Śmierć niemowlęcia bez chrztu
Kilka miesięcy temu, po trudnej ciąży, kiedy wszystko wydawało się już zmierzać ku dobremu, dziewczynka zmarła w moim łonie, w przeddzień narodzin. Oprócz cierpienia doświadczyłam czegoś na kształt buntu wobec Boga, który pozbawił moje dziecko łaski chrztu. Przypomniałam sobie z katechizmu, że dzieci zmarłe bez chrztu nie mogą wejść do raju i że kiedyś nie były one grzebane w ziemi poświęconej. Wiem, że moi rodzice (byłam jeszcze w szpitalu) w chwili pogrzebu wezwali jednak kapłana, który pobłogosławił młode zwłoki i pocieszył obecnych, utrzymując, że dziewczynka jest aniołem Bożym przy Bogu. Ale ja nie wiem, czy mogę mieć nadzieję, nie mówiąc już o pewności. Gdy chodzę na cmentarz na grób mojej córeczki, nie potrafię snuć żadnej refleksji, i po zostawieniu kwiatka na pamiątkę wielkiej czułości dla nikłych szelestów życia, które czułam w swoim łonie, odchodzę, bez modlitwy i choćby znaku krzyża.
Frustracja Pani jest zrozumiała i być może uniemożliwia zaakceptowanie planu Bożego odnoszącego się do martwo urodzonego dziecka. A przecież ten plan zawiera także wieczne zbawienie tego, kto bez swojej winy umiera, zanim zdolny jest przyjąć chrzest z wody. Mówi się, pozostawiając margines należny tajemnicy nieskończonego miłosierdzia Boga i Jego wszechmocy, że jeżeli chrzest pozostaje i jest absolutnie konieczny, jako widzialny i skuteczny znak zbawienia, to fakt, iż niektórzy z tego znaku widzialnego nie mogą skorzystać, nie oznacza, że pozbawieni są możliwości zbawienia, ale jedynie to, że nie jest ona wyrażona widzialnie. Tak więc droga Pani powinna być spokojna o szczęście wśród aniołów Bożych swojej córeczki.