Tom Clancy
Casus belli
1
• Poniedzia艂ek, 11.00 - Kamiszli, Syria
Ibrahim al-Raszid zsun膮艂 na czuto okulary przeciws艂oneczne i wyjrza艂 przez brudne okno Forda Galaxy z 1963 roku. M艂ody Syryjczyk cieszy艂 si臋 blaskiem s艂o艅ca, odbitym od z艂otego piasku pustyni. Cieszy艂 si臋 b贸lem oczu, ciep艂em na twarzy, potem zraszaj膮cym kark. Cieszy艂 si臋 niewygodami 偶ycia, tak jak zapewne cieszyli si臋 nimi prorocy, ludzie, kt贸rzy na pustyni oczekiwali cios贸w bo偶ego m艂ota, kszta艂tuj膮cego ich tak, by byli w stanie spe艂ni膰 wielkie dzie艂o Allacha.
W ka偶dym razie, my艣la艂, czy to si臋 komu podoba, czy nie, Syria latem jest jak rozgrzany piec.
W samochodzie zamontowany by艂 wiatraczek, zaledwie poruszaj膮cy gor膮ce powietrze - tym gor臋tsze, 偶e opr贸cz Ibrahima w samochodzie znajdowa艂y si臋 jeszcze trzy osoby.
Samoch贸d prowadzi艂 starszy brat Ibrahima, Mehmet. On te偶 si臋 poci艂, zachowywa艂 jednak niezwyk艂y spok贸j wobec wyprzedzaj膮cych go na dwupasmowej drodze nowszych od Forda Fiat贸w i Peugeot贸w. Nie mia艂 zamiaru prowokowa膰 walki w 偶adnej formie, nie teraz. Kiedy jednak dojdzie do walki, b臋dzie, jak zwykle, pierwszy. Jako dziecko bez wahania rzuca艂 si臋 na ch艂opc贸w starszych od siebie, nawet gdy mieli przewag臋 liczebn膮.
Siedz膮cy na tylnym siedzeniu Jusuf i Ali grali w karty, piastra za wej艣cie. Przegran膮 ka偶dy z nich kwitowa艂 przekle艅stwem. Nie potrafili przegrywa膰... i w艂a艣nie dlatego znale藕li si臋 tu.
O艣miocylindrowy silnik jad膮cego drog膮 nr 7 samochodu mrucza艂 spokojnie. Ford by艂 o dziesi臋膰 lat starszy od Ibrahima, remontowano go jednak wielokrotnie - wi臋kszo艣膰 napraw dokona艂 sam Ibrahim - przede wszystkim ze wzgl臋du na przestronny baga偶nik, w kt贸rym zmie艣ci艂o si臋 wszystko, czego potrzebowali, a tak偶e solidn膮 konstrukcj臋 nadwozia. Ford Galaxy pod wieloma wzgl臋dami przypomina艂 Arab贸w, Kurd贸w, Ormian, Czerkies贸w i wiele innych narod贸w, z艂o偶onych z mn贸stwa cz臋艣ci, niekt贸rych starych, niekt贸rych ca艂kiem nowych.
I jak owe narody, niezmordowanie par艂 przed siebie.
Ibrahim przygl膮da艂 si臋 wyp艂owia艂emu w s艂o艅cu krajobrazowi pustyni. Nie by艂a to pustynia po艂udnia, pustynia piasku i piaskowych burz, pustynia mira偶y, pustynia tr膮b powietrznych, ciemnych namiot贸w Beduin贸w, pustynia, na kt贸rej od czasu do czasu spotyka si臋 kwitn膮ce oazy, lecz raczej nie ko艅cz膮cy si臋 pas ja艂owej ziemi, nagich wzg贸rz oraz setek kopc贸w, ukrywaj膮cych ruiny prastarych osad. Od czasu do czasu w owym niezmiennym pejza偶u pojawia艂y si臋 elementy wsp贸艂czesne: porzucone samochody, n臋dzne stacje benzynowe, szopy, w kt贸rych sprzedawano wygazowan膮 Coca-Col臋 i stare placki z m膮ki. Syryjska pustynia od zawsze kusi艂a kupc贸w, poet贸w, poszukiwaczy przyg贸d i archeolog贸w, rzucaj膮cych si臋 w obj臋cia niebezpiecze艅stw, by opisa膰 je potem tak, jakby by艂y czym艣 najcudowniejszym w 艣wiecie. Niegdy艣 dorzecze Tygrysu i Eufratu rzeczywi艣cie 偶y艂o, niegdy艣, ale nie dzi艣. Nie dzi艣, bo dzi艣 Turcy opanowali 藕r贸d艂a wody.
Woda to 偶ycie. Je艣li masz wod臋, 偶yjesz.
Ibrahim zna艂 histori臋 i geografi臋 tych ziem. O wodzie wiedzia艂 wszystko. Ods艂u偶y艂 dwie tury w lotnictwie Syrii, a kiedy odszed艂 do cywila i zatrudni艂 si臋 na du偶ej farmie, reperuj膮c traktory oraz maszyny rolnicze, uwa偶nie s艂ucha艂 starych robotnik贸w rolnych, opowiadaj膮cych o g艂odzie i suszach.
Znana w historii pod nazw膮 Mezopotamii, co po grecku znaczy „kraj mi臋dzy rzekami", ta cz臋艣膰 Syrii nosi艂a teraz nazw臋 al-Gezira, czyli wyspa. Wyspa bez wody. Rzeka Tygrys by艂a niegdy艣 najwa偶niejsz膮 drog膮 transportow膮 艣wiata. Swe 藕r贸d艂o mia艂a w dzisiejszej wschodniej Turcji, sk膮d przez ponad tysi膮c osiemset kilometr贸w p艂yn臋艂a r贸wninami Iraku, 艂膮cz膮c si臋 z Eufratem w Basrze. R贸wnie pot臋偶ny Eufrat bierze sw贸j pocz膮tek z po艂膮czenia rzek Kara i Murad we wschodniej Turcji. Na d艂ugo艣ci przesz艂o dw贸ch tysi臋cy siedmiuset kilometr贸w p艂ynie na po艂udnie i po艂udniowy zach贸d. W g贸rnym biegu kanionami spada z g贸r, a potem rozlewa si臋 szeroko na r贸wninach Iraku i Syrii. Po po艂膮czeniu Tygrys i Eufrat p艂yn膮 na po艂udniowy zach贸d, kana艂em Szatt al Arab, stanowi膮cym granic臋 mi臋dzy Irakiem i Iranem, do uj艣cia w Zatoce Perskiej. Oba kraje d艂ugo i krwawo walczy艂y o prawa do 偶eglugi na tym niespe艂na dwustukilometrowym odcinku.
Tygrys i Eufrat na wschodzie wraz z Nilem na zachodzie formowa艂y tak zwany 呕yzny P贸艂ksi臋偶yc, w kt贸rym cywilizacje ros艂y i upada艂y pocz膮wszy od roku 5000 p.n.e.
Kolebka cywilizacji. Ibrahim nazywa艂 ten kraj ojczyzn膮. Tu 偶y艂a w rozpaczy jedna trzecia jego wielkiego narodu.
Przez wieki Eufratem 偶eglowa艂y okr臋ty wojenne, a wielkie migracje spycha艂y zamieszkuj膮ce jego brzegi plemiona na zach贸d. Kana艂y irygacyjne i m艂yny wodne na wschodzie niszcza艂y, rozkwita艂a za to zachodnia cz臋艣膰 kraju. To tu powstawa艂y wielkie miasta: Aleppo na p贸艂nocy, Hama, Homs, wieczny Damaszek. Eufrat zosta艂 wreszcie najpierw porzucony, a potem zamordowany. Przezroczysta niegdy艣 woda, br膮zowa dzi艣 by艂a od 艣ciek贸w miejskich i przemys艂owych, pochodz膮cych przede wszystkim z Turcji, nie ratowa艂y jej ani roztopy, ani obfite opady. W latach osiemdziesi膮tych naszego wieku Turcja rozpocz臋艂a prace nad regulacj膮 rzeki. W jej g贸rnym biegu wybudowano szereg tam. Eufrat nieco si臋 wprawdzie oczy艣ci艂, tureckie pola zosta艂y nawodnione, p贸艂nocn膮 Syri臋 jednak, a zw艂aszcza al-Gezir臋, zacz臋艂y gn臋bi膰 susze. ludzie g艂odowali.
A Syryjczycy nie zrobili nic, by temu zapobiec, pomy艣la艂 gorzko Ibrahim. Na po艂udniowym zachodzie walczyli z Izraelem, na po艂udniowym wschodzie mieli Iran, kt贸ry bez przerwy trzeba by艂o uwa偶nie obserwowa膰. Syryjski rz膮d nie mia艂 zamiaru nara偶a膰 sze艣膰setpi臋膰dziesi臋ciokilometrowej p贸艂nocnej granicy, prowokuj膮c napi臋cia w stosunkach z Turcj膮.
Teraz jednak rozleg艂 si臋 tu nowy g艂os i brzmia艂 coraz dono艣niej. W ci膮gu ostatnich kilku miesi臋cy Ibrahim ca艂y sw贸j wolny czas sp臋dza艂 w Haseke, sennym miasteczku na po艂udniowym zachodzie, pracuj膮c z patriotami z PPK, Partii Pracy Kurdystanu, kt贸rej cz艂onkiem by艂 jego brat. Dbaj膮c o to, by maszyny drukarskie pracowa艂y bez zarzutu, a samochody je藕dzi艂y bez awarii, Ibrahim s艂ucha艂 Mehmeta m贸wi膮cego o nowej ojczy藕nie Kurd贸w. Pomagaj膮c pod os艂on膮 nocy nosi膰 bro艅 i 艣rodki do produkcji bomb, Ibrahim przys艂uchiwa艂 si臋 gorzkim ocenom mo偶liwo艣ci-zjednoczenia z innym kurdyjskimi ugrupowaniami. Odpoczywaj膮c po treningu z fedainami, kt贸rych uczy艂 metod walki wr臋cz, s艂ucha艂 o przygotowaniach do spotka艅 z Kurdami irackimi i tureckimi, spotka艅, na kt贸rych zamierzano planowa膰 powstanie nowej ojczyzny, wybra膰 jej przyw贸dc臋.
Ibrahim za艂o偶y艂 zdj臋te przed chwil膮 okulary przeciws艂oneczne i 艣wiat zn贸w pociemnia艂.
Wsp贸艂cze艣nie al-Gezir臋 odwiedzali niemal wy艂膮cznie jad膮cy do Turcji tury艣ci. Ibrahim te偶 jecha艂 do Turcji, cho膰 pod ka偶dym wzgl臋dem r贸偶ni艂 si臋 od przeci臋tnego turysty. Przeci臋tny turysta, uzbrojony w aparat fotograficzny, przybywa艂 tu zwabiony urokiem bazar贸w, okopami z czas贸w I wojny 艣wiatowej, meczetami. Przybywa艂 z mapami i narz臋dziami archeologicznymi, albo z ameryka艅skimi d偶insami i japo艅sk膮 elektronik膮 do sprzedania na czarnym rynku.
Ibrahim i jego ludzie przybywali natomiast z czym艣 innym. Przybywali z celem.
By艂o nim przywr贸cenie wody al-Gezirze.
2
Poniedzia艂ek, 13.22 - Sanliurfa, Turcja
Lowell Coffey II sta艂 w cieniu bia艂ej sze艣cioko艂owej furgonetki. R膮bkiem zawi膮zanej na szyi chusty otar艂 艣ciekaj膮cy w oczy pot. W my艣lach przekl膮艂 cichy szum zasilanego z akumulator贸w silnika, 艣wiadcz膮cy o tym, 偶e w 艣rodku furgonetki dzia艂a klimatyzacja, a potem ruszy艂 przed siebie, depcz膮c ja艂ow膮 ziemi臋, na kt贸rej z rzadka pojawia艂y si臋 niskie suche pag贸rki. Jakie艣 trzysta metr贸w dalej znajdowa艂a si臋 opuszczona droga, kt贸rej asfalt gotowa艂 si臋 wr臋cz w 偶arze s艂o艅ca, za艣 mniej wi臋cej pi臋膰 kilometr贸w i pi臋膰 tysi臋cy lat st膮d sta艂o miasteczko Sanliurfa.
Po prawej r臋ce prawnika szed艂 doktor Phil Katzen, trzydziestotrzyletni d艂ugow艂osy biofizyk. Doktor Katzen przys艂oni艂 oczy d艂oni膮 i przyjrza艂 si臋 pokrytym kurzem murom starej metropolii.
-聽Wiesz, Lowell - powiedzia艂 - 偶e dziesi臋膰 tysi臋cy lat temu w艂a艣nie tu po raz pierwszy udomowiono zwierz臋 poci膮gowe? Aurocha - dzikiego wo艂u. W艂a艣nie wo艂y uprawia艂y ziemi臋, na kt贸rej stoisz.
-聽Co za wspania艂a nowina - odpar艂 Coffey. - I pewnie potrafisz mi nawet powiedzie膰, jaki by艂 w贸wczas sk艂ad gleby, prawda?
-聽Nie - z u艣miechem zaprzeczy艂 Katzen. - Potrafi臋 ci tylko powiedzie膰, jaki jest dzisiaj. Wszystkie kraje tego regionu zmuszone s膮 do gromadzenia podobnych danych celem sprawdzenia, jak d艂ugo da si臋 tu cokolwiek uprawia膰. Mam dyskietk臋 ze sk艂adem gleby. Kiedy Mike i Mary Rose sko艅cz膮 to, co robi膮, znajd臋 j膮 i b臋dziesz m贸g艂 przeczyta膰 sobie zawarte na niej dane... je艣li tylko zechcesz.
-聽Serdecznie ci dzi臋kuj臋. Wystarczy mi k艂opot贸w z opanowaniem wiedzy, kt贸r膮 musz臋 opanowa膰. Starzej臋 si臋, wiesz?
-聽Przecie偶 masz dopiero trzydzie艣ci dziewi臋膰 lat!
-聽Ju偶 nie. Urodzi艂em si臋, licz膮c od jutra, czterdzie艣ci lat temu. Katzen u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
-聽No to wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, panie mecenasie.
-聽Dzi臋ki, ale nie spodziewam si臋 niczego najlepszego. Starzej臋 si臋, Phil.
-聽Daj spok贸j. - Biochemik wyci膮gn膮艂 r臋k臋, wskazuj膮c Sanliurf臋. - Kiedy to miasto by艂o m艂ode, czterdziestolatk贸w uwa偶ano za starc贸w. 艢rednia 偶ycia wynosi艂a w贸wczas oko艂o dwudziestu lat, a dwudziestolatkowie nie bywali bynajmniej zdrowi. Pr贸chnica, 藕le zro艣ni臋te po z艂amaniach ko艣ci, wady wzroku, grzybica st贸p, co tylko chcesz. Niech to diabli, w dzisiejszej Turcji czynne prawo wyborcze dostaje si臋 w wieku dwudziestu jeden lat. Zdajesz sobie spraw臋 z tego, 偶e staro偶ytnym, kt贸rzy rz膮dzili Uludere, Sirnak i Batman, nie wolno by艂oby zag艂osowa膰 na samych siebie?
Coffey przyjrza艂 mu si臋 z niedowierzaniem.
-聽Jest tu miejsce, kt贸re nazywa si臋 Batman?
-聽Nad samym Tygrysem - wyja艣ni艂 Katzen. - Widzisz? Zawsze mo偶na nauczy膰 si臋 czego艣 nowego. Dzi艣 rano sp臋dzi艂em kilka godzin w Centrum Regionalnym. Matt i Mary Rose zaprojektowali cholernie fajn膮 maszyn臋. Wiedza odm艂adza, Lowell.
-聽Nie bardzo wierz臋, 偶e warto 偶y膰 wy艂膮cznie dla tureckiego Batmana i CR - stwierdzi艂 Coffey. - A je艣li chodzi o tych twoich staro偶ytnych Turk贸w, to bior膮c pod uwag臋, 偶e musieli sia膰, ora膰, nawadnia膰 pola i oczyszcza膰 je z kamieni, kiedy do偶yli czterdziestki mieli pewnie wra偶enie, 偶e stukn臋艂a im osiemdziesi膮tka.
-聽Prawdopodobnie.
-聽I pewnie t臋 sam膮 prac臋 wykonywali od dziesi膮tego roku 偶ycia. Tylko 偶e w naszych czasach podobno nie tylko 偶yjemy d艂u偶ej, ale jeszcze rozwijamy si臋 pod wzgl臋dem zawodowym.
-聽Chcesz mi powiedzie膰, 偶e nie dotyczy to ciebie?
-聽Rozwijam si臋 mniej wi臋cej tak doskonale jak dinozaury. By艂em pewien, 偶e w tym wieku b臋d臋 znanym mi臋dzynarodowym prawnikiem, negocjuj膮cym porozumienia pokojowe i traktaty handlowe w imieniu prezydenta.
-聽Rozlu藕nij si臋, Lowell. Przecie偶 pracujesz w centrum wydarze艅.
-聽Jasne. Pracuj臋 dla agencji rz膮dowej tak tajnej, 偶e nikt nic o niej nie wie...
-聽Utajnienie nie oznacza nieistnienia - zauwa偶y艂 Katzen.
-聽W moim przypadku praktycznie nie ma r贸偶nicy. Pracuj臋 w piwnicy bazy Si艂 Powietrznych Andrews... nawet nie w Waszyngtonie, niech to wszyscy diabli... uzgadniaj膮c szczeg贸艂y prawne z narodami 艣rednio przyjaznymi Stanom, takimi jak Turcja, by艣my mogli bez problemu szpiegowa膰 narody jeszcze mniej przyjazne Stanom, takie jak Syria. Poza tym sma偶臋 si臋 jeszcze na jakiej艣 cholernej pustyni i pot 艣cieka mi po nogach w cholerne skarpetki! A chcia艂em przecie偶 dyskutowa膰 aspekty wyk艂adni pierwszej poprawki do konstytucji przed S膮dem Najwy偶szym
-聽W dodatku marudzisz - stwierdzi艂 Katzen.
-聽Przyznaj臋 si臋 do winy. Jako jubilat mam prawo.
Katzen naci膮gn膮艂 Coffeyowi na oczy kapelusz z podwini臋tym rondem, w kt贸rym prawnik wygl膮da艂 jak australijski traper.
-聽Rozchmurz si臋 - powiedzia艂. - Nie ka偶da przyzwoita praca musi by膰 zaraz podniecaj膮ca.
-聽Nie w tym rzecz - odpar艂 Coffey. - No, mo偶e troch臋. Zdj膮艂 kapelusz, palcem wskazuj膮cym przesun膮艂 po potniku i wcisn膮艂 go z powrotem na brudne jasne w艂osy. - Chyba chodzi mi o to, 偶e by艂em niegdy艣 cudownym prawniczym dzieckiem, Phil. By艂em Mozartem prawa. Mia艂em dwana艣cie lat, kiedy czyta艂em akta procesowe z archiwum taty. Kiedy moi koledzy marzyli o karierze astronaut贸w albo zawodowych graczy w baseballa, ja pracowa艂em nad procedur膮 zwolnienia oskar偶onego za kaucj膮. W wieku pi臋tnastu lat nie mia艂bym problem贸w ze zwolnieniem za kaucj膮 wi臋kszo艣ci oskar偶onych, wiesz?
-聽Tylko 偶e garnitury by na tobie wisia艂y - za偶artowa艂 Katzen. Coffey zmarszczy艂 brwi.
-聽Przecie偶 wiesz, o co mi chodzi - stwierdzi艂, ura偶ony.
-聽Twierdzisz, 偶e nie spe艂ni艂e艣 pok艂adanych w tobie nadziei. Ja te偶, m贸j drogi, ja te偶. Witamy w prawdziwym 艣wiecie.
-聽Fakt, 偶e jestem jednym z wielu, wcale mnie nie pociesza, Phil.
Katzen pokr臋ci艂 g艂ow膮.
-聽I co mam ci powiedzie膰? W ka偶dym razie 偶a艂uj臋, 偶e nie by艂o ci臋 przy mnie w czasach Greenpeace.
-聽Niestety, nie nadaj臋 si臋 do skakania z pok艂adu statku celem ratowania 偶ycia 艣licznym ma艂ym foczkom i nie umia艂bym powstrzyma膰 my艣liwego o wzro艣cie dwa pi臋tna艣cie przed wy艂o偶eniem surowego mi臋sa na przyn臋t臋 dla czarnego nied藕wiedzia.
-聽Popatrz, a ja robi艂em jedno i drugie. Po drugim zosta艂 mi z艂amany nos, po pierwszym wspomnienie o tym, jak strasznie przerazi艂em pewn膮 ma艂膮 foczk臋. Ale chodzi mi o to, 偶e mia艂em za艂og臋 darmozjad贸w, z kt贸rych 偶aden nie by艂 w stanie odr贸偶ni膰 delfina od mor艣wina i, co gorsza, 偶adnego z nich nic to nie obchodzi艂o. By艂em u ciebie, kiedy uzgadnia艂e艣 wizyt臋 Centrum z ambasadorem tureckim. Odwali艂e艣 kawa艂 dobrej roboty.
-聽Rozmawia艂em z przedstawicielem kraju, kt贸rego zagraniczny d艂ug wynosi czterdzie艣ci miliard贸w dolar贸w, z czego wi臋kszo艣膰 przypada na Stany. Przekonanie ich, 偶e warto nam p贸j艣膰 na r臋k臋, nie czyni ze mnie geniusza.
-聽Bzdura - stwierdzi艂 spokojnie Katzen. - Islamski Bank Rozwoju te偶 trzyma Turcj臋 w gar艣ci. A to przecie偶 zaplecze finansowe fundamentalizmu.
-聽Turcy nie dadz膮 si臋 wzi膮膰 w karby prawa koranicznego, nawet przez tego swojego fanatycznego fundamentalistycznego przyw贸dc臋. Maj膮 gwarancje konstytucyjne.
-聽Konstytucje mo偶na zmienia膰. Wystarczy popatrze膰 na Iran.
-聽Turcja ma znacznie wi臋kszy procent 艣wieckich obywateli. Gdyby fundamentali艣ci spr贸bowali zamachu, wybuch艂aby wojna domowa.
-聽A kto m贸wi, 偶e wojna domowa w Turcji jest niemo偶liwa? A w og贸le, to przecie偶 nie w tym rzecz. Powo艂a艂e艣 si臋 na regulacje prawne NATO, na prawo tureckie, na polityczne zasady Stan贸w Zjednoczonych i oto jeste艣my w Turcji. Nikt inny nie potrafi艂by tego dokona膰.
-聽Dobra, wi臋c musia艂em si臋 odrobin臋 postara膰 - przyzna艂 Coffey. - I co z tego? By艂o to prawdopodobnie moje najwa偶niejsze dokonanie w bie偶膮cym roku. W Waszyngtonie wszystko wr贸ci do normy. Z Paulem Hoodem i Marth膮 Macall odwiedzimy pani膮 senator Fox, entuzjastycznie pokiwam g艂ow膮, kiedy Paul b臋dzie j膮 zapewnia艂, 偶e wszystko, co robili艣my w Turcji, by艂o najzupe艂niej legalne, 偶e wyniki bada艅 gleby udost臋pnione zostan膮 Ankarze i 偶e to by艂o „prawdziwym" powodem naszej tu obecno艣ci. Obiecam solennie, 偶e je艣li program Centrum Regionalnego dostanie dodatkowe fundusze, nadal operowa膰 b臋dziemy w granicach prawa mi臋dzynarodowego. Potem wr贸c臋 do biura popracowa膰 nad u偶yciem CR w spos贸b, kt贸remu prawo mi臋dzynarodowe drastycznie si臋 nie sprzeciwia. - Coffey pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Wiem, 偶e tak za艂atwia si臋 te sprawy, ale to praca zupe艂nie pozbawiona godno艣ci.
-聽Przynajmniej pr贸bujemy zachowa膰 godno艣膰 - zwr贸ci艂 mu uwag臋 Katzen.
-聽Ty z pewno艣ci膮. Po艣wi臋ci艂e艣 偶ycie 艣ledzeniu wypadk贸w w elektrowniach atomowych, dokumentowaniu po偶ar贸w p贸l naftowych, mierzeniu stopnia ska偶e艅 atmosfery. To, co robi艂e艣, pozostawi艂o po sobie jaki艣 艣lad, a nawet je艣li nie, to przynajmniej stawia艂e艣 czo艂o wyzwaniom. Ja poszed艂em przecie偶 na prawo, by walczy膰 z przest臋pstwami na skal臋 艣wiatow膮, a nie szuka膰 prawniczych wybieg贸w dla szpieg贸w w niezno艣nie upalnych krajach Trzeciego 艢wiata.
-聽Jeste艣 szwitzing - westchn膮艂 Katzen.
-聽Jestem co?
-聽Pocisz si臋. Denerwujesz. Jutro sko艅czysz czterdziestk臋. I oceniasz si臋 wyj膮tkowo niesprawiedliwie.
-聽Nie, wr臋cz przeciwnie, oceniam si臋 zbyt 艂agodnie. - Coffey ruszy艂 w kierunku lod贸wki, stoj膮cej w cieniu jednego z trzech rozbitych nieopodal namiot贸w. Wewn膮trz namiotu w oczy rzuci艂o mu si臋 nie otwarte kieszonkowe wydanie „Rewolty na pustyni” D. H. Lawrence'a. To w艂a艣nie on przywi贸z艂 ze sob膮 t臋 ksi膮偶k臋. W klimatyzowanej waszyngto艅skiej ksi臋garni wydawa艂a si臋 doskonale odpowiada膰 duchowi wyprawy. Teraz 偶a艂owa艂, 偶e nie zabra艂 ze sob膮 raczej „Doktora 呕iwago" albo „Zewu krwi". - Zdaje si臋, 偶e dozna艂em objawienia. Jak ci patriarchowie, kt贸rzy udawali si臋 na pustyni臋.
-聽Przecie偶 to nie pustynia. Fachowo nazywa si臋 to nieuprawnymi pastwiskami.
-聽Dzi臋ki. Zapami臋tam to sobie na r贸wni z informacj膮, 偶e w Turcji istnieje miejscowo艣膰 o nazwie Batman.
-聽Jezu, rzeczywi艣cie jeste艣 roztrz臋siony. Nie s膮dz臋, by czterdziestka mia艂a z tym cokolwiek wsp贸lnego. Po prostu s艂o艅ce wypra偶y艂o ci m贸zg.
-聽By膰 mo偶e - zgodzi艂 si臋 Coffey. - By膰 mo偶e to przez s艂o艅ce ludzie w tej cz臋艣ci 艣wiata bez przerwy ze sob膮 wojuj膮. S艂ysza艂e艣 o Eskimosach, walcz膮cych o prawa do jakiej艣 kry albo o jaja pingwin贸w?
-聽Odwiedzi艂em Inuit贸w, mieszkaj膮cych nad Morzem Beringa u艣wiadomi艂 go Katzen. - Oni nie walcz膮, bo maj膮 po prostu zupe艂nie inny pogl膮d na 艣wiat. Religia opiera si臋 na dw贸ch elementach: wierze i kulturze. Inuici wierz膮 bez fanatyzmu, dla nich wiara jest czym艣 bardzo prywatnym. Kultur臋 za to maj膮 publiczn膮. Dziel膮 si臋 m膮dro艣ci膮, tradycj膮, legendami i nie udowadniaj膮 nikomu, 偶e ich prawda jest jedyn膮 prawd膮. To samo da si臋 powiedzie膰 o wielu ludach zamieszkuj膮cych tropikaln膮 i subtropikaln膮 Afryk臋, Ameryk臋 Po艂udniow膮 i Daleki Wsch贸d. Nie ma to nic wsp贸lnego z klimatem.
-聽Nie wierz臋. A przynajmniej nie do ko艅ca. - Coffey wyj膮艂 le偶膮c膮 w艣r贸d kostek lodu puszk臋 Taba. Popija艂 nap贸j, przygl膮daj膮c si臋 d艂ugiej, l艣ni膮cej furgonetce. Na moment rozpacz go opu艣ci艂a. Ten na poz贸r zupe艂nie przeci臋tny samoch贸d w rzeczywisto艣ci by艂 pi臋kny. Samo to, 偶e jest z nim jako艣 zwi膮zany, ju偶 by艂o powodem do dumy.
Odj膮艂 puszk臋 od ust i powiedzia艂:
-聽Tylko popatrz na miasta i wi臋zienia, w kt贸rych zdarzaj膮 si臋 rozruchy. Przypomnij sobie sekciarzy z Jonestown czy Waco. Nic nigdy nie dzieje si臋 podczas zimy i zamieci, tylko gdy nadejd膮 upa艂y. Pomy艣l o biblijnych prorokach, kt贸rzy szli na pustyni臋. Wychodzili jako normalni ludzie, siedzieli na pustyni, wracali jako prorocy. Upa艂y przepalaj膮 nam bezpieczniki.
-聽Nie s膮dzisz, 偶e z Moj偶eszem lub Jezusem m贸g艂 mie膰 co艣 wsp贸lnego na przyk艂ad B贸g? - spyta艂 go Katzen powa偶nym tonem.
-聽Touche - stwierdzi艂 Coffey i napi艂 si臋.
Katzen spojrza艂 na stoj膮c膮 po jego prawej r臋ce m艂od膮 ciemnosk贸r膮 kobiet臋. Mia艂a na sobie szorty i przepocon膮 bluz臋 khaki. W艂osy przewi膮za艂a bia艂膮 chustk膮. Tak wygl膮da艂 mundur „czysty". Nie by艂o na nim emblematu oddzia艂u szybkiego reagowania Iglica - skrzydlatej b艂yskawicy - nie by艂o na nim w og贸le niczego sugeruj膮cego wojsko. Podobnie jak furgonetka, kt贸rej umieszczone na burcie poka藕ne lusterko wsteczne wygl膮da艂o jak zwyk艂e lusterko, a nie antena satelitarna, a celowo pogi臋ta i miejscami sztucznie skorodowana blacha doskonale ukrywa艂a wzmocnion膮 stal. Kobieta sprawia艂a wra偶enie weteranki polowych prac archeologicznych.
-聽A ty co my艣lisz, Sandra? - spyta艂 j膮 Katzen.
-聽Z ca艂ym szacunkiem - odpar艂a dziewczyna - my艣l臋, 偶e obaj si臋 mylicie. Moim zdaniem pok贸j, wojna, rozs膮dek to wy艂膮cznie kwestie przyw贸dztwa. Przyjrzyjcie si臋 tylko temu staremu miastu. - W jej g艂osie brzmia艂a nuta wielkiego szacunku. - Trzydzie艣ci stuleci temu w艂a艣nie tam narodzi艂 si臋 prorok Abraham. W艂a艣nie tam mieszka艂, kiedy B贸g nakaza艂 mu przenie艣膰 si臋 wraz z rodzin膮 do Kanaan. Cz艂owiek ten nape艂niony zosta艂 Duchem 艢wi臋tym. Stworzy艂 r贸d, nar贸d, moralno艣膰. Jestem pewna, 偶e by艂o mu r贸wnie gor膮co jak nam, a zw艂aszcza wtedy, gdy na rozkaz Boga przy艂o偶y艂 ostrze sztyletu do piersi swego syna, Izaaka. Jestem pewna, 偶e na przera偶on膮 buzi臋 Izaaka pada艂y nie tylko jego 艂zy, ale i pot. - Dziewczyna spojrza艂a najpierw na Katzena, potem na Coffeya. - Jego rz膮dy opiera艂y si臋 na wierze i mi艂o艣ci, a teraz po r贸wni szanuj膮 go muzu艂manie i chrze艣cijanie.
-聽Doskonale powiedziane, szeregowa DeVonne - stwierdzi艂 Katzen.
-聽Doskonale powiedziane - popar艂 go Coffey. - Tyle 偶e w niczym nie sprzeciwia si臋 to mojej tezie. Nie wszyscy mo偶emy by膰 tak pos艂uszni i tak twardzi jak Abraham. U niekt贸rych upa艂 podwy偶sza naturalny stopie艅 irytacji. - W艣r贸d kostek lodu znalaz艂 wilgotn膮 puszk臋 zimnej wody mineralnej. - I jest jeszcze jedna sprawa. Po dwudziestu siedmiu godzinach i pi臋tnastu minutach naszego pobytu w tym miejscu znienawidzi艂em je szczerze. Uwielbiam klimatyzacj臋 i zimn膮 wod臋 w szklance, zamiast ciep艂ej wody w plastikowej butelce. No i kocham 艂azienki. Nie powiem nigdy z艂ego s艂owa o 艂azienkach.
-聽Tu, by膰 mo偶e, nauczysz si臋 docenia膰 je tak, jak na to zas艂uguj膮 - u艣miechn膮艂 si臋 Katzen.
-聽Docenia艂em je wystarczaj膮co przed wyjazdem. Szczerze m贸wi膮c, nadal nie rozumiem, dlaczego nie mogli艣my przeprowadzi膰 test贸w prototypu w Stanach Zjednoczonych. I tam nie brakuje nam przeciwnik贸w. Od ka偶dego s臋dziego natychmiast dosta艂bym pozwolenie na obserwacj臋 podejrzanych o terroryzm, oboz贸w boj贸wek paramilitarnych, mafios贸w - co tylko chcecie.
-聽Odpowied藕 na to pytanie znasz r贸wnie dobrze jak ja - powiedzia艂 Katzen.
-聽Jasne. - Coffey opr贸偶ni艂 puszk臋, wyrzuci艂 j膮 do plastikowej torby na odpadki i ruszy艂 z powrotem w kierunku furgonetki. Je艣li nie pomo偶emy umiarkowanej Partii Prawdziwej Drogi, partia fundamentalist贸w islamskich, Partia Dobrobytu, b臋dzie powi臋ksza艂a swe wp艂ywy. A mamy tu przecie偶 tak偶e Socjaldemokratyczn膮 Parti臋 Ludow膮, Parti臋 Demokratycznej Lewicy, Parti臋 Demokratycznego 艢rodka, Parti臋 Reform Demokratycznych, Parti臋 Prosperity, parti臋 Refah, Parti臋 Jedno艣ci Socjalistycznej, Parti臋 S艂usznej Drogi, Parti臋 Wielkiej Anatolii. Z ka偶d膮 trzeba si臋 dogada膰 i ka偶da chce ugry藕膰 kawa艂ek niewielkiego tureckiego tortu. 呕e ju偶 nie wspomn臋 o Kurdach, kt贸rzy pragn膮 uwolni膰 si臋 z niewoli Syryjczyk贸w, Turk贸w i Irakijczyk贸w. - Palcem wskazuj膮cym Coffey otar艂 pot z czo艂a. - Je艣li Partia Dobrobytu zdob臋dzie w艂adz臋 w Turcji i wp艂ywy w armii, Grecja poczuje si臋 zagro偶ona. Nasil膮 si臋 konflikty w basenie Morza Egejskiego i NATO rozpadnie si臋 na kawa艂ki. Europa i Bliski Wsch贸d poczuj膮 si臋 zagro偶one i natychmiast zwr贸c膮 si臋 o pomoc do Stan贸w Zjednoczonych. Pomo偶emy im, oczywi艣cie, ale b臋dzie to pomoc polegaj膮ca wy艂膮cznie na wysy艂aniu i przyjmowaniu dyplomat贸w. W wojnie takiej jak ta po prostu nie wolno nam b臋dzie poprze膰 偶adnej ze stron.
-聽Doskona艂e podsumowanie, panie mecenasie.
-聽Zabrak艂o w nim tylko jednego - powiedzia艂 Coffey. - Je艣li o mnie chodzi, oni wszyscy mog膮 .sobie i艣膰 r贸wnym krokiem do diab艂a. Nie przypomina to sytuacji, kiedy bierze si臋 wolny dzie艅, by ocali膰 przed drwalami rzadki gatunek sowy.
-聽Przesta艅 - przerwa艂 mu Katzen. - Zawstydzasz mnie. Nie jestem a偶 taki cnotliwy.
-聽Nie m贸wi臋 o cnocie. Chodzi mi o po艣wi臋cenie si臋 czemu艣, czemu rzeczywi艣cie warto si臋 po艣wi臋ci膰. Pojecha艂e艣 do Oregonu, zorganizowa艂e艣 protest na miejscu, z艂o偶y艂e艣 zeznanie przed s膮dem stanowym i za艂atwi艂e艣 spraw臋. Tu mamy do czynienia z konfliktami licz膮cymi sobie pi臋膰 tysi臋cy lat. Grupy etniczne zawsze ze sob膮 walczy艂y, zawsze b臋d膮 ze sob膮 walczy膰 i my nigdy nie zdo艂amy ich od tego odwie艣膰, a kiedy pr贸bujemy, marnujemy tylko cenne 艣rodki.
-聽Nie zgadzam si臋 z tob膮. Jeste艣my w stanie co najmniej za艂agodzi膰 sytuacj臋. I kto wie, mo偶e kolejne pi臋膰 tysi臋cy lat b臋dzie jednak lepsze?
-聽A mo偶e Stany Zjednoczone dadz膮 si臋 wci膮gn膮膰 w wojn臋 religijn膮, kt贸ra rozszarpie nasze pa艅stwo na strz臋py? Wiesz co, Phil, w g艂臋bi serca jestem izolacjonist膮. To jedyna moja cecha wsp贸lna z pani膮 senator Fox. Stworzyli艣my najlepsze pa艅stwo w historii ludzko艣ci i ci, kt贸rzy nie chc膮 do艂膮czy膰 do nas w naszym demokratycznym tyglu*, mog膮 strzela膰 do siebie, rzuca膰 bomby, puszcza膰 gazy bojowe, wali膰 si臋 atom贸wkami i produkowa膰 seryjnie m臋czennik贸w, p贸ki nie trafi膮 wreszcie do tego swojego wymarzonego raju. Mnie to nie obchodzi.
Katzen skrzywi艂 si臋.
-聽Przypuszczam, 偶e to odosobniony punkt widzenia - powiedzia艂 niech臋tnie.
-聽Tak i nie mam zamiaru za niego przeprasza膰. Ale... mo偶e m贸g艂by艣 wyja艣ni膰 mi pewn膮 spraw臋?
-聽Tak?
Wargi Coffeya zadr偶a艂y od powstrzymywanego 艣miechu.
-聽Powiedz mi, jaka jest w艂a艣ciwie r贸偶nica mi臋dzy mor艣winem a delfinem?
Nim biochemik zdo艂a艂 odpowiedzie膰, otwar艂y si臋 drzwi furgonetki i wyszed艂 z niej Mike Rodgers. Coffey przez sekund臋 rozkoszowa艂 si臋 fal膮 ch艂odu klimatyzacji, genera艂 zamkn膮艂 jednak drzwi niemal natychmiast. Mia艂 na sobie d偶insy i obcis艂y podkoszulek. Jego jasnobr膮zowe oczy w promieniach s艂o艅ca wydawa艂y si臋 niemal z艂ote.
Mike Rodgers rzadko si臋 u艣miecha艂, teraz jednak w lekkim uniesieniu k膮cik贸w jego warg Coffey odczyta艂 przynajmniej zapowied藕 u艣miechu.
-聽No i...? - spyta艂.
-聽Dzia艂a! - powiedzia艂 Rodgers. - Jeste艣my w stanie pod艂膮czy膰 si臋 do wszystkich pi臋ciu satelit贸w Narodowego Biura Rozpoznania. Mamy d藕wi臋k, obraz termiczny i widzialny wyznaczonego regionu, wraz z kompletem danych radiowych. Mary Rose w艂a艣nie rozmawia z Mattem Stollem sprawdzaj膮c, czy docieraj膮 do nich nasze dane. - Rodgers wreszcie si臋 u艣miechn膮艂. - Ten akumulatorowy cud wszech艣wiata rzeczywi艣cie dzia艂a!
Katzen wyci膮gn膮艂 r臋k臋.
-聽Gratulacje, generale - powiedzia艂. - Matt musi by膰 szcz臋艣liwy jak dziecko.
-聽A tak, owszem, sprawia wra偶enie bardzo szcz臋艣liwego. Po tym, co przeszli艣my buduj膮c CR, sam jestem szcz臋艣liwym cz艂owiekiem.
Coffey uni贸s艂 puszk臋 wody mineralnej, jakby wnosi艂 toast. Wypi艂 艂yk.
-聽Zapomnij o tym, co ci m贸wi艂em, Phil - powiedzia艂. - Je艣li Matt Rodgers jest szcz臋艣liwy, to znaczy, 偶e wybili艣my pi艂k臋 na trybuny.
-聽Szlem w pikach - przytakn膮艂 Rodgers. - To dobra wiadomo艣膰. Z艂a wiadomo艣膰 brzmi natomiast tak, 偶e helikopter, kt贸ry mia艂 zabra膰 ciebie i Phila nad jezioro Van, ma op贸藕nienie.
-聽Jak d艂ugie? - zainteresowa艂 si臋 Katzen.
-聽Prawdopodobnie wieczne. Najwyra藕niej kto艣 z Partii Ojczy藕nianej zaprotestowa艂 przeciw naruszeniu obszaru powietrznego. Nie kupuj膮 tej naszej ekologicznej historyjki, jakoby艣my badali wzrost alkaliczno艣ci tureckich szlak贸w wodnych i jego wp艂yw na ja艂owienie ziemi.
-聽O, niech to diabli! - zmartwi艂 si臋 Katzen. - A my艣l膮, 偶e niby czym si臋, do cholery, zajmujemy?
-聽Gotowi na niespodziank臋? - spyta艂 Rodgers. - Tak? To s艂uchajcie. Wierz膮, 偶e znale藕li艣my ark臋 Noego i zamierzamy wywie藕膰 j膮 do Stan贸w Zjednoczonych. Zwr贸c膮 si臋 do rz膮du o cofni臋cie nam pozwolenia na prowadzenie bada艅.
Katzen z w艣ciek艂o艣ci膮 kopn膮艂 spalon膮 ziemi臋.
-聽A tak chcia艂em przyjrze膰 si臋 jezioru! Jest tam taki gatunek ryb, darek, kt贸re doskonale przystosowa艂y si臋 do 偶ycia w wodzie o du偶ym st臋偶eniu sody. Mogliby艣my wiele nauczy膰 si臋 od nich o adaptacji.
-聽Bardzo mi przykro - powiedzia艂 Rodgers - ale wygl膮da na to, 偶e sami b臋dziemy musieli nauczy膰 si臋 czego艣 o adaptacji. Spojrza艂 na Coffeya. - Wiesz co艣 o tej Partii Ojczy藕nianej, Lowell? Maj膮 wystarczaj膮ce wp艂ywy, 偶eby spieprzy膰 nam robot臋?
Prawnik przeci膮gn膮艂 chusteczk膮 najpierw po mocno zarysowanej szcz臋ce, potem po karku.
-聽Prawdopodobnie nie - powiedzia艂 w ko艅cu - chocia偶 mo偶e i warto by艂oby skonsultowa膰 si臋 z Marth膮. To ca艂kiem mocna partia, sytuuj膮ca si臋 sporo na prawo od centrum. Ale je艣li nawet zechc膮 zacz膮膰 debat臋, pisma przez dwa albo trzy dni kr膮偶y膰 b臋d膮 od nich do premiera i z powrotem, a dopiero p贸藕niej wniosek stanie na forum parlamentu. Nie wiem nic o zamierzonej przez Phila wycieczce, ale powinni艣my mie膰 wystarczaj膮co wiele czasu, by zrobi膰 to, po co tu przyjechali艣my.
Rodgers skin膮艂 g艂ow膮.
-聽Szeregowa DeVonne - powiedzia艂 do Sandry - wicepremier poinformowa艂 mnie, 偶e na ulicach rozrzucone s膮 ulotki, informuj膮ce obywateli o naszych planach obrabowania Turcji z jej dziedzictwa narodowego. Rz膮d przysy艂a nam oficera wywiadu, pu艂kownika Nejata Sedena, do pomocy na wypadek jakiego艣 incydentu. Prosz臋 poinformowa膰 szeregowego Pupshawa, 偶e niekt贸rzy z Turk贸w, jad膮cych na targ melon贸w do Diyarbakir opr贸cz owoc贸w mog膮 te偶 zabra膰 ze sob膮 nastroje antyameryka艅skie. Macie zachowa膰 spok贸j.
-聽Tak jest.
Sandra zasalutowa艂a i truchcikiem pobieg艂a do Pupshawa, zajmuj膮cego posterunek po przeciwnej stronie obozu. Obserwowa艂 tam nikn膮c膮 za pasmem wzg贸rz drog臋.
Katzen zmarszczy艂 brwi.
-聽Cudownie! - stwierdzi艂. - Nie tylko strac臋 pewnie szans臋 zbadania darek贸w, ale w dodatku stan臋 si臋 obro艅c膮 elektroniki w waszym wozie, wartym jakie艣 sto milion贸w dolar贸w. P贸ki nie zjawi si臋 tu ten pu艂kownik Seden, do obrony mamy dw贸jk臋 偶o艂nierzy Iglicy, uzbrojonych w radia przy pasach i M21, kt贸rych nie mog膮 u偶y膰, bo podobno przyjechali艣my tu bez broni.
-聽Odnios艂em wra偶enie, 偶e podziwiasz moje talenty dyplomatyczne - zauwa偶y艂 Coffey.
-聽Bo i podziwiam.
-聽No to uwierz mi, 偶e lepszego uk艂adu nie da艂o si臋 zawrze膰. Dzia艂a艂e艣 w Greenpeace. Kiedy w 1985 roku francuskie tajne s艂u偶by zatopi艂y wam w Auckland „Rainbow Warrior", nie polecia艂e艣 do Pary偶a strzela膰 do ludzi na ulicach.
-聽Ale mia艂em ochot臋. Bo偶e, mia艂em wielk膮 ochot臋!
-聽Niemniej nie strzela艂e艣. Jeste艣my pracownikami obcego pa艅stwa prowadz膮cymi, z upowa偶nienia rz膮du mniejszo艣ciowego, obserwacje islamskich fanatyk贸w i przekazuj膮cymi dane armii. W zasadzie 偶aden imperatyw moralny nie nakazuje nam strzelania do tubylc贸w. Je艣li zostaniemy zaatakowani, zamkniemy si臋 w furgonetce i zawiadomimy przez radio miejscow膮 Polisi. Dzi臋ki swym wy艣cigowym Renault z pocz膮tku wieku Polisi b艂yskawicznie pojawi si臋 na miejscu i zrobi, co do niej nale偶y.
-聽Chyba 偶e akurat sympatyzuje z Parti膮 Ojczy藕nian膮.
-聽Nie - stwierdzi艂 stanowczo Coffey. - Policja tu jest ca艂kiem w porz膮dku. Mog膮 ci臋 nie lubi膰, ale wierz膮 w prawo i b臋d膮 pilnowa膰 jego przestrzegania.
-聽A w ka偶dym razie - doda艂 Rodgers - wicepremier nie spodziewa si臋 tego rodzaju k艂opot贸w. W najgorszym razie obrzuc膮 nas melonami, jajkami, nawozem, tego rodzaju pociskami.
-聽Cudownie - powiedzia艂 Katzen. - W Waszyngtonie cz艂owieka obrzucaj膮 wy艂膮cznie b艂otem.
-聽Je艣li jakim艣 cudem spadnie tu deszcz, b艂ota te偶 im nie zabraknie - zauwa偶y艂 Coffey.
Rodgers wyci膮gn膮艂 r臋k臋. Coffey poda艂 mu puszk臋. Genera艂 poci膮gn膮艂 z niej solidny 艂yk.
-聽Pociesz si臋 - poradzi艂 wsp贸艂pracownikowi - jak to raz powiedzia艂 Tennessee Williams: „Nie t臋sknij do dnia, w kt贸rym przestaniesz cierpie膰, bowiem gdy ten dzie艅 nadejdzie, b臋dziesz mia艂 pewno艣膰, 偶e nie 偶yjesz".
3
Poniedzia艂ek, 6.48 - Chevy Chase, Maryland
Paul Hood siedzia艂 w gabinecie swego podmiejskiego domu, popijaj膮c kaw臋. Odsun膮艂 zas艂ony koloru ko艣ci s艂oniowej, podni贸s艂 okno na kilka centymetr贸w i wygl膮da艂 na podw贸rko. Wiele podr贸偶owa艂 po 艣wiecie i wiele jego cz臋艣ci zna艂 doskonale, ale nic nie wprawia艂o go w r贸wnie dobry nastr贸j jak brudnobia艂e drewniane ogrodzenie, wyznaczaj膮ce t臋 jego ma艂膮 cz膮stk臋.
Trawa l艣ni艂a wilgotn膮 zieleni膮. Ciep艂y wiaterek ni贸s艂 zapach r贸偶 z ogr贸dka jego 偶ony. Kosy i szpaki 艣piewa艂y jak naj臋te, wiewi贸rki zachowywa艂y si臋 jak kosmaci 偶o艂nierze Iglicy, biegn膮c przed siebie, zatrzymuj膮c si臋, rozpoznaj膮c teren i biegn膮c dalej. Spok贸j poranka burzy艂y tylko d藕wi臋ki, kt贸re kochaj膮cy jazz Hood nazywa艂 „sesj膮 drzwiow膮”: trzask drzwi wej艣ciowych, wizg drzwi do gara偶u, trza艣ni臋cie drzwiczek samochodowych.
Po prawej r臋ce Hooda sta艂 d臋bowy, ciemny rega艂 biblioteczny, wype艂niony przede wszystkich zbiorem ksi膮偶ek Sharon, dotycz膮cych ogrodnictwa i gotowania. Na p贸艂kach sta艂y tak偶e encyklopedie, atlasy i s艂owniki, z kt贸rych Harleigh i Aleksander ju偶 nie korzystali - ca艂y ten materia艂 mieli na CD-ROM-ach. W k膮cie znajdowa艂a si臋 kolekcja ulubionych ksi膮偶ek Hooda: „Ben Hur", „St膮d do wieczno艣ci", „Wojna 艣wiat贸w”, dzie艂a Ayn Rand, Raya Bradbury'ego, Roberta Louisa Stevensona, stare powie艣ci z serii „Samotny Stra偶nik", autorstwa Fran Striker, kt贸re czyta艂 jako nastolatek i do kt贸rych ci膮gle jeszcze od czasu do czasu wraca艂. Po lewej mia艂 p贸艂ki wype艂nione bibelotami po kadencji burmistrza Los Angeles. Plakietki, kubki, klucze do innych miast, wsp贸lne fotografie z krajowymi i zagranicznymi dygnitarzami.
Kawa i 艣wie偶e powietrze w r贸wnych proporcjach nape艂nia艂y go energi膮. Lekko wykrochmalona koszula by艂a wygodna. Nowe buty wydawa艂y si臋 luksusowo drogie, cho膰 drogie wcale nie by艂y. Pami臋ta艂 czasy, kiedy jego ojciec nie mia艂 pieni臋dzy, by kupi膰 mu nowe buty. By艂o to trzydzie艣ci pi臋膰 lat temu, Paul mia艂 w贸wczas lat dziewi臋膰 i w艂a艣nie zamordowano prezydenta Kennedy'ego. Ojciec Paula, Frank „Kr膮偶ownik" Hood, podoficer Marynarki podczas II wojny 艣wiatowej, zwolni艂 si臋 z jednej posady ksi臋gowego, by wzi膮膰 drug膮. Hoodowie sprzedali dom i w艂a艣nie mieli przenie艣膰 si臋 z Long Island do Los Angeles, kiedy nowa firma zrezygnowa艂a z naboru pracownik贸w. Firmie by艂o bardzo przykro, ale doprawdy nie wiedzia艂a, co si臋 stanie z ni膮, z gospodark膮, z ca艂ym krajem. Ojciec Paula nie mia艂 pracy przez trzyna艣cie miesi臋cy. Musieli si臋 przenie艣膰 do mieszkania tak ma艂ego, 偶e Paul s艂ysza艂 jak matka pociesza艂a p艂acz膮cego nocami tat臋.
A teraz... teraz 艣wiat znormalnia艂. Pieni臋dzy im nie brakuje. Ma prac臋 - jest dyrektorem Centrum. W niespe艂na rok, wraz z najbli偶szymi wsp贸艂pracownikami, zmieni艂 instytucj臋, nazywaj膮c膮 si臋 pierwotnie Narodowym Centrum Zapobiegania Kryzysom, maj膮c膮 z za艂o偶enia pe艂ni膰 rol臋 艂膮cznika mi臋dzy CIA, Bia艂ym Domem i innymi agendami rz膮dowymi, w agencj臋 rozwi膮zywania kryzys贸w, dzia艂aj膮c膮 na w艂asny rachunek. Stosunki Hooda z owymi najbli偶szymi wsp贸艂pracownikami, zast臋pc膮 dyrektora Mike'em Rodgersem, szefem sekcji wywiadu Bobem Herbertem i szefem sekcji polityczno-ekonomicznej Marth膮 Macall nie by艂y mo偶e idealne, ale Paul ceni艂 sobie r贸偶nic臋 zda艅. A poza tym, gdyby nie umia艂 opanowywa膰 kryzys贸w rodz膮cych si臋 raz za razem w jego gabinecie, nie mia艂by szansy na rozwi膮zanie politycznych i militarnych kryzys贸w, pojawiaj膮cych si臋 tysi膮ce kilometr贸w dalej. Potyczki konferencyjne nie pozwala艂y mu za艣niedzie膰, utrzymywa艂y go w gotowo艣ci do wi臋kszych i wa偶niejszych bitew.
Hood powoli popija艂 kaw臋. Praktycznie co rano siada艂, w rozkosznej samotno艣ci, na tej kanapie.
Dopi艂 kaw臋 偶a艂uj膮c, 偶e ostatni 艂yk nigdy nie smakuje tak dobrze jak pierwszy. Prawda ta sprawdza艂a si臋 i w przypadku kawy, i w przypadku 偶ycia. Wsta艂, od艂o偶y艂 kubek do zmywarki, wyj膮艂 z szafy p艂aszcz i wyszed艂 na ciep艂e, wonne powietrze poranka.
Pojecha艂 na po艂udniowy wsch贸d, przez Waszyngton, kieruj膮c si臋 w stron臋 kwatery g艂贸wnej Centrum, mieszcz膮cej si臋 w bazie Si艂 Powietrznych Andrews. Na drodze pe艂no ju偶 by艂o ci臋偶ar贸wek, limuzyn i furgonetek kurierskich, 艣piesz膮cych si臋, by na czas wykona膰 poranne zlecenia. Zastanawia艂 si臋, ile os贸b my艣li tak jak on, ile os贸b przeklina nat臋偶enie ruchu, ile za艣 os贸b po prostu cieszy si臋 porann膮 przeja偶d偶k膮 i muzyk膮.
W艂o偶y艂 do odtwarzacza kaset臋 z muzyk膮 hiszpa艅skich Cygan贸w, upodobanie do niej zosta艂o mu po dziadku, Kuba艅czyku. Samoch贸d wype艂ni艂y s艂owa w romany, j臋zyku Rom贸w. Nie rozumia艂 tego j臋zyka, ale niesione przez muzyk臋 uczucia pojmowa艂 doskonale.
4
Poniedzia艂ek, 7.18 - Waszyngton, Dystrykt Columbia
Matthew Stoll nienawidzi艂 konwencjonalnych okre艣le艅, nadawanych ludziom „jego rodzaju”. Nienawidzi艂 ich niemal tak bardzo, jak nienawidzi艂 urodzonych optymist贸w, szale艅czo wyg贸rowanych cen oprogramowania i curry. Przyjacio艂om i kolegom z pracy od czasu, kiedy na MIT zas艂yn膮艂 jako cudowne dziecko - nic nie mia艂 przeciw temu okre艣leniu - t艂umaczy艂, 偶e nie jest komputerowym szale艅cem, maniakiem techniki i jajog艂owym.
-聽Uwa偶am si臋 za techodkrywc臋 - powiedzia艂 Paulowi Hoodowi i Mike'owi Rodgersowi podczas pierwszej rozmowy po z艂o偶eniu podania o etat oficera wsparcia operacyjnego.
-聽Co takiego? - zdziwi艂 si臋 Hood.
-聽Jestem odkrywc膮 w dziedzinie techniki - wyja艣ni艂 spokojnie Stoll. - Przypominam Meriwethera Lewisa, tylko 偶e do odkrycia nowych technologicznych kontynent贸w b臋d臋 potrzebowa艂 wi臋cej ni偶 kongresowe dwa i p贸艂 tysi膮ca dolar贸w. Spodziewam si臋 tak偶e 偶y膰 d艂u偶ej ni偶 trzydzie艣ci pi臋膰 lat, cho膰 tego, oczywi艣cie, nikt nigdy nie jest pewien.
Paul powiedzia艂 mu p贸藕niej, 偶e ten neologizm wyda艂 mu si臋 tani. Matt nie obrazi艂 si臋. Ju偶 podczas ich pierwszego spotkania zorientowa艂 si臋, 偶e „艢wi臋tego Paula" nie cechuje ani nieokie艂znana wyobra藕nia, ani osza艂amiaj膮ce poczucie humoru. Hood by艂 po prostu urz臋dnikiem sprawnym, spokojnym, doskonale umiej膮cym pos艂ugiwa膰 si臋 intuicj膮. Genera艂a Rodgers, wielkiego wielbiciela historii, wzmianka o Meriwetherze Lewisie po prostu podbi艂a. Obaj z Hoodem musieli zreszt膮 przyzna膰, 偶e Stopa nie spos贸b zlekcewa偶y膰. Nie do艣膰, 偶e sko艅czy艂 MIT jako pierwszy na roku, to jeszcze wyniki mia艂 najlepsze od dwudziestu lat. Korporacyjna Ameryka zwabi艂a go na jaki艣 czas, Mattowi jednak szybko znudzi艂o si臋 projektowanie jeszcze 艂atwiejszych w obs艂udze magnetowid贸w. Matt marzy艂 o tym, by pracowa膰 na najlepszych na 艣wiecie, unikalnych komputerach, pracowa膰 z satelitami i dysponowa膰 takim bud偶etem na badania, jakiego 偶adna prywatna firana nie by艂a w stanie zapewni膰.
Bardzo pragn膮艂 tak偶e pracowa膰 ze swym najlepszym przyjacielem i koleg膮 z roku, Stevenem Viensem, szefem Narodowego Biura Rozpoznania, NBR. To Viens poleci艂 Matta Centrum. Dawa艂 tak偶e Mattowi i jego wsp贸艂pracownikom prawo pierwsze艅stwa w dost臋pie do danych NBR, ku oburzeniu przedstawicieli CIA, FBI i Departamentu Obrony. Na szcz臋艣cie nigdy nie uda艂o im si臋 dowie艣膰, 偶e to Centrum w najwi臋kszym stopniu zajmuje satelity. Gdyby si臋 im uda艂o, biurokratyczne lanie dostaliby wszyscy winni bez wyj膮tku.
Viens po艂膮czony by艂 sieci膮 ze Stollem w Centrum i Mary Rose w Turcji. Sprawdzali, czy nadchodz膮ce z CR dane s膮 dok艂adne. Informacje wizualne, pochodz膮ce z satelit贸w, ust臋powa艂y jako艣ci膮 informacjom NBR, przeno艣ny sprz臋t dawa艂 obraz o rozdzielczo艣ci o po艂ow臋 ni偶szej od monitor贸w Viensa. Dane przychodzi艂y jednak b艂yskawicznie i bez przek艂ama艅, a rozmowy z telefon贸w kom贸rkowych i faks贸w przechwytywano ze skuteczno艣ci膮 NBR i Centrum razem wzi臋tych.
Po przeprowadzeniu ko艅c贸wki testu, Stoll podzi臋kowa艂 Mary Rase i poinformowa艂 j膮, 偶e mo偶e wy艂膮czy膰 si臋 z sieci. Dziewczyna podzi臋kowa艂a mu, podzi臋kowa艂a Viensowi i wylogowa艂a si臋 z bezpiecznego 艂膮cza.
Viens pozosta艂 pod艂膮czony do sieci.
Stoll odgryz艂 kawa艂ek sezamowej bu艂ki. Popi艂 j膮 艂ykiem herbaty zio艂owej.
-聽Bo偶e, uwielbiam poniedzia艂ki - powiedzia艂. - Zn贸w zaprz臋偶ono nas do w贸zka odkry膰.
-聽艁adne to by艂o - odpar艂 Viens.
Stoll gwa艂townie prze艂yka艂 serek kremowy.
-聽Zbudujemy ich jeszcze kilka, umie艣cimy na statkach i samolotach i b臋dziemy w stanie obserwowa膰 ka偶dy zak膮tek 艣wiata stwierdzi艂.
-聽Tylko spr贸bujcie, a pozbawicie mnie pracy pr臋dzej ni偶 Komisja Kontroli Wywiadu - za偶artowa艂 Viens.
Stoll przyjrza艂 si臋 widocznej na monitorze twarzy przyjaciela. By艂 to 艣rodkowy z trzech monitor贸w, wbudowanych w 艣cian臋 za jego biurkiem.
-聽Przecie偶 to tylko takie szczeniackie straszenie - powiedzia艂. - Nikt nie ma zamiaru wywali膰 ci臋 z roboty.
-聽Nie znasz senatora Landwehra. Jest jak bardzo ma艂y piesek, kt贸ry dorwa艂 bardzo wielk膮 ko艣膰. Prowadzi w艂asn膮, osobist膮 krucjat臋 przeciw przekazywaniu funduszy.
Przekazywanie funduszy, pomy艣la艂 Stoll. Ze wszystkich rz膮dowych szwindelk贸w ten by艂 najlepszy. Pieni膮dze, przeznaczone specjalnie na projekt, kt贸rego realizacja zosta艂a wstrzymana, w teorii nale偶y zwr贸ci膰. Trzy lata temu NBR dosta艂o dwa miliardy dolar贸w na zaprojektowanie, zbudowanie i umieszczenie na orbicie nowej generacji satelit贸w szpiegowskich. Program ten zosta艂 p贸藕niej zlikwidowany, lecz zamiast zwr贸ci膰 pieni膮dze, r贸偶nymi kana艂ami przekazano je na inne konta i dwa miliardy dolar贸w po prostu znik艂y. Centrum, CIA i reszta agencji rz膮dowych tak偶e 艂ga艂a na temat swych funduszy. Tworzono niewielkie, tak zwane czarne bud偶ety, ukryte wewn膮trz innych, legalnych i w ten spos贸b zabezpieczone przed publicznym nadzorem. U偶ywano ich do finansowania skromnych na og贸艂 operacji wojskowych i wywiadowczych. Z nich finansowano tak偶e kampanie do Kongresu i dlatego Kongres zezwala艂 na ich istnienie. NBR posun臋艂o si臋 jednak za daleko.
Przekazanie funduszy NBR odkry艂 Frederick Landwehr, senator pierwszej kadencji, by艂y ksi臋gowy, i natychmiast poinformowa艂 o wszystkim przewodnicz膮cego senackiej Komisji Kontroli Wywiadu. Kongres zareagowa艂 b艂yskawicznie. Odzyskano co pozosta艂o z tych pieni臋dzy... wraz z odsetkami. Do odsetek doliczono g艂owy winnych. Viens nie uczestniczy艂 w podziale 艂up贸w, zaakceptowa艂 jednak zwi臋kszenie bud偶etu na sw贸j dzia艂 wywiadu satelitarnego, cho膰 doskonale wiedzia艂, sk膮d pochodz膮 pieni膮dze.
-聽Prasa musi da膰 miejsce nowemu cz艂owiekowi, walcz膮cemu w nowej sprawie - pocieszy艂 go Stoll. - Nadal wierz臋, 偶e, kiedy sprawa zejdzie z nag艂贸wk贸w, zostanie za艂atwiona po cichu.
-聽Zast臋pca sekretarza obrony Hawkins nie podziela tego jak偶e nietypowego dla ciebie optymizmu.
-聽O czym ty m贸wisz?! Widzia艂em Hawka wczoraj wieczorem, w telewizji. Ka偶dy z pismak贸w, kt贸ry o艣mieli艂 si臋 zarzuci膰 mu brak nadzoru, natychmiast dostawa艂 haka w szcz臋k臋.
-聽Tymczasem pan zast臋pca sekretarza ju偶 szuka sobie pracy w sektorze prywatnym.
-聽Co? - zdumia艂 si臋 Stoll.
-聽A przecie偶 min臋艂y dopiero dwa tygodnie od odkrycia przekazywania funduszy. jeszcze par臋 os贸b opu艣ci nasze szeregi. Viens 偶a艂o艣nie uni贸s艂 brwi. - Ta sprawa 艣mierdzi, Matt. Dosta艂em wreszcie Conrada i nie mog臋 si臋 nim nawet nacieszy膰.
Conrady by艂y nieoficjalnymi nagrodami, wr臋czanymi corocznie na prywatnej kolacji przez szef贸w ameryka艅skich organizacji wywiadowczych. Statuetka w kszta艂cie sztyletu nazwana zosta艂a Conradem na cze艣膰 Josepha Conrada, pisarza, kt贸rego powie艣膰 z 1917 roku, „Tajny agent", by艂a jednym z pierwszych wielkich utwor贸w literackich po艣wi臋conych szpiegom. Viens od dawna marzy艂 o tej nagrodzie i ostatnio wreszcie j膮 dosta艂.
-聽Moim zdaniem powiniene艣 przetrzyma膰 - pocieszy艂 go Matt Stoll. - Nie b臋dzie 偶adnego prawdziwego 艣ledztwa. Zbyt wiele tajemnic wysz艂oby na jaw przy tej okazji. Par臋 os贸b dostanie po ,艂apach, pieni膮dze znajd膮 si臋 i trafi膮 z powrotem do skarbu pa艅stwa, a wasz bud偶et przez par臋 lat b臋dzie pod wzmo偶on膮 obserwacj膮. Zupe艂nie jak przy kontroli urz臋du skarbowego.
-聽Matt, s艂uchaj, jest jeszcze co艣.
-聽Zawsze jest. Ka偶da akcja spotyka si臋 z r贸wn膮, lecz przeciwnie skierowan膮 reakcj膮. W czym rzecz?
-聽Maj膮 zamiar u偶y膰 dyskietek jako dowod贸w w 艣ledztwie.
To ruszy艂o Stolla. Jego szerokie ramiona unios艂y si臋 powoli. Dyskietki wyposa偶one by艂y w kod czasowy i zakodowane informacje o zam贸wieniu. Bez najmniejszych w膮tpliwo艣ci wyka偶膮, 偶e Centrum otrzymywa艂o nieproporcjonalnie wiele czasu satelitarnego.
-聽Jak wiarygodne jest 藕r贸d艂o tej informacji?
-聽Bardzo wiarygodne - odpar艂 ponuro Viens.
W brzuchu Stolla co艣 niespokojnie zaburcza艂o.
-聽S艂uchaj... ale ty... to nie twoja robota, co?
Stoll pyta艂 Viensa, czy to on zarz膮dzi艂 pods艂uchiwanie Landwehra. W my艣li zanosi艂 mod艂y, by nie by艂 to przyjaciel.
-聽Matt, nie 偶artuj - powiedzia艂 Viens.
-聽Chcia艂em si臋 tylko upewni膰. R贸偶ni ludzie r贸偶nie reaguj膮 na wzrost ci艣nienia.
-聽Ale ja nie reaguj臋 w ten spos贸b. Chodzi mi o to, 偶e p贸ki nie sko艅czy si臋 rozr贸ba, niewiele b臋d臋 m贸g艂 dla ciebie zrobi膰. Inni dostan膮 tyle czasu, o ile poprosz膮.
-聽Rozumiem. Przynajmniej z tego powodu nie musisz si臋 poci膰.
Viens u艣miechn膮艂 si臋, ale wida膰 by艂o, 偶e nie jest mu weso艂o.
-聽Moje testy wykazuj膮, 偶e nigdy si臋 nie poc臋. Najgorsze, co mo偶e mi si臋 zdarzy膰, to przej艣cie z Hawkiem do sektora prywatnego.
-聽Pieprzysz, bracie. By艂by艣 tam tak nieszcz臋艣liwy, jak ja by艂em. S艂uchaj, lepiej nie liczy膰 kur przed zniesieniem jaj, tak to si臋 m贸wi? Hawk idzie w diab艂y - by膰 mo偶e to za艂agodzi troch臋 sytuacj臋.
-聽Marne szanse.
-聽Ale zawsze jakie艣 - stwierdzi艂 Stoll. Spojrza艂 na zegar w dolnym lewym rogu monitora. - S艂uchaj, o si贸dmej trzydzie艣ci mam si臋 zobaczy膰 z szefem, poinformowa膰 go, jak dzia艂a CR. Mo偶e zjedliby艣my dzisiaj kolacj臋? Na koszt Centrum?
-聽Obieca艂em mojej pani, 偶e gdzie艣 p贸jdziemy.
-聽艢wietnie. Zapraszam was oboje. Na kt贸r膮?
-聽Si贸dma?
-聽Doskonale.
-聽呕ona spodziewa艂a si臋 wina, 艣wiec i trzymania za r臋k臋. Zabije mnie.
-聽Co oszcz臋dzi Landwehrowi fatygi. Do zobaczenia o si贸dmej.
Stoll przerwa艂 po艂膮czenie. Czu艂 si臋 fatalnie. Jasne, Viens da艂 mu dost臋p do satelit贸w, ale Centrum tkwi艂o po uszy w bagnie, co ca艂kowicie usprawiedliwia艂o jego decyzj臋. A w og贸le co to za r贸偶nica, komu potrzebny jest dost臋p do satelit贸w. Centrum, Tajnej S艂u偶bie, nowojorskiej policji? Przecie偶 w gruncie rzeczy wszyscy s膮 jedn膮 dru偶yn膮.
Zadzwoni艂 do pierwszego asystenta Hooda, „Pluskwy" Beneta. Benet poinformowa艂 go, 偶e szef w艂a艣nie przyjecha艂. Matt opu艣ci艂 gabinet, dopijaj膮c herbat臋 i ko艅cz膮c drug膮 po艂ow臋 bu艂ki.
5
Poniedzia艂ek, 14.30 - Kamiszli, Syria
Ibrahim spa艂, kiedy samoch贸d zwolni艂 i zatrzyma艂 si臋.
-聽Imszee... imszee! - krzykn膮艂 budz膮c si臋 i na p贸艂 przytomnie rozgl膮daj膮c dooko艂a. Jego wzrok napotka艂 okr膮g艂膮, ciemn膮 twarz brata, l艣ni膮c膮 od potu. Mehmet patrzy艂 we wsteczne lusterko.
-聽Dobry wiecz贸r - powiedzia艂.
Ibrahim zdj膮艂 okulary. Potar艂 zm臋czone oczy.
-聽Mehmet! - szepn膮艂 z wyra藕n膮 ulg膮.
-聽A owszem. - Jego brat u艣miechn膮艂 si臋 lekko. - To ja. Powiedz mi, kto mia艂 zostawi膰 ci臋 w spokoju?
Ibrahim od艂o偶y艂 okulary na p贸艂eczk臋.
-聽Nie wiem. Jaki艣 cz艂owiek. Nie widzia艂em jego twarzy. Byli艣my na bazarze. Chcia艂, 偶eby艣my gdzie艣 poszli.
-聽Mia艂e艣 pewnie obejrze膰 nowy samoch贸d, samolot albo co艣 podobnego - stwierdzi艂 Mehmet. - Przyjacielu Ibrahimie szepn膮艂 kusz膮co - to ja, d偶in sennych marze艅. Zabior臋 ci臋 gdziekolwiek chcesz. Powiedz mi. Chcesz pozna膰 pi臋kn膮 dziewczyn臋, kt贸ra zostanie twoj膮 偶on膮? Och, dzi臋kuj臋, d偶inie. Jeste艣 niezwykle wielkoduszny. Je艣li jednak dysponujesz motor贸wk膮 lub komputerem, bardzo chcia艂bym je pozna膰.
Ibrahim skrzywi艂 si臋.
-聽Gdzie jest napisane, 偶e cz艂owiek nie ma prawa lubi膰 szybko艣ci, mocy, maszyn? - spyta艂.
-聽Nigdzie, bracie - przyzna艂 Mehmet. Zamiast w twarz brata patrzy艂 teraz we wsteczne lusterko.
-聽Lubi臋 kobiety - przyzna艂 Ibrahim. - Kobiety jednak lubi膮 dzieci, a ja nie. Mamy wi臋c pata. Rozumiesz?
-聽Oczywi艣cie. Czego艣 jednak nie rozumiesz. Mam 偶on臋. Sp臋dzam z ni膮 jedn膮 nami臋tn膮 noc tygodniowo. Rankiem, wychodz膮c, ca艂uj臋 艣pi膮ce dzieci. Potem pracuj臋 z Walidem. Jestem zadowolony.
-聽Ty jeste艣 zadowolony. Kiedy nadejdzie w艂a艣ciwy czas, ja jednak pragn膮艂bym by膰 lepszym m臋偶em, lepszym ojcem.
-聽Gdy znajdziesz kobiet臋, kt贸ra tego chce i tego potrzebuje, b臋d臋 si臋 cieszy艂 twoim szcz臋艣ciem, Ibrahimie.
-聽Szukran, dzi臋kuj臋 - powiedzia艂 Ibrahim. Ziewn膮艂 i energicznie potar艂 oczy.
-聽Awfan, nie ma za co - odpar艂 Mehmet. Przez chwil臋 patrzy艂 we wsteczne lusterko, a potem otworzy艂 drzwi. - A teraz, Ibrahimie, skoro star艂e艣 z powiek py艂 snu, przypatrz si臋 - oto nadje偶d偶aj膮 nasi bracia.
Ibrahim spojrza艂 przez przedni膮 szyb臋. Dwa samochody wyprzedzi艂y ich, zjecha艂y na pobocze i zatrzyma艂y si臋. Oba by艂y wielkie i stare, Cadillac i Dodge. Nieco dalej, w odleg艂o艣ci niespe艂na kilometra, sta艂y pierwsze niskie, kamienne domki Kamiszli, szare kszta艂ty na p贸艂 ukryte w migocz膮cym od 偶aru popo艂udniowego s艂o艅ca powietrzu.
Ibrahim, Mehmet oraz dwaj jad膮cy w ich samochodzie towarzysze wysiedli. Szli w kierunku Cadillaka i Dodge'a, kiedy nisko nad ich g艂owami przelecia艂 kieruj膮cy si臋 na pobliskie lotnisko Boeing 707. Huk silnik贸w d艂ugo odbija艂 si臋 echem po otaczaj膮cej ich r贸wninie.
Na spotkanie Ibrahima i jego towarzyszy z Cadillaka wysiedli trzej m臋偶czy藕ni, z Dodge'a za艣 czterej. Wszyscy byli starannie ogoleni i ubrani w d偶insy i zapi臋te pod szyj膮 koszule... wszyscy z wyj膮tkiem jednego, Walida al-Nasri. Poniewa偶 Prorok nosi艂 brod臋 i lu藕n膮 abaja, Walid tak偶e mia艂 brod臋 i ubiera艂 si臋 w abaja. Tych siedmiu m臋偶czyzn pochodzi艂o z Raqqi, miasta znajduj膮cego si臋 na po艂udniowo-zachodnim kra艅cu al-Geziry nad Eufratem. To w艂a艣nie rozpaczliwa sytuacja miasta, stoj膮cego niegdy艣 w艣r贸d 偶yznych p贸l, sk艂oni艂a Walida do aktywnego zaanga偶owania si臋 w ich ruch. Ich ruch by艂 za艣 aktywny przede wszystkim dzi臋ki sile i determinacji nowo wybranego dow贸dcy, Kajahana Sirinera.
Kurdowie przywitali si臋 serdecznymi u艣ciskami, u艣miechami i tradycyjnym powitaniem, Al-salaam alejkum, pok贸j z tob膮. W odpowiedzi us艂yszeli r贸wnie tradycyjne Wa alejkum al-salaam, i z tob膮 niech b臋dzie pok贸j. Powitanie by艂o bardzo serdeczne, serdeczno艣膰 szybko jednak ust膮pi艂a miejsca sprawom praktycznym.
-聽Macie wszystko? - spyta艂 ubrany w d艂ug膮 szat臋 Walid.
-聽Mamy wszystko, Walidzie - odpar艂 Mehmet.
Walid przygl膮da艂 si臋 ich Fordowi, Ibrahim tymczasem nie odrywa艂 wzroku od uwielbianego dow贸dcy grupy. Twarz mia艂 bardzo ciemn膮, poci膮g艂膮, jej doln膮 cz臋艣膰 prawie w ca艂o艣ci skrywa艂a stalowoszara broda. Wyj膮tkiem by艂a uko艣na blizna, biegn膮ca od lewego k膮cika ust a偶 prawie do szyi. Pozosta艂a mu jako pami膮tka po inwazji Izraela na Liban w 1982 roku. Walid by艂 pilotem jednego z dwudziestu pi臋ciu syryjskich samolot贸w, zestrzelonych nad dolin膮 Bekaa.
Walid onie艣miela艂 Ibrahima. Mo偶liwo艣膰 pracy z nim to przecie偶 zaszczyt.
-聽Baga偶nik waszego samochodu - powiedzia艂 Walid - nie wydaje si臋 bardzo obci膮偶ony.
-聽Ajwa, tak - przytakn膮艂 Mehmet. - Wi臋kszo艣膰 broni ukryli艣my pod przednimi i tylnymi siedzeniami. Nie chcieli艣my, by samoch贸d osiad艂 na tylnym resorze.
-聽Dlaczego?
-聽Z powodu ameryka艅skich satelit贸w. Nasz cz艂owiek w pa艂acu w Damaszku twierdzi, 偶e ich satelity bez przerwy obserwuj膮 Bliski Wsch贸d i widz膮 wszystko. Nawet 艣lady st贸p. Wielokrotnie jechali艣my po piasku. Satelity s膮 w stanie zmierzy膰 g艂臋boko艣膰 艣lad贸w.
-聽O艣mielaj膮 si臋 na艣ladowa膰 Wielkiego i Mi艂osiernego! - powiedzia艂 Walid, unosz膮c ku niebu twarz, zniszczon膮 upalnym s艂o艅cem i 偶yciem pe艂nym napi臋cia. - Oczy Allacha to jedyne oczy, kt贸re si臋 licz膮! - krzykn膮艂. - Powiedziane jest jednak, 偶e mamy strzec si臋 nieprzyjaci贸艂 - doda艂, zwracaj膮c si臋 do Mehmeta. - Post膮pi艂e艣 m膮drze.
-聽Dzi臋kuj臋 ci - odpar艂 Mehmet. - Tak偶e stra偶nicy na naszej granicy mogliby zauwa偶y膰, 偶e co艣 wieziemy. Nie chcia艂em, by obr贸cili si臋 przeciw nam.
Walid uwa偶nie przyjrza艂 si臋 Mehmetowi i jego towarzyszom.
-聽Oczywi艣cie - stwierdzi艂. - Jeste艣my nastawieni pokojowo, zgodnie z naukami Koranu. Koran zabrania mordowa膰. - Walid uni贸s艂 r臋ce ku niebu. - Zab贸jstwo w samoobronie nie jest jednak morderstwem. Je艣li prze艣ladowca wyci膮ga w nasz膮 stron臋 krwawe d艂onie, czy nie jest naszym obowi膮zkiem obci膮膰 je? Je艣li pisze o nas 藕le, czy nie jest naszym obowi膮zkiem odci膮膰 mu ko艅ce palc贸w?
-聽Je艣li taka jest wola Boga - przyzna艂 Mehmet.
-聽Taka jest wola Boga - potwierdzi艂 Walid. - Nasz los jest w jego r臋kach. Czy r臋ka Boga cofa si臋 przed nieprzyjacielem, cho膰by by艂 pot臋偶ny i liczny?
-聽La, nie - odpowiedzieli obecni, potrz膮saj膮c g艂owami.
-聽Czy nie jest zapisane na Niebieskiej Opoce, a wi臋c nieomylne „Jest znak dla ciebie w dw贸ch armiach, kt贸re spotka艂y si臋 na polu bitwy. Jedna walczy艂a w sprawie Boga, druga by艂a armi膮 niewiernych. Wierni na w艂asne oczy zobaczyli, 偶e niewiernych jest dwukrotnie wi臋cej. B贸g jednak dodaje si艂y rad膮 tym, kt贸rych On wybierze". Czy nie obra偶a Boga to, jak traktuj膮 nas Turcy? - G艂os Walida spot臋偶nia艂. - Czy nie jeste艣my or臋偶em wybranym przez Boga?
-聽Ajwa - potwierdzili Kurdowie.
Ibrahim powiedzia艂 „tak" ciszej ni偶 jego towarzysze. Wierzy艂 r贸wnie g艂臋boko jak Mehmet lub Walid, uwa偶a艂 jednak, i nie on jeden, 偶e Koran doradza sprawiedliwo艣膰, nie zemst臋. By艂a to kwestia cz臋sto dyskutowana w jego rodzinie, podobnie jak zreszt膮 w ca艂ym islamie. Koran z pewno艣ci膮 uczy艂 jednak wierno艣ci i oddania. Kiedy ataki na Kurd贸w nasili艂y si臋 i Mehmet zaprosi艂 go do ich grupy, Ibrahim nie m贸g艂 mu odm贸wi膰.
Walid opu艣ci艂 r臋ce. Przyjrza艂 si臋 grupie Mehmeta.
-聽Jeste艣cie gotowi? - spyta艂.
-聽Jeste艣my gotowi - us艂ysza艂 w odpowiedzi.
-聽A wi臋c pom贸dlmy si臋. - Przyjmuj膮c rol臋 muezina, wzywaj膮cego do modlitwy, zamkn膮艂 oczy i wyrecytowa艂 Adhan, wezwanie do mod艂贸w. - Allach Akbar. Allach jest wi臋kszy. B贸g jest wi臋kszy. 艢wiadcz臋, 偶e nie ma boga opr贸cz Boga. 艢wiadcz臋, 偶e Mahomet jest prorokiem Boga. Powsta艅cie do Boga. Powsta艅cie do szcz臋艣cia. B贸g jest wi臋kszy. B贸g jest wi臋kszy. Nie ma boga opr贸cz Boga.
Gdy Walid m贸wi艂 te s艂owa, jego ludzie wyj臋li z samochod贸w dywaniki modlitewne i rozpostarli je na ziemi. Qiblu, kierunek modlitwy, wybrany zosta艂 bardzo dok艂adnie. M臋偶czy藕ni skierowali si臋 twarz膮 na po艂udnie, ku zachodniej Arabii Saudyjskiej i 艣wi臋temu miastu Mekka. K艂aniaj膮c si臋 nisko, odm贸wili popo艂udniowa modlitw臋, trzeci膮 z pi臋ciu: o 艣wicie, w po艂udnie, po po艂udniu, o zmroku, po zapadni臋ciu ciemno艣ci. Modlitwa trwa艂a kilka minut, sk艂ada艂a si臋 z recytacji wers贸w Koranu i medytacji.
Po jej zako艅czeniu Kurdowie wr贸cili do samochod贸w. W kilka minut p贸藕niej jechali ju偶 w kierunku ma艂ego, starego miasteczka. Podczas jazdy Ibrahim my艣la艂 o tym, 偶e s膮 tylko jedn膮 z niezliczonego mn贸stwa karawan, przebywaj膮cych t臋 drog臋 od zarania cywilizacji. Zmienia艂y si臋 艣rodki transportu, zmieniali si臋 ludzie i cele, mimo to jednak czu艂 si臋 cz臋艣ci膮 ca艂o艣ci, cho膰 mia艂 tak偶e poczucie, 偶e jest niewa偶ny. Bowiem ka偶dy ludzki trop, pozostawiony na piaskach al-Gezira, trwa艂 tylko chwil臋.
Szybko min臋li Kamiszli. Ibrahim nie zwr贸ci艂 uwagi ani na minarety starych meczet贸w, ani na zat艂oczony rynek. Ignorowa艂 Turk贸w i Syryjczyk贸w, kt贸rych pe艂no by艂o w tym nadgranicznym mie艣cie. My艣la艂 o zadaniu, kt贸re mieli wykona膰 i wierze, bo by艂a to dla niego jedna sprawa. My艣la艂 o tym, co Koran m贸wi o Dniu S膮du, w kt贸rym spe艂ni膮 si臋 zar贸wno gro藕by, jak i obietnice Boga. My艣la艂 o tym, jak ci, kt贸rzy 偶yli zgodnie ze 艣wi臋tymi s艂owami, do艂膮cz膮 do pi臋knych hurys w raju, i o tych niewiernych, kt贸rzy wieczno艣膰 sp臋dz膮 w piekle. Potrzebowa艂 tej nami臋tnej wiary, by dokona膰 tego, czego mik dokona膰, gdy nadejdzie czas.
Kiedy min臋li wiosk臋 i samochody skierowa艂y si臋 ku granicy tureckiej, Ibrahim otworzy艂 okno.
Przej艣cie graniczne sk艂ada艂o si臋 z dw贸ch posterunk贸w, umieszczonych jeden za drugim - syryjskiego i tureckiego. Przy budkach znajdowa艂y si臋 szlabany, dzieli艂o je mniej wi臋cej trzydzie艣ci metr贸w. Po stronie syryjskiej droga zaro艣ni臋ta by艂a chwastami, po tureckiej czysta i dobrze utrzymana.
Samoch贸d Walida jecha艂 pierwszy, Ibrahima ostatni. Walid przedstawi艂 do kontroli paszporty i wizy ludzi ze swego samochodu. Urz臋dnik przejrza艂 je i da艂 uzbrojonemu 偶o艂nierzowi znak do podniesienia szlabanu.
Ibrahim poczu艂 na ramionach ci臋偶ar przeznaczenia. Walid wybra艂 go do dokonania specjalnego czynu, dla Ibrahima by艂a to jednak tak偶e sprawa osobista. By艂 Kurdem, nomadem r贸wnin i g贸r wschodniej Turcji, p贸艂nocnej Syrii, p贸艂nocno-wschodniego Iraku i p贸艂nocno-zachodniego Iranu.
Od potowy lat 80. jedna z wielu frakcji Kurd贸w prowadzi艂a wojn臋 partyzanck膮 przeciw Turkom obawiaj膮cym si臋, 偶e autonomia kurdyjska doprowadzi膰 mo偶e do powstania nowego, wrogiego Kurdystanu z ziem nale偶膮cych do Turcji, Iranu i Iraku. Nie by艂a to kwestia religijna, lecz kulturowa, j臋zykowa i polityczna.
Do 1996 roku ta nie wypowiedziana wojna poch艂on臋艂a dwadzie艣cia tysi臋cy istnie艅 ludzkich. Ibrahim nie bra艂 w niej udzia艂u, p贸ki wskutek dzia艂a艅 tureckich nie wysch艂y studnie i byd艂o nie zacz臋艂o wymiera膰 z pragnienia. Cho膰 s艂u偶y艂 w armii syryjskiej jako mechanik, nigdy nie by艂 cz艂owiekiem gwa艂townym. Wierzy艂, 偶e Koran uczy pokoju i wsp贸艂istnienia. Widzia艂 jednak, jak Turcja odbiera mo偶liwo艣膰 prze偶ycia jego ludowi, a zag艂ada narodu nie mo偶e nie poci膮gn膮膰 za sob膮 zemsty. Kiedy Mehmet zaprosi艂 go w szeregi kurdyjskich bojownik贸w Walida, przyj膮艂 zaproszenie.
Przez dwa lata by艂 cz艂onkiem jedenastoosobowego oddzia艂u. Akty terroryzmu i sabota偶u, przeprowadzane w Turcji, przesta艂y by膰 wy艂膮cznie aktami zemsty. Walid mia艂 racj臋 twierdz膮c, 偶e Allach zdecyduje o tym, czy kiedykolwiek powstanie nowy Kurdystan, akcje zbrojne mia艂y tylko przypomina膰 Turkom, 偶e Kurdowie pozostan膮 ludem wolnym - z ojczyzn膮 lub bez niej.
Typowa akcja polega艂a na tym, 偶e noc膮 dw贸ch, trzech, czasem czterech bojownik贸w w艣lizgiwa艂o si臋 do Turcji, myl膮c patrole graniczne. Wysadzali w powietrze transformatory, ruroci膮gi, czasami strzelali do 偶o艂nierzy. Dzi艣 jednak wszystko mia艂o wygl膮da膰 inaczej. Dwa miesi膮ce temu tureccy 偶o艂nierze, wykorzystuj膮c wiosenne roztopy i trwaj膮cy jednostronny rozejm z tureckimi Kurdami, rozpocz臋li pot臋偶n膮 ofensyw臋 przeciw buntownikom. W ci膮gu trzydniowych nieustannych walk zgin臋艂a setka partyzant贸w. Atak mia艂 uspokoi膰 zach贸d kraju, pozwalaj膮c tureckiemu rz膮dowi zwr贸ci膰 uwag臋 na wsch贸d, na terytorialne spory z Grecj膮 i nasilaj膮ce si臋 napi臋cie miedzy chrze艣cija艅skimi Atenami i muzu艂ma艅sk膮 Ankar膮.
Walid wraz z Kenanem Demirelem, przyw贸dc膮 tureckich Kurd贸w, zdecydowali, 偶e ten akt agresji nie mo偶e pozosta膰 bez odpowiedzi. I 偶e odpowied藕 nie mo偶e by膰 dzie艂em ma艂ego oddzia艂u, kt贸remu uda艂o si臋 przenikn膮膰 przez granic臋. Nie, Kurdowie wkrocz膮 do Turcji, z dum膮 udowadniaj膮c przeciwnikowi, 偶e zdrada i przemoc nie pozostaj膮 bez odpowiedzi.
Samochody min臋艂y czarny drewniany s艂up, wbity obok drogi. By艂y ju偶 na terenie Turcji. Gdy dojecha艂y do tureckiego szlabanu, uzbrojony 偶o艂nierz wystawi艂 luf臋 pistoletu maszynowego MIAL przez niewielki otw贸r w szybie. Pojawi艂 si臋 jego towarzysz. Podszed艂 do samochodu Walida. W l艣ni膮cej nowej kaburze mia艂 dziewi臋ciomilimetrowego Walthera.
Pochyli艂 si臋 i zajrza艂 do samochodu.
-聽Paszporty.
-聽Ale偶 oczywi艣cie - powiedzia艂 Walid. Z kieszonki na os艂onie przeciws艂onecznej wyj膮艂 kilka niewielkich pomara艅czowych ksi膮偶eczek. Poda艂 je urz臋dnikowi.
Niewysoki w膮saty Turek por贸wna艂 twarze na zdj臋ciach z twarzami w samochodach. Nie 艣pieszy艂 si臋, by艂 bardzo dok艂adny.
-聽Co was sprowadza do Turcji? - spyta艂 w ko艅cu.
-聽Jedziemy na pogrzeb - wyja艣ni艂 Walid. Gestem wskaza艂 dwa dalsze samochody. - My wszyscy - doda艂.
-聽Dok膮d?
-聽Do Harran.
Stra偶nik zerkn膮艂 na samochody. Przygl膮da艂 si臋 im przez chwil臋.
-聽Zmar艂y przyja藕ni艂 si臋 wy艂膮cznie z m臋偶czyznami? - spyta艂.
-聽Nasze 偶ony pozosta艂y z dzie膰mi.
-聽Nie op艂akuj膮 go?
-聽Sprzedawali艣my mu j臋czmie艅 - t艂umaczy艂 Walid. - Nasze 偶ony go nie zna艂y.
-聽Jak si臋 nazywa艂 ten cz艂owiek?
-聽Tansu Ozal. Zgin膮艂 w sobot臋, w wypadku. Wjecha艂 samochodem do rowu.
Stra偶nik machinalnie poprawi艂 zielon膮 wojskowa kurtk臋. Przez chwil臋 przygl膮da艂 si臋 Walidowi, a potem wr贸ci艂 do budki. Drugi ze stra偶nik贸w nadal mierzy艂 do nich z pistoletu maszynowego.
Ibrahim przys艂uchiwa艂 si臋 rozmowie. Wyra藕nie s艂ysza艂 wypowiadane s艂owa. Droga by艂a pusta, cicha. Wiedzia艂, 偶e Walid nie k艂amie, 偶e Tansu Ozal zgin膮艂 w wypadku samochodowym. Walid nie wspomnia艂 oczywi艣cie o tym, 偶e Ozal by艂 Kurdem, kt贸ry zdradzi艂 sw贸j nar贸d. 呕e doprowadzi艂 Turk贸w do broni, ukrytej pod starym rzymskim mostem w kanionie Koprulu. Ludzie Kenana zabili go za zdrad臋.
Ibrahim palcem otar艂 pot z czo艂a. Poci艂 si臋 i z upa艂u, i z nerw贸w. Podobnie jak on, Walid zdoby艂 dokumenty dla swych ludzi przedstawiaj膮c sfa艂szowane akty urodzenia. Imi臋 Walida, cho膰 nie jego twarz, znane by艂o Turkom. Gdyby stra偶nik wiedzia艂, z kim ma do czynienia, wszyscy zostaliby natychmiast aresztowani.
Turek telefonowa艂. Odczytywa艂 do telefonu dane z ka偶dego paszportu po kolei. Ibrahim nienawidzi艂 go. By艂 to tylko pomniejszy urz臋dnik, zachowywa艂 si臋 jednak tak, jakby chroni艂 Kopu艂臋 na Skale.* Turcy nie mieli poj臋cia, co jest wa偶ne, a co nie.
Zwr贸ci艂 uwag臋 na siedz膮cego w budce 偶o艂nierza. Podczas planowania operacji dowiedzia艂 si臋, 偶e gdyby ktokolwiek z przekraczaj膮cych granic臋 poszukiwany by艂 przez tureckie w艂adze albo zachowa艂by si臋 podejrzanie, 偶o艂nierz natychmiast przestrzeli艂by opony. Gdyby kto艣 si臋gn膮艂 po bro艅, 偶o艂nierz strzela艂by, by zabi膰. Jego towarzysz przed wyj臋ciem broni nacisn膮艂by przycisk alarmu, kt贸ry odezwa艂by si臋 w odleg艂ej o osiem kilometr贸w stra偶nicy. Uzbrojony helikopter sta艂 tam ca艂y czas w pogotowiu bojowym. Wystartowa艂by natychmiast.
Syryjscy 偶o艂nierze otworzyliby ogie艅 wtedy, gdyby sami znale藕li si臋 pod ostrza艂em. W Turcji nie mieli 偶adnej w艂adzy.
Ibrahim wtuli艂 si臋 w siedzenie, obserwuj膮c Cadillaka. Po prawej, mi臋dzy siedzeniem i drzwiami, trzyma艂 pojemnik z gazem 艂zawi膮cym. B臋dzie got贸w na sygna艂 Walida.
Ma艂y turecki urz臋dnik zatrzasn膮艂 drzwi budki i podszed艂 do samochodu. Pochyli艂 si臋, rozk艂adaj膮c paszporty w r臋ce jak karty.
-聽Mo偶ecie wjecha膰 na dwadzie艣cia cztery godziny - powiedzia艂. - Musicie wr贸ci膰 przez to przej艣cie graniczne.
-聽Oczywi艣cie - powiedzia艂 Walid. - Dzi臋kujemy.
Stra偶nik wyprostowa艂 si臋 i odda艂 im paszporty. Skin膮艂 r臋k膮 na drugi samoch贸d. Potem wr贸ci艂 do budki, podni贸s艂 szlaban i przepu艣ci艂 samoch贸d Walida. Cadillac przejecha艂 pod szlabanem, kt贸ry natychmiast zosta艂 opuszczony.
Na miejsce podjecha艂 Dodge. Cadillac zatrzyma艂 si臋 tu偶 za przej艣ciem granicznym.
-聽Jed藕 dalej! - krzykn膮艂 na niego stra偶nik.
Walid pomacha艂 wystawion膮 przez lewe okno d艂oni膮. „S艂ysza艂em" - zasygnalizowa艂 i nagle opu艣ci艂 r臋k臋, nie chowaj膮c jej.
W tej samej chwili Ibrahim wraz z pasa偶erami z dw贸ch pierwszych samochod贸w wychyli艂 si臋 przez okno, zerwa艂 pokrywk臋 z pojemnika z gazem 艂zawi膮cym i rzuci艂 nim w budk臋 stra偶nicz膮. Niski stra偶nik si臋gn膮艂 po pistolet, jego partner otworzy艂 ogie艅 poprzez g臋ste chmury pomara艅czowego dymu. W tym samym momencie Walid wrzuci艂 wsteczny bieg, cofn膮艂 samoch贸d rozbijaj膮c szlaban i uderzy艂 w budk臋. Budka zachwia艂a si臋, a siedz膮cy w niej stra偶nik przerwa艂 ogie艅, cho膰 tylko na moment. Jednocze艣nie kierowca 艣rodkowego samochodu wystawi艂 przez okno Makarowa. Strzela艂 i jednocze艣nie obrzuca艂 Turk贸w obelgami.
Mimo g臋stniej膮cych opar贸w gazu 艂zawi膮cego Ibrahim dostrzeg艂 padaj膮cego stra偶nika, kt贸ry sprawdza艂 im paszporty. 呕o艂nierz z budki, przekrzywionej teraz pod ostrym k膮tem, strzela艂 jednak nadal. Walid podjecha艂 par臋 metr贸w, cofn膮艂 samoch贸d i jeszcze raz uderzy艂 w budk臋. Tym razem si臋 przewr贸ci艂a.
Z drugiego samochodu wysiad艂o dw贸ch Kurd贸w. Obaj za艂o偶yli maski przeciwgazowe i znikli w rozszerzaj膮cej si臋 chmurze gazu. Ibrahim us艂ysza艂 jeszcze kilka strza艂贸w, po czym wszystko ucich艂o.
Obejrza艂 si臋 na syryjskich 偶o艂nierzy. Syryjczycy ukryli si臋 we w艂asnej budce, mierzyli w ich stron臋 z broni, ale nie strzelali.
Walid upewni艂 si臋, 偶e obaj Turcy nie 偶yj膮, podzi臋kowa艂 Allachowi za zwyci臋stwo i wr贸ci艂 do samochodu. Gestem d艂oni nakaza艂 ludziom rusza膰.
Kiedy znale藕li si臋 w Turcji, Ibrahim dozna艂 zupe艂nie nowego uczucia. Pali艂o go w 偶o艂膮dku - wydarzenia toczy艂y si臋 ju偶 same z siebie, nie by艂o sposobu na ich powstrzymanie.
-聽Dzi臋ki niech b臋d膮 Allachowi - powiedzia艂 g艂o艣no, sam siebie zaskakuj膮c tymi s艂owami. Nagle zaczerpn膮艂 powietrza. - Chwa艂a Mahometowi! - krzykn膮艂. - Pok贸j z Nim!
Mehmet milcza艂. Ze skroni, po policzkach jego 艣niadej twarzy pot 艣cieka艂 a偶 do ust. Siedz膮cy na tylnym siedzeniu Kurdowie tak偶e zachowali milczenie.
Ibrahim tymczasem przygl膮da艂 si臋 samochodowi Walida. Po dw贸ch minutach Cadillac zjecha艂 z drogi na z艂oty piasek pustyni. Dodge i Ford pomkn臋艂y za nim, jecha艂y za zach贸d, .spod k贸艂 unosi艂a si臋 chmura piasku. Po stu metrach zakopa艂y si臋 na amen. Kurdowie wysiedli.
Ibrahim i Mehmet usun臋li siedzenia. Zdj臋li fa艂szywe dno baga偶nika. Reszta cz艂onk贸w oddzia艂u r贸wnie偶 pracowa艂a szybko i sprawnie.
6
Poniedzia艂ek, 14.27 - Mardin, Turcja
Hughes 500D jest helikopterem wyj膮tkowo cichym ze wzgl臋du na doskona艂e wyt艂umienie silnika turbinowego Allison 250-C20B. Konstrukcja prostego ogona w kszta艂cie litery T daje mu wspania艂膮 stabilno艣膰 przy ka偶dej pr臋dko艣ci oraz doskona艂膮 manewrowo艣膰. Z przodu ma miejsce na dw贸ch pilot贸w i dw贸ch pasa偶er贸w, z ty艂u na dw贸ch do czterech pasa偶er贸w. Dysponuje bocznym dwudziestomilimetrowym dzia艂kiem oraz karabinem maszynowym kalibru 12,7 mm.
Jednym s艂owem, idealnie nadaje si臋 do patrolowania granicy.
Kiedy w bazie lotniczej w Mardin rozleg艂 si臋 d藕wi臋k alarmu, uruchomionego na przej艣ciu granicznym na p贸艂noc od Kamiszli, piloci Hughesa jedli w艂a艣nie p贸藕ny lunch. Odbyli ju偶 dzisiejszy regularny godzinny patrol, nast臋pny lot zaplanowany mieli dopiero na czwart膮, obaj jednak powitali alarm z rado艣ci膮. Od kiedy rz膮d mocniej przycisn膮艂 Kurd贸w, zrobi艂o si臋 bardzo spokojnie. Tak spokojnie, 偶e piloci obawiali si臋, 偶e porosn膮 mchem.
Hughes wystartowa艂 w pi臋膰 minut p贸藕niej. Za艂oga i obs艂uga pozdrawiali si臋 znakiem wyprostowanych kciuk贸w.
Pilot poprowadzi艂 helikopter nisko nad ziemi膮. Przelatywali nad z rzadka rozrzuconymi wioskami, samotnymi zabudowaniami, odizolowanymi od 艣wiata farmami. Nie uda艂o im si臋 wywo艂a膰 posterunku stra偶y granicznej przez radio, byli wi臋c przygotowani na k艂opoty. Zbli偶ali si臋 do linii granicznej szybko, lec膮c nad wysuszon膮 ziemi膮. Pilot z przyzwyczajenia utrzymywa艂 helikopter na tle s艂o艅ca, utrudniaj膮c zadanie komu艣, kto chcia艂by zestrzeli膰 go z ziemi.
Wraki samochod贸w zauwa偶yli tu偶 przedtem, nim dostrzegli ruin臋 budki stra偶niczej. Kr膮偶膮c nad terenem na p贸艂noc od granicy i od samochod贸w, przez radio przekazali dow贸dztwu informacj臋 o tym, co zobaczyli, zw艂okach dw贸ch pogranicznik贸w oraz trzech kierowc贸w.
-聽Samochody wydaj膮 si臋 postrzelane - powiedzia艂 pilot do zamocowanego w he艂mie mikrofonu. Przez chwil臋 obserwowa艂 ziemi臋. - Dwaj kierowcy nie poruszaj膮 si臋, trzeci zdradza oznaki 偶ycia.
-聽Pomoc medyczna przyb臋dzie drog膮 powietrzn膮 - odpowiedzia艂 艂膮czno艣ciowiec bazy.
-聽Wygl膮da na to, 偶e samochody sforsowa艂y szlaban, rozjecha艂y budk臋 i zosta艂y zatrzymane ogniem naszych 偶o艂nierzy. Na oko ranny nie po偶yje d艂ugo - m贸wi艂 dalej pilot. - Prosz臋 o pozwolenie na wyl膮dowanie i przes艂uchanie go, nim umrze.
W radiu przez chwil臋 panowa艂a cisza.
-聽Kapitan Galata m贸wi, 偶e mo偶ecie post臋powa膰 wed艂ug w艂asnego uznania - us艂ysza艂 w ko艅cu pilot. - Co z pogranicznikami syryjskimi?
-聽Obaj siedz膮 w swojej budce - poinformowa艂 艂膮czno艣ciowca pilot. - Najwyra藕niej nic im si臋 nie sta艂o. Chcesz, 偶eby艣my spr贸bowali ich wywo艂a膰?
-聽Nie - odpar艂 natychmiast 艂膮czno艣ciowiec. - Skontaktujemy si臋 z nimi kana艂ami rz膮dowymi.
Pilota bynajmniej to nie zaskoczy艂o. Je艣li martwi i umieraj膮cy byli Syryjczykami, syryjscy pogranicznicy nie odezw膮 si臋 do Turk贸w ani s艂owem. Je艣li s膮 Turkami, Syryjczykom nikt nie uwierzy. Samo umo偶liwienie pilotom przekroczenia granicy celem porozmawiania z nimi wymaga艂oby zgody na bardzo wysokim szczeblu. Ca艂e to przedsi臋wzi臋cie nosi艂oby cechy d艂ugiego, wyczerpuj膮cego i ca艂kowicie bezsensownego.
Pilot obni偶y艂 nieco Hughesa. Dokona艂 kolejnego okr膮偶enia, dwana艣cie metr贸w nad ziemi膮. Wirnik no艣ny wzburzy艂 piasek, ograniczaj膮c widoczno艣膰.
Helikopter osiad艂 na piasku w odleg艂o艣ci oko艂o pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w od samochod贸w. Obaj lotnicy zdj臋li z uchwyt贸w tu偶 za 艣cian膮 kabiny pistolety maszynowe Uzi. Za艂o偶yli gogle, maj膮ce chroni膰 ich przed piaskiem wzniesionym przez wirnik. Drugi pilot wyskoczy艂 na ziemi臋, jako pierwszy i zatrzasn膮艂 drzwiczki kabiny. Pilot wysiad艂 zaraz po nim. Nie zatrzymywa艂 wirnika na wypadek, gdyby przysz艂o im szybko startowa膰. Zamkn膮艂 drzwiczki kabiny od swojej strony.
Obaj piloci, id膮c g臋siego, ruszyli w kierunku pierwszego samochodu, Cadillaka - jego kierowca nadal zdradza艂 oznaki 偶ycia. Le偶a艂, wychylony przez cz臋艣ciowo otwarte okno. Ze zwisaj膮cej wzd艂u偶 drzwiczek r臋ki 艣cieka艂a na piasek krew. Z wyra藕nie widocznym wysi艂kiem podni贸s艂 g艂ow臋.
-聽Po... mocy... - wydysza艂.
Drugi pilot uni贸s艂 bro艅. Rozejrza艂 si臋 w lewo i w prawo. Pilot szed艂 przed nim, z broni膮 uniesion膮 do g贸ry.
Odwr贸ci艂 si臋.
-聽Kryj mnie - powiedzia艂, podchodz膮c do samochodu.
Drugi pilot zatrzyma艂 si臋, uni贸s艂 bro艅 do ramienia i wymierzy艂 w rannego kierowc臋. Pilot szed艂 przed siebie, zwalniaj膮c w miar臋 zbli偶ania si臋 do samochodu. Obejrza艂 si臋 za siebie, skr臋ci艂, obszed艂 samoch贸d, nie zapomnia艂 nawet sprawdzi膰, czy kto艣 si臋 pod nim nie kryje. Rzuci艂 okiem na przestrzelone opony i podszed艂 do rannego kierowcy.
Brodata twarz unios艂a si臋 lekko.
-聽Kim jeste艣? - spyta艂 pilot.
Kierowca pr贸bowa艂 co艣 powiedzie膰, m贸wi艂 jednak zaledwie szeptem.
Pilot pochyli艂 si臋 ku niemu. - Powt贸rz...
W tym momencie kierowca przetkn膮艂 艣lin臋. Podni贸s艂 okrwawion膮 r臋k臋. Nagle jednym p艂ynnym gestem z艂apa艂 pilota za kark, uderzaj膮c jego czo艂em w g贸rn膮 framug臋 otwartego okna.
Turek znajdowa艂 si臋 na linii ognia drugiego pilota, kt贸ry w艂a艣nie pr贸bowa艂 si臋 przesun膮膰, gdy za jego plecami uzbrojony m臋偶czyzna wsta艂 nagle spod piasku, pilot 艣mig艂owca nie us艂ysza艂 nawet serii, kt贸ra go zabi艂a. Gdy tylko pad艂, Walid pu艣ci艂 drugiego pilota, kt贸ry zatoczy艂 si臋 i upad艂.
Mehmet zabi艂 go, nim piasek opad艂 z jego ubrania.
Ibrahim wsta艂 spod piasku, z drugiej strony samolotu. Czeka艂 tam na wypadek, gdyby helikopter wyl膮dowa艂 z tej strony. Reszta Kurd贸w ukryta by艂a w baga偶nikach trzech samochod贸w.
Walid otworzy艂 drzwiczki i wysiad艂. Odwi膮za艂 sk贸rzany rzemie艅, opasuj膮cy mu bark. Wyj膮艂 ukryty pod r臋kawem woreczek z kozi膮 krwi膮 i wrzuci艂 go do samochodu. Wsadzi艂 za pas pistolet, kt贸ry trzyma艂 pod prawym udem. Podbieg艂 do helikoptera.
-聽Nikogo nie stracili艣my! - oznajmi艂 z dum膮. - Dodatkowy cz艂owiek okaza艂 si臋 niepotrzebny. Dobrze to zaplanowa艂e艣, Mehmecie.
-聽Al-fi skuhr, dzi臋kuj臋 - odpar艂 Mehmet, energicznie wytrzepuj膮c piasek z w艂os贸w.
Ibrahim pobieg艂 za Walidem. Tylko on mia艂 jakie takie poj臋cie o helikopterach.
-聽Ba艂em si臋... - Ibrahim energicznie splun膮艂 艣lin膮 zmieszan膮 z piaskiem. - Ba艂em si臋, 偶e strumie艅 powietrza z wirnika nas odsypie.
-聽W贸wczas zastrzeli艂bym obu Turk贸w - stwierdzi艂 Walid, otwieraj膮c drzwi od strony pilota. Nim wsiad艂, przykry艂 d艂oni膮 odpowiedni przycisk i wy艂膮czy艂 radio. Ibrahim podszed艂 do kabiny od drugiej strony. Reszta oddzia艂u zbli偶a艂a si臋 do nich biegiem, oni jednak skoncentrowali si臋 na wy艂膮czeniu nadajnika pozycyjnego. Walid skin膮艂 g艂ow膮. Turcy w Madrin z pewno艣ci膮 za艂o偶膮, 偶e helikopter straci艂 nagle moc i spad艂. Ekipa ratunkowa b臋dzie poszukiwa艂a go wzd艂u偶 zaplanowanej trasy lotu.
-聽To nie Turcy mnie martwi膮 - powiedzia艂 Ibrahim. - Zaplanowali艣my t臋 operacj臋 w najdrobniejszych szczeg贸艂ach. Ja naprawia艂em helikoptery, ty je pilotowa艂e艣, a jednak 偶aden z nas nie przewidzia艂, 偶e strumie艅 powietrza z wirnika helikoptera mo偶e zniweczy膰 nasz plan.
Zawsze zdarza si臋 co艣 nieoczekiwanego - zauwa偶y艂 Walid, wspinaj膮c si臋 do kabiny.
-聽S艂usznie - przytakn膮艂 Ibrahim. - Tylko 偶e my dwaj powinni艣my przewidzie膰 co艣 tak oczywistego.
-聽I dlatego my dwaj to przeoczyli艣my - warkn膮艂 Walid. - Zostali艣my ostrze偶eni. Bowiem powiedziane jest: „Nie ukarzemy narodu, p贸ki nie wy艣lemy mu aposto艂a, aby ich ostrzeg艂". Zostali艣my ostrze偶eni.
Obserwuj膮c biegn膮cych przyjaci贸艂 Ibrahim zastanawia艂 si臋 nad s艂owami Walida. Trzech Kurd贸w u艣ciska艂o pozostaj膮cych na pustyni towarzyszy, 偶ycz膮c im powodzenia. Ludzie ci mieli za zadanie odprowadzi膰 samochody z powrotem do Syrii. Maj膮c za os艂on臋 uzbrojony helikopter, z pewno艣ci膮 zostan膮 przepuszczeni przez Syryjczyk贸w. Syryjscy pogranicznicy nie o艣miel膮 si臋 pom贸c prowadz膮cym dochodzenie urz臋dnikom z Damaszku i Ankary. Ze strachu przed zemst膮.
-聽Od tej chwili nie ogl膮damy si臋 za siebie - oznajmi艂 Walid trzem siedz膮cym w helikopterze m臋偶czyznom. - Patrzymy przed siebie. Drugi helikopter b臋dzie tu za mniej ni偶 dziesi臋膰 minut. Spojrza艂 do ty艂u. - Gotowi? - spyta艂.
Mehmet czeka艂, a偶 do kabiny wejdzie ich radiooperator, Hasan. Z samochod贸w za艂adowano dodatkowe zbiorniki paliwa oraz plecak, z kt贸rym obchodzono si臋 bardzo ostro偶nie, jako 偶e zawiera艂 materia艂y wybuchowe i detonatory. Kiedy Ibrahim usiad艂 na swoim miejscu z plecakiem na pod艂odze, mi臋dzy nogami, Mehmet wskoczy艂 do kabiny.
-聽Gotowi - zameldowa艂, zatrzaskuj膮c drzwiczki.
Walid w milczeniu sprawdzi艂 wskazania instrument贸w, doda艂 mocy i helikopter znalaz艂 si臋 w powietrzu.
Ibrahim obserwowa艂 oddalaj膮c膮 si臋 pustyni臋. Plamki asfaltu drogi pokryte by艂y wzorem nawianego na艅 przez wiatr piasku, krajobraz pustyni obserwowany z g贸ry wydawa艂 si臋 tym bardziej bezosobowy. Obr贸ci艂 twarz ku s艂o艅cu. Niemal przepala艂o os艂on臋 kabiny, czyni膮c bezsensownymi wysi艂ki uruchomionej klimatyzacji.
Walid mia艂 racj臋. Pope艂nili b艂膮d, jeden drobny b艂膮d, lecz mimo pope艂nionego b艂臋du uda艂o im si臋 osi膮gn膮膰 cel. Teraz czeka na nich kolejny, znacznie wi臋kszy. Je艣li go osi膮gn膮, radowa膰 si臋 b臋d膮 Kurdowie na ca艂ym 艣wiecie. Je艣li go osi膮gn膮, 艣wiat w ko艅cu b臋dzie musia艂 zaj膮膰 si臋 losem Kurd贸w.
Je艣li go osi膮gn膮, zniknie porz膮dek 艣wiata taki, jakim by艂 dotychczas.
7
Poniedzia艂ek, 7.56 - Waszyngton, Dystrykt Columbia
-聽Mnie te偶 wcale si臋 to nie podoba, Matt - stwierdzi艂 Paul Hood, dopijaj膮c pierwszy w Centrum kubek kawy. - Steven Viens jest naszym dobrym przyjacielem. Chcia艂bym mu pom贸c.
-聽Wi臋c pom贸偶 - powiedzia艂 Stoll. Siedzia艂 na kanapie po lewej stronie drzwi. Nerwowo postukiwa艂 nog膮 w pod艂og臋. - Cholera, jeste艣my przecie偶 tajnymi agentami. Porwijmy go i zapewnijmy mu now膮 to偶samo艣膰.
Hood zmarszczy艂 brwi.
-聽Z przyjemno艣ci膮 powitam ka偶d膮 rozs膮dn膮 propozycj臋 - skarci艂 Stolla.
Matt nadal patrzy艂 na niego, a nie na szefow膮 sekcji polityczno-ekonomicznej, Marth臋 Macall. Martha siedzia艂a na kanapie po lewej. Skrzy偶owa艂a r臋ce, twarz skrzywi艂a w grymasie, kt贸ry z pewno艣ci膮 nie oznacza艂 sympatii.
-聽Dobrze, zgoda, nie mam poj臋cia, co powinni艣my zrobi膰 przyzna艂 Matt. - Charty z kapitolu nie rzuc膮 si臋 na ofiar臋 jeszcze przez dziewi臋膰dziesi膮t minut. Do tego czasu powinni艣my przecie偶 co艣 wymy艣li膰. Mo偶e zrobi膰 list臋 misji, podczas kt贸rych pracowali艣my ze Stevenem. Albo znale藕膰 ludzi, kt贸rych 偶ycie ocali艂. Jezu, przecie偶 w艂a艣nie to powinno si臋 liczy膰, a nie stworzone przez biurokrat贸w zasady.
-聽Nie, chyba 偶e ci ocaleni przez niego to znacz膮ca liczba wyborc贸w.
Martha skrzy偶owa艂a d艂ugie nogi.
-聽Matt, doceniam twoj膮 lojalno艣膰 - oznajmi艂a. - Niestety, przekazywanie funduszy to dzi艣 najwa偶niejsza sprawa. Stevena Viensa z艂apano za r臋k臋, kiedy przekazywa艂 pieni膮dze z jednego projektu na drugi.
-聽Bo wiedzia艂, 偶e ten drugi projekt jest istotny dla bezpiecze艅stwa narodowego. Przecie偶 si臋 na tym nie wzbogaci艂.
-聽To nieistotne - stwierdzi艂a Martha. - Z艂ama艂 zasady.
-聽Bo to s膮 g艂upie zasady.
-聽To tak偶e niewa偶ne. Szczerze m贸wi膮c, mo偶emy tylko mie膰 nadziej臋, 偶e nikt z komisji nie wpadnie na pomys艂 obj臋cia 艣ledztwem Centrum, kt贸re dysponowa艂o niew艂a艣ciwym dost臋pem do zasob贸w NBR.
-聽Preferencyjnym dost臋pem - poprawi艂 j膮 Hood.
-聽S艂usznie. Zobaczymy, czy Larry Rachlin okre艣li to tak uprzejmie, kiedy jego ch艂opcy z CIA zeznaj膮, 偶e dysponowali艣my satelitami dziesi臋ciokrotnie d艂u偶ej ni偶 oni. A jak my艣lisz, co si臋 stanie, kiedy Komisja Kontroli Wywiadu postanowi bli偶ej przyjrze膰 si臋 naszym finansom? Nie zap艂acili艣my NBR za ca艂y ten czas satelitarny, bo nie mieli艣my tej pozycji w bud偶ecie.
-聽Obliczyli艣my zad艂u偶enie i wpisali艣my je do przysz艂orocznego bud偶etu - przypomnia艂 jej Paul.
-聽Kongres uzna, 偶e 偶yli艣my ponad stan. Zechce sprawdzi膰, jak d艂ugo i dlaczego.
-聽W艂a艣nie! - krzykn膮艂 Stoll, klaszcz膮c w d艂onie. - Ta gro藕ba to jeszcze jeden pow贸d, 偶eby艣my stan臋li za Stevenem jak jeden m膮偶. Jedna agencja to wygodny cel, ale dwie to zjednoczony front, to pot臋ga! Je艣li staniemy po stronie NBR, Kongres pomy艣li dwa razy, nim we藕mie si臋 za nas. Zw艂aszcza je艣li wyci膮gniemy argument zagro偶enia bezpiecze艅stwa narodowego.
Martha spojrza艂a na Hooda.
-聽Szczerze ci powiem, Paul, 偶e niekt贸rzy z kongresman贸w z przyjemno艣ci膮 podwin臋liby r臋kawy i zabrali si臋 do generalnego przegl膮du ca艂ego tego bezpiecze艅stwa narodowego. Wiesz, co s艂ysz臋 od przyjaci贸艂 w Kongresie od czasu, kiedy Mike Rodgers ocali艂 Japoni臋 przed p贸艂nocnokorea艅sk膮 rakiet膮 z g艂owic膮 j膮drow膮? Niekt贸rzy m贸wi膮: „Dlaczego mamy p艂aci膰 za chronienie Japonii przed atakami terrorystycznymi?", inni: „Dobra robota, ale jak to si臋 sta艂o, 偶e nie zorientowali艣cie si臋 we wszystkim, nim sprawy zasz艂y tak daleko?". To samo z bomb膮 w nowojorskim tunelu. Znale藕li艣my winnego, ale co bardziej w艣cibscy kongresmani bardzo chc膮 wiedzie膰, dlaczego nasze 藕r贸d艂a wywiadowcze nie poinformowa艂y nas o wszystkim przed faktem? Nie, Matt. Siedzimy zbyt blisko burty, by teraz hu艣ta膰 艂odzi膮.
-聽Nie mam zamiaru czymkolwiek hu艣ta膰. Rzu膰my tylko przyjacielowi ko艂o ratunkowe - j臋kn膮艂 Stoll.
-聽Sami mo偶emy go potrzebowa膰 - odpar艂a Martha.
Stoll uni贸s艂 r臋ce, jakby mia艂 zamiar zaprotestowa膰, ale opanowa艂 si臋 w por臋.
-聽Czy to wszystko, co mo偶emy zrobi膰 dla dobrego lojalnego przyjaciela? - spyta艂 tylko. - Zostawi膰 go, 偶eby szarpa艂 si臋 jak ryba na haczyku? Powiedz, Paul, czy tak samo zostawiliby艣cie mnie albo Marth臋, albo kogokolwiek z Centrum, gdyby wpad艂 w tarapaty?
-聽My艣la艂em, 偶e lepiej mnie znasz - powiedzia艂 Hood.
-聽W ka偶dym razie to co艣 zupe艂nie innego - zauwa偶y艂a Martha.
-聽A to dlaczego? Bo p艂ac膮 nam tu, a nie gdzie indziej?
-聽Nie - odpar艂a ch艂odno Martha Macali. - Dlatego, 偶e Centrum musia艂oby w ka偶dym przypadku zaaprobowa膰 to co艣, przez co wpad艂e艣 w k艂opoty. Je艣li zaaprobowaliby艣my b艂臋dn膮 decyzj臋, ponie艣liby艣my jej konsekwencje wraz z tob膮.
Matt spojrza艂 na ni膮, a potem na Paula.
-聽Wybacz mi, Paul, ale Martha jest tutaj, poniewa偶 Lowella nie ma w mie艣cie. Pragn膮艂e艣 opinii prawnej i j膮 w艂a艣nie otrzyma艂e艣. Teraz prosz臋 ci臋 o opini臋 moraln膮.
-聽Twierdzisz, 偶e jestem niemoralna? - Br膮zowe oczy Marthy zab艂ys艂y gniewnie.
-聽Ale偶 sk膮d. Bardzo ostro偶nie dobieram s艂owa, nim si臋 nimi pos艂u偶臋. Powiedzia艂em tylko, 偶e sformu艂owa艂a艣 opini臋 prawn膮.
-聽Moja moralna opinia brzmia艂aby bardzo podobnie - wysycza艂a Martha. - Ten cz艂owiek post膮pi艂 藕le. W przeciwie艅stwie do nas. Je艣li postanowimy go poprze膰, jaki艣 偶膮dny s艂awy kongresman we藕mie pod lup臋 nasze operacje. Dlaczego mieliby艣my ryzykowa膰?
-聽Bo jest to rzecz s艂uszna. Mia艂em wra偶enie, 偶e my, pracownicy wywiadu, jeste艣my jedn膮 wielk膮 rodzin膮. I nie s膮dz臋, by zacz臋to nas depta膰, gdyby Paul i ty, Murzynka...
-聽Afroamerykanka.
-聽...poinformowali kongresow膮 komisj臋 艣ledcz膮, 偶e dobre uczynki Viensa znacznie przewy偶szaj膮 z艂o, wyrz膮dzone przekazywaniem funduszy. Chryste, przecie偶 on nie schowa艂 do kieszeni ani centa. Wszystko pozosta艂o w kufrach NBR.
-聽Na jego nieszcz臋艣cie z powodu, tego, co zrobi艂, wzr贸s艂 nieco d艂ug narodowy. Podatnicy zap艂ac膮 od tego odsetki. Na moje oko Amerykanie dzi臋ki jego metodzie prowadzenia ksi臋gowo艣ci stracili oko艂o osiemdziesi臋ciu milion贸w dolar贸w.
-聽On u偶y艂 tych pieni臋dzy, by lepiej wykona膰 swoj膮 prac臋 sykn膮艂 przez zaci艣ni臋te z臋by Stoll. - S艂u偶y艂 Amerykanom.
Paul patrzy艂 w pusty kubek po kawie, jednocze艣nie poklepuj膮c go czubkami palc贸w. 呕ona tolerowa艂a w domu wy艂膮cznie serwisy porcelanowe. Ten kubek by艂 jego, z god艂em dru偶yny Los Angeles Rams, dosta艂 go od rozgrywaj膮cego, Romana Gabriela, podczas spotkania z graczami-weteranami, kt贸re odby艂o si臋 w ratuszu.
Centrum te偶 by艂o jego. Mia艂 si臋 nim opiekowa膰, mia艂 je chroni膰. Mia艂 dopilnowa膰, by dzia艂a艂o na pe艂nych obrotach. Steven Viens pomaga艂 dzia艂a膰 Centrum, pomaga艂 mu w ocaleniu ludzkiego 偶ycia, chronieniu narodu.
A teraz Viens potrzebowa艂 pomocy.
Pytanie brzmia艂o: czy on, Paul Hood, ma prawo ryzykowa膰 przysz艂o艣ci膮 ludzi, kt贸rzy odpowiadali bezpo艣rednio przed nim, ludzi, kt贸rym zaszkodzi膰 mog膮 dochodzenia i ci臋cia finansowe, by uratowa膰 kogo艣, kto bezpo艣rednio przed nim nie odpowiada?
Matt, jakby czytaj膮c w jego my艣lach, powiedzia艂 偶a艂o艣nie.
-聽Wygl膮da na to, 偶e Centrum troszczy si臋 o ludzi, kt贸rych lojalno艣膰 op艂aci艂o, a nie o tych, kt贸rzy ofiarowali mu lojalno艣膰 za darmo.
-聽Oboje wiecie doskonale, 偶e nie reprezentujecie racji absolutnych - powiedzia艂 Paul.
Martha kr臋ci艂a stop膮. By艂 to dow贸d, 偶e zdenerwowa艂a si臋, ale nie mia艂a zamiaru wdawa膰 si臋 w pysk贸wk臋. Martha cz臋sto w艣cieka艂a si臋 na Paula i innych cz艂onk贸w Centrum, post臋puj膮cych w spos贸b mog膮cy zaszkodzi膰 jej karierze. Mimo wszystko to, 偶e kto艣 ma ambicj臋, nie oznacza jeszcze, 偶e nie ma racji.
-聽Kto jest naszym najlepszym przyjacielem w komitecie, prowadz膮cym dochodzenie w tej sprawie? - spyta艂 j膮 Paul.
-聽To zale偶y - odpar艂a Martha, kt贸ra bynajmniej si臋 nie uspokoi艂a. - Czy pani膮 senator Fox uwa偶asz za nasz膮 przyjaci贸艂k臋?
Jeszcze przed kilkoma miesi膮cami senator Barbara Fox prowadzi艂a walk臋 o drastyczne ci臋cia w bud偶ecie Centrum. Swe pogl膮dy zmieni艂a radykalnie, kiedy Paul Hood, podczas pobytu w Niemczech, znalaz艂 winnego 艣mierci jej c贸rki, zamordowanej przed laty.
-聽W tej chwili pani senator jest naszym przyjacielem - oznajmi艂 Hood. - Matt s艂usznie zauwa偶y艂 jednak, 偶e jedna osoba to cel, dwie za艣 to si艂a. Je艣li mamy wyj艣膰 na ring wymachuj膮c r臋kami, kogo jeszcze b臋dziemy mieli w naro偶niku?
-聽Nikogo - u艣wiadomi艂a go Martha. - Pi臋ciu z o艣miu pozosta艂ych cz艂onk贸w komisji czekaj膮 w najbli偶szej przysz艂o艣ci wybory, przewodnicz膮cy Landwehr za艣 czuje si臋 ju偶 jak w贸dz wyprawy krzy偶owej. Ka偶dy z nich zrobi co mo偶e, 偶eby wypa艣膰 jak najlepiej. Oznacza to ochron臋 podatnika poprzez ukaranie oszusta. Wybory nie czekaj膮 Boyda i Griffitha. A oni obaj zaprzyja藕nieni s膮 z Larrym Rachlinem.
Hood skrzywi艂 si臋. Dyrektor CIA, Rachlin, nie by艂 przyjacielem Centrum. Dla niego Centrum Rozwi膮zywania Sytuacji Kryzysowych by艂o grup膮, kt贸ra zabra艂a mu sporo z jego zagranicznego biznesu... i to maj膮c na etacie zaledwie siedemdziesi臋ciu o艣miu pracownik贸w. Tak wi臋c Centrum mog艂o liczy膰 wy艂膮cznie na Barbar臋 Fox. I trudno powiedzie膰, w kt贸r膮 stron臋 obr贸ci si臋 pani Fox, je艣li nacisn膮 na ni膮 cz艂onkowie jej komisji oraz prasa. Naciski mog艂yby spowodowa膰 nie tylko utwardzenie stanowiska, ale nawet zmian臋 nastawienia o sto osiemdziesi膮t stopni.
-聽S艂uchajcie, przytoczyli艣cie doskona艂e argumenty na poparcie swych pogl膮d贸w, ale jest te偶 co艣, czego po prostu nie mo偶emy zignorowa膰. Znale藕li艣my si臋 w oku cyklonu, czy tego chcemy, czy nie. Wygl膮da mi na to, 偶e powinni艣my przej艣膰 do ofensywy.
Matt wyra藕nie si臋 rozpogodzi艂. Martha kr臋ci艂a stop膮. Palcami postukiwa艂a w oparcie kanapy.
-聽Martha, jak dobrze znasz senatora Landwehra?
-聽Niezbyt dobrze. Spotkali艣my si臋 na paru kolacjach, bywali艣my na tych samych przyj臋ciach. Jest spokojny, konserwatywny, dok艂adnie taki, jak go opisuj膮 w gazetach. Dlaczego pytasz?
-聽Je艣li pojawi膮 si臋 wezwania przed komisj臋, obejm膮 prawdopodobnie mnie, Mike'a Rodgersa i Matta. Je艣li jednak ty staniesz przed komisj膮 jako pierwsza, by膰 mo偶e zdo艂amy przej艣膰 do ataku.
-聽Ja? - zdumia艂a si臋 Martha. - Bo nie o艣miel膮 si臋 zaatakowa膰 czarnej kobiety, tak?
-聽Nie. Jeste艣 jedyn膮 z nas, kt贸ra zajmowa艂a si臋 spraw膮, ale nie prowadzi艂a 偶adnych bezpo艣rednich negocjacji z NBR. Nie masz tam przyjaci贸艂. W opinii komisji mo偶esz wi臋c zeznawa膰. R贸wnie wa偶ne jest, 偶e w oczach publiczno艣ci b臋dziesz najmniej stronniczym wy偶szym funkcjonariuszem Centrum.
Martha przesta艂a kr臋ci膰 stop膮, przesta艂a te偶 stuka膰 palcami po oparciu kanapy. Mia艂a prawie pi臋膰dziesi膮tk臋 i nie zamierza艂a do偶y膰 emerytury w Centrum. Dobrowolne, obiektywne zeznania zwr贸ci艂yby na ni膮 uwag臋 opinii publicznej. Takimi motywami kierowa艂aby si臋, staj膮c przed komisj膮. Hood mia艂 inne motywy - wiedzia艂, 偶e cho膰 sprawa Centrum jest s艂uszn膮 spraw膮, przes艂uchania przed komisjami Kongresu s膮 tak偶e przedstawieniem. Je艣li odpowiednio wybra艂o si臋 moment wej艣cia na scen臋 oraz aktor贸w, je艣li przeprowadzi艂o si臋 kilka pr贸b, wzgl臋dnie 艂atwo by艂o zmieni膰 pora偶k臋 w zwyci臋stwo.
-聽I co mia艂abym tam powiedzie膰?
-聽Prawd臋 - powiedzia艂 po prostu Paul. - I to w tej ca艂ej sprawie jest najlepsze. Powiesz komisji, 偶e tak, owszem, od czasu do czasu, na bardzo kr贸tki okres czasu monopolizowali艣my 艣rodki NBR w sprawach dotycz膮cych bezpiecze艅stwa narodowego. Powiesz im, 偶e Steven Viens jest bohaterem, kt贸ry pomaga艂 nam, broni膮c praw obywatelskich i ratuj膮c ludzkie 偶ycie. Senator Landwehr nie b臋dzie w stanie zaatakowa膰 nas za m贸wienie prawdy. Je艣li on i senator Fox stan膮 za nami, i przedstawi膮 Viensa jako patriot臋, komisja straci wiele ze swej atrakcyjno艣ci. Pozostanie sprawa zwrotu przekazanych pieni臋dzy, nudna jak flaki z olejem. Nawet CNN si臋 ni膮 nie zainteresuje.
Martha przez chwil臋 siedzia艂a nieruchomo.
-聽Pomy艣l臋 o tym - powiedzia艂a w ko艅cu.
Paul mia艂 wielk膮 ochot臋 powiedzie膰 jej „Zrobisz to bez gadania", ale zrezygnowa艂. Martha by艂a rogat膮 dusz膮, nale偶a艂o obchodzi膰 si臋 z ni膮 bardzo ostro偶nie.
-聽Daj mi zna膰 najp贸藕niej dzi艣 po po艂udniu - powiedzia艂 wi臋c tylko.
Martha Macall skin臋艂a g艂ow膮 i wysz艂a.
Matt Stoll obrzuci艂 Paula spojrzeniem pe艂nym szacunku.
-聽Dzi臋kuj臋, szefie - powiedzia艂. - Nie 偶artuj臋, naprawd臋 jestem ci strasznie wdzi臋czny.
Hood wypi艂 ostatnie zimne krople kawy.
-聽Tw贸j przyjaciel spieprzy艂 sprawy tam, u siebie, wiesz o tym, prawda, Matt? Ale je艣li nie wspomo偶e si臋 cz艂owieka, kt贸ry by艂 wiernym sojusznikiem, robi si臋 艣wi艅stwo.
Matt zrobi艂 k贸艂eczko z palca wskazuj膮cego i kciuka, podzi臋kowa艂 szefowi raz jeszcze i wyszed艂.
Zn贸w pozostawiony sam sobie, Paul Hood przetar艂 oczy. W swej karierze zawodowej zd膮偶y艂 ju偶 by膰 bankierem i burmistrzem wielkiego miasta. W jego wieku, maj膮c czterdzie艣ci trzy lata, ojciec Paula projektowa艂 ampu艂ki dla firmy produkuj膮cej 艣rodki medyczne, by艂 szcz臋艣liwy, nie藕le zarabia艂 i wraca艂 do domu regularnie wp贸艂 do sz贸stej. Jakim cudem syn Bena Hooda dotar艂 do miejsca, w kt贸rym decydowa艂 o karierze ludzi, wi臋cej, decydowa艂 o ich 偶yciu i 艣mierci?
Paul, oczywi艣cie, zna艂 odpowied藕 na to pytanie. Kocha艂 rz膮dow膮 prac臋 i wierzy艂 w system. Decydowa艂, poniewa偶 by艂 pewien, 偶e potrafi podj膮膰 decyzje inteligentne i oparte na ludzkich uczuciach. Bo偶e, pomy艣la艂, jednak to strasznie trudne.
W tym momencie przesta艂 litowa膰 si臋 nad sob膮. Wsta艂, trzymaj膮c w r臋ku kubek i wyszed艂 z gabinetu po nast臋pn膮 kaw臋.
8
Poniedzia艂ek, 15.53 - Sanliurfa, Turcja
Mary Rose Mohalley uruchomi艂a ostatni program diagnostyczny, sprawdzaj膮cy systemy lokalne. Program zak艂贸cacza w podczerwieni ALQ-157 wszed艂 i pracowa艂 dobrze. Nie by艂o problem贸w z mierz膮cym dziewi臋膰dziesi膮t na sze艣膰dziesi膮t centymetr贸w X-pozerem, zaprogramowanym do wykrywania mikroskopowych resztek nitrogliceryny, Semtexu, Detasheetu, TNT i innych materia艂贸w wybuchowych. Sprawdzi艂a jeszcze, czy akumulatory i ogniwa s艂oneczne CR pracuj膮 pe艂n膮 par膮. Pracowa艂y. Dwadzie艣cia cztery akumulatory dostarcza艂y energii jego systemom wewn臋trznym. Cztery akumulatory nap臋dza艂y silnik furgonetki w sytuacji braku paliwa. Z pozosta艂ych czterech akumulator贸w dwa by艂y niskoenergetyczni akumulatorami gromadz膮cymi energi臋 elektryczn膮, dwa za艣 wysokoenergetycznymi akumulatorami nap臋dowymi, wsp贸lnie umo偶liwia艂y one furgonetce przejechanie blisko tysi膮ca trzystu kilometr贸w bez do艂adowywania. Wszystkie te niklowo-hybrydowe akumulatory mie艣ci艂y si臋 w dw贸ch pojemnikach o wymiarach p贸艂tora metra na trzydzie艣ci sze艣膰 centymetr贸w, wbudowanych w pod艂og臋. Ogniwa s艂oneczne zasilaj膮ce klimatyzacj臋 tak偶e gracowa艂y doskonale.
Dwudziestodziewi臋cioletnia Mary Rose wsta艂a. Mia艂a zamiar przespacerowa膰 si臋, rozprostowa膰 nogi, mo偶e tak偶e poopala膰 si臋 przez kilka minut.
-聽S艂uchaj - powiedzia艂 Mike Rodgers - mog艂aby艣 mo偶e pu艣ci膰 OLM Matta, nim zrobisz cokolwiek innego?
-聽Oczywi艣cie, ch臋tnie - powiedzia艂a, sil膮c si臋 na weso艂o艣膰. Jeszcze w Centrum psycholog, Liz Gordon, ostrzeg艂a j膮, 偶e w towarzystwie Rodgersa jedyne ciep艂e uczucie, jakie odbierze, b臋dzie 艣ladowym promieniowaniem z zabezpieczonego komputerowego monitora.
Po wydaniu polecenia podw艂adnej Rodgers przeci膮gn膮艂 si臋 w milczeniu. Nast臋pnie powr贸ci艂 do w艂asnej listy czynno艣ci.
No i macie, pomy艣la艂a dziewczyna. Genera艂 Rodgers w艂a艣nie zafundowa艂 sobie przerw臋.
Spojrza艂a na monitor i rozpocz臋艂a zabaw臋 mysz膮. Program napisany przez Matta Stopa, nazywa艂 si臋 OLM, On-Line Mole. Cho膰 oboje bardzo ciekawi byli jego dzia艂ania, mia艂 zosta膰 zainstalowany w drugiej kolejno艣ci. Pocz膮tek jego dzia艂ania wyznaczono na szesnast膮. Pro艣ba genera艂a Rodgersa r贸wna艂a si臋 jednak rozkazowi.
Mary Rose przetar艂a oczy, kt贸re nie przesta艂y od tego piec. Nadal dokucza艂a jej r贸偶nica czas贸w, poza tym by艂a po prostu bardzo zm臋czona.
Ba, ale genera艂 Rodgers nie jest zdolny do odczuwania zm臋czenia, powiedzia艂a sobie.
Je艣li ju偶 si臋 nad tym zastanowi膰, genera艂 wydawa艂 si臋 raczej o偶ywiony. Siedzia艂 ty艂em do niej, twarz膮 do rz臋du monitor贸w, studiuj膮c widoczne na nich obrazy, nadawane przez satelity oraz informacje dotycz膮ce aktywno艣ci mikrofalowej i poziomu smogu oraz alergen贸w w powietrzu. Gwa艂towne nasilenie promieniowania mikrofalowego oznacza艂o skokowy wzrost liczby rozm贸w przez telefony kom贸rkowe, cz臋stokro膰 zapowiadaj膮cy pocz膮tki aktywno艣ci militarnej w regionie. Wy偶szy poziom st臋偶enia spalin i zanieczyszcze艅 informowa艂 o stopniu gotowo艣ci bojowej jednostek zmechanizowanych. Mary Rose zdumia艂a si臋 niebotycznie, kiedy g艂贸wny lekarz Centrum, Jerry Wheeler, powiedzia艂 jej, 偶e wi臋kszo艣膰 armii nie ma wystarczaj膮cych zapas贸w antyhistamin. Nawet najbardziej skomplikowana i skuteczna bro艅 jest ma艂o skuteczna w r臋kach zakatarzonych, zap艂akanych 偶o艂nierzy.
Nie, genera艂 Rodgers rzeczywi艣cie nie odczuwa艂 zm臋czenia. Mary Rose nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e z rado艣ci膮 po艣wi臋ci艂 si臋 odczytywaniu danych. To przez niego nie mia艂a przerwy od czasu kr贸tkiego, pi臋tnastominutowego lunchu. Genera艂 w艂a艣nie zapoznawa艂 si臋 z metodami walki w wojnie przysz艂o艣ci, wojny, nie prowadzonej ju偶 przez masy 偶o艂nierzy, lecz przez ma艂e oddzia艂ki przeciw ma艂ym oddzia艂kom, przez satelity przeciw komputerom i centrom telekomunikacyjnym. Przeciwnikami przysz艂o艣ci nie b臋d膮 bataliony, lecz grupki terroryst贸w uzbrojonych w bro艅 chemiczn膮 i biologiczn膮, atakuj膮cych cywiln膮 ludno艣膰, zabijaj膮cych i znikaj膮cych. To zespo艂y w rodzaju za艂ogi CR b臋d膮 musia艂y zaplanowa膰 chirurgicznie precyzyjne uderzenia odwetowe, umo偶liwi膰 elitarnym oddzia艂om w rodzaju iglicy dotarcie jak najbli偶ej m贸zgu przeciwnika i zniszczenie go, je艣li nie atakiem komandos贸w to pociskiem manewruj膮cym, samochodem-pu艂apka, bomb膮 ukryt膮 w telefonie kom贸rkowym lub elektrycznej maszynce do golenia w nadziei, 偶e gdy m贸zg przestanie dzia艂a膰, przestan膮 funkcjonowa膰 tak偶e r臋ce i nogi.
Mary Rose wiedzia艂a, 偶e w odr贸偶nieniu od wielu „starych 偶o艂nierzy", 偶a艂uj膮cych dawnych dobrych czas贸w, czterdziestoparoletni Rodgers wr臋cz kocha stawia膰 czo艂o wyzwaniom. Uwielbia艂 nowe pomys艂y i nowe zabawki tak, jak uwielbia艂 cytowa膰 stare aforyzmy. Dzisiaj, wczesnym rankiem, kiedy zajmowali miejsca w furgonetce, powiedzia艂 jej przecie偶 z ch艂opi臋cym entuzjazmem: „Jak powiedzia艂 Samuel Johnson 芦艢wiat nie wyczerpa艂 jeszcze swych cud贸w, niech jutro zobacz臋 co艣, czego nie widzia艂em dzisiaj禄. Czego艣 takiego w艂a艣nie oczekuj臋, Mary Rose".
Instalacja i uruchomienie OLM zabra艂o jej nieco ponad pi臋tna艣cie minut. Kiedy ju偶 za艂adowa艂a i sprawdzi艂a program, Rodgers kaza艂 jej w艂ama膰 si臋 do komputera tureckich si艂 bezpiecze艅stwa. Chcia艂 dowiedzie膰 si臋 czego艣 wi臋cej o pu艂kowniku Nejacie Sedenie, tym, kt贸ry mia艂 z nimi wsp贸艂pracowa膰. Powiedzia艂, 偶e Seden b臋dzie ich tak偶e obserwowa艂 i tego samego spodziewa si臋 po Amerykanach. Tak w艂a艣nie pracowa艂o co艣, co nazywa艂 „systemem obserwacji„. B艂臋dne ko艂o szpiegostwa. Sam Rodgers szpiegowa艂 Turk贸w i Syryjczyk贸w, Izrael prawdopodobnie szpiegowa艂 i jednych, i drugich, podczas gdy CIA szpiegowa艂a ich wszystkich. Rodgers stwierdzi艂, 偶e po prostu wypada, by Turcy w艂膮czyli si臋 w t臋 p臋tl臋 szpiegostwa.
Mary Rose podejrzewa艂a jednak, 偶e w jego pro艣bie by艂o co艣 wi臋cej ni偶 polityka. Genera艂 lubi艂 tak偶e wiedzie膰, z jakiego kalibru cz艂owiekiem b臋dzie mia艂 do czynienia. Siedz膮c obok niego w fotelu samolotu transportowego C-141A, kt贸rym przylecieli do Turcji, Mary Rose dowiedzia艂a si臋 mi臋dzy innymi, 偶e jest co艣, czego genera艂 Mike Rodgers nienawidzi przede wszystkim.
Genera艂 nienawidzi艂, kiedy otaczaj膮cy go ludzie nie byli tak jak on oddani pracy.
Mary Rose niespokojnie poruszy艂a si臋 w krze艣le, wpisuj膮c polecenia. Poniewa偶 krzes艂a na k贸艂kach wydaj膮 bardzo charakterystyczny d藕wi臋k, te, w kt贸re wyposa偶one by艂o CR, zosta艂y na sta艂e przytwierdzone do pod艂ogi. G艂贸wny in偶ynier Centrum, maj膮cy dyplom Yale, powiedzia艂 podczas projektowania CR „K贸艂ka to prezent dla pods艂uchiwaczy. Z pewno艣ci膮 zdziwi膮 si臋, s艂ysz膮c d藕wi臋ki wyposa偶enia biurowego dobiegaj膮ce z furgonetki przeznaczonej do bada艅 archeologicznych, prawda?"
Mary Rose dobrze go rozumia艂a, ale nie poprawia艂o to sytuacji i aluminiowe krzes艂a pozosta艂y tak niewygodne, jak by艂y. Poza tym dziewczyna czu艂a si臋 nie najlepiej z powodu braku s艂o艅ca. Tylne okna furgonetki zosta艂y przyciemnione, jej cz臋艣膰 przedni膮 od tylnej oddziela艂a wy艂o偶ona o艂owiem 艣ciana z jednym w膮skim, pozbawionym drzwi przej艣ciem po艣rodku. Matt Stoll nalega艂 na podj臋cie tego 艣rodka ostro偶no艣ci. Wielu wsp贸艂czesnych szpieg贸w wyposa偶onych by艂o w „zestaw detekcyjny”, czyli „DeteKit". Te przeno艣ne odbiorniki z idealn膮 dok艂adno艣ci膮 „czyta艂y" promieniowanie elektromagnetyczne z komputerowych monitor贸w, umo偶liwiaj膮c odczytanie tego, co pojawia si臋 na monitorze z zewn膮trz i to ze sporej odleg艂o艣ci.
Mo偶e powinnam zaci膮gn膮膰 si臋 do Iglicy, pomy艣la艂a. 膯wiczy膰, uprawia膰 sporty, wspina膰 si臋 po ska艂kach i p艂ywa膰 w Akademii FBI w Quantico. Opali膰 si臋 troch臋. Nakopa膰 po ty艂ku temu i owemu. Nie mog艂a jednak zaprzeczy膰, 偶e w dni wolne od pracy opala艂a si臋, a poza tym uwielbia艂a komputery i najnowsze zdobycze techniki.
Wi臋c przesta艅 narzeka膰 i zabierz si臋 za programowanie, m艂oda damo.
M艂oda dama mia艂a d艂ugie, 艣liczne, kasztanowate w艂osy, zwi膮zane w ko艅ski ogon tak, by podczas pracy nie opada艂y na klawiatur臋. Zacisn臋艂a usta 艂膮cz膮c si臋 modemem z komputerem tureckich si艂 bezpiecze艅stwa w ich kwaterze g艂贸wnej w Ankarze i podrzucaj膮c im OLM. OLM, niczym doskona艂y szpieg, zrobi艂 sobie miejsce, 艂aduj膮c absolutnie legalny program do komputera tureckich si艂 bezpiecze艅stwa.
-聽Szybciej, kochany - prawie krzykn臋艂a. Rozlu藕ni艂a si臋 wyra藕nie i nie zaciska艂a ju偶 warg a偶 tak mocno.
Mike Rodgers roze艣mia艂 si臋.
-聽Zupe艂nie jakby艣 kibicowa艂a kt贸remu艣 z k艂usak贸w ojca - powiedzia艂.
Ojciec Mary Rose, William R. Mohalley, by艂 wydawc膮 pisma ilustrowanego oraz w艂a艣cicielem kilkunastu najlepszych koni zaprz臋gowych na Long Island. Mia艂 nadziej臋, 偶e c贸rka b臋dzie dla niego powozi膰, ale kiedy Mary Rose w wieku lat szesnastu doros艂a do metra siedemdziesi臋ciu siedmiu, jego nadzieje rozwia艂y si臋 jak dym. Mary Rose nie zrobi艂o to najmniejszej r贸偶nicy. Uwielbia艂a je藕dzi膰 konno, ale nie pragn臋艂a zarabia膰 w ten spos贸b na 偶ycie.
-聽Mam wra偶enie, jakby to by艂 wy艣cig - powiedzia艂a.
Przyjmuj膮c nazw臋 „po偶yczonego" pliku, OLM w艣lizgn膮艂 si臋 do systemu. Znalaz艂szy si臋 w systemie, po znalezieniu poszukiwanej informacji i skopiowaniu jej, zrzuci艂 po偶yczon膮 sk贸r臋 i wycofa艂 si臋. Zast膮piony przeze艅 tymczasowo program powraca艂 bit za bit, jeden bit OLM wycofywa艂 si臋, jeden bit orygina艂u wraca艂, tak 偶e nie nast臋powa艂a 偶adna zmiana dost臋pnej pami臋ci. Ca艂a ta procedura zaj臋艂a niespe艂na dwie minuty. Je艣li podczas operacji kto艣 chcia艂 uruchomi膰 program, kt贸rym OLM sta艂 si臋 czasowo, tw贸r Matta szybko go pod艂adowywa艂 i albo wciela艂 si臋 w inny program, albo zawiesza艂 operowanie. OLM by艂 znacznie bardziej skomplikowany ni偶 agresywne, „fizyczne" programy, stosowane przez wi臋kszo艣膰 hacker贸w. Zamiast bombardowa膰 odwiedzany komputer has艂ami wybranymi na chybi艂 trafi艂, co mog艂o zabra膰 godziny, a nawet dnie, OLM bada艂 bezpo艣rednio fragment pami臋ci zwany „kub艂em", znajduj膮c w nim wykorzystane has艂a. Nie zauwa偶ony przez „艣mietnikowe" systemy znajdowa艂 na og贸艂 powtarzaj膮ce si臋 ci膮gi znak贸w, daj膮ce mu dost臋p do dzia艂aj膮cych program贸w. W dziewi臋ciu procentach przypadk贸w nie znajdowa艂 jednak niczego u偶ytecznego. Je艣li tak si臋 zdarzy艂o, przestawia艂 si臋 na tryb poszukiwania. Wielu ludzi jako hase艂 u偶ywa dat urodzin albo tytu艂贸w ulubionych film贸w, podobnie zreszt膮 jak na tablicach rejestracyjnych ameryka艅skich samochod贸w. OLM w bardzo szybkim tempie wypr贸bowywa艂 ci膮gi opracowane z wydarze艅 po 1970 roku, bowiem wi臋kszo艣膰 u偶ytkownik贸w komputer贸w urodzi艂a si臋 po tej dacie, tysi膮ce imion (wraz z imieniem Elvis, oczywi艣cie), tytu艂y film贸w (艂膮cznie z „2001", „Star Trek" i „007"). W o艣miu procentach znajdowa艂 w艂a艣ciwe has艂o w ci膮gu pi臋ciu minut. Rozwi膮zanie „si艂owe" stosowa艂 tylko w jednym procencie przypadk贸w.
Twarz Mary Rose rozja艣ni艂a si臋, kiedy na ekran wyskoczy艂y akta pu艂kownika Sedena, wyci膮gni臋te z komputerowego „kub艂a".
-聽Mam je, generale - powiedzia艂a.
Mike Rodgers przesun膮艂 si臋 w lewo. Na ma艂ej przestrzeni trudno mu by艂o wsta膰 z krzes艂a, nie m贸g艂 r贸wnie偶 wyprostowa膰 si臋 pod niskim sufitem. Sta艂 nad stanowiskiem Mary Rose z pochylon膮 g艂ow膮, brod膮 dotkn膮艂 jej w艂os贸w i cofn膮艂 si臋 szybko. Wola艂aby, 偶eby si臋 nie cofa艂. Przez jedn膮 kr贸tk膮 chwil臋 genera艂 by艂 po prostu m臋偶czyzn膮, ona za艣 kobiet膮. Chwila ta okaza艂a si臋 niezwyk艂a i podniecaj膮ca.
Mary Rose wr贸ci艂a do dossier Sedena.
Trzydziestosze艣cioletni pu艂kownik okaza艂 si臋 wschodz膮c膮 gwiazd膮 tureckich si艂 bezpiecze艅stwa. W wieku siedemnastu lat wst膮pi艂 do 偶andarmerii, Jandarma. By艂 w贸wczas o dwa lata starszy od wi臋kszo艣ci rekrut贸w. W kawiarni pods艂ucha艂 trzech Kurd贸w, planuj膮cych zatrucie przeznaczonego do Europy 艂adunku tytoniu. Poszed艂 za nimi i aresztowa艂 ich samodzielnie. Dwa tygodnie p贸藕niej zaoferowano mu prac臋 w si艂ach bezpiecze艅stwa. W aktach znajdowa艂a si臋 utajniona notatka od dow贸dcy Sedena. Genera艂 Sulejman wyra偶a艂 w niej opini臋, 偶e aresztowanie Kurd贸w by艂o „a偶 za dobre". Po rodzinie matki Seden mia艂 w 偶y艂ach domieszk臋 kurdyjskiej krwi, genera艂 obawia艂 si臋, 偶e Kurdowie podsun臋li im „艣piocha" celem infiltracji si艂 bezpiecze艅stwa. P贸藕niejsze post臋powanie Sedena nie usprawiedliwi艂o jednak tych podejrze艅. Wydawa艂 si臋 by膰 ca艂kowicie oddany krajowi i s艂u偶bie.
-聽Oczywi艣cie, 偶e nie b臋dzie si臋 nara偶a艂 - mrukn膮艂 Rodgers, kiedy sam przeczyta艂 notatk臋. - Takiego szpiega nie umieszcza si臋 w strukturach bezpiecze艅stwa, 偶eby zaraz szpiegowa艂. Czeka si臋.
-聽Na co?
-聽Na jedn膮 z dw贸ch rzeczy. Albo na kryzys, kiedy informacje s膮 rozpaczliwie potrzebne, albo na to, by szpieg dotar艂 na szczyty hierarchii, otrzymuj膮c dost臋p do wszelkich tajnych materia艂贸w. Na tym poziomie agent mo偶e wprowadzi膰 do struktur innych agent贸w. Niemcy cz臋sto post臋powali w ten spos贸b podczas II wojny 艣wiatowej. Znajdowali sympatyka w sferach brytyjskiej arystokracji, kt贸ry poleca艂 lordom, oficerom czy pracownikom rz膮dowym s艂u偶b臋, szofer贸w i tak dalej. Ci ludzie byli, oczywi艣cie, niemieckimi agentami. Szpiegowali pracodawc贸w przekazuj膮c informacje mleczarzom, listonoszom i tak dalej - tym kupionym, oczywi艣cie, przez Niemc贸w.
-聽No, no... Tego nie uczono mnie na zaj臋ciach komputerowych i wyk艂adach o technikach 艣wiat艂owodowych - powiedzia艂a Mary Rose.
-聽Nie m贸wi si臋 o tym nawet na wi臋kszo艣ci wyk艂ad贸w z historii - powiedzia艂 z ubolewaniem genera艂. - Zbyt wielu historyk贸w boi si臋 obrazi膰 Amerykan贸w pochodzenia niemieckiego, Amerykan贸w pochodzenia brytyjskiego i w og贸le Amerykan贸w jakiego艣 tam pochodzenia, kt贸rzy, oczywi艣cie, czuj膮 si臋 zranieni do g艂臋bi duszy, kiedy powie si臋 co艣 nie tak.
Dziewczyna skin臋艂a g艂ow膮.
-聽Czyli ten Seden z ca艂膮 pewno艣ci膮 zwi膮zany jest z Kurdami zawyrokowa艂a.
-聽Ale偶 sk膮d! Tureckie statystyki wykazuj膮, 偶e zaledwie jedna trzecia Kurd贸w sympatyzuje z kurdyjskimi ruchami nacjonalistycznymi, reszta jest lojalna wobec rz膮du. Po prostu poka偶emy mu tylko to, co absolutnie musimy pokaza膰.
Rozmawiaj膮c przegl膮dali dossier. Seden by艂 kawalerem. Mia艂 owdowia艂膮 matk臋, mieszkaj膮c膮 w Ankarze i niezam臋偶n膮 siostr臋, kt贸ra mieszka艂a z matk膮. Ojciec by艂 niciarzem, zgin膮艂 w wypadku na budowie, kiedy jego syn mia艂 dziewi臋膰 lat. Pu艂kownik chodzi艂 do 艣wieckiej szko艂y w Stambule, uczy艂 si臋 dobrze, jednocze艣nie trenuj膮c podnoszenie ci臋偶ar贸w. Nale偶a艂 nawet do tureckiej ekipy olimpijskiej. Potem rzuci艂 szko艂臋 i wst膮pi艂 do Jandarma.
-聽呕adnych prawdziwych zwi膮zk贸w rodzinnych - stwierdzi艂 Rodgers. - C贸偶, w dzisiejszych czasach niewiele to znaczy. Fikcyjne ma艂偶e艅stwa mi臋dzy szpiegami to stosunkowo nowa sprawa. Je艣li szuka si臋 szpiega, zwraca si臋 uwag臋 przede wszystkim na ludzi samotnych.
Mary Rose zamkn臋艂a plik.
-聽W takim razie gdzie stoimy z panem pu艂kownikiem? - spyta艂a.
-聽Na gruncie wiedzy - odpar艂 Rodgers.
-聽Wiedzy? I to wszystko?
-聽Wszystko. Nigdy nie wiadomo, kiedy przydadz膮 si臋 informacje. - Rodgers u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. - Mo偶e zrobi艂aby艣 sobie teraz przerw臋? Do roboty wr贸cimy, kiedy pu艂kownik...
Przerwa艂. Jeden z komputer贸w zacz膮艂 popiskiwa膰 - cicho, lecz nagl膮co. Dwa sygna艂y na sekund臋, sekundowa przerwa, jeden sygna艂 na sekund臋, sekundowa przerwa i od nowa.
-聽ABA - powiedzia艂a Mary Rose. Gwa艂townie pochyli艂a g艂ow臋 i spojrza艂a przez rami臋 siedz膮cego genera艂a.
ABA, Air Border Alarm, czyli Powietrzny Alarm Graniczny, by艂 zaawansowanym systemem radarowo-satelitarnym, monitoruj膮cym ruch powietrzny w obr臋bie pa艅stwa lub jego cz臋艣ci. Na ekran mo偶na by艂o wywo艂a膰 dok艂adn膮 tr贸jwymiarow膮 map臋, pokazuj膮c膮 personelowi CR, jak szybko i wysoko leci dana maszyna. Obserwacja promieniowania cieplnego z satelity dodatkowo informowa艂a o pr臋dko艣ci. Samoloty rozpoznawcze lata艂y zazwyczaj wy偶ej i wolniej ni偶 maszyny bojowe. ABA u偶ywa艂 tak偶e cyfrowego szablonu kraju lub prowincji celem okre艣lenia, kiedy samolot znajduje si臋 o kilometr od granicy. W艂a艣nie naruszenie tej przestrzeni spowodowa艂o alarm.
Lec膮ca nisko i szybko jednostka, kieruj膮ca si臋 w stron臋 granicy, uwa偶ana by艂a za wroga. Alarm odzywa艂 si臋 po jej namierzeniu.
-聽Leci prawie dok艂adnie na p贸艂noc - powiedzia艂 Rodgers. Szybko艣膰 i wysoko艣膰 wskazuj膮 na helikopter. - W jego g艂osie brzmia艂 niepok贸j, lecz i podniecenie. CR bezb艂臋dnie wykonywa艂o swoje zadanie.
Mary Rose przykucn臋艂a przy konsoli, po jego lewej r臋ce.
-聽Zaskoczy艂o pana, 偶e jest sam? - zainteresowa艂a si臋.
-聽Patrole graniczne na og贸艂 prowadzone s膮 w pojedynk臋. Ale ten leci za szybko jak na zwyk艂y patrol. Leci dok膮d艣.
Dziewczyna wcisn臋艂a przycisk automatycznego strojenia. Antena, ukryta w kopulastym, ciemnym szklanym dachu furgonetki, obr贸ci艂a si臋 natychmiast w stron臋 celu ABA. Przys艂uchiwa艂a si臋 rozmowom w eterze. Komputer zaprojektowany zosta艂 na setki j臋zyk贸w i dialekt贸w. Czyszcz膮c cyfrowo zak艂贸cenia prezentowa艂 na monitorze przek艂ad komunikatu w czasie rzeczywistym.
...znalaz艂e艣?
Helikopter nie odpowiedzia艂.
-聽Powtarzam, Madrin Jeden. Co znalaz艂e艣 na przej艣ciu?
呕adnej odpowiedzi.
-聽To helikopter z tureckiej bazy w Madrin. - Rodgers uderzy艂 w klawiatur臋, wywo艂uj膮c dane o bazie. - Co my tam mamy? Dwa helikoptery typu Hughes 500D, jeden samolot Piper Cub. - Zerkn膮艂 na wska藕nik pr臋dko艣ci ABA. - Ten leci trzysta pi臋tna艣cie kilometr贸w na godzin臋. Ca艂kiem nie藕le pasuje do pi臋膰setki.
-聽Wi臋c co to takiego? Pilot si臋 zgubi艂?
-聽Nie s膮dz臋. Wygl膮da na to, 偶e maszyn臋 wys艂ano na rekonesans i pilot nie zg艂osi艂 si臋 z meldunkiem. Gdyby si臋 zgubi艂, nie lecia艂by z maksymaln膮 szybko艣ci膮. I nie ucieka z kraju, leci w g艂膮b Turcji.
-聽Mo偶e ma uszkodzone radio?
-聽By膰 mo偶e. Z drugiej strony, leci z maksymaln膮 pr臋dko艣ci膮. Ci go艣cie gdzie艣 si臋 艣piesz膮.
Uderzaj膮c klawisze palcami wskazuj膮cymi, Rodgers spyta艂 komputer o urz膮dzenia wojskowe w po艂udniowo-wschodniej cz臋艣ci wschodniej Anatolii. W odr贸偶nieniu od wi臋kszo艣ci terytorium Turcji, na kt贸re sk艂ada艂y si臋 g贸ry i pustynie, Anatolia by艂a g艂贸wnie p艂askowy偶em z kilkoma pasmami niewysokich wzg贸rz.
Na ekranie niemal natychmiast pojawi艂o si臋 czerwone X. 呕adnych instalacji.
-聽Dobra, wiemy, 偶e nie lec膮 na lotnisko awaryjne - skonstatowa艂 Rodgers.
Przez r贸wny szum klimatyzacji Mary Rose us艂ysza艂a dobiegaj膮cy z zewn膮trz, zbli偶aj膮cy si臋 d藕wi臋k silnika. Nie odrywa艂a wzroku od monitora, odczytuj膮c z niego transkrypcj臋 kierowanych do helikoptera rozm贸w.
-聽...poza zasi臋giem radaru. Nie odbieramy twego sygna艂u. Czy masz problemy? Dlaczego nie odpowiadasz?
-聽Mo偶e kto艣 nielegalnie przekroczy艂 granic臋 i teraz go 艣cigaj膮? - zasugerowa艂a Mary Rose.
-聽Wi臋c czemu nie zg艂aszaj膮 si臋 do bazy? - Rodgers pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Nie, co艣 mi tu nie gra. Poinformuj臋 tureckie si艂y bezpiecze艅stwa. Zobaczymy, co powiedz膮.
-聽Nie s膮dzi pan, 偶e je艣li rzeczywi艣cie co艣 si臋 sta艂o, to ju偶 zosta艂y poinformowane?
-聽Raczej wr臋cz przeciwnie. W tym kraju rywalizacje mi臋dzy instytucjami rz膮dowymi sprawiaj膮, 偶e waszyngto艅skie przepychanki wygl膮daj膮 jak bal Anonimowych Alkoholik贸w. Niewiele ust臋puj膮 walkom mi臋dzy fanatykami religijnymi.
Rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi. Mary Rose pochyli艂a si臋, obr贸ci艂a klamk臋 i wyjrza艂a. Zobaczy艂a szeregowego Pupshawa.
-聽Tak?
-聽Pu艂kownik Nejat Seden chce spotka膰 si臋 z genera艂em Rodgersem - zameldowa艂 pot臋偶nie zbudowany 偶o艂nierz.
-聽Wpu艣膰 go.
-聽Tak jest!
Szeregowy odsun膮艂 si臋. Mary Rose otworzy艂a drzwi. U艣miechn臋艂a si臋 mi艂o do wchodz膮cego m臋偶czyzny. Pu艂kownik by艂 pot臋偶nie zbudowany, mia艂 starannie przyci臋te w膮siki oraz najg艂臋bsze, najczarniejsze oczy, jakie dziewczyna widzia艂a kiedykolwiek. Wilgotne, kr臋cone ciemne w艂osy przylega艂y mu do czaszki. Prawdopodobnie od motocyklowego kasku, pomy艣la艂a.
Pu艂kownik uzbrojony by艂 w czterdziestk臋pi膮tk臋, kt贸r膮 nosi艂 w kaburze przy pasku.
Seden odpowiedzia艂 jej u艣miechem. Sk艂oni艂 g艂ow臋.
-聽Dzie艅 dobry pani - powiedzia艂. M贸wi艂 z akcentem, wyd艂u偶aj膮c samog艂oski i skracaj膮c sp贸艂g艂oski, na wz贸r swego ojczystego j臋zyka.
-聽Dzie艅 dobry - odpar艂a dziewczyna. Ostrze偶ono j膮, 偶e Turcy, nawet wykszta艂ceni, b臋d膮 j膮 traktowa膰 co najwy偶ej uprzejmie. Cho膰 Turcja dawno temu przyzna艂a kobietom r贸wne prawa, r贸wno艣膰 ta by艂a dla wychowanych w islamie m臋偶czyzn czym艣 wy艂膮cznie teoretycznym. Psycholog Centrum, Liz Gordon, ostrzeg艂a j膮: „Koran nakazuje kobietom zawsze przykrywa膰 g艂owy, ramiona i nogi. Kobiety, kt贸re nie stosuj膮 si臋 do jego nakaz贸w, uwa偶ane s膮 za grzesznice". A jednak ten m臋偶czyzna ciep艂o si臋 do niej u艣miechn膮艂. Najwyra藕niej nie brakowa艂o mu sympatycznego, naturalnego uroku.
Pu艂kownik Seden zasalutowa艂 genera艂owi Rodgersowi. Kiedy Rodgers odda艂 mu honory, podszed艂 do niego i wr臋czy艂 mu schludnie z艂o偶on膮 偶贸艂t膮 kartk臋 papieru.
-聽Oto moje rozkazy, panie generale - zameldowa艂.
Rodgers rzuci艂 na nie okiem i niemal natychmiast obr贸ci艂 si臋 ku monitorom.
-聽Przyjecha艂 pan we w艂a艣ciwej chwili - powiedzia艂. - Mamy na ekranie jeden z waszych helikopter贸w, o tu. - Wskaza艂 na czerwony obiekt mkn膮cy po przesuwaj膮cej si臋 zielonej siatce.
-聽Dziwne - zainteresowa艂 si臋 Seden. - Helikoptery wojskowe lataj膮 na og贸艂 w parach. Ze wzgl臋d贸w bezpiecze艅stwa. Wie pan mo偶e, z jakiej jest bazy?
-聽Z Madrin.
-聽A, patrol graniczny.
-聽Baza nie mo偶e nawi膮za膰 z nim 艂膮czno艣ci. Jakie uzbrojenie maj膮 te maszyny?
-聽Najcz臋艣ciej karabin maszynowy i zamontowane z boku dzia艂ko obrotowe, panie generale. Typowe dzia艂ko ma kaliber dwadzie艣cia milimetr贸w i magazynek na sto pi臋膰dziesi膮t naboj贸w.
-聽A w艂a艣ciwie, gdzie on si臋 tak 艣pieszy? - spyta艂a Mary Rose.
-聽Nie wiem. - Pu艂kownik Seden nie odrywa艂 wzroku od ekranu. - Tam, gdzie leci, nie ma 偶adnych instalacji wojskowych, s膮 tylko rozrzucone, ma艂e wioski pozbawione znaczenia strategicznego.
-聽Mo偶e zosta艂 porwany? Mo偶e kto艣 chce go ukry膰, nim maszyna zostanie zauwa偶ona, a potem u偶y膰... no, do jakich艣 cel贸w.
-聽Niezbyt prawdopodobne, prosz臋 pani. 艁atwiej ju偶 kupi膰 helikopter w Indiach albo Rosji i przemyci膰 do kraju w cz臋艣ciach.
-聽W cz臋艣ciach?
-聽Statkami, powietrzem lub l膮dem, w艣r贸d, na przyk艂ad, niewinnych maszyn. Nie jest to takie trudne, jakby si臋 mog艂o zdawa膰.
-聽A poza tym - wtr膮ci艂 Rodgers - tureckie si艂y powietrzne z pewno艣ci膮 go szukaj膮.
-聽Ale nie tam, tylko wzd艂u偶 wyznaczonej trasy patrolowej stwierdzi艂 pu艂kownik.
-聽Przecie偶 go znale藕li艣my. Inne radary te偶 z pewno艣ci膮 go zauwa偶膮. I to szybko.
-聽Z ca艂膮 pewno艣ci膮 temu, kto leci tym helikopterem, nie robi to r贸偶nicy. Planuje u偶y膰 go natychmiast - powiedzia艂 Rodgers. Pu艂kowniku, czy chce pan poinformowa膰 si艂y powietrzne, gdzie znajduje si臋 maszyna?
-聽Za chwil臋. Wol臋 ich raczej poinformowa膰, dok膮d leci, ni偶 gdzie jej nie b臋dzie, kiedy si臋 pojawi膮.
Mary Rose spojrza艂a na niego spod oka, zaskoczona. Mike Rodgers r贸wnie偶. Z wyrazu jego twarzy odczyta艂a, 偶e zadaje sobie to samo pytanie, co ona: „Czy Sedenowi zale偶y na zebraniu informacji, czy na op贸藕nieniu akcji?"
Pu艂kownik tymczasem uwa偶nie obserwowa艂 map臋, po kt贸rej porusza艂a si臋 czerwona plamka.
-聽Czy mog臋 zobaczy膰 wi臋kszy wycinek terenu? - spyta艂. Rodgers skin膮艂 g艂ow膮. Uderzy艂 w klawisze i na monitorze pojawi艂a si臋 mapa w mniejszej skali. Helikopter by艂 teraz ma艂膮 czerwon膮 kropk膮.
Seden obserwowa艂 go jeszcze przez chwil臋.
-聽Generale, je艣li wolno spyta膰... czy zna pan zasi臋g tego typu maszyn?
-聽Oko艂o sze艣ciuset pi臋膰dziesi臋ciu kilometr贸w, w zale偶no艣ci od 艂adunku. O czym pan my艣li?
-聽Jedynym celem, jaki przychodzi mi do g艂owy, s膮 tamy na Firat Nehri... rzece, kt贸r膮 wy nazywacie Eufratem. - Wskaza艂 rzek臋 na mapie. Przesun膮艂 wzd艂u偶 niej palcem, na po艂udnie, przez Turcj臋 do Syrii. - Tama Keban, tama Karakaya i tama Ataturk. Ma w zasi臋gu je wszystkie.
-聽Dlaczego kto艣 mia艂by je atakowa膰? - zdumia艂a si臋 Mary Rose.
-聽To bardzo dawny konflikt - odpar艂 Seden. - Prawo islamu nazywa wod臋 „藕r贸d艂em 偶ycia „. Narody mog膮 walczy膰 o rop臋, ale ropa to drobiazg. To woda wzburza krew... a czasami prowadzi do jej rozlewu.
-聽Moi przyjaciele z NATO poinformowali mnie, 偶e tamy z projektu „Wspanialsza Anatolia” sta艂y si臋 ju偶 przyczyn膮 konflikt贸w powiedzia艂 Rodgers. - Umo偶liwi艂y Turcji kontrol臋 nad wod膮 wp艂ywaj膮c膮 do Syrii i traku. I, je艣li si臋 nie myl臋, pu艂kowniku Seden, Turcja rozpocz臋ta teraz prace irygacyjne w po艂udniowo-wschodniej Anatolii, kt贸re doprowadz膮 do jeszcze wi臋kszej redukcji dop艂ywu wody do tych kraj贸w.
-聽Zgadza si臋. Czterdzie艣ci procent mniej wody dotrze do Syrii, sze艣膰dziesi膮t procent mniej do Iraku.
-聽Wi臋c jaka艣 grupa, mo偶e Syryjczycy, mo偶e Irakijczycy, porwa艂a turecki helikopter. Ci ludzie trzymaj膮 wojsko w niepewno艣ci co do tego, czy helikopter rzeczywi艣cie zosta艂 skradziony. B臋d膮 trzyma膰 je w niepewno艣ci wystarczaj膮co d艂ugo, by zaatakowa膰 cel, kt贸ry sobie wyznaczyli.
-聽Ataturk to najwi臋ksza tama na Bliskim Wschodzie, jedna z najwi臋kszych na 艣wiecie, panie generale - powiedzia艂 Seden z wielk膮 powag膮. - Czy mog臋 skorzysta膰 z telefonu?
-聽Tu jest telefon. - Rodgers wskaza艂 komputer, stoj膮cy przy 艣ciance furgonetki. - I niech pan si臋 lepiej po艣pieszy. Od pierwszej z tam helikopter dzieli najwy偶ej p贸艂 godziny lotu.
Seden obszed艂 Mary Rose. Podszed艂 do telefonu kom贸rkowego, wisz膮cego z boku monitora i pod艂膮czonego bezpo艣rednio do 艂膮cza satelitarnego CR. Wystuka艂 numer. M贸wi艂 cicho po turecku, odwracaj膮c si臋 plecami do Amerykan贸w.
Mary Rose i Mike Rodgers wymienili spojrzenia. Kiedy Seden odwr贸ci艂 si臋 ca艂kowicie, Rodgers wystuka艂 komend臋, po czym spokojnie obserwowa艂 pojawiaj膮ce si臋 na monitorze t艂umaczenie rozmowy pu艂kownika.
9
Poniedzia艂ek, 16.25 - Halfeti, Turcja
Tama Ataturk na Eufracie nazwana zosta艂a od imienia Kemala Ataturka, legendarnego tureckiego polityka i przyw贸dcy. Rozejm, ko艅cz膮cy I wojn臋 艣wiatow膮, zako艅czy艂 sze艣膰 wiek贸w rz膮d贸w tureckiej dynastii Osman贸w. Poniewa偶 jednak Turcja sprzymierzy艂a si臋 z Niemcami, kt贸re wojn臋 przegra艂y, Grecy i Brytyjczycy pozwolili sobie na zaj臋cie sporych fragment贸w jej terytorium. Oczywi艣cie Turkom to si臋 nie podoba艂o i w 1922 roku ich armia pod dow贸dztwem Kemala wygna艂a okupant贸w. W 1923 roku podpisany zosta艂 traktat loza艅ski, w wyniku kt贸rego powsta艂a Republika Turecka.
Ataturk ustanowi艂 republik臋 jako pa艅stwo demokratyczne, a nie su艂tanat. Wprowadzi艂 wzorowany na szwajcarskim system prawny, zast臋puj膮c nim szariat, czyli prawo koraniczne. Turcja przyj臋艂a tak偶e kalendarz gregoria艅ski w miejsce islamskiego. Kemal Ataturk zakaza艂 noszenia turban贸w i fez贸w, ich miejsce zaj臋艂y stroje typu europejskiego. Fundowa艂 艣wieckie szko艂y, a j臋zyk turecki dostosowany zosta艂 do alfabetu 艂aci艅skiego, a nie arabskiego.
Rezultatem tak dog艂臋bnych zmian w tureckim spo艂ecze艅stwie by艂a pog艂臋biaj膮ca si臋 frustracja wi臋kszo艣ci wierz膮cych muzu艂man贸w.
Jak wszyscy Turcy, pi臋膰dziesi臋ciodwuletni Mustafa Mecid zna艂 偶ycie i legend臋 Ataturka. Mustafy nie obchodzi艂 jednak Ojciec Turk贸w. Jako zast臋pca g艂贸wnego in偶yniera tamy, zajmowa艂 si臋 g艂贸wnie pilnowaniem, .by nie bawi艂y si臋 na niej dzieci.
W odr贸偶nieniu od majestatycznych, wysokich tam grawitacyjnych i ogromnych tam 艂ukowych, tamy bulwarowe s膮 d艂ugie, szerokie i wzgl臋dnie niskie. Pod wod膮 zbiornika kryje si臋 艣ciana g贸rna, wznosz膮ca si臋 do szczytu jak 艣ciana piramidy. Szczyt tamy stanowi w膮ska droga. Przeciwleg艂a, dolna 艣ciana jest najcz臋艣ciej wyci臋ta w schodki. W po艂owie wysoko艣ci znajduje si臋 艂awa, na kt贸rej spoczywa g贸rna kamienna cz臋艣膰 tamy. Warstwa drenu znajduje si臋 w po艂owie wysoko艣ci mi臋dzy 艂aw膮 a doln膮 cz臋艣ci膮 艣ciany. Kiedy tak膮 tam臋 ogl膮da si臋 z boku, przypomina ona z jednej strony wy偶sze, a z drugiej ni偶sze W. J膮drem tamy bulwarowej jest gruba warstwa gliny i piasku. Otacza j膮 warstwa kamienia.
Wielkie tamy bulwarowe wytrzymuj膮 na og贸艂 nacisk do pi臋膰dziesi臋ciu milion贸w metr贸w sze艣ciennych wody. Tama Ataturk wytrzymywa艂a nacisk osiemdziesi臋ciu pi臋ciu milion贸w metr贸w sze艣ciennych wody. Mustafie wcale to jednak nie przeszkadza艂o. Wi臋kszo艣ci wody w zbiorniku po prostu nie widzia艂, znika艂a mu z pola widzenia w艣r贸d sztucznych konstrukcji, zmniejszaj膮cych jej ci艣nienie. Zbiornik ko艅czy艂 si臋 prawie poza zasi臋giem wzroku.
Dwa razy dziennie, o jedenastej rano i czwartej po po艂udniu, Mustafa pozostawia艂 dw贸ch wsp贸艂pracownik贸w w niewielkiej sali kontroli u podstawy tamy i wychodzi艂 szuka膰 dzieciak贸w. Zwykle o tej porze przychodzi艂y poskaka膰 sobie do ch艂odnej wody.
-聽Przecie偶 wiemy, 偶e tu mo偶na skaka膰 bez strachu - powtarza艂y zawsze. - Pod wod膮 nie ma kamieni i pni drzew, dost
Zawsze m贸wili mu dost, przyjacielu, Mustafa podejrzewa艂 jednak, 偶e si臋 z niego wy艣miewaj膮. Ale gdyby nawet by艂y szczere, po prostu nie m贸g艂 pozwoli膰 im pop艂ywa膰. Gdyby pozwoli艂, na tamie wkr贸tce zaroi艂oby si臋 o dzieciak贸w. Za nimi pojawiliby si臋 tury艣ci i wkr贸tce tama obci膮偶ona zosta艂aby mas膮 wi臋ksz膮, ni偶 przewidywali konstruktorzy.
-聽A potem zawaleniem si臋 tamy i zalaniem po艂udniowowschodniej Anatolii obci膮偶ono by, oczywi艣cie, Mustaf臋 Mecida powiedzia艂 Mustafa, g艂aszcz膮c si臋 po g臋stej kasztanowatej brodzie.
Pi臋膰dziesi臋ciopi臋cioletni Turek radowa艂 si臋 z tego, 偶e ma dwie doros艂e c贸rki. Ch艂opcy s膮 tacy k艂opotliwi. Obserwowa艂- dzieci siostry i zupe艂nie nie mia艂 poj臋cia, jak radzi sobie z nimi ich matka. Ojciec Mustafy musia艂 pos艂a膰 syna do armii, kiedy ch艂opak sko艅czy艂 szesna艣cie lat, bo zawsze pakowa艂 si臋 w k艂opoty, i z nauczycielami, i z s膮siadami, i z pracodawcami. Nawet kiedy Mustafa s艂u偶y艂 w wojsku - na granicy greckiej, niedaleko zatoki Saros utrudni艂 偶ycie przemytnikom bardziej ni偶 jakikolwiek turecki 偶o艂nierz od czasu jego dostojno艣ci Ataturka. A kiedy si臋 o偶eni艂, biedna 偶ona prawie nie mog艂a z nim wytrzyma膰. Kilkakrotnie skar偶y艂a si臋, 偶e jej m膮偶 ma brata-bli藕niaka, kt贸ry o p贸艂nocy w艣lizguje si臋 do jej 艂贸偶ka.
Mustafa obr贸ci艂 twarz ku niebu.
-聽O Panie - powiedzia艂 - moim zdaniem stworzy艂e艣 tureckich m臋偶czyzn z tego samego powodu, dla kt贸rego stworzy艂e艣 szerszenie. 呕eby przenosili si臋 z miejsca na miejsce i pracowali, a pracuj膮c, 偶eby dra偶nili innych i zmuszali ich do aktywno艣ci. - U艣miechn膮艂 si臋 promiennie, dumny z tego, 偶e jest m臋偶czyzn膮 i Turkiem.
Szed艂 szybko, ci臋偶kie buty chrz臋艣ci艂y na 偶wirze chodnika na szczycie tamy. Chodnik ten wysypany by艂 偶wirem, 偶eby odstraszy膰 lataj膮ce na bosaka dzieciaki - wymy艣li艂 to jaki艣 uniwersytecki in偶ynierek, kt贸rego stopy nie mia艂y okazji stwardnie膰 od biegania na bosaka. Prawe biodro obija艂 mu przyczepiony do paska radiotelefon. Spod daszka trawiastozielonej czapki patrzy艂 na p贸艂noc, na zbiornik. Oddycha艂 g艂臋boko, twarz owiewa艂 mu ciep艂y wiatr. Potem spojrza艂 w d贸艂, na fale 艂agodnie obmywaj膮ce tam臋. Lustro czystej wody - co za koj膮cy widok. Przystan膮艂 na chwil臋, rozkoszuj膮c si臋 samotno艣ci膮.
Nagle z po艂udnia dobieg艂 go d藕wi臋k przypominaj膮cy ryk silnika motocyklowego. Obr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 w tamtym kierunku. Z gruntowych dr贸g, wij膮cych si臋 w艣r贸d otaczaj膮cych tam臋 wzg贸rz, nie unosi艂 si臋 kurz, a jednak d藕wi臋k stawa艂 si臋 coraz g艂o艣niejszy.
Po chwili Mustafa us艂ysza艂 charakterystyczny 艂opot wirnika helikoptera. Naci膮gn膮艂 czapk臋 ni偶ej na oczy i popatrzy艂 w niebo. Niedzielni piloci regularnie latali nad tam膮, a ostatnio pojawia艂o si臋 coraz wi臋cej helikopter贸w. Kurdyjscy terrory艣ci wzmogli aktywno艣膰 wok贸艂 jeziora Van i znajduj膮cej si臋 na wschodzie g贸ry Ararat, na granicy z Iranem. Z radiowych meldunk贸w wynika艂o, 偶e armia obserwuje ich z powietrza i czasem nawet atakuje.
Tu偶 nad wierzchotkami drzew Mustafa dostrzeg艂 ma艂y czarny helikopter. Przed chwil臋 widzia艂 doln膮 cz臋艣膰 jego kad艂uba, potem prz贸d - helikopter kierowa艂 si臋 wprost na niego. Lecia艂 nisko, od podmuchu porusza艂y si臋 ga艂臋zie drzew.
I jeszcze obni偶y艂 lot. S艂o艅ce odbi艂o si臋 od czarnej owiewki, o艣lepiaj膮c in偶yniera. D藕wi臋k silnika stawa艂 si臋 coraz g艂o艣niejszy.
-聽Co oni wyprawiaj膮? - powiedzia艂 g艂o艣no Mustafa.
Odzyska艂 wzrok i zobaczy艂, co wyprawiaj膮, nic jednak nie m贸g艂 na to poradzi膰.
Helikopter wylecia艂 ju偶 spomi臋dzy drzew i lecia艂 teraz celuj膮c w 艣rodek tamy. Mustafa dostrzeg艂 strzelca, mierz膮cego wprost w niego. Znajduj膮ce si臋 po stronie pilota obrotowe dzia艂ko skierowane by艂o ni偶ej.
-聽Zwariowali, cholera! - krzykn膮艂. Najszybciej jak potrafi艂 pobieg艂 drog膮, kt贸r膮 przyszed艂. Helikopter znajdowa艂 si臋 niespe艂na dwie艣cie metr贸w od niego i lecia艂 szybko. Mustafa czu艂 celuj膮cy w niego karabin maszynowy tak, jak zahartowani w bojach 偶o艂nierze czuj膮 wycelowan膮 w nich bro艅. B贸g przemawia艂 mu do ucha.
Rzuci艂 si臋 nieoczekiwanie w prawo, do wody. Ju偶 skacz膮c us艂ysza艂 wyrok 艣mierci - strzelaj膮cy karabin maszynowy. Podci膮gaj膮c kolana, walcz膮c ze sznurowad艂ami, dzi臋kowa艂 Bogu za to, 偶e postanowi艂 do niego przem贸wi膰.
Walczy艂 ze sznur贸wkami, p贸ki nie rozbola艂y go p艂uca. Oczy mia艂 otwarte, widzia艂 b膮ble powietrza od pocisk贸w, kt贸re przeszywa艂y wod臋 wok贸艂 niego. Kilka przelecia艂o bardzo blisko i Mustafa da艂 sobie spok贸j z butami. Podp艂yn膮艂 do 艣ciany tamy, wbi艂 palce w szczeliny mi臋dzy kamieniami i powoli wspina艂 si臋 ku powierzchni. Zatrzyma艂 si臋 tu偶 pod ni膮, przyciskaj膮c si臋 brzuchem do tamy. Helikopter zanurkowa艂, huk wystrza艂贸w by艂 doskonale s艂yszalny. Tama dr偶a艂a, ale przynajmniej poczu艂 si臋 bezpiecznie. Ciekawe, jak radz膮 sobie jego wsp贸艂pracownicy. Do nich chyba nie strzelano, mia艂 nadziej臋, 偶e s膮 bezpieczni. Mia艂 tak偶e nadziej臋, 偶e za艂oga helikoptera nie wykona drugiego nalotu. Nie wiedzia艂, czego chc膮 dokona膰 ci ludzie, ale zacz膮艂 obawia膰 si臋 o tam臋.
Nie wytrzyma d艂u偶ej bez powietrza. Wysun膮艂 na powierzchni臋 same usta. Zaczerpn膮艂 oddechu... i jego oddech natychmiast wyparty zosta艂 z p艂uc przez co艣, co mocno uderzy艂o go w brzuch.
10
Poniedzia艂ek, 16.35 - Sanliurfa, Turcja
Mike Rodgers zacz膮艂 pow膮tpiewa膰, czy atak w og贸le nast膮pi.
Napa艣膰 przy u偶yciu melon贸w i nawozu by艂a prawdopodobnie fikcj膮, wymy艣lon膮 przez tureckie si艂y bezpiecze艅stwa. Sz贸sty zmys艂 Rodgersa podpowiada艂 mu, 偶e si艂y bezpiecze艅stwa wymy艣li艂y rozr贸b臋, by umie艣ci膰 w CR obserwatora w osobie pu艂kownika Sedena. Nie to, by Seden by艂 podejrzany. Poprosi艂 kwater臋 g艂贸wn膮 o powietrzne poszukiwanie helikoptera. Jego pro艣ba posz艂a drog膮 s艂u偶bow膮 i tureckie lotnictwo przygotowywa艂o par臋 my艣liwc贸w F-4 Phantom do startu z bazy na wsch贸d od Ankary. Rozmowa, kt贸r膮 stre艣ci艂 Rodgersowi, by艂a w ca艂kowitej zgodno艣ci z t艂umaczeniem, widniej膮cym na monitorze komputera.
Oczywi艣cie, mo偶e to by膰 tylko pu艂apka, pomy艣la艂 Rodgers z naturaln膮 u oficera wywiadu podejrzliwo艣ci膮. Tureckie si艂y bezpiecze艅stwa mog艂y po prostu sprawdza膰, w jaki spos贸b najlepszy na 艣wiecie sprz臋t wywiadowczy CR wykryje helikopter i Phantomy. By膰 mo偶e przeka偶膮 otrzymane dane wywiadowi Izraela, z kt贸rym maj膮 umow臋 o wsp贸艂pracy. W zamian za wzajemn膮 pomoc marynarek obu kraj贸w i udoskonalanie starzej膮cych si臋 tureckich my艣liwc贸w, Izraelczycy wynegocjowali dost臋p do tureckiej przestrzeni powietrznej i danych wywiadu. Znaj膮c mo偶liwo艣ci CR Izraelczycy mog膮 zakaza膰 Centrum Regionalnemu wjazdu na swe terytorium lub, przeciwnie, mog膮 naciska膰 na zyskanie do niego dost臋pu. W ka偶dym wypadku najpierw jednak. musieliby wiedzie膰, co CR tak naprawd臋 potrafi.
Nic z tych spekulacji nie by艂o w stanie zmieni膰 trybu pracy Mike'a Rodgersa. Raczej wr臋cz przeciwnie. CR nie pokaza艂o niczego, czego nie powinno si臋 pokazywa膰 Sedenowi. Genera艂 zd膮偶y艂 ju偶 wymaza膰 przek艂ad jego rozmowy z kwater膮 g艂贸wn膮 si艂 bezpiecze艅stwa, a program w艂amuj膮cy si臋 do bezpiecznych baz danych zako艅czy艂 dzia艂anie przed przyjazdem pu艂kownika. Reprezentowane przez CR mo偶liwo艣ci szpiegostwa elektronicznego by艂y rzeczywi艣cie wielkie, ale w tym wypadku trudno by艂o m贸wi膰 o jakimkolwiek prze艂omie. W rzeczywisto艣ci Rodgersa ucieszy艂oby, gdyby pu艂kownik Seden z艂o偶y艂 swym prze艂o偶onym raport o tym, 偶e ameryka艅ski sprz臋t jest wprawdzie doskona艂y, ale przecie偶 nie rewolucyjny. U艂atwi艂oby to jego p贸藕niejsze dzia艂anie w Turcji, oraz wprowadzenie go do innych kraj贸w cz艂onkowskich NATO. Zgodnie z tym, co genera艂 powiedzia艂 Mary Rose, kiedy czekali na przyjazd Sedena, pe艂ne informacje umo偶liwiaj膮 dow贸dcy podj臋cie w艂a艣ciwych decyzji wywiadowczych, militarnych i dyplomatycznych. Maj膮c pe艂ne informacje dow贸dca jest w stanie wm贸wi膰 co trzeba nie tylko przyjacielowi, lecz nawet wrogowi.
Czekali teraz na meldunki Phantom贸w. Pu艂kownikowi Sedenowi zaproponowano zaj臋cie miejsca na wzgl臋dnie wygodnym fotelu pasa偶era, odm贸wi艂 jednak uprzejmie. Stan膮艂 pod 艣cian膮, zabijaj膮c czas wygl膮daniem przez okno. Od czasu do czasu podchodzi艂 do monitora, 艣ledz膮c na nim post臋py helikoptera. Rodgers zauwa偶y艂, 偶e nie sprawia ju偶 wra偶enia cz艂owieka, kt贸ry czuje si臋 niepewnie, bo przypadkiem trafi艂 w jakie艣 obce miejsce. Jego oczy b艂yszczmy autentycznym zainteresowaniem.
Czy to dlatego, 偶e jest lojalnym Turkiem, czy dlatego, 偶e nim nie jest? - zastanawia艂 si臋 Rodgers.
Ze swej strony Mary Rose 偶yczy艂aby sobie szczerze, by pu艂kownik wyszed艂. Rodgers wiedzia艂, 偶e powinna pu艣ci膰 testy innych program贸w. Ze swego terminalu wys艂a艂 do niej informacj臋, 偶eby si臋 na razie wstrzyma艂a. Zamiast pracowa膰, wywo艂a艂a jedn膮 z symulacji strategicznych, kt贸re Mike trzyma艂 w komputerze dla rozrywki. W alarmuj膮cym tempie przegra艂a bitw臋 o wzg贸rze San Juan w imieniu Teddy'ego Roosevelta i jego Rough Riders*, zmusi艂a Cyda do schrzanienia obl臋偶enia Walencji podczas wojen z Maurami oraz uniemo偶liwi艂a zwyci臋skiemu niegdy艣 Jerzemu Waszyngtonowi pokonanie najemnik贸w z Hesji w bitwie pod Trenton.
-聽I na tym polega warto艣膰 symulacji - pocieszy艂 j膮 Rodgers. U艣wiadamia ci, jak trudno rzuci膰 na histori臋 cie艅 tak wielki jak ten, kt贸ry rzucali ci geniusze.
Seden obserwowa艂 ostatni膮 z kl臋sk, kt贸re ponios艂a dziewczyna. Sprawia艂 wra偶enie lekko rozbawionego. Potem obr贸ci艂 si臋. Zerkn膮艂 przy tym na monitor, ukazuj膮cy helikopter - pomara艅czowy punkcik po艣rodku ekranu. Wszechobecna do tej pory ziele艅 od 艣rodka na zewn膮trz zacz臋ta zmienia膰 si臋 w b艂臋kit.
-聽Generale - powiedzia艂, najwyra藕niej zaniepokojony.
Rodgers obejrza艂 si臋.
-聽Zmiany temperatury - stwierdzi艂 podniesionym tonem. Co艣 si臋 tam dzieje.
Kiedy Mary Rose spojrza艂a na monitor, niemal ca艂y by艂 ju偶 niebieski.
-聽Oho! - prawie krzykn臋艂a. - To co艣 spowodowa艂o powa偶ny spadek temperatury. Na obszarze o 艣rednicy przesz艂o p贸艂tora kilometra.
Seden ni偶ej pochyli艂 si臋 nad monitorem.
-聽Generale, jest pan pewien, 偶e to och艂odzenie, a nie ocieplenie?
-聽Jestem pewien. - Rodgers po艣piesznie stuka艂 w klawiatur臋. - Gdyby 艣mig艂owiec zrzuci艂 bomb臋, ekran rozjarzy艂by si臋 na czerwono.
-聽Ale co mog艂o tak szybko sch艂odzi膰 tak膮 mas臋 powietrza? zastanawia艂a si臋 Mary Rose. - Temperatura spad艂a z dwudziestu pi臋ciu stopni Celsjusza do nieco powy偶ej dziesi臋ciu. Ch艂odna masa powietrza nie porusza艂aby si臋 tak szybko.
-聽Bez w膮tpienia. - Rodgers sprawdzi艂 meteorologiczn膮 baz臋 danych, po czym obejrza艂 sobie skomputeryzowan膮 map臋 geofizyczn膮. Wywo艂a艂 sze艣ciokilometrowy widok terenu, po czym za偶膮da艂 od satelity odczytu 藕r贸de艂 temperatury.
Helikopter otrzyma艂 pi膮ty stopie艅 AHL - Average Heat Level, czyli 艣redniego poziomu temperatury. Oznacza艂o to, 偶e znacznik cieplny odbierany jest przy pracy silnik贸w w temperaturze trzydziestu o艣miu stopni Celsjusza z dok艂adno艣ci膮 plus minus dwa stopnie. Wszystko w tej temperaturze pojawia艂o si臋 na monitorze w kolorze pomara艅czowym. Powy偶ej tego zakresu temperatur znajdowa艂 si臋 jeszcze stopie艅 sz贸sty - czerwony, oraz stopie艅 si贸dmy - czarny. Poni偶ej istnia艂 stopie艅 czwarty - zielony, stopie艅 trzeci - niebieski, stopie艅 drugi - 偶贸艂ty i stopie艅 pierwszy - bia艂y, oznaczaj膮cy temperatury poni偶ej zera Celsjusza.
Wed艂ug komputerowej mapy podstawowa temperatura pod艂o偶a tego regionu wok贸艂 Eufratu wynosi艂a nieco ponad siedemna艣cie stopni. Pasowa艂o to do poziom贸w stopnia czwartego. Stopie艅 trzeci rozpoczyna艂 si臋 od temperatury wynosz膮cej niespe艂na pi臋tna艣cie stopni Celsjusza. Cokolwiek dzia艂o si臋 wok贸艂 helikoptera obni偶a艂o temperatur臋 o minimum pi臋膰 stopni z szybko艣ci膮 przesz艂o siedemdziesi臋ciu pi臋ciu kilometr贸w na godzin臋.
-聽Nie rozumiem - powiedzia艂 Seden. - Co my w艂a艣ciwie tu widzimy?
-聽Raptowne och艂odzenie powietrza wok贸艂 Eufratu - wyja艣ni艂 mu Rodgers. - S膮dz膮c ze wskaza艅 anemometru, rozchodzi si臋 ono niemal z pr臋dko艣ci膮 huraganu. Czy w tym rejonie zdarzaj膮 si臋 huragany?
-聽Nigdy o 偶adnym nie s艂ysza艂em.
-聽Ja te偶 mam wra偶enie, 偶e si臋 nie zdarzaj膮. A poza tym wiatr o tej pr臋dko艣ci zmi贸t艂by helikopter.
-聽Wi臋c je艣li to nie powietrze, to co?
Rodgers spojrza艂 na monitor. Istnia艂o tylko jedno wyja艣nienie dla tych wskaza艅. Zna艂 je... i poczu艂 md艂o艣ci.
-聽Przypuszczam, 偶e woda. Zaraz skontaktuj臋 si臋 z Centrum. Pu艂kowniku, moim zdaniem kto艣 w艂a艣nie wybi艂 dziur臋 w tamie Ataturk.
11
Poniedzia艂ek, 16.46 - Halfeti, Turcja
Lecieli nad Eufratem. Ibrahim przygl膮da艂 si臋 艣wiatu przez powietrze dr偶膮ce od ciep艂a generowanego przez strzelaj膮ce bez przerwy, dwudziestomilimetrowe dzia艂ko Mehmeta. Szyta pociskami woda b艂yska艂a pian膮, z tamy odpada艂y od艂amki kamienia.
Ibrahim opar艂 r臋ce na kolbie i spu艣cie karabinu maszynowego. Nie nadszed艂 jeszcze czas na jego zadanie, wi臋c bez przeszk贸d obserwowa艂 od艂amki ska艂y, odpryskuj膮ce z tamy pod ogniem helikopterowego dzia艂ka. Walid prowadzi艂 maszyn臋 bez drgnienia, mimo to nogi, mi臋dzy kt贸rymi spoczywa艂 plecak, wpar艂 mocno w pod艂og臋.
Helikopter przelatywa艂 nad tam膮, kiedy Ibrahim dostrzeg艂, jak du偶y skalny od艂amek uderza w brzuch pr贸buj膮cego wyp艂yn膮膰 na powierzchni臋 in偶yniera. Uderzenie nie by艂o chyba wystarczaj膮co mocne, 偶eby go zabi膰, ale przecie偶 nie mia艂o to najmniejszego znaczenia. Za kilka chwil Turek i tak umrze.
Przelecieli nad tam膮. Walid zawr贸ci艂 ostro. Lecieli teraz ku pomieszczeniom kontroli. Ibrahim zacz膮艂 strzela膰 z karabinu maszynowego. Jeden z Turk贸w zgin膮艂 przy wej艣ciu, cho膰 zadaniem strzelca nie by艂o bynajmniej zabijanie ludzi. Mia艂 po prostu zmusi膰 ich do szukania schronienia pod sto艂ami czy gdzie tam, trzyma膰 ich z dala od okien i od radia. Walid nie chcia艂, by ktokolwiek widzia艂, w kt贸r膮 stron臋 odlecieli po sko艅czeniu zadania. Je艣li nie zdo艂aliby powr贸ci膰 do Syrii, nim zacznie si臋 po艣cig, mieli przynajmniej dolecie膰 jak najbli偶ej granicy.
Siedz膮cy z ty艂u Hasan rozrzuca艂 paski aluminiowej folii, ich zadaniem by艂o zag艂uszenie ewentualnych sygna艂贸w radiowych wychodz膮cych z pomieszczenia kontroli. Jednocze艣nie, przez s艂uchawki w he艂mie, przys艂uchiwa艂 si臋 transmisjom w pa艣mie wojskowym. Na wypadek, gdyby komu艣 z zatrudnionych na tamie uda艂o si臋 jednak przekaza膰 informacje o tym, co si臋 dzieje, na przyk艂ad przez telefon, zaplanowali wyl膮dowanie i rozproszenie si臋. Potem, samodzielnie, ka偶dy z nich mia艂 dosta膰 si臋 do jednego z dw贸ch bezpiecznych dom贸w, nale偶膮cych do ludzi sympatyzuj膮cych z Kurdami w po艂udniowej Anatolii, na granicy syryjskiej.
Helikopter skr臋ci艂 do kolejnego nalotu. I zn贸w pociski z pot臋偶nego dzia艂ka bi艂y w 艣rodek tamy. Zn贸w w powietrze pofrun臋艂y od艂amki ska艂y. Dzia艂ko nie mog艂o oczywi艣cie os艂abi膰 betonowej konstrukcji, jego zadaniem by艂o jedynie wy偶艂obienie p贸艂ki, na kt贸rej nale偶a艂o postawi膰 trzymany mi臋dzy nogami plecak.
Teraz, kiedy niemal nadszed艂 ju偶 w艂a艣ciwy moment, Ibrahim rozpi膮艂 plecak, by sprawdzi膰, czy wszystko w porz膮dku. Pi臋膰dziesi膮t lasek dynamitu, po艂膮czonych mocn膮 ta艣m膮 izolacyjn膮. Zapalnik czasowy, umieszczony na ich szczycie. Przeci膮gn膮艂 palcem wzd艂u偶 przewod贸w do zapalnika, sprawdzaj膮c czy kt贸ry艣 z nich si臋 nie obluzowa艂. Nie. Trzyma艂y si臋 mocno.
Helikopter zawis艂 zaledwie jakie艣 trzydzie艣ci centymetr贸w nad tam膮. Ibrahim wyskoczy艂, umie艣ci艂 plecak w najszerszej szczelinie, nastawi艂 zapalnik na minut臋. Kiedy wskoczy艂 na miejsce, ruszyli z pe艂n膮 pr臋dko艣ci膮.
M艂ody Kurd zdj膮艂 okulary i obejrza艂 si臋 za siebie. Zobaczy艂 b艂yski s艂onecznych promieni na powierzchni wody. Ptaki polowa艂y na ryby, niebo by艂o wyj膮tkowo czyste. I nagle, w jednej chwili, znik艂 ten sielski obrazek.
Zmru偶y艂 oczy - to na szczycie tamy rozkwit艂 pomara艅czowo-czerwony p艂omie艅. D藕wi臋k dobieg艂 ich dopiero po chwili i helikopter a偶 zako艂ysa艂 si臋 na jego fali. Hasan i Mehmet obejrzeli si臋 tak偶e. Zobaczyli, jak wali si臋 wielki fragment 艣ciany niemal dok艂adnie w jej 艣rodku, poci膮gaj膮c za sob膮 kawa艂ki skrzyde艂. Woda przela艂a si臋 przez wy艂om, gasz膮c ogie艅 i zmieniaj膮c go w par臋. Pot臋偶na fala poch艂on臋艂a od艂amki ska艂y, zala艂a je, nios艂a przez wierzch tamy. Wy艂ama艂a j膮 w wielkie V, si臋gaj膮ce niemal podstawy. Wyrw膮 p艂yn臋艂a woda, bez wysi艂ku wyp艂ukuj膮c ziemi臋, spadaj膮c na rosn膮ce poni偶ej drzewa. Para rozwia艂a si臋, wielka fala poch艂on臋艂a pomieszczenie kontroli, znios艂a jego szcz膮tki w dolin臋.
Huk p臋dz膮cej wody wype艂ni艂 kabin臋, zag艂uszaj膮c ryk silnika. Ibrahim nie s艂ysza艂 nawet w艂asnych okrzyk贸w triumfu. Widzia艂 lecz nie s艂ysza艂 - Mehmeta chwal膮cego Allacha.
Helikopter p臋dzi艂 na po艂udnie nad rozszala艂ymi wodami Eufratu, kiedy Hasan nagle poklepa艂 Walida po ramieniu. Pilot lekko odwr贸ci艂 g艂ow臋. Hasan wyci膮gn膮艂 d艂o艅 do g贸ry i szybko przesun膮艂 ni膮 przed siebie. Pokaza艂 dwa palce.
艢ciga艂y ich dwa odrzutowce.
Hasana wyprowadzi艂o to z r贸wnowagi. Helikopter lecia艂 zbyt nisko, by namierzy艂y go radary, a z pomieszczenia kontroli nie wysz艂a 偶adna informacja - przecie偶 prowadzili nas艂uch. Si艂y powietrzne dowiedzia艂y si臋 jednak, co si臋 sta艂o. Jakim cudem?
-聽Przykro mi, m贸j bracie! krzykn膮艂.
Walid podni贸s艂 d艂o艅.
-聽Ufamy s艂owu Pana! - odkrzykn膮艂. - Napisane jest: „Ten, kt贸ry ucieka z ojczyzny w s艂u偶bie Boga, znajdzie wiele kryj贸wek".
Hasana to nie pocieszy艂o, chocia偶 wszyscy opr贸cz niego wydawali si臋 zachwyceni. Odnie艣li sukces, wi臋c trafi膮 wprost do raju. Mimo to wcale nie mieli zamiaru si臋 podda膰. Walid pilotowa艂 helikopter nad szerokimi, burzliwymi wodami rzeki. Mehmet zacz膮艂 艂adowa膰 dzia艂ko. Ibrahim obr贸ci艂 si臋 w lewo, pragn膮c mu pom贸c. Raj rajem, oni jednak b臋d膮 walczy膰 o 偶ycie i o przywilej kontynuowania dzie艂a Allacha tu, na ziemi.
Walid nagle potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
-聽Sadiq! - krzykn膮艂. - Przyjacielu! Nie b臋dziesz tego potrzebowa艂.
Mehmet pochyli艂 si臋 ku niemu.
-聽Nie? Wi臋c kto b臋dzie walczy艂 za nas?
-聽Ten, kt贸ry jest Panem Dnia S膮du.
Ibrahim zerkn膮艂 na Mehmeta. Obaj mocno wierzyli w Allacha, wierzyli r贸wnie偶 Walidowi, nie ca艂kiem jednak potrafili uwierzy膰, 偶e mocarna d艂o艅 Pana si臋gnie z nieba i os艂oni ich przed Turkami.
-聽Ale, s艂uchaj... - powiedzia艂 Mehmet.
-聽Zaufajcie mi - przerwa艂 mu Walid. - Zach贸d s艂o艅ca obejrzycie z bezpiecznego miejsca.
Walid skupi艂 si臋 na pilotowaniu maszyny. Najwyra藕niej mia艂 jaki艣 plan. Ibrahim oblicza艂 szanse prze偶ycia. Najbli偶sza baza tureckich si艂 powietrznych znajdowa艂a si臋 przesz艂o trzysta dwadzie艣cia kilometr贸w st膮d. Lec膮ce z pr臋dko艣ci膮 niemal dw贸ch tysi臋cy pi臋ciuset kilometr贸w na godzin臋 my艣liwce - najprawdopodobniej 艣mierciono艣ne ameryka艅skie Phantomy - dopadn膮 ich w niespe艂na dziesi臋膰 minut. Helikopter nadal b臋dzie bardzo daleko od granicy z Syri膮. Z czas贸w, kiedy sam s艂u偶y艂 w wojskach lotniczych, zapami臋ta艂, 偶e ka偶da z maszyn jest najprawdopodobniej uzbrojona w osiem rakiet Sidewinder z termicznym systemem naprowadzania. Jedna taka rakieta najzupe艂niej wystarczy, by zniszczy膰 helikopter na d艂ugo przedtem, nim zobacz膮 lub us艂ysz膮 tureckie maszyny. A przecie偶 piloci z pewno艣ci膮 zestrzel膮 ich raczej, ni偶 pozwol膮 im opu艣ci膰 kraj.
Dobrze, pomy艣la艂, niech strzelaj膮. Obejrza艂 si臋. Tama Ataturk, duma Turk贸w i dow贸d ich arogancji, zosta艂a bezpowrotnie zrujnowana. Eufrat pop艂ynie jak w dawnych czasach, Syryjczycy b臋d膮 mieli tyle wody, ile jej potrzebuj膮. Miasta, le偶膮ce poni偶ej tamy, zostan膮 zniszczone na odcinku wielu kilometr贸w, wioski, le偶膮ce powy偶ej tamy, zale偶ne od zbiornika, pozostan膮 bez wody dla p贸l i byd艂a. Rz膮d turecki wykrwawi si臋, pr贸buj膮c uratowa膰 ten region przed susz膮.
Patrzy艂 na kot艂uj膮c膮 si臋 w dole wod臋, wspominaj膮c werset z Koranu: „Faraon i jego wojownicy czynili krajowi gwa艂t i niesprawiedliwo艣膰, pewni, 偶e nigdy nie wezwiemy ich do odpowiedzialno艣ci. Lecz my walczyli艣my z nim i jego wojskami, i wepchn臋li艣my je do morza. Rozwa偶 los tych, kt贸rzy siej膮 z艂o”.
Jak grzesznicy, zatopieni w potopie, Turcy tak偶e ukarani zostali wod膮. Ibrahimowi chcia艂o si臋 przez chwil臋 p艂aka膰 z podziwu dla tego, co zasz艂o. Cokolwiek czeka艂oby go w przysz艂o艣ci, uczucia, 偶e dokona艂 dzie艂a 艣wi臋tego, nikt nie m贸g艂 mu odebra膰.
12
Poniedzia艂ek, 9.59 - Waszyngton, Dystrykt Columbia
Bob Herbert, szef sekcji wywiadu Centrum, wjecha艂 na w贸zku do gabinetu Paula Hooda.
-聽Mike mia艂 racj臋, jak zwykle - powiedzia艂. - NBR potwierdzi艂o, 偶e tama Ataturk zosta艂a wysadzona w powietrze.
Hood westchn膮艂 przez zaci艣ni臋te z臋by. Wystuka艂 na komputerze jedno s艂owo: Potwierdzam. Doda艂 to s艂owo do e-mailu kodu czerwonego z dziewi膮tej czterdzie艣ci siedem, kt贸ry zawiera艂 te偶 pocz膮tkow膮 ocen臋 Rodgersa. Potem wys艂a艂 potwierdzenie genera艂owi Kenowi Vanzandtowi, nowemu przewodnicz膮cemu Kolegium Szef贸w Sztab贸w. Skopiowa艂 go tak偶e dla sekretarza stanu Ava Lincolna, sekretarza obrony Ernesto Colom, dyrektora CIA Larry'ego Rachlina i superjastrz臋bia, doradcy do spraw bezpiecze艅stwa narodowego, Steve'a Buskowa.
-聽Jak blisko zagro偶onego terenu jest CR? - spyta艂 Paula
-聽Jakie艣 osiemdziesi膮t kilometr贸w na po艂udniowy wsch贸d od tamy - odpar艂 Herbert. - Dobrze poza zasi臋giem niebezpiecze艅stwa.
-聽Jak dobrze jest „dobrze"? Pogl膮dy Mike'a na zakres strefy bezpiecze艅stwa mocno r贸偶ni膮 si臋 od pogl膮d贸w zwyk艂ych ludzi.
-聽Nie pyta艂em Mike'a - wyja艣ni艂 Herbert. - Tylko Phila Katzena. Phil ma do艣wiadczenia z wielkiej powodzi na 艢rodkowym Zachodzie, tej z 1993 roku. Przeprowadzi艂 na miejscu kilka oblicze艅. Twierdzi, 偶e osiemdziesi膮t kilometr贸w daje im bufor od dwudziestu pi臋ciu do trzydziestu paru kilometr贸w. Jego zdaniem poziom Eufratu wzro艣nie o dobre sze艣膰 metr贸w na odcinku biegn膮cym przez Syri臋 a偶 do jeziora Assad. Syryjczykom nie wyrz膮dzi to powa偶niejszych szk贸d, bo wi臋kszo艣膰 tych teren贸w jest w lecie wysma偶ona jak grzanka i nie zaludniona. Za to zalanych zostanie sporo le偶膮cych nad rzek膮 tureckich wiosek.
Herbert m贸wi艂 jeszcze, kiedy pojawi艂 si臋 Darrell McCaskey. Szczup艂y, czterdziestoo艣mioletni by艂y agent FBI, pe艂ni膮cy teraz funkcj臋 艂膮cznika mi臋dzy obiema agencjami, zamkn膮艂 cicho drzwi i opar艂 si臋 o nie.
-聽Co mamy na temat sprawc贸w? - spyta艂 Hood.
-聽Satelita pokaza艂 nam tureckiego Hughesa 500D, opuszczaj膮cego miejsce zamachu - odpar艂 Herbert. - By艂 to zapewne helikopter, kt贸ry tego samego dnia, nieco wcze艣niej, skradziono stra偶y granicznej.
-聽Dok膮d odlecieli?
-聽Nie wiemy. Szukaj膮 ich teraz dwa Phantomy.
-聽Szukaj膮? - zdziwi艂 si臋 Hood. - S膮dzi艂em, 偶e mamy go na satelicie.
-聽Mieli艣my. Jakim艣 cudem znik艂 mi臋dzy jednym zdj臋ciem a nast臋pnym.
-聽Zestrzelony?
-聽Nie - odpar艂 z przekonaniem Herbert. - Turcy by nam o tym powiedzieli.
-聽Mo偶e i tak.
-聽Niech ci b臋dzie. Nawet gdyby nam nie powiedzieli, dostrzegliby艣my wrak. Nie ma 艣ladu helikoptera w promieniu stu trzydziestu kilometr贸w od miejsca, gdzie widziano go po raz ostatni.
-聽Co to wed艂ug ciebie oznacza?
-聽Nie mam zielonego poj臋cia - przyzna艂 Herbert. - Gdyby w okolicy by艂y jakie艣 wystarczaj膮co du偶e jaskinie uzna艂bym, 偶e wlecieli do kt贸rej艣 i tam si臋 przyczaili. Nadal szukamy.
Paula mocno to zdenerwowa艂o. Nie przypomina艂 Mike'a Rodgersa, uwielbiaj膮cego kolekcjonowanie poszlak i rozwi膮zywanie zagadek. Drzemi膮cy w nim bankier domaga艂 si臋 kompletnych, uporz膮dkowanych informacji i domaga艂 si臋 ich na teraz.
-聽Znajdziemy go - zapewni艂 go Herbert. - W艂a艣nie analizuj膮 nam ostatnie zdj臋cia celem ustalenia kursu i szybko艣ci tej pi臋膰setki. Prowadzimy tak偶e kompletn膮 analiz臋 ukszta艂towania terenu. Pr贸bujemy znale藕膰 jak膮艣 jaskini臋 czy kanion, w kt贸rych m贸g艂 si臋 ukry膰 helikopter.
-聽Doskonale. A tymczasem... co robimy z CR? Zostawimy je w spokoju?
-聽A czemu nie? Zosta艂o zaprojektowane do prowadzenia rozpoznania na miejscu. Bardziej na miejscu ju偶 nie mog艂o si臋 znale藕膰.
-聽S艂usznie - przytakn膮艂 Hood. - Mnie jednak bardziej obchodz膮 kwestie bezpiecze艅stwa. Je艣li ten atak to preludium do czego艣 gro藕niejszego, to CR jest wystawione na strza艂. Maj膮 tylko dw贸jk臋 偶o艂nierzy do obrony przed atakiem z czterech stron 艣wiata.
-聽Jest z nimi oficer tureckich si艂 bezpiecze艅stwa - wtr膮ci艂 McCaskey.
-聽Wygl膮da na przyzwoitego faceta - doda艂 Herbert. - Sprawdzi艂em go. Jestem pewien, 偶e Mike te偶 go sprawdzi艂.
-聽Niech wam b臋dzie, tr贸jk臋. Zaledwie tr贸jk臋.
-聽Plus genera艂 Mike Rodgers - przypomnia艂 im Herbert. W jego g艂osie brzmia艂a nutka szacunku. - Jednoosobowy pluton. I w ka偶dym razie nie przypuszczam, 偶eby Mike da艂 si臋 teraz ewakuowa膰. Urodzi艂 si臋 po to, 偶eby bra膰 udzia艂 w takich akcjach.
Paul Hood poprawi艂 si臋 w fotelu. Rodgers odby艂 dwie tury w Wietnamie, w wojnie w Zatoce Perskiej dowodzi艂 brygad膮 zmechanizowan膮, prowadzi艂 tak偶e tajn膮 operacj臋 Iglicy w Korei Po艂udniowej. Z pewno艣ci膮 nie ucieknie przed atakiem terroryst贸w na tureck膮 tam臋.
-聽Masz 艣wi臋t膮 racj臋 - przyzna艂. - Mike z pewno艣ci膮 zechce zosta膰. Ale to nie on podejmie decyzj臋. Jest tam tak偶e Mary Rose, Phil i Lowell, wszyscy cywile. Bardzo chcia艂bym wiedzie膰, czy ten atak to pojedynczy wystrza艂, czy te偶 salwa przed wielk膮 bitw膮.
-聽Oczywi艣cie dowiemy si臋 czego艣, kiedy znajdziemy winnych - podpowiedzia艂 mu McCaskey.
-聽To dajcie mi co艣, cokolwiek, 偶ebym mia艂 o czym my艣le膰 po偶ali艂 si臋 Paul. - Jak s膮dzicie, kto za tym stoi?
-聽Rozmawia艂em z CIA, z tureckimi si艂ami bezpiecze艅stwa, a takie z izraelskim Mossadem - powiedzia艂 McCaskey. - Wszyscy twierdz膮, 偶e albo Syryjczycy, albo tureccy fundamentali艣ci muzu艂ma艅scy. Okoliczno艣ci wskazuj膮 po r贸wni na jednych i na drugich. Fundamentali艣ci rozpaczliwie pragn膮 os艂abi膰 zwi膮zki Izraela z Turcj膮 i Zachodem. Atakuj膮c infrastruktur臋, nak艂adaj膮 dodatkowe ci臋偶ary na obywateli, nastawiaj膮c ich przeciw rz膮dowi.
-聽W takim przypadku mo偶emy si臋 spodziewa膰 kolejnych atak贸w - zauwa偶y艂 Hood.
-聽S艂usznie - przytakn膮艂 McCaskey. ,
-聽Tak, ale to do mnie nie przemawia - powiedzia艂 Hood. Fundamentali艣ci s膮 w Turcji wystarczaj膮co silni. Dlaczego niby mieliby bra膰 si艂膮 co艣, co przy nast臋pnych wyborach samo mo偶e wpa艣膰 im w r臋ce?
-聽Bo s膮 niecierpliwi - zauwa偶y艂 McCaskey. - Iran p艂aci ich rachunki. Teheran chce zobaczy膰 wreszcie jakie艣 rezultaty.
-聽Teheran ju偶 umie艣ci艂 Turcj臋 po stronie aktyw贸w - stwierdzi艂 Herbert. - Dla niego to tylko kwestia czasu. Teraz zajmuje go przede wszystkim Bo艣nia. W czasie wojny ba艂ka艅skiej wspierali j膮 sprz臋tem i doradcami. Wojna si臋 sko艅czy艂a, ale doradcy zostali, co wi臋cej, mno偶膮 si臋 jak kr贸liki. W ten spos贸b fundamentali艣ci pragn膮 zdoby膰 przycz贸艂ek w sercu Europy. Je艣li chodzi o Turcj臋, Iran pozostawi艂 jej polityk臋 biegowi czasu.
-聽Nic z tego, je艣li Turcy b臋d膮 coraz bardziej polega膰 na pomocy militarnej Izraela oraz finansowym i wywiadowczym wsparciu Stan贸w Zjednoczonych - zaprotestowa艂 McCaskey. - Iran wcale nie pragnie kolejnej ameryka艅skiej twierdzy niedaleko swych granic.
-聽A co-z Syryjczykami? - przerwa艂 sp贸r Paul. McCaskey i Herbert spierali si臋 zawsze, cho膰 darzyli si臋 te偶 wzajemnym szacunkiem. „Umys艂 Darrella przeciw instynktowi Boba", tak to podsumowa艂a psycholog Liz Gordon. Z tego powodu Hood zaprosi艂 Darrella na narad臋, gdy tylko Bob powiedzia艂 mu przez telefon, 偶e ma pewne dane na temat ataku. Dzi臋ki nim obu Paulowi zawsze udawa艂o si臋 wypracowa膰 by膰 mo偶e skr贸towy, ale raczej sp贸jny obraz sytuacji, cho膰 sporo wysi艂ku wymaga艂o powstrzymanie ich od nami臋tnej i uczonej debaty politycznej.
-聽Je艣li chodzi o Syryjczyk贸w, mamy dwie mo偶liwo艣ci - odezwa艂 si臋 McCaskey. - Terrory艣ci mog膮 by膰 syryjskimi ekstremistami, dla kt贸rych ca艂y Bliski Wsch贸d winien sta膰 si臋 po prostu Wielk膮 Syri膮...
-聽...dobieraj膮 do talii, jak Liban - przerwa艂 mu Hood z gorycz膮.
-聽S艂usznie. Albo, co wydaje si臋 bardziej prawdopodobne, tam臋 wysadzili syryjscy Kurdowie.
-聽Z ca艂膮 pewno艣ci膮 mamy do czynienia z Kurdami - stwierdzi艂 z przekonaniem Herbert. - Ekstremi艣ci syryjscy nic nie robi膮 bez aprobaty wojska, a wojsko przyjmuje rozkazy wy艂膮cznie od prezydenta. Gdyby rz膮d chcia艂 zatargu z Turcj膮, za艂atwi艂by to w zupe艂nie inny spos贸b.
-聽W jaki? - zainteresowa艂 si臋 Hood.
-聽Post膮piliby tak, jak zawsze post臋puj膮 agresorzy - wyja艣ni艂 Herbert. - Przeprowadziliby 膰wiczenia na granicy, zgromadzili 偶o艂nierzy i sprowokowali incydent, kt贸ry wci膮gn膮艂by Turk贸w w ich granice. Syryjczycy nogi w Turcji nie postawi膮. W wojsku mieli艣my takie powiedzenie: lubi膮 dostawa膰. Datuje si臋 to od 1967 roku, kiedy czo艂gi izraelskie wesz艂y na ich terytorium tu偶 przed Wojn膮 Sze艣ciodniow膮. Syryjczycy bronili domu, wygl膮daj膮c dzi臋ki temu jak bohaterowie, a nie agresorzy. Pomaga im to zgromadzi膰 wok贸艂 siebie inne arabskie narody.
-聽A poza tym - doda艂 McCaskey - z wyj膮tkiem 1967 roku, Syryjczycy w zasadzie prowadzili wojny zza plec贸w innych. Dostarczali bro艅 Iranowi w wojnie z Irakiem w latach osiemdziesi膮tych, pozwolili Liba艅czykom zabija膰 si臋 przez pi臋tna艣cie lat wojny domowej, po czym osadzili tam sw贸j marionetkowy rz膮d.
Herbert spojrza艂 na McCaskeya.
-聽Wi臋c zgadzasz si臋 ze mn膮? - spyta艂, zdziwiony.
McCaskey wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu.
-聽Nie, to ty zgadzasz si臋 ze mn膮 - za偶artowa艂.
-聽Za艂o偶ywszy, 偶e Bob ma racj臋 - przerwa艂 im Hood - dlaczego niby syryjscy Kurdowie mieliby zaatakowa膰 Turcj臋? Sk膮d wiemy, 偶e nie dzia艂ali jako agenci Damaszku? By膰 mo偶e wys艂ano ich tam, by wszcz臋li b贸jk臋?
-聽Syryjscy Kurdowie zaatakowaliby raczej Damaszek ni偶 Turcj臋 - stwierdzi艂 Herbert. - Nienawidz膮 tamtejszej w艂adzy.
-聽A w dodatku odwagi dodaje im przyk艂ad Palesty艅czyk贸w doda艂 McCaskey. - Chc膮 w艂asnego pa艅stwa.
-聽Nawet w艂asne pa艅stwo nie uspokoi艂oby ich - nie da艂 si臋 prze艣cign膮膰 Herbert. - S膮 sunnitami i nie chc膮 mie膰 nic wsp贸lnego ani z szyitami, ani z reszt膮 ludzko艣ci. Gdyby jednak zdobyli sobie w艂asne pa艅stwo, cztery sekty sunnickie: hanafici, malikici, szafici i hanbalici - natychmiast skoczy艂yby sobie do gard艂a.
-聽Mo偶e i nie - sprzeciwi艂 si臋 McCaskey. - Izraelscy 呕ydzi s膮 r贸wnie podzieleni, a jako艣 koegzystuj膮.
-聽Tylko dlatego, 偶e, przynajmniej je艣li chodzi o religi臋, wszyscy wierz膮 mniej wi臋cej w to samo - wyja艣ni艂 sw贸j punkt widzenia Herbert. - R贸偶ni ich polityka. Sunnit贸w dziel膮 bardzo podstawowe i bardzo wa偶ne kwestie religijne.
Paul Hood pochyli艂 si臋 w fotelu.
-聽Czy syryjscy Kurdowie zrobili to sami, czy w porozumieniu z innymi kurdyjskimi nacjonalistami? - spyta艂.
-聽Bardzo dobre pytanie - ucieszy艂 si臋 McCaskey. - Je艣li to Kurdowie stoj膮 za atakiem na tam臋, to zrobili co艣 znacznie ambitniejszego ni偶 ich zwyk艂e wyczyny: ataki na magazyny broni, ostrzeliwanie patroli wojskowych, tego typu rzeczy. Mam wra偶enie, 偶e do czego艣 a偶 tak du偶ego potrzebowali pomocy tureckich Kurd贸w, od jaki艣 pi臋tnastu lat walcz膮cych ze swym rz膮dem z twierdz na wschodzie kraju.
-聽Co pragn膮 osi膮gn膮膰, 艂膮cz膮c si臋 ze swymi tureckimi bra膰mi?
-聽Zdestabilizowa膰 region - odpar艂 natychmiast Herbert. Gdyby Syria i Turcja rzuci艂y si臋 na siebie, a syryjscy i tureccy Kurdowie zjednoczyli, staliby si臋 w regionie powa偶n膮 si艂膮.
-聽Za艂贸偶my, 偶e skorzystaj膮 z tego, i偶 wojna odwr贸ci艂a uwag臋 w艂adz w inn膮 stron臋 i okopi膮 si臋 na granicy - wtr膮ci艂 si臋 McCaskey. - Zinfiltruj膮 wioski, miasta, p贸jd膮 w g贸ry, za艂o偶膮 ruchome obozy na pustyni. Mogliby latami prowadzi膰 wojn臋 partyzanck膮, w kt贸rej tylko partyzanci mog膮 zwyci臋偶y膰, podobnie jak to si臋 sta艂o w Afganistanie.
-聽A gdyby przyci艣ni臋to ich w jednym kraju - zawt贸rowa艂 mu Herbert - po prostu przeszliby do innego. Albo po艂膮czyliby si臋 z Kurdami irackimi, by wci膮gn膮膰 do wojny i Irak. Wyobra偶acie sobie wojn臋 mi臋dzy tymi trzema krajami? Pr臋dzej czy p贸藕niej kto艣 u偶y艂by broni j膮drowej lub chemicznej. Pr臋dzej czy p贸藕niej Syria lub Irak uzna艂yby, 偶e to Izrael zbroi Kurd贸w...
-聽Co wcale nie jest nieprawdopodobne - przerwa艂 mu McCaskey.
-聽...i wystrzeli艂yby na Jerozolim臋 rakiety.
-聽A w ko艅cu - m贸wi艂 dalej McCaskey - kiedy dosz艂oby do rozm贸w pokojowych, na tapecie musia艂aby pojawi膰 si臋 sprawa kurdyjska, inaczej nie by艂oby najmniejszej szansy na pok贸j. No wi臋c Kurdowie maj膮 ojczyzn臋, Turcja rzuca si臋 w ramiona fundamentalist贸w, a kto najwi臋cej traci? Demokracja, oczywi艣cie, i Ameryka.
-聽Je艣li w og贸le dojdzie do porozumienia - powiedzia艂 Herbert. Zabrzmia艂o to gro藕nie. - M贸wimy o animozjach sprzed tysi膮cleci, nagle dochodz膮cych do g艂osu. Je艣li ten d偶in wyrwie si臋 kiedy艣 z butelki, zap臋dzenie go do niej z powrotem mo偶e okaza膰 si臋 niemo偶liwe.
Paul Hood rozumia艂 to doskonale. R贸wnie doskonale wiedzia艂, 偶e zadaniem Centrum nie jest planowanie wojny na Bliskim Wschodzie. Zadaniem Centrum by艂o rozpoznawanie „sytuacji zapalnych" i zajmowanie si臋 nimi, kiedy przesz艂y w „kryzys". Gdy stawa艂y si臋 problemami politycznymi", przechodzi艂y pod jurysdykcj臋 Bia艂ego Domu. Prezydent poinformuje ich, jak maj膮 pom贸c i gdzie. W艂a艣ciwe pytanie brzmia艂o: co mo偶na zrobi膰, by ograniczy膰 rozmiary bie偶膮cego kryzysu?
Paul obr贸ci艂 si臋 w stron臋 komputera i wywo艂a艂 swego pierwszego asystenta, Stevena „Pluskw臋" Beneta. Niemal natychmiast na monitorze pojawi艂a si臋 twarz m艂odego cz艂owieka.
-聽Dzie艅 dobry, Paul - powiedzia艂 Pluskwa. Jego g艂os dobiega艂 z g艂o艣nik贸w, umieszczonych po bokach monitora.
-聽Dzie艅 dobry, Pluskwa. M贸g艂by艣 wywo艂a膰 dla mnie Mike'a Rodgersa? Jest nadal w CR.
-聽Ju偶 si臋 robi - powiedzia艂 Benet. Jego twarz znik艂a.
Hood zerkn膮艂 na Herberta.
-聽Co robi Mike, 偶eby znale藕膰 ten zaginiony helikopter? - spyta艂.
-聽To samo, co my - us艂ysza艂 w odpowiedzi. - Analizuje dane. Ma lepsz膮 pozycj臋 do nas艂uchu radiowego, wi臋c jestem pewien, 偶e tym tak偶e si臋 zajmuje. B臋dzie si臋 trzyma艂 wszystkich procedur, kt贸re opracowali艣my dla CR.
-聽Jakie jest minimum zabezpieczenia osobowego dla CR w terenie?
-聽Dw贸ch 偶o艂nierzy Iglicy - poinformowa艂 go Herbert. - I tylu tam teraz mamy.
Na ekranie z powrotem pojawi艂 si臋 Pluskwa.
-聽Genera艂 Rodgers jest nieobecny - poinformowa艂. - Wykonuje zadanie w terenie.
Hood zacisn膮艂 usta. Zna艂 genera艂a zbyt dobrze, by od razu wyczu膰, co kryje si臋 za tym eufemistycznym okre艣leniem.
-聽Dok膮d pojecha艂? - spyta艂 tylko.
-聽Mary Rose poinformowa艂a mnie, 偶e genera艂 i pu艂kownik Seden wyjechali jakie艣 dziesi臋膰 minut temu. Pojechali motocyklem pu艂kownika.
-聽Co z komputerowym telefonem kom贸rkowym? Czy mo偶na u偶y膰 go do porozumienia si臋 z genera艂em?
-聽Genera艂 telefonowa艂 do Mary Rose w kilka minut po wyje藕dzie, celem sprawdzenia 艂膮czno艣ci. 艁膮cze satelitarne pracowa艂o doskonale, prosi艂 jednak, by nie telefonowa膰 do niego, chyba 偶e w przypadku niebezpiecze艅stwa. Na wypadek, gdyby na linii by艂 kto艣 jeszcze.
-聽Tam, na otwartych przestrzeniach, krzy偶uje si臋 mn贸stwo rozm贸w - stwierdzi艂 Herbert. - Zabezpieczenie jest zerowe.
Paul skin膮艂 g艂ow膮. Podczas misji wojskowych personel centrum u偶ywa艂 na og贸l systemu TAC-SAT. Radiostacje mia艂y swoje w艂asne anteny paraboliczne, umo偶liwiaj膮ce bezpieczne po艂膮czenie z satelit膮 i przekazanie informacji bezpo艣rednio do Centrum. CR mia艂o wprawdzie na wyposa偶eniu TAC-SAT, urz膮dzenia te by艂y jednak raczej niepor臋czne. Rodgers najwyra藕niej wola艂 podr贸偶owa膰 bez zb臋dnego baga偶u.
Paul by艂 w艣ciek艂y na Mike'a, niepokoi艂o go tak偶e, 偶e nie zabra艂 ze sob膮 偶o艂nierzy. Nie m贸g艂 jednak wyci膮gn膮膰 z CR nikogo, nie nara偶aj膮c procedur bezpiecze艅stwa, nie chcia艂 tak偶e zakazywa膰 Rodgersowi akcji. Genera艂 mia艂 swoje pogl膮dy na r贸偶ne sprawy, a przy tym nie naruszy艂 偶adnych zasad. Nie by艂o te偶 zaj臋ciem szefa domy艣lanie si臋, co w艂a艣ciwie wyrabia jego zast臋pca, odleg艂y w tej chwili o pi臋tna艣cie tysi臋cy kilometr贸w.
-聽Dzi臋kuj臋, Pluskwa - powiedzia艂 tylko. - Pozosta艅 w kontakcie z CR i daj mi zna膰 natychmiast, gdy cokolwiek od nich us艂yszysz.
-聽Tak jest, szefie.
Paul przerwa艂 rozmow臋 i spojrza艂 na Herberta.
-聽No i co? Wygl膮da na to, 偶e Mike pr贸buje zdoby膰 jakie艣 informacje z pierwszej r臋ki.
Bob machinalnie stuka艂 w klawisze wyposa偶onego w g艂o艣nik telefonu, zamontowanego na oparciu w贸zka inwalidzkiego.
-聽Jasne. Taki po prostu ma styl - skonstatowa艂.
-聽Dlaczego nie pojecha艂 CR? - zainteresowa艂 si臋 McCaskey. Przynajmniej m贸g艂by wykona膰 robot臋 dok艂adniej.
-聽Poniewa偶 wiedzia艂, 偶e sytuacja b臋dzie niebezpieczna - wyja艣ni艂 Paul. - Znasz Mike'a. Nie chcia艂 nara偶a膰 ani sprz臋tu, ani ludzi. Taki po prostu ma styl.
Spojrza艂 na Herberta, kt贸ry patrzy艂 mu w twarz. Oficer wywiadu przymkn膮艂 oczy i energicznie skin膮艂 g艂ow膮.
-聽Znajd臋 go - obieca艂. Uderzy艂 w klawisz telefonu, 艂膮cz膮cy go z NBR. - Zobaczymy, czy Viens mo偶e zn贸w od艂o偶y膰 wszystkie inne sprawy i da膰 nam jasny, czysty obraz Rodgersa w Arabii.
-聽Dzi臋ki. - Paul spojrza艂 z kolei na McCaskeya.
-聽Jak zwykle? - upewni艂 si臋 agent.
Hood przytakn膮艂 skinieniem g艂owy. Niegdy艣 agent FBI, McCaskey doskonale wiedzia艂, co ma teraz zrobi膰. Je艣li jaka艣 grupa przyzna si臋 do zamachu, jego zadaniem b臋dzie sprawdzi膰 przez odpowiednie instytucje krajowe i zagraniczne, jakimi grupa ta dysponuje 艣rodkami. Je艣li nie, trzeba b臋dzie si臋 dowiedzie膰, kogo kryj膮 terrory艣ci i dlaczego. Je艣li kryj膮, przepu艣ci ich metody dzia艂ania przez komputer, by sprawdzi膰, jaki mo偶e by膰 ich nast臋pny krok i jak d艂ugo trzeba b臋dzie na niego czeka膰. Potem wraz ze swymi doradcami zmuszony b臋dzie oceni膰, czy uda si臋 powstrzyma膰 nast臋pne ataki 艣rodkami dyplomatycznymi, czy nale偶y przeprowadzi膰 akcj臋 wojskow膮, i jakie inne cele mog膮 zosta膰 przez terroryst贸w zaatakowane.
-聽Zatrudnij do tego Liz - powiedzia艂 jeszcze Hood. McCaskey skin膮艂 g艂ow膮 i wyszed艂.
Psychologiczne portrety terroryst贸w z Bliskiego Wschodu by艂y szczeg贸lnie wa偶ne. Je艣li motywowa艂a ich wy艂膮cznie polityka, jak w przypadku niekt贸rych Kurd贸w, mniejsza by艂a szansa zamach贸w samob贸jczych, co umo偶liwia艂o zabezpieczenie przed ich atakami z ziemi i powietrza. Je艣li motywowa艂a ich religia i polityka, jak w przypadku znacznej wi臋kszo艣ci Kurd贸w, byli czczeni za to, 偶e oddali 偶ycie. W tym przypadku zab贸jcy mogli zaatakowa膰 wsz臋dzie.. Mogli na przyk艂ad nie艣膰 sze艣膰 do o艣miu kostek TNT w specjalnie zaprojektowanym pasie, podtrzymywanym przez zwyk艂e szelki. Mogli nie艣膰 plecak za艂adowany dwudziestoma pi臋cioma do trzydziestu kilogram贸w plastiku, pod艂膮czonego przewodami do dw贸ch baterii z prze艂膮cznikiem. Prze艂膮cznik terrorysta trzyma艂 na og贸艂 w kieszeni spodni, co umo偶liwia艂o mu spowodowanie wybuchu, kiedy chcia艂 i gdzie chcia艂. Przeciw tego rodzaju atakom nie spos贸b si臋 broni膰, z tego rodzaju terrorystami nie spos贸b negocjowa膰. Najbardziej frustruj膮ce za艣 i najbardziej ironiczne by艂o to, 偶e jeden terrorysta okazywa艂 si臋 najcz臋艣ciej znacznie bardziej zab贸jczy ni偶 grupa. Pojedynczy cz艂owiek sam sobie dyktowa艂 taktyk臋, pojedynczy cz艂owiek by艂 w stanie zaskoczy膰 ka偶dego i w ka偶dej chwili.
Bob Herbert od艂o偶y艂 telefon.
-聽Viens wie ju偶, czego potrzebujemy. M贸wi, 偶e za dziesi臋膰 minut mo偶e odebra膰 Departamentowi Obrony 30-45-3. To jeden z tych starszych, nie ma podczerwieni, ale powinni艣my dosta膰 dobre zdj臋cia w pa艣mie widzialnym.
Okre艣lenie 30-45-3 odnosi艂o si臋 do trzeciego satelity, prowadz膮cego obserwacje od trzydziestego do czterdziestego pi膮tego stopnia d艂ugo艣ci wschodniej w stosunku do po艂udnika zero. Ten rejon uwzgl臋dnia艂 tak偶e Turcj臋.
-聽Viens to fajny go艣膰 - powiedzia艂 Hood.
-聽Z tych najlepszych. - Herbert ruszy艂 w贸zkiem w kierunku drzwi. - W ka偶dym razie podchodzi do kongresowego 艣ledztwa z poczuciem humoru. Powiedzia艂 mi, 偶e w wieko jego trumny wbito ju偶 tyle gwo藕dzi, 偶e ma zamiar ochrzci膰 sw贸j wydzia艂 呕elazn膮 Dziewic膮.
-聽Nie pozwolimy Kongresowi pochowa膰 go 偶ywcem - obieca艂 mu Paul.
-聽Mi艂o mi to s艂ysze膰, Paul. Obawiam si臋 jednak, 偶e 艂atwiej powiedzie膰 ni偶 zrobi膰.
-聽Lubi臋 trudno艣ci, Bob. Gdyby ich nie by艂o, i mnie by tu nie by艂o.
Herbert zatrzyma艂 w贸zek w otwartych drzwiach.
-聽Touche - powiedzia艂 i wyjecha艂 na korytarz.
13
Poniedzia艂ek, 17.55 - Oguzeli, Turcja
Ibrahim i radiooperator Hasan stali na przewiewanym wiatrem polu. Mehmet kl臋cza艂 pomi臋dzy nimi. Obaj uzbrojeni byli w czechos艂owackie pistolety maszynowe Vz 25 kalibru 9 mm oraz rewolwery Smith & Wesson .38. Na biodrach zwisa艂y im my艣liwskie no偶e.
Ibrahim wzi膮艂 bro艅 Mehmeta. Jego brat kl臋cza艂, zgi臋ty w p贸艂. Po smag艂ych policzkach ciek艂y mu 艂zy. Recytowa艂 sury z Koranu.
-聽Wysy艂a swych stra偶nik贸w, by strzegli ci臋 i bez wahania nie艣li tw膮 dusz臋 do nieba, gdy dopadnie ci臋 艣mier膰...
Zaledwie kilka minut temu Walid wysadzi艂 tr贸jk臋 Kurd贸w wraz z plecakami i broni膮 na zboczu suchego wzg贸rza. Da艂 Mehmetowi z艂oty pier艣cie艅 z oczkiem przedstawiaj膮cym dwa sztylety skrzy偶owane pod gwiazd膮. Ten pier艣cie艅 identyfikowa艂 go jako dow贸dc臋 grupy. Nast臋pnie wystartowa艂 i polecia艂 w kierunku wysadzonej w powietrze tamy. Uderzy艂 we wzburzone wody Eufratu i zaton膮艂 w nich wraz z helikopterem. Miejsce jego 艣mierci upami臋tni艂 rozbryzg wody i rozwiewaj膮ca si臋 natychmiast para. Trzej ocalali cz艂onkowie grupy z przera偶eniem obserwowali, jak pr膮d znosi szcz膮tki helikoptera.
Walid po艣wi臋ci艂 siebie i maszyn臋, bowiem by艂 to jedyny spos贸b, by znik艂a z ekran贸w tureckich radar贸w. Tylko w ten spos贸b by艂 w stanie uchroni膰 sw贸j zesp贸艂 przed zestrzeleniem przez Turk贸w. Tylko w ten spos贸b by艂 w stanie ochroni膰 innych - tych, kt贸rzy mogli dalej prowadzi膰 dzie艂o Partii Pracy Kurdystanu.
Mehmet zako艅czy艂 modlitw臋, pozosta艂 jednak na kl臋czkach. Cichym, smutnym g艂osem spyta艂:
-聽Czemu ty, Walidzie? By艂e艣 naszym wodzem, nasz膮 dusz膮.
-聽Mehmecie - powiedzia艂 cicho Ibrahim - patrole wkr贸tce tu dotr膮. Musimy rusza膰.
-聽Powinni艣cie pokaza膰 mi, jak pilotowa膰 helikopter - wyszepta艂 Mehmet. - Moje 偶ycie nie jest tak wa偶ne jak wasze. Kto teraz powiedzie lud?
-聽Mehmecie - powt贸rzy艂 Ibrahim, tym razem z naciskiem. Min fadlak, prosz臋. Ty nas poprowadzisz. On da艂 pier艣cie艅 tobie.
-聽Tak. - Mehmet skin膮艂 g艂ow膮. - Ja was poprowadz臋. Takie by艂o ostatnie 偶yczenie Walida. Wiele jeszcze pozosta艂o do zrobienia.
Ibrahim nigdy jeszcze nie widzia艂 twarzy brata tak smutnej... i tak gniewnej. Nagle, nieoczekiwanie, pomy艣la艂, 偶e Walid pragn膮艂 tak偶e czego艣 wi臋cej. W sercach swych 偶o艂nierzy pragn膮艂 zaszczepi膰 takie p艂omie艅 nienawi艣ci.
Mehmet wsta艂. Brat poda艂 mu Vz 25 i trzydziestk臋贸semk臋.
-聽Dzi臋ki ci, bracie - powiedzia艂 Mehmet.
-聽Hasan twierdzi - Ibrahim m贸wi艂 to spokojnym, pewnym g艂osem - 偶e mo偶emy dotrze膰 do Sanliurfy przed zachodem s艂o艅ca. Mo偶emy przemyka膰 si臋 u st贸p wzg贸rz i tam, w razie konieczno艣ci, znale藕膰 schronienie. Poza tym jest tu troch臋 ruchu. Mo偶e uda nam si臋 zdoby膰 samoch贸d lub ci臋偶ar贸wk臋?
Mehmet spojrza艂 na Hasana, stoj膮cego w pe艂nej szacunku odleg艂o艣ci.
-聽Nie ukrywamy si臋 - o艣wiadczy艂. - Zrozumieli艣cie?
-聽Ajwa - powiedzieli jednocze艣nie obaj Kurdowie.
-聽Idziemy - rozkaza艂 Mehmet. - I niech Prorok doprowadzi nas do domu... naszego lub naszych nieprzyjaci贸艂.
14
Poniedzia艂ek, 18.29 - Oguzeli, Turcja
Przed wyjazdem na Bliski Wsch贸d Mike Rodgers robi艂 to, co zawsze robi艂 przed wyjazdem gdziekolwiek. Czyta艂. Gdy tylko by艂o to mo偶liwe, czyta艂 wszystko, co 偶o艂nierze napisali o narodzie i pa艅stwie, do kt贸rego si臋 udawa艂. Nim przyjecha艂 tu w ramach Pustynnej Tarczy, a potem Pustynnej Burzy, przeczyta艂 „Siedem S艂up贸w M膮dro艣ci" T. E. Lawrence'a i „Z Lawrence'em w Arabii" Lowella Thomasa. Dwa punkty widzenia na tych samych ludzi i t臋 sama krain臋. Tym razem od艣wie偶y艂 sobie lektur臋 pami臋tnik贸w genera艂a Charlesa "Chi艅czyka" Gordona z Chartumu i antologi臋 opowiada艅 o pustyni. S艂owa Lawrence'a opublikowane w tej antologii, pozosta艂y mu w pami臋ci. Lawrence napisa艂 mi臋dzy innymi „Pustynia na zawsze pozostanie ziemi膮 niczyj膮".
Rodgersowi bardzo spodoba艂o si臋 to sformu艂owanie.
Podobnie jak Arktyk臋 i Antarktyd臋, pustyni臋 mo偶na zaj膮膰 na jaki艣 czas, nie spos贸b jednak jej posi膮艣膰. Inaczej ni偶 w regionach podbiegunowych, gdzie przynajmniej l贸d topi si臋 daj膮c wod臋, a pod stopami ma si臋 grunt wystarczaj膮co twardy, by co艣 na nim zbudowa膰, pustynia miewa humory. W jednej chwili kipi z 偶aru, w nast臋pnej zamarza. W jednej chwili przewiewa j膮 huragan, w nast臋pnej zapada martwa cisza. Je艣li chce si臋 偶y膰 na pustyni, trzeba mie膰 nie tylko wod臋 i namiot, lecz tak偶e si艂臋 charakteru. W odr贸偶nieniu od Arktyki i Antarktydy, nie spos贸b jest przyp艂yn膮膰 tu wod膮 lub przylecie膰 samolotem, posun膮膰 si臋 dwa kilometry w g艂膮b, zrobi膰 kilka zdj臋膰 lub zebra膰 odczyty przyrz膮d贸w i odjecha膰. Od najdawniejszych czas贸w, czas贸w wielb艂膮dzich karawan, ci, kt贸rzy przybywali na pustyni臋, przybywali z zamiarem jej przekroczenia. Tu, na wy偶ynie, w krainie nie tyle suchej co wr臋cz spieczonej s艂o艅cem, krainie gdzie tempo podr贸偶y mierzy si臋 nie w kilometrach, lecz w metrach, podr贸偶 wymaga tyle samo wytrwa艂o艣ci co szcz臋艣cia.
Dzi臋ki komunikacji radiowej i samochodom terenowym podr贸偶 przez turecki czy艣ciec nie by艂a dzi艣 m臋k膮 tak膮, jak na prze艂omie wiek贸w. Nadal jednak nie brakowa艂o tu miejsc przera偶aj膮co wr臋cz odosobnionych. Wystarczy艂o p贸艂 godziny jazdy motocyklem Sedena i Mike Rodgers zauwa偶y艂, 偶e. nawet populacja owad贸w przerzedza si臋 tu, by potem po prostu znikn膮膰.
Pochyli艂 si臋 do przodu w siode艂ku wielkiego Harleya. Wiatr targa艂 jego kr贸tko przyci臋tymi, przypr贸szonymi siwizn膮 w艂osami. Zerkn膮艂 na ma艂y kompas, umieszczony na szczycie deski rozdzielczej motocykla, nad pr臋dko艣ciomierzem. Nadal jechali w kierunku miejsca, w kt贸rym po raz ostatni widziano helikopter, wzd艂u偶 linii powodzi. Spojrza艂 na zegarek. Na miejsce powinni przyjecha膰 za jakie艣 dwadzie艣cia minut.
S艂o艅ce zachodzi艂o za wzg贸rza, jego czerwony blask stawa艂 si臋 coraz s艂abszy. Wystarczy艂o kilka minut, by na niebie pojawi艂y si臋 gwiazdy - wi臋cej gwiazd, ni偶 widzia艂 kiedykolwiek.
Pu艂kownik Seden obr贸ci艂 si臋 ku niemu.
-聽Wyje偶d偶amy na r贸wnin臋! - krzykn膮艂. - Tam, dalej, s膮 tylko gruntowe drogi. Niezbyt ucz臋szczane, ale przynajmniej nie b臋dzie tak rzuca膰.
By艂y to pierwsze s艂owa wypowiedziane przez pu艂kownika od czasu wyjazdu. Nic nie szkodzi. Rodgers te偶 nie lubi艂 du偶o m贸wi膰.
-聽Kutrem torpedowym na wzburzonym morzu te偶 rzuca! - odkrzykn膮艂. - jedzie si臋 nam bardzo g艂adko!
-聽Nie wiem, czy potrafi pan w to uwierzy膰, ale przed 艣witem temperatury w tym regionie spadaj膮 prawie do zera. Od pa藕dziernika do maja drogi staj膮 si臋 nieprzejezdne z powodu 艣niegu.
Rodgers wiedzia艂 o tym z lektur. W tej cz臋艣ci 艣wiata niezmienne pozostawa艂o tylko jedno - nie pustynne wiatry, nie piaski i granice, nie miejscowi i mi臋dzynarodowi gracze, dla kt贸rych Bliski Wsch贸d by艂 niczym zielony stolik, lecz religia i to, co ludzie sk艂onni s膮 zrobi膰 ze wzgl臋du na religi臋. Od czasu rz膮dzonej przez kap艂an贸w cywilizacji sumeryjskiej z pi膮tego tysi膮clecia p.n.e., ludzie byli tu gotowi walczy膰 o religi臋, zabija膰 w jej imieniu zwierz臋ta i innych ludzi, a tak偶e za ni膮 umiera膰.
Mike Rodgers doskonale to rozumia艂. Katolik z wychowania i wyboru, wierzy艂 w bosko艣膰 Chrystusa i got贸w by艂 zabija膰, by m贸c modli膰 si臋 do Boga i Jezusa na sw贸j spos贸b. Uwa偶a艂, 偶e niczym nie r贸偶ni si臋 to od walki, zabijania i ran, odniesionych w obronie flagi i zasad jego ojczyzny. Cios zadaje si臋 w obronie -honoru.
Nigdy jednak nie zamierza艂 nawraca膰 nikogo si艂膮. W imi臋 nawr贸cenia kogo艣 na katolicyzm m贸g艂 najwy偶ej podnie艣膰 g艂os.
Zamieszkuj膮cy pustyni臋 ludzie byli inni. Przez sze艣膰 tysi臋cy lat wys艂ali miliony bli藕nich do dziesi膮tek niebios zamieszka艂ych przez setki rozmaitych b贸stw. Nic nie mia艂o tego zmieni膰. Przyje偶d偶aj膮c do Turcji genera艂 mia艂 nadziej臋 wy艂膮cznie na lepsze poprowadzenie akcji op贸藕niaj膮cej.
Wje偶d偶ali na wzg贸rze. Seden zmieni艂 bieg. Rodgers obserwowa艂 snop 艣wiat艂a z reflektora, ta艅cz膮cy po gruntowej drodze. W odr贸偶nieniu od terenu, po kt贸rym jechali jeszcze przed chwil膮, by艂y tu ska艂y i niskie krzaczki.
-聽Droga ta - powiedzia艂 Seden - zaprowadzi nas bezpo艣rednio do...
Cia艂o pu艂kownika przechyli艂o si臋 gwa艂townie w prawo na sekund臋 przedtem, nim Mike Rodgers us艂ysza艂 huk strza艂u, po czym odchyli艂o si臋, str膮caj膮c go z siode艂ka w momencie przewr贸cenia si臋 motocykla. Rodgers ci臋偶ko uderzy艂 o ziemi臋 i potoczy艂 si臋 po niej przez par臋 metr贸w. Seden trzyma艂 si臋 motocykla, 艣lizgaj膮cego si臋 na boku pod g贸r臋, przejecha艂 tak jeszcze kawa艂ek drogi.
Prawa cz臋艣膰 cia艂a genera艂a Rodgersa p艂on臋艂a b贸lem, kamienie rozdar艂y cia艂o na ramieniu i nodze. Motocykl zatrzyma艂 si臋, o艣wietlaj膮c go blaskiem reflektora. W jego 艣wietle wida膰 by艂o, 偶e Turek si臋 nie rusza.
Pu艂kowniku! - zawo艂a艂.
Seden nie odpowiedzia艂. Walcz膮c z b贸lem, Rodgers zacz膮艂 czo艂ga膰 si臋 w jego kierunku. Chcia艂 艣ci膮gn膮膰 go z drogi, nim pojawi si臋 jaki艣 samoch贸d i rozjedzie ich obu, nim jednak zdo艂a艂 do niego dotrze膰, poczu艂 na karku dotyk lufy. Zamar艂.
Czyje艣 kroki zazgrzyta艂y na kamieniach. Dwaj m臋偶czy藕ni podeszli do nieruchomego Turka.
W tym momencie Seden poruszy艂 si臋. jeden z m臋偶czyzn rozbroi艂 go i 艣ci膮gn膮艂 z drogi. Drugi zaj膮艂 si臋 motocyklem. Trzeci za ko艂nierz 艣ci膮gn膮艂 z drogi tak偶e i Rodgersa.
Ukryli si臋 za wysokim, w膮skim grzbietem pag贸rka.
M臋偶czyzna zajmuj膮cy si臋 Amerykaninem zn贸w przystawi艂 mu luf臋 do karku, m贸wi膮c jednocze艣nie co艣 po arabsku. Nie by艂 Turkiem.
-聽Nie rozumiem - powiedzia艂 Rodgers. W jego g艂osie nie by艂o strachu. S膮dz膮c ze sposobu dzia艂ania, napastnicy byli partyzantami. Ludzie ich pokroju nie szanowali tch贸rzy.
-聽Amerykanin? - spyta艂 stoj膮cy za Rodgersem m臋偶czyzna.
Genera艂 obr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 mu w twarz. Skin膮艂 g艂ow膮.
M臋偶czyzna zawo艂a艂 towarzysza imieniem Hasan, zaj臋tego ogl臋dzinami motocykla. Hasan mia艂 szczup艂膮 twarz, bardzo wydatne ko艣ci policzkowe, g艂臋boko osadzone octy i kr臋cone, opadaj膮ce na ramiona w艂osy. Otrzyma艂 rozkaz w j臋zyku, kt贸ry Rodgersowi wydawa艂 si臋 syryjsk膮 odmian膮 arabskiego. Wykonuj膮c go, postawi艂 Amerykanina na nogi. Rodgers sta艂 nieruchomo z luf膮 przyci艣ni臋t膮 do karku, Hasan za艣 przeszuka艂 go. Wyj膮艂 mu portfel z przedniej kieszeni spodni. W jednej kieszeni koszuli znalaz艂 jego paszport, w drugiej telefon kom贸rkowy.
Dokumenty Rodgersa identyfikowa艂y go jako Carltona Knighta, pracownika wydzia艂u bada艅 nad 艣rodowiskiem naturalnym nowojorskiego Muzeum Historii Naturalnej. 艢lepy los zdecydowa膰 mia艂, czy terrory艣ci kupi膮 t臋 bajeczk臋. Mundur Sedena identyfikowa艂 go natychmiast jako pu艂kownika tureckich si艂 bezpiecze艅stwa. Trzeba b臋dzie wymy艣li膰 dobr膮 bajeczk臋, t艂umacz膮c膮 obecno艣膰 oficera przy zwyk艂ym pracowniku naukowym.
Bezpiecze艅stwo osobiste, pomy艣la艂 Rodgers. W ko艅cu przecie偶 w艂a艣nie zosta艂em zaatakowany.
Pozostawiaj膮c na boku wszystkie inne sprawy, Rodgers nie wiedzia艂 w艂a艣ciwie, czy to dobrze, 偶e zosta艂 zidentyfikowany jako Amerykanin, czy te偶 wr臋cz przeciwnie. Niekt贸re grupy z Bliskiego Wschodu pragn臋艂y sympatii Amerykan贸w, kt贸r膮 z pewno艣ci膮 odebra艂oby im zamordowanie Amerykanina. Inne pragn臋艂y pomocy arabskich ekstremist贸w, kt贸r膮 zdobywa艂o si臋 w艂a艣nie morduj膮c Amerykan贸w. Je艣li to ci ludzie wysadzili tam臋, nie spos贸b przewidzie膰, co zrobi膮.
Rodgers pewien by艂 wy艂膮cznie jednego. Motocykl by艂 pierwszym pojazdem, na jaki natkn臋li si臋 na drodze i, bior膮c pod uwag臋 pow贸d藕, ostatnim, kt贸ry si臋 na niej znalaz艂, przynajmniej na razie. T臋 sytuacj臋 trzeba b臋dzie obr贸ci膰 na w艂asn膮 korzy艣膰.
-聽Carlton Knight - przeczyta艂 Hasan z paszportu. Przyjrza艂 si臋 Rodgersowi. - Co tu robisz? - spyta艂.
-聽Przyjecha艂em do Turcji bada膰 Eufrat. Kiedy zawali艂a si臋 tama, polecono mi tu przyjecha膰, przeprowadzi膰 badania nad kr贸tko i d艂ugoterminowymi skutkami ekologicznymi.
-聽Przyjecha艂e艣 z nim?
-聽Tak. Obawiano si臋 o moje bezpiecze艅stwo.
Hasan prze艂o偶y艂 rozmow臋 dla stoj膮cego za nim, przygl膮daj膮cego si臋 im z w艣ciek艂o艣ci膮 m臋偶czyzny imieniem Mehmet. Trzeci z grupy opatrywa艂 ran臋 Sedena.
Mehmet powiedzia艂 co艣 i Hasan skin膮艂 g艂ow膮. Spojrza艂 na Rodgersa.
-聽Gdzie jest tw贸j ob贸z?
-聽Na zachodzie - odpar艂 Rodgers. - W Gazi Anept.
CR sta艂 na po艂udniowym wschodzie, genera艂 nie mia艂 zamiaru doprowadzi膰 do niego terroryst贸w.
Hasan prychn膮艂 pogardliwie.
-聽Na tak膮 drog臋 nie macie wystarczaj膮cej ilo艣ci benzyny. Gdzie jest ob贸z?
-聽Powiedzia艂em ci, 偶e w Gazi Anept. Kanister zostawili艣my drodze, na stacji benzynowej. Mieli艣my go zabra膰 w drodze powrotnej.
Hasan nie by艂 Turkiem, Rodgers za艂o偶y艂 wi臋c, 偶e nie ma poj臋cia, czy w tamtym kierunku rzeczywi艣cie znajduje si臋 jaka艣 stacja benzynowa.
Hasan i Mehmet wymienili kilka zda艅.
-聽Daj mi telefon do twojego obozu - powiedzia艂 w ko艅cu Hasan. Otworzy艂 telefon i przytrzyma艂 go nad latark膮. Patrzy艂 na je艅ca. Czeka艂.
Cho膰 genera艂 pozosta艂 pozornie spokojny, serce zacz臋艂o mu bi膰 bardzo mocno. My艣la艂 b艂yskawicznie. ]ego g艂贸wnym zadaniem by艂a ochrona CR. Je艣li odm贸wi podania numeru, terrory艣ci z pewno艣ci膮 zaczn膮 podejrzewa膰, 偶e nie jest tym, za kogo si臋 podaje. Z drugiej strony wiedzieli przecie偶, kim jest pu艂kownik i nie zabili go. Jego wi臋c pewnie te偶 nie zabij膮, przynajmniej dop贸ki nie wydostan膮 si臋 z Turcji.
-聽Bardzo mi przykro - powiedzia艂 - ale nie znam numeru. Telefon jest po to, 偶eby oni mogli zadzwoni膰 do mnie.
Hasan przysun膮艂 si臋 do niego o krok. Zapalniczka zapali艂a si臋 tu偶 przy piersi genera艂a. Powoli podnosi艂 j膮 do jego podbr贸dka.
-聽M贸wisz prawd臋? - spyta艂.
Czuj膮c ciep艂o na sk贸rze, Rodgers natychmiast spr贸bowa艂 si臋 rozlu藕ni膰. Ka偶dego walcz膮cego w Wietnamie, za lini膮 frontu, uczono jak wytrzyma膰 tortury: bicie, przypalanie papierosami, pora偶anie pr膮dem elektrycznym, stanie przez wiele dni po szyj臋 w wodzie, podci膮ganie na linie za za艂o偶one do ty艂u ramiona. Wszystkie te „zabiegi" Wietnamczycy z P贸艂nocy stosowali z du偶ym powodzeniem, ka偶dego z nich pr贸bowali te偶 偶o艂nierze Si艂 Specjalnych. Najwa偶niejsze by艂o nie poddawa膰 si臋 napi臋ciu. Napi臋cie 艣ci膮ga艂o cia艂o, uwra偶liwia艂o kom贸rki sk贸ry, zwi臋ksza艂o b贸l, a tak偶e skupia艂o na nim uwag臋 torturowanego. 呕o艂nierzom radzono, by pr贸bowali liczy膰 w my艣li, dziel膮c cierpienie na mo偶liwe do zniesienia pi臋ciosekundowe odcinki. 呕eby starali si臋 my艣le膰 raczej o nast臋pnej chwili, ni偶 o ko艅cu cierpienia.
P艂omie艅 zapalniczki parzy艂 mu cia艂o. Rodgers liczy艂.
-聽Prawda? - powt贸rzy艂 Hasan.
-聽To... prawda - powiedzia艂 genera艂.
Mehmet powiedzia艂 Hasanowi kilka ostrych s艂贸w. Hasan zgasi艂 zapalniczk臋, u艣miechn膮艂 si臋 drwi膮co do je艅ca, da艂 Mehmetowi telefon i podszed艂 do Sedena.
Trzeci z terroryst贸w sta艂 za Turkiem. W r臋ku trzyma rewolwer, z kt贸rego mierzy艂 mu w g艂ow臋. Seden siedzia艂, oparty o jego nogi.
G艂ow臋 niedbale zabanda偶owano mu r臋kawem jego w艂asnego munduru. Drugi r臋kaw s艂u偶y艂 jako opaska uciskowa na zakrwawionym prawym ramieniu. Pu艂kownik by艂 ledwie przytomny.
Hasan ukl膮k艂 obok niego. Zapali艂 papierosa, zaci膮gn膮艂 si臋 nim kilkakrotnie i przy艂o偶y艂 roz偶arzony czu艂ek do jego brody. P贸艂przytomny Turek krzykn膮艂 g艂o艣no. Hasan natychmiast zakry艂 mu usta d艂oni膮.
Powiedzia艂 co艣 po turecku. Seden gwa艂townie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Terrorysta przy艂o偶y艂 mu papierosa do lewego ucha. Rozleg艂 si臋 kolejny krzyk. Seden odepchn膮艂 d艂o艅. Stoj膮cy za nim terrorysta przytrzyma艂 go mocniej.
Nagle Mehmet wezwa艂 Hasana, kt贸ry podbieg艂 do niego natychmiast. Odby艂a si臋 cicha, kr贸tka rozmowa.
Rodgers pragn膮艂 obejrze膰 si臋, zobaczy膰, o co chodzi, ale Mehmet odwr贸ci艂 mu twarz luf膮 rewolweru. Ca艂kowicie przytomny i utrzymywany w tym stanie przez b贸l szyi, Rodgers przys艂uchiwa艂 si臋 im z napi臋ciem. Us艂ysza艂 pi艣ni臋cie telefonu kom贸rkowego. Hasan go w艂膮czy艂. Czemu?
I nagle przysz艂a mu do g艂owy jedyna, straszna odpowied藕 na to pytanie. Mehmet wezwa艂 towarzysza, by ten odczyta艂 mu znajduj膮ce si臋 na telefonie angielskie napisy. Nad jednym z klawiszy widnia艂 napis REDIAL, jego naci艣ni臋cie umo偶liwia艂o powt贸rzenie ostatnio wybranego numeru. Ostatnim miejscem, do kt贸rego on sam dzwoni艂 z tego telefonu, by艂 ob贸z.
Hasan sta艂 zaledwie kilkadziesi膮t centymetr贸w od niego. Genera艂 s艂ysza艂 sygna艂, sparali偶owany napi臋ciem czeka艂, kto podniesie s艂uchawk臋, co powie. Taka g艂upia, taka strasznie g艂upia wpadka...
-聽S艂ucham?
Telefon odebra艂a Mary Rose. Hasana najwyra藕niej zdziwi艂 kobiecy g艂os, ale nie powiedzia艂 nic. Rodgers modli艂 si臋, by dziewczyna przerwa艂a po艂膮czenie. Mia艂 ochot臋 krzykn膮膰, by wynosili si臋 z CR, ale nie krzykn膮艂, bo by艂 zdania, 偶e na to mog膮 nie mie膰 czasu. Zabraknie im czasu, je艣li ci trzej terrory艣ci zabij膮 ich i natychmiast zaatakuj膮.
-聽S艂ucham? - powt贸rzy艂a Mary Rose.
Nic nie m贸w, modli艂 si臋 Rodgers. Dobry Bo偶e, Mary Rose, nie odzywaj si臋, prosz臋...
-聽Generale Rodgers, nie s艂ysz臋 pana - powiedzia艂a Mary Rose. - Nie wiem, czy pan mnie s艂yszy, ale je艣li tak, zamierzam przerwa膰 po艂膮czenie.
I przerwa艂a po艂膮czenie. Hasan r贸wnie偶 wy艂膮czy艂 telefon i, u艣miechaj膮c si臋 z triumfem, zamkn膮艂 go, po czym w艂o偶y艂 na miejsce, do kieszeni koszuli Amerykanina. Przez chwil臋 rozmawia艂 z towarzyszami. Potem obr贸ci艂 spojrzenie na je艅ca.
-聽Generale Rodgers - powiedzia艂. - Mam wra偶enie, 偶e nie zajmuje si臋 pan 艣rodowiskiem naturalnym. Ameryka艅ski wojskowy wsp贸艂pracuje z tureck膮 s艂u偶b膮 bezpiecze艅stwa... by znale藕膰 kogo? By膰 mo偶e nas? - Patrzy艂 genera艂owi w oczy z tak bliska, 偶e ich nosy praktycznie si臋 styka艂y. - No wi臋c znalaz艂e艣 nas. A ta osoba, kt贸ra odebra艂a telefon... ona nie jest w Gazi Anept.
-聽Owszem, jest. Na komisariacie policji.
-聽Od Gazi Anept dziel膮 nas pasma wzg贸rz - powiedzia艂 z lekk膮 pogard膮 Hasan. - Transmisja przez nie nie przejdzie. R贸wnina jest wy艂膮cznie na po艂udniowym wschodzie.
-聽To po艂膮czenie satelitarne. Przechodzi nad g贸rami.
Stoj膮cy za Hasanem m臋偶czyzna powiedzia艂 co艣 po arabsku. Hasan skin膮艂 g艂ow膮.
-聽On m贸wi, 偶e k艂amiesz - sykn膮艂. - Po艂膮czenie satelitarne wymaga talerza... misy. Nie mamy czasu na takie zabawy. Musimy si臋 dosta膰 do doliny Bekaa.
Z gniewem zwr贸ci艂 si臋 ku pu艂kownikowi Sedenowi. Pu艂kownik by艂 teraz nieco przytomniejszy ni偶 poprzednio, dysza艂 ci臋偶ko. Hasan kl臋kn膮艂 przy nim i zn贸w pstrykn膮艂 zapalniczk膮. P艂omie艅 o艣wietli艂 twarz Turka, Rodgers dostrzeg艂 w niej wyzwanie. Bogu niech b臋d膮 dzi臋ki.
Hasan zada艂 mu jakie艣 pytanie po turecku. Pu艂kownik nie odpowiedzia艂. Terrorysta zatka艂 mu usta chusteczk膮, z艂apa艂 go za w艂osy, by unieruchomi膰 g艂ow臋, i podstawi艂 mu p艂omie艅 pod nos. Seden krzycza艂 g艂osem st艂umionym przez knebel, nogami kopa艂 ziemi臋. Tym razem Hasan nie od razu odsun膮艂 p艂omie艅. Krzyk przez zatkane usta stawa艂 si臋 coraz przenikliwszy, ruchy n贸g coraz gwa艂towniejsze.
Hasan zgasi艂 zapalniczk臋. Powiedzia艂 co艣 Turkowi do ucha. Pu艂kownik dysza艂 ci臋偶ko, dr偶a艂 na ca艂ym ciele. Rodgers natychmiast domy艣li艂 si臋, 偶e terrorysta zaraz „b臋dzie go mia艂". Tortury dosz艂y do miejsca, w kt贸rym cia艂em torturowanego przestaje rz膮dzi膰 umys艂, a zaczyna b贸l. Wola zosta艂a z艂amana, cz艂owiek my艣li ju偶 tylko o tym, jak unikn膮膰 dalszych cierpie艅.
Hasan zn贸w w艂o偶y艂 mu chusteczk臋 w usta. Zapali艂 zapalniczk臋 pod jego lew膮 brwi膮. Seden zamkn膮艂 oko, ale nie mog艂o mu to pom贸c.
P艂omie艅 spali艂 mu brew, si臋gn膮艂 czo艂a. Pu艂kownik m贸g艂 si臋 za艂ama膰 lada chwila. Rodgers nie chcia艂, by do ko艅ca swych dni 偶y艂 z poczuciem winy... za艂o偶ywszy, 偶e im obu uda si臋 prze偶y膰.
-聽Przesta艅cie - powiedzia艂. - Jestem got贸w do wsp贸艂pracy.
Hasan zgasi艂 zapalniczk臋 i pu艣ci艂 w艂osy je艅ca. Seden z艂o偶y艂 si臋 jak scyzoryk.
-聽Czego chcecie? - Przyszed艂 czas na zmian臋 taktyki. Wynios艂e milczenie zast膮pi膰 mia艂y informacje... i dezinformacje.
-聽Pocz膮tkowo, generale, mieli艣my zamiar zabra膰 was jako zak艂adnik贸w - powiedzia艂 Hasan. - Teraz jednak zmienili艣my plany.
Jasne by艂o, jakie s膮 ich nowe plany.
-聽Pomog臋 wam ukry膰 si臋 lub opu艣ci膰 kraj - obieca艂 Rodgers. - Nie zabior臋 was jednak do obozu.
-聽Znamy okolic臋. Znajdziemy go bez waszej pomory. - Hasan by艂 bardzo pewny siebie. - Nie b臋dzie jednak takiej potrzeby. Twoi ludzie musz膮 dysponowa膰 pojazdami. Rozka偶esz im, 偶eby przyjechali i zabrali ci臋.
-聽Nie s膮dz臋.
Hasan podszed艂 do niego.
-聽Je艣li z Mehmetem, na motocyklu pu艂kownika, podjedziemy po ciemku do waszego obozu, ubrani w to, co pozosta艂o z waszych ubra艅. to jak s膮dzisz, zostaniemy zatrzymani?
-聽Moi ludzie spr贸buj膮 was zatrzyma膰.
-聽Nie wcze艣niej ni偶 znajdziemy si臋 bardzo blisko nich, uzbrojeni i gotowi do ataku. Oni si臋 zawahaj膮. My z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie. Nas na to nie sta膰.
Rodgers b艂yskawicznie uk艂ada艂 sobie w my艣li mo偶liwy scenariusz zdarze艅. Pupshaw prawdopodobnie nie zawaha si臋 otworzy膰 ognia do motocykla, szeregowa DeVonne mo偶e si臋 jednak zawaha膰. A je艣li na warcie stan膮 dzi艣 Phil Katzen, Lowell Coffey lub Mary Rose Mohally, prawdopodobnie nie b臋d膮 nawet uzbrojenia Nie ma sposobu na usprawiedliwienie niemal pewnych strat, zw艂aszcza je艣li CR tak czy inaczej wpadnie w r臋ce przeciwnika.
-聽Jak膮 mam gwarancj臋, 偶e nie zabijecie mnie i pu艂kownika po tym, jak przeprowadz臋 rozmow臋?
-聽Mogli艣my ju偶 was zabi膰 - zauwa偶y艂 Hasan. - Mogli艣my zadzwoni膰 do waszego obozu z informacj膮, 偶e znale藕li艣my was zakrwawionych i nieprzytomnych. Twoi ludzie by po was przyjechali. Nie zrobili艣my tego, generale. Im mniej ludzi zginie, tym lepiej.
-聽Im wi臋cej macie zak艂adnik贸w, tym lepiej. O to chodzi, prawda?
-聽B贸g jest mi艂osierny. Je艣li zgodzicie si臋 wsp贸艂pracowa膰, p贸jdziemy za jego przyk艂adem.
-聽Pow贸d藕 zabi艂a ludzi niewinnych i ludzi wierz膮cych - zauwa偶y艂 Rodgers. - Jak w贸wczas ujawni艂a si臋 wasza 艂askawo艣膰?
-聽Wierni poszli do wysokiego domu Boga. Niewierni 偶yli na ukradzionej nam ziemi. S膮 ofiarami w艂asnej zach艂anno艣ci.
-聽Nie w艂asnej. S膮 ofiarami zach艂anno艣ci ludzi dawno zmar艂ych.
-聽Mimo to, je艣li zdecyduj膮 si臋 偶y膰 tu nadal, nadal b臋d膮 umiera膰.
Mehmet powiedzia艂 co艣 niecierpliwie do Hasana. Hasan skin膮艂 g艂ow膮.
-聽Mehmet ma racj臋 - powiedzia艂 do Rodgersa. - Rozmawiali艣my wystarczaj膮co d艂ugo. Czas u偶y膰 telefonu. - Otworzy艂 telefon i wr臋czy艂 go Amerykaninowi. - Naci艣nij wy艂膮cznie przycisk REDIAL - powiedzia艂. - I nie pr贸buj nikogo ostrzega膰. Doprowadzi to wy艂膮cznie do rozlewu krwi.
Rodgers spojrza艂 na telefon. Serce podpowiada艂o mu, 偶e powinien rzuci膰 telefon, rozdepta膰 go i w ten spos贸b zako艅czy膰 spraw臋 z tymi trzema. Co pomy艣l膮 sobie twoi ludzie, je艣li teraz si臋 poddasz? - spyta艂 sam siebie. Je艣li nie dasz im okazji, by sami podj臋li decyzj臋 czy walczy膰, czy te偶 si臋 wycofa膰? Nie chodzi艂o jednak o to, czy personel CR sam b臋dzie o sobie decydowa艂, czy nie. Opieraj膮c si臋, skazywa艂 ich na 艣mier膰. Poddaj膮c si臋 teraz, mo偶e potem negocjowa膰 zwolnienie przynajmniej niekt贸rych z nich, lub zablokowa膰 najnowsze elektroniczne urz膮dzenia furgonetki. To przynajmniej by艂oby co艣.
Zawaha艂 si臋. W ustach czu艂 gorzki smak pora偶ki.
-聽Szybciej - pop臋dzi艂 go Hasan.
Genera艂 spojrza艂 na telefon. Powoli, bardzo powoli przycisn膮艂 przycisk REDIAL. Podni贸s艂 telefon do ucha. Hasan przysun膮艂 si臋 bli偶ej, chc膮c s艂ysze膰 rozmow臋.
W tym momencie Rodgers u艣wiadomi艂 sobie, 偶e wszystkie jego przemy艣lenia nie maj膮 sensu. Nikt nie b臋dzie mu rozkazywa艂, nikt nie zmusi go do wp臋dzenia przyjaci贸艂 w pu艂apk臋.
15
Poniedzia艂ek, 18.58 - Sanliurfa, Turcja
Kiedy zadzwoni艂 telefon, Lowell Coffey II drzema艂 w fotelu kierowcy CR. Obudzi艂 si臋 natychmiast. Znalezienie w艂a艣ciwego przycisku zabra艂o mu d艂u偶sz膮 chwil臋.
-聽Tu centrum bada艅 archeologicznych - powiedzia艂 do s艂uchawki.
-聽Benedict, tu Carlton Knight.
Lowell nie przebudzi艂 si臋 jeszcze do ko艅ca, by艂 jednak wystarczaj膮co przytomny, by rozpozna膰 g艂os Mike'a Rodgersa, a poza tym doskonale wiedzia艂, 偶e nie nazywa si臋 Benedict. W rzeczywisto艣膰 zna艂 jednego tylko Benedicta, a mianowicie Benedicta Arnolda, zdrajc臋, kt贸ry razem z dwoma wsp贸lnikami podczas wojny o niepodleg艂o艣膰 planowa艂 podda膰 West Point Anglikom. Poniewa偶 Mike Rodgers mia艂 zerowe poczucie humoru, musia艂 istnie膰 jaki艣 pow贸d, dla kt贸rego nazwa艂 go Benedictem.
Wszystko to prawnik rozwa偶y艂 podczas kr贸tkiej, niemal niezauwa偶alnej przerwy w rozmowie, po kt贸rej powiedzia艂 weso艂o:
-聽Witam, panie Knight.
Jednocze艣nie w艂膮czy艂 przycisk nagrywania, znajduj膮cy si臋 tu偶 nad wide艂kami telefonu. Otworzy艂 okno od strony kierowcy i strzeli艂 palcami. Phil Katzen i Mary Rose po偶ywiali si臋 kurczakiem, kt贸rego rano kupili na targu i upiekli nad ogniskiem. Coffey skin膮艂 na nich, sygnalizuj膮c, 偶e powinni podej艣膰 natychmiast, lecz cicho. Oboje od razu od艂o偶yli tekturowe talerzyki i podbiegli na palcach do samochodu.
-聽Co tam u pana s艂ycha膰? - rzuci艂 w s艂uchawk臋 Coffey.
-聽Niedobrze s艂ycha膰. Benny, nie zd膮偶yli艣my dobrze zatam... zahamowa膰.
-聽Nic si臋 panu nie sta艂o?
-聽Prawie nic. Popro艣 kapitana Johna Hawkinsa, by przyjecha艂 po nas najszybciej jak to tylko mo偶liwe.
-聽Powt贸rz臋 kapitanowi Hawkinsowi, co pan powiedzia艂. - Coffey spojrza艂 na Mary Rose. Pokaza艂 jej komputer i pomacha艂 palcami, jakby uderza艂 w klawiatur臋. Mary unios艂a w g贸r臋 wyprostowany kciuk potwierdzaj膮c, 偶e zrozumia艂a i zasiad艂a do klawiatury. Wpisa艂a nazwisko.
-聽Gdzie pan jest? - spyta艂 prawnik. Rodgers nie musia艂 mu m贸wi膰, gdzie jest - Mary Rose i CR mogli go znale藕膰 z 艂atwo艣ci膮 - chodzi艂o po prostu o to, by Rodgers m贸g艂 m贸wi膰,. przekazywa膰 informacje.
-聽Masz map臋 3P jak perp? - spyta艂 Rodgers.
-聽Mam, oczywi艣cie. Niech j膮 tylko otworz臋.
Coffey my艣la艂 b艂yskawicznie. Ich rozmowy s艂ucha艂 najwyra藕niej kto艣 znaj膮cy j臋zyk angielski, lecz nie kolokwialn膮 angielszczyzn臋, no i nie znaj膮cy historii USA Gdyby dobrze zna艂 angielski, wiedzia艂by, 偶e „perp" to skr贸t od „perpetrator”, przest臋pca. Gdyby zna艂 histori臋, wiedzia艂by, kto to taki Benedict Arnold.
Co on chce mi powiedzie膰? - zada艂 sobie pytanie Coffey. Czy to pu艂kownik Seden jest Benedictem Arnoldem? Czy mo偶e Mike sygnalizuje, 偶e zmuszono go do zdradzenia CR? W ka偶dym razie mowa jest o zdradzie pope艂nionej przez tr贸jk臋 ludzi.
-聽Mapa gotowa - powiedzia艂.
-聽No to 艣wietnie. Jeste艣my na poboczu drogi jakie艣 trzysta metr贸w od pocz膮tku drogi gruntowej. Po wschodniej stronie pierwszego pasma jest wzg贸rze. Widzisz je?
-聽No jasne.
-聽Czekam tu na was.
-聽Potrzebne panu jakie艣 艣rodki medyczne?
-聽Tylko troch臋 banda偶a. I mo偶e odrobina whisky dla pu艂kownika. S膮dz臋, 偶e powinni艣cie si臋 po艣pieszy膰.
Coffey wiedzia艂, 偶e Rodgers nie pije. Przypuszcza艂, 偶e on albo Seden zostali postrzeleni.
-聽Rozumiem - rzuci艂 do s艂uchawki. - Dotrzemy do was tak szybko, jak to tylko b臋dzie mo偶liwe. - Zawaha艂 si臋. - Jeste艣 pewien, 偶e nic si臋 wam nie stanie do naszego przyjazdu?
-聽Jako艣 prze偶yj臋, Benny - odpar艂 Rodgers.
Coffey odwiesi艂 s艂uchawk臋 i podszed艂 do Katzena.
-聽No, dobra - powiedzia艂 powa偶nie. - Zrozumia艂em z tego, 偶e Mike i pu艂kownik zostali uj臋ci przez trzech ludzi. 呕aden z tej tr贸jki nie m贸wi dobrze po angielsku. Najwyra藕niej zajrzeli do jego paszportu wystawionego na nazwisko Carlton Knight. Wygl膮da na to, 偶e Seden zosta艂 postrzelony, a Mike'a zmuszono, 偶eby do nas zadzwoni艂. A poniewa偶 Mike si臋 nie j膮ka, przez to „zatam... zahamowa膰" z pewno艣ci膮 pragn膮艂 nam co艣 powiedzie膰.
-聽Na przyk艂ad 偶e wpadli na ludzi, kt贸rzy wysadzili tam臋? - domy艣li艂 si臋 Katzen, stoj膮cy za plecami Mary Rose.
-聽Albo ci ludzie wpadli na nich - stwierdzi艂 Coffey.
-聽Mam - powiedzia艂a dziewczyna. - Kapitan John Hawkins. Moja baza danych m贸wi mi, 偶e by艂 angielskim 偶eglarzem, kt贸ry wpad艂 w hiszpa艅sk膮 zasadzk臋 w Vera Cruz, w 1568 roku.
Katzen powoli pokr臋ci艂 g艂ow膮.
-聽Tylko Mike m贸g艂 wiedzie膰 co艣 takiego - powiedzia艂.
Coffey usiad艂 na krze艣le genera艂a. Wywo艂a艂 Centrum na bezpiecznej linii, wbudowanej w komputer.
-聽Mary Rose - powiedzia艂. - Mike wspomnia艂 co艣 o trzystu metrach drogi gruntowej. Mogliby艣my przyjrze膰 si臋 jej bli偶ej?
-聽Ju偶 si臋 robi - powiedzia艂a dziewczyna. Wywo艂anie mapy okolicy zabra艂o jej niespe艂na sekund臋. - Jechali z pustyni na r贸wnin臋, a wi臋c teraz powinni by膰... tu. - Przybli偶y艂a region, w kt贸rym zaczyna艂a si臋 droga. - S膮 jeszcze jakie艣 dodatkowe informacje?
-聽Owszem. Mike powiedzia艂 mi, 偶e przejechali przez wzg贸rze po wschodniej stronie pierwszego pasma....
-聽Mam. - Na ekranie pojawi艂a si臋 generowana komputerowo tr贸jwymiarowa mapa. - P贸艂noc-po艂udnie koordynaty E, wsch贸d-zach贸d koordynaty H. Skontaktuj臋 si臋 z NBR. Zobaczymy, czy dadz膮 nam obraz.
-聽Powiem o wszystkim Pupshawowi i DeVonne na wypadek, gdyby艣my musieli si臋 st膮d wynosi膰 - powiedzia艂 Katzen.
Coffey tylko skin膮艂 g艂ow膮. Na monitorze pojawi艂o si臋 logo Narodowego Centrum Rozwi膮zywania Sytuacji Kryzysowych - tak formalnie nazywa艂o si臋 Centrum. Nikt z pracownik贸w nie bawi艂 si臋 w u偶ywanie pe艂nej nazwy. Wpisa艂 swe osobiste has艂o i otrzyma艂 menu z wyborem wszystkich wydzia艂贸w. Wybra艂 Biuro Dyrektora. Komputer poprosi艂 go o wpisanie pe艂nego imienia i nazwiska osoby, z kt贸r膮 chce rozmawia膰, z podaniem nazwiska jako pierwszego. Dzi臋ki tej procedurze odsiewa艂o si臋 dowcipne zg艂oszenia hacker贸w, kt贸rym jakim艣 cudem uda艂o si臋 zaj艣膰 a偶 tak daleko.
Hood, Paul David.
Syntetyzowany komputerowo g艂os poleci艂 mu zaczeka膰 chwil臋 i, niemal nim sko艅czy艂 m贸wi膰, na ekranie pojawi艂a si臋 twarz „Pluskwy" Beneta.
-聽Dobry wiecz贸r, panie Coffey - powiedzia艂 Benet.
-聽Pluskwa, mamy tu powa偶n膮 sytuacj臋. Musz臋 porozmawia膰 z Paulem.
-聽Zaraz go zawiadomi臋.
Hood wszed艂 na bezpieczne satelitarne 艂膮cze w ci膮gu kilku zaledwie sekund.
-聽Co si臋 sta艂o, Lowell? - spyta艂.
-聽Paul, Mike jest w terenie i w艂a艣nie si臋 zg艂osi艂. Rozmawia艂 z nami, brzmia艂o to tak, jakby znalaz艂 terroryst贸w, kt贸rych szuka艂, i tak, jakby terrory艣ci wzi臋li jego i tego tureckiego pu艂kownika jako zak艂adnik贸w.
-聽Zaczekaj chwil臋. - Paul nie sprawia艂 wra偶enia zachwyconego. - Potrzebny nam b臋dzie Bob Herbert.
Obraz na monitorze komputera przedzieli艂a pionowa linia, po lewej wida膰 by艂o twarz Hooda, po prawej twarz Herberta. Szefowi wywiadu zje偶y艂y si臋 rzadkie w艂osy. Wygl膮da艂 bardziej ponuro nawet od Paula.
-聽Lowell - poprosi艂 - co si臋 dzieje? Masz poj臋cie, o co mo偶e chodzi膰 tym sukinsynom?
-聽Nie mam zielonego poj臋cia. Wszystko co wiemy to to, 偶e mamy po prostu pojecha膰 po Mike'a i tego tureckiego oficera.
-聽Pojecha膰 gdzie?
-聽Na r贸wnin臋.
-聽Kiedy?
-聽Natychmiast - wyja艣ni艂 Coffey. - Mike bardzo wyra藕nie zaznaczy艂, 偶e mamy zbiera膰 si臋 natychmiast.
-聽Co oznacza, 偶e ci, kt贸rzy ich trzymaj膮, szukaj膮 sposobu na wyniesienie si臋 z okolicy, a prawdopodobnie i z kraju. Mo偶e helikopter, kt贸rym uciekali, nie mia艂 szans dolecie膰 dalej?
-聽Sk膮d dok艂adnie telefonowa艂 Mike? - spyta艂 Hood.
-聽Z miejsca oddalonego od nas o jakie艣 dziewi臋膰dziesi膮t minut jazdy. Mary Rose w艂a艣nie kontaktuje si臋 z NBR. Chcemy uzyska膰 od nich dok艂adne zdj臋cia.
-聽Czy Mike wyznaczy艂 termin, w jakim macie si臋 tam znale藕膰? - zainteresowa艂 si臋 Herbert.
-聽Nie.
-聽Czy wysuwa艂 jakie艣 dodatkowe 偶膮dania? - wtr膮ci艂 Hood. Na przyk艂ad doprowadzenie na miejsce CR?
-聽Nie.
-聽Czy macie powody przypuszcza膰, 偶e terrory艣ci w og贸le wiedz膮 o CR? - Herbert.
-聽Nie mamy 偶adnych powod贸w.
-聽No, to przynajmniej co艣 - westchn膮艂 z ulg膮 Hood.
-聽Przepraszam na moment. - Mary Rose odwr贸ci艂a si臋 od komputera. - Steven Viens m贸wi, 偶e za dwie do trzech minut mo偶e da膰 nam zdj臋cia. Nadal ma w okolicy 30-45-3.
-聽Niech go B贸g b艂ogos艂awi - westchn膮艂 Coffey. - Paul, Bob, s艂yszeli艣cie?
S艂ysza艂em - odpar艂 Hood.
-聽Lowell, czy Mike m贸wi艂 co艣 jeszcze? - Herbert.
W艂a艣ciwie nie. Nie sprawia艂 wra偶enia, jakby cierpia艂. Informacje przekazywa艂 spokojnie, odwo艂uj膮c si臋 do niezbyt znanych fakt贸w i postaci z historii: Benedicta Arnolda i jakiego艣 angielskiego kapitana, kt贸ry zosta艂 schwytany w pu艂apk臋 przez Hiszpan贸w. Wydawa艂o si臋 jasne, i偶 usi艂uje przekaza膰 nam, 偶e zosta艂 zmuszony do powiedzenia tego, co powiedzia艂 i 偶e powinni艣my si臋 mie膰 na baczno艣ci.
-聽Te cholery chc膮 zak艂adnika - orzek艂 Herbert. - Je艣li nie zaczniemy strzela膰, s膮 szanse, 偶e oni te偶 nie zaczn膮.
-聽Sugerujesz, 偶e powinni艣my podrzuci膰 ich tam, gdzie chc膮 jecha膰? - spyta艂 Hood.
-聽Po prostu podaj臋 ci fakty - odpar艂 Herbert. - Gdyby to ode mnie zale偶a艂o, ch臋tnie bym ich wszystkich rozwali艂. Na szcz臋艣cie nie zale偶y.
-聽Czy nasi 偶o艂nierze gotowi s膮 do akcji?
-聽Phil w艂a艣nie przedstawia im sytuacj臋 - odpowiedzia艂 Coffey. - Jak post臋pujemy wobec tureckiego rz膮du? Si艂y bezpiecze艅stwa skontaktuj膮 si臋 z nami, kiedy nie zdo艂aj膮 skontaktowa膰 si臋 ze swoim cz艂owiekiem.
-聽Ty wynegocjowa艂e艣 warunki naszego przyjazdu do Turcji przypomnia艂 Coffeyowi Paul. - Co musimy im powiedzie膰?
-聽Zale偶y, co zdecydujemy si臋 zrobi膰. Je艣li zaczniemy strzela膰, pogwa艂cimy ze dwadzie艣cia paragraf贸w um贸w mi臋dzynarodowych. Je艣li kogo艣 zabijemy, wpadamy po szyj臋 w wiesz co. Je艣li to b臋dzie Turek, wpadamy w wiesz co g艂ow膮 naprz贸d.
-聽A je艣li zabijemy terroryst贸w, kt贸rzy wysadzili tam臋? - zainteresowa艂 si臋 Hood.
-聽Je艣li udowodnimy, 偶e to oni byli winni i podzielimy si臋 zas艂ugami z tureckimi si艂ami bezpiecze艅stwa, prawdopodobnie zrobi膮 z nas bohater贸w.
-聽Poprosz臋 Marth臋, 偶eby si臋 z nimi skontaktowa艂a - stwierdzi艂 Hood. - Martha mo偶e przedstawi膰 im sytuacj臋 i zasugerowa膰, 偶eby si臋 nie wtr膮cali.
-聽Lowell - wtr膮ci艂 Herbert - Mike nie m贸wi艂 im, jaki dostarczy transport?
-聽O ile wiem, nie.
-聽Oznacza to, 偶e je艣li ruszycie CR - m贸wi艂 dalej Herbert - b臋dziemy w stanie 艣ledzi膰 was nawet bez zdj臋膰 z satelity. A ja b臋d臋 was s艂ysza艂 na komputerze.
-聽Nie zgadzam si臋 - powiedzia艂 szybko Katzen. - Moim zdaniem Mary Rose powinna og艂upi膰 programy.
-聽Nie! Pozostawi was to bez 艣rodk贸w...
-聽Id膮 zdj臋cia! - przerwa艂a im Mary Rose. - NBR powinno za艂adowa膰 je i do ciebie, Paul.
Dok艂adnie w 0,8955 sekundy na monitorach komputer贸w pojawi艂o si臋 zielonkawe zdj臋cie, pokazuj膮ce opisany przez Rodgersa teren. Centrum i CR nadal utrzymywa艂y po艂膮czenie g艂osowe.
-聽Tu s膮 - powiedzia艂 Herbert.
Rodgers siedzia艂 przy motocyklu, wygl膮da艂o to tak, jakby r臋ce przywi膮zane mia艂 do kierownicy. Nogi tak偶e zwi膮zano mu w kostkach. Seden le偶a艂 na brzuchu, z r臋kami skr臋powanymi na plecach. Na zboczu wzg贸rza siedzia艂 trzeci m臋偶czyzna, pal膮c papierosa. Na kolanach trzyma艂 pistolet maszynowy.
-聽呕yj膮 -- westchn膮艂 Hood. - Bogu niech b臋d膮 dzi臋ki.
Coffey pochyli艂 si臋 w stron臋 ekranu.
-聽Widz臋 tylko trzy osoby - zauwa偶y艂.
-聽Mo偶e Mike mia艂 na my艣li to, 偶e ich wszystkich jest trzech? - zasugerowa艂 Paul.
-聽Nie. Powiedzia艂 mi wyra藕nie, 偶e jest trzech sprawc贸w. Je艣li chcecie, mog臋 wam odegra膰 ta艣m臋, ale jestem pewien tego, co s艂ysza艂em.
-聽Dw贸ch terroryst贸w mo偶e by膰 w zasadzce - zauwa偶y艂 Herbert. - To ma sens, przesun臋li si臋 w prz贸d i sprawdzaj膮, kto po nich przyjedzie. Sprawdzaj膮, czy Mike nie wezwa艂 przypadkiem kawalerii.
-聽Nawet je艣li obserwuj膮 drog臋 - zauwa偶y艂 Hood - mamy dw贸ch 偶o艂nierzy Iglicy, o kt贸rych mog膮 nie wiedzie膰. Je艣li maj膮 Mike'a za zwyk艂ego, niewa偶nego szpiega nie b臋d膮 si臋 zapewne spodziewa膰, 偶e przy艣lemy po niego uzbrojonych 偶o艂nierzy. Zw艂aszcza takich, kt贸rzy doskonale znajd sytuacj臋.
-聽Co prowadzi wprost do mojego poprzedniego pytania - przypomnia艂 im Herbert. - Pytania o to, czy macie zabra膰 ze sob膮 CR. Nadal uwa偶am, 偶e wszystkie jego systemy powinny pozosta膰 aktywne. Paul?
Hood my艣la艂 przez chwil臋.
-聽Phil, jeste艣 innego zdania, prawda? - spyta艂 w ko艅cu.
-聽Je艣li co艣 si臋 nam stanie, damy im klucze do naszego sklepiku - stwierdzi艂 Katzen.
-聽Lowell?
-聽Z prawnego punktu widzenia mamy tu pewien problem - oznajmi艂 Coffey. - Zar贸wno Turcy, jak i Kongres ca艂kiem dok艂adnie okre艣lili, gdzie wolno nam prowadzi膰 badania geologiczne.
-聽Jezu Chryste! - nie wytrzyma艂 Herbert. - Terrory艣ci maj膮 Mike'a jako zak艂adnika, a ty m贸wisz o ograniczeniach prawnych?
-聽Jest jeszcze co艣 - zauwa偶y艂 Katzen. - Iglica. Kto艣 obserwuj膮cy furgonetk臋 mo偶e ich zauwa偶y膰. Ale je艣li zlikwidujemy cz臋艣膰 sprz臋tu, b臋dzie mo偶na ukry膰 ich w schowku na akumulatory. Uzbrojonych i wyposa偶onych w noktowizory.
-聽Schowek na akumulatory... - powt贸rzy艂 Herbert. - 呕o艂nierze, jak wam si臋 to podoba?
-聽W porz膮dku - odpad natychmiast Pupshaw.
Hood spyta艂, czy wszyscy dobrze przyjrzeli si臋 fotografii, a kiedy jego ludzie przytakn臋li, pono 艂膮czno艣膰 wizualn膮.
-聽Dobra - powiedzia艂 Paul. - Wkraczamy do akcji og艂upionym CR. Kto dowodzi?
-聽Nie mo偶emy przeprowadzi膰 akcji jako operacji militarnej wtr膮ci艂 szybko Coffey. - Musieliby艣my mie膰 na ni膮 pozwolenie Kongresu, a z pewno艣ci膮 nie dostaniemy go na czas. Wi臋c przynajmniej w teorii musi to by膰 operacja cywilna.
-聽Zgoda. Powtarzam pytanie. Kto dowodzi?
Nikt nie odpowiedzia艂. Prawnik przyjrza艂 si臋 twarzom, widocznym w zielonej po艣wiacie monitor贸w.
-聽Chyba wypad艂o na mnie - powiedzia艂 bez entuzjazmu. - Mam starsze艅stwo.
-聽Nad Philem dwudniowe - stwierdzi艂 Herbert. - Cholera, Lowell, przecie偶 ty w 偶yciu nie wystrzeli艂e艣 z broni palnej. Phil przynajmniej strzela艂.
-聽呕eby odstraszy膰 morsy - przypomnia艂 mu Lowell. - Nigdy nie strzela艂 do cz艂owieka. Przynajmniej pod tym wzgl臋dem obaj jeste艣my dziewicami.
-聽A ja nie - wtr膮ci艂a Mary Role. - Podczas studi贸w raz w tygodniu strzela艂am na strzelnicy klubowej na Manhattanie. I raz postraszy艂am broni膮 faceta, kt贸ry wszed艂 do mojego pokoju w akademiku. Nie obchodzi mnie, kto idzie, kto zostaje, a kto dowodzi - ja w ka偶dym razie id臋.
-聽Dzi臋kuj臋 ci bardzo - powiedzia艂 Hood. - Phil, dowodzi艂e艣 kilkoma paramilitarnymi akcjami Greenpeace, nie myl臋 si臋?
-聽Bardziej para ni偶 militarnymi. - Katzen u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. - Dubelt贸wki na艂adowane 艣lepakami. Trzy akcje na terenie stanu Waszyngton, dwie na Florydzie, dwie w Kanadzie.
-聽Czujesz si臋 na si艂ach obj膮膰 dow贸dztwo?
-聽Je艣li musz臋, owszem.
-聽Nie to chcia艂em us艂ysze膰 - warkn膮艂 Paul. - Czujesz si臋 na si艂ach obj膮膰 dow贸dztwo tej operacji?
Katzen zaczerwieni艂 si臋 mocno.
-聽Tak - odpar艂. Spojrza艂 na zaci臋te twarze Mary Rose i dw贸jki 偶o艂nierzy. - Jasne, do diab艂a! Mog臋 dowodzi膰.
-聽Doskonale. Lowell, wola艂bym, 偶eby艣 zosta艂. Cokolwiek si臋 zdarzy, kto艣 musi by膰 na miejscu, 偶eby za艂atwi膰 jako艣 sprawy z Turkami. Ty nadajesz si臋 do tego najlepiej.
-聽Nie b臋d臋 sio spiera艂. - Lowell spojrza艂 w oczy swym towarzyszom, po czym opu艣ci艂 wzrok. Cho膰 zg艂osi艂 si臋 na ochotnika i dosta艂 rozkaz uniemo偶liwiaj膮cy mu wzi臋cie udzia艂u w operacji, czu艂 si臋 tch贸rzem. - Ale dla dobra misji... zobaczymy co b臋dzie, kiedy zako艅czymy przygotowania, dobra?
-聽Oczywi艣cie. Sam podejmiesz decyzj臋.
-聽Jestem ci bardzo wdzi臋czny. - Coffey zmarszczy艂 brwi. W tym momencie wtr膮ci艂 si臋 Herbert.
-聽Zdajesz sobie spraw臋 z tego, Paul - powiedzia艂 - 偶e tajna operacja, cho膰by i cywilna, sprawi, 偶e zar贸wno Kongres, jak i rz膮d Turcji, na d艂ugo przyczepi膮 si臋 nam do ty艂k贸w. Je艣li si臋 nam uda, oczywi艣cie. Je艣li si臋 nam nie uda, wszyscy b臋dziemy produkowa膰 tablice rejestracyjne dla rz膮dowych samochod贸w.
-聽Wiem - przytakn膮艂 Paul. - Ale teraz obchodzi mnie tylko jedno: jak wyci膮gn膮膰 Mike'a.
-聽I ostatnia sprawa - doda艂 Herbert. - Nasze 藕r贸d艂a w Ankarze informuj膮, 偶e rz膮d turecki og艂osi lada chwila mobilizacj臋 艣rodk贸w wojskowych w celu zapobie偶enia dalszym atakom. CR mo偶e wpa艣膰 na mocno nerwowe patrole.
-聽Po od艂膮czeniu zasilania b臋dziemy skazani wy艂膮cznie na w艂asne uszy i oczy - zauwa偶y艂 Katzen. - Lepiej trzymajmy je otwarte.
-聽Dopilnuj臋, 偶eby Viens trzyma艂 otwarte tak偶e swe satelitarne oczy - obieca艂 Herbert.
-聽Dzi臋kuj臋 wam wszystkim - zako艅czy艂 narad臋 Hood. - A teraz, prosz臋 wybaczy膰, roz艂膮czam si臋 i dzwoni臋 do senator Fox. Lepiej, 偶eby nie dowiedzia艂a si臋 o wszystkim za po艣rednictwem biura „Washington Post" w Ankarze.
Z tymi s艂owami przerwa艂 po艂膮czenie. Herbert obieca艂 zorientowa膰 si臋, co wiedz膮 o ataku na tam臋 inne agencje i te偶 si臋 roz艂膮czy艂. Za艂oga CR pozosta艂a sama. Katzen zatar艂 d艂onie.
-聽艢wietnie, kochani - powiedzia艂. - Mary Rose, czy by艂aby艣 uprzejma wydatkowa膰 nam map臋? Ty b臋dziesz prowadzi膰. Sandra, Walter - nasz膮 tr贸jk臋 czeka sesja strategii, przy udziale NBR. Obr贸ci艂 si臋 i poda艂 r臋k臋 Coffeyowi. - A je艣li o ciebie chodzi, 偶ycz nam szcz臋艣cia. Mo偶esz doje艣膰 mojego kurczaka.
Coffey popatrzy艂 na nich wszystkich z szerokim u艣miechem.
-聽呕ycz臋 szcz臋艣cia wam wszystkim. B臋dziecie go bardzo, ale to bardzo potrzebowali.
-聽A to niby czemu? - zdziwi艂 si臋 Katzen.
-聽Poniewa偶 z Turkami mog臋 negocjowa膰 przez telefon. Prawnik odetchn膮艂 g艂臋boko. - Jad臋 z wami - oznajmi艂.
17
Poniedzia艂ek, 12.01 - Waszyngton, Dystrykt Columbia
Paul Hood pracowa艂 nad problemem Mike'a Rodgersa, kiedy zadzwoni艂a do niego zast臋pczyni szefa personelu Bia艂ego Domu, Stephanie Klaw, z informacj膮, 偶e Bia艂y Dom rozkazuje mu stawi膰 si臋 o 13:00 w Sali Sytuacyjnej celem przedyskutowania kryzysu nad Eufratem. Paul wyjecha艂 natychmiast, na odchodnym rozkazuj膮c „Pluskwie" Benetowi, by informowa艂 go natychmiast w przypadku jakiejkolwiek zmiany sytuacji w Turcji. Pod nieobecno艣膰 Paula i Mike'a Centrum dowodzi膰 mia艂a Martha Macall. Bob Herbert z pewno艣ci膮 藕le przyjmie t臋 nowin臋 - Martha by艂a zawodowym politykiem z gatunku tych, kt贸rych nie lubi艂 i kt贸rym nie ufa艂. Wiedzia艂a jednak, jak poruszy膰 si臋 w labiryncie w艂adzy i w kraju, i za granic膮.
O tej porze dnia przejazd z bazy Si艂 Powietrznych Andrews do Bia艂ego Domu zajmowa艂 nawet godzin臋. Wprawdzie Centrum dysponowa艂o helikopterem, kt贸rym lecia艂o si臋 do stolicy pi臋tna艣cie minut, w jednym z CH53E Super Stallion stwierdzano jednak k艂opoty z g艂owica wirnika i flota powietrzna Centrum otrzyma艂a tymczasowy zakaz lot贸w. Paulowi bynajmniej to nie przeszkadza艂o. Wola艂 samoch贸d.
Niemal od razu wjecha艂 na Pennsylvania Avenue, przebiegaj膮c膮 w niewielkiej odleg艂o艣ci na p贸艂nocny wsch贸d od bazy. Wi臋kszo艣膰 funkcjonariuszy rz膮dowych dysponowa艂a limuzynami z kierowcami, obwo偶膮cymi ich po mie艣cie, Paul jednak zrezygnowa艂 z tego przywileju. Nie korzysta艂 z samochodu z kierowc膮 tak偶e jako burmistrz Los Angeles. Uwa偶a艂 to za ostentacj臋. Kwestie bezpiecze艅stwa specjalnie go nie martwi艂y. Nikt przecie偶 nie pragn膮艂 go zabi膰, a gdyby nawet, lepiej osobi艣cie wystawi膰 si臋 na strza艂, ni偶 ryzykowa膰 偶yciem 偶ony, dzieci, matki. Poza tym nawet prowadz膮c m贸g艂 za艂atwia膰 sprawy przez telefon. Mia艂 tak偶e okazj臋. s艂ucha膰 muzyki i my艣le膰.
W tej chwili my艣la艂 o Mike'u Rodgersie.
Hood i jego nast臋pca r贸偶nili si臋 praktycznie pod ka偶dym wzgl臋dem. Mike by艂 o艣wieconym autokrat膮, Hood inteligentnym biurokrat膮. Mike by艂 zawodowym 偶o艂nierzem, Hood nigdy w 偶yciu nie wystrzeli艂 z broni palnej. Walka by艂a drug膮 natur膮 Mike'a, drug膮 natur膮 Paula by艂a dyplomacja. Mike cytowa艂 lorda Byrona, Ericha Fromma i Williama Tecumseha Shermana. Paul pami臋ta艂 niekt贸re wiersze Hala Davida i cytaty z Alfreda E. Neumana, podpatrzone w magazynie „Mad", kt贸ry nami臋tnie czyta艂 jego syn. Mike by艂 stuprocentowym introwertykiem, Paul ostro偶nym ekstrawerykiem. Obaj nie zgadzali si臋 ze sob膮 cz臋sto i czasami gwa艂townie, ale w艂a艣nie dzi臋ki tym sporom, w kt贸rych Mike nie waha艂 si臋 wypowiedzie膰 swego zdania, Paul ufa艂 swemu zast臋pcy i szanowa艂 go. A tak偶e lubi艂. Naprawd臋 go lubi艂.
Hood jecha艂 spokojnie w g臋stym ruchu, jak偶e charakterystycznym dla pory lunchu. Marynarka od garnituru le偶a艂a, z艂o偶ona, na siedzeniu pasa偶era, na niej za艣 le偶a艂 telefon kom贸rkowy. Paul pragn膮艂, by telefon zadzwoni艂 ju偶, natychmiast. Jeden B贸g wie, jak strasznie potrzebne mu s膮 nowe informacje. l jak strasznie si臋 ich boi.
Jecha艂 prawym, najwolniejszym pasem. Prowadzi艂 instynktownie, rozmy艣la艂 o tym, 偶e 艣mier膰 jest nieuniknion膮 cen膮 do zap艂acenia za zdobyte informacje. My艣l t臋 w pierwszych miesi膮cach gracy w Centrum wbija艂 mu do g艂owy Bob Herbert. Tajni agenci, zar贸wno ci operuj膮cy w kraju, jak i ci operuj膮cy za granic膮, cz臋sto bywali demaskowani, torturowani i mordowani. A nierzadko by wa艂u odwrotnie - agenci musieli zabija膰, by nie dopu艣ci膰 do zdemaskowania.
By艂a jeszcze Iglica - wojskowe rami臋 Centrum. 呕o艂nierze tej elitarnej jednostki gin臋li podczas tajnych operacji. Oddzia艂 Centrum straci艂 do tej pory dw贸ch 偶o艂nierzy: Bossa Moore'a w P贸艂nocnej Korei i podpu艂kownika Charlie'ego Squiresa w Rosji. Sam Hood ryzykowa艂 偶yciem, gdy wraz z francuskimi tajnymi agentami rozbi艂 organizacj臋 europejskich neonazist贸w.
艢mier膰 by艂a ryzykiem, kt贸rego istnienie przyjmowa艂o si臋 艣wiadomie, lecz te偶 ci臋偶ko odbija艂a si臋 na ludziach, kt贸rzy prze偶yli. Po 艣mierci Squiresa kilku 偶o艂nierzy Iglicy pogr膮偶y艂o si臋 w niebezpiecznej depresji. Przez kilka tygodni nie byli w stanie pe艂ni膰 najprostszych nawet obowi膮zk贸w. Ci, kt贸rzy ocaleli, nie tylko dzielili tycie i marzenia ofiar, mieli tak偶e poczucie, 偶e w jaki艣 spos贸b zawiedli zmar艂ych przyjaci贸艂. Czy dostarczone informacje by艂y tak dok艂adne, jak mog艂yby by膰? Czy wystarczaj膮co szczeg贸艂owo przemy艣leli艣my plany awaryjne i drog臋 odwrotu? Czy zastosowali艣my nie 艣rodki ostro偶no艣ci?
W tym zawodzie cen膮 sukcesu by艂o r贸wnie偶 bezlitosne, nieuniknione poczucie winy.
Paul dojecha艂 do Bia艂ego Domu za pia膰 pierwsza. Par臋 minut zabra艂o mu jednak parkowanie i przej艣cie przez kontrol臋 bezpiecze艅stwa. Kiedy wreszcie wpuszczono go do 艣rodka, czeka艂a ju偶 na niego szczup艂a, siwow艂osa Stephanie Klaw. Ramie w rami臋 ruszyli korytarzem.
-聽Spotkanie w艂a艣nie si臋 zacz臋艂o - powiedzia艂a Stephanie g艂osem tak mi臋kkim jak trawiasty dywan korytarza. - Rozumiem, panie Hood, 偶e nadal sam pan si臋 wozi po Waszyngtonie?
-聽Owszem.
-聽Doprawdy, powinien pan dysponowa膰 samochodem z kierowc膮. Zapewniam pana, 偶e biuro g艂贸wnego ksi臋gowego nie uzna tego za nadu偶ycie pozycji s艂u偶bowej.
-聽Jak s膮dz臋, wie pani doskonale, 偶e nie uznaj臋 samochod贸w z kierowcami?
-聽Oczywi艣cie, wiem o tym doskonale. Osobi艣cie jestem sk艂onna uzna膰 to za urocz膮 cech臋 charakteru. Czy偶by nie wiedzia艂 pan jednak, panie Hood, 偶e nasi kierowcy doskonale znaj膮 ruch uliczny w stolicy i umiej膮 w nim manewrowa膰? 呕e nasze samochody dysponuj膮 bardzo g艂o艣nymi syrenami, co tak偶e, w wi臋kszo艣ci wypadk贸w, pomaga? A poza tym zatrudnienie kierowcy zmniejsza statystyki bezrobocia, a my bardzo lubimy, kiedy zmniejszaj膮 si臋 statystyki bezrobocia.
Hood spojrza艂 na towarzysz膮c膮 mu kobiet臋. Jej twarz by艂a powa偶na, nieruchoma. Wiedzia艂 jednak, 偶e nie on jest obiekt drwin, lecz ca艂a masa urz臋dnik贸w, uwielbiaj膮cych rozje偶d偶a膰 si臋 rz膮dowymi limuzynami po mie艣cie i za miastem.
-聽A zosta艂aby pani moim kierowc膮? - spyta艂.
-聽Nie, cho膰 dzi臋kuj臋 za propozycj臋. Siadaj膮c za kierownic膮 przechodz臋 do grupy najwy偶szego zagro偶enia zawa艂em. Nadu偶ywa艂abym syreny.
Paul u艣miechn膮艂 si臋 lekko.
Zatrzymali si臋 przy windzie. Stephanie Klaw nosi艂a zawieszon膮 na szyi na 艂a艅cuszku plastikow膮 kart臋, z jednej strony wyposa偶on膮 w jej zdj臋cie, z drugiej - w magnetyczny pasek. W艂o偶y艂a j膮 do czytnika, znajduj膮cego si臋 na lewo od drzwi. Otworzy艂y si臋. Paul wsiad艂 do windy. Gospodyni przycisn臋艂a czerwony guzik, kt贸ry odczyta艂 odcisk jej kciuka i zmieni艂 kolor na zielony. Mimo to nie cofn臋艂a r臋ki.
Niech pan nie denerwuje prezydenta - poprosi艂a.
-聽Zrobi臋, co w mojej mocy.
-聽I niech pan postara si臋 powstrzyma膰 innych od k艂贸tni z Burkowem. To, co si臋 sta艂o, nie poprawi艂o mu humoru, a wie pan, jak jego z艂y humor odbija si臋 na prezydencie. - Zbli偶y艂a twarz do twarzy Hooda. - Prezydent musi przecie偶 broni膰 swoich ludzi doda艂a.
-聽Bardzo ceni臋 sobie lojalno艣膰 - odpar艂 wymijaj膮co Paul. Klaw zdj臋艂a palec z guzika i drzwi windy zamkn臋艂y si臋. Hood pomy艣la艂, 偶e superjastrz膮b Waszyngtonu, doradca do spraw bezpiecze艅stwa narodowego, nie jest cz艂owiekiem, z kt贸rym 艂atwo si臋 zgodzi膰.
Jedynym d藕wi臋kiem, jaki s艂ycha膰 by艂o w windzie, by艂 cichy szum umieszczonego pod sufitem wentylatora. Paul Hood podstawi艂 twarz pod strumie艅 ch艂odnego powietrza. Bardzo szybko zjechali na podziemny poziom Bia艂ego Domu - jego techniczne serce, gdzie odbywa艂y si臋 konferencje i gdzie znajdowa艂o si臋 centrum ochrony. Drzwi windy otworzy艂y si臋 na ma艂y gabinet. Na Paula czeka艂 uzbrojony 偶o艂nierz piechoty morskiej, kt贸ry sprawdzi艂 jego dow贸d to偶samo艣ci, podzi臋kowa艂 i usun膮艂 si臋 z drogi. Poza wartownikiem w gabinecie znajdowa艂a si臋 jeszcze jedna osoba - osobista sekretarka prezydenta, siedz膮ca za ma艂ym biurkiem przed wej艣ciem do Sali Sytuacyjnej. E-mailem zawiadomi艂a prezydenta, 偶e Hood przyszed艂. Wpuszczono go, do 艣rodka natychmiast.
Po艣rodku jaskrawo o艣wietlonej Sali Sytuacyjnej sta艂 d艂ugi mahoniowy st贸艂, kt贸ry otacza艂y wygodne, obite sk贸r膮 fotele. Ka偶de stanowisko wyposa偶one by艂o w bezpieczny telefon SIU聽5, karafk臋 z wod膮 i monitor komputera, klawiatura mie艣ci艂a si臋 na wysuwanym blacie pod monitorem. Na 艣cianach znajdowa艂y si臋 dok艂adne mapy elektroniczne, ukazuj膮ce lokalizacj臋 wojsk ameryka艅skich i obcych oraz miejsca, w kt贸rych mog艂y powsta膰 (flaga zielona) lub ju偶 powsta艂y (flaga czerwona) problemy. Paul zauwa偶y艂, 偶e na granicy turecko-syryjskiej zd膮偶ono ju偶 umie艣ci膰 czerwon膮 flag臋. W przeciwleg艂ym k膮cie pokoju sta艂 ma艂y stolik, przeznaczony dla dw贸ch sekretarzy. Jeden z nich spisywa艂 protok贸艂 na PowerBooku, drugi odpowiedzialny by艂 za przekazywanie na monitory komputer贸w koniecznych w danej chwili map lub danych.
Ci臋偶kie drzwi zamkn臋艂y si臋 same. Nad wypolerowanym na wysoki po艂ysk sto艂em obraca艂y si臋 dwa z艂ote wiatraki o br膮zowych 艣mig艂ach. Paul powita艂 wszystkich zgromadzonych lekkim skinieniem g艂owy, a swego przyjaciela, sekretarza sianu Ava Lincolna, takie u艣miechem. Potem zwr贸ci艂 sil bezpo艣rednio do prezydenta, Michaela Lawrence'a.
-聽Dzie艅 dobry, panie prezydencie - powiedzia艂.
-聽Dzie艅 dobry, Paul - odpar艂 prezydent, by艂y gubernator Minnesoty. - Av w艂a艣nie wprowadza nas w sytuacj臋.
Prezydent najwyra藕niej tryska艂 energi膮. Podczas trzech lat sprawowania urz臋du nie odni贸s艂 takiego sukcesu w polityce mi臋dzynarodowej, kt贸ry trafi艂by na czo艂贸wki gazet. Samo w sobie nie oznacza艂o to, oczywi艣cie, 偶e w najbli偶szych wyborach poniesie kl臋sk臋, ale Lawrence uwielbia艂 zwyci臋偶a膰 i denerwowa艂o go, 偶e do tej pory nie sprokurowa艂 w艂a艣ciwej mieszanki si艂y militarnej, ekonomicznej pot臋gi i osobistej charyzmy, dzi臋ki kt贸rej m贸g艂by rz膮dzi膰 na mi臋dzynarodowej scenie.
-聽Jeszcze chwilk臋, Av. - Prezydent uni贸s艂 d艂o艅. - Paul, jakie s膮 najnowsze informacje o generale Rodgersie?
-聽Sytuacja si臋 nie zmieni艂a. - Paul zaj膮艂 miejsce w wolnym sk贸rzanym fotelu po艣rodku sto艂u. - Centrum Regionalne kieruje si臋 w g艂膮b Turcji, na miejsce, z kt贸rego telefonowa艂 genera艂. Zerkn膮艂 na zegarek. - Powinno tam dotrze膰 w ci膮gu p贸艂 godziny.
-聽Czy CR podejmie pr贸b臋 odbicia zak艂adnik贸w? - spyta艂 Burkow.
-聽Wolno nam ewakuowa膰 personel, kt贸ry znalaz艂 si臋 w niebezpiecznej sytuacji - odpar艂 Hood, ostro偶nie dobieraj膮c s艂owa Nie mamy jednak poj臋cia, jak膮 akcj臋 mo偶emy podj膮膰 w obecnej Sytuacji.
-聽Wszystko mo偶na, je艣li chce si臋 zap艂aci膰 cen臋 - stwierdzi艂 Burkow. - Twoim ludziom wolno u偶y膰 si艂y celem ocalenia 偶ycia zak艂adnik贸w. W bazie Si艂 Powietrznych Incirlik, praktycznie tu偶 za rogiem, mamy trzy tysi膮ce siedmiuset 偶o艂nierzy.
-聽My dysponujemy dw贸jk膮 偶o艂nierzy Iglicy. Jednak, jak ju偶 wspomnia艂em, w tej chwili nie mamy poj臋cia, co mo偶na zrobi膰. - Masz mnie osobi艣cie informowa膰 o rozwoju sytuacji, gdziekolwiek b臋dziesz - oznajmi艂 prezydent.
Oczywi艣cie, panie prezydencie - zgodzi艂 si臋 Paul, nie bardzo rozumiej膮c, co znaczy to „gdziekolwiek b臋dziesz".
-聽Av - powiedzia艂 prezydent - kontynuuj, prosz臋.
-聽Tak jest - odpar艂 Av Lincoln.
Pot臋偶nie zbudowany by艂y pierwszoligowy baseballista zajrza艂 do notatek. Z 艂atwo艣ci膮 przerzuci艂 si臋 ze sportu na polityk臋 i jako jeden z pierwszych popar艂 kandydatur臋 Michaela Lawrence'a na prezydenta. Nale偶a艂 do tych nielicznych ludzi z grona jego najbli偶szych wsp贸艂pracownik贸w, kt贸rym Hood ufa艂 ca艂kowicie.
-聽Paul - powiedzia艂 - w艂a艣nie m贸wi艂em o mobilizacji w Turcji. Moje biuro jest w sta艂ym kontakcie z ambasadorem Robertem Macaluso w Ankarze, a tak偶e konsulatami w Stambule, Izmirze i Adanie, oraz z ambasadorem Kande z ambasady Turcji w Waszyngtonie. Wszyscy oni potwierdzili, 偶e o dwunastej trzydzie艣ci naszego czasu Turcy zmobilizowali p贸艂 miliona 偶o艂nierzy sit l膮dowych i powietrznych, oraz postawili w stan wysokiej gotowo5ci bojowej sto tysi臋cy 偶o艂nierzy marynarki, w tym jej lotnictwo i piechot臋 morsk膮. Jest to praktycznie ca艂o艣膰 ich si艂 zbrojnych.
-聽Wraz z rezerwami? - spyta艂 prezydent.
-聽Nie, panie prezydencie. - Na to pytanie odpowiedzia艂 sekretarz obrony Colon. - Je艣li musz膮, Turcy znajd膮 jeszcze ze dwadzie艣cia tysi臋cy 偶o艂nierzy. Spo艣r贸d m臋偶czyzn mi臋dzy dziewi臋tnastym a czterdziestym dziewi膮tym rokiem 偶ycia mog膮 te偶, je艣li zajdzie taka konieczno艣膰, zmobilizowa膰 do pi臋膰dziesi臋ciu tysi臋cy rezerwist贸w.
-聽Powiedziano nam, 偶e si艂y l膮dowe i powietrzne zajm膮 pozycje wzd艂u偶 Eufratu i na granicy z Syri膮 - m贸wi艂 dalej Lincoln. - Marynarka koncentruje si臋 na Morzu Egejskim i 艢r贸dziemnym. Ankara zapewni艂a nas, 偶e marynarka na Morzu 艢r贸dziemnym nie posunie si臋 dalej ni偶 po艂udniowy kraniec zatoki Alexandretta.
Paul zerkn膮艂 na map臋 na monitorze komputera. Wspomniany po艂udniowy kraniec znajdowa艂 si臋 jakie艣 sze艣膰dziesi膮t par臋 kilometr贸w na p贸艂noc od Syrii.
-聽Si艂y tureckie na Morzu Egejskim maj膮 pilnowa膰, by Grecy si臋 nie wtr膮cali - powiedzia艂 Lincoln. - Damaszek nie udzieli艂 na razie 偶adnej konkretnej odpowiedzi. W tej chwili trwa tam spotkanie z udzia艂em prezydenta, trzech wiceprezydent贸w i rady ministr贸w. Ambasador Moualem z ich ambasady tu, w Waszyngtonie, twierdzi, 偶e Syria zareaguje we w艂a艣ciwy spos贸b.
-聽Co oznacza? - spyta艂 prezydent.
-聽Co oznacza mobilizacj臋 - wyja艣ni艂 genera艂 Ken Vanzandt, przewodnicz膮cy Kolegium Szef贸w Sztab贸w. - Syna skoncentrowa艂a swych 偶o艂nierzy przede wszystkim w bazach wzd艂u偶 Orontesu na zachodzie, wzd艂u偶 Eufratu po艣rodku kraju i, na wschodzie, ko艂o granicy z Irakiem. Syryjski prezydent wy艣le na p贸艂noc prawdopodobnie po艂ow臋 tych si艂, czyli jakie艣 sto tysi臋cy 偶o艂nierzy.
-聽Jak daleko na p贸艂noc si臋 posun膮?
-聽Jak daleko si臋 da, panie prezydencie. Stan膮 prawdopodobnie o rzut kamieniem od armii tureckiej. Po stracie Wzg贸rz Golan w wojnie x Izraelem, w 1967, Syryjczycy wyj膮tkowo agresywnie broni膮 swego terytorium.
-聽Bardzo interesuj膮ce wydaje si臋 to, 偶e Turcy zmobilizowali prawie sze艣膰set tysi臋cy ludzi - zauwa偶y艂 sekretarz obrony Ernie Colon. - To niemal trzykrotnie wi臋cej ni偶 si艂y Syryjskiej Armii Arabskiej, Syryjskiej Marynarki Arabskiej, Syryjskich Arabskich Si艂 Lotniczych i Syryjskich Arabskich Oddzia艂贸w Obrony Przeciwlotniczej razem wzi臋te. Turcy najwyra藕niej m贸wi膮 „We藕miemy si臋 za was, a je艣li wtr膮c膮 si臋 inne narody, dla nich te偶 co艣 zostanie”.
-聽Pozornie brzmi to ca艂kiem nie藕le - stwierdzi艂 genera艂 Vanzandt - ale Turcy maj膮 tu wielki problem Oczywi艣cie, musz膮 zwalcza膰 tego rodzaju terroryzm, to pewne, ale nawet gdyby nie wtr膮ci艂a si臋 syryjska armia, bezpo艣redni atak na Kord贸w to niebezpieczne przedsi臋wzi臋cie. Atak na tam臋 2 ca艂膮 pewno艣ci膮 mia艂 na celu zjednoczenie r贸偶nych kurdyjskich frakcji. Kontratak tureckiej armii bez w膮tpienia wzmo偶e tendencje do unifikacji. W艣r贸d pi臋膰dziesi臋ciu dziewi臋ciu milion贸w obywateli Turcji czterna艣cie do pi臋tnastu milion贸w to Kurdowie. Niezbyt zadowoleni z istniej膮cej sytuacji.
-聽To chyba za ma艂o powiedziane - zauwa偶y艂 Lincoln. - Strzela si臋 do nich, wyp臋dza si臋 ich gazem z dom贸w, zabija bez s膮du.
-聽Zaraz, spokojnie, Av - nie wytrzyma艂 Burkow. - Wielu z tych Kord贸w to przecie偶 terrory艣ci.
-聽Wielu z tych Kord贸w nigdy nie by艂o terrorystami.
Burkowi zignorowa艂 t臋 uwag臋.
-聽Lany, o co chodzi艂o z t膮 syryjsk膮 afer膮, w zesz艂ym miesi膮cu? - spyta艂.
Dyrektor CIA, Larry Rachlin, spl贸t艂 r臋ce na stole.
-聽Syryjczycy zrobili doskona艂膮 robot臋, trzymaj膮c pras臋 na dystans - powiedzia艂 - ale sprawa wygl膮da tak. Kurdyjski agent zamordowa艂 im genera艂a i jego dw贸ch doradc贸w. Kiedy go uj臋to, inny kurdyjski agent porwa艂 偶on臋 genera艂a i jego dwie c贸rki, i za偶膮da艂 zwolnienia mordercy. Syryjczycy pos艂ali mu g艂ow臋 przyjaciela Potem pr贸bowali odbi膰 zak艂adnik贸w. Kiedy atak si臋 sko艅czy艂, 偶ona genera艂a nie 偶y艂a. C贸rki i porywacz te偶. Zgin臋艂o takie dw贸ch 偶o艂nierzy.
-聽Je艣li to Turcy terroryzuj膮 Kord贸w, to dlaczego ten agent zabra艂 si臋 do Syryjczyk贸w? - spyta艂 prezydent.
-聽Poniewa偶 - wyja艣ni艂 Rachlin - syryjski prezydent doszed艂 do ca艂kiem s艂usznego wniosku, 偶e w jego armii roi si臋 od kurdyjskich agent贸w. Przysi膮g艂, 偶e wy艂apie ich wszystkich.
Lincoln wyprostowa艂 si臋 w fotelu. Na twarzy malowa艂 mu si臋 wyraz obrzydzenia.
-聽Steve, Larry, o co w tym wszystkim chodzi?
-聽Chodzi o to - powiedzia艂 Burkowi - 偶e czas przesta膰 p艂aka膰 nad tymi Kurdami. S膮 coraz bardziej gwa艂towni, bezlito艣ni i jeden B贸g wie, ilu maj膮 agent贸w w armii tureckiej. Je艣li si臋 w to wmieszamy, ich agenci mog膮 zacz膮膰 atakowa膰 instalacje militarne NATO.
-聽W rzeczywisto艣ci mo偶e by膰 znacznie gorzej - doda艂 Vanzandt. - Kurdowie maj膮 licz膮cych si臋 sympatyk贸w w tureckich partiach fundamentalist贸w islamskich. Mog膮 skorzysta膰 z wywo艂anego wojn膮 zamieszania i obali膰 艣wieckie rz膮dy w obu krajach.
-聽Z chaosu rodzi si臋 wi臋cej chaosu - zauwa偶y艂 Lincoln.
-聽Dok艂adnie - przytakn膮艂 Vanzandt. - Precz z niedoskona艂膮 demokracj膮, niech 偶yje religijna autokracja.
-聽Precz ze Stanami Zjednoczonymi - doda艂 sekretarz obrony Colon.
„Precz" to niezbyt w艂a艣ciwe s艂owo - wtr膮ci艂 dyrektor CIA Rachlin. - Steve trafi艂 w samo sedno. Zaczn膮 na nas polowa膰 nie tylko w Turcji, lecz tak偶e w Grecji. Pami臋tacie tych wszystkich afga艅skich bojownik贸w o wolno艣膰, kt贸rych wyposa偶yli艣my i wyszkolili艣my do walki z Sowietami? Wielu z nich zjednoczy艂o si臋 z islamskimi fundamentalistami i s艂ucha teraz szejka Safara al-Awdaha, Syryjczyka, jednego z najbardziej radykalnych duchownych regionu.
-聽Bo偶e, jakbym chcia艂 zobaczy膰, jak kto艣 kopie tego sukinsyna w ty艂ek - westchn膮艂 Steve Burkowi. - Jego przem贸wienia radiowe wys艂a艂y ca艂e mn贸stwo ludzi w autobusow膮 podr贸偶 do Izraela... z bombami przywi膮zanymi do plec贸w.
-聽Ma wyznawc贸w zw艂aszcza w Arabii Saudyjskiej i Turcji m贸wi艂 dalej Rachlin. - W Turcji rosn膮 w si艂臋 od chwili obj臋cia funkcji premiera przez przyw贸dc臋 partii islamskiej, Necmettina Erbakana, w lecie 1996 roku. Ironia sprawia, 偶e radykalizm wywo艂any jest nie tylko przez kwestie religijne. W latach osiemdziesi膮tych, kiedy Turcja zmieni艂a si臋 z kraju o zamkni臋tym rynku w kraj o rynku globalnym, wzbogaci艂o si臋 niewielu ludzi. Reszta pozosta艂a uboga lub jeszcze bardziej zubo偶a艂a. Tego rodzaju, lud藕mi zawsze 艂atwo mo偶na manipulowa膰.
-聽Fundamentali艣ci i wielkomiejska biedota to naturalni sojusznicy - stwierdzi艂 Av Lincoln. - I jedni, i drudzy nale偶膮 do upo艣ledzonych, i jedni, i drudzy pragn膮 tego, co robi膮 ich 艣wieccy przyw贸dcy.
-聽Larry - powiedzia艂 prezydent - wspomnia艂e艣 Arabi臋 Saudyjsk膮. Je艣li mi臋dzy Turcj膮 i Syri膮 dojdzie do eskalacji dzia艂a艅, jak zachowa si臋 reszta pa艅stw regionu?
-聽Najwi臋ksz膮 zagadk膮 pozostaje Izrael - wyja艣ni艂 Rachlin. Sw贸j uk艂ad o wsp贸艂pracy wojskowej z Turcj膮 Izrael traktuje bardzo powa偶nie. Od dw贸ch lat jego piloci startuj膮 do lot贸w 膰wiczebnych z bazy w Akinci, po艂o偶onej na zach贸d od Ankary. Powoli przerabia te偶 tureckie Phantomy 164 na bardziej nowoczesne Phantomy 2000.
-聽Nie zapomnij, 偶e nie robi tego z dobroci serca - zauwa偶y艂 Colon - tylko za sze艣膰set milion贸w dolar贸w.
-聽S艂usznie. W przypadku wojny b臋dzie jednak nadal dostarcza艂 Turcji cz臋艣ci zamiennych, prawdopodobnie amunicji, a z pewno艣ci膮 informacji wywiadowczych. To ten sam. rodzaj porozumienia, jakie mia艂 z Jordani膮 w 1994 roku. Je艣li jednak pozwoli Turkom startowa膰 ze swego terytorium w wojnie z Syri膮, pewne jest, 偶e Syryjczycy go zaatakuj膮.
-聽Dla porz膮dku - wtr膮ci艂 Vanzandt. - Pomys艂 wzi臋cia przeciwnika w kleszcze dzia艂a w obie strony. Syria i Grecja dyskutuj膮 mo偶liwo艣膰 zawarcia sojuszu wojskowego, tak by ka偶de z tych pa艅stw mog艂o, w miar臋 potrzeby, zaatakowa膰 Turcj臋 z dw贸ch stron.
-聽A to ma艂偶e艅stwo z piek艂a rodem - zdumia艂 si臋 Lincoln. Przecie偶 Grecja i Syria nie maj膮 偶adnej innej p艂aszczyzny porozumienia.
-聽Co pokazuje, jak bardzo oba te pa艅stwa nienawidz膮 Turcji podsumowa艂 Burkow.
-聽Dobrze - przerwa艂 im prezydent. - A inne kraje?
-聽Iran z pewno艣ci膮 nasili dzia艂alno艣膰 swych marionetkowych partii w Ankarze - powiedzia艂 Colon. - Wezwie do strajk贸w generalnych, marszy protestacyjnych i tak dalej, militarnie si臋 jednak nie zaanga偶uje. Nie musi.
-聽Chyba 偶e w konflikt wci膮gni臋ta zostanie Armenia - doda艂 Lincoln.
-聽S艂usznie. Za chwil臋 do tego przejdziemy. Irak z pewno艣ci膮 wykorzysta wybuch walk jako pretekst do przesuni臋cia oddzia艂贸w i uderzenia na Kurd贸w, operuj膮cych na jego granicy z Syri膮. A je艣li Irak si臋 zmobilizuje, zawsze istnieje mo偶liwo艣膰, 偶e zrobi co艣, by sprowokowa膰 Kuwejt, Arabi臋 Saudyjsk膮 albo swego najwi臋kszego wroga, Iran. Ale, jak wspomnia艂 Av, wielkim znakiem zapytania jest Armenia.
Sekretarz stanu skin膮艂 g艂ow膮.
-聽Mieszka艅cy Armenii to w wi臋kszo艣ci chrze艣cijanie. Je艣li tamtejszy rz膮d przestraszy si臋 islamskiej Turcji, mo偶e nie mie膰 wyj艣cia innego ni偶 wzi臋cie udzia艂u w konflikcie, po prostu w obronie w艂asnych granic, Je艣li tak si臋 zdarzy, Azerbejd偶an, praktycznie w ca艂o艣ci islamski, niemal z ca艂kowit膮 pewno艣ci膮 uderzy na Armeni臋, by odzyska膰 G贸rny Karabach, kt贸ry straci艂 w walkach 1994 roku.
-聽Turcja publicznie oznajmi艂a, 偶e G贸rny Karabach nale偶y do Azerbejd偶anu -. przypomnia艂 obecnym Colon. - Co spowodowa艂o napi臋cia wewn臋trzne w tym kraju, poniewa偶 mieszkaj膮 tam Ormianie, wspomagaj膮cy arme艅skich wsp贸艂wyznawc贸w. Powinni艣my jeszcze wzi膮膰 pod uwag臋 mo偶liwo艣膰 wybuchu w Turcji wojny domowej, spowodowanej wydarzeniami w dw贸ch s膮siednich krajach.
-聽Mo偶e to w艂a艣ciwa chwila, by wspomnie膰 o rozszerzeniu NATO - zauwa偶y艂 Lincoln. - Przyjmijmy Polsk臋, W臋gry i Czechy i pom贸偶my im w stabilizacji. U偶yjmy ich jako falochronu.
-聽Nie zdo艂amy tego dokona膰 na czas - sprzeciwi艂 si臋 Burkow.
-聽A wi臋c najlepiej zacz膮膰 od razu - u艣miechn膮艂 si臋 Av Lincoln. Prezydent potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
-聽Av, nie chc臋 zajmowa膰 si臋 teraz sprawami pobocznymi. Te kraje to nasi sojusznicy i z im pomo偶emy. Zajmuje mnie teraz zapobie偶enie temu, co mo偶e wynikn膮膰 z istniej膮cej sytuacji na Bliskim Wschodzie.
Doskonale. - Lincoln lekko uni贸s艂 d艂onie. - To by艂a tylko uwaga na marginesie.
Hood przyjrza艂 si臋 nowej mapie, kt贸r膮 jeden z sekretarzy przekaza艂 w艂a艣nie na komputer. Armenia graniczy艂a z Turcj膮 na zachodzie i Azerbejd偶anem na wschodzie. Sporny region G贸rnego Karabachu znajdowa艂 si臋 mi臋dzy Armeni膮 i Azerbejd偶anem.
-聽Oczywi艣cie - przerwa艂 milczenie Av Lincoln - najwi臋kszym niebezpiecze艅stwem nie jest wcale to, 偶e Azerbejd偶an i Armenia rozpoczn膮 wojn臋. Oba kraje razem maj膮 powierzchni臋 mniej wi臋cej po艂owy Teksasu z ludno艣ci膮 odpowiadaj膮c膮 ludno艣ci Los Angeles. Problem w tym, 偶e Iran, znajduj膮cy si臋 bezpo艣rednio na po艂udniu, i Rosja, znajduj膮ca si臋 bezpo艣rednio na p贸艂nocy, zaczn膮 przesuwa膰 wojska w obronie swych granic. Iran bardzo pragn膮艂by dosta膰 ten teren w swoje 艂apy. Jest tu ropa, gaz ziemny, mied藕, pola uprawne i inne surowce naturalne. Rosyjscy twardog艂owi te偶 marz膮 o tym, by odzyska膰 dawne republiki.
-聽A w dodatku Armeni臋 zamieszkuj膮 wierz膮cy chrze艣cijanie doda艂 Vanzandt. - Iran wiele da艂by, 偶eby si臋 ich pozby膰. Bez Ormian ca艂y Kaukaz sta艂by si臋 de facto cz臋艣ci膮 islamskiego Iranu.
-聽Mo偶e. Istnieje jeszcze mn贸stwo innych punkt贸w zapalnych. Na przyk艂ad pi臋tna艣cie milion贸w Azer贸w w p贸艂nocnych prowincjach Iranu. je艣li zdecyduj膮 si臋 na secesj臋, Iran b臋dzie musia艂 powstrzyma膰 ich zbrojnie. Pi臋膰 milion贸w etnicznych mieszka艅c贸w Kaukazu w Turcji z pewno艣ci膮 walczy膰 b臋dzie wsp贸lnie ze swymi ira艅skimi bra膰mi. To oznacza wojn臋 mi臋dzy Turcj膮 i Iranem Je艣li rozpoczn膮 oni wojn臋 o niepodleg艂o艣膰, istnieje spora szansa, 偶e ca艂y P贸艂nocny Kaukaz stanie w ogniu. Osety艅cy i Ingusze, Osety艅cy i Gruzini, Abchazi i Gruzini, Czecze艅cy i Kozacy, Czecze艅cy i Azerowie...
-聽Najbardziej denerwuj膮ce jest pewnie to, 偶e zdaniem ludzi Boba Herberta z Centrum, Grady'ego Reynoldsa z CIA i moich, Damaszek nie ma prawdopodobnie nic wsp贸lnego z wysadzeniem tamy - powiedzia艂 Colon. - Musieliby oszale膰, by za jednym zamachem odci膮膰 sobie po艂ow臋 zasob贸w wodnych.
-聽Mo偶e szukaj膮 mi臋dzynarodowego wsp贸艂czucia? - zasugerowa艂 Burkow. - Zdj臋cia spragnionych dzieci i umieraj膮cych star r贸w natychmiast zmieni艂yby ich wizerunek w 艣wiecie, kt贸ry spowodowa艂by pewnie, 偶e Stany Zjednoczone zamiast pomaga膰 Turcji i Izraelowi pomog艂yby im.
-聽Tyle 偶e na ich ziemi zaraz znalaz艂aby si臋 wielokro膰 liczniejsza i lepiej uzbrojona armia turecka - sprzeciwi艂 si臋 Colon. Wysadzenie farny to wypowiedzenie wojny. NATO gwarantuje, 偶e w przypadku wojny pomoc wojska i ameryka艅skich instytucji finansowych skierowana zostanie do Turcji. Izrael tak偶e pom贸g艂by Turkom, zw艂aszcza gdyby przy okazji m贸g艂 os艂abi膰 Syri臋.
-聽Lecz przecie偶 ma to zastosowanie tylko w przypadku wojny. Turcy mog膮 skoncentrowa膰 wojska na granicy z Syri膮, Syria mo偶e skoncentrowa膰 wojska na granicy z Turcj膮, ale je艣li Syryjczycy nie podejm膮 dzia艂a艅, wojny nie b臋dzie.
-聽I wszyscy Arabowie uznaj膮 ich za pozbawionych honoru. Nie, Steve, to zbyt wydumane. O wiele sensowniej przyj膮膰, 偶e tam臋 wysadzili syryjscy Kurdowie.
-聽Dlaczego Kurdowie mieliby chcie膰 wywo艂a膰 mi臋dzynarodowy konflikt? - spyta艂 prezydent. - S膮 wystarczaj膮co zdesperowani, by atakowa膰 kraje, kt贸re zamieszkuj膮?
-聽Od jakiego艣 czasu spodziewali艣my si臋 zjednoczenia rozmaitych frakcji kurdyjskich nacjonalist贸w - zauwa偶y艂 Larry Rachlin. -- je艣li si臋 nie zjednocz膮, b臋d膮 likwidowane po kolei. By膰 mo偶e mamy do czynienia w艂a艣nie z pr贸b膮 unifikacji.
-聽Kurdystan w diasporze - powiedzia艂 Lincoln.
-聽W艂a艣nie tak.
-聽Wiesz, Steve, prawda wygl膮da w ten spos贸b, 偶e genera艂 Vanzandt ma wszelkie prawo niepokoi膰 si臋 tym, czego mog膮 dokona膰 Kurdowie. W tej chwili jest to najbardziej prze艣ladowany nar贸d na Ziemi. Mieszkaj膮 w Turcji, Syrii i Iraku i s膮 gn臋bieni przez wszystkie trzy rz膮dy. Do 1991 toku w Turcji nie pozwalano im nawet u偶ywa膰 w艂asnego j臋zyka. Pod presj膮 kraj贸w cz艂onkowskich NATO Turcja udzieli艂a im w ko艅cu tego „przywileju", ale tylko tego. Od 1984 roku, kiedy rebelianci kurdyjscy rozpocz臋li walk臋 o suwerenno艣膰, zgin臋艂o dwadzie艣cia tysi臋cy Turk贸w, a Kordom nadal nie pozwala si臋 zak艂ada膰 偶adnych stowarzysze艅. I nie m贸wi臋 tu o partiach politycznych, lecz o ch贸rach czy klubach literackich. Gdyby dosz艂o do wojny, Kurdowie z pewno艣ci膮 by w niej walczyli, a potem z pewno艣ci膮 byliby stron膮 w porozumieniu pokojowym. Tylko w ten spos贸b zyskuj膮 szans臋 na jak膮kolwiek autonomi臋.
Prezydent zwr贸ci艂 si臋 do Vanzandta.
-聽Musimy poprze膰 Turk贸w - powiedzia艂. - Musimy tak偶e zapobiec wci膮gni臋ciu w t臋 spraw臋 Grecji i Bu艂garii, prawda?
-聽Owszem, panie prezydencie.
-聽Wi臋c spr贸bujmy powstrzyma膰 bieg zderze艅, nim dojdzie do konfliktu turecko-syryjskiego - zdecydowa艂 prezydent. - Av, jakie s膮 szanse, 偶e Turcy przekrocz膮 granic臋 syryjska w po艣cigu za terrorystami?
-聽C贸偶,. Ankara jest mocno zdenerwowana, nie s膮dz臋 jednak, by mia艂o doj艣膰 do naruszenia granicy. A przynajmniej nie przez du偶e oddzia艂y.
-聽Dlaczego nie? - zdziwi艂 si臋 Vanzandt. - Przecie偶 Turkom zdarza艂o si臋 ju偶 ignorowa膰 suwerenno艣膰 innych narod贸w. W 199贸 przeprowadzili kilka krwawych atak贸w na separatyst贸w kurdyjskich w p贸艂nocnym Iraku.
-聽Zawsze byli艣my zdania, 偶e w tym wypadku mieli cich膮 zgod臋 Iraku - zauwa偶y艂 Rachlin z CIA. - Stany Zjednoczone nie pozwoli艂y na atak Saddamowi, wi臋c niech zrobi膮 to Turcy.
-聽W ka偶dym razie - m贸wi艂 dalej Lincoln - istnieje jeszcze inny, pow贸d, dla kt贸rego Turcy mog膮 nie chcie膰 atakowa膰 Syrii. W 1987 roku dowiedzieli si臋, 偶e w贸dz partyzant贸w kurdyjskich, Abdullah Ocalan, mieszka w Damaszku. Siedzi sobie w willi i kieruje atakami na tureckie wioski. Ankara poprosi艂a Damaszek o pozwolenie na wprowadzenie zespo艂u uderzeniowego, kt贸ry mia艂 wzi膮膰 go do niewoli. Syryjczycy mieli tylko zej艣膰 im z drogi. Damaszek nie chcia艂 jednak dra偶ni膰 swoich Kord贸w i odm贸wi艂. Mimo to Turcy omal nie nakazali ataku.
-聽Co ich powstrzyma艂o? - spyta艂 prezydent.
-聽Bali si臋, 偶e Damaszek poinformowa艂 o wszystkim Ocalana wyja艣ni艂 Lincoln. - Nie chcieli atakowa膰, by wr贸ci膰 z pustymi karni. Utraciliby twarz na ca艂ym Bliskim Wschodzie.
-聽Powiedzia艂bym, 偶e atak na tam臋 to prowokacja znacznie wi臋ksza ni偶 wszystko, co dzia艂o si臋 w 1987 - zauwa偶y艂 Vanzandt.
-聽Owszem, ale problem pozosta艂 ten sam. Co b臋dzie, je艣li oka偶e si臋, 偶e mokr膮 robot臋 wykonali nie syryjscy, lecz tureccy Kurdowie? Turcja atakuje Syri臋 w poszukiwaniu winnych, a tymczasem ma ich na swoim podw贸rku. Akcje Syrii rosn膮 na mi臋dzynarodowej gie艂dzie, Turcji dramatycznie spadaj膮. Turcja nie zdecyduje si臋 na takie ryzyko.
-聽Panie prezydencie - powiedzia艂 sekretarz obrony Colon - niech pan pami臋ta, 偶e wysadzenie tamy ugodzi艂o nie tylko w Ankar臋, lecz tak偶e w Damaszek. Moim zdaniem by艂o to dzie艂o zjednoczonych Kord贸w. Pr贸buj膮 wywo艂a膰 wojn臋 turecko-syryjsk膮 zmuszaj膮c Turk贸w, by wkroczyli do Syrii w po艣cigu za terrorystami. Moim zdaniem Kurdowie b臋d膮 naciska膰, p贸ki nie dojdzie do powa偶niejszego naruszenia granicy.
-聽Po co? Spodziewaj膮 si臋 dosta膰 ojczyzn臋 w wyniku porozumienia pokojowego?
Colon i Lincoln obaj jednocze艣nie skin臋li g艂owami. Hood tymczasem przygl膮da艂 si臋 jednej z map.
-聽Czego艣 nie rozumiem - powiedzia艂, podnosz膮c g艂ow臋. - Co zyskuje Syria nie daj膮c Turkom zezwolenia na poszukiwanie terroryst贸w? Damaszek musi ponie艣膰 koszta zabezpieczenia innych 藕r贸de艂 wody, na przyk艂ad Orontesu na zachodzie. Wygl膮da na to, 偶e rzeka ta p艂ynie przez Turcj臋 do Syrii i Libanu.
Owszem - potwierdzi艂 Lincoln.
-聽Je艣li wi臋c Turcja musi powstrzyma膰 Kurd贸w i Syria musi powstrzyma膰 Kurd贸w, dlaczego nie zjednocz膮 si艂? To ju偶 nie jest sprawa Ocalana. Syria nie ryzykuje sprowokowania Kurd贸w. Oni ju偶 wst膮pili na wojenn膮 艣cie偶k臋.
-聽Syria nie mo偶e porozumie膰 si臋 z Turcj膮, poniewa偶 Turcy maj膮 uk艂ad o pomocy wojskowej z Izraelem - wyja艣ni艂 Vanzandt. Syria ju偶 raczej wspomo偶e polityczne cele Kurd贸w, by ocali膰 inne tamy, ni偶 polityczne cele Turcji, pragn膮cej zniszczenia Kurd贸w.
-聽Syria raczej wspomo偶e wroga, ni偶 przyjaciela innego wroga - podsumowa艂 Colon. - Teraz ju偶 wiesz, jak wygl膮da polityka na Bliskim Wschodzie.
-聽Lecz przecie偶 Syria musia艂aby odda膰 cz臋艣膰 swojej ziemi na pa艅stwo kurdyjskie! - zdziwi艂 si臋 prezydent.
-聽Czy偶by? - odpowiedzia艂 pytaniem Av Lincoln. - Za艂贸偶my, 偶e Kurdowie dostaj膮 wreszcie czego chc膮, czyli ojczyzn臋 obejmuj膮c膮 cz臋艣膰 Turcji, Syrii i Iraku. My艣li pan, 偶e Syryjczycy pozostan膮 bierni? Oni nie graj膮 wed艂ug obowi膮zuj膮cych zasad. U偶yj膮 terroryzmu celem odzyskania kontroli na tym, co by艂o kiedy艣 ich terytorium, a tak偶e celem wci膮gni臋cia cz臋艣ci terytorium Turcji w granice Wielkiej Syrii. Dok艂adnie tak post膮pili w Libanie.
-聽Generale Vanzandt, panowie - powiedzia艂 prezydent - musimy znale藕膰 jaki艣 spos贸b na zagwarantowanie bezpiecze艅stwa tym innym 藕r贸d艂om wody, a tak偶e pom贸c Turkom odszuka膰 terroryst贸w. Prosz臋 o propozycje.
-聽Lany, Paul - pierwszy zareagowa艂 genera艂 Vanzandt - o wewn臋trznych operacjach przeciw terrorystom mo偶emy porozmawia膰 p贸藕niej. Przedstawicie w贸wczas prezydentowi swe propozycje. Hood i Rachlin skin臋li g艂owami. - A je艣li chodzi o wod臋. je偶eli przesuniemy grup臋 lotniskowca „Eisenhower” z Neapolu na wschodni膮 cz臋艣膰 Morza 艢r贸dziemnego, b臋dziemy w stanie obserwowa膰 Orontes, a jednocze艣nie zapewni膰 bezpiecze艅stwo tureckim szlakom komunikacyjnym. Musimy zabezpieczy膰 si臋 przeciw greckim niespodziankom.
-聽W ten spos贸b wszyscy poczuj膮 si臋 szcz臋艣liwi - stwierdzi艂 Burkowi - chyba 偶e Syryjczycy na sw贸j jak偶e charakterystyczny paranoiczny spos贸b zdecyduj膮 nagle, 偶e to wszystko to tylko zagrywka Stan贸w Zjednoczonych, pragn膮cych pozbawi膰 ich wody. A gdyby kto艣 mnie pyta艂, powiem, 偶e nie wydaje mi si臋 to najgorszym pomys艂em na 艣wiecie. Brak wody zmusi艂by Damaszek do b艂yskawicznego wycofania si臋 z terrorystycznego biznesu.
-聽Ilu zgin臋艂oby przy tym niewinnych ludzi? - spyta艂 Lincoln.
-聽Niewielu wi臋cej ni偶 wspomagani przez Syri臋 terrory艣ci zabij膮 w ci膮gu nast臋pnych kilku lat - odpar艂 natychmiast Burkowi. Wpisa艂 has艂o, wywo艂uj膮c na monitor jeden z plik贸w ze swojego archiwum. - M贸wili艣my ju偶 tu o szejku ai-Awdahu, prawda? We wczorajszym przem贸wieniu radiowym nadanym z Palmyry w Syrii szejk by艂 艂askaw powiedzie膰: „Wzywamy Boga Wszechmog膮cego do zniszczenia ameryka艅skiej ekonomii i ameryka艅skiego spo艂ecze艅stwa, do przekszta艂cenia poszczeg贸lnych stan贸w w pa艅stwa, kt贸re obr贸c膮 si臋 przeciwko sobie. Niech bracia obr贸c膮 si臋 przeciwko braciom i niech b臋dzie to kara za grzechy niewiernych". Dla mnie niczym nie r贸偶ni si臋 to od wypowiedzenia wojny. Wiece, ilu chorych na umy艣le fanatyk贸w us艂yszy te s艂owa i spr贸buje wprowadzi膰 je w czyn?
-聽Nie usprawiedliwia to 艣lepych uderze艅 odwetowych - zauwa偶y# prezydent. - My przynajmniej nie jeste艣my terrorystami.
-聽Przecie偶 wiem, panie prezydencie. Tylko 偶e znudzi艂o mi si臋 granie wed艂ug regu艂, kt贸rych najwyra藕niej nie przestrzega nikt opr贸cz nas. 艂adujemy dziesi膮tki miliard贸w w chi艅sk膮 gospodark臋, a Chi艅czycy wykorzystuj膮 te pieni膮dze na rozw贸j technologii nuklearnych, kt贸re sprzedaj膮 terrorystom. A dlatego na to pozwalamy? Bo nie chcemy, 偶eby ameryka艅ski biznes ucierpia艂 przez odci臋cie go od chi艅skich rynk贸w...
-聽Nie rozmawiamy tu o Chinach - przerwa艂 mu Lincoln.
-聽Rozmawiamy o cholernej permanentnej r贸偶nicy zasad mi臋dzy nami a reszt膮 艣wiata. - Burkowi niemal krzycza艂. - Przymykamy oczy, kiedy Iran sprzedaje bro艅 terrorystom na ca艂ym 艣wiecie. Dlaczego? Poniewa偶 niekt贸rzy z tych terroryst贸w dokonuj膮 zamach贸w w innych krajach, nie w naszym. W jaki艣 perwersyjny spos贸b zdobywamy w ten spos贸b sojusznik贸w w walce z terroryzmem. Nie musimy znosi膰 p艂yn膮cej zewsz膮d krytyki, je艣li krytykuje si臋 nas za to, 偶e bronimy si臋 przed tym, przed czym broni膮 si臋 te偶 inne narody. Chc臋 tylko powiedzie膰, 偶e mamy oto okazja przypiec pi臋ty Syryjczykom. Je艣li odetniemy ich od wody, zd艂awimy ich ekonomi. Je艣li zd艂awimy ich ekonomi臋, Hezbollah, obozy terroryst贸w palesty艅skich i nawet nasi kochani Kurdowie znikaj膮 jak sen z艂oty.
-聽Zabij cia艂o, a zabijesz chorob臋 - zauwa偶y艂 Lincoln. - Daj spok贸j, Steve.
Powstrzymasz rozprzestrzenianie si臋 epidemii - ci膮gn膮艂 Burkow. - Je艣li zrobimy z Syrii lekcj臋 pogl膮dow膮, gwarantuj臋 wam, 偶e Iran, Irak i Libia schowaj膮 pazurki i zrobi膮 si臋 grzeczne.
-聽Albo wzmog膮 wysi艂ki prowadz膮ce do zniszczenia nas - podpowiedzia艂 Lincoln.
-聽Je艣li spr贸buj膮, zmienimy Teheran, Bagdad i Trypolis w kratery wystarczaj膮co wielkie, by da艂o si臋 sfotografowa膰 je z Marsa!
Zapad艂a pe艂na za偶enowania cisza. Hood przypomnia艂 sobie sceny z „Doktora Strangelove".
-聽A gdyby zastosowa膰 odwrotn膮 technik臋? - spyta艂 Lincoln. Zamiast zaci艣ni臋tej pi臋艣ci wyci膮gn膮膰 pomocn膮 d艂o艅.
-聽Na przyk艂ad? - zainteresowa艂 si臋 prezydent.
-聽Uwag臋 Syrii tak naprawd臋 zwr贸ci艂by nie przep艂yw wody, lecz przep艂yw pieni臋dzy - wyja艣ni艂 Av. - Ich gospodarka le偶y w gruzach. Na ich rynku jest mniej wi臋cej tyle samo produkt贸w co pi臋tna艣cie lat temu, kiedy mieli o jedn膮 czwart膮 mniej ludno艣ci. Rozpaczliwie i bezskutecznie pr贸bowali dor贸wna膰 Izraelowi w sile militarnej, Arabia Saudyjska powa偶nie ograniczy艂a im pomoc, nie zarabiaj膮 wystarczaj膮co wiele na rynku mi臋dzynarodowym, by kupi膰 sobie to, czego potrzebuj膮 dla przemys艂u i rolnictwa. Maj膮 prawie sze艣膰 miliard贸w dolar贸w d艂ugu zagranicznego.
-聽Serce mi krwawi - wyzna艂 Burkow. - Mam jednak nieodparte wra偶enie, 偶e wystarcza im forsy na finansowanie terroryst贸w.
-聽Przede wszystkim dlatego, 偶e tylko w ten spos贸b mog膮 wywrze膰 nacisk na bogate kraje - wyja艣ni艂 Lincoln. - Za艂贸偶my teraz, 偶e dajemy Syrii marchewk臋, nim sfinansuje kolejny terrorystyczny zamach. A dok艂adniej, damy im gwarantowany przez Stany Zjednoczone kredyt w Banku Eksportowo-Importowym.
-聽Tego nam nie wolno! - krzykn膮艂 Burkow. - Przede wszystkim Bank 艢wiatowy i Mi臋dzynarodowy Fundusz Walutowy musz膮 potwierdzi膰 zdj臋cie ci臋偶aru d艂ugu...
-聽Kraje finansuj膮ce mog膮 tak偶e spisa膰 po偶yczki dla kraj贸w powa偶nie zad艂u偶onych - zauwa偶y艂 Hood.
-聽Tylko pod warunkiem, 偶e po偶yczkobiorca zastosuje drastyczne reformy rynkowe pod kontrol膮 Banku i Funduszu!
-聽S膮 sposoby na obej艣cie tych ogranicze艅. Mo偶emy pozwoli膰 im na sprzeda偶 z艂贸偶 z艂ota...
-聽Sko艅czy si臋 na tym, 偶e sami b臋dziemy kupowa膰 ich z艂oto, finansuj膮c w ten spos贸b terroryst贸w dobieraj膮cych si臋 nam do ty艂ka. Nie, dzi臋kuj臋. - Burkow by艂 wyra藕nie wyprowadzony z r贸wnowagi. Spojrza艂 na Ava Lincolna. - Jak d艂ugo Syria figuruje na czele listy kraj贸w finansuj膮cych terroryzm, prawo wyra藕nie zabrania nam udzielania jej pomocy finansowej.
-聽Atak bomb膮 atomow膮 na miasto uwa偶a pan za dozwolony przez prawo? - spyta艂 Paul.
-聽W samoobronie, owszem - odpar艂 Burkow.
-聽Doroczny raport Departamentu Stanu na temat terroryzmu udowadnia, 偶e Syria nie by艂a bezpo艣rednio wpl膮tana w 偶aden atak terrorystyczny od 1986 roku, kiedy to dow贸dca ich wywiadu, Hafez al-Assad, zorganizowa艂 wybuch bomby na pok艂adzie samolotu rejsowego El Al z Londynu - zauwa偶y艂 Lincoln.
-聽Bezpo艣rednio wpl膮tana! - roze艣mia艂 si臋 Burkow. - Panie sekretarzu, to doprawdy wspania艂e. Syryjczycy s膮 r贸wnie winni rozwojowi 艣wiatowego terroryzmu co John Wilkes Booth zab贸jstwu prezydenta Lincolna. I nie tylko terroryzmowi. W laboratoriach w dolinie Bekaa produkuj膮 kokain臋 oraz morfin臋, doskonale fa艂szuj膮 banknoty studolarowe...
-聽Rozmawiamy o terroryzmie, Steve - przerwa艂 mu Lincoln. Nie o kokainie. Nie o Chinach. Nie o wojnie atomowej. Tylko i wy艂膮cznie o powstrzymaniu atak贸w terrorystycznych.
Burkow nie wytrzyma艂.
-聽Rozmawiamy o udzieleniu pomocy finansowej wrogom tego kraju! - krzykn膮艂. - Nie macie zamiaru ich zniszczy膰, to jedno. Nagradzanie ich jest jednak czym艣 zupe艂nie innym
-聽Drobiazg w postaci dwudziestu, powiedzmy trzydziestu milion贸w dolar贸w w gwarancji kredytowej na, powiedzmy, ofiary powodzi nie jest pomoc膮 finansow膮, a ju偶 z pewno艣ci膮 nie jest nagrod膮 - zauwa偶y艂 Lincoln. - Po prostu podsycamy ich apetyt na przysz艂膮 wsp贸艂prac臋. W tej chwili tego rodzaju gest mo偶e tak偶e zapobiec wojnie.
-聽Oj, Steve, Steve - wtr膮ci艂 prezydent. - W tej chwili interesuje mnie wy艂膮cznie opanowanie i rozwi膮zanie tej szczeg贸lnej sytuacji. - Spojrza艂 na Hooda. - Paul, s艂uchaj, by膰 mo偶e za偶膮dam, 偶eby艣 ty za艂atwi艂 t臋 spraw臋. Kto jest twoim doradc膮 do spraw Bliskiego Wschodu?
To pytanie zaskoczy艂o szefa Centrum.
-聽Do tego mam Warnera Bickinga, ale...
-聽Ch艂opaka z Georgetown - przerwa艂 mu Rachlin. - By艂ego reprezentanta w boksie na Olimpiadzie 1992 roku. Wpl膮ta艂 si臋 w t臋 pysk贸wk臋, posz艂o o irackiego boksera, kt贸ry chcia艂 uciec i...
Hood zerkn膮艂 na niego, zirytowany.
-聽Warner to godny zaufania doradca - powiedzia艂.
-聽Facet bywa kompletnie nieobliczalny. - Rachlin zwr贸ci艂 si臋 bezpo艣rednio do prezydenta. - Krytykowa艂 polityk臋 azylu politycznego, prowadzon膮 przez George Busha, w telewizji kablowej, ubrany wy艂膮cznie w czerwone bokserskie szorty i r臋kawice. Prasa nazwa艂a go „dyplomat膮 wagi muszej". Z ca艂ce tej sprawy zrobi艂a wy艂膮cznie 偶art.
-聽Mnie potrzebny jest bokser wagi ci臋偶kiej, Paul - powiedzia艂 prezydent.
-聽Warner jest w porz膮dku. - Hood zawsze broni艂 wsp贸艂pracownik贸w. - Oficjalne raporty opracowuje te偶 dla nas profesor Ahmed Nasr.
-聽Znam sk膮d艣 to nazwisko.
-聽Spotka艂 go pan na kolacji u szejka Dubaju, panie prezydencie. Doktor Nasr to ten, kt贸ry po deserze poszed艂 z pa艅skim synem pom贸c mu napisa膰 wypracowanie o panturkizmie.
-聽Oczywi艣cie, pami臋tam. - Prezydent u艣miechn膮艂 si臋. - Sk膮d do nas trafi艂?
-聽Pracowa艂 w Narodowym Centrum Studi贸w nad Bliskim Wschodem w Kairze - wyja艣ni艂 Paul. - Teraz zwi膮zany jest z Instytutem Pokoju.
-聽Jak zagra艂by w Syrii?
-聽Powitaliby go tam z otwartymi ramionami, panie prezydencie. jest gorliwym wyznawc膮 islamu i pacyfist膮. Cieszy si臋 tak偶e reputacja cz艂owieka bezwzgl臋dnie uczciwego.
-聽O, do diab艂a! - powiedzia艂 Larry Rachlin. - Panie prezydencie, w tym szczeg贸lnym przypadku Steve ma we mnie sojusznika. Czy naprawd臋 potrzebujemy egipskiego harcerzyka namawiaj膮cego do umiaru rz膮d pa艅stwa finansuj膮cego terroryzm?
-聽Potrzebujemy, skoro wszyscy inni kr臋c膮 si臋 w k贸艂ko za w艂asnym ogonem. - Prezydent spojrza艂 na Burkowa, ale nie zgani艂 go. Paul nie spodziewa艂 si臋 niczego innego. Obaj znali si臋 od zbyt dawna, obaj razem prze偶yli zbyt wiele osobistych i zawodowych utarczek. Poza tym Paul wiedzia艂, 偶e prezydent wr臋cz cieszy艂 si臋, kiedy Burkow m贸wi艂 co艣, co jemu, jako naczelnemu dow贸dcy si艂 zbrojnych, nie powinno przej艣膰 przez gard艂o. - Paul - m贸wi艂 dalej prezydent - chc臋, 偶eby艣 pojecha艂 do Damaszku z profesorem Nasrem.
Paul Hood drgn膮艂 lekko. Larry Rachlin i Steve Burkow wyprostowali si臋 w fotelach. Av Lincoln u艣miechn膮艂 si臋 lekko.
-聽Panie prezydencie, nie jestem dyplomat膮 - zaprotestowa艂 szef Centrum.
-聽Ale偶 oczywi艣cie, 偶e jeste艣 - pocieszy艂 go Av. - Will Rodgers twierdzi艂, 偶e dyplomacja to umiej臋tno艣膰 powtarzania „dobry piesek" p贸ki nie znajdzie si臋 wystarczaj膮co solidnego kija. Tyle z pewno艣ci膮 potrafisz.
-聽Z pewno艣ci膮 potrafisz te偶 rozmawia膰 z Syryjczykami o wywiadzie i o bankowo艣ci - zauwa偶y艂 prezydent. - Dok艂adnie takiej dyplomacji potrzeba mi w tej chwili.
-聽P贸ki nie znajdziemy kija - wtr膮ci艂 Steve Burkow.
-聽Szczerze m贸wi膮c, Paul - kontynuowa艂 prezydent - nie wolno mi pos艂a膰 nikogo z cz艂onk贸w gabinetu. Gdybym to zrobi艂, Turcy poczuliby si臋 zlekcewa偶eni. Osobi艣cie czuj臋 si臋 tak zm臋czony ustawianiem mnie jako pionka na szachownicy, jak obecni tu Steve i Larry. Musimy jednak spr贸bowa膰 dyskretnego podej艣cia. Pani Klaw dopilnuje, by艣 otrzyma艂 odpowiednie materia艂y polityczne do lektury podczas lotu. Gdzie w tej chwili znajduje si臋 Nasr?
-聽W Londynie, panie prezydencie - powiedzia艂 Hood. - Wyk艂ada na jakim艣 sympozjum.
-聽No to mo偶esz spotka膰 si臋 z nim wi艣nie w Londynie. Doktor Nasr pomo偶e c doszlifowa膰 i dobrze sprzeda膰 wszystko, co twoim zdaniem mo偶e zadzia艂a膰. Zabierz ze sob膮 tego twojego studencka, je艣li chcesz. Dzi臋ki niemu b臋dziesz w stanie negocjowa膰 z pozycji si艂y, gdyby dosz艂o do rozm贸w o uwolnieniu pu艂kownika Rodgersa. Ambasador Haveles w Damaszku dopilnuje wszystkich kwestii bezpiecze艅stwa.
Paul Hood pomy艣la艂 przede wszystkim o tym, 偶e nie us艂yszy dzi艣 c贸rki, graj膮cej w szkolnej orkiestrze na flecie piccolo. 呕on臋 zaniepokoi pewnie fakt, i偶 musi by膰 obecny w tej akurat cz臋艣ci 艣wiata w tym akurat czasie. Z drugiej strony, cho膰 ci臋偶ko jest by膰 cz臋艣ci膮 historii, satysfakcj臋 przecie偶 sprawia to, 偶e cho膰 raz mo偶na pom贸c ocali膰 偶ycie kadzi zamiast je nara偶a膰.
-聽Po po艂udniu wsiadam do samolotu, panie prezydencie - powiedzia艂.
-聽Dzi臋kuj臋, Paul. - Prezydent zerkn膮艂 na zegarek - Mamy pierwsz膮 trzydzie艣ci dwie. Generale Vanzandt, Steve, spotkanie Kolegium Szef贸w Sztab贸w i Rady Bezpiecze艅stwa odb臋dzie si臋 w Gabinecie Owalnym o trzeciej. Chce pan przemie艣ci膰 t臋 swoj膮 grup臋, generale?
-聽Panie prezydencie, s膮dz臋, 偶e by艂oby to bardzo wskazane.
-聽Wi臋c prosz臋 to zrobi膰. I prosz臋 przygotowa膰 plany wariantowe na wypadek nasilenia si臋 napi臋cia mi臋dzy stronami konfliktu. Musimy utrzyma膰 go w pewnych granicach.
-聽Tak jest, panie prezydencie - powiedzia艂 genera艂 Vanzandt.
Prezydent wsta艂, sygnalizuj膮c zako艅czenie spotkania. Wyszed艂 maj膮c po bokach Kurkowa i genera艂a, za nim za艣 szli Rachlin i Colon. Sekretarz obrony po偶egna艂 Paula przyjacielskim salutem.
Paul pozosta艂 sarn przy konferencyjnym stole, pr贸buj膮c zebra膰 my艣li. Podszed艂 do niego- Av Lincoln.
-聽Pierwszy raz gra艂em na pozycji miotacza w mistrzostwach powiedzia艂 sekretarz stanu - nie dlatego, 偶e by艂em got贸w do gry, tylko dlatego, 偶e spo艣r贸d trzech lepszych ode mnie zawodnik贸w jeden by艂 chory, drugi kontuzjowany, a trzeci zawieszony. Mia艂em wtedy osiemna艣cie lat i ba艂em si臋 tak, 偶e omal nie popu艣ci艂em w gacie, ale mimo to wygra艂em swoj膮 gr臋. Ty jeste艣 m膮dry, masz motywacj臋, jeste艣 lojalny i kierujesz si臋 sumieniem. Paul, wybijesz pi艂k臋 za boisko.
Hood wsta艂. Potrz膮sn膮艂 d艂oni膮 Lincolna.
-聽Dzi臋ki, Av - powiedzia艂. - Mam tylko nadzieje, 偶e nie ol艣ni臋 wszystkich moimi sukcesami do tego stopnia, 偶e stracisz prac臋.
Szli w stron臋 wyj艣cia z Sali Sytuacyjnej. Lincoln u艣miechn膮艂 si臋.
-聽Bior膮c pod uwag臋, o co idzie gra, mam nadziej臋, 偶e ol艣nisz - powiedzia艂 na po偶egnanie.
18
Poniedzia艂ek, 20.17 - Oguzeli, Turcja
Lowell Coffey przygl膮da艂 si臋 przemykaj膮cemu za zamkni臋tym oknem po prawej stronie furgonetki Centrum, mrocznemu pejza偶owi tureckiej prowincji. Prowadzi艂a Mary Rose, stukaj膮c nerwowo w kierownic臋 i pod艣piewuj膮c pod nosem Gilberta i Sullivana. Dobrze wybra艂a, Coffey rozpozna艂 piosenk臋 „S艂abi sercem nie zdob臋d膮 Pi臋knej Pani”.
Coffey tak偶e si臋 denerwowa艂. Pr贸bowa艂 uspokoi膰 si臋, zamykaj膮c oczy i przywo艂uj膮c pod powieki obraz samego siebie, jad膮cego z ojcem i bratem przez Dolin臋 艢mierci. Matka nazywa艂a ich „Fasol膮 Coffeya", bo jak fasola zapakowani byli ciasno w metalowej puszce. Lowell odda艂by wszystko za jeszcze jedn膮 tak膮 przeja偶d偶k臋. jego ojciec zgin膮艂 za sterami awionetki w 1983 roku. Brat uko艅czy艂 Harvard i przeni贸s艂 si臋 do Londynu jako wsp贸艂pracownik ambasady ameryka艅skiej. Matka opu艣ci艂a kraj wraz z nim. Od tamtych czas贸w Lowell nie czu艂 si臋 zwi膮zany z nikim. Przyj膮艂 prac臋 w Centrum nie tylko dlatego, by mie膰 jaki艣 wp艂yw na 偶ycie ludzi, jak to przedstawi艂 Katzenowi, lecz przede wszystkim po to, by poczu膰 si臋 cz臋艣ci膮 zespo艂u. Teraz pracowa艂 w ramach CR, lecz nadal brakowa艂o mu owego poczucia wsp贸lnoty.
Czego trzeba, by si臋 pojawi艂o? - pyta艂 czasami sam siebie. Ojciec opowiada艂 mu o za艂odze bombowca i o tym, 偶e jego za艂oga cieszy艂a si臋 ow膮 wsp贸lnot膮 podczas II wojny 艣wiatowej. jakie艣 jej echo brzmia艂o w uczelnianej wsp贸lnocie uniwersytetu, kt贸ry Lowell ko艅czy艂. Co by艂o tego przyczyn膮? Niebezpiecze艅stwo? Odizolowanie od innych? Wsp贸lny cel? Lata znajomo艣ci? Prawdopodobnie wszystko po trochu, zdecydowa艂 prawnik. A jednak mimo sytuacji, w jakiej si臋 znajdowa艂 - a mo偶e z powodu sytuacji, w jakiej si臋 znajdowa艂? - nadal mia艂 to senne poczucie wyobcowania, rodz膮ce si臋 pod zamkni臋tymi powiekami z oszukiwania samego siebie i udawania, 偶e nada艂 jest z nim ojciec, a g贸ry, o kt贸rych wiedzia艂, 偶e wznosz膮 si臋 przed samochodem, to pasmo Panamint, kt贸re podziwia艂 jako ma艂y ch艂opiec.
Przy terminalu CR, obs艂ugiwanym zazwyczaj przez Mary Rose, siedzia艂 teraz Phil Katzen. Przygl膮da艂 si臋 widocznej na monitorze barwnej mapie. Na monitorze Mike'a Rodgersa widnia艂 radarowy obraz samolot贸w tureckich, operuj膮cych w 艣rodkowej i po艂udniowej Anatolii. Katzen obraca艂 si臋 co kilka sekund i przygl膮da艂 mu uwa偶nie. W rejonie tym nie by艂o na razie samolot贸w. Gdyby by艂y, mia艂by obowi膮zek zidentyfikowania si臋 i wykonania ich polece艅. Regulamin Centrum Regionalnego jasno okre艣la艂 mo偶liw膮 aktywno艣膰 CR w strefie dzia艂a艅 wojennych. Tre艣膰 instrukcji w postaci wydruku trzyma艂 na kolanach.
Rozdzia艂 17: Operacje CR w strefie dzia艂a艅 wojennych. Podrozdzia艂 1: Nie wypowiedziana wojna w strefie bez walk.
A. je艣li CR prowadzi rozpoznanie lub inne pasywne operacje na zaproszenie kraju zaatakowanego przez si艂y zewn臋trzne lub na zaproszenie rz膮du zaatakowanego przez si艂y powsta艅cze i jego udzia艂 w konflikcie na rzecz zaatakowanego kraju jest legalny w 艣wietle prawa Stan贸w Zjednoczonych (patrz rozdzia艂 9) i odpowiada polityce administracji, personel CR ma pe艂n膮 swobod臋 w operowaniu w strefie/strefach bez walki oraz bliskiej wsp贸艂pracy z miejscowymi si艂ami wojskowymi, dostarczaj膮c im danych wymaganych, mo偶liwych do uzyskania lub w zakresie okre艣lonym przez dyrektora Centrum lub prezydenta Stan贸w Zjednoczonych (patrz rozdzia艂 9C, legalne operacje zgodne z kart膮 Narodowego Centrum Rozwi膮zywania Sytuacji Kryzysowych).
B. Ka偶de dzia艂ania CR lub personelu CR, opisane w rozdziale 17, podrozdzia艂 1A, ulegaj膮 natychmiastowemu zako艅czeniu, je艣li CR otrzyma rozkaz opuszczenia strefy dzia艂a艅 wojennych przez legalnie ustanowionego funkcjonariusza lub przedstawiciela legalnego rz膮du.
C. Je艣li CR zaproszone zosta艂o na dany teren przez kraj zaatakowany w konflikcie, w kt贸rym Stany Zjednoczone pozostaj膮 neutralne, personel CR zobowi膮zany jest dzia艂a膰 zgodnie z prawem Stan贸w Zjednoczonych (patrz rozdzia艂 9A) i wykonywa膰 tylko te dzia艂ania, kt贸re nie uczyni膮 Stan贸w Zjednoczonych stron膮 w nieprawnej agresji (patrz rozdzia艂 9B) i dostarcza膰 informacji, kt贸rych wykorzystanie b臋dzie chroni膰 偶ycie i w艂asno艣膰 obywateli Stan贸w Zjednoczonych tak d艂ugo, jak dzia艂alno艣膰 ta nie doprowadzi do konfliktu z prawem Stan贸w Zjednoczonych Ameryki (patrz rozdzia艂 9A, podrozdzia艂 3) lub prawami kraju zapraszaj膮cego.
Podrozdzia艂 2: Nie wypowiedziana wojna w strefie walk.
A: je艣li CR znajduje si臋 w kraju prowadz膮cym wojn臋 艂 znalaz艂 si臋 w strefie walk, samo CR oraz jego personel zobowi膮zane jest wycofa膰 si臋 z najwi臋ksz膮 mo偶liw膮 szybko艣ci膮 do strefy , bezpiecze艅stwa.
1. Je艣li niemo偶liwa jest ewakuacja CR, ma ono zosta膰 rozmontowane zgodnie z rozdzia艂em 1, podrozdzia艂 2 (samorozmontowanie) lub rozdzia艂em 12, podrozdzia艂 3 (zdalne rozmontowanie).
2. CR pozostanie w strefie walk tylko po uzyskaniu pozwolenia legalnego i uznanego rz膮du, w kt贸rego jurysdykcji znajduje si臋 dana strefa. Jego dzia艂alno艣膰 w strefie walk musi stosowa膰 si臋 艣ci艣le do praw Stan贸w Zjednoczonych (patrz rozdzia艂 9A, podrozdzia艂 4) i praw kraju zapraszaj膮cego.
a: je艣li wy偶ej wymienione prawa s膮 ze sob膮 w sprzeczno艣ci, personel cywilny ma stosowa膰 si臋 do praw miejscowych. Personel wojskowy zobowi膮zany jest stosowa膰 si臋 do procedur
• wojskowych i prawa Stan贸w Zjednoczonych.
3. Je艣li CR znalaz艂o si臋 w strefie walk lub wkroczy艂o w stref臋 walk w momencie wybuchu konfliktu zbrojnego i je艣li przyczyn膮 jego obecno艣ci jest w ca艂o艣ci lub cz臋艣ci zbadanie zdarze艅 prowadz膮cych do konfliktu zbrojnego i jego przebieg, w dzia艂aniach CR uczestniczy膰 mo偶e tylko personel wojskowy. Personel wojskowy dzia艂a w zakresie regulaminu jednostki Iglica, rozdzia艂y 5 do 7.
a. je艣li w CR obecny jest personel niewojskowy, w tym, lecz nie wy艂膮cznie, przedstawiciele prasy, nie wolno im bra膰 udzia艂u w dzia艂aniach CR.
B. Je艣li CR znalaz艂o si臋 w strefie walk po wybuchu konfliktu zbrojnego, zastosowanie znajduj膮 przepisy rozdzia艂u 17, podrozdzia艂2A Dodatkowo, CR musi posiada膰 jednoznaczne pozwolenie na obecno艣膰 w danej strefie, wydane przez legalny i uznany rz膮d lub jego przedstawiciela, posiadaj膮cego w艂adz臋 w danej strefie.
1. Bez wy偶ej wymienionego pozwolenia CR dzia艂a wy艂膮cznie jako obiekt cywilny, kt贸rego celem jest ochrona 偶ycia i mienia obywateli Stan贸w Zjednoczonych.
a. Je艣li wy偶ej wymienieni cywile znajduj膮 si臋 w obecno艣ci personelu wojskowego Stan贸w Zjednoczonych lub je艣li personel ten jest jedynym ocala艂ym personelem CR, nie mo偶e on dzia艂a膰 jako si艂a partyzancka w rodz膮cym si臋 lub istniej膮cym konflikcie, zar贸wno przeciw rz膮dowi kraju zapraszaj膮cego, jak i w imieniu tego rz膮du, lub by osi膮gn膮膰 za艂o偶enie, cele, lub wymagania rz膮du Stan贸w Zjednoczonych Ameryki.
1. Wy偶ej wymieniony personel wojskowy mo偶e u偶y膰 broni wy艂膮cznie w samoobronie. Samoobrona zostaje niniejszym okre艣lona jako zbrojna obrona personelu Stan贸w Zjednoczonych, wojskowego i ka偶dego innego, kt贸ry postanowi艂 opu艣ci膰 stref臋 walk nie usi艂uj膮c wp艂yn膮膰 na wynik wy偶ej wymienionego konfliktu zbrojnego.
2. Wy偶ej wymieniony personel wojskowy mo偶e u偶y膰 broni w obronie miejscowych obywateli, kt贸rzy pragn膮 opu艣ci膰 stref臋 walk pod warunkiem, 偶e obywatele ci w 偶aden spos贸b nie zamierzaj膮 wp艂yn膮膰 na wynik wy偶ej wymienionego konfliktu zbrojnego.
Lowell Coffey by艂 zdania, 偶e rozdzia艂 17, podrozdzia艂 2, punkt B1a1 daje im, jako cywilom, prawo do wyci膮gni臋cia Mike'a z k艂opot贸w. Po drodze spierali si臋 tylko, czy wyci膮gni臋cie z podobnych k艂opot贸w pu艂kownika Sedena jest aktem walki partyzanckiej. Pu艂kownik by艂 tureckim 偶o艂nierzem, kt贸ry wkroczy艂 w stref臋 z zamiarem prowadzenia walki, tak wi臋c rozdzia艂 17, podrozdzia艂 2, punkt Blat zdecydowanie si臋 do niego nie stosowa艂. Coffey twierdzi艂 jednak, 偶e je艣li Seden jest ranny, mowa przeprowadzi膰 jego ewakuacj臋 w zgodzie z kart膮 Mi臋dzynarodowego Czerwonego Krzy偶a. Zgodnie z rozdzia艂em 8, podrozdzia艂 3, punkt Alba, CR mog艂o dzia艂a膰 w zgodzie z kart膮 Czerwonego Krzy偶a i ewakuowa膰 rannych nie bior膮cych udzia艂u w walce. Zale偶a艂o to od decyzji kieruj膮cego jego akcj膮.
Od miejsca, z kt贸rego telefonowa艂 Mike Rodgers, dzieli艂o ich jeszcze jakie艣 pi臋膰 minut jazdy. Szeregowi Pupshaw i DeVonne skulili si臋 w schowkach na akumulatory, pod podniesion膮 pod艂og膮. Wi臋kszo艣膰 akumulator贸w usuni臋to i ustawiono z boku, by zrobi膰 im miejsce. W rezultacie CR dysponowa艂o wy艂膮cznie radiem, radarem i 艂膮czno艣ci膮 telefoniczn膮. Porusza艂o si臋 te偶 nap臋dzane paliwem, a nie elektryczno艣ci膮.
呕o艂nierze Iglicy mieli na sobie czarne mundury do walki nocnej. Uzbrojeni byli w pot臋偶ne M21. Nosili tak偶e wzmacniacze obrazu, umocowane do he艂m贸w. Urz膮dzenia te umo偶liwia艂y nie tylko widzenie w nocy, lecz tak偶e po艂膮czone by艂y elektronicznie z czujnikami podczerwieni na M21. Czujniki owe, wielko艣ci ma艂ych kamer wideo, zdolne by艂y zidentyfikowa膰 cel na odleg艂o艣膰 do dw贸ch tysi臋cy dwustu metr贸w, nawet przez li艣cie i ga艂臋zie drzew. Dane w postaci wizualnej przekazywane by艂y do prawego okularu. Poniewa偶 偶o艂nierze znajdowali si臋 w ciasnym wn臋trzu, nie mieli na sobie plecak贸w z ko艅c贸wk膮 komputera. W normalnej sytuacji bojowej komputery owe przekazywa艂y czarno-bia艂e mapy terenu i inne dane do lewego okularu. Pupshaw i DeVonne musieli tak偶e pozostawi膰 na zewn膮trz pasy, dodatkow膮 amunicj臋 i maski przeciwgazowe, schowane teraz w ma艂ej szafce z ty艂u furgonetki. Zaraz po wyj艣ciu z ukrycia DeVonne mia艂a uzupe艂ni膰 sprz臋t dla obojga, podczas gdy zadaniem Pupshawa by艂o prowadzenie rozpoznania przez jednostronne lustro z ty艂u samochodu. Katzen, dow贸dca misji, mianowa艂 dow贸dc膮 akcji bezpo艣redniej Pupshawa, na co zezwala艂 mu regulamin CR.
-聽Pi臋膰 minut do celu - powiedzia艂 Katzen.
Szeregowi skulili si臋 w schowkach akumulatorowych. Coffey pom贸g艂 im je zamkn膮膰. Upewniwszy si臋, 偶e wszystko jest w porz膮dku, podszed艂 do Katzena.
-聽Dobrze, 偶e nie cierpi膮 na klaustrofobi臋 - powiedzia艂.
-聽Gdyby cierpieli, nie byliby w Iglicy - odpar艂 Katzen.
Prawnik obserwowa艂 komputerow膮 map臋, przesuwaj膮c膮 si臋 tak, 偶e wzg贸rze, b臋d膮ce ich celem, w臋drowa艂o ku 艣rodkowi monitora.
-聽Mam pytanie - powiedzia艂.
-聽Niech pan strzela, panie radco.
-聽Tak si臋 zastanawiam... jaka w艂a艣ciwie jest r贸偶nica mi臋dzy mor艣winem a delfinem?
Katzen roze艣mia艂 si臋.
-聽Polega ona g艂贸wnie na kszta艂cie tu艂owia i pyska - wyja艣ni艂. Mor艣win na kszta艂t torpedy, z臋by jak 艂opaty i t臋py pysk. Cia艂a delfin贸w przypominaj膮 cia艂a ryb, ich z臋by s膮 szerokie, pysk za艣 ma kszta艂t dziobu. Pod wzgl臋dem temperamentu nie ma prawie 偶adnych r贸偶nic.
-聽Delfiny wydaj膮 si臋 jednak sympatyczniejsze, poniewa偶 w mniejszym stopniu przypominaj膮 drapie偶niki, prawda?
-聽Owszem, tak.
-聽To mo偶e wojskowi powinni przemy艣le膰 to sobie projektuj膮c kolejn膮 generacj臋 okr臋t贸w podwodnych i czo艂g贸w. Przeciwnik mo偶e zawaha膰 si臋 przed storpedowaniem okr臋tu w kszta艂cie przyjaznego delfina lub odpaleniem rakiety do czo艂gu wygl膮daj膮cego jak s艂onik Dumbo.
-聽Na twoim miejscu pozosta艂bym przy prawie - stwierdzi艂 Katzen. Spojrza艂 przez przedni膮 szyb臋. - Obud藕 si臋, Mary Rose. Wed艂ug mapy powinni艣my w tej chwili wje偶d偶a膰 na wzniesienie...
-聽Widz臋 - przerwa艂a mu dziewczyna.
Po grzbiecie Coffeya pociek艂 lodowaty pot. Zupe艂nie nie przypomina艂o to sytuacji, kiedy stawa艂 przed s臋dzi膮 lub jakim艣 senatorem. W贸wczas czu艂 trem臋, teraz strach. Furgonetka zje偶d偶a艂a stromo drog膮, prowadz膮c膮 do st贸p wzniesienia. Chwyci艂 si臋 oparcia pustego siedzenia Mike'a.
-聽O, cholera - krzykn臋艂a Mary Rose, z ca艂ej si艂y wciskaj膮c hamulce.
-聽Co si臋 sta艂o? - krzykn膮艂 Katzen.
Obaj z Coffeyem wyjrzeli przez przedni膮 szyb臋. Po艣rodku drogi le偶a艂a martwa owca o szorstkiej brudnobia艂ej we艂nie. Droga by艂a w膮ska, z obu stron ograniczona rowami. 呕eby jecha膰 dalej, trzeba by艂o po niej przejecha膰.
-聽Dzika owca - zawyrokowa艂 Katzen. - Dzikie owce 偶yj膮 tu, na p贸艂nocy, na wzg贸rzach.
-聽Pewnie potr膮ci艂 j膮 samoch贸d - powiedzia艂a Mary Rose.
-聽Nie s膮dz臋. Zwierz臋 tej wielko艣ci... na we艂nie powinny pozosta膰 艣lady opon.
-聽A co ty o tym s膮dzisz? - spyta艂 Coffey. - Zastrzelono j膮 i rzucono na drog臋?
-聽Nie wiem - przyzna艂 Katzen. - Niekt贸re oddzia艂y wojskowe strzelaj膮 dla treningu do dzikich zwierz膮t.
-聽Mo偶e nasi rozwalacze tam? - zaryzykowa艂a Mary Rose.
-聽Nie - odpar艂 zdecydowanie Katzen. - Oni by j膮 pewnie zjedli. Bardziej prawdopodobne, 偶e by艂 to oddzia艂 turecki. No dobrze, wieziemy dw贸jk臋 偶o艂nierzy, kt贸rym wkr贸tce potrzebne b臋dzie 艣wie偶e powietrze. Rozjed藕 j膮.
-聽Chwil臋 - powiedzia艂 Coffey.
Katzen spojrza艂 na niego, zdziwiony.
-聽O co chodzi? - spyta.
-聽Mo偶e... mo偶e j膮 zaminowano?
Phil skuli艂 si臋 w siedzeniu.
-聽Nawet o tym nie pomy艣la艂em, Lowell. Dobra robota.
-聽Terrory艣ci mogliby j膮 zaminowa膰, 偶eby zwolni膰 post臋py oddzia艂贸w zmechanizowanych.
Phil Katzen zerkn膮艂 na rowy po lewej i prawej stronie.
-聽B臋dziemy zmuszeni zjecha膰 z drogi - zawyrokowa艂.
-聽Chyba 偶e zaminowano pobocza - powiedzia艂 prawnik. Mo偶e t臋 owc臋 rzucono na drog臋, 偶eby skierowa膰 pojazdy na bok?
Dow贸dca akcji milcza艂 przez chwil臋, po czym zdj膮艂 latark臋 z uchwytu mi臋dzy przednimi siedzeniami i otworzy艂 drzwi od strony pasa偶era.
-聽W ten spos贸b do niczego nie dojdziemy - stwierdzi艂. - 艢ci膮gn臋 t臋 cholern膮 owc臋 z drogi. Je艣li wylec臋 w powietrze, b臋dziecie wiedzieli, 偶e mo偶ecie spokojnie jecha膰 dalej.
-聽O, nie - zaniepokoi艂 si臋 Coffey. - Nigdzie nie idziesz.
-聽A mamy wyb贸r? Wykrywacz metali pod艂膮czony jest do g艂贸wnego komputera. Roz艂膮czyli艣my akumulatory i nie mamy czasu, 偶eby je pod艂膮czy膰 z powrotem.
-聽Musimy znale藕膰 czas. Albo przynajmniej wys艂a膰 Iglic臋, niech . zbadaj膮 drog臋...
Katzen przecisn膮艂 si臋 do wyj艣cia, si艂膮 usuwaj膮c prawnika z drogi.
-聽Na to te偶 nie mamy czasu. - Wyskoczy艂 na drog臋. - Poza tym Iglicy b臋dziemy potrzebowali do wyci膮gni臋cia Mike'a i pu艂kownika. - U艣miechn膮艂 si臋. - Zrobi艂em wiele dobrego dla zwierz膮t. To zwiesz臋 nie odwa偶y si臋 mnie skrzywdzi膰.
-聽Prosz臋, uwa偶aj na siebie - powiedzia艂a Mary Rose.
Katzen obieca艂 jej, 偶e b臋dzie na siebie uwa偶a艂 i przeszed艂 przed furgonetk臋. Coffey wychyli艂 si臋 z niej. Cho膰 nocne powietrze by艂o zdumiewaj膮co ch艂odne, usta mia艂 suche, a czo艂o wilgotne. Obserwowa艂 przyjaciela, podchodz膮cego do owcy w 艣wietle latarki i reflektor贸w furgonetki. Jakie艣 pi臋膰 metr贸w przed truch艂em Katzen zatrzyma艂 si臋, o艣wietlaj膮c drog臋 dooko艂a.
-聽Nie widz臋 偶adnych przewod贸w - powiedzia艂, po艣wieci艂 przed siebie i powoli, ostro偶nie, obszed艂 martwe zwierz臋. - Nie wygl膮da te偶 na to, 偶eby przekopano ziemi臋. - Podszed艂 bli偶ej i o艣wietli艂 owc臋. Krew zab艂ys艂a jaskraw膮 czerwieni膮. Wyp艂ywa艂a z co najmniej dziesi臋ciocentymetrowej rany. Katzen dotkn膮艂 jej.
-聽Ani 艣ladu koagulacji - powiedzia艂. - Zabito j膮 najwy偶ej przed godzin膮. Rana bez w膮tpienia postrza艂owa. - Pochyli艂 si臋, zajrza艂 pod owc臋. Wsun膮艂 pod ni膮 lew膮 r臋k臋. - Nie ma przewod贸w, nie ma plastiku... o ile mog臋 stwierdzi膰. Dobra, kochani. 艢ci膮gam to bydl臋.
Krew, 艂omocz膮ca w sercu i skroniach Coffeya, st艂umi艂a cichy pomruk silnika furgonetki. Prawnik doskonale zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e do wybuchu nie by艂y potrzebne 偶adne kable i przewody. Wystarczy艂o po艂o偶y膰 martwe zwierz臋 na minie ziemnej.
Katzen od艂o偶y艂 latark臋 i z艂apa艂 owc臋 za zad. Lowell ba艂 si臋, to prawda, lecz nie strach powstrzymywa艂 go przed do艂膮czeniem do przyjaciela. Pozosta艂 w furgonetce, bo wiedzia艂, 偶e gdyby co艣 sta艂o si臋 Katzenowi, on b臋dzie musia艂 pom贸c Mary Rose oraz ko艂nierzom Iglicy wykona膰 zadanie.
Phil z艂apa艂 owc臋 i poci膮gn膮艂 j膮. Mary Rose 艣cisn臋艂a rami臋 Lowella a偶 do b贸lu. Cia艂o zwierz臋cia przesun臋艂o si臋 o kilka centymetr贸w. I zn贸w kilka. Po pi臋ciu sekundach owca le偶a艂a ju偶 na poboczu. Obszed艂 j膮, po艣wieci艂 latark膮.
-聽呕adnych pu艂apek - oznajmi艂.
Oby艂o si臋 bez niespodzianek. Phil wr贸ci艂 do samochodu, mocno spocony.
-聽O co tu, do cholery, chodzi艂o? - spyta艂, zdziwiony.
Coffey wpatrywa艂 si臋 w ciemno艣膰.
-聽Martwa owca mog艂a by膰 ofiar膮 膰wicze艅 w strzelaniu, tak jak przypuszczali艣my - powiedzia艂. - A mo偶e tam, na zewn膮trz, rzeczywi艣cie by艂 kto艣, kto nas obserwowa艂. 呕eby sprawdzi膰, co mamy w 艣rodku.
Katzen si臋ga艂 ju偶 po klamk臋 drzwi, kiedy do wn臋trza wpad艂 niewielki przedmiot i eksplodowa艂 z pora偶aj膮cym zmys艂y hukiem.
19
Poniedzia艂ek, 20.35 - Oguzeli, Turcja
Patrz膮, a nie widz膮, pomy艣la艂 Ibrahim.
M艂ody Kurd zastrzeli艂 dzik膮 owc臋 i wci膮gn膮艂 j膮 na drog臋 po to, by zatrzyma膰 samoch贸d. Kiedy samoch贸d si臋 zatrzyma艂, wyczo艂ga艂 si臋 z rowu, w kt贸rym si臋 ukrywa艂, podpe艂z艂 do furgonetki od ty艂u, wsun膮艂 si臋 pod samoch贸d i za艂o偶y艂 mask臋 przeciwgazow膮. Widzia艂, 偶e okna furgonetki s膮 zamkni臋te. Wiedzia艂, 偶e do obezw艂adnienia Amerykan贸w wystarczy jeden granat gazowy.
Po wybuchu wszed艂 do samochodu i otworzy艂 okna, by wypu艣ci膰 dym. Zaskoczy艂 go i uradowa艂 widok wszystkich tych komputer贸w. Samo wyposa偶enie, a i dane te偶, z pewno艣ci膮 dadz膮 si臋 u偶y膰.
Sprawdzi艂 stan tr贸jki Amerykan贸w. Oddychali krztusz膮c si臋. Prze偶yj膮. Poci膮gn膮艂 nieprzytomnego m臋偶czyzn臋 ku kabinie. Usadzi艂 ich wszystkich, plecami do siebie, za siedzeniem pasa偶era. No偶em wyci膮艂 kawa艂ki pas贸w bezpiecze艅stwa, po czym zwi膮za艂 je艅c贸w ze sob膮, nadgarstkami. Nogi skr臋powa艂 ka偶demu z nich w udach i kostkach.
Rozejrza艂 si臋 po wn臋trzu furgonetki i zaj膮艂 miejsce kierowcy. Nagle wyda艂o mu si臋, 偶e kto艣 z ty艂u si臋 zad艂awi艂. Dostrzeg艂 umieszczon膮 mi臋dzy siedzeniami latark臋. O艣wietli艂 ni膮 ty艂 furgonetki: Dopiero teraz zauwa偶y艂 klapy w pod艂odze. Podszed艂 do nich, wyjmuj膮c trzydziestk臋贸semk臋 z kabury przy pasie.
Dwa schowki w pod艂odze wydawa艂y si臋 wystarczaj膮co wielkie, by pomie艣ci膰 cz艂owieka. Zn贸w us艂ysza艂 odg艂os d艂awienia si臋. W lewym schowku z ca艂膮 pewno艣ci膮 kto艣 si臋 ukrywa艂.
Ibrahim poczu艂 pokus臋 wpakowania w schowek paru kul przed podniesieniem klapy, zdo艂a艂 si臋 jednak powstrzyma膰. Doskonale zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e ktokolwiek tam jest, jest nieprzytomny, praktycznie uduszony gazem 艂zawi膮cym, tak jak pozosta艂a trojka. Pochyli艂 si臋 i celuj膮c w pod艂og臋 z rewolweru, odrzuci艂 pierwsz膮 klap臋.
Kobieta. Kobieta w czarnym mundurze, uzbrojona w M21, maj膮ca przy he艂mie co艣 wygl膮daj膮cego jak noktowizor. Przytomna, ale nie ca艂kiem. Pod jej g艂ow膮 dostrzeg艂 ka艂u偶臋 wymiocin.
Ibrahim otworzy艂 drug膮 klap臋. 呕o艂nierz, w takim samym mundurze i tak samo wyposa偶ony jak kobieta.
A wi臋c ten Amerykanin zdo艂a艂 ostrzec swoich ludzi, pomy艣la艂 Ibrahim. Pr贸bowali wprowadzi膰 do akcji dw贸jk臋 偶o艂nierzy. Pr贸bowali ich zabi膰. Allach czuwa艂 jednak nad nimi, b艂ogos艂awione niech b臋dzie imi臋 jego.
Ibrahim wyci膮gn膮艂 ze schowka m臋偶czyzn臋. Zdj膮艂 mu he艂m i czarn膮 koszul臋, kt贸r膮 poci膮艂 na pasy. Posadzi艂 go na tylnym siedzeniu, r臋ce przywi膮za艂 mu do ud, stopy tak偶e. Kobiet臋 posadzi艂 na drugim siedzeniu i skr臋powa艂 podobnie.
U艣miechn膮艂 si臋 z zadowoleniem, przyjrza艂 pi膮tce je艅c贸w, schowa艂 rewolwer do kabury i wr贸ci艂 za kierownic臋. Mrugn膮艂 trzykrotnie 艣wiat艂ami - sygna艂 dla Hasana, by przepu艣ci艂 samoch贸d i szybko pokona艂 odleg艂o艣膰 dziel膮c膮 go od szczytu wzg贸rza.
20
Poniedzia艂ek, 14.01 - Waszyngton, Dystrykt Columbia
Z g艂o艣nik贸w po obu stronach monitora komputera Paula Hooda rozleg艂 si臋 elektroniczny sygna艂. Dyrektor Centrum spojrza艂 na ekran. U do艂u dostrzeg艂 kod Boba Herberta. Wcisn膮艂 klawisz Ctrl.
-聽Tak, Bob?
-聽Szefie, wiem, 偶e si臋 艣pieszysz, ale jest co艣, na co powiniene艣 rzuci膰 okiem.
-聽Co艣 nie tak? Co z Mike'em?
-聽Mo偶e to dotyczy膰 bezpo艣rednio w艂a艣nie Mike'a - powiedzia艂 Herbert - i bardzo mi przykro, ale wygl膮da kiepsko.
-聽Wysy艂aj.
-聽Ju偶 si臋 robi.
Paul odchyli艂 si臋 w fotelu i czeka艂. Jeszcze przed chwil膮 przegrywa艂 tajne dane na dyskietki, kt贸re mia艂 zabra膰 ze sob膮 do samolotu. Dyskietki te zosta艂y specjalnie zaprojektowane do u偶ytku podczas lot贸w rz膮dowych. Plastik os艂ony rozgrzewa艂 si臋 w ogniu, cho膰 nie topi艂. W przypadku katastrofy nie spos贸b by艂o odczyta膰 danych przez niepowo艂ane osoby.
Bia艂y Dom wysy艂a艂 helikopter do bazy Andrews. Paul wraz ze swym asystentem, Warnerem Bickingiem, mia艂 znale藕膰 si臋 w samolocie Departamentu Stanu, odlatuj膮cym do Londynu o pi臋tnastej. Doktor Nasr powinien czeka膰 na nich na Heathrow. Rejsowy samolot do Syrii startowa艂 godzin臋 p贸藕niej. Paul czeka艂, a偶 dane skopiuj膮 si臋 na dyskietki, a kiedy twardy dysk przesta艂 potrzaskiwa膰, nadal wpatrywa艂 si臋 w pusty ekran.
-聽Jeszcze sekundka - poinformowa艂 go Bob Herbert. - Na monitorze b臋dziesz mia艂 za chwil臋 obraz.
-聽Sekundk臋 poczekam. - W g艂osie Paula zabrzmia艂a nutka zniecierpliwienia. W艂a艣nie pr贸bowa艂 wyobrazi膰 sobie, co mo偶e by膰 gorszego od terroryst贸w, przetrzymuj膮cych jako zak艂adnika Mike'a Rodgersa.
Mike Rodgers zak艂adnikiem, pomy艣la艂 z gorycz膮. Rozgoryczona i zawiedziona 偶ona. Jeszcze jeden problem i masz klasyczny hat trick
Tyle 偶e nie o takim hat tricku marzy艂.
Niespe艂na dwie minuty temu Paul zadzwoni艂 do Sharon z informacj膮, 偶e nie b臋dzie go w domu na wieczornej partyjce Scrabble z ich dobrymi przyjaci贸艂mi, Robertem i Joyce Waldmanami z Wydzia艂u Budownictwa i Rozwoju Miasta. 呕e nie zd膮偶y na 艣rodowy szkolny koncert c贸reczki, Harleigh, graj膮cej na flecie piccolo i niemal z pewno艣ci膮 nie b臋dzie na pucharowym meczu pi艂ki no偶nej syna, Alexandra. Sharon zareagowa艂a tak, jak zawsze reagowa艂a, kiedy obowi膮zki zawodowe przedk艂ada艂 nad 偶ycie rodzinne - zrobi艂a si臋 nagle zimna, daleka. Taka te偶 mia艂a by膰, p贸ki m膮偶 nie wr贸ci do domu. Reagowa艂a tak cz臋艣ciowo dlatego, 偶e ba艂a si臋 o niego. Ameryka艅scy funkcjonariusze rz膮dowi i biznesmeni za granic膮, zw艂aszcza na Bliskim Wschodzie, wyr贸偶niali si臋 z t艂umu i nie byli szczeg贸lnie lubiani, a po do艣wiadczeniach m臋偶a z francuskimi Nowymi Jakobinami Sharon niepokoi艂a si臋 o niego bardziej ni偶 kiedykolwiek.
Chyba jednak bardziej ni偶 bezpiecze艅stwo Paula 偶on臋 martwi艂o to, 偶e czas ucieka, a nie sp臋dzaj膮 go razem. Brakowa艂o im wspomnie艅, wzbogacaj膮cych ma艂偶e艅stwo... i czyni膮cych je trwalszym. Co za ironia - Paul wyrzek艂 si臋 polityki i bankowo艣ci ze wzgl臋du na zbyt d艂ugie godziny pracy. Zarz膮dzanie Centrum mia艂o by膰 w za艂o偶eniu kierowaniem ma艂膮 grupk膮 ludzi, zajmuj膮cych si臋 skromnymi, krajowymi kryzysami. Potem jednak pojawi艂a si臋 historia korea艅ska i nagle Centrum awansowa艂o do ligi mi臋dzynarodowej, w kt贸rej stan臋艂o w jednym szeregu z potwornie biurokratycznie obci膮偶on膮 CIA Zakres odpowiedzialno艣ci Paula zwi臋kszy艂 si臋 dramatycznie.
Sam fakt, 偶e ci臋偶ko pracowa艂, nie czyni艂 z niego jednak z艂ego cz艂owieka. Zapewnia艂 rodzinie 偶ycie na wysokim poziomie, a jego dzieci styka艂y si臋 z interesuj膮cymi lud藕mi i wydarzeniami. Niestety, Paul musia艂 zmaga膰 si臋 z tym, 偶e przynale偶na mu wolno艣膰 do pracy, ci臋偶kiej pracy, powodowa艂a u 偶ony zwyk艂膮, prost膮 zazdro艣膰. Sharon musia艂a ograniczy膰 swe programy o zdrowej kuchni w kablowych audycjach Andy McDonnell do dw贸ch tygodniowo. Nie mia艂a po prostu czasu, by wyst臋powa膰 codziennie, wozi膰 dzieci tam, gdzie akurat mia艂y by膰 dowiezione i jeszcze prowadzi膰 dom. Paul wsp贸艂czu艂 偶onie, nic jednak nie potrafi艂 poradzi膰 na to, co si臋 sta艂o.
Chyba 偶e wraca艂bym do domu na czas, pomy艣la艂. Co brzmi, oczywi艣cie, wspaniale, tyle 偶e po prostu nie jest mo偶liwe. Nie w mie艣cie, funkcjonuj膮cym w rytmie czasu mi臋dzynarodowego.
-聽No, jest - powiedzia艂 Herbert. - Obserwuj lew膮 stron臋 monitora.
Paul pochyli艂 si臋 w fotelu. Widzia艂 bardzo dr偶膮cy film, przedstawiaj膮cy najwyra藕niej CR, stoj膮ce w ciemno艣ci. Widoczny w dolnym lewym k膮cie monitora kod 艣wiadczy艂, 偶e obserwuje sekwencj臋 zdj臋膰 wykonanych przez NBR, puszczanych jedno po drugim. Interwa艂 mi臋dzy zdj臋ciami wynosi艂 oko艂o sekundy.
-聽Czy patrz臋 na co艣 szczeg贸lnego? - spyta艂. - Czy to Phil?
-聽Owszem - przytakn膮艂 Bob Herbert. - 艢ci膮ga co艣 z drogi. Psa, mo偶e owc臋. Ale nie to powiniene艣 sobie obejrze膰. Obserwuj ty艂 CR.
Paul zastosowa艂 si臋 do polecenia. W ciemno艣ci za furgonetk膮 co艣 poruszy艂o si臋, zadr偶a艂o, cho膰 oczywi艣cie mog艂o to by膰 skutkiem zak艂贸ce艅 atmosferycznych mi臋dzy fotografowanym obiektem a satelit膮. Nagle, tylko na jednym zdj臋ciu, pojawi艂 si臋 s艂abiutki b艂ysk. Kilka klatek p贸藕niej taki sam b艂ysk zarejestrowany zosta艂 w innym miejscu.
-聽Co to by艂o? - spyta艂 Hood.
-聽Przepu艣ci艂em zdj臋cia przez komputer. Najpierw my艣leli艣my, 偶e mamy do czynienia z 膰m膮 lub czym艣 takim, ale komputer potwierdzi艂, 偶e to odbicie, prawdopodobnie od kryszta艂u kwarcu w zegarku. Obserwuj dalej.
Paul wpatrywa艂 si臋 w monitor. Widzia艂 Phila Katzena, wracaj膮cego do samochodu. Przez kilka klatek furgonetka sta艂a nieruchomo z otwartymi tylnymi drzwiami. Nagle rozb艂ys艂o 艣wiat艂o. Kto艣, najwyra藕niej w masce przeciwgazowej, znalaz艂 si臋 w 艣rodku.
-聽No, nie. Tylko nie to!
Herbert zatrzyma艂 film.
-聽Jak widzisz - powiedzia艂 - ktokolwiek znalaz艂 si臋 teraz w CR, jest uzbrojony. Wygl膮da to na trzydziestk臋贸semk臋 przy pasie i czechos艂owacki VZ 25 kalibru 9 mm na ramieniu. Darrell twierdzi, 偶e w 1994 Kurdowie hurtowo kupowali pistolety maszynowe VZ 25 na S艂owacji.
Obrazy na monitorze komputera zn贸w nabra艂y 偶ycia. Przez chwil臋 Paul nie potrafi艂 rozpozna膰 niczego, zdj臋cia robione by艂y niemal dok艂adnie z g贸ry. Po chwili jednak, to, co zobaczy艂, uleczy艂o go z poczucia winy i sprawi艂o, 偶e zapomnia艂 o rodzinie.
-聽Za mniej wi臋cej cztery minuty - powiedzia艂 Bob Herbert 艣wiat艂a CR b艂ysn膮 trzykrotnie. Najwyra藕niej kto艣, kto go teraz kontroluje, zasygnalizowa艂 co艣 komu艣 znajduj膮cemu si臋 przed pojazdem.
-聽Jak to si臋 sta艂o? - spyta艂 Paul. - Mike przecie偶. nie powiedzia艂by im s艂owa o CR.
-聽Naszym zdaniem ci ludzie nie wiedzieli o nim nic, a偶 do chwili jego pojawienia si臋. Prawdopodobnie czekali po prostu, a偶 zjawi si臋 wezwany przez Mike'a 艣rodek transportu. Mieli szcz臋艣cie.
-聽Jak tego dokonali?
-聽Przypuszczam, 偶e wystawili czujk臋 przy drodze. Na wszelki wypadek U偶yli gazu, kiedy samoch贸d zatrzyma艂 si臋 przed przeszkod膮. Dobra nowina - intruz po wej艣ciu nie zastrzeli艂 naszych ludzi.
-聽Sk膮d wiesz?
-聽Widzieliby艣my b艂yski.
-聽Tak, oczywi艣cie - powiedzia艂 Hood.
Zada艂e艣 g艂upie pytanie, pomy艣la艂. Do cholery, uwa偶aj na to, co si臋 dzieje.
-聽By膰 mo偶e zgin臋li w wyniku dzia艂ania gazu?
-聽Niezbyt prawdopodobne - stwierdzi艂 Herbert. - Napastnicy nic nie zyskuj膮 zabijaj膮c za艂og臋. 呕ywa za艂oga to zak艂adnicy. Mog膮 podpowiedzie膰 Kurdom, jak wydosta膰 si臋 z Turcji. Albo... - g艂os Herberta zrobi艂 si臋 niezwykle powa偶ny - ...zdradzi膰 im spos贸b wykorzystania CR.
Paul doskonale zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e Mike i oboje 偶o艂nierze Iglicy raczej umarliby, ni偶 pomogli porywaczom pozna膰 sekrety Centrum Regionalnego. Nie wiedzia艂 jednak, czy Phil Katzen, Coffey i Mary Rose po艣wi臋ciliby 偶ycie dla zachowania tajemnicy. Nie wierzy艂 tak偶e, by Mike im na to pozwoli艂.
-聽Nasze mo偶liwo艣ci wyboru zosta艂y powa偶nie ograniczone, prawda? - spyta艂.
-聽Powa偶nie - odpar艂 Herbert.
Zgodnie z procedurami dotycz膮cymi CR, ustalonymi przez Rodgersa, Coffeya, Herberta i ich doradc贸w, na wypadek przej臋cia go przez wroga natychmiastow膮 reakcj膮 mia艂o by膰 „spalenie" sprz臋tu. Jednoczesne wci艣ni臋cie klawiszy Ctrl, Alt, Del i F na kt贸rejkolwiek z klawiatur spowodowa艂oby przep艂yw z akumulator贸w pr膮du o napi臋ciu wystarczaj膮cym, by spali膰 g艂贸wne obwody komputer贸w i ich zasilanie. Pod ka偶dym praktycznym wzgl臋dem „spalone" CR zmienia艂o si臋 w zwyk艂膮, zasilan膮 benzyn膮 lub gazem furgonetk臋. Je艣li z jakiego艣 powodu procedury tej nie mo偶na by艂o uruchomi膰, za艂oga Centrum mia艂a zniszczy膰 CR wszelkimi dost臋pnymi jej sposobami. Gdyby przeciwnik zyska艂 dost臋p do 艂膮cz telekomunikacyjnych i kod贸w, zagro偶one by艂oby bezpiecze艅stwo narodowe oraz dzia艂alno艣膰 i 偶ycie dziesi膮tk贸w tajnych wsp贸艂pracownik贸w.
Zaprojektowawszy systemy nawet Mike Rodgers przyzna艂, 偶e nie ma sposobu stwierdzi膰, co on lub ktokolwiek inny zrobi, gdyby CR kiedykolwiek dosta艂o si臋 w r臋ce nieprzyjaciela. Do艣wiadczony negocjator w przypadkach porwania, Herbert przyzna艂 nawet, 偶e warto by艂oby utrzyma膰 zdolno艣膰 operacyjn膮 CR, gdyby da艂o si臋 j膮 przehandlowa膰 za 偶ycie zak艂adnik贸w.
Ale przecie偶 by艂y to tylko przypuszczenia, pomy艣la艂 Hood. Nikt z nas nie s膮dzi艂, by co艣 takiego mia艂o si臋 kiedykolwiek zdarzy膰.
Na ekranie komputera zobaczy艂 b艂yskaj膮ce trzykrotnie 艣wiat艂a samochodu. Na tym film si臋 zako艅czy艂.
-聽Co si臋 dzieje teraz - powiedzia艂 Bob Herbert - ka偶dy z nas niech si臋 domy艣la samodzielnie. Na miejscu zapad艂a ciemno艣膰. Viens da艂 nam priorytet A-1 i pr贸buje zrobi膰 zdj臋cia w podczerwieni. Przeprogramowanie najbli偶szego satelity i zmiana orbity zajmie jednak do dziewi臋膰dziesi臋ciu minut.
Paul Hood wpatrywa艂 si臋 nieruchomym wzrokiem w wygaszony monitor. Spe艂ni艂 si臋 oto jeden z jego najgorszych koszmar贸w. Wszystko co zaplanowali, wszystkie ich cuda techniki pokonali ludzie, kt贸rych Mike Rodgers nazywa艂 „ulicznym gangiem". Ludzie walcz膮cy bez strachu i nie uznaj膮cy w walce 偶adnych zasad. Ludzie nie boj膮cy si臋 艣mierci i nie l臋kaj膮cy si臋 zabijania. Sam Paul Hood wyci膮gn膮艂 nauczk臋 ze strajk贸w oraz zamieszek ulicznych w Los Angeles z czas贸w, kiedy by艂 burmistrzem, a brzmia艂a ona: rozpacz czyni z przeciwnika 艣miertelnego wroga.
Z owych czas贸w wyci膮gn膮艂 jednak jeszcze jedn膮 nauk臋: przeciwno艣ci losu czyni膮 silnego przyw贸dc臋 jeszcze silniejszym. B臋dzie musia艂 przej艣膰 do porz膮dku dziennego nad poczuciem winy, nad rozczarowaniem, b臋dzie musia艂 zapomnie膰 o nieprzezwyci臋偶onej ch臋ci kopni臋cia czego艣, 艂膮cznie z sob膮 samym. Musi uspokoi膰 si臋 i by膰 dow贸dc膮 swych ludzi.
-聽Bob - powiedzia艂 - w bazie Si艂 Powietrznych Incirlik mamy oddzia艂 uderzeniowy, prawda?
-聽Niewielki. Mo偶emy go u偶y膰 wy艂膮cznie w Turcji.
-聽A to dlaczego?
-聽Poniewa偶 w oddziale tym s膮 te偶 Turcy. Je艣li Amerykanie i Turcy wsp贸lnie wkrocz膮 do kt贸regokolwiek kraju arabskiego, zostanie to odebrane jako akcja NATO, wywo艂a burz臋 w艣r贸d naszych europejskich sojusznik贸w i zrobi nam wrog贸w nawet z przyjaznych kraj贸w arabskich.
-聽艢wietnie - stwierdzi艂 Hood. Oczy艣ci艂 ekran i wywo艂a艂 na艅 szablon dokumentu. Zacz膮艂 wype艂nia膰 odpowiednie rubryki. W takim razie - powiedzia艂 - kieruj臋 w rejon dzia艂a艅 Iglic臋.
-聽Bez uprzedniej zgody Kongresu?
-聽Je艣li Martha za艂atwi zgod臋 w ci膮gu najbli偶szych dziewi臋膰dziesi臋ciu minut, doskonale. Je艣li nie, dzia艂amy bez zgody. Nie b臋d臋 czeka膰, a偶 dogadaj膮 si臋 ci pyskacze.
-聽To rozumiem - stwierdzi艂 z satysfakcj膮 Herbert. - Za艂atwi臋 C-141B w wersji do operacji pustynnych.
-聽Je艣li CR pozostanie w Turcji lub w p贸艂nocnej albo wschodniej Syrii, Iglica mo偶e l膮dowa膰 w Incirlik. Je艣li przesunie si臋 na po艂udnie lub zach贸d Syrii albo do Libanu, powinni艣my mie膰 j膮 gdzie艣 w Izraelu.
-聽Izrael z rado艣ci膮 powita ka偶dego ch臋tnego do nakopania. terrorystom w ty艂ek - ucieszy艂 si臋 Herbert. - Znam tam nawet odpowiednie miejsce na baz臋.
Paul wzi膮艂 do r臋ki pi贸ro 艣wietlne i podpisa艂 si臋 na monitorze. Jego podpis pojawi艂 si臋 na rozkazie bojowym Iglicy, nosz膮cym numer 9. Zachowa艂 dokument na twardym dysku, po czym wys艂a艂 go e-mailem do Marthy Macall i pu艂kownika Bretta Augusta, nowego dow贸dcy Iglicy. Od艂o偶y艂 pi贸ro. Postukiwa艂 palcami w blat biurka, w 偶a艂obnym rytmie.
-聽Dobrze si臋 czujesz? - spyta艂 go Herbert.
-聽Jasne. Czuj臋 si臋 z pewno艣ci膮 o klas臋 lepiej, ni偶 Mike i ci biedacy z CR.
-聽Mike ich przez- to przeprowadzi - powiedzia艂 Herbert. S艂uchaj, szefie, mo偶e poczu艂by艣 si臋 lepiej, gdyby艣 zabra艂 si臋 z Iglic膮 na Bliski Wsch贸d. Oni przecie偶 znajd膮 si臋 tam przed tob膮!
-聽Nie. Musz臋 porozmawia膰 z Nasrem o syryjskiej strategii. Poza tym ty, Mike, 偶e nie wspomn臋 o Iglicy... wy wszyscy nosili艣cie kiedy艣 mundury. Ja nie. Nie czu艂bym si臋 dobrze zajmuj膮c honorowe miejsce, na kt贸re nie zas艂u偶y艂em.
-聽Pos艂uchaj, co ci m贸wi臋. Lot C-1418 to nie przeja偶d偶ka na karuzeli w Disneylandzie. A poza tym przecie偶 wcale nie ucieka艂e艣 przed mundurem. Podczas poboru by艂e艣 1A, tyle 偶e ci臋 nie wylosowali. My艣lisz, 偶e zaci膮gn膮艂bym si臋, gdyby komenda uzupe艂nie艅 nie z艂apa艂a mnie za ko艂nierz i nie powiedzia艂a: „Panie Herbert, Wuj Sam pana potrzebuje"?
-聽S艂uchaj, Bob, czu艂bym si臋 nieswojo i to za艂atwia spraw臋. Prosz臋, wprowad藕 pu艂kownika Augusta w sytuacj臋 i przedyskutuj z nim wszystkie szczeg贸艂y. Przefaksuj za艂o偶enia misji do naszej ambasady w Londynie, chc臋 dosta膰 je na Heathrow. Pluskwa ma ca艂y rozk艂ad jazdy.
-聽Zrobione, Paul. Ale nadal uwa偶am, 偶e przesadzasz z tym lotem C-141 B.
-聽Na to nic nie potrafi臋 poradzi膰. Je艣li pojawi si臋 co艣 nowego, masz dzwoni膰 bezpo艣rednio do mnie. Chcia艂bym te偶, 偶eby艣 dosta艂 jak膮艣 fachow膮 pomoc. Jak s膮dzisz, czy ma sens skorzystanie z naszych kurdyjskich 藕r贸de艂 osobowych?
-聽Nie, moim zdaniem nie ma to najmniejszego sensu. Gdyby nasze kurdyjskie 藕r贸d艂a by艂y bezb艂臋dne, wiedzieliby艣my o zamiarze wysadzenia tamy. Wiedzieliby艣my przynajmniej, kim s膮 ci, kt贸rzy j膮 wysadzili.
-聽S艂uszna uwaga. Ale... kogokolwiek tam masz, si臋gnij do tajnego bud偶etu i zap艂a膰 mu za informacje. Dobrze zap艂a膰, nie sta膰 nas na b艂膮kanie si臋 po omacku.
-聽W艂a艣nie zamierza艂em to zrobi膰.-W tej chwili rozmawiamy z naszymi informatorami. Pr贸bujemy uzyska膰 informacje dotycz膮ce trasy ucieczki ludzi, kt贸rzy wysadzili tam臋. Mamy te偶 kogo艣, kto m贸g艂by znale藕膰 si臋 na miejscu z Iglic膮.
-聽Doskonale. Z samochodu zadzwoni臋 do Marthy i wyja艣ni臋 jej sytuacj臋. B臋dzie musia艂a p贸j艣膰 do senator Fox i stan膮膰 przed kongresow膮 Komisj膮 Nadzoru Wywiadu.
-聽Dobre wiesz, 偶e Martha nie b臋dzie z tego powodu ani odrobin臋 szcz臋艣liwsza - ostrzeg艂 Paula Herbert. - W艂a艣nie montujemy tajn膮 operacj臋 bez uprzedniej zgody Kongresu, p艂acimy kurdyjskim nieprzyjacio艂om jej przyjaci贸艂 w Damaszku i Ankarze...
-聽Tylko 偶e jej przyjaciele ty艂ka nie rusz膮, 偶eby nam pom贸c zdenerwowa艂 si臋 Paul. - B臋dzie musia艂a to prze偶y膰.
-聽B臋dzie musia艂a prze偶y膰 tak偶e to, 偶e operacj臋 zaplanowali艣my bez jej udzia艂u.
-聽Ju偶 m贸wi艂em, zadzwoni臋 z samochodu i wszystko jej wyja艣ni臋. Jest naszym szefem dzia艂u politycznego, na lito艣膰 Bosk膮, nie cz艂onkiem syryjskiego czy tureckiego lobby. - Paul wsta艂 od komputera. - Jest co艣, o czym zapomnia艂em? - spyta艂.
-聽Tak - odpar艂 Herbert.
-聽Co?
-聽Mam nadziej臋, 偶e nie pomy艣lisz sobie, 偶e wyrywam si臋 przed orkiestr臋, ale powiniene艣 przysi膮艣膰 i uspokoi膰 si臋 troch臋.
-聽Dzi臋ki za rad臋, Bob. Sze艣cioro z moich ludzi jest w r臋kach terroryst贸w, wraz z kluczem do tajemnic wywiadu Stan贸w Zjednoczonych. Bior膮c to wszystko pod uwag臋 s膮dz臋, 偶e jestem ca艂kiem spokojny.
-聽Ca艂kiem spokojny, zgoda - powiedzia艂 Bob Herbert - ale ca艂kiem spokojny nie znaczy wystarczaj膮co spokojny. Nie tobie jednemu rozpalono ognisko pod fotelem. Wczoraj wieczorem jad艂em kolacj臋 z Donem Worby z biura g艂贸wnego ksi臋gowego. Don powiedzia艂 mi, 偶e w zesz艂ym roku przesz艂o sze艣膰dziesi膮t pi臋膰 procent hacker贸w, w艂amuj膮cych si臋 do zasob贸w komputerowych Departamentu Obrony, odnios艂o sukces. Zdajesz sobie spraw臋, ile tajnych informacji dost臋pnych jest teraz dla ka偶dego? CR to tylko szpica w wielkiej i wa偶nej bitwie.
-聽Zgoda, tylko 偶e w艂a艣nie ta szpica znajduje si臋 pod moim dow贸dztwem. Nie m贸w mi, 偶e im wi臋cej tym lepiej. Nie w takiej sytuacji.
-聽Dobrze, nie b臋d臋. Ale, Paul, prze偶y艂em wi臋cej ni偶 kilka sytuacji z udzia艂em zak艂adnik贸w. Wywiera si臋 na ciebie ci艣nienie emocjonalne, co samo w sobie jest straszne, ale dodatkowo jeste艣 te偶 zdezorientowany. Zmuszono ci臋 do dzia艂ania poza naszym stabilnym uk艂adem. Nie masz listy startowej, nie masz powszechnie uznanych procedur. Przez kilka nast臋pnych dni... tygodni... miesi臋cy... oboj臋tnie, ile potrwa ta sytuacja, b臋dziesz zak艂adnikiem takim jak Mike, zak艂adnikiem kryzysu, podporz膮dkowuj膮cym si臋 ka偶demu kaprysowi terroryst贸w.
-聽To rozumiem -powiedzia艂 Paul. - Ale nie musz臋 przecie偶 polubi膰.
-聽Nie, nie polubi膰. Musisz to po prostu zaakceptowa膰. Musisz zaakceptowa膰 to, co si臋 dzieje, i musisz zaakceptowa膰 sw贸j udzia艂 w tym, co si臋 dzieje. Dok艂adnie tak jest z Mike'em. Mike wie, co ma robi膰. Je艣li zdo艂a wyci膮gn膮膰 swych ludzi, wyci膮gnie ich. Je艣li nie, zmusi ich, by bawili si臋 w gry s艂贸w, wymy艣lali limeryki jeden B贸g wie o czym, zmusi ich, by rozmawiali o rodzinach. Jako艣 ich przez to przeci膮gnie. Ten ci臋偶ar spoczywa na jego barkach. Ty musisz si臋 zaj膮膰 reszt膮. Ty musisz przekroczy膰 te wrota z dobrymi pomys艂ami w zanadrzu. Ty musisz pilnowa膰, by po tej stronie wszyscy, w艂膮cznie z tob膮, zachowali spok贸j i zdrowy rozs膮dek. A mo偶e to by膰 bardzo trudne. Zyskamy pewnie informacje, 偶e nasi ludzi s膮 藕le traktowani. Nie dostaj膮 wody, nie dostaj膮 jedzenia, s膮 torturowani. W grupie mamy dwie kobiety. By膰 mo偶e zostan膮 zgwa艂cone. Je艣li nie jeste艣 rozlu藕niony i got贸w na wszystko, p臋kniesz. Gniew, m艣ciwo艣膰, wypominanie sobie pope艂nionych pomy艂ek, to wszystko sprowadzi ci臋 na manowce. Zaczniesz pope艂nia膰 b艂臋dy.
Hood wyj膮艂 dyskietki z komputera. Bob mia艂 racj臋. On sam przecie偶 mia艂 ju偶 ochot臋 wy偶y膰 si臋 na Marthcie, na sobie samym, nawet na Mike'u. Kto m贸g艂 na tym zyska膰... opr贸cz terroryst贸w?
-聽M贸w dalej - powiedzia艂. - Co w艂a艣ciwie powinienem zrobi膰? Jak radzi膰 sobie w takiej sytuacji?
-聽Paul, do diabla, ja nigdy nie musia艂em dowodzi膰 zespo艂em. Zawsze by艂em samotnikiem. Wymagano ode mnie wy艂膮cznie udzielania rad. Udzielanie rad jest wzgl臋dnie 艂atwe. Z lud藕mi, z kt贸rymi pracowa艂em, nic mnie nigdy nie 艂膮czy艂o. Nic takiego, co czujemy do Mike'a. Wiem tylko tyle: ludzie dowodz膮cy podobnymi operacjami musz膮 wyzby膰 si臋 wszelkich uczu膰. I gniewu, i wsp贸艂czucia. To znaczy, za艂贸偶my, 偶e dowiesz si臋, 偶e kt贸ry艣 z terroryst贸w ma gdzie艣 dziecko albo siostr臋. Za艂贸偶my, 偶e jeste艣 w stanie je porwa膰. Czy w贸wczas zagrasz w t臋 gr臋 wed艂ug ich regu艂?
-聽Szczerze m贸wi膮c, nie wiem. Nie chc臋 zni偶y膰 si臋 do ich poziomu.
-聽Na to w艂a艣nie zawsze licz膮 terrory艣ci. Pami臋tasz Orle Szpony z 1980 roku, kiedy Delta pr贸bowa艂a wydosta膰 naszych zak艂adnik贸w w Teheranie?
-聽Pami臋tam.
-聽Parametry misji zmusi艂y naszych ch艂opc贸w do ulokowania punktu tankowania Delta 1 we wzgl臋dnie g臋sto zamieszkanym terenie. W kilka minut po wyl膮dowaniu 偶o艂nierze zatrzymali autobus z czterdziestoma czterema ira艅skimi cywilami. Nim ca艂a operacja wzi臋艂a w 艂eb, plan zak艂ada艂 przetrzymanie ira艅skich je艅c贸w przez ca艂y dzie艅 i zwolnienie ich w bazie lotniczej Manzariyeh, kt贸r膮 mieli艣my zaj膮膰. Przepraszam ci臋, je艣li m贸wi臋 jak Burkow, ale moim zdaniem powinni艣my zgarn膮膰 tych Ira艅czyk贸w i potraktowa膰 ich w taki sam g贸wniany spos贸b, w jaki oni traktowali naszych ludzi.
-聽Zrobiliby艣my z nich m臋czennik贸w - zauwa偶y艂 Hood.
-聽Nie. Z艂amaliby艣my je艅c贸w. Nie wzywaliby艣my prasy, nie paliliby艣my ira艅skich flag. Oko za oko, to wszystko. A kiedy w艣r贸d terroryst贸w na 艣wiecie roznios艂oby si臋, 偶e jeste艣my gotowi gra膰 w ich gr臋, zastanowiliby si臋 dwa razy, nim wybraliby kogo艣 z nas. My艣lisz, 偶e Izrael nadal si臋 trzyma, bo gra wed艂ug przyj臋tych w cywilizowanym 艣wiecie zasad? 呕adne takie! Ja widzia艂em te rzeczy z g贸ry i mog臋 ci powiedzie膰 z ca艂膮 pewno艣ci膮, 偶e nie jest to widok przyjemny. Je艣li wsp贸艂czucie wp艂ynie na tw膮 ocen臋 sytuacji, mo偶e sko艅czy膰 si臋 na tym, 偶e zdradzisz w艂asnych ludzi.
Hood odetchn膮艂 g艂臋boko.
-聽Je艣li wsp贸艂czucie nie b臋dzie wp艂ywa膰 na ocen臋 sytuacji, przestaniemy by膰 lud藕mi - powiedzia艂.
-聽Doskonale to rozumiem - przyzna艂 Herbert. - Dlatego nigdy nie ubiega艂em si臋 o wy偶szy urz膮d w tym mie艣cie. Za ka偶dy centymetr kwadratowy pola manewru p艂aci si臋 tu nie tylko krwi膮, lecz tak偶e dusz膮.
Paul schowa艂 dyskietki do kieszeni marynarki.
-聽Jednego b膮d藕 pewien, Bob - powiedzia艂. - Nie wyrwa艂e艣 si臋 przed orkiestr臋. Dzi臋kuj臋.
-聽Nie ma za co. I, szefie, jest jeszcze jedna sprawa.
-聽Jaka?
-聽Z czymkolwiek przyjdzie ci walczy膰, pami臋taj, 偶e nie walczysz sam. Nie wolno ci o tym zapomnie膰, szefie.
-聽Nie zapomn臋. - Paul Hood u艣miechn膮艂 si臋. - Dzi臋ki Bogu mam ludzi, kt贸rzy nie pozwol膮 mi o tym zapomnie膰.
21
Poniedzia艂ek, 21.17 - Oguzeli, Turcja
Mike'a Rodgersa przywi膮zano do motocykla w bardzo niewygodnej pozycji. R臋ce, skr臋powane za plecami i uniesione, przywi膮zane do kierownicy, ca艂kiem mu zdr臋twia艂y. Plecy przyci艣ni臋te mia艂 do b艂otnika, nogi skr臋powane w kostkach i wyprostowane.
Na duszy cierpia艂 jednak znacznie bardziej ni偶 na ciele. Nie wiedzia艂 dok艂adnie, o co chodzi terrorystom. Wiedzia艂, 偶e jeden z nich, Ibrahim, cofn膮艂 si臋 drog膮 za wzg贸rze. Jego t艂umacz, Hasan, oddali艂 si臋 jakie艣 czterysta, pi臋膰set metr贸w na wsch贸d. Ustawili si臋 chyba tak, by mie膰 drog臋 pod ogniem krzy偶owym. Jeden ze strzelc贸w trzyma si臋 blisko celu, nieco przed nim. Drugi pozostaje poza drog膮, mocno przed celem. Kierowca nie mo偶e uciec, chyba 偶eby zawr贸ci艂. Je艣li snajperzy s膮 dobrzy, najcz臋艣ciej nie starcza mu czasu, by zawr贸ci膰.
Furgonetka przyjecha艂a, a Mike nie s艂ysza艂 strza艂贸w. Czy偶by terrory艣ci kryli si臋 na wypadek, gdyby to CR pierwsze otworzy艂o ogie艅?
Furgonetka zatrzyma艂a si臋. Wysiad艂 z niej Ibrahim. Po kilku sekundach pojawi艂 si臋 Hasan i rzuci艂 mu si臋 w ramiona. Trzeci z terroryst贸w, Mehmet, wsta艂 i obj膮艂 ich obu. Przedtem trzyma艂 si臋 z ty艂u, teraz jednak jasne by艂o, 偶e dowodzi akcj膮. Furgonetka CR sta艂a mask膮 do Rodgersa, kt贸ry nie widzia艂, co jest w 艣rodku. Nie by艂o jednak w膮tpliwo艣ci, 偶e terrory艣ci panuj膮 nad sytuacj膮. Rodgers m贸g艂 mie膰 tylko nadziej臋, 偶e 偶o艂nierze Iglicy wydostali si臋 z samochodu i w艂a艣nie flankuj膮 napastnik贸w, co zreszt膮 sam kaza艂by im zrobi膰.
Ibrahim i Hasan weszli do samochodu, Mehmet za艣 podszed艂 do genera艂a. W prawej r臋ce trzyma艂 pistolet maszynowy, w lewej n贸偶 my艣liwski. Przeci膮艂 wi臋zy Mike'a, 艂膮cz膮ce go z kierownic膮 motocykla, pozostawi艂 jednak p臋ta na nogach. Gestem nakaza艂 mu podej艣膰 do furgonetki. Rodgers ukucn膮艂, wyprostowa艂 si臋 i 偶abk膮 podskoczy艂 we wskazanym mu kierunku. 艂atwiej by艂oby pope艂zn膮膰, ale pe艂za膰 genera艂 nie nauczy艂 si臋 w swym d艂ugim i bogatym w wydarzenia 偶yciu. Ziemia wydawa艂a si臋 usuwa膰 mu spod st贸p, a jednak zdo艂a艂 utrzyma膰 r贸wnowag臋.
Podszed艂szy do furgonetki dostrzeg艂 Coffeya, Mary Rose i Katzena. Le偶eli bezw艂adnie na pod艂odze samochodu, przywi膮zani do podstawy siedzenia pasa偶era, z nogami zwi膮zanymi w kostkach. Ibrahim poci膮gn膮艂 pu艂kownika Sedena, Mike Rodgers za艣 podskoczy艂 o krok. Zerkn膮艂 w lewo, ku ty艂owi samochodu. I zamar艂.
Pupshaw i DeVonne siedzieli na fotelach przy terminalach komputerowych. R臋ce i nogi przywi膮zano im do foteli, w艂a艣nie odzyskiwali przytomno艣膰. Rodgers poczu艂, jak skr臋caj膮 mu si臋 wn臋trzno艣ci. 呕o艂nierze Iglicy wygl膮dali bardziej jak cielska upolowanych jeleni. ni偶 jak 偶o艂nierze.
Co艣 posz艂o nie tak, ale co, to by艂a kwestia na przysz艂o艣膰. Tak czy inaczej, wszyscy Amerykanie wzi臋ci zosta_ li do niewoli. To, jak b臋d膮 traktowani, jak d艂ugo przetrzymywani, wymaga膰 b臋dzie zapewne d艂ugich i skomplikowanych negocjacji.
Pierwszym obowi膮zkiem Rodgersa by艂o w tej chwili pom贸c 偶o艂nierzom Iglicy. Kiedy obudz膮 si臋 i zorientuj膮, jak zostali ubezw艂asnowolnieni, strac膮 nie tylko wol臋 i ochot臋 do walki, lecz tak偶e poczucie w艂asnej godno艣ci. Ranni, zwi膮zani... to byli w stanie prze偶y膰, bez poczucia godno艣ci nie dokonaj膮 jednak niczego, nawet je艣li zyskaj膮 wolno艣膰. Podczas treningu do walki z terrorystami i rozm贸w z nowym dow贸dc膮 Iglicy, Brettem Augustem, Rodgers, jeniec wojenny z Wietnamu, dowiedzia艂 si臋, 偶e wi臋cej zak艂adnik贸w odebra艂o sobie 偶ycie rok lub dwa po uwolnieniu, ni偶 zgin臋艂o z r膮k terroryst贸w. Zawstydza艂o ich, 偶e zostali pogn臋bieni, zmaltretowani, pozbawieni honoru. Szczeg贸lnie dotyczy艂o to zak艂adnik贸w wojskowych. Stopie艅 i ordery by艂y zewn臋trznym dowodem odwagi i honoru, 偶o艂niersk膮 krwi膮 i cia艂em. Kiedy kwalifikacje te podda艂 w w膮tpliwo艣膰 status zak艂adnika, odwag臋 i honor odzyska膰 mo偶na by艂o wy艂膮cznie umieraj膮c. Umieraj膮c jak Wiking, twarz膮 do rzeczywistego tub wyimaginowanego przeciwnika, z mieczem w d艂oni, lub jak pozbawiony honoru samuraj, w samotno艣ci rozcinaj膮cy sobie brzuch. Tak czy inaczej, 偶ycie wydawa艂o si臋 nie do zniesienia.
Rodgers musia艂 tak偶e u偶y膰, dla dobra swych 偶o艂nierzy, najwa偶niejszego z czterech swych wojskowych atut贸w - kwartetu sk艂adaj膮cego si臋 na honor 偶o艂nierza - zaryzykowa膰 偶yciem. Gdy stacjonowa艂 w zatoce Camranh, w po艂udniowo-wschodnim Wietnamie, zawsze by艂y ofiary. Imiona zmar艂ych zapisano krwi膮, wyryto w marmurze. Inne obrazy wyryte zosta艂y w twarzach 偶o艂nierzy. Kiedy 偶o艂nierz tuli艂 do piersi przyjaciela, kt贸ry straci艂 na minie r臋ce lub nogi, kt贸remu pocisk z mo藕dzierza rozharata艂 twarz, kiedy tuli艂 przyjaciela, kt贸remu kula przestrzeli艂a pier艣, gard艂o lub brzuch, pozostawa艂y tylko dwa sposoby na umotywowanie go do dalszej walki. Po pierwsze, umo偶liwiano mu zemst臋. Wojskowi psychologowie nazywali to „napaleniem”. Gra na gniewie raczej ni偶 na konieczno艣ci wykonania zadania, doskonale nadawa艂a si臋 do szybkich wypad贸w i kontratak贸w w trudnych sytuacjach. Drugim sposobem, kt贸ry Rodgersowi podoba艂 si臋 znacznie bardziej, by艂 spos贸b stosowany przez niekt贸rych dow贸dc贸w - postawi膰 na szali w艂asne 偶ycie. Narzuca艂o to oddzia艂owi imperatyw wspomagania dow贸dcy. Nie leczy艂o si臋 w ten spos贸b ran, lecz raczej tworzy艂o wi臋藕, ca艂o艣膰 wi臋ksz膮 ni偶 suma cz臋艣ci.
Mike Rodgers rozwa偶y艂 to wszystko w czasie, kt贸ry zabra艂 mu jeden rzut oka na 偶o艂nierzy, u艣miechni臋cie si臋 do szybciej dochodz膮cego do siebie Pupshawa kr贸tkim, dodaj膮cym odwagi u艣miechem i spojrzenie na mask臋 furgonetki.
Hasan sprawdza艂, czy je艅cy nie maj膮 przy sobie ukrytej broni. Mike czu艂 przyci艣ni臋t膮 do karku luf臋. Mehmet popchn膮艂 go w lewo. Chcia艂, by genera艂 wsiad艂 do furgonetki.
Mike nie ruszy艂 si臋. Skr臋tem cia艂a odsun膮艂 od siebie luf臋.
Terrorysta bluzgn膮艂 jakim艣 arabskim przekle艅stwem. Woln膮 r臋k膮 pchn膮艂 je艅ca ku drzwiom samochodu. Mike, nadal skr臋powany, podskoczy艂 w kierunku pchni臋cia. Upad艂 i natychmiast spr贸bowa艂 si臋 podnie艣膰. Mehmet podszed艂 do niego, wymierzy艂 mu w g艂ow臋. Nakazywa艂 mu pozosta膰 na miejscu.
Mimo wszystko genera艂 Rodgers spr贸bowa艂 powsta膰. Nawet w ciemno艣ci widzia艂 zdumienie na twarzy terrorysty.
W tej chwili albo raz na zawsze ustali swe stosunki z Kurdem, albo zginie. Genera艂, ze zwi膮zanymi nogami, prostowa艂 si臋, pr贸buj膮c z艂apa膰 r贸wnowag臋. Patrzy艂 swemu prze艣ladowcy prosto w oczy. Wielu terroryst贸w bez najmniejszych skrupu艂贸w podk艂ada艂o bomby, waha艂o si臋 jednak, gdy trzeba by艂o strzeli膰 do patrz膮cego im w oczy zak艂adnika.
Nim genera艂 zdo艂a艂 powsta膰, Mehmet podni贸s艂 nog臋. Pchn膮艂 go stop膮, przewr贸ci艂 na ziemi臋, kopn膮艂 w bok i zn贸w wykrzycza艂 co艣 gniewnie po arabsku.
Kopni臋cie oszo艂omi艂o Rodgersa, lecz tak偶e udzieli艂o mu informacji, kt贸rej potrzebowa艂. Arab wcale nie pragn膮艂 go zabi膰. Nie oznacza艂o to, oczywi艣cie, 偶e go nie zabije, tyle tylko, 偶e - rozs膮dnie ryzykuj膮c - mo偶na go jeszcze troch臋 rozdra偶ni膰. Genera艂 obr贸ci艂 si臋 na bok, usiad艂 i zn贸w spr贸bowa艂 wsta膰.
Mehmet, burcz膮c co艣 w艣ciekle, pr贸bowa艂 hakiem uderzy膰 go w g艂ow臋. Mike na widok wymierzonej pi臋艣ci po prostu usiad艂 na ziemi. Pi臋艣膰 przelecia艂a nad nim.
-聽Ty sukinsynu! - wrzasn膮艂 Arab w swej topornej angielszczy藕nie. Cofn膮艂 si臋 o krok, podni贸s艂 rewolwer. Mike obr贸ci艂 g艂ow臋. Patrzy艂 mu wprost w oczy.
-聽Mehmet, przesta艅! - krzykn膮艂 Ibrahim. Podbieg艂 i w艂asnym cia艂em zas艂oni艂 Rodgersa. Dwaj porywacze rozmawiali ze sob膮 przez chwil臋, Ibrahim wskazywa艂 palcem na genera艂a, furgonetk臋 i je艅c贸w. Potem zapad艂a cisza. Wreszcie Mehmet wyrzuci艂 d艂onie w powietrze i odszed艂. Ibrahim pom贸g艂 mu wci膮gn膮膰 do samochodu pu艂kownika Sedena.
Rozmowa z Rodgersem spad艂a na barki Hasana.
Genera艂 z trudem zdo艂a艂 powsta膰. Wyprostowa艂 si臋, z dumnie uniesion膮 g艂ow膮. Nie patrzy艂 na Kurda. W sytuacji, w jakiej si臋 znalaz艂, je艅com polecano nie patrze膰 w twarz porywaczy. Tworzy艂o to mi臋dzy nimi dystans, ci臋偶ar prze艂amania tej sytuacji spoczywa艂 na przes艂uchuj膮cym. Zadaj膮cy pytania m贸g艂 by膰 dobry lub z艂y, wsp贸艂czuj膮cy lub okrutny, zawsze jednak pozostawa艂 wrogiem.
-聽Omal nie zgin膮艂e艣 - powiedzia艂 Hasan.
-聽Nie po raz pierwszy mi si臋 uda艂o - odpar艂 Rodgers.
-聽Ale by膰 mo偶e po raz ostatni. Mehmet got贸w by艂 ci臋 zastrzeli膰.
-聽Zabi膰 cz艂owieka to najmniejsza krzywda, jak膮 mo偶na mu zrobi膰. - Genera艂 m贸wi艂 wolno, wyra藕nie, tak, by 艂atwo go by艂o zrozumie膰.
Mehmet i Ibrahim wrzucili wreszcie pu艂kownika Sedena do furgonetki i zwi膮zali go razem z innymi. Hasan z ciekawo艣ci膮 przygl膮da艂 si臋 Amerykaninowi. Mehmet podszed艂 do Hasana, porozmawiali kr贸tko i Hasan zwr贸ci艂 si臋 do Rodgersa.
-聽Mamy zamiar przejecha膰 wasz膮 furgonetk膮 do Syrii - powiedzia艂. Marszczy艂 czo艂o, bardzo chcia艂 wyrazi膰 偶yczenia swego dow贸dcy po angielsku. - S膮 jednak rzeczy, kt贸rych w tym autobusie nie rozumiemy. Akumulatory z ty艂u i jakie艣 niezwyk艂e urz膮dzenia w kabinie. Mehmet chce, 偶eby艣 je wyja艣ni艂.
-聽Powiedz Mehmetowi, 偶e u偶ywa si臋 ich do znajdowania zakopanych mur贸w, starych przedmiot贸w i innych tego rodzaju rzeczy. Powiedz mu tak偶e, 偶e nie b臋d臋 z nim rozmawia艂, p贸ki nie rozwi膮偶e moich wsp贸艂pracownik贸w i nie posadzi ich w tych siedzeniach. M贸wi膮c te s艂owa Rodgers obr贸ci艂 si臋, przemawia艂 wystarczaj膮co g艂o艣no, by s艂yszeli go Pupshaw i DeVonne.
Zmarszczki na czole Hasana pog艂臋bi艂y si臋.
-聽Czy ja rozumiem? Chcesz ich uwolni膰?
-聽Nalegam na to, by byli traktowani z szacunkiem.
-聽Nalegasz? Czy to oznacza, 偶e stawiasz warunki?
Rodgers obr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na m臋偶czyzn, stoj膮cych z przodu samochodu.
-聽Oznacza to, 偶e je艣li nie potraktujecie nas po ludzku, mo偶ecie siedzie膰 sobie tu, na pustyni, p贸ki nie znajdzie was turecka armia. A znajdzie przed wschodem s艂o艅ca, je艣li nie wcze艣niej.
Hasan przygl膮da艂 mu si臋 przez chwil臋, a potem zwr贸ci艂 si臋 do Mehmeta. Po艣piesznie t艂umaczy艂 mu z angielskiego. Kiedy sko艅czy艂, Mehmet podrapa艂 si臋 po nosie i zachichota艂. Ibrahim siedzia艂 w fotelu pasa偶era. Nie 艣mia艂 si臋. Uwa偶nie obserwowa艂 dow贸dc臋. Po chwili Mehmet schowa艂 sw贸j my艣liwski n贸偶. Powiedzia艂 co艣 do Hasana.
Hasan zwr贸ci艂 si臋 do Rodgersa.
Mike wiedzia艂, co teraz nast膮pi. Terrory艣ci u艣wiadomili sobie, 偶e nie s膮 w stanie wywrze膰 na niego bezpo艣redniego nacisku. Mehmet zorientowa艂 si臋 tak偶e, 偶e nie mo偶e wywrze膰 nacisku na 偶o艂nierzy, ka偶da skierowana pod ich adresem gro藕ba przywraca艂aby im godno艣膰, co powitaliby z rado艣ci膮. Terrory艣ci nie byli tak偶e w stanie zabi膰 偶adnego z cywil贸w. Ofiara mog艂a przecie偶 posiada膰 cenne informacje.
Wymagali wsp贸艂pracy zespo艂u, Rodgers postawi艂 jednak warunki, kt贸rych po prostu nie mogli spe艂ni膰. Teraz wi臋c zmuszeni zostali do sprawdzenia kolejnego z jego wojskowych atut贸w - grubo艣ci sk贸ry. Musieli spr贸bowa膰 dowiedzie膰 si臋, jak wiele jest w stanie znie艣膰. Do kt贸rego momentu zniesie tortury podleg艂ych mu cywil贸w, tortury fizyczne, psychiczne b膮d藕 jedne i drugie na raz. Podczas tortur spr贸buj膮 tak偶e ustali膰, kto jest tu s艂abym ogniwem i dlaczego, i jak mo偶na tym cz艂owiekiem manipulowa膰.
-聽Za dwie minuty - powiedzia艂 Hasan - Mehmet odetnie palec tej kobiecie. Potem co minut臋 b臋dzie odcina艂 kolejne palce, a偶 zdecydujesz si臋 wsp贸艂pracowa膰.
-聽Ten samoch贸d nie pojedzie na krwi - zauwa偶y艂 Rodgers. Nadal wpatrywa艂 si臋 w mask臋 furgonetki. Coffey i Mary Rose prawie si臋 ockn臋li, Phil Katzen tak偶e zdradza艂 objawy 偶ycia. Pu艂kownik Seden by艂 nadal nieprzytomny.
Hasan przet艂umaczy艂 wypowied藕 genera艂a. Mehmet obr贸ci艂 si臋, by艂 w艣ciek艂y. Wsiad艂 do kabiny furgonetki i uwolni艂 z wi臋z贸w lew膮 r臋k臋 Mary. Uj膮艂 j膮 w d艂onie i po艂o偶y艂 na swym udzie. Ostrze no偶a umie艣ci艂 mi臋dzy jej ma艂ym a serdecznym palcem. Skaleczy艂 dziewczyn臋, niezbyt powa偶nie, tyle by pociek艂a krew. Spojrza艂 na zegarek.
Mary Rose oprzytomnia艂a. Podnios艂a g艂ow臋.
-聽Co si臋 dzieje? - spyta艂a, bez powodzenia pr贸buj膮c wyswobodzi膰 rami臋. Kurd trzyma艂 je mocno. Nie spuszcza艂 wzroku z zegarka.
Coffey tak偶e powoli odzyskiwa艂 przytomno艣膰. Siedzia艂 po lewej r臋ce Mary, widok terrorysty najwyra藕niej go zaskoczy艂.
-聽Co si臋 dzieje? - spyta艂. Na jego twarzy pojawi艂 si臋 wyraz prawdziwie prawniczego oburzenia. - I kim pan w艂a艣ciwie jest?
-聽Sied藕 cicho - powiedzia艂 Rodgers nieg艂o艣no, lecz rozkazuj膮co.
Oboje, dziewczyna i prawnik, spojrzeli na niego po raz pierwszy.
-聽Zachowujcie si臋 spokojnie - m贸wi艂 dalej Rodgers r贸wnym g艂osem. Czo艂o mia艂 zmarszczone. Z ca艂ej jego postaci 艂atwo by艂o odczyta膰 informacj臋: „Wpadli艣my w. tarapaty, musicie mi zaufa膰".
Mary Rose sprawia艂a wra偶enie takie, jakby nie wszystko zrozumia艂a, ale najwyra藕niej us艂ucha艂a rozkazu. Lowell oddycha艂 ci臋偶ko, wyraz oburzenia znikn膮艂 mu z twarzy, zast膮piony przera偶eniem. Rodgers doskonale wyobra偶a艂 sobie, co prawnik my艣li.
Co ty wyprawiasz, Mike. Znasz zasady obowi膮zuj膮ce w takich sytuacjach...
Genera艂 rzeczywi艣cie zna艂 zasady, a by艂y one bardzo proste. 呕o艂nierzom pozwalano na podanie terrorystom imienia, nazwiska, numeru i niczego wi臋cej. W odr贸偶nieniu od 偶o艂nierzy, „cywilni zatrzymani" - bo tak eufemistycznie nazywano ich w j臋zyku Centrum - mieli tylko jedno zadanie: prze偶y膰. Co oznacza艂o, 偶e je艣li terrory艣ci chcieli informacji, cywile mieli wszelkie prawo im je dostarczy膰. Po ich uwolnieniu ci臋偶ar akcji spoczywa艂 na Centrum lub wojsku - mogli albo odnale藕膰 terroryst贸w, albo ochroni膰, ewakuowa膰, a w ostateczno艣ci zniszczy膰 zagro偶one instalacje. By艂 to objaw charakterystycznego rz膮dowego syndromu - najpierw zawala膰 robot臋, potem przesadza膰 z reakcj膮.
Dla Rodgersa takie postawienie sprawy by艂o nie do przyj臋cia. Cywil czy wojskowy, ka偶dy cz艂owiek winien by艂 lojalno艣膰 przede wszystkim krajowi, nie w艂asnemu prze偶yciu. Skapitulowa膰 nie pozwala艂 mu nie tylko gor膮cy patriotyzm. Po prostu musia艂 by膰 twardy. Je艣li nie zmusz膮 terroryst贸w, by ich szanowali, w niewoli, trwaj膮cej, oboj臋tnie, godziny, dni czy miesi膮ce, b臋d膮 katowani, otoczeni pogard膮.
-聽Sifr dahiya - powiedzia艂 Mehmet.
-聽Masz jedn膮 minut臋 - oznajmi艂 Rodgersowi Hasan. M艂ody Syryjczyk zwr贸ci艂 si臋 nast臋pnie do Mary Rose. - By膰 mo偶e dama nie oka偶e si臋 tak uparta, jak jej dow贸dca. By膰 mo偶e poka偶e nam, jak operowa膰 urz膮dzeniami do prowadzenia tego samochodu. l by膰 mo偶e zrobi to, p贸ki mo偶e jeszcze nimi operowa膰.
-聽Nie poka偶e - powiedzia艂 spokojnie Rodgers.
Mary Rose patrzy艂a przed siebie rozszerzonymi ze strachu oczami. Zacisn臋艂a wargi, nie spuszczaj膮c wzroku z twarzy Rodgersa. Genera艂 sta艂 spokojny, wyprostowany jak struna - by艂 kim艣, na kim moda si臋 oprze膰.
Hasan z kolei ca艂y czas obserwowa艂 dziewczyn臋.
-聽Czy ten cz艂owiek ma prawo m贸wi膰 za ciebie? - spyta艂. Czy to on straci palce, w cierpieniu, jeden po drugim? Mo偶e zechcesz porozmawia膰 ze mn膮? Mo偶e nie chcesz zosta膰 okaleczona?
-聽Ty trzymasz n贸偶, nie my - przerwa艂 mu Rodgers.
-聽S艂usznie. - Hasan obrzuci艂 go szybkim spojrzeniem. - Ale wie艣niak bij膮cy upartego mu艂a nie jest okrutny. Wykonuje po prostu swoj膮 prac臋. Jak my.
-聽Bez wyobra藕ni - zaatakowa艂 Rodgers. - I z ca艂a pewno艣ci膮 jak tch贸rze.
-聽Ka偶dy z nas robi to, co musi.
-聽Talateen - powiedzia艂 Mehmet.
-聽Trzydzie艣ci sekund - przet艂umaczy艂 Hasan. Spojrza艂 na Coffeya i Katzena. - Mo偶e kt贸ry艣 z was jej pomo偶e? Je艣li zaczniecie wsp贸艂pracowa膰 z nami teraz, ju偶, oszcz臋dzicie strasznych cierpie艅 nie tylko jej, lecz tak偶e sobie.
-聽Iszreen - warkn膮艂 Mehmet.
-聽Dwadzie艣cia sekund- - Hasan spojrza艂 na Coffeya. - Mo偶e ty? Chcesz zosta膰 bohaterem, uratowa膰 j膮?
Prawnik spojrza艂 na Rodgersa. Rodgers wpatrywa艂 si臋 w szyb臋. Coffey odetchn膮艂 g艂臋boko.
-聽Je艣li m艂oda dama pragnie mojej pomocy - powiedzia艂, udaj膮c spok贸j - zawsze mo偶e mnie o ni膮 poprosi膰. Nie zawiod臋 jej.
Mary Rose mrugn臋艂a, strz膮saj膮c 艂zy z rz臋s. U艣miechn臋艂a si臋 s艂abo. Nerwowo potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
-聽Aszara... - liczy艂 Mehmet.
-聽Dziesi臋膰 sekund. - Hasan pochyli艂 si臋 nad Mary Rose. - Pokazujesz nam, 偶e nie b臋dziesz m贸wi膰, nie wierz臋 jednak, by艣 s膮dzi艂a, 偶e potrafisz zachowa膰 milczenie. My艣l, m艂oda kobieto. Nie masz wiele czasu.
-聽Tisa...
-聽Dziewi臋膰 sekund. Wkr贸tce b臋dziesz ocieka膰 w艂asn膮 krwi膮.
-聽Tamanya...
-聽Osiem. B臋dziesz nas b艂aga艂a, 偶eby艣my pozwolili ci m贸wi膰.
-聽Saba...
-聽Siedem sekund. Z ka偶dym obcinanym palcem b贸l b臋dzie coraz trudniejszy do zniesienia.
Mary Rose oddycha艂a ci臋偶ko. W oczach mia艂a przera偶enie.
-聽Jest odwa偶niejsza od ciebie - powiedzia艂 z dum膮 Rodgers.
-聽Sitta... khamsa...
-聽To si臋 jeszcze oka偶e - powiedzia艂 Hasan. - Masz jeszcze pi臋膰 sekund, m艂oda damo. Potem b臋dziesz nas b艂aga膰, 偶eby艣my pozwolili ci m贸wi膰.
Podczas odliczania Hasan u艣miecha艂 si臋 z wy偶szo艣ci膮, Rodgers zauwa偶y艂 jednak, 偶e teraz zaciska wargi. Czy偶by obelgi wyprowadzi艂y go z r贸wnowagi? A mo偶e niepokoi艂 si臋, czy mimo wszystko otrzyma potrzebne informacje? A mo偶e, mimo pe艂nych sadystycznych fantazji komentarzy, 藕le znosi艂 widok krwi?
-聽Arba...
-聽Cztery.
Syryjczycy mieli dwie minuty na rozmy艣lanie o swoim losie, a tak偶e na sprawdzenie, z jakiego 偶elaza wykuci s膮 Amerykanie. Czekaj膮c na CR stracili przewag臋 czasu, kt贸r膮 mieli na starcie. Je艣li nie wyrusz膮 ju偶, w tej chwili, tureckie patrole b臋d膮 dos艂ownie wsz臋dzie. CR i jego za艂oga byli im niezb臋dnie potrzebni, zapewne zastanawiaj膮 si臋 teraz nad tym, 偶e by膰 mo偶e nie docenili Amerykan贸w. 呕e, by膰 mo偶e, powinni zrobi膰 to, co proponowa艂 im genera艂. - Talehta...
-聽Trzy sekundy. Pomy艣l o no偶u, tn膮cym ko艣膰 i mi臋艣nie. Raz za razem, dziesi臋膰 palc贸w.
Rodgers s艂ysza艂 ci臋偶ki oddech dziewczyny. A jednak milcza艂a, niech ja B贸g b艂ogos艂awi. Z 偶adnego ze swych 偶o艂nierzy nie by艂 tak dumny, jak teraz z niej.
-聽Itneyn...
-聽Dwie sekundy.
-聽Ty potworze! - wrzasn膮艂 Coffey i zacz膮艂 szamota膰 si臋 w wi臋zach. Syryjczycy nie zwr贸cili na niego nawet najmniejszej uwagi. Katzen oprzytomnia艂 ju偶 i teraz najwyra藕niej pr贸bowa艂 poj膮膰, o co chodzi.
-聽Wehid.
-聽Czas up艂yn膮艂 - oznajmi艂 Hasan. Patrzy艂 na Mary Rose. Mehmet jednak obserwowa艂 Rodgersa. Chwila wahania... i w jego oczach pojawi艂a si臋 gorzka, straszna m艣ciwo艣膰. By膰 mo偶e nie widzia艂 teraz genera艂a, lecz jakiego艣 swego osobistego wroga, kogo艣, kto kiedy艣 zada艂 mu b贸l. Jego g贸rna warga podwin臋艂a si臋 ukazuj膮c z臋by i Rodgers wiedzia艂 ju偶, 偶e przegra艂.
-聽St贸j - powiedzia艂, kiedy Kurd nacisn膮艂 n贸偶. Nadal patrzy艂 w szyb臋, ale skin膮艂 g艂ow膮 tak, by nie by艂o w膮tpliwo艣ci, co w艂a艣ciwie m贸wi. - Przesta艅. Poprowadz臋 samoch贸d.
Hasan powt贸rzy艂 te s艂owa po arabsku, cho膰 Mehmet nie potrzebowa艂 t艂umaczenia. Schowa艂 n贸偶. W jego twarzy nie by艂o triumfu, ani rado艣ci.
Mary Rose rozp艂aka艂a si臋.
Hasan ukl臋kn膮艂, wi膮偶膮c zakrwawion膮 d艂o艅 dziewczyny do oparcia fotela. Mehmet skin膮艂 na Rodgersa, ka偶膮c mu i艣膰 przodem. Rodgers ruszy艂 w kierunku kabiny samochodu, przystan膮艂 jednak przy Mary Rose, kt贸ra siedzia艂a z odchylon膮 g艂ow膮, szlochaj膮c rozpaczliwie.
-聽Jestem z ciebie bardzo, bardzo dumny - powiedzia艂.
Coffey pochyli艂 g艂ow臋 w jej kierunku. Dotkn膮艂 w艂osami policzka dziewczyny.
-聽Wszyscy jeste艣my z ciebie dumni - stwierdzi艂. - I pami臋taj, jeste艣my zespo艂em.
Mehmet patrzy艂 na genera艂a w艣ciek艂ym wzrokiem. Genera艂 ignorowa艂 go.
-聽Hasan - powiedzia艂. - Ona krwawi. M贸g艂by艣 obwi膮za膰 jej ran臋?
Hasan podni贸s艂 na niego wzrok.
-聽Je艣li nie zrobi臋, o co prosisz, dasz kolejny pokaz si艂y? - spyta艂.
-聽Je艣li b臋d臋 musia艂.
Hasan popatrzy艂 teraz na ran臋. My艣la艂 przez chwil臋, a potem, kiedy r臋ka dziewczyny by艂a ju偶 przywi膮zana do oparcia fotela, wyj膮艂 z kieszeni chusteczk臋. 艂agodnie wsun膮艂 j膮 mi臋dzy palce zranionej d艂oni.
Mehmet wyrwa艂 j膮 natychmiast.
-聽La! - krzykn膮艂, cisn膮艂 chusteczk臋 na ziemi臋 i podepta艂 j膮, wrzeszcz膮c na towarzysza.
Hasan spu艣ci艂 wzrok.
-聽On kaza艂 mi powiedzie膰, 偶e kiedy nast臋pnym razem wykonam tw贸j rozkaz, odetnie d艂onie i mnie, i tobie.
-聽Przykro mi, ale post膮pi艂e艣 s艂usznie. - Rodgers spojrza艂 na Mehmeta. Nadszed艂 czas na u偶ycie trzeciego wojskowego atutu, zaskoczenia. - Hasan, powiedz swemu dow贸dcy, 偶e przy pod艂膮czaniu akumulator贸w b臋d臋 potrzebowa艂 pomocy.
-聽Ja ci pomog臋 - stwierdzi艂 natychmiast Hasan.
-聽Nie dasz rady - sk艂ama艂 Rodgers. - Tylko jedna osoba dysponuje odpowiedni膮 wiedz膮. Powiedz Mehmetowi, 偶e potrzebuj臋 pomocy szeregowej DeVonne. To ta kobieta, kt贸r膮 zwi膮zali艣cie z ty艂u samochodu. Powiedz mu te偶, 偶e je艣li chce dojecha膰 do Syrii, musi j膮 uwolni膰.
Hasan odchrz膮kn膮艂. Genera艂 mia艂 wra偶enie, 偶e jeszcze nigdy w 偶yciu nie widzia艂 tak zagubionego cz艂owieka. Powiedzia艂 co艣 do dow贸dcy. Oczy Mehmeta zw臋zi艂y si臋, nozdrza rozszerzy艂y. Trafienie w dziesi膮tk臋. Prawdziw膮 przyjemno艣ci膮 by艂o obserwowanie, jak terrorysta gotuje si臋 z w艣ciek艂o艣ci i jak zmuszony zostaje do poj臋cia jedynej mo偶liwej decyzji, kt贸rej strasznie nie chcia艂 podj膮膰.
Skin膮艂 d艂oni膮. Hasan przeszed艂 na ty艂 furgonetki. Nagle dow贸dca Kurd贸w z ca艂ej si艂y kopn膮艂 genera艂a. Hasan nie zatrzyma艂 si臋, by podeprze膰 padaj膮cego je艅ca. Po prostu przeszed艂 nad nim, 艣piesz膮c si臋, by uwolni膰 DeVonne. Najpierw odwi膮za艂 jej stopy od n贸g fotela, potem skr臋powa艂 je, a dopiero potem uwolni艂 jej r臋ce.
DeVonne pr贸bowa艂a pom贸c dow贸dcy, ale Hasan j膮 odepchn膮艂. Kiedy ruszyli w stron臋 schowk贸w na akumulatory, znajduj膮cych si臋 z ty艂u pojazdu, Rodgers wsta艂 z wysi艂kiem. Opar艂 si臋 o komputer, podrzucaj膮c jednocze艣nie zwi膮zane stopy.
W ten spos贸b wprowadzi艂 w 偶ycie pierwsz膮 cz臋艣膰 niespodzianki. Druga uruchomi si臋 sama, kiedy pod艂膮cz膮 akumulatory i zaczn膮 w艂膮cza膰 urz膮dzenia. Satelita ES4 natychmiast wychwyci wzrost nat臋偶enia pola elektromagnetycznego i wy艣le do Centrum sygna艂 ostrzegawczy. Paul Hood b臋dzie mia艂 w贸wczas mo偶liwo艣膰 wyboru, od prostej obserwacji zaczynaj膮c, na mo偶liwo艣ci zniszczenia CR ko艅cz膮c.
Genera艂 ruszy艂 ku czekaj膮cym na niego Hasanowi i DeVonne. Na plecach czu艂 w艣ciek艂e spojrzenie Mehmeta. Spojrzenie to sprawia艂o mu niezwyk艂膮 wr臋cz przyjemno艣膰, poniewa偶 dowiod艂o, 偶e uda艂o mu si臋 wykorzysta膰 czwarty i ostatni ze swych wojskowych atut贸w, a tym samym zachowa膰 nietkni臋ty honor. Wbi艂 pierwszy i niewielki - na razie - klin mi臋dzy dow贸dc臋 a jednego z jego 偶o艂nierzy.
22
Poniedzia艂ek, 14.23 - Waszyngton, Dystrykt Columbia
Pu艂kownik Brett August prowadzi艂 akurat wyk艂ad ze strategii dla 偶o艂nierzy Iglicy, kiedy odezwa艂 si臋 jego pager. Spojrza艂 na wy艣wietlony numer - wzywa艂 go Bob Herbert. Zimne niebieskie oczy Augusta wr贸ci艂y na twarze siedemnastu 偶o艂nierzy. Wszyscy siedzieli wyprostowani w starych drewnianych 艂awkach. Mundury khaki mieli czyste, 艣wie偶o wyprasowane. Przed nimi sta艂y otwarte PowerBooki.
D藕wi臋k pagera przerwa艂 wyk艂ad o krwawym zamachu oficer贸w japo艅skich, kt贸rzy w 1936 roku pr贸bowali zaprowadzi膰 dyktatur臋 wojskow膮.
-聽Dowodzicie zbuntowanymi oddzia艂ami w Tokio, w chwili zamachu - powiedzia艂 August, ruszaj膮c w kierunku drzwi. - Przed moim powrotem ka偶dy z was opracuje alternatywny plan przej臋cia w艂adzy. Tym razem jednak plan ma by膰 skuteczny. Mo偶ecie zachowa膰 lub odrzuci膰 morderstwo premiera Saito i ministra finans贸w Takahasziego. Pozostawiam to do waszego uznania. Mo偶ecie tak偶e za艂o偶y膰 wzi臋cie ich jako zak艂adnik贸w. Przetrzymywanie zak艂adnik贸w mog艂o by膰 bardzo skutecznym sposobem manipulowania opini膮 publiczn膮 i kszta艂towania reakcji czynnik贸w oficjalnych. Honda, obejmujesz dow贸dztwo na czas mojej nieobecno艣ci.
Starszy szeregowy Iszi Honda, ekspert od 艂膮czno艣ci w Iglicy, wsta艂 i zasalutowa艂 wychodz膮cemu z sali oficerowi.
Id膮c korytarzem Akademii FBI w Quantico, w Wirginii, pu艂kownik August nie rozmy艣la艂 bynajmniej o tym, czego chce od niego Herbert. August nie marnowa艂 czasu na ja艂owe rozmy艣lania. Wierzy艂 w siebie. Wierzy艂, 偶e nale偶y da膰 z siebie wszystko, oceni膰 swe dzia艂ania i nast臋pnym razem postara膰 si臋 jeszcze lepiej.
Mia艂 w膮tpliwo艣ci, czy powinien podpowiedzie膰 swym studentom rozwi膮zanie z wzi臋ciem zak艂adnik贸w. Prawdopodobnie nie powinien. Ciekawe, czy kto艣 sam wpad艂by na ten pomys艂.
Post臋py Iglicy od chwili, gdy obj膮艂 dow贸dztwo jednostki, ocenia艂 jako zadowalaj膮ce. Jego doktryna dowodzenia w og贸le by艂a prosta. Rano pobudka i 膰wiczenia fizyczne a偶 do wyczerpania. D藕wiganie ci臋偶ar贸w, wspinanie si臋 po linie, biegi, pompki na kostkach palc贸w i na jednej r臋ce, potem jeszcze kilkadziesi膮t d艂ugo艣ci basenu i 艣niadanie. Nast臋pnie siedem kilometr贸w z pe艂nym obci膮偶eniem, pierwszy truchtem, sze艣膰 biegiem. Prysznic, kr贸tka przerwa i zaj臋cia teoretyczne. Tematem zaj臋膰 teoretycznych by艂a strategia i techniki infiltracji, kt贸rych nauczy艂 si臋 od kolegi z Mista'aravim, izraelskich komandos贸w, dzia艂aj膮cych cz臋sto w arabskim przebraniu. Przyst臋puj膮cy do zaj臋膰 po treningu fizycznym 偶o艂nierze byli zachwyceni, 偶e mog膮 wreszcie usi膮艣膰, umys艂y za艣 mieli czyste i gotowe na przyj臋cie nowej wiedzy. August ko艅czy艂 ich dzie艅 gr膮 w baseball, siatk贸wk臋 lub koszyk贸wk臋, w zale偶no艣ci od pogody i dyspozycji jednostki.
W ci膮gu kilku zaledwie tygodni Iglica przesz艂a d艂ug膮 drog臋. Dzi臋ki treningowi fizycznie gotowa by艂a stawi膰 czo艂o ka偶dym wojskom na 艣wiecie, psychicznie 偶o艂nierze wyleczyli si臋 niemal z szoku po 艣mierci podpu艂kownika Squiresa. W tym wypadku August konsultowa艂 si臋 z Liz Gordon, psychologiem Centrum. Liz prowadzi艂a terapi臋 dwutorowo. Po pierwsze, pomog艂a im zaakceptowa膰 prawd臋: misja w Rosji by艂a wielkim sukcesem, Iglicy uda艂o si臋 ocali膰 dziesi膮tki tysi臋cy ludzi. Po drugie, wspieraj膮c si臋 analiz膮 komputerow膮, udowodni艂a im, 偶e ponie艣li straty o wiele ni偶sze od, w j臋zyku wojskowym, „akceptowalnego minimum".
Wysoki, szczup艂y pu艂kownik August porusza艂 si臋 szybko, nie sprawiaj膮c przy tym wra偶enia 艣piesz膮cego si臋 cz艂owieka. Jego 艂agodne oczy patrzy艂y wprost przed siebie. Zdawa艂 si臋 nie dostrzega膰 mijaj膮cych go w korytarzu pracownik贸w FBI. Mimo 偶e dowodzi艂 Iglic膮 od niedawna, ju偶 zdo艂a艂 odizolowa膰 sw贸j zesp贸l od wp艂yw贸w zewn臋trznych. Znacznie mocniej od nie偶yj膮cego Squiresa, August wierzy艂, 偶e oddzia艂 uderzeniowy nie tylko musi by膰 lepszy od innych formacji, lecz tak偶e musi wierzy膰, 偶e jest lepszy. Nie marzy艂 o sytuacji, w kt贸rej zwisa ze skalnej p贸艂ki, atakowany przez przewa偶aj膮ce si艂y nieprzyjaciela, a jego 偶o艂nierze zastanawiaj膮 si臋 tymczasem, czy s膮 wystarczaj膮co dobrzy, by pokona膰 przeciwnika. Fraternizacja z innymi jednostkami zmienia perspektyw臋, os艂abia poczucie jedno艣ci i wsp贸lnoty cel贸w.
Pu艂kownik zajmowa艂 gabinet w skrzydle, w kt贸rym znajdowa艂y si臋 gabinety wy偶szych funkcjonariuszy FBI. Wybra艂 kod na panelu zamka cyfrowego, wbudowanego we framug臋 drzwi, i wszed艂 do 艣rodka. Samopoczucie poprawia艂o mu si臋 zawsze, kiedy zamykaj膮c drzwi odcina艂 si臋 od agent贸w FBI, kt贸rych nazywa艂 Bia艂ymi Koszulami. Nie w tym rzecz, by ich nie lubi艂 lub nie szanowa艂, raczej wraz przeciwnie. Byli to ludzie niew膮tpliwie m膮drzy, odwa偶ni i pe艂ni dobrych ch臋ci. Kochali sw贸j kraj r贸wnie mocno jak on. Tyle 偶e przera偶a艂 go ich los. Byli dla niego czym艣 w rodzaju prze艣laduj膮cej Sknerusa wizji nadchodz膮cego Bo偶ego Narodzenia. Pu艂kownik nigdy nie marzy艂 o wielkim biurku i wygodnym 偶yciu, i dlatego w艂a艣nie mocno opiera艂 si臋 pro艣bom Mike'a Rodgersa pragn膮cego, by porzuci艂 swe stanowisko w NATO i wr贸ci艂 do Waszyngtonu. Poniewa偶 jednak Mike by艂 przyjacielem z dzieci艅stwa, Iglica za艣 jednostk膮 o wyj膮tkowo ostrym i agresywnym profilu, August zgodzi艂 si臋 przynajmniej spr贸bowa膰.
Sk艂oni艂o go do tego najwi臋ksze z wyzwa艅 - konieczno艣膰 odbudowania jednostki, zdemoralizowanej przez 艣mier膰 przyw贸dcy. Nie bez znaczenia pozosta艂 te偶 fakt, 偶e m贸g艂 teraz sp臋dza膰 wi臋cej czasu z przyjacielem, Mike'em Rodgersem. Jako ch艂opcy mieli wsp贸lne hobby: budowanie modeli samolot贸w i rozmowy o dziewczynach. Mike posun膮艂 si臋 wr臋cz do tego, 偶e, by zach臋ci膰 przyjaciela do powrotu do Stan贸w, odnalaz艂 mu jego pierwsz膮 wielk膮 mi艂o艣膰.
No i prosz臋, zadzia艂a艂o. Po pierwszym po latach spotkaniu z Barb Matthias, August wiedzia艂 ju偶, 偶e nigdy nie wr贸ci do NATO. Kupi艂 sobie Forda, by mie膰 czym je藕dzi膰, i starego Ramblera, by mie膰 przy czym pracowa膰 w weekendy, przeni贸s艂 si臋 do kwater w Quantico i po raz pierwszy od czas贸w Wietnamu wr贸ci艂 do roli czynnego 偶o艂nierza. 呕o艂nierze Iglicy byli m艂odzi, lecz pe艂ni entuzjazmu, a ich wyposa偶enie, najnowsze cuda techniki, wzbudza艂o podziw z niema艂膮 domieszk膮 strachu.
August podszed艂 do szarego metalowego biurka. Wcisn膮艂 przycisk AUTODIAL na swym bezpiecznym telefonie.
S艂uchawk臋 podni贸s艂 Herbert.
-聽Dzie艅 dobry, panie pu艂kowniku - powiedzia艂.
-聽Dzie艅 dobry, Bob.
-聽W艂膮cz komputer. Znajdziesz tam podpisany rozkaz. Kontrsygnuj go i ode艣lij do mnie.
August w艂膮czy艂 swego Hewletta-Packarda. Wprowadzi艂 has艂o. Nadal nawet nie pr贸bowa艂 domy艣li膰 si臋, o co chodzi, ale z niecierpliwo艣ci膮 oczekiwa艂 chwili, kiedy b臋dzie ju偶 m贸g艂 zaspokoi膰 sw膮 ciekawo艣膰.
Rozkaz Paula Hooda pojawi艂 si臋 na monitorze po kilku sekundach. Rozkaz nr 9 nakazywa艂 jemu oraz ca艂o艣ci Iglicy przelecie膰 helikopterem z Quantico do Andrews, gdzie czeka膰 mia艂 na nich G141B. August podpisa艂 go pi贸rem 艣wietlnym. Zachowa艂 dokument i powr贸ci艂 do rozmowy z Herbertem.
-聽Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂 mu Bob. - Porucznik Essex z sekcji genera艂a Rodgersa spotka si臋 z wami na pasie, o trzynastej zero zero. Od niego dowiesz si臋, na czym polega wasza misja. Szczeg贸艂y pod艂adujemy do komputera, kiedy znajdziecie si臋 ju偶 w powietrzu. Co艣 nieco艣 mog臋 ci jednak powiedzie膰, i nie jest to bynajmniej dobra nowina. Mike i Centrum Regionalne zostali porwani, najprawdopodobniej przez kurdyjskich terroryst贸w.
August poczu艂 ucisk w gardle.
-聽Albo uda ci si臋 odbi膰 CR - m贸wi艂 dalej Herbert - albo zamkniemy sklepik, dok艂adnie jak w regulaminie. By膰 mo偶e b臋dziemy to musieli zrobi膰, nim znajdziesz si臋 na scenie, ale ze zrozumia艂ych powod贸w woleliby艣my zaczeka膰 na ciebie.
Zamkn膮膰 sklepik, powt贸rzy艂 w my艣lach August. Czyli zniszczy膰 CR - niezale偶nie od tego, kto znajduje si臋 w 艣rodku.
-聽Rozumiem - powiedzia艂.
-聽Nie znam si臋 z Mike'em od tak dawna jak ty, ale lubi臋 go i bardzo szanuj臋. Jest jedynym znanym mi cz艂owiekiem, kt贸ry potrafi zacytowa膰 Arnolda Toynbee i na tym samym oddechu jak膮艣 kwesti臋 z filmu z Burtem Lancasterem. Bardzo chc臋, 偶eby wr贸ci艂. Bardzo chc臋, 偶eby oni wszyscy wr贸cili.
-聽Ja te偶. I jeste艣my gotowi ich wydosta膰.
-聽Doskonale. Powodzenia.
-聽Dzi臋kuj臋 ci - powiedzia艂 August.
Przerwa艂 po艂膮czenie. Odetchn膮艂 g艂臋boko, powoli, przez nos. Nape艂ni艂 cia艂o powietrzem od brzucha, jakby nape艂nia艂 butelk臋. Techniki „wielkiego brzucha" nauczy艂 si臋 od wartownika obozowego, kiedy by艂 je艅cem wojennym w Wietnamie. Pos艂ano go tam, by znalaz艂 zesp贸艂 Skorpion, sformowany przez CIA w 1964, jego cz艂onkowie nale偶eli do prze艣ladowanej mniejszo艣ci wietnamskich katolik贸w. Trzynastu jego cz艂onk贸w uznano za zabitych, po latach pojawi艂y si臋 jednak informacje, 偶e ludzie ci nadal 偶yj膮. August wraz z pi臋ciorgiem innych 偶o艂nierzy wys艂any zosta艂 celem ich odnalezienia. Dziesi臋ciu pozosta艂ych przy 偶yciu Skorpion贸w znalaz艂 w obozie jenieckim w Hajfongu... i natychmiast do nich do艂膮czy艂. Wartownik Wietkongu, Kiet, wykonywa艂 swoj膮 prac臋, bo musia艂 wy偶ywi膰 rodzin臋, by艂 jednak humanist膮 i taoist膮, w sekrecie ucz膮cym je艅c贸w sztuki „przetrwania bez wysi艂ku". Jego pogl膮dy w r贸wnej mierze co determinacja je艅ca przyczyni艂y si臋 do tego, 偶e August przetrwa艂.
Pu艂kownik wypu艣ci艂 powietrze z p艂uc, przez chwil臋 jeszcze sta艂 nieruchomo, i wyszed艂 z gabinetu. Szed艂 krokiem szybszym ni偶 poprzednio, oczy mocniej mu p艂on臋艂y.
Pr贸bowa艂 otrz膮sn膮膰 si臋 z szoku, spowodowanego otrzyman膮 przed chwil膮 wiadomo艣ci膮, na sw贸j w艂asny, specyficzny spos贸b. Nie my艣la艂 o Mike'u Rodgersie, nie my艣la艂 o CR, lecz tylko o tym, co trzeba zrobi膰, by jego zesp贸艂 znalaz艂 si臋 w powietrzu. Tej sztuczki te偶 nauczy艂 si臋 w obozie - 艂atwiej poradzi膰 sobie z kryzysem, je艣li rozbije si臋 go na 艂atwiejsze do strawienia kawa艂ki. Wisz膮c nad 艣mierdz膮cym, roj膮cym si臋 od much szambie, piek膮c si臋 pod s艂o艅cem po艂udnia w klatce wielko艣ci trumny, cz艂owiek nie mo偶e zastanawia膰 si臋, kiedy wreszcie st膮d wyjdzie - takie my艣lenie jest w stanie co najwy偶ej doprowadzi膰 go do szale艅stwa. Trzeba wytrzyma膰 przez czas potrzebny chmurze, by przesun臋艂a si臋 znad wierzcho艂ka jednego z drzew nad wierzcho艂ek drugiego, przez czas potrzebny pi臋tnastocentymetrowemu paj膮kowi, by przej艣膰 z ga艂臋zi na ga艂膮藕, przez czas potrzebny, by sto razy odetchn膮膰 g艂臋boko, przepon膮.
Jestem gotowy, powiedzia艂 sobie. M贸j zesp贸艂 te偶. A w ka偶dym razie niech lepiej b臋dzie gotowy, bo za p贸艂 minuty zaczn臋 kopa膰 go po ty艂ku tak, jak nikt go jeszcze nigdy po ty艂ku nie kopa艂.
23
Poniedzia艂ek, 15.13 - nad zatok膮 Chesapeake
Boeing 727 Departamentu Stanu oderwa艂 si臋 od pasa w bazie Andrews o 15.03 i niemal natychmiast znik艂 w chmurach, wisz膮cych nisko nad Waszyngtonem. Przerobiony odrzutowiec pasa偶erski mia艂 pozosta膰 w chmurach tak d艂ugo, jak to tylko mo偶liwe. Taka by艂a standardowa procedura Departamentu Stanu, uniemo偶liwiaj膮ca wizualn膮 obserwacj臋 i rozpoznanie maszyny przez terroryst贸w.
Lot by艂 w ten spos贸b bezpieczniejszy, cho膰 samolotem mocno rzuca艂o.
Paul nie zna艂 prawie nikogo z pozosta艂ych mniej wi臋cej czterdziestu pasa偶er贸w. Byli w艣r贸d nich mocno zbudowani, milcz膮cy DSA Diplomatic Security Agents, czyli ochrona dyplomat贸w - kilku zm臋czonych dziennikarzy oraz, oczywi艣cie, dyplomaci w czarnych garniturach, ze sk贸rzanymi teczkami. Przed lotem odby艂o si臋 mn贸stwo wywiad贸w, a korespondent ABC przy Departamencie Stanu, Hully Burroughs, ju偶 zabra艂 si臋 do organizowania tradycyjnego zak艂adu. Ka偶dy z bior膮cych w nim udzia艂 wplata艂 dolara i wybiera艂 liczb臋. Wyznaczano oficjalnego s臋dziego do pomiaru czasu. Przed l膮dowaniem s臋dzia liczy艂 sekundy up艂ywaj膮ce mi臋dzy poleceniem zapi臋cia pas贸w a momentem, w kt贸rym ko艂a dotkn臋艂y betonu pasa startowego. Ten, kto trafi艂 w艂a艣ciw膮 liczb臋, wygrywa艂.
Paul unikn膮艂 i wywiad贸w, i zak艂adu. Zaj膮艂 miejsce przy oknie, od przej艣cia sadzaj膮c m艂odego Warnera Bickinga. Ju偶 dawno stwierdzi艂, 偶e chorobliwe gadu艂y gadaj膮 mniej, je艣li musz膮 si臋 przy tym pochyla膰. Zw艂aszcza po paru drinkach.
Siedem po trzeciej odezwa艂 si臋 jego pager z numerem Marthy, kt贸ra najprawdopodobniej bardzo pragn臋艂a kontynuowa膰 rozpocz臋t膮 w samochodzie rozmow臋. Czu艂a si臋 skrzywdzona tym, 偶e do Damaszku leci Paul, a nie ona. Udowadnia艂a, 偶e ma wi臋cej dyplomatycznego do艣wiadczenia ni偶 ktokolwiek w Centrum, a w dodatku zna prawie wszystkich dyplomat贸w na Bliskim Wschodzie. Chcia艂a zabra膰 si臋 z nim samolotem lub ustali膰 spotkanie w Londynie, Paul jednak po prostu jej odm贸wi艂. Po pierwsze, powiedzia艂, to prezydent wyda艂 rozkaz, nie on. Po drugie, t艂umaczy艂, gdyby Martha opu艣ci艂a Stany Zjednoczone, dow贸dztwo Centrum musia艂by obj膮膰 Herbert, a jedynym zadaniem Herberta mia艂o by膰 teraz prowadzenie sprawy CR i jego za艂ogi.
Martha niemal rzuci艂a s艂uchawk膮.
Hood m贸g艂 u偶y膰 telefonu kom贸rkowego dopiero dziesi臋膰 minut po starcie, czeka艂 wi臋c spokojnie na zezwolenie stewarda. Nim po艂膮czy艂 si臋 z Marth膮, w艂膮czy艂 laptopa. Poniewa偶 po艂膮czenie nie by艂o zabezpieczone, oczekiwa艂 odniesie艅 do informacji zakodowanych na dyskietkach, zw艂aszcza je艣li zdarzy艂o si臋 co艣 nowego.
Kiedy Martha przyj臋艂a rozmow臋, Paul od razu zorientowa艂 si臋, 偶e nie jest ju偶 tak w艣ciek艂a. Z jej bezd藕wi臋cznego, r贸wnego tonu g艂osu wywnioskowa艂 natychmiast, 偶e co艣 si臋 sta艂o.
-聽Paul - powiedzia艂a - tam, gdzie lecisz zmieni艂a si臋 pogoda.
-聽Jaka to zmiana?
-聽O siedemdziesi膮t cztery stopnie. Wiatry z p贸艂nocnego zachodu. Pi臋kny czerwony zach贸d s艂o艅ca.
-聽Siedemdziesi膮t cztery stopnie, wiatry z p贸艂nocnego zachodu, czerwony zach贸d s艂o艅ca?
-聽Tak.
-聽Chwileczk臋.
Hood si臋gn膮艂 do niewielkiej teczki i z kieszonki wyj膮艂 oznaczon膮 na czerwono dyskietk臋. ju偶 teraz wiedzia艂, 偶e nie jest dobrze, poniewa偶 sytuacj臋 opisywa艂 kod czerwony. Po w艂o偶eniu dyskietki do komputera wpisa艂 kod 74NW. Po chwili pracy komputer spyta艂 go o has艂o. Wpisa艂 PASHA - od Paul, Alexander, Sharon, Harleigh i Anna, tak mia艂a na imi臋 jego matka - i czeka艂.
Ekran zmieni艂 barw臋 z niebieskiej na czerwon膮. Paul klikn膮艂 mysz膮 na bia艂ych literach OP w g贸rnym lewym rogu.
-聽Warner - powiedzia艂 na widok otwieraj膮cego si臋 pliku. - S膮dz臋, 偶e ty te偶 powiniene艣 si臋 temu przyjrze膰.
Bicking pochyli艂 si臋 w jego kierunku. Razem przegl膮dali plik.
PROGNOZA CENTRUM 74NW/CZERWONY
1. Przedmiot: pierwszy stopie艅 syryjskiej odpowiedzi na mobilizacj臋 tureck膮.
2. Scenariusz prowokacji: syryjscy i tureccy Kurdowie wsp贸lnie uderzaj膮 na terenie Turcji.
3. Scenariusz reakcji: Turcja przesuwa pi臋膰set do sze艣ciuset tysi臋cy 偶o艂nierzy na granic臋 syryjsk膮, by uniemo偶liwi膰 przenikanie przez granic臋 kolejnych grup terroryst贸w (sprawd藕 75NW/CZERWONY dla gwa艂towniejszej reakcji tureckiej).
4. Rezultat: Syria dokonuje mobilizacji.
5. Prawdopodobny sk艂ad si艂 syryjskich: dost臋pna liczebno艣膰 30.000, w tym Syryjska Armia Arabska, Syryjska Marynarka Arabska, Syryjskie Arabskie Si艂y Powietrzne i Syryjskie Arabskie Wojska Obrony Przeciwlotniczej. Policja i si艂y bezpiecze艅stwa w liczbie 2.000 otrzymaj膮 zadanie obrony Damaszku i prezydenta. W ci膮gu pierwszych trzech dni mobilizacji spo艣r贸d ludno艣ci. Si艂a w liczbie 1.580.000 m臋偶czyzn w wieku od dziewi臋tnastu do czterdziestu dziewi臋ciu lat zostanie zmobilizowana w ci膮gu dw贸ch tygodni. Niewystarczaj膮co wy膰wiczeni, w ci膮gu kolejnych dw贸ch tygodni rezerwi艣ci ponios膮 prawdopodobne straty w wysoko艣ci 40-45%.
6. Tureckie wysi艂ki dyplomatyczne: intensywne. Turcja nie chce wojny.
7. Syryjskie wysi艂ki dyplomatyczne: umiarkowane. Bior膮c pod uwag臋 wysoce 艣wiecki charakter tureckiego rz膮du, dziewi臋膰dziesi膮t procent syryjskiej populacji muzu艂ma艅skiej (11,3 miliona z 13 milion贸w) uzna konflikt za d偶ihad, czyli 艣wi臋t膮 wojn臋.
8. Ramy czasowe pocz膮tkowej fazy konfliktu: bior膮c pod uwag臋 wysoce emocjonalne nastroje spowodowane atakiem terroryst贸w, istnieje 88% prawdopodobie艅stwa, 偶e wojna wybuchnie w ci膮gu pierwszych czterdziestu o艣miu godzin konfliktu. Nastroje b臋d膮 si臋 och艂adza膰 z up艂ywem czasu, tote偶 prawdopodobie艅stwo wybuchu walk w ci膮gu nast臋pnych dwudziestu czterech godzin wynosi 7%, a p贸藕niej - 5%.
9. Pierwsza faza w konflikcie pocz膮tkowym: Turcja nie zechce rozpocz膮膰 dzia艂a艅 wojennych ze wzgl臋du na mo偶liw膮 reakcj臋 Grecji. Mimo to aktualna doktryna zezwala jej na po艣cig za terrorystami, je艣li: „natura ich zbrodni jest taka, 偶e usprawiedliwia po艣cig" (sprawd藕 Oficjalne dokumenty tureckich si艂 zbrojnych, plik 566-05/ZIELONY). Uwa偶a si臋 za wyj膮tkowo prawdopodobn膮 umiarkowan膮 tureck膮 reakcj臋, maj膮c膮 zapobiec niepokojom wewn臋trznym, wywo艂anym brakiem aktywno艣ci rz膮du, rozumianym przez obywateli jako s艂abo艣膰. Na naruszenie granicy przez Turcj臋 Syria odpowie natychmiast, prawdopodobny jest atak przy u偶yciu r贸偶nych rodzaj贸w broni w obr臋bie granic Syrii i poza ich obr臋bem.
10. Druga faza w konflikcie pocz膮tkowym: Turcja zaatakuje ka偶dy syryjski oddzia艂 w obr臋bie swych granic, lecz niemal z pewno艣ci膮 nie wkroczy na terytorium Syrii, poruszy艂oby to bowiem jej w艂asnych muzu艂ma艅skich obywateli. W tym momencie obie strony dokona艂y demonstracji si艂y w stopniu wystarczaj膮cym by si臋 wycofa膰, na dalszej eskalacji dzia艂a艅 mog艂yby tylko straci膰. Spodziewana jest intensyfikacja dzia艂a艅 dyplomatycznych, kt贸re najprawdopodobniej. oka偶膮 si臋 skuteczne. Niewielki margines niepewno艣ci wynika z wariant贸w zachowa艅 si臋 s膮siednich pa艅stw (patrz punkt 11 poni偶ej).
11. Spodziewana odpowied藕 innych pa艅stw: zak艂ada si臋, 偶e ka偶de z s膮siednich pa艅stw dokona krok贸w obronnych. Niekt贸re z du偶ym prawdopodobie艅stwem mog膮 dokona膰 krok贸w agresywnych.
A. Armenia: jej rz膮d wspomo偶e Turcj臋, chyba 偶e Turcja wspomo偶e Azerbejd偶an. Niezale偶nie od powy偶szego, nie nale偶y spodziewa膰 si臋 偶adnych krok贸w agresywnych w stosunku do 偶adnego pa艅stwa z wyj膮tkiem Azerbejd偶anu. Rz膮dowe si艂y bezpiecze艅stwa b臋d膮 uwa偶nie przygl膮da膰 si臋 miejscowym Kurdom, nie s膮dzi-si臋 jednak, by mia艂y podj膮膰 przeciw nim kroki wojskowe (sprawd藕 Oficjalne Dokumenty Armenii, plik 364-2120/S/BIA艁Y dla oficjalnej reakcji rz膮du ameryka艅skiego na sytuacj臋 w Armenii).
B. Bu艂garia: z 21.000 偶o艂nierzy w s艂u偶bie zasadniczej zmobilizowane zostan膮 prawdopodobnie jedynie Wojska Ochrony Pogranicza. Ludno艣膰 w 8,5% turecka. Nie ma powodu, by Turcy przekroczyli granic臋 bu艂garsk膮. Je艣li jej nie przekrocz膮, bu艂garska armia b臋dzie unika膰 konfrontacji.
C. Gruzja: jej rz膮d poprze Turcj臋, wstrzyma si臋 jednak od dzia艂a艅 wojskowych.
D. Grecja: wzmo偶e si臋 aktywno艣膰 patroli Marynarki Helle艅skiej na Morzu 艢r贸dziemnym. W przypadku napotkania patroli tureckich mo偶e doj艣膰 do konfrontacji. W przypadku zaistnienia drugiej fazy walk mi臋dzy Turcj膮 a Syri膮, Grecja pozostanie prawdopodobnie neutralna, spr贸buje jednak zaj膮膰 terytoria sporne (sprawd藕 plik wysepki Imia, 645/E/CZERWONY.)
E. Iran: Iran niemal na pewno pozostanie militarnie pasywny. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 nasili si臋 aktywno艣膰 jego pi膮tej kolumny.
F. Irak: w trakcie ka偶dej pierwszej fazy walk Bagdad nasili akcje przeciw irackim Kurdom, uniemo偶liwiaj膮c im przy艂膮czenie si臋 do Kurd贸w tureckich i syryjskich. W czasie drugiej fazy walk mo偶e wysun膮膰 tradycyjne roszczenia pod adresem Kuwejtu (sprawd藕 plik Wadi al Batin, 335/NW/CZERWONY).
G. Izrael: wsp贸艂praca Izraela z Turcj膮 obejmuje wy艂膮cznie wsp贸lne manewry wojskowe. Mi臋dzy tymi krajami nie ma uk艂adu o wzajemnej pomocy militarnej. Izrael postawi do dyspozycji Turcji swe 藕r贸dle wywiadowcze. Je艣li dojdzie do drugiej fazy walk, Izrael mo偶e zgodzi膰 si臋 na przeprowadzenie kilku ograniczonych atak贸w lotniczych.
H. Jordania: Jordania prowadzi wsp贸lne manewry lotnicze z Izraelem. Pozosta艂aby neutralna w konflikcie Izraela z krajami arabskimi, w艂膮czy si臋 jednak do wojny Turcji z Syri膮.
Paul wyczy艣ci艂 ekran.
-聽Jakie s膮 szanse na ponown膮 zmian臋 pogody? - spyta艂 Marth臋.
-聽Wygl膮da na to, 偶e front 11F-Frank nie rozbuduje si臋.
Hood cofn膮艂 si臋 o kilka stron dokumentu. Powt贸rzy艂 Bickingowi to, co us艂ysza艂 od Marthy. Irak nie rozpocz膮艂 dzia艂a艅 przeciw Kurdom, Paul wiedzia艂 jednak, 偶e ten spok贸j nie b臋dzie trwa艂 wiecznie. Ostatnie raporty wywiadu ocenia艂y liczebno艣膰 irackiej armii na ponad, pi臋膰 milion贸w 偶o艂nierzy, 偶膮dnych zemsty za upokorzenie, jakiego do艣wiadczyli ich poprzednicy podczas wojny w Zatoce Perskiej.
-聽Jeste艣my tak偶e zdania, 偶e 11D-David i 11G-George przesun膮 si臋 wcze艣niej ni偶 to zak艂adano.
Dyrektora Centrum to nie zaskoczy艂o. Maj膮c w perspektywie zbli偶aj膮ce si臋 wybory, prezydent Grecji czu艂 potrzeb臋 dokonania czego艣 wielkiego i patriotycznego, co zdoby艂oby mu sympati臋 prawicy. Odebranie Turcji wysepek, o kt贸rych przynale偶no艣ci do tej pory wy艂膮cznie dyskutowano, z pewno艣ci膮 by mu pomog艂o. Je艣li za艣 chodzi o Izrael, jego jastrz臋bi rz膮d z rozkosz膮 skorzysta艂by z okazji uderzenia na przeciwnika pod pozorem udzielenia nale偶nej pomocy sojusznikowi.
-聽A jak maj膮 si臋 sprawy z frontem domowym?
-聽Meteorologowie obserwuj膮 sytuacj臋 i dyskutuj膮. Odwo艂ano kilka piknik贸w, ale tylko pi臋膰 parasolek zosta艂o z艂amanych.
Oznacza艂o to, 偶e 偶o艂nierzom ameryka艅skim stacjonuj膮cym w tym regionie nie wydawano przepustek, i 偶e wojska Stan贸w Zjednoczonych pozostaje w niskim stanie alarmowym Defcon Pi臋膰.
-聽B臋d臋 ci臋 informowa膰 - powiedzia艂a jeszcze Martha - ale jedno mog臋 ci powiedzie膰 ju偶 teraz: w kwaterze naszych meteorolog贸w jest mn贸stwo smutnych twarzy.
Kwater膮 meteorolog贸w by艂 Bia艂y Dom.
-聽Jestem pewien, 偶e boj膮 si臋 burz - stwierdzi艂 Paul. - I jestem pewien, 偶e paru si臋 doczekaj膮.
-聽Par臋 burz prze偶yj膮. Najbardziej boj膮 si臋 jednej, ale za to wielkiej - zako艅czy艂a Martha.
Paul podzi臋kowa艂 jej i przerwa艂 po艂膮czenie. Spojrza艂 na Bickinga. Ten szczup艂y, dwudziestodziewi臋cioletni ch艂opak by艂 adiunktem na wydziale nauk spo艂ecznych Uniwersytetu Georgetown. Specjalizowa艂 si臋 w polityce kraj贸w islamskich. Nale偶a艂 do grupy czterech ekspert贸w, kt贸rzy do艂膮czyli ostatnio do Centrum jako doradcy jego dyrektora.
-聽Co o tym wszystkim my艣lisz? - spyta艂 go Paul.
Bicking bawi艂 si臋 pasmem przyd艂ugich ciemnych w艂os贸w, nawijaj膮c je na palec wskazuj膮cy. Robi艂 to zawsze, kiedy my艣la艂.
-聽Jest bardzo du偶a szansa, 偶e dojdzie do wybuchu - powiedzia艂 w ko艅cu. - A kiedy ju偶 do niego dojdzie, by膰 mo偶e obejmie on ca艂y 艣wiat. Z Turcji napi臋cie mo偶e przesun膮膰 si臋 przez Grecj臋 i Bu艂gari臋 do Rumunii i Bo艣ni. Obecno艣膰 na scenie Iranu mo偶e oznacza膰 wci膮gni臋cie w konflikt W臋gier, Austrii i Niemiec. W Niemczech mieszkaj膮 dwa miliony Turk贸w, z czego p贸l miliona to Kurdowie. Oni z pewno艣ci膮 nie b臋d膮 siedzie膰 biernie. Z Turcji fala mo偶e te偶 ruszy膰 w innym kierunku, wprost do po艂udniowej Rosji.
-聽M贸w dalej.
-聽Ten region od wiek贸w naje偶ony jest wzajemnymi niech臋ciami i nienawi艣ciami, nieustannie podsycanymi, nieustannie krzy偶uj膮cymi si臋 - Turcja i Grecja, Syria i Turcja, Izrael i Syria, Irak i Kuwejt... plus mn贸stwo innych konfiguracji. Wystarczy drobiazg i bam! A kiedy raz pojawi si臋 szara艅cza...
Paul skin膮艂 g艂ow膮, zrezygnowany. Okaza艂o si臋 nagle, 偶e w Damaszku ma do zrobienia znacznie wi臋cej, ni偶 tylko uratowa膰 CR.
Bicking szarpa艂 kosmyk w艂os贸w nieco mocniej ni偶 przed chwil膮. Zerkn膮艂 na szefa spod p贸艂przymkni臋tych powiek.
-聽Mam pomys艂 - powiedzia艂. - Pozw贸l mi popracowa膰 nad CR, a sam z doktorem Nasrem postaraj si臋 uniemo偶liwi膰 wybuch III wojny 艣wiatowej.
-聽By膰 mo偶e zabraknie nam czasu na ratowanie CR - zauwa偶y艂 Hood. - Je艣li pojawi si臋 cho膰by najmniejsza szansa, 偶e Kurdowie go u偶yj膮, prezydent z pewno艣ci膮 naka偶e odnalezienie go i zniszczenie.
-聽S艂usznie. A odnalezienie go nie b臋dzie 偶adnym problemem. Gdy tylko pod艂膮cz膮 si臋 do satelity, wojskowi dostan膮 sygna艂 i...
Paul z艂apa艂 telefon.
-聽A teraz kupimy sobie troch臋 czasu - powiedzia艂.
-聽Jak?
-聽Je艣li terrory艣ci zdo艂aj膮 w艂膮czy膰 CR, sygna艂 musi przej艣膰 przez satelit臋. Je艣li przejdzie, Matt Stoll by膰 mo偶e potrafi go jako艣 wy艂膮czy膰. Je艣li go wy艂膮czy i CR o艣lepnie i og艂uchnie, by膰 mo偶e uda si臋 przekona膰 prezydenta, by da艂 nam czas potrzeby do negocjacji. Bicking nakr臋ca艂 w艂osy na palec raz za razem.
-聽Dobry pomys艂 - stwierdzi艂.
Hood czeka艂 na po艂膮czenie. Plan zniszczenia CR by艂 w艂a艣ciwie bardzo prosty. Furgonetki nie wyposa偶ono w przycisk samozniszczenia, musiano zaprojektowa膰 j膮 jako ca艂kowicie nie uzbrojon膮, by mog艂a operowa膰 na terenie niekt贸rych pa艅stw trzecich. Gdziekolwiek jednak operowa艂a, zawsze by艂a w zasi臋gu rakiety Tomahawk, kt贸r膮 mo偶na by艂o wystrzeli膰 z ziemi, wody lub powietrza, maj膮cej zasi臋g dw贸ch tysi臋cy kilometr贸w. Wyposa偶ona w komputer z wprowadzon膮 map膮 terenu, by艂a ona w stanie ugodzi膰 CR dos艂ownie wsz臋dzie.
. Telefon odebra艂 asystent Stopa i natychmiast wezwa艂 szefa.
-聽Czy to bezpieczna linia? - spyta艂 zdyszany Stoll.
-聽Nie - odpad Paul.
-聽No dobrze, s艂uchaj, s艂ysza艂e艣 o tej zaginionej grupie rockowej?
-聽S艂ysza艂em. - Nie dysponowali kodem na opis sytuacji porwania CR, Matt wi臋c musia艂 improwizowa膰.
-聽Kable na scenie ca艂y czas wytwarzaj膮 pole magnetyczne powiedzia艂 Stoll. - Bob nie m贸g艂 go wykry膰, kiedy nasi rockersi wyci膮gn臋li wtyczk臋 z gniazdka.
-聽Rozumiem.
-聽Doskonale. Nasz wysoki przyjaciel ES4 zacz膮艂 zn贸w odbiera膰 sygna艂.
ES4 oznacza艂o Satelitarny System Przeszukiwania Spektrum Elektromagnetycznego. Czujniki wbudowane by艂y w 艂a艅cuch wielofunkcyjnych satelit贸w, odczytuj膮cych promieniowanie na cz臋stotliwo艣ciach od 1029 do 0 herc贸w i o d艂ugo艣ci fali od 10-13 centymetra do niesko艅czono艣ci, czyli promieniowanie gamma, promieniowanie rentgenowskie, ultrafioletowe, 艣wiat艂o widzialne, podczerwie艅, mikrofale i fale radiowe.
-聽Wi臋c wiemy dok艂adnie, gdzie jest teraz grupa? - spyta艂 Hood.
-聽Owszem. Nie wiemy jednak, co robi.
-聽Nie daj膮 g艂osu?
-聽Nie daj膮. Znacz膮ce wydaje si臋 jednak to, 偶e wokalista nie 艣pieszy si臋 z nawi膮zaniem po艂膮czenia.
-聽Sk膮d wiesz?
-聽Zgodnie z przeprowadzonymi w domu testami na scenie rozkr臋caj膮 si臋 w cztery minuty z drobnymi. Rozumiesz?
-聽Rozumiem.
Akumulatory wyj臋te z CR mo偶na pod艂膮czy膰 z powrotem w czasie przekraczaj膮cym nieco cztery minuty.
-聽W tempie, w jakim wokalista pod艂膮cza sprz臋t, ich maszyna nie osi膮gnie pe艂nej mocy i nie ruszy z kopyta jeszcze przez jakie艣 pi臋tna艣cie minut. Co oznacza, w sumie, jakie艣 dwadzie艣cia pi臋膰 minut.
-聽A to znaczy, 偶e ta inna grupa nadal ma kontrol臋 nad sprz臋tem?
-聽Najprawdopodobniej.
A wi臋c Mike gra na zw艂ok臋, pozostaj膮c pod kontrol膮 Kord贸w. Paul doskonale zdawa艂 te偶 sobie spraw臋 z tego, 偶e je艣li Matt Stoll i Bob Herbert potrafili wyci膮gn膮膰 prawid艂owe wnioski z odczyt贸w satelitarnych, to CIA i Departament Obrony te偶 to potrafi膮. Je艣li uznaj膮, 偶e w pe艂ni sprawne CR jest pod kontrol膮 Kurd贸w, jego los b臋dzie przes膮dzony.
-聽Matt, czy jest jaki艣 spos贸b, 偶eby wy艂膮czy膰 zesp贸艂, kiedy ju偶 si臋 pod艂膮czy?
-聽Jasne.
-聽Jak tego dokona膰?
-聽Wy艣lemy komend臋 po艂膮czenia. Gdy tylko sygna艂 od zespo艂u dotrze do czaszy, rozka偶emy jej ignorowa膰 wszystkie inne sygna艂y z tego 藕r贸d艂a. Mo偶e to zaj膮膰 jakie艣 pi臋膰 sekund.
-聽Daj wokali艣cie pi臋tna艣cie sekund. Je艣li zechce wys艂a膰 nam sygna艂, uczyni to od razu. Potem go wy艂膮cz. On zrozumie, co robimy i dlaczego.
-聽W porz膮dku. Ale b臋dziemy mieli na niego oko, nie?
-聽Jasne.
ES4 m贸g艂 bez problemu 艣ledzi膰 pole elektromagnetyczne CR, nad kt贸rym kontrol臋 przej膮膰 powinien za par臋 minut satelita NBR. Gdyby Hoodowi uda艂o si臋 powstrzyma膰 prezydenta od wydania rozkazu zniszczenia CR, mieli szans臋 wydosta膰 swoich ludzi.
-聽Matt, ujmij to wszystko w raporcie i po艣lij do Marthy. Powiedz jej, 偶e ma przekaza膰 go dalej, do Waszyngtonu, z moj膮 rekomendacj膮 m贸wi膮c膮, i偶 mamy czeka膰 i obserwowa膰. Ty tymczasem gotuj si臋 do zamkni臋cia drzwi, kt贸re otworzy nasz zesp贸艂.
Paul przerwa艂 po艂膮czenie i poinformowa艂 o wszystkim Bickinga. Zgodzili si臋, 偶e je艣li CR zostanie wy艂膮czone, prezydent da Iglicy szans臋 na odbicie go. Mimo nacisk贸w doradcy do spraw bezpiecze艅stwa narodowego, Steve'a Burkowa, kt贸ry mia艂 obsesj臋 na punkcie bezpiecze艅stwa za wszelk膮 cen臋, prezydentowi z pewno艣ci膮 nie b臋dzie si臋 u艣miecha艂o wydanie wyroku na w艂asnych ludzi. Oczywi艣cie, o ile zneutralizowane zostanie wyposa偶enie jednostki.
Hood i Bicking zabrali si臋 do studiowania dokument贸w o Syrii, kt贸re pod艂adowano im do komputer贸w. Paul jednak nie potrafi艂 si臋 skupi膰 i oznajmi艂, 偶e idzie co艣 zje艣膰. Warren obieca艂, 偶e w tym czasie wypunktuje stanowisko administracji.
Dyrektor Centrum poprosi艂 jednego z dw贸ch steward贸w o dietetyczn膮 Pepsi. Popija艂 j膮 na stoj膮co, przygl膮daj膮c si臋 kabinie. Mi臋kkie, wygodne fotele ustawione by艂y w dw贸ch rz臋dach po dwa, wzd艂u偶 szerokiego przej艣cia. Pasa偶erowie siedzieli, pochyleni nad komputerami.
Na og贸艂 popracowa膰 mo偶na by艂o z godzin臋, potem drinki, nuda i reporterzy, kt贸rzy koniecznie musieli o czym艣 napisa膰, zmieniali lot w spotkanie towarzyskie. Za kabin膮 pasa偶ersk膮 znajdowa艂y si臋 dwa niewielkie sto艂y, przeznaczone do narad podczas posi艂k贸w. Teraz by艂y puste, mia艂y si臋 jednak zape艂ni膰 oko艂o pi膮tej, kiedy serwowano kanapki. Drzwi w 艣cianie za sto艂ami prowadzi艂y do skromnych pomieszcze艅 biurowych i sypialni, kt贸rej sekretarz stanu u偶ywa艂 czasami podczas lot贸w.
Paul rozmy艣la艂 nad tym, jak to mo偶liwe, by najpot臋偶niejszy nar贸d w historii cywilizacji, maj膮cy do dyspozycji wielk膮 armi臋 i zdumiewaj膮ce wr臋cz 艣rodki techniczne, oberwa艂 w 艂eb od trzech uzbrojonych w karabiny facet贸w.
24
Poniedzia艂ek, 22.34 - Oguzeli, Turcja
Ibrahim siedzia艂 za kierownic膮, obserwuj膮c zachowanie wska藕nika mocy podczas pod艂膮czania kolejnych akumulator贸w. W miar臋 jak liczby na wska藕niku ros艂y r贸wnomiernie, wypr贸bowywa艂 przyciski chc膮c sprawdzi膰, jak w艂膮cza膰 艣wiat艂a, klimatyzacj臋 i tak dalej. Znaczenia wielu zegar贸w i d藕wigienek po prostu nie rozumia艂.
Mehmet sta艂 obok niego. Oparty o desk臋 rozdzielcz膮, pali艂 papierosa. Ramiona skrzy偶owa艂 na piersiach i nie spuszcza艂 wzroku z Amerykan贸w w tyle furgonetki. Towarzyszy艂 im Hasan, przy艣wiecaj膮c latark膮 i kontroluj膮c post臋p prac.
Wszyscy je艅cy zd膮偶yli ju偶 oprzytomnie膰. Siedzieli w milczeniu tam, gdzie pozostawili ich Kurdowie. Katzen, Coffey, Mary Rose i pu艂kownik Seden przywi膮zani byli do podstawy bocznego fotela. Szeregowy Pupshaw tkwi艂, jak poprzednio, przy stanowisku komputerowym. Nie dano im ani wody, ani jedzenia, o kt贸re zreszt膮 je艅cy wcale nie prosili. Nikt nie poprosi艂 te偶 o wypuszczenie go za potrzeb膮.
Ibrahim wyjrza艂 przez okno. Gdy tytko przywr贸cono furgonetce odrobin臋 mocy, natychmiast opu艣ci艂 szyb臋, by pozby膰 si臋 z wn臋trza zapachu papierosowego dymu. Ulubione papierosy Mehmeta zrobione by艂y z tytoniu uprawianego przez Beduin贸w, pachn膮cego obrzydliwie s艂odko, niczym 艣rodek odstraszaj膮cy komary. Nie pojmowa艂, jak jego brat mo偶e czerpa膰 przyjemno艣膰 z czego艣 tak wstr臋tnego.
No c贸偶, nie rozumia艂, jakim cudem jego brat czerpie przyjemno艣膰 z bardzo wielu rzeczy. Stosowania przemocy na przyk艂ad. Mehmetowi starcie z Amerykaninem sprawi艂o prawdziw膮 przyjemno艣膰. Obaj stracili w nim odrobin臋 ze swej godno艣ci, Ibrahim nie w膮tpi艂 jednak, 偶e Mehmet z ut臋sknieniem wyczekuje drugiej ods艂ony.
Ze swej strony Ibrahim wiedzia艂, oczywi艣cie, 偶e jest ona nieunikniona, ale wcale go to nie cieszy艂o. Przyjrza艂 si臋 swej twarzy w bocznym lusterku, obserwowa艂 j膮 z przedziwn膮 mieszank膮 zadowolenia i nienawi艣ci. Wykonali dzisiaj kawa艂 dobrej roboty, bez dw贸ch zda艅, ale jakie mia艂 prawo pozosta膰 przy 偶yciu? Walid walczy艂 tak d艂ugo, tak bohatersko i dzi艣 to on powinien dzi臋kowa膰 w modlitwie Allachowi za zwyci臋stwo.
Ibrahim wsta艂, by lepiej si臋 sobie przyjrze膰 i nagle zauwa偶y艂, jakie dziwne jest to boczne lusterko. By艂o szerokie i wkl臋s艂e, co umo偶liwia艂o lepsz膮 obserwacj臋 drogi za samochodem, zamontowano je jednak na r贸wnie偶 wygi臋tej podstawie, zbyt eleganckiej jak na tego rodzaju pojazd. Zaintrygowany wyj膮艂 n贸偶 i zacz膮艂 d艂uba膰 nim z ty艂u lusterka.
Dow贸dca Amerykan贸w, ten kt贸ry powiedzia艂, 偶e nazywa si臋 Knight, przerwa艂 pod艂膮czanie akumulator贸w i powiedzia艂 co艣 do Ibrahima. Hasan mu odpowiedzia艂. Amerykanin przem贸wi艂 znowu. Ibrahim obejrza艂 si臋. Knight nie sprawia艂 ju偶 wra偶enia tak pewnego siebie jak przedtem i Ibrahim zacz膮艂 si臋 nawet zastanawia膰, czy przypadkiem nie wpad艂 na co艣 wa偶nego. Hasan wskaza艂 na pod艂og臋 samochodu, Amerykanin pochyli艂 si臋 i wr贸ci艂 do pracy. Ibrahim nadal d艂uba艂 przy lusterku.
Uwolni艂 lusterko po bokach, ale nadal by艂o ono przymocowane w 艣rodku. Tylko 偶e nie by艂o to szk艂o, lecz co艣 znacznie l偶ejszego. Przypomina艂o srebrn膮 foli臋. Ibrahim wychyli艂 si臋 przez okno i dobrze si臋 jej przyjrza艂. Zobaczy艂 co艣 jeszcze, co艣 co przypomina艂o nadajnik.
Nie, pomy艣la艂, nie nadajnik. Anten臋 radiow膮, jak te wielkie, kt贸rych u偶ywali w lotnictwie.
Za艂o偶y艂 lusterko na miejsce. Obejrza艂 si臋. Amerykanin przesta艂 pod艂膮cza膰 akumulatory i tylko si臋 na niego gapi艂.
Genera艂 sta艂 przez chwil臋 niepewnie na zwi膮zanych nogach, a potem opar艂 si臋 o jeden z terminali komputerowych. Hasan podszed艂 do niego, z艂apa艂 go za rami臋 i wci膮gn膮艂 go z powrotem do wn臋ki w pod艂odze.
Ibrahim wsta艂 z fotela. No偶em postukiwa艂 si臋 po rozwartej d艂oni.
-聽Co艣 tu jest bardzo nie tak - powiedzia艂 do Mehmeta.
Mehmet zaci膮gn膮艂 si臋 papierosem, rzuci艂 go i rozdepta艂.
-聽Co tu mo偶e by膰 nie tak opr贸cz tego, 偶e Amerykanin nie umie szybko pracowa膰?
-聽Nie wiem. Gdybym mia艂 bogat膮 wyobra藕ni臋, powiedzia艂bym, 偶e rama tego lusterka to bardzo ma艂y nadajnik radiowy. - No偶em zatoczy艂 kr膮g obejmuj膮c wn臋trze furgonetki. - A te wszystkie komputery i monitory? Za艂贸偶my, 偶e nie s艂u偶膮 odnajdywaniu zakopanych w ziemi miast. Za艂贸偶my, 偶e ci ludzie wcale nie s膮 naukowcami. Za艂贸偶my, 偶e to tylko maskowanie.
Mehmet poderwa艂 si臋 na r贸wne nogi. Ju偶 nie wydawa艂 si臋 taki zm臋czony.
-聽M贸w dalej, bracie - powiedzia艂. Ibrahim wskaza艂 no偶em Rodgersa.
-聽Ten cz艂owiek wcale nie zachowywa艂 si臋 jak naukowiec. Kiedy grozi艂e艣 dziewczynie, dok艂adnie wiedzia艂, jak daleko mo偶e si臋 posun膮膰.
-聽Chodzi ci o to, 偶e zachowa艂 si臋 tak, jakby ju偶 kiedy艣 przez to przechodzi艂? Mia艂em podobne uczucie, ale nie wied2ia艂em, dlaczego.
-聽Oni wszyscy zachowuj膮 si臋 bardzo spokojnie. Nikt o nic nie b艂aga, nie prosi o wod臋. - Wskaza艂 Pupshawa i DeVonne. - Tych dwoje da艂o si臋 skr臋powa膰 bez s艂owa protestu.
-聽Jak dobrze wy膰wiczeni 偶o艂nierze - stwierdzi艂 Mehmet. Rozejrza艂 si臋 po wn臋trzu furgonetki, jakby widzia艂 je po raz pierwszy. - Ale je艣li nie do bada艅, to do czego s艂u偶y ten samoch贸d?
-聽Jest centrum szpiegowskim - odpar艂 niepewnie Ibrahim i nagle w jego g艂osie zabrzmia艂o zdecydowanie. - Tak, to na pewno jest centrum szpiegowskie.
Mehmet z艂apa艂 go za rami臋.
-聽Dzi臋ki niech b臋d膮 Prorokowi! Mo偶emy go u偶y膰 i...
-聽Nie!
-聽Ale przecie偶 dzi臋ki niemu mo偶emy wydosta膰 si臋 z Turcji. Mo偶emy pods艂uchiwa膰 radiostacje wojskowe...
-聽A wojsko mo偶e pods艂uchiwa膰 nas. Nie z ziemi, tylko z g贸ry.
-聽Wskaza艂 lusterko no偶em. - Ca艂kiem prawdopodobne, 偶e ju偶 nas pods艂uchuj膮, czekaj膮, gdzie pojedziemy...
Mehmet spojrza艂 na Rodgersa, pochylonego nad wn臋k膮 w pod艂odze, zak艂adaj膮cego klemy na akumulatory.
-聽Abadan! Nigdy! - krzykn膮艂. - Tak czy inaczej ich o艣lepi臋. Wyrwa艂 Ibrahimowi n贸偶. Pochyli艂 si臋 i przeci膮艂 wi臋zy Mary Rose, kt贸rymi przywi膮zana by艂a do krzes艂a, jej r臋ce i nogi dalej by艂y skr臋powane. Rzuci艂 j膮 na pod艂og臋, na twarz. Odda艂 Ibrahimowi n贸偶. Kl臋kn膮艂 przy le偶膮cej kobiecie. Z艂apa艂 j膮 za w艂osy tak mocno, 偶e a偶 krzykn臋艂a. Wyrwa艂 trzydziestk臋贸semk臋 z kabury przy pasie i przy艂o偶y艂 luf臋 do karku dziewczyny.
Rodgers zn贸w przerwa艂 prac臋. Nie podni贸s艂 si臋.
-聽Hasan! - krzykn膮艂 Mehmet. - Powiedz Amerykaninowi, 偶e wiem, do kogo nale偶y ten pojazd. Powiedz mu, 偶e ma mi opisa膰, jak dzia艂a. - U艣miechn膮艂 si臋 triumfalnie. - I powiedz mu, 偶e tym razem b臋d臋 liczy艂 tylko do trzech.
25
Poniedzia艂ek, 15.35 - nad Marylandem
Kiedy helikopter wyl膮dowa艂 w bazie Andrews, porucznik Robert Essex czeka艂 ju偶 na pu艂kownika Augusta. Wr臋czy艂 mu dyskietk臋, opakowan膮 w srebrn膮, wra偶liw膮 na nacisk foli臋. Tylko odcisk kciuka pu艂kownika, sprawdzony przez jego komputer, umo偶liwi dost臋p do danych.
August przyj膮艂 dyskietk臋, tymczasem sier偶ant Chick Grey wprowadzi艂 szesnastu 偶o艂nierzy Iglicy do C-141B. Przerobiony Lockheed C-141A mia艂, w wersji B, kad艂ub d艂ugo艣ci pi臋膰dziesi臋ciu dw贸ch metr贸w, o siedem metr贸w d艂u偶szy od swego poprzednika. Przer贸bka obj臋艂a te偶 instalacj臋 urz膮dze艅 do tankowania w powietrzu, wyd艂u偶aj膮cych zasi臋g tego transportowca powy偶ej sze艣ciu tysi臋cy pi臋ciuset kilometr贸w.
Za艂oga samolotu pomog艂a Iglicy za艂adowa膰 ekwipunek. W niespe艂na osiem minut po wyl膮dowaniu helikoptera cztery pot臋偶ne silniki Pratt & Whitney wynios艂y odrzutowiec w niebo.
Pu艂kownik August wiedzia艂, 偶e jego poprzednik, podpu艂kownik Squires lubi艂 rozmawia膰 ze swymi lud藕mi na wszelkie mo偶liwe oboj臋tne tematy, od ulubionych powie艣ci pocz膮wszy, na gatunkach kawy sko艅czywszy. August rozumia艂, 偶e mo偶e to rozlu藕ni膰 atmosfer臋, sprawi膰, by ludzie czuli si臋 sobie bli偶si i bardziej za siebie nawzajem odpowiedzialni, nie by艂o to jednak w jego stylu. I nie tego stylu uczy艂 jako wyk艂adowca, zaproszony do Centrum Sztuki Wojennej imienia Johna F. Kennedy'ego. Je艣li o niego chodzi艂o, jedna z 偶elaznych zasad dowodzenia brzmia艂a: „Twoi ludzie nie mog膮 ci臋 zna膰 zbyt dobrze. Je艣li 偶o艂nierze nie wiedz膮, co zrobi膰 i jak si臋 zachowa膰, by zadowoli膰 dow贸dc臋, musz膮 po prostu ca艂y czas si臋 stara膰 ". A wartownik, pilnuj膮cy go w obozie Wietkongu powtarza艂: „Trzymamy si臋 razem, trzymaj膮c si臋 osobno".
W kiepsko wyg艂uszonej kabinie ha艂as by艂 wr臋cz niezno艣ny. 呕o艂nierze siedzieli na twardych 艂awkach. To te偶 odpowiada艂o ich dow贸dcy. Zimny, nieprzytulny samolot. Barka desantowa miotana pot臋偶nymi falami. D艂ugi, wyczerpuj膮cy marsz w deszczu. Co艣 takiego zawsze hartuje sk贸r臋 偶o艂nierza.
Pod dow贸dztwem starszego szeregowego Davida George'a 偶o艂nierze sprawdzili znajduj膮cy si臋 na pok艂adzie samolotu ekwipunek. Centrum utrzymywa艂o w bazie Andrews magazyn z wyposa偶eniem na ka偶dy klimat i ka偶dy rodzaj misji. W 艂adunku przeznaczonym na t臋 misj臋 znalaz艂y si臋 standardowe mundury maskuj膮ce w pustynnych kolorach, r贸wnie偶 maskuj膮ce chusty na twarze i pustynne czapki. Na wyposa偶enie sk艂ada艂y si臋: kamizelki kuloodporne z kewlaru, parciane pasy, wentylowane ci臋偶kie buty przeznaczone do u偶ycia w gor膮cym klimacie, gogle z niet艂uk膮cego si臋 szk艂a i torby noszone w pasie z kieszeniami na dodatkow膮 amunicj臋, latark臋, granaty osza艂amiaj膮ce, p艂askie granaty od艂amkowe M560, zestaw pierwszej pomocy, karabi艅czyki do zjazd贸w na linie i wazelina do posmarowania sk贸ry otartej podczas marszu, wspinaczki, pe艂zania lub d藕wigania ci臋偶ar贸w. 呕o艂nierze uzbrojeni byli w pistolety Beretta kalibru 9 mm z powi臋kszonymi magazynkami oraz dziewi臋ciomilimetrowe pistolety maszynowe Heckler & Koch MP5 SD3 ze sk艂adan膮 kolb膮 i wbudowanym t艂umikiem. Od czasu, kiedy u偶y艂 tej broni po raz pierwszy, pu艂kownik uzna艂 jej t艂umik za pomys艂owo zaprojektowany i skuteczny. Pierwsza jego cz臋艣膰 wch艂ania艂a gazy, druga odrzut i p艂omie艅 z lufy. Ha艂as zamka t艂umi艂y gumowe nak艂adki. Z odleg艂o艣ci pi臋ciu metr贸w nikt niczego nie s艂ysza艂.
Bob Herbert najwyra藕niej spodziewa艂 si臋 walki w zwarciu.
Iglica wyposa偶ona by艂a tak偶e w sze艣膰 motocykli o specjalnie wyt艂umionych silnikach oraz cztery FAV - Fast Attack Vehicles, czyli Pojazdy Szybkiego Ataku. Zaprojektowano je tak, by w ka偶dym zmie艣ci艂y si臋 trzy osoby. Po pustyni mog艂y porusza膰 si臋 z pr臋dko艣ci膮 przekraczaj膮c膮 sto dwadzie艣cia pi臋膰 kilometr贸w na godzin臋. Kierowca i pasa偶er siedzieli z przodu, strzelec na podwy偶szonym tylnym siedzeniu. Ka偶dy pojazd uzbrojony by艂 w karabin maszynowy kalibru 12,7 mm i czterdziestomilimetrowy mo藕dzierz.
Pu艂kownik August domy艣la艂 si臋 dok膮d zostali skierowani, nim przycisn膮艂 kciukiem foli臋 na dyskietce. Folia utrwali艂a odcisk palca, komputer odczyta艂 go z dyskietki w艂o偶onej w nap臋d A i na monitorze pojawi艂y si臋 zapisane na niej dane.
By艂 tam skr贸t informacji o losie CR, a tak偶e fotografie, kt贸re Herbert pokaza艂 Hoodowi. Zebrane przez Boba Herberta dowody wskazywa艂y na syryjskich Kurd贸w, prawdopodobnie powi膮zanych z Kurdami tureckimi. Ostateczne potwierdzenie Bob Herbert otrzyma艂 przed niespe艂na godzin膮 w postaci informacji od g艂臋boko utajnionego agenta, dzia艂aj膮cego w艣r贸d syryjskich Kurd贸w, o wielokrotnych tajnych spotkaniach pomi臋dzy dwiema grupami, maj膮cych miejsce w ci膮gu ostatnich kilku miesi臋cy. Na jednym z tych spotka艅 dyskutowano spraw臋 ataku na tam臋.
Pu艂kownik August podejrzewa艂, 偶e miejscem ich l膮dowania b臋dzie Ankara albo Izrael. Je艣li Ankam, wyl膮duj膮 w bazie NATO na p贸艂noc od stolicy, je艣li Izrael, tajna baza lotnictwa Tel Nef niedaleko Tel Awiwu. Pu艂kownik odwiedzi艂 j膮 przed rokiem i pami臋ta艂 doskonale, 偶e by艂a zabezpieczona lepiej od wi臋kszo艣ci odwiedzanych przez niego baz. Otoczono j膮 w ca艂o艣ci drutem kolczastym, wewn膮trz kt贸rego znajdowa艂y si臋 rozmieszczone co kilkadziesi膮t metr贸w ceglane budki wartownik贸w z owczarkami alzackimi. Dziewi臋膰 metr贸w za lini膮 posterunk贸w, tak偶e otaczaj膮c baz臋, rozci膮ga艂 si臋 p贸艂torametrowy pas piasku, pod kt贸rym zakopano miny. Podczas dwudziestu pi臋ciu lat jej istnienia, tylko bardzo niewielu zwiadowc贸w palesty艅skich pr贸bowa艂o przenikn膮膰 do bazy. Nikomu si臋 to nie uda艂o.
Z Ankary zesp贸艂 mia艂 polecie膰 na wsch贸d, do obozu na terenie Turcji, z Tel Nef za艣 m贸g艂 przelecie膰 lub przejecha膰 na granic臋 tureck膮 lub syryjsk膮. Je艣li, w co zdawa艂 si臋 wierzy膰 Bob Herbert, CR wpad艂o w r臋ce syryjskich Kurd贸w, istnia艂o spore prawdopodobie艅stwo, 偶e b臋dzie si臋 kierowa艂o do doliny Bekaa w zachodniej Syrii. By艂a to prawdziwa twierdza terroryst贸w - CR przyda艂oby si臋 im nies艂ychanie. Je艣li Kurdowie syryjscy wsp贸艂pracowali z Kurdami tureckimi, terrory艣ci mogli planowa膰 tak偶e pozostanie w Turcji i wycofanie si臋 do wschodnich twierdz kurdyjskich wok贸艂 g贸ry Ararat. To jednak by艂oby do艣膰 ryzykowane. Ankara nadal prowadzi艂a nieoficjaln膮 wojn臋 z Kurdami, obejmuj膮c膮 tereny po艂udniowo-wschodnich prowincji: Diyarbakir, Mardin i Sird oraz le偶膮cej na wschodzie prowincji Bingol.
Poniewa偶 rz膮d syryjski wspiera艂 grupy terrorystyczne z doliny Bekaa, a zw艂aszcza Hezbollah, ten kierunek ucieczki wydawa艂 si臋 prawdopodobniejszy. Herbert by艂 przekonany, 偶e Syryjczycy nie zezwol膮 na operacje Iglicy w tym regionie.
Dok膮dkolwiek si臋 w ko艅cu udacie, pami臋tajcie, 偶e nie mamy jeszcze aprobaty kongresowej Komisji Nadzoru Wywiadu. Martha Macali spodziewa si臋 j膮 otrzyma膰, cho膰 by膰 mo偶e zbyt p贸藕no, jak na nasze potrzeby. je艣li terrory艣ci nadal s膮 w Turcji, spodziewamy si臋 uzyska膰 dla was pozwolenie na pobyt w tym kraju i zorganizowanie bazy obserwacyjnej, dzia艂aj膮cej do momentu uzyskania aprobaty komisji. je艣li terrory艣ci przekrocz膮 granic臋 syryjsk膮, nie b臋dziecie mieli prawa kontynuowania po艣cigu.
Pu艂kownik August u艣miechn膮艂 si臋 lekko. Herbert napisa艂: „...nie b臋dziecie mieli prawa...” Nie oznacza艂o to jednoznacznie, 偶e Iglica nie mo偶e przekroczy膰 granicy. Kiedy po raz pierwszy pojawi艂 si臋 w Centrum, Mike Rodgers zach臋ca艂 pu艂kownika, by zapozna艂 si臋 z j臋zykiem korespondencji mi臋dzy swym oddzia艂em a samym Centrum. Rozkazy, o czym August wiedzia艂 doskonale, wydawa艂o si臋 nie s艂owami, lecz tym, co ukryte by艂o mi臋dzy nimi.
Odkry艂 przy okazji, 偶e kiedy Mike albo Herbert powstrzymywali Iglic臋, pisali po prostu „Nie wolno wam...”
Jasno, a raczej, w tym przypadku niejasno, Herbert zach臋ca艂 go do ataku.
Na dyskietce znajdowa艂y si臋 tak偶e mapy, mo偶liwe drogi podej艣cia do poszczeg贸lnych obiekt贸w, oraz r贸偶ne scenariusze misji i drogi wycofywania si臋 na wypadek, gdyby Turcy i Syryjczycy odm贸wili wsp贸艂pracy. Dotarcie do Tel Nef mia艂o zabra膰 oddzia艂owi pi臋tna艣cie godzin. August zabra艂 si臋 do studiowania map, potem przejrza艂 plany misji, polegaj膮cej na okr膮偶eniu przeciwnika i uwolnieniu zak艂adnik贸w, sporz膮dzone osobno dla terenu g贸rskiego i pustyni.
Dzi臋ki latom sp臋dzonym w europejskich oddzia艂ach NATO, pu艂kownik doskonale zna艂 geografi臋 regionu oraz r贸偶ne scenariusze mo偶liwych akcji. Jedynym nieznanym czynnikiem by艂a ewakuacja kogo艣 tak mu bliskiego. Wietnamski wartownik Kiet pom贸g艂 jednak Augustowi zrozumie膰, 偶e nieznane nie jest straszne, a po prostu nowe.
Do skulonego nad mapami dow贸dcy podszed艂 Iszi Honda. August podni贸s艂 g艂ow臋. Honda trzyma艂 w d艂oni bezpieczny telefon TAC SAT, pod艂膮czony do anteny systemu telekomunikacyjnego samolotu.
-聽Tak?
-聽Moim zdaniem ,powinien pan tego pos艂ucha膰, pu艂kowniku.
-聽Czego?
-聽Cztery minuty temu dostali艣my to na AL
AC oznacza艂o Active-Line receiver - odbiornik aktywny - lini臋 telefoniczn膮 automatycznie zawiadamiaj膮c膮 Boba Herberta oraz Iglic臋 przy uaktywnieniu. Gdy Iglica odbywa艂a misj臋, rozmow臋 przerzucano na TAC-SAT. Tylko kilka os贸b zna艂o numer tej linii: prezydent, senator Fox oraz dziesi臋cioro najwy偶szych funkcjonariuszy Centrum.
August spojrza艂 na szeregowego.
-聽Dlaczego nie poinformowano mnie natychmiast?
-聽Bardzo przepraszam, panie pu艂kowniku, ale pomy艣la艂em, 偶e lepiej b臋dzie, je艣li sam najpierw sprawdz臋, o co chodzi. Nie chcia艂em marnowa膰 pana czasu przedstawiaj膮c niekompletne dane.
-聽Nast臋pnym razem prosz臋 marnowa膰 m贸j czas. By膰 mo偶e b臋d臋 w stanie pom贸c.
-聽Tak jest, panie pu艂kowniku. Przepraszam, panie pu艂kowniku.
-聽Co to takiego?
-聽Seria pisk贸w. Kto艣 do nas zadzwoni艂, a potem wcisn膮艂 seri臋 powtarzaj膮cych si臋 cyfr.
August wzi膮艂 od niego s艂uchawk臋 i podni贸s艂 do ucha. Drugie zatka艂 palcem, 偶eby lepiej s艂ysze膰. Us艂ysza艂 dziewi臋膰 d藕wi臋k贸w r贸偶nej wysoko艣ci, po kt贸rych nast膮pi艂a przerwa. A po niej zn贸w powt贸rzy艂o si臋 te dziewi臋膰 d藕wi臋k贸w.
-聽To nie jest numer telefoniczny - stwierdzi艂.
-聽Nie, panie pu艂kowniku - przytakn膮艂 Honda.
August s艂ucha艂 tej dziwnej, nieharmonijnej muzyki.
-聽Zak艂adam, 偶e ka偶dy d藕wi臋k odpowiada literze na tarczy telefonu? - spyta艂.
-聽Oczywi艣cie, panie pu艂kowniku. Sprawdzi艂em mo偶liwe kombinacje, ale 偶adna z nich nie ma sensu.
Honda wr臋czy艂 dow贸dcy kartk臋. Pu艂kownik przeczyta艂 j膮 raz, a potem jeszcze raz. 7222528573. Spojrza艂 na telefon. Liczba mo偶liwych permutacji zbli偶a艂a si臋 prawdopodobnie do niesko艅czono艣ci. Jeszcze raz przyjrza艂 si臋 kawa艂kowi papieru. Kod, z ca艂膮 pewno艣ci膮 kod, a jedyn膮 osob膮, mog膮c膮 przesy艂a膰 zakodowane informacje przez AL by艂 Mike Rodgers.
-聽Szeregowy, czy ta informacja mog艂a dotrze膰 do nas przez CR?
-聽Oczywi艣cie, panie pu艂kowniku. Mogli u偶y膰 jednego z telefon贸w, wbudowanego w komputer.
-聽Komputer musia艂by by膰 w艂膮czony? Cyfry wprowadzono przez klawiatur臋?
-聽Tak jest, panie pu艂kowniku. Albo mogli pod艂膮czy膰 telefon kom贸rkowy do komputera i nadawa膰 przez anten臋 satelitarn膮. Tak by艂oby 艂atwiej, w mniejszym stopniu zwracaliby na siebie uwag臋.
Pu艂kownik August skin膮艂 g艂ow膮. A wi臋c CR zn贸w by艂o pod pr膮dem. Wymaga艂o to wsp贸艂pracy co najmniej jednego cz艂onka za艂ogi. Z rozwi膮zanymi r臋kami, poniewa偶 mia艂 szans臋 przes艂a膰 kod.
-聽Centrum te偶 odebra艂o pewnie ten sygna艂 - powiedzia艂. Prosz臋 sprawdzi膰, czy co艣 z niego wyci膮gn臋li.
-聽Natychmiast sprawdz臋, panie pu艂kowniku. - Honda wypr臋偶y艂 si臋 jak struna. Usiad艂 obok dow贸dcy i zadzwoni艂 do Boba Herberta. Pu艂kownik August nie pr贸bowa艂 nawet skoncentrowa膰 uwagi na mapach. Po prostu czeka艂 na informacje, na wnioski, jakie Centrum wyci膮gn臋艂o z w tak niezwyk艂y spos贸b przekazanej wiadomo艣ci. Fakt, 偶e by艂a kodowana i bardzo kr贸tka, nie przepe艂nia艂 go jednak optymizmem co do sytuacji Mike'a Rodgersa.
26
Poniedzia艂ek, 22.38 - Oguzeli, Turcja
Tym razem Mike Rodgers nie mia艂 wyboru.
Mehmet pragn膮艂 zabija膰. Wida膰 to by艂o po jego oczach. Genera艂 nie czeka艂 nawet, a偶 doliczy do trzech. Gdy tylko Hasan przet艂umaczy艂 rozkaz wsp贸艂pracy, natychmiast uni贸s艂 d艂onie do g贸ry.
-聽Dobrze - powiedzia艂 stanowczym g艂osem. - Powiem wam wszystko, co chcecie wiedzie膰.
Hasan przet艂umaczy艂. Mehmet zawaha艂 si臋. Genera艂 patrzy艂 mu wprost w oczy.
Mehmet wyra藕nie radowa艂 si臋 tym, 偶e trzyma wreszcie przeciwnika za gard艂o. Rodgers nie mia艂 nic przeciwko temu, pom贸g艂 mu nawet, kapituluj膮c od razu. Kurd musia艂 wiedzie膰, 偶e zwyci臋偶y艂 bez problemu, by膰 mo偶e wy艂膮cznie 艣wiadomo艣膰 tak bezwzgl臋dnego zwyci臋stwa zdolna by艂a powstrzyma膰 go przed zamordowaniem Mary Rose - z zemsty, ura偶onej dumy, kto wie? Istnia艂 przecie偶 ci膮gle spos贸b na powstrzymanie terroryst贸w, zw艂aszcza je艣li Centrum przej臋艂o i zrozumia艂o transmisj臋` telefoniczn膮. Rodgers dysponowa艂 telefonem, kt贸ry wcze艣niej Hasan w艂o偶y艂 mu do kieszeni koszuli. Zaprogramowa艂 go, pochylony nad wn臋k膮 w pod艂odze CR, pod艂膮czaj膮c akumulatory. W kilka minut p贸藕niej, opieraj膮c si臋 o terminal, wsun膮艂 telefon w specjalny uchwyt, pod艂膮czaj膮cy go do komputerowej transmisji satelitarnej. Wsuni臋cie telefonu w uchwyt automatycznie od艂膮cza艂o zasilanie z baterii - telefon nie aktywowa艂 si臋 przed w艂膮czeniem komputera.
Genera艂 wr贸ci艂 do pracy i przede wszystkim zasili艂 z akumulator贸w najbardziej ha艂a艣liwe systemy CR. Wraz z komputerem do 偶ycia wr贸ci艂a klimatyzacja i alarm, kt贸ry zacz膮艂 popiskiwa膰 sygnalizuj膮c otwarcie okna. Syryjczycy nie s艂yszeli cichych trzask贸w dzwoni膮cego i ponawiaj膮cego transmisj臋 telefonu. W dwie minuty p贸藕niej pod艂膮czone zosta艂y wszystkie akumulatory i Mike wysun膮艂 zwi膮zane nogi z wn臋ki w pod艂odze.
-聽Hasanie - powiedzia艂 cicho, spokojnie - czy m贸g艂by艣 powiedzie膰 swemu przyjacielowi, 偶e wszystko jest przygotowane i 偶e jestem got贸w z nim wsp贸艂pracowa膰? Powiedz mu te偶, 偶e przepraszam go za to, 偶e nie przedstawi艂em mu od razu mo偶liwo艣ci tego pojazdu. I 偶e obiecuj臋, i偶 to si臋 wi臋cej nie powt贸rzy.
Pozwoli艂 sobie na jedno kr贸tkie spojrzenie na Mary Rose. Biedna dziewczyna oddycha艂a g艂臋boko, wygl膮da艂a tak, jakby ca艂膮 si艂臋 woli skupi艂a na tym, by nie zwymiotowa膰.
Mehmet uni贸s艂 jej g艂ow臋 za w艂osy.
-聽Ty sukinsynu! - Pupshaw szarpa艂 si臋 w wi臋zach.
-聽Spok贸j, szeregowy - ostrzeg艂 go Rodgers, pr贸buj膮c zignorowa膰 w艣ciek艂o艣膰, kt贸ra lada chwila mog艂a ogarn膮膰 i jego.
Hasan skin膮艂 g艂ow膮 z wyra藕nym zadowoleniem.
-聽Ciesz臋 si臋, 偶e widzisz teraz wszystko naszymi oczami - powiedzia艂.
Genera艂 milcza艂. Nic nie zyska艂by t艂umacz膮c, co s膮dzi o m臋偶czy藕nie terroryzuj膮cym broni膮 zwi膮zanego, bezbronnego cywila. Jego g艂贸wnym celem by艂o teraz utrzymanie terroryst贸w w szoferce furgonetki, z dala od terminali komputerowych.
Mehmet przekaza艂 Mary Rose Ibrahimowi, kt贸ry unieruchomi艂 j膮 w u艣cisku. Podszed艂 do Rodgersa. Mike podskoczy艂 mu na spotkanie zwi膮zanych nogach. Zatrzyma艂 si臋 przy terminalu znajduj膮cym si臋 po przeciwnej stronie tego, do kt贸rego pod艂膮czy艂 telefon. Opad d艂o艅 na ramieniu Pupshawa, gestem dodaj膮c mu odwagi.
Mehmet przem贸wi艂 do t艂umacz膮cego jego s艂owa Hasana.
-聽On chce, 偶eby艣 m贸wi艂 - powiedzia艂.
Rodgers spojrza艂 na Mehmeta. Gniew niemal znik艂 z twarzy kurdyjskiego dow贸dcy. Doskonale. Genera艂 bardzo pragn膮艂 zwolni膰 nieco przebieg zdarze艅, porozmawia膰, da膰 Centrum czas na odbi贸r i rozszyfrowanie sygna艂u, a tak偶e na ustawienie satelity nad CR, je艣li jeszcze tego nie zrobili. Mia艂 wra偶enie, 偶e je艣li przeka偶e terrorystom cz臋艣膰 informacji o tym, do czego zdolny jest ten pojazd, nigdy nie domy艣l膮 si臋, do czego rzeczywi艣cie jest zdolny - na przyk艂ad do pobierania danych z bardzo dobrze zabezpieczonych komputer贸w w Waszyngtonie. Gdyby terrory艣ci dowiedzieli si臋 o wszystkim, zagro偶one by艂oby bezpiecze艅stwo narodowe i 偶ycie tajnych agent贸w. I w贸wczas nie by艂oby innej mo偶liwo艣ci ni偶 tylko wcisn膮膰 Ctrl, Alt, Del i F, i zniszczy膰 sprz臋t bez wzgl臋du na konsekwencje.
-聽To stacja obserwacyjna Stan贸w Zjednoczonych - powiedzia艂. - S艂uchamy transmisji radiowych.
Hasan przet艂umaczy艂 to wyja艣nienie Mehmetowi. Pupshaw wi艂 si臋 w wi臋zach.
-聽Generale, niech ju偶 nas raczej zabij膮 - szepn膮艂.
-聽Cisza - napomnia艂 go dow贸dca.
Hasan zako艅czy艂 t艂umaczenie. _
-聽Mehmet chce si臋 dowiedzie膰, czy wiecie o tym, czego dzi艣 dokonali艣my.
-聽Nie - odpar艂 Rodgers. - Dzi艣 po raz pierwszy u偶yli艣my naszych urz膮dze艅. Nadal je testujemy.
Hasan t艂umaczy艂. Mehmet powiedzia艂 co艣, wskazuj膮c miniaturow膮 anten臋 satelitarn膮.
-聽Mo偶ecie st膮d wys艂a膰 wiadomo艣膰?
-聽Przez satelit臋? - spyta艂 z nadziej膮 Rodgers. - Tak, owszem, mo偶emy.
-聽Komputerow膮 i g艂osow膮? - zainteresowa艂 si臋 Hasan.
Rodgers skin膮艂 g艂ow膮. Je艣li Mehmet uzna CR za sw贸j osobisty megafon, tym lepiej. Centrum b臋dzie w stanie 艣ledzi膰 ich, po prostu s艂uchaj膮c transmisji.
Mehmet u艣miechn膮艂 si臋 i powiedzia艂 co艣 Ibrahimowi. Ibrahim odpowiedzia艂 mu, zdradzaj膮c wielk膮 pewno艣膰 siebie. Mehmet odezwa艂 si臋 znowu i tym razem Ibrahim obj膮艂 Mary Rose i wywl贸k艂 j膮 z furgonetki.
-聽Co tu si臋 dzieje - spyta艂a przera偶ona dziewczyna. - Generale... generale!
-聽Zostaw j膮! - rozkaza艂 Rodgers. - Przecie偶 robimy, czego za偶膮da艂e艣! - Skoczy艂 przed siebie. - Je艣li kogo艣 potrzebujecie, we藕cie mnie - powiedzia艂.
Hasan powstrzyma艂 go. Rodgers z艂apa艂 go za w艂osy, ale nie zdo艂a艂 utrzyma膰 r贸wnowagi i Hasan odepchn膮艂 go tak, 偶e Mike wpad艂 do najbli偶ej wn臋ki na akumulatory. Sandra wyci膮gn臋艂a r臋k臋, 偶eby mu pom贸c, ale powstrzyma艂 j膮 gestem. Je艣li ju偶 kto艣 mia艂 tu by膰 krzywdzony, to tylko on.
Usiad艂 na pod艂odze.
-聽Dobrze ci臋 traktowa艂em! - wrzasn膮艂 Hasan i splun膮艂 mu w twarz. - Zwierz臋! Zas艂u偶y艂e艣 sobie na to!
-聽Przyprowad藕 j膮 - warkn膮艂 Rodgers. - Przecie偶 wykonuj臋 wasze polecenia
-聽Milcz.
-聽Nie! My艣la艂em, 偶e co艣 uzgodnili艣my! - odkrzykn膮艂 genera艂.
Mehmet podszed艂 i wymierzy艂 mu w g艂ow臋 z rewolweru. Powiedzia艂 co艣 do Hasana. Twarz mia艂 nieruchom膮.
Hasan przeczesa艂 w艂osy palcami.
-聽Zdenerwowa艂e艣 mnie bez powodu, panie Rambo - stwierdzi艂. - Ibrahim zabiera dziewczyn臋 na motocykl Turka. B臋dzie jecha艂 za nami, w pewnej odleg艂o艣ci. Mehmet rozkaza艂 ci u偶y膰 komputer贸w do wy艂膮czenia satelity. Je艣li nas zatrzymaj膮, wyk艂uje jej oczy i pozostawi j膮 na pustyni.
Rodgers zakl膮艂, ale tylko w my艣li. Wpad艂 w pu艂apk臋. Zrobi艂 sobie wroga z Hasana. Cofn膮艂 si臋 o krok i spr贸bowa艂 pomy艣le膰 logicznie. Hasan rzuci艂 go na wolny fotel przy terminalu komputerowym. W tym momencie Mehmet znowu przem贸wi艂.
-聽On m贸wi, 偶e zmarnowali艣my zbyt du偶o cennego czasu prze艂o偶y艂 Hasan. - Chcemy zobaczy膰 samoch贸d z satelity. Rodgers potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
-聽Nie ma takiej mo... - zacz膮艂, lecz nie sko艅czy艂.
Mehmet okr臋ci艂 si臋 na pi臋cie i kopn膮艂 Sandr臋 w twarz. Dziewczyna zorientowa艂a si臋 w por臋 i potoczy艂a po pod艂odze, zmniejszaj膮c si艂臋 ciosu. Przewr贸ci艂a si臋, ale natychmiast usiad艂a znowu. Patrzy艂a na terroryst贸w wyzywaj膮co.
Rodgers odczu艂 to kopni臋cie, jakby trafi艂o jego. Zapomnia艂 o logice, cho膰 z pewno艣ci膮 kiedy艣 sobie o niej przypomni. Spojrza艂 na Hasana.
-聽Powiedz Mehmetowi, 偶e je艣li dotknie kogokolwiek z moich ludzi, nie dostanie ode mnie niczego.
Mehmet powiedzia艂 co艣 po艣piesznie.
-聽M贸wi - przet艂umaczy艂 Hasan - 偶e skopie j膮 na 艣mier膰, je艣li nie dostanie dok艂adnie tego, czego 偶膮da.
-聽To w艂asno艣膰 Stan贸w Zjednoczonych. Powiedz Mehmetowi, 偶e niezale偶nie od ceny, nie podporz膮dkowujemy si臋 rozkazom dyktator贸w. - Rodgers w艣ciekle patrzy艂 na Hasana. - Masz mu to przet艂umaczy膰, niech ci臋 diabli!
Hasan przet艂umaczy艂. Kiedy sko艅czy艂, Mehmet zn贸w zacz膮艂 kopa膰 Sandr臋. Nie zwi膮zano jej r膮k, wi臋c mog艂a skrzy偶owa膰 ramiona i zablokowa膰 wi臋kszo艣膰 cios贸w. Potem dziewczyna z艂膮czy艂a d艂onie i z艂apa艂a go za 艂ydk臋. Poci膮gn臋艂a mocno i terrorysta potkn膮艂 si臋, cofn膮艂...
-聽Tylko tak dalej, 偶o艂nierzu - szepn膮艂 Coffey.
Wrzeszcz膮cy, w艣ciek艂y Mehmet przydepn膮艂 jej prawe kolano, a potem kopn膮艂 j膮 w brod臋. Sandra nie zd膮偶y艂a zareagowa膰, kopni臋cie rzuci艂o ja na 艣cian臋. Mehmet podszed艂 i kopn膮艂 j膮 w brzuch. Dziewczyna opu艣ci艂a r臋ce, oddycha艂a szybko, p艂ytko.
-聽Przesta艅, na lito艣膰 bosk膮 - powiedzia艂 Katzen.
Mehmet dwukrotnie kopn膮艂 Sandr臋 w pier艣. J臋kn臋艂a. Nast臋pny cios traci艂 j膮 w usta. Katzen robi艂 si臋 coraz bardziej w艣ciek艂y, najpierw na terroryst贸w, a potem, w ko艅cu, jego w艣ciek艂o艣膰 obr贸ci艂a si臋 przeciw Rodgersowi.
-聽Zabije j膮 - sapn膮艂. - Jezu, zr贸b co艣!
Rodgers dumny by艂 ze swego 偶o艂nierza, nie m贸g艂 jednak pozwoli膰 na to, by sytuacja wymkn臋艂a si臋 spod kontroli. Sandra DeVonne lepiej przys艂u偶y si臋 demokracji 偶ywa ni偶 martwa.
-聽Doskonale - powiedzia艂. - Zrobi臋 wszystko, czego chcecie.
Mehmet da艂 sobie spok贸j. Sandra pr贸bowa艂a usi膮艣膰. Plamy krwi pozosta艂y na jej policzku i ustach. Otworzy艂a oczy, spojrza艂a na Katzena. Katzen odetchn膮艂 g艂臋boko.
Rodgers przytrzyma艂 si臋 sto艂u. Wsun膮艂 si臋 w fotel. Po艂o偶y艂 d艂onie na klawiaturze. Zawaha艂 si臋. Gdyby byli tu tylko on i Pupshaw, jeszcze ewentualnie Katzen i Coffey, m贸g艂by pewnie powiedzie膰 Kordom, 偶eby wynosili si臋 do diabla. Poddaj膮c si臋 jednak ich pierwszemu 偶膮daniu wykaza艂, 偶e nie jest got贸w na wszystko. Atakuj膮c Hasana straci艂 szans臋 na podzielenie terroryst贸w. Zachowa艂 si臋 g艂upio. By艂 zm臋czony, ba艂 si臋 o Mary Rose... co si臋 sta艂o, to si臋 nie odstanie. Pozosta艂y mu tylko dwa atuty: gotowo艣膰 na 艣mier膰 i zaskoczenie. Jak d艂ugo b臋dzie w stanie utrzymywa膰 CR dla tych ludzi, tak d艂ugo pozostanie przy 偶yciu. O ile pozostanie przy 偶yciu, w kt贸rym艣 momencie zdo艂a ich zaskoczy膰.
Pod warunkiem, 偶e zachowasz przytomno艣膰 umys艂u, pomy艣la艂. Nie daj si臋 ponownie wyprowadzi膰 z r贸wnowagi.
Mehmet powiedzia艂 co艣. Hasan skin膮艂 g艂ow膮.
-聽Chcemy zobaczy膰 Ibrahima na obrazie - powiedzia艂.
Rodgers uruchomi艂 programy NBR. Hasan i Mehmet patrzyli mu przez rami臋. Kieruj膮c si臋 wy艣wietlanymi na monitorze menu genera艂 wpisa艂 koordynaty i za偶膮da艂 wizualizacji. Wstrzyma艂 oddech, bowiem komputer poinformowa艂 go, 偶e w艂a艣nie pracuje nad wizualizacj膮.
Niech to cholera, pomy艣la艂. Niech to cholera, przecie偶 ci Syryjczycy potrafi膮 tak偶e czyta膰 po angielsku.
-聽W艂a艣nie pracuje - powt贸rzy艂 Hasan i przet艂umaczy艂 to Mehmetowi. - To oznacza, 偶e kto艣 jeszcze poprosi艂 o te informacje. Kto? - spyta艂.
-聽Pewnie jakie艣 wywiadowcze lub wojskowe organizacje w Waszyngtonie - odpar艂 zgodnie z prawd膮 Rodgers.
Niespe艂na dwadzie艣cia sekund p贸藕niej obserwowali ju偶 z kosmosu samych siebie. Otrzymali obraz terenu o 艣rednicy oko艂o czterystu metr贸w, typowy dla standardowej obserwacji.
Mehmet sprawia艂 wra偶enie zadowolonego. Powiedzia艂 co艣 do Hasana.
-聽Mehmet chce dowiedzie膰 si臋, kto opr贸cz nas obserwuje ten teren - powiedzia艂 Hasan.
Nie warto by艂o wi臋cej k艂ama膰. Terrory艣ci mogli skopa膰 Sandr臋 na 艣mier膰, a potem zabra膰 si臋 do kogokolwiek innego. Rodgers klikn膮艂 na pod艣wietlon膮 ikon臋 satelity, pojawi艂a si臋 kr贸tka lista u偶ytkownik贸w obrazu. Na li艣cie figurowa艂y wy艂膮cznie NBR i Centrum.
Hasan powiedzia艂 po arabsku, o czym rozmawiali. Mehmet odpowiedzia艂 mu. .,
-聽Masz zamkn膮膰 oko satelity - przet艂umaczy艂 Hasan.
Rodgers nawet si臋 nie zawaha艂. Jedn膮 z regu艂 gry w zak艂adnika by艂o wiedzie膰, kiedy podbija膰 stawk臋, a kiedy powiedzie膰 „pas”. Teraz nadszed艂 czas, by powiedzie膰 „pas”.
CR nie mog艂o wy艂膮czy膰 30-45-3, taki rozkaz musia艂 przyj艣膰 z NBR. Mog艂o jednak偶e wys艂a膰 .transmisj臋 bia艂ego szumu, pokrywaj膮c膮 teren o 艣rednicy jaki艣 szesnastu kilometr贸w, czyni膮c膮 go niewidzialnym dla wszystkim form podgl膮du elektronicznego, od 艣wiat艂a widzialnego po pole elektromagnetyczne.
Genera艂 uruchomi艂 program, dzi臋ki kt贸remu CR mia艂o sta膰 si臋 niewidzialne dla satelit贸w nieprzyjaciela. Po uruchomieniu go i obej艣ciu wbudowanych w system zabezpiecze艅, pozosta艂a mu do wykonania tylko jedna czynno艣膰: wcisn膮膰 ENTER.
-聽Gotowe - powiedzia艂.
Hasan przet艂umaczy艂. Mehmet skin膮艂 g艂ow膮. Rodgers wcisn膮艂 klawisz.
We trzech obserwowali zak艂贸cenia, kt贸re rozmy艂y obraz na ekranie w rz臋dy kolorowych linii, a偶 sta艂 si臋 ca艂kiem nieczytelny. Hasan przechyli艂 si臋 przez rami臋 genera艂a i klikn膮艂 na ikon臋 satelity. NBR i Centrum znik艂y z listy instytucji, wykorzystuj膮cych obraz.
Mehmet zrobi艂 krok w ty艂 i u艣miechn膮艂 si臋. Wyg艂osi艂 do Hasana d艂u偶sze przem贸wienie, po czym obr贸ci艂 si臋 i wyj膮艂 z kieszeni kapciuch na tyto艅.
Hasan spojrza艂 na Rodgersa.
-聽Mehmet chce uzyska膰 pewno艣膰, 偶e zrobi艂e艣 to, co obieca艂e艣.
-聽Zrobi艂em. Sami mo偶ecie sprawdzi膰.
-聽Widzia艂em, jak znika obraz - powiedzia艂 Hasan. Palcem wskaza艂 kiesze艅, w kt贸rej Rodgers trzyma艂 telefon kom贸rkowy. U偶yj go - za偶膮da艂. - Zadzwo艅 do swojej kwatery g艂贸wnej. Ja b臋d臋 z nimi rozmawia艂.
Rodgers skin膮艂 g艂ow膮 i si臋gn膮艂 po telefon, zawieszony przy komputerze. Podni贸s艂 go, usi艂uj膮c kciukiem wcisn膮膰 przycisk STOP. Nie chcia艂, by terrory艣ci us艂yszeli d藕wi臋k wybieranych przez aparat cyfr.
Hasan b艂yskawicznie wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i z艂apa艂 go za nadgarstek. Genera艂 nie zd膮偶y艂 wcisn膮膰 przycisku.
-聽Co ty wyprawiasz? - krzykn膮艂 Kurd. - Gdzie jest tw贸j telefon?
-聽Zgubi艂em go.
-聽Gdzie?
-聽Nie mam poj臋cia. Chyba na zewn膮trz, ale mo偶e le偶y gdzie艣 w samochodzie. Mog艂em go zgubi膰 za ka偶dym razem, kiedy mnie bili艣cie albo przewracali艣cie.
Hasan zmarszczy艂 brwi.
-聽Co to takiego? - spyta艂.
-聽Co?
Terrorysta spojrza艂 na telefon.
-聽Przecie偶 on dzwoni - powiedzia艂, zdumiony.
-聽Nie, nie dzwoni. - Rodgers u艣miechn膮艂 si臋 dobrodusznie.
W przypadku kolejnych pyta艅 o telefon m贸g艂 zrobi膰 tylko jedno - sprawi膰, by terrorysta poczu艂 si臋 jak idiota. - Trzeszczy z powodu zak艂贸ce艅, kt贸re wysy艂amy do satelity. Gdyby by艂 to numer, kto艣 podni贸s艂by s艂uchawk臋. Popatrz, wykr臋cimy inny numer i wszystko b臋dzie w porz膮dku.
Hasan chyba nie kupi艂 tego wyja艣nienia, odwr贸ci艂o jednak jego uwag臋. Mehmet powiedzia艂 co艣 ostro. Rodgersowi wydawa艂o si臋, 偶e naciska Hasana i 偶e Hasan odpowiada ze zniecierpliwieniem.
Hasan odetchn膮艂 g艂臋boko. Spojrza艂 w艣ciekle na Amerykanina.
-聽Wybierz numer - powiedzia艂 - a potem mnie przedstaw. Ja zrobi臋 reszt臋.
Rodgers odczeka艂, a偶 Kurd uwolni przegub jego r臋ki. Potem nacisn膮艂 przycisk STOP, poczeka艂 na sygna艂 i wystuka艂 numer Boba Herberta. Poniewa偶 g艂贸wna antena satelitarna, ta po stronie kierowcy, u偶yta zosta艂a do wytworzenia elektronicznego szumu, antena w lusterku po stronie pasa偶era przej臋ta jej zadania i wys艂a艂a sygna艂, 艂膮cz膮cy z satelit膮, kt贸rego u偶ywa艂o Centrum.
Po zaledwie kilku sekundach zaskoczony asystent Herberta wo艂a艂 ju偶 do telefonu szefa sekcji wywiadu Centrum.
27
Poniedzia艂ek, 15.52 - Waszyngton, Dystrykt Kolumbia
Martha Macall rozmawia艂a w艂a艣nie z rzeczniczk膮 prasowa Centrum, Ann Farris. Uzgadnia艂y, jak najlepiej przedstawi膰 misj臋 Paula Hooda mediom. Martha siedzia艂a za biurkiem, Ann za艣 na pokrytej sk贸r膮 kanapie, trzymaj膮c laptopa na kolanach. Wsp贸lnie w艂膮cza艂y sformu艂owania takie jak „misja wyja艣niaj膮ca" i „konstruktywna mediacja" w naszkicowan膮 przez Ann na brudno notatk臋 dla prasy. Ca艂a sztuka polega艂a na tym, by przedstawi膰 misj臋 po wysadzeniu tamy raczej jako dyplomatyczn膮 ni偶 wywiadowcz膮, ca艂kiem niezale偶nie od tego, 偶e Paul Hood by艂 w rzeczywisto艣ci dyrektorem Centrum.
Nagle w drzwiach pojawi艂 si臋 Bob Herbert, wje偶d偶aj膮c na w贸zku inwalidzkim i oznajmiaj膮c z dum膮, 偶e z艂amano kod powtarzaj膮cy si臋 w transmisji CR.
-聽Z艂amali艣my sygna艂 impulsowy - oznajmi艂 z dum膮. - Nadawano liczb臋 722528573, co oznacza CRDBKKRD, co z kolei najwyra藕niej t艂umaczy si臋 na „CR do Doliny Bekaa Kurdowie". Kurdowie zabrali naszych ludzi do swej twierdzy w dolinie Bekaa.
Bob nie sko艅czy艂 m贸wi膰, kiedy zadzwoni艂 telefon przy jego w贸zku. Porwa艂 s艂uchawk臋. Dzwoni艂 Chingmy Yau, jeden z jego asystent贸w, z informacj膮, 偶e CR znik艂o ze wszystkich ich satelit贸w.
-聽Jak to mo偶liwe?! - w艣ciek艂 si臋 Herbert. - Jeste艣 pewien, 偶e to nie awaria sprz臋tu po naszej stronie?
-聽Tego jestem ca艂kiem pewien. Wygl膮da tak, jakby na CR spad艂a bomba atomowa. W promieniu szesnastu kilometr贸w nie odbieramy niczego opr贸cz zak艂贸ce艅.
-聽Co z Rhyolite? - Rhyolite by艂 ma艂ym radioteleskopem, wisz膮cym nad Ziemi膮 na orbicie geostacjonarnej. Pos艂uguj膮c si臋 wzmocnion膮 transmisj膮 w szerokim pa艣mie, m贸g艂 wykry膰 nawet najs艂abszy sygna艂 elektroniczny. Najpowszechniejszym z owych sygna艂贸w by艂a wst臋ga boczna, sygna艂 radiowy rozchodz膮cy si臋 pod k膮tem od wst臋gi g艂贸wnej. Specjali艣ci nas艂uchu byli na og贸艂 w stanie rozszyfrowa膰 tre艣膰 sygna艂u g艂贸wnego z sygna艂u wst臋gi bocznej.
-聽Rhyolite te偶 si臋 wy艂膮czy艂 - powiedzia艂 Chingmy.
-聽W takim razie zak艂贸cenia pochodz膮 z CR - stwierdzi艂 Herbert.
-聽Doszli艣my do tego samego wniosku. Pracujemy nad odzyskaniem 艂膮czno艣ci. Wygl膮da jednak na to, 偶e kto艣 wrzuci艂 program zak艂贸caj膮cy na komputery CR. Po prostu si臋 przed nami broni膮.
Herbert rozkaza艂 asystentowi informowa膰 go o rozwoju sytuacji. Po niespe艂na minucie, niemal nim zd膮偶y艂 powr贸ci膰 do dyskusji na temat danych dotycz膮cych sytuacji w dolinie Bekaa, jego telefon zadzwoni艂 znowu.
-聽Tak, Ching? - powiedzia艂.
Tyle 偶e tym razem nie by艂 to jego asystent.
-聽Mam kogo艣, kto chce z tob膮 porozmawia膰 - us艂ysza艂 Bob.
Herbert spojrza艂 na Marth臋. Jego oczy p艂on臋艂y.
-聽Mike - powiedzia艂 bezd藕wi臋cznie, samym ruchem warg.
Martha po艂o偶y艂a d艂onie na klawiaturze komputera i wystuka艂a:
PRIORYTET JEDEN
Wykry膰 rozm贸wc臋 na telefonie kom贸rkowym Boba Herberta.
Natychmiast.
Wys艂a艂a t臋 informacj臋 e-mailem do Johna Quirka, szefa wywiadu radiowego, po czym skupi艂a uwag臋 na rozmowie Boba.
-聽Co widzicie patrz膮c na furgonetk臋? - us艂ysza艂a pytanie.
-聽Najpierw chcia艂bym si臋 dowiedzie膰, z kim mam przyjemno艣膰? - odpowiedzia艂 pytaniem Herbert.
-聽Masz przyjemno艣膰 z kim艣, kto zatrzyma艂 zesp贸艂 sze艣ciu os贸b. Je艣li chcesz, by pozosta艂 on zespo艂em sze艣ciu os贸b, a nie pi臋ciu, odpowiedz na moje pytanie.
Bob Herbert powstrzyma艂 sw贸j temperament.
-聽Kiedy patrzymy na furgonetk臋, nie widzimy nic - powiedzia艂.
-聽Nic? Opisz to nic.
-聽Widzimy kolory. Zak艂贸cenia. Paski. Pr膮偶ki.
Herbert patrzy艂 na Marth臋. Na jej komputerze pojawi艂a si臋 informacja Lokalizacja w toku. Od tej chwili wywiad radiowy mia艂 dwadzie艣cia pi臋膰 sekund na zlokalizowanie rozm贸wcy.
-聽Czy jest co艣, co mo偶emy dla was zrobi膰? - Herbert bez wysi艂ku wr贸ci艂 do p艂ynnego, mi臋kko akcentowanego, uspokajaj膮cego angielskiego ze swego rodzinnego stanu Mississippi. - Mo偶e porozmawiamy o zaistnia艂ej... sytuacji? Znajdziemy z niej jakie艣 wyj艣cie?
-聽Oczekujemy od was jednego - rozleg艂 si臋 g艂os w s艂uchawce. - Macie dopilnowa膰, by rz膮d turecki nie zatrzyma艂 nas w drodze do granicy, ani nie uniemo偶liwi艂 nam jej przekroczenia.
-聽Ale偶 prosz臋 pana, z pewno艣ci膮 rozumie pan, 偶e tego nie mo偶emy zagwarantowa膰.
-聽Lepiej zagwarantujcie. Kiedy zadzwoni臋 nast臋pnym razem, us艂yszycie huk strza艂u, kt贸ry zako艅czy 偶ycie jednego z waszych szpieg贸w.
I na tym rozmowa si臋 sko艅czy艂a. jednocze艣nie Martha z triumfem unios艂a d艂o艅.
-聽Mamy! CR jest dok艂adnie tam, gdzie sygnalizowa艂 ES4 - powiedzia艂a. - Tu偶 za Oguzeli w Turcji. Nie ruszyli si臋.
-聽Ale si臋 rusz膮 - odpar艂 Herbert.
Martha obr贸ci艂a fotel, odwracaj膮c si臋 od obecnych. Zadzwoni艂a do swego asystenta i poprosi艂a go o po艂膮czenie z ambasadorem tureckim w Waszyngtonie.
Czeka艂a. Herbert postukiwa艂 palcami w oparcie fotela.
-聽O czym my艣lisz, Bob? - spyta艂a go Ann.
-聽O tym, 偶e nie zd膮偶臋 艣ci膮gn膮膰 nikogo do Oguzeli, 偶eby ich 艣ledzi艂. A obserwacja z kosmosu daje nam wy艂膮cznie 艣mieci.
-聽Jest jaki艣 inny spos贸b?
-聽Nie mam poj臋cia - warkn膮艂 Herbert. Za to, co si臋 sta艂o, w艣cieka艂 si臋 przede wszystkim na siebie. On przecie偶 zajmowa艂 si臋 kwestiami bezpiecze艅stwa.
-聽A co z Rosjanami? - podsun臋艂a Ann. - Paul przyja藕ni si臋 z genera艂em Or艂owem. Mo偶e O艣rodek w Sankt Petersburgu b臋dzie w stanie ich zobaczy膰.
-聽Po to wbudowali艣my w CR zak艂贸cacz, 偶eby nie by艂. Paul mo偶e sobie przyja藕ni膰 si臋 z Or艂owem, ale Waszyngton i Moskwa dopiero zacz臋艂y zaloty. .- Uderzy艂 si臋 pi臋艣ci膮 jednej r臋ki w otwart膮 d艂o艅 drugiej. - Najnowsza i najlepsza na 艣wiecie ruchoma jednostka wywiadu, a jeste艣my 艣lepi i g艂usi. Gorzej, terrory艣ci maj膮 teraz dost臋p do SINCGARS-V.
-聽Co to takiego?
-聽Single-Channel Ground and Airborne System VHF. Radio, kt贸re podczas transmisji przeskakuje z cz臋stotliwo艣ci na cz臋stotliwo艣膰, losowo i w bardzo szerokim pa艣mie. Wi臋kszo艣膰, na przyk艂ad te, kt贸rych u偶ywa armia, dokonuje kilkuset takich skok贸w na sekund臋, nasz skacze siedem tysi臋cy razy. Nawet je艣li satelita odbierze sygna艂, nie spos贸b go zdekodowa膰. Terrory艣ci maj膮 teraz i nadajnik, i odbiornik.
Martha uciszy艂a ich gestem d艂oni. Rozmawia艂a z szefem sekretariatu ambasadora. Herbert zapad艂 w ponure milczenie. Martha zako艅czy艂a rozmow臋 i odwr贸ci艂a si臋 z fotelem w ich kierunku.
-聽Mamy- drobny k艂opot - powiedzia艂a.
-聽Co si臋 sta艂o? - spyta艂a Ann.
-聽Za pi臋tna艣cie minut mam rozmawia膰 z ambasador Kande o wysuni臋tym przez terroryst贸w rozkazie nieinterwencji. Jej zast臋pca uwa偶a jednak, 偶e niczego nie uda si臋 nam wytargowa膰. Ambasador otrzyma艂a bardzo stanowczy rozkaz, by uczyni膰 absolutnie wszystko celem uj臋cia ludzi, kt贸rzy wysadzili tam臋, 偶ywych lub martwych. Spodziewam si臋, 偶e b臋d膮 mocno nas naciska膰, by艣my powiedzieli im wszystko, co wiemy.
-聽Jako艣 wcale mnie to nie dziwi - stwierdzi艂 nadal ponury Herbert. - W Waszyngtonie przyda艂aby si臋 odrobina takiego ducha.
-聽Prawo pi臋艣ci? Sprawiedliwo艣膰 linczu? - nie wytrzyma艂a Martha.
-聽Nie. Tylko zwyk艂a staro艣wiecka sprawiedliwo艣膰. Bez strachu o reperkusje, o to, kt贸ry nar贸d wstrzyma dostawy ropy, je艣li zrobimy to, kt贸ra korporacja wycofa miliardy z naszych bank贸w, je艣li zrobimy tamto, jaka grupa interesu wkurzy si臋 i nagada nam, bo przydepn臋li艣my ich okrutnych pupilk贸w. Przyda艂aby si臋 nam w艂a艣nie taka sprawiedliwo艣膰.
-聽Niestety, taka sprawiedliwo艣膰 i ten kraj nie zosta艂y dla siebie stworzone. Sprawiedliwy proces to jeden z fundament贸w naszej wielko艣ci.
-聽I naszej s艂abo艣ci. - Herbert westchn膮艂 ci臋偶ko. - Przedyskutujemy to sobie przy mro偶onym jogurcie, kiedy sko艅czy si臋 ta sprawa, dobrze? - Wskaza艂 palcem na komputer Marthy. - Wywo艂aj dla mnie map臋 Turcji, dobrze?
Martha wywo艂a艂a map臋. Bob podjecha艂 do stolika.
-聽Granica turecko-syryjska ma jakie艣 czterysta osiemdziesi膮t kilometr贸w - powiedzia艂. - Je艣li prawid艂owo zinterpretowali艣my informacj臋 Mike'a, a s膮dz臋, 偶e zinterpretowali艣my j膮 prawid艂owo, CR kieruje si臋 ku dolinie Bekaa. Dolina zaczyna si臋 trzysta dwadzie艣cia kilometr贸w na po艂udniowy zach贸d od Oguzeli.
Martha zmierzy艂a odleg艂o艣膰 kciukiem i palcem wskazuj膮cym, a potem por贸wna艂a j膮 z widoczn膮 na dole skal膮.
-聽Wed艂ug mnie mi臋dzy Oguzeli a Morzem 艢r贸dziemnym jest nie wi臋cej ni偶 sto sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w granicy.
-聽A korytarz, w kt贸ry wjedzie CR, b臋dzie jeszcze mniejszy. Po przerwaniu tamy Eufrat wyla艂, wi臋c pewnie nasi ludzie omin膮 rzek臋 szerokim 艂ukiem na zach贸d, a potem pojad膮 prosto na po艂udnie. Spr贸buj膮 przekroczy膰 granic臋 na odcinku jakich艣 stu kilometr贸w.
-聽To jednak sporo terenu do obserwacji, prawda? - spyta艂a Ann.
-聽A lot贸w tureckich samolot贸w wojskowych i helikopter贸w raczej nie da si臋 ukry膰 - doda艂a Martha.
-聽By膰 mo偶e wcale nie b臋dziemy potrzebowali obserwacji z powietrza - wyja艣ni艂 Bob - a sto kilometr贸w to nie tak wiele, je艣li wie si臋, gdzie szuka膰. - Na mapie przeci膮gn膮艂 lini臋 przez Turcj臋 do Libanu. - Teren tu jest raczej trudny, istnieje jedna, mo偶e dwie przyzwoite drogi.
-聽Racmani! - ucieszy艂a si臋 Martha.
Herbert skin膮艂 g艂ow膮.
-聽Wybaczcie prosz臋, ale jacy Racmani? - zdumia艂a si臋 Ann.
-聽R-A-C-mani - wyja艣ni艂 jej Herbert. - Redcoats Are Coming*. U偶yjemy siatki ludzi z telefonami, obserwuj膮cych teren z okien, wzg贸rz i bazar贸w. Poinformuj膮 o post臋pie CR naszego Racmana, a on poinformuje nas. To prymitywna technika, lecz skuteczna. Jedynym minusem tego systemu s膮 przecieki na linii, kiedy kto艣 informuje cel, 偶e jest on celem.
-聽Rozumiem - powiedzia艂a Ann.
-聽Ale w naszym przypadku nie spodziewam si臋 tego problemu - stwierdzi艂 Herbert.
-聽Jak to? - zdziwi艂a si臋 Ann.
-聽Poniewa偶 ludzie, kt贸rych zamierzam u偶y膰, podrzynaj膮 gard艂a ka偶demu, kto si臋 przeciw nim obr贸ci. - Herbert przyjrza艂 si臋 mapie. - Je艣li naszym celem jest Bekaa, Iglica musi wyl膮dowa膰 w Tel Nef. Za艂o偶ywszy, 偶e dostaniemy aprobat臋 Kongresu, Iglica przemie艣ci si臋 na p贸艂noc, do Libanu, stamt膮d za艣 w dolin臋. Je艣li Racman ich spotka, b臋dziemy mieli szans臋 wyci膮gni臋cia naszych ludzi.
-聽A mo偶liwe, 偶e tak偶e CR - doda艂a Martha.
Herbert obr贸ci艂 w贸zek.
-聽Mo偶emy spr贸bowa膰 - powiedzia艂, ruszaj膮c w kierunku drzwi. - Mamy szanse, i to spore. Dam wam zna膰, co uda艂o mi si臋 za艂atwi膰.
Znik艂 w korytarzu. Ann pokr臋ci艂a g艂ow膮.
-聽Zdumiewaj膮cy cz艂owiek - powiedzia艂a. - Raz jest Jamesem Bondem, raz Huckiem Finnem, raz Speedy Racerem, i to wszystko w ci膮gu kilku minut.
-聽Lepszym na razie nie dysponujemy - stwierdzi艂a Martha. Mam tylko nadziej臋, 偶e jest wystarczaj膮co dobry, by zrobi膰 to, co trzeba zrobi膰.
28
Poniedzia艂ek, 23.27 - Kirjat Szmona, Izrael
Tak jest o wiele lepiej, pomy艣la艂 Falah Szibli.
Ten 艣niady, m艂ody m臋偶czyzna sta艂 przed lustrem umieszczonym na szafce w swym jednopokojowym mieszkaniu, poprawiaj膮c plemienn膮, kraciast膮 czerwono-bia艂膮 kafflyeh. Upewni艂 si臋, 偶e r贸wno spoczywa mu na g艂owie. Potem strzepn膮艂 艂upie偶 z ko艂nierza jasnozielonego policyjnego munduru.
Tak, o wiele, wiele lepiej.
Po siedmiu d艂ugich latach ci臋偶kiej s艂u偶by w Sayeret Habruzim, izraelskiej druzyjskiej jednostce rozpoznawczej, Falah marzy艂 o zmianie. Wst膮piwszy do policji, po raz pierwszy od niepami臋tnych czas贸w, w艂o偶y艂 czysty mundur. ]ego ciemniejszy, cho膰 tak偶e zielony mundur wojskowy zawsze brudny by艂 od b艂ota, potu i kiwi, czasami jego krwi, ale cz臋艣ciej krwi przeciwnika. I na g艂owie nosi艂 wtedy zielony beret lub he艂m, nie zaw贸j. Kiedy z dziury w ziemi lub zza muru wystaje tylko g艂owa, widz膮c zaw贸j jaki艣 zdenerwowany 呕yd 艂atwo mo偶e wzi膮膰 cz艂owieka za szpiega i zacz膮膰 strzela膰.
Falah spojrza艂 na siebie po raz ostatni. By艂 dumny ze swego dziedzictwa, kocha艂 adoptowan膮 ojczyzn臋. Wy艂膮czy艂 lampk臋 na szafce oraz stoj膮cy na nocnym stoliku wiatraczek i otworzy艂 drzwi.
Nocne powietrze by艂o przyjemnie ch艂odne. Kiedy dwudziestoletni Falah do艂膮czy艂 do obsady niewielkiego komisariatu policji w przysypanym piaskiem miasteczku na p贸艂nocy, poprosi艂 o nocn膮 zmian臋 i kierowanie ruchem na skrzy偶owaniu. S艂u偶ba w szeregach Sayeret Ha'Druzim by艂a do tego stopnia ci臋偶ka, 偶eby ju偶 nie wspomina膰 o ci膮g艂ym upale, 偶e bardzo potrzebowa艂 odmiany. Opalenizna na twarzy powinna mu nieco zej艣膰, zmarszczki wok贸艂 oczu powinny cho膰 odrobin臋 si臋 wyg艂adzi膰. Stare rany powinny si臋 zabli藕ni膰 - mi臋艣nie rozerwane przez pocisk, stopy pokryte odciskami podczas d艂ugich patroli, sk贸ra rozdarta podczas czo艂gania si臋 po ostrych ska艂ach i pod kolczastymi krzakami w poszukiwaniu terroryst贸w, dusza skrwawiona konieczno艣ci膮 strzelania do braci - Druz贸w.
W tym kibucu terrory艣ci praktycznie si臋 nie pojawiali, woleli pustyni臋, rozci膮gaj膮c膮 si臋 na zachodzie i wschodzie miasteczka. Od czasu do czasu zdarza艂 si臋 jaki艣 pijany kierowca, skradziony motocykl, wypadek, poza tym praca policjanta by艂a, na szcz臋艣cie, nudna. Do tego stopnia, 偶e przez wi臋kszo艣膰 nocy Falah i w艂a艣ciciel miejscowego baru, by艂y dow贸dca dru偶yny Sayert Ha'Druzim, przez dobre p贸艂 godziny po prostu plotkowali. W stylu si艂 specjalnych - stali pod latarniami, po przeciwnych stronach ulicy, i nadawali plotki alfabetem Morse'a, przy u偶yciu latarek.
Falah wyszed艂 na ganek, tak ma艂y, 偶e w艂a艣ciwie nie zas艂ugiwa艂 na t臋 nazw臋, cho膰 mie艣ci艂 si臋 na nim butany fotel, i w tym momencie zadzwoni艂 telefon. Ch艂opak zawaha艂 si臋. Do komisariatu szed艂 piechot膮 dwie minuty, je艣li wyjdzie teraz, zd膮偶y na czas. Je艣li dzwoni艂a matka, dwie minuty zajmie jej t艂umaczenie, 偶e powinien wyj艣膰. Z drugiej strony, by膰 mo偶e to prze艣liczna Sara, kierowca autobusu. M贸wi艂a, 偶e we藕mie sobie wolny dzie艅. Mo偶e zechce zobaczy膰 si臋 z nim rano i...
Wr贸ci艂 do mieszkania. Podni贸s艂 s艂uchawk臋 starego czarnego telefonu.
-聽Kt贸ra z moich pa艅 zaszczyci艂a mnie telefonem? - spyta艂.
-聽呕adna - odpowiedzia艂 m臋ski g艂os w s艂uchawce.
Falah natychmiast stan膮艂 na baczno艣膰, wyprostowany jak struna. Zadzia艂a艂 odruch - tak rozmawia si臋 z dow贸dc膮.
-聽Melduj臋 si臋, panie sier偶ancie - powiedzia艂. Tylko to, nic wi臋cej. Na wezwanie sier偶anta sztabowego Vilnai 偶o艂nierze Sayeret Ha'Druzim odpowiadali wy艂膮cznie tymi czterema s艂owami, 艣wiadcz膮cymi o gotowo艣ci do przyj臋cia rozkaz贸w.
-聽呕o艂nierzu - oznajmi艂 sier偶ant - d偶ip stra偶y granicznej podjedzie pod wasze mieszkanie za mniej wi臋cej pi臋膰 minut. Kierowca ma na imi臋 Salim. Macie z nim pojecha膰. Dostaniecie wszystko, czego b臋dziecie potrzebowali.
Falah nadal sta艂 na baczno艣膰. Bardzo chcia艂 spyta膰: „Wszystko, czego potrzebuj臋 do czego i na jak d艂ugo?", ale pytaj膮c przekroczy艂by pewn膮 granic臋. A poza tym, nie korzystali z bezpiecznej linii.
-聽Panie sier偶ancie, mam tu prac臋 i... - powiedzia艂 tylko.
-聽Zaj臋li艣my si臋 twoj膮 prac膮 - poinformowa艂 go sier偶ant.
Tak jak poprzednio, pomy艣la艂 ch艂opak. „Przyjmij t臋 robot臋” powiedzia艂 mu w贸wczas sier偶ant. „Trening przynajmniej na co艣 ci si臋 przyda".
-聽Powt贸rz rozkaz - us艂ysza艂 w s艂uchawce.
-聽D偶ip stra偶y granicznej. Kierowca imieniem Salim. Podjedzie w ci膮gu pi臋ciu minut.
-聽Spotkamy si臋 mniej wi臋cej o p贸艂nocy, Falah. 呕ycz臋 przyjemnej podr贸偶y.
-聽Tak jest, panie sier偶ancie. Dzi臋kuj臋, panie sier偶ancie.
Sier偶ant sztabowy Vilnai przerwa艂 po艂膮czenie. Po chwili Falah tak偶e od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Sta艂, bezmy艣lnie patrz膮c przed siebie. Wiedzia艂, 偶e ta chwila kiedy艣 nadejdzie, ale nadesz艂a szybciej, ni偶 si臋 spodziewa艂, znacznie szybciej. Policjantem by艂 zaledwie przez kilka tygodni. Nie zd膮偶y艂 jeszcze zapomnie膰 s艂o艅ca, p艂on膮cego nad Zachodnim Brzegiem.
Dlaczego zawsze ja? - pomy艣la艂, wychodz膮c z domu. Usiad艂 na fotelu, nie przestaj膮c zadawa膰 sobie tego pytania. I po co podnios艂em t臋 cholern膮 s艂uchawk臋, zastanawia艂 si臋 jeszcze, przecie偶 r贸wnie dobrze m贸g艂bym jej nie podnosi膰. Gdyby nie podni贸s艂, sier偶ant sztabowy Vilnai sam wskoczy艂by do d偶ipa i zabra艂 go z komisariatu. Sayeret Ha'Druzim zawsze dostawa艂o to, czego chcia艂o.
Ciemnoszary d偶ip podjecha艂 dok艂adnie o czasie. Falah podni贸s艂 si臋 z fotela i podszed艂 do samochodu od strony kierowcy.
-聽Dokumenty - powiedzia艂 do ostrzy偶onego na je偶a kierowcy o dziecinnej twarzy.
Ch艂opak wyj膮艂 z kieszeni oprawion膮 w plastik legitymacj臋. Falah obejrza艂 j膮 w 艣wietle padaj膮cym z deski rozdzielczej i odda艂 kierowcy.
-聽Prosz臋 si臋 wylegitymowa膰, 偶o艂nierzu Szibli - powiedzia艂 z kolei kierowca.
Falah skrzywi艂 si臋. Z kieszeni spodni wyj膮艂 ma艂y portfel. Pokaza艂 sw膮 legitymacj臋 policyjn膮 i znaczek. Kierowca bardzo dok艂adnie przygl膮da艂 si臋 fotografii.
-聽Tak, to ja - westchn膮艂 Falah. - Cho膰 bardzo tego 偶a艂uj臋.
Kierowca skin膮艂 g艂ow膮.
-聽Wsiadaj - powiedzia艂, pochylaj膮c si臋 i otwieraj膮c drzwi od strony pasa偶era.
Falah wsiad艂. Kierowca zawr贸ci艂 d偶ipa, nim zamkn臋艂y si臋 drzwiczki od strony pasa偶era.
Po starej gruntowej drodze ruszyli w milczeniu na p贸艂noc. Falah ws艂ucha艂 si臋 w stukot kamyk贸w, wyrzucanych w powietrze przez opony d偶ipa. Od dawna nie s艂ysza艂 tego d藕wi臋ku, oznaczaj膮cego po艣piech, a tak偶e i to, 偶e co艣 si臋 ma wydarzy膰. Odkry艂, 偶e wcale mu go nie brakowa艂o, a tak偶e, 偶e nie spodziewa艂 si臋 us艂ysze膰 go znowu tak szybko. W Sayeret Ha'Druzim mieli jednak takie powiedzenie: „Do nas zaci膮gasz si臋 na ca艂e 偶ycie". Tak dzia艂o si臋 od czas贸w wojny 1948 roku, kiedy to pierwsi muzu艂ma艅scy Druzowie wraz z Beduinami i wygnanymi z Rosji Czerkiesami na ochotnika bronili swego nowo powsta艂ego pa艅stwa przed uni膮 arabskich nieprzyjaci贸艂. Potem wszystkich nie-呕yd贸w zgromadzono w oddziale piechoty nazywanym Oddzia艂em 300 Izraelskich Si艂 Obrony. Dopiero jednak po wojnie sze艣ciodniowej, w kt贸rej Oddzia艂 300 odegra艂 decyduj膮c膮 rol臋, odpieraj膮c ataki Kr贸lewskiej Armii Jorda艅skiej na Zachodnim Brzegu, Izraelskie Si艂y Obrony i dow贸dca oddzia艂u, Mahammed Mullah, sformowali wywodz膮c膮 si臋 z niego elitarn膮 druzyjsk膮 jednostk臋 rozpoznania znan膮 jako Sayeret Ha'Druzim.
Poniewa偶 doskonale m贸wili po arabsku i przeszli przeszkolenie spadochroniarskie, druzyjscy 偶o艂nierze cz臋sto powo艂ywani byli z cywila do wojska i zrzucani nad terytorium pa艅stw arabskich z zadaniem zdobywania danych wywiadowczych. Powo艂ywano ich na czas od kilku dni do kilku miesi臋cy. Dow贸dcy lubili wzywa膰 rezerwist贸w, gdy偶 oszcz臋dza艂o im to k艂opotu zwi膮zanego z os艂abieniem jednostek w s艂u偶bie czynnej. A ju偶 najbardziej lubili powo艂ywa膰 weteran贸w Izraelskich Si艂 Bezpiecze艅stwa, kt贸rzy brali udzia艂 w ataku na Liban w 1982 roku. Sayert Ha'Druzim walczy艂a na pierwszej linii frontu wok贸艂 oboz贸w uchod藕c贸w palesty艅skich. Wielu izraelskich Druz贸w zmuszonych by艂o stawi膰 czo艂o krewnym, s艂u偶膮cym w armii liba艅skiej. Co wi臋cej, zmuszeni byli tak偶e do walki rami臋 w rami臋 z wrogami swego narodu, falangistami chrze艣cijan-maronit贸w, walcz膮cymi przeciw liba艅skim Druzom. By艂 to najci臋偶szy test ich patriotyzmu, kt贸ry okaza艂 si臋 za ci臋偶ki dla niejednego 偶o艂nierza Sayeret Ha'Druzim. Tych, kt贸rzy go przeszli, traktowano z szacunkiem i ufano im. Sier偶ant Vilnai uj膮艂 to kiedy艣 bardzo trafnie: „Udowodnili艣my nasz膮 lojalno艣膰 i w zwi膮zku z tym przypad艂 nam zaszczyt, 偶e do nas pierwszych b臋d膮 strzela膰 w kolejnych konfliktach".
Falah by艂 za m艂ody, by walczy膰 podczas inwazji 1982 roku, wykonywa艂 jednak tajne misje w Syrii, Libanie i Iraku, oraz walczy艂 jawnie, nara偶aj膮c si臋 na wiele niebezpiecze艅stw, w Jordanii. Zadanie w Jordanii by艂o jego ostatnim, a tak偶e najkr贸tszym i najtrudniejszym. Patroluj膮c nadgraniczny pas doliny Jordanu po terrorystycznym ataku na miasteczko Maszav Argaman, Falah wyszed艂 przed sw贸j ma艂y oddzia艂. Zauwa偶y艂 dziur臋, wyci臋t膮 w pasach zasiek贸w, rozpi臋tych na granicy. Pojedyncze 艣lady prowadzi艂y prosto do Jordanii. W obawie, 偶e terrorysta mu ucieknie, ch艂opak ruszy艂 w po艣cig samotnie, wchodz膮c na jakie艣 czterysta metr贸w w g艂膮b ja艂owych wzg贸rz. Nast臋pnie, po 艣ladach - oraz wiedziony przeczuciem - skr臋ci艂 w niewielki w膮w贸z. Dalej porusza艂 si臋 ju偶 ostro偶nie i w ko艅cu dostrzeg艂 m臋偶czyzn臋, pasuj膮cego do opisu zamachowca, kt贸ry - jak si臋 p贸藕niej okaza艂o - zabi艂 miejscowego polityka i jego syna. Nie zawaha艂 si臋. W tej cz臋艣ci 艣wiata ma艂o kto si臋 waha. Wymierzy艂 CAR-15 w terroryst臋, kt贸ry jednocze艣nie strzeli艂 do niego z Ka艂asznikowa. Huk obu strza艂贸w zabrzmia艂 jednocze艣nie... i obaj m臋偶czy藕ni upadli. Falah zosta艂 ranny w bark. Jorda艅czyk zgin膮艂 na miejscu.
Falah zdo艂a艂 ukry膰 si臋 przed jorda艅skim patrolem, kt贸ry us艂ysza艂 strza艂y. Doczeka艂 nocy i odczo艂ga艂 si臋 z powrotem w kierunku granicy. Skrajnie wyczerpanego znalaz艂 go w ko艅cu jego oddzia艂.
Powiedziano mu, 偶e dostanie medal. Marzy艂 jedynie o kawie z kardamonem. Otrzyma艂 w ko艅cu jedno i drugie, na szcz臋艣cie kaw臋 najpierw. Szybko odzyskiwa艂 zdrowie, po dziewi臋ciu tygodniach zn贸w pe艂ni艂 s艂u偶b臋 patrolow膮. Kiedy sko艅czy艂a si臋 jego tura, postanowi艂 jednak, 偶e znajdzie sobie now膮 prac臋. Nie my艣la艂 bynajmniej o policji, bowiem, cho膰 policja potrzebowa艂a wyszkolonych wojskowych, p艂aci艂a kiepsko za bardzo d艂ugie godziny pracy, sier偶ant sztabowy Vilnai za艂atwi艂 mu jednak w艂a艣nie t臋 robot臋. Tak wyra藕nej manifestacji osobistej troski nie spos贸b by艂o zlekcewa偶y膰. Falah nie m贸g艂 zrezygnowa膰 z propozycji, cho膰 oczywi艣cie wiedzia艂, 偶e sier偶ant pragn膮艂 przede wszystkim utrzyma膰 swego 偶o艂nierza w formie, a tak偶e mie膰 go blisko terenowej bazy Sayeret Ha'Druzim w Tel Nef.
Droga do Tel Nef zabra艂a im nieco ponad p贸艂 godziny. Kiedy znale藕li si臋 ju偶 na miejscu, kierowca podwi贸z艂 Falaha pod ma艂y parterowy budynek. Prawdziwe biura znajdowa艂y si臋 trzy metry pod nim, zabezpieczone zbrojonym betonem, chroni膮cym je przed syryjsk膮 artyleri膮, Scudami Irakijczyk贸w i w og贸le jak膮kolwiek skierowan膮 przeciw nim broni膮 konwencjonaln膮. W swej dwudziestoletniej historii budynek ten ostrzelany by艂 przy u偶yciu niemal ka偶dej z tych broni.
Falah przeszed艂 przez stanowisko kontroli przy wej艣ciu na schody i wkroczy艂 do ma艂ego gabinetu, w kt贸rym urz臋dowali porucznik Maton Yarkoni i sier偶ant sztabowy Vilnai. Wartownik zamkn膮艂 drzwi i go艣膰 oraz sier偶ant stan臋li oko w oko.
Porucznika z nimi nie by艂o. Jak zwykle, przebywa艂 w polu ze swymi 偶o艂nierzami - tylko dlatego sier偶ant sp臋dza艂 w biurze a偶 tyle czasu. Falah by艂 ca艂kowicie pewien, 偶e Vilnai sp臋dza艂 stanowczo za ma艂o czasu na s艂o艅cu. To prawdopodobnie powodowa艂o, 偶e by艂 zawsze w z艂ym humorze. Studiowa艂 mapy i komunikaty 艂膮czno艣ci, 艣ledzi艂, jak przemieszczaj膮 si臋 oddzia艂y, i analizowa艂 dane wywiadu w dziurze w ziemi, kt贸ra nawet ascetycznego proroka doprowadzi艂aby do rozpaczy.
Pot臋偶nie zbudowany sier偶ant wsta艂 na powitanie swojego 偶o艂nierza. Falah zasalutowa艂, Vilnai za艣 wyci膮gn膮艂 do niego r臋k臋 ponad metalowym biurkiem.
-聽Nie jeste艣 ju偶 w oddziale - przypomnia艂 podw艂adnemu.
Falah u艣miechn膮艂 si臋 i uj膮艂 wyci膮gni臋t膮 d艂o艅.
-聽Nie? - zapyta艂.
-聽W ka偶dym razie nieoficjalnie - przyzna艂 sier偶ant. Wskaza艂 d艂oni膮 drewniane krzes艂o. - Siadaj, Falah. Zapalisz?
Druz, obywatel Izraela, zmarszczy艂 brwi, zajmuj膮c wskazane mu miejsce. Wiedzia艂, oczywi艣cie, co oznacza cz臋stowanie papierosem. Sam pali艂 wy艂膮cznie w towarzystwie Arab贸w, z kt贸rych wi臋kszo艣膰 kopci艂a jak parowozy. Wybra艂 sobie papierosa z le偶膮cego na biurku pude艂ka. Sier偶ant poda艂 mu ogie艅. Falah zaci膮gn膮艂 si臋 i rozkaszla艂.
-聽Wyszed艂e艣 z wprawy.
-聽Zupe艂nie. Chcia艂bym wr贸ci膰 do domu.
-聽Kiedy tylko zechcesz.
--Jeste艣 dla mnie za dobry. - Falah spojrza艂 na sier偶anta przez chmur臋 dymu.
-聽Oczywi艣cie, b臋dziesz musia艂 przeczo艂ga膰 si臋 pod drutem kolczastym i przej艣膰 przez pole minowe wok贸艂 bazy - doda艂 sier偶ant.
Ch艂opak u艣miechn膮艂 si臋.
-聽Co艣 takiego robi艂em kiedy艣 dla rozgrzewki - stwierdzi艂.
-聽Wiem. By艂e艣 najlepszy.
-聽Nie przywyk艂em do komplement贸w.
-聽Dopiero niedawno zorientowa艂em si臋, 偶e komplementy pomagaj膮.
Falah zaci膮gn膮艂 si臋 papierosem. Tym razem bardziej mu smakowa艂.
-聽Mistrz poci膮ga sznurkami marionetek - stwierdzi艂.
Dopiero teraz Vilnai u艣miechn膮艂 si臋.
-聽A wi臋c tym jestem? Mistrzem poci膮gaj膮cym za sznurki? Istnieje tylko jeden taki mistrz, przyjacielu. - Usiad艂, podni贸s艂 oczy na pomalowany na bia艂o sufit. - Czasami... nie, przewa偶nie... mam wra偶enie, 偶e Allach nie potrafi艂 zdecydowa膰, czy gramy w tragedii, czy w komedii. Wiem tylko, 偶e sztuka zawiera, jak zwykle, nieprzewidziane zwroty akcji.
Falah spojrza艂 na swego dow贸dc臋. Marzenia o wygodnym 偶yciu rozwia艂y si臋 jak dym na wietrze.
-聽Co si臋 sta艂o, sier偶ancie?
Vilnai po艂o偶y艂 d艂onie na biurku i zapatrzy艂 si臋 na nie.
-聽Tu偶 przedtem, nim do ciebie zadzwoni艂em, odby艂em konferencj臋 z genera艂em Bar-Levim w Hajfie i ameryka艅skim oficerem wywiadu, Robertem Herbertem. S艂ysza艂e艣 o ataku terroryst贸w na tam臋 Ataturk?
-聽W Kirjat Szmona nie m贸wi si臋 o niczym innym. Je艣li nie liczy膰 opowie艣ci o diamencie, kt贸ry stary Nehemiah znalaz艂 w piachu.
Pewnie zgubili go przemytnicy, ale wszyscy mieszka艅cy s膮 pewni, 偶e pod miasteczkiem jest z艂o偶e diament贸w.
Vilnai spojrza艂 mu wprost w oczy.
-聽Bardzo przepraszam - opanowa艂 si臋 Falah. - Prosz臋 m贸wi膰 dalej.
-聽Amerykanie testowali u nas nowe ruchome centrum wywiadowcze. Bardzo skomplikowane, z bezpo艣rednim dost臋pem do satelity, mog膮ce 艣ledzi膰 ka偶d膮 form臋 komunikacji elektronicznej. Wracaj膮c do Syrii terrory艣ci, kt贸rzy wysadzili tam臋... no, przynajmniej Amerykanie uwa偶aj膮, 偶e to ci sami terrory艣ci... trafili na ich jednostk臋 i porwali j膮. Wraz z tym, co Amerykanie nazywaj膮 Centrum Regionalnym, do niewoli dosta艂a si臋 jego za艂oga. - Vilnai zajrza艂 do notatek. - W艣r贸d nich jest dw贸jka 偶o艂nierzy oddzia艂u uderzeniowego, genera艂 Michael Rodgers, technik odpowiedzialny za wyposa偶enie Centrum i zdolny poinformowa膰 Syryjczyk贸w o jego dzia艂aniu, dwaj pracownicy Centrum i funkcjonariusz tureckich si艂 bezpiecze艅stwa.
-聽Amerykanie powiedzieliby pewnie „wielki szlem" - zauwa偶y艂 Falah. - W Damaszku b臋dzie dzi艣 艣wi臋to.
-聽Nie wydaje nam si臋, by sta艂 za tym Damaszek.
-聽A wi臋c Kurdowie?
Vilnai skin膮艂 g艂ow膮.
-聽Wcale si臋 nie dziwi臋 - powiedzia艂 Falah. - Od przesz艂o roku m贸wi si臋 o ich nowej ofensywie.
-聽Ja r贸wnie偶 s艂ysza艂em podobne plotki - przyzna艂 Vilnai. Nie bra艂em ich jednak powa偶nie. Nie s膮dzili艣my, by byli w stanie zapomnie膰 o wewn臋trznych podzia艂ach, by stworzy膰 co艣 w rodzaju unii.
-聽Ale stworzyli. I sporo osi膮gn臋li.
-聽Za pierwszym podej艣ciem. Nasz ameryka艅ski przyjaciel, pan Herbert, jest zdania, 偶e furgonetka z ca艂ym ekwipunkiem oraz jego ludzie s膮 nadal w Turcji, lecz kieruj膮 si臋 ku dolinie Bekaa. Z Waszyngtonu wys艂ano oddzia艂 uderzeniowy, maj膮cy odzyska膰 sprz臋t i uratowa膰 ludzi.
-聽Ach. I potrzebuj膮 przewodnika. - Falah palcem wskaza艂 swoj膮 pier艣.
-聽Nie - powiedzia艂 Vilnai. - Potrzebuj膮 kogo艣, kto by odnalaz艂 furgonetk臋 z ca艂膮 zawarto艣ci膮.
29
Wtorek, 0.45 - Barak, Turcja
Ibrahim prowadzi艂 furgonetk臋 przez czterdzie艣ci kilometr贸w dziel膮cych ich od Barak. Hasan zaj臋ty by艂 w tym czasie inwentaryzowaniem wyposa偶enia CR. Mehmet siedzia艂 na miejscu dla pasa偶era, maj膮c u st贸p czw贸rk臋 zak艂adnik贸w. Uczy艂 si臋 obs艂ugi radia. Wszystkie pytania zadawa艂 Mary Rose, za po艣rednictwem Hasana. Rodgers nakaza艂 dziewczynie udzielanie wyczerpuj膮cych odpowiedzi. Nie mia艂 zamiaru dra偶ni膰 terroryst贸w. Jeszcze nie.
Kilka minut wystarczy艂o Mehmetowi na odkrycie cz臋stotliwo艣ci u偶ywanej przez tureckie wojska ochrony pogranicza. Mary Rose pokaza艂a mu, jak si臋 z nimi porozumie膰. Nie skorzysta艂 z okazji.
Tureckie graniczne miasteczko Barak le偶a艂o na zach贸d od Eufratu. Kiedy pojawi艂o si臋 tam CR, wody powodzi wci膮偶 zalewa艂y pod艂ogi drewnianych dom贸w, sklepy i meczet w jego p贸艂nocno-zachodnim zak膮tku. Mieszka艅cy opu艣cili swe domy, pozosta艂o tu tylko kilka kr贸w i k贸z, oraz jeden starzec, siedz膮cy na progu ze stopami w wodzie. Najwyra藕niej nie mia艂 ochoty wyje偶d偶a膰 gdziekolwiek.
Ibrahim przejecha艂 na po艂udnie od w艂a艣ciwie kompletnie wymar艂ego miasteczka i zatrzyma艂 furgonetk臋 niespe艂na trzy metry od zwoj贸w drutu kolczastego, rozpi臋tego mi臋dzy niemal dwumetrowej wysoko艣ci s艂upami. Powiedzia艂 co艣 do Hasana, kt贸ry skin膮艂 g艂ow膮 i podszed艂 do Rodgersa.
Genera艂 przywi膮zany by艂 do dw贸ch foteli, stoj膮cych przy terminalach komputerowych. Kl臋cza艂, twarz膮 zwr贸cony ku ty艂owi samochodu. Szeregowego Pupshawa przywi膮zano do jednego z tych foteli, Sandr臋 umieszczono na drugim. Terrory艣ci wy艣wiadczyli zak艂adnikom jedn膮 tylko 艂ask臋: pozwolili Katzenowi opatrzy膰 ran臋 pu艂kownika Sedena. Cho膰 Turek straci艂 sporo krwi, sama rana nie wydawa艂a si臋 szczeg贸lnie gro藕na. Rodgers zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e Kurdami nie powodowa艂o mi艂osierdzie. Potrzebowali Sedena, i to do czego艣 rzeczywi艣cie wa偶nego. W odr贸偶nieniu od terroryst贸w, kt贸rzy z czasem traktowali zak艂adnik贸w coraz lepiej, ta tr贸jka nie rozumia艂a najwyra藕niej, co to znaczy ust臋pstwo, co to znaczy wsp贸艂czucie, a ju偶 z pewno艣ci膮 nie praktykowa艂a mi艂osierdzia. Wr臋cz przeciwnie, swoim zachowaniem nie pozostawi艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e gotowa jest torturowa膰 i zabija膰. Nie spos贸b by艂o okre艣li膰, do czego si臋 posunie na swoim terenie, w艣r贸d towarzyszy. By膰 mo偶e nie ma zamiaru zabija膰, ale najprawdopodobniej zak艂adnicy b臋d膮 torturowani.
Rodgers wiedzia艂, 偶e wkr贸tce b臋dzie musia艂 wyst膮pi膰 przeciw terrorystom.
Hasan spojrza艂 na Pupshawa.
-聽P贸jdziesz ze mn膮 - powiedzia艂 i przeci膮艂 mu wi臋zy na nogach.
-聽Dok膮d go zabierasz? - spyta艂 genera艂.
-聽Na zewn膮trz.
Kiedy Amerykanin zobaczy艂, 偶e Hasan przywi膮zuje r臋ce je艅ca do klamki i ka偶e mu stan膮膰 na w膮skim stopniu przy drzwiach od strony kierowcy, wiedzia艂 ju偶, o co chodzi.
„Ziemia niczyja" mi臋dzy zasiekami od strony tureckiej i podobnymi zasiekami od strony syryjskiej mia艂a szeroko艣膰 mniej wi臋cej czterystu metr贸w. Z obu stron zasieki by艂y, oczywi艣cie, pod艂膮czone do pr膮du. Terrory艣ci zapewne doskonale zdawali sobie z tego spraw臋, je艣li nie wiedzieli o tym wcze艣niej, wszystko powiedzia艂y im chocia偶by martwe owady. Przeci臋cie kt贸regokolwiek z drut贸w uruchamia艂o alarm w najbli偶szej stra偶nicy. Tureccy 偶o艂nierze zd膮偶膮 pojawi膰 si臋 na miejscu, piechot膮 lub dzi臋ki helikopterom, nim ktokolwiek zdo艂a przekroczy膰 granic臋. Trudno powiedzie膰, czy widok zak艂adnik贸w powstrzyma ich przed atakiem, czy mo偶e raczej wp艂ynie na jego form臋. Nale偶a艂o jednak przypuszcza膰, 偶e Turcy tak bardzo pragn膮 zatrzyma膰 terroryst贸w, kt贸rzy zniszczyli tam臋, 偶e najpierw b臋d膮 strzela膰, a dopiero potem sprawdza膰 papiery.
Rodgers nie by艂 pewien, czy w tych okoliczno艣ciach powinien poinformowa膰 terroryst贸w o jeszcze jednej mo偶liwo艣ci CR. Je艣li si臋 dowiedz膮, tym bardziej nie b臋d膮 mieli ochoty go odda膰. Ale... gra sz艂a przecie偶 o ludzkie 偶ycie.
Kiedy Hasan wr贸ci艂 po Sandr臋, genera艂 zawo艂a艂 go. Nie mia艂 wyboru.
-聽Nie musicie robi膰 tego, co robicie. Nasz samoch贸d jest kuloodporny.
-聽Ale nie ko艂a.
-聽Owszem, ko艂a te偶. Zosta艂y wy艂o偶one kewlarem. Samochodowi nic nie mo偶e si臋 sta膰.
Hasan milcza艂 przez chwil臋.
-聽Dlaczego mam ci wierzy膰? - spyta艂 w ko艅cu.
-聽Spr贸buj je przestrzeli膰.
-聽Chcia艂by艣! Turcy us艂ysz膮.
-聽I pozabijaj膮 nas wszystkich.
Kurd zamilk艂 znowu.
-聽Je艣li nie k艂amiesz i ko艂a rzeczywi艣cie s膮 kuloodporne, mo偶emy po prostu przejecha膰 przez zasieki, tak?
-聽Nie. Karoseria jest metalowa. Przewodzi pr膮d. Zginiemy wszyscy.
Hasan przytakn膮艂 skinieniem g艂owy.
-聽S艂uchaj - t艂umaczy艂 mu dalej genera艂 - przywi膮zanie ludzi do samochodu nie powstrzyma Turk贸w. Stra偶 graniczna i tak b臋dzie strzela膰. Niech jad膮 w 艣rodku, to wszyscy b臋dziemy bezpieczni.
Hasan gwa艂townie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
-聽Je艣li pojawi si臋 stra偶 graniczna, to by膰 mo偶e nie b臋dzie strzela膰 - powiedzia艂. - Zobacz膮, 偶e na zewn膮trz przywi膮zany jest jeden z ich ludzi. No i b臋d膮 te偶 chcieli nas przes艂ucha膰. - Pochyli艂 si臋 nad Sandr膮 i zacz膮艂 j膮 rozwi膮zywa膰.
-聽Znam ludzi takich jak oni! - krzykn膮艂 Mike. - M贸wi臋 ci, b臋d膮 starali si臋 zatrzyma膰 samoch贸d nie martwi膮c si臋, kto zginie przy okazji, nawet gdyby mia艂 to by膰 jeden z nich. Co zrobisz, je艣li zechc膮 艣ciga膰 ci臋 w g艂膮b Syrii?
-聽To problem Syryjczyk贸w, nie m贸j.
-聽Tw贸j, je艣li znajdziemy si臋 w krzy偶owym ogniu! Je艣li dasz mi troch臋 czasu, przekroczymy granic臋, a Turcy nawet si臋 o tym nie dowiedz膮.
Hasan zaprzesta艂 rozwi膮zywania Sandry.
-聽Jak? - zainteresowa艂 si臋.
-聽Mamy w samochodzie izolowany kabel do pod艂膮czania si臋 do 艂膮cz satelitarnych, gdy zachodzi taka potrzeba. Pozw贸l mi spi膮膰 nim zasieki na kr贸tko, tak, 偶eby nie przerwa膰 obwodu. Rozetn臋 zasieki i przejedziecie bez problemu. Potem powt贸rz臋 to po drugiej stronie. Wszystko odb臋dzie si臋 cicho i spokojnie, 偶adnych alarm贸w, 偶adnych patroli.
-聽Dlaczego mia艂bym ci ufa膰? Je艣li nawet przerwiesz obw贸d, nie dowiemy si臋 o tym, p贸ki nie pojawi膮 si臋 Turcy.
-聽Nic nie zyskam, 艣ci膮gaj膮c nam na g艂ow臋 Turk贸w. Nawet je艣li nie zaczn膮 strzela膰, prawdopodobnie z zemsty zabijecie moich ludzi. Przecie偶 to nie ma sensu.
Hasan rozwa偶y艂 ten problem. Przez chwil臋 rozmawia艂 z Mehmetem, a potem wr贸ci艂 do genera艂a.
-聽Jak d艂ugo to potrwa? - spyta艂.
-聽Najwy偶ej czterdzie艣ci pi臋膰 minut. Mniej, je艣li mi pomo偶ecie.
-聽Ja ci pomog臋. - Hasan zwi膮za艂 Sandr臋 i zabra艂 si臋 do rozwi膮zywania genera艂a. - Ale ostrzegam ci臋, je艣li spr贸bujesz ucieczki, zabij臋 ciebie i kogo艣 z twoich ludzi. Zrozumia艂e艣?
Rodgers tylko skin膮艂 g艂ow膮.
Hasan rozwi膮za艂 wreszcie sznur i schowa艂 go do kieszeni. W szafce na narz臋dzia, z ty艂u samochodu, znalaz艂 no偶yce do drutu. Amerykanin wyci膮gn膮艂 po nie r臋k臋 i terrorysta zawaha艂 si臋. Mehmet wyj膮艂 rewolwer. Wymierzy艂 w Mary Rose.
Rodgers dosta艂 no偶yce.
Podczas gdy Hasan bra艂 kabel, genera艂 u偶y艂 zszywacza, by z dw贸ch podgumowanych podk艂adek pod komputerowe myszy zrobi膰 r臋kawic臋 izolacyjn膮. Gdy sko艅czy艂, wyszed艂 za Kurdem na zewn膮trz.
W 艣wietle reflektor贸w m贸g艂 pracowa膰 szybko. Pochylony nad zasiekami zastanawia艂 si臋, co w艂a艣ciwie robi. Nie chodzi艂o o ogrodzenie, t臋 prac臋 m贸g艂by wykona膰 z zamkni臋tymi oczami. Wraz z Hasanem przeci臋li kabel na dwa trzymetrowe odcinki, zdj臋li izolacj臋 z ko艅c贸wek i za pomoc膮 zaimprowizowanej r臋kawicy pod艂膮czyli je do drutu kolczastego. Potem po艂o偶yli kabel na ziemi i przeci臋li zasieki. Rodgers u偶y艂 r臋kawicy, by odsun膮膰 je ostro偶nie i przybi膰 zszywaczem do s艂upa.
Przez dwadzie艣cia siedem minut, kt贸re zaj臋艂o im wykonanie po艂膮czenia, my艣la艂 wy艂膮cznie o tym, 偶e jego obowi膮zkiem jest powstrzymanie sukinsyn贸w, a nie pomaganie im w ucieczce. Pr贸bowa艂 usprawiedliwi膰 to, co robi艂, t艂umacz膮c sobie, 偶e i tak najprawdopodobniej uda艂oby si臋 im uciec, a dzi臋ki jego pomocy nic si臋 przynajmniej nikomu nie stanie. Nie zmienia艂o to jednak faktu, 偶e kolaboruje z wrogiem, gorzka to by艂a 艣wiadomo艣膰 i nie potrafi艂 si臋 jej pozby膰.
Gdy sko艅czyli, Hasan zasygnalizowa艂 Mehmetowi, 偶e wszystko jest w porz膮dku. Mehmet nakaza艂 im wsi膮艣膰 do samochodu. Rodgers zdj膮艂 zaimprowizowan膮 r臋kawic臋 i rozci膮艂 wi臋zy Pupshawa. Hasan przycisn膮艂 mu do czo艂a luf臋 rewolweru.
-聽Co robisz? - spyta艂 ostro.
-聽Uwalniam mojego cz艂owieka.
-聽Na wiele sobie pozwalasz.
-聽My艣la艂em, 偶e tak si臋 um贸wili艣my: zrobi臋 wam przej艣cie przez zasieki, a moi ludzie pojad膮 w 艣rodku.
-聽Rzeczywi艣cie, tak si臋 um贸wili艣my. - Zabra艂 Amerykaninowi no偶yce. - Ale nie ty jeste艣 od rozcinania wi臋z贸w.
-聽Przepraszam. Chcia艂em tylko przy艣pieszy膰 bieg spraw.
-聽Nie udawaj, 偶e jeste艣 po naszej stronie. K艂amstwem obra偶asz nie tylko mnie, ale i siebie. - Hasan opu艣ci艂 bro艅 i luf膮 pchn膮艂 zak艂adnika do samochodu.
Rodgers k膮tem oka obserwowa艂 luf臋 rewolweru. Wszed艂 na stopie艅, nadal mia艂 poczucie, 偶e nie wywi膮zuje si臋 z obowi膮zk贸w. Poza tym przed chwil膮 zosta艂 upokorzony - przy艂o偶ono mu do g艂owy nabit膮 bro艅. Jest 偶o艂nierzem Armii Stan贸w Zjednoczonych. I jest je艅cem. Powinien pr贸bowa膰 ucieczki, a nie wykonywa膰 polecenia terroryst贸w, przysi臋g艂ych wrog贸w Ameryki i jej sojusznik贸w z NATO.
Szybko rozwa偶y艂 dost臋pne opcje. Je艣li rzuci si臋 na Hasana, by膰 mo偶e uda mu si臋 zdoby膰 rewolwer, zabi膰 Kurda, a potem dw贸ch jego towarzyszy. W ciemno艣ci, na ziemi, ma ca艂kiem spore szanse. Je艣li zaczeka na uwolnienie Pupshawa, szeregowy zapewne skoczy na znajduj膮cego si臋 tu偶 za nim, w samochodzie, Mehmeta. Przy odrobinie szcz臋艣cia tylko on i Pupshaw zaryzykuj膮 偶yciem. I gdyby nawet zgin臋li, terrory艣ci nadal b臋d膮 mieli cennych zak艂adnik贸w. Zak艂adnicy najprawdopodobniej ocalej膮.
Pupshaw najwyra藕niej tak偶e rozwa偶a艂 mo偶liwo艣膰 podj臋cia jakiej艣 akcji. Genera艂 widzia艂 to w jego ciemnych oczach, poruszaj膮cych si臋 za nim, czekaj膮cych na sygna艂. Zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e je艣li zaraz nie podejmie jaki艣 dzia艂a艅, nie tylko znienawidzi sam siebie, ale na dodatek straci szacunek podw艂adnych. Na podj臋cie decyzji mia艂 zaledwie chwil臋.
Wiedzia艂, 偶e je艣li zdob臋dzie bro艅, nie b臋dzie m贸g艂 si臋 ju偶 waha膰.
Mehmet powiedzia艂 co艣. Hasan skin膮艂 g艂ow膮 i wyj膮艂 z kieszeni sznur. Szturchn膮艂 Rodgersa w kark.
-聽Obr贸膰 si臋 - rozkaza艂. - Rozwi膮偶臋 ci臋, kiedy dojedziemy do drugiej linii zasiek贸w.
O, cholera, pomy艣la艂 genera艂. Mia艂 nadziej臋, 偶e nie zwi膮偶膮 go, p贸ki nie wpuszcz膮 Pupshawa do 艣rodka. Teraz, je艣li zdecyduje si臋 dzia艂a膰, b臋dzie dzia艂a艂 sam, ze zwi膮zanym 偶o艂nierzem na linii ognia.
Zerkn膮艂 na szeregowego, kt贸ry odpowiedzia艂 mu nieruchomym spojrzeniem.
Rodgers wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do Hasana. Terrorysta wsun膮艂 bro艅 za pasek i zacz膮艂 go wi膮za膰. Genera艂 powoli zagi膮艂 palce 艣rodkowy i serdeczny tak, by czubki wszystkich palc贸w znalaz艂y si臋 na jednej linii. Potem zwar艂 je silnie i z ca艂ej si艂y uderzy艂 nimi w gard艂o Hasana.
Syryjczyk zacz膮艂 si臋 d艂awi膰. Genera艂 wyci膮gn膮艂 praw膮 r臋k臋 po wetkni臋ty do kabury rewolwer. Strzeli艂 dwukrotnie w pier艣 Hasana, kt贸ry nie wydaj膮c d藕wi臋ku upad艂 na ziemi臋.
Rodgers wskoczy艂 do ci臋偶ar贸wki i wymierzy艂 w Mehmeta.
-聽Zas艂o艅 si臋 mn膮! - krzykn膮艂 Pupshaw.
O tym nie mog艂o nawet by膰 mowy. Nim jednak zdo艂a艂 zrobi膰 krok, by omin膮膰 偶o艂nierza, Ibrahim gwa艂townie doda艂 gazu. Furgonetka skoczy艂a w prz贸d, a genera艂 upad艂 na pod艂og臋. Szeregowy, nadal przywi膮zany do klamki, spad艂 ze stopnia, samoch贸d p臋dz膮c przed siebie wl贸k艂 go nogami po ziemi.
Mehmet wyskoczy艂 z przedniego siedzenia i rzuci艂 si臋 na Rodgersa. Amerykanin pr贸bowa艂 wymierzy膰 w niego z rewolweru, Kurd za艣 wyci膮gn膮艂 n贸偶. Rodgers zdo艂a艂 odtr膮ci膰 jego rami臋, z nieprawdopodobn膮 wr臋cz szybko艣ci膮 terrorysta przerzuci艂 jednak n贸偶 - jego ostrze prze艣lizgn臋艂o mu si臋 po palcach - uj膮艂 go mi臋dzy kciuk i palec wskazuj膮cy, obr贸ci艂 i chwyci艂 mocno tak, 偶e ostrze zn贸w mierzy艂o w genera艂a.
Ibrahim zahamowa艂 nagle. Rodgers i Mehmet rzuceni zostali na zak艂adnik贸w, przywi膮zanych do podstawy przednich siedze艅. Ha艂as pracuj膮cego na wysokich obrotach silnika umilk艂 i noc zn贸w by艂a cicha, Ibrahim za艣 si臋gn膮艂 po bro艅. Krzycza艂 co艣 do Mehmeta, celuj膮c Rodgersowi w g艂ow臋.
Mary Rose wrzasn臋艂a.
Nim Mehmet zdo艂a艂 wystrzeli膰, przez r贸wnin臋 dobieg艂o ich wycie syren. Patrol musia艂 us艂ysze膰 strza艂y. Ibrahim nie waha艂 si臋 wrzuci艂 wsteczny bieg. Podjechali do cia艂a Hasana, Mehmet wyskoczy艂 i wrzuci艂 je do samochodu. Hasan le偶a艂 na pod艂odze, martwy, z szeroko otwartymi niewidz膮cymi oczami. Krew zaplami艂a mu koszul臋 na piersi i przecieka艂a przez materia艂 z boku.
Przez chwil臋 trwa艂a jeszcze rozmowa, dotycz膮ca prawdopodobnie natychmiastowej egzekucji Rodgersa. Ibrahim a偶 trz膮s艂 si臋 z w艣ciek艂o艣ci, terrory艣ci zdecydowali jednak najwyra藕niej, 偶e kolejny strza艂 pozwoli艂by Turkom zlokalizowa膰 ich dok艂adniej.
Mehmet wci膮gn膮艂 tak偶e do samochodu oszo艂omionego, okrwawionego Pupshawa i przywi膮za艂 go do fotela. Ibrahim tymczasem kopn膮艂 Rodgersa, a potem, le偶膮cego na wznak, przywi膮za艂 do nogi fotela. Odjechali wreszcie. Ibrahim wciska艂 gaz do pod艂ogi.
Podczas jazdy Mehmet bi艂 genera艂a. Po ka偶dym uderzeniu w szcz臋k臋 plu艂 mu w twarz. Przerwa艂, kiedy dojechali do zasiek贸w. Wysiad艂 i przeci膮艂 je szybko, odci膮gaj膮c ka偶de pasmo drutu i owijaj膮c je wok贸艂 s艂upa. Nie musieli ju偶 zachowywa膰 dyskrecji.
Rodgers otworzy艂 oczy, na kt贸re sp艂ywa艂a krew. Zobaczy艂 Sandr臋 szarpi膮c膮 si臋 w wi臋zach. Powoli pokr臋ci艂 g艂ow膮.
-聽Nie - powiedzia艂. Opuchni臋ta szcz臋ka strasznie go bola艂a. Musisz prze偶y膰... poprowadzi膰...
Kiedy zasieki zosta艂y ju偶 przeci臋te, Ibrahim ruszy艂 i furgonetka przejecha艂a przez granic臋. Zatrzyma艂a si臋, by Mehmet m贸g艂 wsi膮艣膰. Siedzia艂, oczyszczaj膮c pier艣cie艅 z krwi, Ibrahim za艣 prowadzi艂 CR w ciemn膮 noc.
30
Poniedzia艂ek, 18.41 - Waszyngton, Dystrykt Columbia
-聽Nic mi nie musisz m贸wi膰 - powiedzia艂a Martha Macali do Boba Herberta, kt贸ry w艂a艣nie wjecha艂 do jej gabinetu. - CR przekroczy艂o granic臋 syryjsk膮.
Fotel Herberta odbija艂 si臋 w wisz膮cych na 艣cianie oprawionych w ramy z艂otych p艂ytach, kt贸re ojciec Marthy, Mack Macall, otrzyma艂 w czasie swej d艂ugiej kariery piosenkarza. Bob podjecha艂 do jej biurka. Zmarszczy艂 brwi.
-聽Z艂apali艣my wiadomo艣膰 z transmisji radiowej tureckiego patrolu. Wyczyta艂a艣 to w mojej twarzy?
-聽Nie. - Martha postuka艂a gumk膮 na ko艅cu o艂贸wka w monitor komputera. - Obserwowa艂am transmisje komputerowe, do kt贸rych pod艂膮czyli艣my si臋 w Turcji i zreszt膮 nie tylko w Turcji. Przypomina mi to krach na gie艂dzie w 1987 i transakcje komputerowe, kt贸re do niego doprowadzi艂y.
-聽Bo to jest co艣 w rodzaju transakcji komputerowych. A raczej komputerowej wojny. Nazywaj膮 to KOZ.
-聽Nigdy o tym nie s艂ysza艂em. - Martha przetar艂a zm臋czone oczy. - M贸g艂by艣 wyja艣ni膰 mi znaczenie tego skr贸tu?
-聽Komputerowa Odpowied藕 Zbrojna. Ka偶dy kraj wybiera form臋 reakcji na podstawie swych w艂asnych program贸w symulacyjnych.
Martha skrzywi艂a si臋.
-聽Je艣li to wojna komputerowa, to system lada chwila zawali mi si臋 od tego t艂oku. Tureckie si艂y bezpiecze艅stwa oznajmi艂y, 偶e ich patrol przeszed艂 do Syrii, zgubi艂 艣lad furgonetki i powr贸ci艂. Z powodu naruszenia granicy Syryjczycy mobilizuj膮 rezerwy, a Turcja wysy艂a 偶o艂nierzy w pas nadgraniczny. Izrael postawi艂 swe si艂y w stan najwy偶szej gotowo艣ci bojowej. Jordania zaraz zacznie wysy艂a膰 nad granic臋 czo艂gi, a Irakijczycy przesuwaj膮 si臋 zdecydowanie w stron臋 Kuwejtu.
-聽Zdecydowanie?
-聽S膮 gotowi na d艂u偶szy pobyt na pustyni - wyja艣ni艂a Martha. - Zupe艂nie jak przed Pustynn膮 Tarcz膮. Jakby tego wszystkiego by艂o ma艂o, Colon w艂a艣nie poinformowa艂 nas, 偶e Departament Obrony rozkaza艂 jednemu z naszych lotniskowc贸w wraz z eskort膮 wp艂yn膮膰 na Morze Czerwone. .
-聽Defcon..?
-聽Cztery.
Herbert rozlu藕ni艂 si臋 troch臋.
-聽Tworzymy ju偶 linie zaopatrzenia z Oceanu Indyjskiego, na wypadek, gdyby okaza艂y si臋 konieczne. Publicznie demonstrujemy poparcie dla naszego sojusznika z NATO. Prywatnie nakopiemy w dup臋 ka偶demu, kto nam si臋 nawinie pod nog臋, byle tylko nie dopu艣ci膰 do wybuchu tej beczki prochu. Prezydent got贸w jest zrobi膰 wszystko, by ograniczy膰 konflikt, nim przeniesie si臋 na Turcj臋 i Rosj臋.
-聽Pewnie nie tyle, ile Syria i Iran zrobi膮, by konflikt w艂a艣nie tam si臋 rozprzestrzeni艂 - zauwa偶y艂 Herbert.
-聽Te 艂obuzy z pewno艣ci膮 gotowe s膮 wykorzysta膰 ka偶d膮 okazj臋 - przyzna艂a Martha = ale przecie偶 nikt nie chce, by ca艂y ten region zmieni艂 si臋 w jedno wielkie pole bitwy. Nie zapomnij, 偶e podczas Pustynnej Burzy Syria by艂a po naszej stronie.
-聽Dali nam kilka samolot贸w i pozwolenie na walk臋 o 藕r贸d艂a ich wody - zakpi艂 Bob. - Zostawmy Syryjczyk贸w. Najgorsze ze wszystkiego jest w艂a艣nie to, 偶e nikt nie chce, 偶eby dzia艂o si臋 to, co si臋 dzieje, a wi臋kszo艣膰 graczy zdaje sobie spraw臋, 偶e usiedli przy stole zmuszeni do tego przez kilku Kurd贸w.
-聽Zupe艂nie jak „Dom, kt贸ry wybudowa艂 Jack".
-聽Jaki dom?
-聽Taki wierszyk z mojego podw贸rka. Szczury rozdra偶ni艂y kota, kot obudzi艂 psa, zacz臋艂a si臋 b贸jka w mena偶erii i k艂aki polecia艂y do domku, kt贸ry wybudowa艂 Jack.
-聽Bardziej przypomina to „Nawiedzony dom na wzg贸rzu" westchn膮艂 Herbert. - Koszmar za koszmarem.
-聽Poruszamy si臋 w innych kr臋gach kulturowych - za偶artowa艂a Martha, unosz膮c brwi.
-聽I to nas chroni przed nud膮. Mam te偶 dobr膮 nowin臋. M贸j przyjaciel, kapitan Gunni Eliaz z 1. Brygady Piechoty Gola艅skiej w Izraelu skontaktowa艂 mnie z kim艣, kto zna dolin臋 Bekaa jak nikt inny. Ju偶 tam jedzie, udaj膮c kurdyjskiego bojownika o wolno艣膰. Sprawdzi, co si臋 dzieje. Matt pracuje nad danymi geograficznymi z tego regionu, wyodr臋bniaj膮c miejsca, gdzie mo偶e dojecha膰 CR.
-聽Czego w艂a艣ciwie szuka?
-聽Przede wszystkim jaski艅. Co za ironia - os艂aniaj膮c samoch贸d przed zwiadem satelitarnym terrory艣ci zostawili nam informacj臋, gdzie w艂a艣ciwie s膮. Z dok艂adno艣ci膮 do szesnastu kilometr贸w. Por贸wnujemy te dane ze znanymi nam bazami Kurd贸w. Zobaczymy, czy uda si臋 nam wybra膰 najbardziej prawdopodobne miejsce. I nadal pods艂uchujemy przypadkowe fragmenty rozm贸w telefonicznych i radiowych.
-聽A potem oswobodzenie zak艂adnik贸w b臋dzie ju偶 spraw膮 Izraelczyk贸w i Iglicy. A mo偶e wszystkich zabije rakieta?
W tym momencie zadzwoni艂 telefon Herberta. Bob natychmiast go odebra艂. Zaraz zatka艂 sobie palcem drugie ucho.
-聽Co? - Niemal krzycza艂. Nieprzytomnym wzrokiem patrzy艂 w pod艂og臋, na Marth臋 i w sufit. - Co jeszcze? Znale藕li co艣 jeszcze? - Spojrza艂 przed siebie. - W og贸le nic? Dobrze, Ahmet. Tessekur. Dzi臋kuj臋. Dzi臋kuj臋 ci bardzo. - Przerwa艂 po艂膮czenie. Niech to diabli!
-聽Co si臋 sta艂o?
-聽Mi臋dzy zasiekami na granicy turecko-syryjskiej jest w膮ski korytarz. Turecki patrol graniczny us艂ysza艂 strza艂. Znale藕li tam CR. Kiedy si臋 cofn臋li, znale藕li tak偶e 艣lady sze艣ciu k贸艂 w wachlarzach ziemi i 艣wie偶膮 krew.
-聽Wachlarzach ziemi?
-聽Ziemia rozrzucona na kszta艂t wachlarza obok 艣ladu opon. Wachlarz wyst臋puje, kiedy samoch贸d gwa艂townie rusza.
-聽Rozumiem. Sze艣膰 opon. A wi臋c to by艂o CR?
Herbert skin膮艂 g艂ow膮.
-聽I przed czym艣 uciekali?
-聽Wtedy jeszcze nie byli 艣cigani. Turcy twierdz膮, 偶e przedostali si臋 przez zasieki spinaj膮c lini臋 na kr贸tko. Byli ju偶 za granic膮, kiedy patrol us艂ysza艂 strza艂 i zda艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e granica zosta艂a przekroczona. CR odjecha艂o na d艂ugo przed przybyciem patrolu. Ten po艣piech musia艂o spowodowa膰 co艣 innego.
-聽Bob, nie mam zielonego poj臋cia, co si臋 dzieje. - W g艂osie Marthy wyra藕nie s艂ycha膰 by艂o zniecierpliwienie. - Po pierwsze, do kogo ich zdaniem strzelano i dlaczego?
-聽Nie wiedz膮. - Bob Herbert zamkn膮艂 oczy. - Ja te偶 nie wiem. Musz臋 pomy艣le膰. Dlaczego CR ucieka艂o? Przestraszyli si臋, 偶e kto艣 us艂ysza艂 strza艂? Mo偶liwe. Ale to wcale nie jest takie wa偶ne. Najwa偶niejsze pytanie brzmi: do kogo strzelano? Gdyby zabito kt贸rego艣 z zak艂adnik贸w, terrory艣ci najprawdopodobniej pozostawiliby cia艂o.
-聽A gdyby tylko zosta艂 ranny?
-聽W膮tpliwe.
-聽Jak mo偶esz by膰 tego taki pewny?
-聽Turcy s艂yszeli wystrza艂. CR jest d藕wi臋koszczelne. Huk zosta艂by w znacznym stopniu st艂umiony. Gdyby kt贸ry艣 z zak艂adnik贸w mia艂 zosta膰 ranny, musia艂by pr贸bowa膰 ucieczki w ciemno艣ci. Strza艂, zak艂adnik pada, samoch贸d podje偶d偶a do miejsca, w kt贸rym le偶y. Samoch贸d nigdzie nie podjecha艂. Sta艂. spokojnie przy zasiekach. Nie. Znam Mike'a Rodgersa. Moim zdaniem mieli w艂a艣nie przekroczy膰 granic臋 syryjsk膮, wi臋c postanowi艂 ich powstrzyma膰.
-聽I nie zdo艂a艂 - powiedzia艂a Martha bezbarwnym g艂osem.
Herbert spojrza艂 na ni膮 z nie maskowanym gniewem.
-聽Nie m贸w tak, jakby co艣 spieprzy艂. Sam fakt, 偶e spr贸bowa艂... 偶e kto艣 spr贸bowa艂... to wielkie osi膮gni臋cie. Cholernie wielkie osi膮gni臋cie.
-聽M贸wi艂am z pe艂nym szacunkiem - usprawiedliwi艂a si臋 natychmiast Martha
-聽No, bo... tak to zabrzmia艂o i...
-聽Uspok贸j si臋, Bob. Bardzo mi przykro.
-聽Jasne. Kierowcom z tylnego siedzenia zawsze jest bardzo przykro. Przez takich jak oni straci艂em 偶on臋 i nogi. 艁atwo jest by膰 rozgrywaj膮cym, kiedy ogl膮da si臋 mecz na ta艣mie. Troch臋 trudniej, gdy cz艂owiek gra na boisku.
-聽Nigdy nie twierdzi艂am, 偶e na boisku jest 艂atwo. - Martha postuka艂a w biurko d艂ugimi, zaokr膮glonymi paznokciami. - Mo偶e wr贸ciliby艣my do pomys艂贸w na walk臋 z naszym wsp贸lnym przeciwnikiem?
-聽Dobrze ju偶, dobrze. - Herbert westchn膮艂 ci臋偶ko. - Musz臋 sobie to wszystko przemy艣le膰 - stwierdzi艂.
-聽Zacznijmy od hipotezy. Za艂贸偶my, 偶e Mike zrani艂 lub zabi艂 jednego z terroryst贸w. B臋d膮 musieli za to zap艂aci膰...
-聽S艂usznie. Pytanie brzmi: kto zap艂aci?
-聽Zapewne kto艣 spo艣r贸d zak艂adnik贸w?
-聽Niekoniecznie. S膮 trzy mo偶liwo艣ci. Przede wszystkim nie zabij膮 Mike'a. Je艣li nawet nie znaj膮 jego stopnia wojskowego, musieli zorientowa膰 si臋, 偶e jest przyw贸dc膮, a wi臋c zak艂adnikiem cennym, kt贸rego trzeba zachowa膰 przy 偶yciu. Mog膮 go torturowa膰, 偶eby ostrzec innych przed podejmowaniem pr贸b ucieczki, ale to praktycznie nie dzia艂a. Zak艂adnik, kt贸ry widzi jak inny zak艂adnik zostaje poddany torturom, wpada w panik臋 i chce uciec ze strachu. - Herbert z艂o偶y艂 g艂ow臋 na regulowanym zag艂贸wku w贸zka. - Wi臋c mamy alternatyw臋. Je艣li zgin膮艂 kt贸ry艣 z terroryst贸w, jego towarzysze mog膮 zechcie膰 przeprowadzi膰 egzekucj臋 zak艂adnika. Ofiar臋 wybieraj膮 przez losowanie - zapa艂ka bez 艂ebka oznacza kul臋 w ty艂 g艂owy. Mike'owi zabroni膮 udzia艂u w losowaniu, cho膰 zmusz膮 go do przygl膮dania si臋 egzekucji.
-聽Jezu Chryste!
-聽Tak, to niemi艂a perspektywa. Z drugiej strony egzekucja o偶ywia w zak艂adnikach ducha oporu. Terrory艣ci u偶ywaj膮 tego 艣rodka w zasadzie wy艂膮cznie wtedy, kiedy chc膮 wys艂a膰 komu艣 zw艂oki, 偶eby pokaza膰, 偶e nie 偶artuj膮. Na razie Waszyngton nie otrzyma艂 nawet informacji, 偶e nasz zesp贸艂 wzi臋to do niewoli.
-聽Scenariusz numer dwa wydaje si臋 wi臋c nieprawdopodobny stwierdzi艂a z nadziej膮 Martha.
Bob skin膮艂 g艂ow膮.
-聽Owszem, tyle 偶e terrory艣ci nie mog膮 pozostawi膰 pr贸by ucieczki bez kary. Wi臋c co robi膮? Maj膮 mo偶liwo艣膰 numer trzy, kt贸ra jest ulubion膮 opcj膮 terroryst贸w z Bliskiego Wschodu. Uderzaj膮 w cel r贸wnej wagi. Innymi s艂owy, je艣li zgin膮艂 porucznik, zabijaj膮 gdzie艣 porucznika. Je艣li zabity zosta艂 przyw贸dca cywilny, szukaj膮 jakiego艣 dzia艂acza politycznego lub urz臋dnika pa艅stwowego.
Martha zaprzesta艂a stukania w blat.
-聽Je艣li za wszystko to odpowiadaj膮 Kurdowie, to brak im raczej mo偶liwo艣ci mocnego uderzenia, przynajmniej w najbli偶szej przysz艂o艣ci - zauwa偶y艂a.
-聽S艂usznie. Naszym zdaniem nie zinfiltrowali 偶adnej z naszych zagranicznych baz, a gdyby nawet kt贸r膮艣 zinfiltrowali, nie zdradziliby si臋 z tym dla czego艣 takiego. Uderz膮 prawdopodobnie na ambasad臋.
-聽Najwi臋ksze poparcie maj膮 w Turcji, Syrii, Niemczech i Szwajcarii. - Martha unios艂a nagle g艂ow臋 i spojrza艂a Herbertowi wprost w oczy. - Czy wiedz膮 o podr贸偶y Paula? - spyta艂a.
-聽Damaszek zosta艂 o niej poinformowany, ale nie poda 偶adnej informacji, p贸ki Paul nie wyl膮duje w Londynie. - Herbert natychmiast ruszy艂 w stron臋 drzwi. - Je艣li Damaszek wie, Kurdowie te偶 ju偶 pewnie wiedz膮. Mam zamiar poinformowa膰 o wszystkim Paula i ostrzec nasze ambasady w Europie, i na Bliskim Wschodzie.
-聽Ja zajm臋 si臋 ambasadami na Bliskim Wschodzie - zaproponowa艂a Martha. - Aha, Bob... przepraszam za to, co powiedzia艂am. Nie chcia艂am okaza膰 Mike'owi braku szacunku.
-聽Przecie偶 wiem. Ale to nie to samo, co okaza膰 mu szacunek.
Znik艂 za drzwiami. Martha pozosta艂a w gabinecie, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, dlaczego w og贸le przeprasza艂a.
Poniewa偶 Paul zostawi艂 ci臋, 偶eby艣 tu rz膮dzi艂a, pomy艣la艂a. Dyplomacja wcale nie musi by膰 przyjemna, wystarczy by by艂a skuteczna.
Martha zadzwoni艂a do swej asystentki, Aurory. Wygna艂a z g艂owy wszystkie niewa偶ne my艣li, w tej chwili liczy艂o si臋 tylko bezpiecze艅stwo ameryka艅skich dyplomat贸w.
Aurora chwyci艂a s艂uchawk臋. Pierwsze rozmowy przeprowadzi艂a ze Stambu艂em i Ankar膮.
31
Wtorek, 2.32 - Membij, Syria
Ibrahim zatrzyma艂 samoch贸d dopiero, gdy wjechali pi臋tna艣cie kilometr贸w w g艂膮b Syrii. Nie wiedzia艂, czy 艣ciga ich turecki patrol graniczny. Nic nie s艂ysza艂, ale nie oznacza艂o to wcale, 偶e Turcy nie jad膮 po 艣ladach samochodu. Gdyby ich 艣cigano, wr贸g nie o艣mieli艂by si臋 jednak dojecha膰 za nimi do Membij.
Przyjazd d艂ugiej, bia艂ej furgonetki przebudzi艂 spor膮 grupk臋 ludzi. Z okien i gank贸w dom贸w przygl膮dali si臋 sze艣cioko艂owemu pojazdowi, przeje偶d偶aj膮cemu drog膮. Ibrahim nie zatrzymywa艂 si臋 na razie, jecha艂 na po艂udnie, za miasteczko, nie pragn膮c wzbudzi膰 zainteresowania wi臋kszego, ni偶 to absolutnie konieczne. Zak艂adnicy nie nale偶eli do Syryjczyk贸w, lecz do Kurd贸w. I tak te偶 mia艂o pozosta膰.
Dopiero kiedy zatrzyma艂 samoch贸d, kiedy obejrza艂 si臋 i zobaczy艂, jak Mehmet pochyla si臋 nad zw艂okami Hasana, pozwoli艂 sobie na wyra偶enie 偶alu po 艣mierci towarzysza. Mehmet zm贸wi艂 ju偶 modlitw臋, teraz i on odm贸wi艂 sw膮 cz臋艣膰 z Koranu.
Na kl臋czkach, z pochylon膮 g艂ow膮, powiedzia艂 cicho:
-聽I wy艣le swych stra偶nik贸w, kt贸rzy b臋d膮 ci臋 strzec i twej duszy, kiedy ogarnie ci臋 艣mier膰. Po 艣mierci wszyscy wracamy do Boga, naszego jedynego Pana.
Ibrahim patrzy艂 na cz艂owieka, kt贸ry dokona艂 tego strasznego czynu, b艂yszcz膮cymi od 艂ez oczami. Amerykanin le偶a艂 na pod艂odze samochodu, tam, gdzie pozostawi艂 go Mehmet. Twarz mia艂 opuchni臋t膮 po pobiciu, lecz w jego oczach nie by艂o 偶alu. Wzrok mia艂 skupiony, stanowczy.
Nied艂ugo ju偶 b臋dziesz tak patrzy艂, przysi膮g艂 w my艣li Ibrahim. Si臋gn膮艂 po n贸偶.
-聽Wyk艂uj臋 mu te 艣lepia, a potem wyrw臋 serce - powiedzia艂.
Mehmet z艂apa艂 go za r臋k臋.
-聽Nie! Allach patrzy na nas, s膮dzi nas. Nie jest to najlepsza chwila do zemsty.
Ibrahim wyrwa艂 r臋k臋 z jego u艣cisku.
-聽Za z艂o odp艂ac臋 z艂em, Mehmecie! - krzykn膮艂. - Koranowi si臋 nie sprzeciwisz. Ten cz艂owiek musi ponie艣膰 kar臋.
-聽Ten cz艂owiek ju偶 wkr贸tce znajdzie si臋 na S膮dzie Bo偶ym. Mo偶emy go u偶y膰 w inny spos贸b.
-聽Jak? Wystarczy nam zak艂adnik贸w.
-聽Prawie nic nie wiemy o tym samochodzie. Od niego dowiemy si臋 wszystkiego.
Ibrahim splun膮艂 na pod艂og臋.
-聽Raczej umrze, ni偶 co艣 nam powie. Trzeba go zabi膰, bracie.
-聽Kto艣 艣mierci膮 zap艂aci za 艣mier膰 Hasana. Przecie偶 jeste艣my w domu, bracie. Mo偶emy skontaktowa膰 si臋 z naszymi lud藕mi. Powiedz im, 偶eby wyznaczyli kt贸rego艣 z naszych wrog贸w i uderzyli w niego. Ten cz艂owiek musi cierpie膰 za 偶ycia. Musi cierpie膰 patrz膮c, jak cierpi膮 jego towarzysze. Widzia艂e艣, jak za艂ama艂 si臋, kiedy zagrozi艂em tej kobiecie obci臋ciem palc贸w. Pomy艣l o tym, o ile gorsze b臋d膮 dla niego najbli偶sze dni.
Ibrahim nadal wpatrywa艂 si臋 w Rodgersa. Sam jego widok nape艂nia艂 go nienawi艣ci膮.
-聽I tak wyk艂uj臋 mu oczy.
-聽We w艂a艣ciwym czasie. Teraz jednak wszyscy jeste艣my zm臋czeni i pogr膮偶eni w 偶a艂obie. Nie my艣limy tak jasno, jak powinni艣my. Skontaktujmy si臋 z komendantem, niech on zdecyduje, jak najlepiej pom艣ci膰 艣mier膰 Hasana i Walida. Potem zas艂onimy wi臋藕niom oczy, zako艅czymy podr贸偶 i odpoczniemy. Zas艂u偶yli艣my sobie na odpoczynek.
Ibrahim spojrza艂 na brata, a potem na Rodgersa. Niech臋tnie schowa艂 n贸偶 do pochwy.
Na wszystko przyjdzie czas.
32
Wtorek, 7.01 - Stambu艂, Turcja
Roz艂o偶ony nad l艣ni膮cymi wodami Bosforu, gdzie spotykaj膮 si臋 Azja i Europa, Stambu艂 jest jedynym miastem rozci膮gaj膮cym si臋 na dw贸ch kontynentach. We wczesnych wiekach chrze艣cija艅stwa znany jako Bizancjum, od 324 roku do 1453 roku nazywany Konstantynopolem, wybudowany na siedmiu wielkich wzg贸rzach, jest najwi臋kszym miastem w Turcji i jej najwi臋kszym portem. O艣miomilionowa ludno艣膰 wzrasta co dnia, w miar臋 jak nocami przybywaj膮cy tu mieszka艅cy wsi buduj膮 sza艂asy w jego granicach. Ich domy, zwane gecakondu, zbudowane noc膮", chroni stare prawo Osman贸w stanowi膮ce, 偶e nie mo偶na zburzy膰 dachu wzniesionego w nocy. Osiedla sza艂as贸w zostaj膮 wreszcie zr贸wnane z ziemi膮, na ich miejscach wyrastaj膮 bloki mieszkalne, za kt贸rymi kolejni przybysze wznosz膮 kolejne sza艂asy, dramatycznie kontrastuj膮ce ze wspania艂ymi mieszkaniami, doskona艂ymi restauracjami i drogimi butikami dzielnic Taksim, Harbiye i Nisantasi. Mieszkaj膮cy tu Istanbullus je偶d偶膮 BMW, nosz膮 z艂ot膮 i diamentow膮 bi偶uteri臋, weekendy za艣 sp臋dzaj膮 w yali - drewnianych rezydencjach, wzniesionych na brzegach Bosforu.
Zast臋pczyni szefa ameryka艅skiej misji, Eugenie Morris, zosta艂a zaproszona do takiej w艂a艣nie rezydencji charyzmatycznego tureckiego magnata samochodowego, Izaka Bory. Ameryka艅ski konsulat w Stambule podlega艂 formalnie ambasadzie w Ankarze, dzi臋ki temu sprawy handlowe i polityczne za艂atwiono tu w spos贸b mniej oficjalny i mniej biurokratyczny. Czterdziestosiedmioletnia pani konsul bra艂a udzia艂 w uroczystej kolacji w yali pana Bory wraz z przedstawicielami ameryka艅skich firm. Potem odes艂a艂a kierowc臋 oraz drugi samoch贸d, kt贸ry przywi贸z艂 dw贸ch agent贸w DSA - Agencji Bezpiecze艅stwa Dyplomat贸w. Jej funkcjonariusze dos艂ownie siedzieli na ogonie ka偶demu urz臋dnikowi, wyje偶d偶aj膮cemu z misji w celach zar贸wno prywatnych, jak i s艂u偶bowych. Mieli prawo u偶y膰 si艂y, by chroni膰 powierzonych ich opiece urz臋dnik贸w. Zatrudnia艂a ich ambasada lub konsulat, byli wi臋c zwolnieni od odpowiedzialno艣ci karnej za swe czyny.
Kiedy oba samochody powr贸ci艂y na miejsce o si贸dmej lano, Eugenie czeka艂a na nie w holu rezydencji wraz z panem Bor膮. Lokaj w liberii otworzy艂 im drzwi, po czym wyszed艂 za nimi, nios膮c torby go艣ci. Jeden z agent贸w ochrony czeka艂 za niskim 偶elaznym ogrodzeniem, obserwuj膮c kr臋pego biznesmena, id膮cego wraz z Amerykank膮 kr贸tk膮, wy艂o偶on膮 kamieniami 艣cie偶k膮. Drugi siedzia艂 za kierownic膮 samochodu, kt贸rego silnik pracowa艂 ca艂y czas. Za yali wida膰 by艂o jasne wody Bosforu, l艣ni膮ce w porannym s艂o艅cu. Jasno l艣ni艂y tak偶e li艣cie drzew i p艂atki kwitn膮cych w ogrodzie kwiat贸w.
Eugenie zatrzyma艂a si臋 w momencie, w kt贸rym zatrzyma艂 si臋 jej gospodarz. Macha艂 r臋kami, najwyra藕niej odp臋dzaj膮c szerszenia, gotowego w ka偶dej chwili usi膮艣膰 na jego haczykowatym nosie. Agent za ogrodzeniem sta艂 nieruchomo, ze skrzy偶owanymi na piersi r臋kami. Obie d艂onie trzyma艂 pod ciemn膮 sportow膮 marynark膮, got贸w w ka偶dej chwili wyci膮gn膮膰 trzydziestk臋贸semk臋. W samochodzie, ukryty za jego przyciemnionymi kuloodpornymi szybami, siedzia艂 kierowca, maj膮cy do swej dyspozycji obrzyna i Uzi.
Pan Bora przykucn膮艂, przybieraj膮c pozycj臋 najzupe艂niej niezgodn膮 z jego pozycj膮 towarzysk膮, po czym z triumfem odprowadzi艂 wzrokiem szerszenia, kt贸ry pomkn膮艂 w kierunku w贸d Bosforu. Eugenie klasn臋艂a w d艂onie i oboje ruszyli ku bramie.
Z dala dobieg艂 ich d藕wi臋k motocyklowego silnika Agent stoj膮cy przy ogrodzeniu obr贸ci艂 si臋 lekko, by m贸c go obserwowa膰. Na wysokim siode艂ku siedzia艂 ch艂opiec, ubrany w czarn膮 sk贸rzan膮 kurtk臋. Na g艂owie mia艂 bia艂y kask. Na plecach wisia艂a mu p艂贸cienna torba kurierska ze stercz膮cymi z niej kopertami. Agent zwr贸ci艂 uwag臋 przede wszystkim na kurtk臋, szukaj膮c typowych wypuk艂o艣ci. Ch艂opak zapi膮艂 kurtk臋 pod szyj臋, a wi臋c zapewne nie przygotowywa艂 si臋 do si臋gni臋cia po bro艅. Uwag臋 nale偶a艂o wi臋c zwr贸ci膰 raczej na torb臋.
Motocyklista nie zwalniaj膮c min膮艂 bram臋 i samochody.
Agent odwraca艂 si臋 w艂a艣nie, kiedy zza g臋stej zas艂ony li艣ci- wylecia艂o co艣 i upad艂o na 艣cie偶k臋. Eugenie i pan Bora przystan臋li i patrzyli na to co艣, co podtoczy艂o si臋 im pod nogi.
Agentowi na zewn膮trz, wpatrzonemu w drzewa, nie uda艂o si臋 otworzy膰 bramy.
-聽Cofn膮膰 si臋! - krzykn膮艂.
W tym momencie wybuch艂 granat.
Eugenie i jej gospodarz nie zd膮偶yli si臋 cofn膮膰. Nad 艣cie偶k膮 pojawi艂a si臋 chmura szarobia艂ego dymu. Wybuchowi granatu towarzyszy艂 trzask i t臋py odg艂os od艂amk贸w uderzaj膮cych w 偶elazo, wbijaj膮cych si臋 w drewno... i w cia艂o. Tak偶e stoj膮cy na ulicy agent upad艂 z piersi膮 rozszarpan膮 od艂amkami. Eugenie i jej gospodarz padli na kamienie 艣cie偶ki jak 艣ci臋ci, wij膮c si臋 konwulsyjnie.
W sekund臋 po eksplozji ruszy艂 samoch贸d ambasady. Wzmocnionym stal膮 zderzakiem rozbi艂 bram臋. Zatrzyma艂 si臋 przy cia艂ach. Za nim pomkn膮艂 samoch贸d ochrony. Kierowca ustawi艂 go bokiem i wyskoczy艂, trzymaj膮c w r臋ku obrzyna. Os艂aniany przez samoch贸d, wsta艂 i wystrzeli艂 w kierunku, z kt贸rego nadlecia艂 granat. Struga 艣rucin wyry艂a 艣cie偶k臋 w艣r贸d ga艂臋zi, oczyszczaj膮c je z li艣ci, kt贸re spad艂y na ziemi臋 niczym zielony deszcz.
Z g贸ry odpowiedzia艂 mu pistolet maszynowy. Agent pad艂 na ziemi臋, szukaj膮c os艂ony za samochodem. Strzelec w kominiarce na twarzy skierowa艂 ogie艅 na rann膮 Amerykank臋 i jej tureckiego gospodarza. Na bia艂ej bluzce i 偶akiecie Eugenie pojawi艂a si臋 czerwona linia. Podrzucane kulami cia艂o zadr偶a艂o i znieruchomia艂o. Napastnik zignorowa艂 Bor臋, czo艂gaj膮cego si臋 powoli w kierunku- domu. Lokaj siedzia艂 w holu ze s艂uchawk膮 telefonu przyci艣ni臋t膮 do ucha.
Agent ochrony wsta艂 zza samochodu, za kt贸rym si臋 ukry艂. Ju偶 mia艂 powt贸rnie strzeli膰 do zamachowca na drzewie, kiedy us艂ysza艂 trzask i dostrzeg艂 tocz膮cy si臋 ku niemu drugi granat. Rzuci艂 go kto艣 stoj膮cy za jego plecami. Obejrza艂 si臋 i na drodze, za drzewem, dostrzeg艂 motocyklist臋.
Granat wybuch艂 i samoch贸d podskoczy艂 lekko. Ko艂ysa艂 si臋 jeszcze, kiedy agent wyrwa艂 ze skrytki Uzi. Potrzebowa艂 teraz broni maszynowej. Potoczy艂 si臋 po ziemi, przywar艂 do niej i zacz膮艂 strzela膰. Motocyklista jecha艂 w jego kierunku, klucz膮c mi臋dzy samochodami i kryj膮c si臋 za nimi.
Agent wymierzy艂 w bok, strzelaj膮c pod podwoziem. Przestrzeli艂 opony, motocykl zatoczy艂 si臋 i uderzy艂 w bok samochodu. Strzelec ju偶 mia艂 wczo艂ga膰 si臋 pod niego, by dosi臋gn膮膰 napastnika, kiedy us艂ysza艂 st艂umiony odg艂os. To m臋偶czyzna, kt贸ry rzuci艂 pierwszy granat, zeskoczy艂 z drzewa na dach. Sta艂 na nim na szeroko rozstawionych nogach, mierz膮c w d贸艂 z rewolweru. Nim zdo艂a艂 nacisn膮膰 spust, kierowca s艂u偶bowego wozu Eugenie wyci膮gn膮艂 czterdziestk臋pi膮tk臋 i dwukrotnie strzeli艂 do niego z ty艂u. Jeden strza艂 trafi艂 go w udo, zamachowiec upad艂, ze艣lizgn膮艂 si臋 z dachu i ci臋偶ko spad艂 na ziemi臋. Z g艂臋bokich kieszeni jego czarnego swetra wysypa艂o si臋 kilka granat贸w.
Ochroniarz przeczo艂ga艂 si臋 pod otwartymi drzwiami samochodu, wsta艂 i rozbroi艂 j臋cz膮cego napastnika. Zebra艂 granaty, a nast臋pnie wrzuci艂 je do samochodu. Potem ostro偶nie podszed艂 do motocyklisty. 艢niady ch艂opak le偶a艂 na wznak. Praw膮 r臋k臋 mia艂 z艂aman膮. Ko艣膰 promieniowa przebi艂a marynark臋, za艣 z艂amana ko艣膰 udowa lewej nogi spodnie. Z torby kurierskiej wysypa艂o si臋 jeszcze siedem granat贸w.
Jeden z nich trzyma艂 w spoczywaj膮cej na piersi lewej r臋ce. Wyrwa艂 zawleczk臋.
-聽Padnij! - wrzasn膮艂 agent.
Kierowca Eugenie pad艂 na ziemi臋 za swym samochodem. Agent przeskoczy艂 przez mask臋 swego wozu. Niemal w tej samej sekundzie wybuch艂 odbezpieczony granat, powoduj膮c eksplozj臋 pozosta艂ych siedmiu.
Uderzony od艂amkami samoch贸d zadr偶a艂 i zako艂ysa艂 si臋 na resorach. Opony p臋k艂y z g艂o艣nym hukiem. Agent siedzia艂 w kucki za jedn膮 z nich, poczu艂 jak dr臋twieje mu noga - to od艂amek wbi艂 si臋 w pi臋t臋. Znieruchomia艂 i tylko mocniej przycisn膮艂 si臋 do karoserii, szukaj膮c maksymalnej ochrony.
Huk wybuch贸w ucich艂. Agent wsta艂 powoli, 艣ciskaj膮c w d艂oniach Uzi.
Obaj napastnicy nie 偶yli. Granaty rozszarpa艂y ich na strz臋py. Kierowca samochodu Eugenie trzyma艂 si臋 za zranion膮 od艂amkiem d艂o艅, w kt贸rej 艣ciska艂 pistolet, ale przynajmniej sta艂 o w艂asnych si艂ach. Bora zdo艂a艂 doczo艂ga膰 si臋 do domu, le偶a艂 na pod艂odze, nad nim za艣 kl臋cza艂 lokaj. S艂u偶ba kry艂a si臋 pod 艣cianami.
Cisz臋 po walce rozdar艂 j臋k syren. To przyjecha艂y cztery samochody tureckiej policji pa艅stwowej, ka偶dy z funkcjonariuszy trzyma艂 w r臋ku Smith & Wessona kalibru 0,38 cala. Policjanci rozbiegli si臋 po ogrodzie i domu. Agent od艂o偶y艂 Uzi na dach samochodu, sygnalizuj膮c w ten spos贸b policjantom, 偶e jest tym dobrym facetem. Kulej膮c podszed艂 do le偶膮cego kolegi. By艂 martwy, podobnie jak zast臋pczyni szefa misji.
Kierowca Eugenie zbli偶y艂 si臋 do niego, nadal trzymaj膮c pistolet w okrwawionej d艂oni. Spojrza艂 na oficera policji, a potem na sw膮 r臋k臋. Policjant oznajmi艂, 偶e karetka zaraz tu b臋dzie.
Agent i kierowca wsiedli, ka偶dy do swojego samochodu, by przez radio poinformowa膰 szef贸w o tym, co zasz艂o. Reakcja na wiadomo艣膰 o zamachu by艂a ch艂odna, wywa偶ona. W podobnych sytuacjach nie wolno ulega膰 emocjom. Prasa, a tak偶e informowani przez pras臋 wrogowie, nie mieli prawa wiedzie膰, jak wielk膮 w艣ciek艂o艣膰 i strach wywo艂ali.
Zawiadomiwszy dow贸dc贸w, obaj m臋偶czy藕ni usiedli w samochodzie agenta.
-聽Dzi臋ki za za艂atwienie tego faceta na dachu - powiedzia艂 agent.
Kierowca ostro偶nie opar艂 si臋 o tylne drzwiczki.
-聽Wiesz, Brian, 偶aden z nas nic nie m贸g艂 na to poradzi膰 - stwierdzi艂.
-聽Bzdura. Powinni艣my wyj艣膰 jej naprzeciw. Chcia艂em, ale Lee powiedzia艂, 偶e nasza podopieczna nie lubi, kiedy kryje si臋 j膮 zbyt blisko. Kurwa ma膰! Bliskie krycie by艂oby lepsze od tego, co j膮 spotka艂o.
-聽Gdyby艣my po ni膮 wyszli, le偶eliby艣my sztywni. Spodziewali si臋, 偶e po ni膮 wyjdziemy. Obaj w sumie mieli jakie艣 pi臋tna艣cie granat贸w. Domowa ochrona spieprzy艂a spraw臋. Za艂o偶臋 si臋, 偶e ten facet przesiedzia艂 na drzewie ca艂膮 noc, czekaj膮c na pani膮 Morris. A ten dupek na motorze jecha艂 pewnie za nami.
Przyjecha艂y trzy karetki. Sanitariusze zabrali si臋 do opatrywania ran, a potem odprowadzili rannych do 艣rodka. Inni zaj臋li si臋 gospodarzem. Po艂o偶yli go na nosze, j臋cz膮cego, 偶e co艣 takiego nigdy by si臋 nie zdarzy艂o, gdyby nie ci cholerni cudzoziemcy, i odtransportowali do szpitala.
-聽W艂a艣nie tak wygrywaj膮 - powiedzia艂 agent, siedz膮c w karetce obok kierowcy. - Strasz膮 facet贸w takich jak Bora, 偶eby grali wy艂膮cznie w dru偶ynie narodowej.
-聽Niewiele trzeba, 偶eby przestraszy膰 takich Bor贸w - odpad kierowca, wpatruj膮c si臋 we wbit膮 w rami臋 ig艂臋 kropl贸wki. - Zobaczymy, co b臋dzie, kiedy wdadz膮 si臋 w szarpanin臋 ze Stanami Zjednoczonymi.
33
Wtorek, 5.55 - Londyn, Anglia
Paula Hooda i Warnera Bickinga oczekiwa艂y na Heathrow limuzyna s艂u偶bowa i teren贸wka z trzema agentami z ochrony dyplomat贸w. Amerykanie spodziewali si臋, 偶e dwugodzinn膮 przerw臋 mi臋dzy lotami sp臋dz膮 na lotnisku, funkcjonariusz jednak ju偶 przy wej艣ciu wr臋czy艂 Paulowi pilny faks. Szef Centrum odszed艂 do k膮ta i przeczyta艂 go. Dowiedzia艂 si臋 z niego, 偶e Bob Herbert za艂atwi艂 mu przejazd z przedstawicielem ambasady do budynku ambasady przy Grosvenor Square 24/31. Bardzo wa偶ne jest, pisa艂 Herbert, by Hood zatelefonowa艂 do Centrum, u偶ywaj膮c bezpiecznej linii.
Wraz z Bickingiem zostali nast臋pnie skierowani do sali dla VIP-贸w, gdzie zagranicznych dygnitarzy przeprowadza si臋, komfortowo i b艂yskawicznie, przez odpraw臋 celn膮.
O tak wczesnej porze ruch by艂 niewielki. Jechali szybko. Paul czu艂 si臋 zdumiewaj膮co dobrze. W samolocie przespa艂 trzy godziny, a potem wypi艂 dwie fili偶anki s艂abej kawy. Podbudowany snem i kaw膮 przez jaki艣 czas b臋dzie w stanie przyzwoicie funkcjonowa膰. Je艣li podczas kolejnego lotu z艂apie jeszcze trzy, mo偶e nawet cztery godziny snu, do Damaszku doleci w doskona艂ej formie. O偶ywia艂 go tak偶e, cho膰 i niepokoi艂, niezwyk艂y faks Boba. Gdyby wie艣ci by艂y dobre, Herbert jako艣 da艂by mu to do zrozumienia.
Obok Paula siedzia艂 Bicking. Za艂o偶y艂 nog臋 na nog臋 i niecierpliwie kiwa艂 wisz膮c膮 w powietrzu stop膮. Cho膰 przepracowa艂 ca艂e siedem godzin lotu, studiuj膮c komputerowe scenariusze mo偶liwego starcia, by艂 przytomniejszy od swego zwierzchnika.
Cholera, jest wystarczaj膮co m艂ody, 偶eby si臋 nie m臋czy膰, pomy艣la艂 Paul obserwuj膮c, jak s艂o艅ce rozprasza londy艅sk膮 mg艂臋 wczesnego poranka. Dawno temu, kiedy by艂 jeszcze bankierem, on sam te偶 potrafi艂 nie spa膰, a pracowa膰. 艢niadanie w Nowym Jorku lub Montrealu, p贸藕ny obiad w Sztokholmie albo Helsinkach, 艣niadanie nast臋pnego dnia w Atenach, mo偶e w Rzymie. Obywa艂 si臋 bez snu przez czterdzie艣ci osiem godzin. Pogardza艂 nawet snem, uwa偶aj膮c go za strat臋 czasu. A teraz szed艂 do 艂贸偶ka, marz膮c nawet czasami, by nie by艂o w nim 偶ony, pragn膮c tylko le偶e膰, ciesz膮c si臋 zas艂u偶onym odpoczynkiem.
Wkr贸tce po tym, jak wyruszyli z lotniska, kierowca poda艂 mu zapiecz臋towan膮 kopert臋 od ambasadora. Znajdowa艂 si臋 w niej terminarz zaj臋膰 z informacj膮, 偶e spotkanie z doktorem Nasrem wyznaczono w ambasadzie, na godzin臋 si贸dm膮.
W normalnych warunkach Paula Hooda cieszy艂a ka偶da wizyta w Londynie. Jego pradziadkowie urodzili si臋 tu, mieszkali w Kensington i Paul niemal instynktownie reagowa艂 na klimat miasta. Dzi艣 jednak, gdy samoch贸d mija艂 wiekowe domy, nad kt贸rymi nadal ci膮偶y艂 czar (a czasami koszmar) rzucony niegdy艣 przez ludzi wspania艂ych i ludzi nieprawdopodobnie wr臋cz pod艂ych, nie my艣la艂 o nich, lecz o Herbercie, o CR i o tym, 偶e samoch贸d ochrony trzyma si臋 dziwnie blisko limuzyny. Zazwyczaj jecha艂 dyskretnie, z ty艂u. Dziwi艂 si臋 tak偶e, 偶e przydzielono im nie dw贸ch, lecz trzech agent贸w. Na og贸l zast臋pcy ambasadora przys艂ugiwa艂o w艂a艣nie dw贸ch ochroniarzy.
Na wszystkie te pytania otrzyma艂 odpowied藕, kiedy zaprowadzono go do jednego z gabinet贸w w majestatycznym, starym gmachu ambasady i m贸g艂 wreszcie zadzwoni膰 do Centrum. Od Boba dowiedzia艂 si臋 o zamachu w Turcji i o tym, co wygl膮da艂o na podj臋t膮 przez zak艂adnik贸w nieudan膮 pr贸b臋 uwolnienia si臋 podczas przekraczania przez CR granicy syryjskiej, a tak偶e o mo偶liwym wzajemnym zwi膮zku tych dw贸ch spraw. Kiedy zapyta艂 o t臋 mo偶liwo艣膰, Bob przekaza艂 mu par臋 informacji, kt贸re na razie nie mia艂y trafi膰 do prasy.
-聽Jednym ze s艂u偶膮cych Bory by艂 turecki Kurd - powiedzia艂 Herbert. - To on wpu艣ci艂 zamachowca na teren posiad艂o艣ci.
Paul zerkn膮艂 na zegarek.
-聽Przecie偶 do zamachu dosz艂o niespe艂na godzin臋 temu. Jakim cudem uda艂o im si臋 tak szybko ustali膰, kto zrobi艂 co?
-聽Turcy zadali kilka pyta艅 za pomoc膮 gumowych pa艂ek i samozaciskaj膮cych si臋 wi臋z贸w - wyja艣ni艂 Herbert. - S艂u偶膮cy zezna艂, 偶e rozkazy otrzymywa艂 z Syrii, ale nie wiedzia艂 od kogo i sk膮d. Zna艂 tylko pseudonim: Yarmuk. Sprawdzamy tego Yarmuka, ale na razie wiemy tylko, 偶e imi臋 to wyp艂yn臋艂o przy okazji bitwy z 636 roku, kiedy Arabowie pokonali Bizantyjczyk贸w i odzyskali Damaszek.
-聽Wygl膮da na to, 偶e kto艣 w Syrii udziela im dok艂adnych informacji - zauwa偶y艂 Paul.
-聽Jestem tego samego zdania. Tyle 偶e nie mo偶emy ostrzec Damaszku, bo, po pierwsze, mogliby nam nie uwierzy膰 i, po drugie, mogliby sprzymierzy膰 si臋 z Kurdami, tylko po to, by utrzyma膰 pok贸j w regionie.
-聽A co z motocyklist膮? Kurd czy najemnik?
-聽Och, Kurd, oczywi艣cie. Od czterech tygodni mieszka艂 w dzielnicy n臋dzy na obrze偶ach miasta. Naszym zdaniem wys艂ana go z kt贸rego艣 z oboz贸w w strefie dzia艂a艅 wojennych na wschodzie Turcji jako cz艂onka zespole, kt贸ry mia艂 uderza膰 na wyznaczone cele w Stambule po ataku na tam臋. Odciski palc贸w by艂y w aktach policyjnych Ankary, Jerozolimy i Pary偶a. Jak na dwudziestotrzyletniego ch艂opaka mia艂 nie lada osi膮gni臋cia. Wszystkie jako bojownik o wolno艣膰 narodu kurdyjskiego. Zamachowcy u偶ywali granat贸w takich, jakich Kurdowie u偶ywaj膮 we wschodniej Turcji. Stare, bez zabezpieczenia zawleczki. Jeszcze z NRD.
-聽Pewnie maj膮 pi膮t膮 kolumn臋, gotow膮 do ataku tak偶e w innych miastach - zauwa偶y艂 Hood.
-聽Niew膮tpliwie. Cho膰 ci w Ankarze rozbiegli si臋 ju偶 pewnie jak karaluchy. Poinformowa艂em o wszystkim prezydenta. Mam wra偶enie, 偶e Kurdowie maj膮 zamiar zamieni膰 Ankar臋, Stambu艂 i Damaszek w strzelnice, i 偶e jest to cz臋艣膰 jakiego艣 wi臋kszego planu.
-聽Chc膮 wywo艂a膰 wojn臋, bo po niej, podczas rozm贸w pokojowych, mogliby wywalczy膰 sobie ojczyzn臋, co? Rozmawiali艣my o tym w Bia艂ym Domu.
-聽Strza艂 w dziesi膮tk臋. Mam jedn膮 dobr膮 wiadomo艣膰: umie艣cili艣my Druza w dolinie Bekaa. Czeka na CR. Mo偶emy je ulokowa膰 z dok艂adno艣ci膮 do szesnastu kilometr贸w, ten weteran Sayeret Ha'Druzim poinformuje nas, gdzie dok艂adnie znajduj膮 si臋 nasi ludzie. Iglica b臋dzie w Izraelu za jakie艣 pi臋膰 godzin. Wtedy si臋 z nim skontaktuj膮.
-聽Co wiemy o reakcjach w Ankarze i Damaszku?
-聽Ankara analizuje informacje, dok艂adnie tak jak my, w Damaszku za艣 ro艣nie napi臋cie. Genera艂 Bar-Levi z Hajfy jest w kontakcie ze swymi lud藕mi z Mista'aravim, zakonspirowanymi g艂臋boko we wschodniej dzielnicy.
-聽To ci, kt贸rzy udaj膮 Arab贸w?
-聽W艂a艣nie. Doskonale wyszkoleni 偶o艂nierze oddzia艂贸w specjalnych. Widz膮 i s艂ysz膮 praktycznie wszystko. Twierdz膮, 偶e rozpocz臋to bezprecedensow膮 akcj臋 przeciw Kurdom. Aresztowania, doniesienia o torturach, powa偶na sprawa. Czuj臋, 偶e sytuacja lada chwila mo偶e si臋 jeszcze pogorszy膰. - Bob przerwa艂 na chwil臋. Wiesz, Paul - m贸wi艂 dalej - chodzi mi o Mike'a. Je艣li przela艂 krew podczas pr贸by odbicia CR, to mam nadziej臋, 偶e atak w Turcji by艂 odpowiedzi膮 na t臋 pr贸b臋.
-聽Dlaczego?
-聽Bo oznacza艂oby to, 偶e Kurdowie ka偶膮 nam wprawdzie zap艂aci膰, ale nie chc膮 zrobi膰 mu krzywdy. Wiesz, kto zwyk艂 post臋powa膰 w ten spos贸b?
-聽Wiem. Cech B. DeMille. Ilekro膰 chcia艂 ustawi膰 sobie aktork臋, wrzeszcza艂 na jej charakteryzator贸w albo rekwizytork臋. Straszy艂 babk臋, ale nie pozostawia艂 偶adnych 艣lad贸w.
-聽Doskonale, Paul. Zaimponowa艂e艣 mi.
-聽Burmistrz Los Angeles dowiaduje si臋 nie takich rzeczy. - Hood spojrza艂 na zegarek i nagle zdenerwowa艂 si臋 na samego siebie. Patrzy艂 na艅 zaledwie przed minut膮. - Bob, musz臋 rusza膰 w drog臋. Nied艂ugo spotykam si臋 z doktorem Nasrem. Na lotnisku. A wiesz, jak 艣ci膮gam na siebie korki.
-聽Wiem, wiem. Jak Hiob choroby.
-聽Owszem. Poza tym czuj臋 si臋 kompletnie bezu偶yteczny.
-聽Nie bardziej bezu偶yteczny ni偶 ja - westchn膮艂 Herbert. Kiedy tylko dowiedzia艂em si臋 o tym incydencie na granicy, natychmiast rozes艂a艂em ostrze偶enia do ambasad. Dotar艂em do ochrony w ka偶dej z nich, ale Eugenie Morris po prostu wymkn臋艂a si臋 z sieci. Sukinsyny znaj膮 nasz spos贸b dzia艂ania. Zaatakowali owieczk臋, kt贸ra od艂膮czy艂a si臋 od stada.
-聽To nie twoja wina. Zareagowa艂e艣 prawid艂owo i szybko.
-聽A takie w spos贸b oczywisty dla przeciwnika i to si臋 musi zmieni膰. Je艣li wr贸g wie, gdzie s膮 twoi ludzie i jak si臋 do nich dobra膰, a ty nie, zaczynaj膮 si臋 prawdziwe problemy.
-聽Stuprocentowa przewidywalno艣膰...
-聽Wiem, wiem - przerwa艂 mu Bob. - Uczysz si臋 biznesu trac膮c pieni膮dze. W tym biznesie tracisz ludzi. 艢mierdz膮ca sprawa, ale tak ju偶 jest.
Paul 偶a艂owa艂, 偶e nic nie ma ju偶 w tej sprawie do powiedzenia. C贸偶, Bob mia艂 po prostu racj臋. Dyskutowali niekt贸re za艂o偶enia akcji Iglicy, mi臋dzy innymi to, 偶e oddzia艂 znajdzie si臋 w Izraelu, nim rozpocznie si臋 kolejna sesja Kongresu. Bardzo prawdopodobne, 偶e Iglica b臋dzie musia艂a wej艣膰 do akcji, nim Komisja Nadzoru Wywiadu b臋dzie w stanie udzieli膰 jej pozwolenia. Poinformowa艂 Herberta, 偶e podpisa艂 rozkaz, w kt贸rym przejmowa艂 osobist膮 odpowiedzialno艣膰 za wszystkie dzia艂ania oddzia艂u-. Nie mia艂 zamiaru pozwoli膰 偶o艂nierzom wysycha膰 na pustyni, marnuj膮c szanse na oswobodzenie Rodgersa i cz艂onk贸w zespo艂u CR.
Bob 偶yczy艂 mu jeszcze powodzenia w Damaszku i na tym sko艅czy艂a si臋 ich rozmowa. Samotny w cichym i mrocznym gabinecie, Hood przez chwil臋 rozwa偶a艂, jak daleko jest sk艂onny si臋 posun膮膰. By ocali膰 偶ycie sze艣ciu os贸b - i nie maj膮c wcale pewno艣ci, 偶e ludzie ci 偶yj膮 - zamierza艂 zaryzykowa膰 偶yciem osiemnastu komandos贸w. Statystycznie nie mia艂o to najmniejszego sensu, wi臋c dlaczego wydawa艂o si臋 jedynym s艂usznym posuni臋ciem? Bo wymaga艂 tego honor narodu oraz prosta lojalno艣膰 wobec wsp贸艂pracownik贸w? Istnia艂o wiele doskona艂ych powod贸w, 偶aden z nich jednak nie by艂 w stanie ul偶y膰 ci臋偶arowi, kt贸ry d藕wiga艂 wydaj膮c rozkazy i dopilnowuj膮c ich wykonania.
Mike'a Rodgersa, chodz膮cej wyroczni moralnej, nigdy nie ma, kiedy jest potrzebny, pomy艣la艂, siedz膮c w ci臋偶kim, bejcowanym drewnianym fotelu.
Ruszy艂 do drzwi, depcz膮c wspania艂y perski dywan, i do艂膮czy艂 do Warnera Bickinga, czekaj膮cego na艅 w sekretariacie. Sekretarka poda艂a mu fili偶ank臋 kawy. Przyj膮艂 j膮 z wdzi臋czno艣ci膮. Potem we tr贸jk臋, wraz z m艂odym pracownikiem ambasady, omawiali wydarzenia w Turcji, czekaj膮c na doktora Nasra.
Doktor pojawi艂 si臋 w ambasadzie za pi臋膰 si贸dma. Wszed艂 i natychmiast ruszy艂 w ich kierunku szybkim, energicznym krokiem. Egipcjanin mia艂 mo偶e metr sze艣膰dziesi膮t wzrostu, maszerowa艂 wyprostowany, z podniesion膮 g艂ow膮 i stalowoszar膮 kozi膮 br贸dk膮 wymierzon膮 do przodu niczym kopia. Jego oczy, ukryte za grubymi okularami, emanowa艂y inteligencj膮. Doktor mia艂 na sobie doskonale odprasowany jasnoszary garnitur, niemal w tym samym odcieniu co jego siwe w艂osy. Dostrzeg艂 Paula, u艣miechn膮艂 si臋 do niego szeroko i natychmiast, przez p贸艂 pokoju, wyci膮gn膮艂 drobn膮 d艂o艅 o kr贸tkich palcach.
-聽Przyjacielu - powiedzia艂 do wstaj膮cego Hooda. U艣cisk jego d艂oni by艂 kr贸tki, mocny. - Jak dobrze zn贸w ci臋 widzie膰.
-聽Wygl膮da pan doskonale, doktorze. Jak tam rodzina?
-聽呕ona czuje si臋 wspaniale i przygotowuje w艂a艣nie now膮 seri臋 recitali. Tym razem wy艂膮cznie Liszt i Chopin. „Sonata h-moll" s艂yszysz j膮 i p艂aczesz. „Tasco" - jakie to cudowne. A „Etiuda Rewolucyjna" - wspania艂a, wspania艂a! W ko艅cu roku zagra w Waszyngtonie. Dostaniecie, oczywi艣cie, specjalne zaproszenie.
-聽Bardzo dzi臋kuj臋.
-聽Powiedz mi, jak czuje si臋 pani Hood i male艅stwa.
-聽Kiedy widzia艂em si臋 z ni膮 ostatnio, wszystko wydawa艂o si臋 w najwi臋kszym porz膮dku, a male艅stwa wcale nie by艂y takie ma艂e. - Hood naraz poczu艂 si臋 winny, 偶e tak ma艂o czasu po艣wi臋ca rodzinie. Obr贸ci艂 si臋, by przedstawi膰 swego asystenta. - Doktorze Nasr, nie mia艂 pan chyba okazji spotka膰 pana Bickinga.
-聽Nie mia艂em, ale czyta艂em pa艅sk膮 prac臋 po艣wi臋con膮 perspektywom demokracji w Jordanii. W samolocie b臋dziemy mieli okazj臋 o niej porozmawia膰.
-聽Ca艂a przyjemno艣膰 po mojej stronie - powiedzia艂 Bicking, wyci膮gaj膮c r臋k臋.
Poszli do samochodu. Nasr szed艂 w 艣rodku. Paul szybko przekaza艂 doktorowi i Warnerowi to, czego dowiedzia艂 si臋 od Boba. Bicking zaj膮艂 miejsce obok kierowcy. Ruszyli. Nasr pog艂adzi艂 br贸dk臋 艣ciskaj膮c j膮 kciukiem i palcem wskazuj膮cym prawej r臋ki.
-聽Moim zdaniem masz racj臋 - powiedzia艂 Egipcjanin. - Kurdowie chc膮 mie膰 w艂asne pa艅stwo. Pytanie brzmi: jak daleko posun膮 si臋, by pa艅stwo to sobie wywalczy膰. Bez niego zgin膮.
-聽Wi臋c w czym w艂a艣ciwie rzecz? - spyta艂 Hood.
Nasr przesta艂 bawi膰 si臋 br贸dk膮.
-聽Rzecz w tym, przyjacielu, by dowiedzie膰 si臋, czy wysadzenie tamy by艂o ich w艂a艣ciwym celem, czy te偶 kryj膮 w r臋kawie jaki艣 znacznie gro藕niejszy atut.
34
Wtorek, 11.08 - dolina Bekaa, Liban
Dolina Bekaa biegnie przez Liban i Syri臋. Znana tak偶e pod nazw膮 EI Bika i Al Biqua, rozdziela 艂a艅cuchy g贸rskie Jabal Lubnan i Antyliban. Ma sto dwadzie艣cia kilometr贸w d艂ugo艣ci i od o艣miu do pi臋tnastu kilometr贸w szeroko艣ci. Jest przed艂u偶eniem Wielkiego Uskoku Afryka艅skiego i jednym z naj偶y藕niejszych teren贸w na Bliskim Wschodzie. Rzymianie nazywali j膮 Coele Syria - „P艂ytka Syria". Od pocz膮tk贸w pisanej historii ludzko艣ci toczono wojny o uprawiane w niej zbo偶a, winn膮 latoro艣l, daktyle i orzechy.
Mimo doskona艂ych warunk贸w uprawy coraz mniej rolnik贸w pracuje jednak w jej najdalszych - i naj偶y藕niejszych - zak膮tkach, tam gdzie lasy s膮 najg臋艣ciejsze, a szczyty g贸r najwy偶sze. Mimo 偶e biegnie t臋dy droga Bejrut-Damaszek, g贸ry i lasy wywo艂uj膮 atmosfer臋 prawdziwego odosobnienia. Z dolo do wielu zak膮tk贸w doliny dotrze膰 mo偶na jedn膮 tylko 艣cie偶k膮. Z g贸ry zak膮tki te os艂aniaj膮 przed niepowo艂anym okiem skalne p贸艂ki i g臋sta ro艣linno艣膰. Przez wieki szukali tam schronienia religijni fanatycy i cz艂onkowie przer贸偶nych sekt. W czasach wsp贸艂czesnych jako pierwsi ukryli si臋 tu cz艂onkowie grupy, kt贸ra zaplanowa艂a zamach na genera艂a Bake Sidqi, krwawego dyktatora Iraku, zamordowanego w sierpniu 1937 roku. W ich 艣lady poszli partyzanci palesty艅scy i liba艅scy, by 膰wiczy膰 oddzia艂y, maj膮ce, najpierw przeciwdzia艂a膰 powstaniu Izraela, a potem walczy膰 z nim. Spiskowano tu tak偶e przeciw Iranowi szacha, przeciw Jordanii i Arabii Saudyjskiej oraz wszystkim tym pa艅stwom, kt贸rych rz膮dy zwraca艂y si臋 ku niewiernemu Zachodowi. Cho膰 nie przybywaj膮 tu ju偶 archeolodzy, poszukuj膮cy zabytk贸w greckich i rzymskich, 偶o艂nierze odkryli wi臋cej jaski艅, ni偶 naukowcy. Sprzedaj膮 wydobyte z nich zabytki, by zdoby膰 pieni膮dze na sw膮 walk臋, u偶ywaj膮 ich jako kwater, w kt贸rych planuj膮 akcje wojskowe i propagandowe. W ch艂odzie pieczar stoj膮 obok siebie maszyny drukarskie, butelkowana woda i generatory.
Z b艂ogos艂awie艅stwem Syrii Kurdowie operowali tu ju偶 od niemal dwudziestu lat. Cho膰 Syryjczycy sprzeciwiali si臋 planom powstania pa艅stwa kurdyjskiego, syryjscy Kurdowie po艣wi臋cali wiele czasu i wysi艂ku, by pom贸c swym braciom z Iraku i Turcji przetrwa膰 w walce z wysy艂anymi przeciw nim wojskami. Walcz膮c z Ankar膮 i Bagdadem, syryjscy Kurdowie niejako automatycznie wspomagali Damaszek. Nim rz膮d Syrii zd膮偶y艂 zorientowa膰 si臋, 偶e jego kraj mo偶e r贸wnie偶 sta膰 si臋 celem atak贸w, Kurdowie umocnili si臋 w dolinie Bekaa do tego stopnia, 偶e niemal nie spos贸b by艂o ich stamt膮d wygna膰. Syryjscy przyw贸dcy zastosowali wi臋c polityk臋 gry na przeczekanie, 偶yj膮c nadziej膮, 偶e wi臋kszo艣膰 atak贸w skierowana b臋dzie na p贸艂noc lub wsch贸d.
Paradoksalnie, to ONZ, naciskaj膮c na Ankar臋 i Bagdad, by przerwa艂y ataki, umo偶liwi艂a niedawno Kurdom zjednoczenie si臋 i zaplanowanie powa偶nej ofensywy. W bazie Deir, w najg艂臋bszych jaskiniach na p贸艂nocy doliny, odby艂a si臋 seria tajnych spotka艅. Osiem miesi臋cy zaj臋艂o syryjskim, tureckim i irackim Kurdom zaplanowanie operacji Yarmuk, kt贸rej celem by艂o wykorzystanie precyzyjnych, chirurgicznych akcji militarnych do wywo艂ania zamieszania na Bliskim Wschodzie. Dow贸dc膮 bazy i operacji Yarmuk by艂 pi臋膰dziesi臋ciosiedmioletni absolwent po艂udniowo-kalifornijskiej uczelni, turecki Kurd imieniem Kajahan Siriner. Siriner od wielu lat przyja藕ni艂 si臋 z syryjskim Kurdem, Walidem al-Nasri, najbardziej zaufanym spo艣r贸d grona jego oficer贸w.
U偶ywaj膮c radiostacji CR, Mehmet skontaktowa艂 si臋 z baz膮 Deir i zawiadomi艂 j膮, 偶e jest w drodze. Z baz膮 kontaktowa艂 si臋 na cz臋stotliwo艣ci u偶ywanej przez co bogatszych miejscowych farmer贸w do kontaktu z pasterzami. Imiona i nazwy kodowano. Gdyby kto艣 pods艂uchiwa艂 rozmow臋, z pewno艣ci膮 nie zorientowa艂by si臋, kto rozmawia z kim. Mehmet poinformowa艂 Sirinera, 偶e przybywaj膮 z kilkoma wo艂ami - a wi臋c przeciwnikami pozbawionymi m臋sko艣ci. Gdyby powiedzia艂, 偶e przybywa z bykami, oznacza艂oby to, 偶e przeciwnik jest uzbrojony i to oni s膮 zak艂adnikami. Siriner zdawa艂 sobie jednak spraw臋, 偶e Mehmet m贸g艂 zosta膰 zmuszony do wys艂ania tak sformu艂owanej informacji. Nie mia艂 zamiaru ryzykowa膰.
Przybycie CR, wspinaj膮cego si臋 po 艂agodnej pochy艂o艣ci zbocza, oznajmi艂 d藕wi臋k gniecionych ga艂臋zi, pryskaj膮cych spod k贸艂 kamieni i odbijaj膮cy si臋 echem pomruk silnika. Furgonetk臋 dostrze偶ono dopiero po minucie. Jecha艂a zygzakiem w stron臋 jaskini, omijaj膮c miny. Stan臋艂a w miejscu, gdzie ga艂臋zie by艂y zbyt g臋ste, by jecha膰 dalej. Kiedy odtworzy艂y si臋 drzwi kabiny, z ukrycia wybieg艂o czterech Kurd贸w z czarnymi zawojami na g艂owach, ubranych w mundury polowe i uzbrojonych w pistolety maszynowe. Nim zdo艂ali okr膮偶y膰 samoch贸d, Ibrahim wy艂膮czy艂 silnik. Mehmet wysiad艂, uni贸s艂 rewolwer i trzykrotnie wystrzeli艂 w powietrze. Gdyby by艂 zak艂adnikiem, nie pozwolono by mu zachowa膰 broni. G艂o艣no dzi臋kuj膮c Bogu i jego Prorokowi, Mehmet schowa艂 rewolwer i podszed艂 do najbli偶szego z bojownik贸w. Obj膮艂 go i wyszepta艂 mu na ucho wie艣膰 o 艣mierci Hasana.
Trzej 偶o艂nierze podeszli do otwartych drzwi. Ibrahim nie powita艂 ich u艣ciskiem - ca艂膮 uwag臋 zwraca艂 na skr臋powanych je艅c贸w, kt贸rym dok艂adnie zas艂oni臋to oczy, rozlu藕ni艂 si臋 dopiero, gdy odprowadzono ich do jaskini. Tam zostali powt贸rnie skr臋powani, Ibrahim tymczasem podszed艂 do Mehmeta, stoj膮cego jeszcze przy furgonetce.
Kurdowie powr贸cili z p艂achtami maskuj膮cymi i szybko przykryli nimi CR. Ibrahim przytuli艂 brata do piersi.
-聽Drogo za to zap艂acili艣my - powiedzia艂, p艂acz膮c.
-聽Wiem - szepn膮艂 mu do ucha Mehmet. - Taka by艂a wola Boga, a Hasan i Walid spoczywaj膮 teraz na jego 艂onie.
-聽Wola艂bym, 偶eby byli z nami.
-聽Ja tak偶e. Chod藕. Siriner zechce wys艂ucha膰 raportu z przebiegu misji.
Obejmuj膮c si臋, bracia poszli ku wej艣ciu do jaskini. Ibrahim pierwszy raz znalaz艂 si臋 w sanktuarium zjednoczonych si艂 bojownik贸w o wolno艣膰 narodu kurdyjskiego. Niegdy艣 mia艂 nadziej臋, 偶e trafi tu w innych okoliczno艣ciach jako obserwator, cichy i pokorny. Jako 艣wiadek historii, a nie tworz膮cy j膮 bohater.
Nie czu艂 si臋 bynajmniej bohaterem.
Baza Deir nazwana zosta艂a od syryjskiego s艂owa oznaczaj膮cego monastyr. W ten spos贸b Kajahan Siriner odda艂 sprawiedliwo艣膰 sekretnemu i pe艂nemu wyrzecze艅 偶yciu, jakie wiedli tu on i jego ludzie. Centrum dowodzenia znajdowa艂o si臋 w podziemnej cz臋艣ci jaskini. Wykopano tu tunel i zrobiono schody z betonowych blok贸w. Przykryto go klap膮, kt贸ra, zamkni臋ta, niczym nie odr贸偶nia艂a si臋 od pod艂o偶a. Wy艂o偶ono j膮 tak偶e grub膮 gum膮 tak, by id膮cy po niej cz艂owiek nie us艂ysza艂 r贸偶nicy w d藕wi臋ku krok贸w.
Za klap膮 pieczara ci膮gn臋艂a si臋 na p贸艂noc. Tu kwaterowa艂o kilkudziesi臋ciu bojownik贸w - spali na pryczach, jedli przy sk艂adanych stolikach.
Dalej jaskinia rozwidla艂a si臋. Wschodni korytarz by艂 niemal prost膮 kontynuacj膮 biegn膮cego na p贸艂noc tunelu. Na ca艂ej d艂ugo艣ci o艣wietla艂o go dzienne 艣wiat艂o. By艂 suchy, tu znajdowa艂a si臋 zbrojownia, generatory, a tak偶e druga - po centrum dowodzenia kwatera dow贸dcy polowego grupy, Kenana Arkina. Wysoki, chudy Kurd z Turcji pozostawa艂 w sta艂ym kontakcie z r贸偶nymi kurdyjskimi frakcjami. Tu te偶 ko艅czy艂a si臋 naturalna jaskinia, 偶o艂nierze jednak przebili 艣cian臋 a偶 do niewielkiego w膮wozu, szczelnie os艂oni臋tego nawisem skalnym, uniemo偶liwiaj膮cym dostrze偶enie go z powietrza, co czyni艂o z niego doskona艂膮 strzelnic臋.
We wschodnim korytarzu wygrzebano dziesi臋膰 ma艂ych, mrocznych jam, wy艂o偶ono je metalow膮 siatk膮 i przykryto stalowymi kratami, na kt贸rych le偶a艂y 偶elazne belki, umocowane po obu stronach do r贸wnie偶 偶elaznych pionowych uchwyt贸w. Jamy, o g艂臋boko艣ci mniej wi臋cej dwa i p贸艂 metra, pe艂ni艂y rol臋 wi臋ziennych cel, przeznaczonych ka偶da dla dw贸ch os贸b. Potrzeby naturalne za艂atwiano przez nieco wi臋ksze oko siatki.
Ze stropu, biegn膮cego st膮d w膮skiego korytarzyka, zwisa艂y 偶ar贸wki, sam bunkier Sirinera ko艅czy艂 si臋 偶elaznymi drzwiami, zrobionymi z w艂azu i p艂yty pancerza syryjskiego czo艂gu, zniszczonego przez wojska Izraela. Trzy metry pod poziomem jaskini by艂o przyjemnie ch艂odno, a wewn膮trz samego bunkra komendanta dwa wielkie wiatraki porusza艂y zat臋ch艂e powietrze. Pomieszczenie by艂o niemal kwadratowe i mia艂o powierzchni臋 por贸wnywaln膮 z powierzchni膮 du偶ej windy towarowej. 艢ciany by艂y nagie, pod sufitem za艣 rozpostarto-p艂acht臋 przezroczystej folii plastikowej, naci膮gni臋tej i umocowanej po rogach - jej zadaniem by艂a ochrona przed od艂amkami ska艂y i py艂em na wypadek ostrza艂u artyleryjskiego. Na ziemi le偶a艂y chodniki, ca艂e umeblowanie sk艂ada艂o si臋 za艣 z ma艂ego metalowego biurka, sk艂adanych krzese艂 z le偶膮cymi na siedzeniach haftowanymi poduszkami, niszczarki do papieru za biurkiem oraz, dalej, radiostacji ze s艂uchawkami i sto艂ka.
Dow贸dca oddzia艂u, Kajahan Siriner, powita艂 wchodz膮cych Mehmeta i Ibrahima stoj膮c za biurkiem. Ubrany by艂 w szarozielony mundur, na g艂owie za艣 mia艂 bia艂y zaw贸j z czerwonym pasem. U boku nosi艂 trzydziestk臋贸semk臋 w kaburze. By艂 cz艂owiekiem 艣redniego wzrostu i szczup艂ej budowy, mia艂 cienki w膮sik, bardzo ciemn膮 cer臋 i jasne oczy. Na palcu wskazuj膮cym lewej r臋ki nosi艂 z艂oty pier艣cie艅 ze wzorem dw贸ch srebrnych sztylet贸w skrzy偶owanych pod gwiazd膮.
Podobnie jak Walid, Siriner tak偶e mia艂 blizn臋, g艂臋bok膮 i poszarpan膮, biegn膮c膮 od grzbietu nosa do po艂owy prawego policzka. Ran臋 odni贸s艂 jako przyw贸dca kurdyjskich akcji aprowizacyjnych w Turcji. Jego zadaniem by艂o prowadzenie niewielkich oddzia艂贸w do tureckich wiosek, w kt贸rych rekwirowano 偶ywno艣膰. Je艣li wie艣niacy opierali si臋, stosowano si艂臋. 呕o艂nierzy tureckich zabijano na miejscu, niezale偶nie od tego, czy stawiali op贸r, czy nie.
Dow贸dca opuszcza艂 jaskini臋 tylko w ostateczno艣ci. Istnia艂o niebezpiecze艅stwo, 偶e - nawet w nocy - zabi膰 go mog膮 tureccy i iraccy snajperzy, rozlokowani na s膮siednich wzg贸rzach.
Fakt, 偶e dow贸dca przywita艂 ich na stoj膮co, Mehmet i Ibrahim przyj臋li z rado艣ci膮 i z ulg膮. Z rado艣ci膮, poniewa偶 w ten spos贸b czci艂 ich sukces. Z ulg膮, poniewa偶 dawa艂 im w ten spos贸b do zrozumienia, 偶e nie wini ich za 艣mier膰 Walida i Hasana.
-聽Dzi臋kuj臋 Allachowi za wasz bezpieczny powr贸t i za powodzenie waszej misji - powiedzia艂 Siriner g艂臋bokim, d藕wi臋cznym g艂osem, kt贸ry wydawa艂 si臋 wype艂nia膰 to niewielkie pomieszczenie. - Jak rozumiem, przywie藕li艣cie ze sob膮 bogate 艂upy.
-聽Tak, komendancie - odpar艂 Mehmet. - To pojazd nie znanego nam rodzaju, kt贸ry Amerykanie u偶ywaj膮 do szpiegowania. Siriner skin膮艂 g艂ow膮.
-聽Czy jeste艣cie pewni, 偶e po drodze do bazy nikt was nie szpiegowa艂? - spyta艂.
-聽Dzi臋ki temu pojazdowi o艣lepili艣my satelit臋, komendancie wyja艣ni艂 Ibrahim. - Jeste艣my absolutnie pewni, 偶e nikt nas nie widzia艂.
Siriner si臋 u艣miechn膮艂.
-聽Czego dowodz膮 tak偶e ich loty zwiadowcze, odbywane w tym regionie - przyzna艂. Spojrza艂 na Mehmeta. - Masz na palcu pier艣cie艅 Walida. Powiedz mi, jak zgin膮艂. I jak zgin膮艂 Hasan.
Mehmet zrobi艂 krok wprz贸d. Hasan poinformowa艂 wprawdzie baz臋 o 艣mierci Walida, jeden z wartownik贸w za艣 powiedzia艂 dow贸dcy o 艣mierci Hasana, teraz jednak mia艂 pozna膰 szczeg贸艂y. Wys艂ucha艂 ich na stoj膮co, usiad艂 dopiero, kiedy Mehmet sko艅czy艂 relacj臋.
-聽Amerykanin jest naszym je艅cem, prawda? - upewni艂 si臋.
-聽Tak jest.
-聽Wie, jak dzia艂a sprz臋t, kt贸ry zdobyli艣cie?
-聽Tak jest. Niekt贸rzy z je艅c贸w wydaj膮 si臋 tak偶e zna膰 pewne zasady operowania nim.
Siriner my艣la艂 przez d艂u偶sz膮 chwil臋, po czym wezwa艂 偶o艂nierza, kt贸ry pe艂ni艂 funkcj臋 jego ordynansa. Pot臋偶ny, 艣niady ch艂opak wpad艂 do pomieszczenia i zasalutowa艂. Dwudziestu pi臋ciu 偶o艂nierzy, stanowi膮cych sta艂膮 za艂og臋 bazy, stosowa艂o si臋 艣ci艣le do wszelkich zasad wojskowych.
Dow贸dca odda艂 honory.
-聽Sadik - powiedzia艂 - przyw贸dca Amerykan贸w ma by膰 torturowany tak, by inni musieli go s艂ysze膰.
Ibrahim raczej nie wierzy艂, by tego Amerykanina uda艂o si臋 z艂ama膰, nie wtr膮ca艂 si臋 jednak z nieproszonymi radami. U swych podw艂adnych Siriner tolerowa艂 tylko s艂owa: „Tak jest, komendancie” i „Przepraszam, komendancie".
-聽Tak jest, komendancie! - powiedzia艂 ordynans.
-聽Mehmecie, s艂ysza艂em, 偶e w艣r贸d je艅c贸w s膮 tak偶e kobiety.
-聽Tak jest.
-聽Sadik, wybierz kobiet臋, kt贸ra ma obserwowa膰 tortury. B臋dzie nast臋pna w kolejce. Pojazd ma by膰 w pe艂nej gotowo艣ci do nast臋pnego etapu naszej operacji. Mo偶e poprowadzi 偶o艂nierzy na terytorium nieprzyjaciela.
-聽Tak jest.
Ordynans zosta艂 odprawiony. Siriner obr贸ci艂 si臋 ku swym 偶o艂nierzom.
-聽Mehmecie, widz臋, 偶e masz na palcu pier艣cie艅 Walida - powiedzia艂.
-聽Tak jest. Da艂 mi go nim... odszed艂.
-聽By艂 moim wiernym przyjacielem. Pom艣cimy jego 艣mier膰.
Dow贸dca wyszed艂 zza biurka. Na jego twarzy malowa艂a- si臋 przedziwna mieszanka 偶alu i dumy. Ibrahim widzia艂 ju偶 taki wyraz na twarzach tych, kt贸rzy tracili przyjaci贸艂 i braci, m臋偶贸w i syn贸w w walce o idee r贸wnie im blisk膮 co oni.
-聽Zgodnie z oczekiwaniami, syryjska armia przesuwa si臋 na p贸艂noc. Mehmecie, wiesz, jak膮 rol臋 odegra膰 mia艂 Walid w drugiej fazie operacji?
-聽Tak jest. Po powrocie mia艂 przej膮膰 obowi膮zki dow贸dcy polowego Kenana, kt贸ry z kolei powinien dowodzi膰 wypadem na posterunek armii syryjskiej w Kuteife.
Dow贸dca stan膮艂 tu偶 przed nim i spojrza艂 mu w oczy.
-聽Ten atak ma wielkie znaczenie dla naszego planu. Allach jest mi艂osierny. Sprawi艂, 偶e do nas wr贸ci艂e艣. Uwa偶am to za znak, Mehmecie al-Raszid. Znak, 偶e ty, nie Kenan, przejmiesz zadanie Walida.
Mehmet szeroko otworzy艂 zm臋czone oczy.
-聽Komendancie?
-聽Chc臋, 偶eby艣 poprowadzi艂 偶o艂nierzy z bazy Deir na Kuteife, a potem do Damaszku. Nasz cz艂owiek czeka na sygna艂.
Mehmet nie potrafi艂 obroni膰 si臋 przed zdumieniem.
-聽Oczywi艣cie, komendancie. To dla mnie zaszczyt.
Siriner obj膮艂 go i poklepa艂 po plecach.
-聽Wiem, 偶e musisz by膰 zm臋czony. Bardzo wa偶ne jest jednak, by w Damaszku reprezentowa艂 mnie bohater naszej sprawy. Id藕, spotkaj si臋 z Kenanem. On udzieli ci instrukcji. Mo偶esz spa膰 czekaj膮c na Syryjczyk贸w.
-聽Komendancie, powtarzam, 偶e to dla mnie zaszczyt.
-聽Z ciebie tak偶e jestem bardzo dumny, Ibrahimie - powiedzia艂.
-聽Dzi臋kuj臋, komendancie.
-聽Ze wzgl臋du na rol臋, jak膮 odegra艂e艣 w tym naszym zwyci臋stwie, przeznaczam ci specjalne zadanie. Chcia艂bym, 偶eby艣 zosta艂 przy mnie.
K膮ciki ust Ibrahima opad艂y lekko.
-聽Ale偶 komendancie, bardzo chcia艂bym znale藕膰 si臋 przy boku mego brata
-聽Doskonale to rozumiem. - Siriner obj膮艂 teraz Ibrahima i u艣cisn膮艂 go. - A jednak potrzebuj臋 cz艂owieka, kt贸ry potrafi poradzi膰 sobie z Amerykanami i ich pojazdem. Nie jest to sprawa odwagi lub jej braku, lecz tylko zwyk艂ej skuteczno艣ci dzia艂ania.
-聽Komendancie, przecie偶 to Hasan rozmawia艂...
-聽Pozostaniesz tutaj. - Tym razem by艂 to rozkaz. Siriner cofn膮艂 si臋 o krok. - Prowadzi艂e艣 samoch贸d z Turcji. Zapewne dostrzeg艂e艣 rzeczy, kt贸re mog膮 okaza膰 si臋 pomocne. Masz tak偶e do艣wiadczenie z maszynami. Pod tym wzgl臋dem o niebo przewy偶szasz wszystkich mych 偶o艂nierzy.
-聽Rozumiem, komendancie. - Ibrahim zerkn膮艂 na brata k膮tem oka, nie obracaj膮c g艂owy. Trudno mu by艂o powstrzyma膰 si臋 przed okazaniem rozczarowania.
-聽Porozmawiam z Amerykanami. Chc臋, by艣cie teraz odpocz臋li.
-聽Dzi臋kuj臋, komendancie - powiedzia艂 Ibrahim.
Siriner spojrza艂 jeszcze na Mehmeta.
-聽Powodzenia. - I usiad艂 za biurkiem. Audiencja dobieg艂a ko艅ca. Bracia wykonali w ty艂 zwrot i wyszli do tunelu. Zatrzymali si臋, patrz膮c sobie w oczy.
-聽Tak mi przykro - powiedzia艂 Ibrahim. - Moje miejsce jest przy twym boku.
-聽B臋dziesz mi jeszcze bli偶szy. - Mehmet po艂o偶y艂 d艂o艅 na sercu. - B臋dziesz tu. Chc臋 by膰 z ciebie dumny, braciszku.
-聽B臋dziesz. A ja prosz臋, zachowaj ostro偶no艣膰.
Przez d艂ug膮 chwil臋 bracia obejmowali si臋, ale w ko艅cu Mehmet uwolni艂 si臋 z u艣cisku i ruszy艂 tunelem na spotkanie z dow贸dc膮 polowym. Ibrahim wr贸ci艂 na kwater臋. Usiad艂 na nie zaj臋tej pryczy i zdj膮艂 buty. Po艂o偶y艂 si臋 powoli, prostuj膮c palce i naci膮gaj膮c mi臋艣nie n贸g, obola艂e po akcji. Zamkn膮艂 oczy. S艂ysza艂 偶o艂nierzy, mijaj膮cych jego prycz臋 w drodze do cel.
Siriner „porozmawia” oczywi艣cie z Amerykanami. B臋dzie ich torturowa膰. Tak d艂ugo, a偶 si臋 za艂ami膮. Potem jedynym zadaniem jego, Ibrahima, b臋dzie pomaganie towarzyszom w obs艂udze komputer贸w i prowadzeniu furgonetki.
Nie by艂o w tym nic wspania艂ego. Nie mia艂 nawet pewno艣ci, 偶e osi膮gnie co艣 rzeczywi艣cie u偶ytecznego. Ale by艂 bardzo zm臋czony i by膰 mo偶e nie my艣la艂 jasno.
W ka偶dym razie oczekiwa艂, 偶e uda si臋 z艂ama膰 Amerykan贸w. Bardzo pragn膮艂, by skapitulowali, by krzyczeli i p艂akali. Kto da艂 cudzoziemcom prawo do wtr膮cania si臋 w kurdyjsk膮 walk臋 o wolno艣膰? A tch贸rzliwie odebra膰 偶ycie bojownikowi, kt贸ry wykaza艂 si臋 nie tylko bohaterstwem, lecz i wsp贸艂czuciem... nie, to niewybaczalne.
S艂ucha艂 brz臋ku odsuwanych -krat. Z jamy wyci膮gni臋to dw贸jk臋 je艅c贸w, pozostali krzyczeli co艣 ze swych cel. Ich krzyki ogrzewa艂y mu dusz臋 jak ogie艅 w zimn膮 noc ogrzewa cia艂o. Potem zacz膮艂 rozmy艣la膰 o tym, co zdarzy艂o si臋 dzi艣 i o burzy, jak膮 wzniec膮, nim sko艅czy si臋 dzie艅. My艣la艂 o swym bracie i o dumie, kt贸r膮 czu艂 z powodu tego, co zamierza zrobi膰. My艣li te ogrza艂y go i wreszcie Ibrahim zapad艂 w sen.
35
Wtorek, 11.43 - dolina Bekaa, Liban
Kiedy Sandra DeVonne by艂a dziewczynk膮, z przyjemno艣ci膮 pomaga艂a ojcu, pracuj膮cemu w kuchni ich mieszkania w South Norwalk w Connecticut. Za dnia, ojciec kierowa艂 barem szybkiej obs艂ugi przy zawsze zat艂oczonej Post Road, w nocy miesza艂 w wielkiej misie sk艂adniki, z kt贸rych pr贸bowa艂 wyprodukowa膰 lody smakuj膮ce lepiej ni偶 jakikolwiek inne, dost臋pne na rynku. Po dw贸ch latach uda艂o mu si臋 stworzy膰 przepis na 艣mietankowe lody, kt贸re jego 偶ona sprzedawa艂a na meczach ma艂ej ligi baseballowej i jarmarkach. Kiedy min膮艂 nast臋pny rok, rzuci艂 prac臋 w barze i zacz膮艂 sprzedawa膰 lody w kiosku przy drodze nr 7 w Wilton, w Connecticut. Po dw贸ch latach otworzy艂 drugi kiosk. Na kilka miesi臋cy przed wst膮pieniem c贸rki do Si艂 Powietrznych Stan贸w Zjednoczonych otworzy艂 dwunasty punkt sprzeda偶y Lod贸w 艢mietankowych Carla, a tak偶e otrzyma艂 tytu艂 Najlepszego Afroameryka艅skiego Biznesmena Roku stanu Connecticut.
Obserwuj膮c pracuj膮cego po nocach ojca Sandra nauczy艂a si臋 przede wszystkim cierpliwo艣ci, a tak偶e po艣wi臋cenia i milczenia. Ojciec pracowa艂 niczym artysta, w napi臋ciu, nie znosz膮c, by kto艣 mu przeszkadza艂. Pami臋ta艂a chwile, kiedy na twarzy mia艂 tyle cukru pudru, 偶e wygl膮da艂 jak mim. Prawie godzin臋 siedzia艂a kiedy艣 na ma艂ym drewnianym kuchennym stole, kr臋c膮c korbk膮 maszynki do lod贸w i z wysi艂kiem powstrzymuj膮c si臋 od 艣miechu. Gdyby si臋 roze艣mia艂a, g艂臋boko urazi艂aby tat臋. Przez t臋 d艂ug膮, bardzo d艂ug膮 godzin臋 pracowa艂a z zamkni臋tymi oczami, nuc膮c cichutko kolejne piosenki z listy przeboj贸w, robi艂a co mog艂a, 偶eby si臋 nie roze艣mia膰.
To nie by艂a ma艂a kuchenka mieszkania w South Norwalk, a ten m臋偶czyzna nie by艂 jej ojcem, Sandra jednak zn贸w czu艂a si臋 ma艂a i bezradna. R臋ce wykr臋cono jej do ty艂u i przykuto do umieszczonego na wysoko艣ci pasa 偶elaznego pier艣cienia. Naprzeciw niej, po drugiej stronie jaskini, Mike Rodgers wisia艂 z r臋kami przykutymi do pier艣cienia umocowanego w kamiennym stropie jaskini, ledwie dotykaj膮c palcami st贸p ziemi. Jeden z Kurd贸w rozci膮艂 jego koszul臋 no偶em, a potem, niemal machinalnie, przeci膮艂 mu sk贸r臋 pod nosem, rysuj膮c nad g贸rn膮 warg膮 krwawe w膮sy.
W blasku jedynej 艣wiec膮cej tu 偶ar贸wki Sandra widzia艂a twarz genera艂a. Patrzy艂 w jej kierunku, ale nie na ni膮. Krew zalewa艂a mu usta i 艣cieka艂a na pier艣, lecz on koncentrowa艂 si臋 na czym艣 wspomnieniu, wierszu, marzeniu - a jednocze艣nie zbiera艂 si艂y, by wytrzyma膰 co艣, co mia艂o dopiero nast膮pi膰.
Po kilku minutach pojawi艂o si臋 dw贸ch m臋偶czyzn. Jeden z nich trzyma艂 zapalon膮 ju偶 i sycz膮c膮 ma艂膮, gazow膮 lamp臋 lutownicz膮, drugi szed艂 charakterystycznym, dumnym krokiem. R臋ce za艂o偶y艂 za plecy, blade oczy biega艂y od jednego je艅ca do drugiego. Nie by艂o w nich lito艣ci, nie by艂o po偶膮dania, lecz tylko fanatyczne przekonanie o s艂uszno艣ci i konieczno艣ci podejmowanych dzia艂a艅.
M臋偶czyzna zatrzyma艂 si臋, stoj膮c plecami do Sandry.
-聽Jestem dow贸dc膮 - powiedzia艂 g艂臋bokim g艂osem, mocno akcentowan膮 angielszczyzn膮. - Nie obchodz膮 mnie wasze nazwiska. Je艣li umrzecie, te偶 mnie to nie obejdzie. Macie po prostu powiedzie膰 mi wszystko, co wiecie o obs艂udze waszego pojazdu. Je艣li b臋dziesz zwleka艂, umrzesz tu, gdzie stoisz, a my zajmiemy si臋 z kolei t膮 m艂od膮 dam膮. Ona cierpie膰 b臋dzie w inny spos贸b. Spojrza艂 na Sandr臋. - Znacznie bardziej poni偶aj膮cy. - Zn贸w skupi艂 si臋 na generale. - Kiedy sko艅czymy z ni膮, zabierzemy si臋 do nast臋pnego cz艂onka twojej grupy. Je艣li zdecydujesz si臋 wsp贸艂pracowa膰, powr贸cisz do celi. Zabi艂e艣 wprawdzie jednego z naszych, ale tak post膮pi艂by ka偶dy dobry 偶o艂nierz. Nie mam zamiaru kara膰 偶o艂nierza, zostaniecie wszyscy zwolnieni, kiedy tylko ustalimy warunki. Czy chcesz powiedzie膰 nam, co wiesz?
Rodgers milcza艂. M臋偶czyzna czeka艂 zaledwie par臋 sekund.
-聽Dowiedzia艂em si臋, 偶e na pustyni wytrzyma艂e艣 p艂omie艅 zapalniczki - m贸wi艂 dalej. - Doskonale. 呕eby艣 wiedzia艂, co czeka ci臋 teraz. Przypieczemy ci tors. Potem zdejmiemy spodnie i zabierzemy si臋 za uda. B臋dziesz krzycza艂, a偶 krew rzuci ci si臋 z gard艂a. Czy jeste艣 pewien, 偶e nie chcesz zacz膮膰 m贸wi膰?
Mike milcza艂. Kurd westchn膮艂, po czym skin膮艂 g艂ow膮 na m臋偶czyzn臋 z lamp膮. M臋偶czyzna podszed艂 do je艅ca i powoli zbli偶y艂 p艂omie艅 do jego lewej pachy.
Genera艂 zacisn膮艂 z臋by. Oczy mu si臋 rozszerzy艂y, stopy oderwa艂y od pod艂ogi. Wystarczy艂o kilka sekund, by ci臋偶kie powietrze jaskini przesyci艂 niezno艣ny smr贸d zw臋glonego cia艂a i spalonych w艂os贸w. Sandra oddycha艂a przez usta, tylko w ten spos贸b mog艂a powstrzyma膰 si臋 od wymiot贸w.
Dow贸dca Kurd贸w zauwa偶y艂 to i przykry艂 jej usta d艂oni膮, zmuszaj膮c j膮 do oddychania przez nos. Naciska艂 te偶 jej 偶uchw臋, wi臋c nie mog艂a go ugry藕膰.
-聽Z mojego do艣wiadczenia wynika, 偶e kto艣 z grupy zawsze udziela potrzebnych nam informacji - powiedzia艂. - Je艣li teraz zaczniesz m贸wi膰, ocalisz ich wszystkich. 艂膮cznie z tym m臋偶czyzn膮. Twoja rasa by艂a gn臋biona przez wieki i nadal jest gn臋biona. - Cofn膮艂 r臋k臋. - Czy nie rozumiesz, co prze偶ywamy?
Sandra zna艂a zasad臋 m贸wi膮c膮, 偶e zak艂adnikom nie wolno dyskutowa膰 z terrorystami. Ale ten terrorysta co艣 jej u艣wiadomi艂. Da艂 jej szans臋.
-聽Rozumiem, co prze偶ywacie. Ale nie rozumiem tego, co robisz.
-聽Mo偶esz zako艅czy膰 tortury. Nie jeste艣 archeologiem, lecz 偶o艂nierzem. - Gestem g艂owy wskaza艂 Rodgersa. - On przeszed艂 odpowiedni trening. Widz臋 to. Czuj臋. - Podszed艂 bli偶ej dziewczyny. - Nie lubi臋 torturowa膰 ludzi. M贸w. Pom贸偶 mi, a pomo偶esz jemu. Pomo偶esz mojemu narodowi. Ocalisz 偶ycie wielu ludzi!
Sandra milcza艂a.
-聽Rozumiem ci臋 - m贸wi艂 Kurd. - Nie pozwol臋 jednak, by codziennie gin臋艂y dziesi膮tki kobiet i dzieci - tylko dlatego, 偶e komu艣 nie podoba si臋 nasza kultura, nasz j臋zyk, nasza forma islamu. Setki Kurd贸w siedz膮 w syryjskich wi臋zieniach, gdzie torturuj膮 ich cz艂onkowie Mukhabarat, tajnej policji. Z pewno艣ci膮 rozumiesz, jak bardzo pragn臋 im pom贸c.
-聽Rozumiem. I wsp贸艂czuj臋. Cudze okrucie艅stwo nie usprawiedliwia jednak twojego okrucie艅stwa.
-聽Nie jestem okrutny. Bardzo chc臋, by to si臋 sko艅czy艂o. Sam by艂em torturowany. Pod sk贸r臋 wprowadzono mi przewody elektryczne pod napi臋ciem - to nie zostawia 艣lad贸w. Martwe zwierz臋, zawieszone na szyi komu艣 trzymanemu w rozgrzanej celi nie zostawia 艣lad贸w, ani uk膮szenia zwabionych smrodem much, ani wymioty. Turecki oddzia艂 zgwa艂ci艂 moj膮 偶on臋. Umar艂a. Na wzg贸rzach znalaz艂em jej cia艂o. Gwa艂cono j膮 w spos贸b tak okrutny, 偶e nie potrafisz sobie tego wyobrazi膰. - Kurd spojrza艂 na Rodgersa. - Inne narody nie pali艂y si臋 do udzielenia nam pomocy. Specjalny wys艂annik Stan贸w Zjednoczonych bez przekonania pr贸bowa艂 pogodzi膰 walcz膮ce ze sob膮 w Iraku klany Talabani i Barzani. Nie mia艂 pieni臋dzy, nie m贸g艂 da膰 broni. Nic nie zdzia艂a艂. Ameryka艅skie lotnictwo pr贸bowa艂o przeszkodzi膰 Irakowi w bombardowaniu Kurd贸w na p贸艂nocy. Im si臋 uda艂o, wi臋c Irakijczycy zatruli nam po prostu 藕r贸d艂a wody. Temu nie zdo艂a艂o zapobiec 偶adne lotnictwo. Najwy偶szy czas, 偶eby艣my sami sobie pomogli. Najwy偶szy czas, by nar贸d poprowadzi艂 jeden w贸dz.
Dlatego w艂a艣nie nie powinni艣my z wami rozmawia膰, pomy艣la艂a Sandra. Ten cz艂owiek pos艂ugiwa艂 si臋 nieodpart膮 logik膮. I w jednym mia艂 absolutn膮 racj臋: kto艣 z pewno艣ci膮 zacznie m贸wi膰. Ale nie ona. Z艂o偶y艂a przysi臋g臋, a cz臋艣ci膮 tej przysi臋gi by艂o zobowi膮zanie do wykonywania rozkaz贸w. Genera艂 nie chcia艂, 偶eby m贸wi艂a, wi臋c nie mo偶e m贸wi膰. Nie b臋dzie m贸wi膰. Lepiej umrze膰, ni偶 przez ca艂e 偶ycie d藕wiga膰 ci臋偶ar takiej winy.
Kajdanki, kt贸rymi skuto r臋ce Mike'a, zadzwoni艂y o 偶elazne k贸艂ko w stropie jaskini. Sandra patrzy艂a na przyw贸dc臋 Kurd贸w. Po minucie p艂omie艅 przeniesiono na drugi bok genera艂a. Tym razem drgn膮艂... i ona drgn臋艂a r贸wnie偶. Otworzy艂 usta, oczy mu si臋 wywr贸ci艂y, ca艂e cia艂o dr偶a艂o. Kopa艂 skr臋powanymi nogami, ale nie krzycza艂.
Spokojny, rozlu藕niony Kurd obserwowa艂, jak oprawca przenosi p艂omie艅 na kark ofiary, kt贸rej cia艂o wygi臋艂o si臋 w 艂uk, dr偶a艂o. Mike zamkn膮艂 oczy. Z jego otwartych ust wydoby艂 si臋 g艂o艣ny bulgot. Gdy tylko zda艂 sobie z tego spraw臋, zmusi艂 si臋 do zaci艣ni臋cia z臋b贸w.
Cho膰 w jej oczach pojawi艂y si臋 艂zy, cho膰 usta mia艂a suche ze strachu, Sandra milcza艂a.
Nagle rozleg艂 si臋 wydany po arabsku rozkaz. Kat cofn膮艂 si臋 o krok i wy艂膮czy艂 lamp臋. Dow贸dca obr贸ci艂 si臋 ku dziewczynie.
-聽Daj臋 ci kilka chwil do namys艂u. Przez te kilka chwil nie b臋dziesz musia艂a patrze膰, jak cierpi tw贸j przyjaciel. - U艣miechn膮艂 si臋. - Przyjaciel... a mo偶e dow贸dca? Zreszt膮 nie ma to najmniejszego znaczenia. Pomy艣l o ludziach, kt贸rym mo偶esz pom贸c. Swoich ludziach... i moich. Prosz臋, by艣 pomy艣la艂a te偶 o Niemcach z czas贸w li wojny 艣wiatowej. Czy patriotami byli ci, kt贸rzy s艂uchali rozkaz贸w Hitlera, czy ci, kt贸rzy robili to, co nale偶a艂o zrobi膰?
Zamilk艂 i czeka艂 przez chwil臋. Sandra milcza艂a. Wyszed艂 w ko艅cu, a za nim wyszed艂 terrorysta z lamp膮.
Kiedy ich kroki ucich艂y, dziewczyna spojrza艂a na dow贸dc臋. Mike z wysi艂kiem uni贸s艂 g艂ow臋.
-聽Nic... nie m贸w! - rozkaza艂 jej.
-聽Nic nie powiem - obieca艂a.
-聽Nie 偶yjemy w faszystowskich Niemczech. - Rodgers dysza艂 ci臋偶ko. - A oni s膮... terrorystami. U偶yj膮 CR, by zabija膰. Ro... rozumiesz?
-聽Tak.
Mike zwiesi艂 g艂ow臋. Przez 艂zy dziewczyna widzia艂a ciemne krwawe rany pod jego pachami. Ma racj臋, pomy艣la艂a. Ci ludzie zabili tysi膮ce wysadzaj膮c tam臋. B臋d膮 zabija膰 dalej i - je艣li uda si臋 im u偶y膰 CR do 艣ledzenia wojsk przeciwnika i pods艂uchiwania jego rozm贸w - tak偶e skuteczniej. Kurdowie byli prze艣ladowani, owszem, ale czy lepiej 偶y艂oby si臋 im pod rozkazami takiego cz艂owieka? Cz艂owieka, kt贸ry cierpia艂, a jednak sk艂onny by艂 spali膰 zak艂adnika 偶ywcem, a innych trzyma膰 w wygrzebanych w ziemi jamach. Gdyby by艂 Syryjczykiem, czy tolerowa艂by tureckich Kurd贸w? Gdyby by艂 Turkiem, czy tolerowa艂by irackich Kurd贸w?
Nie wiedzia艂a, lecz, je艣li genera艂 Rodgers got贸w by艂 umrze膰 raczej ni偶 m贸wi膰, ona p贸jdzie w jego 艣lady.
Us艂ysza艂a kroki. Oprawcy wracali. Widzia艂a, jak Mike oddycha g艂臋boko, zbieraj膮c si艂y i poczu艂a, jak nogi si臋 pod ni膮 uginaj膮. Szarpn臋艂a si臋 w wi臋zach 偶a艂uj膮c, 偶e nie mo偶e umrze膰 walcz膮c.
W jaskini pojawi艂 si臋 tylko oprawca z zapalon膮 lamp膮 lutownicz膮, dow贸dcy z nim nie by艂o. Kurd podszed艂 do je艅ca. Spokojnie, jakby rozpala艂 w臋giel w grillu, skierowa艂 p艂omie艅 na obojczyk ofiary.
Rodgers odrzuci艂 g艂ow臋. Zaciska艂 z臋by przez d艂ug膮, bardzo d艂ug膮 chwil臋, lecz w ko艅cu zacz膮艂 jednak krzycze膰.
36
Wtorek, 3.55 - Waszyngton, Dystrykt Columbia
Bob Herbert pi艂 pi膮ty kubek kawy, Matt Stoll w艂a艣nie sko艅czy艂 si贸dm膮 puszk臋 wody mineralnej. Obaj pracowali w gabinecie Stolla, wychodz膮c z niego wy艂膮cznie do toalety. Siedzieli w Centrum kamieniem, mimo 偶e s艂u偶b臋 obj臋艂a ju偶 nocna zmiana.
Obaj przegl膮dali zdj臋cia doliny Bekaa, robione od 1975 roku przez satelity, szpieg贸w i izraelskich komandos贸w z Sayeret Tzanhanim. Wiedzieli, 偶e CR jest gdzie艣 w dolinie, ale nie wiedzieli gdzie. Loty FI6, startuj膮cych z bazy Incirlik, nie dostarczy艂y 偶adnych nadaj膮cych si臋 do wykorzystania informacji. G臋ste lasy i kamufla偶 czyni艂y obserwacj臋 wizualn膮 kompletnie bezcelow膮. A wyj膮wszy sygna艂 zak艂贸caj膮cy niskiej mocy - CR zosta艂o albo wy艂膮czone, albo ukryte w jaskini lub pod skalnym nawisem. Gdyby nie to, czujniki podczerwieni co艣 by z艂apa艂y. Wojskowe samoloty wysy艂a艂y tak偶e mikrofale, staraj膮c si臋 wzbudzi膰 pasywn膮 tarcz臋 radaru CR. Gdyby Rodgers by艂 w stanie dotrze膰 do samochodu i w艂膮czy膰 jego transponder, CR odpowiedzia艂oby kodowanym sygna艂em. Jak do tej pory 偶adnego sygna艂u nie odebrano.
Nie maj膮c nic lepszego do roboty, Matt i Bob przegl膮dali zdj臋cia. Herbert nie by艂 ca艂kiem pewien, czego w艂a艣ciwie szuka, obserwowa艂 jednak kolejne obrazy na dwudziestodziewi臋ciocalowym monitorze komputera Stolla i stara艂 si臋 my艣le膰 jak nieprzyjaciel.
Zgodnie z ocen膮 wywiadu tureckiego, potwierdzon膮 przez wywiad Izraela, kurdyjskich bojownik贸w by艂o oko艂o pi臋tnastu tysi臋cy, z czego dziesi臋膰 tysi臋cy w g贸rskich obozach wschodniej Turcji i p贸艂nocnego Iraku. Reszt臋 podzielono na oddzia艂y, licz膮ce od dziesi臋ciu do dwudziestu bojownik贸w. Niekt贸re z nich mia艂y przydzielone okre艣lone tereny Damaszku, Ankary i innych wielkich miast, zadaniem innych by艂o prowadzenie 膰wicze艅, nadz贸r nad 艂膮czno艣ci膮 i utrzymywanie linii zaopatrzenia biegn膮cych przez dolin臋 Bekaa. Dolina sta艂a si臋 teraz najwyra藕niej tak偶e schronieniem szczeg贸lnie agresywnego oddzia艂u Kurd贸w syryjskich. Oddziale co najmniej 艣ci艣le wsp贸艂pracuj膮cego z Kordami z Iraku i Turcji.
-聽No wi臋c terrory艣ci maj膮 CR... - zacz膮艂 po raz nie wiadomo kt贸ry Herbert.
Matt opu艣ci艂 g艂ow臋 na skrzy偶owane na blacie biurka ramiona.
-聽Tylko nie to, Bob - j臋kn膮艂.
-聽W艂a艣nie, 偶e to.
-聽Przecie偶 musi by膰 co艣, czego jeszcze nie pr贸bowali艣my. Farmerzy w dolinie kontaktuj膮 si臋 ze swoimi pracownikami przez telefony kom贸rkowe. Pods艂uchajmy je. Mo偶e co艣 us艂yszymy.
-聽Moi ludzie ich pods艂uchuj膮. Jak na razie niczego nie us艂yszeli. - Bob poci膮gn膮艂 艂yk ciep艂ej kawy z wyszczerbionego, poplamionego kubka, kt贸ry sta艂 kiedy艣 na biurku szefa Biura S艂u偶b Strategicznych, „Dzikiego" Billa Donovana. - A wi臋c, terrory艣ci maj膮 CR. Wr贸cili do swej kwatery g艂贸wnej. Poniewa偶 nie mo偶emy znale藕膰 terroryst贸w, musimy znale藕膰 ich baz臋. Pytanie brzmi: czego szukamy?
-聽Ka偶de centrum dowodzenia musi mie膰 dost臋p do wody, generatory pr膮du, anten臋 radiow膮 do 艂膮czno艣ci oraz, prawdopodobnie, os艂on臋 z g臋sto rosn膮cych drzew - wylicza艂 Stoll monotonnym g艂osem. - Przerabiali艣my to a偶 do znudzenia. Wod臋 mo偶na transportowa膰 ci臋偶ar贸wkami lub helikopterami, spaliny generatora mo偶na odprowadzi膰 zwyk艂膮 gumow膮 tur膮 i rozproszy膰 tak, 偶e nie dostrzeg膮 jej czujniki ciep艂a w samolotach, a anten臋 radiow膮 艂atwo ukry膰.
-聽Transportowanie wody pitnej helikopterem wymaga od cholery i troch臋 lot贸w - zauwa偶y艂 Herbert. - Jest du偶a szansa, 偶e zostan膮 one zauwa偶one.
-聽Nawet w nocy?
-聽Nie. W nocy masz du偶膮 szans臋, 偶e rozsmarujesz si臋 na kt贸rym艣 z tych szczyt贸w, zw艂aszcza je艣li u偶ywasz dwudziesto - lub nawet trzydziestoletniego ptaszka. Je艣li za艣 chodzi o ci臋偶ar贸wki-cysterny, to maj膮 one to do siebie, 偶e poruszaj膮 si臋 po drogach. Wi臋c je艣li baza nie le偶y nad strumieniem - a w tym regionie nie ma znowu tak wielu strumieni - musi by膰 przy drodze, co najmniej polnej drodze.
-聽Jasne. A to daje nam trzydzie艣ci albo i czterdzie艣ci mo偶liwych miejsc. Ogl膮damy w k贸艂ko te same zdj臋cia, powi臋kszamy ich r贸偶ne fragmenty, analizujemy na komputerze dane geologiczne... i nadal nie mamy nic.
-聽Tylko dlatego, 偶e najwyra藕niej nie szukamy tego, czego powinni艣my szuka膰. Dzia艂alno艣膰 cz艂owieka zawsze pozostawia po sobie jaki艣 艣lad. - Herbert czu艂 ogarniaj膮cy go gniew. Cho膰 nie mia艂 satelity i technicznych 艣rodk贸w rozpoznania, kt贸rymi pos艂ugiwa艂 si臋 w normalnej sytuacji, powinien przeciec znale藕膰 te 艣lady. „Dziki" Bill Donovan je znajdowa艂. 呕ycie wielu ludzi i bezpiecze艅stwo narodowe zale偶a艂o od tego, czy je znajdzie. - Doskonale - powiedzia艂. - Wiemy, 偶e ich baza znajduje si臋 gdzie艣 tu. Jakie inne 艣lady mog艂yby wskazywa膰 na jej istnienie?
Stoll podni贸s艂 g艂ow臋.
-聽Ukryte w艣r贸d pn膮czy zasieki z drutu kolczastego, kt贸rych nie zobaczymy z powietrza. Miny, kt贸rych w og贸le nie mamy szansy zobaczy膰. Niedopa艂ki papieros贸w, kt贸re mogliby艣my zobaczy膰, gdyby艣my mieli jakiego艣 satelit臋. To ju偶 by艂o, Bob!
-聽No to zabierzmy si臋 do sprawy inaczej - zaproponowa艂 Herbert.
-聽艢wietnie. Zamieniam si臋 w s艂uch. Strzelaj.
-聽Jeste艣 przyw贸dc膮 terroryst贸w. Czego przede wszystkim wymagasz od swej bazy?
-聽Powietrza. Jedzenia. Wychodka. To chyba najwa偶niejsze.
-聽Jest jeszcze co艣. Co艣 znacznie wa偶niejszego. Najwa偶niejsze jest dla ciebie bezpiecze艅stwo. Po艂膮czenie walor贸w obronnych i mo偶liwo艣ci ukrycia si臋.
-聽Przed czym? Przed szpiegami czy atakiem wojska? Z powietrza czy z ziemi? B臋dziesz atakowa艂 czy wycofywa艂 si臋?
-聽Chodzi o zabezpieczenie przed bombardowaniem. Nalot i ogie艅 artyleryjski to naj艂atwiejszy spos贸b zniszczenia bazy.
-聽艢wietnie. Dok膮d nas to prowadzi?
-聽Wiemy, 偶e wi臋kszo艣膰 tych jaski艅 jest z... jak to nazwa艂 Phil w tej swojej analizie?
-聽Nie pami臋tam. Ska艂a porowata, ska艂a g膮bczasta, co艣 takiego. Co艣, co mo偶na rozbi膰 kiepskim ciosem karate.
-聽W艂a艣nie. Chodzi o to, 偶e taka ska艂a chroni przed obserwacj膮 z powietrza, ale nie atakiem. Co chroni przed atakiem?
Przed atakiem? - powt贸rzy艂 Stoll. - M贸wi艂e艣, 偶e terrory艣ci w Bekaa przemieszczaj膮 si臋 ci膮gle jak szczury. Najlepsz膮 obron膮 jest zachowanie w tajemnicy miejsca pobytu.
-聽Prawda. Ale mo偶liwa jest przecie偶 zmiana sytuacji.
-聽Jak to?
-聽Logistyka - wyja艣ni艂 Herbert. - Je艣li ci terrory艣ci koordynuj膮 dzia艂ania w co najmniej dw贸ch krajach, musz膮 mie膰 jakie艣 centrum, w kt贸rym gromadz膮 bro艅, materia艂y wybuchowe, mapy, informacje.
-聽Istniej膮 jeszcze komputery i telefony kom贸rkowe, a je transportuje si臋 ca艂kiem 艂atwo.
-聽Te cude艅ka rzeczywi艣cie s膮 mobilne - przyzna艂 Herbert. Ale nasi klienci musz膮 te偶 膰wiczy膰, przygotowuj膮c si臋 do bardzo specyficznych misji. - Wypi艂 艂yk kawy z dna kubka, mi臋dzy z臋bami poczu艂 zmielone ziarenka. Wyplu艂 je, nie zastanawiaj膮c si臋 nad tym, co robi. - Dobrze, przemy艣lmy to sobie. Kiedy jaki艣 oddzia艂 膰wiczy przed jak膮艣 misj膮 specjaln膮, przede wszystkim buduje makiet臋 miejsca, kt贸re zaatakuje.
-聽Bob, ci faceci z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie wybudowali nigdzie makiety tamy!
-聽Oczywi艣cie. Bo i nie musieli.
-聽A to czemu?
-聽Bo atak na tam臋 wymaga艂 wy艂膮cznie brutalnej si艂y. Terrory艣ci nie musieli pracowa膰 nad technik膮, nie musieli 膰wiczy膰 - podlecieli, zrzucili bomb臋, odlecieli i tyle. Ale je艣li by艂 to wy艂膮cznie wst臋p, a prawie na pewno by艂, z pewno艣ci膮 zaplanowali nast臋pne uderzenia. Ataki, kt贸re trzeba ju偶 prze膰wiczy膰.
-聽Dlaczego? Co ka偶e ci przypuszcza膰, 偶e nie b臋d膮 to kolejne manifestacje si艂y?
Herbert dopi艂 kaw臋. Zn贸w poczu艂 w ustach ziarenka. Wyplu艂 je do kubka i odsun膮艂 go.
-聽Historia uczy, Matt, 偶e pierwsze uderzenie wojny lub pewnego etapu wojny jest wielkie, zaskakuj膮ce, i o znaczeniu strategicznym, jak Pearl Harbor albo l膮dowanie w Normandii. Szokuje, destabilizuje. Potem przeciwnika nie da si臋 ju偶 zaskoczy膰, wi臋c trzeba dzia膰 bardziej metodycznie. Ataki musz膮 by膰 lepiej przemy艣lane i przygotowane, chirurgiczne.
-聽Na przyk艂ad zaj臋cie wa偶nego miasta, zab贸jstwo przyw贸dc贸w opozycji...
-聽Dok艂adnie tak. A to wymaga 膰wicze艅 na makietach. W po艂膮czeniu z innymi czynnikami: 艂膮czno艣膰, dostawy, dowodzenie, oznacza to tak偶e posiadanie sta艂ej bazy.
-聽Mo偶e. - Matt wskaza艂 palcem monitor. - Ale nie w jaskiniach z mi臋kkiej skaty, jakie mamy tutaj. Ich si臋 nie da wzmocni膰. Popatrz. Na pocz膮tek, nie s膮 wcale takie du偶e. Dwa metry wysoko艣ci, p贸艂tora szeroko艣ci. Gdyby podeprze膰 je stemplami, wzmocni膰 偶elaznymi szynami, w 艣rodku nie zosta艂oby nawet tyle miejsca, 偶eby si臋 obr贸ci膰.
Bob 偶u艂 przez chwil臋 nie zmielone ziarnko kawy, a potem wyj膮艂 je z ust. Przygl膮da艂 mu si臋 nieobecnym spojrzeniem.
-聽Czekaj, czekaj... - powiedzia艂. - Ziemia!
-聽Co?
Herbert wyrzuci艂 wreszcie nieszcz臋sne ziarenko.
-聽Ziemia. Wewn膮trz takiej jaskini nie wybudujesz wiele, ale przecie偶 mo偶esz kopa膰! Wietkong robi艂 tak przez ca艂膮 wojn臋!
-聽Masz na my艣li podziemny bunkier, prawda?
-聽Jasne. To idealne rozwi膮zanie. No, i upro艣ci nam poszukiwania. W takich jaskiniach nie u偶yjesz materia艂u wybuchowego, bo strop zawali ci si臋 na g艂ow臋...
-聽Ale mo偶esz wykopa膰 tunel - doko艅czy艂 Stoll. By艂 wyra藕nie podniecony. - Musisz wykopa膰 tunel!
-聽S艂usznie. A kopie si臋 w ziemi. ,
-聽Z opis贸w przy tych zdj臋ciach wynika, ze wi臋kszo艣膰 jaski艅 wy偶艂obi艂y w skale strumienie.
-聽Wi臋kszo艣膰, ale zapewne nie wszystkie.
Matt zamkn膮艂 plik ze zdj臋ciami i wywo艂a艂 rezultaty bada艅 geologicznych, kt贸re za艂atwi艂 im Katzen, nim wyruszy艂 w teren. Z napi臋ciem wpatrywali si臋 w monitor, podczas gdy komputer wyszukiwa艂 s艂owo: GLEBA. Znalaz艂 trzydzie艣ci siedem odwo艂a艅 do sk艂adu gruntu. Przegl膮dali je, szukaj膮c informacji o wzgl臋dnie nowych pracach ziemnych. Przebijali si臋 przez cyfry, procenty i terminy geologiczne, a偶 wreszcie Herbert zauwa偶y艂 co艣 interesuj膮cego.
-聽Czekaj! - krzykn膮艂. Z艂apa艂 mysz, cofn膮艂 si臋 o stron臋. - Popatrz, Matt. Syryjskie studium rolnicze ze stycznia tego roku. Zacz膮艂 przegl膮da膰 je uwa偶nie. - Geologowie zwr贸cili uwag臋 na anomali臋 w regionie poro艣ni臋tym d臋bami korkowymi w g贸rach Chouf.
Matt zerkn膮艂 w notatki.
-聽艢wi臋ty Jezu, CR jest gdzie艣 tam!
Herbert nie odrywa艂 wzroku od monitora.
-聽Pisz膮 tu, 偶e warstwa pozioma A charakteryzuje si臋 niezwyk艂膮 aktywno艣ci膮 biotyczn膮 oraz proporcj膮 materii organicznej typow膮 dla warstwy poziomej B. Ruch odbywa si臋 na og贸l z warstw A do warstwy B, rozdrobniona ziemia przenika w g艂膮b. Koncentracja materii mi臋dzywarstwowej sugeruje jedn膮 z dw贸ch mo偶liwo艣ci. Po pierwsze, pr贸bowano u偶y藕ni膰 grunt ziemi膮 bardziej aktywn膮, a potem zarzucono te plany, albo, po drugie, w pobli偶u odbywa艂y si臋 prace archeologiczne. Poziom aktywno艣ci biologicznej sugeruje, 偶e warstwa gruntu B zosta艂a tu z艂o偶ona w ci膮gu poprzednich czterech do sze艣ciu tygodni.
Stoll spojrza艂 na Herberta.
-聽Prace archeologiczne... a mo偶e budowa bunkra? - zapyta艂.
-聽Mo偶liwe. Bardzo mo偶liwe. I czas pasuje. Znale藕li t臋 anomali臋 cztery miesi膮ce temu. Kto艣 kopa艂 tam pi臋膰 do sze艣ciu miesi臋cy temu. Pi臋膰, sze艣膰 miesi臋cy wystarczy na za艂o偶enie bazy i przeprowadzenie 膰wicze艅.
Matt zacz膮艂 wstukiwa膰 komendy.
-聽Co robisz? - zainteresowa艂 si臋 Bob.
-聽NBR regularnie fotografuje dolin臋 Bekas. Je艣li kto艣 tam kopa艂, to mo偶e nie tylko 艂opat膮?
-聽No tak, te jaskinie s膮 odpowiedniej wielko艣ci. Mo偶e kupili sobie kopark臋, buldo偶er, i wtedy, w nocy...
-聽Pozosta艂yby g艂臋bokie 艣lady opon. Mo偶e nie od samego sprz臋tu, ale ci臋偶ar贸wki albo naczepy, kt贸r膮 go przywieziono.
Odpowiednie pliki zosta艂y za艂adowane. Matt wywo艂a艂 program graficzny. Nast臋pnie wpisa艂 has艂o 艢LADY K脫艁. Z menu wybra艂 nast臋pnie opcje NIE SAMOCHODY OSOBOWE. Komputer zabra艂 si臋 do roboty. Min臋艂a minuta i poda艂 informacj臋 o trzech zdj臋ciach. Matt wywo艂a艂 je na monitorze.
Wszystkie trzy pokazywa艂y wyra藕ne, g艂臋bokie 艣lady przed t膮 sam膮 jaskini膮.
-聽Gdzie jest ta jaskinia? - spyta艂 Bob.
Matt kaza艂 komputerowi wyszuka膰 jaskini臋 w plikach geograficznych. Koordynaty pojawi艂y si臋 po zaledwie kilku sekundach.
Stoll podni贸s艂 puszk臋 Taba.
-聽Mamy ich! - powiedzia艂 z triumfem, unosz膮c j膮 do ust. Herbert tylko skin膮艂 g艂ow膮, porwa艂 telefon kom贸rkowy i zadzwoni艂 do genera艂a Bar-Leviego w Hajfie z informacja, 偶e do jego komputera zaraz za艂aduje si臋 przez modem pewna mapa.
37
Wtorek, 13.00 - Damaszek, Syria
W ci膮gu ostatnich dwudziestu lat Paul Hood odwiedzi艂 wiele straszliwie zat艂oczonych lotnisk w bardzo wielu miastach. W Tokio lotnisko jest, na przyk艂ad, wielkie, lecz porz膮dne, pe艂ne biznesmen贸w i turyst贸w, o ruchu, kt贸rego skali nie potrafi艂 sobie przedtem nawet wyobrazi膰. W Vera Cruz w Meksyku lotnisko by艂o ma艂e, przestarza艂e, upalne i tak wilgotne, 偶e w og贸le nie spos贸b tego sobie wyobrazi膰. Pasa偶erowie, wpatrzeni w tablic臋, na kt贸rej kred膮 wpisywano godziny odlot贸w i przylot贸w, nie mieli nawet si艂y si臋 wachlowa膰.
Nigdy jeszcze nie widzia艂 jednak niczego cho膰by przypominaj膮cego to, co zobaczy艂 po wej艣ciu do terminalu na lotnisku w Damaszku. Tu po prostu nie by艂o gdzie szpilki wetkn膮膰. Na lotnisku t艂oczyli si臋 przede wszystkim dobrze ubrani i zachowuj膮cy spok贸j ludzie. Baga偶 trzymali przewa偶nie na g艂owach, bo nie by艂o go gdzie postawi膰. Uzbrojeni policjanci czuwali przy wyj艣ciach, odsuwaj膮c t艂um, gdy by艂o to konieczne, i pomagaj膮c pasa偶erom, kt贸rzy w艂a艣nie wyl膮dowali. Pasa偶erowie wysiadali z samolot贸w, wyj艣cia zamykano i dalej ka偶dy musia艂 radzi膰 sobie sam.
-聽Czy ci ludzie przylecieli, czy odlatuj膮? - spyta艂 doktora Nawa. Musia艂 krzycze膰, wo艂aj膮cy cz艂onk贸w rodziny, przyjaci贸艂 i asystent贸w ludzie wzniecali nieprawdopodobny wr臋cz ha艂as.
-聽Chyba odlatuj膮 - odkrzykn膮艂 Nasr. - Ale nigdy przedtem nie widzia艂em tu niczego takiego. Co艣 si臋 sta艂o!
Paul odwr贸ci艂 si臋 bokiem i zacz膮艂 przeciska膰 si臋 przez t艂um. Mia艂 wra偶enie, 偶e czuje r臋k臋, w艣lizguj膮c膮 mu si臋 pod .marynark臋. Cofn膮艂 si臋, potr膮caj膮c Nasra. Je艣li ludzie uciekaj膮 z Syrii, paszport i pieni膮dze s膮 na wag臋 z艂ota. Przyciskaj膮c r臋ce do bok贸w, wspi膮艂 si臋 na palce. Jakie艣 pi臋膰 metr贸w dalej dostrzeg艂 unosz膮cy si臋 nad g艂owami t艂umu kawa艂ek bia艂ego kartonu z wypisanym na nim jego nazwiskiem.
-聽Chod藕cie! - krzykn膮艂 do Nasra i Bickinga.
Z trudem przecisn臋li si臋 do ubranego w czarny garnitur m艂odego m臋偶czyzny.
-聽Dzie艅 dobry panu. Jestem z DSA, nazywam si臋 Davies, a to agentka Fernette! - krzykn膮艂 m臋偶czyzna, gestem g艂owy wskazuj膮c stoj膮c膮 u jego boku dziewczyn臋. - Prosz臋 si臋 nas trzyma膰. Przeprowadzimy was przez kontrol臋 celn膮.
M臋偶czyzna i dziewczyna - Yul i Madeleine - odwr贸cili si臋 i ruszyli przed siebie rami臋 przy ramieniu. Hood wraz z reszt膮 towarzystwa poszed艂 za nimi, praktycznie nast臋puj膮c im na pi臋ty. Agenci rozpychali si臋 艂okciami, pracowali ramionami i niemal przewracali ludzi, przepychaj膮c si臋 w艣r贸d nich. Hooda nie zdziwi艂 brak eskorty syryjskich si艂 bezpiecze艅stwa. Na to zajmowa艂 zbyt niskie stanowisko. Zdziwi艂o go jednak, 偶e na lotnisku jest tak niewielu policjant贸w. Umiera艂 z niecierpliwo艣ci, musia艂, po prostu musia艂 dowiedzie膰 si臋, co si臋 sta艂o, ale nie chcia艂 przeszkadza膰 agentom.
Do g艂贸wnego terminalu dotarli dopiero po dziesi臋ciu minutach. Tu ju偶 nie by艂o a偶 tak t艂oczno i baga偶 mogli odebra膰 wzgl臋dnie spokojnie. Czekali, a偶 si臋 pojawi, Paul za艣 mia艂 okazj臋 zamieni膰 kilka s艂贸w z agentami.
-聽Dosz艂o do star膰 na granicy - powiedzia艂a Fernette. Mia艂a kr贸tkie kasztanowate w艂osy, ostry g艂os i wygl膮da艂a na najwy偶ej dwadzie艣cia dwa lata
-聽Powa偶nych?
-聽Tak. Syryjscy 偶o艂nierze otoczyli turecki patrol, kt贸ry przekroczy艂 granic臋 w poszukiwaniu terroryst贸w. Do Syryjczyk贸w strzelano. Odpowiedzieli ogniem. Trzech Turk贸w zgin臋艂o, nim patrol zdo艂a艂 si臋 wycofa膰.
-聽Bywa艂o gorzej - zauwa偶y艂 Nasr. - St膮d ta panika?
Agentka spojrza艂a na niego ciemnymi oczami.
-聽Chodzi o to, co sta艂o si臋 p贸藕niej. Syryjski dow贸dca nie przerwa艂 po艣cigu, jego 偶o艂nierze wkroczyli na terytorium Turcji i starli z powierzchni ziemi turecki posterunek stra偶y granicznej. Tych, kt贸rzy si臋 poddali, zamordowano.
-聽O m贸j Bo偶e! - krzykn膮艂 Bicking.
-聽Kim by艂 ten dow贸dca? - spyta艂 Egipcjanin.
-聽Kurdem.
-聽I co dalej? - niecierpliwi艂 si臋 Paul.
-聽Dow贸dc臋 zdegradowano, a Syryjczycy wycofali si臋. Jednak dopiero wtedy, gdy Turcy przesun臋li na granic臋 oddzia艂y piechoty i czo艂gi. Na tym, o ile wiem, wszystko na razie si臋 sko艅czy艂o.
-聽Wi臋c ucieka kto mo偶e?
-聽Nie, w艂a艣ciwie nie. Na lotnisku s膮 przewa偶nie Jorda艅czycy, Saudyjczycy i Egipcjanie. Rz膮dy wysy艂aj膮 po nich specjalne samoloty. Boj膮 si臋, 偶e ich kraje stan膮 po stronie Turcji. Uciekaj膮 na wszelki wypadek.
Pojawi艂y si臋 baga偶e. Po ich odebraniu go艣cie wraz z agentami przenie艣li si臋 do ma艂ej salki na skraju p贸艂nocnej cz臋艣ci terminalu. B艂yskawicznie przeszli przez kontrol臋 celn膮 i natychmiast znale藕li si臋 w czekaj膮cym na nich samochodzie. Paul z u艣miechem rozsiad艂 si臋 w wielkiej limuzynie, prowadzonej przez ameryka艅skiego szofera. Prezydent musia艂 wys艂a膰 go na koniec 艣wiata, 偶eby zmusi膰 go do podr贸偶owania czym艣 takim.
Drog臋 na p贸艂noc, do miasta, pokonali szybko i bez problemu. Prawie nie napotykali innych samochod贸w. Kierowca okr膮偶y艂 miasto i wjecha艂 w ulic臋 Szalik al-Mouaed. Skr臋ci艂 na zach贸d, ku Mansour. Gmach ambasady by艂 pod numerem drugim.
Na obu ulicach t艂ocznego zwykle miasta nie widzieli 偶adnego samochodu.
Kiedy jechali w膮sk膮 uliczk膮, Nasr pokr臋ci艂 g艂ow膮.
-聽Bywam tu niemal od urodzenia - powiedzia艂 艂ami膮cym si臋 g艂osem. - Jeszcze nigdy nie widzia艂em tego miasta tak opustosza艂ego. Damaszek i Aleppo to dwa najstarsze miasta 艣wiata. Okropny widok.
-聽Z tego co wiem, na p贸艂nocy jest jeszcze gorzej, doktorze powiedzia艂a agentka.
-聽Ludzie wyjechali czy siedz膮 w domach? - spyta艂 Paul.
-聽I jedno, i drugie, prosz臋 pana. Prezydent zakaza艂 t艂oczy膰 si臋 na ulicach, na wypadek, gdyby nagle musia艂y ich u偶y膰 armia albo jego gwardia.
-聽Nie rozumiem. Przecie偶 to, co si臋 dzieje, dzieje si臋 dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w st膮d. Turcy nie posun膮 si臋 do tego, 偶eby zaatakowa膰 stolic臋.
-聽Oni nie - wtr膮ci艂 Bicking - ale za艂o偶臋 si臋, 偶e rz膮d boi si臋 swych w艂asnych obywateli. Kurd贸w, jak ten oficer, kt贸ry zaatakowa艂 Turk贸w.
-聽W艂a艣nie - przytakn臋艂a dziewczyna. - Og艂oszono godzin臋 policyjn膮. Pi膮ta po po艂udniu. je艣li kto艣 wyjdzie po pi膮tej, zostaje natychmiast aresztowany.
-聽A ludzie nie lubi膮 miejscowych areszt贸w - doda艂 Davies. W Damaszku aresztanci s膮 traktowani raczej surowo.
W ambasadzie Hooda powita艂 ambasador H. Peter Haveles. Paul spotka艂 ju偶 tego prawnika, specjalizuj膮cego si臋 w zagadnieniach handlu mi臋dzynarodowego, na przyj臋ciu w Bia艂ym Domu. Haveles 艂ysia艂 i nosi艂 grube okulary. Mia艂 jakie艣 metr siedemdziesi膮t, garbi艂 si臋 jednak i przez to sprawia艂 wra偶enie jeszcze ni偶szego. M贸wi艂o si臋, 偶e dosta艂 nominacj臋 na ambasadora, bo jest przyjacielem wiceprezydenta. jego poprzednik, us艂yszawszy te plotk臋 powiedzia艂 podobno, 偶e to stanowisko daje si臋 wy艂膮cznie najgorszemu wrogowi.
-聽Dzie艅 dobry, Paul - powiedzia艂 ambasador. Nie podszed艂 do drzwi.
-聽Dzie艅 dobry, panie ambasadorze.
-聽Lot by艂 Przyjemny?
-聽S艂ucha艂em starych przeboj贸w na kanale czwartym i spa艂em. Nie m贸g艂 by膰 bardziej przyjemny.
-聽Brzmi nie藕le - przyzna艂 bez przekonania Haveles. Potrz膮sn膮艂 wyci膮gni臋t膮 d艂oni膮, patrz膮c na doktora Nasra.
-聽To zaszczyt go艣ci膰 pana u nas, panie doktorze - powiedzia艂.
-聽To zaszczyt korzysta膰 z waszej go艣cinno艣膰 - odpad Nasr. 呕a艂uj臋 tylko, 偶e spotykamy si臋 w tak ponurych okoliczno艣ciach.
Ambasador przywita艂 jeszcze Warnera, ale ca艂y czas wpatrywa艂 si臋 w Egipcjanina.
-聽S膮 gorsze ni偶 si臋 panu wydaje. Prosz臋 do gabinetu, tam b臋dziemy mogli porozmawia膰 spokojnie. Napijecie si臋 czego艣, panowie?
Nikt nie przyj膮艂 tej propozycji. Haveles gestem wskaza艂 go艣ciom drog臋. Powoli ruszyli korytarzem, gospodarz szed艂 mi臋dzy Paulem a doktorem, Warner za szefem. W korytarzu rozlega艂o si臋 echo ich krok贸w, ambasador za艣 opowiada艂 o rozmieszczonych tu i 贸wdzie starych wazach. O艣wietlone od g贸ry, wygl膮da艂y bardzo efektownie na tle dziewi臋tnastowiecznych fresk贸w, ukazuj膮cych sceny z czas贸w kalif贸w Umajjad贸w w pierwszym wieku naszej ery.
Okr膮g艂y gabinet ambasadora znajdowa艂 si臋 w g艂臋bi budynku. By艂 niewielki, lecz bardzo dekoracyjny, otoczony kolumnami podtrzymuj膮cymi kopu艂臋 - miniatur臋 kopu艂y w katedrze w Basrze. 艢wiat艂o pada艂o przez przeszklony otw贸r w suficie. W sali nie by艂o okien.
Go艣cie rozsiedli si臋 na mi臋kkich, br膮zowych fotelach. Haveles zamkn膮艂 drzwi i zasiad艂 za wielkim biurkiem. Wydawa艂 si臋 za nim jeszcze mniejszy.
-聽Mamy informatora w pa艂acu prezydenckim - powiedzia艂 z u艣miechem. - Podejrzewamy, 偶e pa艂ac ma informatora u nas. Najlepiej jest rozmawia膰 prywatnie.
-聽Oczywi艣cie - przytakn膮艂 Hood.
Ambasador spl贸t艂 d艂onie na biurku.
-聽W pa艂acu panuje przekonanie, 偶e na terenie Damaszku znajduje si臋 grupa zamachowc贸w-samob贸jc贸w. Wiedz膮, 偶e zamach ma nast膮pi膰 dzi艣, p贸藕nym popo艂udniem.
-聽Czy ta informacja zosta艂a potwierdzona? - zainteresowa艂 si臋 Paul.
-聽Mia艂em nadziej臋, 偶e pomo偶ecie nam, panowie, w jej potwierdzeniu. A je艣li nie wy, to przynajmniej wasi ludzie. Otrzyma艂em zaproszenie od prezydenta, w艂a艣nie na dzi艣. - Zerkn膮艂 na stoj膮cy na biurku stary zegar z ko艣ci s艂oniowej. - Wizyta ma si臋 rozpocz膮膰 za p贸艂torej godziny. Mam pozosta膰 tam do wieczora. Najpierw rozmowa z prezydentem, potem kolacja...
-聽Czy to ten sam prezydent, kt贸ry kaza艂 waszemu sekretarzowi stanu czeka膰 na audiencj臋 dwa dni? - zdziwi艂 si臋 Nasr.
-聽A prezydent Francji musia艂 siedzie膰 w poczekalni cztery godziny, nim zosta艂 przyj臋ty - zawt贸rowa艂 mu Bicking. - Przyw贸dca Syrii nie opanowa艂 lekcji.
-聽Jakiej lekcji? - zniecierpliwi艂 si臋 Hood.
-聽Lekcji przodk贸w - wyja艣ni艂 Warner. - Przez ca艂y niemal XIX wiek zapraszali przeciwnik贸w do swych namiot贸w i uwodzili ich go艣cinno艣ci膮. Mi臋kkie poduszki i s艂odko pachn膮ce perfumy wygra艂y wi臋cej wojen ni偶 miecz i przelew krwi.
-聽Ale mimo tych zwyci臋stw Arabowie nigdy si臋 nie zjednoczyli - zauwa偶y艂 Nasr. - Prezydent nie uwodzi nas uprzejmo艣ci膮. Okazuje nam pogard臋, by uwie艣膰 swych braci - Arab贸w.
-聽Panowie - wtr膮ci艂 ambasador - pragn臋 z ca艂ym szacunkiem zauwa偶y膰, 偶e obaj pomijacie to, co w tej sprawie najwa偶niejsze. Mog臋 sko艅czy膰? Dzi臋kuj臋. Na to spotkanie prezydent zaprosi艂 tak偶e ambasador贸w Rosji i Japonii. Podejrzewam, 偶e b臋dziemy zmuszeni dotrzymywa膰 mu towarzystwa, p贸ki nie sko艅czy si臋 ten kryzys.
-聽Oczywi艣cie. - Hood skin膮艂 g艂ow膮. - Cokolwiek przydarzy si臋 jemu, przydarzy si臋 i wam.
-聽Za艂o偶ywszy, 偶e prezydent w og贸le pojawi si臋 na przyj臋ciu zauwa偶y艂 Bicking. - By膰 mo偶e nie ma go nawet w Damaszku.
-聽Istnieje taka mo偶liwo艣膰 - przyzna艂 ambasador.
-聽Je艣li atak nast膮pi - powiedzia艂 doktor Nasr - to, nawet gdyby prezydent przebywa艂 w贸wczas z dala od pa艂acu, Waszyngton, Moskwa i Tokio nie b臋d膮 mog艂y poprze膰 napastnika, niezale偶nie od tego, czy oka偶e si臋 Kurdem, czy Turkiem.
-聽Oczywi艣cie.
-聽By膰 mo偶e b臋d膮 to nawet 偶o艂nierze syryjscy, przebrani za Kurd贸w - zauwa偶y艂 Bicking. - Zabij膮 wszystkich z wyj膮tkiem prezydenta. Prezydent prze偶yje „cudem" i dla milion贸w Arab贸w, nienawidz膮cych Kurd贸w, stanie si臋 natychmiast bohaterem.
-聽To tak偶e nie jest wykluczone. - Haveles spojrza艂 na Hooda. - I w艂a艣nie dlatego, Paul, ka偶dy okruch informacji, kt贸ry uda ci si臋 znale藕膰, b臋dzie niezwykle cenny.
-聽Natychmiast skontaktuj臋 si臋 z Centrum - obieca艂 Paul. A tymczasem, kiedy b臋d臋 m贸g艂 spotka膰 si臋 z prezydentem?
-聽To ju偶 za艂atwione.
Hoodowi nie podoba艂a si臋 mina ambasadora w chwili, gdy wypowiada艂 te s艂owa.
-聽I kiedy mam si臋 z nim spotka膰?
Haveles u艣miechn膮艂 sil po raz pierwszy od pocz膮tku rozmowy.
-聽Masz towarzyszy膰 mi do pa艂acu.
38
Wtorek, 13.33 - dolina Bekaa, Liban
Phil Katzen skuli艂 si臋 na siatce, le偶膮cej na dnie ciemnej jamy. Szybko przyzwyczai艂 si臋 do duchoty swego ma艂ego wi臋zienia, do panuj膮cego w nim smrodu potu i odchod贸w, wydalonych przez jego poprzednich lokator贸w. Wszystkie tego rodzaju zmartwienia wywietrza艂y mu z g艂owy, kiedy zacz臋to torturowa膰 Rodgersa i w nozdrzach poczu艂 sw膮d palonego cia艂a.
Kiedy genera艂 zacz膮艂 krzycze膰, w oczach Phila Katzena pojawi艂y si臋 艂zy. P艂aka艂 teraz, patrz膮c na Lowella Coffeya, siedz膮cego na siatce i obejmuj膮cego ramionami podci膮gni臋te pod brod臋 kolana.
-聽Gdzie jeste艣, Lowell? - spyta艂.
Prawnik podni贸s艂 g艂ow臋.
-聽Wr贸ci艂em na studia - wyja艣ni艂. - Przed. fikcyjnym s膮dem broni臋 wyrzuconego z pracy robotnika, kt贸ry wzi膮艂 na zak艂adnika swego szefa. Mam wra偶enie, 偶e teraz inaczej bym to rozegra艂.
Phil tylko skin膮艂 g艂ow膮. C贸偶, studia niczego w艂a艣ciwie cz艂owieka nie ucz膮. Na studiach podyplomowych mia艂 dodatkowe zaj臋cia w ramach przygotowania do d艂u偶szych wizyt w obcych krajach. W艣r贸d nich by艂 te偶 semestr 膰wicze艅 z wyk艂adaj膮cym go艣cinnie profesorem Bryanem Lindsayem Murrayem z kopenhaskiego Centrum Badawczo-Rehabilitacyjnego Ofiar Wojny. W tym czasie, przed zaledwie dziesi臋cioma laty, w Stanach Zjednoczonych zarejestrowano niemal p贸艂 miliona ofiar tortur - uciekinier贸w z Laosu i Po艂udniowej Afryki, z Filipin i Chile. Ludzie ci przychodzili na zaj臋cia porozmawia膰 ze studentami. W艣r贸d nich byli ludzie bici bezlito艣nie w podeszwy st贸p, kt贸rzy utracili na zawsze zmys艂 r贸wnowagi. Byli tak偶e tacy, kt贸rym przek艂uwano b臋benki i wyrywano z臋by, tacy, kt贸rym wbijano drzazgi pod paznokcie r膮k i n贸g, oraz ci, kt贸rym wciskano w gard艂o elektryczne pr臋ty do poganiania byd艂a. Jedn膮 z kobiet zamkni臋to w dzwonie - przykryto szklan膮 kopu艂膮, a偶 sta艂a po kolana we w艂asnym pocie. Dzi臋ki tym zaj臋ciom i rozmowom studenci mieli lepiej zrozumie膰 mechanizm tortur i potrafi膰 sobie z nimi poradzi膰, gdyby ich kiedykolwiek torturowano.
By艂o to jedno wielkie, przera藕liwe, intelektualne oszustwo.
Katzen wiedzia艂 ju偶 jednak, 偶e w jednej sprawie na wyk艂adach nie k艂amano. Je艣li prze偶yj膮 to, co si臋 teraz dzieje, rany fizyczne zagoj膮 si臋, psychiczne za艣 nie. Im d艂u偶ej pozostaje si臋 w niewoli, tym trudniejsze do wyleczenia okazuj膮 si臋 pourazowe zachwiania emocjonalne. Ataki paniki - albo ca艂kowitej zale偶no艣ci - b臋dzie w stanie wzbudzi膰 ka偶de wspomnienie zdarze艅 z dzisiejszego dnia. Zapach wilgotnej ziemi. Krzyk. Ciemno艣膰. Popchni臋cie. Pot 艣ciekaj膮cy pod pach膮. Dos艂ownie wszystko.
Spojrza艂 na Coffeya. Pozycja p艂odu, oczy zapatrzone w przestrze艅... widzia艂 w nim samego siebie i wszystkich zak艂adnik贸w. Czas sp臋dzony w furgonetce CR umo偶liwi艂 im przej艣cie pierwszego etapu na d艂ugiej drodze, kt贸r膮 przechodzi艂 ka偶dy zak艂adnik - zaprzeczenia temu, co si臋 sta艂o. Teraz przechodzili faz臋 akceptacji, kt贸ra- mo偶e trwa膰 wiele dni. Potem przyjd膮 wspomnienia szcz臋艣liwych dni - u Coffeya ta faza ju偶 si臋 zacz臋ta - a wreszcie bunt.
Je艣li w og贸le do偶yj膮 fazy buntu.
Zamkn膮艂 oczy, ale spod powiek nadal p艂yn臋艂y 艂zy. Rodgers powarkiwa艂 teraz, jak zamkni臋ty w klatce pies. 艁a艅cuchy dzwoni艂y, tak si臋 w nich szarpa艂. Sandra DeVonne m贸wi艂a co艣 do niego spokojnie, pomagaj膮c mu zachowa膰 determinacj臋.
-聽Jestem z tob膮 - powtarza艂a cichym melodyjnym g艂osem. - Wszyscy jeste艣my z tob膮.
-聽Wszyscy! - wrzasn膮艂 Pupshaw z jamy s膮siaduj膮cej z jam膮, w kt贸rej siedzia艂 Katzen. - Wszyscy jeste艣my z tob膮!
Rodgers zacz膮艂 krzycze膰, kr贸tko, gniewnie, urywanie. W jego krzyku brzmia艂o straszne cierpienie. Ca艂kowicie zag艂uszy艂 g艂os Sandry. Pupshaw kl膮艂. Mary Rose z jamy po prawej wymiotowa艂a, tak, to musia艂a by膰 Mary Rose - Seden nie odzyska艂 przytomno艣ci.
Nie s艂ycha膰 by艂o ani jednego normalnego, zwyk艂ego d藕wi臋ku. Wystarczy艂o kilka kr贸tkich chwil, by grupa wykszta艂conych, inteligentnych ludzi zmieni艂a si臋 w stado przera偶onych, ogarni臋tych panik膮 zwierz膮t.
Nie m贸g艂 tak po prostu tu siedzie膰. Obr贸ci艂 si臋, Wbi艂 palce w siatk臋 i wsta艂 powoli.
Coffey podni贸s艂 na niego wzrok.
-聽Phil?
-聽Co?
-聽Pom贸偶 mi wsta膰. Chcia艂bym rozprostowa膰 ko艣ci, ale nogi mam jak z waty.
-聽Jasne. - Katzen z艂apa艂 przyjaciela pod pachy i pom贸g艂 mu si臋 podnie艣膰. Potem pu艣ci艂 go powoli. - Wszystko w porz膮dku?
-聽Chyba tak. Dzi臋ki.
Katzen obr贸ci艂 si臋 w stron臋 艣ciany jamy. - Lowell, musz臋 ci co艣 powiedzie膰. Nie wsta艂em po to, 偶eby si臋 przeci膮gn膮膰.
-聽O co ci chodzi?
Phil podni贸s艂 sow臋 i spojrza艂 na krat臋 zamykaj膮c膮 jam臋 od, g贸ry. Rodgers krzycza艂 teraz raz za razem. Walczy艂 z b贸lem i przegrywa艂.
-聽Na lito艣膰 Bosk膮, przesta艅! - j臋kn膮艂. Opu艣ci艂 g艂ow臋, kr臋ci艂 ni膮 w prawo i w lewo. - Jezu Chryste, powstrzymaj ich!
Coffey otar艂 czo艂o chusteczk膮.
-聽Co za ironia - zauwa偶y艂. - jeste艣my na podw贸rku pana Boga, a on nawet nas nie s艂ucha. A je艣li s艂ucha, to ma plan, w kt贸rym nie umiem znale藕膰 ani odrobiny sensu.
-聽Ja te偶. Chyba 偶e my si臋 mylimy, a oni maj膮 racj臋. Mo偶e B贸g stoi po ich stronie?
-聽Po stronie tych potwor贸w? Nie uwierz臋. - Coffey przeszed艂 jam臋 w dw贸ch chwiejnych krokach. Zatrzyma艂 si臋 ko艂o przyjaciela.
-聽Phil? Dlaczego wsta艂e艣? Co masz zamiar zrobi膰?
-聽Chc臋 ich powstrzyma膰. - jak?
Katzen opar艂 g艂ow臋 o siatk臋 na 艣cianie jamy.
-聽Po艣wi臋ci艂em 偶ycie ratowaniu zagro偶onych gatunk贸w i ekosystem贸w. - 艢ciszy艂 g艂os do szeptu. - I robi艂em to walcz膮c, ryzykuj膮c 偶yciem.
-聽Wiem, 偶e jeste艣 twardym facetem. Wielokrotnie ci to powtarza艂em. A ja? Nied艂ugo b臋dziesz musia艂 udzieli膰 mi cz臋艣ci tej twojej si艂y. Nie wiem, jak sobie poradz臋 w tych... okoliczno艣ciach. Szybko podni贸s艂 g艂ow臋 i zaraz j膮 opu艣ci艂. Konspiracyjnie pochyli艂 si臋 w stron臋 przyjaciela. - Ale je艣li my艣lisz, 偶eby st膮d zwia膰, to jestem z tob膮. Wol臋 walczy膰, ni偶 kurczowo trzyma膰 si臋 偶ycia. Wiem, 偶e wystarczy mi si艂y do walki.
Katzen spojrza艂 na prawnika. Nie widzia艂 go wyra藕nie, padaj膮ce z g贸ry 艣wiat艂o by艂o bardzo s艂abe.
-聽Ani my艣l臋 zaczyna膰 wojn臋, Lowell. Mam za to zamiar j膮 sko艅czy膰.
Rodgers zawy艂 g艂o艣niej ni偶 poprzednio i Phil Katzen zamkn膮艂 oczy. By艂 to kr贸tki krzyk, jakby genera艂 natychmiast zacisn膮艂 z臋by, ale rozdziera艂 uszy i serce.
-聽Nie mamy prawa siedzie膰 tu i nic nie robi膰 - powiedzia艂 zdecydowanie. - Nic nie robi膮c, skazujemy na 艣mier膰 Mike'a Rodgersa, a potem nas wszystkich. I dlaczego, Lowell?
-聽呕eby inni mogli 偶y膰. Ci, kt贸rzy umr膮, kiedy CR dostanie si臋 w r臋ce terroryst贸w.
-聽To tylko przypuszczenie. Ja m贸wi臋 o lojalno艣ci wobec przyjaci贸艂.
-聽A co z lojalno艣ci膮 wobec ojczyzny?
-聽Kiedy CR zostanie w艂膮czone, w艂膮czy si臋 tak偶e system namierzania. Centrum z pewno艣ci膮 go zlokalizuje. A kiedy ju偶 zlokalizuje sygna艂, wojsko zmieni CR w par臋... wraz z terrorystami. Nikt go przeciw nikomu nie u偶yje. Je艣li czego艣 nie zrobimy, nie do偶yjemy jednak tej szcz臋艣liwej chwili.
-聽To jest dopiero przypuszczenie - zaprotestowa艂 prawnik. A poza tym, przecie偶 i tak ju偶 nie 偶yjemy. Te sukinsyny nie za bardzo przejmuj膮 si臋 Amnesty International. Nie obchodzi ich, jakie 艣lady tortur b臋dzie mia艂 na ciele Mike. Nie spodziewaj膮 si臋, by ktokolwiek kiedykolwiek zobaczy艂 jego cia艂o.
-聽Tym bardziej trzeba dzia艂a膰! Pal膮 Mike'a 偶ywcem, a jeden B贸g wie, co zamierzaj膮 zrobi膰 z Sandr膮. Je艣li przejmiemy inicjatyw臋 w jaki艣, jakikolwiek spos贸b, mamy szanse prze偶y膰 z godno艣ci膮, a przynajmniej umrze膰 z godno艣ci膮.
-聽Pomoc tym sukinsynom to nie 艣mier膰 z godno艣ci膮. To zdrada - powiedzia艂 Coffey.
-聽Zdrada czego? Regulaminu?
-聽Zdrada kraju. Phil, nie wolno ci tego zrobi膰.
Katzen odwr贸ci艂 si臋 do niego plecami. Podni贸s艂 r臋k臋, palcami zaczepi艂 o krat臋. Coffey obszed艂 go, by m贸c spojrze膰 mu w oczy.
-聽Pod wieloma wzgl臋dami zawiod艂em, nawet samego siebie - powiedzia艂 - ale teraz nie mog臋 zawie艣膰. Nie potrafi艂bym 偶y膰 ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e zdradzi艂em.
-聽Nikogo nie zdradzi艂e艣. - Katzen podci膮gn膮艂 si臋, ustami przywar艂 do kraty. - Przesta艅cie! - wrzasn膮艂. - Wyci膮gnijcie mnie st膮d. Powiem wam, co chcecie wiedzie膰.
Cisza zapada艂a powoli, stopniowo - najpierw umilk艂 Pupshaw, potem ucich艂 syk lampy, potem j臋ki Rodgersa i na ko艅cu g艂os DeVonne. Przerwa艂 j膮 zgrzyt but贸w po kamykach. Kto艣 o艣wietli艂 Katzena latark膮. Phil zeskoczy艂 na- dno jamy.
-聽Zdecydowa艂e艣 si臋 m贸wi膰? - spyta艂 g艂臋boki g艂os.
-聽Tak.
Coffey odwr贸ci艂 si臋 i usiad艂.
-聽Kim s膮 ludzie z twojej grupy? - spyta艂 ten sam g艂os.
-聽Wi臋kszo艣膰 z nich to ekolodzy - powiedzia艂 Katzen, os艂aniaj膮c oczy przed 艣wiat艂em latarki. - Przyjechali bada膰 zmiany, jakie w ekosystemie Eufratu spowodowa艂o wybudowanie tamy. Ten, kt贸rego torturujecie, jest technikiem, a nie 偶adnym „dow贸dca”. To mnie chcecie!
-聽Ciebie? A kim ty jeste艣?
-聽Oficerem wywiadu Stan贸w Zjednoczonych. Turek, ten pu艂kownik i ja przyjechali艣my z ekologami szpiegowa膰 Ankar臋 i Damaszek.
Stoj膮cy na g贸rze terrorysta milcza艂 przez chwil臋.
-聽Ten obok ciebie. Czym si臋 zajmuje? - spyta艂 w ko艅cu.
-聽To prawnik. Przyjecha艂 pilnowa膰, by艣my nie z艂amali prawa mi臋dzynarodowego.
-聽Kobieta, kt贸r膮 tu mamy. M贸wisz, 偶e jest naukowcem?
-聽Taka - Katzen modli艂 si臋, by m臋偶czyzna o g艂臋bokim g艂osie mu uwierzy艂.
-聽W czym si臋 specjalizuje?
-聽W kulturach - wtr膮ci艂a Sandra. - Galaretowatych substancjach, zawieraj膮cych 艣rodki od偶ywcze. Hoduje si臋 w nich mikroorganizmy i tkanki dla cel贸w naukowych. M贸j ojciec ma w tej dziedzinie kilka patent贸w. Pracuj臋 z nim.
Latarka zgas艂a. Terrorysta powiedzia艂 kilka s艂贸w po arabsku. W chwil臋 p贸藕niej krata zosta艂a podniesiona. Katzena wyci膮gni臋to z jamy, ale trzymano go na muszce. Stan膮艂 przed ciemnosk贸rym m臋偶czyzn膮 z blizn膮 na policzku. Po lewej widzia艂 k膮tem oka wisz膮cego za zwi膮zane d艂onie Rodgersa. Sandra przywi膮zana by艂a do 艣ciany po prawej.
-聽Nie wierz臋, 偶e jeste艣cie ekologami - powiedzia艂 艣niady m臋偶czyzna - ale nie ma to najmniejszego zs膮czenia. O ile zgodzisz si臋 pokaza膰 nam, jak dzia艂a sprz臋t w waszym samochodzie.
-聽Zgodz臋 si臋.
-聽Nic im nie m贸w - sapn膮艂 Rodgers.
Katzen spojrza艂 wprost na niego i kolana si臋 pod nim ugi臋艂y. Twarz genera艂a nadal skrzywiona by艂a z b贸lu. I to czarne, b艂yszcz膮ce, spalone cia艂o...
Rodgers splun膮艂 krwi膮.
-聽Zosta艅, gdzie jeste艣! - rozkaza艂. - Nie przyjmujemy rozkaz贸w od zagranicznych dow贸dc贸w.
Ciemnosk贸ry terrorysta obr贸ci艂 si臋 i z ca艂ej si艂y uderzy艂 go w szcz臋k臋. Rozleg艂 si臋 wyra藕nie s艂yszalny trzask. G艂owa je艅ca odskoczy艂a do ty艂u.
-聽Przyjmujecie rozkazy od zagranicznych dow贸dc贸w, kt贸rych jeste艣cie go艣膰mi - powiedzia艂 m臋偶czyzna i spojrza艂 na Katzena. Nie by艂 ju偶 tak spokojny jak przed chwil膮. - Kiedy wasze 偶ycie zale偶y od tego, czy spodoba si臋 im to, co poka偶ecie.
Katzen spojrza艂 na genera艂a.
-聽Bardzo mi przykro. Wasze 偶ycie jest dla mnie wa偶niejsze od tej zasady - usprawiedliwi艂 si臋.
-聽Tch贸rz! - wrzasn膮艂 Rodgers.
-聽Zdrajca - sykn臋艂a Sandra, szarpi膮c 艂a艅cuchem.
-聽Nie s艂uchaj ich - poradzi艂 Katzenowi dow贸dca. - Ocali艂e艣 ich wszystkich... a tak偶e samego siebie. To si臋 nazywa lojalno艣膰, nie zdrada.
-聽Nie oczekuj臋 twojej aprobaty - powiedzia艂 Katzen.
-聽Mo偶esz oczekiwa膰 tylko plutonu egzekucyjnego - powiedzia艂a Sandra. - Zagra艂am w twoj膮 gr臋, bo my艣la艂am, 偶e masz jaki艣 plan. - Spojrza艂a na Kurda. - On nie wie nic o poje藕dzie! A ja nie jestem naukowcem.
Kurd podszed艂 do niej powoli.
-聽Taka m艂oda i taka gadatliwa - powiedzia艂. - Kiedy sprawdzimy, co ten pan naprawd臋 wie, wr贸c臋 tu 偶 moimi 偶o艂nierzami i wtedy sobie porozmawiamy.
-聽Nie! - zaprotestowa艂 Katzen. - Je艣li zrobicie co艣 komukolwiek z moich przyjaci贸艂, nici z umowy!
Terrorysta odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie i uderzy艂 go w twarz grzbietem d艂oni.
-聽Mnie si臋 nie m贸wi „nie" - warkn膮艂, lecz opanowa艂 si臋 niemal natychmiast. - Poka偶esz mi, jak dzia艂a wasz pojazd. Zrobisz to bez zw艂oki. - Lew膮 r臋k膮 mocno uj膮艂 Sandr臋 za kark. Praw膮 r臋k膮 艣cisn膮艂 jej policzki. - A mo偶e lepiej ci si臋 b臋dzie pracowa膰, je艣li zaczniemy obc臋gami wyrywa膰 jej z臋by jeden po drugim?
Katzen uni贸s艂 d艂onie.
-聽Nie r贸bcie tego - powiedzia艂 i po policzkach pop艂yn臋艂y mu 艂zy. - Prosz臋, nie r贸bcie jej nic z艂ego. B臋d臋 wsp贸艂pracowa艂.
Dow贸dca Kurd贸w uwolni艂 zak艂adniczk臋, a jeden z jego ludzi mocno popchn膮艂 Katzena w plecy. Katzen potkn膮艂 si臋 i ruszy艂 przed siebie. Min膮艂 dziewczyn臋, spojrzenie jej oczu wyda艂o mu si臋 gro藕niejsze ni偶 przyci艣ni臋ta do kr臋gos艂upa lufa. Zmru偶one i w艣ciek艂e, przeklina艂y go do g艂臋bi duszy.
Phil Katzen wyszed艂 na s艂o艅ce, mru偶膮c oczy. Nadal p艂aka艂. Nie by艂 tch贸rzem. W艂asnym cia艂em os艂ania艂 foki, chroni膮c je przed my艣liwymi. Po prostu nie m贸g艂 pozwoli膰, by przyjaciele cierpieli i umierali. Wiedzia艂 jednak, 偶e od dzi艣 ci ludzie, kt贸rych zna艂 od roku i na kt贸rych bardzo mu zale偶a艂o, nie b臋d膮 ju偶 jego przyjaci贸艂mi.
39
Wtorek, 12.43 - Tel Nef, Izrael
C-141B wyl膮dowa艂 na pasie par臋 minut po po艂udniu. Pu艂kownik August i jego siedemnastu 偶o艂nierzy zd膮偶y艂o ju偶 przebra膰 si臋 w pustynne mundury, na艂o偶y膰 na twarze maskuj膮ce chusty, a na g艂ow臋 czapki. Przywitali ich 偶o艂nierze izraelscy, kt贸rzy udzielili im pomocy w rozbijaniu namiot贸w, pod kt贸rymi ukryto 艂adunek.
Kapitan Szlomo Har-Zion wr臋czy艂 pu艂kownikowi Augustowi wydrukowan膮 wiadomo艣膰. Wypisana by艂a szarokremowym atramentem na bia艂ym, odbijaj膮cym s艂o艅ce papierze. W ten spos贸b zabezpieczono j膮 przed odczytaniem przez ewentualnych wywiadowc贸w, rozlokowanych na s膮siednich wzg贸rzach. O szczeg贸艂ach nie rozmawiano. Arabscy szpiedzy cz臋sto wykorzystywali 艣rodki elektroniczne i ludzi umiej膮cych czyta膰 z ruchu warg.
August zmienia艂 k膮t odbicia 艣wiat艂a, poruszaj膮c dokumentem w miar臋 jego czytania. Dowiedzia艂 si臋 z niego, 偶e Centrum ustali艂o prawdopodobn膮 lokalizacj臋 CR i zak艂adnik贸w. Izraelski agent zosta艂 wys艂any w teren, by przeprowadzi膰 rekonesans poprzedzaj膮cy akcj臋 Iglicy. B臋dzie kontaktowa艂 si臋 bezpo艣rednio z kapitanem Har-Zionem. Je艣li dane o lokalizacji potwierdz膮 si臋, Iglica ma natychmiast wkroczy膰 do akcji.
August podzi臋kowa艂 izraelskiemu oficerowi i powiedzia艂, 偶e wkr贸tce do niego do艂膮czy.
Pom贸g艂 swym 偶o艂nierzom i oddzia艂owi izraelskiemu przy roz艂adowaniu i przygotowaniu pojazd贸w. Sze艣膰 motocykli schowano w namiotach. Cztery pojazdy szturmowe FAV przygotowano w nast臋pnej kolejno艣ci. Sprawdzono po艂膮czenia w silnikach na wypadek, gdyby przewody roz艂膮czy艂y si臋 podczas lotu. Wyczyszczono tak偶e mechanizmy i dopasowano celowniki ich p贸艂calowych karabin贸w maszynowych i czterdziestomilimetrowych mo藕dzierzy. Samolot odlecia艂 natychmiast po zatankowaniu paliwa, by zminimalizowa膰 szanse zidentyfikowania przez obserwator贸w lub rosyjskie satelity. Gdyby zosta艂 zidentyfikowany, uzyskane informacje przekazano by szybko do stolic wrogich pa艅stw i kiedy艣, w przysz艂o艣ci, wykorzystano przeciwko Waszyngtonowi.
Podczas gdy 偶o艂nierze sprawdzali ekwipunek, pu艂kownik i sier偶ant Grey udali si臋 do bezpiecznego, pozbawionego okien budynku. Wsp贸lnie z izraelskimi doradcami, dwaj 偶o艂nierze Iglicy przejrzeli mapy doliny Bekaa oraz om贸wili gro偶膮ce w tym regionie niebezpiecze艅stwa, pocz膮wszy od min, a sko艅czywszy na farmerach, mog膮cych pracowa膰 jako element kurdyjskiego systemu wczesnego ostrzegania. Izraelczycy obiecali monitorowa膰 transmisje na falach kr贸tkich i zag艂usza膰 te, kt贸re uda艂oby si臋 im pods艂ucha膰.
Poza tym Augustowi pozosta艂o do zrobienia tylko to, co robi艂 najgorzej.
Musia艂 czeka膰.
40
Wtorek, 13.45 - dolina Bekaa, Liban
Falah maszerowa艂 przez prawie ca艂膮 noc. Spa艂 kr贸tko, przed 艣witem. S艂o艅ce by艂o jego budzikiem - i do tej pory nigdy go nie zawiod艂o - ciemno艣膰 za艣 zas艂on膮. Ciemno艣膰 tak偶e nigdy go nie zawiod艂a.
Na szcz臋艣cie Falah doskonale obywa艂 si臋 minimaln膮 ilo艣ci膮 snu. Jeszcze jako m艂ody ch艂opak, dorastaj膮cy w Tel Awiwie czu艂, 偶e 艣pi膮c co艣 traci. Jako nastolatek wiedzia艂 ju偶, 偶e traci co艣 z ka偶dym zachodem s艂o艅ca. Kiedy dor贸s艂, po zachodzie s艂o艅ca mia艂 lepsze rzeczy do roboty.
Pewnego dnia zap艂acisz za to, pomy艣la艂.
Szcz臋艣cie mia艂 te偶 pod innym wzgl臋dem. Podwieziono go do granicy Libanu, zdo艂a艂 wi臋c przej艣膰 wi臋ksz膮 cz臋艣膰 drogi przed odpoczynkiem. Dwadzie艣cia siedem kilometr贸w dzieli艂o go jeszcze od uj艣cia doliny Bekaa, znalaz艂 te偶 odpowiedni gaj oliwny, oddalony od g艂贸wnej drogi. Przykry艂 si臋 opad艂ymi li艣膰mi, maskuj膮cymi i ogrzewaj膮cymi jednocze艣nie, i zasn膮艂, maj膮c na zachodzie g贸ry Libanu, na wschodzie za艣 pog贸rze Antylibanu. Przedtem jednak upewni艂 si臋, 偶e prze艂臋cz mi臋dzy szczytami jest we w艂a艣ciwym miejscu. Chcia艂, by s艂o艅ce obudzi艂o go, nim wynurzy si臋 zza g贸r i obudzi ca艂膮 dolin臋.
Mieszka艅cy dos艂ownie ka偶dej syryjskiej doliny ubieraj膮 si臋 inaczej. Materia艂y, p艂aszcze, spodnie i sp贸dniczki ozdobione charakterystycznymi kolorami i wzorami, kity i inne ozdoby r贸偶ni膮 si臋 tu mi臋dzy sob膮 bardziej ni偶 gdziekolwiek na 艣wiecie. Cz臋艣ciowo jest to kwestia tradycji, cz臋艣ciowo wygody. W艣r贸d Kurd贸w z po艂udniowej cz臋艣ci doliny jedyn膮 tradycyjn膮 cz臋艣ci膮 stroju by艂 zaw贸j. Przed opuszczeniem Tel Nef Falah odwiedzi艂 „szaf臋", czyli doskonale wyposa偶on膮 garderob臋 jednostki. Wybra艂 zniszczon膮 czarn膮 galabij臋, czarne sanda艂y i charakterystyczny czarny, sztywny, ozdobiony kitami zaw贸j. Wzi膮艂 tak偶e czarne okulary przeciws艂oneczne w grubych oprawkach. Pod podart膮, lu藕n膮 czarn膮 szat膮 owin膮艂 si臋 w talii ciasnym gumowym pasem, do kt贸rego przyczepione by艂y dwa wodoszczelne woreczki. W tym na prawym biodrze . znajdowa艂 si臋 fa艂szywy turecki paszport z kurdyjskim nazwiskiem i adresem w kurdyjskiej wiosce. Nazywa艂 si臋 Aram Tunas, pochodzi艂 z Semdinli.
Tu te偶 znajdowa艂a si臋 miniaturowa radiostacja.
W woreczku na drugim biodrze mia艂 Magnum .44, zabrane kurdyjskiemu je艅cowi. Obok radia znajdowa艂a si臋 kodowana mapa, wydrukowana barwnikiem konsumpcyjnym na baraniej sk贸rze. Wzi臋ty do niewoli Falah zawsze m贸g艂 zje艣膰 map臋. Podano mu tak偶e has艂o, identyfikuj膮ce go wobec Amerykan贸w, kt贸rzy mogliby przyby膰 na odsiecz zak艂adnikom. By艂y to s艂owa Moj偶esza: „Zamieszkam na tej ziemi". Bob Herbert uwa偶a艂, 偶e na Bliskim Wschodzie misja CR powinna pos艂ugiwa膰 si臋 Pismem 艢wi臋tym, lecz nie cytatem z Ewangelii lub Koranu, kt贸rego kto艣 m贸g艂by u偶y膰 niechc膮cy. Po podaniu has艂a Falah powinien tak偶e przedstawi膰 si臋 jako szejk Midian. Gdyby go uj臋to i torturowano, oprawcy prawdopodobnie nie domy艣liliby si臋, 偶e jeniec musi si臋 tak偶e przedstawi膰. Gdyby podstawili kogo艣 na jego miejsce, cz艂owiek ten zdradzi艂by si臋 podaj膮c nazwisko z paszportu.
Falah mia艂 tak偶e du偶y buk艂ak na wod臋 z krowiej sk贸ry, przewieszony przez lewe rami臋. Na prawym ramieniu ni贸s艂 torb臋 ze zmian膮 bielizny, jedzeniem i EAR - Echelon Audio Receiver, czyli Szeregowym Odbiornikiem D藕wi臋ku, sk艂adaj膮cym si臋 z ma艂ej, sk艂adanej, anteny parabolicznej, nadajnika oraz odbiornika sygna艂贸w d藕wi臋kowych i miniaturowego komputerka. W komputer wbudowany by艂 cyfrowy magnetofon i program filtruj膮cy, oparty na efekcie Dopplera. U偶ytkownik m贸g艂 wybra膰 d藕wi臋k do analizy wed艂ug cz臋stotliwo艣ci lub stopnia oddalenia. Wystarczy艂o nacisn膮膰 guzik na klawiaturze i odg艂os docieraj膮cy do uszu operatora jako pierwszy by艂 automatycznie eliminowany, by uczyni膰 miejsce dla nast臋pnego. Je艣li warunki by艂y dobre, EAR s艂ysza艂 zza przeszkody terenowej. Dane d藕wi臋kowe mo偶na by艂o r贸wnie偶 nagra膰 i odtworzy膰 p贸藕niej.
W niespe艂na pi臋膰 minut po obudzeniu pochylony nad strumieniem Falah pi艂 ju偶 wod臋 przez s艂odkaw膮 艂odyg臋 trzciny. Rozkoszowa艂 si臋 jej smakiem, kiedy nagle jego radio zacz臋艂o wibrowa膰. Wystarczy艂o przestawi膰 wy艂膮cznik, by rozleg艂o si臋 popiskiwanie, kiedy jednak cz艂owiek schodzi艂 do podziemia lub 艣ledzi艂 przeciwnika, popiskiwanie nie by艂o czym艣, za czym t臋skni艂.
Falah kucn膮艂. Na otwartym terenie nie siada艂 nigdy. Znacznie wi臋cej czasu zabiera艂o zerwanie si臋 r贸wne nogi w przypadku niebezpiecze艅stwa.
呕uj膮c trzcin臋 powiedzia艂 po arabsku:
-聽Ana rahgil achmel muzehri. Jestem farmerem.
-聽Inta mineyn? Sk膮d pochodzisz?
Rozpozna艂 g艂os sier偶anta Vilnai, tak jak Vilnai z pewno艣ci膮 rozpozna艂 jego g艂os. Ze wzgl臋d贸w bezpiecze艅stwa nale偶a艂o jednak doko艅czy膰 wymiany has艂a.
-聽Ana min Bejrut Jestem z Bejrutu. - Gdyby by艂 ranny, odpowiedzia艂by Ana min Herml Gdyby dosta艂 si臋 do niewoli powiedzia艂by: Ana min Tyre.
Gdy tylko wypowiedzia艂 s艂owo „Bejrut", sier偶ant poda艂 mu liczby: osiem, sze艣膰, sze艣膰, dziesi臋膰, zero, dwadzie艣cia sze艣膰. Falah je powt贸rzy艂 Potem wyci膮gn膮艂 map臋 z woreczka. Przedstawia艂a ona dolin臋, uj臋t膮 w siatk臋. Pierwsze dwie liczby by艂y koordynatami siatki. Nast臋pne dwie identyfikowa艂y miejsce w okre艣lonym kwadracie. Ostatnie dwie okre艣la艂y wysoko艣膰. Oznacza艂y, 偶e poszukiwana jaskinia znajdowa艂a si臋 na 艣cianie skalnej, prawdopodobnie przy drodze.
-聽Mam - powiedzia艂 Falah. Rzeczywi艣cie, znalaz艂 lokalizacj臋 na mapie i - co wi臋cej - wiedzia艂, 偶e jest do doskona艂e miejsce na baz臋. Z ty艂u znajdowa艂 si臋 w膮w贸z, w kt贸rym z 艂atwo艣ci膮 zmie艣ci艂 by si臋 helikopter i urz膮dzenia treningowe.
-聽Id藕 tam - powiedzia艂 sier偶ant. - Przeprowad藕 rozpoznanie i potwierd藕, je艣li co艣 znajdziesz. Potem czekaj.
-聽Przyj膮艂em. Sahl.
-聽Sahl.
S艂owo sahl, oznaczaj膮ce „艂atwizna", by艂o indywidualnym kodowym zako艅czeniem rozmowy Falaha. Wybra艂 je sam, ze wzgl臋du na jego ironi臋. Bardzo wysoki procent zako艅czonych sukcesem misji spowodowa艂 jednak, 偶e dow贸dcy 偶artem twierdzili, 偶e m贸wi szczer膮 prawd臋 i odgra偶ali si臋, 偶e w ko艅cu przydziel膮 mu naprawd臋 niebezpieczne zadanie. Falah powtarza艂 w贸wczas, 偶e je艣li znajd膮 mu co艣 jeszcze niebezpieczniejszego, owszem, podejmie si臋. Prosz臋 bardzo.
Od艂o偶y艂 radio i popatrzy艂 na map臋. J臋kn膮艂. Od jaskini dzieli艂o go przesz艂o dwadzie艣cia kilometr贸w. Czeka艂a go droga pod g贸r臋, po trudnym terenie, wliczaj膮c kr贸tkie odpoczynki jakie艣 pi臋膰, pi臋膰 i p贸艂 godziny marszu. Wiedzia艂 tak偶e, 偶e gdy tylko wejdzie w dolin臋, radio b臋dzie praktycznie bezu偶yteczne. Z Tel Nef b臋dzie musia艂 porozumiewa膰 si臋 po艂膮czeniem EAR.
Falah wyplu艂 trzcin臋, kt贸r膮 偶u艂 do tej pory, zabra艂 jednak kilka na zapas. Schowa艂 je g艂臋boko pod szat臋 i ruszy艂 w drog臋. Wyszed艂 z formy. Kiedy wreszcie dotar艂 do jaskini, ledwie pow艂贸czy艂 nogami, a stwardnia艂e niegdy艣 stopy krwawi艂y na pi臋tach. Potworzy艂y si臋 te偶 na nich wielkie b膮ble, sk贸ra za艣 by艂a o艣lizg艂a od potu. O krwi i b贸lu zapomnia艂 jednak natychmiast, gdy tylko Przez g臋ste krzaki dostrzeg艂 rz臋dy drzew i drog臋. Pomi臋dzy lasem a jaskini膮, na stromej gruntowej drodze sta艂a bia艂a furgonetka, przykryta p艂acht膮 maskuj膮c膮 i strze偶ona przez dw贸ch ludzi, uzbrojonych w pistolety maszynowe. Jakie艣 czterysta metr贸w dalej widzia艂 przesiek臋, prowadz膮c膮 za g贸r臋.
Przykucn膮艂 za g艂azem, dobre czterysta metr贸w od celu. Zdj膮艂 torb臋. Wykopa艂 dulek, usypuj膮c ziemi臋 w schludn膮 kupk臋. Rozejrza艂 si臋, znalaz艂 odpowiedni wieche膰 trawy i przykry艂 j膮.
Zako艅czywszy przygotowania, ca艂膮 uwag臋 skupi艂 na jaskini. Wej艣cie do niej znajdowa艂o si臋 w skale, na wysoko艣ci przesz艂o osiemnastu metr贸w, nad wierzcho艂kami drzew. Moim by艂o do niego dotrze膰 tylko stromo wznosz膮c膮 si臋 drog膮. Dok艂adnie obejrza艂 podej艣cie. Wiedzia艂, 偶e teren wok贸艂 zagajnika, a tak偶e sam zagajnik, z pewno艣ci膮 zaminowano, nie spodziewa艂 si臋 jednak k艂opot贸w z tego powodu. Kiedy pojawi si臋 Iglica, po prostu podda si臋 Kurdom. Przyjd膮 po niego, a nie b臋d膮 przecie偶 szli po minach.
Nagle dostrzeg艂 wychodz膮cego z jaskini cz艂owieka, ubranego w koszul臋 khaki i szorty. Za nim szed艂 Kurd, celuj膮cy mu w plecy z rewolweru. By艂 tam kto艣 jeszcze, ale nie wyszed艂 z jaskini. Sta艂 w cieniu i patrzy艂. Wi臋藕nia podprowadzono do samochodu.
Falah otworzy艂 torb臋 i wyj膮艂 z niej roz艂o偶ony na trzy cz臋艣ci EAR. Komputer by艂 tylko nieco wi臋kszy od typowej kasety magnetofonowej. Postawi艂 go na kamieniu. Nast臋pnie zabra艂 si臋 do ustawiania anteny. Z艂o偶ona, mia艂a rozmiar i kszta艂t niedu偶ej parasolki. Otwiera艂a si臋 po naci艣ni臋ciu przycisku, w czym tak偶e przypomina艂a parasolk臋. Po naci艣ni臋ciu drugiego przycisku roz艂o偶y艂 si臋 tr贸jn贸g. Anten臋 postawi艂 na kamieniu i pod艂膮czy艂 do komputera. Potem znalaz艂 s艂uchawki. Je r贸wnie偶 pod艂膮czy艂, w艂膮czy艂 zasilanie i nastawi艂 dystans na ocenion膮 na oko odleg艂o艣膰, kt贸ra dzieli艂a go od jaskini.
Najpierw us艂ysza艂 kilka s艂贸w po turecku. Rozkaza艂 komputerowi przesun膮膰 nas艂uch o poziom. Tym razem w s艂uchawkach us艂ysza艂 arabski.
-聽...ile czasu? - spyta艂 m臋ski g艂os.
-聽Nie wiem - odpowiedzia艂 drugi m臋偶czyzna. - Niewiele. Dow贸dc臋 obieca艂 Ibrahimowi, a kobiety swoim porucznikom..
-聽A nie nam? - warkn膮艂 pierwszy g艂os.
Mamy dow贸d na wsp贸艂prac臋 tureckich i syryjskich Kurd贸w, pomy艣la艂. Wcale go to nie zaskoczy艂o, czu艂 tylko satysfakcj臋. Kiedy sko艅czy nas艂uch, prze艣le nagranie do Tel Nef. Stamt膮d zostanie pewnie wys艂ane do Waszyngtonu. Ameryka艅ski prezydent poinformuje prawdopodobnie Damaszek i Ankar臋. Nagrana rozmowa by艂a tak偶e dowodem na to, 偶e w jaskini przetrzymywani s膮 inni zak艂adnicy. Przed nawi膮zaniem kontaktu z Tel Nef, postanowi艂 spr贸bowa膰 pos艂ucha膰, co dzieje si臋 w jaskini.
Ustawi艂 komputer na nas艂uch co trzy metry. S艂ysza艂 ludni m贸wi膮cych po turecku, po arabsku, a偶 wreszcie w s艂uchawkach rozleg艂 si臋 tak偶e angielski, st艂umiony i trudny do zrozumienia. Wiedzia艂, jak Kurdowie urz膮dzaj膮 na og贸艂 swe bazy i domy艣li艂 si臋, 偶e wi臋藕niowie trzymani s膮 w jamach.
-聽Zdrada... ju偶 wol臋 umrze膰.
-聽...b臋dzie...
Nas艂uchiwa艂 jeszcze przez chwil臋, a potem wprowadzi艂 do komputera nowe koordynaty. Antena, mocno oparta na tr贸jnogu, zacz臋艂a si臋 obraca膰. Izraelski satelita telekomunikacyjny, z kt贸rym musia艂 si臋 po艂膮czy膰, znajdowa艂 si臋 na orbicie geostacjonarnej dok艂adnie nad Libanem i wschodni膮 Syri膮.
Kiedy czeka艂 na po艂膮czenie, zobaczy艂 Kurda wybiegaj膮cego z furgonetki. Kurd bieg艂 w stron臋 m臋偶czyzny stoj膮cego w cieniu wej艣cia. Falah wcisn膮艂 przycisk CANCEL i r臋cznie obr贸ci艂 anten臋 w stron臋 jaskini. Ustawi艂 odleg艂o艣膰.
-聽...w艂膮czy艂 wewn臋trzny komputer - us艂ysza艂. - Dostali艣my informacj臋, 偶e gdzie艣 w pobli偶u pracuje antena satelitarna.
Kryj膮cy si臋 w cieniu m臋偶czyzna spyta艂 spokojnie, gdzie jest ta antena.
-聽Na po艂udniowym zachodzie - odpar艂 Kurd. - W odleg艂o艣ci pi臋ciuset metr贸w.
Falah us艂ysza艂 wszystko, co by艂o mu potrzebne do podj臋cia decyzji. Doskonale zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e nie wygra z terrorystami wy艣cigu i w 偶aden spos贸b ich nie pokona. Mia艂 tylko jedno wyj艣cie. Wcisn膮艂 przycisk, wysy艂aj膮cy do bazy sygna艂 kodowy, po czym zwin膮艂 anten臋 i tr贸jn贸g, i wrzuci艂 je do wykopanego wcze艣niej do艂ka wraz z wyj臋tym z jednego z work贸w radiem oraz zdj臋tymi z n贸g sanda艂ami. Zasypa艂 do艂ek ziemi膮, maskuj膮c j膮 przygotowan膮 wcze艣niej traw膮. Na pierwszy rzut oka nikt nie zorientuje si臋, 偶e ziemia pod k臋p膮 trawy zosta艂a poruszona. Z艂apa艂 torb臋 i pope艂z艂 na p贸艂nocny wsch贸d, w stron臋 jaskini, z kt贸rej wybiega艂o w艂a艣nie kilkunastu Kurd贸w. Rozbili si臋 na grupy po trzech i ruszyli przed siebie, ostro偶nie przemykaj膮c si臋 mi臋dzy minami.
Czo艂ga艂 si臋 po kamieniach i trawie, by zostawi膰 jak najmniej 艣lad贸w. Oddaliwszy si臋 o jakie艣 sto metr贸w od kamienia, zza kt贸rego obserwowa艂 terroryst贸w, m艂ody Druz po艂o偶y艂 torb臋, w艂o偶y艂 drug膮 par臋 sanda艂贸w, dzi臋ki kt贸rym mia艂 teraz zostawia膰 艣lady zupe艂nie niepodobne do tych, kt贸re zostawi艂 podczas obserwacji, podni贸s艂 torb臋 i pobieg艂, powtarzaj膮c w my艣li szczeg贸艂y 偶ycia Arama Tunasa z Semdinli.
41
Wtorek, 14.03 - Kuteife, Syria
Baza syryjskiej armii sk艂ada艂a si臋 zaledwie z kilku drewnianych budynk贸w-i rz臋d贸w namiot贸w. Od p贸艂nocnego zachodu i po艂udniowego wschodu broni艂y jej dwie sze艣ciometrowe wie偶e stra偶nicze, granice za艣 wyznacza艂y zasieki z drutu kolczastego, rozpi臋te na trzymetrowych s艂upach. Wzniesiono je jedena艣cie miesi臋cy temu, po powtarzaj膮cych si臋 atakach Kurd贸w na Kuteife, gdzie szukali 偶ywno艣ci.
Dzi臋ki bazie ataki na t臋 du偶膮 wiosk臋 praktycznie usta艂y.
Dwudziestodziewi臋cioletni kapitan wojsk 艂膮czno艣ci Hamid Moutamin doskonale wiedzia艂, 偶e ataki najpierw przeprowadzano, a potem zarzucono, z pewnych szczeg贸lnych wzgl臋d贸w. Kiedy dow贸dca kurdyjskiego oddzia艂u, Siriner, postanowi艂 za艂o偶y膰 baz臋 w dolinie Bekaa, uzna艂, 偶e blisko艣膰 instalacji militarnych b臋dzie mu bardzo na r臋k臋. Bezpo艣redni dost臋p do bazy wojsk syryjskich gra艂 wa偶n膮 rol臋 w jego planach. Baza zosta艂a wybudowana i kapitan Moutamin wykorzysta艂 dziesi臋膰 lat nienagannej s艂u偶by wojskowej, by uzyska膰 przeniesienie do Kuteife, poniewa偶 to tak偶e mia艂o znaczenie dla plan贸w Sirinera. Osi膮gn膮wszy oba za艂o偶one cele, Siriner m贸g艂 ju偶 spokojnie zaj膮膰 si臋 sw膮 baz膮.
Moutamin nie by艂 Kurdem i w tym le偶a艂a jego si艂a. Ojciec Hamida zarabia艂 na 偶ycie jako w臋drowny dentysta, obs艂uguj膮cy wiele kurdyjskich wiosek. Mia艂 tylko jednego syna, kt贸ry po szkole i podczas wakacji towarzyszy艂 mu w kr贸tkich podr贸偶ach do pacjent贸w. Pewnego razu, noc膮 - Hamid mia艂 w贸wczas czterna艣cie lat - na granicy Raqqi, na p贸艂nocy, ich samoch贸d zatrzyma艂 patrol armii syryjskiej. Czterech 偶o艂nierzy obrabowa艂o ojca ze z艂ota, kt贸rego u偶ywa艂 na-plomby, zabra艂o mu tak偶e kapciuch tytoniu i obr膮czk臋. Hamid pr贸bowa艂 sprzeciwi膰 si臋, zaprotestowa膰, ale ojciec mu na to nie pozwoli艂. Odjecha艂 i po kilku minutach zjecha艂 na pobocze. Na pustyni, na opuszczonej drodze, pod jasno 艣wiec膮cym ksi臋偶ycem, dosta艂 ataku serca i umar艂. Hamida odwi贸z艂 do domu jeden z jego kurdyjskich pacjent贸w, stary drukarz imieniem D偶alal. Zatelefonowa艂 do matki ch艂opca, kt贸ra przys艂a艂a po niego wuja. Pogrzeb odby艂 si臋 w atmosferze smutku... i bezsilnej w艣ciek艂o艣ci.
Hamid rzuci艂 szkol臋. Poszed艂 do pracy: musia艂 utrzyma膰 matk臋 i siostr臋. Pracowa艂 pyry ta艣mie w fabryce radioodbiornik贸w, maj膮c wiele czasu na my艣lenie. Nadal odwiedza艂 D偶alala. Po dw贸ch latach stary drukarz, zachowuj膮c wszelkie 艣rodki ostro偶no艣ci, przedstawi艂 go innym m艂odym ludziom, maj膮cym powody, by nienawidzi膰 syryjskiej armii. Wszyscy oni byli Kurdami, wszyscy opowiadali mu o kradzie偶ach, morderstwach i torturach. Hamid musia艂 w ko艅cu uwierzy膰, 偶e nie tylko armia, lecz ca艂e pa艅stwo jest po prostu z艂e. I 偶e z艂o trzeba wykorzeni膰. Przyjaciel D偶alala zaprosi艂 go na spotkanie z m艂odym, przebywaj膮cym akurat w okolicy Turkiem, Kajahanem Sirinerem. Siriner postanowi艂 stworzy膰 nowe pa艅stwo, gdzie schronienie znale藕liby wszyscy prze艣ladowani, sprawiedliwe pa艅stwo, w kt贸rym, wreszcie, mogliby 偶y膰 wolni. Hamid spyta艂 go, w czym mo偶e pom贸c. Siriner wyja艣ni艂, 偶e przeciwnika najlepiej os艂abia si臋 od 艣rodka. -Poprosi艂 ch艂opaka, by sta艂 si臋 tym, czego najbardziej nienawidzi i Hamid wst膮pi艂 do wojska. Poniewa偶 w cywilu skrada艂 radia, dosta艂 przydzia艂 do jednostki 艂膮czno艣ci.
Przez nieco ponad dziesi臋膰 lat Hamid s艂u偶y艂 swym syryjskim dow贸dcom na poz贸r wiernie i z entuzjazmem. Jednocze艣nie przekazywa艂 syryjskim Kurdom informacje o ruchach wojsk, informacje, dzi臋ki kt贸rym mogli unika膰 kontaktu z nieprzyjacielem, kra艣膰 zaopatrzenie, atakowa膰 patrole.
Teraz dosta艂 najwa偶niejsze zadanie w swej karierze. Mia艂 poinformowa膰 dow贸dc臋 bazy, 偶e przypadkiem uda艂o mu si臋 przechwyci膰 informacje przekazywane przez tureckiego Kurda, operuj膮cego w pojedynk臋 na wschodnich zboczach g贸r Antylibanu, niespe艂na p贸艂 kilometra na zach贸d od wioski Zebdani, tu偶 przy syryjskiej granicy. Najwyra藕niej - powiedzia艂 dow贸dcy - cz艂owiek ten dzia艂a ju偶 od jakiego艣 czasu, przekazuj膮c informacje o ruchach wojsk syryjskich. Poda艂 mu tak偶e dok艂adne koordynaty miejsca, z kt贸rego dzia艂a艂 agent.
Dow贸dca bazy u艣miechn膮艂 si臋. Najwyra藕niej mia艂 ca艂kowit膮 pewno艣膰, 偶e, je艣li z艂apie i z艂amie Kurda szpieguj膮cego dla Turk贸w, dostanie awans i dow贸dztwo znacznie bardziej presti偶owej bazy. Zadanie uj臋cia szpiega dosta艂 oddzia艂 dwunastu 偶o艂nierzy, wyposa偶onych w trzy d偶ipy.
Hamid u艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Potem sprawdzi艂, czy motocykl, kt贸ry mia艂 zamiar zabra膰, zatankowany zosta艂 do pe艂na.
42
Wtorek, 14.22 - Zebdani, Syria
Mehmeta obudzono 艂agodnie po przesz艂o dw贸ch godzinach snu. Powoli otworzy艂 oczy. Dostrzeg艂 艣niad膮 twarz na tle niebieskiego, pogodnego nieba.
-聽呕o艂nierze s膮 ju偶 blisko - powiedzia艂 Majeed Ghaderi. Przybywaj膮, dok艂adnie tak, jak przewidzia艂 Hamid.
-聽Dzi臋ki niech b臋d膮 Allachowi. - Mehmet przeci膮gn膮艂 si臋 na sienniku i wsta艂. Nie wypocz膮艂, ale -dzi臋ki dwugodzinnej drzemce przynajmniej nie by艂 ju偶 tak strasznie wyczerpany. Umy艂 twarz wod膮 z manierki. Wytar艂 si臋 energicznie i spojrza艂 na Majeeda, kuzyna Walida i jego oddanego doradc臋, kt贸rego poinstruowano, by obudzi艂 Mehmeta na chwil臋 przed atakiem.
Ch艂opak niemal nie odzywa艂 si臋, kiedy przeje偶d偶ali przez prze艂臋cz, a oczy mia艂 nadal czerwone od p艂aczu po 艣mierci bliskiego mu cz艂owieka. Teraz jednak, kiedy nadszed艂 wreszcie czas, w zaczerwienionych oczach b艂yszcza艂a determinacja, w g艂osie za艣 s艂ycha膰 by艂o rado艣膰. Mehmet by艂 z niego dumny.
-聽Idziemy - powiedzia艂.
Poszed艂 za Majeedem. Przekroczyli wg艂臋bienia, wyp艂ukane przez wod臋, sp艂ywaj膮c膮 z roztopionego 艣niegu, ostro偶nie okr膮偶yli kilka g艂az贸w i zaj臋li pozycje.
Na szczytach niewysokich wzg贸rz rozstawiono czternastu kurdyjskich snajper贸w. Poni偶ej, pod ska艂膮, ustawiono radio. Rozpalono, a nast臋pnie zgaszono ognisko. Syryjczycy z ca艂膮 pewno艣ci膮 zauwa偶膮 dym, po czym, zgodnie z regulaminem, zatrzymaj膮 d偶ipy i schroni膮 si臋 za nimi. B臋d膮 gotowi os艂oni膰 ogniem jednego 偶o艂nierza, kt贸ry zbli偶y si臋 zbada膰 miejsce. I znajd膮 si臋 w krzy偶owym ogniu snajper贸w. Pierwsi oberw膮 Syryjczycy, pilnuj膮cy szczyt贸w wzg贸rz. Nim reszta zd膮偶y przenie艣膰 ogie艅, zginie. Do Syryjczyk贸w b臋dzie si臋 strzela膰, o ile to tylko mo偶liwe, w g艂ow臋, tak by nie zachlapa膰 mundur贸w krwi膮. Kurdowie potrzebowali dziesi臋ciu mundur贸w.
Mehmet do艂膮czy艂 do swoich 偶o艂nierzy. Obserwowali nadje偶d偶aj膮ce d偶ipy i przyj臋li pozycje strzeleckie. Czekali, a偶 偶o艂nierze wysi膮d膮 z samochod贸w. Mehmet skin膮艂 g艂ow膮, kurdyjscy bojownicy odbezpieczyli karabiny. Skin膮艂 g艂ow膮 powt贸rnie - zacz臋li strzela膰.
Wielu Kurd贸w polowa艂o na dzikie indyki, dziki i zaj膮ce, po prostu po to, by wy偶ywi膰 rodzin臋. O amunicj臋 by艂o trudno, nauczyli si臋 wi臋c trafia膰 za pierwszym strza艂em. W pierwszej fazie dziesi臋ciu Kurd贸w strzela艂o do 偶o艂nierzy rozlokowanych najbli偶ej wzg贸rz, w tym do tego, kt贸ry podszed艂 zobaczy膰 fikcyjne obozowisko. Dziewi臋ciu Syryjczyk贸w zgin臋艂o od razu. Dziesi膮ty w艂o偶y艂 he艂m, powali艂 go dopiero dwukrotny postrza艂 w gard艂o. Pozostali 偶o艂nierze podnie艣li wzrok. Zamarli na chwil臋, staraj膮c si臋 wypatrzy膰 strzelc贸w, strzelcy za艣 natychmiast tworzyli ogie艅. Skutecznie nie ocala艂 nikt.
Mehmet, trzymaj膮c w d艂oni pistolet, poprowadzi艂 swych ludzi w d贸艂 zbocza. Tak, zabili wszystkich 偶o艂nierzy. Gestem nakaza艂 reszcie oddzia艂u zej艣膰 ze stanowisk. Dziesi臋膰 cia艂 obdarto z ubra艅, po czym wszystkich zabitych za艂adowano do jednego d偶ipa. Za艂o偶ywszy mundury armii syryjskiej, Kurdowie wskoczyli de pozosta艂ych dw贸ch samochod贸w, podczas gdy reszta oddzia艂u oczyszcza艂a pole walki.
Mehmet strzepn膮艂 kurz z naramiennik贸w munduru pu艂kownika i poprowadzi艂 swych ludzi przez such膮 r贸wnin臋.
Turcja i Syria zamkn臋艂y granice dla turyst贸w, nowoczesna droga M1 by艂a wi臋c prawie ca艂kowicie opustosza艂a. Dwa d偶ipy ruszy艂y ni膮 na po艂udnie. Od Damaszku - i kresu ponad osiemdziesi臋cioletniego cierpienia - dzieli艂o ich zaledwie dwadzie艣cia pi臋膰 minut jazdy.
43
Wtorek, 13.23 - Tel Nef, Izrael
Sier偶ant sztabowy Vilnai i pu艂kownik Brett August od przesz艂o godziny siedzieli w podziemnej, zbudowanej z betonowych blok贸w sali 艂膮czno艣ci. Wi臋kszo艣膰 czasu sp臋dzili wpatrzeni w szczeg贸艂owe mapy, ukazuj膮ce dolin臋 Bekaa z powietrza. Siedz膮ca za nimi, kruczow艂osa Gila Harareet czeka艂a na informacje od Falaha.
Zaledwie kilka minut temu do艂膮czy艂 do nich dow贸dca bazy, porucznik Maton Yarkoni. Weteran wojny Yom Kippur z 1973 roku, niewysoki, lecz zbudowany jak byk, porucznik mia艂 nieco bycz膮 twarz i - zgodnie z informacjami Augusta - tak偶e temperament rozdra偶nionego byka. Natychmiast poda艂 im informacje o najwy偶szym stopniu gotowo艣ci armii izraelskiej, wprowadzonym, kiedy wojska syryjskie zacz臋艂y przesuwa膰 si臋 na p贸艂noc. W przypadku wojny Izrael got贸w by艂 przyj艣膰 z odsiecz膮 Turcji.
-聽Ani Izrael, ani NATO nie mog膮 sobie pozwoli膰 na to, by Turcj臋 rozdrapa艂y zwalczaj膮ce si臋 nawzajem frakcje - powiedzia艂 porucznik Yarkoni. - NATO potrzebuje os艂ony przed islamskimi fundamentalistami. Izrael, podobnie jak Syria, potrzebuje wody. Warto przyst膮pi膰 do wojny, by pa艅stwo to pozosta艂o nienaruszone.
-聽Co zrobi NATO? - zainteresowa艂 sil Vilnai.
-聽Przed chwil膮 rozmawia艂em z genera艂em Kevinem Burke'em z Brukseli - odpar艂 Yarkoni. - USA zwi臋kszaj膮 sw膮 obecno艣膰 wojskow膮 na Morzu 艢r贸dziemnym. Gotowo艣膰 wojsk NATO we W艂oszech podwy偶szono z Defcon 4 na Defcon 3.
-聽M膮drze - wtr膮ci艂 August. - Nim obj膮艂em dow贸dztwo Iglicy, s艂u偶y艂em w NATO we W艂oszech. Stawiam dwa do jednego, 偶e Defcon 3 wprowadzono, by zmusi膰 Grecj臋 do natychmiastowego zaj臋cia stanowiska. Albo do艂膮czaj膮 do swych sojusznik贸w z NATO i pomagaj膮 os艂oni膰 Turcj臋, albo musz膮 wej艣膰 w sojusz z Syri膮. A je艣li Grecja do艂膮czy do Syrii, w艂oski but kopnie j膮 wprost w dup臋.
Sier偶ant Vilnai powoli pokr臋ci艂 g艂ow膮.
-聽Wojna na Bliskim Wschodzie spowoduje rozbicie NATO -. orzek艂. - 艢wiat uzale偶ni艂 si臋 od mikrosojuszy. Kraj sprzymierza si臋 z innym krajem, ale frakcje w danym kraju sympatyzuj膮 z frakcjami w jeszcze innym. Wkr贸tce pa艅stwa w og贸le znikn膮.
-聽Pozostan膮 tylko grupy interesu - doda艂 pu艂kownik August. - Zwalczaj膮cy si臋 wodzowie plemienni i kr贸lowie.
W tym momencie na konsoli rozb艂ys艂o czerwone 艣wiat艂o. Dziewczyna z nas艂uchu siedzia艂a nieruchomo, 艂owi膮c informacje nagrywane na magnetofon cyfrowy. Dwa kr贸tkie piski, jeden d艂ugi, przerwa i kolejny d艂ugi. Sygna艂 powt贸rzy艂 si臋 raz i umilk艂.
Gila Harareet zdj臋艂a s艂uchawki i obr贸ci艂a si臋 w stron臋 stoj膮cego przy radiostacji komputera.
-聽No i co? - spyta艂 niecierpliwie Yarkoni.
-聽To kodowy sygna艂 zagro偶enia.
Nagranie posz艂o bezpo艣rednio do komputera, kt贸ry rozkodowa艂 je i wy艣wietli艂 rezultat na monitorze.
Zak艂adnicy na miejscu. Nieprzyjaciel nadchodzi. Pr贸buj臋 unikn膮膰 kontaktu.
-聽A wi臋c go zauwa偶yli - powiedzia艂 Yarkoni.
O niepokoju pu艂kownika Augusta 艣wiadczy艂o wy艂膮cznie nag艂e zaci艣ni臋cie z臋b贸w. Nie nale偶a艂 do ludzi 艂atwo uzewn臋trzniaj膮cych emocje..
-聽Czy istnieje jaka艣 szansa na ponowny kontakt z waszym cz艂owiekiem? - spyta艂.
-聽To raczej nieprawdopodobne - odpad Vilnai. - Je艣li Falah jest w niebezpiecze艅stwie, z pewno艣ci膮 porzuci艂 radio. Nie mo偶e pozwoli膰 sobie na to, 偶eby go z nim z艂apano. Uwa偶a, 偶e jest szansa na uj艣cie pogoni, wi臋c b臋dzie pr贸bowa艂. Je艣li mu si臋 uda, by膰 mo偶e wr贸ci po radio. Je艣li uzna, 偶e nie ma szans na ucieczk臋, przedstawi si臋 terrorystom jako nowy rekrut.
August spojrza艂 na radiooperatork臋, ale tak naprawd臋 wcale jej nie widzia艂. Widzia艂 za to twarze za艂ogi CR. Ka偶da minuta oczekiwania wiele kosztowa艂a pu艂kownika. Prze艣ladowa艂a go my艣l, 偶e kiedy wreszcie wejd膮 do akcji, b臋dzie za p贸藕no. Czekanie na informacje mia艂o sens, przynajmniej do tej chwili, teraz by艂o jednak jasne, 偶e nie otrzyma ju偶 偶adnych nowych informacji. Op贸藕nianie akcji wydawa艂o si臋 w tej sytuacji bezsensowne.
-聽Poruczniku - powiedzia艂 - chc臋 wprowadzi膰 do akcji moich ludzi.
Yarkoni podni贸s艂 g艂ow臋 i spojrza艂 mu wprost w oczy.
-聽Wiemy, dok膮d musimy si臋 uda膰 - nalega艂 August. - Wraz z sier偶antem Vilnai przestudiowali艣my drogi podej艣cia z zachodu i wschodu. - Podszed艂 bli偶ej, m贸wi膮c g艂osem napi臋tym, niewiele r贸偶ni膮cym si臋 od szeptu. - Poruczniku, nie chodzi wy艂膮cznie o za艂og臋 CR. Je艣li ta jaskinia jest g艂贸wn膮 kwater膮 kurdyjskich terroryst贸w, mo偶emy ich z niej wykurzy膰. Mo偶emy sko艅czy膰 t臋 wojn臋, nim si臋 na dobre zacz臋艂a.
Yarkoni opu艣ci艂 g艂ow臋. Ciemne oczy w byczej twarzy sta艂y si臋 jeszcze ciemniejsze.
-聽W porz膮dku - powiedzia艂. - Zaczynajcie. I niech B贸g ma was w swojej opiece.
-聽Dzi臋kuj臋.
Zasalutowa艂 porucznikowi. Yarkoni odsalutowa艂.
August wyszed艂. Vilnai zapisa艂 mapy na dyskietkach, po czym po艣pieszy艂 za pu艂kownikiem, kt贸ry do艂膮czy艂 do swego oddzia艂u, przygotowuj膮cego si臋 do walki tu偶 przy granicy zasiek贸w.
W dziesi臋膰 minut p贸藕niej cztery szturmowe pojazdy pustynne mkn臋艂y przez r贸wnin臋 z pr臋dko艣ci膮 blisko stu trzydziestu kilometr贸w na godzin臋, rozwini臋te w szyk w kszta艂cie klina: dwa z przodu, dwa za nimi, rozstawione szerzej, pod k膮tem czterdziestu pi臋ciu stopni. Wewn膮trz szyku jecha艂o sze艣膰 motocykli w dw贸ch rz臋dach po trzy. Karabiny maszynowe i granatniki by艂y za艂adowane, strzelcy gotowi do odparcia ataku.
Pu艂kownik August jecha艂 w pierwszym poje藕dzie.
Droga z bazy do granicy potrwa mniej wi臋cej dwadzie艣cia minut. Za pi臋膰 minut z Tel Nef wystartuj膮 izraelskie helikoptery, by przekroczy膰 granic臋 i odci膮gn膮膰 wojska syryjskie i liba艅skie, umo偶liwiaj膮c Iglicy zbli偶enie si臋 do celu. Droga z granicy do jaskini mia艂a jej zabra膰 p贸艂 godziny.
Mapy sporz膮dzone ze zdj臋膰 satelitarnych zosta艂y za艂adowane do chronionych has艂em komputer贸w pojazd贸w szturmowych. Pu艂kownik August i sier偶ant Grey dyskutowali taktyk臋 ataku i oderwania si臋 od nieprzyjaciela. Je艣li zak艂adnicy 偶yj膮, Iglica u偶yje wszystkich dost臋pnych 艣rodk贸w, by ich wydosta膰. Je艣li odbicie CR oka偶e si臋 mo偶liwe, odbij膮 je, je艣li nie - zniszcz膮. Je艣li cel贸w tych nie da si臋 osi膮gn膮膰 bez rozlewu krwi, trzeba b臋dzie krew przela膰. August by艂 na to przygotowany.
Sko艅czywszy narad臋 z Greyem, pu艂kownik za艂o偶y艂 okulary przeciws艂oneczne. Od czas贸w Pustynnej Burzy nie dowodzi艂 偶adn膮 akcj膮 bojow膮, ale teraz by艂 got贸w. Spojrza艂 na zamglone szczyty g贸r. Gdzie艣 tam wi臋ziono Mike'a Rodgersa. Iglica ocali Mike'a, a je艣li oka偶e si臋, 偶e jest ju偶 za p贸藕no, 偶e genera艂, jego najstarszy i najlepszy przyjaciel nie 偶yje, on sam wykona trzecie - po odbiciu zak艂adnik贸w i CR - zadanie.
W艂asnor臋cznie zabije sukinsyna, kt贸ry zamordowa艂 mu kumpla.
44
Wtorek, 14.24 - Damaszek, Syria
Paul Hood uzna艂 Damaszek za nie wyeksploatowan膮 偶y艂臋 z艂ota. By膰 mo偶e za d艂ugo by艂 burmistrzem wyj膮tkowo przyjaznego turystom Los Angeles, a by膰 mo偶e mia艂 po prostu skrzywion膮 perspektyw臋.
Meczety i minarety, podw贸rce i fontanny... jakie偶 wspania艂e wydawa艂y si臋 ze swymi ozdobnymi fasadami i cudownymi mozaikami. Szarobia艂e mury otaczaj膮ce Stare Miasto, po艂o偶one na po艂udniowym wschodzie stolicy Syrii, sprawia艂y wra偶enie jednocze艣nie naruszonych z臋bem czasu i majestatycznych. W XIII wieku broni艂y miasta przed atakami krzy偶owc贸w i do dzi艣 nosi艂y 艣lady tych zmaga艅. D艂ugie odcinki muru, zrujnowane przez czas i oblegaj膮cych, pozostawiono nie odbudowane.
Przygl膮daj膮c si臋 tym niepowtarzalnym zabytkom przez przyciemniane okna nale偶膮cej do ambasady limuzyny, Paul Hood nie my艣la艂 jednak o przesz艂o艣ci. My艣la艂 o tym, 偶e gdyby w tej cz臋艣ci 艣wiata panowa艂 pok贸j, 偶e gdyby ten kraj nie finansowa艂 terroryzmu, 偶e gdyby ludzie mogli tu spokojnie przyje偶d偶a膰 i podr贸偶owa膰, Damaszek by艂by zapewne jednym z najpopularniejszych cel贸w dla turyst贸w z ca艂ego 艣wiata. Zarobione na turystyce pieni膮dze rz膮d m贸g艂by wyda膰 na odsalanie w贸d Morza 艢r贸dziemnego i nawodnienie pustyni, m贸g艂by budowa膰 szko艂y, tworzy膰 miejsca pracy, m贸g艂by nawet inwestowa膰 w biedniejsze kraje arabskie.
Ale cuda, niestety, nie zdarzaj膮 si臋, powiedzia艂 do siebie Hood. Cho膰 Damaszek by艂 miastem kosmopolitycznym, nale偶a艂 do kraju, kt贸rego rz膮d mia艂 cel. Celem syryjskiego rz膮du by艂o rozszerzenie syryjskiej w艂adzy na s膮siednie pa艅stwa.
Audiencja u prezydenta mia艂a odby膰 si臋 w sercu Starego Miasta, w pa艂acu wybudowanym przez gubernatora Assada Pasz臋 al-Azema w 1749 roku. Ustalenie tego miejsca spotkania z pewno艣ci膮 mia艂o wiele wsp贸lnego z kwestiami bezpiecze艅stwa, prezydenta 艂atwiej by艂o w ko艅cu broni膰 za nadal imponuj膮cymi murami Starego Miasta. Mia艂o jednak tak偶e przypomnie膰 obywatelom, tym, kt贸rzy zgadzali si臋 z prezydentem, i tym, kt贸rzy si臋 z nim nie zgadali, 偶e Syria rz膮dzona jest z pa艂acu, zbudowanego przez gubernatora dynastii Osman贸w.
Wszyscy cudzoziemcy s膮 nieprzyjaci贸艂mi.
Na og贸艂 takie podej艣cie to paranoiczn膮 propaganda, dzi艣 jednak, jak na ironi臋, by艂o najzupe艂niej uzasadnione. Bob Herbert uj膮艂 to zgrabnie podczas rozmowy, jak膮 Paul przeprowadzi艂 z nim z ambasady: - To zupe艂nie jak zepsuty zegarek, kt贸ry dwa razy na dob臋 pokazuje dok艂adn膮 godzin臋. Dzi艣 wrogami s膮 tureccy i syryjscy Kurdowie.
Herbert powiedzia艂 jeszcze, 偶e agenci z Damaszku donosz膮 o aktywno艣ci w kurdyjskim podziemiu. Dzi艣 rano, pocz膮wszy od 贸smej trzydzie艣ci, wi臋kszo艣膰 Kurd贸w zacz臋艂a opuszcza膰 pi臋膰, rozrzuconych po mie艣cie, bezpiecznych dom贸w. Syryjczycy nie zaczepiali ich s膮dz膮c, 偶e Kurdowie b臋d膮 spiskowa膰 przeciw Turcji. Dopiero tu偶 przed dwunast膮 si艂y bezpiecze艅stwa zorientowa艂y si臋, 偶e mo偶e nast膮pi膰 atak zjednoczonych si艂 kurdyjskich i dokona艂y nalotu na domy. Nie znaleziono w nich nikogo.
Ludzie Herberta zdo艂ali nie straci膰 kontaktu z garstk膮 czterdziestu o艣miu spiskowc贸w. Wszyscy oni znajdowali si臋 w pobli偶u Starego Miasta. Niekt贸rzy siedzieli na brzegach Barady, p艂yn膮cej wzd艂u偶 p贸艂nocno-wschodniego odcinka mur贸w. Inni odwiedzili muzu艂ma艅ski cmentarz, znajduj膮cy si臋 przy po艂udniowo-zachodniej 艣cianie.
呕aden nie przekroczy艂 granicy staromiejskich mur贸w.
Bob powiedzia艂, 偶e nie przekaza艂 tych informacji Syryjczykom z dw贸ch powod贸w. Po pierwsze, nie chcia艂 ryzykowa膰 dekonspiracji swych 藕r贸de艂 w Damaszku. Po drugie, nie chcia艂, by Kurdowie wpadli w panik臋. Je艣li spiskowano przeciw prezydentowi, celem by艂 wy艂膮cznie prezydent i jego najbli偶sze otoczenie. Gdyby zamachowcy wpadli w panik臋, mog艂oby doj艣膰 do strzelaniny na ulicach. Trudno przewidzie膰, ile by艂oby w贸wczas ofiar w艣r贸d mieszka艅c贸w stolicy Syrii.
Limuzyna wjecha艂a na Stare Miasto od po艂udniowo-zachodniej strony. Mury zawali艂y si臋 tu na odcinku co najmniej pi臋ciuset metr贸w. Wy艂omu pilnowano ze szczeg贸ln膮 ostro偶no艣ci膮 - zablokowano go zaparkowanymi zderzak w zderzak d偶ipami, pozostawiaj膮c zaledwie pi臋膰dziesi臋ciometrow膮 przerw臋 po艣rodku. Wzd艂u偶 przerwy sta艂o kilkunastu 偶o艂nierzy, wszyscy uzbrojeni w pistolety Makarowa i karabiny AKM. Turystom sprawdzano paszporty, mieszka艅cy musieli pokazywa膰 dowody osobiste.
Limuzyn臋 zatrzyma艂 gro藕nie wygl膮daj膮cy kapral. Zabra艂 pasa偶erom paszporty i przez radiotelefon skontaktowa艂 si臋 z pa艂acem. Przepu艣ci艂 ich dopiero otrzymawszy pozwolenie, dla ka偶dego go艣cia z osobna. Kierowca przejecha艂 kawa艂ek i zatrzyma艂 si臋, czekaj膮c na samoch贸d ochrony. Potem pojechali ulic膮 al-Amin na po艂udniowy wsch贸d i skr臋cili w lewo. Nast臋pnie skr臋cili w prawo przy bazarze al-Bazuriye i przejechali trzysta metr贸w. Po drodze min臋li najstarsze publiczne 艂a藕nie Damaszku, Haman Nur al-Din, oraz gospod臋 Assada Paszy, w kt贸rej mieszka艂 przed wybudowaniem pa艂acu.
Pa艂ac powsta艂 w niewielkiej odleg艂o艣ci od Wielkiego Meczetu, zwanego tak偶e Meczetem Umajjad贸w, nazwanego tak na pami膮tk臋 dynastii, kt贸rej cz艂onkowie przebudowali go na pocz膮tku VIII wieku. Meczet ten sta艂 na ruinach starej rzymskiej 艣wi膮tyni. Jeszcze wcze艣niej, trzy tysi膮ce lat temu, istnia艂a w tym miejscu 艣wi膮tynia po艣wi臋cona Hadadowi, aramejskiemu bogu s艂o艅ca. Cho膰 palony kilkakrotnie podczas r贸偶nych wojen, meczet odbudowywano za ka偶dym razem i jest on dzi艣 jednym z naj艣wi臋tszych miejsc islamu.
Pa艂ac niewiele ust臋powa艂 Wielkiemu Meczetowi. Trzy skrzyd艂a, jedno kuchenne z kwaterami s艂u偶by, drugie przeznaczone dla go艣ci i trzecie, rezydencjonalne, otacza艂y wielki dziedziniec z du偶ym stawem po艣rodku, zaro艣ni臋ty gajem drzew cytrusowych. Po po艂udniowej stronie pa艂acu znajdowa艂a si臋 wielka sala o marmurowych 艣cianach, po艣rodku kt贸rej tryska艂a fontanna. Tu odbywa艂y si臋 publiczne audiencje.
Pa艂ac zazwyczaj otwarty by艂 dla zwiedzaj膮cych, cho膰 prywatne apartamenty zamykano, kiedy mieszka艂 w nim prezydent. Dzi艣 jednak zosta艂 zamkni臋ty w ca艂o艣ci. Patrolowa艂a go gwardia pa艂acowa.
Samochody zaparkowa艂y przy p贸艂nocno-zachodnim skrzydle. Agent贸w zaproszono do pokoju ochrony, ambasadora za艣 i towarzysz膮cych mu go艣ci poprowadzono do wielkiej sali przyj臋膰, znajduj膮cej si臋 przy ko艅cu korytarza. Zaci膮gni臋to ci臋偶kie zas艂ony na oknach, kryszta艂owe kandelabry p艂on臋艂y pe艂nym blaskiem. Ciemne boazerie na 艣cianach pokryte-by艂y pi臋knymi p艂askorze藕bami o znaczeniu religijnym. Meble by艂y wspaniale intarsjowane. Po艣rodku 艣ciany po艂o偶onej naprzeciw wej艣cia znajdowa艂 si臋 wielki mahmal, czyli palankin, okrywaj膮cy licz膮ce sobie kilkaset lat wydanie Koranu. Zaprojektowany tak, by m贸g艂 go nie艣膰 wielb艂膮d, palankin pokryty by艂 zielonym aksamitem ozdobionym srebrn膮 nici膮. Na jego szczycie znajdowa艂a si臋 z艂ota kula, tak偶e inkrustowana srebrem.
Ambasador Japonii, Akira Serizawa, by艂 ju偶 na miejscu wraz ze swymi doradcami, Kiyoi Nakajim膮 i Masaru Onak膮. Obecny by艂 tak偶e siwow艂osy doradca prezydenta, Aziz Azizi. Japo艅czyk powita艂 wchodz膮cych Amerykan贸w grzecznym uk艂onem, Azizi na ich widok u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. Haveles przywita艂 ka偶dego z obecnych u艣ciskiem d艂oni, a nast臋pnie przedstawi艂 swych go艣ci. Potem odszed艂 porozmawia膰 na stronie z Japo艅czykiem. Nadal u艣miechni臋ty, Azizi wzi膮艂 na siebie ci臋偶ar konwersacji z Hoodem, Bickingiem i Nasrem. Prezydencki doradca nosi艂 czarne przeciws艂oneczne okulary, mia艂 tak偶e kozi膮 br贸dk臋. Od bia艂ej, umieszczonej w uchu s艂uchawki bieg艂 bia艂y przew贸d, znikaj膮cy dyskretnie pod marynark膮 tej samej barwy.
-聽Bardzo mi mi艂o pozna膰 pan贸w - powiedzia艂 poprawn膮 angielszczyzn膮. - Z przykro艣ci膮 stwierdzam jednak, 偶e znam jedynie doktora Nasra, i to wy艂膮cznie z reputacji, jak膮 ciesz膮 si臋 jego prace. Przeczyta艂em w艂a艣nie pa艅sk膮 ksi膮偶k臋 „Skarby i 偶al", t臋 o karawanie do Mekki.
-聽To dla mnie zaszczyt. - Doktor Nasr lekko sk艂oni艂 g艂ow臋.
Syryjczyk nadal sztucznie si臋 u艣miecha艂.
-聽Czy naprawd臋 s膮dzi pan, panie doktorze, 偶e Beduini zaatakowaliby karawan臋 i pozostawili dwadzie艣cia tysi臋cy ludzi okrutnej 艣mierci na pustyni, gdyby nie zmusza艂y ich do tego rozpacz i g艂贸d?
Nasr powoli uni贸s艂 wzrok i spojrza艂 mu prosto w oczy.
-聽W owych czasach, w tamtym miejscu, Beduini byli wy艂膮cznie chciwymi barbarzy艅cami. Ich potrzeby nie usprawiedliwiaj膮 czyn贸w.
-聽Je艣li moi osiemnastowieczni przodkowie byli, jak pan to uj膮艂, chciwymi barbarzy艅cami, to tylko ze wzgl臋du na ucisk Imperium Osma艅skiego. Prze艣ladowanie to pot臋偶ny motyw.
Bicking przygryz艂 warg臋. Spojrza艂 na Aziza
-聽Jak pot臋偶ny? - spyta艂.
Syryjczyk nadal si臋 u艣miecha艂.
-聽Trawa po偶膮da wolno艣ci a偶 tak, 偶e przebija chodnik. Korze艅 potrafi rozbi膰 ska艂y. Po偶膮danie wolno艣ci to pot臋ga, panie Bicking.
Paul Hood nie by艂 pewien, czy s艂ucha dyskusji historyk贸w, przepowiedni w艂adc贸w, czy te偶 mo偶e jednego i drugiego na raz. Niezale偶nie od tego, czego dotyczy艂a rozmowa, Azizi sprawia艂 wra偶enie siedz膮cego na p艂ocie kota, Nasr za艣 w艂a艣ciciela ogrodu, szukaj膮cego odpowiedniej wielko艣ci kamienia. Na szcz臋艣cie w tym momencie przyjechali Rosjanie i prezydencki doradca, usprawiedliwiaj膮c si臋 zasadami go艣cinno艣ci, odszed艂, by ich przywita膰.
-聽Mo偶e kto艣 wyt艂umaczy艂by mi, co tu si臋 w艂a艣ciwie dzieje? - poprosi艂 Paul.
-聽Mia艂e艣 przyk艂ad rywalizacji, trwaj膮cej od kilku stuleci - wyja艣ni艂 Bicking. - Egipcjanie przeciw Beduinom. Za艂o偶臋 si臋, 偶e Azizi to Hamazrib. Oni zawsze doskonale przystosowywali si臋 do kultury naje藕d藕cy, ale to ludzie dumni, bardzo dumni.
-聽Przesadnie dumni - burkn膮艂 Nasr. - 艢lepi na prawd臋. Przecie偶 jego nar贸d s艂ynie z okrucie艅stwa.
-聽Z pewno艣ci膮 jego wrogowie s膮 o tym szczerze przekonani zakpi艂 Bicking.
Paul zerkn膮艂 na Syryjczyka, oprowadzaj膮cego Rosjan po sali. Ameryka艅skim go艣ciom Azizi nie okaza艂 a偶 takiego zainteresowania
-聽Czy ten jego kr贸tki wyk艂ad o wolno艣ci m贸g艂 by膰 zawoalowanym ostrze偶eniem pod adresem Kurd贸w? - spyta艂
-聽Beduini s膮 zawzi臋tymi wrogami Kurd贸w i z wzajemno艣ci膮 wyja艣ni艂 Bicking. - Nie pomagaliby sobie nawzajem, je艣li o to ci chodzi.
-聽Wcale nie o to mi chodzi. Widzia艂e艣, jak膮 pu艂apk臋 zastawi艂 na doktora Nasra. By膰 mo偶e ambasador Haveles trafi艂 w dziesi膮tk臋 m贸wi膮c, 偶e zaproszono nas tu jako przyn臋t臋.
-聽A mo偶e to tylko atak paranoi? - podpowiedzia艂 Bicking.
-聽Paranoja do zawodowa choroba ambasador贸w - dorzuci艂 Egipcjanin.
Przedstawiono im grup臋 czterech Rosjan. Azizi oznajmi艂, 偶e prezydent wkr贸tce zaszczyci go艣ci sw膮 obecno艣ci膮. Nast臋pnie gestem przywo艂a艂 s艂u偶b臋, do tej pory niewidoczn膮, stoj膮c膮 za drzwiami. Oczami wyobra藕ni Paul widzia艂 ju偶 zamaskowanych terroryst贸w, uzbrojonych w pistolety maszynowe i kosz膮cych ogniem wszystkich obecnych, z ulg膮 przyj膮艂 wi臋c widok s艂u偶膮cych w liberiach, uzbrojonych wy艂膮cznie w tace.
Poczekajmy, a偶 pojawi si臋 prezydent, pomy艣la艂.
Rosyjski ambasador zapali艂 papierosa i, w towarzystwie t艂umy czy, rozpocz膮艂 w k膮cie rozmow臋 z Havelesem i Japo艅czykiem. Azizi podszed艂 do drzwi i sta艂 tam, podczas gdy go艣cie w jednej wielkiej grupie jedli szawarma - cienko pokrojone kawa艂ki baraniny - i khubz, przyprawion膮 na ostro past臋 z pieczonej fasoli na prza艣nym chlebie. Rozmowy dotyczy艂y przede wszystkim ataku terrorystycznego w Turcji oraz w艂a艣ciwej interpretacji ruch贸w wojsk w poszczeg贸lnych pa艅stwach. Paul dostrzeg艂, jak w pewnym momencie Azizi mocniej wciska s艂uchawk臋 w ucho. Zamar艂 na chwil臋, po czym rozejrza艂 si臋 po sali.
-聽Panowie - powiedzia艂 - prezydent Syryjskiej Republiki Arabskiej.
-聽A wi臋c pojawi si臋 osobi艣cie - szepn膮艂 Bicking, pochylaj膮c si臋 do ucha szefa. - Co za niespodzianka!
-聽Musia艂 si臋 pojawi膰 - wtr膮ci艂 Nasr. - Musia艂 pokaza膰, jaki jest nieustraszony.
Rozmowy ucich艂y. Zebrani obr贸cili si臋 w kierunku drzwi. Rozleg艂 si臋 d藕wi臋k krok贸w na marmurowej posadzce korytarza. W chwil臋 p贸藕niej do sali wszed艂 leciwy prezydent, wysoki, ubrany w szary garnitur i bia艂膮 koszul臋 z czarnym krawatem. Siwe w艂osy mia艂 zaczesane do ty艂u. Towarzyszy艂o mu czterech ochroniarzy.
Azizi do艂膮czy艂 do prezydenckiej grupy, kieruj膮cej si臋 ku ambasadorom.
Stoj膮cy mi臋dzy Bickingiem i Nasrem Paul Hood zmarszczy艂 nagle brwi.
-聽Chwileczk臋 - powiedzia艂. - Ten ochroniarz po lewej... nogawki spodni przylegaj膮 mu do n贸g!
-聽I co z tego? - zdziwi艂 si臋 Bicking.
Spojrzenia Hooda i ochroniarza skrzy偶owa艂y si臋.
-聽To przez elektryczno艣膰 statyczn膮. - Paul ruszy艂 w stron臋 ochroniarza, chc膮c bli偶ej mu si臋 przyjrze膰. - W samolocie czyta艂em sieciowy biuletyn z Izraela. Wspomniano w nim, 偶e terrory艣ci u偶ywaj膮 zapalnik贸w elektromagnetycznych, by zdetonowa膰 bomby przymocowane do cia艂a i...
Ochroniarz krzykn膮艂 nagle co艣, czego Paulowi nie uda艂o si臋 zrozumie膰. Nim jego towarzysze zdo艂ali zacie艣ni膰 szyk wok贸艂 prezydenta, pojawi艂a si臋 wok贸艂 niego kula ognia. Si艂a wybuchu przewr贸ci艂a zebranych, strzaska艂a tak偶e kryszta艂owy kandelabr. Paul run膮艂 na pod艂og臋, w uszach mu dzwoni艂o, widzia艂 czarn膮 chmur臋 dymu, rozpraszaj膮c膮 si臋 w powietrzu, czu艂 spadaj膮ce okruchy kryszta艂u.
Kto艣 poci膮gn膮艂 go za r臋kaw marynarki. Zerkn膮艂 w prawo. Bicking sta艂, machaj膮c r臋k膮 i staraj膮c si臋 rozp臋dzi膰 dym. Krzykn膮艂 co艣, ale Hood nie us艂ysza艂 s艂贸w. Ch艂opak skin膮艂 g艂ow膮, wymierzy艂 w niego palec, zacisn膮艂 pi臋艣膰 i wystawi艂 kciuk najpierw w g贸r臋, potem w d贸艂.
Znaczenie tych gest贸w 艂atwo by艂o zrozumie膰. Paul poruszy艂 r臋kami i nogami. Pokaza艂 uniesiony kciuk.
-聽Nic mi nie jest! - krzykn膮艂.
Bicking skin膮艂 g艂ow膮. Z opadaj膮cej chmury dymu wype艂z艂 doktor Nasr. Krwawi艂, chyba z ran na czole i karku. Hood obejrza艂 jego rany. Egipcjanin znalaz艂 si臋 bli偶ej wybuchu, ale to nie by艂a jego krew. Gestem nakaza艂 Nasrowi, by le偶a艂 nieruchomo, odwr贸ci艂 si臋 i postuka艂 w g艂ow臋 Bickinga.
-聽Chod藕 ze mn膮 - powiedzia艂. Wskaza艂 na siebie, na ch艂opaka i na miejsce, zajmowane przez prezydenta i ochroniarzy. Warner skin膮艂 g艂ow膮. Szef nakaza艂 mu jeszcze trzyma膰 g艂ow臋 nisko, na wypadek, gdyby mia艂a wybuchn膮膰 strzelanina. Bicking powt贸rnie skin膮艂 g艂ow膮.
We dw贸ch, powoli, ruszyli w kierunku drzwi.
Zbli偶yli si臋 do miejsca, w kt贸rym nast膮pi艂 wybuch. Przede wszystkim uderzy艂 ich charakterystyczny zapach azotu, przypominaj膮cy pozostaj膮cy w zamkni臋tym pomieszczeniu zapach spalonych zapa艂ek. W chwil臋 p贸藕niej, poprzez rzedniej膮cy dym, dostrzegli miejsce eksplozji, krew rozpry艣ni臋t膮 na 艣cianach, ka艂u偶e krwi na marmurowej posadzce.
Jako pierwsze na ich drodze znalaz艂y si臋 porozrzucane fragmenty cia艂a terrorysty. R臋ce i nogi znikn臋艂y, Bicking zatrzyma艂 si臋 na chwil臋, odwr贸ci艂 g艂ow臋. Paul pe艂z艂 dalej. Porusza艂 艂okciami, odsuwaj膮c na bok od艂amki szk艂a, zadaj膮c sobie jedno pytanie: dlaczego nikogo nie zainteresowa艂 jeszcze ten wybuch? Przez chwil臋 zastanawia艂 si臋, czy nie wys艂a膰 asystenta po pomoc, ale zrezygnowa艂 z tego pomys艂u. Nie chcia艂, by ch艂opak wpad艂 na jakiego艣 wyprowadzonego z r贸wnowagi 偶o艂nierza i oberwa艂.
呕aden z ochroniarzy nie prze偶y艂. Wybuch dos艂ownie rozerwa艂 dw贸ch z nich, rozdar艂 te偶 kamizelki kuloodporne. Dwa pozosta艂e cia艂a le偶a艂y w nie uszkodzonych kamizelkach, g艂owy i ko艅czyny tych ludzi naje偶one jednak by艂y dwucalowymi gwo藕dziami i kulkami z niewielkich 艂o偶ysk - ulubionym materia艂em terroryst贸w-samob贸jc贸w.
Hood podpe艂z艂 do prezydenta i jego doradcy. Prezydent zgin膮艂 na miejscu, Azizi 偶y艂 jeszcze, jakkolwiek by艂 nieprzytomny. Krwawi艂 z ran na piersi i prawym boku. Paul delikatnie 艣ci膮gn膮艂 z jego cia艂a zakrwawione kawa艂ki garnituru i koszuli, pragn膮c sprawdzi膰, czy krwawienie mo偶na by艂o jako艣 powstrzyma膰
Azizi drgn膮艂.
-聽Wiedzia艂em... wiedzia艂em, 偶e co艣 takiego musi si臋 zdarzy膰 j臋kn膮艂.
-聽Le偶, nie ruszaj si臋 - szepn膮艂 Paul Hood. - Jeste艣 ranny.
-聽Prezydent...
-聽Prezydent nie 偶yje.
-聽Nie! - Azizi szeroko otworzy艂 oczy.
-聽Bardzo mi przykro. - Powoli odzyskiwa艂 s艂uch, cho膰 mia艂 nieprzyjemne wra偶enie, 偶e uszy wype艂nia mu wata. S艂ysza艂 huk strza艂贸w, dobiegaj膮cych prawdopodobnie sprzed pa艂acu. Czy to towarzysze terrorysty pr贸bowali wedrze膰 si臋 do 艣rodka, czy te偶 mo偶e gwardzi艣ci otworzyli ogie艅 do uciekaj膮cych zamachowc贸w? Strza艂y stawa艂y si臋 z ka偶d膮 chwil臋 g艂o艣niejsze. Paul zaniepokoi艂 si臋, mia艂 wra偶enie, 偶e zbli偶aj膮 si臋 raczej ni偶 oddalaj膮.
Azizi wi艂 si臋 z b贸lu.
-聽To nie... - nie zdo艂a艂 sko艅czy膰. Zach艂ysn膮艂 si臋. - To nie prezydent - wykrztusi艂 w ko艅cu.
Hood zdziera艂 z niego okrwawione szmaty.
-聽Jak to?
-聽Sobowt贸r...
Dyrektor Centrum zamar艂. S艂owa doradcy dociera艂y do niego powoli. Jeden zero dla paranoi, pomy艣la艂. Poklepa艂 Syryjczyka po ramieniu.
-聽Nie m臋cz si臋. Spr贸buj臋 zahamowa膰 krwotok i zadzwoni臋 po karetk臋.
-聽Nie! Oni musz膮... przyj艣膰.
-聽Co?
-聽艢ledzili艣my ich. Czekali艣my...
-聽Na kogo czekali艣cie?
-聽Wielu... reszt臋...
Hood zdar艂 resztki ubrania z cia艂a Syryjczyka. Z rany na piersi za ka偶dym uderzeniem serca tryska艂 strumyk krwi. Skrzywi艂 si臋, nie mia艂 poj臋cia, jak pom贸c rannemu. Kucn膮艂, 艣ciskaj膮c go za r臋k臋.
-聽Dlaczego nie pozwolisz mi wezwa膰 doktora? - spyta艂.
-聽Musz膮... wej艣膰...
-聽Kto? Spodziewasz si臋 ataku?
-聽Jest ich... wielu. Zamachowiec... Kurd. Wielu Kurd贸w... znikn臋艂o... s膮 w mie艣cie i...
Nagle, jak na zwolnionym filmie, g艂owa Aziza opad艂a na bok Krew nadal tryska艂a z rany, oddech rannego stawa艂 si臋 jednak coraz p艂ytszy. Jeszcze chwila, i powieki opad艂y na jeszcze przed chwil臋 szeroko otwarte oczy. Nast膮pi艂o g艂臋bokie westchnienie... i cisza.
Paul pu艣ci艂 r臋k臋 martwego. Spojrza艂 w prawo - Nasr przedar艂 si臋 przez dym, a za nim trzej ambasadorowie. Rosjanin sprawia艂 wra偶enie oszo艂omionego, Haveles prowadzi艂 go za rami臋. Za nimi szed艂 Japo艅czyk, niezbyt pewnie trzymaj膮c si臋 na nogach. Ich doradcy, mocno oszo艂omieni wybuchem, zostali nieco z ty艂u.
-聽M贸j Bo偶e,- westchn膮艂 Haveles. - Prezydent...
-聽Nie - przerwa艂 mu Hood. S艂ysza艂 ju偶 ca艂kiem dobrze. - Sobowt贸r. To dlatego nie ma tu gwardii. U偶yli go, 偶eby zdemaskowa膰 wtyczk臋.
-聽Nie doceni艂em tego cz艂owieka. Gdyby艣my zgin臋li, a on nie, zdoby艂by sobie nowych sojusznik贸w.
-聽I dosta艂by, czego chcia艂, gdyby zamachowiec nie wpad艂 w panik臋.
-聽W panik臋? Co ma pan na my艣li?
Hood dostrzeg艂, 偶e krew przesta艂a ciec z rany na piersi martwego Syryjczyka.
-聽Zamachowiec liczy艂 na to, 偶e pozostali ochroniarze b臋d膮 patrzyli przed siebie i nie dostrzeg膮, co si臋 dzieje. Zaskoczy艂o go, 偶e kto艣 zauwa偶y艂 skutki dzia艂ania elektryczno艣ci statycznej, gdy uzbroi艂 zapalnik elektromagnetyczny. - Palcem wskaza艂 martwego terroryst臋. - Musia艂 dzia艂a膰 od wielu lat, by dotrze膰 tak blisko prezydenta.
-聽Kim by艂?
-聽Aziz s膮dzi... s膮dzi艂... 偶e to Kurd. Jestem tego samego zdania. Co艣 si臋 tu dzieje, co艣 wi臋kszego, ni偶 tylko pr贸ba wywo艂ania wojny mi臋dzy Syri膮 a Turcj膮.
-聽Ale co? - zdziwi艂 si臋 ambasador.
-聽Nie mam zielonego poj臋cia - przyzna艂 Hood.
Okrzyki zza drzwi stawa艂y si臋 coraz g艂o艣niejsze i wyra藕nie si臋 zbli偶my.
-聽Gdzie jest nasza ochrona?! - zawo艂a艂 Rosjanin.
-聽Tego te偶 nie wiem - odpar艂 Paul, bardziej do siebie ni偶 do pytaj膮cego. Podejrzewa艂 jednak najgorsze. Spojrza艂 przez rzedniej膮cy dym. - Ambasadorze Adriejew, czy nic si臋 nie sta艂o pa艅skim ludziom?
-聽Niet.
-聽Ambasadorze Serizawa Nic panu nie jest?
-聽Wszystko w porz膮dku - pad艂a odpowied藕 kogo艣 z otoczenia ambasadora.
Dyrektor Centrum sprawdzi艂 stan reszty ofiar wybuchu. Nikt nie pozosta艂 przy 偶yciu. Kilka os贸b - wliczaj膮c w to samego terroryst臋 - odda艂o 偶ycie, by wywabi膰 z jamy innych terroryst贸w. Co za szale艅stwo!
-聽Warner! S艂yszysz mnie?
-聽Tak - dobieg艂 go st艂umiony g艂os. Bicking prawdopodobnie m贸wi艂 przez chusteczk臋.
-聽Masz telefon?
-聽Mam.
-聽Zadzwo艅 do Centrum. - Paul zamilk艂, przys艂uchuj膮c si臋 dobiegaj膮cym z dala odg艂osom wybuch贸w. My艣la艂 o Kurdach, kt贸rych ludzie Herberta 艣ledzili a偶 do bram pa艂acu. - Opowiedz Bobowi, co si臋 tu dzieje. Powiedz mu, 偶e by膰 mo偶e jeste艣my obl臋偶eni.
Hood zgarbi艂 si臋 i, unikaj膮c wznosz膮cej si臋 chmury dymu, ruszy艂 w kierunku drzwi.
-聽Dok膮d pan idzie? - spyta艂 go Haveles.
-聽Chc臋 sprawdzi膰, czy mamy jak膮艣 szans臋, 偶eby si臋 st膮d wydosta膰.
45
Wtorek, 14.53 - dolina Bekaa, Liban
Falah nic z tego nie rozumia艂. Bieg艂 szybko, klucz膮c w艣r贸d wzg贸rz, niezale偶nie jednak od tego, jak szybko si臋 porusza艂, Kurdowie deptali mu po pi臋tach. Zupe艂nie, jakby mieli w g贸rze obserwator贸w, ale to przecie偶 niemo偶liwe, drzewa ros艂y tu g臋sto, a on przecie偶 prawie ca艂y czas ucieka艂 pod drzewami. 3vlimo to, jakim艣 cudem, po艣cig ca艂y czas trzyma艂 si臋 trzydzie艣ci do pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w za nim.
W ko艅cu, wyczerpany i zdumiony, zaprzesta艂 ucieczki. Zdj膮艂 z g艂owy przepocony zaw贸j, znalaz艂 kij, rozwiesi艂 na nim kawa艂ek p艂贸tna niczym ma艂y namiot, wsun膮艂 pod niego g艂ow臋 i uda艂 pogr膮偶onego w drzemce. Kurdowie pojawili si臋 w niespe艂na minut臋 p贸藕niej. Otoczyli go szerokim kr臋giem i zacz臋li si臋 zbli偶a膰. Otworzy艂 oczy, usiad艂 i uni贸s艂 d艂onie.
-聽Al malak! Nie tak szybko! - krzykn膮艂.
Nadal si臋 zbli偶ali, depcz膮c niskie krzaczki, omijaj膮c drzewa. Zatrzymali si臋 dopiero, kiedy kr膮g 艣cie艣ni艂 si臋 tak, 偶e stali dos艂ownie rami臋 w rami臋.
-聽Co robicie? - spyta艂 Falah. - Czego chcecie? w
Jeden z m臋偶czyzn kaza艂 mu za艂o偶y膰 r臋ce za plecy i wsta膰 powoli. Spe艂ni艂 natychmiast rozkaz. Pr贸bowa艂 spyta膰, co si臋 dzieje. Kazali mu by膰 cicho. Ten rozkaz wype艂ni艂 tak偶e. Skr臋powano mu r臋ce, a drugi koniec sznura zwi膮zano na szyi. Zosta艂 zrewidowany, podczas rewizji terrory艣ci znale藕li oczywi艣cie bro艅 i paszport. Dali go jednemu ze swych ludzi, kt贸ry biegiem ruszy艂 w stron臋 bazy. W ko艅cu i jego poprowadzono do jaskini, z twarz膮 uniesion膮 w niebo. Kiedy pod stopami poczu艂 gruntow膮 drog臋, stara艂 si臋 st膮pa膰 tak ci臋偶ko, jak to tylko mo偶liwe. By膰 mo偶e 偶o艂nierze Iglicy dostrzeg膮 jego 艣lady i dzi臋ki nim znajd膮 bezpieczne przej艣cie w艣r贸d min.
Po drodze min膮艂 furgonetk臋. Przechodz膮c obok zauwa偶y艂 co艣, czego nie m贸g艂 dostrzec z ukrycia. W 艣rodku pali艂y si臋 艣wiat艂a, s艂ycha膰 by艂o tak偶e niski szum. Albo terrory艣ci wyszkoleni byli wystarczaj膮co dobrze, by samodzielnie rozpracowa膰 komputery, w co raczej trudno uwierzy膰, albo te偶 kto艣 za艂ama艂 si臋 podczas tortur. Wyja艣nia艂o to w ka偶dym razie zaciek艂o艣膰 i precyzj臋 po艣cigu. Ucieszy艂 si臋, 偶e nie nada艂 g艂osowej wiadomo艣ci do Tel Nef. T臋 z pewno艣ci膮 uda艂oby si臋 im wy艂apa膰. Kr贸tki sygna艂 kodowy zgin膮艂, by膰 mo偶e, w trzasku zak艂贸ce艅, a nawet je艣li nie, sk膮d mieliby wiedzie膰, co oznacza?
Wprowadzono go do jaskini.
M艂ody 偶o艂nierz armii izraelskiej wiedzia艂 ca艂kiem sporo o grupach dzia艂aj膮cych w tej cz臋艣ci 艣wiata. Palesty艅ski Hamas i Hezbollah lokowa艂y si臋 zazwyczaj na wsiach lub farmach, tak, by ka偶dy skierowany przeciw nim atak grozi艂 stratami w艣r贸d ludno艣ci cywilnej. Liba艅ski Front Wyzwolenia, kt贸rego celem by艂o obalenie syryjskich rz膮d贸w w Libanie, dzia艂a艂 w ma艂ych, ruchliwych grupkach. Grupy Kurd贸w by艂y nieco wi臋ksze, lecz r贸wnie偶 i one preferowa艂y mobilno艣膰. Po wej艣ciu do jaskini Falah wyt臋偶y艂 wzrok, nie dostrzeg艂 jednak niczego, co 艣wiadczy艂oby o mobilno艣ci. Miejsca do spania z pryczami i materacami, 艣wiat艂o elektryczne, bro艅 na specjalnych stojakach, zapasy 偶ywno艣ci. Cho膰 przelotnie, dostrzeg艂 te偶 co艣, co w Sayeret Ha'Druzim nazywali „Tropami Szatana” - p艂ytkie jamy, 艂膮cz膮ce ziemi臋 z piek艂em, bo przecie偶 nikt nigdy nie wyszed艂 z nich 偶ywy. Falah nie marnowa艂 czasu na zastanawianie si臋, czy opu艣ci jaskini臋 偶ywy. Trening, kt贸ry przeszed艂, nie ogranicza艂 si臋 do wyrobienia w 偶o艂nierzu pozytywnego nastawienia, lecz wykorzenia艂 nastawienie negatywne.
Nadal zwi膮zanego, zaprowadzono go po schodach na d贸艂, do pomieszczenia b臋d膮cego najwyra藕niej centrum dowodzenia grupy. Zdumia艂o go, jak starannie wyko艅czone jest wn臋trze. Ci ludzie z pewno艣ci膮 nie spodziewali si臋, by kto艣 pr贸bowa艂 ich wykurzy膰. Ciekawe, czy to ma by膰 serce nowego kurdyjskiego pa艅stwa? Przesuni臋tego ze wschodniej Turcji, gdzie znajdowa艂o si臋 przed wiekami, na zach贸d. Obejmuj膮cego cz臋艣膰 Syrii i Libanu. Z dost臋pem do Morza 艢r贸dziemnego.
Za biurkiem siedzia艂 m臋偶czyzna pogr膮偶ony w lekturze jakich艣 papier贸w. Za nim skuli艂 si臋 na sto艂ku inny m臋偶czyzna, maj膮cy na uszach s艂uchawki, s艂uchaj膮cy radia i robi膮cy notatki. Eskortuj膮cy Falaha terrorysta zasalutowa艂. Siedz膮cy za biurkiem cz艂owiek odda艂 honory i wr贸ci艂 do lektury czego艣, co wygl膮da艂o jak transkrypcje rozm贸w radiowych. Min臋艂y dwie, mo偶e nawet trzy minuty nim wzi膮艂 paszport Falaha, otworzy艂 go, przyjrza艂 mu si臋 przez chwil臋 i od艂o偶y艂 na bok. Spojrza艂 na je艅ca. Nier贸wna, czerwona blizna przecina艂a jego twarz od grzbietu nosa do 艣rodka prawego policzka. Oczy mia艂 nieruchome, jasne, martwe.
-聽Isayid Aram Tunas. Pan Aram Tunas - powiedzia艂 Siriner.
-聽Ajwa, akooja. Tak, m贸j bracie - odpar艂 Falah.
-聽Jestem twoim bratem? - zdziwi艂 si臋 dow贸dca.
-聽Ajwa. Obaj jeste艣my Kurdami. - Falah potrz膮sn膮艂 zaci艣ni臋ta w pi臋艣膰 d艂oni膮. - Obaj jeste艣my bojownikami o wolno艣膰.
-聽A wi臋c z tego powodu tu przyby艂e艣? By walczy膰 z nami rami臋 przy ramieniu?
-聽Ajwa. S艂ysza艂em o wysadzeniu tamy. S艂ysza艂em plotki, z kt贸rych wynika艂o, 偶e ci, co tego dokonali, maj膮 ob贸z w dolinie Bekaa. Pomy艣la艂em sobie, 偶e poszukam ich i do艂膮cz臋 do nich.
-聽To dla mnie zaszczyt. Sk膮d masz bro艅?
-聽Jest moja, komendancie. - W g艂osie Falaha brzmia艂a duma.
-聽Od kiedy?
-聽Kupi艂em j膮 na czarnym rynku, w Semdinli, dwa lata temu. By艂a to cz臋艣ciowo prawda. Rewolwer zosta艂 kupiony na czarnym rynku, dwa lata temu, cho膰 nie on go kupi艂.
Siriner od艂o偶y艂 bro艅. Od radiooperatora odebra艂 nowe depesze, nie spuszcza艂 jednak wzroku z je艅ca.
-聽Wykryli艣my na wzg贸rzach kogo艣 wyposa偶onego w radio. Widzia艂e艣 go, mo偶e s艂ysza艂e艣?
-聽Nikogo nie widzia艂em, komendancie.
-聽Dlaczego ucieka艂e艣?
-聽Ja? Przecie偶 ja nie ucieka艂em. Kiedy pa艅scy ludzie otoczyli mnie, w艂a艣nie odpoczywa艂em.
-聽By艂e艣 spocony.
-聽Na dworze jest wielki upa艂. Wol臋 i艣膰, kiedy robi si臋 ch艂odniej. Przez g艂upot臋 nie zorientowa艂em si臋, 偶e jestem tak blisko celu.
Siriner przygl膮da艂 mu si臋 uwa偶nie.
-聽A wi臋c pragniesz walczy膰 wraz z nami, Aramie - stwierdzi艂 raczej ni偶 spyta艂.
-聽Tak. Bardzo.
Dow贸dca zerkn膮艂 na 偶o艂nierza, stoj膮cego za plecami Falaha.
-聽Rozwi膮偶 go, Abdullah - powiedzia艂.
呕o艂nierz spe艂ni艂 rozkaz. Gdy tylko uwolniono mu g艂ow臋, Falah rozlu藕ni艂 mi臋艣nie karku. Wolne d艂onie kilkakrotnie zacisn膮艂 w pi臋艣ci.
Siriner wskaza艂 jego bro艅.
-聽We藕 j膮 - powiedzia艂.
-聽Dzi臋kuj臋, komendancie.
-聽Mamy tu wiele do roboty. Je艣li chcesz s艂u偶y膰 u mnie, b臋dziesz wype艂nia艂 rozkazy bez wahania i bez zb臋dnych pyta艅.
-聽Tak jest.
-聽Tayib. Doskonale - powiedzia艂 Siriner. Abdullah, zabierz go do wi臋藕ni贸w.
-聽Tak jest! - odpowiedzia艂 natychmiast 偶o艂nierz.
-聽W艣r贸d naszych je艅c贸w jest dw贸jka Amerykan贸w, Aramie. M臋偶czyzna i kobieta - t艂umaczy艂 Siriner. - Masz strzeli膰 im z twojego rewolweru w ty艂 g艂owy. Kiedy ich zastrzelisz, powiem ci, co zrobi膰 z cia艂ami. Jakie艣 pytania?
-聽Nie mam 偶adnych pyta艅, komendancie.
Falah popatrzy艂 na rewolwer, podni贸s艂 go b艂yskawicznie, wymierzy艂 w g艂ow臋 siedz膮cego za biurkiem m臋偶czyzny i poci膮gn膮艂 za spust. Rozleg艂 si臋 suchy trzask. Bro艅 by艂a nie nabita.
Siriner u艣miechn膮艂 si臋. Falah poczu艂 na karku zimny dotyk lufy.
-聽Widzieli艣my ci臋 z ameryka艅skiego samochodu - powiedzia艂 dow贸dca Kurd贸w. - S膮 tam r贸偶ne urz膮dzenia do obserwacji przeciwnika. Widzieli艣my, jak ucieka艂e艣. Wiedzieli艣my, 偶e nas szpiegujesz.
Falah zakl膮艂 pod nosem. Przecie偶 widzia艂 furgonetk臋, t臋, na kt贸rej Amerykanom tak strasznie zale偶a艂o. Powinien za艂o偶y膰, 偶e jest wykorzystywana Za takie b艂臋dy kto艣 prawie zawsze p艂aci 偶yciem. Najwyra藕niej jemu te偶 przyjdzie zap艂aci膰 t臋 cen臋.
-聽Interesuj膮ce, bardzo interesuj膮ce - zauwa偶y艂 Kurd. - Wi臋kszo艣膰 偶ydowskich szpieg贸w posun臋艂aby si臋 do pope艂nienia morderstwa. Jeste艣 wi臋c Druzem albo Beduinem. Wy bywacie bardziej wra偶liwi.
Rzeczywi艣cie, agenci Izraela, schodz膮cy do podziemia g艂臋boko i na d艂ugo, musieli robi膰 wszystko, by nie wzbudzi膰 najmniejszych podejrze艅. Konieczne po艣wi臋cenie w imi臋 wi臋kszego dobra. Druzowie i Beduini, zar贸wno zwiadowcy, jak i agenci, nie pracowali w ten spos贸b.
Siriner z u艣miechem zabra艂 Falahowi jego czterdziestk臋czw贸rk臋.
-聽Na marginesie, to ja sprzedaj臋 je na czarnym rynku w Semdinli - doda艂 jeszcze. - Aram Tunas to m贸j bardzo dobry klient. Zupe艂nie go nie przypominasz. I nie my艣lisz jak on. Wyj膮艂em tylko jeden nab贸j, 偶eby bro艅 nie wyda艂a ci si臋 za lekka. Powiniene艣 strzeli膰 powt贸rnie.
Falah przekl膮艂 si臋 za g艂upot臋. Ten cz艂owiek mia艂 oczywist膮 racj臋, a on powinien strzeli膰 po raz drugi.
Siriner nie spuszcza艂 z niego wzroku.
-聽Mo偶e przed. po偶egnaniem zechcia艂by艣 mi powiedzie膰, kto to jest Veeb?
-聽Co takiego?
Kurd wyj膮艂 spod biurka radio.
-聽Veeb. Z kim pr贸bowa艂e艣 si臋 skontaktowa膰?
Druz nie mia艂 poj臋cia, o co chodzi, ale przecie偶 nie robi艂o to nikomu 偶adnej r贸偶nicy. Gdyby powiedzia艂 prawd臋, i tak by mu nie uwierzono. Wi臋c milcza艂.
-- Niewa偶ne. - Siriner wezwa艂 do siebie jeszcze jednego 偶o艂nierza. Wr臋czy艂 mu bro艅 je艅ca.
-聽Zabierzcie naszego szpiega na zewn膮trz i zabijcie go - rozkaza艂. - Dopilnujcie, by jego cia艂o wr贸ci艂o do 呕yd贸w. U偶yjcie radia w samochodzie, by poinformowa膰 Amerykan贸w, 偶e w przypadku podj臋cia kolejnej pr贸by ich ludzie wr贸c膮 do domu tak jak ten.
Falaha wyprowadzono pod lufami dw贸ch, wycelowanych w ty艂 g艂owy, rewolwer贸w. W wojsku nauczono go, jak walczy si臋 z przeciwnikiem, celuj膮cym do cz艂owieka z ty艂u. je艣li przeciwnik jest prawor臋czny, nale偶y obr贸ci膰 si臋 w kierunku ruchu wskaz贸wek zegara, je艣li lewor臋czny, w przeciwnym. Odpowiednio prawy lub lewy 艂okie膰 trzyma si臋 na wysoko艣ci pasa, wyci膮gni臋ty lekko do ty艂u. Podczas obrotu odtr膮ca si臋 bro艅 艂okciem, tak 偶e jej lufa zostaje odchylona od celu. Mo偶na tego dokona膰 nawet ze zwi膮zanymi r臋kami, ale tylko w przypadku jednego przeciwnika. Siriner najwyra藕niej doskonale zna艂 ten spos贸b, skoro wyznaczy艂 dw贸ch stra偶nik贸w.
Falah mia艂 tylko jedno wyj艣cie. Za chwil臋 znajd膮 si臋 poza jaskini膮, w pe艂nym s艂o艅cu. Spr贸buje skosi膰" przeciwnik贸w. Padnie na ziemi臋, wyci膮gnie nog臋 i zatoczy ni膮 jak najszerszy kr膮g. Miejsca mu nie zabraknie - cho膰 pewnie przynajmniej jeden z terroryst贸w b臋dzie mia艂 czas, 偶eby wystrzeli膰.
M艂ody Druz przyzwyczai艂 si臋 wprawdzie do 偶ycia w cieniu 艣mierci, nie mia艂 jednak okazji przyzwyczai膰 si臋 do kl臋ski. Je艣li czym艣 si臋 martwi艂 to w艂a艣nie tym, 偶e przegra艂. Bola艂o go te偶, 偶e Sara, naj艂adniejszy kierowca autobusu na 艣wiecie, nie dowie si臋 nigdy, co zasz艂o. Nawet gdyby znaleziono jego cia艂o, nikt jej o tym nie powie. Izrael pod 偶adnym pozorem nie przyzna si臋, 偶e wys艂a艂 swojego agenta do doliny Bekaa. Do sza艂u doprowadza艂a go my艣l o tym, 偶e dziewczyna pos膮dzi go prawdopodobnie o to, 偶e uciek艂 przed ni膮.
Na sk贸rze poczu艂 ciep艂e promienie popo艂udniowego s艂o艅ca. Zatrzymali si臋 na drodze, tu偶 za wyj艣ciem z jaskini. Stra偶nik sta艂 przy samochodzie, w odleg艂o艣ci kilku metr贸w od je艅ca. W r臋ku trzyma艂 rewolwer. Patrzy艂 na nich, twarz mia艂 bez wyrazu.
Falah pomodli艂 si臋 do Boga i po偶egna艂 z rodzicami. By艂 got贸w umrze膰 tak, jak 偶y艂.
Walcz膮c.
46
Wtorek, 14.59 - Damaszek, Syria
Dwa d偶ipy p臋dzi艂y w stron臋 bazaru al-Bazuriye. Mehmet widzia艂 dym, wyp艂ywaj膮cy przez okna po po艂udniowo-wschodniej stronie pa艂acu. U艣miechn膮艂 si臋. Przy p贸艂nocno-wschodniej i po艂udniowo-zachodniej 艣cianie Kurdowie ju偶 zajmowali pozycje i strzelali do policji. Tury艣ci, klienci staromiejskich handlarzy i sami handlarze uciekali we wszystkich mo偶liwych kierunkach, powi臋kszaj膮c tylko nieprawdopodobne wr臋cz zamieszanie. Kilkunastu Kurd贸w doskonale wiedzia艂o, do kogo strzela膰, a do kogo nie, garstka policjant贸w znalaz艂a si臋 jednak w znacznie mniej komfortowej sytuacji. W zasi臋gu wzroku mieli setki biegaj膮cych w panice, padaj膮cych na ziemi臋 i czo艂gaj膮cych si臋 po niej ludzi, z kt贸rych ka偶dy m贸g艂 by膰 wrogiem.
Mehmet stan膮艂 na przednim siedzeniu d偶ipa, obok kierowcy. Chcia艂, 偶eby jego ludzie go widzieli, chcia艂, 偶eby widzieli, jaki jest dumny. Po dziesi臋cioleciach cierpliwego oczekiwania, dziesi臋cioleciach karmienia si臋 nadziej膮, po d艂ugich miesi膮cach planowania akcji, wolno艣膰 znajdowa艂a si臋 na wyci膮gni臋cie r臋ki. Dzi臋ki zamontowanej w d偶ipie radiostacji wiedzia艂, 偶e w艂a艣nie dzi艣 znienawidzona tajna policja Mukhabarat zatrzyma艂a podejrzanych Kurd贸w i przeszuka艂a kryj贸wki w poszukiwaniu broni. Bro艅 ukryta jednak zosta艂a . przed wieloma dniami. Cz臋艣膰 zakopano na cmentarzu, cz臋艣膰, zabezpieczon膮 w wodoodpornych workach, zatopiono w rzece. P贸藕nym rankiem kurdyjscy bojownicy rozlokowali si臋 blisko skrytek, udaj膮c pogr膮偶onych w 偶alu 偶a艂obnik贸w lub po prostu spaceruj膮c wzd艂u偶 rzeki.
Bro艅 wydobyto dopiero po wybuchu, sygnalizuj膮cym 艣mier膰 tyrana i pocz膮tek nowej ery.
Strza艂y s艂ycha膰 by艂o wsz臋dzie dooko艂a. Cho膰 oddziale jad膮cy teraz d偶ipami w momencie zamachu mia艂 by膰 tu偶 przed pa艂acem, Mehmet nie martwi艂 si臋. Jego ludzie walczyli dzielnie i przej臋li inicjatyw臋. Wierny Akbar dosta艂 rozkaz odpalenia bomby, je艣li tylko b臋dzie mia艂 pewno艣膰, 偶e wraz z nim zginie prezydent. Akbar by艂 tureckim agentem, urodzonym z kurdyjskiej matki, prawdziwym m臋czennikiem sprawy. W szafce zostawi艂 list z informacj膮, 偶e dokonuje zamachu, by pom艣ci膰 dziesi臋ciolecia ludob贸jstwa, kt贸rego ofiar膮 pad艂y tysi膮ce rodak贸w jego matki.
Natychmiast po zamachu ich cz艂owiek w ochronie mia艂 zneutralizowa膰 agent贸w towarzysz膮cych zachodnim dostojnikom. Zadaniem Mehmeta i jego oddzia艂u by艂o wy艂膮cznie unieszkodliwienie pozosta艂ych pyry 偶yciu 偶o艂nierzy z gwardii pa艂acowej i zabezpieczenie pa艂acu. Po jego wykonaniu nadejdzie czas na zrzucenie syryjskich mundur贸w i wezwanie Sirinera do Damaszku. Wojska syryjskie zgromadzi艂y si臋 na p贸艂nocy, wzd艂u偶 granicy z Turcj膮, Irak pr贸buje wykorzysta膰 zamieszanie, g艂odnym wzrokiem spogl膮daj膮c na Kuwejt. W tej sytuacji Kurdowie z trzech pa艅stw bez problemu rusz膮 na Damaszek. Przemawiaj膮c w imieniu narodu kurdyjskiego, oznajmi膮 艣wiatu o zbrodniach Syryjczyk贸w, Irakijczyk贸w i Turk贸w. Zwr贸c膮 na siebie oczy 艣wiata i za偶膮daj膮 nie tylko sprawiedliwo艣ci, lecz czego艣 znacznie wi臋kszego: ojczyzny. Niekt贸re pa艅stwa z pewno艣ci膮 pot臋pi膮 ich metody, a jednak od czas贸w rewolucji ameryka艅skiej do momentu powstania Izraela 偶adne pa艅stwo nie narodzi艂o si臋 bez gwa艂tu. W ostatecznym rozrachunku najwa偶niejsza jest przecie偶 s艂uszno艣膰 sprawy, a nie metody, stosowane w jej imieniu.
Policjanci odskoczyli, przepuszczaj膮c d偶ipy. Ich dow贸dcy zasalutowali Mehmetowi. Policja s膮dzi艂a pewnie, 偶e stoi, by doda膰 im odwagi, nape艂ni膰 ich nadziej膮.
I niech tak zostanie, pomy艣la艂 Mehmet. W ko艅cu naprawd臋 przyjecha艂 im pom贸c... w ten sam spos贸b, w jaki w艂adze zawsze pomaga艂y jego ludowi: morderstwem, zag艂ad膮.
D偶ipy podjecha艂y do zachodniej 艣ciany pa艂acu. Mehmet wyskoczy艂 z samochodu, jego 偶o艂nierze bez wahania poszli za nim. Dziesi臋ciu m臋偶czyzn w syryjskich mundurach sz艂o wyprostowanych, jakby ka偶dy z nich mia艂 si臋 za zaczarowanego. Podeszli do ozdobnego 偶elaznego ogrodzenia. Na teren pa艂acu wpu艣ci艂 ich stra偶nik, kryj膮cy si臋 za marmurow膮 rze藕b膮 przedstawiaj膮c膮 wielb艂膮da naturalnych rozmiar贸w. By艂 to stra偶nik miejski, a nie 偶o艂nierz ochrony prezydenta.
-聽Co si臋 tu dzieje? - spyta艂 Mehmet. Kule pada艂y wok贸艂 niego, dr膮c ciemnozielon膮 dar艅, lecz przecie偶 Kurdowie wiedzieli, kim jest i nie zamierzali go trafi膰.
Stra偶nik kry艂 si臋 przed kulami za kamiennym wielb艂膮dem.
-聽S艂ysza艂em wybuch - powiedzia艂. - W sali przyj臋膰 wschodniego skrzyd艂a.
-聽Gdzie by艂 prezydent?
-聽S膮dzimy, 偶e w艂a艣nie tam.
-聽S膮dzicie? - warkn膮艂 Mehmet.
-聽Ostami kontakt mieli艣my przed wybuchem. Jeden z agent贸w ochrony przekaza艂 innemu informacje, 偶e prezydent opuszcza pokoje, by uda膰 si臋 na spotkanie z cudzoziemcami.
-聽Agent ochrony? Nie 偶o艂nierz gwardii pa艂acowej?
-聽Nie, to by艂 pa艂acowy policjant - odpar艂 stra偶nik.
Mehmeta mocno to zaskoczy艂o. Dok膮dkolwiek udawa艂 si臋 prezydent, zar贸wno w obr臋bie pa艂acu, jak i poza nim, 艂膮czno艣ci膮 i zabezpieczeniem terenu zajmowa艂 si臋 zawsze elitarny oddzia艂 jego gwardii.
-聽Czy wezwano karetk臋? - spyta艂.
-聽Nic o tym nie wiem.
Mehmet spojrza艂 na pa艂ac. Od wybuchu min臋艂o dobre pi臋膰 minut. Gdyby co艣 si臋 sta艂o prezydentowi, najpierw wezwano by jego osobistego lekarza, kt贸ry z ca艂膮 pewno艣ci膮 by艂by ju偶 na miejscu. Co艣 tu si臋 nie zgadza艂o.
Skin膮艂 trzymanym w d艂oni pistoletem, nakazuj膮c stra偶nikowi opuszczenie posterunku i do艂膮czenie do oddzia艂u, po czym pobieg艂 w kierunku pa艂acu.
47
Wtorek, 7.07 - Waszyngton, Dystrykt Columbia
Marth臋 Macall obudzi艂 pisk pagera. Spojrza艂a na wy艣wietlacz. Wywo艂ywa艂 j膮 Curt Hardaway.
Sp臋dzi艂a noc w Centrum, drzemi膮c w sparta艅sko urz膮dzonej 艣wietlicy dla personelu. Zasn臋艂a dopiero o trzeciej nad ranem. Sama przed sob膮 musia艂a przyzna膰, 偶e kiedy co艣 wyprowadza艂o j膮 z r贸wnowagi, by艂a jak pies broni膮cy ko艣ci, a perspektywa oddania kontroli nad Centrum zast臋pcy Paula na nocnej zmianie, Gurtowi Hardawayowi, mocno wyprowadzi艂a j膮 z r贸wnowagi. Sprawy zagraniczne wymaga艂y po prostu delikatno艣ci, a Curt umia艂 tylko rozpycha膰 si臋 艂okciami. Posun臋艂a si臋 a偶 do zapytania asystentki Lowella Coffeya, Aideen Marley, kto ma prawo podejmowania decyzji, je艣li co艣 wydarzy si臋 w nocy. Okaza艂o si臋, 偶e gdyby to Paul Hood pozosta艂 na s艂u偶bie podczas nocnej zmiany, mia艂by prawo podejmowa膰. wi膮偶膮ce decyzje, lecz, zgodnie z kart膮 Centrum, pe艂ni膮cy obowi膮zki dyrektora nie dysponuje a偶 tak膮 w艂adz膮. Do wp贸艂 do 贸smej rano Centrum rz膮dzi艂 Hardaway.
Mia艂a nadziej臋, 偶e nie sta艂o si臋 nic wielkiego. Hardaway by艂 kuzynem i protegowanym dyrektora CIA, Larry'ego Rachlina, mianowanie go na to stanowisko by艂o prost膮 konieczno艣ci膮. Prezydent pragn膮艂 odci膮膰 Centrum od wp艂yw贸w CIA, na jego dyrektora mianowa艂 wi臋c cz艂owieka z zewn膮trz, by jednak zado艣膰uczyni膰 spo艂eczno艣ci agent贸w, zmuszony by艂 na jego zmiennika wyznaczy膰 weterana. Pochodz膮cy z Oklahomy Hardaway by艂 nawet ca艂kiem sympatycznym facetem i intelektualnie dorasta艂 do powierzonych mu obowi膮zk贸w, Martha szybko jednak odkry艂a, 偶e, po pierwsze, brakowa艂o mu polotu, po drugie, nie umia艂 wykorzysta膰 polotu wsp贸艂pracownik贸w. Mia艂 tak偶e niezwyk艂y talent m贸wienia szybciej ni偶 my艣la艂. Na szcz臋艣cie dla Centrum, triumwirat Hood-Rodgers-Herbert w ci膮gu dnia trzyma艂 sprawy w gar艣ci wystarczaj膮co mocno, by Hardaway nie by艂 w stanie niczego spieprzy膰 noc膮.
Podnios艂a s艂uchawk臋 telefonu, stoj膮cego przy kozetce. Wystuka艂a numer Curta. Natychmiast podni贸s艂 s艂uchawk臋.
-聽Lepiej, 偶eby艣 zaraz si臋 do mnie pofatygowa艂a - powiedzia艂. - Ten burdel na pewno przejdzie na twoj膮 zmian臋.
-聽Ju偶 id臋 - odparta Martha i przerwa艂a po艂膮czenie. Oto ca艂y Hardaway, taktowny jak zwykle.
艢wietlica dla personelu znajdowa艂a si臋 obok Czo艂gu, pozbawionej okien sali konferencyjnej, otoczonej elektroniczn膮 paj臋czyn膮. Na 艣wiecie nie istnia艂o jeszcze urz膮dzenie, zdolne podpatrzy膰 lub cho膰by pods艂ucha膰, co si臋 tam dzieje. Id膮c korytarzem w lewo, wzd艂u偶 kolistej 艣ciany, dochodzi艂o si臋 najpierw do gabinetu Boba Herberta, potem Mike'a Rodgersa, a na ko艅cu Paula. Hooda. Martha skr臋ci艂a w prawa. Jako pierwsze znajdowa艂o si臋 tu jej biuro, potem gabinet 艂膮cznika z FBI i Interpolem, Darrella McCaskeya, nast臋pnie sala komputerowa Matta Stopa, kt贸ry nazywa艂 j膮 "orkiestr膮", po nich za艣 biura prawne, kr贸lestwo Coffeya, i ochrony 艣rodowiska, gdzie rz膮dzi艂 Katzen, a tak偶e dzia艂 psychologii, ambulatorium, pok贸j 艂膮czno艣ci, niewielki gabinet Iglicy - domena Bretta Augusta i dwuosobowy gabinet rzeczniczki prasowej Centrum, Ann Farris.
Mimo 偶e sz艂a szybko, Bob Herbert dogoni艂 j膮 na swym w贸zku.
-聽Czy Curt powiedzia艂 ci, o co w艂a艣ciwie chodzi? - spyta艂.
-聽Nie - odparta zgodnie z prawd膮. - Wiem tylko, 偶e burdel potrwa do mojej zmiany.
-聽Niestety, to prawda. W Damaszku mamy prawdziwe piek艂o. W艂a艣nie dzwoni艂 Warner. W pa艂acu Azema mia艂 miejsce samob贸jczy zamach, w wyniku kt贸rego zgin膮艂 sobowt贸r prezydenta.
-聽Ten szewc?
Herbert skin膮艂 g艂ow膮.
-聽A wi臋c prezydenta najprawdopodobniej nie ma nawet w Damaszku - stwierdzi艂a Martha. - Co z ambasadorem Havelesem?
-聽By艂 w pa艂acu. Troch臋 wstrz膮艣ni臋ty, ale nic wi臋cej. O ile wiem, pa艂ac jest teraz oblegany. Na nieszcz臋艣cie Warner telefonowa艂 z sali, w kt贸rej mia艂 miejsce wybuch i niewiele m贸g艂 nam powiedzie膰. Prze艂膮czy艂em go na Curta. T臋 lini臋 trzymamy woln膮.
-聽Co z Paulem?
-聽Wyszed艂 poszuka膰 agent贸w ochrony, kt贸rzy przyjechali razem z nim.
-聽Powinien zosta膰 na miejscu. By膰 mo偶e agenci trafi膮 na miejsce, nim on ich znajdzie i wyprowadz膮 wszystkich... opr贸cz niego.
-聽Nie jestem pewien, czy ktokolwiek jest w stanie wyprowadzi膰 kogokolwiek sk膮dkolwiek i gdziekolwiek. Chyba 偶e zna jakie艣 tajne wyj艣cia. Izraelski zwiad satelitarny ukaza艂 walk臋 wok贸艂 pa艂acu. Czterdziestu do pi臋膰dziesi臋ciu napastnik贸w w strojach cywilnych akurat wdziera si臋 na mury. Dost臋pu broni膰 im b臋d膮 偶o艂nierze armii syryjskiej, kt贸rzy w艂a艣nie pojawili si臋 na scenie. W liczbie ca艂ych dziesi臋ciu.
-聽Zas艂u偶yli na to, wysy艂aj膮c wszystkie wojska na p贸艂noc - stwierdzi艂a spokojnie Martha. - A co to wszystko w艂a艣ciwie oznacza?
-聽Niekt贸rzy z moich ludzi s膮dz膮, 偶e Turcja zaatakowa艂a ze wsparciem Izraela - powiedzia艂 Herbert. - Iran twierdzi, 偶e my艣my to wszystko zaaran偶owali. Larry Rachlin od dawna marzy艂 o obaleniu tego ich prezydenta, bo Syryjczycy popieraj膮 terroryzm, ale przysi臋ga, 偶e CIA nie ma z tym nic wsp贸lnego.
-聽A jakie jest twoje zdanie? - zainteresowa艂a si臋 Martha, pukaj膮c do drzwi gabinetu Hardawaya. Zamek odskoczy艂 natychmiast. Zawaha艂a si臋, nim je otworzy艂a.
-聽Ja tam stawiam na Kurd贸w - powiedzia艂 Herbert.
-聽Dlaczego?
-聽Poniewa偶 tylko Kurdowie mog膮 na tym wszystkim zyska膰. Przeprowadzi艂em tak偶e proces eliminacji. Moi ludzie w Turcji i Izraelu s膮 szczerze zaskoczeni obrotem sytuacji.
Martha skin臋艂a g艂ow膮.
Weszli do gabinetu Hardawaya.
Chudy, brodaty Curtis Sean Hardaway siedzia艂 za biurkiem, wpatruj膮c si臋 w komputer. Oczy mia艂 podkr膮偶one, kosz na 艣mieci wype艂niony by艂 papierkami po gumie do 偶ucia. Zast臋pca Mike'a Rodgersa, m艂ody genera艂 William Abrams, zaj膮艂 miejsce w wygodnym fotelu z wysokim oparciem. Na kolanach trzyma艂 otwartego laptopa. G臋ste czarne brwi prawie schodzi艂y mu si臋 nad nosem. Pomi臋dzy czerwonymi policzkami wida膰 by艂o lekko rozchylone, w膮skie usta.
Wyposa偶ony w g艂o艣nik telefon na biurku Hardawaya potrzaskiwa艂 od czasu do czasu tak, 偶e s艂ycha膰 go by艂o w ca艂ym gabinecie.
Curt rozgryz艂 kolejny kawa艂ek gumy do 偶ucia.
-聽Dzie艅 dobry, Martho - powiedzia艂. - Bob, Warner nie odezwa艂 si臋 od czasu, kiedy prze艂膮czy艂e艣 go na mnie.
-聽Strza艂y z broni r臋cznej - odezwa艂 si臋 Abrams spokojnym, r贸wnym g艂osem. - I trzaski zak艂贸ce艅 na liniach wojskowych.
-聽Wi臋c nie wiemy, czy Paul dotar艂 do agent贸w ochrony - stwierdzi艂a Martha
-聽Niczego nie wiemy. Prezydent chce mie膰 scenariusz ewakuacji na si贸dm膮 pi臋tna艣cie, a, prawd臋 m贸wi膮c, mo偶liwo艣ci mamy mocno ograniczone. W ambasadzie jest piechota morska, kt贸rej nie wolno dzia艂a膰 poza ambasad膮 i...
-聽Zawsze mog膮 wyci膮gn膮膰 ludzi najpierw, a na pytania odpowiada膰 p贸藕niej - wtr膮ci艂 Abrams.
-聽Jasne - przyzna艂 Hardaway. - W Incirlik stacjonuje Delta. Mo偶na ich zebra膰 i przerzuci膰 na dach pa艂acu w czterdzie艣ci minut.
-聽Co spowodowa艂oby pewne problemy, gdyby za tym wszystkim stali Turcy - zauwa偶y艂 Abrams. - G艂upio tak strzela膰 do sojusznik贸w.
-聽Nawet kiedy ratujemy ambasadora? - spyta艂a Martha.
-聽Tyle 偶e to nie ambasador by艂 celem zamachu - przypomnia艂 jej Abrams. - Na razie nie mamy informacji, jakoby ambasador w og贸le by艂 zagro偶ony.
Hardaway zerkn膮艂 na zegarek.
-聽Istnieje jeszcze jedna opcja - zauwa偶y艂. - Mo偶emy skierowa膰 do Damaszku Iglic臋. Rozmawia艂em z Tel Nef. S膮 w stanie odwo艂a膰 oddzia艂 i przerzuci膰 go helikopterami do pa艂acu w ci膮gu p贸艂 godziny.
-聽Nie! - Herbert niemal krzycza艂.
-聽Spokojnie, Bob - wtr膮ci艂a Martha. - Aideen za艂atwi艂 spraw臋 z Komisj膮 Nadzoru Wywiadu. Mog膮 oficjalnie operowa膰 na Bliskim Wschodzie. Z trzech naszych oddzia艂贸w tylko oni s膮 tam ca艂kiem legalnie.
-聽Nie ma mowy. Potrzebujemy ich, 偶eby wyci膮gn膮膰 naszych ludzi z doliny Bekaa.
Martha spojrza艂a mu prosto w oczy.
-聽Tylko nie zaczynaj z tym twoim „nie ma mowy" - ostrzeg艂a. - Nie wtedy, kiedy na linii ognia znale藕li si臋 Paul i ambasador...
-聽Nie wiemy, czy grozi im bezpo艣rednie niebezpiecze艅stwo.
-聽Bezpo艣rednie niebezpiecze艅stwo! - Tym razem to ona podnios艂a g艂os. - Pa艂ac jest ostrzeliwany!
-聽A CR i jego personel wpadli w 艂apy terroryst贸w! - Herbert nawet nie pr贸bowa艂 si臋 opanowa膰. - To przynajmniej wiemy na pewno, a Iglica jest ju偶 prawie na miejscu. Niech sko艅cz膮 misj臋, dla kt贸rej w og贸le ich tam wys艂ali艣my. Chryste, oni pewnie nie maj膮 nawet plan贸w pa艂acu! Nie mo偶na wys艂a膰 ich tak na 艣lepo.
-聽S膮. uzbrojeni i dobrze wyekwipowani. Nie nazwa艂abym tego wysy艂aniem na 艣lepo.
-聽Ale przygotowywali si臋 do akcji w dolinie Bekaa. Tym si臋 zajmowali. S艂uchaj, masz na linii Warnera. Poczekajmy, a偶 zg艂osi si臋 Paul. Niech on do nas zadzwoni.
-聽Przecie偶 wiesz, co powie.
-聽Wiem, jak jasna cholera - warkn膮艂 Bob. - Powie, 偶e Iglica ma robi膰 swoje, a ty masz trzyma膰 swoje ambicje na bardzo kr贸tkiej smyczy.
-聽Moje ambicje?
-聽No jasne. Uratujesz ambasadora i zdob臋dziesz sobie sto punkt贸w w Departamencie Stanu. Co ty sobie my艣lisz, 偶e nikt nie wie, jak膮 wyznaczy艂e艣 sobie dr贸偶k臋 do kariery?
Martha a偶 zesztywnia艂a z w艣ciek艂o艣ci.
-聽Odezwij si臋 do mnie jeszcze w ten spos贸b, a wszystkie twoje dr贸偶ki oka偶膮 si臋 艣lepe!
-聽Martho, uspok贸j si臋 - przerwa艂 im Hardaway. - Bob, ciebie to tak偶e dotyczy. Nie przespa艂e艣 nocy. A mnie i tak brakuje czasu. Dyskusja o Iglicy w ka偶dym razie wydaje si臋 raczej akademicka. O si贸dmej trzydzie艣ci prezydent zdecyduje o zniszczeniu CR Tomahawkiem, wystrzelonym z USS „Pittsburgh", znajduj膮cym si臋 teraz na Moczu 艢r贸dziemnym.
-聽Jezu Wszechmog膮cy! - nie wytrzyma艂 Herbert. - Przecie偶 obieca艂, 偶e da nam troch臋 czasu!
-聽I da艂. A teraz boi si臋, 偶e Kurdowie u偶yj膮 CR przeciw Syryjczykom i Turkom.
-聽Oczywi艣cie, 偶e go u偶yj膮 - wtr膮ci艂 Abrams. - Je艣li ju偶 go nie u偶ywaj膮.
-聽A wi臋c zak艂adasz, 偶e wiedza, jak go u偶y膰. Uruchomienie zainstalowanego w CR sprz臋tu nie przypomina ruszenia jakim艣 cholernym wypo偶yczonym samochodem!
-聽Je艣li kto艣 poka偶e im jak, nie widz臋 r贸偶nicy.
Herbert obrzuci艂 Abramsa w艣ciek艂ym spojrzeniem.
-聽Uwa偶aj, Bill...
-聽Bob, wiem, jak bardzo przyja藕nisz si臋 z Mike'em. Tylko 偶e nic nie wiemy o tym, co terrory艣ci mogli zrobi膰, by zmusi膰 naszych ludzi do m贸wienia.
-聽Jestem pewien, 偶e tw贸j dow贸dca doceni zaufanie, jakie w nim pok艂adasz.
-聽Nie chodzi o Mike'a - wtr膮ci艂a Martha. - W艣r贸d zak艂adnik贸w jest tr贸jka cywil贸w. Nie s膮 tacy twardzi jak Rodgers.
-聽Ma艂o jest ludzi r贸wnie twardych jak Rodgers - przytakn膮艂 Bob. - I to jeszcze jedna przyczyna, by ich wszystkich wyci膮gn膮膰 jak najszybciej! Potrzebujemy Mike'a. I jeste艣my co艣 winni ludziom, kt贸rych tam wys艂ali艣my.
-聽Wyci膮gniemy ich, je艣li to tylko b臋dzie mo偶liwe.
-聽Je艣li zrezygnujemy ju偶 teraz, to wyci膮gni臋cie ich automatycznie oka偶e si臋 niemo偶liwe! Jezu, jak ja bym chcia艂, 偶eby艣my m贸wili tym samym j臋zykiem.
-聽Ja te偶 - stwierdzi艂a ch艂odno Martha. - W艂a艣ciwe pytanie brzmi: „Czy zak艂adnicy nie s膮 ju偶 przypadkiem straceni? Czy nie powinni艣my skierowa膰 tego, co mamy, na Damaszek?"
-聽Martha ma racj臋 - powiedzia艂 Hardaway. - Je艣li prezydent wyda rozkaz zniszczenia CR rakiet膮, nie b臋dziemy mieli wyboru. Zmusi nas do przerwania misji Iglicy. Je艣li jej nie odwo艂amy, oddzia艂 podzieli los za艂ogi.
Herbert spl贸t艂 le偶膮ce na kolanach d艂onie i zacisn膮艂 je mocno.
-聽Wi臋c musimy da膰 Iglicy wi臋cej czasu. Tomahawk doleci na miejsce w p贸艂 godziny. P贸艂 godziny mo偶e wystarczy膰 do wyci膮gni臋cia naszych ludzi. Je艣li jednak wycofamy Iglic臋, Mike i reszta s膮 martwi, koniec, kropka. Czy kto艣 tu nie zgadza si臋 z t膮 ocen膮 sytuacji?
Nikt si臋 nie odezwa艂. Hardaway zn贸w zerkn膮艂 na zegarek.
-聽Za dwie minuty musz臋 przedstawi膰 prezydentowi nasz膮 ocen臋 sytuacji w Damaszku. Martha?
-聽Moim zdaniem powinni艣my skierowa膰 tam Iglic臋. Ci ludzie s膮 odpowiednio wyposa偶eni, s膮 w polu, to jedyna legalna opcja obronna, jaka nam pozosta艂a.
-聽Bill?
-聽Zgadzam si臋 z Marth膮. Moim zdaniem nasi ludzie s膮 lepiej wyszkoleni od Delty, a ju偶 z ca艂膮 pewno艣ci膮 od strzeg膮cej ambasady piechoty morskiej.
Hardaway spojrza艂 na Herberta.
-聽Bob?
Herbert potar艂 twarz d艂o艅mi.
-聽Zostawcie Iglic臋 w spokoju. Przecie偶 mog膮 wycofa膰 si臋 na pi臋膰 minut przed uderzeniem Tomahawka. B臋d膮 mieli co najmniej p贸艂 godziny na wyci膮gni臋cie zak艂adnik贸w.
-聽Iglicy potrzebujemy w Damaszku - powiedzia艂a powoli Martha.
Bob przycisn膮艂 palce do czo艂a. Nagle opu艣ci艂 r臋ce.
-聽A co b臋dzie, je艣li znajd臋 wam pomoc dla Paula i ambasadora?
-聽Kogo? - zdziwi艂a si臋 Martha.
-聽Przynajmniej spr贸buj臋. Nie-wiem, czy 呕elazna 艁apa da mi tych ludzi.
-聽Kogo? - powt贸rzy艂a.
-聽Ludzi, kt贸rzy mog膮 znale藕膰 si臋 na miejscu w pi臋膰 minut. Herbert podni贸s艂 s艂uchawk臋 bezpiecznego telefonu, stoj膮cego na ma艂ym stoliku przy zajmowanym przez Abramsa fotelu z wysokim oparciem. Przyciskiem wybra艂 woln膮 lini臋 i poleci艂 swemu asystentowi, by skontaktowa艂 si臋 z genera艂em Bar-Levim w Hajfie.
Hardaway zerkn膮艂 na zegarek.
-聽S艂uchaj, musz臋 dzwoni膰 do prezydenta - powiedzia艂.
-聽Powiedz mu, 偶e potrzebuj臋 pi臋ciu minut. - Bob Herbert spojrza艂 w zm臋czone oczy zast臋pcy dyrektora Centrum. - Powiedz mu, 偶e albo wyci膮gn臋 Paula i ambasadora bez pomocy Iglicy, albo do po艂udnia na biurku Marthy znajdzie si臋 moja rezygnacja.
48
Wtorek, 12.17 - Morze 艢r贸dziemne
Tomahawk to pocisk rakietowy 艣redniego zasi臋gu, kt贸ry mo偶na wystrzeliwa膰 z wyrzutni torpedowych lub ze specjalnie skonstruowanych pionowych wyrzutni l膮dowych. Istniej膮 trzy rodzaje: TASM, u偶ywany przeciw okr臋tom, TLAM-N, klasy ziemia-ziemia wyposa偶ony w g艂owic臋 j膮drow膮 oraz TIAM C z g艂owica konwencjonaln膮, i wreszcie TIAM-D, z g艂owic膮 zawieraj膮c膮 subamunicj臋.
Siedmioip贸艂metrowy Tomahawk. startuje na silniku rakietowym. Po trzydziestu milisekundach z jego kad艂uba wysuwaj膮 si臋 i rozk艂adaj膮 ma艂e skrzyd艂a. Silnik rakietowy wy艂膮cza si臋 po kilku sekundach i zast膮piony zostaje silnikiem odrzutowym. Rakieta osi膮ga pr臋dko艣膰 marszow膮, nieco przekraczaj膮c膮 osiemset kilometr贸w na godzin臋. Leci nisko, czy to nad wod膮, czy te偶 nad l膮dem. System nawigacyjny utrzymuje j膮 na trasie do celu dzi臋ki informacjom pobieranym od radarowego wysoko艣ciomierza. Trasa przelotu zapisana jest w pok艂adowym komputerze, rakieta szybko osi膮ga pierwszy zaprogramowany wcze艣niej punkt le偶膮cy na brzegu. Z tego miejsca kieruje si臋 na pierwszy punkt nawigacyjny, kt贸rym jest na og贸l wzg贸rze, budynek, w ka偶dym razie co艣 sta艂ego i nieruchomego. TERCOM, czyli system por贸wnania geograficznego, prowadzi nast臋pnie rakiet臋 od punktu do punktu, przy cz臋sto wyst臋puj膮cych gwa艂townych skr臋tach i r贸wnie gwa艂townych zmianach wysoko艣ci. Sprawdzanie kursu odbywa si臋 przez DSMAC, elektrooptyczny system por贸wnywania obraz贸w, czyli ma艂膮 kamer臋, kt贸ra podaje do komputera dane wizualne, por贸wnywane nast臋pnie z danymi, zapisanymi w pami臋ci TERCOM. Je艣li mi臋dzy danymi w obu systemach wyst臋puje r贸偶nica, pojawia si臋, na przyk艂ad, zaparkowana ci臋偶ar贸wka, nowo wzniesiony dom i tak dalej, DSMAC i TERCOM badaj膮 reszt臋 zapisanych danych i szybko okre艣laj膮 procent zgodno艣ci i prawdopodobie艅stwo, 偶e rakieta nadal le偶y na kursie do celu. Je艣li dane z dw贸ch 藕r贸de艂: pami臋ci i kamery, r贸偶ni膮 si臋 zasadniczo, komputer wysy艂a sygna艂, na kt贸ry odpowiedzie膰 mo偶na tylko na dwa sposoby. „kontynuuj" lub "przerwij lot".
Dane dla TERCOM przygotowuje DMA, Defence Mapping Agency, czyli Kartograficzna Agencja Obrony i ona dostarcza je do centrum planowania bojowego, w艂a艣ciwego dla danego teatru dzia艂a艅 wojennych. Stamt膮d 艂膮czem satelitarnym w臋druj膮 one do miejsca odpalenia. Je艣li odpalenie ma nast膮pi膰 na terenie, kt贸rego DMA nie ma w komputerze, agencja 艣ci膮ga dane z satelity. Je艣li dane geograficzne s膮 wystarczaj膮co dok艂adne, Tomahawk jest w stanie trafi膰 w cel wielko艣ci samochodu osobowego, znajduj膮cy si臋 w odleg艂o艣ci dw贸ch tysi臋cy kilometr贸w.
Rozkaz prezydencki M-98-13 dotar艂 na stanowisko radiooperatora na USS „Pittsburgh" o dwunastej siedemna艣cie czasu lokalnego. Zakodowany rozkaz przes艂ano w formie cyfrowej bezpiecznym 艂膮czem satelitarnym. Zosta艂 on b艂yskawicznie rozkodowany i dostarczony do r膮k w艂asnych dow贸dcy okr臋tu podwodnego, komandora George'a Breeena.
Rozkaz dok艂adnie okre艣la艂 stoj膮ce przed dow贸dc膮 okr臋tu zadanie, cel oraz podawa艂 kod przerwania lotu. O dwunastej trzydzie艣ci, jeden z dwudziestu czterech Tomahawk贸w, w kt贸re uzbrojony by艂 „Pittsburgh”, mia艂 zosta膰 wystrzelony na cel w dolinie Bekaa w Libanie. Padano precyzyjne koordynaty oraz dane TERCOM dla komputera rakiety. W przypadku, gdyby cel zacz膮艂 si臋 przemieszcza膰, Tomahawk mia艂 przej艣膰 na rezerwowy program prowadz膮cy i przeszuka膰 horyzont w poszukiwaniu promieniowania widzialnego i mikrofalowego oraz innych podanych czynnik贸w w odpowiedniej kombinacji, mog膮cej oznacza膰 wy艂膮cznie cel. Samozniszczenie rakiety dow贸dca nakaza膰 m贸g艂 tylko po odebraniu kodu PA艁AC.
Komandor Breen podpisa艂 rozkaz i przekaza艂 go oficerowi uzbrojenia, porucznikowi E. B. Ruthayowi. W pomieszczeniu kontroli ognia wraz z operatorem konsoli bosmanem Donnym Maxem wprowadzi艂 on dane do pami臋ci komputera Tomahawka. Po ich za艂adowaniu i sprawdzeniu, pr臋dko艣膰 okr臋tu zmniejszono do czterech w臋z艂贸w i „Pittsburgh" wyszed艂 na g艂臋boko艣膰 peryskopow膮. Komandor Breen wyda艂 rozkaz wystrzelenia rakiety. System hydrauliczny otworzy艂 jeden z dwunastu znajduj膮cych si臋 z przodu kad艂uba w艂az贸w przykrywaj膮cych aparaty torpedowe. Usuni臋to ci艣nieniow膮 os艂on臋 rakiety.
Tomahawk by艂 got贸w do wystrzelenia.
Dow贸dca dosta艂 informacje o stanie przygotowa艅. Upewni艂 si臋, 偶e w zasi臋gu wykrywalno艣ci nie ma nieprzyjacielskich okr臋t贸w ani samolot贸w lub helikopter贸w, po czym wyda艂 Ruthayowi rozkaz odpalenia Oficer potwierdzi艂 rozkaz, w艂o偶y艂 w otw贸r konsoli specjalny klucz, przekr臋ci艂 go i wcisn膮艂 przycisk. „Pittsburgh" zadr偶a艂 wyczuwalnie, rakieta za艣 ruszy艂a w licz膮cy siedemset trzydzie艣ci kilometr贸w lot.
Pi臋膰 sekund zaj臋艂o komandorowi Breenowi potwierdzenie, 偶e z rakiet膮 wszystko w porz膮dku. Natychmiast wyda艂 rozkaz oddalenia si臋 od miejsca wystrzelenia Tomahawka. Za艂oga zabra艂a si臋 do roboty.
Operator konsoli bosman Danny Max pozosta艂 na stanowisku, kt贸re mia艂 opu艣ci膰 dopiero po trzydziestu dw贸ch minutach. Ca艂y czas monitorowa艂 lot rakiety. Je艣li kapitan wyda oficerowi uzbrojenia rozkaz przerwania lotu, jego zadaniem b臋dzie wprowadzenie kodu PA艁AC dla 艂膮cza satelitarnego, a nast臋pnie wci艣ni臋cie przycisku samozniszczenia.
USS „Pittsburgh" nie pierwszy raz wystrzeliwa艂 Tomahawki. Zdarzy艂o mu si臋 wys艂a膰 kilkana艣cie tego typu rakiet podczas Pustynnej Burzy. W贸wczas wszystkie odnalaz艂y cele. Nigdy jednak nie otrzyma艂 rozkazu przerwania lotu kt贸rej艣 z wystrzelonych ju偶 rakiet.
Danny Max po raz pierwszy wystrzeliwa艂 rakiet臋 w sytuacji bojowej. D艂onie mia艂 wilgotne, usta suche. By艂o dla niego kwesti膮 profesjonalnej dumy, by dziewi臋膰dziesi臋ciopi臋cioprocentowa celno艣膰 Tomahawka nie obni偶y艂a stuprocentowej skuteczno艣ci „Pittsburga" na jego wachcie. Spojrza艂 na cyfrowy zegar miesz膮cy czas lotu. Trzydzie艣ci jeden minut.
Max mia艂 te偶 nadziej臋, 偶e nie dostanie rozkazu przerwania lotu. Gdyby taki rozkaz otrzyma艂, przez 艂adne par臋 tygodni musia艂by wys艂uchiwa膰 dowcip贸w o „strzelaniu 艣lepakami".
Lec膮ca rakieta bez przerwy przesy艂a艂a w stron臋 statku dane. Mia艂a w艂a艣nie przekroczy膰 stref臋 czasow膮.
Trzydzie艣ci minut.
-聽Le膰, malutka - powiedzia艂 Max cicho. U艣miecha艂 si臋 ojcowskim u艣miechem. - Le膰, skarbie, le膰.
49
Wtorek, 15.33 - dolina Bekaa, Liban
Phil Katzen siedzia艂 w CR, przy terminalu Mary Rose. Po obu jego stronach sta艂o dw贸ch uzbrojonych i znaj膮cych angielski Kurd贸w. Ka偶d膮 wykonywan膮-czynno艣膰 musia艂 dok艂adnie opisywa膰. Jeden z stra偶nik贸w notowa艂 jego wyja艣nienia, drugi s艂ucha艂 ich uwa偶nie.
Katzen czu艂, jak pot 艣cieka mu po ciele. By艂 zmordowany, oczy go bola艂y. Czu艂 si臋 winny i to bola艂o tak偶e. Czu艂 si臋 winny, nie mia艂 jednak w膮tpliwo艣ci, 偶e zrobi艂 to, co nale偶a艂o zrobi膰.
Kiedy by艂 ch艂opcem, bawi膮cym si臋 w 偶o艂nierzy, cz臋sto zadawa艂 sobie pytanie: ,Jak zachowa艂bym si臋, gdyby mnie torturowano?” Odpowiada艂 na nie zawsze: „Chyba nie藕le, pod warunkiem 偶e b臋d膮 mnie tylko bili, topili i mo偶e jeszcze pora偶ali pr膮dem”. Jak ka偶dy ch艂opiec, my艣la艂 wy艂膮cznie o sobie. Ch艂opcy nigdy nie zadaj膮 sobie pytania: ,Jak si臋 zachowam, kiedy b臋d膮 przy tobie torturowa膰 innego cz艂owieka?" Okaza艂o si臋, 偶e odpowied藕 brzmi: „Bardzo 藕le". Zaskoczy艂o go to, ale, oczywi艣cie, wiele czasu min臋艂o od chwili, gdy po raz ostatni bawi艂 si臋 na podw贸rku w wojn臋. Uko艅czy艂 studia w Berkeley. Widzia艂 kampus sparali偶owany studenckimi marszami przeciw 艂amaniu praw cz艂owieka w Chinach, Afganistanie, Birmie. Opiekowa艂 si臋 studentami, os艂abionymi strajkami g艂odowymi przeciw karze 艣mierci. Sam bra艂 udzia艂 w „tygodniu bez ryb", og艂oszonym w prote艣cie przeciw japo艅skim technikom po艂ow贸w, kt贸rych ofiara, opr贸cz tu艅czyk贸w, pada艂y tak偶e delfiny. Jeden dzie艅 chodzi艂 p贸艂nagi, zwracaj膮c w ten spos贸b uwag臋 na tragiczny los indonezyjskich robotnik贸w.
Po doktoracie zacz膮艂 dzia艂a膰 w Greenpeace. Potem pracowa艂 dla wielu organizacji ekologicznych, z kt贸rych wi臋kszo艣膰 czasami mia艂a pieni膮dze, ale przewa偶nie ich nie mia艂a. W czasie wolnym budowa艂 domy u boku by艂ego prezydenta Jimmy Cartera i pracowa艂 w schronisku dla bezdomnych w Waszyngtonie. Dowiedzia艂 si臋, 偶e cierpienie rodzic贸w, kt贸rzy nie s膮 w stanie wy偶ywi膰 dzieci, tragiczny los dobrych 艂udzi walcz膮cych z tyrani膮, tortury zadawane zwierz臋tom... to wszystko boli go bardziej ni偶 normalny fizyczny b贸l. Odczuwa艂 cierpienia innych bardziej ni偶 swoje, a bezradno艣膰 tylko pogarsza艂a sytuacj臋.
Katzen czu艂 si臋 torturowany, kiedy torturowano Mike'a Rodgersa. Czu艂 si臋 poni偶ony, odcz艂owieczony, bo Sandrze DeVonne kazano przygl膮da膰 si臋 torturom i w dodatku powiedziano jej, 偶e b臋dzie cierpie膰 znacznie bardziej. Teraz, patrz膮c wstecz, wiedzia艂, 偶e to go w艂a艣nie z艂ama艂o, 偶e z艂ama艂o go poczucie, i偶 dla niej i dla siebie musi odzyska膰 cho膰 odrobin臋 zwyk艂ej Ludzkiej godno艣ci. Zdawa艂 sobie tak偶e spraw臋 z tego, 偶e zada艂 Mike'owi b贸l wi臋kszy ni偶 fizyczne tortury. Pracuj膮c w Greenpeace odkry艂 jednak, 偶e p艂aci si臋 zawsze, nawet gdy chce si臋 zrobi膰 co艣 dobrego. Ratuj膮c foki pozbawiasz pracy my艣liwych. Ratujesz sowy i prac臋 trac膮 drwale.
A teraz siedzia艂 tu, obja艣niaj膮c dzia艂anie CR ludziom, kt贸rzy torturowali Mike'a. Je艣li przestanie, cierpie膰 b臋d膮 zak艂adnicy, przyjaciele. Je艣li nie przestanie, najprawdopodobniej wielu niewinnych ludzi odniesie rany lub nawet zginie, na przyk艂ad ten biedak, wykryty na wzg贸rzach przez system zobrazowania termicznego. Z drugiej strony, uda mu si臋 uratowa膰 偶ycie wielu Kurdom.
Za wszystko trzeba zap艂aci膰. Za wszystko.
Najwa偶niejsze, 偶e uda艂o mu si臋 kupi膰 troch臋 czasu zak艂adnikom. Czas zrodzi艂 nadziej臋, czas oraz pewno艣膰, 偶e Centrum nie porzuci ich na 艂ask臋 losu. Je艣li mo偶na im w jaki艣 spos贸b pom贸c, Bob Herbert z pewno艣ci膮 znajdzie spos贸b.
Katzen przeszed艂 kurs przetrwania i samoobrony. Wymagano tego od wszystkich pracownik贸w Centrum. Podr贸偶uj膮cy za granic膮 ameryka艅scy pracownicy rz膮dowi s膮 艂akomym k膮skiem. Musz膮 zna膰 co najmniej podstawy psychologii, wiedzie膰 co艣 o broni, umie膰 walczy膰 i umie膰 prze偶y膰. Katzen wiedzia艂, 偶e musi zachowa膰 przytomno艣膰 umys艂u, musi wiedzie膰, co si臋 wok贸艂 niego dzieje i to niezale偶nie od tego, jak bardzo jest zm臋czony i jak bardzo wstrz膮sn臋艂o nim to, co si臋 sta艂o.
Phil Katzen wierzy艂 w Herberta, zdecydowa艂 si臋 wi臋c kupi膰 mu czas, pracuj膮c tak wolno, jak to tylko mo偶liwe. Postanowi艂 tak偶e w艂膮czy膰 jako pierwsze te systemy, kt贸re mog艂yby przyda膰 si臋 jemu samemu. 艂膮czno艣膰, monitory podczerwieni, radar, tego rodzaju sprz臋t podstawowy. Poniewa偶 stra偶nicy znali angielski, pomin膮艂 cz臋stotliwo艣膰, na kt贸rej komunikowano si臋 z Iglic膮. Nagra ich rozmowy i wys艂ucha ich p贸藕niej, je艣li tylko b臋dzie to mo偶liwe.
To Katzen, niechc膮cy, zwr贸ci艂 uwag臋 Kord贸w na samotnego szpiega, pods艂uchuj膮cego ich nowoczesnym radioodbiornikiem, prawdopodobnie TAC SAT-3. Z pomoc膮 systemu zobrazowania laserowego Kurdowie z 艂atwo艣ci膮 艣ledzili go podczas ucieczki, przez radio przekazuj膮c 艣cigaj膮cym dok艂adne informacje o jego ruchach. Nie wiedzieli jednak, 偶e zwiadowca zdo艂a艂 przes艂a膰 sygna艂 do Izraela - Katzen obserwowa艂 ruchom膮 anten臋 paraboliczn膮 jego radia, szukaj膮c膮 sygna艂u satelity. Gdy tylko dostrzeg艂, gdzie si臋 kieruje - w tym miejscu na niebie pracowa艂 tylko satelita izraelski - natychmiast prze艂膮czy艂 si臋 na program symulacyjny, w kt贸rym agent terenowy pr贸bowa艂 skontaktowa膰 si臋 z oddzia艂em rozpoznania o nazwie kodowej Veeb, od Victory Brigade - „Brygada Zwyci臋stwa". Veeb by艂 oddzia艂em sk艂adaj膮cym si臋 z 偶o艂nierzy nieokre艣lonej narodowo艣ci, operuj膮cym w nieokre艣lonym miejscu na granicy syryjsko-izraelskiej. Zadaniem 膰wiczenia przy u偶yciu tego programu symulacyjnego by艂o odkrycie z pomoc膮 CR, czyim oddzia艂em jest Veeb i gdzie dok艂adnie si臋 znajduje.
Po uj臋ciu Falaha Katzen wykorzysta艂 dost臋pny mu sprz臋t do pods艂uchania tego, co dzieje si臋 w jaskini. Rozmowa toczy艂a si臋 po arabsku, wi臋c nie mia艂 poj臋cia, czego dotyczy, wyraz zadowolenia na twarzy stra偶nik贸w powiedzia艂 mu jednak, 偶e oni zrozumieli wszystko. Zerkn膮艂 przez okno furgonetki - bardzo tradycyjna metoda - i dostrzeg艂 terroryst贸w wyprowadzaj膮cych wi臋藕nia. Niew膮tpliwie zostanie zamordowany. Pewnie by艂 szpiegiem.
Albo zwiadowc膮 Iglicy.
Katzen odetchn膮艂 pytko. Otar艂 czo艂o chusteczk膮. Ryzykowa艂 偶yciem dla nied藕wiedzi i fok, dla delfin贸w i s贸w. Nie mia艂 zamiaru siedzie膰 wygodnie i przygl膮da膰 si臋 艣mierci cz艂owieka.
-聽Musz臋 odetchn膮膰 艣wie偶ym powietrzem - powiedzia艂 nagle.
-聽Pracuj! - rozkaza艂 mu stra偶nik, stoj膮cy po prawej stronie.
-聽Jasna cholera, przecie偶 musz臋 zaczerpn膮膰 艣wie偶ego powietrza! Co wy sobie wyobra偶acie? 呕e uciekn臋? Przecie偶 b臋dziecie mnie mieli na tym monitorze - wskaza艂 go palcem - a poza tym... dok膮d m贸g艂bym uciec?
Stoj膮cy po lewej stra偶nik zacisn膮艂 usta.
-聽Tylko na chwil臋 - powiedzia艂.
Kord z艂apa艂 go za ko艂nierz koszuli i poderwa艂 na nogi. Przy艂o偶y艂 mu do g艂owy trzydziestk臋贸semk臋.
Chod藕 - powiedzia艂, prowadz膮c go do zamkni臋tych drzwi samochodu.
Otworzy艂 drzwi.. Schodzili po dw贸ch schodkach, Katzen jako pierwszy. Przypomnia艂 sobie jak na treningu uczono go wykorzystywa膰 schody. Przykucn膮艂. Przez chwil臋 rewolwer celowa艂 ponad jego g艂ow膮. Upewniwszy si臋, 偶e jego pozycja jest bezpieczna, b艂yskawicznym ruchem si臋gn膮艂 lewym ramieniem przez pier艣, za siebie, z艂apa艂 za r臋kaw kurtki stra偶nika, poci膮gn膮艂 go ku sobie i przerzuci艂 Kurda przez rami臋.
Terrorysta przelecia艂 nad nim, g艂ow膮 w prz贸d i wyl膮dowa艂 na plecach. Phil skoczy艂 i wyl膮dowa艂 na nim w momencie, kiedy Kurd pr贸bowa艂 si臋 podnie艣膰. Zaci艣ni臋t膮 pi臋艣ci膮 mocno uderzy艂 Kurda w nadgarstek. Trzydziestka贸semka wypad艂a z niej i Katzen by艂 ju偶 uzbrojony.
Zerkn膮艂 na dw贸ch Kurd贸w i ich je艅ca-szpiega. Zatrzymali si臋 na drodze, jakie艣 dwadzie艣cia metr贸w od samochodu. Jeden z nich patrzy艂 na niego.
-聽Ju af! St贸j - krzykn膮艂.
Katzen s艂ysza艂 kroki biegn膮cego do drzwi terrorysty, kt贸ry pozosta艂 w CR. Spojrza艂 na tego, kt贸rego uda艂o mu si臋 rozbroi膰. Chcia艂 ratowa膰 偶ycie, nie zabija膰, ale je艣li zaraz czego艣 nie zrobi, sam zginie.
Przestrzeli艂 le偶膮cemu praw膮 stop臋.
Nie zwracaj膮c uwagi na krzyk b贸lu, spojrza艂 na je艅ca i jego dw贸ch stra偶nik贸w. Ten, kt贸ry obejrza艂 si臋 na furgonetk臋, w艂a艣nie podnosi艂 bro艅. W tym momencie jeniec obr贸ci艂 si臋 w prawo jak dziecinny b膮k, usuwaj膮c si臋 spod wymierzonej w niego lufy. Ugi膮艂 prawe rami臋, unosz膮c 艂okie膰 na wysoko艣膰 g艂owy i podczas obrotu na pi臋cie odtr膮ci艂 nim bro艅. W jednej chwili zszed艂 z linii strza艂u. Obraca艂 si臋, p贸ki nie stan膮艂 twarz膮 do Kurda. Terrorysta pr贸bowa艂 zn贸w w niego wymierzy膰, ch艂opak jednak uni贸s艂 d艂onie tak, jakby mia艂 zamiar klasn膮膰 i machn膮艂 nimi, celuj膮c w d艂o艅 z broni膮. Uderzy艂 w ni膮 obiema r臋kami, jedn膮 nieco bli偶ej 艂okcia, 艂ami膮c r臋k臋 terrorysty w nadgarstku, Katzen us艂ysza艂 trzask p臋kaj膮cej ko艣ci. Rewolwer upad艂 na ziemi臋. Bezbronny przed chwil膮 jeniec podni贸s艂 go natychmiast.
Wszystko to zdarzy艂o si臋 w jednej chwili. Phil widzia艂, co si臋 dzieje, ale nie mia艂 czasu si臋 nad tym zastanawia膰. Kurd z CR ci臋偶ko zbiega艂 po schodkach. Z lewej, z jaskini, dobiega艂y g艂o艣ne krzyki. Lada chwila zaczn膮 da niego strzela膰 z trzech stron. M贸g艂 zrobi膰 tylko jedno: ucieka膰 przed siebie. Za drog膮 teren opada艂 gwa艂townie, nie wiadomo jak g艂臋boko, ale i tak to jaka艣 szansa, zw艂aszcza w por贸wnaniu z gradem kul. Katzen przeskoczy艂 wij膮cego si臋 na ziemi Kurda, przetoczy艂 si臋 przez drog臋 i zacz膮艂 stacza膰 si臋 po zboczu.
S艂ysza艂 trzask 艂amanych ga艂臋zi, na ramionach i piersi czu艂 uderzenia kamieni. Kurczowo 艣ciska艂 bro艅, woln膮 r臋k膮 os艂aniaj膮c twarz. Kto艣 strzela艂, ale daleko, huk strza艂贸w niemal ca艂kowicie st艂umiony zosta艂 przez odg艂osy upadku. To chyba nie do niego strzelano. Za daleko, kraw臋d藕 drogi z pewno艣ci膮 by艂a bli偶ej.
Zatrzyma艂 si臋 na pniu drzewa, rosn膮cego sko艣nie na zboczu. Straci艂 oddech, ale nie to by艂o najgorsze. Mia艂 wra偶enie, 偶e p臋k艂o co najmniej jedno 偶ebro. Le偶a艂 przez chwil臋, odetchn膮艂... zabola艂o. Rozleg艂y si臋 kolejne strza艂y. Zmru偶y艂 oczy, patrz膮c w b艂臋kitne niebo. Nagle na jego tle dostrzeg艂 twarz tego stra偶nika, kt贸ry pozosta艂 wewn膮trz CR, a zaraz potem, obok twarzy, r臋k臋 z rewolwerem.
Podczas upadku nie zgubi艂 broni. Spr贸bowa艂 unie艣膰 r臋k臋, ale ca艂e jego cia艂o przeszy艂 niezno艣ny b贸l. Nie, to mu si臋 nigdy nie uda.
Le偶a艂 dysz膮c, czekaj膮c na kul臋. Nagle dostrzeg艂, jak g艂owa Kurda odskakuje w prawo, odskakuje jeszcze raz, obraca si臋 i znika z pola widzenia. R臋ka wypu艣ci艂a bro艅. Pojawi艂a si臋 nowa twarz - je艅ca, kt贸rego wyprowadzano z jaskini.
Jeniec gestem nakaza艂 Katzenowi, by pozosta艂 na miejscu.
Jakbym w og贸le m贸g艂 si臋 ruszy膰, pomy艣la艂 Phil.
Jego wybawiciel usiad艂 na ziemi z wyprostowanymi nogami i zjecha艂 po zboczu jak na sankach. R臋ce wyci膮gn膮艂 przed siebie, co pomaga艂o mu zachowa膰 r贸wnowag臋, w ka偶dej d艂oni trzyma艂 rewolwer. Wbijaj膮c pi臋ty w ziemi臋 zatrzyma艂 si臋 bezpiecznie obok drzewa. Ze艣lizgn膮艂 si臋 za pie艅, od艂o偶y艂 bro艅, zabra艂 Katzenowi jego trzydziestk臋贸semk臋. Ranny Amerykanin spr贸bowa艂 si臋 unie艣膰. Sykn膮艂 przez zaci艣ni臋te z臋by. Bola艂o jak cholera.
-聽Przepraszam. Chcia艂em, 偶eby艣 ukry艂 si臋 za pniem.
-聽Nie si臋 nie sta艂o. Dzi臋kuj臋.
-聽Nie, to ja ci dzi臋kuj臋. Tylko dzi臋ki tobie poradzi艂em sobie z nimi. Za艂atwi艂em tak偶e tego, kt贸ry chcia艂 zabi膰 ciebie.
Katzen poczu艂 uk艂ucie 偶alu. Uciekaj膮c, spowodowa艂 艣mier膰 czterech ludzi. Wiedzia艂, 偶e tak liczy膰 nie mo偶na, ale mimo to ich 艣mier膰 ci膮偶y艂a mu na sercu.
-聽W jaskini jest ich wi臋cej. Jaki艣 dwudziestu, a tak偶e sz贸stka moich ludzi.
-聽Wiem. Nazywam si臋 Falah i jestem...
-聽Nie! Na g贸rze, w samochodzie, uruchomione jest nagrywanie. Oni nie wiedz膮, jak je odegra膰, ale nie ma gwarancji, 偶e kiedy艣 tam wr贸cimy.
Falah skin膮艂 g艂ow膮.
Katzen uni贸s艂 si臋 na 艂okciu.
-聽Nazywam si臋 Phil. Czy przeprowadza艂e艣 dla kogo艣 zwiad?
Ch艂opak skin膮艂 g艂ow膮, wymierzy艂 w niego palec i zasalutowa艂.
Iglica. To z nimi pr贸bowa艂 skontaktowa膰 si臋 przez radio.
-聽Rozumiem. Co mieli zrobi膰 gdyby艣 nie..
Przerwa艂, bo Falah szarpn膮艂 go gwa艂townie, a potem po艂o偶y艂 si臋 przy nim. Teraz i on te偶 us艂ysza艂 odg艂os krok贸w. Obr贸ci艂 g艂ow臋 tak, 偶e m贸g艂 patrze膰 w g贸r臋 zbocza. Dostrzeg艂 luf臋 pistoletu maszynowego. Skulili si臋 za drzewem i w tym momencie pistolet zacz膮艂 strzela膰. Pociski uderza艂y w pie艅 i w ziemi臋 tu偶 obok nich. Ostrza艂 trwa艂 mo偶e sekund臋, cho膰 wydawa艂 si臋 znacznie d艂u偶szy.
Phil zerkn膮艂 na towarzysza, by sprawdzi膰, czy nic mu si臋 nie sta艂o. Potem spojrza艂 w g贸r臋. Poszarpana kora stercza艂a z pnia na wszystkie strony. Pomy艣la艂, 偶e to chyba pierwszy przypadek, kiedy drzewo ocali艂o ekologa, a nie odwrotnie.
Jak d艂ugo to jeszcze potrwa? - pomy艣la艂.
Falah wzi膮艂 bro艅 i, nadal le偶膮c plasku na ziemi, wycelowa艂 w g贸r臋. Zn贸w us艂yszeli kroki, lecz ich d藕wi臋k ucich艂 niemal natychmiast.
I w tym momencie Katzen zda艂 sobie spraw臋 ze strasznej rzeczy. Nie wy艂膮czy艂 systemu obrazowania na podczerwie艅, kt贸ry nadal pracowa艂 na terminalu Rodgersa. Cho膰 ci terrory艣ci, kt贸rzy nauczyli si臋 czego艣 o pracy CR nie 偶yli, ktokolwiek m贸g艂 przecie偶 wej艣膰 do 艣rodka i spojrze膰 na monitor. Ka偶dy - w promieniu dwustu metr贸w od jaskini - widoczny by艂 w postaci czerwonego punkcika. Wyp艂ywaj膮ca z ran ciep艂a krew r贸wnie偶 by艂aby widoczna i rozpoznawalna.
呕aden z nich nie by艂 ranny i terrory艣ci s膮 tego doskonale 艣wiadomi.
Pochyli艂 si臋 ku towarzyszowi.
-聽Mamy problem - szepn膮艂. - W furgonetce wida膰 nas tak, jak poprzednio wida膰 by艂a ciebie. Podczerwie艅. Wiedz膮, 偶e nie zgin臋li艣my.
I zn贸w kroki, a po nich cienki, rozpaczliwy j臋k. Katzen uni贸s艂 g艂ow臋. Dostrzeg艂 stoj膮c膮 na kraw臋dzi drogi Mary Rose, a za ni膮 Kurda, widzia艂 tylko jego nogi pomi臋dzy jej nogami.
-聽Hej, wy! - krzykn膮艂 jaki艣 g艂os. - Macie si臋 podda膰, nim dolicz臋 do pi臋ciu. Je艣li nie wyjdziecie, b臋dziemy zabija膰 zak艂adnik贸w, jednego po drugim, zaczynaj膮c od tej kobiety. Raz!
-聽On to zrobi - szepn膮艂 Falah.
-聽Dwa!
-聽Wiem. Widzia艂em, jak za艂atwiaj膮 takie sprawy. Wychodz臋.
-聽Trzy!
-聽Zabij膮 ci臋! - Falah po艂o偶y艂 mu d艂o艅 na ramieniu.
-聽Cztery!
-聽Mo偶e nie. - Katzen wsta艂 powoli. Co za b贸l! - Nadal ranie potrzebuj膮. Cholera, ale szybko liczy ten sukinsyn. Jestem ranny! - krzykn膮艂. - Wychodz臋 najszybciej jak potrafi臋.
-聽Pi臋膰!
-聽Nie, czekaj..! Powiedzia艂em...
Nagle na tle niebieskiego nieba pojawi艂y si臋 czarne krople krwi.
-聽Nie! - krzykn膮艂 Phil Katzen. Ze skrzywion膮 w m臋ce twarz膮 patrzy艂, jak Mary Rose pada na kolana. Krew opad艂a deszczem na ich kryj贸wk臋. - Chryste, nie!
50
Wtorek, 15.35 - Damaszek, Syria
Pod艂oga pa艂acowego biura ochrony by艂a 艣liska od krwi.
Agenci DSA nie 偶yli, podobnie dwaj ochroniarze ambasadora Japonii i trzej ambasadora Rosji. Zabito ich bezlito艣nie w ma艂ym, pozbawionym okien pokoju, umeblowanym dwoma sto艂kami i wielk膮 konsol膮 z wprawionymi w ni膮 dwudziestoma ma艂ymi, czarno-bia艂ymi ekranami telewizji przemys艂owej. Ka偶dy z nich ukazywa艂 sceny chaosu i szale艅stwa, jakie opanowa艂y wszystkie zak膮tki pa艂acu.
Cz艂owiek, kt贸ry prawdopodobnie zamordowa艂 agent贸w, ubrany w niebieski mundur stra偶y pa艂acowej, nie 偶y艂 tak偶e. Obok niego le偶a艂 Ka艂asznikow, w g艂owie za艣 mia艂 kilka dziur po pociskach. Jeden z Rosjan najwyra藕niej zd膮偶y艂 wyci膮gn膮膰 pistolet. Dobrze strzela艂.
Paul Hood nie mia艂 zamiaru zatrzymywa膰 si臋 tutaj. Sprawdzi艂 tylko, czy kto艣 nie ocala艂. Upewniwszy si臋, 偶e nie, nadal na czworakach, wystawi艂 g艂ow臋 na korytarz. Zewsz膮d dobiega艂y strza艂y, ju偶 nie tak odleg艂e jak przedtem. Sala przyj臋膰, zaledwie o dwadzie艣cia par臋 metr贸w, wyda艂a mu si臋 nagle bardzo odleg艂a, prawie nieosi膮galna. Drzwi wyj艣ciowe, w przeciwleg艂ym k膮cie korytarza, znajdowa艂y si臋 znacznie bli偶ej. Nie ucieknie jednak bez innych. Taktycznie o wiele sensowniej by艂oby 艣ci膮gn膮膰 ich tutaj.
Przypomnia艂 sobie o telefonie kom贸rkowym Warnera Bickinga.
Wr贸ci艂 do pokoju ochrony. Obaj jego agenci mieli telefony kom贸rkowe, ale jeden z nich roztrzaska艂 pocisk, a drugi rozbi艂 si臋, kiedy jego w艂a艣ciciel upad艂 na pod艂og臋. Rosjanie i Japo艅czycy nie mieli telefon贸w.
Paul przysiad艂 na pi臋tach. Zastanawia艂 si臋, co ma teraz zrobi膰.
Przecie偶 to biuro ochrony, do cholery! - powiedzia艂 sam do siebie. Musz膮 mie膰 tu telefon.
Przesun膮艂 d艂oni膮 wzd艂u偶 kraw臋dzi konsoli. Rzeczywi艣cie, mieli telefon, w zamkni臋tej wn臋ce, pod najni偶szym monitorem po prawej. Podni贸s艂 s艂uchawk臋, wyposa偶on膮 w pod艣wietlane klawisze. Kiedy wystukiwa艂 numer Bickinga, r臋ka mu dr偶a艂a. Bicking prawdopodobnie nadal rozmawia艂 z Centrum. Ciekawe, pomy艣la艂, czy ktokolwiek u偶ywa艂 kiedy艣 funkcji oczekiwania na po艂膮czenie w 艣rodku strzelaniny.
Obserwowa艂 monitory. Us艂ysza艂 sygna艂. Dwa pi艣ni臋cia i Bicking odebra艂 rozmow臋.
-聽Tak?
-聽Warner, tu Paul.
-聽Jezu Chryste - Bicking roze艣mia艂 si臋 nerwowo. - Dobrze, 偶e nie pomy艂ka. Co znalaz艂e艣?
-聽Wszyscy martwi. Jakie wiadomo艣ci z Centrum?
-聽Kazali mi czeka膰. Bob powiedzia艂 przedtem, 偶e co艣 si臋 dzieje, ale nie mo偶e mi powiedzie膰, co.
-聽Pewnie ba艂 si臋 pods艂uchu. - Hood potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. - W艂a艣nie patrz臋 na monitory i nie wiem, jak ktokolwiek.. czekaj!
Dostrzeg艂 jak jednym z korytarzy idzie oddzia艂 armii syryjskiej.
-聽Co si臋 dzieje? - spyta艂 Bicking.
-聽Nie jestem pewien, ale by膰 mo偶e z odsiecz膮 nadje偶d偶a kawaleria.
-聽Gdzie?
-聽To chyba ten korytarz, gdzie jestem, od przeciwnej strony.
-聽S膮 bli偶ej nas?
-聽Tak.
-聽Powinienem wyj艣膰 im naprzeciw?
-聽Nie, chyba nie. Id膮 w waszym kierunku.
-聽Pewnie dostali rozkaz wyci膮gni臋cia ambasador贸w. Mo偶e lepiej b臋dzie, jak wr贸cisz?
-聽Chyba tak.
Strza艂y po drugiej stronie korytarza, tej bardziej oddalonej od sali przyj臋膰, stawa艂y si臋 coraz g艂o艣niejsze. Ju偶 nied艂ugo rebelianci dotr膮 do biura ochrony.
Paul nie odrywa艂 wzroku od monitor贸w. Syryjczycy nie zagl膮dali do rozmieszczonych wzd艂u偶 korytarza pokoj贸w i nie os艂aniali si臋 nawzajem. Szli prosto, zdumiewaj膮co pewni siebie. Albo tacy byli cholernie odwa偶ni, albo nie mieli poj臋cia, co tu si臋 w艂a艣ciwie dzieje.
Albo, pomy艣la艂 Paul, nie obawiaj膮 si臋 ataku.
Cz臋艣ci膮 jego pracy by艂o co艣, co nazywa艂 permanentnym podejrzewaniem spisku. Funkcjonowanie Centrum opiera艂o si臋 na nieustannym zadawaniu sobie pytania, „a co, je艣li..?”, zar贸wno w przypadku morderstwa dokonanego przez pojedynczego zab贸jc臋, jak i w przypadku pr贸by zamachu stanu. Paul Hood nie wyznawa艂 bynajmniej spiskowej teorii dziej贸w, ale nie by艂 ter cz艂owiekiem szczeg贸lnie naiwnym.
呕o艂nierze nadal poruszali si臋 szybko, bez wahania. Przesun膮艂 spojrzenie na drugi monitor, bo w艂a艣nie min臋li jedn膮 z kamer.
-聽Paul? - odezwa艂 si臋 Bicking. - To co, idziesz?
-聽Nie roz艂膮cz膮] si臋.
-聽Centrum kaza艂o mi czeka膰 i...
-聽Nie roz艂膮czaj si臋!
Hood ni偶ej pochyli艂 si臋 nad monitorami. Min臋艂o kilka sekund i na korytarzu, za maszeruj膮cymi Syryjczykami, pojawili si臋 dwa m臋偶czy藕ni w czarnych zawojach na g艂owach, trzymaj膮cy w d艂oniach, jak mu si臋 zdawa艂o, pistolety Makarow Jeden z 偶o艂nierzy obejrza艂 si臋. I tyle. Nawet nie zwolni艂 kroku!
-聽Wagner, wyno艣cie si臋 stamt膮d.
-聽Dlaczego?
-聽Zbierz wszystkich i wyno艣cie si臋 w choler臋! Przyjd藕cie tu, do mnie. Ta cholerna kawaleria nie jest po naszej stronie.
-聽Zrozumia艂em.
Paul 艣cisn膮艂 s艂uchawk臋 w d艂oniach. Za plecami 偶o艂nierzy pojawiali si臋 kolejni napastnicy, nie kryj膮c si臋 bynajmniej i nie wywo艂uj膮c 偶adnej reakcji. Albo syryjskie wojsko bra艂o w tym wszystkim udzia艂, albo ci ludzie tylko podszywali si臋 pod 偶o艂nierzy armii. Tak czy tak, sytuacja z gro藕nej w艂a艣nie zmieni艂a si臋 w 艣miertelnie niebezpieczn膮.
-聽O, cholera! - 呕o艂nierze w艂a艣nie skr臋cili w ostatni z korytarzy. - Warner, nie ruszajcie si臋 z miejsca.
-聽Co?
-聽Sied藕cie na ty艂kach tam, gdzie jeste艣cie! - wrzasn膮艂 Hood. Nie musia艂 ju偶 obserwowa膰 偶o艂nierzy na monitorach. Zobaczy艂by ich, gdyby wystawi艂 g艂ow臋 na korytarz. G艂ow臋 albo...
Opu艣ci艂 wzrok na zalan膮 krwi膮 pod艂og臋. Le偶a艂 na niej pistolet Rosjanina oraz Ka艂asznikow mordercy. Paul Hood tyle wiedzia艂 o broni palnej, ile nauczy艂 si臋 na obowi膮zkowych w Centrum strzelaniach. Na strzelnicy zreszt膮 nieszczeg贸lnie si臋 popisa艂, zw艂aszcza w por贸wnaniu z Mike'em i Bobem, kt贸rzy, ze stanowisk po obu jego bokach, raz po raz walili w 艣rodek tarczy. Lecz i to, czego si臋 nauczy艂, by膰 mo偶e jako艣 mu wystarczy. Je艣li zmusi Syryjczyk贸w, by si臋 wycofali, mo偶e Warner i ambasadorzy zd膮偶膮 wynie艣膰 si臋 z sali przyj臋膰.
-聽Warner - szepn膮艂 do s艂uchawki - w wasz膮 stron臋 zmierzaj膮 偶o艂nierze. Prawdopodobnie zamachowcy. Na ziemi臋 i czekajcie, p贸ki si臋 nie odezw臋. Potwierd藕.
-聽Ju偶 le偶臋 - odpar艂 Bicking.
Paul upu艣ci艂 s艂uchawk臋, podni贸s艂 karabin, le偶膮cy we krwi, pokrywaj膮cej pod艂og臋. Wsta艂 i zakr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie, nie wiedzia艂, czy dlatego, 偶e wyprostowa艂 si臋 tak gwa艂townie, czy te偶 dlatego, 偶e r臋ce i podeszwy but贸w lepi艂y mu si臋 od krwi zamordowanych ludzi. Pewnie i jedno, i drugie. Zrobi艂 krok nad r臋k膮 jednego z ameryka艅skich agent贸w. Stan膮艂 w drzwiach.
Serce wali艂o mu jak m艂otem, r臋ce dr偶a艂y. By艂 bankierem i burmistrzem Los Angeles, poszed艂 do Centrum, bo mia艂a to by膰 intelektualna robota za biurkiem. Mia艂 zapobiega膰 kryzysom, a nie tapla膰 si臋 w krwi.
Przecie偶 wiesz, cholera, 偶e to, co dobre, nie trwa wiecznie, pomy艣la艂, pr贸buj膮c si臋 uspokoi膰. Odetchn膮艂 g艂臋boko. Albo strzelasz, przyjacielu, albo rodzinka ma znajomy pogrzeb.
Wychyli艂 si臋 na korytarz, spojrza艂 na 偶o艂nierzy, zmierzaj膮cych w kierunku sali przyj臋膰. Opracowa艂 sobie w my艣li co艣 w rodzaju planu. Po pierwsze, spr贸buje porozumie膰 si臋 jako艣 z tymi lud藕mi. Po drugie sprawdzi, jak reaguj膮 na prowokacj臋.
-聽Czy kto艣 z was m贸wi po angielsku? - krzykn膮艂.
呕o艂nierze zatrzymali si臋. Od sali przyj臋膰 dzieli艂o ich jakie艣 pi臋膰 metr贸w, od miejsca, w kt贸rym sta艂, jakie艣 trzydzie艣ci par臋. Dow贸dca, nie odwracaj膮c g艂owy, powiedzia艂 co艣 do jednego z 偶o艂nierzy. 呕o艂nierz zrobi艂 krok do przodu.
-聽Ja znam angielski - powiedzia艂. - Kim jeste艣?
-聽Amerykaninem, go艣ciem waszego prezydenta. W艂a艣nie rozmawia艂em przez telefon z dow贸dc膮 gwardii pa艂acowej. Rozkaza艂, by wszystkie lojalne oddzia艂y natychmiast do niego do艂膮czy艂y. Znajduje si臋 w galerii p贸艂nocnej.
呕o艂nierz przet艂umaczy艂 jego s艂owa dow贸dcy. Dow贸dca wyda艂 rozkaz, dwaj 偶o艂nierze wykonali w ty艂 zwrot i oddalili si臋 korytarzem.
Musia艂 sprawdzi膰, pomy艣la艂 Paul, ale przecie偶 nie u偶y艂 radia. Je艣li jest tam rzeczywi艣cie gwardia pa艂acowa, nie chce, 偶eby gwardzi艣ci si臋 o nim dowiedzieli.
Dwaj 偶o艂nierze znikn臋li za rogiem korytarza. Dow贸dca wyda艂 kolejny rozkaz. Jego oddzia艂 rozdzieli艂 si臋. Czterech ludzi poprowadzi艂 ku sali przyj臋膰, trzech za艣 ruszy艂o w kierunku Paula, z gotow膮 do strza艂u broni膮 w r臋kach. Nie, nie mieli zamiaru go uratowa膰. Pytanie, czy chc膮 zak艂adnika, czy trupa? W ko艅cu, pr贸buj膮c zamordowa膰 prezydenta, zabili przy okazji 艂adnych par臋 os贸b. Wliczaj膮c w to agent贸w ochrony, w kt贸rych krwi sta艂. A nawet je艣li brali je艅c贸w, w co nale偶a艂o w膮tpi膰, Paul nie chcia艂a nara偶a膰 kraju, rodziny, siebie, ludzi z sali przyj臋膰, na d艂ug膮 niewol臋. Mike Rodgers powiedzia艂 kiedy艣 trafnie: „Na d艂u偶sz膮 met臋 jest to po prostu 艣mier膰, tyle 偶e troch臋 inna".
Przycisn膮艂 bro艅 do biodra, na udzie czu艂 艂ukowaty kszta艂t magazynka. Celuj膮c nisko, wy艣lizgn膮艂 si臋 na korytarz i wystrzeli艂 w pod艂og臋 tu偶 przed pierwszym z id膮cych ku niemu m臋偶czyzn. Zaskoczy艂y go uderzenia wyskakuj膮cych z wyrzutnika 艂usek, ale strzela膰 nie przesta艂.
Czterej 偶o艂nierze, zmieniaj膮cy ku sali przyj臋膰, wycofali si臋, trzej id膮cy w jego kierunku uskoczyli do 艣ciany, skryli si臋 za du偶ym wielb艂膮dem z br膮zu, i odpowiedzieli ogniem.
Paul Hood przesta艂 strzela膰 i uskoczy艂 za futryn臋. Zaci艣ni臋te na kolbie palce mia艂 kredowobia艂e, oddycha艂 szybko, serce wali艂o mu w piersi znacznie mocniej ni偶 przedtem. Napastnicy z korytarza tak偶e przerwali ogie艅. Ka艂asznikow wyda艂 mu si臋 bardzo lekki, prawdopodobnie ko艅czy艂a si臋 amunicja. Podni贸s艂 z pod艂ogi zakrwawiony pistolet. Sprawdzi艂 magazynek. Za艂adowany mniej wi臋cej w dw贸ch trzecich. Siedem, mo偶e osiem strza艂贸w.
Widzia艂, 偶e zosta艂o mu ma艂o czasu. Musi wyskoczy膰 na korytarz i zn贸w zacz膮膰 strzela膰, tym razem mierz膮c wy偶ej. Zerkn膮艂 na monitor. 呕o艂nierze, w艣r贸d nich dow贸dca, nie pr贸bowali si臋 zbli偶a膰. Do艂膮czyli do nich jacy艣 oberwa艅cy, przyw贸dcy obu grup w艂a艣nie ze sob膮 rozmawiali.
Hood wiedzia艂, 偶e wystarczy par臋 sekund i napastnik贸w b臋dzie po prostu zbyt wielu, by sobie z nimi poradzi艂.
Podpe艂z艂 powoli do drzwi. W jednym r臋ku trzyma艂 karabin, w drugim pistolet, lufy obu by艂y uniesione. Nie czu艂 si臋 bynajmniej jak John Wayne, Burt Lancaster czy Gary Cooper, by艂 po prostu uzbrojonym przera偶onym dyplomat膮.
Przera偶onym dyplomat膮, w kt贸rego r臋kach spoczywa 偶ycie ludzi uwi臋zionych w sali przyj臋膰, pomy艣la艂. Nadstawi艂 uszu, ale z korytarza nie dobieg艂 go 偶aden d藕wi臋k. Wstrzymuj膮c oddech podrzuci艂 bro艅 do biodra i wysun膮艂 si臋 na korytarz.
Stan膮艂 twarz膮 w twarz z 偶o艂nierzem, kt贸ry wsun膮艂 mu pod brod臋 luf臋 pistoletu.
51
Wtorek, 15.37 - dolina Bekaa, Liban
Przed przeniesieniem do Iglicy, sier偶ant Chick Grey by艂 kapralem elitarnej antyterrorystycznej formacji Delta Force. Na szkolenie w Fort Bragg zg艂osi艂 si臋 jeszcze jako szeregowy. To, 偶e w zaledwie kilka-miesi臋cy awansowa艂 na starszego szeregowego, a potem kaprala, zawdzi臋cza艂 dw贸m szczeg贸lnym umiej臋tno艣ciom.
Po pierwsze, celowa艂 w skokach z du偶ej wysoko艣ci z op贸藕nionym otwarciem spadochronu. Jego dow贸dca w Fort Bragg rekomenduj膮c go do awansu na starszego szeregowego uj膮艂 to w ten spos贸b: „Ten facet umie lata膰". Grey potrafi艂 otworzy膰 spadochron p贸藕niej i wyl膮dowa膰 dok艂adniej ni偶 jakikolwiek 偶o艂nierz w historii Delty. Sam sier偶ant twierdzi艂, 偶e ma po prostu rzadkie wyczucie pr膮d贸w powietrza. Jego zdaniem pomaga艂o mu to tak偶e w drugiej specjalno艣ci.
Grey by艂 r贸wnie偶 strzelcem wyborowym. Podpu艂kownik Charles Squires nalega艂 na jego rekrutacj臋 do Iglicy, pisz膮c do Mike'a Rodgersa tak: „Kapral Grey to urodzony snajper, generale. Potrafi trafi膰 w dziur臋 po pa艅skim pocisku, kt贸ry trafi艂 w dziesi膮tk臋".
Raport nie wspomina艂 o tym, 偶e Grey potrafi艂 nie mruga膰 tak d艂ugo, jak d艂ugo by艂o to konieczne. Wypracowa艂 t臋 umiej臋tno艣膰, kiedy zda艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e wystarczy jedno mrugni臋cie, by nie trafi膰 „w dziurk臋 od klucza", jak to nazywa艂, zw艂aszcza je艣li mrugn臋艂o si臋 akurat w chwili optymalnej do strza艂u.
Przed kilkoma sekundami siedz膮cy na ga艂臋zi drzewa Grey patrzy艂 przez celownik Redfield o dwunastokrotnym powi臋kszeniu za艂o偶ony na karabin snajperski Remington 7,62 mm M401. Nie mrugn膮艂 od przesz艂o dwudziestu sekund, od chwili, kiedy terrorysta wyprowadzi艂 z jaskini Mary Rose Mohalley, trzymaj膮c jej rewolwer przy g艂owie, od chwili, kiedy pu艂kownik August wyda艂 pozwolenie „zdj臋cia" celu w ka偶dej chwili. Przez te dwadzie艣cia par臋 sekund Grey nie tylko obserwowa艂 uwa偶nie rozwijaj膮c膮 mu si臋 przed oczami scen臋, lecz tak偶e przys艂uchiwa艂 si臋 wszystkiemu, co zosta艂o powiedziane na dole. W uszach mia艂 s艂uchawki, pod艂膮czone do sze艣ciocalowej anteny parabolicznej, przyczepionej do ga艂臋zi za jego plecami. Bez problemu s艂ysza艂 rozmowy prowadzone obok zaparkowanego na drodze nieruchomego CR.
Podczas ka偶dej pr贸by uwolnienia zak艂adnik贸w jest chwila, kiedy snajper dokonuje emocjonalnego raczej ni偶 艣ci艣le profesjonalnego os膮du tego, co b臋dzie musia艂 zrobi膰. By ocali膰 zak艂adnika, trzeba odebra膰 偶ycie cz艂owiekowi. Nie jest to bynajmniej decyzja ostateczna, sytuacja zmienia si臋 czasami bez ostrze偶enia i trzeba by膰 zawsze gotowym na rezygnacj臋 ze strza艂u, lecz decyduj膮c si臋 na sam膮 mo偶liwo艣膰 zadania 艣mierci z zimn膮 krwi膮, snajper osi膮ga wewn臋trzny spok贸j. Je艣li porywacz nie zginie - szybko, bezbole艣nie - mo偶e zgin膮膰 zak艂adnik 艢wiat staje si臋 czarno-bia艂y, snajper nie zastanawia si臋, czy sprawa, o kt贸r膮 walcz膮 terrory艣ci, jest s艂uszna i sprawiedliwa, czy te偶 wr臋cz przeciwnie.
W tym momencie snajpera ogarnia niemal nieziemski spok贸j. W ostatnich sekundach przed strza艂em jest tylko zimn膮, nieprawdopodobnie sprawn膮 maszyn膮. W kilka sekund po strzale beznami臋tnie ocenia rezultat, odczuwaj膮c wy艂膮cznie odrobin臋 profesjonalnej dumy.
Sier偶ant Grey odczeka艂, p贸ki terrorysta nie wypowie s艂owa „pi臋膰" po czym strzeli艂, trafiaj膮c go w lew膮 skro艅. Si艂a uderzenia pocisku odrzuci艂a Kurda w prawo, cia艂o obr贸ci艂o si臋 jeszcze i upad艂o na wznak W powietrze trysn臋艂a krew, spadaj膮c na drog臋, na kt贸rej le偶a艂 martwy cz艂owiek. Mary Rose poczu艂a jedynie, jak rozlu藕nia si臋 u艣cisk terrorysty, nogi ugi臋艂y si臋 pod ni膮 i opad艂a na kolana. Nikt nie po艣pieszy艂 w jej kierunku. W chwil臋 p贸藕niej kto艣 zacz膮艂 si臋 wspina膰 po zboczu, w kierunku drogi. Sier偶ant nie czeka艂, by sprawdzi膰, co si臋 dzieje.
Pod drzewem stali szeregowi David George i Terrence Newmayer. W momencie, gdy terrorysta zosta艂 „zdj臋ty", sier偶ant Grey odczepi艂 anten臋 i poda艂 j膮 Georgowi, odda艂 karabin Newmayerowi i zsun膮艂 si臋 z drzewa. Porz膮dkuj膮c sprz臋t mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e wiele jeszcze pozosta艂o do zrobienia.
Cala tr贸jka do艂膮czy艂a do pu艂kownika Augusta i reszty oddzia艂u. 呕o艂nierze Iglicy pozostawili pojazdy niespe艂na p贸l kilometra dalej, tak, by terrory艣ci nie us艂yszeli d藕wi臋ku silnik贸w. Na ich stra偶y pozostawili dw贸ch 偶o艂nierzy, po czym podeszli do jaskini... po g臋sto tu rosn膮cych drzewach. Badanie w podczerwieni nie wykaza艂o obecno艣ci wartownik贸w, w臋dr贸wka z ga艂臋zi na ga艂膮藕 s艂u偶y艂a wi臋c dw贸m celom. Po pierwsze, nie nadepn膮 na miny, kt贸re z pewno艣ci膮 broni艂y dost臋pu do bazy. Po drugie, na wypadek gdyby CR pracowa艂o 艣ledz膮c teren, na monitorach ukaza艂aby si臋 tylko informacja o czym艣 poruszaj膮cym si臋 w ga艂臋ziach drzew. Bior膮c pod uwag臋 odleg艂o艣膰, istnia艂a szansa, 偶e Kurdowie zinterpretuj膮 cz艂onk贸w Iglicy jako stado s臋p贸w, kt贸rych w tym regionie nie brakowa艂o.
Przez trzy minuty, kt贸re sier偶ant Grey sp臋dzi艂 na drzewie, pu艂kownik August i kapral Pat Prementine, u偶ywaj膮c lornetek, obserwowali, co dzieje si臋 na skalnej p贸艂ce oddalonej o trzysta metr贸w. Jedenastu 偶o艂nierzy Iglicy sta艂o za nimi w ciasnej grupie.
Kapral Prementine nadal obserwowa艂 teren przed jaskini膮, pu艂kownik August natomiast opu艣ci艂 lornetk臋.
-聽Dobra robota, sier偶ancie - powiedzia艂.
-聽Dzi臋kuj臋, panie pu艂kowniku.
-聽Panie pu艂kowniku - powiedzia艂 Prementine. - Kto艣 jest przy niej. Je艣li to nasz cz艂owiek, dziewczyna jest bezpieczna.
August skin膮艂 g艂ow膮.
-聽Tam, na dole, by艂 prawdopodobnie Phil Katzen i nasz kontakt. Ruszamy w jednej lub dw贸ch grupach. W jednej, je艣li w celu uwolnienia zak艂adnik贸w b臋dziemy musieli zaatakowa膰 jaskini臋. W dw贸ch, je艣li zak艂adnik贸w...
-聽Panie pu艂kowniku - przerwa艂 mu kapral. - Sukinsyny podzielili zak艂adnik贸w na dwie grupy.
August natychmiast podni贸s艂 lornetk臋 do oczu. Sier偶ant Grey tak偶e spojrza艂 w kierunku jaskini. Na ziemi臋 przed wej艣ciem rzucono w艂a艣nie tr贸jk臋 zak艂adnik贸w. Grey widzia艂 kryj膮cych si臋 przy wej艣ciu Kurd贸w, cho膰 stali w g艂臋bokim cieniu.
-聽Kapralu, zamaskowa膰 si臋 i rusza膰 z zespo艂em A. Natychmiast - warkn膮艂 pu艂kownik. - Atakowa膰 jaskini臋. My ubezpieczamy.
-聽Tak jest, panie pu艂kowniku. - Prementine wraz z siedmioma id膮cymi g臋siego 偶o艂nierzami pobieg艂 w stron臋 jaskini.
-聽George! Scott!
-聽Tak jest
-聽Granaty parali偶uj膮ce.
-聽Tak jest.
Dwaj szeregowi otworzyli skrzynk臋 z broni膮, kt贸r膮 przynie艣li z FAV. David George montowa艂 pomalowany na szaro mo藕dzierz, Jason Scott tymczasem wyj膮艂 z zapiecz臋towanych toreb cztery granaty parali偶uj膮ce. W ci膮gu dw贸ch sekund zawarty w granatach gaz bursztynowy odbiera艂 przytomno艣膰 ka偶demu w promieniu dwunastu metr贸w od miejsca wybuchu. Potem Scott pom贸g艂 George'owi zamontowa膰 ci臋偶k膮 podstaw臋. Mo藕dzierz by艂 got贸w do oddania strza艂u w ci膮gu trzydziestu sekund. Szeregowy George przepatrywa艂 przedpole, Scott tymczasem regulowa艂 kierunek strza艂u i k膮t podniesienia lufy.
-聽Sier偶ancie Grey - rozkaza艂 August - z powrotem na drzewo. Noktowizor. Zameldujecie, co wida膰 we wn臋trzu jaskini.
-聽Ju偶 si臋 robi, panie pu艂kowniku.
Sier偶ant z艂apa艂 karabin i ruszy艂 w kierunku drzewa, z kt贸rego przed chwil膮 zszed艂. Newmayer tymczasem wyj膮艂 z plecaka noktowizor, kt贸rego ta艣ma ju偶 przedtem zosta艂a wyregulowana tak, by pasowa膰 na he艂m snajpera. Celownik Redfield wyposa偶ony by艂 w adapter, dopasowuj膮cy go do lewego b膮d藕 prawego okularu noktowizora.
-聽Sier偶ancie, wygl膮da na to, 偶e zak艂adnicy maj膮 nogi zwi膮zane sznurami, prowadz膮cymi do jaskini. Sprawd藕cie, czy da si臋 zdj膮膰 ludzi trzymaj膮cych te sznury.
-聽Tak jest, panie pu艂kowniku. - Grey rozpocz膮艂 wspinaczk臋 na znajom膮 grub膮 ga艂膮藕, z kt贸rej mia艂 idealny widok ponad wierzcho艂kami okolicznych drzew. Us艂ysza艂 pi艣ni臋cie radiostacji starszego szeregowego Isziego Hondy. 艁膮czno艣ciowiec zg艂osi艂 si臋, s艂ucha艂 przez chwil臋, po czym poleci艂 komu艣 czeka膰.
-聽Panie pu艂kowniku - powiedzia艂 - biuro pana Herberta ma wiadomo艣膰 AE.
AE oznacza艂o All Ears, dla wszystkich. Cho膰 zazwyczaj oznacza艂o to rozkaz natychmiastowej ewakuacji, Grey nie zaprzesta艂 wspinaczki.
-聽Jak膮?
-聽Pan Herbert informuje, 偶e pi臋膰 minut temu okr臋t podwodny „Pittsburgh" wystrzeli艂 Tomahawka. Pocisk trafi w CR za dwadzie艣cia pi臋膰 minut. Pan Herbert doradza nam, 偶eby艣my si臋 natychmiast wycofali.
-聽Doradza? A wi臋c to nie rozkaz?
-聽Nie, panie pu艂kowniku.
August skin膮艂 g艂ow膮.
-聽Szeregowy George?
-聽Tak, panie pu艂kowniku?
-聽Te sukinsyny maj膮 dosta膰, co si臋 im nale偶y, rozumiecie?
52
Wtorek, 15.38 - Damaszek, Syria
Paul Hood nie zobaczy艂 bynajmniej przed oczami historii swego 偶yda, kiedy jego podbr贸dek unios艂a ku g贸rze lufa pistoletu. Dwaj Kurdowie rozbroili go, a on tymczasem poczu艂 si臋 tak s艂abo i dziwnie jak we 艣nie. Czy w ten spos贸b ludzki umys艂 radzi sobie z ci臋偶kim szokiem? Mo偶e, ale wystarczy艂o mu przytomno艣ci na to, by zada膰 sobie pytanie, o czym, do cholery, my艣la艂, kiedy zdecydowa艂 si臋 na walk臋 z terrorystami. By艂 przecie偶 urz臋dnikiem, nie 偶o艂nierzem. I do tego stopnia przej膮艂 si臋 dow贸dc膮 zamachowc贸w - tym, co robi艂 i tym, dok膮d si臋 kierowa艂 - 偶e zupe艂nie zapomnia艂 o trzech 偶o艂nierzach, kt贸rzy uskoczyli pod 艣cian臋. jak zawsze w tych sprawach, Mike Rodgers mia艂 racj臋. Mike lubi艂 powtarza膰, 偶e wojna nie przebacza.
Terrory艣ci, kt贸rzy zabrali mu bro艅, odst膮pili go o krok. jeden z nich obr贸ci艂 si臋. Paul obserwowa艂 dow贸dc臋, kt贸ry wraz ze swymi lud藕mi zacz膮艂 si臋 do niego zbli偶a膰. Nie sprawia艂 wra偶enia cz艂owieka, kt贸ry jest zadowolony z siebie, cz艂owieka triumfuj膮cego, lecz raczej kogo艣, kto stara si臋 jak najlepiej wype艂ni膰 swoje obowi膮zki. Zatrzyma艂 si臋 przy drzwiach, spojrza艂 w korytarz, skin膮艂 g艂ow膮. 呕o艂nierz, kt贸ry go obserwowa艂, obr贸ci艂 si臋 i powiedzia艂 jedno s艂owo do kolegi, nadal wciskaj膮cego luf臋 pistoletu w podbr贸dek Hooda. Terrorysta chrz膮kn膮艂 i spojrza艂 Paulowi wprost w twarz. U艣miecha艂 si臋.
Paul Hood zamkn膮艂 oczy. W my艣lach po偶egna艂 si臋 z rodzin膮. Usta mia艂 pe艂ne 艣liny, nie m贸g艂 jednak prze艂kn膮膰, przez t臋 cholern膮 luf臋! To bez znaczenia. Za chwil臋 sko艅czy si臋 i prze艂ykanie, i u艣miech, ju偶 za chwil臋 nigdy nie zamknie zm臋czonych oczu, nic mu nigdy si臋 nie przy艣ni...
W korytarzu rozleg艂 si臋 huk strza艂u. Paul drgn膮艂. Us艂ysza艂 j臋k, wi臋c otworzy艂 oczy. Kurd, kt贸ry jeszcze przed sekund膮 si臋 u艣miecha艂, le偶a艂 teraz na pod艂odze, trzymaj膮c si臋 za lewe udo. Paul Hood zobaczy艂, jak na pod艂og臋 padaj膮 dwaj nast臋pni napastnicy. Pociski wyrwa艂y ohydne dziury w ich nogach i na wysoko艣ci krzy偶a. Obaj nie 偶yli.
Spojrza艂 na korytarz. W jego kierunku zbli偶a艂a si臋 grupa Syryjczyk贸w. Paul sta艂, nie wierz膮c, 偶e 偶yje i nie maj膮c poj臋cia, co powinien zrobi膰 w takiej sytuacji. Przyw贸dca Kurd贸w zamar艂 tymczasem, a jego ludzie zgromadzili si臋 za nim. Stali zaledwie metr od sali przyj臋膰.
Dow贸dca spojrza艂 na swych martwych 偶o艂nierzy, obr贸ci艂 si臋 i zacz膮艂 wrzeszcze膰 na zbli偶aj膮cych si臋 Syryjczyk贸w.
Hood, o kt贸rym w tej gor膮cej chwili chyba po prostu zapomniano, wskoczy艂 do biura ochrony. Nagle uderzy艂 si臋 w czo艂o - powinien podnie艣膰 bro艅 kt贸rego艣 z zabitych. Za p贸藕no teraz o my艣le膰. No, przynajmniej 偶yje. Na gie艂dzie zwyk艂o si臋 m贸wi膰, 偶e sukcesy osi膮gaj膮 graj膮cy na zwy偶k臋 kurs贸w, zwani nied藕wiedziami, i byki, czyli gracze graj膮cy na zni偶k臋, a nie 艣winie, czyli spekulanci, licz膮cy na kr贸tkoterminowy zysk.
Z艂apa艂 za telefon.
-聽Wagner, jeste艣 tam?
-聽Jasne Co si臋 dzieje?
-聽Nie jestem pewien. Jacy艣 Syryjczycy po cywilnemu w艂a艣nie zastrzelili paru 偶o艂nierzy.
-聽Cudo, cholera...
-聽Mo偶e i cudo. Nie s膮dz臋, by ci 偶o艂nierze mieli zamiar nam pom贸c. S艂yszysz, co m贸wi ich dow贸dca?
-聽Zaczekaj. Podejd臋 bli偶ej. - Chwila przerwy. - Paul? Powiedzia艂, 偶e nazywa si臋 Mehmet al-Raszid i chce wiedzie膰, co ci inni wyrabiaj膮. Powiedzia艂 im, 偶e jest kurdyjskim przyw贸dca, a nie 偶o艂nierzem syryjskiej armii.
-聽A co m贸wi膮 ci Syryjczycy?
-聽Nic.
Hood spojrza艂 na monitor.
-聽Wagner, podejrzewam, 偶e ci Syryjczycy nie wzi臋li Kurd贸w za 偶o艂nierzy. Mam wra偶enie, 偶e doskonale wiedzieli, co robi膮.
Mehmet krzykn膮艂 co艣.
-聽Co on m贸wi? - zniecierpliwi艂 si臋 Hood.
-聽Rozkazuje tamtym ludziom, 偶eby si臋 przedstawili. A tak偶e, 偶eby zaj臋li si臋 postrzelonymi.
Paul patrzy艂 na ekran. Serce bi艂o mu szybko.
-聽S艂uchaj, ten Mehmet w艂a艣nie unosi bro艅. Warner, Syryjczycy na pewno nie s膮 z zamachowcami!
-聽Mo偶e to oddzia艂y ochrony prezydenta? Powinny by膰 tu par臋 wiek贸w temu.
-聽Nie mam poj臋cia. S艂uchaj, Warner, dzwo艅 do Centrum i powiedz im, co tu si臋 dzieje. Dowiedz si臋, czy wiedz膮 co艣 o odsieczy.
-聽A nie powiedzieliby mi wcze艣niej?
-聽Nie przez otwart膮 lini臋. Teraz bezpiecze艅stwo 艂膮czno艣ci nie ma ju偶 najmniejszego znaczenia.
Mehmet zatrzyma艂 si臋. Przez kr贸tk膮 chwil臋 panowa艂a niemal absolutna cisza, a potem przybysze cofn臋li si臋 o kitka krok贸w i jak jeden m膮偶 otworzyli ogie艅 do grupy Kurd贸w.
-聽O, kurwa! - wrzasn膮艂 w s艂uchawk臋 Bicking. - Nic nie s艂ysz臋! Co za ha艂as!
Kilku ludzi Mehmeta pad艂o, nim Kurdowie zdo艂ali odpowiedzie膰 ogniem. Sam dow贸dca nie m贸g艂 strzela膰, bowiem cel zas艂aniali mu jego ludzie. Gestem nakaza艂 wycofa膰 si臋 tym, kt贸rzy prze偶yli. Kurdowie uciekali omijaj膮c go, on za艣 os艂ania艂 ich ucieczk臋 kr贸tkimi seriami, wymierzonymi na wysoko艣ci pasa. Kilku Syryjczyk贸w pad艂o, ale chyba mieli na sobie kamizelki kuloodporne, bo zaraz si臋 podnie艣li. Mehmet jednak nie mia艂 kamizelki. Wydawa艂o si臋, 偶e dosta艂 kilkakrotnie, nim odwr贸ci艂 si臋 i w niezdarnych podskokach dopad艂 sali przyj臋膰. Gdy tylko znikn膮艂, strzelanina usta艂a i Syryjczycy ruszyli przed siebie.
Paul chwyci艂 telefon.
-聽Warner, zapomnij o Centrum, kryj si臋! Kurdowie ju偶 s膮 u ciebie!
Cisza.
-聽Warner, masz ukry膰 si臋 natychmiast S艂yszysz mnie?
-聽S艂ysz臋, s艂ysz臋, ale mo偶e jest co艣, co m贸g艂bym...
-聽Nie ma Schowaj si臋 gdzie艣!
Na ekranie jednego z telewizor贸w Paul zobaczy艂 pi臋ciu Kurd贸w, wkraczaj膮cych do sali przyj臋膰 przed swym rannym dow贸dc膮. Nie odzywa艂 si臋. Je艣li Bicking zdo艂a艂 si臋 gdzie艣 ukry膰, g艂os z telefonu m贸g艂 go tylko zdradzi膰. Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i patrzy艂, co si臋 dzieje.
Za drzwiami biura ochrony zn贸w rozleg艂y si臋 strza艂y. Zobaczy艂 kogo艣 id膮cego korytarzem. Podni贸s艂 wzrok w sam czas, by dostrzec cz艂owieka, kt贸ry mia艂 go zastrzeli膰, w艣lizguj膮cego si臋 przez drzwi, zamieraj膮cego na chwil臋 z przera偶aj膮co skrzywion膮 twarz膮 i zwijaj膮cego si臋 w pozycji p艂odu. W jego piersi zia艂y trzy straszne dziury. Kurd oddycha艂 przez chwil臋, rz臋偶膮c ci臋偶ko, a potem ucich艂. Na jego twarzy, nawet po 艣mierci, pozosta艂 grymas.
Paul poczu艂 md艂o艣ci.
W chwil臋 p贸藕niej pr贸g przekroczy艂 jeden z Syryjczyk贸w, wielki facet, maj膮cy co najmniej metr dziewi臋膰dziesi膮t, z bia艂ym zawojem na g艂owie i g臋st膮 czarn膮 brod膮. Uzi, kt贸re ni贸s艂 przy boku, dymi艂o lekko. Na piersi jego kurtki khaki wida膰 by艂o dwie dziury po pociskach. Zatrzyma艂 si臋, wype艂niaj膮c sw膮 osob膮 ca艂e drzwi.
-聽Ty Hood? - spyta艂 toporn膮 angielszczyzn膮. Jego niski g艂os brzmia艂 tak, jakby normalny m臋偶czyzna przemawia艂 w g艂臋bi jaskini.
-聽Owszem.
Wielkolud kopn膮艂 pistolet martwego Kurda. Bro艅 potoczy艂a si臋 po rozlanej na pod艂odze 艣wie偶ej krwi.
-聽Bierz - powiedzia艂, os艂aniaj膮c swarz lu藕nym r膮bkiem zawoju - U偶yj, jak trzeba.
Paul podni贸s艂 pistolet.
-聽Kim jeste艣? - spyta艂.
-聽Mista'aravim. Zosta艅 tu.
-聽Chc臋 p贸j艣膰 z wami.
Wielkolud tylko pokr臋ci艂 g艂ow膮.
-聽Powiedziano mi, 偶e pan Herbert osobi艣cie nakopie mi w dup臋, je艣li co艣 ci si臋 zdarzy. - Z przepastnej kieszeni spodni wyj膮艂 magazynek i za艂adowa艂 go do pistoletu maszynowego.
-聽A co z innymi?
-聽Poszukaj wideo. Znajdziesz ta艣my, zabierz.
-聽Doskonale. Ale ambasador... moi wsp贸艂pracownicy...
-聽Ja si臋 nimi zajm臋. Wr贸c臋 po ciebie. - I gigant spokojnie wyszed艂 na korytarz.
Gdzie艣, w innym skrzydle pa艂acu, rozleg艂a si臋 seria strza艂贸w. Tu s艂ycha膰 by艂o tylko ci臋偶kie kroki brodacza. Cisza wyda艂a si臋 Hoodowi niezwykle z艂owieszcza.
Podszed艂 do konsoli. Na monitorze widzia艂 jak „Syryjczyk", kt贸ry z nim rozmawia艂, do艂膮cza do swoich ludzi. Mista'aravim - g艂臋boko zakonspirowane w spo艂eczno艣ci arabskiej oddzia艂y komandos贸w Izraela. Herbert utrzymywa艂 bardzo dobre kontakty z hierarchi膮 wojskow膮 tego kraju i prawdopodobnie zwr贸ci艂 si臋 do nich o pomoc. Konspiracja, dlatego ten facet poprosi艂 o znalezienie ta艣m. Nie mo偶e pozostawi膰 po sobie filmu, na kt贸rym by艂aby jego twarz.
Pi臋ciu 偶o艂nierzy sta艂o po obu stronach drzwi, prowadz膮cych do sali przyj臋膰. Mocowali co艣 do marmurowej 艣ciany. Prawdopodobnie C-4. U偶yj膮 艣rodka wybuchowego, zaskakuj膮c napastnik贸w i jednocze艣nie robi膮c sobie miejsce na prowadzenie ognia
Paul Hood zacz膮艂 szuka膰 magnetowid贸w. Znalaz艂 dwa, wy艂膮czy艂 je i wyj膮c kasety. Nagle zatrzyma艂 si臋 i zakl膮艂.
Twarze 偶o艂nierzy Mista'aravim nagra艂y si臋 nie tylko na ta艣mach wideo, lecz tak偶e w pami臋ci Kurd贸w. I z tego powodu wszyscy Kurdowie b臋d膮 musieli zgin膮膰. Izraelczycy prawdopodobnie zasypi膮 t臋 sal臋 ogniem a pistolet贸w maszynowych, tak dla wszelkiej pewno艣ci. W ten spos贸b dzia艂ali. Czasami dobrych nale偶y po艣wi臋ci膰 wraz ze z艂ymi, dla dobra spo艂eczno艣ci.
Hood nie mia艂 zamiaru do tego dopu艣ci膰. Podni贸s艂 s艂uchawk臋 telefonu.
-聽Warner, je艣li mnie s艂yszysz, nie r贸b nic. Mam wra偶enie, 偶e za chwil臋 rozp臋ta si臋 pie...
I za chwil臋 piek艂o rzeczywi艣cie si臋 rozp臋ta艂o. Umieszczone na 艣cianach na wysoko艣ci piersi 艂adunki wybuch艂y, ujawniaj膮c zamaskowane twarze komandos贸w. Kurdowie otworzyli do nich ogie艅. Bro艅 偶o艂nierzy Izraela odpowiedzia艂a im jednym, zwiastuj膮cym 艣mier膰 g艂osem.
53
Wtorek, 15.43 - dolina Bekaa, Liban
Dostrzeg艂szy mgie艂k臋 krwi Phil Katzen zacz膮艂 przeklina膰 Kord贸w wielkim g艂osem. Nie zwracaj膮c ju偶 uwagi na ostry b贸l w boku, zacz膮艂 wspina膰 si臋 w stron臋 drogi.
Falah od艂o偶y艂 bro艅 i z艂apa艂 go w pasie.
-聽Czekaj! - krzykn膮艂. - Czekaj, co艣 tu si臋 nie...
Katzen wcisn膮艂 czo艂o w such膮 ziemi臋.
-聽Zabili j膮. Zastrzelili j膮 z zimn膮 krwi膮. - Bi艂 ziemi臋 pi臋艣ciami.
-聽Moim zdaniem nie - zauwa偶y艂 Falah. - Ciii... zdaje si臋, 偶e j膮 s艂ysz臋.
Katzen uspokoi艂 si臋. Us艂ysza艂 zgrzyt bieg贸w - to CR odje偶d偶a艂o. Potem, z drogi, dobieg艂 go cichy szloch.
-聽Mary Rose? - spyta艂 z niedowierzaniem. Nadal s艂ysza艂 tylko pucz, nic wi臋cej. Zerkn膮艂 na Falaha. - Je艣li 偶yje, to co艣 musia艂o si臋 sta膰 facetowi, kt贸ry mia艂 j膮 zastrzeli膰.
-聽S艂usznie. - Falah podni贸s艂 bro艅. - Pewnie to jego krew widzieli艣my.
-聽Ale... co tu si臋 dzieje? Nie wierz臋, 偶eby kt贸remu艣 z zak艂adnik贸w uda艂o si臋 wydosta膰. Jamy zamkni臋te by艂y 偶elaznymi kratami!
-聽Nikt nie uciek艂. Gdyby uciek艂, s艂ycha膰 by艂oby krzyki, bieganin臋. A tymczasem wr臋cz przeciwnie, nie s艂yszymy nic. Nikt si臋 nie rusza. - Falah spojrza艂 na po艂udnie. Zmru偶y艂 oczy. - Je艣li zgina Kord, to znaczy, 偶e kto艣 wiedzia艂, co robi. Godzin臋 temu wy艂膮czy艂em radio. Godzina to do艣膰, 偶eby podj膮膰 decyzj臋, wyda膰 rozkaz ataku i dotrze膰 na miejsce. Ma艂y, szybki oddzia艂 nie mia艂by z tym problemu.
Iglica, pomy艣la艂 Falah. Pobieg艂 wzrokiem za spojrzeniem Katzena, nim jednak uda艂o mu si臋 dostrzec ruch w wierzcho艂kach drzew, us艂ysza艂 dobiegaj膮cy z g贸ry krzyk. Kto艣 krzycza艂 po angielsku, gro偶膮c zabiciem zak艂adnik贸w.
-聽To nie do nas - stwierdzi艂 Falah. - Terroryst臋 zastrzeli艂 snajper. On m贸wi do jego ludzi.
-聽Przecie偶 gdyby kto艣 tam by艂, pokaza艂by si臋 na monitorach CR
-聽Chyba go Przestawili. - Falah min膮艂 Katzena, wr臋czaj膮c mu po drodze jeden z rewolwer贸w. - Zasta艅 tu - powiedzia艂. - Spr贸buj臋 znale藕膰 ich, ostrzec...
Przerwa艂 mu cichy stuk i gwizd, dobiegaj膮cy z po艂udniowego wschodu. Katzen dostrzeg艂 czarny pocisk, lec膮cy w stron臋 jaskini. Po kilku sekundach pojawi艂 si臋 drugi, a po nim trzeci. Wybuch艂y po kolei, wysy艂aj膮c w powietrze pomara艅czowe chmury.
-聽Neofosgen!
-聽Co?
-聽Gaz parali偶uj膮cy. Na oko艂o pi臋膰 minut wywo艂uje objawy przypominaj膮ce ci臋偶ki atak astmy. Tylko Iglica nim dysponuje.
Odnie艣li wra偶enie, 偶e po pe艂nym rozpr臋偶eniu gaz zaczyna si臋 skrapla膰 na ziemi w postaci piany, kt贸ra rozla艂a si臋 w ka艂u偶臋 i zacz臋艂a przelewa膰 przez drog臋. Obaj m臋偶czy藕ni widzieli, jak Mary Rose pada na ziemi臋, ci臋偶ko walcz膮c o oddech.
-聽Idziemy - zdecydowa艂 Katzen. - Za jakie艣 dwie minuty gaz - zbieleje, trac膮c jednocze艣nie w艂a艣ciwo艣ci toksyczne. Mo偶e uda si臋 nam wyci膮gn膮膰 naszych ludzi, nim Kurdowie oprzytomniej膮.
-聽Nie. Zostaniesz tutaj. Masz po艂amane 偶ebra, b臋dziesz tylko przeszkadza艂.
-聽A g贸wno! Zostan臋 z Mary Rose, ale wy艂a偶臋 na g贸r臋.
Tym razem Falah nie zaprotestowa艂. Rozpocz臋li wspinaczk臋 w kierunku drogi. Szybko艣膰 i zr臋czno艣膰, z jak膮 porusza艂 si臋 jego towarzysz, wprawi艂a Phila w os艂upienie. Ostatnio pracowa艂 prawie wy艂膮cznie za biurkiem i zapomnia艂, z jak膮 艂atwo艣ci膮 niekt贸rzy ludzie si臋 poruszaj膮.
Wsadzi艂 bro艅 za pasek i zacz膮艂 si臋 czo艂ga膰. Ca艂y czas patrzy艂 to w g贸l, to na po艂udnie, to w d贸艂. Mimo 偶e od dawna nie by艂 w terenie, pami臋ta艂 jak zaskakuj膮co szybko potrafi艂a uderzy膰 Iglica: je艣li neofosgen da艂 im pi臋膰 minut na wdarcie si臋 do jaskini i uporz膮dkowanie tego burdelu, zd膮偶膮 w pi臋膰 minut i jeszcze zostanie troch臋 czasu.
Patrzy艂 w艂a艣nie na po艂udnie, kiedy us艂ysza艂 kroki na drodze. Spojrza艂 w g贸r臋. Falah nada艂 wspina艂 si臋 po zboczu, a piana nadal by艂a br膮zowawa, toksyczna. Nie widzia艂 samej drogi, ale chmura zacz臋艂a falowa膰, jakby w jej wn臋trzu poruszali si臋 ludzie. Nagle obok le偶膮cej Mary Rose pojawi艂 si臋 偶o艂nierz w pustynnym mundurze maskuj膮cym, z mask膮 przeciwgazow膮 na twarzy. Ukl臋kn膮艂 przy niej, wzi膮艂 j膮 pod pachy i delikatnie 艣ci膮gn膮艂 ze zbocza. Potem przerzuci艂 sobie dziewczyn臋 przez rami臋 i znik艂 jak duch.
Falah przeskoczy艂 ostatnie kilka metr贸w, dziel膮ce go od drogi. Stoj膮c niemal na granicy wyra藕nie odcinaj膮cej si臋 chmury gazu od czystego powietrza, spojrza艂 w d贸艂, u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, pokaza艂 Katzenowi uniesiony w g贸r臋 kciuk i pobieg艂 w kierunku jaskini.
Phil nie mia艂 ju偶 po co wspina膰 si臋 na g贸r臋. B贸l czu艂 w ca艂ym ciele, od szcz臋ki po pas, wi臋c z rozkosz膮 u艂o偶y艂 si臋 na mi臋kkiej trawie. Oddycha艂 powoli, u偶ywaj膮c „techniki Buddy", kt贸rej nauczy艂 si臋 na kursach pierwszej pomocy, przepon膮, a nie klatk膮 piersiow膮. B贸l z艂amanego 偶ebra zmniejszy艂 si臋 nieco."
Le偶a艂 tak sobie, s艂uchaj膮c s艂abego, lecz regularnego oddechu i odg艂osu nieregularnych krok贸w po ziemi i kamieniach, kiedy nagle drgn膮艂. Strza艂y. S膮dz膮c z echa, strzelano gdzie艣, w g艂臋bi jaskini.
Ugi膮艂 nog臋 w kolanie, opar艂 si臋 na d艂oniach i powoli, niezdarnie zacz膮艂 pe艂zn膮膰 w g贸r臋.
54
Wtorek, 15.45 - Damaszek, Syria
Mehmet sta艂 chwiejnie, obiema r臋kami podpieraj膮c si臋 o blat wielkiego sto艂u, stoj膮cego przy mahmal, kiedy wybuch艂y 艂adunki. Bardzo pragn膮艂 broni膰 male艅kiej twierdzy swych ludzi, ale po prostu nie mia艂 si艂y. Nie mia艂 nawet si艂y sprawdzi膰, czy nie uchowali si臋 tu jacy艣 szcz臋艣ciarze, kt贸rych nie zabi艂a bomba zamachowcy-samob贸jcy, Sabera Moszeni.
Wybuch wstrz膮sn膮艂 jego cia艂em. Otrzyma艂 dwa postrza艂y w nog臋 i w lewy bok. Wstydzi艂 si臋 swej s艂abo艣ci, mia艂 jednak szcz臋艣cie, bowiem uda艂o mu si臋 unikn膮膰 dw贸ch wystrzelonych przez atakuj膮cych serii - pocisk贸w lec膮cych na wysoko艣ci pasa, i tych lec膮cych na wysoko艣ci kolan. Jego 偶o艂nierze ju偶 takiego szcz臋艣cia nie mieli. Zaj臋li pozycje po艣rodku sali, kryj膮c si臋 za krzes艂ami i kolumnami, gotowi do kontrataku. Ogie艅 karabin贸w G3 po prostu ich 艣ci膮艂.
Le偶膮c na posadzce, czuj膮c pod policzkiem ch艂贸d marmurowych p艂ytek, Mehmet s艂ysza艂, jak ogie艅 atakuj膮cych s艂abnie. A wi臋c jego ludzie nie 偶yj膮. Jego jednak nie trafi艂a podczas szturmu ani jedna kula. Uni贸s艂 powieki, tylko odrobin臋, zobaczy艂 pod艂og臋, roztrzaskane kryszta艂y, rozszarpane cia艂a. Zobaczy艂 tak偶e, jak w wyrwanych wybuchem dziurach w 艣cianach pojawiaj膮 si臋 twarze, zamaskowane r膮bkami zawoj贸w, okrywaj膮cych nosy i usta. Ju偶 wcze艣niej podejrzewa艂, 偶e nie ma do czynienia z elitarnym oddzia艂em gwardii pa艂acowej. Ci ludzie nie chcieli, 偶eby kto艣 widzia艂 ich twarze. A poza tym gwardia pa艂acowa nie strzela艂-a, by zabi膰. U偶ywa艂a gazu, by pojma膰 je艅c贸w i potem torturowa膰. Prezydent bardzo lubi艂 wiedzie膰 wszystko o wszystkich mo偶liwych spiskach, a trupa nie da si臋 przecie偶 przes艂ucha膰. A w ko艅cu ci ludzie strzelali na 艣lepo w sali, w kt贸rej znajdowa艂 si臋 艣wi臋ty mahmal 呕aden muzu艂manin nie by艂by zdolny do takiego 艣wi臋tokradztwa.
Nie, ci ludzie z pewno艣ci膮 nie byli Syryjczykami. Mehmet podejrzewa艂, 偶e to komandosi Mista'aravim, Izraelczycy udaj膮cy Arab贸w. Mimo 偶e by艂 powa偶nie ranny, mimo 偶e wok贸艂 niego umierali jego ludzie, u艣miechn膮艂 si臋. Co za ironia! Kurdowie, przynajmniej w cz臋艣ci, op艂acani byli przecie偶 przez Izrael, marz膮cy o destabilizacji Syrii.
W ciemno艣ci dostrzeg艂 le偶膮cy na pod艂odze pistolet, kt贸ry upu艣ci艂 podczas ataku. Podni贸s艂 go i zacisn膮艂 d艂o艅 na r臋koje艣ci, wsun膮艂 palec pod spustu. W pa艂acu nadal byli syryjscy Kurdowie... i nadal walczyli. Wi臋c on te偶 b臋dzie walczy艂.
Komandosi wkroczyli do sali, pozostawiaj膮c za drzwiami jednego cz艂owieka, kt贸ry pilnowa艂 korytarza. Dw贸ch sz艂o wzd艂u偶 p贸艂nocnej 艣ciany, dw贸ch wzd艂u偶 po艂udniowej. Zbli偶ali si臋 do niego, wpatrzeni w ciemno艣膰, ogl膮daj膮c zw艂oki, sprawiali wra偶enie, jakby kogo艣 szukali.
Mehmet os艂ab艂 z up艂ywu krwi, walczy艂 jednak, by nie straci膰 przytomno艣ci. 呕o艂nierze znajdowali si臋 teraz jakie艣 sze艣膰 metr贸w od niego. Ci przy po艂udniowej 艣cianie szli w stron臋 znajduj膮cej si臋 z ty艂u alkowy, ci przy p贸艂nocnej w艂a艣nie mijali dwie przestebnowane pociskami otomany. Po obu stronach otoman sta艂y rosn膮c w ceramicznych doniczkach niewielkie cedry, przeci臋te teraz niemal na p贸艂.
Za dalszym drzewkiem co艣 si臋. poruszy艂o.
-聽Uwaga! - krzykn膮艂 po arabsku jaki艣 g艂os, zag艂uszony niemal natychmiast strza艂ami. Mehmet strzela艂 do stoj膮cych przy drzewach komandos贸w. Bli偶szego dwukrotnie postrzeli艂 w nog臋, dalszy pad艂 z kula w plecach. Obr贸ci艂 si臋, celuj膮c w tych po przeciwnej stronie sali, kiedy nagle kto艣 na niego skoczy艂. Mocna teka przycisn臋艂a do pod艂ogi jego d艂o艅 z pistoletem, twarda pi臋艣膰 trafi艂a go w szcz臋k臋.
-聽Cofnij si臋! - krzykn膮艂 inny g艂os.
Ciemna posta膰 odskoczy艂a i Mehmet dostrzeg艂 dwie obracaj膮ce si臋 w jego kierunku lufy. Zasypa艂a go lawina pocisk贸w. Instynktownie zamkn膮艂 oczy. Kute trafi艂y go w prawy bark, w plecy, w szyj臋, w szcz臋k臋, w bok. Ale nie czu艂 b贸lu. Kiedy strza艂y ucich艂y, nie czu艂 ju偶 nic. Nie m贸g艂 poruszy膰 si臋, nie m贸g艂 oddycha膰, nie m贸g艂 nawet otworzy膰 oczu.
Allachu, zawiod艂em, pomy艣la艂, czuj膮c wszechogarniaj膮cy smutek. Lecz smutek znik艂 wraz z zanikiem 艣wiadomo艣ci i nie liczy艂y si臋 ju偶 ani kl臋ska, ani zwyci臋stwo.
55
Wtorek, 15.51 - Damaszek, Syria
Warner Bicking wsta艂 i podni贸s艂 r臋ce nad g艂ow臋. Prawa krwawi艂a mu od ciosu, kt贸ry zada艂 Kurdowi.
-聽Jestem po ,waszej stronie - powiedzia艂 po arabsku. - Czy mnie rozumiecie?
Niewysoki m臋偶czyzna o szerokim czole, na kt贸rym wida膰 by艂o kilkucentymetrow膮 blizn臋, podrzuci艂 bro艅 do ramienia. Podchodz膮c do Wagnera skin膮艂 na swego towarzysza, prawdziwego giganta, wskazuj膮c mu rannych. Bicking zerkn膮艂 w prawo - gigant bez wysi艂ku zarzuci艂 sobie jednego z nich na rami臋, a potem, r贸wnie偶 bez wysi艂ku, podni贸s艂 drugiego.
-聽Jestem Amerykaninem - przedstawi艂 si臋 Bicking. - A ci ludzie to moi wsp贸艂pracownicy. - Wskaza艂 donic臋, zza kt贸rej wstawali w艂a艣nie Nasr i ambasador Haveles.
Pozostawiony na korytarzu 偶o艂nierz obr贸ci艂 si臋 nagle.
-聽Kto艣 nadchodzi! - zameldowa艂.
Niski, spojrza艂 na wielkoluda.
-聽Dasz rad臋? - spyta艂
Wielkolud tylko skin膮艂 g艂ow膮. Poprawi艂 sobie rannego, kt贸rego zarzuci艂 na prawe rami臋. M贸g艂 teraz strzela膰 przed siebie, pomi臋dzy jego nogami.
-聽Idziesz z nami - powiedzia艂 niski do Bickinga.
-聽Ludzie, kim wy jeste艣cie? - spyta艂 Haveles, robi膮c jeden, niepewny krok w ich kierunku. Warnerowi przypomina艂 ofiar臋 wypadku samochodowego, oszo艂omion膮, niemal nieprzytomn膮, ale upieraj膮c膮 si臋, ze nic jej nie jest.
-聽Przys艂ano nas, 偶eby艣my was zabrali. Albo p贸jdziecie teraz, albo tu zostajecie.
-聽S膮 z nocni, przedstawiciele rz膮d贸w Japonii i Rosji - powiedzia艂 Haveles. - Schowali si臋 we wn臋ce, o, tam.
-聽Tylko wy. - Niewysoki, zapewne dow贸dca, obr贸ci艂 si臋 ku stoj膮cemu w drzwiach 偶o艂nierzowi. Ten skin膮 g艂ow膮, wyszed艂 na korytarz i skr臋ci艂 w lewo. - Ju偶!
Bicking wzi膮艂 ambasadora pod r臋k臋.
-聽Idziemy. Gwardia pa艂acowa b臋dzie, musia艂a poradzi膰 sobie z tym ba艂aganem.
-聽Nie - zaprotestowa艂 Haveles. - Zostan臋 z nimi.
-聽Panie ambasadorze, przecie偶 walki...
-聽Zostan臋. - Ambasador nie da艂 si臋 przeb艂aga膰. Wagner wiedzia艂, 偶e nie ma co kontynuowa膰 sporu.
-聽Doskonale, panie ambasadorze. Do zobaczenia w ambasadzie.
Haveles wr贸ci艂 i sztywnym, mechanicznym krokiem ruszy艂 do mrocznej alkowy, s艂u偶膮cej tak偶e jako bar. Do艂膮czy艂 tam do innych, szukaj膮cych bezpiecze艅stwa w cieniu.
Wielkolud ruszy艂 przed siebie. Za nim szed艂 niewysoki dow贸dca.
呕o艂nierz, kt贸ry jako pierwszy znik艂 w korytarzu, wr贸ci艂 z Paulem Hoodem. Wr臋czy艂 kasety wideo dow贸dcy i ca艂a grupa ruszy艂a przez hol. Dwaj zamaskowani 偶o艂nierze szli jako pierwsi, wielkolud zamyka艂 poch贸d.
-聽Gdzie ambasadorowie? - spyta艂 Paul. - Czy nic si臋 nikomu nie sta艂o?
Warner Bicking pokr臋ci艂 g艂ow膮, daj膮c mu do zrozumienia, 偶e wszystko jest w porz膮dku. Spojrza艂 na sw膮 okrwawion膮 d艂o艅. Od sze艣ciu lat nie mia艂 okazji zada膰 przyzwoitego, nokautuj膮cego ciosu.
-聽Prawie nikomu - powiedzia艂, maj膮c na my艣li Kurda.
-聽Co?
-聽Wszyscy Kurdowie nie 偶yj膮. Ambasador Haveles jest w lekkim szoku, ale nie zdecydowa艂 si臋 na ewakuacj臋. Nasi przyjaciele dok艂adnie wiedzieli, kogo chc膮 zabra膰 ze sob膮. I kogo nie chc膮.
_- Tylko my - stwierdzi艂 Hood.
-聽Owszem, tylko my.
-聽Bob musia艂 podpisa膰 mn贸stwo weksli, 偶eby nas tak po prostu wyci膮gn膮膰.
-聽Bez w膮tpienia. C贸偶, z dyplomatycznego punktu widzenia rusz ambasador post膮pi艂 prawdopodobnie ca艂kiem sprytnie. Na scenie mi臋dzynarodowej rozegra艂yby si臋 prawdziwe zawody w obrzucaniu g贸wnem, gdyby wysz艂o na jaw, 偶e ratowano tylko Amerykan贸w. A przecie偶 Japo艅czycy i Rosjanie nie splun臋liby na naszego ambasadora, nawet gdyby pali艂 si臋 偶ywym ogniem.
-聽No to si臋 mylisz. Moim zdaniem, owszem, splun臋liby.
Podeszli do z艂otych drzwi. Id膮cy przodem odstrzeli艂 zamek i otworzy艂 je kopniakiem. Kiedy weszli, id膮cy z tylu gigant zamkn膮艂 drzwi, a jeden z 偶o艂nierzy na czele kolumny w艂膮czy艂 latark臋. Przeszli szybko przez wielk膮 sal臋 balow膮. W niemal ca艂kowitej ciemno艣ci Bicking czu艂 ci臋偶ar z艂otych draperii, ci臋偶ar wiek贸w.
Za drzwiami rozleg艂 si臋 nagle odg艂os krok贸w. Trzej 偶o艂nierze Mista'aravim zamarli w p贸艂 kroku, obr贸cili si臋 i wymierzyli bro艅 w kierunku d藕wi臋ku. Latarka zgas艂a. Niski dow贸dca po艣pieszy艂 ku z艂otym drzwiom.
-聽Macie i艣膰 przed siebie i zaczeka膰 na nas w kuchni - szepn膮艂 gigant do Hooda, Nasra i Bickinga.
Bez dyskusji spe艂nili jego polecenie. Po drodze Paul obejrza艂 si臋 jeszcze przez rami臋. Dow贸dca komandos贸w wygl膮da艂 przez otw贸r w drzwiach, stanowi膮cy pozosta艂o艣膰 po zamku. Nikt nie 艣pieszy艂 si臋 otworzy膰 drzwi, wi臋c izraelscy komandosi pozostawili je w spokoju.
Ich niedu偶y dow贸dca powiedzia艂 co艣 do swych 偶o艂nierzy.
-聽Gwardia pa艂acowa - przet艂umaczy艂 Bicking. On, Paul i Nasr biegli przez wielk膮 kuchni臋.
-聽A wi臋c to tylko teatr, dok艂adnie tak, jak przewidzia艂 ambasador - wtr膮ci艂 Nasr.
-聽Co ma pan na my艣li? - spyta艂 Hood.
-聽Syryjski prezydent spodziewa艂 si臋 czego艣 takiego - wyja艣ni艂 Egipcjanin. - Ambasador Haveles zreszt膮 te偶. Dopu艣ci艂 do tego, by w centrum walk znalaz艂 si臋 jego sobowt贸r oraz ambasadorowie kilku mocarstw, chronieni wy艂膮cznie przez agent贸w bezpiecze艅stwa...
-聽...przypominaj膮cych efektywno艣ci膮 ameryka艅sk膮 ochron臋 muze贸w - doko艅czy艂 za niego Bicking. - 膯wicz膮 ich w walce jeden na jednego. Je艣li zdarz膮 si臋 powa偶ne problemy, maj膮 dzwoni膰 po pomoc.
-聽No w艂a艣nie - przytakn膮艂 Nasr. - Kiedy prezydent zyska艂 ju偶 pewno艣膰, 偶e Kurdowie wys艂ali wi臋kszo艣膰 swych si艂 do pa艂acu, przys艂a艂 elitarn膮 gwardi臋, 偶eby si臋 z nimi rozprawi艂a.
-聽Prezydent robi sobie z innych narod贸w tarcz臋, za kt贸r膮 chowa si臋 przed przeciwnikami - wyja艣ni艂 Bicking. - U偶ywa Libanu, by szczu膰 terroryst贸w przeciw Izraelowi, Grecji przeciw Turcji, Iranu przeciw ca艂emu 艣wiatu. Powinni艣my wcze艣niej przygotowane si臋 na tak膮 ewentualno艣膰.
Strza艂y pada艂y coraz g臋艣ciej i wydawa艂y si臋 coraz bli偶sze. Oczami wyobra藕ni Paul Hood widzia艂 oddzia艂y doskonale uzbrojonych 偶o艂nierzy maszeruj膮cych korytarzami, strzelaj膮cych do ka偶dego. Ranni Kurdowie by膰 mo偶e trafi膮 do niewoli, nie wyobra偶a艂 sobie jednak, by jakikolwiek Kurd pragn膮艂 si臋 podda膰. Z pewno艣ci膮 wszyscy wol膮 艣mier膰 od syryjskiego wi臋zienia.
Zatrzymali si臋 przy kolejnych-drzwiach. Dow贸dca kaza艂 im czeka膰. Wyci膮gn膮艂 z kieszeni niewielki kawa艂ek C-4 wraz. z zapalnikiem czasowym, otworzy艂 drzwi i znik艂. Jego 偶o艂nierze z pewno艣ci膮 nie nale偶eli do grona najsympatyczniejszych ludzi, jakich Warner Bicking mia艂 okazj臋 pozna膰 w swoim nied艂ugim 偶yciu, ale umieli w艂a艣ciwie si臋 wyekwipowa膰, co do tego nie by艂o najmniejszych w膮tpliwo艣ci.
-聽Czy Haveles jest bezpieczny? - zainteresowa艂 si臋 Hood.
-聽Trudno powiedzie膰 - przyzna艂 doktor Nasr. - Cokolwiek si臋 zdarzy, prezydent Syrii mo偶e tylko wygra膰. je艣li Haveles zginie, to przez Kurd贸w, i Stany Zjednoczone wstrzymaj膮 pomoc dla nich, przynajmniej w najbli偶szej przysz艂o艣ci. Je艣li prze偶yje, to wy艂膮cznie dzi臋ki gwardii Pa艂acowej.
Dow贸dca komandos贸w wr贸ci艂 i gestem nakaza艂 innym, by szli za nim. Przez spi偶arni臋 ca艂a grupa wydosta艂a si臋 do niewielkiego ogrodu, otoczonego trzymetrowym murem, z bram膮 w po艂udniowym kra艅cu. Szli wy艂o偶on膮 kamieniem 艣cie偶k膮 po艣r贸d idealnie utrzymanych, si臋gaj膮cych pasa 偶ywop艂ot贸w. Doszli do ko艅ca 艣cie偶ki i zatrzymali si臋. Czekali w odleg艂o艣ci mniej wi臋cej sze艣ciu metr贸w od bramy. Jeszcze chwila i 艂adunek eksplodowa艂, wyrywaj膮c dziury w bramie i w ogrodzeniu. Jednocze艣nie do kraw臋偶nika podjecha艂a wielka ci臋偶ar贸wka z p艂贸cienn膮 bud膮.
Na ulicy nie by艂o przechodni贸w. Odg艂osy walki - albo miejscowa policja - przep艂oszy艂a ich skutecznie. Bardziej ju偶 dziwi艂 brak dziennikarzy. Bicking nie musia艂 nawet zastanawia膰 si臋 nad t膮 spraw膮. To dlatego uciekali okr臋偶n膮 drog膮. Wybawcy nie marzyli bynajmniej o tym, by ca艂y 艣wiat zobaczy艂 ich zdj臋cia.
Dow贸dca odchyli艂 p艂acht臋. Gestem wezwa艂 ich do przej艣cia przez bram臋.
Ci臋偶ar贸wka przera藕liwie 艣mierdzia艂a ryb膮, ale nikogo 2o nie zniech臋ca艂o. Hood, Bicking i Nasr weszli jako pierwsi. Pomogli wielkoludowi, nios膮cemu na ramionach dw贸ch rannych, oraz reszcie jego przyjaci贸艂. Rannych po艂o偶ono na p艂贸ciennych workach, reszta pasa偶er贸w rozsiad艂a si臋 na lepkich od t艂uszczu drewnianych beczkach, stoj膮cych przy 艣cianie szoferki. Nie min臋艂a minuta, gdy ci臋偶ar贸wka ruszy艂a na po艂udniowy wsch贸d. Kierowca skr臋ci艂 w lewo, min臋li licz膮cy sobie tysi膮c sze艣膰set lat 艁uk Rzymski i ko艣ci贸艂 pod wezwaniem Naj艣wi臋tszej Marii Panny. Ci臋偶ar贸wka mkn臋艂a na p贸艂nocny wsch贸d.
Doktor Nasr odchyli艂 p艂acht臋 budy.
-聽Tego nale偶a艂o si臋 spodziewa膰 - powiedzia艂 z satysfakcj膮.
-聽Czego? - zdziwi艂 si臋 Hood.
Egipcjanin pu艣ci艂 p艂acht臋. Pochyli艂 mu si臋 do ucha.
-聽Jedziemy do dzielnicy 偶ydowskiej - powiedzia艂. Paul pochyli艂 si臋, 偶eby lepiej widzie膰. - Chodz膮 plotki, 偶e Mista'aravim operuj膮 w艂a艣nie st膮d.
Bicking tak偶e mia艂 co艣 do powiedzenia.
-聽Stawiam ca艂e moje oszcz臋dno艣ci, 偶e w tych beczkach s膮 nie tylko ryby. Wieziemy tu pewnie bro艅 w ilo艣ci wystarczaj膮cej, 偶eby rozpocz膮膰 niewielk膮 wojn臋.
Ci臋偶ar贸wka zwolni艂a. Jecha艂a teraz kr臋t膮 i w膮sk膮 uliczk膮. W nieregularnych odst臋pach, pod r贸偶nymi k膮tami w stosunku do ulicy, sta艂y przy niej wysokie domy, biel 艣cian s艂o艅ce spali艂o na brudno偶贸艂ty kolor. Ich facjatki wisia艂y nisko nad ulic膮, pranie za艣 jeszcze ni偶ej, tak nisko, 偶e momentami ociera艂o si臋 wr臋cz o plandek臋. Rowery i ma艂e miejskie samochodziki porusza艂y si臋 po ulicy w艂asnym, nie艣piesznym rytmem, utrudniaj膮c manewrowanie wielkiej ci臋偶ar贸wce.
Wjechali wreszcie w ciemn膮 艣lep膮 uliczk臋. Komandosi wyskoczyli i skierowali si臋 ku drewnianym drzwiom domu po lewej stronie. Powita艂y ich dwie stare kobiety, kt贸re pomog艂y im przenie艣膰 rannych do mrocznej kuchni. U艂o偶ono ich na pod艂odze, na kocach. Kobiety zdj臋艂y im zawoje i spodnie, a nast臋pnie obmy艂y rany.
-聽Mo偶e mogliby艣my w czym艣 pom贸c? - spyta艂 Paul Hood. Nikt mu nie odpowiedzia艂.
-聽Nie bierz tego do siebie - szepn膮艂 mu w ucho doktor Nasr.
-聽Nie wezm臋. Przecie偶 widz臋, 偶e maj膮 co robi膰.
-聽Zachowywa艂yby si臋 w ten spos贸b, nawet gdyby 偶aden z ich ludzi nie zosta艂 ranny. Maj膮 fio艂a na punkcie zachowania tajemnicy
-聽I nic dziwnego - wtr膮ci艂 Bicking. - Mista'aravim zinfilrowa艂o Hezbollah i Hamas. Pojawiaj膮 si臋 w getcie tylko wtedy, kiedy utrzymanie tajemnicy jest najwa偶niejsze. Gdyby kto艣 ich tutaj zobaczy艂, kosztowa艂oby to nie tylko 偶ywe 偶o艂nierzy. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie uszcz臋艣liwi艂 ich rozkaz ocalenia bandy Amerykan贸w.
Nie przebrzmia艂o jeszcze echo jego s艂贸w, a kierowca ci臋偶ar贸wki i trzej zamaskowani m臋偶czy藕ni wstali. Dow贸dca zadzwoni艂 gdzie艣, jego ludzie po偶egnali ciep艂o kobiety, a potem wyszli z kuchni. Zgrzytn臋艂a skrzynia bieg贸w, zawy艂 silnik i ci臋偶ar贸wka wycofa艂a si臋 z uliczki.
Jedna z kobiet nie odst臋powa艂a rannych, inna wsta艂a i zwr贸ci艂a .ser do nowo przyby艂ych. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 niespe艂na trzydziestoletnia, mia艂a metr pi臋膰dziesi膮t par臋 wzrostu. Kasztanowate w艂osy wi膮za艂a w ciasny kok, g臋ste czarne brwi sprawia艂y za艣 wra偶enie, 偶e jej ciemne oczy s膮 ciemniejsze ni偶 w rzeczywisto艣ci. Mia艂a okr膮g艂膮 twarz, pe艂ne usta, oliwkow膮 cer臋. Na czarn膮 sukni臋 w艂o偶y艂a zakrwawiony fartuch.
-聽Kt贸ry jest Hood? - spyta艂a.
-聽To ja. - Paul uni贸s艂 palec. - Czy waszym ludziom nic nie grozi?
-聽Mamy nadziej臋 - powiedzia艂a dziewczyna. - Pos艂ali艣my po lekarza. Ale tw贸j towarzysz ma racj臋. Naszych ludzi nie cieszy, 偶e musieli wzi膮膰 udzia艂 w tej akcji. Jeszcze mniej cieszy ich, 偶e dwaj ich przyjaciele zostali ranni. Nie艂atwo b臋dzie wyt艂umaczy膰 s膮siadom i znajomym w pracy, dlaczego si臋 nie pokazuj膮 i co si臋 im sta艂o.
-聽Rozumiem - powiedzia艂 Hood.
-聽Jeste艣cie teraz w mojej restauracji - m贸wi艂a dalej kobieta. - Zostali艣cie tu dostarczeni jako ryby. Innymi s艂owy, nikt nie mo偶e zobaczy膰 was poza tym pokojem. Odwieziemy was do ambasady, kiedy zamkn臋 lokal na noc. Nie mam ludzi, 偶eby za艂atwi膰 to szybciej.
-聽To tak偶e doskonale rozumiem.
-聽Macie jak najszybciej zadzwoni膰 do pana Herberta. Je艣li nie macie telefonu, jaki艣 dla was znajd臋. Rozmowa nie mo偶e si臋 pokaza膰 na naszym rachunku.
Bicking si臋gn膮艂 do kieszeni. Wyj膮艂 telefon kom贸rkowy.
-聽Dobra, sprawdzimy, czy jeszcze dzia艂a - powiedzia艂. Otworzy艂 go i w艂膮czy艂, przez chwil臋 s艂ucha艂 sygna艂u, po czym odda艂 telefon Hoodowi.
Paul przeszed艂 do k膮ta, wybra艂 numer Centrum. Po艂膮czono go z biurem Marthy, gdzie ona sama, Bob i ich asystenci oczekiwali informacji.
-聽Martha... Bob... - powiedzia艂 - to ja, Paul. Ahmet i Warner s膮 w porz膮dku. Dzi臋ki za wszystko, co dla nas zrobili艣cie.
Cho膰 sta艂 艂adnych par臋 metr贸w od Paula i telefonu, Warner us艂ysza艂 okrzyki rado艣ci. Na my艣l o tym, jak wielk膮 ulg臋 czuj膮 jego przyjaciele, 艂zy nap艂yn臋艂y mu do oczu.
-聽Co z Mike'em? - spyta艂 Paul, pr贸buj膮c niczego nie zdradzi膰.
-聽Wiemy, gdzie go trzymaj膮 - odpar艂 Herbert. - Brett jest na miejscu. Czekamy na wiadomo艣ci.
-聽Rozmawiam z telefonu kom贸rkowego. Zadzwo艅 do mnie natychmiast, kiedy tylko si臋 czego艣 dowiesz.
Paul przerwa艂 po艂膮czenie. Kiedy przekazywa艂 to, co us艂ysza艂, pojawi艂 si臋 lekarz. Amerykanie stan臋li w k膮cie, schodz膮c innym z drogi. Patrzyli, jak doktor robi rannym miejscowe znieczulenie. Dziewczyna, z kt贸r膮 rozmawiali, kl臋kn臋艂a przy jednym z m臋偶czyzn. W艂o偶y艂a mu do ust drewnian膮 艂y偶k膮, a potem przycisn臋艂a mu ramiona do piersi tak, by nie m贸g艂 nimi wymachiwa膰. Skin臋艂a g艂ow膮 i lekarz zabra艂 si臋 do wyjmowania pocisku z nogi. Reszta kobiet, dysponuj膮c tylko banda偶ami i misk膮 wody, pr贸bowa艂a powstrzyma膰 krwawienie.
Ranny wi艂 si臋 w b贸lu.
-聽Zawsze twierdzi艂em, 偶e najgorsze w tej dyplomatycznej robocie jest to, 偶e czasami musisz po prostu wsadzie mord臋 w kube艂 i nie robi膰 absolutnie nic - szepn膮艂 do Hooda Bicking.
Paul pokr臋ci艂 g艂ow膮.
-聽Wcale nie. Najgorsze jest dowiedzie膰 si臋, 偶e, w por贸wnaniu z lud藕mi z pierwszej linii, cho膰by艣 robi艂 nie wiem co, nie robisz nic.
Lekarz rozkaza艂 kobietom, by unieruchomi艂y nog臋 rannego m臋偶czyzny. Paul, mimo 偶e nikt go nie prosi艂 o pomoc, odda艂 telefon asystentowi i podszed艂 do nich. Z艂apa艂 banda偶, wcisn膮艂 rami臋 pomi臋dzy ciap kobiet i zacz膮艂 艣ciera膰 krew tak skutecznie, jak to tylko mo偶liwe.
-聽Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a dziewczyna, kt贸ra przed chwil膮 wydawa艂a im instrukcje.
Paul milcza艂. Warner Bicking zauwa偶y艂, 偶e milczenie ostatnio przychodzi jego szefowi ze zdumiewaj膮c膮 wr臋cz 艂atwo艣ci膮.
56
Wtorek, 15.52 - dolina Bekaa, Liban
呕o艂nierze Iglicy zabrali z pojazd贸w tylko to, co uznali za niezb臋dne. Pod mundury za艂o偶yli kamizelki kuloodporne, mieli tak偶e maski przeciwgazowe. W plecakach nie艣li granaty neofosgenowe, flary i 艂adunki C-4. Ich uzbrojenie sk艂ada艂o si臋 z pistolet贸w Beretta 9 mm z powi臋kszonym magazynkiem oraz pistolet贸w maszynowych Heckler & Koch MP5 SD3. Ka偶dy z nich mia艂 te偶 plastikowe kajdanki kciukowe - ma艂e, lekkie, kt贸rymi mo偶na by艂o skr臋powa膰 ka偶dego cz艂owieka wi膮偶膮c mu kciuki. Nadawa艂y si臋 one r贸wnie偶 do tworzenia 艂a艅cucha przywi膮zanych jeden do drugiego wi臋藕ni贸w,
呕o艂nierze Iglicy wiedzieli, 偶e ich cel b臋dzie nieruchomy, postanowiono wi臋c, 偶e podziel膮 si臋 na dwie dru偶yny. Pierwsza zaatakuje obiekt, druga pozostanie w odwodzie. Druga dru偶yna mia艂a tak偶e za zadanie uniemo偶liwienie ucieczki 偶o艂nierzom przeciwnika oraz zablokowanie drogi ewentualnym posi艂kom.
Jedyna .r贸偶nica mi臋dzy pu艂kownikiem Augustem a jego poprzednikiem, podpu艂kownikiem Squiresem, polega艂a na tym, 偶e August by艂 zwolennikiem dzia艂ania zespo艂owego. Squires zawsze dzieli艂 odzia艂 na pary, z kt贸rych ka偶da mia艂a do wykonania jedno zadanie w ramach og贸lnego planu. Je艣li kt贸ry艣 z cel贸w taktycznych nie zosta艂 osi膮gni臋ty, wprowadzano w 偶ycie plan zast臋pczy, wprowadzano do akcji zesp贸l rezerwowy lub przerywano misj臋. Squires w ca艂ej swej karierze ani razu nie musia艂 przerwa膰 misji Stosowa艂 „mi臋kkie”, skuteczne techniki infiltracji i zawsze 艂apa艂 zaskoczonego przeciwnika ze spuszczonymi spodniami. Brett August wyznawa艂 zupe艂nie inn膮 filozofi臋 - najpierw zada膰 silny cios, a potem kontynuowa膰 atak. Squires wierzy艂 w technik臋 domina, August preferowa艂 raczej przewr贸cenie stolika, na kt贸rym rozgrywano partyjk臋.
Dru偶yna A, kt贸r膮 dowodzi艂 kapral Prementine, sk艂adaj膮ca si臋 z o艣miu 偶o艂nierzy, bez przeszk贸d przedarta si臋 drog膮 do wej艣cia do jaskini. 呕o艂nierze mieli rozkaz porusza膰 si臋 szybko za zas艂on膮 ognia z pistolet贸w maszynowych, najpierw strzela膰, a potem zadawa膰 pytania. Gdy dotarli do chmury gazu, nie si臋ga艂a ju偶 ona pasa, unosi艂a si臋 nieco powy偶ej kolan.
Szeregowy Williams, kt贸ry mia艂 za zadanie zabra膰 z terenu akcji ocalon膮 przez snajpera Iglicy zak艂adniczk臋, nie zd膮偶y艂 jeszcze od艂膮czy膰 od oddzia艂u, kiedy z lewej, od strony zbocza, kapral us艂ysza艂: - Zamieszkam na tej ziemi.
Zatrzyma艂 oddzia艂, unosz膮c d艂o艅 z rozpostartymi palcami. Gdyby zacisn膮艂 j膮 w pi臋艣膰, oznacza艂oby to otwarcie ognia. 呕o艂nierze zamarli, gotowi wykona膰 ka偶dy rozkaz. Podano im wprawdzie w艂a艣ciwe has艂o, ale przecie偶 ujawnienie has艂a mo偶na wymusi膰 torturami. Dostrzegli m艂odego m臋偶czyzn臋, wychodz膮cego z chmury gazu, z podniesionymi r臋kami, uzbrojonego w rewolwer wisz膮cy na palcu wskazuj膮cym lewej d艂oni.
-聽Kim jeste艣? - spyta艂 spod maski przeciwgazowej Prementine.
-聽Jestem szejkiem Midian - pad艂a odpowied藕.
-聽Nie ruszaj si臋. - Kapral obr贸ci艂 d艂o艅 tak, 偶e kciuk wskazywa艂 do ty艂u. Ka偶dy z 偶o艂nierzy mia艂 wykonywa膰 swoje zadanie. Williams poszed艂 w stron臋 zak艂adniczki, reszta dru偶yny pobieg艂a ku wej艣ciu do jaskini. Dzieli艂o ich od niego zaledwie dwadzie艣cia metr贸w.
Kapral ruszy艂 przez chmur臋 gazu, kt贸ra si臋ga艂a mu teraz zaledwie do kostek. Zatrzyma艂 si臋 o jaki艣 metr od m臋偶czyzny, kt贸ry poda艂 has艂o. Ten wci膮偶 sta艂 z uniesionymi r臋kami.
-聽Macie jeszcze jednego zak艂adnika, tam. 呕yje - powiedzia艂. Pozosta艂a pi膮tka jest nadal w jaskini. Nie mam poj臋cia, co z wasz膮 furgonetk膮. Przed kilkoma minutami gdzie艣 j膮 przestawiono. Mo偶e wprowadzili j膮 do 艣rodka? Moim zdaniem jest te偶 miejsce z ty艂u, tam m贸g艂by si臋 zmie艣ci膰 nawet samoch贸d.
Nadal trzymaj膮c m臋偶czyzn臋 na muszce, Prementine obejrza艂 si臋. Na zboczu, nie wi臋cej ni偶 trzy metry ni偶ej, dostrzeg艂 Phila Katzena. Phil z wysi艂kiem pe艂z艂 pod g贸r臋. Podni贸s艂 g艂ow臋 i pokaza艂 kapralowi uniesiony w g贸r臋 kciuk Tymczasem na scenie wraz z drug膮 dru偶yn膮 znalaz艂 si臋 August. Jego 偶o艂nierze rozproszyli si臋 po zboczu, czterech z nich zacz臋艂o si臋 wspina膰. Zajm膮 pozycje przy wej艣ciu do jaskini. Pozostali 偶o艂nierze Iglicy podzielili si臋. Trzech mia艂o przedrze膰 si臋 przez chmur臋 gazu i wzi膮膰 bezpo艣redni udzia艂 w zdobywaniu bazy terroryst贸w. Ze 艣rodka na razie do nich nie strzelano.
Kapral przyjrza艂 si臋 stoj膮cemu przed nim zwiadowcy.
-聽Wiesz, gdzie trzymaj膮 je艅c贸w? - spyta艂.
-聽Wiem.
Podczas gdy rozmawiali, wr贸ci艂 Williams. na艂o偶y艂 Mary Rose na drodze, z dala od rozpraszaj膮cej si臋 chmury gazu.
-聽Co z ni膮? - spyta艂 Prementine.
-聽Oszo艂omiona, ale 偶yje.
-聽Zanie艣 j膮 do pu艂kownika i jego ludzi. Pom贸偶 panu Katzenowi. Oddaj swoj膮 mask臋 szejkowi.
-聽Tak jest! - Williams by艂 wyra藕nie rozczarowany, cho膰 stara艂 si臋 zamaskowa膰 uczucia w艂a艣ciw膮 dla doskonale wyszkolonego 偶o艂nierza agresywn膮 skuteczno艣ci膮 dzia艂ania.
Druzyjski wywiadowca za艂o偶y艂 mask臋 przeciwgazow膮, kapral tymczasem sprawdzi艂, co robi膮 jego 偶o艂nierze przed wej艣ciem do jaskini. Dw贸ch z nich prowadzi艂o ogie艅 do 艣rodka, strzelaj膮c na wysoko艣ci ramion doros艂ego m臋偶czyzny, czterech odprowadza艂o na bok uwolnionych zak艂adnik贸w oraz kaszl膮cych, s艂aniaj膮cych si臋 na nogach Kurd贸w, kt贸rych nast臋pnie skuwano kajdankami. Prementine przechyli艂 si臋 nad zboczem i pokaza艂 dwa palce. Dwaj najbli偶si szczytu zbocza 偶o艂nierze po艣pieszyli pom贸c za艂odze CR. Nie by艂o czasu, by wyprowadzi膰 j膮 z zasi臋gu dzia艂ania lec膮cego ju偶 Tomahawka. Na razie zostali zniesieni do st贸p wzg贸rza, gdzie nie grozi艂 im postrza艂, gdyby dosz艂o do wymiany ognia.
Sze艣ciu 偶o艂nierzy Iglicy z dru偶yny A przegrupowa艂o si臋 po obu stronach wej艣cia do jaskini. Ca艂y czas obserwowali pu艂kownika, trzym2tj膮cego d艂o艅 na wysoko艣ci twarzy. August opu艣ci艂 d艂o艅. Dw贸ch ludzi, stoj膮cych najbli偶ej wej艣cia, rzuci艂o do 艣rodka flary i ruszy艂o w g艂膮b jaskini#, przytulaj膮c si臋 do jej 艣cian. Za nimi ruszyli dwaj nast臋pni.
W 艣wietle .flar zobaczyli pi臋ciu d艂awi膮cych si臋 Kord贸w, le偶膮cych w cienkiej warstwie gazu. Pierwsi dwaj 偶o艂nierze strzelili przed siebie kr贸tkimi serami, dwaj nast臋pni skuli je艅c贸w. Ostatnia dw贸jka wyprowadzi艂a Kurd贸w na zewn膮trz. Nast臋pne pierwsza dw贸jka rzuci艂a granaty neofosgenowe oraz flary i zn贸w ruszy艂a przed siebie.
Stoj膮cy u wylotu jaskini kapral spojrza艂 ma zegarek. Siedem minut do uderzenia Tomahawka. Augustowi, stoj膮cemu u st贸p ska艂y, pokaza艂 siedem palc贸w.
Pu艂kownik skin膮艂 g艂ow膮 i pokaza艂 mu cztery palce.
Prementine spojrza艂 na stoj膮cego przy nim druzyjskiego zwiadowc臋.
-聽Mamy cztery minuty na wyci膮gni臋cie naszych ludzi - powiedzia艂 Wskaza艂 na rewolwer, kt贸ry Falah w艂o偶y艂 za pas. - U偶yj broni, je艣li b臋dziesz musia艂. Chc臋, 偶eby wszyscy moi ludzie wyszli st膮d bezpiecznie.
-聽Ja te偶 - odpar艂 Falah i ruszy艂 w kierunku jaskini.
57
Wtorek, 14.55 - dolina Bekaa, Liban
Mike Rodgers sta艂 na dnie przesz艂o dwumetrowej jamy, jednej z tych, w kt贸rych uwi臋zieni byli zak艂adnicy. D艂o艅mi trzyma艂 si臋 zamykaj膮cej j膮 kraty, tak by oparzenia na r臋kach nie styka艂y si臋 z oparzeniami na bokach. Mimo to ca艂y a偶 dr偶a艂 z b贸lu, spowodowanego 艣ciekaj膮cym na rany potem.
Pu艂kownik Selen uwi臋ziony by艂 w s膮siedniej jamie. Odzyska艂 przytomno艣膰, cierpia艂 jednak od otrzymanego wcze艣niej postrza艂u. Sandra DeVonne karmi艂a go ry偶em i podawa艂a wod臋 - p贸ki jej, szeregowego Pupshawa i Lowella Coffeya nie zabrano na dw贸r.
W jaskini panowa艂a cisza, przerywana tylko j臋kami Sedena i, od czasu do czasu, nerwowymi cmokni臋ciami 偶uj膮cego gum臋 wartownika.
Rodgers podejrzewa艂, 偶e pozosta艂ych zak艂adnik贸w zaprowadzono do CR, Ten cholerny sukinsyn, Phil Katzen, z ca艂膮 pewno艣ci膮 uruchomi艂 go i powiedzia艂 terrorystom wszystko, co wiedzia艂 o dzia艂aniu zamontowanego w furgonetce sprz臋tu. Potem wyprowadzono tak偶e Mary Rose, 偶eby zmusi膰 j膮 do m贸wienia. Genera艂 mia艂 wra偶enie, 偶e nied艂ugo p贸藕niej us艂ysza艂 strza艂. Mia艂 nadziej臋, 偶e nie zamordowali biednej dziewczyny tylko po to, 偶eby pokaza膰 innym, 偶e s膮 gotowi na wszystko. Czepia艂 si臋 tej nadziei kurczowo, tak jak i nadziei na to, 偶e dow贸dca Kurd贸w prze偶yje i 偶e osobi艣cie b臋dzie mia艂 przyjemno艣膰 za艂atwi膰 sukinsyna.
Pchn膮艂 krat臋 do g贸ry, by sprawdzi膰, jak mocno si臋 trzyma. Nie ust膮pi艂a ani na milimetr. Wsadzi艂 palce przez drucian膮 siatk臋, otaczaj膮c膮 艣ciany jamy i pr贸bowa艂 podkopa膰 krat臋. Siatka mia艂a ma艂e oka, wcisn膮艂 pod ni膮 zaledwie czubek palca, niczego nie osi膮gn膮艂 i da艂 sobie spok贸j.
Nagle na zewn膮trz rozleg艂y si臋 wybuchy. Genera艂 wyt臋偶y艂 s艂uch, mia艂 wra偶enie, 偶e rozpoznaje wybuchy granat贸w, ale nie by艂 tego ca艂kiem pewien.
Zaraz potem us艂ysza艂 krzyki, nie tylko sprzed jaskini, ale tak偶e z kwater 偶o艂nierzy.
Opu艣ci艂 r臋ce, stan膮艂 na dnie jamy i zachwia艂 si臋.
-聽Pu艂kowniku Selen? - spyta艂, nie troszcz膮c si臋 ju偶 o to, 偶e zdradza terrorystom prawdziw膮 to偶samo艣膰 zak艂adnik贸w. - Pu艂kowniku, czy pan mnie s艂yszy?
Turek nie odpowiedzia艂. Nie odezwa艂 si臋 te偶 wartownik Nie pr贸bowa艂 ich uciszy膰 - jeszcze jeden dow贸d na ta, 偶e wydarzy艂o si臋 co艣 nieoczekiwanego. Rodgers sta艂 przez chwil臋 nieruchomo, nas艂uchuj膮c. Nie s艂ysza艂 cmokania 偶uj膮cego gum臋 Kurda. Chyba w og贸le go tu nie by艂o.
-聽Pu艂kowniku Selen! - wrzasn膮艂.
-聽S艂ysz臋 - odpowiedzia艂 mu s艂aby g艂os.
-聽Pu艂kowniku, czy mo偶e mi pan powiedzie膰, co tu si臋 w艂a艣ciwie dzieje?
-聽Krzyczeli... krzyczeli co艣 o gazie. Krzyczeli... 偶eby bra膰 maski. Gaz, pomy艣la艂 Mike. Pierwsza faza ataku Iglicy przeciw obiektowi nieruchomemu zak艂ada艂a u偶ycie neofosgenu celem obezw艂adnienia przeciwnika. Wydarzenia zacz臋艂y nabiera膰 tempa.
Genera艂 Rodgers poczu艂 przyp艂yw si艂. Teraz najbardziej pragn膮艂 przy艂膮czy膰 sil do walki. Zn贸w pr贸bowa艂 podnie艣膰 krat臋. Przykrywa艂a ona jam臋 niczym w艂az przy wej艣ciu do studzienki kanalizacyjnej, nie m贸g艂 jej jednak ruszy膰 z powodu szyny, biegn膮cej przez jej 艣rodek. Spr贸bowa艂 unie艣膰 j膮 z jednej strony, potem z drugiej, ale krata znajdowa艂a si臋 za wysoko, by by艂 w stanie w艂a艣ciwie wykorzysta膰 ca艂膮 sw膮 si艂臋.
Nagle przysz艂o mu do g艂owy, 偶e jest spos贸b na obr贸cenie kraty. Zdj膮艂 buty i skarpetki. Obie skarpetki przeci膮gn膮艂 przez dziury w kracie, jedn膮 po prawej, drug膮 po lewej, i zwi膮za艂. R臋kami uchwyci艂 si臋 kraty po przeciwnej stronie, podci膮gn膮艂 si臋 i wsadzi艂 nogi w zaimprowizowane strzemiona.
Cierpia艂 straszliwie. Poparzona sk贸ra naci膮gn臋艂a si臋, z ran pop艂yn臋艂a krew. Nie miar jednak zamiaru przesta膰. Nie mia艂 zamiaru dopu艣ci膰, by 偶o艂nierze Iglicy znale藕li go w 艣mierdz膮cej dziurze, jak lisa czekaj膮cego na 艣mier膰. Wzi膮艂 g艂臋boki wdech, po czym z ca艂ej si艂y poci膮gn膮艂 krat臋 d艂o艅mi, jednocze艣nie kopi膮c j膮 nogami w „strzemionach" ze skarpetek. Poczu艂, 偶e si臋 poruszy艂a, jeszcze raz - poci膮gn膮膰 z jednej strony, kopn膮膰 z drugiej. Krata ze zgrzytem przesun臋艂a si臋 po przytrzymuj膮cej j膮 przez 艣rodek szynie.
Rodgers zeskoczy艂 na dno jamy. Ramiona bola艂y go z wysi艂ku. S艂ysza艂 strza艂y, kr贸tkie serie. 呕o艂nierze Iglicy. Tak, to z pewno艣ci膮 Iglica.
Na szczycie jamy znajdowa艂a si臋 metalowa obr臋cz, do kt贸rej przymocowano siatk臋, okrywaj膮c膮 艣ciany. Obr臋cz mia艂a mniejsz膮 艣rednic臋 od kraty, kt贸ra le偶a艂a na niej i nie mog艂a obr贸ci膰 si臋 bardziej, ale zrobiona by艂a z miedzi, cie艅szej i nie tak twardej jak 偶elazo. Krata ju偶 si臋 przekrzywi艂a, przy艂o偶enie w艂a艣ciwej si艂y we w艂a艣ciwym punkcie mog艂o teraz skrzywi膰 obr臋cz i obr贸ci膰 krat臋 do ko艅ca.
Stan膮艂 pod krat膮, w miejscu, w kt贸rym opad艂a lekko. Wcisn膮艂 palce w ciasn膮 szczelin臋 mi臋dzy ni膮 a miedzian膮 obr臋cz膮. Zawis艂 na r臋kach. Pot dra偶ni艂 mu rany, lecz b贸l tylko podnieci艂 w艣ciek艂o艣膰 genera艂a i dodawa艂 mu si艂. Podci膮gn膮艂 nogi do piersi i nagle opu艣ci艂 je gwa艂townym ruchem. Odczeka艂 chwil臋 i powt贸rzy艂 manewr. Tym razem us艂ysza艂 zgrzyt metalu i obr臋cz ust膮pi艂a odrobin臋. Nie puszcza艂 si臋. Jeszcze kilka sekund i oto pojawi艂a si臋 szczelina, przez kt贸ra m贸g艂by si臋 ju偶 przecisn膮膰. B贸l nadal dawa艂 mu si艂 i cho膰 krata wisia艂a praktycznie pionowo, nie puszcza艂 jej. Zdo艂a艂 nawet wyci膮gn膮膰 r臋k臋 i uchwyci膰 szyn臋, kt贸ra jeszcze przed chwil膮 nie pozwala艂a mu wyj艣膰, a teraz mog艂a okaza膰 si臋 jedynym 艣rodkiem do odzyskania wolno艣ci. Zacisn膮艂 na niej palce, po czym natychmiast chwyci艂 j膮 drug膮 r臋k膮. Wisia艂 tak przez chwil臋, jakby mia艂 zamiar si臋 podci膮gn膮膰. Ramiona dr偶a艂y mu ze zm臋czenia, d艂oni prawie nie czu艂, ale nie zamierza艂 si臋 pu艣ci膰. Wiedzia艂, 偶e z dna jamy nie doskoczy tak wysoko.
Krzykn膮艂 z b贸lu i z gniewu. Podci膮gn膮艂 si臋 tak, 偶e brzuchem dotkn膮艂 szyny. Odpocz膮艂 przez chwil臋 i zarzuci艂 na ni膮 nog臋, a potem si臋 na niej po艂o偶y艂. Kilka ruch贸w i... by艂 wolny!
Stan膮艂 na kraw臋dzi jamy. Porwa艂 kawa艂ek 偶elaza, kt贸ry teraz by艂 jego jedyn膮 broni膮.
-聽Wr贸c臋 po pana, pu艂kowniku - powiedzia艂 i ruszy艂 przed siebie opustosza艂ym korytarzem. Z p贸艂nocy dobieg艂 go pomruk pracuj膮cego silnika. Doszed艂 do zakr臋tu g艂贸wnego korytarza, kiedy po prawej, do艣膰 daleko, zapali艂a si臋 flara. Rodgers skr臋ci艂, ale nie na po艂udnie, w kierunku flary i wyj艣cia z jaskini. Wiedzia艂 ju偶, co tam znajdzie.
Ruszy艂 w lewo.
Szed艂 tunelem, ocieraj膮c si臋 plecami o 艣cian臋. Nogi mocno zgi膮艂 w kolanach, p艂ynnie przenosz膮c ci臋偶ar cia艂a z jednej na drug膮. Bose stopy st膮pa艂y po ziemi praktycznie bezszelestnie.
Przeszed艂 tak mniej wi臋cej pi臋tna艣cie metr贸w, nim zobaczy艂 najpierw puste stojaki na bro艅, a potem dw贸ch Kurd贸w. Jeden z nich rozmawia艂 przez antyczn膮 kr贸tkofal贸wk臋. Zachowywa艂 si臋 nerwowo, a wi臋c prawdopodobnie albo przekazywa艂 swym ludziom informacje o tym, co si臋 dzieje, albo wzywa艂 pomocy. Za pasem mia艂 pistolet. Drugi sta艂 na stra偶y, uzbrojony w karabin AKMS. Zaci膮ga艂 si臋 mocno r臋cznie skr臋conym papierosem. Nieco dalej pracowa艂y dwa generatory, spaliny odprowadzane by艂y przez le偶膮ce na pod艂odze rury.
Rodgers zatrzyma艂 sil w odleg艂o艣ci dziesi臋ciu metr贸w od stra偶nika. Szed艂 powoli, bokiem, niemal ocieraj膮c si臋 o 艣ciany tunelu. Mocniej zacisn膮艂 palce na kawa艂ku metalu. B贸l ramion i poparzonych bok贸w dodawa艂 mu energii, pozwala艂 skupi膰 uwag臋. Zatrzyma艂 si臋. Wisz膮ca nad g艂owa 偶ar贸wka rzuca艂a na pod艂og臋 tunelu szeroki kr膮g 艣wiat艂a. Jeszcze krok i z pewno艣ci膮 zostanie zauwa偶ony.
Przez chwil臋 zastanawia艂 si臋, co powinien teraz zrobi膰, po czym odci膮gn膮艂 prawe rami臋 tak, 偶e koniec metalowego pr臋ta niemal dotyka艂 ziemi. Wszystko zale偶a艂o teraz od tego jednego, jedynego rzutu.
Wyrzuci艂 pr臋t ca艂膮 si艂膮 ramienia i odchylonej w nadgarstku d艂oni. Trafi艂 uzbrojonego stra偶nika w praw膮 艂ydk臋. Kurd pochyli艂 si臋 w t臋 stron臋, niemal trac膮 r贸wnowag臋. Genera艂 ju偶 bieg艂 w jego kierunku. Dopad艂 terrorysty, zdo艂a艂 z艂apa膰 karabin i wbi膰 kolb臋 przeciwnikowi mi臋dzy nogi.
Stra偶nik pu艣ci艂 bro艅 i upad艂. Ju偶 le偶膮cego, genera艂 uderzy艂 kolb膮 karabinu w kark. Wymierzy艂 bro艅 w 艂膮czno艣ciowca. Kurd pos艂usznie podni贸s艂 r臋ce do g贸ry. Zosta艂 rozbrojony. Genera艂 gestem kaza艂 mu wsta膰, i to polecenie zosta艂o natychmiast wykonane. Potem Mike Rodgers pochyli艂 si臋 jeszcze, zabra艂 le偶膮cemu papierosa i wsadzi艂 go sobie w usta. Zabra艂 pr臋t i, prowadz膮c przed sob膮 je艅ca, ruszy艂 w kierunku wyj艣cia z jaskini, tam gdzie wida膰 by艂o b艂ysk dziennego 艣wiat艂a i g艂o艣no warcza艂y generatory.
58
Wtorek, 15.56 - dolina Bekaa, Liban
Dru偶yna A zatrzyma艂a si臋 na widok chmury neofosgenu, unosz膮cej si臋 nad fragmentem ziemi w g艂贸wnej jaskini. Dwaj id膮cy na jej czele 偶o艂nierze wstrzymali pozosta艂ych, unosz膮c d艂onie, po czym poszli sprawdzi膰 teren.
Kapral Prementine oraz Falah zostali przy wej艣ciu do jaskini, przygl膮daj膮c si臋 sytuacji w 艣wietle wypalaj膮cej si臋 ju偶 flary. W jednym miejscu br膮zowy gaz unosi艂 si臋 nieco wy偶ej ni偶 wsz臋dzie indziej - jego chmura przybra艂a kszta艂t zbli偶ony do prostok膮ta. Taki efekt spowodowa膰 mog艂o wy艂膮cznie ciep艂o. Ciep艂o bij膮ce ze znajduj膮cej si臋 poni偶ej pomieszczenia... w kt贸rym byli ludzie.
Prementine spojrza艂 na zegarek. Sze艣膰 minut do trafienia rakiety. Je艣li CR znajdowa艂o si臋 czterysta metr贸w od jaskini, oboj臋tnie w jakim kierunku, zgin膮 w wybuchu wraz z nim. Nie mieli czasu na wycofanie si臋. Musieli znale藕膰 jeszcze dw贸ch zak艂adnik贸w.
Prowadz膮cy dru偶yn臋 tak偶e doskonale zdawali sobie z tego spraw臋. Jeden z nich wyci膮gn膮艂 z plecaka kawa艂ek C-4. Przylepi艂 go do klapy, w mi臋kk膮 mas臋 wcisn膮艂 zapalnik i gestem nakaza艂 kolegom, 偶eby si臋 cofn臋li. 呕o艂nierze po艂o偶yli si臋 w rozpraszaj膮cej si臋 szybko chmurze gazu. Do艂膮czy艂 do nich, a w pi臋膰 sekund p贸藕niej 艂adunek eksplodowa艂.
Od艂amki 偶elaza z rozbitej klapy polecia艂y we wszystkich kierunkach, 艣wista艂y nad g艂owami 偶o艂nierzy, a jeden z nich omal nie trafi艂 kaprala. Z do艂u pad艂y strza艂y. Prementine wycofa艂 si臋 z jaskini, jego 偶o艂nierze nie mogli atakowa膰 dalej.
Kapral u艣wiadomi艂 sobie, 偶e cz臋艣膰 Kurd贸w zd膮偶y艂a za艂o偶y膰 maski i przyczai膰 si臋 na dole. Trudno b臋dzie ich stamt膮d wykurzy膰. Walka odb臋dzie po ciemku, a schodz膮cy po schodach nie b臋d膮 mieli czystego pola ostrza艂u. Nawet u偶ycie granat贸w nie gwarantuje zwyci臋stwa, a poza tym w艂a艣nie tam uwi臋zieni s膮 pewnie Mike Rodgers i pu艂kownik Seden.
Niemniej to dolne pomieszczenie trzeba zdoby膰, i to szybko. Jedynym sposobem by艂o pos艂anie czterech ludzi. Dwaj mieli zeskoczy膰 jeden za drugim, jak najszybciej zidentyfikowa膰 cele i otworzy膰 ogie艅. Je艣li b臋d膮 mieli odrobin臋 szcz臋艣cia, przeciwnik odpowie ogniem powstrzymanym przez kamizelki kuloodporne. Je艣li b臋d膮 mieli wi臋cej ni偶 odrobin臋 szcz臋艣cia, zdejm膮 przeciwnika, nim ten zorientuje si臋, 偶e 偶o艂nierze Iglicy maj膮 na sobie kamizelki.
Kiedy pierwsi dwaj 偶o艂nierze zdob臋d膮 przycz贸艂ek, do 艣rodka wskocz膮 dwaj nast臋pni i pomog膮 im sko艅czy膰 robot臋.
Tego rodzaju operacje by艂y najniebezpieczniejsze, Iglicy jednak zaczyna艂o brakowa膰 czasu. Innego wyj艣cia nie mieli.
Kapral podszed艂 ostro偶nie do wej艣cia do jaskini. Flary zgas艂y, zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e na tle b艂臋kitnego nieba jest doskonale widoczny. A jednak nikt do niego nie strzela艂. Sta艂 daleko od podziemnego pomieszczenia i Kurdowie nie mogli go zobaczy膰. Uni贸s艂 r臋ce, by da膰 czterem ze swych 偶o艂nierzy rozkaz przygotowania si臋 do akcji: dwa palce u ka偶dej d艂oni wzniesione w g贸r臋. 呕o艂nierze potwierdzili przyj臋cie rozkazu, pokazuj膮c uniesione kciuki. Prementine chcia艂 ju偶 pos艂a膰 ich do przodu, wskazuj膮c palcami przed siebie, kiedy z ty艂u jaskini dostrzeg艂 ruch.
Otworzy艂 d艂onie, powstrzymuj膮c atak. Z ciemno艣ci wynurzy艂o si臋 dw贸ch m臋偶czyzn. Jako pierwszy szed艂 Kurd, nios膮c dwa du偶e plastikowe kanistry. Id膮cy za nim cz艂owiek w jednym r臋ku trzyma艂 karabin AKMS, a w drugim 偶elazny pr臋t z przywi膮zan膮 do niego bia艂膮 chusteczk膮. Z ust zwisa艂 mu zapalony papieros. Prementine nie m贸g艂 si臋 wr臋cz doczeka膰, kiedy zobaczy, kogo ma przed sob膮.
Kurd i jego wartownik weszli w kr膮g 艣wiat艂a.
-聽Genera艂 Rodgers - powiedzia艂 kapral cicho na widok p贸艂nagiego m臋偶czyzny. Id膮cy przed nim cz艂owiek nie m贸g艂 by膰 tureckim 偶o艂nierzem, bo Rodgers trzyma艂 mu przy g艂owie luf臋 AKMS.
-聽By艂 torturowany - powiedzia艂 Falah.
-聽Widz臋 - przytakn膮艂 Prementine.
-聽Powiniene艣 zabra膰 go st膮d najszybciej jak to b臋dzie mo偶liwe. Ja p贸jd臋 po ostatniego zak艂adnika.
Genera艂 od艂o偶y艂 pr臋t z zawi膮zan膮 chusteczk膮. Uni贸s艂 otwarty d艂o艅 - rozkazywa艂 偶o艂nierzom czeka膰. Kapral spojrza艂 na zegarek. Pi臋膰 minut do uderzenia rakiety. Musz膮 skontaktowa膰 si臋 z Centrum najp贸藕niej za trzy minuty, inaczej nie b臋dzie ju偶 czasu na rozbrojenie g艂owicy Tomahawka. Prementine wiedzia艂 doskonale, 偶e August nie da zna膰 Centrum, je艣li ca艂y teren bazy nie zostanie zaj臋ty, gdyby CR zosta艂o przesuni臋te gdzie艣, gdziekolwiek, mia艂by k艂opoty z wyja艣nieniem, dlaczego nie dopu艣ci艂 do zniszczenia go. ,呕eby ocali膰 偶o艂nierzy i zak艂adnik贸w" nie by艂oby 偶adnym wyja艣nieniem. W d艂u偶szym okresie czasu CR w r臋kach nieprzyjaciela zabi艂oby z pewno艣ci膮 o wiele wi臋cej ludzi.
Pot 艣cieka艂 kapralowi z czata. Ko艂nierz jego munduru nadawa艂 si臋 ju偶 do wy偶臋cia. Prementine obserwowa艂 Kurda, id膮cego przez nieszkodliw膮 ju偶 chmur臋 neofosgenu. Widzia艂, jak postawi艂 kanistry ko艂o wej艣cia do dolnego pomieszczenia i otworzy艂 je. Rodgers podszed艂 bli偶ej, gestem nakaza艂 je艅cowi unie艣膰 r臋ce, pod艂o偶y艂 mu pod brod臋 luf臋 karabinu, a potem nag膮 stop膮 przewr贸ci艂 oba kanistry, jeden po drugim. Benzyna wyla艂a si臋 z nich i zacz臋艂a 艣cieka膰 w d贸艂.
Rodgers wraz z Kurdem cofn臋li si臋 o kilka krok贸w. Genera艂 wyj膮艂 z ust zapalonego papierosa i wrzuci艂 go w ka艂u偶臋 benzyny. Obaj cofn臋li si臋, gdy przez klap臋 strzeli艂y w niebo p艂omienie. Fala gor膮cego powietrza zmusi艂a do cofni臋cia si臋 tak偶e 偶o艂nierzy Iglicy. Rozleg艂y si臋 dzikie krzyki, p艂on膮cy ludzie biegali w dolnym pomieszczeniu, na o艣lep pchaj膮c si臋 na schody.
-聽Pom贸偶cie im - krzykn膮艂 kapral, wbiegaj膮c do jaskini. Dru偶yna A ruszy艂a w g艂膮b jaskini, a wraz z ni膮 Falah. Razem wyci膮gali p艂on膮cych terroryst贸w. Prementine podbieg艂 do Rodgersa poprzez p艂omienie.
-聽Milo zn贸w pana zobaczy膰, generale - powiedzia艂.
-聽Kapralu, w jednej z jam wi臋ziony jest jeszcze pu艂kownik Seden. CR stoi teraz przy wylocie wschodniego korytarza. Chroni je sze艣ciu do siedmiu Kurd贸w.
Prementine spojrza艂 na zegarek.
-聽Tomahawk doleci tu za cztery minuty - powiedzia艂. - Mamy tylko dwie minuty na zdobycie CR. - Odwr贸ci艂 si臋. - Dru偶yna A, t臋dy! - rozkaza艂.
呕o艂nierze natychmiast przerwali dotychczasowe zaj臋cia i ruszyli przed siebie. Kapral gestem wskaza艂 im, 偶e maj膮 przej艣膰 przez wschodni korytarz, po czym z uchwytu przy pasie zdj膮艂 radiotelefon.
-聽Pu艂kowniku - zameldowa艂 - potrzebujemy tu dru偶yny B jako odwodu. Genera艂em Rodgersem powinien zaj膮膰 si臋 lekarz, mamy te偶 wielu rannych Kurd贸w. B臋dziemy pr贸bowali odbi膰 CR. Prosz臋 przygotowa膰 si臋 do wydania rozkazu samozniszczenia rakiety.
-聽Przyj臋te, kapralu - odpowiedzia艂 August.
Prementine jeszcze raz zasalutowa艂 Rodgersowi i ruszy艂 tunelem. Po drodze min膮艂 jednego ze swych ludzi, skuwaj膮cego je艅ca genera艂a. Reszta sz艂a dalej. Korytarz skr臋ci艂 w lewo, potem w prawo i otworzy艂 si臋 na w膮w贸z. Podczas gdy jego ludzie stali, przyci艣ni臋ci do 艣cian, Prementine wyjrza艂 na zewn膮trz i dostrzeg艂 CR, stoj膮ce jakie艣 pi臋膰dziesi膮t metr贸w dalej, mask膮 w ich stron臋, ukryte pod skaln膮 p贸艂k膮. Po jego obu stronach, dw贸ch Kurd贸w kry艂o si臋 w艣r贸d suchych krzak贸w. Co najmniej dw贸ch znajdowa艂o si臋 w 艣rodku. Nie wygl膮da艂o na to, by u偶ywali jego elektroniki, prawdopodobnie nie wiedzieli, jak.
Iglica miota zaledwie nieco ponad minut臋, by „zdezynfekowa膰" CR. Nadal istnia艂a mo偶liwo艣膰, 偶e kt贸ry艣 z 偶o艂nierzy nadepnie na min臋 albo 偶e Kurdowie odjad膮 opancerzon膮 furgonetk膮. Dru偶yna musia艂a znale藕膰 si臋 w samochodzie przed zawiadomieniem Centrum o zwyci臋stwie.
Kapral pomy艣la艂, 偶e to cholerna ironia losu - furgonetka by艂a kulo - i ognioodporna. Na wypadek, gdyby dosta艂a si臋 kiedy艣 w r臋ce nieprzyjaciela, wymy艣lono tytko jedno: zniszczenie za pomoc膮 pocisku manewruj膮cego z g艂owic膮 bojow膮 o masie dwustu kilogram贸w. Zn贸w znalaz艂 si臋 w sytuacji zmuszaj膮cej go do ataku na uzbrojonego i ufortyfikowanego przeciwnika. I do zwyci臋偶enia go w niespe艂na sze艣膰dziesi膮t sekund.
-聽Kapralu!
Odwr贸ci艂 si臋. Zobaczy艂 pu艂kownika Augusta i szeregowych Davida George'a i Jasona Scotta.
-聽Tak, panie pu艂kowniku?
-聽Usu艅cie si臋.
Zrobi艂 miejsce 偶o艂nierzom, kt贸rzy b艂yskawicznie ustawili mo藕dzierz.
Tak jest. Ale, panie pu艂kowniku...
-聽Spokojnie, kapralu. Rozmawia艂em z Philem Katzenem. Nie powiedzia艂 porywaczom ani s艂owa a zewn臋trznych mo偶liwo艣ciach CR.
-聽Rozumiem. - Prementine poczu艂 si臋 do艣膰 g艂upio. Pu艂kownik nie zapomnia艂, oczywi艣cie, 偶e pocisk z mo藕dzierza nie zaszkodzi furgonetce. Powinien wcze艣niej domy艣li膰 si臋, o co chodzi.
Grey, Newmayer - rozkaza艂 August -- ustawcie si臋 do ognia krzy偶owego na pojazd. Je艣li zaczn膮 do nas strzela膰, odpowiedzcie ogniem, ale pilnujcie si臋, 偶eby nie trafi膰 w karoseri臋, bo od razu domy艣l膮 si臋, 偶e blefujemy.
Tak jest!
Dwaj szeregowi rozstawili si臋 po przeciwnych stronach wyj艣cia z jaskini, staj膮c na granicy cienia. Jeden z Kurd贸w wystrzeli艂 kr贸tk膮 seri臋 do Newmayera, kt贸ry odpowiedzia艂 mu ogniem. Nikt nie zosta艂 trafiony.
August odetchn膮艂 g艂臋boko. Spojrza艂 na szeregowych.
-聽Musimy pokaza膰 si臋 przeciwnikowi - zdecydowa艂. - 艢ci膮gn臋 na siebie ogie艅. Wy idziecie za mn膮.
呕o艂nierze potwierdzili przyj臋cie rozkazu. August wyj膮艂 z kabury Berett臋 i wyszed艂 z cienia. Szed艂 szybko w stron臋 wyj艣cia, a za nim pod膮偶ali jego 偶o艂nierze.
Prementine po raz kolejny spojrza艂 na zegarek. Trzydzie艣ci sekund na telefon do Centrum. Radiooperator Iszi Honda kucn膮艂 tu偶 obok niego.
-聽Jeste艣cie gotowi? - spyta艂 nerwowo kapral.
-聽Mam na linii pana Herberta - odpad Honda - a on ma na innej linii Bia艂y Dom. Rozmawia艂em z nim. Doskonale zna sytuacj臋. Prementine uni贸s艂 pistolet maszynowy, got贸w wspom贸c zesp贸艂.
Nie my艣la艂 jednak o akcji, lecz o Tomahawku i o tym, co si臋 z nimi stanie, je艣li g艂owica nie zostanie rozbrojona na czas. Pu艂kownik wymierzy艂 w CR, wystrzeli艂 kilkakrotnie i nadal szed艂 przed siebie. Prementine i Williams te偶 strzelali do Kord贸w, przyciskali ich do ziemi. George i Scott szybko wycelowali mo藕dzierz w furgonetk臋.
Pu艂kownik August schowa艂 Berett臋. Stan膮艂 twarz膮 w stron臋 CR, wyci膮gaj膮c d艂onie z wyprostowanymi palcami tak, by ukryci w 艣rodku Kurdowie mogli je wyra藕nie widzie膰.
-聽Dziesi臋膰 - krzykn膮艂, chowaj膮c kciuk. - Dziewi臋膰 - Schowa艂 ma艂y palec. - Osiem... siedem... sze艣膰... pi臋膰... cztery... Kurdowie nie wytrzymali. Ci, kt贸rzy pilnowali samochodu z zewn膮trz, rwali si臋 do ucieczki. Ci w 艣rodku wyskoczyli przez drzwi od strony pasa偶era i do艂膮czyli do przyjaci贸艂.
-聽Grey, Newmayer, ubezpieczajcie nas! - krzykn膮艂 August. Iglica, naprz贸d!
Prementine wraz z Hond膮 pozostali w odwodzie. Zegarek kaprala wskazywa艂, 偶e pozosta艂o im tylko dziesi臋膰 sekund. Kto艣, ukryty na zbocza w膮wozu, strzeli艂 do pu艂kownika. Grey odpowiedzia艂 ogniem, pu艂kownik bieg艂 dalej. Wreszcie wskoczy艂 do CR, a za nim w 艣rodku znale藕li si臋 Williams, Scott i. George.
Pi臋膰 sekund. Kapral czu艂, jak serce mocno wali mu w piersi. August wychyli艂 si臋 z samochodu.
-聽Jest nasz! - krzykn膮艂.
-聽Przeka偶 - rozkaza艂 Hordzie kapral.
-聽Tu dru偶yna B oddzia艂u Iglica - zameldowa艂 przez telefon Iszi Honda. - Odbili艣my CR. Powtarzam, odbili艣my CR.
59
Wtorek, 8.00 - Waszyngton, Dystrykt Columbia
W rzeczywisto艣ci Bob Herbert mia艂 dwie otwarte linie do Bia艂ego Domu, na wypadek, gdyby zdarzy艂a si臋 jaka艣 awaria 艂膮czno艣ci. Zar贸wno telefon Marthy Macall, jak i jego kom贸rka z w贸zka, po艂膮czone by艂y z gabinetem przewodnicz膮cego Kolegium Szef贸w Sztab贸w. Bob rozmawia艂 przez telefon kom贸rkowy, Martha trzyma艂a przy uchu s艂uchawk臋 swego telefonu. Byli w gabinecie sami, nocna zmiana wr贸ci艂a do dom贸w, a funkcjonariusze ze zmiany dziennej nadal pracowali nad kryzysem, kt贸ry ogarn膮艂 Bliski Wsch贸d.
-聽Iglica odbi艂a CR - zawiadomi艂 genera艂a Kena Vanzandta. Prosz臋 o natychmiastowe zniszczenie Tomahawka.
-聽Przyj膮艂em, czekaj - powiedzia艂 genera艂.
Herbert czeka艂, nie roz艂膮czaj膮c si臋. Przed chwili uruchomi艂 drog臋 s艂u偶bow膮, kt贸r膮 na sw贸j w艂asny u偶ytek nazywa艂 „droga papierow膮". Informacja z pola walki przechodzi艂a przez szczeble wojskowej biurokracji, by wreszcie trafi膰 z powrotem na pole walki. Nigdy nie zrozumie, dlaczego 偶o艂nierzom, kt贸rzy przecie偶 ryzykuj膮 偶yciem, nie pozwala si臋 wys艂a膰 sygna艂u samozniszczenia PA艁AC, albo przynajmniej dlaczego nie mo偶e tego zrobi膰 dow贸dca „Pittsburgha", komandor Breen.
Vanzandt zd膮偶y艂 ju偶 zapewne przekaza膰 rozkaz swemu 艂膮cznikowi z Marynark膮. Przy odrobinie szcz臋艣cia 艂ucznik skontaktuje si臋 bezpo艣rednia z okr臋tem podwodnym. Bezpo艣rednio i natychmiast. Rakieta uderzy w cel za nieco ponad dwie minuty, nie ma czasu na pomy艂ki i op贸藕nienia Czas potrzebny, 偶eby przyzwoicie kichn膮膰, przybli偶a艂 rakiet臋 o dwie艣cie metr贸w do celu.
-聽Co za g艂upota - burkn膮艂 do siebie.
-聽Konieczna procedura, by wyrobi膰 sobie prawid艂owy obraz sytuacji - odpar艂a Martha.
-聽Daj mi spok贸j. Jestem zm臋czony i boj臋 si臋 o naszych ludzi w polu. Nie traktuj mnie jak idioty, dobrze?
-聽To nie zachowuj si臋 jak idiota.
Bob ws艂uchiwa艂 si臋 w szum linii, zaledwie odrobin臋 bardziej irytuj膮cy ni偶 Martha Macall.
W ko艅cu odezwa艂 si臋 g艂os genera艂a Vanzandta.
-聽Bob, komandor Breen dosta艂 ju偶 rozkaz i w艂a艣nie przekazuje go swojemu oficerowi uzbrojenia.
Kolejne pi臋tna艣cie sekund op贸藕nienia.
-聽S艂uchaj, robimy wszystko tak szybko, jak to tylko...
-聽Wiem - przerwa艂 mu Herbert. - Przecie偶 wiem. - Zerkn膮艂 na zegarek. - Kolejne pi臋tna艣cie sekund zajmie im transmisja. D艂u偶ej, je艣li... o, cholera!
-聽Co si臋 sta艂o?
-聽Nie mog膮 pos艂a膰 kodu samozniszczenia przez satelit臋. CR otoczone jest stref膮 interferencji, kt贸ra zak艂贸ci odbi贸r sygna艂u.
-聽O, cholera! - powt贸rzy艂 Vanzandt i z艂apa艂 za telefon, 艂膮cz膮cy go z „Pittsburghiem".
Bob s艂ysza艂 jak rozmawia z komandorem Breenem. Pragn膮艂 tylko wjecha膰 do najbli偶szej 艂azienki i powiesi膰 si臋. Jak m贸g艂 napomnie膰 o tak wa偶nej sprawie? Jak m贸g艂?!
-聽Zorientowali si臋, 偶e satelita nie odpowiada i prze艂膮czyli si臋 na bezpo艣redni膮 lini臋 radiow膮 - poinformowa艂 go genera艂.
-聽To te偶 b臋dzie nas kosztowa膰 troch臋 czasu - sykn膮艂 przez zaci艣ni臋te z臋by Bob. - Tomahawk uderzy w cel za minut臋.
-聽Wiec marny jeszcze male艅k膮 rezerw臋.
-聽Nie mamy 偶adnej rezerwy. Czym napakowali tego Tomahawka?
-聽Jest uzbrojony w standardow膮 g艂owic臋 o masie dwustu kilogram贸w.
-聽Za艂atwi wszystko w promieniu dobrych trzystu pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w.
-聽Miejmy nadziej臋, 偶e uda si臋 unieszkodliwi膰 j膮, nim znajdzie si臋 w tej odleg艂o艣ci. A przy samozniszczeniu wybucha tylko rakieta, nie g艂owica. Twoim ludziom nic si臋 nie stanie.
Herbert drgn膮艂.
-聽Co si臋 stanie, je艣li rakieta wybuchnie w jaskini?
-聽A dlaczego mia艂aby wybuchn膮膰 w jaskini? - zdziwi艂a si臋 Martha. - Dlaczego w og贸le mia艂aby wlecie膰 do jaskini?
-聽Poniewa偶 nowa generacja Tomahawk贸w wykorzystuje udoskonalony system naprowadzania. - Herbert pr贸bowa艂 my艣le膰 g艂o艣no, nie ca艂kiem pewny, czy wyci膮ga w艂a艣ciwe wnioski. - Je艣li nie otrzyma danych topograficznych, identyfikuje cel przez zaprogramowan膮 kombinacj臋 danych wizualnych, satelitarnych i elektronicznych. Rakieta nie dostanie prawdopodobnie danych wizualnych, bo CR ukryte jest za g贸r膮. 艁膮cze satelitarne nie funkcjonuje. Pozostan膮 dane elektroniczne, przechodz膮ce prawdopodobnie w艂a艣nie przez jaskini臋, bo pozosta艂e drogi ekranuje zbocze g贸ry. Rakieta wleci do jaskini. Czujniki zapobiegn膮 uderzeniu w cokolwiek, co nie jest CR. Na przyk艂ad w 艣ciany.
-聽Ale nie ominie ludzi? - zaniepokoi艂a si臋 Martha.
-聽Ludzie s膮 za mali, 偶eby czujniki pocisku manewruj膮cego ich dostrzeg艂y. W ka偶dym razie nie boj臋 si臋 detonacji g艂owicy, tylko samego samozniszczenia. Nawet je艣li rozkaz wyjdzie we w艂a艣ciwym czasie, do Tomahawka dotrze w momencie, gdy ten b臋dzie ju偶 w jaskini. Wybuch silnika i paliwa zniszczy tam dos艂ownie wszystko.
Na moment zapad艂a cisza. Herbert spojrza艂 na zegarek i chwyci艂 s艂uchawk臋 telefonu 艂膮cz膮cego go z Iszim Hond膮.
-聽Szeregowy, s艂uchajcie! - krzykn膮艂.
-聽Tak?
-聽Kryjcie si臋! Kryjcie si臋 wszyscy! Jest du偶a szansa, 偶e ta cholerna rakieta sednie wam na kolana!
60
Wtorek, 16.01 - dolina Bekaa, Liban
Mike Rodgers nie mia艂 ochoty przygl膮da膰 si臋, jak dru偶yna B pomaga Kurdom, jak wyprowadza p艂on膮cych ludzi z piek艂a, w kt贸re zmieni艂o si臋 pomieszczenie na dole. 呕o艂nierze u偶ywali ziemi, by st艂umi膰 p艂omienie na mundurach i w艂osach nieprzyjaci贸艂. Wyprowadzali ich na zewn膮trz, na 艣wiat艂o dzienne, gdzie mo偶na ju偶 by艂o udzieli膰 im pierwszej pomocy medycznej.
Rodgers nie mia艂 zamiaru ryzykowa膰 w tej akcji ratunkowej swym w艂asnym, poparzonym cia艂em. Nie podoba艂o mu si臋 to, co my艣li i czuje, nie podoba艂o mu si臋, 偶e pragnie, by ci ludzie cierpieli, wszyscy razem i ka偶dy z osobna. A rzeczywi艣cie pragn膮艂, by cierpieli - tak jak cierpia艂 on.
Uni贸s艂 g艂ow臋. Bola艂y go ramiona i poparzone boki. B贸l zadali mu ludzie, dla kt贸rych prawo i moralno艣膰 by艂y tylko pustymi s艂owami. Ludzie, kt贸rzy skompromitowali sw膮 spraw臋, torturuj膮c bezbronnego cz艂owieka.
Wr贸ci艂 do jaskini. Za chwil臋 zajmie si臋 Sedenem. Teraz musia艂 sprawdzi膰, czy jest w jego mocy odzyskanie CR. CR, kt贸rym dowodzi艂 i kt贸re straci艂.
Id膮c, nas艂uchiwa艂 uwa偶nie. S艂ysza艂 strza艂y i g艂os Bretta Augusta, licz膮cego od dziesi臋ciu do zera. Dotar艂 na miejsce dok艂adnie w chwili, gdy Iszi Honda zawiadamia艂 Centrum, 偶e CR zosta艂o odbite.
Genera艂 opar艂 si臋 o 艣cian臋 jaskini. To Brett August odni贸s艂 zwyci臋stwo, on nie mia艂 do niego 偶adnego prawa. Opu艣ci艂 g艂ow臋 i s艂ucha艂. W g艂osach 偶o艂nierzy Iglicy s艂ycha膰 by艂o ulg臋. Dru偶yna A zabezpieczy艂a furgonetk臋. Czu艂 si臋 samotny, cho膰 nie do ko艅ca. W艂oski poeta Pavese napisa艂 kiedy艣: „Na tym 艣wiecie m臋偶czyzna nigdy nie jest naprawd臋 samotny. W najgorszej sytuacji ma przecie偶 towarzystwo ch艂opca, m艂odzie艅ca, a wreszcie doros艂ego m臋偶czyzn臋... tego, kt贸rym by艂 kiedy艣".
Rodgers czu艂 przy sobie obecno艣膰 偶o艂nierza i m臋偶czyzny, kt贸rym by艂 jeszcze wczoraj.
Po, jak mu si臋 wydawa艂o, zaledwie kilku sekundach, cho膰 w rzeczywisto艣ci musia艂o to trwa膰 znacznie d艂u偶ej, us艂ysza艂 g艂os Hondy, wo艂aj膮cego pu艂kownika Augusta.
-聽Panie pu艂kowniku - powiedzia艂 Honda - Tomahawk mo偶e uderzy膰 w CR. Istnieje tak偶e niebezpiecze艅stwo, 偶e sygna艂 samozniszczenia dotrze do niego w ostatniej chwili. Poradzono nam, 偶eby艣my si臋 ukryli...
-聽Iglica, zbi贸rka!
Rodgers podbieg艂 do zbieraj膮cych si臋 偶o艂nierzy.
-聽Pu艂kowniku, tu! - krzykn膮艂.
-聽Genera艂 obejmuje dowodzenie! - krzykn膮艂 August. - Honda, po艂膮cz si臋 z dru偶yn膮 B. Niech zabior膮 je艅c贸w i zejd膮 ze zbocza.
-聽Tak jest!
Kiedy prowadz膮cy 偶o艂nierzy Rodgers dobieg艂 do jaskini, w kt贸rej wi臋ziono zak艂adnik贸w, s艂ycha膰 ju偶 by艂o basowy ryk zbli偶aj膮cego si臋 Tomahawka. Jamy okaza艂y si臋 doskona艂ym schronieniem. T臋, w kt贸rej nadal siedzia艂 Seden, Mike otworzy艂 sam i pilnowa艂, by wskakuj膮cy do niej 偶o艂nierze nie stratowali rannego.
Honda wskoczy艂 do jednej z jam jako ostatni. Widz膮c, 偶e wszyscy s膮 ukryci najlepiej jak to mo偶liwe, Rodgers cofn膮艂 si臋 o krok. Stan膮艂 przy tylnej 艣cianie jaskini, s艂uchaj膮c rosn膮cego basowego ryku. My艣la艂 o Tomahawku, dziele ameryka艅skiego intelektu, talentu, ducha i poczucia misji, i by艂 dumny ze swego narodu: Dum膮 napawa艂o go tak偶e CR. Obie maszyny pracowa艂y doskonale, tak, jak je zaprogramowano. Obie bezb艂臋dnie wykonywa艂y swe zadania. Podobnie jak 偶o艂nierze Iglicy, z kt贸rych tak偶e by艂 dumny. Je艣li za艣 chodzi o niego samego, to chcia艂by zgin膮膰 w wybuchu, niezale偶nie od tego, jak膮 form臋 ten mia艂 przybra膰... gdyby nie to, 偶e mia艂 jeszcze jedn膮 spraw臋 do za艂atwienia.
艢ciany i pod艂oga jaskini dr偶a艂y. Ze stropu odpada艂y kawa艂ki ska艂y. Pocisk manewruj膮cy wlecia艂 do 艣rodka z pr臋dko艣ci膮 siedmiuset kilometr贸w na godzin臋.
艢ciany zaledwie zaczyna艂y 艣wieci膰 odbitym 艣wiat艂em p艂omienia wyrzucanego przez silnik Tomahawka kiedy rakieta wybuch艂a. Jaskini臋 zala艂o o艣lepiaj膮ce bia艂e 艣wiat艂o, kt贸re natychmiast zmieni艂o si臋 w krwistoczerwon膮 po艣wiat臋. Rodgers zakry艂 uszy d艂o艅mi, ale nie st艂umi艂 w ten spos贸b huku eksplozji. Widzia艂 艣cian臋 ognia przesuwaj膮c膮 si臋 b艂yskawicznie g艂贸wnym korytarzem, widzia艂 kawa艂ki roztrzaskanej rakiety odbijaj膮ce si臋 od 艣cian, 艣lizgaj膮ce si臋 po pod艂odze, fruwaj膮ce w powietrzu. Du偶e i ma艂e, wpada艂y do pieczary, w kt贸rej si臋 schronili. By艂y w艣r贸d nich kozio艂kuj膮ce arkusze ostrej jak brzytwa stali, by艂y spalone na 偶u偶el cz臋艣ci jakiego艣 wyposa偶enia. 呕aden od艂amek nie dotar艂 chyba do jam, w kt贸rych schronili si臋 偶o艂nierze, ale jaskinia pogr膮偶y艂a si臋 w ciemno艣ci - wszystkie 偶ar贸wki zgas艂y. Genera艂 musia艂 przykucn膮膰, obr贸cony twarz膮 do 艣ciany, bynajmniej nie dlatego, 偶eby os艂oni膰 si臋 przed resztkami Tomahawka lecz by - przynajmniej cz臋艣ciowo - os艂abi膰 skutki wal膮cej w niego fali gor膮cego powietrza, tak gor膮cego, 偶e trudno by艂o si臋 w nim poruszy膰, oddychanie za艣 sprawia艂o b贸l.
Najpierw ucich艂 d藕wi臋k, potem znik艂y promienie. Jako ostatnia cofn臋艂a si臋 fala 偶aru. Genera艂 us艂ysza艂 kaszel siedz膮cych w jamach 偶o艂nierzy. Wyprostowa艂 si臋 i podszed艂 do nich.
-聽S膮 ranni?
Rozleg艂o si臋 g艂o艣ne, ch贸ralne „nie". Mike z艂apa艂 za pierwsz膮 r臋k臋, na kt贸r膮 po omacku natrafi艂 i wyci膮gn膮艂 z jamy sier偶anta Greya.
-聽Pom贸偶cie innym, sier偶ancie - rozkaza艂. - Potem macie sformowa膰 zesp贸艂, znale藕膰 i zabezpieczy膰 g艂owic臋. Ja sprawdz臋, co z CR.
-聽Tym zaj膮艂 si臋 ju偶 chyba pu艂kownik August, panie generale.
-聽Jak to? Gdzie jest pu艂kownik?
-聽Z nami go nie by艂o, panie generale. Powiedzia艂, 偶e odprowadzi samoch贸d dalej od jaskini. Chcia艂 da膰 nam szans臋 na wypadek, gdyby rakieta uderzy艂a w cel.
Genera艂 jeszcze raz rozkaza艂 mu pom贸c innym przy wychodzeniu z jam, sam za艣 pobieg艂 w stron臋 tylnego wyj艣cia z jaskini. W biegu wyj膮艂 zza paska pistolet.
Jaskinia oparta si臋 wysi艂kom Marynarki, kt贸ra mia艂a najwyra藕niej ogromn膮 ochot臋 j膮 zniszczy膰. Wok贸艂 pe艂no by艂o wprawdzie nadal p艂on膮cych szcz膮tk贸w, le偶膮cych na pod艂odze i wbitych w 艣ciany, co przypomina艂o Rodgersowi grafiki Gustava Dore przedstawiaj膮ce dantejskie piek艂o, ale sklepienie jaskini nie zawali艂o si臋. Mike skr臋ci艂 w lewo, w kierunku wyj艣cia do w膮wozu. S艂ania艂 si臋 na nogach. Na znalezienie przyjaciela musia艂 po艣wi臋ci膰 resztk臋 si艂.
Dotar艂 wreszcie do zachodniego wyj艣cia, ale nie zobaczy艂 CR. Widzia艂 tylko drzewa otaczaj膮ce teren wzg贸rza, p艂on膮ce szcz膮tki Tomahawka i d艂ugie cienie, rzucane przez popo艂udniowe s艂o艅ce. CR nie by艂o.
Nagle dostrzeg艂 gruntow膮 drog臋, prowadz膮c膮 do le艣nej przecinki. Centrum Regionalne sta艂o na niej, jakie艣 dwie艣cie metr贸w st膮d. Pu艂kownik August bieg艂 w jego kierunku.
-聽Generale! - krzykn膮艂. - Nic si臋 nikomu nie sta艂o?
-聽Przypiek艂o nas troch臋, ale wszystko w porz膮dku.
-聽Co z g艂owic膮?
-聽Pos艂a艂em sier偶anta Greya z paroma lud藕mi, 偶eby j膮 odszukali. August znalaz艂 si臋 tu偶 przy przyjacielu. Z艂apa艂 go za nadgarstek i 艂agodnie przysun膮艂 do 艣ciany jaskini.
-聽Na wzg贸rzach pozosta艂o jeszcze kilku uzbrojonych Kurd贸w - wyja艣ni艂. Si臋gn膮艂 po radia. - Horda?
-聽Tak jest.
-聽Dajcie mi kaprala Prementine.
Prementine zg艂osi艂 si臋 niemal natychmiast.
-聽Kapralu, czy dru偶yna B ponios艂a jakie艣 straty?
-聽Jestem z nimi - pad艂a odpowied藕. - Wyprowadzili je艅c贸w i wynie艣li si臋 sprzed jaskini przed samozniszczeniem Tomahawka. Nic si臋 nikomu nie sta艂o.
-聽Doskonale. We藕cie trzech ludzi i zabezpieczcie CR. Tylko si臋 po艣pieszcie.
-聽Parne pu艂kowniku, mo偶e warto by艂oby zapolowa膰 na tych, kt贸rzy uciekli? - zasugerowa艂 Prementine.
-聽Nie. Chc臋 mie膰 CR na drodze, a nas w 艣rodku, najszybciej jak to tylko mo偶liwe. Wynosimy si臋 st膮d.
-聽Tak jest, panie pu艂kowniku.
August zawiesi艂 radio przy pasku. Spojrza艂 na Rodgersa.
-聽Generale, powinni艣my da膰 panu je艣膰, pi膰 i zapewni膰 jak膮艣 opiek臋 lekarsk膮 - powiedzia艂.
-聽Dlaczego? Czy偶bym wygl膮da艂 na a偶 tak wypalonego?
-聽Szczerze m贸wi膮c, tak. I to dos艂ownie.
Rodgers nie od razu zorientowa艂 si臋, co w艂a艣ciwie powiedzia艂, a kiedy ju偶 u艣wiadomi艂 sobie dwuznaczno艣膰 swych s艂贸w, nie u艣miechn膮艂 si臋. Nie m贸g艂. Czego艣 mu brakowa艂o. Czu艂 pustk臋, czu艂 dziur臋. pr贸偶ni臋 w miejscu. gdzie jeszcze niedawno by艂a duma. Nikt nie potrafi 偶artowa膰 sam z siebie, kiedy czuje si臋 tak ma艂o wart, 偶e nie potrafi nawet zaakceptowa膰 偶artu.
Do jaskini weszli w milczeniu.
Sier偶ant Grey wraz ze swymi lud藕mi odnalaz艂 g艂owic臋 w g艂贸wnym tunelu. Wbi艂a si臋 w ziemi臋, kiedy rakieta dokona艂a samozniszczenia. Zdumiewaj膮ce, ale g艂owica, umieszczona w tego typu rakietach tu偶 przed zbiornikiem paliwa, za systemem TERCOM i kamer膮 DSMAC, pozosta艂a nie naruszona. Detonator zosta艂 zamontowany w module nad 艂adunkiem wybuchowym. Korzystaj膮c z wydrukowanej na obudowie modu艂u instrukcji, detonator mo偶na by艂o 艂atwo przeprogramowa膰 lub usun膮膰. August rozkaza艂 sier偶antowi zaprogramowa膰 odliczanie, ale nie uruchamia膰 jeszcze zegara.
Przyjaciele wyszli nast臋pnie z jaskini i ruszyli w d贸艂 zbocza. Po drodze August opowiedzia艂 Mike'owi a bohaterskim zachowaniu Katzena, kt贸ry - atakuj膮c terroryst贸w - uratowa艂 druzyjskiego zwiadowc臋 przed pewn膮 艣mierci膮 i w ten spos贸b umo偶liwi艂 Iglicy dokonanie b艂yskawicznego ataku na jaskini臋.
Rodgers zawstydzi艂 si臋. Nie wolno mu by艂o zw膮tpi膰 w ekologa. Powinien wiedzie膰, 偶e jego wsp贸艂czucie wyros艂o na po偶ywce si艂y, a nie s艂abo艣ci.
U st贸p wzg贸rza Williams wraz z Falahem oraz 偶o艂nierzami dru偶yny B najlepiej jak potrafi艂 zajmowa艂 si臋 rannymi Kurdami. Z艂膮czeni kciukami wi臋藕niowie otrz膮sn臋li si臋 ju偶 ze skutk贸w dzia艂ania gazu. Siedzieli teraz, oparci o drzewo. Przywi膮zani jeden do drugiego, nie mogli uciec. Siedmiu poparzonych roz艂o偶ono na trawie. Zgodnie z instrukcjami Williamsa z ga艂臋zi u艂o偶ono stosy, na kt贸rych mogli u艂o偶y膰 nogi, co u艂atwia艂o oddychanie. Ci najbardziej poparzeni dostali t臋 niewielk膮 ilo艣膰 plazmy, kt贸r膮 dysponowa艂a Iglica. Tym, kt贸rzy doznali szoku oddechowego i zacz臋li si臋 dusi膰, podano zastrzyki epinefryny. Iniekcje aplikowa艂 Falah, kt贸ry w Mista'aravim przeszed艂 podstawowe szkolenie medyczne.
Za艂oga CR siedzia艂a na g艂azach lub oparta o drzewa, jak najbli偶ej g艂贸wnej drogi, ca艂a z wyj膮tkiem rannego Sedena, kt贸rym zajmowa艂a si臋 Sandra DeVonne. Ludzie patrzyli na dolin臋 i nie zauwa偶yli pojawienia si臋 swego dow贸dcy. Mike'owi by艂o to jak najbardziej na r臋k臋.
-聽Szeregowy, jak tylko b臋dzie to mo偶liwe, prosz臋 zaj膮膰 si臋 genera艂em Rodgersem - rozkaza艂 August.
-聽Tak jest, panie pu艂kowniku.
Genera艂 spojrza艂 na Sedena. Sandra DeVonne zdj臋艂a poszarpan膮 koszul臋 i w艂a艣nie obmywa艂a mu alkoholem ran臋 postrza艂ow膮.
-聽Nim nale偶y si臋 zaopiekowa膰 w pierwszej kolejno艣ci - powiedzia艂.
Generale - zaprotestowa艂 Brett August - pa艅skie rany powinny zosta膰 opatrzone jak najszybciej.
-聽Pu艂kownik Seden pierwszy. To rozkaz.
August zerkn膮艂 na Turka, a potem na Williamsa.
-聽Dopilnujcie, by zaj臋to si臋 wszystkimi rannymi - powiedzia艂.
-聽Tak jest - odpar艂 sanitariusz.
Ca艂膮 sw膮 uwag臋 Rodgers skupi艂 teraz na Kurdach. Spojrza艂 na jednego z nich, ostatniego z lewej. Terrorysta by艂 nieprzytomny, pier艣 i ramiona mia艂 poparzone. Oddycha艂 ci臋偶ko, nieregularnie.
-聽Kiedy nas z艂apano, ten cz艂owiek przy艂o偶y艂 luf臋 rewolweru do g艂owy pu艂kownika Sedena - powiedzia艂. - Nazywa si臋 Ibrahim. Trzyma艂 go pod broni膮, podczas gdy jego towarzysz, Hasan, przypala艂 pu艂kownika papierosami.
Williams podszed艂 do rannego.
-聽Na nieszcz臋艣cie dla niego nie spodziewam si臋, by nasz przyjaciel Ibrahim mia艂 kiedykolwiek stan膮膰 przed s膮dem - orzek艂. Poparzenia trzeciego stopnia g贸rnej cz臋艣ci cia艂a, mo偶liwe poparzenie p艂uc. Nitkowe t臋tno.
Rodgers na og贸艂 litowa艂 si臋 nad rannymi 偶o艂nierzami, niezale偶nie od tego, w co wierzyli i o co walczyli, ten cz艂owiek nie by艂 jednak 偶o艂nierzem, lecz tylko terroryst膮. Od pocz膮tku, od wysadzenia w powietrze tamy, a偶 po porwanie CR, walczy艂 prawie wy艂膮cznie przeciw nie uzbrojonym cywilom. Nie by艂 wart wsp贸艂czucia.
August spojrza艂 przyjacielowi prosto w oczy.
-聽Generale, niech pan da spok贸j, usi膮dzie, odpocznie.
-聽Za chwileczk臋. - Mike podszed艂 do nast臋pnego je艅ca. Na piersiach, ramionach a nogach widnia艂y czerwone plamy poparze艅. By艂 przytomny. Gniewnymi oczami wpatrywa艂 si臋 w niebo.
August niedbale wskaza艂 go luf膮 pistoletu.
-聽A ten? - spyta艂.
-聽Jest najzdrowszy z ca艂ej bandy - odpar艂 sanitariusz. - Chyba przyw贸dca, ludzie go os艂aniali. Poparzenia drugiego stopnia i 艂agodny szok. Wyjdzie z tego.
Rodgers przez chwil臋 przygl膮da艂 si臋 Kurdowi, a potem przykucn膮艂 obok niego.
-聽To on mnie torturowa艂 - powiedzia艂.
-聽Zabieramy go do Stan贸w. Stanie przed s膮dem. Poniesie kar臋 za to, co zrobi艂.
Genera艂 nadal przygl膮da艂 si臋 Sirinerowi, nie do ko艅ca przytomnemu, lecz patrz膮cemu na 艣wiat z nieub艂agan膮 nienawi艣ci膮.
-聽A kiedy b臋dzie trwa艂 jego proces, kto艣 porwie i zamorduje pracuj膮cych w Turcji Amerykan贸w. Albo na pok艂adzie lec膮cego do Turcji ameryka艅skiego samolotu wybuchnie bomba. Albo bomba wybuchnie w siedzibie firmy, robi膮cej z Turcj膮 jakie艣 interesy. Wiesz, do czego doprowadzi ten proces?
-聽Nie, generale, nie wiem - odpar艂 August. -. Prosz臋 mi to wyja艣ni膰.
-聽Problem w tym, 偶e Kurdowie rzeczywi艣cie maj膮 si臋 na co skar偶y膰. - Rodgers nie spuszcza艂 wzroku z Sirinera. - Problem w tym, 偶e u偶yj膮 procesu jako wygodnego forum do wyg艂oszenia swych skarg. S膮 narodem uciskanym, wi臋c 艣wiat uzna uprawiany przez tego cz艂owieka terroryzm za co艣 zrozumia艂ego, nawet koniecznego. Jego sadyzm - przypalanie cz艂owieka lamp膮 lutownicz膮 i gro偶enie bezbronnej kobiecie najgorszymi torturami - zmieni si臋 przed s膮dem w bohaterstwo. Ludzie powiedz膮, 偶e doprowadzi艂o go do tego cierpienie jego ludu.
-聽Nie wszyscy. Ju偶 my tego dopilnujemy.
-聽Jak? Przecie偶 nie mo偶esz si臋 nawet przyzna膰, 偶e tu by艂e艣?
-聽Ty wyst膮pisz jako 艣wiadek. Porozmawiasz z pras膮. Jeste艣 inteligentnym cz艂owiekiem, no i bohaterem wojennym.
-聽Powiedz膮, 偶e tylko pogorszy艂em spraw臋, pr贸buj膮c ich szpiegowa膰. 呕e sam si臋 o to prosi艂em, bo jeszcze w Turcji zabi艂em jednego z ich ludzi.
Us艂yszeli warkot o艣miocylindrowego silnika CR. Po chwili furgonetka pojawi艂a si臋 na drodze. August stan膮艂 mi臋dzy Sirinerem a przyjacielem.
-聽P贸藕niej porozmawiamy na ten temat, generale - zaproponowa艂. - Nasza misja sko艅czona. Mo偶emy by膰 z tego dumni.
Milce milcza艂.
-聽Dobrze si臋 czujesz?
Tym razem genera艂 skin膮艂 g艂ow膮.
Brett August ostro偶nie cofn膮艂 si臋 o krok i wyj膮艂 radiotelefon.
-聽Grey - powiedzia艂. - Przygotowa膰 si臋 do rozpocz臋cia odliczania.
-聽Tak jest, panie pu艂kowniku.
-聽呕o艂nierze, przygotowa膰 si臋 do...
Przerwa艂 mu huk strza艂u z pistoletu. August odwr贸ci艂 si臋 b艂yskawicznie. Milce sta艂 z nagim ramieniem wyci膮gni臋tym pod k膮tem prostym. Z lufy pistoletu unosi艂 si臋 dym, wpadaj膮c mu w nieruchome oczy. Patrzy艂 na Sirinera. Z dziury w czole Kurda powoli s膮czy艂a si臋 krew.
Pu艂kownik obr贸ci艂 si臋 i podbi艂 genera艂owi d艂o艅 z broni膮. Ten nie opiera艂 si臋.
-聽Teraz i ja zako艅czy艂em sw膮 misj臋, nie tylko ty - powiedzia艂 spokojnie genera艂.
-聽Mike, co艣 ty zrobi艂?
-聽Odzyska艂em godno艣膰.
August pu艣ci艂 d艂o艅 przyjaciela i Rodgers wyszed艂 na drog臋. Za艂oga CR zerwa艂a si臋, s艂ysz膮c huk strza艂u, i rozgl膮dali si臋 dooko艂a. Mike m贸g艂 si臋 ju偶 u艣miechn膮膰, i rzeczywi艣cie, u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. Pozosta艂o mu ju偶 tylko przeprosi膰 Phila Katzena. Cieszy艂 si臋 perspektyw膮 przeprosin.
August by艂 blady jak 艣mier膰. Rozkaza艂 Williamsowi doko艅czy膰 opatrywanie Kurd贸w. Seden mia艂 poczeka膰, a偶 znajd膮 si臋 w furgonetce. Pistolet, z kt贸rego Rodgers zabi艂 Sirinera, wr臋czy艂 Sandrze DeVonne, z niedowierzaniem wpatruj膮cej si臋 w twarze pozosta艂ych 偶o艂nierzy Iglicy.
-聽Panie pu艂kowniku - powiedzia艂a z naciskiem dziewczyna. My niczego nie widzieli艣my. Nikt z nas niczego nie widzia艂. On zgin膮艂 podczas wymiany ognia.
Brett August z gorycz膮 potrz膮sn膮艂 sow膮.
-聽Znam Mike'a od dzieci艅stwa. Nigdy nie sk艂ama艂. Nie s膮dz臋, by zamierza艂 teraz zaczyna膰.
-聽Stanie przed sadem!
-聽Wiem - warkn膮艂 August. - Tego si臋 najbardziej obawiam. Milce ma zamiar zrobi膰 dok艂adnie to, co jego zdaniem mia艂 zrobi膰 ten Kurd. U偶y膰 procesu jako trybuny.
-聽I co powie?
Pu艂kownik odetchn膮艂 g艂臋boko. G艂os mu dr偶a艂.
-聽Powie, 偶e pokaza艂 Ameryce, jak post臋powa膰 z terrorystami. Powie, 偶e pokaza艂 terrorystom, 偶e Ameryka ma do艣膰. - Pu艂kownik poszed艂 w stron臋 gotowego do drogi CR. - Ludzie, ruszamy! - krzykn膮艂. - Pora rozwali膰, w diab艂y, t臋 cholern膮 jaskini臋.
61
Wtorek, 18.03 - Damaszek, Syria
Konw贸j samochod贸w prezydenckiej s艂u偶by bezpiecze艅stwa podjecha艂 do ambasady ameryka艅skiej w Damaszku o 17.45. Ambasadora Havelesa odprowadzono do wej艣cia, gdzie od ludzi prezydenta przej臋艂o go dw贸ch ameryka艅skich marines. Karawan z cia艂ami martwych agent贸w DSA podjecha艂 do budynku ambasady od ty艂u.
Haveles poszed艂 wprost do swojego gabinetu, spokojny, mimo 偶e w jego oczach nadal odbija艂o si臋 przera偶enie. Natychmiast zadzwoni艂 do ambasadora Turcji w Damaszku. Przekaza艂 mu informacje uzyskane w pa艂acu z pierwszej r臋ki, zapewni艂 tak偶e, 偶e za porwanie helikoptera patrolu granicznego, wysadzenie tamy i incydent na granicy syryjsko-tureckiej odpowiadaj膮 kurdyjscy terrory艣ci, a nie Syryjczycy. Poprosi艂, by ambasador, jak najszybciej skontaktowa艂 si臋 z dow贸dcami armii i sk艂oni艂 ich do obni偶enia stopnia gotowo艣ci bojowej. Ambasador obieca艂, 偶e bez zw艂oki przeka偶e otrzymane informacje.
Paul Hood pojawi艂 si臋 kilka minut p贸藕niej. Jemu, Warnerowi Bickingowi i doktorowi Nasrowi zawi膮zano na g艂owach kaffiye, na oczy za艂o偶ono przeciws艂oneczne okulary i odprowadzono ich do przystanku autobusowego. Widz膮c podobne przebieranki na filmach, Hood zawsze uwa偶a艂 je za hollywoodzk膮 teatraln膮 ekstrawagancj臋, lecz teraz, kiedy jego samego przebrano za Araba, przeszed艂 dziel膮ce ich od przystanku ponad p贸艂 kilometra, jakby urodzi艂 si臋 na Ibn Assaker. Po prawdzie, to i nie mia艂 wyboru. Gdyby rozpozna艂 go jaki艣 dziennikarz albo zachodni urz臋dnik, odprowadzaj膮ce ich kobiety zosta艂yby nara偶one na 艣miertelne niebezpiecze艅stwo.
Nikt go jednak nie rozpozna艂. Cho膰 trasy autobus贸w zmieniono tak, by omija艂y Stare Miasto, trzej Amerykanie dojechali do ambasady zaledwie w p贸艂 godziny. Dwaj marines zatrzymali ich, oczywi艣cie, natychmiast. Odwijaj膮c kaff`iyeh - tylko w ten spos贸b m贸g艂 udowodni膰, 偶e jest rzeczywi艣cie tym, za kogo si臋 podaje Paul poczu艂 si臋 jak Claud Rains „Niewidzialnym cz艂owieku". Na szcz臋艣cie przy monitorze 艣ledz膮cej wej艣cie kamery siedzia艂 agent DSA. Zobaczywszy, z kim ma do czynienia, agent zbieg艂 na d贸艂 i natychmiast zgarn膮艂 ich wszystkich do 艣rodka.
Hood po艣pieszy艂 do najbli偶szego telefonu, by od razu skontaktowa膰 si臋 z Bobem Herbertem. Zamkn膮艂 za sob膮 drzwi, prowadz膮ce do gabinetu zast臋pcy ambasadora, Johna LeCoza, i stan膮艂 przed wielkim mahoniowym biurkiem. Ci臋偶kie zas艂ony os艂aniaj膮ce okna pogr膮偶y艂y ma艂e wn臋trze w mroku i ciszy. Kiedy wystukiwa艂 numer telefonu kom贸rkowego Boba, Paul pomy艣la艂, 偶e Sharon i dzieciaki wiedz膮 ju偶 pewnie, co si臋 zdarzy艂o w Damaszku, i chyba bardzo si臋 denerwuj膮. Zawaha艂 si臋, lecz postanowi艂, 偶e zadzwoni do nich p贸藕niej. Nie podoba艂a mu si臋 ta decyzja, ale przecie偶 przede wszystkim musia艂 dowiedzie膰 si臋, co z CR.
Herbert przyj膮艂 rozmow臋 po pierwszym sygnale. Przekazuj膮c dobre wie艣ci sprawia艂 wra偶enie przygn臋bionego, co zdecydowanie k艂贸ci艂o si臋 z jego charakterem. Tomahawk dosta艂 rozkaz samozniszczenia, doskonale. Iglica wesz艂a do akcji, wyci膮gn臋艂a CR i jego za艂og臋, po czym w komplecie, wraz z zak艂adnikami, wr贸ci艂a do bary Tel Nef. Armia syryjska dosta艂a informacje o rannych terrorystach i ju偶 ich szuka. W kr贸tkim wywiadzie dla CNN, dow贸dca Syryjskiej Armii Arabskiej przypisa艂 wybuch w jaskini nieumiej臋tnemu obchodzeniu si臋 Kurd贸w z materia艂ami wybuchowymi, co zostanie, oczywi艣cie, potwierdzone po przes艂uchaniu ocala艂ych z wybuchu, cho膰 jednocze艣nie syryjscy oficjele upierali si臋, 偶e nikt nie ocala艂. Chcieli te偶 wiedzie膰, jak Kurdowie zdo艂ali prze艂ama膰 zabezpieczenia w Damaszku i Kamiszli. Zast臋pca Havelesa skonsultowa艂 si臋 z genera艂em Vansandtem i zgodzi艂 si臋 na udzielenie im tych informacji.
Paul by艂 szcz臋艣liwym cz艂owiekiem, p贸ki Herbert nie poinformowa艂 go o torturach, jakim poddano Mike'a i o tym, jak z zimn膮 krwi膮 zastrzeli艂 on zwi膮zanego kurdyjskiego przyw贸dc臋.
- Ilu i jakich mamy 艣wiadk贸w? - spyta艂 po kr贸tkiej chwili milczenia.
- Ten numer nie przejdzie - u艣wiadomi艂 mu Herbert. - Mike chce, 偶eby ludzie dowiedzieli si臋, co zrobi艂... i dlaczego zrobi艂 to, co zrobi艂.
- Przeszed艂 piek艂o - zlekcewa偶y艂 spraw臋 Hood. - Porozmawiamy z nim, kiedy dojdzie da siebie.
- Paul...
- B臋dzie musia艂 zmieni膰 zeznania. Nie ma wyboru. Je艣li trafi przed s膮d, zmusz膮 go, 偶eby zdradzi艂, co robili艣my w Turcji i dlaczego. B臋dzie musia艂 ujawni膰 kontakty, metody dzia艂ania, zdradzi膰 prowadzone przez nas operacje.
- W sytuacjach maj膮cych wp艂yw na bezpiecze艅stwo narodowe stenogramy s膮dowe mog膮 zosta膰 utajnione...
- Prasa i tak zainteresuje si臋 spraw膮 - zauwa偶y艂 Hood. - A potem zainteresuje si臋 nami. Dziennikarze s膮 w stanie zdekonspirowa膰 wszystkie nasze operacje na Bliskim Wschodzie. Co z pu艂kownikiem Augustem? Przecie偶 to najstarszy przyjaciel Mike'a. Nic nie mo偶e zrobi膰?
- A my艣lisz, 偶e nie pr贸bowa艂? Mike oznajmi艂 mu, 偶e terroryzm to najwi臋ksze niebezpiecze艅stwo przed jakim stoi wsp贸艂czesna Ameryka. Powiedzia艂, 偶e nadszed艂 czas, by ogie艅 zwalcza膰 ogniem.
- Musi by膰 w szoku - stwierdzi艂 Hood.
- Zbadali go w Tel Nef. Nic mu nie jest.
- Mimo tego, co przeszed艂?
- Nie po raz pierwszy by艂 w piekle, ale zawsze wychodzi艂 z niego obronn膮 r臋k膮 - przypomnia艂 mu Bob. - W ka偶dym razie izraelscy lekarze s膮 zdania, 偶e jest stuprocentowo zdrowy psychicznie, a sam twierdzi, 偶e wszystko sobie przemy艣la艂.
Hood si臋gn膮艂 po d艂ugopis i notes.
- Podaj mi telefon do bazy, dobrze? Chc臋 z nim porozmawia膰, nim zrobi co艣, czego b臋dzie p贸藕niej 偶a艂owa艂.
- Nie mo偶esz z nim rozmawia膰.
- A to czemu?
- Poniewa偶 ju偶 zrobi艂 to „co艣”. Paul poczu艂 ucisk w 偶o艂膮dku.
- A co on takiego zrobi艂, Bob?
- Zadzwoni艂 do genera艂a Thomasa Esposito z dow贸dztwa operacji specjalnych i przyzna艂 si臋 do dokonania zab贸jstwa. Jest teraz pod stra偶膮 w szpitalu bazy. Czeka na 偶andarmeri臋 i adwokata, kt贸rych maja mu przys艂a膰 z bazy Si艂 Powietrznych Incirlik. Szczerze m贸wi膮c, Paul, mia艂em cholerne problemy z powstrzymaniem pewnego izraelskiego starszego sier偶anta sztabowego nazwiskiem Vilnai od zaaplikowania mu cyjanku przez kropl贸wk臋. Vilnai boi si臋, 偶e podczas procesu zdekonspirowani zostan膮 jego ludzie.
Paul nagle zda艂 sobie spraw臋 z zapachu, jaki wydziela艂y ci臋偶kie zas艂ony. Gabinet ju偶 nie wydawa艂 mu si臋 bezpieczny, raczej klaustrofobiczny.
- Doskonale - powiedzia艂, staraj膮c si臋 m贸wi膰 jak najspokojniej. - Podaj mi alternatyw臋. Przecie偶 musi by膰 jaka艣 alternatywa.
- Do g艂owy przychodzi mi tylko jedna. Mo偶emy spr贸bowa膰 uzyska膰 dla Mike'a prezydencki akt 艂aski.
Paul natychmiast si臋 o偶ywi艂.
- 艢wietny pomys艂! - stwierdzi艂.
- Przypuszcza艂em, 偶e tak w艂a艣nie pomy艣lisz. Dzwoni艂em ju偶 do genera艂a Vanzandta i Steve'a Burkowa. Wyja艣ni艂em im sytuacj臋. Popr膮 nas, zw艂aszcza Steve, kt贸ry, szczerze m贸wi膮c, cholernie mnie zaskoczy艂.
- Jakie mamy szanse?
- Je艣li utrzymamy spraw臋 w tajemnicy przez najbli偶sze kilka godzin, jakie艣 tam mamy. Ann pilnuje dla nas prasy. Je艣li dziennikarze czego艣 si臋 dowiedz膮, prezydent nie zrobi nic, p贸ki nie odb臋d膮 si臋 wszystkie przes艂uchania. Genera艂 armii ameryka艅skiej z zimn膮 krwi膮 zabija rannego, bezbronnego Kurda - polityczne ryzyko w kraju i zagranic膮 b臋dzie dla niego nie do zaakceptowania.
- Jasne - przytakn膮艂 Hood z obrzydzeniem. - Nawet w przypadku Kurda, kt贸ry przypala艂 genera艂a lamp膮 lutownicz膮.
- Ten genera艂 by艂 szpiegiem. W tym wypadku opinia publiczna nie b臋dzie po naszej stronie.
- Nie b臋dzie, masz racj臋. W jaki spos贸b mo偶emy wp艂yn膮膰 na prezydenta?
- Jest z nami sekretarz obrony. Za dziesi臋膰 minut spotyka si臋 z wiceprezydentem. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Ann twierdzi, 偶e jak na razie dziennikarze nie zainteresowali si臋 tymi siedmioma rannymi Kurdami z doliny Bekaa. Kupili bajeczk臋 dow贸dcy armii syryjskiej. Jak d艂ugo uganiaj膮 si臋 za „napi臋ciami nadgranicznymi", jak to nazwali, jeste艣my wzgl臋dnie bezpieczni, by膰 mo偶e historia Mike'a przecieknie im mi臋dzy palcami. A my razem z ni膮.
- Popracuj nad aktem 艂aski, Bob. Z Marth膮. Macie u偶y膰 wszelkich mo偶liwych kruczk贸w.
- Nie martw si臋, u偶yjemy.
- Chryste Przenaj艣wi臋tszy, zamkn臋li mnie tu i czuj臋 si臋 zupe艂nie bezu偶yteczny. Jest mo偶e co艣, co m贸g艂bym zrobi膰?
- Mo偶e jedno. Mnie po prostu zabraknie czasu.
- Co takiego? - spyta艂 z nadziej膮 Hood.
- M贸dl si臋. M贸dl si臋, jak najmocniej potrafisz.
62
Wtorek, 12.38 - Waszyngton, Dystrykt Columbia
Bob Herbert siedzia艂 na w贸zku, czytaj膮c jednostronicowy dokument- opatrzony klauzul膮 tajno艣ci tylko do wgl膮du adresata. Dokument zaadresowany by艂 do prokuratora generalnego Stan贸w Zjednoczonych, wydrukowano go za艣 na papierze firmowym Bia艂ego Domu.
Prezydent za biurkiem czyta艂 kopi臋 tego samego dokumentu. W Gabinecie Owalnym obecni byli tak偶e: doradca do spraw bezpiecze艅stwa narodowego Burkow, przewodnicz膮cy Kolegium Szef贸w Sztab贸w genera艂 Vanzandt, doradca prawny Bia艂ego Domu Roland Rizzi i Martha Macali. Niekt贸rzy stali, niekt贸rzy siedzieli, ka偶dy z nich dysponowa艂 jednak kopi膮 dokumentu. Kiedy Rizzi poinformowa艂, 偶e prezydent rozwa偶y mo偶liwo艣膰 podpisania aktu u艂askawienia genera艂a Rodgersa, w ci膮gu p贸艂torej godziny przygotowano jego brudnopis.
Prezydent odchrz膮kn膮艂. Akt 艂aski przeczyta艂 raz, cicho, po czym odczyta艂 go na g艂os. Zawsze tak robi艂 sprawdzaj膮c, jak dokument brzmia艂by jako mowa, na wypadek, gdyby musia艂 broni膰 publicznie tego, co postanowi艂 prywatnie.
- Niniejszym zwalniam bezwarunkowo genera艂a Armii Stan贸w Zjednoczonych Michaela Rodgersa od odpowiedzialno艣ci za wszystkie czyny, kt贸re pope艂ni艂 b膮d藕 m贸g艂 pope艂ni膰, s艂u偶膮c lojalnie swej ojczy藕nie podczas dzia艂a艅 wywiadowczych, podj臋tych przez Stany Zjednoczone Ameryki wsp贸lnie z Republik膮 Tureck膮.
Rz膮d i nar贸d Stan贸w Zjednoczonych Ameryki odnios艂y wielkie korzy艣ci dzi臋ki odwadze i zdolno艣ciom przyw贸dczym, jakimi wykaza艂 si臋 genera艂 Michael Rodgers podczas swej d艂ugiej i nienagannej s艂u偶by wojskowej. Ani nasz nar贸d, ani jego poszczeg贸lne instytucje, nie odnios膮 korzy艣ci z dalszego badania dzia艂a艅 genera艂a Rodgersa, kt贸re, wed艂ug wszelkich dost臋pnych nam 艣wiadectw, 艣wiadczy艂y o jego bohaterstwie i znakomitym os膮dzie sytuacji, pozbawione za艣 by艂y znamion egoizmu.
Prezydent z aprobat膮 skin膮艂 g艂ow膮. Palcem wskazuj膮cym postuka艂 w dokument. Zerkn膮艂 w lewo, na stoj膮cego obok niego t臋giego, 艂ysiej膮cego Rolanda Rizziego.
- Dobra robota, Rollo - przyzna艂.
- Bardzo dzi臋kuj臋, panie prezydencie.
- Powiem wi臋cej: wierz臋 w to, co tu napisano. A niecz臋sto mam okazj臋 powiedzie膰 co艣 takiego o dokumentach, kt贸re podsuwa mi si臋 do podpisu.
Martha i Vanzandt nie zdo艂ali powstrzyma膰 chichotu.
- Ten zabity... To by艂 obywatel syryjski, kt贸ry zgin膮艂 w Libanie, prawda?
- Tak, oczywi艣cie, panie prezydencie.
- Na wypadek, gdyby zdecydowali si臋 na nas nacisn膮膰... jak膮 w艂a艣ciwie jurysdykcj臋 maj膮 w tej sprawie Damaszek i Bejrut?
- Teoretycznie - wyja艣ni艂 Rizzi - mogliby wyst膮pi膰 o ekstradycj臋 genera艂a Rodgersa. My, oczywi艣cie, odm贸wiliby艣my zastosowania si臋 do ich 偶膮da艅.
- Syria oferuje schronienie wi臋kszej liczbie mi臋dzynarodowych przest臋pc贸w, ni偶 jakikolwiek kraj na Ziemi - wtr膮ci艂 Burkow. Dla odmiany nie mia艂bym nic przeciwko temu, 偶eby wyst膮pili o ekstradycj臋 genera艂a. Z rozkosz膮 osobi艣cie powiedzia艂bym im „nie”.
- Mog膮 utrudni膰 nam 偶ycie wykorzystuj膮c pras臋?
- Dziennikarze za偶膮daj膮 dowod贸w, panie prezydencie - powiedzia艂 Rizzi. - Wyst臋puj膮c o ekstradycj臋 Syryjczycy tak偶e musieliby przedstawi膰 dowody.
- W艂a艣nie - zainteresowa艂 si臋 prezydent. - Co si臋 sta艂o z cia艂em kurdyjskiego przyw贸dcy?
- Pozosta艂o w jaskini, kt贸ra s艂u偶y艂a im za kwater臋 g艂贸wn膮 wyja艣ni艂 Bob Herbert. - iglica wysadzi艂a jaskini臋, detonuj膮c g艂owic臋 Tomahawka.
- Nasz wydzia艂 prasowy oznajmi艂, 偶e cz艂owiek ten zgin膮艂 w swej kwaterze na skutek wybuchu - doda艂a Martha. - Nikt tego nie zakwestionuje. Kurdowie te偶 b臋d膮 zadowoleni.
- Doskonale. - Prezydent uj膮艂 czarne wieczne pi贸ro. Zawaha艂 si臋. - jak膮 mamy pewno艣膰, 偶e genera艂 Rodgers zaakceptuje tre艣膰 tego dokumentu? Mo偶e napisze ksi膮偶k臋 albo zwo艂a konferencj臋 prasow膮?
- Mog臋 za niego por臋czy膰 - powiedzia艂 genera艂 Vanzandt. To nasz cz艂owiek, panie prezydencie.
- Trzymam ci臋 za s艂owo.
Prezydent podpisa艂 akt u艂askawienia. Rizzi zabra艂 z biurka dokument i czarne pi贸ro. Prezydent wsta艂 i ruszy艂 w stron臋 drzwi, Rizzi podszed艂 tymczasem do Boba i wr臋czy艂 mu pi贸ro, na pami膮tk臋. Herbert zacisn膮艂 je w gar艣ci, na szcz臋艣cie, po czym wsadzi艂 je do kieszeni koszuli.
- U艣wiadom genera艂owi - powiedzia艂 jeszcze prawny doradca prezydenta - 偶e cokolwiek zrobi od tej chwili, za skutki zap艂ac膮 karier膮 ludzie, kt贸rzy mu uwierzyli.
- Jemu nie trzeba tego u艣wiadamia膰.
- Sporo przeszed艂 w Libanie. Dopilnujcie, 偶eby przyzwoicie wypocz膮艂.
- Oczywi艣cie, dopilnujemy - powiedzia艂a Martha, kt贸ra podesz艂a do nich podczas rozmowy. - I, Roland, dzi臋ki za wszystko, co dla nas zrobi艂e艣.
Martha i Herbert opu艣cili Bia艂y Dom. Po drodze Bob pomacha艂 jeszcze weso艂o do zast臋pczyni szefa personelu Bia艂ego Domu, pani Klaw.
Przemierzaj膮c wy艂o偶ony dywanami korytarz prowadz膮cy do wyj艣cia, Bob Herbert my艣la艂 o tym, 偶e Vanzandt mia艂 absolutn膮 racj臋: Mike Rodgers nie zrobi nic, co mog艂oby narazi膰 - lub cho膰by tylko zawstydzi膰 - ludzi, kt贸rzy dzi艣 si臋 za nim uj臋li. Rizzi te偶 mia艂 jednak racj臋. Mike przeszed艂 piek艂o. I nie chodzi tylko o tortury. Jutro mia艂 wr贸ci膰 wraz z Iglic膮 i, kiedy ju偶 wr贸ci, najbardziej cierpie膰 b臋dzie z tego powodu, 偶e CR zosta艂o porwane b臋d膮c pod jego opiek膮. S艂usznie czy te偶 nies艂usznie, b臋dzie si臋 wini艂 za cudem odwr贸con膮 kl臋sk臋 misji oraz za psychiczne i fizyczne tortury, kt贸rym poddano za艂og臋 pojazdu i pu艂kownika Sedena. B臋dzie musia艂 偶y膰 ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e Iglica zosta艂a niemal starta z powierzchni ziemi przez wystrzelon膮 przez Amerykan贸w rakiet臋, poniewa偶 nie uda艂o mu si臋 w pe艂ni przewidzie膰 rozwoju wypadk贸w. Psycholog Centrum, Liz Gordon, kt贸ra wpad艂a na Boba, kiedy wyje偶d偶a艂 do Bia艂ego Domu, powiedzia艂a mu, 偶e b臋dzie to dla niego najci臋偶szy krzy偶.
- I nie ma pewnego sposobu, 偶eby pom贸c mu go nie艣膰 - powiedzia艂a. - Z niekt贸rymi lud藕mi mo偶na po prostu rozs膮dnie porozmawia膰. Mo偶na pr贸bowa膰 wyt艂umaczy膰 im, 偶e 偶adna ludzka si艂a nie zapobieg艂aby powstaniu okre艣lonej sytuacji, A przynajmniej istnieje spos贸b na przekonanie ich, 偶e w innych sprawach zachowali si臋 wspaniale, 偶e mimo wszystko dokonali czego艣 wielkiego. Z Mike'em jest tak, 偶e albo co艣 jest bia艂e, albo co艣 jest czarne. Albo spieprzy艂 spraw臋, albo nie. Albo terrory艣ci zas艂ugiwali na to, by prze偶y膰, albo nie. Dodaj do tego, 偶e i on, i jego ludzie utracili poczucie godno艣ci, 偶e cierpieli - a ich cierpienie by艂o jego cierpieniem, tego mo偶esz by膰 pewny - no i masz ca艂kiem przyzwoit膮 psychoz臋.
Herbert zrozumia艂 j膮 a偶 za dobrze. By艂 szefem plac贸wki CIA w Bejrucie, kiedy na terenie ambasady, w 1983 roku, wybuch艂 samoch贸d-pu艂apka. W艣r贸d setek ofiar by艂a tak偶e jego 偶ona. Od tej pory nie zdo艂a艂 cho膰by na dwadzie艣cia cztery godziny uwolni膰 si臋 od poczucia winy, nie potrafi艂 ani na chwil臋 przesta膰 zadawa膰 sobie pytania: „Coby by艂o, gdyby..." Nie pozwoli艂 jednak, by mu to przeszkodzi艂o. Korzysta艂 z tego, czego si臋 nauczy艂, by zapobiega膰 przysz艂ym Bejrutom.
Po wyj艣ciu on i Martha wsiedli do specjalnej furgonetki, kt贸r膮 Bob porusza艂 si臋 po Waszyngtonie. Kiedy Herbert wje偶d偶a艂 po pochylni do samochodu, pomy艣la艂, 偶e jest jeszcze nadzieja., Czas i pomoc przyjaci贸艂 mog膮 wyprowadzi膰 Rodgersa na prost膮 drog臋. W ko艅cu on sam powiedzia艂 kiedy艣 Liz: „Z w艂asnego do艣wiadczenia wiem, 偶e cz艂owiek nie tylko uczy si臋 przez ca艂e 偶ycie, ale i egzaminy, kt贸re musi zdawa膰 po drodze, robi膮 si臋 z wiekiem coraz trudniejsze".
Liz zgodzi艂a si臋 z nim.
- I popatrz, Bob - powiedzia艂a tylko - a ka偶dy my艣li, 偶e najtrudniej jest dosta膰 si臋 na studia.
Ma racj臋, pomy艣la艂 Herbert, podczas gdy kierowca Marthy manewrowa艂 po ciasnym parkingu, z kt贸rego mieli wyjecha膰 na Pennsylvania Avenue. Przez nast臋pnie kilka dni, tygodni, cholera wie, ile czasu to zajmie, jego 偶yciowym celem b臋dzie przekonanie Mike'a, 偶e prawda wygl膮da w艂a艣nie tak.
63
艢roda, 23.34 - Damaszek, Syria
Ibrahim al-Raszid otworzy艂 oczy. Pr贸bowa艂 wyjrze膰 na dw贸r przez brudne okna wi臋ziennego szpitala. Nozdrza wype艂nia艂 mu zapach 艣rodk贸w dezynfekcyjnych.
Zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e znalaz艂 si臋 w Damaszku i jest wi臋藕niem syryjskich si艂 bezpiecze艅stwa. Zdawa艂 sobie tak偶e spraw臋 z tego, 偶e zosta艂 powa偶nie ranny, cho膰 nie wiedzia艂, jak powa偶nie. T臋 wiedz臋 zawdzi臋cza艂 temu, 偶e od czasu do czasu na chwil臋 odzyskiwa艂 przytomno艣膰 i s艂ysza艂, jak stra偶nicy i piel臋gniarze rozmawiaj膮 o nim. Ich g艂osy wydawa艂y mu si臋 dalekie i st艂umione przez banda偶e, kt贸rymi owini臋to mu g艂ow臋.
Podczas kr贸tkich okres贸w przytomno艣ci Ibrahim u艣wiadamia艂 sobie tak偶e inne rzeczy. Pami臋ta艂, 偶e m臋偶czyzna w mundurze pr贸bowa艂 zadawa膰 mu pytania, ale on nie by艂 w stanie na nie odpowiedzie膰. Nie m贸g艂 po prostu poruszy膰 wargami. Pami臋ta艂, 偶e niesiono go do k膮pieli. Sk贸ra schodzi艂a z niego p艂atami, jak wosk z wypalonej 艣wiecy. Potem zabanda偶owano go i odniesiono do 艂贸偶ka.
We 艣nie m艂ody Kurd widzia艂 wszystko znacznie wyra藕niej. Pami臋ta艂 pobyt w bazie Deri, pami臋ta艂 swego dow贸dc臋, Sirinera. Nadal s艂ysza艂 jego krzyk: „W kierunku naszej bazy nie wystrzel膮 ani jednego pocisku!" Pami臋ta艂, jak sta艂 rami臋 w rami臋 z Sirinerem, jak strzela艂, 艣cian膮 ognia powstrzymuj膮c nieprzyjaciela przed wtargni臋ciem do kwatery dow贸dcy. Pami臋ta艂 wszystkie wykrzykiwane w贸wczas obelgi, pami臋ta艂 ogie艅, pami臋ta艂, jak wyla艂o si臋 na nich jezioro ognia. Pami臋ta艂, jak bi艂 si臋 po ciele, t艂umi膮c p艂omienie, i jak pomaga艂 cia艂ami martwych 偶o艂nierzy utworzy膰 艣cie偶k臋, po kt贸rej m贸g艂by wydosta膰 si臋 z pu艂apki ich przyw贸dca. Pami臋ta艂, jak go wyci膮gni臋to, ca艂ego pokrytego ziemi膮, zaniesiono gdzie艣, pami臋ta艂, 偶e widzia艂 ziemi臋, a potem us艂ysza艂 strza艂.
Po policzku sp艂yn臋艂a mu 艂za.
- Komendancie...
Ibrahim pr贸bowa艂 obr贸ci膰 si臋, spojrze膰 na swych towarzyszy. Nie m贸g艂. Wszystko przez te banda偶e, pomy艣la艂. Ale... nie ma to przecie偶 najmniejszego znaczenia. Czu艂, 偶e jest sam. Rewolucja? Gdyby zwyci臋偶yli, nie by艂by tu sam, za towarzystwo maj膮c wy艂膮cznie wrog贸w.
Nasi ludzie zaufali nam, a my ponie艣li艣my kl臋sk臋, pomy艣la艂.
Ale... czy rzeczywi艣cie ponie艣li kl臋sk臋? Czy jest kl臋sk膮 zasianie ziarna, kt贸re piel臋gnowa膰 b臋d膮 inni? Czy jest kl臋sk膮 podj膮膰 dzia艂ania, kt贸re od dziesi臋cioleci kusi艂y najdzielniejszych? Czy jest kl臋sk膮 zwr贸cenie uwagi 艣wiata na nieszcz臋艣cia ludu, z kt贸rego si臋 wywodzi?
Ibrahim zamkn膮艂 oczy. Pod powiekami widzia艂 komendanta Sirinera, widzia艂 Walida, Hasana i innych. Widzia艂 te偶 swego brata, Mehmeta. 呕yli, obserwowali go i wydawali si臋 zadowoleni.
Czy jest kl臋sk膮, je艣li w raju do艂膮czysz do towarzyszy broni? Ibrahim j臋kn膮艂 cicho i do艂膮czy艂 do towarzyszy broni.
64
艢roda, 21.37 - Londyn, Anglia
Paul Hood rozmawia艂 z Mike'em Rodgersem z Londynu, podczas przerwy w podr贸偶y do Waszyngtonu. Rodgers mia艂 w艂a艣nie opu艣ci膰 baz臋 Tel Nef i wraz z Iglic膮 powr贸ci膰 do Waszyngtonu.
Ich rozmowa by艂a kr贸tka i, w odr贸偶nieniu od wszystkich innych, odbywa艂a si臋 w atmosferze napi臋cia. Rodgers by膰 mo偶e ba艂 si臋 da膰 uj艣cie w艣ciek艂o艣ci, frustracji, smutkowi czy co tam czu艂, w ka偶dym razie zachowywa艂 si臋 tak, jakby nic si臋 nie sta艂o. Wydobycie z niego informacji o stanie zdrowia i panuj膮cych w bazie warunkach wymaga艂o zadawania bardzo szczeg贸艂owych pyta艅. Udzielane szorstkim g艂osem odpowiedzi wydawa艂y si臋 co najmniej niezadowalaj膮ce. Paul by艂 pewien, 偶e to skutek zm臋czenia i depresji, przed kt贸rymi ostrzega艂a go Liz.
Wystukuj膮c numer Hood nie mia艂 zamiaru informowa膰 genera艂a o prezydenckim akcie u艂askawienia. Uwa偶a艂, 偶e t臋 informacj臋 najlepiej b臋dzie przekaza膰 Mike'owi gdy wypocznie, i 偶e powinni to zrobi膰 ludzie, kt贸rzy przy owym dokumencie pracowali. Ludzie, kt贸rych zdanie szanowa艂. Ludzie, kt贸rzy byliby w stanie wyja艣ni膰 mu, 偶e zrobili to, co zrobili w interesie bezpiecze艅stwa narodowego, a nie po to, by wyci膮gn膮膰 go z k艂opot贸w, W ko艅cu jednak postanowi艂, 偶e Mike ma prawo wiedzie膰 o wszystkim, co zasz艂o. Lepiej by wykorzysta艂 lot do Waszyngtonu na zaplanowanie swej przysz艂o艣ci w Centrum, ni偶 na zastanawianie si臋, jaki b臋dzie mia艂 proces, do kt贸rego przecie偶 nie dojdzie.
Rodgers przyj膮艂 wiadomo艣膰 o u艂askawieniu spokojnie. Poprosi艂 Paula, by podzi臋kowa艂 Herbertowi i Marthcie za ich starania. S艂uchaj膮c jego s艂贸w Paul Hood dozna艂 jednak przemo偶nego wra偶enia, 偶e oto wkracza mi臋dzy nich co艣 niedopowiedzianego. Gorycz, z艂o艣膰, co艣 niezwykle smutnego, jakby akt 艂aski piecz臋towa艂 win臋 Mike'a raczej ni偶 jego niewinno艣膰.
Mia艂 wra偶enie, 偶e Rodgers m贸wi mu „do widzenia".
Po rozmowie z genera艂em, Hood zadzwoni艂 do pu艂kownika Augusta. Rodgers i August dorastali po s膮siedzku, w Hartford, w Connecticut. Poprosi艂 dow贸dc臋 Iglicy, by u偶y艂 wspomnie艅, 偶art贸w z dawnych lat, wszystkiego, co tylko przyjdzie do g艂owy, by zaj膮膰 czym艣 Rodgersa i odgoni膰 jego my艣li od wydarze艅 ostatnich dni. August obieca艂, 偶e zrobi co w jego mocy.
Na Heathrow Paul i Warner Bicking ciep艂o po偶egnali doktora Nasra. Obiecali, 偶e zjawi膮 si臋, by pos艂ucha膰, jak jego 偶ona gra Chopina i Liszta. Bicking posun膮艂 si臋 jednak a偶 do tego, 偶e zaproponowa艂 zast膮pienie „Etiudy rewolucyjnej" czym艣 pozbawionym a偶 takiego 艂adunku polityki. Nasr nie oburzy艂 si臋 na t臋 propozycj臋.
Pasa偶erowie lotu Departamentu Stanu z Londynu do Waszyngtonu gremialnie gratulowali Hoodowi jego dokona艅. Zupe艂nie nie przypomina艂o to protekcjonalnego poklepywania po ramieniu na oficjalnych przyj臋ciach w Waszyngtonie. Obecni na pok艂adzie samolotu przedstawiciele w艂adz sprawiali wra偶enie takie, jakby cieszy艂y ich plotki o Iglicy, kt贸ra w dolinie Bekaa z艂ama艂a niemal wszystkie prawa, obowi膮zuj膮ce w stosunkach mi臋dzynarodowych. Cieszy艂o ich to chyba niemal tak, jak wiadomo艣膰 o wytropieniu i zneutralizowaniu terroryst贸w, kt贸rzy wysadzili tam臋 Ataturk i o tym, 偶e tureccy i syryjscy 偶o艂nierze wycofali si臋 znad granicy. Zast臋pca sekretarza stanu Tom Andrea uj膮艂 to ca艂kiem trafnie: „W ko艅cu zawsze znudzi ci臋 gra wed艂ug regu艂, kt贸rych nie uznaje nikt opr贸cz ciebie".
Andrea bardzo pragn膮艂 dowiedzie膰 si臋 tak偶e, kto pom贸g艂 Hoodowi, Nasrowi i Bickingowi wydosta膰 si臋 z pa艂acu po wydarzeniach w Damaszku. Paul popija艂 wod臋 mineraln膮 i milcza艂.
Samolot wyl膮dowa艂 na miejscu w 艣rod臋, O 22.30. Kompania honorowa odebra艂a trumny z cia艂ami zabitych agent贸w DSA. Paul czeka艂 na pasie, p贸ki nie za艂adowano ich do karawanu. Potem wsiad艂 do limuzyny, czekaj膮cej na niego i Warnera Bickinga. Limuzyn臋 wys艂a艂a mu Stephanie Klaw z Bia艂ego Domu, do艂膮czaj膮c do niej odr臋czn膮 notatk臋. „Paul" - napisa艂a. - „Witaj w domu. Ba艂am si臋, 偶e we藕miesz taks贸wk臋".
Najpierw pojechali do domu Hooda. Na po偶egnanie Paul uj膮艂 d艂o艅 Warnera Bickinga.
- I co czuje kto艣, kto by艂 pionkiem w grze, prowadzonej przez dw贸ch prezydent贸w? - spyta艂 go.
- Wiesz, to dodaje cz艂owiekowi energii - przyzna艂 Bicking z u艣miechem.
Paul sp臋dzi艂 godzin臋 z dzieciakami. Kolejne dwie godziny sp臋dzi艂 kochaj膮c si臋 z 偶on膮.
Nie zasn膮艂 jednak. Le偶a艂, trzymaj膮c d艂o艅 偶ony w swej d艂oni. My艣la艂 o tym, 偶e m贸g艂 pope艂ni膰 b艂膮d informuj膮c Rodgersa o prezydenckim u艂askawieniu.
65
Czwartek, 1.01 - nad Morzem 艢r贸dziemnym
Zaci膮gn膮wszy si臋 czterdzie艣ci lat temu do Armii, Mike Rodgers trafi艂 na sier偶anta „Ba艂aganiarza" Boyda. Sk膮d wzi臋艂o si臋 to przezwisko nie wiedzia艂, ale nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e musia艂o mie膰 posmak ironiczny, bowiem sier偶ant by艂 najporz膮dniejszym, najdok艂adniejszym i najbardziej zdyscyplinowanym cz艂owiekiem, jakiego zdarzy艂o mu si臋 pozna膰 w 偶yciu.
Sier偶ant Boyd wpaja艂 swym ludziom dwie prawdy. Po pierwsze, odwaga to najwa偶niejsza cecha 偶o艂nierza. Po drugie, honor wa偶niejszy jest nawet od odwagi.
- Cz艂owiek honorowy - mawia艂, parafrazuj膮c Woodrowa Wilsona - to ten, kt贸ry swe zachowanie podporz膮dkowuje zasadom s艂u偶by.
Mike Rodgers wzi膮艂 sobie do serca te s艂owa. Po偶yczy艂 tak偶e od Boyda ksi膮偶k臋, kt贸r膮 sier偶ant zawsze trzyma艂 na biurku „S艂ynne cytaty” Barletta. To ona rozpocz臋艂a trwaj膮c膮 ju偶 cztery dekady przygod臋 mi艂osn膮 genera艂a z m膮dro艣ci膮 wielkich m臋偶贸w stanu, 偶o艂nierzy i uczonych. Dzi臋ki niej Mike zacz膮艂 po偶era膰 ksi膮偶ki: od Epikteta do 艣wi臋tego Augustyna, od Homera do Hemingwaya. Dzi臋ki niej zacz膮艂 my艣le膰.
Mo偶e za wiele my艣la艂e艣, powiedzia艂 sobie.
Siedzia艂 na drewnianej 艂awce w trz臋s膮cym si臋 C-141B, milcz膮c i niezbyt uwa偶nie s艂uchaj膮c pu艂kownika Augusta, opowiadaj膮cego Lowellowi Coffeyowi i Philowi Katzenowi jak to w lidze m艂odzie偶owej rywalizowali na 艣mier膰 i 偶ycie, kt贸ry b臋dzie mia艂 wi臋cej wybi膰 w trybuny.
Mike Rodgers wiedzia艂, 偶e nigdy w 偶yciu nie post膮pi艂 jak tch贸rz i nigdy w 偶yciu nie zachowa艂 si臋 niehonorowo. Wiedzia艂 tak偶e, 偶e wraz z t膮 misj膮 na Bliskim Wschodzie sko艅czy艂a si臋 jego kariera 偶o艂nierza. S膮dzi艂, 偶e sko艅czy艂a si臋 w chwili, gdy nie uda艂o mu si臋 odbi膰 CR z r膮k Kurd贸w na granicy syryjskiej. Zachowa艂 si臋 w贸wczas niezdarnie, g艂upio, tego rodzaju b艂臋d贸w nie wolno po prostu pope艂nia膰 ludziom na jego stanowisku. 艢mier膰 przyw贸dcy terroryst贸w tchn臋艂a jednak w niego nowe 偶ycie, ju偶 nie jako 偶o艂nierza walcz膮cego w polu, lecz 偶o艂nierza zwalczaj膮cego terroryzm. Na sali s膮dowej zacz臋艂aby si臋 jego odwa偶na, honorowa walka przeciw straszliwemu przeciwnikowi.
Teraz, pomy艣la艂, nie zosta艂o mi ju偶 nic.
- Generale - spyta艂 August - jak nazywa艂a si臋 ta 艂apaczka, kt贸ra w ko艅cu wykluczy艂a nas obu. Ta z pi膮tej klasy?
- Laurette - odpar艂 Rodgers. - Nie pami臋tam nazwiska.
- W艂a艣nie, Laurette. Dziewczyna s艂odka jak mi贸d. 艢licznie wygl膮da艂a mimo maski, r臋kawic i gumy balonowej pod policzkiem.
Rodgers si臋 u艣miechn膮艂. Dziewczyna rzeczywi艣cie by艂a 艂adna. A ich walka o rekord - co za wy艣cig. Jednak ka偶dy wy艣cig ko艅czy si臋 wygran膮 jednego, a kl臋sk膮 wielu.
Jak ten w艂a艣nie zako艅czony wy艣cig na Bliskim Wschodzie.
Wygra艂a Iglica - co za popis! Kto przegra艂? Przede wszystkim Kurdowie, zmia偶d偶eni w swej bazie, Turcja i Syria, nadal maj膮ce w swych granicach miliony niezadowolonych obywateli, oraz Mike Rodgers, kt贸ry pokpi艂 sprawy bezpiecze艅stwa i pr贸b臋 ucieczki, 藕le os膮dzi艂 charakter lojalnego wsp贸艂pracownika oraz z zimn膮 krwi膮 zamordowa艂 je艅ca.
Ameryka przegra艂a tak偶e. Przegra艂a kieruj膮c go z powrotem do male艅kiego gabinetu w Centrum, zamiast poprze膰 go w wojnie z terrorystami.
A to ju偶 prawdziwa wojna...
Gdy le偶a艂 w szpitalu bazy, wiele my艣la艂 na ten temat. Z 艂awy oskar偶onych mia艂 zamiar powiedzie膰, 偶e ka偶dy nar贸d atakuj膮cy obywatela ameryka艅skiego, gdziekolwiek i z jakichkolwiek pobudek, praktycznie wypowiada wojn臋 Ameryce. Mia艂 te偶 zamiar zwr贸ci膰 si臋 do prezydenta z apelem, by ka偶de porwanie Amerykanina, pod艂o偶enie bomby w ameryka艅skim samolocie, wysadzenie ameryka艅skiego budynku traktowa膰 jako casus belli, akt agresji skierowany przeciw Stanom Zjednoczonym, przes膮dzaj膮cy o wypowiedzeniu wojny. Wypowiedzenie wojny nie oznacza艂o przecie偶 automatycznego ataku na 偶o艂nierzy i ludno艣膰 danego kraju, pozwala艂o jednak zablokowa膰 mu porty i zatapia膰 ka偶dy pr贸buj膮cy przerwa膰 blokad臋 statek, pozwala艂o sparali偶owa膰 transport atakami rakietowymi na lotniska i drogi, pozwala艂o doprowadzi膰 do za艂amania handlu i ruiny ekonomicznej, kt贸re nieuchronnie sko艅czy艂yby si臋 obaleniem w艂adzy popieraj膮cej terroryzm.
Wraz z ko艅cem terroryzmu sko艅czy艂aby si臋 takie wojna.
Takie plany snu艂 Mike Rodgers. Gdyby dokonana na Kurdzie egzekucja zosta艂a uznana za pierwszy strza艂 w wojnie z terroryzmem, zachowa艂by honor. A jednak okaza艂o si臋, 偶e zabi艂 tylko cz艂owieka, kt贸ry go torturowa艂, 偶e dokona艂 wy艂膮cznie aktu zemsty. Charlotte Bronte napisa艂a kiedy艣: „Zemsta wydaje si臋 aromatyczna jak wino, pozornie 艂agodne, pozostawiaj膮ce jednak na j臋zyku ostry, metaliczny posmak".
Opu艣ci艂 g艂ow臋. Nie pragn膮艂 cofn膮膰 si臋 w czasie, nie pragn膮艂 wyprostowa膰 palca, zaciskaj膮cego si臋 na spu艣cie. Zabicie tego Kurda oszcz臋dzi艂o Ameryce nieszcz臋艣cia procesu, manifestacji gazetowej sprawiedliwo艣ci, prawnych przepychanek mi臋dzy oskar偶eniem i obron膮, Kurd贸w za艣 obdarzy艂o m臋czennikiem za spraw臋 zamiast przegranego pechowca. Na Boga, 偶a艂owa艂 jednak, 偶e wystrzelona w贸wczas kula nie zabi艂a ich obu. Uczono go, by za wszelk膮 cen臋 s艂u偶y艂 krajowi, strzeg艂 jego warto艣ci i jego flagi. Akt u艂askawienia gwa艂ci艂 i jedno, i drugie. Okazuj膮c mu mi艂osierdzie, ojczyzna pogwa艂ci艂a to, co znacznie wa偶niejsze - sprawiedliwo艣膰.
B艂膮d pope艂nili ludzie, kt贸rzy niew膮tpliwie chcieli dobrze. Lecz mimo to kraj wymaga艂, by b艂臋dowi temu zado艣膰uczyni膰.
Rodgers wsta艂 sztywno, skr臋powany banda偶ami na ramionach i piersi. Z艂apa艂 za link臋, biegn膮c膮 przez kad艂ub samolotu na wysoko艣ci ramion.
August podni贸s艂 g艂ow臋.
- Dobrze si臋 czujesz? - spyta艂.
- Tak. Id臋 do 艂azienki - odpowiedzia艂 z u艣miechem genera艂. Spojrza艂 z g贸ry na nieco nienaturalnie o偶ywionego przyjaciela. Z niego te偶 by艂 dumny i cieszy艂 si臋, 偶e August wygra艂 wy艣cig.
艁azienka samolotowa by艂a zimnym pomieszczeniem, o艣wietlonym jedn膮 偶ar贸wk膮.
Wracaj膮c Mike mija艂 aluminiowe rega艂y, na kt贸rych z艂o偶ony by艂 ekwipunek Iglicy. Jego rzeczy znajdowa艂y si臋 w torbie, kt贸r膮 mia艂 w CR. Istnia艂 jeszcze spos贸b na odzyskanie honoru.
- Nie ma go tu - us艂ysza艂 za plecami jaki艣 g艂os. Odwr贸ci艂 si臋. Zobaczy艂 powa偶n膮 twarz Bretta Augusta. - Pistoletu, z kt贸rego zastrzeli艂e艣 terroryst臋 - m贸wi艂 dalej Brett. - Nie ma go tu.
Genera艂 wyprostowa艂 si臋.
- Nie mia艂 pan prawa grzeba膰 w worku oficerskim, pu艂kowniku.
- Myli si臋 pan, panie generale. Jako najwy偶szy stopniem oficer nie bior膮cy udzia艂u w przest臋pstwie, do kt贸rego przyzna艂 si臋 sprawca, mia艂em obowi膮zek skonfiskowa膰 narz臋dzie przest臋pstwa, celem przedstawienia go jako dowodu przed s膮dem.
- Zosta艂em u艂askawiony.
- Owszem, wiem, ale wtedy o tym nie wiedzia艂em. Czy chce pan, 偶ebym zwr贸ci艂 panu bro艅, panie generale?
Patrzyli sobie w oczy. 呕aden nie opu艣ci艂 wzroku.
- Tak - powiedzia艂 Rodgers. - Chc臋.
- Czy to rozkaz?
- Tak, pu艂kowniku, to rozkaz.
August obr贸ci艂 si臋 i przykucn膮艂 przy najni偶szej z trzech p贸艂ek. Otworzy艂 pierwsze z pi臋ciu pude艂, zawieraj膮cych bro艅 r臋czn膮 Iglicy. Wr臋czy艂 Rodgersowi jego pistolet.
- Prosz臋 bardzo, generale - powiedzia艂.
- Dzi臋kuj臋, pu艂kowniku.
- Nie ma za co. Czy planuje pan u偶y膰 pistoletu, panie generale?
- To chyba wy艂膮cznie moja sprawa.
- Nad tym twierdzeniem mo偶na ju偶 by艂oby dyskutowa膰, generale. Znajduje si臋 pan w stanie skrajnego napi臋cia nerwowego. Stanowi pan r贸wnie偶 zagro偶enie dla genera艂a armii ameryka艅skiej. Przysi臋ga艂em broni膰 偶ycia innych 偶o艂nierzy.
- A tak偶e wykonywa膰 rozkazy. Prosz臋 wr贸ci膰 na swoje miejsce, pu艂kowniku.
- Nie, panie generale.
Rodgers sta艂 trzymaj膮c pistolet w opuszczonej d艂oni. Siedz膮cy w po艂owie kad艂uba DeVonne i Grey w艂a艣nie wstawali z 艂awki. Sprawiali takie wra偶enie, jakby mieli zamiar rzuci膰 si臋 biegiem w ich kierunku.
- Pu艂kowniku - powiedzia艂 Mike. - Ojczyzna pope艂ni艂a dzisiaj powa偶ny b艂膮d. Wybaczy艂a cz艂owiekowi, kt贸ry nie prosi艂 o wybaczenie i nie zas艂ugiwa艂 na nie. Robi膮c to, narazi艂a na niebezpiecze艅stwo swych obywateli i swe instytucje.
- To, co zamierza pan zrobi膰, niczego nie zmieni, panie generale.
- Dla mnie zmieni.
- M贸wi pan jak jaki艣 cholerny egoista, generale. Prosz臋 pozwoli膰, 偶e przypomn臋 panu, 偶e kiedy pozwoli艂 pan zdoby膰 baz臋 Laurette Jak jej-tam, te偶 nie s膮dzi艂 pan, by da艂o si臋 z tym 偶y膰. Kiedy Laurette obiega艂a baz臋, machn膮艂 pan kijem tak mocno, 偶e gdyby nie z艂apa艂 go przestraszony najlepszy przyjaciel, waln膮艂by si臋 pan w g艂ow臋, najprawdopodobniej odnosz膮c powa偶n膮 kontuzj臋. 呕ycie jednak toczy艂o si臋 dalej i nieszcz臋艣liwy pa艂karz ocali艂 p贸藕niej 偶ycie niezliczonych ludzi - w Po艂udniowo-Wschodniej Azji, podczas Pustynnej Burzy i ostatnio w P贸艂nocnej Korei. Je艣li genera艂 ma zamiar jeszcze raz waln膮膰 si臋 w 艂eb, niech wie, 偶e niegdysiejszy kumpel z baseballowej dru偶yny zn贸w go powstrzyma. Ojczyzna pana potrzebuje.
- Czy bardziej potrzebuje mnie, czy honoru? - spyta艂 Rodgers, patrz膮c wprost w oczy przyjaciela.
- Honor ojczyzny spoczywa w sercu jej obywateli. Je艣li uciszy pan swe serce, generale, odbierze pan narodowi to, co chce pan, jak twierdzi, dla narodu zachowa膰. Czasami trudno jest 偶y膰, ale obaj widzieli艣my ju偶 zbyt wiele trup贸w. I nie tylko my.
Rodgers spojrza艂 na 偶o艂nierzy Iglicy. Sprawiali wra偶enie czujnych, o偶ywionych. Mimo to, co prze偶yli w Libanie, mimo 艣mierci szeregowego Moore'a w P贸艂nocnej Korei i pu艂kownika Squiresa w Rosji, nadal byli pe艂ni entuzjazmu, nadal z nadziej膮 patrzyli w przysz艂o艣膰. Nadal wierzyli w siebie i w system, kt贸remu s艂u偶yli.
Rodgers powoli od艂o偶y艂 bro艅 na p贸艂k臋. Nie wiedzia艂, czy zgadza si臋 z Augustem we wszystkich sprawach, ale jednego by艂 pewien: to, co zamierza艂 zrobi膰 przed chwil膮, raz na zawsze wyleczy艂oby ich z entuzjazmu. Cho膰by z tego powodu warto by艂o przemy艣le膰 sobie wszystko jeszcze raz.
- Nazywa艂a si臋 Delguercio - powiedzia艂. - Laurette Delguercio.
August u艣miechn膮艂 si臋.
- Wiedzia艂em. Mike Rodgers nie zapomina niczego. Chcia艂em po prostu sprawdzi膰, czy s艂uchasz, co m贸wi臋. Nie s艂ucha艂e艣. Dlatego poszed艂em za tob膮.
- Dzi臋ki, Brett.
Pu艂kownik zacisn膮艂 usta i skin膮艂 g艂ow膮.
- No dobra, a czy opowiedzia艂e艣 im, jak na ostatniej zmianie w ostatnim meczu sezonu z pi艂k膮 w r臋ku przysi臋ga艂em, 偶e w nast臋pnym sezonie pobij臋 ciebie i Laurette?
- W艂a艣nie mia艂em zamiar.
Mike Rodgers poklepa艂 przyjaciela po ramieniu.
- No to idziemy - powiedzia艂, skr臋ci艂, by omin膮膰 go i skrzywi艂 si臋, bo banda偶 otar艂 poparzone cia艂o.
Usiad艂, kiwn膮艂 g艂ow膮 Greyowi i DeVonne. Siedzia艂. na twardej 艂awce, uwa偶nie s艂uchaj膮c Bretta Augusta opowiadaj膮cego o czasach, kiedy ma艂a liga by艂a najwa偶niejsza w 艣wiecie, a nadzieja na rewan偶 w nast臋pnym sezonie czyni艂a 偶ycie zno艣nym.
66
Pi膮tek, 8.30 - Waszyngton, Dystrykt Columbia
„Zebranie rodzinne", jak nazywa艂 t臋 uroczysto艣膰 Po艂udniowiec z pochodzenia, Bob Herbert, jak zwykle oby艂o si臋 bez zb臋dnego ha艂asu.
Zawsze, gdy pracownicy Centrum powracali z niebezpiecznej lub trudnej misji, ich koledzy pieczo艂owicie pilnowali zasady „wszystko jak zwykle". W ten spos贸b szybko powraca艂o si臋 do dobrej, skutecznej i zwyczajnej pracy.
Pierwszy dzie艅 Paula Hooda zacz膮艂 si臋 w jego gabinecie. Podczas lotu z Londynu Paul przejrza艂 materia艂y, nades艂ane modemem do komputera przez jego asystenta, "Pluskw臋" Beneta. Okaza艂o si臋, 偶e musi podj膮膰 kilka natychmiastowych decyzji, wi臋c e-mailem poinformowa艂 Herberta, Marth臋, Darrella McCaskeya i Liz Gordon o porannym spotkaniu. Hood nie wierzy艂 w powolne przystosowanie si臋 do niewyg贸d zwi膮zanych z szybk膮 zmian膮 stref czasowych, wierzy艂 natomiast w to, 偶e kiedy zadzwoni budzik trzeba wsta膰 i zabra膰 si臋 do za艂atwienia pierwszej sprawy na dzi艣.
Mike Rodgers wyznawa艂 najwyra藕niej t臋 sam膮 prost膮 zasad臋. Paul zadzwoni艂 do niego do domu o wp贸艂 do si贸dmej, spodziewaj膮c si臋, 偶e odezwie si臋 automatyczna sekretarka, Mike podni贸s艂 jednak s艂uchawk臋 tak przytomny, jakby w og贸le si臋 nie k艂ad艂. Na spotkanie przyjecha艂 wkr贸tce po McCaskeyu i Herbercie. Obecni podali sobie r臋ce, powiedzieli: „Mi艂o zn贸w ci臋 widzie膰" i tylko Herbert pozwoli艂 sobie na skierowan膮 do Rodgersa uwag臋: „Wygl膮dasz jak krowi placek". Martha i Liz przyby艂y minut臋 p贸藕niej. Genera艂 wykorzysta艂 woln膮 chwil臋, by oschle podzi臋kowa膰 Marthcie i Bobowi za uzyskanie u艂askawienia. Czuj膮c, 偶e jest to dla niego niezr臋czna chwila, Paul natychmiast przeszed艂 do spraw bie偶膮cych.
- Po pierwsze, Liz, mia艂a艣 mo偶e okazj臋 pogada膰 z naszymi bohaterami? - spyta艂.
- Wczoraj wieczorem rozmawia艂am z Lowellem i Philem. Wzi臋li dzi艣 wolny dzie艅, ale nic im nie b臋dzie. Phil ma z艂amane dwa 偶ebra. Lowell cierpi z powodu zranionego ego i uko艅czonych czterdziestu lat, ale nie ma obawy, prze偶yje.
- A ju偶 mia艂em nadziej臋, 偶e wy偶yj臋 si臋 dzi艣 na naszym czterdziestolatku - westchn膮艂 Herbert.
- Poczekaj do poniedzia艂ku - powiedzia艂a trzydziestodwuletnia pani psycholog. - Do poniedzia艂ku z pewno艣ci膮 mu nie przejdzie.
- A co z Mary Rose? - przerwa艂 im Paul.
- Potrzeba jej troch臋 wolnego, ale tu te偶 wszystko b臋dzie w porz膮dku.
- Sukinsyny korzysta艂y z jej cierpienia, 偶eby nas zmusza膰 do wsp贸艂pracy - stwierdzi艂 ponuro Rodgers. - Powtarzali ten numer raz za razem.
- Mo偶esz mi wierzy膰 albo nie, ale w艂a艣nie to mo偶e jej pom贸c. Ludzie, kt贸rzy prze偶yli jedno takie nieszcz臋艣cie, uwa偶aj膮 na og贸艂, 偶e los si臋 do nich u艣miechn膮艂. Po kilku zaczynaj膮 wierzy膰, 偶e s膮 twardsi ni偶 pocz膮tkowo przypuszczali.
- Ona jest twarda - zauwa偶y艂 genera艂.
- Niew膮tpliwie. Podtrzymajmy j膮 w tym przekonaniu, a zrobi si臋 twarda tak偶e w codziennym 偶yciu.
- Zawsze twierdzi艂em, 偶e ta cicha irlandzka woda brzegi rwie - powiedzia艂 Bob.
Paul podzi臋kowa艂 Liz i spojrza艂 na Herberta.
- Bob, nale偶膮 ci si臋 podzi臋kowania za pomoc, kt贸rej udzieli艂e艣 mi, Mike'owi i Iglicy. Gdyby twoi ludzie nie pojawili si臋 tam w najwa偶niejszym momencie, ja, Warner Bicking, doktor Nasr i ambasador Haveles wr贸ciliby艣my do domu w trumnach.
- Ten tw贸j Druz to takie wyj膮tkowy facet. Bez niego Iglica nigdy nie znalaz艂aby CR na czas - doda艂 Rodgers.
- Ci ludzie s膮 najlepsi na Bliskim Wschodzie - przyzna艂 Herbert. - Mam nadziej臋, 偶e wspomnisz o tym Kongresowi, kiedy przyjdzie czas zatwierdzania bud偶etu.
- Senator Fox dostanie pe艂ny, tajny raport - oznajmi艂 Paul.
- Skoro przy tym jeste艣my, Steven Viens nadal potrzebuje naszej pomocy - przypomnia艂 mu Herbert. - Powo艂ano specjalnego oskar偶yciela do zbadania tajnego bud偶etu NBR. Steven odnosi wra偶enie, 偶e robi si臋 z niego koz艂a ofiarnego, a ja si臋 z nim zgadzam. Dla porz膮dku przypomn臋 tylko, 偶e wraz z Mattem Stollem pracowali ca艂膮 noc nad ponownym uruchomieniem naszych satelit贸w.
- Wiem, 偶e jest w porz膮dku, Bob. B膮d藕 pewny, 偶e zrobimy dla niego co w naszej mocy. Mike, kto pilnuje zwrotu CR?
- Mam zamiar popracowa膰 nad tym z dow贸dc膮 Tel Nef i pu艂kownikiem Augustem. Na razie jest bezpieczne w bazie. Kiedy w regionie zapanuje co艣 w rodzaju spokoju, wr贸cimy tam i 艣ci膮gniemy je.
- Doskonale. A teraz, je艣li znajdziesz dzi艣 troch臋 czasu - Bob, ciebie te偶 to dotyczy - chc臋, 偶eby艣my zrobili zestawienie, z kt贸rego wyniknie, ilu ludzi ocali艂 i ile forsy oszcz臋dzi艂 Viens podczas pracy w NBR. Mo偶e nawet wci膮gniemy do tego nasz膮 ksi臋gowo艣膰, co powinno zadowoli膰 rachmistrz贸w z Kapitolu.
Rodgers skin膮艂 g艂ow膮.
- Zaraz posadz臋 do roboty nasz膮 ksi臋gowo艣膰 - obieca艂 Herbert.
Paul Hood zwr贸ci艂 si臋 teraz ku Marthcie i Darrelowi, kt贸rzy siedzieli na sk贸rzanej kanapie. Darrell zachowywa艂, jak zwykle, stoicki spok贸j, Martha jednak niecierpliwie hu艣ta艂a nog膮.
- Wy dwoje - powiedzia艂 - nie b臋dziecie w stanie w niczym nam pom贸c. Jutro lecicie do Hiszpanii. - Martha natychmiast si臋 o偶ywi艂a. - Podczas lotu z Londynu dosta艂em raport od Beneta. Policja w Madrycie aresztuje nacjonalist贸w baskijskich. Dostali cynk, 偶e nied艂ugo ma zdarzy膰 si臋 co艣 du偶ego. Co艣, co mo偶e mie膰 powa偶ne konsekwencje mi臋dzynarodowe.
McCaskey twarz mia艂 nieruchom膮, Martha jednak u艣miecha艂a si臋 szeroko. Uwielbia艂a 膰wiczy膰 swe dyplomatyczne zdolno艣ci. Uwielbia艂a tak偶e zdobywa膰 mi臋dzynarodowe wp艂ywy.
- Szef ich si艂 bezpiecze艅stwa poprosi艂 o pomoc wywiadowcz膮 i dyplomatyczn膮 - m贸wi艂 dalej Paul. - Zostali艣cie wybrani. Benet i Departament Stanu w艂a艣nie zbieraj膮 dla was materia艂y. B臋d膮 gotowe przed waszym jutrzejszym lotem.
- Po偶ycz臋 ci przewodnik, Darrell - za偶artowa艂 Bob.
- Nic mu nie b臋dzie. Znam hiszpa艅ski - powiedzia艂a Martha.
Paul patrzy艂 na Boba i Herbert czu艂 na sobie ci臋偶ar tego spojrzenia. Poruszy艂 si臋 w w贸zku, ale nic nie powiedzia艂. Hood wiedzia艂 od Beneta o tarciach mi臋dzy t膮 dw贸jk膮 i doskonale zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e pod nieobecno艣膰 Marthy musi co艣 zrobi膰 z tym fantem. Podejrzewa艂, 偶e zapobie偶enie wojnie mi臋dzy Marth膮 Macall a Bobem Herbertem mo偶e si臋 okaza膰 trudniejsze od zapobie偶enia wojnie mi臋dzy Turcj膮 a Syri膮.
Spotkanie zako艅czy艂o si臋, ale Hood poprosi艂 Rodgersa o pozostanie. Kiedy Herbert wyjecha艂 z gabinetu, zamykaj膮c za sob膮 drzwi, wsta艂 i wyszed艂 zza biurka. Usiad艂 na fotelu, naprzeciwko genera艂a.
- Ci臋偶ko by艂o, prawda? - spyta艂.
- Wiesz, co jest w tym wszystkim naj艣mieszniejsze? - odpowiedzia艂 pytaniem Mike. - To, 偶e bywa艂o ci臋偶ej. Wzi臋艂o mnie nie tylko to, przez co musieli艣my przej艣膰.
- Chcesz mi co艣 powiedzie膰?
- Owszem. Mam zamiar z艂o偶y膰 rezygnacj臋.
Nie ukrywaj膮c zdumienia, Paul Hood patrzy艂, jak Mike Rodgers wyjmuje z kieszeni kopert臋, pochyla si臋 sztywno i k艂adzie j膮 na biurku. - Rezygnuj臋 z chwil膮 znalezienia zast臋pstwa - doda艂 jeszcze.
- Dlaczego s膮dzisz, 偶e przyjm臋 twoj膮 rezygnacj臋?
- Poniewa偶 w Centrum na nic ci si臋 ju偶 nie przydam. Nie, inaczej. Powiedzmy, 偶e mojemu krajowi bardziej przydam si臋 gdzie indziej.
- Gdzie na przyk艂ad?
- Nie chc臋 sprawia膰 wra偶enia panikarza, Paul, ale dopiero tam, na Bliskim Wschodzie, w ca艂ej pe艂ni u艣wiadomi艂em sobie pewne sprawy. Ameryka ma bardzo przebieg艂ego i bardzo niebezpiecznego przeciwnika.
- Terroryzm?
- Terroryzm. A z terroryzmem nie umiemy walczy膰. Rz膮d jest skr臋powany traktatami i problemami ekonomicznymi. Instytucje typu CIA albo Centrum i tak maj膮 za wiele roboty. Linie lotnicze, firmy z oddzia艂ami za granic膮, 偶o艂nierze stacjonuj膮cy za granic膮 nie radz膮 sobie nawet z ochron膮 w艂asnych ludzi. W dodatku do elektronicznych i satelitarnych o艣rodk贸w wywiadowczych potrzebujemy agent贸w, ludzi. Musimy te偶 dzia艂a膰 znacznie bardziej zdecydowanie opieraj膮c si臋 na informacjach wywiadu... mani na my艣li dzia艂ania prewencyjne. Rozmawia艂em z Falahem, tym Druzem, kt贸ry pom贸g艂 nam w dolinie Bekaa. By艂 na takiej p贸艂-emeryturze i p贸ki nie wr贸ci艂 w teren, w og贸le nie zdawa艂 sobie sprawy, jak bardzo brakuje mu akcji. Teraz jest got贸w. Porozmawiam te偶 z naszymi sojusznikami w innych krajach. Wykorzystam niekt贸re z kontakt贸w Boba. Paul, wierz臋, 偶e co艣 takiego jest niezb臋dne bardziej, ni偶 wszystko, w co wierzy艂em do tej pory. 呕eby zwalczy膰 terroryzm, musimy by膰 sprytniejsi i bardziej niebezpieczni od samych terroryst贸w.
Paul przygl膮da艂 mu si臋 z napi臋ciem.
- Mam zamiar nam贸wi膰 ci臋 do zmiany zdania - powiedzia艂.
- Daj spok贸j. Ju偶 zdecydowa艂em.
- Wiem. Nie o to chodzi. Mam zamiar nam贸wi膰 ci臋, 偶eby艣 wycofa艂 rezygnacj臋. Dlaczego nie sformowa膰 takiej jednostki w ramach Centrum?
Teraz z kolei zdumia艂 si臋 Rodgers. Odzyska艂 g艂os dopiero po kilku sekundach.
- Paul, czy ty zdajesz sobie spraw臋 z tego, co w艂a艣nie powiedzia艂e艣? Mnie nie chodzi o inne wykorzystanie Iglicy. M贸wi臋 o nowym oddziale!
- Rozumiem.
- Nie zmienimy przecie偶 karty, na podstawie kt贸rej dzia艂amy.
- Wi臋c nie b臋dziemy jej zmienia膰.
- Sk膮d w takim razie we藕miemy pieni膮dze?
- Tego akurat mo偶emy nauczy膰 si臋 na b艂臋dach Stevena Viensa. Nie martw si臋, znajd臋 fors臋. Edowi Cohranowi mo偶na zaufa膰. Do diab艂a, jestem pewien, 偶e z艂apie si臋 takiej okazji r臋kami i nogami. Zawsze zazdro艣ci艂 ci tych twoich filmowych wyczyn贸w. Sporo nauczyli艣my si臋 tak偶e z b艂臋d贸w pope艂nionych w Turcji. Sprawdzimy dane, b臋dziemy lepiej wykorzystywa膰 CR. B臋dzie w terenie, w gotowo艣ci, niezale偶nie od tego, czy jest akurat potrzebne, czy nie.
- Ruchoma jednostka stealth, tak?
- I 偶o艂nierze wykorzystuj膮cy technologi臋 stealth. Widz臋 tu spore mo偶liwo艣ci. A ty masz w sobie si艂臋 przekonania wystarczaj膮c膮, by pu艣ci膰 to wszystko w ruch.
Rodgers pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- A co z sam膮 dzia艂alno艣ci膮 operacyjn膮? W Libanie zabi艂em terroryst臋. By艂o to imperium in impero, prawo pi臋艣ci. Os膮dzi艂em go i wyda艂em wyrok. Nie mam zamiaru zaklina膰 si臋, 偶e ju偶 nigdy nie zrobi臋 niczego takiego. 呕ycie niewinnych Amerykan贸w wydaje mi si臋 najwa偶niejsze.
- Wiem. I nie powiem, 偶ebym si臋 z tob膮 nie zgadza艂.
- Doprawdy? - prychn膮艂 Rodgers. - Paul, to zupe艂nie do ciebie niepodobne. Przecie偶 jeste艣 przeciwnikiem kary 艣mierci!
- Oczywi艣cie. Ale kieruj膮c takim zespo艂em jak ten, miastem takim jak Los Angeles, zreszt膮 nawet zajmuj膮c si臋 rodzin膮, cz艂owiek szybko odkrywa, 偶e to, za czym jeste艣 albo czemu jeste艣 przeciwny, nie ma w pewnym momencie znaczenia. Trzeba po prostu odpowiedzie膰 sobie na pytanie, jaki 艣rodek najlepiej prowadzi do celu. Mike, ty przecie偶 nie zrezygnujesz. Ju偶 prawie wyobrazi艂em sobie ciebie w szatach pustynnego patriarchy, z lask膮 w jednym r臋ku, a Uzi w drugim, poluj膮cego na terroryst贸w. Obaj nie najlepiej by艣my na tym wyszli. Ufam ci i chc臋 ci pom贸c.
Hood si臋gn膮艂 na biurko, zdj膮艂 z niego kopert臋 i wyci膮gn膮艂 j膮 w kierunku Rodgersa. Genera艂 nie odebra艂 jej.
- Bierz - powiedzia艂 Paul.
- Jeste艣 pewien, 偶e nie sk艂adasz tej oferty tylko po to, 偶eby mie膰 mnie na oku i pilnowa膰, bym nie sta艂 si臋 anio艂em z p艂omienistym mieczem?
- Tyle masz do艣wiadczenia, 偶e z pewno艣ci膮 nie zdo艂a艂bym ci臋 upilnowa膰, nawet gdybym chcia艂. Ale nie martw si臋, tak naprawd臋 chodzi mi tylko o to, by utrzyma膰. Boba z dala od Marthy. Jemu ta propozycja spodoba si臋 z pewno艣ci膮.
Rodgers wreszcie si臋 u艣miechn膮艂.
- Przemy艣l臋 to sobie - obieca艂. - Musz臋 przemy艣le膰 sobie wiele spraw. Przed kilkoma godzinami marzy艂em wy艂膮cznie o tym, by ostatecznie wycofa膰 si臋 z tego cholernego wy艣cigu. Ludzie ruszyli mi na pomoc, nieproszeni, nie pozwalaj膮c mi w pojedynk臋 znale藕膰 wyj艣cia z k艂opot贸w, kt贸re sam sprokurowa艂em albo samemu ponie艣膰 konsekwencje w艂asnych dzia艂a艅.
- Tak przecie偶 post臋powa艂e艣 ca艂e 偶ycie.
- Prawda. - Rodgers zamilk艂 i przez d艂u偶sz膮 chwil臋 wpatrywa艂 si臋 w przestrze艅. - Potem m贸j bardzo, bardzo stary przyjaciel przypomnia艂 mi, 偶e nawet je艣li sam startujesz w wy艣cigu nie oznacza to, 偶e jeste艣 samotny.
- Mia艂 racj臋. Zdaje si臋, 偶e Benjamin Franklin powiedzia艂 kiedy艣 co艣 na ten temat.
- Owszem. Powiedzia艂 Kongresowi: „Musimy trzyma膰 si臋 razem, albo znajd膮 dla nas osobne szubienice".
- Ot贸偶 to. Kim jeste艣, by polemizowa膰 z Benjaminem Franklinem? A poza tym czy on, John Adams, i Synowie Wolno艣ci nie byli przypadkiem .tak膮 grup膮, o jakiej w艂a艣nie my艣limy? - Paul nadal trzyma艂 kopert臋 w wyci膮gni臋tej r臋ce. - S艂uchaj - m贸wi艂 dalej - nie chc臋 ci臋 bro艅 Bo偶e naciska膰, ale rami臋 mi mdleje i nadal nie pragn臋 twego odej艣cia. Co powiesz? Razem czy osobno?
Mike spojrza艂 na kopert臋... i nagle wydar艂 mu j膮 ruchem tak gwa艂townym, 偶e Paula a偶 to zdziwi艂o.
- Zgoda - powiedzia艂. - Razem.
- To 艣wietnie. A teraz sprawd藕my, czy uda si臋 nam uratowa膰 przed s臋pami naszego przyjaciela Viensa.
Wezwa艂 Boba. Zabrali si臋 do roboty z entuzjazmem przekraczaj膮cym wszystko, czego Paul Hood by艂 do tej pory 艣wiadkiem. Nie mia艂 zamiaru dzi臋kowa膰 Kordom za t臋 zgod臋 i entuzjazm, kiedy jednak czeka艂 na pojawienie si臋 ksi臋gowego Centrum, Eda Colahana, przypomnia艂 sobie s艂owa innego wroga Ameryki, wypowiedziane w innym momencie historii. Po ataku na Pearl Harbor, ataku, kt贸ry mia艂 skruszy膰 ameryka艅ski op贸r na Pacyfiku, japo艅ski admira艂 Yamamoto poczu艂 si臋 w obowi膮zku wypowiedzie膰 nast臋puj膮ce s艂owa: „L臋kam si臋, 偶e uda艂o nam si臋 tylko obudzi膰 艣pi膮cego giganta i przepe艂ni膰 go straszliw膮 determinacj膮".
Upowa偶ni艂 Rodgersa do przedyskutowania ich najnowszych pomys艂贸w z Bobem Herbertem. Nie pami臋ta艂, by kiedykolwiek kt贸rykolwiek z nich by艂 r贸wnie przebudzony i r贸wnie zdeterminowany jak dzi艣.
KONIEC
* W oryginale Melting pot (ang.) tygiel - tak nazywaj膮 sw贸j kraj Amerykanie, ze wzgl臋du na stapianie si臋 w jeden nar贸d wielu ras i kultur [przyp. red.].
* Kopu艂a na Skale-jerozolimska 艣wi膮tynia, z kt贸rej Mahomet wst膮pi艂 do nieba [przyp. red.].
* (dos艂.) Twardzi je藕d藕cy - nazwa nadana podczas wojny hiszpa艅sko--ameryka艅skiej 1898 roku 1. Pu艂kowi Kawalerii Ochotniczej [przyp. red.].
* Redcoats Are Coming (dos艂ownie: nadchodz膮 Czerwone Kubraki) - tym okrzykiem podczas Rewolucji Ameryka艅skiej ostrzegano o zbli偶aniu si臋 oddzia艂贸w brytyjskich, kt贸rych 偶o艂nierzy nazywano tak od koloru mundur贸w [przyp. red].