Michalkiewicz - Podróż do przeszłości 2005-01-05 (10:23) ASME
Gdyby tak istniał jakiś instrument mierzący poziom zainteresowania poszczególnymi wydarzeniami, to pewnie skandal towarzyski związany z ujawnieniem agenturalnego epizodu Małgorzaty Niezabitowskiej wygrałby z wyborami na Ukrainie. Nic zresztą dziwnego, bo przecież "było wiadomo", że "i tak" wygra Wiktor Juszczenko, więc czym tu się ekscytować? Nie ma czym - tym bardziej, że zwycięzca zapowiedział, iż swoją pierwszą wizytę złoży w Moskwie, zaś jego polityczna muza Julia Tymoszenko oświadczyła nawet, że Rosja i Ukraina to "bracia syjamscy". Inaczej zresztą być nie może, o czym wie każdy, kto pamięta, iż Julia Tymoszenko zarobiła swoje miliardy na pośrednictwie w sprzedaży rosyjskiego gazu. Znaczy się - "policmajster powinność swej służby zrozumiał". Zdaje się, że nasi "pomarańczowcy" po raz kolejny dali się nabrać na prowokację zimnego czekisty Putnia, który tym razem zrobił "matrioszkę" po amerykańsku, tzn. z udziałem zachwyconego ludu i na koniec, po rozmowach w Hamburgu, już jawnie dworował sobie z prezydenta Kwaśniewskiego, który chyba szczerze myślał, że to wszystko naprawdę i że swoim wyjazdem do Kijowa inauguruje mocarstwową epokę w historii Polski.
Więc najbardziej elegancki skandal towarzyski wygrałby nie tylko z ukraińskimi wyborami, ale nawet z tsunami w Azji, bo tam zginęli tylko prości turyści i tubylcy, a tu - strach pomyśleć - gasną, a w każdym razie zaćmiewają się gwiazdy i to pierwszej, no - co najwyżej drugiej jasności.
W takiej sytuacji kogo może obchodzić, że 27 grudnia, po miesięcznym oczekiwaniu, zostałem dopuszczony do lektury akt w lubelskim Oddziale IPN? Oczywiście nie wszystkich, o które prosiłem, bo akta oznaczone sygnaturami IPN Lu-0276/158 i IPN Lu-0317/2 "zawierają dane identyfikujące osoby, które udzieliły pomocy w zakresie czynności operacyjno-rozpoznawczych organom, służbom i instytucjom pańtwowym uprawnionym do ich wykonywania na podstawie ustawy". Inaczej mówiąc, akta te zawierają dane identyfikujące konfidentów Służby Bezpieczeństwa, bo to oni właśnie "udzielali pomocy". W związku z tym ich dane personalne "podlegają ochronie bez względu na upływ czasu" i na podstawie ustawy z 22 stycznia 1999 r. o ochronie informacji niejawnych "dokumenty zawierające powyższe dane zostały oznaczone klauzulą ściśle tajne". Dlatego też na dostęp do akt oznaczonych tymi dwiema sygnaturami otrzymałem decyzję odmowną, tak właśnie uzasadnioną, ale za to uzyskałem zezwolenie na dostęp do akt oznaczonych sygnaturami IPN Lu-08/267 i IPN Lu-0317/1. Ano - "jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma".
Z lektury owych akt przekonałem się, iż osoba, która korzystała z nich przede mną, musiała interesować się tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie "Historyk", bo miejsca, gdzie o nim mowa, pozaznaczała sobie paskami białego papieru, który wyraźnie kontrastował i jakością i kolorem ze spłowiałym papierem PRL-wskim, więc musiał być umieszczony tam bardzo niedawno. Niby miałem ułatwione zadanie, ale w porę przypomniałem sobie, co w takich sytuacjach radził Lenin. Radził on, by "ufać i kontrolować", więc na wszelki wypadek przejrzałem wszystko; no - prawie wszystko, bo to było wiele tomów, więc przez jeden dzień nie zdążyłem wszystkiego przejrzeć do końca. Ale i tak znalazłem te karty, o których już pisałem, a więc korespondencję między Lublinem i Warszawą z roku 1979 w sprawie aktualizacji kartotek, bo Jerzemu Kłoczowskiemu nr ewid. 8529 zmienił się oficer prowadzący. Poza tym, na karcie 115 w aktach IPN Lu-0317/1 znalazłem jeszcze jedną korespondencję z datą 27 czerwca 1980 r., gdzie pod poz. 41 znowu figuruje Kłoczowski Jerzy s. Eugeniusza, jako posiadacz karty E -16, co oznaczałoby, że współpraca z SB trwa w dalszym ciągu. Gdyby bowiem została zerwana, jak np. w przypadku pewnego ojca jezuity, noszącego, jako "osobowe źródło informacji", numer ewidencyjny 27125, to karta E-16 zostałaby skierowana do archiwum, co zresztą zostało akuratnie zaznaczone.
W dokumentach tych jest zresztą znacznie więcej osobistości, które "udzielały pomocy" odpowiednim "organom" i patrząc na to chłodnym okiem naturalisty, można prima vista sformułować pewną prawidłowość.
Otóż jeśli ktoś jest nieubłaganie i niepoprawnie postępowy, to prawdopodobieństwo, iż w swoim życiorysie miał epizod agenturalny, jest stosunkowo wysokie. Jest tak nawet w tych przypadkach, kiedy inni tajni współpracownicy SB uważali taką osobę za zakamieniałego konserwatystę. Np. TW "Docent", który na KUL był chyba jakimś księdzem profesorem (jest znakomicie zorientowany w stosunkach osobistych między profesorami, a na spotkanie "w samochodzie nad zalewem Zemborzyckim" przybywa "po cywilnemu", co oficer skrupulatnie odnotowuje, podobnie jak nalegania o wydanie paszportu zagranicznego), uważa prof. Kłoczowskiego za "konserwatystę", ale oczywiście nie zna treści jego rozmowy z ubekami, jaka znajduje się w aktach IPN Lu-08/267 w tomie IV, na kartach 41,42 i 43, z której wyłania się portret osoby o poglądach tak postępowych, iż ubecy, którzy przecież z niejednego pieca wyjadali, są zdumieni, że takie poglądy w ogóle są.
Nawiasem mówiąc, osoba, która przeglądała te akta przede mną, nie zauważyła jednak, ze w tomie VIII-IX, na karcie 114 jest sprawozdanie sporządzone dla zwierzchności, gdzie czytamy m.in., że "tow. Wach, pracując od września 1961 r. pozyskał 4 t.w. - "Doktor", "Historyk", "Etnograf", "Elektryk", zaś na karcie 115. zapisana jest m.in. niezbyt wysoka ocena naszego "Historyka": "Oceniając dokonane pozyskania trzeba stwierdzić, iż poza t.w. »Historyk« i »Henryk«, są one w pełni udane". Rzeczywiście; pierwsze rozmowy i zadania wykonuje "Historyk" jeszcze nieumiejętnie, o czym można przekonać się z karty 135. z tomu VI-VII oraz z karty 292. w tomie VIII, ale widać później się wyrobił, skoro wytrwał co najmniej do roku 1980, a i z niego nie zrezygnowano.
Oczywiście, jak już Państwo się domyślacie, wszystko to są fałszywki. Tak samo mówi Małgorzata Niezabitowska i generał Czempiński Gromosław i pewnie tak samo będzie mówił teraz każdy. Doprawdy szkoda, że red. Lesław Maleszka nie wpadł na ten pomysł, zamiast bezmyślnie przyznawać się do współpracy z SB. Mógłby wraz z innymi autorytetami moralnymi podpisać się n. p. pod protestem przeciwko mnie, a w przyszłości - kto wie? - może nawet dostać Order Orła Białego?