SAKRAMETN BIERZMOWANIA
Sakrament marnowanych szans
Bierzmowanie bywa nazywane sakramentem pożegnania z Kościołem, i to z uroczystym błogosławieństwem biskupa! Co zrobić, by to zmienić?
Żeby porozmawiać z kandydatami do bierzmowania, odwiedzam kościoły św. Michała w Warszawie i św. Trójcy w Ząbkach, gdzie do sakramentu, jak zresztą w wielu parafiach o tej porze roku, przygotowują się młodzi ludzie. Zatrzymuję na progu kościoła grupę licealistów. Do sakramentu przystąpią za kilkanaście dni.
- Dlaczego tu jesteście?
P.: Bo nie chcę mieć w przyszłości problemów ze ślubem lub byciem ojcem chrzestnym.
A.: Żeby być umocnionym Duchem Świętym, dostać Jego dary i je w sobie rozwijać.
K.: Bo jak nie będę chodziła, to mi ojciec zrobi "szlaban" na Internet.
- Kim jest dla Was Duch Święty?
Większość: ???
W.: Kimś, kto umacnia nas w wierze
P.: Pośrednikiem między mną Jezusem?
A.: Jedną z osób Trójcy Świętej. Bogiem, który umacnia w człowieku jego wiarę.
- W czasie przygotowań do bierzmowania musieliście chodzić na roraty, regularnie się spowiadać, uczestniczyć w nabożeństwach, drogach krzyżowych. To trudne?
S.: To zależy, czy ktoś robił to już wcześniej. Jeśli to się robi tylko dla stempla, to jest ciężko.
- Zamierzacie tym praktykom być wierni po bierzmowaniu?
Większość: ???
C.: Zobaczymy.
- Macie wsparcie, choćby modlitewne, w waszych domach lub środowiskach?
Większość: ???
S.: Moja babcia modli się za mnie
A.: Ja z kolegą należę do wspólnoty oazowej, która modli się za nas.
C.: Nic o tym nie wiem (śmiech).
- Jak wybieraliście świadków?
S.: Ja wybrałem przyszłą żonę.
A.: Wybrałem kolegę ze wspólnoty, którego już wcześniej często prosiłem o modlitwę.
K.: Poprosiłam żonę mojego brata.
C.: Zaproponowałem kumplowi.
- Miało znaczenie to, czy chodzi do kościoła?
C.: A chodzi?
S.: Gdybym miał wybrać osoby naprawdę praktykujące, musiałbym poszukać poza rodziną i najbliższym towarzystwem.
- Jakie wybraliście imiona do bierzmowania?
P.: Michał
B.: Klaudiusz
S.: Franciszek
- Kim jest św. Michał?
P.: Nie wiem.
- A Klaudiusz?
B.: Kurcze. Jeszcze wczoraj wiedziałem.
S.: Święty Franciszek wyrzekł się bogactwa i rozdawał je biednym. To mnie w nim ujmuje.
- Dlaczego po bierzmowaniu wiele osób zapomina o Kościele i praktykach religijnych?
W.: Bo się musi uczyć (śmiech).
S.: Ja mam już 23 lata, ale pamiętam, że gdy miałem 16-17 lat, to myślałem głównie o zabawie. Zawsze byli koledzy, dziewczyny, towarzystwo... Teraz podchodzę do tego bardziej świadomie.
P.: Jak się ma 16-19 lat, to nie chodzi się w niedziele do kościoła, bo się odsypia imprezy.
- Czego się spodziewacie lub oczekujecie po bierzmowaniu? Co ono w waszym życiu zmieni?
K.: Niczego się nie spodziewam.
A.: Duch Święty zadziała, jak chce.
C.: Zobaczymy.
S.: Mam nadzieję, że moja wiara będzie mocniejsza.
B.: Co ma być, to będzie.
P.: Nie zastanawiałem się nad tym.
Komu Ducha Świętego?
Powyższa rozmowa, zdaniem komentujących ją księży typowa, wskazuje na motywy i świadomość młodych ludzi, z jaką przystępują do "widzialnego znaku niewidzialnej rzeczywistości", czyli sakramentu bierzmowania. Jego celem, jak naucza Kościół (KKK 1285; KPK kan. 897), jest wprowadzanie w dojrzałość chrześcijańską przez ściślejsze związanie się z Kościołem, ubogacenie Duchem Świętym i - jako konsekwencja - stawanie się świadkiem Chrystusa. Tymczasem osiąganie "dojrzałości chrześcijańskiej" nie jest pierwszym, wymarzonym celem ani młodych ludzi, ani nawet ich rodziców. Więź z Kościołem zanika. Darów Ducha Świętego nie widać. A bierzmowani zamiast głosić Chrystusa i bronić wiary, wstydzą się jej. Zdarzają się oczywiście chlubne wyjątki, które świadomie dążą do pogłębiania wiary, ale tych jest zdecydowana mniejszość. Dlaczego tak się dzieje?
- Świadomość działania Ducha Świętego, Jego mocy, która uzdalnia do ewangelizacji, do życia chrześcijańskiego czy pogłębionego życia sakramentalnego lub modlitewnego jest niestety znikoma! - tłumaczy ks. Przemysław Macios, odpowiedzialny za duszpasterstwo młodzieży w diecezji warszawsko-praskiej. Istotnie trudno oprzeć się wrażeniu, że katecheza o Duchu Świętym do świadomości wiernych przebija się bardzo opornie, a uroczystość zesłania Ducha Świętego schowana jest w głębokim cieniu, w ukryciu za uroczystością zmartwychwstania Pana Jezusa czy Bożym Narodzeniem. Wiedza o początku działalności publicznej Kościoła leży! Wielu kapłanów ma świadomość tego, że wołanie Jana Pawła II: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi" odbija się echem, ale po pustych ulicach.
Zanim namaści ksiądz biskup
Dużo zależy od przygotowania do bierzmowania. - Jeśli jest źle przeprowadzone, to zdarzają się później "pożegnania z Kościołem". Z kolei, jeśli przygotowanie jest dobre, może być świetną okazją do nawrócenia - przekonuje ks. Macios.
W obu warszawskich diecezjach przyjęto - kierując się dokumentami Kościoła - że przygotowanie do bierzmowania powinno trwać jeden rok (lub dłużej) i obejmować młodzież najwcześniej od III klasy gimnazjum. Jednak co do samej treści i formy przygotowań - istnieje w parafiach pewna dowolność. Jej plusem są organizowane czasem weekendowe lub dłuższe wyjazdy rekolekcyjne, udział w "akcjach ewangelizacyjnych" itp. Zdaniem wielu księży jednak, dowolność sprawia, że młodzież często szuka, gdzie szybciej i łatwiej "zaliczyć" kurs. Stolica Apostolska sugeruje, aby uzgadniać między parafiami, a nawet diecezjami, sprawy dotyczące całości duszpasterstwa. Według ks. inf. Jerzego Zalewskiego z Wydziału Spraw Sakramentalnych Archidiecezji Warszawskiej wskazane jest ujednolicanie reguł dotyczących zarówno wieku kandydatów do bierzmowania (nieoficjalnie mówi się, że w ramach Konferencji Episkopatu toczą się prace nad jego podniesieniem) jak i sposobu ich przygotowania do tego sakramentu. Według ks. Zalewskiego, nie należy wydłużać czasu przygotowania do bierzmowania, ale podnieść jego jakość.
W ramach przygotowań młodzież musi "stempelkami" rozliczyć się z udziału w Mszach św., w roratach, w nabożeństwach w ciągu roku, spowiedzi, rekolekcjach adwentowych i wielkopostnych. Niesłusznie krytykuje się te praktyki, w rzeczywistości bowiem - często mimowolnie - pozwalają one młodym ludziom odkryć całe modlitewne i sakramentalne bogactwo Kościoła, którego w inny sposób nie mieliby szansy choćby "spróbować".
Wszystkie te przygotowania i starania duszpasterzy oraz świeckich wolontariuszy na nic się nie zdadzą, jeśli bierzmowanym zabraknie przykładu i wsparcia duchowego ze strony ich rodziców i środowiska.
Ranga sakramentu
Zdarza się, że 17-latek, wychodząc w środku tygodnia z domu, rzuca zdawkowe: "Mamo, dziś będę w domu trochę później. Po angielskim idę do kościoła, bo biskup będzie nas bierzmował". Tak więc bierzmowanie bywa jedynie punktem w planie zajęć. Dużym problemem jest brak pogłębionej refleksji teologicznej nad sakramentami i odarcie w powszechnej świadomości bierzmowania z jego uroczystego, społecznego charakteru. Choć udzielany raz w życiu, przegrywa - w ludzkich oczach - nie tylko z uroczystym świętowaniem innych sakramentów, ale często nawet przeżywamy go mniej niż poświęcenie palemek czy samochodów. Ten problem dostrzegły już niektóre Kościoły w zlaicyzowanych krajach zachodnich.
Kościół we Francji wprowadził między I Komunią Świętą a bierzmowaniem uroczystość "Confession de foi" (wyznanie wiary), polegającą na uroczystym wyznaniu wiary i świadomym odnowieniu przez 13-latków przyrzeczeń chrzcielnych. Nie jest to żaden sakrament, ale uroczysty wstęp do dorosłości, znak, że bierzmowaie już za 2 lata.
- Dla młodzieży to ważny moment, rozpoczynający pewien etap. Na "Confession de foi" zjeżdża się cała rodzina, chrzestni i przyjaciele, którzy po skończonej uroczystości wspólnie świętują. Zarówno dla młodych, jak i ich rodziców ma to swoje, mobilizujące znaczenie. Z okazji bierzmowania, które ten etap kończy, organizuje się jeszcze bardziej huczną uroczystość - mówi ks. Mariusz Tłokiński ze Wspólnoty Chemin Neuf, duszpasterz w parafii Saint Denis de la Chapelle w Paryżu.
We Francji, oprócz cotygodniowych spotkań w parafiach w ramach przygotowań do bierzmowania, często organizuje się wielkie, kilkudniowe spotkania pod namiotami. Przyjeżdża na nie młodzież z kilku diecezji, a dla przykładu na spotkanie w okręgu paryskim w weekend poprzedzający tegoroczną Pięćdziesiątnicę przybyło 12 tys. młodych. Tam mają konferencje, koncerty muzyki chrześcijańskiej, pogadanki, spotkania z biskupami, którzy rozmawiają z młodzieżą o ich problemach i wątpliwościach.
We Francji, gdzie nie ma zjawiska masowego katolicyzmu, do bierzmowania przystępuje głównie młodzież z rodzin rzeczywiście katolickich. - To najczęściej rodzice zachęcają do bierzmowania. Zależy im na tym i dają młodym dobry przykład chrześcijańskiego życia. Jest ścisły kontakt między rodzicami i duszpasterzami - mówi ks. Tłokiński. W każdej diecezji jest wspólny dla wszystkich parafii program przygotowań.
Co zrobić, żeby owoce sakramentu nie przeszły bierzmowanym koło nosa? Odpowiedź wbrew pozorom nie jest trudna: jeśli w rodzinie jest wszystko w porządku, to i z dzieckiem w porządku. Kapłan jest jedynie pomocą dla rodziców, wsparciem, natomiast nigdy nie zastąpi rodziców w wychowaniu i szczepieniu u dziecka wiary. O roli rodziców w przygotowaniu dzieci m.in. do bierzmowania pisał dobitnie Jan Paweł II w Adhortacji "Familiaris Consorcio" (patrz: ramka). Ksiądz Zalewski zapewnia: - Jeśli rodzina kształtuje świadomość religijną dziecka, to nie będzie odejść od Kościoła, ale wrastanie w Kościół. Rodzina jest najważniejsza, ale nie tylko ona powinna kształtować wiarę młodzieży. - Katecheza i zaliczenie kilkudziesięciu nawet pytań nie zastąpi ewangelizacji dobrego przykładu. Młodzi ludzie potrzebują rówieśników, którzy pokażą im, że można żyć z Panem Bogiem blisko, że jest to możliwe i normalne - dodaje ks. Macios.
Po bierzmowaniu
Mimo ignorancji, z jaką młodzież nierzadko podchodzi do sakramentu bierzmowania, ani proboszczowie nie wahają się przedstawiać kandydatów do bierzmowania, ani biskupi - bierzmować. I dobrze, bo zasada "jakie życie, taki sakrament" nie musi się sprawdzać. Znamię otrzymane w sakramencie chrztu i bierzmowania pozwala każdemu bez wyjątku człowiekowi wierzyć w Boga, pokładać w Nim nadzieję i kochać Go (patrz: Jan Paweł II, "Pastores Gregis", 13). Dlatego ludzie ledwie prześlizgujący się przez bierzmowanie, często potem � z opóźnionym zapłonem - odnajdują gorliwość wiary i swoje miejsce w Kościele. Potrzebują tylko wiary, modlitwy i wsparcia Kościoła, czyli nas wszystkich.
Bardzo ważne jest, aby coś młodzieży zaproponować. - Jeśli nie będzie to jedna z grup czy wspólnot działających w parafii, to taką grupę dla bierzmowanych trzeba po prostu stworzyć! - mówi wielu księży. Zawsze jest czas i szansa, by dary Ducha Świętego, które posiadamy już od dnia chrztu, zacząć wykorzystywać lub choćby je obudzić. Żeby sakrament bierzmowania nie był sakramentem pożegnania z Kościołem - w dodatku z uroczystym błogosławieństwem biskupa!
Radek Molenda
Tekst pochodzi z Tygodnika
Warszawsko-Praskiego "Idziemy"
27 maja 2007
Ks. Bronisław Preder Kapłan-duszpasterz prostym językiem przybliża w trzydziestu krótkich tekstach istotne prawdy dotyczące tej "wielkiej tajemnicy naszej wiary" |
Chrzest początkiem
U wszystkich ochrzczonych, dzieci i dorosłych, po chrzcie wiara powinna wzrastać. (...) Przygotowanie do chrztu stawia człowieka jedynie na progu nowego życia. Chrzest jest źródłem nowego życia w Chrystusie; z niego wypływa całe życie chrześcijańskie.. (Katechizm Kościoła Katolickiego, 1254)
Rola rodziców nie kończy się wraz z udzieleniem dziecku chrztu. Wraz z nim biorą oni na siebie obowiązek wychowania go w wierze. Chrzest jest początkiem drogi, a celem jest pełne życie w Chrystusie. Nie można więc dziecka nauczyć stawiania tylko pierwszych kroków i zostawić je samo, lecz należy je prowadzić ku dojrzałej samodzielności.
Chrzest jest fundamentem. Nie byłoby sensu kłaść fundament, a potem zaprzestać budowy, bo wtedy fundament szybko zniknie porośnięty trawą i dzikimi krzewami.
Chrzest jest bramą Kościoła, a celem jest Jego wnętrze, ołtarz. Nie można zatrzymać się w bramie. Rodzice mają prowadzić dziecko tak, by weszło w głąb Kościoła.
Chrzest jest ziarnem wiary zasianym w glebę serca ludzkiego. Celem jest wzrost tego ziarna, aż do pełnego rozkwitu i wydania wspaniałych owoców.
W tej trudnej pracy i trosce rodziców o rozwój życia Bożego w dziecku mają pomagać tzw. rodzice chrzestni. W przypadku rodziców niewierzących albo tragedii ich śmierci rodzice chrzestni przejmują całość troski o religijne wychowanie dziecka. Gdy nie ma gwarancji, by ktokolwiek stał na straży wzrostu laski Chrztu św., Kościół nie udziela tego sakramentu, aż do czasu możliwości podjęcia samodzielnej decyzji w tej sprawie przez dziecko.
Chrzest jest konieczny do zbawienia, co znaczy, że zawinione jego pominięcie pociąga za sobą utratę zbawienia. Czytamy w Ewangelii św. Jana: Jeśli się kto nie odrodzi z wody i Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego" (J 3,4). Chrzest może przyjąć każdy człowiek nieochrzczony w stanie życia ziemskiego (nie jest on udzielany martwym). U dorosłych wymagana jest dodatkowo właściwa intencja. Szafarzem, udzielającym chrzest, może być każdy człowiek, który spełnia dwa warunki: wzbudza w sobie intencję dokonania tego, co Kościół czyni w tym obrzędzie oraz dokona odpowiednich czynności: polewając głowę (zanurzając lub kropiąc) wodą, wypowie słowa: Ja Gębie chrzczę w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego".
W sytuacjach wyjątkowych laski Chrztu św. można dostąpić na drodze pragnienia go (chrzest pragnienia) lub przez śmierć męczeńską poniesioną za wiarę (chrzest krwi). Chrzest pragnienia jest stanem dyspozycji człowieka, który chciałby spełnić wszystko, co jest konieczne do zbawienia, gdyby tylko te warunki poznał. Uzasadniają to słowa Jezusa skierowane do grzesznicy: "Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała" (Łk 7, 47) oraz do Dobrego łotra (św. Dyzma): "Dziś ze Mną będziesz w raju" (Łk 23, 43). Przy chrzcie krwi muszą być spełnione trzy warunki: jest to udręczenie z natury śmiertelne (nie np. zranienie, które w wyniku długiej choroby doprowadza do śmierci); za wiarę, tj. za osobę Chrystusa, religię, w obronie cnoty chrześcijańskiej; cierpliwie znoszone (nie np. z bronią w ręku, w walce). Uzasadniają go słowa Jezusa: "Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed Moim Ojcem, który jest w niebie" (Mt 10,32). Nazwa "chrzest" odnosi się do głównego obrzędu, przez który jest on wypełniany.
Chrzcić (gr. baptizein) oznacza bowiem 'zanurzyć, pogrążyć'. "Zanurzenie" w wodzie jest znakiem pogrzebania katechumena w śmierci Chrystusa, z której powstaje przez zmartwychwstanie z Nim jako "nowe stworzenie" (2 Kor 5,17; Ga 6,15).
Św. Grzegorz z Nazjanzu (330-390 r.), biskup Konstantynopola, w "Mowach" przypomina różne nazwy chrztu: "Chrzest jest najpiękniejszym i najwspanialszym darem Boga... Nazywamy go darem, łaską, namaszczeniem, oświeceniem, szatą nieznisz-czalności, obmyciem odradzającym, pieczęcią i wszystkim, co może być najcenniejsze.
»Darem« ponieważ jest udzielany tym, którzy nic nie przynoszą; »łaskąŤ - ponieważ jest dawany, nawet tym, którzy zawinili; »chrztem« - ponieważ grzech zostaje pogrzebany w wodzie; »namaszczeniemŤ - ponieważ jest święty i królewski (a królów się namaszcza); »oświeceniem« - ponieważ jest jaśniejącym światłem; »szatą« - ponieważ zakrywa nasz wstyd; »obmyciemŤ - ponieważ oczyszcza; »pieczęcią« - ponieważ strzeże nas i jest znakiem panowania Boga."
ks. Andrzej Zwoliński
Chrzest - sakrament uzdrowienia
Często w mojej posłudze kapłańskiej spotykałem się z ludźmi, którzy w pewnym momencie swego życia nie potrafili zaradzić napotkanym problemom duchowym, materialnym i rodzinnym. Często otrzymywałem telefony: "Niech ksiądz coś zrobi, by mój mąż zaczął chodzić do kościoła", "z moim dzieckiem dzieje się coś złego", "mój syn nie był u spowiedzi tyle lat, niech ksiądz z nim porozmawia", "nie potrafię dotrzeć do mojego dziecka, staje się agresywne, nikogo nie słucha, przestało się modlić", "mój syn zachowuje się dziwnie, «słucha metalu», chodzi w nocy na cmentarz, na jakieś spotkania, w pokoju pali świece...", "moja córka jest chyba opętana..." Co robić?
Właśnie, co robić? Najczęściej chwytamy się ludzkich sposobów: poradnie pedagogiczne, psycholog, a gdy to nie pomaga, ludzie idą do bioenergoterapeuty, wróżki czy wywołują duchy, w ten sposób nieświadomie poddają się działaniu złych duchów. W wielu wypadkach wystarczy dotrzeć do źródła problemu, które często tkwi w złym przygotowaniu i przyjęciu sakramentów.
Trzeba pamiętać, że wszystkie stany zniewolenia i opętania przez złego ducha są poprzedzone świętokradztwem: zła spowiedź lub niespowiadanie się przez lata, przyjęte w grzechu sakramenty... Zatrzymajmy się dziś przy pierwszym z sakramentów, jakim jest Chrzest Święty. Wiemy, że jest to pierwszy i najpotrzebniejszy sakrament, który "dotyka" nie tylko dziecka, ale także jego rodziców i chrzestnych.
Wielu rodziców podchodzi do tego z niezrozumieniem ich wielkiej odpowiedzialności, bo dziecku nie trzeba jeszcze nic tłumaczyć, nie zadaje pytań, więc tylko ważni są chrzestni rodzice, przyjęcie, zdjęcia, a później na komunię komputer, na bierzmowanie motor... i po kłopocie.
Ale czy tak być powinno, bo przecież już w tym momencie zaczynają się problemy, początki późniejszych zachowań dziecka.
Wiemy, że chrzest czyni nas dziećmi Bożymi, wielu jednak odkłada moment chrztu dziecka dla różnych drugorzędnych przyczyn. Pan Jezus mówi: Zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego (J 3,5). Ze względu na godność i znaczenie chrztu świętego wielką odpowiedzialność przed Bogiem zaciągają ci, którzy pozwalają dzieciom umierać bez chrztu, albo też chrzest zbytnio odwlekają. Pozwalają tym samym na to, by ich dziecko żyło w grzechu pierworodnym. A potem dziwią się, że ich dziecko często bez przyczyny płacze, nie śpi, choruje itp...
Byłem świadkiem, jak chrzest wpłynął na zachowanie dziecka. Jako wikary posługiwałem na Mszy św., podczas której najmłodsi parafianie mieli zostać włączeni do Kościoła. Podczas wyznania wiary jedno z dzieci zaczęło płakać, przy czym płacz ten się nasilał i przemieniał w wycie. Po kolei każde z rodziców próbowało je uspokoić. Ale bez skutku - dziecko nadal płakało, sztywniało, prężyło się. Doszło do tego, że ksiądz celebrujący Mszę św. nie mógł mówić, bo był zagłuszany. Wtedy powiedziałem do matki rozpaczliwie próbującej uspokoić dziecko: Wyrzeknij się szatana i świadomie wyznaj wiarę. Kiedy to uczyniła, ona i jej mąż, kapłan udzielił chrztu świętego. A po słowach: Ja ciebie chrzczę w Imię Ojca, i Syna... nagle chłopiec przestał płakać. I stała się rzecz niewytłumaczalna dla wielu. Dziecko uspokoiło się, "wyładniało", zniknął grymas na twarzy i do końca Mszy św. spało sobie już spokojnie. Odbiło się to szerokim echem w parafii i mam nadzieję, że wielu uwierzyło, że chrzest, to także sakrament uzdrowienia. Więc nie należy z nim zwlekać, by dziecko przyjęło go z okazji świąt, uroczystości rodzinnej itp... czyli przy okazji. Nie!!! Mamy sobie uświadomić jego wagę i ogromne znaczenie w życiu duchowym dziecka.
Inna ważna sprawa, którą należałoby poruszyć, to imię dziecka. Mieliśmy już czas na Izaury, Leoncje, Brayany, Milagrosy czy innych znanych bohaterów seriali. Wybieramy zazwyczaj imię modne, oryginalne. Ale nie myślimy o tym, by dać dziecku święte imię, aby miało orędownika u Boga i wzór do naśladowania. Znam dziecko - dziewczynkę, która cierpi teraz z powodu "nowoczesności" swoich rodziców. Nie wiadomo, czy ojciec tak bardzo "kochał" model samochodu Opel Astra i tak nazwał swoje dziecko, czy też inne pobudki nim kierowały. Jedno jest pewne: dziecko ma ogromny problem, bo nie potrafi zaakceptować tej "oryginalności", tym bardziej jego rówieśnicy. Dlatego też obowiązkiem rodziców jest kierować się zdrowymi zasadami wiary a nie modą.
Innym obowiązkiem rodziców, powiedziałbym, że najważniejszym, jest wybór rodziców chrzestnych. Mają być oni wierzący, a to znaczy - praktykujący. Często słyszymy argument, że jest on wierzący, ale niepraktykujący. Wyobraźmy sobie malarza, gdy spytamy go o ostatnio namalowany obraz, żeby go nam pokazał. A on odpowie: "jestem malarzem, ale nie praktykuję". Na pewno wywoła to uśmiech i wyda nam się to niemożliwe. A przecież każdy, uważający się za "fachowca", swój fach wykonuje w życiu codziennym. Dlatego też śmieszne, nawet nierealne jest powiedzenie: "wierzący, ale niepraktykujący".
A więc wybierajmy wierzących chrzestnych, nie młodych, ładnych, bogatych, ale wartościowych duchowo. Bo to od nich w dużej mierze zależy rozwój duchowy dziecka. Każdy ksiądz kładzie nacisk na przygotowanie i rodziców, i chrzestnych przez tzw. nauki chrzcielne. Po to, by uświadomić ogromne znaczenie tego sakramentu, jak też i udział i ogromną odpowiedzialność, jakiej podjęli się rodzice i jaką biorą na siebie rodzice chrzestni.
Podczas rekolekcji i rozmów duchowych często spotykam się z rodzicami, którzy mają problemy z dziećmi, zazwyczaj duchowe, które później przenoszą się do życia codziennego. Zatrzymam się na konkretnym przykładzie. Przyjechał do mnie zrozpaczony ojciec nastoletniego syna. Chłopak wdał się w grupę satanistyczną, a co za tym idzie, przestał chodzić do kościoła, modlić się, stał się wulgarny i wyzywający, odrzucił wszelkie autorytety. Rodzice za wszelką cenę chcieli mu pomóc. Zaczęliśmy od rozmów na plebanii. Kiedy tylko chłopak mnie zobaczył, pojawiły się typowe reakcje zniewolenia: wywrócone oczy, wykręcanie ciała i wydawanie nieludzkich dźwięków. Potem te same reakcje wystąpiły na modlitwach w kościele, w kaplicy św. Teresy. Następnie trzykrotne omdlenie podczas bicia dzwonów na Anioł Pański. Towarzyszyła mu wtedy jego sympatia, która po szczerej rozmowie ze mną, wystraszona zaistniałą sytuacją, przyrzekła, że "zamieni kochanie się z chłopakiem" na modlitwę różańcową w jego intencji i spowiedź z całego życia. Po kolejnej modlitwie chłopiec niespodziewanie wyrwał się i uciekł, prawie wyważając drzwi, taką miał siłę. Potem odbyła się rozmowa z jego rodzicami, po której zaproponowałem spowiedź z całego życia. W tym momencie pojawiła się u ojca przeszkoda, która wydała mu się nie do pokonania.
- Oprócz was - mówię - ważne jest, by wyspowiadali się i pomodlili się w intencji syna jego rodzice chrzestni.
- Tu jest problem - mówi ojciec - nie rozmawiam z jego chrzestnym od wielu lat, i to z mojej winy.
Kazałem go przeprosić i poprosić o modlitwę.
- On mi nie przebaczy.
- Więc odmów tajemnicę różańca, by Maryja, przez jego Anioła Stróża, przygotowała go do tego przebaczenia. Potem jedźcie do księdza biskupa i poproście o pozwolenie na odprawienie egzorcyzmu.
Następnego dnia, wieczorem, otrzymuję telefon. Wzruszony ojciec mówi:
- Proszę księdza, ojciec chrzestny nie tylko wybaczył mi wszystko, ale także obiecał modlitwę. Aż mi było trudno w to uwierzyć. Wracam do domu i zastaję syna w swoim pokoju jak klęczy i modli się na różańcu. Po rozmowie powiedział, że chce przyjechać do księdza do spowiedzi. Jak to możliwe?
Oczywiście przyjechali nazajutrz, chłopak był bardzo odmieniony, spokojny, uśmiechnięty, prosił o spowiedź. Mówię do niego: wczoraj byłeś inny!. A on ze zdziwieniem mi odpowiada: mnie tu wczoraj przecież nie było. Oczywiście egzorcyzm już nie był potrzebny i wszystko w rodzinie wróciło do normy.
Ostatni przykład, który do tej pory nie został rozwiązany, ale myślę, że warto go przytoczyć.
Kobieta, która jest wierzącą, rozmodloną uczestniczką grupy modlitewnej, zaczęła dostrzegać problemy w swojej rodzinie. Skupiały się one na jej dziesięcioletnim synu. Szukała, szukała aż w końcu znalazła przyczynę. Jej chrzestna, w chwili chrztu dziecka, żyła w konkubinacie, a w dodatku na tej Mszy św. przyjęła Komunię św.
- Nie muszę mówić, że była świętokradzka. I co dalej, co robić? - pyta zrozpaczona matka.
Rodzice, pamiętajcie, że to nie sumienie księdza będzie obciążone, ale wasze! Za wybór rodziców chrzestnych, imienia, za przygotowanie duchowe jesteście odpowiedzialni tylko wy! I to w waszej rodzinie ten grzech będzie się ciągnął, dopóki nie zostanie "wyrwany z korzeniami". Zazwyczaj bywa to bolesne, ale przynosi dobre owoce. I pamiętajcie: nigdy nie jest za późno, by zmienić, naprawić!
Drodzy Młodzi, zainteresujcie się, jak to było z waszym chrztem, jak przebiegał, kim są rodzice chrzestni, jaka jest ich wiara. Może przyczyni się to do rozwiązania problemów gnębiących waszego ducha, a na pewno zacieśni więzy rodzinne, bo będzie okazja do porozmawiania, do wspomnień.
Zachęcam do "rozmów" na łamach czasopisma zarówno rodziców, jak i młodzież. Może i wy chcecie złożyć świadectwo?
Myślę, że choć po części przekonałem czytelnika, jak ważnym jest ten sakrament i jak ogromną rolę odgrywają rodzice chrzestni.
Renatus in aeternum... czyli o życiu na miarę chrztu świętego
Pytanie o sens życia należy z pewnością do zasadniczych w życiu. Bez tak wielu odpowiedzi na przeróżne pytania człowiek potrafi się obejść, bez tego jednak jednego jego życie traci swoją rację bytu i można powiedzieć "smak". Wielu ludzi pytało Chrystusa, gdy prowadził swoją publiczną działalność w Galilei i Judei, co mają czynić, aby osiągnąć zbawienie, jak żyć, by nie ominęła ich radość życia wiecznego. Przychodzili do Niego celnicy, grzesznicy, poganie i ci, którzy na drogach życia stracili duchową orientacje i nie potrafili już zmierzać we właściwym kierunku i przy odpowiednich środkach. Odpowiedź jaką słyszeli wiązała się z podjęciem drogi przykazań, których wcielanie w życie pozwoli doświadczyć uświęcenia i szczęścia.
Nie dziwi zatem, że pierwsi chrześcijanie określali siebie samych mianem "świętych". Często to sformułowanie pojawia się w Listach św. Pawła, gdy kieruje słowa pozdrowienia poszczególnym gminom: "do świętych, którzy są w Efezie" (Ef 1,1) czy gdy przeprowadza zbiórkę na potrzeby chrześcijan z Jerozolimy: "tej chwili zaś wybieram się do Jerozolimy z posługą dla świętych" (1 Kor 15,25). Tym samym Apostoł Narodów podkreśla zasadniczy wymiar chrześcijańskiej egzystencji: odrodzeni do nowego życia całkowicie zmieniają swój status stając się ludźmi nowej jakości. W obliczu grzesznego świata jawią się jako "źródła światła w świecie" (Flp 2,15), jako ukształtowani na wzór Jezusa, Świętego Bożego (por. Mk 1,24). Świętość stała się regułą życia, ale nie jako bezduszny nakaz, narzucony z zewnątrz, ale jako zażyłość z Panem, która jest owocem miłości.
Chrześcijańska droga do świętości nie jest przeznaczona zatem dla nielicznych, dla wąskiego grona wybranych. Dotyczy bez wyjątku każdego ucznia Pana, jako, że powołanie do świętości zadane zostało każdemu. Sposób jej urzeczywistnienia, realizacji w konkrecie dnia powszedniego jest z pewnością odmienny, ale fundamentalne przesłanie - tak pięknie wyrażone jeszcze w Starym Przymierzu - by być świętymi na wzór samego Boga (Kpł 19,2) to samo. Powszechność tego zadania wypływa z przyjętego sakramentu chrztu świętego, który wszczepia każdego w Chrystusa, który jest prawdziwym krzewem winnym, czyniąc członkiem nowego Ludu Bożego. Jako latorośle osadzone w winnym krzewie jesteśmy w stanie przynosić owoc jedynie wówczas, gdy całkowicie zwiążemy się z Chrystusem, Krzewem Winnym (J 15,1) i pozostajemy każdego dnia umocnieni sokami łaski, które stają się dla nas dostępne w sakramentach świętych. Na kanwie tej Janowej metafory doskonale wyrażona zostaje prawda o tym, co dokonuje się w wodach chrztu świętego. "Kąpiel odradzająca" jest jakby nowym zasadzeniem i uzdolnieniem do tego, by życie wreszcie stało się owocne i to na poziomie nadprzyrodzonym. Chrystus mówił o tym wprost swoim uczniom: "Beze mnie nic nie możecie uczynić". Trudno zatem dziwić się, że święci tak często wskazywali w życiu duchowym na konieczność ciągłego trwania w Chrystusie, troski, by tkwiąc w Nim niejako korzeniami nie zostać nigdy wyrwanym.
Dlatego trzeba nam zawsze powracać do chwili, gdy narodziliśmy się na nowo i - jak uczy św. Paweł w Liście do Rzymian - zostaliśmy zanurzeni w śmierć Chrystusa. Nie przypadkowo więc chrzest święty nazywany jest "bramą życia w duchu", życia nowego, bo w jego godzinie dobrodziejstwa Krzyża spływają na każdego, kto zostaje polany wodą i nad którym wymawia się formułę sakramentalną: "Ja Ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego". Uczestnictwo w Krzyżu Pana naznacza egzystencję chrześcijanina innym sposobem widzenia spraw, które człowieka przeżywa: logika chrztu to mentalność łaski, zgoda na to, by w wielu życiowych przypadkach "umrzeć" wzorem swego Pana, umrzeć dla swoich planów i nastawień, projektów a dać priorytet Bogu i Jego Słowu. Wśród prób i przeciwności życia powrót do chwili chrztu świętego to czas odbudowywania i umacniania nadziei: bo umieranie w wodach chrztu dokonuje się po to, aby żyć z Chrystusem już na zawsze, gdyż umierając z Nim mamy ufność, ze z Nim razem zmartwychwstaniemy (por. Rz 8,11).
Św. Paweł nieraz mówi o chrzcie świętym w kategoriach grobu, gdyż podczas tego sakramentu pogrzebane zostaje to, co charakteryzowało starego człowieka i jego życie. Chrześcijanin zostawia za sobą ten sposób życia, "zwleka z siebie", by już jako święty odejść ze źródła łaski, jakim jest chrzcielnica. Nie wolno tej chrzcielnej godności zaprzepaścić, zbrukać grzechem, ale zachować nieskalaną, gotową na spotkanie z Tym, który jest Oblubieńcem duszy.
dk. Piotr Roszak
Tekst pochodzi z pisma
Alumnów WSD w Toruniu "SŁUGA" nr 28
Ks. Marek Dziewiecki Człowiek to skarb w oczach Boga. Nikt bardziej niż nasz Ojciec w niebie nie pragnie, żebyśmy żyli w miłości, wolności i radości. Po grzechu pierworodnym nie jest to jednak łatwe. W wieku dorastania jesteśmy silniejsi fizycznie, jednak czyhają na nas inne pułapki: naiwność, słabość czy grzech. |
Chrzcielnice u chrześcijan
Chrzcielnica, obok ołtarza i ambony, stanowi istotny element wyposażenia każdego kościoła parafialnego. Przy niej dokonuje się chrzest, on zaś jest początkiem, zaproszeniem Boga do życia, nadaniem niezwykłej godności dziecka Bożego, obmyciem, wprowadzeniem we wspólnotę. Chrzest - w nim ma swój początek nadprzyrodzone życie człowieka. To wejście człowieka na drogę Pańską wiodącą do Nieba.
Najstarsze chrzcielnice miały kształt zbiorników na wodę. Były to kadzie, kotły, cylindryczne misy, a nawet antyczne wanny bez wyraźnie wyodrębnionej podstawy. W Turcji, w miejscu, gdzie nauczał pod koniec życia św. Jan Ewangelista, w miejscowości Selcuk znajduje się basen chrzcielny w zrujnowanym baptysterium bazyliki św. Jana. To wzruszający ślad pracy apostolskiej umiłowanego ucznia Chrystusa i zapewne jedna z pierwszych okazałych chrzcielnic chrześcijańskich. Drążono je nieraz w bazach i kapitelach antycznych kolumn, jako znamienny przejaw nowego, które wyrastało na starym.
Jak głęboka była świadomość ważności sakramentu chrztu u pierwszych chrześcijan świadczy fakt wznoszenia od początku IV wieku baptysteriów. Były to budynki przeznaczone wyłącznie do obrzędu chrztu, bardzo okazałe, zwane też kościołami chrzcielnymi. Wznoszono je jako budowle wolnostojące, na ogół w pobliżu większego kościoła, przeważnie katedralnego, po jego zachodniej stronie. Spośród nich najlepiej zachowało pierwotny kształt i dekoracje stiukowe oraz wspaniałe mozaiki baptysterium w Rawennie. Dwa inne znane baptysteria wznoszą się obok katedry w Parmie i obok słynnej katedry w Pizie, gdzie zespolone są razem: katedra, baptysterium i dzwonnica (słynna �krzywa wieża") w jedną w swoim rodzaju urbanistyczną kompozycję. Baptysteria są najczęściej budynkami centralnymi, czyli założeniem architektonicznym cylindrycznym, opartym na planie koła lub ośmioboku na zasadzie absolutnej symetrii. W ich jednoprzestrzennym wnętrzu, zazwyczaj krytym kopulasto, pośrodku znajdował się basen chrzcielny, zbiornik wodny zwany piscina, ze stągwią na wodę święconą pośrodku, bądź kamienna chrzcielnica na cokole, niekiedy kryta osobnym daszkiem, zwana fons baptismale. Wraz ze zmianą obrzędu chrzcielnego w średniowieczu, w XIII wieku (we Włoszech w XV), gdy zwyczaj zanurzania całego ciała zastąpiono polewaniem głowy, baptysteria zanikają; zastępują je odtąd chrzcielnice.
W okresie romańskim i gotyckim występowały chrzcielnice kamienne, wsparte na masywnym trzonie, do którego przylegały niekiedy cztery półkolumny. W związku ze stopniowym zanikaniem zwyczaju chrzczenia dzieci przez zanurzenie, bardziej eksponowano czaszę chrzcielnicy przez znaczne zwężenie trzonu i dodanie wspomnianych czterech kolumn lub filarków podtrzymujących czaszę. Do najbogatszych chrzcielnic romańskich należą chrzcielnice gotlandzkie, których twórcą był Heywald, z wydatną, zazwyczaj cylindryczną czaszą, zdobioną przedstawieniami ewangelicznymi, które przez następne stulecia będą towarzyszyły chrzcielnicy: Chrzest Chrystusa, Hołd Trzech Króli, Ukrzyżowanie i Chrystus Sędzia. Na stopach umieszczano symbole zła: potwory i węże. W zachodniej Polsce, zwłaszcza na Pomorzu Zachodnim, zachowało się kilka chrzcielnic pochodzenia gotlandzkiego. Warto je zobaczyć, odwiedzając na przykład kościół w Kruszwicy, Małkocinie koło Stargardu Szczecińskiego, Mechowie koło Pucka.
W zachodniej i środkowej Europie od XII stulecia obowiązuje chrzcielnica typu kielichowego, złożona z trzech głównych części: czaszy, czyli zbiornika na wodę, trzonu, często z nodusem, czyli spłaszczoną kulą ozdobioną guzami (w romańskich) lub kapliczką bogato dekorowaną (w gotyku), w baroku natomiast w kształcie gruszki, oraz bazy. Kształt czaszy i bazy bywał okrągły lub wielokątny. Materiałem jest kamień, metal (brąz, ołów) lub drewno. Pokrywa czaszy najczęściej jest metalowa lub drewniana. Z zasady były bogato zdobione ornamentami geometrycznymi i roślinnymi oraz dekoracją figuralną. Proporcje i dekoracje chrzcielnic zmieniały się zależnie od epok stylowych.
W okresie renesansu chrzcielnice kamienne, brązowe oraz drewniane zachowały na Zachodzie formę zbliżoną do kielicha, natomiast ornamentykę dostosowywały do nowych wymogów stylowych. W epoce baroku wznoszono chrzcielnice w formie rzeźby i włączano je w kompozycję wnętrza o bogatej dekoracji rzeźbiarskiej. Forma chrzcielnic nadal przypominała kształt kielicha. Zdobiono zwłaszcza trzon chrzcielnicy, któremu niekiedy nadawano postać anioła trzymającego czaszę lub misę w rękach, drzewa wiedzy dobrego i złego, ryb, postumentów. W Polsce chrzcielnice były puklowane i formowane zazwyczaj w formie muszli. Na pokrywach umieszczano Chrzest Chrystusa, baranka, Jana Chrzciciela, Michała Archanioła.
Chrzcielnice rokokowe zachowały tradycyjny kształt kielichowy, na przykład chrzcielnica z roku 1762 w Krobi koło Leszna z kamienną pokrywą, na tle rzeźby chrztu Chrystusa i gołębicy pod baldachimem, w zwieńczeniu którego jest postać Boga Ojca.
W okresie klasycystycznym chrzcielnica wyróżnia się prostą formą, która nawiązywała do antyku.
Do oryginalnych należy chrzcielnica w kształcie kielicha, pokryta dekoracją rokokową przedstawiającą cud wydobycia przez Mojżesza wody ze skały (z kościoła ewangelickiego w Kluczborku, z około 1750 roku).
W XIII wieku spotykamy też chrzcielnice w kształcie serca. Ciekawym rozwiązaniem jest również postać św. Jana Chrzciciela trzymającego zbiornik w kształcie wazy na wodę chrzcielną (Otorowo koło Szamotuł). Pojawia się też motyw delfinów, symbolizujący chrzest jako drogę do wieczności, oraz motyw Chrystusa Zmartwychwstałego często jako podstawy chrzcielnic. Tu występują też czasem syreny (symbol nowego życia) z muszla jako zbiornikiem na wodę. Są również chrzcielnice o niewyjaśnionej dotąd symbolice: w kształcie szyszki (Kuchary koło Pleszewa). Rzadki motyw chrzcielnic z koszem i owocami reprezentuje chrzcielnica z I połowy XVIII wieku w kościele parafialnym w Kotłowie (koło Ostrowa Wlkp.), gdzie owoce: winogrona, jabłka, granaty symbolizują grzech i odkupienie, na co wskazuje umieszczona na nich figura baranka. Na terenie Śląska Opolskiego występują często chrzcielnice z rogiem obfitości (stojący lub przyklękający anioł z rogiem obfitości); pokrywa zwieńczona posążkiem Boga Ojca z kulą ziemską obrazuje łaski, jakie daje chrzest. Na przełomie XVIII i XIX wieku wykształciły się chrzcielnice z kulą podtrzymywaną przez anioła; kula opleciona przez węża z jabłkiem w paszczy jest przypomnieniem o skażeniu całej ludzkości przez grzech pierworodny, który zgładzony został przez chrzest. Do rzadkich należą chrzcielnice posiadające kształt herbu fundatora, na przykład chrzcielnica z kościoła w Pępowie koło Gostynia Poznańskiego.
W XIII stuleciu pojawiał się zwyczaj umieszczania chrzcielnicy naprzeciw ambony, co znalazło swoją kontynuację po Soborze Watykańskim II w nowych wnętrzach kościelnych, jako wyraz związku między głoszonym słowem Bożym, które rodzi wiarę, a pierwszym sakramentem Kościoła.
Ostatnie lata po Soborze Watykańskim II przyniosły chrzcielnicom formy geometryczne, kubizowane oraz rozwiązania sięgające niekiedy do tradycji wczesnochrześcijańskiej, na przykład wydzielenie w kościele kaplicy chrzcielnej w zachodniej części świątyni.
W XX wieku pojawiła się też nowa ikonografia chrzcielnic. W Polsce około roku 1966 powstały chrzcielnice ze scenami historycznymi, między innymi chrztu Mieszka I.
W kościołach luterańskich chrzcielnice sytuowano początkowo przed ołtarzem, na osi kościoła. Zdobiono je przedstawieniami ewangelicznymi i pokrywano inskrypcjami, najczęściej cytatami z Biblii lub fundacyjnymi.
W cerkwiach chrzcielnice, zwane kupielami, ustawia się podczas ceremonii na środku świątyni. Mają one kształt kielichowy z płaską czaszą i zdobione są scenami nawiązującymi do tajemnicy chrztu.
M. Cynka
Ks. Piotr Pawlukiewicz Eucharystia jest największym skarbem chrześcijaństwa. Jednak wiele osób nie odkrywa jej piękna. Ten problem dotyczy też dzieci, które żyją dziś w kulturze barwnego i zmiennego obrazu. Dlatego autor bardzo przystępnie opowiada najmłodszym o najistotniejszych elementach mszy świętej... |
Liturgia sakramentu święceń: diakonat, prezbiterat, episkopat
Dla każdego Seminarium okres przedwakacyjny jest najradośniejszym czasem w ciągu całego roku formacyjnego. Powodem tej radości są święcenia prezbiteratu i diakonatu. Co roku bowiem każde Seminarium wydaje owoc w postaci nowych diakonów i prezbiterów. Oprócz tych dwóch stopni święceń jest jeszcze jeden, który jest pełnią kapłaństwa Chrystusowego, a są to mianowicie święcenia biskupie. Należy pamiętać, że kapłaństwo ma tylko dwa stopnie, prezbiterat i episkopat.
Sakrament święceń bierze swój początek z Ostatniej Wieczerzy, jaką spożył Jezus Chrystus ze Swoimi Apostołami w Wieczerniku w Wielki Czwartek. W czasie tej uczty, która jest pierwowzorem Mszy świętej, Chrystus pozostawił uczniom rodzaj testamentu, jakim były słowa: "To czyńcie na moją pamiątkę" (Łk 22, 19). Wielki Czwartek jest również dniem ustanowienia Eucharystii, której szafarzami mają być biskupi, kapłani i diakoni. Dlatego też sakramentu święceń udziela się w czasie Eucharystii, po liturgii słowa, a przed liturgią eucharystyczną.
Każdy kapłan i biskup jest powołany do potrójnej misji w Kościele, kapłańskiej, nauczycielskiej i pasterskiej. Mają oni kierować Owczarnią Bożą i służyć jej. Posługę kapłanów i biskupów bardzo dobrze oddaje łacińskie słowo pontifex. Oznacza ono arcykapłana, ale w dosłownym tłumaczeniu mówi o tym, który buduje mosty. A właśnie kimś takim jest prezbiter, który mocą otrzymanych święceń ma pośredniczyć pomiędzy Bogiem a ludźmi, składać Bogu ofiary, zanosząc do Niego modlitwy, ale również reprezentować Go na ziemi wobec Jego ludu.
Do posługi biskupom Kościół od samego początku istnienia powoływał na mocy święceń diakonów, których zadaniem była pomoc w posługiwaniu biskupom (Dz 6, 2-6). Z biegiem czasu diakoni stali się też pomocnikami prezbiterów. Diakonat jest pierwszym stopniem święceń. Wyróżnia się dwa rodzaje diakonatu, stały, który otrzymują osoby świeckie i diakonat, który poprzedza świecenia kapłańskie. Różnica między nimi jest taka, że diakon stały nie otrzymuje dalmatyki (szata własna diakona, wyglądem zbliżona do ornatu, ale posiadająca rękawy) i nie składa przyrzeczenia celibatu.
W czasie święceń diakonatu po odczytaniu Ewangelii rektor Seminarium przedstawia biskupowi kandydatów do święceń, których ten uznaje za godnych tej posługi. Po tym przedstawieniu biskup wygłasza homilię. Po homilii kandydaci składają wobec biskupa przyrzeczenie wierności swojemu ordynariuszowi. Zwieńczeniem tego jest włożenie złożonych rąk w ręce biskupa, co jest nawiązaniem do średniowiecznego obrzędu przekazania lenna lennikowi przez seniora. Następnie konsekrator zaprasza wszystkich zebranych do wspólnej modlitwy litanią do Wszystkich Świętych. Po litanii biskup nakłada na każdego kandydata ręce i odmawia modlitwę konsekracyjną. Po modlitwie konsekracyjnej proboszcz nowo wyświęconemu diakonowi nakłada stułę przełożoną przez lewe ramię (jedno brzemię Chrystusa) i dalmatykę. Ubranemu w szaty diakonowi biskup powierza Ewangeliarz, a po tym przekazuje mu pocałunek pokoju. Po zakończeniu obrzędu święceń rozpoczyna się liturgia eucharystyczna.
Obrzęd święceń prezbiteratu wygląda podobnie. Po przedstawieniu kandydatów i homilii kandydaci składają biskupowi przyrzeczenie posłuszeństwa. Po tym biskup zaprasza do modlitwy. Po zakończeniu litanii biskup nakłada ręce na kandydata i odmawia modlitwę konsekracyjną. Następnie proboszcz ubiera nowych prezbiterów w stułę (symbol służby kapłańskiej) i ornat. Po biskupie na nowo konsekrowanych kapłanów wkładają ręce wszyscy zebrani kapłani. To symbolizuje wspólnotę w kapłaństwie Chrystusowym. Po tym obrzędzie biskup namaszcza dłonie neoprezbiterów krzyżmem, a następnie podaje im patenę i kielich. Całość obrzędu święceń również kończy się pocałunkiem pokoju. Po nim rozpoczyna się liturgia eucharystyczna, w której neoprezbiterzy uczestniczą jako koncelebransi razem z biskupem i zebranymi kapłanami.
Święceń episkopatu dokonuje się przeważnie w kościele katedralnym danej diecezji. W czasie święceń biskupich, po Ewangelii zostaje przedstawiony Kościołowi kandydat do święceń przez jednego z dwóch towarzyszących mu kapłanów danej diecezji. Następnie odczytywane jest pismo papieża o nominacji. Po odczytaniu listu następuje homilia konsekratora, którym najczęściej jest metropolita lub biskup ordynariusz przy święceniach biskupa pomocniczego. Po homilii kandydat składa przyrzeczenie. Następnie konsekrator zachęca zebranych do wspólnej modlitwy litanią do Wszystkich Świętych. Po litanii wszyscy zebrani biskupi wkładają ręce na kandydata i główny konsekrator odmawia modlitwę konsekracyjną. Po tym obrzędzie nad głową kandydata dwóch diakonów trzyma otwarty Ewangeliarz. Następnie konsekrator wkłada pierścień (symbolizujący władzę biskupa i jego przywiązania do diecezji), mitrę (nakrycie głowy biskupa, symbol obowiązku dążenia do świętości) i pastorał (symbol władzy pasterskiej). Następnie konsekrator zaprasza nowo wyświęconego biskupa do zajęcia katedry, krzesła z którego będzie nauczał, i które jest jego tronem jako pasterza diecezji. Po tym następuje pocałunek pokoju i rozpoczyna się liturgia eucharystyczna, której przewodniczy nowo konsekrowany biskup, jeśli jest ordynariuszem diecezji w której dokonano konsekracji lub jest pierwszym koncelebransem, jeśli konsekracja odbyła się poza diecezją lub jest on biskupem pomocniczym.
red.
Tekst pochodzi z pisma
Alumnów WSD w Toruniu "SŁUGA" nr 28
Posługa kapłaństwa
Kapłaństwo urzędowe ma za zadanie nie tylko reprezentować Chrystusa - Głowę Kościoła - wobec zgromadzenia wiernych. Działa także w imieniu całego Kościoła, gdy zanosi do Boga modlitwę Kościoła, a zwłaszcza gdy składa Ofiarę Eucharystyczną. (Katechizm Kościoła Katolickiego, 1552)
Ustanowienie kapłaństwa chrześcijańskiego łączy się z ustanowieniem ofiary Mszy św. Jeśli Jezus chciał, by wierni byli świadkami Jego działania w sposób namacalny, by we Mszy św. bez przerwy uobecniała się na świecie ofiara krzyża, to musiał powołać ludzi do udziału w swoim kapłaństwie. Ofiara krzyża jest jedyną prawdziwą ofiarą i złożył ją prawdziwy kapłan, więc odtworzenie tej ofiary musi być w mocy jedynie prawdziwych kapłanów, czerpiących i "uczestniczących w jednym kapłaństwie Chrystusowym" (LG, 10).
Pamiątkę ustanowienia sakramentu kapłaństwa obchodzi się w Wielki Czwartek, wspominając Ostatnią Wieczerzę i słowa Jezusa: "To czyńcie na moją pamiątkę". Jezus całą swoją działalnością budował kapłaństwo urzędowe. Czynił to wybierając kolegium Dwunastu (hoi dodeka), którego członkowie są nazwani także uczniami (mathetes) oraz apostołami (apostoloi). Czytamy w Ewangelii św. Łukasza: "Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów (mathetas) i wybrał spośród nich dwunastu (dodeka), których też nazwał apostołami (apostołus)" (Łk 6,13).
Apostołowie, po Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu Jezusa, głosili Słowo Boże i budowali Kościół, stanowiąc w Nim Jego filary. Czytamy w Dziejach Apostolskich, że chrześcijanie "trwali w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach" (Dz 2,42). Wkrótce, ze względu na wzrost wiernych, wybrali oni "siedmiu mężów" (...), cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości" i "modląc się włożyli na nich ręce", czyniąc ich diakonami, by "obsługiwali stoły" (por. Dz 6,1-6). Apostołowie mianują także, przez włożenie rąk, "starszych" (gr. presbiteroi) lub "dozorujących" (gr. episkopoi), aby "kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią" (Dz 20, 28). Św. Ignacy Antiocheński (zm. ok. 110 r.) pisał: "Niech wszyscy szanują diakonów jak samego Jezusa Chrystusa, a także biskupa, który jest obrazem Ojca, i prezbiterów jako Radę Boga i zgromadzenie Apostołów; bez nich nie można mówić o Kościele".
W Kościele istnieją pewne stany, które Tradycja za Pismem Świętym, już od starożytności, określa greckim terminem taxeis lub łacińskim ordo. W czasach rzymskich terminem ordo określano stany ustanowione w sensie cywilnym, zwłaszcza stan rządzący. Liturgia Kościoła mówi o ordo episcoporum, ordo presbyterorum i ordo diaconorum. Nazwą ordo określa się również katechumenów, dziewice, małżonków i wdowy.
W Kościele istnieją trzy sakramentalne stopnie kapłaństwa: diakonat - ustanawiany "dla posługi", prezbiterat (właściwe kapłaństwo) - współpracowników stanu biskupiego uczestniczących w powszechnym posłaniu powierzonym Apostołom oraz biskupstwo - pełnia sakramentu święceń, "ustanowieni dzięki sukcesji sięgającej początków, rozporządzają latoroślami wyrosłymi z nasienia apostolskiego" (LG, 20). Już sama etymologia tych terminów naprowadza na znaczeniowe wątki, obecne w jednym polskim terminie "kapłan": prezbiter to "starszy", a więc obdarzony autorytetem; diakon (gr. diakonos) to "ten, który służby", a biskup (episkopos) to "czuwający". Posługa, autorytet i duszpasterskie czuwanie to treść kapłańskiego posługiwania.
Mówimy też o kapłanie "ksiądz". Ten termin pochodzi od słowa "książę" i wskazuje na moment autorytetu i czujności. Zawsze natomiast, odkąd istnieje Kościół, nazywano kapłanów "ojcami", czego pozostałości spotkać można jeszcze np. w obrzędach sakramentu pokuty ("Pobłogosław mnie, ojcze").
Udzielanie sakramentu kapłaństwa ma szczególne znaczenie dla Kościoła i powinno się odbywać z udziałem wielu wiernych. Trzy święcenia - biskupa, prezbitera i diakona - przebiegają w podobny sposób i są udzielane podczas liturgii eucharystycznej. Najważniejszym obrzędem dla wszystkich trzech stopni jest włożenie rąk przez biskupa na głowę wyświęconego, a także specjalna modlitwa konsekracyjna. Modlitwa ta jest prośbą do Boga o wylanie Ducha Świętego i udzielenie darów dostosowanych do posługi, do której kandydat jest wyświęcany.
Szafarzami sakramentu kapłaństwa, wszystkich trzech stopni, są biskupi ważnie wyświęceni, czyli włączeni w sukcesję apostolską.
Kapłaństwo ważnie może przyjąć tylko mężczyzna ochrzczony. Tak bowiem czynił Jezus, wybierając kolegium dwunastu spośród mężczyzn, oraz Apostołowie, wybierając swych współpracowników. Kościół czuje się związany tym wyborem dokonanym przez samego Jezusa i dlatego nie zezwala na święcenia kobiet.
W Kościele łacińskim do kapłaństwa, z wyjątkiem stałych diakonów, wybierani są mężczyźni, którzy chcą zachować celibat, czyli stan bezżeństwa, oddając się całkowicie Bogu i ludziom. W Kościołach wschodnich trwa od wieków już przyjęta praktyka, że biskupi są wybierani spośród celibatariuszy, a mężczyźni żonaci mogą otrzymywać święcenia diakonatu i prezbiteratu. Zarówno w praktyce Kościołów wschodnich, jak i zachodnich, nie może się żenić ten, kto już przyjął sakrament święceń. Kapłan jest tym, który oddaje swe życie do dyspozycji i poświęca pracy "dla Królestwa Bożego" (Mt 19,12).
ks. Andrzej Zwoliński
Ks. Piotr Pawlukiewicz Dużo mówi się o księżach. I często mówi się o księżach krytycznie. Wśród wielu zarzutów stawianych duchownym są te uzasadnione, ale są i kłamliwe. Ciekawe natomiast jest to, że ci, którzy zazwyczaj dużo narzekają na księży, nigdy w życiu nie byli u księdza w domu, nie porozmawiali dłużej, a są specjalistami od tego, jacy są kapłani.. |
Sakrament czy wyrok?
Żaden z siedmiu sakramentów świętych nie wzbudza tylu lęków co namaszczenie chorych. W pobożności ludowej to nieuchronny zwiastun śmierci. Trudno o większe wypaczenie istoty i sensu namaszczenia, które w teologii nazywane jest sakramentem uzdrowienia.
Ks. Arkadiusz Zawistowski, kapelan Szpitala Bródnowskiego, opowiada takie zdarzenie: - Kiedyś poszedłem na oddział ortopedyczny, a tam wiadomo, dużo młodych po wypadkach na boiskach i nie tylko. Kiedy dwóch takich delikwentów mnie ujrzało, dotarły do mnie pełne obawy słowa: "To u nas też się umiera?"
No właśnie, skąd się wzięło takie myślenie o piątym sakramencie?
SPADEK ŚREDNIOWIECZA
W Nowym Testamencie nie ma opisu ustanowienia przez Chrystusa namaszczenia chorych, ale Ewangelia je zapowiada, wspomina bowiem, że apostołowie "wielu chorych namaszczali olejem" (Mk 6,13). Natomiast św. Jakub Apostoł i brat Pański w swoim liście poleca święte namaszczenie wiernym i ogłasza je jako istniejące w Kościele: "Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone" (Jk 5,14-15).
Ks. prof. Józef Naumowicz z UKSW podkreśla, że w czasach starożytnego chrześcijaństwa zalecenie św. Jakuba było powszechnie wypełniane: - Autorzy wczesnego chrześcijaństwa stosunkowo rzadko mówią o namaszczeniu chorych, gdyż było ono oczywistą praktyką stosowaną od czasów apostolskich. Przypominają jednak, że jest ono prawdziwym sakramentem, a więc jest znakiem łaski, ale też, że umacnia chorego, uzdrawia duszę i może posłużyć do uzdrowienia ciała. Udzielano go wszystkim cierpiącym na różne dolegliwości. Na przykład św. Augustyn zalecał, by udzielać go także chorym, którzy mogą przyjść do kościoła. A więc nie dopiero w ostatnich chwilach życia!
Ks. Naumowicz zwraca uwagę, że nazwa "sakrament umierających" lub "ostatnie namaszczenie" przyjęła się dopiero w średniowieczu. Jak zalecał sobór florencki (1439 r.) nakazywano udzielać go przede wszystkim w niebezpieczeństwie śmierci. Odtąd o ten sakrament prosiły zazwyczaj osoby duchowne albo świeccy z wyższych sfer. Lud stronił od namaszczenia, a nawet lękał się go. Uważano powszechnie, że po tym sakramencie niechybnie nastąpi śmierć. I takie myślenie pokutuje w wielu środowiskach do dziś.
Tymczasem już sobór trydencki (1545-1563) przypomniał, że sakrament namaszczenia można przyjmować wielokrotnie. W posoborowych rozporządzeniach domagano się od proboszczów, by w razie potrzeby byli zawsze gotowi pojechać do chorych parafian.
PRZYGOTOWANIE W PARAFIACH
Ks. Zawistowski po kilku latach praktyki duszpasterskiej w szpitalu zdecydował się na rozdawanie pacjentom karteczek z informacją o sakramencie namaszczenia chorych, gdzie wyjaśnia jego istotę i warunki przyjęcia. - Wprowadziłem też zwyczaj udzielania sakramentu w szpitalnej kaplicy. Ci, którzy przychodzą na Msze św., zazwyczaj nie mają oporów w przyjęciu namaszczenia. Wcześniej wyjaśniam jego sens w homilii, podkreślam też, że poprzez chorobę ludzie wierzący mogą włączyć swoje cierpienie w ofiarę odkupieńczą Pana Jezusa - tłumaczy ks. Arkadiusz, dodając, że wiele oporów przed sakramentem namaszczenia chorych można pokonać, jeśli w parafiach organizuje się nabożeństwa dla chorych i osób w podeszłym wieku wraz z możliwością przyjęcia przez nich sakramentu namaszczenia.
Co zrobić jednak, gdy chory jest nieprzytomny? - Takie sytuacje zdarzają się na Oddziałach Intensywnej Opieki Medycznej (OIOM), wtedy trudno czekać na prośbę rodziny. Udzielam sakramentu namaszczenia, gdy widzę jakiś znak u chorego, na przykład medalik. Potem zawsze informuję rodzinę lub pacjenta, gdy odzyska przytomność. Na ogół ludzie są wdzięczni - mówi kapelan z Bródna.
Sytuacja na OIOM-ie jest wyjątkowa, niestety zdarza się jednak zbyt często, że księża wzywani są do nieprzytomnych chorych w domach. Zwraca na to uwagę abp Władysław Ziółek, ordynariusz łódzki i członek Papieskiej Rady ds. Pracowników Służby Zdrowia: "Wiemy, że wiele razy strach przed mówieniem nawet o potrzebie przyjścia księdza z sakramentami sprawia, że wzywa się go dopiero wówczas, kiedy chory jest nieprzytomny. Czy wolno nam w imię fałszywie pojętego współczucia i chęci nieprzysparzania choremu cierpienia zaniedbywać to, co odnosi się do nadprzyrodzonych darów Bożych i nadziei życia wiecznego? Wiele osób umiera, nie korzystając z tego sakramentu, co wynika z niezrozumienia jego istoty" - napisał arcybiskup w liście do wiernych, zaznaczając, że w niektórych parafiach dzieje się tak nawet w połowie przypadków.
KIEDY I KOMU?
Sytuacja, o której wspomina arcybiskup Łodzi, jest typowa dla wielu diecezji w kraju. Dziś też nieraz wzywa się kapłana z namaszczeniem chorych w ostatnim momencie, gdy człowiek umiera. Tymczasem sakramentem konających jest tak zwany Wiatyk, czyli Komunia Święta. Tę różnicę można było zauważyć podczas ostatniej choroby Ojca Świętego Jana Pawła II. Papież otrzymał sakrament namaszczenia chorych 31 marca, a w ostatnich godzinach życia - 2 kwietnia - Wiatyk. Warto zapamiętać relację abp. Dziwisza, bo opisane wydarzenia mogą być wzorem do naśladowania w naszych rodzinach: "W domu panował ogromny spokój: On wiedział, że jego przeznaczeniem był Pan. Żadnego lęku, wielki spokój. Ostatniego dnia poprosił, by całymi godzinami czytano mu Ewangelię. Ktoś z nas czytał Ewangelię według świętego Jana, po czym odprawiliśmy Mszę św., ponieważ przyszła nam do głowy natchniona myśl: odprawić Mszę ku czci Bożego Miłosierdzia, nadchodziła bowiem niedziela Miłosierdzia Bożego. Odprawiliśmy tę Mszę około ósmej i daliśmy Ojcu Świętemu Wiatyk, kilka kropli Przenajdroższej Krwi. Ewangelia była bardzo piękna: »Pan przyszedł do wieczernika«. Modliliśmy się bardzo: «Niech Pan przyjdzie w tym momencie». A potem trwaliśmy do ostatniego uderzenia serca, kiedy doktor Buzzonetti powiedział: «Odszedł do domu Pana». Nie odmówiliśmy: "Wieczny odpoczynek», ale zaśpiewaliśmy «Te Deum». Nie żałoba, ale dziękczynienie. On napisał w swoim testamencie, aby także jego śmierć przyczyniła się do dzieła ewangelizacji".
Sam Ojciec Święty, jeszcze będąc w pełni sił, choć już w podeszłym wieku, chętnie spotykał się z chorymi i udzielał im sakramentu namaszczenia. Z okazji Jubileuszu Chorych i Pracowników Służby Zdrowia 11 lutego 2000 r. na plac św. Piotra w Rzymie przybyło ok. 15 tys. chorych, w tym 1,5 tysiąca osób na wózkach inwalidzkich i 7 tys. na noszach. "Cierpienie i choroba są częścią tajemnicy człowieka na ziemi. Oczywiście, że należy walczyć z chorobą, ponieważ zdrowie jest darem Bożym. Gdy jednak cierpienie zapuka do naszych drzwi, trzeba także umieć od- czytać w nim plan Boży. Kluczem do takiej lektury jest Krzyż Chrystusa" - powiedział wtedy.
Sakrament chorych, jak przypomina Katechizm Kościoła Katolickiego, jest szczególnym darem Ducha Świętego. Daje on łaskę umocnienia, pokoju i odwagi dla przezwyciężenia trudności związanych ze stanem ciężkiej choroby lub niedołęstwem starości. Przez łaskę tego sakramentu chory otrzymuje siłę i dar głębszego zjednoczenia z męką Chrystusa. Jak zauważa jeden z księży na forum internetowym: "Namaszczenie chorych jest sakramentem »czasu próby«, jakim jest każda choroba poważna, niosąca cierpienie i pytanie »dlaczego«. A więc także choroba chroniczna, nawet nieobłożna, niewymagająca zmiany planów życiowych, powodująca ograniczenie naszych możliwości i przybliżająca perspektywę śmierci (przykładem mogą być choroby serca). Namaszczenie chorych nie należy więc do "zaopatrzenia" bezpośredniego przed zgonem, ale łączy się z odwiedzaniem chorych w duchu Ewangelii, z posługą duszpasterską dla nich".
Warto pamiętać, że sakrament namaszczenia można przyjmować wiele razy w życiu, a nawet kilkakrotnie w tej samej chorobie - gdy ponownie staje się ona problemem na skutek nowych komplikacji.
DROGA DO UZDROWIENIA
Sakramentu namaszczenia udziela się przez namaszczenie czoła i dłoni chorego olejem z oliwek poświęconym przez biskupa w Wielki Czwartek. Formuła wypowiadana przy udzielaniu sakramentu brzmi następująco: "Przez to święte namaszczenie niech Pan w swoim nieskończonym miłosierdziu wspomoże ciebie laską Ducha Świętego. Pan, który odpuszcza ci grzechy, niech cię wybawi i łaskawie podźwignie". Głównym celem namaszczenia chorych jest jednak pomoc potrzebna dla owocnego znoszenia cierpień i zachowania godnej postawy. Sakrament ten daje umocnienie, pokój i odwagę.
Doświadczyła tego Małgorzata Sibilska. która przed kilkoma laty została pobita na ulicy:
- Po kilku dniach od tego zdarzenia dostałam w pracy ataku epilepsji i znalazłam się w szpitalu na Stępińskiej na obserwacji. Moje cierpienia potęgowały przeżycia szpitalne na oddziale neurologicznym. Byłam załamana i wtedy odwiedził mnie znajomy ksiądz, proponując przyjęcie sakramentu chorych. Przyjęłam go z ogromną nadzieją i ulgą. Potem łatwiej znosiłam swoją sytuację: ufałam mocniej Panu Bogu. Umocnieniem były też częste odwiedziny księdza. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna - wyznaje Małgosia.
Dla ks. Zawistowskiego postawa tego kapłana jest godna naśladowania. Podkreśla, że wciąż za mało proboszczowie interesują się swoimi "chorymi owieczkami", podczas gdy na przykład w Stanach Zjednoczonych do tradycji należy odwiedzanie chorych parafian przez proboszcza. Oczywiście, w Polsce istnieje duża anonimowość, ale nawet osoby zaangażowane w życie parafii są rzadko odwiedzane przez księży. - Tylko raz byłem świadkiem odwiedzin proboszcza u pacjenta, członka asysty kościelnej w parafii Matki Bożej z Lourdes na Pradze. Przyszedł z Panem Jezusem. Nie muszę mówić, jak wielkim było to także dla mnie świadectwem - nie kryje ks. Arkadiusz.
Czasem sakrament chorych niemal cudownie przywraca do życia. Ojciec Andrzeja z okolic Wrocławia był pogrążony w śpiączce wątrobowej: - Tato od wielu godzin był nieprzytomny, majaczył. Dla postronnego obserwatora jego bezładne wypowiedzi, krzyki byłyby może nawet śmieszne, ale nie dla nas z rodziny. Byliśmy załamani i przerażeni: mama płakała. Pobiegłem więc po księdza na plebanię, która znajdowała się naprzeciwko szpitala. Przyprowadziłem księdza i zaraz rozpoczął wypowiadanie formuły sakramentu. Nagle tato uspokoił się i zaczął - wciąż w śpiączce - powtarzać słowa księdza. Byliśmy zszokowani, ale modliliśmy się wszyscy razem. Potem tata zaczął wracać "do życia". Do dziś nie wiem, czy wtedy tamten ksiądz trafił po prostu w moment przełomowy choroby, czy też to Pan Bóg dal dowód swojego istnienia?
Alicja Wysocka
Tekst pochodzi z Tygodnika
Warszawsko-Praskiego "Idziemy"
5.02.2006