In'ei Raisan 5


OK, parciak piąty. Soyek, diabolicznie długi ^^

[poradzę sobie ^^]

Part 5

Przebiegli już dość spory kawałek za tajemniczą dziewczyną. W końcu dotarli do znajomej nam już

łąki z płaskim kamieniem. Filia była tak zmęczona, że Val musiał ją nieść niemal przez

całą drogę.

Dlatego kiedy dobili do znajomego punktu, natychmiast posadził Złotą na głazie.

- Nie ruszę się stąd nawet na krok, jeśli nie powiesz, o co chodzi. - zwrócił się ostrym tonem do

wilczycy. Merle oparła się o kamień, a następnie pomogła Garu wdrapać się na miejsce obok Filii.

Smoczyca machinalnie przytuliła chłopca.

- Zgadzam się z nim. - powiedziała cicho dziewczyna, stając koło starożytnego.

Mazoku wzruszyła ramionami. Miała długie, falowane włosy w bordowym, mocnym odcieniu. Teraz nawijała jeden

kosmyk na palce, mrużąc żółte oczy. Najwidoczniej szybko szacowała, na ile może sobie wobec nich

pozwolić.

- A jak ci się wydaje? - powiedziała w końcu zaczepnie. Valgaav zacisnął pięści. "Zaraz się

pobiją." pomyślała Filia i podniosła wreszcie wzrok na dziewczynę. Ta ujęła się pod boki i

bezczelnie gapiła się na Val'a. Tak się pojedynkowali "na oczy", a Merle nie wiedziała, czy się śmiać

czy płakać.

Przyjrzała się dziewczynie uwazniej. Była drobna, mniej więcej wzrostu Amelii. Miała na sobie ciemne,

szerokie spodnie i płaszcz, zapinany nieco z boku. No i bordowy golf. To wszystko razem przypomniało jej...

- Jesteś od Xelloss'a... - powiedziała jakby we śnie.

- Twoja matka jest mądrzejsza od ciebie. - skomentowała mazoku, pokazując Val'owi język. - To jak chcecie

wersję skróconą, czy ze szczegółami?

- A która jest prawdziwa? - zapytał morskowłosy złośliwie.

- Obie. - odparła dziewczyna zuchwale. - Chyba powinnam się przedstawić. Jestem Zixi. [oO.... "... a za nimi

Pixi, Dixi, wykąpane w proszku Ixi" XDDD]

Złotowłosa i widząca skinęły jej głowami, a Garu wyszczerzył się niemożliwie od ucha do ucha.

Zixi zblizyła się do smoczycy, wymijając bezczelnie drugiego smoka.

- I ty się orientujesz bardzo dobrze, dlaczego tu jestem.

Wlepiała w nią takie intensywne spojrzenie żółtych ślepii, że Filia spuściła wzrok na swoje

kolana.

- Coś.. coś złego się stało...Jemu... - powiedziała jeszcze ciszej niż poprzednio. Zixi skinęła

głową.

- To ma jakiś związek z twoim nocnym wyciem? - spytała Merle przytomnie, nieznacznie naruszając swoją

osobą przestrzeń pomiędzy mazoku a Varu.

Ponowne skinięcie głową.

- Tak... ma związek. Widzisz, źle się stało, że Xelloss nie zabrał cię od razu na wyspę, do nas...

Chociaż może to i dobrze. Wczoraj... - nie zdążyła dokończyć, bo Filia wczepiła się w pazurami w

jej ramiona.

- Coś się stało, prawda?! Mów zaraz!!!

Mazoku niecierpliwie strząsnęła jej ręce, a następnie zrobiła krok do tyłu.

- Krótko mówiąc... wczoraj naszą wyspę zaatakowano.

- I co? - spytała Merle ciekawie. Zixi zmroziła ją wzrokiem. Wzruszyła ramionami.

- I w efekcie... - wzięła głęboki oddech. - I w efekcie nasza pani zniknęła, a Xelloss'a zabrały

smoki. Tak myślimy, bo nie można go znaleźć. - wyrecytowała jednym tchem.

- Jak to zniknęła? Mroczni Lordowie nie znikają ot tak sobie! - zirytował się Val. Zixi straciła resztki

cierpliwości.

- Przestań mi ciagle wchodzić w słowo! Zaatakowali nas wczoraj, nasza pani zniknęła przez tą wredną

babę, a Xelloss'a nie było, bo jakby był, to nic by się nie stało, i nie można się z nim

skontaktować! No!

Filia potrząsnęła głową.

- Jak to nie można?

- No... z tego co mi mówiono, to miał być na biegunie, ale jakby był to już by wrócił, a ponadto

Sheera tu była, więc coś mi się nie zgadzało. Więc jak mi kazał jej pilnować, to wiedziałam,

że ci z bieguna znowu coś planują...

Val przerwał jej ruchem ręki. Zamilkła obrażona. Merle usiadła sobie koło Garu, który z całą

beztroską zasnął sobie oparty o Filię. Założyła nogę na nogę i czekała...

- Sheera... Sheera pytała czy wiem gdzie on jest... Ty... wy myślicie, że ja mam coś z tym wspólnego?

Zixi zaprzeczyła.

- Nie, Filia... mogę ci mówić po imieniu? Wcale tak nie myślę... może uważałabym tak, gdybym

przybyła tu dzisiaj, ale jestem tu już od dość dawna. Uważam natomiast, że możesz nam pomóc.

- Jak... w czym?

- Związałaś się z naszym kapłanem, więc prawdopodobnie bedziesz w stanie go odnaleźć, tak jak on

ciebie...

~**********************************************************************~

Rozmasowała sobie obolałą głowę. Ręką natrafiła na szklane odłamki we włosach.

Wrzasnęła, kiedy wbiły jej się w skórę. Wściekła na cały świat, a szczegółnie na tę

małą, która miała czelność popsuć jej akcję... Co za brak szacunku!

Nikt w ten sposób nie traktuje podwładnych wielmożnego Grausherry!!!

W każdym razie jeszcze się taki nie narodził, coby nie musiał za to zapłacić.

Rozejrzała się po zdemolowanym pomieszczeniu. Dziwne... Grau jeszcze leży i nie rusza się... Pełna złych

przeczuć podeszła powoli do leżącego kapłana. Kopnęła go delikatnie.

Zwinął się w kłebek. Czyli żyje. Dobrze. Teraz trzeba go dprowadzić do stanu uzywalności.

Nie mając najmniejszej ochoty brudzić sobie rąk, albo, co gorsza, użyć jakiejkolwiek części swojej

energii do ocucenia partnera, Sheera postanowiła użyć bardziej wyrafinowanej metody, podpatrzonej u ludzi.

Mianowicie przysunęła sobie nieszczęsne krzesełko, na którym wcześniej siedziała Filia. Następnie

usadziła na nim kapłana, uważając, żeby nie skaleczyć się ponownie o szkło.

Kolejny manewr, powtórzony kilkakrotnie, to po prostu wymierzenie nieprzytomnemu paru szybkich uderzeń w twarz.

Powtarzała aż do momentu, kiedy otworzył oczy.

Grau błyskawicznie złapał ją za nadgarstki i brutalnie usadził sobie na kolanach, odchylając lekko do

tyłu.

- Teraz zebrało ci się na amory, Sheera. - mruknął. - Nie mamy czasu, skarbie. Trzeba ich znaleźć,

chodź.

Wstał. Sheera z rozmachem wylądowała tyłkiem na podłodze.

- Ty popieprzony kretynie! Ja cię doprowadzam do przytomności, a ty...

Reszty już nie miała szansy dokończyć, bo musiała się teleportować za nim.

~******************************************************************~

Lina gapiła się na Cristophera z otwartą na całą szerokość buźką. Cristopher skrzyżował

ramiona i triumfująco spojrzał na załamanego brata.

Phil chyba chciał coś powiedzieć, bo otworzył usta, ale dał za wygraną. Milczkiem wycofał się z

powrotem do gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Trzasnęły dość głośno. Huk wyrwał wszystkich z

konsternacji. Amelia ruszyła za ojcem, ciągnąc za sobą Zel'a.

Na korytarzu zostali tylko wkurzona czarodziejka, coraz mniej pewny siebie książę i mocno zdezorientowany

szermierz.

- Coś ty przed chwilą powiedział?

- Nic, oprócz tego, że powinnaś poślubić mego brata... oczywiście to czysto handlowa propozycja. -

zastrzegł od razu. [MWUAHAHAHAHAHA!!!]

Ponieważ czarodziejka nie wykazywała żadnych objawów zainteresowania jego genialnym planem, zaczął ją

wtajemniczać.

Całość w skrócie wyglądała tak:

Ludzie już przy okazji pierwszego morderstwa uznali, że nad rodziną panującą ciąży klątwa,

względnie, że jest to kara zesłana przez niebo za studiowanie czarnej magii. Dodatkowo, starsza z

księżniczek, Gracia, porzuciła królestwo i zajęła się studiowaniem właśnie czarnej magii.

Na szczęśćie zdołano uniknąć jakoś poważniejszych rozłamów i sprawę wyciszyć. Teraz

jednak, kiedy zginęła niemal w takich samych okolicznościach...

Dlatego książę wpadł na pomysł. Początkowo chciał namówić brata, aby wydał drugą

córkę za jakiegoś maga. Jednakże jego plany pokrzyżował Zelgadis. Wpadł więc na inny pomysł.

Skoro ostatnia pretendentka do tronu własnie się zaręczyła... trzeba ludzi uspokoić w inny sposób.

Gdyby np: jego brat poślubił przyjaciółkę córki, na dodatek mistrzynię arkanów czarnej magii... To

wyglądałoby prawdopodobnie. Opinia publiczna szybko by się z tym pogodziła. Gdyby jeszcze np, przyszła

królowa zgodziła się, ot tak w ramach zabicia czasu... zaznajomić ze swoją sztuką bratanka, księcia

Marcel'a, który również ma talenty w tej dziedzinie... Mogłaby rządzić bardzo długo, nikt z

arystokracji nie czułby się poszkodowany, nawet w obliczu faktu, że do rodziny królewskiej ot tak sobie

weszła parweniuszka.

Lina wzruszyła na to wszystko ramionami.

- Oczywiscie, możesz się nie zgodzić... ale nie wiadomo z jakimi przeszkodami będą się musieli zmagać

twoi przyjaciele, zanim w Seyrun oficialnie ogłoszą ich zaręczyny... o ile wytrzymają ze sobą do tej

chwili...

Lina ponownie wzruszyła ramionami. Cristopher skłonił się i odszedł. Stała przez chwilę zadumana.

Coś się tu wyraźnie nie zgadzało...

Zamyślona nie zauważyła, że podczas dłuuugiej przemowy księcia, podszedł do niej Gourry.

- Lina?

Nic.

-....Lina?

Dalej nic.

-.... LINA?! - i po skupieniu.

- Czego?

- Nic nie rozumiem ^^

Odszedł na pół kroku do tyłu, bo zazwyczaj po takim oświadczeniu następował wybuch, albo nawet i

wybuch w sensie dosłownym. Ale nie tym razem. Lina uśmiechnęła się do niego melancholijnie.

- łatwo się w tym pogubić, wiesz... zaraz ci objaśnię, tylko... muszę pomyśleć.

- Dobrze.. ale wiesz co?

- No?

- Ty chyba dalej jesteś chora. - błysnął wnioskiem. Linkę to oswiadczenie z lekka podłamało. Po

chwili była gotowa tłumaczyć wszystko.

Usiedli sobie na pustym korytarzu, pod obrazem przedstawiającym pierwsze posiedzenie Rady Handlowej. Ruda rozparła

się wygodnie i ponownie pogrążyła w zadumie. Szermierz spokojnie czekał, aż się namyśli.

Po chwili jej się znudziło, nie osiągnęła wiele, oprócz bólu głowy. Doszła do jednego wniosku.

To na pewno nie był plan Cristopher'a. A jeśli nawet, to nie cały! Kątem oka zauważyła, że jej

towarzysz ma równie jak ona zamyśloną minę i nieobecne spojrzenie. Pomachała mu ręką przed oczami.

- Nie myśl tyle... to ci może zaszkodzić. - powiedziała z kpiącą troską. Zamiast riposty dostała w

nagrodę uśmiech. No tak... na niego ironia nie działa.

- A zatem... mów, co jest niejasne.

- Hmmm..... wszystko.

Poskrobała się po głowie. To chyba jednak bedzie trudniejsze, niż myślała.

- No dobrze... zaczniemy od początku. - wzięła głębszy oddech. - Powiem ci to tak, żebyś wszystko

dokładnie zrozumiał, a pytania zostawimy na koniec, jasne?

Poczekała, aż pokiwa głową.

- Więc, jak już pewnie wiesz, Amelia i Zel... No tego, mają się pobrać, rozumiesz?

Kiw, kiw.

- Świetnie, dalej. Phil chce, żeby jego córka była szczęśliwa, bo właśnie stracił drugie

dziecko, starszą siostrę Amelii. Jasne?

Kiw, kiw.

- To dobrze. Ale jego brat ma własne plany i z jakiegoś powodu chce, żebym została żoną Phil'a i

nauczyła Marcel'a magii. Jeśli tego nie zrobię, zniszczy życie Amelii, kapujesz?

Kiw, kiw.

- I właśnie coś mi się tu nie zgadza, przecież wszystkim wiadomo, że Seyrun słynie właśnie z

tego, że tu n i e w o l n o studiować czarnej magii. Dlaczego teraz komuś zależałoby, aby to się

zmieniło? To musi być robota z zewnątrz, ale dlaczego? Czy ktoś szantażuje Cristopher'a? Ale czym?

Zanim się spostrzegła, zaczęła mówić bardziej do siebie niż do niego.

- Lina?

- No? - spytała nieuważnie.

- To znaczy, że zostaniesz królową?

Gdyby teraz się obróciła i spojrzała na niego zobaczyła by bardzo ciekawy dla siebie widok... takiego

wyrazu twarzy, takiego rozczarowania pewnie jeszcze Lina nie widziała, a w kazdym razie nie u Gourry'ego.

Nie odwróciła się jednak, zmylona spokojnym tonem, jakim zadał to pytanie. Szkoda.

- Chyba nie.. w kazdym razie nie zamierzam, dopóki nie dowiem się o co chodzi...

~**********************************************************************************~

Tymczasem drugi po Philionel'u pretendent do królewskiej korony upewnił się, że nikt go nie śledzi, po

czym, uspokojony, niespiesznie udał się do własnej komanty.

Starannie zamknął za sobą drzwi.

Był to pokój, który zawsze zajmował z małżonką, ilekroć opuszczali swoją rezydencję.

Oprócz wielkiego łoża stała tu jeszcze ogromna, pięciodrzwiowa szafa z dębu, pomalowana na biały

kolor. I biała toaletka z ogromnym lustrem.

[ no normalnie dupa blada XD- S.]

Usiadł na miejscu swojej żony, która zawsze tutaj rozczesywała swoje długie włosy przed snem. Tym razem

jednak nie myślał o żonie, o swojej rodzinie. W ogóle o niczym nie myślał. Tępym spojrzeniem

wpatrywał się w wielkie zwierciadło.

Widział swoje odbicie.

Uśmiechnął się półgębkiem do 'Cristopher'a_w_zwierciadle'. 'Cristopher_w_zwierciadle'

uśmiechnął się pełną gębą do 'Cristopher'a_przed_zwierciadłem'. Wydawał się o całe lata

od niego młodszy i o wiele szczęśliwszy.

Po paru chwilach wpatrywania się we własne, o wiele szczęśliwsze od siebie odbicie, twarz księcia

wygładziła się w takim samym, nieobecnym, chorym uśmiechu.

'Cristopher_w_zwierciadle' przymknął oczy i z zadowoleniem odchylił się do tyłu. Kobieta w pieknej,

falującej, koronkowej sukni objęła go i po cichu zachichotała.

'Cristopher_przed_zwierciadłem' zrobił dokładnie to samo.

Z tym, że żadna nieznajoma nie stała za nim.

~***********************************************************************************~

Siedziała na kamieniu, osamotniona, przerażona żądaniem, jakie przed nią postawiono. Jak ma go

znaleźć? Owszem, była kiedyś kapłanką, potrafiła "znajdować" różne rzeczy, a co do mazoku, to

zawzyczaj przeczuwała je na odległość...

Z tym, że wsztystko się zmieniło, porzuciła kapłaństwo, nie miała prawa poprosić Króla Smoka o

pomoc, nie mogła zapaść w trans... a bardzo wątpiła, czy samodzielnie, bez tej pomocy jej intuicja jest tak

silna, żeby...

Mogła zawsze poprosić Merle. I w ten sposób wplątać to dziecko (bo ile w końcu ona ma lat, przecież

jest niewiele starsza niż Garu...znaczy, o ile jego wyglad zewnętrzny brać za oczywisty, to nie byłaby od niego

wiele starsza...) w aferę, może nawet w wojnę...

Nie, tego zrobić nie mogła, tym bardziej, że Merle nie była związana z tym światem i kto jak kto, ale w

żaden sposób nie była odpowiedzialna za taki układ rzeczy.

Nie może więc dopuścić, żeby Zixi się dowiedziała (o ile jeszcze nie wie) a już na pewno, żeby

dowiedziała się o Galvair'ze.

Musi gdzieś wysłać to dziecko.. tylko gdzie? I z kim?

Uświadomiła sobie, że niemal tęskni za Sheerą. Jednocześnie przypomniało jej się stare

powiedzenie, które usłyszała gdzieś w dzieciństwie, w świątyni: "Mazoku zawsze, ale to zawsze

oznaczają kłopoty." Jeszcze wtedy uważała, że o wiele więcej... dzisiaj już inaczej rozumiała to

powiedzonko.

Merle bawiła się z Garu i Okruszkiem. Szepnęła jej, żeby się nie martwiła nimi. łatwo

powiedzieć.

W zasadzie już podczas pierwszej podróży z Liną i jej kompanią zauważyła, że ludzi cechuje pewna

beztroska, czy też skłonność do myślenia o błahych sprawach w ważnych chwilach...

Kiedyś uważała to za denerwujące, teraz sama tego doświadczała.

"Czy ja się tak bardzo zmieniam?... niemożliwe, nie chcę..."

Val stał oparty o ten sam głaz. Trzy kroki przed nim siedziała sobie po turecku Zixi i bezczelnie wgapiała

się to w jednego, to w drugiego smoka. Filia była wdzięczna, że Merle trzyma Garu z dala od nich. Chłopczyk

miał za dużo energii, cały czas się śmiał. Istaniała obawa, że po prostu zirytuje mazoku, a

konsekwencje tego mogły by być nieprzewidziane.

Potrząsnęła głową, odganiając od siebie wszystkie myśli. Zwróciła się bezpośrednio do

Zixi.

- Czego ode mnie oczekujesz?

Bordowowłosa zwróciła na nią bezczelne spojrzenie żółtych oczu. Mrużyła je nawet w podobny

sposób, ale nie zamykała. I uśmiech miała podobnie denerwujący.

Teraz zaprezentowała taki typowy, bardzo szelmowski, gdzie lewy kącik ust unosił się kpiaco do góry.

- A nie powiedziałam? - wstała i jednym susem zblizyła się do jasnowłosej. Val zareagował tak samo

szybko, ale pokazała mu gestem, że wszystko w porządku.

- Nie powiedziałaś. - odparła cicho. Jeśli to możliwe, to kpiący wyszczerz stał się jeszcze

szerszy.

- Chcę, żebyście poszli ze mną, wszyscy. Musisz się wywiązać.

- Z czego? - nieoczekiwanie, to proste stwierdzenie, przypomnienie o jakimś nieznanym obowiązku obudziło w niej

gniew. A może to po prostu obawa o najbliższych.

Zixi przestała się uśmiechać i ostrym, bardzo szybkim gestem złapała ją za lewy nadgarstek i

uniosła na wysokość oczu. Branzoleta zalśniła w słońcu.

- Z obowiązku. Zostałaś jego towarzyszką i nie możesz go zostawić, zwłaszcza w t a k i e j c h w i l i , rozumiesz?

Milczała.

- Ona ma trochę racji mamo. - wtrącił starożytny łagodnie. Spojrzała na niego zdumiona. Ostatnia osoba

od której by się spodziewała usłyszeć coś takiego...

- Nie, to, żebym nagle wszystko zaakceptował. - Val rozwiał jej złudzenia. - Ale fakt faktem, zgodziłaś

się... i myślę, że mogłabyś jakoś pomóc. Bądź co bądź, sama mi opowiadałaś, że

Xelloss wam trochę pomógł w swoim czasie.

Zarumieniła się. Merle oparła się o kamień z drugiej strony, tak, że teraz praktycznie na nim

leżała, twarzą w ich stronę. Gdzieś z tyłu biegał mały, zielonowłosy Garu.

- Mogę coś dodać od siebie? - kiedy reszta skupiła na niej wzrok, kontynuowała. - Moim zdaniem, oni oboje

mają rację. Ale decyzja należy do ciebie, Filia-san, więc cokolwiek zrobisz, zrób to w zgodzie ze

sobą.

Mazoku chyba chciała zaprotestować, ale po chwili zrezygnowała.

- Więc zastanów się trochę, a ja tym czasem wyprawię Garu do domu, dobrze?

Nie czekając na odpowiedź, ześlizgnęła się z wdziękiem z kamienia i odbiegła gdzieś. Filia

chciała ją zawołać. Co ona wymyśliła? Gdzie chce wysłać Galvairę?

- Tylko niech tu wróci... - żółtooka łypnęła groźnie w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilką

siedziała Merle. Val posłał jej niepewne spojrzenie. Skinęła mu głową i po chwili została sam na

sam z mazoku.

Zixi odprowadziła smoka wzrokiem. Powstrzymała się od komentarza, ale nie mogła powstrzymać nerwowego tiku.

Filię dręczyło przeświadczenie, że gdyby jej tu nie było, Zixi z pewnością podjęłaby walkę

z jej przybranym dzieckiem.

Postanowiła skupić się na swoich odczuciach... niby dlaczego miałaby pomagać mazoku? Dobrze, może i

żyła w kłamstwie przez kilka stuleci. Może nie wiedziała, do niedawna, jak wygląda prawda. Ale to nie

zmieniało faktu, że przecież skoro wszyscy obawiali się mazoku, to, na litość bogów, coś w tym

musiało być.

I będąc smokiem, nawet smokiem znającym prawdę i nie zgadzającym się na pewne rzeczy, nie

oznaczało...

... z tym, że sytuacja była troszkę bardziej skomplikowana.

Nie oznaczało, że musi pomóc temu namagomi.

... zgodziła się dobrowolnie.

Nie! Zmusił ją podstępem. Przecież żaden smok nigdy i nigdzie...

... nawet ostanio cieszyła się, że jest z nią.

Nie wolno pomagać mazoku. To samobójstwo.

... przecież go nie zostawi na pastwę losu.

Smoki nienawidzą mazoku.

... gdyby chciała odkręcić tę sytuację, to miała milion szans wcześniej. Teraz to byłoby

tchórzostwo.

Coś ją tknęło.

- Mówiłaś, że zaatakowano waszą... waszą siedzibę. Nie powiedziałaś, kto to zrobił.

Milczenie.

- Nie, nie powiedziałam. - przyznała Zixi spokojnie. Tylko tyle. Spokojne oświadczenie. Zresztą nie musiała

nic mówić.

- Dobrze. Pójdę z wami..z tobą... i zrobię co będę mogła.

Zixi nie rusza się. Cały czas siedzi pod kamieniem, koło Filii. Kiedy Val zniknął z widoku opuściła

wzrok na ziemię, więc nie widziała jej twarzy. Ale przysięgłaby, że przestała się

uśmiechać.

Teraz też...

Dziewczyna podnosi głowę. Na jej twarzy kpiący uśmiech, w którym widać też zadowolenie. Ale Filia,

przyzwyczajona już do perfekcyjnej maski Xelloss'a dostrzega nutę triumfu. I ulgi.

Odwzajemnia nieśmiało uśmiech.

- Ale oni idą z nami. - zastrzega nagle bordowowłosa. Złota zamiera na swoim miejscu.

- Nie... nie możesz...

- Mogę. Idą z nami.

Tym razem jej uśmiech jest okrutniejszy. Sheera powinna się od niej uczyć.

Wszechwidząca usiadła pośród trawy. Wiedziała, że gdzieś tam z tyłu jest Varu. Prosiła go,

żeby poczekał. Teraz musiała się skupić na jednym. Seirizzim usiadł przed nią. Garu nieporadnie

zrobił to samo.

Merle otworzyła swoją torbę, wyjęła papier i coś do pisania, i szybko nagryzmoliła kilka słów

na owym świstku. Trudno jej szło napisanie listu do mamy, bo w uszach cały czas rozbrzmiewał jej głos Varu.

"Telepatia z takim głosem powinna być zabroniona."

Formalnie smok jej nie dogonił.

Ale wiele to nie dało, bo "złapał" ją telepatycznie. Wytłumaczyła mu tą drogą, że wyśle Garu

do siebie, razem z Okruszkiem. Do Międzyświata.

"~ - To...bezpieczne? ~"

*~ - Najzupełniej... najprawdopodobniej zabiorą nas gdzieś, gdzie będzie dużo mazoku... lepiej, żeby

Garu nie szedł z nami, nie? ~*

Chwila ciszy.

"~ - Racja... ale jak chcesz to zrobić? ~"

*~ - O nic się nie martw, to absolutnie bezpieczne przejście. ~*

"~ - Dobrze... uważaj na siebie, Merle. ~"

Dobrze, że się zgadzali w tej kwestii.

No, w końcu jakoś udało jej się napisać jakiś sensowny komunikat. Następnie podpisała się i

wsadziła list do koperty. Napisała swoje imię na jednej stronie, a na drugiej imiona swoich rodziców.

Sei czytał do góry nogami.

- Więc twoim ojcem jest Azazello... to dużo tłumaczy... - zamilkł, bo łypnęła na niego groźnie

spod białej grzywki.

- Masz być cały czas z Garu, rozumiesz? Inaczej nie zobaczysz żadnego boga, o Siedmiorgu już nie

wspominając.

Kot potulnie skinął głową. Merle wyciągnęła z torby jeszcze małe, drewniane puzderko i flanelowy

materiał. Udarła z niego mniejszy kawałek. Resztę schowała. Galev [:* Soyuś, ograniczyłam to imię w

tekście, ale coż, czasem sie musi pojawić XD] [.... <drgawki> ...może jednak przeżyję...]

przyglądał się temu święcącymi oczami. Dziewczyna ulitowała się i pozwoliła mu otworzyć

pudełko.

W środku była gąbka nasączona atramentem. Odczekała, aż Garu nacieszy się granatowymi rękami i

wytrze plamy w futerko Okruszka, a następnie wytarła mu ręce odciętym kawałkiem flaneli.

Kiedy już się uspokoili, i kot i dziecko, kazała im uważać. Zdjęła z szyi medalik w kształcie

spirali. Podniosła tak, żeby oboje widzieli.

- Świat jest mandalą. - powiedziała. Ubrudziła spiralkę w atramencie, a następnie odbiła ją jak

pieczątkę w miejsce adresu, pod imionami rodziców.

- Garu... widzisz to?

Chłopczyk skinął głową.

- To jest list do moich rodziców, do mamy i taty... zaniesiesz go razem z Okruszkiem, dobrze?

Chłopczyk znowu skinął głową. Zadowolona wręczyła mu list i pokazała, że ma iść przed

siebie. Sei miałknął niepewnie i ruszył za nim. Garu odwrócił się i pomachał jej ręką.

Odmachała.

Zielonowłosy ruszył przed siebie... mimo iż wydawało się, że w zasadzie stoi w miejscu, jego sylwetka

malała z każda chwilą, tak jakby się oddalał. W końcu zniknął zupełnie.

- No, na szczęście zrozumiał. - spokojnie wytarła medalik w resztę flaneli. Założyła go,

zapakowała wszystko i ruszyła z powrotem, tam, gdzie czekał Varu.

Valgaav niecierpliwił się coraz bardziej. Z jednej strony, wiedział, jakimś sposobem, że Merle nie zrobi

nic, co mogłoby im zaszkodzić. Z drugiej miał wątpliwości.

"Przecież ona nie zna magii... Jak udało się jej zatrzymać Grau? Co to był za proszek? Na pewno nie chce

źle dla Garu, ale co będzie jak .... jak coś pójdzie nie tak?"

Z tego wszystkiego zaczął chodzić długimi krokami w kółko.

"Nie, no przecież, jakby co, to na pewno by zawołała... Tylko gdzie ona go wyśle? Do panny Liny? Do zamku w

Seyrun? Nie, powiedziała, >do domu<... czyli, do swojego domu?"

- Już jestem ^^

Odwrócił się. Stała, zarumieniona od wspinaczki po zboczu. Na chwilkę go zatkało.

- No i ? - zapytał w końcu.

- Garu za chwileczkę powinien być u mnie. ^^ Tam na pewno nic mu nie będzie.

Skinął głową. Szli w milczeniu z powrotem do kamienia, gdzie czekały Zixi i Filia. Valgaav nieoczekiwanie

poczuł, że tęskni za tym chłopcem...

- Zabawne... Ledwo poszedł a ja już za nim tesknię, wiesz? - przystanął zdumiony. Ubrała jego myśli w

słowa.

- Czytałaś... czytałaś we mnie?

Teraz Merle się zatrzymała, zszokowana.

- Ależ skąd!

Wyglądała na zawiedzioną. Chyba ją niechcący uraził. Odwróciła się i uszła parę

kroków. Szybko ją dogonił i wyrównał krok. Szli w ciszy, ale tym razem milczenie im ciążyło.

- Spytałem, bo powiedziałaś dokładnie to, co myślę... tylko dlatego. - zakończył nieporadnie, w

nadzieji, że zrozumie. Zrozumiała.

- Wiem... uniosłam się, bo... czasem... Zawsze trudniej jest pracować bez zaufania. Jesli już przyjmuję

jakieś zlecenie, to znaczy, że chcę pomóc. A skoro chcę pomóc, to znaczy, że chyba mam jakąś

moralność...

- Jasne.

Tym jednym słowem zyskał sobie sojusznika na dobre i złe. Jeszcze nie wiedział, jak dużo obaw zabił tym

jednym słowem.

Smoczyca i mazoku siedziały sobie teraz obie na kamieniu, zwrócone twarzami w stronę gór i słońca. Zixi

pierwsza ich wyczuła i odwróciła się do tyłu.

- No, idą nasi zaświergoleni ^^ Co, wolniej nie było można? - zapytała z przyganą. Val zjeżył

się, a Merle, wciąż zarumieniona, wzruszyła ramionami.

- Filia-san, Garu już niemal jest w domu.

Złota skinęła nieuważnie głową. Jeden z głównych problemów rozwiązany. Nie wiedziała jak,

ale poznała po minie Val'a. Spłynęła na nią ulga i pewien spokój. Zdołała się nawet

usmiechnąć.

- Mów mi Filia, po prostu. - zaproponowała. - A ty, Zixi ... powiedz nam, jaki masz plan.

~*******************************************************************************~

Zebranie Rady odbywało się w tym samym miejscu. Z obawy o bezpieczeństwo nie przenoszono go nigdzie. Zapadł w

coś w rodzaju letargu i ocknął się dopiero w środku obrad.

Wciąż był zamknięty pod kopułą zimnego, złotawego światła. Z tym, że teraz otaczała go

nie pusta przestrzeń, a coś, co przypominało mównice ustawione w koło.

Między niektórymi zrobiono odstępy, tak, żeby osoby je zajmujące nie musiały się ze sobą

stykać.

Panował tu nieopisany hałas. Trochę czasu zabrało mu, zanim zaczął rozróżniać poszczególne

słowa. O ile się orientował, główni kapłani tej świątyni zastanawiali się co z nim zrobić.

"Jeżeli jestem w świątyni Aolii, to znaczy, że jakoś udało im się zdjąć klątwę..."

usiadł na środku swojego okręgu. Smoki zamilkły.

- Pozbądzmy się go od razu... - szepnął jeszcze jakiś młodszy konspiracyjnie.

- Ciii...cicho... Trzeba poczekać na tamtych... - odsyknął mu jakiś inny. Jeśli nie liczyć tej

gorączkowej wymiany zdań, w sali panowała głucha, ciężka cisza.

Demon wstał, i ceremonialnie, niemal przesadnie otrzepał sobie ubranie.

Nikt tego nie skomentował.

Potoczył po zebranych irytującym spojrzeniem przymkniętych, charakterystycznie dla siebie zmrużonych oczu. W

końcu zatrzymał się na Aolii, która starała się jednocześnie trzymać dzielnie i zniknąć za

mównicą. Otworzył oczy.

Aolia pisnęła i zeskoczyła z mównicy do tyłu. Reszta reagowała równie nerwowo, ale nikt oprócz

niej nie opuścił swojego miejsca. Uśmiechnął się z satysfakcją. Nieważne co się dzieje, urok

osobisty ciągle działa.

Najstarszy spośród tego zgromadzenia pierwszy się opanował i gestem nakazał reszcie spokój. Aolia

zajęła swoje miejsce, jednak nie potrafiła się opanować i nerwowo wychylała się, żeby sprawdzić,

czy mazoku wciąż ją obserwuje. Rzeczywiście, obserwował. Kapłanka posłała mu wściekłe

spojrzenie i zacisnęła gniewnie wargi. Jeden z kapłanów pokazał jej gestem, że ma wyjść.

Poczerwieniała z oburzenia, ale milczała.

- Zawołaj Segin'a.

Skinęła nieuważnie głową, posyłając jeszcze jedno pełne nienawiści spojrzenie w kierunku

barier. Wzruszyła ramionami i wyszła przez wielkie drzwi. Po chwili jej miejsce zajął ten sam smok, którego

Xelloss spotkał u Dynast'a.

Segin w przeciwieństwie do siostry był raczej ciekawy niż zdenerwowany. Nie krył zainteresowania.

- W dalszym ciagu proponuję nie czekać i załatwić sprawę od razu. - podjął wątek złoty

przyodziany w piuskę.

Stary skinął mu głową z szacunkiem, co miało znaczyć, że kazda propozycja zostanie rozważona. Na

to zabrał głos nowoprzybyły.

- Mieliśmy poczekać z ostateczną decyzją na przybycie gości. - powiedział, nieświadomy widocznie

napięcia, jakie tu wcześniej panowało. Xelloss uśmiechnął się z satysfakcją. Z każdą

minutą wracały mu siły.

Zdanie Segin'a najwidoczniej rozbudziło wątpliwości w smokach. Widać było, że przypadła im do gustu

idea natychmiastowego rozprawienia się z więźniem. Ale wzmianka o tajemniczych gościach najwidoczniej

poskromiła tajone nadzieje na szybki, krwawy wyrok. Najstarszy musiał kilka razy uderzyć ciężką laską

w swoją mównicę, nim na dobre zapadła wśród zebranych cisza.

Przywódca przyjrzał się wszystkim ciężkim wzrokiem. Nastepnie, nie zwracając się do nikogo

konkretnego, podziękował za przypomnienie. Brat Aolii zrozumiał, że popełnił gafę i należało

siedzieć cicho. Zwiesił smutno głowę. Pozostali nie poświęcili mu już ani krzty uwagi.

Większość wpatrywała się w mazoku. Nieliczni tylko patrzyli na siebie, jakby wzajemnie utwierdzając

się w przekonaniu, że wcale im nie robi różnicy, ile będą musieli czekać.

Efekt będzie taki sam.

Wreszcie ten z ciężką, złotą, nabijaną szlachetnymi kamieniami lagą zdecydował się

zwrócić do demona, przynajmniej pośrednio.

- Drodzy zebrani, jesteśmy tutaj, ponieważ los dał nam wreszcie tę szansę. Możemy nareszcie

pomścić naszych bliskich.

Większość pokiwała głowami dla porządku. Xelloss słuchał uważnie, chociaż pozornie nic na to

nie wskazywało.

- Segin'ie. Jesteś tutaj najmłodszy, wychowała cię jednak Aolia. Ufam więc, że przekazała ci

pamięć o bohaterach, którzy polegli w walce. Ty sam jesteś za młody, żeby to pamiętać, przeto

zapewne nie potrafisz zrozumieć przed jak wielkim niebezpieczeństwem stoimy.

Wzmiankowany spuścił głowę jeszcze niżej. Wśród zebranych rozległy się pomruki aprobaty dla

słów najstarszego. Niestety mówca szybko się zmęczył (być może miało to coś wspólnego z

tym, że zauważył parę wpatrzonych w siebie, kpiąco uśmiechniętych, ametystowych oczu. Chociaż

niekoniecznie.) Zastąpił go szczupły, ciemny blondyn o spiczastej bródce, ten sam, który wczesniej jadowitym

szeptem sugerował "rozwiązanie problemu".

Wszyscy skupili się na nim.

- Jak nam wszystkim wiadomo, czasem historia zatacza koło. W wyniku tego zawirowania, mamy szansę na wyrównanie

sił, przynajmniej częściowo. Wyrok jest praktycznie znany każdemu, kto uczył się historii.

- Bez nadmiernej hipokryzjii, kolego. - wtrącił się sporo młodszy, ale na pewno dojrzalszy od Segin'a smok

odziany w kłujący oczy pomarańcz. - Większość uczestników naszych obrad straciła kogoś w tamtej

wojnie. Osobiście nie widzę przeszkód, dla których nie moglibyśmy ogłosić i wykonać wyroku już

teraz.

Rozległy się szumy nieśmiałego poparcia, zmieszane ze stłumionymi westchnieniami zaskoczenia.

- A jaki jest ten wyrok? - spytał mazoku ciekawie, jakby to go zupełnie nie dotyczyło. Cisza, która zapadła

po tym pozornie niewinnym pytaniu, mogłaby być krojona nożem i sprzedawana w częściach.

- Wyrok dla ciebie może być tylko jeden, mazoku. - odezwał się ponownie najstarszy. Głos miał jak

skrzypiąca podłoga. - Śmierć.

Xelloss skinął głową, jakby nic go to nie obeszło. Usiadł sobie wygodnie po turecku, od czasu do czasu

odwracając się w stronę tego, kto na dłużej zabrał głos.

Przez moment obrady ogarnął mały chaos, bo wszyscy zaczęli mówić na raz, i zrobił się straszny

harmider. Ponownie walnięto lagą o drewnianą mównicę, co dało natychmiastowy efekt. Wszyscy

znieruchomieli na swoich miejscach, oprócz braciszka Aolii, który cały czas patrzył w ziemię.

Wreszcie podniósł wzrok i spojrzał na najstarszego. Głos zabrał ponownie smok ze szpiczastą

bródką.

- Proponuję przenieść go w podziemia.

Segin drgnął.

- Kontrowersyjny pomysł. Może nie wytrzymać w nich do przybycia naszych gości.

- Ale przynajmniej nie ucieknie.

- Można by rozstawić jeszcze jedną pieczęć.

- A co jak znowu ją sforsuje? Nie wiadomo, co by się stało, gdyby go Segin nie powstrzymał.

- W takim razie lochy to jedyne rozwiązanie. Stamtąd jeszcze nic nie uciekło.

W końcu zgodzili się, że przeniosą go na "bliższe poziomy", cokolwiek to nie znaczyło. Xelloss

wzruszył ramionami. Segin wiercił się niespokojnie na swoim miejscu. W końcu udzielono mu głosu.

- Najwyższa Rado Świątyni... zapewne... zapewne siostra moja zawiadomiła was o przebiegu... O wszystkim, co

się stało podczas wykonywania zadania. I... postanowiliśmy, że... chcieliśmy... - plątał się coraz

bardziej pod spojrzeniem kilkunastu par oczu. W końcu jakoś się pozbierał. - I chcieliśmy prosić, aby

pozwolono nam pilnować relikwii.

Odetchnął jak tylko skończył zdanie. Nieoczekiwanie demonowi przypomniała się Filia...

- Sądziliśmy... sądzilismy, że będziecie chcieli... uczestniczyć w wykonaniu...

Poruszył się nieznacznie. Do t e g o na pewno nie dopuści. Zanim umrze, zemści się na Aolii. Tak

postanowił. Tymczasem Segin przezywał ciężkie chwile, pozbawiony stanowczego, ale kojącego wsparcia

siostry.

- My... siostra... zdecydowaliśmy.

- W porzadku, jeśli takie jest wasze życzenie. Zajmowaliście się naszymi skarbami wystarczajaco długo,

żeby zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa i odpowiedzialności, jaka się wiąże z posiadaniem

relikwii. Postanowione. Jutro ogłosimy to oficjialnie.

Skłonił się w podzięce starszemu, a Xelloss zaczął się zastanawiać, jakie mogą być skutki

uboczne posiadania owego zwierciadła.(oprócz tych oczywistych) I co stanowi drugą relikwię. Wzruszył

ramionami. Chwilowo nic mu nie przyjdzie z jałowych rozważań.

Segin odszedł, z ulgą opuszczając pokój. Wychodząc czuł na sobie wzrok ametystowych tęczówek, ale

nie odwrócił się.

Tymczasem reszta sabatu zajęła się szczegółami, takimi jak gdzie, kiedy i co. Sporo się dowiedział,

nim tym starym sklerotykom przypomniało się, że on tu jest i wszystko słyszy...

- A własciwie to co z tego? - zauważył ten z bródką. - Już w zasadzie jest martwy.

Reszta jednak nie podzielała jego beztroski.

Na wezwanie do ogromnego pomieszczenia wpadła grupka młodzików, każdy uzbrojony w charakterystyczną,

złota włócznię.

~*************************************************************************~

- Ustaw obraz, nic nie widać... - narzekał ciemnowłosy. żona posłała mu karcące spojrzenie.

- Pomóż mi, panie genialny.

Chcąc nie chcąc wstał, wyminął kobietę, i kopnięciem ustawił statyw we właściwej pozycji.

- Najprostsze jest najlepsze.

- Cicho... sam chciałeś zobaczyć, jak sobie radzi, więc teraz nie narzekaj.

W ciszy patrzyli na ekran, zamieszczony na statywie. Rzutnik pokazywał obraz, ale nie w formie slajdów. To było

raczej jak ruchomy film...

- Zapomniałaś o dźwięku. Starzejesz się.

- Nieprawda! Dźwięk jest, po prostu nic nie mówią! - oburzyła się kobieta. Rozlała przy tym

troszkę ze swojego kieliszka. Azazello uniósł ręce w obronnym gescie.

- Dobrze, dobrze...- dolał jej jeszcze. - Przewiń może do momentu, aż coś się zacznie dziać...

Mirv usiadła sobie wygodniej, robiąc sobie z Az'a żywą poduszkę.

- Oj, spokojnie. - roześmiała się. - Tu się jeszcze sporo wydarzy ^^

- Coś o tym wiem, kochanie... ^^

~*****************************************************************************~

Szli już dość długo w kierunku gór, które wciąż majaczyły na horyzoncie. Złota nabrała

trochę siły i maszerowała dzielnie w tym samym tempie co jej przybrany syn.

Zixi, pełna podejrzeń, wzięła wszystkich na spytki. Jak na razie udało jej się wkurzyć Valgaav'a

wrednymi pytaniami i speszyć Filię swoją dociekliwością na dość intymne tematy.

Teraz maglowała "To ludzkie dziecko" jak ładnie określiła białowłosą. Merle przysłuchiwała

się wcześniej jej pytaniom i obiecała sobie po cichu, że w miarę możliwości będzie mówić

całą prawdę.

- Więc jak to się stało, że się wplątałaś? - zagadnęła ją mazoku przyjaznym tonem.

- Spotkałam Varu, panią Linę, pannę Amelię i pana Zelgadisa po drodze. Niecały miesiąc temu.

Filia mimowolnie ruszyła szybciej próbując nie uronić nic z tej rozmowy.

- I ruszyłaś razem z nimi? Nierozsądnie tak ufać nieznajomym. - Zixi wyszczerzyła się tak, że było

widać ostre kiełki. - A skąd jesteś?

- Z Międzyświata ^^

Zixi przystanęła. Filia też.

- Nie słyszałam... - wymruczała demonica cicho. - To gdzieś na kontynencie?

Merle odwróciła się z uśmiechem.

- Nie dziwię się, że nie słyszałaś... to taka dziura ^^ - oparła lekko. "Jak na razie mówię ci

samą prawdę ^^" pomyślała zadowolona. Val ujął Filię za łokieć. Teraz trzeba było iść

pod górkę. Zixi patrzyła jeszcze przez chwilę jak smoki ją wymijają i idą powoli do góry, po czym

teleportowała się koło Merle. Szły teraz ramię w ramię.

- Nie odpowiedziałaś mi... To na kontynencie?

- Nie, skąd... To wyspa taka...

- Musi być naprawdę malutka. Dużo macie tam ludzi? Albo smoków? - zerknęła wrednie do tyłu.

Dziewczyna przymknęła oczy zastanawiając się.

- Nie, ludzi jest dość mało. A smoki..., jeśli jakieś są, to na pewno nie urodziły się w

Międzyświecie.

Zixi straciła zainteresowanie. W zasadzie nie podejrzewała o nic tej dziewczyny. Nie czuła od niej niczego

niezwykłego, zero umiejętności magicznych. Za to wiedziała, że swoimi pytaniami irytuje starożytnego i to

ją pchało do działania.

- Więc zapewne stykasz się z nimi po raz pierwszy, tak? Z magią też?

- Z waszą magią też spotykam się po raz pierwszy. Może sobie usiądziemy? - zaproponowała.

Przysiedli więc w cieniu. Zixi zadała jeszcze cały szereg innych niewygodnych pytań swoim towarzyszom. Po 20

minutach uznała w końcu, że Merle jest już "wymaglowana" w dostatecznym stopniu.

- Dobra, więc wyruszyłaś z tej swojej dziury... spoza kontynentu, aż tutaj, totalnie nieprzygotowana, na

dodatek zaufałaś obcym, tylko dlatego, że cośtam ci się kiedyś obiło o uszy na temat Liny Inverse, na

dodatek wplatałaś się w aferę jak stąd do Sairaag, a wszystko dlatego, że przyszłaś aż tutaj, a

dlaczego?

- Tak to z grubsza wygląda ^^ - Merle zbytnio nie przejęła się krytyką. Bardziej martwiło ją, że

Złota tak wolno odzyskuje siły. Mazoku zamilkła i myślała nad czymś intensywnie. Val przyglądał

się jej wrogo. Zazwyczaj po takim krótkim namyśle zaskakiwała ich jakimś wrednym pytankiem...

- Nie rozumiem tylko... co cię przygnało w te strony.

Starożytny zamarł. Jak dotąd, zgodnie z jego wiedzą, Merle mówiła otwarcie. Co jeśli teraz powie

resztę?

- Powody osobiste. - odparła widząca krótko. Val odetchnął.

- Na przykład? - drążyła dalej żądna wiedzy Zixi. Merle westchnęła.

- Jak już koniecznie musisz wiedzieć... Moi rodzice poznali się tutaj. Nie wiem dokładnie gdzie, ale wiem,

że gdzieś w tym obszarze.

- Aha...

Zixi do reszty straciła zainteresowanie. A przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Filia zrelaksowała się,

przymknęła oczy. "Może później spróbuję znowu..." W końcu i tak będzie musiała, jeśli

chciała znaleźć Xelloss'a.

Tymczasem mazoku wstała i zaczęła chodzić naokoło ich gromadki długimi krokami. W końcu opadła na

dawne miejsce, koło Merle.

- To powiedz mi, Merle - chan... mogę się tak do ciebie zwracać? - odczekała na skinięcie głową. -

Powiedz mi, co to był za proszek, którym sypnęłaś na Sheerę?

Cisza się zrobiła niesamowita. Dziewczyna nieśpiesznie sięgnęła do kieszeni na udzie. W szerokich

spodniach miała kilka takich. Wyciągnęła mały, skórzany woreczek.

- To jest mój... Słodzik do kawy ^^ - oznajmiła radośnie.

- Różowy? - zainteresowała się Filia, spoglądając ciekawie na zawartość paczuszki. Bordowowłosa

straciła cierpliwość.

- Nie powiesz mi, że to zwykły cukier!!!

- No, taki zwykły to nie. Dostałam go od mamy na drogę, podobno pewien lud używał go jako talizmanu. -

wyjaśniła, rozwiązując paczuszkę i pokazując różową zawartość. Rzeczywiście

wyglądało jak cukier.

- Można? - spytała Filia grzecznie.

- Ależ proszę ^^ Słyszałam, że to działa tylko na demony. Więc ty lepiej nie próbuj. -

zwróciła się do Zixi. Demonica zabrała rękę.

- Skąd twoja mama wytrzasnęła coś takiego?

Białowłosa wzruszyła ramionami.

- Nie wiem. Prawdopodobnie dostała od kogoś z gości...a może nabyła podczas jednej z podróży, nie mam

pojęcia, naprawdę.

Wstali i ruszyli dalej. Doszli już do poziomu, gdzie niewielkie skupiska drzew zmieniały się w regularny las.

- Twoi rodzice prowadzą hotel? - zdziwiła sie smoczyca. - Nic nie mówiłaś.

- Nie tylko. W zasadzie to sieć hoteli, restauracji i łaźni. Oraz parę innych obiektów. A nic nie

mówiłam, bo nie pytałaś.

Mazoku skonfiskowała jej "zabójczy cukier", Merle protestowała, bo nie lubi gorzkiego picia. Filii od

krótkiego postoju wróciły siły. Tylko Val zachowywał się spokojnie. Możliwe zresztą, że wolał

się nie odzywać po prostu dlatego, że Zixi działała mu potężnie na nerwy.

- Idziemy na sam szczyt? - Zixi posłała pytającej Filii spojrzenie "Co_to_za_pytanie_?" po czym pokręciła

głową i z przyganą stwierdziła, że nie.

- Idziemy tylko do pewnego punktu.

- A dokładniej? - zapytał starożytny gniewnie. Bordowa się nie przejęła.

- Dowiesz się w swoim czasie.

Wzruszył ramionami. Nie to nie.

Nagle Zixi przystanęła. Rozjerzała się wokoło, a później gestem nakazała ciszę, mimo, że

zaintrygowani jej zachowaniem znieruchomieli w pół kroku.

Otaczał ich lasek poskręcanych sosenek, podłoże było kamieniste, pełne żwiru i powykręcanych

korzeni. Zostawienie widocznych, czytelnych śladów na takim terenie jest dość trudne.

- Dalej pódziecie sami. Ja muszę coś sprawdzić - z tymi słowami zamieniła się w wilka i

zniknęła w gęstwinie.

- Hej, zaczekaj! Dokąd mamy iść?!

- To mi się nie podobało od początku. - skomentował morskowłosy. Merle nic nie powiedziała, spojrzała

w dół po zboczu. Przeszli już dzisiaj spory kawałek, na pewno nie zdążą wyjść z zadrzewionego

terenu przed zmrokiem. Chociaż smokom pewnie to nie przeszkadza, to ona jednak wolałaby nie łamać nóg po

ciemku...

- Może po prostu idźmy dalej tym szlakiem?

Tym razem wszyscy spojrzeli w górę. Wśród pyłu, kamieni i poskręcanych korzeni ginęła maleńka

ścieżka. Nie mieli za wielkiego wybrou, prawda?

Szli sobie tak pod górę powoli, może jakieś piętnaście minut

kiedy na ich drodze wyrósł...

... kot górski.

Biały.

Obnażył groźnie kły, i spozierał zielonymi ślepiami, blokując im przejście. Kątem oka Merle

zauważyła, że Val robi to samo. W identyczny sposób szczerzy kły. Obróciła się nieznacznie,

chcąc zobaczyć czy Filia reaguje podobnie.

Nie, smoczyca stoi i wpatruje się w ogromnego kota oczami jak spodeczki do herbaty.

[Nyu, Soyek masz kicię dużą nyo. A wiecie co, moja babcia zawsze mówi że w mandze wszyscy mają "oczy jak

spodki". Z dugiej strony, nie przeszkadza jej to oglądać animców razem ze mną XD] [he he.... a teraz pacz i

podziwiaj co Soyka będzie z tą kicią wyprawiać, MWUAHAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAAAA ! XDDD]

Nie miała jednak szansy podziwiać dalej tego niezwykłego widoku, bo Varu i kot dosłownie rzucili się na

siebie. Filia rzuciła się do przodu, wołając swoje przybrane dziecko.

Niepotrzebnie, bo Merle od razu wiedziała, kto wygra. Varu miał przewagę. Zafascynowane patrzyły, jak

starożytny siłuje się z przeciwnikiem.

Nagle stało się coś dziwnego. Napastnik chyba pojął, że nie ma ze smokiem szans w bezpośrednim

starciu. Wysunął się więc z uścisku, i wycofał do tyłu. I tu zyskał przewagę. Val chyba się

nie spodziewał po kocie inteligencji, zwłaszcza tak zaawansowanej. No bo która kicia smaży przeciwnika

fireball'em?

Uniknął jednak sprawnie trafienia (w końcu, było nie było, ale szkoliła go Lina) i już miał się

odpłacić pięknym za nadobne, kiedy kot nagle stanął ponownie na tylnych łapach.

Po chwili mieli przed sobą chłopaka o czarnych włosach i obłędnie zielonych oczach. [A jakbyś był

blondynem, wygladałbyś jak ojciec Andersen XD Tylko, że nasz kotek nie ma bródki, nyu ^^]

Przyglądał im się spokojnie, trzymając się za pokrwawione ramię, bo Val trochę go pocharatał

smoczymi pazurami. Sam zresztą był w tylko trochę lepszym stanie.

Rozległ się dźwięczny śmiech. Koło nich pojawiła się rozchichotana Zixi.

- Ja nie mogę, jakie to było piękne ^^

Val nie wytrzymał i przyłożył jej. Odwdzięczyła się celnym kopnięciem w kostkę. Filia

błyskawicznie stanęła między nimi.

- Co tu się dzieje? - warknęła. Merle przypomniała sobie, z jaką celnością Xelloss wylądował w

ścianie, i postanowiła, że nie będzie się wtrącać. Na wszelki wypadek stanęła troszkę

bliżej Varu.

- Nic, nic... Koniec podróży, po prostu ^^. Wiedziałam, że bez problemu traficie. Hihihi...

Oponent Valgaav'a uznał, że to dobry moment [SAMOBÓJCA!!!!] na to, żeby się przedstawić.

- Wybaczcie ten mały test. Jestem Cih.

- Że jak? - niedosłyszała Merle, jednocześnie łapiąc Val'a za ramię i zapierając się z całej

siły w ziemię, chcąc go utrzymać w miejscu.

- Cih - powtórzył spokojnie czarny, patrząc jak smok z łatwością pokonuje trzy metry dystansu z

dziewczyną wczepioną w zdrowe ramię. (a, że powlókł ją na stojąco ten kawałek, jakby szedł po

śliskiej nawierzchni, to już szczegół ^^)

- To ona to wszystko zaplanowała? - machnął okrwawioną ręką w kierunku rozchichotanej Zixi. Cih

zupełnie niepotrzebnie skinął głową.

- Po co ci to było? - zapytała Filia ostro. Miała już serdecznie dość zwalających się jej na

głowę mazoku. Dość, dość, dość! [poczekaj, aż Soykę poznasz, to dopiero będziesz miała

D O Ś Ć ...]

- Ot tak - wzruszyła zagadnięta ramionami. - Dla hecy. Czy wszystko co robię, musi mieć sens?

Chichotała dalej. Cih pokręcił głową.

- Wybaczcie jej... ona tak sobie radzi ze stresem. Powiem szczerze, że nie jest dobrze. Czy może pani znaleźć

naszego kapłana, pani Filio?

- Tutaj? Teraz?

- Tak - Cih pokiwał ze smutkiem głową. - Sytuacja jest coraz gorsza.

Mazoku uspokoiła się momentalnie.

- Powiedz, co w domu?

Cih w milczeniu spuścił wzrok na zakurzone buty. Val przysiadł sobie na korzeniu i bez niczyjej pomocy leczył

sobie podrapane ramię. Merle stała obok.

- No? - ponagliła go. - No mówże!

W końcu podniósł na nią spokojne spojrzenie.

- My już nie mamy, jak to ujęłaś, domu. Toczy się własnie walka o panowanie, o pusty tron. Może

gdybyś wróciła...

- Nie ma mowy, nie nadaję się do rządzenia! Chcę być wolna. Ty możesz rządzić.

- Mnie nie słuchają!

- Nic mnie to nie obchodzi, powinieneś...

- Przepraszam. - Merle zdecydowała się, że ma dosyć. - Zanim powiecie coś jeszcze, czego nie powinniśmy

wiedzieć, może pójdziecie przedyskutować to gdzie indziej i przedstawicie jakąś zgodną wersję?

Zanim Zixi zdołała zaoponować, jej towarzysz skinął tylko głową i deportował się.

- Hej! Wracaj! - zniknęła za nim. Merle opadła na korzeń koło Val'a. Jego przybrana matka zajęła

tymczasem miejsce na kamieniach na przeciwko. Przez chwilę nikt nic nie mówił, każde zatopione w swoich

myślach.

- Czy ktoś mi wreszcie wytłumaczy o co tu chodzi? - smoczyca nie zwracała się do nikogo konkretnego, ale Merle

i tak poczuła się w obowiązku odpowiedzieć.

- Mamy mało czasu, bo oni zaraz wrócą. - skinęła ręką w miejsce, gdzie ostatnio stały dwa demony.

- Prosto podsumowując: chyba kłócą się o to, kto w zastępstwie Xelloss'a ma objąć władzę i

zająć się wyspą.

Złota wzruszyła ramionami.

- Więc niech się tym zajmą. I dadzą nam spokój.

- Widzisz, to chyba nie takie proste... - Val szturchnął ja łokciem i zamilkła. W samą porę bo

chwilkę później pojawiła się obrażona bordowowłosa w towarzystwie lekko poirytowanego Cih'a.

Czarnowłosy w ludzkiej postaci miał białe spodnie, jak Varu, ale dłuższe i nie zwężane przy kostkach.

Nosił też czarną lub przynajmniej bardzo ciemną bluzę, niewidoczną zbyt dobrze spod białego futra.

Takiego samego, jak w zwierzęcej postaci. Czarne włosy miał krótko, po męsku, obcięte, ale dość

długie z przodu, tak, że grzywka wpadała mu w zielone oczy. No i nosił szary, długi płaszcz.

- Liczę, że Zixi wyjaśniła wam wszystko i możemy już przystąpić do działania?

Smoki spojrzały po sobie, a dziewczyna usiadła tak, żeby nie było widać jej twarzy. Val poczuł, że

chichocze mu w ramię. Spojrzał przelotnie na demonicę. Chyba Cih trochę nadkruszył jej pewność

siebie.

- Ech... czyli nic nie wyjaśniła... - podłamał się.

- Przepraszam bardzo, niby kiedy miałam to zrobić? - zaperzyła się, oburzona.

- Miałaś dość czasu! - uniósł rękę, żeby nakazać milczenie. - Trudno, trzeba będzie

wyjaśnić wszystko teraz.

~*****************************************************************************~

Czuła się staro. Paskudnie staro.

Paskudnie. Paskudnie. Paskudnie.

Dziwne.

Przecież jej rasie starość była obca.

Starość to ludzkie słowo.

Ale pewnego dnia, obudziła się i poczuła....

W zasadzie, to nie obudziła, bo nie sypia już od dziesiątków lat. Hmmm, jakby to przełożyć... O tak,

lepiej będzie tak: Kiedy nagle coś przerwało jej tok myśli.

Proszę, od razu lepiej.

Idzie długim wspaniałym korytarzem, po co ludziom korytarze, skoro w nich nie mieszkają, jaskinie to co innego, w

zasadzie nie ma różnicy pomiędzy korytarzem a jaskinią, ludzie powinni żyć w korytarzach, malować po

nich, palić ogień (ale mało!!!), żyć sobie i umierać, kiedy się znudzą, ale..

...gubi perły za sobą, to widać na jej drodze, oczywiście, że widać, już niedługo będzie

mogła wejść i gubić je naprawdę, teraz nie może, bo...

W zasadzie nigdy nie interesowała się tym miastem, owszem czasem jej się marzyło, że je odwiedzi, ale nie

chciała mieć swojego, ktoś miał swoje i czy dobrze na tym wyszedł?

Nie, Matka nie chce, żeby mieli swoje miasta, swoich ludzi. Ludzi trzeba zostawić w ich korytarzach, ale można

się przejść, stanąć koło ich odbić i upuszczać perły koło nich, prawda, jak fajnie?

Więc nie może iść prawdziwą ludzką jaskinią. Nie może, bo to ważne, święte miasto. No to

co, przecież nie można żyć tylko zakazami, rybki tak mówią, rybki zawsze miały rację...

... przecież go ostrzegała, mówiła, że rybkom się nie podoba, że ma swoje miasto, że to się

źle dla niego skończy, wyśmiał, nazwał wariatką, głupiec, i proszę, proszę, proszę, co z tego

wyszło?...

... teraz też będzie w mieście, nie może być naprawdę, to chociaż odbiciem.

I tak wędrując, kiedy się obudziła, znaczy, kiedy coś przerwało jej myśli...

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Zobaczyła.

Zobaczyła!

ZOBACZYŁA!!!

Jaki piękny, wspaniały, czemu nikt o tym nie pomyślał, co?

I wtedy poczuła się genialna, jak wtedy, kiedy ostrzegała, też chciała mieć swoje miasto, ale nie

może, rybki zabroniły, to nic, ukręciła im już główki, teraz ma nowe rybki, nowe rybki, nowe rybki.

A potem się skończyło. Poczuła się staro.

Ale to nic.

Przynajmniej znajdzie sobie nastepcę, takiego ślicznego niebieściuchnego perłowego ślicznego, będzie go

kochaćtulićgłaskać.

Rybki!!!!

Potrzebuje pomocy, już przecież każdy w jej "rodzinie" to potrafi...

... Ludzie są fajni, zawsze pomagają, kiedy się ładnie poprosi, tak jak rybki.

Rybki rybki rybki.

Obetnie im główki.

Główki główki główki.

Spokój.

Jeszcze nie czas. Teraz najważniejsze to iść. Iśc i gubić perełki na nibowym dywanie. To co, że oni

nie widzą, nie muszą. On widzi, a reszta zobaczy, już niedługo...

A ta kobieta, ta mała, ta ruda, ZAPŁACI, ZA TO CO ZROBIŁA, tatusiowi, tak zapłaci, ZAPŁACI, zapłaci.

I cała reszta zobaczy, żeby wiedzieli.

To tak przy okazji.

[Tyaaa. Za rybki. Rybki fajna rzecz. Zwałszcza, jak im się obetnie główki.- S]

~*****************************************************************************~

Powlekli go, szarpiąc i kłując włóczniami, w jakimś nieznanym kierunku. Wiedział, że szli

gdzieś w dół, bo zrzucili go ze schodów, przynajmniej kawałek. Ale gdzie dokładnie?

"Tu", gdziekolwiek owo "tu" się znajdowało, nie było ciemno. Ściany zbudowane z szarych i jasnobrązowych

kamieni, uzupełniane piaskowcem, nie wyglądały na mocne.

Długi korytarz podzielony był na kilkanaście, może kilkadziesiąt mniejszych pomieszczeń, a te z kolei

podzielone były każda na główny pokój i trzy cele. I wszystkie się rozgałęziały, rozchodziły

niczym straszliwe, chciwe macki, tworząc labirynt.

Taki labirynt nie straszył swoim surowym wyglądem, tylko monotonią. Wszystkie pomieszczenia wyglądały

dokładnie tak samo i stracił rachubę ile razy już mijali ten sam pokój, a zresztą...

"..Zresztą, może to ten sam, może już tędy szliśmy, oni sami się pogubili. Na takiej małej

przestrzeni to tylko smok może się zgubić. Przecież to nie może być wieksze niż główny korytarz

Zellas -sama...

Ten pokój na pewno już mijalismy, pogubiły się głupie jaszczurki."

W końcu, jakąkolwiek trasę przebyli, młodzi uznali, że starczy już tego pochodu. Zajęli jedną z

trzech cel, odzielonych od głównego pokoju stalowymi, mocno przerdzewionymi kratami.

Demon wzruszył ramionami. Głupie Złote... świetnie wiedział, gdzie jest. Na początku prowadzili go

całkiem prosto, licząc na to, że podobieństwo wszystkich pomieszczeń zdezorientuje go. Po jakimś czasie

dopadły ich wątpliwości, więc trochę odbili z kursu, ale, i tu miał całkowitą rację, pogubili

się.

W końcu jednak wrócili na "swój" szlak. Nie dał nic po sobie poznać, ale orientował się w

plątaninie korytarzy i pokoi lepiej niż młodzi, nieudolni gospodarze.

Może dlatego, że dość dużo czasu spędził w podobnych, pogmatwanych labiryntach...

Przypięli go do ściany, za nadgarstki i kostki. Najwidoczniej mieli go tu tylko zostawić. Gdyby zastosowali

się to tych instrukcji...

Kapłan uśmiechnął się irytująco do jednego z nich. Dostał łokciem pod żebro.

Smokom odeszła ochota, żeby tak po prostu odejść. Były młode i okrutne. Wyczuł to, jeszcze w podczas

narady, zanim najstarszy zezwolił, żeby go zabrali. Ucieszył się. Gdyby zabrały go starsze smoki,

mógłby mieć problemy, a tak... Jednak sama ucieczka nie wchodziła w grę. Miał tu jeszcze coś do

zrobienia.

Nagle zdał sobie sprawę, że młode zwracają się do niego. Ponieważ najwidoczniej przejęły

maniery od starszych, nie zwracały się do niego wprost, ale pośrednio.

- Słyszałem, że uwiódł jedną z naszych... - padła wyrażona powątpiewającym tonem uwaga.

Równocześnie zacisk wokół nadgarstków zrobił się ciaśniejszy.

- Też słyszałem. - drugi chwycił łańcuch. - Podobno kapłanka. ładna.

"Filia..." na wspomnienie na moment się zawahał. Na moment. Co powiedziałaby, gdyby się dowiedziała,

że... Rozmyślania przerwał mu mocny zacisk łańcucha wokół kostek i nadgarstków, zakończony

niemiłym szarpnięcięm.

Trzeci, młody o długich, bardzo jasnych włosach, przyglądał się, jak koledzy poprawiają wiązania.

Cały czas bawił się nożem. Wyczuwał zaskoczenie złotych, że dał się tak bez oporów

prowadzić. Wyraźnie liczyli na jakikolwiek znak oporu z jego strony.

"Aż za wyraźnie..." Zamiast tego, wolał ich irytować. Dał się bez oporu ciągnąć, zamknąć,

zawiązać... Irytacja młodych szybko przeradzała się w zdenerwowanie, a później w złość.

Czuł to. Dobrze.

- Wiecie co... - odezwał się trzeci, ten z nożem. - Tak sobie pomyślałem, że należałoby jakoś

wspomóc radę, prawda? W końcu dlaczego to nosimy?

Wskazał na odłożone pod ścianą włocznie, oraz na sztylety. Jego towarzysze mieli takie same, misternie

wykonane, proste.

- Mieliśmy tego użyć w ostateczności. - zaoponował jeden. - Gdyby się stawiał...

- No przecież się stawia... - porozumieli się wzrokiem. Trzeci niespiesznie podszedł do więźnia,

gestykulując nożem. Trzymał go tak, żeby Xelloss na pewno widział.

- Wiesz, co to jest? - zapytał, nie czekając na odpowiedź. - To jest symbol tego, że jesteśmy dorośli.

Możemy założyć rodziny, mieć swoje dzieci... A ty co? Wkradasz się i odbierasz nam ten przywilej.

Dał kolegom sygnał, żeby znowu zacieśnili łańcuch. Człowiekowi chyba poszłyby już stawy...

- Mógłbym ci wybaczyć ofiary wojenne... Chociaż nie mam takiego zamiaru. Ale najbardziej wkurza mnie, że

upatrzyłeś sobie jedną z naszych. Teraz odpowiesz za to.

Wbił sztylet w bok. Gładko, aż do rękojeści. Demon nawet się nie ruszył.

- Wiesz, co to jest? Ten sztylet jest nasączony w takim specialnym płynie... w sam raz na waszą plugawą

rasę. Nie zabije cię od razu, ale trochę pocierpisz. Możecie poluzować. - zwrócił się do

kolegów. Szybkim ruchem wyrwał nóż. Ocenił wzrokiem ostrze.

- A jak już dostaniesz wyrok i będziesz umierał, przypomnisz sobie słodką noc przed... to będziesz

pamiętał kto ci umilił czekanie.

Xelloss w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko.

- I czego się tak szczerzysz?

- Rzeczywiście umiliłeś mi czekanie... dobra kolacja...

Zanim smok zdążył odskoczyć, demon zerwał się z kajdan. W szarej celi pociemniało, tak jakby Xelloss

razem z wolnością zagarnął całe światło. Towarzysze młodego bezradnie patrzyli, jak mazoku rozrywa

złotego... Krew zapaćkała im twarze.

Jeden z wrzaskiem rzucił się w pociemniałe korytarze. Pod drugim ugięły się nogi. Xelloss się

roześmiał. Oto nadszedł czas uczty.

Nienawiść jest dobra, ale taka panika...

- Nie zjadaj mnie, nie zjadaj nie zjadaj nie zjadaj.... - piszczał przerażony smok. Mazoku uśmiechał się po

swojemu. Jeden uciekł... tym lepiej. Zawsze jakieś urozmaicenie... Nachylił się nad skulonym ze strachu

strzępkiem nerwów, który kiedyś był smokiem. Cały czas się uśmiechał. Otworzył jedno oko.

Złoty wrzasnął, jakby obdzierany ze skóry...

Tymczasem ostatni z wesołej trójeczki rzucił się w korytarze, rozpaczliwie błądząc i prosząc

wszystkie znane sobie siły o pomoc. Widocznie mało skutecznie, bo nie potrafił wydostać się z powrotem na

schody...

Znalazł biurko w jednym z pokoi. Niewiele myśląc, wlazł pod nie. Teraz mógł obserwować drzwi, samemu

nie będąc widzianym.

"A co jak wejdzie przez drugie???" zapytał sam siebie i ze strachem wychilił się, żeby sprawdzić. Nie,

drugie drzwi były zamknięte. Za późno przyszło mu do głowy, żeby zamknąć za sobą i te...

W panice zauważył, że jego włócznia została w celi. Miał jeszcze nóż, ale...

Usłyszał potworny krzyk, a później ciszę.

I znowu krzyk.

Cisza.

...

Przeciągała się straszliwie, dzwoniła w uszach.

...

Xelloss nieśpiesznym, udatnie pariodiującym smoczka ze sztyletem krokiem wyszedł z celi. Z braku lagi

podpierał się złota włócznią. I cały czas się uśmiechał, mrużąc oczy na swój

sposób.

Dobrze wiedział, gdzie iść. Mógł się przenieść do przerażonego atakiem smoka od razu, ale...

Ale co by to była za zabawa?

Smok skulił się pod biurkiem niezdolny do myślenia. Niezdolny do czegokolwiek oprócz strachu. W umyśle

odżywały wszystkie historie, które słyszał o mazoku a o tym jednym szczególnie.

Przez szparę pomiędzy biurkiem a gołą ziemią widział drzwi. Zamarł kiedy zobaczył smugę

światła pod przymkniętymi drzwiami...

Usłyszał lekkie kroki.

"Nie nie nie nie nie nie nie, nie nie nie NIE, nie,nie,nie, nienienienienienieNIE!"

Drzwi skrzypnęły, a na plamie światła pojawiły się dwie ciemne smugi. Gdyby się przypatrzył

dokładnie, zobaczyłby jego brązowe buty... Mazoku spokojnie podszedł do biurka, nalał sobie wody z

porzuconego naczynia do szklanki, po czym elegancko i z wdziekiem przysiadł sobie na owym meblu. Pił powoli,

delektując się.

- Zamierzasz tam siedzieć wiecznie? - zapytał. Złotemu zrobiło się słabo. - Jeżeli tak wolisz... Nie

mam nic przeciw temu, chociaż wolę widzieć, z kim rozmawiam.

Dopił wodę do końca, a następnie rzucił szklanką o ścianę. Rozbiła się jakoś dziwnie

cicho. Smok wypełzł ze swojej marnej kryjówki. Xelloss zatrzymał go w pół ruchu, nie pozwalając

wstać.

- Chcesz mnie zabić? - wybełkotał jasnowłosy. Demon przyglądał mu się w zamyśleniu. Usiadł

sobie wygodnie po turecku na blacie biurka i zaczął się bawić porzuconą włócznią. Smok

powtórzył swoje pyanie nieco głośniej, a już na pewno wyraźniej.

- Mam do ciebie parę pytań.

- Nic ci nie powiem! - najwidoczniej panika nie gasiła w nim uporu. Fioletowowłosy chyba nie przejął się

tym heroicznym oświadczeniem. Chyba nie bardzo mu wierzył. Smok głośno przełknął ślinę, a

może i własny strach.

- Zastanawiałem się właśnie, po co wam takie włócznie. Zechcesz mnie oświecić? - zapytał z

kurtuazją demon. Jego rozmówca milczał jak zaklety, wobec czego kontynuował. - Są cieńkie i bardzo

nieporęczne... strasznie trudno rozróżnić, który koniec jest zaostrzony?

Bez uprzedzenia uderzył końcem żerdzi w ziemię, "przypadkowo" przebijając smokowi nogę. Wsłuchiwał

się w krzyk jasnowłosego.

- Twój kolega też tak powiedział. - pokiwał ze smutkiem głową. - Więc sam muszę rozwikłać

ten problem. Może ten koniec jest naostrzony?

Obrócił włócznię w palcach i tym razem wbił ostrzem w drugą kończynę. Krzyk był bardziej

ochrypły.

- Oh, zdecyduj się wreszcie... ten, czy ten?

Pytaniu towarzyszyły szybkie dźgnięcia, zadawane raz tym raz drugim końcem. W końcu smok miał

dość.

- Powiem ci... przestań, powiem ci...

- Widzę, że jesteś rozsądny... szkoda, że tak późno. - wskazał na zakrwawione spodnie i

podłogę. Pozwolił smokowi podnieść się nieco i ukleknąć. Raczej nie obawiał się, że

wstanie...

- Ten koniec... to szpic. - wskazał dłonią.

- To? - upewnił się Xelloss. Smok tylko skinął głową. - Dziękuję, pomocny jesteś. Powiedz mi,

gdzie znajdę Aolię?

- Nie wie... AAArgh!!!! Na zebraniu Rady! AAA... Przylatują dzisiaj!!! AAA!!!

Szpic włóczni wbijał się powoli w rękę, coraz dalej i dalej.

- Kiedy dokładnie...

- Nienienieniewiemniewiem...nie wiem... - demon westchnął.

- Posłuchaj... mogę to wyciągnąć od razu, i przestanie cię boleć, albo... - poruszał nieznacznie

włócznią. Smok wrzasnął. Mazoku potrząsnął głową. Smoki są takie uparte. Starał się

trzymać broń bez ruchu, ale ofiara sama się trzęsła, zadając sobie cierpienie. Wzruszył ramionami.

- Czeg Aolia chce od tej Rady? - zapytał.

- Chce..chce...chce być strażniczką... - przypomniało mu się, co usłyszał na naradzie. To miało

sens.

- Dziękuję. Wspaniała włócznia, aczkolwiek... - jeden ruch, i już. - Nieporęczna. Wyszedł,

zostawiając zwłoki tak, jak leżały.

Pora znaleźć Aolię.

~**********************************************************************~

- Obudź się! Ej, otwórz oczy! Już dobrze!

Filia z wrzaskiem usiadła, rozglądając się wokół przerażonym wzrokiem. To było straszne...

czuła jeszcze, jak krew z niej uchodzi. Czuła zimne złoto wchodzące w jej rękę, i ból w nogach,

porażający. Krzyknęła znowu, kiedy postawiła je na ziemię. Widząca przyjrzała jej się z

troską.

- To był sen, Filia.

Smoczyca odetchnęła. Sen.... tylko sen...

- Nie, to nie był sen, nie mógł być... - stwierdziła nagle, i jednocześnie pojęła, że

powiedziała to na głos. Drzwi skrzypnęły, a ona pisnęła cieńko i podskoczyła na swoim miejscu. Ale

to Val, nie Xelloss.

Xelloss...

Byli z powrotem w domu Filii.

Ponieważ dom był częściowo zrujnowany, przenieśli się czasowo nad sklep. Jiras i Gravos jeszcze nie

wrócili. Martwili się o nich, mimo, że Merle zapewniała, że na pewno nic im nie jest.

Ponieważ nie było tu dużo miejsca, dziewczyny zajęły jeden, większy pokój, a Val samotnie

rezydował w mniejszym. Do łazienki musieli schodzić na dół, po stromych schodach.

Ale to i tak lepsze, niż wracać do domu...

Po spotkaniu z Cih'em i wysłuchaniu jego "planu" Złota przystąpiła, już drugi raz tego dnia, do próby

zinterpretowania swoich przeczuć. Nie miała na to najmniejszej ochoty. Czytała kiedyś, że strach w takich

wypadkach działa mobilizująco. Na nią wprost odwrotnie. Ale nie mogła odmówić, nie wiadomo, jakie były

by konsekwencje. Oba mazoku wierzyły, że uda jej się go odnaleźć.

Z kolei sama Filia miała ogromne wątpliwości. Tak ogromne, że początkowo nie mogła się skupić.

Jednak niemal 500 lat treningu zrobiło swoje i jakoś udało się jej wprowadzić się w odpowiedni stan

skupienia | [ciekły czy gazowy? XD - S.][Mnie nie pytaj, ja tu tylko zapisuję... - C.] |. Zacisnęła mocno palce na bransoletce.

Początkowo zobaczyła to, co przedtem. Wirującą, niemiłą ciemność. Im dłużej w nią

patrzyła, tym wieksze było jej przerażenie, miała wrażenie, że pochłaniają ciemna chmura.

Otworzyła oczy kręcąc głową. Pierwsze co zobaczyła, to połyskująca w słońcu bransoleta.

Podniosła wzrok i zobaczyła, że Merle siedzi dokładnie naprzeciwko.

- Nie potrafię...- szepnęła rozdzierająco, nie mając nadziei, że ktokolwiek, łącznie z

dziewczyną, ją usłyszy. - Nie mogę go odnaleźć...

- Potrafisz, Filia. Nikt inny tylko ty, spróbuj.

Spojrzała jeszcze raz na dziewczynę. Siedziała cały czas w tym samym miejscu, koło jej przybranego dziecka

i uśmiechała się, dodając jej otuchy. Nieoczekiwanie Val poparł Merle.

- Filia mama... ja też myślę, że tylko ty możesz to zrobić. [a ja nie ^^ - S.][I masz rację, ale ona nie ma wyjścia XD - C.]

Pod wpływem ich intensywnego spojrzenia, zarumieniła się i ponownie spojrzała na swój nadgarstek.

Bransoletka dalej lśniła w słoncu, złotem i ametystem.

"Jestem mu to winna... w końcu jest moim towarzyszem... Nieważne, jak do tego doszło." Wciąż

przyglądając się błyskotce i podziwiając jej piękno, wpadła na pomysł. Musi zapamiętać jej

blask.

- Co ona robi tak długo... - dopytywała się ze swojego miejsca Zixi niecierpliwie. Cih uciszył ją

gestem.

Po raz trzeci tego dnia Filia zamknęła oczy. Tym razem skupienie przyszło od razu, równie nagle otoczyła

ją czarna chmura. Tym razem jednak była na to przygotowana. Przywołała w pamięci blask bransoletki.

Ku jej zdumieniu wydało jej się, że wśrod skłębionej, ciemnej masy, podobnej do ciężkiej chmury,

coś odpowiedziało podobnym, krótkim błyskiem.

Wyciągnęła się cała w tym kierunku. Normalnie, zawsze kiedy popdała w podobny stan pozwalała, żeby

wizja "sama decydowała", co chce pokazać, nigdy nie wybierała, nie ingerowała, nie żądała...

Jej nauczycielki nieraz przestrzegały ją, że w ten sposób można nawet zgubić duszę. "Trzeba się

najpierw >zakotwiczyć< a przedtem długo, długo trenować." mawiały. Filia nigdy wcześniej nie

"kotwiczyła" i teraz ogarnął ją lekki strach, że oto właśnie, na swoje życzenie, jej dusza odziela

się od ciała...

"Trudno, jesli to jedyny sposób, żeby go znaleźć..." Szła więc, czy raczej płynęła, za owym

błyskiem.

Nie mogła go dogonić, ale dbała przynajmniej o to, żeby nie stracić go z oczu. Obojętnie jak się nie

starała, dystans się nie zmieniał. Choć miała przeczucie, że jeśli przestanie ścigać ów

odblask, to ślad zniknie, i już nigdy go nie znajdzie...

I nagle wizja zakończyła się. Zakończyła się tak nagle, jak nagle ukazał się jej ów błysk. I

miała niejasne przeczucie, że...

- Przyjdą po nas sami. Już wiedzą. Musimy wracać. Przyjdą sami.

Zixi koniecznie chciała od razu wyjaśnień. Chcąc nie chcąc, Filia musiała do nich przystąpić od

razu. Zmieniła pozycję na wygodniejszą i powiedziała im, że ich przypuszczenia się potwierdzają,

Xelloss rzeczywiście jest teraz u smoków. Nie potrafiła jednak określić, gdzie dokładnie, mogła tylko

mniej więcej pokazać im kierunek.

Opisała im ze szczegółami co widziała, zwierciadło, klejnot na łańcuszku i kapłankę, w

której Cih rozpoznał Aolię.

- Mam takie uczucie, że ona nas szuka. I w krótce tu przybędzie...

Bordowa otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale brunet ją uprzedził.

- W takim razie musicie się przygotować.

Val spojrzał na Merle i Filię.

- My?

Smoczyca potwierdziła.

- Ona chce... ona chce, żebyśmy byli tam obecni, gdziekolwiek to jest.

- A skąd wie o mnie? - zainteresowało się ludzkie dziewczę, wodząc oczami po swoich fantastycznych

kompanach. - Przecież znam Xelloss'a bardzo krótko, krócej niż Varu...

Złotowłosa potrząsnęła głową.

- Skoro zobaczy cię z nami, zaprosi i ciebie. Ale was...

- My się nie pchamy na smocze uroczystości. I Xelloss też nie. - odparła Zixi butnie, zanim Cih miał

szansę ją uciszyć.

Val poczuł nieoczekiwanie, że budzi się w nim zrozumienie. Chociaż matka wszystko mu wytłumaczyła, nie

miał prawie żadnych wspomnień z poprzedniego życia. Dotąd myślał, że (naturalnie, oprócz

wkurzającego demona, nawiedzającego jego matkę.) jest w stanie zaakceptować każde stworzenie. Tymczasem

słowa Zixi obudziły w nim jakąś niechęć do owego nieznanego zgromadzenia Złotych.

Głupstwo, jego matka jest ze Złotych... nie może ich ot tak sobie...

- Nie wydaje mi się, żeby on tam siedział dla przyjemności, Zixi - zauważyła Merle spokojnie. - I

chociaż to nie moja sprawa, to uważam, że jeśli nadarzy się okazja, to powinniśmy jakoś go

wyciągnąć.

Zixi obdarzyła ją ciepłym uśmiechem, który zmienił kompletnie jej twarz.

- Tak myślisz? - zapytała cicho. - A ty Filia?

Zapytana powoli skinęła głową.

- Obawiam się tylko, że kimkolwiek jest Aolia, może podejrzewać nas o podobne plany.

- W takim razie, pani Filio, musicie zrobić wszystko, żeby nie podejrzewała.

Umówili się, że będą się ze sobą kontaktować co jakiś czas. Smoki postanowiły wrócić

do zdewastowanego domu. Bądź co bądź, tam właśnie tajemnicza Aolia będzie ich szukać.

A kiedy już znajdzie i powie im, gdzie ma miejsce spotkanie, w jakiś sposób powiadomią Cih'a i Zixi.

Z gór zeszli samotnie, w trójkę. Kiedy ponownie minęli duży, płaski kamień na środku łąki,

uznali, że odeszli na tyle daleko, żeby zacząć własną naradę.

- Naprawdę chcecie ich powiadomić, jak już Aolia wam powie, gdzie trzymają Xelloss'a?

Filia i Val spojrzeli po sobie. Jednocześnie skinęli głowami.

- Nie mamy innego wyjścia. Sami go nie odbijemy. - powiedziała smoczyca miękko, sama trochę zaskoczona tym, co

mówi.

"Dlaczego mi tak bardzo zależy?"

Nie miała jednak czasu się zastanawiać.

- Rozumiem twoje wątpliwości, bo sam ci przecież mówiłem, że mazoku to... no, nic dobrego - Val

najwidoczniej nie chciał powtarzać, jak dosadnie określił całe potomstwo Rubinowoślepiego. - Ale mama ma

rację. W tej sytuacji sami nie mamy szans.

- Oni też nie mają.

Smoki zatrzymały się, jak na komendę. Merle zauwazyła to i też się zatrzymała.

- Jak to? - spytała Filia cicho.

- No, pomyślcie trochę... tam będa setki, a może tysiące smoków, tak? Nienawidzą go, tak? A wy sobie

tak chcecie wejść i powiedzieć "Niestety, dzisiaj nie możecie go zabić, skończył się sezon w tym

roku." Tak?

Filia zatrzymała się. Pod wpływem jej słów nagle zobaczyła wyraźnie... Czarna, chmurzasta

ciemność nie była wcale przeszkodą, była symbolem do zinterpretowania. Symbolem czyjejś smierci.

Zamknęła się na tę wiadomośc, nie chciała widzieć...

- Zabiją go...

Valgaav chciał zaprzeczyć, ale przypomniał sobie, jak podczas ich niedawnej walki na Filię zawalił się

dach. Jak sam próbował wyrzucić mazoku z mieszkania... Przypomniał sobie wszystko, co mu opowiadała...

Zaprzeczać nie było sensu.

W tym samym czasie Merle rozmyślała nad czymś intensywnie.

- No chyba, że... nyu... Wykradniemy go! ^^ - zawołała nagle radośnie. - Słuchajcie...

- Poczekaj. - przystopował jej zapał starożytny. - Przed chwilą sama mówiłaś, że mazoku nie

mają szans. A teraz chcesz tam tak po prostu iść i wykraść kapłana Nadbestii. Cholera, nawet nie wiadomo,

gdzie on jest!

Widząca wzruszyła ramionami.

- Ja już wiem, gdzie jest, wiesz? Ponadto, wyraziłam się chyba trochę za ogólnie. Ale to nic. Zaraz wam

wytłumaczę...

- Skoro wiesz, może powiesz nam teraz? - poprosiła Filia.

Minęli już wąwóz i wyszli na prostą, leśną ścieżkę, która prowadziła do filkowego

przybytku. Okna z daleka kłuły w oczy brakiem szyb i zniszczonymi okiennicami. Poza tymi drobiazgami jednak

całość dalej prezentowała się bardzo sympatycznie.

Złota nie chciała jednak wchodzić do środka. Varu i Merle weszli więc do domu sami, wynosząc z niego

pościel, jedzenie i inne potrzebne rzeczy. Potem dokładnie zamkęli dom, morskowłosy nałożył

odpowiednie pieczęcie, a później poszli urządzić się nad sklepem.

Zrobili sobie jako taką kolację (oczywiście suto zakrapianą... herbatą ^^) a nastepnie przyszła pora na

podjęcie przerwanych obrad.

- Zanim mi zadacie swoje miliony pytań... Filia, wiesz już, kiedy ta cała Aolia nas znajdzie?

- Wydaje mi się, że jutro. Przed południem. Ale nie jestem tak do końca pewna.

Merle skinęła głową. Jak na razie pasuje.

- Dobrze, dalej. Jak wam się wydaje, dlaczego ten babsztyl szuka ciebie i twojego syna?

Nie wiedziała co odpowiedzieć na to pytanie. W ogóle...

- Wydaje mi się, że są dwie możliwości. - zaczął Val ostrożnie. - Na pewno chce sprawdzić, co

Filia mama czuje względem Xell'a.

Wzmiankowana drgnęła jak ukłuta igłą. Varu nie zrażony podjął dalej.

- I w związku z tym opcje są takie: pierwsza, to, że mama po prostu pójdzie i jak każdy nienawidzący

mazoku smok obejrzy egzekucję, bo to ma być egzekucja, prawda? - zwrócił się z pytaniem do nich obu, ale nie

czekał na odpowiedź. - A druga, jeżeli, jak to ładnie ujęłaś, "ten babsztyl" się przekona, że

mama jednak czuje miętę do Xell'a, to będzie chciała ją mieć na oku.

- Jak to "czuje miętę"?! - krzyknęła Fi, robiąc się buraczkowa. Val tylko uśmiechnął się

bezradnie i rozłożył ręce.

- Czyli wszystko jasne. Filia, jak ten nasz babsztylek się zjawi, to musisz ją przekonać, że nienawidzisz

mazoku i jesteś tutaj ofiarą, rozumiesz?

- To chyba nie będzie trudne... - wymruczała, wciąż się rumieniąc. - Ale co nam to da?

- Swobodę ruchów.

Przez chwilę snuli fantastyczne wizje, rozważając różne możliwości, w końcu jednak Varu

sprowadził ich na ziemię, zadając istotne pytanie.

- No dobrze, powiedzmy, że jakoś uda nam się do niego dostać. I co wtedy? Gdzie mamy uciekać?

- To chyba jasne...

- COOO???!!!! - wrzasnęły smoki chórem, a Merle zatkała uszy.

- Nie myślisz chyba, że pójdziemy wszyscy na Wolf Pack? Powiedz, że żartujesz? - Filia zadrżała,

kiedy tylko wymieniła nazwę wyspy. Przecież to niemożliwe, ta dziewczyna żąda niemożliwego, żaden

smok nie wypuściłby się tam z własnej woli, nawet nie obrałby tego kierunku, czy to w powietrzu, czy na

lądzie...

Na wszechwidzącej jednak ich strach przed owym nieznanym miejscem nie wywierał wiekszego wrażenia.

- No dobrze, zrobimy, jak zechcecie. Ale powiem wam coś. Wiem, że gdyby mnie chciała zabić grupa fanatyków,

i trzymaliby mnie niewiadomo gdzie, to odchorować coś takiego mogłabym tylko u siebie w domu i nigdzie indziej.

Filia zamilkła. Rzeczywiście... racja, to mogłoby przyśpieszyć regenerację, gdyby coś...

Nienawidziła siebie za dopuszczanie takich myśli do głosu.

Nienawidziła tego pomysłu. Bała się. Bała sie tej wyspy, bała się jej władczyni, nawet jeśli

zniknęła, gdyby wierzyć słowom Zixi. Ale związała się z kapłanem Nadbestii i chcąc nie

chcąc....

"Widzisz, źle się stało, że Xelloss nie zabrał cię od razu na wsypę, do nas..." Gdyby chociaż

wspomniał w jej obecności o podobnym projekcie, rozłupałaby mu czaszkę.

Nie miała jednak wyjścia.

- Słuchajcie, odłóżmy to. Nie wiemy nawet czy jest ranny, czy nie. - Val wziął ponownie sprawy w swoje

ręce. - Zobaczymy jutro, jaka jest sytuacja. Jeśli będzie bardzo źle, to zabierzemy Xelloss'a na jego

wyspę.

Uśmiechnął się do matki pokrzepiająco. Dziewczyna wzruszyła ramionami. "Jak chcecie, ale ja wam

mówiłam... ech, uparci jak nie wiem." Uęmiechnęła się przepraszająco do Filii.

- Filia... przepraszam, jeśli cię uraziłam.

- Nie gniewam się, rozumiem twój punkt widzenia. Zgadzam się to najlepsze wyjście. Tam nas nie bedą

szukać.

W tym momencie, chociaż tego nie powiedzieli, cała trójka pomyślała o tym samym "A raczej będą

wiedzieli, gdzie jesteśmy, ale nigdy sami tam nie pójdą..."

- Więc dobrze... tylko jak tam trafimy? - zapytała, podnosząc wzrok na syna i widzącą.

- Varu, ty tam trafisz bez problemu... a jeśli idzie o ciebie, Filia, to jeśli znajdziemy Xelloss'a on ci pokaże

drogę, i też trafisz.

- Pocieszające - mruknął starożytny.

Merle klęczała koło przerażonej smoczycy.

- Spokojnie, to był tylko sen...

Val podszedł i przysiadł koło jej posłania.

- Co ci się śniło, mamo?

Potrząsnęła głową, aż włosy opadły jej na oczy. Nie mogła mówić, nie mogła...

Zobaczyła go, widziała, jak rzucił się na Aolię, czuła jego nienawiść do smoka...

Chęć zemsty, niemal sama zatapiała zęby w białej szyi, żeby tylko poczuć jak życie wypływa

razem z krwią i patrzeć jak oczy ofiary mętnieją, kiedy czuje ten sam ból...

Zimną podłogę, kiedy siedział po turecku, a nad nim, na mównicach siedziała sobie starszyzna i beztrosko

paplała, tylko po to, żeby dać mu odczuć, jak dalece nim pogardza...

Nienawiść trzech młodych smoków, które prowadziły plątaniną korytarzy, nienawiść i

chęć krzywdzenia, krąży w ich żyłach, dodaje sił...

Ukłucie bólu, kiedy rozmawiają przy nim traktując jak powietrze, coś jak cierń... Potworny ból

pomiedzy żebrami, kiedy jeden wbija ostrze, i nienawiść, nienawiść, nienawiść...

... I rozkosz, niesamowitą, kiedy w końcu może ich zabić i jest niemal wolny...

- On wyszedł... uciekł z celi. Zabił ich...

- I co? - spytała Merle rzeczowo. Potrząsnęła ponownie głową. Nie wie.

- Hmmm... W takim razie wciąż tam jest. I nie wydostanie się bez naszej pomocy. - zawyrokowała. Filia nie

skomentowała.

Po wypiciu herbaty "na sen" i pogadaniu na parę błahych tematów, rozeszli się, żeby spać.

Jutro się wszystko wyjaśni.

~************************************************************************~

Mroczny Lord krążył wokół stołu, jakby to mogło mu w czymkolwiek pomóc. Z daleka dochodziły go

wrzaski pani Generał, która właśnie odbywała swoją karę.

Skrzywił się, czy ta kobieta nie może w milczeniu przyjąć tego, na co zasłużyła?

Xelloss to co innego, on by go nie zawiódł, nie rozczarował...

Grausherra westchnął, i strącił kolejny kieliszek z brzegu stołu. To go uspokajało. Brzęk

tłuczonego szkła... W końcu uznał, że stół jest gotów. Pstryknął palcami, a drzwi do komnaty

rozsunęły się bezszelestnie. Za pingwinami podrygiwał przerażony smok. Był młodziutki, wyglądał

jak 12 letnie dziecko.

Dynast złapał go osobiście w górach. Choć mało prawdopodobne było, żeby nieostroży dzieciak

wiedział coś ważnego, to jednak zawsze miło było gościć kogoś na kolacji. Jak się nie ma co

się lubi, to się lubi co się ma. W każdym razie, tak Dynast słyszał, że ludzie mówią. Skoro

więc nie może ukarać sprawców, którzy zabrali mu kapłana, zje klację w towarzystwie tego

młodego.

Chłopczyk trząsł się z zimna i strachu. Był boso, a jego blade nóżki odcinały się wyraźnie

od matowej, czarnej podłogi.

- Usiądź proszę. Za chwilę podadzą nam kolacje.

Z kurtuazją podsunął gościowi krzesło. Blondynek przeszedł niepewnie parę kroków, i nagle

wrzasnął, kiedy nastąpił na potłuczone szkło. Grausherra nie zwrócił na to uwagi. Siłą

usadził małego na krześle i przysunął do stołu. Zarówno podłoga, jak i krzesło wysypane było

gęsto odłamkami. Jeniec już nawet nie miał siły wrzeszczeć.

- Śliweczkę? - zapytał mazoku uprzejmie, wgryzając się w soczysty owoc. Smok pokręcił głową

przez łzy. Lord wzruszył ramionami.

- Puść mnie...

Teraz Lord pokręcił przecząco głową. Smok zawył, a następnie walnął głową w talerz.

Dynast ponownie westchnął.

- Posprzątać mi tu.

Pojawiły się pingwiny [nya, pingwinki XDDD jak w "Tabaludze" XDDD - S] i zabrały pokaleczonego

nieszczęśnika. Dwa ciągnęły go ku wyjściu, a ostatni zacierał mopem krawy ślad, jaki jasowłosy

pozostawił na podłodze.

Dynast znowu wstał i zaczął obchodzić stół, zrzucając kolejne kieliszki, talerze i wazony. W końcu

uznał, że sceneria mu odpowiada. Pstryknął palcami.

Tym razem pingwiny przyprowadziły mu kobietę. Smoczyca miała nierówno obcięte włosy do ramion. Przez

moment Mroczny Lord zastanawiał się czy nie zabrał jej tylko dlatego, że nie mógł znaleźć tamtej

smoczycy, Filii.

Zdecydował, że tak. I, że wcale nie ma zamiaru zabijać jej tak jak tamtych. Nie, dla tej pani ma coś

wyjątkowego.

Myląc złapanego przypadkiem smoka z "własnością" Xelloss'a, Dynast postanowił zostawić ją sobie na

później. Skinął na pingwiny, które pociągnęły ją ku kolejnym drzwiom. Zatarł ręce. Może

to wcale nie będzie nudny wieczór...

- Następny.

Tym razem weszła poobijana pani Generał, pod eskortą czujnych pingwinków. [Rozbrajają mnie ten pingwinki

XD] [TABALUGA!!! DRUŻYNA ACTIMELA!!! - S]

Ukłoniła się swojemu panu, nastepnie ceremonialnie przeprosiła ponownie za spartaczenie zadania i zapewniła

o swojej lojalności. Prawdę mówiąc, mogłaby sobie darować, bo Dynast tyle dbał o jej zapewnienia i

przeprosiny, co o zeszłoroczny śnieg. Grau i Grou nie byli nawet w połowie tak ceremonialni, i chyba dlatego nie

ponosili tak surowych kar. Cóż, Sheera najwidoczniej tego nie widziała.

Jednak tolerował to, lubił, kiedy ktoś padał przed nim na kolana i zabiegał o atenację.

W końcu pozwolił jej wstać. Pokazał jej gestem, że może się wytłumaczyć. Skwapliwie

skorzystała z okazji. Opisała atak wilczycy, wspomniała, że prawdopodobnie była to jedna z pupilek Zellas.

Dodała, że część winy ponosi Grau, bo zawiódł ją w momencie ataku.

Zły ruch.

Dynast nie cierpiał, kiedy ktoś krytykował jego dzieła. A z bliźniaków był szczególnie dumny. Nie

bardzo rozumiał, jak Sheera mogła wyjść taka... taka jaką była, skoro miała taki piękny wzorzec.

Ale to było dawno i nie należało tego teraz rozpamiętywać. Tymczasem Sheera zorientowała się, że

palnęła coś nie tak i jeszcze raz przeprosiła za niedostarczenie Filii.

- Głupia... Nie trać czasu, idź tam jeszcze raz!

- Ależ panie... tam ich dawno nie ma.

- JAK TO NIE MA! Jasne że są! TO OSTATNIE MIEJSCE, GDZIE BYŚ SZUKAŁA, KRETYNKO!!!

Wysłuchała bez słowa skargi długiej tyrady o tym, że ona, Generał, dała się pobić

podrzędnemu mazoku, że jest niekompetentna itede...

W milczeniu ukłoniła się jeszcze raz, po czym wycofała się z komnaty zostawiając Dynast'a sam na sam ze

swoją złością.(którą zreszą szybko wyładował na swoim ostatnim gościu w sypialni.)

Ledwo wrota zamknęły się za nią, ruszyła na poszukiwania braci. To wymaga większego nakładu

środków, niż początkowo przypuszczała.

~**********************************************************************~

Każda dziedzina ma swoją próbę.

~End of part 5~

Nyu, i jak?

Tak wiem, beznadzieja XD Masakra, po prostu XD

Ale co tam, rozkręcam się dopiero...

W części dalszej będziemy mieli zaszczyt ujrzeć: niesamowite spotkanie, bardzo zaskakujące odkrycie u

Crisia w sypialni, zobaczymy Dynasta w szale, bedziemy swiadkami masowej hipokryzji, ataku szaleństwa a także

rozszerzenia umiejętności.

Ponadto, mam zamiar zrobić coś, co mnie zaboli, a bohaterów naszych jeszcze bardziej.... oj, po co ja to

pisałaaaaaam...

Ale rozjasni się w następnych częściach, obiecuję. Wszyściuchno się wyjasni ^^

Kcecie mnie zjechać? Prosze bardzo: Charatka@interia.pl :* wszystkim, co to czytają.

A Soyki się nie czepiajcie, nawet jak znajdziecie językowe potknięcia. Robię tyle błędów, że nawet

moje nauczycielki za mną nie nadążają.

Także proszę o wyrozumiałość dla wszystkich zagubionych ę, ś, ć itede ^^

Pozdrawiam cieplutko!

Charatka



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
In'ei Raisan 1
In'ei Raisan 2
In'ei Raisan 4
In'ei Raisan 3
Education in Poland
Participation in international trade
in w4
Metaphor Examples in Literature
Die Baudenkmale in Deutschland
ei 03 2002 s 62
Han, Z H & Odlin, T Studies of Fossilization in Second Language Acquisition
2002 4 JUL Topics in feline surgery
Midi IN OUT
Neural networks in non Euclidean metric spaces
Marsz żałobny, Marsz żałobny Clarinet in Bb 2

więcej podobnych podstron