PROLOG
- P贸艂 roku temu tw贸j brat odda艂 偶ycie za ojczyzn臋. Nie ma go
ju偶 z na tym 艣wiecie. Nikt mi nie zosta艂 opr贸cz ciebie, Carlo.
A teraz to. Jak mog艂e艣?! Nie do艣膰 si臋 ju偶 wycierpia艂am?
- Mamo, to by艂 wypadek. Przysi臋gam ci.
Carlo Mauro popatrzy艂 na matk臋, kt贸ra nerwowo kr臋ci艂a si臋 pomi臋dzy po艣wistuj膮cym kot艂em parowym a 艣cian膮 kot艂owni sta-rej czynszowej kamienicy. Trzy tygodnie przed og艂oszeniem ro-zejmu, kt贸ry zako艅czy艂 walki w Korei, zabito starszego z jej syn贸w. Teraz Carlo przysporzy艂 matce dodatkowych zmartwie艅.
To nie by艂a moja wina. Joey pierwszy wyci膮gn膮艂 n贸偶. Co mia艂em zrobi膰? Pozwoli膰, 偶eby mnie zar偶n膮艂?
Nie powiniene艣 si臋 w艂贸czy膰 z takimi typami jak Joey - od-parar艂a matka. - Ostrzega艂am ci臋! Pok艂贸cili艣cie si臋 o g艂upie ko艣ci, zabi艂e艣 ch艂opaka i zrujnowa艂e艣 sobie 偶ycie!
- Nie zrujnowa艂em, mamo. Uciekn臋. Wyjad臋 z Nowego
Jorku.
A pewnie. Tylko jak daleko? Policja ci臋 capnie, zanim zd膮偶ysz dojecha膰 do New Jersey. Nie dam ci pieni臋dzy, bo sk膮d? A ty masz dziewi臋tna艣cie lat. Jak sobie wyobra偶asz dalsze 偶ycie? B臋dzie ci臋 szuka艂a policja w ca艂ych Stanach.
To by艂o w obronie w艂asnej.
Kto ci uwierzy? Nikt, wspomnisz moje s艂owa!
Carlo ukry艂 twarz w d艂oniach. Od dw贸ch dni ukrywa艂 si臋 w kot-
艂owni kamienicy, w kt贸rej mieszka艂a jego babka. Ba艂 si臋 wr贸ci膰 do domu, ba艂 si臋 pokaza膰 na ulicy. W ko艅cu babce uda艂o si臋 zawiadomi膰 jego matk臋. Gdy tylko zobaczy艂a syna, mocno go obj臋艂a, uca艂owa艂a i wybuchn臋艂a p艂aczem. I zaraz potem czyni艂a mu gorzkie wyrzuty, 偶e zha艅bi艂 rodzin臋 i pami臋膰 nie偶yj膮cego ojca.
Pani Mauro przystan臋艂a. Wspar艂a r臋ce na biodrach i przeszy艂a Carla wzrokiem.
- Je艣li wydam ci臋 policji, to nast臋pne dwadzie艣cia lat przesie
dzisz w wi臋zieniu. Nie mog臋 do tego dopu艣ci膰, mimo 偶e jeste艣
winny.
Carlo poczu艂 艣ciskanie w 偶o艂膮dku. Spojrza艂 matce w oczy.
Wi臋c co zrobisz?
P贸jdziemy do pana Antonellego. Poprosz臋 go o pomoc.
Po co? Pan Antonelli palcem nie kiwnie - p艂aczliwie powiedzia艂 Carlo. - Mafia nie dba o takich ludzi jak my.
Tobie pewnie by nie pom贸g艂, ale ze mn膮 inna sprawa. - Zacisn臋艂a usta. - Kiedy mia艂am siedemna艣cie lat, spotyka艂am si臋 z jego starszym bratem. To by艂o, zanim pozna艂am twojego ojca. Mieszkali艣my w s膮siedztwie Antonellich. Fredo chcia艂 si臋 ze mn膮 o偶eni膰, ale powiedzia艂am mu „nie", bo go nie kocha艂am. Tak si臋 tym przej膮艂, 偶e kiedy wysz艂am za m膮偶 za twojego ojca, sko艅czy艂 z sob膮. Vincent by艂 w tym czasie ma艂ym ch艂opcem, ale kt贸rego艣 dnia, gdy mijali艣my si臋 na ulicy, powiedzia艂: „Jeszcze tego po偶a艂ujesz". Tylko tyle. Musz臋 teraz do niego i艣膰 i przyzna膰 mu racj臋. Powinnam by艂a przyj膮膰 jego brata.
Co to da?
Duma jest dla m臋偶czyzny bardzo wa偶na. Nawet Vinny Antonelli ma sw贸j honor, dziwny, ale jednak honor.
Id膮c z matk膮 za艣nie偶onymi ulicami Brooklynu, Carlo mia艂 kapelusz nasuni臋ty na oczy i postawiony ko艂nierz palta. Nie natkn臋li si臋 na policjant贸w, ale na widok m艂odego 偶o艂nierza Carlo
si臋 zawstydzi艂. Matka nie powiedzia艂a ani s艂owa, wiedzia艂 jednak, 偶e pomy艣la艂a o Tonym.
Gdy weszli do restauracji Vincenta Antonellego, poczu艂, 偶e serce mu zamiera. S艂ysza艂 o ludziach, kt贸rzy prosili Antonellego o pomoc. Nikt nie by艂 ju偶 potem tym samym cz艂owiekiem. Chodzi艂y pog艂oski o strasznym losie tych, kt贸rzy z艂o偶yli swemu capo di capi obietnice bez pokrycia. Odwiedziny u Vinny'ego uwa偶ano wi臋c za ostatni膮 desk臋 ratunku.
Drzwi otworzy艂 im gro藕nie wygl膮daj膮cy cz艂owiek, kt贸ry przez ca艂e 偶ycie chyba ani razu si臋 nie u艣miechn膮艂.
- Poczekajcie - burkn膮艂 i znik艂 za kotar膮.
Carlo by艂 zdenerwowany. Ludzie przy stolikach obracali w palcach kieliszki z winem i bacznie im si臋 przygl膮dali. Wkr贸tce m臋偶czyzna z ponur膮 twarz膮 wr贸ci艂 i da艂 r臋k膮 znak, 偶eby poszli za nim. Carlo znalaz艂 si臋 z matk膮 w zadymionej salce. Przy okr膮g艂ym stole siedzia艂 Vinny Antonelli. Kieliszek czerwonego wina, kt贸ry trzyma艂 w d艂oni, l艣ni艂 jak rubin w 艣wietle lampy.
Vinny mia艂 oko艂o trzydziestu lat. By艂 ubrany w czarny garnitur z bia艂ym krawatem, ciemne w艂osy r贸wno rozdziela艂 przedzia艂ek. Twarz przecina艂a kilkucentymetrowa uko艣na blizna, ko艅cz膮ca si臋 na podbr贸dku. Carlo widzia艂 go kilka razy na ulicy, najcz臋艣ciej obok imponuj膮cego buicka, nigdy jednak nie mia艂 okazji spojrze膰 mu w oczy. By艂o to zatrwa偶aj膮ce do艣wiadczenie.
Antonelli patrzy艂 na nich przez chwil臋 beznami臋tnie, potem skin膮艂 d艂oni膮, w kt贸rej trzyma艂 grube, dymi膮ce cygaro.
- Dawno si臋 nie widzieli艣my. Rosa. Podobno czego艣 ode
mnie chcesz.
Carlo przygl膮da艂 si臋 z boku. jak jego matka podchodzi do sto艂u i kl臋ka u st贸p Vincenta Antonellego, zupe艂nie jakby mia艂a przed sob膮 ksi臋dza w konfesjonale.
Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 Antonelli wydmuchiwa艂 chmury dymu ku sufitowi, pozwalaj膮c jej p艂aka膰. Potem spojrza艂 na Carla,
kt贸ry niepewnie prze艂kn膮艂 艣lin臋, bo czu艂, 偶e i jemu zbiera si臋 na 艂zy.
- Carlo - odezwa艂 si臋 w ko艅cu. - Czemu stoisz z boku, kiedy
biedna matka b艂aga o twoje 偶ycie. B膮d藕 dobrym synem. Twoje
miejsce jest przy niej.
Carlo niezgrabnie ukl膮k艂 obok matki, ale ledwie 艣mia艂 spojrze膰 Antonellemu w oczy. Capo zn贸w zaci膮gn膮艂 si臋 dymem i wydmuchn膮艂 ciemn膮 chmur臋. Zerkn膮艂 na kieliszek, ale go nie dotkn膮艂.
- M贸j brat bardzo kocha艂 twoj膮 matk臋, Carlo - powiedzia艂.
- M贸g艂by艣 by膰 jego synem.
Carlo spu艣ci艂 wzrok. Ba艂 si臋, 偶e ze zdenerwowania straci panowanie nad p臋cherzem i skompromituje si臋 do cna.
- M贸j brat by艂 bardzo wyrozumia艂y - ci膮gn膮艂 Antonelli. -
Pewnie 偶yczy艂by sobie, 偶ebym i ja wybaczy艂. A to znaczy, ch艂o
pcze, 偶e masz szcz臋艣cie. - Vinny wypu艣ci艂 nast臋pn膮 chmur臋 dy
mu. - Chcesz, 偶ebym ci pom贸g艂, Carlo?
Ot臋pia艂y Carlo skin膮艂 g艂ow膮.
W porz膮dku. Ale pami臋taj: ka偶da przys艂uga ma swoj膮 cen臋, tak samo jak za ka偶d膮 obelg臋 jest kara. Je艣li ci pomog臋, b臋dziesz moim d艂u偶nikiem. Poniewa偶 wy艣wiadczam ci wielk膮 przys艂ug臋, wi臋c i ty b臋dziesz mi winien wielk膮 przys艂ug臋. Rozumiesz?
Tak, panie Antonelli.
M贸wisz „tak", ale nie jestem pewien, czy naprawd臋 dobrze mnie zrozumia艂e艣. Dlatego uwa偶nie s艂uchaj, co ci powiem. Daj臋 ci twoje 偶ycie, nowe 偶ycie, gdzie indziej, mo偶e na przyk艂ad w Kalifornii. Twoje k艂opoty si臋 sko艅cz膮, ale od dzi艣 b臋dziesz mi wiele winien, Carlo.
Co mam zrobi膰, panie Antonelli?
Capo zaci膮gn膮艂 si臋 dymem z cygara. Potem pokr臋ci艂 g艂ow膮, u艣miechaj膮c si臋 pod nosem.
- Nie wiem.
- Carlo zrobi wszystko, czego od niego za偶膮dasz - powie
dzia艂a matka.
Czy to prawda? - spyta艂 Antonelli. Carlo skin膮艂 g艂ow膮.
Tak, prawda.
A wi臋c zgoda, zapisuj臋 to sobie w pami臋ci, Carlo. Mo偶e up艂yn膮膰 wiele lat, nim si臋 do ciebie zwr贸c臋. Zrobi臋 to dopiero wtedy, gdy b臋d臋 potrzebowa艂 przys艂ugi tak dla mnie wa偶nej, jak twoje 偶ycie jest wa偶ne dla ciebie. Powiedz, czy przysi臋gasz na g艂ow臋 swojej matki, 偶e zawsze i wsz臋dzie b臋dziesz got贸w bez wahania spe艂ni膰 moj膮 pro艣b臋?
Tak, panie Antonelli. Przysi臋gam na 偶ycie mojej matki.
Grzeczny z ciebie ch艂opak, Carlo. Poca艂uj j膮 teraz, bo nie ujrzysz jej przez wiele lat. Mo偶e nawet ju偶 nigdy.
Carlo z wysi艂kiem prze艂kn膮艂 艣lin臋. Odwr贸ci艂 si臋 do matki, poca艂owa艂 j膮 w mokry od 艂ez policzek i zerkn膮艂 na Antonellego. Oczy capo, przys艂oni臋te grubymi powiekami, by艂y mroczne i nie wyra偶a艂y niczego.
- Ciesz si臋, 偶e masz tak膮 kochaj膮c膮 matk臋 - powiedzia艂 zimno.
ROZDZIA艁
1
Na falach, jakie艣 p贸艂 mili od brzegu, ko艂ysa艂 si臋 kuter. Przygl膮da艂a mu si臋 tak samo jak chwil臋 wcze艣niej frachtowcowi wolno zmierzaj膮cemu na p贸艂noc, do Portlandu, Seattle, a mo偶e na Alask臋.
Felicia Mauro przenios艂a wzrok na fale pieni艣cie rozbijaj膮ce si臋 kilkadziesi膮t metr贸w od miejsca, w kt贸rym odpoczywa艂y z matk膮 na le偶akach w leniwe poniedzia艂kowe popo艂udnie. Jej ojciec sta艂 na brzegu i 艂owi艂 ryby. W艂a艣nie Wykona艂 pot臋偶ny zamach w臋dk膮 i pos艂a艂 haczyk z przyn臋t膮 daleko poza grzbiety fal.
- Czy Jonasz ju偶 z艂apa艂 swojego wieloryba? - spyta艂a matka,
wyrwana nagle z drzemki.
- Nie, ale bardzo si臋 stara.
Louisa cia艣niej otuli艂a nogi kocem.
- Tyle lat jestem jego 偶on膮 i nigdy nie lubi艂 w臋dkowa膰 - po
wiedzia艂a. - A teraz jak nie tyra w restauracji, to bez ustanku
ryby, ryby i ryby. Przecie偶 i tak nikt z nas nie je tego, co mu si臋
uda z艂apa膰. Zawsze mu m贸wi臋: „Daj spok贸j biednej rybie. Niech
sobie jeszcze pop艂ywa". A on i tak nie wytrzyma bez moczenia
tego kija.
Felicia wbi艂a wzrok w plecy ojca. Rondo naci艣ni臋tego na uszy
filcowego kapelusza zabawnie podwija艂o si臋 do g贸ry. Spod zakasanych do kolan spodni wida膰 by艂o patykowate nogi. Felicia zarzuci艂a na ramiona gruby, zielony sweter. Wprawdzie by艂 lipiec, ale w San Francisco zdarzaj膮 si臋 ch艂odne lipce, zw艂aszcza gdy od oceanu wieje silny wiatr.
- Kt贸rego艣 dnia pytam - ci膮gn臋艂a matka - Carlo, czemu na
gle po tylu latach zacz膮艂e艣 艂owi膰 ryby. I wiesz, co on na to? 呕e jak
by艂 ch艂opcem i mieszka艂 w Brooklynie, to chodzi艂 z ch艂opakami
pi膰 piwo na Rockaway Beach. A nad wod膮 stali r贸偶ni starzy
faceci i 艂owili ryby. 艢mia艂 si臋 z nich, m贸wi, ale teraz sam si臋
zestarza艂, wi臋c chce si臋 przekona膰, jak to jest.
Felicia u艣miechn臋艂a si臋. Poczciwy staruszek. Po zawale serca, kt贸ry przeszed艂 p贸艂 roku temu, bardzo si臋 zmieni艂. Prawie z dnia na dzie艅 sta艂 si臋 sentymentalnym, melancholijnym i wra偶liwym cz艂owiekiem. Zacz膮艂 nawet wspomina膰 o Nowym Jorku, chocia偶 zawsze zachowywa艂 si臋 tak, jakby jego 偶ycie zacz臋艂o si臋 od przyjazdu do San Francisco i pracy m艂odszego kelnera w restauracji w North Beach. Od tamtej pory min臋艂o czterdzie艣ci lat.
- Ale mnie jego w臋dkowanie cieszy - m贸wi艂a dalej Louisa
Mauro. - Uspokaja go. A ja mog臋 siedzie膰 na piachu, okutana jak
Eskimos, mnie to nie przeszkadza.
Dla taty nigdy nie istnia艂o nic opr贸cz pracy.
Nie zapominaj o sobie. Felicio. Jeste艣 wielk膮 rado艣ci膮 jego 偶ycia. - Nast膮pi艂a kr贸tka pauza. - I zgryzot膮.
Felicia wiedzia艂a, do czego matka pije. W maju sko艅czy艂a trzydzie艣ci pi臋膰 lat, wci膮偶 jednak by艂a pann膮. Co za艣 najbardziej trapi艂o jej rodzic贸w, w og贸le nie mia艂a ochoty wyj艣膰 za m膮偶. No mo偶e niezupe艂nie, uwielbia艂a bowiem dzieci. Niestety, w ostatnich latach nie zainteresowa艂 jej 偶aden m臋偶czyzna.
- Wiem, 偶e ci臋 denerwuj臋 - nie ust臋powa艂a matka - ale czy
znasz W艂ocha, kt贸ry chcia艂by umrze膰, nie maj膮c wnuk贸w?
Mamo, prosz臋 ci臋, nie zaczynaj znowu starej 艣piewki. - Fe-licia westchn臋艂a, uk艂adaj膮c si臋 na le偶aku. Zapatrzy艂a si臋 w rozmazany na horyzoncie kontur wysp Farallon.
A nie mam racji? - spyta艂a Louisa. - Nic nie poradz臋, 偶e tw贸j ojciec bardzo to prze偶ywa. Odk膮d zachorowa艂 na serce, bez przerwy mnie pyta: „Czy Felicia znajdzie sobie m臋偶czyzn臋? Czy doczekam si臋 wnuk贸w?"
Felicia j臋kn臋艂a.
Tata doskonale wie, jak by艂o, wi臋c po co pyta?
Bo ka偶dy kogo艣 potrzebuje, Felicio.
Ciotka Cecilia nigdy nie mia艂a m臋偶czyzny, a jest szcz臋艣liwa.
Moja siostra jest zakonnic膮.
No i co z tego? Czy kobiety naprawd臋 nie mo偶e interesowa膰 nic opr贸cz ko艣cio艂a albo m臋偶czyzn?
Owszem, dzieci.
Och, mamo. Dlaczego ty i tata nie pozwolicie mi 偶y膰 po swojemu?
Bo ci臋 kochamy.
Felicia zamilk艂a. Jak mog艂a powiedzie膰 matce, 偶e pr贸bowa艂a znale藕膰 kogo艣, kto by艂by dla niej wa偶ny, ale g艂臋bokie rozczarowanie, jakie przynosi艂y pr贸偶ne poszukiwania, by艂o gorsze ni偶 samotno艣膰. Wprawdzie nie tylko ona zawiod艂a si臋 na m臋偶czy藕nie, nie znaczy艂o to jednak, 偶e ma wbrew sobie spe艂nia膰 oczekiwania innych.
Mniejsza o to, widz臋, 偶e nie u艣miecha ci si臋 nast臋pne kazanie. - Louisa Mauro zmieni艂a front. - Pozw贸l tylko, 偶e zadam ci jeszcze jedno pytanie. Gdyby tw贸j ojciec mia艂 przyjaciela, a przyjaciel mia艂 syna...
Mamo!
Nie, Felicio. Wys艂uchaj mnie, prosz臋. To jest dojrza艂y m臋偶czyzna. Czterdzie艣ci osiem lat, lekarz. Dwa lata temu owdowia艂. Ma dw贸ch syn贸w, kt贸rzy potrzebuj膮 matki.
Dosy膰 tego, mamo. Nie chc臋 by膰 zast臋pcz膮 matk膮 ani namiastk膮 偶ony. Nie potrzebuj臋 wik艂ania si臋 we wzajemne zale偶no艣ci.
Jakie zale偶no艣ci masz na my艣li? Ten cz艂owiek jest lekarzem. Ma 艂adny dom w willowej dzielnicy. Jest t臋gawy, przyznaj臋, ale nie gruby. Poza tym ma 艂adne oczy, podobne do oczu mojego ojca.
Mamo!
- Co ci szkodzi zgodzi膰 si臋, 偶eby przyszed艂 na kolacj臋?
Felicia odgarn臋艂a niesforne kosmyki z twarzy i popatrzy艂a
prosto w oczy matki, wytrzymuj膮c jej spojrzenie.
Je艣li si臋 zgodz臋 i nic z tego nie wyjdzie, ojciec b臋dzie si臋 gryz艂 jeszcze bardziej - powiedzia艂a. - Po co niepotrzebnie 艂udzi膰 go nadziej膮?
Bo nic innego opr贸cz nadziei mu nie zosta艂o. - Po policzkach Louisy pociek艂y 艂zy, troch臋 od wiatru, a troch臋 z irytacji. Otar艂a je r臋kawem swetra i ci臋偶ko westchn臋艂a. - Popatrz. - Si臋gn臋艂a do torebki. - Mam jego zdj臋cia. Nazywa si臋 Carl, tak samo jak tw贸j ojciec.
Ojciec za艂o偶y艂 w艂a艣nie na haczyk now膮 przyn臋t臋 i cisn膮艂 j膮 w morze. Tymczasem matka wydoby艂a fotografi臋.
Felicia zerkn臋艂a na ni膮 oboj臋tnie. Carl. grubasek w koszuli z kr贸tkimi r臋kawami i w krawacie, sta艂 mi臋dzy dwoma paj臋cza-kowatymi ch艂opcami. Wszyscy trzej u艣miechali si臋 od ucha do ucha w ten sam spos贸b. Carl mia艂 na nosie grube rogowe okulary, trudno wi臋c by艂o powiedzie膰, jak naprawd臋 wygl膮da. Felici臋 ogarn臋艂o przygn臋bienie. Matka natychmiast to zauwa偶y艂a.
- Teraz schud艂, je艣li wierzy膰 ojcu - powiedzia艂a. - Trzy kilo,
a mo偶e nawet pi臋膰.
Czy on te偶 widzia艂 moje zdj臋cie? Matka spu艣ci艂a oczy.
Tak. Naturalnie uwa偶a, 偶e jeste艣 pi臋kna, no bo jeste艣. Od
razu zapyta艂 Carla, jak to mo偶liwe, 偶e jeszcze nie znalaz艂a艣 m臋偶a. To by艂o jego pierwsze pytanie.
- A co tata mu powiedzia艂?
Louisa wzruszy艂a ramionami.
- 呕e jeste艣 nietypowa. A co mia艂 powiedzie膰? 呕e pan m艂ody
uciek艂 ci sprzed o艂tarza, a ty nie mo偶esz o tym zapomnie膰?
- Oczywi艣cie, ale po co wdawa膰 si臋 w nieistotne szczeg贸艂y'?
Felicia wiedzia艂a, 偶e ust臋pstwo w tej sprawie by艂oby powa偶nym b艂臋dem, nie mia艂a jednak si艂y stawia膰 oporu. Nie pierwszy zreszt膮 raz. Najwyra藕niej choroba ojca podnios艂a rang臋 problemu. Westchn臋艂a. Odbieranie ojcu nadziei zakrawa艂oby na egoizm, a kolacja w czyim艣 towarzystwie to przecie偶 nie tak zn贸w. wiele.
- Niech b臋dzie - powiedzia艂a. - Przyjd臋, ale niczego opr贸cz
kolacji nie obiecuj臋.
Louisa wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i u艣cisn臋艂a d艂o艅 c贸rki.
- Dzi臋kuj臋 ci. Felicio, ze wzgl臋du na ojca. Jeste艣 dobr膮 c贸rk膮
B贸g ci臋 b臋dzie mia艂 w swojej opiece.
ROZDZIA艁
2
By艂o pogodne lipcowe przedpo艂udnie. Nick Mondavi wysiad艂 z taks贸wrki w cz臋艣ci East Side, kt贸r膮 przez ostatnie dziesi臋膰 lat odwiedzi艂 najwy偶ej trzy razy. Zap艂aci艂 kierowcy i omi贸t艂 wzro-kiem park. By艂a to bardzo spokojna cz臋艣膰 miasta, obrze偶e w艂o-skiej dzielnicy. Niew膮tpliwie wuj Vinny specjalnie wybra艂 miejsce nie zwracaj膮ce uwagi.
wi臋cej w po艂owie spaceru wzd艂u偶 zachodniej granicy Nick dostrzeg艂 cz艂owieka pochylonego nad b艂otnikiem czarnego samochodu, zaparkowanego w pobli偶u hy-drantu przeciwpo偶arowego. Gdy podszed艂 bli偶ej, tamten oboj臋t-nym gestem wskaza艂 mu boczn膮 alejk臋.
pasowa艂o do wuja Vinny'ego. Nick wcale nie czu艂 si臋
zaskoczony. Bardzo go jednak interesowa艂o, o czym wuj chce
i rozmawia膰. Przez ostatnie lata prawie si臋 nie widywali.
Wkr贸tce ujrza艂 艂awk臋 na uboczu. Siedzia艂 na niej elegancko
ubrany siwow艂osy, oty艂y m臋偶czyzna z ponur膮 min膮. Na widok
przybysza nieco si臋 rozchmurzy艂 i wsta艂.
- Jeste艣, Nicky - powiedzia艂, z sympati膮 klepi膮c go po plecach. - Ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 widz臋, wuju Vinny.
- A pewnie, pewnie. Cieszysz si臋, 偶e widzisz mnie tu, ukry-
tego w krzakach, z dala od ludzkich oczu.
Nick otworzy艂 usta, 偶eby wyrazi膰 sprzeciw, ale Vincent Antonelli przeszkodzi艂 mu gwa艂townym gestem.
- Ty 偶yjesz, Nicky, w swoim 艣wiecie, a ja w swoim, tak obie
ca艂em twojej 艣wi臋tej pami臋ci matce, gdy le偶a艂a na 艂o偶u 艣mierci.
Vinny, wci膮偶 energiczny mimo swych lat, wskaza艂 na 艂awk臋.
Usi膮d藕my i porozmawiajmy. Szkoda czasu. Obaj mamy mn贸stwo zaj臋膰.
Nicka zaskoczy艂o, 偶e wuj tak bardzo si臋 postarza艂. Nie domy- 艣li艂by si臋 tego ze zdj臋膰, kt贸re od czasu do czasu publikowano w prasie. Maria Antonelli 偶y艂a w separacji z Vinnym od ponad trzydziestu lat, ale jako praktykuj膮ca katoliczka odm贸wi艂a zgody na rozw贸d. Chocia偶 jej m膮偶 mia艂 s艂abo艣膰 do kobiet, przyczyn膮 ich rozstania wcale nie by艂a kolejna kochanka. Maria po prostu poczu艂a, 偶e d艂u偶ej nie wytrzyma. By艂a zm臋czona stwarzaniem pozor贸w normalnego 偶ycia. Postawi艂a Vinny'emu ultimatum: albo wycofa si臋 z brudnych interes贸w, albo wyniesie z domu. Wybra艂 to drugie, o 偶on臋 i c贸rki jednak troszczy艂 si臋 nadal, cho膰 z oddalenia.
Wychowywali Nicka od ma艂ego. Kryzys ma艂偶e艅stwa Anto-nellich u艂atwi艂 wujowi dotrzymanie obietnicy danej matce Nicka.
Wiesz, Nicky - powiedzia艂 starszy pan, przesuwaj膮c palcami po uko艣nej bli藕nie na policzku - zawsze stara艂em si臋, 偶eby艣 mia艂 jak najlepiej. Chodzi艂e艣 do najlepszych szk贸艂. Przez ciotk臋 przekaza艂em ci pieni膮dze na za艂o偶enie interesu, 偶eby艣 nie by艂 gorszy od tych wszystkich eleganckich ch艂opc贸w, z kt贸rymi studiowa艂e艣 w Harvardzie.
Wiem, wuju. Zawsze by艂e艣 dla mnie bardzo hojny.
Przysi膮g艂em twojej matce, 偶e b臋dziesz dobrze 偶y艂, Nicky. Ale nie przyszed艂em po podzi臋kowania. Przyszed艂em, bo mamy k艂opoty.
G艂os wuja nabra艂 powagi. Nick jeszcze z dzieci艅stwa pami臋ta艂, 偶e nie wr贸偶y to nic dobrego.
Jakie k艂opoty?
Najwyra藕niej, m贸j ch艂opcze, w艂adze postanowi艂y wypowiedzie膰 nam wojn臋 na wszystkich frontach. Depcz膮 nam po pi臋tach od d艂u偶szego czasu, wi臋c to nie nowina. Moi ludzie donosz膮, 偶e szykuje si臋 przeciwko nam wielka akcja. Co gorsza, w艂adze chc膮 si臋 dobra膰 r贸wnie偶 do naszych rodzin.
Vincent Antonelli wyj膮艂 z kieszeni cygaro i zapali艂 je z艂ot膮 zapalniczk膮. Cmokn膮艂 kilka razy, 偶eby dobrze si臋 roz偶arzy艂o.
- Przypuszczam, 偶e do tej pory nie otrzyma艂e艣 nakazu za
j臋cia.
Nick zamruga艂.
Nakazu zaj臋cia?
Tak. To taki kwit, na kt贸rym ci pisz膮, 偶e maj膮 prawo przej膮膰 tw贸j interes.
Wiem, wuju, czym jest nakaz zaj臋cia. Dlaczego miano by mi go dor臋czy膰?
Bo nale偶ysz do mojej rodziny.
Ale nie zrobi艂em niczego, co dawa艂oby w艂adzom podstawy do dochodzenia przeciwko mnie - zaprotestowa艂 Nick.
To nie ma znaczenia. Jeste艣 moim krewnym, to im wystarczy.
Nick poruszy艂 si臋 niespokojnie.
Niech sobie dochodz膮, czego chc膮. Nie z艂ama艂em prawa.
To nie jest takie proste - powiedzia艂 Vinny, wydmuchuj膮c k艂膮b dymu.
Co chcesz przez to powiedzie膰?
Nie wiesz o dw贸ch sprawach. - Vinny po艂o偶y艂 Nickowi r臋k臋 na ramieniu w ge艣cie przeprosin. - Po pierwsze, chodzi o pocz膮tki twojego interesu. Matka nie zostawi艂a ci 偶adnych pieni臋dzy. Wszystkie dosta艂e艣 ode mnie. Da艂em ci je w jej imie-
niu, bo tego na pewno by sobie 偶yczy艂a. W艂adzom nie podobaj膮 si臋 moje pieni膮dze, wi臋c i twoje niestety te偶.
Te sto tysi臋cy dolar贸w da艂e艣 mi przecie偶 pi臋tna艣cie lat temu. Od tamtej pory obr贸ci艂em nimi dziesi膮tki razy.
W艂adze nie zapominaj膮, Nicky. - Zaci膮gn膮艂 si臋 dymem. - Zreszt膮 to dopiero pierwsza sprawa. Jest wi臋kszy k艂opot, zupe艂nie inny.
Nick ba艂 si臋 spyta膰. Ju偶 i tak czu艂 si臋 fatalnie. Nigdy nie aprobowa艂 post臋powania wuja, prawd臋 m贸wi膮c, pot臋pia艂 je. Ale przynajmniej w jednym Vinny zachowywa艂 si臋 honorowo - nie miesza艂 rodziny do swoich spraw. Ciotka Nicka by艂a przyzwoit膮 kobiet膮, stara艂a si臋 wszczepi膰 kuzynowi i swoim c贸rkom zdrowe zasady moralne. A wuj, co trzeba mu przyzna膰, wcale w tym nie przeszkadza艂.
Chodzi o to - ci膮gn膮艂 Vinny - 偶e 艣ci膮gaj膮c was tu z Europy, pope艂ni艂em fatalny b艂膮d. Nigdy nie za艂atwi艂em wam porz膮dnych papier贸w, zreszt膮 sam wjecha艂em do Stan贸w nielegalnie. Od kilku miesi臋cy Urz膮d Imigracyjny bardzo si臋 nami interesuje.
Chwileczk臋, wuju. Czy chcesz powiedzie膰, 偶e nie jestem obywatelem Stan贸w Zjednocznych, poniewa偶 mam fa艂szywe do-kumety?
Niestety tak.
- To niemo偶liwe! Mieszkam w tym kraju od niemowl臋cia.
Przeszed艂em ca艂y proces naturalizacji. Mam paszport i wszystko
co trzeba.
- Moi adwokaci twierdz膮, 偶e je艣li Urz膮d Imigracyjny potrafi
dowie艣膰 oszustwa, to mo偶e wszystko zakwestionowa膰.
Nick poczu艂 si臋 nagle tak, jakby dosta艂 mocny cios w 偶o艂膮dek. Nie wierzy艂 w艂asaym uszom.
- Wiem. 偶e ci臋 zaskoczy艂em - podj膮艂 Vinny. wyra藕nie zak艂o
potany. - To moja wina, bior臋 pe艂n膮 odpowiedzialno艣膰 za to
zaniedbanie. I przysi臋gam ci, Nicky, 偶e je naprawi臋.
Nick Mondavi ukry艂 twarz w d艂oniach. S艂ysza艂 o deportacji ze Stan贸w Zjednoczonych by艂ych zbrodniarzy hitlerowskich, kt贸-
rych pozbawiano obywatelstwa nawet po czterdziestu latach. Ale to by艂o co innego. On przecie偶 nie by艂 zbrodniarzem wojennym.
Nie by艂 nawet przest臋pc膮, tylko inwestorem budowlanym.
- Wuju - powiedzia艂 oszo艂omiony. - Trudno mi uwierzy膰, 偶e
w艂adze mog膮 mie膰 do mnie zastrze偶enia. Gdyby nawet podj臋-
to dochodzenie, to w s膮dzie powinienem odeprze膰 wszystkie za-
rzuty.
- Na to nie licz. Oni s膮 zdania, 偶e pierzesz dla mnie brudne
peni膮dze. Nie b臋d膮 umieli niczego dowie艣膰, bo to nieprawda,
siec wykorzystaj膮 to, co maj膮, czyli tw贸j problem z wiz膮 imigra-
ryjn膮. Takie ju偶 s膮 w艂adze. Tak czy owak zepsuj膮 ci mark臋
puszcz膮 z torbami.
Co wobec tego mog臋 zrobi膰?
Po to si臋 spotkali艣my, Nicky. Mam pomys艂.
Jaki to pomys艂, wuju?
Po pierwsze, potrzebujesz 偶ony. Masz dziewczyn臋?
My艣lisz o narzeczonej?
No tak, o kim艣, kogo lubisz, z kim m贸g艂by艣 si臋 o偶eni膰. Nick pokr臋ci艂 g艂ow膮.
Jedno si臋 sko艅czy艂o, a nast臋pne jeszcze nie zacz臋艂o.
Nie powiesz chyba, 偶e nie masz nikogo?! Taki przystojny ch艂opak? Z twoj膮 twarz膮 radzi艂bym sobie lepiej ni偶 Sinatra za m艂odu. W dodatku jeste艣 przecie偶 zamo偶ny.
Nawet w podbramkowej sytuacji nie mog臋 zaprosi膰 kobiety pierwszy raz na kolacj臋 po to, 偶eby zaproponowa膰 jej ma艂偶e艅stwo.
Vinny zignorowa艂 t臋 uwag臋.
- M贸g艂by艣 oczywi艣cie kupi膰 sobie 偶on臋, pieni膮dze wszy
stko za艂atwiaj膮, ale z tym trzeba uwa偶a膰. Nie wolno ci wzi膮膰
pierwszej lepszej dziwki. Potrzebujesz kogo艣 porz膮dnego,
dziewczyny z klas膮, z dobrej rodziny. Inaczej w艂adz nie przekonasz.
Czy chcesz powiedzie膰, 偶e je艣li si臋 dobrze o偶eni臋, to b臋d臋 bezpieczny?
Nie, ale b臋dziesz mia艂 lepsz膮 pozycj臋. Moi consiglieri ju偶 analizowali t臋 spraw臋. 呕ona musi by膰 urodzona w Stanach. Nie zaszkodzi艂oby wam, gdyby艣cie mieli dziecko.
Hej, hej, nie tak szybko, wuju. M贸wisz o dziecku, a tymczasem jedyn膮 kobiet臋, z kt贸r膮 si臋 w tej chwili spotykam, zaprosi艂em raptem dwa razy na kolacj臋. Poza tym ona pracuje w banku i jest specjalistk膮 od zastaw贸w hipotecznych, wi臋c te kolacje by艂y po cz臋艣ci po艣wi臋cone interesom.
Na kobiety interesu lepiej uwa偶aj. Powiniene艣 znale藕膰 mi艂膮 dziewczyn臋, kt贸ra marzy o rodzinie, umie gotowa膰 i lubi dzieci. Kogo艣 podobnego do Giny, niech odpoczywa w pokoju.
Przez chwil臋 milczeli. Nicka ogarn臋艂o to samo przygn臋biaj膮ce uczucie co zawsze, gdy pada艂o imi臋 jego zmar艂ej 偶ony.
- Dziewczyny z Europy lepiej si臋 nadaj膮 na 偶ony - zauwa偶y艂
Vinny - ale nie mo偶esz szuka膰 imigrantki. Potrzebujesz Amery
kanki z krwi i ko艣ci.
Nick uzna艂, 偶e do艣膰 ju偶 si臋 nas艂ucha艂. Przyszed艂 czas na przej臋cie inicjatywy.
- Chwileczk臋, wuju. Nie wiem, dlaczego w og贸le o tym roz
mawiamy. Je艣li w艂adze przedstawi膮 mi nakaz zaj臋cia firmy, wy
najm臋 adwokata i z jego pomoc膮 b臋d臋 walczy艂 do upad艂ego,
nawet w S膮dzie Najwy偶szym, je艣li trzeba. Nie zrobi艂em niczego
z艂ego. Wiem. 偶e sprawiedliwo艣膰 nie zawsze bierze g贸r臋, ale
osobi艣cie widz臋 dla siebie najwi臋ksz膮 szans臋 w艂a艣nie w polega
niu na niej.
Vincent Antonelli pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nie rozumiesz, na co si臋 porywasz. Nie chodzi tylko o two
je obywatelstwo. Nicky. W艂adze zabior膮 ci firm臋. Na szcz臋-
艣cie mam informator贸w, wi臋c wiem, 偶e jest jeszcze czas. Je艣li mnie nie pos艂uchasz, to oskubi膮 ci臋 jak kurczaka i wsadz膮 na statek do W艂och. Nie 偶artuj臋. Dlatego m贸g艂by艣 przynajmniej spokojnie wys艂ucha膰, co mam ci do powiedzenia.
No dobrze - westchn膮艂 Nick. - Co mam zrobi膰?
Po pierwsze, sprzedaj firm臋 i ulokuj pieni膮dze za granic膮. W tym nie ma nic nielegalnego. Mog臋 nawet znale藕膰 ci ca艂kiem uczciwych kupc贸w. Za czyste pieni膮dze.
Musz臋 to przemy艣le膰.
Po drugie, trzeba ci znale藕膰 przyzwoit膮 偶on臋.
Zamierzasz z mojego powodu studiowa膰 og艂oszenia matry-monialne, wuju?
Vincent Antonelli uj膮艂 Nicka za podbr贸dek i mocno zacisn膮艂 palce. Tak samo robi艂, gdy Nick mia艂 sze艣膰 lat.
Pos艂uchaj mnie, drogi ch艂opcze. Chc臋 uratowa膰 tw贸j ty艂ek, bo obieca艂em twojej umieraj膮cej matce, 偶e do 艣mierci b臋d臋 si臋 tob膮 opiekowa艂, nale偶ysz do mojej rodziny.
Wuju - Nick nieco si臋 odsun膮艂 - s膮dz臋, 偶e matka spodziewa艂a si臋, i偶 roztoczysz nade mn膮 opiek臋, p贸ki nie dorosn臋, a mam ju偶 trzydzie艣ci osiem lat, nie jestem dzieckiem.
Wpad艂e艣 w k艂opoty przeze mnie. Gdyby ci臋 deportowali bez centa przy duszy, mia艂bym ci臋 na sumieniu. Dlatego znajd臋 ci odpowiedni膮 偶on臋 - mi艂膮 dziewczyn臋 z dobrej rodziny, kt贸ra b臋dzie trzyma膰 buzi臋 na k艂贸dk臋.
Wuju...
Je艣li dziewczyna ci si臋 nie spodoba, rzucisz j膮, jak tylko sprawa ucichnie - przerwa艂 mu Vincent Antonelli. - Nie powiniene艣 patrze膰 na mnie z g贸ry tylko dlatego, 偶e nie sko艅czy艂em Harvardu. Mo偶e i bez tego wiem, co jest najlepsze.
Nick zacisn膮艂 z臋by. W jego 偶y艂ach p艂yn臋艂a krew Antonellich. Gwa艂towne uczucia objawia艂y si臋 u niego inaczej, nie znaczy艂o to jednak, 偶e nie mia艂 swojej dumy i nie wiedzia艂, co to honor.
Policzy艂 w milczeniu do dziesi臋ciu, przypomnia艂 sobie bowiem rad臋 ciotki, kt贸ra uwa偶a艂a, 偶e Vinny'emu nale偶y dla 艣wi臋tego spokoju ust膮pi膰, a potem znale藕膰 inny, bardziej finezyjny spos贸b postawienia na swoim.
Wuju - odezwa艂 si臋 Nick. - Wiem, 偶e le偶y ci na sercu moje dobro, i doceniam to. Nie by艂bym jednak m臋偶czyzn膮, gdybym sam nie decydowa艂, jak mam post膮pi膰. W trudnej sytuacji powinienem przyj膮膰 twoj膮 pomoc, jestem ci to winien, ale potem zrobi臋 to, co sam uwa偶am za s艂uszne.
Masz w 偶y艂ach krew dziadka, Nicky. Wiedzia艂em. Bez urazy dla twojego ojca, jeste艣 prawdziwym synem Antonellich.
W jaki spos贸b, wuju, chcesz znale藕膰 dla mnie odpowiedni膮 kobiet臋?
Vincent Antonelli odchrz膮kn膮艂 i 艣ciszonym tonem powiedzia艂:
Pami臋tam o Ginie. Rozumiem. - Poklepa艂 si臋 po sercu. - Dlatego ju偶 si臋 zaj膮艂em twoj膮 spraw膮. Wyszukanie dziewczyny nie powinno mi zaj膮膰 du偶o czasu. Za tydzie艅 ci j膮 wska偶臋. Tymczasem mam kupc贸w na firm臋, do sprzeda偶y mo偶esz wi臋c przyst膮pi膰 od razu. - Omi贸t艂 spojrzeniem okoliczne krzaki, a Nick poszed艂 za jego przyk艂adem. Bo偶e, pomy艣la艂, co艣 mi pad艂o na m贸zg.
K艂opot w tym, 偶e nie mog臋 do ciebie zadzwoni膰 i poda膰 ci numeru telefonu - powiedzia艂 Vinny. - Przeka偶臋 ci wszystko przez Mari臋. Nawet gdyby zosta艂 za艂o偶ony pods艂uch, nie powinno budzi膰 podejrze艅, 偶e o sprawach osobistych rozmawiasz z w艂asn膮 ciotk膮, kt贸ra ci臋 wychowa艂a. Pami臋taj wi臋c, 偶e jej s艂owa s膮 moimi s艂owami. Obiecaj mi, 偶e zrobisz to, co ci m贸wi臋.
Obiecuj臋 mie膰 oczy i uszy otwarte, wuju, ale nic wi臋cej.
Vincent Antonelli skin膮艂 g艂ow膮 i spojrza艂 na zegarek. Zmarszczywszy czo艂o, zaci膮gn膮艂 si臋 cygarem, wyd膮艂 wargi i wydmuchn膮艂 dym do g贸ry.
- 艁adny mamy dzie艅, co, Nicky?
Nick Mondavi spojrza艂 na lazurowe niebo.
O, tak, pi臋kny.
W takie dni m艂odych ludzi trafia strza艂a Amora - stwierdzi艂 sentencjonalnie Vinny i po przyjacielsku poklepa艂 Nicka po ra-miemu.
Trafia albo nie trafia.
Vincent Antonelli westchn膮艂 i wsta艂 z 艂awki. Nick r贸wnie偶 si臋 podni贸s艂 i u艣cisn膮艂 wyci膮gni臋t膮 d艂o艅 wuja.
- Kto wie - powiedzia艂 Vinny - mo偶e ten dzie艅 przyniesie ci
szcz臋艣cie. - Ruszy艂 do samochodu.
Wuj wci膮偶 tryska艂 energi膮, mimo to Nick dostrzeg艂 w nim zman臋. Nigdy przedtem nie zauwa偶y艂 u niego cienia sentymen-talizmu. U艣miechn膮艂 si臋 nad ironi膮 losu. Z ca艂ego z艂a, kt贸re Vin-ny uczyni艂, wyra藕nie najbardziej gryz艂o go w tej chwili oszustwo imigracyjne, gro偶膮ce krewnym deportacj膮.
Nick usiad艂 z powrotem na 艂awce. Wbi艂 wzrok w jaki艣 punkt przed sob膮. My艣la艂 o swojej 偶onie i o dziecku, kt贸re zgin臋艂o razem z ni膮. Min臋艂o od tej pory osiem lat, ale pierwsze spotkanie z Gin膮 pami臋ta艂 tak, jakby by艂o wczoraj.
We W艂oszech przedstawi艂 mu j膮 kuzyn ze strony matki, Adolfo.
- Mam tu kogo艣, z kim powiniene艣 si臋 o偶eni膰 - powiedzia艂
艂aman膮 angielszczyzn膮. I o dziwo, Nick rzeczywi艣cie o偶eni艂 si臋 z t膮
dziewczyn膮 o kruczoczarnych w艂osach i zadumanych oczach.
Przez u艂amek sekundy zastanawia艂 si臋, czy mi艂o艣膰 od pier-wszego wejrzenia mo偶e zdarzy膰 si臋 dwa razy. Zaraz jednak odsun膮艂 od siebie t臋 g艂upi膮 my艣l. Pokr臋ci艂 g艂ow膮. Czy偶by si臋 starza艂 i stawa艂 sentymentalny, zupe艂nie jak wuj Vinny?
ROZDZIA艁
3
O brzuchatym doktorku wi臋cej nie by艂o mowy, ale Felicia zauwa偶y艂a, 偶e ojciec od偶y艂. Przez trzy ostatnie dni przychodzi艂 do restauracji tak wcze艣nie jak niegdy艣, zanim dosta艂 zawa艂u serca, i nawet nuci艂 ulubione melodie. Gdy w 艣rod臋 rano Felicia zjawi艂a si臋 w restauracji, ojciec ju偶 sieka艂 warzywa, chocia偶 by艂 to obowi膮zek pomocnika szefa kuchni. Carlo Mauro obieca艂 偶onie i c贸rce ograniczy膰 si臋 do nadzorowania pracownik贸w kuchni i kontrolowania jako艣ci potraw, ale tym razem Felicia go nie zwymy艣la艂a. Niewielki wysi艂ek od czasu do czasu bardzo poprawia! ojcu nastr贸j. Poza tym wsp贸lne ranki mia艂y dla nich szczeg贸lne znaczenie. W czasie gdy Felicia przygotowywa艂a wypieki, prowadzili d艂ugie rozmowy.
Wcze艣nie si臋 dzi艣 zerwa艂e艣, tato - powiedzia艂a, ca艂uj膮c go na powitanie.
Zbudzi艂em si臋 z my艣l膮, 偶e m贸g艂bym podbi膰 ca艂y 艣wiat, wi臋c ruszy艂em do ataku na warzywa. - Pu艣ci艂 do niej oko.
Ciesz臋 si臋, 偶e zn贸w jeste艣 taki sam jak dawniej.
Na to, 偶eby kocha膰 偶ycie, cz艂owiek nigdy nie jest za stary, wr贸belku.
Felicia w艂膮czy艂a piekarniki. Podobnie jak rodzice, wy艣mienicie radzi艂a sobie w kuchni, umia艂a przyrz膮dzi膰 prawie wszystko, szczeg贸lnie jednak lubi艂a zajmowa膰 si臋 deserami. Przez kilka
ostatnich lat nieustannie doskonali艂a swoje przepisy i marzy艂a o tym, by otworzy膰 w艂asn膮 cukierni臋.
Prac臋 zacz臋艂a od sprawdzenia, czy dostarczono owoce - o tej porze roku mia艂a do dyspozycji kiwi, jagody, truskawki, je偶yny i brzoskwinie. Felicia piek艂a kruche ciasta z owocami, a tak偶e torty, zawsze ciesz膮ce si臋 wielkim wzi臋ciem. Czasem wzbogaca艂a jad艂ospis o mus i najrozmaitsze desery lodowe. W艂a艣nie bra艂a si臋 do przygotowywania ciasta, gdy rozleg艂o si臋 energiczne pukanie do kuchennych drzwi.
Jeszcze jaki艣 dostawca?-spyta艂a.
Nie, wszystkie zam贸wienia ju偶 dostarczono. - Carlo wytar艂 r臋ce o fartuch, zwolni艂 zasuwk臋 i uchyli艂 drzwi. Felicia us艂ysza艂a m臋ski g艂os.
Panie Mauro, chcia艂bym porozmawia膰. Je艣li ma pan kilka minut... Nazywam si臋 Louie.
Imi臋 nic jej nie m贸wi艂o, ale jego posiadacz mia艂 nowojorski akcent, nieco podobny do akcentu jej ojca.
Czy ja pana znam? - spyta艂 Carlo nieufnie.
Nie, ale mo偶e mnie pan wpu艣ci膰. Jestem tu z polecenia Vinny'ego Antonelli.
Zobaczy艂a, 偶e jej ojciec blednie i otwiera drzwi na o艣cie偶. M臋偶czyzna by艂 ubrany w czarn膮 sportow膮 koszul臋 i lu藕ne spodnie. W艂osy mia艂 czarne, gdzieniegdzie troch臋 przerzedzone. Sylwetk膮 przypomina艂 buldoga. Jego szyja niewiele r贸偶ni艂a si臋 obwodem od g艂owy, ramiona wygl膮da艂y jak podk艂ady kolejowe, a nogi jak pnie 艣ci臋tych drzew. Na szyi wisia艂 z艂oty 艂a艅cuch. Od progu omi贸t艂 ich beznami臋tnym spojrzeniem. Gdy wszed艂, rozejrza艂 si臋 po kuchni, jakby chcia艂 sprawdzi膰, kogo jeszcze zasta艂, po czym zwr贸ci艂 si臋 twarz膮 do nich.
Przepraszam za naj艣cie, ale mam wa偶n膮 spraw臋. - Zmierzy艂 Felici臋 wzrokiem. - Witam, panno Mauro.
Czy偶by艣my si臋 znali?
U艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
Nie, ale czuj臋 si臋 tak, jakbym pani膮 zna艂. Felicia zwr贸ci艂a si臋 do ojca.
Co tu si臋 dzieje, tato?
Carlo otworzy艂 usta, po czym je zamkn膮艂 i nic nie powiedzia艂.
Mam spraw臋 do pani ojca. - Louie odpowiedzia艂 na pytanie Felicii i zn贸w si臋 rozejrza艂. - Czy jest tu jakie艣 biuro?
Mo偶emy i艣膰 do sali restauracyjnej - wymamrota艂 Carlo Mauro i zwr贸ci艂 si臋 do c贸rki: - Piecz dalej, wr贸belku. Nie przejmuj si臋. - Przeprowadzi艂 go艣cia przez wahad艂owe drzwi i obaj znikli.
Felicia by艂a pewna, 偶e sta艂o si臋 co艣 z艂ego. Podesz艂a na palcach do drzwi i lekko je uchyli艂a. M臋偶czy藕ni siedzieli przy stoliku. Ojciec m贸wi艂 cicho, ale g艂os jego rozm贸wcy by艂 dono艣ny:
Vinny przesy艂a pozdrowienia panu i pa艅skiej rodzinie. Ma nadziej臋, 偶e szcz臋艣cie wam sprzyja i jeste艣cie zdrowi.
Wszystko w porz膮dku - b膮kn膮艂 Carlo, zaraz potem Felicia us艂ysza艂a: - Wi臋c po co pan tu przyszed艂?
Louie odchyli艂 si臋 do ty艂u i wyci膮gn膮艂 muskularne rami臋 wzd艂u偶 czerwonego, sk贸rzanego oparcia 艂awy.
- Trudno wyczu膰, jak nale偶y to powiedzie膰, wi臋c b臋d臋 si臋
streszcza艂. Vinny potrzebuje pa艅skiej c贸rki.
Felicia zach艂ysn臋艂a si臋 powietrzem. Chyba si臋 przes艂ysza艂a? Mocniej napar艂a na drzwi, 偶eby poszerzy膰 szpar臋, i wyt臋偶y艂a s艂uch. Ojciec milcza艂. Gdy wreszcie si臋 odezwa艂, ledwie go by艂o s艂ycha膰.
Co to znaczy, 偶e potrzebuje mojej c贸rki?
Vinny kaza艂 mi sprawdzi膰 to i owo, pogada膰 z lud藕mi. No i pad艂o na pa艅sk膮 c贸rk臋, Mauro. Jest 艂adna, zgrabna, pochodzi z dobrej rodziny, mieszka z dala od Nowego Jorku. W艂a艣nie tego nam potrzeba. Vinny musi znale藕膰 偶on臋 dla swojego siostrze艅ca.
Felicia s艂ucha艂a zdumiona. Czy to mia艂 by膰 偶art?
Nie wierz臋 panu - wyj膮ka艂 Carlo..- Pan chce czego艣 zupe艂nie innego. Jestem ju偶 stary i moje 偶ycie jest niewiele warte, wi臋c dlatego miesza do tego moj膮 rodzin臋, tak?
Nie. M贸wi臋 艣wi臋t膮 prawd臋. Siostrzeniec Vinny'ego bardzo pilnie potrzebuje 偶ony, wi臋c prosimy o r臋k臋 pana c贸rki. Nie chcia艂bym przypomina膰, Mauro, 偶e ma pan wobec Vinny'ego powa偶ny d艂ug. Mia艂em o tym nie wspomina膰, chyba 偶e panu by nie dopisa艂a pami臋膰, ale tak czy owak, Vinny uwa偶a, 偶e pa艅ska c贸rka powinna wyj艣膰 za m膮偶 za jego siostrze艅ca. Pana k艂opot, jak j膮 do tego przekona膰. Czy wyra偶am si臋 jasno?
Nie mog臋 tego zrobi膰 - wymamrota艂 Carlo.
Serce Felicii wali艂o jak m艂otem. Nie wiedzia艂a, co robi膰. Mia艂a ochot臋 g艂o艣no zaprotestowa膰. Z drugiej strony rozumia艂a jednak, 偶e lepiej si臋 na razie nie wtr膮ca膰 i 偶e tego 偶yczy艂by sobie ojciec.
- Od tego ma艂偶e艅stwa wiele zale偶y, z pa艅skim samopoczu
ciem w艂膮cznie. Czy wyra偶am si臋 jasno? - spyta艂 Louie.
Carlo pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Pierwszy lepszy facet nie we藕mie mojej c贸rki. Po moim
trupie.
Louie zni偶y艂 g艂os, tak 偶e Felicia ledwie mog艂a zrozumie膰 jego s艂owa.
To si臋 i tak da za艂atwi膰, wie pan o tym. Wolimy jednak przekona膰 pana po przyjacielsku. Pa艅ska c贸rka jest pi臋kna, Mauro, ale ma ju偶 ile lat?... trzydzie艣ci pi臋膰 i jeszcze nie wysz艂a za m膮偶. Nawet nie ma przyjaciela. A my damy jej szans臋 na dobre 偶ycie z .przyjemnym m臋偶czyzn膮. Niech pan s艂ucha, bo to naj艣wi臋tsza prawda: siostrzeniec Vinny'ego, Nick, prowadzi zupe艂nie czyste interesy. Bardzo potrzebuje 偶ony. Je艣li pa艅ska c贸rka dobrze odegra swoj膮 rol臋, to wszyscy b臋d膮 zadowoleni.
Moja c贸rka nie ma nic wsp贸lnego z tym, co si臋 sta艂o czterdzie艣ci lat temu. Wiem, 偶e mam d艂ug wobec Vinny'ego. Je艣li
chce mojej restauracji, prosz臋, nale偶y do niego. Je艣li chce mnie zabi膰, niech to zrobi. Ale Felicii nie dostanie.
- Pos艂uchaj, kole艣! - Louie podni贸s艂 g艂os. - Nie masz wybo
ru. Przysi膮g艂e艣 wy艣wiadczy膰 Vinny'emu przys艂ug臋, gdy b臋dzie
w potrzebie. Je艣li do wieczora nie dostan臋 takiej odpowiedzi,
jakiej 偶yczy sobie Vinny, to najpierw za艂atwimy ciebie, a potem
zajmiemy si臋 twoj膮 c贸rk膮. Czy wyra偶am si臋 jasno?
Felicia sykn臋艂a. Mia艂a wra偶enie, 偶e ogl膮da scen臋 z gangsterskiego filmu, lecz niestety wszystko dzia艂o si臋 naprawd臋. Nagle Louie wsta艂 i skierowa艂 si臋 do kuchni. Mocno pchn臋艂a wi臋c wahad艂owe drzwi i wsparta pod boki stan臋艂a w progu.
Co pan sobie my艣li?! - wykrzykn臋艂a. - 呕e mo偶e pan tu przychodzi膰, kiedy si臋 panu podoba, i grozi膰 mojemu ojcu?!
To upraszcza spraw臋. - Louie podszed艂 do Felicii i szarpni臋ciem za rami臋 odwr贸ci艂 j膮 ku sobie. Odchyli艂 jej g艂ow臋. - Widzi pan t臋 twarz, Mauro? Je艣li jutro ma by膰 r贸wnie 艂adna, to lepiej niech pan si臋 do wieczora namy艣li.
Odepchn膮艂 Felici臋 i wyszed艂 przez kuchenne drzwi. Spojrza艂a na ojca. Wygl膮da艂 tak, jakby stan膮艂 oko w oko z diab艂em.
Tato - powiedzia艂a. - O co mu chodzi艂o? Kto to jest Vinny? Carlo ukry艂 twarz w d艂oniach.
Nie pytaj.
Zadzwoni臋 na policj臋.
Nie! Felicia os艂upia艂a.
Dlaczego nie?
Carlo znowu ukry艂 twarz w d艂oniach. Po chwili Felicia u艣wiadomi艂a sobie, 偶e s艂yszy jego szloch. Po艂o偶y艂a mu r臋k臋 na ramieniu.
Tato, wyt艂umacz mi.
Nie mog臋 - j臋kn膮艂 przez 艂zy.
Nagle zdr臋twia艂 i chwyci艂 si臋 za klatk臋 piersiow膮. 殴renice uciek艂y mu pod powieki, zacharcza艂.
- O Bo偶e! - krzykn臋艂a Felicia.
Gdy Carlo Mauro upad艂 na st贸艂, podbieg艂a do telefonu i wykr臋ci艂a numer pogotowia.
Na szcz臋艣cie zas艂abni臋cie Carla nie mia艂o powa偶nych nast臋pstw. Wczesnym popo艂udniem zako艅czono badania. Louisa by艂a z m臋偶em przez ca艂y czas. Natomiast Felicia uda艂a si臋 do swoich zaj臋膰 w restauracji, gdy tylko sta艂o si臋 jasne, 偶e ojcu nic nie grozi. Nie powiedzia艂a matce, co zasz艂o.
Oko艂o trzeciej zostawi艂a lokal pod opiek膮 szefa kuchni i wr贸ci艂a do szpitala. Kaza艂a matce i艣膰 do pobliskiego baru co艣 przek膮si膰 i za偶膮da艂a od ojca wyja艣nie艅. Carlo, ju偶 uspokojony, tym razem uleg艂 i wszystko jej opowiedzia艂. Gdy sko艅czy艂, 艂zy ciek艂y mu po policzkach.
Felicia poca艂owa艂a go, poklepa艂a po d艂oni i podesz艂a do okna. Nie umia艂a si臋 pogodzi膰 z t膮 absurdaln膮 sytuacj膮. Czy jednak mog艂a i艣膰 z tym na policj臋, czy w og贸le mia艂a wyb贸r? Najwa偶niejsze by艂o dla niej zdrowie ojca. Przede wszystkim musia艂a zadba膰 o jego bezpiecze艅stwo, a to oznacza艂o gr臋 na zw艂ok臋. Po namy艣le postanowi艂a wi臋c stworzy膰 pozory, 偶e zgadza si臋 na ma艂偶e艅stwo z nieznajomym, i od艂o偶y膰 ostateczn膮 decyzj臋 do chwili, gdy dowie si臋 czego艣 wi臋cej.
Zn贸w podesz艂a do 艂贸偶ka ojca.
Tak mi przykro. - Carlo mia艂 smutn膮 min臋. - Nie zas艂u偶y艂a艣 sobie na taki los.
Trudno powiedzie膰, co naprawd臋 nam grozi, tato. Mnie si臋 wydaje, 偶e oni tylko pr贸buj膮 nas nastraszy膰. Co przysz艂oby im z okaleczenia mojej twarzy albo po艂amania mi n贸g?
Felicio, Vinny Antonelli nie rzuca s艂贸w na wiatr. Dla niego d艂ug jest d艂ugiem. Gdybym m贸g艂 go sp艂aci膰 swoim 偶yciem, zrobi艂bym to, ale on chce ciebie! - Carlo zaszlocha艂. - Jak mam si臋 na to zgodzi膰?!
Felicia poca艂owa艂a go w czo艂o.
- Nie martw si臋, tato. Co艣 wymy艣limy. Tylko si臋 nie martw.
Tego wieczoru Felicia le偶a艂a w 艂贸偶ku z g艂ow膮 pe艂n膮 niespokojnych my艣li. Nast臋pna rozmowa z Louie nie wnios艂a niczego nowego. Felicia zgodzi艂a si臋 na ma艂偶e艅stwo z siostrze艅cem Vin-ny'ego pod warunkiem, 偶e nie zmieni on zdania po pierwszym spotkaniu.
- Bystra z ciebie dziewczyna - przyzna艂 Louie. - To dobrze.
A o takim facecie jak Nicky marz膮 wszystkie kobiety.
Felicia mia艂a co do tego powa偶ne w膮tpliwo艣ci. Kto艣, kto pozwala szanta偶em zmusza膰 kobiet臋 do 艣lubu, na pewno nie jest chodz膮cym idea艂em.
I co dalej? - spyta艂a ponuro.
Dam ci zna膰, jak przyjdzie czas. Tymczasem ciesz si臋, 偶e masz szcz臋艣cie.
Te偶 co艣! Felicia zapatrzy艂a si臋 w sufit. W tej chwili szcz臋艣cie widzia艂a tylko w tym, 偶e ojciec nie dosta艂 drugiego zawa艂u. W ka偶dym razie za wszelk膮 cen臋 chcia艂a oszcz臋dzi膰 mu trosk. Naturalnie nie by艂o to 艂atwe. Nie mog艂a nic poradzi膰 na jego zgryzot臋. Mia艂a jednak nadziej臋, 偶e je艣li do pierwszego spotkania z Nickiem b臋dzie gra艂a swoj膮 rol臋, to uda jej si臋 zmieni膰 bieg zdarze艅. B膮d藕 co b膮d藕, nawet zdesperowany m臋偶czyzna nie powinien chcie膰 kobiety wbrew jej woli. A je艣li Nick nie b臋dzie jej chcia艂, to Vmny z pewno艣ci膮 nie b臋dzie jej zmusza艂! Westchn臋艂a. Po niedosz艂ym 艣lubie nabra艂a wprawy w zniech臋caniu m臋偶czyzn. Wiedzia艂a, 偶e i tym razem przyjdzie jej to z 艂atwo艣ci膮. Z t膮 my艣l膮 zasn臋艂a.
Wczesnym rankiem obudzi艂 j膮 uporczywy dzwonek telefonu.
- B膮d藕 dzi艣 o trzeciej po po艂udniu na Washington Square, po
p贸艂nocno-wschodniej stronie. Wypatruj czarnej limuzyny. Pe
wien d偶entelmen chce z tob膮 porozmawia膰 - us艂ysza艂a. Pozna艂a
charakterystyczny akcent Louie. Zaintrygowa艂o j膮, po co te tajemnicze zabiegi.
Kto to b臋dzie? Ten Nick?
Nie zadawaj pyta艅 - uci膮艂 szorstko. - Przez telefon nie nale偶y m贸wi膰 za du偶o. B膮d藕 tam, gdzie m贸wi臋, i ubierz si臋 na czerwono.
O trzeciej po po艂udniu, zgodnie z poleceniem, stan臋艂a wi臋c na Washington Square. Mia艂a na sobie czerwon膮 sukni臋, kt贸r膮 przez ostatnie dwa lata wk艂ada艂a na Bo偶e Narodzenie i kt贸ra zupe艂nie nie nadawa艂a si臋 na lipcowe popo艂udnie- by艂a zbyt strojna. Felicia nie znalaz艂a jednak w swojej szafie nic innego w kolorze czerwonym. Dwie minuty po trzeciej do kraw臋偶nika podjecha艂a limuzyna. Felicia wstrzyma艂a dech. Drzwi z ty艂u powoli si臋 otworzy艂y. Ujrza艂a siwow艂osego starszego pana ubranego w nieskazitelny czarny garnitur ze srebrnym krawatem, ozdobionym szpilk膮 z masy per艂owej. Mia艂 wydatny brzuszek, rumiane policzki i u艣mieszek na ustach. By艂 starszy od jej ojca mniej wi臋cej o dziesi臋膰 lat. Musia艂 to by膰 sam Vinny Antonelli.
M臋偶czyzna rozejrza艂 si臋 ostro偶nie, po czym skin膮艂 w jej stro-n臋. Pos艂usznie wsiad艂a do samochodu, chocia偶 nogi si臋 pod ni膮 ugina艂y.
Nazywam si臋 Vinny Antonelli - przedstawi艂 si臋, gdy zamkn臋艂a drzwi.
Mi艂o mi pana pozna膰. - Stara艂a si臋 ukry膰 zdenerwowanie za mask膮 uprzejmo艣ci.
Prosz臋 przyj膮膰 wyrazy wsp贸艂czucia z powodu choroby ojca - powiedzia艂 Antonelli, gdy kierowca p艂ynnie w艂膮czy艂 si臋 do ruchu. - Jak on si臋 czuje?
Ju偶 dobrze. Jutro tat臋 wypisz膮 ze szpitala. - Wbrew wysi艂kom nie uda艂o jej si臋 ca艂kiem ukry膰 wzburzenia.
Ciesz臋 si臋. Naprawd臋 si臋 ciesz臋. Louie zachowa艂 si臋 do艣膰 bezceremonialnie. Przepraszam za niego.
Felicia milcza艂a.
Vinny zerkn膮艂 przez szyb臋 na ulic臋.
Wie pani, Felicio, nie ma drugiej takiej kobiety, dla kt贸rej lecia艂bym samolotem z jednego kra艅ca Stan贸w na drugi tylko po to, 偶eby chwil臋 porozmawia膰.
Pan mi schlebia.
Bardzo zale偶y mi na znalezieniu odpowiedniej 偶ony dla siostrze艅ca. Na szcz臋艣cie, jestem coraz bardziej przekonany, 偶e w艂a艣nie pani jest osob膮, jakiej szuka艂em.
Nic gorszego nie mog艂a us艂ysze膰.
Czy dlatego, 偶e m贸j ojciec ma wobec pana d艂ug sprzed czterdziestu lat? - Nie potrafi艂a powiedzie膰 tego bez goryczy.
Wiem, 偶e moja pro艣ba jest trudna do spe艂nienia - odpar艂, dotykaj膮c jej ramienia. - Bardzo za to przepraszam. Rzeczywi艣cie, jest pani tutaj ze wzgl臋du na swego ojca. Ale z tego samego powodu wynagrodz臋 pani po艣wi臋cenie.
Wynagrodzi mi pan?
Tak. Dostanie pani dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy dolar贸w za 艣lub z Nickym i dalsze sto, je艣li urodzi mu pani dziecko.
Felicia otworzy艂a usta ze zdumienia.
- O dziecku nikt mi nie m贸wi艂.
Vincent Antonelli wzruszy艂 ramionami.
- To jest sprawa pani i Nicky'ego. A te sto tysi臋cy jest ode
mnie na zach臋t臋.
By艂a oszo艂omiona. Do tej pory ba艂a si臋 my艣le膰, jakie oczekiwania ma spe艂ni膰, 艂atwiej jej bowiem by艂o przyj膮膰, 偶e chodzi o zwyk艂e ma艂偶e艅stwo z rozs膮dku. Teraz zrozumia艂a, 偶e 偶膮da si臋 od niej prawdziwego zwi膮zku.
- Prosz臋 nie robi膰 takiej nieszcz臋艣liwej miny - powiedzia艂 Vin-
ny. - Mog艂aby pani trafi膰 du偶o gorzej, zapewniam pani膮. Nicky to
porz膮dny ch艂opak. Jest inteligentny, dobrze mu si臋 powodzi. Wi臋
kszo艣膰 kobiet bardzo by si臋 cieszy艂a z takiego m臋偶a.
Mo偶liwe, ale jako艣 nie mog臋 si臋 pozby膰 w膮tpliwo艣ci i obaw, skoro zdobywa przysz艂膮 偶on臋 szanta偶em.
Nie lubi臋 s艂owa szanta偶. Pani kocha ojca i troszczy si臋 o jego zdrowie. Szanuj臋 to - powiedzia艂 Vinny. - Nick nie zna szczeg贸艂贸w naszej umowy i tak ma pozosta膰. Nie wolno mu powiedzie膰 o d艂ugu pani ojca. To b臋dzie nasza tajemnica.
Czy dobrze rozumiem, 偶e mam ok艂ama膰 pa艅skiego siostrze艅ca?
Wzruszy艂 ramionami.
Najlepiej by艂oby, gdyby艣cie mieli czas si臋 w sobie zakocha膰, ale, niestety, nie ma na to czasu.
Wi臋c co mam mu powiedzie膰? 呕e wzi臋艂am z nim 艣lub za pieni膮dze? - m贸wi艂a z pasj膮. Z ka偶d膮 chwil膮 czu艂a si臋 bardziej zaszczuta.
Tak. Gdyby okaza艂o si臋 to konieczne, prosz臋 powiedzie膰, 偶e do po艣piechu trzeba by艂o pani膮 zach臋ci膰 - potwierdzi艂, wyci膮gaj膮c z kamizelki kopert臋. - Nicky jest rozs膮dnym cz艂owiekiem. Pani te偶 musi wykaza膰 rozs膮dek, Felicio. No i musi pani dochowa膰 naszej tajemnicy.
Patrzy艂a, jak Antonelli obraca w palcach kopert臋, spogl膮daj膮c przez szyb臋 samochodu na ulic臋. Wyda艂o jej si臋, 偶e szuka sposobu, 偶eby si臋 przed ni膮 usprawiedliwi膰.
- Jeszcze jedno - powiedzia艂. - Prosz臋 traktowa膰 to jak inte
res. Wszyscy, kt贸rzy bior膮 w nim udzia艂, musz膮 mie膰 g艂ow臋 na
karku. Rozumie pani?
Skin臋艂a g艂ow膮, chocia偶 nie rozumia艂a.
Pragn臋 przy tym, 偶eby by艂a pani mi艂a dla mojego siostrze艅ca. Najlepiej niech si臋 w pani zakocha. Dla pani te偶 tak b臋dzie lepiej.
Wierzy pan w si艂臋 mi艂o艣ci znacznie bardziej ni偶 ja, panie Antonelli. - Mia艂a nadziej臋, 偶e jej g艂os zabrzmia艂 pewnie.
Lekcewa偶膮co machn膮艂 r臋k膮.
- Pi臋kna kobieta zawsze umie rozkocha膰 w sobie m臋偶czy
zn臋. Sam m贸g艂bym si臋 w pani zakocha膰. Jest w pani co艣 takiego.
Vinny Antonelli z艂apa艂 j膮 w potrzask. Felicia wiedzia艂a jednak, 偶e ma jeszcze jedn膮 drog臋 ratunku...
- Rozumiem pana oczekiwania wobec mnie. Ale co b臋dzie,
je艣li pa艅ski siostrzeniec wcale nie zechce si臋 ze mn膮 o偶eni膰?
Wstrzyma艂a oddech, 艣wiadoma, 偶e zagra艂a swoj膮 atutow膮 kart膮. Tylko w ten spos贸b mia艂a szans臋 wydosta膰 si臋 ca艂o z opresji, nie nara偶aj膮c si臋 temu gangsterowi.
- Niemo偶liwe. On si臋 z pani膮 o偶eni. A co do mi艂o艣ci, to
dop贸ki b臋d臋 s艂ysza艂 od niego, 偶e pani stara si臋 by膰 mi艂a, pogodz臋
si臋 ze wszystkim. Za to gdyby si臋 pani nie stara艂a...
Urwa艂. Felicia zamkn臋艂a oczy i wyobrazi艂a sobie ojca. On j膮 zrozumie. Przecie偶 wie, co zasz艂o. Vinny poklepa艂 j膮 po ramieniu.
- Wiem, 偶e nie proponuj臋 pani ma艂偶e艅stwa z bajki, ale jest
przecie偶 rekompensata.
Poda艂 jej kopert臋. Wewn膮trz znalaz艂a dziesi臋膰 tysi膮cdolaro-wych banknot贸w i zdj臋cie. Odwr贸ci艂a je i zobaczy艂a na odwrotnej stronie napis: Nick Mondavi.
- Niech pani zrobi sobie kilka zdj臋膰 i wy艣le je mojej 偶onie
- powiedzia艂 Vinny. - Na tej kartce jest jej adres i telefon. Prosz臋
do niej zadzwoni膰, dowie si臋 pani wszystkiego o Nickym. Maria
pani poradzi, jak trafi膰 mu do serca. Kobiety znaj膮 si臋 na takich
sprawach, sama pani wie. Pieni膮dze prosz臋 przeznaczy膰 na stroje
i perfumy, no i na wszystko, co b臋dzie potrzebne.
S艂uchaj膮c Vinny'ego, Felicia przygl膮da艂a si臋 zdj臋ciu. Nick Mondavi by艂 ciemnym szatynem z orzechowymi oczami. Rysy twarzy mia艂 wyraziste, a podbr贸dek wydatny. Sprawia艂 wra偶enie bardzo konkretnego i zdecydowanego. Musia艂a te偶 przyzna膰, 偶e jest przystojny i elegancki. Gdyby to zdj臋cie pokaza艂a jej matka, z pewno艣ci膮 艂atwo przekona艂aby j膮 do wsp贸lnej kolacji.
Tym razem jednak nie chodzi艂o o przyjaciela rodziny. Vin-ny Antonelli by艂 gangsterem i zmusza艂 j膮 do 艣lubu ze swoim krewnym. A chocia偶 Nick Mondavi prezentowa艂 si臋 na zdj臋ciu doskonale, to z fotografii nie mo偶na si臋 by艂o dowiedzie膰, jaki to cz艂owiek. Felicia nie wyklucza艂a, 偶e jest sko艅czonym draniem.
Vinny Antonelli poklepa艂 j膮 po kolanie jak dziadek wnuczk臋.
- Widz臋, 偶e jeste艣 odpowiedni膮 dziewczyn膮, bo si臋 powa偶nie
zastanawiasz. Gdyby艣 si臋 pali艂a do mojego pomys艂u, musia艂bym
eszcze pomy艣le膰. Nie martw si臋, Nicky naprawd臋 jest porz膮dnym cz艂owiekiem. W ko艅cu go zechcesz nawet bez moich pieni臋dzy.
Pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Zrobi臋 to, czego pan sobie 偶yczy, panie Antonelli. Wyjd臋 za
m膮偶 za pa艅skiego siostrze艅ca i spr贸buj臋 go przekona膰, 偶e go
kocham. Ale niech pan wie, 偶e to wszystko b臋dzie farsa. Nigdy
go nie pokocham. Jak mog艂abym darzy膰 uczuciem m臋偶czyzn臋,
kt贸ry pozwala, 偶eby tak traktowano kobiet臋?
Antonelli wyj膮艂 cygaro. Obci膮艂 koniuszek i zapali艂 je z艂ot膮
zapalniczk膮. Felicia przygl膮da艂a si臋, jak z jego ust wyp艂ywa smu偶ka dymu. - Kto powiedzia艂, 偶e Nicky na to pozwala? Pani zak艂ada, 偶e on ma w tej sprawie wyb贸r, a tymczasem nie ma. Musia艂em go przekona膰 tak samo, jak przekona艂em pani膮.
- Szanta偶uje pan w艂asnego siostrze艅ca?
U艣miechn膮艂 si臋.
- Pos艂u偶y艂em si臋 perswazj膮. Nie przecz臋, 偶e troch臋 innego
rodzaju ni偶 wobec pani. Ale to nie zmienia sytuacji. Jedziecie na
tym samym w贸zku, czy wam si臋 to podoba, czy nie.
ROZDZIA艁
4
Lec膮c na zachodnie wybrze偶e, Nick Mondavi pr贸bowa艂 pra-
cowa膰, ale nie by艂 w stanie skupi膰 si臋 na liczbach. Wzrok mia艂
wbity w ekran laptopa, my艣lami by艂 jednak daleko. Trzy razy
ci膮gn膮艂 z kieszeni p艂aszcza zdj臋cie Felicii Mauro, by mu si臋 przyjrze膰. Jak to mo偶liwe, 偶eby taka 艂adna kobieta zgodzi艂a si臋 wzi膮膰 z nim 艣lub w spos贸b zaaran偶owany przez wuja?
Pocz膮tkowo nie zamierza艂 przysta膰 na propozycj臋 wuja, ca艂a sprawa wydawa艂a mu si臋 bowiem podejrzana. Wola艂 sam wal-czy膰 z w艂adzami, maj膮c nadziej臋, 偶e sprawiedliwo艣膰 zwyci臋偶y. Prawnicy, z kt贸rymi si臋 konsultowa艂, uwa偶ali, 偶e wobec braku dowod贸w jego udzia艂 w praniu brudnych pieni臋dzy nie grozi mu konfiskata maj膮tku. W艂adze mog膮 mu uprzykrzy膰 偶ycie, ale nie zadadz膮 ostatecznego ciosu. Nick odrzuci艂 wi臋c rad臋 wuja i nie sprzedawa艂 firmy.
Kwestia imigracji by艂a jednak bardziej niepokoj膮ca. Wyja艣niono mu, 偶e ma艂偶e艅stwo z ameryka艅sk膮 obywatelk膮 nie uchro-ni go przed deportacj膮, ale na pewno mu nie zaszkodzi, tym bardziej, 偶e jego pierwsza 偶ona by艂a W艂oszk膮,, co w oczach w艂adz nie jest korzystne. Poniewa偶 za艣 w takich przypadkach du偶膮 rol臋 odgrywaj膮 wzgl臋dy psychologiczne, 偶ona urodzona w Stanach Zjednoczonych oraz dzieci mog膮 bardzo mu pom贸c.
Oczywi艣cie nie by艂 to pow贸d do natychmiastowej 偶eniaczki, po namy艣le Nick postanowi艂 jednak odwiedzi膰 ciotk臋, kt贸ra zatelefonowa艂a z wiadomo艣ci膮, 偶e wuj znalaz艂 mu urocz膮 dziewczyn臋 w San Francisco. Kandydatka uwieczniona na zdj臋ciu bardzo mu si臋 spodoba艂a. Nie mia艂 wprawdzie z艂udze艅 i nie s膮dzi艂, by fotografia mog艂a cokolwiek powiedzie膰 o 偶ywym cz艂owieku, poczu艂 jednak zaciekawienie. Ciotka Maria gor膮co namawia艂a go do spotkania z Felici膮, uwa偶a艂a bowiem, 偶e warto osobi艣cie sprawdzi膰, z kim ma si臋 do czynienia.
- Kto wie, mo偶e ci si臋 spodoba. Pochodzi, zdaje si臋, z dobrej
rodziny. Co ci szkodzi, Nicky, le膰 do Kalifornii.
Jeszcze wi臋c zanim z艂o偶y艂 mu wizyt臋 jeden z adwokat贸w wuja, postanowi艂 pozna膰 t臋 kobiet臋, cho膰by dla zaspokojenia w艂asnej ciekawo艣ci. Adwokat za艣 utwierdzi艂 go w tym zamiarze alarmuj膮cymi nowinami.
- Zaufany cz艂owiek potwierdzi艂 informacje pa艅skiego wuja.
Urz膮d Imigracyjny wkr贸tce si臋 do pana dobierze - powiedzia艂.
- Na pa艅skim miejscu nie traci艂bym czasu i o偶eni艂 si臋 jeszcze
przed przes艂uchaniem.
Gdy pilot zacz膮艂 przygotowywa膰 maszyn臋 do l膮dowania w San Francisco, Nick od艂o偶y艂 laptopa. Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 przygl膮da艂 si臋 jeszcze zdj臋ciu Felicii. Wreszcie wsun膮艂 fotk臋 do kieszeni. Mimo 偶e by艂 w rozpaczliwej sytuacji, nie wyobra偶a艂 sobie ma艂偶e艅stwa z kobiet膮, kt贸ra zgadza si臋 po艣lubi膰 nieznajomego. Co艣 z ni膮 musi by膰 nie tak. pomy艣la艂. Chyba 偶e wuj j膮 kupi艂, co wcale nie by艂oby lepsze.
Felicia siedzia艂a na staro艣wieckim krze艣le z haftowanym r贸-
偶owo-be偶owym obiciem, kt贸re odziedziczy艂a po babce ze strony
matki. By艂a w swoim mieszkaniu przy Filbert Street, tu偶 przy
rogu Columbus, i nerwowo skuba艂a per艂owy naszyjnik w oczeki-
waniu na Nicka Mondaviego.
Mia艂a za sob膮 straszny tydzie艅. Przez ca艂e 偶ycie stara艂a si臋 spe艂nia膰 oczekiwania innych ludzi, jednocze艣nie pozostaj膮c w zgodzie z sob膮. Vinny Antonelli uniemo偶liwi艂 jej jednak taki kompromis. Mog艂a tylko bezwarunkowo ulec jego 偶膮daniom lub ponie艣膰 konsekwencje odmowy. Niech si臋 dzieje co chce, pomy艣la艂a w ko艅cu i zatelefonowa艂a do 偶ony Vinny'ego w Nowym Jorku. Ku jej zaskoczeniu okaza艂a si臋 bardzo sympatyczna. Podczas rozmowy nie przestawa艂a zachwyca膰 si臋 dobroci膮 i uczciwo艣ci膮 Nicky'ego. Z ci臋偶kim sercem Felicia wys艂ucha艂a rad Marii, starannie notuj膮c upodobania Nicky'ego. Teraz w jej mieszkaniu rozlega艂y si臋 ciche d藕wi臋ki „Amore", poniewa偶 Maria powiedzia艂a, 偶e Nicky lubi oper臋 i jest mi艂o艣nikiem Pavarottiego.
Felicia kupi艂a tak偶e kilka nowych kreacji, 偶eby „艂adnie wygl膮da膰 dla Nicky'ego". Na spotkanie w艂o偶y艂a kaszmirowy sweter i dopasowan膮 do niego kolorystycznie sp贸dnic臋 za troch臋 ponad siedemset dolar贸w. Takie zestawienie wyda艂o jej si臋 bardzo odpowiednie dla m臋偶czyzny, kt贸ry umie doceni膰 efektowny wygl膮d kobiety, ale nie lubi przesady".
Ca艂e mieszkanie ton臋艂o w r贸偶ach, kt贸re kosztowa艂y z pewno艣ci膮 kilkaset dolar贸w. Dostarczono je rano. Podejrzewa艂a o ten pomys艂 Nicky'ego, podobno bowiem lubi艂 r贸偶e.
Wsta艂a i podesz艂a do okna w wykuszu. Mieszka艂a na pierwszym pi臋trze, z widokiem na Filbert Street. Na ulicy nie dostrzeg艂a jednak nikogo, kto m贸g艂by by膰 Nickiem Mondavim. Spojrza艂a na zegarek. Je艣li samolot przylecia艂 wed艂ug rozk艂adu, to wyl膮dowa艂 przed godzin膮. Akurat tyle czasu potrzeba, by wprowadzi膰 si臋 do hotelu, wsi膮艣膰 w taks贸wk臋 i przyjecha膰 na Filbert Street. Spodziewa艂a si臋 wi臋c Nicka w ka偶dej chwili.
Odwr贸ci艂a si臋 od okna i wzi臋艂a z kom贸dki zdj臋cie, kt贸re da艂 jej Vinny. Znowu zada艂a sobie pytanie, jak ma si臋 zachowa膰. Pewna by艂a jednego: musi gra膰, czu艂a bowiem tylko l臋k i rozpacz. Przez chwil臋 rozwa偶a艂a, czy je艣li Nick naprawd臋 lubi ele-
ganckie, wyrafinowane kobiety, to b臋dzie mog艂a go zrazi膰 do siebie przesad膮. Niew膮tpliwie jednak dowiedzia艂by si臋 o tym Vinny, a nie wolno jej by艂o nara偶a膰 ojca. Z tego samego powodu nie mog艂a okaza膰 Nickowi nadmiernej niech臋ci.
Spodziewa艂a si臋 jednak pytania o pow贸d, dla kt贸rego zgodzi艂a si臋 na ma艂偶e艅stwo, i na tym opar艂a swoje rachuby. Oczywi艣cie mog艂aby rzuci膰 wyzwanie Vinny'emu i opowiedzie膰 o d艂ugu wdzi臋czno艣ci. Liczy艂a jednak, 偶e wiadomo艣膰 o pieni膮dzach urazi dum臋 Nicka. W tym upatrywa艂a szansy dla siebie. 呕ywi艂a nadziej臋, 偶e Nick Mondavi ma swoj膮 godno艣膰.
Gdy taks贸wka przystan臋艂a przed niepozornym budynkiem, kierowca oznajmi艂, 偶e s膮 na miejscu. Nick zap艂aci艂 wi臋c i wysiad艂. Po drodze zatrzyma艂 si臋 przy kramie z kwiatami i kupi艂 tuzin czerwonych r贸偶, przede wszystkim dlatego, 偶e tak doradzi艂a mu ciotka.
- Dla dziewczyny w naszych czasach to nie艂atwa decyzja
- powiedzia艂a. - Miej wzgl膮d na jej uczucia.
Nick przycisn膮艂 guzik domofonu. T艂umaczy艂 sobie, 偶e powinien by膰 zadowolony, je艣li oboje b臋d膮 dla siebie uprzejmi. W gruncie rzeczy by艂 to przecie偶 interes jak ka偶dy inny. Dzwonek pozosta艂 bez odpowiedzi, wi臋c Nick spr贸bowa艂 szcz臋艣cia jeszcze raz. Po chwili domofon zatrzeszcza艂 i rozleg艂 si臋 kobiecy g艂os.
S艂ucham.
Tu Nick Mondavi.
- Prosz臋 na g贸r臋. Pierwsze pi臋tro, na wprost schod贸w - us艂ysza艂.
Wszed艂 do 艣rodka pe艂en z艂ych przeczu膰. Na klatce schodowej
unosi艂a si臋 ledwie wyczuwalna won st臋chlizny, mimo to miejsce wygl膮da艂o czysto. Zacz膮艂 pokonywa膰 stopnie. Przykrywaj膮cy je chodnik by艂 wytarty, ale nie obskurny. Dom w zasadzie niczym si臋 nie wyr贸偶nia艂. Nick powtarza艂 sobie, 偶e Felicia Mauro te偶 si臋
niczym nie b臋dzie wyr贸偶nia膰. Gdyby by艂o inaczej, nie szed艂by teraz do niej. Ciotka Maria na pewno koloryzowa艂a, co do tego nie mia艂 w膮tpliwo艣ci. Ga艂ka na ko艅cowym s艂upku por臋czy schod贸w zmala艂a od wieloletniego u偶ytkowania. Nick przesun膮艂 po niej d艂oni膮 z my艣l膮, 偶e jego przysz艂a 偶ona prawdopodobnie dotyka tej ga艂ki codziennie. Z niezrozumia艂ym l臋kiem podszed艂 do drzwi. Zapuka艂. Po kilku sekundach drzwi si臋 otworzy艂y. Stan臋艂a w nich dziewczyna tak urocza, 偶e odebra艂o mu dech. Skamienia艂 po prostu na progu. Felicia Mauro min臋 mia艂a niepewn膮, gdy jednak zerkn臋艂a na kwiaty, a potem na niego, natychmiast si臋 u艣miechn臋艂a.
- Dzie艅 dobry - powiedzia艂a zwyczajnie.
Przyjrza艂 jej si臋 dok艂adniej i stwierdzi艂, 偶e figur臋 te偶 ma znakomit膮. By艂a pi臋kna. Wy偶sza, ni偶 si臋 spodziewa艂. Jej ciemne w艂osy 艂agodnymi falami sp艂ywa艂y na ramiona.
- Jestem Nick Mondavi - powiedzia艂.
Mimo b艂ysku zaniepokojenia w oczach u艣miechn臋艂a si臋 znowu. U艣miech by艂 do艣膰 nie艣mia艂y, sztywny. Nick odni贸s艂 wra偶enie, 偶e najch臋tniej zamkn臋艂aby mu drzwi przed nosem. Nie mia艂 do niej o to pretensji. Sam ch臋tnie odwr贸ci艂by si臋 i uciek艂, mimo i偶 ujrza艂 przed sob膮 bardzo urodziw膮 kobiet臋.
- Zapraszam do 艣rodka - powiedzia艂a.
Wszed艂, a gdy zamkn臋艂a za nim drzwi, odwr贸ci艂 si臋 do niej
i wyci膮gn膮艂 przed siebie r贸偶e.
Prosz臋, to dla pani.
Och, jak mi艂o z pana strony. Dzi臋kuj臋.
- Pani lubi r贸偶e. - Wskaza艂 g艂ow膮 wielki bukiet na stoliku
w przedpokoju i drugi, widoczny w pokoju.
Felicia potoczy艂a wzrokiem dooko艂a.
- Tak. Ma pan gest, Nick, chocia偶 nie jestem pewna, czy
odrobin臋 pan nie przesadzi艂.
- Tamte nie ja zam贸wi艂em - wyja艣ni艂, widz膮c, 偶e zasz艂o nie
porozumienie.
Nie pan? Pokr臋ci艂 g艂ow膮.
Nie. Mo偶e m贸j wuj. Spochmurnia艂a.
Aha.
Nasta艂a kr臋puj膮ca cisza. Felicia wbi艂a wzrok w ziemi臋 i sp艂on臋艂a rumie艅cem.
- Zobacz臋, czy uda mi si臋 znale藕膰 jeszcze jeden wazon - po
siedzia艂a wreszcie, nie patrz膮c na niego. - Prosz臋 czu膰 si臋 jak
u siebie w domu - doda艂a i wysz艂a z pokoju.
Nick jeszcze raz z podziwem przyjrza艂 si臋 jej figurze. Ciekawi艂o go, w jaki spos贸b wuj dogada艂 si臋 z t膮 dziewczyn膮. Czy偶by ca艂kiem niespodziewanie mia艂 si臋 do niego u艣miechn膮膰 los, czy te偶 by艂 w tym wszystkim jaki艣 haczyk?
Felicia wesz艂a do kuchni, po艂o偶y艂a r贸偶e przy zlewie i wzi臋艂a g艂臋boki oddech. Przez ostatni tydzie艅 wyobrazi艂a sobie miliony scenariuszy tego spotkania, ale w 偶adnym nie przewidzia艂a, 偶e Nick Mondavi oka偶e si臋 tak atrakcyjny, a do tego sympatyczny. Na palcach wesz艂a do korytarzyka 艂膮cz膮cego kuchni臋 z salonem : ukradkiem zerkn臋艂a na go艣cia. Usiad艂 na dwuosobowej kanapce i rozgl膮da艂 si臋 po pokoju. Zupe艂nie nie pasowa艂 do wn臋trza, do jej mebli i w og贸le do mieszkania. I do jej 偶ycia te偶. By艂 za bardzo 艣wiatowy, za bardzo nowojorski, a co najgorsze, zapewne wsp贸艂pracowa艂 z mafi膮. Felicia nie dawa艂a si臋 zwie艣膰 pozorom i przez ca艂y czas o tym pami臋ta艂a.
Zacz臋艂a myszkowa膰 po kredensie, szukaj膮c dostatecznie du偶ego wazonu. W ko艅cu wynalaz艂a star膮 karafk臋 do wina. Wci膮偶 t艂umaczy艂a sobie, 偶e wygl膮d bywa oszuka艅czy. Nie wolno jej by艂o zapomnie膰, 偶e ma do czynienia nie tylko z Nickiem, lecz
r贸wnie偶 z jego rodzin膮 i sposobem 偶ycia. W艂o偶ywszy r贸偶e do karafki, wr贸ci艂a z nimi do salonu. Bardzo si臋 stara艂a, by z jej miny niczego nie mo偶na by艂o wyczyta膰. Czeka艂y j膮 najwa偶niejsze minuty w 偶yciu, musia艂a wi臋c zachowa膰 czujno艣膰.
Postawi艂a r贸偶e na stoliku przed Nickiem. Potem ruszy艂a w stron臋 krzes艂a z haftowanym obiciem, rozmy艣li艂a si臋 jednak i usiad艂a na sofce. Blisko Nicka, ale nie za blisko.
Czy偶bym s艂ysza艂 „Tosk臋"? - spyta艂.
Owszem.
Nerwowo si臋 poruszy艂. Felicia wbi艂a wzrok w d艂onie, modl膮c si臋, by to on zrobi艂 pierwszy krok. Czeka艂a na jaki艣 znak.
Niezr臋czna sytuacja, prawda? - odezwa艂 si臋. U艣miechn臋艂a si臋 sztywno.
Nawet bardzo.
Przepraszam... Chc臋 powiedzie膰, 偶e nie sprawia mi przyjemno艣ci pakowanie pani w to wszystko.
Odnios艂am wra偶enie, 偶e zale偶y na tym przede wszystkim pa艅skiemu wujowi. - Natychmiast zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, czy te s艂owa nie zabrzmia艂y zbyt bezpo艣rednio, ale Nickowi zdawa艂o si臋 to nie przeszkadza膰.
Chyba ma pani racj臋 - powiedzia艂 艂agodnie. Zn贸w zapad艂o milczenie. W ko艅cu odchrz膮kn膮艂. - Niech mi pani co艣 o sobie opowie. Ciocia m贸wi艂a, 偶e pracuje pani w restauracji nale偶膮cej do rodziny.
Skin臋艂a g艂ow膮.
Piek臋 ciasta i robi臋 desery.
To ciekawe.
Uwielbiam gotowanie.
To dobrze.
Te偶 tak my艣l臋.
Z艂apa艂a si臋 na tym, 偶e przez ca艂y czas zaciska i rozk艂ada d艂onie. W pewnym sensie czu艂a si臋 gorzej ni偶 na pierwszej rand-
ce. Nick by艂 zdenerwowany tak samo jak ona. Naturalnie nale偶a艂o to wykorzysta膰. Ale jak? Karty by艂y w jego r臋kach. Jej pozostawa艂o bacznie si臋 przys艂uchiwa膰, 偶eby znale藕膰 dla siebie jak膮艣 furtk臋.
Czym si臋 pan zajmuje, Nick? Ciotka wspomina艂a o nieruchomo艣ciach.
Jestem inwestorem.
O, to ciekawe.
Poczu艂a, 偶e na wardze zbieraj膮 jej si臋 mikroskopijne kropelki potu. Mia艂a wra偶enie, 偶e w pokoju jest jednocze艣nie za gor膮co i za zimno. Co za m臋ka.
Nagle Nick wsta艂, przeszed艂 kilka krok贸w i zwr贸ci艂 si臋 do niej. Wydawa艂 si臋 skonsternowany i pe艂en niepokoju. Felicii zamar艂o serce.
- W tych okoliczno艣ciach g艂upio by艂oby udawa膰. Felicio, czy
naprawd臋 chce pani tego 艣lubu?
Co mu odpowiedzie膰? Prawda w tej chwili nie na wiele si臋 zda. Jak dalece nale偶a艂o spe艂ni膰 jego oczekiwania? Na ile zademonstrowa膰 uleg艂o艣膰? Od tej decyzji zale偶a艂o 偶ycie jej ojca.
A pan nie chce?
Przelecia艂em kilka tysi臋cy kilometr贸w, 偶eby pani膮 pozna膰. My艣l臋, 偶e ten fakt jest dostatecznie wymowny.
Zamruga艂a. Odpowied藕 wyda艂a jej si臋 do艣膰 bezceremonialna.
- Jest wymowny, przyznaj臋.
Zamy艣li艂 si臋 i jakby z艂agodnia艂. Chyba si臋 troch臋 odpr臋偶y艂. Mia艂o to dobre strony, cho膰 Felicia nie marzy艂a bynajmniej o osi膮gni臋ciu harmonii. Przeciwnie, w niezauwa偶alny spos贸b chcia艂a doprowadzi膰 do konfliktu.
- Musz臋 przyzna膰, 偶e niezupe艂nie pani膮 rozumiem - powie
dzia艂 Nick, przeczesuj膮c d艂oni膮 w艂osy. - Spodziewa艂em si臋 po
zna膰 ca艂kiem inn膮 osob臋.
Felicii zapar艂o dech. Chyba pr贸buje uprzejmie da膰 jej do
zrozumienia, 偶e jest ni膮 rozczarowany. Bo偶e, czy偶by mia艂o j膮 spotka膰 takie szcz臋艣cie?
Nie bardzo wiem, co powiedzie膰 poza tym, 偶e mi przykro.
Och, nie, 藕le mnie pani zrozumia艂a. Tylko 偶e... no, nie wygl膮da pani na kobiet臋, kt贸ra zgadza si臋 na ma艂偶e艅stwo w ciemno. - Westchn膮艂. - Wiem, 偶e to brzmi bardzo brutalnie, ale sytuacja wymaga od nas m贸wienia wprost.
Usiad艂 na sofce, bli偶ej niej ni偶 poprzednio. Poczu艂a ciep艂o, promieniuj膮ce od jego cia艂a, i wo艅 p艂ynu po goleniu. By艂 przystojny i seksowny, powtarza艂a sobie jednak, 偶e to bez znaczenia. Nieprawda, oszukiwa艂a si臋. To mia艂o znaczenie, ale, niestety, tylko pogarsza艂o sytuacj臋.
- Chcia艂bym dowiedzie膰 si臋 jednego - odezwa艂 si臋 znowu.
- Dlaczego pani tak ch臋tnie zgodzi艂a si臋 na ma艂偶e艅stwo? Nie
s膮dz臋, 偶eby pani mia艂a k艂opoty ze znalezieniem w艂a艣ciwego
partnera.
Felicia zacisn臋艂a d艂onie. Oto jej wielki moment, na to czeka艂a. Tylko czy powinna powiedzie膰 o pieni膮dzach od razu, czy jeszcze si臋 wstrzyma膰? Zaczerpn臋艂a tchu. daj膮c sobie jeszcze kilka sekund na podj臋cie decyzji.
Po rozmowie z pana ciotk膮 dosz艂am do wniosku, 偶e to bardzo dobra... okazja - powiedzia艂a wystudiowanym tonem.
Okazja?
Wzi臋艂a jeszcze jeden g艂臋boki oddech.
Tak - potwierdzi艂a. - Mam trzydzie艣ci pi臋膰 lat, a pan jest...
Dobr膮 parti膮?
Tak.
O to chodzi? Naprawd臋?
No, wie pan...
Mam uwierzy膰, 偶e bardzo chce pani znale藕膰 odpowiedniego kandydata, tylko si臋 to pani nie udaje? O nie. Za tym z pewno艣ci膮 kryje si臋 co艣 innego.
Otworzy艂a usta, ale s艂owa nie przesz艂y jej przez gard艂o. To by艂o jeszcze gorsze ni偶 rozmowa z Vinnym. Wsta艂a, podesz艂a do okna i odwr贸ci艂a si臋 do Nicka. Wiedzia艂a, 偶e nasta艂a decyduj膮ca chwila.
- Wol臋 by膰 szczera i pozby膰 si臋 tego ci臋偶aru. Obiecano mi
pieni膮dze.
Odwr贸ci艂 g艂ow臋, po chwili jednak zn贸w na ni膮 spojrza艂.
Obieca艂 je, oczywi艣cie, m贸j wuj.
Tak.
Rozumiem.
Nie widz臋 sensu w ok艂amywaniu pana - doda艂a skwapliwie. - Nie mog艂am si臋 w panu zakocha膰, bo to niemo偶liwe. Nawet pana nie znam. - Skupi艂a wzrok na rozm贸wcy, wiedz膮c, 偶e od jego odpowiedzi wiele zale偶y.
Pieni膮dze maj膮 du偶膮 si艂臋 przekonywania - stwierdzi艂. Zn贸w si臋 zarumieni艂a.
Jest jeszcze inny pow贸d -b膮kn臋艂a.
C贸偶 takiego? Chyba nie fakt, 偶e maj膮c trzydzie艣ci pi臋膰 lat, pozostaje pani samotna?
To akurat jest prawda.
Mo偶e, ale nie jest pani z tego powodu specjalnie zmartwiona, Felicio. W ka偶dym razie ja w to nie uwierz臋.
Jakie pan ma podstawy, 偶eby mnie os膮dza膰? - Rozpocz臋艂a nerwow膮 przechadzk臋 po pokoju. - Oczywi艣cie gdybym kocha艂a kogo艣 innego albo s膮dzi艂a, 偶e mam szanse si臋 zakocha膰, nie bra艂abym pod uwag臋 ma艂偶e艅stwa z panem, ale...
Ale tak nie jest, wi臋c czemu nie spr贸bowa膰 szcz臋艣cia ze mn膮, tak? Tym bardziej 偶e mo偶na na tym zarobi膰. - Roze艣mia艂 si臋. - Hm, wobec tego wuj musia艂 zaproponowa膰 pani du偶膮 sum臋.
Owszem. - Spojrza艂a mu prosto wr oczy, w duchu nie przestaj膮c si臋 modli膰. - Mam nadziej臋, 偶e to panu nie przeszkadza. Chodzi mi o pieni膮dze, kt贸re za to dostaj臋.
Z wielkim napi臋ciem oczekiwa艂a odpowiedzi. Ku jej rozczarowaniu Nick tylko wzruszy艂 ramionami.
Nie mnie s膮dzi膰. Prze艂kn臋艂a 艣lin臋.
Czyli jest pan usatysfakcjonowany?
W tej chwili przynajmniej tym, 偶e si臋 rozumiemy.
To by艂 koniec. Zrozumia艂a, 偶e z punktu widzenia Nicka sprawa jest za艂atwiona. Tyle czasu 艂udzi艂a si臋 bezsensownie. A Nick chcia艂 tylko sprawdzi膰, czy nie 偶eni si臋 z dziwk膮.
W jednej chwili ca艂kiem si臋 za艂ama艂a. Ogarn臋艂a j膮 panika. Pod艣wiadomie chyba ju偶 wcze艣niej wiedzia艂a, 偶e nie ma dla niej ratunku, ale przecie偶 musia艂a spr贸bowa膰. Odwr贸ci艂a si臋, 偶eby nie zauwa偶y艂, 偶e oczy zasz艂y jej 艂zami
Czy pani nie podziela moich odczu膰? - spyta艂, widz膮c, 偶e co艣 jest nie w porz膮dku.
Nie, nie - odpar艂a ze s艂abym u艣miechem, mruganiem powstrzymuj膮c 艂zy. - Jestem zadowolona. - R臋kawem wytar艂a oczy. - Tylko bardzo to prze偶ywam.
Rozumiem.
Felicia nerwowo zaczerpn臋艂a tchu.
Skoro ustalili艣my najwa偶niejsze - zacz臋艂a z pewno艣ci膮 siebie, kt贸rej wcale nie czu艂a - to mo偶e m贸g艂by mi pan wyja艣ni膰, po co ta ca艂a gor膮czka? Wiem, 偶e spieszno panu do 艣lubu, ale nie wiem dlaczego.
Bo nie mam innej mo偶liwo艣ci. Dziwi臋 si臋, 偶e wuj pani o tym nie powiedzia艂. Urz膮d Migracyjny b臋dzie pr贸bowa艂 mnie deportowa膰.
Dlaczego?
Podczas gdy opowiada艂, Felicia duma艂a nad ironi膮 losu. Jej ojciec mia艂 d艂ug wdzi臋czno艣ci, a Vinny Antonelli nielegalnie sprowadzi艂 do Stan贸w Zjednoczonych Nicka, i tylko dlatego ona i Nick mieli teraz si臋 pobra膰. Wydawa艂o jej si臋 kompletnym
absurdem, 偶e zdarzenia sprzed wielu lat na zawsze odmienia 偶ycie dwojga ludzi. Oczywi艣cie Nick nie by艂 zupe艂nie niewinny. Nie w tym sensie co ona. Jemu przynajmniej pozosta艂 wyb贸r. Gdy zamilk艂, Felicia zwr贸ci艂a si臋 do niego:
- Nadal nie rozumiem, dlaczego nie wyszuka艂 pan kogo艣
sam. Podobno jest pan znakomit膮 parti膮. Czemu wobec tego
kobiety nie zabijaj膮 si臋 o pana? Po co jestem panu potrzebna?
Dostrzeg艂a b艂ysk w jego oczach i zrobi艂o jej si臋 nagle ciep艂o w 艣rodku. - Nie rzucaj膮 mi si臋 w oczy 偶adne pa艅skie defekty
doda艂a.
Dzi臋kuj臋 - odrzek艂 z u艣miechem.
M贸wi臋 powa偶nie.
Prawd臋 m贸wi膮c, Felicio, by艂em 偶onaty, bardzo szcz臋艣liwie. Zona zgin臋艂a.
Och. - Mimo woli ogarn臋艂o j膮 wsp贸艂czucie. - Przepraszam. Nikt mi o tym nie powiedzia艂.
Niech pani nie przeprasza. Od tamtej pory min臋艂o ju偶 du偶o czasu, gdybym chcia艂, dawno znalaz艂bym sobie kogo艣 innego. Ale nie chcia艂em.
Rozumiem.
Kr贸tko m贸wi膮c, musz臋 si臋 o偶eni膰, im szybciej, tym lepiej. Czy to co艣 zmienia?
Pokr臋ci艂a g艂ow膮. Mia艂a ochot臋 rzuci膰 mu w twarz ca艂膮 prawd臋, nie 艣mia艂a jednak zdoby膰 si臋 nawet na aluzj臋.
Nie ma powodu, 偶eby zmienia艂o.
Prosz臋 nie odpowiada膰 bez namys艂u - powiedzia艂. Nagle zn贸w wyda艂 jej si臋 bardzo skr臋powany. - Chyba dobrze pani rozumie, 偶e to nie mo偶e by膰 ma艂偶e艅stwo na niby. Dla w艂adz jestem kim艣 wi臋cej ni偶 jeszcze jednym nielegalnym imigrantem.
Powoli skin臋艂a g艂ow膮.
Z powodu pa艅skiego wuja?
Tak.
Drgn臋艂a niespokojnie, u艣wiadomi艂a sobie bowiem, 偶e dochodz膮 do sedna sprawy. Zaczynaj膮 sobie wyja艣nia膰, czym b臋dzie dla nich to ma艂偶e艅stwo.
- Wiem, 偶e to pytanie brzmi idiotycznie, bo przecie偶 w艂a艣nie
zgodzi艂a si臋 mnie pani po艣lubi膰, ale czy jest pani gotowa by膰
偶on膮 nie tylko z nazwy?
Serce bi艂o jej mocno. Prze艂kn臋艂a 艣lin臋.
Pyta mnie pan, czy zgodz臋 si臋 na seks?
W gruncie rzeczy tak. Adwokaci ostrzegali mnie, 偶e pracownicy Urz臋du Imigracyjnego zadaj膮 czasem bardzo intymne pytania. Oczywi艣cie nie musi si臋 pani we mnie zakocha膰, musi jednak pani stwarza膰 takie pozory. - Nick wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i spojrza艂 w oczy. - Nie ma sensu si臋 oszukiwa膰. Je艣li nie porozumiemy si臋 w tej sprawie od razu, wkr贸tce czekaj膮 nas du偶e k艂opoty.
Felicia czu艂a energi臋 p艂yn膮c膮 od Nicka. Jego d艂o艅 by艂a ciep艂a, bardzo ciep艂a.
Zrobi臋 to, co do mnie nale偶y.
Ja r贸wnie偶.
Czyli umowa stoi - stwierdzi艂a, czuj膮c potrzeb臋 potwierdzenia swoich najgorszych obaw.
Wszystko na to wskazuje.
Nick u艣cisn膮艂 jej d艂o艅, ale by艂a tak zamy艣lona, 偶e w艂a艣ciwie nie zwr贸ci艂a na to uwagi.
- Ciesz臋 si臋, 偶e nie robi pani z tego problemu.
Felicia pomy艣la艂a, 偶e musi wzi膮膰 si臋 w gar艣膰. Przynajmniej nie dr臋czy艂a jej ju偶 niepewno艣膰. Nadal jednak nie rozumia艂a Nicka. Wydawa艂 si臋 przyzwoitym cz艂owiekiem, a jednak nie waha艂 si臋 偶eni膰 z przypadkow膮, w gruncie rzeczy, kobiet膮.
- Czy ma pani co艣 przeciwko temu, bym spyta艂 j膮 o granice
umowy? - odezwa艂 si臋 znowu. - A mo偶e ustalili艣cie z wujem, 偶e
zgadza si臋 pani na wszystko?
Felicia zblad艂a.
Zgodzi艂am si臋 by膰 dla pana tak膮 偶on膮, jakiej pan potrzebuje.
Co pani przez to rozumie?
Nie spodoba艂o jej si臋 to pytanie. Czy偶by upokarzanie jej sprawia艂o mu przyjemno艣膰? Ech, mniejsza o to.
- Chce pan, 偶ebym si臋 艣mia艂a, to b臋d臋 si臋 艣mia膰, Nick - po
wiedzia艂a sztywno. - Chc臋 pan, 偶ebym p艂aka艂a, to b臋d臋 p艂a
ka膰. Je艣li Urz膮d Imigracyjny ma odnie艣膰 wra偶enie, 偶e pana ko
cham, to si臋 o to postaram. Je艣li chce pan, 偶ebym zasz艂a w ci膮偶臋,
:o zgadzam si臋 i na to. Jestem ca艂kowicie do pana dyspozycji.
Pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Za to p艂aci mi pa艅ski wuj. Chyba pana nie zaskoczy艂am?
Nick szybko doszed艂 do siebie, ale przez chwil臋 widzia艂a
w jego oczach dziwny b艂ysk. Wyprostowa艂a si臋, usi艂uj膮c przybra膰 poz臋 pe艂n膮 godno艣ci. Z niesmakiem pomy艣la艂a, 偶e Nick uwa偶a j膮 za zwyk艂膮 ulicznic臋. Najgorsze by艂o jednak to, 偶e pogarda nie przeszkadza艂a mu wykorzystywa膰 sytuacji.
Co si臋 sta艂o? - spyta艂a. - Czy偶bym zawiod艂a pana oczekiwania?
Takie s艂owa z ust pi臋knej kobiety chcia艂by us艂ysze膰 ka偶dy m臋偶czyzna. To istne marzenie.
No wi臋c?
Wi臋c dlaczego nie skacz臋 ze szcz臋艣cia?
W艂a艣nie.
Spojrza艂 ostentacyjnie na jej pieni.
Czy jest pan z艂y? - spyta艂a.
Nie.
Usi艂uj臋 si臋 dostosowa膰 do pana potrzeb.
Ma pani oszuka膰 Urz膮d Imigracyjny, a nie mnie, Feli-cio. W艂a艣ciwie nie wiem jednak, dlaczego o tym rozmawiamy. Uzgodnili艣my, 偶e si臋 pobierzemy, wystarczy wi臋c przedyskutowa膰 kwestie czysto praktyczne. - Odchrz膮kn膮艂 jeszcze raz. - S艂ysza艂em, 偶e najszybsza i najmniej k艂opotliwa procedura
jest w Nevadzie. Czy mo偶e pani wzi膮膰 ze mn膮 艣lub za dwa lub trzy dni?
Wzi臋艂a g艂臋boki oddech, 偶eby zapanowa膰 nad ogarniaj膮c膮 j膮 rozpacz膮.
Chyba tak.
Ciotka powiedzia艂a mi, 偶e pani rodzina jest bardzo z偶yta. Co powiedz膮 rodzice na takie nag艂e ma艂偶e艅stwo?
Ojciec zrozumie. Mama z czasem mo偶e te偶.
Oni nie wiedz膮 o pani... umowie z moim wujem? Zawaha艂a si臋.
Nie.
- My艣l膮, 偶e ich pi臋kna c贸rka mo偶e wyj艣膰 za m膮偶 jedynie
z mi艂o艣ci.
Felicia poczu艂a bolesne uk艂ucie. Wsp贸艂czu艂a sobie i swoim rodzicom, a szczeg贸lnie ojcu.
- Niech pani pos艂ucha - doda艂, zanim zd膮偶y艂a otworzy膰 usta.
- Bierzemy 艣lub, bo jest mi to potrzebne, ale nie widz臋 powodu,
dla kt贸rego mieliby艣my przez to rani膰 uczucia pani rodzic贸w.
Je艣li pani chce, prosz臋 zaprosi膰 ich na 艣lub. W og贸le niech pani
robi wszystko, co pani uwa偶a za stosowne.
Wydawa艂o si臋, 偶e Nick troch臋 mi臋knie. Mo偶e zda艂 sobie spraw臋, 偶e zachowuje si臋 do艣膰 bezdusznie.
Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a. - Ale przypuszczam, 偶e by艂oby z tego wi臋cej szkody ni偶 po偶ytku. Moja mama nie pogodzi艂aby si臋 z ma艂偶e艅stwem bez mi艂o艣ci.
Je艣li mo偶e pani dla mnie poudawa膰. Felicio, to i ja mog臋 przez kilka dni odgrywa膰 kochaj膮cego narzeczonego. Pani rodzice tego potrzebuj膮. Myl臋 si臋?
A zgodzi si臋 pan na co艣 takiego?
Oczywi艣cie, czemu nie? Nie jestem ca艂kiem bez serca.
Mojej mamie sprawi艂oby to ulg臋. 艁ama艂am sobie g艂ow臋, jak jej wyja艣ni膰 moj膮 decyzj臋.
Czasem uczciwo艣膰 nie pop艂aca. Skin臋艂a g艂ow膮 z powag膮.
Niestety, ma pan racj臋. Wsta艂.
Musimy wymy艣li膰 histori臋 naszej znajomo艣ci. Mo偶e tak... od miesi臋cy przyje偶d偶am do San Francisco w interesach. Spotykamy si臋. A podczas ostatniego pobytu o艣wiadczy艂em si臋 pani. Czy rodzice w to uwierz膮?
Moje 偶ycie osobiste od dawna jest wa偶nym tematem w rodzinie. Mama wcale nie by艂aby zaskoczona, gdybym ukrywa艂a nasz膮 znajomo艣膰, 偶eby niepotrzebnie nie rozbudza膰 ich nadziei. Mog臋 powiedzie膰, 偶e czeka艂am, a偶 si臋 upewni臋 co do pana zamiar贸w. - Poczu艂a si臋 dziwnie zmieszana. - Czy naprawd臋 jest pan got贸w to zrobi膰?
Wzruszy艂 ramionami.
- Prosz臋 potraktowa膰 szcz臋艣cie pani rodzic贸w jako 艣lubny
prezent. - Wyj膮艂 z kieszeni pier艣cionek i poda艂 jej. - A tu jest
oficjalny znak zar臋czyn. Aha, i musimy przej艣膰 na ty.
Wzi臋艂a w palce dwukaratowy brylant.
- W艂贸偶, Felicio. Mo偶emy zacz膮膰 pr贸by od zaraz.
Wsun臋艂a klejnot na palec i sprawdzi艂a, jak wygl膮da. Potem
bez s艂owa spojrza艂a na Nicka.
- Pasuje?
Skin臋艂a g艂ow膮. Ch艂贸d w jego zachowaniu bardzo j膮 razi艂.
- Co dalej? - spyta艂. - Mam poprosi膰 ojca o twoj膮 r臋k臋? Czy
pod tym wzgl臋dem twoi rodzice s膮 staro艣wieccy?
Pokr臋ci艂a g艂ow膮. 艁za potoczy艂a jej si臋 po policzku.
Co si臋 sta艂o? - zainteresowa艂 si臋.
Moja mama b臋dzie bardzo szcz臋艣liwa. Dzi臋kuj臋.
Och. - By艂 wyra藕nie za偶enowany. - Kiedy poznam twoich rodzic贸w?
Zaprosz臋 ich dzisiaj na kolacj臋, je艣li ci to odpowiada.
- Zgoda.
Wsta艂a. Pierwszy raz u艣miech, jaki mu przes艂a艂a, by艂 szczery.
Nie wiem dlaczego, ale jako艣 przyzwyczai艂am si臋 do my艣li o tym 艣lubie. Chyba dzi臋ki temu, 偶e szanujesz uczucia moich rodzic贸w. Dzi臋kuj臋.
Nie jestem taki z艂y. - Poda艂 jej r臋k臋. - Mam nadziej臋, 偶e ma艂偶e艅stwo ze mn膮 nie b臋dzie bardzo przykre.
Dzielnie spojrza艂a na niego przez 艂zy.
To ju偶 zale偶y bardziej od ciebie ni偶 ode mnie. - Wsun臋艂a swe smuk艂e palce w jego d艂o艅. - Chc臋 tylko, 偶eby艣 nie czu艂 do mnie nienawi艣ci. To wszystko.
Mia艂bym czu膰 nienawi艣膰? Za to, 偶e pomagasz mi ratowa膰 sk贸r臋?
M臋偶czy藕ni czasem wini膮 kobiety za swoje rozczarowania. - Zerkn臋艂a na pier艣cionek. - Ale chyba si臋 zgodzisz, 偶e 偶adne z nas nie zacz臋艂oby od tego.
To si臋 rozumie samo przez si臋.
Felicia przygryz艂a warg臋. Spojrza艂a mu w oczy i skin臋艂a g艂ow膮.
- Tak - szepn臋艂a. - Samo przez si臋.
ROZDZIA艁
5
Carlo Mauro obr贸ci艂 w palcach kieliszek i pokr臋ci艂 g艂ow膮.
Jakie to ma znaczenie, 偶e liczy si臋 z innymi, skoro zabiera mi jedyne dziecko?
Och, tato. - Felicia wzi臋艂a go za r臋k臋. - Naprawd臋 mog艂oby by膰 o wiele gorzej. Powinni艣my si臋 cieszy膰, 偶e szanuje uczucia naszej rodziny.
Mam mu za to dzi臋kowa膰?
Przy ostatnim s艂owie g艂os mu si臋 za艂ama艂. Felicia rozejrza艂a si臋 po sali restauracyjnej. Na szcz臋艣cie personel by艂 zaj臋ty swoimi sprawami i nie s艂ysza艂 ich rozmowy.
Nie chc臋 ogl膮da膰 tego cz艂owieka, Felicio - podj膮艂 Carlo, zni偶ywszy g艂os. - Najch臋tniej bym go zabi艂.
Wiem, tato, ale pomy艣l o mamie. Po co ma cierpie膰? Jest mi wystarczaj膮co 藕le z my艣l膮, 偶e tobie p臋ka serce.
Pog艂aska艂 j膮 po policzku.
Nie mam prawa si臋 skar偶y膰. Przecie偶 to wszystko moja wina.
Nie obwiniaj si臋 bez ko艅ca. Przecie偶 by艂e艣 wtedy m艂odym ch艂opakiem. Nie mog艂e艣 przewidzie膰 wyniku tej b贸jki.
Szkoda, 偶e to nie Joey mnie zabi艂 - powiedzia艂 Carlo i wytar艂 oczy chustk膮. - Tyle lat modli艂em si臋 za jego dusz臋, a teraz B贸g m艣ci si臋 na moim dziecku.
Nick m贸g艂by by膰 znacznie gorszy, wierz mi.
Mo偶e. Ale nie wolno ci zapomina膰, jaki to cz艂owiek - powiedzia艂 Carlo, gro偶膮c jej palcem. — Diabe艂 te偶 umie si臋 u艣miecha膰.
- Tato, chcesz mnie pocieszy膰 czy za艂ama膰?
Carlo uj膮艂 jej d艂onie. Po twarzy p艂yn臋艂y mu 艂zy.
Po prostu g艂o艣no my艣l臋. Mo偶e powinni艣my wyjecha膰, uciec na przyk艂ad do Rio.
Nie, tato. Pami臋taj o swoim zdrowiu. Poza tym mama zap艂aka艂aby si臋 na 艣mier膰, gdyby musia艂a zostawi膰 dom. A mafia i tak by nas znalaz艂a. W ten spos贸b przynajmniej mama zachowa z艂udzenia.
Carlo znowu wytar艂 oczy i wydmucha艂 nos.
Chyba nie prze艂kn臋 toastu za jego szcz臋艣cie.
Wobec tego przyjd藕 tylko na deser. Je艣li posiedzicie z nami godzink臋, to wystarczy.
No dobrze. Dla ciebie i matki jestem got贸w na wszystko.
W艂a艣nie, musz臋 porozmawia膰 z mam膮, 偶eby przyzwyczai艂a si臋 do my艣li, 偶e za dwa dni wychodz臋 za m膮偶.
I艣膰 z tob膮?
Nie, wol臋 to za艂atwi膰 sama. - Spojrza艂a na zegarek. - Zosta艂o mi niewiele czasu. Przecie偶 mam jeszcze przygotowa膰 kolacj臋. - Wysun臋艂a si臋 zza stolika. Przed odej艣ciem cmokn臋艂a ojca w 艂ysin臋. - Pami臋taj, tato, ma艂偶e艅stwo z Nickiem jest moim najwi臋kszym marzeniem. Staram si臋 jak mog臋. 偶eby to by艂o wida膰. Postaraj si臋 i ty.
Carlo Mauro skin膮艂 g艂ow膮, ale by艂 za bardzo wstrz膮艣ni臋ty, 偶eby cokolwiek powiedzie膰.
Z domu rodzic贸w na Telegraph Hill Felicia wysz艂a, gdy San Francisco ton臋艂o ju偶 w przejmuj膮cej ch艂odem wieczornej mgle. Przed sob膮 nios艂a blach臋 z linguini w sosie limonowo--czosnkowym.
- Mia艂o by膰 dla ojca na obiad, ale na pewno nie zd膮偶ysz
zrobi膰 艣wie偶ego makaronu, wi臋c mo偶esz nakarmi膰 tym Nicka
z moim b艂ogos艂awie艅stwem - powiedzia艂a Louisa Mauro. -
W zamian pochwal mnie przed nim. Niech zi臋膰 wie, 偶e te艣ciowa
zna si臋 na kuchni.
Matka przyj臋艂a wiadomo艣膰 lepiej, ni偶 si臋 Felicia spodziewa艂a, cho膰 przez d艂u偶sz膮 chwil臋 nie mog艂a wydoby膰 z siebie g艂osu. Wreszcie spyta艂a cicho:
Jeste艣 w ci膮偶y?
Nie, mamo - roze艣mia艂a si臋 Felicia. Matka odetchn臋艂a z ulg膮.
Dzi臋ki Bogu. - Pad艂y sobie w obj臋cia. Potem Louisa cofn臋艂a si臋 o krok.
Wi臋c po co ten po艣piech? Czemu nie poczekacie ze 艣lubem, 偶eby urz膮dzi膰 wszystko jak nale偶y?
Och, mamo, Nick chce, 偶eby艣my pobrali si臋 jak najszybciej. Zgodzi艂am si臋, ale pod warunkiem, 偶e b臋dziecie na 艣lubie... oczywi艣cie je艣li chcecie przyj艣膰.
Jak mog艂abym nie chcie膰? Czeka艂am na t臋 chwil臋 trzydzie艣ci pi臋膰 lat. Tylko gdzie wy znajdziecie ksi臋dza, kt贸ry da wam 艣lub za dwa dni?
Wiesz, mamo, my艣l臋, 偶e ko艣cielnego 艣lubu nie b臋dzie.
Przecie偶 powiedzia艂a艣, 偶e Nick jest uczciwym katolikiem. To znaczy, 偶e musi by膰 艣lub w ko艣ciele.
Nie ma na to czasu. Zreszt膮 on si臋 偶eni drugi raz.
Ale nie jest rozwiedziony. Wspomnia艂a艣, zdaje si臋, 偶e jego 偶ona nie 偶yje.
To prawda, mamo. Prosz臋 ci臋. nie stwarzaj dodatkowych problem贸w.
Matka zamilk艂a. Nie wiedzia艂a, czy si臋 cieszy膰 ze 艣lubu, czy martwi膰 cywiln膮 ceremoni膮.
Felicia robi艂a dobr膮 min臋 do z艂ej gry, ale czu艂a si臋 nawet
gorzej, ni偶 gdyby dla dogodzenia rodzicom postanowi艂a po艣lubi膰 doktora t艂u艣ciocha, kt贸ry przynajmniej niczego nie udawa艂.
Na Lombard Street, u zbiegu z Telegraph Hill zatrzyma艂a taks贸wk臋. Do domu mia艂a zaledwie osiem przecznic, ale chcia艂a zaoszcz臋dzi膰 kwadrans, bo p贸艂torej godziny to niewiele na przygotowanie eleganckiego posi艂ku.
Mus sta艂 ju偶 w lod贸wce, mia艂a te偶 w domu przygotowane zak膮ski: greckie oliwki, pieczarki, ser provolone i w艂oskie salami. Najwi臋cej czasu potrzebowa艂a na dok艂adne mycie sa艂aty do sa艂atki cesarskiej i przyrz膮dzenie sosu czosnkowo-winnego do makaronu. Oczyszczenie krewetek zajmowa艂o par臋 minut, kraby i ma艂偶e nie wymaga艂y dodatkowej obr贸bki. Jej matka mia艂a racj臋, 偶e szybkie dania niekoniecznie musz膮 by膰 mro偶onkami.
Mijaj膮c rodzinn膮 restauracj臋 przy Washington Square, Felicia przypomnia艂a sobie ojca. Nie mog艂a spokojnie my艣le膰 o jego rozpaczy. Przeklina艂a Vincenta Antonellego, lecz wiedzia艂a, 偶e nie tylko on zawini艂. Nick m贸g艂 przecie偶 powiedzie膰 wujowi „nie".
Gdy zabrz臋cza艂 domofon, Felicia wk艂ada艂a w艂a艣nie per艂owe kolczyki, kt贸re kupi艂a sobie u Gumpsa na trzydzieste urodziny jako prezent od rodzic贸w. Ze zdenerwowania a偶 drgn臋艂a. Potem zerkn臋艂a ostatni raz w lustro - by艂a w czarnej sukni z d艂ugimi r臋kawami i g艂臋bokim dekoltem, nabytej wraz z odpowiednimi pantoflami na koszt Vincenta Antonellego.
Id膮c do drzwi, wsun臋艂a na palec pier艣cionek z brylantem, o kt贸rym przypomnia艂a sobie w ostatniej chwili. Oczywi艣cie prawdziwego pier艣cionka zar臋czynowego za nic nie zdj臋艂aby z palca, ten jednak mia艂 przede wszystkim stwarza膰 pozory.
S艂ucham - odezwa艂a si臋 do s艂uchawki.
To ja, Nick.
Wpu艣ci艂a go do budynku i wr贸ci艂a do kuchni dopilnowa膰
sosu. Sta艂 na ma艂ym ogniu i na szcz臋艣cie jeszcze nie g臋stnia艂. Zamiesza艂a w rondlu i posz艂a otworzy膰 drzwi.
Nick by艂 ubrany we w艂oski dwurz臋dowy garnitur, bia艂膮 koszul臋 i ciemnoczerwony jedwabny krawat. W艂osy mia艂 starannie zaczesane, ciemniejsze ni偶 na zdj臋ciu. Kr贸tko m贸wi膮c, stanowi艂 wz贸r eleganckiego nowojorczyka.
- Pi臋knie wygl膮dasz - powiedzia艂 z u艣miechem, kt贸rego
szczero艣膰 by艂a co najmniej w膮tpliwa.
Ogarn臋艂o j膮 dziwne uczucie. Ten m臋偶czyzna mia艂 zosta膰 za kilka dni jej m臋偶em. Obcy cz艂owiek.
- Ty te偶, Nick.
Nie zauwa偶y艂a, 偶e trzyma co艣 w d艂oni, p贸ki nie wyci膮gn膮艂 ku niej butelki wina. Wzi臋艂a i gestem zaprosi艂a go do 艣rodka. Zrobi艂 kilka du偶ych krok贸w, po czym rozejrza艂 si臋 dooko艂a.
Nie ma twoich rodzic贸w? Zamkn臋艂a za nim drzwi.
Do艂膮cz膮 do nas p贸藕niej. Kolacj臋 zjemy tylko we dwoje.
Och, to nawet lepiej. Nie bardzo mia艂em ochot臋 na konwersacj臋 o naszych 艣lubnych planach.
Tak s膮dzi艂am.
Zn贸w na ni膮 spojrza艂. Nie powiedzia艂aby wprawdzie, 偶e po偶era j膮 wzrokiem, niew膮tpliwie jednak widzia艂 w niej kobiet臋, a nie partnera do interesu.
A jak ci posz艂o z rodzicami? - spyta艂.
Ca艂kiem dobrze. Mama by艂a tak ucieszona 艣lubem, 偶e nawet nie wdawa艂a si臋 zbytnio w szczeg贸艂y.
Szczeg贸艂y?
No, sk膮d ten po艣piech i dlaczego ci臋 nie poznali.
Nick wzruszy艂 ramionami. Felicia i tak powinna by膰 mu wdzi臋czna, 偶e uszanowa艂 uczucia jej rodzic贸w.
- W艂oskie wino - powiedzia艂a Felicia, przyjrzawszy si臋 ety
kietce.
Moje ulubione. Mam we W艂oszech krewnych, kt贸rzy co roku przysy艂aj膮 mi skrzynk臋 w prezencie. Zdziwi艂em si臋, kiedy zobaczy艂em je na sklepowej p贸艂ce w San Francisco.
Wcale nie jeste艣my takimi prowincjuszami, jak lubicie s膮dzi膰 wy, nowojorczycy.
Mam nadziej臋, 偶e na naszym ma艂偶e艅stwie nie zaci膮偶y rywalizacja wschodniego i zachodniego wybrze偶a.
Tym si臋 raczej nie musimy przejmowa膰. - Wskaza艂a mu krzes艂o. - Czuj si臋 jak u siebie w domu. Ja p贸jd臋 zobaczy膰, co z sosem, a przy okazji otworz臋 wino.
Schroni艂a do kuchni, zadowolona z chwili oddechu. Sta艂a w艂a艣nie przy kuchence, mieszaj膮c 艂y偶k膮 w rondlu, gdy za jej plecami rozleg艂 si臋 g艂os.
Jak si臋 mamie spodoba艂 pier艣cionek?
Przestraszy艂e艣 mnie. - Odwr贸ci艂a si臋 i doda艂a: - Je艣li mam by膰 szczera, to zapomnia艂am go w艂o偶y膰, a mama nie pyta艂a. By艂a zbyt zaskoczona, 偶eby pami臋ta膰 o pier艣cionku.
Nick nie s艂ysza艂 chyba ani s艂owa z tego, co powiedzia艂a. Omi贸t艂 j膮 uwa偶nym spojrzeniem. Felicia zdr臋twia艂a, gdy ruszy艂 w jej stron臋, on jednak przeszed艂 obok. po drodze bior膮c od niej butelk臋.
Gdzie jest korkoci膮g?
W drugiej szufladzie od do艂u - odrzek艂a z ulg膮.
Zn贸w wyczu艂a wo艅 wody kolo艅skiej. Przywi膮zywa艂a wag臋 do czysto艣ci, lubi艂a 艂adne zapachy. Nick pachnia艂 bardzo przyjemnie, wr臋cz pon臋tnie.
Wstydzi艂a艣 si臋, prawda? - spyta艂, bior膮c korkoci膮g do r臋ki.
S艂ucham?
Dlatego zapomnia艂a艣 o pier艣cionku.
Ach.
Nie doda艂a nic wi臋cej, wi臋c spr贸bowa艂 jeszcze raz:
- Dlatego?
- Czego mia艂abym si臋 wstydzi膰? Pier艣cionka czy tego, 偶e
bior臋 z tob膮 艣lub?
U艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
- Sama zdecyduj.
Ja nie nazwa艂abym tego wstydem. Wyci膮gn膮艂 korek z butelki.
Masz kieliszki?
Felicia od艂o偶y艂a 艂y偶k臋 i si臋gn臋艂a do kredensu. Przez ca艂y czas czu艂a na sobie jego spojrzenie. Gdy znowu si臋 odwr贸ci艂a, wzi膮艂 od niej kieliszki i spyta艂:
- A jak by艣 to nazwa艂a, Felicio?
Bardzo chcia艂a go zapyta膰, po co zachowuje si臋 tak uwodzicielsko. Czy偶by dla zabawy?
Za偶enowaniem - powiedzia艂a. - Czuj臋 si臋 bardzo za偶enowana.
Rozmow膮 z twoimi rodzicami, 艣lubn膮 ceremoni膮 czy w og贸le naszym ma艂偶e艅stwem?
Wszystkim naraz.
Felicia nagle zacz臋艂a si臋 obawia膰, czy nie zachowuje si臋 zbyt bezpo艣rednio. Vincent Antonelli 偶yczy sobie przecie偶, by by艂a mi艂a dla Nicka.
Tymczasem Nick nala艂 wina i poda艂 jej kieliszek.
Mo偶e na pociech臋 wypijemy - zaproponowa艂. - To mi si臋 wydaje ca艂kiem nieszkodliwe, a tobie?
Mam nadziej臋, 偶e nie obrazi艂am ci臋 tym, co powiedzia艂am.
Czym mia艂aby艣 mnie obrazi膰. Ludzie bior膮 pieni膮dze za wykonan膮 prac臋. To wcale nie musi znaczy膰, 偶e j膮 lubi膮.
By艂 z艂o艣liwy. Felicia ju偶 zamierza艂a odp艂aci膰 mu pi臋knym za nadobne, ale ugryz艂a si臋 w j臋zyk.
- No to na pociech臋 - powiedzia艂a.
Stukn臋li si臋 kieliszkami i wypili. Musia艂a przyzna膰, 偶e wbrew woli poddaje si臋 urokowi Nicka Mondaviego.
Gdy wr贸cili do salonu, wybra艂a miejsce na dwuosobowej sofce, a Nick usiad艂 obok niej i otoczy艂 j膮 ramieniem. Po chwili, jakby mimowolnie, musn膮艂 kosmyki opadaj膮ce jej na kark. Gest by艂 ca艂kiem niewinny, mimo to przebieg艂 j膮 dreszcz.
No to powiedz mi, dlaczego nie masz m臋偶a i gromady dzieci czepiaj膮cych si臋 fartucha.
Nie wiem - odpar艂a, prze艂kn膮wszy 艣lin臋. - Jako艣 si臋 nie z艂o偶y艂o.
Chcesz powiedzie膰, 偶e nigdy nie spotka艂a艣 wymarzonego m臋偶czyzny?
Poczu艂a si臋 okropnie. Pytanie nie by艂o ani niestosowne, ani niegrzeczne, ale nie lubi艂a rozmawia膰 o Johnnym.
Mo偶na to tak nazwa膰.
M臋偶czy藕ni w Kalifornii musz膮 by膰 bardzo nie艣miali. Trudno mi uwierzy膰, 偶e kto艣 taki jak ty pozostaje w wolnym stanie.
Postanowi艂a uzna膰 to za komplement.
- Dzi臋kuj臋.
- M贸wi臋 szczerze. - Zn贸w przesun膮艂 palcem po jej szyi.
Odruchowo drgn臋艂a. Spojrza艂a na st贸艂.
- Mo偶e co艣 zjemy - zaproponowa艂a. - Przynios臋 zak膮ski,
a ty usi膮d藕 do sto艂u.
Poda艂a mu sw贸j kieliszek, omal nie wylewaj膮c przy tym wina, i uciek艂a z pokoju. W kuchni przekona艂a si臋, 偶e policzki jej p艂on膮, a co gorsza, nie mo偶e z艂apa膰 tchu. Co si臋 z ni膮 dzieje? Przecie偶 nic jej nie zrobi艂, tylko jej dotkn膮艂.
Potrzebowa艂a czasu, 偶eby wzi膮膰 si臋 w gar艣膰. Zape艂niwszy p贸艂misek, wr贸ci艂a z nim do pokoju. Nick pom贸g艂 jej usi膮艣膰, a potem zaj膮艂 miejsce po drugiej stronie sto艂u.
Cz臋stuj si臋 - powiedzia艂a, nie patrz膮c mu w oczy. Wzi膮艂 troch臋 pieczarek, oliwek i salami.
Spotka艂a艣 kiedy艣 m臋偶czyzn臋 swoich marze艅? - spyta艂. Westchn臋艂a z irytacj膮.
Uparty jeste艣.
M膮偶 powinien zna膰 偶on臋, nie s膮dzisz? Nie by艂o sposobu na unikni臋cie tego tematu.
Zgoda, Nick, powiem ci. - Na艂o偶y艂a sobie pieczarek. -Pi臋tna艣cie lat temu by艂am zar臋czona. Moi rodzice planowali wesele dla po艂owy North Beach. Pojechali艣my do ko艣cio艂a. Byli wszyscy moi krewni i przyjaciele. Czekali艣my d艂ugo, ale Johnny si臋 nie pokaza艂, nie stawi艂 si臋 na 艣lub. Jeste艣 zadowolony?
To by艂o dawno.
Od tamtej pory nikogo nie mia艂am.
Czy wiesz, dlaczego on znikn膮艂?
Och, tak, w ko艅cu si臋 dowiedzia艂am. Johnny by艂 maklerem. Pracowa艂 w renomowanym biurze, ale traci艂 mn贸stwo pieni臋dzy na hazard, o czym nie mia艂am poj臋cia. Siedzia艂 w d艂ugach po uszy, tak w ka偶dym razie twierdzili potem jego przyjaciele. Podobno kiedy wystawi艂 mnie do wiatru, by艂o tego z g贸r膮 sto tysi臋cy dolar贸w. Wierzyciele grozili mu, zdaje si臋, uci臋ciem palca czy czym艣 podobnym, je艣li w dzie艅 艣lubu nie zjawi si臋 z dwudziestoma pi臋cioma tysi膮cami. Rozumiem wi臋c, 偶e si臋 ba艂, nie rozumiem tylko, dlaczego nawet do mnie nie zadzwoni艂.
Co za okropne prze偶ycie.
Od tamtej pory jestem nieufna.
Czyli jeden 艂obuz zrujnowa艂 ci 偶ycie.
Nie wiem. Po prostu nie by艂o potem nikogo, kto wyda艂by mi si臋 wa偶ny.
Musia艂a艣 bardzo go kocha膰
Nie podoba艂o jej si臋 to wypytywanie. Widocznie uwa偶a艂, 偶e przez ma艂偶e艅stwo zyska艂 do niej pewne prawa.
Johnny chyba na to nie zas艂ugiwa艂, ale tak, kocha艂am go. Zrobi艂abym dla niego wszystko, nawet uciek艂abym do Meksyku albo jeszcze dalej.
Ale nie poprosi艂 ci臋 o to.
Nie.
Mia艂a艣 od niego potem jakie艣 wiadomo艣ci? - spyta艂, wk艂adaj膮c pieczark臋 do ust.
Nie.
Nick jad艂 bez s艂owa. Zdaje si臋, 偶e rozwa偶a艂, czego nowego si臋 o niej dowiedzia艂. Nie艣wiadomie zacz臋艂a b臋bni膰 palcami o blat sto艂u. Wreszcie poczu艂a, 偶e nie mo偶e znie艣膰 milczenia.
Czy teraz wydaj臋 ci si臋 jeszcze mniej warta?
Nie - odpowiedzia艂 po chwili. - S膮dz臋, 偶e ci臋 lepiej rozumiem.
Nie by艂a pewna, co ma na my艣li. Czy zrozumia艂, dlaczego pozostawa艂a pann膮, czy te偶 dlaczego zgodzi艂a si臋 wzi膮膰 艣lub dla pieni臋dzy?
Jeste艣 rozczarowany?
Nie. A chcia艂aby艣, 偶ebym by艂?
Dlaczego mia艂abym chcie膰?
Spojrza艂 zadumanym wzrokiem na wino w kieliszku, potem podni贸s艂 g艂ow臋 i u艣miechn膮艂 si臋.
S艂ysz臋 w sobie taki g艂os, kt贸ry m贸wi, 偶e chcia艂aby艣, 偶ebym teraz wsta艂, wyszed艂 i nigdy wi臋cej nie wr贸ci艂.
Tak jak Johnny?
Z innych powod贸w, ma si臋 rozumie膰. Wsta艂a.
Musz臋 wymiesza膰 sa艂atk臋 i wstawi膰 makaron. Podesz艂a, by wzi膮膰 jego talerzyk. Nick przytrzyma艂 jej r臋k臋.
Znowu poczu艂a zapach wody kolo艅skiej. Serce zabi艂o jej mocniej, kolana nagle sta艂y si臋 mi臋kkie.
Wcale nie chc臋 ci sprawi膰 przykro艣ci. - Nick przesun膮艂 kciukiem po jej d艂oni. - Chc臋 po prostu si臋 dowiedzie膰, kim jeste艣.
Na pewno nie typow膮 samotn膮 kobiet膮 - odpar艂a.
To ju偶 wiem.
Chyba mam ju偶 na zawsze jak膮艣 skaz臋. Mo偶e powinnam Areszcie si臋 do tego przyzna膰.
P贸ki jeszcze mog臋 zmieni膰 zdanie? - spyta艂 z u艣miechem.
Je艣li chcesz, to mo偶esz.
Ten tw贸j Johnny g艂臋boko ci臋 zrani艂, prawda?
Bardziej, ni偶 si臋 do tego przyznaj臋.
- Chc臋 wiedzie膰, co za skaz臋 mia艂a艣 na my艣li.
Westchn臋艂a.
Po jego odej艣ciu zapad艂am w odr臋twienie. Jad艂am, ubiera艂am si臋 i chodzi艂am do pracy niczym jaki艣 automat. Przez pewien czas nawet pr贸bowa艂am prowadzi膰 偶ycie towarzyskie, ale, niestety, w 艣rodku by艂am martwa. Du偶o p贸藕niej zacz臋艂am chodzi膰 na randki dla uspokojenia mamy. Kiedy m臋偶czyzna mnie ca艂owa艂, nie czu艂am niczego. - Spojrza艂a mu w oczy. - Czy odpowiedzia艂am na twoje pytanie?
To by艂 dla ciebie wielki dramat - powiedzia艂, nie spuszczaj膮c z niej oczu.
Owszem. - Uwolni艂a d艂o艅, wzi臋艂a od niego talerz i posz艂a do kuchni. Do oczu cisn臋艂y jej si臋 艂zy. Starannie wytar艂a oczy chusteczk膮. Nie rozumia艂a, czemu si臋 rozkleja. W og贸le nie rozumia艂a, co si臋 z ni膮 dzieje. Straci艂a w艂adz臋 nad w艂asnym 偶yciem i chyba to gryz艂o j膮 najbardziej.
Nick nas艂uchiwa艂 d藕wi臋k贸w dolatuj膮cych z kuchni. Zdawa艂o mu si臋, 偶e Felicia jest z艂a, a przynajmniej rozdra偶niona. Spotkanie nie uk艂ada艂o si臋 po jego my艣li. Jak na kobiet臋, kt贸ra si臋 sprzedaje, Felicia stanowczo 藕le si臋 reklamowa艂a. Wiedzia艂 za艣, 偶e wuj jeszcze jej nie zap艂aci艂. Vinny umia艂 rz膮dzi膰 lud藕mi i nikogo nie wynagradza艂 z g贸ry. Znalaz艂 bardzo niezwyk艂膮 wsp贸lniczk臋.
Felicia wr贸ci艂a z sa艂atk膮. Eleganckim ruchem podsun臋艂a mu salaterk臋. Nie w膮tpi艂 w prawdziwo艣膰 us艂yszanej historii, natomiast mocno pow膮tpiewa艂 w nienaganne prowadzenie Felicii.
No, mo偶esz bra膰 si臋 do sa艂atki - powiedzia艂a, sobie na艂o偶y艂a na talerz kilka li艣ci sa艂aty i zn贸w skierowa艂a si臋 do kuchni. - Mam k艂opoty z sosem, nie chce odpowiednio zg臋stnie膰.
Nawet fachowcom to si臋 zdarza! - zawo艂a艂 za ni膮.
A ty nigdy nie masz problem贸w w pracy?! - odkrzykn臋艂a z kuchni.
Nieustannie - odpar艂. - Inwestor musi dziesi臋膰 razy ponie艣膰 kl臋sk臋, zanim wreszcie co艣 mu si臋 uda.
Jako szef kuchni splajtowa艂by艣, gdyby艣 mia艂 tak膮 przeci臋tn膮.
U艣miechn膮艂 si臋.
- Dlatego ka偶dy cz艂owiek jest inny. Zreszt膮 nudno by艂oby,
gdyby艣my si臋 niczym nie r贸偶nili, nie s膮dzisz?
Doko艅czy艂 sa艂atk臋, zaraz potem wr贸ci艂a Felicia i postawi艂a przed nim talerz makaronu. W sosie p艂ywa艂y kawa艂ki krab贸w, krewetki i ma艂偶e. Danie by艂o posypane tartym parmezanem.
Ho, ho - rzek艂 z podziwem. - Jeste艣 偶on膮 z kwalifikacjami.
Umiem gotowa膰.
C贸偶 za skromno艣膰. Usiad艂a i pod bacznym okiem Nicka wzi臋艂a do r臋ki widelec.
Ale dla mojego wuja nie gotowa艂a艣.
- Nie.
Szorstki ton odpowiedzi wskaza艂 mu. 偶e wkroczy艂 na zakazany teren. Chyba 偶e Felicia tylko udawa艂a zak艂opotanie.
Spr贸bowa艂 makaronu. By艂 wy艣mienity.
Pycha - powiedzia艂, szukaj膮c bezpieczniejszego tematu.
Dzi臋kuj臋. Makaron przyrz膮dzi艂a moja mama. Powiedzia艂a, 偶e liczy na pochwa艂臋 z twoich ust.
Widz臋, 偶e jeste艣 pos艂uszn膮 c贸rk膮.
Moja mama my艣li, 偶e pobieramy si臋 z mi艂o艣ci, wi臋c jej zale偶y na twoim zdaniu - urwa艂a. - Przepraszam, nie mog艂am powiedzie膰 mamie nic innego.
Popatrzy艂 na jej twarz, otoczon膮 falami kasztanowych w艂os贸w. Zdj臋cie by艂o doprawdy niczym w por贸wnaniu z orygina艂em. Poczu艂, 偶e si臋 w niej zakochuje. A w艂a艣ciwie nie w niej, tylko w postaci, kt贸r膮 stworzy艂a. Jej gra wydawa艂a mu si臋 mistrzowska.
Chc臋, 偶eby twoja mama by艂a zadowolona - powiedzia艂.
Je艣li chcesz jej sprawi膰 przyjemno艣膰, koniecznie pochwal makaron.
Na pewno to zrobi臋.
Jedli w milczeniu, Nick nie przerywa艂 jednak obserwacji. Patrzy艂, jak Felicia owija makaron wok贸艂 widelca, podnosi go do ust i zagarnia wargami. Ten widok uzna艂 za bardzo zmys艂owy.
Tymczasem Felicia nadzia艂a na widelec kawa艂ek kraba.
Czy to prawda, 偶e studiowa艂e艣 w Harvardzie?
Tak.
To te偶 za艂atwi艂 ci wuj?
Czy to sarkazm?
Spyta艂am ca艂kiem powa偶nie.
Wuj mi niczego nie za艂atwi艂 - odpar艂 z naciskiem. - Gdyby pr贸bowa艂, prawdopodobnie nigdy nie studiowa艂bym w Harvardzie.
Och.
Z g贸ry przypisujesz mi grzechy wuja. Felicio. A przynajmniej tak to brzmi.
Staram si臋 nikogo i niczego nie os膮dza膰.
Czy偶by? Zdawa艂o mi si臋, 偶e wszyscy wydaj膮 s膮dy.
Wobec tego przepraszam. Mo偶e po prostu nie widz臋 r贸偶nicy mi臋dzy tob膮 a twoim wujem.
Nies艂usznie. Nie jeste艣my jednym i tym samym.
Niech ci b臋dzie.
Nadal nie odrywa艂 od niej oczu. Felicia jad艂a, wyra藕nie postanowiwszy na niego ani razu nie spojrze膰. Przez ca艂y wiecz贸r pokazywa艂a mu si臋 co chwila z innej strony. Raz by艂a uleg艂a, raz
sarkastyczna, raz wyzywaj膮ca. Omal nie doprowadzi艂a go do sza艂u. Wiedzia艂, 偶e kobiety potrafi膮 m贸wi膰 „nie" nawet wtedy, gdy my艣l膮 „tak". Co innego maj膮 w g艂owie, co innego w sercu; oczy przecz膮 ustom.
- Powiedz mi co艣, Felicio. Czy naprawd臋 my艣lisz o tym
wszystkim z takim obrzydzeniem, jak mi si臋 zdaje?
Poderwa艂a g艂ow臋. W oczach mia艂a trwog臋.
Nie, Nick.
Jeste艣 tego pewna? Od艂o偶y艂a widelec.
Ca艂kowicie. Przepraszam, je艣li odnios艂e艣 takie wra偶enie. Jej zaniepokojenie wyda艂o mu si臋 szczere. I nagle zrozumia艂.
To niewidzialna r臋ka wuja poustawia艂a ludzkie postaci niczym pionki na szachownicy. To dlatego Felicia m贸wi艂a: „Chc臋 wyj艣膰 za ciebie za m膮偶... dla pieni臋dzy", chocia偶 jej serce wo艂a艂o: „Bo偶e, nawet nie znam tego cz艂owieka".
By艂 w podobnej sytuacji, tyle 偶e Felicia Mauro bardzo go zainteresowa艂a. Czu艂 si臋 troch臋 tak jak podczas studi贸w, gdy dosta艂 od wuja porsche. Samoch贸d mu si臋 podoba艂, z drugiej jednak strony nie m贸g艂 go wzi膮膰, bo na niego nie zapracowa艂.
- Powiedz mi wobec tego jeszcze, czy powinienem wiedzie膰
co艣 szczeg贸lnego o twoich rodzicach, zanim si臋 tu zjawi膮.
Zmiana tematu sprawi艂a jej widoczn膮 ulg臋.
Ojciec b臋dzie osowia艂y, wi臋c najlepiej zostawi膰 go w spokoju. Za to mama na pewno spodziewa si臋 po tobie kurtuazji.
Pami臋tam o makaronie.
U艣miechn臋艂a si臋. Widzia艂, jak wa偶na jest dla niej rodzina. W to jedno nie w膮tpi艂.
No i jest jeszcze co艣 - doda艂a z wahaniem.
Co mianowicie?
Moja mama jest bardzo pobo偶na. Nie podoba jej si臋, 偶e nie we藕miemy 艣lubu w ko艣ciele. M贸wi臋 ci to na wszelki wypadek.
gdyby podj臋艂a ten temat. Pr贸bowa艂am jej wyja艣ni膰, 偶e to nie jest ca艂kiem zwyczajne ma艂偶e艅stwo, ale...
Nie powiedzia艂a艣 jej dlaczego...
Nie. Nie widzia艂am w tym sensu.
Poruszy艂a si臋 niespokojnie. Kwestia musia艂a by膰 bardzo dra偶liwa. Felicia nie chcia艂a wyj艣膰 przed matk膮 na osob臋, kt贸r膮 mo偶na kupi膰.
B臋d臋 uwa偶a艂 na to, co m贸wi臋 - zapewni艂.
Dzi臋kuj臋 ci. Nie prosz臋 o wiele, ale by艂abym wdzi臋czna, gdyby艣 pom贸g艂 mi oszcz臋dzi膰 przykrych chwil moim rodzicom.
To b臋dzie m贸j 艣lubny prezent dla ciebie, Felicio. U艣miechn臋艂a si臋.
Wobec tego b臋d臋 szcz臋艣liw膮 偶on膮.
Doko艅czyli posi艂ku i Felicia wsta艂a, by posprz膮ta膰 ze sto艂u. Gdy pochyli艂a si臋 nad jego talerzem, zapragn膮艂 jej dotkn膮膰. Pohamowa艂 si臋 z najwy偶szym wysi艂kiem. Mimo poczucia winy nie potrafi艂 jednak nie wyobra偶a膰 sobie Felicii w sytuacji intymnej. Odkry艂, 偶e ju偶 jej po偶膮da.
ROZDZIA艁
6
Felicia ozdabia艂a czekolad膮 czap臋 bitej 艣mietany na pucharku z musem, nas艂uchuj膮c odg艂os贸w z salonu. Nick bez wi臋kszego trudu wcieli艂 si臋 w rol臋 kochaj膮cego narzeczonego, tote偶 Louisa by艂a nim oczarowana.
Czemu tak wam si臋 艣pieszy? - spyta艂a, gdy usiedli na kanapce. - Mogliby艣cie mie膰 wesele jak si臋 patrzy.
Och, gdyby pani wiedzia艂a, jak kocham Felici臋. Nie mog臋 si臋 doczeka膰, kiedy wreszcie b臋dziemy razem. Nie odwa偶y艂bym si臋 jej porwa膰 bez 艣lubu. Za wiele mam szacunku dla niej i dla pa艅stwa.
Jako艣 przesz艂o mu przez gard艂o to bezczelne k艂amstwo. Na szcz臋艣cie m贸g艂 si臋 przed sob膮 usprawiedliwi膰 szlachetnymi pobudkami. Felicia bardziej martwi艂a si臋 o ojca ni偶 o matk臋, Carlo jednak nic nie da艂 po sobie pozna膰. Przewa偶nie milcza艂, ale gdy sytuacja tego wymaga艂a, w艂膮cza艂 si臋 do rozmowy. Nagle g艂osy ucich艂y, a zaraz potem Louisa zjawi艂a si臋 w kuchni.
Co za uroczy cz艂owiek, kochanie. Idea艂 zi臋cia.
Ciesz臋 si臋, 偶e go polubi艂a艣, mamo.
Polubi艂am? Jestem nim zachwycona! Nie rozumiem tylko, jak mo偶esz o tym wszystkim m贸wi膰 z takim spokojem. Przecie偶 za dwa dni bierzesz 艣lub. Powinna艣 skaka膰 pod sufit z rado艣ci.
- Po prostu przyzwyczai艂am si臋 do tej my艣li.
Louisa uj臋艂a d艂o艅 c贸rki i przyjrza艂a si臋 pier艣cionkowi.
Jaki 艣liczny! I pomy艣le膰, 偶e sam go wybra艂. Co za m臋偶czyzna! Podoba ci si臋 ten pier艣cionek?
Tak, 艂adny.
Och, Felicio, „艂adny" to ma艂o powiedziane.
Sama wybra艂abym w艂a艣nie taki.
Czyli Nick zna tw贸j gust. Na pewno 艣wietnie o tym wiesz, bo inaczej nie wychodzi艂aby艣 za niego za m膮偶.
Felicia skin臋艂a g艂ow膮 i wr臋czy艂a matce dwa pucharki.
- Wr贸膰my do sto艂u.
Zanios艂y deser do pokoju. Panowie siedzieli w kr臋puj膮cym milczeniu.
Du偶o pan straci艂, Nick, je艣li jeszcze nie pr贸bowa艂 czekoladowego musu Felicii - powiedzia艂a Louisa.
Je艣li dor贸wnuje makaronowi z kuchni matki, to przyznaj臋 pani racj臋 i bardzo 偶a艂uj臋 - odpar艂.
Och, jaki pan mi艂y. - Wzi臋艂a do r臋ki 艂y偶eczk臋. - Carlo zdradzi艂 si臋 kiedy艣, 偶e nie wie. czy o偶eni艂 si臋 ze mn膮 dla mojej figury czy dla makaronu. Po trzydziestu sze艣ciu latach ma艂偶e艅stwa uzna艂am, 偶e istotnie chodzi艂o o makaron - powiedzia艂a ze 艣miechem.
Dobrze wiesz, 偶e tata kocha ciebie, a nie twoje jedzenie -skarci艂a j膮 Felicia.
Ka偶da kobieta zas艂uguje na kochaj膮cego m臋偶a - wtr膮ci艂 powa偶nym tonem Carlo i obrzuci; orzeczonego c贸rki uwa偶nym spojrzeniem.
Felicia zerkn臋艂a na Nicka - nawet je艣li go te s艂owa ubod艂y, to tego nie okaza艂. Szybko w艂o偶y艂a do ust troch臋 musu, chocia偶 w og贸le nie czu艂a smaku.
- Wiesz, tato, r贸偶nie sobie mo偶na wyobra偶a膰 szcz臋艣cie - po
wiedzia艂a z nadziej膮, 偶e uda jej si臋 zmieni膰 temat.
- Wiem jedno, 偶e wasze spotkanie okaza艂o si臋 szcz臋艣liwe
- wtr膮ci艂a Louisa i zwr贸ci艂a si臋 do m臋偶a: - Nie mam racji, Carlo?
Potwierdzi艂 mrukni臋ciem.
Wyznaj臋 jednak, 偶e jestem troch臋 rozczarowana, Nick -ci膮gn臋艂a Louisa, zerkaj膮c k膮tem oka na Felici臋. - Do pe艂ni szcz臋艣cia brakuje mi 艣lubu w ko艣ciele, w obecno艣ci ksi臋dza.
Mamo, ju偶 o tym rozmawia艂y艣my - przerwa艂a jej Felicia.
Co ja na to poradz臋, 偶e tak jest!
Nie mieszaj si臋, Louiso - zgasi艂 j膮 Carlo.
Nie, nie - powiedzia艂 Nick. - Pani Mauro ma racj臋. Felicia zgodzi艂a si臋 dla mnie zrezygnowa膰 z hucznego wesela, wi臋c nie by艂oby z mojej strony uczciwie, gdybym domaga艂 si臋 od niej r贸wnie偶 rezygnacji ze 艣lubu w ko艣ciele. Przemy艣la艂em t臋 spraw臋. Poszukam ksi臋dza, kt贸ry da nam 艣lub.
Naprawd臋? - zdumia艂a si臋 Felicia.
Czy to mo偶na za艂atwi膰? - spyta艂a Louisa.
Taki po艣piech na pewno si臋 nie spodoba, ale s膮dz臋, 偶e problem jest do rozwi膮zania.
Niew膮tpliwie - mrukn膮艂 Carlo pod nosem.
Felicia spojrza艂a gniewnie na ojca. a Louisa wybuchn臋艂a nerwowym 艣miechem.
- B贸g wys艂ucha艂 moich modlitw! - zawo艂a艂a z egzaltacj膮.
- Och, Nick, jakim pan jest uroczym cz艂owiekiem! Zaczynam
rozumie膰, Felicio, dlaczego go kochasz!
Zachwyt matki wywo艂a艂 u艣miech Nicka. Felicia zaczerwieni艂a si臋, nim jeszcze spojrza艂a mu w oczy. Zaraz jednak zobaczy艂a w nich co艣, co odczyta艂a jako samozadowolenie, i wszystko w niej zamar艂o. Mia艂a wra偶enie, 偶e Nick chce powiedzie膰: „Zobacz, jaki potrafi臋 by膰 s艂odki, je艣li chc臋".
Ten mus jest wyborny - pochwali艂 tymczasem Nick. - Rzeczywi艣cie jeste艣 niedo艣cig艂膮 mistrzyni膮 deser贸w.
Moja c贸rka zawsze chcia艂a otworzy膰 cukierni臋 - odezwa艂
si臋 Carlo. - Skoro bierze pan z ni膮 艣lub, powinien pan wiedzie膰, o czym marzy. - Och, tato, to tylko takie gadanie - zaprotestowa艂a Felicia. - Dobrze, 偶e pan mi powiedzia艂. - Nick sprawia艂 wra偶enie szczerego, cho膰 Felicia wiedzia艂a, 偶e to niemo偶liwe.
- A o czym pan marzy, panie Mondavi? - spyta艂 Carlo. - Jak
chcia艂by pan sp臋dzi膰 偶ycie z moj膮 c贸rk膮?
Felicia rzuci艂a ojcu ostrzegawcze spojrzenie. Po co nalega?! Czy偶by nie rozumia艂, 偶e sytuacja jest nad wyraz delikatna?
Przede wszystkim chc臋, 偶eby Felicia by艂a szcz臋艣liwa, panie Mauro - odpar艂 Nick.
Czy to nie romantyczne - rozczuli艂a si臋 Louisa, nie zauwa偶aj膮c hamowanej wrogo艣ci m臋偶a. - Co za uroczy narzeczony!
U艣miechn臋艂a si臋 do Felicii przez 艂zy i u艣cisn臋艂a d艂o艅 Nicka.
B臋dziecie szcz臋艣liwi. Przeczuwam to.
- Chod藕my ju偶, Louiso - zwr贸ci艂 si臋 Carlo do 偶ony. - Wiesz,
偶e lekarze przestrzegali mnie przed nadmiarem wzrusze艅.
Felicia sta艂a na progu, spogl膮daj膮c za rodzicami, kt贸rzy odchodzili, ka偶de z bukietem r贸偶 w d艂oni. Matka pomacha艂a jej jeszcze z pierwszego stopnia, ojciec te偶 si臋 odwr贸ci艂, ale mia艂 niezbyt zadowolon膮 min臋. Felicia bardzo mu wsp贸艂czu艂a.
- Dzi臋kuj臋 ci - zwr贸ci艂a si臋 do Nicka, zamkn膮wszy drzwi.
- Dzi臋kuj臋, 偶e by艂e艣 dla nich takim
Ciesz臋 si臋, 偶e mog艂em zrobi膰 cho膰 tyle. Cz艂owiek musi utrzymywa膰 dobre stosunki z te艣ciami. - Pu艣ci艂 do niej oko.
Czemu sobie z tego 偶artuj e
Bierzemy 艣lub, Felicio. Nie ma sensu zamienia膰 go w pogrzeb. Zreszt膮 zdawa艂o mi si臋. 偶e potrzebujesz odpr臋偶enia.
To prawda.
Usiad艂a na krze艣le, a Nick zaj膮艂 miejsce na kanapce.
Tw贸j ojciec mnie nie znosi - stwierdzi艂 spokojnie. - Czy reagowa艂 tak na ka偶dego m臋偶czyzn臋, z kt贸rym si臋 spotyka艂a艣?
Nie musisz przejmowa膰 si臋 moim ojcem, Nick.
Ale musz臋 przejmowa膰 si臋 tob膮, wi臋c wszystko, co ciebie dotyczy, jest dla mnie istotne. Opowiedz mi o swoich planach.
Jak wiesz, lubi臋 gotowa膰 - zacz臋艂a z wymuszonym u艣miechem. - Od kilku lat zastanawiam si臋, czy nie otworzy膰 w艂asnego lokalu.
A co ci臋 dot膮d powstrzymywa艂o?
Przede wszystkim finanse, bo chcia艂abym otworzy膰 cukierni臋 za w艂asne pieni膮dze. Poza tym zdrowie ojca - po zawale nie jest w stanie sam prowadzi膰 restauracji. Ale teraz i tak b臋dzie musia艂 si臋 obej艣膰 beze mnie... - urwa艂a.
Rozumiem, 偶e nie my艣lisz o wielkiej restauracji. To taka twoja ma艂a, s艂odka tajemnica.
S艂odka tajemnica... - powt贸rzy艂a zamy艣lona i nagle oczy jej zap艂on臋艂y. - S艂odka tajemnica! Wspaniale!
Nie rozumiem?
艢wietna nazwa dla cukierni! „S艂odka Tajemnica"! Dzi臋kuj臋 ci, Nick.
Nawet nie wiedzia艂em, 偶e w艂a艣nie wpad艂em na dobry pomys艂.
Napijesz si臋 jeszcze kawy? - spyta艂a, 偶eby zmieni膰 temat.
Nie. Zaraz id臋. Widz臋, 偶e jeste艣 zm臋czona.
Mia艂 racj臋. By艂a wyczerpana trzymaniem nerw贸w na wodzy, oszo艂omiona szybkim biegiem zdarze艅, zaniepokojona faktem, 偶e Nick si臋 jej spodoba艂.
Jutro za艂atwi臋 formalno艣ci - powiedzia艂 Nick. - Czy masz jakie艣 specjalne 偶yczenia?
Mama chce, 偶ebym w艂o偶y艂a sukni臋 艣lubn膮.
T臋 sam膮, kt贸r膮 kupi艂a艣 na 艣lub z Johnnym?
Tak.
Twoje prawo.
Nie podoba ci si臋 ten pomys艂?
Wa偶ne, 偶eby tobie si臋 podoba艂.
Je艣li nawet by艂 to sarkazm, nie zamierza艂a mu tego wypomina膰. Nick i tak zachowywa艂 si臋 bardzo uk艂adnie.
Musia艂by艣 w艂o偶y膰 frak.
No to w艂o偶臋.
Przepraszam, 偶e ci臋 o to prosz臋.
My艣l o mnie co chcesz, Felicio, ale nie zmienia to faktu, 偶e twoja matka jest twoj膮 matk膮, a b臋dzie do tego moj膮 te艣ciow膮.
Innych 偶ycze艅 nie mam.
Czyli jeste艣my um贸wieni. - Spojrza艂 na zegarek. - Mi艂o by艂o, ale musz臋 ju偶 i艣膰. Oboje mieli艣my trudny dzie艅.
Zdawa艂o jej si臋, 偶e zanim wsta艂, chcia艂 jeszcze co艣 doda膰, widocznie jednak si臋 rozmy艣li艂. Odprowadzi艂a go do drzwi.
- Jak tylko wszystko za艂atwi臋, dam ci zna膰, 偶eby艣 mog艂a
zawiadomi膰 rodzic贸w - powiedzia艂. - My艣l臋, 偶e po nocy po艣lub
nej wr贸cimy na dzie艅 do San Francisco i st膮d polecimy do Nowe
go Jorku. Na pewno b臋dziesz chcia艂a si臋 spakowa膰 i uporz膮dko
wa膰 swoje sprawy.
Skin臋艂a g艂ow膮.
- Jak sobie 偶yczysz.
Nick przez d艂u偶sz膮 chwil臋 nie odrywa艂 od niej wzroku. Twarz powoli mu 艂agodnia艂a. Wreszcie u艣miechn膮艂 si臋 i zacz膮艂 w臋drowa膰 wzrokiem po jej ciele. Podszed艂 i po艂o偶y艂 jej d艂onie na ramionach. Felicia zaczerwieni艂a si臋. ale spojrza艂a mu w oczy i wtedy serce gwa艂towniejej zabi艂o. Nick przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i poca艂owa艂. Po chwili uni贸s艂 g艂ow臋 i szepn膮艂:
- To na dobry pocz膮tek.
Nick postanowi艂 wr贸ci膰 do hotelu na Nob Hill piechot膮. Uzn膮艂, 偶e wysi艂ek fizyczny dobrze mu zrobi. Rozmy艣la艂 o Felicii.
Pozwoli艂a si臋 poca艂owa膰, ale go nie obj臋艂a i nie odda艂a poca艂unku. Podobnie niejednoznacznie zachowywa艂a si臋 przez ca艂y wiecz贸r - wydawa艂a si臋 niepewna i skr臋powana, cho膰 oboje wiedzieli, 偶e jej zap艂acono. Mimo to wykazywa艂a dziwn膮 niekonsekwencj臋: to by艂a zawstydzona jak dziewica, to twierdzi艂a, 偶e jest gotowa na wszystko, z urodzeniem mu dziecka w艂膮cznie. Ale, o dziwo, jako艣 go to nie zniech臋ci艂o. Przeciwnie. Od pierwszego wejrzenia Felicia mu si臋 spodoba艂a, i to nie tylko dlatego, 偶e okaza艂a si臋 pi臋kn膮 kobiet膮. Nie potrafi艂 jednak nazwa膰 tego, co go w niej poci膮ga艂o.
W hotelowym holu powita艂 go elegancki portier, a recepcjonista przekaza艂 wiadomo艣膰. Pochodzi艂a od Carla Maura, a brzmia艂a nast臋puj膮co:
Panie Mondavi,
Prosz臋 do mnie zadzwoni膰 dzi艣 wieczorem. Pora nie gra roli.
Carlo Mauro
Nick nie domy艣la艂 si臋, o co chodzi. Skoro jednak ojciec Felicii czeka艂 na telefon, nale偶a艂o jak najszybciej si臋 z nim porozumie膰. Wybra艂 wi臋c podany numer.
Och, pan Mondavi. Dzi臋kuj臋, 偶e pan zadzwoni艂 - przywita艂 go Carlo z ulg膮 w g艂osie.
O co chodzi, panie Mauro?
Odnios艂em wra偶enie, 偶e jest pan przyzwoitym i 偶yczliwym cz艂owiekiem. Bardzo si臋 z tego ciesz臋.
Dzi臋kuj臋. - Nick nie wiedzia艂, do czego zmierza rozm贸wca.
Je艣li dobrze s艂ysza艂em, pa艅ska matka nie 偶yje. Czy s艂usznie przypuszczam, 偶e darzy艂 j膮 pan mi艂o艣ci膮 i szacunkiem?
Pytanie by艂o zaskakuj膮ce.
- Tak - odrzek艂 Nick. - Wspominam matk臋 z mi艂o艣ci膮 i sza-
nuj臋jej pami臋膰.
- Wobec tego... - Carlo zawaha艂 si臋 - prosz臋 przysi膮c na
gr贸b swojej matki, 偶e nikomu nie powt贸rzy pan tego, o co chc臋
prosi膰. Nikomu.
Nick by艂 zaniepokojony, cho膰 powaga i 偶arliwo艣膰 w g艂osu starszego pana kaza艂a mu pozby膰 si臋 nieufno艣ci.
- Zgoda. Przysi臋gam nikomu niczego nie powt贸rzy膰.
Na gr贸b matki?
Tak, na gr贸b matki.
W porz膮dku, panie Mondavi. Ile pan chce za oddanie mi c贸rki?
S艂ucham?
Ile pieni臋dzy pan chce? Prosz臋 wymieni膰 sum臋, dostarcz臋 j膮 panu, je艣li tylko zdo艂am tyle zebra膰. - Ku zdumieniu Nicka g艂os Carla brzmia艂 b艂agalnie.
Panie Mauro, nie s膮dz臋...
Ka偶dy cz艂owiek ma swoj膮 cen臋 - przerwa艂 mu Carlo. -Mam trzysta tysi臋cy w got贸wce i papierach. Zaoszcz臋dzi艂em to na stare lata. Tyle mog臋 panu zaproponowa膰, wystarczy?
Nick nie wierzy艂 w艂asnym uszom.
Panie Mauro, tu nie chodzi o pieni膮dze...
Moja restauracja te偶 jest mn贸stwo warta - m贸wi艂 dalej Carlo. - Oczywi艣cie musia艂bym j膮 sprzeda膰, a to wymaga czasu. Chyba 偶e chce pan j膮 przej膮膰 osobi艣cie. Restauracj臋 i trzysta tysi臋cy w got贸wce. Dam panu wszystko, co posiadam, za wolno艣膰 mojej c贸rki.
Nick zastanawia艂 si臋 przez chwil臋, czy Felicia ma sw贸j udzia艂 w tym telefonie, doszed艂 jednak do wniosku, 偶e to niemo偶liwe. Jeszcze niedawno powiedzia艂a mu. 偶e podporz膮dkuje si臋 bez zastrze偶e艅 jego 偶yczeniom. Czy偶by ojciec by艂 zazdrosny? A mo偶e chcia艂 go sprawdzi膰?
- Prosz臋 pos艂ucha膰, panie Mauro. Nie wiem, o co panu napra
wd臋 chodzi, ale...
Chc臋, 偶eby moja c贸rka by艂a wolna! - wykrzykn膮艂 Carlo. - Musi by膰 co艣, co pan we藕mie w zamian za zwr贸cenie jej wolno艣ci. B艂agam, niech mi pan powie, co to jest.
Czemu pan jest taki zdesperowany?
Pr贸buj臋 ocali膰 moje dziecko - powiedzia艂 艂ami膮cym si臋 g艂osem.
Przed kim? Przede mn膮?
To nie jest uczciwe ma艂偶e艅stwo. Pan na pewno to rozumie. Dzi艣 wieczorem przekona艂em si臋, 偶e jest pan porz膮dnym cz艂owiekiem. Dlatego do pana zatelefonowa艂em.
Doceniam pa艅skie zaufanie - powiedzia艂 Nick - ale powinien pan porozmawia膰 z c贸rk膮, a nie ze mn膮. Nikt jej do niczego nie zmusza.
Zapad艂o d艂ugie milczenie. Nick zacz膮艂 si臋 niepokoi膰, czyjego rozm贸wcy nic si臋 nie sta艂o.
Panie Mauro?
Nie mog臋 tego zrobi膰 - odpar艂 pos臋pnie. - To znaczy pr贸buj臋, ale bez skutku. My艣la艂em, 偶e jako cz艂owiek honoru pan mi pomo偶e.
Felicia jest doros艂a. Ma prawo samodzielnie decydowa膰
o swoim losie.
Wi臋c pan mi nie pomo偶e.
Niech pan porozmawia z Felici膮. Je艣li stawicie si臋 u mnie razem jutro rano, pos艂ucham, co macie do powiedzenia. Tyle mog臋 dla pana zrobi膰.
Carlo zn贸w do艣膰 d艂ugo milcza艂. Wreszcie rzek艂:
- Jest pan sympatyczny, panie Mondavi, ale nie chce pan mi
u艂atwi膰 偶ycia. Niech wi臋c b臋dzie. Porozmawiam z Felici膮 i rano
do pana przyjdziemy.
Nick od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, wci膮偶 jednak nie umia艂 dociec, o co
chodzi.
Spa艂 d艂u偶ej, ni偶 zamierza艂. Dzie艅 zacz膮艂 od zam贸wienia 艣niadania do pokoju. Potem zatelefonowa艂 do Nowego Jorku, do ciotki Marii.
Matka Felicii chce, 偶eby 艣lubu udzieli艂 nam ksi膮dz - powiedzia艂. - Czy mo偶esz poprosi膰 wuja, 偶eby to za艂atwi艂?
Nie pal臋 si臋 do tego, wiesz, 偶e Vinny i ko艣ci贸艂 to jak ogie艅 i woda - odpar艂a ciotka. - Ale mam zrozumienie dla matki, bo zachowa艂abym si臋 tak samo. Dobrze, zajm臋 si臋 tym.
Dzi臋kuj臋.
Co艣 jeszcze, Nicky?
- Wiesz, ciociu, tu si臋 dzieje co艣 dziwnego. Felicii zap艂acono za ten 艣lub, ale mam wra偶enie, 偶e pieni膮dze nie s膮 jej szczeg贸lnie potrzebne. Czy wiesz, co si臋 za tym kryje?
Nie, Nicky. Wuj nigdy mnie nie wtajemnicza艂 w swoje sprawy, a ja go nie pyta艂am.
Ja te偶 nie. Mniejsza o to. Mo偶e wujowi co艣 si臋 wypsnie.
Nieprawdopodobne.
Fakt. W jego bran偶y jedno s艂owo za du偶o mo偶e wiele kosztowa膰.
Wiesz, co ja s膮dz臋 na ten temat.
Przepraszam.
W ka偶dym razie nie martw si臋. Powiedz Felicii, 偶e ksi膮dz b臋dzie.
Nick od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i poszed艂 wzi膮膰 prysznic. Zaraz po-
tem w艂o偶y艂 spodnie, na wypadek gdyby zjawi艂 si臋 kelner ze 艣niadaniem. Istotnie, gdy suszy艂 w艂osy, rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi. Nie by艂a to jednak s艂u偶ba hotelowa, lecz Felicia. Min臋 mia艂a bardzo niepewn膮.
- Nick, musz臋 z tob膮 porozmawia膰.
Wesz艂a bez czekania na zaproszenie. Dopiero gdy odwr贸ci艂a si臋 do niego, zauwa偶y艂a, 偶e jest nagi do pasa i ma wilgotne w艂osy.
Przepraszam za to naj艣cie, ale nie mog艂am czeka膰.
Co si臋 sta艂o?
Ojciec by艂 u mnie bladym 艣witem, prosi艂, 偶ebym z tob膮 porozmawia艂a. Pok艂贸cili艣my si臋 i wtedy przyzna艂 si臋, co zrobi艂.
Masz na my艣li propozycj臋 przez telefon?
Tak.
Zdziwi艂 mnie, ale trudno to nazwa膰 przest臋pstwem.
Prosz臋 ci臋, Nick, zapomnij o tym telefonie - powiedzia艂a, wolno przysuwaj膮c si臋 do niego. - Tata bardzo prze偶ywa m贸j 艣lub. Zupe艂nie nie rozumie sytuacji.
Pewnie dlatego, 偶e nie powiedzia艂a艣 mu prawdy. Oczywi艣cie wiem, 偶e by艂aby gorsza ni偶 pozostawienie mu z艂udze艅.
Przygryz艂a warg臋. Zamiast jednak wybuchn膮膰, zwr贸ci艂a si臋 do niego niemal b艂agalnie.
- Je艣li zapomnisz, co si臋 sta艂o, i nie powiesz o tym ani s艂owa
wujowi, to zrobi臋 wszystko, co zechcesz.
Nick z niedowierzaniem pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Co ma do tego m贸j wuj, Felicio? Wyja艣nij mi, co tu si臋
w艂a艣ciwie dzieje.
Przysun臋艂a si臋 jeszcze bli偶ej, nie odrywaj膮c wzroku od jego nagiego torsu. Wyda艂a mu si臋 bardzo uwodzicielska, cho膰 z jej oczu wyziera艂 l臋k. Po艂o偶y艂a mu dr偶膮ce r臋ce na ramionach i dopiero wtedy zorientowa艂 si臋, 偶e zamierza go poca艂owa膰.
- To wszystko moja wina - szepn臋艂a. - Nie wiesz, czego
si臋 po mnie spodziewa膰. My艣la艂am, 偶e to ci si臋 spodoba, ale
chyba si臋 omyli艂am. Zapomnij, prosz臋, o propozycji mojego oj
ca. Mam w tej chwili tylko jedno pragnienie: chc臋, 偶eby艣 czu艂
si臋 szcz臋艣liwy. - Poca艂owa艂a go w podbr贸dek i pog艂aska艂a po
piersi.
Nick poczu艂 podniecenie. Felicia zn贸w go zaskoczy艂a. Poprzedniego wieczoru, gdy j膮 ca艂owa艂, zachowa艂a si臋 ulegle, lecz z dystansem.
- Po co to robisz, Felicio?
Teraz poca艂owa艂a go w usta. Chcia艂 zaprotestowa膰, ale zaszumia艂o mu w g艂owie. Obj膮艂 j膮 i przyci膮gn膮艂 do siebie. Poca艂unek sta艂 si臋 jeszcze gor臋tszy.
- Felicio? - szepn膮艂 Nick, odrywaj膮c usta od jej warg. Nie
wiedzia艂, co my艣le膰 o jej zachowaniu.
- B臋d臋 wspania艂膮 偶on膮. Powiedz mi tylko, czego pragniesz.
Nie m贸g艂 jej uwierzy膰. Sytuacja stawa艂a si臋 absurdalna.
Wuj Vinny zap艂aci艂 jej, 偶eby wysz艂a za niego za m膮偶, jej ojciec chcia艂 zap艂aci膰 jemu, 偶eby si臋 z ni膮 nie 偶eni艂, a Felicia by艂a pe艂na obaw.
- Jeste艣 pi臋kna, jak m贸g艂bym ci臋 nie pragn膮膰? Ale...
- Chcesz mnie teraz? - szepn臋艂a, czuj膮c dreszcz pod dotkni臋
ciem Nicka.
Nick chwyci艂 jej nadgarstki i mocno trzymaj膮c, spojrza艂 Feli-cii w oczy.
Nie s膮dzisz, 偶e troch臋 przesadzasz?
Nie jest ci przyjemnie?
Nie umia艂 powstrzyma膰 u艣miechu. Jak, u diaska, mia艂 jej wyt艂umaczy膰, 偶e przede wszystkim chce jej ufa膰. Seks dla samego seksu go nie interesowa艂, cho膰 niew膮tpliwie jaka艣 wielka si艂a pcha艂a go w jej ramiona.
Wiesz, co sprawi艂oby mi najwi臋ksz膮 przyjemno艣膰? - spyta艂.
Co?
Ca艂kowita szczero艣膰. Prawda. Felicia spochmurnia艂a.
Czy to takie trudne?
Dobrze, powiem ci. Przysz艂am tutaj, 偶eby艣 przysi膮g艂, 偶e nikomu nie powiesz o wczorajszej propozycji taty.
I tylko o to ci chodzi?
Tak.
Dlatego zacz臋艂a艣 mnie uwodzi膰?
- Tak.
U艣miechn膮艂 si臋 ironicznie.
M贸g艂bym ci oszcz臋dzi膰 mn贸stwo zachodu. Wystarczy艂o mnie poprosi膰.
Wi臋c obiecujesz?
Obiecuj臋. Wyra藕nie si臋 odpr臋偶y艂a.
Wszystko w porz膮dku?
- W jak najlepszym porz膮dku - potwierdzi艂 Nick z gorycz膮
w g艂osie.
Felicia u艣miechn臋艂a si臋.
I co teraz, Nick?
Na pewno masz mn贸stwo spraw do za艂atwienia przed 艣lubem i wyjazdem do Nowego Jorku. Wracaj do domu.
Poca艂owa艂a go w policzek, oczy jej zal艣ni艂y.
Jednego 偶a艂uj臋-powiedzia艂.
Czego.
Chcia艂bym wiedzie膰, co si臋 kluje w tej twojej szalonej g艂owie.
Zn贸w zrobi艂a ponur膮 min臋.
Tego jednego akurat nie mog臋 ci powiedzie膰, Nick.
Czemu?
Chcia艂a si臋 odwr贸ci膰, wi臋c chwyci艂 j膮 za nadgarstek.
Czemu? - ponowi艂 pytanie.
Mo偶esz mie膰 moje cia艂o, ale nie moje my艣li. Musz臋 zachowa膰 co艣 dla siebie.
Otworzy艂a drzwi. Za progiem sta艂 kelner, kt贸ry wygl膮da艂 tak. jakby w艂a艣nie zamierza艂 zapuka膰. Felicia wymin臋艂a go i znik艂a w g艂臋bi korytarza.
Pa艅skie 艣niadanie, prosz臋 - powiedzia艂 kelner.
Dzi臋kuj臋.
Nick podpisa艂 rachunek i da艂 kelnerowi napiwek. Po jego
wyj艣ciu nala艂 sobie kawy i zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, co jeszcze Felicii przyjdzie do g艂owy. Mia艂 niejasne wra偶enie, 偶e wuj Vinny potrafi艂by wyja艣ni膰 wszystkie w膮tpliwo艣ci i niejasno艣ci. Nickowi pozosta艂o polega膰 na w艂asnej przenikliwo艣ci, poniewa偶 nie m贸g艂 liczy膰 na to, 偶e wuj Vinny zechce uchyli膰 cho膰 r膮bka tajemnicy.
ROZDZIA艁
7
Na dzie艅 przed 艣lubem Felicia z rodzicami i Nick pojechali limuzyn膮 nad jezioro Tahoe. Olbrzymi teren nad kryszta艂owo czyst膮 wod膮 nale偶a艂 do przyjaci贸艂 wuja Vinny'ego. O szczeg贸艂y Felicia wola艂a jednak nie pyta膰.
Po drodze Carlo prawie si臋 nie odzywa艂, natomiast Louisa rozmawia艂a z Nickiem o Sycylii. Ostatnio by艂a tam, co prawda, wieki temu, ale jako艣 znale藕li wsp贸lne tematy.
Okaza艂o si臋, 偶e za艂atwianie ko艣cielnej ceremonii op贸藕ni 艣lub o jeden dzie艅. Vinny znalaz艂 ksi臋dza w Carson City, to za艣 oznacza艂o, 偶e b臋d膮 musieli przeprawi膰 si臋 przez g贸ry, 偶eby dotrze膰 na wschodni brzeg jeziora. Po 艣lubie przewidziano kr贸tkie, kameralne przyj臋cie, potem limuzyna mia艂a odwie藕膰 rodzic贸w Felicii do San Francisco, a m艂od膮 par臋 czeka艂a noc po艣lubna nad jeziorem.
Op贸藕nienie mia艂o swoje dobre strony. Pani Mauro mog艂a w spokoju popu艣ci膰 zaszewek w sukni 艣lubnej, przyciasnej ju偶 w biu艣cie i talii. Za to Felici臋 nieustannie dr臋czy艂o pytanie, jak wypadnie jej pierwsza wsp贸lna noc z Nickiem.
Cz臋sto wraca艂a my艣l膮 do ich poca艂unk贸w. Oba wzbudzi艂y w niej mieszane uczucia. Nick by艂 przystojnym, interesuj膮cym m臋偶czyzn膮, tote偶 w innych okoliczno艣ciach nie mia艂aby nic przeciwko bli偶szej znajomo艣ci. Mo偶liwo艣膰 wyboru - oto na
czym jej zale偶a艂o. Tym razem nie dano jej takiej szansy. Musia艂a -godzi膰 si臋 na 艣lub z Nickiem, a to znaczy艂o, 偶e ju偶 wkr贸tce redzie mia艂 prawo si臋 z ni膮 kocha膰, gdy tylko zapragnie.
Z zadumy wyrwa艂a j膮 matka, kt贸ra powiedzia艂a, 偶e chce si臋 czego艣 napi膰. Zatrzymali si臋 wi臋c przy restauracji w Cameron Park, miasteczku u podn贸偶a g贸r Nevada. Powietrze by艂o rozgrzane i suche. Carlo tak偶e wysiad艂, 偶eby towarzyszy膰 偶onie. Nick i Felicia postanowili pospacerowa膰 po parkingu, by rozprostowa膰 nogi.
Wszystko w porz膮dku? - spyta艂a Felicia. Zdziwi艂a go tym pytaniem.
Tak. A co mia艂oby by膰 nie w porz膮dku?
Ostatnio jeste艣 bardziej wyciszony.
Bardziej ni偶 kiedy? Zrozumia艂a, w czym rzecz.
Och, masz racj臋. Mo偶e w艂a艣nie taki jeste艣 na co dzie艅.
Staram si臋, 偶eby by艂o ci jak naj艂atwiej, Felicio.
Doceniam to.
Patrzyli, jak z restauracji wychodzi rodzina z gromadk膮 dzieci. Na twarzy Nicka pojawi艂 si臋 u艣miech.
Lubisz dzieci? - spyta艂a Felicia i zaczerwieni艂a si臋, przysz-艂o jej bowiem do g艂owy, 偶e Nick mo偶e my艣le膰 o ich dziecku.
Nigdy nie mia艂em z nimi wiele do czynienia.
W tej chwili Louisa i Carlo pojawili si臋 w drzwiach restauracji i przerwali im rozmow臋. Wkr贸tce limuzyna ruszy艂a w dalsz膮 drog臋.
Dom, w kt贸rym mieli sp臋dzi膰 nocleg. sta艂 na zachodnim brzegu jeziora Tahoe. Mimo nowoczesnego wn臋trza jego architektura przypomina艂a francuskie chdteau, kamienny budynek mia艂 liczne wie偶yczki i iglice. Felicia oraz jej rodzice dostali do dyspozycji ca艂e skrzyd艂o. Nick zaj膮艂 pokoje gospodarza.
Jeszcze zanim dojechali na miejsce, spyta艂 pa艅stwa Mauro,
czy chcieliby zje艣膰 kolacj臋 poza domem i obejrze膰 kt贸re艣 z kasyn w Stateline. Louisa b膮kn臋艂a, 偶e zakochani pewnie wol膮 sp臋dzi膰 wiecz贸r we dwoje, czym wywo艂a艂a g艂o艣ny protest m臋偶a. Nick natychmiast jednak za艂agodzi艂 sytuacj臋, m贸wi膮c, 偶e wesela s膮 przecie偶 dla rodziny. Sko艅czy艂o si臋 wi臋c na wsp贸lnej kolacji w kasynie Harrah's, po czym pan Mauro uda艂 si臋 do domu na spoczynek, a pani Mauro po namowach Nicka zosta艂a z nim i Felici膮, 偶eby obejrze膰 przedstawienie Tony Bennetta.
Felicia by艂a wdzi臋czna Nickowi za kurtuazj臋 okazywan膮 matce, chocia偶 denerwowa艂o j膮 jego spojrzenie, kt贸re czu艂a na sobie przez ca艂y wiecz贸r. Gdy dotyka艂 jej w drzwiach albo podczas wsiadania do samochodu, ch艂on臋艂a promieniuj膮ce od niego ciep艂o. Wr贸cili do domu tu偶 przed p贸艂noc膮. Louisa natychmiast si臋 po偶egna艂a. Felicia zatrzyma艂a si臋 na schodach prowadz膮cych do drzwi wej艣ciowych i zwr贸ci艂a do Nicka.
Mam nadziej臋, 偶e si臋 za bardzo nie wynudzi艂e艣. Od San Francisco po Sacramento mama gada艂a bez przerwy.
Jest bardzo mi艂a.
To prawda.
Oboje zamilkli. Nick odezwa艂 si臋 po d艂u偶szej chwili.
Na pewno jeste艣 zm臋czona. Powinni艣my wej艣膰 do 艣rodka, 偶eby艣 si臋 mog艂a po艂o偶y膰.
Ty jeszcze nie idziesz spa膰?
Chyba wypij臋 kieliszek czego艣 mocniejszego przed snem.
Aha.
Mo偶e ty te偶 masz ochot臋? - Dopiero w ostatniej chwil; przysz艂o mu do g艂owy, 偶e nale偶y zachowa膰 si臋 uprzejmie.
Nie, dzi臋kuj臋. Rzeczywi艣cie powinnam si臋 po艂o偶y膰 - odpar艂a. - Rano b臋d臋 robi艂a nasz tort weselny.
Robisz tort? - zdziwi艂 si臋. Ruszyli do drzwi.
Tak, w艂oski kokosowy tort weselny. Przepis przekazuje si臋 w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Naturalnie wprowa-
dzano do niego zmiany, ale moja mama jad艂a na swoim weselu tort kokosowy i jej mama te偶.
- Rozumiem.
W drzwiach pu艣ci艂 j膮 przodem.
Ten tort jest bardziej dla mamy ni偶 dla mnie - doda艂a.
Dla ciebie to nie jest prawdziwe wesele? Nie by艂a pewna, co ma na my艣li.
Och, wystarczaj膮co prawdziwe.
Nick znowu zamilk艂. Pewnie zastanawia艂 si臋, jak膮 chcia艂by mie膰 偶on臋. Hm, wkr贸tce i tak mia艂 si臋 dowiedzie膰.
O czym my艣lisz? - spyta艂. . Sp艂on臋艂a rumie艅cem.
Prawd臋 m贸wi膮c, zastanawia艂am si臋, o czym ty my艣lisz.
Ja by艂em pierwszy.
Troch臋 denerwuj臋 si臋 przed jutrzejszym dniem.
Panna m艂oda powinna by膰 troch臋 zdenerwowana, Felicio.
To nie jest zwyczajny 艣lub, a ja nie jestem typow膮 pann膮 m艂od膮.
S艂usznie.
Poruszy艂a si臋. Nick spokojnie czeka艂.
Chyba jednak p贸jd臋 si臋 po艂o偶y膰 - powiedzia艂a. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i pog艂aska艂 j膮 po policzku.
艢pij dobrze.
Felicia sta艂a w olbrzymiej, wy艂o偶onej bia艂ymi kafelkami kuchni i uciera艂a cukier z mas艂em. Mia艂a na sobie dres i adidasy. Tymczasem zza g贸r wznosz膮cych si臋 po drugiej stronie jeziora wychyn臋艂o s艂o艅ce. Przez ostatnie dwadzie艣cia minut nad jeziorem rozgo艣ci艂 si臋 艣wit.
Doda艂a t艂uszczu piekarniczego i wbi艂a do masy 偶贸艂tka, po czym ponownie w艂膮czy艂a robot, 偶eby utrze膰 mas臋 na g艂adko. W pewnej chwili unios艂a g艂ow臋 i zobaczy艂a matk臋.
- Domy艣li艂am si臋, 偶e ci臋 tu znajd臋 - powita艂a j膮 Louisa.
Bardziej przejmujesz si臋 tortem ni偶 fryzur膮. - Pokr臋ci艂a g艂ow膮.
Ile razy b臋dziesz wychodzi膰 za m膮偶, Felicio?
Na pewno o jeden raz mniej, ni偶 pr贸bowa艂am.
Nie czas do tego wraca膰.
Dlaczego si臋 dziwisz? Ty te偶 przygotowa艂a艣 tort na w艂asne wesele, prawda?
Wi臋kszo艣膰 tortu zrobi艂a za mnie matka. Ja tylko chcia艂am mie膰 zaj臋te r臋ce, taka by艂am podenerwowana.
Mo偶e ja te偶 si臋 denerwuj臋, mamo.
Naprawd臋?
Felicia wzruszy艂a ramionami.
Troch臋.
Jaka艣 jeste艣 dziwna, to fakt, ale nie jestem pewna, czy to ze zdenerwowania.
Co masz na my艣li?
Louisa przenikliwie spojrza艂a na c贸rk臋.
- Wydaje mi si臋, 偶e co艣 jest nie w porz膮dku. Pyta艂am ojca,
czy zauwa偶y艂, a on na to, 偶ebym si臋 nie wtr膮ca艂a w nie swoje
sprawy. Masz jakie艣 zmartwienie?
Felicia odstawi艂a zmiksowan膮 mas臋 i odmierzywszy porcj臋 m膮ki, wsypa艂a j膮 do miski, po czym doda艂a po szczypcie sody i soli.
Czym tu si臋 martwi膰? - Wzi臋艂a si臋 do przesiewania sypkich sk艂adnik贸w ciasta.
Kochasz Nicka? - spyta艂a Louisa, nie spuszczaj膮c z niej oczu. - Czy tylko udajesz?
Co to za pytanie?!
Powa偶ne. Jeste艣cie z Nickiem wobec siebie tacy oficjalni. Powiedz mi, czy wychodzisz za m膮偶, bo poczu艂a艣, 偶e to ostatnia chwila?
Nie, mamo.
- W twoim wieku warto ju偶 za艂o偶y膰 rodzin臋. M臋偶czyzna nie
musi by膰 chodz膮cym idea艂em. Ale w艂a艣nie tego nie rozumiem. Nick jest taki mi艂y i uczynny, i bardziej przystojny ni偶 Johnny, nie m贸wi膮c o doktorze, kt贸ry przyja藕ni si臋 z ojcem. Powinna艣 by膰 zachwycona.
Kobieta w moim wieku podchodzi do ma艂偶e艅stwa mniej emocjonalnie.
Mam nadziej臋, 偶e to si臋 zmieni. Je艣li chcesz zna膰- moje zdanie, wsp贸艂czuj臋 Nickowi, bo widz臋, jak bardzo ci臋 kocha.
Felicia odwr贸ci艂a g艂ow臋.
S艂ucham?
To oczywiste. Sama zreszt膮 najlepiej wiesz.
Wiem - powiedzia艂a niepewnie. Od艂o偶y艂a sito na bok. -Ciekawe, dlaczego wydaje ci si臋 to oczywiste.
Je艣li pan m艂ody nie kocha kobiety, z kt贸r膮 si臋 偶eni, to czekaj膮 ich tylko k艂opoty. Nick nie jest g艂upi. Zreszt膮 mi艂o艣膰 ma wypisan膮 na twarzy. Za to ciebie nie rozumiem. - Louisa wzi臋艂a c贸rk臋 za rami臋. - Powiedz mi, czy ty przypadkiem nie my艣lisz o Johnnym?
Nie, mamo. Na pewno nie.
Louisa dostrzeg艂a fartuch le偶膮cy na blacie, wi臋c go za艂o偶y艂a.
Pomog臋 ci. Co zosta艂o do zrobienia?
Mo偶esz jeszcze dwa razy wszystko przesia膰 - odpar艂a Felicia, wr臋czaj膮c matce sito i misk臋. Sama podesz艂a do olbrzymiej lod贸wki i wyj臋艂a z niej ma艣lank臋. Wyobrazi艂a sobie przyj臋cia, kt贸re odbywaj膮 si臋 w tym domu. Tak skromnego jak ich na pewno jeszcze tu nie by艂o. Nick zam贸wi艂 tylko szampana, a do tego mia艂 by膰 jej tort.
Dotar艂o do niej nagle, 偶e matka zada艂a jej pytanie.
S艂ucham, mamo?
Interesuje mnie, czy Nick chce od razu mie膰 dzieci. Wola艂am nie pyta膰 go o to wprost.
Zastanawiamy si臋 nad tym - odpar艂a wymijaj膮co.
Uczciwi katoliccy ch艂opcy nie zastanawiaj膮 si臋 nad takimi sprawami - zripostowa艂a matka. - Po prostu robi膮 swoje. -Sko艅czy艂a drugie przesiewanie. - Nick chyba zdaje sobie spraw臋, 偶e nie mo偶esz czeka膰 z zaj艣ciem w ci膮偶臋 zbyt d艂ugo.
Mamo, nie chc臋 o tym rozmawia膰 w dniu 艣lubu. Zmie艅my temat.
Wi臋c o czym chcesz rozmawia膰? O pogodzie? Felicia uda艂a, 偶e nie dos艂ysza艂a ironii w g艂osie matki.
Jak si臋 trzyma tata? Bardzo niezadowolony?
Tata to osobna historia - stwierdzi艂a Louisa, marszcz膮c brwi. - Od lat naciska, 偶eby艣 wysz艂a za m膮偶. 膭 kiedy w ko艅cu dochodzi do 艣lubu, demonstruje ponur膮 min臋.
Tata jest sentymentalny - powiedzia艂a Felicia, k艂ad膮c matce r臋k臋 na ramieniu, - Nie dr臋cz go. Jemu potrzeba mi艂o艣ci i zrozumienia.
Jak mog臋 zrozumie膰 co艣, co jest bez sensu? - Louisa poda艂a Felicii misk臋 dok艂adnie przesianej m膮ki. - Jestem pewna, 偶e kto艣 co艣 przede mn膮 ukrywa.
- Mamo, daj spok贸j. Nie czas na pretensje i k艂贸tnie.
Felicia doda艂a ma艣lanki do miski z m膮k膮, a potem wla艂a tam
jeszcze p贸艂p艂ynn膮 mas臋, utart膮 na pocz膮tku. Tymczasem matka zacz臋艂a drobno sieka膰 orzeszki i wspomina膰 swoje w艂asne wesele. Robi艂a to nie pierwszy raz, wi臋c Felicia s艂ucha艂a jej opowie艣ci jednym uchem. My艣la艂a o swoim niedosz艂ym 艣lubie.
W przededniu uroczysto艣ci, podczas kolacji, Johnny zachowywa艂 si臋 bardzo nerwowo. Teraz rozumia艂a dlaczego, w贸wczas jednak przypisa艂a to tremie. Jaka by艂a naiwna! Rano, gdy jeszcze le偶a艂a w 艂贸偶ku, przysz艂o jej do g艂owy, 偶e nazajutrz zbudzi si臋 ju偶 jako Felicia Fano. Kto by wtedy pomy艣la艂, 偶e pi臋tna艣cie lat p贸藕niej ciasto i suknia b臋d膮 te same, tylko pan m艂ody inny.
- Orzeszki gotowe - oznajmi艂a Louisa.
Felicia sprawdzi艂a, czy matka nie posieka艂a ich za grubo. W kuchni zawsze by艂a perfekcjonistk膮. Przysun臋艂a do siebie misk臋, wsypa艂a orzechy, wi贸rki kokosowe i odrobin臋 wanilii.
Ubi膰 pian臋? - spyta艂a matka.
Tak.
Nie b贸j si臋, b臋dzie sztywna.
W oczekiwaniu na pian臋 Felicia podesz艂a do okna. Kilkaset metr贸w od domu zobaczy艂a na spokojnej tafli jeziora 艂贸d藕 z jaskrawym czerwonym 偶aglem. Po chwili, wycieraj膮c r臋cznikiem d艂onie, zauwa偶y艂a ruch na przystani. To by艂 Nick. Przygotowywa艂 ma艂膮 偶agl贸wk臋. Mimo woli Felicia poczu艂a dreszcz podniecenia. Zastanowi艂o j膮, sk膮d si臋 wzi膮艂. Przecie偶 si臋 nie zakocha艂a, po艣lubia艂a tego m臋偶czyzn臋 pod przymusem. A jednak lubi艂a na niego patrze膰. Czu艂a promieniuj膮c膮 od niego magnetyczn膮 si艂臋, chocia偶 wiedzia艂a, 偶e poddanie si臋 jej by艂oby niebezpieczne.
Prosz臋 - powiedzia艂a matka. - Oce艅, szefowo. . Felicia zajrza艂a do miksera.
Idealnie - powiedzia艂a i poca艂owa艂a matk臋 w policzek. -Staraj si臋 dalej, to zostaniesz mistrzyni膮 w biciu piany.
Nie pozwalaj sobie za bardzo. Ju偶 niejednej pannie m艂odej natarto uszu w dniu 艣lubu.
... Felicia parskn臋艂a 艣miechem i unios艂a naczynie z pian膮.
- No tak, pami臋tam, jak upiera艂a艣 si臋, ze za szybko stawiam
krzy偶yk na Johnnym, kiedy chcia艂am odes艂a膰 go艣ci do dom贸w.
Ile to by艂o... tak ze cztery godziny po wyznaczonym terminie
艣lubu, prawda?
Louisa pokr臋ci艂a g艂ow膮.
By艂am pewna, 偶e le偶y nieprzytomny w szpitalu.
A on w艂a艣nie szpitala si臋 obawia艂 - zachichota艂a Felicia. Zacz臋艂a dodawa膰 pian臋 do ciasta, tymczasem matka zaj臋艂a si臋 nat艂uszczaniem formy.
Dobrze, 偶e si臋 z tego 艣miejesz, ale to by艂 najgorszy dzie艅 w naszym 偶yciu.
Z tym si臋 zgadzam.
Chocia偶 teraz mo偶na by powiedzie膰, 偶e nie ma tego z艂ego, co by na dobre nie wysz艂o.
Tak my艣lisz, mamo?
Mam nadziej臋, 偶e ty te偶. Inaczej 藕le by to wam wr贸偶y艂o.
Nick i ja dobrze si臋 rozumiemy - powiedzia艂a Felicia. Chcia艂a doda膰 matce otuchy, a nie sk艂ama膰, tak przynajmniej sobie t艂umaczy艂a.
Zadzwonisz do mnie z Nowego Jorku?
Oczywi艣cie, mamo.
I powiesz mi, jak si臋 wam uk艂ada? Felicia skin臋艂a g艂ow膮.
Opowiem ci, naprawd臋. - Poczeka艂a na ostatni膮 form臋.
- Wiesz, 偶e zawsze szukam dobrych stron ka偶dej sytuacji.
W tej chwili za ich plecami rozleg艂 si臋 g艂os.
Co wy tu wyrabiacie? - To by艂 Carlo. - A 艣niadanie to niby ja mam przygotowa膰?
Usi膮d藕, Carlo, i nie denerwuj si臋. To ci szkodzi na serce
- odpar艂a Louisa. - Co sobie 偶yczysz? Co艣 specjalnego z okazji
艣lubu c贸rki?
Kaw臋 z grzank膮 - burkn膮艂 Carlo i szuraj膮c kapciami, podszed艂 do stolika w g艂臋bi kuchni.
Tylko tyle?
Moja jedyna c贸rka wychodzi za m膮偶. Czego si臋 spodziewasz? 呕e b臋d臋 pi艂 na 艣niadanie szampana?
Felicia z rozbawieniem s艂ucha艂a, jak rodzice sobie dogryzaj膮. Takie pojedynki toczyli, odk膮d si臋ga艂a pami臋ci膮. Pokr臋ci艂a g艂ow膮, wla艂a przygotowane ciasto do wszystkich trzech form i wstawi艂a je na p贸艂 godziny do piekarnika. Mia艂a wi臋c czas, 偶eby przygotowa膰 krem i pozmywa膰.
Rodzice nadal si臋 przekomarzali. Zerkn臋艂a przez okno w stron臋 jeziora. Nick odp艂yn膮艂 ju偶 jakie艣 pi臋膰dziesi膮t metr贸w od brzegu. Odruchowo pomacha艂a do niego. Nie zareagowa艂. Mo偶e nie patrzy艂 w jej stron臋, a mo偶e by艂 zamy艣lony.
Ciekawe, jak u艂o偶y im si臋 ma艂偶e艅stwo. Czy Nick b臋dzie chodzi艂 swoimi drogami, czy te偶 b臋d膮 mieli wsp贸lne sprawy? Co ich mo偶e po艂膮czy膰 opr贸cz pozor贸w? I jakie w艂a艣ciwie s膮 jej oczekiwania?
Nick ukroi艂 sobie jeszcze jeden kawa艂ek i zliza艂 z palc贸w krem. Tort by艂 wy艣mienity.
Felicia posz艂a odprowadzi膰 rodzic贸w. On tymczasem s膮czy艂 szampana i zachwyca艂 si臋 bogactwem odcieni, kt贸rymi zachodz膮ce s艂o艅ce znaczy艂o szczyty po drugiej stronie jeziora. Pi艂 ju偶 czwarty kieliszek, a cho膰 zwykle po szampanie bola艂a go g艂owa, tym razem czu艂 tylko mi艂y szmerek. Trudno mu by艂o uwierzy膰, 偶e znowu jest 偶onaty.
Wydawa艂o mu si臋 艣wi臋tokradztwem por贸wnywa膰 ten 艣lub z pierwszym. Z Gin膮 po艂膮czy艂a go wielka mi艂o艣膰, dzie艅 by艂 wi臋c pe艂en radosnego podniecenia i oczekiwa艅. Musia艂 jednak przyzna膰, 偶e i ten drugi jest wcale udany. Felicia wygl膮da艂a przepi臋knie. Na jej widok w 艣lubnym stroju dos艂ownie oniemia艂.
Carlo, kt贸ry z ponur膮 min膮 stal obok. otar艂 艂zy r臋kawem marynarki. Sytuacj臋 pr贸bowa艂a ratowa膰 Louisa:
Mo偶e to z艂a wr贸偶ba widzie膰 parnie m艂od膮 przed 艣lubem, ale skoro ju偶 j膮 zobaczy艂e艣, Nick, to powiedz, jak ci si臋 podoba.
Nie widzia艂em pi臋kniejszej.
Felicia nie promienia艂a szcz臋艣ciem, ale wydawa艂a si臋 ca艂kiem zadowolona.
- Odm贸wi臋 specjaln膮 modlitw臋, 偶eby odwr贸ci膰 od was nie
powodzenia - obieca艂a Louisa. - B贸g b臋dzie zadowolony, 偶e
macie ksi臋dza. Jak m贸g艂by dopu艣ci膰 do czego艣 z艂ego, skoro
okazali艣cie tyle dobrej woli?
Gdybym wiedzia艂, 偶e pani jest przes膮dna, wynaj膮艂bym drugi samoch贸d, 偶eby pojecha膰 do ko艣cio艂a osobno - powiedzia艂 Nick.
Nie, nie, lepiej jed藕my jednym - szybko odpar艂a Louisa. - Wtedy wszyscy dojedziemy razem. Je艣li nie masz nic przeciwko temu, Nick, to usi膮d藕 przy kierowcy. Za to w drodze z ko艣cio艂a usi膮d臋 z Carlem z przodu, a ty b臋dziesz mia艂 偶on臋 dla siebie.
Ten uk艂ad bardzo odpowiada艂 Nickowi. Suknia panny m艂odej zajmowa艂a wi臋ksz膮 cz臋艣膰 tylnego siedzenia, dlatego matka musia艂a wcisn膮膰 si臋 w r贸g, a Carlo usiad艂 na rozk艂adanym siedzeniu naprzeciwko pa艅.
W ko艣ciele na 偶yczenie Louisy Felicia przesz艂a pust膮 naw膮 do o艂tarza, wsparta na ramieniu ojca. Marsz weselny mia艂 smutne, g艂uche brzmienie, cho膰 mo偶e Nickowi tylko tak si臋 zdawa艂o.
Stan膮wszy przy o艂tarzu. Felicia nie spojrza艂a na niego. S艂owa przysi臋gi wypowiedzia艂a cicho, lecz zdecydowanie. Dla Nicka za艣 tylko pierwsze ma艂偶e艅stwo mia艂o znaczenie. Tym razem czu艂, 偶e potwierdza jedynie 艣wi臋to艣膰 poprzedniego zwi膮zku. Nie by艂 istotny fakt, 偶e Gina ju偶 nie 偶yje.
Doko艅czywszy tortu, Nick znowu obliza艂 palce. Us艂ysza艂 za plecami ruch i odwr贸ci艂 si臋. Zobaczy艂 Felici臋, wci膮偶 jeszcze w 艣lubnej sukni. Zn贸w mia艂 wra偶enie, 偶e widzi j膮 pierwszy raz. W duchu powtarza艂 sobie: „To jest moja 偶ona. To jest moja 偶ona".
Smakuje ci? - spyta艂a.
Bardzo - odrzek艂, wycieraj膮c d艂onie w serwetk臋.
Wyda艂a mu si臋 bardziej niepewna ni偶 przed odjazdem rodzic贸w. Pewnie by艂a zdenerwowana. Policzki mia艂a zar贸偶owione. Nie wiedzia艂, czy przypisa膰 to ostremu g贸rskiemu powietrzu, czy zmieszaniu. Wzrok Felicii pad艂 na kieliszek szampana, kt贸ry przedtem odstawi艂a na st贸艂. Wzi臋艂a go do r臋ki i upi艂a 艂yk.
No to po wszystkim - powiedzia艂a.
Czy byli艣my przekonuj膮cy?
Wystarczaj膮co. - Za艣mia艂a si臋. - Zagra艂e艣 偶yciow膮 rol臋. Mama my艣li, 偶e mnie kochasz.
Ciesz臋 si臋.
Naprawd臋? - Spojrza艂a na niego przenikliwie.
To by艂 m贸j 艣lubny prezent dla ciebie.
Bardzo ci dzi臋kuj臋.
Wzruszy艂 ramionami, a Felicia poci膮gn臋艂a jeszcze 艂yk z kieliszka. Gdy ich oczy si臋 spotka艂y, Nick wzi膮艂 w d艂o艅 sw贸j kieliszek. Zauwa偶y艂, 偶e dr偶膮 jej r臋ce.
Z czego jest ten krem? - spyta艂.
Nic nadzwyczajnego. Mas艂o, bia艂y ser, troch臋 wanilii i du偶o cukru pudru.
Dieta specjalna.
Trudno. Ostatecznie ile razy w 偶yciu bierze si臋 艣lub?
To prawda.
Upi艂a troch臋 szampana. Nickowi zazwyczaj nie brakowa艂o s艂贸w, tym razem jednak zupe艂nie nie wiedzia艂, co powiedzie膰.
Rozumiem, 偶e teraz wa偶ny jest Urz膮d Imigracyjny - przerwa艂a milczenie Felicia.
Tak, poczciwy, stary urz膮d.
B臋d臋 si臋 艣licznie u艣miecha膰, jak tylko zobacz臋 urz臋dow膮 osob臋.
Nick poci膮gn膮艂 d艂ugi 艂yk z kieliszka.
- Nie by艂o ci dzisiaj smutno? Nie my艣la艂a艣 o swoim niedo
sz艂ym 艣lubie?
Zaskoczy艂 j膮 domy艣lno艣ci膮.
- Owszem, my艣la艂am.
Wesz艂a s艂u偶膮ca, ale widz膮c pa艅stwa m艂odych, skierowa艂a si臋 z powrotem do drzwi.
- Chcia艂a pani posprz膮ta膰? - spyta艂 Nick.
Nie b臋d臋 przeszkadza膰 - odpar艂a. - Mog臋 posprz膮ta膰 rano. Chcia艂am tylko powiedzie膰, 偶e nied艂ugo wychodz臋.
Mamy ju偶 wszystko co trzeba - powiedzia艂 Nick. - Zjesz jeszcze tortu, Felicio?
Pokr臋ci艂a g艂ow膮. Nick zwr贸ci艂 si臋 do s艂u偶膮cej:.
- Prosz臋, mo偶e pani robi膰, co do pani nale偶y.
Wzi膮艂 butelk臋 szampana i nape艂ni艂 kieliszki, podczas gdy kobieta zbiera艂a brudne naczynia.
Reszt臋 tortu wstawi臋 do lod贸wki - powiedzia艂a.
Dobrze, zjemy na 艣niadanie. - Nick u艣miechn膮艂 si臋 do Feli-cii, kt贸ra nagle przesta艂a si臋 chmurzy膰 i odwzajemni艂a u艣miech.
- Szczerze m贸wi膮c, ten tort na drugi dzie艅 zawsze jest lepszy.
Nick wzi膮艂 j膮 za rami臋 i zaprowadzi艂 do okna z widokiem na
jezioro. Zapada艂 zmierzch.
Gdzie bra艂e艣 poprzedni 艣lub? - spyta艂a Felicia po chwili milczenia.
We W艂oszech, we wsi Mistretta, z kt贸rej pochodzi艂a Gina.
Czy ona by艂a pi臋kna?
Z wygl膮du nie tak pi臋kna jak ty, ale mia艂a pi臋kn膮 dusz臋 i gor膮ce serce.
Musia艂e艣 bardzo j膮 kocha膰.
Tak - potwierdzi艂 Nick i zn贸w napi艂 si臋 szampana.
Musisz mnie nienawidzi膰 za to, 偶e zajm臋 jej miejsce, nawet je艣li tylko w ma艂偶e艅stwie dla pozor贸w.
Nick pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮. Nie mia艂 do Felicii cienia pretensji. Oboje wiedzieli, 偶e nie musia艂 decydowa膰 si臋 na ten 艣lub. Najbardziej niepokoi艂a go jednak przyjemno艣膰, jak膮 czerpa艂 z faktu, 偶e ma Felici臋 praktycznie bez wysi艂ku i w dodatku bez zobowi膮za艅.
- Jak umar艂a? - spyta艂a Felicia. - Jeszcze mi nie powie
dzia艂e艣.
Przypomnia艂 sobie, 偶e rozmawiali o Ginie.
Sz艂a chodnikiem, niedaleko naszego mieszkania przy parku Gramercy. Potr膮ci艂 j膮 samoch贸d uciekaj膮cy przed policj膮.
To straszne.
By艂a w czwartym miesi膮cu ci膮偶y.
O Bo偶e!
Nie chc臋 o tym rozmawia膰. Nie dzisiaj.
Felicia spojrza艂a ze wsp贸艂czuciem i dotkn臋艂a jego ramienia. Z艂agodzi艂o to na chwil臋 b贸l, z kt贸rym przez lata i tak musia艂 si臋 nauczy膰 偶y膰.
- Powiedz lepiej, czy ta suknia nie nastraja ci臋 melancho
lijnie.
- O tym z kolei ja nie chc臋 rozmawia膰.
Nick skin膮艂 g艂ow膮.
- Oto jaka z nas para. Dwoje ludzi, kt贸rzy nie chc膮 m贸wi膰
o przesz艂o艣ci. - Mia艂 ochot臋 doda膰: „I mimo to s膮 na siebie
skazani", ale zrezygnowa艂, gdy偶 by艂a to po艂owiczna prawda.
W takiej sytuacji by艂a przede wszystkim Felicia.
U艣wiadomi艂 sobie, 偶e chcia艂by znale藕膰 z t膮 swoj膮 udawan膮 偶on膮 ca艂kiem prawdziwe szcz臋艣cie. Nagle ogarn臋艂o go pragnienie, by wzi膮膰 j膮 w ramiona, pozna膰 jej cia艂o. Serce zacz臋艂o mu bi膰 w przyspieszonym tempie, pot wyst膮pi艂 na czo艂o. Czy by艂 to skutek szampana? Rozmowy? 艢wiadomo艣ci, 偶e Felicia do niego nale偶y? S艂owa przysi臋gi: „Przyrzekam ci mi艂o艣膰, szacunek i opiek臋" oboje odklepali. A jednak Felicia nale偶a艂a do niego. Suto op艂acona, sta艂a si臋 jego 偶on膮 pod ka偶dym wzgl臋dem.
- 艢ciemnia si臋 - powiedzia艂a.
Uni贸s艂 g艂ow臋 i przekona艂 si臋. 偶e rzeczywi艣cie zapad艂 zmrok. S艂u偶膮ca ju偶 wysz艂a, byli w pokoju sami.
Zm臋czona? - spyta艂.
Chcesz si臋 dowiedzie膰, czy mam ochot臋 i艣膰 z tob膮 do 艂贸偶ka?
Chyba tak.
Pytasz, czego ja chc臋, Nick? - Jej g艂os zabrzmia艂 stanowczo. Nie by艂 pewien, czy jest zdenerwowana, zirytowana czy po prostu chce by膰 konkretna.
Chyba pr贸bowa艂em zachowa膰 si臋 uprzejmie.
My艣l臋, 偶e powinni艣my by膰 w tej chwili uczciwi.
Wobec tego postawmy spraw臋 jasno - powiedzia艂 rozdra偶niony, 偶e Felicia uczyni艂a t臋 kwesti臋 przedmiotem negocjacji. - Nie jestem gwa艂cicielem.
Czyli masz ochot臋 na seks. W porz膮dku - odpar艂a. - Tyle chcia艂am wiedzie膰.
Nick pokr臋ci艂 g艂ow膮.
Seks znakomicie wp艂ywa na nastr贸j. Zreszt膮 na pewno sama 艣wietnie to wiesz.
Przepraszam. Po prostu jestem bardzo zdenerwowana.
Oczekiwa艂a艣 oficjalnego zaproszenia?
Och, Nick, przecie偶 powiedzia艂am, 偶e przepraszam. Chod藕my na g贸r臋.
To dziwne, ale jej uleg艂o艣膰 jeszcze pogorszy艂a spraw臋. Nick zachowa艂 jednak swoje odczucia dla siebie.
ROZDZIA艁
8
Zatrzymali si臋 na 艣rodku sypialni i wtedy Felicia po艂o偶y艂a d艂o艅 na piersi Nicka. Poczu艂a ciep艂o przenikaj膮ce przez materia艂 koszuli. Znajomy zapach wody kolo艅skiej przyjemnie podra偶ni艂 jej zmys艂y, mimo 偶e wci膮偶 czu艂a si臋 niepewnie. W oczach Nicka nie dostrzeg艂a 偶adnych ciep艂ych uczu膰, jedynie po偶膮danie. Wsun臋艂a d艂o艅 pod koszul臋 i pog艂aska艂a go po torsie. Nie poruszy艂 si臋, dopiero po chwili wyci膮gn膮艂 ku niej r臋k臋 i palcem obrysowa艂 lini臋 dekoltu. Potem uj膮艂 j膮 za podbr贸dek i poca艂owa艂. Smakowa艂 szampanem, na wargach mia艂 jeszcze lukier z tortu. Ramieniem mocno przyciska艂 j膮 do siebie. Felicia ze zdumieniem stwierdzi艂a, 偶e jej cia艂o zgadza si臋 na wszystko. Pow艣ci膮gana nami臋tno艣膰, 偶ar bij膮cy spod maski ch艂odu, poci膮ga艂y j膮 bardziej ni偶 odpycha艂y. Pragn臋艂a Nicka.
Przesuwa艂 teraz d艂o艅mi po jej piersiach. Pragnienie, kt贸re w niej narasta艂o, by艂o ca艂kiem irracjonalne, czu艂a jednak, 偶e chce si臋 odda膰 temu m臋偶czy藕nie. Zn贸w j膮 poca艂owa艂, a ona przycisn臋艂a usta do warg Nicka, nie rozumiej膮c, co si臋 z ni膮 dzieje. Pami臋ta艂a, jak kuzynka Julia opowiada艂a kiedy艣, 偶e w noc po艣lubn膮jej m膮偶 kocha艂 si臋 z ni膮 pierwszy raz, gdy jeszcze mia艂a na sobie
艣lubn膮 sukni臋. Pchn膮艂 j膮 na 艂贸偶ko i dos艂ownie rzuci艂 si臋 na ni膮. Wtedy Felicii wydawa艂o si臋 to barbarzy艅stwem, teraz jednak doskonale rozumia艂a.
Wsun臋艂a palce we w艂osy Nicka i poci膮gn臋艂a za nie, uwodzicielsko si臋 o niego ocieraj膮c.
Chcesz mnie? - szepn臋艂a, koniuszkiem j臋zyka dotykaj膮c jego ucha.
Chc臋. - G艂os mia艂 szorstki, jakby troch臋 zirytowany.
Chcesz mnie wzi膮膰 w sukni 艣lubnej? Odchyli艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na ni膮 zaskoczony.
Je艣li masz na to ochot臋...
Tak - szepn臋艂a, cho膰 zupe艂nie nie wiedzia艂a dlaczego. Czy偶by opowie艣膰 kuzynki tak rozbudzi艂a jej wyobra藕ni臋?
A mo偶e potrzebowa艂a czego艣 w rodzaju oczyszczenia po d艂ugiej wstrzemi臋藕liwo艣ci? Wy艣lizgn臋艂a si臋 z jego obj臋膰 i rozk艂adaj膮c ramiona, opad艂a na wielkie, niemal kr贸lewskie 艂o偶e. Nick zbli偶a艂 si臋 do niej powoli. Stan膮艂 przy 艂贸偶ku i zacz膮艂 si臋 jej przygl膮da膰.
- Chod藕, Nick - przynagli艂a go zduszonym szeptem.
Bez po艣piechu zdj膮艂 frak, muszk臋, wyj膮艂 spinki z mankiet贸w, rozpi膮艂 i zsun膮艂 z siebie koszul臋. Felicia ujrza艂a jego szeroki, ow艂osiony tors. Pierwszy raz si臋 zawaha艂a, w duchu powiedzia艂a sobie jednak, 偶e i tak w ko艅cu do tego dojdzie, r贸wnie dobrze mo偶e wi臋c sta膰 si臋 od razu, gdy jej cia艂em w艂ada nami臋tno艣膰, a w g艂owie musuje szampan. Zamkn臋艂a oczy. Nie otworzy艂a ich. gdy Nick zdejmowa艂 jej pantofelki i unosi艂 sukni臋. Twarz zas艂ania艂a jej chmura koronki, serce bi艂o w szale艅czym rytmie.
Nick zsun膮艂 jej z n贸g bia艂e a偶urowe po艅czochy. Nie widzia艂a go przez pi臋trz膮ce si臋 mi臋dzy nimi obfite fa艂d}' sukni, wyobra偶a艂a sobie jednak, jak na ni膮 patrzy. Gdy poczu艂a dotyk jego palc贸w na udach, przeszy艂 j膮 dreszcz. Chcia艂a strzepn膮膰 z twarzy zas艂on臋 i spojrze膰 na niego, ale zarazem pragn臋艂a pozosta膰 anonimowa.
Westchn臋艂a cicho, gdy ko艅czy艂 j膮 rozbiera膰, ale pomog艂a mu
w tym, unosz膮c biodra. Zn贸w pomy艣la艂a, 偶e Nick na ni膮 patrzy. Gor膮co rozla艂o si臋 po ca艂ym jej ciele, tylko uda muska艂 ch艂odny pr膮d powietrza. Westchn臋艂a g艂o艣niej.
Gdy rozchyli艂 jej kolana, omal nie uciek艂a, u艣wiadomi艂a sobie jednak, 偶e sama to wszystko wymy艣li艂a, wi臋c musi by膰 konsekwentna. R臋ce Nicka przesuwa艂y si臋 po wewn臋trznej stronie jej ud. Zacisn臋艂a d艂onie na po艣cieli, usi艂uj膮c powstrzyma膰 ogarniaj膮ce j膮 dr偶enie. Ciep艂y oddech przyjemnie podra偶ni艂 sk贸r臋 i zaraz potem wargi Nicka zacz臋艂y okrywa膰 poca艂unkami najtajniejsze zak膮tki jej cia艂a. Wszystko w niej pulsowa艂o.
- O Bo偶e-j臋kn臋艂a.
Otworzy艂a si臋, by go przyj膮膰. Wiedzia艂a, 偶e odwieczny rytm mi艂o艣ci za chwil臋 uniesie j膮 na sam szczyt. Gdy to si臋 sta艂o, 艣wiat rozb艂ysn膮艂 kolorowymi fajerwerkami. Strzepn臋艂a koronki z twarzy i chciwie zaczerpn臋艂a tchu. Nick te偶 ci臋偶ko oddycha艂. Pochyli艂 si臋 ku niej i poca艂owa艂 w usta. Nie zamkn臋艂a oczu. I w tej chwili u艣wiadomi艂a sobie, 偶e kocha艂a si臋 z obcym cz艂owiekiem.
Nick zauwa偶y艂 jej nag艂e drgnienie.
Skrzywdzi艂em ci臋? - spyta艂 szeptem.
Nie.
Lekko uni贸s艂 si臋 na 艂okciu.
Wszystko w porz膮dku?
Tak.
Wydawa艂 si臋 zak艂opotany. Mo偶e onie艣mieli艂a go jej reakcja? Chwila ekstazy przemin臋艂a, Felici臋 ogarn膮艂 wstyd. Chcia艂a, 偶eby Nick przesta艂 j膮 przygniata膰.
Okaza艂o si臋, 偶e czyta w jej my艣lach. Wsta艂, a Felicia okryj膮 nago艣膰 sukni膮. Nick podni贸s艂 ubranie i spojrza艂 na ni膮 z wahaniem.
Na pewno wszystko w porz膮dku?
Na pewno. - Widzia艂a jednak, 偶e jej nie wierzy. Musia艂a go jako艣 uspokoi膰.
Mam nadziej臋, 偶e by艂o ci przyjemnie.
Jak mog艂oby nie by膰?
Ta odpowied藕 wyda艂a jej si臋 dwuznaczna. Czy powiedzia艂, 偶e seks jest tylko seksem, czy 偶e jest pi臋kna?
Ciesz臋 si臋.
Wywi膮za艂a艣 si臋 ze swojej roli naprawd臋 dobrze, je艣li to ci臋 trapi. Nawet znakomicie. - Nick cisn膮艂 ubranie na krzes艂o i poszed艂 do 艂azienki.
Felicia le偶a艂a i wpatrywa艂a si臋 w sufit. Powoli pod powiekami zbiera艂y si臋 艂zy, a偶 w ko艅cu zacz臋艂y 艣cieka膰 z k膮cik贸w oczu we w艂osy. Chlipn臋艂a par臋 razy i przesta艂a. Pomy艣la艂a, 偶e b贸l nie opu艣ci jej d艂ugo. Przynajmniej jednak sko艅czy艂a si臋 dla niej niepewno艣膰. Wreszcie wiedzia艂a, co to znaczy by膰 偶on膮 Nicka Mondaviego.
Zbudziwszy si臋 w 艣rodku nocy, Nick do艣膰 d艂ugo zastanawia艂 si臋, gdzie w艂a艣ciwie jest. Wreszcie dotar艂o do jego 艣wiadomo艣ci, 偶e w Kalifornii, a nie w Nowym Jorku, i z Felicia, a nie z Gin膮. Znowu mia艂 偶on臋. I by艂o w tym co艣 tragicznego.
Przypomnia艂y mu si臋 oczy jego nowo po艣lubionej 偶ony, zerkaj膮ce na niego sponad koronek 艣lubnej sukni chwil臋 po tym, jak si臋 kochali. Widzia艂 w nich trwog臋 i mo偶e nawet nienawi艣膰. Nagle zorientowa艂 si臋, 偶e nie s艂yszy spokojnego oddechu Felicii. Dziwne. Pami臋ta艂, 偶e po wzi臋ciu prysznica wr贸ci艂a z 艂azienki i w milczeniu wsun臋艂a si臋 pod ko艂dr臋. Mia艂a wilgotne w艂osy i pachnia艂a aromatycznym myd艂em. Bardzo chcia艂 obj膮膰 j膮 i przytuli膰, ale tego nie zrobi艂. Mog艂aby mu nie pozwoli膰 na tak膮 poufa艂o艣膰, by艂by to gest prosto z serca. Nick mia艂 swoje wady, ale nie znosi艂 hipokryzji.
Na zewn膮trz wiatr poj臋kiwa艂 w koronach sosen. Dolecia艂 go te偶 inny d藕wi臋k, 偶a艂osny, zawodz膮cy, jakby miaucza艂 kot albo p艂aka艂o dziecko. A mo偶e kobieta.
Usiad艂 i spojrza艂 w stron臋 oszklonych przesuwanych drzwi na taras. W nik艂ym 艣wietle zauwa偶y艂 ruch zas艂on. Czy偶by to Felicia p艂aka艂a? D藕wi臋k si臋 urwa艂, ale po jakiej艣 minucie da艂 si臋 s艂ysze膰 znowu. Nick wsta艂, w艂o偶y艂 szlafrok i podszed艂 do drzwi.
Gdy rozchyli艂 zas艂ony, ujrza艂 Felici臋, skulon膮 na le偶aku w k膮cie tarasu. W ksi臋偶ycowej po艣wiacie l艣ni艂 jej bia艂y peniuar. Le偶a艂a na boku, z podkurczonymi nogami i r臋kami skrzy偶owanymi na piersi. Nickowi 艣cisn臋艂o si臋 serce. Ruszy艂 do niej.
Natychmiast go spostrzeg艂a i usiad艂a wyprostowana. Twarzy nie widzia艂, ale poza Felicii zdradza艂a nieufno艣膰.
Czy wszystko w porz膮dku? - spyta艂.
Tak.
Stan膮艂 przy le偶aku.
S艂ysza艂em, 偶e p艂aczesz. My艣la艂em...
To nic takiego. Zrobi艂o mi si臋 troch臋 smutno. Mia艂am dzie艅 pe艂en wra偶e艅.
Nie uwierzy艂. To wyja艣nienie przysz艂o jej zbyt 艂atwo.
Czy to normalne, 偶e kobieta p艂acze w noc po艣lubn膮?
Sk膮d mam wiedzie膰 - odpar艂a z wahaniem.
Mnie si臋 zdaje, 偶e nie.
Przepraszam, je艣li ci臋 obudzi艂am.
To nie ty. Sam si臋 zbudzi艂em. - Widzia艂 teraz jej twarz dostatecznie wyra藕nie, by m贸c si臋 przekona膰, 偶e jest nieprzenikniona. - Czy na pewno nie chcesz o tym porozmawia膰?
Wbi艂a w niego wzrok, ale nie powiedzia艂a ani s艂owa.
Felicio.
Nie, Nick. Nie chc臋 o tym rozmawia膰.
Nie bardzo wiedzia艂, jak potraktowa膰 t臋 odpowied藕. Gina nieraz m贸wi艂a co艣 odwrotnego, ni偶 my艣la艂a. Musia艂 d艂ugo zgadywa膰 i prosi膰, zanim wreszcie wyrzuci艂a z siebie, co j膮 gn臋bi. Kochali si臋, a mimo to cz臋sto jej nie rozumia艂.
- Nie odczu艂a艣 przyjemno艣ci... - zawaha艂 si臋, uzna艂 bowiem,
偶e nie powinien dotyka膰 tego tematu, ale ju偶 by艂o za p贸藕no. - Nie odczu艂a艣 przyjemno艣ci z naszego zbli偶enia?
To nie ma nic wsp贸lnego z seksem.
Na pewno?
Pos艂uchaj, Nick. Chcia艂e艣 si臋 kocha膰, wi臋c si臋 kochali艣my. Ale raz ju偶 ci臋 prosi艂am, 偶eby艣 nie dopytywa艂 si臋, co my艣l臋. Chc臋 mie膰 swoje my艣li dla siebie.
Troch臋 mu rozja艣ni艂a w g艂owie. Nadal nie wiedzia艂 dok艂adnie, co j膮 dr臋czy, ale przynajmniej zrozumia艂, w czym rzecz.
Twoje prawo. Poniewa偶 milcza艂a, wsta艂.
Czemu nie wejdziesz do domu? Na tarasie jest zimno.
Nie chc臋 ci przeszkadza膰.
Nie b臋dziesz.
Posiedz臋 tu jeszcze kilka minut.
Jak sobie 偶yczysz. - Ruszy艂 z powrotem do drzwi.
Nick! - zawo艂a艂a, nim jeszcze znalaz艂 si臋 w sypialni.
S艂ucham?
Nie jeste艣 na mnie z艂y?
Dlaczego mia艂bym by膰?
Staram si臋 nie sprawia膰 ci k艂opot贸w.
O nic ci臋 nie oskar偶am, Felicio. Tylko przykro mi my艣le膰. 偶e mog艂em ci臋 skrzywdzi膰.
Nie skrzywdzi艂e艣.
Wiedzia艂, 偶e powiedzia艂a nieprawd臋. Taka by艂a cena ma艂偶e艅stwa zawartego bez mi艂o艣ci. Dlaczego w艂a艣ciwie si臋 dziwi艂? Od pocz膮tku powinien wiedzie膰, jak si臋 sprawy u艂o偶膮. Szkoda tylko. 偶e tak mu by艂o z tym podle.
ROZDZIA艁
9
Nick ze zdziwieniem stwierdzi艂, 偶e nie obudzi艂 si臋 pierwszy. Wyrwa艂 go ze snu szum wody. W艂o偶y艂 szlafrok i wszed艂 do 艂azienki w艂a艣nie w chwili, gdy Felicia wychodzi艂a spod prysznica.
Ojej - krzykn臋艂a sp艂oszona.
Dzie艅 dobry - powiedzia艂 i poda艂 jej r臋cznik. Zas艂oni艂a si臋 i znieruchomia艂a, czekaj膮c, co zrobi Nick.
Przepraszam, 偶e wszed艂em nie proszony.
Zby艂a przeprosiny skinieniem g艂owy i otar艂a twarz r膮bkiem r臋cznika.
- Masz prawo. Jeste艣my ma艂偶e艅stwem - powiedzia艂a, by
przekona膰 raczej siebie ni偶 jego.
Nick nie przestawa艂 my艣le膰 o jej nagim ciele, skrytym pod r臋cznikiem. Felicia zdawa艂a sobie z tego spraw臋 i by艂a coraz bardziej skr臋powana.
- Skorzystam z drugiej 艂azienki - rzek艂 w ko艅cu i chwyci
wszy przybory do golenia, szybko wyszed艂.
Zanim wr贸ci艂 do sypialni. Felicia zd膮偶y艂a zej艣膰 na d贸艂. Ubra艂 t臋 wi臋c pospiesznie i poszed艂 jej szuka膰. Gdy zajrza艂 do kuchni, powita艂a go u艣miechem. W bia艂ej bawe艂nianej koszulce i d偶insach wygl膮da艂a bardzo m艂odzie艅czo. W艂osy zebra艂a w ko艅ski
ogon, twarz by艂a m艂odsza bez makija偶u. Bardzo mu si臋 tak podoba艂a.
- Masz ochot臋 na jajka? - spyta艂a. - Bekon podobno szkodzi
na serce, ale je艣li koniecznie sobie 偶yczysz, troch臋 mog臋 usma
偶y膰. W lod贸wce jest pude艂ko jaj w proszku, odt艂uszczonych i bez
cholesterolu. Zrobi臋 ci z tego jajecznic臋.
- Doskonale.
Nie pozwoli艂a sobie pom贸c, usiad艂 wi臋c i patrzy艂 na jej krz膮tanin臋. 呕a艂owa艂 tego, co sta艂o si臋 w nocy, cho膰 mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e bardzo si臋 pragn臋li i obdarowali rozkosz膮. W ich zbli偶eniu by艂a nami臋tno艣膰, lecz zabrak艂o mi艂o艣ci.
Musieli pilnowa膰, 偶eby nie sp贸藕ni膰 si臋 na samolot do San Francisco, po 艣niadaniu wyni贸s艂 wi臋c torby do samochodu, a Fe-licia zaparzy艂a mu napr臋dce kaw臋. Na lotnisku usiedli w oczekiwaniu na lot. Rozmowa si臋 nie klei艂a. Nick postanowi艂 w ko艅cu zada膰 pytanie, kt贸re dr臋czy艂o go od kilku dni.
Ile wuj ci zap艂aci艂?
Naprawd臋 chcesz wiedzie膰?
Czy to jest 偶enuj膮co du偶a suma, czy 偶enuj膮co ma艂a?
Z mojego punktu widzenia du偶a.
- Hm. A gdybym obieca艂 ci t臋 sam膮 sum臋 za to, 偶eby艣 nie
ukrywa艂a przede mn膮 swoich my艣li?
Czego pr贸bujesz w ten spos贸b dowie艣膰, Nick?
Niczego. Po prostu chc臋 wiedzie膰, co my艣lisz.
- Po pierwsze, te my艣li nie by艂yby warte twoich pieni臋dzy.
A po drugie, nie zdradzi艂abym ci ich, nawet gdyby艣 mi zap艂aci艂.
Dlaczego?
Bo mo偶esz mie膰 na w艂asno艣膰 moje cia艂o, ale nie moje my艣li.
Ju偶 to m贸wi艂a艣. To jest twoja atutowa karta, prawda?
Tak, Nick. Jest i zawsze b臋dzie.
Kr贸tko m贸wi膮c, kaza艂a mu i艣膰 do diab艂a. Wyrazi艂a si臋 jasno.
A przecie偶 odpowiada艂a na jego poca艂unki i nie pozosta艂a oboj臋tna na pieszczoty, gdy si臋 kochali, wr臋cz przeciwnie. Nick gubi艂 si臋 w tym wszystkim i coraz mniej rozumia艂 Felici臋 - b艂aga艂a go, by zapomnia艂 o ofercie jej ojca, kt贸ry by艂 got贸w odda膰 ca艂y maj膮tek za wolno艣膰 c贸rki, a jednocze艣nie demonstrowa艂a oboj臋tno艣膰.
Lot trwa艂 kr贸tko. W godzin臋 po starcie znad jeziora Tahoe wyl膮dowali w San Francisco. Felicia westchn臋艂a. Nick oczywi艣cie wiedzia艂 dlaczego. Tu by艂 jej dom, kt贸ry opuszcza艂a, 偶eby zamieszka膰 u niego.
B臋dziesz mia艂a do mnie 偶al o to, 偶e ci臋 st膮d zabieram? - spyta艂.
Tak. Mieszkam w San Francisco od trzydziestu pi臋ciu lat. B臋d臋 t臋skni膰 za rodzicami, za restauracj膮. Ten wyjazd jest dla mnie najgorszy ze wszystkiego, je艣li chcesz wiedzie膰.
Mo偶esz odwiedza膰 rodzic贸w, kiedy tylko b臋dziesz chcia艂a. Zerkn臋艂a na niego.
Masz w sobie odrobin臋 szlachetno艣ci, co?
Tylko odrobin臋 - odpar艂 ze 艣miechem.
Obr贸cili spraw臋 w 偶art, Nick wiedzia艂 jednak, 偶e Felicia jest mu wdzi臋czna za ten gest.
Je艣li nie masz nic przeciwko temu, wysadz臋 ci臋 pod domem i pojad臋 jeszcze co艣 za艂atwi膰 - powiedzia艂. - Na pewno poradzisz sobie beze mnie.
Oczywi艣cie - potwierdzi艂a. - Jestem spakowana. Musz臋 tylko pozamyka膰 wszystko na cztery spusty. W przysz艂ym tygodniu mama dopilnuje sprzeda偶y mebli.
Przed domem Nick otworzy艂 drzwiczki taks贸wki i stan膮艂 na chodniku. Wyci膮gn膮艂 do niej r臋k臋, a ona j膮 u艣cisn臋艂a. Nick przytrzyma艂 przez chwil臋 jej d艂o艅. Wiatr znad oceanu zwiewa艂 Felicii kosmyki na twarz. Czeka艂a, patrz膮c mu w oczy.
- Nie chc臋 by膰 sentymentalny, ale to jest nasze pierwsze
ma艂偶e艅skie rozstanie.
- Jestem pewna, 偶e nasz zwi膮zek je przetrwa - zakpi艂a.
Nagle Nicka ogarn臋艂o pragnienie, by j膮 poca艂owa膰, by j膮 mie膰
wbrew wszystkim i wszystkiemu. U艣miechn膮艂 si臋.
Miejmy nadziej臋.
No to do zobaczenia.
Przyjad臋 po ciebie najp贸藕niej za p贸艂 godziny. Skin臋艂a g艂ow膮 i odgarn臋艂a niesforne kosmyki z oczu.
B臋d臋 gotowa.
Gdy zamkn臋艂y si臋 za ni膮 drzwi, Nick kaza艂 si臋 zawie藕膰 do restauracji Carla Mauro.
Carlo siedzia艂 w pustej sali, przy stoliku w k膮cie. Mia艂 przed sob膮 stert臋 jad艂ospis贸w i notatnik. Na d藕wi臋k krok贸w podni贸s艂 g艂ow臋, potem wyci膮gn膮wszy szyj臋, spojrza艂 za plecy Nicka.
- Felicia ko艅czy si臋 pakowa膰 - uprzedzi艂 Nick jego pytanie.
- W drodze na lotnisko zajrzy tutaj, by si臋 po偶egna膰.
Po co pan tu przyszed艂? Czy s膮 jakie艣 k艂opoty? - spyta艂.
Tak. W艂a艣nie o tym chc臋 porozmawia膰. Carlo si臋 zawaha艂.
Dobrze - powiedzia艂 w ko艅cu. - Zrobi膰 panu kawy? - Odsun膮艂 jad艂ospisy i zacz膮艂 podnosi膰 si臋 z krzes艂a.
Nie, dzi臋kuj臋. Niczego mi nie trzeba. - Wsun膮艂 si臋 za stolik i usiad艂 na 艂awie.
Wymienili uwa偶ne spojrzenia, jak dwaj przeciwnicy gotuj膮cy
si臋 do starcia.
- Nie chcia艂 pan dopu艣ci膰 do mojego ma艂偶e艅stwa z Felici膮
- zacz膮艂 Nick.
Co si臋 sta艂o, to si臋 nie odstanie - burkn膮艂 Carlo. - Musz臋 jako艣 to prze偶y膰.
Jednego chc臋 si臋 dowiedzie膰, panie Mauro. Dlaczego Felicia wysz艂a za mnie za m膮偶? Tylko prosz臋 nie m贸wi膰, 偶e z mi艂o艣ci. Gdyby pan w to wierzy艂, nie proponowa艂by mi pan pieni臋dzy.
- Nie wiem, o czym pan m贸wi. - Carlo odwr贸ci艂 g艂ow臋.
Chyba jednak pan wie.
Felicia ma swoje powody. Je艣li ich panu nie zdradzi艂a, to mo偶e nie powinien pan ich zna膰.
Czyli co艣 w tym jest.
Tego nie powiedzia艂em, panie Mondavi. W og贸le niczego nie powiedzia艂em.
Dosta艂 wi臋c tak膮 sam膮 odpraw臋 jak od Felicii. Reakcja Carla dowodzi艂a, 偶e wpad艂 na w艂a艣ciwy trop. Nie wiedzia艂 o czym艣 naprawd臋 wa偶nym.
Dlaczego mi pan nie powie? - naciska艂.
Nie mog臋! Po prostu nie mog臋! - wykrzykn膮艂 Carlo. By艂o to jednak raczej b艂aganie ni偶 wybuch z艂o艣ci. - Niech pan pos艂ucha - podj膮艂 ze 艂zami w oczach. - Dla mnie i dla mojej 偶ony Felicia odesz艂a na zawsze, wi臋c niech pan nas nie dr臋czy pytaniami. Prosz臋. - Otar艂 艂zy chustk膮. - Niech mi pan wierzy, im mniej zostanie powiedziane, tym lepiej.
W g艂osie Carla przebija艂 strach. Felicia te偶 si臋 ba艂a. Pa艅stwo Mauro musieli mie膰 jaki艣 mroczny sekret. Nick wsta艂 z 艂awy i ruszy艂 do drzwi. W po艂owie sali zawr贸ci艂. Zn贸w? podszed艂 do stolika i spojrza艂 Carlowi prosto w oczy.
Chodzi o wuja Vinny'ego, prawda? To jego boicie si臋 z Fe-iici膮. Czego chce Vinny?
Niech pan sobie idzie. Nie powiem ani s艂owa wi臋cej.
Felicia twierdzi, 偶e dosta艂a od mojego wuja pieni膮dze za zgod臋 na zawarcie ze mn膮 ma艂偶e艅stwa. Czy k艂amie?
Carlo spu艣ci艂 g艂ow臋.
Nie, to prawda.
Ale nie ca艂a. O co opr贸cz pieni臋dzy chodzi? Czy to ma co艣 wsp贸lnego z panem, Mauro? Czy pan kiedy艣 pracowa艂 dla mojego wuja?
Nie! - wykrzykn膮艂 Carlo. - Nigdy!
Wi臋c co?
- Nic, zupe艂nie nic! Niech pan bierze moj膮 c贸rk臋 i wyje偶d偶a.
Do艣膰 si臋 nacierpieli艣my przez pana i pa艅sk膮 rodzin臋.
Nick wyprostowa艂 si臋.
- Dobrze - powiedzia艂. - Dopilnuj臋, 偶eby Felicia po偶egna艂a
si臋 z pa艅stwem przed wyjazdem. Do widzenia.
Carlo z艂apa艂 go za rami臋.
- To dobra dziewczyna, panie Mondavi. Niech pan jej nie
krzywdzi. To nie jej wina.
Nick pr贸bowa艂 odgadn膮膰, czy by艂y to tylko s艂owa opieku艅czego ojca, czy te偶 co艣 wi臋cej. Poniewa偶 jednak i tak nie otrzyma艂by odpowiedzi na swoje pytanie, w milczeniu wyszed艂.
Zachowanie Nicka w samolocie wprawi艂o Felici臋 w zak艂opotanie. By艂 zas臋piony i nieobecny duchem. Co gorsza, ojciec szepn膮艂 jej w czasie po偶egnania: „Nick podejrzewa, 偶e chodzi nie tylko o pieni膮dze. Wypytywa艂 mnie o twoj膮 umow臋 z Antonel-lim. Le偶y mu to na sercu. Uwa偶aj".
Siedz膮c wygodnie w lotniczym fotelu pierwszej klasy, rozwa偶a艂a, co by si臋 sta艂o, gdyby Nick dowiedzia艂 si臋 prawdy. Zwa偶ywszy na przysi臋g臋, jak膮 wymusi艂 na niej Vinny, wszystko mog艂c nagle obr贸ci膰 si臋 przeciwko niej. W pierwszym odruchu chcia艂a porozmawia膰 o tym z Nickiem, dosz艂a jednak do wniosku, 偶e mo偶e w ten spos贸b znacznie wi臋cej straci膰 ni偶 zyska膰. Musia艂a zachowa膰 ostro偶no艣膰.
W Nowym Jorku wyl膮dowali o 艣wicie. Nick nie mia艂 samochodu, twierdzi艂 bowiem, 偶e nie potrzebuje dodatkowego k艂opotu, sko艅czy艂o si臋 wi臋c jazd膮 w odrapanej taks贸wce. Kierowca ledwie m贸wi艂 po angielsku, a prowadzi艂 samoch贸d z przesadn膮 brawur膮, przynajmniej zdaniem Felicii. Nick o艣wiadczy艂 jednak. 偶e takie s膮 zwyczaje w Nowym Jorku.
- Na pocz膮tku Nowy Jork b臋dzie ci si臋 wydawa膰 wielki, brudny i bardzo nieprzyjazny - zapowiedzia艂 jej ojciec poprze-
dniego wieczoru. - Z czasem odkryjesz, 偶e ma dusz臋. Tyle lat min臋艂o i nadal do niego t臋skni臋.
Felicia nie podr贸偶owa艂a zbyt wiele. Najwi臋ksz膮 przygod臋 prze偶y艂a jako nastolatka, kiedy rodzice zabrali j膮 do W艂och. Teraz jednak patrzy艂a na nieznany krajobraz ca艂kiem inaczej. Nie by艂a turystk膮. Jecha艂a do swojego nowego domu, cho膰 nie ona sama go sobie wybra艂a.
Mimo to by艂a bardzo ciekawa, co zastanie. W jej przekonaniu mieszkanie o zaledwie jedn膮 przecznic臋 od parku Gramercy nadawa艂o cz艂owiekowi pewien status, okaza艂o si臋 jednak, 偶e Nick najbardziej ceni sobie w tym miejscu spok贸j, a klucza do parku nie ma, cho膰 zapewne m贸g艂by si臋 o niego postara膰. Zaraz potem musia艂 jej wyja艣ni膰, 偶e park Gramercy jest dost臋pny tylko dla mieszka艅c贸w okolicznych dom贸w, a posiadanie klucza stanowi rodzaj nobilitacji towarzyskiej.
Rozmawiali o tym w samolocie. Felicia, kt贸ra stara艂a si臋 wyci膮gn膮膰 od niego jak najwi臋cej informacji, dowiedzia艂a si臋 jeszcze, 偶e swoje mieszkanie naby艂 przed wielu laty. By艂a to cz臋艣膰 nale偶no艣ci za biurowiec, w kt贸ry zainwestowa艂, a dzi臋ki transakcji wymiennej zaoszcz臋dzi艂 na podatku.
- To by艂 m贸j pierwszy wielki interes - powiedzia艂. - S膮sia
d贸w mia艂em o wiele starszych i bogatszych. Pewnie si臋 zastana
wiali, sk膮d taki dzieciak jak ja wzi膮艂 nie pieni臋dzy.
Praca Nicka by艂a dra偶liwym tematem, ale dom nie, gdy wi臋c stewardesa przynios艂a im przek膮ski. Felicia zacz臋艂a stawia膰 nast臋pne pytania. Dowiedzia艂a si臋, 偶e na mieszkanie sk艂adaj膮 si臋 apartamenty pana domu, pok贸j go艣cinny, gabinet, salon, jadalnia oraz kuchnia.
- Kuchnia jest prawie nie u偶ywana - powiedzia艂. - Na pew
no wykorzystasz j膮 lepiej ni偶 ja, ale b臋dziesz musia艂a wszystko
kupi膰. Mam tylko kilka garnk贸w i patelni, chochl臋, dwie drew
niane 艂y偶ki i komplet talerzy codziennego u偶ytku.
Felicia ucieszy艂a si臋, 偶e b臋dzie mia艂a zaj臋cie. Postanowi艂a uczyni膰 z kuchni swoje kr贸lestwo.
Ile mog臋 wyda膰?
Ile b臋dzie trzeba.
Nie rozmawiali o tym, co ewentualnie b臋dzie jej wolno zmieni膰. Wci膮偶 nie by艂a pewna, czy Nick chce, 偶eby poczu艂a si臋 pani膮 domu, czy te偶 widzi w niej gospodyni臋. Mo偶e zreszt膮 on sam tego nie wiedzia艂.
Zbli偶ali si臋 w艂a艣nie do tunelu, gdy dotkn膮艂 jej ramienia i wskaza艂 wie偶owiec ONZ na drugim brzegu rzeki.
Pami臋tasz, jak uczy艂a艣 si臋 o tym budynku w szkole?
W pi膮tej klasie robi艂am makiet臋 - powiedzia艂a.
- A ja by艂em z klas膮 na wycieczce w 艣rodku. Popatrz, ile nas
艂膮czy.
W tunelu prowadz膮cym na Manhattan Nick znowu si臋 zamy艣li艂. Felicia jednak o nic go nie pyta艂a, cierpliwie czeka艂a, a偶 sam powie, co go gryzie.
Wyjechali na Wschodni膮 Trzydziest膮 Si贸dm膮 Ulic臋 i skr臋cili w Lexington Avenue. Min臋li jeszcze kilkana艣cie przecznic, zanim dotarli do parku Gramercy. Nick kaza艂 kierowcy objecha膰 park dooko艂a. Pokaza艂 Felicii siedziby artystycznych klub贸w „The Players" i „National Arts". Spyta艂a, czy jest ich
cz艂onkiem.
- To nie dla mnie. Taki cz艂owiek jak jak powinien raczej
zosta膰 w艂a艣cicielem drapacza chmur na Manhattanie albo kandy-
dowa膰 na burmistrza czy gubernatora. W Nowym Jorku decydu
j膮ce s膮 dwa kryteria: kim jeste艣 i ile posiadasz.
A nie kogo znasz? Spojrza艂 na ni膮.
To jest cz臋艣膰 tego, kim jeste艣, nie s膮dzisz?
- Chyba masz racj臋. S膮 sprawy, od kt贸rych si臋 nie odetniesz
cho膰by艣 si臋 bardzo stara艂.
呕adne nie musia艂o wymienia膰 w tej chwili nazwiska Vinny'e-go Antonelli. Oboje wiedzieli, o kim mowa.
Gdy taks贸wka przystan臋艂a, Felicia zapomnia艂a o k艂opotach, ogarn臋艂o j膮 bowiem niezwyk艂e podniecenie. Dom by艂 mniej okaza艂y ni偶 te stoj膮ce bezpo艣rednio przy parku, mia艂 jednak niebrzydkie balustrady i elegancki fronton z drzwiami pomalowanymi na bia艂o. Felicia nie zna艂a si臋 na architekturze, zdawa艂o jej si臋 jednak, 偶e jest to styl georgia艅ski.
Wysiad艂a z samochodu. Okolica okaza艂a si臋 spokojna, ha艂as uliczny Broadwayu i Park Avenue South dobiega艂 z oddali. Nick dopilnowa艂 wy艂adowania baga偶y, zap艂aci艂 kierowcy i stan膮艂 obok Felicii.
O czym my艣lisz? - spyta艂, gdy taks贸wka odjecha艂a.
Tu jest naprawd臋 艂adnie - powiedzia艂a, staraj膮c si臋, by nie zabrzmia艂o to zbyt entuzjastycznie.
Chod藕 do 艣rodka.
Wzi膮艂 dwie wielkie torby i wstawi艂 je za ogrodzenie. Felicia dosz艂a z mniejsz膮 torb膮 do schod贸w. Nick stan膮艂 przy niej, gdy tylko przeni贸s艂 reszt臋 baga偶u.
- Nie b臋d臋 ci臋 wprawia艂 w zak艂opotanie przenoszeniem przez
pr贸g - powiedzia艂, gdy szli po schodach. - Ale wiedz, 偶e jest to
tak samo tw贸j dom jak m贸j.
Wzruszy艂 j膮. Czy偶by jednak mia艂a by膰 prawdziw膮 偶on膮?
- B膮d藕 co b膮d藕, wysz艂a艣 za m膮偶 za mnie, a nie za pieni膮dze
wuja.
呕e te偶 musia艂 zaraz wyla膰 jej kube艂 zimnej wody na g艂ow臋. Przynajmniej jednak zorientowa艂 si臋 偶e paln膮艂 gaf臋. Znieruchomia艂 w po艂owie otwierania drzwi.
- Urazi艂em ci臋?
Milcza艂a, ale by艂o to bardzo wyraziste milczenie.
- Przepraszam, Felicio. Chcia艂em powiedzie膰, 偶e powinni
艣my zapomnie膰, jak si臋 tu razem znale藕li艣my. Spr贸bujmy u艂o-
偶y膰 wszystko od pocz膮tku. 'Jeste艣my ma艂偶e艅stwem i tylko to si臋 liczy.
M贸wisz powa偶nie?
Tak.
Nie zabrzmia艂o to zbyt przekonuj膮co.
Nie jest 艂atwo odsun膮膰 od siebie przesz艂o艣膰, ale naprawd臋 chc臋 to zrobi膰.
Skin臋艂a g艂ow膮.
- Ja te偶.
Pchn膮wszy drzwi, Nick wykona艂 zapraszaj膮cy gest i zawr贸ci艂 po reszt臋 baga偶y. Felicia zaczerpn臋艂a tchu dla dodania sobie animuszu i wesz艂a do 艣rodka. Najpierw zauwa偶y艂a niewielki 偶yrandol zwisaj膮cy w holu z wysokiego stropu. D臋bowe pod艂ogi i bia艂e futryny l艣ni艂y. Przed ni膮 ci膮gn臋艂y si臋 niewysokie, lecz mi艂e dla oka schody. Podoba艂 jej si臋 ten dom, nawet bardzo.
W prawo wchodzi艂o si臋 do salonu, zdominowanego przez orientalny dywan i olbrzymi kominek. Sta艂y tam fotele i sofa. obite ciemnozielon膮 sk贸r膮. Poza tym umeblowanie ogranicza艂o si臋 w zasadzie do kilku stolik贸w r贸偶nej wielko艣ci. Na 艣cianie wisia艂 samotny obraz, stary olej z okresu kolonialnego.
Wr贸ci艂 Nick. Zerkn臋艂a na niego.
Bardzo tu 艂adnie.
B膮d藕my szczerzy. Temu wn臋trzu potrzebna jest kobieca r臋ka.
Nie przecz臋. Wola艂abym troch臋 mniej surowo艣ci.
Na pewno chcesz zobaczy膰 kuchni臋.
Ruszy艂a za nim w g艂膮b domu. Min臋li jadalni臋 ze sto艂em i krzes艂ami w stylu kr贸lowej Anny. Nie by艂o tam kredensu ani komody, a na 艣cianach wisia艂a zaledwie jedna litografia o tematyce my艣liwskiej.
Weszli do kuchni. Nick nie przesadza艂, m贸wi膮c o skromnym wyposa偶eniu. Temu jednak 艂atwo mo偶na by艂o zaradzi膰. Tymczasem sta艂a tam kuchenka gazowa z nierdzewnej stali i du偶a lo-
d贸wka. Blat roboczy, wy艂o偶ony bia艂ymi p艂ytkami, wyda艂 si臋 Felicii zdecydowanie za ma艂y, cho膰 ostatecznie nadawa艂 si臋 do -偶ytku. Miejsc do przechowywania zastawy by艂o dosy膰. Odpowiada艂y jej podw贸jny zlew i stoj膮ca obok wielka zmywarka do naczy艅, aczkolwiek wola艂aby dwie mniejsze. Za to zdziwi艂 膮 d臋bowy parkiet, wprawdzie 艂adny, lecz w kuchni niezbyt praktyczny.
Najbardziej spodoba艂o jej si臋 wysokie okno z widokiem na ogr贸dek za domem. Mia艂o szeroki parapet, na kt贸rym z powodzeniem mo偶na by艂o ustawi膰 skrzynk臋 z ziemi膮, 偶eby wysia膰
niej zio艂a na przyprawy.
- Jest te偶 spi偶arnia - powiedzia艂 Nick, wskazuj膮c w膮skie
drzwi na przeciwleg艂ej 艣cianie, tu偶 obok drzwi na dw贸r.
Zajrza艂a do 艣rodka. Pomieszczenie by艂o w膮skie, lecz ca艂kiem pojemne, znajdowa艂o si臋 w nim bowiem mn贸stwo p贸艂ek, w tej chwili pustych.
Znakomicie. Spi偶arnia jest prawdziwym luksusem. - Sw膮 ocen臋 popar艂a mi艂ym u艣miechem.
Ciesz臋 si臋, 偶e jeste艣 zadowolona. Chcia艂aby艣 co艣 zmieni膰?
Nie mia艂abym nic przeciwko wi臋kszemu i solidniejszemu blatowi.
Kup blat i wszystko, czego b臋dziesz potrzebowa艂a. Ciocia Maria zaofiarowa艂a si臋, 偶e ci pomo偶e. Podobno zna miejsce na Mulberry Street, we w艂oskiej dzielnicy, gdzie maj膮 dos艂ownie wszystko, czego mo偶e zapragn膮膰 osoba zajmuj膮ca si臋 kuchni膮. Obieca艂a do ciebie zadzwoni膰, pewnie zrobi to jutro.
- B臋d臋 jej bardzo wdzi臋czna.
Nick poruszy艂 si臋 nerwowo.
- Powinienem ci te偶 pokaza膰 sypialni臋. I tak w ko艅cu musisz
j膮 zobaczy膰.
Nie by艂a pewna, czy us艂ysza艂a w jego g艂osie sarkazm, czy mo偶e raczej gorycz.
To prawda. Chyba 偶e wola艂by艣, 偶ebym spa艂a w innym pokoju.
Starczy miejsca dla dwojga, sama zobaczysz.
Wr贸cili do holu i weszli na pi臋tro. Pierwszy raz Felici臋 przebieg艂 dreszczyk, obudzony w r贸wnym stopniu niepokojem co niejasnymi oczekiwaniami. Mia艂a zobaczy膰 sypialni臋, ich wsp贸ln膮 sypialni臋. Nigdy dot膮d nie dzieli艂a z nikim pokoju. Przewidywa艂a, 偶e b臋dzie to bardzo intymne doznanie, i troche ja to przera偶a艂o.
Apartamenty pana domu zajmowa艂y olbrzymi膮 przestrze艅. Do sypialni przylega艂y salon z wielkim kominkiem, garderoba a tak偶e 艂azienka z wann膮 do masa偶u, prysznicem i bidetem, dwiema umywalkami oraz lustrami od pod艂ogi do sufitu.
Prze艣licznie - powiedzia艂a. Nie umia艂a jednak wyobrazi膰 sobie, 偶e to wszystko nale偶y do nich, a tym bardziej do niej.
Jest jeszcze druga sypialnia, ale w tej chwili stoi tam sprz臋t gimnastyczny i le偶膮 stosy papierzysk. Gina zamierza艂a tam urz膮dzi膰 pok贸j dziecinny - doda艂 i g艂os mu si臋 za艂ama艂, zaraz jednak si臋 opanowa艂. - Zrobi艂em ci miejsce w szafie - powiedzia艂. -Przynios臋 torby, 偶eby艣 mog艂a si臋 rozpakowa膰. - Po kr贸tkim wahaniu wyci膮gn膮艂 r臋k臋 ku wielkiemu 艂o偶u. - W samolocie prawie nie spa艂a艣, wi臋c je艣li masz ochot臋 uci膮膰 sobie drzemk臋, to si臋 nie kr臋puj
Wcale nie mia艂 prowokuj膮cej miny, mimo to przypomnia艂o jej si臋, jak z rana zasta艂 j膮 nago w 艂azience.
- Nick...
By艂 ju偶 przy drzwiach, gdy si臋 odwr贸ci艂. Nie chcia艂a d艂u偶ej znosi膰 niepewno艣ci.
A ty? Te偶 si臋 zdrzemniesz?
Ja mam na zmian臋 czasu taki spos贸b, 偶e czekam ze spaniem na odpowiedni膮 godzin臋. Ale ty mo偶esz si臋 po艂o偶y膰. Nie zapraszasz mnie, 偶ebym zosta艂, prawda?
Zarumieni艂a si臋.
- Nie o tym my艣la艂am. Chcia艂am tylko...
Roze艣mia艂 si臋.
- W艂a艣nie tak mi si臋 zdawa艂o. Daj mi zna膰, gdyby艣 czego艣
potrzebowa艂a. Na pewno niejedno przegapi艂em.
Felicia usiad艂a na 艂贸偶ku. By艂a bardzo zm臋czona, ale gorsze wydawa艂o jej si臋 co艣 zupe艂nie innego. Nick traktowa艂 j膮 z przymru偶eniem oka. Chyba chcia艂 jej u艂atwi膰 sytuacj臋. Dlaczego? I kto mia艂 na tym skorzysta膰?
ROZDZIA艁
10
Tego wieczoru zjedli kolacj臋 w chi艅skiej dzielnicy, w ulubionej restauracji Nicka przy Mott Street. W San Francisco Felicia mieszka艂a o krok od chi艅skiej dzielnicy, wi臋c charakterystyczny wygl膮d sklep贸w i lokalik贸w nie by艂 dla niej niczym nowym, zaskoczy艂a j膮 za to informacja, 偶e w Nowym Jorku znajduje si臋 najwi臋ksze skupisko Chi艅czyk贸w na p贸艂kuli zachodniej.
- Wasza chi艅ska dzielnica jest starsza, ale nasza jest wi臋ksza
- powiedzia艂 Nick.
W restauracji, siedz膮c przy stoliku, Felicia zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, kim w艂a艣ciwie jest jej m膮偶. Nie umia艂a zapomnie膰, 偶e siostrze艅cem Vincenta Antonellego. Ale kim opr贸cz tego? I do jakiego stopnia bierze udzia艂 w machinacjach wuja?
Jeszcze troch臋 za wcze艣nie na to pytanie - wyrwa艂 j膮 z zamy艣lenia Nick - ale ciekaw jestem, jak ci si臋 podoba Nowy Jork.
Na razie bardzo.
Nie masz 偶adnych k艂opot贸w, nie chcesz o nic zapyta膰?
W samolocie powiedzia艂e艣, 偶e twoi s膮siedzi zastanawiali si臋, sk膮d taki dzieciak wzi膮艂 tyle pieni臋dzy...
To prawda.
No wi臋c sk膮d?
- Rozkr臋ci艂em interesy dzi臋ki pieni膮dzom, kt贸re matka zain
westowa艂a w fundusz powierniczy. Do niedawna w ka偶dym razie
tak s膮dzi艂em. Ostatnio jednak dowiedzia艂em si臋, 偶e dosta艂em te
pieni膮dze od wuja.
- Zaskoczy艂o ci臋 to?
Sarkazm nie uszed艂 jego uwagi.
Nie wierzysz, 偶e robi臋 wszystko legalnie, co? Przez ca艂y czas podejrzewasz mnie o jakie艣 machinacje.
Twoja ciotka te偶 to tak nazwa艂a. Machinacje.
Pos艂uchaj, Felicio. Nie mam zamiaru si臋 usprawiedliwia膰. Vincent Antonelli jest bratem mojej matki i tylko tyle nas 艂膮czy.
Niech ci b臋dzie. To i tak nie moja sprawa. Szczerze m贸wi膮c, im mniej wiem, tym lepiej.
Zale偶y mi, 偶eby艣 wiedzia艂a, i偶 nie jestem gangsterem, tylko uczciwym biznesmenem.
Cz艂owiek siedz膮cy przy stoliku za plecami Nicka obejrza艂 si臋, zaintrygowany.
Jak sobie 偶yczysz.
Nie powtarzaj ci膮gle „Jak sobie 偶yczysz". Felicio. Do艣膰 mam tego beznadziejnego zdania. Je艣li mi nie wierzysz, to trudno, nic na to nie poradz臋, ale to nie znaczy, 偶e warto stosowa膰 jakie艣 gierki.
Gierki? - Oczy zap艂on臋艂y jej gniewem. - Kto tu stosuje gierki?
Daruj sobie to oburzenie. Niczego przed tob膮 nie ukrywam. To ty zachowujesz si臋 jak tch贸rz.
Tch贸rz? - powt贸rzy艂a z niedowierzaniem. - Vincent Antonelli jest twoim wujem, nie moim!
Tym razem to Nick rozejrza艂 si臋 dooko艂a. Dopiero wtedy Felicia u艣wiadomi艂a sobie, 偶e m贸wi podniesionym g艂osem.
- Mo偶e si臋 myl臋? - spyta艂a.
- Mam ci przypomnie膰, 偶e to ty ubi艂a艣 z nim interes? - odpar艂
Nick. - Wiem o tobie znacznie mniej ni偶 ty o mnie.
Otworzy艂a usta ze zdumienia.
Jak mo偶esz tak m贸wi膰? Chyba s膮dzisz, 偶e jestem g艂upia.
Ma艂偶e艅stwo by艂o od pocz膮tku do ko艅ca pomys艂em wuja. Przyszed艂em, by tak rzec, na gotowe. Natomiast ty... - Zawiesi艂 g艂os.
Ja co?
Ty jeste艣...
.. .P艂atn膮 niewolnic膮, tak? Czy to pr贸bujesz mi powiedzie膰. Nick?! - Znowu podnios艂a g艂os. I znowu kilku go艣ci spojrza艂o w ich stron臋, ale tym razem Felicia nie zwr贸ci艂a na to uwagi. - Nie rozumiem, jak 艣miesz odgrywa膰 niewini膮tko?! To ja jestem tu ofiar膮!
Naprawd臋? Mo偶e wobec tego wyja艣nisz mi, jakim sposobem.
Felicia zorientowa艂a si臋 nagle, 偶e zabrn臋艂a w 艣lep膮 uliczk臋. Przecie偶 nie mog艂a powiedzie膰 mu prawdy.
Wyja艣nij mi, dlaczego jeste艣 ofiar膮 - nie ust臋powa艂 Nick. Milcza艂a.
No?
Wyra藕nie sobie nie ufamy - powiedzia艂a dla odwr贸cenia uwagi. - Nie ma wi臋c sensu si臋 spiera膰. I tak ka偶de z nas pozostanie przy swoim zdaniu.
Wspania艂y fundament ma艂偶e艅stwa. - Skinieniem d艂oni przyzwa艂 kelnera z rachunkiem.
- A co za r贸偶nica, jak si臋 nad tym zastanowi膰?
Sens tego zdania dotar艂 do niego dopiero po chwili.
- Jasne, ale ze mnie g艂upiec. Zdawa艂o mi si臋, 偶e mog艂aby to
jednak by膰 r贸偶nica.
Nick zap艂aci艂.
- Wychodzimy - rzuci艂 rozkazuj膮cym tonem.
Po Mott Street szli w ponurym milczeniu, kt贸re wreszcie przerwa艂 Nick.
Przepraszam. Zepsu艂em ci wiecz贸r.
Ja te偶 nie jestem bez winy. Zerkn膮艂 na ni膮 i lekko si臋 u艣miechn膮艂.
Jak d艂ugo si臋 znamy? Tydzie艅?
Nieca艂y.
Zobacz, ile ju偶 mamy za sob膮. Niewielu nowo偶e艅c贸w mo偶e si臋 pochwali膰 takim dorobkiem. - Pokr臋ci艂 g艂ow膮. - To by艂oby nawet 艣mieszne, gdyby nie by艂o 偶a艂osne.
A najgorsze, 偶e nie mamy na to wp艂ywu.
- Nie pozostaje nam nic innego jak wzajemna uprzejmo艣膰.
Zaskoczy艂 j膮 艂agodnym tonem i tym, 偶e otoczy艂 j膮 ramieniem.
- Wprawdzie si臋 k艂贸cimy, pani Mondavi, ale nasze k艂贸tnie
nie trwaj膮 d艂ugo. To dobry znak.
- Doszed艂e艣 do tego ju偶 po dw贸ch dniach ma艂偶e艅stwa?
Roze艣mia艂 si臋.
- Nie mam zwyczaju chowa膰 uraz i jestem optymist膮. Cze
g贸偶 wi臋cej mo偶e pragn膮膰 kobieta od m臋偶a?
O, i skromny te偶 jeste艣 - ucieszy艂a si臋. Nick poca艂owa艂 j膮 w skro艅.
Jest dla nas nadzieja, dziecino. Felicia by艂a odrobin臋 zmieszana.
- Chcia艂abym co艣 ustali膰. Czy to ja przed chwil膮 przeprosi
艂am, czy ty?
Machn膮艂 r臋k膮 na przeje偶d偶aj膮c膮 taks贸wk臋.
- Jak wolisz.
Felicia sp臋dzi艂a w 艂azience wyj膮tkowo du偶o czasu. Nick powiedzia艂, 偶e jest zm臋czony i chce si臋 jak najszybciej po艂o偶y膰. Ona wprawdzie wyspa艂a si臋 po po艂udniu, dosz艂a jednak do wniosku, 偶e skoro Nick si臋 k艂adzie do 艂贸偶ka, to i ona powinna. Nie
mog艂a go unika膰 bez ko艅ca, lepiej wi臋c by艂o od razu przekona膰 si臋, co j膮 czeka.
Wybra艂a skromn膮 koszul臋 nocn膮, kt贸ra nie zaprasza艂a m臋偶czyzny, ale te偶 nie zniech臋ca艂a. Gdy wesz艂a do sypialni, ze zdziwieniem stwierdzi艂a, 偶e Nick ju偶 zgasi艂 nocn膮 lampk臋 po swojej stronie wielkiego 艂o偶a. Wsun臋艂a si臋 pod ko艂dr臋, zgasi艂a swoj膮 lampk臋 i ostro偶nie opar艂a g艂ow臋 na poduszce, ws艂uchuj膮c si臋 w oddech Nicka. Potem Nick cicho chrapn膮艂 i wtedy przekona艂a si臋, 偶e 艣pi naprawd臋. Odetchn臋艂a z ulg膮.
Le偶a艂a nieruchomo, poznaj膮c nocne odg艂osy Nowego Jorku By膰 w obcym mie艣cie, w obcym domu, z obcym m臋偶czyzn膮 w 艂贸偶ku nie nale偶y do przyjemno艣ci, wiedzia艂a jednak, 偶e mog艂a trafi膰 du偶o gorzej. W zasadzie Nick odnosi艂 si臋 do niej bardzo sympatycznie. Za to z prawdziw膮 przykro艣ci膮 wyobra偶a艂a sobie, co o niej s膮dzi. Wszak wyra藕nie nie m贸g艂 si臋 pogodzi膰 z my艣l膮. 偶e wzi臋艂a z nim 艣lub dla pieni臋dzy. Przypomnia艂a sobie noc po艣lubn膮. Wcale nie kocha艂 si臋 z ni膮 jak z obc膮 kobiet膮. Przeciwnie, zachowywa艂 si臋 jak nami臋tny kochanek. Oczywi艣cie by艂 to tylko seks, a nie mi艂o艣膰.
Nick poruszy艂 si臋 we 艣nie. Dotkn膮艂 jej ciep艂膮 stop膮. Nie艣wiadomie nawi膮za艂 z ni膮 kontakt. To z艂agodzi艂o l臋k i doda艂o jej otuchy, bo prawd臋 m贸wi膮c, t臋skni艂a za swoim domem. Nie mia艂a nic przeciwko temu, by Nick przez sen j膮 obj膮艂, najwyra藕niej jednak ta ciep艂a stopa musi jej wystarczy膰. Powoli ogarnia艂a j膮 senno艣膰. Z przyjemno艣ci膮 my艣la艂a, 偶e ich stopy wci膮偶 si臋 stykaj膮. To naprawd臋 by艂a jaka艣 pociecha, bo Nick jej si臋 podoba艂.
Spa艂a do p贸藕na. Gdy wreszcie zesz艂a na d贸艂, ju偶 go w do-mu nie by艂o. Zostawi艂 jej wiadomo艣膰. Portorykanka imieniem Matti mia艂a przyj艣膰 posprz膮ta膰. Nick zapowiedzia艂 powr贸t na kolacj臋 i telefon, gdy ju偶 u艂o偶y sobie dzie艅. Matti zjawi艂a si臋,
zanim Felicia zd膮偶y艂a wypi膰 kaw臋. By艂a to nie艣mia艂a kobieta pod pi臋膰dziesi膮tk臋. Mia艂a kakaow膮 sk贸r臋 i nieustanny u艣miech na ustach.
Wszystkiego najlepszego, se艅ora Mondavi - powiedzia艂a na powitanie, 艣ciskaj膮c d艂o艅 Felicii. - Pan od dawna potrzebuje 偶ony.
Naprawd臋?
Tak, se艅ora. On nie z tych, co bez przerwy zmieniaj膮 kobiety. Od pocz膮tku to wiedzia艂am.
Nick zaprasza艂 tu wiele kobiet, prawda? - Felicia poczu艂a zaciekawienie.
Nie tak wiele. Mnie si臋 zdaje, 偶e tylko wtedy, gdy si臋 czu艂 samotny. By艂 za bardzo zaj臋ty prac膮, 偶eby mie膰 czas na mi艂o艣膰. No i zdaje si臋, 偶e t臋skni艂 do 偶ony... do swojej pierwszej.
Zna艂a艣 Gin臋?
Nie, se艅ora. Za kr贸tko tu pracuj臋. Pan cz臋sto o niej m贸wi艂. A偶 si臋 dziwi臋, 偶e nie wspomnia艂 o pani. Se艅ora jest bardzo 艂adna. Na pewno bardzo si臋 kochacie.
Nie znali艣my si臋 d艂ugo przed 艣lubem.
Tak, tak, wiem. Pan powiedzia艂 przed wyjazdem, 偶e leci do Kalifornii i mo偶e wr贸ci膰 偶onaty. - Matti si臋 rozpromieni艂a. - Dobrze wybra艂.
Dzi臋kuj臋.
Mam nadziej臋, 偶e b臋dziecie mieli du偶o dzieci. Felicia u艣miechn臋艂a si臋.
Na razie jeste艣my ma艂偶e艅stwem dopiero kilka dni.
- Ja tam pocz臋艂am moje pierwsze w noc po艣lubn膮 - powie
dzia艂a Matti.
Zadzwoni艂 telefon.
Ja odbior臋, se艅ora. Cz臋sto tutaj dzwoni膮 moje dzieci. Po chwili wr贸ci艂a.
To do pani.
Telefonowa艂a Maria Antonelli.
Witaj, Felicio, w Nowym Jorku i w naszej rodzinie - zacz臋艂a uprzejmie. - Bardzo si臋 ciesz臋 z waszego 艣lubu. Powiedz, nie mia艂am racji? Czy Nick nie jest wspania艂y? Kocham go jak syna, zreszt膮 by艂am dla niego prawie matk膮.
Wiem, Nick bardzo pani膮 lubi.
Po chwili rozmowy Maria powiedzia艂a:
- Je艣li kuchnia jest nadal taka pusta jak ostatnio, gdy tam
by艂am, to koniecznie musisz zrobi膰 wielkie zakupy. Dla Nicka
nawet parzenie kawy graniczy艂o z cudem. Chcesz si臋 wybra膰 po
sprawunki dzi艣 po po艂udniu? Mam samoch贸d z kierowc膮. Przyje
cha艂abym po ciebie o drugiej.
Kiedy Felicia wr贸ci艂a na g贸r臋, zamierzaj膮c wzi膮膰 prysznic. Matti s艂a艂a 艂贸偶ko. Poduszki le偶a艂y daleko od siebie, a 艣rodkowa cz臋艣膰 prze艣cierad艂a wygl膮da艂a na nietkni臋t膮. Felicia postanowi艂a w przysz艂o艣ci s艂a膰 艂贸偶ko sama.
Je艣li se艅ora woli, mog臋 najpierw sprz膮ta膰 na dole, a sypialni臋 na ostatku - zaproponowa艂a Matti. - Przychodz臋 tu na trzy-godziny, tylko w soboty i niedziele mnie nie ma.
Mo偶emy spr贸bowa膰 od do艂u - zgodzi艂a si臋 Felicia.
Zej艣膰 tam od razu?
Nie, dzisiaj najpierw sko艅cz s艂a膰 艂贸偶ko. 艁azienk膮 si臋 nie przejmuj. Wezm臋 prysznic, a potem sama posprz膮tam.
Matti pracowa艂a szybko i dok艂adnie. Wr贸ciwszy na d贸艂, Felicia zasta艂a j膮 na odkurzaniu salonu. W oczekiwaniu na konie: porz膮dk贸w posz艂a do kuchni i zabra艂a si臋 do listy niezb臋dnych zakup贸w. W艂a艣nie podgrzewa艂a sobie na lunch zup臋 z puszki, gdy gosposia przysz艂a si臋 po偶egna膰.
Do jutra, se艅ora.
Jutro zobaczysz zupe艂nie inn膮 kuchni臋 - zapowiedzia艂a Felicia.
Lubi pani gotowa膰?
Bardzo. A najbardziej przyrz膮dza膰 desery.- Pan b臋dzie bardzo
szcz臋艣liwy, se艅ora. Pi臋kna 偶ona, kt贸ra gotuje jak anio艂, no, no. - Roze艣mia艂a si臋 i pomacha艂a jej na do widzenia.W kwadrans p贸藕niej przyjecha艂a Maria Antonelli.
By艂a opieku艅cza, gadatliwa i do艣膰 apodyktyczna. Trzyma艂a si臋
prosto,mia艂a pi臋kn膮 twarz i obfite kszta艂ty. Po艣rodku jej g艂owy
w艣r贸d wci膮偶 jeszcze ciemnych w艂os贸w bieg艂o wyra藕ne pasmo
siwizny. Zdaniem Felicii dodawa艂o to starszej pani uroku.
-Jeste艣 nawet 艂adniejsza ni偶 na fotografii - powiedzia艂a Maria Antonelli, gdy usiad艂y w salonie. Pos艂odzi艂a kaw臋 i doda艂a do niej 艣mietanki. - Nick na pewno jest zachwycony. Jeszcze zanim
wyjecha艂 z Nowego Jorku, niemal si臋 w tobie zakocha艂. - Naprawd臋? - Na pocz膮tku wcale nie chcia艂 lecie膰 do San Francisco. Mia艂am k艂opoty, 偶eby w og贸le sk艂oni膰 go do rozmowy o tobie. Jak zobaczy艂 fotografi臋, to zaraz zmieni艂 zdanie. Wystarczy艂o jedno spojrzenie.
Felicia u艣miechn臋艂a si臋. Nie wiedzia艂a, czy to prawda, czy te偶 Maria prawi jej komplementy. Vincent Antonelli umia艂 post臋powa膰 z lud藕mi, mo偶e jego by艂a 偶ona r贸wnie偶,
- No i sama powiedz, czy Nicky nie jest przystojny jak ma
rzenie? - odezwa艂a si臋 zn贸w Maria, popijaj膮c kaw臋 ma艂ymi 艂yka
mi. - Nie mog臋 zrozumie膰, dlaczego si臋 dot膮d nie o偶eni艂.
Felicia te偶 si臋 nad tym d艂ugo zastanawia艂a. Dopiero Matti nie艣wiadomie podsun臋艂a jej odpowiedz.
- Towarzystwa chyba mu nie brakowa艂o - powiedzia艂a pyta-
j膮cym tonem.
Maria unios艂a brwi.
M贸wi艂 ci co艣 o tym?
Wida膰, 偶e jest do艣wiadczony - odpar艂a ostro偶nie, nie chc膮c zapyta膰 biedy gospodyni.
O, tak, kobiety si臋 za nim ugania艂y, ale Nick by艂 nimi ma艂o zainteresowany. Latami wspomina艂 Gin臋. Od tamtej pory jeste艣 bodaj pierwsz膮 kobiet膮, na kt贸r膮 zwr贸ci艂 uwag臋.
Nick zawsze m贸wi o Ginie z wielkim uczuciem. Musia艂 j膮 bardzo kocha膰.
Naturalnie. To taki dobry ch艂opak, a m臋偶em te偶 by艂 wspania艂ym. Naprawd臋 trudno go nie kocha膰, Felicio. Zreszt膮 na pewno ju偶 si臋 o tym przekona艂a艣.
Rzeczywi艣cie, bywa bardzo troskliwy i mi艂y.
I elegancki, nie s膮dzisz? Gdybym powiedzia艂a „przystojny", to by艂oby za ma艂o. Ma naturalny wdzi臋k W艂ocha i maniery z Harvardu. Po prostu ch艂opak z klas膮. A ty jeste艣 taka sama jak on, Felicio, i dlatego do siebie pasujecie. Odk膮d ci臋 pozna艂am, jestem tego pewna.
Bardzo dzi臋kuj臋, pani Antonelli.
Och, nie nazywaj mnie pani膮 Antonelli! Tak zwracaj膮 si臋 do mnie kierowca i pokoj贸wki, i sprzedawcy w sklepie, i adwokaci. A my jeste艣my teraz rodzin膮, Felicio. Prosz臋, m贸w mi po imieniu.
Felicia patrzy艂a, jak Maria wk艂ada do ust kawa艂ek ciasteczka.
- Czy jeste艣my rodzin膮 na tyle. 偶ebym mog艂a zada膰 bardzc
trudne pytanie?
Maria odstawi艂a fili偶ank臋, nie dosi臋gn膮wszy ni膮 ust.
- Naturalnie, kochanie.
Nie wiem, jak to wyrazi膰 delikatnie, wi臋c spytam wprost Jak du偶a cz臋艣膰 interes贸w Nicka ma zwi膮zek z... no...
Z wujem Vinnym?
Tak.
Maria westchn臋艂a.
Temat jest dra偶liwy, ale sama to rozumiesz.
Nie zamierza艂am...
Nie przepraszaj. Chc臋 tylko powiedzie膰, 偶e ca艂a rodzina
tym si臋 gryzie. Daj臋 ci s艂owo, 偶e praca Nicka nie ma nic wsp贸lnego z zaj臋ciem wuja. Vinny bardzo tego pilnowa艂 od samego pocz膮tku. Nicky wyjecha艂 na studia do Harvardu w艂a艣nie po to, 偶eby osi膮gn膮膰 sukces w 偶yciu bez stosowania metod, kt贸re Vinny przeni贸s艂 tu z Sycylii. - Upi艂a 艂yk kawy. - Masz 艣wi臋te prawo w to w膮tpi膰, skoro wysz艂a艣 za m膮偶 tak, jak wysz艂a艣, ale prawda pozostaje prawd膮.
Co wiesz o zwi膮zkach pana Antonellego z moj膮 rodzin膮?
Nie wypytuj臋 Vinny'ego o jego znajomych. W og贸le o nic nie pytam. On sam mi powiedzia艂, 偶e znalaz艂 dla Nicky'ego mi艂膮 dziewczyn臋 w艂oskiego pochodzenia, i poprosi艂, 偶ebym pomog艂a wam si臋 spotka膰. Tyle wiem i nie chc臋 wiedzie膰 wi臋cej. Ciebie te偶 o nic nie b臋d臋 pyta膰.
Mo偶e to i lepiej.
Maria w艂o偶y艂a sobie do ust nast臋pne ciasteczko.
- Szkoda czasu. Je艣膰 wcale mi si臋 nie chce, a mamy du偶o
do zrobienia. Przygotowa艂a艣 list臋 zakup贸w? Taka specjalistka
jak ty na pewno potrzebuje do gotowania tysi臋cy rzeczy. Po
czekaj, a偶 zajedziemy do Vanducciego! Takiego sklepu nie
ma chyba nawet we W艂oszech. Chod藕! - Poci膮gn臋艂a Felici臋,
wstaj膮c. - Samoch贸d stoi przed domem. Na pewno b臋
dziesz chcia艂a przyrz膮dzi膰 Nicky'emu kolacj臋. Przez telefon po
wiedzia艂 mi dzisiaj, 偶e nie zna drugiej tak 艣wietnie gotuj膮cej
kobiety.
W holu przystan臋艂y. Obie wzi臋艂y torebki ze stolika.
- Jestem taka szcz臋艣liwa, 偶e Nick si臋 w tobie zakocha艂 - po
wiedzia艂a Maria.
- Czy ci to powiedzia艂?
Dosz艂y do drzwi.
- Nie musia艂 - odpar艂a Maria. - G艂os go zdradza. Och, na
pewno sama to s艂yszysz.
Zesz艂y po schodkach na chodnik.
- Kobieta zawsze to wie, cho膰by po sposobie, w jaki m臋偶czy
zna si臋 z ni膮 kocha - powiedzia艂a cicho Maria. -I jak zachowuje
si臋 potem. Bo tu nie ma udawania. 呕aden m臋偶czyzna na 艣wiecie
tego nie potrafi.
Felicia wyda艂a na wyposa偶enie kuchni tysi膮c pi臋膰set dolar贸w, je艣li nie liczy膰 blatu. Maria koniecznie chcia艂a ofiarowa膰 jej co艣 specjalnego na prezent 艣lubny, kupi艂a wi臋c dwa markowe roboty kuchenne.
- Ja mam w domu trzy - wyja艣ni艂a.
Dalsze kilkaset dolar贸w poch艂on臋艂o zape艂nianie spi偶arni. Cz臋艣膰 sk艂adnik贸w potrzebnych do wypiek贸w Felicia wzi臋艂a z sob膮, reszt臋 sklep mia艂 dostarczy膰 p贸藕niej.
Sprzedawczyni powiedzia艂a Felicii, 偶e w 艣rody, pi膮tki i soboty w p贸艂nocnej cz臋艣ci Union Square odbywa si臋 targ. Felicia postanowi艂a skorzysta膰 z okazji i troch臋 urz膮dziwszy kuchni臋, wybra艂a si臋 tam po 艣wie偶y dr贸b, by przyrz膮dzi膰 dla Nicka kurcz臋 po hiszpa艅sku: z oliwkami i 艣liwkami, w zalewie z octu winnego. Jako dodatki zaplanowa艂a ry偶 z szafranem i broku艂y gotowane na parze, a na deser sernik Amaretto wed艂ug w艂asnego przepisu. Poniewa偶 sernik musia艂 wystygn膮膰, od niego zacz臋艂a. Gdy ciasto pow臋drowa艂o do pieca, zaj臋艂a si臋 tworzeniem podr臋cznego ogr贸dka z zio艂ami.
Carlo zawsze m贸wi艂 o c贸rce, 偶e traktuje kuchni臋 jak artysta atelier. Sam te偶 ch臋tnie przyrz膮dza艂 r贸偶ne potrawy, nie mia艂 jednak duszy eksperymentatora. Jestem murarzem, nie architektem, zwyk艂 mawia膰. Mimo to w jego restauracji zawsze mo偶na by艂o zje艣膰 wyborny posi艂ek. Felicia cieszy艂aby si臋, gdyby jej wymarzona cukiernia osi膮gn臋艂a cho膰 w po艂owie tak膮 popularno艣膰.
Czas ucieka艂 w zawrotnym tempie, wi臋c po upieczeniu ser-nika wzi臋艂a prysznic i przebra艂a si臋 w zielone spodnie i do-
pasowan膮 odcieniem bluzk臋 na rami膮czkach. Szybko wr贸ci艂a do kuchni. Zalew臋 do kurczaka powinna by艂a zrobi膰 dzie艅 wcze艣niej, ale poniewa偶 bardzo jej zale偶a艂o na smacznej kolacji, postanowi艂a odpowiednio skr贸ci膰 przygotowania. W kuchni niespodziewanie natkn臋艂a si臋 na Nicka. Sta艂 pochylony nad sernikiem, z marynark膮 przewieszon膮 przez rami臋.
- Ojej, nie wiedzia艂am, 偶e ju偶 wr贸ci艂e艣.
- Sycylijscy m臋偶owie, szczeg贸lnie 艣wie偶o upieczeni, lubi膮 trzyma膰 偶ony w niepewno艣ci - odpar艂, zerkaj膮c na ni膮 z u艣miechem. - Powiedz mi, prosz臋, c贸偶 to za bajeczny wypiek. Pachnie zachwycaj膮co.
Sernik czekoladowy Amaretto.
Dla mnie?
Przecie偶 nie dla listonosza.
Co za ulga.
Wiedzia艂am, 偶e b臋dzie ci臋 to gryz艂o. Nick bacznie jej si臋 przyjrza艂.
Jeste艣 pi臋kna i elegancka.
Dzi臋kuj臋. Rozejrza艂 si臋 po kuchni.
Widz臋, 偶e zrobi艂a艣 zakupy.
Od razu poczu艂a si臋 troch臋 niepewnie.
Wyda艂am fortun臋. Ale oba roboty kupi艂a ciotka, wi臋c nie jest a偶 tak 藕le, jak si臋 na pierwszy rzut oka wydaje.
Felicio, m贸j skarbie, z tak膮 umiej臋tno艣ci膮 gotowania...
Jestem nowa w tej kuchni, wi臋c wybacz, je艣li na pocz膮tku b臋d膮 potkni臋cia.
Nick jeszcze raz pos艂a艂 jej przeci膮g艂e spojrzenie.
- A ja jestem nowym m臋偶em. My艣lisz, 偶e si臋 na tym znam?
- Je偶eli przypal臋 sos, to na pewno zauwa偶ysz.
Podszed艂 do niej, bynajmniej nie ukrywaj膮c zachwytu.
Nie przejmuj si臋, najdro偶sza. Do p艂ci pi臋knej odnosz臋 si臋 z wyj膮tkow膮 wyrozumia艂o艣ci膮.
Co艣 mi si臋 obi艂o o uszy.
Nie powiesz chyba, 偶e co艣 si臋 wymskn臋艂o cioci Marii?
Och, ciotka tylko ci臋 chwali. Mia艂am na my艣li nie ciotk臋, tylko Matti.
Ona kiedy艣 si臋 doigra. Musz臋 z ni膮 porozmawia膰.
Ani mi si臋 wa偶! Zaprzyja藕ni艂y艣my si臋 i nie 偶ycz臋 sobie pogorszenia stosunk贸w. Po prostu pog贸d藕 si臋 z faktem, 偶e nie masz ju偶 偶adnych tajemnic, przynajmniej w tym domu. Co jest w pracy, nie wnikam.
- Jak na nowicjuszk臋 艣mia艂o sobie poczynasz w roli 偶ony.
Mocniej zabi艂o jej serce. Nie s膮dzi艂a, 偶e Nick b臋dzie si臋
zachowywa艂 tak uwodzicielsko. Czy偶by zbyt wyra藕nie zamanifestowa艂a wol臋 pojednania?
Jak ci posz艂o w pracy po d艂u偶szej nieobecno艣ci? Spojrza艂 na ni膮 z niech臋ci膮.
Mam nie pyta膰? Nick westchn膮艂.
Nie lubi臋 przynosi膰 do domu k艂opot贸w z biura.
Zapyta艂am z uprzejmo艣ci.
Nie zd膮偶y艂a si臋 odwr贸ci膰, bo Nick obj膮艂 j膮 w talii i przyci膮gn膮艂 do siebie.
- Nie mam do ciebie pretensji, Felicio. Po prostu wyja艣ni艂em
ci moj膮 filozofi臋.
- W porz膮dku, Nick. Masz prawo wymaga膰.
Chcia艂a si臋 wywin膮膰 z u艣cisku, ale jej nie pu艣ci艂.
- W艂a艣ciwie mog臋 ci powiedzie膰, co si臋 sta艂o, bo ma to zwi膮
zek z tob膮. Dzwoni艂a do mnie Helen, moja adwokatka. Przekaza
艂a mi z艂e wie艣ci. W ci膮gu ostatniego miesi膮ca by艂o kilka spraw
podobnych do mojej, kt贸re mog膮 stanowi膰 bardzo niepo偶膮dane
precedensy. Urz臋dowi Imigracyjnemu zwi臋kszono swobod臋 in-
terpretowania przepis贸w. Kr贸tko m贸wi膮c, prawdopodobnie czeka mnie walka o 偶ycie.
Przykro mi, Nick.
Najgorsze, 偶e nie wiadomo, kiedy te 艂obuzy mnie wezw膮. Prawd臋 m贸wi膮c, chcia艂bym za艂atwi膰 spraw臋 jak najszybciej i mie膰 j膮 z g艂owy.
Pod wp艂ywem nag艂ego odruchu Felicia obj臋艂a go.
- Boisz si臋, Nick?
Odwzajemni艂 u艣cisk.
- Rozmy艣lanie o tym, 偶e mog膮 mnie wyrzuci膰 z kraju, w kt贸
rym sp臋dzi艂em ca艂e 偶ycie, nie wydaje mi si臋 zabawne.
Bardzo mu wsp贸艂czu艂a, ale gdy mocno opl贸t艂 j膮 ramionami i wtuli艂 twarz w jej w艂osy, uzna艂a, 偶e chyba nieco przesadzi艂a.
- Pociesza mnie tylko to, 偶e jeste艣 ze mn膮, Felicio - szepn膮艂
jej do ucha.
Pu艣ci艂a go i spojrza艂a ch艂odno.
- 膯wicz臋 rol臋, Nick, to wszystko.
Zamierza艂a uciec, ale nie pozwoli艂 jej na to. Przyci膮gn膮艂 j膮 jeszcze bli偶ej.
Nie odchod藕. Powiedzia艂em to ca艂kiem szczerze.
Akurat.
Nie ma takiej kobiety na 艣wiecie, z kt贸r膮 bardziej chcia艂bym zamieszka膰 - powiedzia艂 Nick i poca艂owa艂 j膮 w usta. Nie opiera艂a si臋, ale ju偶 go nie obj臋艂a. Nick jednak si臋 tym nie przej膮艂.
Ten poca艂unek by艂 specjalnie dla ciebie, dziecino.
Tym razem uda艂o jej si臋 wywin膮膰 z jego obj臋膰. Podesz艂a do lod贸wki i zupe艂nie bez potrzeby zacz臋艂a sprawdza膰, co jest w 艣rodku. Nick sta艂 oparty o blat i nie spuszcza艂 z niej oczu.
Co robisz, Nick?
Przygl膮dam ci si臋.
Dlaczego? Wzruszy艂 ramionami.
Mo偶e chc臋 zobaczy膰 wybitn膮 specjalistk臋 przy pracy.
Nie jeste艣 przypadkiem w艣cibski?
- Powinienem chyba zacz膮膰 od bardzo dok艂adnego zbadania
zawarto艣ci lod贸wki.
Felicia zatrzasn臋艂a drzwiczki. Stan臋艂a przed Nickiem, dumnie wyprostowana.
Na pewno ma pan co艣 lepszego do roboty, panie Mondavi, ni偶 napastowa膰 mnie w kuchni.
Uwielbiam w tobie ten ogie艅, najdro偶sza.
Zamknij si臋. Wybuchn膮艂 g艂o艣nym 艣miechem.
Dobrze, b臋d臋 grzeczny. Ile czasu zosta艂o do kolacji? Zerkn臋艂a na zegar.
Kolacja b臋dzie najwcze艣niej za dwie godziny. Jeszcze nie wstawi艂am kurczaka, a powinien po upieczeniu wystygn膮膰, bo jest wtedy smaczniejszy.
Czy mogliby艣my wobec tego napi膰 si臋 wina przed kolacj膮?
Tu偶 przed prosz臋 bardzo, ale nie podczas przygotowa艅.
Niech b臋dzie, jak sobie 偶yczysz. Wobec tego p贸jd臋 troch臋 po膰wiczy膰, a potem wezm臋 prysznic. - Skierowa艂 si臋 do drzwi.
Mo偶esz by膰 odpowiedzialny za wyrzucanie 艣mieci! - zawo艂a艂a za nim.
Nick wetkn膮艂 g艂ow臋 do kuchni przez szpar臋 w drzwiach.
Jeste艣 surowym szefem.
Nowo po艣lubione 偶ony musz膮 ustawi膰 nowo po艣lubionych m臋偶贸w, inaczej m臋偶owie zaczynaj膮 lekcewa偶y膰 dom.
Ostrze偶enie przyj臋te.
Najwa偶niejsze, 偶e si臋 rozumiemy.
Ucz臋 si臋.
Szczerze m贸wi膮c, Nick, oczekiwa艂am wi臋cej sprzeciw贸w z twojej strony.
Nowo po艣lubieni m臋偶owie s膮 nastawieni ugodowo, najdro偶sza. Zreszt膮 my艣l臋 perspektywicznie. - Pu艣ci艂 do niej oko i znik艂.
ROZDZIA艁
11
Nick u艂o偶y艂 srebrne sztu膰ce na serwetkach, kt贸re Felicia rozmie艣ci艂a na dw贸ch ko艅cach w膮skiego, d艂ugiego sto艂u. Czego艣 mu jeszcze brakowa艂o, przyni贸s艂 wi臋c 艣wiecznik stoj膮cy na gzymsie kominka w salonie. Ustawiwszy go po艣rodku, zapali艂 艣wiece i cofn膮艂 si臋, 偶eby oceni膰 efekt. W艂a艣nie w tej chwili Felicia wesz艂a do pokoju, nios膮c na tacy talerze i kieliszki do wina.
Jak ci si臋 podoba? - spyta艂, gdy zauwa偶y艂a 艣wiecznik.
艁adnie.
Na pewno? - Przyjrza艂 si臋 jej zgrabnym palcom, nakrywaj膮cym st贸艂. Nagie ramiona Felicii w migotliwym 艣wietle p艂omienia wydawa艂y mu si臋 bardzo zmys艂owe. - Za romantycznie jak na tw贸j gust?
Je艣li tak ci si臋 podoba, to mo偶e by膰.
Nie wykrzesz臋 z ciebie wi臋cej entuzjazmu? Spojrza艂a na niego surowo.
Jestem za bardzo czy za ma艂o uleg艂a?
A jak ci si臋 zdaje?
- Nie wiem. nie jestem aktork膮, Nick. W ka偶dym razie na
pewno nie dobr膮 aktork膮.
- Wobec tego ciesz臋 si臋, 偶e si臋 cieszysz, 偶e ja si臋 ciesz臋.
Felicia wznios艂a oczy do g贸ry i wysz艂a z pokoju.
- Nie wiem, czy ci o tym m贸wi艂am, ale twoja ciotka wspomi
na艂a, 偶e jeste艣 rozpieszczony - odezwa艂a si臋 ju偶 zza drzwi.
Ruszy艂 jej 艣ladem. Spotkali si臋 zn贸w w kuchni.
- Czy偶by moja droga ciocia naprawd臋 powiedzia艂a co艣 takie
go? - spyta艂, opieraj膮c si臋 o blat. Z zadowoleniem przyjrza艂 si臋
jej smuk艂ej szyi i regularnemu profilowi.
Usi艂owa艂a przybra膰 surowy wyraz twarzy, ale bez powodzenia.
Nie udawaj niewini膮tka - przestrzeg艂a i poda艂a mu miseczki wype艂nione ry偶em i broku艂ami. Wzi膮艂 je, nie wyszed艂 jednak z kuchni. Poczeka艂, a偶 Felicia prze艂o偶y kurczaka z brytfanki na g艂臋boki p贸艂misek. Dopiero potem wr贸ci艂 za ni膮 do jadalni, rozmy艣laj膮c o odmianie, jaka w niej zasz艂a tego wieczoru. Felicia wydawa艂a mu si臋 coraz bardziej protegowan膮 ciotki, a nie kobiet膮 kupion膮 przez wuja. By膰 mo偶e zreszt膮 udzieli艂 mu si臋 zapa艂 Marii.
Nicky, to jest marzenie nie dziewczyna! - o艣wiadczy艂a entuzjastycznie, gdy zatelefonowa艂a do niego po po艂udniu. -Idea艂 偶ony. Drugiej takiej nie ma w ca艂ym Nowym Jorku. Nie pozostaje ci nic innego, jak si臋 zakocha膰. Tak si臋 ciesz臋, Nicky! Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e z ni膮 b臋dziesz!
Po powrocie do domu odkry艂 now膮 Felici臋. Sprawia艂a wra偶enie bardziej odpr臋偶onej i pewnej siebie. Mo偶e pogodzi艂a si臋 z sytuacj膮, a mo偶e powoli nabiera艂a do niego zaufania. Musia艂 przyzna膰, 偶e znalaz艂a si臋 w trudnym po艂o偶eniu, a on wcale nie jej nie pom贸g艂. Postanowi艂 si臋 zrehabilitowa膰. Przysz艂o mu to tym 艂atwiej, 偶e odmieniona Felicia okaza艂a si臋 cudownym antidotum na ponury nastr贸j, w jaki wprawi艂 go telefon Helen.
Nape艂ni艂 kieliszki winem z otwartej wcze艣niej butelki, a Felicia na艂o偶y艂a im na talerze kawa艂ki kurcz臋cia.
- Chcesz sosu na ry偶? - spyta艂a.
- Prosz臋.
Odszed艂 na sw贸j kraniec sto艂u z mn贸stwem oliwek, 艣liwek i kapar贸w na talerzu. Usiad艂 i zacz膮艂 si臋 przygl膮da膰, jak Felicia przygotowuje porcj臋 dla siebie. Podoba艂y mu si臋 jej zr臋czne ruchy.
Czemu tak na mnie patrzysz, Nick? - spyta艂a.
Ja na ciebie patrz臋?
Nawet nie tkn膮艂e艣 kolacji.
Och - 偶achn膮艂 si臋, ujmuj膮c widelec. Szybko prze艂kn膮艂 kilka k臋s贸w. - Rewelacja. Absolutna rewelacja!
U艣miechn臋艂a si臋 w zadumie.
Powiedzia艂by艣 to samo, gdybym ci da艂a karmy dla ps贸w.
Karma? Kto tu m贸wi o karmie? Mia艂em na my艣li ciebie.
Przesta艅 sobie ze mnie stroi膰 偶arty, Nick.
To chyba przez ten str贸j
Zn贸w spojrza艂a na niego wyzywaj膮co.
Dzi臋kuj wujowi, a nie mnie. To za jego pieni膮dze.
Nie psuj wieczoru takimi wyja艣nieniami.
- Przecie偶 to prawda.
Od艂o偶y艂 widelec.
Um贸wmy si臋. Nie b臋dziemy wi臋cej wspomina膰 w tym domu wuja Vinny'ego, zgoda?
To tw贸j dom.
Nick chcia艂 powiedzie膰: „Mylisz si臋. taki sam m贸j jak tw贸j", ale nie by艂aby to prawda. Jeszcze nie. Mimo to posuwali si臋 wielkimi krokami naprz贸d. Poprzedni膮 noc sp臋dzili w jednym 艂贸偶ku, ale jak dwoje obcych ludzi. Natomiast tego wieczoru mia艂 wra偶enie, 偶e je kolacj臋 z 偶on膮. I by艂o to bardzo przyjemne.
Nie mam racji? - spyta艂a.
S艂ucham?
Co艣 ty taki zadumany?
Zadumany?
Hej, hej, Nick. Witaj na uroczystej kolacji. Mam nadziej臋, 偶e jeszcze ci臋 nie nudz臋. Pierwszy raz jemy kolacj臋 w domu.
U艣miechn膮艂 si臋 zak艂opotany.
Przepraszam. Zamy艣li艂em si臋.
Tak mi si臋 zdawa艂o.
Nad tob膮, Felicio.
Hm?
Mia艂em same przyjemne my艣li. Upi艂a troch臋 wina.
A偶 si臋 boj臋 spyta膰 o szczeg贸艂y.
呕ona ma prawo wiedzie膰, co m膮偶 o niej my艣li.
Lepiej zmie艅my temat.
Nick ugryz艂 kurczaka, upajaj膮c si臋 jego aromatem. Felicia naprawd臋 wspaniale gotowa艂a.
- A to te偶 jest rewelacja, s艂owo daj臋.
Dostrzeg艂, 偶e si臋 zarumieni艂a. Jedli w przyjaznym milczeniu, od czasu do czasu zerkaj膮c na siebie ponad migocz膮cym p艂omieniem. Felicia wygl膮da艂a czaruj膮co. Nick my艣la艂 o niej naprawd臋 ciep艂o, tylko od czasu do czasu czu艂 w sercu uk艂ucie 偶alu.
Felicia nie bardzo wiedzia艂a, jak traktowa膰 zachowanie Nicka. Czy偶by pochwa艂y Marii by艂y prawdziwe? Wydawa艂 jej si臋 tak mi艂y i uroczy, 偶e a偶 nierealny.
- Nick - spyta艂a - czy naprawd臋 grozi ci deportacja?
Helen powiedzia艂a, 偶e urz膮d zbierze o mnie dok艂adne informacje, a potem wezwie na przes艂uchanie. Innymi s艂owy, robi si臋 coraz gor臋cej.
Czyli nie przesadza艂e艣.
Nie. Wkr贸tce zacznie si臋 walka. A to znaczy, 偶e bardzo mi si臋 przydasz.
Mi艂o mi to s艂ysze膰.
Wzi膮wszy do ust nast臋pny k臋s, zapatrzy艂 si臋 w Felici臋.
Zdradzi膰 ci tajemnic臋?
Jak膮?
Nie 偶a艂owa艂bym, 偶e si臋 z tob膮 o偶eni艂em, nawet gdyby Helen powiedzia艂a mi, 偶e urz膮d zawiesi艂 post臋powanie i nic mi nie grozi.
Nie spodziewa艂a si臋 takiej deklaracji. Nie umia艂a jednak odgadn膮膰, czy Nick powiedzia艂 to szczerze, czy te偶 jest to cz臋艣膰 wielkiej sceny uwiedzenia.
Czy偶by?
Dziwi ci臋 to?
Nie wiedzia艂am, 偶e jeste艣my na tym etapie... a w ka偶dym razie, 偶e ty jeste艣 na tym etapie.
Nie podoba ci si臋, 偶e mog臋 偶ywi膰 do ciebie jakie艣 uczucia?
Wol臋 to, ni偶 gdyby艣 mia艂 mnie nienawidzi膰.
No, no. Czemu grasz nieprzyst臋pn膮?
A gram? Przepraszam, nie wiedzia艂am. Co wobec tego mia艂am powiedzie膰?
Nick u艣miecha艂 si臋, s膮cz膮c wino.
Mog艂a艣 powiedzie膰, 偶e jest ci bardzo mi艂o - odpar艂, patrz膮c jej w oczy.
Jest mi bardzo mi艂o, Nick.
U艣miechn膮艂 si臋. W umowie nie by艂o nic o tym, 偶e maj膮 si臋 kocha膰 albo udawa膰, 偶e si臋 kochaj膮. Komplement by艂 dodatkiem od Nicka, mo偶e szczerym...
Nie ufasz mi, prawda? - spyta艂.
Ufam.
Nagle przemkn臋艂o jej przez g艂ow臋, 偶e mo偶e po telefonie od pani adwokat Nick poczu艂 si臋 zagro偶ony, wi臋c chce sobie zapewni膰 jej lojalno艣膰. Przecie偶 gdyby go deportowano, skorzysta艂aby na tym, bo odzyska艂aby wolno艣膰.
- O czym my艣lisz. Felicio?
- Hm?
- Wygl膮dasz, jakby艣 prowadzi艂a z sob膮 bardzo powa偶n膮 roz
mow臋.
- Bo tak jest. .
Powiesz mi, o czym?
Zapominasz si臋, Nick. My艣li s膮 moj膮 wy艂膮czn膮 w艂asno艣ci膮.
Nie chcesz mi u艂atwi膰 sprawy?
Jakiej sprawy?
Unormowania naszych stosunk贸w.
Co rozumiesz przez unormowanie?
My艣l臋 o baga偶u, jaki oboje wnie艣li艣my do tego ma艂偶e艅stwa. Chc臋, 偶eby艣my si臋 go pozbyli. Chyba nie musz臋 by膰 bardziej konkretny, prawda?
Nie rozumiem ci臋.
Widzia艂a, 偶e jest czym艣 poruszony i jakby zawiedziony. Nie wiedzia艂a jednak czym.
Postanowi艂a chwyci膰 byka za rogi.
A co b臋dzie, je艣li wbrew naszym wysi艂kom Urz膮d Imigra-cyjny ci臋 deportuje?
Masz prawo o to spyta膰. Moje uczucia do ciebie nie maj膮 nic wsp贸lnego z deportacj膮 ani z telefonem, kt贸ry odebra艂em po po艂udniu.
Rozumiem.
Rozumiesz, tylko trudno mi b臋dzie tego dowie艣膰, tak?
No, nie przekonam si臋, p贸ki ci臋 nie deportuj膮.
A wi臋c mamy paragraf dwadzie艣cia dwa.
Felicia dzioba艂a widelcem w talerzu. Sytuacja wydawa艂a jej si臋 okropna. Nick nie mia艂 poj臋cia, dlaczego naprawd臋 wzi臋艂a z nim 艣lub, a ona nie mog艂a uwierzy膰 w jego uczucia, dop贸ki by艂 zdany na jej lask臋 i nie艂ask臋.
- Wiem, o czym my艣lisz - odezwa艂 si臋. - Pozw贸l wi臋c, 偶e
b臋d臋 brutalnie szczery. Helen powiedzia艂a mi, 偶e w sprawach
imigracyjnych najgorsza jest ich nieprzewidywalno艣膰. Cz臋ste
wchodz膮 w gr臋 nieuchwytne kwestie uczuciowe: rodzina, dzieci, wszystko to, co chwyta ze serce. Potrzebuj臋 ci臋, Felicio, ale wiedz, 偶e nie jeste艣 dla mnie tylko mi艂ym dodatkiem do sprawy s膮dowej. Inaczej trzeba traktowa膰 to, co m贸wimy w urz臋dzie i w s膮dzie, inaczej to, co dzieje si臋 w domu.
Niesamowite, w jaki spos贸b uda艂o mu si臋 odczyta膰 jej my艣li.
Bycie mi艂ym dodatkiem to moja praca, Nick. Tak stanowi umowa i dlatego si臋 ze mn膮 o偶eni艂e艣.
Od tego zacz臋li艣my, ale to nie znaczy, 偶e musimy na tym poprzesta膰. Uk艂ady mi臋dzy lud藕mi wci膮偶 si臋 zmieniaj膮 i nie jeste艣my w tym wyj膮tkiem.
Mo偶e i tak.
Powiedz mi prawd臋. Czy masz co艣 przeciwko temu, 偶eby wszystko u艂o偶y艂o si臋 zgodnie z natur膮?
Natura zwykle dochodzi艂a do g艂osu w sypialni.
Gdyby tylko by艂 z tego po偶ytek, to nie.
Czy to jest twoje zdanie, czy przemawiaj膮 teraz przez ciebie pieni膮dze Wuja Vinny'ego?
Zaperzy艂a si臋.
Zdawa艂o mi si臋, 偶e mamy o nim wi臋cej nie wspomina膰.
Przepraszam, cofam pytanie.
Mimo to odpowiem ci. Staram si臋 by膰 otwarta. Nie jestem tch贸rzem. Musisz zrozumie膰, 偶e kobiety nie przystosowuj膮 si臋 do nowych sytuacji tak 艂atwo jak m臋偶czy藕ni. Podobasz mi si臋, Nick. przyznaj臋. Ale nie oczekuj ode mnie, 偶e z dnia na dzie艅 stan臋 si臋 kim艣 zupe艂nie innym.
- No c贸偶. Nie mog臋 wymaga膰 od ciebie wi臋cej.
Zaj膮艂 si臋 kurczakiem. Przez chwil臋 jedli w milczeniu. Nick bra艂 dok艂adki, co sprawi艂o jej niek艂aman膮 przyjemno艣膰.
- Opowiedz mi co艣 wi臋cej o tej cukierni - powiedzia艂 w pew
nej chwili. - Kiedy chcia艂aby艣 j膮 otworzy膰?
- Och, kiedy艣 w przysz艂o艣ci. To tylko takie marzenie.
- Mo偶e spr贸bujesz je urzeczywistni膰? Inaczej szybko si臋
znudzisz siedzeniem w domu, je艣li ju偶 nie jeste艣 znudzona.
Ca艂kowicie j膮 tym zaskoczy艂.
- Nie mia艂by艣 nic przeciwko temu?
- Decyzja nale偶y do ciebie. 艢rodki na to masz, prawda?
Prawdopodobnie my艣la艂 o pieni膮dzach obiecanych jej przez
Vinny'ego Antonellego. Nie wiedzia艂a, kiedy dostanie te pieni膮dze, a dotychczas nie mia艂a czasu si臋 nad tym powa偶nie zastanowi膰. Kilka razy przemkn臋艂o jej przez my艣l, 偶e Vinny mo偶e j膮 oszuka膰, na pewno jednak nie chcia艂a o tym rozmawia膰 z Nickiem.
- Mam 艣rodki, ale...
Ale co? Potrzebne do艣wiadczenie te偶 powinna艣 mie膰. Mog臋 ci pom贸c w znalezieniu odpowiedniego lokalu, je艣li to ci臋 niepokoi.
Chcia艂by艣 to zrobi膰?
Wydaje mi si臋, 偶e m臋偶owie powinni pomaga膰 偶onom. -By艂a w jego g艂osie odrobina ironii, lecz chyba i melancholia.
- Musz臋 to przemy艣le膰, Nick.
- W ka偶dym razie pami臋taj: ja my艣l臋 perspektywicznie.
Zrobi艂o jej si臋 ra藕niej na duszy, mo偶e dlatego, 偶e chcia艂a takie
s艂owa us艂ysze膰. Je艣li nawet Nick naprawd臋 co艣 do niej czu艂, to czy mog艂a wierzy膰, 偶e jego uczucie przetrwa? Tyle jeszcze sta艂o im na drodze: sprawa w s膮dzie, prawda o Vinnym i jej ojcu,
pieni膮dze. Czy mogli udawa膰, 偶e tego wszystkiego nie ma? - Mog臋 poda膰 sernik? - spyta艂a, gdy odsun膮艂 od siebie pusty talerz.
- Prawd臋 m贸wi膮c, od d艂u偶szego czasu my艣l臋 o nim z t臋skno
t膮. Mam propozycj臋. Chod藕my najpierw na ma艂y spacer, 偶eby
zaostrzy膰 sobie apetyt.
Roze艣mia艂a si臋.
Zgoda. Nowojorskie powietrze jest takie czyste.
Ej, panno Bystrzalska, nie 艣miej si臋 z mojego miasta. Przynajmniej mo偶na tu wyj艣膰 na dw贸r o tej porze roku i niczego sobie nie odmrozi膰, co niechybnie grozi w zamglonym San Francisco. Zreszt膮 dzie艅 by艂 pi臋kny. Na pewno wci膮偶 jeszcze jest przyjemnie.
Rozumiem, prosz臋 pana.
Nick pogrozi艂 jej palcem. Roze艣mia艂a si臋.
- Ale na wszelki wypadek we藕 sweter.
- Zaraz - powiedzia艂a wstaj膮c. - Tylko sprz膮tn臋 ze sto艂u.
Nick r贸wnie偶 wsta艂. Odda艂 Felicii sw贸j talerz, a potem musn膮艂
d艂oni膮 jej tali臋.
- Na spacerze b臋d臋 marzy艂 o serniku. Oczekiwanie dodaje
smaku przedmiotowi po偶膮dania.
Zaszed艂 jej drog臋 i pochyli艂 si臋 nad ni膮. Znalaz艂a si臋 mi臋dzy nim a sto艂em.
- C贸偶 to za wykwintna rozkosz mie膰 kobiet臋 tam, gdzie
akurat si臋 jej pragnie - powiedzia艂 cichym, zduszonym g艂osem.
Zamkn膮wszy oczy, lekko rozchyli艂 wargi. Chcia艂 j膮 poca艂owa膰, ale Felicia zr臋cznie zanurkowa艂a pod jego ramieniem i wydosta艂a si臋 z pu艂apki.
Ej, to nieuczciwe-zawo艂a艂.
Kobieta, kt贸ra pracuje ca艂e 偶ycie w restauracji, wie, jak radzi膰 sobie z pijakami i prostakami - oznajmi艂a i wysz艂a do kuchni.
: pod膮偶y艂 za ni膮.
A ja to pijak czy prostak?
Mo偶esz sobie wybra膰. - Odstawi艂a talerze na blat przy zlewie. Stan膮艂 za ni膮, wi臋c zn贸w musia艂a uciec si臋 do fortelu, 偶eby go wymin膮膰.
Och, pani Mondavi. Pani chyba naprawd臋 odgrywa nieprzyst臋pn膮.
Wcale nie. Id臋 po sweter. Podobno to w艂a艣nie mia艂am z::-bi膰, m贸j panie i w艂adco.
- Oto wspania艂a cecha u kobiety - krzykn膮艂 za ni膮. - Pos艂u
sze艅stwo.
Felicia wbieg艂a po schodach na pi臋tro, g艂o艣no si臋 艣miej膮c.
Patrzy艂a na domy s膮siad贸w, wci膮偶 nie do ko艅ca wierz膮c, 偶e naprawd臋 jest w Nowym Jorku i idzie z m臋偶em na spacer.
M贸j ojciec widzia艂by ironi臋 losu w tym, 偶e mieszkam w takim miejscu.
Dlaczego? Przecie偶 twoi rodzice maj膮 bardzo 艂adny dom w San Francisco.
Tak, ale tata opowiada艂 mi o dzieci艅stwie w Brooklynie.
Masz jeszcze krewnych w Nowym Jorku?
Mam, ale nikogo nie znam.
Jak to mo偶liwe?
Felicia nie umia艂a odgadn膮膰, czy pytanie jest zupe艂nie niewinne, czy te偶 podchwytliwe. Pami臋ta艂a jednak, 偶e ojciec nakaza艂 jej ostro偶no艣膰.
Po przeprowadzce ojciec straci艂 ze wszystkimi kontakt. Nigdy potem nie by艂 w Nowym Jorku, ja te偶 nie. - Uwa偶nie patrzy艂a, jak膮 reakcj臋 wywo艂aj膮 te s艂owa.
Nie wyobra偶am sobie takiej w艂oskiej rodziny.
M贸j ojciec by艂 bardzo niezale偶ny - powiedzia艂a z nadziej膮, 偶e zako艅czy tym temat.
Chcia艂aby艣 poszuka膰 kuzyn贸w? - podsun膮艂. - To mog艂oby by膰 zabawne.
Pokr臋ci艂a g艂ow膮.
Nie s膮dz臋.
Zdaje mi si臋, 偶e odziedziczy艂a艣 niezale偶no艣膰 po ojcu, Felicio.
Traktuj臋 to jako komplement.
Nick otoczy艂 j膮 ramieniem. Przez chwil臋 szli w milczeniu. Felicia dosz艂a do wniosku, 偶e za pytaniami Nicka nic si臋 nie kry艂o, i odetchn臋艂a z ulg膮.
Wkr贸tce dotarli do parku ukrytego za wysokim kutym ogrodzeniem. Noc膮 prawdopodobnie lepiej by艂o tam nie siadywa膰. ale w dzie艅 mog艂aby to by膰 oaza spokoju w chaosie 艣r贸dmiejskiego 偶ycia, idealny azyl w takiej metropolii jak Nowy Jork.
艁adny park, prawda? - Nick znienacka w艂膮czy艂 si臋 w tok jej my艣li.
Wydaje mi si臋 bardzo cichy.
Przychodzi艂aby艣 tu w dzie艅, gdyby艣 mia艂a klucz?
Pewnie tak. Gdy zadomowi臋 si臋 w Nowym Jorku, b臋d臋 mia艂a wi臋cej wolnego czasu.
Nick w zamy艣leniu prowadzi艂 j膮 dooko艂a parku.
W poniedzia艂ek porozmawiam ze znajomym, kt贸ry wynajmuje lokale na restauracje - powiedzia艂. - Warto zrobi膰 rozeznanie w bran偶y.
O czym mowa?
- O „S艂odkiej Tajemnicy".
Przeszy艂 j膮 dreszczyk rado艣ci.
- S艂ysz膮c t臋 nazw臋, czuj臋 si臋 tak, jakby otwarcie cukierni
mia艂o wkr贸tce nast膮pi膰. Czy naprawd臋 chcesz mi pom贸c znale藕膰
dobry punkt?
Oczywi艣cie. Od lokalizacji wiele zale偶y, sama wiesz. Nie potrafi艂a ukry膰 podniecenia.
Do tej pory otwarcie cukierni to by艂a odleg艂a przysz艂o艣膰.
- B臋d臋 twoim najlepszym i najwierniejszym klientem. Czy
wymy艣li艂a艣 ju偶 jad艂ospis?
U艣miechn臋艂a si臋 szeroko.
No pewnie. Obmy艣lam go od lat. B臋dzie czekoladowy mus...
Taki sam jak ten, kt贸ry zrobi艂a艣, kiedy pierwszy raz by艂em u ciebie?
Tak. I kruche ciasto z owocami, w艂oskie desery lodowe z biszkoptami, ciasteczka czekoladowe i r贸偶ne inne. Od czasu do czasu pewnie lody domowej roboty.
- A co z sernikiem? Zamawiam sobie codziennie kawa艂ek.
- Lekko j膮 u艣cisn膮艂. - Chyba 偶e wszystko, czego chc臋, dostan臋
w domu.
- Nie wiem dlaczego, ale mam wra偶enie, 偶e ju偶 nie rozma
wiamy o jedzeniu - powiedzia艂a.
Poca艂owa艂 j膮 za uchem.
- Mo偶e dlatego, 偶e co innego nam w g艂owie?
Nam? - pomy艣la艂a. Zaraz jednak si臋 u艣miechn臋艂a. Dzi臋ki Nickowi zapomnia艂a o okoliczno艣ciach, kt贸re spowodowa艂y, 偶e si臋 tu znale藕li.
Wr贸cili do domu i zjedli w salonie po kawa艂ku sernika Ama-retto. Nick przyni贸s艂 z jadalni 艣wiecznik i w艂膮czy艂 muzyk臋. Zachowywa艂 si臋 naturalnie i swobodnie.
- Brak mi s艂贸w pochwa艂y, takie to smaczne - powiedzia艂.
- Niebo w g臋bie.
- Wystarczy, je艣li powiesz, 偶e ci smakuje - odpar艂a z u艣mie
chem Felicia.
Siedzieli obok siebie na obitej sk贸r膮 sofie. Nick przysun膮艂 si臋 do Felicii i po艂o偶y艂 rami臋 na oparciu za jej g艂ow膮.
Powiedz mi wobec tego, jak si臋 robi takie pyszno艣ci. - Delikatnie przesun膮艂 palcem po jej policzku.
Przede wszystkim... musisz mie膰 ciasteczka Amaretto na sp贸d i wierzch... Robisz wszystko tak samo jak z grahamowymi Krakersami.
Wargami prawie dotkn膮艂 jej ucha. Czu艂a na karku jego ciep艂y oddech.
Nick, co ty wyprawiasz? - zaprotestowa艂a.
Rozproszy艂a艣 mnie, tak 艂adnie pachniesz. Przepraszam, m贸w dalej.
A ser ma bardzo charakterystyczny aromat, bo dodaje si臋 do niego likier... Amaretto.
Zacz膮艂 skuba膰 wargami p艂atek jej ucha.
- Nick!
Po艂o偶y艂 jej palec na wargach.
- Nie krzycz na mnie - powiedzia艂 cicho. - Jeste艣 r贸wnie
poci膮gaj膮ca jak tw贸j sernik smakowity. Ani tobie, ani jemu
nie umiem si臋 oprze膰. - Poca艂owa艂 j膮 w k膮cik ust, leciutko, deli
katnie.
Przeszy艂 j膮 dreszcz. Sama nie rozumia艂a, dlaczego si臋 opiera. Przecie偶 niecierpliwie wyczekiwa艂a ich nast臋pnego sam na sam. Prawd臋 m贸wi膮c, bardzo potrzebowa艂a jego czu艂o艣ci.
Nick tr膮ci艂 j膮 nosem w ucho.
Czy to jest wyraz perspektywicznego my艣lenia? - spyta艂a zalotnie.
Dopiero pocz膮tek. - Czule przycisn膮艂 wargi do jej ucha. - Je艣li mam by膰 szczery, my艣la艂em o tym ca艂y dzie艅.
Mnie te偶 to przysz艂o do g艂owy.
Ciesz臋 si臋.
Przeszy艂 j膮 dreszcz. Gdy poca艂owa艂 j膮 w kark, nie poruszy艂a si臋, ogarn臋艂a j膮 jednak fala podniecenia. Przypomnia艂a sobie, jak kochali si臋 po raz pierwszy, i zrobi艂o jej si臋 gor膮co.
Lubisz ta艅czy膰? - spyta艂, przesuwaj膮c palcem wzd艂u偶 jej obojczyka.
Ta艅czy膰?
Jeste艣my ma艂偶e艅stwem, a nigdy razem nie ta艅czyli艣my. To niewybaczalny b艂膮d.
Roze艣mia艂a si臋.
Wielu rzeczy nigdy nie robili艣my, Nick.
Jest na to tylko jeden spos贸b: musimy powoli nadrobi膰 zaleg艂o艣ci. - Wsta艂 i poci膮gn膮艂 j膮 za r臋k臋. - Chod藕, mo偶e dor贸wnamy Ginger i Fredowi.
Poprowadzi艂 j膮 do tej cz臋艣ci obszernego salonu, gdzie pod艂ogi nie zakrywa艂 dywan. Z odtwarzacza p艂yn臋艂a nastrojowa ballada. Nick obj膮艂 j膮 tak, jakby robi艂 to tysi膮ce razy.
Byli jak stworzeni dla siebie. Nawet w ramionach Johnny'eg Fano Felicia nie czu艂a si臋 tak dobrze. Nick wtuli艂 twarz w jej w艂osy i g艂臋boko odetchn膮艂, mocniej obejmuj膮c j膮 w talii.
- Czy powiesz mi prawd臋, je偶eli ci臋 o co艣 spytam?
Odchyli艂 g艂ow臋, by na ni膮 spojrze膰.
- To zale偶y, o co chcesz spyta膰.
Czy takie masz zwyczaje, gdy sprowadzasz tu kobiet臋? Zawsze s膮 艣wiece i muzyka?
Jeste艣 ciekawa czy zaniepokojona?
Ciekawa.
- No wi臋c zdarza艂o si臋 to przedtem, ale nie mam takiego zwyczaju. W ka偶dym razie jeste艣 pierwsz膮 偶on膮, z kt贸r膮 to robi臋.
- Rozumiem, 偶e trafi艂am do bardzo ekskluzywnej grupy.
Nick zatrzyma艂 si臋, uj膮艂 Felici臋 za r臋ce i spojrza艂 jej w oczy.
Nie traktuj臋 ci臋jak jeszcze jednej dziewczyny, z kt贸r膮 um贸-wi艂em si臋 na randk臋. I nie chodzi mi o to, 偶eby wykorzysta艂 sytuacj臋. Naprawd臋 bardzo mnie poci膮gasz. A to, 偶e jeste艣 moj膮 偶on膮, jeszcze dodaje pikanterii sytuacji.
Nie musisz tego m贸wi膰.
Wiem, ale chcia艂a艣 us艂ysze膰 prawd臋. Czy wiesz, jaka by艂a moja pierwsza my艣l dzisiaj rano?
Pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Spojrza艂em, jak spokojnie 艣pisz ko艂o mnie, i wtedy przysz
艂o mi do g艂owy, 偶e umar艂em i poszed艂em do nieba. Mia艂em ochot臋
ci臋 zbudzi膰 i natychmiast si臋 z tob膮 kocha膰. Sam nie wiem, jak si臋
powstrzyma艂em.
Melodia dobieg艂a ko艅ca, odtwarzacz zmieni艂 p艂yt臋. Nick nadal trzyma艂 j膮 za r臋ce i patrzy艂 w oczy.
Bardzo mi艂e jest to, co m贸wisz.
Dzi臋kuj臋 losowi, 偶e nas ze sob膮 zetkn膮艂 - powiedzia艂 Nick, po czym pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂 Felici臋.
Zatraci艂a si臋 w gor膮cym, nami臋tnym poca艂unku. Gdy oprzy-
tomnia艂a, by艂a ju偶 do po艂owy naga, a Nick tuli艂 twarz do jej piersi. Jeszcze chwila i znale藕li si臋 na dywanie. Gor膮czkowo 艣ci膮gn膮艂 z siebie ubranie, po czym ca艂膮 uwag臋 po艣wi臋ci艂 Feli-cii, ca艂uj膮c j膮 i pieszcz膮c. Pragn臋艂a go tak bardzo, 偶e ca艂e jej cia艂o p艂on臋艂o. 呕aden m臋偶czyzna nie doprowadzi艂 jej do takiego stanu oszo艂omienia, w kt贸rym ca艂e jej jestestwo by艂o podporz膮dkowane jednemu dojmuj膮cemu pragnieniu - po艂膮czenia si臋 z kochankiem.
- Teraz, ju偶 - szepn臋艂a ponaglaj膮co.
Nick us艂ucha艂. Pulsuj膮ce doznanie stawa艂o si臋 coraz silniejsze. Wreszcie Felicia poczu艂a, 偶e d艂u偶ej ju偶 nie wytrzyma. Razem osi膮gn臋li szczyt rozkoszy, a potem Nick osun膮艂 si臋 w jej ramiona. Przyj臋艂a go nie jak zdobywc臋, lecz kochanego cz艂owieka. Dopiero po d艂u偶szej chwili Nick wr贸ci艂 do rzeczywisto艣ci. Poca艂owa艂 Felici臋 w szyj臋 i u艂o偶y艂 si臋 obok niej. Potem uj膮艂 jej d艂o艅 i westchn膮艂.
Chyba rozumiesz, 偶e to by艂o co艣 zupe艂nie wyj膮tkowego - powiedzia艂 z zachwytem.
Dla ciebie?
- Tak. Mam nadziej臋, 偶e r贸wnie偶 dla ciebie.
Felicia przekr臋ci艂a si臋 na bok i dotkn臋艂a jego twarzy.
- Dla mnie te偶, Nick. Nikt dot膮d tak si臋 ze mn膮 nie kocha艂. To
by艂o cudowne.
Poca艂owa艂 j膮 w usta i przyci膮gn膮艂 do siebie.
To dopiero pocz膮tek, kochanie - szepn膮艂. - Dopiero pocz膮tek.
Naprawd臋 tak s膮dzisz?
Z u艣miechem pog艂aska艂 j膮 po policzku.
My艣lisz, 偶e udawa艂em?
Nie.
Le偶a艂a z g艂ow膮 wspart膮 na jego ramieniu. Pod艂oga by艂a twarda, ale wcale jej to nie przeszkadza艂o.
Ty te偶 nie gra艂a艣, prawda?
Prawda - przyzna艂a.
Tym razem nie musia艂a k艂ama膰 ani przed nim, ani przed sob膮. Sta艂o si臋 co艣 absolutnie wyj膮tkowego. Felicia u艣wiadomi艂a sobie, 偶e si臋 zakocha艂a.
ROZDZIA艁
12
呕ycie nabra艂o nowego smaku. 呕adne z nich nie chcia艂o straci膰 tego, co odkryli drugiej nocy sp臋dzonej w Nowym Jorku. Przez nast臋pne dni du偶o ze sob膮 rozmawiali, chc膮c si臋 lepiej pozna膰. Ani s艂owem nie wspominali tylko o przyczynie, dla kt贸rej si臋 po艂膮czyli. 呕ycie i tak im o tym przypomnia艂o. Nick sp臋dzi艂 dwa popo艂udnia na naradach z pani膮 mecenas, przy czym na drugie spotkanie zaprosi艂 Felici臋.
Helen Stevens okaza艂a si臋 eleganck膮 kobiet膮 po czterdziestce. Jej kancelaria by艂a do艣膰 skromnie urz膮dzona, a mie艣ci艂a si臋 w jednym z ni偶szych budynk贸w przy Madison Avenue na Manhattanie.
Pani Mondavi - zacz臋艂a. - Urz膮d Migracyjny nie b臋dzie si臋 z pani膮 cacka艂, wi臋c i ja nie b臋d臋 zbyt delikatna. Lepiej si臋 przyzwyczai膰 do takiego traktowania.
Rozumiem.
- Przejd藕my do rzeczy. Dlaczego pani wzi臋艂a z nim 艣lub?
Felicia zerkn臋艂a na Nicka.
- Stwierdzi艂am, 偶e jest doskona艂膮 parti膮. Pozna艂a nas jego
ciotka. Nick bardzo chcia艂 si臋 ze mn膮 o偶eni膰, wi臋c wyrazi艂am
zgod臋. Musz臋 jednak przyzna膰, 偶e wkr贸tce po 艣lubie sta艂 si臋 dla
mnie kim艣 bardzo wa偶nym.
Czy 偶yjecie jak m膮偶 i 偶ona w powszechnie rozumianym sensie tego s艂owa?
Tak. Jeste艣my ze sob膮 tak, jak ka偶da ma艂偶e艅ska para.
Czy zamierzacie mie膰 dzieci?
- Nie mam nic przeciwko temu.
Helen zmierzy艂a j膮 wzrokiem.
Dobrze, pani Mondavi. Daje pani bardzo wywa偶one odpowiedzi. Odnosi si臋 wra偶enie, 偶e chce pani by膰 dok艂adna. Gdyby twierdzi艂a pani, 偶e nami臋tnie kocha m臋偶a i zgodzi艂a si臋 zosta膰 jego 偶on膮 po kilkudniowej znajomo艣ci... Szczerze m贸wi膮c, wtedy bym nie uwierzy艂a, a kto inny na moim miejscu prawdopodobnie r贸wnie偶 nie.
Po prostu uczciwie m贸wi臋, jak jest. - Ta odpowied藕 wywo艂a艂a u艣miech na twarzy Nicka.
Uczucie, kt贸re nas 艂膮czy, jest wzajemne - w艂膮czy艂 si臋 Nick.
Znakomity wyb贸r, panie Mondavi - powiedzia艂a Helen Stevens. - Utrafi艂 pan w gust Urz臋du Imigracyjnego.
Po tym spotkaniu Nick wezwa艂 taks贸wk臋 dla Felicii i zapowiedzia艂, 偶e idzie do biura. Obieca艂 jednak wcze艣nie wr贸ci膰.
Mo偶e wybierzemy si臋 gdzie艣 na kolacj臋 - zaproponowa艂.
Zacz臋艂am marynowa膰 krewetki. Prze艂贸偶my to lepiej na jutro.
Mi艂y wiecz贸r w domu te偶 jest co艣 wart. Zw艂aszczaje艣li kto艣 ma pi臋kn膮, kochaj膮c膮 偶on臋.
- Niech pan nie popada w samozadowolenie, panie Mondavi.
Po偶egnali si臋 i wkr贸tce Felicia wysiad艂a przed domem. By艂o
jej gor膮co i lepi艂a si臋 od potu, postanowi艂a wi臋c natychmiast wzi膮膰 prysznic, a potem przebra膰 si臋 w bawe艂nian膮 koszulk臋 i szorty.
Chcia艂a upiec dla Nicka na deser ciasteczka czekoladowo-se-rowe, kt贸rych jeszcze nie pr贸bowa艂. By艂a w艂a艣nie w po艂owie ropienia czekolady, gdy rozleg艂 si臋 dzwonek. Na bosaka podesz艂a
do drzwi i zerkn臋艂a przez wizjer. Ujrza艂a Louie. Serce podesz艂o jej do gard艂a. Widok cz艂owieka zwi膮zanego z Vinnym Antonel-lim zwiastowa艂 z艂e nowiny. Otworzy艂a drzwi.
- Dzie艅 dobry, pani Mondavi. Chyba nie przyszed艂em w nie
odpowiedniej chwili.
W艂a艣nie piek艂am. Wci膮gn膮艂 nosem powietrze.
Chleb?
Nie, ciasteczka. Czego pan chce? - spyta艂a stanowczo.
- Mam dla pani co艣 od d偶entelmena, kt贸rego pozna艂a pani
w San Francisco. Nie chcia艂bym za艂atwia膰 sprawy na widoku.
Nie ma pani nic przeciwko temu, 偶e wejd臋 do 艣rodka?
Felicia wiedzia艂a, 偶e nie ma wyboru, wi臋c go wpu艣ci艂a. Louie rozejrza艂 si臋 wok贸艂.
艁adnie Nicky mieszka. Mam nadziej臋, 偶e jest pani zadowolona.
Owszem.
A jak si臋 uk艂ada mi臋dzy wami?
Nie spodoba艂o jej si臋 to pytanie, ale wiedzia艂a doskonale, kogo interesuje odpowied藕.
W porz膮dku - odpar艂a kr贸tko.
To dobrze. Bardzo dobrze.
Chyba nie przyszed艂 pan sprawdza膰, czy zgodnie ze sob膮 wsp贸艂偶yjemy?
W zasadzie po to, pani Mondavi. Podobno pasujecie dc siebie z Nickym.
Dogadujemy si臋 nie najgorzej. Prosz臋 powiedzie膰 panu Antonellemu, 偶eby si臋 nie martwi艂.
To dobrze, bardzo dobrze. Pan Antonelli si臋 ucieszy. Tylko, widzi pani, z tym te偶 jest pewien k艂opot.
Jaki?
Vinny oczywi艣cie mia艂 nadziej臋, 偶e si臋 pani Nicky'emu
spodoba, 偶e go pani uszcz臋艣liwi i tak dalej. Ale troch臋 martwi si臋 o przysz艂o艣膰.
Dlaczego?
Po pierwsze, b臋dzie przes艂uchanie. Vinny chce mie膰 pewno艣膰, 偶e pani si臋 postara, 偶eby Nicky'ego nie odes艂ano do W艂och.
Prosz臋 zapewni膰 pana Antonellego, 偶e zrobi臋 wszystko co w mojej mocy.
To dobrze, pani Mondavi, bardzo dobrze. - Louie potar艂 podbr贸dek z nie dogolonym siwym zarostem.
Co艣 jeszcze?
Jeszcze jedno, pani Mondavi. Vinny chcia艂by wiedzie膰, czy wspomnia艂a pani Nicky'emu o tej historii z pani ojcem.
Je艣li chodzi o to, czy powiedzia艂am mu, 偶e zmuszono mnie do tego ma艂偶e艅stwa, szanta偶uj膮c mego ojca, to odpowied藕 brzmi „nie".
Wspaniale, pani Mondavi. Naprawd臋 znakomicie!
Ciesz臋 si臋, 偶e jest pan a偶 tak zadowolony.
Dotrzyma艂a pani swojej cz臋艣ci umowy. Vinny jest pani szczerze zobowi膮zany. - Louie si臋gn膮艂 do wewn臋trznej kieszeni marynarki i wyci膮gn膮艂 kopert臋. - Mam pani to wr臋czy膰.
Felicia wzi臋艂a do r膮k kopert臋. Nie by艂o na niej 偶adnego napisu.
- Prosz臋 zajrze膰, je艣li pani sobie 偶yczy.
Felicia wyj臋艂a ze 艣rodka czek na 膰wier膰 miliona dolar贸w, wystawiony na bank z siedzib膮 na Kajmanach.
- Jako wynagrodzenie za pani us艂ugi - doda艂 Louie, przest臋-
puj膮c z nogi na nog臋. - Vinny prosi艂 te偶. 偶ebym przekaza艂 ser
deczne podzi臋kowania za pomoc i najlepsze 偶yczenia z okazji
艣lubu.
Felicia nigdy w 偶yciu nie widzia艂a czeku na tak膮 sum臋. Nie bardzo nawet wierzy艂a, 偶e bank zechce go zrealizowa膰.
- Prosz臋 podzi臋kowa膰 panu Antonellemu w moim imieniu.
- Na pewno mu powt贸rz臋.
Felicia czeka艂a, a偶 Louie powie, 偶e czas na niego, on jednak jakby wr贸s艂 w ziemi臋. Poczu艂a si臋 nieswojo.
Czy co艣 jeszcze? - spyta艂a wreszcie.
Tak, pani Mondavi. M贸g艂bym chyba nazwa膰 to pro艣b膮.
S艂ucham.
Poniewa偶 Nicky jest taki szcz臋艣liwy i zdaje si臋, 偶e pani膮 kocha, no i w og贸le, Vinny s膮dzi, 偶e szkoda by艂oby, gdyby us艂ysza艂 o komplikacjach z pani ojcem.
Powtarzam, 偶e nikomu nie wspomnia艂am nawet s艂owem.
Tak, tak. Tylko widzi pani, z czasem b臋dziecie z Nickym coraz bli偶ej i wtedy mo偶e si臋 pani wygada膰 niechc膮cy. No i wtedy Nicky m贸g艂by si臋 rozz艂o艣ci膰, a pan Antoneili chce mie膰 dobre stosunki z siostrze艅cem. Rozumie pani, w czym rzecz?
Chodzi o to, 偶e gdyby Nick dowiedzia艂 si臋 o szanta偶u, to mog艂oby si臋 sta膰 co艣 z艂ego.
No nie by艂bym taki...
Niech pan nie bawi si臋 w om贸wienia, Louie. Niech pan m贸wi wprost. Je艣li powiem, to co? Poranicie mi twarz? Zabijecie mojego ojca? Zrzucicie mi matk臋 w przepa艣膰?
Louie skrzywi艂 si臋 z niesmakiem.
- Chyba si臋 rozumiemy, pani Mondavi. W tej chwili to jest
najwa偶niejsze. - Zn贸w zmierzy艂 j膮 spojrzeniem. - To ja ju偶 sobie
p贸jd臋, niech pani wraca do swoich ciasteczek.
Czeka艂a, a偶 Louie dojdzie do drzwi.
- Aha, mia艂em te偶 w imieniu pana Antonellego przypomnie膰.
偶e gdyby wkr贸tce pojawi艂 si臋 potomek Mondavich, to dostanie
pani nast臋pny czek. Na sto tysi臋cy.
Felicia sp艂on臋艂a rumie艅cem. Louie wyszczerzy艂 z臋by.
- No i sama pani widzi, nie jeste艣my tacy 藕li. R膮czka r膮czk臋
myje. - Jeszcze raz zerkn膮艂 na 偶yrandol. - Tymczasem niech pani
sobie mieszka w tym pi臋knym domu i cieszy si臋, 偶e w ban-ku czeka na pani膮 gruba forsa. Miliony kobiet zamieni艂yby si臋 z pani膮 z poca艂owaniem r臋ki. - Louie skin膮艂 niedbale i znik艂.
Felicia spojrza艂a na czek. Nie chcia艂a go, uzna艂a jednak, 偶e jej i ojcu nale偶y si臋 rekompensata. Ju偶 mia艂a i艣膰 na g贸r臋 i schowa膰 go w bezpiecznym miejscu, gdy us艂ysza艂a zgrzyt klucza w drzwiach. Szybko wepchn臋艂a papierek do kieszeni. Na progu stan膮艂 Nick z bukietem kwiat贸w w d艂oni.
O! Jak wcze艣nie wr贸ci艂e艣. Wyraz twarzy mia艂 do艣膰 zagadkowy.
Kto to by艂?
Nikt - odpar艂a, ca艂kowicie nie przygotowana na to pytanie.
Nikt?! - powt贸rzy艂 zirytowany, odk艂adaj膮c kwiaty na stolik w sieni.
Chcia艂am powiedzie膰, 偶e nikt wa偶ny. Nazywa si臋 Louie. Nie znam nawet jego nazwiska.
I czego ten Louie chcia艂? Nie m贸w mi tylko, 偶e to sprze-dawca magazyn贸w.
Nick, chyba nie jeste艣 zazdrosny?
A powinienem?
Nie.
Wi臋c? - Wyra藕nie czeka艂 na wyja艣nienia.
Felicia mia艂a w g艂owie pustk臋. Dosz艂a do wniosku, 偶e nie powinna k艂ama膰.
- Louie pracuje dla twojego wuja - powiedzia艂a i przesz艂a do
szalonu, a Nick tu偶 za ni膮.
Czego chcia艂? Felicia usiad艂a na sofce.
Sprawdzi膰, jak nam si臋 wiedzie. Nick zerkn膮艂 na ni膮 z niedowierzaniem.
- Wuj Vinny przysy艂a takiego typa, 偶eby zapyta艂 o zdrowie?
Nie 偶artuj.
To prawda.
Niech b臋dzie. I co mu powiedzia艂a艣?
呕e wszystko w porz膮dku.
Tylko tyle? Przykro mi to m贸wi膰, Felicio, ale nie wierz臋, 偶e m贸wisz prawd臋. W ka偶dym razie nie ca艂膮 prawd臋.
Och, Nick - westchn臋艂a. - Czemu mnie m臋czysz?
Bo chcia艂bym ufa膰 w艂asnej 偶onie. Co艣 przede mn膮 ukrywasz.
Nick...
Mo偶e nie?
Musz臋 w艂o偶y膰 ciasteczka do piecyka, bo zostaniemy bez deseru.
Nick chwyci艂 j膮 za r臋k臋 i obrzuci艂 uwa偶nym spojrzeniem.
Nigdzie nie p贸jdziesz.
Nick, prosz臋 ci臋... - Wyrwa艂a mu si臋 i uciek艂a do kuchni. Zaraz jednak wpad艂 tam Nick.
Nie post臋pujesz uczciwie i bardzo mi si臋 to nie podoba.
Sam sobie szkodzisz g艂upim uporem. Nie wiesz, 偶e czasem lepiej o pewnych sprawach nie m贸wi膰?
Rozumiem, 偶e tak mo偶e by膰 dla ciebie wygodniej, ale musz臋 wiedzie膰, co tu si臋, do diab艂a, dzieje.
Poczerwienia艂. Felicia widzia艂a, 偶e zmierzaj膮 prost膮 drog膮 do awantury. C贸偶 jednak mog艂a zrobi膰? Podesz艂a do kuchenki, 偶eby roztopi膰 czekolad臋. Nick stan膮艂 obok niej.
- Felicio, zasta艂em obcego cz艂owieka sam na sam z tob膮
w domu, a ty mnie ok艂amujesz. Chc臋 wiedzie膰, co to by艂o, do
diab艂a.
1 - A c贸偶 ty sobie wyobra偶asz?! 呕e mam romans z tym typem? Jak 艣miesz tak si臋 do mnie odnosi膰?! - krzykn臋艂a przez 艂zy. - Gdyby艣 naprawd臋 co艣 do mnie czu艂, nigdy by艣 si臋 tak nie zachowa艂.
- To nie ma nic wsp贸lnego z moim uczuciem do ciebie.
Chodzi o to, 偶e nie chcesz powiedzie膰 prawdy.
Masz - wyszlocha艂a, si臋gaj膮c do kieszeni. Wcisn臋艂a mu do r臋ki czek. - Zobacz.
Dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy. - Gwizdn膮艂 przez z臋by.
Mam nadziej臋, 偶e jeste艣 zadowolony.
To od Vinny'ego?
Tak.
Tyle ci da艂 za 艣lub ze mn膮?
Tak.
Gniew wykrzywi艂 mu twarz.
- Nic dziwnego, 偶e nie chcia艂a艣 mi powiedzie膰 o dniu wyp艂aty.
Patrzy艂a na niego bez s艂owa.
- Gratulacje. Trzeba mie膰 g艂ow臋 na karku, 偶eby wyci膮gn膮膰
od Vinny'ego tyle pieni臋dzy. Mo偶e zreszt膮 w twoim przypadku
chodzi o inn膮 cz臋艣膰 cia艂a.
Felicia zacisn臋艂a pi臋艣ci w bezsilnej w艣ciek艂o艣ci. Po policzkach pop艂yn臋艂y jej 艂zy.
- Nie chcia艂am, 偶eby艣 pami臋ta艂 o tych pieni膮dzach - szlocha
艂a. - I po co ja si臋 tym przejmowa艂am. Okazuje si臋, 偶e od pocz膮t
ku uwa偶a艂e艣 mnie za naci膮gaczk臋. Dobrze, 偶e w por臋 si臋 o tym
dowiedzia艂am.
Nick wyci膮gn膮艂 ku niej czek.
- Masz, nale偶y ci si臋. Przez ostatnie kilka dni gra艂a艣 jak
natchniona. Przez chwil臋 nawet zapomnia艂em, dlaczego wzi臋艂a艣
ze mn膮 艣lub. No, bierz. - Wcisn膮艂 jej czek za bawe艂nian膮 koszul
k臋. - Zapracowa艂a艣 na niego.
Felicia wci膮偶 p艂aka艂a - z 偶alu, rozczarowania, upokorzenia.
- Zachowaj te 艂zy dla swojego bankiera. Ja wiem swoje. Mo偶e
niepotrzebnie m贸wi臋 o tym, co czuj臋 - powiedzia艂 zimno. - Mo偶e
jestem g艂upcem. Tyle 偶e teraz sytuacja jest jasna. A w przysz艂o艣ci nie
b臋d臋 traktowa艂 zbyt powa偶nie niczego, co m贸wisz i robisz. - Od
wr贸ciwszy si臋, wyszed艂 szybkim krokiem z kuchni.
Kolacj臋 zjedli w milczeniu. Na temat czeku nie pad艂o ani
jedno s艂owo. Potem Nick zaszy艂 si臋 w gabinecie i
przesiedzia艂 w nim do p贸藕na. Felicia po艂o偶y艂a si臋 i nie
doczekawszy si臋 Nicka, zgasi艂a lampk臋 nocn膮. Sen d艂ugo nie
nadchodzi艂. Le偶a艂a z zamkni臋tymi oczami i udawa艂a, 偶e 艣pi,
gdy Nick zjawi艂 si臋 wreszcie w sypialni. Zasn臋艂a nad ranem.
Kiedy zesz艂a na 艣niadanie, ju偶 go nie by艂o. Kwiaty, porzucone
wczoraj w holu, sta艂y w wazonie na kuchennym stole. By艂y
odrobin臋 przywi臋d艂e. Pod wazonem le偶a艂a kartka.
Felicio,
Bardzo przepraszam, 偶e wczoraj wieczorem sprawi艂em ci tyle b贸lu. Poczucie zawodu nie usprawiedliwia mojego zachowania. Teraz widz臋, 偶e nie zrobi艂a艣 niczego, o czym bym wcze艣niej nie wiedzia艂. O pieni膮dzach za zgod臋 na 艣lub powiedzia艂a艣 mi prze-cie偶 zaraz pierwszego dnia. To ja przez ca艂y czas stara艂em si臋 o tym zapomnie膰. Nie mog臋 ci臋 wini膰 za to, 偶e oszukiwa艂em samego siebie.
Dlatego prosz臋 ci臋 o wybaczenie.
Chc臋 ci臋 uspokoi膰 co do jednego. Nie musimy utrzymywa膰 tej fikcji d艂u偶ej, ni偶 oka偶e si臋 to konieczne. Bez wzgl臋du na to, jak si臋 sprawy u艂o偶膮, pozwol臋 ci swobodnie odej艣膰. Tymczasem b臋d臋 ci bardzo wdzi臋czny za wszelk膮 pomoc, jak膮 zechcesz mi okaza膰. Pami臋taj jednak, 偶e niczego nie musisz przede mn膮 udawa膰.
Zostawiam klucz do bramy parku Gramercy. Postara艂em si臋 o niego, bo chcia艂em ci zrobi膰 niespodziank臋, nie widz臋 powodu, dla kt贸rego nie mia艂aby艣 z niego korzysta膰.
Nick
Felicia doceni艂a pojednawczy gest. 呕a艂owa艂a tylko, 偶e pow贸d, dla kt贸rego zawarli ma艂偶e艅stwo, na zawsze pozostanie w pami臋ci
Nicka i b臋dzie mu ci膮偶y艂. Rozkwitaj膮ca mi艂o艣膰 zwi臋d艂a, zanim si臋 rozwin臋艂a. Nie prze偶y艂a jednej burzy.
Przez nast臋pny tydzie艅 Nick dotrzymywa艂 s艂owa.
By艂 uprzejmy, ale zachowywa艂 dystans.
Rozmawiali tylko wtedy, gdy okaza艂o
si臋 to niezb臋dne. Przestali si臋 przekomarza膰 i 偶artowa膰. Felicia gotowa艂a, a wolne chwile sp臋dza艂a w parku. Nick cz臋sto nie wraca艂 do domu na posi艂ki. Matti zorientowa艂a si臋, 偶e co艣 si臋 sta艂o, Felicia nie mia艂a jednak zamiaru wtajemnicza膰 gosposi w swoje k艂opoty. Ich stosunki sta艂y si臋 bardzo oficjalne. Kilka razy telefonowa艂a Maria Antonelli, proponuj膮c wsp贸lny lunch lub zakupy. Za ka偶dym razem Felicia grzecznie odmawia艂a. Zbyt wiele by j膮 kosztowa艂o udawanie przed ciotk膮 Nicka. Wiedzia艂a jednak, 偶e i tak w ko艅cu b臋dzie do tego zmuszona. Prawie codziennie dzwoni艂a do matki, kt贸ra z g艂osu c贸rki odgad艂a, 偶e co艣 si臋 popsu艂o. Felicia nie chcia艂a jednak niczego opowiedzie膰. Wspomina艂a tylko o typowych problemach nowo偶e艅c贸w. M贸wi艂a, 偶e Nick jest bardzo zaj臋ty.
Kt贸rego艣 popo艂udnia uda艂o jej si臋 porozmawia膰 z ojcem. Car-lo da艂 wyraz swoim obawom o los ukochanej jedynaczki.
Nie martw si臋, tato - powiedzia艂a Felicia. - To ma艂偶e艅stwo z rozs膮dku.
Rozs膮dne to ono mo偶e jest dla niego - burkn膮艂 Carlo.
Tato, naprawd臋 wszystko w porz膮dku.
Ju偶 s艂ysza艂em u ciebie taki ton, po historii z Johnnym Fano.
To zupe艂nie co innego - odpar艂a Felicia, by uspokoi膰 ojca. Pomy艣la艂a, 偶e r贸偶nica by艂a tylko jedna. Przez d艂ugie siedem dni los pozwoli艂 jej uwierzy膰, 偶e znalaz艂a mi艂o艣膰, i to z wzajemno艣ci膮. A teraz znowu by艂a sama.
Nick sta艂 przy oknie w swoim biurze i przez 偶aluzje obserwowa艂 ruch uliczny. Par臋 dni wcze艣niej 偶a艂owa艂 ka偶dej chwili, kt贸rej
nie sp臋dza艂 z Felicia. Teraz o powrocie do domu my艣la艂 z
b贸lem i skwapliwie wynajdywa艂 preteksty, by go jak najbardziej op贸藕ni膰.
Zrozumia艂, 偶e Felicia wcale go nie ok艂ama艂a. Pozwoli艂a mu tylko 艂udzi膰 si臋, 偶e ma艂偶e艅stwo z konieczno艣ci przeobrazi艂o si臋 w ma艂偶e艅stwo z mi艂o艣ci. Kr贸tko m贸wi膮c, za dobrze gra艂a swoj膮 rol臋, a on koniecznie chcia艂 uwierzy膰 w mira偶.
Przez ostatnie dni stara艂 si臋 j膮 traktowa膰 wy艂膮cznie jak partnerk臋 w interesach - potrzebowa艂 jej, bo Urz膮d Imigracyjny depta艂 mu po pi臋tach. Ale gdy znajdowa艂 si臋 blisko niej, by艂o mu ci臋偶ko zachowa膰 dystans. Nieustannie musia艂 sobie przypomina膰, kogo ma przed sob膮, wci膮偶 chcia艂 w niej bowiem widzie膰 pi臋kne z艂udzenie, kt贸re pokocha艂.
Zad藕wi臋cza艂 interkom na biurku. Nick odwr贸ci艂 si臋 zaskoczony. To 艣mieszne, 偶e nawet w biurze musia艂 si艂膮 woli przywo艂ywa膰 si臋 do rzeczywisto艣ci. Bez tego wszystkie jego my艣li skupia艂y si臋 na Felicii.
Podni贸s艂 s艂uchawk臋.
Tak?
Panie Mondavi - odezwa艂a si臋 sekretarka. - Przyszed艂 pan Wilkins i chce si臋 z panem zobaczy膰.
W jakiej sprawie?
Podobno ma dla pana dokumenty. Chce je panu osobi艣cie wr臋czy膰.
W porz膮dku. Prosz臋 go wpu艣ci膰.
W progu pojawi艂 si臋 czerstwo wygl膮daj膮cy m臋偶czyzna w br膮zowym garniturze.
- Czy pan Nicolo P. Mondavi?
Tak. Nick Mondavi to ja.
Lance Wilkins - przedstawi艂 si臋 przyby艂y. - Przynios艂em panu wezwanie do stawienia si臋 dwudziestego bie偶膮cego miesi膮ca w Urz臋dzie do Spraw Imigracji i Naturalizacji. - Poda艂 Nickowi szar膮 kopert臋. - S臋dzia prowadz膮cy t臋 spraw臋 skontaktowa艂
si臋 z pa艅skim adwokatem, ale przepisy wymagaj膮, 偶eby dor臋czy膰 wezwanie osobi艣cie.
Nick spojrza艂 na kopert臋.
- To do艣膰 stara sprawa, panie Mondavi. - Urz臋dnik u艣miech
n膮艂 si臋 od ucha do ucha.
- Innymi s艂owy, do zobaczenia na przes艂uchaniu.
Wilkins skin膮艂 g艂ow膮.
- W艂a艣nie. - Odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂 do drzwi. - 呕egnam, pa
nie Mondavi.
Nick cisn膮艂 kopert臋 na biurko i wr贸ci艂 do okna. Na ulicy zobaczy艂 efektown膮 brunetk臋, kt贸rej wiatr podwiewa艂 kr贸tk膮 sp贸dniczk臋. Nie by艂a podobna do Felicii, ale natychmiast mu o niej przypomnia艂a. Ogarn臋艂o go to samo przykre uczucie, kt贸re zwykle miewa艂, gdy my艣la艂 o Ginie. Niech szlag trafi Vincenta Antonellego.
Wr贸ci艂 do biurka i wybra艂 numer Helen Stevens.
Dosta艂em wezwanie.
Wiem - odpar艂a.
Czyli sprawa nabra艂a urz臋dowego wymiaru.
Tak, Nick. To wypowiedzenie wojny.
Zbli偶a艂 si臋 termin przes艂uchania. Felicia by艂a coraz bardziej spi臋ta. Gdy Nick by艂 w domu, a ostatnio coraz p贸藕niej wraca艂 z pracy, odnosi艂 si臋 do niej uprzejmie, acz z dystansem. Ponadto sp贸藕ni艂 jej si臋 okres. Normalnie nie robi艂aby z tego tragedii, czasem mia艂a takie wahania, zw艂aszcza gdy by艂a wyczerpana czy zdenerwowana. Teraz jednak ewentualna ci膮偶a stanowi艂a dla niej dodatkowe 藕r贸d艂o niepokoju. Na wszelki wypadek kupi艂a test ci膮偶owy. Gdy wypad艂 pozytywnie, obla艂a si臋 zimnym potem. Vinny by艂by zadowolony, Helen Stevens na pewno te偶, ale Nick raczej nie.
Nast臋pnego dnia wybra艂a si臋 wi臋c taks贸wk膮 do Poradni Pla-
nowania Rodziny. Badanie potwierdzi艂o jej najgorsze obawy. Po wyj艣ciu na ulic臋 d艂ugo rozmy艣la艂a, czy powiedzie膰 o dziecku Nickowi. I bez tego dzieli艂o ich zbyt wiele sekret贸w. Mia艂 prawo si臋 dowiedzie膰.
Czeka艂a na niego, nerwowo przemierzaj膮c salon. Nick nie zapowiedzia艂, 偶e nie zjawi si臋 na kolacji, wi臋c w pewnej chwili zacz臋艂a si臋 niepokoi膰, gdzie w艂a艣ciwie si臋 podzia艂.
- Do licha, Nick - mrukn臋艂a pod nosem. - Nie r贸b tego
dzisiaj.
Po nast臋pnej p贸艂godzinie zadzwoni艂 telefon. Postanowi艂a przekaza膰 Nickowi nowin臋 natychmiast. Nie mog艂a ju偶 znie艣膰 czekania.
Halo? - Odebra艂a telefon w jego gabinecie.
Felicia? - G艂os nale偶a艂 do jej matki. By艂 dr偶膮cy.
Mama?
Felicio, chodzi o ojca... Mia艂 nast臋pny zawa艂.
O Bo偶e!
Le偶y w szpitalu, lekarze twierdz膮, 偶e najgorsze min臋艂o. Zawa艂 by艂 jednak rozleg艂y.
Och, mamo... - Felicia wybuchn臋艂a p艂aczem. - Nie, tylko nie...
W tej samej chwili us艂ysza艂a, 偶e drzwi si臋 otwieraj膮. Odwr贸ci艂a si臋. Stan膮艂 przed ni膮 Nick.
- Co si臋 sta艂o? - spyta艂.
Felicia zas艂oni艂a d艂oni膮 s艂uchawk臋.
Tata znowu mia艂 zawa艂.
Kto dzwoni? Twoja mama?
Skin臋艂a g艂ow膮. Pr贸bowa艂a co艣 powiedzie膰 do matki, ale nie by艂a w stanie. Poda艂a s艂uchawk臋 Nickowi.
- Louisa? M贸wi Nick. W jakim stanie jest Carlo? - S艂ucha艂
przez chwil臋, po czym powiedzia艂: - Niech si臋 pani nie martwi.
Wy艣l臋 j膮 do was najbli偶szym samolotem. Zadzwoni臋 i powiem
dok艂adnie kiedy. Tymczasem prosz臋 mi poda膰 numer telefonu do szpitala.
Zapisa艂 informacj臋, podzi臋kowa艂 i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Felicia sta艂a obok z twarz膮 ukryt膮 w d艂oniach. Nick j膮 przytuli艂.
Nie mog臋 ci臋 zostawi膰 - szlocha艂a. - Za dwa dni masz przes艂uchanie.
Do diab艂a z przes艂uchaniem. Le膰 do ojca, Felicio. Koniecznie.
ROZDZIA艁
13
Zanim Felicia dotar艂a do San Francisco, ojciec mia艂 ju偶 najgorsze chwile za sob膮. Mog艂a wi臋c z ulg膮 wyp艂aka膰 si臋 w ramionach matki.
W samolocie d艂ugo bi艂a si臋 z my艣lami, czy powiedzie膰 matce o ci膮偶y, uzna艂a jednak, 偶e nie mo偶e, skoro Nick jeszcze niczego nie wie. W tym przypadku kilka dni nie robi艂o r贸偶nicy, a rodzice i tak mieli do艣膰 k艂opot贸w.
Rozmy艣la艂a te偶 o przysz艂o艣ci. Problemy Nicka musia艂y si臋 kiedy艣 sko艅czy膰, lecz oczywi艣cie niekoniecznie w dniu przes艂uchania. W razie apelacji sprawa mog艂a si臋 ci膮gn膮膰 miesi膮cami, a nawet latami. Czy dla niej oznacza艂o to trwanie w ci膮g艂ej niepewno艣ci? Czy b臋dzie musia艂a wychowywa膰 dziecko w takiej atmosferze? I jak zachowa si臋 Nick?
Inn膮 wielk膮 niewiadom膮 by艂o zdrowie ojca. Felicia upar艂a si臋, 偶e posiedzi przy nim w szpitalu, chocia偶 Carlo przez ca艂y czas spa艂. Louisa, po namowach, posz艂a wi臋c co艣 zje艣膰. Wkr贸tce jednak wr贸ci艂a.
Chod藕my do domu odpocz膮膰 - powiedzia艂a stanowczo. -Piel臋gniarka m贸wi, 偶e ojciec mo偶e tak le偶e膰 wiele godzin. Wr贸cimy rano.
Nie, mamo. Ty siedzia艂a艣 przy nim wczoraj w nocy, ja posiedz臋 dzisiaj.
- Nie ma takiej potrzeby, a ty musisz odpocz膮膰. Pos艂uchaj
matki, matka swoje wie.
Felicia pomy艣la艂a, 偶e sama wkr贸tce te偶 b臋dzie matk膮. Niestety, ta my艣l sprawia艂a jej tyle偶 rado艣ci, co smutku. Spojrza艂a Louisie w oczy.
- Skoro tak uwa偶asz, mamo. - Odsun臋艂a przew贸d doprowa
dzaj膮cy tlen i poca艂owa艂a ojca w policzek. - 艢pij dobrze, tato.
Przyjd臋 rano - szepn臋艂a.
Nick wyszed艂 z lotniczego terminalu prosto na post贸j taks贸wek. Nazwa Daly City nic mu nie m贸wi艂a, okaza艂o si臋 jednak, 偶e miejscowo艣膰, w kt贸rej znajduje si臋 szpital, le偶y bli偶ej lotniska ni偶 San Francisco.
Kiedy piel臋gniarka na oddziale intensywnej terapii powiedzia艂a mu, 偶e min膮艂 si臋 z 偶on膮 i te艣ciow膮 o p贸艂 godziny, u艣wiadomi艂 sobie nagle, jak bardzo t臋skni. Wprawdzie przylecia艂 do San Francisco ze zwyk艂ego poczucia obowi膮zku, okaza艂o si臋 jednak, 偶e nie potrafi zapomnie膰 o tym wcieleniu Felicii, w kt贸rym si臋 zakocha艂.
W jakim stanie jest pan Mauro? - spyta艂 piel臋gniarki.
W nie najgorszym. Chce go pan zobaczy膰? W艂a艣nie niedawno si臋 zbudzi艂 i spyta艂 o rodzin臋.
Nickowi nie wypada艂o powiedzie膰 „nie", chocia偶 nie s膮dzi艂, by Carlo Mauro ucieszy艂 si臋 z jego widoku. Ruszy艂 wi臋c za piel臋gniark膮.
Przed chwil膮 przylecia艂em - wyja艣ni艂, gdy podszed艂 do 艂贸偶ka i zobaczy艂 w oczach Carla zdziwienie. - Pomy艣la艂em, 偶e mo偶e na co艣 si臋 przydam.
Felicia podobno by艂a po po艂udniu, ale spa艂em. Nie widzia艂em jej.
- To pech, 偶e zamiast niej jestem ja, co?
Carlo przyjrza艂 mu si臋 z uwag膮.
Mo偶e nie, Nick.
Jak to?
Wczoraj by艂em jedn膮 nog膮 na tamtym 艣wiecie i rozmy艣la艂em nad swoim 偶yciem. Przypomnia艂em sobie z艂e i dobre chwile. Jedno mnie dr臋czy i musz臋 z tym zrobi膰 porz膮dek, zanim umr臋. Dobrze, 偶e jeste艣.
Chyba nie bardzo rozumiem.
Bo nie mo偶esz. - Palcem wskaza艂 krzes艂o przy 艂贸偶ku. - Siadaj.
Nick pos艂usznie zaj膮艂 miejsce.
- Chc臋 ci zada膰 proste pytanie. Odpowiedz uczciwie albo
wcale.
Nick czeka艂.
- Czy kochasz moj膮 c贸rk臋?
Tego si臋 nie spodziewa艂. Przez chwil臋 nie by艂 w stanie wydoby膰 z siebie g艂osu. Carlo przeszywa艂 go wzrokiem.
- Mam wiele powod贸w, by jej nie kocha膰, ale B贸g mi 艣wiad
kiem, 偶e j膮 kocham, chocia偶 tego 偶a艂uj臋.
Carlo westchn膮艂.
To dobrze.
Ciesz臋 si臋, 偶e pan tak uwa偶a, ale opr贸cz tego nie mam wielu powod贸w do rado艣ci, prosz臋 mi wierzy膰.
Powinienem by艂 ci to powiedzie膰 przed waszym 艣lubem, ale si臋 ba艂em. Nie o siebie. O Felici臋.
Nick ujrza艂 w jego oczach zdecydowanie, kt贸rego przedtem tam nie by艂o. Tak samo patrzy艂a na niego Gina, zanim zapad艂a w 艣pi膮czk臋.
Co powiedzie膰, Carlo?
Prawd臋 o Vinnym i Felicii. Powiem ci teraz, ale obiecaj, 偶e nie pozwolisz jej skrzywdzi膰. Daj s艂owo, 偶e b臋dziesz j膮 chroni艂 tak jak m膮偶 powinien chroni膰 偶on臋.
Jego g艂os brzmia艂 z艂owieszczo.
Czego nie wiem o Felicii?
Nie wysz艂a za ciebie dla pieni臋dzy. Zgodzi艂a si臋 na ma艂偶e艅stwo z tob膮, poniewa偶 tw贸j wuj grozi艂, 偶e mnie zabije, a jej zrobi co艣 strasznego.
Co takiego?! .
To prawda. Dawno temu poprosi艂em Vinny'ego o przys艂ug臋. By艂em mu winien 偶ycie. Teraz on za偶膮da艂 w zamian mojej c贸rki.
Co ty opowiadasz, cz艂owieku?
Czterdzie艣ci lat temu pope艂ni艂em fatalny b艂膮d - szepn膮艂 Carlo. - Moja c贸rka musia艂a za to zap艂aci膰. Je艣li j膮 kochasz, tak jak m贸wisz, to musisz pozna膰 prawd臋. Je艣li Vinny mnie za to zabije, trudno. Ale Felici臋 uratujesz. Nick, ufam, 偶e potrafisz jej zapewni膰 bezpiecze艅stwo.
Felicia nie by艂a w nastroju do rozmowy, wi臋c posz艂a prosto do sypialni. Louisa te偶 by艂a zm臋czona, postanowi艂a jednak jeszcze zrobi膰 zup臋.
- Nie wiem, czy lekarze pozwol膮 Carlowi to zje艣膰, ale na
wszelki wypadek przygotuj臋 - powiedzia艂a.
Dla Louisy gotowanie by艂o form膮 terapii. Felicia pami臋ta艂a z dziecinnych lat, jak matka radzi艂a sobie w ten spos贸b z napi臋ciem i smutkami. Zacz臋艂a zasypia膰 i w艂a艣nie wtedy us艂ysza艂a dzwonek u drzwi. Jak na go艣ci godzina by艂a p贸藕na, ale po ich powrocie ze szpitala okaza艂o si臋, 偶e na automatycznej sekretarce nagrano mn贸stwo wiadomo艣ci. Widocznie zajrza艂 s膮siad, 偶eby dowiedzie膰 si臋 o zdrowie Carla.
Nagle jednak drzwi jej sypialni otworzy艂y si臋 i do 艣rodka wpad艂o 艣wiat艂o z korytarza.
Felicio, nie 艣pisz? - spyta艂a matka.
Nie, mamo. Co si臋 sta艂o?
Przyjecha艂 tw贸j m膮偶. Chce z tob膮 rozmawia膰.
Nick?
Tak, kochanie. Jest bardzo niespokojny. Wyjdziesz do niego czy mam go odes艂a膰 z kwitkiem?
Felicia nie rozumia艂a, po co Nick si臋 zjawi艂, by艂a jednak pewna, 偶e to, co chce jej powiedzie膰, nie jest przeznaczone dla uszu Louisy.
- Niech wejdzie, mamo, ale za minutk臋.
Wsta艂a - i w艂o偶y艂a p艂aszcz k膮pielowy. Potem przejrza艂a si臋 w lustrze na toaletce, tym samym, przed kt贸rym sp臋dzi艂a wiele godzin jako nastolatka. Zd膮偶y艂a jeszcze kilka razy przeci膮gn膮膰 szczotk膮 po w艂osach, zanim rozleg艂o si臋 pukanie.
- Prosz臋 - powiedzia艂a.
Nick wyda艂 jej si臋 zm臋czony i bardzo przej臋ty, ale nie z艂y, czego pod艣wiadomie si臋 spodziewa艂a. W zasadzie zreszt膮 nie bardzo wiedzia艂a, czego si臋 spodziewa膰. Jego przyjazd j膮 zaskoczy艂.
- Co ty tutaj robisz?
Wszed艂, zamkn膮艂 za sob膮 drzwi i stan膮艂 z ni膮 twarz膮 w twarz. Jego mina zdradza艂a, 偶e zasz艂o co艣 bardzo wa偶nego.
Nick?
Przed chwil膮 przyjecha艂em ze szpitala, Felicio. Rozmawia艂em z twoim ojcem.
Po co?
Paskudnie si臋 czu艂em, wi臋c przylecia艂em do San Francisco sprawdzi膰, czy nie b臋d臋 m贸g艂 w czym艣 pom贸c. Pojecha艂em prosto do szpitala. Ciebie ju偶 nie by艂o, ale zajrza艂em do twojego ojca. Odbyli艣my szczer膮 rozmow臋. Powiedzia艂 mi o wszystkim: 偶e wysz艂a艣 za mnie za m膮偶, bo Vinny was szanta偶owa艂.
O Bo偶e.
Nie martw si臋. Nikomu nie powiem ani s艂owa. Przycisn臋艂a r臋ce do piersi i bezw艂adnie opad艂a na 艂贸偶ko.
Felicio... - Nick przysun膮艂 krzes艂o do 艂贸偶ka i usiad艂 przed
ni膮. - Trudno mi wyrazi膰, jak bardzo si臋 wstydz臋. Dlaczego pozwoli艂a艣 mi si臋 tak zachowywa膰?
Nie mia艂am wyboru, Nick.
Nie wiedzia艂a艣, 偶e zrobi艂bym wszystko, 偶eby ci pom贸c?
Nie wiedzia艂am, czy m贸g艂by艣 cokolwiek zrobi膰. Zreszt膮 Louie zapowiedzia艂, 偶e je艣li si臋 dowiesz... ech, chyba nie musz臋 ci m贸wi膰.
Nick wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i uj膮艂 jej d艂o艅.
Strasznie mi przykro i g艂upio. Gdybym wiedzia艂 o tym wszystkim, za nic bym si臋 z tob膮 nie o偶eni艂. Naprawd臋 s膮dzi艂em, 偶e robisz to dla pieni臋dzy.
Oboje jeste艣my ofiarami tej sytuacji.
Jak mog艂a艣 mnie nie znienawidzi膰, skoro tak ci臋 traktowa艂em?
Wyci膮ga艂e艣 ca艂kiem logiczne wnioski. Mia艂am tego 艣wiadomo艣膰.
Ale...
Nie roztrz膮saj tego, Nick. Teraz oboje znamy prawd臋. Spad艂 mi kamie艅 z serca.
Ze smutkiem pokr臋ci艂 g艂ow膮.
Zosta艂o mi tylko jedno. Naprawi膰, co si臋 da. Mo偶emy na przyk艂ad wyst膮pi膰 o uniewa偶nienie ma艂偶e艅stwa. Szanta偶 jest a偶 nadto oczywistym uzasadnieniem. Powiedz tylko, czego oczekujesz, a dopilnuj臋, 偶eby twoje 偶yczenia zosta艂y spe艂nione.
Co z twoj膮 spraw膮 w Urz臋dzie Imigracyjnym?
Nie mam prawa oczekiwa膰, 偶e mi pomo偶esz. Felicia przygryz艂a warg臋.
Dla ciebie te偶 nie by艂y to 艂atwe prze偶ycia.
Z jedn膮 wielk膮 r贸偶nic膮. Mnie nikt nie przystawia艂 pistoletu do skroni.
Wuj wywiera艂 naciski r贸wnie偶 na ciebie.
Nie w taki spos贸b. - Roze艣mia艂 si臋 z zak艂opotaniem. - Zre-
szt膮 nie powiem, 偶ebym nie wykorzysta艂 sytuacji. Zachowa艂em si臋 cynicznie i egoistycznie. Jeste艣 pi臋kna, wi臋c chcia艂em z tego co艣 mie膰. Nie ma dla mnie usprawiedliwienia. W oczach zal艣ni艂y jej 艂zy.
Prawd臋 m贸wi膮c - podj膮艂 - wykorzystuj膮c ci臋, prze偶y艂em moje najpi臋kniejsze chwile. Nie mog臋 mie膰 do ciebie pretensji, 偶e mnie nienawidzisz.
Nie nienawidz臋 ci臋, Nick.
Wola艂bym, 偶eby艣 nienawidzi艂a. Wtedy by艂oby mi 艂atwiej. A tak nie mog臋 zrozumie膰, w jaki spos贸b znios艂a艣 krzywd臋, kt贸r膮 wyrz膮dzi艂a ci moja rodzina.
艁zy pop艂yn臋艂y jej po policzkach.
Chyba jednak wiem. Kochasz ojca, nie chcia艂a艣, 偶eby mu si臋 co艣 sta艂o. - Pochyli艂 g艂ow臋. - Wiem, 偶e nie mam do tego prawa, ale w g艂臋bi serca licz臋, 偶e kt贸rego艣 dnia mi przebaczysz.
Nie m贸w tak. B臋dzie nam jeszcze ci臋偶ej.
Masz racj臋. - Wsta艂. - Bardziej przejmuj臋 si臋 swoimi wyrzutami sumienia ni偶 twoim samopoczuciem. P贸jd臋 ju偶. Ale najpierw chc臋 ci臋 zapewni膰, 偶e ani ty, ani twoja rodzina nie musicie obawia膰 si臋 wuja Vinny'ego.
Nick, obiecaj mi, 偶e nie b臋dziesz z nim zadziera艂. Dla niego to jest wa偶ne. Powiedz mu, 偶e ci si臋 znudzi艂am. Powiedz mu cokolwiek, byle nie prawd臋.
Zrobi臋 wszystko, 偶eby艣 znowu mog艂a spokojnie 偶y膰.
Nie wolno ci zdradzi膰 wujowi, 偶e wiesz o szanta偶u.
Zgoda. Jednego w ka偶dym razie si臋 nauczy艂em. Nie mog臋 pozwala膰, 偶eby kto inny za艂atwia艂 moje sprawy. Ze wzgl臋du na ciebie, Felicio. b臋d臋 grzeczny dla wuja, ale wi臋cej nie chc臋 mie膰 z nim nic wsp贸lnego. Ale szkoda si臋 sta艂a i niestety nic tego nie zmieni.
Felicia pochyli艂a g艂ow臋. Wyrzuty sumienia Nicka by艂y dla niej prawie tak samo bolesne jak to, 偶e j膮 odrzuci艂. Bez przerwy
przypomina艂y jej si臋 wcze艣niej wypowiedziane s艂owa: „Gdybym wiedzia艂 o tym wszystkim, za nic bym si臋 z tob膮 nie o偶eni艂". Nic doda膰, nic uj膮膰.
Przynajmniej mo偶emy si臋 rozsta膰 bez z艂o艣ci.
Jeste艣 dla mnie zanadto 艂askawa, Felicio.
Dzi臋kuj臋, 偶e do mnie przyszed艂e艣. Przecie偶 nie musia艂e艣. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i powoli przesun膮艂 palcem po jej policzku.
Dlaczego wyda艂o jej si臋, 偶e w oczach ma 艂zy? Chcia艂a, 偶eby by艂 to znak wzruszenia, mi艂o艣ci, ale tego nie mog艂a wiedzie膰. Za to wiedzia艂a na pewno, 偶e Nick jest dobrym i uczciwym cz艂owiekiem. Nie mog艂a tylko zrozumie膰, czemu nie czuje, 偶e ona pragnie, by j膮 kocha艂.
- Po powrocie do Nowego Jorku - odezwa艂 si臋 znowu - p贸j
d臋 do ko艣cio艂a i dowiem si臋 o procedur臋 uniewa偶nienia ma艂偶e艅
stwa. Dla twojej matki to na pewno b臋dzie bardzo wa偶ne.
Skin臋艂a g艂ow膮. 艁za kapn臋艂a jej na kolano.
- Wybacz mi, Felicio. - G艂os mu si臋 艂ama艂. - Jest mi nie
wyobra偶alnie przykro.
Wyszed艂 cicho. Felicia d艂ugo jeszcze siedzia艂a na 艂贸偶ku i p艂aka艂a. Los zn贸w z niej zakpi艂. Nawet zwyci臋stwo sprawi艂o jej cierpienie.
Rano wyjawi艂a matce wszystko z wyj膮tkiem tego, 偶e jest w ci膮偶y.
Na szcz臋艣cie mamy to ju偶 za sob膮 - westchn臋艂a.
Ja tego nie zapomn臋, dziecko. B臋d臋 p艂aka膰 nad tob膮 do ko艅ca moich dni - odpar艂a Louisa.
Po 艣niadaniu posz艂y odwiedzi膰 Carla. Piel臋gniarki twierdzi艂y, 偶e jego stan znacznie si臋 poprawi艂. Carlo mia艂 jednak ponur膮 min臋.
- Jak tam posz艂o z Nickiem? - spyta艂, obrzucaj膮c 偶on臋 zatro
skanym spojrzeniem.
- Nie martw si臋, Carlo - uspokoi艂a go Louisa. - Wiem
wszystko.
Felicia opowiedzia艂a ojcu o wizycie Nicka.
Nie cieszysz si臋, tato? - spyta艂a w ko艅cu Felicia.
Nie bardzo rozumiem - odpar艂. - Dziwnie si臋 zachowa艂. Je艣li ci臋 kocha, to dlaczego chce uniewa偶ni膰 ma艂偶e艅stwo?
Czemu uwa偶asz, 偶e mnie kocha?
Sam mi to powiedzia艂.
Jak to?
Niczego bym mu nie zdradzi艂, gdybym nie by艂 pewien, wi臋c najpierw go wyra藕nie o to spyta艂em.
I Nick powiedzia艂, 偶e mnie kocha?
Tak.
Pewnie nie chcia艂 ci臋 zdenerwowa膰.
Nie, jestem pewien, 偶e m贸wi艂 szczerze.
Zastanowi艂o j膮, czemu Nick nie wyzna艂 jej mi艂o艣ci. Czy nie chcia艂 jej sprawi膰 wi臋cej b贸lu? Co za galimatias.
Sp臋dzi艂a z ojcem ca艂e popo艂udnie. Odzyskiwa艂 si艂y w zadziwiaj膮cym tempie. Louisie tak偶e poprawi艂 si臋 nastr贸j.
Wiedzia艂am, 偶e 藕le si臋 dzieje mi臋dzy tob膮 a Nickiem - powiedzia艂a, gdy sz艂y Felicia szpitalnym korytarzem. - Tylko niewiedzia艂am dlaczego. Szkoda, 偶e Nick chce teraz uniewa偶ni膰 ma艂偶e艅stwo, chocia偶 ci臋 kocha.
Nic z tego nie rozumiem. Mo偶e chcia艂 pocieszy膰 tat臋. Co by艣 zrobi艂a na jego miejscu? Powiedzia艂a choremu cz艂owiekowi, 偶e nienawidzisz jego c贸rki?
Nick ci臋 nie nienawidzi, Felicio. To wiem, widzia艂am jego twarz, gdy wychodzi艂 od nas wczoraj wieczorem. Wygl膮da艂 na zbola艂ego.
Przez ca艂e popo艂udnie Felicia si臋 zamartwia艂a. Nie pomog艂a jej nawet 艣wiadomo艣膰, 偶e ojciec ma si臋 lepiej i na pewno wyzdro-wieje. Raz po raz wraca艂a do niej my艣l, 偶e jej miejsce jest na sali
przes艂ucha艅, obok Nicka. Wreszcie po kolacji podj臋艂a decyzj臋 i matka odwioz艂a j膮 na lotnisko.
Powiedz tacie, 偶e musia艂am polecie膰 do Nowego Jorku, bo jutro Nick ma przes艂uchanie.
Ojciec zrozumie. Zale偶y mu na tym, 偶eby艣 by艂a szcz臋艣liwa. To dlatego tak bardzo cierpia艂 przez ostatnie tygodnie.
Felicia u艣ciska艂a matk臋.
Zadzwoni臋, jak tylko b臋d臋 co艣 wiedzia艂a - obieca艂a, wysiadaj膮c z samochodu.
B膮d藕 z nim szczera - zawo艂a艂a za ni膮 Louisa. - Na tym si臋 zawsze najlepiej wychodzi.
Helen Stevens m贸wi艂a co艣 do s臋dziego, ale do Nicka prawie to nie dociera艂o. Odk膮d opu艣ci艂 San Francisco, czu艂 si臋 tak, jakby ulecia艂o z niego powietrze. Ledwie si臋 zmobilizowa艂, 偶eby stawi膰 si臋 na przes艂uchaniu. Przez ca艂y czas my艣la艂 jednak tylko o tym, 偶e zwr贸ci艂 wolno艣膰 Felicii.
Oprzytomnia艂 us艂yszawszy, 偶e Helen odpowiada na pytanie o jego stan cywilny. W艂a艣nie wyja艣nia艂a, 偶e pani Mondavi musia艂a pilnie uda膰 si臋 do San Francisco z powodu powa偶nej choroby ojca, gdy drzwi si臋 otworzy艂y i stan臋艂a w nich Felicia.
Cze艣膰 - przywita艂a Nicka i u艣miechn臋艂a si臋 do niego.
Jak ojciec?
Du偶o lepiej. Na tyle, 偶e jak widzisz, postanowi艂am przylecie膰. Nie sp贸藕ni艂am si臋, pani Stevens? - spyta艂a.
Trudno o lepsze wyczucie czasu - odrzek艂a Helen. - W艂a艣nie pani potrzebujemy.
Jestem gotowa, mog臋 zeznawa膰.
Felicio - odezwa艂 si臋 Nick - nie chc臋, 偶eby艣 mia艂a poczucie, 偶e to tw贸j obowi膮zek. Nie masz zobowi膮za艅 ani wobec mnie, ani wobec nikogo innego.
Jestem tu, bo tego chc臋, Nick. - Otworzy艂a torebk臋, wyj臋艂a
z niej z艂o偶ony na p贸艂 czek i wsun臋艂a mu do r臋ki. - Oddaj to wujowi - powiedzia艂a. - Nie wezm臋 go.
Nick zerkn膮艂 na czek i poczu艂 jeszcze dotkliwszy b贸l w sercu. Po co przysz艂a? Nie mia艂 jednak czasu si臋 nad tym zastanowi膰, Helen bowiem zg艂osi艂a, 偶e Felicia jest gotowa do sk艂adania zezna艅. Zaprzysi臋偶ono j膮. Pierwsza przes艂uchiwa艂a 艣wiadka Helen Stevens.
Prosz臋 opowiedzie膰 nam o swoim ma艂偶e艅stwie, pani Mon-davi - poprosi艂a. - Niech pani zacznie od powod贸w, dla kt贸rych zawar艂a pani zwi膮zek, i okoliczno艣ci jego zawarcia.
Pewnie nie wzi臋艂abym 艣lubu z Nickiem, gdyby nie nasze rodziny - zacz臋艂a Felicia. - Pod wieloma wzgl臋dami mog艂am uchodzi膰 za star膮 pann臋. Moi rodzice od lat czekali, 偶ebym sobie kogo艣 znalaz艂a. Ciotka Nicka us艂ysza艂a, 偶e jestem, je艣li mo偶na tak powiedzie膰, do wzi臋cia, i zobaczy艂a moje zdj臋cie. Pokaza艂a je Nickowi. Podobno zrobi艂am na nim wra偶enie. W ka偶dym razie po naleganiach ciotki przylecia艂 do San Francisco. Poznali艣my si臋 i po kilku dniach Nick poprosi艂 mnie o r臋k臋.
Czy pani by艂a w nim zakochana? - spyta艂a Helen. - Czy dlatego przyj臋艂a pani t臋 propozycj臋?
Nie, cho膰 Nick od pocz膮tku mnie poci膮ga艂. Wyda艂 mi si臋 bardzo sympatyczny. Nie od rzeczy by艂a jego dobra sytuacja finansowa. Ale decyduj膮ce by艂y naciski obu rodzin.
Czy pan Mondavi zach臋ca艂 pani膮 w jaki艣 szczeg贸lny spos贸b do tego 艣lubu?
Nie.
Czy poinformowa艂 pani膮, 偶e toczy si臋 przeciwko niemu post臋powanie o naruszenie prawa imigracyjnego?
Tak.
Czy proponowa艂 pani papierowe ma艂偶e艅stwo?
Nie, wr臋cz przeciwnie. Powiedzia艂, 偶e udawane ma艂偶e艅-stwo nie mia艂oby sensu i 偶e chce 偶y膰 ze mn膮 tak jak m膮偶 z 偶on膮.
- A pani? - Wsp贸艂偶yjemy ze sob膮, dzielimy i st贸艂, i 艂o偶e - odpar艂a Felicia, zerkaj膮c na Nicka, kt贸ry spu艣ci艂 oczy.
- Czy kocha pani m臋偶a, pani Mondavi?
- Tak, kocham.
Nick poderwa艂 g艂ow臋. Na jego twarzy malowa艂o si臋 zaskoczenie.
- Czy wobec tego okre艣li艂aby pani wasze ma艂偶e艅stwo wyra
zem „normalne"?
- Nie wiem, czy jest co艣 takiego jak „normalne ma艂偶e艅stwo".
Ka偶dy zwi膮zek wydaje mi si臋 inny. Z pewno艣ci膮 s膮 jednak sytuacje
typowe dla ludzi 偶yj膮cych w zwi膮zku ma艂偶e艅skim i to dotyczy
r贸wnie偶 nas.
- Czy mo偶e pani dok艂adniej wyja艣ni膰, o co chodzi - w艂膮czy艂
si臋 s臋dzia.
- Tak. Jestem w ci膮偶y. B臋d臋 mia艂a dziecko z Nickiem.
Nick os艂upia艂. Felicia nie umia艂a powstrzyma膰 u艣miechu.
- Pewnie pan zauwa偶y艂, 偶e m膮偶 si臋 zdziwi艂 - zwr贸ci艂a si臋 do
s臋dziego. - To dlatego, 偶e przed odlotem do San Francisco nie
zd膮偶y艂am mu o tym powiedzie膰. Dopiero co dosta艂am wynik
badania. - Otworzy艂a torebk臋. - Mam go ze sob膮 i mog臋
pokaza膰,je艣li jest potrzebny.
- Nie trzeba, pani Mondavi - odpar艂 s臋dzia i u艣miechn膮艂 si臋.
- Musz臋 powiedzie膰, 偶e pierwszy raz jestem 艣wiadkiem przeka-
zywania ojcu takiej nowiny. Nie wiem jak pani mecenas? - zwr贸ci艂
si臋 do Helen Stevens.
Helen Stevens r贸wnie偶 u艣miechn臋艂a si臋. Pe艂nomocnik Urz臋du Imigracyjnego wzruszy艂 ramionami.
- Czy ma pani jeszcze pytania do pani Mondavi? - spyta艂 s臋dzia.
Dzi臋kuj臋, nie mam pyta艅.
Panie Weintraub, czy w imieniu rz膮du Stan贸w Zjednoczo-nych chcia艂by pan zada膰 艣wiadkowi jakie艣 pytania?
Pani Mondavi, powiedzia艂a pani, 偶e nie by艂o 偶adnych szczeg贸lnych zach臋t do zawarcia tego zwi膮zku.
Powiedzia艂am, 偶e nie by艂o 偶adnych zach臋t ze strony pana Mondaviego.
Czy wobec tego by艂y zach臋ty ze strony kogo innego? .
Odpowiem panu tak: gdyby kto艣 zaoferowa艂 mi pieni膮dze za wzi臋cie 艣lubu z Nickiem, zwr贸ci艂abym je. Mia艂am w艂asne, egoistyczne powody, 偶eby zawrze膰 ten zwi膮zek, z czasem jednak pokocha艂am Nicka. Nie chcia艂abym by膰 偶on膮 nikogo innego.
Pe艂nomocnik usiad艂.
Dzi臋kuj臋, nie mam wi臋cej pyta艅.
Jest pani wolna, pani Mondavi - powiedzia艂 s臋dzia i spojrz-a艂 przez rogowe okulary na zegar. - Proponuj臋 przerw臋 na lunch. Je艣li pa艅stwo pozwol膮, spotkamy si臋 ponownie w tym samym miejscu o godzinie drugiej.
Wyszed艂, a reszta obecnych zacz臋艂a zbiera膰 swoje rzeczy. Tylko pa艅stwo Mondavi siedzieli nieruchomo, Felicia na krze艣le dla 艣wiadka, a Nick za stolikiem. Patrzyli sobie w oczy. Wreszcie Helen Stevens po艂o偶y艂a Nickowi r臋k臋 na ramieniu.
- Zostawiam was. Moje gratulacje.
Wysz艂a z innymi. Felicia nadal siedzia艂a nieporuszona.
S臋dzia nie dopu艣ci艂 mnie do g艂osu - odezwa艂 si臋 Nick - ale mam jedno pytanie do 艣wiadka.
Jakie?
Czy to prawda?
Tak. Mam tu wynik testu ci膮偶owego. Chcesz zobaczy膰? - spyta艂a, wyci膮gaj膮c przed siebie kartk臋.
- Nie o to mi chodzi. Pyta艂em, czy naprawd臋 mnie kochasz.
Felicia skin臋艂a g艂ow膮.
- Ze wszystkiego, co powiedzia艂am, ta prawda jest
najprawdziwsza.
Wstali ze swoich miejsc i padli sobie w obj臋cia.
- Ja te偶 mam pytanie do ciebie - powiedzia艂a w ko艅cu Felicia
- Czy to prawda, 偶e mnie kochasz?
Nick pokiwa艂 g艂ow膮. Oczy mu b艂yszcza艂y.
- To jest najprawdziwsza prawda ze wszystkiego, co
powiedzia艂em.
Zn贸w si臋 obj臋li. Felicia upaja艂a si臋 dotykiem i zapachem Nicka. Mia艂a wra偶enie, 偶e nagle zbudzili si臋 z koszmarnego snu i zobaczyli s艂o艅ce.
A co z uniewa偶nieniem ma艂偶e艅stwa? - spyta艂a.
Jak to co?
Chcesz tego?
Nick u艣miechn膮艂 si臋 i zmarszczy艂 nos.
To by艂a tylko g艂upia sztuczka. - Jak to?
Chcia艂em sprawdzi膰, czy naprawd臋 mnie kochasz. Nie sprzeciwi艂a艣 si臋, wi臋c pomy艣la艂em, 偶e chcesz uniewa偶nienia.
Och, Nick! -' zawo艂a艂a. - My艣la艂am, 偶e umr臋. Wcale nie spyta艂e艣 mnie, czy chc臋 uniewa偶nienia ma艂偶e艅stwa. Powiedzia-艂e艣, 偶e si臋 o nie postarasz. My艣la艂am, 偶e to ty tego chcesz.
Pokr臋ci艂 g艂ow膮. W oczach l艣ni艂y mu 艂zy.
- Byli艣my niem膮drzy. - Parskn膮艂 艣miechem. - Dwoje
twardog艂owych Sycylijczyk贸w.
Felicia poca艂owa艂a go, a on odwzajemni艂 poca艂unek. S艂yszeli g艂o艣ne bicie swych serc.
- Bo偶e - powiedzia艂 Nick, przyciskaj膮c czo艂o do czo艂a Felicii
- A ju偶 porzuci艂em wszelk膮 nadziej臋.
Felicia skin臋艂a g艂ow膮 i otar艂a dwie 艂zy, jedn膮 z policzka Nicka, drug膮 ze swojego.
- Ja te偶.
Nick wzi膮艂 od niej wynik testu ci膮偶owego i dok艂adnie mu si臋 przyjrza艂. Nagle zn贸w spos臋pnia艂.
- Co si臋 sta艂o? - spyta艂a.
A gdyby wynik by艂 negatywny, Felicio? Wzruszy艂a ramionami.
To co?
Czy by艂aby艣 tu teraz? Czy przylecia艂aby艣 do Nowego Jorku?
Chcesz wiedzie膰, czy naprawd臋 ci臋 chc臋?
To wcale nie jest g艂upie pytanie. Roze艣mia艂a si臋.
Co ci臋 tak 艣mieszy? - zdziwi艂 si臋.
Nigdy nie b臋dziesz wiedzia艂 na pewno.
To nie fair - zaprotestowa艂. - Zada艂em bardzo powa偶ne pytanie.
Czy偶by?
U艣miech rozja艣ni艂 mu twarz.
- Czy na moim miejscu nie zastanawia艂aby艣 si臋 nad tym?
Felicia poca艂owa艂a go lekko w usta.
- 呕ycie, m贸j kochany, czasem gra nie fair. Uwierz
do艣wiadczonej kobiecie.
EPILOG
Nick spojrza艂 na ulic臋 przez szyb臋 taks贸wki, kt贸ra posuwa艂a si臋 Si贸dm膮 Alej膮. By艂 wyj膮tkowo ciep艂y kwietniowy wiecz贸r. Louisa, kt贸ra siedzia艂a mi臋dzy nim a Carlem, otar艂a skro艅 chusteczk膮.
Nie chc臋 ci臋 urazi膰 - powiedzia艂a - ale taki upa艂 jest wystarczaj膮cym powodem, 偶eby uciec do San Francisco.
Mo偶na si臋 przyzwyczai膰 - odpar艂 Nick. - Felicii ju偶 to nie przeszkadza.
Na razie Felicia jest 艣wie偶o po 艣lubie i spodziewa si臋 dziecka. Ale wspomnisz moje s艂owa. Za par臋 lat nam贸wi ci臋 na przeprowadzk臋 do San Francisco.
Zobaczymy.
Mam ju偶 w ko艣ciach t臋 mg艂臋 San Francisco - odezwa艂 si臋 Carlo zadumanym tonem. - Za to w Nowym Jorku czuj臋 si臋 na powr贸t m艂odym cz艂owiekiem.
Matko 艣wi臋ta - j臋kn臋艂a Louisa. - Tylko mi nie m贸w, 偶e te偶 chcesz si臋 tu przeprowadzi膰. ,
Czemu nie? Mieszka艂bym bli偶ej wnuka.
Porozmawiamy o tym kiedy indziej, Carlo. - Louisa uci臋艂a dyskusj臋. - Nasz zi臋膰 na pewno nie ma ochoty wys艂uchiwa膰 rozm贸w o pogodzie. Martwi si臋 o 偶on臋.
Felicia bardzo dobrze si臋 czuje - odpar艂 Nick. - Tylko od kilku tygodni umiera z niecierpliwo艣ci.
Z powodu cukierni czy z powodu dziecka?
Szczerze m贸wi膮c, chyba bardziej z powodu cukierni.
Ma to po ojcu - mrukn臋艂a Louisa. - Tego wieczoru, gdy urodzi艂am Felici臋, Carlo postanowi艂 wpa艣膰 jeszcze do restauracji, 偶eby sprawdzi膰, czy nie zabrak艂o krewetek.
Cukiernia rodzi si臋 w takich b贸lach, 偶e z dzieckiem na pewno p贸jdzie Felicii du偶o 艂atwiej - powiedzia艂 Nick. - Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e zd膮偶y otworzy膰 „S艂odk膮 Tajemnic臋". Nie wiem, co by zrobi艂a, gdyby okaza艂o si臋, 偶e dziecko chce by膰 pierwsze.
Pewnie wezwa艂aby lekarza do cukierni - podsumowa艂a Louisa.
Wjechali na Greenwich Village. Carlo pochyli艂 si臋 do przodu, 偶eby lepiej widzie膰.
Tu m贸g艂bym pomy艣le膰, 偶e jestem w San Francisco - powiedzia艂.
Pewnie mi臋dzy innymi dlatego Felicia wybra艂a Sheridan Square - stwierdzi艂 Nick.
Lokalizacja jest bardzo wa偶na - zgodzi艂 si臋 Carlo. - Wa偶niejsza od niej tylko jako艣膰 da艅 i obs艂uga.
Nick skwitowa艂 t臋 uwag臋 u艣miechem. Przypomnia艂 sobie rozmow臋 z Felici膮 na ten sam temat. Spodoba艂 jej si臋 pomys艂 otwarcia cukierni w dzielnicy awangardowych teatr贸w.
- Po przedstawieniu ludzie s膮 g艂odni, tak samo jak po uda
nym seksie - powiedzia艂a.
Musia艂 przyzna膰, 偶e by艂a to s艂uszna ocena. Takiej idylli jak przez ostatnie siedem miesi臋cy jeszcze nie prze偶y艂. Udanego seksu mieli ca艂e mn贸stwo, a i dobrego jedzenia im nie brakowa艂o. Felicia przygotowywa艂a si臋 do otwarcia cukierni, wi臋c Nick by艂 jej kr贸likiem do艣wiadczalnym. Przybra艂 na wadze prawie trzy kilo, ale tylko sprawi艂o mu to przyjemno艣膰.
- Po otwarciu.. "S艂odkiej Tajemnicy" oboje przejdziemy na
diet臋 - obieca艂a Felicia. - Ja mam do zgubienia dziewi臋膰 kilo.
- Tak, ale wi臋kszo艣膰 tego zgubisz w ci膮gu jednego dnia.
Roze艣miali si臋, cz臋sto im si臋 to zreszt膮 zdarza艂o. Jedynym
smutnym zdarzeniem w tym okresie by艂 pogrzeb wuja Vinny'ego. Felicia by艂a na nim z szacunku dla Marii.
- Tw贸j wuj bardzo mi zalaz艂 za sk贸r臋, ale co bym teraz robi艂a,
gdyby nas nie wyswata艂? Pewnie wci膮偶 by艂abym star膮 pann膮,
kt贸ra marzy, 偶e kt贸rego艣 dnia otworzy cukierni臋.
Gdy taks贸wka zatrzyma艂a si臋 przed „S艂odk膮 Tajemnic膮", Nick zap艂aci艂 kierowcy i pom贸g艂 te艣ciom wysi膮艣膰 z samochodu. Pa艅stwo Mauro spojrzeli na wielki transparent przed wej艣ciem, g艂osz膮cy: „Dzi艣 otwarcie".
Jestem bardzo dumny - powiedzia艂 Carlo, ocieraj膮c 艂z臋 z oka. -Nie potrafi臋 wyrazi膰 ci mojej wdzi臋czno艣ci, Nick; Dzi臋ki tobie spe艂ni艂o si臋 marzenie mojej Felicii.
Nie dzi臋kuj mi. Pomog艂em w wynaj臋ciu lokalu, ale reszt臋 Felicia zrobi艂a sama.
Nie my艣la艂em tylko o tym. - Carlo obj膮艂 Nicka jak starego przyjaciela. - Dzi臋kuj臋 ci za to, 偶e j膮 kochasz. Ona naprawd臋 zas艂uguje na samo dobro.
Mnie tego nie musisz m贸wi膰, tato. - Nick mrugn膮艂 do niego porozumiewawczo. - Nie ma dnia, 偶ebym nie dzi臋kowa艂 szcz臋艣liwej gwie藕dzie, kt贸ra zetkn臋艂a ci臋 z Vinnym. cho膰 tobie musia艂o by膰 przez to ci臋偶ko.
Mo偶e to dowodzi, 偶e nawet ze z艂a mo偶e wynikn膮膰 troch臋 dobra. Inaczej nie by艂oby nadziei dla grzesznik贸w.
Do艣膰 rozm贸w o grzechach, Carlo - skarci艂a go Louisa. - To jest wielki dzie艅 mojej c贸rki. Chod藕my do 艣rodka.
Weszli. Felicia sta艂a w艣r贸d personelu, zebranego na ostatni膮 odpraw臋 przed otwarciem. Nick i pa艅stwo Mauro przystan臋li ko艂o drzwi. Podesz艂a do nich, gdy tylko rozes艂a艂a pracownik贸w na stanowiska. Promienia艂a rado艣ci膮.
- Dobry wiecz贸r, mamo. Dobry wiecz贸r, tato - powiedzia艂a,
ca艂uj膮c rodzic贸w. - Dzi臋kuj臋, kochany, 偶e ich przywioz艂e艣 -zwr贸ci艂a si臋 do Nicka i te偶 go poca艂owa艂a.
- Felicio, tu jest prze艣licznie! - wykrzykn膮艂 Carlo i ruszy艂 na
obch贸d.
Felicia nada艂a swojej cukierni wygl膮d w艂oskiego barku. Wsz臋dzie l艣ni艂y chromowana stal i szk艂o. Go艣cie mogli usi膮艣膰 przy dwunastu stolikach lub na jednym z sze艣ciu sto艂k贸w przy barze. Kilka os贸b sta艂o ju偶 przed wej艣ciem i czyta艂o menu.
Jak si臋 trzymasz? - spyta艂 z trosk膮 Nick, gdy Felicia wyda艂a zm臋czone westchnienie. Obj膮艂 j膮 w talii, cho膰 teraz by艂o to znacznie trudniejsze ni偶 wtedy, gdy si臋 poznali.
Dobrze - powiedzia艂a.
S艂owo dajesz? - dopytywa艂 si臋, niezupe艂nie przekonany.
W 偶yciu nie by艂am taka szcz臋艣liwa.
Zauwa偶y艂 krople potu na g贸rnej wardze. Zaraz te偶 Felicia skrzywi艂a si臋 i drgn臋艂a.
Czy na pewno dobrze si臋 czujesz?
Tw贸j syn domaga si臋 uroczystej inauguracji. Od paru godzin kopie mnie jak szalony.
Nick pog艂aska艂 j膮 po rozpalonym policzku.
O jakiej inauguracji mowa? Wzruszy艂a ramionami.
Pani Mondavi, czy pani ma skurcze?
Spojrza艂a na niego z rozpaczliwym smutkiem w oczach.
- Jedziemy do szpitala - zarz膮dzi艂.
Nie, Nick. Prosz臋 ci臋. Te skurcze s膮 jeszcze bardzo s艂abe. Chc臋 otworzy膰 m贸j lokal.
01iver mo偶e zrobi膰 to za ciebie. Tak si臋 um贸wili艣my, pami臋tasz? Zatrudni艂a艣 zaufanego cz艂owieka, 偶eby poprowadzi艂 interes, zanim b臋dziesz mog艂a wr贸ci膰 do pracy. Nie zapominaj, 偶e restauracja twojego ojca wcale nie splajtowa艂a, gdy ojciec zdrowia艂 po zawale.
Wiem, Nick, ale on ju偶 ma swoj膮 klientel臋.
Je艣li tu si臋 nie uda, spr贸bujemy gdzie indziej - zapewni艂.
Poczekajmy jeszcze dwie godzinki. Prosz臋 ci臋. Pokr臋ci艂 g艂ow膮 z wielkim niezadowoleniem, ale tak naprawd臋
wcale si臋 na ni膮 nie gniewa艂. Zna艂 jej up贸r i zdecydowanie.
Zgoda, ale pod jednym warunkiem. Na ulicy b臋dzie przez ca艂y czas czeka膰 taks贸wka.
Za艂atwione.
Obj臋li si臋. Nick czule poca艂owa艂 j膮 w usta.
Musz臋 powiedzie膰, 偶e pomagasz mi dobrze zapami臋ta膰 wszystkie wielkie chwile mojego 偶ycia.
A ty jeste艣 sprawc膮 wszystkich wielkich chwil mojego -odrzek艂a.
Chcesz uspokoi膰 moje nieufne serce?
Mo偶e.
Otoczy艂 j膮 ramieniem. Oboje patrzyli, jak rodzice Felicii z uwag膮 ogl膮daj膮 „S艂odk膮 Tajemnic臋".
Pami臋tasz moje przes艂uchanie w pa藕dzierniku? - spyta艂.
To, na kt贸rym nie wiedzieli艣my, czy reszt臋 偶ycia sp臋dzimy w Stanach Zjednoczonych, czy we W艂oszech?
W艂a艣nie.
I co?
Powiedzia艂a艣, 偶e d艂ugo b臋d臋 偶y艂 w niepewno艣ci, czy zostajesz ze mn膮 ze wzgl臋du na dziecko, czy z innego powodu.
Pami臋tam. I co? .
Nie s膮dzisz, 偶e ju偶 najwy偶szy czas, 偶eby艣 mi wreszcie powiedzia艂a?
Felicia u艣miechn臋艂a si臋 do niego.
- No chyba ci si臋 to ode mnie nale偶y. Stanowczo nie chodzi艂o
mi o dziecko. Z dzieckiem mog艂abym sobie znakomicie poradzi膰
bez ciebie.
Nick u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
Zosta艂a艣 ze mn膮 z mi艂o艣ci. Nie potwierdzi艂a.
Felicio?
- No wiesz. Zwr贸ci艂am czek twojego wuja. Jak, twoim zda-
niem, otworzy艂abym cukierni臋, gdybym nie mia艂a sponsora?
Nie znosz臋, kiedy si臋 ze mn膮 tak droczysz - powiedzia艂 - Za ka偶dym razem mnie nabierasz. Jak ty to robisz?
Nie powiem ci, kochany. To moja s艂odka tajemnica.