In'ei Raisan 2


No to druga część...

Part 2

Merle przeciągnęła się na całą szerokość aż chrupnęły stawy. A, jak dobrze się tak wyspać... Dzisiaj jest ostatni dzień...

Przebiegła myślami to co się zdarzyło ostatnio... O, sporo tego było.

Dzisiaj Varu kończy swoją naukę z Liną i Zel'em. Nie znała się na tym, ale według nich zrobił postępy...

Martwiła się Filią...

~****************************************~

Pierwszego dnia Merle zeszła niepewnie na dół. Postanowiła, że jeśli nikogo nie będzie to wtedy zrobi sobie kawę i może coś do jedzenia a potem pójdzie na górę.

W kuchni zastała Xelloss'a. Na widok mazoku w różowym fartuszku z falbanką (własność Filii) lekko ją zatkało.

Wczoraj ten mazoku wszystkich zaskoczył...

Wczoraj:

- Więc to jest Wszechwidząca... - oznajmił demonek radośnie. Filia spojrzała na niego, jej niebieskie oczy rozszerzyły się. Chyba ją przestraszył.

- Skąd...jak...

Zignorował ją i zwrócił się bezpośrednio do białowłosej.

- Jesteś Wszechwidzącą, czy nie?

Uśmiechnęła się i skinęła głową. Zel skwitkował to wzruszeniem ramion. Lina była zirytowana.

- A ty skąd to wiesz, co? - zapytała buńczucznie. Wzruszył ramionami i przysiadł koło Filii. Merle stała ciągle koło Vala, i teraz dla odmiany uśmiechała się do niego.

- Poznałem po wisiorku. - zauważył mazoku beztrosko i zagarnął sobie jabłko z kosza na środku stołu. Filia odwróciła wzrok.

- Wisiorku? - Lina dopiero teraz zauważyła, że dziewczyna ma coś na szyi. Na czarnym rzemieniu miała zawieszoną taką małą, złotą spiralkę.

- A to? Pamiątka rodzinna ^^ Z pokolenia na pokolenie i tak dalej...

Wolała nie dodawać, że jak na razie jest dopiero 14 z kolei wszechwidzącą... I, że w Międzyświecie czas biegnie inaczej. W ogóle dar przekazywany był, przynajmniej w jej rodzinie, z matki na córkę, z rzadka na synów... I wzmacniał się z każdym pokoleniem. Nieznacznie, ale zawsze....

Dlatego nie była zaskoczona, kiedy mazoku po prostu uznał ją za dodatek do drużyny, za słabego człowieka. Tak jej też było o wiele wygodniej.

Niestety, jak przypuszczała, to nie potrwa długo.

Teraz siedziała tyłem do okna i tylnych drzwi a bokiem do stołu i przyglądała się jak Xelloss radził sobie z jajecznicą.

No... radził sobie, rzeczywiście. Zastanawiała się, kiedy właściwie białko straciło przydatność do jedzenia? Kiedy je wrzucił na patelnię, tak od razu, czy też później? Po dodaniu cukru i kiełbasy...

- I jak się spało? - postawił przed nią kawę. - Wy ludzie macie taki zwyczaj...że na nowym miejscu sen coś zawsze znaczy, prawda?

Zastanowiła się, powoli mieszając cukier. Co jej się śniło....

- Wiesz, słyszałam o tym ale...

- To dziwny ludzki przesąd. - oświadczyła Filia, wchodząc do kuchni. Miała na sobie rozwleczoną piżamę i biały szlafrok frote, a włosy rozkosznie potargane.

Nie wyspała się, bo Lina wrzeszczała coś przez pół nocy, że cośtam znajdzie choćby nie wiadomo co.... To jeszcze było do przyjęcia, ale kiedy wstała w nocy, żeby spustoszyć spiżarnię i w nocy potknęła się o kota i narobiła rabanu...

Potem wróciła w piernaty, a Filia musiała reanimować biednego spaślaka... biedaczek nie był przyzwyczajony do deptania i podpalania. Zresztą, Lina znała tylko jedną osobę, która była do tego przyzwyczajona...

W każdym razie smoczyca była niewyspana i teraz rozpaczliwie poszukiwała kawy. Zarumieniła się, kiedy kapłan wręczył jej cały kubek świeżo zaparzonej.

Już miała coś powiedzieć, kiedy...

Kiedy do kuchni wleciała jak piorun Lina, ciągnąc za sobą zaspanego i marudzącego Zel'a. Dopadła krzesła koło widzącej, zabrała jej kawę, odstawiła daaaaaaaleko i wlepiła w nią spojrzenie pełne wyczekiwania.

Zelgadis zabrał swoją kawę i stanął nieopodal, jakby odżegnując się od tego całego przedstawienia, dośc blisko jednak by wszystko dobrze słyszeć i widzieć.

- To o co chodzi? - odważyła się spytać Merle, nie śmiąc nawet spojrzyć w kierunku skonfiskowanej kawy.

- Jeszcze pytasz? - oburzyła się Lina.- Gadaj, co ci się śniło!

Filia i Xelloss odruchowo spojrzeli na siebie. Bezsensowne ludzkie zabobony.

Zel kaszlnął, maskując w ten sposób wybuch śmiechu. Lina jak sobie coś wmówi...

... to za wszystkie skarby świata jej od tego nie odwiedziesz.

- Tak w sumie to to samo co wczoraj... taka zielona łąka i niebo... A ...czemu pytasz?

- No dobra! To teraz mi powiedz, czy to oznacza bogactwo?!? - Merle szczęśliwie zdołała odzyskać swój kubek.

- Nie, to znaczy, że dobrze spałam ^^.

Lina westchnęła zrezygnowana.

- Mówiłam, że to bezsensowny przesąd ludzki... Sen na nowym miejscu jest niczym innym jak po prostu reakcją organizmu, dostosowującą się do nieznanego otoczenia.... a odczucia i wizje senne zależą od podświadomych uczuć śniącego względem otoczenia. - wyjaśniła Filia.

- No widzisz? Pytaj eksperta ^^

Lina w dalszym ciągu była zawiedziona. Liczyła na jakąś wskazówkę.

- Lina-san, chyba to troszkę pokręciłaś... nie miałem nic złego na myśli! - dodał szybko, widząc jej minę. - Chodzi mi tylko o to, że sen proroczy na nowym miejscu może mieć każdy...

- Czyli powinnam spytać o swój sen, tak?

Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.

- Mówiłem ci, ale nie chciałaś mnie posłuchać. - mruknął Zel znad swojej mocnej kawy. Merle dolała sobie mleka (bo pijała kawę ze śmietanką i cukrem) i spojrzała wyczekująco na Linę.

- To fatalnie... - oznajmiła czarodziejka wszechświatowi. - Bo ja kompletnie nic nie pamiętam.

Skłamała, bo pamiętała świetnie. Od jakiegoś czasu śni jej się to samo... nie trzeba być wróżką, żeby wykapować, że coś jest nie tak, że podświadomośc domaga się wysłuchania...

Z tym, że Lina absolutnie nie chciała się przyznać....

Filia poczuła, że fala irytacji i niedowierzania spływa jej wzdłuż karku. Wrzeszczała pół nocy, nadpaliła jej kota, a teraz ogłasza, że nie pamięta, co jej się śniło.

Wstała i odwróciła się. Wtedy jej wzrok padł na świeżutką, pysznie wyglądającą jajecznicę z kawałkami kiełbasy. A ponieważ była dość głodna, więc zabrała widelec i zjadła kawałek prosto z patelni...

I zaraz wszystko wypluła i rzuciła się płukać usta.

- FEEE!!! To się nie nadaje do jedzenia! Merle, coś ty zrobiła?

- Ależ pani Filio, nie osmieliłabym się urzędować w pani kuchni... - odparła białowłosa, kryjąc się za Liną i podwijając nogi pod siebie.

Zelgadis przezornie wyszedł z kuchni pod pretekstem zajrzenia, co też Val porabia. Lina, kiedy się zorientowała, że została żywą tarczą, nagle zapałała niesamowitą troską o poszkodowanego nocą zwierzaka i poleciała zobaczyć co się z nim dzieje. Byle dalej od wybuchu.

Filia tym czasem bezbłędnie skojarzyła fakty...

- NAMAGOMI!!!! Czy ty chciałeś nas wszystkich potruć??? - no może i nie tak bezbłędnie.

- Ja tylko...

- NIE PRZERYWAJ MI, KIEDY NA CIEBIE KRZYCZĘ!!!!!! - odwróciła się z zamiarem mordu w stronę stołu.

Merle tymczasem została, przykuta do miejsca ciekawością...

Łups. Ogon Filii, który pojawił się, kiedy usiłowała pozbyć się paskudnego smaku osłodzonej jajecznicy z kiełbasą i przyprawami, zawadził teraz o rączkę patelni...

Smoczyca ryknęła głośno, po czym odwróciła się, by pozbierać wszystko... Kiedy wstawiała patelnię do zmywaka, poczuła, że coś ją łapie za ogon.

Porwała patelnię (z braku maczugi) z zamiarem zdzielenia Xelloss'a w fioletową łepetynkę, jednak w pół ruchu zatrzymał ją okrzyk.

- Nie zabijaj, ja tylko ciekawa byłam!!!! - Widząca wypuściła z ręki ogonek i teraz osłoniła się ręką. Xelloss kucnął sobie koło niej i zajął się porzuconym ogonem...

- Ciekawa? - zdołała wykrztusić Filia. Merle pokiwała białą główką.

- Ach, ta żądza wiedzy u młodych... - zachwycił się Xelloss. - Ona naprawdę jest smokiem, zobacz, jak ciągniesz to to nie odpadnie, widzisz? - dla potwierdzenia powyższego pociągnął parę razy. Ogon faktycznie nie odleciał.

- Chwileczkę...

- To wiem, że jest prawdziwa. - zapewniła Merle. - Chodziło mi o to, czy to złoto jest prawdziwe...

- No jasne!

- Chwileczkę...

Smoczyca usiłowała odzyskać kontrolę nad sytuacją, niestety, wszystko co mogła zrobić, to wygodnie oprzeć się o szafkę i z perspektywy całego swojego wzrostu podziwiać, jak Xelloss i Merle rozsiadają się po turecku i rozpoczynają deliberację na temat jej ogona...

No a w dodatku on ją cały czas trzymał...

Czuła, że zaczyna się rumienić.

- O jakie miłe...więc to jest smocza łuska..

- No właśnie, a jak podrapiesz, to zostają takie złote drobinki pod paznokciami.... a Filia wtedy tak fajnie mruczy.

Gdyby na świecie istniała odpowiednia nazwa na tę płomienną czerwień na jej twarzy... Jeszcze w całym swoim życiu nie czuła się tak zażenowana. Chwyciła pierwsze co jej wpadło w rękę, a co szczęśliwie było wciąż tą samą patelnią, wymierzyła i przydzwoniła w mazoczą mordkę z całej siły.

- Ale duża dziura w ścianie. - zauważyła Merle radośnie, wstając i otrzepując spodnie.

Xelloss faktycznie wybił dość spory otwór w ścianie...

Filia stała przez chwilę, a resztki szoku i zdenerwowania odpływały powoli. Odetchnęła głęboko i dopiero wtedy spojrzała w kierunku, gdzie poleciał mazoku. Wstawał właśnie z takim wyrazem twarzy...

Poczuła, że nie wytrzyma. Osunęła się na ziemię, wijąc ze śmiechu. Razem z Merle śmiały się tak jeszcze długo po tym, jak mazoku wstał, otrzepał się i wzruszywszy ramionami zabrał za nowe śniadanie.

~*****************************************~

Każdy ma swoje tajemnice. Valgaav nie był wyjątkiem w tej dziedzinie. I miał swoją tajemnicę...

W zasadzie nie była to wielka tajemnica... oczywiście w sensie merytorycznym, ponieważ w sensie wymiarów to....

Odkąd dowiedział się od matki, że jest smokiem, zawsze chciał zobaczyć jak wygląda to jego drugie ja... Podobno tuż po wykluciu przez krótki, około tygodniowy czas przebywał w swojej naturalnej formie...

W zasadzie nie naturalnej, co w tej właściwej jego rasie. Obie formy były bowiem według tego, co mówiła mama, naturalne.

Ale chciał wiedzieć. Mama znała swoją formę. Czasem widział przecież jej ogon... (zazwyczaj gdy była zła, zdenerwowana, speszona lub zaskoczona, albo bardzo szczęśliwa... niemal zawsze, kiedy w pobliżu był Xelloss)

On również miał takie przesłanki. Róg. Czasem pazury a nawet ramiona. (Ostatnio, podczas tej walki, kiedy zawalili dach) a także ostatnio, całkiem ostatnio, skrzydła.... duże, czarne skrzydła.

Niejasno pamiętał, że kiedy był mniejszy miał z nimi problem i darł niemal wszystkie koszule...

Zdecydował, że pora spróbować. Podczas tej krótkiej wyprawy nauczył się stopniowo kontrolować zamianę ramion i skrzydła.

Teraz pora na ostatni krok.

W nocy cichuteńko wymknął się z domu, uważając, żeby nikogo nie obudzić. Własnie mijał ogród mamy, kiedy coś kazało mu się odwrócić.

I dobrze zrobił. Kapłan siedział sobie na dachu, ubrany w swoje normalne, wyjściowe szatki i przyglądał się Valowi z nic nie mówiącym uśmiechem.

Starożytny najpierw uznał, że mazoku go nie widzi, ale potem przypomniał sobie, że to niemożliwe. Wzruszył więc ramionami i zrobił niepewny krok w stronę furtki. W jakiś sposób nabrał pewności, że Xelloss wie...

Mazoku nareszcie skierował na niego wzrok (w ciemności nie był do końca pewien) i...uśmiechnął się. Val skinął mu głową i odszedł, już nie oglądając się za siebie.

Minął drogę, którą wczoraj (było już dobrze po północy) przyprowadził swoich gości. Przeciął mały zagajnik i wybrał niemal niewidoczną dla oka ścieżkę. W końcu doszedł do celu...

Znajdował się teraz na szerokiej otoczonej lasami łące, pełnej zielonej trawy. Daleko, w dolinie w świetle bladego księżyca majaczyło jezioro, a jeszcze dalej... góry.

Podszedł do szerokiego, szarego głazu... Idealne miejsce na medytację...

Teraz tylko grunt to się skupić.

~****************************************************~

Zel nie znalazł Vala, ale nie przejął się tym zbytnio. O wiele bardziej martwiły go inne sprawy. Na przykład zachowanie Liny.

Była dwa razy bardziej rozptrzepana niż zwykle... Zresztą, może to jej reakcja na tę całą sytuację...albo na odejście Amelii...

... Tak, to musiało być to....

Z kolei on sam martwił się, bo jego własna sprawa stała w miejscu. Wczoraj zapytał Merle. Obiecała mu odpowiedź. Ale dopiero jak Val skończy edukację u niego i Liny. To mogło być trudne. Możliwe, że będą musieli uczyć go podstaw, a on nie miał tyle wolnego czasu. Chciałby już być człowiekiem.

Z drugiej strony, może wystarczyło tylko... Miał nadzieję, że Lina coś wymyśli, nie chciał tu ugrząść, mimo całej sympatii dla Filii, Merle i Vala nie miał najmniejszej ochoty przebywać w towarzystwie Xellossa aż tak długo. Nie to, żeby nie doceniał jego zasług. Nie.

Xelloss kojarzył mu się automatycznie z dużymi kłopotami. Mógł tylko współczuć Filii...

Ale miał własny problem. Dość długo odkładał jego rozwiązanie, tym razem nie pozwoli, żeby jakiekolwiek końce świata, czy inne przeszkody uniemożliwiły mu osiągnięcie celu.

Miał wrażenie, że ostatnio wszystko staje mu na drodze.... niby powinien być przyzwyczajony, po tylu niepowodzeniach...

Na dodatek bał się.

Jak dotąd Wszechwidząca nie pomyliła się ani razu. Czy jeśli wskaże mu, gdzie szukać leku... Zastanawiał się ciągle, co to może być, co takiego przeoczył... A jeśli nawet się dowie, a nie uda mu się tego czegoś odnaleźć? Co wtedy?

Zauważył, że Merle wychodzi, pomachała mu z dołu ręką. Skinął jej głową, ale nie ruszył się z miejsca. Nie miał ochoty szukać Vala, jesli Starożytny Smok chce się uczyć, to musi do niego sam przyjść.

Zszedł na dół i zauważył przyczającą się Linę. Chyba nie chce zeżreć Filii kota?

Chce.

Przepłoszył zwierzaka, który odwdzięczył się pogardliwym prychnięciem i wyniosłym spojrzeniem. Zelgadisa mało co obeszło. Miał teraz nowy problem.

- Coś ty zrobił najlepszego!!!!!!! To było moje śniadanie!!!!!!!!!!!

Zanim zdążyła go jakoś poważniej uszkodzić, zdołał jej wytłumaczyć, że w kuchni czeka na nich śniadanie. To ją udobruchało na tyle, że przynajmniej przestała grozić wybuchem.

W kuchni zastali tylko Filię i dość sporych rozmiarów dziurę w ścianie.

Wolał powstrzymać się od komentarza (nie chciał wybić sobą drugiej dziury), natomiast głodna Lina od razu znalazła właściwe słowa....

Po piętnastominutowej pyskówce i wypiciu kolejnej kawy Zel uznał, że jednak coś zje. Przez następne dziesięć minut był spokój, i już nabrał nadziei, że uda mu się zjeść spokojnie kanapkę, kiedy Lina nagle wypaliła ni z gruszki ni z pietruszki.

- ? ? ? Te, a Xellossa znowu wcięło?

"Teraz się zdenerwuje..."

Jednak nic takiego nie nastąpiło, Filia dość spokojnie (choć nie bez widocznych oporów) przyznała, że mazoku pracuje w jej sklepie. Pogadały sobie jeszcze z Liną, a Zel, szczęśliwie upewniwszy się, że wybuchu nie będzie, odpłynął do swoich rozmyślań.

Nie na długo.

Lina pociągnęła go za rękaw. Filia zaproponowała im, że pokaże im swój sklep i pracownię. Właśnie się dowiedział, że wyraził zgodę. Westchnął sobie, dopił kawę i zrezygnowany poszedł za dziewczynami.

~****************************************************************************~

Merle szła sobie bez konkretnego celu... Minęła trasę, którą wczoraj szli i podeszła nad samo zbocze, żeby poprzyglądać się miasteczku w dolinie. Naprawdę podobał jej się ten widok, dlatego miała ochotę tu przyjść i w spokoju jeszcze raz zobaczyć... Ale po jakims czasie miała dość.

Odwróciła się w stronę ścieżki.

Wtedy właśnie zobaczyła dwie interesujące rzeczy. W zasadzie gdyby nie niewytłumaczalny impuls, pewnie zupełnie nie zwróciłaby uwagi... Jednak, jej zdarzało się to dość często, żeby nauczyła się nie ignorować takich impulsów.

Szła więc dalej jakby nigdy nic.

A przecież widziała, i to widziała nie tylko w sensie swojego daru a teraz także naprawdę.... Widziała refleksy słońca na niebieskim warkoczu, kiedy pewna pani Generał znikała.

Ale to w sumie nie było niespodzianką, przecież od wczoraj wiedziała, że Sheera tu jest. Wiedziała też dokładnie dlaczego, oj, i to dobrze wiedziała. I dlatego postanowiła na razie nic z tym nie robić, żeby niepotrzebnie nie przyspieszyć biegu wydarzeń.

Drugą rzeczą, którą zauważyła był duży, szary wilk. Tak duży, że praktycznie można by go wziąść za jakiegoś herszta stada. Merle jednak wydało się, że jest "toto" dość młode i w dodatku ma takie same zamiary jak Sheera... obserwować z ukrycia.

Dziewczyna miała leciutką, naprawdę leciutką nadwzroczność, dzięki czemu zauważyła. Zmusiła się, żeby nie przyspieszać. Postanowiła sprawdzić, z kim ma do czynienia, ale najpierw należało troszkę ochłonąć. Ponieważ skręt w prawo i powrót do domu nie wchodził w rachubę, bo zbliżyłoby ją tylko do zwierzęcia, postanowiła wejść na niemal niewidoczną ścieżkę i iść dalej prosto...

Odeszła już spory kawałek.

Brak mrówek w krzyżu upewnił ją, że nie jest śledzona. Zresztą, wiedziała, że Sheera nie jej pilnuje... Odruchowo przymknęła oczy, i czekała na przepływ informacji.

Gdyby ktoś zapytał ją na jakiej podstawie otrzymuje dane, chyba nie umiałaby odpowiedzieć. Umiała określić precyzyjnie z czyjego umysłu korzysta.. Potrafiła nawet wejśc do czyjegoś mózgu, mogła zrobic to bezboleśnie. Mogła też wyczyścić komuś mózgownicę i zostawić głaciutką, zupełnie niepofałdowaną.... Nie robiła tego, bo po pierwsze wydawało jej się to obrzydliwe, po drugie, rodzice nie wychowali jej na niszczyciela mózgów... W ogóle nie lubiła "wchodzić" w czyjeś zmysły na dłużej. Nie, żeby miała z tym problemy, ale po prostu nie lubiła... Potrafiła też mniej więcej określić czy korzysta z wiedzy ogólnej jednego tylko świata, czy jeszcze szerszej.... Za to ani ona ani nikt z jej rodziny nie umiał dokładnie wytłumaczyć tej umiejętności, ani określić jej pochodzenia. Zresztą, nie była pewna, czy chciałaby wiedzieć.

Na razie niepokoił ją napotkany wilk... Coś w nim było nie tak...

Nie minęła sekunda a miała już w głowie to, co chciała wiedzieć... Jakoś zawsze pojawiało się własnie tyle ile potrzebowała. Ani za dużo ani za mało.

Uśmiechnęła się. Dobrze jej się wydawało...

Ponieważ uszła już spory kawałek, postanowiła nie zawracać. Doszła do końca ścieżki, która od pewnego momentu prowadziła przez zielony, tajemniczy wąwóz.

U wylotu powitała ją zielona łąka.... i niebieskie, bardzo niebieskie niebo. Im dalej szła, tym trawa stawała się wyższa, już sięgała jej do kolan. Przed sobą zobaczyła wielki, płaski na szczycie kamień. Kiedyś widziała kilka takich, była to pozostałość po lodowcu.

"Czyli to głaz narzutowy." W oddali migotało jezioro. Wdrapała się na kamień (według niej nadawałby się świetnie do medytacji) i osłoniwszy sobie oczy od słońca rozejrzała się na około.

Okolica przypomniała jej sen... "Czyli oznaczał chyba to zadanie..." W gruncie rzeczy była zadowolona. Fajnie mieć znaczące sny tak dla siebie.... Przyzwyczaiła się już, że korzysta z daru tylko w wyjątkowych okolicznościach, takich jak praca, czy też zwalczanie młodszego rodzeństwa (co już jakiś czas temu się skończyło, niestety, kiedy została uznana za dorosłą... zresztą, dogadywali się coraz lepiej) Owo rodzeństwo nie pozostawało jej dłużne, podobnie jak pociechy pozostałych gałęzi klanu... Ech, to były piekne czasy...

Usiadła sobie po turecku i przymknęła oczy, nie myśląc o niczym konkretnym. Chłonęła sobie właśnie słoneczko, wiatr i cały urok tego pięknego miejsca, kiedy nagle coś jej przysłoniło światło.

Otworzyła oczy i ...........

To była chyba najbardziej niesamowita rzecz, jaką w życiu widziała!

Olbrzymi, czarny, przepiękny smok.... no po prostu fantastyczny! Latał sobie wokół łąki... Krążył nad kamieniem, wysoko, i przysłaniał skrzydłami słońce.

Jakoś jej to nie przeraziło. Powinno, ale nie przeraziło. Dość długo gapiła się do góry, z otwartymi z zachwytu ustami, w niemym podziwie dla tej siły i gracji kołującej nad zieloną łąką...

Zsunęła się z nagrzanego kamienia. Uznała, po chwili namysłu, że skoro dotąd żyje, to znaczy, że smok nie miał wrogich zamiarów.

W końcu olbrzym przestał kołować i delikatnie, niemal bezszelestnie wylądował. (Niesamowite, przy takich gabarytach!) Nareszcie mogła go sobie obejrzeć dokładnie, bo dotychczas słońce pozwalało określic tylko, że smok jest duży i czarny...

Zrobiła niepewny kroczek naprzód i wtedy... Zobaczyła najpiękniejsze oczy na świecie.

- Varu! - rzuciła się w jego stronę.

Tymczasem smok najeżył się, więc zatrzymała się w pół ruchu. Okazało się, że niepotrzebnie. Zmienił tylko postać. Dobiegła więc do niego, rokładając ręce do powitania.

Valgaav złapał ją za ręce.

- Jak to zrobiłaś? - zapytał z autentyczną radością w głosie.

- Zrobiłam co? - zdziwiła się, ale jego radość była widocznie zaraźliwa.

- Już trzy godziny próbowałem i nic... Dopiero jak przyszłaś, udało się.... Słuchaj, ale nic nie mów nikomu...

"O czym ty do mnie...a, takie buty..."

- Ładnie to tak się nocą wymykać... - udała, że go strofuje, ale było jej na to zbyt radośnie. - Czyli...udało ci się po raz pierwszy w tym życiu, tak?

Skinął potwierdzająco głową, z twarzy nie schodził mu usmiech zadowolenia.

- W takim razie gratulacje... No i nie martw się na zapas. Nic nie powiem.

Zdecydowali, że wracają. Val był dość głodny, poza tym najwyższy czas, żeby zaczął się uczyć... Merle poszukała po kieszeniach i szczęśliwie udało jej się znaleźć jakąś zabłąkaną tabliczke czekolady, na czarną godzinę. Sprezentowała całą Varu.

Szli sobie przez wąwóz, kiedy nagle Starożytny przystanął.

- Merle... żadnych gwałtownych ruchów... - szepnął. Stanęła posłusznie bez ruchu obok niego.

Val wypatrywał czegoś na brzegu wąwozu, pośród sosen i chaszczy. Spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła tamtą wilczycę... Już teraz wiedziała, że to wilczyca....

Zwierzę wysunęło się z ukrycia, obserwując ich... Razem z Valem mierzyli się wzrokiem przez pewien czas, a Merle zaczynała się zastanawiać ile tu jeszcze będą stać.

Lina z pewnością objedzie Varu za wszystkie czasy.... Val kazał jej powolutku wycofywać się do tyłu. Zrobiła posłusznie jeden kroczek i wtedy wilk machnął ogonem i zniknął równie nagle jak się pojawił, w gęstwinie.

- Nigdy wcześniej tu żadnego nie było....

Rozmawiali jeszcze o tym przez chwilę, idąc spokojnie do rozstajów, a następnie wybierając dróżkę do domu Filii.

~*********************************************************~

Wieczorem, po pierwszym dniu spędzonym tutaj, Lina odważyła się w końcu zaciągnąć Merle gdzieś z dala od świadków i wyłuszczyć swój problem. Białowłosa zgodziła jej się pomóc.

Ledwo weszły do domu, zaczepił ją Zel. Chciał się dowiedzieć dlaczego Amelia odeszła od nich tak nagle.... Lina usłyszała to przypadkiem (nie ma to jak dyskretny nasłuch) i głośno oświadczyła, że ona też się dowie. Merle ze śmiechem zapewniła, że wszystkiego się dowiedzą....

...Jeśli naprawdę tego chcą.......

~******************************************************~

Filia przewracała się bezsennie z boku na bok. Odkąd Val wrócił, przestał ją nawiedzać. Powinna, do jasnej cholery, powinna czuć się szczęśliwa z tego powodu!

Ma w końcu upragniony spokój, jego nieobecnośc nocami oznaczała brak potwornych wyrzutów sumienia w dzień...

... oznaczał też pustkę....

Oh, jak ona nienawidziła tej myśli, nienawidziła samego pomysłu, nigdy, w życiu, za żadne skarby i przed nikim nawet przed sobą by nie przyznała, jak bardzo się przyzwyczaiła.

A to była prawda.

I jak bardzo jej tego brakuje.

A to była prawda.

Ale przenigdy mu tego nie powie.

I to też prawda.

Zirytowana, zrzuciła poduszkę na ziemię. Mnąc w ustach przekleństwo (kapłance, nawet byłej, nie przystoi przeklinać) schyliła się i po omacku szukała poduszki na ziemi.

Kiedy ją w końcu znalazła, zadowolona wciągnęła się z powrotem.

O mało nie dostała zawału, kiedy napotkała jego oczy wpatrzone w nią... Chciała wrzasnąć, ale skutecznie ją uciszył.

Kiedy się w końcu od niej oderwał, nie wiedziała, czy ma ochotę go zabić, dziekować, czy tylko mocno rąbnąć... a może i jeszcze coś innego...

- Przyznaj, tęskniłaś.... - wymruczał, obrysowując delikatnie linię szczęk.

- Nigdy! - zawołała, niepomna, że to środek nocy. Potrząsnął głową i uśmiechnął się tak, że zdała sobie sprawę, że jej nie wierzy. Gdyby tylko umiała go odtrącić...

Xelloss tymczasem zupełnie zlekceważył jej splątane emocje. Przygarnął ją sobie bliżej, ułożył wygodnie. Filia uznała to w myślach za nowy rodzaj tortur. Gdyby jej ktoś dawno temu powiedział, że można kogoś torturować czułością, to by go wyśmiała. Gdyby ktoś powiedział jej, że takim katem ma być mazoku, śmiałaby się jeszcze głosniej.

A gdyby ktoś jej powiedział, że takie tortury najskuteczniej działają na Złote Smoki, skierowałaby swojego rozmówcę na leczenie psychiatryczne.

Natomiast gdyby ktoś jej rok temu powiedział, że Xelloss będzie ją torturować taką czułością, to wbiła by nieszczęśnika w ziemię...

Teraz powoli rozpuszczała się pod jego wpływem, traciła swoją wolę, a może zyskiwała, na pewno przestawała mysleć rozsądnie, no bo przecież kapłankom nie wypada rozmyślać o takich sprawach.....

"Już nie jestem kapłanką..." pomyślała, wyginając się odruchowo. "Mogę robić co zechcę.."

Spojrzała na niego.

"Co tylko zechcę"

Złapała go za ręce i przekręciła na plecy. Był zaskoczony, ale przyjemnie. Wiedziała, bo się uśmiechał. Drań. Wciąż ją obejmował. Ujęła jego ręce delikatnie za nadgarstki i płynnym, spokojnym ruchem przyszpiliła do poduszki, tak, żeby trzymał je nad głową i nie przeszkadzał.

Zajęła się jego szyją, a kiedy próbował jej przeszkodzić, zmiażdżyła mu nadgarstki.

- Jeszcze... - cholerny, żywiący się bólem mazoku!

Spełniła jego prośbę. Koniec z wyrzutami sumienia. Jeśli już musi grać w jego grę, to przynajmniej zagra tak, żeby nie żałować.

A najlepiej mieć z tego coś dla siebie.

~*************************************************************~

Merle zeszła na śniadanie. Dalej się martwiła, ale nie okazywała tego. Jeszcze będzie czas.

Varu uczył się, a raczej w szybkim tempie przypominał sobie magię, już od tygodnia. Dzisiaj Lina miała nadzieję zakończyć jego edukację... Filia była z niego bardzo dumna i nie kryła tego. Jednocześnie, jak wszyscvy zaobserwowali, zmieniały się jej relacje z mazoku. Przestała go traktować jak piąte koło u wozu, można nawet było zauważyć nić sympatii... objawiającą się częstszymi kłótniami na błache tematy, ale już nie tak ostrymi.

Białowłosa sprawiedliwie dzieliła swój czas pomiędzy zajętą ćwiczeniami gromadką a pomaganiem Filii. Smoczyca odkryła u wszechwidzącej talent do malowania i dziewczyna spędziła długie godziny w jej pracowni, skrupulatnie nanosząc wzorki na wytwory Filii. Jednocześnie tworzyła także własne....

Tylko Lina i Zel jakoś nie umieli znaleźć sobie miejsca. Choć oboje udawali przed wszystkimi, że mają mnóstwo czasu, to jednak żadne z nich go nie miało. I żadne z nich nie zamierzało się do tego przyznać.

Najbardziej chyba cieszył się Val. Nie tylko z powodu swojego odkrycia, lecz także z powodu rozwijającej się siły... Chociaż chyba nawet nie podejrzewał na ile jeszcze go stać...

Zeszła na dół, zastając w kuchni Filię.

- Reszta już wybyła?

Smoczyca skinęła głową potwierdzająco. Xelloss zniknął gdzieś trzy dni temu i od tego czasu go nie widzieli... Tylko oni, bo Filia widywała go bardzo regularnie... Po śniadaniu weszły do pracowni. Jiras i Gravos uwijali się jak w ukropie w sklepie. Filia usiadła przy kole garncarskim, jednak nic nie robiła, pogrążona w zamyśleniu...

Merle w skupieniu nanosiła właśnie bratki na cieniuteńką ściankę filiżanki (Absolutne cudo!) kiedy Filia głośno westchnęła i w końcu zabrała się do pracy. To, co stworzy dzisiaj trafi do malowania najwcześniej za miesiąc... wszystko zależy od grubości ścianek, materiału, wypalania... Bardzo lubiła ten proces.

Tylko, że dzisiaj nie mogła się skupić. Kiedy Lina odejdzie, wszystko będzie po staremu... wróci strach i niepewność. Znowu będzie analizować wszystkie jego słowa po sto razy, obawiać się o bezpieczeństwo swoich bliskich...

Tłumaczyła sobie, że do tego nie dopuści, że od tego momentu wszystko będzie inaczej. Ale i tak dalej się bała. Straszliwie.

- Heeej, glina spływa z koła.... - głos Merle przywrócił ją do rzeczywistości.

Miała rację, wszystko spłynęło. Zebrała tworzywo i chciała umyć ręce, żeby uformować je na nowo. Ale zostawiła miskę z wodą na stole... Musiałaby wstać... Merle przyniosła jej naczynie i postawiła obok, tak, żeby mogła zamoczyć ręce. Spojrzała na nią zdziwiona... no tak, przecież nie będzie sama.

Ona tu zostaje... Jakoś, w niesamowity sposób ta myśl ją ucieszyła... Val będzie miał towarzystwo, ona też... Podziękowała uśmiechem. Dziewczyna odwzajemniła się tym samym i usiadła z powrotem przy stole, zabierając się za malowanie.

Pracowały w ciszy, przerywanej jedynie turkotem koła garncarskiego.

Po godzinie wreszcie Złota uznała, że pora dokładniej poznać tę dziewczynę.

- Zmęczyłam się... chcesz coś zjeść albo pić? - wstała z zamiarem zrobienia sobie herbaty.

- Jeść... nie, dziękuję, ale z chęcią wypiłabym capuccino z pianką... jeśli masz, oczywiście.

- Zaraz ci przyniosę. ^^

Wróciła dziesięć minut później z parującymi filiżankami. Były one granatowe i przedstawiono na nich białe gołębie w locie. Merle obejrzała je dokładnie, jak również piękne spodeczki z takim samym ptasim wzorkiem.

- Więc... - zaczęła Filia niepewnie. - Od dawna zajmujesz się przewidywaniem przyszłości? [NIE ZACZYNA SIĘ ZDANIA OD "WIĘC"! Może wymyśl coś innego?-Soy]

Białowłosa uśmiechnęła się.

- Nie, w zasadzie nie... bardzo rzadko... jakoś nie lubię wiedzieć co się stanie, z teraźniejszością i przeszłością idzie mi lepiej.

Filia pomyślała, że to charakterystyczne dla każdego jasnowidza. Przyszłość zazwyczaj jest niepewna.

- Masz jakieś konkretne doświadczenia? - zapytała. Pamiętała przy tym o swoich pierwszych próbach, o naukach w świątyni. O niekończących się, trwającymi naprawdę długie lata ćwiczeniach w nawiązywaniu kontaktu z bóstwem, o pierwszych błędnych próbach interpretowania własnych wróżb....

Zabrało jej to o wiele więcej niż jedno krótkie ludzkie życie. Pamiętając to wszystko nie bardzo mogła uwierzyć, że ktoś może mieć w sobie taką umiejętność i nic z tym nie robić. Gdyby ta dziewczyna była smokiem to własnie teraz powinna ćwiczyć przez całe dnie, zarywać noce... Rozwijać się.

A i to nie gwarantowało sukcesu.

- Hmmm... w zasadzie potrafię to odkąd pamiętam... czasem towarzyszyłam mamie, albo innym członkom rodziny... niedawno zaczęłam zarabiać, a tutaj... no cóż... widocznie musiałam do was trafić ^^ I bardzo się cieszę ^^.

Rozmawiały sobie jeszcze, czekając, aż pierwsza partia wysuszy się w piecu. W końcu Filia zwierzyła się ze swoich wspomnień z życia w świątyni. Zapytała też Merle o to, jak często ćwiczy.

- Teraz na przykład... musiało by się wydarzyć coś bardzo złego, lub... ważnego, żebym mogła to wyczuć... Nie praktykowałam tak dawno, że wątpię, czy wyszła by mi chociaż prosta wróżba.

- Coś ci powiem, tak zupełnie szczerze. - Widząca już dawno skończyła, filiżanka stała pusta na spodeczku, na drugim końcu stołu. Filia obracała w palcach swoją. - Ten komplet dostałaś w Seyrun od miłej kobiety, którą potrąciłaś na skrzyżowaniu. Pomogłaś jej a ona w podzięce zaprosiła cię na herbatę. Zachwyciłaś się tą porcelaną i tydzień później dostałas ją od tej staruszki w paczce.

Założyła nogę na nogę i z zadowoleniem obserwowała jak Filia przygląda jej się z niedowierzaniem.

- To... niesamowite...

- Wiem ^^ chociaż ja już tak nie uważam... Zazwyczaj tego nie robię, ale chciałam, żebyś pozbyła się wątpliwości... Naprawdę chcę pomóc twojemu synowi.

Rozmawiały jeszcze troszkę, tym razem zeszło na Vala. Podyskutowały sobie przy okazji na temat metod nauczycielskich Liny. Zgadzały się obie, że jest potężna, i że zupełnie brak jej cierpliwości.

Później rozmowa zeszła na Vala jako takiego, facetów w ogóle i ani się Filia obejrzała już zwierzyła się ze swojej największej troski.

- Musiałaś się strasznie martwić... ocknąć się w zniszczonym domu, z mazoku, i na dodatek syna nie ma...

Filia zarumieniła się.

- Czy Lina ci coś mówiła na temat tej kłótni...? - zapytała niesmiało, ale po minie dziewczyny zorientowała się, że nie. Opowiedziała jej więc po wszystkim.

- A kiedy się obudziłam i Vala nie było... myślałam, że może słyszał, albo Xelloss mu wszystko powiedział i ... że znienawidził mnie...

- Ojej, to zupełnie normalne, że się zastanawiasz... Posłuchaj, gdybyś była człowiekiem, to dzieliłaby was różnica wieku, ale oboje jesteście smokami i problem wiekowy was nie dotyczy... Dlatego słusznie z twojej strony, że zadajesz sobie pytanie, o jaką miłość chodzi...

- Ale on jest moim dzieckiem! - krzyknęła z rozpaczą. - A to niemoralne zastanawiać się czy....

Nie dokończyła.

- Po pierwsze, on już takim dzieckiem znowu nie jest. Po drugie, wyrósł szybko. Po trzecie, jesteś jego matką i to normalne, że go kochasz. Po prostu pierwszy raz jesteś w takiej sytuacji i stąd wątpliwości.

Filia była bliska łez.

- Ja wiem, wiem...ale, o Cephiedzie, tak się bałam, że może...

Merle podeszła i usiadła koło niej.

- No co ty. Po prostu masz dorosłe dziecko, a dorosłe dziecko kocha się inną miłością niż małe. Nie za niewinność, ale za wspólnie spędzony czas. Dobra, teraz ja ci zrobię herbatę, a ty wyciągaj te murzynki z pieca.

Złota rzuciła się ratować swoje wyroby, a białowłosa ze śmiechem poszła z czajnikiem po wodę.

~********************************************************~

Wiatr szeleścił cicho pośród liści, a ją dopadało uczucie niesamowitej nudy. Nudy tak wielkiej, że aż nieopisywalnej. Gdyby tak nadeszły inne rozkazy i żeby mogła już coś zrobić.... Albo żeby przestali trenować tego młodego i przeszli już do prawdziwego celu.

Cokolwiek!

To była jedna strona.

Druga strona budziła w niej gniew i odrazę. Nie miała najmniejszej ochoty pomagać Xellossowi. Niby z jakiej racji? Zastanawiało ją, czemu Grausherra-sama tak się tym interesuje. Jeśli ta suka z wyspy nie dbała, co się stanie z jej kapłanem i pozwalała mu się szlajaćz ludźmi i po smoczych przybytkach, i jeszcze się tym głośno chełpić, to dlaczego miało by to obchodzić Grausherra-sama?

Bała się, straszliwie się bała, że on zapragnie, aby Xelloss zajął jej miejsce...

Może powinna przyzwyczaić się do bezsilności? Nie interweniować? Tylko co to da, skoro wiedziała dobrze, że kapłan tylko udaje, i że przecież dobrze wie, po co przybyła tu Lina Inverse. Może i udało mu się zniewolić Złotego Smoka... (też mi wyczyn... Grausherra-sama też potrafił, potrafił nawet całą czwórkę na raz... Ona też swoje umiała i nader chętnie z tego korzystała... Ale żadnemu mazoku przez myśl by nie przeszło robić to w taki dziwny sposób....... cóż, Xelloss zawsze był orginałem, delikatnie mówiąc.)

Za to nie udało mu się ze Starożytnym.... Zresztą nie dziwiła mu się.

O ile większość potężniejszych mazoku nie kryła swojego... zainteresowania odmiennością swoich naturalnych wrogów, Złotych, to niemniej Starożytne nie wzbudzały już tak "splątanych" emocji.

Po prostu nienawiść i pogardę, jak zresztą dla wszystkich stworzeń naokoło. Sheera dziwiła się, dlaczego Xelloss po prostu nie wymorduje niepotrzebnych elementów, nie zaszyje się gdzieś z tym smokiem (możliwe, że nie chciał się dzielić z Zellas, w końcu uchodziła, przynajmniej w oczach pani Generał, za wrednego babsztyla) i nie zabawi, dopóki zabawka się nie znudzi.

Nuda to odwieczny problem.

Mazoku nie cierpią nudy, a nudzą się o wiele szybciej niż jakiekowliek inne stworzenia. Być może dlatego, że nikt nie potrafi nauczyć ich organizacji czasu. Sheera na ten przykład była zbyt popędliwa, zbyt szybko się irytowała... Im szybciej coś ją drażniło, tym szybciej się tego pozbywała (chyba, że przeszkadzały jej rozkazy)... A potem znowu cierpiała katusze nudy i z radością witała każde nowe zadanie.

Nawet takie, które budziło opory i co za tym idzie, mdłości w całej jej osobie.

Rozkaz to rozkaz.

~**********************************************~

Kiedy Merle wyszła, Filia, dla uspokojenia, podeszła do okna. Otworzyła je i oparła się wygodnie o parapet. Policzyła wolno do pięciu, starając się o niczym nie myśleć. Widok ogrodu ją uspokajał, pierwsze kwiaty już kwitły. Ta rozmowa jej pomogła...

Nagle wyprostowała się.

Koło furtki stał duży, szary wilk. Stał i patrzył na nią złym wzrokiem. Chciała wrzasnąć ale jakoś nie mogła oderwać wzroku od żółtych wilczych ślepi. Usłyszała skrzypienie drzwi i odruchowo odwróciła głowę. To Merle wracała z jej herbatą. Kiedy spojrzała ponownie w stronę ogrodowej furtki, zwierza już tam nie było.

Pokręciła głową. Coś tu jest nie tak. Odwróciła się od okna i starym zwyczajem, już z przyzwyczajenia chwyciła za uszko filiżanki. Ale już jej tam nie znalazła.

- Pyszna... z ilu torebek? - chciał koniecznie wiedzieć Xelloss.

- Sypałam tak na oko....

- To była moja herbata! - zawołała, kryjąc w ten sposób ulgę.

Wrócił. Cokolwiek miał do załatwienia, załatwił i wrócił. Zamiast złości poczuła miłe ciepło i to ją troszkę przestraszyło. Strach przypomniał jej o wilku.

- Zaraz ci zaparzę nową ^^ - obiecała Merle, ponownie znikając za drzwiami i zostawiając ją samą z mazoku. Filia, nie słuchając, skinęła głową, zbyt zajęta własnymi uczuciami. Z jednej strony, cokolwiek robił przez ten czas, na pewno nie było to nic dobrego... Z tego powodu była zła i roztrzęsiona. Z drugiej strony miała ochotę go uściskać, bo naprawdę (oj, niedobrze) bardzo się ucieszyła na jego widok. I to ją niesamowicie irytowało, bo nie chciała się do tego przyznać.

Dlatego stała cały czas w tym samym miejscu, jak przykuta... Pod wpływem zdenerwowania pojawił się jej ogon, teraz kokardka wystawała spod sukienki.... Filia okazywała niepewność tylko tym jednym ruchem... kokardka kiwała się z lewa na prawo....

W końcu, byle tylko coś powiedzieć, wspomniała o tym dużym, szarym wilku...

- I stał tam, koło furtki. - odwróciwszy się, wskazała niepotrzebnie ręką. Nie musiała, ale chciała chociaż na moment na niego nie patrzeć.

- Widzę.

Stał tuż za nią, była teraz uwięziona. Nieoczekiwanie przypomniało jej się... niemożliwe, w dzień nigdy taki nie był... Xelloss objął jej talię jednym ramieniem. Czuła jak jego włosy łaskoczą jej policzek.

- Dla...

I wtedy usłyszała znajomy wrzask.

- Lina-san ma takie wyczucie czasu... - wymruczał jej do ucha. Akurat w tym punkcie się zgadzała.

I znowu nie wiedziała czy czuje ulgę, z powodu powrotu Liny, Zela i Vala, czy raczej rozczarowanie... Już nigdy się nie dowie, czego chciał... Chyba się nie pomyliła i naprawdę słyszała zawód w jego głosie... Ale kto go tam wie, może się zwyczajnie zgrywa.

Zrezygnowana, wysunęła się z jego objęć i wyszła z pracowni.

W saloniku Lina narzekała.

- O mało co nie straciłam włosów!

- Ale przecież kazałaś mi rozedrzeć tę barierę...

- ALE NIE KAZAŁAM CI MNIE PODPALAĆ!!!!!!!!!!!!! - ryknęła rozjuszona.

- Teraz już wiesz, co my czujemy... - mruknął cicho Zel. Na szczęście Lina była zbyt głodna, żeby chcieć mu przyłożyć.

- Lina, ale czy...

- Zdał, zdał...- czarodziejka zbyła jej obawy lekceważącym machnięciem dłoni. Filia rzuciła się ściskać syna.

- Mogłam upiec jakies ciasto.

- Myśmy upiekli! - odezwali się chórem Jiras i Gravos. Filia była zdumiona.

- Ale...jak.

- Zwyczajnie, szefowo. Według prostego przepisu.

Świętowali niemal do wieczora. Val mógł nareszcie opisać szczegółowo jak wyglądała ta cała "nauka" (wcześniej Lina mu zabroniła w obawie, że Filia będzie protestować). Filia oczywiście się oburzyła, przecież ona dobrze wie, co jest ważniejsze.

Jiras i Gravos po cichu dziękowali Merle za przepis, a Zel zastanawiał się, jak nakłonić dziewczynę, żeby już wreszcie powiedziała.

Lina miała podobny problem.

W nocy śniły jej się straszne rzeczy. Śniło jej się, że szuka kogoś po lesie, drzewa mają grube pnie, i nie widać wierzchołków. Zamiast tego, czego szukała, znajduje wulkan. Wulkan wybucha, a ona nie może lecieć. Wypowiada słowa, ale nie może. Odwraca się więc i biegnie, ale wolno, o wiele za wolno... Nagle czuje, że nie może ruszać lewą nogą, przewraca się. Lewa ręką, lewa strona twarzy...cała lewa strona są zamrożone. Czuje wyraźnie coraz wolniejsze bicie serca. Lawa jest coraz bliżej i ma już ją zalać...

I wtedy zawsze budzi się z wrzaskiem.

Miała takie przeczucie, że jest to jakoś związane z Gourry'm.

Żeby odwrócić swoje myśli od niebezpiecznego tematu, zabrała żywy udział w dyskusji. Zeszło na biżuterię i jakoś zatrzymało się na branzolecie Filii. Lina orzekła, że ona już dawno wiedziała, że smoczyca i mazoku stworzą zgraną parę.

Filia postanowiła się odegrać. Skorzystała z tego, że czarodziejka siedziała obok chimery....

- Tak, ja też myślałam, że bóg małżeństwa nie może się mylić....nie uważacie?

Jiras zakrztusił się ciastem.

- Szefowo...

Filia uśmiechnęła się do nich słodko. Merle nachyliła się do Vala i szepnęła:

- Twoja matka jest, jak widzę, mimo bycia kapłanką, bardzo zafascynowana "inn" ["inn" i "yaa" -jap odpowiedniki Yin Yang -Chara]

Val skinął głową. Rzeczywiście, mama dość lubiła mroczne charaktery, mimo iż twierdziła coś całkiem przeciwnego. Zel i Lina spojrzeli na siebie.

A potem Lina zaczęła się opentańczo smiać. Zel urażony, odwrócił wzrok.

- No nie... to najśmieszniejsze, co w życiu słyszałam.... - ledwo mogła mówić ze śmiechu. - Rany, Filia... to jak myślisz, ile byśmy ze sobą wytrzymali?

Zel prychnął, że nie chce wiedzieć.

- Dziesięć lat, bez jednego dnia.

Wszyscy spojrzeli na Merle. Ta poczuła się zobligowana do wyjasnień.

- Pierwsze dwa lata to wzajemna fascynacja, dalsze cztery to narastające pretensje i niedomówienia, a pozostałe to szarpanina o odzyskanie wolności... - dopiła herbatę.

- No widzisz... Może i masz rację, ale....

- Ja ci to wytłumaczę. - wtrąciła się Lina. - Może nie wiesz, ale kiedyś bylismy wszyscy w świątyni małżeństwa. I w wyniku jakiegos tam losowania Filia skończyła z Xellem, ja z Zelem a Amelii trafił się nasz kolega, Gourry. Zresztą ona była wściekła z tego powodu.

- Raczej smutna... - szepnął cicho Jiras. Tylko Varu i Merle go słyszeli. I Zel, mimo, że siedział daleko.

- No i?

- No i potem się okazało, że to jedna wielka podpucha, spowodowana przez tego tutaj. - Lina pociągnęła Jirasa za kosmate ucho, aż zaczął piszczeć. - Chciał nam odebrać Miecz Światła, taki ważny dla świata oręż.

Merle zastanowiła się. W tym czasie lisek doszedł już do siebie na tyle, żeby mówić.

- Musze wam coś wyjaśnić... Troszkę...e, znaczy... bo ta maszyna...

Lina nadstawiła uszu. Lisek plątał się dalej w zeznaniach.

- Ta, cośmy ją razem zbudowali. - podrzucił usłużnie Gravos.

- Właśnie, ta cośmy ją zbudowali...widzicie, musiałem was podzielić....

- Wiedziałam od razu! - pochwaliła się Lina.

- Akurat. - mruknął Zelgadis i tym razem zarobił... Filia wierciła się niespokojnie. Na górze w jej pokoju, w szafce, w szufladzie z bielizną leżała taka żółta piłeczka....

- A mogę spytać, czym się kierowałeś stosując taki podział?

Na Merle wiadomość o tym, że losowanie było ustawione, nie zrobiła większego wrażenia. Na Filii tak.

- E... no musiałem ich tak podzielić, żeby zaczęli się kłócić...

- To znaczy... "inn" + "inn", "yaa" + "yaa", i wreszcie jedno "inn" + "yaa", tak?

- Dokładnie... mama zawsze mi mówiła, że dobre kłamstwo zawiera ziarno prawdy. - spojrzał znacząco w kierunku szefowej. Filia zrobiła się czerwoniutka jak maczek.

- W takim razie zobaczmy... To są trzy możliwe warianty ustawienia tego symbolu... Najlepszy, bo najpełniejszy związek zawsze tworzy połączenie "inn" i "yaa", ponieważ te dwa same się uzupełniają... "yaa" z drugim "yaa" nie stworzy może związku tak pełnego, ale przynajmniej będzie ciepły, otwarty i oparty na przyjaźni. Najgorsze połączenie to "inn" i "inn", czyli dwa ciemne znaki noszące w sobie światło. Jedno drugiemu zazdrości, nigdy nie odnajdą w sobie światła, bo zbyt będą zajęci walką o dominację z tym drugim... Z góry skazany na samozagładę.

Lina trawiła przez dłuższą chwilę te informacje.

- Mam jedno pytanie. Czy w związku z tym tę tezę o dziesięciu latach oparłaś o tą wiedzę, czy po prostu zobaczyłaś?

- Oparłam o wiedzę... Ale jak chcesz wiedzieć... O nie!

Czarodziejka zaniepokoiła się.

- Co zobaczyłaś?

- Dałam wam dziesięć lat, a wy nawet sześciu nie wytrzymaliście....

Ruda roześmiała się z ulgą.

- Nieważne, bo ja i tak nie zamierzam spróbować.

Filia w tym czasie pomyślała, że ten żart był troszkę nie fair wobec Amelii i Gourry'ego....

- Przecież ja nie myślałam o tym poważnie. - zapewniła.

- I dobrze. - zamknął sprawę Zel. Przez resztę wieczoru bawili się świetnie dalej.

~*******************************************************************~

Po kolacji, Lina wyciągnęła wszechwidzącą na spacer. Chodziły sobie wokół domu Filii, aż doszły do szopy, która kiedyś służyła za pracownię, a obecnie robiła za magazyn.

Był tam wysuszony pieniek, który kiedyś był używany jako krzesło, obecnie rąbało się na nim drwa. Merle usiadła sobie na nim.

Wtedy czarodziejka zadała jej swoje pytanie.

- Lina... mamy goscia. - z cienia wyszedł Zelgadis. Spojrzał na Linę. Tym razem nie zrezygnuje. Był pierwszy.

Merle przyglądała im się ciekawie.

- No dobrze... skoro żadne z was dotąd się nie rozmyśliło... To co będę miała z tego, że wam pomogę?

Zel i Lina spojrzeli po sobie zdziwieni.

- Zel... masz jakąś kasę?

- Skąd... a ty?

- Wszystko wydałam po drodze...

"Ta, naprawdę was nie słychać" Głośno jednak powiedziała.

- Ale wiecie, że wszystko ma swoją cenę... Mogę wam powiedzieć i nie musicie mi nic płacić...z tym, że to się jakoś na was odbije.

- Nie dbam o to! - krzyknęli niemal równocześnie.

Merle klasnęła w ręce.

- Dobrze, a zatem zaczniemy od ciebie Zel. Chcesz swoje lekarstwo... cóż, to nie będzie łatwe. Powiedz mi... jak dużo jesteś w stanie za nie oddać?

- Głupie pytanie... wszystko!

Widząca uśmiechnęła się w ciemności. Zel zacisnął pięści... tak długo czekał, tak długo szukał... a ona sobie pogrywa!

- Nawet coś, co nie należy do ciebie? - ingadowała dalej, rozbawiona jego zachowaniem.

- Wszystko, do cholery!

- Spokojnie... - złożyła ręce. - Muszę cię o to spytać... Nawet ludzkie życie?

- Nie słyszałaś, przecież powiedział, że wszystko.

Lina obawiała się, że Zelgadis ją zaraz pobije, a wtedy jak otrzyma odpowiedzi na swoje pytania? Zel skinął głową, że Lina słusznie mówi.

- A zatem słuchaj. Aby uzyskać ludzki wygląd musisz przerwać impas. Musisz sprawić, żeby jedna z trzech części z których zostałeś złożony przeważyła nad resztą. Tylko w ten sposób odzyskasz ludzki wygląd.

Nie dodała "Ale stracisz swoje człowieczeństwo", bo nie chciała go od razu zniechęcać. Skoro tak mu zależy, to proszę bardzo, niechaj się stanie pełen profesjonalizm. Lina usiadła sobie, nie słuchając. Formułowała właśnie swoje pytanie, jednoczesnie zastanawiając się nad swoim snem. Chyba powinna o nim wspomnieć...

- Jak mam to zrobić? - zapytał drżącym głosem. - Magią?

- Niezupełnie, Zelgadisie... Najpierw powiedz mi, czy znasz kogoś, kto w twoim odczuciu wydaje się być "czysty"?

Skinął głową. Znał.

- Amelia... - szepnęła Lina.

- W takim razie, posłuchaj uważnie. Jeśli ta osoba cię kocha, jeśli ma wobec ciebie jakies cieplejsze uczucia.....

- Co to ma do rzeczy? - zdenerwował się. To nie należy do sprawy, a poza tym, nawet jeśli ona go kocha, to on nie ma prawa jej sobą unieszczęśliwiać.

- Ma, i to dużo. No więc jak, kocha cię czy nie?

- Nie wiem.

Lina zdecydowała się wtrącić.

- Kocha.

- No widzisz?

Księżyc zakryty został przez chmury. Zel zastanawiał się, czy to możliwe... W końcu uznał, że tak. Podejrzewał to od dawna, ale zupełnie nie wiedział, co z tym fantem zrobić.

"Uczuciowi analfabeci...ech..." pomyślała sobie Merle. Wiatr przegnał chmury i teraz na podwórku zrobiło się widno. Widać było siekierę wbitą w polano, rozrzucone szczapy drewna... Lina przetarła oczy. Białe włosy w takim świetle wydawały się świecić... Niemożliwe, złudzenie.

- Zrobisz tak... Amelia jest teraz w pałacu, będzie ci potrzebna. Akurat teraz jest najodpowiedniejsza pora, gdyż jej sercem targają emocje.

- A co się stało? - zainteresowała się Lina. Merle westchnęła. Nie lubiła przekazywać nikomu złych wieści.

- Odnaleziono jej zaginioną siostrę...

- Ojej, to wspaniale! - ucieszyła się czarodziejka.

- Daj mi dokończyć... Niestety, znaleziono ją za późno. Książę Philionel odnalazł ją podczas podróży, wzbraniała się, ponieważ sądziła, że zamach, w którym zginęła jej matka, był zorganizowany przeciw niej... Okazało się, że miała rację. Zginęła wczoraj.

- To straszne...

- Ale jaki ma związek z moim lekarstwem?

- To bardzo straszne... a związek ma taki, że księżniczka cię kocha, a ponadto teraz jest w rozpaczy, więc będzie ci dużo łatwiej. Oto co musisz zrobić. Pójdziesz do Seyrun, odnajdziesz księżniczkę, i powiesz jej, że ją kochasz...

- Ale ja...

- To nie ma znaczenia, czy tak czujesz, czy nie! Ważne, żeby ci uwierzyła. Teraz, skoro cierpi, będzie ci jeść z ręki... zabierzesz ją do Północnej Wieży. Kiedyś zajmowała nią jej matka, dlatego drzwi są zamurowane. Polecicie Ray Wing do okna i po schodach wejdziecie na górę, tam nikt nie będzie szukał.

- Więc jego lekarstwo jest w Seyrun? - zdziwiła się Lina.

- Dajcie mi dokończyć! Na szczycie wieży jest komnata, pieknie acz skromnie urządzona. Przez trzy dni i trzy noce masz z nią tam być, rozumiesz?

Zel skinął głową, a Merle westchnęła ponownie.

- Nie, nie rozumiesz... Potrzebujesz jej serca, musisz sprawić, żeby biło tak jak twoje...Masz na to trzy noce.

- Chcesz, żebym.....

- Oczaruj ją, uwiedź, rób jak chcesz... Grunt, żeby przez trzy noce była twoja. Nad rankiem, trzeciej nocy księżniczka zemdleje ci w ramionach. Nad łóżkiem jest oprawiony sztylet z inskrypcją, zabito nim matkę Amelii. Zbijesz szybkę i weźmiesz sztylet.

Lina i Zel słuchali w przerażeniu. Widząca niezrażona kontynuowała.

- Wbijesz go i rozetniesz jej skórę, tak na krzyż. Musisz to zrobic szybko i umiejętnie, tak żeby serce jeszcze nie przestało bić. Zanim słońce wstanie, wyjmiesz jej serce i połkniesz. Musi, ale to musi bić tak jak twoje... Zanim słońce wzejdzie na dobre, bedziesz miał ludzki wygląd.

Byli wstrząśnięci. Ona właśnie oznajmiła radośnie, że lekarstwem jest morderstwo. To jakiś obłęd.

- Tak, i zaraz go złapią za zamordowanie córki księcia, królewskiej wnuczki...

- Nie, nie złapią. Przecież wszyscy naoczni świadkowie potwierdzą, że księżniczka uciekła z chimerą...a nikt nie wejdzie do Północnej Wieży...

Merle posłała im triumfujący uśmiech.

- I na twoim miejscu już bym wyruszała.

Zel nic nie powiedział, po prostu odwrócił się i odszedł, nieco chwiejnym krokiem, jak się Linie wydało. Nie bacząc na nic, rzuciła się w kierunku wciąż uśmiechniętej białowłosej.

- Coś ty mu nagadała!

- Całą prawdę. - widząca uniosła ręce. - Co ja poradzę, że jest tylko taka...

- No tak... - Linę ogarnęły wątpliwości. Sądziła, że może bezpiecznie zapytać.... tak naiwnie, jakby zapomniała, że za wszystko w życiu trzeba płacić. Zastanawiała się znowu, jak zapytać... Merle siedziała sobie dalej spokojnie, z nogą założoną na nogę, i patrzyła sobie na księżyc.

W końcu Lina zdecydowała, że raz kozie śmierć.

- Powiedz mi, gdzie jest Gourry...

Nieoczekiwanie widząca roześmiała się.

- No nie...jesteś orginalna, naprawdę... a także niesamowicie odważna. Nie jesteś aż tak uparta jak Zel, a ponadto umiesz wyciągać wnioski z tego, co widzisz... a mimo to się zdecydowałaś...

- Odpowiesz mi czy nie?

- Odpowiem, odpowiem ^^ ale słuchaj, jeśli powiem ci coś co ci się nie spodoba to mnie nie podpalaj ^^

- Mówże wreszcie!

Merle spoważniała.

- Ty także musisz iść do Seyrun... ale nie do pałacu, pójdziesz w kierunku koszar. Jeśli wyruszysz jutro rano, po południu już powinniście jeść razem... Ale muszę cię ostrzec, że szukanie sprawi ci ogromny ból, a jesli nie zdołasz dotrzeć do niego do wieczora, umrzesz straszną śmiercią.

- Koszary? Więc zaciągnął się? - puściła mimo uszu uwagi o bólu i śmierci w męczarniach. Ważniejsze było się dowiedzieć.

- No właśnie jeszcze nie. Najął się tylko, ale chcą mu zaproponować stały kontrakt... musisz mu przeszkodzić.

- Dzięki. - Lina zamierzała już odejść. Widząca milczała przez chwilę... Lepiej, żeby wiedziała.

- Lina...

- Co? - czarodziejka odwróciła się.

- Przykro mi z powodu Naghi...

Lina w pierwszej chwili nie zrozumiała. Dopiero po chwili...

- Chcesz powiedzieć..

- Gracia Ul Nagha Seyrun zmarła wczoraj....Przykro mi....

Lina odeszła jeszcze bardziej chwiejnym krokiem niż Zel.

Merle została sama. "Jak ja czasem tego nie cierpię..." Uspokajała się powoli, patrząc na księżyc. Chmury rozwiały się, gnane wiatrem pędziły na zachód.

"Ciekawe, czy Val idzie dzisiaj polatać.... po tym wszystkim chyba nie usnę..."

- Zupełnie ich rozstroiłaś... - rozległ się głos. Merle oderwała spojrzenie od księżyca i skierowała je na dach szopy, gdzie siedział sobie zwyczajowo usmiechnięty mazoku. Jakoś odruchowo uśmiechnęła się także. Już taką miała naturę.

- Nie było innego wyjścia.

- Zatem jednak legenda okazuje się prawdą, niemalże na naszych oczach. - zasugerował. Wolała tego nie komentować. Zresztą, oboje mieli teraz większe problemy.

- Więc wracasz na dobre?

- Teraz, skoro Lina-san odchodzi... Ktoś się musi wszystkim zająć. ^^

- Racja. Ktoś musi ^^

Mazoku zniknął, równie nagle jak wcześniej się pojawił. Skoro żyje, to znaczy, że mimo wszystko uznał ją na razie za sojusznika... no, może za mocno powiedziane, ale na razie była akceptowana i to jej wystarczało.

"Soy sama, zrobiłam jak poleciłaś... Mam nadzieję, że dobrze..." nie dokończyła myśli, bo z domu wyszedł Val. Nie namyślając się wiele, ruszyła w jego kierunku.

Od razu wiedział, że idzie.

- Merle, co ty tu robisz tak późno?

- Nie mogłam spać i... - opowiedziała mu wszystko, pomijając tylko pojawienie się Xelloss'a.

Szli już w kierunku wąwozu. Księżyc świecił tutaj o wiele jaśniej, tak, że jej ulubiona łąka wyglądała jak zielono srebrne morze.

- Teraz nie ma sensu kazać ci iść z powrotem... zostań tu. Kurcze, to oznacza, że Lina odchodzi.

- Chyba ruszy jutro rano. - potwierdziła.

- Szkoda... ale wiesz, jakoś od twojego przybycia wszystko się zmieniło...

"Nie masz pojęcia jak się jeszcze zmieni." pomyślała ze smutkiem. Sheera pewnie już wiedziała, że Lina jutro wyrusza, dzięki ich rozmowie.

Usiadła sobie na kamieniu. Val tymczasem rozpoczął swoje medytacje. Otoczyło go srebrne światło i po chwili miała przed sobą ogromnego czarnego smoka... Już go przecież widziała, ale i tak ten widok ją zachwycił.

~*********************************************************~

Amelia leżała na swoim łóżku, zdruzgotana. Wciąż jeszcze miała na sobie strój, w jakim przybyła. Po drodze spotkała tatę z Gracią... Taka była szczęśliwa....

Jeszcze wczoraj... wczoraj o tej porze jeszcze widziała ją żywą... Rozmawiały, zaśmiewały się do łez... Okazało się, że Gracia też zna Linę... ale nie poznała nigdy Gourry'ego, ani Zela.... ani Xellossa, ani Filii, ani panny Sylpheel....

Miały sobie jeszcze tyle do opowiedzenia, tyle do zrobienia razem....

Z jej matką było tak samo....

... ... .Dlaczego?..... ......

Tata wyruszył ścigać morderców... nie wiadomo kiedy wróci.... Czuła się samotna i opuszczona.... Zwinęła się w kłębek na łóżku. Tutaj spała sobie smacznie, kiedy ktoś mordował jej siostrę... Nic nie poczuła, nawet najlżejszego ukłucia smutku, żadnego sygnału...

Dlaczego, przecież do jasnej cholery, jest kapłanką, czyż nie? Powinna coś poczuć, coś zrobić.... Gdyby tylko jej się udało....

"Jestem do niczego.... Siostrzyczko, dlaczego.... czemu mnie zostawiłaś? Znowu jestem sama...tak się cieszyłam, że wróciłaś.... Niech ktoś jej pomoże, bo ja nie umiem, nie potrafię...."

- Zel... - szepnęła sobie cichutko, kuląc się jeszcze bardziej w pościeli.

~**************************************************************~

Lina przekazała wszystkim tę smutną wiadomość. Najbardziej zmartwiła się Filia, przypominając sobie swój żart przy podwieczorku. Miała wyrzuty sumienia z powodu tego, że nie pomyślała o Amelii wcześniej...

W ogóle nie zapytała, dlaczego nie ma księżniczki ani Gourry'ego.....

"Co ze mnie za przyjaciółka..."

Zel zniknął zaraz po rozmowie z Merle. Filia przypuszczała, że poszedł do Seyrun. Lina też, ale nie była z tego powodu zadowolona. A jesli ten kretyn wprowadzi ten szalony pomysł w życie?

Philionel straci wtedy drugą córkę.

Filia przewracała się bezsennie z boku na bok. Było jej smutno z powodu Amelii, a jednocześnie martwiła się, bo Xellossa jak nie było tak tak nie ma.

"Znowu się spóźnia..." pomyślała zirytowana. I zaraz skarciła się, przecież miała o tym nie myśleć. Jednocześnie, martwiła się, że Lina odejdzie i wszystko będzie jak dawniej... Chociaż Val zmienił się przez ten tydzień... Zrobił się spokojniejszy i jakby... doroślejszy.

Jakoś już się nie martwiła o to, że będzie chciał się zmierzyć z Xelloss'em. Przynajmniej nie w ostateczności...

Nieoczekiwanie przypomniała sobie tego wilka...

Miał tak wściekle zmrużone oczy... To wspomnienie wzbudziło w niej lęk, choć przecież kiedy widziała wilka, nie czuła strachu. Zastanawiało ją to, ale nie potrafiła nic wymyśleć.

Nagle coś ją objęło i przyciągnęło, mrucząc z zadowolenia. Już wiedziała, czego on chce... Ale nie miała zamiaru mu ulegać tak od razu.

- Słyszałeś o siostrze Amelii? - zapytała, kiedy już odzyskała oddech. Byle coś powiedzieć. Dopiero kiedy potwierdził skinieniem głowy, zdała sobie sprawę, że jego nieobecność zbiega się z czasem morderstwa... Zadrżała mimowolnie... przecież to niemożliwe... Ale przecież miała do czynienia z mazoku...

- O co ty mnie podejrzewasz, Filia? - zapytał cicho. - Nie miałem z tym nic wspólnego... - wymruczał jej do ucha. Chciała udać, że nic takiego nie przyszło jej do głowy, ale i tak wyrwało jej się westchnienie ulgi.

Xelloss roześmiał się. Objął ją mocniej.

- Jeśli to cię aż tak niepokoi... miałem troszkę zajęć w zupełnie innym miejscu.

- Dlatego się spóźniłeś? - zapytała. Oj, niedobrze. Za późno ugryzła się w język...

- Czyżbyś czekała? - zapytał figlarnie.Wytrzymała jego spojrzenie. - W takim razie... -zawiesił niebezpiecznie głos.

Później Filia zapomniała o wilku, zmartwieniach i wyrzutach sumienia....

Zapomniała o wszystkim.

~**************************************************~

Merle i Varu wracali rano do domu Filii. Było chłodno, ale przyjemnie. Niedługo miało wzejść słońce. Rozmawiali sobie o różnych rzeczach, między innymi o Filii i Xellossie.

- To o nich mówiaś że są jak "inn" i "yaa", tak?

- Uhm ^^ - potwierdziła zadowolona. - Przyznasz, że pasuje.

- Pasuje... ale mama chyba za żadne skarby się z tobą nie zgodzi.

- Myślisz? Ja tam uważam, że może nie dziś i nie jutro, ale kiedyś powie tak samo.

- Chciałbym, żebyś miała rację...

Szli jakiś czas w milczeniu.

- A powiedz mi, Varu, jesli możesz, dlaczego wtedy wy się w zasadzie pobiliście?

Milczał przez chwilę.

- Obraził mnie. - powiedział w końcu. - Ale tak naprawdę myślę, że usłyszał co mówiła Lina i to, co mówiła jej mama... chyba był po prostu.... zazdrosny.

- Możliwe...a ty? Co o tym myślisz?

- O tym, co mama mówiła? - nieśmiało skinęła głową. W jakiś sposób ta odpowiedź zrobiła się dla niej ogromnie ważna. - Najpierw mi było dziwnie... a potem, po drodze myślałem o tym i .... to niemożliwe, zgoda, może.... może podobałem się mamie, we wcześniejszym wcieleniu, ale teraz jest przede wszystkim moją matką.

Ścisnęła mocniej jego rękę. W ciemności nie widziała tak dobrze jak on, więc Varu przeprowadził ją przez jar... no i tak już zostało. Miała ochotę śpiewać z radości...

Tak doszli do domu Filii.

I tak zastała ich wymykająca się o świcie Lina.

- No ładnie, jeszcze słonko nie wstało, a gołąbeczki już się migdalą. - powiedziała niby to złośliwie, ale widok ją ucieszył.

- Już odchodzisz?

- Muszę się śpieszyć Val... masz ćwiczyć regularnie, zrozumiano? - zapytała z groźną miną.

- Tak jest, psze pani!

- No! I pozdrówcie ich tam...- machnęła w kierunku domu. Odeszła kilka kroków, kiedy Merle zawołała za nią.

- Lina, ani przez chwile nie wątpię, że ci się uda!

- Wiem! - odkrzyknęła ruda, odwracając się.

- A Zelem się nie przejmuj. Na pewno podejmie właściwą decyzję.

- To też wiem! - roześmiała się. Pomachała im ręką i zniknęła za zakrętem. Val, któremu Merle ze wszystkiego się zwierzyła, zapytał:

- Jesteś pewna, że jej się to uda?

- Nie. Ale w nią wierzę. ^^

- Mądrze.

Weszli do środka.

~*********************************************************~

Zatrzymał się przed pałacową bramą. Kiedy następnym razem będzie tu stał, będzie już człowiekiem. Zsunął kaptur. Wszystko jedno, ile osób go zobaczy.... Będą szukać chimery, nie człowieka...

Nikt się nigdy nie dowie....

Tylko będzie musiał zmienić nazwisko. Straci honor.

Ale co tam honor. Nareszcie będzie wyglądać jak człowiek.

Ale już nie będzie człowiekiem. Będzie mordercą. Mordercą niewinnej dziewczyny.

No to co? Będzie miał ludzką twarz, osiedli się w jednym miejscu, może założy rodzinę...

Tak, jasne. I co da takiej rodzinie? Fałszywe nazwisko? I z kim niby....

Do Zelgadis'a dotarło nagle, że nigdy nie zastanawiał się, co będzie robić dalej, jak już odzyska swój wygląd.

Pierwszym celem było odzyskać, ale nigdy nie sprecyzował, po co.

Miał dość bycia chimerą, chociaż potrafił właściwie skorzystać z zalet, jakimi były siła i umiejętności magiczne, lepszy refleks i wyostrzone zmysły... Miał dość ludzi wytykających go palcami, dość... W zasadzie, odkąd podróżował z tą hałaśliwą gromadką, to owo "wytykanie" niemal się nie zdarzało...

Ech, ale tak dawno tego pragnął. Owszem, nie chciał nikogo zabijac ale... Ale...

Był tutaj pod Seyrun.

Była brama.

Był zamek.

... ... ... strażnicy właśnie się zmieniają...

Nie, nie zabije jej...

Odwrócił się własnie z zamiarem opuszczenia tego przybytku, kiedy kątem oka ją zauważył... Wymykała się bocznym wyjściem.

Ciągle miała na sobie tę granatową bluzkę z szerokimi rękawami i białą spódnicę. Tym razem szła boso.

Szedł jak we mgle w jej stronę. Nawet nie zauważył, jak minął bramę, przeszedł przez równo przystrzyżony trawnik w kierunku wewnętrznej bramy, którą Amelia właśnie starała się minąć niezauważona. Nie bardzo jej to wychodziło.

Kiedy podszedł bliżej, zauważył że płakała. Ona jego też zauważyła, bo zatrzymała się jak wryta. A potem rozejrzała się dookoła jak zwierze w pułapce.

"I chyba słusznie..."

Nagle ona zrobiła coś nieoczekiwanego. Puściła się pędem w jego stronę. Odruchowo rozłożył ramiona i złapał ją.

I stali tak przez dość długą chwilę, a w tym czasie słońce wschodziło....

~***********************************************************************************~

Filia obudziła się z dość dziwnego snu. Śnił jej się pałac cały z lodu. Pałac mimo słońca, nie rozpuszczał się, a wszędzie naokoło harcowały pingwiny. Nagle ziemia zakołysała się, pałac się rozlatywał, a jego władca, maciupeńki ludzik w koronie, wrzeszczał przeraźliwie. Pingwiny podrywały się do lotu i zamieniały w gwiazdy na ciemniejącym niebie, a księżyc i słońce zamieniły się w ogromny kołowrotek, z którego wysuwała się powoli żółta wstęga....

To był najbardziej wariacki sen pod słońcem. Ledwo się obudziła, a już dopadło ją przeczucie, że Lina odeszła. Wyzwoliła się z uścisku, mimo mruczącego protestu ("Spać z nim to jak spać z kotem...mruczy i mruczy") Xellossa.

Wstała i podeszła do stoliczka. Karteczka od Liny. Rzeczywiście odeszła. Szkoda.

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Skoro Lina tu była.... to pewnie widziała.............. KYAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!

Teraz już wszyscy się dowiedzą, że ..... Nie, lepiej o tym nie myśleć. W razie czego, zaprzeczy.

Poszła do kuchni. Val i Merle pewnie jeszcze spali, podobnie jak Jiras i Gravos... W takim razie pora nakarmić Spaślaka....e, kota... od kiedy Lina zawołała na niego Spaślak, Filia nie mogła się odzwyczaić od myślenia tak o swoim kocie, mimo iż przezwisko jej się nie podobało i uparcie odmawiała używania go.

Wyszła przed dom, nawołując. Rzadko, bo rzadko, ale jednak kot wychodził czasem się powłóczyć...

I wtedy go znalazła.

Leżał cały zakrwawiony na progu.

Odeszła kilka kroków do tyłu i oparła się o szafkę. Dopiero kiedy poczuła gładką powierzchnię za sobą, krzyknęła.

A potem bardzo powoli zsunęła się na ziemię.

~*******************************************************~

"Ze snu obudził mnie jej krzyk... w zasadzie to nie muszę spać, ale coś muszę robić kiedy ona już zaśnie... Zazwyczaj ogarnia mnie lenistwo i nie chce mi się jej zostawiać... zresztą, gdyby się obudziła, nigdy bym sobie nie darował zmarnowanej okazji.

Ponadto, lubię się budzić koło niej.

Tego ranka jednak, zostałem pozbawiony tej przyjemności. Przeniosłem się prędko do kuchni, jednocześnie notując sobie w pamięci, że dzisiaj jesteśmy już tylko we czwórkę, nie licząc tych dwóch dziwnych zwierzoludzi, ze świty Valgaav'a...

Zastałem moją Fi opartą o szafkę, koło niej kałuża rozlanego mleka... wpatrywała się w coś w otwartych drzwiach. Przykląkłem koło niej. Chyba była w szoku, oczy miała rozszerzone, usta półotwarte... I płakała.

Nie chcę, żeby płakała. Nie przy mnie... Może się wściekać ile wlezie, ale nie, przy mnie nie będzie....

Poszedłem sprawdzić co wywołało taka reakcję. Na progu leżał kot, pocięty.

Kot Filii, przezywany Spaślakiem, dodajmy. W zasadzie mazoku nie lubią kotów i vice versa. Koty zazwyczaj są nieufne i wobec smoków, choć oba gatunki łączy upodobanie do wylegiwania się na żyłach wodnych.

Ten jednak był osobliwym produktem swojego rodu. Nie interesowało go nic oprócz jedzenia i spania. Dodajmy, że najchętniej na kolanach mojej Fi. Akurat pod tym względem rozumiałem go doskonale.

Mimo to, kot jakoś nie oponował ani specialnie nie zdenerwował się moim zadomowieniem się tutaj. Tolerował mnie, jak zresztą wszystko wokół. Interesowało go jedynie jedzenie i spanie.

- .......to ten wilk... - w mgnieniu oka znalazłem się przy niej, skoro tylko usłyszałem, że szepce. - To musiał być ten wilk....

Spojrzała na mnie, jakby prosząc, żebym potwierdził. Wolałem się nie kłócić.

Na pewno jednak nie zrobił tego wilk. Jestem tego tak pewny, jak jeszcze niczego. Dlaczego?

Sore wa himitsu desu... ... ...

Pomagałem właśnie mojej Fi usiąść wygodnie za stołem, jednoczesnie pilnując wody na herbatę, kiedy zwabieni okrzykami przyszli wreszcie Val, Merle i ci dwaj....

Teraz dopiero się zacznie."

~**********************************************************************~

Filia upierała się, że to szary wilk zabił jej kota. Val i Merle wreszcie przyznali, że też go widzieli. Varu uważał, że to trochę dziwne. Przecież wilk zjadłby kota... a nie przynosił go na próg. Merle milczała ale kiedy Filia uspokoiła się już, zabrała Varu na stronę.

Starożytny obiecał zająć się zwłokami.

- Varu... nie wydaje ci się to troszkę dziwne?

- Co?

- Po pierwsze, jak zauważyłeś, domniemany wilk przynosi zdobycz na próg Filii...

- Ja też nie wierzę, że to wilk, choć zobacz.

Podeszła do niego. Biedny zwierzak leżał w pudełku.

- Zobacz, Spaślak był dość gruby, żeby stanowić niezłe śniadanie, a sadło ma nienaruszone... Po drugie, ma tylko podcięte żyły... równiusieńko podcięte, a nie wyszarpane, rozumiesz?

Skinęła głową. Miała już nawet pewne podejrzenia. Ale nie mogła nic powiedzieć. Xelloss wiedział, że Sheera obserwuje dom, i to był jego problem...

Zakopali nieszczęsnego kota w ogrodzie Filii.

~***********************************************************************~

Sheera oblizała palce, zadowolona. Smocza rozpacz, co za przysmak... a to mógłby być dopiero początek. Humor nareszcie jej się poprawił. Mogła się spokojnie zastanowić nad nową ofiarą... chyba najlepiej zacząć teraz od tego drugiego smoka... Ból po jego stracie zbliży smoczycę z pozostałymi... Tym bardziej ją zaboli reszta....

Tak, to niezły plan.

Pogrążona w takich rozmyślaniach nie zauważyła pojawienia się kapłana. Na dodatek, nie była przygotowana na taki obrót spraw. Ona mu funduje pyszne śniadanko, a on jest...delikatnie mówiąc, nieźle wkurzony. Zdzielił ją tak, że o mało co nie spadła ze swojej gałęzi...

- Znikaj stąd... - wycedził. Wariat. Miała już go serdecznie dość. Najwyższa pora pokazać mu, co.... Nie zdążyła, bo tym razem siła ciosu zrzuciła ją z gałęzi. Musiała użyć teleportacji, żeby nie spaść.

- Odbiło ci...- stwierdziła.

Xelloss uśmiechnął się tak, że w duchu zadrżała. Ale na wierzchu pozostała niewzruszona. W końcu jest Generałem Grausherry, prawda? I nie podda się, wykona rozkaz lub zginie.

- Nie pyskuj, zmiataj.

Udała, że jest obrażona, a w duchu zastanawiała się, o co on ma pretensje. Potrzebował tego kota, czy co?

- A co, żonka się niepokoi? Nie umiesz pocieszyć swego smoczka?

Zaraz pożałowała tych słów, bo tym razem trzasnął ją tak, że spadła z gałęzi. Kiedy otworzyła oczy na ziemi, widziała tylko słońce prześwitujące przez liście, a wszystko wokół się kręciło...

"Niedobrze mi..."

- To było ostatnie ostrzeżenie, Sheera.

Zrozumiała, że już go nie ma i dopiero wtedy odważyła się podnieść. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego zrobiło jej się mdło... od jego dotyku, ale dlaczego... mazoku nie czują mdłości z powodu uczuć innego mazoku... No chyba, że silniejszego...

"Już ja cię dostanę w swoje ręce... Pożałujesz..."

Nagle ktos pomógł jej wstać.

Grau.

Na niego zawsze może liczyć.

~**********************************************************************~

Xelloss ją niesamowicie zaskoczył. Kiedy Val poszedł z Merle, żeby.... A Jiras i Gravos do sklepu, siedział z nią cały czas, zrobił jej herbaty... Nic nie mówił, ale nie musiał. Możliwe, że miał po prostu darmową wyżerkę jej kosztem. Ale było jej zbyt smutno, żeby się tym przejmować.

Kiedy tak siedziała przy stole, nad kubkiem z herbatą (ulubiona filiżanka była w pracowni) chwycił ją za rękę. Pierwszy raz nie chciała się wyrwać...

Pierwszy raz uśmiechnęła się leciutko przez łzy...

I tak siedzieli.

Po południu Jiras i Gravos mieli jechać po dostawę broni. Nie chcieli jej opuszczać. Val miał jechać z nimi i wcześniej obiecał też, że zabiorą Merle. Chciał jej pokazać miasteczko, gdzie spotkał tą tajemniczą ministrelkę - kleptomankę, od której dostał zwój.

Teraz jednak miał zostać, a jechać mieli tylko Jiras i Gravos... Filia z jednej strony była niespokojna a z drugiej... Jej syn ostatnio tak ciężko pracował... Należało mu się coś od życia.

- Jedźcie we czwórkę, ja sobie poradzę.

- Ale mamo...

- Przecież nie będzie sama. - Xelloss pojawił się nie wiadomo skąd i zaraz objął Filię w talii. - Nie spuszczę jej z oka, obiecuję. Val i Merle spojrzeli po sobie.

"No dobrze. Skoro chcą zostać sami..." pomyślał Val.

Odjechali jeszcze tego popołudnia.

~************************************************************************~

A każda brama ma swego strażnika....

Koniec części 2

O boooooshe, co ze mnie za autorka! Zabiłam kota. I Naghę....

Ojej.

Smutno mi.

Ale tak być musiało....

Aha "inn" to Yin a "yaa" to Yang, jak się łatwo domyślić. Nie mam na kompie japońskiej pisowni, więc zastosowałam taki zapis ^^

W następnej części poznamy pewne sekrety rodzinne, dowiemy się, co się robi z bronią masowego rażenia, odwiedzimy pałac Dynasta i może dowiemy się w końcu co dalej z Liną i Zelem........

Może nic XD

A może już nie żyją.

A może mają się dobrze....

Jeszcze nie wiem.

Aha, Sheera. Tak, wiem, pani Generał ma na imię Sherra jak końcówka nazwiska Grausherry... Ale tak zapisane jej imię jest podobne do imienia Shaila, którego nie cierpię... Dlatego zapisałam jej imię Sheera... e, czytamy jak długie e, a nie jak i w imieniu Sylpheel...

Oj, namotałam....

Pozdrówka

Chara

[no pacz, a ja ciągle czytałam Szi-ra XD. Był kiedyś na tefałenie taki animek "She-ra" XD. Taki "He-man", ale jako kobieta XD. Bardzo fajny to był animek, inteligiętny. Szkoda, że już go nie puszczają, bo był dla mnie źródłem rozrywki równym szanownemu panu Endrju Lepperowi. Cóż, mjenja zawut Soy Sinah, ja saszła s uma... I wszyscy o tym wiedzą. Niahaaaaa XD - Soy]

15



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
In'ei Raisan 1
In'ei Raisan 5
In'ei Raisan 4
In'ei Raisan 3
Education in Poland
Participation in international trade
in w4
Metaphor Examples in Literature
Die Baudenkmale in Deutschland
ei 03 2002 s 62
Han, Z H & Odlin, T Studies of Fossilization in Second Language Acquisition
2002 4 JUL Topics in feline surgery
Midi IN OUT
Neural networks in non Euclidean metric spaces
Marsz żałobny, Marsz żałobny Clarinet in Bb 2

więcej podobnych podstron