Pożyteczni idioci z prawicy
Zaczęła się wielka i o ładnych parę lat spóźniona dyskusja, skąd wziął się Lepper i jak to w ogóle możliwe, że taki prymitywny cwaniaczek i ewidentny oszust nagle zaczyna wyrastać na najpopularniejszego w Polsce polityka. A przecież to dopiero początek. Jeśli wybory będą się odwlekać, a Lepper nie popełni jakiegoś zasadniczego błędu, jego popularność będzie rosła. Górna granica tego wzrostu to mniej więcej 50 proc. Stwierdzam to na podstawie wieloletniej obserwacji rozmaitych badań i sondaży, o których tu zresztą wielokrotnie pisywałem. Wynik „pięćdziesiąt parę proc.” powtarza się w nich regularnie; tylu właśnie respondentów udziela ankieterom odpowiedzi świadczących o skrajnym niezrozumieniu sytuacji swojej i kraju, braku odpowiedzialności, zwykłej wreszcie - nazywajmy to po imieniu - głupocie, tym gorszej, że idącej w parze z zadufaniem we własne umysłowe kompetencje. Pięćdziesiąt parę proc. to ci obywatele RP, którzy co roku w prostym badaniu „kto powinien rządzić Polską?” zakreślają arcyidiotyczną opcję „koalicja wszystkich istniejących partii”. To tylu, ile twierdziło, że Kwaśniewski jest wyższy od Olechowskiego i lepiej wykształcony od Krzaklewskiego. Tylu, ilu gotowych jest wybrać na prezydenta Jolantę Kwaśniewską, bo taka ładna i dobra - i tak dalej.
Nie jest to żadna polska specyfika. Kiedy Białorusini demokratycznym werdyktem większości wyrzekli się niepodległości i obrali sobie na władcę absolutnego ponurego błazna, pocieszaliśmy się, że to kraj pastuchów - ale nasze poczucie wyższości, jak zwykle, było bezpodstawne. Na Litwie, która niepodległość odzyskała nie przy żadnym „okrągłym stole”, tylko po krwawo tłumionych rozruchach, ponad połowa wyborców wciąż popiera odsuwanego od władzy prezydenta znikąd, bardzo w typie Tymińskiego, mimo jego udowodnionych powiązań z KGB - i jest wielce możliwe, że odsunięty od władzy w konstytucyjnej procedurze parlamentarnej, zamiast odejść we wstydzie, stanie do wyborów raz jeszcze i ponownie je wygra. Na Słowacji, która w ostatnich miesiącach odniosła fantastyczny sukces w reformowaniu finansów państwa, wychynęło inne czerwone widmo, Mećiar - i to przechodząc do drugiej tury, przy minimalnej frekwencji, z facetem, kto wie, czy nie jeszcze gorszym, zresztą swym byłym współpracownikiem. A Bułgaria czy Rumunia? Skutki komunistycznej inżynierii społecznej: mordować inteligencję i przedsiębiorców, karać za aktywność, nagradzać bierne poddaństwo, dławić mądrego, podbechtywać i rozzuchwalać chama - nie mogły zniknąć jednego dnia.
Z drugiej strony - nie jest to żaden historyczny determinizm, któremu można się tylko biernie poddawać. Taki sam komunizm jak u nas panował w Czechach i na Węgrzech, jeszcze gorszy w Estonii, która konsekwentnie zarabia na pozycję nadbałtyckiego tygrysa. Nie jest tak, że „ach, geopolitycznymi racjami jesteśmy wyni”, jak kpił poeta. Buraczana gęba zerkająca z okładek wszystkich możliwych łamów i ekranów, polityczny bezład i rozpad, w jakim wchodzimy do Unii Europejskiej, sejmowa eskalacja głupoty, zbliżająca się granica, po przejściu której zaprzepaszczona zostanie znaczna część tego, co udało się po 1989 r. osiągnąć - wszystko to skutek długiej serii konkretnych poczynań konkretnych osób i środowisk. Czas, by w końcu zabrały się one do rachunku sumienia.
Tak zwana „prawica” czy też „centroprawica”, czy - jak chcą niektórzy - „obóz niepodległościowy” też ma za co pokutować. Pisywałem o tym już wielokrotnie, ale napiszę jeszcze raz, żeby zabrzmiało odpowiednio mocno. Socjalistyczna demagogia, w którą się prawica stoczyła, histeryczna licytacja pomiędzy kanapowymi partyjkami, która w bardziej stanowczy sposób zaneguje sens wszelkich zmian rozpoczętych po „okrągłym stole”, która bardziej obelżywymi słowami zelży wolny rynek, kapitalizm i głośniej wrzeszczeć będzie o „zniszczeniu” i „wyprzedaniu” kraju przyczyniła się do zrehabilitowania w oczach Polaka peerelu i komunizmu w stopniu nie mniejszym niż toasty Michnika. A może bardziej, bo oddziałała na szerszy krąg odbiorców. Skoro Polskę „zniszczył” i „wyprzedał” Balcerowicz, to logiczny wniosek, że wcześniej kwitła. A skoro tę kwitnącą Polskę zniszczyła Solidarność, to logiczny wniosek, że trzeba głosować na komunę. A skoro SLD, okazało się, zdradził i stał się partią „liberalną” - to na Samoobronę. Prawicowi krzykacze zupełnie nie zauważyli, że - chrzaniąc o „złodziejskiej prywatyzacji" - moszczą drogę dla Millera i idącego jego śladem Leppera. I nawet nie mogą liczyć, że ten ostatni im za to podziękuje.
14 kwietnia 2004