GORĄCE POLEMIKI uzdrowienie międzypokoleniowe


GORĄCE POLEMIKI - UZDROWIENIE MIEDZYPOKOLENIOWE

Zapraszamy do dyskusji na temat tzw. uzdrowienia międzypokoleniowego. W maju tego roku ks. A. Siemieniewski krytycznie odniósł się do wydanej przez Ośrodek Odnowy w Duchu Świętym w Łodzi książki o. Roberta DeGrandisa SJ - «UZDROWIENIE MIEDZYPOKOLENIOWE. Osobista podróż ku przebaczeniu».

Zapraszamy do zabrania głosu w tej - w naszej ocenie - ważnej dla środowiska charyzmatycznego dyskusji. Prezentowane głosy nie muszą być jednoznacznie „za” czy „przeciw”.

Wszystkie listy zawierające artykuły do dyskusji proszę kierować na adres jureczko@katolik.pl. Proszę również o dopisek, że artykuł jest Twojego autorstwa i wydajesz zgodę na opublikowanie go w naszym serwisie i na stronie wspólnoty JERUZALEM.

Wspólnota Odnowy w Duchu Świętym JERUZALEM z Leśniej udostępniła nam dwa artykułu o. Kosmy. O. Kosma zgadza się z krytycznymi uwagami Księdza Andrzeja Siemieniewskiego, aczkolwiek uważa, że błędy zawarte w książce DeGrandisa nie przekreślają samej idei modlitwy o uzdrowienie międzypokoleniowe. Nikt z nas - na wstępie - nie chce podważać zasadności tego typu modlitwy, jednakże zachęceni słowami samego o. Roberta DeGrandisa: „Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie i dlatego ta książka nie przedstawia zgłębionego badania. Mam tylko nadzieję, że uda mi się wzbudzić zainteresowanie i zachęcić do badań, które przyczynią się do powstania rozsądnych wytycznych” postanowiliśmy wysłuchać jego apelu i podjąć ten ważny temat.

Nasza dyskusja będzie dostępna na naszej stronie i na stronie wspólnoty JERUZALEM z Leśnej. Już na wstępie zaznaczam, że prezentowane wypowiedzi nie w każdym wypadku prezentują stanowisko redakcji Serwis Apologetyczny i wspólnoty JERUZALEM

GŁOS 'PRZECIW' - POKOLENIOWA LINIA… BŁOGOSŁAWIEŃSTW

Napisał KS. ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI

a. Nowe zjawisko duchowe: uzdrowienie międzypokoleniowe

Sporo mówi się ostatnio o tym, że minione pokolenia wpływają duchowo na ludzi, którzy żyją obecnie. Powstają książki na temat międzypokoleniowego uzdrawiania i uwalniania. Jak w największym skrócie przedstawia się problem historycznego bagażu grzechów w oczach zwolenników modlitw o uzdrowienie międzypokoleniowe? Otóż okazuje się, że podobno grzechy naszych przodków mają na nas złowrogi wpływ, i to aż do trzeciego i czwartego pokolenia. Dziadek kradł kozy, a ja z tego powodu mam kłopoty z uczciwością. Praprababcia była lafiryndą: i rzecz jasna, stąd moje problemy z czystością. Mnóstwo jest na ten temat konferencji, a głosi się o tym z wielkim przekonaniem. Jest to dziś bardzo modny temat wśród sporej grupy chrześcijan, w tym również katolików.

Mam nawet przed sobą jedną z takich książek. Poleca uwalniać się od fatalnego wpływu minionych pokoleń w takich oto modlitwach:

- „Panie, w czternastym pokoleniu ojca przeciwstawiamy się beznadziejności i desperacji” (Hm, pomyślałem sobie przy tej modlitwie, to chyba mniej więcej za króla Batorego…).

- „Dziękujemy, Panie, za uzdrowienie rygorystycznego życia w trzynastym pokoleniu matki: za tych dotkniętych ciężkim ubóstwem i zimnem” (Czy ktoś jeszcze pamięta te mrozy w styczniu 1649 roku?).

b. Biblia o karach za grzechy „do trzeciego i czwartego pokolenia”

Okazuje się nawet, że wiele jest na ten temat w Piśmie Świętym. Jedna z książek na temat uzdrowienia międzypokoleniowego powołuje się na następujące wersety z Biblii:

- „Pan, Twój Bóg, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia” (Wj 20,5).

- „Pan […] zsyła kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia (Wj 34,7).

- „Pan karze grzechy ojców na synach do trzeciego, a nawet czwartego pokolenia” (Lb 14,18).

- „Jestem Bóg karzący nieprawość ojców na synach w trzecim i czwartym pokoleniu” (Pwt 5,9).

Czytałem i czytałem, i czułem się coraz głębiej wdeptany w ziemię. Pomyślałem o grzechach pradziadka. O złych myślach i zaniedbaniach prababci. I dudniło mi w uszach: Bóg karze! Pan zsyła za to kary na mnie!

Wpatrywałem się w przeszłe pokolenia. Strumyk błotnistej wody grzechów i win spływał na mnie: tu właśnie był powód moich niepowodzeń. Mam kłopoty - z powodu pradziadka; mam problemy - z powody praprababci. Oni są winni! Błotnista woda płynąca z poprzednich pokoleń zatruwa nieustannie moje życie… Coraz wyraźniej widziałem: słusznie pisali o uzdrowieniu międzypokoleniowym, że przyczyn trzeba szukać w złym wpływie poprzednich pokoleń na nas. Teraz cierpię za grzesznych dziadków, pradziadków i prababcie. Coraz wyraźniej precyzowało się w moich myślach wynikające stąd przykazanie: „Posądzaj ojca swego i matkę swoją, że to przez nich wzięły się twoje problemy; dziadkom swoim nie ufaj, pradziadków zaś miej za podejrzanych. Jesteś owocem własnego drzewa genealogicznego, a drzewo to dobrych owoców przynosić nie może”.

Przybity sięgnąłem znowu po Biblię. Na pewno św. Paweł musiał na ten temat pisać: ileż to grzechów poprzednich pokoleń wisiało nad Izraelitami! Niech no tylko spojrzą w przeszłość! I rzeczywiście, św. Paweł kazał spoglądać w przeszłość. W minione pokolenia. O choćby tu, List do Rzymian, rozdział 11. Cały rozdział o przodkach. Ale zaraz! Coś się nie zgadza… Św. Paweł musiał się chyba pomylić!

c. Przodkowie są źródłem błogosławieństwa

Apostoł, pisząc jedenasty rozdział Listu do Rzymian, kazał rozejrzeć się wokół siebie, zobaczyć współcześnie żyjące razem z nim pokolenie Izraelitów. Nazwał je z powodu grzechów pokoleniem „nieprzyjaciół Boga”. A potem dodał: „są oni jednak przedmiotem miłości ze względu na przodków” (por. Rz 11,28).

Jak to?! Przecież przodkowie mieli przynosić przekleństwo! A tu? „Dary łaski i wezwania Boże” - udzielone przodkom - „są nieodwołalne”: przechodzą na kolejne pokolenia (por. Rz 11,29). Coś tu się nie zgadza: Paweł spogląda w minione pokolenia i widzi, że spływa na nas dzięki nim rzeka błogosławieństw. Autorzy książek o uzdrowieniu międzypokoleniowym każą spoglądać w przeszłość i widzą spływający strumień błota. Ktoś tu chyba nie ma racji… Ale kto?

d. Biblia o karach i błogosławieństwach - raz jeszcze

Na wszelki wypadek sięgnąłem do Starego Testamentu, aby odszukać tamte groźnie brzmiące wersety. Okazało się, że są one trochę dłuższe, niż cytowano to w książkach o uzdrowieniu międzypokoleniowym. Niewiele, ale jednak dłuższe.

- „Pan, Bóg twój, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia […], okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia względem tych, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań” (Wj 20,5).

- „Pan zsyłający kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia - ale miłosierny i litościwy, bogaty w łaskę i wierność, zachowujący swą łaskę w tysiączne pokolenia” (por. Wj 34,7).

- „Pan karze grzechy ojców na synach do trzeciego, a nawet czwartego pokolenia, ale bogaty w życzliwość, przebacza niegodziwość i grzech; odpuść więc winy tego ludu według wielkości Twego miłosierdzia” (por. Lb 14,18).

- „Jestem Bóg karzący nieprawość ojców na synach w trzecim i czwartym pokoleniu […], a który okazuje łaskę w tysiącznym pokoleniu tym, którzy Mnie miłują” (Pwt 5,9-10).

Przeczytałem to w Piśmie Świętym raz, drugi, przetarłem oczy, podszedłem do światła: cały czas stało jak wół: „Bóg okazuje łaskę do tysiącznego pokolenia!”. Skutki grzechu przodków, owszem, istnieją: mają taką siłę, by dotrwać do trzeciego lub czwartego pokolenia, a potem wygasają. Istnieje jednak wpływ silniejszy: skutki świętości przodków. Mało tego: te dobre wpływy są setki razy silniejsze niż te złe. Jeśli „pobożna arytmetyka” ma nam choć trochę pomóc, to można by w przenośni powiedzieć, że są co najmniej 250 razy silniejsze, skoro trwają aż do tysiącznego pokolenia, a złe - tylko do czwartego.

Jeśli więc minutę mówiliśmy o złym wpływie minionych pokoleń, to teraz o wpływie dobrym powinniśmy mówić 250 razy dłużej, czyli cztery godziny! Jeśli mieliśmy jedną konferencję na temat potrzeby uwalniania od złego wpływu trzeciego lub czwartego pokolenia, to dla zachowania biblijnych proporcji teraz wypada nam wysłuchać 250 konferencji o wpływie dobrym! Oznacza to pięć lat cotygodniowych konferencji na temat błogosławieństwa międzypokoleniowego.

Wielka tajemnica rozjaśniła mi się w głowie: Apostołowie uczyli, aby Izrael nie przejmował się tym zbytnio, że pradziadek pił, a jego stryjek kradł. Dlaczego? Bo za ojca mamy Abrahama! (por. Rz 4,16). A Bóg błogosławi dzieciom tego patriarchy aż do tysięcznego pokolenia. Ale uwaga: na Abrahamie się nie skończy. Czeka nas wiele błogosławionych niespodzianek!

e. Biblijne podejście do minionych pokoleń: prawdziwe uzdrowienie międzypokoleniowe

Dlaczego więc my, niezgodnie z Biblią, mamy się przejmować głównie złym wpływem drzewa genealogicznego, skoro św. Paweł wcale tak nie robił? Przejmujmy się raczej setki razy silniejszym dobrym wpływem naszego genealogicznego drzewa! Błogosławionym owocem życia naszych przodków.

Odkryjmy więc na początek, czyimi dziećmi jesteśmy i jakie z tego wynikają skutki duchowe. Oczywiście, jesteśmy dziećmi Bożymi (1 J 3,2). Ale to nie wszystko. My, uczniowie Jezusa, jesteśmy też dziećmi Abrahama: „Ci, którzy polegają na wierze, ci są synami Abrahama” (Ga 3,7). Chrześcijanie (a już na pewno chrześcijanki) są też dziećmi Sary: „Sara była posłuszna Abrahamowi: stałyście się jej dziećmi, gdyż dobrze czynicie” (1 P 3,6). Mamy pełne prawo uważać się za duchowe potomstwo Apostoła Pawła: „Ja zrodziłem was w Chrystusie Jezusie - posłałem do was Tymoteusza, który jest moim synem” (1 Kor 4,15.17). Przede wszystkim jednak my, członkowie Kościoła, jesteśmy potomstwem Maryi. Jest bowiem opisana w Biblii pewna Niewiasta, która „porodziła Syna - Mężczyznę, który będzie pasł wszystkie narody” (Ap 12,5). Ten Pasterz narodów, to Jej pierworodny Syn, Jezus Chrystus. Pismo wspomina jednak o kimś jeszcze: „Smok rozgniewał się na Niewiastę i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa” (Ap 12,17). Kto to jest? „Ci, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa” (Ap 12,17), a więc my, chrześcijanie. Jesteśmy również dziećmi Maryi.

Jakie praktyczne skutki wynikają z tego, że mamy takich przodków kilkadziesiąt czy kilkaset pokoleń wstecz? Poucza nas o tym jasno Pismo Święte: spływa na nas od naszych przodków rwący strumień Bożych błogosławieństw. „Ci którzy polegają na wierze, mają uczestnictwo w błogosławieństwie wraz z Abrahamem” (Ga 3,9), gdyż „on to jest ojcem nas wszystkich” (Rz 4,16). Na nas spełnia się proroctwo biblijne, że „przez [Abrahama] otrzymają błogosławieństwo wszystkie ludy ziemi” (Rdz 18,18). Proroctwo to ma setki razy większą moc niż przestroga o karze Bożej do trzeciego i czwartego pokolenia. Przecież „Bóg ujął się” - także za nami - „pomny na miłosierdzie […] na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki” (Łk 1,54-55), nie stawiając żadnych ograniczeń w czasie i przekraczając nawet ogromną liczbę tysiąca pokoleń.

To na nas spełnia się obietnica, że „będę błogosławił [Sarze], tak że stanie się ona matką ludów” (Rdz 17,16). Zaprawdę, nawet za wiele jeszcze tysięcy lat nie wygaśnie to błogosławieństwo!

„Błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia” - mówi Maryja (Łk 1,48) - oczywiście dlatego, że w Jej błogosławieństwie może wziąć udział każdy, kto przyjmie w sercu wiarę w Pana.

I jakby tego jeszcze było mało, dodał dobry Bóg przeogromną liczbę świętych patriarchów, męczenników, wyznawców, dziewic, małżonków, mnichów. Możemy ich nieustannie wspominać, nurzając się w strumieniach, rzekach i całych morzach błogosławieństw Bożych, które z ich powodu Bóg rozlewa aż na tysięczne pokolenia.

f. Czcij ojca swego i matkę swoją

Żegnajcie więc, upiorne myśli o grzesznych pradziadkach, żegnaj, lęku o przodkach-złodziejach i praprababciach-ladacznicach! Nie musimy bać się ich grzechów. Nie musimy ich wspominać. Nie musimy stosować nowego przykazania według ludzkiego pomysłu:

„Posądzaj ojca swego i matkę swoją, że to przez nich wzięły się twoje problemy; dziadkom swoim nie ufaj, pradziadków zaś miej za podejrzanych; rozważaj ich grzechy, słabości i niewierności, i stale miej je w pamięci”.

Wystarczy nam stare, dobre, Boże przykazanie:

„Czcij ojca swego i matkę swoją, abyś długo żył na ziemi” (Wj 20,12).

Mamy przodków setki razy silniejszych niż nasi grzeszni pradziadkowie: Abrahama, Maryję i całe zastępy innych. Ich możemy i powinniśmy wspominać. A właściwie - zaraz: przecież ich wspominamy każdego tygodnia! Zawsze kiedy uczestniczymy we Mszy św., wspominamy (wymienionych najwspanialej w pierwszej modlitwie eucharystycznej) sprawiedliwego Abla, naszego patriarchę Abrahama, wielkiego kapłana Melchizedeka, najświętszą Maryję Pannę, św. Józefa - Jej oblubieńca, świętych Apostołów Piotra i Pawła, świętych pasterzy, jak Klemens czy Cyprian, świętych męczenników, jak Kosma i Damian, siostrę Faustynę, ojca Kolbe…

Po co właściwie ich wspominamy? Aby nigdy nie zapomnieć, że grzechy naszych przodków są malutkie i praktycznie nic nie znaczą wobec świętości naszego prawdziwego drzewa genealogicznego. Każdy święty czyn tych, którzy nas poprzedzili - począwszy od sprawiedliwego Abla, a skończywszy na naszych rodzicach - wszedł w reakcję z Bożym katalizatorem, łaską Bożą. A łaska wzmocniła każdy okruch dobra setki razy, przemieniła w błogosławieństwo i przekazała nam. Prawdziwe uzdrowienie międzypokoleniowe polega na tym, byśmy stale mieli przed oczami nasze drzewo genealogiczne i cieszyli się, jak bardzo błogosławiony jest owoc, który przynosi: bo chociaż - „Pan, Twój Bóg, karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia”, to przecież „okazuje zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenie tym, którzy Go miłują i strzegą jego przykazań” (Wj 20,5).

GŁOS 'PRZECIW' - GARŚĆ REFLEKSJI PO LEKTURZE KSIĄŻKI O. ROBERTA DeGRANDISA

Napisał KS. ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI

Wydana niedawno książka autorstwa o. Roberta DeGrandisa zatytułowana Uzdrowienie międzypokoleniowe: osobista podróż ku przebaczeniu(Łódź 2003) omawia pasjonujące problemy wpływu minionych pokoleń na obecne życie chrześcijan. Ten temat od wielu lat jest poruszany we wspólnotach Odnowy Charyzmatycznej i dlatego trzeba się cieszyć, że wreszcie otrzymaliśmy materiał solidnie przedstawiający podstawy zarówno biblijne, jak i naukowe rozszerzającego się ruchu uzdrawiania międzypokoleniowego.

Skąd ta radość? Oto wreszcie można podjąć dyskusję: czy podstawy biblijne są wystarczająco mocne oraz czy fundament naukowy jest… no właśnie: naukowy.

Na początku swojej intrygującej książki o. DeGrandis pisze:

„Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie [uzdrawiania międzypokoleniowego] i dlatego ta książka nie przedstawia wyników dogłębnego badania. Mam tylko nadzieję, że uda mi się wzbudzić zainteresowanie i zachęcić do badań, które przyczynią się do powstania dalszych rozsądnych wytycznych postępowania” (DeGrandis, s. 7).

Autor zaprasza więc otwarcie do podjęcia wspólnotowego rozważenia, czy upowszechnianie w naszych wspólnotach praktyk uzdrowienia międzypokoleniowego jest słuszne. Korzystając z tej zachęty o. DeGrandisa, proponuję poniżej kilka refleksji na temat tez o uzdrowieniu międzypokoleniowym zawartych w jego książce. Pragnąłbym, aby zaproszenie o. DeGrandisa do dyskusji zaowocowało też kolejnymi wypowiedziami zarówno krytycznymi, jak też przekonująco argumentującymi za praktyką modlitw o uzdrowienie międzypokoleniowe.

Czym jest uzdrowienie międzypokoleniowe?

Tam gdzie mówi się o uzdrowieniu - tam musi być jakaś choroba. Wiara w potrzebę uzdrowienia międzypokoleniowego zakłada więc wiarę w jakiś rodzaj choroby. Zapewne jest to w pewnym sensie duchowa choroba międzypokoleniowa, czyli taka, której źródłem nie są wirusy czy bakterie, ale raczej wpływ na mnie poprzednich pokoleń: rodziców, dziadków, pradziadków… a nawet moich przodków, powiedzmy, z XVII wieku.

Oto przykład: proponuje się nam, abyśmy przeciwstawili się w modlitwie „negatywnym czynom i emocjom czternastego pokolenia” przodków matki, na przykład: „zemście, masakrze, wojnom religijnym”, oraz byśmy „związali te wszystkie negatywne czyny i emocje” w Bożym świetle (DeGrandis, s. 96). Z pewnością ta propozycja wynika z wiary, że udział prapra…dziadka w wojnach religijnych za króla Sasa odbija się dziś na moich emocjach tak silnie, że dopóki nie przerwę tego związania, nie będę prawdziwie wolny. I rzeczywiście taki praktyczny wniosek wyciąga się z tego nauczania w niektórych grupach modlitewnych.

Wniosek ten jest wyraźnie sugerowany w omawianej książce. Czytamy na przykład, że zaburzenia w przyjmowaniu pokarmu przeżywane dziś przez pewną kobietę były spowodowane tym, że przed wiekami jej przodkowie brali udział w rebelii wskutek głodu. Jeden z krewnych umarł nawet z głodu w więzieniu. Jaki był tego duchowy rezultat? Kobieta ta „odczuwała związek” z tym wydarzeniem „w nieświadomości zbiorowej”, a - jak podkreśla o. DeGrandis - „wydaje się to możliwe”. Nie chodziło tu o skutek na przykład opowiadań o tych krewnych w tradycji rodzinnej. Nie, w jakiś duchowy sposób dramat głodującego więźnia zaważył na nieświadomości zbiorowej i dręczył po wiekach kobietę nie mającą o niczym pojęcia. Trzeba więc było, aby „podczas modlitwy wizualizacyjnej w procesie wybaczania przyprowadzić tę uwięzioną osobę do Pana Jezusa Chrystusa” (DeGrandis, s. 29). Usilne wyobrażanie sobie, że zmarły krewny spotkał się z Jezusem, dało błyskawiczny skutek: kobieta wyzdrowiała.

Dwa fundamenty teorii uzdrowienia międzypokoleniowego

Teoria uzdrowienia międzypokoleniowego przedstawiona w książce wspiera się na dwóch filarach. Dość jasno wynika to ze zdania: „Budujemy na fundamencie, jakim jest Jezus Chrystus. Dodajemy psychologiczną i naukową wiedzę, historię Kościoła, tradycje, doświadczenie ludzkie i zdrowy rozsądek” (DeGrandis, s. 32). Tak więc te elementy to fundament biblijny oraz naukowy - psychologiczny i psychiatryczny. (Odwołań do historii Kościoła, do kościelnej Tradycji i do zdrowego rozsądku niech czytelnik sam spróbuje w książce poszukać…)

- fundament biblijny

W książce znajdziemy wiele odniesień do różnych miejsc w Piśmie Świętym, ale niektóre z nich mają wagę szczególną. O. DeGrandis pisze: „załączam kilka krótkich cytatów z Pisma Świętego, które mówią o konsekwencjach, jakie ponoszą dzieci z powodu ich rodziców”. Przytacza następujące fragmenty Starego Testamentu:

- „Przodkowie nasi zgrzeszyli - ich nie ma, a my dźwigamy ich grzechy” (Lm 5,7)

- „Ojcowie jedli zielone winogrona, a zęby ścierpły synom” (Ez 18,2)

- „Ja, Pan, twój Bóg, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia” (Wj 20,5).

Przywołuje też od razu wersety mówiące o pozytywnym wpływie poprzednich pokoleń na pokolenia następne (Wj 20,6; Ps 112,1-2), ale - co dziwne - wcale nie nasuwa mu to myśli o błogosławionym wpływie na nas naszych przodków: mówi za to tylko o naszej odpowiedzialności za następne pokolenia (DeGrandis, s. 26-27).

Sam autor podkreśla kluczową rolę jednego z tych fragmentów:

„«Ojcowie jedli zielone winogrona, a zęby ścierpły synom» (Ez 18,2). Dobrze byłoby, gdybyś przestudiował pierwsze dwadzieścia wersetów Księgi Ezechiela ze względu na gruntowną naukę odnoszącą się do tego problemu [czyli do uzdrowienie międzypokoleniowego]. Ojciec J. Hampsch sugeruje, że ta część Pisma Świętego jest podstawą dla całego procesu uzdrawiania rodu” (DeGrandis, s. 27).

Tu czeka nas jednak spore zaskoczenie: jeśli zgodnie ze wskazówką o. DeGrandisa zajrzymy do Księgi Ezechiela, to ze zdumieniem odkryjemy, że cały fragment bez skrótów brzmi tak:

„Pan skierował do mnie następujące słowa: «Z jakiego powodu powtarzacie między sobą tę przypowieść o ziemi izraelskiej: Ojcowie jedli zielone winogrona, a zęby ścierpły synom? Na moje życie - wyrocznia Pana. Nie będziecie więcej powtarzali tej przypowieści w Izraelu” (Ez 18,1-2).

Nieco dalej znajdziemy jeszcze wyjaśnienie: „Syn nie ponosi odpowiedzialności za winę swego ojca” (Ez 18,1-2.20). Trudno oprzeć się wspomnieniu, jak to niegdyś uczono, że należy być posłusznym biblijnemu tekstowi, a jako przykład podawano werset: „Nie ma Boga” (Ps 14,1). Wtedy był to rodzaj żartu. Dziś okazuje się, że należy być posłusznym tekstowi: „Ojcowie jedli zielone winogrona, a zęby ścierpły synom”, chociaż Bóg wyraźnie mówi: „Nie będziecie więcej powtarzali tej przypowieści w Izraelu”.

Warto też zajrzeć do innych zacytowanych fragmentów. Zdanie: „Przodkowie nasi zgrzeszyli - ich nie ma, a my dźwigamy ich grzechy” (Lm 5,7) - odnosi się do niewoli politycznej, w jaką popadł Izrael. Królowie grzeszyli w poprzednich pokoleniach, a dziś cały naród musi cierpieć jarzmo babilońskie. Związku z genetycznymi rodzicami czy dziadkami - brak. Słowo „przodkowie” nie oznacza dziadków czy pradziadków w mojej genetycznej rodzinie, ale ogólnie Izraelitów, którzy żyli kilka pokoleń wcześniej. Podobnie mogę powiedzieć w polskim kontekście, że czytam dzieła Mickiewicza jako dorobek minionych pokoleń, chociaż jako żywo Adam Mickiewicz nie był pradziadkiem mojego dziadka.

Cytat: „Pan, Bóg twój, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia” - okaże się zaś częścią zdania. Jego druga połowa brzmi: „Ja, Pan, okazuję łaskę aż do tysiącznego pokolenia względem tych, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań” (Wj 20,5). Sens zdania jest dość oczywisty: to nie tyle informacja o karach do czwartego pokolenia, co raczej przeciwstawienie niewielkiej kary ogromowi błogosławieństwa i miłosierdzia. Ale o pozytywnym wpływie naszych przodków książka ma niezwykle mało do powiedzenia, chociaż jest on według Biblii setki razy silniejszy.

- fundament naukowy - psychologia

O. DeGrandis podkreśla niezwykły wpływ, jaki wywarła na jego dzieło myśl Carla Junga, szwajcarskiego psychiatry. Szczególnie chodzi tu o jego koncepcję zbiorowej nieświadomości i wpływu naszych przodków na obecny stan naszej osobowej nieświadomości.

„Nauka szwajcarskiego psychiatry Carla Junga (1875-1961): Carl Jung wykazał się badaniami nad nieświadomością i stworzeniem terminów «osobowa» i «zbiorowa» nieświadomość […]. Z nauk Junga wynika, że istnieje wyraźny związek między życiem ludzi, jest on kontynuowany poza grobem. Wygląda na to, że w naszej «osobowej» nieświadomości możemy podsumować w swoim wnętrzu emocjonalny charakter naszych przodków […]. Jeśli nie zażegnano konfliktu w rodzinie, wówczas zostanie on przekazany następnym pokoleniom […]. Z perspektywy psychologicznej można dostrzec potrzebę procesu uzdrowienia, który naprawi i odbuduje źródło powodujące szkody we wcześniejszych pokoleniach” (DeGrandis, s. 27-28).

Wpływ Junga na teorię uzdrowienia międzypokoleniowego wyraźnie widać choćby we wspomnianym już fragmencie książki o. DeGrandisa o uzdrowieniu dręczonej niewiasty: „odczuwała związek” z tragicznymi wydarzeniami „w nieświadomości zbiorowej” i dopiero „podczas modlitwy wizualizacyjnej” udało się ją wyzwolić. Tymczasem wydany prawie równocześnie z tą książką watykański dokument o New Age mówi o „prekursorach Ery Wodnika” (czyli New Age) w następujących słowach:

„Carl Jung wprowadził ideę nieświadomości kolektywnej [a więc zbiorowej]” i „przyczynił się do «sakralizacji psychologii», które to zjawisko stało się istotnym elementem myśli i praktyki New Age”. Jung wprowadził do psychologii „elementy ezoterycznych spekulacji” i mówił o archetypach, które miałyby być „formami należącymi do odziedziczonych struktur ludzkiej psychiki”[1].

- fundament naukowy - doświadczenia psychiatry

Jak sam autor wyznaje, jego książka zawdzięcza również bardzo wiele metodom rozpropagowanym przez Kennetha McAlla. O. DeGrandis pisze:

„Treść zawarta na tych stronach powstała dzięki inspiracji, jaką stała się dla mnie książka Uzdrowienie drzewa genealogicznego doktora Kennetha McAlla […]; bez jego pracy nie mógłbym napisać tej książki” (DeGrandis, s. 5).

Kenneth McAll (1910-2001) to urodzony w Chinach psychiatra angielski. Wiele lat pracował w szpitalach psychiatrycznych. Jako anglikanin starał się łączyć uzdrowieńcze doświadczenie zdobyte na Dalekim Wschodzie z psychiatrią oraz z Biblią.

Jakiego typu był to człowiek? Biograf Kennetha McAlla podaje ciekawe wiadomości na jego temat. Dzieła McAlla o uzdrowieniu międzypokoleniowym zawierają także wyjaśnienia na takie tematy, jak ukazywanie się duchów (np. ducha pisarza Artura Conan Doyla w jego posiadłości), oraz zgłębiają nadzwyczajne przypadki zdarzające się w Trójkącie Bermudzkim. Kenneth McAll swoje przemówienie na uniwersytecie Notre Dame w USA zaczął niegdyś od słów: „Kiedy przechadzałem się po chińskich równinach, Jezus często podchodził do mnie, by ze mną pospacerować: był ubrany w brązową szatę”. Kenneth McAll często spotykał też aniołów - świetlistych młodzieńców z mieczami.

O. DeGrandis wielokrotnie wspomina o tym psychiatrze jako o ważnym źródle swoich inspiracji. Jednak przenoszenie terapii stosowanej wobec osób ze schorzeniami psychicznymi na osoby zdrowe jest zabiegiem wątpliwym. Równie dziwne są wnioski, jakie wyciąga z tego DeGrandis:

„To, co mówi doktor McAll, uzasadnia całą naukę o chrzczeniu niemowląt: chrzest niemowlęcia jest egzorcyzmem w celu oczyszczenia dziecka z międzypokoleniowego zła lub zła otrzymanego od matki” (DeGrandis, s. 102).

Cóż, być może osoba chora psychicznie potrzebuje traktowania swojej matki jako źródła zła: trzeba by być psychiatrą, by na to kompetentnie odpowiedzieć. Ale aby tak prezentować normalną więź między dzieckiem a matką - raczej to wydaje się chorobliwe. Oto głównym celem chrztu dla całkiem zwyczajnej, zdrowej osoby ma być egzorcyzm od demonicznego zła przeniesionego na kształt choroby od rodziców i dziadków!

Rodzice, dziadkowie, pradziadkowie to osoby, których portrety wisiały tradycyjnie na ścianach domów. Uczono dzieci, aby byli z nich dumni. Nie wolno było źle mówić o rodzicach ani o przodkach. A tu nagle głównym powodem zainteresowania nimi staje się pytanie, jakie zło mi wyrządzili. Podstawowy motyw mojego myślenia o nich to problem ich demonicznych wpływów na mnie. Stąd wynika „potrzeba egzorcyzmu od zła wyrządzonego przez matkę”, a „doktor McAll modli się w ten sposób: «Zrywam w imieniu Jezusa Chrystusa każdą więź demoniczną w moim rodzie, będącą rezultatem nieposłuszeństwa moich przodków»” (DeGrandis, s. 90).

Osobiście spotkałem się z przypadkami osób, które po sesji charyzmatycznej o uzdrowieniu międzypokoleniowym wprowadzały w praktykę to nauczanie, udając się do swoich rodziców i pytając, czy nie popełniły takiego to a takiego okropnego grzechu. Uzasadnienie tego pytania? „Przecież ja mam takie poważne problemy w życiu: skądś się musiały wziąć! To na pewno wasza wina!”

Wnioski

O. DeGrandis zachęcił do dyskusji na temat praktyk uzdrowienia międzypokoleniowego. Pisze: „Mam nadzieję, że uda mi się wzbudzić zainteresowanie i zachęcić do badań, które przyczynią się do powstania dalszych rozsądnych wytycznych postępowania”. Winniśmy wielką wdzięczność autorowi za to, że zechciał podać swoje doświadczenie i refleksje otwartej dyskusji, zapewne przede wszystkim wśród tych, dla których Odnowa w Duchu Świętym jest umiłowanym środowiskiem duchowym i miejscem ich wzrastania w Panu.

Chciałem połączyć tę wdzięczność z propozycją pewnej tezy:

Problem przekleństwa zła dziedziczonego przez naturę ludzką każdego człowieka najlepiej opisuje Tradycja Kościoła w nauce o grzechu pierworodnym. Natomiast problem błogosławieństwa dobra dziedziczonego przez nas najlepiej opisuje nauka o obcowaniu świętych.

a. Tradycyjna nauka katolicka znacznie lepiej nadaje się do wyrażenia biblijnego przekazu o przekleństwie grzechu Adama i o jego wpływie na nas niż nauczanie o uzdrowieniu czy uwolnieniu z międzypokoleniowego przekleństwa. Dlaczego? To uwalnianie wynika raczej z dowolnego naciągania cytatów biblijnych niż z lektury Biblii - już nie mówię o lekturze całych rozdziałów, ale po prostu zdań w całości, a nie urwanych w połowie. Dodatkowo użytek robiony z wyrażeń zaczerpniętych z języka naukowego zapewne zdziwiłby każdego, kto rozumie ich znaczenie, na przykład słowa „gen” („niewybaczone cierpienia są przypuszczalnie zakodowane genetycznie w systemie i ujawniają się w przyszłych pokoleniach” - DeGrandis, s. 14). Poza tym przenoszenie doświadczeń zdobytych w szpitalu psychiatrycznym przez lekarza - na medycznych laików: księży, liderów i animatorów środowiska grup modlitewnych, przyniesie w rezultacie histeryczne doszukiwanie się demonicznych zaburzeń w codziennych trudach życia.

b. Tradycyjna nauka katolicka znacznie lepiej nadaje się też do wyrażenia biblijnego przekazu o naszym udziale w błogosławieństwie naszych rodziców, dziadków i pradziadków, a szczególnie o naszym udziale w błogosławieństwie Abrahama, Sary i - na koniec - Maryi.

Należy więc cieszyć się z podjęcia w książce ważnych praktycznych tematów o międzypokoleniowej więzi, ale na trafne rozwiązanie poruszonych problemów w świetle Pisma Świętego i Tradycji Kościoła nasze wspólnoty charyzmatyczne muszą jeszcze poczekać. Do tego celu na pewno zaś przybliży nas zabranie głosu w tej ważnej dla nas sprawie.

0x08 graphic

P R Z Y P I S Y:

[1] Papieska Rada Kultury, Papieska Rada do Spraw Dialogu Międzyreligijnego, Chrześcijańska refleksja na temat New Age: Jezus Chrystus dawcą wody żywej, Watykan 2003. Informacje te znajdują się w punktach 2.3.2 oraz 7.2.

GŁOS 'ZA' - UZDROWIENIE MIĘDZYPOKOLENIOWE - CZ. I

Napisał O. KOSMA BUDZIŃSKI OFM

W ostatnim czasie bardzo odkrywczą sprawą dla wielu osób stało się uzdrowienie międzypokoleniowe. Dokonało się to pod wpływem książki autorstwa o. Roberto DeGrandis pod tytułem Uzdrowienie międzypokoleniowe: osobista podróż ku przebaczeniu, wydana przez Ośrodek Odnowy w Duchu Świętym w Łodzi. Dlatego pragnę włączyć się w dyskusje na ten temat po to, aby ubogacić zrozumienie tego problemu własnymi spostrzeżeniami i doświadczeniem. Uzdrowienie wewnętrzne, modlitwa o uwolnienie jest to chleb powszedni w mojej posłudze kapłańskiej, dlatego jestem zainteresowany tematem, który zaproponował o. Roberto DeGrandis. Wydaje mi się, że podjęcie tego tematu i rzetelna refleksja nad nim jest ważne dla nas wszystkich, bo wszyscy mamy swoje pokolenia, i jeżeli pokolenia mają wpływ na nas, to warto się tym zainteresować. Nie ukrywam, że jestem zwolennikiem prowadzenia modlitw o uzdrowienie międzypokoleniowe, sam je przeprowadzam, ale przyznam się, że z wielką ostrożnością. Niestety jest to jeszcze dziewiczy teren i dlatego wymaga dużej ostrożności, ale nie można go przemilczeć.

Z mojej osobistej praktyki, rozmów i opinii wielu osób dowiedziałem się, że modlitwa o uzdrowienie międzypokoleniowe przynosi dobre owoce. Wielu ludzi poczuło wielką ulgę doświadczalną nie tylko na duszy czy psychice, a także i fizycznie. Wielu ludzi zaczęło rozumieć skąd mogą pochodzić ich problemy nie tylko osobiste ale i rodzinne. Ważne jest w tej modlitwie znalezienie źródła zranienia, ale jeszcze bardziej ważne jest zaufanie Bogu, bo nie zawsze jest możliwe dowiedzenie się jakie jest źródło naszych problemów. Bóg natomiast wie wszystko, bo jak jest napisane w Słowie Bożym: „Bo w nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,28). On widzi wszystko w jednym momencie, obejmuje wszystkie wieki i zdarzenia, dlatego podstawą jest nasze zawierzenie Jemu. To On uzdrawia a nie człowiek, metoda czy nasza wiedza.

Jak we wszystkim, tak i w tej materii istnieje wiele niebezpieczeństw. Np. ktoś, komu nie zależy na przemianie osobistego życia, ale na znalezieniu usprawiedliwienia dla własnych grzechów i słabości może powiedzieć: To moi przodkowie są winni moich nieszczęść. Taka postawa może prowadzić do wielkiego niebezpieczeństwa, że zaczniemy oskarżać naszych pradziadków, dziadków, rodziców a sami poczujemy się wolni od odpowiedzialności za nasze postępowanie. Dobrze znaleźć „kozła ofiarnego”, prawda! Ale dla wielu może to być bodziec do refleksji i głębokiego zastanowienia, a nawet i szansy, aby przerwać pasmo nieszczęść, które, wypływa z poprzednich pokoleń. Nie ma co się dziwić takiej postawie, że szukamy rozwiązania naszych problemów, bo przecież nikt z nas nie chce ich mieć i dlatego myśl o uzdrowieniu międzypokoleniowym jest jakąś nadzieją.

Na pewno wszyscy zgadzamy się z tym, że wszelkie nieszczęścia pochodzą z grzechu, jak nie z osobistego, czy z grzechów rodziców, to na pewno z grzechu pierworodnego. Nie muszę tego udowadniać, że to właśnie grzech, rozumiany bardzo szeroko, jest źródłem wszelkiego nieszczęścia w moim życiu osobistym, rodzinnym, społecznym i na całym świecie.

Przypomnijmy sobie Księgę Rodzaju: „Rzekł Bóg: Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść? Mężczyzna odpowiedział: Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem. Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: Dlaczego to uczyniłaś? Niewiasta odpowiedziała: Wąż mnie zwiódł i zjadłam. Wtedy Pan Bóg rzekł do węża: Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę. Do niewiasty powiedział: Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą. Do mężczyzny zaś Bóg rzekł: Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść - przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz! Mężczyzna dał swej żonie imię Ewa, bo ona stała się matką wszystkich żyjących. Pan Bóg sporządził dla mężczyzny i dla jego żony odzienie ze skór i przyodział ich. Po czym Pan Bóg rzekł: Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki. Dlatego Pan Bóg wydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę ziemię, z której został wzięty. Wygnawszy zaś człowieka, Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia” (Rdz 3,11-24).

Nieszczęścia, które sprowadzili na nas Adam i Ewa dotykają nas wszystkich, chociaż to nie my popełniliśmy ten grzech. Może ktoś powiedzieć, że cierpię niesprawiedliwie, bo z jakiej racji mam cierpieć za cudze grzechy. Faktycznie tak jest. Grzech pierworodny to osobisty grzech Adama i Ewy. A jednak skutki ich grzechu osobistego dotykają także nas, i to do dzisiaj, chociaż przyjęliśmy chrzest. Nie wiem jak dawno temu Adam i Ewa popełnili swój osobisty grzech, ale na pewno bardzo, bardzo dawno. Może dziesięć milionów lat temu. Jest to bardzo dawno, prawda!? A skutki ich grzechu czujemy tak bardzo wyraźnie jakby został popełniony wczoraj! Jakże ich postępek zmienił oblicze ziemi, na której żyjemy. Jakże bardzo zmienił oblicze naszych serc. Często gdy mówię o grzechu pierworodnym śmieję się, że pierwszą rzeczą jaką zrobię po wejściu do nieba, jak spotkam Adama i Ewę, to im porządnie dołożę za to, co nam zrobili, że musieliśmy przez nich tyle cierpieć. Warto się nad tym zastanowić.

Może skutki grzechów naszych bezpośrednich przodków też na nas wpływają? Niewątpliwie tak! Często jest tak, że mój grzech osobisty dotyka nie tylko mnie ale też i innych, niewinnych. Np. gdy jadę pijany autem i powoduję wypadek, w którym przez moją głupotę cierpią niewinni. Albo ojciec pije a przy nim cierpią niewinne dzieci i cała rodzina. Albo fakt z drugiej wojny światowej, zrzucenie bomby atomowej na Japonię - do dzisiaj są widoczne tego skutki chociaż minęło już wiele lat. Gdy matka w stanie błogosławionym bierze narkotyki, jej dziecko już w jej łonie jest uzależnione od narkotyków. Sami dobrze wiemy, że można mnożyć bardzo wiele przykładów. Np. dziecko poczęte poza związkiem sakramentalnym może cierpieć na duszy i psychice z powodu grzechu swojej matki. Dziecko poczęte w gwałcie, będzie cierpieć z tego powodu. Albo dziecko niechciane lub odrzucone przez swoich rodziców też będzie cierpieć. Dziecko w łonie matki oddane szatanowi może być opętane. A co powiedzieć o powtarzających się nieszczęściach w rodzinie np. dziadek pił, jego syn pił, wnuki piją, ich dzieci piją. Albo babcia się rozwiodła, jej córka się rozwiodła, wnuczka się rozwiodła itd. Albo babcia popełniła aborcję, jej córka to zrobiła i wnuczka. Jak to zrozumieć, że w rodzinach powtarzają się nieszczęścia? Przykładów można przytaczać w nieskończoność. Czy to są zwykłe przypadki? A może faktycznie trzeba się zastanowić nad skutkami grzechów, które były popełnione w naszych pokoleniach? Możemy dotknąć też i innych rzeczy dziedziczenia zdolności okultystycznych. Babcia wróżyła, jej córka wróżyła i wnuczka wróży. Dotyczy to też wszelkiego rodzaju zdolności mediumicznych itd. itd. Chciałbym to powiedzieć, że skutki grzechów naszych pokoleń nas nie dotykają, ale nie mogę tak powiedzieć, bo zaprzeczało by to doświadczeniu ludzi, którzy modlą się o uzdrowienie wewnętrzne.

Wielu ludzi mówi: przecież Jezus na zbawił, jakże to możliwe?

Teologia określa nasz stan na ziemi po Chrzcie Świętym takim sformułowaniem: JUŻ, ALE JESZCZE NIE! Oznacza to: już jesteśmy zbawieni, ale jeszcze w pełni tego nie doświadczamy. Oznacza to, że skutki grzechu pierworodnego, które objawiają się w naszym życiu przez pożądliwość oczu, ciała i pychę żywota, śmierć, choroby, niesprawiedliwość itd. itd., czy nam się to podoba czy nie, niestety są.

Powtórzę jeszcze raz za Księgą Rodzaju: „Do niewiasty powiedział: Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą. Do mężczyzny zaś Bóg rzekł: Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść - przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz!”.

Przekleństwo to towarzyszy nam tu na ziemi. Kto z nas może temu zaprzeczyć? Możemy zatem powiedzieć, że zło, które nas spotyka wypływa w jakiś sposób z pokoleń. Jeżeli ktoś nie wierzy, że nasze pokolenia sięgają Adama i Ewy to proszę przeczytać sobie Łk 3,23-38. Czy nam się to podoba czy nie, niestety dziedziczymy pewne cechy naszych przodków i to nie zawsze te pozytywne. Jest to dla nas jasne, że na pewno stan człowieka po śmierci Jezusa Chrystusa stał się inny niż był do tego momentu. Dzięki ofierze naszego Pana niebo zostało dla nas otwarte, zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i zbawieni. To jest fakt. Jednak w postępowaniu zewnętrznym nic się nie zmieniło - grzech pozostał na świecie ten sam i niestety ulegamy mu. Dręczą nas te same pożądliwości co dręczyły ludzi starotestamentalnych. Diabeł jak działał przed Chrystusem działa także i dzisiaj. Temu chyba nikt z nas nie ośmieli się zaprzeczyć? Może się mylę, a nawet powiem, obym się mylił, ale wydaje mi się, że taki stan będzie trwał aż do powtórnego przyjścia Jezusa Chrystusa.

Święty Paweł stara się nam to wyjaśnić między innymi tymi słowami: „Stworzenie bowiem zostało poddane marności - nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał - w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując - odkupienia naszego ciała. W nadziei bowiem już jesteśmy zbawieni. Nadzieja zaś, której spełnienie już się ogląda, nie jest nadzieją, bo jak można się jeszcze spodziewać tego, co się już ogląda? Jeżeli jednak, nie oglądając, spodziewamy się czegoś, to z wytrwałością tego oczekujemy” (Rz 8, 20-25). Przytoczę jeszcze inne słowa św. Pawła: „I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć” (1Kor 15,22-26).

Czy oznacza to, że jeszcze nie wszystko zostało pokonane? A może lepiej wyrazić to biblijnym sposobem myślenia: że pełne zwycięstwo Chrystusa jeszcze się w pełni nie objawiło. Niestety, nawet po Chrzcie mamy możliwość grzeszenia i ranienia nie tylko siebie, ale i innych. Grzech dokonuje się w sercu człowieka. Sam Jezus wskazuje na serce człowieka jako źródło grzechu: „I mówił dalej: Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7,20-23).

Na pewno wszystkich nas interesuje jak może dojść do „skażenia” międzypokoleniowego? Otóż związane jest ono ze środowiskiem naszych rodzin. Bo przecież każda rodzina takie środowisko stwarza. Widzimy, że każda rodzina ma swoje specyficzne środowisko, które wyraża się w sposobie wychowania, zachowania, kultury, posiada swoje charakterystyczne cechy, sposób wypowiadania się itp. Nieraz spotkałem się z opinią ludzi, którzy przychodzili do mnie na modlitwę: nie potrafię kochać, bo nie kochała mnie mama. Gdy zadałem pytanie mamie, dlaczego nie potrafiła kochać swojego dziecka, uzyskiwałem zadziwiającą odpowiedź, bo nie otrzymałam miłości od mojej mamy. Wydaje mi się, że gdybym zadał to samo pytanie babci, dlaczego nie kochała swojej córki otrzymał bym odpowiedź, bo też nie byłam kochana. Widzimy więc, że błąd, jakaś wada w rodzinie może się powtarzać jeżeli nie zostanie skorygowana i nie zmieni się sposobu postępowania. Podobnie może być z wpływem na mnie skutków grzechów mojego pradziadka. Oczywiście grzech dziadka np. pijaństwo, nie jest moim grzechem, ale skutki jego postępowania mogą dotykać wielu osób w naszej rodzinie przez pokolenia nie wyłączając i mnie Dlaczego? Bo mój dziadek nauczył się pijaństwa od pradziadka. Dziadek z kolei przekazał to obciążenie swoim dzieciom, oni z kolei swoim i tak łańcuch pijaństwa dochodzi aż do mnie. Jeżeli ja zacznę pić to nauczę picia moje dzieci, one swoje i tak problem będzie się rozszerzał. Często spotykam się ze stwierdzeniami: w naszej rodzinie zawsze się piło. Tak może powielać się każdy problem.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że obciążeniu pokoleniowemu może towarzyszyć działanie szatana, jakiegoś złego ducha, który ukrywa się pod konkretnym problemem. Najgorsze wydają mi się grzechy dotyczące pierwszego przykazania: Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Chodzi tu przede wszystkim o ateizm wszelkiego rodzaju, okultyzm, magię, czary, uroki, gusła, zabobony, spirytyzm, satanizm a także grzechy przekleństwa, krzywdy ludzkiej, nienawiści, zemsty, aborcji, nieprzebaczenie, kazirodztwa, zabójstwa itp. Przy modlitwach wstawienniczych często ujawnia się zły duch, którego można nazwać: duch pijaństwa, śmierci, spirytyzmu, okultyzmu, magii, nienawiści, nieprzebaczenie itd. Oczywiście nie jest to żadną regułą, że jeżeli jest rodzina pijacka, to wszyscy jej członkowie muszą być pijakami. Ale na pewno się z tym zgodzicie, że patologia, rozumiana bardzo szeroko, powiela patologię. Łatwiej jest stać się złym w złym środowisku. Środowisko uczy.

Zdaję sobie sprawę, że ten artykuł może wzbudzić wiele kontrowersji, i dobrze. Bo jak uczył Sokrates: wstępne zacznij nauczanie, w głowie zamieszaj i pytaj o zdanie. W następnym artykule będę mówił o tym w jaki sposób możemy prosić Boga o błogosławieństwo w uzdrowieniu międzypokoleniowym. Bogu niech będą dzięki, że z najgorszego zła umie wyprowadzić dobro. Na pewno w życiu doświadczamy wiele zła, ale możemy doświadczyć nieskończenie więcej błogosławieństwa Bożego. I o tym pragnę mówić w następnym artykule.

© http://www.jeruzalem.alleluja.pl

GŁOS 'ZA' - UZDROWIENIE MIĘDZYPOKOLENIOWE - CZ. II

Napisał O. KOSMA BUDZIŃSKI OFM

Wiem na pewno, że Bóg pragnie nas uzdrawiać. Wiem także, że Jego błogosławieństwo jest większe od zła, grzechu i szatana. Dlatego na początek naszego rozważania o uzdrowieniu międzypokoleniowym pragnę przytoczyć Słowo Boże, które pomoże nam zrozumieć ogrom Bożej miłości i Bożego błogosławieństwa względem nas.

Psalm 103
„Błogosław, duszo moja, Pana, i całe moje wnętrze - święte imię Jego!
Błogosław, duszo moja, Pana, i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach!
On odpuszcza wszystkie twoje winy, On leczy wszystkie twe niemoce,
On życie twoje wybawia od zguby, On wieńczy cię łaską i zmiłowaniem,
On twoje dni nasyca dobrami: odnawia się młodość twoja jak orła.
Pan czyni dzieła sprawiedliwe, bierze w opiekę wszystkich uciśnionych.
Drogi swoje objawił Mojżeszowi, dzieła swoje synom Izraela.
Miłosierny jest Pan i łaskawy, nieskory do gniewu i bardzo łagodny.
Nie wiedzie sporu do końca i nie płonie gniewem na wieki.
Nie postępuje z nami według naszych grzechów ani według win naszych nam nie odpłaca.
Bo jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią, tak można jest Jego łaskawość dla tych, co się Go boją.
Jak jest odległy wschód od zachodu, tak daleko odsuwa od nas nasze występki.
Jak się lituje ojciec nad synami, tak Pan się lituje nad tymi, co się Go boją.
Wie On, z czego jesteśmy utworzeni, pamięta, że jesteśmy prochem.
Dni człowieka są jak trawa; kwitnie jak kwiat na polu:
ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma, i miejsce, gdzie był, już go nie poznaje.
A łaskawość Pańska na wieki wobec Jego czcicieli, a Jego sprawiedliwość nad synami synów,
nad tymi, którzy strzegą Jego przymierza i pamiętają, by pełnić Jego przykazania.
Pan w niebie tron swój ustawił, a swoim panowaniem obejmuje wszechświat.
Błogosławcie Pana, wszyscy Jego aniołowie, pełni mocy bohaterowie, wykonujący Jego rozkazy,
by słuchać głosu Jego słowa.
Błogosławcie Pana, wszystkie Jego zastępy, słudzy Jego, pełniący Jego wolę!
Błogosławcie Pana, wszystkie Jego dzieła, na każdym miejscu Jego panowania: błogosław, duszo moja, Pana!”


Czy Słowo Boże może nas kłamać? Nie! Słowo Boże jest prawdą. Tak jest napisane w psalmie: „Podstawą Twego słowa jest prawda, i wieczny jest każdy Twój sprawiedliwy wyrok” (PS 119,160). Psalm 103 ukazuje nam prawdę o Bożej miłości do człowieka. On naprawdę nie chce mojego nieszczęścia, ale pragnie abym był szczęśliwy i to szczęście mi daje. „Kluczem” do tego szczęścia jest zaufanie Jego miłości. Księga Wyjścia nam o tym mówi, jak bardzo silne jest Boże błogosławieństwo: „A Pan zstąpił w obłoku, i Mojżesz zatrzymał się koło Niego, i wypowiedział imię Jahwe. Przeszedł Pan przed jego oczyma i wołał: Jahwe, Jahwe, Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bogaty w łaskę i wierność, zachowujący swą łaskę w tysiączne pokolenia, przebaczający niegodziwość, niewierność, grzech, lecz nie pozostawiający go bez ukarania, ale zsyłający kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia” (Wj 34,5-7).

Chciejmy sobie uświadomić jak bardzo błogosławieństwo góruje nad karą; 1000 to błogosławieństwo a 4 to kara. Jak 1000 góruje nad 4, tak Boże Błogosławieństwo góruje nad karą. Jest różnica między 1000 zł a 4 zł. Ta proporcja między błogosławieństwem a karą to kierunek naszej modlitwy o uzdrowienie. Nasza modlitwa ma być ukierunkowana ku błogosławieństwu. Na nim ma się koncentrować nasza uwaga. Istotą modlitwy o uzdrowienie międzypokoleniowe to wzywanie Bożego błogosławieństwa, nawrócenie i złamanie przekleństw, które wypływa z naszych pokoleń a dotyka nas i naszych rodzin. Jak mówi Słowo Boże, a konkretnie św. Paweł: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21). Bezsensem byłoby bardziej zwracać uwagę na 4 niż na 1000. Ale niestety bardzo często zdarza się to w naszym życiu. Dajemy się wciągnąć w manipulacje zła, który pragnie abyśmy skoncentrowali się na nim a nie na Bogu. No i wtedy jesteśmy w pułapce.

Jezus dzisiaj wzywa nas wszystkich: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11,28-30). To On, Jezus jest tym, który ma moc nas pokrzepić, uzdrowić i uwolnić. On jest Panem czasu, przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Oznacza to, że może uzdrawiać naszą przeszłość, teraźniejszość i chronić naszą przyszłość. Widząc cuda, jakie Jezus czyni w życiu wielu ludzi w czasie modlitw wstawienniczych, pragnę podzielić się z wami moim doświadczeniem modlitw o złamanie złych skutków wypływających z grzechów naszych pokoleń.

Tym, co skłania nas do podjęcia modlitwy o uzdrowienie międzypokoleniowe są problemy rodzinne. Mogą to być problemy przeróżne, począwszy od chorób fizycznych, psychicznych, czy duchowych. Zaczynamy szukać pomocy, bo coś nas niepokoi. Zgadza się to z ludowym powiedzeniem, „jak trwoga to do Boga”. Często powtarzam, żartując: Boże, proszę Cię o jak najwięcej trwóg, bo wtedy zawsze będziemy blisko Ciebie. Niestety nasza natura jest właśnie taka, że potrzebuje bodźców. No i Pan Bóg ich nam dostarcza. I muszę to stwierdzić, że Pan Bóg na każdego z nas ma sposób. Jeżeli nie chcemy słuchać Go po dobroci, wtedy stosuje metody inne, mniej przyjemne ale skuteczne. Jest to metoda marchewki i kija.
PRZYGOTOWANIE

Szczytem modlitwy uzdrowienia międzypokoleniowego jest Msza Święta. Ale zanim zostanie odprawiona trzeba naprawdę solidnego przygotowania ze strony rodziny, która jest zainteresowana taką modlitwą. Jak wygląda przygotowanie? Najpierw trzeba uzbroić się w cierpliwość!!!!!!! Z doświadczenia wiem, że wielu ludzi chciałoby natychmiastowego uzdrowienia, nawrócenia, uwolnienia. Najlepiej, żeby pogrążyli się we śnie, a później obudzili się w innej rzeczywistości wymarzonej przez siebie. W rzeczywistości wolnej od tego wszystkiego, co przykre. A najlepiej, gdyby odbyło się to bez ich udziału i wysiłku. Otóż, jeżeli takie macie marzenia, to lepiej od razu przestańcie czytać ten artykuł, bo na pewno nie dokonuje się to w ten sposób. Z drugiej jednak strony nie chciałbym ograniczać wszechmocy Boga. Najlepiej więc przyjąć wszystko to, co Pan Bóg nam daje. Pora już przejść do konkretów.

1. Zaangażowanie osób z rodziny. Ważne jest, by w modlitwę przed Mszą zaangażowana została cała rodzina, która chce prosić Boga o uzdrowienie międzypokoleniowe. Jeżeli nie wszyscy, to jak najwięcej osób. Z doświadczenia wiem, że nie wszyscy są zainteresowani taką modlitwą z różnych powodów, najczęstszym powodem to po prostu niewiara. Dlatego trzeba zaangażować te osoby, które chcą. Osoby, które włączą się w modlitwę powinny widzieć jej sens. Powinny tego chcieć i być gotowe podjąć wysiłek dla wyproszenia błogosławieństwa Bożego. Im więcej osób tym lepiej.

2. Sporządzenie listy problemów i osób do przemodlenia. Osobom zainteresowanym trzeba dobrze wytłumaczyć na czym ta modlitwa polega i do czego zmierza. Wiemy, że łatwiej jest zaakceptować pewne rzeczy, gdy się je rozumie. Dlatego prowadzący kapłan powinien zaprosić na spotkanie wszystkie osoby gotowe podjąć tę modlitwę, wyjaśnić konieczność modlitwy i sposób w jaki ona ma przebiegać. Ważną rzeczą jest, aby członkowie rodziny razem ustalili, o co należy się modlić, np. powtarzające się choroby, problemy duchowe (np. przekazywanie zdolności okultystycznych, zainteresowanie wróżbiarstwem, magią, spirytyzmem), choroby natury psychicznej (depresje, nerwice, schizofrenie), lub fizycznej, czy też problemy innej natury: alkoholizm, aborcje, kazirodztwo, przekleństwo, nienawiść, nieprzebaczenie, niezgoda w rodzinie, zemsta, krzywda ludzka, samobójstwa, morderstwa, rozwody, związki niesakramentalne itp. Następnie proponuję rozrysowanie drzewa genealogicznego do czwartego pokolenia, do osoby pradziadka. Jeżeli nie wiemy nic o naszych pradziadkach a nasza wiedza kończy się na dziadkach lub rodzicach, nie róbmy z tego problemu. Pan Bóg na pewno zna dobrze życie naszych przodków. Trzeba Jemu zaufać. To On uzdrawia. Jeżeli nic o nich nie wiemy, wystarczy po prostu w modlitwie polecić ich Bogu. Natomiast przy imionach konkretnych przodków, których życie jako tako znamy, wpisujemy problemy, grzechy czy przypadłości, jakich doświadczali, a które pojawiają się w naszej rodzinie również w chwili obecnej. Należy wypisać wszystkie problemy aż do chwili obecnej i wszystko przemodlić. Należy zrobić też plan przemadlania osób i problemów w sposób chronologiczny, aby osoby modlące się każdego dnia modliły się w tej samej intencji. Każda osoba zaangażowana w modlitwę taki plan powinna otrzymać. Ostatnim momentem w modlitwie jest przemodlenia osobistych problemów. Nie muszę o nich mówić innym. Jest to moja tajemnica. Na problem lub osobę do przemodlenia można poświęcić jeden dzień lub więcej. W zależności od potrzeby. Im więcej tym lepiej. Jak podzielić modlitwę? W sposób bardzo prosty. Na przykład, jeżeli jest zaangażowanych sześć osób, to każdej z nich należy przydzielić jeden dzień tygodnia (może też być więcej osób na jeden dzień). W dniu, gdy mamy „dyżur” pościmy o chlebie i wodzie, i uczestniczymy we Mszy świętej przyjmując Komunię świętą w wyznaczonej intencji przypadającej na dany dzień, oczywiście nie zaniedbując innych praktyk religijnych.

3. Jak ma wyglądać modlitwa osób zaangażowanych? Są to podstawowe i codzienne praktyki religijne w życiu każdego katolika:
- codzienny Różaniec (odmawiają wszystkie osoby tajemnice przypadającą na dany dzień. Oczywiście nie zapominajmy o codziennym pacierzu i innych modlitwach) ;
- codzienna Eucharystia (mogą uczestniczyć wszyscy, ale przede wszystkim ci, którzy mają „dyżur” w tym dniu, Komunię św. Przyjmujemy w intencji przypadającej na dany dzień);
- codzienna lektura Pisma świętego (każdego dnia rozważają wszyscy);
- post o chlebie i wodzie (każda osoba pości w wyznaczony dla siebie dniu. W niedziele i uroczystości nie pościmy);
- spowiedź (przed rozpoczęciem modlitwy o uzdrowienie, po bardzo dobrze zrobionym rachunku sumienia wszystkie osoby zainteresowane przystępują do spowiedzi. Najlepiej gdyby była to spowiedź z całego życia).

Chciałbym troszeczkę wytłumaczyć na czym ma polegać post. Wiemy, że umartwienie jest konieczne w naszym życiu, aby pokonać w nas pożądliwość oczu, pożądliwość ciała i pychę żywota (por. 1J 2,16). Umartwienie ma dotykać naszych zmysłów: wzroku, słuchu, smaku, dotyku, mowy. Przykład tego dał nam Jezus Chrystus przez czterdziestodniowy post (por. Mt 4, 1-11). Bezsilnym apostołom wobec złego ducha Jezus dał wskazówkę: „Ten zaś rodzaj złych duchów wyrzuca się tylko modlitwą i postem” (Mt 17,21). Nie lubimy się umartwiać. Opór wobec umartwienia wypływa z pokusy szatańskiej. Jemu post się nie podoba i dlatego kusi nas. Wie on, że post to wielka siła. On się postu boi. Dlaczego nie boimy się grzechu tak, jak boimy się postu? Gdy słyszymy stwierdzenie, wręcz nakaz - O CHLEBIE I WODZIE - to czujemy lęk. Ja nie wytrzymam. Ale post o chlebie i wodzie nie musi być taki straszny. Nic co czynimy dla Jezusa nie jest straszne. Post jest straszny wtedy, gdy go nie rozumiemy. Brak postu wypływa między innymi z pobłażania sobie, z lenistwa, ze słabej wiary, z braku pragnienia świętości. Proponuję pościć w ten sposób: na początku jeść tyle chleba, aby nie czuć głodu i pić tyle wody, aby nie czuć pragnienia. Zacznijcie pościć w ten sposób a przekonacie się, że w miarę poszczenia wzrasta łaska postu. Po pewnym czasie zobaczycie, że będziecie zdolni pościć bardzo surowo. Na początek sam post jakościowy jest wystarczającą ofiarą. Chodzi w nim przede wszystkim o to, by oddać chwałę Panu i umartwić nasze zmysły i pożądliwości. Oczywiście, jeżeli ktoś chce pościć więcej i surowiej nie można mu zabronić. Jeżeli ktoś nie może pościć z powodu choroby może podjąć inne umartwienia.

Pojawia się często problem osób żyjących w związkach niesakramentalnych. One też mogą się dołączyć do modlitwy, ale oczywiście z pewnymi ograniczeniami: nie mogą się spowiadać i przyjmować Komunii świętej (mogą przyjmować Komunię w sposób duchowy). Natomiast pozostałe praktyki powinny wykonywać z jeszcze większą gorliwością. Można także prosić o modlitwę inne osoby, z poza rodziny, np. Siostry Zakonne, czy osoby z grupy modlitewnej.

W czasie trwania modlitwy, osoby zaangażowane powinny być w ścisłym kontakcie z kapłanem prowadzącym oraz z sobą nawzajem, aby informować się o tym, co się dzieje. Z doświadczenia wiem, że w czasie trwania modlitwy mogą ujawniać się różne rzeczy, niekiedy dziwne, które należy skonsultować z kapłanem i z innymi osobami z rodziny. Bardzo często zdarza się tak, że w trakcie trwania modlitw trzeba przeprowadzać modlitwy wstawiennicze i o uwolnienie.

Zdaję sobie sprawę, że taka modlitwa jest wysiłkiem i poświęceniem, ale… No właśnie… ale… Czy bez wysiłku dokonało się nasze zbawienie? Nie! Nie ma zbawienia bez ofiary.

4. Udział kapłana. Powiem wprost. BEZ KAPŁANA NIE NALEŻY PODEJMOWAĆ TAKIEJ MODLITWY. Pozwolicie, że zostawię to bez komentarza.

EUCHARYSTIA
Msza święta, jak uczy Kościół to „źródło i szczyt Bożych łask”. Wiemy, że to żywy i prawdziwy Chrystus, który przychodzi do nas w swoim Ciele i Krwi. Znamy to dobrze ze Słowa Bożego: „I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby choć frędzli u Jego płaszcza mogli się dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie” (Mk 6,56). My w czasie Mszy świętej nie tylko dotykamy się frędzli u płaszcza Jezusa, nie tylko się Go dotykamy, ale Go spożywamy. Nie jest to więc jedynie akt zewnętrzny, ale także, i przede wszystkim wewnętrzny. Jezus jest we mnie. Czy potrzeba nam czegoś więcej? Zadam każdemu i każdej z czytających ten artykuł pytanie: CZY WIERZYSZ SŁOWU Z EWANGELII ŚW. MARKA? Jak należy dotykać się Jezusa? Z WIARĄ!!! Zapamiętaj to dobrze. Z WIARĄ!!! Z WIARĄ!!! Z WIARĄ!!! Z WIARĄ!!! Z WIARĄ!!!

Po przygotowaniu modlitewno - pokutnym trwającym tyle czasu, aby przemodlić dobrze wszystkie problemy, jest odprawiana Msza św. w intencji uzdrowienia międzypokoleniowego. Przychodzą na nią wszystkie osoby z rodziny zaangażowane w modlitwę. Przebiega ona jak każda inna Msza, z tym, że zaakcentowane zostają pewne momenty.

1. Przebaczenie - akt pokuty. Jest to doskonały moment do pojednania i przebaczenia w rodzinie. Przebaczeniem należy objąć także naszych przodków. Jest to dobry moment, aby prosić o przebaczenie Boga i innych ludzi. Jest to dobry moment, aby przebaczyć tym wszystkim, którzy nas skrzywdzili. Jest to dobry moment, aby przebaczyć sobie samemu. Jezus mocny nacisk w głoszeniu Ewangelii kładzie na przebaczenie i pojednanie. Wiele razy mówił o tym np. do św. Piotra, gdy każe mu przebaczać nie siedem ale siedemdziesiąt razy (por. Mt 18,22). Przebaczenie to wymóg Ewangelii. Wielu ludzi ma problemy z przebaczeniem. Warto zaznaczyć, że przebaczenie to proces, rozpoczyna się od decyzji naszej woli. Jego podstawą jest świadomość, że skoro Chrystus mi przebaczył, to i ja tego przebaczenia pragnę udzielić. Nawet jeśli sam nie mogę się na to zdobyć - mogę to uczynić w imię Jezusa, na mocy Jego przebaczenia. Należy jednak pamiętać, że w sferze emocjonalnej czy psychicznej pozostają zranienia, które mogą trwać wiele lat i być swoistą pokusą do odrzucenia przebaczenia. Też bardzo ważne jest, aby nie mieszać przebaczenia z zapomnieniem danej sytuacji. Przebaczyć wcale nie musi oznaczać zapomnieć, ale inaczej spojrzeć na daną sytuację i człowieka.

Bardzo ważne jest abyśmy umieli przyjąć przebaczenie, którego udziela nam Bóg. Z doświadczenia wiem, że łatwiej jest nam przebaczyć innym, gdy sami doświadczymy przebaczenia Bożego. Im bardziej przyjmiemy Boże przebaczenie, tym z większą łatwością potrafimy przebaczyć innym. Dlaczego? Bo budzi się w naszym sercu wdzięczność i pragniemy być podobni do Boga. Pragniemy obdarzać tym, co sami otrzymaliśmy. Gwarantuje każdemu i każdej z was, że wobec Boga bardziej zawiniliśmy niż inni ludzie wobec nas. On nam jednak przebacza. Dlaczego? Bo kocha. Gdy nie chcesz przebaczyć to pojawia się proste pytanie: Czy kochasz?

2. Odnowienie Przyrzeczeń Chrztu Świętego. Dokonuje się ono po przeczytaniu Ewangelii i homilii. Zgodnie ze słowami św. Pawła Słowo Boże odgrywa kluczową rolę w budzeniu w nas wiary: „Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10,17). Dlatego odnowienie przyrzeczeń Chrztu Świętego jest naszą odpowiedzią Bogu. Wyrzekamy się w nim szatana, grzechu i tego co nas prowadzi do niego i wyznajemy wiarę w Trójcę Przenajświętszą i wiarę Kościoła. Odnowienie przyrzeczeń na nowo uświadamia nam, że jesteśmy świątyniami Boga i On w nas mieszka. Chrystus w Ewangelii nam przypomina: „Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie” (Mt 6,24). Dlatego wyrzekamy się wszelkiego zła, bo pragniemy służyć tylko Bogu. Św. Paweł idąc za myślą Chrystusa tłumaczy nam, co to oznacza „służyć Bogu”, i co to znaczy być dzieckiem Boga: „Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za wielką bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!” (1Kor 6, 19-20). „Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami? Bo my jesteśmy świątynią Boga żywego - według tego, co mówi Bóg: Zamieszkam z nimi i będę chodził wśród nich, i będę ich Bogiem, a oni będą moim ludem” (2Kor 6,16). Po tej krótkiej refleksji zadajmy sobie pytanie: Komu pragniemy służyć, a komu w rzeczywistości służymy? Aby ci ułatwić odpowiedź na to pytanie podpowiem ci: popatrz na swoje myśli słowa uczynki i pragnienia, popatrz na twoją modlitwę i życie sakramentalne, popatrz na posłuszeństwo Kościołowi, popatrz na przestrzeganie Przykazań i służbę drugiemu człowiekowi. Może ci to pomoże w odpowiedzi na pytanie: Komu służę?

3. Ofiarowanie. Dopomaga nam ono zrozumieć, że jesteśmy przez Boga zaproszeni do zbawiania świata. Jak możemy to zrobić? Mamy ofiarować na ołtarzu „owoc pracy rąk ludzkich” pod symbolami chleba i wina. „Owoc pracy rąk ludzkich” musimy rozumieć bardzo szeroko, jest to wszystko, co stanowi nasze życie, każdą dziedzinę, każdą osobę i sytuację, to, co dobre i to, co złe, po prostu wszystko. Wiemy, że Bóg jest „Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec” (Ap 22,13). Do Niego należy czas i wszystko, do Niego należy przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, dlatego nasze ofiarowanie nie musi się ograniczyć jedynie do naszej obecnej sytuacji, ale możemy ofiarować nas, naszych bliskich i pokolenia przeszłe i skutki ich grzechów, które dotykają nas i dzisiaj. Czy Jezus na krzyżu zbawił tylko ludzi jego teraźniejszości? Nie! Zbawił wszystkich ludzi, wszystkich czasów i pokoleń. Naprawdę „w nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,28). Uwierzcie w to! Tak mówi Słowo Boże.

4. Przeistoczenie. To najważniejszy moment we Mszy świętej. Zstępuje Duch Święty i dokonuje cudownej przemiany chleba w Ciało a wina w Krew Chrystusa. Przemienia „Owoc pracy rąk ludzkich”, a więc to wszystko, co złożyliśmy na ołtarzu w czasie ofiarowania. Im doskonalsze będzie nasze ofiarowanie tym owocniejsze będzie przeistoczenie. W czasie przeistoczenia Bóg przemienia także tych, którzy wierzą. Jesteśmy często w Ewangelii świadkami jak Jezus na wiarę ludzi odpowiada cudami: „Do setnika zaś Jezus rzekł: Idź, niech ci się stanie, jak uwierzyłeś. I o tej godzinie jego sługa odzyskał zdrowie” (Mt 8,13); „Wtedy Jezus jej odpowiedział: O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz! Od tej chwili jej córka była zdrowa” (Mt 15,28). Z Ewangelii też dowiadujemy się jaka jest przeszkoda, że Jezus nie może czynić cudów: „ Przyszedłszy do swego miasta rodzinnego, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc ma to wszystko? I powątpiewali o Nim. A Jezus rzekł do nich: Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony. I niewiele zdziałał tam cudów, z powodu ich niedowiarstwa” (Mt 13, 54-58). „Powątpiewali o Nim”, dlatego „niewiele zdziałał tam cudów”. Nie bądźmy do nich podobni. Nie powątpiewajmy o Jezusie, bo spotka nas to samo.

5. Komunia święta. Przed przyjęciem Komunii św. uświadom sobie: czy wiesz kogo za chwilę przyjmiesz do swego serca? Dlatego przed Komunią należy najpierw modlić się o wiarę. Wołaj jak zrozpaczony ojciec chłopca: „ Jezus mu odrzekł: Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy. Natychmiast ojciec chłopca zawołał: Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!” (Mk 9,23-24). Ważną rzeczą jest zastanowienie się nad tym co mówimy przed Komunią: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo a będzie uzdrowiona dusza moja”, czy Jezus nie chce dla nas dobra? Jezus mówi do nas ciągle słowo, chcę bądź uzdrowiony, bądź zbawiony. Czy Eucharystia sama z siebie nie mówi nam o tym? Przecież jest to „pokarm na życie wieczne” (por. J 6,54). Komunię św. Przyjmujemy w intencji wszystkich spraw i osób, które przemadlaliśmy. Bardzo ważne jest dziękczynienie po Komunii.

Po modlitwie po Komunii św. jest wystawienie Najświętszego Sakramentu. Przed Najświętszy Sakrament proszę po kolei wszystkie zgromadzone osoby na Mszy św., nad każdą modlę się modlitwą wstawienniczą i błogosławię Najświętszym Sakramentem. Na zakończenie udzielam jeszcze błogosławieństwa ogólnego Najświętszym Sakramentem, oczywiście dziękczynienie po Mszy świętej.

Może chcieli byśmy teraz powiedzieć: wszystkie sprawy mam załatwione i mam spokój. Otóż nie! Mamy modlić się dalej bardzo gorąco i żyć jak przykazał Pan Jezus, aby nie stało się to przed czym nas ostrzega w Ewangelii: „Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku. A gdy go nie znajduje, mówi: Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem. Przychodzi i zastaje go wymiecionym i przyozdobionym. Wtedy idzie i bierze siedem innych duchów złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I stan późniejszy owego człowieka staje się gorszy niż poprzedni” (Łk 11, 24-26). Szatan nigdy tu na ziemi nie przestanie nas atakować i szukać sposobu, aby nas zniewolić dlatego „czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie. Duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” (Mt 26,41).

Pokój i Dobro!


MÓJ GŁOS W DYSKUSJI O «UZDROWIENIU MIĘDZYPOKOLENIOWYM»

Napisał ELŻBIETA KUPCZAK

Jestem od około dwudziestu lat związana z Odnową w Duchu Świętym, ze wspólnotą „Jeruzalem” z Leśnej. Temat uzdrowienia międzypokoleniowego jest dla mnie tematem bardzo ważnym, gdyż dotyczy mnie bardzo osobiście. Z doświadczeniem uzdrowienia międzypokoleniowego w moim życiu zetknęłam się po raz pierwszy wtedy, gdy jeszcze nie znałam tego terminu, a tym bardziej książki ojca DeGrandisa, od której w tym miejscu stanowczo się odcinam. Uważam, że nie powinna ona zostać wydana ze względu na treści, które zawiera. Zgadzam się z tym, co pisze na ten temat ksiądz Siemieniewski. Nie o książce jednakże w tym miejscu będę pisać.

Pragnę zaznaczyć, że nie przedstawiam poglądów ani Odnowy, ani mojej wspólnoty, w imieniu której tworzę stronę, a na której toczy się dyskusja. Jest to tylko i wyłącznie moje zdanie, a właściwie teoria, którą pragnę poddać pod dyskusję. Nie jestem teologiem i biorę pod uwagę to, że może być ona błędna.

W ostatnim czasie spotkałam się z głosami przeciwnym tej praktyce, a nawet ze stwierdzeniem, że uzdrowienie międzypokoleniowe to coś, co wykracza poza naukę Kościoła.

Jest to dosyć poważny zarzut, tym bardziej, że wielu ludzi w Polsce jest dzisiaj zaangażowanych w taką modlitwę Uważam, że należy sprawę wyjaśnić.

Bardzo zależy mi na tym zależy, nie ukrywam, że przede wszystkim z powodów osobistych ale także i zawodowych .

Jestem lekarzem rodzinnym, w związku z czym bardzo często moi pacjenci przychodzą z problemami, które ciągną się u nich w rodzinie od pokoleń. Najłatwiej zobaczyć to można na przykładzie alkoholizmu. Jeśli ktoś w rodzinie jest alkoholikiem, to zawsze choruje cała rodzina. To się nawet fachowo nazywa choroba koalkoholowa. Skutki alkoholizmu jednej osoby ranią wszystkich dookoła. Są nawet badania naukowe na ten temat, że dzieci takich rodziców bardzo łatwo wpadają w alkoholizm. Wpływ alkoholizmu na inne osoby da się jednak wytłumaczyć również wpływami środowiskowymi. Dzieci patrząc na swojego rodzica, uczą się pewnych zachowań, które potem powielają w życiu, choć ich wcześniej nie akceptowały. Często nie mają siły zerwać z czymś, czego nie chcą.

Ale zauważam też inny problem - pracuję w środowisku, które znam od lat i widzę takie fakty, których nie potrafię wytłumaczyć na drodze wpływów środowiskowych. Bywa, że spotykam się na przykład z grzechem aborcji. Widzę, jak ten grzech popełnia najpierw matka, a potem córka, choć wiem, że córka o grzechu matki nic nie wie. Tego nie potrafię już tak prosto wyjaśnić.

Mam pacjentkę (znam ją od dzieciństwa, razem chodziłyśmy do szkoły), która zawsze była przez wszystkich odrzucana. Już w szkole miała ogromną nerwicę, nikt się z nią nie bawił, nikt się do niej nie odzywał, chyba że po to, by ją wyśmiać, dzisiaj jest podobnie. Wychowana była w bardzo porządnej, katolickiej rodzinie, ale obecnie została już sama. Dzisiaj jest bardzo schorowana (nie mogę pisać szczegółów, ale powiem, że jej choroby nie są „normalne” z punktu widzenia medycyny) , samotna, odrzucona przez wszystkich. Niedawno dowiedziała się, że była adoptowana. Była więc także odrzucona przez swoich rodziców. Nie miała żadnego powodu ze strony rodziny tej, która ją wychowała, do osiągnięcia takiego stanu, w jakim się obecnie znajduje.

Nasuwają mi się tu słowa z Mądrości Syracha 3:9 „Albowiem błogosławieństwo ojca podpiera domy dzieci, a przekleństwo matki wywraca fundamenty.” Nie wiem, czy było tu przekleństwo matki, ale było na pewno odrzucenie przez matkę.

Widziałam wiele chorób, z którymi nie umiałam poradzić sobie jako lekarz, czasem były to choroby ciągnące się właśnie od poprzedniego pokolenia - np. depresje, powtarzające się samobójstwa (tyle mogłam zaobserwować). Mówiłam tym osobom o Bogu, czasem doprowadzałam ich do modlitwy wstawienniczej, czasem następowała ewidentna poprawa zdrowia, bywało, że także fizycznego, ale zawsze psychicznego.

Nigdy nie prowadziłam w kierunku wpływów pokoleniowych jakichś dokładniejszych obserwacji, są to tylko moje luźne spostrzeżenia. Zdaję sobie sprawę, że nie muszą one przemawiać za faktem uzdrowienia międzypokoleniowego, aczkolwiek, jako lekarz, stwierdzam, że wpływy pokoleniowe w rodzinie widać bardzo wyraźnie, choć nie wypowiadam się w tym miejscu, na jakiej drodze one zachodzą.

Z doświadczeniem tzw. uzdrowienia międzypokoleniowego, choć może nazwa jest tu też bardzo niefortunna, (może lepsza by była uzdrowienie rodziny?) zetknęłam się także w odniesieniu do mojej rodziny, było to kilka lat temu, wtedy gdy jeszcze nie wiedziałam, że taką ono nosi nazwę. Próbowałam sobie jakoś wytłumaczyć fakty, z którymi stykałam się w swoim życiu, zastanawiałam się na przykład w tym miejscu nad rolą sakramentów i wymyśliłam sobie na swój własny użytek następującą teorię:

Odpowiedzialność za grzech jest na pewno osobista. Każdy odpowie przed Bogiem za swój własny grzech. Niemniej jednak wydaje mi się, że każdy grzech pociąga za sobą jakieś skutki, które ranią i osobę, która zgrzeszyła, i innych, i cały Kościół. Tak to właśnie rozumiem, że nie przechodzi na mnie grzech mojego przodka, bo to niemożliwe, ale ranią mnie konsekwencje jego grzechu. Wydaje mi się, że takie bardzo widoczny skutek grzechu, to np. strach przed pijanym ojcem.

Chrzest gładzi wszelkie grzechy, i ten pierworodny, i grzechy osobiste, ale nie usuwa może skutków, konsekwencji tych grzechów.

Chrzest daje nam wszystkie potrzebne łaski, są to łaski, które:

- albo już się zrealizowały (uwolnienie z grzechu pierworodnego, niezatarte znamię, świątynia Boga); dzieje się to natychmiastowo w czasie sakramentu;

- albo się zrealizują na końcu czasów (jako ostatni wróg zostanie pokonana śmierć)

- albo się realizują w naszym życiu przy współpracy naszej z Bogiem, pokonujemy w sobie pożądliwość oczu, ciała i pychę żywota

Choć grzech pierworodny na nas nie przechodzi, niewątpliwie skutki grzechu pierworodnego nas dotykają (choroby, śmierć…).

Podobnie może być , wydaje mi się, w odniesieniu do tzw. grzechu pokoleniowego. Ja nie dziedziczę grzechu przodka!!! Nie otrzymuję go w genach. Nie dziedziczę także opętania diabelskiego, nawet gdyby to było możliwe, bo przed tym chroni Sakrament Chrztu. Za ten grzech odpowiedzialność poniesie mój przodek, absolutnie nie ja, ale skutki grzechu mego przodka na pewno odczuwa cały Kościół, który działa, tak jak ja to sobie wyobrażam, trochę na zasadzie naczyń połączonych. Wydaje mi się, że uzasadnienie tej myśli można znaleźć w tym fragmencie Katechizmu:

1469 Sakrament pokuty jedna nas z Kościołem. Grzech narusza lub zrywa wspólnotę braterską. Sakrament pokuty naprawia ją lub przywraca. W tym sensie nie tylko leczy on powracającego do komunii kościelnej, lecz także ożywia życie Kościoła, który cierpiał z powodu grzechów jednego ze swych członków. Grzesznik przywrócony do komunii świętych lub utwierdzony w niej, zostaje umocniony przez wymianę dóbr duchowych między wszystkimi pielgrzymującymi jeszcze żywymi członkami Ciała Chrystusa, a także tymi, którzy już doszli do ojczyzny niebieskiej.
Należy też dodać, że owo pojednanie z Bogiem rodzi - można powiedzieć - dalsze pojednania, które naprawiają inne rozdarcia spowodowane przez grzech: penitent, który uzyskał przebaczenie, jedna się z samym sobą w głębi własnego ja, odzyskując wewnętrzną prawdę; jedna się z braćmi, w jakiś sposób przezeń skrzywdzonymi i znieważonymi; jedna się z Kościołem, jedna się z całym stworzeniem.

Wierzę głęboko, że Sakrament Pokuty jedna grzesznika z Kościołem, ale co się stanie, gdy ktoś (np. przodek) nie skorzysta z tego sakramentu? Bądź zatai swój grzech? Nie nastąpi pojednanie ze skrzywdzonymi braćmi? Kościół będzie dalej cierpiał z powodu grzechu jednego ze swych członków?

Wierzę głęboko, że miłosierdzie Boże jest niezgłębione i niewątpliwie bogactwa i błogosławieństwa płynące ze skarbca Kościoła znacznie przewyższają cierpienia spowodowane grzechami ich członków, jednakże wydaje mi się, że nie można tych cierpień, wywołanych grzechami całkowicie wykluczyć. Zresztą dobrze to widać w świecie, jak powszechnie dotykają nas skutki cudzych grzechów.

Jeszcze jest druga sprawa

1127 Sakramenty godnie celebrowane w wierze udzielają łaski, którą oznaczają40. Są one skuteczne, ponieważ działa w nich sam Chrystus: to On chrzci, to On działa w sakramentach, aby udzielać łaski, jaką oznacza sakrament. Ojciec zawsze wysłuchuje modlitwy Kościoła swego Syna, który to Kościół w epiklezie każdego sakramentu wyraża swoją wiarę w moc Ducha Świętego. Jak ogień przemienia w siebie wszystko, czego dotknie, tak Duch Święty przekształca w życie Boże to, co jest poddane Jego mocy.

1128 Taki jest sens stwierdzenia Kościoła4l, że sakramenty działają ex opere operato (dosłownie: 'przez sam fakt spełnienia czynności'), czyli mocą zbawczego dzieła Chrystusa, dokonanego raz na zawsze. Wynika stąd, że 'sakrament urzeczywistnia się nie przez sprawiedliwość człowieka, który go udziela lub przyjmuje, lecz przez moc Bożą'42. W chwili, gdy sakrament jest celebrowany zgodnie z intencją Kościoła, moc Chrystusa i Jego Ducha działa w nim i przez niego, niezależnie od osobistej świętości szafarza. Skutki sakramentów zależą jednak także od dyspozycji tego, kto je przyjmuje.]

Wierzę w moc Sakramentów. Działa w nich sam Chrystus, więc muszą być i niewątpliwie są skuteczne ex opere operato.

Jednakże nawet Jezus nie mógł uczynić żadnego cudu w Nazarecie z powodu niewiary jego mieszkańców. Bóg szanując wolną wolę człowieka, pozwala, aby ten człowiek, śmiertelny i ograniczony, wszechmogącemu Bogu swoją niewiarą związał ręce.

Sakramenty są więc skuteczne także w jakiejś mierze (pewnie wcale niemałej) od wiary i na pewno także świadomości osoby przyjmującej. Od razu wyjaśniam, że nie mam tu na myśli nieświadomości chrzczonych dzieci, myślę o nieświadomości ich rodziców. Świadomość działania sakramentów jest w naszym Kościele fatalna. Co z tego, ze Jezus działa w sakramencie, daje nam różnorodne dary poprzez te sakramenty, skoro my, przeciętni wierni, nie wiemy nawet, co jest w prezencie od Jezusa, jak się z tym obejść, a nawet nie chce nam się tego rozpakować. Mnie osobiście oczy się otworzyły dopiero w Odnowie. A ile osób interesuje się i czyta książki, o Sakramentach na przykład?

Szukałam na potwierdzenie mojej teorii przykładów w Piśmie Świętym. Oto co znalazłam:

Wyjścia 20,5. „Pan, Bóg twój, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia […], okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia względem tych, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań”

Wyjścia 34,7. „Pan zsyłający kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia - ale miłosierny i litościwy, bogaty w łaskę i wierność, zachowujący swą łaskę w tysiączne pokolenia”

Liczb 14:18 „ Pan cierpliwy, bogaty w życzliwość, przebacza niegodziwość i grzech, lecz nie pozostawia go bez ukarania, tylko karze grzechy ojców na synach do trzeciego, a nawet czwartego pokolenia.”

Za Katolickim Komentarzem Biblijnym z Prymasowskiej Serii Biblijnej na stronie 86 cytuję komentarz do Wj 20, 5b „Jahwe jest namiętnie oddany Izraelowi; dopilnuje by grzechy zostały ukarane, nawet jeśli kara miała by dotknąć dzieci rodziców, którzy je popełnili; lud to więcej niż jedno pokolenie. W Biblii „grzech” oznacza zwykle jednocześnie czyn i jego konsekwencje. Konsekwencje (lub ciężkie położenie, w jakim ktoś się znajduje z powodu popełnionych grzechów) są czasem opisane jako zesłane bezpośrednio przez Boga, czasem zaś są naturalnym rezultatem działań człowieka.…”

Miłosierdzie Boże jest nieograniczone. Zdaję sobie sprawę z tego, że błogosławieństwo Boże jest ponad wszystkim.

Tak jak pisze ksiądz Siemieniewski: 'Mało tego: te dobre wpływy są setki razy silniejsze niż te złe. Jeśli „pobożna arytmetyka” ma nam choć trochę pomóc, to można by w przenośni powiedzieć, że są co najmniej 250 razy silniejsze, skoro trwają aż do tysiącznego pokolenia, a złe - tylko do czwartego.'

No właśnie, ale tu pisze też o tych złych wpływach, na szczęście pisze, że tylko do czwartego pokolenia (to czwarte nie ma chyba znaczenia dosłownego, chodzi tu chyba o pokazanie proporcji), a więc przy błogosławieństwie to stosunkowo faktycznie prawie nic. Ale nawet jeśli to bardzo niewiele, to i tak to przecież nie jest to zero?

Myślę, że można to porównać w jakiś sposób, może niekoniecznie już stosując arytmetykę, do działania Boga i szatana. Bóg jest ponad wszystkim, szatan został zwyciężony na krzyżu, ale przecież nikt chyba nie zaprzeczy, że szatan nadal zbiera swoje żniwo.

Następne fragmenty, które, moim zdaniem, można odnieść do uzdrowienia międzypokoleniowego:

Powtórzonego Prawa 11:26 Widzicie, ja kładę dziś przed wami błogosławieńswo i przekleństwo. Błogosławieństwo, jeśli usłuchacie poleceń Pana, waszego Boga, które ja wam dzisiaj daję - przekleństwo, jeśli nie usłuchacie poleceń Pana, waszego Boga, jeśli odstąpicie od drogi, którą ja wam dzisiaj wskazuję, a pójdziecie za bogami obcymi, których nie znacie.

Bóg obiecał nam swe błogosławieństwo i tej obietnicy nigdy nie cofnął. Ale dał nam też wolną wolę i prawo wyboru - wybór pójścia za Bogiem, bądź też za szatanem. Wydaje mi się też, ze nie można tu mówić, że to Bóg nas karze i przeklina. To sprawa szatana, człowiek dokonując wyboru sam się poddaje pod jego działanie ( nie mam na myśli opętania).

Powtórzonego Prawa 30:16 Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożył się, a Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił w kraju, który idziesz posiąść. Ale jeśli swe serce odwrócisz, nie usłuchasz, zbłądzisz i będziesz oddawał pokłon obcym bogom, służąc im - oświadczam wam dzisiaj, że na pewno zginiecie, niedługo zabawicie na ziemi, którą idziecie posiąść, po przejściu Jordanu. Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego; bo tu jest twoje życie i długie trwanie twego pobytu na ziemi, którą Pan poprzysiągł dać przodkom twoim: Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi.

Bóg obiecał błogosławieństwo nie tylko Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi, ale także ich potomkom.

List do Galatów 3:8 W tobie będą błogosławione wszystkie narody.

Nigdy tego nie cofnął. Bóg nie cofnął swego błogosławieństwa, także wtedy, gdy Izraelici sprzeniewierzyli się Bogu i musieli ponieść konsekwencje swoich grzechów, sięgające aż siódmego pokolenia.

Naród izraelski poniósł karę za grzechy, pozostawał wprawdzie w niewoli babilońskiej, ale nie na zatracenie, tylko na nawrócenie. To jest również tylko moja teoria, ale wydaje mi się, że to, co dzieje się obecnie na Bliskim Wschodzie jest również skutkiem odwrócenia się od Boga. Uważam, że ta sytuacja jest wielkim wezwaniem do powszechnego nawrócenia.

Myślę, że analogicznie Bóg dopuszcza, by dotykały nas skutki grzechów naszych przodków, ale jeśli dopuszcza, to tylko dlatego, że potrafi wyprowadzić dla nas z tego olbrzymie błogosławieństwo.

Barucha 6:1 Z powodu grzechów, jakie popełniliście przeciw Bogu, będziecie uprowadzeni do niewoli do Babilonu przez króla babilońskiego, Nabuchodonozora.
2 Gdy już wejdziecie do Babilonu, pozostaniecie tam przez wiele lat, na długi czas, aż do siedmiu pokoleń. Potem wyprowadzę was stamtąd w pokoju.

(Ba 4,5-12.27-29) Bądź dobrej myśli, narodzie mój, pamiątko Izraela! Zostaliście zaprzedani poganom, ale nie na zatracenie; dlatego zostaliście wydani nieprzyjaciołom, iż pobudziliście Boga do gniewu. Rozgniewaliście bowiem Stworzyciela swego ofiarami składanymi złym duchom, a nie Bogu. Zapomnieliście o waszym Żywicielu, Bogu wiekuistym, zasmuciliście też Jerozolimę, która was wychowała.

Barucha 3:2 Wysłuchaj, Panie, zmiłuj się, ponieważ zgrzeszyliśmy przed Tobą. Ty trwasz na wieki, a my nic nie znaczymy. Panie wszechwładny, Boże Izraela, wysłuchaj modlitwy umarłych Izraela i synów tych, którzy grzeszyli wobec Ciebie, którzy nie słuchali głosu Pana, Boga swego. Stąd przylgnęły do nas te nieszczęścia. Nie pamiętaj o grzechach przodków naszych, lecz pomnij obecnie na ramię Twe i imię Twoje. Tak, boś Ty Pan i Bóg nasz, przeto chwalić Cię będziemy, Panie! Dlatego bowiem dałeś bojaźń Twą sercom naszym, abyśmy wzywali imienia Twego i żebyśmy Cię chwalili na wygnaniu naszym, ponieważ odwracamy od serc naszych wszelką niegodziwość przodków, którzy grzeszyli przed Tobą. Oto my dzisiaj na wygnaniu, gdzie rozproszyłeś nas na pośmiewisko, przekleństwo i za karę za wszystkie niegodziwości przodków, którzy odstąpili od Pana, Boga naszego.

Jest tu mowa co prawda o narodzie, nie o pojedynczym człowieku, ale w Piśmie Świętym znane są także przypadki, kiedy to za grzechy konkretnych osób musi odpokutować konkretna rodzina i to nie tylko podczas życia jednego pokolenia. Winy synów Helego nie jest w stanie zmazać żadna z ofiar starotestamentalnych.

1 Samuela 3:11 Powiedział Pan do Samuela: Oto Ja uczynię taką rzecz Izraelowi, że wszystkim, którzy o niej usłyszą, zadzwoni w obydwu uszach. W dniu tym dokonam na Helim wszystkiego, co mówiłem o jego domu, od początku do końca. Dałem mu poznać, że ukarzę dom jego na wieki za grzech, o którym wiedział: synowie jego bowiem ściągają na siebie przekleństwo, a on ich nie skarcił. Dlatego przysiągłem domowi Helego: Wina domu Helego nie będzie nigdy odpuszczona ani przez ofiarę krwawą, ani przez pokarmową.

Niewątpliwie pokolenia Kaina odziedziczyły po nim zło (Rdz 4, 17- 24). Katolicki Komentarz Biblijny z Serii Prymasowskiej na stronie 19-20 tak to tłumaczy:

„…w rodowodzie potomków Kaina jest siedem pokoleń … Fragmentaryczne rodowody pochodzące ze starożytnego wschodu ogólnie rzecz biorąc nie miały na celu przekazywanie informacji historycznych, lecz rozstrzyganie spraw wewnętrznych, kwestii polityczno-prawnych i religijnych… ukazują też, że potomkowie Kaina odziedziczyli skutki przekleństwa. Grzech rozprzestrzeniał się, przygotowując do potopu… Lamek chlubił się własną skłonnością do przemocy - co jest znakiem, że gwałtowność Kaina została przekazana jego potomkom. Chociaż Boża obietnica potomstwa jest nadal ważna, ludzie skazili ją - co zapowiada nadchodzący sąd potopem”.

Na koniec oddajmy głos teologii. W Słowniku Teologii Biblijnej, redaktor naczelny Xavier Leon-Dufour, tłumaczenie ks. Kazimierza Romaniuka a wydanym przez Pallotinum w 1973 roku na stronie 803 znalazłam takie oto ciekawe rzeczy o przekleństwie:

(…)Przekleństwo jest próbą wprowadzenia do akcji ukrytych sił, które przewyższają człowieka. Mocą słowa, które zaraz po wypowiedzeniu zdaje się automatycznie powodować zgubne skutki, przekleństwo mobilizuje straszną potęgę zła i grzechu; potęgę, która z nieubłaganą konsekwencją prowadzi od zła do nieszczęścia. Tak więc przekleństwo w swej pełnej formie zawiera dwa terminy ze sobą powiązane: przyczynę lub warunek, który pociąga za sobą określony skutek: Ponieważ „uczyniłeś to a to(jeśli uczynisz to…)…, spotka cię takie oto nieszczęście.” Nie można przeklinać lekkomyślnie, bez narażania się na ryzyko sprowadzenia na własną osobę całej grozy przekleństwa, które się wzywa (por. Ps 109, 17). jeśli się kogoś przeklina, trzeba mieć władzę nad jego najgłębszą istotą. Ma to być legalna władza świecka albo powaga ojcowska, prawo biedaka lub sprawiedliwego, który niesłusznie cierpi ucisk (Ps 137, 8n; Job 31,20.38n; Jk 5,4), lub wreszcie władza samego Boga. (…)

Przekleństwo istnieje w świecie od samego początku (Rdz 3, 14. 17), ale jako swoisty kontrapunkt, gdyż tematem głównym jest błogosławieństwo. Przekleństwo jest jakby odwróconym echem błogosławieństwa prawdziwego, jakim jest stwórcze Słowo Boże. Kiedy Słowo, światłość, prawda, życie dosięgną Księcia ciemności, ojca kłamstwa i śmierci, to błogosławieństwo, które Słowo ze sobą przynosi, ukazuje zbrodniczy opór szatana i przekształca się, wskutek kontaktu z szatanem, w przekleństwo. Grzech jest złem, którego Słowo nie stwarza, lecz które obnaża i dopełnia go: przekleństwo jest bowiem już wyrokiem potępienia.

Bóg błogosławi, ponieważ jest Bogiem żywym, jest źródłem życia (Jer 2 , 13). Kusiciel, który występuje przeciwko Bogu (Rdz 3,4n) i wciąga człowieka w swój grzech, sprowadza nań również przekleństwo(…) Jednakże tylko ten główny winowajca, diabeł (Mdr 2, 24) zostaje przeklęty na „zawsze”. Kobieta nadal będzie rodzić, ziemia będzie również wydawać owoc. Błogosławieństwo raz udzielone(…)nie zostało odwołane. Zawisło jednak nad nim przekleństwo niczym unosząca się chmura(…)

Im bardziej obfite staje się błogosławieństwo, tym wyraźniej też ukazuje się przekleństwo. (…)

Lecz przekleństwo nigdy nie jest absolutne. (…) Częściej z samego środka przekleństwa wytryska błogosławieństwo. (Iż 1,25nn; 28, 16n; Ez 34, 1-16; 36, 2-12. 13-38).

To Stary Testament, a co wynika z Nowego?

„Tak więc nie ma już potępienia dla tych, którzy są w Jezusie Chrystusie” (Rz 8, 1), ani przekleństwa. (…) tak więc Słowo może stanowić początek nowych czasów, kiedy to z ust Jezusa nie będzie już nigdy wychodzić przekleństwo w sensie ścisłym (gr. katara). (…) Będą się pojawiały jedynie stwierdzenia nieszczęśliwego położenia człowieka, idące zresztą w parze z błogosławieństwami (Łk 6, 20-26) Słowo już nie odrzuca, ale przyciąga(…) Wyzwala Ono człowieka z przeklętych więzów szatana, grzechu, gniewu i śmierci, dając mu przy tym możność kochania. (…)Pokonane przez Jezusa przekleństwo pozostaje mimo to rzeczywistością, przeznaczeniem nie bardziej fatalnym niżby ono było bez Jezusa, lecz mogącym nadal spotkać człowieka. Pełna manifestacja błogosławieństwa powoduje paroksyzm złości, przekleństwa, które idzie w ślad za błogosławieństwem od samego początku. Przekleństwo korzystając z ostatnich swoich dni, które są już zresztą policzone (Ap 12, 12) ukazuje się z całą gwałtownością, w chwili gdy dokonuje się już zbawienie. I dlatego tyle jest jeszcze w Nowym Testamencie formuł przekleństwa. (…)

Na zakończenie chcę się jeszcze ustosunkować, do tego, co pisze ksiądz Andrzej Siemieniewski na temat czci rodziców.

„Posądzaj ojca swego i matkę swoją, że to przez nich wzięły się twoje problemy; dziadkom swoim nie ufaj, pradziadków zaś miej za podejrzanych; rozważaj ich grzechy, słabości i niewierności, i stale miej je w pamięci”.

Przy założeniu, że uzdrowienie międzypokoleniowe istnieje, niesłusznym wydaje mi się tu zarzut o oskarżeniu rodziców. Z doświadczenia wiem, że często dopiero po modlitwie o uzdrowienie, niekoniecznie zresztą międzypokoleniowe, jest możliwe przebaczenie. Jeśli ktoś obwinia rodziców o zło, jakie go dosięga, to problem leży w człowieku, a nie w uzdrowieniu międzypokoleniowym i być może świadczy o tym, że taki człowiek wymaga właśnie uzdrowienia. W procesie uzdrowienia dokonuje się bowiem bardzo ważna rzecz - umiejętność chrześcijańskiego spojrzenia na drugiego człowieka, tzn. widzę zło, jakie on popełnia, nie akceptuję tego zła, ale nie odrzucam człowieka.

Czasem bywa również tak, że występują jakieś problemy w relacjach z rodzicami i nie bardzo wiadomo, skąd one się biorą. Byłam świadkiem takich sytuacji, że dopiero po modlitwie, Duch Święty pokazywał np. sytuacje z przeszłości, które mogły zaważyć na wzajemnych relacjach. Nie chodzi tu o rozpamiętywanie i chorobliwe grzebanie się w przeszłości. Modlimy się do Boga przecież o sytuację, która dzieje się aktualnie, a co Bóg pokaże jako przyczynę, to już nie zależy od nas. Często zresztą uzdrawia bez pokazywania przyczyn, bo nie zawsze ich znajomość jest przecież potrzebna.

Nehemiasza 13:2 albowiem oni nie powitali Izraelitów chlebem i wodą, lecz przekupili przeciw nim Balaama, aby ich przeklął; lecz Bóg nasz zmienił tę klątwę na błogosławieństwo.

To zdanie jest może wyrwane z kontekstu, ale Bóg wszystko może. Może zamienić

przekleństwo w błogosławieństwo i o to chodzi w modlitwach o uzdrowienie rodziny.

Celem takiego uzdrowienia, w moim rozumieniu, nie jest osiągnięcie jakiegoś błogostanu, uwolnienie od cierpienia, wprost przeciwnie, uzdrowienie to likwiduje cierpiętnictwo, a jeśli nie znosi cierpienia, to pozwala je w pokoju przyjąć.

Sednem świętości o. Pio nie są stygmaty, a jednak są znakiem pomagającym ludziom iść za Panem Bogiem i otwierać się na Jego łaskę.

Analogicznie, sednem chrześcijaństwa i warunkiem do nawrócenia, nigdy nie będzie modlitwa o uzdrowienie. W dzisiejszym świecie, pełnym cierpienia i zła, taka modlitwa jednak może być znakiem, który pomaga ludziom w nawróceniu się do Boga.

PRZEKLEŃSTWO W PIŚMIE ŚWIĘTYM

Napisał ALEKSANDRA KOWAL

„Do tego bowiem jesteście powołani,
abyście odziedziczyli błogosławieństwo”.
(1 P 3,9)

W związku z toczącą się dyskusją na temat uzdrowienia międzypokoleniowego zainteresował mnie dosyć tajemniczy temat przekleństwa. Postanowiłam sprawdzić, czego Pismo Święte uczy na ten temat oraz jaka rzeczywistość duchowa stoi za przekleństwem: czy jest to może wpływ demoniczny? Rozpoczęłam od porównania tego, co stanowiło przekleństwo według Starego Testamentu, z nauczaniem Jezusa Chrystusa, gdyż jak powiedział św. Augustyn: „Nowy Testament jest ukryty w Starym, natomiast Stary znajduje wyjaśnienie w Nowym”[1]. Ewangelia jest światłem które prawdziwie i ostatecznie rozświetla to, co trudne, nieznane czy niezrozumiałe.

W Księdze Powtórzonego Prawa 28,15-68a znajdujemy bardzo długi spis zawierający różnorakie przekleństwa dla ludu Izraela w razie nieposłuszeństwa. Zaczyna się on tak: „Jeśli nie usłuchasz głosu Pana, Boga swego, i nie wykonasz pilnie wszystkich poleceń i praw, które ja dzisiaj tobie daję, spadną na ciebie wszystkie te przekleństwa i dotkną cię”. Czy dla chrześcijanina wszystkie te opisane wyżej groźby za nieprzestrzeganie Prawa są rzeczywiście przekleństwami?

Okazuje się, że Jezus Chrystus przychodzi i wywraca do góry nogami rozumienie świata, również nasze, w Kazaniu na Górze. To, co jest wymienione w Prawie Mojżeszowym jako przekleństwo, nasz Pan traktuje całkiem inaczej! Spróbujmy zestawić niektóre przekleństwa z Księgi Powtórzonego Prawa (zaznaczone pochyłym drukiem) z tym, co mówi Jezus w Ewangelii św. Łukasza (6,20-26):

„Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże”.

„Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni”.

„Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie”.

„Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą, i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne”.

…„cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom”.

Dalej następują również zdumiewające, wręcz szokujące słowa naszego Pana, które wydają się zaprzeczać zapamiętanym ze Starego Testamentu słowom błogosławieństwa:

A przecież jest napisane: Napełni cię Pan w obfitości dobrami z owocu twego łona, przychówkiem twego bydła, plonami pola (Pwt 28,11).

A czy Bóg nie obiecał: Błogosławiony będzie twój kosz i dzieża (Pwt 28,5)?

Do tej pory to uważaliśmy za błogosławieństwo: Pan umieści cię zawsze na czele, a nie na końcu; zawsze będziesz górą, a nigdy ostatni (Pwt 28,13).

Okazuje się, że musimy zupełnie przewartościować nasze rozumienie błogosławieństwa i przekleństwa: ubóstwo staje się błogosławieństwem, gdy jest znakiem naśladowania Jezusa. Odrzucenie i prześladowanie ze względu na Jezusa staje się błogosławieństwem! Nawet choroba nie oddziela nas od Bożego błogosławieństwa, chociaż przecież modlimy się o zdrowie, tak jak modlimy się o zapewnienie bytu i powodzenie naszych zamierzeń. Jeśli jednak wola Boża względem nas jest inna - nie jesteśmy odrzuceni przez Boga.

Św. Paweł chlubił się swoimi słabościami (2 Kor 11,30), wymieniając przedtem listę niesłychanych udręk i przeciwności, jakie musiał znieść jako sługa Chrystusa. Chlubi się swoimi bliznami niczym medalami zdobytymi podczas szerzenia Ewangelii. List do Hebrajczyków przekazuje świadectwo chrześcijańskiej postawy: „z radością przyjęliście rabunek waszego mienia, wiedząc, że sami posiadacie majętność lepszą i trwającą” (10,34). Ten sam list w ten sposób syntetycznie opisuje los bohaterów Starego Testamentu:

„Jedni ponieśli katusze, nie przyjąwszy uwolnienia, aby otrzymać lepsze zmartwychwstanie. Inni zaś doznali zelżywości i biczowania, a nadto kajdan i więzienia. Kamienowano ich, przerzynano piłą, <kuszono>, przebijano mieczem; tułali się w skórach owczych, kozich, w nędzy, w utrapieniu, w ucisku […]; i błąkali się po pustyniach i górach, po jaskiniach i rozpadlinach ziemi” (11,36-38).

Czy tak wyobrażamy sobie los błogosławiony przez Pana? Przyjdzie nam zmienić swoje myślenie.

Czym więc jest przekleństwo?

Słownik języka polskiego podaje dwa znaczenia słowa przekleństwo:

  1. w liczbie mnogiej «obelżywe, wulgarne wyrazy używane w stosunku do kogoś lub dla wyrażenia gniewu, złości»;

  2. «wyrażone przez kogoś życzenie komuś złego losu, nieszczęścia, klęski itp.; klątwa»[2].

Słowo przekląć występuje w Biblii Tysiąclecia 59 razy (w Nowym Testamencie 5 razy); przekleństwo - 70 razy (w NT 8); przeklęty - 60 razy (W NT 7); przeklinający - jeden raz w NT, klątwa 72 razy (W NT 5). Łącznie 241 razy (w NT 26). Natomiast termin błogosławieństwo i pochodne występuje W Biblii Tysiąclecia 498 razy (w tym w Nowym Testamencie 105 razy). Z samej tylko prostej statystyki wynika, że pojęcie błogosławieństwa zajmuje w Piśmie Świętym bardziej poczesne miejsce niż przekleństwo.

Postarajmy się zbadać, jaki zakres znaczeniowy niesie ze sobą ta rzeczywistość przekleństwa w mentalności biblijnej.

W tym pierwszym znaczeniu, gdy przeklinać znaczy złorzeczyć komuś, obrzucać obelgami albo bluźnić Bogu, język hebrajski używa słów pochodzących od rdzeni qll i qww:

Na przykładzie króla Dawida przeklinanego przez Szimejego widać wyraźnie, że przeklinanie w sensie złorzeczenia nie musiało automatycznie się wypełnić i przynieść krzywdy temu, kto jest obiektem przekleństwa. Mimo złorzeczeń Szimejego król Dawid pozostał ulubieńcem Bożym. Tak samo syn Izraelitki nie został ukarany za bluźnierstwo bezpośrednio przez Boga, lecz przez społeczność Izraelitów. Warto również zauważyć, że Dawid upatrywał w Bogu tego, kto mógłby wypełnić to przekleństwo albo je odwrócić: „Może wejrzy Pan na moje utrapienie i odpłaci mi dobrem za to dzisiejsze przekleństwo” (2 Sm 16,12). Izraelici bali się tego rodzaju przekleństw, bowiem w starotestamentowej mentalności słowo wypowiedziane samo w sobie posiada moc. Hebrajski termin dawar oznacza zarówno słowo, jak i wydarzenie oraz czyn[3]. We współczesnej mentalności zachodnioeuropejskiej zaś słowo wypowiedziane jest ulotne, natomiast większą wagę przypisuje się słowu pisanemu.

To od samego Boga zależało, czy wypełni słowo wypowiedziane przez człowieka. Np. Samuel został obdarzony wyjątkową łaską, którą natchniony autor 1 Księgi Samuela uważał za stosowne podkreślić: „[Pan] nie pozwolił upaść żadnemu jego słowu na ziemię” (1 Sm 3,19).

Przypatrzmy się teraz drugiemu znaczeniu słowa przeklinać, w znaczeniu sprowadzić na kogoś nieszczęście, przy czym mocą sprawczą jest tu sam Bóg. Rzucić na kogoś przekleństwo leży przede wszystkim w Jego mocy. Słowo Boże wypełnia się niezawodnie: Bóg powiedział, i stało się:

Po upadku pierwszych rodziców „Adam i Ewa tracą natychmiast łaskę pierwotnej świętości” (KKK 399); „została zerwana harmonia ze stworzeniem” (KKK 400); „prawdziwa «inwazja» grzechu zalewa świat” (KKK 401). Człowiek sam sprowadził na siebie przekleństwo przez nieposłuszeństwo swojemu Stwórcy. „Konsekwencje grzechu pierworodnego i wszystkich grzechów osobistych ludzi powodują w świecie, ujmowanym jako całość, stan grzeszności, który może być określony wyrażeniem św. Jana (J 1, 29) «grzech świata»” (KKK 408).

Rzucić przekleństwo - ale też pobłogosławić kogoś - w Starym Testamencie mógł również ktoś mający nad kimś władzę (usankcjonowaną Bożym prawem), np. ojciec na syna:

Tu przekleństwo polegało na stosunku podległości wobec braci, braku Bożego błogosławieństwa, upadku całego pokolenia

Można też było ściągnąć przekleństwo na siebie samego:

Według Biblii prorok może sprowadzić na lud błogosławieństwo lub przekleństwo. Np. Balak, król Moabu, wezwał proroka Balaama, aby rzucił przekleństwo na Izraela, aby Balak mógł wygrać z nimi wojnę:

Jednak sam Bóg zainterweniował i najpierw zabronił Balaamowi jechać do Balaka (w. 12); a z powodu jego uporu i nieposłuszeństwa włożył mu w usta błogosławieństwo zamiast przekleństwa. Nie widać w tej scenie jakichkolwiek związków demonicznych. To Jahwe jest tym, który błogosławi albo odmawia błogosławieństwa.

W celu wykrycia grzechu cudzołóstwa posługiwano się „wodą niosącą przekleństwo (hamajim ham'arerim)” (Lb 5,22). Był to rodzaj „sądu Bożego”. Przekleństwo tu także nie ma żadnych związków ze złym duchem.

Z pojęciem przekleństwa wiąże się hebrajskie słowo cherem („klątwa”, „odłączenie”). Jak wyjaśnia Słownik umieszczony na końcu Biblii Tysiąclecia, jest to:

  1. osoba lub rzecz ślubowana Bogu, albo świątynia oddana na zawsze na użytek sakralny;

  2. osoba lub rzecz przeznaczona przez Boga na zagładę;

  3. sam akt przeznaczający kogoś lub coś na zagładę, dokonany jako ślub.

W znaczeniu pierwszym Bóg przyznał Aaronowi zamiast dziedzicznej ziemi następujące prawo: „Cokolwiek obłożone będzie klątwą w Izraelu, ma do ciebie należeć” (Lb 18,14).

Znacznie częściej spotykamy w Starym Testamencie nakładanie i wykonywanie klątwy w dwóch dalszych znaczeniach, np. „Ktokolwiek by składał ofiary innym bogom poza samym Panem, podlega klątwie” (Wj 22,19).

Na czym taka klątwa polegała? W Księdze Jozuego czytamy: „I na mocy klątwy przeznaczyli na zabicie ostrzem miecza wszystko, co było w mieście: mężczyzn i kobiety, młodzieńców i starców, woły, owce i osły” (Joz 6,21). Zaś w Księdze Powtórzonego Prawa dodatkowo: „Cały swój łup zgromadzisz na środku placu i spalisz ogniem - miasto i cały łup jako ofiarę ku czci Pana, Boga twego. Zostanie ono wiecznym zwaliskiem, już go nie odbudujesz” (13,17).

Inny przykład pochodzi z Księgi Liczb: „Wtedy Izraelici złożyli następujący ślub Panu, mówiąc: «Jeśli dasz ten lud w nasze ręce, klątwą obłożymy (dosł. „wtedy zniszczę” - wehacharamtej) ich miasta». I wysłuchał Pan głosu Izraela wydał w ich ręce Kananejczyków. [Izraelici] obłożyli klątwą (dosł. „i zniszczył” - wajacharem) ich oraz ich miasta. Stąd miejscowość ta otrzymała nazwę Chorma” (Lb 21,2-3). Można odnieść wrażenie, że to sam Bóg jest wykonawcą klątwy, posługując się jakby rękami Izraelitów. Na pewno nie jest wykonawcą klątwy szatan.

Miasto obłożono klątwą podlegało całkowitemu zniszczeniu, jak to widzimy na przykładzie 1 Sm 15,7-26. Kiedy król Saul nie wykonał klątwy nałożonej na zdobyte miasto Amalekitów i oszczędził trzodę, za nieposłuszeństwo został odrzucony przez Boga.

Nie udało mi się odnaleźć żadnego miejsca w Biblii, gdzie przekleństwo miałoby jakikolwiek związek ze złym duchem.

Godny uwagi jest fakt, że słowo klątwa występuje w Biblii Tysiąclecia 72 razy, w tym w Nowym Testamencie tylko 5 razy: trzy razy w Dziejach Apostolskich (23,12-35), gdzie wspomina się, że wyznawcy judaizmu zobowiązali się pod klątwą, że nie spoczną, dopóki nie zabiją Pawła, tj. nałożyli na siebie przekleństwo, gdyby nie dotrzymali zobowiązania. W Apokalipsie znajdujemy przynoszące ulgę zapewnienie, że w Jeruzalem niebieskim „nic godnego klątwy już nie będzie” (Ap 22,3). Bardzo ciekawe zdanie spotykamy u św. Pawła, który pisze: „Wolałbym bowiem sam być pod klątwą [odłączony] od Chrystusa dla [zbawienia] braci moich, którzy według ciała są moimi rodakami” (Rz 9,3). Z tego zdania wynika pośrednio, że klątwa (gdyby była możliwa) polegałaby na odłączeniu od Chrystusa. To jednak nie jest możliwe w przypadku chrześcijanina. Paweł stawia pytanie retoryczne: „Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusa?” (Rz 8,35), na które odpowiada z mocą, że nic, ale to naprawdę nic „nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 8,39).

Zgodnie z Biblią Bóg „stoi” za słowami wypowiadanych przez ludzi błogosławieństw i przekleństw. Często występują one jakby parami (por. Pwt 27,11 - 28,68).

Spotykamy w Starym Testamencie takie miejsca, które świadczą o bardziej duchowym pojmowaniu błogosławieństwa Bożego, np. błogosławieństwo Aaronowe to życzenie pokoju i łaski: „niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą” (por. Lb 6,24-26).

Niemniej jednak najczęściej spotykamy takie świadectwa wiary, że ludzi przestrzegających Bożego Prawa spotka błogosławieństwo, praktycznie pojmowane jako doczesne powodzenie, tak jak to czytamy w Księdze Powtórzonego Prawa (zdrowie, majętność, długie życie, liczne i zdrowe potomstwo, szacunek, zwycięstwo w wojnie itp.). Natomiast kto nie trzyma się nakazów tego Prawa i nie wypełnia ich, jest przeklęty już za życia (por. Lb 27,15-26).

W długiej liście z Pwt 28,15-68 rozlicznych nieszczęść, jakie mogą spotkać człowieka i jego rodzinę, można wyczytać, na czym takie przekleństwo mogłoby polegać, są to m.in. różnorakie choroby, rozgrabienie mienia, ucisk i prześladowanie przez nieprzyjaciół.

Jak chrześcijanin powinien się odnosić do tych mrożących krew w żyłach perspektyw? Przyglądając się życiu różnych ludzi łatwo stwierdzić, że powodzenie, zdrowie i szacunek nie są w jakiś bezpośredni sposób związane z pobożnością i wiarą w Chrystusa. Bóg pozwala, aby chwast i pszenica rosły obok siebie aż do żniwa (Mt 13,30) oraz „zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mt 5,45). Dopiero żniwa są tym czasem, kiedy „każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa i albo dokonuje się przez oczyszczenie, albo otwiera bezpośrednio wejście do szczęścia nieba, albo stanowi bezpośrednio potępienie na wieki” (KKK 1022).

Jedyne prawdziwe przekleństwo, jakie grozi człowiekowi, to wieczne potępienie, oddzielenie od Chrystusa, a jedyne prawdziwe i warte zachodu błogosławieństwo - to wieczne szczęście z Chrystusem.

Czy w Nowym Testamencie nie ma przekleństw?

W Biblii Tysiąclecia w Ewangelii według św. Łukasza redaktorzy pod rozdzialikiem Błogosławieństwa umieścili tytuł Przekleństwa (Łk 6,24-26). Czy słusznie?

W Biblii greckiej słowo przekleństwo jest oddane za pomocą słowa katara. Występuje ono np. w Ga 3,10: „[…] na tych wszystkich, którzy polegają na uczynkach Prawa, ciąży przekleństwo (katara)”. Natomiast w Łk 6,24-26 Jezus wypowiada słowo „biada” (ouai). Jezus nie przeklina więc bogaczy, ale biada nad stanem ich serc, użala się nad nimi, lamentuje, boleje (por. Łk 10,13; 11,42-52; 17,1-2, 21,23; 22,22). Może więc ów podtytuł powinien brzmieć Lamentacje albo Biadania?

Jezus przyniósł na ziemię błogosławieństwo. „Nigdy w ciągu swojego życia nie rzucił na nikogo przekleństwa”[4]. Natomiast wygłosił takie słowa: „tego, który do Mnie przychodzi, precz nie odrzucę” (J 6,37). Jezus wypowiada przerażające „precz” jedynie do tych, którzy sami wyłączyli się z miłości[5]: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!” (por. Mt 25,41).

Przyjście na ziemię Syna Bożego usunęło przekleństwo ciążące nad nią. Św. Paweł pisze: „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa; który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich - w Chrystusie” (Ef 1,3). Zaś w liście św. Piotra czytamy: „On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo nas zrodził […]” (1 P 1,3): W tym sensie można odczytać słowa Apostoła Pawła: „Jeżeli ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,17). Nowe jest również rozumienie tego, co stanowi przekleństwo, i tego, czym jest błogosławieństwo Boże.

Wnioski

  1. W Starym Testamencie błogosławieństwo rozumiano jako pomyślność doczesną (zdrowie, majętność, długie życie, liczne i zdrowe potomstwo, szacunek, zwycięstwo w wojnie itp.), zaś przekleństwo polegało na niepowodzeniach życiowych (m.in. różnorakie choroby, rozgrabienie mienia, ucisk i prześladowanie przez nieprzyjaciół).

  2. Jezus w Kazaniu na Górze (Mt 5,3-12; Łk 6,20-26) wywraca do góry nogami dotychczasowe rozumienie błogosławieństwa i przekleństwa.

  3. Niepowodzenia życiowe (również niezawinione cierpienie), które w judaizmie uważano za znak przekleństwa, Jezus uświęcił przez swoją misję na ziemi i uznał za znamię przynależności do Chrystusa.

  4. Przekleństwo (klątwa) polega na odrzuceniu przez Boga. Chrześcijanina nic może odłączyć od miłości Chrystusa, chyba że odłączy się sam, na mocy złowrogiej wolności.

  5. Słowa wypowiedziane przez człowieka nie mają mocy sprawczej same w sobie i nie mogą nikomu zaszkodzić, chyba że Bóg zechce stanąć za nimi.

  6. W Biblii trudno się dopatrzyć jakichkolwiek śladów powiązania przekleństwa z działaniem sił demonicznych.

W związku z dyskusją na temat uzdrowienia pokoleniowego pozostaje pytanie, czy należy się obawiać klątwy rzuconej przez kogoś w złych intencjach oraz jak traktować niepowodzenia czy trudności życiowe, które powtarzają się w rodzinie, a mają przyczyny naturalne. Katechizm w ogóle nie zawiera słowa „klątwa”, a „przekleństwo” występuje tylko w punkcie 2147, w znaczeniu bluźnierstwa i magicznego wzywania imienia Bożego. Moje poszukiwania doprowadziły mnie do wniosku, że chrześcijanin jest wolny od tego rodzaju niebezpieczeństw.

Ten problem przywodzi mi na myśl sytuację lekarza pracującego na terenie dotkniętym epidemią. Na pewno można się modlić za niego, dziękując Bogu za jego odwagę i poświęcenie oraz prosząc Boga, żeby nie uległ zarażeniu, ale nie będzie to na pewno główny sposób walki z chorobą. Roztropność nakazuje przede wszystkim - czy może równolegle - zastosować środki naturalne: szczepienia ochronne, zasady higieny itp.

Podobnie będziemy postępować np. z dzieckiem chorym na wrodzoną cukrzycę. Będziemy w stałym kontakcie z lekarzem, zastosujemy przepisane leki oraz dietę, zadbamy dla niego o zdrowy tryb życia. Będziemy również oczywiście modlić się o zdrowie takiego dziecka, ale nie będziemy doszukiwać się przekleństwa czy klątwy ciążącej jakoby nad nim. Raczej postaramy się zaszczepić w nim miłość do Chrystusa, aby samo nie odeszło od Boga.

Człowiek podlega różnym ograniczeniom, które dziedziczy oraz nabywa wraz z wychowaniem w swoim środowisku, ale to go nie przekreśla w dziedzinie wiary; może nawet „wbrew nadziei uwierzyć nadziei” (Rz 4,18).

0x08 graphic

P R Z Y P I S Y :
[1] Katechizm Kościoła katolickiego (KKK), 129.
[2] Przekleństwo (hasło), w: Słownik języka polskiego, PWN, Warszawa 1979, t. II, s. 978.
[3] Dawar (hasło), w: P. Briks, Podręczny słownik hebrajsko-polski i aramejsko-polski Starego Testamentu, Warszawa 2000, s. 82.
[4] Przekleństwo (hasło), w: X. Léon-Dufour, Słownik teologii biblijnej, tłum. i oprac. K. Romaniuk, Poznań 1994, s. 308.
[5] Tamże.

KTO TU ZAPROSIŁ DIABŁY? O UZDROWIENIU MIĘDZYPOKOLENIOWYM COŚ JESZCZE

Napisał KS. ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI

Po kilku dniach zajrzałem znowu do wątku dyskusji o uzdrowieniu międzypokoleniowym. Taka przerwa jest bardzo korzystna: pozwala z pewnego dystansu spojrzeć na główne argumenty uczestników dyskusji. Wydaje mi się, że zwolennicy modlitwy o uzdrowienie międzypokoleniowe, a zwłaszcza według nauk o. DeGrandisa, koncentrują się wokół następujących przyczyn przekazywania złych wpływów grzechu z jednego pokolenia na następne:

a) zły wpływ wynikający ze zniszczenia środowiska naturalnego, przyrodniczego;
b) zły wpływ środowiska ludzkiego, zwłaszcza otoczenia rodzinnego;
c) wpływ złego ducha.

Oto fragmenty dyskusji, z których wyciągnąłem taki wniosek:

a) zły wpływ wynikający ze zniszczenia środowiska naturalnego, przyrodniczego:

„Może skutki grzechów naszych bezpośrednich przodków też na nas wpływają? Niewątpliwie tak! [ …] Albo fakt z drugiej wojny światowej, zrzucenie bomby atomowej na Japonię - do dzisiaj są widoczne tego skutki, chociaż minęło już wiele lat ”.

b) zły wpływ środowiska ludzkiego, zwłaszcza otoczenia rodzinnego:

„Na pewno wszystkich nas interesuje, jak może dojść do «skażenia» międzypokoleniowego? Otóż związane jest ono ze środowiskiem naszych rodzin ”.

„Często jest tak, że mój grzech osobisty dotyka nie tylko mnie, ale też i innych, niewinnych. Ojciec pije, a przy nim cierpią niewinne dzieci i cała rodzina ”.

c) wpływ złego ducha:

„Najgorsze w tym wszystkim jest to, że obciążeniu pokoleniowemu może towarzyszyć działanie szatana, jakiegoś złego ducha, który ukrywa się pod konkretnym problemem ”.

„Ważną rzeczą jest, aby członkowie rodziny razem ustalili, o co należy się modlić, np. powtarzające się choroby, problemy duchowe (np. przekazywanie zdolności okultystycznych, zainteresowanie wróżbiarstwem, magią, spirytyzmem) ”.

„Przy modlitwach wstawienniczych często ujawnia się zły duch, którego można nazwać: duch pijaństwa, śmierci, spirytyzmu, okultyzmu, magii, nienawiści, nieprzebaczenia itd. ”.

Pierwszą przyczynę możemy na potrzeby naszej dyskusji pominąć, dlatego że rzadko zdarza się modlitwa o uwolnienie np. od zatrutych nurtów rzeki Bóbr. Druga przyczyna, jako oczywista, też nie budzi raczej sprzeciwów: każdy zgadza się, że lepiej wzrastać w rodzinie zgodnej i przyjaznej niż w awanturniczym gronie kryminalnego marginesu. Pytania rodzą się oczywiście przy trzeciej przyczynie - wpływ złego ducha na przekazywanie skutków grzechów moich przodków. Dlatego na tym właśnie najpierw skoncentrujmy naszą uwagę.

Jako lekarstwo na międzypokoleniowe działanie diabła proponuje się terapię wybitnie duchową, która przybiera postać łamania potęgi demona i usuwania jego wpływów z czyjegoś życia:

- Proponuję rozrysowanie drzewa genealogicznego do czwartego pokolenia, do osoby pradziadka.

- Istotą modlitwy o uzdrowienie międzypokoleniowe jest wzywanie Bożego błogosławieństwa, nawrócenie i złamanie przekleństw, które wypływa z naszych pokoleń, a dotyka nas i naszych rodzin.

- Bardzo często zdarza się tak, że w trakcie trwania modlitw trzeba przeprowadzać modlitwy wstawiennicze i o uwolnienie [od wpływów złego ducha].

Jako biblijne argumenty na poparcie tezy o demonicznym działaniu do trzeciego i czwartego pokolenia oraz o potrzebie wypędzania względnie usuwania wpływów złego ducha podaje się następujące fragmenty Pisma:

Pan, Bóg twój, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia […], okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia względem tych, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań ” (Wj 20,5).

Pan zsyłający kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia - ale miłosierny i litościwy, bogaty w łaskę i wierność, zachowujący swą łaskę w tysiączne pokolenia ” (Wj 34,7).

Pan cierpliwy, bogaty w życzliwość, przebacza niegodziwość i grzech, lecz nie pozostawia go bez ukarania, tylko karze grzechy ojców na synach do trzeciego, a nawet czwartego pokolenia ” (Lb 14,18).

Są też inne pożyteczne w tej mierze fragmenty Pisma: np. przypadek synów Helego.

Uzupełnione jest to wszystko przez naukę Kościoła, np. z Katechizmu można rzeczywiście wyciągnąć następujące wnioski:

Skutki grzechu mego przodka na pewno odczuwa cały Kościół, który działa, tak jak ja to sobie wyobrażam, trochę na zasadzie naczyń połączonych.

Jaki powinien być następny krok w naszej dyskusji? Najpierw wyobrazimy sobie, że mamy do dyspozycji tylko Stary Testament, a potem rozważymy sprawę jako chrześcijanie, ludzie Nowego Testamentu. Wreszcie sprawdzimy, czy argumenty z Katechizmu Kościoła katolickiego są wystarczające do uzasadnienia takiej koncepcji uzdrowienia międzypokoleniowego, gdzie kładzie się nacisk na łamanie przekleństw i usuwanie skutków działania diabła.

a. na płaszczyźnie Starego Testamentu

To prawda, że Stary Testament często mówi o przykrych skutkach spotykających ludzi aż do czwartego pokolenia wskutek grzechów przodków. Najczęściej mowa jest o konsekwencjach za grzechy popełnione przez niektórych Izraelitów a ponoszonych później przez wszystkich, żyjących np. sto lat później. W tym sensie owe „trzecie i czwarte pokolenie ” to po prostu ludzie żyjący później, np. my, Polacy, jesteśmy wszyscy „czwartym pokoleniem ” ludzi z czasów I wojny światowej. Opisane w Biblii przykre konsekwencje najczęściej nie mają więc związku z tym, czy sto lat temu grzeszył mój prapradziadek, prapradziadek zupełnie nieznanego p. X, czy zgoła bezdzietny pan Y: tak czy inaczej takie same konsekwencje ponosimy wszyscy razem.

Niekiedy zaś, choć rzadziej, mowa w Biblii o konsekwencjach ponoszonych przez genetycznych przodków: to mój prapradziadek, a nie prapradziadek pana X spowodował moje przykrości dziś.

Zapytajmy jednak, wciąż ograniczając się tylko do Starego Testamentu: czyim dziełem są owe konsekwencje, zarówno te w skali społecznej, jak i w skali rodzinnej? I tu niespodzianka: są dziełem Boga:

Pan, Bóg twój, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia ” (Wj 20,5);

Pan zsyłający kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia ” (Wj 34,7);

Pan karze grzechy ojców na synach do trzeciego, a nawet czwartego pokolenia ” (Lb 14, 18).

Natomiast współcześni zwolennicy uzdrowienia międzypokoleniowego zdecydowanie twierdzą, że zwalczają kary ponoszone za grzechy przodków do trzeciego i czwartego pokolenia, ponieważ mają do czynienia z dziełem diabła. To demonom przypisują skuteczność takiego przekleństwa i podtrzymywanie jego złowrogiego działania. Ale dlaczego? Stary Testament nic o tym nie mówi. Mówi natomiast, że chodzi tu o dzieło Boże, mianowicie o Bożą karę.

Jak w tym świetle wygląda pragnienie łamania takich konsekwencji grzechów przodków, które trwają do czwartego pokolenia? (Przypominam, że cały czas próbujemy ograniczyć się tylko do danych Starego Testamentu). Wygląda to na łamanie ni mniej, ni więcej, ale … Bożego dzieła: dzieła zamierzonego dla ukarania winnych i ku przestrodze pozostałych.

Wydaje się więc, że jeśli pozostaniemy na płaszczyźnie Starego Testamentu, to nauka o uzdrowieniu międzypokoleniowym w sensie uwalniania z demonicznych powiązań nie ma podstaw biblijnych.

b. na płaszczyźnie Nowego Testamentu

Nowy Testament, jak się wydaje, tylko raz porusza temat duchowych przyczyn chorób wśród ochrzczonych, członków Kościoła. I podaje też tylko jedną ich przyczynę: niegodne przyjmowanie Eucharystii.

„Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało Pańskie, wyrok sobie spożywa i pije. Dlatego to właśnie wielu spośród was słabych i chorych, i wielu też pomarło ” (1 Kor 11,29).

Jako lekarstwo na to niebezpieczeństwo Pismo Święte Nowego Testamentu zaleca rachunek sumienia i wyznawanie grzechów:

„Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha - jeżeli sami siebie osądzimy, nie będziemy sądzeni ” (por. 1 Kor 11,28-31).

Jak widać, nie ma to nic wspólnego ani z przekleństwem, ani z pokoleniami, ani z prapradziadkami. Nowy Testament nic nie mówi o przekleństwie pokoleniowym ani o uwalnianiu do czwartego pokolenia. Najwidoczniej wychodzi się z założenia, że chrześcijanin takich problemów nie ma (choć może mieć sporo innych).

Ciekawe więc, dlaczego tak wielu autorów piszących dzisiaj doszukuje się przyczyn chorób i słabości wśród chrześcijan tam, gdzie Nowy Testament nie mówi o tym ani słówka (w przekleństwie międzypokoleniowym), a tam, gdzie Nowy Testament o tym mówi (znieważanie Eucharystii) - nasi autorzy z kolei milczą.

Wydaje się więc, że jeśli pozostaniemy na płaszczyźnie Nowego Testamentu, to - znowu - nauka o uzdrowieniu międzypokoleniowym w sensie uwalniania z demonicznych powiązań nie jest biblijna.

c. na płaszczyźnie nauki Katechizmu Kościoła katolickiego

Czy skutki grzechu mego przodka na pewno odczuwa cały Kościół, który działa, trochę na zasadzie naczyń połączonych? Owszem, ale tak samo odczuwa je pan Smith z Edynburga i pani N'komo Bebutu z Nigerii, którzy o moim przodku nigdy nie słyszeli. Katechizm nigdzie nie wspomina, aby negatywne duchowe skutki grzechu miały bardziej dotyczyć ludzi powiązanych pokrewieństwem niż innych.

d. coś jednak w tym jest…

Nie znaczy to, że myśl o negatywnym oddziaływaniu grzechów przodków na nas dzisiaj nie ma w ogóle podstaw biblijnych. Owszem, jeśli ją rozumiemy tak, jak przedstawiają nam autorzy Pisma Świętego, jako obciążenie dziś wszystkich członków Kościoła tym, co złego robili ludzie Kościoła dawniej (podobnie jak cały lud Izraela obciążony był złem popełnionym przez niektórych Izraelitów sto lat wcześniej) - to taka idea jest żywo obecna w praktyce Kościoła. Najwyraźniej widzieliśmy ją w przygotowaniach do Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 w postaci przepraszania za grzechy synów i córek Kościoła z minionych wieków. Przodował w tym Jan Paweł II, i to właśnie z całą pewnością jest uzdrowienie międzypokoleniowe zgodne z Biblią i z Tradycją Kościoła.

KTO TU ZAPROSIŁ DIABŁY? ICH MIEJSCE JEST W BAJCE? 0x08 graphic

Napisał ELŻBIETA KUPCZAK

Śledząc od początku z uwagą dyskusję na temat uzdrowienia pokoleniowego, jaka toczy się na stronach http://www.apolegetyka.katolik.pl oraz http://www.jeruzalem.alleluja.pl wydaje mi się, że próbuje się w niej kwestionować rolę diabła. Czytając niektóre wypowiedzi, zwłaszcza zamieszczone na Dyskusyjnym Forum Apologetycznym, można, moim zdaniem, wyciągnąć wniosek, że owszem diabeł istnieje, ale jest dzisiaj całkowicie pozbawiony swojej mocy czynienia zła, a na dobrą sprawę, to takiej mocy chyba nigdy nie posiadał. Zło zaś, cierpienie, choroby, których istnienia nikt nie jest w stanie nie zauważyć, usiłuje się przypisać wyłącznie człowiekowi i po części również Bogu. Takie jest moje wrażenie odniesione w tej dyskusji.

Zaskoczyła mnie taka interpretacja otaczającej nas rzeczywistości, bowiem do tej pory byłam przekonana, że za zło odpowiada szatan oraz człowiek, posiadający wolną wolę, Boga nigdy nie śmiałabym posądzić o czynienie zła, nawet potraktowanego jako kara służąca nawróceniu się do Boga. Owszem, Bóg może wyciągnąć dobro z każdego zła, ale na pewno tego zła nie chce.

Zastanawiając się, jak to jest naprawdę i nie chcąc samodzielnie interpretować Pisma Świętego, postanowiłam poszukać, co na ten temat mówią inni. Właściwie nie musiałam daleko szukać, bowiem już na stronie Apologetyki odkryłam bardzo ciekawe spostrzeżenia w IV Dokumencie z Malines - Odnowa w Duchu Świętym i moce ciemności. Oto co znalazłam w rozdziale I zatytułowanym DIABEŁ - MIT CZY RZECZYWISTOŚĆ?

Należy przyznać, że istnieje dziś wśród chrześcijan pewna niechęć do mówienia na temat istnienia demonów. Czy to mit, czy rzeczywistość? Czy należy odesłać szatana do królestwa urojeń? Czy jest to jedynie symboliczna personifikacja Zła, wspomnienie minionego, przednaukowego wieku?

Duża liczba chrześcijan uważa, że to mit, a ci, którzy przyjmują rzeczywistość, są zażenowani i z niechęcią mówią o diable, obawiając się, że wygląda to na solidaryzowanie się z ludową wyobraźnią i nieznajomością postępu nauki.

Katecheza, kaznodziejstwo i nauka teologu na uniwersytetach i w seminariach na ogół unikają tego tematu. I nawet tam, gdzie dyskutuje się istnienie diabła, nie bada się jego działania i wpływu na świat. Udało się diabłu uchodzić za anachronizm, to szczyt ukrytego sukcesu.

W tych warunkach dzisiejszy chrześcijanin musi mieć odwagę stawienia czoła ironii i uśmiechom politowania swych współczesnych. Tym bardziej, że uznanie istnienia diabła niezbyt pasuje do tego, co Leon Moulin nazwał: „pelagiańskim optymizmem naszych czasów”.

Powyższy fragment znakomicie potwierdza moje spostrzeżenie, że postawa zaprzeczająca istnienie diabła lub też odbierająca diabłu jego moc, ograniczoną co prawda, jest dzisiaj dość powszechnie spotykana.

Zobaczmy, co mówi na ten temat Papież Paweł VI. Cytat pochodzi również z tego samego rozdziału Dokumentów z Malines:

„[…] Zło nie jest jedynie brakiem, jest działaniem istoty żywej, duchowej, przewrotnej i demoralizującej. Przerażająca, tajemnicza i straszna to rzeczywistość. Oddalają się od Biblii i Kościoła wszyscy, którzy nie chcą uznać jego istnienia… lub którzy je tłumaczą jako pseudorzeczywistość, wytwór umysłu lub upersonifikowania nieznanych przyczyn naszych cierpień. Chrystus go definiuje jako tego, który od początku był zabójcą […] i ojcem kłamstwa (J 8,44-45). Zagraża podstępnie równowadze moralnej człowieka… Oczywiście nie każdy grzech jest wprost zależny od działania diabelskiego. Ale niemniej prawdą jest, że kto nie czuwa z pewną surowością nad sobą (Mt 12,45; Ef 6,11), wystawia się na wpływ «tajemnicy bezbożności», o której mówi św. Paweł (2 Tes 2,3-12) i naraża swe zbawienie” (Paweł VI, audiencja generalna 15.11.1972 r.).

W tym samym rozdziale jest napisane:

„Na ten sam temat umieszczono w l'Osservatore Romano autoryzowane wyniki badań, pod tytułem Wiara chrześcijańska i demonologia, zalecone przez Kongregację Nauki Wiary, potwierdzające doktrynę Magisterium w tej dziedzinie. Autor rozpoczyna od wyjaśnienia, dlaczego istnienie szatana i diabłów nigdy nie stało się przedmiotem deklaracji dogmatycznej.

Wiara trwała i przeżywana

„W odniesieniu do demonologii postawa Kościoła jest jasna i stanowcza. Prawda, że w ciągu wieków istnienie szatana i diabłów nigdy nie stało się przedmiotem stwierdzenia Magisterium explicite. Powodem tego jest fakt, że nigdy nie stawiano znaku zapytania: tak heretycy, jak wierzący opierali się na Piśmie Świętym, zgadzali się na ich istnienie i niszczące działanie. Dlatego dziś, gdy powątpiewa się w tę rzeczywistość, należy powołać się na powszechną wiarę Kościoła i jej źródło, tj. nauczanie Chrystusa, co właśnie uczyniono. W nauczaniu ewangelicznym i w przeżywaniu żywej wiary ukazuje się jako dane dogmatyczne istnienie świata diabelskiego”.

Autor następnie wskazuje, cytując na poparcie Pawła VI, że nie chodzi tu o stwierdzenie uboczne, które można pominąć machnięciem ręki i które nie ma wpływu na to, co się rozgrywa w misterium Odkupienia.

„Nieufność współczesnych, którą ukazaliśmy na początku, nie dotyczy jakiegoś elementu drugorzędnego w myśli chrześcijańskiej: chodzi o trwałą wiarę Kościoła, o koncepcję Odkupienia, i ma za punkt wyjścia świadomość samego Jezusa. Dlatego przemawiając niedawno na temat tej straszliwej, tajemniczej i groźnej rzeczywistości Zła, Ojciec Święty Paweł VI z całym autorytetem mógł stwierdzić: «Kto odrzuca tę rzeczywistość, odbiega od nauczania biblijnego i kościelnego, jak również każdy, kto ją uważa za istniejącą samodzielnie, nie odnosząc, jak wszelkiego stworzenia, do początku w Bogu». Egzegeci i teologowie nie mogą lekceważyć tej przestrogi”.

Przyjęcie istnienia diabła nie jest popadnięciem w manicheizm, ani umniejszeniem odpowiedzialności i wolności człowieka.”

Bardzo dobrze też ujęty jest temat diabła w Katechizmie Kościoła Katolickiego:

394 Pismo święte potwierdza zgubny wpływ tego, o którym Jezus mówi, że "od początku był on zabójcą" (J 8, 44), a nawet usiłował odwrócić Jezusa od misji powierzonej Mu przez Ojca259. "Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć dzieła diabła" (1 J 3, 8). Wśród jego dzieł najcięższe w konsekwencjach było kłamliwe uwiedzenie, które doprowadziło człowieka do nieposłuszeństwa Bogu.

395 Moc Szatana nie jest jednak nieskończona. Jest on tylko stworzeniem; jest mocny, ponieważ jest czystym duchem, ale jednak stworzeniem: nie może przeszkodzić w budowaniu Królestwa Bożego. Chociaż Szatan działa w świecie przez nienawiść do Boga i Jego Królestwa w Jezusie Chrystusie, a jego działanie powoduje wielkie szkody - natury duchowej, a pośrednio nawet natury fizycznej - dla każdego człowieka i dla społeczeństwa, działanie to jest dopuszczone przez Opatrzność Bożą, która z mocą i zarazem łagodnością kieruje historią człowieka i świata. Dopuszczenie przez Boga działania Szatana jest wielką tajemnicą, ale "wiemy, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra" (Rz 8, 28).

Szatan dzisiaj jest więc faktycznie niegroźny, ale tylko dla ludzi, którzy swe życie oddali Jezusowi. Już od czasów Ewangelii była to jednak znakomita mniejszość. Do dzisiaj się też pod tym względem nie poprawiło. A co z pozostałymi?

Uważam, że postawa odbierająca moc diabłu jest równie niebezpieczna, jak postawa przeceniająca jego znaczenie.

We wstępie do IV Dokumentu z Malines kardynał Suenens pisze:

„Chcemy wyznaczyć i pomóc znaleźć pewną drogę postępowania pomiędzy dwoma niebezpieczeństwami:
- niedocenianiem obecności Ducha Zła w świecie;
- zwalczaniem go bez rozeznania i koniecznych kościelnych gwarancji.

Czy się chce, czy nie, Kościół stoi wobec poważnego problemu duszpasterskiego, który dotyczy jego misji w świecie. Nie można się od niego uchylić, mimo zawiłości i delikatności problemu: chodzi o wierność Ewangelii i obowiązek zmierzenia się z wpływem Złego we współczesnym świecie.

Od samego początku, pisząc słowo Zły dużą literą, stoję wobec konieczności wyboru. Czy należy pisać małą literą, aby określić globalnie destrukcyjne i zabójcze wpływy, które dziś atakują człowieka i społeczeństwo? Czy też chodzi o rozpoznanie poza tymi nieprawymi i ciemnymi siłami Mocy Zła, obdarzonego inteligencją i wolą, która działa w świecie?

Nie uniknie się pytania i dylematu. Albo przyjmuje się istnienie Diabła, ryzykując przeciwstawienie się współczesnej krytycznej mentalności, lub też odrzuci się go, co jest przeciwstawieniem się Tradycji Kościoła i Ewangelii.

Wydaje mi się, że są to kluczowe słowa, należy znaleźć złoty środek między „niedocenianiem obecności Ducha Zła w świecie, a zwalczaniem go bez rozeznania i koniecznych kościelnych gwarancji.”

Chciałabym się jeszcze odnieść do niektórych ze stwierdzeń, które padły w dyskusji o uzdrowienie miedzypokoleniowe:

„Zapytajmy jednak, wciąż ograniczając się tylko do Starego Testamentu: czyim dziełem są owe konsekwencje, zarówno te w skali społecznej, jak i w skali rodzinnej? I tu niespodzianka: są dziełem Boga:

„Pan, Bóg twój, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia ” (Wj 20,5);

„Pan zsyłający kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia ” (Wj 34,7);

„Pan karze grzechy ojców na synach do trzeciego, a nawet czwartego pokolenia ” (Lb 14, 18).

Natomiast współcześni zwolennicy uzdrowienia międzypokoleniowego zdecydowanie twierdzą, że zwalczają kary ponoszone za grzechy przodków do trzeciego i czwartego pokolenia, ponieważ mają do czynienia z dziełem diabła. To demonom przypisują skuteczność takiego przekleństwa i podtrzymywanie jego złowrogiego działania. Ale dlaczego? Stary Testament nic o tym nie mówi. Mówi natomiast, że chodzi tu o dzieło Boże, mianowicie o Bożą karę.”

W Dokumentach z Malines odkryłam jeszcze większą niespodziankę - wyjaśnienie, dlaczego Stary Testament nic nie mówi w tym miejscu o demonach.

„Stary Testament jest dyskretny odnośnie do roli szatana, możliwe, że po to, by uniknąć uczynienia drugiego Boga dla Izraelitów. Większego znaczenia nabierze szatan w judaizmie współczesnym Chrystusowi, gdyż wówczas nie istniało już takie niebezpieczeństwo wobec w pełni wydobytej, całkowitej transcendencji Boga.”

Szatan to upadły anioł. Rzeczownik „anioł”, jak pisze Słownik Teologii Katolickiej, nie jest określeniem natury, lecz funkcji i znaczy „wysłannik”. W Starym Testamencie początkowo aniołom przypisywano czyny dobre lub złe.

Wyjścia 12:23 A gdy Pan będzie przechodził, aby porazić Egipcjan, a zobaczy krew na progu i na odrzwiach, to ominie Pan takie drzwi i nie pozwoli Niszczycielowi wejść do tych domów, aby was zabijał.

Wyjścia 23:20 Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem.

2 Samuela 24:16 Anioł wyciągnął już rękę nad Jerozolimą, by ją wyniszczyć; wtedy Pan ulitował się nad nieszczęściem i rzekł do Anioła, niszczyciela ludności: Wystarczy! Cofnij rękę!

„Jednakże od czasu niewoli zadania aniołów są bardziej sprecyzowane, a sami aniołowie otrzymują pewne kwalifikacje moralne w zależności od roli, jaką spełniają: z jednej strony dobrzy aniołowie, z drugiej zaś szatan i demony. Pomiędzy tymi dwoma ugrupowaniami panuje ustawiczna niezgoda(Zch 3,1n).” (Słownik Teologii Katolickiej - redaktor naczelny Xavier Leon-Dufour, tłumaczenie ks. Kazimierza Romaniuka wydany przez Pallotinum w 1973 roku, str49, hasło - anioł)

A więc nic dziwnego, że trudno jest znaleźć w Starym Testamencie szczegółowe informacje o działaniu demonów, po prostu, tam jest bardzo niewiele napisane na ten temat. Ale jeśli o czymś nie jest napisane, to nie zawsze oznacza to, że tego czegoś nie ma.

Co więc pisze Xavier Leon-Dufour w Słowniku Teologii Katolickiej o szatanie?

„Rzeczownikiem szatan lub diabeł-obydwa terminy występują z jednakową częstotliwością w Nowym Testamencie - określa się w Biblii istotę o charakterze osobowym. Jest ona sama niewidzialna, ale jej wpływy przejawiają się bądź w działalności innych istot( demony lub duchy nieczyste), bądź w pokusach. Pod tym względem Biblia jest zresztą pełna wyjątkowego umiaru, ograniczając się do poinformowania nas o samym istnieniu tych osobowości, o ich podstępnym działaniu i sposobach obrony przed nimi.

Stary Testament mówi o szatanie bardzo rzadko i w sposób, który troszcząc się o zachowanie transcendencji Boga, unika starannie wszystkiego, co mogłoby skłonić Izraelitę do dualizmu, który go zawsze tak bardzo pociągał. Szatan ukazuje się więc nie tyle może jako przeciwnik w sensie ścisłym, ile raczej jako jeden z aniołów dworu Jahwe. (...)

Owa tajemnicza istota odgrywała bardzo zasadniczą rolę już od samych początków istnienia człowieka. Księga Rodzaju mówi tylko o wężu.(...) Wężowi temu Księga Mądrości nadaje jego właściwe imię: jest to diabeł.”
(Słownik Teologii Katolickiej- redaktor naczelny Xavier Leon-Dufour, tłumaczenie ks. Kazimierza Romaniuka wydany przez Pallotinum w 1973 roku, str 930, hasło - szatan)

Jeszcze jedną ważna naukę należy wyciągnąć ze sposobu potraktowania szatana przez Biblię. To że szatan występuje tam jako osoba, o której niewiele się pisze, jest wskazówką dla nas, że i my nie powinniśmy zajmować się bez potrzeby diabłem. Musimy sobie jednak zdawać sprawę, że szatan będzie groźny do końca świata. Na pierwszym miejscu naszego życia musi stanąć Bóg, wtedy dopiero nie potrzebujemy się niczego obawiać.

Idea przypisywania wszystkiego, co spotyka ludzi, Bogu, jest bardzo wyraźnie wytłumaczona również w Słowniku Teologii Katolickiej pod hasłem - cierpienie:

„Wygnańcy przebywający w Babilonii, przywaleni ciężarem klęsk - ogromnych jak morze (Lam 2, 13), w rzeczywistości odczuwali wielką pokusę przypuszczania, że Jahwe został pokonany przez jakieś potężniejsze bóstwo. Prorocy, broniąc Boga, wcale nie usiłują Go usprawiedliwiać, lecz twierdzą z całą stanowczością, że ma On władzę także i nad cierpieniem. „ja tworzę światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę.”(...) Próbowano, rzecz jasna, rozwiązywać również problem cierpienia bez odwoływania się do bezpośrednich ingerencji Boga. (...) Dochodzi się więc do wniosku, że żaden z tych czynników, ani natura, ani przypadek (Wj 21,13), ani jakieś fatum w życiu człowieka (Job 4, 1 nn), ani zgubna płodność grzechu, ani przekleństwo (Rdz 3, 14; 2Sm 16, 5), ani nawet sam szatan - nic nie jest w stanie wymknąć się spod zasięgu mocy Boga. ostatecznie więc zawsze będzie chodziło o Boga.” (Słownik Teologii Katolickiej- redaktor naczelny Xavier Leon-Dufour, tłumaczenie ks. Kazimierza Romaniuka wydany przez Pallotinum w 1973 roku, str152, hasło - cierpienie)

We fragmentach o karze za nieposłuszeństwo jest więc pokazany Bóg, jako czuwający nad wszystkim, mający władzę również nad szatanem. Wykonawcą tej kary jest szatan, ale może on tylko tyle, ile pozwoli mu wszechmogący Bóg. Niemożliwą rzeczą jest, aby Bóg, który jest „światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności” spełniał uczynki ciemności. Niedopuszczalną rzeczą jest, żeby Boga obciążać wojnami, chorobami, cierpieniem, a to może być wyrazem kary Bożej. Nie jest to też z pewnością wolą Bożą. Wszystko, co Bóg stworzył, było bardzo dobre, a stworzył to dla człowieka. Dopiero nieposłuszeństwo człowieka skuszonego przez szatana, przyniosło ze sobą takie gorzkie owoce. „Bo śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących” ( Mdr 1, 13) „A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła” ( Mdr 2, 24). Ludzie, podobnie jak aniołowie, zostali obdarzeni wolną wolą. Nie zawsze ta nasza wola jest zgodna z Bożą. Myślę, że wszystkie cierpienia, jakie nas spotykają, z pewnością nie wypłynęły z woli Bożej, gdyż Bóg na pewno nie jest autorem grzechu pierworodnego, którego te cierpienia są przykrymi konsekwencjami. Jednakże Bóg nigdy nie dopuściłby do tego grzechu, gdyby nie potrafił wyciągnąć z niego dobra (o błogosławionej winie Adama śpiewa się w liturgii paschalnej). Obecne, te bardzo konkretne nasze cierpienia też są w jakiejś mierze konsekwencjami także i naszych grzechów, i grzechów innych ludzi, i grzechu pierworodnego. Bóg zaś wykorzystuje te owoce grzechu, którego z pewnością nie chce, wykorzystuje także działanie szatana ku naszemu dobru. Bóg na pewno nie chciał cierpienia, nie chciał śmierci, ale skoro one się już pojawiły na świecie, obraca je ku naszemu uświęceniu.

Są one w rękach Bożych narzędziem naszego nawrócenia, podobnie jak stał się Babilon, „państwo szatana”, jak określa to miasto Słownik Teologii Katolickiej, dla Izraelitów.

„Była to potęga ogromna, potęga, która ze swej siły uczyniła sobie bóstwo (Hab 1, 11). Lecz oto Bóg wyzyska tę potęgę do przeprowadzenia własnych planów. Babilon przyczyni się w ten sposób do wykonania wyroków Bożych na Niniwie (Nah 2, 2-3, 19). Staje się on biczem Bożym dla Izraela i państw osiennych; wszystkie owe państwa odda Bóg w ręce Nabuchodonozora, swojego króla i będą musiały cierpieć pod jego jarzmem (Jer 27, 1-28, 17) (...) Ale właśnie nad rzekami Babilonu (...) deportowani Żydzi będą poddani oczyszczającemu cierpieniu, które będzie przygotowaniem do przyszłego odrodzenia.” (Słownik Teologii Katolickiej - redaktor naczelny Xavier Leon-Dufour, tłumaczenie ks. Kazimierza Romaniuka wydany przez Pallotinum w 1973 roku, str 61, hasło - Babilon)

Spróbujmy teraz sobie odpowiedzieć na pytanie, postawione w jednym z artykułów:

„Jak w tym świetle wygląda pragnienie łamania takich konsekwencji grzechów przodków, które trwają do czwartego pokolenia? (Przypominam, że cały czas próbujemy ograniczyć się tylko do danych Starego Testamentu). Wygląda to na łamanie ni mniej, ni więcej, ale … Bożego dzieła: dzieła zamierzonego dla ukarania winnych i ku przestrodze pozostałych.”

Nie wydaje mi się, żeby to Boże dzieło polegało tylko na ukaraniu winnych. Bóg raczej pragnie nawrócenia grzesznika i taki jest cel kary. Nawrócenie, a także uświęcenie może być powodem dopuszczenia w życiu konkretnej osoby cierpienia, a nawet działania szatana

2 Koryntian 12:7-9 Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował - żebym się nie unosił pychą. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz (Pan) mi powiedział: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali. Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa.

Rodzina obciążona skutkami grzechów swoich przodków (jeśli przyjmiemy, że jest możliwe takie obciążenie), powinna więc tę sytuację odczytać nie jako klęskę życiową, ale jako wezwanie do nawrócenia. Nawrócenie zaś trudno jest nazwać łamaniem Bożego dzieła.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Msza święta o Uzdrowienie Miedzypokoleniowe Pokolenia Ojca i Matki
Msze o uzdrowienie międzypokoleniowe i o uwolnienie od przekleństwa
Msza święta o Uzdrowienie Miedzypokoleniowe
30 Struktury zaleznosci miedzy wskaznikami zrow rozw K Chmura
Oddziaływania międzypopulacyjne w biocenozie
Geografia zadłużenia międzynarodowego
Wzajemne wpływy między człowiekiem4(1)
4i5 ZASADY ORGANIZACJI PRACY I BHP PRZY UPRAWIE MIĘDZYRZĘDOWEJ
Międzynarodowe działania ratownicze
5 Handel międzynarodowy a dochód narodowy
MIĘDZYRZECKI REJON UMOCNIONY
download Finanse międzynarodowe FINANSE MIĘDZYNARODOWE WSZiM ROK III SPEC ZF
Międzynarodowy Fundusz Walutowy
MARKETING MIĘDZYNARODOWY
36 Organizacje miedzynarodowe OBWE OPA UA

więcej podobnych podstron