwo? - spyta艂a.
- Raz spr贸bowa艂em i mi si臋 nie podoba艂o - powiedzia艂 Battat.
- Wi臋c to b臋dzie ci si臋 jeszcze mniej podoba膰 - odpar艂a. - Powiem ci, co
my艣l臋, kiedy dotrzemy do schod贸w.
Skierowali si臋 w stron臋 klatki schodowej na przeciwleg艂ym ko艅cu korytarza. Kiedy mijali pok贸j 310, Battat poczu艂, jak jego serce przyspiesza. Na klamce wisia艂a plakietka NIE PRZESZKADZA膯. Battat wyczuwa艂 tu atmosfer臋 zagro偶enia. Odczucie by艂o nie tyle fizyczne, ile duchowe. Nie posun膮艂by si臋 do stwierdzenia, 偶e to namacalne z艂o, ale pok贸j zdecydowanie sprawia艂 wra偶enie kryj贸wki dzikiego zwierz臋cia.
Odette wypu艣ci艂a jego d艂o艅, gdy doszli do schod贸w. Wyj臋艂a z kabury pistolet i nakr臋ci艂a t艂umik. Nast臋pnie min臋艂a Battata i ostro偶nie zajrza艂a do 艣rodka przez okienko nad drzwiami. Nie dostrzeg艂szy nic podejrzanego, przekr臋ci艂a ga艂k臋 i wesz艂a do 艣rodka. Battat ruszy艂 za ni膮. Stan膮艂 przy betonowych schodach i opar艂 si臋 ramieniem o metalow膮 por臋cz. Dobrze by艂o nie musie膰 si臋 porusza膰. Odette wsun臋艂a pi臋t臋 mi臋dzy drzwi, 偶eby sienie zatrzasn臋艂y. Odwr贸ci艂a si臋 do Battata.
- Jestem pewna, 偶e Harpunnik dok艂adnie zabezpieczy艂 sw贸j pok贸j od 艣rodka
- stwierdzi艂a. - Skoro nie mo偶emy si臋 w艂ama膰, musimy spr贸bowa膰 go wywabi膰.
- Zgoda - powiedzia艂 Battat. By艂 zm臋czony, kr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie i z tru
dem zmusza艂 si臋 do koncentracji. - Co proponujesz?
- Urz膮dzimy sobie ma艂偶e艅sk膮 sprzeczk臋.
- O co? - zapyta艂 z nag艂ym o偶ywieniem.
- Niewa偶ne. Pod warunkiem 偶e sko艅czymy, wyk艂贸caj膮c si臋, kt贸ry pok贸j
jest nasz.
- Jedno b臋dzie m贸wi膰, 偶e 312, a drugie upiera膰 si臋, 偶e 310?
- W艂a艣nie. Wtedy otworzymy drzwi do 310.
-Jak?
Odette si臋gn臋艂a do kieszeni.
- Tym. - Wyci膮gn臋艂a klucz uniwersalny, zabrany z pomieszczenia pokoj贸
wek. - Je艣li b臋dziemy mieli szcz臋艣cie, Harpunnik zechce nas tylko wygoni膰.
- A je艣li kto艣 inny wyjdzie na korytarz albo wezwie ochron臋? - spyta艂
Battat.
- Wi臋c k艂贸膰my si臋 szybciej - powiedzia艂a Odette, zdejmuj膮c kurtk臋
i przewieszaj膮c przez rami臋, by ukry膰 bro艅.
Wydawa艂a si臋 niecierpliwa, nieco niespokojna. Bynajmniej nie mia艂 jej tego za z艂e. Za chwil臋 zmierz膮 si臋 z Harpunnikiem. Gdyby nie ot臋pia艂o艣膰 spowodowana chorob膮, Battat te偶 odczuwa艂by raczej strach ni偶 w艣ciek艂o艣膰.
153
- Tu nie ma naukowych zasad - doda艂a. - Robimy to po to, 偶eby zmyli膰
Harpunnika i zaj膮膰 na tyle d艂ugo, by go zabi膰.
- Rozumiem. Co mam robi膰?
- Kiedy otworz臋 drzwi, pchnij je mocno do ty艂u. To powinno go zasko
czy膰 i da膰 mi czas na wycelowanie i strza艂. Kiedy sko艅czymy, wracamy na
schody i wychodzimy.
- W porz膮dku - powiedzia艂 Battat.
- Jeste艣 pewien, 偶e dasz rad臋? - spyta艂a.
- Zrobi臋, co mi kaza艂a艣.
Skin臋艂a i, by doda膰 mu otuchy, u艣miechn臋艂a si臋 lekko. A mo偶e to sobie chcia艂a doda膰 otuchy. Chwil臋 p贸藕niej ruszyli korytarzem.
ROZDZIA艁 49
Sankt Petersburg, Rosja
Wtorek, 11.02
Josef Noriwski by艂 w rosyjskim Centrum Operacyjnym oficerem 艂膮cznikowym z innymi instytucjami wywiadowczymi i 艣ledczymi w kraju oraz z Interpolem. By艂 to m艂ody m臋偶czyzna o szerokich barkach, z kr贸tkimi czarnymi w艂osami i wyd艂u偶on膮, blad膮 twarz膮. Wmaszerowa艂 do gabinetu genera艂a Or艂owa z min膮 wyra偶aj膮c膮 co艣 pomi臋dzy furi膮 a niedowierzaniem.
- Co艣 jest nie tak - stwierdzi艂. Noriwski nie przekazywa艂 informacji, do
p贸ki nie by艂 ich pewien. Dlatego, kiedy ju偶 co艣 m贸wi艂, brzmia艂o to jak ofi
cjalne o艣wiadczenie.
Poda艂 Or艂owowi plik fotografii osiemna艣cie na dwadzie艣cia cztery. Or艂ow szybko przejrza艂 jedena艣cie nieostrych, czarno-bia艂ych zdj臋膰. Pokazywa艂y pi臋ciu m臋偶czyzn w maskach narciarskich eskortuj膮cych sz贸stego, niezamaskowanego m臋偶czyzn臋 przez korytarz mi臋dzy czarnymi 艣cianami.
- Zdj臋cia zrobi艂y kamery monitoruj膮ce w wi臋zieniu o podwy偶szonych 艣rod
kach bezpiecze艅stwa w Lenkoran, w Azerbejd偶anie - wyja艣ni艂 Noriwski. -
Dostali艣my je dwa dni temu. Cz艂owiek bez maski to Siergiej Czerkasow.
PSW mia艂y nadziej臋, 偶e uda nam si臋 rozpozna膰 reszt臋.
PSW, czyli azerbejd偶a艅skie Pa艅stwowe S艂u偶by Wywiadowcze, utrzymuj膮ce do艣膰 艣cis艂膮 wsp贸艂prac臋 z rosyjskimi organami wywiadu.
- I co wykombinowa艂e艣? - spyta艂 Or艂ow, kiedy sko艅czy艂 przegl膮da膰 zdj臋cia.
- Uzbrojeni s膮 w IMI uzi - powiedzia艂 Noriwski. - Robi膮 je na wz贸r
pistolet贸w maszynowych kupionych od Izraela jeszcze przed rewolucj膮
islamsk膮. Same w sobie nie musz膮 nic znaczy膰. Ira艅scy handlarze broni膮
154
mogli je sprzeda膰 komukolwiek. Prosz臋 natomiast popatrze膰, jak oni si臋 poruszaj膮.
Or艂ow raz jeszcze przejrza艂 fotografie.
- Nie rozumiem - powiedzia艂.
Noriwski pochyli艂 si臋 nad biurkiem i wskaza艂 czwarte zdj臋cie.
- Zamaskowani ludzie utworzyli wok贸艂 Czerkasowa romb. Prowadz膮cy
os艂ania przesy艂k臋, uciekiniera, cz艂owiek na ko艅cu ochrania ty艂y, ci po bo
kach zabezpieczaj膮 lew膮 i praw膮. Pi膮ty cz艂owiek, jedyny, kt贸ry pojawia si臋
na zdj臋ciach numer jeden i dwa, idzie przed grup膮, zabezpieczaj膮c tras臋
ucieczki. Wed艂ug raport贸w prawdopodobnie za pomoc膮 wyrzutni rakiet. -
Noriwski wyprostowa艂 si臋. - To standardowa procedura ewakuacyjna u偶y
wana przez VEVAK.
VEVAK - Vezarat-e Etella'at va Amniat-e Keshvar. Ira艅skie Ministerstwo Wywiadu i Bezpiecze艅stwa.
- Dlaczego Iran mia艂by chcie膰 uwolni膰 rosyjskiego terroryst臋 z azerbej-
d偶a艅skiego wi臋zienia? - spyta艂 Noriwski. I sam sobie udzieli艂 odpowiedzi. -
By wykorzysta膰 jego zdolno艣ci? To mo偶liwe. Ale mo偶liwe te偶, 偶e chcieli
podrzuci膰 jego cia艂o na miejscu eksplozji. Ile cia艂 znaleziono w porcie w Ba
ku? Cztery do sze艣ciu, zale偶y, jak ostatecznie z艂o偶y si臋 kawa艂ki.
- Tyle, ilu ludzi pomog艂o mu w ucieczce - powiedzia艂 Or艂ow.
- Tak.
- Co mo偶e oznacza膰, 偶e wszyscy razem pracowali. Nic wi臋cej.
- Je艣li nie liczy膰 obecno艣ci Harpunnika - zauwa偶y艂 Noriwski. - Wiemy,
偶e wiele razy pracowa艂 dla Iranu ju偶 wcze艣niej. Wiemy, 偶e mo偶na si臋 z nim
skontaktowa膰 przez wsp贸lnik贸w w Teheranie. Panie generale, zmierzam do
tego: a je艣li to Iran zorganizowa艂 atak na w艂asn膮 platform臋, 偶eby stworzy膰
pretekst do wprowadzenia swoich okr臋t贸w?
- To nie wyja艣nia艂oby udzia艂u ameryka艅skiej Agencji Bezpiecze艅stwa
Narodowego - powiedzia艂 Or艂ow.
- Ale obecno艣膰 Czerkasowa mog艂aby to wyja艣ni膰 - upiera艂 si臋 Noriwski. -
Prosz臋 zobaczy膰, panie generale. Iran grozi Azerbejd偶anowi. Stany Zjedno
czone w艂膮czaj膮 si臋 w ten konflikt. Musz膮. Zagro偶one s膮 ameryka艅skie dostawy
ropy naftowej. Je艣li wrogiem jest tylko Iran, Amerykanie nie sprzeciwi膮 si臋
wojnie na morzu i w powietrzu. Od dawna chcieli uderzy膰 na Teheran, by ode
gra膰 si臋 za kryzys z zak艂adnikami z 1979 roku. Ale prosz臋 sobie wyobrazi膰, 偶e
do sytuacji wci膮gni臋ta zostaje Rosja. Na procesie Czerkasow przyzna艂 si臋 do
pracy dla Kremla. Dzi臋ki temu unikn膮艂 egzekucji. Za艂贸偶my, 偶e Azerbejd偶an
i Iran w odwecie atakuj膮 rosyjskie platformy wiertnicze na Morzu Kaspijskim.
Czy nar贸d ameryka艅ski poprze wywo艂anie w regionie wojny 艣wiatowej?
- Nie s膮dz臋 - powiedzia艂 Or艂ow. Pomy艣la艂 przez moment. - Ale mo偶e nie
musia艂by jej popiera膰.
155
- Co ma pan na my艣li? - spyta艂 Noriwski.
- Harpunnik wsp贸艂pracowa艂 z NSA, najwyra藕niej po to, by zorganizowa膰
t臋 konfrontacj臋 - powiedzia艂 Or艂ow. - A je艣li kto艣 z ameryka艅skiego rz膮du
um贸wi艂 si臋 z Iranem, zanim to wszystko nast膮pi艂o?
- Czy NSA ma takie uprawnienia? - zapyta艂 Noriwski.
- Nie s膮dz臋 - odpar艂 Or艂ow. - Zapewne potrzebowaliby do wsp贸艂pracy
wy偶ej postawionych oficjeli. Paul Hood z Centrum sugeruje, 偶e takie kon
takty mog艂y mie膰 miejsce. Mo偶e Amerykanie zgodzili si臋 wycofa膰 w pew
nym momencie? Pozwolili Iranowi zagarn膮膰 wi臋cej teren贸w ropono艣nych
w zamian za dost臋p do ropy?
- Normalizacja stosunk贸w? - zasugerowa艂 Noriwski.
- By膰 mo偶e - powiedzia艂 Or艂ow. - Ameryka艅skie kr臋gi wojskowe nacis
ka艂y na gr臋 va banque, a potem si臋 wycofa艂y. Ale z jakiego powodu? To
tak偶e musia艂o by膰 wcze艣niej ustalone.
Or艂ow nie zna艂 odpowiedzi, ale wiedzia艂, kto mo偶e j膮 zna膰. Dzi臋kuj膮c Noriwskiemu, wezwa艂 swojego t艂umacza i zadzwoni艂 do Paula Hooda.
ROZDZIA艁 50
Waszyngton
Wtorek, 3.06
Kiedy Fenwick opu艣ci艂 Sal臋 Gabinetow膮, Hood usiad艂 samotnie przy stole konferencyjnym. Jak przekona膰 prezydenta, 偶e sojusznicy podsuwaj膮 mu fa艂szywe dane? Bez nowych informacji b臋dzie to trudne, tym bardziej 偶e w obliczu kryzysu ludzie sk艂onni s膮 zwraca膰 si臋 po rad臋 do starych, sprawdzonych, zaufanych przyjaci贸艂. A za takich w艂a艣nie prezydent uwa偶a艂 Cottena i Fenwicka. Hood niewiele m贸g艂 tu zdzia艂a膰. Ale niemal r贸wnie mocno niepokoi艂o go to, co szef NSA rzuci艂 mu na odchodnym.
- Nie pozwol臋, 偶eby艣 doradza艂 prezydentowi.
To nie by艂 tylko mi臋dzynarodowy konflikt. Tak偶e terytorialne spory w Gabinecie Owalnym. Ale o co dok艂adnie? Nie chodzi艂o tylko o dost臋p do prezydenta Stan贸w Zjednoczonych. Fenwick pr贸bowa艂 zdezorientowa膰 Lawrence'a, zak艂opota膰 go, wprowadzi膰 w b艂膮d. Dlaczego?
Hood pokr臋ci艂 g艂ow膮 i wsta艂. Chocia偶 nie m贸g艂 doda膰 nic ponad to, co powiedzia艂 ju偶 wcze艣niej, chcia艂 us艂ysze膰, co maj膮 do powiedzenia szefowie sztab贸w. Fenwick mu nie zabroni艂 wej艣膰 do Gabinetu Owalnego.
Gdy wychodzi艂 z Sali Gabinetowej, zabrz臋cza艂 telefon. Dzwoni艂 genera艂 Or艂ow.
- Paul, mamy niepokoj膮ce wiadomo艣ci - zacz膮艂.
- Opowiadaj.
156
Or艂ow om贸wi艂 wszystko pokr贸tce. Kiedy sko艅czy艂, doda艂:
- Mamy podstawy s膮dzi膰, 偶e ataku na ira艅sk膮 platform臋 dokona艂 Har-
punnik z grup膮 Ira艅czyk贸w. S膮dzimy, 偶e w ataku uczestniczyli ci sami Ira艅-
czycy, kt贸rzy wcze艣niej uwolnili z wi臋zienia rosyjskiego terroryst臋 Sier-
gieja Czerkasowa. To mia艂o zasugerowa膰, 偶e w spraw臋 zamieszana jest
Moskwa.
- I zmusi膰 Stany Zjednoczone do opowiedzenia si臋 dla przeciwwagi po
stronie Azerbejd偶anu - powiedzia艂 Hood. - Nie wiesz, czy Teheran zaapro
bowa艂 atak?
- Bardzo mo偶liwe - odpar艂 Or艂ow. - Wygl膮da na to, 偶e ci Ira艅czycy praco
wali dla VEVAK lub tam zostali wyszkoleni.
- Aby wywo艂a膰 kryzys, kt贸ry pozwoli Iranowi zareagowa膰 militarnie -
powiedzia艂 Hood.
- Tak - zgodzi艂 si臋 Or艂ow. - U偶yli Czerkasowa, by wci膮gn膮膰 Rosj臋 w ten
konflikt. I Stany Zjednoczone. Czerkasow m贸g艂 nie mie膰 z samym atakiem
nic wsp贸lnego.
- To ma sens - przytakn膮艂 Hood.
- Paul, m贸wi艂e艣 wcze艣niej, 偶e cz艂onkowie twojego rz膮du, z NSA, kontak
towali si臋 z Ambasad膮 Ira艅sk膮 w Nowym Jorku. 呕e to do cz艂owieka z NSA
dzwoni艂 Harpunnik z Baku. Czy ta agencja mo偶e by膰 w to zamieszana?
- Nie wiem - przyzna艂 Hood.
- By膰 mo偶e to ambasada skontaktowa艂a ich z Harpunnikiem - zasugero
wa艂 Or艂ow.
To by艂o mo偶liwe. Hood my艣la艂 nad tym przez chwil臋. Dlaczego Fenwick mia艂by pom贸c Iranowi w wysadzeniu w艂asnej platformy wiertniczej, a nast臋pnie nak艂oni膰 prezydenta do zaatakowania Iranu? Czy ta intryga mia艂a wmanewrowa膰 Iran w konfrontacj臋? Czy to dlatego Fenwick ukrywa艂 przed prezydentem swoj膮 wizyt臋 w ira艅skiej ambasadzie?
Fenwick musia艂 jednak wiedzie膰 o Czerkasowie. Musia艂 zdawa膰 sobie spraw臋 z tego, 偶e Rosja te偶 zostanie wci膮gni臋ta.
Poza tym to wci膮偶 nie wyja艣nia艂o, dlaczego Fenwick zadzwoni艂 do prezydenta specjalnie tu偶 przed obiadem w ONZ. Ten ruch obliczony by艂 na upokorzenie Lawrence'a. Na podkopanie wiary w jego...
Stan umys艂owy, pomy艣la艂 nagle Hood.
Zacz膮艂 dr膮偶y膰 ten w膮tek. Czy偶 nie tym w艂a艣nie martwi艂a si臋 Megan Lawrence? Umys艂ow膮 niestabilno艣ci膮, domnieman膮 lub prawdziw膮, powsta艂膮 w wyniku przemy艣lnie zaplanowanego oszustwa i dezorientacji? Prezydent jest g艂臋boko wstrz膮艣ni臋ty. Stany znajduj膮 si臋 na kraw臋dzi wojny, doprowadzone tam przez Fenwicka. Lawrence pr贸buje opanowa膰 kryzys. Co si臋 wydarzy dalej? Czy Fenwick jako艣 go podkopie? Sprawi, 偶e prezydent zw膮tpi w swoje umiej臋tno艣ci...
157
A mo偶e sprawi, 偶e to opinia publiczna zw膮tpi w jego umiej臋tno艣ci? - zastanowi艂 si臋 Hood.
Senator Fox ju偶 obawia艂a si臋 o prezydenta. Ma艂a Chatterjee specjalnie go nie kocha艂a. Sekretarz generalna z pewno艣ci膮 powie w wywiadach, 偶e prezydent kompletnie si臋 myli艂 w sprawie inicjatywy ONZ. Je艣li do tego jeszcze Gable lub Fenwick doprowadz膮 do przecieku informacji o tych wszystkich b艂臋dach i pomy艂kach, jakie prezydent ostatnio pope艂nia艂?
Hood wiedzia艂, 偶e dziennikarze prze艂kn臋liby to w ca艂o艣ci. Taka historia 艣wietnie si臋 sprzedaje. Zw艂aszcza gdy pochodzi z tak wiarygodnego 藕r贸d艂a jak Jack Fenwick.
Hood wiedzia艂 ju偶 teraz na pewno, 偶e nie tylko Gable i Fenwick w tym uczestniczyli.
Wiceprezydent w Gabinecie Owalnym wydawa艂 si臋 doskonale rozumie膰 z Fenwickiem i Gable'em. Kto zyska艂by najwi臋cej, gdyby sam prezydent doszed艂 do przekonania, 偶e nie jest w stanie przewodzi膰 narodowi w dobie kryzysu? I gdyby tak samo my艣leli wyborcy? Kto by najwi臋cej zyska艂? Cz艂owiek, kt贸ry by go zast膮pi艂, oczywi艣cie.
- Generale, czy odzywali si臋 ju偶 nasi ludzie tropi膮cy Harpunnika? - spyta艂
Hood.
- Obydwoje s膮 w hotelu, w kt贸rym si臋 zatrzyma艂 -poinformowa艂 Or艂ow. -
Za moment po niego rusz膮.
- By go zlikwidowa膰, nie uj膮膰.
- Nie mamy wystarczaj膮co wielu ludzi, by go uj膮膰 - stwierdzi艂 Or艂ow. -
Tak naprawd臋, to nie mamy nawet wystarczaj膮co wielu ludzi, by wykona膰
aktualn膮 misj臋. To wielkie ryzyko, Paul.
- Rozumiem. Generale, czy jest pan pewien tej informacji? 呕e ludzie, kt贸
rzy zaatakowali ira艅sk膮 platform臋 wiertnicz膮, byli Ira艅czykami?
- Zanim nie z艂o偶膮 i nie zidentyfikuj膮 cia艂, mog臋 co najwy偶ej z du偶ym
prawdopodobie艅stwem przypuszcza膰.
- W porz膮dku - stwierdzi艂 Hood. - Przeka偶臋 informacj臋 prezydentowi.
Jego doradcy naciskaj膮, by zareagowa艂 militarnie. Musimy oczywi艣cie spr贸
bowa膰 nak艂oni膰 go do odsuni臋cia tej decyzji w czasie.
- Zgadzam si臋 - powiedzia艂 Or艂贸w. - My te偶 si臋 mobilizujemy.
- Prosz臋 dzwoni膰, je艣li b臋d膮 nowe wie艣ci. I dzi臋kuj臋 panu, generale. Bar
dzo panu dzi臋kuj臋.
Hood od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Wybieg艂 z Sali Gabinetowej i pogna艂 wy艂o偶onym chodnikiem korytarzem w stron臋 Gabinetu Owalnego. Ze 艣cian spogl膮da艂y olejne portrety Woodrowa Wilsona i pierwszej damy, Edith Bolling Wilson. W roku 1919, kiedy jej m膮偶 dozna艂 wylewu, to ona w zasadzie rz膮dzi艂a krajem. Robi艂a to po to, by chroni膰 jego zdrowie, a jednocze艣nie dba膰 o interesy pa艅stwa. Nie chodzi艂o jej o w艂asne korzy艣ci. Czy stali艣my si臋 od
158
tamtego czasu bardziej zepsuci? A mo偶e granica mi臋dzy dobrem a z艂em ca艂kiem si臋 zatar艂a? Czy szczytne cele uzasadnia艂y u偶ycie z艂ych 艣rodk贸w?
Hood mia艂 informacje oraz prawdopodobny scenariusz, ca艂kiem sp贸jny. Fenwick zblad艂 na wie艣膰, 偶e Harpunnik zosta艂 z艂apany. To potwierdza艂o podejrzenia Hooda. Brakowa艂o jednak dowodu. Bez niego nie zdo艂a przekona膰 prezydenta, by dzia艂a艂 powoli, rozwa偶nie, nie bior膮c pod uwag臋 dzia艂a艅 Iranu. Szefowie sztab贸w r贸wnie偶 nie b臋d膮 zbyt pomocni. Armia od ponad dwudziestu lat rozgl膮da艂a si臋 za uzasadnionym powodem, by uderzy膰 na Teheran.
Skr臋ci艂 za r贸g i znalaz艂 si臋 przed Gabinetem Owalnym. Zatrzyma艂 go oficer stoj膮cy na warcie.
- Musz臋 si臋 zobaczy膰 z prezydentem - wyja艣ni艂 mu Hood.
- Przykro mi, prosz臋 pana, ale musi pan odej艣膰 - upiera艂 si臋 m艂ody cz艂o
wiek.
- Mam niebieski poziom dost臋pu - Hood pomacha艂 plakietk膮 zawieszon膮
na szyi. - Mog臋 tu by膰. Prosz臋 tylko zastuka膰 i powiedzie膰 prezydentowi, 偶e
tu jestem.
- Prosz臋 pana, cho膰bym tak zrobi艂, nie zobaczy si臋 pan z prezydentem -
odpowiedzia艂 mu agent. - Spotkanie przeniesiono na d贸艂.
- Dok膮d? - Nie musia艂 pyta膰. Ju偶 to wiedzia艂.
- Do Sali Sytuacyjnej.
Hood odwr贸ci艂 si臋 i zakl膮艂. Fenwick nie 偶artowa艂. Nie dopu艣ci go do prezydenta. Na d贸艂 mo偶na si臋 dosta膰 tylko z plakietk膮 dost臋pu o poziom wy偶sz膮, czyli poziomu czerwonego. Wszyscy z takimi plakietkami ju偶 byli na dole. Uwodzeni i kontrolowani przez Jacka Fenwicka.
Hood skierowa艂 si臋 z powrotem do Sali Gabinetowej. Wci膮偶 trzyma艂 kom贸rk臋, uderzaj膮c ni膮 miarowo w otwart膮 d艂o艅. Mia艂 ochot臋 rzuci膰 tym cholerstwem. Nie m贸g艂 zadzwoni膰 do prezydenta. Po艂膮czenia z Sal膮 Sytuacyjn膮 przechodzi艂y przez inn膮 central臋 ni偶 do reszty Bia艂ego Domu. Nie mia艂 uprawnie艅 do bezpo艣redniego po艂膮czenia, a Fenwick z pewno艣ci膮 zadba艂 o to, 偶eby wszystkie jego telefony by艂y odrzucane lub op贸藕niane.
Hood przywyk艂 do wyzwa艅 i op贸藕nie艅. Zawsze jednak mia艂 dost臋p do ludzi, z kt贸rymi m贸g艂 rozmawia膰 i przekonywa膰. Nawet kiedy terrory艣ci opanowali Rad臋 Bezpiecze艅stwa ONZ, znalaz艂y si臋 sposoby, by przenikn膮膰 do 艣rodka. Teraz poczu艂 si臋 ca艂kowicie bezsilny. By艂o to rozpaczliwie frustruj膮ce.
Zatrzyma艂 si臋. Podni贸s艂 g艂ow臋 i natrafi艂 wzrokiem na portret Woodrowa Wilsona. Nast臋pnie spojrza艂 na pani膮 Wilson.
- O cholera - powiedzia艂.
Spojrza艂 na telefon. Mo偶e nie jest tak bezsilny, jak mu si臋 zdawa艂o. Zn贸w biegn膮c, wr贸ci艂 do Sali Gabinetowej. Jednego kana艂u Jack Fenwick nie zamkn膮艂.
159
Nie m贸g艂, cho膰by chcia艂.
W ko艅cu dama zawsze bije waleta.
ROZDZIA艁 51
Baku, Azerbejd偶an
Wtorek, 11.09
Id膮c korytarzem, Odette martwi艂a si臋 o dwie rzeczy. Po pierwsze, czy nie myl膮 si臋 co do to偶samo艣ci m臋偶czyzny z pokoju numer 310. Czy to na pewno Harpunnik. Or艂ow powiedzia艂 Odette, jak mniej wi臋cej wygl膮da Harpunnik. Doda艂 jednak, 偶e zapewne stosuje jaki艣 kamufla偶. W umy艣le mia艂a obraz kogo艣 wysokiego i drapie偶nego z wygl膮du, z bladymi, nienawistnymi oczyma i d艂ugimi palcami. Czy zawaha si臋 przed strza艂em, je艣li drzwi otworzy kto艣 nie tak wysoki, mocno zbudowany, o b艂臋kitnych, przyjaznych oczach i grubych palcach? A wtedy on zaatakuje pierwszy?
Cz艂owiek niewinny podszed艂by i si臋 przywita艂, powiedzia艂a sobie. Harpunnik mo偶e zrobi膰 to samo, 偶eby zbi膰 j膮 z tropu. Ktokolwiek jest w 艣rodku, ona musi zaatakowa膰 pierwsza.
Druga obawa wi膮za艂a si臋 z genera艂em. Odette s艂ysza艂a niepok贸j w jego g艂osie. Zastanawia艂a si臋, czego obawia艂 si臋 najbardziej. 呕e co艣 jej si臋 stanie czy 偶e Harpunnik ucieknie? Zapewne obydwu tych rzeczy. Pr贸bowa艂a przywo艂a膰 w sobie ducha "ja mu dokopi臋", jednak niepewny, niespokojny ton genera艂a i w jej sercu zasia艂 niepewno艣膰.
Niewa偶ne, powiedzia艂a sobie. Skoncentruj si臋 na zadaniu, na niczym wi臋cej. Liczy si臋 tylko misja. Cel znajduje si臋 zaledwie kilka drzwi dalej.
Odette ustali艂a z Battatem, 偶e to ona rozpocznie k艂贸tni臋. To ona musi otworzy膰 drzwi i wej艣膰 do 艣rodka. Ona te偶 b臋dzie kontrolowa膰 czas. Min臋li w艂a艣nie pok贸j numer 314. Odette trzyma艂a klucz w lewej r臋ce. W prawej wci膮偶 mia艂a pistolet, pod owini臋t膮 wok贸艂 przedramienia kurtk膮. Battat przyciska艂 do boku n贸偶 spr臋偶ynowy. Wydawa艂 si臋 nieco bardziej skoncentrowany, ni偶 kiedy przyszed艂 do hotelu. C贸偶, nic dziwnego.
Ona te偶 by艂a bardziej skoncentrowana.
Min臋li pok贸j numer 312.
Odette odwr贸ci艂a si臋 do Battata.
- Dlaczego stajesz? - spyta艂a go. Nie krzycza艂a, stara艂a si臋 m贸wi膰 na tyle
g艂o艣no, 偶eby Harpunnik m贸g艂 j膮 us艂ysze膰.
- Jak to, dlaczego staj臋? - natychmiast odpowiedzia艂 pytaniem Battat.
Odette przesz艂a kilka krok贸w naprz贸d. Zatrzyma艂a si臋 przed pokojem nu
mer 310. Jej serce bi艂o jak oszala艂e.
- Nie wejdziemy?
160
- Tak - odpar艂 zirytowany.
- To nie jest nasz pok贸j - powiedzia艂a Odette.
- W艂a艣nie, 偶e jest - upiera艂 si臋 Battat.
- Nie - odpar艂a Odette. - To jest nasz pok贸j.
- Mieszkamy w 312 - powiedzia艂 Battat konfidencjonalnie.
W艂o偶y艂a klucz do zamka pokoju numer 310. To by艂 dla Battata sygna艂, by podej艣膰 do drzwi. Podszed艂 i stan膮艂 tu偶 za ni膮. Prawie dotyka艂 barkiem drzwi.
Palce Odette zwilgotnia艂y. Naprawd臋 czu艂a zapach mosi臋偶nego klucza. Waha艂a si臋. To jest moment, na kt贸ry czeka艂a艣, strofowa艂a si臋. Okazja, by udowodni膰 swoj膮 warto艣膰 i sprawi膰, 偶e Wiktor b臋dzie dumny. Przekr臋ci艂a klucz. Zasuwa zgrzytn臋艂a cicho. Drzwi si臋 otwar艂y.
- M贸wi艂am, 偶e to nasz pok贸j - powiedzia艂a do Battata. Prze艂kn臋艂a 艣lin臋.
S艂owa utkn臋艂y jej w gardle, a nie chcia艂a okaza膰 po sobie strachu. Harpunnik
m贸g艂by to wyczu膰.
Gdy drzwi otwar艂y si臋 na milimetr, wyj臋艂a klucz z zamka. Wsun臋艂a go do kieszeni i wykorzysta艂a t臋 chwil臋, by nas艂uchiwa膰. Telewizor by艂 wy艂膮czony, a Harpunnik nie bra艂 akurat prysznica. Odette pod艣wiadomie mia艂a nadziej臋, 偶e zastan膮 go w 艂azience, z艂apanego w pu艂apk臋. Nic jednak nie us艂ysza艂a. Otwar艂a drzwi nieco szerzej.
Za nimi by艂 kr贸tki, w膮ski korytarzyk. Panowa艂a w nim ca艂kowita ciemno艣膰 i cisza. Za艂o偶yli, 偶e Harpunnik ukrywa si臋 w pokoju, ale je艣li nie? M贸g艂 wyj艣膰 na p贸藕ne 艣niadanie. M贸g艂 te偶 opu艣ci膰 Baku. By膰 mo偶e trzyma艂 ten pok贸j na wypadek, gdyby potrzebowa艂 kryj贸wki.
A je艣li na nas czeka? - pomy艣la艂a nagle. I sama sobie na to odpowiedzia艂a. Wtedy b臋dziemy musieli sobie jako艣 poradzi膰. Wiktor mawia艂, 偶e nic nie jest zagwarantowane.
- Co艣 nie tak, kotku? - spyta艂 Battat.
Zaskoczona, odwr贸ci艂a si臋 do swojego partnera. Patrzy艂 na ni膮 ze 艣ci膮gni臋tymi brwiami, najwyra藕niej zaniepokojony. Zda艂a sobie spraw臋, 偶e zapewne zbyt d艂ugo zwleka z wej艣ciem.
- Nie, wszystko w porz膮dku. - Otwar艂a drzwi nieco szerzej i wyci膮gn臋艂a
lew膮 r臋k臋. - Szukam tylko kontaktu.
Pchn臋艂a drzwi tak, 偶e otwar艂y si臋 do po艂owy. Zobaczy艂a 艣wiec膮ce na czerwono cyfry elektronicznego budzika na nocnym stoliku. Na zas艂onach utworzy艂a si臋 nieregularna linia bia艂ego 艣wiat艂a. Jej jasno艣膰 sprawia艂a, 偶e reszta pokoju wydawa艂a si臋 jeszcze mroczniejsza.
Lew膮 r臋k膮 Odette wymaca艂a w艂膮cznik 艣wiat艂a. Zapali艂a je. W艂膮czy艂y si臋 lampy w przedpokoju i na nocnych stolikach. 艢ciany i meble delikatnie roz艣wietli艂y si臋 na 偶贸艂topomara艅czowo.
Nie oddychaj膮c, wesz艂a do przedpokoju. Zajrza艂a do 艂azienki po prawej. Na szafce przy zlewie sta艂y przybory toaletowe. Myd艂o by艂o otwarte.
161
Spojrza艂a na 艂贸偶ko. Nie spano w nim, ale kto艣 na pewno rusza艂 poduszki. Stojak na baga偶 zajmowa艂a walizka, ale nie wida膰 by艂o but贸w Harpunnika. Mo偶e wyszed艂.
- Co艣 tu jest nie tak - powiedzia艂a Odette.
- Co masz na my艣li?
- To nie jest nasza walizka, tam, na stojaku - odpar艂a.
Battat wszed艂 w 艣lad za ni膮. Rozejrza艂 si臋.
- Czyli mia艂em racj臋 - powiedzia艂. - To nie jest nasz pok贸j.
- No to dlaczego nasz klucz pasowa艂? - zapyta艂a.
- Zejd藕my na d贸艂 i zapytajmy - zarz膮dzi艂 Battat. Wci膮偶 si臋 rozgl膮da艂.
- Mo偶e recepcjonista si臋 pomyli艂 i wpakowa艂 tu kogo艣 innego - zasugero
wa艂a Odette.
Battat chwyci艂 j膮 nagle za 艂okie膰, brutalnie wepchn膮艂 do 艂azienki i wszed艂 za ni膮.
Odette odwr贸ci艂a si臋 i wbi艂a w niego w艣ciek艂y wzrok. Po艂o偶y艂 palec na ustach i przysun膮艂 si臋.
- Co jest? - wyszepta艂a.
- On tu jest - powiedzia艂 cicho Battat.
- Gdzie?
- Za 艂贸偶kiem, na pod艂odze. Zobaczy艂em jego odbicie w mosi臋偶nym za
g艂贸wku.
- Uzbrojony?
- Nie widzia艂em - szepn膮艂 Battat. - Zak艂adam, 偶e tak.
Odette od艂o偶y艂a kurtk臋 na pod艂og臋. Nie by艂o ju偶 powodu, by chowa膰 bro艅. Battat sta艂 kilka krok贸w przed ni膮, przy drzwiach. Wtedy w艂a艣nie zauwa偶y艂a niewielkie, okr膮g艂e lusterko na sk艂adanym ramieniu, przytwierdzone do 艣ciany po jego prawej. Za艣wita艂 jej pewien pomys艂.
- Potrzymaj to - wyszepta艂a i wr臋czy艂a mu pistolet. Min臋艂a go, wyj臋艂a
lusterko z uchwytu i podesz艂a do drzwi. Na czworakach ostro偶nie wysun臋艂a
lusterko na korytarz. Ustawi艂a je tak, by zajrze膰 pod 艂贸偶ko.
Nikogo tam nie by艂o.
- Ju偶 go nie ma - powiedzia艂a cicho.
Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 z lusterkiem nieco dalej. Poruszy艂a nim wolno, by dok艂adnie obejrze膰 pok贸j. W rogach nikogo nie by艂o, nie widzia艂a te偶 偶adnego wybrzuszenia na zas艂onach.
- Z pewno艣ci膮 go tu nie ma - stwierdzi艂a.
Battat przykucn膮艂 za ni膮 i spojrza艂 w lusterko. Odette zastanawia艂a si臋, czy rzeczywi艣cie kogo艣 widzia艂, czy tylko przywidzia艂o mu si臋 w gor膮czce.
- Chwileczk臋 - powiedzia艂. - Przekr臋膰 lusterko tak, 偶eby zobaczy膰 wez
g艂owie 艂贸偶ka.
162
Odette zrobi艂a, jak kaza艂. Zas艂ony falowa艂y, jakby poruszane lekkim wiatrem.
- Okno jest otwarte - powiedzia艂a Odette.
Battat wsta艂. Ostro偶nie wszed艂 do pokoju i rozejrza艂 si臋.
- Cholera.
-Co?
- Za zas艂on膮 jest lina. - Battat podszed艂 do okna. - Dra艅 zszed艂...
Nagle zawr贸ci艂 do 艂azienki.
- Padnij! - wrzasn膮艂, rzucaj膮c Odette na pod艂og臋. Zanurkowa艂 za ni膮, tu偶
obok wanny z w艂贸kna szklanego. B艂yskawicznie naci膮gn膮艂 im na g艂owy jej
kurtk臋 i po艂o偶y艂 si臋 obok, z r臋k膮 na jej plecach.
Chwil臋 p贸藕niej pok贸j roz艣wietli艂a 偶贸艂toczerwona flara. S艂ycha膰 by艂o 艣wist ogrzanego gwa艂townie powietrza. Po chwili flara zgas艂a, pozostawiaj膮c mdl膮cos艂odki zapach zmieszany z odorem pal膮cych si臋 tkanin i dywanu. Detektor dymu wy艂 przera藕liwie.
Odette odrzuci艂a kurtk臋 i podnios艂a si臋 na kolana.
- Co to by艂o? - krzykn臋艂a.
- Na biurku sta艂 TWP! - wrzasn膮艂 Battat.
- Co takiego?
- TWP! - Battat zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi. - Terrorysta w puszce. Chod藕,
musimy si臋 st膮d wydosta膰!
Pom贸g艂 Odette wsta膰. Chwyci艂a kurtk臋 i obydwoje wypadli na korytarz. Battat zamkn膮艂 drzwi i poku艣tyka艂 w stron臋 pokoju numer 312. Ledwo trzyma艂 si臋 na nogach.
- Co to jest terrorysta w puszce?
- Napalm z dodatkiem benzenu - odpowiedzia艂. - Wygl膮da jak pianka do
golenia i nie wzbudza alarmu przy prze艣wietlaniu baga偶u na lotnisku. Wy
starczy tylko przekr臋ci膰 wieczko, by nastawi膰 timer, i bum! - Za ich plecami
rozdzwoni艂 si臋 g艂贸wny alarm przeciwpo偶arowy. - Daj mi klucz uniwersalny
- poprosi艂, kiedy doszli do 312.
Odette poda艂a mu go.
Battat otworzy艂 drzwi. Dym przeciska艂 si臋 ju偶 pod drzwiami 艂膮cz膮cymi z pokojem 310. Battat przebieg艂 obok nich i dopad艂 okna. Ci臋偶kie zas艂ony by艂y odsuni臋te. Pochyli艂 si臋, stoj膮c na tyle blisko, 偶eby co艣 widzie膰, a r贸wnocze艣nie nie by膰 widzianym z do艂u. Musia艂 oprze膰 si臋 o 艣cian臋, 偶eby nie upa艣膰. Odette podesz艂a do niego. Wyjrzeli na pusty parking.
- Tam. - Wskaza艂 palcem. - Widzisz go? W bia艂ej koszuli, d偶insach, z czar
nym plecakiem.
- Widz臋 - odpar艂a.
- Tego m臋偶czyzn臋 widzia艂em w pokoju.
163
Wi臋c to jest Harpunnik, pomy艣la艂a. Bestia nie robi艂a imponuj膮cego wra偶enia, gdy tak niespiesznie oddala艂a si臋 od hotelu. Ale ta wyluzowana postawa czyni艂a go jeszcze bardziej z艂owrogim. W po偶arze, kt贸ry wznieci艂, mogli zgin膮膰 ludzie. Nie obchodzi艂o go to jednak. Odette 偶a艂owa艂a, 偶e nie mo偶e go st膮d zastrzeli膰.
- B臋dzie si臋 prawdopodobnie porusza艂 powoli, by nie przyci膮ga膰 uwagi -
wydysza艂 Battat. Z trudem 艂apa艂 oddech, s艂ania艂 si臋. Odda艂 jej pistolet. -
Masz jeszcze czas, 偶eby go dogoni膰 i za艂atwi膰.
- A co z tob膮?
- Tylko bym ci臋 spowalnia艂 - powiedzia艂.
Waha艂a si臋. Godzin臋 temu nie chcia艂a, 偶eby si臋 w to miesza艂. Teraz czu艂a, jakby go porzuca艂a.
- Marnujesz czas. - Pchn膮艂 j膮 delikatnie i ruszy艂 w stron臋 drzwi. - Po
prostu id藕. Dojd臋 do klatki schodowej i wr贸c臋 do ambasady. Zobacz臋, czy
uda mi si臋 stamt膮d co艣 zdzia艂a膰.
- Dobra - powiedzia艂a, po czym odwr贸ci艂a si臋 i pobieg艂a do wyj艣cia.
- B臋dzie uzbrojony! - krzykn膮艂 za ni膮 Battat. - Nie zawahaj si臋!
Machn臋艂a w odpowiedzi r臋k膮, wybiegaj膮c z pokoju.
Korytarz wype艂nia艂 si臋 dymem. Tych kilku go艣ci, kt贸rzy byli akurat w swoich pokojach, wybieg艂o zobaczy膰, co si臋 dzieje. Zjawi艂a si臋 obs艂uga hotelu i ochroniarze. Kierowali wszystkich do klatki schodowej.
Odette powiedzia艂a jednemu z ochroniarzy, 偶e w pokoju numer 312 kto艣 potrzebuje pomocy, po czym pogna艂a do schod贸w.
W nieca艂膮 minut臋 by艂a na ulicy. Parking znajdowa艂 si臋 po drugiej stronie budynku. Pobieg艂a w tamtym kierunku.
Harpunnik znik艂.
ROZDZIA艁 52
Waszyngton
Wtorek, 3.13
Paul Hood wr贸ci艂 do Sali Gabinetowej i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi. Odetchn膮艂 g艂臋boko dla uspokojenia. Pomieszczenie pachnia艂o kaw膮. Cieszy艂o go to. Zabija艂o od贸r zdrady. Wyj膮艂 swojego palmtopa, sprawdzi艂 numer i podszed艂 do telefonu, by go wystuka膰. Nie mia艂 na to szczeg贸lnej ochoty, ale po prostu musia艂 to zrobi膰. Nic innego nie przychodzi艂o mu do g艂owy. Tylko tak m贸g艂 zapobiec zamachowi stanu. S艂uchawk臋 podniesiono ju偶 po drugim sygnale.
- Halo?
- Megan, m贸wi Paul Hood.
164
- Paul, gdzie jeste艣? - zapyta艂a pierwsza dama. - Martwi艂am si臋...
- Jestem w Sali Gabinetowej - powiedzia艂. - Megan, pos艂uchaj. Fenwick
jest z ca艂膮 pewno艣ci膮 zamieszany w spisek. Uwa偶am, 偶e on, Gable i kto tam
jeszcze w tym siedzi pr贸buj膮 wm贸wi膰 prezydentowi, 偶e jest niespe艂na rozumu.
- Dlaczego mieliby to robi膰? - spyta艂a.
- Pr贸buj膮 rozp臋ta膰 konflikt z Iranem i Rosj膮na Morzu Kaspijskim - wyja
艣ni艂 jej Hood. - Je艣li uda im si臋 przekona膰 prezydenta, 偶e nie poradzi sobie
z t膮 konfrontacj膮, b臋dzie musia艂 ust膮pi膰. Wystarczy zreszt膮, 偶e przekonaj膮
opini臋 publiczn膮. Nowy prezydent albo doprowadzi do eskalacji konfliktu,
albo, co bardziej prawdopodobne, zako艅czy go. Zdob臋dzie sobie tym punk
ty u wyborc贸w oraz w Iranie. Nast臋pnie by膰 mo偶e podzielimy z艂o偶a ropy
nale偶膮ce wcze艣niej do Azerbejd偶anu.
- Paul, to potworne - stwierdzi艂a Megan. - Czy wiceprezydent te偶 jest
w to zamieszany?
- Mo偶liwe - powiedzia艂 Hood.
- I uwa偶aj膮, 偶e im to ujdzie na sucho?
- Megan, niewiele brakuje, 偶eby usz艂o im na sucho. Kryzys kaspijski roz
wija si臋 coraz szybciej, a narad臋 strategiczn膮 przenie艣li z Gabinetu Owalne
go do Sali Sytuacyjnej. Nie mam uprawnie艅, by tam wej艣膰.
- Zadzwoni臋 do Michaela na numer prywatny i poprosz臋, 偶eby z tob膮 po
rozmawia艂 - powiedzia艂a Megan.
- To nie wystarczy - stwierdzi艂 Hood. - Zr贸b dla mnie co艣 innego.
Megan zapyta艂a, co takiego. Hood wyt艂umaczy艂.
- Zrobi臋 to - obieca艂a, gdy sko艅czy艂. - Daj mi pi臋膰 minut.
Podzi臋kowa艂 jej i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.
Zaproponowa艂 taktyk臋 ryzykown膮 zar贸wno dla niego, jak i dla pierwszej
damy. Jednak nie widzia艂 innego wyj艣cia.
Rozejrza艂 si臋 po sali.
Przypomnia艂 sobie, jak ratowa艂 c贸rk臋. Tamto by艂o instynktowne. Musia艂 dzia艂a膰, 偶eby ona prze偶y艂a. Nie mia艂 wyboru.
Tu by艂o inaczej.
Hood pr贸bowa艂 wyobrazi膰 sobie decyzje podejmowane w tych 艣cianach na przestrzeni wiek贸w. Decyzje dotycz膮ce wojen, kryzys贸w gospodarczych, praw cz艂owieka, polityki zagranicznej. Ka偶da z nich na sw贸j spos贸b kszta艂towa艂a histori臋. Jedne by艂y wa偶ne, inne mniej wa偶ne, ale wszystkie wymaga艂y zaanga偶owania. Kto艣 musia艂 wierzy膰, 偶e podejmuje w艂a艣ciwe decyzje. Na podstawie tej wiary musia艂 zaryzykowa膰 - od kariery i bezpiecze艅stwa narodowego po 偶ycie milion贸w ludzi.
Hood w艂a艣nie to ryzykowa艂. Jedno i drugie. Pami臋ta艂 jednak o przys艂owiu, kt贸re wisia艂o w sali, w kt贸rej jego ojciec uczy艂 wychowania obywatelskiego.
165
„Pierwsze b艂臋dy zdarzaj膮 si臋 tym, kt贸rzy je pope艂niaj膮. Kolejne - tym, kt贸rzy na nie pozwalaj膮".
Gdy odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂 z Sali Gabinetowej, nie czu艂 ci臋偶aru podj臋tej w艂a艣nie decyzji. Ani te偶 niebezpiecze艅stwa, kt贸re nios艂a.
Czu艂 jedynie zadowolenie, 偶e mo偶e s艂u偶y膰 swemu krajowi.
ROZDZIA艁 53
Baku, Azerbejd偶an
Wtorek, 11.15
Ju偶 od bardzo dawna Maurice Charles nie musia艂 nagle wycofywa膰 si臋 z bezpiecznej kryj贸wki. Do furii doprowadza艂a go konieczno艣膰 opuszczenia miejsca, kt贸re tak starannie przygotowa艂. Do jeszcze wi臋kszej furii doprowadza艂 go sam fakt, 偶e musi przed kim艣 ucieka膰. Nie obchodzi艂o go nawet, w jaki spos贸b go znale藕li. S膮dz膮c z akcent贸w, intruzami byli Rosjanka i Amerykanin. By膰 mo偶e Moskwa i Waszyngton 艣ledzi艂y go bez jego wiedzy. By膰 mo偶e gdzie艣 si臋 pomyli艂. A mo偶e to jeden ze wsp贸lnik贸w pope艂ni艂 b艂膮d.
Charles nie wierzy艂 jednak, 偶e ta para pojawi艂a si臋 tam przypadkiem. Po pierwsze, przy meldowaniu si臋 wzi膮艂 obydwa klucze do pokoju 310. W recepcji nie by艂o ju偶 trzeciego do wydania. Obudzi艂 go d藕wi臋k otwieranej zasuwy. Charles patrzy艂 na stopy kobiety, s艂ucha艂, jak m贸wi艂a. Ca艂e to jej wej艣cie pe艂ne by艂o niepewno艣ci. Gdyby naprawd臋 my艣la艂a, 偶e to ich pok贸j, wmaszerowa艂aby do 艣rodka i zapali艂a 艣wiat艂o. Kobiety zawsze chc膮 od razu wszystko udowadnia膰, kiedy s膮dz膮, 偶e maj膮 racj臋.
Tak, by艂 w艣ciek艂y, ale nie poddawa艂 si臋 swojej furii. Teraz ma pilniejsze zadanie: musi zatrze膰 艣lady, a potem uciec. To oznacza艂o wyeliminowanie pary, kt贸ra wesz艂a do jego pokoju. Nie bra艂 pod uwag臋 wezwania zab贸jc贸w, kt贸rymi pos艂u偶y艂 si臋 poprzedniej nocy. Nie chcia艂, by ktokolwiek wiedzia艂, 偶e wdepn膮艂 w k艂opoty. To nie s艂u偶y艂oby jego reputacji i interesom.
Zd膮偶y艂 si臋 dobrze przyjrze膰 ich butom i spodniom. Wystarczy mu do identyfikacji. Ma sw贸j pistolet i n贸偶. Nie do偶yj膮 ranka.
Charles doszed艂 do po艂owy parkingu i si臋 odwr贸ci艂. Je艣li tamci wygl膮dali z okna, szukaj膮c go, chcia艂, by go zobaczyli. Chcia艂, by pobiegli za nim na d贸艂. To bardzo u艂atwi odnalezienie ich. Dzi臋ki temu przekona艂by si臋 te偶, czy maj膮 wsparcie. Je艣li zadzwonili po pomoc, na parkingu za chwil臋 zjawi膮 si臋 pojazdy i inni agenci. Je艣li tak si臋 nie zdarzy, bez trudu pozb臋dzie si臋 tej dw贸jki, a potem zgodnie z planem wyjedzie z miasta poci膮giem.
Gdy da艂 ju偶 tamtym szans臋 zobaczenia go, zawr贸ci艂 do hotelu. Wszed艂 bocznymi drzwiami, za kt贸rymi ci膮gn膮艂 si臋 rz膮d sklep贸w. Do hotelu zbli偶a艂y
166
si臋 stra偶ackie syreny, nie s艂ycha膰 jednak by艂o policyjnych. Na parking nie wpada艂y 偶adne inne pojazdy. Z tego wniosek, 偶e para dzia艂a艂a bez wsparcia na miejscu lub w pobli偶u. Charles z 艂atwo艣ci膮 wtopi si臋 w t艂um uciekaj膮cy przed po偶arem. Najpierw jednak policzy si臋 z intruzami.
ROZDZIA艁 54
Waszyngton
Wtorek, 3.17
Za kadencji Harry'ego Trumana Bia艂y Dom dos艂ownie wybebeszono i zbudowano na nowo z powodu os艂abienia drewnianych belek i 艣cian wewn臋trznych. Trumanowie przenie艣li si臋 na drug膮 stron臋 ulicy, do Blair House, i pomi臋dzy 1948 a 1952 rokiem po艂o偶ono nowe fundamenty, a pr贸chniej膮ce belki zast膮piono stalowymi kratownicami. Wykopano te偶 piwnic臋, oficjalnie po to, by zwi臋kszy膰 powierzchni臋 magazynow膮. W rzeczywisto艣ci stworzono j膮, by zapewni膰 prezydentowi oraz jego wsp贸艂pracownikom i rodzinie schron na wypadek ataku nuklearnego. Przez lata piwnic臋 potajemnie powi臋kszano, umieszczaj膮c w niej biura, centra dowodzenia, zaplecze medyczne, posterunki monitoringu i pomieszczenia rekreacyjne. Obecnie podziemie sk艂ada si臋 z czterech kondygnacji i si臋ga ponad sze艣膰dziesi膮t metr贸w w g艂膮b.
Do wszystkich czterech poziom贸w dosta膰 si臋 mo偶na wy艂膮cznie dwoma windami. S膮 one umieszczone we Wschodnim i Zachodnim Skrzydle. Ta druga znajduje si臋 niedaleko na zach贸d od prywatnej jadalni prezydenta, w naro偶niku w po艂owie drogi mi臋dzy Gabinetem Owalnym a gabinetem wiceprezydenta. Kabina jest niewielka i wy艂o偶ona drewnem, wygodnie mie艣ci si臋 w niej sz贸stka ludzi. Dost臋p do windy mo偶liwy jest po identyfikacji odcisku kciuka. W tym celu zainstalowano po prawej stronie drzwi windy niewielki zielony monitor. Poniewa偶 pomieszczenia rekreacyjne Bia艂ego Domu znajduj膮 si臋 na dole, dost臋p do windy ma ca艂a rodzina prezydenta.
Hood poszed艂 do gabinetu wiceprezydenta, by zaczeka膰 na zewn膮trz. Poniewa偶 wiceprezydent przebywa艂 akurat w Bia艂ym Domu, nieco w g艂臋bi korytarza sta艂 agent Secret Service. Wiceprezydenckie biuro znajdowa艂o si臋 blisko oficjalnej jadalni.
Hood nie czeka艂 jeszcze nawet minuty, kiedy przysz艂a Megan Lawrence. Pierwsza dama mia艂a na sobie 艣redniej d艂ugo艣ci bia艂膮 sp贸dnic臋 i czerwon膮 bluzk臋 z niebiesk膮 apaszk膮. Jasna cera sprawia艂a, 偶e jej srebrne w艂osy wydawa艂y si臋 ciemniejsze.
Agent ochrony przywita艂 pierwsz膮 dam臋, gdy przechodzi艂a. Megan u艣miechn臋艂a si臋 w odpowiedzi i posz艂a dalej. Serdecznie obj臋艂a Hooda na powitanie.
167
- Dzi臋kuj臋, 偶e pani zesz艂a - powiedzia艂.
Wzi臋艂a go pod rami臋 i odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 windy. To dawa艂o jej pretekst, by sta膰 blisko Hooda i m贸wi膰 cicho. Agent sta艂 za nimi.
- Jak zamierzasz to rozwi膮za膰? - spyta艂a.
- Nie b臋dzie 艂atwo - przyzna艂 Hood. - W Gabinecie Owalnym prezydent
by艂 bardzo skoncentrowany. Je艣li kiedykolwiek mia艂 w膮tpliwo艣ci co do sta
nu swojej psychiki, to Fenwick i reszta podsun臋li mu idealne lekarstwo. Kry
zys. Prezydent wydawa艂 si臋 o偶ywiony, pe艂en energii. Potrzebowa艂 kryzysu.
Zmaganie si臋 z problemami pomog艂o mu odzyska膰 wiar臋 w siebie.
- M贸wi艂e艣 mi - zauwa偶y艂a pierwsza dama. - A to wszystko k艂amstwa.
- Jestem tego pewien - zar臋czy艂. - Problem w tym, 偶e nie mam dowod贸w.
- Sk膮d zatem pewno艣膰, 偶e to wszystko k艂amstwa? - zapyta艂a.
- Sprawdzi艂em blef Fenwicka, kiedy byli艣my sami w Sali Gabinetowej -
odpar艂 Hood. - Poinformowa艂em go, 偶e z艂apali艣my terroryst臋, kt贸ry spowo
dowa艂 tamtejszy kryzys. Powiedzia艂em, 偶e tamten zdradzi nam, dla kogo
pracowa艂. Maj膮c na my艣li Fenwicka. Fenwick stwierdzi艂, 偶e nigdy nie prze
ka偶臋 tej informacji prezydentowi.
Dotarli do windy. Megan delikatnie przytkn臋艂a kciuk do ekranu. Rozleg艂 si臋 cichy pomruk.
- Fenwick zaprzeczy, 偶e kiedykolwiek ci grozi艂 - zauwa偶y艂a.
- Oczywi艣cie, 偶e tak. W艂a艣nie dlatego musi pani wyci膮gn膮膰 go z tego ze
brania. Prosz臋 mu powiedzie膰, 偶e musi z nim pani porozmawia膰 przez pi臋膰
minut. Gdybym ja to zrobi艂, Fenwick i jego ludzie po偶arliby mnie 偶ywcem.
Nie zdecyduj膮 si臋 jednak zaatakowa膰 pani.
- W porz膮dku - odpar艂a Megan. Drzwi si臋 rozsun臋艂y. Pierwsza dama i Hood
weszli do 艣rodka. Nacisn臋艂a guzik poziomu minus pierwszego. Drzwi si臋
zamkn臋艂y i kabina ruszy艂a. - Na dole jest stra偶nik - powiedzia艂a Megan. -
B臋dzie musia艂 zapowiedzie膰 mnie telefonicznie. Nie mam dost臋pu do Sali
Sytuacyjnej.
- Wiem - odpar艂 Hood. - Miejmy nadziej臋, 偶e telefon odbierze kto艣 inny
ni偶 Fenwick lub Gable.
- Wi臋c je艣li b臋d臋 mog艂a rozmawia膰 z prezydentem sama, to co mam ro
bi膰? - zapyta艂a Megan. - Przyci膮gam jego uwag臋. Co dalej?
- Prosz臋 mu powiedzie膰, co pani zauwa偶y艂a w ci膮gu ostatnich kilku tygo
dni - odpar艂 Hood. - Prosz臋 szczerze z nim porozmawia膰 o tym, czego si臋
obawiamy - 偶e Fenwick nim manipulowa艂. Prosz臋 da膰 mi nieco czasu, cho膰
by tylko dwie czy trzy godziny. Potrzebuj臋 go, 偶eby zdoby膰 dowody i po
wstrzyma膰 wojn臋.
Winda stan臋艂a. Drzwi si臋 otwar艂y. Za nimi by艂 jasno o艣wietlony korytarz. Bia艂e 艣ciany by艂y obwieszone obrazami ameryka艅skich oficer贸w i s艂ynnych
168
bitew, od czas贸w wojny o niepodleg艂o艣膰 do dzisiejszych. Sala Sytuacyjna mie艣ci艂a si臋 na ko艅cu korytarza za dwiema parami podw贸jnych czarnych drzwi.
M艂ody stra偶nik z marines o blond w艂osach i 艣wie偶ej twarzy siedzia艂 na prawo od windy, przy biurku, na kt贸rym sta艂y telefon, komputer i lampa. Na metalowym stojaku po lewej znajdowa艂o si臋 kilka ekran贸w monitoringu.
Stra偶nik wsta艂 i spojrza艂 najpierw na Hooda, a nast臋pnie na Megan.
- Dzie艅 dobry, pani Lawrence - powiedzia艂. - Troch臋 wcze艣nie pani wsta
艂a na p艂ywanie - doda艂 z u艣miechem.
- Troch臋 p贸藕no si臋 k艂ad臋, kapralu Cain - u艣miechn臋艂a si臋 w odpowiedzi. -
To m贸j go艣膰, pan Hood. I nie id臋 pop艂ywa膰.
- Tak w艂a艣nie my艣la艂em, prosz臋 pani - odpar艂 stra偶nik. Jego spojrzenie
przenios艂o si臋 na Hooda. - Dzie艅 dobry panu.
- Dzie艅 dobry - odpowiedzia艂 Hood.
- Kapralu, czy mogliby艣cie zadzwoni膰 do prezydenta? - powiedzia艂a Me
gan. - Prosz臋 mu powiedzie膰, 偶e musz臋 z nim porozmawia膰. Na osobno艣ci
i twarz膮 w twarz.
- Naturalnie - odpar艂 stra偶nik.
Usiad艂 i podni贸s艂 s艂uchawk臋. Wystuka艂 numer wewn臋trzny Sali Sytuacyjnej.
Hood niecz臋sto si臋 modli艂, ale teraz przy艂apa艂 si臋 na tym, 偶e powtarza w my艣li: b艂agam, niech to nie b臋dzie Fenwick ani nikt z jego ludzi. Niech odbierze kto inny!
Po chwili stra偶nik powiedzia艂 do s艂uchawki:
- Pierwsza dama przysz艂a zobaczy膰 si臋 z panem prezydentem.
Hood i Megan stali bez ruchu w cichym korytarzu. Jedynym d藕wi臋kiem by艂 s艂aby, wysoki pisk dochodz膮cy z monitor贸w. Stra偶nik uni贸s艂 wzrok.
- Nie, prosz臋 pana - powiedzia艂. - Jest z ni膮 jaki艣 pan. Niejaki pan Hood.
To z艂y znak. Tylko jeden z ludzi Fenwicka m贸g艂 zada膰 takie pytanie.
Po kilku sekundach stra偶nik powiedzia艂:
- Tak, prosz臋 pana - i roz艂膮czy艂 si臋. Wsta艂 i spojrza艂 na pierwsz膮 dam臋. -
Przykro mi, prosz臋 pani. Powiedziano mi, 偶e spotkanie nie mo偶e by膰 prze
rwane.
- Kto to panu powiedzia艂? - zapyta艂a.
- Pan Gable, prosz臋 pani.
- Pan Gable pr贸buje powstrzyma膰 pana Hooda od dostarczenia prezyden
towi wa偶nej wiadomo艣ci - powiedzia艂a Megan. - Wiadomo艣ci, kt贸ra mo偶e
zapobiec wojnie. Musz臋 zobaczy膰 si臋 z m臋偶em.
- Kapralu - zacz膮艂 Hood. - Jeste艣cie 偶o艂nierzem. Nie musicie s艂ucha膰 roz
kaz贸w 偶adnego cywila. Prosz臋, 偶eby艣cie zadzwonili tam raz jeszcze.
169
Za偶膮dajcie rozmowy z oficerem i przeka偶cie mu, co powiedzia艂a wam pierwsza dama.
- Je艣li pan Gable b臋dzie robi艂 panu problemy, ja bior臋 za wszystko odpo
wiedzialno艣膰 - zapewni艂a Megan.
Kapral Cain waha艂 si臋, ale tylko przez chwil臋. Podni贸s艂 s艂uchawk臋 i, wci膮偶 na stoj膮co, wystuka艂 numer.
- Pan Gable? Chcia艂bym rozmawia膰 z genera艂em Burgiem.
Genera艂 Otis Burg by艂 przewodnicz膮cym po艂膮czonego komitetu szef贸w sztab贸w.
- Nie, prosz臋 pana - powiedzia艂 Cain po chwili. - Chodzi o sprawy woj
skowe. Sprawa zwi膮zana z bezpiecze艅stwem.
Nast膮pi艂a kolejna przerwa. Hood poczu艂 w gardle metaliczny smak. Po chwili zrozumia艂, 偶e to krew. Przygryza艂 w艂a艣nie j臋zyk. Rozlu藕ni艂 si臋.
Kilka sekund p贸藕niej g艂os i zachowanie kaprala Caina uleg艂y zmianie. Jego postawa usztywni艂a si臋, ton sta艂 si臋 bardziej s艂u偶bowy. Rozmawia艂 z genera艂em Burgiem.
Po kilku sekundach od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Spojrza艂 na pierwsz膮 dam臋.
- Pani m膮偶 spotka si臋 z obojgiem pa艅stwa - powiedzia艂 z dum膮.
Megan u艣miechn臋艂a si臋 i podzi臋kowa艂a mu.
Wraz z Hoodem odwr贸cili si臋 i ruszyli korytarzem w kierunku Sali Sytuacyjnej.
ROZDZIA艁 55
Baku, Azerbejd偶an
Wtorek, 11.22
Niepewnym krokiem David Battat schodzi艂 klatk膮 awaryjn膮. Z powodu p贸藕noporannej godziny hotel opuszcza艂o niewielu ludzi. Kilkoro z nich, mijaj膮c go, zapyta艂o, czy nie potrzebuje pomocy. Amerykanin odpowiada艂 im, 偶e nawdycha艂 si臋 dymu, ale sobie poradzi. Kurczowo przytrzymuj膮c si臋 stalowej barierki, powoli schodzi艂 po betonowych stopniach. Kiedy dotar艂 do holu, opar艂 si臋 o 艣cian臋 obok budek telefonicznych. Nie chcia艂 siada膰. By艂 s艂aby i kr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie, wi臋c obawia艂 si臋, 偶e nie m贸g艂by wsta膰. Jedna z pracownic hotelu zapyta艂a, kim jest i w kt贸rym zatrzyma艂 si臋 pokoju. Battat odpar艂, 偶e nie jest go艣ciem i tylko odwiedza艂 znajomego. Kobieta powiedzia艂a mu, 偶e stra偶acy nakazali, by wszyscy wyszli z budynku. Battat stwierdzi艂, 偶e wyjdzie, jak tylko z艂apie oddech.
Rozejrza艂 si臋 po holu. By艂 wype艂niony lud藕mi, w wi臋kszo艣ci pracownikami hotelu i jakimi艣 pi臋膰dziesi臋cioma, sze艣膰dziesi臋cioma go艣膰mi. Ci ostatni bardziej martwili si臋 o swoje baga偶e ni偶 bezpiecze艅stwo. Nie spieszyli si臋
170
do wyj艣cia. W holu nie by艂o dymu, a stra偶acy dopiero wje偶d偶ali na okr膮g艂y podjazd przed hotelem.
Battat niepokoi艂 si臋 o Odette. Patrzy艂 na ni膮 z podziwem, kiedy wychodzi艂a z hotelu. Je艣li nawet si臋 ba艂a, nie okazywa艂a tego. 呕a艂owa艂, 偶e nie jest sprawniejszy. Nie podoba艂o mu si臋, 偶e Odette musi zmierzy膰 si臋 z Harpunnikiem samotnie.
Na prawo od Battata na ko艅cu korytarza by艂o boczne wyj艣cie. Parking po prawej, front budynku po lewej. Poniewa偶 wozy stra偶ackie podjecha艂y od frontu, uzna艂, 偶e wi臋ksze szans臋 na z艂apanie taks贸wki ma na parkingu. Je艣li nie, to za parkingiem bieg艂a ulica przelotowa. Widzia艂 j膮 z okna na g贸rze. Tam b臋dzie m贸g艂 zapewne z艂apa膰 autobus.
Odepchn膮wszy si臋 od 艣ciany, poku艣tyka艂 wzd艂u偶 wy艂o偶onego chodnikiem korytarza. Znowu mia艂 gor膮czk臋, ale nie czu艂 si臋 gorzej ni偶 wcze艣niej. Jego organizm walczy艂 z chorob膮. To by znaczy艂o, 偶e wstrzykni臋to mu raczej wirusy ni偶 trucizn臋. Wyjdzie z tego.
Min膮艂 rz膮d budek telefonicznych. Za nimi dostrzeg艂 jak przez mg艂臋 kilka sklep贸w, kt贸rych witryny odbija艂y si臋 jedna w drugiej. W 艣rodku nikogo nie by艂o, ani klient贸w, ani personelu. Wystawy pe艂ne koszul i upomink贸w, walizek i zabawek, wszystkie zlewa艂y si臋 w jedno, gdy si臋 do nich zbli偶a艂. Pr贸bowa艂 mruga膰, 偶eby widzie膰 je wyra藕nie. Nie m贸g艂. Choroba i wysi艂ek wyczerpa艂y go znacznie bardziej, ni偶 przypuszcza艂. Rozwa偶a艂 przez chwil臋, czy nie wr贸ci膰 do holu i nie poprosi膰 ratownik贸w, by zabrali go do szpitala. Obawia艂 si臋 tam wraca膰, bo kto艣 m贸g艂by go rozpozna膰 z poprzedniej nocy i zapyta膰 o trupa w pokoju. Zaczyna艂 jednak mie膰 w膮tpliwo艣ci, czy uda mu si臋 wyj艣膰 z hotelu, nie m贸wi膮c ju偶 o dotarciu do ambasady.
Nagle kto艣 pojawi艂 si臋 w jego polu widzenia. Amerykanin zatrzyma艂 si臋 i zmru偶y艂 oczy. M臋偶czyzna w d偶insach i bia艂ej koszuli. Czarny plecak.
O Bo偶e, pomy艣la艂 Battat, podczas gdy m臋偶czyzna si臋 zbli偶a艂. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e tamten go rozpozna艂. I wiedzia艂, dlaczego jest w tak kiepskim stanie. W ko艅cu to zapewne on wstrzykn膮艂 mu na pla偶y toksyn臋.
Harpunnik.
Zab贸jca w艂a艣nie wszed艂 bocznymi drzwiami. Dzieli艂o ich jakie艣 sze艣膰 metr贸w. W prawej d艂oni trzyma艂 co艣, co wygl膮da艂o na n贸偶. Battat nie by艂by w stanie z nim walczy膰. Musia艂 spr贸bowa膰 dosta膰 si臋 z powrotem do holu.
Odwr贸ci艂 si臋, ale ruch by艂 zbyt szybki. Pociemnia艂o mu w oczach i zatoczy艂 si臋 na jedn膮 ze sklepowych witryn. Szybko odepchn膮艂 si臋 barkiem. Powl贸k艂 si臋 naprz贸d. Gdyby tylko dosta艂 si臋 do holu, cho膰by mia艂 tam nawet pa艣膰 prosto na twarz, by膰 mo偶e kto艣 dotar艂by do niego przed Harpunnikiem.
Dobrn膮艂 do rz臋du budek. Zacz膮艂 sun膮膰 wzd艂u偶 艣ciany, pomagaj膮c sobie lew膮 r臋k膮. Odepchni臋cie, krok, odepchni臋cie, krok.
171
W po艂owie rz臋du poczu艂 przesuwaj膮cy si臋 mu po gardle sztywny materia艂. R臋kaw. Silne rami臋 poci膮gn臋艂o go w ty艂.
- Kiedy spotkali艣my si臋 ostatnio, potrzebowa艂em ci臋 偶ywego - wyszepta艂
chrapliwie zab贸jca. - Nie tym razem. Chyba 偶e powiesz mi, z kim pracujesz.
- Wsad藕 sobie - wycharcza艂 Battat.
I w tej sekundzie poczu艂 mocne kopni臋cie kolanem w krzy偶. Je艣li Harpunnik zamierza艂 zabi膰 go na stoj膮co, b臋dzie zawiedziony. Nogi odm贸wi艂y Battatowi pos艂usze艅stwa, polecia艂 na pod艂og臋. Harpunnik natychmiast wypu艣ci艂 go i b艂yskawicznie znalaz艂 si臋 z przodu. Usiad艂 na nim okrakiem, pakuj膮c mu kolano w pier艣. Battat poczu艂 ostre uk艂ucie w boku. Co najmniej jedno 偶ebro z艂amane. Harpunnik przytkn膮艂 mu n贸偶 do gard艂a, z lewej strony. Ostry szpic wbija艂 si臋 tu偶 pod uchem.
- Nie - wysycza艂 Harpunnik, wpatruj膮c si臋 z w艣ciek艂o艣ci膮 w Battata. - To
wsadz臋 tobie.
Battat by艂 zbyt s艂aby, by walczy膰. Wiedzia艂, 偶e za moment Harpunnik poder偶nie mu gard艂o od ucha do ucha i zostawi go d艂awi膮cego si臋 w艂asn膮 krwi膮. Nie m贸g艂 jednak nic zrobi膰. Nic.
Poczu艂 uk艂ucie na gardle. Chwil臋 p贸藕niej us艂ysza艂 ciche pykni臋cie i krew trysn臋艂a mu na oczy. S膮dzi艂, 偶e przek艂ucie gard艂a bardziej boli. Po pierwszym uk艂uciu nie by艂o ju偶 wi臋cej b贸lu. Nie czu艂 ostrza przecinaj膮cego sk贸r臋. I wci膮偶 m贸g艂 oddycha膰.
Po u艂amku sekundy us艂ysza艂 kolejne pykni臋cie. Zamruga艂 gwa艂townie, by pozby膰 si臋 krwi z oczu. Harpunnik zamar艂 w bezruchu, wci膮偶 przykucni臋ty na jego piersi. Krew chlusta艂a z rany wjego gardle. Wyraz twarzy mia艂 jakby oboj臋tny. Nie zrobi艂 偶adnego wielkiego gestu, nic, co by odpowiada艂o rozmiarowi jego zbrodni. Tylko kr贸tkie spojrzenie pe艂ne dezorientacji i zaskoczenia. Potem oczy zab贸jcy zamkn臋艂y si臋, n贸偶 wypad艂 mu z d艂oni, a on sam run膮艂 na pod艂og臋 mi臋dzy Battatem a budkami telefonicznymi.
Battat wci膮偶 le偶a艂. Nie bardzo rozumia艂, co si臋 zdarzy艂o, dop贸ki nie pojawi艂a si臋 Odette. Trzyma艂a przed sob膮 pistolet z t艂umikiem i patrzy艂a na Harpunnika.
- Jeste艣 ca艂y? - spyta艂a Battata.
Podni贸s艂 r臋k臋 i pomaca艂 swoj膮 szyj臋. Poza stru偶k膮 krwi po lewej stronie wydawa艂a si臋 nienaruszona.
- Chyba tak - powiedzia艂. - Dzi臋kuj臋.
Zdo艂a艂 na wp贸艂 wywin膮膰 si臋, a na wp贸艂 wyczo艂ga膰, gdy Odette pochyli艂a si臋, by zbada膰 Harpunnika. Sprawdzaj膮c mu na nadgarstku puls, pistolet trzyma艂a wycelowany w jego g艂ow臋. Nast臋pnie przy艂o偶y艂a mu palce pod nosem, 偶eby sprawdzi膰, czy oddycha. Trafi艂a jednak w szyj臋 i klatk臋 piersiow膮. Jego bia艂a koszula ju偶 ca艂a nasi膮k艂a krwi膮.
172
- Ciesz臋 si臋, 偶e go 艣ledzi艂a艣. - Battat wyj膮艂 z kieszeni chusteczk臋 i przy艂o
偶y艂 sobie do rany.
- Wcale nie - powiedzia艂a Odette, wstaj膮c. - Zgubi艂am go. Wtedy jednak
pomy艣la艂am, 偶e mo偶e wr贸ci膰, by zatrze膰 艣lady. Wiedzia艂am te偶, kt贸re z nas
rozpozna.
W tym momencie jedna z pokoj贸wek w holu zobaczy艂a cia艂o i wrzasn臋艂a. Wskazywa艂a w ich stron臋 i wo艂a艂a o pomoc. Odette przest膮pi艂a zw艂oki, 偶eby pom贸c Battatowi wsta膰.
- Musimy si臋 st膮d wydosta膰 - ponagli艂a. - Chod藕. M贸j samoch贸d stoi
niedaleko...
- Poczekaj. - Battat pochyli艂 si臋 nad Harpunnikiem i zacz膮艂 rozpina膰 paski
jego plecaka. - Pom贸偶 mi to zdj膮膰. W 艣rodku mog膮 by膰 dowody, pomog膮
zidentyfikowa膰 jego wsp贸lnik贸w.
- Wsta艅 - powiedzia艂a Odette, wyci膮gaj膮c sw贸j n贸偶. - Ja si臋 tym zajm臋.
Battat podci膮gn膮艂 si臋 do g贸ry, przytrzymuj膮c si臋 budki, a Odette odci臋艂a
plecak. Nast臋pnie wzi臋艂a Battata pod rami臋 i poprowadzi艂a korytarzem. Byli ju偶 prawie przy drzwiach, gdy kto艣 krzykn膮艂 na nich z ty艂u.
- Sta膰!
Battat i Odette odwr贸cili si臋. Starszawy ochroniarz sta艂 przy telefonach. Odette opar艂a Battata o jedn膮 z witryn i wyci膮gn臋艂a z tylnej kieszeni swoj膮 odznak臋.
- Jestem Odette Kolker z jednostki numer trzy - powiedzia艂a. - Cz艂owiek
na pod艂odze to poszukiwany terrorysta. To on wznieci艂 po偶ar w pokoju 310.
Prosz臋 zabezpieczy膰 ten pok贸j. Zabieram mojego partnera do szpitala, 偶eby
upewni膰 si臋, 偶e dobrze si臋 nim zajm膮. Potem wr贸c臋.
Nie czeka艂a na odpowied藕 m臋偶czyzny ani na przybycie kolejnych ochroniarzy. Odwr贸ci艂a si臋 i pomog艂a Battatowi wyj艣膰 z budynku.
Nie藕le to rozegra艂a, pomy艣la艂 Battat. Da艂a cz艂owiekowi zadanie i sprawi艂a, 偶e poczu艂 si臋 wa偶ny, dzi臋ki czemu im nie przeszkadza艂.
Rze艣kie, czyste powietrze i ostre s艂o艅ce pomog艂y Battatowi zdoby膰 si臋 na ostatni wysi艂ek. Ostatni, wiedzia艂 to na pewno. Nogi mia艂 jak z waty, nie m贸g艂 utrzyma膰 g艂owy prosto. Dobrze, 偶e szyja nie krwawi艂a zbyt mocno.
Dopiero gdy przeszli parkingiem na ty艂y hotelu, u艣wiadomi艂 sobie, czego dokona艂a Odette. Nie tylko uratowa艂a mu 偶ycie, ale te偶 powstrzyma艂a Harpunnika. Zlikwidowa艂a terroryst臋, kt贸ry przez tyle lat wymyka艂 si臋 europejskim s艂u偶bom bezpiecze艅stwa. Battat odczu艂 dum臋 na my艣l, 偶e sam si臋 do tego odrobin臋 przyczyni艂. Tyle 偶e teraz Odette nie b臋dzie mog艂a zosta膰 w Baku. Ci臋偶ko b臋dzie wyja艣ni膰 to jej prze艂o偶onym z policji. Je艣li za艣 Harpunnik mia艂 sojusznik贸w, mog膮 jej tu szuka膰. Dla Odette najlepszym rozwi膮zaniem b臋dzie zmiana to偶samo艣ci.
173
Pi臋膰 minut p贸藕niej Battat siedzia艂 na miejscu pasa偶era w samochodzie Odette. Ruszyli, kieruj膮c si臋 w stron臋 budynku ameryka艅skiej ambasady. Kr贸tka trasa, ale on nie m贸g艂 czeka膰. Plecak Harpunnika zamkni臋ty by艂 na ma艂膮 k艂贸dk臋. Battat po偶yczy艂 sobie n贸偶 Odette i odci膮艂 klap臋. Zajrza艂 do 艣rodka.
Znalaz艂 tam troch臋 dokument贸w oraz telefon Zet-4. U偶ywa艂 takiego w Moskwie. By艂 to bardziej skomplikowany model ni偶 ameryka艅ski Tac-Sat, o zwartej budowie.
Battat wyj膮艂 telefon z futera艂u. Klawiatura alfanumeryczna i kilka dodatkowych przycisk贸w, a nad nimi wy艣wietlacz ciek艂okrystaliczny. Wcisn膮艂 guzik menu po prawej stronie wy艣wietlacza. Na u偶ytek Harpunnika instrukcje by艂y po angielsku.
Po raz pierwszy od przyjazdu do Baku David Battat zrobi艂 co艣, czego bardzo mu brakowa艂o.
U艣miechn膮艂 si臋.
ROZDZIA艁 56
Waszyngton
Wtorek, 4.27
Na 艣rodku Sali Sytuacyjnej sta艂 st贸艂 konferencyjny, a wzd艂u偶 trzech 艣cian krzes艂a. Do pod艂okietnik贸w mia艂y przytwierdzone komputerowe ekrany. Dostarcza艂y one doradcom aktualnych informacji. Czwart膮 艣cian臋 zajmowa艂 szeroki na trzy metry monitor wysokiej rozdzielczo艣ci, po艂膮czony z Narodowym Biurem Rozpoznania Satelitarnego. Obrazy satelitarne w czasie rzeczywistym mo偶na by艂o na nim powi臋ksza膰 z dok艂adno艣ci膮 do jednego metra. Wi臋kszo艣ci z tych supernowoczesnych ulepsze艅 dokonano w ci膮gu poprzednich czterech lat. Kosztowa艂y ponad dwa miliardy dolar贸w, przeznaczonych na konserwacj臋 obiekt贸w rekreacyjnych Bia艂ego Domu, w tym basenu i kort贸w tenisowych.
Hood i pierwsza dama weszli do niskiej, bia艂ej sali. Drzwi znajdowa艂y si臋 dok艂adnie pod ekranem wysokiej rozdzielczo艣ci. Dow贸dcy armii l膮dowej, marynarki, si艂 powietrznych i korpusu piechoty morskiej siedzieli po jednej stronie sto艂u ze swym przewodnicz膮cym, genera艂em Otisem Burgiem, po艣rodku. Burg by艂 pot臋偶nym m臋偶czyzn膮 przed sze艣膰dziesi膮tk膮. Mia艂 ogolon膮 czaszk臋 i stalowoszare oczy, kt贸rych spojrzenie stwardnia艂o pod wp艂ywem wojny i politycznej biurokracji. Doradcy szef贸w siedzieli za nimi. Po drugiej stronie sto艂u zasiadali prezydent, wiceprezydent, szef NSA Fenwick, szef sztabu prezydenckiego Gable i zast臋pca doradcy do spraw bezpiecze艅stwa narodowego Don Roedner. S膮dz膮c po ich napi臋tych twarzach, albo pro-
174
wadzili trudne rozmowy, albo nie spodoba艂o im si臋 wtargni臋cie. A mo偶e jedno i drugie.
Kilku dygnitarzy da艂o wyraz zdziwieniu, widz膮c Hooda z pierwsz膮 dam膮. To samo zrobi艂 prezydent. Wstawa艂 w艂a艣nie, by wyj艣膰 z ni膮 do s膮siedniego pokoju i porozmawia膰. Teraz zamar艂 i powi贸d艂 wzrokiem od Megan do Hooda i z powrotem. Przybyli zatrzymali si臋 u szczytu sto艂u konferencyjnego.
- Co si臋 dzieje? - zapyta艂 prezydent.
Hood spojrza艂 na szef贸w sztab贸w, kt贸rzy wbijali w niego niecierpliwe spojrzenia. Zrozumia艂, 偶e nie ma za wiele czasu na przedstawienie sprawy.
- Panie prezydencie - powiedzia艂 - istnieje coraz wi臋cej dowod贸w na to,
偶e ataku na ira艅sk膮 platform臋 naftow膮 dokonali nie Azerowie, tylko Ira艅czy-
cy pod kierownictwem terrorysty znanego jako Harpunnik.
Prezydent usiad艂.
- Po co? - zapyta艂.
- Aby Iran m贸g艂 uzasadni膰 wprowadzenie swoich okr臋t贸w i zagarni臋cie
tylu obszar贸w ropono艣nych, ile to mo偶liwe - odpar艂 Hood.
- Ryzykuj膮c militarn膮 konfrontacj臋 ze Stanami Zjednoczonymi? - spyta艂
Lawrence.
- Nie, panie prezydencie. - Hood spojrza艂 na Fenwicka. - S膮dz臋, 偶e za
warty zosta艂 uk艂ad, zapewniaj膮cy, 偶e Stany Zjednoczone nie interweniuj膮.
Kiedy napi臋cia wygasn膮, zaczniemy po prostu kupowa膰 rop臋 od Teheranu.
- A kiedy dokonano tych uzgodnie艅? - zapyta艂 prezydent.
- Wczoraj, w Nowym Jorku. Prawdopodobnie po wielu miesi膮cach nego
cjacji.
- Chodzi panu o wizyt臋 Jacka w ira艅skiej ambasadzie - domy艣li艂 si臋 pre
zydent.
- Tak, panie prezydencie.
- Pan Fenwick nie by艂 upowa偶niony do sk艂adania takiej oferty - zauwa偶y艂
prezydent. - Gdyby j膮 z艂o偶y艂, nie by艂aby wa偶na.
- Mo偶e by膰 wa偶na, gdyby opu艣ci艂 pan urz膮d - powiedzia艂 Hood.
- To jest 偶a艂osne! - zawo艂a艂 Fenwick. - By艂em w ambasadzie ira艅skiej, by
spr贸bowa膰 poszerzy膰 nasze 藕r贸d艂a wywiadowcze na Bliskim Wschodzie.
Ju偶 to wyja艣ni艂em i potrafi臋 udokumentowa膰. Mog臋 dok艂adnie powiedzie膰,
z kim i kiedy si臋 spotka艂em.
- Wszystko to jest cz臋艣ci膮 wielkiego k艂amstwa - powiedzia艂 Hood.
- Pan Roedner by艂 tam ze mn膮- broni艂 si臋 Fenwick. - Mam zrobione tam
notatki i z przyjemno艣ci膮 podam swoich rozm贸wc贸w. A co pan ma, panie
Hood?
- Prawd臋 - odpar艂 bez wahania. - To samo, co mia艂em, kiedy poprzysi膮g艂
pan nie dopu艣ci膰 mnie do prezydenta. ,
175
- Przysi膮g艂em jedynie, 偶e nie pozwol臋 panu zawraca膰 g艂owy panu prezy
dentowi - upiera艂 si臋 Fenwick. - Sekretne uk艂ady z Iranem. Wyrzucenie pre
zydenta z fotela. To nie jest prawda, panie Hood. To paranoja!
Wiceprezydent spojrza艂 na zegarek.
- Panie prezydencie, prosz臋 mi wybaczy膰, ale marnujemy czas. Musimy
kontynuowa膰 narad臋.
- Zgadzam si臋 - popar艂 go genera艂 Burg. - Nie nad膮偶am za tym przerzuca
niem pi艂eczki i nie jest moim zadaniem okre艣la膰, kt贸ry z tych pan贸w wciska
kit. Niezale偶nie jednak, czy reagujemy defensywnie, czy ofensywnie, musi
my szybko podj膮膰 kilka decyzji, je艣li mamy dor贸wna膰 koncentrowanym si
艂om ira艅skim.
Prezydent przytakn膮艂.
- Prosz臋 zatem kontynuowa膰 narad臋, panie prezydencie, generale Burg -
powiedzia艂 Hood. - Prosz臋 jedynie op贸藕ni膰 dzia艂ania zbrojne tak bardzo, jak
to mo偶liwe. Prosz臋 da膰 mi czas na doko艅czenie rozpocz臋tego przez nas 艣ledz
twa.
- Prosi艂em o dowody na poparcie pa艅skich tez - stwierdzi艂 prezydent ab
solutnie spokojnym g艂osem. - Nie posiada ich pan.
- Jeszcze nie.
- A my nie mamy tyle czasu na 艣ledztwo, ile my艣la艂em. Musimy post臋po
wa膰 w dalszym ci膮gu tak, jakby kaspijskie zagro偶enie by艂o realne. - Prezy
dent najwyra藕niej chcia艂 zako艅czy膰 dyskusj臋.
- Ale偶 tego w艂a艣nie od pana oczekuj膮! - Hood podni贸s艂 g艂os. By艂 coraz
bardziej zdenerwowany. Powinien si臋 troch臋 pohamowa膰. Wybuch podko
pa艂by jego wiarygodno艣膰. - Uwa偶amy, 偶e wyre偶yserowano ten kryzys po to,
by postawi膰 pod znakiem zapytania pa艅sk膮 zdolno艣膰 kierowania krajem.
- Ludzie spieraj膮 si臋 o to od lat - powiedzia艂 prezydent. - Raz ju偶 nie wybra
li mnie ponownie. Ale ja nie podejmuj臋 decyzji, opieraj膮c si臋 na sonda偶ach.
- Nie m贸wi臋 tu o dyskusji politycznej - powiedzia艂 Hood. - M贸wi臋 o pa艅
skim stanie umys艂owym i emocjonalnym. To w艂a艣nie b臋dzie centraln膮 kwe
sti膮.
Fenwick pokr臋ci艂 smutno g艂ow膮.
- Panie prezydencie, to rzeczywi艣cie kwestia zdrowia umys艂owego. Pan
Hood w ci膮gu ostatnich dw贸ch tygodni prze偶ywa艂 niezwykle silne stresy.
Jego nastoletnia c贸rka zdradza objawy choroby psychicznej. On sam w艂a艣
nie si臋 rozwodzi. Potrzebuje d艂ugiego odpoczynku.
- Nie uwa偶am, aby to pan Hood potrzebowa艂 zwolnienia - wtr膮ci艂a pierw
sza dama. Jej g艂os by艂 wyra藕ny i podszyty gniewem. Uciszy艂a ca艂膮 sal臋. -
Panie Fenwick, od kilku ju偶 tygodni obserwuj臋, jak m贸j m膮偶 jest oszukiwa
ny i wprowadzany w b艂膮d. Pan Hood przyjrza艂 si臋 sytuacji na moj膮 osobist膮
pro艣b臋. Jego 艣ledztwo by艂o metodyczne, a jego wnioski, moim zdaniem, maj膮
176
podstawy. - Spojrza艂a gniewnie na Fenwicka. - A mo偶e mnie te偶 zarzuci pan k艂amstwa?
Fenwick nic nie powiedzia艂.
Prezydent przyjrza艂 si臋 偶onie. Megan sta艂a niewzruszenie przy boku Hooda. W wyrazie jej twarzy nie by艂o nic przepraszaj膮cego. Prezydent wygl膮da艂 na zm臋czonego, ale r贸wnie偶 na zasmuconego. Czy to dlatego 偶e Megan dzia艂a艂a za jego plecami? Czy te偶 mo偶e czu艂, 偶e j膮 zawi贸d艂? Obydwoje trwali w ciszy. Najwyra藕niej t臋 kwesti臋 mieli rozwi膮za膰 kiedy indziej, na osobno艣ci.
Po chwili wzrok prezydenta wr贸ci艂 do Hooda. Smutek pozosta艂.
- Pana niepok贸j zosta艂 odnotowany i doceniony - powiedzia艂 prezydent. -
Nie zamierzam jednak nara偶a膰 interes贸w narodowych dla ochrony w艂asnych.
Zw艂aszcza 偶e nie ma pan dowod贸w.
- Potrzebuj臋 jedynie kilku godzin.
- Niestety, nie mamy tych kilku godzin - odpar艂 prezydent.
Przez chwil臋 wygl膮da艂o na to, 偶e Megan ma ochot臋 przytuli膰 m臋偶a. Nie zrobi艂a tego. Spojrza艂a na Fenwicka, a nast臋pnie na szef贸w sztab贸w.
- Dzi臋kuj臋 za wys艂uchanie nas. Przepraszam za naj艣cie.
Odwr贸ci艂a si臋 i ruszy艂a do drzwi.
Hood nie wiedzia艂, co jeszcze m贸g艂by powiedzie膰. B臋dzie musia艂 wr贸ci膰 do Sali Gabinetowej, skontaktowa膰 si臋 z Herbertem i Or艂owem. Spr贸bowa膰 zdoby膰 dow贸d, kt贸rego potrzebuje prezydent, i to szybko.
Skierowa艂 si臋 do drzwi. W tej samej chwili gdzie艣 w pokoju co艣 zapiszcza艂o. Telefon kom贸rkowy. D藕wi臋k dochodzi艂 z wewn臋trznej kieszeni marynarki Fenwicka.
Nie powinien tu mie膰 zasi臋gu, pomy艣la艂 Hood. 艢ciany w Sali Sytuacyjnej wype艂nione by艂y obwodami, kt贸re wytwarza艂y losowe impulsy elektryczne, czyli sieci impedancji. Sieci te mia艂y za zadanie blokowa膰 komunikacj臋 ewentualnych pods艂uch贸w z kimkolwiek na terenie Bia艂ego Domu. Odcina艂y te偶 rozmowy przez telefony kom贸rkowe, z jednym wyj膮tkiem: transmisji przekazywanych za pomoc膮 rz膮dowych satelit贸w Hefajstos.
Hood odwr贸ci艂 si臋, gdy szef NSA si臋ga艂 do kieszeni. Fenwick wyj膮艂 aparat i wy艂膮czy艂 dzwonek.
Bingo.
Skoro przedosta艂 si臋 przez zabezpieczenia, musia艂o to by膰 po艂膮czenie przez Hefajstosa. Z kim nie chcia艂 w tej chwili rozmawia膰 Fenwick?
Hood pochyli艂 si臋 w stron臋 szefa NSA i wyrwa艂 mu telefon z r臋ki. Fenwick si臋gn膮艂 po niego, ale Hood odsun膮艂 si臋.
- Co pan, do cholery, robi? - oburzy艂 si臋 Fenwick. Odsun膮艂 krzes艂o i wsta艂.
Podszed艂 do Hooda.
- Rzucam moj膮 karier臋 na szal臋 - odpar艂 Hood. Otworzy艂 klapk臋 i odebra艂
telefon. - Tak?
177
- Kto m贸wi? - zapyta艂 dzwoni膮cy.
- To linia Jacka Fenwicka w NSA. - Hood podszed艂 do prezydenta. - Kto
dzwoni?
- Nazywam si臋 David Battat - powiedzia艂 wyra藕ny g艂os po drugiej stronie.
Hood poczu艂, jak kamie艅 spada mu z serca. Trzyma艂 telefon w taki spos贸b,
by prezydent r贸wnie偶 m贸g艂 s艂ysze膰. Fenwick stan膮艂 przy nich. Nie si臋gn膮艂 po aparat. Po prostu tam sta艂.
- Panie Battat, tu m贸wi Paul Hood z Centrum Szybkiego Reagowania.
- Paul Hood? - powiedzia艂 Battat. - Dlaczego odbiera pan t膮 lini臋?
- To d艂uga historia - powiedzia艂 Hood. - Jaka jest pa艅ska sytuacja?
- O niebo lepsza od sytuacji pana Fenwicka - stwierdzi艂 Battat. - W艂a艣nie
zdj臋li艣my Harpunnika i przej臋li艣my jego telefon koduj膮cy. Ten numer by艂
pierwszy na li艣cie szybkiego wybierania.
ROZDZIA艁 57
Waszyngton
Wtorek, 4.41
Paul Hood przeszed艂 w r贸g sali, by doko艅czy膰 rozmow臋 z Battatem. Chcia艂 otrzyma膰 wszystkie informacje o Harpunniku i o tym, co si臋 zdarzy艂o. Tymczasem prezydent Lawrence wsta艂. Spojrza艂 na 偶on臋, kt贸ra zatrzyma艂a si臋 w drzwiach. Przes艂a艂 jej lekki u艣miech. Tylko tyle, by przekaza膰 jej, 偶e wszystko z nim w porz膮dku i 偶e zrobi艂a, co nale偶a艂o. Nast臋pnie odwr贸ci艂 si臋 do Fenwicka. Szef NSA wci膮偶 sta艂 obok niego. R臋ce sztywno wyci膮gn膮艂 wzd艂u偶 bok贸w, min臋 mia艂 buntownicz膮. Reszta obecnych pozosta艂a na swoich miejscach. Wszyscy wpatrywali si臋 w Lawrence'a i Fenwicka.
- Dlaczego Harpunnik mia艂 pana bezpo艣redni numer i kod dost臋powy He
fajstosa? - zapyta艂 prezydent. W jego g艂osie brzmia艂a nowa pewno艣膰 siebie.
- Nie potrafi臋 na to odpowiedzie膰 - odpar艂 Fenwick.
- Czy pracowa艂 pan z Iranem nad przej臋ciem azerbejd偶a艅skich 藕r贸de艂 ropy?
- spyta艂 prezydent.
- Nie pracowa艂em.
- Czy pracowa艂 pan z kimkolwiek nad zorganizowaniem przej臋cia Gabi
netu Owalnego? - spyta艂 z kolei prezydent.
- Nie, panie prezydencie - odpar艂 Fenwick. - Jestem r贸wnie zaskoczony,
jak pan.
- Czy wci膮偶 uwa偶a pan pana Hooda za k艂amc臋?
- Uwa偶am, 偶e posiada b艂臋dne informacje. Nie potrafi臋 wyja艣ni膰 tego, co
si臋 dzieje - powiedzia艂 Fenwick.
Prezydent usiad艂 z powrotem.
178
- W 偶aden spos贸b?
- Nie, panie prezydencie.
Prezydent spojrza艂 poprzez st贸艂.
- Generale Burg, w tej chwili polec臋 sekretarzowi stanu i naszemu amba
sadorowi przy ONZ wzi膮膰 si臋 za t臋 spraw臋. Czy by艂by pan sk艂onny nadzoro
wa膰 wprowadzenie w regionie 艣redniego stopnia gotowo艣ci bojowej?
Burg rozejrza艂 si臋 po kolegach. Nikt nie zg艂osi艂 protestu. Genera艂 odwr贸ci艂 si臋 do prezydenta.
- Bior膮c pod uwag臋 zamieszanie co do tego, z kim mieliby艣my walczy膰,
stopie艅 偶贸艂ty bardzo mi odpowiada.
Prezydent skin膮艂 g艂ow膮. Spojrza艂 na zegarek.
- Spotkamy si臋 ponownie o sz贸stej trzydzie艣ci w Gabinecie Owalnym.
Przez ten czas uzgodni臋 z sekretarzem prasowym tekst o艣wiadczenia do po
rannych wiadomo艣ci. Chcia艂bym uspokoi膰 ludzi w kwestii naszych wojsk
oraz dostaw ropy. - Przeni贸s艂 wzrok na wiceprezydenta i Gable'a. - Zamie
rzam poprosi膰 prokuratora generalnego, by mo偶liwie jak najdyskretniej przyj
rza艂 si臋 sytuacji. Chc臋, 偶eby ustali艂, czy kto艣 dopu艣ci艂 si臋 zdrady. Czy kt贸ry艣
z pan贸w ma jakie艣 uwagi?
W g艂osie prezydenta by艂o co艣 wyzywaj膮cego. Hood sko艅czy艂 w艂a艣nie rozmawia膰 i odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 sto艂u. Pozosta艂 jednak w naro偶niku. Nikt inny si臋 nie poruszy艂.
Wiceprezydent pochyli艂 si臋 do przodu i po艂o偶y艂 r臋ce na stole. Nic nie powiedzia艂. Gable nawet nie drgn膮艂. Zast臋pca Fenwicka, Don Roedner, wpatrywa艂 si臋 w blat sto艂u konferencyjnego.
- 呕adnych sugestii? - naciska艂 prezydent.
Ci臋偶kie milczenie trwa艂o jeszcze moment. Wtedy odezwa艂 si臋 wiceprezydent:
- Nie b臋dzie 偶adnego 艣ledztwa.
- Dlaczego nie? - spyta艂 prezydent.
- Poniewa偶 przed ko艅cem tego ranka b臋dzie pan mia艂 na biurku trzy pro艣
by o dymisj臋 - odpar艂 Cotten. - Pan贸w Fenwicka, Gable'a i Roednera. W za
mian za te rezygnacje nie b臋dzie 偶adnych zarzut贸w, proces贸w i wyja艣nie艅
innych ni偶 takie, 偶e powsta艂y r贸偶nice zda艅 na temat realizowanej polityki.
Na czo艂o Fenwicka wyst膮pi艂 pot.
- Trzy dymisje, panie wiceprezydencie?
- Tak, panie Fenwick. - Cotten nie patrzy艂 na szefa NSA. - W zamian za
ca艂kowit膮 amnesti臋.
Hood nie przeoczy艂 podtekstu. Prezydent z pewno艣ci膮 r贸wnie偶 nie. A wi臋c wiceprezydent te偶 w tym siedzia艂. Prosi艂 pozosta艂ych, by wzi臋li na siebie konsekwencje - ale nie za du偶e. Opuszczenie administracji dla wysoko postawionych urz臋dnik贸w cz臋sto oznacza艂o szybk膮 karier臋 w sektorze prywatnym.
179
Prezydent pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Mam tu grup臋 cz艂onk贸w administracji, kt贸rzy najwyra藕niej spiskowali
z mi臋dzynarodowym terroryst膮, by ukra艣膰 rop臋 naftow膮 jednemu krajowi,
odda膰 j膮 drugiemu, zebra膰 polityczne korzy艣ci i w mi臋dzyczasie ukra艣膰 sta
nowisko prezydenta Stan贸w Zjednoczonych. A ty siedzisz tu, arogancko og艂a
szaj膮c, 偶e ci zdrajcy dostan膮 faktyczn膮 amnesti臋. W dodatku wygl膮da na to,
偶e jeden z nich utrzyma si臋 na stanowisku, by zosta膰 nast臋pnym prezyden
tem.
Cotten spojrza艂 na Lawrence'a.
- To w艂a艣nie og艂aszam, tak - powiedzia艂. - Alternatywna jest mi臋dzynaro
dowy incydent, w kt贸rym wyjdzie na to, 偶e Stany zdradzi艂y Azerbejd偶an.
Seria 艣ledztw i proces贸w, kt贸ra b臋dzie prze艣ladowa膰 obecn膮 administracj臋,
i zostanie jej jedyn膮 spu艣cizn膮. Do tego prezydent, kt贸ry nie zdawa艂 sobie
sprawy z tego, co dzieje si臋 w kr臋gu jego najbli偶szych doradc贸w. Prezydent,
kt贸rego w艂asna 偶ona podejrzewa艂a o zaburzenia umys艂owe lub emocjonal
ne. To z pewno艣ci膮 podwa偶y autorytet prezydenta.
- Wszystkim uchodzi na sucho - powiedzia艂 gniewnie prezydent. - I ja
mam si臋 na to zgodzi膰?
- Wszystkim uchodzi na sucho - powt贸rzy艂 zimno wiceprezydent.
- Panie wiceprezydencie - odezwa艂 si臋 genera艂 Burg. - Chc臋 tylko powie
dzie膰, 偶e gdybym mia艂 przy sobie bro艅, odstrzeli艂bym panu dup臋.
- Generale Burg - wycedzi艂 wiceprezydent - bior膮c pod uwag臋 偶a艂osny
stan naszej armii, jestem pewien, 偶e by pan spud艂owa艂. - Przeni贸s艂 wzrok na
prezydenta. - Nie mia艂o by膰 wojny. Nikt by do nikogo nie strzela艂. Z Iranem
osi膮gni臋to by porozumienie, nasze stosunki zosta艂yby znormalizowane,
a Amerykanie mieliby zagwarantowany dop艂yw ropy. Cokolwiek my艣li si臋
o metodach, to wszystko robione by艂o dla dobra kraju.
- 艁amanie prawa nigdy nie jest dobre dla kraju - zauwa偶y艂 prezydent. -
Wystawili艣cie na niebezpiecze艅stwo niewielki, przedsi臋biorczy kraj, pr贸bu
j膮cy si臋 odnale藕膰 w poradzieckim 艣wiecie. Pr贸bowali艣cie zmieni膰 efekt de
cyzji ameryka艅skiego elektoratu. I stracili艣cie moje zaufanie do was.
Cotten wsta艂.
- Nie zrobi艂em 偶adnej z tych rzeczy, panie prezydencie - odpar艂. - W prze
ciwnym wypadku z艂o偶y艂bym rezygnacj臋. Do zobaczenia na zebraniu o sz贸
stej trzydzie艣ci.
- Nie b臋dziesz tam potrzebny - powiedzia艂 prezydent.
- Doprawdy? - 偶achn膮艂 si臋 wiceprezydent. - Woli pan, 偶ebym poszed艂 do
Today Show, by dyskutowa膰 o naszej polityce w rejonie kaspijskim?
- Nie - odpar艂 prezydent. - Wola艂bym, 偶eby艣 napisa艂 wniosek o dymisj臋
i z艂o偶y艂 go wraz z reszt膮.
Wiceprezydent potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- Nie zrobi臋 tego.
180
- Zrobisz. I uzasadnisz swoj膮 rezygnacj臋 wyczerpaniem nerwowym. Nie
zrobi臋 z ciebie m臋czennika niekonstytucyjnego zdj臋cia ze stanowiska. Pro
sz臋 sobie poszuka膰 innej pracy, panie Cotten.
- Panie prezydencie, grozi pan niew艂a艣ciwemu cz艂owiekowi - ostrzeg艂
Cotten.
- Nie s膮dz臋 - odpar艂 prezydent. Jego oczy i g艂os sta艂y si臋 twarde jak stal. -
Co do jednego ma pan racj臋, panie Cotten. Nie chc臋 krajowego czy mi臋dzy
narodowego skandalu. Ale raczej ju偶 znios臋 co艣 takiego, ni偶 偶eby zdrajca
pretendowa艂 do fotela prezydenckiego. Albo pan rezygnuje, albo, w zamian
za amnesti臋, sk艂oni臋 pana Fenwicka i jego wsp贸lnik贸w, by powiedzieli pro
kuratorowi generalnemu, jaka by艂a pa艅ska w tym rola.
Cotten milcza艂. Czerwieni艂 si臋 i milcza艂.
Prezydent si臋gn膮艂 po telefon stoj膮cy przed nim. Nacisn膮艂 guzik.
- Kapralu Cain?
- Tak, panie prezydencie?
- Prosz臋 nakaza膰 nieuzbrojonemu patrolowi natychmiast zameldowa膰 si臋
w Sali Sytuacyjnej - poleci艂 mu Lawrence. - Jest tu kilku d偶entelmen贸w,
kt贸rzy potrzebuj膮 eskorty do swoich gabinet贸w, a nast臋pnie na zewn膮trz.
- Nieuzbrojonemu, panie prezydencie? - upewni艂 si臋 Cain.
- W艂a艣nie tak - powiedzia艂 Lawrence. - Nie b臋dzie 偶adnych problem贸w.
- W tej chwili, panie prezydencie.
- Prosz臋 poczeka膰 przed drzwiami - doda艂 prezydent. - Ci panowie zaraz
do was do艂膮cz膮.
- Tak jest, panie prezydencie.
Prezydent roz艂膮czy艂 si臋. Spojrza艂 na czterech m臋偶czyzn.
- Jeszcze jedno. Informacje o waszej roli w tych wydarzeniach nie mog膮
opu艣ci膰 tego pomieszczenia. U艂askawienie was by艂oby grzechem. Milcze
nie jest wasz膮 jedyn膮 gwarancj膮.
M臋偶czy藕ni odwr贸cili si臋 i ruszyli do drzwi. Megan Lawrence ust膮pi艂a im drogi.
Spojrzenie Hooda spotka艂o si臋 z jej spojrzeniem. Pierwsza dama promienia艂a dum膮. Najwyra藕niej my艣leli sobie to samo. By艂a jedynym Lawrence'em, kt贸ry dzi艣 ust膮pi艂.
ROZDZIA艁 58
Sankt Petersburg, Rosja
Wtorek, 12.53
W wi臋kszo艣ci agencji wywiadowczych trudno odr贸偶ni膰 dzie艅 od nocy. I? To dlatego, 偶e spiski i szpiegostwo nigdy nie odpoczywaj膮, wi臋c ci, kt贸rzy walcz膮 z terrorystami i szpiegami, tak偶e pracuj膮 dwadzie艣cia cztery
181
godziny na dob臋. Wi臋kszo艣膰 tych instytucji t臋tni 偶yciem tak偶e w nocy. W rosyjskim Centrum Operacyjnym r贸wnie偶 jest nawet s艂abiej wyczuwalna, poniewa偶 ca艂y kompleks mie艣ci si臋 pod ziemi膮. Nigdzie nie ma okien.
Genera艂 Or艂ow zawsze jednak wiedzia艂, kiedy mija艂o po艂udnie. Wiedzia艂 to, bo zawsze o tej porze dzwoni艂a jego kochaj膮ca 偶ona. Zawsze dzwoni艂a tu偶 po porze obiadu, 偶eby sprawdzi膰, jak jej Siergiejowi smakowa艂y kanapki. Zadzwoni艂a r贸wnie偶 dzisiaj, cho膰 nie mia艂a czasu, by przygotowa膰 mu jedzenie.
Niestety, rozmowa trwa艂a kr贸tko. Jak zwykle. D艂u偶sze rozmowy odbywali, gdy lata艂 w kosmos, ni偶 teraz, gdy pracowa艂 w Centrum. Dwie minuty po telefonie Maszy zadzwoni艂a Odette. Powiedzia艂 Maszy, 偶e jest zmuszony oddzwoni膰. Zrozumia艂a. Masza zawsze rozumia艂a.
Or艂ow prze艂膮czy艂 linie.
- Odette, co z tob膮? - zapyta艂 genera艂 niecierpliwie.
- Wszystko w porz膮dku - odpar艂a. - Wykonali艣my misj臋.
Or艂ow na moment zaniem贸wi艂. Martwi艂 si臋 o Odette i niepokoi艂 o wynik misji. Teraz dos艂ownie oniemia艂 z dumy.
- By艂y pewne komplikacje - ci膮gn臋艂a Odette - ale nam si臋 uda艂o. Nie by艂o
innych ofiar.
- Gdzie teraz jeste艣? - spyta艂 Or艂ow.
- W ambasadzie ameryka艅skiej - powiedzia艂a. - Panem Battatem zajmuj膮
si臋 lekarze. P贸藕niej id臋 do komendy. Musia艂am pokaza膰 odznak臋 pracowni
kowi hotelu, ale chyba uda mi si臋 to jako艣 wyja艣ni膰 prze艂o偶onym. Harpun-
nik wznieci艂 po偶ar. Mog臋 powiedzie膰 kapitanowi, 偶e wesz艂am sprawdzi膰,
czy si臋 nie przydam.
- Wi臋c nie chcesz wyjecha膰? - zapyta艂 Or艂ow.
- S膮dz臋, 偶e b臋d膮 si臋 tu po tym wszystkim dzia艂y ciekawe rzeczy - powie
dzia艂a. - Chcia艂abym zosta膰 jeszcze jaki艣 czas.
- Jeszcze o tym pogadamy. Jestem z ciebie dumny, Odette. I wiem, 偶e kto艣
jeszcze te偶 by艂by.
- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a. - My艣l臋, 偶e Wiktor dzi艣 nade mn膮 czuwa艂. Po
dobnie jak David Battat. Ciesz臋 si臋, 偶e poleci艂 mu pan si臋 do艂膮czy膰.
Odette poda艂a Or艂owowi wi臋cej szczeg贸艂贸w. Um贸wili si臋 na kolejny telefon za sze艣膰 godzin. Je艣li musia艂aby jednak opu艣ci膰 Baku, zd膮偶y艂aby jeszcze z艂apa膰 samolot Aerof艂otu o dwudziestej.
Or艂ow napawa艂 si臋 przez chwil臋 rado艣ciami zwyci臋stwa. Po pierwsze, wygra艂 bitw臋 z zaciek艂ym wrogiem. Po drugie, podj膮艂 w艂a艣ciw膮 decyzj臋, wysy艂aj膮c w teren Odette i Battata razem. Wreszcie, pom贸g艂 Paulowi Hoodowi. Nie tylko sp艂aci艂 tym stary d艂ug, ale i otworzy艂 drzwi do przysz艂ej bliskiej wsp贸艂pracy.
182
Odette powiedzia艂a, 偶e Battat rozmawia艂 ju偶 z Paulem Hoodem. Or艂ow zamierza艂 zadzwoni膰 do niego za kilka minut. Najpierw jednak chcia艂 przekaza膰 wie艣ci cz艂onkom ekipy, kt贸rzy uczestniczyli w polowaniu.
Mia艂 w艂a艣nie pos艂a膰 po Groskiego i Korsowa, kiedy ci weszli do jego gabinetu. Korsow trzyma艂 zwini臋ty schemat.
- Panie generale - rozpromieni艂 si臋 - mamy wiadomo艣ci.
- Dobre? spyta艂 Or艂ow.
- Tak, panie generale - odpar艂 Korsow. - Ta informacja o rosyjskiej to偶sa
mo艣ci Harpunnika, kt贸r膮 przekazali nam Amerykanie, okaza艂a si臋 bardzo
pomocna.
-Tak?
- Ju偶 wiemy, jakim cudem pojawia艂 si臋 nagle w Moskwie i niezauwa偶al
nie znika艂 - powiedzia艂 Korsow. Podszed艂 i roz艂o偶y艂 schemat na biurku Or-
艂owa. - To mapa dawnych tras kolejowych radzieckiej armii - powiedzia艂. -
Jak pan wie, wje偶d偶aj膮 pod ziemi臋 sporo przed Moskw膮 i maj膮 przystanki
w r贸偶nych punktach miasta.
- Zaplanowano je w ten spos贸b, 偶eby oddzia艂y mo偶na by艂o przemieszcza膰
potajemnie, w celu t艂umienia zamieszek czy nawet w razie ataku z zewn膮trz
- doda艂 Groski.
- Wiem o nich - powiedzia艂 Or艂ow. - Je藕dzi艂em nimi.
- Ale o tym mo偶e pan nie wiedzie膰 - powiedzia艂 Korsow.
Analityk wskaza艂 pi贸rem cieniutk膮 czerwon膮 lini臋. Prowadzi艂a ze stacji Kijewskaja do kilku innych stacji rozrzuconych po mie艣cie. Or艂ow nie mia艂 poj臋cia, co to takiego.
- To nie jest zaznaczone, jak pan widzi, mimo i偶 odchodzi od g艂贸wnej linii
- ci膮gn膮艂 Korsow. - S膮dzili艣my, 偶e mo偶e to by膰 jaki艣 tunel eksploatacyjny,
ale spojrzeli艣my jeszcze na star膮 map臋 z GRU, 偶eby si臋 upewni膰. To stary
tunel Stalina. Gdyby Niemcom uda艂o si臋 dotrze膰 w czasie wojny do Mo
skwy, Stalin ewakuowa艂by si臋 tym systemem. Tylko jego najbli偶si doradcy
wojskowi wiedzieli, 偶e on w og贸le istnieje. - Korsow cofn膮艂 si臋 i spl贸t艂 ra
miona. - S膮dzimy, panie generale, 偶e do z艂apania naszego szczura wystarczy
umie艣ci膰 przy wej艣ciu i wyj艣ciu kamery wideo. Wcze艣niej czy p贸藕niej Har-
punnik z pewno艣ci膮 si臋 tam zjawi.
Or艂ow spogl膮da艂 przez chwil臋 na map臋, po czym opar艂 si臋 w fotelu.
- Rozwi膮zali艣cie bardzo trudn膮 zagadk臋 - powiedzia艂. - Doskona艂a robo
ta.
- Dzi臋kujemy, panie generale - u艣miechn膮艂 si臋 Korsow.
- Na szcz臋艣cie - ci膮gn膮艂 Or艂ow - Harpunnik zosta艂 dzi艣 zabity. Jedyne
szczury, jakie b臋d膮 korzysta膰 z tunelu, to te czworono偶ne.
Usta Groskiego skrzywi艂y si臋 lekko. Twarz Korsowa ca艂kiem oklap艂a.
183
- Ale bez was to by si臋 nie uda艂o, i tak w艂a艣nie napisz臋 w moim raporcie dla prezydenckiego doradcy wywiadowczego - obieca艂 Or艂ow. Wsta艂 i wyci膮gn膮艂 d艂o艅 do obu po kolei. - Jestem z was obu dumny i g艂臋boko wdzi臋czny.
Rozczarowanie Korsowa szybko wyparowa艂o. Usta Groskiego pozosta艂y skrzywione. Ale nawet wieczna ponuro艣膰 Groskiego nie mog艂a zepsu膰 tej chwili. Niedo艣wiadczona kobieta, chory m臋偶czyzna i dw贸ch by艂ych wrog贸w po艂膮czy艂o si艂y, by osi膮gn膮膰 co艣 wielkiego.
To by艂o niesamowite uczucie.
ROZDZIA艁 59
Waszyngton
Wtorek, 5.04
Po tym, jak wyprowadzono wiceprezydenta i jego ludzi, prezydent poprosi艂 Hooda, by na niego zaczeka艂. Hood wyszed艂 z Sali Sytuacyjnej, zostawiaj膮c w niej prezydenta i Megan za sto艂em konferencyjnym, pogr膮偶onych w rozmowie. Prezydent uj膮艂 d艂onie 偶ony. Wydawa艂 si臋 opanowany, zn贸w mia艂 wszystko pod kontrol膮.
Szefowie sztab贸w opu艣cili sal臋 kr贸tko po grupie Cottena. Szybko ruszyli do windy. Zanim odjechali, genera艂 Burg zatrzyma艂 si臋 i odwr贸ci艂 do Hooda. U艣cisn膮艂 mu d艂o艅.
- Odwali艂 pan tam dobr膮, sprytn膮 robot臋 - powiedzia艂 genera艂. - I mia艂 pan
jaja. Moje gratulacje, panie Hood. Jestem dumny, 偶e mog臋 z panem praco
wa膰. Dumny, 偶e jestem Amerykaninem.
W ka偶dych innych okoliczno艣ciach i z innych ust te s艂owa zabrzmia艂yby fa艂szywie. Ale system zadzia艂a艂 pomimo tak gro藕nych si艂 i nacisk贸w, jakim go poddano. Genera艂 Burg mia艂 wszelkie powody, by by膰 dumny. Hood by艂.
- Dzi臋kuj臋, generale - powiedzia艂 szczerze.
W korytarzu zapad艂a cisza, s艂ycha膰 by艂o tylko szepty prezydenta i pierwszej damy. Hood odczuwa艂 ulg臋, ale wci膮偶 jeszcze by艂 nieco zszokowany. Nie wierzy艂, 偶e prasa przyjmie na wiar臋 oficjalne powody nag艂ej rezygnacji wiceprezydenta i trzech czo艂owych urz臋dnik贸w. To jednak bitwa dla innych wojownik贸w i na inny dzie艅. Hood i jego zesp贸艂 uratowali prezydentur臋 i pokonali Harpunnika. W tym momencie jedyne, czego pragn膮艂, to wys艂ucha膰, co ma mu do powiedzenia prezydent, wr贸ci膰 do hotelu i zasn膮膰.
Prezydent i pierwsza dama wyszli po kilku minutach. Wygl膮dali na zm臋czonych, ale zadowolonych.
184
- Czy tw贸j cz艂owiek w Baku powiedzia艂 co艣 wi臋cej? - zapyta艂 prezydent,
zmierzaj膮c w stron臋 Hooda.
- Niespecjalnie, panie prezydencie. Jest w tej chwili w ameryka艅skiej
ambasadzie. Jeszcze b臋dziemy rozmawia膰. Je艣li przeka偶e mi jakie艣 wie艣ci,
natychmiast pana powiadomi臋.
Prezydent skin膮艂 g艂ow膮, zatrzymuj膮c si臋 przy Hoodzie. Megan sta艂a obok niego.
- Przepraszam, 偶e musia艂e艣 czeka膰, ale pani Lawrence i ja chcieli艣my po
dzi臋kowa膰 ci wsp贸lnie - powiedzia艂 prezydent. - Powiedzia艂a mi, 偶e praco
wa艂e艣 nad tym non stop od niedzieli wiecz贸r.
- To by艂o d艂ugie p贸艂tora dnia - przyzna艂 Hood.
- Naturalnie mo偶esz przespa膰 si臋 na g贸rze, je艣li chcesz - powiedzia艂 pre
zydent. - Albo szofer odwiezie ci臋 do domu.
- Dzi臋kuj臋, panie prezydencie - powiedzia艂 Hood. Spojrza艂 na zegarek. -
Szczyt zacznie si臋 dopiero o sz贸stej, wi臋c powinno by膰 w porz膮dku. Opusz
cz臋 tylko szyb臋 i ponapawam si臋 rze艣kim powietrzem.
- Je艣li jeste艣 tego pewien - odpar艂 prezydent. Wyci膮gn膮艂 do niego d艂o艅. -
Mam du偶o roboty. Megan odwiezie ci臋 na g贸r臋. I dzi臋kuj臋 raz jeszcze. Za
wszystko.
Hood u艣cisn膮艂 d艂o艅 prezydenta.
- To by艂 dla mnie zaszczyt, panie prezydencie.
Gdy prezydent odszed艂, Megan odwr贸ci艂a si臋 do Hooda. Mia艂a 艂zy w oczach.
- Uratowa艂e艣 go, Paul. Chcieli go sprowadzi膰 do ob艂臋du i prawie im si臋
uda艂o. Ale kiedy tak tam sta艂am, widzia艂am, jak wraca do siebie.
- Sam tego dokona艂 - stwierdzi艂 Hood. - A bez pani ostrze偶enia nic bym
w tej sprawie nie zrobi艂.
- Cho膰 raz w 偶yciu, Paul, nie pomniejszaj swoich zas艂ug - powiedzia艂a Me
gan. - Ty podj膮艂e艣 ca艂e ryzyko. Gdyby co艣 posz艂o nie tak, by艂by艣 sko艅czony.
Hood wzruszy艂 ramionami. Megan skrzywi艂a si臋.
- Nie denerwuj mnie. Michael w jednym ma racj臋. Jeste艣 zm臋czony. Na
pewno nie chcesz chwil臋 odpocz膮膰, zanim ruszysz z powrotem?
- Na pewno - odpar艂 Hood. - Musz臋 posk艂ada膰 jeszcze kilka element贸w,
no i chc臋 zadzwoni膰 do Sharon.
- Jak wam si臋 teraz uk艂ada? - spyta艂a Megan.
- Na tyle dobrze, na ile to mo偶liwe - powiedzia艂 Hood. - Harleigh jest
w szpitalu, wi臋c skupiamy si臋 na tym.
Megan dotkn臋艂a jego ramienia.
- Gdyby艣 chcia艂 porozmawia膰, jestem tu.
Hood podzi臋kowa艂 jej u艣miechem. Wyszli razem, a potem Hood poszed艂 do samochodu. W oddali zahucza艂 samolot. Hood spojrza艂 w g贸r臋, otwieraj膮c
185
drzwi. Pierwsze smu偶ki 艣wiat艂a wynurza艂y si臋 po drugiej stronie Bia艂ego Domu. W jaki艣 spos贸b wydawa艂o si臋 to pasowa膰.
ROZDZIA艁 60
Waszyngton
Wtorek, 6.46
Hood by艂 zadziwiaj膮co przytomny, gdy dotar艂 do swego biura. Mike'a Rodgersa nie by艂o. Dwie godziny wcze艣niej zostawi艂 wiadomo艣膰 g艂osow膮 o kryzysie militarnym, jaki rodzi艂 si臋 na granicy indyjsko-pakista艅skiej. Rodgers powiedzia艂, 偶e jedzie do domu troch臋 odpocz膮膰 przed wyruszeniem na spotkanie w Pentagonie. Chocia偶 genera艂 Rodgers by艂 oficjalnie pracownikiem Centrum Szybkiego Reagowania, wzywano go do oceny punkt贸w zapalnych w r贸偶nych zak膮tkach 艣wiata.
Bob Herbert wci膮偶 by艂 na nogach i „pod guzikiem", jak to okre艣la艂. Zjawi艂 si臋 w gabinecie Hooda i pokr贸tce przekaza艂 mu nieco dodatkowych, zdobytych przez Or艂owa informacji o Harpunniku i jego posuni臋ciach. Nast臋pnie zapyta艂, jak posz艂o w Bia艂ym Domu.
Herbert w skupieniu wys艂ucha艂 rzeczowej relacji swego szefa. Kiedy Hood sko艅czy艂, westchn膮艂.
- Siedzia艂em tu, zbieraj膮c informacje, podczas gdy ty by艂e艣 w polu, ratuj膮c
Ameryk臋 i konstytucj臋 przed demagogiem.
- Niekt贸rzy to maj膮 szcz臋艣cie - powiedzia艂 Hood sarkastycznie.
- No - przyzna艂 Herbert. - Ale to nie tobie zazdroszcz臋.
-H臋?
Hood zastanowi艂 si臋 przez moment. Ol艣ni艂o go tu偶 przed tym, jak Herbert to powiedzia艂.
- Szkoda 偶e to nie ja za艂atwi艂em Harpunnika - powiedzia艂 Herbert niskim,
beznami臋tnym g艂osem. Wpatrywa艂 si臋 przed siebie. Jego umys艂 by艂 gdzie艣
daleko. - Zrobi艂bym to powoli. Bardzo powoli. Sprawi艂bym, 偶eby cierpia艂
tak, jak ja cierpia艂em bez 偶ony.
Hood nie wiedzia艂, co powiedzie膰, wi臋c nie powiedzia艂 nic. Herbert spojrza艂 na niego.
- Mam sporo urlopu, Paul. Wezm臋 go.
- Powiniene艣 - stwierdzi艂 Hood.
- Chc臋 pojecha膰 do Baku i porozmawia膰 z t膮 kobiet膮, Odette - powiedzia艂
Herbert. - Chce zobaczy膰 miejsce, w kt贸rym to si臋 sta艂o.
- Rozumiem - odpar艂 Hood.
Herbert u艣miechn膮艂 si臋. Oczy mia艂 wilgotne.
186
- Wiedzia艂em, 偶e zrozumiesz. - G艂os mu si臋 za艂ama艂. - Tylko popatrz. To
ty dwukrotnie w ci膮gu ostatnich dw贸ch tygodni mia艂e艣 dup臋 pod obstrza艂em.
Ale to ja si臋 艂ami臋.
- Nosisz w sobie ten b贸l i frustracj臋 od niemal dwudziestu lat - powiedzia艂
Hood. - To musia艂o wyj艣膰 na wierzch. - Za艣mia艂 si臋 smutno. - Ja te偶 p臋kn臋,
Bob. Pewnego dnia historia z ONZ, Bia艂y Dom - nagle to na mnie spadnie
i efektownie si臋 posypi臋.
Herbert u艣miechn膮艂 si臋.
- Wytrzymaj, a偶 wr贸c臋 z urlopu, 偶ebym m贸g艂 pozbiera膰 wszystkie 艣rubki
i z臋batki.
- Umowa stoi.
Herbert objecha艂 biurko i u艣ciska艂 Hooda serdecznie. Potem obr贸ci艂 w贸zek i wyjecha艂 z gabinetu.
Hood wykona艂 kr贸tki telefon do genera艂a Or艂owa, dzi臋kuj膮c mu za wszystko i sugeruj膮c, 偶eby opracowa膰 spos贸b na integracj臋 ich system贸w na jakim艣 poziomie. Stworzy膰 Interpol reagowania kryzysowego. Or艂ow podchwyci艂 pomys艂. Um贸wili si臋 na rozmow臋 w tej sprawie nast臋pnego dnia.
Hood po偶egna艂 si臋 z Or艂owem i spojrza艂 na zegar swojego komputera. Wci膮偶 by艂o za wcze艣nie na telefon do domu. Postanowi艂 pojecha膰 do hotelu i z pokoju zadzwoni膰 do Sharon i dzieciak贸w.
Wyszed艂 z biura i zn贸w ruszy艂 na g贸r臋. Przywita艂 zjawiaj膮cych si臋 w艂a艣nie cz艂onk贸w dziennej zmiany: Darrella McCaskeya, Matta Stolla i Liz Gordon. Poleci艂 im zg艂osi膰 si臋 do Boba Herberta po najnowsze wiadomo艣ci.
Gdy dotar艂 na parking, zacz膮艂 si臋 kryzys. Kofeina przeby艂a ju偶 ca艂膮 drog臋 w jego organizmie. Jego cia艂o zdecydowanie zwalnia艂o. Zbli偶aj膮c si臋 do samochodu, zobaczy艂 Ann Farris. W艂a艣nie wje偶d偶a艂a przez bram臋. Zobaczy艂a go, pomacha艂a i podjecha艂a do niego.
Opu艣ci艂a szyb臋.
- Wszystko w porz膮dku? - spyta艂a.
Hood pokiwa艂 g艂ow膮.
- To tylko zm臋czenie. Bob jeszcze tu jest. Wszystko ci powie. Nie mamy
jeszcze nic dla prasy.
- Gdzie jedziesz? - zapyta艂a.
- Wracam do hotelu - odpar艂. - Musz臋 troch臋 odpocz膮膰.
- Wskakuj, podwioz臋 ci臋. Nie wygl膮dasz na kogo艣, kto powinien prowa
dzi膰.
- Nie wiem, kiedy b臋d臋 wraca艂. Potrzebuj臋 samochodu.
- Wr贸cisz dzi艣 po po艂udniu - u艣miechn臋艂a si臋 Ann. - Znam ci臋. Dwu-,
trzygodzinna drzemka i zjawisz si臋 z powrotem. Zadzwo艅, kiedy si臋 obu
dzisz, to podjad臋 i ci臋 zabior臋.
Oferta brzmia艂a zach臋caj膮co. Nie mia艂 ju偶 ochoty na prowadzenie.
187
- Dobra - powiedzia艂.
Podszed艂 do strony pasa偶era i w艣lizn膮艂 si臋 do 艣rodka. Zamkn膮艂 oczy i dopiero na miejscu obudzi艂o go szturchni臋cie. By艂 otumaniony. Ann zostawi艂a samoch贸d przed wej艣ciem i odprowadzi艂a go do pokoju.
Wr贸ci艂a kilka minut p贸藕niej, zaj臋艂a miejsce za k贸艂kiem i siedzia艂a tak chwil臋.
- Chrzani膰 to - powiedzia艂a.
Zamiast odjecha膰, odstawi艂a auto na g艂贸wny parking i wr贸ci艂a do 艣rodka.
Hood w艂a艣nie sko艅czy艂 kr贸tk膮 rozmow臋 z Sharon.
Zdj膮艂 buty i krawat i zacz膮艂 rozpina膰 koszul臋, kiedy kto艣 zapuka艂 do drzwi. Pewnie boy z faksem z biura albo od adwokata. Nikt inny nie wiedzia艂, 偶e tu jest. Znalaz艂 w portfelu dolara i otworzy艂 drzwi. Widok Ann zaskoczy艂 go.
- Dzi臋ki - powiedzia艂a - ale nie wr贸ci艂am po napiwek.
U艣miechn膮艂 si臋 i wpu艣ci艂 j膮 do 艣rodka.
Wci膮偶 mia艂a na sobie kurtk臋, ale wygl膮da艂a inaczej. Wydawa艂a si臋 bardziej dost臋pna. To wida膰 po oczach, uzna艂.
Zamkn膮艂 za ni膮 drzwi. Gdy to zrobi艂, zaskoczy艂o go co艣 jeszcze. By艂 zadowolony, 偶e wr贸ci艂a.
EPILOG
Baku, Azerbejd偶an
Wtorek, 15.00
Przez ca艂y p贸藕ny poranek i wczesne popo艂udnie Rona Fridaya spotyka艂y kolejne niespodzianki, jedna bardziej zaskakuj膮ca od drugiej.
Najpierw z zaskoczeniem odkry艂 w ambasadzie Davida Battata. Agentem CIA zaopiekowa艂 si臋 lekarz ambasady. Wygl膮da艂 na wyj膮tkowo zdrowego i w jeszcze lepszym nastroju.
Nast臋pnie zaskoczy艂a Fridaya wiadomo艣膰, 偶e Harpunnika zabi艂a tutejsza policjantka. Friday nie wiedzia艂by, jak go znale藕膰 ani jak wygl膮da艂. Nie potrafi艂 sobie wyobrazi膰, jakim cudem dorwa艂a go jaka艣 policjantka. Mo偶e to przypadek albo nast膮pi艂a pomy艂ka. By膰 mo偶e kogo艣 pomylono z Harpunnikiem. Tak czy inaczej, w艂adze zak艂ada艂y, 偶e to on sta艂 za atakiem na ira艅sk膮 platform臋 wiertnicz膮. Pod wp艂ywem Stan贸w Zjednoczonych mobilizacj臋 wojskow膮 od艂o偶ono na czas trwania 艣ledztwa.
Jednak najwi臋kszym zaskoczeniem ze wszystkich by艂 telefon od szefowej kancelarii Jacka Fenwicka, Dori. Jej szef, Don Roedner, Red Gable i wiceprezydent z艂o偶yli tego ranka rezygnacje. Dori nie wiedzia艂a nic o operacji prowadzonej przez Fenwicka i wiadomo艣膰 ni膮 wstrz膮sn臋艂a. Friday te偶 by艂 wstrz膮艣ni臋ty. Nie mie艣ci艂o mu si臋 w g艂owie, jak to wszystko mog艂o wyj艣膰 na jaw. Nie potrafi艂 sobie wyobrazi膰, jak si臋 teraz czuje jego dawny mentor.
188
呕a艂owa艂, 偶e nie mo偶e z nim porozmawia膰, powiedzie膰 czego艣 podnosz膮cego na duchu.
Friday pr贸bowa艂 nawet z艂apa膰 Fenwicka przez kom贸rk臋. Odebra艂 kto艣 inny, wi臋c szybko si臋 roz艂膮czy艂. Nie wiedzia艂, czy szef NSA b臋dzie obiektem 艣ledztwa i czy to 艣ledztwo dotrze te偶 do niego. Friday zwykle nie sk艂ada艂 raport贸w bezpo艣rednio Fenwickowi. Raportowa艂 T. Perry'emu Gordowi, zast臋pcy dyrektora Departamentu Po艂udniowej Azji. Nie by艂o powodu, by do niego dotarli. Gord nie wiedzia艂 nic o innych dzia艂aniach Fenwicka.
Mimo to, po rozwa偶eniu wszystkich za i przeciw, Friday zadecydowa艂, 偶e najlepiej b臋dzie wyjecha膰 z Baku. W jakie艣 spokojne miejsce, kt贸remu mi臋dzynarodowa prasa nie po艣wi臋ci zbyt wiele uwagi w nadchodz膮cych tygodniach.
Na szcz臋艣cie na granicy indyjsko-pakista艅skiej rozwija艂 si臋 kolejny kryzys. Zamiast wysy艂a膰 kogo艣 z Waszyngtonu, Friday postara艂 si臋, 偶eby to jego przeniesiono do ambasady w Islamabadzie w celu zbierania informacji na miejscu. Nast臋pnego ranka z Moskwy wylatuje samolot Pakistan International Airlines. Friday wyleci z Baku dzi艣 wiecz贸r i dopilnuje, by zabra膰 si臋 tamtym rejsem.
By艂oby mi艂o, pomy艣la艂, gdyby Fenwickowi wszystko si臋 uda艂o. Z Cottenem w Bia艂ym Domu Fenwick mia艂by bezprecedensowe wp艂ywy i w艂adz臋. I ka偶dy z bior膮cych udzia艂 w przewrocie zosta艂by nagrodzony. Nie tylko za pomoc, ale i za milczenie. Z drugiej strony, jedn膮 z przyczyn, dla kt贸rych Friday pracowa艂 w wywiadzie, by艂y wyzwania i niebezpiecze艅stwo. Wykona艂 swoje zadanie. I zrobi艂 to z przyjemno艣ci膮. Agent CIA, z t膮 swoj膮 ostentacyjn膮 arogancj膮, dzia艂a艂 mu na nerwy. Taka arogancja zawsze przycina艂a Fridayowi skrzyd艂a. Nie pomog艂a jednak Thomasowi Moore'owi unikn膮膰 zgrabnej pu艂apki zastawionej przez NSA.
No dobra, pomy艣la艂 Friday. Nie wysz艂o. Czas przej艣膰 do kolejnego projektu.
To kolejna rzecz, kt贸r膮 Ron Friday lubi艂 w pracy wywiadowczej. Nigdy nie by艂o tak samo. Nigdy nie wiedzia艂, z kim tym razem b臋dzie pracowa艂 -lub przeciwko komu.
W Islamabadzie na przyk艂ad nie chodzi艂o tylko o wys艂anie dobrego cz艂owieka do punktu zapalnego. Chodzi艂o te偶 o to, 偶eby wys艂a膰 tam w艂a艣ciwego cz艂owieka szybko. Gord s艂ysza艂 pog艂oski, 偶e do konsultacji w sprawie kryzysu indyjsko-pakista艅skiego 艣ci膮gaj膮 kogo艣 z Centrum Szybkiego Reagowania, kto zapewne zostanie te偶 wys艂any w tamten rejon. W ci膮gu ostatnich kilku lat Centrum przej臋艂o spor膮 cz臋艣膰 zada艅, kt贸rymi zajmowa艂 si臋 zesp贸艂 Fenwicka. Doprowadza艂o to do ci膮g艂ych spor贸w kadrowych i bud偶etowych wewn膮trz NSA. Fenwick dostawa艂 sumy, kt贸rych 偶膮da艂, ale zmieni艂o to ostr膮 rywalizacj臋 w walk臋 na 艣mier膰 i 偶ycie.
189
Friday dok艂adnie roz艂o偶y艂 i spakowa艂 karabin. Wzi膮艂 ze sob膮 dwie paczki amunicji. Poniewa偶 wje偶d偶a艂 do Islamabadu z papierami dyplomatycznymi, jego baga偶 nie b臋dzie sprawdzany.
Rywalizacja z Centrum Szybkiego Reagowania jest wa偶nym zadaniem. Friday udowodni艂 jednak w Baku, i nie tylko, 偶e bezpo艣rednie zwyci臋stwo to nie jedyny spos贸b, by pokona膰 przeciwnika.
Kimkolwiek jest Mike Rodgers, wkr贸tce przekona si臋 o tym na w艂asnej sk贸rze.
PODZI臉KOWANIA
Pragniemy wyrazi膰 wdzi臋czno艣膰 Martinowi H. Greenbergowi, Larry'emu Segriffowi, Robertowi Youdelmanowi, Tomowi Mallonowi i wspania艂ym ludziom z Pen-guin Putnam, w tym Phyllis Grann, Davidowi Shanksowi i Tomowi Colganowi. Jak zawsze podzi臋kowania nale偶膮 si臋 te偶 Robertowi Gottliebowi z William Morris Agency, naszemu agentowi i przyjacielowi, bez kt贸rego ta ksi膮偶ka by nie powsta艂a. Ale przede wszystkim to wy, nasi czytelnicy, musicie oceni膰, na ile nasze wsp贸lne przedsi臋wzi臋cie jest udane.
Tom Clancy i Steve Pieczenik