Zachód to bogactwo


Zachód to bogactwo

Dolar zawsze krążył po PRL

W świetle marksizmu najważniejszym czynnikiem rozwoju społecznego były zjawiska gospodarcze. Dzieje krajów komunistycznych tylko częściowo potwierdziły tę myśl Marksa - komunizm zbankrutował przede wszystkim ideologicznie. Pozostaje jednak faktem, że kraje bloku radzieckiego okazały się też fundamentalnie niewydolne gospodarczo. Dla ich obywateli, którzy mogli wyjechać za żelazną kurtynę albo uważnie oglądali zachodnie filmy czy telewizyjne migawki, kontrast pomiędzy własnym marnym statusem a bogactwem Zachodu często był szokujący.

0x01 graphic

0x01 graphic
MARCIN KULA0x01 graphic

0x01 graphic

Wyobrażenie o zachodnim bogactwie nie było bezpodstawne, ale podlegało też mitologizacji. We wczesnym okresie komunistycznym rodziła się ona przede wszystkim w wyniku prostego sprzeciwu wobec propagandy. Im bardziej dyskredytowała ona Zachód i pokazywała tamtejszych robotników jako cierpiących z powodu kapitalistycznej eksploatacji, tym mniej jej wierzono.

Trzeba pamiętać, że przez cały okres komunizmu pamięć historyczna w Polsce była silniejsza niż w ZSRR i „bratnich” krajach socjalistycznych. Przedwojenny polski kapitalizm nadal trwał w świadomości wielu rodzin. Po cichu wskazywano go  przedstawicielom młodszego pokolenia jako czas obfitości, skądinąd zapewne przesadnie. Tym trudniej było więc uwierzyć w nędzę kapitalizmu zachodniego. Oczywiście owo zjawisko należałoby przebadać, a nie ograniczać się do zdroworozsądkowych sądów, opartych na wspomnieniach. Kłopot polega jednak na tym, że wobec  braku swobody słowa i najpierw braku, a potem ułomności badań opinii publicznej w PRL, bardzo trudno przeprowadzić dziś stosowne badania.

Drugi czynnik kształtujący obraz przebogatego Zachodu stanowiła siła dolara. Oczywiście nie było to zjawisko specyficzne dla komunistycznej Polski. Dolar symbolizował bogactwo na całym świecie. W PRL mit dolara kształtowała jednak niska wartość złotówki oraz brak zaufania do niej. Nadto, co może ważniejsze, nieustająco „pompował” go fantastycznie wysoki czarnorynkowy kurs wymiany. Dotyczyło to także innych zachodnich walut, ale tylko dolar urósł wśród Polaków do rangi symbolu.

Dolar zawsze krążył po PRL. Do 1956 roku władze ostro z tym walczyły. Ze względu na przecięcie kontaktów z Zachodem obrót nie mógł być zresztą znaczny, a gromadzenie dolarów najczęściej stanowiło formę tezauryzacji. Gdy po 1956 roku wyjazdy z Polski na Zachód stały się częstsze, władze usiłowały tym bardziej kontrolować przepływ dolarów. Przepisy wielokrotnie zmieniały się. Bywało, że dolarów nie wolno było przywozić do Polski. Potem ich przywóz był nadzorowany. Obrót nimi był niedozwolony poza wymianą w państwowym banku, gdzie kurs był śmiesznie niski w porównaniu z czarnorynkowym. Dolarów nie wolno było także kupować poza oficjalnym przydziałem, np. w związku z wyjazdem zagranicznym. Przydziały dla przeciętnych obywateli PRL były bardzo skromne i wystarczały zaledwie na bilet autobusowy w jedną stronę. Oczywiście dolarów nie można było wywieźć z PRL bez zezwolenia. Mimo drakońskich przepisów nielegalny obrót banknotami z wizerunkiem Jerzego Waszyngtona kwitł, a wysiłki władz, by go kontrolować, z czasem osłabły.

Dolary trafiały do Polski bardzo różnymi drogami. Emigranci przysyłali je rodzinom w kraju. Polacy wyjeżdżający na Zachód zarabiali tam, najczęściej na czarno. Ludzie jeżdżący na stypendia lub w delegacje oszczędzali i przywozili oszczędności do Polski. Z powodu wysokiego kursu czarnorynkowego nawet groszowe w kategoriach zachodnich kwoty nad Wisłą stanowiły majątek. Stąd rodziło się przekonanie, że Zachód to świat obfitości, gdzie się zarabia w walutach o wielkiej wartości.

TOWARZYSZU DYREKTORZE, PIĘKNA ŚMIERĆ

Opiniom o bogactwie Zachodu sprzyjały także wrażenia odwiedzających go Polaków. Wyjazdy na Zachód na większą skalę zaczęły się po 1956 roku. Ich liczba stopniowo rosła, a w latach siedemdziesiątych stały się masowe. Ci, którym udało się przekroczyć granice obozu radzieckiego, po prostu widzieli, że na Zachodzie żyje się lepiej niż w Polsce.

Z grubsza biorąc, można ich podzielić na trzy kategorie: tych, co odwiedzali rodziny osiadłe w krajach zachodnich, turystów oraz wyjeżdżających w delegacje lub na stypendia. W praktyce wszystkie wymienione powody wyjazdów sprawiały, że ich celem stały się państwa najbogatsze. Jeśli rodzina zapraszała „ubogiego” krewnego z PRL, sama musiała mieć przyzwoity status materialny, by pokryć koszty podróży i pobytu. Ludzie jeżdżący turystycznie lub zawodowo też nie trafiali do dzielnic nędzy, ale raczej na paryskie Champs Elysées lub londyńskie Picadilly. Z kolei wyjeżdżający do pracy na czarno z reguły mieszkali w bardzo złych warunkach, ale punkt odniesienia stanowili dla nich bogaci Anglicy, Francuzi, Niemcy czy Włosi, u których pracowali. Wszyscy, poza tymi, którzy powiększali emigrację, wracali do Polski i byli pod wrażeniem nieustającej szarzyzny rodzinnego kraju. Opowiadano w PRL fikcyjną historyjkę, jak to pracownik oddelegowany z jakiejś instytucji na Zachód spóźnił się z powrotem. Dyrektor wezwał go do siebie i zapytał o przyczynę spóźnienia. Pracownik, nawiązując do tezy szkolenia partyjnego o zbliżającym się końcu kapitalizmu, miał odpowiedzieć, że chciał zobaczyć, jak umiera kapitalizm. Dyrektor zapytał zatem: „No i jak?”. Na to usłyszał: „Towarzyszu dyrektorze, piękna śmierć!”.

Trudno dziś ustalić datę pojawienia się tej dykteryjki, ale dobrze oddawała ona uczucia Polaków, którzy wracali z Zachodu. Nawiasem mówiąc, obserwowany kontrast wzmacniał buntowniczy potencjał w kraju. Stalinizm był konsekwentny. Utrzymywał niski poziom życia, ale skutecznie ograniczył widzenie przez ludzi zachodniego bogactwa. W Polsce z biegiem lat, a zwłaszcza za rządów Edwarda Gierka w latach siedemdziesiątych, sytuacja stała się wybitnie niekoherentna: ludzie żyli w ustroju komunistycznym, w relatywnym ubóstwie, ale wielu jeździło na Zachód i namacalnie stwierdzało, że można żyć lepiej. Były to już zresztą liberalniejsze czasy telewizji i kina, gdzie mimo cenzury nie dawało się zasłonić bogatego świata zachodniego. Zaczynał więc działać klasyczny mechanizm relatywnej deprywacji.

Kolejnym źródłem wyobrażenia o bogactwie Zachodu była tamtejsza obfita oferta towarów, która dobitnie kontrastowała z ubóstwem komunistycznych sklepów oraz marną jakością oferowanych w nich artykułów. W zachodnich sklepach nieprzyzwyczajeni do takiego wyboru produktów Polacy nieraz dostawali zawrotu głowy i kupowali na potęgę, m.in. modne swego czasu koszule non-iron, płaszcze ortalionowe, swetry, skarpetki, okulary przeciwsłoneczne. Kobiety nabywały torebki, pantofle, kurtki zamszowe i pończochy (rajstopy pojawiły się później). Te nowe lub łatwiej osiągalne niż w Polsce produkty były estetyczne i dowodziły związku nabywców z lepszym światem. Wielu mężczyzn kupowało nawet bieliznę, jakże odmienną od krajowych barchanowych kalesonów na troczki.

Kupowano drobne artykuły gospodarstwa domowego, które po prostu ułatwiały życie. Choć dziś trudno w to uwierzyć, kalendarze kieszonkowe, papier do pisania, kalka maszynowa, taśmy do maszyny, koperty lotnicze i przebitki (swego czasu potrzebne przy pisaniu na maszynie w paru egzemplarzach) w PRL były prawie nie do zdobycia.

Niektórym Polakom udawało się przywozić z Zachodu samochody, o które w Polsce przez lata było ogromnie trudno bądź były bardzo drogie. Opłacało się przywieźć nawet starego grata, który po remoncie stawał się wspaniałą, „czadową” maszyną i znacząco podwyższał status społeczny właściciela.

ZACHÓD PRZYCHODZI DO POLSKI

Po 1970 roku, kiedy anachoretę Władysława Gomułkę u steru władzy zastąpił utracjusz Edward Gierek, po niektóre zachodnie produkty nie trzeba już było wyjeżdżać. Deklarowane przez nowe władze otwarcie na potrzeby konsumpcyjne społeczeństwa sprawiło, że przybyły one do Polski. W lepszych sklepach pojawiły się zachodnie ubrania. W 1972 roku PRL kupiła licencję na coca-colę, którą wcześniej propaganda przedstawiała jako napój imperialistyczny. Gdy koncern wszedł do Polski, ukuł slogan reklamowy: „Coca-cola - to jest to!”. Sens był taki: przez lata czekaliście na nasz produkt, mówiono wam o nim niestworzone rzeczy, a to jest po prostu wspaniały („taki!”) napój.

W 1974 roku podjęto w Polsce produkcję towaru jednoznacznie kojarzącego się z Zachodem - gumy do żucia. W kioskach pokazały się papierosy Marlboro. Pamiętam, że gdy kupiłem lub dostałem w podarunku wodę po goleniu Old Spice, wysmarowawszy nią twarz, poczułem się już prawie jak na Zachodzie.

W latach siedemdziesiątych rozbudowano w Polsce do niebotycznych rozmiarów sieć sklepów sprzedających za dolary. By ideologiczny wilk był syty, a gospodarcza owca cała (władzom chodziło o przechwycenie od obywateli cennych dewiz, które zaczęły szerszym strumieniem napływać do Polski wraz z liberalizacją polityki wyjazdowej), sprzedaż zachodnich produktów za waluty wymienialne powierzono jednemu z państwowych banków. Żartowano wtedy w Polsce, że jest to jedyny bank na świecie zajmujący się sprzedażą rajstop. Potem utworzono w tym celu wyspecjalizowane przedsiębiorstwo Pewex. W jego sklepach najpierw sprzedawano tylko towary importowane z Zachodu, a potem także coraz więcej produktów polskich, zwłaszcza tych lepszych, atrakcyjniejszych i trudnych do kupienia z powodu nikłej podaży. Ostatecznie w peweksach można było kupić za dolary prawie wszystko, z samochodami, mieszkaniami i maszynami rolniczymi włącznie.

W wypadku produktów zachodnich sprzedawanych za dewizy zysk państwa brał się z normalnej marży handlowej, tyle że w warunkach monopolu była ona wysoka. Sprzedaż produktów polskich była jeszcze bardziej opłacalna - państwo przechwytywało całą wartość transakcji. Było to znacznie pewniejsze i prostsze niż pozyskiwanie dewiz z eksportu tychże produktów na Zachód.

Władze miały jednak ze sklepami dolarowymi pewien kłopot. Według komunistycznego prawa jedynie rodzime pieniądze (zwane oficjalnie biletami NBP) były obowiązującym środkiem płatniczym w Polsce - taką informację zawierał każdy banknot. Swobodny obrót dolarami tępiono, a więc trudno było jednocześnie przyjmować je w kasie państwowego sklepu. Wymyślono zatem sprytne rozwiązanie: dolary trzeba było wpłacić do państwowego banku, gdzie otrzymywało się specjalne bony, których wartość też była wyrażona w dolarach. Z nimi szło się do peweksu. Z czasem można było całą operację załatwić w sklepie, a potem peweksy zaczęły przyjmować zachodnie waluty. Państwu tak na nich zależało, że było gotowe na wszystko. Stopniowo władze przestały też dociekać, skąd obywatel ma dolary, i żądać rozmaitych zaświadczeń. Skutkiem takich operacji i postępującej dolaryzacji gospodarki był stały wzrost czarnorynkowej ceny dolara w Polsce. W latach siedemdziesiątych żartowano, że prezydent Stanów Zjednoczonych przyznał pierwszemu sekretarzowi KC PZPR medal zasługi USA - ponieważ wszędzie wartość dolara spadała, a w Polsce rosła.

SZCZĘŚCIE NA CZTERECH KOŁACH

W latach siedemdziesiątych pojawił się w Polsce najbardziej widoczny dla przeciętnych ludzi i najbardziej przez nich pożądany symptom zachodniej cywilizacji konsumpcyjnej - relatywnie tani masowy samochód. Warto pamiętać, że posiadanie samochodu nie bardzo mieściło się w ideologii komunistycznej. Inwestycje potrzebne do masowej motoryzacji nie przystawały do schematu, w myśl którego produkcja dóbr służących do rozwoju produkcji miała zawsze rosnąć szybciej niż służących rozwojowi konsumpcji. Prywatny samochód był też dobrem jaskrawo burzącym mit egalitaryzmu - służył wszak indywidualistycznemu, a nie kolektywistycznemu stylowi życia. Człowiek, który bierze do samochodu rodzinę i sam decyduje, czy pojechać szosą w lewo lub w prawo,

gorzej pasuje do ideałów komunizmu niż pracownik, który z rodziną wsiada do zakładowego autokaru, by w niedzielę pojechać na zbiorową wycieczkę do lasu, lub dostaje skierowanie na wyjazd do ośrodka wczasowego.

Dlatego długo nie podejmowano w Polsce masowej produkcji samochodów. Zamiast rozwijać nawiązane w okresie międzywojennym kontakty z Fiatem, produkowano ciężki samochód osobowy warszawa na radzieckiej licencji. Sytuacja zmieniła się po 1970 roku, gdy Gierek ze względów politycznych chciał dać ludziom dobro, którego pożądali, a także musiał im coś zaproponować dla ściągnięcia inflacyjnej nadwyżki pieniężnej. Pamięć o wstrząsach społecznych przełomu lat 1970/1971 sprawiła, że nie mógł ograniczyć dochodów ludzi lub - co wyszłoby na to samo - istotnie podwyższyć cen podstawowych artykułów. W takich okolicznościach zapadła decyzja o podjęciu produkcji fiata 126p, zwanego popularnie maluchem.

Tę operację przeprowadzono nadzwyczaj zręcznie. Potencjalnym nabywcom kazano wpłacać co miesiąc do państwowego banku pewną sumę pieniędzy z gwarancją odbioru samochodu po paru latach. Dodatkowo robiono losowania, w których wygraną było przyspieszenie odbioru. Ludzie zanosili więc do państwowej kasy swoje pieniądze i byli zachwyceni, że kiedyś uzyskają za nie samochód. Gdyby kazano im co miesiąc wpłacać jakąś sumę do urzędu skarbowego, na pewno nie okazywaliby radości, a z punktu widzenia budżetu efekt akcji oszczędzania na samochód był identyczny z podatkiem. Kiedy zaś szczęśliwcy odbierali nowego malucha, nieraz byli zachwyceni do granic rozsądku. Później wolny czas i pieniądze inwestowali w naprawy ukochanej zabawki na czterech kołach, która notorycznie się psuła.

PACZKI Z LEPSZEGO ŚWIATA

Gierkowska próba wejścia w zachodnią „cywilizację konsumpcyjną dla ubogich” skończyła się, jak wiadomo, w 1980 roku. Instrumenty ściągnięcia nadwyżki inflacyjnej okazały się niedostateczne. Cierpliwość robotników wyczerpała się. Stopień frustracji ludzi był tym większy, że wielu już Zachód znało. Tymczasem załamały się nadzieje, że mamy szanse zbliżyć się do zachodniego poziomu życia.

Podczas kryzysu 1980 roku znalazły wyraz rozmaite, często rozbieżne dążenia. W strajkach, które zrodziły Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”, pojawiły się postulaty egalitarystyczne. Nikt nie nawoływał do likwidacji ani zmniejszenia opiekuńczych funkcji państwa. Jednocześnie w całym ruchu opozycyjnym lat osiemdziesiątych przewijał się wątek, że kierowana przez komunistów Polska w sensie cywilizacyjnym i gospodarczym pozostała daleko w tyle za Zachodem, podczas gdy powinna dogonić kraje rozwinięte. W sumie chciano komunistycznych rozwiązań socjalnych i zachodniego bogactwa, czego jednocześnie nie da się osiągnąć.

Okres legalnej działalności „Solidarności” skończył się wraz z wprowadzeniem stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku. Paradoksalnie, wkrótce potem Polacy znów masowo zetknęli się z produktami zachodnimi. Poruszeni wprowadzeniem stanu wojennego i świadomi wielkich braków zaopatrzeniowych mieszkańcy państw zachodnich i polscy emigranci zaczęli kierować do Polski pomoc w postaci transportów i paczek z bardzo różnymi artykułami. Niekiedy następowało to w wyniku działań indywidualnych, niekiedy zaś zorganizowanych przez różne środowiska i stowarzyszenia. Czasem przesyłki kierowano na adresy rodzin ludzi prześladowanych przez władze PRL, czasami zaś do organizacji i parafii katolickich, które dystrybuowały je wśród potrzebujących.

Nie sposób wyliczyć artykułów nadchodzących wówczas do Polski w ramach akcji pomocy. Było wszystko: od żywności poczynając, a na ubraniach i zabawkach dla dzieci kończąc. W wygłodzonej w sensie prawie dosłownym Polsce ta fala przesyłek robiła wrażenie, nie mówiąc o tym, że była potrzebna i użyteczna. Jakość i wygląd przesyłanych towarów dobitnie kontrastowały z naszą ówczesną rzeczywistością. Było oczywiste, że pochodziły z lepszego świata.

PODZWONNE DLA DOLARA

Po upadku komunizmu w Polsce pojawiło się mnóstwo towarów zachodnich. Początkowo kraj potrzebował tylu różnych rzeczy, że dawało się tu sprzedać dosłownie wszystko. Ponieważ jednocześnie upadły różne ograniczenia w handlu i imporcie, Warszawa nawet na głównych ulicach

zaczęła przypominać przeogromny, prymitywny bazar. Zbyteczne dodawać, że większość sprzedawanych wówczas w Polsce towarów zachodnich była marnej jakości, ale ładnie opakowana.

Obecnie sytuacja jest zróżnicowana. Prymitywny uliczny handel osłabł, ale wciąż istnieje. Część klientów szczęk i straganów przejęły sklepy i supermarkety, często zresztą należące do zachodniego kapitału i budzące z tego powodu protesty.

Zachodnie towary są najczęściej cenione, ale jednocześnie zaznacza się propaganda w kierunku kupowania towarów polskich dla umocnienia rodzimych firm. Problem w tym, że często trudno odróżnić towar zachodni i polski. Produkty nieraz w całości lub częściowo wytwarzane są w Polsce, acz według zachodnich modeli i przez przedsiębiorstwa należące do obcego kapitału. Jednocześnie zachodnie firmy dokładają wysiłków, by pokazać się jako dobrze tu zakorzenione.

Nie jest też już tak, aby cały naród marzył o zachodnich produktach i o tamtejszym bogactwie. Liczy się przede wszystkim jakość i cena. Artykuły, które niegdyś symbolizowały u nas Zachód, można kupić praktycznie wszędzie. Jedynym problemem są pieniądze. Bogactwa także nie identyfikujemy już z Zachodem. Włazi ono w oczy także w miejscu, gdzie robotnicza rewolucja wywalczyła - wbrew Marksowi - ustrój kapitalistyczny. Jednocześnie w aktywne życie wchodzą nowe pokolenia, dla których PRL nie jest już punktem odniesienia. Ja, będąc wychowany w kulcie dolara, bardzo lubię zarobić honorarium w tej walucie, a ręka mi drży, gdy mam dolary wydać. Ale moi młodsi koledzy dobrze wiedzą, że dolar to tylko mniej więcej 4 zł. Można go równie dobrze kupić w banku, jak wydać na cokolwiek. Zarobienie go bądź posiadanie nie jest już powodem do szczęścia, chyba że w dużych ilościach.

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ziemie Zachodnie to ziemie rdzennie
W Polsce zużycie energii na mieszkańca jest o 40 proc wyższe niż na Zachodzie To wyzwanie dla miast
finanse przeds, FINANSE PRZEDSIĘBIORSTWA - są to zjawiska i procesy pieniężne zachodzące w przedsięb
W-adza, Władza- to system stosunków społecznych, zachodzących pomiędzy określonymi podmiotami, poleg
Myślenie lub rozumowanie to złożony ciągły proces zachodzący w mózgu
Biotechnologia II- wyk, Metabolizm to ogół przemian biochemicznych zachodzących w komórkach umożliwi
psychologia rozwojowa od agi, ROZWÓJ- to ciąg zmian jakie zachodzą w ludzkim organizmie; zachodzą o
socjologia, grupy spoleczne - notatki z wykladu, Grupa społeczna jest to pewna grupa ludzi między kt
Psychologia-rozwojowa dodatkowe, ROZWÓJ- to ciąg zmian jakie zachodzą w ludzkim organizmie; zachodz
Cykl biogeochemiczny jest to ciągle zachodząca przemiana materii organicznej w nieorganiczną i odwro
Czy to w dzien, czy o zachodzie
Sukces a praca Gdyby ciezka praca prowadzila do bogactwa to najbogatsi byliby niewolnicy
Nowe dialekty mieszane to termin stosowany na określenie odmian języka polskiego używanej na ziemiac
Czy to w dzień, czy o zachodzie
Kraje kolonialne m in Polska mają być eksploatowane, lecz nie niszczone – to polityka zachodu
Antysemityzm to samozniszczenie Zachodu
Stosunki międzyludzkie to wzajemna współpraca i kontakty zachodzące pomiędzy
Introduction to VHDL

więcej podobnych podstron