Karlheinz Deschner
Kryminalna historia chrześcijaństwa
tom 5
IX i X stulecie
Od Ludwika Pobożnego (814r.)
do śmierci Ottona III (1002r.)
2002 Wyd. Uraeus
Tłum. z niemieckiego: Janusz Murczakiewicz
Wydarzenia opisane w tym tomie zaczynają się w roku 814 wraz ze śmiercią kanonizowanego później agresora i ludobójcy Karola, zwanego Wielkim. Już w czasach rządów jego syna Ludwika, zwanego dla odmiany Pobożnym, wybucha w kręgu rodziny karolińskiej szarpanina o władzę. Imperium się rozsypuje. Po zaledwie stu latach dynastia wschodniofrankijskich Karolingów wymiera z osobą osiemnastoletniego cesarza Ludwika, zwanego Dziecięciem.
Pełen świetności na polu kultury, ale politycznie skąpany we krwi czas Ottonów trwał wedle ówczesnej miary ledwie dwa ludzkie życia, nieco ponad sześćdziesiąt lat i zakończył się ze śmiercią cesarza Ottona III w roku 1002, który zamyka również niniejszy tom.
W przedstawionych tu wiekach LX i X dokonuje się ścisłe stopienie władzy kościelnej i świeckiej. Cesarz stwarza sobie przeciwwagę dla ustawicznie zawistnych książąt, obdarowując biskupów i opatów cesarstwa ogromnymi nadziałami ziemi z dóbr królewskich i przenosząc na nich swe suwerenne prawa: zwierzchnią władzę sądowniczą i lukratywne regalia handlowe, celne i mennicze. Powstają księstwa kościelne. W zamian za to pomazańcy Kościoła są zobowiązani do stawania ze swą zbrojną świtą przy dworze i na wojnie.
Bujniej niż dotąd rozkwita zaangażowanie wojenne wyższego duchowieństwa. Pod rządami Ottonów Kościół Rzeszy zostaje totalnie zmilitaryzowany; biskupstwa i opactwa rozporządzają znaczącym potencjałem wojskowym.
Również papieże wyruszają w pole: jak choćby Leon IV w roku 849, który jako pierwszy obiecuje katolickim wojownikom królestwo niebieskie na wypadek śmierci; w roku 877 Jan VIII, a w 915 Jan X.
Często jeden papież ekskomunikował drugiego. Rozmaici Ojcowie Święci są zamykani w klasztorach, a niejeden został wtrącony do więzienia, poćwiartowany, uduszony czy otruty. Papież Sergiusz III (904-911) kazał pozbawić życia kolejno dwu poprzedników, papieży Leona V i Krzysztofa. Szczególną pewność chciał mieć pierwszy w historii zabójca papieża: podczas rewolty pałacowej pewien bogobojny krewny Jana VIII najpierw go otruł, a potem „dopóty walił go młotem, aż utkwił w jego mózgu".
Spis treści
Na czyim chlebie jestem albo "Plackiem przed każdą formą władzy"
Maria R.-Alföldi recenzuje i cenzuruje na niespełna 12 stronach (s. 148-159) pod tytułem Kaiser Konstantin: ein Grosser der Geschichte? [Cesarz Konstantyn: Wielki historii?] 45 stron (s. 136-180) rozdziału "Św. Konstantyn, pierwszy cesarz chrześcijański, «pieczęć na siedemnastu wiekach historii Kościoła» w pierwszym tomie mojej Kryminalnej historii chrześcijaństwa. Już na początku jest jej "trudno, choćby w przybliżeniu, podać treść wywodów Deschnera" (s. 149). Właściwie dlaczego? Pewnie dlatego, że nie podoba się jej sama treść, sprecyzowana przecież za pomocą dziesięciu śródtytułów i odpowiednio do tego dokładnie zreferowana, również pozbawiona akademizmu bezpośredniość narracji, którą określa jako "popularną", "zgoła populistyczną" (s. 159), "nacechowaną silną tendencyjnością" (s. 149), do jakiej przyznałem się przecież wyraźnie w swoim "Wprowadzeniu do dzieła" (tom I, s. 13 i nast.). A na koniec swej relacji napomina do ostrożnego obchodzenia się z historiografią, czemu mogę tylko energicznie przyklasnąć.
Ekskurs Marii R.-Alföldi znajduje się w trzeciej części, zatytułowanej przez wydawcę "Exemplarische Einzelkritik" (Przykładowa krytyka szczegółowa). Przykładowo, pars pro toto, poddaję teraz tę rozprawę szczegółowej krytyce, ściśle trzymając się tekstu. Z konieczności taka krytyka krytyki czepia się drobiazgów, musi więc stać się nieuchronnie nieco uciążliwą lekturą. Niektóre zarzuty mogą wyglądać na małostkowe, pedantyczne i szorstkie. Ale inaczej być nie może, jeśli replika ma być przekonująca. Wiele kamyków stanowi przecież jasno zarysowaną wyrazistą mozaikę, w której ścierają się nasze poglądy. "Czytamy, że Konstantyn sfałszował swe pochodzenie ..." (s. 149). Czytamy. I co z tego? Czy to nieprawda? Tego autorka nie mówi. Tylko to sugeruje — ukłucie szpilką, część taktyki, by podświadomie uczynić mnie niewiarygodnym i zdyskwalifikować. Przemilcza, że Konstantyn, by współrządzących napiętnować jako uzurpatorów, swemu ojcu Konstancjuszowi Chlorusowi przypisywał dużo szlachetniejszą ascendencję, że pogan i — za Ojcem Kościoła Laktancjuszem — wręcz niszczycieli Kościoła przedstawiał jako chrześcijan oraz bagatelizuje sfałszowanie pochodzenia jako "doraźny manewr propagandowy" (s. 149). Czytamy, że — jak dodaje — "uważał swych przodków za kompromitujących". No i co z tego? Czy to nieprawda? (Patrz wyżej)
"Jego matce Helenie przypisuje się wszelkie plotki, które [!] kiedykolwiek nieprzychylna opinia wydobyła na światło dzienne; Helena była w swoim czasie uzależniona od sytuacji i skrępowana racją stanu. Deschner brnie po omacku na lep owej opinii" (s. 149).
Ponownie ignoruje pani Alföldi przyczyny tej "nieprzychylnej opinii". Mówi o niej, że była "uzależniona od sytuacji" (co jest najczęstszą opinią) i, co tej opinii nie osłabia, "skrępowana racją stanu". Przy czym znów przemilcza, że "plotki" kolportowali również prominentni prałaci, że z tego powodu Konstantyn skazał na wieczystą banicję biskupa Eustacjusza z Antiochii, że doktor Kościoła Ambroży powiada wręcz o Helenie, iż Chrystus "wyniósł ją z gnoju na tron".
"Pierwsze lata rządów młodego cezara Zachodu są niczym innym niż okrutnymi wojnami przeciw biednym Germanom, którzy później wzięci do niewoli są bezlitośnie wyrzynani". Wygląda na to, że przesadzam w tym obrazie grozy, nieprawdaż, ale to również nie zostaje powiedziane. Zarówno stare źródła, jak i nowe badania potwierdzają bowiem, że barbarzyństwo Konstantyna było już w jego czasach czymś niezwykłym i strasznym. Jednakowoż moja krytyczka lubuje się w dyskretnych aluzjach, strofujących przytykach, które mnie mają postawić w sytuacji historycznego obskuranta, chociaż ona — dyskretna złośnica — nie wypowiada tego wprost; jakkolwiek nie wzdraga się również przed tym pod naciskiem swych dowodów (por. s. 154, 156), a nawet po prostu mój tekst fałszuje (s. 150).
Ofiara Konstantyna, Maksencjusz, jej zdaniem, "mimo stwierdzonej tyranii na każdym kroku jest usprawiedliwiana" (s. 149). Na każdym kroku? Jak gdybym nie pisał również o Maksencjuszu, że "łupił ludność", że "do dotychczasowych ciężarów podatkowych dorzucał nowe" — po prawdzie brał "swoje pieniądze przede wszystkim akurat tam, gdzie znajdowały się w prawie nieograniczonej ilości"; to ostatnie, to przecież postępek chwalebny. A poza tym: nie ja usprawiedliwiam. Przytaczam badacza, który w 28 półtomie Realencyclopedie Pauly'ego-Wissowy uzasadnia w sposób tak ekstensywny, jak i intensywny, dlaczego broni Maksencjusza — jego sytuacja była podobna do sytuacji "osaczonego dzikiego zwierzęcia" (Groag).
Strona chrześcijańska wszakże szkaluje "bezbożnego tyrana" niemalże po dziś dzień i fałszuje jego biografię (por. s. 140-141). Już "ojciec historii Kościoła", biskup Euzebiusz, którego Jakub Burckhardt nazywa "pierwszym na wskroś nierzetelnym historiografem średniowiecza", twierdzi na przykład o "krwawej surowości tyrana" Maksencjusza: "Liczba senatorów, których kazał zgładzić (...), jest wręcz niepoliczona. Kazał ich mordować (...) masowo". W istocie nie podaje on imienia żadnego zamordowanego senatora. Również przekaz historyczny nie zna "ani jednego konkretnego dowodu" insynuowanego przez niego okrucieństwa. Równie mało prawdziwa jest, tak w przypadku Rzymu, jak i Afryki, imputowana mu ze strony Kościoła wrogość wobec chrześcijaństwa. Niektóre z jego dobrodziejstw wobec kleru przypisano później Konstantynowi. Nawet źródła chrześcijańskie potwierdzają tolerancyjność Maksencjusza. Biskup Optat z Mileve ma rację, nazywając go wyzwolicielem Kościoła.
Autorka krytyki w ogóle tych spraw nie porusza. W zamian za to gani mnie, znowu ze mną nie polemizując, za uznanie "Konstantyna za agresora" (s. 149). Tak jakby to nie Konstantyn wypowiedział wojnę, ale Maksencjusz! Jakby nie Konstantyn szturmował znad Renu na Rzym, lecz Maksencjusz z Rzymu nad Ren! Jakby nie Konstantyn zaraz potem obalił innych współregentów, względnie kazał obalić i zabić! I jakby nie Konstantyn kazał wkrótce pozbawić życia również ojca Maksencjusza!
Konstantyna "sposób prowadzenia wojen, bitwy, spływają krwią, przede wszystkim właśnie politowania godni Germanie, tym razem w jego służbie, dyszą okrucieństwem". Tymczasem piszę, że zgodnie z przekazami historycznymi Konstantyn utopił we krwi germańskie powstania, ich królów rzucił na pożarcie niedźwiedziom na trewirskiej arenie, a imprezy w rodzaju "igrzysk frankijskich" podniósł do rangi corocznej kulminacji sezonu (14 do 20 lipca). Jednakże nie daję wyrazu — na ile sam to czuję — ani litości, ani nie dyszą "ci właśnie politowania godni Germanie okrucieństwem". Co by i nie przeczyło jedno drugiemu.
Zaraz po tym pani Alföldi cytuje mnie: "[...] wreszcie zamordowano syna, pokonanego wraz z politycznymi zwolennikami" (I, s. 142)", i kontynuuje: "lecz syn Maksencjusza Romulus wówczas od lat już nie żyje. Czy jakiś drugi syn został brutalnie zlikwidowany, tego nie wiadomo". Możliwe, że Romulus Waleriusz "od lat" już nie żył. Nie znamy jednak zarówno pewnej daty jego śmierci, jak i daty narodzin. A ja wcale nie mówię o Romulusie Waleriuszu. Gdyby w owym czasie nie zginął żaden inny syn Maksencjusza, to by oznaczało, że się myliłem. Zwracam jednak uwagę, że przykładowo Karl Hönn pisze w swej biografii Konstantin der Grosse. Leben einer Zeitwende [Konstantyn Wielki. żywot przełomu epok] na stronie 107 o Maksencjuszu: "Jego dzieci [!] zostały zgładzone": więc jego zdaniem nawet więcej dzieci pokonanego stało się ofiarami Konstantyna. Jako że pani R.-Alföldi urywa mój cytat w pół zdania i przemilcza dalszy ciąg: "Cały ród Maksencjusza został zlikwidowany". To jest fakt rozstrzygający.
"Tego, że wysocy dostojnicy pogańscy zostali z najwyższą mądrością w Rzymie oszczędzeni i przyjęci do służby, autor do wiadomości nie przyjmuje" (s. 149-150). Ależ owszem! "Wielu czołowych arystokratów rzymskich — jak piszę na stronie 140 — widzimy ponownie na urzędach i godnościach".
Świadomie fałszywe jest tuż zaraz twierdzenie, że następną wojnę domową przeciwko Maksyminusowi Daji "prowadził jednakże nie, jak sugeruje Deschner, Konstantyn, lecz jego współcesarz Licyniusz" (s. 150). Gdyż rzekomo to ja piszę (s. 145), że "Konstantyn i [!] Licyniusz", że "dwaj [!] umiłowani przez Boga mężowie" doprowadzili do wybuchu tego konfliktu zbrojnego, a tymczasem to Licyniusz podjął go "pod chrześcijańskimi hasłami" i Licyniusz rzucił komendę przed bitwą 30 kwietnia 313 roku: "Hełmy z głów, do modlitwy..." O udziale Konstantyna w tym konflikcie nic nie wiadomo.
Podczas gdy pani Alföldi, jak zwykle, zarzuca mi, że mamię czytelników, sama to czyni. I podczas gdy oświadcza, że ja sugeruję, iż to Konstantyn prowadził wojnę, sama sugeruje, ponownie nieprawdziwie, już w następnym zdaniu: "Możemy przeczytać znowu skrajnie emocjonalne opisy wszelkiego rodzaju okropności" (s. 150). Te opisy są ponoć mego autorstwa, chociaż wszystkie, jak wyraźnie zaznaczono, pochodzą od Ojców Kościoła Euzebiusza i Laktancjusza. Tymczasem tym bardziej muszę wydawać się autorem, gdy zaraz potem cytuje mnie: "żołnierzy Licyniusza nazywano po prostu «rzeźnikami»" (s. 150). (Na marginesie: a więc jednak nagle Licyniusz! A nie Konstantyn, jak mi to dwie linijki wyżej insynuowano!) żołnierze i rzeźnicy w moim wypadku: jakie to niepoważne! Pani profesor nauk pomocniczych starożytności etc. aż się wzdraga. Doświadczenie bojowe, szczęście bojowe, wódz w boju, sława w boju, śmierć w boju, o tym można mówić i pisać, to dobrze brzmi, jest godne wszelkich zaszczytów, jak sam bój! Lecz rzeźnik, to po prostu mało subtelne.
Ze "złośliwą ostrością" (s. 150) — tak mi się zarzuca — komentuję następnie autokratyzm tego, którego sama obwinia nawet o "bizantynizm". "Zmusza Kościół do uległości; ten zaś ulega zdaniem Deschnera chętnie i oportunistycznie, by dojść do pieniędzy i władzy". Dotyczyć ma to jedynie "pewnej jasno wyróżniającej się grupy na dworze..."
Nie. Kościół bowiem dzięki Konstantynowi (i jego następcom) doszedł jako cały do przemożnych wpływów, do prestiżu, co jest bezsporne. Wszędzie w Imperium wiwatowano na cześć dyktatora. Dowody jego łaski, spływające również na hierarchów z dalekich krajów, wychodziły ogółem na pożytek katolickiemu klerowi, uznanej teraz, uprzywilejowanej kaście, dzięki pieniądzom, godnościom, tytułom, dzięki bazylikom i innym budowlom, dzięki zwolnieniom od zobowiązań i podatków, uwolnieniu od przysiąg i oddawania świadczeń, dzięki pozwoleniu na wykorzystywanie poczty państwowej, dzięki prawu przyjmowania ostatnich rozporządzeń i testamentów, a nawet, władca odstąpił — jak w przyszłości uczyni to jeszcze wielu! — prałatom władzę państwową, a sam rozstrzygał oczywiście w kwestiach wiary. Niejeden arcypasterz naśladował w swej siedzibie styl i ceremoniał cesarskiej rezydencji. Źródła podają w wielu miejscach, że "uczynił ich szanowanymi i godnymi zawiści we wszystkich oczach", "przysporzył im swymi rozkazami i dekretami jeszcze więcej powagi", "otworzył z cesarską wspaniałomyślnością wszelkie skarbce..." I tak sławili Konstantyna — który zwał się nie tylko współbiskupem, "biskupem do spraw zewnętrznych" (episkopos ton ektos), lecz — skromnie — "Naszą Boskością" (nostrum numen) — wkrótce i akurat najwięksi luminarze Kościoła, Ambroży, Chryzostom, Hieronim, Cyryl z Aleksandrii.
Moja adwersarka gani mnie jednak, że "inni przechodzą do opozycji, co nie zostaje powiedziane" — jest to bowiem bez znaczenia; nierównie mniej relewantny opór schizmatyków i heretyków doczekał już wielostronicowych objaśnień. Cóż to może pomóc! "To, że historiografia kościelna jako pierwsza przydała swemu bohaterowi przydomek Wielkiego, jest również nieprawdą: uczynił to Ateńczyk Praksagoras" (s. 150). Co to znaczy "również" nieprawda? I co to znaczy "nieprawda"? Napisałem przecież zgodnie z prawdą: "Historia Kościoła nadaje Konstantynowi przydomek Wielkiego". By to w oczywisty sposób dopiero uczynić nieprawdziwym, by móc przypisać mi kolejną "usterkę", pani profesor R.-Alföldi równie niepostrzeżenie co niecnie przemyca dwa małe słówka "jako pierwsza", których u mnie nie ma!
Nie wszystko bowiem, czego u mnie nie ma, przemawia za mną: "Wyraźny brak techniki badawczej" na przykład, co powtarza wobec mnie wydawca. Pani R.-Alföldi dysponuje z pewnością dostatkiem "techniki badawczej". Nie tylko z tego powodu nie podoba jej się moja polemika. A szczególnie jako polemiczne uznaje moje stanowisko wobec Kościoła, wojska i wojny. Tymczasem ani polemicznie, ani populistycznie, o nie, z zawodową elegancją podnosi: "Widzi on w tej formie współstanowienia państwa po prostu zdradę samego Chrystusa. Jego tendencyjność osiąga szczyt w uwypuklonej przez niego samego frazie: «lecz dokładnie to, wielkość zniszczenia, która czyni zbrodnię bezkarną», stało się i pozostało moralnością Kościoła".
A przecież to zawsze obsceniczne powiązanie tronu i ołtarza, zwłaszcza w niezliczonych rzeziach od IV wieku do dzisiaj, nie jest przecież produktem mojej "tendencyjności" (s. 149), lecz jest wystarczająco odrażające. Wszakże jak w wypadku bardzo wielu zawodowych konformistów nie pojawia się u niej krew, po prawdzie: ani kropla, podczas gdy mi, jak się zdaje, z wszelką odrazą suponuje: "bitwy ociekają krwią" — jakbym to ja ją przelewał!
Natomiast ignoruje, niewątpliwie tak jak gros cechu historyków, notoryczną w historii perwersyjność, jaka — epoka za epoką — moralnie prowadzi ad absurdum, etycznie całkowicie dyskredytuje: ze wszech miar wstydliwa praktyka wieszania małych gangsterów, a gloryfikacji wielkich. Pewnie, nic specyficznie chrześcijańskiego. Już afrykański biskup, męczennik i święty — Cyprian, piętnował to u pogan. Gdy krew jest przelewana jednostkowo, skarży się, nazywa się to zbrodnią, gdy jawnie — odwagą. "Wielkość zniszczenia czyni zbrodnię bezkarną..." (s. 159).
Moja "tendencyjność", jak pisze Maria R.-Alföldi, osiągnęła szczyt w tym zwrocie, przy czym zupełnie przemilcza, że pochodzi on od św. Cypriana! Ja natomiast staję się, dodaje zaraz potem, "coraz bardziej monotematyczny i kieruję się uprzedzeniami...". Podczas bowiem gdy ona, jedynie na marginesie, mówi z metodycznym chłodem sumarycznie o "tragicznym końcu" krewnych Konstantyna, ja najwyraźniej "coraz bardziej monotematycznie i kierując się uprzedzeniami" wyliczam, że wielki święty i święta wielkość kazał powiesić swego teścia cesarza Maksymiana w 310 roku w Marsylii, następnie udusić swych szwagrów Licyniusza i Bassianusa, Licyniuszowego syna Licynianusa zabić w Kartaginie, własnego syna Kryspusa otruć (przy okazji wyrżnąć także wielu przyjaciół), a swą żonę Faustę, matkę pięciorga dzieci, udusić w kąpieli — on sam tymczasem wysłał innych morderców swych krewnych do piekła za pomocą zawczasu przygotowanych budzących grozę worków (poena cullei, szczególnie powolna śmierć przez utopienie w skórzanym worze).
Nie dość tych rosnących uprzedzeń: badam również "zmiany w ustawodawstwie karnym", wytyka mi pani profesor oburzona, "zawsze z negatywnym nastawieniem". A w tym znów mija się z prawdą, jeśli moją pracę nie tylko przekartkowała i po prostu potraktowała niechlujnie. Sugeruję bowiem wyraźnie — bynajmniej nie zawsze negatywnie — że rozwój prawa "postępował za niejednokrotnie bardziej humanitarnymi tendencjami starszego (pogańskiego) prawa lub (pogańskiej) filozofii, niekiedy, trzeba przyznać, wzmocnionymi pod wpływem chrześcijaństwa". I podkreślam ponadto, pisząc o pierwszym chrześcijańskim cesarzu, że "niewątpliwie Konstantyn złagodził niektóre przepisy karne, być może nawet, w szczegółach dość trudno to ustalić, wykazać — pod wpływem chrześcijaństwa, tak na przykład utrudniony został (nie zniesiony!) proces jednostronnego rozwodu; dłużnik był lepiej chroniony przed wierzycielami, kara śmierci przez ukrzyżowanie i łamanie kości (poświadczona jeszcze w 320 r. zamieniona na uduszenie na szubienicy. Konstantyn zakazał wypalania piętna na twarzy (osobom skazanym na stoczenie walki gladiatorskiej lub pracę w kopalni), «gdyż człowiek został stworzony na podobieństwo Boże»" — przy czym nie ukrywam już w tym samym zdaniu, że "przecież można wypalać piętno także na rękach czy nogach!" Tak to napisałem na stronach 168 i 169.
Moja krytyczka nie usiłuje jednak ani razu sprostować tego, co "ustawicznie" negatywnie traktuję i uzasadnić swej nagany. Nie pasuje to bowiem oczywiście do jej apologetycznej koncepcji, że ów przez teologów i historyków do dzisiaj sławiony despota (który "pod wpływem chrześcijańskich wyobrażeń", jak go chwali Podręcznik historii Kościoła, wyznawał "rosnący szacunek dla godności osoby ludzkiej", "chrześcijański szacunek dla życia ludzkiego": katolik Baus), że ten święty lichwiarz na przykład denuncjantom przed straceniem wyrywał jeszcze język, że przy porwaniu oblubienicy kazał zabijać biorący w tym udział personel domowy, palić niewolników, a piastunki uśmiercał lejąc płynny ołów do ust; że w ogóle każdego niewolnika i domownika (domesticus), który by oskarżył swego pana (wyłączywszy, co charakterystyczne, przypadki cudzołóstwa, zdradę główną i oszustwa podatkowe!) bez zbadania sprawy czy zeznań świadków natychmiast kazał zabijać; że, sam oddany astrologii, przyzwalający ustawowo na zamawianie chorób, pogody i kuracje za pomocą magii sympatycznej, samo podanie "napoju miłosnego" karał wygnaniem i konfiskatą dóbr, lecz w wypadku śmierci rozerwaniem przez dzikie drapieżniki lub ukrzyżowaniem.
Na ten i inne jeszcze tematy pani ekspert od Konstantyna nie roni ani słowa. Raczej kontynuuje bezpośrednio po fałszywej konstatacji, jakobym omawiał Konstantynowe prawodawstwo karne zawsze negatywnie, imputował "cesarzowi nawet antysemityzm" i to "mimo znanego faktu, że żydzi w owym czasie mogli jeszcze praktykować swą wiarę swobodnie".
Jakby kłóciło się swobodne praktykowanie wiary przez żydów z antysemityzmem cesarza — władcy, który żydów w duchu przeklina jako "znienawidzony naród", któremu przypisuje "przyrodzony obłęd"; który zezwala im na wstęp do Jerozolimy jedynie przez jeden dzień w roku, zakazuje trzymania niewolników chrześcijan, od czego rozpoczyna się ich brzemienne w skutki wypieranie z rolnictwa; a nawet którego pierwszy dekret wrogi żydom z jesieni 315 roku za nawrócenie na judaizm grozi nawracającemu żydowi i nawróconemu chrześcijaninowi spaleniem na stosie!
To, że przyznaję Konstantynowi wstrzemięźliwość wobec pogan jedynie "niechętnie" (s. 151), także nie jest słuszne. Wobec pogan, konstatuję na stronie 176, zachowuje władca "początkowo wyraźną rezerwę". Podkreślam jego trwające całe życie stanowisko pontifexa maximusa, przewodzącego pogańskiemu kolegium kapłańskiemu, akcentuję, że najwyższy pontyfikat, świadczący o ścisłym związku z religią pogańską, jest wymieniany w tekstach oficjalnych zawsze na czele jego urzędów i innych.
Znawczyni cesarza przemilcza natomiast, że jej heros wraz ze wzrostem władzy i swobody w poruszaniu coraz surowiej atakował pogan, najostrzej w ostatnich latach swych rządów, jeśli nawet nie leżało w jego własnym interesie wszczynanie frontalnego ataku na dużą większość swego Imperium. Mimo wszystko zabronił odbudowywania zagrożonych ruiną świątyń, nakazał wręcz zamykanie innych. We wszystkich prowincjach były one okradane dla niego i jego faworytów, dla kościołów, "bezwzględnie grabione" (Tinnefeld), doszło wręcz do "niespotykanego w swym rodzaju rabunku dzieł sztuki" (Kornemann). A wtedy Konstantyn mógł już zadysponować ich zniszczenie; "zburzył doszczętnie
właśnie te, które cieszyły się najwyższą czcią u bałwochwalców". "Na jedno skinienie", tryumfuje biskup Euzebiusz, całe świątynie legły "na ziemi". Na ostatek wreszcie kazał spalić władca piętnaście ksiąg Porfiriusza Przeciw chrześcijanom, którymi wyprzedza on "całą nowożytną krytykę biblijną" (Poulsen) i "jeszcze dzisiaj — zdaniem teologa Harnacka — nie został obalony".
O tym wszystkim Maria R.-Alföldi nie piśnie ani słówka. Zauważa natomiast jedynie rzeczoną "niezaprzeczoną wstrzemięźliwość Konstantyna wobec pogan", jaką podobno jedynie "z wahaniem" przyznaję i wywleka na stół zaraz kolejną nieprawdę, jakobym "nie zauważał", że jego "surowość" wobec heretyków wynikała z pragnienia "zapewnienia pokoju wewnętrznego" (s. 151).
W rzeczywistości bowiem, tak jest u mnie na stronie 175-176, chodziło cesarzowi w walce przeciwko "kacerzom" nie tyle o religię, "co raczej o jedność Kościoła [...] a tym samym o jedność imperium [...]. Dla umocnienia państwa władca dążył do jedności Kościoła, nienawidził «pożaru niezgody»". Wyjaśniam, że Konstantyn — jak sam mówi — pragnął "jedności między wszystkimi sługami Boga", żeby również państwo mogło korzystać z jej owoców"; podkreślam, że władca dlatego "starał się o jedność państwa jak o nic innego", że w listach do biskupów, synodów i gmin zaklinał "niezmordowanie o jedność i concordię", "pokój i harmonię", "więź i jedność", że wciąż postulował "jednolity porządek", wciąż domagał się, żeby w "katolickim Kościele była jedna wiara", "żeby Kościół powszechny był jeden" — a utyskiwał, powtarzając za nim, że tego "wciąż bynajmniej nie widać [...]".
Natomiast autorka nie konkretyzuje nawet w najmniejszym stopniu ledwie muśniętej cesarskiej "surowości" wobec heretyków. Pierwszy chrześcijański imperator walczący z chrześcijanami, to nie pasuje do obrazka. Ani słowa więc o tym, że Konstantyn w ostrym edykcie skierowanym przeciwko "heretykom" (o ile biskup Euzebiusz, kronikarz, go nie sfałszował) obwinia ich o "kłamstwa", "głupotę", złorzeczy im jako "nieprzyjaciołom prawdy" i "zwodzącym ku zgubie"; że całymi latami zwalczał afrykańskich donatystów, odbierał im kościoły i majątki, wysyłał na nich żołnierzy, przy czym jeszcze zanim rozprawił się z poganami, doszło do pierwszego prześladowania chrześcijan w imieniu Kościoła, ataku na bazyliki, mordowania mężczyzn i kobiet, zabójstwa dwóch donatystycznych biskupów, a także do wojny domowej, prześladowani bowiem połączyli się z ciężko uciskanymi niewolnikami wiejskimi. A oczywiście też ani słowa na temat zwalczania Kościoła marcjonickiego, może i większego, a w każdym razie starszego niż katolicki. Cesarz zakazał odprawiania ich nabożeństw, skonfiskował ich dobra, zniszczył domy modlitwy. Tym samym znawczyni tematu — oszczędzając nam dalszych szczegółów wszelkich ambicji — ma prawo nie tylko tysiąckrotnemu mordercy, ale również i niepohamowanemu autokracie, pierwszemu cesarzowi stawiającemu swą osobistą wolę jako "bezpośrednie źródło prawa" (Schwartz), przyznać "nie bez podstaw [...] przydomek Wielkiego" (s. 159).
Wszystko, co zostało dotychczas napisane, dotyczyło niewiele więcej niż dwu stron tekstu pani historyk.
Następnie małym drukiem przytacza niektóre "szczególnie przeszkadzające błędy i przeinaczenia". A ponieważ dużym drukiem nie udało jej się powiedzieć wiele istotnego, natomiast wiele nieprawości, sprostowań, które były zafałszowaniami eufemistycznych przekręceń, nierzetelnych pomówień, odbiegających najczęściej — typowe dla historiografów zezujących w stronę władzy kościelnej i państwowej — od spraw decydujących, można chyba domniemywać, jakie ważkie treści oferuje małym drukiem.
Nie chcę nimi zanudzać. Jednakowoż pars pro toto parę przykładów (z dziesięciu).
Oto imię pewnego senatora z epoki konstantyńskiej jest "pisane stale Anylinus". Owszem, to imię występuje dwukrotnie, dlaczego więc "stale"? A jego pisownia bynajmniej nie jest nieprawidłowa. Tak bowiem również stale pisze m.in. "Ojciec historii Kościoła", biskup Euzebiusz. A oczywiście całą masę imion można pisać w wersji greckiej lub łacińskiej, nie popełniając w najmniejszym stopniu lapsusu. Jednakże utrzymuje ona: "nazywa się w rzeczywistości Annulius [...]".
Odnośnie strony 142 zauważa, że "«Jednakże jeszcze w ostatnich latach życia Konstantyn każe wykonać swą rzeźbę w porfirze na podobieństwo Heliosa (...)» — co u Deschnera jest oznaką jego wybitnej fałszywości" (s. 152). Na ten temat nie ma jednak mowy w kontekście mojego tekstu. Nie chodzi tu bowiem bynajmniej o cesarza, lecz o Ojców Kościoła, czyniących jego zwycięstwo nad Maksencjuszem za pomocą sprzecznych ze sobą, mających postać legendy kłamstw zwycięstwem chrześcijaństwa nad pogaństwem, a przez to uzasadniających fatalnie oddziałującą ustawicznie aż do pierwszej i drugiej wojny światowej polityczno-militarną "religijność", "teologię cesarską". Wbrew temu, jak relacjonuję na stronie 142, na monetach Konstantyna jeszcze długo pojawia się Iuppiter Conservator, a także Mars, a już najdłużej niezwyciężony bóg Słońca, Sol Invictus. Potem następuje przytoczone przez nią zdanie, a ja zacytuję ten akapit do końca: "Jednakże jeszcze w ostatnich latach życia Konstantyn każe wykonać swą rzeźbę w porfirze na podobieństwo Heliosa, ba, na dzień przed śmiercią ukazuje się ustawa przypominająca, «że kapłani pogańscy mają być na zawsze wolni od wszelkich niskich obciążeń». On sam zresztą był zdania, że nigdy nie zmienił boga, do którego się modlił".
Gdzież tu bodaj zaznaczyłem "wybitną fałszywość" Konstantyna? Moja adwersarka sobie to wymyśla.
Na tej samej stronie (s. 152) podchwytuje moją uwagę, że głowa Licyniusza pojawia się początkowo na monetach, "jak i głowa samego Konstantyna, otoczona «nimbem», oznaką świętości: symbolem jego wewnętrznego boskiego oświecenia" (s. 148).
O co tu chodzi? Dopóki Konstantyn potrzebuje Licyniusza do zniszczenia swego przeciwnika, Ojcowie Kościoła wychwalają także Licyniusza. Jak tylko Konstantyn zwraca się przeciw niemu, dotychczasowy "umiłowany od Boga" staje się dla tych oportunistów nasieniem Szatana i przeistacza w bezprzykładne monstrum; nagle oto staje się okrutny i szalony! Wszystko, co mojej krytyczce przychodzi na ten temat do głowy: "Zrównanie nimbu i aureoli nie jest odpowiednie dla późnego antyku" (s. 152). Odbiega jednak ona od istoty sprawy. Nie odnosi się też w tym przypadku bynajmniej do moich większych i wielkich przewin, do istoty rzeczy, i zamiast tego prezentuje jakieś drugorzędności, jak "nie jest odpowiednie dla późnego antyku..." Jak by to było tematem mojego dzieła! Czyż ten zarzut sam w sobie w ogóle jest trafiony? Czym jest bowiem późny antyk? Jak długo trwa? Do roku 313? Do 375? A może 476? Albo do połowy VII wieku? Na ten temat nie ma communis opinio. A każdy wie, że na takim dzieleniu epok, czasowym rozgraniczaniu i przypisywaniu ciąży zawsze coś umownego — zawsze są to jedynie pozorne, gdyż w rzeczywistości niepewne cezury.
Pewne jest natomiast, że nimb, sygnalizujący boskie zjawiska w formie osłaniającej czy świecącej chmury, pojawia się już u Homera, że wyróżnia bogów, herosów i królów, jak choćby Wenus, Neptuna, Mitrę, Aleksandra, na koniec w IV wieku zostaje przeniesiony z Konstantyna na Chrystusa i od początku V wieku występuje regularnie i powszechnie u aniołów, apostołów i świętych. (Zmyślni katoliccy teologowie wynajdują nimb, glorię, aureolę już w Nowym Testamencie!). Jakkolwiek by było: inkryminowane "zrównanie nimbu i aureoli" nie odgrywa po pierwsze w moim kontekście żadnej roli, po drugie jest merytorycznie prawidłowe, a po trzecie czasowo odpowiada również późnemu antykowi.
Do moich stron 155-157 passim zauważa Maria R.-Alföldi, że "divus" opatrzony jest "jako tytuł cesarza apostrofami, sacer i sanctus towarzyszące cesarzowi użyte zaś deprecjonująco jako uzurpacja w najwyższym stopniu" (s. 153). Lecz u mnie po pierwsze jasno jest powiedziane, że "Konstantyna nie wolno było, jak jeszcze Dioklecjana i jego współregentów, tytułować divus"; a po drugie terminy sacer i sanctus nie są przeze mnie nigdzie używane deprecjonująco, ani jako uzurpacja w najwyższym stopniu, ani w ogóle.
Ostatni przykład dla krytycznych umiejętności Marii R.-Alföldi z drukowanego małymi literami załącznika na temat "szczególnie uciążliwych błędów i przeinaczeń" (s. 151). Cytuje ona mnie: "Na monetach bitych w mennicach jego chrześcijańskich synów jest przedstawiany w trakcie podróży do nieba, jak jego ojciec", i znajduje tu "kolejny raz, jak niewiele Deschner potrafi siebie samego utrzymać pod kontrolą, formułując własną krytykę: pozostało dlań najwyraźniej niewiadome, że właśnie monety przekazują klasyczno-pogańskie consecratio z orłem Konstancjusza Chlorusa, powstającym z płonącego stosu" (s. 153).
Brak mi zatem nie tylko "techniki badawczej", nie, brak mi również wiedzy. Tego zresztą jestem sam zupełnie świadomy. Komuż nie brak wiedzy? W żadnym jednak razie nie pozostało dla mnie "najwyraźniej niewiadome" to, czym chce ona zatkać moją domniemaną lukę w wiedzy. Cytuje mnie przecież samego, że Konstantyn został wzięty "do nieba, jak jego ojciec". A już czterdzieści lat temu, gdyby przeczytać I znowu zapiał kur, znane mi były liczne inne wniebowstąpienia pogańskich i żydowskich osobistości, Kybele, Heraklesa, Attisa, Mitry, Cezara i Homera, Henocha, Mojżesza, Eliasza... Oczywiście: "Nazywać to «wniebowstąpieniem» jest co najmniej nieporozumieniem" (s. 153). Lecz dlaczegóż? Czy to tylko Pan Jezus miał rzeczywiście i prawdziwie być wziętym do nieba?
Maria R.-Alföldi, której przychodzi "z trudem" "choćby w przybliżeniu podać treść" mojego rozdziału o Konstantynie, jak to wyznaje na wstępie drugiej części swego tekstu, miała już problemy przy czytaniu "cytatów zamieszczonych na wstępie jako motto"; był przecież dla niej ich wybór "niezbyt zrozumiały", zarazem jednak "bardziej charakterystyczny jeszcze, niż akurat zaznaczone szczegóły", a nazywając to po imieniu: "Tendencyjność i budowanie nastroju już na wstępie" (s. 153154). Jednakże tendencyjna jest każda historiografia, bez wyjątku; i ta rzetelna sama to przyzna! Każda bowiem ma pewną skłonność, pewne ukierunkowanie, każda opowiada się za czymś lub przeciwko czemuś. Każdy historyk ma swe determinanty, przesłanki, predylekcje; każdy swe systemy wartości, hipotezy, mechanizmy wyboru, projekcje, egoizmy, swe wzory interpretacyjne i typizacje, swe modele interpretacyjne. Każdy naświetla, bada, objaśnia świat i historię zgodnie ze swym światopoglądem. A najniebezpieczniejszy z wszystkich jest ten, kto temu zaprzecza, kto udaje bezstronnego, kto łudzi neutralnością odnośnie wartości, teoretycznonaukowej niewinności, krótko mówiąc, kto mami obiektywnością, jakiej przypuszczalnie nie ma, a zapewne najmniej jest w teologii i w historiografii (warto przeczytać na ten temat mój "Wstęp" do całego dzieła w pierwszym tomie, s. 13 i nast.). "Obiektywny — powiada Johann Gustav Droysen — jest jedynie człowiek bezmyślny!"
Chodzi tu o sześć cytatów. Pierwszy, z Augustyna, wychwala w wielkim skrócie wojny i zwycięstwa Konstantyna; drugi, z historyka Kościoła biskupa Euzebiusza, sławi wytępienie przez władcę wszelkiego rodzaju "bałwochwalców". W trzech następnych cytatach teologów z późnego XX wieku pierwszy chrześcijański cesarz jest dla Petera Stockmeiera "wspaniałym wzorem", dla Kurta Alanda "chrześcijaninem, i to chrześcijaninem podług serca, nie tylko podług zewnętrznych postępków". A Karl Baus nazywa jego postawę duchową "postawą człowieka naprawdę wierzącego". Kończy to tekst Percy'ego Bysshe Shelleya, "wcześnie dojrzałego i zgasłego wspaniałego liryka z początku XIX wieku, który dla Deschnera najwyraźniej jako jedyny powiedział prawdę" (s. 154): "[...] ten potwór Konstantyn [...]. Ten zimnokrwisty i obłudny brutal poderżnął gardło swemu synowi, udusił żonę, zamordował teścia oraz szwagra i trzymał na dworze klikę żądnych krwi i bigoteryjnych duchownych chrześcijańskich, z których każdy byłby w stanie podjudzić jedną połowę ludzkości do wyrżnięcia drugiej".
Otóż wypowiedź Shelleya nie jest dla mnie w żadnym wypadku "jedyną prawdą". Pewnie jednak taki ogląd rzeczy bliższy jest owym zdarzeniom, niż punkt widzenia cytowanych przed nim antycznych i współczesnych klechów.
Zanim przejdę do trzeciej i ostatniej głównej części krytyki pani Alföldi jeszcze kilka zarzutów z jej pozycji drugiej.
Na przykład poucza mnie w materii termini technici, które opisałem już parę dziesiątków lat temu przy prezentacji kultu władcy i jego wpływu na Nowy Testament, i sugeruje — trick równie ulubiony co prymitywny — że "kpina" z tytułu w rodzaju "Zbawca i dobroczyńca" wyważa otwarte drzwi; to "się nie opłaca". Jakby również sama nie wiedziała: gros wiernych na temat tych (i stu innych) religijno-historycznych pretekstów, o fakcie, że nic w chrześcijaństwie nie jest oryginalne — od Bożego Narodzenia po Wniebowstąpienie czyste plagiaty — nie ma najmniejszego pojęcia jeszcze dzisiaj. Z tego przecież żyją Kościoły!
A poza tym moja "kpina" wyczerpuje się w zdaniu — przeze mnie rzekomo "samego drwiąco podkreślonym": "Zbawca i dobroczyńca: rozpoczął decydującą kampanię od akcji polityczno-religijnych [...]".
Pani R.-Alföldi nie jest w stanie przedstawić niczego rozstrzygającego, więc pozwala sobie wciąż na uszczypliwości, a ponieważ niczego nie uzasadnia, rzuca jedynie aluzje, a wypaczając obraz musi przesadzać, bez zająknienia zatajać fakty lub po prostu mijać się z prawdą. Wszakże owo często skierowane na mnie, niekoniecznie odnoszące się do tematyki dyskusji, wręcz śmieszne mentorstwo pokazuje jeszcze dobitniej, jak wszystko to jest mało przekonujące. Chociażby wtedy (s. 154-155), gdy mnie upomina, że użycie współczesnych, nie znanych starożytności wyrażeń jak "agresor" (sic!) lub "wojna napastnicza" nie jest "merytorycznie właściwe" i prowadzi czytelnika "na manowce". A przecież wielu historyków używa nowych określeń w odniesieniu do dawnych epok; w moim rozdziale o Konstantynie cytuję nestora Ottona Seecka i za nim pojęcie "wojna zaczepna".
Z oczywistego braku uzasadnionych zarzutów narzeka wręcz, że w moim wypadku "rozprawy w porównaniu do monografii są reprezentowane we względnej mniejszości" (s. 155). No cóż, przecież jest ich wystarczająco dużo. Również w tym wypadku nie istnieje żadna norma. Wprawdzie zapewne "w formie rozpraw pisze się wiele nowości" — o wiele za wiele, to "wiele nowości" nie oznacza, że jest to wiele dobrych rzeczy. A dobrych rzeczy na pewno nie mogę spodziewać się po mojej polemistce.
"Niewiedzę" przypisuje mi pani R.-Alföldi również, jeśli chodzi o układy plemienne Franków.
Młody cesarz Konstantyn, tak piszę na stronie 138, jako władca Brytanii i Galii zwyciężył Franków, a następnie "ich królów, Ascaricusa i Merogaisusa, ku ogólnej uciesze rzucił bestiom na pożarcie". Nieco później dodaję, że możliwe, iż owi "frankijscy" królowie byli Brukterami lub Tubantami. To jednak, kontruje badaczka, nie ujawnia, "jak może w sposób zamierzony, uczoności lub wiedzy, lecz nieznajomość historycznego faktu, że «Frankowie» są związkiem plemienym, w których [sic!] zapewne także mieli swe miejsce Brukterowie i Tubanci" (s. 156).
Jednakowoż czy mój tekst to wyklucza? "Być może", piszę, obaj królowie Franków byli "w rzeczywistości Brukterami lub Tubantami". Konstantyn pokonał swego czasu germańskie plemię "bructeri" nad Renem. Byli również "Boruktuarami", jak relacjonuje Beda, którzy dopiero dużo później, pod koniec VII wieku, między rzekami Lippe i Ruhrą dostali się pod panowanie saskie. Gdy biskup misyjny Suitbert (zm. 713 r.) usiłował "nawrócić" owych westfalskich Brukterów, musiał uciekać przed Sasami. Tym samym Brukterowie nie rozpłynęli się w żadnym razie (całkowicie) wśród Franków. I również w czasach Konstantyna część z nich należała do nich, wszakże byli nadal Brukterami — tak jak Sasi pozostali Sasami pod panowaniem Franków.
Nie cytuję nigdy niezgodnie z sensem. I jeśli przytaczam cytaty, to czynię to z wszelką starannością. Oczywiście cytuję regularnie "wyrywając z kontekstu" (s. 154); jest to cecha łącząca mnie ze wszystkimi cytującymi na świecie. Zadziwia jednak oszczerstwo, jakobym podawał "cytaty z antycznej i współczesnej
literatury (fachowej) najczęściej pokawałkowane" (s. 154). Należałoby, nawet jeśli nie będę się upierał przy szczególnie wrednym słówku "najczęściej", podbudować to obfitymi dowodami. Gdzież one są?
Jedno trafienie może zaliczyć sobie Maria R.-Alföldi rzeczywiście (s. 156): moją zamianę bazyliki laterańskiej na bazylikę przy Forum Romanum. Triumf!
Streszczam moją prezentację cesarza, włączam wcześniejsze wyjaśnienia, które wydają mi się szczególnie trafne, i konfrontuję na zakończenie, też w skrócie, z naszkicowanym przez moją krytyczkę "innym wizerunkiem Konstantyna".
Konstantyn I dla kariery zafałszował religię swego ojca Konstancjusza Chlorusa, wcześniejszego gwardzisty cesarskiego, kazał się nielegalnie wynieść na cesarza i z żądzy władzy bez przyczyny zniszczyć dioklecjański system tetrarchii oraz zamordować trzech współcesarzy. Przez całe życie prowadził wojnę. Jest agresywny "od początku" (Stallknecht); przed oczami miał zawsze "tylko jeden cel — powiększenie władzy" (Vogt); przy czym nieustannie odznacza się "straszną brutalnością" (Kornemann): w 306 roku wobec Brukterów, w 310 również wobec nich, w 312 wobec współcesarza Maksencjusza, w 313 wobec Franków, w 314 wobec Sarmatów, w 315 wobec Gotów, mniej więcej w tym samym czasie wobec współcesarza Licyniusza, przy czym miał zlikwidować ponad 20 000 swych wrogów. W 320 roku srożył się wobec Alamanów, w 322 wobec Sarmatów, w 323 wobec Gotów, przy czym każdego, kto im sprzyja, rozkazuje spalić żywcem. W 324 roku przeciwko współcesarzowi Licyniuszowi, jest to "wojna religijna", przed którą Konstantyn, wyruszający w pole z biskupami polowymi, "święty i czysty" odprawia modły wraz ze swą armią, a ostatecznie na placu boju pozostaje 40 000 trupów; 130 okrętów i 5000 marynarzy idzie na dno u skalistego wybrzeża koło Gallipoli.
Licyniuszowi obiecuje Konstantyn ostatecznie życie i rok później każe go udusić, także zlikwidować wielu jego prominentnych stronników we wszystkich miastach Wschodu. "Każdy chrześcijański cesarz starał się iść za tym wielkim przykładem", zapewnia katolicki teolog Stockmeier; "zawsze można było przywołać jego postać, chcąc wskazać książętom ideał [!]". A nawet, stał się "idealną postacią [...] chrześcijańskiego władztwa w ogóle" (Löwe).
Wszystko to, tutaj jedynie wyliczone, odzwierciedla się u R.-Alföldi (s. 148) w jednym zdaniu: "Najpierw umacnia się, następnie krok po kroku odbiera obszary swego współregenta, by ostatecznie w 324 roku zjednoczyć pod swym berłem całe rzymskie Imperium". Tak widziana historia staje się czystą i aseptyczną rzeczą. Nie płynie krew, nawet jeśli zaraz dodaje: "Wielokrotnie musi walczyć na granicach, by zabezpieczyć obszar Imperium".
W 328 roku Konstantyn wyrusza na Gotów, w 329 na Alamanów, w 332 znów przeciwko Gotom, których straty, spowodowane również przez głód i mróz, liczone są na sto tysięcy. I jeszcze w roku swej śmierci — 337 — "twórca chrześcijańskiego imperium światowego" chciał wyprawić się wraz z wieloma biskupami polowymi przeciwko Persom.
O tym wszystkim jednak, dzięki czemu Konstantyn stał się twórcą chrześcijańskiego Zachodu, a co dopiero uczyniło go — jak mutatis mutandis później Karola I — "Wielkim", niewiele znajdziemy u Marii R.-Alföldi i to raczej wymuszone polemiką ze mną. Również o osobistym okrucieństwie cesarza, dla którego życie ludzkie nie miało "żadnej wartości" (Seeck), zainicjowanych przezeń "igrzyskach frankijskich" (14-20 lipca), o "ludi Gothici" (4-9 lutego), gdy wziętych jeńców całymi stadami rzucał na arenie dzikim zwierzętom, o tym wszystkim absolutnie nic; podobnie na temat skrytobójczych mordów najbliższych krewnych. Prawdopodobnie tego brutalnego wyrzynania (jakie jego syn Konstancjusz II kontynuuje już w roku śmierci swego ojca, proceder mordowania krewnych w ogóle bowiem pozostaje regułą w chrześcijańskich dynastiach), prawdopodobnie dotyczy tej jego okrutnej cechy świętego Wielkiego jedno subtelne, kobiece zdanie Marii R.-Alföldi, które chyba nie może brzmieć bardziej groteskowo: "Zdaje się mieć nawet skłonności do porywczości" (s. 158).
Utrzymanie na życzenie chrześcijańskiego władcy Konstantyna tortur również przed sądem — "a przewidziane w tym celu metody były okrutne" (Grant) — nie są wspomniane ani słowem przez "badaczkę Konstantyna o międzynarodowej reputacji" (s. 148). Tak samo jak haniebne dręczenie niewolników. Kiedy więc niewolnicy umierają od ciosów swych panów, jak dekretuje Konstantyn 18 kwietnia 326 roku, to zabójcy "są wolni od winy (culpa nudi sunt) [...] niech się ich panowie nie obawiają dochodzenia (questionem)..." A jego majestat zabrania w kolejnym dekrecie wręcz wyraźnie sprawdzania, czy niewolnik został zabity umyślnie, czy nie! Takie rzeczy obrończyni "Wielkiego" pomija całkowicie. Także niemal każdy szczegół ze szczególnie ważnego i dlatego zdecydowanie najdłuższego podrozdziału "Od Kościoła pacyfistów do Kościoła klechów polowych". Jego przedmiotem jest fakt o fundamentalnym znaczeniu, do dzisiaj dezawuujący Kościół powszechny, że jego teologowie pierwszych trzech stuleci ani na Wschodzie, ani na Zachodzie nie pozwalali na udział w wojnie; że zabraniali nawet obrony koniecznej i kary śmierci, także skazywania na nią, jak i jej wykonywania, jak również prowadzącego do niej donosu (że według zarządzenia kościelnego rzymskiego biskupa i świętego Hipolita z trzeciego wieku nawet myśliwi nie mogli być chrześcijanami). I oto Konstantyn czyni w 313 roku chrześcijaństwo religią dozwoloną z ogromną ilością korzyści zwłaszcza dla hierarchów — i od razu dotychczasowi pacyfiści dostarczają nagle prochrześcijańskiemu państwu owieczek pod nóż. Kto teraz odrzucał miecz podczas wojny, zostawał wykluczony, męczennicy-żołnierze zniknęli z kościelnych kalendarzy!
W tym kontekście walczyłem przeciwko starym i nowym obrońcom tak niesłychanej zdrady, między innymi z Hansem von Campenhausen — na co Maria R.-Alföldi, z właściwym jej wyczuciem istoty sprawy, nie jest w stanie powiedzieć niczego poza zdaniem: "Kulminację stanowi sposób cytowania w rodzaju «teolog z wyższych sfer» [...]" (s. 156).
I jak teraz wygląda jej "Inny obraz Konstantyna, szkic w paru zarysach" (s. 157)? Muszę go tu jeszcze raz skrócić, tam gdzie możliwe w dosłownym przytoczeniu: osłabiony limes zostaje przez władcę na nowo rozbudowany, wprowadzony bardziej efektywny system podatkowy, obszar Imperium zrestrukturyzowany w celu pomnożenia dochodów, zwiększona potężnie administracja. Zawody i zadania — to nie jest mój styl pisania — stają się przymusowo dziedziczne, braki zostają wedle możliwości usunięte, powstaje potężny sztab generalny, zostaje założona nowa rezydencja Konstantynopol w strategicznie decydującym miejscu.
Sam Konstantyn posiada zatem niewątpliwe umiejętności militarne i wie, jak wykorzystać swe ogromne możliwości, jakie ma jako cesarz. Może być łagodny, działa jednak radykalnie, gdy jego pozycja zostaje zagrożona, początkowo jednakże pozostaje ostrożnym politykiem-realistą. Za pomocą swej władzy usiłuje wyrównać podziały między starą i nową wiarą, preferuje oczywiście chrześcijan, wszakże działa też przy tym najczęściej ostrożnie i realistycznie, aczkolwiek kwestia wojny sprawiedliwej napadniętych mocno obciąża dobrych chrześcijan. Krótko mówiąc, odważny odnowiciel, jego działanie wykazuje zadziwiająco trwałe skutki i służy przyszłości jako użyteczna baza — "także chrześcijaństwo jest w tym sensie nowe, prowadziło i prowadzi dzisiaj historycznie dalej" (s. 159).
Czyż nie brzmi to dobrze, nie swojsko uczenie, gdy ona, tak pisze wydawca w czołówce, "reasumuje stan wiedzy na temat Konstantyna"? Czy płynie u niej krew? Czy ludy i plemiona zdychają w gnoju? Nie, gnój piętrzy się u mnie! Moja "nadmierna, więcej jeszcze, naładowana uczuciami gorliwość jest dziwaczna", wygląda "niewiarygodnie", uniemożliwia "rzetelny udział w dyskusji". Tym sposobem do mojego przedsięwzięcia odnosi się "w pełnej rozciągłości pełne zadumania zdanie francuskiego poety Paula Valery'ego, gdy powiada: «Historiografia stanowi najniebezpieczniejszy produkt, jaki kiedykolwiek był używany w laboratorium ludzkiego intelektu»". (Na marginesie: "gdy powiada...", nieco niezdarne, głupawe, zupełnie zbędne. Nie na marginesie: pani profesor od nauk pomocniczych starożytności dostarcza w przypisie na tej stronie oryginalną wersję tego zdania. Literówkę "dangeureux" pominę. Lecz z "laboratorium ludzkiego intelektu", w którym "kiedykolwiek" coś "warzono" nie ma u Valery'ego ani sylaby. Gdybym ja pozwolił sobie na tego rodzaju swobodę tłumaczenia, to gwarantuję, że pomocnicza pani naukowiec zarzuciłaby mi "traduttore, traditore", "tendencyjność", a nawet "kłamliwość").
A poza tym: o trafności bonmotu Valery'ego, jego sygnifikancji, również i ja jestem przekonany, o znaczeniu tego zdania patrząc na historiografię zazwyczaj opanowaną przez atrybuty bieżącej polityki, na historiografię, która wprawdzie zawsze gorliwie potępia wszelkie małe gangsterstwa, często również jedynie domniemane, a co dopiero popełnione, wisi natomiast uniżenie całymi latami na garnuszku wielkich przestępców. Nieustannie stawia owa historiografia najbardziej zepsute wzorce. Nieustannie jej perwersyjne wykrzywione pseudoideały korumpują ludzkość. Jej nędzą, wynikającą zgłęboko nieetycznego, gardzącego człowiekiem, posłusznego jedynie władzy, otumanionego sukcesem sposobu myślenia, jest ona obciążona w nie mniejszym stopniu, niż same gloryfikowane przez nią krwawe bestie. I w nie mniejszym niż chrześcijaństwo. Owo chrześcijaństwo, o którym R.-Alföldi (s. 159) pisze w bezpośrednim nawiązaniu do "działalności" Konstantyna: "również chrześcijaństwo jest w tym sensie nowe". Brzmi to nieprzystojnie cynicznie w obliczu jego ówczesnej niesłychanej zdrady, lecz jest przy tym bezsprzecznie prawdziwe.
I nic nie było równie fatalne dla narodów, zwłaszcza chrześcijańskich, nic nie wydaje tak niszczącego wyroku na to samo chrześcijaństwo, jak ów osławiony fakt, że "przetrwało historycznie do dzisiaj" i trwa nadal.
Gdyby jednak po tradycyjnej historiografii, koronującej zwycięzców, będącej jedynie innym rodzajem hagiografii, nastąpiło dziejopisarstwo i krytyka historyczna — krytyczne dla władzy, rzeczywiście etyczne, to cóż mogłoby być bardziej pożądanego, cóż bardziej korzystnego dla narodów, zwłaszcza tych zawsze i wciąż uciskanych i wyzyskiwanych? I tu wspominam na koniec na słowa poety i myśliciela, na sentencję laureata Nagrody Nobla Eliasa Canettiego, poprzedzającą pierwszy tom Kryminalnej historii chrześcijaństwa: "Dla historyków wojny są jak świętość; jako zbawienne lub nieuniknione burze wyłamują się ze sfery nadnaturalności i włączają w oczywisty i wytłumaczalny bieg świata. Nienawidzę respektu historyków przed czymkolwiek, co się wydarzyło, tylko dlatego, że się wydarzyło, ich fałszywych, ustalanych po fakcie miar, ich bezsilności, która pada plackiem przed każdą formą władzy".
Karlheinz Deschner
ROZDZIAŁ 1.
Cesarz Ludwik I Pobożny (814-840)
"Rzesza Ludwika miała być państwem pokoju [...]. Nie wykluczało to jednak wojen przeciwko poganom, lecz ją wręcz do nich zmuszało,
ponieważ byli uważani za sprzymierzeńców szatana".
Heinrich Fichtenau
"Jak zachowywał się Kościół w tym smutnym czasie? Jest rzeczą ciekawą obserwować, jak Kościołowi udaje się zdobyć zwierzchnictwo, gdy władza cesarska chyli się ku upadkowi. Jest oczywiste, że decydującą rolę odegrali tu frankijscy biskupi [...]. Wszystko wskazuje na to, że tacy panowie jak Agobard i Wala, Paschazjusz Radbert, Bernard z Wienny i Ebbo z Reims trzymali w rękach nitki tych zawikłanych intryg i wykorzystali żądzę władzy i ambicje świeckich w najuczciwszych i bezinteresownych zamiarach dla większej chwały Boga".
H. Daniel-Rops
"Lecz z państwem działo się tak, że każdy gnany swymi złymi namiętnościami szukał jedynie swej korzyści, z dnia na dzień gorzej".
Nithardi historiarum
"[...] a nędza ludzi rosła po wielekroć z każdym dniem".
Annales Xantenses (834 r.)
Karol "Wielki", Święty, był aktywny nie tylko na polu bitwy. O ile wiadomo, spłodził również dziewiętnaścioro dzieci, ośmiu synów, jedenaście córek i to jednocześnie z dziewięcioma różnymi kobietami (oczywiście jest to mała trzódka wobec 61 dzieci biskupa Henryka z Leodium, owego pracowitego robotnika w winnicy Pańskiej, któremu papież Grzegorz X wylicza w XIII wieku zaledwie "14 synów w ciągu 22 miesięcy ").
Mimo jednak błogosławieństwa w dzieciach dla Karolinga nie było żadnych problemów z sukcesją.
Na wypadek śmierci Karol podzielił Rzeszę w tak zwanym Divisio regnorum między swych trzech synów. Każdy zobowiązany był przy tym do defensio sancti Petri, obrony Kościoła rzymskiego. Jednakże zupełnie nieoczekiwanie przyszło ojcu pochować dwu starszych synów: w roku 810 Pepina, a w rok później Karola, któremu najwyraźniej długi czas była przeznaczona korona cesarska jako głównemu spadkobiercy. Był to dla króla cios tak wielki, że zamierzał zostać mnichem. Z "legalnych" synów pozostał mu już jedynie urodzony w roku 778 w Chasseneuil koło Poitiers Ludwik, najmłodszy i, jak wiedział, najmniej zdatny do panowania, który ostatecznie został w wieku trzydziestu sześciu lat cesarzem, potem został zrzucony z tronu, znowu na nim osadzony, jeszcze raz strącony i ponownie przywrócony.
Wszystko dobre, co się dobrze kończy? W każdym razie pobożny Ludwik, co ważniejsze niż wszystko inne, już od małego "uczył się zawsze bojaźni bożej i miłości", jak to przekazuje około roku 837 jeden z jego współczesnych biografów, czcigodny Frank Thegan, biskup sufragan diecezji trewirskiej, proboszcz kapituły św. Kasjusza w Bonn. Od roku 781 Ludwik był królem Akwitanii, namaszczonym przez papieża Hadriana I. A w niedzielę 11 września 813 roku jego ojciec ogłosił go w Akwizgranie swym następcą i kazał ukoronować na współcesarza, tym razem rezygnując z udziału papieża, a nawet jakiegokolwiek duchownego.
Wszakże odbyło się to wszystko przed ołtarzem, "na chwałę naszego Pana Jezusa Chrystusa" po długich modłach obu możnych. Karol napominał swego syna i następcę do szczególnej miłości i bojaźni Wszechmogącego, by przestrzegał we wszystkim jego przykazań, kierował jego kościołami, czcił kapłanów jak ojców, a lud kochał jak synów. Krnąbrnych i złych ludzi miał przymuszać do zbawienia, opiekować się klasztorami i ustanawiać sługi boże. Prawie nie było końca zaklinaniu Pana, ale potem — gdy Ludwik zaprzysiągł wszystkiego dotrzymywać — ukoronował go na współcesarza, na co lud zakrzyknął "Niech żyje cesarz Ludwik!" i obaj monarchowie wysłuchali mszy.
Od czasu koronacji Karol, podupadający już mocno na zdrowiu, cierpiący na niedowład jednej stopy — jeśli możemy zaufać biskupowi Theganowi — modlił się jedynie, rozdzielał jałmużnę i "poprawiał", albo jak mówi Thegan, "korygował najlepiej" (optime correxerat) wszystkie cztery ewangelie, nieomylne Słowo Boże, nim zmarł 28 stycznia 814 roku. Pozostawiał synowi ogromną Rzeszę, prawie w całości zagrabioną przez niego samego lub jego przodków i poprzedników, składającą się z czterech wielkich części: Francji, centralnej części państwa, z dworami królewskimi i wielkimi opactwami, a dalej Germanii, Akwitanii i Italii.
Zabijanie i modlitwa
Dwie dziedziny, które od dawna i jeszcze przez wiele stuleci determinowały każdego chrześcijańskiego władcę, odcisnęły się na życiu młodego Ludwika: wojna i Kościół.
Wszyscy szlachetnie urodzeni chrześcijanie winni byli poznawać tak zwane rzemiosło wojenne od wczesnego dzieciństwa. Z reguły musieli być wykształceni w sztuce rycerskiej przed osiągnięciem dojrzałości, a w wieku 14 lub 15 lat, czasem jeszcze wcześniej, zdolni do władania bronią. I, co oczywiste, "możni palili się do wyruszenia na wojnę" (Riche). (Natomiast nie było wśród nich ani jednego "Wielkiego", który by umiał czytać czy wręcz pisać. "Piszą trzy palce, a pracuje całe ciało", brzmiało powszechnie cytowane porzekadło. Znaczyło to, że pisanie niszczy oczy, wykrzywia plecy, szkodzi żebrom i brzuchowi, bolą nerki, całe ciało odczuwa wstręt).
Również Ludwik, silnego ciała i mocnych ramion, który w jeździe konnej, strzelaniu z łuku i rzucaniu oszczepem nie miał "równego sobie", ale według wyników badań był pokojowo usposobiony, towarzyszył ojcu na jego żądanie w niszczycielskiej wyprawie przeciw Awarom (IV, s. 291 i nast.), w każdym razie aż do Lasu Wiedeńskiego. Wkrótce potem, w roku 793, wspierał — znów na ojcowski rozkaz — w odwetowej wyprawie swego brata Pepina w południowych Włoszech. Najpierw młodzieniec świętuje "dzień narodzin Chrystusa w Rawennie" — jak pisze autor drugiej mu współczesnej (i jedynej pełnej) biografii Ludwika, według własnych słów żyjący od roku 814 na cesarskim dworze i dla swej znajomości gwiazd zwany Astronomem, nieznany duchowny cesarskiej kaplicy — a potem "wpadają połączonymi siłami do prowincji Benewentu, pustoszą wszystko, dokąd się obrócą [...]".
Ludwik był przy tym szczególnie dobrym chrześcijaninem, jeszcze lepszym niż jego święty ojciec. Wiele współczesnych świadectw, wśród nich 28 samych dokumentów z Fuldy z lat 819 — 838, nazywa go pius, piissimus; przydomek władcy wszakże od dawna zakrzepły w pusty frazes. Jednakowoż często opowiada się o "pobożności" Ludwika; i owszem, frankijski kleryk Ermoldus Nigellus pisze w panegirycznym eposie in honorem Hludovici Christianissimi Caesaris Augusti (od którego spodziewa się wyraźnie unieważnienia wyroku skazującego na banicję), że Ludwik rządzi wręcz "z pomocą swej pietas". Zresztą cesarz otrzymał zadomowiony we wszystkich europejskich językach przydomek pius (Pobożny, le Pieux, U Pio, the Pious, również Louis le Debonnaire, Łagodny, nowożytne deprecjonujące miano francuskich historyków) wcale nie za swego życia, gdy go zwykle zwano Hludovicus imperator, lecz najwcześniej zapewne pod koniec IX wieku.
Już jako dziecku dano Ludwikowi wicekrólestwo Akwitanii oraz dano do boku Radę Regencyjną i tam powrócił na wiosnę roku 794 po wyprawie do Benewentu w towarzystwie comites swego ojca. I tak umiał nie tylko ukrócić władzę rodzimej arystokracji, lecz również wyprawić się do południowego sąsiada — oczywiście jedynie na odgórne polecenie — co wyczerpało wszystkie akcje w polityce zagranicznej, a zwłaszcza militarne, króla.
Na rozkaz Karola jego pobożny, pokojowo usposobiony syn napadał po wielekroć Hiszpanię. Podbił i zniszczył Leridę. "Następnie — pisze Astronom — i po tym, jak pozostałe miasta zostały spustoszone i spalone, poszedł do Huesci. Obfitujący w żyzne pola obszar wokół miasta został przez drużynę stratowany, spustoszony, spalony, a wszystko, co się znajdowało poza miastem, zniszczone przez ogień".
Jak prawie zawsze w owym czasie jedynie zima powstrzymała młodego Ludwika od dalszych dokonań chrześcijańskiej kultury. Poza tym katolicki heros palił poza miastami okazjonalnie również ludzi, jeśli nawet tylko "prawem odwetu" (Anonymi vita Hludovici); zupełnie po biblijnemu: oko za oko, ząb za ząb.
I ledwie "to załatwił", według tego samego źródła, "wydało się królowi i jego doradcom konieczne, pomaszerować do ataku na Barcelonę". I gdy oblężeni z głodu całymi tygodniami zjadali już tylko starą skórę, służącą do zawieszania na drzwiach, a inni ze zwątpienia nad nędzą wojny rzucali się głową w dół z murów, poddał się niecny wróg, a Ludwik uczcił to "poświęconym Bogu świętem dziękczynnym", wszedł z kapłanami, "którzy poprzedzali jego i wojsko, w uroczystym pochodzie, wśród pieśni pochwalnych w bramy miasta i udał się do kościoła świętego i zwycięskiego Krzyża [...]".
Oczywiście Ludwik raz za razem nachodził wrażych hiszpańskich sąsiadów, bliżej nie było już nikogo. Astronom donosi o takich napadach w ciągu kolejnych lat. "Następnego lata wyruszył on jednak z tak wielką siłą, jaka mu się wydała konieczna, do Hiszpanii, przez Barcelonę do Tarragony, pojmał, kogo tam znalazł, innych zmusił do ucieczki, a wszystkie osady, kasztele i miasta do Tortosy zniszczyło wojsko i strawił lasy płomień". Potem znów napadli z ukrycia od tyłu na nie przygotowanego przeciwnika, "spustoszyli jak okiem sięgnąć kraj nieprzyjaciół [...], walczyli mocno i zmusili ich z pomocą Chrystusa do ucieczki. Kogo chwycili, zabijali i z radością brali łupy [...]. Król Ludwik wrócił jednak do domu, po radosnym powitaniu swoich ludzi i całkowitym spustoszeniu nieprzyjacielskiego kraju".
Wierny chrześcijanin.
Przy tym można przeczytać w starym standardowym dziele katolickim o Ludwiku: "O wszystkich myślał dobrze", jego charakter był "szlachetny", jego serce "przyozdobione wszelkimi dobrymi obyczajami" (Wetzer, Welte). Krwawy miecz i złoty charakter, pasuje to ze wszech miar do tej religii; czyż nie był to daleki, skromny odblask wręcz samego Pana Boga i jego praktyk z ogniem piekielnym?
Albowiem, słowami ostrej jak brzytwa teologiki doktora Kościoła papieża Grzegorza I "Wielkiego": "Wszechmocny Bóg, w swej dobroci, nie znajduje zadowolenia w męce nieszczęsnych; ale w swej sprawiedliwości nie będzie, karzączłych, na wieki wieków łagodnie usposobiony".
Wygodna religia. W każdym przypadku zawsze coś znajdzie.
Z tym właśnie Bogiem, dobrym, lecz przeciwnym ludziom złym — a wszyscy wrogowie są źli — "na wieki wieków nie łagodnym", dokonywała się każda grabież i każdy mord, jak to było już za czasów miłych Bogu Merowingów i Pepinidów, wciąż od nowa na chrześcijańskim Zachodzie. I dalej czytamy: "Lecz z ufnością w pomoc bożą nasi, choć nieporównanie i liczebnie daleko słabsi niż tamci, zmusili jednakże wrogów do ucieczki i zapełnili drogę uciekających wieloma ciałami: i nie prędzej odstąpili od mordowania (et Leo usque manus ab eorum caede non continuerunt), niż gdy słońce, a z nim dzienne światło, znikło i cień pokrył ziemię, zaświeciły się błyszczące gwiazdy, by noc rozjaśnić. Następnie powrócili z pomocą Chrystusa z wielką radością i wielkimi skarbami do swoich".
Prawie romantyczne, taki mały upust krwi. I zawsze tylko z Bogiem, jego pomocą, jego błogosławieństwem, jego ochroną. Na przykład, gdy już właśnie kogoś tam powieszono, a "prawie wszystkim pozostałym odebrano kobiety albo synów", to jest napisane, że zaraz potem: "król i jego ludzie pod ochroną bożą ruszyli do domu".
Niekiedy Ludwik nie mógł brać udziału w wyprawach "we własnej osobie". Lecz w następnym roku wyprawia się znów na Tortosę: "tak uciskał i szkodził miastu za pomocą taranów, katapult i innych machin oblężniczych, że jego mieszkańcy porzucili nadzieję [...]". Albo wyrusza na Basków. Na samą "pogłoskę", że chcieli podnieść głowę, król zarządza dla "dobra publicznego" nową wyprawę wojenną, pozostawia "wszystko, co posiadają, wojsku do splądrowania. Wreszcie gdy wszystko, co mogło do nich należeć, zostało zniweczone, przyszli błagać o łaskę i na koniec musieli, straciwszy wszystko, uważać za wielki dar, że otrzymali przebaczenie" (Anonymi Vita Hludovici).
Tak się wychowuje swoich ludzi. Krótko mówiąc, w coraz większej mierze potwierdza się, że w przypadku Ludwika Pobożnego, powtarzając za Fichtenauem, "chrześcijańska nauka osiągnęła głębsze pokłady [...]", żeby bowiem krew tych wszystkich barbarzyńsko wyciętych w pień nie tryskała zbyt mocno, żeby ta kronika nie utonęła już całkiem w grozie, coraz mocniej wynosi się pierwiastek duchowy, boski i z godnością maże się go krwią. Jak Ludwikowi "nikt w strzelaniu z łuku lub rzucaniu oszczepem nie dorównywał", w robieniu orężem, instrumentami mordu, tak również posiadał, wychowany w surowym duchu monastycznym Akwitanii, Adjutor Dei, adiutant, służebnik tak zwanego Boga, co zawsze oznaczało Kościoła, znaczącą godność kapłańską, a takoż duchowo ochocze kolana. Dlatego biskup Thegan powiada o nim w tym samym kontekście: "Nigdy nie podnosił swego głosu do śmiechu". Oraz: "Gdy udawał się codziennie rankiem na modlitwę do kościoła, zginał zawsze kolana i dotykał czołem podłogi, długo pokornie się modląc, niekiedy wśród łez [...]". Krótko mówiąc, tak relacjonuje następnie jego biograf-biskup: "i zawsze zdobiły go wszelkie dobre obyczaje". A nawet, "świętą pobożnością powodowany", zdradza również żywot Ludwika, nie pozwolił "zaniedbać niczego, o czym sądził, że mogło przysporzyć chwały świętemu Kościołowi bożemu".
Ludwik Pobożny znajdował się od dzieciństwa pod wpływem kleru. Od początku tak mocno był związany z Kościołem, że tylko ojciec powstrzymał go od zostania mnichem. Jak go później wychwala Astronom, tak bardzo "zabiegał o służbę bożą i wyniesienie świętego Kościoła, że według jego uczynków bardziej można by go nazwać kapłanem niż królem". Ludwik, pietystyczny, hiperklerykalny, raczej wrogi kultywowanej przez swego ojca kulturze, nie tylko zastąpił w Akwizgranie żądnych uciech dworaków duchownymi, lecz także wygnał wszystkie prostytutki i zamknął swe siostry w klasztorze.
Stosownie do tego jego sposoby rządzenia są nacechowane ideami kościelnymi: prałaci albo współdecydują, albo sami sprawują władzę. Również gdy od roku 819 następują zmiany personalne wśród jego doradców, gdy umiera arcybiskup Kolonii Hildebald, a opat Helizachar się wycofuje, to nowi doradcy, na czele z arcykapelanem i kierującym nadworną kaplicą, opatem Hilduinem z St. Denis, również opaci St. Germaine-des-Prés, St. Medard koło Soissons, St. Ouen w Rouen i Salonne stoją oczywiście nie tylko blisko Kościoła, ale są znów najczęściej duchownymi, a w kwestiach Kościoła reprezentują nawet raczej "jeszcze bardziej radykalny kierunek niż ich poprzednicy" — a później stają się najgłówniejszymi przeciwnikami jego drugiej żony Judyty.
"Początek nowych reform [...]" — do pięciu litrów wina i czterech litrów piwa dziennie na kanonika
Szczególnie w pierwszych latach po przejęciu całkowitej władzy Ludwik zwołał szereg synodów do Akwizgranu i rozkazał zebrać się wyższemu duchowieństwu, by radzić nad szczegółami wielkiej, reformy Kościoła. Wszak dla jego programu Renovatio regni Francorum jedność Kościoła była warunkiem jedności Rzeszy.
Tak więc na zgromadzeniu w Akwizgranie późnego lata roku 816 opracowano w Institutiones Aquisgranenses regułę dla kanoniczek, przede wszystkim jednak odnowiono regułę dla kanoników, którą na podobieństwo vita communis stworzył około roku 755 święty biskup Chrodegang z Metzu, pochodzący z jednego z "najpierwszych" rodów "frankijskiej arystokracji". Wobec jego "reformy" w lokalnych ramach prowadzono dalej reformy o powszechnym znaczeniu, a w szczególności "dążono teraz do dużo mocniejszego ukierunkowania kanoników na ideał monastyczny" (W. Hartmann).
Pewne wyobrażenie o tym przekazują przepisy odnośnie pożywienia i napojów wielkiego synodu akwizgrańskiego z roku 816. Każdy kanonik — taka "równość" panowała już w tym okresie rozwiniętego feudalizmu — miał otrzymywać tę samą ilość jadła i napojów, każdy nie tylko cztery "funty" chleba, lecz również — w zależności od okolicy — od jednego do pięciu litrów wina. I dodatkowo jeszcze do czterech litrów piwa, również dziennie! Oczywiście badacze widzą w tym dopiero "dążenie" do monastycznego "ideału". (Lub jak Wilfried Hartmann daje odnośny tytuł: ,,a) Początek nowych reform". — W XII wieku niedzielny obiad kapituły katedralnej w Bambergu składał się z ośmiu dań, a w wieku XVIII uczta urodzinowa opata z Ebrach z dwudziestu ośmiu).
Co znajdowało się w centrum uwagi wyższego duchowieństwa ówcześnie (jak i dzisiaj), odzwierciedlają dość wiernie dokumenty. Było to mianowicie przekonanie, że jego państwo jest "z tego świata".
Walka o "dobra kościelne" i przeciwko kościołowi prywatnemu
Już w roku 813 duża część kanonów pięciu frankijskich conciliae (w Arles, Reims, Moguncji, Châlon i Tours) wspominała o kościelnych dobrach, budynkach i darowiznach na rzecz Kościoła, a nawet każdy z pięciu synodów podnosił temat dziesięciny. Świadczy to zresztą o powszechnej u duchowieństwa żądzy pieniędzy, jeśli (nie tylko w owym czasie) trzeba było zabronić urządzania targów w kościołach! Ale przecież ostatecznie już w czasach biblijnych uczyniono z domu Pana "jaskinię zbójców". Nie dziwi zatem, kiedy po Bożym Narodzeniu roku 818 conuentus w Akwizgranie "mocno obraduje nad stanem Kościoła i klasztorów"; kiedy już rozdział 1 dokumentu sejmu Rzeszy lat 818-819 poświęcony jest ochronie dóbr kościelnych; rozdział 7 dotyczy darowizn na rzecz Kościoła, takoż punkt 8; kiedy rozdział 12 objaśnia dziesięciny z nowo założonych wsi, rozdział 14 jeszcze raz dziesięciny, a nawet dziewięciny kościelne; i kiedy końcowy rozdział 29 znowu się zwraca ku dobrom kościelnym oraz kwestii kościołów prywatnych, co również podnosiły rozdziały 6 do 14.
Kościół prywatny (ecclesia propria) był tak zwanym domem bożym (klasztorem), objętym prywatnym prawem własności, stojącym w posiadłościach świeckiego lub duchownego właściciela ziemskiego i podlegał mu również całkowicie w każdej dziedzinie, ekonomicznej i duchowej. Jak do każdego kościoła krajowego należały całkowicie i w pełni już w IX wieku własne dochody i dobra ziemskie, tak również właściciel ziemi, na której stał kościół, rozporządzał budynkiem kościoła jak innym prywatnym majątkiem. Dysponował on w sposób nieograniczony korzyściami z wszystkich dóbr takiego kościoła łącznie z jego przychodami, majątkiem, zabudowaniami, zyskiem, wszelkiego rodzaju daninami, niekiedy dziesięciną, regaliami, spoliami etc., jak też posiadał prawo obsadzania i odwoływania z urzędów duchownych lub (w przypadku klasztorów) opatów.
Kościoły prywatne, wyrosłe już w starożytności na rzymskim gruncie, były w końcu rozpowszechnione w całej Europie, a najbardziej popularne stały się w państwach germańskich w IX i X stuleciu. Od wprowadzenia powszechnego obowiązku dziesięciny opłacało się więc wybudować kościół i być jego właścicielem. Kościoły prywatne były coraz bardziej lukratywną inwestycją i pożądanym przedmiotem spekulacji ekonomicznych, kupna, zamiany, wypożyczeń, darów, dziedziczenia itp., krótko mówiąc "domy boże" stały się "rentowną lokatą kapitału" (Schieffer), "przedsięwzięciem przynoszącym zysk" (Nylander).
Wiąże się z tym z pewnością w sposób decydujący fakt, że Kościół stopniowo zaczyna w rozwiniętym średniowieczu zwalczać początkowo przezeń długi czas tolerowane, już od czasów karolińskich tak faktycznie, jak i prawnie usankcjonowane kościoły prywatne. Przy tym, co godne uwagi, kwestionuje najpierw — dla zachowania pozorów, jako jawnie szczególnie niewłaściwe — dysponowanie przez świeckich urzędami duchownymi w kościołach prywatnych, następnie zaś daleko ważniejsze dlań prywatne korzyści osiągane przez świeckich, aż do groźby ekskomuniki i wreszcie do ostatecznego ich zakazu — podczas gdy władza biskupów i klasztorów nad kościołami prywatnymi pozostaje nie naruszona!
Tak więc Ludwik Pobożny, pozostający pod przemożnym wpływem Kościoła, zainicjował również pewne radykalne nowości w polityce agrarnej wobec dóbr kościelnych. Mieli zatem świeccy właściciele ziemscy zostać pozbawieni istotnego źródła wpływów, stracić w ogóle jakikolwiek wpływ na obsadzanie urzędów kościelnych, przez co cesarz popadł w ostry konflikt z arystokracją.
Biskupi przypominali tymczasem bezustannie o użytkowanych do celów państwowych "dobrach kościelnych", o wyrządzanych tym dobrom "krzywdach" i o ich zwrocie. Tak było na sejmie Rzeszy w roku 822 w Attigny, rok później znowuż na zgromadzeniu w Compiegne. Oraz w dalszych oświadczeniach przedtem i potem.
W mowie przed synodem w roku 822 zaangażował się mocno na rzecz dóbr kościelnych również osławiony arcybiskup Agobard z Lyonu, którego życiową misją była "chrystianizacja świata" (Boshof) i — na co najwyraźniej nie uzyskał zezwolenia cesarza — zwalczanie żydów (których Agobard atakuje w pięciu traktatach, przy czym antycypuje faszystowski slogan "Nie kupujcie u żydów"!). Dobra kościelne miały być tak święte, jak to było możliwe. Przeto arcybiskup ogłasza wszystkie kanony za nienaruszalne, jako że powstały na koncyliach w zgodzie z Pismem Świętym i przy współdziałaniu Ducha Świętego. Ergo każde ich naruszenie było sprzeciwem wobec Boga, jakakolwiek sekularyzacja dóbr kościelnych naruszeniem praw boskich.
Tak to funkcjonuje: wszystko, co duchowieństwo chce mieć, zagarnąć i zachować, należy do Boga. A w Boga nie wolno godzić w żadnym wypadku! (Bóg zaś, tego musi się nauczyć świat wiernych, jest w praktyce kupą prałatów żądnych władzy i pieniędzy).
Ludwik Pobożny umocnił także wyjątkową pozycję klasztorów w gospodarce narodowej i wspierał ją poprzez udzielanie licznych zwolnień celnych, praw do bicia monety, zwolnień z obowiązkowych świadczeń wojskowych i innych opłat, co jest kontynuowane przez jego następców, gdy przede wszystkim występują coraz częściej nadania w rzeczach i monecie.
Reforma prawa małżeńskiego i zaćmienia księżyca albo o zabobonach cesarza
Nie może dziwić, że pod rządami związanego z klerem władcy rozpowszechniał się nadal coraz bardziej kościelny kodeks cnót i moralności, jeśli nawet — jak zwykle — na papierze. Szczególnie dotyczy to Ludwikowego prawa i polityki wobec małżeństwa. Identyfikował się zupełnie, w tym przypadku nie zawsze na korzyść państwa, z życzeniami duchowieństwa. Jeśli chrześcijańscy Merowingowie hołdowali jeszcze mocno poligamii (p. np. IV, s. 65), podobnie wcześni Karolingowie, konkubina niemal dorównywała rangą poślubionej żonie, tak że sam Kościół przez jakiś czas tolerował, jak świadczy o tym choćby synod w Moguncji (852 c. 15), to Ludwik Pobożny nie tolerował już nawet monogamicznego konkubinatu.
Sam wszakże początkowo w nim żył. Już w roku 794, mniej więcej jako szesnastolatek, związał się z Ermengardą, córką hrabiego Ingrama z rodu Robertynów, zapewne po to, by uchronić się od rozpusty — jak pisze jego anonimowy biograf — od "naturalnych gorących popędów swego ciała". A przecież najwyraźniej miał już wcześniej stosunki z kobietami, z których zrodzili się Alpais i Arnulf. Jednakowoż od czasu swego samooczyszczenia żył tak w pierwszym, jak i drugim małżeństwie w zgodzie z prawem kanonicznym, nie wziął sobie ani nałożnicy, ani nie rozwiązał samowolnie żadnego z małżeństw, jak i ożenił przykładnie swe dzieci, przynajmniej synów zrodzonych z Ermengardy, Lotara (795 r.), Pepina (około 797 r.) i Ludwika (806 r.), podczas gdy dwie z jego córek, Rotruda i Hildegarda, wyszłyza mąż chyba dopiero "po okresie próbnym".
Najwyraźniej nie powiodło się monarsze z inspirowaną przez Kościół reformą prawa małżeńskiego. Rezygnacja z wcześniejszej różnorodności form małżeństwa oraz ze szczególnych form małżeństwa władcy zagroziła bowiem jego dążeniom do jedności Rzeszy i doprowadziła do znaczej niepewności wobec prawa. A po nim powrócono do starych praktyk prawniczych; w Rzeszy Ludwika Niemieckiego oraz Karola Łysego stawiano własne korzyści zdecydowanie ponad nauką Kościoła, o której przypominano sobie najczęściej jedynie wówczas, gdy chodziło o wykluczenie politycznych rywali lub niewygodnych partnerów.
Cesarz wspierał także chrześcijański zabobon, jak to już było w przypadku długiego szeregu jego przodków.
Tak na przykład wciąż sprowadzano z Rzymu święte zwłoki, jak również je uprowadzano: na przykład świętego Marcelina czy świętego Piotra (jak uczynił to Ratleik, pisarz Einharda — wioząc je przez Michelstadt w Lesie Odeńskim), po czym owe ciała, jak zapewniają Roczniki Rzeszy, "stały się sławne dzięki wielu znakom i cudom". Przybyły również "kości świętego męczennika Sebastiana' — "świętego wojskowych", patrona żołnierzy, bractw kurkowych, dobrego poza tym na zarazy ludzkie i bydlęce. I uczyniły też "szczątki świętego bojownika Chrystusa" wkrótce "taką mnogość dobrodziejstw, że ich ilość przewyższa wszelką liczbę. A ich właściwości czyniły je wręcz niewiarygodnymi [...]". Wszak, dodaje duchowny anonimowy kronikarz — i to, jak bardzo często, nie jako własny wymysł, lecz parafrazując Roczniki Rzeszy — "dla wierzącego jest wszystko możliwe" (omnia possibilia esse credenti) .
Natychmiast reagował też władca wszystkich Franków, gdy "znaki" poruszyły jego wrażliwość, rzeczy, którymi "się wiele [...] zajmował", ruchy gwiazd, straszliwe komety, trzęsienia ziemi, zaćmienia księżyca, zboże spadające z nieba, "niesłychane tony [...] w porze nocnej", "częste i niezwykłe błyskawice, spadanie kamieni z gradem, zarazy wśród ludzi i bydła". Nie mniej poruszył go post mniej więcej dwunastoletniej dziewczynki ze wsi Commercy koło Toul, która — oczywiście — "po spożyciu świętej wieczerzy" z ręki księdza ani jadła, ani piła i "tak dalece zapamiętała się w poście, że w ogóle nie przyjmowała żadnego pożywienia cielesnego i nie dopominając się jedzenia przepędziła trzy pełne lata", jak relacjonują kroniki. Podobne rzeczy spędzały wrażliwemu cesarzowi sen z powiek. Zdarzyło się, że dla tej przyczyny nie zmrużył oka przez całą noc, lecz "wśród pieśni dziękczynnych i modłów do Boga" doczekał poranka — wszak było dla niego jasne, "że te cudowne znaki zapowiadały ciężkie nieszczęścia dla rodzaju ludzkiego". Rozkazał zatem dla ich odwrócenia post i ustawiczne modły i bogatą jałmużnę dla zjednania Boga rozgniewanego przez pozbawionych skruchy i nieskłonnych do pokuty grzeszników. Jałmużnę nie tylko dla biednych, ale i na rzecz sług bożych, księży świeckich i mnichów, "i rozkazał każdemu, który był do tego zdolny, odprawiać msze; nie tak bardzo ze strachu o swoje dobro, jak z zatroskania o powierzony mu Kościół" — jakkolwiek też niektóre znaki, jak wiedział, "wskazywały na przemiany w Rzeszy i śmierć księcia [...]" Właśnie, a potem "udał się na łowy w Ardeny" (Anonymi Vita Hludovici).
Rok w rok wojna, zabici, pożoga, zniewolenie. I dzień w dzień kościół, długie pokorne modły. Jednakowoż wszystko to uzupełnia się tutaj — i nie tylko — jak najnaturalniejsza rzecz pod słońcem, "na chwałę Świętego Kościoła".
Do tego doszły jeszcze łowy.
"[...] owa mordercza zabawa, łowy"
Łowy odsuwały w przypadku Ludwika Pobożnego co roku na całe miesiące nawet wojnę i dyplomację na plan dalszy, same dawały zresztą możliwość przygotowania się do wojny. Przy czym ogromne knieje średniowiecza były ubogie w dziczyznę, "puste do zamorzenia głodem", tak że pewien starosaski poeta mówi wręcz o "grobie lasu" (waldens hileo). Wszelako: "W sierpniu wszakże, gdy jelenie mają najwięcej tłuszczu, oddawał się łowom, póki nie przyszedł czas dzików". Działo się to po prostu "obyczajem królów frankijskich". Mówi się też o tej samej namiętności Ludwikowego syna Pepina, króla Akwitanii. Nawet żyjący na akwitańskim dworze duchowny Ermoldus Nigellus napomina Pepina, by nie zaniedbywał obowiązków swego wielkiego powołania dla swej niepomiernej pasji do polowania i psów.
A polowanie pozostało feudalnym i książęcym obyczajem (znów popełniam rzekomy grzech historycznego "anachronizmu") przez całe stulecia. Jak bowiem mówi Christian Weisse: "Z wszystkich rycerskich przyjemności nie ma takiej, która by bardziej przypadała do gustu, jak owa mordercza zabawa, łowy". A Friedrich Heer, który uwydatnia bliski związek łowów i wojny, polowania na zwierzęta i ludzi zwłaszcza w życiu arystokracji od czasów Karola zwanego "Wielkim", postuluje zbadanie "morderczej żądzy polowania owych możnych panów" pod względem psychologicznym i metapolitycznym.
Na polowanie wyprawiano się niegdyś i teraz wprawdzie przede wszystkim dla "przyjemności", jednakże i dla profitów, dla których we wczesnym średniowieczu niejaki Othere w dwa dni z zaledwie sześcioma sługami ("oszczepnikami") położył 60 morsów. "Ludzie cywilizacji zachodniej unicestwiają lasy, niszczą «biotopy», wytrzebiają połowę populacji zwierzęcej", pisze Johannes Fried w swym poczytnym dziele Die Formierung Europas (Kształtowanie Europy).
Również i bogobojnego Ludwika nic nie jest w stanie powstrzymać, żaden cud, żaden znak ni zraza. Nawet w roku 820, gdy wśród ludzi i zwierząt wybuchła szczególnie groźna epidemia, która w całej Francji nie oszczędziła "ni piędzi ziemi", ów ogarnięty pasją Nemrod nie zrezygnował ze "swych zwyczajowych łowów jesiennych" — historiograficzna skromność. Ściganiu, ranieniu, zabijaniu zwierząt w zazdrośnie strzeżonym rewirze łowieckim (brolium, foresta, foret, Forst, bór) — nawet wobec mnichów — oddawano się bowiem od późnego lata aż po zimę (na koniec były łowy z sokołem na dzikie ptactwo), a preferowano okolice Akwizgranu, Wogezy, Ardeny, Eifel, Frankonię czy dobra frankfurckie w Kreuznach. Jednakowoż Merowingowie obierali za miejsce pobytu również okolice Paryża ze względu na rozległe bory, a jeszcze po stuleciach było tam nie mniej lasów.
Do tego dochodziły specjalne mordercze rewiry w najbliższej okolicy palatiów — Karolingowie mieli własne "palatia myśliwskie" (później wydano specjalne ustawy łowieckie) — w celu uprawiania łowów z małą drużyną, przy okazji wizyt oficjalnych gości z innych państw i uczt państwowych. I tak Ludwik zaprosił króla Duńczyków Haralda w czasie jego odwiedzin w Ingelheim na łowy na jednej z wysp Renu, a następnie na pieczenie jelenia, sarny i dzika nadziewanych mięsem niedźwiedzim — "a takoż kler otrzymuje niektóre smakowite kąski", wszystko to pośród boru pod rozpiętym namiotem. Tak, najpierw "łowy jesienne", potem "wedle starodawnego i wciąż mu drogiego obyczaju" i znowuż "urodziny Pana i Wielkanoc" wraz z następującą po niej wojną w letniej porze. A zaraz potem tłuste jelenie. Następnie spasione dziki — cesarz "oddawał się jak zwykle jesienią polowaniu"; "polował tu, dopóki mu się podobało i bliskie chłody zimy dozwalały"; uprawiał "dopóki starczyło ochoty łowienie ryb i polowanie". A potem znowu "z godnością, jaka mu przystoi", różne święta, szczególnie "narodziny Pana i pozostałe", a przede wszystkim jego zmartwychwstanie. I na nowo jakaś świeża mała wojenka. "W sierpniu wszakże, gdy jelenie [...]".
Czyta się to jak satyrę, ale to nie ja ją reżyseruję, to reżyseria tych możnych panów. Są to kulminacyjne momenty cesarskiego roku chrześcijańskiego. A czasami łowy dominowały przez cały rok. Na przykład anno Domini 825. Ledwie zdążono uczcić w Akwizgranie "świętą Wielkanoc", z początkiem kwietnia, "przy radosnej wiosennej pogodzie udał się na łowy do Nijmegen". W połowie maja powrót na sejm Rzeszy do Akwizgranu, potem w drogę "do Lasu Wogeskiego do Remiremont na łowy"; "po skończonych polowaniach do Akwizgranu", w sierpniu następny sejm Rzeszy, a potem znowu do Nijmegen i "powrócił po zakończeniu łowów jesiennych z początkiem zimy do Akwizgranu".
Rządzenie jest męczące. Trzeba odprężenia. Nie tylko za pomocą zabijania jeleni, danieli, łani, loch i takoż wilków, niedźwiedzi, żubrów (bubalus), turów (urus) i innych Było trochę tej zwierzyny w niemieckich lasach. I tylko czekały, by przelać krew dla cesarza. I oczywiście dla możnych, którzy też gonili "zwierza" na śmierć, przebijali z konia, strzelali, z pochodu, w nagonce, ze specjalną sforą czworonogów do naganiania, osaczania i rozrywania.
Wygląda wszak na to, że szlachetnie urodzeni myśliwi już we wczesnym średniowieczu stworzyli "właściwą technikę polowania z nagonką" (Schwenk) z wieloma rodzajami psów, tropowców, chartów, owczarków, wyżłów, płochaczy, psów gończych, na ptaki, na bobry. Od terierów, szpiców i pinczerów, które należą do najstarszych psów myśliwskich, przez pointery, setery, cocker-spaniele do dogów, wszystko to było hodowane dla zaspokojenia morderczych żądz, wyostrzane, również w klasztorach, jak na przykład w Ardenach w klasztorze świętego Huberta i było malowane przez mnichów w manuskryptach i na obrazach kościelnych ołtarzy. (Psy myśliwskie i relikwie — zaraz po sobie i w tej właśnie kolejności — wylicza Ingrid Voss jako prezenty modne wśród średniowiecznych książąt). Było to udziałem — mimo soborowych zakazów — również duchownej arystokracji. Wszak pozwalali sobie na kosztowne sfory biskupi, opaci, zwykli księża i zawszeć to woleli myśliwskie zawołania od niedzielnej mszy — bowiem "mniej cenili chóry aniołów niźli ujadanie psów" (biskup Jonasz z Orleanu).
Już dzieci możnych były przyuczane do polowania. Również własny syn Ludwika Karol towarzyszył w nich ojcu, razem z matką Judytą, już jako trzylatek, jak na przykład w roku 826 w Ingelheim. I jak tylko mały Karol wypatrzył zwierzynę, opowiada Ermoldus Nigellus, frankijski duchowny, może mnich, chciał ją "koniecznie za przykładem ojca ścigać". Błagał o konia, o broń. "Ale inni młodzi chwytają uciekające zwierzę i wiodą bez szwanku ku Karolowi. On sięga zaraz po swą zabawkową broń i kładzie drżące zwierzę".
Wcześnie się wprawia. Tak się wzrastało na chrześcijańskim Zachodzie. Tak się "należało"...
Zabijanie, ludzi i zwierząt. I modły. Do obu Ludwik Pobożny był tresowany od małego. Jedno bardziej oczywiste od drugiego. "Pobożny umysł króla już od wczesnej młodości był zajęty — pisze znowuż tak zwany Astronom — troską o służbę bożą i wyniesienie świętego Kościoła, tak że po jego dziełach można by go bardziej nazwać kapłanem niż królem". Doprowadził do tego, że "całe duchowieństwo Akwitanii", które dotąd się poświęcało "więcej jeździe konnej, służbie wojskowej, robieniu włócznią, niż służbie bożej", zaczęło zachowywać się wręcz przeciwnie. I zaraz dzięki Ludwikowi — który jednak nawet podczas
postu (!) nie zaniedbywał całkiem konnej jazdy — rozkwitła służba boża wraz ze świecką nauką "szybciej niż by można uwierzyć". I owszem, tenże kler, przed panowaniem Ludwika "całkiem podupadły" (conlapsus erat), rozkwitnął dzięki młodemu królowi, który też wiele klasztorów — do roku 814 podobno 25 — w domenie swej władzy zreformował, odbudował albo zbudował od podstaw, tym sposobem, że "życzył sobie naśladować chwalebny przykład swego wielkiego stryja Karlomana" (por. IV, s. 222 i nast. i 232!) "i myślał o tym, by osiągnąć szczyt bogobojnego życia".
Jednakowoż nic z tego nie wyszło. Władza smakowała bardziej. Ponieważ bowiem jego starsi bracia Pepin i Karol wcześniej zmarli, "obudziła się w nim nadzieja na panowanie w całej Rzeszy" (Anonymi Vita Hludovici). I tak pobożny władca tytułował się już nie po prostu rex Francorum, lecz od samego początku imperator Augustus.
Oczyszczenie Akwizgranu ze "zdrajców stanu" i ladacznic
Ludwik Pobożny, w chwili śmierci swego ojca mąż trzydziestosześcioletni, przebywał właśnie w palatium w Doue-la-Fontaine (koło Saumur) w Akwitanii, obszernym kraju między Atlantykiem a Rodanem i między Loarą a łańcuchem Pirenejów, podbitym ostatecznie dopiero po długich i ciężkich walkach w roku 768. Najpierw zarządził uroczystości żałobne w kościele, z modłami, hymnami i mszami. Następnie pociągnął przez Orlean — gdzie miejscowy biskup Teodulf, doświadczony dworak, wychwalał go pod niebiosa w naprędce sfabrykowanej odzie w sposób równie nadęty jak podniosły — i Paryż do Akwizgranu, we wszystkich miejscach po drodze wstępując do świątyń Chrystusa i klasztorów, St. Aignan, St. Mesmin, St. Geneviev, St. Germain-des-Prés, St. Denis, miejsca spoczynku jego dziada, Pepina. I wszędzie śpieszyli do niego możni — mówi Astronom — "na wyścigi w wielkiej liczbie". Nawet Wala, kuzyn Karola I i jeden z jego najbardziej wpływowych doradców, mąż, po którym się tego najmniej spodziewano, złożył zaraz Ludwikowi przysięgę wierności.
Jeszcze w podróży nakazał nowy władca, by akwizgrańskie pałatium, gdzie pod rządami św. Karola urzędujący kler obok prostytutek oddawał się nieumiarkowanej rozkoszy (IV, s. 305 i nast.), oczyścić z niegodnego elementu, a te osoby, "które dopuściły się przez szczególnie ohydną rozpustę i pychę winy obrazy majestatu, trzymać do jego przybycia starannie w odosobnieniu".
Ponoć znalazło się sporo hołoty — "ladacznic, złodziei, zabójców i innych złoczyńców" (Simson) — przy dworze i w okolicznych wsiach. Posłaniec Ludwika, hrabia Warnar, został zabity w Akwizgranie podczas podjętych kroków higienicznych, jego bratanek Lambert ciężko ranny; ich przeciwnik Hoduin zginął. Pobożny, jednakowoż okazjonalnie porywczy monarcha, "wobec innych wskroś dobrotliwy cesarz", kazał na to "nieomal" ułaskawionemu Tuliuszowi, w swej "łagodności" (clementia), tak zapewnia Astronom, jedynie wyłupić oczy.
I zanim Ludwik wkroczył do Akwizgranu, uprzątnięto tam z drogi parę osób jako "zdrajców stanu". Właśnie ci, którzy mieli ostatnio wpływy na dworze Karola, szybko zniknęli, jak dzieci Bernarda, brata króla Pepina. Przyrodni kuzyn Karola Adalhard, opat w Korbei nad Sommą (IV, s. 303), w owym czasie już starzec, wylądował — bez przesłuchania i sądu pozbawiony urzędu z funkcji i obrabowany z dóbr — w klasztorze St. Filibert na odległej wyspie atlantyckiej u wybrzeży Akwitanii, a jego siostra Gundrada, przyjaciółka Alkuina, w owym czasie opata pół tuzina klasztorów, w domu zakonnym w Poitiers. Jej brat, hrabia Wala, uprzedzając gniew Ludwika, z własnej woli usunął się do klasztoru w Korbei, z którego cesarz wygnał trzeciego, najmłodszego brata Bernara, żyjącego jak prosty mnich, do klasztoru Lerins na pewnej wyspie u wybrzeży Prowansji.
Również upragnione córki Karola I, adorowane powszechnie rodzone siostry Ludwika Berta i Gisla, których lekkie życie miłosne, "jedyna plama" na cesarskim dworze, "od dawna" denerwowało "pobożnego" cesarza, zostały osadzone w różnych klasztorach — dokładnie wbrew woli ojcowskiej, pozwalającej im na wybór między małżeństwem a welonem; dokładnie również wbrew Ludwikowemu ślubowaniu z roku 813, że wobec sióstr i braci, bratanków i wszelkich pozostałych krewnych będzie "okazywał zawsze niewzruszone miłosierdzie". Jednakowoż oddalenie (później prawie nie wspominanych) sióstr z palatium — nie wiadomo dokąd — należało do pierwszych kroków rządów Ludwika. A ich "niemoralne" życie posłużyło nowemu cesarzowi przypuszczalnie w ogóle za parawan. W rzeczywistości obawiał się zapewne bardziej ich ingerencji, zasiedziałości, zażyłości z od dawna prowadzącymi sprawy państwa urzędnikami, obawiał się, że mogłyby lepiej czynić użytek z władzy niż on sam.
Jednak podczas gdy cesarz nie zawsze oszczędzał członków kręgu rodzinnego, również bliższych krewnych — odsunął najpierw braci przyrodnich Drogona, Hugona, Teoderyka, "bastardów" swego świętego ojca z konkubin Reginy i Adallindy — to własnymi potomkami zajmował się naprawdę troskliwie. Dorosłych synów Lotara i Pepina uczynił wicekrólami w Bawarii i Akwitanii, swą nieprawą latorośl Arnulfa hrabią Sens, zięcia z rodu Gerhardinów, związanego od około roku 806 z również przedmałżeńską córką Alpais, Begona z Tuluzy, hrabią Paryża.
Wyniesieni zostali później również Welfowie, krewni ambitnej cesarzowej Judyty, jego drugiej małżonki. Jej matka Heilwig otrzymała w darze znamienite królewskie opactwo Chelles, brat Rudolf klasztory St. Riquier i St. Jumieges, brat Konrad, który urósł jako magnat w Akwitanii, otrzymał Saint Gallen i do tego jako małżonkę Adelajdę, córkę hrabiego Hugona z Tours, Ludwikowego teścia.
Ledwie monarcha przybył do akwizgrańskiego palatium, przejął nie tylko "wszelkie Rzesze, jakie Bóg dał jego ojcu" (ładnie powiedziane o jednym z największych zaborców w historii świata), lecz kazał sobie, jako oczywiste — jak rzekł biskup Thegan, pokazać "przede wszystkim w wielkim pośpiechu wszystkie skarby ojca w złocie, srebrze i drogocennych klejnotach" — i wysłał "większą część skarbu" oczywiście "do Rzymu w czasach świętego papieża Leona [...]". Tam bowiem panuje taka nędza jak nigdzie indziej. A przecież również ojciec Ludwika wysłał już wspaniałomyślnie "Świętej Stolicy" masowo rabowane dobra (IV, s. 296). Gdyż jak już wiadomo z Fausta Goethego:
"Kościół ma dobry żołądek,
Już tyle krajów pożarł
A przecz się nie przejadł [...]".
Cesarz, kler i jedność Rzeszy
Ludwik Pobożny sprzyjał duchowieństwu jeszcze bardziej niż jego ojciec i liczni historycy, nazywający go dewotem, klerofilem i bigotem, mają całkowicie rację. Już na początku swego panowania młody monarcha odnowił "wszelkie zarządzenia, jakie zostały wydane dla Kościoła Bożego w czasach jego przodków". Przy tym opierał się wyłącznie na duchownych, najczęściej "Akwitańczykach", ludziach, o których nawet przychylny cesarzowi biskup Thegan mniema, że "bardziej ufał swym doradcom, niż było konieczne".
Z wyjątkiem arcykapelana Hildebalda z Kolonii Ludwik nie pozostawił na urzędzie żadnego z dotychczas kierujących sprawami państwa; na nowo obsadził w zasadzie wszystkie stanowiska dworskie, przede wszystkim ludźmi, którzy posiadali decydujące wpływy już w Akwitanii.
Wśród nich był ksiądz Helizachar, od roku 808 stojący na czele akwitańskiej kancelarii, który teraz przejął kancelarię Rzeszy w Akwizgranie, wkrótce sowicie obdarowany opactwem St. Aubin, później opactwem St. Riquier i prawdopodobnie również jeszcze szczególnie bogatym St. Jumieges wraz z jego dobrami rozrzuconymi od Loary po dorzecze Skaldy. W dowód wdzięczności ksiądz i opat przeszedł podczas buntu w roku 830 do obozu wrogów Ludwika.
Przypuszczalnie najważniejszym doradcą cesarza stał się jednak wysoko ceniony Wizygot Witiza, opatrzony programowym imieniem Benedykta, syn hrabiego Maguelonne, okrutnego zabijaki. Jak bowiem wyrosły na dworach Pepina III i Karola I Benedykt (święto: 11 lutego) uczestniczył jako dobry chrześcijanin w wyprawach wojennych Pepina III, tak również "dobry chrześcijanin" i "wielki żołnierz" (IV, s. 223 i nast.) brał udział w wyprawach Karola, zanim tragiczna śmierć jego brata nie zapędziła go w mnisi habit. Jednakowoż ponownie nie udało mu się pożyć w ascezie. Klasztor St. Seine koło Dijon opuścił, ponieważ wydał mu się nie dość surowy. Potem w dziedzicznych dobrach w Aniane koło Montpellier odstręczył swych pierwszych uczniów zbytnim rygoryzmem. Wtedy zwrócił się do reguły Pachomiusza (I, s. 106) i Bazylego; regułę Benedykta z Nursji uznał bowiem za odpowiednią "jedynie dla słabeuszy i neofitów". Jednakże gdy ponownie popadł w kryzys "powołania", wyniósł — "bezkompromisowo" (Lexikon fur Theologie und Kirche) —właśnie tę odrzuconą regułę dla "słabeuszy i neofitów" do jedynie obowiązującej reguły klasztornej egzystencji i stał się "drugim Benedyktem".
Zbytniej słabości jednak Benedykt w swych rządach nie okazywał. Gdy jako przełożony ganił swych mnichów, to musieli leżeć u jego stóp, póki im nie zezwolił na powstanie. A gdy jakiś mnich uciekł, Benedykt rozkazał przywlec go ze skutymi nogami i wychłostać. Takoż ów święty mnich kazał wznieść w każdym klasztorze więzienie — a średniowieczne więzienia były iście barbarzyńskie, warunki odbywania kary "nad wyraz ciężkie", gdyż areszt "w swych skutkach równał się karze śmierci" (Schild). Przy tym owa reforma klasztorna kierowała swe "ostrze przeciwko ludzkiej wiedzy i edukacji" (Fried).
Opat Benedykt z Aniane — któremu Ludwik powierzył najpierw klasztor Maursmunster w Alzacji, a potem w pobliżu Akwizgranu klasztor Inden (Kornelimunster), bogato uposażone w dobra królewskie nowe założenie, swego rodzaju "klasztor macierzysty" dla całej Rzeszy — przebywał częściej na dworze niż w swym klasztorze, który wszelako często odwiedzał monarcha, co przyniosło mu przydomek "Mnich". Benedykt, rządzący wszystkimi klasztorami frankijskimi, do śmierci (821 r.) pozostał wpływowym człowiekiem na dworze, gdzie równie mocno troszczył się o sprawy małe, listy błagalne, skargi, jak i o rzeczy wielkie, a w nie mniejszym stopniu doradzał cesarzowi przy rozpoczętej w roku 816 szeroko zakrojonej reformie dotyczącej Kościoła świeckiego.
Ruch reformatorski opata zgodnie z regułami Benedykta z Nursji próbował uczynić z wielu ludów Rzeszy — a to odpowiadało dokładnie polityce państwowej — jeden naród chrześcijański, chrześcijaństwo w ogóle podstawą całego życia publicznego, a nawet stworzyć Civitas Dei na ziemi: jeden Bóg, jeden Kościół, jeden cesarz, którego urząd uchodził coraz bardziej za nadany od Boga w obrębie Kościoła.
Prałaci byli z tego względu mocno zainteresowani jednością Rzeszy i właśnie ich przywódcy byli namiętnymi orędownikami idei owej jedności. Przy tym nie szło im w pierwszym rzędzie o państwo, lecz o Kościół, na widoku mieli korzyści nie Rzeszy, lecz Kościoła. Zasada rozbicia dzielnicowego bowiem, głęboko zakorzeniona w pojmowaniu państwa i prawa, prowadziła przy konsekwentnym jej stosowaniu do powstawania coraz większej ilości państw dzielnicowych — im więcej dziedziczących synów pozostawiał władca — a w konsekwencji do tworzenia państw dzielnicowych coraz mniejszych, to znaczy do coraz większego rozdrobnienia. Jednak wraz z rozerwaniem więzi państwowej ulegała rozerwaniu również więź kościelna, liczne, często rozproszone okręgi kościelne i klasztorne dostawały się pod władzę najróżniejszych panów, trudno było zarządzać dobrami kościelnymi, trudno je kontrolować i łatwiej i szybciej, zwłaszcza w czasach kryzysowych, mogły ulec konfiskacie. Krótko mówiąc, wady rozbicia i zalety jedności Rzeszy dla nikogo innego nie były większe niż dla biskupów.
Reforma klasztorów Benedykta, jego zasada una reguła, dotyczyła wszakże nie tylko życia zakonnego i tak zwanych spraw duchowych. Co najmniej tak samo ważne, jeśli nie ważniejsze, były dobra kościelne. Cesarz nie chciał ich ani dzielić, ani pozwolić na pomniejszenie, także przez swoich następców. Jednakże zakazał z dawien dawna kwitnącego "łapania dusz", zwabiania dzieci, kobiet i mężczyzn do klasztorów, by przejąć ich majątki; zakazał tym samym ulubionego od czasów antycznych (por. III, s. 289 i nast.) i w miarę możności i dzisiaj uprawianego procederu wydziedziczania krewnych na rzecz kościołów.
Chyba największy wpływ na cesarza uzyskał obok dotychczasowego akwitańskiego kanclerza, prezbitera i opata Helizachara i obok opata Benedykta z Aniane, zwłaszcza od roku 819, Hilduin, opat St. Denis, St. Medard w Soissons, St. Germain-des-Prés w Paryżu (klasztoru, do którego należało w okolicy więcej niż 75 000 hektarów ziemi!). Opat Hilduin kierował po śmierci arcykapelana i arcybiskupa Hildebalda z Kolonii nadworną kaplicą i nadwornym duchowieństwem i stopniowo zyskał tytuł "arcykapelana" (archicapellanus). Podczas pierwszego buntu przeciw Ludwikowi w roku 830 opat Hilduin, podobnie jak i opat Helizachar, przeszedł oczywiście do obozu cesarskich przeciwników, gdzie znalazł się m.in. również przywódca galijskiego episkopatu, arcybiskup Lyonu Agobard, wielki żydożerca, który szczególnie ostro ujawnił się właśnie w czasach rządów Ludwika.
Ordinatio imperii (817 r.) i ironia historii
Zasadnicza zmiana konstytucji, przyjęta w lipcu roku 817 na akwizgrańskim posiedzeniu sejmu Rzeszy, w którym wzięło udział wielu świeckich i duchownych możnych, a które poprzedziły trzydniowe posty, modły i msze, zadysponowała niepodzielną jedność władzy w państwie Franków. Nowa zasada dziedziczenia tronu, Ordinatio imperii, zastąpiła Divisio regnorum, zasadę podziału Rzeszy, ordynację dziedziczenia Karola I z 6 lutego 806 roku (która — zgodnie z frankijskim prawem dziedziczenia — przewidywała podział Rzeszy wśród wszystkich synów cesarza), i ustanawiała teraz, co było nowe we frankijskiej historii i wbrew dotychczasowym zwyczajom podziału państwa — tradycyjnemu prawu dziedziczenia przez wszystkich prawowitych synów królewskich — obok unitas ecclesiae również unitas imperii i potępiała jakikolwiek rozłam jako przestępstwo wobec Corpus Christi. W ten sposób zostały obalone pradawne regulacje odnośnie następstwa na tronie i zasady prawa, nie na poślednim miejscu działo się to w interesie Kościoła, "głównie kręgów wyższego duchowieństwa" (Schieffer).
Całą rzecz omówiono oczywiście dokładnie w najściślejszym gronie. Jednak ponieważ wszystko to sprzeciwiało się głęboko zakorzenionym poglądom na temat prawa, ponieważ było nowe, to "jak zwykle w takich wypadkach", powiada Bernhard Simson, było konieczne, by "nowe prawo, jakie chciano stworzyć, zostało obleczone w religijną świętość, w pozór boskiego natchnienia i boskiej opatrzności". Z wystudiowaną obłudą udawano więc, że dzięki trzydniowemu powszechnemu postowi, dzięki modłom, mszom etc. badano wolę Najwyższego, a następnie pobożny książę ogłosił to, co było od dawna rzeczą postanowioną i głównie "w świętym interesie Kościoła", jako boską inspirację. Rzesza nie mogła więc zostać z miłości Ludwika do synów rozebrana, a raczej najstarszy syn, Lotar, z posłuszeństwa wobec "Boga" musiał zostać jedynowładcą. I tak "z boskiej inspiracji" został wybrany na współcesarza i bezpośrednio po tym ukoronowany, przy czym Ludwik — jak kiedyś jego ojciec — położył mu na sercu obronę Kościoła, a szczególnie Stolicy Apostolskiej. Wszelako Lotar otrzymał koronę z własnej ręki, bez papieskiego bądź biskupiego pośrednictwa; otrzymał również największą dzielnicę Rzeszy.
Młodsi synowie, Pepin i Ludwik, otrzymali królewskie tytuły i stosunkowo małe, choć nie pozbawione znaczenia obszary: Pepin Akwitanię, Baskonię, marchię Tuluzy obok kilku innych hrabstw, Ludwik większą część Bawarii, Marchię Wschodnią, Panonię i Karyntię. Obaj, by zapobiec po śmierci Ludwika rozpadowi Rzeszy na dzielnice, zostali ściśle podporządkowani Lotarowi i znacznie pozbawieni władzy w najistotniejszych prawach monarszych, ograniczeni do działania w sferze polityki wewnętrznej i jako królowie zobowiązani do składania cesarzowi corocznego raportu; tylko za jego zgodą mogli się żenić, a przy tym mieli być posłuszni sejmowi Rzeszy. Krótko mówiąc, młodsi bracia zostali wyłączeni z równoprawnego sprawowania regencji. Z drugiej strony królowie mieli prawo do rozdawania urzędów w swych państwach, nie tylko świeckich, jak hrabstwa, lecz również duchownych, jak biskupstwa i opactwa. I, co oczywiste, frankijskie diecezje i klasztory (St. Denis, St. Germain-des-Prés, Reims, Trewir, Fulda i in.) zachowały swe całkiem rozległe posiadłości w Akwitanii, Italii oraz na innych terytoriach zależnych.
Na sejmie Rzeszy w Akwizgranie w roku 817 dzielnice stały się więc częściami Rzeszy. Nie miały być już samodzielnymi państwami, lecz zostały poddane Lotarowi, władcy całej Rzeszy, a każdy dalszy podział, choćby na rzecz prawnych spadkobierców braci, miał zostać wykluczony. Wszyscy przysięgli dotrzymać własnoręcznie przez cesarza podpisanych zarządzeń .
Ironia historii: Divisio regnorum Karola I z roku 806 przewidywało podział Rzeszy między jego trzech synów. Ponieważ jednak dwaj starsi zmarli, jedynym władcą został Ludwik i Rzesza pozostała nie podzielona. Ordinatio imperii Ludwika z roku 817 usiłowało zapewnić jedność Rzeszy w każdych okolicznościach. Niestety śmiały zamiar spalił na panewce — mimo boskiej inspiracji, a Rzesza została podzielona. Nie tylko wreszcie dlatego, że król Italii Bernard, bratanek cesarza, w Ordinatio imperii został pominięty bez słowa, ale i że nie zgadzał się na nie żaden z młodszych synów cesarza. Nowa regulacja doprowadziła — jak to często, a nawet zwykle bywa — do nowego konfliktu, do ciągłej rywalizacji wewnątrz cesarskiego domu, a przez to do początków wielkiego kryzysu karolińskiego imperium.
Ludwik Pobożny każe torturować krewnych i zgolić im głowy i składa oficjalne wyznanie winy
Pierwszy sprzeciw wobec nowego zarządzenia Ludwika, mającego zapewnić jedność Rzeszy i Kościoła, tronu i ołtarza, wyszedł ze strony Bernarda, króla Italii. Jedyny syn króla Pepina, który złupił skarb Awarów (IV, s. 294 i nast.), po śmierci swego ojca (810 r.) wychowywany w klasztorze w Fuldzie, rządził od sejmu akwizgrańskiego we wrześniu roku 813 oficjalnie jako "król Longobardów". W chwili zmiany władcy złożył hołd nowemu cesarzowi, został "bez najmniejszego szwanku", jak powiada biskup Thegan, wypuszczony do Włoch, lecz w ordynacji dotyczącej podziału Rzeszy nie został ani uwzględniony, ani nawet wymieniony. Jednakże gdy na mocy Ordinatio imperii miał podlegać synowi Ludwika, Lotarowi I, jak wcześniej Karolowi "Wielkiemu", swemu dziadowi, i cesarzowi Ludwikowi, wówczas zbuntował się wraz z wieloma magnatami swego państwa. Jednakowoż inicjatywa, jak zgodnie relacjonują źródła, nie wyszła ze strony młodego, ledwie dwudziestoletniego króla, lecz jego doradców.
Kilka miesięcy po ogłoszeniu Ordinatio imperii z roku 817 pominięty w nim całkowicie Bernard — wraz z "kilkoma złymi ludźmi" (Annales regni Francorum), podburzającymi go możnymi, a wśród nich biskupem Teodulfem z Orleanu, nadwornym poetą, biskupami Anzelmem z Mediolanu i Wolfoldem z Cremony oraz, według jednego z ówczesnych źródeł, również opatami — zainscenizował wprawdzie mocno rozgałęzione, ale słabo przygotowane "powstanie". Ludwik miał zostać rzekomo zdetronizowany, a na jego miejsce osadzony Bernard. Wszystko wszakże przemawia za tym, że nie chodziło tu o obalenie cesarza, lecz o zapewnienie królestwa dzielnicowego Bernardowi.
Cesarz zmobilizował liczne wojska, zażądał od opatów i opatek "świadczenia służby wojskowej", ponieważ "za podstępem szatana król Bernard szykował się do buntu", śpiesznym marszem ruszył na południe i nakazał obsadzenie przełęczy alpejskich od strony Włoch. Lecz zanim powstanie się na dobre zaczęło, wręcz zanim dobyto mieczy, Bernard stawił się chyba dobrowolnie ze swymi towarzyszami w Châlon-sur-Saône. Odrzucił na bok swą broń i padł do stóp cesarza. Podobnie najbliżsi Bernardowi możni, którzy "zaraz przy pierwszym przesłuchaniu z dobrej woli szczerze wyjawili cały przebieg sprawy". Na próżno. Ludwik kazał ich pojmać, dostarczyć do Akwizgranu i tam podczas sejmu Rzeszy wiosną roku 818, w subtelny sposób — jak pisze nadworny kronikarz — gdy "minął czas czterdziestodniowego postu", skazać na śmierć, jednakowoż wszystkich świeckich "ułaskawił" następnie i skazał na okrutniejszą karę oślepienia. Zostali "jedynie pozbawieni światła w oczach" — "rzecz od strony prawnej bez zarzutu" (Boshof).
Jako kat w imieniu "wobec innych zawsze dobrotliwego króla", monarchy, który "zawsze lubił okazywać łagodność", "z natury miłosiernego usposobienia", występował hrabia Bertmund z Lyonu. Król Bernard, przez Ludwika nazywany kiedyś synem i sam ojciec syna o imieniu Ludwikowego dziada Pepina, uznał się, chyba słusznie, za ukaranego zbyt surowo. Bronił się i zmarł z wydrążonymi oczodołami "mimo łagodnego potraktowania przez cesarza" dwa dni później, 17 kwietnia 818 roku. Również jego podkomorzy i doradca Reginhard oraz Reginhar, syn hrabiego Meginhara, którego dziad Hadrad zawiązawszy w roku 785 spisek Turyngów przeciw cesarzowi Karolowi, opierał się i padł ofiarą strasznej procedury; obaj, gdyż "nie znieśli dostatecznie cierpliwie oślepienia" (Anonymi vita Hludovici).
Inni przeżyli. A uczestniczący w buncie biskupi, opaci i pozostali duchowni wyszli jak zwykle z wszystkiego bez szwanku, gdyż zostali osądzeni przez synod, przez kolegów po fachu, a stan duchowny — już tylko to musiało powodować zachowania kryminalne — chronił od najgorszego; lecz niestety nie "laików" od najgorszego ze strony duchowieństwa. Duchowni buntownicy zostali 17 kwietnia 818 roku odesłani do klasztorów, inni świeccy spiskowcy albo wygnani z kraju, albo ogoleni "na mnichów", ich dobra skonfiskowane.
Pobożnemu Ludwikowi powszechnie zarzucano okrucieństwo, szczególnie wobec młodego i sympatycznego, zwiedzionego przez otoczenie króla Bernarda. A Ludwik, jako że stał się podejrzliwy, kazał wygolić tonsury nawet małym braciom przyrodnim, "naturalnym" synom Karola I, i umieścić Drogona w Luxeuil, Hugona w Charroux, a Teoderyka w nieznanym miejscu, tak wbrew ich woli, jak i na nowo niezgodnie z własną przysięgą, że niezmiennie będzie miłosierny wobec swoich sióstr, braci i wszystkich pozostałych krewnych (s. 45). Jednak w ten sposób zapobiegł ewentualnym roszczeniom do Rzeszy, do współudziału w rządach. Później pojednał się z obydwoma i kupił sobie ich wierność nadaniami duchownych stanowisk i beneficjów. Drogo został w wieku 20 lat biskupem Metzu, Hugo opatem bogatego klasztoru St. Quentin, a także opatem St. Omer (Sithiu) i Lobbes; Teoderyk miał umrzeć w młodym wieku.
Do brutalnego postępowania cesarza przyczynił się przypuszczalnie jego wpływowy przyjaciel, opat Benedykt z Aniane. W każdym razie znamienne: ledwie ów święty zmarł w roku 821, Ludwik jeszcze jesienią tego roku ułaskawił na sejmie Rzeszy w Diedenhof pozostałych przy życiu buntowników, a nawet braci Adalharda i Walę, skazanych na długoletnie wygnanie, sprowadził z powrotem na swój dwór i uczynił ważnymi doradcami.
W sierpniu roku 822 Ludwik złożył na sejmie w Attigny nad Aisne wręcz oficjalne wyznanie winy. Wyraził żal z powodu swego przestępstwa wobec zmarłego w mękach młodego bratanka Bernarda, okrucieństwa wobec małych braci przyrodnich oraz wobec Adalharda i Wali, bratanków swego ojca: rzecz niepowtarzalna we frankijskiej historii, upokorzenie cesarza, czego inicjatorem było duchowieństwo, za którym być może stali niegdyś głęboko poniżeni bratankowie Karola. W każdym razie nałożony przez prałatów akt skruchy umniejszył powagę władcy, podnosząc rangę biskupów, nawet jeśli przypadkiem przyznawali się do swej niedbałości w nauce i urzędzie "w wielu miejscach, które wyliczyć byłoby niepodobna".
Nie, w takim przypadku należy zachować dyskrecję.
Chciwość możnych i nędzarze
Przy takim biegu wydarzeń sprawy w państwie nie szły ku lepszemu, nastąpiło pogorszenie. Szerzył się rosnący egoizm, niezadowolenie, nieposłuszeństwo. Wyprawy wojenne coraz częściej nie przynosiły sukcesu, intrygi na dworze i łamanie prawa przybierały na sile, rosły wyzysk ze strony administracji, przekupstwo wśród arystokracji i ogólna brutalność.
Ustawiczne waśnie wewnątrz kraju i wojny poza jego granicami (s. 52 i nast.) wzbogacały wprawdzie często już bogatych, biedni pozostawali jednak biednymi albo ubożeli jeszcze bardziej. Dalej byli wyzyskiwani i uciskani przez chciwych magnatów i duchownych. Tak świeccy, jak i duchowni panowie dyktowali ceny, ciemiężyli swych poddanych, skazywali na głodowanie. Według jednego z biografów Ludwika jego heroldowie mieli do czynienia z "niezliczoną liczbą uciskanych", których niesprawiedliwość urzędników pozbawiła dziedzictwa lub wolności. Intrygi możnych, walka o pierwszeństwo, własne przywileje kosztem innych, by przywłaszczyć sobie coraz tłustsze kąski, korupcja szalejąca w Kościele, symonia — najgorsza w Rzymie, wszystko to jeszcze pomnażało nędzę mas. I podczas gdy wielu możnych i bogatych oddawało się łowom, zabawom, pijaństwu, obżarstwu, podczas gdy uprawiali oni krwawą zemstę i wszelkiego rodzaju ekscesy seksualne, podczas gdy działali ramię w ramię ze złodziejami i zbrodniarzami, przekupywali i dawali się przekupywać, to jednocześnie tłukli swych prawie pozbawionych praw poddanych, batożyli, ćwiartowali, zabijali. I podczas gdy biskupi pławili się w bogactwie, luksusie, upojeni władzą, gdy nawet księża i mnisi porzucali swe domy i klasztory, podczas gdy zajmowali się jedynie poszukiwaniem przyjemności i lichwy, podczas gdy marnotrawili dobra kościelne, pili, łajdaczyli się i jednocześnie głosili, że "słudzy z natury są równi panom", wpędzali masy ludowe w coraz większe ubóstwo, oszukiwali je za pomocą fałszywych miar, odważników i krwiopijczych cen. Niemało z uciemiężonych wędrowało w świat lub zbijało się w bandy.
Karl Kupisch pisze w swej historii Kościoła średniowiecznego, że z różnymi, podejmowanymi przez Ludwika inicjatywami reformy Kościoła "źle się działo", bowiem: "W Kościele te usiłowania nie odnosiły sukcesu, gdyż wyższy episkopat dążył po śmierci Karola Wielkiego do niezależności i pomnażania bogactwa. Ale również w przypadku klasztorów osiągnięcia były niewielkie".
Był to czas, skarży się Paschazjusz Radbert, opat Korbei i naoczny świadek, kiedy "rozluźniały się więzy braterstwa i krwi, wszędzie rodziła się wrogość, krajanie dzielili się, nawet kościołom czyniono gwałt i wszędzie wywoływano zepsucie [...]". Krótko mówiąc, był to czas chrześcijański, czas, jaki znamy w istocie również z wcześniejszych stuleci. I znowuż w istocie, także z wszystkich następnych. Był to czas, jak donosi Nithard, jeden z nielicznych frankijskich świeckich pisarzy wczesnego średniowiecza, w którym stale źle się działo z Rzeszą, gdyż każdy, pędzony złymi namiętnościami, szukał jedynie własnych korzyści. A to może być znowuż aktualne także dzisiaj.
Do panujących nieszczęść doszły katastrofy naturalne, nie kończące się deszcze, powodzie i wielkie pożary — anno 823 w samej Saksonii zapłonęły "w biały dzień i przy czystym niebie" 23 wsie. Trzęsienia ziemi wstrząsały światem, zarazy spadały na wszelkie stworzenie i niekiedy nie oszczędzały "żadnego zakątka kraju". Szalały surowe, długotrwałe i obfite w śniegi zimy, podczas których padali ludzie i zwierzęta; czasami największe rzeki, Ren, Dunaj i Łaba, były zamarznięte przez długie tygodnie do tego stopnia, że ładowne wozy mogły je przekraczać "jak po moście", a wiosną następowały niszczycielskie zejścia lodów. Przyszły niezwykle suche, gorące lata i klęski głodu; wszak produkcja rolna wczesnego średniowiecza w ogóle odznaczała się "wszystkim innym, niż wysokim stopniem opanowania natury" — raczej "niskim poziomem kultury" (Bentziew). Śmiertelność była zatrważająca. Nędza rosła ustawicznie w owych wczesnych latach dwudziestych.
Do tego, jak zawsze, polityka zagraniczna.
Polityka zagraniczna albo "lata powabne uroki [...]"
Ludwik Pobożny prowadził, jak się godziło chrześcijańskiemu władcy, co roku jakąś wojnę: przede wszystkim angażował się w konflikty dynastyczne wynikające z problemów wewnętrznych. Jednakże wciąż przekraczał on granice swego państwa lub kazał je przekraczać, choć jako najwyższy władca prawie nie brał osobiście udziału w wyprawach wojennych, lecz starą metodą wszystkich panujących kazał walczyć za siebie innym — w coraz większych jatkach.
Traktatami prawie nikt się nie przejmował.
Wkrótce po objęciu rządów przez cesarza na przykład saraceński król Abulaz, ojciec 'Abdarrahmana, emir Kordoby (796-822), zabiegał o pokój na trzy lata. "Tenże został najpierw zawarty — relacjonuje anonimowy biograf Ludwika — lecz później jako niekorzystny został porzucony i Saracenom wydano wojnę". "Po zniesieniu pozornego pokoju — jak notuje innym razem — wypowiedziano wojnę". Pokoju nie potrafili zażywać ani Merowingowie, ani Karolingowie. Tym samym wojenne jatki wśród chrześcijańskich książąt odbywały się nieomal tak regularnie jak modły, w każdym razie jak tylko konie były w stanie znaleźć karmę, jak tylko — podaje chwilę później to samo źródło — "nadeszły lata powabne uroki [...]" Właśnie, żadnemu z nich nie pozwalano się marnować, uderzając w jakąś stronę Świata, często w wiele, a najlepiej we wszystkie naraz — "z pomocą Chrystusa [,..]".
Ostatecznie wojna przeciwko poganom i wrogom świętego Kościoła była świętym obowiązkiem. A tak jak polowy kler towarzyszył pierwszemu chrześcijańskiemu Majestatowi (I, s. 157 i nast.), tak i karolińskim regentom. "Każdy biskup winien odprawić trzy msze z trzema psalmami, jednym za króla, jednym za wojsko Franków, a trzecim za aktualną potrzebę". Przy czym frankijscy siepacze plądrowali wrogie kraje bez opamiętania; dawniej było to zabronione. Później zastosowano jednak "politykę spalonej ziemi [...], a kto wpadł w ręce najeźdźcy, ginął. Akwitania, Bretania, Saksonia, Septymania i wiele innych krain zostało tak spustoszonych, że skutki były odczuwalne przez wiele stuleci" (Riche).
Wojna przeciwko Duńczykom, Serbom i Baskom
Najnowsze badania historyczne przypisują wprawdzie Ludwikowi Pobożnemu "dążenie do oparcia swojej polityki na powszechnie przyjętych podstawach etycznych" (R. Schneider). Z drugiej strony jednak, jako że dążenie to jeszcze nie fakt, polityka nie jest prowadzona jedynie przez cesarza i jego dwór. A gdy Ludwik na początku swego panowania kazał zbadać we wszystkich dzielnicach Rzeszy, jak to biskup Thegan z nieomal wzruszającą naiwnością pisze, "czy komuś nie jest bezprawnie wyrządzana krzywda", to jego ludzie znaleźli "niezliczoną liczbę uciskanych, choćby to, że odebrano im ojcowiznę czy wolność: co mieli w zwyczaju przebiegle czynić urzędnicy, hrabiowie i namiestnicy [...]". Lecz jeśli tak postępowano z własnymi poddanymi, to co dopiero z wrogami!
W roku 815 Obodryci i Sasi najechali siedziby Duńczyków, lecz wrócili — pustosząc wszystko wokół — bez sukcesu z czterdziestoma zakładnikami. W następnym roku Ludwik wysłał swą armię przeciwko Serbom. Zastosowała się ona "ściśle" do cesarskiego rozkazu (strenue compleverunt: Roczniki Rzeszy) i zaatakowała, jak podają źródła, "równie szybko, co łatwo z pomocą Chrystusa" i "z pomocą Bożą odniosła zwycięstwo"; lecz cesarz "udał się na polowanie do Lasu Wogeskiego". Następnie ujarzmiono na drugim krańcu Rzeszy, na północnych stokach Pirenejów, również niepokornych Basków, jeśli nawet dopiero po dwu wyprawach, to za to "całkowicie" (Annales regni Francorum), na co oni, jak pisze Anonim, "bardzo się o to jarzmo dopominali", choć przecież właśnie próbowali je zrzucić.
Wojna przeciwko Bretończykom
Ponownie poprowadził Ludwik niszczące działania przeciwko powstającym Bretończykom, których książęta sami niekiedy rościli pretensje do tytułu królewskiego. Wielokrotnie najeżdżał on "kłamliwy, butny i buntowniczy lud",
którego nawet jego ojciec nie pokonał do końca, a który przed Karolem i Pepinem raz po raz próbowali ujarzmić Merowingowie.
Latem roku 818 Ludwik in persona — nieomal jego jedyna wyprawa wojenna jako cesarza — pociągnął z Frankami, Burgundami, Alamanami, Sasami i Turyngami przeciwko "nieposłusznym Bretończykom, którzy w swej bezczelności posunęli się tak daleko, że ważyli się wybrać jednego ze swoich, Marmanusa, na króla i odmówili jakiegokolwiek posłuszeństwa" (Anonim). Butni chrześcijanie, co oczywista, patrzący z góry na obcych im ludzi — chociaż wraz z ich królem Mormanem również chrześcijan — zażądali poddania się "władzy zwierzchniej" i trybutu. Odmowa tegoż (pięćdziesiąt funtów srebra "jak z dawien dawna") i hołdu wystarczyły im z pewnością jako pretekst do wojny. Ludwikiem wszakże powodowały również motywy klerykalne. Kościół bretoński był jeszcze dość samodzielny, to znaczy nacechowany bardziej regułami szkockimi, odbiegającymi od benedyktyńskich, wyraźnie nie poddający się wpływom Rzymu. Duchowieństwo frankijskie żywiło niechęć przede wszystkim do swobody bretońskigo prawa małżeńskiego, pozwalającego na małżeństwa wśród bliskich krewnych.
Już w czasie pochodu Ludwik pielgrzymował od kościoła do kościoła, począwszy od Paryża. A po drodze odwiedzał klasztor po klasztorze, został bogato obdarowany, jak to było w zwyczaju, przez opatów Hilduina z St. Denis, Duranda z St. Aignan — gorliwego urzędnika jego kancelarii, przez opata Fridugisa ze Św. Marcina z Tours i innych. A potem spustoszył cały kraj, wszystko to jednak "bez wielkiego wysiłku". Pobożny władca, którego swego czasu przezornie chwali biskup Thegan: "Rosły w nim dzień po dniu święte cnoty, których wyliczanie byłoby zbyt długie", zdusił Bretończyków samą swą przewagą. Obrócił w perzynę wszystkie budynki, z wyjątkiem kościołów, i podczas tej całej pożogi i mordów wokoło kazał opatowi Matmonocusowi z Landevennec wyczerpująco relacjonować życie monastyczne w tym kraju.
Zabijanie i modły, modły i zabijanie, bo wtedy wszystko szło dobrze, wszystko, przynajmniej podczas wojny, było dozwolone — zakładając, że działo się to po "prawowitej" stronie. Król Morman, rozbiwszy część frankijskiej armii, padł z ręki cesarskiego koniuszego, Chozlusa, który przeszył mu skroń oszczepem, zanim sam został ubity przez jednego z Bretończyków, którego znowuż położył jeden z giermków Chozlusa, też przekłuty przez już umierającego Bretończyka: ot, takie wojenne obrazki, łyk — żeby tak rzec — słodkiej i chwalebnej śmierci za ojczyznę... Uprowadzono masę pojmanych, dużą ilość trzody, a Bretończycy poddali się — "na jakich warunkach zawsze chciał cesarz [...] A zakładnicy, kogo i ilu rozkazał, stawili się i zostali wzięci, a cały kraj został urządzony wedle jego woli", pisze Astronom.
Wojna przeciwko Obodrytom i Baskom
W roku 819 Ludwik rzucił swą armię na drugi brzeg Łaby przeciwko Obodrytom. Zaciągnięto ich odszczepieńczego księcia Sclaomira (809 - 819) do Akwizgranu, wzięto i spalono jego kraj; nieco później wygoniono go na powrót, lecz jeszcze w Saksonii złożyła go śmiertelnie choroba, zawszeć to został zaopatrzony świętym sakramentem chrztu; ten słowiański lud był jednak na skroś pogański i zwierzchnictwo Ludwika zostało wystawione na ciężkie powstania w roku 838 i 839.
Również przeciw krnąbrnym Baskom i spokrewnionym z nimi Waskonom władca, tak często opiewany jako pokojowo usposobiony, odniósł krwawe zwycięstwo w roku 819.
Od czasu klęski w wąwozie Roncevaux Gaskonia była dla Franków swego rodzaju ziemią niczyją, z trudem strzeżoną przez hrabiego Tuluzy. Sam Ludwik nie odwiedził wprawdzie kraju swych pierwszych doświadczeń bojowych, ale w roku 816 poddał ten obszar graniczący z islamską Hiszpanią wzmocnionej kontroli hrabiego Bordeaux i księcia Waskonów. A w roku 819 jego syn Pepin ustanowił za sprawą wyprawy wojennej do Gaskonii, we wczesnym średniowieczu własnego księstwa, "spokój w tej prowincji tak zupełnie, że nie znalazł się tam żaden buntownik lub nieposłuszny"; podczas gdy regent — jak znowu donoszą kronikarz Rzeszy i Astronom — "jak zwykle" zajął się "łowami w Ardenach". Z Maurami doszło do ponownych starć w latach dwudziestych .
Wojna przeciwko Chorwatom
Ludwik prowadził również wielkimi siłami trzyletnią wojnę przeciwko Chorwatom.
Byli oni Słowianami, którzy w pierwszych wiekach naszej ery przywędrowali jako koczownicy lub półkoczownicy przez stepy nadczarnomorskie na tereny karpackie, a w VII wieku do Dalmacji i Panonii. Na temat ich historii w tym czasie i nieco później prawie nic nie wiadomo. Podczas rozprawy z Awarami około roku 800 (IV, s. 291 i nast.) zostali podbici, chociaż nie ostatecznie, zchrystianizowani, a Chorwacja tak panońska, jak dalmatyńska, została poddana władzy kościelnej patriarchy w Akwilei.
W roku 819 rządzący między Drawą i Sawą książę Dolnej Panonii Ljudevit Posavski (zm. 823 r.) zbuntował się przeciwko Rzeszy, podburzony zresztą przez patriarchę Fortunata z Grado, który dostarczył nawet Ljudevitowi rzemieślników potrzebnych do budowy umocnień, inżynierów i murarzy.
Niegdyś patriarcha trzymał wprawdzie stronę potężnego Karola, pojawiał się wielokrotnie na północy, po raz pierwszy w roku 803 z bogatymi darami na dworze w Salz (dzisiaj Bad Neustadt) nad Soławą, przez samego władcę obdarzony rozległymi przywilejami, m.in. beneficjum na terenie państwa Franków. Teraz jednakże ów obrotny, żądny władzy i bogactw książę Kościoła wierzył w większą siłę plemion słowiańskich, w przyszłość słowiańskiego państwa w swoim sąsiedztwie, zwietrzył w nim własne korzyści i odpowiednio do tego z nim kolaborował. (Podobne zwroty ku Wschodowi zdarzały się wśród żądnych sukcesu hierarchów w ciągu stuleci nader często, oczywiście, a zwłaszcza w Rzymie —aż do, przykładowo, czasów Leona XIII, który przed pierwszą wojną światową obrał kurs nie tylko na Francję, lecz bardziej jeszcze na Rosję).
Ale tak jak kiedyś szukał schronienia u Karola przed zemstą Bizantyjczyków, tak teraz, zawezwany na dwór cesarza Ludwika, uciekł do Bizancjum. (Są — również wśród uczonych — tępe głowy, oportuniści, podsuwający całemu światu wciąż od nowa arcygłupie zdanie, za pomocą którego usiłują łowić ryby w mętnej wodzie: że historia się nie powtarza. Przecież wszystko, co dla niej typowe i w niej notoryczne: zdrada, kłamstwo, ogłupianie, wykorzystywanie, kryzysy gospodarcze, afery finansowe, terroryzm państwowy, wszystko to powtarza się ustawicznie: por. I, s. 25 i nast.). Cóż to ma za znaczenie, kto przewodzi tańcowi wokół złotego cielca, a tańczących wodzi za nos — w samej rzeczy: semper idem.
Podczas powstania w roku 819 przeciwko frankijskiej władzy centralnej Ljudevit odniósł wprawdzie początkowo zwycięstwo nad margrabią Kadolahem z Friulu, został jednak pobity nad Dunajem przez jego następcę (Kadolah nie przeżył swego niesławnego odwrotu), margrabiego Balderyka z Friulu i przegnany z kraju. Ale Ljudevitowi udało się jeszcze pokonać nad Kulpą Borne, księcia Chorwacji Dalmatyńskiej, z którym wziął udział w roku 818 w zjeździe książąt w Akwizgranie; przy tym Ljudevit obległ własnego teścia, Dragamoza, jako sojusznika Borny, ten jednak zdołał zbiec dzięki swej straży przybocznej. Książę Chorwatów starał się zdobyć przewagę nad Frankami i stawił wkraczającemu do Dalmacji przeciwnikowi opór z umocnionych pozycji na wybrzeżu. Atakował go znienacka, już to jego tyły, już to z boku, dzień i noc, i zmusił go wreszcie do okupionego dużymi stratami odwrotu, "bowiem trzy tysiące jego ludzi padło, wzięto ponad trzysta koni", twierdzi kronikarz Rzeszy, podczas gdy panujący odpoczywał od trudów rządzenia w królewskim rewirze łowieckim w Eifel. W roku 820 Borna pojawił się ponownie w Akwizgranie, by zaproponować wspólną wojnę przeciwko Ljudevitowi, zmarł jednak już w następnym roku, prawdopodobnie śmiercią gwałtowną.
W roku 820, jak tylko konie mogły znaleźć w terenie pożywienie, trzy armie z trzech stron jednocześnie, z Włoch, Karyntii oraz z Bawarii i Górnej Panonii, wtargnęły do państwa Ljudevita, "tyrana" (Anonymi vita Hludovici) i obróciły w perzynę "prawie cały kraj" (Annales regni Francorum), lecz nie odniosły sukcesu. A nawet znaczna część oddziałów (ciągnących przez Panonię) padła z powodu zarazy, podczas gdy Ludwik Pobożny właśnie oddawał się "swym zwyczajem łowom" w Ardenach. A już w następnym roku 821 trzy kupy jego zabijaków zrównały z ziemią "cały kraj Ljudevita", gdy tymczasem Jego Majestat "spędził resztę lata i pół jesieni na łowach w odległym Lesie Wogeskim" (Roczniki Rzeszy).
W roku 822 walczono już prawie wszędzie. Na południowym zachodzie przerzucano wojska z Włoch do Panonii. Chorwacki książę musiał tym razem zbiec do Serbii, gdzie cieszył się ochroną i gościnnością księcia Serbów, którego skrytobójczo zamordował, by zawładnąć jego grodem i miastem. Dopiero gdy samego Ljudevita usunięto w roku 823 w grodzie Srb nad Uną, gdy "został przez kogoś podstępnie zabity", zresztą jako gość jednego z wujów chorwackiego księcia Borny, cały obszar między Drawą i Sawą dostał się ponownie pod zwierzchnictwo Franków.
Na północy, gdzie Sasi na rozkaz Ludwika zbudowali twierdzę w Delbende po drugiej stronie Łaby, osadzono załogę i wypędzono "dotychczasowych słowiańskich mieszkańców z tej okolicy" (Annales regni Francorum) .
Również i na południowym i północnym zachodzie: rozbój i pożoga.
Wojna w Hiszpanii i przeciwko Bretończykom
Hrabiowie Marchii Hiszpańskiej wtargnęli przez rzekę Segre "do wnętrza Hiszpanii" i wrócili "stamtąd szczęśliwie z wielkim łupem", "spustoszywszy wszystko i spaliwszy", jak pisze Astronom. Takoż rejestruje kronikarz Rzeszy zniszczenie pól, spalenie wsi oraz "niemałe łupy" i dodaje bezpośrednio po tym: "W ten sam sposób po zrównaniu dnia i nocy, jesienią, został uczyniony przez hrabiów Marchii Bretońskiej wypad do posiadłości bretońskiego przywódcy o imieniu Wihomark i wszystko spustoszone ogniem i mieczem". Dlaczego nie — w końcu cesarstwo było traktowane "jako zlecenie boskie i jak urząd kościelny" (Schieffer). Lecz Ludwik udał się potem "na łowy w Ardeny", a potem na sejm Rzeszy we Frankfurcie, gdzie miał "przyjąć poselstwa z darami [...] od wszystkich Słowian wschodnich": więc od Obodrytów, Serbów, Wieletów, Czechów, Morawian, Predenecentrów (wschodniej grupy Obodrytów z okręgu Braniczewo) oraz od panońskich Awarów — ten lud znika potem na zawsze z kart historii.
Oczywiście na dworze należało wystąpić okazale i uhonorować Jego Okropność. Nawet dalekiego księcia Grimoalda z Benewentu cesarz zobowiązał od momentu swego wstąpienia na tron "traktatem i przysięgą do płacenia rocznie 7000 solidów złota do królewskiego skarbca" (Anonymi Vita Hludovici).
W roku 824 monarcha pociągnął z trzema grupami wojska — jedną prowadził on sam — znów przeciw Bretończykom i ich księciu, Wihomarkowi, następcy Mormana. Pozostałymi dwiema armiami dowodzili królewscy synowie, Pepin i Ludwik, przy czym szczególnie wyraźnie zaangażowali się dowódcy przygranicznych okręgów, hrabiowie Tours, Orleanu i Nantes.
Jak jesienią drozdy i inne ptaki gęstymi chmarami wpadają do winnicy, by wykraść winne grona, tak przyszli Frankowie zaraz na początku żniw i splądrowali bogate plony tego kraju. Opisuje to w czwartej pieśni swego eposu bohaterskiego frankijski kapłan Ermoldus Nigellus, który uzbrojony w miecz i tarczę towarzyszył wyprawie przeciwko Bretończykom (nie bez autoironii) i opiewał wielkie czyny Ludwika. "Szukali bogactw ukrytych w lasach, bagnach i rowach. Zabierali nieszczęsnych ludzi, owce i bydło. Frankowie spustoszyli wszystko. Kościoły, jak rozkazał cesarz, zostały oszczędzone, ale wszystko inne padło pastwą płomieni".
Ponad czterdzieści dni, podają frankijskie źródła, Ludwik Pobożny pustoszył "cały kraj ogniem i mieczem", nawiedził go jak "wielka plaga" (magna plaga) — on, który był "najpobożniejszym z cesarzy", jak sławi go biskup Thegan, "gdyż już wcześniej oszczędzał swych nieprzyjaciół, wypełniając słowa ewangelistów, gdzie jest powiedziane: Wybaczajcie, a będzie wam wybaczone". Ludwik zniszczył pola i lasy, zrujnował stan bydła, zabił wielu Bretończyków, wielu uprowadził w niewolę i wrócił z zakładnikami z "wiarołomnego ludu". (Król Wihomark został już na początku otoczony przez ludzi hrabiego Lamberta z Nantes i zabity).
Mniej "szczęśliwie" zakończyła się w tym samym roku zbrojna ekspedycja do Pampeluny, gdzie podczas odwrotu przez Pireneje w tym samym wąwozie Roncesvalles los dopadł Franków; tam również, jak głosi legenda, w roku 778 została rozbita tylna straż Karola "Wielkiego" po zburzeniu baskijskiego miasta Pampeluny (IV, s. 281 i nast.). Teraz, ledwie pół wieku później, w mrocznym przesmyku górskim oddziały hrabiów Aeblusa i Azenariusa zostały "wybite prawie do nogi [...] przez niewiernych górali". Obaj hrabiowie przeżyli — "po utracie swego całego wojska" (Astronom).
W swym prawodawstwie cesarz zaczął się wówczas wyraźnie wiązać z Kościołem, z którego reprezentantami musiał mieć wcześniej tak bolesne doświadczenia (s. 50), niczego się stąd nie nauczywszy. W każdym razie działał on teraz wyraźnie na chwałę Kościoła i ku jego ochronie, dla jego wywyższenia, oczywiście dla honorów jego sług, którym należało okazywać szacunek, których nauk należało słuchać. Domagał się postów, świętowania niedziel, wznoszenia szkół w celu kształcenia duchowieństwa, uznał wszakże, że musi napominać biskupów, "by wypełniali swe pasterskie obowiązki w pełnym zakresie".
W ogóle nie powinno się polegać tylko na Bogu i Kościele. Dlatego zawsze, gdy Ludwik błagał w tych ciężkich czasach o błogosławieństwo niebios dla swych działań, to nie zapominał, co w pierwszym rzędzie pozwalało im skutecznie działać. Gdy kilka lat później sam nałożył trzydniowy post i dopraszał się najwyższego wsparcia, to jednocześnie rozkazał w obliczu wrogów chrześcijaństwa, by wszyscy zobowiązani do służby w armii stali w gotowości konno i zbrojno, z przyodziewkiem, wozami i prowiantem, aby w danym razie móc niezwłocznie ruszyć w pole. Tak — kto Bogu ufa, mężnego ducha....
Gdy w roku 826 dowiedział się na królewskim dworze w Salz nad Soławą o odstępstwie możnego Wizygota Aizo i o ruchawce, jaką ów spowodował w Marchii Hiszpańskiej, gdzie zajął kasztele, zmusił do ucieczki hrabiów, przeciągnął na swą stronę ludność, ogromnie wyzyskiwaną, często wypędzaną z własnych zagród i zubożałą, wówczas monarcha zdecydował się wnet przemyśleć w sposób dojrzały niedobrą sytuację i przede wszystkim swój gniew najpierw rozładować w jesiennych łowach (autumnali venatione).
Aizo obsadzał tymczasem wzięte kasztele załogami, zdobywał nowe i badał stanowisko Maurów posiadających na Półwyspie Iberyjskim dobrze funkcjonujące państwo, którego ludności, Gotom i hiszpańskim osadnikom — już pod rządami Karola I gorzko skarżyli się oni na ucisk ze strony chrześcijańskich hrabiów i ich siepaczy — lepiej się wiodło, niżby można sądzić. Na co dzień przestawano i handlowano ze sobą za pomocą frankijskiego srebra, złotych monet arabskich, a Aizo, który najwyraźniej chciał oderwać od Franków Marchię Hiszpańską, nie zaniedbywał również kontaktów z 'Abdarrahmanem II (822-852), emirem Kordoby i to z niezwykle dobrym skutkiem.
Ze swej strony Ludwik Pobożny wysłał w 827 roku na południe najpierw opata Helizachara, swego dawniejszego kanclerza, następnie swego syna Pepina, króla Akwitanii, "z niezliczonymi frankijskimi oddziałami". Jednakże Maurom udało się — kiedy już przekroczyli Ebro, spustoszyli tereny wokół Barcelony i Gerony oraz spalili kościoły i okrutnie pomordowali księży (mieli uprowadzić wielu chrześcijan) wrócić ponownie do Saragossy, tak że — obojętne dlaczego — spóźniona odsiecz frankijska nawet ich nie oglądała; co zapewne pozwalają przypuszczać "straszne obrazy bitewne o nocnej porze", jak rzecze Astronom. Przeto pospieszył się tak pobożny, jak i zabobonny monarcha, gdy dowiedział się o budzących zgrozę oznakach, wysłał "pomocnicze oddziały do ochrony rzeczonej marchii granicznej i kontentował się aż do czasu zimy łowami w lasach leżących wokół Compiegne i Quierzy". W roku 828 wyprawa jego syna Lotara "z licznym wojskiem frankijskim" nie przyniosła żadnych owoców. A Aizo znika bez śladu z kart historii.
Wojna przeciwko Bułgarom
Do konfliktu doszło również z Bułgarami.
Ich chan Omurtag (815 — ok. 831), który jako pierwszy bułgarski władca konferował bezpośrednio z Frankami, wysyłał od roku 824 co rusz poselstwa — również z darami — do Ludwika i zabiegał o wyjaśnienie granic i ustanowienie przyjacielskich stosunków. Ludwik wciąż jednak kazał posłom nieprzyzwoicie długo czekać i zwodzić chana. W końcu po załamaniu wszelkich zabiegów wtargnął tenże na okrętach Drawą do Dolnej Panonii, spustoszył kraj i ustanowił wręcz bułgarską administrację. Powodowany utratą Panonii, młodszy Ludwik przedsięwziął w następnym roku wyprawę wojenną przeciwko Bułgarom, najwyraźniej znowu bez powodzenia, chociaż mnisi z Fuldy chwalili się, że w okresie postu (od 19 lutego do 4 kwietnia) odśpiewali na intencję armii 1000 mszy i tyleż psałterzy. Już w następnym roku Bułgarzy wyprawili się znowu w górę Drawy i "spalili kilka wsi naszych w pobliżu rzeki" (Annales Fuldenses). Dwór cesarski określił "napady i spustoszenia ze strony niewiernych" — również Saraceni grasowali w Marchii Hiszpańskiej — oraz inne klęski jako "sprawiedliwą karę bożą".
Nieco więcej "szczęścia" miał widocznie swego czasu margrabia Toskanii, Bonifacy, któremu cesarz powierzył ochronę Korsyki. Podczas "polowania" na niewiernych piratów morskich dotarł gorliwy obrońca wyspy aż do Afryki! Między Utyką a Kartaginą zszedł na ląd, zaatakował wielkie masy tubylców, "zmusił ich pięć albo więcej razy do ucieczki i położył wielką ilość Afrykańczyków"; stracił jednak również "znaczną liczbę swych własnych ludzi".
Zawszeć to pozostawił "swoim czynem wielki strach" (Annales regni Francorum).
Szczególnie w ostatnim dziesięcioleciu rządów Ludwika konflikty zagraniczne mocno zmalały. Z powodu rewolucji pałacowych ten katolicki dom panujący miał wystarczająco wiele spraw na swojej głowie. Tymczasem polityką zagraniczną zajmowano się na innych dworach chrześcijańskiego Zachodu już od dłuższego czasu, już od początku tego uniwersalnego państwa.
Na przykład w Rzymie.
Rzymskie stosuneczki. Dlaczego kanonizowano papieża-mordercę Leona III
Nad Tybrem wraz ze śmiercią starego cesarza Karola wnet powiały inne wiatry. Ledwie zmarł 28 stycznia 814 roku w wieku siedemdziesięciu dwu lat i nastąpił po nim na tronie Ludwik, a już wyższe duchowieństwo po drugiej stronie Alp zwietrzyło, że wobec syna może zachowywać się inaczej. Zaczęto znów dążyć do większej samodzielności, władzy, chciano "swobody działania" przynajmniej w obrębie Państwa Kościelnego i uzyskano ją.
Gdy jeszcze w tym samym roku Wieczne Miasto walczyło z wielce znienawidzonym, oskarżanym o rozpustę i krzywoprzysięstwo papieżem Leonem III — tym (z powodu jego cudownie uzdrowionych oczu i języka po, zgodnie ze źródłami tylko usiłowanym, ale zaniechanym okaleczeniu!) w roku 1673 kanonizowanym wielokrotnym mordercy zza biurka (IV, s. 270 i nast.) — kazał on "przestępców wobec majestatu" z miejsca zbiorowo wieszać. Nawet pobożnego Ludwika wprawił w zakłopotanie tym, "że tak ostre kary są wymierzane przez pierwszego kapłana świata" (Anonim). Przecież kiedyś jego ojciec Karol zamienił na wygnanie liczne wyroki śmierci wydane na przeciwnych Leonowi możnych miejskich. A anno 815, gdy Leon już od dwu dziesięcioleci zasiadał na stolcu nigdy nie zajmowanym przez Piotra, a teraz leżał na łożu śmierci, wybuchła nowa rebelia, rewolta arystokracji i chłopskie powstanie, święty papież — który nakazywał gwałtem ściągać dobra do "apostolskiej komory", a wywłaszczonych pozbawiać głowy — sypnął zaraz seryjnymi wyrokami śmierci, a jemu samemu też oczywiście chciano się dobrać do skóry.
Rzymianie zebrali się tłumnie, pisze kronikarz Rzeszy, "i splądrowali najpierw dobra, które papież założył w ostatnich latach na obszarze poszczególnych miast i spalili je. A potem zdecydowali pójść na Rzym i wziąć siłą, co im, jak się skarżyli, zostało wyrwane". Przed miastem zostali jednak pobici przez frankijskiego księcia Winigisa, chociaż już steranego wiekiem i słabego jak papież. Na pociechę w swej zgryzocie (ale nie dla swych poddanych) gasnący papież miał wreszcie zwyczaj odprawiać kilkakrotnie w ciągu dnia mszę. A książę Winigis został parę lat później mnichem i wkrótce potem zmarł.
Dlaczego jednak Leon III wszedł w XVII wieku w szeregi rzymskich męczenników? Dlaczego to mordercze monstrum zostało uznane za świętego? (Podczas 21-letniego pontyfikatu tego papieża, nota bene, nie zebrał się z jego inicjatywy ani jeden synod, który by opracował kanony ku wzmocnieniu dyscypliny w Kościele!). Kanonizowano go nie z powodu jego brutalności, nie z powodu jego eliminacji przeciwników, na pewno nie z powodu klęknięcia przed Karolem "Wielkim" — była to, jeśli nie pierwsza, to z pewnością ostatnia proskynesis papieża przed cesarzem Zachodu — któremu zawdzięczał przetrwanie (bardziej na urzędzie, niż w godności). Nie, kanonizowano go, ponieważ w dniu Bożego Narodzenia 800 roku włożył Karolowi koronę na głowę (IV, s. 272 i nast.); ponieważ w ten sposób dobitnie przeforsował żądzę panowania, nienasycone dążenie do supremacji papieży, ponieważ za pomocą tego sygnału promieniującego na inne czasy, tego "genialnego posunięcia" (de Rosa) zapisał zarazem na zawsze w ponurej księdze historii ich absolutne aspiracje przywódcze. Tylko dlatego dla Franza Xavera Seppelta, katolickiego historyka papiestwa, imię Leona III jaśnieje w "Katalogu Świętych" — z pominięciem wszystkich fatalności jego długiego terroru, wszystkich trupów, jakie znaczą jego drogę — święty, święty, święty! (dzień: 12 czerwca) .
Szwindel z cesarską koroną i koronacją: Stefan IV (816-817) i Paschalis I (817-824)
Leon zmarł 12 czerwca 816 roku.
Jego następca Stefan IV, od dziecka w Lateranie wytresowany rzymski arystokrata, którego wyniesiono na tron w ciągu dziesięciu dni, nie pytając cesarza o zgodę, rządził zaledwie kilka miesięcy; mimo to jego można rodzina dostarczyła w następnych stuleciach dwu dalszych papieży. Sam Stefan wyruszył jeszcze w sierpniu z Rzymu, by w towarzystwie króla Bernarda "w wielkim pośpiechu" udać się przez Alpy do Reims, gdzie w pierwszych dniach października Ludwik, w stroju kapiącym od złota i klejnotów, wśród hymnów pochwalnych duchowieństwa, zgodnie z bizantyjskim ceremoniałem trzykrotnie upadł przed papieżem, a następnie pozdrowił go słowami psalmu: "Pozdrowiony niech będzie, który przychodzi w imię Pana". Obejmowanie się, pocałunki, przejście do kościoła, nowe śpiewy pochwalne — a następnego dnia "wzajemne dary" i "wspaniałe uczty" (Roczniki Rzeszy). Imperator ofiarował księciu Kościoła srebro, zdobione drogocennymi kamieniami puchary, zastawę stołową ze złota, okryte złotem konie i in. Stefan wystąpił oszczędnie, też nieco złota, szaty, przy czym oczywiście "otrzymał po stokroć, co z darów przywiózł z Rzymu" (Ermoldus Nigellus). Taka jest radość z obdarowywania. Tak ochoczo daje sam papież.
A Jego Świątobliwości, który nie zapomniał nazwać Ludwika "drugim królem Dawidem" (Thegan), zależało jedynie na tym, by podczas uroczystej sumy w reimskim kościele Notre Damę, gdzie miał zostać ochrzczony Chlodwig, koronować cesarza na cesarza: chociaż tenże już przed trzema laty, w roku 813, został koronowany na cesarza w Akwizgranie, a po śmierci poprzedniego ponownie w Akwizgranie uroczyście przyjęty jako cesarz przez aklamację i nawet według poglądów kurii "już niewątpliwie był «cesarzem»" (Eichmann). Wszelako — to nie mogło wystarczyć. Współudział Rzymu miał być i był konieczny, aby w pełni uznano godność cesarską. Papieże chcieli nadawać korony cesarskie, nawet jeśli poza tym okazywali się bardzo skąpi wobec cesarzy. Stefan miał koronę już w swych bagażach, "złotą koronę cudownej piękności zdobioną najcenniejszymi klejnotami" (Thegan), którą papież podawał za koronę cesarza Konstantyna! (Katolicki Podręcznik historii Kościoła ujmuje tę "koronę Konstantyna" skromnie w cudzysłów).
Szwindel, od strony prawnej wprawdzie bez znaczenia, mógł i miał oczywiście przypomnieć o rzymskim rodowodzie cesarstwa oraz o związku obu mocarzy, niejako o "osi" Akwizgran-Rzym. Przede wszystkim jednak: było to nawiązanie do działań jego poprzednika, kontynuacja, a zatem nowy pretekst na rzecz rzymskiego pojmowania spraw, najwyższych aspektów historii świata; w pewnej mierze mianowicie papieskiego poglądu na "godność cesarza, [...] prawo papieża do koronowania cesarzy i papieża jako dysponenta cesarstwa" (Seppelt). Rzesza została tym samym potwierdzona jako "Święta Rzesza".
Stefan IV namaścił swego czasu również młodego monarchę i jego żonę Irmingardę, przy czym po raz pierwszy z namaszczeniem połączył koronację cesarza. Znamienne, że namaszczenie osoby pojawiło się w Kościele zachodnim; we wschodnim — gdzie dużo wcześniej niż na Zachodzie namaszczano ołtarz i dom boży— było ono nieznane i dopiero później zostało przejęte z Zachodu.
Po błogosławieństwie papież Stefan modlił się adekwatnie: "O Chryste, Panie świata i wszego czasu, który życzyłeś sobie widzieć Rzym jako głowę kręgu ziemskiego [...]". Ludwik swego czasu złożył ze swej strony przysięgę obrony rzymskiego Kościoła, która wkrótce stała się znana pod nazwą pactum hludovicianum, nawiązywała do dawniejszych wielkodusznych przyjaznych służb Franków, a Rzymowi gwarantowała inwestyturę biskupów, regularną władzę sądowniczą, wymieniała cały stan posiadania papieskich terytoriów, krótko mówiąc, nadawała papieżowi wspaniałomyślnie przywileje, gwarantowała zarówno jego stan posiadania, jak i jego suwerenne prawa, usiłowała oczywiście zapewnić również frankijskie roszczenia do supremacji.
Dążenie do władzy i majątku było jak zwykle na pierwszym planie, podczas gdy tak bardzo wspierana przez Ludwika polityka reformy Kościoła pozostawała, "rzecz znamienna, bez zauważalnego udziału papieży" (Schieffer). Jednakowoż: "Dopóki papież był obecny, prowadzili rozmowy o korzyściach świętego Kościoła Bożego (de utilitate sanctae Dei aecclesiae). Po tym jednak jak cesarz obsypał go wielkimi i niezliczonymi darami, więcej niż trzykrotnie większymi, niż sam otrzymał od kogokolwiek, tak jak zawsze miał w zwyczaju czynić, więcej dawać, niż brać, pozwolił mu odjechać do Rzymu [...]" (Thegan); "[...] wrócił papież, który uzyskał wszystko, czego pragnął, do Rzymu" (Astronom). Istotnie przybył z powrotem bogato obładowany złotem i srebrem, przede wszystkim z gwarancjami stanu posiadania, potwierdzeniami przywilejów, immunitetami; otrzymał również dodatkowy dar od cesarza, frankijskie dobra koronne Vendeuvre (koło Bar-sur-Aube), zmarł jednak już następnej zimy, 24 stycznia 817 roku, wszakże zdziałał po śmierci jeszcze parę cudów.
Następca Stefana Paschalis I (817-824) kazał wnet potwierdzić wytarowane przez swego poprzednika pactum hludovicianum, tzn. pełen zakres darów i obietnic darów uczynionych przez Pepina i Karola, Ludwikowego dziada i ojca, a więc autonomię Państwa Kościelnego, papieskie prawa suwerenne i, rzecz nie najmniejsza, swobodny wybór papieża. Dokument, kontrowersyjny, nigdy nie wymieniany w oficjalnej księdze papieskiej, zachowany jedynie w odpisie w kościelnych zbiorach z XI/XII wieku, ze względu na swoiste sformułowania odbiegające od powszechnie przyjętych dyplomów, długo był uważany za fałszerstwo. Z biegiem czasu zaczął być uznawany, tak od strony formalnej, jak i merytorycznej, najczęściej za prawdziwy — prócz różnych zafałszowań, interpolacji, jak choćby wstawki dotyczącej Sardynii, Korsyki i Sycylii, które przeszmuglowano najwyraźniej ze zwykłej zachłanności.
Akt z Reims z roku 816 znalazł na Wielkanoc roku 823 doniosłe powtórzenie i uzupełnienie w Rzymie.
W tym czasie syn Ludwika Lotar I przebywał w Rzymie, gdzie z Walą jako doradcą od roku 822 miał kontynuować panowanie Pepina i Bernarda. W Wielkanoc zaprosił go do siebie następca Stefana Paschalis I — surowy papież, który napsuł mnóstwo krwi i został konsekrowany bez zgody cesarza, za co go wszakże przeprosił i odcelebrował z nim w kościele Sw. Piotra w wielkanocną niedzielę (5 kwietnia 823 roku) ten sam rytuał, co jego poprzednik z jego ojcem kiedyś w Reims, chociaż Lotar już w 817 roku został koronowany jako cesarz przez swego ojca w Akwizgranie. I znowuż koronacja, która Lotarowi tym bardziej się przydała, że właśnie dowiedziano się o brzemiennym stanie cesarzowej, miała ten sam cel: związać Cesarstwo z Rzymem, ukazać namaszczenie i koronację przez papieża jako nieodzowne również dla cesarza już mianowanego i koronowanego przez świeckie instancje. I rzeczywiście "coraz bardziej uznawano" (Nelly) "prawo" papieży do koronacji cesarzy, tak jak i "prawo" Rzymu i Świętego Piotra, na co stworzono prejudykat, do miejsca koronacji. Co godne uwagi, ta powtórna koronacja wiązała się również po raz pierwszy z przekazaniem miecza; jako że teraz zintensyfikowano również współpracę przy działalności misyjnej w krajach Północy (s. 68, 306). Lecz miecz, który papież przekazał Lotarowi obok korony, był symbolem zarazem obrony, jak i władzy, znakiem zobowiązania do wykorzenienia "zła".
Papież Paschalis oślepia i ścina, najpierw święty, a potem wykreślony z kalendarza
Zło jednak na nikim nie poznało się lepiej, niż na papieżach.
Paschalis, na przykład, rozpoznał je sam we własnych ministrach, a mianowicie, co ciekawsze, w przywódcach stronnictwa profrankijskiego. Dlatego dwaj z najwyższych urzędników papieskich, arystokratycznego pochodzenia primicerius Teodor (jeszcze w roku 821 nuncjusz na dworze frankijskim) i jego zięć, nomenclator Leon, w roku 823, po wyjeździe Lotara, bez jakiegokolwiek postępowania sądowego zostali oślepieni i ścięci przez papieskich funkcjonariuszy w Pałacu Laterańskim, "z powodu ich wierności Lotarowi" (Astronom), ponieważ, relacjonują również Roczniki Rzeszy, "w każdym calu stali wiernie przy młodym cesarzu Lotarze". Przy tym przypisano papieżowi lub przynajmniej "jego zgodzie wszystko", pisze Astronom.
Cała sprawa przypomina nieco krwawy proceder św. Leona III z roku 815 (s. 60 i nast.). Lecz cesarz wysłał również w roku 823 swoich sędziów do Rzymu i oddalił się na resztę lata oraz jesień w okolice Wormacji i na łowy w Eifel. Jednakże Paschalis (wśród Rzymian tak popularny, że w czasie wynoszenia jego zwłok doszło do tumultów) odrzucił swą współwinę i odmówił poddania się procedurze sądowej (a mógł mieć do tego wystarczające powody), składając publicznie przysięgę oczyszczającą go z zarzutów — "dowód" już wypróbowany przez św. Leona III w grudniu 800 roku (IV, s. 272) i szczególnie częsty wśród kościelnych dostojników — przy pomocy 34 biskupów oraz pięciu prezbiterów i diakonów. Jednocześnie przeklął zamordowanych jako zdrajców, nazwał ich śmierć aktem sprawiedliwości, na ten los przecież zasłużyli sobie jako przestępcy wobec majestatu, a ich morderców wziął "zdecydowanie w obronę" (Annales regni Francorum) jako sługi św. Piotra (de familia sancti Petri).
Cesarz Ludwik zrezygnował. A papież Paschalis I zmarł w 824 roku pośród familia sancti Petri. Facet był szczwany, bo Ludwik miał wyraźnie przewagę, i twardy. Mnichów z Fuldy, którzy przynieśli mu niemiłą wiadomość, kazał bez namysłu wrzucić do więzienia i zagroził ich opatowi Rabanowi Maurowi ekskomuniką. W samym Rzymie jego surowe rządy, rujnujące zupełnie państwo, były znienawidzone. A ponieważ nie tylko jego planowany pogrzeb, ale i wybory papieża stały pod znakiem ciężkich zamieszek, ciało Paschalisa dłuższy czas pozostawało nie pogrzebane, póki jego następca go nie pochował, jednakowoż nie u Świętego Piotra.
Za to imię Paschalisa nieco później, pod koniec XVI wieku, dzięki historykowi Kościoła Cezaremu Baroniusowi — został on zmuszony do przyjęcia godności kardynalskiej groźbą ekskomuniki — dostało się do kalendarza świętych Kościoła katolickiego (święto 14 maja), a jeszcze nieco później (rzymskie młyny mielą powoli), w roku 1963, znowu z niego wypadło; jego dzień został wykreślony.
Współcesarz Lotar i "Constitutio Romana"
Gdy po śmierci Paschalisa wybuchły zażarte walki między ludem a arystokracją, przy czym ta ostatnia wyniosła na papieski tron kardynała Eugeniusza de Santa Sabina, do Rzymu przybył po raz drugi pełen energii cesarz-junior Lotar I, obdarzony mocno już rozwiniętym talentem politycznym. Zaprotestował przeciwko mordowaniu swoich zwolenników, "którzy byli wierni cesarzowi, jemu i Frankom", protestował przeciwko "ignorancji i słabości niektórych papieży", przeciwko chciwości ich sędziów, sprzecznemu z prawem wywłaszczaniu z dóbr w imieniu papieży oraz przeciw całej nieudolności władzy duchownej. A jego postępowanie zostało powitane przez lud rzymski z wdzięcznością.
Kapitularze cesarza Ludwika piętnowały już wcześniej symonię i żądzę zysków biskupów Italii, którzy często wyzyskiwali finansowo swoje parafie, pozwalali kościołom obracać się w ruinę, a którzy za pontyfikatu Eugeniusza II na synodzie w Rzymie w 826 roku surowo przykazywali kapłanom, że nie wolno im bawić się, uprawiać lichwy, organizować polowań i łowów z ptakami, że nie wolno im trwonić wyposażenia kościołów i uprawiać rozpusty etc. (Jest to, na marginesie, jedyny synod rzymski w pierwszej połowie IX wieku, którego postanowienia potwierdzone są dokumentami. A w pierwszym ćwierćwieczu nie było w Rzymie najwyraźniej żadnego zgromadzenia kościelnego!) Lotar przystąpił teraz do surowego zbadania wielu przestępstw i nadużyć: "stosunków rzymskich, które już od dłuższego czasu popadły w chaos z powodu niewłaściwego zachowania wielu papieży", jak pisze kronikarz Rzeszy. "Coraz bardziej zatrważający okazywał się zasięg bezprawnych konfiskat dóbr, samowola i chciwość papieskich urzędników" (Simson).
Co oczywiste, arcykapłani nie oszczędzali przy tym klasztorów, ważyli się targnąć i na nie, zwłaszcza te szczególnie zamożne.
Na przykład na Farfę.
Założony około roku 700 klasztor benedyktynów należał w średniowieczu do najbogatszych opactw we Włoszech. Położony między Rzymem a Rieti, cieszył się ochroną króla Longobardów, rozległe posiadłości w Sabinie i poza nią zawdzięczał jednak przede wszystkim książętom Spoleto i wielu prywatnym fundatorom. Został już w roku 775 wyposażony przez Karola I we frankijski immunitet, prawo obioru opata i exemptio, a przez następnego cesarza utwierdzony tak w stanie posiadania, jak i własnej pozycji prawnej, mógł ponadto wykazać się papieskimi bullami potwierdzającymi przywileje. Jeszcze na kilka dni przed śmiercią Stefan IV uznał to wszystko, chociaż za roczny czynsz w wysokości 10 solidów w złocie.
Wszelako inni papieże usiłowali co rusz ignorować fakt, że Farfa bezpośrednio podlega Rzeszy, powołując się na zwierzchność lenną nad Sabiną, i podporządkować sobie bogate opactwo. Odbierał mu dobra Hadrian, takoż św. Leon III; wreszcie św. Paschalis, pod pretekstem, że Farfa "z mocy prawa i władzy przysługuje Kościołowi rzymskiemu", wytoczył i przegrał proces przed sądem cesarskim. (Jednakże już niewiele lat później, w roku 829 — papieże nie potrafią sobie po prostu odpuścić, bo mają słuszność, że zawsze chodzi o Boga — Grzegorz IV wytoczył nowy proces o Farfę).
Po formalnym postępowaniu Lotar orzekł wobec papieża Eugeniusza II (824-827) wydanie wszystkich skonfiskowanych dóbr, wśród entuzjazmu ludu przegnał papieskich sędziów do państwa Franków i spowodował powrót prześladowanych pod rządami Paschalisa I. A 11 listopada 824 roku za pomocą nowej regulacji stosunków frankijsko-papieskich, tak zwanej Constitutio Romana (ograniczającej z kolei Pactum Hludovicianum z roku 817), przywrócił supremację cesarza w Państwie Kościelnym oraz zależność papieża, podporządkował administrację Państwa Kościelnego kontroli stałego papieskiego i cesarskiego missus, przed którym każdy electus, każdy nowo konsekrowany papież musiał ostatecznie składać przysięgę na wierność cesarzowi pro conservatione omnium. A zatem na powrót, jak od czasów Justyniana do zrzeczenia się Italii przez Konstantynopol, było wymagane potwierdzenie wyboru papieża przez cesarza, Pactum Hludovicianum zostało częściowo zniesione i osiągnięto zwierzchność władzy cesarskiej nad kurią — oczywiście nie na długo. Wszakże usankcjonował ją z naciskiem Jan IX na synodzie rzymskim w roku 898, by powstrzymać będące prawie regułą niepokoje podczas wyboru papieża. Poza tym konstytucja Lotara weszła jeszcze do zbioru praw kanonicznych z czasów Grzegorza VII, nawet jeśli, co nic dziwnego (por. s. 135 i nast.) — "zniekształcona i odpowiednio przyrządzona" (Muhlbacher).
Frankijscy biskupi upokarzają cesarza, a sami nie chcą być sądzeni przez nikogo
Tak jak pasterze w Rzymie, tak i pasterze na terenie Rzeszy stawali się stopniowo coraz krnąbrniejsi. Powody leżały nie tylko w nich samych, lecz tak samo w ich świeckich partnerach i okazjonalnych przeciwnikach. Kapłani bowiem wiedzą zawsze bardzo dobrze, kiedy mają służyć, a kiedy wolno im szczekać, skakać, kiedy mogą kąsać.
Ludwik Pobożny, dużo miększy niż jego "wielki" ojciec, dużo mniej energiczny, brutalny, osiągał odpowiednio do tego również mniejsze "sukcesy" — w polityce zagranicznej, przeciwko Duńczykom, Bułgarom i Maurom, ale również w samej Rzeszy i, przy całym reformatorskim zapale, a może dlatego, w Kościele.
Biskupi byli wprawdzie gotowi namaszczać i koronować królów, wynosić ich ponad wszystkich "laików", lecz w zamian sami chcieli stać ponad wszystkimi książętami. Dążyli do państwa teokratycznego i uczynili Ludwika królem "z ich łaski" (Halphen). Onże zaś już wkrótce zrezygnował wobec Rzymu z zatwierdzania wyboru papieża, z kontroli nad Państwem Kościelnym, a w polityce wewnętrznej podporządkowywał się z czasem coraz bardziej episkopatowi.
W sierpniu 822 roku cesarz zjawił się na sejmie Rzeszy w Attigny w tamtejszym kościele w stroju pokutnym i oficjalnie wyraził swą skruchę. Stało się to za radą hierarchów. Wyznał współwinę w śmierci swego bratanka Bernarda, niesprawiedliwość wobec braci przyrodnich, kuzynów i innych. Upokorzył się, czego ojciec jego nigdy nie zrobił i nigdy by nie zrobił; poddał się wyrokowi kapłanów. Wówczas Agobard z Lyonu zażądał zwrotu wszystkich dóbr, jakie książęta zabrali wcześniej Kościołowi!
Ludwik znosił to skruszony, pędził swe oddziały we wszystkie strony świata, jedno wojsko wysłał do Panonii, drugie do Marchii Hiszpańskiej, trzecie do Bretońskiej — a sam oddawał się "obyczajem królów frankijskich podczas jesieni polowaniu [...]". Wszystko to, rzecz warta przemyślenia, jest częścią chrześcijańsko-zachodniej kultury, nie jej częścią marginalną, lecz esencjonalną.
Właśnie tak.
Zaprzątnięci mianowicie podporządkowywaniem państwa, biskupi ogłosili w 829 roku w Paryżu, podpierając się niezwykle butnymi naukami papieża Gelazego I (II, s. 198 i nast.), że nikt ich nie może sądzić, że oni sami są odpowiedzialni tylko przed Bogiem, lecz inni możni podlegają im, biskupom. A nawet, ich auctoritasstoi wyżej niż potestas króla, cesarza, który w innym wypadku stałby się tyranem i straciłby jakiekolwiek moralne prawo do swego panowania.
Ich zarozumiałość, czasami ukryta we frazesach pozornej skromności, odziana w pseudo czołobitność — notoryczna hipokryzja kleru — nie mogła chyba być większa. Chwalili, w tym wypadku nawet szczerze, pokorę cesarza, pokorę innych uznawali bowiem za powinność. Oni przecież jawili się jako ci, którym Pan dał władzę wiązania i rozwiązywania i przypominali w samouwielbieniu rzekome słowa cesarza Konstantyna do biskupów (z niepewnej Historii Kościoła Rufina): "Bóg was powołał na kapłanów i dał wam władzę sądzić również nas. Dlatego słusznie jesteśmy sądzeni przez was; wy jednakże nie możecie być sądzeni przez ludzi". Zbyt wyszukane, by mogło być prawdziwe. Natomiast chętnie się im wierzy; gardłują z wielkim naciskiem na rzecz dóbr kościelnych — których sami nie zgromadzili, z którymi często się obnosili jak z prywatnym majątkiem. Tylko zawistnikom, tak to wyjaśniają, wydaje się tego zbyt dużo; istotnie, "prawdziwie" powiedziane, może "nie jest tego nigdy zbyt dużo"!
Ano, sprawdzimy to.
Jeśli to wszystko zdradza trudną do prześcignięcia arogancję i żądzę władzy episkopatu, to biskupi zachowywali się jeszcze ohydniej podczas sporu Ludwika z synami.
Lecz czy panujący nie prowokował ich sam swą uległością? Czy podczas obrad w Akwizgranie w połowie grudnia 828 roku, gdy wszelkie nieszczęście, klęski głodu — grasujące "przez całe średniowiecze" (Goetz), "dziki świat, świat w szponach głodu" (Duby), gdy biedę, zarazy, nieurodzaje, straszne zabobony, rebelie magnatów, chciwość urzędników i hrabiów, przekupstwo, symonię, obyczajowe zdziczenie kleru, prostytucję, pederastię, sodomię, łupieżcze najazdy pogan etc. etc, krótko mówiąc, gdy całe zło według sprawdzonego zwyczaju sprowadzono do gniewu boskiego za grzechy chrześcijańskiego świata, ale dla księży zażądano zwolnienia z danin, rezygnacji cesarza z mieszania się w sprawy kościelne, czyż nie określił on sam jako zadanie dla biskupów sprawdzenia, jakie szczególne grzechy winne są tej nędzy, by można je należnie odpokutować? A również w 829 roku, na synodzie paryskim, hierarchowie przyznali władzy duchownej pierwszeństwo przed cesarską.
W najgorsze opresje w polityce wewnętrznej, mające niewątpliwie następstwa dla historii świata, popadł jednak Ludwik z powodu wydarzenia, które normalnie jest uznawane za radosne: narodzin dziecka, najmłodszego syna.
Jak katolik z katolikiem: pierwsze powstanie
Cesarzowa Ermengarda powiła swemu małżonkowi trzech synów: Lotara (795 r.), Pepina (797 r.) i Ludwika (806 r.). Gdy po mniej więcej dwudziestoletnim małżeństwie zmarła 3 października 818 roku w Angers, obawiano się, że pobożny wdowiec zamknie się w klasztorze. A oczywiście dla duchowieństwa "cesarz o mnisim usposobieniu na tronie był ważniejszy [...] niż cesarz w mnisim habicie za murami klasztoru" (Luden). I tak pokazano mu na swego rodzaju konkursie piękności, "przeglądzie", jak trzeźwy kronikarz Rzeszy sucho formułuje, reprezentację arystokracji. A cesarz, na pewno nie nieczuły na kobiece wdzięki, zdecydował się na córkę hrabiego Welfa, Judytę, której rekomendacją było nie tylko jej pochodzenie — z pierwotnie frankijskiego, starego rodu Welfów, potem posiadającego dobra przede wszystkim w Alamanii i Bawarii — lecz która podobno łączyła w sobie wszelkie zalety, była niezwykle "słodka i uwodzicielska" (arcybiskup Agobard), ale przy tym też bogata, bystra i wykształcona. Już kilka miesięcy po śmierci swej pierwszej żony cesarz poślubił ją na początku 819 roku, a ona po urodzeniu córki Gizeli wydała na świat 13 czerwca 823 roku w nowym palatium we Frankfurcie syna, który po dziadku otrzymał imię Karol, a później przydomek "Łysy" .
Dzięki zabiegom matki bowiem, by zapewnić małemu późnemu synowi również udział w dziedzictwie, tak jak przyrodnim braciom, z powodu niestrudzonych interwencji równie pociągającej, co obdarzonej silną wolą młodej cesarzowej, historia zmieniła swój bieg; Ludwikowe Ordinatio imperii z roku 817, tak uroczyście zaprzysiężone, stworzone z "inspiracji boskiej" (s. 48 i nast.), dzielące już Rzeszę wśród jego trzech synów z pierwszego małżeństwa, zostało zupełnie wywrócone i zamiast podziału na trzy części wprowadzono podział na cztery.
Książę Karol miał w 829 roku zaledwie sześć lat, gdy Ludwik przyznał mu na sejmie w Wormacji królestwo Alamanii, kraj pochodzenia jego matki, nadając mu ponadto Alzację, Recję oraz części Burgundii. I wskutek tak podjętej intrygi, której inicjatorką była zapewne cesarzowa, Ludwik poróżnił się ze starszymi synami, zaczęło się wygrywanie Lotara przeciw braciom, braci przeciwko Lotarowi, jednego brata przeciw drugiemu, krótko mówiąc, demoralizacja, korupcja, przekupstwo i zdrada na wielką skalę. A, zaprawdę, nie przypadkiem poprzedziły to wszystko znaki na niebie, nastąpiło zaćmienie księżyca 1 czerwca o zmierzchu i ponownie 25 grudnia 828 roku o północy. A nawet, w czasie nadchodzącego "świętego czterdziestodniowego postu", przed "świętą Wielkanocą", nocne trzęsienie ziemi wraz z silnym huraganem zniszczyły w Akwizgranie kryty ołowianymi płytami "kościół Świętej Matki Bożej w niemałej części" (Roczniki Rzeszy). Ergo w Rzeszy działo się "z dnia na dzień gorzej".
Pierwszy bunt w roku 830 zapoczątkował w pobożnych i żyjących jak w rodzinie krajach Zachodu dziesięciolecie ciągłych rebelii pałacowych i wojen domowych.
Starsi synowie cesarza przyjęli rozwój sytuacji, co zrozumiałe, z rozgoryczeniem. Zwłaszcza Lotar, którego państwo okrojono mocno na rzecz Karola, uznał swój przyszły pryncypat za zagrożony. Lecz i młodszym braciom, Pepinowi i Ludwikowi, groziły dalsze straty terytorialne. Również sprzyjająca jedności Rzeszy hierarchia kościelna obawiała się o swą koncepcję. Sytuacja zaostrzyła się jeszcze bardziej, gdy Lotar, od końca 825 roku formalnie równoprawny regent na dworze Ludwika, został jesienią usunięty do Włoch, a Wala do swego klasztoru w Korbei. Na ich miejsce przyszedł jako podkomorzy, jako "drugi we władzy", znienawidzony przez dotychczas przewodzących magnatów hrabia Barcelony Bernard, szczególnie wyniosły karierowicz, który poświęcając dobra koronne zbierał nowych stronników.
Ludwik, przywróciwszy państwo "do porządku", wyjechał oczywiście "do swych dóbr we Frankfurcie na łowy jesienne" "i polował tu jak długo mu się podobało", notują biografowie. Dopiero bliżej zimy obchodził znów w Akwizgranie święta, po kolei, dzień św. Marcina, św. Andrzeja, święty spektakl z Bożym Narodzeniem i wszystko to, zapewnia kronikarz Rzeszy, "hucznie i z radością".
Jednakże wkrótce miała się ona skończyć.
Bernard, potomek frankijskiej arystokracji, syn Wilhelma — w czasach Karola I bardzo poważanego hrabiego Tuluzy ostatecznie za sprawą przykładu swego przyjaciela, Benedykta z Aniane, mnicha żyjącego w najostrzejszej ascezie, nie wykazywał do tejże ascezy szczególnej skłonności. Łoże młodej cesarzowej, tak mawiały złe języki, zwłaszcza biskupie, przypadło mu dużo bardziej do gustu. A Ludwik Pobożny wspierał go od małego, trzymał go już do chrztu, potem mianował hrabią Barcelony i postawił na czele Marchii Hiszpańskiej, gdzie zwalczał z sukcesami powstanie Gotów pod wodzą Aizo (s. 58 i nast.).
Jako stronnika cesarzowej sprowadzono Bernarda w 829 roku na dwór i usiłowano przy jego pomocy rozbić "partię jedności Rzeszy". Jednakże stało się wręcz przeciwnie. Powołanie Bernarda było krokiem, pisze sam apologeta Ludwika, Astronom, który "nie zdusił siewu niezgody, lecz raczej pomnożył". A także Nithard, wnuk Karola "Wielkiego", który w braterskim sporze przyłączył się do Karola (Łysego), mówił o Bernardzie: "Zamiast umacniać chwiejące się państwo, zniszczył je całkowicie przez nieprzemyślane nadużywanie władzy".
Podkomorzy miał dopomóc własnej koterii w szybkim dojściu do władzy i godności. Jednakże ta grupa była stosunkowo mała, składała się przede wszystkim z jego brata Heriberta, kuzyna Odona, braci cesarzowej Konrada i Rudolfa, a oczywiście zaliczała się do niej sama cesarzowa, rzekomo zły duch cesarza. Natomiast krąg ich przeciwników był szeroki i wpływowy. Wokół zbierali się bowiem niezadowoleni, upokorzeni i wszyscy, którzy mieli nadzieję zyskać na przewrocie lub zmianie układów, sfora tych, którzy "jak psy lub drapieżne ptaki próbowali wyrządzać innym szkody, by ciągnąć z tego zyski dla siebie" (Astronom). Krążyły plotki, oszczerstwa, prawdziwe kampanie, które wychodziły zwłaszcza od doświadczonych w nich hierarchów, imputujących cesarzowej wszystko co możliwe, łącznie ze zdradą małżeńską z podkomorzym Bernardem i innymi.
"Mali ludzie czynili sobie z tego wesołości — rozgłasza arcybiskup Agobard — możni i wielcy cierpieli z tego powodu, że obóz cesarski został zbrukany, pałac zniesławiony, a sława Franków zniweczona, ponieważ Pani prowadziła frywolne zabawy nawet w obecności duchownych". Opat Regino z Prum mówi jednako o jej "wielorakim nierządzie" (multimodiam fornicationem), ale jest to co najmniej niepewne.
Judytę posądzano również o diabelskie sztuczki i podstępne czary. Lecz amulety, magię, przepowiednie, wróżby, tłumaczenie snów i podobnie "zgubne zło" synod paryski potępił dopiero w roku 829 i zamierzał oczywiście ukarać wszystkich, którzy w ten sposób "służyli bezecnemu Szatanowi".
Niewiele gorzej jawi się wszelako Bernard. Św. opat Paschazjusz Radbert, wychowany w żeńskim klasztorze w Soissons i biograf Wali, widzi jak podkomorzy po łajdacku wala się we wszelkich kałużach brudu, jak dzika świnia pustoszy pałac, a nawet zajmuje łoże cesarzowej. "Pałac stał się domem rozpusty,
w którym panuje cudzołożnica, a rządzi cudzołożnik, w którym mnożą się przestępstwa, w którym są uprawiane szczególnie bezecne i diabelskie czary wszelkiego rodzaju". Natomiast "wielki i łagodny cesarz" idzie mamiony "jak niewinne jagnię na rzeź [...]".
Bernard nie miał swej żony Dhuody — autorki Liber manualis, nachalnego wprowadzenia w chrześcijańskie życie — przy sobie na dworze, lecz ją oddalił do Uzes. Czy supozycje świętego zawierają coś z prawdy, do dzisiaj nie dowiedziono, kampania natomiast odniosła skutek. Calumniare audacter [...].
By odwrócić uwagę od fatalnych stosunków wewnętrznych, cesarz chciał znów pociągnąć na Bretanię, z całą siłą wojskową Rzeszy i to akurat 14 kwietnia, w Wielki Czwartek! Podobno wywołało to złość "całego ludu" (Annales Bertiniani). W istocie oburzeni byli jedynie możni z powodu nowej regulacji na korzyść późno narodzonego Karola, który przecież wedle frankijskiego prawa zwyczajowego mógł otrzymać część wspólnego dziedzictwa, co jednak działało na szkodę trzech synów z pierwszego małżeństwa Ludwika, przyrodnich braci Karola — Pepina I Akwitańskiego, Ludwika Bawarskiego, ale szczególnie Lotara. Tenże pośpieszył zaraz przez Alpy z Italii, by bronić swych praw zgodnie z rozstrzygnięciem z 817 roku. Przy czym po jego stronie stanęli książęta świeccy i duchowni, którzy oficjalnie chcieli walczyć o jedność Rzeszy, a w rzeczywistości raczej o swój własny interes.
Na czele sprzysiężenia stanęli dawniejsi stronnicy cesarza, kilku z jego pierwszych doradców, dawny kanclerz Helizachar, arcykanclerz i opat Hilduin z St. Denis, biskup Jesse z Amiens, przede wszystkim pięćdziesięciosześcioletni podówczas opat Wala, głowa spisku i najniebezpieczniejszy przeciwnik Ludwika, który głosił zawołanie pro principe contra principem, a którego klasztor w Korbei stał się "centrum" i "główną kwaterą" (Weinrich) rebeliantów. (Przez całe stulecia klasztory katolickie służą za centrale sprzysiężeń, jak jeszcze podczas drugiej wojny światowej przy przygotowaniu i likwidacji klero-faszystowskiego raju dla morderców — "Wielkiej Chorwacji").
Powstańcy, którzy — wykorzystując wyprawę Ludwika przeciw Bretończykom — zebrali się w klasztorze w Korbei, zarzucili cesarzowi, że "wbrew religii chrześcijańskiej [...], bez jakiejkolwiek korzyści dla państwa i bez żadnej konieczności nakazał w czas postu powszechną wyprawę zbrojną i dzień zwołania pospolitego ruszenia przy granicy Rzeszy ustalił na dzień Ostatniej Wieczerzy Pańskiej".
Rebelianci chcieli usunąć nie tylko Bernarda i młodą cesarzową wraz z ich koterią, lecz również starego cesarza i w miarę możności osadzić na jego miejscu Lotara.
Judycie grożono po różnych udrękach nawet śmiercią i zmuszono ją do złożenia obietnicy, że nakłoni cesarza do obcięcia włosów i udania się do klasztoru. Ona sama musiała przyjąć habit i zniknąć u sióstr od Św. Krzyża (St. Croix) w Poitiers. Jej bracia, Welfowie Konrad i Rudolf, zostali odesłani do zakonu, by ich wyłączyć z polityki, i umieszczeni pod opieką króla Pepina w klasztorach akwitańskich. Najbardziej znienawidzony doradca cesarski hrabia Barcelony i książę Septymanii Bernard, "profanator ojcowskiego łoża małżeńskiego" (Astronom), uratował się uciekając za zgodą Ludwika do Hiszpanii. (Karol Łysy kazał w roku 844 ściąć jedynego faworyta swej matki jako zdrajcę stanu). Brat Bernarda Heribert, rzekomo współwinny, został "ukarany wyłupieniem oczu" i zawleczony do więzienia we Włoszech, jego kuzyn Odo skazany na banicję.
Ludwika i małego Karola Lotar trzymał "w areszcie domowym". Na jego zlecenie mnisi z klasztoru św. Medarda koło Soissons próbowali zaznajomić cesarza z życiem ascetycznym i nakłonić do dobrowolnego wstąpienia do ich stanu. Wszelako pobożny Ludwik był tym razem daleki od tej myśli.
Lotar, który zacięcie prześladował popleczników trzymanej w zamknięciu cesarzowej, unikał mimo wszystko na sejmie Rzeszy w Compiegne w maju roku 830 całkowitego pozbawienia władzy swego ojca. Zadowolił się tym, że anulował jego zarządzenia z ostatniego roku i poza tym wierzył, że jest panem sytuacji. Jednakże podczas gdy możni byli do siebie coraz bardziej wrogo nastawieni i każdy szukał tylko własnej korzyści, a sytuacja się nie poprawiała i rosła niechęć do nowych rządów, cesarzowi udało się popchnąć obu młodszych synów przeciwko starszemu. Przez niejakiego Guntbalda, mnicha, zaproponował on Ludwikowi i Pepinowi powiększenie ich dzielnic Rzeszy, czym szybko przeciągnął ich na swą stronę i dotychczasowy sojusz pękł, zwłaszcza że zwierzchność Lotara zdała się braciom nie mniej ciążąca niż ojcowska.
Tym samym zamach stanu zupełnie się nie powiódł. Na sejmie Rzeszy w Nijmegen w październiku 830 roku cesarz odzyskał wolność, a Lotar poddał się, jego główni stronnicy zostali aresztowani i w lutym osądzeni na posiedzeniu sejmu w Akwizgranie. Opat Wala z Korbei (Corbie), który wcześniej zniknął w swym klasztorze — już w 774 roku miejscu uwięzienia króla Longobardów Dezyderiusza (IV, s. 254 i nast.), dostał się do trudno dostępnego skalnego gniazda nad Jeziorem Genewskim, gdzie oglądał wyłącznie śniegi Alp i niebo. Biskup Jesse z Amiens został pozbawiony przez Kościół swych godności, opat Hilduin został zastąpiony jako arcykapelan przez opata Fulka i wysłany do klasztoru w Nowej Korbei (Corvey) w Saksonii, a opat Helizachar również wygnany. Surowiej, jak zwykle, postąpiono z osobami świeckimi, które pozbawiono urzędów i dóbr. A sam Lotar, zdetronizowany z współregencji, znalazł się ostatecznie w Italii, po przyrzeczeniu, że "już nigdy niczego takiego nie popełni".
Cesarzowa wróciła za dyspensą Grzegorza IV i frankijskich biskupów wkrótce z klasztoru i złożyła, wykorzystując fakt, że była krewną sprzysiężonych, przysięgę oczyszczającą (sacramentales), która uwalniała ją od dalszych "dowodów" i którą zaprzysiągł również znów pojawiający się hrabia Bernard. Judyta została zrehabilitowana i stała się potężniejsza niż przedtem. A oczywiście jej obaj postrzyżeni bracia od dawna już uwolnili się od zakonnych habitów.
Jak katolik z katolikiem: drugie powstanie
Jako że władza Lotara została teraz ograniczona do Italii, cesarz przydzielił pozostałym synom — Pepinowi, Ludwikowi i Karolowi — w lutym 831 roku mniej więcej równe regna. Lecz mimo ich znacznego powiększenia konflikt tlił się nadal. Jedni chcieli jedności Rzeszy, inni więcej wpływów i ziemi — wszyscy przecież powodowani czystym egoizmem, a nie najmniejszą rolę odgrywała w tym cesarzowa, niezmordowanie działająca na rzecz swej latorośli, najmłodszego Karola. Cesarski syn Pepin podniósł rewoltę w Akwitanii i ją stracił, otrzymał ją syn Judyty. A arystokracja tej krainy, opuszczając wiarołomnie Pepina, złożyła przysięgę nowemu panu. Jest przecież szlachta wcale nie mniej oportunistyczna niż episkopat, przechodzi zwykle na jedną czy drugą stronę i zwykle oczywiście tam, gdzie spodziewa się zdobyć więcej pieniędzy i dóbr, więcej władzy — wszystko to dodaje więcej splendoru i szlachectwa: tak zwany wyższy stan szlachecki...
Na Wielkanoc 832 zbuntował się książę Bawarii Ludwik (Niemiec).
Z wszystkimi oddziałami bawarskimi, a nawet słowiańskimi, wręcz poddanymi i niewolnikami (liberis et servis, et sclavis) przedsięwziął wyprawę wojenną w celu odzyskania Alamanii, która tymczasem znalazła się w posiadaniu przyrodniego brata Karola (Łysego). Stopniowo posuwając się aż pod Wormację, Ludwik wprawdzie "spustoszył wszystko straszliwie", musiał się jednak poddać pod Augsburgiem w maju 832 roku z braku spodziewanych posiłków Franków i Sasów i został odesłany do swojego kraju. Pod przysięgą ślubował, że "nigdy więcej nie popełni niczego podobnego oraz innym nie da na to zgody" (Annales Bertiniani) — i już w następnym roku złamał swą przysięgę.
Ponieważ mały Karol miał otrzymać Akwitanię, Pepin jeszcze w październiku został pobity pod Limoges, zdetronizowany i "ku polepszeniu jego złych obyczajów" zesłany wraz z żoną do Trewiru. Uciekł jednakże po drodze, dostał się do Akwitanii, ścigany przez ojca, który jednak po ciężkich stratach musiał się cofnąć.
A już z początkiem następnego roku, 833, połączyli się trzej starsi bracia, by zaatakować ojca — nie bacząc tak na przysięgę wasalną, jak i na zobowiązania dzieci wobec niego. Zaapelowali do ludu, "by stworzyć sprawiedliwe rządy". Zarówno bowiem Ludwik Niemiec (który potem w latach 838 i 839 znów się zbuntował), jaki i Pepin I Akwitański uważali się za pokrzywdzonych i zagrożonych. Lotar wkroczył z pośpiesznie zmobilizowaną armią, której towarzyszył papież Grzegorz IV (827-844) — jeszcze z Italii usiłujący pozyskać frankijskie duchowieństwo — do Burgundii. Tamtejsi biskupi natychmiast przeszli na ich stronę, Bernard z Vienne i Agobard z Lyonu, prześladowca żydów (580 r.), który też teraz, na przekór czwartemu przykazaniu, wydał manifest podnoszący prawa synów przeciw ich ojcu.
Lotar przyłączył się do braci i stanął znów na czele buntowników. Jednakże większość frankijskich zwierzchników Kościoła była początkowo po stronie starego pana i przypominała w listach "bratu papieżowi" o przysiędze, jaką złożył Ludwikowi, a nawet groziła ekskomuniką, jeśliby podjął wrogie kroki. Mniejsza grupa hierarchów, wśród nich opat Wala i Agobard, trzymała stronę papieża, który zażądał posłuszeństwa, nawet gdyby jego rozkazowi sprzeciwiał się rozkaz Ludwika, ponieważ urząd duchowny jest znaczniejszy niż świecki, rządy dusz ważniejsze niż wszystko, co doczesne, a w ogóle papiestwo stoi wyżej niż cesarstwo — twierdzenie, które późniejsi papieże ustawicznie wysuwają przeciw cesarzom. Wszelako Grzegorz miał całkowicie rację, wymyślając na biskupów (oczywiście tylko na swych przeciwników), niestałych jak wiatr i chwiejna trzcina, słabeuszy bez charakteru i egoistycznych pochlebców wobec świeckiej władzy.
Ponieważ wyglądało na to, że Ludwik ulegnie, trwało przy nim coraz mniej hierarchów. Papież urągał wyniośle i głupio ich listom i ostro odpierał zarzuty czynione mu z wszystkich stron przez cesarskich, że przybył jedynie jako narzędzie w rękach synów, by ich przeciwnika ukarać banicją.
Między Strasburgiem a Bazyleą, na rozległej równinie Czerwonego Pola (Rotfeld) koło Colmaru — przez lud podobno już wkrótce zwaną "Polem kłamstw" (Lugenfeld, Campus-mentitus), a przez szwabskich kronikarzy "hańbą Franków" (Francorum dedecus) — wojska stały w czerwcu 833 roku w bojowym ordynku naprzeciw siebie. A podczas gdy Grzegorz IV starą kleszą taktyką podkreślał tylko jeden cel, ustanowienie pokoju między walczącymi stronami, podczas gdy on także — lecz krótko (non diu) — jak pisał Thegan, w imieniu synów prowadził pertraktacje z ojcem, to przejął on "przewodnią rolę" w zabiegach, "których kulminacją było zdjęcie cesarza z tronu" (Dawson) i dał się pokierować w kierunku "pożałowania godnego orzeczenia o winie" (Grotz S.J.).
Jest oczywiste, że papież chciał usprawiedliwić powstanie wobec ludu i przeciągnąć wahających się na stronę rebeliantów. Zaraz po jego powrocie do braci prawie całe wojsko Ludwika przeszło zdradziecko do nich (mimo dodatkowych przysiąg, że będzie się bić przeciw synom jak z wrogami) — "jak dzika rzeka", pisze Astronom, "po części skuszone prezentami, po części przestraszone groźbami", w czym duchowni stojący po stronie Lotara dostrzegli cud boski. Teraz zmieniła front i większość biskupów, grożących przedtem Grzegorzowi IV zdjęciem z tronu, tak że on, wykonawszy swą powinność, mógł wrócić do Rzymu — za zgodą Lotara.
Stary cesarz musiał zdać się tego lata na łaskę i niełaskę. Uważany był teraz za strąconego przez Bożą rękę, za "nie-króla", drugiego Saula, a biskupi i inni czynili mu, tak pisze Thegan, "wiele przykrości". Lotar powiódł najpierw ojca ze sobą przez Wogezy, przez Metz, Verdun do Soissons, gdzie Ludwik został uwięziony w klasztorze św. Medarda, odebrano mu zaledwie dziesięcioletniego Karola i osadzono w klasztorze Prum w Eifel, w ciężkim więzieniu — jak ciężkiego przestępcę, mówił później Karol, lecz nie uczyniono go zakonnikiem. Bracia Judyty zostali zamknięci w klasztorach w Akwitanii pod okiem Pepina, podczas gdy cesarzowa została odwieziona z Grzegorzem do Włoch i tam uwięziona w Tortonie.
Z papieskim przyzwoleniem zadekretowano przejście Rzeszy ze starego cesarza — zwanego teraz przez biskupów jedynie "dawnym cesarzem", "czcigodnym mężem" albo tylko "panem Ludwikiem" — na Lotara. Tenże zainkasował największą część łupów, całe przyznane małemu bratu przyrodniemu dziedzictwo z wyjątkiem Alamanii (tę otrzymał Ludwik Niemiecki z prawie całą wschodnią częścią Rzeszy).
Zwycięzca datował teraz swe dokumenty według "rządów cesarza Lotara we Francji". A również z dyplomów Ludwika (Niemieckiego) zniknęła zwierzchność seniora. Ludwik poświadczał dokumenty już nie jako rex Baioariorum, lecz jako rex i datował według lat swych rządów in orientali Francja (po raz pierwszy 19 października 833 roku). Tylko Pepin z Akwitanii kładł jeszcze daty według cesarza. A poza tym Rzesza została od nowa podzielona między trzech braci. I nawet jeśli Lotar zajął miejsce ojca i był głównym udziałowcem zwycięstwa, to i pozostali bracia zyskali; i wszystkie trzy kraje stanęły samodzielnie obok siebie. Przyrodniego brata Karola oczywiście zupełnie pominięto wydziedziczono .
W pewnym czasie Raban Maur, opat Fuldy, zwolennik jedności Rzeszy, stanął po stronie Ludwika Pobożnego i napisał w traktacie przeznaczonym dla niego, że "jest rzeczą nie do przyjęcia, by synowie buntowali się przeciw ojcu, a poddani przeciwko władcy". Raban wskazał na bezprawność spisku przeciwko Ludwikowi. Ani Lotar nie miał prawa zdetronizować ojca, ani episkopat nie był uprawniony, by go wykląć, ekskomunikować. (Po roku 840 Praeceptor Germaniae stanął po stronie Lotara, a parę lat później Ludwika Niemieckiego, za co mógł zostać w roku 847 arcybiskupem Moguncji).
Natomiast przynajmniej część kleru pod przewodnictwem Agobarda z Lyonu, Ebona z Reims, Jessego z Amiens opierała się na dewizie przyjętej już w 829 roku: "Panujący, który naruszył swe obowiązki urzędowe, nie jest już królem, lecz tyranem i może zostać pozbawiony tronu. Kto złamał porozumienia z roku 817 i poprzez «Boski wyrok» spotkania w Alzacji został pozbawiony swej władzy, musi wyznać publicznie swą winę i odprawić pokutę kościelną".
Dużo gorzej niż pod Canossą — i wszystko «według wyroku kapłanów»
Gdy 1 października 833 roku w Compiegne zeszło się pod przewodnictwem Lotara powszechne zgromadzenie Rzeszy z powodu tej chrześcijańskiej tragedii, biskup Agobard, ów niegdyś przez Ludwika szczególnie uprzywilejowany i wiele mu zawdzięczający, zażądał we własnym liście odprawienia pokuty kościelnej od złożonego z tronu, "byłego" cesarza (domnus dudum imperator) i publicznego grzesznika. Nie tylko tym razem podjudzał przeciwko panującemu, ogłosił jego małżonkę Judytę za opętaną przez Szatana i zdolną do każdego czynu, a jego dwór za zarażony "brudem zbrodni" i bez zastrzeżeń, wręcz namiętnie usprawiedliwiał rebelię synów.
Agobard był przecież, jak większość z jego stanu, generalnie wielkim nienawistnikiem, również pogan, "kacerzy", a nie na koniec żydów. Wydalił przeciwko nim pięć judzących ksiąg z już wtedy osławionym, późniejszym nazistowskim sloganem "Nie kupujcie u żydów"! Można owego szacownego luminarza postawić w jednym rzędzie (oczywiście w czasach dobrze przedhitlerowskich) z "najbrutalniejszymi żydożercami wszechczasów" i mógł jezuita Rahner w roku 1934 Agobarda — obok innych wrogich żydom Ojców Kościoła — wykorzystać dla Kościoła katolickiego. Cesarz Ludwik wystawiał natomiast żydom liczne listy żelazne.
Jak jednak tłumaczyli porażkę Ludwika arcypasterze zebrani w Compiegne, składający z innymi możnymi przyrzeczenie wierności Lotarowi? Oczywiście jako następstwo jego nieposłuszeństwa wobec napomnień kapłanów. Uczynił Bogu i ludziom wiele rzeczy godnych potępienia, a poddanych doprowadził na krawędź zepsucia. Ergo uznano go za "tyrana", zwycięskiego syna i następcę za "przyjaciela Pana Chrystusa". Oni, "namiestnicy Chrystusa", "klucznicy królestwa niebieskiego", żądają od starego księcia wielkiego wyznania grzechów, namawiają do porzucenia świata i prezentują dokument na temat jego występków, by "mógł ujrzeć jak w lustrze szpetotę swych postępków".
Wilfried Hartmann zauważa w jednej z najnowszych historii synodów: "To postępowanie było możliwe tylko dlatego, że frankijski episkopat już w roku 829 sformułował w Paryżu wytyczne, które przewidywały swego rodzaju kontrolę biskupów nad świeckim władcą". Kanon 55 brzmiał następująco: "Jeśli ktoś rządzi pobożnie, sprawiedliwie i miłosiernie, zostanie według zasług nazwany królem; ci jednak, którzy rządzą bezbożnie, niesprawiedliwie i okrutnie, nie zowią się królami, lecz tyranami". Oczywiście o tym, jak zwać króla — sprawiedliwym czy bezbożnym — decydują prałaci.
A jak szczęśliwi byli oni pod rządami Ludwikowego ojca i na długo przedtem!
Przywołali wszystkim na pamięć, "jak ta Rzesza dzięki rządom najwybitniejszego cesarza Karola świętej pamięci i dzięki pracy jego przodków była pełna pokoju i zjednoczona i w sławie rozszerzana [...]"! W istocie Merowingowie i Karolingowie, a wśród nich także "najwybitniejszy" Karol, prowadzili jedną wojnę za drugą, byli ci książęta Franków niczym innym niż rabusiami i rzeźnikami, wyzyskiwaczami, zniewalali innych, przedstawiali — dość w dwie słowie: chrześcijański Zachód, za co gros historyków jeszcze dzisiaj ich gloryfikuje!
Jak swego czasu nabożni duszpasterze. Z drugiej strony lekceważyli oni syna — przynajmniej w czasie jego poniżenia i klęski — uważali bowiem, że z powodu jego "krótkowzroczności" i "niedbałości", jak teraz pisali, Rzesza "upadła do takiej hańby i mizerii, że stała się nie tylko powodem rozpaczy przyjaciół, lecz pośmiewiskiem wrogów. Rozwodzili się także nad tym, jak tenże książę powierzony mu urząd sprawował niedbale i wiele, co Bogu i ludziom się nie podobało, zarówno czynił, jak i spowodował lub pozwolił się zdarzyć, a w wielu postępkach drażnił Boga i wywołał gniew świętego Kościoła [...] i jak przez Boski i sprawiedliwy wyrok została mu nagle odjęta władza cesarska".
Grupowo i wspólnie pracowali książęta Kościoła nad uwięzionym, "ukuli wiele oskarżeń przeciwko cesarzowi", wpajali mu "pracowicie", "czym obraził Boga i wywołał gniew świętego Kościoła [...]". I tak miał on być posłuszny "bardzo ich radom i ich wielce uzdrawiającym napomnieniom"; co zapewne jest kłamstwem. Czytamy przecież również: " On jednak wzbraniał się i nie nagiął się do ich woli. Wszyscy biskupi nastawałi jednak mocno na niego, a przede wszystkim ci, których podniósł on ze stanu najniższej niewoli do godności [...]" (Thegan); "i tak długo dręczyli cesarza, aż go nakłonili, by złożył broń i zmienił szatę i odpychali go od progu Kościoła, tak że nikt nie ważył się z nim mówić, prócz tych, którym było to nakazane" (Annales Bertiniani). Złożył, relacjonują Annales Fuldenses, "po wyroku biskupów broń i został zamknięty, by czynić pokutę".
Ludwik miał wyznać wszystko, co miał do wyznania i prosić o przebaczenie w klasztorze świętego Medarda, gdzie prałaci czytali mu kiedyś Księgę Kapłanów, głęboko upokorzony, trzykrotnie lub jeszcze częściej padając na kolana przed arcypasterzami i wieloma innymi duchownymi, w wyuczonych słowach — jeszcze dzisiaj praktykowane pranie mózgu.
By móc rozkoszować się swą zemstą, hierarchowie zainscenizowali ten teatr w klasztornym kościele maryjnym przed ołtarzem. W obecności wielkiej ciżby ludzkiej kazali leżącemu krzyżem na włosienicy cesarzowi — "pełnym głosem wśród obfitego potoku łez..." — trzy lub cztery razy odczytać sporządzone przez nich wyznanie winy, w którym uczynili go odpowiedzialnym za całą nędzę Rzeszy, również jeśli brał w niej udział tylko pośrednio, tylko biernie; szczególnie za trzy zbrodnie kardynalne: sacrilegium, homicidium i periurium', a poza tym za zburzenie pokoju publicznego, banicje, konfiskaty, grabież, gwałty, wojnę domową, w ogóle za przestępstwa przeciw prawom ludzkim i boskim, za zgorszenie i wiarołomstwo, nieudolność i samowolne dzielenie Rzeszy etc. etc. — wszystko "według wyroku kapłanów". Musiał tę spisaną długą listę hańby przekazać duszpasterzom, musiał złożyć swą broń przed ołtarzem "przed ciałem naszego świętego wyznawcy Medarda i świętego męczennika Sebastiana" (s. 374), zdjąć swą szatę zwierzchnią i wśród psalmów i modłów przyjąć włosienicę, w którą zaraz własnoręcznie go oblekli duchowni panowie.
Cała procedura miała z jednej strony zniszczyć monarchę moralnie, uczynić go niezdolnym do powrotu na tron, a nawet do noszenia broni — po złożeniu oficjalnej pokuty kościelnej było to, jak również Ludwik o tym wiedział, wykluczone przez prawo kanoniczne. Z drugiej strony niesłychane w formie złożenie z tronu miało zademonstrować pełną supremację biskupów.
W memoriale, w którym sami siebie wychwalali jako "następców Chrystusa i kluczników królestwa bożego", "mających prawo wiązania i rozwiązywania na ziemi i w niebie", ogłosili również prostemu ludowi chrześcijańskiemu: "Ponieważ ten książę zaniedbał powierzony mu urząd, w wielu niegodziwych postanowieniach obraził Boga i rozgniewał święty Kościół, a ostatnio cały lud, który był mu poddany, doprowadził do całkowitego upadku, to na mocy boskiego i sprawiedliwego wyroku została mu odjęta władza cesarska, podług boskiej decyzji i autorytetu Kościoła". "Była to zemsta strony kościelnej" (F. Schneider). Byli to ci sami ludzie, którzy wywołali bunt w 830 roku, pomnożeni przez nowych oportunistów, byli to przede wszystkim, choć nie tylko oni, przywódcy Kościoła z zachodniej Francji, Burgundii, Akwitanii, arcybiskupi Reims, Lyonu, Vienne, Narbonne, biskupi Amiens, Auxerre i Troyes.
Jeszcze przed 33 laty Karol I osądził papieża Leona III (IV, s. 270 i nast.). Teraz episkopat frankijski osądzał cesarza! Za pomocą żałosnej ceremonii, największej hańby w życiu Ludwika, jednego z największych upokorzeń koronowanej głowy w ogóle, daleko gorszej niż Canossa, Ludwik Pobożny został wykluczony również ze wspólnoty wiernych i wolno mu było przebywać i rozmawiać z nielicznymi, ściśle wyznaczonymi osobami. Gdy więc z powodu uwięzienia ojca czyniono zarzuty Lotarowi, mógł on słusznie odpowiedzieć, że skazali go przecież biskupi. "Nikt — powiedział — nie ma więcej współczucia dla pomyślności i cierpienia jego ojca niż on, nie jemu należy przypisywać jako winę, że przyjął oferowane mu panowanie, gdyż oni sami zdjęli i zdradzili cesarza, ani razu nie można mu zarzucić jego uwięzienia, gdyż jest przecież wiadome, że zostało ono zasądzone wyrokiem biskupów".
Czynności nadzorcy więzienia sprawował arcybiskup Otgar z Moguncji .
Główną rolę w tej tragedii, która wywołała łańcuch wojen domowych między rokiem 833 a 843, pełnił nikt inny niż ściśle zaprzyjaźniony z Agobardem z Lyonu arcybiskup Ebo z Reims, wręcz prototyp duchownego niewdzięcznika i zdrajcy — a przy okazji mąż odnoszący znaczne sukcesy w działalności misyjnej. Udał się bowiem już przed laty "za radą cesarza i z pełnomocnictwem papieża do kraju Duńczyków, by głosić Ewangelię" i "wielu z nich nawrócił i ochrzcił [...]".
W samej rzeczy prałat ten, mianowany przez papieża Paschalisa I legatem Północy w ramach polityki skandynawskiej Karolingów, uznawany jest za inicjatora misji na północy Europy. Niegdyś Karol "Wielki" przyjął potomka "pasterzy kóz", syna niewolnego chłopa, do swej nadwornej szkoły, a Ludwik, jako król Akwitanii zaprzyjaźniony z nim od młodości, uczynił z niego nadwornego bibliotekarza, a jako cesarz wyniósł z nicości prawie na jednego z pierwszych mężów Rzeszy, na arcybiskupstwo w Reims i opactwo w St. Remi. Teraz jednak strącił on swego cesarskiego przyjaciela i protektora, który sprzyjał mu również jako księciu Kościoła, w złej godzinie z tronu. "Znaleźli wówczas — pisze biskup Thegan — bezczelnego i okrutnego człowieka, biskupa Ebona z Reims, z pierwotnie niewolnego rodu, żeby dręczył nieludzko cesarza pytaniami pochodzącymi od innych". Jeden prałat był więc bezczelny i okrutny, pozostali kłamali z wszystkich sił, cała święta sfora rzuciła się na cesarza. "Mówili rzeczy niesłychane, czynili rzeczy niesłychane, robiąc mu codziennie zarzuty [...]". A nikt inny niż Ebo osobiście nie skazał w październiku 833 roku w St. Medard w Soissons swego niegdysiejszego dobrodzieja na kościelną pokutę, za co mu Lotar miał dać opactwo St. Vaast.
Z Compiegne popędzono Ludwika, "najpobożniejszego z książąt", tak nazywa go Thegan nie jeden raz, do Akwizgranu. A ten, co go pędził, był również katolickim księciem, jego własnym synem! W Akwizgranie zaś cała katolicka sitwa zachowywała się "nie tylko bardziej nieludzko", skarżą się roczniki z St. Bertin, "lecz jego wrogowie grzmieli jeszcze okrutniej przeciwko niemu, dzień i noc usiłując tak ciężkimi obelgami złamać jego odwagę, by opuścił dobrowolnie świat i udał się do klasztoru".
Zgraja biskupów bez czci i sumienia znów zmienia front
Po detronizacji Ludwika w 833 roku doszło do długoletnich walk nie tylko między ojcem a synami, lecz — przy zmienionych frontach — również między braćmi. Chęć posiadania różnych dzielnic cesarstwa prowadziła do zmieniających się koalicji, w zależności od korzyści, jakie sobie po nich obiecywano; jest to po prostu najbardziej trwała zasada polityki, jej punctum saliens.
Początkowo wszyscy trzej bracia próbowali wyraźnie poszerzyć swą władzę. Pepin Akwitański i Ludwik Niemiecki przeciwko Lotarowi, ten przeciwko nim. Również walczyli ze sobą najznaczniejsi magnaci, Hugo, Lambert, Matfryd, "w kwestii, który z nich ma zająć drugie miejsce w państwie za Lotarem". Krótko mówiąc, "każdy — kontynuuje Nithard — myślał o własnej korzyści — jak większość polityków jeszcze dzisiaj. (Znów "anachronizm"?)
Pośród takich awantur znów zmieniły się nastroje. Przypomniano Lotarowi nie tylko jego zachłanne, gwałtowne zachowanie, lecz najwyraźniej również niemiłosierne traktowanie ciągle włóczonego ze sobą ojca. Ludwik (Niemiecki), który podczas nowego zwrotu miał zapewne najmniej do zaryzykowania i stracenia, już w zimie 833/34 roku ujął się za ojcem, wsparty przy tym przez Rabana Maura, opata Fuldy (s. 74). A również Pepin Akwitański zmienił wyraźnie swoją postawę, zwłaszcza że obawiał się ataku Lotara na swe państwo, który zdawał się zdecydowany na zgarnięcie całego zysku i dążenie do panowania nad całą Rzeszą. Gdy potem obaj bracia wyruszyli ze swymi armiami na niego, Ludwik ze wschodu, a Pepin z zachodu, Lotar stracił całą odwagę, rzucił się do ucieczki i pozostawił starego cesarza w St. Denis, tak samo młodego Karola, którego sprowadził z Prum.
Podczas gdy Lotar uciekał 28 lutego ze swym orszakiem do Burgundii, zgraja biskupów bez czci i sumienia, którzy zdetronizowali Ludwika, przybyła do St. Denis, zawiodła go już następnego dnia, w niedzielę, 1 marca 834 roku, uroczyście do kościoła i złożyła mu hołd. "Ledwie Lotar się oddalił, już zebrali się obecni biskupi, uwolnili go w kościele Św. Dionizego z wszelkiej pokuty i nałożyli mu jego królewskie szaty i broń" (Annales Bertiniani) — które mu przedtem odebrali — i "zanieśli pokornie pieśni na chwałę Boga" (laudes Deo devote referunt: Nithard).
Większość arcypasterzy natychmiast zmieniła front. Oczywiście, zapytano wcześniej Ludwika, "czy on, gdyby mu panowanie znów zostało zwrócone, Rzeszę, a przede wszystkim służbę bożą, stróża i przywódcę wszelkiego porządku, wedle swych sił krzepić i wspierać by raczył". I oczywiście pobożny Ludwik "oświadczył się do tego bez zwłoki gotowy". Ergo "zadecydowano szybko jego ponowne osadzenie" (Nithard). A, co zrozumiałe, cesarz wiedział, co winien teraz zrobić, mianowicie usunąć "wiele zła, które się zakorzeniło", "lecz głównie rzecz następującą. Rozkazał swemu synowi Pepinowi przez opata Hermolda, by dobra duchowieństwa w swym państwie, jakie on sam podarował swym ludziom, lub oni sami je sobie przywłaszczyli, bez zwłoki zwrócić kościołom. Również rozesłał posłańców do miast i klasztorów, by podnieść prawie całkiem podupadłe życie kościelnie [...]" (Anonymi vita Hludovici).
Lotar tymczasem wzmocnił swe wojsko w diecezjach najwierniejszych towarzyszy, arcybiskupów Lyonu i Vienne. A podczas gdy cesarz Ludwik, najpierw "ze zwykłym nabożeństwem uczciwszy świętą Wielkanoc", "zabawiał" się znów zdrowo sportowym zabijaniem zwierząt, najpierw w Ardenach, a potem, po Zielonych Świątkach, polował jeszcze i łowił ryby w Wogezach, partia Lotara zwyciężyła w 834 roku w krwawym pojedynku nad dużo silniejszym kontyngentem cesarskim. Walczono nad granicą Marchii Bretońskiej, przy czym biskup Jonasz z Orleanu, opat Bozo z Fleury i wielu innych hierarchów wzięło czynny udział w walce, a wielu możnych Ludwika padło w boju, wśród nich również jego kanclerz opat Teoto z Marmoutier les Tours.
Lotar poczuł przypływ nowych sił.
Pociągnął na Châlon-sur-Saône, ważny obóz zbrojny swego przeciwnika, obrócił całą okolicę w perzynę i po wielodniowym oblężeniu i zawarciu ugody kazał je spalić i splądrować. Przy tym — jak to u katolików — "zwyczajem zwycięskich okrutników najpierw zniszczono i ograbiono kościoły", a potem główni obrońcy, hrabia Gauzhelm z Roussillon, hrabia Sanila i królewski wasal Magdahelm, zostali ścięci — biskup Thegan mówi wręcz o "męczennikach", a pozostali hrabiowie zawleczeni w niewolę. Nawet siostra księcia Septymanii Bernarda, mniszka Gerberga, jako "trucicielka" została zamknięta w beczce na wino i utopiona w Saonie. "I dręczył ich długo — pisze Thegan — na koniec kazał ich zabić podług osądu żon swych niegodnych doradców, wypełniając proroctwo psalmisty: «A u czystych będziesz czysty, a u złych zły»".
Napomnienie ojca, "by zawrócił ze złej drogi", Lotar puścił najpierw mimo uszu, nie zdecydował się jednak na bitwę z nadciągającym z okolic Blois wojskiem braci i Ludwika, jak mówiono, "w celu uwolnienia ludu" (Annales Bertiniani), rzucił się mu następnie do stóp wraz z najznaczniejszymi członkami swej świty, by przysiąc wierność i posłuszeństwo oraz obiecać, że nie opuści Italii bez ojcowskiego rozkazu.
Ludziom Lotara pozwolono iść z nim i większość, również tych najmożniejszych, przyłączyła się do niego: hrabiowie Hugo, Lambert, Matfryd, Gotfryd i.in., którzy stracili swe frankijskie dobra, lenna i godności. Lotar wynagrodził im to wszakże i nadał — nie zważając na wszelkie starsze, nowsze i najnowsze zapisy — położone we Włoszech dobra frankijskich zakonów, całe klasztory, jak choćby San Salvatore w Brescii, słynne opactwo Bobbio, założone przez św. Kolumbana (IV, s. 118), a nawet posiadłości papieskie — maximeque ecclesiam sancti Petri — i to w najokrutniejszy sposób, crudelissima (Astronom).
Również niektórzy hierarchowie — arcybiskupi Agobard z Lyonu, Bernard z Vienne, Bartłomiej z Narbonne, biskupi Jesse z Vienne, Eliasz z Troyes, Herebald z Auxerre oraz opat Wala z Korbei — przezornie opuścili, wbrew wszelkim przepisom kanonicznym, swe biskupstwa. I prawie wszyscy podążyli za Lotarem — za którym zamknięto alpejskie przełęcze — na południe, by kiedyś powrócić po śmierci Ludwika z nowym cesarzem. Wielu z nich padło jednak ofiarą zarazy grasującej w 837 roku.
"Causa Ebonis"
Tymczasem w listopadzie 834 roku na sejmie Rzeszy w Attigny znów pojawiły się narzekania na złą sytuację ogólną i znów padły przyrzeczenia pomocy. Lecz wszystko, co zostało wykonane, to polecenie Ludwika, by zwrócić zabrane w Akwitanii dobra kościelne. Nędza ludu nie zmniejszyła się.
Na zgromadzeniu Rzeszy, zwołanym na 2 lutego 835 roku do dworu w Diedenhofen, które było przede wszystkim zgromadzeniem kościelnym, Ludwik zażądał unieważnienia jego detronizacji i kary kościelnej, co już raz zrobiono w St. Denis, i powtórzenia tego ze wszystkimi szczegółami i w godny sposób. I oczywiście, wielebni arcypasterze i tym razem się zgodzili; oczywiście "wielkie zgromadzenie prawie wszystkich biskupów i opatów" z "całej Rzeszy" ogłosiło decyzję z Compiegne — swą własną — jako "niezasłużoną", machinacje przeciwników cesarza, "wiarołomstwo złych i bezbożnych", jako nieważną dzięki nowemu "wyrokowi Bożemu". I "na koniec uznaj i potwierdzają wszyscy bez wyjątku i jednomyślnie, że po tym, jak z pomocą Bożą knowania owych stały się hańbą i cesarz znów przywrócony w ojcowskich godnościach i słusznie znów został okryty czcią królewską, odtąd będzie się cieszył poważaniem w najwierniejszym i bezwarunkowym posłuszeństwie i poddaństwie jako ich cesarz i pan" (Annales Bertiniani).
Tak więc ci po wsze czasy najwstrętniejsi oportuniści odprawili w rocznicę jego uwolnienia bardzo uroczyście podczas zgromadzenia Rzeszy 28 lutego 835 roku jeszcze raz rekoncyliację panującego. W otoczeniu 44 biskupów, nałożył mu tam Drogo, jego przyrodni brat, koronę. Cytując słowami Annales Bertiniani (to jest zachodniofrankijskiej kontynuacji Roczników Rzeszy, które urywają się na roku 829), naszego najważniejszego źródła, obejmującego czas od Karola Łysego do Karlomana i Ludwika III (882 r.): "a po odprawieniu mszy, a następnie podaniu obecnemu ludowi całego przebiegu rzeczy, święci i czcigodni kapłani wzięli koronę, symbol panowania, z uświęconego ołtarza i nałożyli wśród wielkiej radości wszystkich obecnych na głowę" — "ze zmianą realiów zmieniła się bowiem i wola Boża" (Bund).
Lecz arcypasterz, który w 833 roku był głównym inscenizatorem haniebnego przedstawienia pozbawienia władzy cesarza, "chorąży" stronnictwa nadal wrogiego cesarzowi, arcybiskup Ebo z Reims, "bezecny wieśniak Ebo" (turpissimus rusticus), jak go nazwał swego czasu biskup Thegan, ale zarazem "apostoł Północy", nie towarzyszył Lotarowi w drodze do Italii, lecz ukrył się w Paryżu. Tam został ujęty wiosną 834 roku przez swych współbraci, miejscowego biskupa Erchenrada i biskupa Rothada z Soissons i trzymany w więzieniu w Fuldzie. I teraz Ebo, nie dobrowolnie wszakże, zaraz po oficjalnej kościelnej restytucji monarchy w bazylice Św. Stefana w Metzu wstępuje na ambonę, potępia "szczerze przed całym ludem" odsunięcie Ludwika od władzy, które było wbrew wszelkiemu prawu, "sprzeczne z prawem i wszelkimi przykazaniami sprawiedliwości" i sławi jego według zasług i godności dokonane przywrócenie.
Wprawdzie biskupi nie ważyli się początkowo odesłać Ebona do pustelni, obawiali się jednakże, że "stać się może zdrajcą wobec nich". Wtedy jednak — jak niektórzy uciekinierzy do Włoch — na wniosek cesarza został jednogłośnie usunięty z urzędu — przez 44 zebranych hierarchów. Sama cesarzowa miała interweniować wszelkimi sposobami na korzyść Ebona. Lecz jeden po drugim wypowiadał formułkę: "Podług Swego wyznania zdaj Swój urząd!"
Można przy tym odczuć swoistą satysfakcję, gdy Ebo, po wykluczeniu "laików" z powodu biskupiego protestu, w sposób całkowicie uprawniony bronił się przed tym, aby to tylko on był pociągnięty do odpowiedzialności, podczas gdy wszystkim pozostałym biskupom biorącym udział w wydarzeniach 833 roku dano spokój. Biskupi ci wymówili się "sytuacją przymusową", w jakiej się znaleźli; "w sercach bynajmniej nie dali przyzwolenia" na ten smutny akt. Przecież na zewnątrz ujęli się za tym, jak i teraz, w podwójnym protokole, we własnoręcznie podpisanym oświadczeniu każdego biskupa z osobna i w takoż podpisanym wspólnym dokumencie.
Tak, teraz byli zadowoleni, że mają kozła ofiarnego, który działał wprawdzie na ich zlecenie, lecz przez którego obecne potępienie mogli teraz ukarać kogoś dla przykładu i zatuszować własną podłą rolę — rolę, którą ledwie parę lat później znów zagrają! Rolę, w której niezliczeni z nich brylowali i brylują w każdym czasie.
Nikczemnik nie znalazł ani jednego obrońcy wśród wszystkich innych nikczemników w Chrystusie.
Ale siedmiu arcybiskupów śpiewało pełnym gardłem podczas mszy....
Causa Ebonis był podchwytywany i upiększany przez tak zwanych księży ebonitów, wśród nich również biskupów, jeszcze wiele lat wciąż od nowa w zachodnio-frankijskich procesach synodalnych. Sam Ebo znów dostał się do więzienia w Fuldzie, potem w ciężki areszt biskupa Frechulfa z Lisieux, a w końcu do opata Bozo z Fleury. Popadł później w niełaskę u swego protektora Lotara I, który restytuował go parę tygodni po śmierci Ludwika jako arcybiskupa Reims, zdobył jednak dzięki Ludwikowi Niemieckiemu w roku 845 wakującą diecezję w Hildesheim, przy czym usiłował usprawiedliwić niekanoniczne przejście na inne biskupstwo za pomocą sfałszowanego listu papieża Grzegorza IV. W walce o własne przywrócenie w ogóle "sporządził lub kazał sporządzić wiele fałszerstw" (W. Hartmann).
Uroczysty akt koronacji w Metzu nie zakończył ani krewniaczych sporów Karolingów, ani nie ukrócił chciwości wyższego duchowieństwa, jego dążenia do coraz większej władzy.
Na synodzie akwizgrańskim w lutym 836 roku episkopat potwierdził, po powtórzeniu wcześniejszych propozycji reformy, po raz kolejny prymat władzy duchownej nad królewską. Już przedmowa przytacza osławioną naukę Gelazego I (492-496) o dwuwładzy, która czyni z państwa sługę papieży (II, s. 199 i nast., zwłaszcza 202 i nast.), w synodach karolińskich przyjętą po raz pierwszy w 829 roku przez trzeci z kanonów synodu paryskiego. W rzeczach pozostałych biskupi demonstrowali w Akwizgranie — gdzie sami siebie napominali do "skromności", unikania "pożądliwości", gdzie uznali, że żeńskie klasztory "stały się po części burdelami", miejscami, "w których kwitnie przestępstwo" — oczywiście wierność cesarzowi. A chociaż przecież właśnie oni "jawnie bardzo wiele i po wielekroć błądzili", to oczywiście "zasadniczo" tylko inni są winni, szczególnie "haniebne odstępstwo" cesarskich synów oraz "przewrotność i wiarołomstwo kilku możnych". A wszystko może się oczywiście tylko wtedy dobrze skończyć, gdy "jest w pełni przywracana chwała świętego Kościoła Bożego, a biskupi znowu mogą władać własnymi urzędami, powierzonymi im przez Chrystusa".
Walka cesarza na rzecz Karola (Łysego) a przeciwko wnukom albo za "porządkiem" a przeciw "zarazie"
Wprawdzie zaufanie Ludwika do przywódców Kościoła mogło tymczasem zostać nieco nadwerężone, jednakowoż pozostał głuchy na napomnienia i prośby; pomijając, że Pepin wciąż był winien zwrócić zabrane dobra kościelne. Ale przedtem tak intensywnie z Benedyktem z Aniane forsowana reforma klasztorów władcy prawie nie zajmowała. Raczej tolerował teraz coraz bardziej panoszący się dobrobyt w zakonach, jak choćby w St. Germain-des-Prés czy St. Denis. Opat i mnisi dzielili się tutaj dochodami, a nawet mnisi nie pozwalali na ingerencję opata w swe dotacje, a on nie mógł ich ani ograniczyć, ani z nich zażądać świadczeń, ani powiększyć konwentu, nie powiększając swych dochodów — wszystko
formalnie zagwarantowane przez cesarskie dokumenty. (Na przełomie XIII i XIV wieku opactwo St. Denis wydawało na pomoc ubogim z 33000 funtów paryskich dochodu rocznego — nie wymaganą przez Kościół przez ponad tysiąc lat, do XVII wieku, jedną czwartą, lecz — mniej niż 1000 funtów, czyli trzy procent budżetu (por. III s. 283 i nast., szczególnie s. 288)! Starczało tego owym ascetom, by w dni świąteczne i w okresie postu "urządzać spektakularne rozdawnictwo": Geremek).
Jedynie młoda małżonka i wyposażenie ich syna zdawało się rzeczywiście poruszać starzejącego się monarchę .
Nowy podział na sejmie roku 837 w Akwizgranie na korzyść Karola (Łysego) — któremu cesarz Ludwik "na natarczywe prośby cesarzowej" (Astronom) nadał znaczny obszar (powiększony wkrótce o Akwitanię), a ponadto najlepszą część Rzeszy, a mianowicie tereny między Fryzją, Mozą i dalej w kierunku Burgundii — doprowadził do nowego konfliktu i buntu Ludwika Niemieckiego. Poczuł się on, nie bez racji, pokrzywdzony, ponieważ ojciec odebrał mu w lecie 838 roku na sejmie w Nijmegen wszystkie obszary pozabawarskie, jakie mu przypadły po aresztowaniu cesarza i, z wdzięczności władcy za jego uwolnienie, dotychczas mu pozostawiono: Alamanię, Alzację, wschodnią Frankonię, Saksonię, Turyngię.
Monarchę podburzyło kilku osobistych przeciwników Bawarczyka — wśród nich przypuszczalnie arcybiskup Moguncji Otgar, dawniejszy nadzorca jego uwięzienia, który umiał się wkraść w łaski władcy. Obecnie uznano te ziemie za "przywłaszczone". Doszło "do dosyć ostrego sporu między nimi i Ludwik musiał wszystko zwrócić ojcu" (Annales Bertiniani), o czym też mówiono, że król Bawarii chciał znów "wyrwać dla siebie całą połowę Rzeszy po drugiej stronie Renu" (Nithardi historiarum).
Na sejmie Rzeszy w Quierzy we wrześniu 838 roku cesarz włożył na głowę właśnie kończącego piętnaście lat, a zatem pełnoletniego, Karola koronę, co było bardzo niezwykłe i co nie spotkało żadnego z jego braci przyrodnich przy obejmowaniu panowania. A Pepin z Akwitanii, od lat wierny stronnik ojca, stanął teraz "jako sojusznik" po stronie Karola. Karol otrzymał dalsze nadania, a stan jego posiadłości rósł i rósł. Doszło do tego, że król Bawarii zebrał swe wojska koło Moguncji — "tutaj pobożny ojciec, tam wyrodny syn". Lecz gdy opuścili go zarówno wschodni Frankowie, Turyngowie i Alamanowie, których Ludwik Niemiec chciał pozyskać, wszystkie plemiona wschodniofrankijskie, poza Bawarami, uciekł na powrót do Bawarii.
Tymczasem późną jesienią 838 roku zmarł Pepin I, król Akwitanii. Zwał się w swych dokumentach rex Aquitanorum, już w 814 roku ojciec uczynił go wicekrólem. W roku 832 został wprawdzie zdetronizowany, jednakże wskutek pojednania ponownie obdarzony panowaniem w Akwitanii, nie mając oczywiście szans na realizację dalej idących nadziei. Po jego śmierci Ludwik Pobożny, wyraźnie naciskany przez dbającą o rozszerzenie władzy swego syna małżonkę, zlekceważył prawo do dziedziczenia swych obu wnuków Pepina i Karola, synów Pepina, z których najstarszy, Pepin II, stał się właśnie pełnoletni. W 839 roku dał Akwitanię swemu synowi Karolowi, który wszakże miał kłopoty z jej objęciem.
Kraj ten, położony na południe od Loary, był szczególnie mocno przepojony kulturą rzymską i, według kościelnego pisarza Salwiana, w V wieku stanowił najbogatszą część Galii. Akwitania, dotychczas w dużym stopniu samodzielna, wytworzyła przy napływie pogańskich Basków i.in. wiele form partykularyzmu; dlatego też "Romanie" byli często wyszydzani i pogardliwie traktowani przez Franków. Podczas wielu wypraw wojennych przeciwko książętom Akwitanii, przeciwko osadzonemu w klasztorze księciu Hunaldowi (IV, s. 294) oraz przeciwko jego gorzej niż zwierzę ściganemu, a potem skrytobójczo zamordowanemu synowi Waifarowi (IV, s. 222 i nast.), Frankowie "systematycznie pustoszyli Akwitanię, by przez zniszczenie gospodarki złamać opór" (Claude). Po ośmiu morderczych wojnach Pepin III podbił ten kraj, lecz ani jemu, ani Karolowi "Wielkiemu" nie udało się go pokonać do końca.
W 839 roku doszło jesienią do zbrojnej wyprawy Ludwika przeciwko własnemu wnukowi — szczególnie bezwstydnego ataku, ponieważ jego ojciec Pepin I przez wszystkie swe ostatnie lata niewzruszenie stał po stronie cesarza i Rzeszy. Ledwie jednak zmarł, Ludwik postanowił poświęcić z zimną krwią wnuki i zaczął "przywracać porządek w Akwitanii". Bo przecież Pepin II ze swym oddziałem szerzył "krążąc wokół, jak to jest w zwyczaju takich ludzi [...] rozbój i tyranię", twierdzi w każdym razie arcypasterz Ebroin z Poitiers, głowa cesarskich. Stąd "szlachetny biskup" prosił władcę, by "tej chorobie nie pozwolił się długo szerzyć wokół siebie, lecz zawczasu przyniósł uzdrowienie przez swą obecność, zanim ta dżuma zarazi więcej ludzi" (Astronom).
Pobożny Ludwik wziął się mocno za "porządki", "uzdrowienie" i — jest to przez dwa tysiąclecia klerykalne hasło przeciw wszystkiemu, co nie pasuje księżowskiej miłości własnej — przeciwko "chorobie", "zarazie", w nadziei, że wróci "z Akwitanii z Bożą pomocą jako zwycięzca". Zaangażował silne wojska, osiągnął również w uporczywej wojnie podjazdowej częściowy sukces. Jednakże jego oddziały zostały zdziesiątkowane "ciężkimi trudnościami", wyniszczającą wojną partyzancką, zwłaszcza o orle gniazda Owernii, różnego rodzaju pochodami i wyprawami łupieskimi, zwalającą z nóg falą upałów, zarazą, "podczas gdy pozostali wrócili z największym trudem".
Również na Północy panowaniem Ludwika wstrząsały powstania.
Przeto jesienią 839 roku, gdy Jego Wysokość oddawał się "radościom polowania w Ardenach", wschodnio frankijski i turyński zagon ruszył pod wodzą hrabiów Adalgara i Egilo przeciwko Serbom, a saski przeciwko Obodrytom i Linonom. Zdobyto jedenaście umocnionych grodów Serbów, ich król Czismisław padł w walce, jego następca musiał dostarczyć zakładników i oddać część ziem.
Cesarz udał się na kwaterę zimową do Poitiers, swego czasu najbogatszego miasta Akwitanii, świętował tam narodzenie i objawienie Pańskie, oczyszczenie błogosławionej Marii, przeczystej dziewicy, trudził się jednocześnie ujarzmieniem Akwitańczyków i doczekał się nowej Hiobowej wieści: jego syn Ludwik zgłosił pretensje "w swej już długo żywionej zuchwałości do panowania nad Rzeszą aż po Ren" (Annales Bertiniani).
Ojciec bowiem pojednał się przeszłego roku na zjeździe na dworze wormackim z Lotarem, "marnotrawnym synem" (Nithard), w wielce haniebnym handlu, właśnie z tym najmniej wiernym, najbardziej go dręczącym spośród jego synów. A to — przy wyraźnym aplauzie wszystkich — na koszt wydziedziczonego przy tym Ludwika (poza Bawarią między Lechem a Dunajem wraz ze wschodnimi ziemiami alpejskimi). W ten sposób monarcha próbował chronić młodego Karola, z powodu którego właśnie pozbawił prawnego dziedzictwa dzieci swego syna Pepina. Teraz wypędził Ludwika, ścigając go przez Turyngię "aż po granice barbarzyńców", tak że ten musiał okupić sobie powrotną drogę przez ziemie Słowian i tylko "z wielkim trudem" (Annales Fuldenses) wrócił do domu w Bawarii .
Lecz zaraz potem władca zniknął z areny swego burzliwego ziemskiego żywota.
Śmierć cesarza
Ludwik Pobożny, z zaflegmionymi płucami, osłabionymi piersiami, w ogóle przedwcześnie postarzały — został przy tym powalony przez nieuleczalny guz, może rozedmę płuc — zaczął wśród częstych duszności, mdłości i przy ogólnym wstręcie wobec jadła coraz bardziej podupadać na zdrowiu. Po przybyciu przez królewski dwór w Salz nad frankijską Soławą statkiem po Menie do Frankfurtu, Ludwik I zmarł w wieku sześćdziesięciu dwu lat w niedzielę 20 czerwca 840 roku, w małym "podobnym do namiotu letnim domu" na małej wyspie na Renie poniżej Moguncji. Znajdowała się ona naprzeciwko Ingelheim, wspaniałego karolińskiego pałacu, w którym niegdyś jego ojciec urządził osławiony proces przeciwko bawarskiemu księciu Tassilonowi i jego rodzinie (IV, s. 291 i nast.), a który później, przez Karola IV zamieniony w klasztor, ostatecznie popadł w ruinę podczas wojen chłopskich oraz wojny trzydziestoletniej.
Cesarz zmarł zaraz na początku tak uroczyście obchodzonego "świętego postu" (wcale go zresztą nie dotrzymywał), krótko po dokonanych przygotowaniach do wojny ze swym synem Ludwikiem, którego ostatni bunt właśnie uśmierzył i któremu jeszcze oświadczył, żeby "pamiętał, jak siwe ze zgryzoty włosy swego ojca wpędził do grobu i zlekceważył przykazania i groźby Boga i ojca nas wszystkich".
Ludwik był 37 lat królem Akwitanii i 27 lat cesarzem. Jego najbliżsi, żona Judyta i syn Karol, przebywali daleko od niego w Akwitanii. Jednak wielu hierarchów, wśród nich również dawny nadzorca jego uwięzienia Otgar z Moguncji i wielu księży, stało wokół jego śmiertelnego łoża, na którym — jak długo był w stanie — kreślił krzyż na piersiach i czole. Kazał sobie również położyć na piersiach (domniemaną) drzazgę z Krzyża Chrystusowego. A przez "czterdzieści dni", jak utrzymuje Astronom, który nie był jednak przy tym obecny, "jego jedynym pożywieniem było Ciało Pańskie: i chwalił on dlatego sprawiedliwość Pana mówiąc: «Jesteś sprawiedliwy, o Panie, że mnie, gdy zaniedbałem tego w czas postu, przymuszasz teraz, bym ten obowiązek spełnił»".
Jeszcze na krótko zanim monarcha odszedł, zawołał "jak w gniewie z całych sił dwukrotnie: Precz! Precz! Wynika z tego, że widział złego ducha, którego
towarzystwa nie chciał znosić ani w życiu, ani w godzinę śmierci. Potem obrócił oczy ku niebu, a im posępniej weń się wpatrywał, tym patrzał radośniej, tak że się zdawało, iż się uśmiecha. I tak dotarł do końca ziemskiego żywota i odszedł, jak wierzymy, szczęśliwie w spokoju, prawdziwie bowiem jest powiedziane przez prawdziwego nauczyciela: «Nie może źle umrzeć, kto żył dobrze»" (Anonymi vita Hludovici).
Ciało Ludwika Pobożnego zostało przewiezione do Metzu, tam "uroczyście" pochowane w starym grobowcu Karolingów przez jego przyrodniego brata-biskupa obok matki Hildegardy — jednak przy nieobecności wszystkich synów — a w czasie rewolucji francuskiej zostało wyrzucone z sarkofagu .
Frankowie a kosmos
Krwawemu konfliktowi rodzinnemu, z powodu którego rokrocznie cierpiało całe państwo Franków, towarzyszyły naturalnie (lub raczej nadnaturalnie) cudowne znaki na niebie i ziemi, złe sygnały najczęściej o strasznych następstwach, uważnie notowane przez roczniki, szczególnie rocznik z Xanten.
Na przykład wstrząsy podziemne "głęboką nocą", zaćmienia słońca i księżyca, gwałtowne nawałnice. Gdy cesarz Ludwik znalazł się we władzy Lotara, stan wód w rzekach przekroczył wszelką miarę, a porywy wiatru sprawiły, że stały się nieżeglowne. "Przy okazji jego uwolnienia żywioły jakby się zmówiły, tak że szalejące wiatry się uciszyły, a oblicze nieba ukazało swą dawniejszą, od dłuższego czasu nie oglądaną pogodę".
Raz za razem komety: "straszna kometa w gwiazdozbiorze Skorpiona"; "zaraz potem śmierć Pepina". Albo: "kometa w gwiazdozbiorze Panny". "Przemierzyła w dwadzieścia pięć dni, aż cudownie o tym pisać, znaki Lwa, Raka i Bliźniąt i złożyła wreszcie swe ogniste ciało z długim warkoczem u głowy Byka pod stopami Woźnicy" — trzy lata później: śmierć cesarza.
"Kościół Świętej Matki Bożej", już wymieniony (s. 68), stracił większą część dachu, lecz mały kościółek "na chwałę świętego męczennika Jerzego" stoi nienaruszony pośrodku pożaru — "zadziwiający cud". A gdy właśnie prawie całą Galię dotknęło trzęsienie ziemi, "słynny Angilbert został uroczyście przeniesiony do Centulum i znaleziono go dziewięćdziesiąt lat po śmierci, chociaż nie był zabalsamowany, w zupełnie nienaruszonym stanie". Takoż zadziwiające, zaprawdę. Ale ostatecznie Angilbert zawsze dobrze się miewał i jako nadworny kapelan i opat St. Riquier spłodził z córką Karola Bertą na kocią łapę — raz gdy miała piętnaście, a potem dwadzieścia lat — dwu synów (IV, s. 303); jednym z nich był historiograf Nithard, który relacjonuje nam owe cuda (w napisanych na zlecenie Karola Łysego Historiach, dziele wprawdzie stronniczym, jednakże najważniejszym źródle na temat bratobójczych walk).
Prawie bardziej, przesadnie mówiąc, historię naturalną niż dzieje kraju czy państwa produkuje partiami kleryk Gerward, pałacowy bibliotekarz Ludwika Pobożnego, w Annales Xantenses.
Po zaćmieniach księżyca w roku 831 i 832: bunt Ludwika przeciw ojcu. W 834 roku na północy wdzierają się "wody daleko w ląd" — a "poganie do przesławnego Wyku koło Durstede". Zaćmienie księżyca w 835 roku: ponownie "poganie we [...] Fryzji [...] I znów splądrowali Durstede". Luty 836 roku: "z nastaniem nocy cudowne światła" i znowu napadają "poganie chrześcijan". W 837 roku potężne trąby powietrzne, kometa "z długim warkoczem na wschodzie [...]: i poganie spustoszyli Walcheren i uprowadzili stamtąd pojmane kobiety wraz z niezmierzonym bogactwem różnego rodzaju".
W następnym roku "grzmoty", "upały", "trzęsienia ziemi", "ogień na kształt węża w powietrzu": zaczyna się "fałszywa nauka kacerska". W rok potem najdziksze trąby powietrzne, zalane przez morze brzegi, domy i dwory, ludzie całymi gromadami i całe floty zatopione. Mówi się, że to musiał się objawić diabeł ze swymi zastępami. Wszakże: "W tym roku przybyły ciała świętych Felicissimusa i Agapita i świętej Felicitas do Vreden". Czyż to nie cudowne? Natomiast zjawiska świetlne i zaćmienie słońca anno 840 zwiastują najwyraźniej śmierć cesarza, prawdziwie bengalskie ognie na niebie w roku 841 szaleństwo chrześcijan podczas "wielkiej wzajemnej krwawej łaźni", a także "wielką nieodpowiedzialność" Stellingów w Saksonii. I tak dalej i tak dalej.
Rozniecony przez duchowieństwo spór rodzinny wykorzystały przede wszystkim episkopat i arystokracja. Uzyskały, zwłaszcza w okresie późnych rządów Ludwika, większą "wagę" polityczną. Lecz i wrogowie zewnętrzni na tym zyskali, szczególnie Normanowie.
Mężowie północnego wiatru
Normanowie, zwani również wikingami, ludźmi Północy, w średniowieczu określani jako "ludzie północnego wiatru", byli Skandynawami. Od schyłku VIII do XI wieku, początkowo jako poganie, z żądzy przygód i łupów, niezadowoleni ze stosunków panujących na rodzimych terenach, nawiedzali inne kraje, w których to tu, to tam, we Fryzji, u ujścia Loary i w innych punktach ostatecznie nawet się osiedlali.
Ich taktyka, odznaczająca się ruchliwością, okrzyczana jako diabelska, była pełna podstępów, a szczególnie ulubiony błyskawiczny napad. Nagle ich żagle pojawiały się na horyzoncie — i zanim zdążyły wkroczyć nabrzeżne straże, już odjeżdżali ze swoim łupem. Po stronie chrześcijańskiej pierzchali zresztą przed nimi "często jako pierwsi" tak świeccy, jak i duchowni przywódcy (Riche). Hinkmar z Reims, słynny arcybiskup, zakazał wprawdzie uciekania księżom, "którzy nie musieli troszczyć się ani o kobiety, ani o dzieci", sam jednak uciekał na łeb, na szyję przed najeźdźcami w roku 882.
Nie wszyscy hierarchowie mieli tymczasem zajęcze dusze. Gdy napastnicy podczas oblężenia Paryża w 885 roku (s. 195 i nast.) masakrowali każdego, kto nie schronił się w Ile de Paris, podczas gdy Frankowie ze swej strony częstowali "wroga gotującym się olejem, woskiem i smołą", również opat St. Germain nie okazał się papierowym tygrysem. Wszak udało mu się "jedną strzałą przedziurawić na wylot siedmiu ludzi" — co oczywiście jest raczej katolickim pobożnym życzeniem — "i żartując kazał ich odnieść do kuchni".
Najazdy Normanów zaczęły się w 793 roku napadem na założony w VII wieku przez iryjsko-szkockich mnichów klasztor na wyspie Lindisfarne (później znany jako Holy Island) przed północno-angielskim wybrzeżem Nortumbrii, widocznie szczególnie bogate opactwo. Przetrwało ono napad, zdobywało coraz więcej ziemi na stałym lądzie, ale w 850 roku zostało opuszczone na nowo. Norwescy wikingowie, jak zwykle od wielu tygodni na pełnym morzu, potrzebowali w pewnym momencie prowiantu, więc porznęli klasztorne bydło i zabrali na pokład swych długich łodzi, przy okazji zrabowali wszystkie skarby i wybili mnichów.
Ludzie Północy nawiedzili Irlandię, dla której rok 820 był katastrofą. "Morze wyrzuciło na Erin fale obcych i nie było ani jednego portu, ani jednej przystani, żadnych umocnień, żadnego grodu, żadnego wału, gdzie by nie było flot wikingów i morskich piratów. Ludzie Północy napadali Anglię, a potem, już z Anglii, państwo Franków, szczególnie zachodnią Francję z jej kusząco długimi wybrzeżami, jednakże od 799 roku również Fryzję. Chwytali rzeczy o jakiejś wartości, wywlekali zakładników dla wyciśnięcia okupu, plądrowali jednak nie tylko miejscowości na wybrzeżu. Płynęli swymi zwinnymi łodziami w górę rzek i spalili nawet takie miasta jak York, Canterbury, Chartres, Nantes, Paryż, Tours, Bordeaux i Hamburg, gdzie obrócili w popiół siedzibę biskupa. Chętnie rzucali się na klasztory, jak choćby Jumieges i St. Wandrille. Na wybrzeżu atlantyckim mnisi musieli w 836 roku porzucić napadane od 820 roku Noirmoutier.
To nie przypadek, że napady Normanów zaczęły się zatrważająco mnożyć właśnie podczas najcięższych karolińskich waśni rodowych, gdy siły zbrojne Rzeszy do obrony granic były osłabione, a więc od połowy lat trzydziestych; że nordyccy piraci, wówczas najstraszniejsi wrogowie, przede wszystkim Duńczycy, wracali co roku. Ustawiczny napór Normanów wdzierał się od tej pory przez całe stulecie do chrześcijańskiego świata.
W roku 834 i 835 duńscy wikingowie napadali najbogatszy ośrodek handlowy na Północy, "wielce sławny Wyk koło Durstede i spustoszyli go z niesłychanym okrucieństwem". Z "pogan", ludzi, którzy jeszcze w głębi ducha zachowywali wierność starym bogom, Asom, została przy tym "zabita niemała ilość" (Annales Xantenses). Jak by nie było, Dorestad (Dorestate, Duristate), ważna, opustoszała emporia handlowa w Niderlandach, na południe od Utrechtu (niedaleko ujścia Renu i dzisiejszego Wijk-bij-Duurstede), również ważne centrum kościelnych misji i czasowa lub stała siedziba biskupa Utrechtu, między rokiem 834 a 837 było plądrowane czterokrotnie i częściowo obrócone w perzynę.
W 836 roku została spalona Antwerpia i portowe miasto Witla u ujścia Mozy. W roku 837 Normanowie zaatakowali niespodzianie wyspę Walcheren, "zabili wielu i jeszcze większą liczbę mieszkańców zupełnie obrabowali; po tym jak jakiś czas tam mieszkali i ściągali według swej woli trybut, pociągnęli w swej łupieżczej wyprawie na Dorestad i w podobny sposób tutaj zbierali trybuty" (Annales Bertiniani). W roku 838 burza morska powstrzymała nowy atak, lecz już w 839 roku spustoszyli Fryzję ponownie. Nawiedzili również okolice Loary aż po Nantes — "bicz Boży", na który zakonni skrybowie — może i przesadzając — skarżyli się przez dwa i pół stulecia: "Piraci, mordercy, zbójcy, profanatorzy, grabieżcy, barbarzyńcy, okrutnicy, diabły — czyli poganie [...]".
Ach, o ile lepsi byli przecież chrześcijanie w swych wyprawach wojennych!
Dlaczego jednak wikingowie tak się srożyli? Wielant Hopfner tak pisze: "Mieli swe pierwsze doświadczenia z chrześcijaństwem. Współczesny im Karol «Wielki» wydał «Edykty saskie» w celu przymusowego nawracania Sasów. Najczęstsze zwroty w nich brzmią: «Jest karane śmiercią [...], ma zostać zabity [...], jest zabronione pod karą śmierci [...], przepada na rzecz Kościoła [...], ma zostać powieszony". W istocie krwawe edykty Karola, żeby tak rzec, drugie ramię Dobrej Nowiny, były groźbą wobec wszystkiego, co chciano wykorzenić u Sasów za pomocą stereotypowego morte moriatur, a wśród czternastu grożących karą śmierci postanowień Capitulatio dziesięć dotyczyło występków przeciwko chrześcijaństwu.
Co oczywiste, Normanowie wiedzieli, że Karolingowie "wzbogacili Kościół ponad wszelką miarę", przy czym owe skarby "w pierwszym rzędzie" pochodziły z obrabowanych "pogańskich miejsc kultu". "Chrześcijańscy kronikarze zdradzają nawet, że klasztory i kościoły były «wspaniale zbudowane» oraz «cudownie urządzone». Skąd miało pochodzić owo bogactwo, jeśli nie z własności i pańszczyźnianej pracy ludności germańskiej?"
Ludzie ci byli obdzierani ze skóry przez swych chrześcijańskich panów na co dzień. Teraz mieli dodatkowo płacić Normanom ogromne sumy; w 845 roku na przykład 7000 funtów, w 861 roku 5000 funtów, w roku następnym 6000 funtów, w 866 roku 4000 funtów. Przy tym władcy, w celu stworzenia "rezerw", domagali się czasami więcej, niż żądali Normanowie. W ogóle można przypuszczać, że niemało z tych pieniędzy popłynęło do chrześcijańskich trzosów.
I na rzecz następującą trzeba zwrócić uwagę.
Nie tylko wodzowie i książęta przywoływali Normanów do swych krajów przeciwko uciążliwym rywalom. Nie tylko podburzali również jednych Normanów przeciw drugim. Nie, gdy ta plaga stopniowo stawała się coraz nieznośniejsza i, zwłaszcza w zachodniej Francji, nic przeciw niej nie zdziałano, lud sam organizował opór, chwytał za broń przeciwko coraz głębiej zapuszczającym się w ląd piratom. Lecz broni pozbawiał go nie wróg zewnętrzny, a własna arystokracja! Obawiała się ona bowiem, że jej chłopi, frankijscy "spiskowcy", mogliby się zbuntować przeciwko niej samej, "jako nie mniej ciężkiemu ciemięzcy" (Muhlbacher), mogliby poszukać okazji "do uwolnienia się od ich panów".
Duchowieństwo wiedziało jednakże, jak skierować tę dziką wodę na swój młyn. I tak zgromadzeni w 845 roku w Meaux hierarchowie ogłosili: "Najeźdźcy są wprawdzie okrutni, ale jest to sprawiedliwe, gdyż chrześcijanie byli nieposłuszni wobec nakazów Boga i Kościoła".
Również na południu rosło zagrożenie ze strony wrogów zewnętrznych. Zaatakowali tam Arabowie — "floty saraceńskich piratów" (Saracenorum pyraticae). Tylko chrześcijanie nie rabowali! I nie zabijali! A niewierne psy saraceńskie najechały Baleary, Korsykę i Sardynię. Saraceni zaczęli się umacniać od 827 roku na Sycylii. Napadli w roku 838 Marsylię i "uprowadzili wszystkie zakonnice, których niemała liczba tam się znajdowała, jak i wszystkich duchownych i świeckich męskiego rodzaju, spustoszyli miasto i zabrali również wszystkie skarby chrześcijańskich kościołów". Słowianie natomiast zagrażali granicy wschodniej. A nędza pożerała własnych ludzi. "W tym czasie Rzesza Franków wielce w sobie opustoszała i nędza ludzi rosła po wielekroć z każdym dniem". I rosła nadal po śmierci Ludwika.
ROZDZIAŁ 2.
Synowie i wnuki
O Ludwiku II Niemieckim: "Był to bardzo chrześcijański książę, wiary katolickiej [...] gorliwy wykonawca tego, co nakazywała religia, pokój i sprawiedliwość. Z ducha był bardzo podstępny (callidissimus) [...] w bitwach nade wszystko zwycięski pilniejszy w gotowaniu broni niż uczt, gdyż narzędzia wojny były jego największym skarbem".
Reginonis chronica
O Karolu II Łysym: "Karol przedsięwziął swą wyprawę do Akwitanii w okresie postu i pozostał tam aż po Wielkiej nocy; jego wojsko nie czyniło jednak nic poza plądrowaniem, paleniem i uprowadzaniem ludzi, a nawet kościoły i ołtarze Boże nie zostały oszczędzone od ich żądzy i zuchwalstwa".
Annales Bertiniani
O Karolu III Grubym (najmłodszym synu Ludwika II): "I gdy już musiano wyruszać, zachorował i widział się zmuszony postawić na czele wojska najmłodszego ze swych synów Karola, Panu polecając rezultat sprawy [...] spalił w Bożą pomoc ufając wszystkie domy owej okolicy; co było w lasach ukryte lub zagrzebane na polach, znalazł ze swymi i zrabował i wypędził lub zabił wszystkich, którzy się z nim potykali. Tak samo spustoszył Karloman ogniem i mieczem państwo Świętopełka".
Annales Fuldenses
O Karlomanie (najstarszym synu Ludwika II): "Był to jednak ten znakomity król dobrze zorientowany w naukach, oddany religii chrześcijańskiej, sprawiedliwy, miłujący pokój i ozdobiony wszelkimi przymiotami obyczajów [...] bardzo wiele wojen prowadził razem ze swym ojcem i jeszcze więcej bez niego w krajach Słowian i wciąż wynosił z nich triumf zwycięstwa; granice swego państwa pomnożył i poszerzył mieczem".
Reginonis chronica
Zostali chrześcijanami — i stali się szlachetni
Ledwie Ludwik Pobożny odszedł w 840 roku, jego najstarszy syn zgłosił pretensje do władzy zwierzchniej. I wtedy wybuchają krwawe wojny między Lotarem I (zm. 855 r.), Ludwikiem II Niemieckim (zm. 876 r.) i Karolem II Łysym (zm. 877 r.). Wszyscy trzej są braćmi, są chrześcijanami, katolikami. Wszyscy są pełni podejrzliwości. Wszyscy pełni zawiści. Wszyscy składają fałszywe przysięgi. Wszyscy działają "za pomocą darów, obietnic, gróźb" (Tellenbach). "Każdy czyha tylko na oznakę słabości drugiego, by wpaść do dzielnicy swego brata lub po jego śmierci — bratanków" (Fried). Tymczasem zbroją się, zaprzysięgają wzajemnie "pokój", "przyjaźń", wyznają "tęsknotę i miłość" — do końca stulecia było prawie sto królewskich zjazdów.
Wiele przypomina erę Merowingów, chaos po śmierci Chlodwiga, waśnie jego synów i wnuków (IV, rozdz. 3, 5, 8). Również krańcowe zdziczenie podobne jest do owych okrutnych czasów, przy czym w chrześcijańskim Bizancjum sprawy toczyły się w sposób analogiczny. Pierre Riche znajduje wśród Karolingów kompletny katalog wszystkich rodzajów użycia siły fizycznej, każdy przypadek opisany z detalami i sklasyfikowany pod względem prawa karnego w celu odprawienia pokuty, np. za "obcięte uszy z głuchotą jako następstwem i bez niej, wyrwane powieki, wyłupione oczy, całkowicie lub częściowo odcięte nosy, wyrwane języki, wybite zęby, wyszarpane brody, zmiażdżone palce, odrąbane ręce i stopy, odcięte woreczki mosznowe".
Jak to u chrześcijan.
Uczeni konformiści wywodzą to z ducha czasów. Całkiem słusznie. Lecz duch czasów był chrześcijański. A może nie dość chrześcijański? Tak przecież mówią apologeci. Więc kiedy był on dostatecznie chrześcijański i katolicki? Może w XX wieku, ale przecież katoliccy Chorwaci robili to samo, i to masowo?! I, za wurzburskim prawnikiem i historykiem Ferencem Majorosem, "z nieopisanym bestialstwem [...]".
Jak to u chrześcijan. A "obrońcy porządku" odpłacali za takie zbrodnie — wedle sprawdzonej biblijnej zasady: krzywda za krzywdę, oko za oko, ząb za ząb (Kpł 24,20; Pwt 19,21) — nie mniej brutalnie. Rejestr kar sięga od choćby ucięcia języka, oślepienia, kastracji, aż do spalenia żywcem lub utopienia. I jeśli nawet pojedynczy duchowni przeciw temu protestowali, to reszta generalnie, pisze Riche, orzekała "straszliwe kary przeciw ludziom równym sobie rangą" — oczywiście nie przeciw książętom Kościoła.
Również między różnymi grupami możnych walka pozycyjna nie ustaje ani na chwilę. Jak u Merowingów zdrada jest na porządku dziennym i zmieniają się konstelacje polityczne; składane są przysięgi na wierność, później łamane, na nowo składane. Wszystko krąży wokół kumulacji pieniądza i władzy, żądzy panowania i sławy. Wszyscy owi potentes, priores, primores, maiores, optimates, nobiles, viri optimi, i jak ich tam wtedy zwali możni (bo od mocy, mogący więcej niż inni, zwłaszcza zabrać), chcieli być kimś więcej, coraz bogatsi, jeszcze "możniejsi", chcieli wciąż większych lenn, przy czym każde bezprawie stawało się dla nich prawem, jeśli nawet nad samą siłę, zatarg czy wojnę przedkładali podstęp, wszelkie świństwo. I to wszystko wśród chrześcijańskich, katolickich książąt, umiłowanych braci!
Królowie są pełni nienasyconej żądzy, to jasne. Lecz myślą oni przy tym nie tylko o sobie. Lud, "masy", jeszcze długo nie będą odgrywać żadnej roli — całkowicie zależni pracujący niewolnicy, servi, w owym czasie "niewolnicy w starożytnym znaczeniu tego słowa" (Werner), stojący całkiem na uboczu. Ten stan zdaje się wówczas nawet pogłębiać, przede wszystkim ze względu na niezliczonych uciekinierów, którzy pracowali jako najemni, ale byli zamieniani przez właścicieli ziemskich w chłopów pańszczyźnianych lub po prostu oddawani innym magnatom. I ta najbiedniejsza i zdecydowanie największa warstwa, w której w owym czasie istnieją różne stopnie ograniczenia wolności, stanu niewoli, która jest wykluczona z większości praw "wolnych", szlachty, ta warstwa, która musi znosić wszystko, dosłownie wszystko, w źródłach właściwie nie występuje. Jest rzadkim wyjątkiem, gdy z tekstu angielskiego opata Elfrica z Eynsham z około przełomu tysiącleci wydobywa się biadanie chłopa: "Ach! Ach! Męką to jest, bom jest niewolny".
Wprawdzie sam Karol I narzeka na to, "że wielu, którzy jak wiadomo, są wolni, są przemocą uciskani przez możnych", również Ludwik Pobożny zna "niezliczoną liczbę uciskanych, którym odebrano [...] ojcowiznę czy wolność". Lecz w obu przypadkach chodzi o wolnych, którzy stracili swą wolność, a nie o niewolnych, którzy najczęściej od zawsze byli niewolni. Dlatego jeśli we wczesnym średniowieczu jest mowa o "ludzie", to nie należy wyobrażać sobie anonimowej masy mniej czy bardziej niewolnych, nieszlachty. Nie, ci — żeby tak rzec — dla panujących w ogóle nie istnieli. "Zwykle — podkreśla Karl J. Leyser — populus, lud, który prowadził spory prawne, wybierał biskupów, wynosił królów lub od nich się odwracał, składał się ze szlachty i ich klienteli, małych hierarchii, w których znowuż możniejsi i o lepszym pochodzeniu zajmowali wyższą rangę".
Królowie nie mieli wcale czasu na myślenie o klasach najniższych. Za to tym bardziej myśleli o swych pomocnikach i sługach tychże, szczególnie o wyższej szlachcie, która nie dla chwały, ale dla nagrody stała przy nich i oczekiwała zapłaty w królewskich dobrach i lennach, zwłaszcza gdy sama musiała zaopatrzyć własnych klientów. W ten sposób wszędzie panowała konkurencja i rywalizacja, która nie liczyła się z niczym poza własnym interesem, własnym głodem ziemi. Lecz z ziemią od czasu wielkich wypraw zbrojnych "wielkiego" Karola stało się krucho.
Stale zmieniające się fronty albo przysięgi wierności, tanie "jak ożyny"
Lotar odziedziczył godność cesarską jako jedyny, oczywiście z zobowiązaniem zapewnienia dziedzicznych praw braci. Lecz Lotar, nadciągający z Italii, gdzie pozostawił swego syna, Ludwika II, upomniał się o całą Rzeszę, "swoją" Rzeszę, dla siebie. Wyższe duchowieństwo przeszło również w większej części na stronę "następcy ojca w państwie Franków": arcybiskupi Hetti z Trewiru, Amalwin z Bisanz, Otgar z Moguncji, śmiertelny wróg Ludwika Niemieckiego, biskupi Metzu, Toul, Leodium, Lozanny, Wormacji, Paderbornu, Chur, opat Fuldy i późniejszy arcybiskup Moguncji Raban Maur i.in. Również wygnany, tymczasem trzymany w areszcie stronnik Lotara, arcybiskup Ebo z Reims, został restytuowany w każdej formie, musiał jednak wkrótce na nowo uciekać przed Karolem do Lotara, który dał mu klasztory Stavelot i Bobbio, póki nie popadł w niełaskę również u Lotara i nie stracił obu opactw, lecz za to został dzięki Ludwikowi Niemieckiemu biskupem Hildesheim.
Tymczasem na stronę Lotara przeszli nie tylko kombatanci wcześniejszych walk, lecz również hierarchowie z najbliższego otoczenia starego cesarza, przede wszystkim syn Karola Wielkiego Drogo, biskup Metzu, arcykapelan Ludwika Pobożnego, który wręczył Lotarowi koronę, miecz i berło jego zmarłego ojca.
Ponieważ możni, "gnani z wszystkich stron nadzieją lub strachem", napływali jedynie do Lotara, a Ludwik i Karol stracili wielu wasali, Lotar przeciągnął strunę, rozważając, "jakimi środkami mógłby bez przeszkód zdobyć całą Rzeszę", przy czym postanowił "uderzyć" najpierw na Ludwika i "zniszczyć jego siłę" (Nithard). Gdy ten pokazał mu zaraz zęby, zawarł z nim rozejm i miał zamiar rzucić się na Karola i dzięki pomocy wielkiej armii "ścigać go do zniszczenia", jak pisze hrabia Nithard, "naturalny" wnuk Karola, walczący piórem, mieczem i poległy w 845 roku za sprawę Karola Łysego historyk braterskich wojen, jeden z nielicznych świeckich pisarzy wczesnego średniowiecza.
Karol Łysy dzięki niestrudzonym zabiegom jego w samej rzeczy pozbawionej władzy matki, posiadał w chwili śmierci Ludwika Pobożnego widoki na połowę Rzeszy. Lotar natomiast podążył najpierw ku Sekwanie, potem w kierunku Loary i jesienią 840 roku zapędził Karola w pułapkę. Karol bowiem miał wroga nie tylko w tym bracie, ale i w Pepinie Akwitańskim, a po broń sięgnęli jeszcze pewniejsi siebie Bretończycy. Przy tym w miejscach, do których dotarł Lotar, przechodzono na jego stronę; nic innego, jak zwykły oportunizm szlachty i kleru. I tak córka Karola "Wielkiego", opatka Rothilda z Faremoutier, zażyczyła sobie potwierdzenia przez Lotara klasztornych posiadłości. Tak pośpieszyli "wiarołomnie do niego opat Hilduin z St. Denis i hrabia Gerard z Paryża, odchodząc od Karola". A jak oni, także i inni woleli "bardziej na sposób niewolników złamać wierność i wyrzec się swych przysiąg, niż opuścić na jakiś czas swój dobytek" (Nithard).
Karol jednak nie chciał zrezygnować "z przekazanego mu przez Boga państwa", zwłaszcza że mu je wręcz "Bóg i jego ojciec przekazali z jego, Lotara, własną zgodą". Dlatego posłańcy wielokrotnie śpieszyli tam i z powrotem, wśród nich również Nithard, którego — ponieważ mu odmówił posłuszeństwa — Lotar pozbawił dóbr i praw. Nowy cesarz był w ogóle człowiekiem, który tylko patrzał, zdaniem stronników Karola, "jakimi sztuczkami bez bitwy mógłby oszukać i zwyciężyć Karola"; podczas gdy mocodawca Nitharda oczywiście z poczucia "czystej sprawiedliwości domagał się pokoju". Jednakowoż na pewien czas obaj odstąpili od walki.
Ledwie jednak doszło do przejściowego pojednania z Karolem, Lotar skierował wojnę przeciw Ludwikowi, "całą duszą zamyśliwszy chytrością lub siłą podporządkować go sobie, lub — czego sobie bardziej życzył — całkowicie zniszczyć". Ludwik jednak, opuszczony i zdradzony przez wielu ze swoich, musiał wrócić do Bawarii, po czym doszło między nim a Karolem do zawiązania sojuszu. Tenże wykorzystał tymczasem czas na małe potyczki i wielkie modły (w St. Denis, na przykład, w St. Germain), na koniec w Akwizgranie, gdzie w przeddzień "świętej Wielkiejnocy" roku 841 posłańcy z Akwitanii w cudowny sposób przynieśli "koronę i wszelkie królewskie ozdoby oraz sprzęty liturgiczne" i, następny cud, "tyle funtów złota i taką niesłychaną ilość szlachetnych kamieni bez uszczerbku", chociaż przecież "tam wszędzie groził rabunek" (!), bez wątpienia "szczególna łaska", "szczególny palec Boży" (Nithard).
Który z nich, Karol czy Ludwik, wezwał kogo na pomoc, tego nie wiadomo, bo źródła sobie przeczą. Jednakże obaj byli "zjednoczeni jak w braterskiej miłości z powodu położenia ich wojsk" (Annales Bertiniani) — chwalebne chrześcijańskie zespolenie. Również każdy z nich trzech usiłował w tym ciągłym bieganiu tam i z powrotem ze zmieniającymi się frontami, hołdami, przysięgami, przy użyciu przemocy, darów, obietnic i gróźb, zmiękczyć, zobowiązać i podburzyć wahających się możnych, przy czym wśród katolickiej arystokracji przysięgi na wierność stały się tanie "jak ożyny" (Muhlbacher).
Potem jednak Ludwik Niemiecki pobił okrutnie 13 maja 841 roku w kotlinie Ries szwabskich zwolenników Lotara. Większość pokonanych zginęła podczas ucieczki (ale nie tak, jak to brzmi w suchym, "papierowym" języku. Jak potoczysty, pusty frazes! Trzeba by posłuchać tych krzyków, jęków i błagań, strasznego zawodzenia, patrzeć na konanie, ostatni strach przedśmiertny...). A już 25 czerwca tego roku jeszcze krwawsza i dlatego często uważana za sąd boży bitwa pod Fontenoy (Fontanetum) koło Auxerre (w której głównie, jak to już było od dawna wśród Franków, brała udział jazda). Katolicy dźgali katolików, Frankowie Franków, krewni krewnych; przy czym w świcie Lotara "z niesłychanymi skarbami" i trzema posłami papieża Grzegorza IV znajdował się raweńczyk arcybiskup Jerzy, który zamierzał zawlec Karola Łysego do swego biskupstwa, by wyciąć mu przymusem tonsurę (w czasie ucieczki został pojmany i podobno źle potraktowany).
Bitwa pod Fontenoy albo "gdzie opatrzność boża sprawę pokieruje [...]"
Przed bitwą szły poselstwa za poselstwami do drugiej strony, zaklinano Pana, Kościół, chrześcijaństwo, takoż, od dawna powszechna praktyka, zasięgano "opinii" duchowieństwa, "by być pod ręką, gdzie Opatrzność Boża sprawę pokieruje".
Jesteśmy w posiadaniu wyczerpującej relacji owego ze wszystkich stron dobrze poświadczonego chrześcijańsko-katolickiego braterskiego spotkania (jednej z rzadkich bitew w otwartym polu wczesnośredniowiecznej historii) spod ręki Nitharda, w drugiej księdze jego Historiae. On sam walczył po stronie Karola Łysego, a nawet "udzielił z Bożą pomocą niemałego wsparcia [...]".
Zaraz po połączeniu swych sił Ludwik i Karol wzajemnie wykazali "wszystkie cierpienia", "owe beznadziejne okoliczności" spowodowane przez Lotara i przedstawili mu je przez posłańców, "żeby on pomny na wszechmogącego Boga swym braciom i całemu Kościołowi Bożemu zagwarantował pokój [...], w innym przypadku będą mogli oni bez wątpienia spodziewać się pomocy z ręki Bożej"; co Lotar, spiesząc z Akwizgranu do Akwitanii jednak odrzucił jako "bez znaczenia". Wysyłając rozmaite poselstwa, tak z ludzi pobożnych, jak i wojowniczych, ruszono na siebie, wszędzie z trudnościami wynikającymi z odległości, braku koni i walk. Jednakowoż woleli wszyscy znieść "raczej każdą biedę", a nawet śmierć, niż stracić "chwałę swego imienia".
Mimo wszystko posuwali się wszyscy "w podniosłym nastroju" i "spiesznymi marszami radośnie do przodu", aż spotkali się pod Auxerre. Znowu posłańcy biegali między frontami, a sojusznicy upierali się przy tym, że jeśli już się wyrzynać, to po chrześcijańsku. Ergo: "najpierw wśród postów i modłów przyzywać Boga, potem jednak [...] bez jakichkolwiek oszustw i podstępów spotkać się w otwartej walce [...]". Czysta sprawa.
Obie armie zmieniły jeszcze raz pozycje i wysłały sobie pod Fontenoy en Puisaye nowe słowa pozdrowień i pojednania. Ludwik i Karol przypomnieli Lotarowi o "swej pozycji jako braci", o "Kościele Bożym i całym chrześcijańskim ludzie". A również Lotar zabiegał o "rozejm", przy czym zapewnił pod przysięgą wielu ze swych możnych, że chce jedynie — zwykłe chrześcijańskie gadanie
— "powszechnego dobra, powodzenia braci oraz całego narodu, jak tego wymaga sprawiedliwość wśród braci i Chrystusowego ludu". W rzeczywistości czekał tylko na oddziały Pepina II z Akwitanii. Przybyły 24 czerwca, a 25 doszło do "sądu wszechmogącego Boga".
"Sąd boży" rozstrzygnął zaraz na wstępie o paru rzeczach. Tak więc po stronie Lotara, przegranego, miało paść 40 000 ludzi, liczba na pewno zawyżona. Lecz i okupiony ciężkimi stratami niespodziewany atak jego przeciwników z samego rana kosztował życie tysięcy jeźdźców. I to w starciu, które nie miało bezpośredniego wpływu na rozwój sytuacji. Wszelako jedność Rzeszy została nieodwracalnie stracona; takoż na długo wszelka dominacja na Zachodzie. Cesarstwo bowiem przestało dominować nad królami; cesarz i król stali się równi rangą.
Była to, żeby tak rzec, godzina narodzin "państwa narodowego". A jak wiadomo, państwa narodowe częściej prowadziły wojny, przynajmniej na większą skalę — tak zostało do dziś. Już Fontenoy, spektakularny dzień ich narodzin, przyniósł wszystkim straszne straty, zwłaszcza dla frankijskiej arystokracji. Roczniki Fuldajskie mówią o "krwawej łaźni po obu stronach, jako że nasze czasy nie pamiętają dotąd takich strat w narodzie frankijskim". A parę dziesiątków lat później Regino z Prum widzi w tych jatkach przyczynę słabości imperium późnokarolińskiego, uznaje, że "chwalebne bohaterstwo" Franków nie jest już zdolne do obrony, "nie mówiąc już o rozszerzeniu Rzeszy".
To było najgorsze: nie móc szlachtować innych, Słowian, pogan i Saracenów! Dlatego współczesnym tym wydarzeniom przeszkadza "dla wszystkich chrześcijan pożałowania godna wojna domowa" (omnibus christianis lamentabile bellum), że miecz Franków, "niegdyś straszny dla wszystkich innych nacji, został ubroczony we własnych ranach". O to chodziło. A miał raczej, po chrześcijańsku, ewangelicznie, być zatopiony w ranach innych! W rzeczywistości jednak masakruje się tak niechrześcijan, jak i chrześcijan, a szczególnie właśnie tych ostatnich, nieprzerwanie — po dziś dzień. Już w tamtym czasie wyznaje zatem wojujący po stronie Lotara, walczący w pierwszym szeregu Angilbert: "Nigdy gorsze mordowanie, nigdy nawet na Polu Marsowym, /Nigdy dotąd zasady chrześcijan nie zostały tak naruszone przez krwawą łaźnię". W rzeczywistości jednak działo się tak już od stulecia, w istocie, i tak pozostało nadal.
Również obłuda. Pod koniec tych jatek zakwitły bowiem zaraz najbardziej budujące uczucia chrześcijańsko katolickie. "Wszędzie zabijano uciekających, póki Ludwik i Karol,
powodowani gorącą pobożnością, nie położyli kresu przelewaniu krwi" (Annales Bertiniani). I teraz uświęcili zwycięzcy dzień Pański mszą świętą, a "sami królowie poczuli litość nad bratem", po którym nie spodziewali się oczywiście żadnych "złych zamiarów"! Dużo bardziej więź "w prawdziwej sprawiedliwości", "w prawdziwej wierności". I co oczywiste, biskupi stwierdzili jeszcze na polu bitwy jednogłośnie: "sprzymierzeni bracia walczyli jedynie o prawo i słuszną sprawę i to zostało wykazane sądem bożym; stąd należy uważać każdego w związku z tym, doradcę jak i wykonawcę, za niewinne narzędzie Boga". Czym przypisali sobie, jak zawsze w historii, najwspanialszą niewinność, boską niewinność, chcąc— żeby tak rzec — każdego sądzić podczas spowiedzi "miarą jego winy" (Nithard) .
Cesarz Lotar sprzymierza się z poganami i rabuje kościoły — Ludwik Niemiecki ścina głowy
Duchowieństwo stojące po stronie Lotara nie uznało natomiast przelewania krwi za "sąd boży". Ukrywało swą porażkę za rozmaitymi nieprawdziwymi plotkami: a to, że Karol padł w bitwie, że Ludwik został ranny i ucieka. Jednakże Lotar, wprawdzie zwyciężony, lecz ani nie do końca pobity, ani nie gotowy do rezygnacji, przywołał duńskich Normanów, pustoszących właśnie Rouen i dolinę Sekwany, "oddał pod ich rozkazy część chrześcijan", a nawet pozwolił na "rabowanie innych chrześcijańskich ludów" (Nithard).
Istotnie obdarował on króla wikingów Haralda Klaka wyspą Walcheren i innymi terenami fryzyjskimi, później je Duńczykom odebrał — i nadał je im ponownie. Wykorzystał przy tym różnice klasowe, następującą w Saksonii feudalizację (por. IV, s. 274 i nast.) i rozpętał powstanie Stellingów, bunt tamtejszej klasy niższej i średniej, plemiennych półwolnych i wolnych, którzy najbardziej przeciwstawiali się obcemu panowaniu frankijskiemu. Jak pisał Hans K. Schulze, wysilając "nieco wyobraźnię", był to "pierwszy rewolucyjny ruch ludowy na ziemi niemieckiej".
Cesarz obiecał nawet buntownikom — wbrew arystokracji — powrót do pogaństwa. A nawet, jeśliby stanęli po jego stronie, to mieli otrzymać na powrót swe prawa, "jak za czasów, gdy byli jeszcze sługami bożków" (Nithard).
Lecz Ludwik Niemiecki obawiał się nie tyle wytrzebienia wiary chrześcijańskiej, co współpracy Normanów z saskimi rebeliantami. Więc — posyłając w pole przeciwko Lotarowi stojących po swojej stronie saskich możnych tak samo, jak Lotar przeciw niemu — rozbił w krwawych bojach "zbyt pewnych siebie chłopów" (Annales Xantenses), nakazał "z całą surowością stłumić" powstanie Stellingów, jak formułują to roczniki fuldajskie, lub — jak mówi inne źródło— urządzić "w sposób dla niego chwalebny, choć nie bez sprawiedliwego przelania krwi, straszną krwawą łaźnię: 14 przeciwników powędrowało na szubienicę, a 140 prowodyrów kazał ściąć, "niesłychaną ilość poćwiartować i nie pozostawił przy życiu nikogo, kto się mu w jakiś sposób sprzeciwiał".
Podczas gdy Ludwik Niemiecki poszerzał chwalebnie i sprawiedliwie ku północy obszar swej władzy, Lotar zebrał w Diedenhofen i uzbroił znaczne siły
przeciw Karolowi i pociągnął szybko na Paryż, tak że Karol teraz błagał Ludwika, by jak tylko może pomógł mu zbrojnie. Ponieważ jednak Lotar z powodu wojny na dwa fronty i różnych okoliczności znalazł się w kleszczach, przekazał swemu przyrodniemu bratu, że chce z nim pertraktować, "jeśli Karol porzuci przymierze, w jakie wszedł ze swym bratem i mu zaprzysiągł, to on wypowie sojusz, jaki zawarł ze swym bratankiem Pepinem i również potwierdził pod przysięgą" (Nithard).
Lecz Karol nie chciał i tak Lotar połączył się w Sens z Pepinem Akwitańskim, którego przecież przed chwilą zamierzał ofiarować swemu śmiertelnemu wrogowi. I pociągnął dalej na Le Mans, "wszędzie", według zachodniofrankijskich kronik z St. Bertin, "plądrując, paląc, hańbiąc i rabując kościoły i wymuszając przysięgi tak, że nawet nie oszczędzał świętych miejsc, bez skrupułów bowiem brał wszystko, co mógł znaleźć ze skarbów, niech nawet były złożone, by je uratować, w kościołach lub ich skarbcach, zmuszając kapłanów i duchownych innej rangi do składania przysiąg; również oddane służbie bożej święte mniszki zmuszał do składania mu przysięgi".
Natomiast Karol udał się z Paryża do Châlons, "by obchodzić tu święto narodzenia Pana". Tacy pobożni byli ci po drugiej stronie.
Przysięgi strasburskie (842 r.) oraz boża i klesza wola
Wojska Lotara coraz bardziej topniały. Ponosiły porażki, unikały bitwy lub uciekały, jak arcybiskup Moguncji Otgar, który ze swym oddziałem miał zapobiec połączeniu się Ludwika i Karola pod Koblencją. A wkrótce również syn Karola "Wielkiego" Drogo, biskup Metzu, który przyłączył się do Lotara i prowadził nadworną kaplicę, przeszedł do obozu wroga.
Sprzymierzeni królowie spotkali się w Strasburgu (zwanym niegdyś Argentoratum) i złożyli tam słynną przysięgę, której słowa przekazał Nithard. Zaprzysięgli sobie nawzajem "z miłości do Boga i chrześcijańskiego ludu i zbawienia nas obu" 14 lutego 842 roku w uroczystej formie pakt o wzajemnej pomocy, Ludwik w języku romańskim, Karol w niemieckim (frankijskim) — najstarszy zabytek języka starofrancuskiego i jedno z najstarszych świadectw starowysokoniemieckiego (językiem oficjalnym, językiem państwa, Kościoła i literatury na całym chrześcijańskim Zachodzie była łacina; niemiecki, Thiudisca, był uważany za język "barbarzyński").
Po starofrancusku było to tak: Pro Deo amur et pro Christian poblo et nostro commun saluament [...]. A po niemiecku lub starowysokoniemiecku (źródła nazywają składający się z wielu dialektów język germański lingua theotisca, stądsłowo deutsch): In Godes minna ind in thes Christianes folches ind unser bedhero gealtnissi [...]. Naprzód obaj królowie mówili do zebranych wojowników wiele o braterskiej miłości, chrześcijańskich zasadach, "litości dla chrześcijańskiego ludu", w ogóle o dobru powszechnym, oczywiście też o Bożym miłosierdziu, sądzie Wszechmogącego etc. I wśród tego pełnego namaszczenia oskarżyli przed towarzyszami broni z obu stron złego brata, że "nasze narody niszczył paląc, rabując i mordując".
Coraz liczniej wielmoże opuszczali Lotara. Ludwik i Karol ruszyli oddzielnie ze Strasburga do Wormacji, spotkali się tam jakieś dziesięć dni później i pomaszerowali po "splądrowaniu okręgu wormackiego" (Annales Xantenses) w kierunku Moguncji, gdzie ich siły wzmocnił jeszcze oddziałami bawarskimi i alamańskimi Karloman, najstarszy syn Ludwika. Potem zwrócili się znów oddzielnie w górę Renu i połączyli swe siły pod Koblencją. Tam wysłuchali mszy w kościele Św. Kastora i przeprawili się szybko przez Mozelę, zaczem arcybiskup Otgar uciekł z Moguncji, a Lotar przez Akwizgran — gdzie zabrał cały skarbiec cesarski, również nakazał zabrać "skarb od Marii Panny" {Annales Bertiniani) — i Châlons do Troyes, gdzie świętował 2 kwietnia 842 roku Wielkanoc, zanim ruszył dalej do Lyonu.
Paląc kraj Lotara, Ludwik i Karol podeszli pod Akwizgran. A tam kazali licznie zebranemu duchowieństwu, jakby "za skinieniem Boga", zaświadczyć, jaki to samolubny, wiarołomny skorumpowany był ich katolicki braciszek Lotar. Jak to on — a nie oni razem! — "wypędził swego ojca z Rzeszy, jak często swą żądzą władzy skłonił chrześcijański naród do łamania przysiąg, jak często sam łamał złożone ojcu i braciom przysięgi, jak często po śmierci ojca usiłował pozbawić dziedzictwa i zniszczyć swych braci, jak wiele mordów, cudzołóstw, pożarów i haniebnych czynów wszelkiego rodzaju musiał znosić cały Kościół z powodu jego bezecnej chciwości, takoż twierdzili, że ani nie posiada zdolności rządzenia państwem, ani nie widać Śladu dobrej woli w jego rządach. Z tych powodów, oświadczali, nie niezasłużenie, lecz według sprawiedliwego wyroku wszechmogącego Boga, musiał ustąpić najpierw z pola bitwy, a potem ze swego państwa. A oni wszyscy byli jednomyślnie zdania i zgadzali się z tym, że kara Boża dotknęła go z powodu jego grzechów i jego państwo zostało wydane zgodnie z prawem jego braciom jako lepszym w rządzeniu" (Nithard).
Jednakowoż nie byliby klechami, gdyby królom dali "pełnomocnictwo do rządzenia" od razu. Nie wydaliby im wszystkiego do rządzenia, nie pytając wpierw publicznie, "czy chcą Rzeszą rządzić na sposób wygnanego brata, czy według woli Bożej".
Ale przecież wola Boża jest ich wolą! Zawsze i wszędzie. Niczym więcej. (Czyż słyszało się kiedykolwiek coś innego od Boga niż od papieży i biskupów?)
O pewnym osobliwym poglądzie dawnych i dzisiejszych historyków
Lotar popadał w coraz gorszą opresję. Ludzie masowo odchodzili od niego, łamali dawne przysięgi, przysięgali nowym panom i zyskiwali w ten sposób nowe korzyści wobec zawsze niepewnych starych — wiecznie niezmienny bieg historii. Poza tym poprzez ciągłe zmiany władzy i stałe walki o pozycję arystokracja stawała się coraz mocniejsza, a królowie dostawali się pod jej wpływ i zdobywali oraz zachowywali swą władzę tylko dzięki niej.
W naszym najważniejszym źródle na temat tych stałych sporów dynastycznych, w czterech księgach Historyj Nitharda, żali się on na wewnętrzne rozdarcie, rozpad jednolitego państwa, i widzi właściwy ideał w rządach swego "wielkiego" przodka. Więc ubolewa przy końcu dzieła nad "straszliwym zaniedbaniem dobra publicznego", "samolubnym dążeniem do własnych korzyści", skarży się, że "z obu stron szerzą się wszędzie rabunek i zło" i wspomina tęsknie czasy "wielkiego Karola, szczęsnej pamięci". Panowały wtedy "wszędzie pokój i zgoda [...] teraz jednak wszędzie widać brak jedności i kłótnie, gdyż każdy, jak chce, idzie inną drogą. A wtedy wszędzie był dostatek i radość, teraz zaś tylko bieda i żałoba [...]".
Te zdania, zgodne z jeszcze dzisiaj panującymi poglądami historyków, którzy sławią państwo Karola I jako państwo jednolite, rosnące w siłę mocarstwo, chrześcijańskie państwo uniwersalne, jako swego rodzaju kontynuację idei Cesarstwa Rzymskiego, te zdania są dlatego tak charakterystyczne, gdyż one
— imputują "powszechny pokój". W istocie jednak 46-letnie rządy Karola przyniosły prawie ustawiczną wojnę, bez mała pięćdziesiąt wypraw wojennych
— samych Sasów, "arcypogan", zwalczał w morderczy sposób trzydzieści trzy lata! Co zatem działo się na obrzeżach coraz bardziej ekspandującej Wielkiej Rozbójniczej Rzeszy, nie naruszało "pokoju" wewnątrz kraju. Wręcz przeciwnie. Im więcej w nim "spokoju i porządku", tym lepiej funkcjonowało zabijanie, zniewalanie i anektowanie poza granicami. Wszakże "powszechnego dostatku i radości" nie było i tu, wewnątrz kraju. Cieszyła się nimi jedynie śmiesznie mała warstwa posiadających, arystokracji i kleru, opływająca w obce, krwawo zdobyte bogactwo, podczas gdy w bezwstydnie wyzyskiwanym własnym narodzie panowało chroniczne niedożywienie, grasowały nędza i klęski głodu, które pochłonęły w 784 roku w Galii i Germanii jedną trzecią ludności (IV, s. 298).
Pod rządami wnuków Karola wojny zewnętrzne zastąpiła z wolna wojna wewnątrz kraju, tak zwana wojna domowa — oczywisty pleonazm, każda bowiem wojna jest wojną w jakimś domu!
Sposób widzenia Nitharda nie był oczywiście odmienny.
Współczesny jemu Florus z Lyonu, piszący wiersze diakon, skrzętny sługa boży, nie widzi tego inaczej. Również on użala się nad podzielonym na trzy części imperium, panowaniem królewiąt zamiast jednego króla. Także i on gloryfikuje "Rzeszę w blasku wyniosłej korony, / Pan był jeden i jeden naród, Panu posłuszny [...] / pokój rządził w nim i odwaga odstraszała wrogów". A po podkreśleniu własnego "uświęconego stanu", całkiem po chrześcijańsku i ze słuszną pokorą, sławi wymownie podboje na Wschodzie, rzucanie "cugli zbawienia na pokonanych". Tu nagiął się pogański lud jarzmu Kościoła, tymczasem / Tam kacerski obłęd, zdeptany stopami, zgasł".
Tak, to podobało się chrześcijanom zawsze: poganie w jarzmie, ich wiara stopami zdeptana!
Traktaty z Verdim (843 r.) i Meersen (870 r.)
Wszyscy byli przecież zmęczeni wojną. To znaczy: niekorzyści wojny były dla możnych większe niż korzyści; co miało nie najmniejsze znaczenie i dla wyższego duchowieństwa, którego ogromne posiadłości były z upodobaniem obracane w perzynę. Po długich, ciężkich i odznaczających się nieufnością pertraktacjach — mieszane komisje, 120 pełnomocników objeżdżało i wyznaczało granice — po wstępnych
rozmowach w czerwcu 842 roku na wyspie na Saonie koło Macon, w październiku w Koblencji, w listopadzie w Diedenhofen, doszło w następnym roku do nowego podziału.
Rzesza Ludwika Pobożnego w traktacie z Verdun, którego tekst jest nieznany, została podzielona w sierpniu 843 roku według dynastycznego prawa dziedziczenia, starej zasady równouprawnienia braci, jednakże po wyłączeniu Bawarii, Akwitanii i Italii, w obecności magnatów, na części wschodnią, zachodnią i środkową, trzy mniej więcej równe kraje — "czy królowie tego chcieli, czy nie".
Ludwik Niemiecki otrzymał swe ziemie macierzyste i całą Rzeszę wschodnią, Francja orientalis, nazywaną jeszcze również dawniejszym mianem Austrii, Austrazji (w ówczesnej niemczyźnie "Ostarrichi" i "Heliand" — IV, s. 73). Poza Bawarią dostał więc obszary na wschód od Renu i rzeki Aare, zamieszkane przez Sasów, Turyngów, wschodnich Franków i Alamanów (bez Alzatczyków) oraz Spirę, Wormację i Moguncję na lewym brzegu Renu; tym sposobem, poprzez wydzielenie państwa wschodniofrankijskiego, usamodzielnia się — by tak rzec — "historia Niemiec", oddziela się od pozostałych obu części Rzeszy.
Karol Łysy odziedziczył zachodnie państwo Franków, Francja occidentalis, które sięgało na północ od Loary do Mozy i Skaldy, do tego Akwitanię i Marchię Hiszpańską, co stworzyło przesłankę do powstania narodu francuskiego, jeśli nawet w owym czasie język, granice etniczne i plemienne nie były decydujące, a granice prowadzono w sposób więcej niż dowolny, bez uwzględniania tworzących wspólnoty grup narodowościowych czy wspólnot biskupich. Również Karol, raczej mało wojowniczy, osobiście w każdym razie tchórzliwy, miał wiele przyznanych mu krajów przeciw sobie: Akwitanię, Bretanię, Septymanię, Marchię Hiszpańską.
Historycznie bez żadnych skutków dla przyszłości, geograficznie i demograficznie nieorganiczna, na siłę wciśnięta między oba inne regna część środkowa, regnum pod nazwą Francja media, była zamieszkana zarówno przez ludność romańską (Burgundów, Prowansalczyków), jak i germańską (Alamanów, Franków nadreńskich, Fryzów). Był to wyciągnięty pas ziemi, sięgający od Włoch do Fryzji, a więc łączący śródziemnomorski obszar Benewentu przez ważne przełęcze alpejskie, przez Prowansję, Burgundię wraz ze środkową Francja, późniejszą Lotaryngią, obszar nad Mozą, Mozelą i dolnym Renem z terenami nad Morzem Północnym i Bałtyckim. Ten obszar wybrał Lotar I, który wraz z cesarskimi miastami Rzymem i Akwizgranem zachował tytuł cesarski. Jednakże również oba pozostałe królestwa partycypowały w rdzennych obszarach frankijskich: Ludwik Niemiecki otrzymał zasiedlony przez Franków obszar w dorzeczu Renu i Menu, a Karol Łysy frankijską Neustrię między Sekwaną i Skaldą.
Jednak Pepin II, syn Pepina I, zmarłego uprzednio syna Ludwika Pobożnego, roszczący sobie pretensje do tronu akwitańskiego i długo stawiający opór Karolowi Łysemu, który ze swej strony "nawiedzał krainę licznymi wyprawami" (Annales Fuldenses), został pojmany w 864 roku i osadzony w klasztorze (s. 110).
Lotaryngia, środkowa część Rzeszy, nie obroniła się długo (855-900). Po śmierci Lotara I (855 r.) została podzielona wśród jego trzech synów, Ludwika II, Lotara II i Karola. Ten ostatni zmarł młodo, a po zgonie również Lotara II (869 r.) jego stryjowie, Karol Łysy i Ludwik Niemiecki rozebrali ją między siebie w traktacie z Meersen (870 r.), pomijając pretensje Ludwika II. Gdy jednak wschodniofrankijski Karoling Arnulf z Karyntii restytuował Lotaryngię w roku 895 i osadził w niej swego syna Zwentibolda jako króla, ów zginął z rąk miejscowej arystokracji i był to koniec samodzielnego królestwa lotaryńskiego (s. 216 i nast.).
W ten jako tako wyważony sposób Rzesza Ludwika Pobożnego została zgodnie z ówczesnymi udziałami podzielona na trzy części; natomiast jakościowo, historycznie-kulturowo i socjalnie, również pod względem organizacyjnym, różnice pomiędzy nimi były znaczne.
Zachód i Italia reprezentowały stare krainy kulturowe, zachowujące jeszcze antyczne tradycje. W porównaniu z resztą Rzeszy wykazywały znacznie większe ambicje. Przynajmniej gdzieniegdzie istniały w rozproszeniu gęstsze regiony miejskie. Rozwijało się tam piśmiennictwo, były książki i szkoły. Można napotkać tutaj zaangażowanie ekonomiczne, uprawiających handel i rzemiosło oraz liczniejsze i potężniejsze klany arystokratyczne. W stosunku do nich rozległe obszary państwa wschodniego sprawiały wrażenie "niedorozwiniętych", "pokrytych lasami, wyludnionych, «niecywilizowanych» i pozbawionych centrów życia umysłowego" (Fried). Oczywiście tutaj również żyło kilku przedstawicieli "renesansu karolińskiego": Raban Maur, dopiero w czasach nowożytnych wyniesiony jako praeceptor Germaniae, Walafrid Strabo, który jako poseł Ludwika Niemieckiego utonął w Loarze, Notker Balbulus, mnich z klasztoru Sankt Gallen.
Być może traktat z Verdun nie był jeszcze, jak uważali znamienici starsi historycy (Waitz, Droysen, Giesebrecht), swoistą "godziną narodzin" narodu niemieckiego i francuskiego, dwóch narodów, w interesie których go pewnie nie zawierano. Jednakże historie Niemiec i Francji tu się rozchodzą, ze starszych wspólnot narodowych, mieszkańców określonych krain, wyrastają narody, a protonarodowa świadomość plemienna staje się ostatecznie — zwłaszcza, co ciekawe, dzięki "wspólnototwórczemu", jednoczącemu wszystkich zobowiązanych do noszenia broni z różnych plemion i regionów wojsku — świadomością narodową. Tak jak powstanie również innych królestw narodowych, choćby w Anglii, Hiszpanii, Skandynawii, Polsce, Czechach i na Węgrzech, charakteryzuje politycznie wczesne średniowiecze. Oczywiście, przez cały IX wiek nie myślano jeszcze w kategoriach narodowych, żaden naród nie czuł się jeszcze "jednostką narodową", żaden człowiek nie określał się jeszcze jako "Niemiec" czy "Francuz", nawet jeszcze nie w wieku X, choć jest to bezpośrednia faza przejściowa.
ów podział Rzeszy karolińskiej, po którym nastąpiły w ciągu IX wieku następne, jakkolwiek miały miejsce i połączenia, był kompromisem wymuszonym przez okoliczności. Kończy on wprawdzie początkowo wzajemne agresje, prowadzi jednak do tego, że cesarstwo traci stopniowo swój prymat wobec papiestwa, że jest wstępem do podziału na trzy państwa: Niemcy, Francję i Włochy i że dawniejsza jedność — abstrahując od epizodu za czasów Karola Grubego (s. 193 i nast.)
— ma nigdy nie wrócić.
Ludwik, z bożej łaski król Bawarów
Ludwik II Niemiecki (843-876) jest wprawdzie określany we współczesnych mu (zachodnio-frankijskich) źródłach wielokrotnie jako rex Germanorum i rex Germaniae, a obszar jego panowania — przez własną kancelarię — jako Francja orientalis i przez autorów kronik z owych czasów nierzadko nazywany "Germanią", jego przydomek "Niemiecki" (lub "Niemiec") stał się powszechny dopiero w XIX wieku.
Urodzony w 805 roku jako trzeci syn Ludwika I Pobożnego, drugi tego imienia Ludwik spędził młodość na dworze i w 817 roku w Ordinatio imperii otrzymał Bawarię jako królestwo dzielnicowe pod zwierzchnictwem cesarza; ponadto, jak zadecydował swego czasu jego ojciec, "Karantanów, Czechów, Awarów i Słowian, którzy żyją na wschodzie Bawarii [...]". Jako dwunastolatek był za młody, by rządzić samodzielnie, i doszedł do rządów jakieś dziesięć lat później. Jednakże najpóźniej od roku 830 pojawia się w dokumentach jako "Ludwik z Bożej łaski król Bawarów". Główne cele jego polityki to ekspansja na Wschód i poszerzanie Rzeszy Karolingów.
Na czas zimy preferował jako rezydencję Ratyzbonę, gdzie uczestniczył w zjazdach możnych i sejmach Rzeszy, a w lecie Frankfurt, gdzie założył klasztor Zbawiciela. Poza obszarem macierzystym, właściwą bazą jego władzy, którego bezpieczeństwo zapewniał mu hrabia Ernest — aż do swego upadku w 861 roku, "wódz" i "wśród przyjaciół króla pierwszy" (Annales Fuldenses) — monarcha opanował również Szwabię, część Frankonii nad Renem i Menem, Turyngię i Saksonię,a więc obszary głównych germańskich ludów Rzeszy.
Ludwik Niemiecki nie był "wybitnym" władcą, lecz najznaczniejszym wśród swych braci.
Już dzięki długiemu czasowi swych rządów działa jakby stabilizująco na państwo wschodniofrankijskie; prowadząc, idąc niejako w krwawe ślady swego "wielkiego" przodka Karola I, ustawicznie wojnę przeciwko Słowianom w Czechach i na Morawach oraz na terenach północnowschodnich. Współpracuje on przy tym ściśle z episkopatem, jak oczywiście i inni książęta z rodu Karolingów, którzy wszyscy zaprzęgali wyższe duchowieństwo do wypełniania swych interesów i realizacji swych celów, dzięki czemu je mocniej uzależniali od siebie, lecz i sami stawali się zależni, coraz bardziej prokościelni, bardziej jeszcze niż kiedyś choćby Merowingowie.
Ludwik Niemiecki był uznawany wręcz za przywódcę i obrońcę Kościoła. Troszczył się o misje na Morawach, w Czechach, na Północy, od Bremy i Hamburga po Szwecję, gdzie Chrystusa przywoływano jako idola tylko wtedy, gdy zawiodły stare bogi i gdzie był uznawany, by tak rzec, za bóstwo pomocnicze, przywoływane w ewentualnej potrzebie. Ludwik zwoływał synody, brał w nich udział i dopiero jego zatwierdzenie nadawało im moc prawną; było to zresztą jedyne prawodawstwo państwa wschodniofrankijskiego, stąd w owym czasie mówi się tylko o jednej ustawie państwowej.
Aż do końca król Bawarii wywierał decydujący wpływ na obsadzanie biskupstw, które dawał w pierwszej kolejności swym faworytom. I tak w 842 roku wyniósł opata Gozbalda (bogato pobłogosławionego w kości rzymskich męczenników) na biskupstwo w Wurzburgu; na jego następcę Bawarczyka Arna, który służy łącznie czterem książętom i (z relikwiami na bohaterskiej piersi) walczy w co najmniej czterech wyprawach zbrojnych jako dowódca (póki w roku 892 — wszystko dla Chrystusa — nie padł zręki Słowian). W 845 roku Ludwik mianował wygnanego Ebona z Reims (s. 80 i nast.) arcypasterzem Hildesheim, a w 847 roku uczonego opata fuldajskiego Rabana Maura arcybiskupem Moguncji.
Hierarchowie dominowali również w jego consilium: jak choćby opat Ratleik z Seligenstadt, opat Herrieden, Liutbert, na naleganie króla od roku 863 arcybiskup Moguncji, biskup Konstancji Salomon I, biskup Hildesheim Altfryd, który chociaż zajmował się jako doradca królewski bardziej polityką niż własną diecezją, w niektórych źródłach figuruje jednak jako święty i przy swoim grobie względnie w Kronice Hildesheimskiej dokonuje wielu cudownych uzdrowień.
Króla otaczali więc stale wyżsi duchowni. A tak całkiem na marginesie, że Karolingowie zatrudniali jako notariuszy wyłącznie duchownych i w ogóle, w odróżnieniu od Merowingów, całą pisemną administrację złożyli w ręce księży: również kierownicy kancelarii Ludwika (kanclerze) czy arcykapelani — za jego czasów doszło do zespolenia obu urzędów — a więc ludzie, którzy w jego radzie zajmowali czołową pozycję, byli rzecz oczywista hierarchami: opat Gozbald z Niederaltaich, opat Grimald z Weifienburga i Sankt Gallen, krewny arcybiskupów Trewiru Hettiego i Thietgauda, najważniejszy doradca Ludwika. Na koniec jako nowy kierownik kancelarii i kaplicy arcykapelan i arcybiskup Moguncji Liutbert, który podczas rządów dwu synów Ludwika zarządzał kancelarią, zachowaną przez mogunckich arcybiskupów już na stałe od X wieku, a dokładnie od objęcia tego urzędu przez Wilhelma, nieślubnego syna Ottona I, w roku 965.
Kaplica nadworna jednak, przez całe stulecia instrument władzy europejskich książąt, w czasach Karolingów "typowy produkt łaskawości bożej" (Fleckenstein), stanowi wówczas we wschodnim państwie frankijskim "najściślejsze miejsce kontaktów polityki Karolingów i bawarskiego episkopatu" (Glaser). Również pod rządami synów Ludwika gwarantowała w ten sposób decydujący wpływ Kościoła na politykę. Biskupi działali nadal w kancelarii i brali udział w rządzeniu.
Ludwik Niemiecki był pobożny również osobiście. Czytał pisma religijne. Podczas oficjalnych procesji szedł boso za krzyżem. W swoim palatium we Frankfurcie kazał zbudować w 852 roku kaplicę, w której posługiwało dwunastu duchownych. Założył klasztor żeński St. Felix et Regula w Zurychu. A wszystkie jego córki zostały zakonnicami: Irmingarda opatką szwabskiego klasztoru w Buchau, Hildegarda opatką klasztoru żeńskiego w Schwarzach koło Wurzburga, a Berta opatką St. Felix et Regula w Zurychu.
W październiku 847 roku zjechali się do mogunckiego klasztoru Św. Albana biskupi, opaci i inni duchowni wschodniej Frankonii. Za powodzenie króla, jego rodziny oraz za bezpieczeństwo państwa synod kazał we wszystkich diecezjach, tak zakomunikowano władcy, odprawić 3500 mszy i 1700 psałterzy — a potem go poproszono, by zwyczajem przodków chronił sługi Kościoła i ich stan posiadania i nie skłaniał ucha ku tym, którzy mu radzą, by mniej troszczył się o dobra kościelne niż o własne.
Nie przypadkiem: dwa kanony zajmowały się wówczas ubogimi, trzy wiarą, a sześć dobrami kościelnymi i dziesięcinami.
A był to ten sam synod, który pewną kobietę o imieniu Thiota z okolic Konstancji — podejrzaną kaznodziejkę (pseudoprophetissa) obdarzoną taką charyzmą, że szli za nią, jak podają Roczniki Fuldajskie, "mężowie świętego stanu [...] jak za nauczycielką naznaczoną przez niebo" — skazał na publiczną chłostę, przez co miała popaść w obłęd.
I ten sam synod moguncki rozszerzył w porównaniu z synodem w Moguncji w 813 roku — po szeregu manuskryptów — z wyrachowaniem uprawnienia jurysdykcyjne episkopatu. A mianowicie, jeśli w roku 813 biskupi występowali w kwestii przestrzegania prawa jeszcze jako pomocnicy hrabiów i sędziów, to synod moguncki roku 847 wykoncypował, że "hrabiowie i sędziowie winni wspomagać biskupów w przestrzeganiu prawa, jak nakazuje prawo boskie [...]"!
Kler brał zatem intensywny udział w polityce Ludwika Niemieckiego. Istniała doskonała jedność tronu i ołtarza — "biskupi stoją zawsze za swym królem, a król za swym episkopatem". Wyższe duchowieństwo prowadzi zawsze pertraktacje, zawiera traktaty, dużo częściej niż hrabiowie. Hierarchowie działają jako wysłannicy króla, jako posłowie do zagranicznych władców. A nawet podczas wojny ciągną z całymi oddziałami swych poddanych do króla lub z jego polecenia "ruszają w pole sami na czele wojsk lub razem z hrabiami" (Schur). Anno 845 trzeba było przerwać synod w Meaux (a w następnym roku kontynuować obrady w Paryżu), ponieważ biskupi potrzebni byli tymczasem w walce z księciem Bretończyków Nominoe, który w listopadzie w Ballon, niedaleko Le Mans, pobił na głowę Karola Łysego.
Nic oczywistszego, jak to, że stale rosnąca siła kleru i jego coraz wyższa samoświadomość łączy się zwłaszcza od czasów Ludwika Pobożnego z odpowiednimi aspiracjami. "Z wielkim naciskiem żąda się podporządkowania i posłuszeństwa należnego książętom również wobec biskupów, natomiast odrzuca ingerencję Świeckich w obszar duchowny" (Voigt).
Ludwik II, od 827 roku ożeniony z młodszą siostrą cesarzowej Judyty, drugiej żony swego ojca, nie wplątał się w żadną rzucającą się w oczy aferę z kobietami. W każdym razie jego stosunki seksualne nigdy nie są podawane w wątpliwość. Tym intensywniej poświęcił się wojnie, rzemiosłu na chrześcijańskim Zachodzie zwykle wynoszonemu ponad wszelką cnotę, przez historyków najczęściej opisywanemu bardzo serio, choćby tak: "jego aktywna i konsekwentna polityka na Wschodzie" (Reindel). Rozciągnięta granica północna jego państwa i jeszcze dłuższa wschodnia, wynosząca ponad półtora tysiąca kilometrów i sięgająca od zachodniej części Bałtyku po Adriatyk, do Marchii Istrii i Friulu, wręcz do tego prowokowała. I to tym bardziej, że w porównaniu z Italią i zachodnim państwem Franków z jednej strony nie stało ono tak wysoko pod względem rozwoju gospodarczego, a z drugiej strony pod względem stabilności polityczno-militarnej oraz autorytetu króla wobec arystokracji i Kościoła było w wyraźnie lepszej sytuacji. Nie bez znaczenia była tu zręczna polityka matrymonialna Ludwika, który swych synów, najstarszego Karlomana, Ludwika Młodszego oraz najmłodszego Karola III pożenił z przedstawicielkami frankijskiej arystokracji; Karlomana z córką hrabiego Ernesta.
Wschodnie granice jego państwa, pisze Johannes Fried, nie były "wprawdzie zupełnie spokojne, lecz w niewielkim stopniu zagrożone", z powodu braku silnych centrów politycznych u Słowian. Dopiero wraz z powstaniem "Wielkiego Państwa Morawskiego" zaczęło się to stopniowo zmieniać, w nie najmniejszym stopniu dlatego, że "misje były prowadzone właśnie z Bawarii". Również według Wilhelma Störmera Ludwik "rządził mocną ręką" na wschodnich obszarach przygranicznych, przy czym "ważnym elementem konstrukcji państwa" były dla niego "kościoły (biskupstwa i opactwa)", które otrzymywały "własność ziemską przede wszystkim w strefie naddunajskiej, na obszarze koncentracji wojsk. Ludwik zdawał się bardzo zręcznie kierować również akcją nawracania Słowian przez kościoły bawarskie".
Słowianie bronili wszakże, rzecz jasna, swej wiary. Odpłacali "najazdami", pisze Gerd Tellenbach, "po których sami byli najeżdżani". A chrześcijanie nie znali podnioślejszego celu, niż szerzenie Dobrej Nowiny ogniem i mieczem. "Zupełnie bez zahamowań Frankowie mogli się wyszaleć, bijąc się z poganami" (Riche). Przy czym jedynie pierwszy król wschodniofrankijski trzymał się "praktyki przodków", jak to się nazywa w upiększonej formie charakterystycznej zwłaszcza dla niemieckiej historiografii, by "dzięki ponawianym zastraszającym atakom przysporzyć sobie status quod respectus" (Schieffer). Niemieccy badacze uwielbiali przez całe stulecia używać odnośnie tych praktyk terminów takich jak "ruch na wschód", "rozbudowa kraju", "«przyrastanie» posiadłości". A nawet jeśli mówią bez ogródek o "wcieleniu" lub "aneksji", to brzmi to prawie jak niewinne i naturalne wślizgnięcie się w organizm Rzeszy, jest to po prostu "wtopienie się".
Ludwik Niemiecki operował przede wszystkim na terenie czesko-morawskim, prowadził jednak wojny również przeciwko dalej na północ siedzącym Serbom łużyckim i Obodrytom. Przeciwko Obodrytom w roku 844 — przecież lud obodrycki, jak to szlachetnie i po chrześcijańsku formułują Roczniki Fuldajskie, został mu "poddany przez Boga". Na polu bitwy padł król Obodrytów Gościemysł, a Annales Bertiniani donoszą lakonicznie, iż "król Ludwik spustoszył cały obszar Słowian i poddał go swemu panowaniu". W roku 851 wyruszył na Serbów łużyckich, przy czym pokonał ich bardziej niszcząc ich pola i zbiory, niż wykorzystując przewagę militarną. W roku 856 podbił Dalemińców między Łabą a Muldą. A jeszcze pod koniec panowania, po roku 867, ponownie wysyła swego syna Ludwika z Sasami i Turyngami przeciwko Obodrytom.
Było to, jak pisze w wiele mówiący sposób Engelbert Miihlbacher, "trudne, ale ważące również dla przyszłości zadanie — utrzymywać i rozszerzyć zwierzchność nad Słowianami po drugiej stronie Łaby, Soławy i Lasu Czeskiego. Zadanie to polegało także na torowaniu wolnej drogi dla przenikania żywiołu i kultury niemieckiej oraz na kontynuowaniu kolonizacji w południowo wschodnich krajach alpejskich. Zadania te jednocześnie otwierały nowe drogi żądzy czynu i oddalały ją z kręgu wewnętrznych niepokojów".
Wiadomo, o co chodziło: o umacnianie, rozbudowę, rozszerzanie, o "przenikanie żywiołu niemieckiego i kultury". Dokładnie mówiąc: o dalsze mordowanie. W uczonym tonie za Rudolfem Schiefferem: "Więcej politycznych (i misjonarskich) poczynań". Brzmi szlachetnie, neutralnie. Nikogo nie razi — na papierze. I nie najmniej ważne było tłumienie, paraliżowanie w ten sposób "żądzy czynu" wewnątrz państwa — w gruncie rzeczy jest to strategia kryminalna mocarstw przecież jeszcze dzisiaj. (Znów anachronizm?)
A do wszystkich tych ataków w kierunku wschodnim, o których będziemy mówić jeszcze dokładniej (s. 123 i nast.), doszedł atak na państwo zachodniofrankijskie, na dziedzictwo jego przyrodniego brata Karola, które osłabiły nie tylko napady wrogów zewnętrznych, lecz także znaczny "zamęt" wewnątrz kraju, walki zwłaszcza w Bretanii i Akwitanii.
Karol Łysy i państwo zachodniofrankijskie
Państwo zachodniofrankijskie było teraz wstrząsane przez wojny, wydarzenia przypominające wojnę domową i arystokratyczną opozycję. Z południa, z Hiszpanii i Afryki wdzierali się Saraceni, ze Skandynawii najeżdżali je Normanowie. Ich wyprawy przez morze i w górę rzek kosztowały coraz więcej ofiar, pieniędzy, trybutów i skarbów kościelnych. W samym kraju kwitło rozbójnictwo, przeciw któremu Karol wydał w Servais kapitularz, przy czym dostojnicy kościelni, obrzydliwie bogaci możnowładcy, działali często ręka w rękę z bandytami lub wynajmowali ich do własnych morderczych porachunków — trudno jest sobie wyobrazić przestępczość większą niż w klasach wyższych owych czasów. Również król był niezłym tego przykładem. Karol Łysy, urodzony 13 czerwca 823 roku we Frankfurcie nad Menem z drugiego małżeństwa Ludwika Pobożnego, poślubił w roku 842 w wieku 19 lat Irmintrudę, córkę hrabiego Odona z Orleanu, parę lat wcześniej poległego w walce z Lotarem; była to wyraźnie polityczna partia, o której Nithard napisze, że "miał nadzieję pozyskać większość narodu". "W tym samym roku — dodają Annales Xantenses w swych skąpych relacjach — odeszła z tego świata w mieście Tours cesarzowa Judyta, matka Karola, po tym, jak jej syn obrabował ją z całego majątku".
Irmintruda urodziła Karolowi najpierw córkę Judytę, a potem czterech synów: Ludwika, Karola, Karlomana i Lotara. Dwóch najmłodszych ojciec przymusił do stanu duchownego, pochwalony za to przez biskupa Hinkmara. Sparaliżowany Lotar zmarł jeszcze w wieku chłopięcym jako opat St. Germain d'Auxerre. I tak został mu oszczędzony los księcia Karlomana.
Problemy rodzinne Karol II rozwiązywał na sposób wielu władców (nie tylko jego czasów). Wprawdzie gdy jego córka Judyta po dwu małżeństwach na angielskich dworach uciekła w 861 roku z domu z hrabią Flandrii Baldwinem I i (po interwencji papieskiej) została dwa lata później jego żoną, Karol dał za wygraną. Ale gdy jego synowie — sparaliżowany od urodzenia Lotar i z powodu wypadku chory umysłowo Karol Dziecię — zmarli w 865 i 866 roku wkrótce po sobie, król pojednał się z początku całkiem po chrześcijańsku ze swą małżonką Irmintruda i kazał ją namaścić na królową. Lecz jej brata Wilhelma, który zaraz potem zaczął spiskować przeciw niemu, kazał ściąć — Irmintruda poszła do klasztoru.
Karol, przy okazji obdarowany przez biskupa Frechulfa z Lisieux dziełem pisarza militarysty Wegecjusza o sztuce wojennej (za pomocą którego ów chrześcijanin już około roku 400 usiłował przeciwdziałać upadkowi militarnemu Rzymu!), tenże Karol osobiście zupełnie nie grzeszył odwagą, sam nawet nie lubił walczyć, miał natomiast skłonności do okrucieństwa.
Unaocznia to jego postępowanie wobec Karlomana. Księcia, cieszącego się sympatią wielu, przeznaczył ze względów politycznych do stanu duchownego, a dokładniej, tak jak sparaliżowanego Lotara, kazał jeszcze za młodu przyodziać w mnisi habit, po czym został on kolejno opatem St. Medard, St. Germain-d'Auxerre, St. Amand, St. Riquier, St. Pierre de Lobbes i St. Aroul.
Na polecenie króla Karloman wyruszył w roku 868 na czele wojsk przeciwko Normanom, zbuntował się jednak między 870 a 872 rokiem przeciwko ojcu, został uwięziony w Senlis i w 873 roku, na podstawie pisma oskarżającego władcy, pozbawiony jakichkolwiek "godności" duchownych. Powitał to z wielką radością, zwłaszcza że otwierały się przed nim znowu perspektywy tronu królewskiego — lecz dawały jednocześnie ojcu możliwość jeszcze surowszego ukarania syna. Gdy z tego powodu jego stronnicy przygotowywali jego uwolnienie i wyniesienie na tron królewski, ojciec ponownie postawił go przed sądem i kazał mu wykłuć oczy, "aby udaremnić szalone nadzieje burzyciela pokoju i aby Kościół Boży i chrześcijaństwo w państwie oprócz zwalczania pogan nie cierpiały zamętu z powodu niecnego buntu". Jeszcze w tym samym roku ślepcowi z Korbei udało się uciec do swego wschodniofrankijskiego stryja Ludwika Niemieckiego, który ofiarował mu klasztor w Echternach, zmarł tu jako świecki opat kilka lat później.
Karol II Łysy dłuższy czas miał trudności z utrzymaniem się na tronie. Nie tylko popadł on w głębokie przygnębienie z powodu agitacji matki za jego uposażeniem. Swoje robiły również złe stosunki panujące w jego własnym, geograficznie, etnicznie i historycznie zróżnicowanym państwie; napięcia na południu, z hiszpańsko-septymańskimi Gotami, z Baskami i kłopoty z frankijską północą. Początkowo nie pozyskał również wielu magnatów, którzy chętniej by się przyłączyli do Lotara. Dopiero po porażce pod Fontenoy zaczął stopniowo poprawiać swą pozycję.
W najgroźniejsze konflikty wpędzili Karola krnąbrni Bretończycy oraz roszczenia jego bratanka Pepina II do Akwitanii.
Zabójstwa i mordy w Bretanii
Bretania była najeżdżana przez Franków od czasów Pepina III Młodszego (zapewne od roku 753) i jego syna Karola Wielkiego w roku 786, 799 i 811; również ponownie przez Karolowego syna Ludwika Pobożnego w roku 818, 824 i 830. Także jego syn Ludwik Niemiecki brał udział w wyprawie wojennej przeciwko Bretończykom w roku 824. Ab bove majori discit arare minor — po polsku można to określić łagodniej: Niedaleko pada jabłko od jabłoni...
Po sporadycznych podbojach Bretanii następowały zawsze powstania i secesje. Jednakże gdy Ludwik na zjeździe możnych w Ingelheim w roku 831 osadził w Bretanii miejscowego księcia Nominoe (831-851) jako missus imperatoris, ów przestrzegał lojalności. Dopiero gdy za rządów Karola Łysego różni karolińscy magnaci rozpoczęli ekspansję na teren Bretanii, doszło do konfrontacji militarnej najpierw z nimi, a później z królem, przy czym Nominoe uniezależnił wówczas swój kraj zupełnie i kazał się prawdopodobnie w 850 roku namaścić na króla metropolicie w Dol, którego sam ustanowił — był to pierwszy faktycznie nie pokonany przez Franków król Bretanii. Uznał wprawdzie zwierzchnictwo dalekiego cesarza Lotara I, lecz nie roszczenia Karola Łysego.
Jednakże Nominoe zmarł nagle już w następnym roku podczas jednej ze swych wypraw wojennych. Karol miał nadzieję, że rychło wykluczy jego jedynego syna i następcę, Erispoe (851857). Lecz Erispoe, który pobił już raz Franków pod Messac w roku 843, zniszczył i tym razem ich armię — również "niezliczone konie sczezły" — jeszcze przed przekroczeniem granicznej rzeki w trzydniowej bitwie pod Jengland-Besle (w Andegawenii) toczonej od 22 do 24 sierpnia 851 roku. Karol opuścił swe wojsko już w drugim dniu bitwy, uciekając na łeb, na szyję, tak że nie myślało "ono już o niczym innym, jak o ucieczce" — a Bretończycy "rąbali każdego, kogo napotkali, albo mieczami, albo biorąc go żywcem [...]" (Regino z Prum).
Erispoe pojednał się jednak z Karolem w traktacie pokojowym w Angers, zarekomendował się mu jako fidelis regis, został sam przez niego uznany za króla i podwoił terytorium swego państwa przez pozostawienie mu marchii bretońskiej wokół Nantes i Rennes, a w 856 roku zaręczył swą córkę z najstarszym, wówczas dziesięcioletnim synem Karola (Ludwikiem II Jąkałą). Bretania została na jakiś czas dla Franków stracona.
Erispoe usiłował również oczyścić kręgi kościelne, które od dawna, od czasów jego ojca, rozrosły się zbyt niebezpiecznie. Przy wsparciu świętego Konwoiona (który w tym celu jeździł do Rzymu) usunął profrankijskich biskupów Dol, Vannes, Quimper i Leon i usamodzielnił Bretanię również kościelnie, mianując posłusznych mu biskupów. Jednak w 857 roku Erispoe został zamordowany przez swego kuzyna Salomona, który zagarnął kraj dla siebie, wygnał młodego Ludwika i jako król "z bożej łaski", jak się tytułował, wywalczył dla Bretończyków najwyższy stopień niezawisłości. Nie mając innego wyjścia, Frankowie uznali go w 863 roku, ale w roku 874 zamordowali. Również jego następcy, wspólnie rządzący i wzajem się zwalczający, zmarli w krótkim czasie.
Nie mniej burzliwy okazał się akwitański plac boju.
Karol Łysy likwiduje bratanków
W Akwitanii Karol II nie odnosił początkowo sukcesów w walce ze swym bratankiem Pepinem II. Od podziału z Verdun (s. 99 i nast.) kraj należał wprawdzie do niego, lecz tenże kraj, przynajmniej w większości społeczeństwa, nie chciał do niego należeć. Nękał go więc "licznymi najazdami", ponosił jednak często "wielkie straty" (Annales Fuldenses), jak na przykład w czerwcu 844 roku pod Angouleme przeciwko Pepinowi i Wilhelmowi, małoletniemu jeszcze synowi hrabiego Bernarda. Swego czasu padli po stronie Karola m.in. jego stryj i pierwszy arcykanclerz Hugo, "naturalny" syn Karola "Wielkiego", opat St. Quentin i St. Bertin, a także wnuk tegoż świętego Karola, opat Richobodo z St. Riąuier. Wśród uwięzionych: arcykapelan Karola, biskup Ebroin z Poitiers, biskup Amiens Ragenar, opat Lupus z Ferrieres oraz wielu hrabiów. Karol utracił zwierzchnictwo nad prawie całą Akwitanią .
Udał mu się wówczas jedynie jeden czyn bohaterski. Kazał zwabić podstępem do swego obozu i zaraz zgładzić hrabiego Bernarda, "który mu ufał i nie spodziewał się po nim niczego złego" (Annales Fuldenses), choć oczywiście, jak pisze inny kronikarz, był wciąż "publicznym przestępcą", a także kochankiem matki Karola.
Dopiero po skromnym rezultacie działań przeciwko Normanom gnębiącym Akwitanię, szlachta zarzucająca Pepinowi brak obrony przeszła w większości na stronę Karola. I teraz mógł zostać w 848 roku wybrany w Orleanie przez duchownych i świeckich możnych na króla i — nie przez papieża — namaszczony i ukoronowany przez arcybiskupa Wenilo z Sens; była to zapoczątkowująca tradycję koncepcja przejęta od arcybiskupa Hinkmara, Hinkmar bowiem przeniósł sakralny autorytet władcy na Karola i uczynił z katedry w Reims miejsce koronacji królów Franków.
Karol umacniał więc przy współudziale Kościoła swą władzę poprzez ideę rex christianus, a w ogóle poprzez ciągłą sakralizację tej władzy za pomocą ceremonialnych aktów poświęceń, jak właśnie koronacja i namaszczenie. Tak było na przykład, wybiegając do przodu: przy mianowaniu Karola Dziecięcia, jego najstarszego syna, na wicekróla Akwitanii w roku 855; przy wyniesieniu córki Judyty na tron angielski przy okazji jej wesela w roku 856; przy takiej samej koronacji jego własnej małżonki Irmintrudy w 866 roku. Sam kazał się jeszcze ukoronować — poza koronacją 848 roku w Orleanie — w 869 roku w Metzu jako król Lotaryngii, a w 875 w Rzymie jako cesarz. A w roku 859 zademonstrował przy próbie zrzucenia go z tronu swą zależność od kleru, oświadczając, że nikt nie może go usunąć z tronu, poza "orzeczeniem i wyrokiem biskupów, dzięki których współdziałaniu został poświęcony jako król; bowiem oni są tronem Bożym, na którym On siedzi i z którego On wydaje wyroki. Ich ojcowskim napomnieniom i karom poddaję się zawsze [...]". Jest to dowód na bardziej niż zwykle rosnące wpływy duchowieństwa na politykę.
Oczywiście Karol ciągnął z tego i korzyści. Jak i pozostali Karolingowie nie tylko bowiem wspierał on "tron Boży" — żądając czasami, jak w St. Denis, godności opata — ale i tenże ściśle z nim współpracował. Nikt inny jak dawny kanclerz Pepina I, biskup Ebroin z Poitiers, przewodził jako arcykapelan nadwornemu duchowieństwu. A Hugona, nieprawego syna Karola Wielkiego (z konkubiny Reginy), opata St. Quentin i St. Bertin i ostatniego kanclerza Ludwika Pobożnego, uczynił swym pierwszym dostojnikiem, nim opat padł dla niego na polu pod Angouleme.
Przede wszystkim jednak Karol wyniósł w 845 roku szlachetnego mnicha Hinkmara z klasztoru St. Denis na następcę Ebona z Reims. Co prawda, arcybiskup Hinkmar, chyba najbardziej wpływowy hierarcha frankijski tych czasów (który zarazem, mając na oku jedynie swe biskupie cele, pisał w latach 861 do 882 bardzo subiektywnie Annales Bertiniani, przy czym jako biegły fałszerz nie wahał się przed fałszowaniem tekstu swego poprzednika), wspierał nieudane próby Karola mające na celu aneksję Środkowej części Rzeszy, przeciwstawiał się jednak ostro jego cesarskiej polityce i wyprawom do Italii.
Już w rok po koronacji króla w Orleanie (848 r.) wpadł mu w ręce młodszy brat Pepina, Karol. Król był nie tylko jego stryjem, ale i ojcem chrzestnym (patrem ex fonie sacro), więcz dwunastoletnim wówczas Karolem związany nie tylko więzami pokrewieństwa, ale i religii. Wymusił wszelako na młodym księciu, ewentualnym pretendencie do tronu, na zjeździe w Chartres wypowiedziane z kazalnicy oświadczenie, że chce — jak podają roczniki z St. Bertin — "z miłości do służby Bożej bez jakiegokolwiek przymusu zostać księdzem"; zaraz potem biskupi kazali przyodziać go w habit i osadzili w klasztorze w Korbei. A gdy brat Karola, Pepin II, jesienią 852 roku również dostał się jego ręce, to "za zgodą biskupów i możnych" (Regino z Prum) — zresztą w tym samym kościele w Soissons, w którym zmuszono Ludwika Pobożnego do leżenia krzyżem (s. 71 i nast.) — kazał oblec go w habit i zamknąć w klasztorze Św. Medarda .
Pierwsza ucieczka Pepina przy pomocy dwóch księży z tego klasztoru nie powiodła się; musiał złożyć Karolowi na synodzie w Soissons przysięgę wierności i oficjalne śluby zakonne, jeszcze raz wdziać habit i wrócić do klasztornego więzienia. Był to rok, kiedy prawie wszyscy Akwitańczycy odeszli od Karola, a w następnym przywołany przez nich Ludwik Niemiecki wysłał swego syna Ludwika III Młodszego, który dotarł aż w okolice Limoges. Karol ruszył również do Akwitanii, nawet "w czas postu" i "Wielkiejnocy", jak oburzają się Annales Bertiniani; "jego wojsko nie czyniło niczego innego poza plądrowaniem, podpalaniem i uprowadzaniem ludzi, a nawet kościoły i ołtarze Boże nie zostały oszczędzone przed ich chciwością i zuchwalstwem".
W tym momencie książę Ludwik, przez ojca na krótki czas wyniesiony na tron akwitański, zdołałby zapewne przy pomocy swych Turyngów, Alamanów i Bawarów utrzymać władzę przeciwko nielubianemu Karolowi. Jednakże interwencja wschodniofrankijska spaliła na panewce w chwili, gdy na arenie pojawił się ex-król Pepin, któremu Karol przypuszczalnie pozwolił uciec. Przy Pepinie bowiem stał naród, przynajmniej jego większość, i znów obwołał go królem. Odzyskał niektóre obszary Akwitanii, lecz po odejściu Ludwika został w następnym roku (855 r.) ponownie zaatakowany przez Karola, który w połowie października w Limoges podniósł do godności wicekróla Akwitanii swego małoletniego syna Karola Dziecię i kazał namaścić go biskupom. Akwitańczycy opowiedzieli się jednak w rok później znowu za Pepinem, który teraz szukał pomocy u Bretończyków i Normanów, lecz w 864 roku jeszcze raz dostał się wręce Karola. Tym razem kazał on wtrącić "zdrajcę ojczyzny i chrześcijaństwa" w "najcięższy areszt" do klasztoru Senlis, więzienia Rzeszy na zachodzie, gdzie wkrótce został prawdopodobnie stracony.
Tymczasem Ludwik Niemiecki zaakceptował wysuniętą przez arystokrację zachodniofrankijską propozycję objęcia rządów w państwie Karola nie tylko
w roku 854, lecz również jeszcze w 858/859. A przynajmniej za drugim razem zbiegły do Burgundii król utrzymał się u władzy jedynie dzięki zdecydowanej postawie zachodniofrankijskich biskupów zebranych wokół Hinkmara z Reims.
Ludwik Niemiecki atakuje państwo zachodniofrankijskie
Od kiedy Akwitania została odebrana prawowitym dziedzicom, królewiczom Pepinowi i Karolowi, działo się w niej szczególnie źle, burzyli się wszyscy. Kraj wstrząsany był niepokojami, a Karol Łysy, którego Akwitańczycy kiedyś sobie życzyli, był coraz bardziej nie lubiany, odbierany wręcz jako tyran, tchórz i jednocześnie okrutnik. Gdy w roku 853 kazał ściąć hrabiego Gozberta z Maine, oddanego mu dotąd męża, został znienawidzony przez jego wpływowy ród i dalszą arystokrację, która przynajmniej po części sympatyzowała z Ludwikiem Niemieckim. Posłowie Akwitańczyków przybywali więc, jak podają wręcz wschodniofrankijskie kroniki z tego czasu, do "króla Ludwika z prośbami, aby ich albo przyjął pod swe panowanie, albo wysłał swego syna, by uwolnił ich z tyranii króla Karola (a Karli regis tyrannide), żeby nie musieli z zagrożeniem dla chrześcijaństwa szukać pomocy, jakiej nie mogą znaleźć u prawowiernych i prawowitych panów, choćby u obcych Rzeszy i wrogów wiary".
W lutym 854 roku Karol Łysy ponownie zawarł z Lotarem w Leodium uroczyście zaprzysiężone specjalne porozumienie, skierowane przeciwko Ludwikowi, którego syn o tym samym imieniu wkroczył tymczasem do Akwitanii, lecz opuścił ją w panice, jak tylko pojawił się Pepin. Jednakże w tym czasie również Ludwik Niemiecki zawarł specjalne porozumienie z Lotarem, który wszelako na naciski Karola ponowił porozumienie i z nim. A gdy Lotar — jako wdowiec uszczęśliwiający jeszcze dwie nałożnice spośród swej czeladzi — śmiertelnie się rozchorował, to obaj bracia — Ludwik i Karol — sprzymierzyli się ze sobą, czyhając jak sępy, znęcone wielkim łupem.
Cesarz Lotar I wstąpił na tydzień przed swą śmiercią jako mnich do klasztoru w Prum. I zanim tam 29 września 855 roku "opuścił powłokę cielesną" i rozpoczął "życie wieczne", podzielił swą środkową część Rzeszy między trzech synów (s. 146): najstarszego, Ludwika II, który otrzymał Italię i koronę cesarską, Lotara II, któremu nadał obszar zwany później "Lotaryngią", sięgający od Rodanu po wybrzeże Morza Północnego oraz Karola z Prowansji — ogromny obszar, odebrany na koniec kawałek po kawałku przez Karola Łysego.
Jak to było regułą po podziałach, doszło wkrótce do rywalizacji; a nawet przez jakiś czas wydawało się, że Karol Prowansalski, chłopiec jeszcze, miał pójść do zakonu, a jego kraj zostać podzielony. Zapobiegł temu zdecydowany opór magnatów burgundzkich, dążących do autonomii.
Tymczasem wkrótce na nowo zawiązały się wrogie alianse wśród starszych braci.
Lotar II zawarł 1 marca 856 roku w St. Quentin formalny sojusz ze swym stryjem Karolem Łysym, wystawionym na piętrzące się trudności: pustoszących kraj Normanów, odnoszących zwycięstwa Bretończyków i buntujących się Akwitańczyków. Trzymali z nimi nawet jego właśni możni, prawie wszyscy hrabiowie jego kraju, grabiący i rabujący niewiele mniej niż normańscy najeźdźcy, którzy w latach 856-857 m.in. ponownie spalili Paryż i spustoszyli ogniem i mieczem całe połacie kraju nad Loarą. A po zawarciu paktu między Karolem Łysym a jego bratankiem Lotarem II Ludwik Niemiecki szukał i znalazł sojusznika w innym bratanku, cesarzu Ludwiku z Italii.
Tym samym Karolingowie stanęli ponownie w zwartym szyku naprzeciw siebie. A latem 858 roku, gdy Karol wreszcie od tygodni trzymał Normanów, osaczonych na sekwańskiej wyspie Oissel, a na wschodzie Ludwik Niemiecki właśnie szykował trzy armie do zwalczania Słowian, Morawian, Obodrytów, Linonów i Serbów, prosili go wówczas zachodniofrankijscy możni, hrabia Otto i opat Adalhard z St. Bertin, o zbrojną interwencję w państwie jego brata, ofiarując mu jego koronę. Dopominali się usunięcia "tyranii" Karola, gdyż "niweczył on swym szalonym gniewem" wszystko, co im pozostało po napadach pogan; "w całym narodzie nie ma nikogo, kto by dawał wiarę jego obietnicom lub przysięgom" (Annales Fuldenses).
Do tej wielkiej frondy należała w istocie większość zachodniofrankijskiej arystokracji; również Robert Mocny, przodek Kapetyngów, świecki opat klasztoru Marmoutier koło Tours oraz Świętego Marcina w Tours. Karol mianował go w 852 roku hrabią Andegawenii i Turenii, lecz teraz przeszedł on na stronę Ludwika Niemieckiego. A tenże obiecał, "kierując się czystością swego sumienia" (która władców nolens volens zawsze cechuje), "z Bożą pomocą wesprzeć". Po drugiej stronie biskup Reims Hinkmar ostrzegł wszelako króla, że poprzez wojnę z bratem "kroczy ku potępieniu" i zapobiegł secesji biskupów. Lecz Ludwik wtargnął "dla uwolnienia ludu" latem przez Alzację głęboko na terytorium zachodniofrankijskie, gdzie przyłączyła się do niego jak zwykle wiarołomna arystokracja, a wśród niej obdarowany później bogato arcybiskup Wenilo z Sens; dziesięć lat wcześniej namaścił i ukoronował swego zachodniofrankijskiego władcę w Orleanie po jego wyborze na króla.
Karol przerwał oblężenie Normanów i 12 listopada wojska obu braci rozłożyły się naprzeciwko siebie koło Brienne, nad rzeką Aube. Najpierw chciał Karol "poprawić za radą i wsparciem Ludwika i Bożą pomocą, co stało się złego". Potem zażądał, również daremnie, od swoich biskupów rzucenia klątwy na Ludwika. Na koniec opuścił "potajemnie z nielicznymi" (cum paucis latenter) swe oddziały uszykowane już do bitwy i uciekł do Burgundii, na co jego wojsko przeszło na stronę Ludwika. A także Lotar, łamiąc swe obowiązki, wynikające z traktatu, zostawił Karola na lodzie i przyłączył się do Ludwika — zwycięzcy bez bitwy.
Ludwik, któremu zdobycie większej części państwa zachodniofrankijskiego przyszło bez
żadnego trudu, rozdzielił wspaniałomyślnie między tych, którzy go wezwali, honores i ziemię, całe hrabstwa, klasztory, królewszczyzny i alodia (prawnicze określenie "własności wolnej" od jakichkolwiek zobowiązań) i udał się przez Reims do St. Quentin, gdzie nader pobożnie obchodził święto narodzenia Pana w klasztorze świętego męczennika Quintusa.
Zachodniofrankijski episkopat przeciwstawił się jednakże najeźdźcy. Prałaci kościelnych prowincji Reims i Rouen — piórem samego arcybiskupa Hinkmara — zaczęli przemawiać Ludwikowi do sumienia i obwinili go o spowodowanie większej nędzy niż poganie. Biadali nad klęską wynikającą z wojny chrześcijan przeciwko chrześcijanom, podczas gdy pierwszym obowiązkiem króla było obrócić miecz przeciwko przeklętym poganom! A ponadto chronić kościelne prawa i przywileje!
A ponieważ Ludwik, zbyt pewny zwycięstwa, przedwcześnie rozpuścił swą armię do domu, a także otrzymał doniesienia o powstaniu Serbów, a do tego "wyzwolenie" już wkrótce zbrzydło zachodnim Frankom, synowie hrabiego Konrada Welfa przeszli do obozu Karola i podjudzali go przeciw teraz prawie bezbronnemu bratu, uciekł tenże, "po tym jak zrujnował całe państwo i w niczym go nie naprawił" (Annales Xantenses), na łeb, na szyję do Wormacji, podczas gdy zwycięstwo Karola w pozornie trudnej sytuacji legło u podstaw jego sukcesu. Na co Lotar znów zmienił front i zaraz po ucieczce Ludwika przeszedł na stronę właśnie dopiero co zdradzonego Karola, ponownie zaprzysięgając w Warq koło Mezieres stary sojusz. Aż w końcu Ludwik i Karol we własnych osobach w czerwcu 860 roku w zamku w Koblencji, gdzie znalazł się i Lotar, zagwarantowali sobie nawzajem uroczystą przysięgą pokój, a nawet, jak w 842 roku, w obu językach — "wedle woli Bożej i dla trwałości, chwały i obrony świętego Kościoła [...]", lecz oczywiście również "dla pomyślności i pokoju powierzonego nam chrześcijańskiego ludu", a nie mniej "dla utrzymania prawa, sprawiedliwości i porządku [,..]", żyli oni przecież w głęboko chrześcijańskich czasach — gdzie właśnie dopiero co "w bardzo wielu miejscach padał krwawy śnieg"; gdzie właśnie również Liutbert z Munster, "święty biskup", wypełnił klasztor Freckenhorst "wieloma członkami" wielu świętych męczenników i wyznawców, a nawet "cząstką żłóbka Pana i jego grobu [...]". Nie dość tym cudom: miał "też zarazem pył z jego stóp, gdy wstępował do nieba [...]". A zaraz potem czytamy, że (chrześcijańscy) królowie koło Koblencji "wszystko wokół spustoszyli". I jeszcze dalej, że król Lotar (II) opuścił "swą prawowitą małżonkę", by zadawać się "publicznie z nałożnicą". A król Ludwik uczynił "hrabią bezbożnego Hugharda". Były to przecież wierne, głęboko chrześcijańskie czasy. Kronikarz kończy swą relację z tego roku: "Byłoby samą zgryzotą opowiadanie o niezgodzie riaszych królów i o nieszczęściu, jakie poganie sprowadzili na nasze kraje".
No to opowiedzmy co nieco na ten temat.
Słowianie nadchodzą...
Słowianie, których słynni uczeni rzymscy wczesnego Cesarstwa (Pliniusz Starszy, Tacyt, Klaudiusz Ptolemeusz) określają jako Venedi, Niemcy zaś później jako Wenden, czyli Wenedowie, sami nazywali się inaczej, jako Słowenie (Slovenin, 1. mn. Slovene), jak to jest poświadczone od X wieku. Pojawiająca się dopiero we wczesnym VI wieku nazwa Słowian Sklabenoi czeka wciąż mimo wielu wysiłków na wyjaśnienie etymologiczne. Natomiast wywodzone stąd młodsze o parę stuleci zestawienie nazw Sclavini, Sclavi (arabskie saqaliba) ze słowiańskimi jeńcami, z niewolnikami, wiąże się z panującym w krajach śródziemnomorskich (tak katolickich, jak i muzułmańskich) handlem niewolnikami. A jest to (w odróżnieniu, jak się sądzi, od "wczesnego średniowiecza w głębi Europy") kontynuacja starożytnego niewolnictwa, sięgającego od czasów antyku po kolonialne niewolnictwo ery nowożytnej — a być może wykracza nawet poza zaznaczone tu granice.
Jeśli etnogeneza Słowian jest wyjaśniona ledwie w zarysach, to najnowsze badania historyczne utrzymują dość zgodnie, że pierwotna ojczyzna Słowian znajdowała się "gdzieś na północ od Karpat" (Vańa): na obszarze środkowego Dniepru, w dorzeczu Odry i Wisły, między Odrą, Wisłą a środkowym Dnieprem, a może w zachodniej Ukrainie, w pobliżu rozległych bagien Prypeci. Później Słowianie rozdzielili się na trzy główne odnogi. Słowianie wschodni (Rusini, Ukraińcy, Białorusini) osiedlili się nad Dnieprem, Słowianie zachodni (Czesi, Słowacy, Polacy, Słowianie połabscy i nadbałtyccy) w dorzeczu Wisły i Odry, Słowianie południowi (Serbowie, Chorwaci, Słoweńcy, Bułgarzy) na Bałkanach; jest to obszar ogromny, rozciągający się między Morzem Czarnym, Bałtykiem, Adriatykiem i Morzem Egejskim, .
W V i VI wieku Słowianie zostali podbici przez Kutigurów, a następnie Awarów. Ci ostatni opanowali nizinne tereny zachodniosyberyjskie nad Irtyszem, w 557 roku dotarli do granic Cesarstwa Bizantyjskiego, a w roku 561 również do Łaby. Po odejściu Longobardów z Panonii i wtargnięciu w 568 roku pod wodzą króla Alboina do Italii (IV, s. 68 i nast.), Awarowie opanowali środkowe dorzecze Dunaju; stało się ono centrum ich rozległego państwa, któremu podlegali Bułgarzy i liczne plemiona słowiańskie jako ludy służebne.
Od połowy VI wieku zachodni Słowianie przeniknęli stopniowo poza Wisłę w opuszczone przez Germanów w okresie wędrówek ludów, choć nie wszędzie do końca, tereny północnych i środkowych Niemiec i u schyłku VI wieku dotarli do Łaby, Soławy, Naabu i górnego Menu. Dzisiejsza Górna Frankonia była w przeważającej części krajem słowiańskim. "Wkradli się niczym złodzieje", pisze teolog Albert Hauck; "przyszli nie wiadomo jak i kiedy [...]". W końcu osiedlili się we wschodnim Holsztynie, w hanowerskim "Wendlandzie" czy w Turyngii, jak i w Kotlinie Czeskiej, Karyntii, wschodnim Tyrolu, Styrii, Krainie, gdzie stopniowo powstały narody Polaków, Wenedów, Czechów, Słowaków i Morawian.
Jak wykazują nowe badania archeologiczne, przenikanie Słowian z południowej Polski przez Czechy i Morawy na Bałkany nastąpiło na drodze pokojowej. Po części zamieszkiwali tam jeszcze germańscy rolnicy, po części były to obszary, jak między środkową Łabą a środkową Odrą w połowie VI wieku, zupełnie wyludnione. Jedno ze źródeł bizantyjskich podaje około 600 roku, że Słowianie dawali zwykle swym jeńcom do wyboru wykupienie się lub pozostanie "wolno i jako przyjaciele". Tacy niewojowniczy, jak się czasami przyjmuje, Słowianie nie byli. Raczej stopniowo ulepszali swe uzbrojenie, taktykę walki i umocnienia; zwłaszcza Słowianie nadgraniczni nie ustępowali w tym ludom zachodnioeuropejskim.
W VIII i IX wieku cały obszar na wschód od Łaby jest zamieszkany przez Słowian. Mieszkają oni również gęsto zaludnionymi pasami od wschodniego Holsztynu i okolic Hamburga po północno-wschodnią Bawarię. Kwitło rolnictwo, hodowla bydła i pszczelarstwo, rzemiosło, handel, tak że "wnieśli niezaprzeczalny wkład w kształtowanie cywilizacji europejskiej" (Fried). Proces "stawania się narodów" zaczyna się wśród nich, podobnie jak i u Germanów, wcześniej niż w przypadku narodów romańskich, Włochów czy Francuzów.
Na północy osiedliły się plemiona nadłabskie, Obodryci od Bałtyku po środkową Łabę, na wschód od nich Lutycy (Wieleci), między Łabą a Soławą Serbowie i Dalemińcy. Czesi, nazwani tak dopiero parę wieków później, mieszkali w górach Lasu Czeskiego, Morawianie po części w dolinie Morawy, Słoweńcy (Karantanie) i południowi Słowianie nad Dunajem i jego dopływami.
Na wschodnim pogórzu alpejskim obszar osadnictwa Słowian alpejskich obejmował w VIII wieku mniej więcej dzisiejszą Karyntię, Krainę, Styrię, Dolną Austrię z Dunajem jako granicą północną; ich najdalej wysuniętym na zachód terytorium osadniczym był dzisiejszy wschodni Tyrol, gdzie doszli do Pustertal i prawie do źródeł Drawy. Gdzieniegdzie siedzieli też bawarscy chłopi, były i mieszane strefy osadnicze, a po walkach pod koniec VI wieku zapanowała pokojowa koegzystencja.
Najdalej na zachód przeniknęli Słowianie w VII wieku, mniej więcej do linii Łaba -Soława Las Czeski. A aż do VIII wieku stosunki między Frankami a Słowianami połabskimi były względnie pokojowe. Przynajmniej osiedleni między Łabą i Soławą a Odrą Słowianie połabscy — Serbowie, Lutycy (lub Wilcy, Wieleci, wówczas znani jako Weletabi) i Obodryci — a więc na późniejszym terytorium niemieckim (ostatnio zwanym też Germania Slavica) pozostawali przez całe stulecia niezależni politycznie i ekonomicznie.
[...] I o "prawie narodów cywilizowanych przeciw barbarzyństwu"
Jednakże już w VIII wieku zaczyna się to, co ponad tysiąc lat później Droysen nazywa walką z ową "furią i okrucieństwem", ową "słowiańską nienawiścią do Niemców, trwającą aż po dziś dzień"; zaczyna się to, co dla saksońskiego generalskiego syna Treitschkego, dla niemieckiego punktu widzenia z pozycji panów, oznacza "prawo narodów cywilizowanych przeciw barbarzyństwu", a dla Franza Ludtkego w roku 1936 "ogromne dokonania naszego narodu w przeszłości". Krótko mówiąc, zaczyna się trwająca aż po wiek XIX niemiecka "kolonizacja wschodnia". Jest to ciągłe zdobywanie przestrzeni, odbywające się w trzech wielkich rzutach: w okresie karolińskim, gdy Słowianie usiłują się chronić pod osłoną licznych grodów po drugiej stronie frankijskiej granicy, szczególnie za czasów Karola "Wielkiego", który w roku 789 podejmuje pierwszą wyprawę wojenną przeciwko Wieletom i plemionom nad Szprewą i Hawelą oraz podbija Sasów i Turyngów osiadłych na zachód od Łaby. Lecz i w następnym stuleciu, zwłaszcza pod rządami Ludwika Pobożnego, dochodzi do większych wojen na linii Łaby i Soławy z Obodrytami, Wenedami i Serbami, m.in. w latach 844, 846, 858, 862 i 874.
W środkowej części granicy ze Słowianami, również za czasów Karola I, wojska frankijskie wkraczają w roku 805/806 do Czech (IV, s. 299 i nast.), należących do "wysuniętych państw trybutariuszy" i w owym czasie już zobowiązanych do płacenia trybutu Rzeszy frankijskiej. I również tutaj jest znów obecny Ludwik Niemiecki, prowadzący głównie na południowo-wschodnim "przedpolu" Bawarii ciągłą ekspansję militarną i kościelną, przy czym 13 stycznia 845 roku kazał ochrzcić w Ratyzbonie 14 czeskich duces wraz z ich świtami (cum hominibus suis), gdyż "dopominali się o religię chrześcijańską", lecz raczej chyba nie o frankijską zwierzchność. Czechy, od tej pory zaliczone do diecezji w Ratyzbonie, przyłączyły się na pewien czas do Wielkiej Morawy, znowu zostały jednak podporządkowane "Rzeszy Niemieckiej".
Prawie się nie zdarza w tym chrześcijańskim świecie, żeby ktoś gdzieś kogoś nie wyrzynał i dlatego jako ciekawostka bywało zapisywane, jak pod rokiem 847 w Annales Fuldenses: "Ten rok był wolny od wojen". Nawet jeśli chrześcijanie nie cięli się nawzajem, to kronikarze byli zdziwieni. I tak powiada się w Rocznikach Xanteńskich o roku 850: "W tym samym roku panował między obydwoma braćmi, cesarzem Lotarem i królem Ludwikiem, taki pokój, że w Eisling" — części okręgu ardeńskiego — "poświęcili się razem przez wiele dni polowaniu w małej eskorcie, tak że wielu się temu dziwiło (ut multi hoc facto mirarentur); i rozeszli się w pokoju.
Tak, pokój zadziwia, jest rzadkością, czymś niezwykłym; nie tylko między chrześcijanami a poganami, właśnie między chrześcijanami. A dzisiaj? Przez dwa tysiące lat panuje wojna między chrześcijanami. Nigdy nie było więcej wojen na świecie! I nigdy większych!
W późnych latach czterdziestych doszło do ponownych buntów Czechów, którzy "w zwykły sposób" łamali wierność. W roku 848 i 849 Ludwik Niemiecki wysyłał swe wojska przeciwko Czechom, przy czym w 849 roku pociągnęło na wojnę wielu opatów i skończyło się to ciężką klęską. Frankowie musieli zostawić zakładników, by w ogóle móc wrócić do domu.
Historycy chętnie nazywają przede wszystkim wojny Karola na wschodzie i północy próbami uspokojenia, zabezpieczeniem granic, umocnieniami, konsolidacją, stabilizacją, integracją, chrystianizacją. Mówią o bynajmniej nie "czysto" defensywnym pasie marchii, niezwykle elastycznym systemie zabezpieczania granic, bardzo ruchomej granicy zewnętrznej świata chrześcijańskiego od Bałtyku po Adriatyk, o utrzymaniu i rozbudowie osiągnięć dzięki strategicznej dalekowzroczności Karola I etc.
Lecz tak pięknie, jak się o niej mówi, rzecz się nie przedstawiała. Nieprzerwane wyprawy zbrojne przez granice przemawiają równie wyraźnym językiem, jak równie liczne frankijskie kasztele graniczne, które, zwłaszcza w punktach strategicznych, są zarazem bramami wypadów; jak choćby na północy twierdze Esesfeld koło Itzehoe, na wschodzie nad Łabą zamek Höhbeck na wysokim brzegu naprzeciwko Lenzen, czy Magdeburg, lub też Halle nad Soławą .
Słowiańskie robactwo i frankijski lud boży
Słowianie byli poganami i nawet w chrześcijańskich krajach jak Turyngia, Hesja i okręgach wschodniofrankijskich pozostali dłużej "niewiernymi" niż inni mieszkańcy. Ich kultura, wedle różnych świadectw, była bardziej rozwinięta niż to od czasu do czasu i przy różnych okazjach zakłada się jeszcze dzisiaj. Należy się zastanowić — i nie tylko przy tej okazji — że frankijsko-niemieckie relacje na temat Słowian przez długi czas, od VII do XI wieku, prawie wyłącznie wychodzą spod ręki duchownych, nie będących przy tym naocznymi świadkami, lecz czerpiących często z drugiej lub trzeciej ręki. Jeśli znajdowano się ze Słowianami na stopie wojennej, a tak było najczęściej, rzucano na nich kalumnie. Lecz jeśli stawali się sojusznikami, byli nagle chwaleni, przy czym niekiedy jeszcze podkreślano, że sobie na to "w podziwu godny sposób zasłużyli".
Jeśli nawet historiografia karolińska i ottońska jest zróżnicowana w swej ocenie, to od dawna dominuje pewna nienawiść narodowa, jeśli nie odwieczna wrogość, wynikająca w nie najmniejszym stopniu z powodów religijnych, ze sprzeczności między poganami i chrześcijanami i to już od czasów Merowingów. Później potępia się chętnie Słowian wręcz ryczałtem. Im świat staje się bardziej chrześcijański, tym gorsi stają się inni. Są wręcz w ogóle wszyscy "źli", to znaczy ludzie odwróceni od Boga, a więc wszyscy "niewierni", według średniowiecznych poglądów, na które wywarł wpływ Augustyn (I, s. 313 i 324 i nast.) i papież Grzegorz "Wielki" (IV, s. 104 i nast.), gentiles, infideles, pagani, krótko mówiąc "wspólnicy Szatana, których należy niszczyć wszelkimi środkami, jeśli się nie nawrócą do sprawy Bożej" (Lubenow).
Słowianie wydawali się przydatni chrześcijanom jedynie jako niewolnicy — słowo wywodzone od określenia slavus — albo czyste obiekty mordowania, ludzie wyszydzani przez pobożnych katolików jako "robactwo" i wycinani "jak trawa na łące", wręcz podludzie, zwierzęta. "Cóż wy mi tu z tymi płazami?", przechwala się u mnicha Notkera z St. Gallen chrześcijański wojownik. "Siedmiu czy ośmiu, a nawet dziewięciu nadziewałem na mą włócznię i ciągnąłem ze sobą, nucąc pod nosem". Słowianie byli również z gruntu fałszywi i podstępni. "Wenedowie — piszą tak nie tylko Roczniki z St. Bertin — w swej zwyczajowej niewierności łamali słowo wobec Ludwika". Złorzeczył im już przecież św. Bonifacy, "apostoł Niemców", jako "najbardziej odrażającemu i najgorszemu rodzajowi ludzkiemu" (foedissimum et deterrimum genus hominum) i tak nimi gardził, że w swych nacechowanych misyjnym zacietrzewieniem listach nigdy nie pisze, że głosił kazania Słowianom.
Natomiast Frankowie czuli się — chociaż jako chrześcijanie winni byli być "z serca pokorni", jak to jest u Mateusza (Mt 11,29) i analogicznie w niezliczonych miejscach Pisma — "ludem wywyższonym", czymś bardzo szczególnym. Już nawiązujący do Chlodwiga I prolog do Lex Salica (prawa salickiego — najstarszego prawa ludów zachodniogermańskich) ukazuje to w sposób drastyczny: "Sławne plemię Franków, stworzone przez samego Boga, odważne w wojnie i wytrwałe w pokoju, [...] szlachetnej postawy i chwały bez skazy i niezwykłej urody, śmiałe, szybkie i pełne brawury, nawrócone na wiarę katolicką i zahartowane przeciw wszelkiej herezji [...]. Niech żyje Chrystus, kochający Franków".
A według Otfryda z Weissenburga (zm. po 870 r.), pierwszego znanego z imienia niemieckojęzycznego poety, puer oblatus i teologa, okazjonalnie działającego w kaplicy nadwornej Ludwika Niemieckiego, Frankowie są narodem bogobojnym, a Bóg jest z nimi wszędzie: wszystko, co myślą i czynią, myślą i czynią z Bogiem, nie podejmują niczego bez jego rady, a jego słowo chcą nie tylko poznawać i śpiewać, lecz również wypełniać. Celem Otfryda jest jednak, co wyznaje metropolicie mogunckiemu, wykorzenienie ustnej twórczości pogańskiej.
Zgodnie z kościelnym punktem widzenia każdy książę chrześcijański musiał zwalczać pogan, w kraju i przy granicach. A nawet, według panującej nauki augustiańskiej o rozszerzaniu Państwa Bożego na ziemi, należało w ogóle zdobyć i "nawrócić" słowiański Wschód. Nie przypadkiem magnum opus Augustyna O Państwie Bożym było ulubioną lekturą Karola "Wielkiego" (por. I, s. 310 i nast.). A Karol, Karolingowie, frankijska arystokracja obok reszty warstwy posiadaczy ziemskich, wszyscy oni byli tym bardziej zainteresowani "ekspansją", grabieżą i trybutami na Wschodzie, że produktywność rolnicza w ich kraju i widoki na przyrost posiadłości ziemskich były znikome. Obszary Słowian stanowiły też stały rezerwuar wojsk pomocniczych i niewolników.
Wszak chrześcijańska arystokracja patrzyła na misje u Słowian nie zawsze z niezakłóconą radością i to oczywiście z jak najbardziej egoistycznych powodów. Wraz z przyjęciem chrześcijaństwa znikał przecież, zwłaszcza dla pogranicznej — jak choćby mieszkającej po sąsiedzku — saskiej arystokracji, powód do ich napadania, podbijania i rabowania. "Jeśli chrystianizacja Słowian nie przyniosła wojowniczym saskim wielmożom feudalnym zupełnego odcięcia od ważnego źródła zdobyczy [...], to przynajmniej utrudniła Sasom grabienie sąsiadów" (Donnert). A co oczywiste, ich skurczenie się było dla chrześcijan zawsze ważniejsze niż Ewangelia; katolickim książętom chodziło przecież owładzę, chciwość, o powiększanie ich posiadłości ziemskich i rentę feudalną: "jak bowiem — pisze opat Regino — serca królów są pożądliwe i zawsze nienasycone". Arcybiskup Moguncji Wilhelm nazwał twierdzenie Ottona "Wielkiego", jego ojca, upiększeniem. A całkiem bez ogródek nazywa się to w Kronice Słowian Helmolda w odniesieniu do Henryka Lwa: "Nigdy nie było mowy o chrześcijaństwie, lecz o pieniądzach [...]".
Lecz nie chodzi jedynie o to, "że chrześcijaństwo postawiło stopę na drugim brzegu Łaby i Soławy przede wszystkim w wyniku działań zbrojnych" (Fleckenstein). Nie, Kościół chrześcijański, a zatem oczywiście Kościół niemiecki, był również "siłą napędową" tej całej bardzo agresywnej ekspansji wschodniej, siłą, dla której wiara była środkiem do celu, siłą, jak pisze Kosminski, która "polowała na dziesięciny, dobra i niewolników i w «nawracaniu pogan» ujrzała najbardziej zyskowne zajęcie. Wspomagało ją przy tym w bardzo energiczny sposób papiestwo, będące jednym z głównych organizatorów wypraw zbrojnych na wschód Europy, gdyż miało nadzieję na rozszerzenie swej sfery wpływów i pomnożenie dochodów".
Ale właśnie to udało się znakomicie za pomocą chrześcijańskiej propagandy misyjnej, za pomocą nieustannego krzyku o "wyższych celach", zamaskować "panu" — a zwłaszcza panom, biskupom i opatom, którzy wręcz w nie mniejszym stopniu brali udział w tych już podawanych za wyprawy krzyżowe grabieżach i podbojach od czasów Karolingów, jeśli nie Merowingów, poprzez rajdy zbrojne cesarzy saskich i salickich, aż po okres właściwych wypraw krzyżowych.
Były dwie formy pozyskiwania Słowian.
Po pierwsze samodzielna misja kościelna, jak choćby misja biskupa Ansgara, który kupował w Danii i Szwecji chłopców, by uczynić z nich chrześcijańskich duchownych; misja biskupa Wojciecha z Pragi u Prusów pod koniec X wieku oraz misja Gunthera z Magdeburga u Lutyków na początku XI wieku.
Ponieważ te indywidualne próby nawracania pozostały bezskuteczne, Kościół począł szerzyć Dobrą Nowinę dzięki pomocy wojsk państwowych, ogniem i mieczem, a także za pomocą przekupstwa. Przyjęcie chrześcijaństwa było w każdym razie dla Słowian "równoznaczne z niewolą" (Herrmann) i tym bardziej prawdopodobne, tym bardziej możliwe, im skuteczniej oręż wykazywał siłę Boga chrześcijańskiego i bezsilność starych bogów.
W ciągu 400 lat 170 wojen przeciwko Słowianom
Już Pepin II (zm. 714 r.) podjął zdobycie zachodniej Fryzji i Turyngii w ścisłym sojuszu z Kościołem rzymskokatolickim, przekazał mu zaanektowane obszary i w ten sposób, jak by to dziś powiedział papież Wojtyła, umożliwił "ewangelizację" (IV, s. 178 i nast.).
Podczas okrutnych wojen Karola z Sasami nie było inaczej. Grabież i chrystianizacja należały po prostu do jego polityki. Zawsze wchodził pod chrześcijańskimi sztandarami do Saksonii, zawsze szli za nim księża i ich "błogosławieństwo" dla armii i jej szeregów, krwawa łaźnia zamieniała się w misę chrzcielną, a z masowych mordów wyrastała misja (IV, s. 276 i nast.). A również likwidacja państwa Awarów na wschodniej flance imperium frankijskiego, to także czysto aneksjonistyczne wielkie przestępstwo Karola, została przeprowadzona jako święta wojna przy pomocy biskupów polowych. Wszędzie współdziałali tu wojownicy i księża, a rozległe, zdobyte mieczem tereny na południowym wschodzie były potem "nawracane" zwłaszcza przez patriarchat w Akwilei i arcybiskupstwo w Salzburgu (IV, s. 294 i nast.).
Po zniszczeniu państwa awarskiego nastąpiły niezliczone dalsze wyprawy przeciwko osiadłym tam ludom słowiańskim, niektóre jeszcze w pierwszej połowie, lecz coraz częściej od połowy IX wieku. Pustoszono pola, wyniszczano stada, zabito wielu ludzi. Prawie całe życie starszego syna Ludwika Niemieckiego, zmarłego w roku 880 Karlomana, władcy Bawarii, Karyntii, Panonii, Czech i Moraw, było wypełnione wojnami. I wszystkie były związane z misjami. Z mieczem szedł zawsze krzyż. Podczas gdy z Bawarii, zwłaszcza z Ratyzbony, wyrywano kawałek po kawałku ziemie na południowym wschodzie, bawarscy prałaci zajmowali się chrystianizacją podbitych Słowian. Wyższy kler towarzyszył również oddziałom wojskowym, a nawet czasami je prowadził; tak zrobił biskup Otgar z Eichstatt, który w 857 roku na czele swego oddziału poczynił zdobycze w Czechach, a w roku 871/872 biskup Arn z Wurzburga, który również w 892 roku najechał Czechy i został pobity z przeważającą częścią swego wojska oraz w roku 872 biskup Liutbert z Moguncji i opat Sigehard z Fuldy.
Na początku roku 874 Serbowie i Susłowie mieszkający przy granicy Turyngii odmówili zapłacenia wymuszonego na nich trybutu. Arcybiskup Moguncji Liutbert i Ratolf, margrabia Marchii Serbskiej, przekroczyli na to w styczniu z wojskiem Soławę i rozbili paląc i grabiąc powstanie tamtejszych małych ludów przygranicznych. Była to ostatnia wyprawa przeciwko Słowianom za rządów Ludwika Niemieckiego. Ale już pod rządami jego syna, również Ludwika, powtórzono podobny atak na Susłów i ich sąsiadów; król kazał oddać "kilku zakładników i niemałe dary i przywrócił ich w dawną służebność".
Oczywiście Kościół stale wspierał wszystkich synów Ludwika, jak wcześniej jego samego. Udręczone, wyzyskiwane jak niewolnicy masy karmiono obwinianiem o grzechy, prymitywnym handlem relikwiami i tak zwanymi procesjami błagalnymi, im gorzej się działo, tym bardziej; jak choćby w latach 873 i 874, gdy zapanowała szczególna nędza, jak to często bywało: roztopy, powodzie, klęska głodu, zarazy, szarańcza taka, że "niebo było widać, jak przez sito", wtedy w wielu miejscach "wyszli im naprzeciw pasterze Kościoła i całe duchowieństwo z relikwiarzami i krzyżami, przyzywając boskiego miłosierdzia". Wszelako, "różnymi plagami Pan ćwiczył ustawicznie swój lud i nawiedzał z rózgą ich nieprawości i razami ich występki" (Annales Xantenses).
Pan na niebiosach uderzał — a nie pan na koniu! Umiłowany pan niebios uderzał ustawicznie. I zawsze trafiał. Również Roczniki Fuldajskie widziały "lud germański dotkniętym nie mniej wskutek swych grzechów". "Grzechy" i "występki" były zawsze winne — a nie gospodarka naturalna arystokracji, jej krwiopijczy stały wyzysk. Wydawało się to zrządzeniem losu, jak siły natury, doświadczające przede wszystkim tych, o których pisze etnolog Jeggle: "Własne ciało nie znało żadnej radości, tylko pracę, kobieta i dzieci były również jedynie środkami pracy. Wychowanie społeczne nie było niczym innym, jak wdrożeniem w ten proces pracy [...]. Praca definiowała rozkład dnia, pory roku, etapy życia [...]. Praca i życie zbiegały się ze sobą". Prawie jedna trzecia ludności państwa wschodnio-i zachodniofrankijskiego wówczas ginęła. Jeszcze następnego lata powódź wskutek deszczu porwała w samym tylko Eschborn (na zachód od Frankfurtu) 88 ludzi. Nawet "kościół wiejski z głównym ołtarzem został zniszczony, tak że ci, którzy to widzieli, nie znaleźli po nim śladu" — i wszystko to oczywiście "jako następstwo naszych grzechów" (Annales Fuldenses).
Tak jak w przypadku Karolingów, państwo i Kościół współpracowały podczas najazdów Ottonów, cesarz z dynastii salickiej przeciwko Słowianom nadłabskim, polscy książęta przeciwko Pomorzanom, podczas przedsięwzięć misyjnych arcybiskupstwa Bremy i Hamburga. Zawsze jest obecna "ideowość i religijność [...] bardzo spleciona [...] z motywami świeckimi" (Bunding-Naujoks); rozszerzanie państwa chrześcijańskiego poza niemieckie granice wschodnie i północne "było zawsze wspólnym dziełem Kościoła i państwa, kaznodziejstwa i przymusu; praca nauczających i chrzczących kapłanów szła za zdobyczami wojennymi lub odbywała się po osiągniętym przyzwoleniu" (Bauer).
Wyliczono, że katoliccy Frankowie i Sasi w ciągu niecałych czterystu lat, mianowicie od wyprawy Karola "Wielkiego" na Lutyków w roku 789 do najazdu Fryderyka Barbarossy i Henryka Lwa na Polskę w roku 1157, prowadzili przeciwko Słowianom 170 wojen! Dwadzieścia z nich skończyło się fiaskiem dla wojsk cesarskich, nieledwie jedna trzecia przyniosła im sukces.
W pierwszych stuleciach wczesnego średniowiecza Słowianie nie wykazywali prawie ogólnosłowiańskiego, łączącego wszystkie z wielu plemion, plemionek i civitates poczucia wspólnoty. Lecz ich struktura polityczna i społeczna zmieniała się znacznie, rosła siła książąt plemiennych i arystokracji plemiennej, doszło stopniowo do konsolidacji państw plemiennych.
Również w VII i VIII wieku istniały już księstwa słowiańskie. Na czele takiego związku stał choćby "książę" (dux) Serbów, Derwan, który po roku 632 przyłączył się do frankijskiego kupca Samona, twórcy w ogóle pierwszego państwa słowiańskiego (620-658), po tym jak ów pobił z kretesem w trzydniowej bitwie pod Wogastisburgiem (nad rzeką Eger) merowinskiego króla Dagoberta I (IV, s. 143). A około roku 740 Słowianie karantańscy stworzyli we wschodnich Alpach księstwo, którego sprzyjający chrześcijaństwu dux Borut przywołał bawarskiego księcia Odilona na pomoc przeciwko Awarom, na krótko zanim jego samego Pepin III, jego własny szwagier, nie pobił w podstępnym nocnym ataku na śpiących Bawarów (IV, s. 198 i nast.).
W IX wieku powstało jednak po słowiańskiej stronie Państwo Wielkomorawskie, a w następnym rozwinęły się dwa kolejne większe państwa słowiańskie; najpierw Czechy, pod rządami czeskich książąt z rodu Przemyślidów, następnie Polska pod władzą Piastów.
Wielka Morawa
Szczególne znaczenie dla wschodnich Franków uzyskali "Morawianie". Wyrośli na początku IX wieku, wymienieni zostają przez jedno z frankijskich źródeł po raz pierwszy w 822 roku. Kronikarz Rzeszy notuje wówczas, że cesarz na zjeździe we Frankfurcie przyjął od wszystkich Słowian wschodnich — wymienieni tu są Obodryci, Serbowie, Wieleci, Czesi, Awarowie, Predenecentrzy (wschodnia grupa Obodrytów w okręgu Braniczewo) i również właśnie Morawianie (Marvanorum) — "poselstwa z darami" (cum muneribus). A owe dary nie były oczywiście ofiarowane z miłości, lecz na wszystkich ludach wymuszone i odbierane jako ciążące i hańbiące brzemiona.
W owym czasie z kilku słowiańskich plemion utworzyły się dwa rywalizujące ze sobą księstwa: jedno w dolinie Morawy, pod wodzą Mojmira I (830-846), drugie w Nitrze, w południowo-zachodniej Słowacji, z księciem Pribiną na czele. Ten drugi, jakkolwiek jeszcze poganin, kazał poświęcić w roku 827/828 przez arcybiskupa Salzburga Adalrama pierwszy kościół w Nitrze, został jednak w roku 833 wygnany przez Mojmira, pierwszego wymienionego w źródłach władcę Państwa Wielkomorawskiego. Protoplasta dynastii Mojmiridów zaanektował terytorium Pribiny i rządził, początkowo unikając otwartych konfliktów ze wschodnimi Frankami, obydwoma księstwami, podczas gdy Pribina uciekł do wschodniej Bawarii i na rozkaz Ludwika przyjął chrzest. Później funkcjonował on jako wasal frankijski w Dolnej Panonii, nad Balatonem, gdzie w krótkim czasie z pomocą Salzburga powstały liczne kościoły, pojawili się salzburscy misjonarze i bawarscy chłopi, przede wszystkim jednak otrzymały swe włości bawarskie kolegiaty i klasztory: Altaich, St. Emmeram, Freising, krótko mówiąc misja salzburska okazała się w księstwie Pribiny "szczególnie skuteczna" (Prinz) — sam Pribina został zabity w 860 roku przez Morawian.
Nazwa "Morawy" (Moravia) pochodzi od rzeki Morawy, wymienianego już przez Tacyta (mar, mor, "moczary") lewego dopływu Dunaju. Miano Wielkiej Morawy nawiązuje do De administrando imperio Konstantyna Porfirogenety i zadomowiło się dość mocno w nowszych badaniach historycznych; niektórzy badacze preferują jednak określenie "Stare Morawy". W każdym razie to państwo, którego jądro stanowiło państwo Samona, utrzymywało kontakty również z Awarami, było powstałą w IX wieku między Lasem Czeskim i rzeką Hron wielką rzeszą, najstarszym wieloplemiennym państwem zachodnich Słowian i jednocześnie jednym z wówczas największych, najpotężniejszych państw Europy, jednocześnie centralnym punktem środkowoeuropejskiego handlu; obejmowało Czechy, Morawy, Słowację, Łużyce oraz tereny obodryckie.
Klan Ludwika: łagodna praca pod znakiem krzyża i "krwawe dzieło miecza"
Jedynie w luźny sposób zależne od Rzeszy frankijskiej Wielkie Morawy nie sprzyjały początkowo ani Frankom, ani nie były chrześcijańskie, znajdowały się jednak stale pod naciskiem militarnym państwa wschodniofrankijskiego oraz misyjnym Kościoła wschodniofrankijskiego (Pasawy w kierunku Moraw i Ratyzbony w kierunku Czech). Od czasu do czasu ekspandowały też kosztem swych przeciwników, przy czym do ostrych konfliktów zbrojnych dochodziły jeszcze sprzeczności w polityce kościelnej między biskupem Rzymu a patriarchą Konstantynopola, a nawet, przez krótki okres, między papieżem a wschodniofrankijskim episkopatem.
Chrześcijaństwo przeniknęło na Morawy najpóźniej na przełomie wieku VIII i IX, po czym w kilkadziesiąt lat po tym powstały również murowane kościoły. Wykopaliska w Mikulczycach, metropolii Państwa Wielkomorawskiego, odsłoniły w obrębie ogromnych założeń obronnych pochodzących z tego okresu na obszarze 6 hektarów pięć kościołów. A na terenie bez mała 100 hektarowego podgrodzia wznosiło się co najmniej dalszych pięć w obrębie umocnionego obszaru dworów możnowładców.
Oczywiście Słowianie przeciwstawiali się zbrojnie zagrażającej im religii i feudalnemu uciskowi, przy czym ich opór przybierał na sile, a wojny stawały się coraz zaciętsze i okrutniejsze. Rzeczywistym celem było: poszerzenie władzy i wyzysk, "działania kolonizacyjne". Chciano Słowian uzależnić i zmusić do płacenia czynszów. "Chrystianizacja" służyła mniej lub bardziej za pretekst, za parawan. "Łagodna praca pod sztandarem krzyża miała uszlachetnić krwawe dzieło miecza. Kościół bawarski miał do tego wyższego celu szczególne skłonności [...]" (Aufhauser).
Rozstrzygająca o tym eskalacja działalności Kościoła wychodziła przy tym z Ratyzbony, z mieszczącego się tam dworu królewskiego i siedziby biskupiej (gdzie trzymano jako zakładników czeskich książąt i możnych) i z ratyzbońskiego klasztoru przykatedralnego.
Już przed rokiem 833 frankijski komendant nadgraniczny (prefekt) Radbod operuje na obszarze sięgającym do Balatonu. W 852 roku synod moguncki konstatuje, że "chrześcijaństwo w narodzie Morawian jest jeszcze surowe" — lecz gdzież, politycznie patrząc od czasów Konstantyna "Wielkiego", chrześcijaństwo nie było surowe? W drugiej połowie IX wieku nowa religia staje się jednym z "ideologicznych filarów" Państwa Wielkomorawskiego (Novy); co anonimowy hagiograf opisuje dyskretnie w ten sposób: "Również Państwo Wielkomorawskie zaczęło rozszerzać coraz bardziej swe obszary i zwyciężać swych wrogów [...]". Na początku X wieku całe Czechy należą do diecezji ratyzbońskiej; w 973 roku siedzibą diecezji staje się Praga i zostaje podporządkowana Moguncji. Do późnego średniowiecza wielu Słowian nie chciało znać chrześcijańskich kapłanów. A jeszcze w XIV wieku synody praskie zwracają się przeciwko licznym pogańskim obyczajom.
Pod rządami Mojmira Państwo Wielkomorawskie obejmowało Morawy i Słowację; jednakże uznawało najwyraźniej zwierzchnictwo potężnego sąsiada, nawet jeśli w latach czterdziestych stronnictwo pogańskie raz po raz podnosiło głowę przeciwko chrześcijaństwu, zwłaszcza przeciw ścisłym związkom z Bawarią, do czego na pewien czas Morawy zmuszono. W ogóle Ludwik od 843 roku, od kiedy traktat z Verdun wzmocnił jego władzę (s. 99 i nast.), stał się znowu wyraźnie aktywniejszy na Wschodzie.
Po śmierci Mojmira Morawianie wywołali rewoltę, a Ludwik — już w latach 844-846 atakujący zwłaszcza Wenedów, podbiwszy "wszystkich królów tych krajów siłą lub po dobroci" (Annales Bertiniani) i zabijając jednego z książąt — zaczął ich zwalczać. Mogło być przy tym dla niego zachętą to, że w owym czasie zjawiło się w Ratyzbonie czternastu duces z uciskanych przez Morawian Czech i poprosiło o chrzest. W każdym razie wkroczył on w sierpniu 846 roku, obalił Mojmira i przekazał w celu umocnienia swej zwierzchności władzę na Morawach Rościsławowi (846-870), bratankowi Mojmira. A ten, prawdopodobnie zostawszy chrześcijaninem, musiał teraz przyjąć niemieckich i włoskich misjonarzy.
W ten sposób Ludwik zaprowadził "porządek", donoszą Annales Fuldenses, i "uregulował stosunki, jak mu się podobało [...]. Stamtąd wrócił przez Czechy do domu z dużymi trudnościami i znacznymi stratami w swoim wojsku". Brzmi to zwięźle, w fotograficznym skrócie, prawie jak formułka — kto zdoła w tym zobaczyć żywy obraz ludzi konających przy drodze...?
Nastąpiły kolejne wyprawy Ludwika do Czech, podczas których wyróżnił się jego drugi syn, Ludwik Młodszy. Ab bove majori discit... I najazdy trwają do roku 850: choćby w 848 roku, gdy — ponieważ król leżał złożony chorobą — wysłano "niemało hrabiów i opatów" wraz z ich "licznymi" oddziałami i "rozpoczęto wojnę z wrogami, zabiegającymi o pokój", "przegrywając ją haniebnie", jak przyznają właśni kronikarze. Padło wielu Franków — Roczniki Fuldajskie mówią o "nieustającej krwawej łaźni". A pozostali "pociągnęli bardzo upokorzeni do swej ojczyzny. Pogaństwo zaś szkodziło od północy wedle zwyczaju i rosło coraz bardziej w siłę, lecz dokładniejsze opowiadanie o tym może budzić tylko wstręt" (Annales Xantenses).
Chrześcijanie cierpieli właśnie, jak to często bywało, od ciężkiej klęski głodu. Sam opat Fuldy, moguncki metropolita Raban Maur, miał w owym czasie jadać więcej niż 300 biedaków, donoszą w każdym razie fuldajskie kroniki i opowiadają m.in.: "Przyszła do niego prawie zagłodzona kobieta z małym dzieckiem i chciała, by ją odżywił, lecz zanim przekroczyła próg, upadła z niezmiernie wielkiej słabości i wyzionęła ducha. A gdy chłopiec wyciągnął pierś zmarłej matki, jakby jeszcze żyła, z sukni i próbował ssać, doprowadził wielu to obecnych do westchnień i płaczu".
Relacjonuje to kronikarz w roku Pańskim 850. W następnym pisze, że król Ludwik znów "ciężko naciskał Serbów i po zniszczeniu owoców pól i odebraniu wszelkiej nadziei na żniwo bardziej ujarzmił ich głodem niż mieczem".
Anno 852, gdy zaczęła się już nowa klęska głodu, wielki synod zwołany przez króla do Moguncji i obradujący pod przewodnictwem Rabana zabiegał m.in. o dobra kościelne i dziesięciny (zezwolił wszakże na konkubinat nieżonatych, jako że nie było to sprzeczne z nakazem monogamii!). Lecz Morawianie zostali według synodu nawróceni na chrześcijaństwo niedostatecznie.
Książę Rościsław nie chciał oczywiście bynajmniej pozostać na zawsze poddanym wasalem, nie chciał być tylko ciągle wykonawcą rozkazów króla Franków. Raczej usiłował zrzucić jego zwierzchność. A nawet, on — którego Ludwik Niemiecki osadził na książęcym stolcu, zdemaskował się jako główny przeciwnik państwa bawarskiego. I tak wyrażają się Annales Bertiniani na koniec relacji z roku 855 nieco lakonicznie: "Ludwik, król Germanów, cierpiał z powodu częstych odstępstw Słowian".
A inna strona tego medalu?
Już na wiosnę tego roku znów najechano Słowian. Mniej więcej w tym czasie, gdy Moguncję nawiedziło dwadzieścia wstrząsów ziemi i spłonęło wiele domów, gdy nawet kościół świętego męczennika Kiliana, trafiony błyskawicą lub, jak chcą Roczniki Fuldajskie, przez "niebieski ogień", padł ofiarą płomieni
(akurat "gdy duchowni śpiewali nieszpory"), a wkrótce potem straszna burza zniosła kościelne mury "z powierzchni ziemi", jeszcze wiosną 855 roku silna armia Ludwika wyrusza przeciw Rościsławowi, przy czym na czele bawarskiego zastępu walczy wielu biskupów, jednakże bez rezultatu. A w lecie nadciąga na Morawy sam Ludwik, również on "z niewielkim sukcesem" i "bez zwycięstwa". "Lecz jego wojsko najechało dużą część prowincji grabiąc i paląc i starło niemałą liczbę wrogów, gdy chcieli wtargnąć do obozu Ludwika, zupełnie". Rościsław wycofał się do silnej warowni, której Ludwik nie odważył się zaatakować, rzekomo by oszczędzić swe oddziały (znana wrażliwość wodza!). A gdy odszedł bez zwycięstwa, Rościsław z kolei spustoszył tereny pograniczne Bawarii.
Anno 856 król znowu walczy na Wschodzie, przy czym gubi dużą część swego wojska. W sierpniu "z zebraną całą siłą wojskową" pobito krwawo najpierw Dalemińców, a stamtąd przemierzono "kraj Czechów" i właśnie przy tej okazji postradano wielu bawarskich hrabiów wraz z wieloma oddziałami. Lecz już w następnym roku znów toczą się walki na terenie Czech. Jest to rok, w którym błyskawica "jak ognisty smok" rozerwała koloński kościół św. Piotra, a do tego powaliła trupem dwóch duchownych i jednego człowieka świeckiego (każdego precyzyjnie przy jednym z ołtarzy: św. Piotra, św. Dionizego i Matki Boskiej) i zostawiła półżywych dalszych sześciu modlących się, którzy jednak "ledwie wyzdrowieli" (Annales Fuldenses) — już w roku 857 biskup Otgar z Eichstatt z innymi możnymi napadł ponownie Czechy. A w roku 858 nadciąga najstarszy syn Karloman, podczas gdy jednocześnie druga armia atakuje Serbów oraz trzecia pod młodszym synem Ludwika, również Ludwikiem, Obodrytów, przeciwko którym wyprawia się również w roku 862, nic nie osiągając, poza utratą kolejny raz "kilku ze swych możnych" (Annales Bertiniani).
W sierpniu 864 roku Ludwik Niemiecki ponownie przekroczył Dunaj "z silną armią", obiegł Rościsława w Diwunie i wymusił złożenie przed nim i swoimi możnymi przysięgi i oddanie "zakładników w rodzaju i liczbie jak król rozkazał" (Annales Fuldenses). Anno Domini 869 jednakże, gdy Słowianie od Dunaju po środkowąŁabę powstali przeciwko ich ciemięzcom i spustoszyli tereny Bawarii i Turyngii, pod wodzą synów Ludwika, który się nagle rozchorował, ruszyły na wschód trzy armie: syn jego imienia z Turyngami i Sasami przeciwko Serbom, Karloman z Bawarami przeciwko Świętopełkowi, bratankowi Rościsława, a najmłodszy syn Karol z Frankami i Alamanami przeciwko samemu Rościsławowi.
Chory król polecił "Bogu rezultat sprawy" i już niczego nie brakowało. Karol zaatakował z powierzonymi mu oddziałami morawskiego księcia i, jak relacjonują Roczniki Fuldajskie, "spalił ufając w Bożą pomoc wszystkie domy w tej okolicy; co było ukryte po lasach lub zagrzebane na polach, znalazł ze swoimi i zagrabił i wygnał lub zabił wszystkich, którzy się z nim potykali. Takoż spustoszył Karloman ogniem i mieczem państwo Świętopełka, bratanka Rostka; a po spustoszeniu całego kraju bracia Karol i Karloman spotkali się, gratulując sobie wzajemnie zwycięstwa danego przez niebiosa".
Lecz i najmłodszy, Ludwik, pokonał tymczasem w dwu bitwach Serbów, pomocnicze zaciężne oddziały czeskie po części wybił, po części przegnał i tak wszyscy wrócili z bogatymi łupami. Szczęśliwy rok dla wschodnich Franków, zaprawdę, zwłaszcza że w owym czasie również Gundacar, jawnie szczególnie
wiarołomny wasal (przecież też wiarołomnego) Karlomana, jak doniesiono, padł na polu bitwy. I tak król Ludwik po usłyszeniu podnoszących na duchu wieści nakazał "wszystkim wspólnie chwalić Pana za klęskę pobitego wroga, wśród odgłosów wszystkich dzwonów kościelnych w Ratyzbonie [...]".
Wszakże Rościsław zdołał się przez dłuższy czas bronić przed wschodniofrankijskimi najazdami, gdyż dysponował już silnymi, potwierdzonymi przez źródła i wykopaliska archeologiczne, centrami grodowymi. Ta stabilizacja oderwała Wielką Morawę nie tylko od państwa wschodniofrankijskiego, lecz i od frankijskiego Kościoła, którego biskupi i opaci często sami walczyli na wschodzie na czele swego żołdactwa: w 857 roku biskup Otgar z Eichstatt, w 871 biskup Wurzburga Arn, w rok później tenże sam i biskup Moguncji Liutbert oraz opat Fuldy Sigehard, w roku 892 znowu Arn z Wurzburga.
Oczywiście książę Morawy wiedział dobrze, że szczęście na polu walki nie uratuje go na dłuższą metę przed silnym sąsiadem, gdyż jego kraj tkwił zarazem w szponach Kościoła bawarsko-frankijskiego. Uznał, że zrzucenie zachodniej zwierzchności nie uda mu się bez uwolnienia w sprawach kościelnych. Wykorzystał więc zręcznie geopolityczną grę sił na obszarze naddunajskim i na Bałkanach, gdzie obok Franków i hegemonistycznego Bizancjum aktywny był również agresywny chanat bułgarski.
Lecz podczas gdy Ludwik Niemiecki związał się w swych najazdach na Rościsława nawet z Bułgarami, których chan poprosił wręcz o frankijskich misjonarzy (s. 160), Rościsław wojował mając na zmianę za sojuszników Czechów, Serbów, frankijskich hrabiów, a w 858 roku nawet Karlomana, syna Ludwika.
Kto ma władzę, dąży zwykle do jeszcze większej władzy, politycznej, gospodarczej, religijnej, być może wszelkiej władzy. To skłaniało w owym czasie wschodniofrankijskich hrabiów terenów pogranicznych raz po raz do rebelii, wśród nich chyba najpotężniejszego w Marchii Wschodniej, prefekta hrabiego Radboda, przez dwa dziesięciolecia figurę tam właściwie panującą. Był w bliskich stosunkach z hrabią Ernestem, który również się zbuntował, jak to wielu hrabiów w tym czasie. I prawdopodobnie w związku z jego buntem w roku 854 król Ludwik oddał w 856 roku Marchię Wschodnią, marca orientalis, nazwaną właśnie tak po raz pierwszy, swemu synowi Karlomanowi.
... i znowu katoliccy synowie przeciwko katolickiemu ojcu...
Jakkolwiek owi synowie ojca, dobrego katolika, oczywiście zostali wychowani dobrze po katolicku i żyli w otoczeniu wysokiego katolickiego duchowieństwa i przypuszczalnie znali czwarte przykazanie: czcij ojca swego i matkę swoją, wszyscy powstali — i to nie raz — przeciw ojcu. Walki dynastyczne w państwie Franków miały oczywiście długą tradycję. A właśnie Ludwik Niemiecki winien był pamiętać o własnej buntowniczej młodości...
Najpierw podniósł bunt anno 861 najstarszy, mniej więcej trzydziestoletni Karloman (ok. 830-880), władca Bawarii i Karyntii — jak zaświadcza o nim Regino z Priim, nieco od niego młodszy — nie tylko "bardzo znakomity" i "oddany religii chrześcijańskiej", lecz również "miłujący pokój"; w sposób rozumiany przez opata Regina. Zaledwie dwa wersy dalej sławi go bowiem z całą niewinnością swej religii i stanu duchownego: "Bardzo wiele wojen prowadził ze swym ojcem, a jeszcze więcej bez niego w krajach Słowian i odnosił w nich zawsze triumf zwycięstwa; granice swego państwa pomnażał i rozszerzał mieczem [...]". Jednakże, jak w najczęstszych przypadkach, sprawa musi po prostu wyglądać następująco: właśnie dlatego, że Karloman był człowiekiem miłującym pokój, musiał prowadzić tak wiele wojen, musiał pomnażać i poszerzać granice swego państwa mieczem i, chociaż "łagodny" dla swoich, musiał być "straszny dla wrogów" (terribilis).
I jak to zawsze bywa, Karloman, "w porządkowaniu spraw państwa niezwykle cnotliwy" (Regino), od początku żądny władzy, nie tylko walczył z frankijskimi hrabiami na wschodzie królestwa, lecz przygotowawszy również swe powstanie, z miłości do pokoju — jako że go zawsze miłował — zawarł w 858 roku pokój z Rościsławem, wrogiem swego kraju, by wydać wojnę własnemu ojcu. A z pomocą Morawian zawładnął "dużą częścią ojcowskiego państwa aż do rzeki Inn" (Annales Bertiniani).
Wspierał go w tym jego teść, potężny hrabia Ernest, "pierwszy wśród możnych", "pierwszy wśród przyjaciół króla", wraz z całym swym zastępem, licznymi innymi hrabiami i opatem Waldo. Również hrabia Ernest walczył wcześniej w Czechach, prowadził tam w roku 849 wschodniofrankijsko-bawarski kontyngent, a w roku 855 jest wymieniany jako ductor oddziałów ciągnących na Czechy. Teraz jednak utracił z powodu swej "niewierności" swe lenna. Ludwik usunął z urzędu również jego braci Utona i Berengara oraz kolejnego brata, opata Waldona, którzy zbiegli do Karola Łysego. Natomiast słowiańskiego księcia Pribinę sojusz Karlomana z Rościsławem kosztował życie. Królewicz ofiarował go księciu Moraw; następcą w księstwie Pribiny nad Balatonem został jego syn Kocel.
Sam Karloman, który z pomocą Rościsława odebrał ojcu dużą część jego państwa, otrzymał ją na powrót po swej kapitulacji, musiał jednak seniorowi złożyć w roku 862 w Ratyzbonie przysięgę wierności. Przysiągł mu, "że przeciwko jego prawowitej władzy nie podejmie w przyszłości nic w złym zamiarze", troszczył się jednakże — oficjalna relacja jest tu trochę niejasna — o swą przysięgę niewiele, tak że w 863 roku Ludwik musiał się na niego wyprawić z armią, "by pokonać swego syna" {Annales Fuldenses). Został przy tym zdradzony przez swe najlepsze oddziały pod hrabią Gunakarem. Otworzył on bowiem królowi drogę do Karantanii (Karyntii), wydając gród Schwarzafurt przy przełęczy Semmering, i tak zdrajca zdrajcy uzyskał tytuł margrabiego.
Karloman ponownie ślubował pod przysięgą poddaństwo, pozostał jednak ponad rok w Ratyzbonie "w areszcie domowym", z którego jednak w 864 roku na nowo uciekł, ponownie próbował się wyłamać, nim się ostatecznie nie pojednał z ojcem. Wydał mu nawet na początku lat 870-tych "króla Moraw", a Ludwik Niemiecki kazał go bardzo po chrześcijańsku oślepić i zamknąć w klasztorze (s. 164).
Zdrada pomagała zdobyć władzę i zrobić karierę, stąd uciekano się do niej nader często. Widać to natychmiast doskonale po osobie najwyższego politycznego dostojnika Karlomana, jego arcykapłana i arcykanclerza, arcybiskupa Salzburga, Thietmara (874-907). "Na Thietmarze opierał Karloman swe polityczne plany" (Schur). Jednakże podczas spisku bawarskich możnowładców, łącznie z biskupami, przede wszystkim przeciwko synowi Karlomana, Arnulfowi, arcybiskup Thietmar przeszedł w roku 879, jeszcze za życia ciężko chorego Karlomana, na stronę Ludwika III.
Temu drugiemu synowi Ludwika Niemieckiego, królewiczowi Ludwikowi III Młodszemu (ok. 835-882), podlegały wschodnia Frankonia, Saksonia i Turyngia. Po próbie oderwania się już w 862 roku zobowiązał się "pod najsurowszą przysięgą" (districtissimus sacramentis), "że w przyszłości pozostanie wierny ojcu" (Annales Bertiniani), za co został nagrodzony jednym z hrabstw i opactwem Św. Kryspina. Potem jednak młody Ludwik wywołał zaraz trzy powstania przeciw ojcu: w roku 866, 871 i 873.
Ale w końcu doradcą Ludwika III, kierownikiem jego nadwornej kaplicy i kancelarii był nikt inny jak Liutbert, "szlachetny arcybiskup miasta Moguncji" (863-889). Roczniki Fuldajskie nazywają tego szlachetnego męża "miłującym pokój", pewnie dlatego, że w 874 roku Serbów i Susłów na drugim brzegu Soławy pośród zimy przywrócił "za pomocą grabieży i pożarów, bez walki [...] w stare poddaństwo". Jednakże moguncki metropolita dobrze umiał się obchodzić z mieczem, choćby w 883 kładąc "niemało" Normanów, a w 885 "bardzo wielu" — nosząc oczywiście na piersi "drzewo Świętego Krzyża".
Jedno drugiego nie wyklucza. Wręcz przeciwnie. I tak szlachetny arcypasterz miasta Moguncji, w Rocznikach Fuldajskich wynoszony jako "cierpliwy, pokorny i dobrotliwy", z jednej strony kierował nadworną kaplicą i kancelarią trzykrotnie przeciw ojcu buntującego się Ludwika, a z drugiej sam nakazał w 866 roku srodze pomścić bunt w Moguncji, w czasie którego straciło życie wielu jego ludzi. "Niektórzy zostali mianowicie powieszeni na szubienicy, innym odcięto końce stóp i rąk, odjąwszy również wzrok, niektórzy, ci zaś, którzy pozostawili cały swój dobytek, by ujść śmierci, zostali skazani na wygnanie" (Annales Fuldenses).
Książę i jego biskup byli surowymi naturami, ale nie ponad ramy chrześcijańskich zwyczajów. A oczywiście Kościół pod rządami Ludwika III Młodszego, "tego ambitnego i gwałtownego władcy, [...] brał udział w rządach i pozostał wiernym pomocnikiem w polityce króla w czasie wojny i pokoju" (Schur).
Anno 865 Ludwik Niemiecki pojednał się właśnie ze swoim najstarszym synem, Karlomanem. A już w następnym roku zbuntował się Ludwik Młodszy, "podburzając jednocześnie Weneda Rostka do wtargnięcia do Bawarii, żeby on sam, podczas gdy ojciec lub wierni mu ludzie będą zajęci w tamtych okolicach, bez przeszkód mógł przeprowadzić swe zamiary" (Annales Bertiniani). Przy tym królewicz Ludwik wciągnął w swe plany usuniętych przez ojca hrabiów, po części zbiegłych do Karola Łysego, a przede wszystkim naciskał na Rościsława, "by bez zwłoki wsparł to sprzysiężenie" (Annales Fuldenses).
A drugi i trzeci bunt Ludwika III nastąpił wespół z trzecim synem Ludwika Niemieckiego, królewiczem Karolem III.
Królewicz Karol (cesarz Karol III Gruby) w walce ze złymi duchami
W roku 871 obaj bracia obsadzili "niemałą ciżbą" okręg Spiry, w następnym roku uzgodnili kwestię zerwania z ojcem, a w kolejnym, 873, chcieli zagarnąć tron przy okazji zgromadzenia Rzeszy we Frankfurcie. Przy tym zaprzysięgli dopiero co w okresie postu podczas sejmu w Forchheim "w obliczu całego wojska", żebędą królowi "dotrzymywać wierności po wsze czasy ich życia". A teraz udali się do Frankfurtu "pełni niecnych myśli, tego samego imienia (Ludwik) i Karol, by ustanowić siłą władzę, zlekceważyć swą przysięgę, odebrać ojcu państwo i wysłać go do więzienia" (Annales Xantenses).
Królewicz Karol, najmłodszy, nie dorósł jednak najwyraźniej do takiego obciążenia psychicznego. Doznał ataku epilepsji — lub mówiącjęzykiem owych czasów: zdarzył się na oczach wszystkich "wielki cud: zły duch wstąpił w Karola i męczył go straszliwie, wśród dzikich głosów" (eumque horribiliter discrepantibus uocibus agitavit). (Nawiasem mówiąc: ze złymi duchami i ich odstraszaniem chrześcijaństwo — dzięki Bogu! — od początku i przez cały okres antyku było znakomicie zaznajomione: III, s. 238 i nast.! I już niedługo potem z Moguncji zwalczano przez trzy lata podobnego "złego" ducha w pewnej miejscowości koło Bingen, na dworze Caputmontium, w "Górogłowach", przy pomocy kapłanów, relikwii, krzyży, modłów i święconej wody i dopiero wtedy go wykończono, gdy zdążył tam "zniszczyć ogniem prawie wszystkie budynki": Annales Fuldenses).
Jeśli chodzi o królewicza Karola, który później jako cesarz Karol III Gruby miał opanować na krótki czas całą Rzeszę Karola Wielkiego, to na sejmie frankfurckim nie mogło go utrzymać sześciu mocnych mężczyzn, a on groził, że "pogryzie trzymających go otwartymi (!) ustami" (aperto ore).
A potem zdarzył się wnet drugi cud (cuda bowiem rzadko chadzają w pojedynkę): jeszcze tego samego dnia pełni łaski bożej mężowie wypędzili malignus spiritus — uczynił to szczególnie skutecznie pobożny arcybiskup Hamburga i Bremy Rimbert (nie przypadkiem ulubiony uczeń swego poprzednika, św. Ansgara, papieskiego legata wśród Duńczyków, Szwedów i Słowian). Na to król, biskupi i pozostali możni powiedli opętanego do grobów czyniących cuda świętych, by wydrzeć go na zawsze ze szponów Szatana; tym żwawiej, że "ten sam Karol przed wieloma słuchaczami" — cud trzeci — "wyznał, "że był tak często wydawany wrogiej mocy, jak często zawierał spisek przeciwko królowi" (Annales Fuldenses). A na koniec jeszcze jeden cud: starszy brat rzucił się ojcu do stóp, zamiast wtrącić go do więzienia.
Katolickie życie rodzinne wśród elit. Jak zawsze dobra lekcja: gdy nie ma innego wyboru, leżenie krzyżem.
Poza wszystkimi sporami w domu panującym trwało jednak nadal mordowanie Morawian, póki Świętopełk nie poprosił na sejmie Rzeszy w Forchheim (874 r.) o zaprzestanie rzezi. Miał zostać wierny królowi po wsze dni swego żywota i płacić corocznie ustalony czynsz, "byle tylko mógł zażywać spokoju i żyć w pokoju" (quiete agere et pacifice vivere).
Spokojny i pokojowy żywot... Być może, kto wie, pragnęliby go nawet niekiedy Ojcowie Święci w dalekim Rzymie. Lecz byli zawistni wobec siebie i innych i nikomu na takie życie nie pozwalali.
ROZDZIAŁ 3.
Papiestwo w połowie IX wieku
"Walczcie mężnie przeciwko tym wrogom świętej wiary,
przeciwko tym przeciwnikom wszelkiej religii!"
Papież Leon IV (847-855)
przed bitwą z Arabami
"Wszechmogący wie bowiem, kiedy jeden z was ma zginąć, że poległ za prawdę wiary, zbawienie swej duszy i w obronie chrześcijańskiego kraju. Za to otrzyma on wymienioną nagrodę— wieczną szczęśliwość. "
Papież Leon IV
w wezwaniu "do frankijskiego wojska"
Fałszerstwo Pseudo-Izydora (ok. 850 r.)
"podniosło pozycję i powagę Stolicy Apostolskiej w niespodziewany sposób"
(Manfred Hellmann);
był to "najmilszy prezent, jaki kiedykolwiek otrzymało papiestwo"
(Walter Ullmann),
"najskuteczniejsze fałszerstwo w całej historii Kościoła"
(katolicki historyk papiestwa Hans Kuhnef),
"największe fałszerstwo prawa w historii"
Jezuita Grotz
"Władał królami i tyranami i panował nad nimi swą powagą,
jakby był panem całego kręgu ziemskiego".
Opat Regino z Prüm
o papieżu Mikołaju I (858-861)
"Z powodu niewłaściwego zachowania wielu papieży", tak relacjonują w roku 824 oficjalne Kroniki Rzeszy, stosunki w Rzymie "popadły w wielki zamęt". Po zgonie Karola I papież św. Leon III na rok przed własną śmiercią w 815 roku skazał bezlitośnie setki ludzi na śmierć (s. 60). Jego następca Stefan IV pojawił się w następnym roku z fałszywą "koroną Konstantyna" w Reims (s. 60 i nast.). W momencie śmierci jego następcy Paschalisa I, znienawidzonego, surowego papieża, doszło w 824 roku do takich tumultów, że planowany jego pogrzeb w bazylice Św. Piotra został .odwołany, a ciało pozostało nie pochowane (również ten papież został mimo to świętym, ale jego święto zostało w 1963 roku zlikwidowane). Wybór jego następcy Eugeniusza II (824-827) przyniósł niepokoje trwające całe miesiące, arystokracja i duchowieństwo wystawiły bowiem dwóch konkurujących ze sobą kandydatów. Następne wybory przynajmniej dwu Ojców Świętych przeszły gładko: Walentyna (sierpień -wrzesień 827 roku) i Grzegorza IV (827-844).
Sergiusz II albo "...najlepiej, jak będziemy potrafili"
Wieść o śmierci papieża Grzegorza zapoczątkowała serię gwałtownych wydarzeń. Jeszcze zanim arystokracja zdołała wynieść swego kandydata, lud rzymski zajął pałac papieski i osadził na upragnionym stolcu diakona Jana; szczęście, jakim się krótko rozkoszował, trwało ponoć zaledwie jeden dzień. Potem arystokraci przegnali go z Lateranu, rozbili opozycję i jako pontifex maximus został obrany stary, trapiony podagrą arcypasterz. Sergiusz II (844-847), który kazał rywali zamknąć w klasztorze (więcej o ich losie nie wiadomo), był reprezentantem wyższych warstw i chyba już piątym papieżem z domu Colonnów, wyraźnie preferowanego przez Ducha Świętego. Przyzwolenie cesarskie, wymagane wedle Constitutio Romana z roku 824 (s. 64 i nast.) z powodu pośpiechu sobie podarowano.
Rozgniewany Lotar I wysłał zatem swego syna Ludwika, krótko przedtem intronizowanego jako wicekról Italii, i arcybiskupa Metzu Drogona, "naturalnego" syna Karola "Wielkiego" i przyrodniego brata Ludwika Pobożnego, wraz z frankijską armią przeciwko Rzymowi. Pustoszyła ona Państwo Kościelne tak bezlitośnie, jakby była wojna, a to miałaby być ekspedycja karna. Lecz stary papież wiedział, jak powściągnąć młodego króla, prawie go upokorzyć, przy czym z pomocą przyszedł mu przypadek: budzące przerażenie wydarzenie na stopniach do Świętego Piotra, gdy jeden z rycerzy ze świty królewskiej padł wijąc się w skurczach. Po ciągnących się tygodniami synodalnych badaniach wybór Sergiusza został jednakowoż zatwierdzony. Co prawda musiał on uznać, że desygnowany papież będzie mógł zostać konsekrowany dopiero po odpowiednim zarządzeniu cesarza i w obecności jego posłów. Musiał on złożyć przysięgę wierności Lotarowi oraz namaścić i koronować młodego Ludwika na "króla Longobardów".
Lecz Sergiusz nie pozwolił narzucić sobie wszystkiego: gdy szło o jedność Rzeszy, spoistość Zachodu, gdyby jeden z trzech rządzących braci złamał "w wierze w Trójcę uzgodnioną jedność" lub jeden z nich "wolał podążyć za sprawcą niezgody", wtedy, groził papież, "zadbamy o to, by go wedle zasług, z pomocą Bożą i zgodnie z zasadami prawa kościelnego ukarać, najlepiej jak będziemy potrafili".
Tylko trzy lata rządził Sergiusz II. Symonia była równie powszechna jak nepotyzm. Papieski brat Benedykt został opatem Albano: żądny władzy i pieniędzy człowiek bez skrupułów, wprawdzie chory, lecz obdarzony siłą woli, energiczny, przypuszczalnie bez zdolności do rządzenia, który dzięki łapówkom wyszachrował stanowisko posła cesarskiego w Rzymie, a biskupie stolce licytował po najwyższych cenach, takoż inne urzędy kościelne; wszystko to przecież — w myśl hasła: "Najlepiej jak będziemy potrafili..."
Takie wiadomości z kręgów rzymskiego duchowieństwa mają prawdopodobnie oczyszczać z zarzutów samego papieża. W każdym razie: gdy w sierpniu 846 roku jakieś siedemdziesiąt pięć saraceńskich okrętów zarzuciło kotwicę u ujścia Tybru i gdy podobno 11 tysięcy ludzi z pięciuset końmi wpadło do prawobrzeżnego Rzymu, ograbiło do cna położony poza murami aureliańskimi kościół św. Piotra oraz bazylikę Św. Pawła i zaciągnęło do niewoli wszystkich, którzy nie zdołali uciec, "również mieszkańców klasztorów, kobiety i mężczyzn" (Annales Xantenses), to współcześni ujrzeli w tym odpłatę Opatrzności za grasującą w Rzymie korupcję. Co oczywiste, nie przyjęto tej kary bożej zupełnie bezczynnie.
Raczej się jej przeciwstawiono, rzucono na napastników oddziały frankijskie, milicje ze Spoleto i Kampanii, flotę z Neapolu i Amalfi. I gdy część rozbójników w drodze powrotnej zatonęła wraz z łupem z powodu burzy, uznano w tym bez wątpienia karzącą rękę Pana.
Watykan staje się twierdzą — święty papież jako budowniczy murów
Klęska podczas tego ataku, nieszczęście zadane przez Saracenów, przez pogan, wzburzyło wiernych. Dlaczego "święty Piotr" nie był lepiej broniony? Jeden z kapitularzy przypisuje winę grzechom chrześcijan i wymienia lekarstwa: przeciwdziałanie własnym występkom, grzechom cielesnym i zaborowi mienia kościelnego! Poza tym Lotar I kazał zbierać w całej Rzeszy obok specjalnego podatku datki na odbudowę i ochronę kościoła Św. Piotra, a na ten cel cesarz i jego bracia wnieśli "niemało funtów srebra".
Tymczasem zmarł Sergiusz II. Jeszcze w dniu jego śmierci wybrano następcę, wychowywanego w klasztorze benedyktynów St. Martin rzymianina i "wzorowego zakonnika" (Lexikon fur Theologie und Kirche). Był to Leon IV (847 - 855), którego konsekrowano po sześciotygodniowym interpontificium, choć znowu bez koniecznej od 824 roku zgody cesarza. Rzekomo na zwłokę nie pozwalała krytyczna sytuacja wywołana najazdem arabskich piratów; lecz później uzupełniono przysięgę wierności.
Sławę, trwającą — by tak rzec — do dzisiaj, przyniosła temu Ojcu Świętemu budowa umocnień. Mianowicie przekształcił on, a był to fakt mający znaczenie dla przyszłych stuleci, dzielnicę watykańską — rzymskie przedmieście na prawym brzegu Tybru — w zamek obronny; był to już plan Leona III, lecz zrealizowany dopiero przez czwartego z Leonów. Całymi latami pieszo i konno nadzorując prace, wzmacniał stare mury miejskie, tworzył nowe fortyfikacje i tak stał się twórcą civitas Leonina, której w swej skromności nadał swe imię: Leopolis; między rokiem 848 a 852 zaopatrzonej w mury o wysokości 40 stóp i odpowiednio grube z 44 wieżami. Papież kazał umocnić jeszcze inne miejsca — Centumcellae rzymian, dzisiejsze Civitavecchia i również nazwać swoim imieniem: Leopolis. (Tak jak bowiem, podług własnej skromności, w bullach zawsze stawiał swe imię przed imieniem odbiorcy, a książętom odmawiał ich zwyczajowego tytułu dominus).
Warownia Leona pochłonęła mnóstwo materiałów i wielu niewolniczo pracujących robotników, których musiały dostarczyć miasta i klasztory Państwa Kościelnego, domeny papieskie i milicje miejskie. Lecz papieskie bastiony pochłonęły nie mniej pieniędzy, sumy — co papieski biograf zupełnie przemilcza — zostały wyciśnięte z frankijskiej Rzeszy na rozkaz układnego Lotara — z takim rezultatem, że wszystko to służyło autorytetowi papieża i wzmacniało jego pozycję wobec cesarskiej! Podczas poświęcenia Leopolis 27 czerwca 852 roku popłynęło z procesji (z rąk siedmiu biskupów kardynalskich) na mury obronne wiele święconej wody — w następnych stuleciach popłynie jeszcze więcej krwi. To zresztą z reguły wiąże się ze sobą.
Samego ograbionego Św. Piotra wyposażono wręcz rozrzutnie na nowo. Ołtarz główny otrzymał wysadzane klejnotami złote płyty; każda ważyła 216 funtów; usiany perłami i szmaragdami złoty krzyż ważył 1000, a srebrne cyborium nad ołtarzem 1606 funtów. Po tym, że w kosztowny sposób odnowiono również św. Pawła, a nawet kościoły na prowincji, można poznać, jak niezmierzone bogactwa pozostawały w rękach Kościoła, dla którego już wówczas zbierano pieniądze na całym świecie — z powodu jego ubóstwa, jak dzisiaj...
Papież po raz pierwszy zapewnia królestwo niebieskie za śmierć na polu walki
Zrozumiałe, że "synowie Szatana" znów pojawili się u ujścia Tybru i to już w 849 roku przypływając z Sardynii, na długo zanim stanęły umocnienia św. Leona. W końcu widzieli, co kryło się w chrześcijańskich świątyniach, choćby u Św. Piotra. "Nie starczy wyobraźni, by pojąć bogactwo nagromadzonych tam skarbów" (Gregorovius).
W wielkim pośpiechu Ojciec Święty ściągnął armady z Neapolu, Amalfi i Gaety — pierwszej ligi południowych miast nadmorskich, do czego doszły jeszcze okręty wojenne Jego Świątobliwości, namiestnika Chrystusa. Nadciągnął nawet osobiście. Nie żeby walczyć: odprawiał msze święte, błogosławił flotę wojenną, rozdzielał wojownikom komunię Świętą w dniu walki i modlił się na kolanach: "Boże, który podniosłeś od utonięcia Piotra idącego po falach, który uratowałeś z głębin morza Pawła, gdy po raz trzeci rozbił się jego statek, wysłuchaj nas łaskawie i daj dla zasług ich obu siłę ramionom tych wiernych, co walczą przeciw wrogom twego kościoła, żeby uzyskane zwycięstwo przyniosło sławę twemu świętemu imieniu u wszystkich narodów".
Najwyższy kapłan żarliwie zachęcał swych bojowników: "Walczcie mężnie przeciwko tym wrogom świętej wiary, tym przeciwnikom wszelkiej religii!" Dla głoszących Dobrą Nowinę, posłanie miłości do wroga, już od stuleci nieodzowny interes. Na pytanie Bułgarów na temat wojny w czas postu Leon oświadczył bowiem, że wojna wynika z podstępu Szatana i należy się jej wystrzegać, jeśli nie jest konieczna. "Lecz jeśli nie można jej uniknąć i jeśli chodzi o obronę ojczyzny i praw ojcowskich, to można się do niej sposobić również podczas postu".
Przed bitwą morską pod Ostią Leon IV obiecał natomiast swym żołnierzom na wypadek śmierci "niebieską zapłatę" — jest to najwcześniejsza antycypacja odpustu za wyprawy krzyżowe, obietnica, jaką jeszcze wielu Ojców Świętych rzucało kłamliwie w wielu okresach. Tutaj zdarzyło się po raz pierwszy to, że papież zagwarantował niebo generalnie wszystkim, którzy umrą za "prawdziwą wiarę, ratowanie ojczyzny i obronę chrześcijaństwa".
W ten sposób sprawa zakończyła się pełnym sukcesem. Mniej dzięki katolickim miastom morskim Neapolowi, Amalfi i Gaecie razem z papieskimi galerami, niż dzięki morskiej burzy, którą większe okręty chrześcijan przetrwały szczęśliwie, a która posłała na dno lżejsze jednostki wroga. Pobożni wierni pozabijali jednak błąkających się po wybrzeżu bezbronnych rozbitków, powywieszali ich w Ostii na szubienicach, "żeby ich liczba nie stała się zbyt wielka" lub zaciągnęli w łańcuchach do Rzymu, gdzie służyli jako jeńcy przy budowie umocnień watykańskich, a wszystko świętowano jako cud księcia apostołów.
W ogóle znaleziono właśnie prostą receptę na własnych poddanych. I tak papież Leon również w roku 852 podczas wyprawy Ludwika II na Saracenów w południowej Italii zapewnił w odezwie "do wojska frankijskiego" znów każdemu, kto przy tej okazji padnie w boju, wejście do królestwa niebieskiego. "Wszechmocny wie bowiem, jeśliby jeden z was miał zginąć, że poległ za prawdziwą wiarę, zbawienie swej duszy i w obronie chrześcijańskiego kraju. Dlatego otrzyma wymienioną zapłatę".
Także Ojciec Święty otrzymał swą zapłatę: został świętym — jego dzień (17 lipca) został jednak tymczasem usunięty. No tak, Murzyn zrobił swoje. Niewdzięczność zaś jest zapłatą świata. A przecież Leon zaraz na początku swego pontyfikatu uczynił wspaniały cud, a mianowicie uwolnił Rzym od pewnego równie wrednego, co niebezpiecznego, żyjącego pod ziemią tuż obok kościoła Św. Łucji potwora, bazyliszka (okropnej hybrydy smoka i koguta, bajkowej bestii o śmiertelnym spojrzeniu, przysłowiowym wzroku bazyliszka!). Innym razem zażegnał za pomocą samej modlitwy i znaków krzyża szalejący pożar...
Leon IV znany z historii (do której należą przecież zalewające całą kulę ziemską legendy i kłamstwa, stanowiące może o historii dużo bardziej, niż wszystko inne razem wzięte — fantasmagoria, jak uważał Fryderyk Schiller o całym chrześcijaństwie, "która przekupiła cały świat"), był konsekwentnym, rezolutnym papieżem, który chciał rządzić wszystkimi kościołami świata, o wszystkim chciał decydować. Lecz nie tylko traktował z góry "współbraci", wpływowych hierarchów, patriarchę Ignacego z Konstantynopola, arcybiskupów Hinkmara z Reims i Jana z Rawenny, czy kardynała Anastazego, który wkrótce został antypapieżem. Nie, szukał zwady również z książętami, a zwłaszcza z młodym cesarzem, synem Lotara I, "obrońcą Kościoła rzymskiego".
Cesarz Ludwik II (850—875) doznaje niepowodzenia w kwestii sukcesji
Ludwik II, urodzony ok. roku 825, urzędował od 840 roku jako wicekról swego ojca w Italii, gdzie papież Sergiusz II koronował go 15 czerwca 844 roku na króla Longobardów, a Leon IV w 850 roku w Rzymie namaścił na współcesarza. Rządził tam samodzielnie i potrafił ustabilizować kraj, w którym bandy rabusiów napadały na drogach w biały dzień na zdążających do Rzymu pielgrzymów i kupców, a nawet grabiły całe wsie, tym bardziej, że po śmierci ojca zrezygnował z ziem transalpejskich na rzecz swych braci, Lotara II i Karola Prowansalskiego.
W ten sposób Ludwik II umocnił swe panowanie nad Rzymem i Państwem Kościelnym i, co zrozumiałe, stosunki między nim a Leonem IV były często napięte, o czym świadczy skromnie zachowana korespondencja. Jednego razu Leon, ze względu na bezpieczeństwo, nie chce się widzieć z wysłannikami cesarza, innym razem zostaje zamordowany legat papieski, a jeszcze innym sam papież skazuje na śmierć trzech pełnomocników cesarza — przecież już za czasów jego poprzednika Paschalisa I stracono na Lateranie "jako winnych obrazy majestatu" dwóch profrankijskich wyższych urzędników.
Nie brakowało oczywiście antyfrankijskich nastrojów i machinacji w Rzymie, może nawet i zdradzieckich konszachtów z Bizancjum. W każdym razie absolutnie nie było zaufania między papieżem i cesarzem. Od roku 855, roku śmierci Leona IV, Ludwik II stał się jedynowładcą. A od roku 860 — reasumując z lekkim wyprzedzeniem jego życie — udało się cesarzowi, przynajmniej na jakiś czas, zaprowadzić swe rządy w od dawna samodzielnych longobardzkich księstwach Benewentu i Salerno, a po wieloletnim oblężeniu wziąć nawet w 871 roku Bari, siedzibę arabskiego emira (s. 157).
Oczywiście Ludwik II, czwarty cesarz z rodu Karolingów, był jedynie władcą dzielnicy italskiej, nie mogącym nawet zdobyć jej południa. Adelchis, książę Benewetu (zm. 878 r.), który utrzymał się walcząc o niezależność najpierw z Frankami, potem z Bizantyjczykami, a później z Saracenami, zanim padł ofiarą spisku własnych krewnych, doprowadził, więżąc przez jakiś czas Ludwika II, do upadku władzy imperatorskiej w Italii. Ostatecznie cesarz ten stał się w każdym razie bardziej ofiarą układów dynastycznych niż niestabilnej sytuacji w południowych Włoszech (s. 157 i nast.).
Na czas rządów Leona IV przypada skandal o nieomal bezprecedensowych rozmiarach i skutkach. Ze strony duchownych doszło do fałszerstwa, które zostawia w cieniu całe rojące się od oszustw średniowiecze i wszystkie poczynania oparte na kłamstwie, oszustwie i braku skrupułów, wyjąwszy może "dar Konstantyna" (IV, s. 236 i nast.).
Dekretalia Pseudo-Izydora — "fałszerstwa najbardziej brzemienne w skutki, na jakie kiedykolwiek się odważono..."
Z całą słusznością fałszerstwo Pseudo-Izydora nazwano "wprawdzie najważniejszym fałszerstwem doby Karolingów, ale w żadnym wypadku wyjątkiem" (Dawson), kler katolicki bowiem już od dłuższego czasu dokonywał fałszerstw na potęgę (III, rozdz. 1!; IV, s. 236 i nast.). Dla protestanckiego prawnika Emila Seckela (zm. 1924 r.), chyba najlepszego znawcy Dekretaliów Pseudoizydoriańskich, są one "najbardziej śmiałym i najwspanialszym fałszerstwem źródeł prawa kościelnego, jakie kiedykolwiek podjęto"; dla Johannesa Hallera natomiast "najbardziej zuchwałym fałszerstwem, najbardziej brzemiennym w skutki, na jakie kiedykolwiek się odważono", a nawet zaznacza je ten znakomity historyk papiestwa (zm. 24 grudnia 1947 roku) jako "największe oszustwo w historii świata".
Jeszcze w IX wieku podejrzewał, a może rozpoznał fałszerstwo Hinkmar z Reims, lecz abstrahując od pojedynczych pism go nie odkrył. W końcu wielebny arcybiskup Reims — który jako jeden z najważniejszych doradców królów zachodniofrankijskich, zwłaszcza Karola Łysego, odgrywał znaczącą rolę nie tylko w polityce, ale któremu zawdzięczamy żywą twórczość literacką, wśród niej "przede wszystkim bogate w materiały ekspertyzy prawnicze" (Schieffer) — w końcu ów książę Kościoła sam fałszował z wielką wirtuozerią wszystko na okrągło. A to z pozornym usprawiedliwieniem, że nie chciał paść ofiarą innych fałszerstw kościelnych, w nie mniejszym stopniu fałszerstw Pseudo-Izydora.
A fałszowano wszędzie wokoło. Fałszował również poprzednik Hinkmara, arcybiskup Ebo (zm. 851 r.). Także bratanek Hinkmara, wychowany na jego dworze i przez niego popierany Hinkmar Młodszy, biskup Laon. Właśnie on zaprezentował fałszerstwa Pseudo-Izydora jako pierwszy w większej objętości i był prawdopodobnie powiązany z warsztatem fałszerzy. W ten sposób wywołał on ostry spór ze swym stryjem i Karolem Łysym i został w roku 871 pozbawiony biskupstwa, jednakże siedem lat później częściowo rehabilitowany.
Mimo od początku istniejących wątpliwości co do prawdziwości tego kolosalnego katolickiego oszustwa (już w IX wieku; w wieku XIV wyrażanych przez Marsyliusza z Padwy, teoretyka państwa skazanego jako "kacerza"), przez całe średniowiecze uchodziło ono za prawdę, a fałszerstwo udało się wykazać w zasadniczy sposób dopiero w 1559 roku magdeburskim centuriatorom i ich pierwszej historii Kościoła, finansowanej przez ewangelickich książąt (1559-1574). Ostatecznie zdemaskował jego nierzetelność reformowany teolog (i późniejszy profesor historii w Amsterdamie) David Blondel w 1628 roku. Jak nikt inny potrafił, z podziwu godną przenikliwością odróżnić prawdę od fałszu, choć i w jego czasach nie brakło bogobojnych obrońców fałszerstwa.
W ogóle po jego wykryciu w XVI wieku katolicy jeszcze długo czynili wszystko, by je bagatelizować, koloryzować, nieomal mu składać hołdy. Mówili o "legendzie", "poezji" lub, jak kardynał Bona (zm. 1674 r.), nawykły do tego, by "mieć na oku wyższe cele wiedzy" (Mast), o "pobożnym oszustwie". Taka fraus pia była to też dla słynnego katolickiego teologa Johanna Adama Möhlera (zm. 1838 r.). Sławił on wręcz Pseudo-Izydora jako "człowieka bardzo pobożnego, głęboko wierzącego, cnotliwego, zatroskanego o dobro Kościoła". A również dla jego kolegi po fachu, Rosshirta, Pseudo-Izydor jeszcze w 1849 roku nie jest w gruncie rzeczy fałszerzem, lecz "miłośnikiem prawa kościelnego", którego niesłychane oszustwa nie miały w ogóle innego celu "niż uczony, naukowo historyczny, a mianowicie maksymalną kompletność zbioru źródeł prawa kościelnego".
Katolik Luden wie wprawdzie, że ów zbiór jest "pełen kłamstw i oszustw", lecz dotyczy to jego zdaniem jedynie wczesnych okresów. Dla IX wieku, w którym powstał, zawiera on nawet w swych fałszerstwach "najczęściej jakąś prawdę". Nie stworzył on nowego prawa kościelnego, lecz jedynie wypowiedział, "co było już ugruntowane w ludzkich duszach", "nadał im kierunek [...] i skrócił drogę do celu. Jest to jednak skończona władza papieska, czego tylko zapragnie [...]". A skończona władza papieska jest oczywiście czymś dobrym, obojętne, jak jest realizowana. I w jakim celu. Wilhelm Neuss bowiem jeszcze w roku 1946 mówi o owych uczonych oszustach, że "ich zamiary były najwyraźniej dobre". Znowu inni katolicy rozstrzygają, w określony dla siebie sposób, między "szlachetnymi" i "pospolitymi" fałszerzami; przy czym "szlachetnym" jest fałszerz działający na rzecz Kościoła, "pospolitym" zaś ten, który fałszuje nie w jego ramach lub wręcz przeciw niemu. W ostatnich czasach nawet jezuita Grotz określa Dekretalia Pseudo-Izydora jako "największe fałszerstwo prawa w dziejach". Tymczasem się to już bowiem powszechnie rozniosło...
Dekretalia Pseudo-Izydora powstały około roku 850 (nie przed 847 i nie po 852 roku) w Rzeszy Wschodniofrankijskiej, może w Sens lub Tours, prawdopodobnie w archidiecezji Reims. Chciano wzmocnić władzę biskupów i papieża wobec państwa, a ponieważ nie było do tego dostatecznych podstaw prawnych, to po prostu je stworzono, czyli sfałszowano. Swe kłamstwo duchowni oszuści (jest to bodaj pleonazm) podawali za dzieło zmarłego w 636 roku w Sewilli doktora Kościoła Izydora. Był on jednym z najbardziej znanych autorów wczesnego średniowiecza, od czasów Augustyna wręcz najbardziej poważanym świętym Zachodu. Wiedziano przy tym, że pozostawił po sobie obszerną księgę praw i w ten sposób wyżej wymienione sfałszowane teksty prawa były uznawane przez całe średniowiecze za prawdziwe wytwory Izydora i oddziaływały mocą jego autorytetu.
a) Rozmiar i rodzaj
Rozmiar tego aktu kryminalnego jest tak nadzwyczajny, że zachowane do dzisiaj manuskrypty i ich fragmenty przy przeniesieniu na normalny oktaw książkowy wynosiłyby wiele tysięcy stron tekstu. Prawdopodobnie chodzi tu o pracę nie pojedynczego oszusta, lecz całej grupy fałszerzy teologicznych, zachodniofrankijskich duchownych dobrze zorientowanych w materii, najwyraźniej "reformatorów", którym nie odpowiadało dotychczasowe prawo kościelno-państwowe w Rzeszy frankijskiej, lecz którzy mimo wielu badań do dzisiaj pozostają nieznani. Niewątpliwie dobrze oczytani i wykształceni w prawie i archiwistyce, mniej lub bardziej zręcznie sklecili olbrzymi materiał, łącząc ze sobą rzeczy prawdziwe i sfałszowane.
W skład całego zespołu Pseudo-Izydoriów wchodzą cztery duże grupy:
1) Hispana Gallica Augustodunensis, sfałszowane opracowanie zbioru hiszpańskich kanonów z VII wieku.
2) Capitula Angilramni, kolekcja prawdziwych i nieprawdziwych ustaw soborowych, papieskich i cesarskich, jakie papież Hadrian I (772-795) rzekomo przekazał 14 września 786 roku biskupowi Metzu Angilramowi, który zmarł w 791 roku w trakcie wyprawy wojennej Karola I na Awarów. Cel kapituły Angilrama odpowiadał dążeniu hierarchii francuskiej — jak największego utrudnienia składania oskarżeń przeciwko niej i podlegania wyłącznie sądownictwu kościelnemu, jak wiadomo bowiem kruk krukowi oka nie wykole. Capitula Angilramni, kończące się wręcz tym, że papież i biskupi nie mogą być oskarżani, że, jak pisze katolik Hans Kuhner, "mogli sobie pozwolić na każdy czyn", rozszerzają tym samym jeszcze wielkie fałszerstwa symmachiańskie z VI wieku (II, s. 209 i nast.).
3) Benedictus Levita, wielki zbiór dekretów królewskich i cesarskich od Pepina po Ludwika Pobożnego, zestawienie kapitularzy w trzech księgach liczących łącznie 1721 rozdziałów, z których dobre dwie trzecie zostały sfałszowane! Kościelne przepisy zostały tutaj, by przydać im autorytetu państwa, przeistoczone we frankijskie dekrety państwowe z ostatniej przeszłości i wydane przez rzekomego diakona Benedykta Lewitę w roku 847 na rzekome zlecenie arcybiskupa Otgara jako kontynuacja oficjalnie uznanego zbioru kapitularzy zmarłego w 833 roku opata Ansegisa z Fontenelle (St. Wandrille).
4) Dekretalia Pseudoizydoriańskie (Decretales Pseudo-Isidorianae), najobszerniejsza i najważniejsza kolekcja wśród tych czterech grup, gdyż uzyskała największy
większy wpływ i odniosła największy skutek: jest to antologia listów papieskich i aktów soborowych od końca I do VIII wieku, od około 91 do 731 roku. Pod przebiegle nadanym pozorem starożytnej autentyczności próbuje uchodzić za kompletny kodeks prawa kanonicznego catolicae. Przy czym dekretalia papieży pierwszych stuleci chrześcijaństwa od rzekomego Klemensa do św. Milcjadesa (311-314) zostały sfałszowane całkowicie, nie pozostawiając najmniejszej luki, a dekretalia od św. Sylwestra I (314-335) do św. Grzegorza II (715-731) częściowo. Dzięki interpolacjom sfałszowano cały szereg postanowień soborowych, od słynnego soboru nicejskiego (325 r.) po trzynasty synod w Toledo (683 r.). Szczególnej uwagi godny jest fakt, że duchowni oszuści włączają w swe "dzieło" jeszcze większe oszustwo: "dar Konstantyna", wedle wszelkiego prawdopodobieństwa produkt (kancelarii) papieża Stefana II, powstały o stulecie wcześniej (wyczerpująco na ten temat: IV, s. 244 i nast.).
Całe historyczne draństwo składa się z około dziesięciu tysięcy cytatów, wyciągów, nie zawsze zręcznie mozaikowo pomieszanej prawdy i fałszu, jednakże fałszywe treści nie zostały wymyślone w dowolny sposób, lecz spreparowane z prawdziwych tekstów papieży, synodów i autorów kościelnych, z wieloma opuszczeniami, dodatkami i zmianami. Wszakże jest wśród nich ponad sto podrobionych listów papieskich, najczęściej z pierwszych trzech wieków chrześcijaństwa, w których zupełnie nie znano rzymskich dekretaliów. Edykty cesarskie z V wieku, jak choćby Teodozjusza II, pojawiają się jako zarządzenia papieskie z I wieku, a ustępy z synodu paryskiego (829 r.) pojawiają się w dosłownym brzmieniu w tekście zmarłego prawie dwieście lat wcześniej hiszpańskiego doktora Kościoła.
"Nie znajdzie się w całej historii drugiego przykładu tak całkowicie udanej, a przy tym tak niezdarnie obmyślonej fikcji". Taki osąd wyraził historyk Kościoła Ignaz von Döllinger (który po ekskomunice w roku 1871 bez formalnego przystąpienia wspierał Kościół starokatolicki). Historyk papiestwa Seppelt mówi natomiast o z "dużą ostrożnością" przygotowanym i dobrze podbudowanym "w swym rodzaju wspaniałym fałszerstwie". Historyk papiestwa Kuhner nazywa je wręcz "najskuteczniejszym fałszerstwem całej historii Kościoła".
b) Cel
Jako cel swego oszustwa, zawierającego wszystko, co jest możliwe: wynurzenia natury liturgicznej, dogmatycznej, moralnej i moralizatorskiej, sami jego autorzy wymieniają systematyczne zebranie bardzo rozproszonych źródeł prawa kanonicznego; jest to oczywiście jawne kłamstwo. Dużo bardziej ich zamiarem, jako że stare prawo było dla kleru bezużyteczne, było stworzenie i przeforsowanie nowego prawa, a przy tym wzmocnienie władzy biskupów zarówno wobec państwa, jak i wobec wielkiego wpływu metropolitów.
W ten sposób możliwości oskarżenia biskupów miały zostać bardzo ograniczone, ich osądzenie i złożenie z urzędu niezwykle utrudnione i praktycznie uniemożliwione. Ich, panegirycznie wychwalanych jako "oczy Pana", "najwyżsi kapłani", "święci", "bogowie", nie mógł oskarżać żaden człowiek świecki, również żaden niższy duchowny i żaden podwładny, któremu można było zagrozić pozbawieniem czci i ekskomuniką. Jeśli jednak zdarzyło się, że wysunięto oskarżenie przeciwko biskupowi, to koniecznych było 72 świadków oskarżenia, co faktycznie niemalże wykluczało jego osądzenie. Sąd nad nim mógł sprawować jedynie synod kościelny mający zezwolenie papieża. Kompetencje jurysdykcji świeckiej zostały zatem całkowicie wyłączone. Biskupowi bowiem podporządkowany był nie tylko lud, lecz również książęta. Oni, jak tego domagano się z naciskiem, mieli go słuchać, gdyż biskup stał ponad wszystkimi książętami i mógł być sądzony jedynie przez Boga i papieża lub jego pełnomocników, co jest powtórzone po wielekroć.
Co jest korzystne dla biskupów, jest korzystne i dla biskupa Rzymu. I rzeczywiście monstrualna porcja oszustwa przynosi mu same profity. Tylko do niego bowiem należy pełnia władzy. Jest nie tylko kapłanem, ale i królem. A jeśli już godność biskupia stoi ponad królewską, to co dopiero papieska. Papież jest, kładąc to w usta Feliksa II, "zarazem głową świata". Dlatego fałszerze nadają mu nawet prawo znoszenia ustaw państwowych.
Jeśli jednak głęboko podporządkowano papieżowi władzę królów, to istną "dyktatorską władzę" przyznano mu dopiero prawdziwie w Kościele. Wpajała przecież każdemu, że papież jest jedynym prawodawcą i sędzią Kościoła, że bez jego pozwolenia ani żaden metropolita, ani synod nie może postanowić niczego wiążącego, a wręcz bez jego zgody nie może zostać zwołany żaden synod etc. A nawet, zdaniem łotrów w sutannach, już pierwsi papieże posiadali takie uprawnienia jurysdykcyjne, jakich nie mieli ich dużo późniejsi następcy.
Już św. Leon IV stosował ten falsyfikat, zaprezentowany mu w całości lub fragmentarycznie przez duchownych z Reims. Dużo częściej powoływał się na niego jako na kodeks prawniczy również święty Mikołaj I. Używał go od roku 864, gdyż szybko pojął jego nadzwyczajne korzyści dla Stolicy Apostolskiej. Ergo zaświadczył prawdziwość dzieła, które arcybiskup Hinkmar z Reims rozpoznał jako fałszerstwo zaraz po jego wydaniu, co jego samego nie powstrzymało od użycia, jak tylko okazało się przydatne.
Najwięcej korzyści na dłuższą metę przyniosły papiestwu Dekretalia Pseudoizydoriańskie. Z całego Pseudo-Izydora odegrały największą rolę historyczną i były najbardziej rozpowszechnionym dziełem we wszystkich średniowiecznych zbiorach prawa kościelnego. Powoływano się na nie ustawicznie, by podeprzeć i pomnożyć władzę Rzymu. Nie przypadkiem upierali się przy nich sami papieże. Mikołaj I, Hadrian II, Grzegorz V, Leon IX, Grzegorz VII i inni wykorzystywali je do swych celów politycznych. Osławiony Dictatus papae Grzegorza opiera się w większej części na tym niesłychanym oszustwie. W sporze o inwestyturę zostało ono w pełni przejęte; odegrało niesłychaną rolę w walkach między cesarzami a papieżami w XI i XII wieku. To fałszerstwo, pisze Manfred Hellmann, "w niespodziany sposób podniosło pozycję i powagę Stolicy Apostolskiej". Było "najmilszym prezentem — pisze Walter Ullmann — jaki kiedykolwiek otrzymało papiestwo". Zwłaszcza że wiedziało, jak z niego korzystać i jak pozbawić tych korzyści biskupów, przez autorów oszustwa jeszcze bardziej uprzywilejowanych. Wpływ Dekretaliów Pseudoizydoriańskich na Kościół i prawo kościelne, ogromny w pierwszych wiekach tego tysiąclecia, pozostał wielki aż do XIX wieku, kiedy to z tego mamidła największe korzyści odniósł choćby dogmat o nieomylności Piusa IX, z którego to powodu ten papież jeszcze po 1870 roku, po definitywnym odkryciu oszustwa, publicznie chwalił autorów przy nim obstających! (Odpowiednio do zasług pierwszym krokiem ku kanonizacji Piusa IX było w 1985 roku oficjalne uznanie jego "cnoty heroizmu" — wcześniej biskupi katoliccy, katoliccy historycy Kościoła i dyplomaci uznali go za głupiego i niepoczytalnego: por. moja Polityka papieska w XX wieku, 1.1, s. 23).
Wymyślony żart z Pseudo-Izydoriami działa jednakże prawie po dzień dzisiejszy, po Codex Iuris Canonici z roku 1917, zastrzegający jedynie papieżowi prawo zwoływania soboru ekumenicznego. Gdy w 1962 roku Jan XXIII zwołał takowy sobór, mógł się oprzeć na co najmniej sześciu punktach w CIC — trzech z Dekretaliów Pseudo-Izydora i trzech, które się z nich wywodzą.
Ponieważ jednak dla głosicieli królestwa bożego nie ma nic ważniejszego niż pieniądze i dobra tego świata, to w największych fałszerstwach niepoślednie miejsce zajmują dziesięciny, świadczenia posługi w niedziele i święta, ochrona dóbr kościelnych, nienaruszalność i niezbywalność stanu posiadania Kościoła. Wszystko, co kler kiedykolwiek otrzymał, pola, księgi, domy, szaty, rzeki etc., wszystkie dobra ruchome i nieruchomości, staje się dobrami Kościoła i każde ich naruszenie jest karane ekskomuniką, utratą wszelkich godności i najcięższymi karami przed sądem świeckim .
Anastasius Bibliothecarius albo debiut antypapieża
Już Leon IV, za którego rządów powstały fałszerstwa pseudoizydoriańskie, je wykorzystywał. Gdy zmarł 17 lipca 855 roku, zamierzano osadzić na jego miejscu kardynała Hadriana. Gdy tenże, rzadki przypadek w historii papiestwa, odmówił — być może dlatego, że obliczył sobie, że później będzie miał większe szansę (w czym, jak się okazuje, miał rację) — większość wybrała Benedykta III (855 - 858), rodowitego rzymianina.
Wprawdzie kardynał Benedykt był prowadzony już w uroczystej procesji do Lateranu, a podpisany przez duchowieństwo i arystokrację dekret wyborczy został wysłany do cesarza z prośbą o zatwierdzenie, to w tym samym czasie grupa wiernych cesarzowi wybrała na papieża wysokiego rodu, wielce uzdolnionego, a nawet bardzo wykształconego kardynała Anastazego (Bibliothecariusa): nie tylko, jak pisze Wattenbach, "uczonego męża i szczwanego lisa", lecz również syna bogatego biskupa Arseniusza z Orte, którego zresztą sam Anastazy (w liście do arcybiskupa Adona) nazywa niezgodnie z prawdą wujem (jak jeszcze katoliccy autorzy XX wieku, choćby Seppelt; inni ignorują ten fakt).
Kardynał Anastazy jednak w przeciwieństwie do ostatniego papieża ustąpił i najwyraźniej ze strachu przed zemstą nie pojawiał się w swym rzymskim kościele. Jako rywal zarówno wpływowy, jak i posiadający dużą wiedzę i rozum był zwalczany zawzięcie przez Leona IV przez cały pontyfikat, a na wielu synodach, pod koniec 850 roku oraz w maju, czerwcu i grudniu 853 roku ekskomunikowany, skazany na wygnanie i złożony z urzędu — było to potępienie uwiecznione w Świętym Piotrze za pomocą obrazów i komentarza.
Anastazy znalazł ochronę na terenie, gdzie władał cesarz Ludwik II, a tenże wielokrotnie odmawiał wydania zbiega, o co papież usilnie zabiegał. A gdy następnie wysłani z Rzymu posłowie Benedykta próbowali wręczyć zgodnie z obowiązkiem dekret wyborczy cesarzowi, zostali po drodze w Gubbio (w Umbrii) przechwyceni przez jednego z głównych animatorów stronnictwa cesarskiego, biskupa Arseniusza z Orte, ojca Anastazego, i przeciągnięci na jego stronę, tak że na dworze przemawiali po jego myśli.
Po ogłoszeniu wyboru Benedykta za nieważny, oficjalnie wykluczony z Kościoła Anastazy, wprawdzie nieco naruszając legalność, został obwołany w Orte papieżem i powrócił w towarzystwie cesarskich posłów do Rzymu, gdzie początkowo wielu przeszło na jego stronę, a nowi wysłannicy Benedykta III znaleźli się w łańcuchach. Anastazy rozpoczął swe rządy w Świętym Piotrze od usunięcia ze ścian uwiecznionej na nich swej hańby oraz zniszczenia i spalenia obrazów świętych, rozbijając toporem (w końcu był znakomitym znawcą historii Kościoła) nawet figury Chrystusa i Marii. Następnie kazał wyłamać drzwi do Lateranu, zasiadł na tronie papieskim i rozkazał wypędzić swego przeciwnika zajmującego w bazylice inny stolec.
Zadanie to wykonał biskup Romanus z Bagnorei. Z orszakiem najeżonym bronią wkroczył do kościoła, strącił Benedykta z tronu i zerwał z niego, pośród poszturchiwań, papieskie szaty. Jednakowoż maltretowany papież dzięki przychylności ludu i zmianie orientacji stronników cesarza zdołał je znów założyć — po trzydniowym powszechnym poście, podczas gdy tym razem Anastazy pozbawiony swych insygniów, wśród obelg wypędzony z pałacu, został odprowadzony przy pomocy cesarskich missi, ale tylko do aresztu domowego. A nawet Benedykt kazał wprawdzie odtworzyć w Świętym Piotrze świadectwo jego wyklęcia, lecz później przyjął eks-papieża, choć już tylko jako osobę Świecką, do Kościoła, a Anastazy ponownie zaczął w zadziwiający sposób stopniowo piąć się ku górze.
Już następca Benedykta, Mikołaj I, nadał mu jako małą rekompensatę za wszystkie krzywdy doznane od Świętej Matki Kościoła kierownictwo i dochody klasztoru Najświętszej Marii Panny w Trastevere, zatrudnił go potem jako "swego rodzaju tajnego sekretarza", jako konsultanta, zwłaszcza w sprawach bizantyjskich, przy czym Anastazy wykorzystał okazję do zniszczenia obciążających go materiałów w papieskim archiwum.
Mikołaj I — papież jak pawi ogon, "[...] jakby był panem świata"
Mikołaj I (853 - 867) był synem duchownego i wyrósł na Lateranie. Za pontyfikatów trzech papieży, Sergiusza II, Leona IV i Benedykta III, którego był pierwszym doradcą, zdobywał coraz większe wpływy. A gdy Benedykt zmarł, a kardynał Hadrian odmówił kandydowania, Mikołaj zajął miejsce zmarłego papieża, a mianowicie, jak podają Annales Bertiniani, najważniejsza kontynuacja kończących się na 829 roku Roczników Rzeszy, "bardziej wskutek obecności i dzięki życzliwości króla Ludwika i jego możnych, niż dzięki wyborowi duchowieństwa".
Cesarz Ludwik II bowiem na krótko przed śmiercią Benedykta opuścił Rzym, potem jednak natychmiast powrócił i dopomógł diakonowi Mikołajowi do zaspokojenia jego ambicji. A Mikołaj zrewanżował się zaraz we właściwy mu sposób, odwiedzając ponownie wyjeżdżającego Ludwika. W otoczeniu duchowieństwa i arystokracji pozwolił cesarzowi prowadzić kawałek drogi swego konia za cugle, ugościć się w cesarskim namiocie, bogato obdarować, a na odjezdnym ponownie świadczyć uwłaczające usługi stratora.
Z taką pychą papież rozpoczął swój pontyfikat.
Rzekomo już Pepin III w styczniu 754 roku w swym palatium Ponthion odprawił ów upokarzający rytuał wobec Stefana II, gdy ten zimą przekroczył Alpy. Jednakże nie wie o tym nic źródło frankijskie {Annales Mettenses Priores). Raczej ukazuje papieża wraz ze świtą w worze pokutnym i posypanego popiołem, błagającego na klęczkach Pepina..., co potwierdzają i inne relacje (por. t. IV, s. 229).
Tymczasem zmienił się układ sił, zniknęły księstwa i królestwa, a rzymscy hierarchowie, nie bez swego udziału, dotarli na same szczyty. Sprawiły to wszelkiej maści przemoc, waśnie i wojny, zniewolenie i oszustwa. Zdobyto tak zwane prawa, przywileje, immunitety, wyłudzono wspaniałe tereny Państwa Kościelnego, od Rawenny po Terracinę, wystawiono siły lądowe i morskie, popełniwszy największe oszustwa w historii, osławiony dar Konstantyna, nie mniej osławione Pseudo-Izydoriana, którymi papież Mikołaj I już zdążył się posłużyć, a które z naciskiem podkreślały owe rzekome ogromne donacje ziemskie.
Mikołaja I (858-867), którego zwłaszcza katolicy chętnie nazywają "Wielkim" — zaczem z reguły można się spodziewać niejednego — zalicza Leopold von Ranke nie przypadkiem do ludzi, których należałoby traktować "jako żywy system". A po czymś takim można się spodziewać paru jeszcze innych rzeczy.
Mikołaj nawiązuje bowiem do innych "Wielkich", do papieskich ambicji Leona I, Gelazego I i Grzegorza I.
Do Leona, który z właściwą swemu rodzajowi skromnością stawia papieża w jednym rzędzie z Chrystusem i Bogiem, "wiekuistym najwyższym kapłanem", jemu "podobnym i Ojcu równym"! Do Gelazego I, który wprawdzie "najmniejszy pośród wszystkich ludzi", każe publicznie składać sobie hołdy jako "apostołowi Piotrowi" i "wikariuszowi Chrystusa"; który auctoritas papieża stawia ponad potestas cesarza i żąda, by również cesarz wykonywał rozkazy z papieskiego stolca i zginał "pobożnie kark" przed nim, który wskazuje z pokorą na to, że Pismo Święte nazywa wręcz "księży już to bogami, już to aniołami", któremu jednakże jego następca, papież Sabinian zarzuca "żądzę własnej sławy".
A wreszcie, pretensje i roszczenia jego "wielkich" poprzedników były jedynie pobożnymi
życzeniami, w najmniejszym stopniu — jak to pokazano w drugim tomie — nie pokrywającymi się z historią. Mikołaj jednak nie sięgał po pożądliwie upragnioną pełnię władzy imperialnej jedynie mimochodem — posługując się już wówczas — choć ich nie wymienia — Pseudo-Izydoriami, lecz zebrał w dużych ilościach i wzmocnił jeszcze bardzo wymowę tego, co było wcześniej rozproszone, jeśli nawet nie za pomocą własnego umysłu, to dzięki wsparciu swego błyskotliwego, odzyskującego od roku 861/862 wpływy ścisłego współbojownika Anastazego Bibliotekarza, który najwyraźniej formułował wiele z pism najwyższego urzędu.
Papież Mikołaj rozwinął w pełni zaznaczającą się jedynie w zarysach zasadę papieskiego prymatu jurysdykcyjego. Zażądał omnipotentnej władzy. Jeśli przez Pana papieżowi "zostało przekazane wszystko, to nie brak niczego, co by mu nie zostało dane". A nikt nie może pomniejszyć przywilejów "stolca apostolskiego", nadanych przez Boga. Mikołaj przyznał zatem papieżom "książęcą rangę władzy boskiej", nazwał ich pokornie "książętami nad całą ziemią", a całą ziemię po prostu "kościołem", a wręcz po raz pierwszy użył tytułu "namiestników Boga" wobec papieży. Papież nie może być sądzony przez nikogo, również cesarza, ale sam może osądzać wszystkich, oczywiście również sobory, państwa i władców. Jeśli bowiem nawet przysługiwała im pewna samodzielność, to przecież w polityce tak wewnętrznej, jak i zagranicznej mieli się kierować pryncypiami kościelnymi, wszelkie zło trzymać z daleka od Kościoła i wykonywać jego rozkazy i nałożone pokuty, pod groźbą kar ziemskich i wieczystych, ekskomuniki i piekła.
Nie dość na tym. Jeśli władza świecka nie jest posłuszna Kościołowi, to czyż nie jest zakichanym obowiązkiem i powinnością wiernych odmowa posłuszeństwa? Wówczas bowiem przestaje obowiązywać — i rozciąga się to również na czasy dzisiejsze! — paulińska zasada: Bądźcie poddani zwierzchności! O nie, ujawnia się wtedy jej stary trick: macie być posłuszni Bogu bardziej, niż ludziom — a Bóg, jak zawsze napominają, to — w praktyce — oni! Wszyscy mają tańczyć, jak im zagrają. Po stronie władzy świeckiej stać należy jedynie dopóty, dopóki trzyma ona stronę Kościoła, a przynajmniej nie występuje przeciw niemu, wtedy bowiem staje się to ciężką nieprawością, jaka nie ma prawa przydarzyć się po stronie papieskiej, gdyż po tej stronie stoi Bóg! Jeśli zatem przywołują oni prawo, to w tym przypadku mają w istocie na myśli — siebie! — tak jak i przywołując Boga. "Przypatrzcie się — pisze papież Mikołaj do państwa Franków — czy rządzą według prawa, w przeciwnym razie należy ich uznać raczej za tyranów niż królów, którym musimy się raczej przeciwstawiać i przeciw nim występować, niż być im poddanymi".
Czy Mikołaj I, którego niektórzy — po prawie stu poprzednich papieżach — uznają za pierwszego, był teokratą, prekursorem papieskiej dominacji nad światem? Wśród interpretatorów jest to rzecz budząca kontrowersje. Wszakże stanowi swego rodzaju pomost ku Grzegorzowi VII i Innocentemu III, nawet jeśli wiele z przytaczanych cytatów nie jest bynajmniej oryginalnych, a na listy wpływ wywierał najczęściej Anastazy — i to nie tylko na ich formę, ale i treść; to akurat jest bezsporne.
Niewątpliwie papież ten odznaczał się wielkopańską postawą, stylem wybitnie monarchicznoautorytarnym. "Rozkazywał królom i tyranom — pisze opat Regino — i władał nimi swą powagą, jakby był panem kręgu ziemskiego (dominus orbis terrarum)"'. W istocie pełen pretensji pontifex maximus ciągnął profity z ciągłego uszczuplania władzy cesarskiej, słabości Karolingów, która bardziej niż wszystko inne pozwalała mu umacniać papiestwo, umożliwiała — jak to się wychwala po katolickiej stronie — "doprowadzenie do dumnych wyżyn pozycji w świecie, zostawiającej daleko za sobą inne [ośrodki] władzy" — podczas gdy dla Centuriatorów Magdeburskich rozpoczęło się wraz z nim w Kościele panowanie Antychrysta.
Mikołaj, w postawie równie pański, co budzący strach, na mocy autorytetu książąt apostołów Piotra i Pawła (por. zwłaszcza t. II, rozdz. 2) rościł sobie pretensje do najwyższej władzy i nienaruszalności swych wyroków. Nic nie było ponad jego godność, nic ponad jego prawa, był wręcz nieosiągalny dla nikogo i niczego. Wszędzie usiłuje zaprowadzić supremację swego urzędu. Wszystko ze strony swych ambitnych poprzedników, co bodaj w przybliżeniu jej dotykało, zbiera jako dowód w częstych przypomnieniach, co wcześniej pojawiało się jedynie sporadycznie, łączy we wprawdzie mało oryginalny, lecz imponujący chór. Nawet wydany z kościelnym imprimatur podręcznik historii Kościoła zmuszony jest przyznać, że "centralnej władzy kościelnej, do jakiej dążył Mikołaj, tradycyjne prawo kanoniczne nie znało — powstała jako system dopiero od Pseudo-Izydora". Fantastyczne fałszerstwo prefabrykuje zatem przyszłość.
Tymczasem Mikołaj umacnia swą dominację, nie tylko ją propaguje, ale i odpowiednio do tego działa, forsuje jej urzeczywistnienie. A jego zasady, żądania, odmowy, jego protesty przeciw jakiemukolwiek wtrącaniu się cesarzy i królów do Kościoła, jego odrzucanie [odrębnej] kościelności narodowej i państwowej oznaczały, zdaniem katolika Seppelta, "niezmordowaną, zażartą walkę" .
Na początek Mikołaj zaatakował metropolitów. Jak twierdził bowiem: "Papież ma prawo regulowania spraw wszystkich kościołów, wszelkie synody mogą być zwoływane tylko za jego rozkazaniem, metropolici podlegają jego autorytetowi; gdzie milczy prawo kanoniczne, tam może zaprowadzać nowe".
Metropolici nie chcieli przyjąć tego do wiadomości. A już na pewno nie arcybiskup Jan z Rawenny (850-861), będącej jako rezydencja cesarzy, królów gockich i egzarchów rywalką Rzymu i po nim najpotężniejszą metropolią Italii. Jej kościelni książęta otrzymali w roku 666 od cesarza Konstansa II przywilej autokefalii, choć później go utracili; potem mieli niespełnioną nadzieję na uzyskanie własnego państwa kościelnego z pomocą Karolingów, krótko mówiąc, spór o wpływy, posiadłości i niezależność od Rzymu trwał nieprzerwanie. Zaostrzył się wręcz, gdy na raweńskim stolcu zasiadł wojowniczy arcybiskup Jan, zwłaszcza że jego brat, dux Jerzy, świecki przywódca na tym terenie, mocno z nim współpracował. Arcypasterz Jan dążył do samodzielności, udzielnej władzy, rościł sobie pretensje do dóbr papieskich, odbierał je, wyciskał podatki, wyrzucał księży sprzyjających Rzymowi, próbował zapobiegać kontaktom swych biskupów diecezjalnych z papieżem tak samo jak interesom jego urzędników, których obrzucał obelgami. Ostatecznie obciążono go ogromną liczbą prześladowań i nadużyć, również "kacerstwem", tak że Mikołaj, który opór biskupa "lekceważył niczym pajęczynę", trzykrotnie zawezwał przed siebie popieranego przez cesarza metropolitę,a następnie obłożył go suspensją i ekskomuniką. Jednakże dopiero gdy i cesarz odciął się od ekskomunikowanego, Mikołajowi udało się zmusić Jana do poddania się, do wielu zobowiązań, a co nie najmniej ważne, do zwrócenia "posiadłości wydartych świętemu Piotrowi" — był to pozorny pokój, który długo się nie utrzymał.
A co oczywiste i w innych miastach współbracia przeciwstawili się św. Mikołajowi, szczególnie ostro zaś Hinkmar z Reims (845-882), najpotężniejszy metropolita nie tylko państwa frankijskiego. Na próżno marzył on o zostaniu papieskim wikariuszem, a nawet z królewską pomocą o oderwaniu zachodniofrankijskiego Kościoła od Rzymu, oczywiście pod prymatem Reims.
Arcybiskup Hinkmar pozostawał w otwartym konflikcie z krnąbrnym biskupem Rothadem z Soissons, własnym sufraganem. Opierając się na fałszerstwach pseudo-izydorianskich chciał on zachować pewne lub domniemane prawa, których odmawiał mu Hinkmar. Stare i nowe prawo, a właściwiej stare i nowe bezprawie stały naprzeciwko siebie. Ale ponieważ Rothad — znów w pełnej zgodności z Pseudo-Izydoriami — odrzucał wszelkie zakusy władzy świeckiej na sferę kościelną, na dobra kościelne, beneficja i temu podobne rzeczy, miał przeciw sobie również króla, Hinkmar złożył opornego biskupa "wedle prawa kanonicznego" jesienią 862 roku z urzędu i osadził w klasztornym więzieniu. Działo się to "przy męczeńskim grobie świętych Kryspina i Kryspiniana koło Soissons", relacjonuje kronikarz z St. Bertin — w tym okresie jest to sam arcybiskup Hinkmar (s. 109) — i dlatego nie może nas dziwić, że jego brat w Chrystusie, biskup Rothad figuruje u niego "jako nowy faraon" i "jako człowiek przemieniony w zwierzę" (por. t. I, s. 101 i nast., 103 i nast.). Papież Mikołaj uzyskał jednak po szybkiej wymianie listów między Rzymem i Reims podporządkowanie się Hinkmara i ponowne osadzenie Rothada na urzędzie w roku 865. Najbardziej interesujące jest to, że, podając za posiadającym imprimatur podręcznikiem historii Kościoła: "Postępowanie przebiegało całkowicie według reguł fałszywych Dekretaliów..."
W istocie papież nie tylko się do nich odwołał w stosunku do Hinkmara, lecz określił je jako od dawna obowiązujące i uzasadnił nimi postępowanie procesowe oraz swój wyrok. Przyjmuje się nawet, że biskup Rothad przywiózł sfałszowany dokument do Rzymu, a może był wręcz jednym z fałszerzy — przy czym otwarta pozostaje kwestia, czy papież rozpoznał Dekretalia jako fałszerstwo.
Jakkolwiek było — wszystkim głoszącym katolicką pokorę Mikołaj musiał zaraz przypaść do gustu, padano bowiem przed nim krzyżem; jak choćby jeden z prałatów, który świadomy swej winy w dewocyjnym stylu właściwym jego rodzajowi błagał o łaskę Jego Świątobliwość: "Wszechmogącemu Bogu i Świętemu Piotrowi i niezrównanej łagodności Waszej Wysokości polecam moją skromną osobę, który sprawujecie Boskie zastępstwo i zasiadacie na wielebnym stolcu najwyższego księcia jako prawdziwy apostoł [...]. Waszym rozkazom chcę być powolny we wszystkich cząstkach jak Bogu, zamiast którego i w którego imieniu Wy wszystkim rozporządzacie".
Okropność.
Jednakże nie każdemu prałatowi przypadło do gustu podobne wysługiwanie się Rzymowi, toteż niejeden hierarcha jeżył się przeciwko nie lubianemu najwyższemu kapłanowi. Ilustruje to spór przypadający po większej części na pontyfikat Mikołaja I, spór, za którego wysuwanymi na plan pierwszy implikacjami z zakresu teologii moralności nie stoi nic innego jak polityka władzy.
Spór o małżeństwo Lotara II: cesarz Lotar I dzieli swe państwo
Najstarszy syn Ludwika Pobożnego, cesarz Lotar I, zmarł 29 września 855 roku w nadwornym klasztorze Karolingów Prum (koło Trewiru) jako mnich i pośród zakonnych ćwiczeń (s. 111) — po tym jak ostatnie lata przeżył na kocią łapę z dwiema niewolnymi dziewkami, a za to ledwie sześć dni w ascezie. O jego duszę zmagały się ponoć okrutnie duchy światła i ciemności, lecz dobrzy aniołowie dzięki błaganiom prumskich mnichów, przez Lotara bogato obdarowanych kosztownościami i dobrami (za co niebo okazuje wdzięczność), odnieśli zwycięstwo.
Tuż przed śmiercią cesarz podzielił swe państwo pomiędzy swych trzech synów, co jeszcze bardziej osłabiło już nadwątloną władzę cesarską. Najstarszemu, Ludwikowi II (855-875), już od 840 roku zastępującemu Lotara jako wicekról Italii, przypadł w udziale ten kraj i korona cesarska. Wszakże cesarstwo ograniczało się praktycznie do Italii i, wbrew dotychczasowym poglądom, wywodziło się od koronacji dokonanej przez papieża!
Drugi syn Lotara, Lotar II, średni (855 - 869), otrzymał rdzenne tereny karolińskie wokół Akwizgranu i Metzu z północną Burgundią, regnum Hlotharii, nazwane później od jego imienia i noszące to miano do dzisiaj oraz przylegające od północy obszary nadreńskie po Fryzję. Lotaryngię, będącą przez resztę stulecia terenem sporu najpierw między braćmi Lotara, Ludwikiem Niemieckim a Karolem Łysym, a później innymi władcami wschodniej i zachodniej Frankonii, zdobył wreszcie w roku 925 król Henryk I i włączył na trwałe do państwa wschodniofrankijsko-niemieckiego — oczywiście nie bez wypraw wojennych.
Najmłodszy syn cesarza Karol Prowansalski, epileptyk, po którym nie oczekiwano ani potomstwa, ani długiego żywota, otrzymał Prowansję, południową Burgundię i ducatus Lyonu. Jego brat Lotar chciał Karola natychmiast umieścić w klasztorze, ale przeszkodzili mu możni prowansalscy. Jednakże Karol zmarł już w wieku zaledwie 23 lat w styczniu 863 roku pod Lyonem i obaj starsi bracia podzielili się jego dziedzictwem; stosunki między nimi pogarszały się stale, doszło do bezowocnych najazdów z obu stron.
Skandaliczny handel matrymonialny Lotara II, który przez całe dziesięciolecie odbijał się na historii frankijskiej, ma szczególne znaczenie dla polityki zarówno kościelnej, jak i świeckiej. Doprowadził do tego, że papiestwo stało się ostateczną instancją w sprawach małżeńskich, a z drugiej strony dopomógł państwu wschodniofrankijskiemu/Niemcom do zdobycia Lotaryngii.
Opat Hucbert — "dziewki, psy i sokoły" i 6600 męczenników
Wedle świadectwa biskupa Adwencjusza z Metzu Lotar już jako małoletni został formalnie zaręczony przez swego ojca z Waldradą. Był z nią związany swoistym małżeństwem o germańskiej tradycji (Friedel-Ehe, ze starowysokoniemieckiego: friedila, "kochanka", "małżonka"), jakie zawierano zwłaszcza przy różnicy stanu, gdy mężczyzna wżeniał się do rodziny lub uprowadził przyszłą żonę. Jednakże zaraz po śmierci ojca Lotar II z czysto politycznych powodów poślubił Teutbergę, córkę burgundzkiego hrabiego Bozona, której brat, hrabia Hucbert, opanował jako opat St. Maurice przejście przez Alpy z Włoch w dolinę Rodami, a kontrola ważnych przełęczy alpejskich dawała Lotarowi dogodną pozycję do ewentualnych wypadów do Burgundii. Małżeństwo pozostało jednak bezdzietne i by zapewnić ciągłość rządów w swym państwie, po rocznym terminie odsunął w roku 857 od siebie Teutbergę, by poślubić wcześniejszą kochankę Waldradę. Jak i Teutberga pochodziła ona z arystokracji frankijskiej i według wielu źródeł miała być siostrą arcybiskupa Gunthara z Kolonii. Już przed intronizacją Lotara (855 r.) wydała mu na świat syna Hugona i dwie córki, Bertę i Gizelę, które później uznano za równe urodzeniem.
Od czasów Ludwika Pobożnego, widocznie pod wpływem jego duchownych doradców, przeniknęły po raz pierwszy określone chrześcijańskie wyobrażenia o moralności chrześcijańskiej. Lotar zaś żywił przez całe życie pewną gorącą namiętność, jaką pobożni chrześcijanie owych czasów mogli sobie wyobrazić jedynie jako produkt głębokiej wiary w czary. Regino z Prum uważał króla za "opanowanego przez diabła", a nawet niezmiernie uczony arcybiskup Hinkmar objaśniał —używając całej swej wiedzy — kwestię, "czy może być prawdą, jak mówi wielu, że są kobiety, które za pomocą czarów wywołują nieprzepartą nienawiść między małżonkami i takoż mogą zapalić niewypowiedzianą miłość między mężczyzną a niewiastą, tak że mąż nie jest już w stanie obcować ze swą żoną jak małżonek i tylko pożąda innych niewiast". Arcybiskup potwierdził oczywiście tę opinię, a nawet dołożył poglądową historyjkę z długą listą czarowników i czarów, zwłaszcza że wiedział, iż tak jak dla każdego nałogu, tak i dla nierządu istnieją specjalne diabły.
Aż do swej śmierci, przez dwanaście lat, Lotar walczył o rozwiązanie swego małżeństwa, w czym wspierali go obaj biskupi z Kolonii i Trewiru oraz większość arcypasterzy z Lotaryngii. Oczywiście dokonał on przy tej okazji wielu darowizn, jak choćby dla klasztoru Św. Piotra w Lyonie, donacji pod byle pretekstem, za zbawienie duszy swego najmłodszego brata, który tam jest pogrzebany, za zbawienie swego syna Hugona, swej ukochanej małżonki Waldrady, za grzechy swych występków — jest wiele okazji, by klasztory i kościoły stały się bogatsze.
By uzyskać rozwód, Lotar następnie oskarżył Teutbergę o kazirodztwo z własnym bratem Hucbertem, opatem, również o spędzenie płodu — rozgłaszając wiele szczegółów. Opat szerzył zatem wokół grabieże i morderstwa z "bandą złoczyńców", obcował — jak wiadomo — często z kobietami i wydał na "dziewki, psy i sokoły" dochody opactwa, wielce sławnego z powodu kości legionu tebańskiego: 6600 mężów zmarłych śmiercią męczeńską za czasów Dioklecjana — co stwierdzono jednakowoż prawie półtora stulecia później. (A sama ta liczba przekracza wielokrotnie przypuszczalną liczbę wszystkich chrześcijańskich męczenników w trzech pierwszych stuleciach! Jednakże specjalne oskarżenia opata-kobieciarza były zapewne wyssane z palca. Na próżno również podjął Lotar dwie wyprawy przeciwko bezpiecznie siedzącemu w swych alpejskich zamkach opatowi.
Arcybiskup Gunthar z Kolonii zdradza kłamliwą tajemnicę spowiedzi
Gdy nawet "sąd boży" — "próba wody", po której zastępca Teutbergi wyjął z gotującej się wody rękę "niesparzoną" — zakończył się nie po jego myśli, uznano "wyrok boski" za niewystarczający (już wówczas bowiem niektórzy uważali go za udawany cud, za pomocą którego próbowano przechytrzyć innych — tymczasem
Kościół, mimo sprzeciwu niemałej liczby teologów, tolerował praktykowanie owego iudicium Dei, a nawet prawdopodobnie wynalazł jego nowe formy, zwłaszcza "próbę krzyża"). I tak królewski arcykapelan, arcybiskup Gunthar z Kolonii (850-870) — który roztrwonił tamtejsze dobra kościelne wraz ze świętymi naczyniami "ze złota i srebra i wielu rodzajów" (Annales Xantenses) na rzecz licznych wasalnych krewniaków, jego braci, bratanków, sióstr i siostrzenic — zeznał kłamliwie, jakoby Teutberga wyznała mu swój grzech podczas spowiedzi.
Na to została osądzona przez przepełniony bólem i zgrozą, zwołany poza Guntharem przez arcybiskupów Teutgauda z Trewiru i Wenilo z Rouen synod krajowy w Akwizgranie w lutym 860 roku, przed którym złożyła wymuszone, spisane na piśmie, jeszcze raz potwierdzone ustnie, ale wkrótce odwołane zeznanie: "Ja, Teutberga, doprowadzona do zepsucia przez niewieścią ciekawość i słabość, dręczona wyrzutami sumienia, składam dla ratowania mojej duszy i z wierności wobec mego pana prawdziwe zeznanie przed Bogiem i jego św. aniołami, tymi wielebnymi biskupami i szlachetnymi panami świeckimi i zeznaję, że mój brat, duchowny Hucbert, uwiódł mnie we wczesnej młodości i popełnił z moim ciałem nierząd sprzeczny z naturą. To poświadczam na moje sumienie, nie przez złośliwe podszepty do tego doprowadzona, ani przez gwałtowny przymus do tego naglona, lecz zgodnie ze szczerą prawdą, tak mi Pan dopomóż, który przyszedł, by ratować grzeszników i tym, którzy grzechy sprawiedliwie i zgodnie z prawdą wyznają, obiecał prawdziwe przebaczenie. Nic nie zmyślam, wyznaję prawdę swymi ustami, potwierdzam ją tym własnoręcznym pismem, gdyż jest to dla mnie, niemądrej i oszukanej niewiasty, mniejszym nieszczęściem wyznać mą winę otwarcie przed ludźmi, niż musieć wyjaśniać przed sędziowskim tronem Bożym i popaść w wieczne potępienie".
Według Regina z Prum król usiłował uzyskać zgodę kolońskiego księcia Kościoła, wówczas swego arcykapelana "na wszelkie sposoby", obiecał nawet wielkiemu dobrodziejowi własnych krewnych, że poślubi jego bratanicę. Została ona potem, relacjonuje opat, w 864 roku sprowadzona na dwór i, "jak się opowiada, raz przez niego zniewolona (constupratur), a potem wśród śmiechów i szyderstw wszystkich odesłana wujowi". Duszpasterstwo nigdy nie było rzeczą prostą...
Królewska mydlana opera nabierała tempa. Wielebni ojcowie soborowi byli głęboko wstrząśnięci wyznaniem Teutbergi. Zażądali wyjaśnień od króla, czy na "tej niewieście" to wymusił, czemu pośród przysiąg i westchnień zaprzeczył. A Teutberga również zapewniła, że zeznała wszystko dobrowolnie i nie chce wnosić żadnych skarg. Na to zabroniono jej wprawdzie dalszego małżeństwa z Lotarem, ale go nie anulowano. Jednakże królowa znikła natychmiast w klasztornym areszcie, by przez całe życie pokutować i opłakiwać wedle życzenia członków synodu swój postępek. Jednakże jeszcze w tym samym roku uciekła do zachodniej części Rzeszy, gdzie pod skrzydłami Karola Łysego przebywał jej serdeczny brat, żonaty kapłan, opat ubity później w pojedynku, wygnany ze swego opactwa. Karol Łysy zaczął ze swej strony mieć już nadzieję na przynajmniej częściowe zdobycie dziedzictwa swego bratanka — oczywiście jedynie w przypadku, gdyby jego małżeństwo zakończyło się bezpotomnie, na co oczywiście liczył.
A również jego wpływowy dostojnik kościelny, Hinkmar z Reims, wydając w 860 roku zarówno obszerne, jak i sofistyczne pismo O rozwodzie króla Lotara. Lotar, zdjęty ciężką zgryzotą, najchętniej puściłby hańbę Teutbergi w niepamięć, lecz wszystko nabrało już zbyt dużego rozgłosu. Wręcz "zatrzymałby Teutbergę przy sobie z dobrej woli", gdyby była "sposobna do małżeńskiego łoża, a nie splamiona haniebną skazą kazirodztwa" (Reginonis chronica). W tym przypadku okazał się przydatny królowi kolejny synod krajowy w Akwizgranie pod koniec kwietnia 862 roku (z biskupami Metzu, Verdun, Toul, Tongern, Utrechtu i Strasburga oraz głównymi mówcami, ponownie metropolitami Kolonii i Trewiru). Uznał on małżeństwo z Teutbergą za niebyłe i zezwolił na inny ślub zgodny z prawem. Jeszcze w Boże Narodzenie poślubił Lotar, "dzięki czarom, jak to mówią, zaczarowany" (Annales Bertiniani), oficjalnie i uroczyście konkubinę z czasów swej młodości, a pewien biskup z państwa Ludwika II, Hagen z Bergamo, dokonał koronacji Waldrady na królową .
Mikołaj I w walce z episkopatem wschodniofrankijskim i cesarzem
Papież jak na razie milczał przez całe lata, mimo jawnego bezprawia, jakie dotknęło Teutbergę, a nawet ignorował jej wielokrotne wołanie o pomoc — był faktycznie zależny od brata Lotara, cesarza Ludwika II (s. 134 i nast.), władającego większością Italii, również Rzymem i Państwem Kościelnym. Dopiero gdy Lotar popadł w roku 863/864 w konflikt z Ludwikiem na tle dziedziczenia po ich bracie Karolu Prowansalskim, Mikołaj wystąpił (ostrzej) przeciwko Lotarowi. Zwołał cały episkopat wschodnio-i zachodniofrankijski na synod Rzeszy do Metzu, który też zjechał się w czerwcu 863 roku, ale zgromadził jedynie biskupów Lotara. Doszło do tego dwóch przewodniczących mu legatów, zwanych przez papieża "zaufanymi doradcami", biskupów Jana z Ficocle (dzisiaj Cervia koło Rawenny) i Radoalda z Porto; ten drugi — co stało się tematem plotek — został przekupiony przez Bizantyjczyków. Lotar natychmiast wykorzystał okazję i przekupił obu. Legaci za to po części w ogóle nie przedłożyli pism swego zwierzchnika, po części je sfałszowali "i nie czynili niczego, co zostało na nich nałożone zgodnie ze świętym rozkazem" (Annales Bertiniani). I tak małżeństwo Lotara w jego obecności zostało uznane przez biskupów za nieważne, a nieobecna Teutbergą ponownie osądzona, co oczywiście naruszało prawo kościelne, gdyż osoby nieobecnej nie wolno było sądzić.
Jednakże postanowiono — czego papież nie wymagał — zdobyć jego potwierdzenie. Z legatami ruszyli w drogę obaj metropolici, Gunthar z Kolonii, który dostarczył — jako szczególny znawca Biblii i kanonów — pisma przemawiające za królewskim rozwodem oraz mocno ograniczony, ale jednocześnie wysoko urodzony Teutgaud, do "owego tronu błogosławionego Piotra", jak to śmiało określa opat Regino, "który ani nigdy nie zwodził, ani nigdy nie dał się zwieść jakiemuś kacerstwu [...]".
W Rzymie interweniował tymczasem episkopat z zachodniej Rzeszy, podniósł nowe zarzuty przeciwko Lotarowi, a nawet ganiąc ospałość papieża, który dopiero teraz dowiedział się o koronacji Waldrady. A ponieważ liczył on na umocnienie własnej władzy dzięki Karolowi Łysemu, przyjął jego politykę za swoją. Po raz pierwszy wystąpił ostro przeciwko Lotarowi, nazwał jego małżeństwo przestępczym i wszczął przeciwko legatom postępowanie dyscyplinarne, przy czym jednego z dotychczasowych zaufanych, biskupa Radoalda, uczynił ofiarą nowej polityki.
Obu kościelnym dostojnikom z Kolonii i Trewiru, którzy jeszcze jesienią 863 roku uroczyście go przyjmowali, kazał czekać trzy tygodnie i ogłosił poprzez synod rzymski — bez powołania synodu ich prowincji, czego jeszcze w historii nie było — ich odwołanie z urzędów i ekskomunikę: rzecz w zupełności niesłychana — bez formalnego postępowania sądowego, bez oskarżenia, obrony, bez przesłuchania i świadków — jawne złamanie porządku prawnego, przyjęte jednak burzliwymi oklaskami. Legatów z Metzu dotknęła taka sama kara.
Króla Mikołaj jeszcze nie osądził. Natomiast synod w Metzu określił jako "zbójecki" i "kurewstwo", jego protokół, profanum libellum, został porwany i spalony. O prawne uzasadnienie swego wyroku papież oczywiście nie dbał. Natomiast jego opór sprawił, że państwo Lotara jeszcze za jego życia stało się obiektem waśni między jego sąsiadami ze wschodu i zachodu.
Gdy papież latem 864 roku ekskomunikował Gunthara, Lotar — który mu przecież zawdzięczał niejedno — odebrał mu arcybiskupstwo oraz związaną z nim godność lotaryńskiego arcykapelana i dał koloński stolec wedle własnego upodobania jednemu z Welfów, opatowi Hugonowi. Tenże jednak wpadł zaraz "jak zbójecki wilk do owczarni Pana". Wprawdzie rychło go wypędzono, lecz dopiero "gdy wielu z jego ręki w tym biskupstwie zostało zabitych" (Annales Xantenses).
Jedynym oponentem wśród książąt Kościoła był Hinkmar, od 845 roku — dzięki przychylności króla zachodniofrankijskiego — arcybiskup Reims. Jak to było regułą, pochodził on z kręgów feudalnych i został wychowany w klasztorze St. Denis. Zaliczany był do jednego z wielkich uczonych swych czasów i broniąc żarliwie swych arcybiskupich praw wobec papieża, dążył nie mniej żarliwie do pomnażania własnych przywilejów wobec własnych biskupów, w tym do tytułów prawnych, "o jakich jego poprzednicy nie mieli co marzyć" (Grotz S. J.).
Jako metropolita biskupstw lotaryńskich Hinkmar należał wprawdzie do biskupów Lotara, ale jego własna diecezja leżała w przygranicznej części Rzeszy Karola Łysego, którego był wiodącym mężem stanu i najbardziej wpływowym doradcą. Jednakże by móc dzielić i rządzić jako metropolita z jeszcze większą władzą, Hinkmar dążył do przyłączenia Lotaryngii do państwa zachodniofrankijskiego. Stąd miał w kwestii małżeńskiej Lotara znaczny interes polityczny i uczynił z tego cause celebrę". A już naprawdę rację miał król Karol II, szybko zwietrzywszy własne korzyści, pełen "współczucia" dla "nieszczęścia" Teutbergi i mocno przeciwny rozwodowi Lotara, swego bratanka, ponieważ jego bezdzietne małżeństwo gwarantowało mu duży spadek.
Tak więc nie tylko przyjął zbiegłą z klasztornego więzienia Teutbergę u siebie i dał jej wygnanemu bratu-kobieciarzowi najsłynniejsze opactwo swego kraju, St. Martin w Tours, lecz odmówił także wreszcie Lotarowi przynależności do wspólnego Kościoła, a nawet podał w wątpliwość jego prawa do królestwa. A arcybiskup Hinkmar awansował oczywiście na tubę propagandową swego pana, szukał własnych korzyści w korzyściach swego króla, piętnował postępek Lotara, już to oburzony, już to pełen drwiny i życzył sobie, by rozstrzygnięcie zapadło dzięki synodowi Rzeszy.
Obaj ukarani arcybiskupi pośpieszyli jednak wściekli do Benewentu, gdzie cesarz Ludwik II leżał właśnie ze swym wojskiem. Jego początkowo dobre stosunki z papieżem dawno już ochłodły. Wyruszył więc "opanowany gniewem" na Rzym i natknął się na procesję błagalną, zarządzoną przezornie przez Mikołaja obok innych procesji i powszechnego postu w celu odwrócenia cesarskiej uwagi. Papież nie wyszedł monarsze naprzeciw, jak to było w zwyczaju. A żołdacy cesarscy rzucili się na błagalników, poturbowali duchownych, chorągwie kościelne rzucili w błoto, porąbali krzyże, wśród nich krzyż św. Heleny z rzekomymi drzazgami krzyża Jezusowego. Plądrowano, włamywano się do kościołów, demolowano domy, popełniano okropności na mężczyznach i kobietach; byli ranni i zabici. A gdy szlachetny Karoling po kilku dniach opuścił Rzym, jego oddziały zostawiły za sobą nie tylko ograbione i zniszczone domy, lecz również zhańbione Kościoły, zgwałcone zakonnice i inne kobiety... A katolicki Majestat "udał się do Rawenny i tam świętował Wielkanoc..." (Annales Bertiniani).
Papież, któremu to wszystko było prawdopodobnie na rękę, schronił się potajemnie w Św. Piotrze i spędził tam dwa lub trzy dni na ścisłym poście. Wyczekiwał spokojnie, udając nieco męczennika. W gorącej wodzie kąpany cesarz, przemieniony wewnętrznie z powodu jednego przypadku śmiertelnego, własnej choroby i wyrzutów sumienia, już wkrótce złagodniał.
"Słuchaj, panie papieżu Mikołaju..." — koronowane ścierwojady i papieska zmiana frontu
Obaj arcybiskupi Kolonii i Trewiru przeklinali teraz ze swej strony Mikołaja I, "który zwie się papieżem, zalicza się jako apostoł do apostołów i mianuje się cesarzem całego świata". Zarzucili mu "zarozumiałość", "podstępność", "gniew tyrana", "szaleństwo", również "swoisty zbójecki synod przy zamkniętych drzwiach", "przeklęty, nędzny wytwór", który wydał "przeklęty wyrok". A ponieważ Mikołaj odmówił przyjęcia ich własnego, złożyli przy pomocy Guntharowego brata, wyrzuconego z urzędu biskupa Hilduina z Cambrai i orszaku zbrojnych na grobie św. Piotra zadziwiająco zuchwały list oskarżający, "diabelską i dotąd niesłychaną rzecz" (Hinkmar), zaczynającą się od słów: "Słuchaj, panie papieżu Mikołaju..." przy czym ubili jednego ze strażników grobu i z dobytymi mieczami utorowali sobie odwrót.
W późniejszym czasie obaj krnąbrni hierarchowie krzyczeli coraz słabiej i zmarli, na próżno dopominając się wciąż o swą restytucję, jako wygnańcy we Włoszech — Thietgaud w 868, a Gunthar w 871 roku.
A papież Mikołaj, którego obaj biskupi obwiniali nie całkiem bezzasadnie, odgrywał teraz rolę cesarza całego świata, podburzał — nie zważając na list św. Pawła do Rzymian, punkt 13 — frankijskich duchownych do nieposłuszeństwa wobec ich króla. Proklamował, do czego nawiązywało chętnie katolickie średniowiecze, prawo do oporu przeciwko uciążliwemu i występnemu panującemu, przeciwko tyranowi. "W boskim zapale" ekskomunikował w roku 866 Waldradę, jak podają Roczniki Fuldajskie, "wraz z wszystkimi współwinnymi, współuczestnikami i mocodawcami", groził Lotarowi jednocześnie klątwą i odrzucił wstąpienie do zakonu — chyba że król zobowiąże się zarazem do celibatu! "Ponieważ poddałeś się popędowi swego ciała i puściłeś wodze rozpusty — pisał do niego papież — "popadłeś w morze nędzy i leżysz w brudzie kału". Odzwierciedla to mimochodem dość dokładnie głoszoną przez całe stulecia moralność seksualną, którą Roberto Zapperi sprowadził do krótkiej formułki: "Wszystko, co wiąże się z seksualnością, jest nieczyste".
Ponieważ stan spraw Lotara wyglądał coraz gorzej, jego stryjowie sięgnęli po łup, na który długo czyhali. Wprawdzie jedynym prawnym spadkobiercą Lotara był cesarz Ludwik — którego Lotar na krótko przed śmiercią odwiedził w Benewencie, to jednak Karol Łysy i Ludwik Niemiecki zawarli w maju 867 roku przy grobie Ludwika Pobożnego w klasztorze St. Arnulf w Metzu niezwykle podły "traktat rozbiorowy", dotyczący kraju Lotara. W obecności wielu biskupów i arcybiskupów ze wschodu i zachodu Rzeszy przyznali sobie "w prawdziwym braterstwie" — zresztą na ziemi ofiary — oczekiwany przyrost terytorium po równej części; i oczywiście obiecali ochronę Kościołowi rzymskiemu. Jednakże Lotar, któremu groziło, że jego państwo przypadnie obu stryjom, odnowił na to zaraz we Frankfurcie starszy sojusz z Ludwikiem Niemieckim, wyglądający na opłacalny dla tego drugiego, natychmiast bowiem poszukał pośrednictwa papieża, znalazł aprobatę również u własnych biskupów, którzy widzieli w nim bohatera wojennego, gdyż właśnie przepędził Normanów.
Papież Mikołaj pozostał jednak nieugięty. Jeszcze z łoża boleści, na dwa tygodnie przed śmiercią, wysłał nieustępliwy list na północ i zmarł 13 listopada 867 roku "po wielu trudach dla Chrystusa [,..]".
Jego postawa, odpowiadająca nauce Kościoła, przyniosła odtąd Mikołajowi wielką sławę. Abstrahując od tego, że na przykład żaden papież i biskup nie protestował, gdy Karol "Wielki" rozwiązywał swe małżeństwo i zawierał nowe, to dla postępowania Mikołaja decydujące były najwyraźniej doraźne względy polityczne. Jako że więcej spodziewał się dla swej władzy ze strony Karola Łysego, to zmienił front, przeszedł od cesarza Ludwika II na stronę Karola, mówiąc językiem czasów późniejszych, z papieża cesarskiego stał się francuskim. Czynił widoki Karolowi Łysemu na koronę cesarską, sprzyjał jawnie jego planom co do dziedzictwa jego bratanka, a nawet "pokazał Karolowi możliwość, że przy pewnych warunkach może położyć rękę na państwie Lotara już za jego życia" (Haller). Wprawdzie Karol Łysy, przekupiony przez Lotara odstąpieniem bogatego opactwa St. Vaast, na pewien czas przeszedł na jego stronę, wszakże zwrócił się rychło ku papieżowi.
Przemyśleć należy również rzecz następującą.
Małżeństwo w owym czasie jeszcze długo nie miało przyszłej kościelnej rangi. Katolicki
teolog moralności Bernhard Haring uznaje wprawdzie w III tomie swej teologii moralności Das Gesetz Christi (Prawo Chrystusowe) jedynie na jednej stronie kilkakrotnie, że małżeństwo zostało "ustanowione już w raju", jednakże przy wskazaniu na "podniesienie małżeństwa do rangi sakramentu" przez Chrystusa nie przytacza żadnego źródła biblijnego. W istocie bowiem przejęto monogamię od ludów pogańskich — jak wszystko, czego nie wzięto od żydów! — przez całe stulecia nie troszcząc się o zaślubiny. Sam Mikołaj I nie wymagał odpowiedniej ceremonii kościelnej. Dopiero w rozwiniętym średniowieczu następuje oświadczenie zgody małżonków przed księdzem. A dopiero w XVI wieku małżeństwo staje się regularnym sakramentem!
Nie powinno więc dziwić, że w Rzeszy frankijskiej biskupi nie zajmowali się od strony prawnej problemami małżeńskimi i przez dłuższy czas nieszczególnie mieli na to ochotę. Gdy Ludwik Pobożny przykazał synodowi biskupów w Attigny (822 r.) rozstrzygnięcie sporu między małżonkami, a raczej usiłował przykazać, biskupi oddali go w ręce świeckich, którzy mieli rozstrzygać na podstawie prawa świeckiego! Według Wilfrieda Hartmanna zapewne jeszcze około roku 860 było w Rzeszy frankijskiej oczywiste, "że konflikty małżeńskie należą do sądu świeckiego". Dopiero pod koniec IX wieku hierarchowie uzyskali również to prawo i zaczęli wydawać sami wyroki w kwestii rozwodu.
Podczas gdy Mikołaj I oddawał właśnie ducha, jeden z jego krewnych, magister militum Sergiusz zagrabił skarbiec kościelny. A książę Spoleto Lambert i książę Kapui wykorzystali jego śmierć, by pod koniec 867 roku obrabować pałace, kościoły i klasztory oraz uprowadzić córki arystokracji. Ze strachu przed napadem i gwałtem wielu uciekło z miasta.
Od idylli rodzinnej pod rządami Hadriana aż po bezinteresowną śmierć cesarza Ludwika II "za sprawę Chrystusa"
Po śmierci papieża rozpoczęła się niezwykle zażarta kampania wyborcza, w której walczyli zwłaszcza stronnicy cesarza z rywalizującymi z nimi "nikolaitami", zwolennikami ostatniego papieża, którym towarzyszyły aresztowania i wszelkiego rodzaju ekscesy; dały znać również ambicje wcześniejszego antypapieża Anastazego. W powszechnym zamieszaniu usunął on z archiwum papieskiego i zniszczył nie tylko obciążające go akta, lecz kazał również oślepić jednego z osobistych wrogów, szukającego schronienia w kościele.
Na upragniony tron dostał się w końcu kapłan 75-letni i żonaty. Hadrian II (867-872), jako kandydat na papieża wymieniany już w roku 855 i 858, był latoroślą biskupa Talarego z Minturno-Gaety i czerpał owoce z jego sławy. Mówiło się ponadto, że modły tego jednookiego i utykającego Ojca Świętego są w cudowny sposób wysłuchiwane. Przed wyświęceniem poślubił pewną pannę, Stefanię, miał z nią córkę nieznaną z imienia, może również synów, i wiódł następnie świątobliwe życie rodzinne w papieskim pałacu.
Wszystko to skończyło się nagle 10 marca 868 roku, gdy jeden z synów biskupa Arseniusza, Eleuter, domagając się oddania mu za żonę zaręczonej już z kimś innym córki papieża, w czasie Wielkiego Postu uprowadził ją wraz z matką Stefanią, żoną papieża, i zniewolił. Nie dość na tym — gdy na wezwanie Hadriana o pomoc interweniował cesarz Ludwik, zawiedziony w nadziejach Eleuter zabił w napadzie szału obie kobiety i sam został zarąbany. Biskup Arseniusz, który najwyraźniej sam maczał w tym palce, uciekł z Rzymu i wkrótce zmarł. Domniemanego inicjatora tragedii, antypapieża Anastazego i brata mordercy, Hadrian jeszcze 8 marca 868 roku, na dwa dni przed opisywanym morderstwem, w liście do Hinkmara z Reims nazywa swym najukochańszym Anastazym, przywraca do godności kapłańskiej i czyni bibliotekarzem Kościoła. Potem jednak bez przesłuchania, świadków i obrony ponownie pozbawia kapłaństwa i ekskomunikuje.
Upadek i wzlot Anastazego: śmierć Lotara II — "sąd boży"
Osądzenie kardynała Anastazego nastąpiło na synodzie rzymskim z 12 października 868 roku pod najcięższymi zarzutami: usiłowania poróżnienia cesarza i Kościoła rzymskiego, obrabowania pałacu papieskiego po śmierci Mikołaja I, kradzieży dekretów synodalnych wydanych przeciwko niemu za czasów Leona IV i Benedykta III, udziału w uprowadzeniu i zamordowaniu żony i córki Hadriana. Jeszcze inne zarzuty rzucił mu w twarz na synodzie papież oraz oświadczył: "Na koniec — jak wielu z was razem ze mną słyszało od pewnego kapłana Adona, z nim nawet spokrewnionego, i co zostało mi odkryte skądinąd — w jaskrawej niewdzięczności wobec dobrodziejstw, jakie mu wyświadczyliście, wysłał pewnego człowieka do Eleutera i podmówił go, by dokonał morderstw (exhortans homicidia perpetrari). I stały się, wiecie o tym". Tymczasem, już pod koniec roku 869, Anastazy ponownie został doradcą papieża, był przynajmniej znów bibliotekarzem Kościoła rzymskiego, co rzuca osobliwe światło na Ojca Świętego .
By wesprzeć swą papieską władzę wobec biskupów, głęboko pobożny, ale nie obdarzony szczególnie mocnym charakterem Hadrian już na początku swego pontyfikatu powołał się na licznych Ojców Kościoła, dokładnie na 21 sentencji, które wszystkie pochodziły z fałszerstw Pseudo-Izydora.
Oczywiście nie był on człowiekiem pokroju swego poprzednika. Kluczył, lawirował, jak choćby uwalniając — wprawdzie pod pewnymi warunkami, ale na podstawie samych przyrzeczeń — z banicji Waldradę i udzielając Lotarowi, który za to wręczył wiele darów w złocie i srebrze, 1 lipca 869 w Monte Cassino komunii. Przecież król wręcz zapewnił (a jego świta to potwierdziła), że nie ma już żadnych kontaktów z Waldradą. Również "jego wspólnicy (fautores) przyjęli wraz z nim komunię z rąk papieża"; wśród nich nawet pozbawiony urzędu koloński arcybiskup Gunthar, "inspirator i sprawca tego publicznego cudzołóstwa"; onże jednak po złożeniu specjalnego oświadczenia "przed Bogiem i jego świętymi..." (Annales Bertiniani).
Jeszcze w czasie podróży do domu, podczas której jego orszak padł ofiarą zarazy, również Lotar został złożony w Lucce gorączką i zmarł 8 sierpnia 869 w Piacenzy — był to "sąd boży", jak powszechnie sądzono, z powodu krzywoprzysięstwa dokonanego w Monte Cassino. Pogrzebano króla w małym klasztorze St. Antonin poza miastem. Teutberga natomiast, która wkrótce miała odwiedzić jego grób, przynajmniej wspaniale obdarowała tamtejszych mnichów, by modlili się za spokój duszy jej małżonka (wszystko bowiem ma tu swoją cenę!), zakończyła żywot jako opatka bogato wyposażonego przez Lotara klasztoru św. Glodezindy w Metzu. A jej rywalka Waldrada została zakonnicą w Remiremont nad Mozelą.
Chwała i zwycięstwo dla Karola Łysego — i "zwycięstwu chwała!" biskupów
Ledwie Karol Łysy — przez całe życie jeden z najbardziej chciwych, wiarołomnych, tchórzliwych, ale odnoszących największe sukcesy władców swoich czasów — dowiedział się o niespodziewanym końcu swego bratanka Lotara II, wpadł wbrew wcześniejszym uzgodnieniom do Lotaryngii.
Sytuacja była korzystna: Lotar nie żył, jego syn Hugo pochodził z nieprawego łoża, a poza tym był jeszcze dzieckiem; Ludwik Niemiecki leżał ciężko chory w Ratyzbonie. A jego synowie, jak przystało na dobrych chrześcijan, byli wszyscy w polu przeciwko Słowianom: królewicz Ludwik (III) wojował przy pomocy Sasów i Turyngów z Serbami, Karloman z Bawarami walczył z Morawianami, a królewicz Karol III zastępował z oddziałami frankijskimi i alamańskimi chorego króla, który polecił "Bogu rezultat sprawy". Natomiast cesarz Ludwik, brat Lotara i najbliższy spadkobierca, był nie tylko daleko, lecz i bardzo zajęty. Od trzech lat wojował on z Saracenami w Dolnej Italii, gdzie obiegł od strony lądu Bari, ich bastion w Apulii, a także przy pomocy bizantyjskiej floty liczącej 400 okrętów zamknął ich od strony morza.
Natomiast Karol Łysy, od lat z uwagą obserwujący wszelkie wydarzenia w Lotaryngii, zwłaszcza proces rozwodowy Lotara II, stał tuż pod drzwiami i mógł liczyć w czasie zaczynającej się łupieżczej wyprawy na współdziałanie wielu biskupów, na Hattona z Verdun, Adwencjusza z Metzu, Franca z Leodium, Arnulfa z Toul i.in., towarzyszył mu również arcybiskup Hinkmar z dwoma sufraganami, co pozwala na wniosek, że "od początku popierał" plany uzurpacyjne i "fachowo" kierował napadem (Reinhardt).
Wprawdzie w Attigny niektórzy lotaryńscy biskupi i możni zażądali od Karola, by nie przekraczał granicy, lecz inne poselstwo zapraszało go, by możliwie szybko przybył do Metzu, gdzie biskupem był Adwencjusz, równie gładko agitujący na rzecz Karola, co wcześniej Lotara. Bez namysłu agresor ruszył naprzód. W Verdun złożył mu hołd miejscowy biskup, a z nim biskup Toul, w Metzu dalsi. A 9 września 869 roku Adwencjusz witał tamże w kościele Św. Stefana króla Karola jako następcę wybranego od Boga i prawowitego spadkobiercę. Adwencjusz nie ustawał w powtarzaniu zaklęć o Bogu, zbawcy w potrzebie, by wszystkim uświadomić, że nie chodzi tu o nic innego, jak o wolę Boga, aby obecnego tu pana Karola, prawowitego dziedzica, wybranego przez samego Boga na swoją chwałę, uczynić swym królem i władcą. A za zwierzchnikiem z Metzu poszło wielu innych pasterzy.
Engelbert Muhlbacher nazywa to "komedią usprawiedliwiania". "Biskupi, którzy jeszcze przed upływem roku tak uroczyście wyznali swój patriotyzm wobec zachodniofrankijskich zamiarów zaborczych, nie zwlekali ani chwili z udzieleniem kościelnego poświęcenia złamaniu prawa wobec bratanka i złamaniu traktatu wobec brata. Nieprawda i obłuda, przed którymi się nie wahano z wciągnięciem imienia Bożego w swe machinacje, kamuflowały własne cele. Skąd uzyskali prawo, w dodatku będąc mniejszością, prawo dysponowania państwem, którego posiadanie związane było z dziedziczeniem, w państwie, które znało jedynie królestwo dziedziczne, prawo do powołania obcego króla? Czy czynili coś innego, niż zachodniofrankijscy możni, którzy wezwali do swego kraju króla niemieckiego? Czy Karol nie był uzurpatorem tak samo, jak niemiecki król przy ataku na Rzeszę zachodnią? A przecież zarówno Hinkmar z Reims, jak i po części ci sami biskupi sami uznali, że owego króla niemieckiego osądzili nie dostatecznie ostro, że nie upokorzyli go dostatecznie głęboko?"
Karol upierał się ze swej strony przy wyborze swej osoby przez Boga, podnosił powszechną zgodę duchownych i możnych świeckich, obiecywał bronić chwały i czci Kościoła, szanować i chronić poza tym wszystko, co możliwe — to, co przy takiej okazji zwykle się klepie. Zrozumiałe, że i arcybiskup Hinkmar zaklinał się, że król Karol przybył do Metzu pod boską opieką. Po czym zaintonowano Te Deum laudamus i królewski łotr pozwolił wypowiedzieć każdemu biskupowi krótką modlitwę za swą chwałę (i zwycięstwo) oraz namaścić się i ukoronować, by zaraz potem zrelaksować się w Ardenach przy "szlachetnych" łowach, nabierając sił do nowych czynów.
Na przykład — gdy właśnie 6 października zmarła w St. Denis jego żona Irmintruda, matka ośmiorga dzieci — do spotkania ze swą młodą konkubiną Rychildą, krewną Lotara II. Hrabia Bozo otrzymał zadanie dostarczenia jej jak najszybciej i za tę usługę otrzymał obok innych lenn opactwo St. Maurice. Katolicki władca, wdowiec nawet nie od tygodnia, nim jeszcze minęły trzy dni, od kiedy dowiedział się o śmierci swej małżonki, 12 października świętował "zjednoczenie" z Rychildą — podczas gdy równocześnie Normanowie, siedzący już nad Loarą, pustoszyli zgodnie z wszelkimi regułami sztuki wojennej Le Mans i Tours.
Biskupi w niezliczonych wypowiedziach widzieli Karolową uzurpację jako inspirację boską, a zabór kraju uznali za boskie dzieło. Papież Hadrian II natomiast starał się uzyskać następstwo na tronie dla Ludwika II, jego "ukochanego duchowego syna", przez opata Regina nazywanego nie tylko "pobożnym", lecz również "obrońcą Kościoła" i "pełnym pokornej uniżoności wobec sług bożych", co stanowi więcej niż wszystko inne. Przy tym cesarz, na własną szkodę, wojował z coraz bardziej napierającymi Saracenami, zwyciężał ich, nie mogąc jednak przerwać walki, by choćby zadbać o swe północne dziedzictwo. Ergo Ojciec Święty zagroził wszystkim ekskomuniką, szczególnie jednak biskupom, którzy przeciwstawili się jego podopiecznemu i sięgnęli po jego dziedziczne prawa; że potraktuje ich jak niewiernych i tyranów. Wszakże nikt się nie przejął pokrzykiwaniem z Rzymu, a sam cesarz był daleko i, jak już była mowa, zajęty życzeniami papieża nie przejął się tym bardziej Karol Łysy. Związał się nawet z wodzem Normanów, Rorykiem, który — zostawszy tymczasem chrześcijaninem, wszelako pozostał również "biczem chrześcijaństwa" — tak jak to zresztą chrześcijanie od stuleci byli takowymi biczami wobec siebie nawzajem i takimi pozostają. Gdy niespodzianie ozdrowiały Ludwik Niemiecki zagroził uzurpatorowi wojną i zaraz ruszył przeciw niemu, Karol poszedł na ustępstwa.
Po długich pertraktacjach obaj królowie zjechali się w Meersen (nad Mozą w Niderlandach, gdzie w połowie stulecia frankijscy władcy wielokrotnie radzili) i nie zwlekając podzielili 8 sierpnia 870 roku, dokładnie w rok po śmierci Lotara II, jego państwo między siebie; przy czym granicę stanowiły mniej więcej Moza, Mozela i Saona — póki dziesięć lat później traktatami w Verdun (879 r.) i Ribemont (880 r.) cała zachodnia część Lotaryngii nie przypadła ponownie wschodnim Frankom.
Dalsze protesty papieża ustąpiły przed faktami dokonanymi. Lecz ani Karol Łysy, "po raz trzeci upomniany", ani chyba najbardziej rugany arcybiskup Hinkmar, którego papież nazywał inicjatorem zła, zaboru, ani pozostali biskupi się tym nie przejęli. A raczej Ojciec Święty usłyszał od Karola, że to królowie Franków panują w swych krajach, a nie biskupi, dlatego też spokojnie zaanektował to, co mu przyniósł traktat o podziale z Meersen.
Tak jak Hadrian musiał ustąpić wobec Lotara i Waldrady, tak i w innych konfliktach, w sprawach cywilnych i kościelnych w Rzeszy Karolingów, zwłaszcza w sporze biskupa Hinkmara z Laon i jego możnego wuja Hinkmara z Reims oraz Karola Łysego. Wystrzegano się interwencji, do których nie był uprawniony. Karol wyprosił sobie w ogóle rozkaz z Rzymu ingerujący w jego prawa. Papież musiał wręcz wyprzeć się własnych listów pisanych przez swego sekretarza. Zabrano mu je, jak wyjaśniał, podczas choroby, a nawet sugerował, że ktoś je wymyślił. Również synod 30 frankijskich biskupów opowiedział się po stronie króla.
Cesarz Ludwik II umiera z wyczerpania dla sprawy Chrystusa, a Kościół przejmuje jego spadek
Tymczasem pojawiło się w owym czasie małe światełko na południu Italii. Ludwikowi II udało się wreszcie po wieloletnim oblężeniu zdobyć z bizantyjską pomocą w 871 roku Bari, centrum Saracenów, siedzibę arabskiego emira. Wprawdzie cesarz w tym samym roku został nagłym atakiem wzięty do niewoli przez księcia Benewentu Adelchisa, po czym stracił swą dominującą pozycję, jednakże mniej z tego powodu niż wskutek niekorzystnych układów dynastycznych. Jego żona Angilberga, pochodząca z frankijskiego rodu Suponidów, była wprawdzie niezwykle aktywna w jego rządach, nawet (szczególnie od jego choroby i rany odniesionej na polowaniu w roku 864) w akcjach zbrojnych, urodziła mu jednak jedynie dwie córki. Jej próba przekazania ewentualnego dziedzictwa Italii wraz z koroną cesarską Karolingom wschodniofrankijskim, spaliła na panewce z powodu oporu górnoitalskiego możnowładztwa, które w większości opowiedziało się za Karolem Łysym. A i papież w nagłym zwrocie politycznym zaczął robić Karolowi nadzieję na cesarską koronę.
Cesarz Ludwik II (855-875), najstarszy syn Lotara I, prawie całe życie spędził we Włoszech. Na południu kraju rywalizowali o władzę Bizantyjczycy i Longobardowie, dochodziły do tego spory lokalne — wszystko oczywiście było wodą na młyn Saracenów, przeciwko którym Ludwik powołał pod broń w roku 866 wszystkich mężczyzn Italii. Często chwalony i wciąż zachęcany przez papieży, prowadził częste wojny, podbił książąt Salerno, Benewentu, Kapui, długo walczył w Apulii, wszakże był w stanie swemu cesarstwu zapewnić supremację jedynie we włoskiej części Rzeszy, ale nie na północ od Alp, gdzie w "państwie środkowym" panowali jego bracia, Lotar II i Karol Prowansalski, tak że Hinkmar z Reims nazywał go pogardliwie "imperator Italiae". A w końcu musiał też pozostawić południe samemu sobie, przede wszystkim z powodu wrogości swych chrześcijańskich książąt, zwłaszcza zaś cesarza wschodniorzymskiego.
Ludwik II, który "całkiem nadaremnie strwonił siły dla sprawy Chrystusa" (Riche), zmarniał na obczyźnie i gdy zmarł 12 sierpnia 875 roku pod Brescią, całe jego własne mienie we Włoszech odziedziczył Kościół. Nic dziwnego, że biskup Anton z Brescii i arcybiskup Ansbert z Mediolanu zaraz wzięli się za łby o jego ciało. Biskup Anton zdążył już je pochować w kościele Panny Marii w swoim mieście, gdy metropolita mediolański w towarzystwie arcypasterzy Bergamo i Cremony i całego kleru zabrali je wśród hymnów do Mediolanu.
Ponieważ cesarz nie pozostawił żadnego męskiego potomka, korona miała przypaść Karolingom wschodniofrankijskim i królem Italii miał zostać jeden z ich kuzynów; sam Ludwik II naznaczył na swego następcę Karlomana, najstarszego syna Ludwika Niemieckiego; również cesarzowa-wdowa i jej dwór działali w tym kierunku. Lecz Ludwik Niemiecki był stary, jego państwo miało zostać podzielone wśród trzech synów, włoscy możni byli skłóceni, a papież Jan VIII przyznał koronę cesarską Karolowi Łysemu, co już potajemnie obiecał mu poprzednik Jana — Hadrian II. Przy tym koronował tenże — jego ostatnia przekazana źródłowo aktywność urzędowa — Ludwika II w połowie marca 872 roku w katedrze Św. Piotra po raz drugi na cesarza. Jednakże w tym samym roku, roku swej śmierci, pisał do Karola: "Zapewniamy was szczerze i wiernie — lecz niech to będzie tajną mową i listem pokazywanym tylko najzaufańszym — że [...] jeśli wasza wysokość za naszego życia przeżyje cesarza, to nawet gdyby ktoś nam miał zaoferować wiele korców złota, nie będziemy na rzymskiego króla i cesarza dobrowolnie pragnąć i wspierać nikogo innego niż ciebie [...]. Jeśli przeżyjesz naszego cesarza, to [...] pragniemy wszyscy ciebie nie tylko jako naszego przywódcy i króla, patrycjusza i cesarza, lecz jako obrońcy obecnego Kościoła [...]".
Jedynie o korzyściach Kościoła rzymskiego myślał oczywiście Jan VIII, który w roku 872 został papieżem, a teraz zaoferował tron cesarski królowi zachodnio-frankijskiemu, co później wyjaśnia w ten sposób: "Karol wyróżnia się swą cnotą, walką na rzecz wiary i prawa, troską o szacunek i wykształcenie duchowieństwa. Dlatego Bóg wybrał go dla chwały i wyniesienia Kościoła rzymskiego".
Nie było to korzystne dla Italii, ale przecież takie być nie miało. Za to nastąpiły szybko zmieniające się niestabilne rządy: Karol Łysy, Karloman, Karol III, Berengar I, Gwido. A nikt inny nie przeszkadzał w Regnum Italiae tak egoistycznie i świadomie w jakimkolwiek rozwoju w kierunku własnego państwa, jak przez całe wieki papieże.
W czasach Hadriana II Rzym musiał przyjąć kilka bolesnych kompromisów i ponieść kilka porażek. Największej straty doznał w związku ze sporem o misje, który z konfliktu o kompetencje rozwinął się w walkę między Wschodem a Zachodem na Półwyspie Bałkańskim i poza nim.
Rzym traci Bułgarię
Przy szerzeniu chrześcijaństwa kościoły Wschodu i Zachodu nie działały zgodnie, lecz przeciw sobie; ostro ze sobą konkurowały. Każda ze stron chciała wyrwać jak najwięcej "dusz" dla siebie. Frankowie Czechów i Morawian, Chorwatów i Serbów, a Grecy w kraju kijowskich Waregów — skandynawskich wodzów, którzy osiedli tam ze swymi drużynami pod koniec VII lub na początku VIII wieku (s. 303). Wszelako Grecy stworzyli front antyfrankijski również na Morawach. A gdy chan Bułgarii Borys stanął w 862 roku po stronie Karlomana zbuntowanego przeciw ojcu, królowi wschodnio-frankijskiemu, na co Frankowie postanowili zchrystianizować Bułgarów, cesarz Michał III podbił ich i zmusił do przyjęcia chrztu z rąk swoich kapłanów.
Bułgarzy, których naród powstał w wiekach średnich ze stopienia się Traków, Słowian i Protobułgarów, byli pierwotnie Azjatami siedzącymi w środkowym i górnym biegu Wołgi, gdzie stworzyli chanat (później zislamizowany); jego stolica Bułgar i sam chanat przetrwały do późnego średniowiecza, gdy przetoczyła się przez nie nawała Mongołów.
Szlakiem Hunów grupy Bułgarów dotarły nad Dunaj, na Bałkany, stopniowo tam się osiedliły i stały się groźnym sąsiadem Bizancjum. Dla obrony przed nimi cesarz Anastazjusz I (491-518), zdeklarowany monofizyta (II, s. 211 i nast., 219 i nast.) wzniósł oddalony o 65 km od Konstantynopola mur, sięgający od morza Marmara do Morza Czarnego. Za czasów Justyniana (II, rozdz. 7) Bułgarzy z innymi plemionami słowiańskimi napływali kolejnymi falami, w roku 557 wtargnęli do Tracji, a około roku 589 osiągnęli Peloponez. W roku 592 cesarz Maurycy rozpoczął z nimi wojnę, ciągnącą się jeszcze długo po jego zamordowaniu. Pod koniec VII wieku zmusili bizantyjskiego władcę do płacenia rocznego trybutu, a w 716 roku do uznania własnej niezależności. Ich pierwsze królestwo, założone w 681 roku ze stolicą w Plisce, przetrwało do 1018 roku.
Jednakże Bułgarzy przecenili swe siły, gdy nieco po połowie VIII wieku na południu i południowym zachodzie zaatakowali ziemie bizantyjskie. Cesarz Konstanty V Kopronymos poprowadził w odwecie dwadzieścia wypraw wojennych lądowych i morskich przeciwko chanowi Terwelowi w ciągu dziesięciu łat, oczywiście go nie zwyciężając. Jakkolwiek bardzo osłabieni i mimo częstych przewrotów pałacowych, gdy zabijano lub wypędzano panujących, Bułgarzy podnieśli się znowu i pod panowaniem chana Kruma (803-814), jednego ze swych najznaczniejszych władców, poczynili nowe zdobycze, m.in. w roku 809 zdobyli Serdikę (Sofię). Wprawdzie cesarz Nikifor I odpowiedział na wrogą Bizancjum politykę zagraniczną Kruma wyprawą w 811 roku, podczas której zajął i zburzył przy pomocy swej wielkiej armii bułgarską stolicę Pliskę, jednakże 26 lipca w trakcie powrotu, chyba na przełęczy Verigava (dzisiaj Vurbiśki prochod), został napadnięty z zasadzki i zarówno przegrał bitwę, jak i stracił życie.
Od tego roku bułgarscy carowie, nazywający się już "władcami z woli Bożej", pijali z czaszki bizantyjskiego cesarza, oprawionego w złoto czerepu czaszki Nikifora. Krum ze swej strony obrócił w ruinę prawie całą Trację, doszedł pod mury Konstantynopola, zmarł jednak nagle pośród przygotowań do oblężenia w kwietniu 814 roku.
Jeden z jego następców, chan Borys I (852-889, zm. 907 r.), dążył do zbliżenia między Cesarstwem Bizantyjskim a Państwem Wielkomorawskim pod rządami Rościsława, do sojuszu z Ludwikiem Niemieckim i otwarcia wobec Kościoła wschodniofrankijsko-bawarskiego. Początkowo Bizancjum było temu przeciwne, zmuszając Borysa w 864 roku przy pomocy wielkiej wyprawy zbrojnej, niespodzianej demonstracji wojsk i floty, do porzucenia sojuszu z Frankami i nakazania przyjęcia chrztu przez Bułgarów wczesną jesienią 865 roku z ręki bizantyjskich kapłanów. A gdy bułgarscy możni się temu sprzeciwili, Borys stłumił bunt swej pogańskiej arystokracji, gubiąc nawet kobiety i dzieci i okrutnie wyniszczając całe rody — wystarczający powód, by po śmierci był czczony jako święty. Wszelako: przez następnych sześćset lat chrześcijańscy Bułgarzy i chrześcijańskie Bizancjum zwalczali się nawzajem.
Seks, duszpasterstwo, małe przekupstwa i skrytobójstwo na dworze w Bizancjum
Gdy chan Borys ugiął się w 865 roku przed krzyżem, gdy dokonał oficjalnego przejścia na wiarę bizantyjską, otrzymał na chrzcie imię swego cesarskiego ojca chrzestnego: Michała.
Michał III, cesarz bizantyjski (842-867), nie tak znów całkowicie rozpasany, jak go długo przedstawiała historiografia, cenił zawsze konie, niewiasty, a także pięknego, pożądanego przez kobiety, choć żonatego Bazylego, którego uczynił cesarskim koniuszym i marszałkiem dworu, a nawet mężem własnej kochanki, z którą dalej się zadawał, podczas gdy Bazyli, który go później zamordował, powetował sobie na jego siostrze. W tej sytuacji w rzeczywistości rządził wuj Bardas, póki Bazyli jego również nie zgładził. Jak przystało na chrześcijański od wieków dwór cesarski.
Bardas, od roku 862 wyniesiony do godności cezara, wszechstronnie uzdolniony, wykształcony, a nawet założyciel prywatnej szkoły wyższej w Konstantynopolu, był również uwikłany w nie bezkrwawy konflikt z roku 856 oraz w usunięcie cesarzowej Teodory. Odsunął również swą pierwszą żonę i żył w publicznej "hańbie" z wdową po swym synu, co tak bardzo nie podobało się patriarsze Ignatiosowi, że Bardas w 858 roku równie energicznie działał na rzecz jego dymisji i wygnania, co na rzecz mianowania Focjusza w tym samym roku. I tak seks i duszpasterstwo często przepięknie się przenikają — jak to mutatis mutandis wiadomo i dzisiaj.
Patriarcha Focjusz (858-867 i 877-886), krewny domu cesarskiego, po wymuszonej rezygnacji swego poprzednika Ignatiosa (syna obalonego cesarza Michała I), wbrew prawu kanonicznemu, w ciągu pięciu dni (chociaż osoba świecka!) został wyniesiony do godności patriarchy — był wprawdzie świeckim teologiem, jednakowoż najznaczniejszym uczonym owych czasów. Oczywiste, że protestował przeciwko obecności zachodnich misjonarzy w Bułgarii, przeciwko bezżenności zachodnich kapłanów, przeciwko zachodniemu "kacerstwu", włączeniu "filioque" (emanacji Ducha Świętego z Ojca "i Syna", dla Kościoła greckiego głównego powodu schizmy w roku 1054) w symbol wiary i.in.
Papież nie przyglądał się biernie walce, jaka rozgorzała na Wschodzie między focjanami a ignacjanami, którzy obustronnie podważali legalność starego lub nowego patriarchy. Mikołaj I odmówił uznania niebezpiecznego rywala Focjusza, a Focjusz uznał dzięki pomocy synodu patriarchat Ignatiosa za nielegalny. Dwaj papiescy legaci, przekupieni na Wschodzie, przystali na usunięcie z urzędu Ignatiosa i osadzenie na nim Focjusza. Papież wygnał ich, uznał Ignatiosa za prawowitego patriarchę i w czasie synodu laterańskiego w 863 roku wypowiedział uroczyście depozycję i ekskomunikację Focjusza, co wywołało pełną wzburzenia korespondencję między nim, Mikołajem, a cesarzem bizantyjskim. W 867 roku Focjusz z kolei potępił papieża i ze swej strony — czego nigdy nie odwołał — uznał za złożonego z urzędu, a za wykluczonych z Kościoła wszystkich, którzy by nadal stali po jego stronie. I w końcu Focjusza ekskomunikowano również na Wschodzie, na soborze w Konstantynopolu w roku 869/870, a potem go przywrócono, ba, nawet Rzym go uznał. Papież tylko upierał się przy tym, by Focjusz przeprosił za swe wszystkie czyny, potem zrezygnował i z tego warunku — pewnie dlatego, że oczekiwano bizantyjskiej pomocy przeciwko Arabom (p. s. 183). Cały spór doprowadził jednak ostatecznie do schizmy i do ostatecznego rozdziału Rzymu i cesarstwa greckiego. Oraz zaostrzył konflikt na tle chrystianizacji Słowian.
Papieska rada dla Bułgarii: nie pod końskim ogonem, lecz z krzyżem do bitwy!
Razem z patriarchą Focjuszem cezar Bardas wspierał bizantyjskie misje wśród Słowian, by sprostać zarówno politycznemu, jak i kościelnemu naciskowi z Zachodu, skierowanemu zwłaszcza na Bułgarię. Z drugiej strony władca Bułgarii Borys I usiłował przeciwstawić się w owym czasie przemożnemu wpływowi polityki bizantyjskiej i Kościoła greckiego. Wykorzystał przy tym polityczną destabilizację na Wschodzie po zamordowaniu Bardasa w roku 866 przez późniejszego cesarza Bazylego I (s. 183) do nawiązania kontaktów z Rzymem w nadziei na mniej zależną organizację kościelną. Mikołaj I, którego stosunki z Bizancjum niezależnie od tego były coraz gorsze, przysłał mu jesienią roku 866 dwu biskupów, Pawła z Populonii i Formozusa z Portus, późniejszego papieża, którzy chrzcili bez ustanku rzesze Bułgarów, przepędzali greckich kapłanów z kraju i naciskali na chana, by przyjmował jedynie rzymskich duchownych i rzymską liturgię.
Ponieważ Bułgaria po większej części podlegała zwierzchnictwu Kościoła bizantyjskiego i dopiero co została schrystianizowana przez Bizantyjczyków, zwołany przez Focjusza późnym latem roku 867 synod wydał wyrok przeciwko łacińskim misjom w Bułgarii i złożył z urzędu Mikołaja I, do którego ta (Radosna) Nowina w każdym razie nie dotarła. Jednakże jego nawracający strzegli pilnie swych dokonań. Również nieco później przybyli misjonarze Ludwika Niemieckiego pod wodzą szczególnie zainteresowanego południowym Wschodem biskupa pasawskiego Ermenryka (866-872) musieli wrócić pełni złości, gdyż rzymska misja papieża Mikołaja nie okazała im zbytniego szacunku, "napełniła przecież cały kraj kazaniami i chrztami" (Annales Fuldenses).
Papież osobiście pouczył Bułgarów, pod tytułem Responsa, w 106 punktach na temat prawie wszystkich ważnych spraw w życiu człowieka. Na przykład, że patriarcha Rzymu, a więc on sam, jest dużo ważniejszy niż patriarcha Konstantynopola, by wystrzegali się greckich obrzędów, które nie tylko zaatakował, ale i ośmieszył i by poddali się Rzymowi. Powiedział im także, jak mogą się ubierać, żenić, kiedy jeść, odbywać stosunki w małżeństwie etc. Dał im radę wręcz rewolucyjną, by nie szli do boju z buńczukiem z końskiego ogona, lecz z krzyżem! Chan Bułgarów dał się wreszcie przekonać, uznał się za sługę Św. Piotra i ogłosił swe podporządkowanie — "obediencja zachodniorzymska sięgnęła nieomal bram Konstantynopola!"
Oczywiście, także i triumf Rzymu nie ostał się długo. Car Borys nie uzyskał bowiem autokefalicznego patriarchy Bułgarii, gdyż ani Mikołaj I nie przysłał biskupa Formozusa, ani jego następca, Hadrian II, zażądanego diakona Marina, a przy tym musiał usłyszeć, że rzymski papież i patriarcha Konstantynopola się wzajemnie ekskomunikowali i zdetronizowali. A więc poddawany stałym naciskom Bizancjum Kościół bułgarski zaraz po soborze konstantynopolitańskim w roku 869/870 zwrócił się ponownie do tamtejszego patriarchatu, za czym jego obszar misyjny przypadł na nowo Kościołowi greckiemu. Wypędzono z kolei, mimo protestów papieża, księży łacińskich. I mógł sobie teraz Jan VIII napominać strasznie cara Bułgarów, ostrzegać i mamić kluczami św. Piotra, grozić, próbować przymusić Bułgarów do przejścia pod rzymską pieczę i przeciwko "sub fide falsi" — pozostali od tej pory przy Konstantynopolu i umieli obronić swą niezależność. W 928 roku Kościół bułgarski został uznany przez konstantynopolitański za autokefaliczny.
Focjusz natomiast, górujący swą osobą nad całym ówczesnym chrześcijaństwem, został w 886 roku powtórnie obalony i schronił się za murami klasztornymi, przynajmniej jako teolog i uczony sławiony po dziś dzień. Także chan Borys, okrutny oprawca swej pogańskiej arystokracji, morderca kobiet i dzieci, został w 889 roku mnichem — i świętym, a wręcz narodowym świętym Bułgarów (dzień 2 maja).
Zasłużenie, zasłużenie.
Rzym zdobywa Czechy i Morawy — nadchodzą "apostołowie Słowian"
Na Morawach stało się dla Rościsława jasne, że przyłączenie do kościelnej prowincji w Salzburgu jeszcze bardziej zagroziłoby jego niezależności. Dążył więc, będąc u szczytu swej potęgi, do oderwania morawskiego Kościoła od Bawarii, szukał oparcia w Rzymie, zapraszając włoskich misjonarzy, przemyśliwał osłowiańskim Kościele związanym jedynie z Rzymem. Po tym jednak, gdy Mikołaj odrzucił jego zamiary ze względu na Kościół Rzeszy i Ludwika Niemieckiego, spróbował znaleźć oparcie w Bizancjum, politycznie dlań mniej niebezpieczne niż bliscy sąsiedzi frankijscy. Odprawił więc misję bawarską i poprosił w 862 roku Bizancjum o przysłanie duchownych greckich. I wkrótce cezar Bardas, na parę lat przed zamordowaniem jego i cesarza Michała przez jego następcę Bazylego, przysłał dwu braci Konstantego i Metodego ze swymi misjonarzami. W ten sposób Państwo Wielkomorawskie zyskiwało nie tylko faktyczną niezależność wobec wschodnich Franków, chcących jego podbicia, lecz także słowiańskie chrześcijaństwo, znajdując oparcie w Kościele grecko-bizantyjskim, zyskiwało przede wszystkim narodowy Kościół morawski.
Konstanty (najczęściej zwany swym późniejszym imieniem Cyryla) i Metody, para braci, którzy stali się znani jako "apostołowie Słowian", pochodzili z rodziny wyższego urzędnika w Tesalonice (Salonikach) i zdobyli wykształcenie w otoczeniu patriarchy Focjusza. Urodzony około 815 roku Metody był początkowo cesarskim strategiem, potem opatem, a młodszy Konstanty, diakon, był być może księdzem, przejął katedrę Focjusza i wyruszył wreszcie w roku 860 jako cesarski poseł do Chazarów na dzisiejszej Ukrainie. Obaj poczynili już pewne doświadczenia w misjonowaniu Słowian i gdy Rościsław poprosił dwa lata później Michała III o nauczycieli, którzy mogliby m.in. przetłumaczyć bizantyjskie kodeksy prawnicze na język słowiański, obaj bracia wyruszyli na czele delegacji misyjnej.
"Apostołowie Słowian" mówili i głosili kazania w języku ojczystym Morawian, byli w stanie praktykować liturgię chrześcijańską, mszę rzymską ("liturgię Św. Piotra") w języku słowiańskim w kościelnej tradycji Wschodu i przetłumaczyli również na ten język Biblię. Dzięki temu stworzyli język kościelny i liturgiczny określany jako "staro-cerkiewno-słowiański". Jednakże wszystko to doprowadziło do ostrego konfliktu z działającym już w państwie Rościsława wzdłuż Dunaju duchowieństwem łacińsko-frankijskim. A to tym bardziej, że szybko wyprzedzili misję bawarską.
Oczywiste, że zaraz nastąpiły oskarżenia o "kacerstwo" i wezwanie do Rzymu. Konstanty i Metody udali się zatem po mniej więcej trzyletniej działalności w drogę. Przybyli najpierw przez Panonię do syna zmarłego tymczasem księcia Pribiny (s. 122 i nast.) Kocela (według frankijskich źródeł Chozilo, Chezilo), który do swojej śmierci w 875 roku panował w Mosapurgu (Zalavar), głównym grodzie nad Balatonem, a teraz zaczął wspierać liturgię słowiańską. A stamtąd pociągnęli w 868 roku przez Wenecję do papieża, by prosić o najwyższe błogosławieństwo dla swego przedsięwzięcia.
W Rzymie (gdzie Konstanty zmarł w 869 roku, przyjąwszy imię Cyryla) Hadrian II przystał na ich praktyki misyjne. Zezwolił na liturgię słowiańską, nakazał wszakże czytanie lekcji i ewangelii po łacinie. Jednakże gdy Hadrian w 870 roku na prośby Kocela, pragnącego uwolnić się od podległości wobec wschodnich Franków i utworzenia niezależnego Kościoła, mianował Metodego legatem papieskim i arcybiskupem Panonii i Moraw, powierzając zarazem podupadłą od najazdu Awarów w 582 roku metropolię w Sirmium (dzisiaj Mitrovica koło Belgradu), natrafił na gwałtowny opór biskupów Salzburga i Pasawy. Zarządzenie Hadriana dotykało bowiem ich diecezji i to nie tylko władzy duchownej, lecz w równym stopniu dalszej "kolonizacji" ze strony Franków. Zaostrzyło to spór kościelny, trwający już mniej więcej piętnaście lat, przy czym każdej stronie chodziło o coś innego: "Metodemu o liturgię słowiańską, Bawarom o zachowanie dotychczasowego zakresu swej misji, papieżowi o bezpośrednie panowanie nad Kościołem morawskim, samym Morawianom natomiast o niezależność" (Zöllner). W gruncie rzeczy wszystkim chodziło o to samo: o władzę.
Książę Rościsław zostaje oślepiony, a arcybiskup Metody potraktowany pejczem przez biskupa pasawskiego
Ze sporem kościelnym związany był nierozerwalnie konflikt polityczny. W tym czasie Ludwik Niemiecki ponownie najechał wschodnich sąsiadów. Wyprawił się na nich w sile trzech kontyngentów (s. 125). Przy czym królewicz Karloman zaatakował od strony Karyntii księstwo w Nitrze na Słowacji, gdzie rządził bratanek Rościsława, Świętopełk (870 - 894). Tam, gdzie salzburski arcybiskup Adalram poświęcił w roku 828 pierwszą chrześcijańską świątynię, rozpoczął swe rządy jako dzielnicowy książę, wyraźnie sprzyjając Kościołowi rzymskiemu. Został później cudownie ocalony z wszelkich grożących mu dynastycznych zasadzek dzięki "łasce Bożej", "sprawiedliwemu wyrokowi Bożemu". Karloman przeciągnął go na swą stronę i Świętopełk wydał mu stryja. Karloman uwięził Rościsława w Ratyzbonie i wtargnął "bez jakiegokolwiek oporu do jego państwa, zmusił wszystkie grody i miasta do poddania, zaprowadził swe porządki przy pomocy swych ludzi i, wzbogacony królewskim skarbem, powrócił do domu".
Rościsław został "w ciężkich więzach" przyprowadzony późną jesienią przed króla Ludwika — w dowód łaski — oślepiony i na powrót wtrącony do więzienia w klasztorze. (Przecież przez cały rok pojawiały się przepowiednie, "cudowne znaki": przez całą noc powietrze podnosiło się nad Moguncją jak we krwi, tamże dwukrotne trzęsienie ziemi, również zaraza bydlęca szalała "w najstraszniejszy sposób w kilku miejscach Francji". A nawet, podczas synodu w Kolonii w kościele Św. Piotra "słyszano złe duchy, rozmawiające ze sobą i skarżące się, że mają zostać wygnane z od dawna posiadanych miejsc": Annales Fuldenses). Przypomniano sobie pewnie o "złym duchu" z Caputmontium (s. 129).
Gdy Metody stracił swego patrona Rościsława, bawarscy biskupi kazali uwięzić również i jego i przez kilka lat trzymali go w więzieniu w Bawarii — gdzie, nie wiadomo — lecz z pewnością stał za tym "cały episkopat bawarski w ścisłym kontakcie z władzą świecką" (Mass). Morawami zarządzali wtedy niemieccy margrabiowie.
Wcześniej jednak, w roku 870, zawleczono dopiero co zaaprobowanego przez papieża arcybiskupa na synod w Ratyzbonie, człowieka, który przypuszczalnie pojmował chrześcijaństwo w poważniejszy sposób, niż ówcześnie misjonujący kler frankijski i znalazł się w konflikcie z bawarskimi duchownymi, dla których wszystko co słowiańskie było znienawidzone. "Nauczasz na naszym terytorium", zarzucano więźniowi, podczas gdy on ze swej strony oskarżał arcypasterzy z Salzburga i Pasawy, że z powodu nadmiernych ambicji i chciwości przekroczyli "stare granice".
Może to biskup Ermenryk z Pasawy pojmał Metodego. A Ermenryk, kształcony literat pochodzący ze szwabskiej arystokracji, w Fuldzie uczeń Rabana i Rudolfa, w Reichenau Walafrida Strabona, jakiś czas przebywający na dworze Ludwika Niemieckiego w Ratyzbonie, rzucił się — według papieża Jana VIII — z biczem do konnej jazdy na swego brata w Chrystusie. Wystawiał go pod gołym niebem podczas zimy i deszczu i przypuszczalnie też go uwięził. Od końca 870 roku do 873 arcybiskup Metody siedział w klasztornym więzieniu, koło Freising, w Ratyzbonie, albo w Ellwangen, gdzie Ermenryk był kiedyś mnichem.
Najazdy na wschodzie lub "nikt stamtąd nie uszedł poza biskupem Embrichonem..."
Również książę Świętopełk, który właściwie opanował Państwo Wielkomorawskie, kraje wokół Sudetów, łącznie z Czechami, Śląskiem i środkowymi Węgrami, siedział we frankijskich więzieniach, stawał się jednak stopniowo coraz bardziej użyteczny, podbił i "nawrócił" także sąsiednie plemiona słowiańskie, jak na przykład wschodnich Czechów. Książęca siedziba Nitra była w drugiej połowie IX wieku zarazem najbardziej na wschód wysuniętą siedzibą biskupstwa łacińskiego Kościoła.
Jednakże w 871 roku Świętopełk został oskarżony o wiarołomstwo i ponownie osadzony w więzieniu przez Franków, przez Karlomana, którego wnuki trzymał do chrztu. Lecz przecież jako niewinnego musiano go wypuścić, wręcz "z królewskimi darami". Książę oczywiście zaraz się zemścił. Podjął antyfrankijską politykę Rościsława, zbuntował się i jeszcze w 871 roku zadał bawarskiej armii druzgocącą klęskę. Hrabiowie znad granicy z Morawami, Wilhelm i Engilszalk, zginęli wraz z wieloma innymi rycerzami. "Wszelka radość Bawarczyków z powodu tak wielu minionych zwycięstw przemieniła się w żałobę i biadanie". Kto nie padł w boju, skończył w niewoli. Świętopełk, który bądź co bądź zasłużył się najważniejszym interesom politycznym chrześcijańskiego kleru, Janowi z Wenecji, Wichingowi ze Szwabii, mimo to pozostał dla Franków "głową pełną oszustw i podstępów", "nieludzki i żądny krwi niczym wilk" (Annales Fuldenses).
W roku 872 zaatakowano wprawdzie Morawian i Czechów szeregiem oddziałów, lecz znowu z niewielkim "szczęściem", Turyngowie i Sasi "z wielkimi stratami" zostali zmuszeni do ucieczki, "uciekający hrabiowie byli bici przez kobiety w każdej okolicy i kijami zwalani z koni na ziemię". Za to wojsko pod wodzą biskupa mogunckiego, "ufając w pomoc Boga" (który w tym samym czasie "strawił niebiańskim ogniem" katedrę w Wormacji) przegania naraz pięciu wrogich książąt "wraz z wielką liczbą buntowników", zabija, topi w Wełtawie, pustoszy "niemałą" część kraju i wraca "bez uszczerbku do domu. Najwyższe dowództwo tej wyprawy miał arcybiskup Liutbert".
Inny oddział frankijski, prowadzony przez Arna z Wurzburga — budowniczego tamtejszej katedry oraz "głównodowodzącego w czterech poświadczonych źródłowo wyprawach wojennych" (Lindner) — i opata Sigeharda z Fuldy, pośpieszył z pomocą Karlomanowi, który "mordując i paląc" operował przeciwko Świętopełkowi. Ale Bawarczycy ulegli wrogowi. Musieli "zawrócić tracąc wielką część swoich ludzi wśród wielkich trudności". A jeszcze inny oddział frankijski, pozostawiony do ochrony statków na brzegu Dunaju, został starty w proch przez ludzi Świętopełka — "nikt stamtąd nie uszedł poza biskupem Embrichonem z Ratyzbony [...]".
Świętopełk po przynoszących niezwykłe straty najazdach zdołał umocnić swe panowanie, a rok 874 przyniósł mu pokój w Forchheim i względną niezależność, również pod względem kościelnym, chociaż za cenę corocznego trybutu .
Ostateczny zakaz stosowania liturgii słowiańskiej i awans "apostołów Słowian" na patronów kraju i "modnych świętych"
Dopiero w 873 roku Jan VIII uzyskał zwolnienie Metodego. Po powrocie do diecezji panońskiej miał on wprawdzie zrezygnować z liturgii słowiańskiej, z języka "barbarzyńców" i odprawiać mszę tylko po łacinie lub po grecku, "jak to Kościół Boży śpiewa po całym kręgu ziemi", jednakże Metody się nie podporządkował, a papież w roku 880 odwołał zakaz.
Sam Świętopełk, władca Wielkiej Morawy, stał wprawdzie politycznie po stronie Metodego, lecz kulturowo skłaniał się raczej ku "kulturze" zachodniej, przede wszystkim ku papiestwu. Kazał więc wybrać w Rzymie na biskupa Nitry, swej wcześniejszej siedziby, Wichinga, swego faworyta i wychowanka klasztoru w Reichenau. Wiching został sufraganem Metodego. Jednakże ustawicznie intrygował przeciwko jego programowi misyjnemu — chociaż Jan VIII bullą Industriae tuae nań zezwolił i niespodzianie rozstrzygnął rzecz przeciwko Wichingowi, po tym jak zawezwany do Rzymu Metody ze szczętem obalił oskarżenie o "kacerstwo".
Jednakże Stefan V (885-891), pozostający pod wpływem kleru frankijskiego, zabronił ostatecznie używania słowiańskiego kanonu mszalnego i kazał go zastąpić rytuałem rzymskim: "ostatnia istotna decyzja w sprawach kościelnych papieża epoki karolińskiej" (Handbuch der Europäischen Geschichte). Dzięki niej bowiem część Słowian zachodnich i południowych na zawsze została włączona do łacińskiego Zachodu. Stefan V odrzucił "całkowicie fałszywą naukę" i najserdeczniej polecił "królowi Słowian" biskupa Wichinga jako prawowitego. Lecz dopiero po śmierci Metodego około roku 885/886 Wiching zdołał pokonać następcę wybranego przez Metodego.
Próba stworzenia słowiańskiego kościoła narodowego w oparciu o Bizancjum, podjęta przez Metodego, zupełnie się nie powiodła. Episkopat bawarski zwyciężył na całej linii. Nastąpił wielki zwrot w Kościele. Liturgia łacińska znów zastąpiła słowiańską, frankijska prowincja kościelna morawską, Słoweńcy i Chorwaci ponownie znaleźli się pod rzymskokatolickim knutem, a misja bizantyjska na Morawach była skończona po wsze czasy. Tak jak w Bułgarii Wschód, tak na Morawach zapanował Zachód. Od tej pory linia podziału między chrześcijaństwem greckim a rzymskim, między większą słowiańską Europą południowo wschodnią a mniejszą zachodnią częścią Słowian, biegła poprzez Słowiańszczyznę południową, poprzez Bałkany, a Bizancjum i Rzym znalazły się na wzajemnie wrogich pozycjach z wszelkimi katastrofalnymi następstwami tej sytuacji aż po wiek XX, szczególnie drugą wojnę światową oraz wojny na Bałkanach w latach dziewięćdziesiątych.
Duchowni "słowiańscy", zwolennicy Metodego, w roku 886 przede wszystkim pod wpływem biskupa Wichinga zostali uwięzieni, po części zakuci w łańcuchy potem wygnani z Moraw, skąd uciekali najczęściej do Bułgarii, ale i na terytorium Serbii i Chorwacji. Zarazem zlikwidowano na Morawach liturgię słowiańską i w barbarzyński sposób zniszczono drogocenny skarb rękopisów szkoły starosłowiańskiej. Unieważniając dekret swego poprzednika, Stefan V wydał absolutny zakaz używania języka słowiańskiego w nabożeństwach i mianował wschodniego Franka Wichinga arcybiskupem w Nitrze. Nie zachowała się żadna tradycja starego kościoła, ani na Morawach, ani w Czechach.
Dopiero w XIV wieku Konstanty-Cyryl i Metody stali się patronami Moraw, a nawet błyskawicznie typowymi "modnymi świętymi". Przy tym jest oczywiste, że przed rokiem 1347 nie występowały w ogóle oznaki kultu obu misjonarzy. Również relikwie — "ze zrozumiałych względów bardzo wątpliwej natury" (Graus) — zostały "odkryte" dopiero wtedy.
ROZDZIAŁ 4.
Jan VIII (872-882): 'papież wzorcowy'
"Każdy, kto ma zostać przez nas wyniesiony do godności cesarskiej, musi również przez nas, i głównie przez nas, zostać najpierw powołany i wybrany".
Papież Jan VIII
"[...] świat zrozumiał, że jemu, który dążył do tego samego i domagał się tego, co jego poprzednicy, chodziło o świeckie prawa i ziemskie panowanie, a nie o wiarę i Kościół".
Johannes Haller
"W Rzymie zszedł był mianowicie biskup na Stolicy Apostolskiej, z imienia Jan; tenże otrzymał już wcześniej od swego krewnego truciznę, teraz jednak był przez tego samego [krewnego], a zarazem innych towarzyszy swego zbrodniczego czynu [...], tak długo bity młotem, aż ten utkwił mu w mózgu. Pragnęli oni bowiem zagarnąć dla siebie zarówno jego skarbiec, jak i kierownictwo urzędu".
Annales Fuldenses
"Nie ma wątpliwości: we Włoszech panowała zupełna anarchia [...]. Z dziewięciu papieży, którzy w ciągu dwunastu lat jeden po drugim wstąpili na tron Piotrowy, ani jeden nie zmarł śmiercią naturalną".
Karl Kupisch
O następcy Hadriana, arystokratycznie urodzonym Rzymianinie Janie VIII, jednym z najbardziej znanych papieży między Mikołajem I a Grzegorzem II, nawet umiarkowanie krytyczny katolicki pisarz Kuhner pisał: "Jego całe dążenie dotyczyło pokoju i sprawiedliwości". W istocie Jan VIII był papieżem krańcowo dwulicowym, dosłownie we wszystkie strony rozpinającym konspiracyjne nitki, dążącym jedynie do władzy, a wręcz do pożałowania godnej wojennej sławy. Nikt przed nim nie wydał tak wielu ekskomunik, nikt przed nim tak bez skrupułów, tak chytrze, nie dopasowywał się do każdej zmiany w jego epoce, nawet jeśli wystarczająco wielu jego poprzedników podobnie bez żenady miało zwyczaj wykorzystywać kościelną władzę do czysto politycznych celów.
Świeża inicjatywa albo pierwszy papież-admirał
Zainspirowany przez Grzegorza I i przez Mikołaja I, swe wzorce do naśladowania, forsował przewodnią rolę papiestwa. Jak Leon IV przemienił św. Piotra, dzielnicę watykańską, w twierdzę Leopolis, tak Jan VIII otoczył murami bazylikę Św. Pawła wraz z tamtejszym przedmieściem, które nazwał "Joannipolis". I tak jak już jego poprzednik Hadrian — po wspaniałomyślnym zwolnieniu Ludwika II z przysięgi wymuszonej na nim w 871 roku przez księcia Benewentu Adelchisa — podmówił cesarza "do wznowienia walki" (Regino z Prum), tak papież Jan towarzyszył dobranymi sentencjami biblijnymi wojnie Ludwika z Saracenami i z kolei podobnie jak Leon IV (s. 133 i nast.) uwolnił od grzechów wszystkich, którzy "padną w katolickiej pobożności przeciwko poganom i niewiernym" i obiecał im takoż spokój "wiecznego żywota", ów namiestnik Chrystusa utrzymywał własnych żołnierzy, wyprosił u króla Galicji oddział mauretańskiej jazdy i ustanowił przypuszczalnie urząd zarządcy stoczni, ale już na pewno ze "świeżej inicjatywy" (zdaniem katolickiego pisarza Seppelta) pierwszą papieską marynarkę wojenną: łodzie obsadzone żołnierzami, z dwoma kasztelami, najeżone machinami miotającymi pociski, ogień oraz hakami abordażowymi i napędzane wiosłami galerników. A nawet kierował przedsięwzięciami militarnymi, jako papież-admirał osobiście urządzał łowy na Saracenów, podczas których wiele z tych
— jak ich po ojcowsku nazywał — "dzikich zwierząt" zabił i odebrał im koło przylądka Circe 18 statków — "czyn iście bohaterski" (jak go nazywa katolicki pisarz Daniel-Rops). Niemniej starał się chrześcijan — których, jeśli znosili się z Saracenami, obkładał klątwą — za pomocą niemałego przekupstwa utrzymywać z dala od wszelkiej kolaboracji z nimi.
Wspólne interesy Jana z Karolem Łysym, "zbawcą świata"
Po śmierci Ludwika II obaj jego stryjowie, Ludwik Niemiecki i Karol Łysy, upomnieli się o koronę cesarską. Jan VIII wysłał zatem swych legatów do Karola, duchowieństwo włoskie bowiem również zdecydowało się na niego i "tyran Galii" wtargnął wkrótce przez Wielką Przełęcz Św. Bernarda do Italii, gdzie "chciwą ręką zagarnął wszelkie skarby, jakie znalazł" (Annales Fuldenses). Wkraczający przeciw niemu (na zlecenie ojca) przez Alpy wschodni Frankowie Karol III i Karloman uzyskali wsparcie jedynie margrabiego Berengara z Friulu, późniejszego króla i cesarza (jego matka Gizela była córką Ludwika Pobożnego).
Ludwik Niemiecki wykorzystał natomiast nieobecność brata, by — jak to już było anno 858 (s. 112 i nast.) — wtargnąć do Francji, wyprawa z czystej zemsty. Wojsko królewskie, relacjonują Annales Fuldenses, "rabowało i pustoszyło wszystko, co znalazło". Wprawdzie zachodni magnaci zobowiązali się przysięgą do obrony przed najeźdźcą, lecz i oni rujnowali państwo Karola, "sami jak wrogowie plądrując". A wręcz niektórzy hrabiowie i biskupi przeszli na stronę Ludwika, gdy tymczasem łupiący wszystko wokół król Germanii obchodził "Narodziny Pana w Attigny", a po nagłym ataku w palatium we Frankfurcie "czas postu i Wielkiej Nocy" (Annales Bertiniani).
Karol Łysy, dzięki "bożej inspiracji" przewidziany i desygnowany na cesarza już przez Mikołaja I, dysponował bezsprzecznie największą potęgą, tak że mógł wesprzeć Jana VIII tak przeciw rzymskiej arystokracji, jak i przeciw Arabom, z którymi książęta i miasta żądne zdobyczy wiązały się ustawicznie — a zdobyczy był głodny i Jan. Francja była zarazem tak mocno zagrożona napadami ze strony Duńczyków, że papież liczył na wystarczającą swobodę i wolną rękę we Włoszech dla własnych planów politycznych.
W każdym razie Karol, mimo panującej biedy wyciskający nienasycenie wszystko ze swego kraju, obdarowując jednocześnie po królewsku tamtejszy Kościół, trwonił swe skarby na Południu, chciał formalnie kupić sobie imperium. Udało mu się dzięki pomocy "złota i srebra i kosztownych kamieni w nieskończonej ilości" skłonić do odwrotu Karlomana, którego miecza, jak pewnie każdego, bał się najbardziej — "jest bowiem bojaźliwy jak zając". Tak samo przekupił "cały senat rzymskiego ludu złotem jak Jugurta i pozyskał dla siebie" (Annales Fuldenses).
A na papieża Jana i bez tego nie usposobionego wrogo do wschodniofrankijskich Karolingów ogromne sumy Karola mogły wywrzeć niemałe wrażenie.
Karol bowiem również i głównie "uczynił wiele kosztownych darów świętemu Piotrowi". I tak ogłosił jego "następca", że Karol przewyższył w nich swego ojca, a nawet dziada; oświadczył, że Bóg przeznaczył go na cesarza już "przed stworzeniem świata"; wysławiał go ze śmiesznym wazeliniarstwem jako gwiazdę wschodzącą dla ludzkości, jako długo wypatrywanego "zbawcę świata", męża Bożego, aniołowi drogą wskazaną przez bezdroża, bagna, przez nieznane furty, rwące potoki etc. I w Boże Narodzenie roku 875 z wielką pompą ukoronował Karola Łysego na cesarza — dokładnie w 75 lat po koronacji jego dziada Karola, podczas gdy wszystkim, biskupom i świeckim, którzy by popierali Ludwika Niemieckiego, groził klątwą, pozbawieniem urzędów i przekleństwem.
Nie sposób nie zauważyć tutaj przełomu, całej przewrotności historii: jeśli bowiem cesarze rościli sobie kiedyś pretensję do korony na mocy prawa dziedziczenia, to tylko i wyłącznie papiestwo rościło sobie prawo do nadawania tej korony wedle własnego widzimisię!
Rzym ubił kolejny wielki interes. Karol nie tylko zrezygnował z ustalonych przez Lotara I w roku 824 praw cesarza w Państwie Kościelnym (s. 65), nie tylko zrezygnował z dochodów z trzech cesarskich klasztorów S. Salvatore, S. Maria w Farfie i S. Andrea na Soracte, nie tylko odnowił wszystkie darowizny swych poprzedników od Pepina po Ludwika II na rzecz Kościoła rzymskiego. Papież otrzymał również znaczne nadziały ziemi w księstwie Benewentu i w okolicach Neapolu, krainy Samnium i Kalabrię, toskańskie twierdze graniczne Chiusi i Arezzo oraz przede wszystkim zwierzchnictwo nad księstwami Spoleto i Benewentu. Zaowocowało to wkrótce wrogim nastawieniem dwu sąsiednich książąt, Adalberta z Toskanii, a zwłaszcza Lamberta ze Spoleto, którzy z początkiem roku 878 wtargnęli do Rzymu i przez cztery tygodnie w nim przebywali, czyniąc wiele zła, jak i późniejsi papieże cierpieli stale z powodu zemsty ze strony Spoletańczyków. Poza tym bardziej niż kiedykolwiek zaczęli zagrażać Państwu Kościelnemu Arabowie.
Nastąpiły zatem z jednej strony nieustanne wezwania najwyższego kapłana o pomoc, wołania z powodu spustoszenia kraju i naruszania praw, które Jego Świątobliwość co prawda sobie sam przyznał, nastąpiły skargi na najazdy Saracenów i wyprawy łupieżcze ze strony chrześcijan (księcia Spoleto!). Z drugiej strony błaganemu "na klęczkach" cesarzowi papież Jan, nie znajdujący "snu dla oczu i strawy dla ust", gdyby go wsparł, ponownie wspaniałomyślnie ukazywał "pokoje królestwa niebieskiego" i "rozkosze wiecznego żywota wśród aniołów".
Jan VIII pracował nad zniszczeniem cesarstwa i królestwa Italii, by wznieść wyżej własny tron, by w równym stopniu panować nad biskupami i książętami i kierować politycznie Włochami. "Każdy, kto ma zostać przez nas wyniesiony do godności cesarskiej, musi również przez nas, i głównie przez nas, zostać najpierw powołany i wybrany", oświadczył zadziwiająco śmiało i kusił tą koroną, niekiedy jednocześnie, prawie wszystkich wchodzących w rachubę kandydatów, Bozona z Vienne, króla Prowansji, synów Ludwika Niemieckiego, Karlomana i Ludwika III, przede wszystkim jednak zachodniego Franka Ludwika II Jąkałę, syna Karola Łysego. A każdemu obiecywał wywyższenie, chwałę i zbawienie tu i po śmierci, wszelkie królestwa. A każdego zapewniał, że jest jedynym kandydatem i twierdził, że nie szukał pomocy i wsparcia u nikogo innego! A gdy w końcu się okazało, że nie może oczekiwać niczego po Frankach, zwrócił się jeszcze do Bizancjum.
Po koronacji Karola w 875 w Rzymie, przypadła mu w drodze powrotnej jeszcze korona włoska. Swoich obdarza Pan nawet we śnie. Zgromadzenie magnatów w Pawii obdarzyło go kolejną godnością, przede wszystkim grupa licznych biskupów, z arcybiskupem Mediolanu Anspertem na czele, który jako pierwszy zaprzysiągł mu wierność, obwarowaną wieloma klauzulami, jak uznano. Jednogłośnie możni obwołali w lutym Karola swym obrońcą, panem i królem, boć przecież, jak mówiono, łaska boska za pośrednictwem książąt-apostołów i papieża wyniosła go do godności cesarskiej.
Doszło do wzajemnych przysiąg i również przy tej okazji do koncesji cesarza na rzecz kleru. Karol rozkazywał umacniać papieża Jana, czcić Kościół rzymski, chronić jego stan posiadania, a co nie mniej ważne, przeniósł na dostojników kościelnych stałą plenipotencję odnośnie misji.
Śmierć Ludwika Niemieckiego: epitafium opata Reginona
Tymczasem Ludwik Niemiecki wcale nie zamierzał pozostawić Italii Karolowi. I gdy papiescy legaci badali "niejasności" powstające między braćmi i chcieli je rozstrzygnąć "według prawa kanonicznego i świeckiego", Ludwik ich początkowo nie przyjął. Zamiast tego wysłał własnych posłów, kolońskiego arcybiskupa Williberta z dwoma hrabiami, do cesarza Karola. Spotkali go w palatium Ponthion, w towarzystwie odprawionych przez Ludwika biskupów Jana z Arezzo i Jana z Toskanelli wraz z licznym, obradującym prawie trzy tygodnie synodem duchownych i wielu świeckich możnych, któremu dopiero 4 lipca mogli zaprezentować w obecności samego Karola
żądanie swego króla, pragnącego uzyskać "część państwa cesarza Ludwika, syna jego brata Lotara", "jaka mu się należy na mocy praw dziedzicznych (ex hereditate) i została mu przyrzeczona pod przysięgą".
Odpowiedzieli na to rzymscy legaci, czytając dwa listy swego pana do biskupów i hrabiów wschodniofrankijskich z 13 lutego, w których papież w niezwykły sposób obrzucił obelgami "króla Bawarów", przyrównał do Kaina, imputował mu zawiść wobec brata oraz złamanie pokoju, niewierność, nieustanne podżeganie. W dwu dekretach z tego samego dnia skierowanych do biskupów i możnych nawoływał pod groźbą ekskomuniki tych, co przeszli na stronę Ludwika, do poprawy, chwaląc innych za wierność "twardszą niż diament".
W tym samym roku ponad siedemdziesięcioletni i już od dłuższego czasu chorujący Ludwik Niemiecki zmarł 28 sierpnia w palatium we Frankfurcie, zresztą w trakcie przygotowań do wojny ze swym bratem Karolem. Już następnego dnia został pochowany w pobliskim klasztorze w Lorsch, gdzie jego sarkofag jeszcze na początku XVII wieku stał w klasztornej kruchcie, a potem zniknął bez śladu.
W epitafium króla Regino z Prum pisze: "Był on wielce chrześcijańskim władcą, z wiary katolickiej, nie tylko w świeckiej, lecz także i w kościelnej wiedzy rozlegle edukowanym; gorliwy wykonawca tego, czego wymagała religia, pokój i sprawiedliwość. Z ducha bardzo był podstępny (ingenio callidissimus) i ostrożny w radzie; przy nadawaniu lub odbieraniu urzędów publicznych kierował się powściągliwym osądem; w bitwach był nader zwycięski i gorliwszy w sposobieniu oręża niż uczt, jakoż były narzędzia wojny jego największym skarbem [...]".
Słynny opat, któremu Reinhold Rau przyznaje "niemałe zrozumienie samoregulacji mechanizmów władzy", stworzył tutaj in nucę nieomal zdumiewająco wymowne wzorowe odbicie katolickiego władcy: bardzo chrześcijański i bardzo podstępny, z wiary katolicki, nader zwycięski, przyjaciel oręża, a narzędzia wojny jego największym skarbem, jednakowoż skrzętnie działający również i dla pokoju, słowem: "żarliwy wykonawca tego, czego wymagała religia [...]".
Kondolencje Karola Łysego i pierwsza bitwa "odwiecznych wrogów" o Ren
Karola Łysego jednak — również poruszająca cecha chrześcijańska — wiadomość o śmierci jego brata "napełniła niezmierną radością" (Reginonis chronica) i nie myślał o niczym innym jak o tym, by swym bratankom odebrać jak najwięcej z ich ojcowskiego dziedzictwa. Już wcześniej groził swym katolickim krewniakom "rzeczami niewiarygodnymi"; na przykład atakiem z taką mocą, "że jego konie wypiją Ren do sucha, a on sam przekroczy wyschnięte koryto rzeki i spustoszy całe państwo Ludwikowe" (Annales Fuldenses).
Dał tego przynajmniej pierwsze oznaki. Próbował jednocześnie rozszerzyć swe terytorium na wschodzie. Chciał odebrać połowę królestwa Lotaryngii, którą był zmuszony zostawić bratu, zapewne dojść wręcz do linii Renu, więc objąć w posiadanie również wschodniofrankijskie tereny na jego lewym brzegu wokół Moguncji, Wormacji i Spiry.
Obiecał możnym Lotaryngii, których wezwał do przyłączenia się do niego, bogate lenna, zagroził krnąbrnym, że ich "wykorzeni" i wpadł — nie zważając na wszelkie przysięgi, jakie zawarł ze swym bratem, nie zważając nawet na Normanów, zagrażających w połowie sierpnia setką swych wielkich okrętów ziemiom nad Sekwaną — do państwa właśnie zmarłego brata. Ze znaczną armią ruszył przez wschodnią Lotaryngię i Akwizgran — który chętnie obrał na swą siedzibę, karmiąc się iluzją, że odnawia Rzeszę swego wielkiego dziada, Karola I — w kierunku Kolonii, plądrując i pustosząc kraj niczym skandynawscy piraci; towarzyszyli mu stale obaj papiescy legaci, Jan z Arezzo i Jan z Toskanelli — "duchowni pomagierzy zbójeckiej wyprawy" (Muhlbacher).
Ponieważ atak zachodnich Franków przeprowadzono z zupełnego zaskoczenia, a najstarszy syn Ludwika Niemieckiego, Karloman, wojował na wschodzie z Morawianami, najmłodszy natomiast stał w Alamanii, Ludwik III, którego ziemie były zagrożone w pierwszej kolejności, podążył z pośpiesznie zebranymi, liczebnie daleko ustępującymi oddziałami Sasów, Turyngów i Franków naprzeciw swego nienasyconego stryja nad Ren, do Deutz, podczas gdy Karol zatrzymał się po drugiej stronie rzeki w Kolonii. Ludwik wysyłał do niego poselstwa, zaklinał na pokrewieństwo, przysięgi, układy, również na drogocenną krew chrześcijańską po obu stronach i usiłował, wśród drwin przeciwnika, wzmocnić swe oddziały moralnie za pomocą postów, modłów, procesji i powszechnie wówczas przyjętego badania wyroków Opatrzności (co dziesiąty żołnierz musiał się poddać sądowi bożemu zimnej i wrzącej wody, rozżarzonego żelaza) — i oczywiście "wszyscy wyszli bez szwanku z tego sądu bożego" (Annales Bertiniani).
Karol chciał za pomocą pertraktacji przytrzymać przeciwnika w miejscu, a rozejm wykorzystać do tego, by o świcie zajść go od tyłu. Jednakże arcybiskup Willibert zdradził ów plan i gdy zachodniofrankijskie wojska, 50 tysięcy ludzi ("jak się opowiada"), po wyczerpującym nocnym marszu w strugach deszczu podeszły 8 października pod Andernach, zostały zaatakowane przez gotowe do walki oddziały Ludwika. "Tenże nałożył sobie zaraz zbroję — jak piszą Roczniki Fuldajskie — pełen ufności w Panu [...]". Znowuż dobry stary chrześcijański obyczaj: kto Bogu zaufa, nie straci w boju ducha, temu się zawsze powiedzie...
I w istocie: "Jak płomień biegnie po ściernisku i w okamgnieniu wszystko niweczy, tak mieczem starli w proch siły nieprzyjaciela i rozciągnęli go na ziemi" (Regino z Prum). Cały tabor i wszystkie skarby kupców wpadły w ręce zwycięzców. Ci, którzy jednak nie mogli uciec, "tak zostali obrabowani przez wieśniaków, że owijali się w słomę i siano, by choć swe wstydliwe członki zasłonić [...]" (Annales Bertiniani). Wśród pojmanych byli kanclerz cesarza, opat Gozlin i biskup Ottulf z Troyes. Łupy były ogromne, broń, zbroje, konie, złoto i srebro możnych oraz skarb wieziony przez Karola. Onże sam, jak zawsze przezorny, uniknął walki i następnego wieczoru uciekł do Leodium, rzekomo "prawie nagi" (pene nudus), jak twierdzi mnich z Fuldy. Cesarzowa poroniła podczas nocnej ucieczki "na pustej drodze przy pianiu kogutów" (Annales Bertiniani). Dziecko, syn Karol, wkrótce potem zmarło, jego dusza została jednak uratowana dla nieba — a król Karol wkrótce doszedł do siebie: bitwa pod Andernach, pierwsza bitwa między "Niemcami" a "Francuzami" o Ren.
Po tym debiutującym starciu przyszłych "odwiecznych wrogów" zwycięski wódz wschodnich Franków pociągnął wprawdzie do Akwizgranu, był jednak zbyt słaby, by pobitego cesarza (którego nawet arcybiskup Hinkmar zwie teraz
w zachodniofrankijskich Annałach Rzeszy "rozbójnikiem" — ciekawe jak by go nazwał gdyby zwyciężył!) móc ścigać na własnej ziemi.
W listopadzie trzej bracia podzielili państwo wschodniofrankijskie, zgodnie z dyspozycją swego ojca i przysięgli sobie wzajemnie wierność. Przeprowadzili podział jedynie na mocy prawa dziedziczenia i bez dokonywania koronacji, jak to było w zwyczaju w Rzeszy zachodniej. Karloman, najstarszy syn Ludwika Niemieckiego, został "królem w Bawarii" z Panonią i Karyntią, odstąpił jednak zarządzanie tą ostatnią swemu synowi Arnulfowi. Ludwik III Młodszy, "król we wschodniej Francji", otrzymał wschodnią Frankonię, Turyngię, Saksonię i Fryzję wraz z należnościami trybutarnymi nadgranicznych plemion. Karol III Gruby, najmłodszy, otrzymał początkowo Alamanię i retyckie Chur i panował po przedwczesnej śmierci swych braci (w 880 i 882 r.) również nad tymczasem znacznie poszerzonym dziedzictwem, przy tym powiodła mu się już w 881 roku restytucja cesarstwa.
Jan zabiega o względy Karola, którego "zalet język ludzki nie jest w stanie wysłowić..."
Karol Łysy musiał podać tyły nie tylko wobec wschodnich Franków. Nie zwojował również niczego przeciwko Normanom nad Sekwaną i Loarą. Raczej kupił sobie pokój za pieniądze, które wycisnął oczywiście z bogaczy, takoż zdzierców w wielkim stylu. Nakazał płacić podatki o za każdym razem dokładnie wyznaczonej wysokości od każdego pańskiego łanu (w ramach wczesnośredniowiecznej własności ziemskiej odpowiadającemu jednemu gospodarstwu) na całym obszarze Francji oraz w Burgundii z każdego łanu wolnego i niewolnego. W ten sposób zgarnął bądź co bądź pięć tysięcy funtów srebra, przy czym by zapłacić należny trybut brał oczywiście też i skarby kościelne. Tak jak Karolowi — wyróżnionemu "cnotą", według papieża Jana, "jego walk za wiarę [...] troską o cześć duchowieństwa" (por. s. 169 i nast.) — tak i zbiegłym doń lotaryńskim kombatantom jego nieudanej wyprawy przypadło odszkodowanie w opactwach i dobrach Kościoła.
Oczywiście król nie odczuwał najmniejszej ochoty, by chronić papieża przed coraz agresywniejszymi Saracenami. Ale Jan nie na próżno koronował Karola na cesarza. Wprawdzie rozszerzył on tymczasem Państwo Kościelne i zrezygnował z paru przywilejów, lecz Rzym, wciąż nienasycony, chciał jeszcze więcej, zwłaszcza że nowy władca czynił po wielekroć inne obietnice, przede wszystkim właśnie pomocy przeciwko Arabom, co wcale nie było w smak Karolowi.
Naciskano go więc tradycyjnymi metodami (por. zwł. t. IV, s. 229 i nast.! 232 i nast.!), zaklinano na "szarańczę" muzułmańskich diabłów, które wszystko plądrowały, paliły ze szczętem, ciągnęły ludzi w niewolę, przywoływano okrucieństwo, jakie jeszcze nie miało miejsca, zagrożenie, do jakiego jeszcze nie doszło, nadciągającą ogromną falę z oddziałami atakującymi Rzym, malowano czarne obrazy, przestrzegano biskupów i możnych, a szczególnie samego cesarza. Zjawili się papiescy legaci, nieustannie rozlegały się wołania o pomoc. Saraceni rabowali, mówiono, niszczyli kościoły, lecz książęta Lambert i Gwidon, wyznaczeni przez Karola do obrony Państwa Kościelnego, nawet nie kiwnęli palcem. Podobnie głuchy pozostał Bozo, osadzony w Italii jako wicekról. Szły list za listami, "na kolanach" błagano o ratunek dla "chrześcijaństwa", w pierwszym rzędzie stało oczywiście papiestwo, podlizujące się łysemu Karolowi. "Najdoskonalszy z wszystkich cezarów", rozpływał się w coraz większych pochwałach Jan, który wiedział, że Karol "wyniósł swą mądrość z matczynego łona", że jego "zalet nie jest w stanie opisać ludzki język [...]".
Karol uczynił przy tym coś, co nie przysporzyło mu popularności na papieskim dworze: skłonił swego syna i następcę, Ludwika II Jąkałę, by oddalił swą żonę Ansgardę i poślubił damę odpowiadającą jego cesarskiemu ojcu. Jeśli zważymy, z jaką zaciętością poprzednik Jana, Mikołaj I, występował przez lata przeciwko małżeńskim machinacjom Lotara II, jak upierał się przy nierozwiązywalności jego małżeństwa, to jest zadziwiające, że papież Jan tym razem nie wysunął absolutnie żadnych zarzutów wobec drugiego małżeństwa zachodniofrankijskiego królewicza, nie mówiąc już o sankcjach kościelno-prawnych ze strony zachodniofrankijskich książąt i biskupów .
Zgon po 37 latach panowania "wskutek biegunki w wielkiej nędzy..."
Jako że we Włoszech nikt nie ruszył nawet palcem dla papieża, ani zobowiązany do obrony Państwa Kościelnego możny książę Spoleto, ani powołany do tego kraju w 876 roku jako missus Bozo z Vienne, cesarzowi nie pozostało nic innego — jeśli chciał zachować wiarygodność, poważanie i samą Italię — jak wybrać się samemu na południe, choć sytuacja w domu również była napięta, zwłaszcza z powodu Normanów. By ich zaspokoić, kazał ściągnąć pieniądze, skąd się tylko dało.
Również do Włoch zabrał swój "wielki skarb pełen srebra i złota oraz koni i innych kosztowności" (Annales Bertiniani), ruszając w sierpniu roku 877 w drogę w towarzystwie swej żony, lecz ze stosunkowo niewielką świtą. Armia jego możnych, mających jeszcze mniej ochoty na włoską przygodę niźli on sam, miała nadciągnąć później. Zostawił ich nie bez przyrzeczenia, że nie tkną ani dóbr kościelnych, ani jego majątku osobistego. (A i tak doszło do rebelii czołowych arystokratów, a wśród nich pono i samego Ludwika Jąkały).
Papież tymczasem emablował Karola niepomiernie, gdyż potrzebował go w celach wojennych. Wychwalał go całkiem oficjalnie przed świętym synodem w Rawennie, wobec bądź co bądź obecnych na nim pięćdziesięciu biskupów, głównie z Italii Górnej i Środkowej. A jego — zachowana do dziś — przemowa do ojców soborowych miała najwyraźniej stanowić swego rodzaju prezent dla oczekiwanego cesarza, "powołanego" przez Boga, a przez niego, Jana, wybranego i ukoronowanego na władcę równego urodzeniem jego dostojnemu dziadowi. Również zebrani hierarchowie uznawali Karola za wybranego dzięki "inspiracji Ducha Świętego", jeszcze raz potwierdzili dokonaną przecież już w 875 roku koronację na cesarza i na polecenie Jana zagrozili wszystkim, którzy przeciwstawiali się temu "bez wątpienia przez Boga zrządzonemu osadzeniu na tronie" wiecznym potępieniem jako "sługom Szatana".
W ostatnich kanonach synodu raweńskiego podkreśla się ponownie szczególnie nietykalność dóbr kościelnych, nadawanie dóbr Stolicy Apostolskiej jako lenna lub w inny sposób — "poza przypadkami, gdy obdarowani są krewnymi papieży"! Działających wbrew temu winna dotknąć anatema.
Ochrony swego stanu posiadania oczekiwali członkowie synodu również od mającego wkrótce nadejść przez Wielką Przełęcz Św. Bernarda cesarza, któremu na spotkanie pośpieszyli wysłannicy papieża tak często i nagląco go przywołującego. Gdyby bowiem wszystkie drzewa w lesie zamienić na języki, to i tak by nie wystarczyło, by wyrazić całe cierpienie, jakie wyrządzają mu Saraceni. Gorsi jednak od pogan są źli chrześcijanie. Nikt bowiem nie słyszy jego krzyku trwogi, nikt nie pomaga, nie ratuje, chyba że sam cesarz. Jan wyjechał mu naprzeciw we własnej osobie aż do Pawii, nie mogąc pohamować pragnienia ujrzenia Karola, a nawet do Vercelli, gdzie przyjmował go "z najwyższymi honorami" (honore maximo).
Lecz gdy obaj przebywali w Pawii, dawnym mieście koronacyjnym, gdzie cesarzowa miała zostać również królową Italii, najstarszy syn Ludwika Niemieckiego i bratanek Karola, król Bawarii Karloman, nadciągnął z silną armią przez przełęcz Brenner. Karol z papieżem przenieśli się z tego powodu na południową stronę rzeki Po, gdzie w Tortonie papież skromnie i w wielkim pośpiechu wyświęcił Rychildę na cesarzową, by potem spiesznie i ukradkiem udać się do Rzymu, nie mając w rękach faktycznie nic poza prezentem dla św. Piotra, masywną, ozdobioną drogocennymi klejnotami figurą Ukrzyżowanego ze szczerego złota, "jakiej jeszcze nie podarował żaden król" (Annales Vedastini).
Cesarzowa wróciła tymczasem przez Mont Cenis ze skarbem Karola, podczas gdy on sam również uciekł, ponieważ oczekiwane posiłki ze strony możnych jego Rzeszy, wielokrotnie przysięgających mu wierność, nie nadeszły, a nawet sprzysiężyli się oni, jak i większość biskupów, przeciw niemu. W tej sytuacji Karol nie odważył się na walkę z Karlomanem; "przez całe życie bowiem — pisze wschodniofrankijski kronikarz — miał zwyczaj podawać tyły, gdzie miał stawić wrogowi czoła, i potajemnie opuszczać swych żołnierzy" (Annales Fuldenses).
Jeszcze po drodze zagorączkował, zachorował, jak suponują kościelni kronikarze, z powodu lekarstwa podanego przeciw gorączce przez osobistego lekarza, żyda Sedechiasza — "proszek", podaje autor Roczników z St. Bertin, "śmiertelna trucizna"; "oszust" — to słowa opata Reginona — który ludzi "zauroczył magicznymi kuglarstwami i sztuczkami" (magicis prestigiis incantationibusque [...] deludebat). Śmiertelnie chory Karol podążył w lektyce przez Mont Cenis i zmarł u stóp góry "w nędznej chacie" (Annales Bertiniani) w przysiółku Brides w Maurienne (Sabaudia) 6 października 877 roku w wieku 54 lat po trzydziestosiedmioletnim panowaniu "na biegunkę w wielkiej nędzy" (Annales Fuldenses). Zabalsamowany "za pomocą wina i wszelkich możliwych wonności", z powodu roztaczającego się trupiego zapachu złożony wkrótce w beczce wymoszczonej od wewnątrz i zewnątrz i zaszytej w skórę. Mimo to odór był coraz bardziej nieznośny, wobec czego nie przewieziono jego doczesnych szczątków do St. Denis, jak sobie życzył, lecz tak jak leżał w beczce złożono na razie w ziemi w klasztorze w Nantui koło Lyonu.
Jan chwali Karlomana a koronuje Ludwika Jąkałę
Papież, którego wielkie plany uczynienia z Państwa Kościelnego głównej siły w Italii legły w gruzach wraz z ucieczką i śmiercią Karola, był teraz bezbronny wobec swych wrogów. Królestwo italskie przypadło bez wysiłku bratankowi cesarza Karlomanowi. A ci sami biskupi, którzy dopiero co sławili w Rawennie Karola Łysego jako "najbardziej chrześcijańskiego i najłagodniejszego" cesarza, a Karlomanowi grozili wręcz ekskomuniką, ci sami biskupi złożyli mu hołd. Również papież, uosobienie oportunisty. Bez zająknienia mówił o "niezbadanych wyrokach boskich" i sławił teraz Karlomana jako jedynego protektora Kościoła i jego najwierniejszego obrońcę...
Lecz król Bawarii sam był w fatalnym stanie, jeśli nie naznaczony już śmiercią, to na pewno ciężko chory i zmuszony w listopadzie do odwrotu do swego palatium w (Alt-)Otting. Również on odbył podróż powrotną w lektyce. A jego armia przywlokła do państwa Franków — gdzie i tak już szalały epidemie — ciężką zarazę, która kosztowała życie wiele ofiar, "gorączkę italską" i chorobę oczu, "tak że wielu wyzionęło ducha podczas kaszlu" (Annales Fuldenses).
We Włoszech zgłosili zaś swe roszczenia margrabiowie Lambert ze Spoleto i jego szwagier Adalbert z Tuscji, z dwu ściśle powiązanych rodów. Nie pomógł gniew papieża, ani jego zabiegi wobec Lamberta. Wiosną roku 878 stanął on — już to jako "jedyne oparcie" i "najwierniejszy obrońca", już to jako "syn zepsucia" — wraz ze swym szwagrem, by wymóc cesarstwo dla Karlomana. Więzili papieża przez trzydzieści dni, aż rzucił na nich, jako grabieżców kościołów, klątwę. Następnie Jan, który zwołał w zachodniej Francji synod powszechny, pośpieszył trzema ściągniętymi z Neapolu szybkimi żaglowcami przez Genuę do Arles. A siódmego września ukoronował w Troyes syna Karola Łysego, Ludwika II Jąkałę (877-879) na króla, mimo iż Ludwik z powodu nawrotów swej choroby nie bardzo był zdolny do rządzenia i mimo że dopiero co koronował go ósmego grudnia zeszłego roku w Compiegne arcybiskup Hinkmar, wprawny coronator, i mimo że tenże w tym samym roku odsunął swą żonę Ansgardę, matkę dwóch synów, Ludwika III i Karlomana, a poślubił jako drugą żonę, jeszcze za życia pierwszej!, córkę hrabiego Adalarda, Adelajdę, która w 879 roku wydała na świat jako pogrobowca Karola III "Prostaka". Wszakże papież nie koronował jej na królową, wsparł natomiast Ludwika Jąkałę poprzez "wzmacniającą koronację" (Schneidmuller) oraz klątwę skierowaną przeciw jego wrogom. Na koniec zażądał w mowie końcowej w Troyes — na pierwszym synodzie w obecności papieża w Rzeszy frankijskiej na północ od Alp — od biskupów, by zbrojnie utorowali jego powrót do Rzymu.
Jan otworzył synod 11 sierpnia 878 roku i oczekiwał na nim trzech królów wschodniofrankijskich wraz z ich biskupami — wszak chciał swego kandydata do godności cesarskiej wybrać przed większym forum. Nie przybył jednak nikt ze wschodniej części Rzeszy, a nawet królowie nie odpowiedzieli na papieskie listy, Karloman milczał nawet po drugim liście, a z Italii pojawiło się jedynie trzech biskupów; Jan sam zabrał ich ze sobą.
A poza tym na synodzie — na którym pojawił się również złożony w 871 roku, a później oślepiony biskup Hinkmar z Laon i (na złość Hinkmarowi z Reims) został przynajmniej częściowo "zrehabilitowany" — chodziło między innymi znowu głównie o oddanie dóbr kościelnych przez świeckich, którym grożono w przeciwnym wypadku ekskomuniką i odmową chrześcijańskiego pochówku; chodziło o zmniejszenie podatków, jakie rzekomo od dziesięcioleci spoczywały na owych dobrach (zostały wszak, pisał sędziwy Hinkmar do nowego króla, "ongiś bogate kościoły zupełnie bez środków").
Ludwik II Jąkała, "ustanowiony królem dzięki miłosierdziu bożemu i wyborowi ludu (!)", przyrzekł wprawdzie, że pozostawi zarządzenia i prawa kościelne nietknięte, jednakże był chory i już w następnym roku, po raptownym pogorszeniu stanu swego zdrowia, mówiono również o truciźnie, zmarł w Wielki Piątek, nie dożywając nawet 33 lat .
Jednak jeszcze za jego życia papież Jan VIII działał na rzecz człowieka, który towarzyszył mu w Troyes i odwiózł go z powrotem do Włoch, i któremu zamyślił włożyć na głowę ni mniej, ni więcej niż cesarską koronę — był to hrabia Bozo z Vienne (zm. 887 r.).
Kleszy król Bozo pojawia się na scenie
Bozo był synem lotaryńskiego hrabiego Biwina, świeckiego opata w Gorze i bratankiem żony Lotara II Teutbergi oraz jej brata, opata Hucberta z St. Maurice. Po zaślubinach Karola Łysego z jego siostrą Rychildą — on ją mu właśnie przywiózł (s. 156) — zaczął swą karierę w służbie króla, który powierzał mu liczne zaszczyty i urzędy, w Akwitanii, Burgundii i Italii. Jeszcze w roku 869 Bozo otrzymał opactwo St. Maurice, w 870 roku hrabstwo Vienne, dwa lata później został podkomorzym i magistrem ostiariorum syna Karola — Ludwika, wicekróla Akwitanii, którą obecnie zarządzał. W roku 875/876, podczas pierwszej wyprawy Karola do Włoch, otrzymał zapewne Prowansję i na sejmie Rzeszy w lutym roku 876 w Pawii został ustanowiony missus dla Italii i z tytułem księcia Lombardii również jej wicekrólem.
W pobożności zdaje się brakować Bozonowi równie niewiele co w okrucieństwie. Przynajmniej rozporządzał szeregiem klasztorów, w których na jego rozkaz modlono się za niego. Obalonemu i trzymanemu przez lata w więzieniu biskupowi Hinkmarowi z Laon Bozo kazał wy łupić oczy, wedle "wiarygodnego źródła" kazał otruć swą pierwszą żonę, by następnie porwać i poślubić Ermengardę, jedyną dziedziczkę cesarza Ludwika II, wcześniej zaręczoną z bizantyjskim następcą tronu, która wniosła mu pokaźne dobra w Górnej Italii.
Papież Jan VIII nie tylko tolerował nieprawomocność tego małżeństwa, lecz nawet zapewnił na piśmie, że będzie traktował Bozona i Ermengardę jak własne dzieci. Wydał mu się bowiem taki nuworysz jak Bozo wręcz użyteczny — mógł na przykład stanąć na drodze Karlomanowi i wyrwać mu włoską część Rzeszy. Uznał go zatem, "chwalebnego księcia", w 878 roku per adoptionis gratiam za własnego syna (akt tworzący tradycję), dzięki czemu jako filius adoptiuus znalazł się pod szczególną duchową opieką papieża, tenże natomiast przejmował szczególne zadania ochrony papieża, który z kolei groził klątwą każdemu ważącemu się wystąpić przeciwko jego "synowi" (predictum filium nostrum).
Ojciec Święty kusił Bozona, towarzyszącego mu do Rzymu na polecenie Ludwika II, koroną królewską Prowansji, a nawet godnością cesarską — było to nie mniej niż zaplanowana rewolta przeciwko Karolingom, gdyż Bozo nie należał do tej dynastii. Nie dość na tym: "Papież zainscenizował podstępną grę: zabiegał u Ludwika Jąkały, który sam zgłaszał pretensje do Italii, o wojsko dla wsparcia Bozona; Karoling sam miał pomóc w upadku swego rodu" (Fried) .
Bozo, który w 877 roku wręcz otwarcie sprzysiężył się przeciwko Karolowi Łysemu, zawdzięczając mu przecież całą karierę, liczne wysokie urzędy i wielkie dobra ziemskie oraz mocno naciskając na jego syna i następcę Ludwika Jąkałę, ugiął się wreszcie przed jego synami Ludwikiem III i Karlomanem. Za to pozwolił się, chociaż już wcześniej firmował swą osobę jako "Boso Dei gratia", koronować 15 października 879 w nieistniejącym dziś palatium Mantaille, na południe od Vienne (koło Anneyron, dep. Dróme), na króla Burgundii i Prowansji — swego rodzaju "kleszego króla" — proklamowało go bowiem i namaściło — co pozostawało w ścisłym powiązaniu z obiorem biskupów — 27 arcybiskupów i biskupów, wszystko to oczywiście z bożej inspiracji.
Akt o doniosłych skutkach. Hierarchowie z dorzecza Rodanu zlekceważyli bowiem przy okazji brak prawa Bozona do korony, w ogóle zlekceważyli wschodniofrankijską dynastię karolińską i jej "roszczenia na mocy krwi". Po raz pierwszy od 130 lat zostało złamane wyłączne prawo Karolingów do korony. Bozo ignorował młodocianych synów Jąkały, miał ich "za nic", za "dzieci z nieprawego łoża", ich matka bowiem została na rozkaz Karola (s. 175, 177) "odsunięta i oddalona" (Regino z Prum). A ambitna małżonka Bozona — Ermenegarda — w ogóle nie widziała życia dla siebie, gdyby ona — córka jednego cesarza i narzeczona drugiego (w roku 866 zaręczono ją z Bazylim I) nie mogła uczynić ze swego męża króla.
Bozo więc sypał darami wokół siebie i ślubował postępować we wszystkim zgodnie z wolą duchowieństwa. A tak całkiem na marginesie, to wielu biskupów uległo mu nie "dzięki obietnicom opactw i nadań ziemskich", lecz również "dzięki groźbom" (Annales Bertiniani). Bez skrupułów Bozo zarekwirował następnie dobra klasztorne i posiadłości kościelne w Reims, a nawet sięgnął po koronne dobra papieskie w Vendeuvre, by tylko zaspokoić najbardziej wpływowych hierarchów i wasali, ludzi, którzy kiedyś odegrali electio per inspirationem, twierdząc, że wybór Bozona został im podsunięty przez Boga dzięki ich najżarliwszym modłom. Przedstawianie elekta jako predestynowanego przez Boga stało się bowiem "nieomal frazesem" (Eichmann) — a wierutnym kłamstwem było zawsze. "Nie tylko w Galii — sławili go biskupi — lecz również w Italii jaśniał on przed wszystkimi, tak że rzymski papież Jan, poważając go na równi z synem, sławił jego nieskazitelny charakter wieloma pochwałami [...]". A morderca swej pierwszej żony, który okradł też drugą, wyznawał swą prowadzącą do zbawienia katolicką wiarę, poddawał się z wdzięcznością kurateli książąt Kościoła i obiecywał chronić ich przywileje.
W Lyonie, największym mieście nowego państwa, biskup Aurelian koronował Bozona na króla — nie dzięki jego urodzeniu, prawom dziedzicznym, lecz dzięki klerowi, najwyraźniej biorącemu w tej sprawie przykład z papieża Jana. Tak jak on bowiem uzurpował sobie prawo patrona przy obiorze cesarza, tak i duchowieństwo rościło sobie prawo wyboru swego obrońcy według własnego widzimisię, oczywiście z największą korzyścią dla siebie. Królowie frankijscy zjednoczyli się wprawdzie przeciw uzurpatorowi i latem 880 roku zdobyli twierdzę Macon nad Saoną, nie zdołali jednak wziąć Vienne, gdyż Karol nieoczekiwanie przerwał oblężenie, by ruszyć do Italii. A Bozo stawiał opór wschodnio- i zachodniofrankijskim Karolingom aż do swej śmierci 11 stycznia 887 roku.
Cesarza chce powoływać "najpierw i przede wszystkim" papież Jan
Przy prawie wyboru i koronacji cesarza obstawał jednak papież. Ten bowiem — pisał raz Jan do arcybiskupa Mediolanu Ansberta — kto ma zostać przez nas wyniesiony do godności cesarskiej, musi również przez nas, i głównie przez nas, zostać najpierw powołany i wybrany".
Przez całe stulecia jednak biskup Rzymu nie miał w tej kwestii w ogóle prawa do współstanowienia, nie mówiąc już o prawie do decyzji. Przez całe stulecia był on, jak i wszyscy inni patriarchowie i biskupi, poddanym cesarza, a tenże był jego zwierzchnikiem. I nikt mniej znaczący niż Leon I (440-461), "Wielki" (jako jedyny papież obok Grzegorza I obdarzony rzeczonym przydomkiem wraz z rzadkim i najwyższym tytułem catholica, przysługującym doktorom Kościoła), przyznał cesarzowi wręcz prawo unieważniania orzeczeń soborów dotyczących dogmatów. Nie dość na tym, przyznawał mu — i to niejednokrotnie! — nieomylność, także w sprawach wiary, podczas gdy jego, papieża, "obowiązkiem" było "objawiać, co wiesz, i głosić, w co wierzysz [...]".
Difficile est satiram non scribere.
Jeszcze Karol I przekazał swe cesarstwo na mocy własnego poczucia władzy synowi Ludwikowi Pobożnemu, a papież Leon III (795-816) od początku uznawał zwierzchność Karola nad Państwem Kościelnym. W zasadzie zawsze był mu posłuszny w sprawach wewnątrzkościelnych, a jako jego poddany datował bite przez siebie monety latami panowania cesarza, a po koronacji wręcz złożył hołd padając na kolana (t. IV, s. 446 i nast.). A za przykładem ojca również Ludwik przekazał koronę Lotarowi I, swemu pierworodnemu, jak i ten znowuż wyznaczył na cesarza swego najstarszego syna. Kościelne namaszczenie ze strony papieża pojawiło się wtórnie, przecież nie wynikało z niego jeszcze prawo dysponowania cesarstwem, jakie jednak Jan VIII wywodzi z koronacji Karola Łysego, odnośnie również nie-Karolingów, co kandydaci przyjmowali bez zastrzeżeń.
Ostatni apel do Bozona: "...teraz jest dzień zbawienia" lub "poczwórna gra" Jana
Oczywiście nie brakowało i przeciwników papieskich ambicji, przede wszystkim wśród włoskich możnych i książąt Kościoła. A arcybiskup Ansbert z Mediolanu, który im przewodził, nie zjawił się już na synodzie zwołanym w grudniu 878 w Pawii. Jan w owym czasie, prowadzony przez Bozona i jego żonę, przekroczył Mont Cenis i z Turynu zwoływał ponagleniami i pochlebstwami do Pawii włoskich możnych, by tam radzić "nad sytuacją świętego Kościoła bożego i spokojem kraju". Lecz nikt nie przybył. Papież nawet przesunął termin i ponownie i nagląco spraszał do Pawii książąt i biskupów, a nawet wyprosił u zachodniofrankijskiego króla wojsko "do zwalczania swych wrogów", wszystko jednak bez efektu i Ojciec Święty wraz ze swym paladynem pozostali w mieście sami.
I tak obaj udali się w dalszą drogę, Bozo z powrotem do Prowansji, a papież z powrotem do Rzymu. A gdy nakazał Ansbertowi z wszystkimi sufraganami przybyć na synod w maju 879 roku, by m.in. omówić kwestię wyboru nowego króla Italii, Ansbert znów się nie zjawił; nawet się nie usprawiedliwił i został ekskomunikowany. A gdy metropolita, który ze spokojem ducha nadal odprawiał msze i sprawował swój urząd, nie przybył na synod do Rzymu również w październiku, został złożony z urzędu. Oczywiście — w następnym roku już się ugiął i złożył przysięgę wierności papieżowi.
Jan zwrócił się do Bozona jeszcze po raz ostatni, wabiąc go w biblijnym stylu: "Sekretnego planu, jaki ustaliliśmy z Bożą pomocą z Wami w Troyes, strzeżemy niezachwianie i niezmiennie w naszej apostolskiej piersi jak ukrytego skarbu i życzymy sobie, jak długo żyjemy, by go, o ile w naszej mocy, wypełnić ochoczo wszelkimi siłami. Dlatego winniście, jeśli to Waszej Wysokości się podoba, przekuć go w czyn; jak bowiem napomina apostoł: Patrzcie, teraz jest sposobny czas, teraz jest dzień zbawienia, w którym będziecie mogli ze swym Panem skutecznie spełnić swe życzenia".
Jednak przypuszczalnie papież Jan już dawno poznał, że Bozo nie będzie chciał czy mógł dłużej posłużyć. Więc poświęcił swego umiłowanego adoptowanego syna, bez którego "drogiej przyjaźni" przecież "dla żadnego człowieka" nie chciał się obyć, najwyraźniej dla Pana Boga. Zaczem apelował — bez wątpienia w sposobnym czasie, w dzień zbawienia — do niekochanych królów frankijskich, króla Szwabów Karola i Karlomana, których państwa graniczyły z Italią. "Podczas gdy udawał, że stoi po stronie Bozona — pisze Johannes Haller — i zapewniał, że nie szuka pomocy u nikogo innego, nawiązał kontakt z Karolem ze Szwabii i przyobiecał mu wszelkie zaszczyty, jednak jeszcze goręcej pertraktował z Karlomanem, wysłał do niego — choć od wielu miesięcy sparaliżowanego i pozbawionego mowy przez udar mózgu — przez dwóch biskupów jeszcze w lecie roku 879 wezwanie o pomoc z zapewnieniem, że nie życzy sobie jej ze strony nikogo innego, przedstawiał mu widoki chwały i zbawienia w tym i przyszłym życiu, a nawet groził mu sądem Chrystusa. Nawet najstarszego z niemieckich braci, Ludwika III z Frankonii nadreńskiej i Saksonii, a więc najodleglejszego z Karolingów, usiłował nęcić rzymską koroną cesarską, która miała mu przynieść większą sławę niż wszystkim przodkom i złożyć u stóp wszelkie królestwa. żądał przy tym nadal, by w królestwie italskim postępować wedle jego woli [...]". Adoptował także Ludwika III Młodszego, brata cesarza Karola III, gdy tylko Bozo go rozczarował. "Widać wyraźnie, że papież prowadzi nie tylko grę podwójną, lecz potrójną lub wręcz poczwórną" (Hartmann).
Bozo w każdym razie nie chciał ryzykować wszystkiego, co już zdobył, dla wątpliwej korony cesarskiej i kuszącego nią papieża. Nie tracąc papieskiej łaski, troszczył się o rozszerzenie i umocnienie swej władzy we własnym domu, w Prowansji. Sytuacja tam stała się bowiem wystarczająco trudna.
Frankijskie kontakty między krewniakami
Ludwik Jąkała pozostawił z pierwszego małżeństwa (z Ansgardą) dwóch synów, Ludwika i Karlomana, a starszego od nich Ludwika III (879-882) ustanowił swym jedynym następcą. Przystał na to również możny Hugo Abbas, kuzyn Karola Łysego i świecki opat St. Germain d'Auxerre. Jednakże Bozo uznawał tak syna Jąkały, jak i jego brata Karlomana za dzieci z nieprawego łoża (degeneres), pomijał również narodzonego właśnie pogrobowca Karola (III Prostaka).
Ludwika zdradził nawet własny kanclerz, opat Gozlin. Opat był przy tym już kanclerzem i jednym z najbliższych zaufanych Karola Łysego, któremu zawdzięczał parę najbogatszych opactw: Jumieges, St. Amand, St. Germain-des-Prés, a w 878 roku jeszcze St. Denis. W roku 884 został biskupem Paryża. Opat Gozlin był, obok opata Hugona, przez pewien czas czołową postacią Rzeszy zachodniofrankijskiej. Reprezentował ród wpływowych Rorgonidów, podczas gdy opat Hugo należał do klanu rodzinnego zachodniofrankijskich Welfów. Zaraz po śmierci króla Gozlin wezwał więc wraz z arystokracją mieszkającą między Sekwaną i Mozą, ze strachu przed potężnym rywalem Hugonem, wschodniofrankijskiego Ludwika Młodszego do interwencji w Rzeszy zachodniej i zaoferował mu koronę tego kraju.
Ludwik nie dał się dwa razy prosić. Przez Metz ruszył w kierunku Verdun, przy czym jego okrucieństwo i spustoszenia podczas marszu, jego "niegodziwości wszelkiego rodzaju", miały przewyższyć "jeszcze złe uczynki pogan" (Annales Bertiniani); splądrowane zostało również Verdun. W tym momencie opat Gozlin został uprzedzony przez stronników wiernych królowi — by nie stracić wszystkiego, odstąpili oni Ludwikowi, głównie za sprawą świeckiego opata Hugona, zachodnią Lotaryngię. Dwakroć Karol Łysy, łamiąc prawo, zaanektował całą Lotaryngię, a teraz należała w zupełności do Franków wschodnich, oczywiście również z pogwałceniem prawa.
Na to jednak Ludwik Młodszy odstąpił natychmiast Gozlina i jego stronników, wrócił zadowolony do domu — i natychmiast został nakłoniony przez Liutgardę, zaborczą i cierpiącą na przerost ambicji małżonkę, do następnej wojny, by zdobyć całą Rzeszę zachodnią. Znów przyjął do służby opozycję na terenach północnych, Gozlina z jego stronnikami — który go znowu wzywał, po czym zaraz, jako rzec by straż przednia, paląc i rabując ruszyli przez kraj, zwiastując nadejście Ludwika.
Jednakże był on zajęty jeszcze w Bawarii, której król, jego brat Karloman, był w coraz
żałośniejszym stanie. Ludwik pośpieszył do Forchheim, gdzie obchodził "narodziny Pana", potem do Bawarii, gdzie bez skrupułów zdetronizował pozbawionego mowy brata, przyłączył jego kraj do swojego, a potem świętował zmartwychwstanie Pana we Frankfurcie. Tymczasem 22 marca 880 roku, zmarł Karloman. Ludwik wtargnął jeszcze dalej w kraj zachodnich Franków, jednak zadowolił się odstąpieniem mu zachodniej Lotaryngii.
Już późnym latem 879 roku Hugo kazał poprzez arcybiskupa Ansegisa z Sens ukoronować obu zachodniofrankijskich królewiczów, Ludwika III i Karlomana. A na południu królem został jeszcze ktoś trzeci, Bozo, książę Prowansji,
pierwszy król nie pochodzący od Karolingów w dawnym obrębie całej Rzeszy. Gdy na wschodzie, dwa lata po śmierci swego brata Karlomana, zmarł 20 stycznia 880 roku bezdzietnie również Ludwik Młodszy (bowiem jego jedyny syn o tym samym imieniu skręcił kark wypadając z okna pałacu), cała wschodnia Francja przypadła w udziale najmłodszemu bratu, królowi Szwabów Karolowi.
Za pozostawienie okrętów i in. papież Jan chce uznać dwukrotnie obalonego i przeklętego patriarchę Focjusza
Ponieważ papież Jan tymczasem nie mógł pozyskać również Karolingów wschodniofrankijskich, nie wzdragał się w ostatnich latach swego życia nawiązać ponownie kontaktów z Konstantynopolem, zwłaszcza że wyglądało na to, że Włochy znów mogły się dostać w ręce bizantyjskie. Bari, przez cesarza Ludwika II zajęte anno 871, już w roku 876 przeszło we władanie Bizancjum, a jego generałowie sprawowali często władzę w Dolnej Italii; greckie panowanie umacniało się.
Tak więc papież, jeszcze przed podróżą do państwa Franków, wystosował w kwietniu 878 roku wezwanie o pomoc również do cesarza Bazylego I (867 — 886), jeszcze większego karierowicza niż Bozo. Wszak dawniejszy koniuszy bez skrupułów usunął wszystkich rywali, również swego protektora Michała III, który koronował go w 866 na współcesarza i którego on — akurat w dziedzinie prawa zapisał się w historii dzięki nowej kodyfikacji — w następnym roku kazał zamordować (s. 160 i nast.).
Papież Jan powtórnie podjął kontakt w roku 879. I nie wzdragał się za pomoc zbrojną, za awizowane pozostawienie okrętów wojennych cesarza wschodniorzymskiego i zajęcie bułgarskiego obszaru misyjnego przez grecki kościół państwowy, przed ponownym uznaniem Focjusza za prawowitego patriarchę i brata na urzędzie oraz przed wszelkimi pochwałami, mimo wszystkich wcześniejszych klątw. Przy czym dwaj jego poprzednicy nieodwołalnie patriarchę zdetronizowali i uroczyście wyklęli! Wszak znany ósmy Sobór Ekumeniczny w Hagii Sofii na przełomie roku 869 i 870 pod kierownictwem legata papieskiego lub czcigodnego Bazylego I osobiście potwierdził detronizację Focjusza i anulował udzielone mu święcenia.
Lecz teraz, zimą roku 879/880 wysłannicy Jana oświadczyli — składając podpis na soborze, ostatnim wspólnym całego Kościoła, tym razem pod przewodnictwem zrehabilitowanego tymczasem Focjusza — że potępią wszystko, co by się sprzeciwiło jego uznaniu! Jedynie by uniknąć sporów, wyjaśnia nam to teolog Bernhard Ridder (ongiś generalny prezydent Kolpingwerk — międzynarodowej organizacji katolickich stowarzyszeń czeladniczych) "papież dał swe przyzwolenie pod pewnymi warunkami". Jednakże by tylko uniknąć sporów, jeszcze chyba żaden papież nigdzie nie dał przyzwolenia, w każdym razie nie w przypadkach o takiej randze. W istocie było to dostosowanie się do nowych warunków, które ponadto wzbudziło nieufność u króla Franków, a również nie prowadziło do sukcesu. Ani w Dolnej Italii, gdzie Grecy wprawdzie w 880 roku zdobywając Tarent, opanowali istotne dla siebie wschodnie wybrzeże, pozostawiając zachodnie Arabom, ani w państwie Bułgarów, podległym w przyszłości kościołowi greckiemu (s. 159 i nast.) .
Daniel-Rops oczywiście, jak przystało na katolickiego historyka Kościoła, nie uznaje, iż Ojciec Święty tkwi w jednym bagnie korupcji, intryg, zakłamania, lecz co najwyżej, że jego aktorzy, jego otoczenie. "Wokół niego wrzało od politycznych intryg". On sam tronuje — stary i nieudolny, przez wszystkie czasy nadużywany trick apologetów — tak jak ucieleśniona niewinność wewnętrzna ("Wódz o tym nic nie wie").
Od Karlomana do Karola III Grubego
Papież ten był w rzeczywistości ucieleśnieniem oportunizmu. Wchodził w układy z wszystkimi — im kto potężniejszy, tym lepiej. Kusił, straszył, zaklinał każdego, kto w danym momencie mu odpowiadał, wysyłał pisma, legatów, błagał o ratunek, pomoc, schlebiał, przyzywał przyjaźń, wieczne zbawienie duszy, zapewniał każdego o koronie, której "będą poddane wszystkie królestwa". A gdy już nie mógł spodziewać się niczego po Karlomanie, konającym, pozbawionym mowy i nieuleczalnie chorym, legaci wymusili na nim deklarację zrzeczenia się na rzecz Karola, jego brata, nie tylko młodszego, ale i chętniejszego, bardziej dyspozycyjnego i użytecznego dla Ojca Świętego. I gdy w Rzeszy wschodniofrankijskiej zgodzono się, że Italia zostanie pozostawiona Karolowi III ze Szwabii (Grubemu, zwanemu również Otyłym), papież zapewnił go: "Odnośnie Bozona, musicie się czuć upewnieni, że nie będzie mieć i nie znajdzie z naszej strony ani przyjacielskiego wsparcia, ani pomocy, bośmy was jako przyjaciela i pomocnika szukali i z całym sercem chcemy was zachować jako naszego najdroższego syna".
Bozona natomiast, swego adoptowanego syna, w tym czasie już króla Prowansji, ze wszystkimi jego tamtejszymi uwikłaniami i kłopotami uznał zaraz za nieprzydatnego, za tyrana. Natomiast Karola III Grubego koronował w styczniu 880 roku podczas sejmu Rzeszy w Rawennie w obecności magnatów i biskupów tego kraju na jegoż króla. Wszyscy świeccy i duchowni możni, z wyjątkiem papieża, zaprzysięgli mu wierność. Lecz ku ogromnemu rozczarowaniu biskupa Rzymu Karol wcale nie miał ochoty na koronę cesarską, a zgoła nie żeby się tłuc "z poganami i fałszywymi chrześcijanami". Czym prędzej wrócił w maju za Alpy i pozostawił do obrony papieża jedynie mało dlań znaczących książąt Tuscji i Spoleto.
W prawdziwej rozpaczy prosił teraz Jan, by król zechciał zadbać o państwo św. Piotra i przysłał do Rzymu pełnomocnego lagata (missus). żebrał, skarżył się, i to niejednokrotnie. Lecz gdy zanosiło się na przyjazd samego władcy, postawił mu niespodzianie w ostatnim liście z 25 stycznia 880 roku warunki, zaczął grozić, zarzucił zbytni pośpiech, zakazał przekraczania granicy Państwa Kościelnego, zanimby dla dobra swej duszy nie dał gwarancji i nie usankcjonował jego, papieża, życzeń przedstawionych mu przez legata, i to w każdym słowie i paragrafie.
Karol jednak nie przejął się tym zbytnio, podróżując z wolna do Rzymu, całe miesiące popasał w Górnej Italii i wreszcie 12 lutego 881 roku został u Św. Piotra ukoronowany na rzymskiego cesarza koroną ze skarbca bazyliki, jako pierwszy ze wschodniofrankijskiej linii Karolingów. Odniósł zwycięstwo nad polityką papieża; oczywiście dopiero gdy papież już w Rawennie uzyskał brzemienną w skutki obietnicę "przestrzegania paktów i przywilejów świętego Kościoła rzymskiego"; obietnicę, którą król Italii, rex Romanorum, jak się później zwał, musiał przez całe średniowiecze składać przed otrzymaniem korony cesarskiej .
Karol jednakże, teraz władca otoczony nimbem cesarstwa, którego działalność polegała raczej na wyczekiwaniu i bezczynności, co i tak przyniosło mu znaczne sukcesy, skierował swe kroki jeszcze wolniej z powrotem, przy czym cały rok spędził w Pawii i Mediolanie, zrobił sobie również wypad nad Jezioro Bodeńskie, nieustannie ścigany błaganiami papieża Jana. Biskup Rzymu widział wokół siebie jedynie nędzę i żałość. Zło narasta z dnia na dzień, pisał, lepiej byłoby umrzeć, niż je dłużej znosić. Chciał wojny przeciwko chrześcijanom i Saracenom i prosił Karola, by bez zwłoki wysłał wojsko i zaprowadził wreszcie porządek — bezskutecznie. Wylewał swe żale cesarzowej i kanclerzowi Liutwardowi. Spędzały mu sen z powiek i odejmowały jadło od ust. Pośród ciemności wyczekiwał z nadzieją światła, lecz nie odważył się opuścić Rzymu i żył w strachu, że zostanie uwięziony i uduszony.
Papież Jan ściga Saracenów — katolicy z nimi kolaborują
Wszystkie próby dostosowania się do nowej sytuacji, podejmowane przez papieża, służyły w nie mniejszym stopniu powiększeniu jego własnej władzy i Państwa Kościelnego, zwłaszcza podporządkowania mu części Południa. Tam jednakże mnożyły się od początku islamskiej okupacji bizantyjskiej Sycylii w roku 827 stopniowo coraz bardziej morskie ataki "piratów", mniej lub bardziej spektakularne najazdy, których znaczenia na frankijskim dworze cesarskim najwyraźniej nie doceniano. Zwłaszcza od upadku władzy cesarza Ludwika Arabowie z Sycylii i Tarentu penetrowali głównie wybrzeże zachodnie. Plądrowane były Sabina, Lacjum i Tuscja, pustoszone dobra papieskie i klasztory, zagrożony był Rzym i jego skarby. Jan VIII, dzięki swej "fanatycznej żarliwości", "przede wszystkim jednak dzięki swej świętej żarliwości wojennej jedna ze znaczniejszych postaci ciemnej historii późnego wieku IX" (Eickhoff), pożeglował wreszcie jako pierwszy papież z własną flotą przeciwko muzułmanom, odebrał im obok przylądka Circe 18 galer i zagwarantował każdemu ze swych poległych wieczne zbawienie (s. 168 i nast.). Do ścigania Saracenów wezwał cały świat, Karola Łysego, Bozona z Vienne, dalmatyńskiego księcia Domogoja, "charyzmatycznego" Chorwata i pirata, którego okręty trudniły się "często korsarstwem na Adriatyku" (Ferjanćić), co ściągnęło mu na kark Wenecjan i Bizantyjczyków.
Papieska walka, która w żadnym razie nie dotyczyła jedynie Saracenów i obrony kraju, lecz po cichu miała doprowadzić do ujarzmienia południowej Italii, nie miała oczywiście wielkich widoków na przyszłość. Tym bardziej, że katoliccy
książęta i biskupi współpracowali z wrogami Chrystusa, by bronić się tak wobec wschodniego, jak i zachodniego cesarza oraz papieża, również dla oczywistych dużych korzyści płynących z handlu (w apologetycznej wykładni Daniela-Ropsa: "upolitycznieni biskupi próbowali wręcz własnoręcznie sterować swymi małymi stateczkami"). Chrześcijanie zawierali sojusze i traktaty z "niewiernymi", rekrutowali u nich najemników, tolerowali ich w najbliższym sąsiedztwie, zaopatrywali i chronili, a niektórzy wręcz wojowali po ich stronie podczas saraceńskich wypraw przeciwko chrześcijanom. Neapol, Gaeta, Amalfi i Salerno trzymały z Arabami. A papież, który usiłował zebrać wokół siebie ligę dolnoitalską, ciskał wersami biblijnymi i klątwami na głowy niewiernych poddanych, płacąc im od czasu do czasu za pozostawanie w sojuszu .
Na przykład Amalfitańczykom.
Amalfi, miasto na brzegu zatoki Salerno, wciśnięte między góry a morze oraz sąsiednie tereny Sorrento, Neapolu i Salerno, mogło sobie zapewnić pewną niezależność dzięki silnej flocie i zmiennym układom politycznym. W roku 846 i 849 walczyło po stronie Neapolu z Saracenami, później stało przeciw niemu po stronie cesarza Ludwika II. Ze względu na interesy handlowe weszło następnie w układy z Arabami. Ponieważ Jan VIII chciał Amałfitańczyków od nich odciągnąć i sam zatrudnić ich flotę (do ochrony przez cały rok wybrzeża między Traetto a Civitavecchia, obu należących do Kościoła), zainkasowali oni 10 tysięcy sztuk złota (srebrnych szylingów, mancusi) i chociaż ani jednemu Saracenowi włos z głowy nie spadł, nie zwrócili papieżowi ani denara. Utrzymywali natomiast, że zgodnie z umową należy im się 12 tysięcy, a chociaż papież wypłacił im w 879 roku dalsze 10 tysięcy, nadal kolaborowali z jego wrogami. Również gdy papież jednostronnie wypłacił im dodatkowo tysiąc dukatów za rok bieżący i obiecał zupełne zwolnienie z opłat celnych wszystkich statków handlowych w porcie rzymskim, a z drugiej strony zagroził pod koniec tegoż roku ekskomuniką i wygnaniem biskupa oraz prefekta Amalfi obok bojkotu handlowego "we wszystkich krajach, w których zajmowali się handlem", nie były w stanie ani groźby, ani obiecane subsydia zachęcić Amałfitańczyków do wojny za Jego Świątobliwość.
Trudności miał także z Kapuą.
Miasto w Kampanii, zniszczone w 456 roku przez Wandalów, w 841 przez Saracenów, w międzyczasie bizantyjskie i przez długi czas w rękach longobardzkich, w roku 856 zostało na nowo założone przez biskupa Landulfa nieco na uboczu w zakolu rzeki Volturno. Jednocześnie Landulf był twórcą dynastii od 900 roku noszącej tytuł książęcy. Już sam biskup dysponował świecką władzą na swym obszarze i współpracował ustawicznie z wrogami Chrystusa, podczas gdy Ojciec Święty urządzał na nich polowania. Przysięgi składane przez Landulfa cesarzowi, papieżowi, księciu Salerno, ważyły dlań równie mało co kościelne dogmaty. Tylko władza i rozkosze przykuwały uwagę tego duszpasterza, utrzymującego dwór niczym sułtan, żyjącego bardziej w otoczeniu eunuchów niż księży. Wiążąc się z Saracenami, pozostawał zarazem w konflikcie z klasztorem Monte Cassino, oświadczając publicznie, że za każdym razem gdy widzi zakonnika, to jest to dla niego zła wróżba.
Bardziej poszczęściło się Janowi w Salerno.
Udał się tam w roku 876, odwiódł księcia Guaiferiusa z Kapui od sojuszu z Arabami i uzbroił go przeciwko Neapolowi. Dzielny katolicki książę nie tylko kazał za przykładem swego krewniaka w Benewencie zgładzić wszystkich poddanych mu muzułmanów, lecz również, na rozkaz papieża, ściąć 25 pojmanych neapolitańskich arystokratów.
Uśmiercenie pojmanych dowódców muzułmańskich papieskim warunkiem powrotu na łono Kościoła
W Neapolu od lat wadzili się rządzący nim Sergiusz II i jego brat Atanazy, ustanowiony przez papieża Jana biskupem miasta. Książę, który za żadną cenę nie dawał się oderwać od Saracenów, wygnał Atanazego i usiłował z muzułmańską pomocą usunąć go ostatecznie, co oczywiście spełzło na niczym.
Papież bowiem wykorzystał w marcu 877 roku synod w Gaecie, by wywołać w Neapolu powstanie, a nawet je wspomagał swym złotem. Biskup Atanazy wyłupił oczy własnemu bratu Sergiuszowi i tak sprawionego wysłał rozradowanemu papieżowi, który skazał tego "nowego Holofernesa" na śmierć głodową, uprzednio uwięziwszy. Z Rzymu popłynęły złoto, biblijne sentencje i pochwały za "miły Bogu czyn" dla biskupa-bratobójcy, dla "człowieka bożego", jak go zwie papież, którego Bóg kocha bardziej niż swe własne ciało i krew, który rządzi ludem Chrystusowym w sprawiedliwości i świętości niczym dobry pasterz! (Na marginesie: gdy podczas jednego z buntów w Chorwacji zabito władcę będącego w sojuszu z Grekami, a sprawca i jego następca przeszedł na stronę Rzymu, papież Jan VIII pochwalił również tego księciobójcę i przyobiecał zwycięstwo nad wszystkimi widzialnymi i niewidzialnymi wrogami).
Biskup Neapolu Atanazy, teraz również jego książę, był jednak bardzo pojętnym uczniem swego rzymskiego pana. Natychmiast zmienił front. Zaczął grać rolę swego zlikwidowanego brata i związał się jeszcze bliżej z Arabami. żadne złoto i klątwy papieża, którymi ten ciskał wokół siebie jak nigdy dotąd, nie mogły odwieść go od sojuszu z "niewiernymi". Osadził ich jako załogę portu neapolitańskiego, pozwolił się osiedlić pod murami miejskimi i pod Wezuwiuszem, za czym pustoszyli Gaetę, Salerno wraz z księstwami longobardzkimi aż po Spoleto i Benewent.
Dopiero gdy zaczęli zagrażać samemu Neapolowi, rekwirować broń, konie i kobiety, a papież przekupił biskupa, przegnał tenże swych sojuszników, został wraz z miastem uwolniony od klątwy — i natychmiast sprowadził nowych Saracenów z Sycylii; ponownie został obłożony klątwą, by jeszcze raz zmienić front i znów stanąć po stronie papieża i z posiłkami z Rzymu, Kapui i Salerno napaść na swych długoletnich sprzymierzeńców. Jednakże Jan uczynił warunkiem jego powrotu na łono Kościoła wydanie i uśmiercenie pojmanych dowódców muzułmańskich. Zażądał od biskupa postawienia przed nim nazwanych z imienia możnych Saracenów i ścięcia pozostałych. Wszakże sam Jan doznał głębokiego upokorzenia, musiał bowiem zacząć płacić trybut Saracenom i wykupić sobie tymczasowy pokój za 25 tysięcy szylingów srebrem.
Lecz niewierne diabły osiedliły się w okolicach Paestum. Znowuż inni, przywołani ze strachu przed papieżem przez księcia Gaety Docibilisa I, osiedli u ujścia rzeki Garigliano, przez całe dziesięciolecia pustosząc z potężnego kasztelu Kampanię, Tuscję i Sabinę aż po okolice Rzymu. I jak już wcześniej Amalfi, lecz dużo większym kosztem, Jan przekupił tym razem Gaetę, z powodu położenia i floty o wielkim znaczeniu, dając jej w 822 roku — by mogła powiększyć swój niewielki obszar — położony blisko wybrzeża interior z Fondi i Traetto (dziś Minturno).
Nawet największe klasztory w południowych Włoszech, jak S. Vincenzo nad Volturno i Monte Cassino, legły w gruzach w roku 881 i 883 za sprawą Saracenów; natomiast ostała się cesarska Farfa w Sabinie, obok lombardzkiej Nonantuli, w owym czasie najpiękniejszego klasztoru i bogatego niczym księstwo. Przez siedem lat bronił jej opat Piotr, ukrył skarby i opuścił opactwo. Podczas gdy Saraceni oszczędzili klasztor dla jego piękna, spalili go okoliczni chrześcijańscy rabusie, po czym pozostawał spustoszony przez trzydzieści lat. "Tak więc strach katolickich książąt przed ziemskimi zamiarami papieża był jedną z najistotniejszych przyczyn, jakie pozwoliły Saracenom umocnić się w południowych Włoszech" (Gregorovius). Lub jak podsumowuje Johannes Haller: "Polityka papieża w dolnej Italii została zwieńczona zupełnym niepowodzeniem"; "świat zrozumiał, że w przypadku tego, do czego dążył i czego żądał na równi ze swymi poprzednikami, chodziło mu o świeckie prawa i władzę ziemską, a nie o wiarę i Kościół, i lepiej żeby mu nie przyszło do głowy, żeby obiecywać raj jako wieczną zapłatę za tę walkę".
Tak jak Jan VIII prowadził swą walkę o władzę z wrogami zewnętrznymi, tak i z wrogami wewnętrznymi, a mianowicie zarówno przeciwko wpływowym duchownym, jak i rodom arystokratycznym.
Janowi kamraci i pierwsze papieżobójstwo
Jan szczególnie podejrzewał, a jednocześnie się obawiał, biskupa Formozusa z Porty (864876). Tenże pojawiał się już za poprzednich papieży. W czasach Mikołaja I jako misjonarz Bułgarów i założyciel bułgarskiego Kościoła, przy czym wszakże jego wyniesienie na arcybiskupa spaliło na panewce; w czasach Hadriana II jako legat w Konstantynopolu oraz w innych misjach. Jan jednak ekskomunikował biskupa 19 kwietnia 876 roku z powodu rzekomej konspiracji przeciwko papieżowi i cesarzowi, wyrok ten powtórzono wielokrotnie. Pozbawił go również biskupstwa i wszelkich godności duchownego. Być może Formozus był konkurentem Jana do korony papieskiej — sam miał na nią wielką ochotę i w końcu ją uzyskał (s. 221).
Gdy Formozy ratował się przed wyrokiem ucieczką do Rzeszy zachodnio-frankijskiej, Rzym opuściły również i inne osoby; ludzie, zaznajomieni z najwyższymi urzędami dworu, przebywający całymi latami w najbliższym otoczeniu Jana, którzy doszli do swych pozycji dzięki defraudacjom, aferom seksualnym, złodziejstwu i skrytobójstwu.
Mistrz skarbu papieskiego, być może również zarządzający całą administracją, niejaki Jerzy z Awentynu, zamordował z powodu afer miłosnych własnego brata, ratował się finansowo poprzez małżeństwo z siostrzenicą papieża
Benedykta III, a następnie prawie publicznie zamordował swą żonę, by uchodząc kary dzięki przekupieniu sędziego poślubić Konstantynę, która zostawiła go wreszcie na koszu, obchodząc się równie swobodnie z mężczyznami, co z pieniędzmi. W końcu była ona córką papieskiego mistrza ceremonii Grzegorza, który sam już w czasach Hadriana II dorobił się niepomiernie podobno dzięki oszustwom i złodziejstwu i jako apokryzjariusz zastępował papieża. Również dowódca milicji papieskiej Sergiusz należał do tego prześwietnego kręgu. Ze względów finansowych pojął za żonę siostrzenicę Mikołaja I, odtrącił ją jednak, by żyć razem ze swą frankijską konkubiną Walwisindulą .
Wszyscy ci oraz dalsi czcigodni katoliccy panowie zostali oskarżeni przez Jana VIII o znoszenie się z Arabami i z innymi wrogami papieża, z księciem Spoleto i Camerino i Adalbertem z Tuscji. A gdy rozeszła się pogłoska o ich bliskim zgładzeniu lub okaleczeniu, uciekli pewnej wiosennej nocy roku 876 z Wiecznego Miasta za pomocą wytrycha przez Bramę Świętego Pankracego. Przy tym Grzegorz i Jerzy obrabowali najpierw jeszcze Lateran obok innych domów bożych i zabrali skarbiec kościelny. Jan ekskomunikował ich i rzekomo pożądającego godności papieskiej Formozusa, który miał zresztą za pomocą pieniędzy z kościołów i klasztorów swego biskupstwa sfinansować ucieczkę.
Na synodzie w Troyes (s. 177 i nast.) anno 878 biskupi zwrócili się w obecności papieża ("nasze łzy jednocząc z Waszymi") ponownie przeciwko tym wszystkim "niegodziwym ludziom i sługom Szatana" i jeszcze raz ogłosili w pompatycznej mowie ich "wytępienie mieczem Ducha Świętego", "dokonali" jeszcze raz "sercem i ustami, naszą jednomyślną wolą i autorytetem świętego Ducha" ich potępienia, ogłaszając "wszystkich, których Wy, jak już powiedziano, ekskomunikowaliście za ekskomunikowanych, których wykluczyliście z Kościoła za wykluczonych, a których wyklęliście, za wyklętych". I bezpośrednio po udzieleniu tym sposobem pomocy swemu "najświętszemu i najwielebniejszemu panu i ojcu ojców Janowi", zażądali jego pomocy "przeciwko rabusiom naszych kościołów", "przeciwko niecnym rabusiom i grabieżcom kościelnych dóbr i posiadłości oraz przeciwko lekceważącym święty, biskupi urząd [...]".
Cztery lata później przyszła jednak kolej i na samego Jana. Podczas rewolty pałacowej 16 grudnia 882 roku otruł go jeden z jego pobożnych krewnych, który sam chciał zostać papieżem i zyskać bogactwo, a ponieważ trucizna nie zadziałała dostatecznie szybko, to — jak to krótko lecz treściwie opisują Annales Fuldenses — "tak długo uderzał młotem, aż ten utkwił w mózgu" (malleolo, dum usque in cerebro constabat, percussus est, expiravit) — było to pierwsze morderstwo papieża. Zarazem przykład, który łatwo znalazł następców (s. 311).
Podczas gdy chrześcijanie napadali nawzajem na siebie, nie tylko w najbliższym kręgu papieży, nie tylko w Italii, podczas gdy ich możni wzajemnie się szantażowali, okradali i zabijali, na południu szerzyli pożogę Saraceni, a na północy Normanowie. Opresja normańska nawet znów się wzmogła. Nawet król Franków Karloman stawia w roku 884 pytanie: "Czyż nie należy się dziwić, że poganie i obce ludy panoszą się wśród nas i odbierają nam doczesny dobytek, gdy przecież każdy z nas wyrywa siłą swemu najbliższemu to, co potrzebne do życia? Jak mamy z ufnością walczyć z wrogami naszymi i Kościoła, gdy nawet w naszych własnych domach przechowujemy dobra odebrane biedakom [Iz 33,1] i gdy wyruszamy w pole z brzuchami pełnymi tego, co zrabowaliśmy?"
ROZDZIAŁ 5.
Opresja normańska i cesarz Karol III Gruby
"Karol jednakże, który nosił tytuł cesarski, wyszedł z wielkim wojskiem przeciw Normanom i stanął pod ich umocnieniami; wtedy to opadło w nim serce i za pośrednictwem wielu osiągnął drogą układów, że Gotfryd kazał się ochrzcić ze swymi ludźmi i znów otrzymał w lenno Fryzję oraz inne dobra, jakie posiadał Roryk".
Annales Bertiniani
"Gdy cesarz przejrzał chytre sztuczki i wspólne ich knowania, pertraktuje z Henrykiem, pewnym mądrym mężem, w tajemnym zamiarze chytrością usunięcia z drogi wroga, którego zapędził w najdalszy zakątek Rzeszy; [...] zdecydował się bardziej użyć podstępu niż siły. Posłów odprawił zatem z niejasną odpowiedzią i kazał im wracać do Gotfryda z zapewnieniem, że przez swych posłańców we wszelkich przedmiotach ich posłania udzieli odpowiedzi, jaka należy się zarówno jemu, jak i Gotfrydowi, tylko żeby wytrwał w wierności. Potem wysłał Henryka do tego męża i z nim, by ukryć oszustwo, jakie było w ich dziele, Williberta, wielebnego biskupa Kolonii [...]. I w samej rzeczy Gotfryd umiera, po tym jak zadał cios najpierw Everhard, a potem towarzysze Henryka go przekłuli, a wszyscy Normanowie, jacy znaleźli się na Betuwe, zostali zabici. Ledwie parę dni później Hugo zostaje zwabiony do Gondreville obietnicami rzeczonego Henryka i podstępnie uwięziony, na rozkaz cesarza są mu przez tegoż Henryka wyłupione oczy [...]. Potem zostaje wysłany do Alamanii do klasztoru Świętego Galia [...] ostatecznie w czasach króla Zwentibolcha został postrzyżony moją ręką w klasztorze Prum".
Opat Regino z Prum
Zabijać z "pomocą bożą" i polec bez niej
Przez prawie dwa dziesięciolecia udawało się dzięki trybutowi płaconemu przez Karola Łysego ograniczyć ataki Normanów. Od roku 878/879 napady zaczęły się jednak mnożyć. Wprawdzie swego czasu król Anglii Alfred Wielki — wspierający Kościół donacjami, nowymi klasztorami i corocznym datkiem słanym do Rzymu, późniejszym "świętopietrzem" — zdołał powstrzymać ciągłe ataki wikingów, przynajmniej na pewien czas, dzięki reformie wojska, budowaniu punktów oporu, zamków refugialnych i wielkich okrętów, jednakże pod naciskiem Anglosasów wdarła się z Brytanii przez morze nowa fala Normanów i spustoszyła "ogniem i mieczem, nie natrafiając na opór miasto Morynów, Therouanne. I gdy zobaczyli, jak im się na początku poszczęściło, obrócili w perzynę ciągnąc wokół cały kraj Menapiów ogniem i mieczem. Następnie wtargnęli do regionu Skaldy i zniszczyli ogniem i mieczem cały Brabant". Spalony został także bogaty klasztor St. Omer. Wprawdzie przepędził ich król wschodnich Franków Ludwik III Młodszy, zwycięzca spod Andernach (s. 173 i nast.), a nawet zabił wielu z "boską pomocą" (Annales Bertiniani), "dzięki bożej ręce większą część" (Reginonis chronica), "więcej niż 5000" (Annales Fuldenses), lecz zginął przy tym również Hugo, naturalny syn króla — gdyby nie to, "odniósłby nad nimi wspaniałe zwycięstwo" (Annales Vedastini).
Jednakże zbyt rzadko byli przepędzani "i zabijani", jak to się po chrześcijańsku nazywa w Rocznikach Fuldajskich, przez co "Bóg im odpłacił, co zasłużyli". Tym bardziej że Normanowie rozbili zupełnie 2 lutego 880 roku pod Hamburgiem posiłki pod wodzą księcia saskiego Brunona. Padł na polu on sam, brat królowej, padli biskupi Teoderyk z Minden, Markward z Hildesheim oraz 18 hrabiów i 18 królewskich trabantów wraz ze swymi ludźmi.
Hordy Normanów, które pod koniec roku 880 paląc wszystko wtargnęły w górę Renu aż po Xanten, obróciły w perzynę wspaniałe, wzniesione przez Karola Wielkiego palatium w Nijmegen. 28 grudnia "ludzie północy" spalili klasztor St. Vaast w Arras, spalili miasto i wszystkie dwory w okolicy, zabijali wszystkich, przebiegli cały kraj aż po Sommę, ciągnęli ludzi w niewolę, bydło i konie, zniszczyli Cambrai, obrócili w perzynę wszystkie klasztory nad Hisscarem, wszystkie klasztory i miejscowości nadmorskie, nawiedzili Amiens, Korbeę, zjawili się ponownie w Arras "i zabijali wszystkich, których znaleźli; a potem jak cały kraj w okolicy spustoszyli ogniem i mieczem, wrócili bez uszczerbku do swego obozu" (Annales Vedastini).
Trzeciego sierpnia 881 pokonał ich jednakowoż młody książę zachodniofrankijski, Ludwik III (syn Jąkały z pierwszego małżeństwa z Ansgardą) pod Saucourt-en-Vimeau (w pobliżu Abbeville) u ujścia Sommy — i zyskał "nieśmiertelność" w starowysokoniemieckim eposie bohaterskim Pieśń o Ludwiku (Ludwigslied). Napisana we frankijskim nadreńskim dialekcie jest pierwszym poetyckim eposem utrzymanym w wolnym wierszu, w ogóle pierwszym eposem w literaturze niemieckiej.
Co oczywiste, nieznany "bohater pióra", przypuszczalnie duchowny, zaciera prawdę historyczną, "wywyższa" wszystko, co chrześcijańskie. Po tamtej stronie walczą "poganie" [heidineman], po tej "bohaterowie Boga" [godes holdon], Frankowie, wojownicy wybrani przez Boga. Z Kyrie elejson na ustach wyruszają potykać się z wrogiem. Sam Ludwik jako powołany przez Najwyższego, pełen "Bożej siły" [godes kraft] oczywiście i miłosierdzia. Suman thuruskluog her, Suman thruhstah her (Niektórych przeciął wpół, niektórych przebił). Tak tak, kto Bogu zaufa, walecznego ducha... Rzekomo miał "zabić 9000 konnych" (Annales Fuldenses). "Uuolar abur Hluduig, Kuning unser sdlig!" (Chwała tobie, Ludwiku, królowi naszemu błogosławionemu!) Chwała!
Na to nastąpili jednak "poganie" pod swymi wodzami Gotfrydem i Zygfrydem. Z flotą i wojskiem lądowym wzmocnionym konnicą wtargnęli daleko we wschodnią Francję, spustoszyli nie tylko Maastricht, Tongern, Leodium, obrócili w perzynę również Bonn i Kolonię "z kościołami i domami" (Annales Fuldenses) oraz warownie Zulpich, Julich, Neuss. W Akwizgranie kościół mariacki, grobowiec Karola Wielkiego zamienili na stajnię i podpalili wspaniałe palatium. Spalili również klasztory Inden (monaster Św. Kornelii), Stablo, Malmedy i Prum. Opierających się wieśniaków stratowali "jak głupie bydło" (Regino z Prum), fale uciekinierów rozlały się aż po Moguncję.
Na wschodzie i zachodzie Rzeszy wymierają książęta
Z pobliskiego Frankfurtu śmiertelnie chory król Ludwik III, zwycięzca spod Andernach, wysłał wojsko przeciw najeźdźcom. Jednakże gdy umierał 20 stycznia 882 roku "za Kościół i Rzeszę", jak pisano, "po życiu bez zysku dla siebie" (Annales Bertiniani), jego oddziały zawróciły już spod umocnionego obozu w Elsloo, ścigane przez Normanów, radujących się ze śmierci Ludwika, którzy paląc wszystko doszli do Koblencji i zwrócili się w górę Mozeli. 5 kwietnia "w dzień najświętszej wieczerzy Pana" napadli na Trewir, który splądrowali i "całkowicie spalili, mieszkańców częściowo wygnawszy, a częściowo zabiwszy" (Annales Fuldenses). Gdy ciągnęli na Metz, padł "w bitwie" miejscowy biskup Wala (Regino z Prum).
Na Zachodzie w swym czasie Ludwik III, zwycięzca spod Saucourt, znajdował się już w drodze, by powstrzymać kolejne hordy wroga nad Loarą, zmarł jednak 5 sierpnia 882 roku, w wieku zaledwie 20 lat (gdyż, jak zdradzają Annales Vedastini, rzekomo "w żartach", iocando, konno goniąc za dziewką, zbyt mocno uderzył w nadproże drzwi jej rodzinnego domu). Wprawdzie walkę kontynuował ze zmiennym szczęściem i płacąc ogromną sumę 12 tysięcy funtów srebrem, jego brat Karloman, tenże jednak, ledwie 18-letni, uległ wypadkowi na polowaniu w lesie pod Beżu (koło Andelys) — nie przez dzika, jak początkowo mówiono, lecz, jak zapewniają kronikarze, "nie ze swej woli", z ręki towarzysza łowów, jednego ze służących, "który chciał mu pomóc". Obaj królowie zostali pochowani w St. Denis. Wprawdzie Ludwik II Jąkała miał z drugiej żony Adelajdy jeszcze jednego syna, lecz ponieważ był on, późniejszy Karol III Prostak, jeszcze pięcioletnim dzieckiem, możni tego kraju oczekiwali pomocy ze strony Karola III Grubego i zaprosili go do zachodniej Francji.
Karol Gruby, któremu przypada w udziale wszystko, a potem również wszystko przepada
Najmłodszy syn Ludwika Niemieckiego, Karol III (839 — 888), który swój przydomek "Gruby" (Crassus) zyskał dopiero w XII wieku od historyków, chcących w ten sposób wyrazić jego raczej skromną energię, był dziedzicem najmniejszej części Rzeszy — Alamanii i Alzacji — i od początku odnosił niezwykłe sukcesy. Po prostu miał szczęście. Choć pozbawiony ambicji, żądzy czynu i władzy, przychodziło mu wszystko jakby samo z siebie: w roku 880 Italia, w 881 korona cesarska, a potem cała wschodnią Francja.
Od roku 876 osadzony początkowo jedynie na małej szwabskiej cząstce Rzeszy, władał po śmierci swych braci, chorego króla Bawarii Karlomana, który w swym ostatnim dokumencie z 879 roku zrzekł się jej na rzecz Karola i króla Ludwika III Młodszego, zmarłego bezdzietnie 20 stycznia 882 we Frankfurcie nad Menem, również regnae ich obu. A po śmierci obu królów zachodniofrankijskich, Ludwika III, zwycięzcy spod Saucourt 5 sierpnia 882 roku i jego brata Karlomana w grudniu 884 roku — pierwszy z nich był władcą części północnej, a drugi części południowej Rzeszy zachodniej — Karol III został i tam uznany za cesarza. W 885 roku poddali mu się w palatium w Ponthion wszyscy świeccy i duchowni możni, zaczem odrodziła się ponownie rzesza frankijska w całej swej rozciągłości.
Karol Gruby zwalczał teraz, nie jak oczekiwał papież, Saracenów, lecz Normanów, do czego wzywano go ustawicznie na północ od Alp. I oczywiście walczył z nimi na swój sposób; kazał składać sobie hołdy w drodze powrotnej z Włoch, najpierw w Bawarii, później w Wormacji, zanim w czerwcu 882 roku nie zamknął ich przy pomocy potężnej armii, wśród której były nawet oddziały longobardzkie, w Asselt (Elsloo) w dolnym biegu Mozy. Lecz nawet kiedy z pomocą mu przyszedł szczęśliwy traf, gdy okropna burza wyrwała część murowanych umocnień, nie zatrąbił do szturmu, tylko zaczął po 12 dniach z nimi pertraktować i wykupił sobie ich odejście przy pomocy wielkich koncesji.
W zamian za przysięgę lenną i obietnicę chrztu ich wodza Gotfryda, Karol odstąpił mu prowincję fryzyjską. Gotfryd, zapewne spokrewniony z duńskim rodem królewskim i w źródłach zwany często królem, został przez Karola osobiście "podniesiony ze świętego źródła" i dostał pozwolenie poślubienia Gizeli, nieprawej córki Lotara II i Waldrady. Ta próba włączenia księcia w dynastię karolińską zakończyła się krwawym niepowodzeniem (s. 196 i nast.). A król Zygfryd wraz z pozostałymi Normanami, jak znów relacjonuje opat Regino, "otrzymał niezmierzoną mnogość złota i srebra" — "wiele tysięcy funtów srebra i złota", jak chcą Annales Bertiniani i donoszą, że pobożny cesarz "wziął ze skarbu św. Stefana w Metzu i od innych świętych, i dopuścił, że odtąd pozostali, by pustoszyć część Rzeszy jego i jego kuzyna".
Otwarcie wówczas oskarżono arcykanclerza cesarskiego, biskupa Liutwarda z Vercelli, że został przekupiony przez wroga i że przeprowadził ugodę z hrabią Wikbertem. (W roku 887 ówże książę Kościoła stracił swe nadworne urzędy, oskarżony o wiarołomstwo z cesarzową, na co zbiegł do przeciwnika Karola, Arnulfa z Karyntii; w 899 roku zginął z rąk Węgrów: s. 198 i nast.).
Opresja normańska się na tym jednak nie zakończyła, przynajmniej nie na zachodzie Rzeszy.
Gdy chrześcijanie muszą znosić to, co z reguły wyrządzają innym...
Czytając Annales Vedastini, odkryte dopiero w połowie XVIII wieku roczniki mnicha z klasztoru St.Vaast koło Arras, stajemy twarzą w twarz z tą mizerią, opisywaną wciąż od nowa, monotonnie, gramatycznie w kiepskim stylu. Wciąż jest mowa o "pustoszeniu i zbrodniczym paleniu" pogańskich bandytów, o ich "żądzy krwi ludzkiej". Wciąż zabijają oni dzień i noc "chrześcijański lud", "podpalają klasztory i kościoły boże", prowadzą "w zwykły sobie sposób swe łupieskie wyprawy [...]".
Całego cierpienia i nędzy, jakie chrześcijanie nieśli do innych krajów, stulecie za stuleciem, doświadczali teraz na sobie. I oczywiście skargom nie było końca. Wszędzie łupienie, pustoszenie, zniewolenie i wybijanie do nogi. Wszędzie obrócone w perzynę klasztory, kościoły, mordowani zakładnicy, uciekający i masakrowani ludzie. Tak było "w roku pańskim 882": "[...] a Normanowie [...] niszczyli ze szczętem klasztory i kościoły, zabijali sługi słowa boskiego mieczem lub głodem, albo sprzedawali za morze i zabijali mieszkańców tego kraju, nie trafiając na opór". A tak "w roku pańskim 884": "Normanowie nie zaprzestali jednak [...] zabijania, obalania murów i palenia wiosek. Na wszystkich drogach leżały ciała duchownych, możnych i innych świeckich, kobiet, młodocianych i niemowląt". Lub w roku 885: "Na to Normanowie zaczęli znowu się srożyć, pragnąc pożogi i mordu [...]".
De bellis parisiacis lub "nic, co by było godne majestatu cesarskiego"
W listopadzie 885 roku "Wielkie Wojsko" najeźdźców pojawiło się pod Paryżem. Rzekomo na niezliczonych małych i 700 większych okrętach oraz w sile 40 tysięcy ludzi pociągnęli w górę Sekwany — być może była to zemsta za skrytobójcze zamordowanie ich króla Gotfryda w maju tego samego roku, przy czym oślepiony został również Hugo (s. 196 i nast.).
Razem z hrabią Odonem z Paryża, późniejszym królem, dowodził obroną zamkniętego miasta początkowo biskup Gozlin (ze znamienitego rodu Rorgonidów, niegdyś jeden z najbliższych zauszników Karola Łysego i arcykanclerz, od roku 884 arcypasterz Paryża); to słynne oblężenie opiewał naoczny świadek, mnich Abbo, w eposie De bellis parisiacis. Gdy biskup Gozlin zachorował i zmarł, obroną kierował kolejny wojowniczy duchowny, opat Ebolus z St. Germain-des-Prés, zwłaszcza że jedyna przysłana na odsiecz armia wschodniofrankijska pod wodzą osławionego hrabiego Henryka odeszła, niczego nie dokonawszy. Przy tym Normanowie od dłuższego czasu pustoszyli kraj wokół miasta, nie cofając się przed żadnym okrucieństwem. Nawet jeńców mieli wyciąć i zapełnić ich ciałami fosy. W każdym razie "po obu stronach wielu zginęło, jeszcze więcej było niezdolnych do walki z powodu ran", a Normanowie "kontynuowali dzień w dzień natarcie", oblegali Paryż "nie rezygnując z różnorodnej broni, machin i taranów. Lecz gdy oni wszyscy z wielką żarliwością wołali do Boga, zawsze byli ratowani; a około ośmiu miesięcy trwała walka na różne sposoby, zanim nie przyszedł im z pomocą cesarz" (Annales Vedastini).
Jednakże żadna pomoc tak naprawdę nie przybyła, ani oddziały hrabiów, ani cesarza — Wala z Metzu, "który wbrew świętym przepisom i swej biskupiej godności chwycił za broń i ruszył na wojnę", poległ "w roku pańskim 882" podczas ucieczki przed Normanami. Wszędzie można przeczytać, że w ogóle nie było żadnej pomocy, żadnego oporu (nemine sibi resistente), a tam, gdzie wystąpiono zbrojnie, to nie wyszło "nic szczęśliwego czy pożytecznego" (nil prospere vel utile), że nie dokonano "niczego godnego pamięci" (nihil dignum memoriae); jeśli nie trzeba było powiedzieć wręcz wprost: "I nie wyrządzili niczego pożytecznego, lecz wrócili w wielkiej hańbie do swej ojczyzny". "Miast bowiem wyprowadzić szczęśliwy cios, ratowali się w nieomalże sromotnej ucieczce, przy czym większość z nich została wzięta do niewoli i zabita" (Annales Vedastini).
Również cesarz rozczarował powszechnie.
Dopiero w październiku przybył i rozłożył się obozem na wzgórzach Montmartre'u. Wojsko było ogromne, lecz dowodzący nim hrabia Henryk, sam kuty na cztery łapy skrytobójca i oprawca, wpadł z koniem do wilczego dołu Normanów i, opuszczony przez swych ludzi, w nim zabity. Karol nie mógł się zdecydować na nic. Całymi tygodniami pozostawał bezczynny i "nie dokonał w tym miejscu niczego, co by było godne cesarskiego majestatu". A znaczyło to, że gdy nad Sekwanę doszły śpiesznym marszem posiłki króla normańskiego Zygfryda, wykupił Paryż i oddał Normanom "do złupienia" tereny po drugiej stronie Sekwany, "gdyż ich mieszkańcy nie chcieli mu być posłuszni" (Regino z Prum).
Również Burgundię Karol wydał na łup wrogowi, pozostał jednak początkowo na zachodzie. Jednakże król Zygfryd wtargnął już do Oise i ciągnął za Karolem, przy czym "pustoszył wszystko ogniem i mieczem. Gdy cesarz się o tym dowiedział — a ogień przyniósł mu pewne wieści — wrócił spiesznie do swego kraju". Na to dopiero teraz Zygfryd rozpoczął prawdziwe dzieło zniszczenia. A również w następnym roku, 887, Normanowie podjęli "w swym zwyczajowym stylu wyprawy aż po Saonę i Loarę [...] i uczynili pożogami i mordami z kraju pustynię" (Annales Vedastini). Król Zygfryd jednak zwrócił się jesienią ku Fryzji, gdzie go zabito.
Boska opatrzność działa skrycie: koniec panowania Normanów we Fryzji
Czasami mianowicie zdarzały się i triumfy.
Na przykład wobec Gotfryda. Dzięki ugodzie z Karolem w roku 882 stał się chrześcijaninem, został mężem córki króla Lotara II Gizeli, zrodzonej ze związku z Waldradą, oraz władcą obszaru równego mniej więcej dzisiejszej Holandii. Gdy oskarżono go o spiskowanie wraz z Hugonem, synem z nieprawego łoża, bratem Gizeli, przeciwko Rzeszy, to znaczyło, że "Bóg był przeciw niemu", "Pan wymierzył mu zasłużoną zapłatę" (Annales Fuldenses).
Boska Opatrzność działała skrycie.
Cesarz — ojciec chrzestny Gotfryda — kazał go zamordować jednemu z oskarżycieli, wschodniofrankijskiemu hrabiemu Henrykowi, bratu Poppona (s. 238). Henryk, "wielce mądry mąż", który tę sprawę najwyraźniej uknuł, i Willibert, "wielebny biskup Kolonii", spotykają się z nie spodziewającym się niczego Gotfrydem "w roku wcielenia Pańskiego 885" na wyspie Betuwe (w delcie Renu, między jego głównym nurtem, a Waalem, żeglownym prawym ramieniem). W drugi dzień "narad" biskup Willibert odwołuje Gizelę, żonę Gotfryda z wyspy, by w inny sposób "pobudzić jej zapał dla pokoju", a tymczasem wspólnicy Henryka, właśnie podczas tych inaczej pacyfistycznych starań biskupa skrytobójczo mordują króla. Nie dość na tym: również "wszyscy mu towarzyszący", "wszyscy Normanowie, jacy się znaleźli na wyspie, zostają zgładzeni".
A parę dni po tym za radą tegoż Henryka na dwór cesarski do Gondreville zostaje zwabiony również Hugo, "który zachowywał się niemądrze w cesarskiej Rzeszy" (Annales Fuldenses). Tu tenże sam szlachetny hrabia pozbawia go wzroku, a wszyscy zwolennicy Hugona tracą swe lenna. Później Hugo zostaje postrzyżony własnoręcznie przez opata Regina, relacjonującego całą tę historię, w Prum, gdzie skończył jako mnich jego dziad, cesarz Lotar I i gdzie zmarł po paru latach on sam, podczas gdy jego siostra Gizela, wdowa po Gotfrydzie, zakończyła życie w żeńskim klasztorze Nivelles koło Namur .
Bardzo pobożny ród.
Rządy Normanów we Fryzji po pewnym czasie się skończyły. Pod Norden zostali pokonani w bitwie przez Fryzów "i bardzo wielu z nich zostało zabitych". A w roku śmierci Gorfryda donoszą znowu Roczniki Fuldajskie: "W końcu zawrzeli chrześcijanie przeciwko nim taką krwawą łaźnią, że niewielu z tak dużej liczby pozostało przy życiu. A potem ci sami Fryzowie przypuścili szturm na ich okręty i znaleźli tyle skarbów w złocie i srebrze obok różnorodnych sprzętów, że od najniższego po największego stali się bogaci". Stare marzenie ludzi, również i chrześcijan: skarby ze srebra i złota! Jakby nie pierwej miał przejść wielbłąd przez ucho igielne... Jednakże jakby nie było: "Panowanie Normanów we Fryzji skończyło się, nie pozostawiając uchwytnych śladów" (Blok).
Wreszcie przybyli "ludzie północnego wiatru" we wczesnym średniowieczu do wielu krajów, również na Islandię i Grenlandię, do Hiszpanii, Maroka, Rusi i Bizancjum i wszędzie byli zwalczani przez Kościół, krwawo i bezkrwawo, przez kronikarzy, pisarzy, biskupów i papieży. Lecz gdy Normanowie w XI i XII wieku wystawili najlepszą jazdę Europy, mężnych rycerzy, najnowocześniejszych budowniczych warowni (wprowadzili od połowy XI wieku zamek z wałami i fosą), gdy mieli na Sycylii również potężną flotę wojenną, z Jerzym z Antiochii, jednym z najzdolniejszych admirałów średniowiecza, i objęli przywództwo militarne, papiestwo przeszło na ich stronę i odgrywali wielką rolę nie tylko w wyprawach krzyżowych. Jako "lud zwyczajny wojnie", jak pisał William z Malmesbury, który "nieomalże nie mógł żyć bez wojny", byli przydatni dla namiestnika Chrystusa.
Karolowi III Grubemu brano jednak za złe jego nikłego ducha wojennego nie tylko wobec Normanów. Rosnąca niepewność w sprawach wewnętrznych, powszechne rozbójnictwo na drogach, notoryczne napady, długoletnie waśnie rodowe, także i akurat właśnie w Rzeszy wschodniofrankijskiej, wszystko to nie umacniało cesarskiego prestiżu.
W polityce wewnętrznej — aż do obcięcia genitaliów, "tak że nie został po nich żaden ślad..."
I tak wybuchł w roku 882 krwawy konflikt między Sasami a Turyngami, między Popponem, hrabią Marchii Serbskiej, a frankijskim hrabią Eginonem, przy czym nie znamy przyczyny tej wojny, a wiemy jedynie, że "Poppo uległ Turyngom, doznając ciężkich strat z ich strony". Również w następnym roku to samo źródło mówi raczej lakonicznie o "okrutnej wojnie", którą Poppo znów przegrał, "jak już to było wcześniej". Uciekł on "nieomalże bez ludzi, podczas gdy wszyscy inni polegli". Z drugiej strony odnosił sukcesy w roku 880 przeciwko Słowianom — Dalemińcom, Czechom, Serbom "i pozostałym sąsiadom wokół"— "ufając w boską pomoc pobił ich tak, że z ich wielkiej liczby nikt nie pozostał" (Annales Fuldenses). On sam stracił życie w 892 roku.
W Marchii Wschodniej srożył się swego czasu hrabia Aribo w trwającej dwa i pół roku rzezi przeciwko potomkom swych poprzedników na urzędzie, synom poległych w 871 roku w walce z Morawianami hrabiów Wilhelma i Engilszalka, przy czym "marchio" związał się nawet z księciem Morawian Świętopełkiem, wasalem Rzeszy, który go wielokrotnie wspierał militarnie. A po wygnaniu Aribona w roku 882 przez synów margrabiów Świętopełk napadał wielokrotnie Marchię Wschodnią i zabijał "nieludzko i żądny krwi niczym wilk". Panonia została złupiona w 884 roku aż po Rabę, większa część kraju "spustoszona, zburzona i zniszczona ogniem i mieczem". A nawet, książę Moraw w tym samym roku najechał ją po raz drugi, "by jeśli coś jeszcze wcześniej pozostawił, pochłonąć teraz ze szczętem jak z wilczej zemsty". Również wszystkie posiadłości synów margrabiów zostały spalone. Dwaj najstarsi z nich, Megingoz i Poppo, utonęli w czasie ucieczki w Rabie. Werinhara natomiast, jednego z synów Engilszalka, i jego krewnego, hrabiego Wezzilo, pochwycono, odcięto prawą dłoń, język oraz "srom, tzn. genitalia, tak że nie pozostał z nich żaden ślad. Również niektórzy z ich ludzi powrócili bez prawicy lub lewicy". "Knechci i dziewki z ich dziećmi są zabite [...]. Wszystko to dzieje się bez wątpienia przez zlitowanie lub gniew Boży" (Annales Fuldenses). A działo się bez jakiegokolwiek odwetu ze strony cesarza. Jego zadowalał hołd księcia Moraw i przysięga, "że dopóki żyje Karol, nigdy nie pójdzie na Rzeszę z obcym wojskiem".
Tymczasem gwiazda monarchy coraz bardziej bladła, a jego nadmierne szczęście na początku jego drogi życiowej coraz bardziej obracało się w swe przeciwieństwo. Wprawdzie po śmierci króla Bozona z Vienne 11 stycznia 887 również Prowansja jako ostatnia już część kraju znajdująca się poza Rzeszą poddała się wiosną tego roku formalnie w kościołach zwierzchnictwu cesarza, za co on adoptował niepełnoletniego syna Bozona — Ludwika (z córki Ludwika — króla Italii), jednakże miało to niewielkie znaczenie wobec jego zachowania w stosunku do Normanów, branego za złe odwrotu spod Paryża, wydania na ich pastwę Burgundii oraz w innych miejscach tolerowanych ustawicznych grabieży ze strony piratów, a co nie najmniej istotne również wobec skandalicznych wypadków w jego najbliższym otoczeniu, co przede wszystkim odnosiło się do osoby jego arcykanclerza Liutwarda (zm. 899 r.).
Biskup Liutward z Vercelli — najpierw wyniesiony, potem wyrzucony
Mąż ten, pochodzący ze Szwabii, jak suponują wrogie źródła, zupełnie niskiego rodu, był mnichem w Reichenau (klasztorze przyjmującym w ciągu X wieku jedynie arystokratów) i kanclerzem Karola, jeszcze gdy był on królem
szwabskim. Wykorzystał awans swego królewskiego protektora, w roku 879/880 został biskupem Vercelli, arcykanclerzem i arcykapelanem Karola, jego wpływowym doradcą, że wreszcie "bardziej niż cesarza go szanowano i się go obawiano" (Annales Fuldenses). Duchowny nuworysz dysponował na koniec niewyobrażalnym bogactwem i wzruszająco troszczył się o swych krewnych: jeden z braci, Chadolt, został w roku 882 biskupem Novary, a bratanek o tym samym imieniu — Liutward — nieco później biskupem Como.
Wskutek postępującej choroby dziedzicznej cesarz pozostawiał coraz bardziej rządy Liutwardowi. Trzymał on w rękach w końcu większość nitek, przewodził wszystkim ważnym delegacjom, prowadził od dawna zwłaszcza wszystkie pertraktacje z papieżem, krótko mówiąc, biskup stał jako "wszechmocny minister obok słabego cesarza", "kierował wręcz polityką Karola III" (Schur), był "kluczową postacią [...] jego panowania" (Fleckenstein).
Stopniowo jednak biskup Liutward ściągał na siebie coraz więcej nienawiści szerokich kręgów. Nie tylko dlatego, że usiłował usunąć każdego z otoczenia cesarza, nie tylko z powodu uległości wobec Normanów w Elsloo, gdzie miał zostać przez nich przekupiony, ale również z powodu swej chciwości, nepotyzmu, w ogóle haniebnej polityki na rzecz swego rodu, kazał bowiem porywać dziewczęta z najprzedniejszych rodzin w Szwabii i we Włoszech, by dostarczać jako żony swym krewnym. Nakazał nawet włamać się do klasztoru żeńskiego S. Salvatore w Brescii, by wydobyć z niego dla jednego ze swych bratanków córkę margrabiego Unruocha z Friulu, po matce wnuczkę Ludwika Pobożnego — znakomitą partię. "Lecz mniszki z tego miejsca zwróciły się ku modłom i prosiły Pana o pomstę za wyrządzoną temu świętemu miejscu hańbę; ich prośba została wysłuchana natychmiast. Ten bowiem, który chciał dokonać małżeństwa w zwykły sobie sposób, zmarł tej samej nocy, a dziewczyna pozostała nietknięta (intacta). Zostało to zakonnicy z wyżej wymienionego klasztoru [...] wyjawione" (Annales Fuldenses).
Stryjowi porwanej, margrabiemu Berengarowi z Friulu, zdała się Śmierć biskupiego bratanka w noc przedślubną jeszcze za mało. Pośpieszył do Vercelli, "a tam przybywszy, zrabował z rzeczy biskupa tak wiele, jak sobie życzył". Nie dość na tym, obwiniono Liutwarda poza tym o "kacerstwo", a mianowicie "o umniejszanie naszego Zbawiciela, przez to że twierdził, że owa jedność jest jednością substancji, a nie osoby" (Annales Fuldenses). Obwiniono go też o wiarołomstwo, nawet osobiście z cesarzową — wszystko to zostało publicznie przedstawione latem 887 roku na sejmie Rzeszy w Kirchen (koło Lörrach).
Karol Gruby był jednak nie tylko z natury wygodnicki, pozbawiony ambicji, był on również chory, na ciele, a może i na duchu. Na wiosnę w palatium Bodmann, w ulubionej przez niego okolicy Jeziora Bodeńskiego, jak donosi kronikarz, kazał sobie zrobić "z bólu nacięcie w głowie" (incisionem) — jest to tłumaczenie nieprawidłowe, z czasem uznano, że nie była to trepanacja, lecz mniej dramatyczny zabieg.
Niezależnie od tego cesarz był prawie niezdolny do pełnienia rządów (jak widać los wielu rządzących). I w tej fatalnej sytuacji wydał swego pierwszego męża na powszechny gniew i zwątpienie. Bez jakiejkolwiek rozmowy z Liutwardem odebrał mu wiele lenn "i wygnał go jako znienawidzonego kacerza z hańbą z pałacu. Lecz tenże udał się do Bawarii do Arnulfa i przemyśliwał z tymże, jak odebrać panowanie cesarzowi [...]".
25 lat białego małżeństwa — i próba ognia
Jakkolwiek cesarz pogodził się z utratą swego pierwszego męża w państwie (a cesarzowa drugiego?), cesarska para nie zamierzała przejść obojętnie nad zarzutem wiarołomstwa. Dlatego Karol już po paru dniach sprowadził swą małżonkę Ryszardę "z powodu tej samej rzeczy przed Zgromadzenie Rzeszy, a — pisze zachwycony opat Regino — brzmi to cudownie, wyznaje ona, że nigdy on w cielesnych objęciach z nią się nie skrzyżował, chociaż znajdowała się więcej niż dziesięć lat dzięki prawnie zawartemu małżeństwu w jego wspólnocie".
Więcej niż dziesięć lat? Dwadzieścia pięć. Albowiem już w roku 862 Karol Gruby poślubił córkę alzackiego i bryzgowijskiego hrabiego Erchangera. Dwadzieścia pięć lat białego małżeństwa. Nie, jeszcze lepiej, jeszcze czyściej: "Twierdzi ona nawet, że nie tylko od jego, ale od wszelkiego współżycia z mężczyzną (omni viri commixtione) była wolna, sławi się nienaruszalnością swego dziewictwa i uprasza sobie przezornie, że chce, jeśli tego sobie życzy jej małżonek, udowodnić swoją czystość poprzez wyrok wszechmocnego Boga, albo poprzez pojedynek, lub poprzez próbę z rozpalonym do białości lemieszem; była bowiem niewiastą oddaną Bogu". Dlatego cesarzowa Ryszarda usunęła się po rozstaniu do klasztoru Andlau w Alzacji, który zbudowała w swych posiadłościach, by nie wystawiać się na widok jakichkolwiek mężczyzn, lecz, jak podaje opat Regino, "by służyć Bogu" .
Cesarz zrezygnował wspaniałomyślnie z przeprowadzenia dowodu jej nienaruszonej cnoty przy pomocy sądu w postaci pojedynku, jak i poprzez rozpalony lemiesz.
Kościelna propaganda zajęła się jednak cudownym przypadkiem wstrzemięźliwości i fantastycznie ją ubarwiwszy, kazała cesarzowej przejść chwalebnie próbę ognia — jeszcze Martyrologium Germaniens (z imprimatur z 6 maja 1939 roku) twierdzi o takiej "odbytej próbie". Również od stuleci prezentuje się (w klasztorze Etival) włosienicę, która — na nagim ciele badanej z wszystkich czterech rogów przypalana, ani nie naruszyła dziewiczego ciała Jej Majestatu, ani sama nie została naruszona. I podczas gdy oszczerca odpokutował brudne kłamstwo na stryczku, biedna Ryszarda (która wcale nie była już taka biedna; pod koniec lat siedemdziesiątych przekazano jej szereg klasztorów żeńskich) rozdzieliła "wszystko, co jeszcze miała, pomiędzy biednych i Kościół".
A sama również poszła do klasztoru, żyjąc już tylko dla swego zbawienia, w pokorze i modlitwie; dzięki czemu również Pan Bóg uświetnił cudami jej grób, a na koniec święty papież Leon IX podniósł z niego jej święte ciało, co "równało się kanonizacji", jak opisuje kapucyn ojciec Wilhelm Auer z Reisbach "za aprobatą Najczcigodniejszego Biskupiego Ordynariatu w Augsburgu i za zezwoleniem zwierzchników" w wydanych w nakładzie 154 do 160 tysięcy Świętych Legendach. A zaraz potem przekazuje nam "modlitwę": "O Boże, który swą świętą dziewicę Ryszardę uwolniłeś od oszczerstw ludzi i ukoronowałeś wieczną wspaniałością: prosimy cię, daj nam, żebyśmy za jej przykładem i przez jej wstawiennictwo tam miłowali bliźnich w mowie i uczynkach, byśmy osiągnęli zapłatę wiecznej miłości. Amen".
Dobrze powiedziane, a przy okazji: według jej przykładu kochać tak bardzo bliźnich w mowie i uczynkach [...] Nie należy przy tym myśleć o biednym Karolu Grubym. A po 25 latach białego małżeństwa ze świętą — nie ma równości! — nie został nawet błogosławionym! Pewnie, tak pisze dalej kapucyn Wilhelm Auer z Reisbach: "Był [...] na duchu coraz słabszy i tylko uchybił szlachetnej niewieście, aczkolwiek była gotowa na wszystkie próby swej niewinności i czystości".
Z kimś takim jak Karol Gruby, kto przy każdym sromotnym czynie traci zaraz nerwy, klechy nie wiedzą co począć. A historycy również niewiele więcej. I jedni, i drudzy ubóstwiają władców zupełnie innego pokroju, mężów czynu przede wszystkim, posiadających odpowiednią siłę przebicia, typy formatu zbrodniarza Karola I "Wielkiego", bandyty państwowego, ludobójcy, plagi ludzkości; wielcy wodzowie, którzy zagarniają setkami tysięcy kilometry kwadratowe ziemi i idą przy tym po trupach jak po śmieciach, kanibale o setnych postaciach, terroryści historii świata. Nazywa się to karolińską polityką uniwersalistyczną, podczas gdy Karol III Gruby przecież "wciąż zawodzi" (Handbuch der Europäischen Geschichte), a historyków z reguły nic bardziej nie odstręcza niż słabość, brak sukcesów i niczego tak nie kochają, jak siła i sukces, wszystko jedno za jaką cenę. Wręcz przeciwnie: im wyższa cena, tym wyższa ich ocena.
"Zamach stanu" Arnulfa i rychły zgon Karola
Liutward z Vercelli został zastąpiony w czerwcu 887 roku przez swego rywala arcybiskupa Liutberta z Moguncji (863-889), dzielnego pogromcę Normanów, który raz położył ich "niemało", a raz "bardzo wielu" (Annales Fuldenses) — którego to samo katolickie źródło nazywa również wcale "cierpliwym, pokornym i dobrodusznym", co po chrześcijańsku patrząc przepięknie ze sobą harmonizuje. Liutward, dawniej już arcykapelan Ludwika Niemieckiego i Ludwika Młodszego, przeszedł po jego upadku jako arcykanclerz do księcia Karyntii Arnulfa. A arcybiskup Liutbert z Moguncji, który jeszcze w roku 887 został głównym doradcą cesarza, uczynił wkrótce to samo. Jego zmiana stronnictwa na Zgromadzeniu Rzeszy w Tryburze, dająca zarazem podstawy królestwu Arnulfa, zadecydowała o detronizacji Karola, ale arcybiskup miał na celu "poprawienie [...] swej zagrożonej pozycji" (W. Hartmann). A czy gdyby nie wysforował się tak do przodu u swego nowego pana, to czy nie zmarłby już w roku 889?
Rewolta Arnulfa, jego zamach stanu, rozpoczęła się, gdy doprowadził Bawarów do odstąpienia cesarza i już wkrótce pomaszerował z nimi i swymi oddziałami na Frankfurt, gdzie wschodni Frankowie, przede wszystkim zaś Konradyni, w listopadzie 887 r. wynieśli go na króla. Karol wymknął się napastnikom do Trybury. Lecz podjęta przez niego na sejmie Rzeszy próba rekrutacji wojska przeciwko Arnulfowi spaliła żałośnie na panewce. Wpływowy spisek możnych zataczał coraz szersze kręgi i zmusił go do abdykacji. Odstąpili go nawet gromadnie jego Alamanowie. Dwór rozpadł się, uciekła także służba. "Na wyścigi" przechodzili do Arnulfa, pisał opat Regino, "tak że po trzech dniach mało kto został, kto by mu mógł okazać obowiązki miłości bliźniego".
Praktykujące chrześcijaństwo (w podwójnym tego słowa znaczeniu).
Jak zwykle stadami odbiegli go biskupi. A nawet, "bez wyjątku i ochoczo" (Dummler) złożyli hołd uzurpatorowi. Już dwa miesiące po detronizacji Karola jego notariusz i kanclerz Waldo z Freising znalazł się u boku nowego pana. Również obradujące pół roku później wielkie zgromadzenie w Moguncji nie uroniło nawet słówka dezaprobaty, według aktów synodalnych, na temat obalenia cesarza. Wręcz przeciwnie. Synod — który ponownie zajął się w całej rozciągłości (przecież ogromnymi) posiadłościami kościelnymi i świadczeniami (dziesięciną) na rzecz duchowieństwa (c. 6, 11, 12, 13, 17, 22) i wystąpił przeciwko nieobyczajności księży (płodzili dzieci wręcz z własnymi siostrami: c. 10) — tenże synod nakazał już w pierwszym kanonie modlitwę powszechną za nowego króla Arnulfa i jego małżonkę.
Nie pomogło oczywiście zupełnie, że Karol wysłał zbuntowanemu bratankowi cząstkę rzekomego "drewna z krzyża Chrystusa", na którą Arnulf ongiś przysięgał wierność, "żeby pomnąc swe przysięgi nie występował przeciw niemu tak okrutnie i po barbarzyńsku". Chociaż na jego widok miały się bowiem polać łzy świeżo upieczonego władcy, to i tak władał "wedle upodobania swym państwem" (Annales Fuldenses). W każdym razie arcybiskup Moguncji Liutbert zapewnił Karolowi, który "stał się żebrakiem", minimum egzystencji, póki nowy władca — uproszony przez obalonego cesarza — nie oddał paru dworów w Alamanii z łaski [...] w użytkowanie do końca jego życia [,..]".
Ów koniec życia nadszedł dla cesarza Karola III nadspodziewanie szybko, gdy już 13 stycznia 888 roku, opuszczony przez wszystkich, zmarł w Neudingen nad górnym Dunajem, według Annales Vedastini wręcz "uduszony przez własnych ludzi", co nie jest znów niemożliwe; "w każdym razie zakończył wkrótce swe obecne życie, by, jak wierzymy, posiąść niebieskie". Roczniki Fuldajskie jednak twierdzą: "[...] zaledwie parę dni przebywał pełen pobożności w przyznanych mu przez króla miejscach, a po narodzinach Chrystusa zakończył szczęśliwie życie 13 stycznia; a w sposób cudowny, gdy go z pełną czcią grzebano w kościele w Reichenau, wielu obecnych widziało otwarte niebo [...]" — nieustające chrześcijańskie kłamstwa. Zwycięzca pozwolił tymczasem nadskakiwać sobie przez wschodniofrankijskich i słowiańskich możnych w Ratyzbonie "i uczcił tamże godnie narodziny Pana i Wielkanoc".
Po upadku ostatniego króla władającego całą karolińską Rzeszą powstały, tym razem na trwałe, liczne państwa dzielnicowe, królestwa. Jedynym Karolingiem wśród nowych władców był Arnulf z Karyntii, jednakże latorośl z nieprawego łoża, a przez to posiadający co najmniej wątpliwe prawa do tronu. Zachodni Frankowie wynieśli hrabiego Odona z Paryża, legendarnego obrońcę miasta. W Burgundii założył w 888 roku nowe królestwo Rudolf z rodu Welfów. W Italii o władzę rywalizowali dwaj przedstawiciele frankijskiej arystokracji, Berengar z Friulu i Gwido ze Spoleto.
Rola Rzeszy karolińskiej jako jednego państwa przeminęła. Tytuł cesarski stał się jabłkiem niezgody drobnych włoskich książąt. Jako ostatni cesarz-figurant tej dynastii zmarł około roku 928 Ludwik III Ślepy, syn Bozona (s. 178 i nast.), po tym jak został cesarzem w Italii w roku 901, a w 905 oślepiony i praktycznie niezdolny do rządzenia. Papiestwo pod rządami Karolingów w IX wieku zyskało siłę, a zarazem fundament do dalszego wzrostu w XI wieku.
ROZDZIAŁ 6.
Arnulf z Karyntii, wschodniofrankijski król i cesarz
(887-899)
"Podobnie jak jego ojciec Karloman, również Arnulf przeszedł polityczną i wojskową szkołę jako głównodowodzący na południowo-wschodnich rubieżach [...]. Gdy chory cesarz Karol III politycznie stawał się coraz słabszy, Arnulf rósł w siłę, w roku 887 związał się ze złożonym z urzędu arcykanclerzem Liutwardem w celu obalenia Karola [...]. Od czasu synodu we Frankfurcie w roku 888 Arnulf znalazł mocne oparcie w kościołach biskupich".
Wilhelm Stdrmer
"We mnie macie zdecydowanego przeciwnika wszystkich, którzy pozostają wrogami Kościoła Chrystusowego i są krnąbrni wobec waszych kapłańskich urzędów".
Arnulf z Karyntii
"Z Frankonii ruszył zwycięski król do Alamanii i na królewskim dworze w Ulm świętował w godny sposób narodziny Pana. Stamtąd ruszył na wschód [...] i w lipcu przybył na Morawy. Przez cztery tygodnie przebywał tam we własnej osobie z taką potęgą — również Węgrzy przyłączyli się do jego wyprawy — wyniszczając cały kraj [...]. Przed Wielkim Postem król gościł w całym kraju zachodnich Franków" (w Lotaryngii), "w klasztorach i diecezjach, by się modlić".
Annales Fuldenses
"Anarchia, bezprawie i niepraworządność są oznakami czasu, wyrosłymi na gruncie feudalnej struktury społeczeństwa [...]".
L.M. Hartmann
1. Arnulf z Karyntii: wschodni Frankowie a wschód
Arnulf z Karyntii (ok. 850-899) był najstarszym pozamałżeńskim potomkiem króla Bawarów i Italii Karlomana, najstarszego syna Ludwika Niemieckiego i Liutwindy, najwyraźniej pochodzącej z rodu Luitpoldingów. Obok prawomocnej małżonki Oty Arnulf uszczęśliwił wiele nałożnic, nie zabrakło mu również dzieci z tych związków, co jednak nie przeszkadzało duchowieństwu. Wielce pobożny władca cieszył się raczej opieką społeczności świętych w takiej mierze, w jakiej sam ich ją otaczał, nawet jeśli sam poniechał ich namaszczenia.
"Chwała Arnolfowi, wielkiemu królowi"
Od samego początku istniał ścisły związek między biskupami a nowym panem, nazywającym siebie wprost "najzawziętszym przeciwnikiem" wszystkich wrogów Kościoła, a w jednym ze źródeł "synem i obrońcą Kościoła katolickiego" i sygnalizującym swą przychylność zaraz po intronizacji za pomocą darowizn i oznak swej łaski. "Niezwykle wspaniałomyślnie zaopatruje biskupów w dobra królewskie, lasy, prawa do bicia własnej monety, przywileje targowe i celne" z "nieznaną przedtem częstotliwością" (Fried). Podczas niespełna 12-letnich rządów zwołał pięć synodów. Wspierał autorytet kleru wobec rosnących partykularnych ośrodków władzy. Mógł on przecież usankcjonować jego uzurpację władzy królewskiej.
Kościół ze swej strony wykorzystywał władzę panującego w rozgrywkach z książętami i dziedziczną arystokracją. Dlatego od razu go poparł, od początku nakazał modły za władcę i natychmiast użył swych wpływów do jego obrony pod groźbą kar kościelnych. Ale oczywiście uświadomił mu zarazem obowiązki chrześcijańskiego władcy. A wspierając go, popierał samego siebie. Tym samym zrodziła się sytuacja, która pozwalała Kościołowi współdecydować bardziej niż kiedykolwiek przedtem — z wszystkimi wynikającymi z tego skutkami — i która "uczyniła z niego najpotężniejszy czynnik państwowy" (Muhlbacher).
Podczas gdy próżno szukać w otoczeniu króla świadectw obecności hrabiów, decydujące polityczne znaczenie zyskują preferowani przez niego biskupi. Najpierw arcybiskup Thietmar z Salzburga, arcykapelan Arnulf a, zawiadujący kaplicą nadworną i kancelarią, później coraz bardziej kanclerz i diakon Aspert, w roku 891 wyniesiony na biskupstwo Ratyzbony oraz jego następca w kancelarii (od 893 r.), biskup Wiching z Nitry (s. 166 i nast.). Wpływowym politykiem w otoczeniu władcy był równie inteligentny co szczwany Hatto I z Moguncji, którego śmierć (w 913 roku) od pioruna niektórzy przypisywali pomście z nieba. Hatto pochodził ze szwabskiego rodu popleczników Karola, stanął jednak zaraz po obaleniu cesarza po stronie Arnulfa, który odpłacił mu opactwami w Reichenau, Ellwangen, Lorsch i Weissenburgu, a w 891 roku arcybiskupstwem Moguncji. Hierarcha towarzyszył królowi dwukrotnie w podróży do Włoch i wtrącał się we wszystkie ważniejsze kwestie publiczne. Znaczącą polityczną rolę odgrywał również biskup Salomon III z Konstancji (od 884 roku notariusz, od 885 kanclerz Karola III, a już w 888 kapelan Arnulfa!), następnie biskupi Waldo z Freising, Erchanbald z Eichstatt, Engilmar z Pasawy i szlachetnie urodzony Adalbero z Augsburga, którego Arnulf uczynił wychowawcą swego syna.
W maju 895 roku na zgromadzeniu Rzeszy w Tryburze, królewskim palatium koło Moguncji, na jednym z największych i naj huczniej szych synodów tego stulecia, nadzwyczaj licznie obradujący episkopat wschodniofrankijski fetował Arnulfa jako króla, "którego serce" — jak podają akta synodu — "Duch Święty rozpalił ogniem i żarliwością boskiej miłości, by cały świat ujrzał, że został wybrany nie z ludzi i przez ludzi, ale przez samego Boga". Stara śpiewka prałatów. Kogo oni bowiem wybierają i popierają, ten jest zawsze od Boga — to jest od nich samych!
Na synodzie, jak pisze Regino z Prum, "odbytym wbrew bardzo wielu świeckim, dążącym do umniejszenia autorytetu biskupów", tym bardziej gorliwie zastanawiali się oni nad jego podniesieniem. Wyjaśniali więc wnikliwie spory prawne osób duchownych i świeckich, przemoc wobec księży, przypadki ich zabijania i ranienia, co rzekomo zdarzało się częściej niż kiedyś — kazano się stawić nawet pewnemu oślepionemu kapłanowi. Jeden z kanonów zawiera królewski rozkaz aresztowania łamiących kościelną ekskomunikę, przy czym zabicie opornych nie było obciążone grzywną! Następnie żądano pełnego podporządkowania się papiestwu, "nawet gdyby przez Stolicę Apostolską zostało nałożone najbardziej nieznośne jarzmo"! Wiele kanonów dotyczyło rzeczy zawsze najważniejszej — pieniędzy, posiadłości i dziesięcin (c. 13 i 14), a także rabunków dokonywanych w kościołach. Według rozdziału 7 zrabowane dobro Kościoła należało zwrócić w trzykrotnej wysokości, i to z odwołaniem się do fałszerstw dekretów Pseudo-Izydora (które przytacza się również odnośnie dalszych kanonów, np. 8 i 9 — z drugiej strony król rozkazuje ściganie posługujących się sfałszowanymi listami papieskimi).
Oczywiste, że król zatwierdził te postanowienia. A nawet, na retoryczne pytanie, jak bardzo "raczy bronić Kościoła Chrystusowego i go rozszerzać i podnosić jego urząd", zachęcił najpierw "pasterzy", nazywając ich "najjaśniejszym światłem świata", by sami mocno się tym zajęli — "bądź to w odpowiednim czasie czy niewczasie karzcie, groźcie, napominajcie z wielką cierpliwością i nauką,
żebyście mogli w czujnej trosce i dzięki ustawicznym przestrogom zapędzić owieczki Chrystusowe do trzody życia wiecznego". Lecz potem podkreśla swą całkowitą solidarność z nimi. "We mnie macie zdecydowanego przeciwnika wszystkich, którzy pozostają wrogami kościoła Chrystusowego i są krnąbrni wobec waszych kapłańskich urzędów".
Nic dziwnego, że wielebni ojcowie soborowi podnieśli się ze swych miejsc i wraz ze stojącym wokół klerem zawołali po trzykroć lub cztery kroć: "Chryste, usłysz nas, chwała Arnulfowi [Heil Arnulf! — przyp. tłum.], wielkiemu królowi". (Czyż nie przypomina to okrzyków — chwała zwycięstwu — Sieg Heil!, które brzęczą w uszach niejednego z nas...?). Do tego odgłosy dzwonów, Te Deum, wszystko na chwałę Boga, który "swemu św. Kościołowi tak pobożnego i łagodnego pocieszyciela i tak ochoczego pomocnika na chwałę swego imienia darować raczył".
Szczególnie żarliwie władca czcił swego patrona, który w jego czasach awansował na patrona Rzeszy, świętego państwowego.
Św. Emmeram albo: "chwalić boga bez języka, / cud to wielki"
Emmeram, wielce tajemniczy biskup i męczennik (trudno powiedzieć, czym był w mniejszym stopniu, jeśliby miał być którymkolwiek z nich) z późnego VII wieku za czasów księcia Bawarów Theodo, został oskarżony o uwiedzenie jego ciężarnej córki Uty, a następnie zabity przez jej brata Lantperta na rzymskim trakcie w Helfendorf (obecnie (Kleinhelfendorf w Górnej Bawarii). Tablice z legendą w tamtejszej kaplicy w miejscu męczeństwa uwieczniły to "zajście" w obrazie i słowach:
"O okrucieństwa katuszy i męki
Takiej Emeram doznał,
Jego członki wszelkie zostały
odcięte od ciała,
Ręce i stopy, też palce zaraz,
wszystko zostało odrąbane,
Dochodzi przez to do królestwa niebieskiego,
Skąd zawsze ogląda każdego".
Kiedy, jeśli w ogóle, to się zdarzyło, jest rzeczą zupełnie niewiadomą i sporną, jak prawie wszystko, co dotyczy tej postaci, jej pochodzenia, sakry, a szczególnie powodów, które doprowadziły do zamordowania biskupa; może, i to też nie jest pewne, miało to miejsce w 685 roku. Czy "męczennik" zginął jako reprezentant frankijskiej władzy w dążącej do niezależności Bawarii? Czy zdobył palmę męczeństwa, uwodząc ciężarną córkę księcia? A może dobrowolnie wziął na siebie winę za uwiedzenie, jak suponuje pobożna wersja jego pierwszego hagiografa, biskupa Arbeo z Freising, Vita Haimhrammi, lecz "jedynie za upiększoną romantyczną opowieścią ludową", jak podaje nawet katolicki Kirchen-Lexikon Wetzera i Weltego, dodający ponadto, "która sprzeczna jest z jego własną relacją".
Biskup Arbeo napisał swe dzieło dopiero w 772 roku, najwyraźniej powodowany egoistycznymi pobudkami, bowiem — tak podaje w 1931 roku katolicki Lexikon fur Theologie und Kirche (w najnowszym wydaniu z 1995 roku w ogóle zrezygnowano z "męczennika") — "głównie w interesie miejsc kultu Emmerama w swojej diecezji". A biskup Arbeo pochodzący z arystokratycznego rodu Huosi, którego członkowie wielokrotnie zasiadali na biskupim stolcu, był hierarchą bardzo zapobiegliwym, umiejącym zadbać o poszerzenie majętności i praw swego biskupstwa. Wszakże wszystkie popularne katolickie publikacje szerzą bardziej lub mniej pełen grozy kiczowaty obraz na miarę arcypasterskich wypocin biskupa Arbeo. Według niego umiera on jak wielki chrześcijański męczennik, który dał świadectwo krwi, gdy będącego w drodze "świętego" dogonił brat Uty. Zaangażował wręcz "pięciu rzeźników", "świętego męża Haymrama ciało żyła po żyle, członek po członku rozkładają". A podczas gdy go tak okrutnie ćwiartują, wyrywają oczy, obcinają nos i uszy, ręce stopy i (oczywiście jak należy mniemać) nieczysty członek, dziękuje on Bogu "z wielką nabożnością" za wspaniałą torturę.
Kult Emmerama jako świętego nastał oczywiście dopiero parę dziesiątków lat po jego śmierci, lecz wtedy zaczęły mu towarzyszyć najpiękniejsze cuda, uzdrowienia, wypędzenia diabła, a co nie mniej ważne, cuda związane z karami (ratyzbońscy biskupi byli bowiem coraz bardziej łakomi wciąż rosnącego stanu posiadania świętego. W późniejszym czasie obdarowywano go nawet poddanymi chłopami!).
Ogromny kult, ożywiony później na nowo w XVII wieku, rozprzestrzenił się nie tylko na całą Bawarię. Wśród wschodniofrankijskich Karolingów Emmeram największe znaczenie osiągnął jednak jako domowy święty, a za czasów Arnulfa został osobistym patronem cesarza oraz patronem wojennym w działaniach przeciwko Morawianom. Władca uważał, że jedynie jemu zawdzięcza uratowanie się z niebezpieczeństwa podczas wyprawy na Świętopełka w roku 893 (s. 210 i nast.), za co obdarował bogato bawarskie klasztory, a osobliwie St. Emmeram, który otrzymał wszelkie ozdoby z jego palatium, a w roku 899 jego ciało — lecz w Lexikon fur Theologie und Kirche z roku 1995 zabrakło dla niego miejsca: cały artykuł na temat klasztoru "St. Emmeram", w roku 1931 jeszcze dwa razy dłuższy od wzmianki na temat samego świętego, został usunięty.
Jak to się zawsze odbywało: emmeramscy mnisi czcili pamiątki swego dobroczyńcy, odprawiając co roku w dzień jego śmierci uroczystą sumę, a przez cały rok w jego imieniu szerząc bajki i fałszerstwa, jak to, które miało im przynieść całe Neustadt (Nowe Miasto). Wobec tych łotrostw nawet "właściwy patron klasztoru Emmeram zszedł na plan dalszy" (Babi). Jakkolwiek było — na tablicach z legendą w Kleinhelfendorf (i naprawdę nie tylko tam) żyje on dalej:
"Boga chwalić bez języka,
Jest wielkim cudem,
Nie mogła bezbożna banda
Ścierpieć tego dłużej
że wciąż Boga chwali,
Więc język mu wyrwali,
Lecz chwali Boga wciąż dalej,
Dajcie nam cud ten sławić,
Jakby język był na swoim miejscu,
Nie pytajcie o złość okrutnika".
"...Bitewny krzyk aż do nieba"
Arnulfowi, zaprawionemu w bojach na kresach południowo-wschodnich, jego ojciec, król Bawarów Karloman, powierzył krótko po roku 876 — odwoławszy paru pogranicznych hrabiów — zarządzanie dawnym słowiańskim księstwem Karantanii, właściwej podstawy jego władzy na wschodzie; stąd nawet pochodzi jego przydomek "z Karyntii". Jednakże podczas gdy Dolną Panonię udało mu się zdobyć bez trudu, to w północnym dorzeczu Dunaju doznał porażki (wraz ze swym sparaliżowanym ojcem), natrafiwszy początkowo na wewnątrzbawarską opozycję. Jego przeciwnicy, najpierw hrabia Ermbert z Isengau, potem margrabia Aribo, uzyskali poparcie potężnych krewnych Arnulfa, Ludwika Młodszego i Karola III Grubego, braci jego ojca, którzy potrafili przejąć rządy w Bawarii.
Wszakże poznał Arnulf sztukę wybiegów politycznych, nauczył się czekać i walczyć kiedy to konieczne. Był wypróbowanym wojownikiem, m.in. w 882 roku pod Elsloo jako dowódca bawarskiej chorągwi przeciwko Normanom, gdzie oczywiście nic nie wskórał (s. 193), lecz pobił ich w połowie października 891 roku pod Leuven (w dzisiejszej Belgii) nad rzeką Dyle. Na marginesie — był to akt jawnej zemsty. Na krótko przedtem bowiem w czerwcu nad rzeką Geule "wojsko chrześcijan, o bólu, skutkiem swych grzechów" poniosło porażkę, a wśród wielu możnych poległ również jeden z jego wodzów, obdarzony sakrą przez Arnulfa arcybiskup moguncki Sunderold (Regino z Prum).
Nad Dyle jednak "Bóg dodał z nieba siły". Tym wyraźniej, że zwołani również Alamanowie najpierw pod wymówkami zawrócili i "wymknęli się ukradkiem od króla do domu". Jak żarliwie jednak mobilizował on "szlachetnych panów Franków": "Wy mężowie, ponieważ czcicie Pana i we wszelki czas, gdy z bożą łaską broniliście ojczyzny, byliście niezwyciężeni, zbierzcie odwagę, jeśli o tym myślicie, by pomścić na wielce po pogańsku srożących się wrogach przelaną bogobojną krew Waszych rodziców [...]. Teraz, wojownicy, powstańcie, Wy sami macie tych łotrów przed oczami, pójdźcie za mną [...] nie by naszą hańbę, lecz by pomścić Wszechmogącego uderzymy na naszych wrogów w imię boże" (Annales Fuldenses).
Bogobojni Frankowie "wznieśli bitewny okrzyk aż do nieba" i tam został on zaraz usłyszany, co nie zawsze się zdarza. Ale teraz "chrześcijanie nastąpili morderczo", wrzucali pogan "kupami" do rzeki, "setkami i tysiącami [...], tak że ich ciała spiętrzyły wodę [...]". Dwaj królowie, Zygfryd i Gotfryd, zostali zabici, 16 znaków królewskich odesłano w triumfie do Bawarii, nakazano procesje. Sam Arnulf "odprawił z całym wojskiem procesję, śpiewając pochwałę Pana, który dał swoim ludziom takie zwycięstwo [...]".
Strona chrześcijańska straciła bowiem jedynie "uno homine" (a cóż z niego musiał być za diabeł!), natomiast wrogowie "tanta milia hominum"! Katolicka historiografia. Przy tym po przeciwnej stronie stali wprawdzie "rozbójnicy", lecz zarazem — co podkreśla z dumą kronikarz dla podniesienia własnych zasług — u ich boku walczyli "Danowie, najodważniejsi wśród Normanów", którzy "nigdy dotąd" nie zostali zwyciężeni za wałami. Przez całe stulecia świętowano w Leuven to cudowne zwycięstwo, po którym Normanowie oszczędzali już zawsze państwo wschodniofrankijskie (pominąwszy ich ostatnią wyprawę aż po Bonn i Prum w następnym roku).
Był to w ogóle rok pełen cudów.
Albowiem właśnie anno 891, gdy biskup ratyzboński Embricho zmarł "szczęśliwie" i w podeszłym wieku, spaliła się również i Ratyzbona: "z boskiej pomsty w cudowny sposób stanęła naraz w płomieniach i spaliła się 10 sierpnia z wszystkimi budowlami, również kościołami, wyjąwszy dom Św. Emmerama męczennika i kościół św. Kasjana, które chociaż leżały w środku miasta, były chronione za sprawą bożą od ognia". Boska pomsta, która pochłonęła (prawie) całe miasto, również kościoły, ale dwa "za sprawą Pana Boga" zostają uratowane (Annales Fuldenses).
O wy, cudowne wyroki Pańskie!
"Drogi są często kręte, a przecież proste, pozwalasz dzieciom nimi przychodzić do siebie; i choć to często na cud zakrawa, to triumfuje na koniec Twa z nieba rada".
(Niemiecki) drang nach osten
Król Arnulf kazał zbudować w Ratyzbonie nowe palatium. Miasto było przecież centralnym palatium Ludwika Niemieckiego, centralnym punktem misji wschodniej, centrum handlowym dla karawan kupieckich zdążających do Czech, Moraw i na Węgry — wszystkie istotne cechy zachodniego chrześcijaństwa skupiły się tutaj: władza państwowa, kościelna i pieniądze. Ratyzbona stała się miastem, z którym Arnulf (często przebywający, jak wcześniej jego dziad i ojciec, w palatiach ötting i Ranshofen) czuł się chyba związany najbardziej, gdzie wystawiono jedną trzecią jego dokumentów, gdzie odbyły się co najmniej cztery zgromadzenia Rzeszy i w ogóle są poświadczone liczne pobyty. Dla badaczy ten wybór własnego kraju na centrum oddaje nie tylko jego przeszłość, "lecz także podkreśla tradycję Ludwika Niemieckiego i priorytet polityki południowo-wschodniej, jak i precyzyjne wyczucie Arnulfa odnośnie realiów politycznych" (Störmer).
Inaczej mówiąc; (niemieckie) parcie na wschód staje się widoczne już za panowania króla Arnulfa.
Zaraz po swoim "zamachu stanu" wycofał się w celu wzmocnienia własnej pozycji do głównej bazy swej władzy, nadal wystarczająco silnej, by bez trudu stłumić próbę buntu młodszego kuzyna Bernarda w Szwabii. Bernard (ok. 876-891), podobnie jak Arnulf, był nieprawym synem, ale z kolei cesarza Karola III, który nie był w stanie przeforsować go w 885 roku jako następcy tronu (tak jak nie udała się Karolowi dwa lata później adopcja Ludwika, syna Bozona z Vienne, Karolinga po kądzieli). Jednakże Bernard, który usiłował zapewne wskrzesić pierwotną Rzeszę swego ojca, nie chciał zrezygnować ze swych praw również po wyniesieniu Arnulfa na wschodniofrankijski tron królewski. W 889 roku podniósł bunt w przymierzu z możnymi z Recji i Alamanii, również z opatem Bernardem z St. Gallen (którego Arnulf potem pozbawił urzędu), został jednak zabity rok później przez margrabiego Rudolfa z Recji podczas dławienia rewolty.
Sam Arnulf wyprawił się późnym latem 889 jako wódz silnej armii przeciwko Obodrytom, wkrótce po naradzie ze swymi możnymi i wieloma biskupami, wśród nich Sunderoldem z Moguncji i Willibertem z Kolonii, we Frankfurcie. Jednakże tym razem nie zyskał niczego na północy i "narodziny Pana przyszło mu w godny sposób świętować w Ratyzbonie".
I tak to szło dalej, między wizytami w kościele a wyprawami wojennymi, modłami i zabijaniem. W ostatnich latach IX wieku Arnulf prawie bez przerwy atakował Morawy. Wprawdzie w roku 874 zawarł z nimi pokój, gdyż stopniowo zbyt mocno urosły w potęgę, a Świętopełk został ojcem chrzestnym jego syna Zwentibolda, lecz taka sytuacja nie utrzymała się długo i wkrótce powrócono do zwyczajowego sposobu utrzymywania wzajemnych kontaktów.
Wyniszczające wojny z Morawami
"W roku wcielenia Pańskiego 890 — relacjonuje opat Regino — nadęty zaślepieniem pychy" książę Morawian podniósł się przeciwko królowi. Tenże zaś nawiedził państwo morawskie z żołnierzami "i wszystko, co znalazł poza miastami, zrównał z ziemią. Na koniec, gdy również wszystkie drzewa owocowe zostały wytrzebione z korzeniami, Świętopełk poprosił o pokój i uzyskał go dopiero wtedy, gdy oddał syna jako zakładnika!" Wszakże Arnulf, na wschodzie stosujący "taktykę spalonej ziemi", znalazł jeszcze czas, jak dowiadujemy się z innego źródła, aby udać się do Reichenau, "by się modlić", a potem znowuż by w Ratyzbonie świętować "narodziny Chrystusa".
A po tym jak w roku 892, tym razem na królewskim dworze w Ulm, ponownie obchodził "w godny sposób narodziny Pana", na nowo pociągnął "na wschód", z najlepszymi zamiarami, "w nadziei spotkania się tam z księciem Świętopełkiem". Jednakże Świętopełk, "ta głowa pełna oszustw i chytrości", nie był po prostu gotów do pokoju. Wzbraniał się wręcz "przybyć do króla", tak że król musiał przyjść do niego, co mu się tym bardziej udało, że tymczasem trzymał w garści całą wschodnią Francję. A może pożałował poczynionych wcześniej koncesji. "W każdym razie to on był tym, który zapoczątkował wojnę" (Reindel). To on był tym, który znowu dążył "do zwierzchnictwa niemieckiego króla nad Państwem Wielkomorawskim" (Stadtmüller). Pod panowaniem Świętopełka — nie bez racji zwanego czasami pierwszym wielkim panslawistą, a przez papieża "królem Słowian" — doznało ono największego rozwoju swej potęgi. Na południu rozpościerało się po obu stronach Dunaju po Drawę i Sawę, na wschodzie po państwo bułgarskie, na północy poprzez poddane mu Czechy nieomal po Soławę. A jego wpływy miały sięgać "po tereny Słowian połabskich i nad Wisłę" (Löwe).
Właśnie ta rozległość władzy prowokowała wyraźnie króla wschodnich Franków. Wpadł ponownie na Morawy trzema zagonami, Frankami, Bawarami i Alamanami, w lipcu 893 roku, a nawet pozwolił walczyć po swojej stronie Węgrom, tym pogańskim diabłom, przywołanym dzięki temu przez katolickiego króla na katolicki Zachód, któremu wkrótce mieli zgotować piekło, co zarzucano (i wciąż się zarzuca) Arnulfowi. "Przez cztery tygodnie przebywał tam we własnej osobie z taką potęgą [...] wyniszczając cały kraj". A potem znów w zimie odwiedzał wszędzie w Lotaryngii "klasztory i diecezje, by się modlić" (Annales Fuldenses).
W owym roku zginął również "wielebny biskup Wurzburga" Arn (855-892), po raz kolejny wyciągnąwszy w pole na rzeź Słowian. Bez wątpienia biskup Arn, czczony jako święty przez chrześcijańskich potomków pogan, którzy go wtedy zabili, był mężem z "doświadczeniem wschodnim". Badacze historii sławią go jako wodza w "co najmniej czterech kampaniach" i, jednym tchem — bo tak ściśle jedno wiąże się z drugim — jako "mającego pieczę nad zadaniami misyjnymi swego biskupstwa" (Wendehorst), zapewniając, że "dążenia jego diecezji" dotyczyły "przede wszystkim chrystianizacji i rozbudowy organizacji kościelnej" (Störmer).
Niestety nie wiemy wiele o talentach wojskowych biskupa. Jednakże żądnemu sławy wojennej biskupowi, "reprezentantowi zdecydowanej viva activa" (Störmer) udało się mimo wszystko odebrać Czechom, jak podają Roczniki Fuldajskie, w jednej z potyczek w roku 871 "644 konie w uprzęży i osiodłane oraz taką samą liczbę tarcz" i powrócić odpowiednio "radośnie" do dalszych "zadań misyjnych" i dalszej "chrystianizacji" świata.
Już w roku 893 nastąpiła nowa wyprawa przeciwko Morawom. Był to rok, który przyniósł zły koniec synom dwóch margrabiów, braci Engilszalka I i Wilhelma.
Engilszalk II, noszący to samo imię co ojciec, porwał kiedyś nieślubną córkę Arnulfa, uciekł na Morawy, lecz wkrótce przywrócony do łask ponownie został margrabią na wschodzie. Ściągnął jednak na siebie gniew bawarskich możnych i gdy w 893 roku, nie przeczuwając niczego, przybył do palatium w Ratyzbonie, rzekomo bez wiedzy króla, został przez nich skazany i oślepiony. Gdy na to jego stryjeczny brat Wilhelm, w obawie o swe życie, zwrócił się ku Świętopełkowi, został jako zdrajca stanu ścięty. A gdy z kolei brat Wilhelma, hrabia Rudbert, uciekł do Świętopełka, został przez tego "wraz z wieloma innymi", z wszystkimi mu towarzyszącymi, skrycie zamordowany. Wszelkie posiadłości zgładzonych hrabiów po obu stronach Dunaju zostały skonfiskowane i w części oddane opatowi klasztoru Kremsmunster Snelpero, jednemu z tych, którzy odnieśli największą korzyść z tej tragedii. Arnulf wkroczył na nowo do państwa księcia Świętopełka, tym razem sprzymierzony z Bułgarami, i "splądrował większą część [...]", wpadł jednak w zasadzkę i "z wielkimi trudnościami" powrócił do Bawarii. A w klasztorze St. Emmeram opowiadano później, że przypisywał ratunek św. Emmeramowi, swemu patronowi (s. 207).
Frankijskie wyprawy z roku 892 i 893 nie powiodły się, chociaż Arnulf za każdym razem atakował Wielkie Morawy z dwu stron, z pomocą Węgrów i Bułgarów (stara "sztuczka" polityczna, stosowana do dziś: dwóch partnerów napada trzeciego, a potem rozszarpują się nawzajem). Władza Świętopełka nie została złamana.
W następnym roku nadeszli jednak Węgrzy. Tym razem nieproszeni. I prowadzili wojnę nie dla Arnulfa, lecz przeciw niemu. "Mężczyzn i stare kobiety zabijali wszystkich, tylko młodych ciągnęli ze sobą jak bydło, by zaspokajać swe chucie, i spustoszyli całą Panonię aż do zatracenia" (Annales Fuldenses). Nie bez przyczyny biskup Liutprand z Cremony woła poruszony: "O ślepa żądzo panowania króla Arnulfa! o nieszczęsny, bolesny dniu! By jednego jedynego człowieka upokorzyć, wtrąca się całą Europę w nędzę i żałość. O ślepa ambicjo! ile kobiet uczynisz wdowami, ilu ojców odbierzesz dzieciom, ilu dziewicom odbierzesz cześć, ilu kapłanom Boga wraz z ich gminami wolność; ile kościołów opustoszeje przez ciebie, ile zamieszkanych ziem, zaślepiająca ambicjo, pozostawisz pustynią!"
Wygląda na to, że po najeździe Węgrów przyszedł dla Bawarów czas, by zawrzeć pokój z Morawianami. Lecz długo on nie potrwał z powodu wewnętrznych nieszczęść, wielkich klęsk głodu, jakie nawiedziły w tym czasie rozległe tereny wschodniej Francji. Dwa razy, w roku 895 i 897, kronikarz odnotowuje je w prawie jednobrzmiących słowach: "[wystąpiły] w całym kraju Bawarów, tak że w wielu miejscach umierano z głodu". Lecz głodowano również w roku 893, a w 889 cierpiano na nadzwyczaj ciężką — oczywiście nie dla arystokracji — klęskę głodu. Dla możnych dużo ważniejsze było, że tymczasem książę Świętopełk I, to "praźródło wszelkiej niewierności", ten wampir pożądający ludzkiej krwi, zakończył w 894 roku "nieszczęśliwie swe życie" — i oczywiście nie inaczej, jak zaprzysięgając swoich, że "nie zostaną miłośnikami pokoju" (Annales Fuldenses), lecz wrogami złych sąsiadów.
A sąsiedzi też tego przecież chcieli.
Król Arnulf, nie bez racji czujący się coraz mocniej, wiedział jednakże, co ma robić. Najpierw zwołał latem 897 roku w palatium w Tryburze zgromadzenie Rzeszy, a potem "nawiedził klasztor w Fuldzie, by się modlić". Następnie przyjął na królewskim dworze w Salz nad Soławą poselstwo Serbów [łużyckich], a po nich w Ratyzbonie delegację czeskich książąt, dopominających się pomocy przeciw swym wrogom, Morawianom, "przez których często, jak sami zaświadczyli, byli najsrożej uciskani. Owych książąt król i cesarz przyjął bardzo przyjaźnie, przemówił wieloma słowami pociechy i pozwolił odejść do ojczyzny w radości i uhonorował wieloma darami i całą porę jesienną tego roku przebywał w sąsiednich miejscowościach na północ od Dunaju i rzeki Regen, takoż z zamiarem, że będzie gotowy ze swymi oddziałami, gdyby wyżej wymienionemu ludowi potrzebna była pomoc" (Annales Fuldenses) .
To oczywiście niebawem się zdarzyło. Synowie Świętopełka Mojmir II i Świętopełk II zawarli bowiem wprawdzie po śmierci ojca pokój z Frankami, lecz wkrótce nie byli w stanie utrzymać go między sobą, co znów było wynikiem pokoju ze wschodnimi Frankami, którzy tylko czekali na okazję. Między obydwoma braćmi wybuchła teraz taka nienawiść, "że gdyby jeden drugiego mógł chwycić własnymi rękami, pewny byłby dla niego wyrok śmierci" (Annales Fuldenses).
Arnulf, który wziął stronę młodszego brata, Świętopełka II, wykorzystał oczywiście zesłaną od Boga sytuację, by spustoszyć ogniem i mieczem ziemie Mojmira i zabić wielu Słowian; dobra katolicka robota, którą wykonali dla niego margrabiowie Liutpold i Aribo, przy czym oczywiście "niszczyli oni ogniem i mieczem [...], grabili i mordowali" także tych, których mieli chronić i uwolnić. Wszak sam Aribo podjudzał braci na siebie i wywołał wojnę domową na Morawach tylko po to, by zdobyć łupy. Został potem na krótko oddalony, lecz wkrótce całkowicie przywrócony do łask i ponownie osadzony na dawnym urzędzie.
Wraz z nastaniem samowładztwa Mojmira rozpoczęła się rekonstrukcja "porządku" kościelnego. Przesyłając bogate dary papieżowi Janowi IX, książę uprosił o nowych biskupów dla swych osieroconych diecezji i zaraz ich otrzymał. Jednakże budowa Kościoła narodowego wzmogła jedynie wrogość Bawarii. Wojna była bowiem prowadzona teraz z taką samą zaciętością również z powodów religijnych.
Już w zimie 898 roku "książęta Bawarów wtargnęli ze swymi ludźmi odważnie i potężnie na Morawy, przeszli je z "silnym wojskiem", pustoszyli, grabili, kradli, krótko mówiąc, "zebrali łupy i powrócili z nimi do domu". A już latem 899 roku Bawarowie napadli Morawy ponownie, a nawet przedsięwzięli tam naraz dwie wyprawy, "grabili i pustoszyli wszystko, co zdołali", przy czym za drugim razem uwolnili trzymanego pod strażą młodego Świętopełka wraz z towarzyszami i "ze współczucia" zabrali ze sobą, uprzednio puszczając z dymem całe miasto. I jeszcze w roku 900 wraz z Czechami przez trzy tygodnie grasowali i obracali w perzynę całe państwo morawskie, nie osiągając niczego poza zniszczeniem — "i wrócili na koniec szczęśliwi i w dobrym zdrowiu do domu" (Annales Fuldenses). Potem jednak sami mieli wystarczająco wiele roboty z Węgrami.
A i na zachodzie było burzliwie.
"Kluczowa postać" tego czasu, arcybiskup Fulko z Reims, kręci się jak kurek na wietrze
Po detronizacji Karola III i uznaniu Arnulfa z Karyntii karolińska wielka monarchia ostatecznie uległa rozpadowi, a możnowładztwo różnych części Rzeszy ustanowiło królów państw sukcesorów z własnych szeregów. Przypomina to nieco, przy zachowaniu wszelkich różnic, ostatnie drgawki dynastii merowińskiej.
W zachodniej części Rzeszy, której ofertę objęcia tronu Arnulf odrzucił, co posunęło do przodu powstawanie państwa "niemieckiego" według aktu z 843 roku zwalczały się dwa stronnictwa. Mocniejsza grupa koronowała Robertyna hrabiego Odona z Paryża, syna Roberta Mocnego, spoza Karolingów, gdyż Karol, pogrobowiec Ludwika Jąkały, nie wchodził jeszcze w rachubę. Aktu koronacji dokonał 29 lutego 888 roku w palatium Compiegne bez reszty oddany polityce młody arcybiskup Walter z Sens, któremu jako biskupowi sufraganowi podlegał Paryż. Król Odo (888-898), potrafiący niekiedy pośród wyprawy wojennej paść na kolana przy grobie jakiegoś świętego, modlić się "najżarliwiej" i do tego wylać "wiele łez" (Annales Vedastini), był dzięki przychylności cesarza Karola Grubego panem wszystkich (szczególnie "wojowniczych") hrabstw nad Loarą, dysponował również paroma z najsłynniejszych opactw (St. Martin w Tours, St. Germain-des-Prés, St. Denis, St. Amand) i miał za sobą znaczną część episkopatu. Źródła podają, że ślubował, iż w miarę sił będzie pomnażał i powiększał posiadłości Kościoła, obiecał również obronę chrześcijańskich zasad wiary i dopiero po tym złożono mu przysięgę wierności.
Drugiemu stronnictwu, które wystąpiło przeciwko Odonowi w jego własnym państwie, przewodził Fulko z Reims (883-900) już choćby dlatego, że arcybiskup Walter z Sens, konkurujący z nim do jego własnego arcybiskupstwa, namaścił Odona na króla.
Fulko, dzięki przychylności Hugona Abbasaod roku 883 następca Hinkmara w Reims, był "kluczową postacią polityczną" (Hlawitschka), duszpasterzem, który umocnił Reims i opactwo St. Bertin, kazał również zbudować dwa pierwsze zamki biskupie w Omont i Epernay, przede wszystkim był jednak duchowym oportunistą największego kalibru. Najpierw faworyzował usynowionego przez papieża księcia Gwidona ze Spoleto, wezwał go i krótko przed wyborem Odona kazał w Langres miejscowemu biskupowi Geilo koronować na króla. Geilo, poprzednio stronnik uzurpatora Bozona, zawdzięczał temu ostatniemu znaczne nadania ziemskie i oczekiwał prawdopodobnie dalszych korzyści od Gwidona. A Fulko był z Gwidonem spokrewniony i chętnie by widział kogoś ze swego rodu w koronie królewskiej.
Wobec aktualnego układu sił Gwido dał za wygraną i wrócił do Włoch. Arcybiskup Fulko po fiasku z Gwidonem zdał się na wolę króla Odona i złożył mu wiosną 888 roku przysięgę wierności. By zaś uchronić się przed izolacją i wzmocnić swą siłę, odwiedził jeszcze w czerwcu tego roku Arnulfa z Karyntii podczas zgromadzenia Rzeszy we Frankfurcie i zaoferował mu koronę zachodniej Francji. Towarzyszyli arcybiskupowi w tym śmiałym przedsięwzięciu biskupi Dodilo z Cambrai, Honorat z Beauvais, Hetilo z Noyon, wygnany ze swej diecezji arcybiskup Jan z Rouen oraz opat Rudolf z St. Omer i St. Vaast; to ostatnie było klasztorem koło Arras, gdzie swego czasu pewien mnich spisał roczniki z St. Vaast, Annales Vedastini.
Jednakże Arnulf uznał zapewne na przykładzie Karola Grubego, że całe wielkofrankijskie regnum nie może być skutecznie rządzone przez jednego władcę. Zrezygnował więc nie tylko z zachodniej części Rzeszy, lecz również z Italii i Prowansji. Odprawił arcybiskupa Fulka "bez rady i pociechy" i spotkał się z Odonem (po jego triumfie nad Normanami 24 czerwca w Argonnach) w sierpniu 888 roku w Wormacji. Tam zawarł z nim sojusz, przysłał mu koronę, którą Odo został ukoronowany po raz drugi 13 listopada 888 roku w katedrze Notre Damę w Reims — coś w rodzaju "koronacji utrwalającej" — i to przez arcybiskupa Reims Fulka!
Jednakże najpóźniej w roku 892 Fulko ponownie odwrócił się od koronowanego przez siebie Odona i sprzysiężył sie przeciwko niemu, min. z biskupami prowincji kościelnej w Reims, zaliczającymi się do jego zwolenników, jak Riculf z Soissons, Hetilo z Noyon i Heriland z Therouanne; spoza tej prowincji dołączył do nich biskup Teutbald z Langres, zawdzięczający Fulkowi swą sakrę. A 28 stycznia 893 roku nikt inny jak arcybiskup Fulko pomazał w Reims na króla Karola III Prostaka (893-923), syna Ludwika Jąkały, młodzieńca właśnie trzynastoletniego (jego przydomek pochodzi z czasów późniejszych). Wprawdzie był on Karolingiem, ostatnim potomkiem linii zachodniofrankijskiej, a zatem w zupełności prawowitym dziedzicem Rzeszy, jednakże Fulko uznawał przez cztery lata, od roku 888 do 892, za prawowitego króla Odona, jemu też zaprzysiągł wierność — a tu czytamy: "I wszyscy sprzysiężyli się przeciwko królowi Odonowi" (Annales Vedastini).
Oczywiście nie "legalność" Karola spowodowała, że hierarcha stał się jego rzecznikiem, lecz "jawna wrogość i nienawiść wobec Odona". Niezmordowanie działał on przeciw niemu i na rzecz swego podopiecznego. Przekonany przez Fulka, stanął po stronie Karola również papież Formozus, zezwolił jednak Odonowi na dalsze używanie tytułu królewskiego. A po Wielkanocy roku 893 zwierzchnik Kościoła w Reims ruszył wręcz przy współudziale młodego króla ze swymi oddziałami przeciw Odonowi. Ten jednak ostro ich pogonił, wtargnął do Francji, palił, grabił, wycinał ludność, obległ Reims, które uwolnił dopiero Karol we wrześniu 893 na czele silnej armii. "I tak traci życie na przemian wielu po obu stronach; dzieje się gwałtem wiele zła, niezliczonych napadów i ciągłych grabieży" (Regino z Prum). Właśnie akurat kościoły i klasztory od dawna i wciąż na nowo grabiono, rabowano, niszczono i czynili to oczywiście wierni chrześcijanie.
Potem zawarto rozejm, na co arcybiskup Fulko zaczął szukać pomocy dla Karola Prostaka, najpierw — zajmując stanowisko przeciw Gwidonowi — u Arnulfa, potem u jego zaciętego wroga Gwidona, którego również powiadomił, że Arnulf szykuje wyprawę na niego. Po wygaśnięciu rozejmu Odo znów poprowadził wiosną 894 roku swych zbrojnych pod Reims, na co król Karol uciekł do Arnulfa, który opowiedział się tym razem za Karolem a przeciwko Odonowi, co jednak nie zmieniło układu sił w Rzeszy zachodniofrankijskiej.
Gdy Karol powrócił od wschodnich Franków, Odo oczekiwał go gotowy do walki nad Aisne i Karol spostrzegł, że opuściło go wielu hrabiów i biskupów.
Wręcz, gdy Odo znalazł na sejmie w Wormacji w 895 roku uznanie u Arnulfa, który tym razem wyparł się Karola, ten ostatni związał się — zapewne na propozycję Fulka, swego wiodącego męża stanu — z synem Arnulfa, Zwentiboldem, wyniesionym na królestwo lotaryńskie. Ledwie ten jednak popierając Karola wpadł do Rzeszy zachodniej, spowodował upadek kilku jej magnatów, Karol i arcybiskup Fulko stali się nieufni i potajemnie zwrócili się do Odona i doszli z nim do porozumienia, nie ufając mu jednak do końca. Dlatego Fulko szukał, poprzez papieża Formozusa, sojuszu z cesarzem Lambertem, synem zmarłego w 894 roku Gwidona, co jednak spaliło na panewce, gdyż sam Arnulf w połowie lutego uzyskał w Rzymie cesarską koronę.
Tak to się przewalało to w jedną, to drugą stronę w zachodniej części Rzeszy. Mordowano, zawierano pokój, grabiono, dalej mordowano. Również książęta Kościoła nie byli tacy święci. Już w 850 roku zabito biskupa Dawida z Lozanny. Biskup Teutbald z Langres został w roku 894 oślepiony przez drużynników Karola, księcia Ryszarda burgundzkiego z orszakiem, arcybiskup Sens osadzony w więzieniu. Arcybiskup Fulko zdążył jeszcze w porę ujść z życiem podczas niespodziewanego spotkania z wrogiem, jednak jego towarzysz, hrabia Adelung, już nie.
Po tym jak wczesną wiosną 896 roku Odo zdobył Reims, jego miejscowy biskup Fulko, do tej pory zdecydowany stronnik Karola, przeszedł do obozu zwycięzcy i stał teraz, przynajmniej oficjalnie, po jego stronie; "z konieczności", jak usprawiedliwiają go Annales Vedastini, "i czynił temuż zadość we wszystkim, co mu rozkazał". Karol uciekł, lecz następnego lata pojednał się z Odonem, który tymczasem ciężko się rozchorował, przyznał jednak jeszcze traktatem Karolowi kraj i sukcesję królewską i zmarł na początku 898 roku.
Na to Karol Prostak udał się do Reims, "znów na ojcowski tron"; stał się jedynym panem w zachodnim państwie Franków, karolińska restytucja na zachodzie stała się faktem. Odo wprawdzie nie pozostawił następcy, lecz dbał zawsze na złość arystokracji całkiem jawnie o pomnożenie potęgi własnego domu, wspieranie własnego rodu, a zwłaszcza brata Roberta — w swej mądrości nie przekazując mu korony królewskiej, a jedynie potencjał władzy: podstawę szczególnej pozycji Robertynów, którą wykorzystali w roku 922/923 Robert I, a w 987 Hugo Kapet do zdobycia tronu.
Arcybiskup Fulko, tymczasem wyniesiony do godności arcykanclerza, został jednak "niezwłocznie" (Annales Vedastini) zgładzony 16 czerwca 900 roku przez jednego ze służących Baldwina II, hrabiego Flandrii (w następstwie sporu majątkowego o bogate opactwo St. Vaast koło Arras, które uprzednio należało do Baldwina). (Niewiele lat później biskup Strasburga Otbert został wygnany i zamordowany przez swych diecezjan, zginął również arcybiskup Arnustus z Narbonne, po tym jak uprzednio wyłupiono mu oczy i wyrwano język i genitalia).
Pewną swoistą rolę między Wschodem a Zachodem odgrywał również "kraj środka".
(Święty) koniec króla Zwentibolda albo takie było kiedyś życie w wyższych kręgach chrześcijańskich
Lotaryngia, po śmierci cesarza Lotara II podzielona w traktacie z Meersen w roku 870 miedzy zachodnich a wschodnich Franków, przeszła na mocy traktatu z Ribemont całkowicie do Rzeszy wschodniofrankijskiej, gdzie uzyskała szczególną pozycję. Pozostała jednak również później jako państwo dzielnicowe prawdziwie samodzielnym krajem z odrębną kancelarią pod panowaniem zmieniających się władców; jako kraina historyczna stanowiła zarazem coś z "Germanii" i z "Galii", lub, inaczej mówiąc, "kraj środka", który dla wschodnich Franków leżał w Galii, ale dla zachodnich Franków był obcym obszarem i ludem, zwanym "Lotharienses". Nawet gdy w X wieku był częścią regnum teutonicum, tzw. Świętego Cesarstwa Rzymskiego, to nie należał, jak w każdym razie utrzymuje Karl Ferdinand Werner, "do Niemiec".
Z narodzinami swego brata przyrodniego Ludwika IV Dziecięcia w 893 roku, jedynego syna Arnulfa z prawego łoża (z Konradynką Otą), syn Friedeli Zwentibold stracił pewne widoki na sukcesję tronu. Wbrew początkowemu oporowi najpierw wschodniofrankijskich, a potem lotaryńskich możnych udało się jednak królowi Arnulfowi na sejmie Rzeszy w Wormacji w 895 roku osadzić na tronie Lotaryngii swego pozamałżeńskiego Zwentibolda (nazwanego tak imieniem swego ojca chrzestnego, księcia Moraw Świętopełka — w niemieckiej wersji Zwentibalda) i namaścić na króla wedle wzoru zachodniofrankijskiego. Miało to być ostatnie całkowicie samodzielne królestwo lotaryńskie, a w ogóle rzecz brzemienna w skutki, korzystna przynajmniej dla strony niemieckiej .
Król Zwentibold (895-900) objął autonomiczne państwo dzielnicowe pod zwierzchnością lenną swego ojca. Sprawował rządy w sposób wręcz gwałtowny i niepohamowany, niespokojny i chaotyczny, i to w kraju wstrząsanym od Fryzji po Burgundię i Alzację napadami rycerzy-rozbójników, bandytów i waśniami rodowymi, w kraju w tym większym zamęcie, im samowładniej mógł w nim panować. Samodzielnie wystawiał dokumenty i ustalał prawa, dysponował dobrami królewskimi, prowadził również niezależną politykę zagraniczną i nie brał udziału w wyprawach zbrojnych wojsk Rzeszy. Rządził jak to było w zwyczaju w oparciu o biskupów. Jego nadworną kaplicą kierował arcybiskup Kolonii Hermann I, kancelarią arcybiskup Ratbod z Trewiru, przez pewien czas wywierający na niego największy wpływ. W roku 900 biskupi odwrócili się od Zwentibolda i przyłączyli do nowego króla Ludwika IV i do Rzeszy wschodniofrankijskiej.
Król Arnulf zaaranżował rzecz misternie, także w samej Lotaryngii, gdzie tamtejszy możnowładca, hrabia Megingaud z regionu Mayenfeld, kuzyn króla Odona (przez jedno z późniejszych źródeł tytułowany "dux"), w odpowiednim czasie zakończył życie: 28 sierpnia "w roku wcielenia Pańskiego 892" zabił go skrytobójczo hrabia Alberyk w Rethel w klasztorze Św. Ksystusa — a król Arnulf nadał lenna i urzędy Megingauda Zwentiboldowi; niejako pierwszy krok do włączenia do swego królestwa. Na marginesie, morderca hrabiego Megingauda, hrabia Alberyk, został usunięty cztery lata później, "około dnia świętego Andrzeja", przez hrabiego Stefana. A tenże hrabia Stefan znowuż pięć lat później, w szczególnie romantycznych okolicznościach, "gdy siedząc w wychodku wypróżniał swe ciało, został przez kogoś z okna komnaty ugodzony zatrutą strzałą..." (sagittae toxicatae).
Takie było życie w wyższych kręgach chrześcijaństwa — tak albo podobnie w nie wchodzono, tak albo podobnie je pędzono lub nie; jednakże wszystko to i tysiąckroć więcej takich rzeczy było jedynie przyziemnymi sprawami obok "wielkich historycznych" czynów.
Początkowo reprezentanci Kościoła oraz arystokracji, hrabiowie Reginar, Odakar, Wigeryk, Richwin, zachowywali lojalność wobec nowego króla. Jednakże już wkrótce Zwentibold popadł w konflikt z szczególnie w Lotaryngii licznymi rodami feudalnymi (nie było to nic przyjemnego, jak się okaże na marginesie i w wielu innych miejscach). I w końcu padł ofiarą lokalnej arystokracji.
Najpierw zadarł z posiadającym dobra w Ardenach klanem Matfrydyngów, hrabiów Metzu, z braćmi Gerardem i Matfrydem II. Obu oraz innym "szlachetnie urodzonym", jak hrabiemu Stefanowi, Zwentibold odebrał "w roku wcielenia Pańskiego 897" lenna i dostojeństwa i rozdzielił ich ziemie i posiadłości klasztorne wśród swoich ludzi. "Jeśli chciano obdarować wiernego wasala lub krewnego, to opactwa były w tym celu w sam raz" (Parisse), przy czym parę klasztorów — w Trewirze, Metzu — przydzielił samemu sobie .
Na koniec popadł w 898 roku w konflikt ze swym dotychczasowym doradcą i faworytem, najpotężniejszym ze swych możnych, posiadającym rozległe dobra między Mozą a Skalda, hrabią Reginarem (Renierem) I Długoszyim, wnukiem cesarza Lotara I, świeckim opatem klasztoru Echternach w diecezji trewirskiej i opactwa Św. Serwacego w Maastricht. Nadmozański feudał zawołał na pomoc Karola Prostaka, króla zachodniofrankijskiego, a ten, ostrożny jak jego dziad, ale tak samo jak on chciwy, wtargnął w głąb kraju po Akwizgran i Nijmegen. Zupełnie zaskoczony Zwentibold zbiegł; lecz przy pomocy wojowniczego biskupa Franka z Leodium i jego zbrojnych oddziałów, jak i innych naprędce skrzykniętych, bez walki, a jedynie po pertraktacjach, jesienią 898 roku wyparł Karola na powrót do swego królestwa. A zawarty za pośrednictwem Arnulfa w następnym roku pokój w St. Goar zapewniał wprawdzie na razie Lotaryngię Zwentiboldowi, lecz potajemnie postanowiono już jego obalenie po śmierci cesarza.
Tymczasem potęga buntującego się Reginara pozostała na razie wciąż nienaruszona. Wraz z innymi zwalczanymi arystokratami, jak hrabia Odakar, zamknął się w mocno ufortyfikowanym Durofostum lub Durfos nad Mozą z całym dobytkiem, z żonami i dziećmi. Zwentibold nie był w stanie go zdobyć mimo dwu prowadzonych "z całą mocą" (Regino z Prum) wypraw zbrojnych. A ponieważ również biskupi — których Zwentibold wcześniej faworyzował, lecz ostatnio nieco obdarł ze skóry, pozbawiając "majątków kościelnych" — nie mieli zamiaru rzucać klątwy na buntowników, jak tego żądał Zwentibold, lecz przeszli na ich stronę, los Zwentibolda i Królestwa Lotaryngii został przypieczętowany, nawet gdyby król podczas ostatniego oblężenia Durfos nie uderzył "w głowę laską wbrew kapłańskiej godności" (Annales Fuldenses) swego własnego arcykanclerza, arcybiskupa Trewiru Ratboda.
Buntownicy zgromadzeni wokół Reginara i wyższe duchowieństwo wezwali w końcu Ludwika Dziecię, by przyjął władzę w Lotaryngii. Po ich hołdzie w Diedenhofen
Ludwik jednak odjechał, nie usunąwszy Zwentibolda. Ten zebrał nowych popleczników, stracił jednak 13 sierpnia 900 roku podczas "spotkania" nad środkową i dolną Mozą zarówno państwo, jak i życie. Jego zabójcami byli hrabiowie Stefan, Matfryd i Gerard, których pozbawił trzy lata wcześniej dóbr lennych. A Gerard, ledwie parę miesięcy po zabiciu króla, jako specjalną nagrodę wziął sobie jeszcze za żonę jego małżonkę Otę.
Podczas gdy przeciwnik Zwentibolda, hrabia Reginar, poszerzał swą potęgę, a mianowicie do opactw Echternach i Św. Serwacego w Maastricht dołączył jeszcze klasztory Stavelot i Malmedy, usuniętego z pomocą kleru Zwentibolda zaczął otaczać nimb świętości. Przynajmniej w klasztorze Süsteren, którym jako opatki władały kolejno dwie jego córki (z Oty), Cecylia i Benedykta, i gdzie on sam znalazł ostatni spoczynek, zaczęto go czcić jako świętego, przynajmniej jego ząb okazywał się często cudownym lekarstwem na bóle zębów. I jeszcze obie córki, których relikwie również działały cuda, były tu uznawane za święte.
Nie lepiej niż w katolickiej Francji działo się w katolickich Włoszech, a już szczególnie na papieskim dworze, na którym nastały czasy coraz większego chaosu, bunty arystokracji, przestępstwa księży, afery, które dla nas toną w niejasnościach i mroku.
2. Arnulf z Karyntii: papiestwo i Italia
Luksus i występek
Łatwo zrozumieć pełne intryg i krwawe walki, jeśli się wyobrazi dobrobyt i bogactwo — nawet już w starożytności (por. zwł. III, rozdz. 5) — w jakim się pławili hierarchowie, panujący w późnych latach IX wieku nie tylko w Rzymie ale również w wiejskich siedzibach biskupów włoskich. Tak opisywał tę sytuację Ferdinand Gregorovius: "Mieszkali we wspaniałych komnatach, błyszczących od złota, purpury i jedwabiu; jadali równie jak książęta na złotych zastawach; wychylali wino z kosztownych pucharów i rogów. Ich bazyliki były okopcone sadzą, lecz brzuchate obbae i naczynia do wina błyszczały od malunków. Jak podczas uczty Trymalchiona cieszyli swój wzrok widokiem pięknych tancerek i «symfonią» muzykantów. Zasypiali w ramionach swych nałożnic na jedwabnych poduszkach w kunsztownie wykładanych złotem łożach, podczas gdy wasale, koloni i niewolnicy zaopatrywali ich dwory. Rzucali kości, polowali i strzelali z łuków. Opuszczali ołtarz, przy którym odprawiali msze z ostrogami u nóg i sztyletem u boku, a swe ambony, by dosiąść konia w złotej uprzęży i pod saskim siodłem i wypuścić sokoły. Podczas podróży otaczała ich chmara dworskich pochlebców, a jechali w kosztownych wozach z rumakami, jakich by się nie powstydził nawet król".
A czy przez całe tysiąclecie nie było tak samo lub podobnie?
Jeszcze nie został pochowany Jan VIII, gdy jego następcą został Marynus I (882-884). Marynus (czasami niesłusznie nazywany Marcinem II) był synem duchownego i już jako dwunastolatek znajdował się w służbie Kościoła rzymskiego, a później najczęściej działał jako legat papieski (przede wszystkim w Bizancjum przeciwko Focjuszowi); został mistrzem skarbu, a następnie jako biskup innej diecezji (Caere, dzisiaj Cerveteri) papieżem. Przy czym zlekceważył on jawnie cesarskie prawo do zatwierdzania papieża, jak również kanony kościelne (zwłaszcza 15 kanon soboru w Nicei), które zakazują biskupom przechodzenia z jednej diecezji do drugiej.
Marynus należał do stronnictwa ekskomunikowanych i skazanych na banicję Formozusa z Porto, Grzegorza i Jerzego (s. 188 i nast.), którzy teraz — ułaskawieni — wypłynęli na nowo. Formozus został na nowo osadzony w swej diecezji, dawniejszy mistrz ceremonii Grzegorz awansowany na ochmistrza, a patriarcha Focjusz prawdopodobnie, choć nie bezspornie, znów wyklęty.
O Hadrianie III (884-885) wiadomo niewiele. I gdy po swym krótkim pontyfikacie opuścił latem 885 roku Rzym, by spotkać się z cesarzem Karolem III Grubym w Wormacji, dotarł jedynie do S. Cesario sul Panaro koło Modeny; tam nagle zmarł, może nawet śmiercią gwałtowną. Istnieje w każdym razie takie podejrzenie, a charakterystyczne, że nie przewieziono jego ciała do Rzymu, lecz pochowano w klasztorze Nonantula. Lecz tenże Ojciec Święty, który gnębił Rzymian surowymi karami w czasie nędzy i klęski głodu, został w 1891 roku oficjalnie zaliczony w szeregi prawdziwych "świętych": jego święto przypada 8 lipca.
Jeśli w czasach pontyfikatu Hadriana III udało się jeszcze grupie wygnanych przez papieża Jana utrzymać swą pozycję, to pochodzący z bliskich mu kręgów Stefan V (885 - 891) zadbał o ich usunięcie. Ochmistrz Grzegorz padł z ręki innego duchownego, również członka kurii, w przedsionku katedry Św. Piotra, "a posadzka kościoła, przez który go wleczono, całkowicie [została] zbryzgana krwią"; jego zięć Jerzy z Awentynu, papieski podkomorzy, został oślepiony, a wdowa po Grzegorzu wygnana nago pod rózgami. Po tym olśniewającym sukcesie nowy papież otrzymał list gratulacyjny od arcybiskupa Fulka z Reims, zmieniającego fronty jak nikt inny (s. 213 i nast.), z okazji skutecznego usunięcia wrogów Stolicy Apostolskiej.
Jeśli takowych wrogów nie udawało się zlikwidować, to po prostu próbowano się do nich dostosować, zaprzyjaźnić z nimi, jak wskazuje stosunek Stefana do Gwidona ze Spoleto. Nastąpił całkowity zwrot w polityce papieskiej.
Gwido i Berengar — wojna domowa w Italii i papieska huśtawka polityczna
Pochodzący z zadomowionego we Włoszech, występującego od roku 842 jako książęta Spoleto, lecz nie spokrewnionego z Karolingami arystokratycznego frankijskiego rodu Widonidów-Lambertynów, Gwido II, książę Spoleto i Camerino, zastąpił na tronie swego ojca Lamberta. W polityce zagranicznej sprzyjał Rzeszy zachodniofrankijskiej, więzami rodzinnymi powiązany był z Toskanią oraz Salerno i w ten sposób sprawował rzeczywistą władzę w środkowej Italii; idąc śladami swego poprzednika usiłował powiększyć swe terytorium na południu Włoch, również kosztem Państwa Kościelnego, a nawet założyć we Włoszech własną dynastię.
Już Jan VIII, który nienawidził Gwidona jako najgorszego wroga Kościoła, wzywał ustawicznie na pomoc cesarza Karola III, zasypywał pochlebstwami i prośbami, "by położył kres uciążliwemu złu". Jego następca Marynus I spotkał się z władcą w 883 roku w bogatym górnoitałskim opactwie benedyktynów Nonantula (koło Modeny), od samego początku ważnym centrum politycznym. Gwido został oskarżony o zdradzieckie machinacje z greckim bazyleusem i pozbawiony swego księstwa. Uwięziony, zbiegł, zwerbował w Dolnej Italii Maurów, z którymi mocno się związał, na co cesarz wysłał przeciw niemu jednego z jego wcześniejszych stronników i krewnych, od ok. 875 roku władającego Friulem margrabiego Berengara, z domu Unrochidów, a więc również od dawna zasiedziałego w Italii frankijskiego arystokratę. Był on wnukiem cesarza Karola, poprzez swą matkę Gizelę, córkę Ludwika Pobożnego, blisko spokrewniony z Karolingami i wspierał ich wschodniofrankijską gałąź w staraniach o włoską koronę. Wybuchłą wojnę zakończyła tymczasem wkrótce zaraza w armii Berengara, która rozszerzyła się na całą Italię, a nawet dotarła na królewski dwór i do samego króla.
Gwido jednak utrzymał się, pod koniec 884 roku został ułaskawiony przez Karola i na dobre czy złe przywrócony w swym księstwie. W końcu doszedł do takiej władzy, że papież Stefan, który uprzednio zabiegał o interwencję greckiego i frankijskiego cesarza, zwrócił się do tego, który w danym momencie czuł się najmocniejszy, do arcydroga Kościoła, Gwidona II ze Spoleto. A nawet go adoptował — jak ongiś Jan VIII Bozona, pozyskał również na wyprawę przeciwko Saracenom, przy czym Gwido zdobył i złupił ich twierdzę pod Garigliano, a innym razem zgładził pod Arpają arabskiego wodza Arrana z 300 towarzyszami.
W każdym razie Berengar w styczniu 888 roku został w Pawii koronowany na króla, głównie przy pomocy biskupów górno-italskich, faktycznie rządził przecież jedynie górną Italią (888-924). Gwido przebywał w owym czasie poza krajem, starając się o koronę zachodniofrankijską (s. 213 i nast.), wrócił jednak po niepowodzeniu swych zabiegów za Alpy równie szybko jak wyjechał.
We Włoszech zaczęła się z jego powrotem wojna domowa między obydwoma katolickimi książętami.
Gwido natychmiast wystąpił zbrojnie przeciwko Berengarowi, nie zdołał jednak go pokonać jesienią 888 roku w niezwykle krwawym starciu pod Brescią. Obie strony poniosły ciężkie straty, zawarły krótki rozejm dla nabrania sił, służący znalezieniu sprzymierzeńców, aż do następnego spotkania na początku 889 roku nad rzeką Trebią, gdzie kiedyś Hannibal pobił Rzymian. Doszło do morderczej rozprawy, bitwy trwającej przez cały dzień, w której za miecz chwycili również wyżsi duchowni, a tysiące straciły życie. Berengar musiał ustąpić pola; utrzymał się jedynie we wschodniej części górnej Italii (z centrum w Weronie). Gwido natomiast w połowie lutego 889 roku został proklamowany w palatium w Pawii, przede wszystkim przez biskupów górnej Italii, jako senior et rex — byli to "w większości ci sami biskupi, którzy wcześniej stanęli po stronie Berengara" (Dummler). W zamian Gwido musiał oczywiście zagwarantować ponownie ochronę Kościoła, przywileje i godności hierarchów, a nawet do tego stopnia wspierał niektórych, że obdarował ich publicznym majątkiem ich miast i zezwolił na ich obwarowanie.
Papież Stefan V sprzyjał początkowo Gwidonowi. Jednakże nowa władza Spoletańczyka, którego dziedziczne ziemie leżały w najbliższym sąsiedztwie, wkrótce mu zbrzydła. Chociaż nie ważył się sprzeciwić mu otwarcie, to jednak dało znać przyzwyczajenie do wzywania pomocy, takie samo, jak u jego wielu poprzedników. I tak prosił nawet cesarza bizantyjskiego o regularne przysyłanie okrętów wojennych, mimo iż wcześniej odmówił uznania patriarchy Focjusza i Stefanosa. Od cesarza Karola III papież żądał z kolei interwencji w Italii, gdzie cesarz zjawiał się bądź co bądź sześciokrotnie. Ponieważ jednak cesarz został tymczasem obalony, zmarł i został zastąpiony przez swego bratanka, króla Arnulfa z Karyntii, dopraszał się usilnie u niego na początku 890 roku, "by odwiedził Rzym i Świętego Piotra i wziął w posiadanie państwo włoskie, uwolniwszy je od złych chrześcijan i srożących się niewiernych". Gdy jednak Arnulf, zaangażowany w działania przeciwko wewnętrznym i zewnętrznym wrogom, odmówił, a wyczekiwana pomoc zawiodła, Stefan ugiął się przed "złymi chrześcijanami" i koronował rad nie rad wprawdzie znienawidzonego, lecz wówczas w środkowej Italii najpotężniejszego Gwidona (razem z małżonką Ageltrudą) 21 lutego 891 roku w katedrze Św. Piotra na cesarza — był to pierwszy cesarz z domu pozakarolińskiego, ale zarazem też jedynie włoski dzielnicowy władca, który jednocześnie wkrótce kazał wynieść do godności królewskiej swego niespełna piętnastoletniego syna Lamberta .
Papież Formozus koronuje "tyranów" Italii i przyzywa Arnulf a, by ich zwalczał
Następcą Stefana V został Formozus (891 -896), założyciel Kościoła bułgarskiego. Uwikłany w (rzekomy) spisek przeciwko cesarzowi i papieżowi Janowi VIII i przez tego ostatniego ekskomunikowany w roku 876, zaszył się w Rzeszy zachodniofrankijskiej, a jego zwolennicy w Spoleto. W 878 roku pod przysięgą zapewnił sobór w Troyes, że uznaje swą degradację do człowieka świeckiego i że nie będzie nigdy aspirował do godności duchownych, a także nigdy nie pojawi się w Rzymie. Złożył tę przysięgę na cztery ewangelie, na krzyż Chrystusowy, sandały Pana, relikwie apostołów, na koniec przysiągł to na piśmie — a 6 października 891 roku został papieżem! Nie żywił zapewne — tak samo ambitny, jak zdolny — zbyt wielkich pretensji, uznał się wszak, jak dotąd prawie każdy z jego poprzedników, za niegodnego tiary; musiał zostać przez swych wyborców gwałtem oderwany w Porto od ołtarza katedry, którego się uczepił. Najwyraźniej Marynus I uwolnił go od przysięgi i ponownie osadził jako biskupa w Porto. W końcu również Marynus należał do stronnictwa, które dzięki zamordowaniu Jana VIII sięgnęło po władzę.
Zaraz na początku swego pontyfikatu Formozus oskarżył Kościół o "kacerstwo" i rozdźwięki. Jego głównym przeciwnikiem stał się diakon Sergiusz, późniejszy osławiony papież, stronnik Spoletańczyków lub frakcji narodowej, podczas gdy Formozus, którego wszyscy zwolennicy za panowania Jana VIII szukali ucieczki w Spoleto, opowiedział się po stronie Arnulfa i jego podopiecznego Berengara. Wszelako pod naciskiem okoliczności Formozus uznał Gwidona ze Spoleto — tyrana Italii, jak go nazywali wschodniofrankijscy kronikarze — a nawet, chociaż wbrew sobie, powtórzył 30 kwietnia 892 roku w Rawennie jego koronację na cesarza, wynosząc jednocześnie do rangi współcesarza jego syna Lamberta. Jak to było w zwyczaju, stosownym paktem potwierdzono papieskie
posiadłości i przywileje. Lecz gdy Gwido jeszcze raz pobił Berengara i starym zwyczajem skonfiskował patrymonia Państwa Kościelnego, gdy w ogóle jego władza zaczęła rosnąć nad miarę, Formozus latem 893 roku wysłał legatów do króla Arnulfa z ponowną ponaglającą prośbą, by wydarł królestwo Italii i dziedziczne dobra św. Piotra "złym chrześcijanom", to znaczy "tyranowi" Gwidonowi, "ut Italicum regnum et res sancti Petri ad suas manus a malis christianis eruendum aduentaret" (Annales Fuldenses).
Wzięcie Bergamo lub msza poranna zawsze dodaje sił
Arnulf wyprawił najpierw swego syna Zwentibolda. Razem z Berengarem leżeli bezczynnie naprzeciw siebie trzy tygodnie pod murami Pawii, skąd Zwentibold zawrócił, rzekomo wskutek przekupstwa. Na to nadciągnął Arnulf we własnej osobie. Z silną armią przeszedł w styczniu 894 roku, w środku ciężkiej zimy (jeszcze w marcu wymarzły w niektórych częściach Bawarii winogrona, pszczoły i owce), głęboko zaśnieżone Alpy, przypuszczalnie przez przełęcz Brenner. W Weronie wzmocniły go oddziały Berengara, a potem "około dnia Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny" (2 lutego), po uroczystej mszy, "o brzasku" nakazał szturm leżącego w górach Bergamo, które zdobył po ciężkich walkach i "pod bożym przewodnictwem" (Annales Fuldenses) — wydarzenie dla ówczesnych kronikarzy i późniejszych historyków średniowiecza znaczące, choć raczej nie ze względu na okazywaną miłość do nieprzyjaciół. Albowiem pokrzepieni mszą świętą żołnierze Arnulfa, wśród nich dowodnie też arcybiskup moguncki Hatto, biskup Waldo z Freising i biskup Nitry, kanclerz Wiching, po wzięciu Bergamo załatwili wszystko jak to zawsze w chrześcijańskim stylu, o czym pisze biskup Cremony Liutprand: "Kapłani boży zostali w więzach uprowadzeni, poświęcone dziewice zbezczeszczone, niewiasty zhańbione. Nawet kościoły nie mogły dać uciekinierom schronienia; w nich odbywały się bowiem hulanki, nieprzystojne akty, nieobyczajne śpiewy i pijaństwo. O zgrozo! nawet kobiety zostały tam wydane publicznie na rozpustę". To wszystko działo się w obecności wielebnych panów z Moguncji, Freising i Nitry. Lecz msza poranna krzepi za każdym razem.
Hrabiów Gwidona Arnulf kazał powiesić w pełnym rynsztunku przed bramami na drzewie, tak samo uzbrojonego kleryka Gotfryda. Natomiast biskupa Adelberta z Bergamo przekazał pasterzowi mogunckiemu, a ten nie pozwolił, by włos mu spadł z głowy. A również Arnulf pojednał się bardzo szybko z miejscowym zwierzchnikiem Kościoła i już 1 stycznia 895 roku potwierdził mu wszelkie posiadłości jego kościoła; poza tym dobra ziemskie zmarłego na stryczku hrabiego Ambrożego z Bergamo przeszły w ręce bergamskiego biskupa.
Sam Arnulf doszedł wszakże jedynie do Lombardii.
Wprawdzie już w Mediolanie datował pewien dokument "w pierwszym roku panowania niemieckiego w Italii", jednakże wielu magnatów z tego kraju, których żądzy wielkich lenn Arnulf nie zaspokoił, powstało przeciw niemu, mimo właśnie złożonej mu przysięgi wierności. Przede wszystkim jego armia została osłabiona przez szybki marsz w czasie ostrej zimy, brak żywności i choroby, tak że w marcu 894 roku zawrócił do Piacenzy. Na południe od rzeki Po panował cesarz Gwido, "tyran włoskiej Rzeszy" (Annales Fuldenses), który zamierzając właśnie pociągnąć na Bergamo, jeszcze na jesieni tego roku padł nad rzeką Taro koło Parmy ofiarą wylewu krwi, po czym zastąpił go w rządach jego syn Lambert, współregent od 891 roku.
Papież Formozus namaścił Lamberta na cesarza w Wielkanoc 892 roku w Rawennie, a jeszcze dużo później wyznał, że za nic w świecie nie opuści swego "najdroższego syna", do którego żywił ojcowskie uczucia. W istocie zaś za wszelką cenę chciał się uwolnić od zależności od Widonidów. Więc natychmiast wysłał do króla Arnulfa poselstwo, co społeczeństwo spoletańskie rozwścieczyło do białości, które ponaglało go ustnie i za pomocą przywiezionych pism, by udzielił Ojcu Świętemu pomocy — wszak już jego poprzednik Stefan niczego bardziej nie pragnął, jak odebrania władzy Spoletańczykom .
Arnulf oblega Rzym, ścina głowy i zostaje pierwszym frankijsko-niemieckim antycesarzem
Za radą biskupów Arnulf zdecydował się na nową wyprawę na Rzym.
W grudniu 895 roku podbił Lombardię. Następnie, po niezwykle trudnym marszu, wśród gwałtownych burz, ulew i przy zdychających koniach — już tylko z wołami, "osiodłanymi na kształt koni" — przez Tuscję przybył w lutym 896 roku pod Rzym. Tam jednakże Spoletańczycy oraz mężna wdowa po Gwidonie, cesarzowa Ageltruda (córka księcia Adelchisa z Benewentu, który ongiś wykorzystując zaskoczenie uwięził Ludwika II: s. 157), niespodzianie kazali zamknąć bramy miasta i sposobić je do obrony.
Tym sposobem doszło do pierwszego oblężenia Rzymu przez króla frankijsko-niemieckiego. Lecz Pan znowu dopomógł. Wszyscy odprawili uroczystą mszę świętą, relacjonują wschodniofrankijscy kronikarze, wyznali swe grzechy, pościli, zaprzysięgli Arnulfowi "wśród łez wierność" i "na skinienie Boga", to znaczy "za przyzwoleniem najwyższego kapłana" zdobyli z marszu święte miasto — jak wierzył Arnulf, z pomocą św. Pankracego (któremu następnie wystawił dwie kaplice, w Roding i Ranshofen) — z którego Ageltruda wymknęła się cichaczem. Zdobyli Rzym wręcz "dzięki Opatrzności Bożej, tak że po stronie króla nie padł nikt z wielkiej armii". Za to po drugiej stronie potoczyły się głowy jeszcze przy wkraczaniu do miasta. W każdym razie, relacjonuje biskup Liutprand, Arnulf nakazał, "by pomścić wyrządzone papieżowi krzywdy, ściąć wielką liczbę znamienitych rzymian, którzy wyszli mu naprzeciw".
W każdym razie: krzyże, chorągwie, pochwalne śpiewy. W uroczystej procesji przeszli do Świętego Piotra i tam papież Formozus — wypierając się Lamberta, też przez niego koronowanego — ukoronował "bastarda" Arnulfa na cesarza, pierwszego frankijsko-niemieckiego antycesarza.
Arnulf pozostał w Rzymie jedynie dwa tygodnie. Następnie z początkiem marca ruszył na Spoleto — okazawszy parokrotnie łaskę, a ze swej strony zaopatrzony w wiele relikwii, drogocennych skarbów papieża, który rozdawał je i innym. (Na przykład wpływowemu Hattonowi z Moguncji rzekomą głowę i członek św. Jerzego, dla których Hatto zbudował w Reichenau własny kościół. Znajdowała się tam publicznie uznana przez biskupa Konstancji relikwia ewangelisty Marka! I to mimo iż dotarła do klasztoru w 830 roku od biskupa Werony pod imieniem "Walensa". Jeszcze na marginesie: Jerzy, jeden z chrześcijańskich "bożków militarnych", zajął miejsce jednego z bóstw arabskich, wojowniczego Teandryta; był przy tym ,,św. Jerzy" prawdopodobnie heretykiem, a mianowicie arianinem, który dopiero w legendzie stał się katolikiem).
Jednakże mimo tego całego błogosławieństwa relikwiami jeszcze przed dotarciem do celu Arnulfa dopadł ciężki paraliż. Jak jego ojciec Karloman (s. 177, 183) doznał udaru, dziedzicznej choroby tej rodziny, i tak zwycięsko rozpoczęta wyprawa została w panice przerwana .
Cesarz Arnulf i papież Formozus umierają
Podczas gdy stronnictwo spoletańskie szybko opanowało Rzym, król powrócił do Ratyzbony, gdzie w pogłębiającej się chorobie przeżył jeszcze cztery lata. I do końca, jeszcze na rok przed swą śmiercią, choć sam powołał na świat niejednego "bastarda", dręczony był przez zazdrość, szerzyła się bowiem pogłoska o "od wielu lat niesłyszanym występku królowej Uty", a mianowicie, że "oddała swe ciało nierządnemu i nieszlachetnemu związkowi". Dopiero 72 zaprzysiężonych wykazało przed sądem, że podejrzenie jest bezpodstawne.
Nie było to zresztą jedyne podejrzenie, jakie owładnęło śmiertelnie chorym, nieledwie pięćdziesięcioparoletnim — zmarł 8 grudnia 899 roku — królem: lekarze mieli doprowadzić do jego paraliżu. Jeden z nich zbiegł i skrył się we Włoszech; inny, niejaki Graman, został ścięty z powodu tego oskarżenia w Otting. A "kobieta, imieniem Rudpurc, która została obwiniona wskutek dokładnego badania o podżeganie do tego przestępstwa, zginęła w Aibling na szubienicy" (Annales Fuldenses), najpewniej na dworze królewskim w Aibling koło Rosenheim, gdzie Arnulf czasami świętował "narodziny Pana", zanim zmarł "na najpaskudniejszą chorobę", jak to określa Liutprand z Cremony. "Był mianowicie niezwykle dręczony przez małe robaki, wszy, jak je nazywają, zanim oddał swego ducha. Twierdzi się nawet, że to robactwo tak się u niego rozpanoszyło, że nie mogło temu zaradzić żadne lekarstwo".
Po odejściu Arnulfa Lambert z pomocą swej energicznej matki, cesarzowej Ageltrudy, ponownie opanował dużą część Italii, którą podzielił w 896 roku na mocy traktatu z Berengarem. Był to rok, w którym Lambert kazał powiesić bogatego hrabiego Meginfreda z Mediolanu oraz oślepić jego syna i szwagra. I na pewno nielekko by było papieżowi Formozemu po zdradzie Spoletańczyków, gdyby nie to, że zmarł w kilka tygodni po odejściu Arnulfa, 4 kwietnia 896 roku, na jakąś chorobę lub wskutek otrucia.
Jego następca, Bonifacy VI (kwiecień 896), syn biskupa Hadriana, był człowiekiem — jak mawiano — o ciemnej przeszłości i jako duchowny został przez Jana VIII dwukrotnie złożony z urzędu. Tumult pospólstwa miał go wynieść na tron apostolski, jednakże jedynie na 15 dni, po czym zmarł, "jak słychać" na podagrę (jak wiadomo artretyzm stóp, "zwłaszcza wielkiego palca": Duden).
A następca Bonifacego utrzymał się na tronie dobry rok, a właściwie zły rok, w każdym razie nadzwyczaj osobliwy, jako zaprzysięgły wróg Formozusa przyozdobił bowiem swój pontyfikat w jedyny swego rodzaju akt, dzięki któremu przeszedł do historii, rejestrującej wszelkie wydarzenia, głównie jednak kryminalne.
Trupi synod — makabreska papieskiej rangi
Stefan VI (896-897), również księży syn, uznał początkowo Arnulfa, jednakże gdy Rzym dostał się na nowo w ręce cesarza Lamberta, przeszedł i on do jego obozu, a cesarz jeszcze raz znalazł wyraźne potwierdzenie w maju 898 roku na wielkim synodzie w Rawennie. W międzyczasie Stefan jako kreatura domu spoletańskiego dokonał zemsty na Formozym. Chociaż sam został ongiś konsekrowany na biskupa i sam dostał się na rzymski stolec w sposób niekanoniczny, wytoczył zmarłemu papieżowi formalny proces.
Pochowany już od dziewięciu miesięcy papież, w stanie mocnego rozkładu, został wywleczony z grobu przez stronników Widonidów, ubrany w szaty pontyfikalne i zapewne w styczniu 897 roku posadzony na tak zwanym tronie apostolskim w Świętym Piotrze przed "trupim synodem". Następnie przez trzy dni sprawowano sąd nad wystrojoną mumią, której dodano trzech oskarżycieli — biskupów Piotra z Albano, Sylwestra z Porto i Paschalisa (z nieznanej diecezji) — oraz jednego diakona jako obrońcę z urzędu, odpowiadającego głosem drżącym i dla papieskiej mumii oczywiście w sposób niezadowalający.
Znaleziono parę zarzutów; zarzucono na wpół zbutwiałemu papieżowi krzywoprzysięstwo, z czego uwolnił go przecież Marynus I. Obwiniono go o bezpardonowe dążenie do tronu papieskiego, o co obwinie by można oczywiście takoż niezliczonych papieży (i innych hierarchów). I zarzucono mu przejście z Porto do Rzymu, z jednego biskupstwa na inne, wówczas — według dawnej tradycji — generalnie zabronione, jednakże czasami dopuszczane. Czyż sam jego tchórzliwy sędzia, papież Stefan VI, nie dokonał podobnego przemieszczenia in persona, a mianowicie nie zamienił swej diecezji Agnani na rzymską. (Jeśli wszystkie wyświęcenia Formozusa stały się nieważne, to i również konsekracja Stefana na biskupa Agnani, bo dokonał jej właśnie Formozus, w związku z czym nie było żadnej translacji, więc Stefan VI miał prawo zasiadać na papieskim tronie!)
Być może to zdarzenie, ten pomysł trawionego niewiarygodną nienawiścią Ojca Świętego, nie jest nawet bardziej zadziwiający w całej sprawie, przypominającej scenariusz z kliniki dla chorych psychicznie lub jakiś senny koszmar, niż fakt, że w tym gabinecie grozy przebywało przez trzy dni całe zgromadzenie biskupów — traktując to z odpowiednim poważaniem czy też nie. Tak jak to w tej materii jest obojętne, czy Formozus był zbrodniarzem, czy też nim nie był! Ludziom można wszystko wcisnąć — zwłaszcza wiernym...
Pod koniec tego makabrycznego spektaklu — przez źródła wkrótce nazwanego "wstrząsającym widowiskiem", "strasznym synodem" — ogłoszono Formozusa za zdetronizowanego, wszystkie udzielone przez niego święcenia za nieważne, podpisano odpowiedni dekret i nakazano wyświęconych przez niego konsekrować ponownie. Zgodnie z protokołem zdarto z trupa papieskie szaty aż do koszuli, ubrano w świeckie łachmany, odcięto kilka palców prawej ręki, używanych przezeń do przysiąg błogosławieństw i wywleczono wśród barbarzyńskich ryków z kościoła i przez ulice miasta. Na koniec wrzucono je przy krzykach protestu zgromadzonych ludzi do dołu, gdzie grzebano bezimiennych obcych, by potem — ponownie je wykopawszy — wrzucić do Tybru — dokładnie w momencie, gdy zawaliła się stara bazylika laterańska, której gruzy później rzymianie przez cała lata przekopywali w poszukiwaniu skarbów.
Papież Stefan niedługo przeżył ten proces. Jeszcze w tym samym roku, w lipcu, został obalony podczas tumultu, za którym kryło się zapewne wschodnio-frankijskie stronnictwo w Rzymie i zwolennicy Formozusa (ale w nie mniejszym stopniu również wiele cudów, jakie miał zdziałać jego nędzny zewłok), obrabowany z insygniów, wtrącony do klasztornego więzienia, uduszony — a później uczczony wspaniałym epitafium.
Formozjanie i antyformozjanie
W Rzymie w dalszym ciągu zwalczali się formozjanie i antyformozjanie, również na polu literatury, za pomocą ataków i apologii, i to jeszcze przez całe dziesięciolecia.
Jeszcze w roku śmierci zamordowanego papieża skończyły się bardzo krótkie pontyfikaty jego następców Romana i Teodora II. Udało im się zrehabilitować Formozusa, nim zmarli. Roman, brat papieża Marynusa i zwolennik Formozusa, uznał wszystkie decyzje trupiego spektaklu za niebyłe. Lecz sam urzędował zaledwie cztery miesiące, a o jego rządach prawie nic nie wiemy. Jeśli zrewidowana wersja Liber Pontificalis ma słuszność, to "następnie uczyniono z niego mnicha", to znaczy został zamknięty w klasztorze.
A Teodor II, który rządził późną jesienią 897 roku zaledwie przez dwadzieścia dni, ponownie anulował na rzymskim zgromadzeniu kościelnym wszystkie postanowienia trupiego synodu, uznał święcenia dokonane przez Formozusa, nakazał spalić dokumenty detronizacyjne Stefana VI i pochował uroczyście wyłowione przez rybaków tybrzańskich (lub przez zakonników) szczątki Formozusa, przed którymi — gdy już leżały w trumnie — wręcz niektóre obrazy świętych w Świętym Piotrze "skłoniły się ze czcią. Słyszałem to często od bogobojnych mieszkańców miasta Rzymu", zapewnia bez drgnienia powiek biskup Liutprand. Nie jest znany dokładny dzień intronizacji Teodora II, ani dzień i powód jego rychłej śmierci.
Następnie przeciwnicy Formozusa obwołali papieżem biskupa Sergiusza z Caere (dzisiaj Cerveteri), hrabiego Tusculum. Jednakże jeszcze przed jego wyświęceniem tumulty uliczne — przy udziale Lamberta ze Spoleto, którego Formozus koronował w 892 roku na cesarza — wyniosły na upragniony tron papieski kandydata formozjan, Jana; antypapież Sergiusz zdołał zasiąść na nim dopiero w 904 roku. Podczas gdy na razie przebywał wraz ze swymi wygnanymi bandami opryszków w Tuscji pod ochroną tamtejszego hrabiego Adalberta, gotów w każdej chwili wpaść do Rzymu, Jan IX (898-900) — wyświęcony na księdza przez Formozusa opat benedyktynów z Tivoli — ekskomunikował go wraz ze wszystkimi zwolennikami.
Jan IX potępił trupi synod raz jeszcze podczas soboru w Rawennie. Z jednej strony wyświęceni przez Formozusa, a przez Stefana VI odsunięci duchowni zostali przywróceni w swych tak zwanych godnościach, z drugiej zaś wykluczeni z Kościoła pomagierzy Stefana VI w haniebnym potraktowaniu ciała Formozusa. Ekskomunikowany i pozbawiony wszelkich praw został również prezbiter Sergiusz, w grudniu 897 roku antypapież wobec Jana IX, który jednakże w roku 904 został papieżem legalnym (por. s. 312 i nast.).
Niestety rozdział 7 synodu w Rawennie zadysponował spalenie akt trupiego synodu. Lecz ten Kościół zawsze chętnie palił, a to ludzi, to świątynie, czy pisma; przede wszystkim zaś systematycznie i od wczesnych lat traktaty "kacerzy", lecz również teksty pogan i żydów; nawet udokumentowane w aktach własne haniebne czyny, jak choćby akta soboru w Rimini z 359 roku (I, s. 244), soboru efeskiego z roku 449 (II, s. 137 i nast.) czy konstantynopolitańskiego z roku 867 (s. 161). A palenie nigdy nie zostało zabronione we wspólnocie świętych. Natomiast, co jest bardzo wymowne, zabroniono w pierwszym rozdziale zgromadzenia raweńskiego na wieki pozywania zmarłych przed sąd.
Śmierć cesarza Lamberta i cesarza Arnulfa. Węgrzy zalewają północną Italię
Jan IX współpracował we wszystkim z młodym Lambertem ze Spoleto, także wtedy, gdy jako jego pupil został papieżem. A zatem ogłosił koronację cesarską Lamberta jako prawomocną "po wieczne czasy", podczas gdy koronację Arnulfa jako "barbarzyńską" i odrzucił ją jako "wymuszoną przez oszustwo" na papieżu. Na jego rzecz działało to, że Lambert władał większością Włoch, a Arnulf bez czucia i złożony śmiertelną chorobą dogorywał w Niemczech. Albowiem od IV po XX stulecie, od św. Konstantyna I (Signatur von siebzehn Jahrhunderten Kirchengeschichte [Znaki siedemnastu wieków historii Kościoła], t. I, rozdz. 5), po Hitlera (por. na ten temat tom II Polityki papieskiej w XX wieku), historia zbawienia kroczy z lubością w jednym szeregu z historią zbawiennych zwycięstw.
Ten sam sobór, który zlikwidował akta trupiego synodu, unieważnił koronację cesarską "barbarzyńcy" Arnulfa. Poczyniono natomiast, najwyraźniej również w Rawennie, pewne ustępstwa na rzecz przebywającego tam we własnej osobie cesarza Lamberta, w zamian za co musiał on w każdym razie zagwarantować przywileje Rzymu, zwłaszcza jego terytoria. W co najmniej półtuzinie kanonów papież domaga się zwrotu odebranych jego tronowi nieruchomości, jego praw i nie zaniedbuje również groźby ekskomuniki wobec odmawiających uiszczania dziesięciny. Majętności są dla hierarchów czymś świętym, z reguły czymś najświętszym (tymczasem dla "cyników", jak choćby naszej skromnej osoby, nic nie jest święte).
Jednakże cesarz Lambert, młody, zdolny, piękny, zmarł nieoczekiwanie w połowie października podczas polowania na dziki w górze rzeki Po; rzekomo z powodu upadku z konia. Biskup Liutprand z Cremony zdradza nam jednak, co i inne źródła potwierdzają, że wypadek został sfingowany, a cesarz w rzeczywistości został zamordowany. W Marengo, w lesie "niezwykłej wielkości i piękności, szczególnie nadającym się do łowów" miał go zabić podczas krótkiej drzemki towarzyszący mu Hugo, syn zabitego przez Lamberta mediolańskiego hrabiego Maginfreda, by pomścić Śmierć swego ojca i miał się później do tego przyznać. "Nie obawiał się — pisze biskup Liutprand — wiekuistego potępienia, lecz z użyciem całej siły złamał śpiącemu kark za pomocą mocnej gałęzi. Obawiał się bowiem zabić go mieczem, żeby wyraźny dowód nie wskazał na niego jako winnego zbrodni".
Ponieważ pod koniec 899 roku Arnulf umierał w Ratyzbonie złożony swym cierpieniem, po koronę Italii spróbował sięgnąć Berengar z Friulu, dawny przeciwnik Lamberta. Jednakże doznał on pod koniec września 899 roku nad rzeką Brentą sromotnej klęski w krwawej bitwie z Węgrami, przy czym na polu bitwy padło również wielu dostojników kościelnych. A biskup Liutward z Vercelli, dawny arcykanclerz Karola III Grubego (s. 198 i nast.), został zabity podczas ucieczki ze swymi skarbami, "tymi niezrównanymi skarbami, których zbytek przeszedł wszelką miarę" (Regino z Prum), a które oczywiście chciał uratować przed Węgrami.
Był to pierwszy najazd Madziarów w "nieszczęsnej Italii", przekazuje Liutprand, szeroko opisujący owo wydarzenie, wielokrotnie podkreśla też z naciskiem ogromne, niezmierzone wojsko najeźdźców, lecz później niespodzianie podaje, że Berengar przeciwstawił im trzykrotnie mocniejsze. Wtedy uciekający Węgrzy zaoferowali — bez powodzenia — chrześcijanom za wolny powrót do domu, że zwrócą wszelkie łupy wraz z odszkodowaniem. A wkrótce potem — ścigani na rozległych polach wokół Werony aż po rzekę Brentę, uciekając na ustających już ze zmęczenia koniach i pędzeni strachem, złożyli nową ofertę: że wydadzą cały dobytek, jeńców, broń i konie; chcieli zachować bodaj życie, nie przestępować już nigdy granic Italii, oddać nawet swych synów jako zakładników — uzyskali jednak z miejsca odmowę, typowo chrześcijańską: "Jeśli my, zwłaszcza od ludzi, którzy są w naszej mocy i już jak martwe psy, weźmiemy to jako dar, co już jest nam wydane, i wejdziemy z nimi w układ, to nawet szalony Orestes by przysiągł, że straciliśmy rozsądek".
Rzeczywiście stracili. Byli nie tylko nadęci, ale i skłóceni, a niektórzy życzyli sobie wyraźnie bardziej niż klęski pogan niepowodzenia pewnych chrześcijan, żeby po ich śmierci "wręcz sami mogli panować niejako bez przeszkód".
Węgrzy tymczasem z trzech stron powstrzymali chrześcijan i z odwagą rozpaczy przeprawili się przez rzekę, popędzili w środek zaskoczonych oddziałów Berengara — "i poganie oddali się swej żądzy mordu [...]". Z chrześcijańskiej armii pozostały żałosne szczątki, a dolina rzeki Po została zalana przez zwycięzców.
Jak dzięki biskupowi Werony z Ludwika III uczyniono Ludwika Ślepego
Kolejny papież Benedykt IV (900-903) koronował w styczniu 901 roku na cesarza młodego Ludwika III z Prowansji (890-928). Syn króla Burgundii Bozona i Irmingardy, wnuk cesarza Ludwika II, został anno 900 przywołany do kraju przez zwolenników zmarłego w 898 roku cesarza Lamberta przeciwko Berengarowi I, wyniesiony w Pawii jako rex Italiae i zaraz potem przyjaźnie przyjęty w Rzymie i koronowany na cesarza przez Benedykta IV. Znaczna część arystokracji i biskupów zazdrościła bowiem korony Berengarowi, okazała się najwyraźniej również zawiedziona klęską w starciu z Węgrami, jak i z powodu późniejszego paktowania z nimi.
Jednakże cesarz Ludwik III nie był w stanie stawić czoła Berengarowi, tym bardziej, że wkrótce górnoitalscy możni znów przeszli na stronę tego ostatniego. Dzięki przysiędze, że nigdy nie wróci do Włoch, Ludwik wykupił sobie w 902 roku odwrót przez Alpy, trzy lata później przyjął jednak nowe zaproszenie i wpadł w sieci Berengara, który początkowo został zmuszony do ucieczki na terytorium bawarskie, potem jednak z bawarską pomocą zbrojną nieoczekiwanie w tymże 905 roku zajął Weronę, według wszelkiego prawdopodobieństwa nie bez pomocy miejscowego biskupa.
Zwycięski Ludwik rozpuścił już bowiem swe wojsko i udał się, jak relacjonuje opat Regino, "wskutek nalegań biskupa Adalharda z Werony w nielicznym towarzystwie do rzeczonego miasta. Mieszczanie jednak powiadomili o tym pośpiesznie Berengara, który w tym czasie przebywał w Bawarii. Tenże przybył bezzwłocznie z oddziałami ściągniętymi zewsząd do Werony, w przebiegły sposób schwytał nierozważnego męża i uwięziwszy odjął mu wzrok".
Otworzono Berengarowi "nocną porą" bramy miejskie, oślepiono Ludwika III, który żył później jeszcze prawie ćwierćwiecze jako ślepy i Ślepym nazwany jako praktycznie niezdolny do rządów został odesłany do Prowansji, na koniec ścięto księdza o imieniu Jana Krótkie Spodnie jako współwinnego zbrodni. W roku 915 sam Berengar został cesarzem — wówczas był to już w Italii tytuł li tylko honorowy, urząd iluzoryczny.
Wszystkie tu zaznaczone walki o regnum Italicum oddają upadek dynastii karolińskiej. Wszystkie te kampanie, podchody, spiski są podejmowane przez reprezentantów wielkich frankijskich rodów, a zarazem wyznawców religii katolickiej: przez Arnulfa, Gwidona, Lamberta, Berengara, Ludwika Ślepego. I cały ten upadek królewskiej władzy Karolingów miał jako skutek stały wzrost władzy biskupów — jak poprzednio awans królów karolińskich i jak jeszcze wcześniej kariera i fiasko królów merowińskich! (Por. na ten temat tom IV).
Wszystkich przeżył pasożytujący na nich Kościół. Tam gdzie inni się pogrążali, on kwitnął, jak zawsze, tak i w tej epoce: dzięki nadawaniu immunitetów, dzięki przenoszeniu nań władzy misyjnej (za panowania Karola Łysego), dzięki nagromadzonym dobrom. Tak na przykład już za panowania Gwidona biskup Modeny stał się faktycznym panem miasta. Tak samo rządzili faktycznie samodzielnie arcypasterze Cremony, Parmy, Piacenzy i Mantui; dysponowali władzą hrabiowską i wpływami podatkowymi. Berengar, którego arcykanclerzami byli biskupi Adalhard z Werony i Arding z Brescii, nadał kościołom z miłości do świętych (i zbawienia swej duszy) wiele przywilejów. A za czasów Lamberta wielkie dary dla kleru jeszcze przybrały na sile. Miasta biskupie były ekonomicznie i administracyjnie wręcz wyjęte spod wpływów królewskich, a władza królewska z tego powodu odpowiednio osłabła. "Anarchia, bezprawie na gruncie feudalnego ustroju społeczeństwa, którym sprzyjałasłabość i stałe zmiany władzy centralnej [...]" (L.M. Hartmann).
Wszakże gdy władza centralna była mocna, to wiecznie oportunistycznie nastawiona ecclesia również ciągnęła z tego zyski. Gdy władza centralna była słaba, żądny władzy kler dopiero wtedy ciągnął profity, jak ukazuje historia panowania syna i następcy cesarza Arnulfa.
ROZDZIAŁ 7.
Król Ludwik IV Dziecię (900-911)
"Samodzielnych rządów chorowite dziecko nie było w stanie sprawować. Władza przeszła w ręce arystokracji i episkopatu. Decydującymi doradcami byli arcybiskup Katto z Moguncji i biskup Salomon z Konstancji".
Blois Schmid
"Na temat udziału książąt świeckich w rządach Rzeszy kronikarze milczą".
Schur
"W tych nadzwyczaj zepsutych czasach zostały popełnione w Kościele i wciąż są popełniane liczne haniebne czyny [...]".
Opat Regino z Prum
Po śmierci cesarza Arnulfa, 4 lutego 900 roku w Forchheim do godności królewskiej został oficjalnie wyniesiony jego jedyny syn z prawego łoża: ledwie sześcioletni Ludwik IV (893-911) — jest to pierwsza pewna koronacja królewska w historii wschodniofrankijsko-niemieckiej. Arnulf już w 897 roku pod przysięgą zobowiązał możnych swej Rzeszy (bez samodzielnych od 895 roku magnatów Lotaryngii) do przyjęcia sukcesji Ludwika, którego rządy mogły być jedynie nominalne. A w następnym miesiącu złożyli mu hołd również arystokraci lotaryńscy, rzecz jasna w nadziei uzyskania możliwie wielkiej samodzielności.
Na zdobycie samodzielnej władzy mieli nadzieję również inni, zwłaszcza że rosnąca aktywność coraz bardziej świadomej siebie arystokracji, jej dzikie waśnie i rywalizacja, sprzyjały raczej łowieniu ryb w mętnej wodzie. Przy czym w zmaganiach o przywództwo na rzecz niektórych nielicznych rosnących w siłę rodów zostały wyniszczone inne dotychczas znaczące, zwłaszcza we Frankonii i Lotaryngii
Ludwik IV Dziecię, marionetka kleru
Jeśli już ojciec Ludwika IV, król i cesarz, współdziałał ściśle z Kościołem (s. 203 i nast.), jeśli obaj umacniali swą władzę w walce z wielką arystokracją, to w imieniu małoletniego wychowanka kleru rządzili teraz nieomalże wyłącznie hierarchowie. W ciągu IX wieku coraz bardziej rośli w potęgę i nie hamowani już przez silne królestwo przejęli łapczywie ster państwa w swe ręce.
Wprawdzie mały król, który już wkrótce zyskał w historiografii przydomek "Dziecię" (infans, puer, adolescens), czysto zewnętrznie stanowił centralny punkt, wokół którego skupiało się życie państwowe i w jego imieniu celebrowano rytuał zgromadzeń Rzeszy: w roku 901 w Ratyzbonie, w 903 w Forchheim, w 906 w Tryburze — a Ludwik własnoręcznie składał królewski monogram na dokumentach. Lecz nadzwyczaj chorowity młody król nigdy nie objął samodzielnych rządów. I zawsze było w jego pobliżu kilku magnatów, jak choćby Konradyni, krewni ze strony matki, albo bawarski margrabia Liutpold, dalszy krewny ze strony ojca, którzy określali politykę Rzeszy, przede wszystkim przedstawiciele kleru. Były to "czysto biskupie rządy" (Nitzsch). "Na temat udziału świeckich książąt w rządach Rzeszy kronikarze milczą" (Schur). A także wśród "interweniujących", "rzeczników", to znaczy wysoko postawionych osobistości, za których radą, poleceniem lub podszeptem królewskie dziecię nadaje prawa, obdarowuje dobrami czy wymienia dobra koronne, stali na czele duchowni.
Oczywiście na dworze obracali się również możni świeccy, również hrabia Konrad Starszy z Lahngau (ojciec Konrada Młodszego, późniejszego króla Konrada I) i jego brat Gebhard. Rosław ogóle potencjalna władza magnatów, coraz częściej konkurujące siły partykularne, z których wyszli książęta i księstwa; jednakże na razie dominowała nad nimi regencja duchowieństwa. Biskupi towarzyszyli młodemu królowi — który nie był niczym więcej niż ich marionetką — na każdym kroku. I inaczej niż świeccy magnaci byli oni obecni przy jego wszelkich posunięciach. Tym samym Ludwik Dziecię pozostał zupełnie niesamodzielny aż do swej wczesnej śmierci, zależny od rządzących wysokich duchownych o niemałych apetytach.
Znaczący udział w rządach miało nie mniej niż pół tuzina z nich; w pierwszym rzędzie osadzony w Moguncji już przez Arnulfa arcybiskup Hatto i biskup Salomon III.
Hatto I z Moguncji (891-913), bardzo aktywny, inteligentny, podstępny, w owym czasie swego rodzaju "papież Niemiec", jak kiedyś napisał Wolfgang Menzel, był niestrudzenie aktywny politycznie, przy czym nie zapominał również o korzyściach swego Kościoła i swych własnych; wiązały się one zresztą ze sobą niezwykle ściśle, prawie nierozłącznie. Pochodzący ze szwabskiej arystokracji, urodzony około roku 850, początkowo popierał ze swym klanem Karola Grubego, a po jego upadku od początku Arnulfa z Karyntii, co się wkrótce miało opłacić: jeszcze w 888 lub 889 roku Hatto został obdarzony nadzwyczaj bogatymi opactwami Reichenau i Ellwangen, a po dwu latach uzyskał arcybiskupstwo w Moguncji, prowincję kościelną, która jako największa w Rzeszy wschodniofrankijskiej rozciągała się od Saksonii po Szwabię, od Łaby po Alpy. Mogunckim biskupom (kierującym po raz pierwszy od 879 roku, a potem nieprzerwanie od 965 roku urzędem arcykanclerskim) przypadło w ten sposób czołowe miejsce w państwie; byli uważani za "twórców królów".
Wkrótce po objęciu władzy przez Ludwika Hattonowi udało się jeszcze uzyskać bogaty klasztor Lorsch (Lauresham), chociaż Arnulf zagwarantował niezależność tego klasztoru, przez Karola podniesionego do rangi królewskiego, a przez Ludwika Niemieckiego obdarowanego cennymi dobrami Rzeszy; klasztoru posiadającego dobra od Morza Północnego po Jezioro Bodeńskie i od 766 roku otrzymującego rocznie do stu donacji! Na koniec Hatto zawdzięczał przychylności władcy również klasztor Weissenburg.
Moguncki arcybiskup z zamiłowaniem obracał się w pobliżu panującego. W 893 roku został jednym z dwu ojców chrzestnych młodego króla, towarzyszył Arnulfowi w wyprawach do Italii w roku 894 i 896 przy okazji koronacji cesarskiej, wziął znaczący udział w 899 roku w podstępnym spotkaniu z Zwentiboldem w St. Goar (s. 217) i w wyborze Ludwika w następnym roku; nie należy również zapominać o jego przewodniczeniu ważnemu synodowi z roku 895 podczas wielkiego zgromadzenia Rzeszy w królewskim palatium w Tryburze koło Moguncji (s. 204). Krótko mówiąc, arcybiskup Hatto, już za panowania Arnulfa zwany "sercem króla", jawi się nam jako faktyczny regent.
Wcale nie mniejsze znaczenie dla rządów za panowania Ludwika Dziecięcia zdobył biskup Salomon III z Konstancji (890-919), w ostatnich latach króla właściwy kierownik jego kancelarii, od 909 roku również tytularny. Salomon był bliskim przyjacielem wpływowego Hattona i niepospolicie pozbawiony skrupułów. W Szwabii jako najpotężniejszy pan feudalny tego kraju dwukrotnie zlikwidował brutalnie pretendentów do tronu książęcego (s. 244 i nast.).
Obaj biskupi reprezentowali swój stan również na tyle godnie, najgodniej, że opanowali bardzo rozwiniętą sztukę dostrzegania przede wszystkim własnych korzyści i to zupełnie obojętne, czy dotyczyło to darów z łupów wojennych, czy mniej krwawo zdobytych donacji, lub innych lukratywnych interesów, w rodzaju zyskownej wymiany dóbr klasztornych za dobra koronne. "St. Gallen doszło wówczas do wielu pięknych kawałków ziemi koronnej. Również pewnie wyposażyli własne biskupstwa, lecz z Moguncji i Konstancji nie zachowały się żadne starsze dokumenty. Mimo woli nasuwa się wrażenie, że obaj dostojnicy uzgadniali swe interesy ze sobą, Dziecię na tronie zupełnie bowiem nie rozumiało, o co chodzi. Przykro patrzeć, jak chciwie te ręce wyciągają się po wiano skompromitowanej procesem o zdradę małżeńską królowej-matki Uty: i tak mały król za «wstawiennictwem» pięciu biskupów i Liutpolda każe obdarować z wiana swej matki kościół w Seben dworem w Brixen, dokąd następnie zostaje przeniesione biskupstwo, a następnie za «przyzwoleniem» wielu biskupów i kilku hrabiów, jak jest powiedziane, za «wstawiennictwem» Uty obdarować kościół ratyzboński dworem Velden, a kościół w Freising dworem Fóhring. Należy, jak zostało zapisane w innym tego rodzaju dokumencie, umożliwiać królewską służbę poprzez pieczę nad Kościołem" (Muhlbacher).
Wpływ na rządy w Rzeszy wschodniofrankijskiej wywierał poza tym urzędujący jako arcykapelan i arcykanclerz arcybiskup Thietmar z Salzburga; dalej arcybiskup Pilgrim I z Salzburga (907 -923), który dzięki Ludwikowi IV w roku 908 otrzymał królewski dwór Salzburghofen (w dzisiejszym Freilassing) wraz z całym bogatym wyposażeniem, cłami i znaczeniem dla ważnych solanek w Reichenhall, w następnym roku (razem z biskupem Aribonem) również opactwo Traunsee (Altmunster), by pod rządami Konrada I zostać w 912 roku jego arcykapelanem. Poza tym znaczącą rolę odgrywał arcybiskup Rutbod z Trewiru, arcykanclerz Lotaryngii, biskupi Waldo z Freising, Erchanbald z Eichstatt, Tuto z Ratyzbony, Rudolf z Wurzburga i Thietelah z Wormacji.
Do szczególnego znaczenia doszedł wreszcie biskup Adalbero z Augsburga, wychowawca króla i ojciec chrzestny — obmył przecież dziecię wspólnie z Hattonem w "świętym źródle chrztu" (Annales Fuldenses) i nadał mu imię jego dziada.
Obaj ojcowie chrzestni w ogóle często głęboko angażowali się w politykę, a w zasadzie tkwili w niej po uszy i właśnie dlatego zostali ojcami chrzestnymi. Już poprzednik Adalbera, biskup Witgar, uwikłany był bez reszty w sprawy Rzeszy i był aktywny głównie w kręgach dworskich Ludwika Niemieckiego i Karola Grubego. A sam Adalbero działał jako stały doradca i towarzysz Arnulfa, zanim został wręcz wiodącym ministrem młodego króla, nazywającego go swym najwierniejszym wychowawcą, ukochanym nauczycielem i ojcem duchowym. Tym sposobem lud zaczął go wkrótce czcić jako świętego, przy jego grobie działy się prawdziwe cuda — tylko o działalności Adalbera na rzecz swej diecezji jakoś nic nie wiadomo.
Dwa wydarzenia zaciążyły na Rzeszy wschodniofrankijskiej pod rządami Ludwika Dziecięcia —długo trwająca, nadciągająca z zewnątrz katastrofa i stosunkowo krótkie nieszczęście w polityce wewnętrznej — najazdy Węgrów i tak zwana wojna Babenbergów.
Początek najazdu Węgrów
Po śmierci Arnulfa nadciągnęli Węgrzy.
"Dzień jego śmierci był dla nich radośniejszy niż wszystkie święta, bardziej pożądany niż wszystkie skarby", utrzymuje nie bez racji biskup Liutprand. Ich najazd nastąpił nieoczekiwanie. Z niesłychanym impetem, a w następstwie wielką furią spustoszyli rozległe części zachodniej, ale i południowej Europy, szczególnie jednak Rzeszę wschodniofrankijską, dokąd przyzwał ich niegdyś sam Arnulf jako sprzymierzeńców.
Wojny węgierskie były głównie, choć w żadnym razie wyłącznie, wojnami obronnymi, na pewno nie tylko ta z roku 907 (s. 235). Od zwycięstwa księcia bawarskiego Bartolda — był on młodszym synem poległego pod Preszburgiem (Bratysława) margrabiego Liutpolda — 12 sierpnia 943 roku pod Wels, jak dotąd największego sukcesu niemieckiego w wojnach przeciwko Węgrom, inicjatywę przejęli Bawarczycy. Dalsze sukcesy osiągnęli w roku 948. Już w następnym bili się z Madziarami najwyraźniej wręcz na samych Węgrzech. A również w roku 950 brat Ottona I, bawarski książę Henryk, jeden z najbardziej porywczych śmiałków wśród wschodniofrankijskich książąt, poprowadził ofensywne działania na Węgrzech. Zwyciężył ich dwakroć w Transcisanii, zdobył bogate łupy, wielu jeńców i powrócił "w dobrym zdrowiu do ojczyzny" (Widukind).
Węgrzy lub Madziarzy, jak się sami zwali, byli ludem konno przemieszczających się nomadów, mieszkających w namiotach lub chatach z trzciny, częściowo ugryjsko-fińskiego, częściowo tureckiego pochodzenia; łacińskie źródła stawiały często na równi tych szybkich i zwinnych jeźdźców i znakomitych łuczników z Hunami i Awarami. Pod naciskiem Pieczyngów, wyjątkowo wojowniczego ludu tureckich nomadów, wyparci razem z Bułgarami w roku 895 ze swych siedzib nad Morzem Czarnym między Wołgą a Dunajem, napadali i pustoszyli co raz z Niziny Nadcisańskiej Panonię, Czechy i państwo morawskie, z którym wraz z nimi u boku toczył walki od 892 roku Arnulf i które do roku 906 zostało przez nich zupełnie zniszczone, dosłownie przestało istnieć. Od 899 roku nawiedzali górną Italię, obrócili w perzynę nawet południową Francję, a na początku X wieku atakowali często całorocznymi zagonami Bawarię, Saksonię, Alamanię, Alzację i Lotaryngię. Ich najazdy trwały dłużej niż pół stulecia i byli większą plagą niż Normanowie, którzy tymczasem koncentrowali się bardziej na wschodniej Anglii.
Anno domini 900 Węgrzy pojawili się po raz pierwszy na ziemi wówczas bawarskiej, a dzisiaj austriackiej.
Nad Anizą wpadli do Thraungau, "na 50 mil długo i szeroko wszystkich mordując i grabiąc ogniem i mieczem". Jednakże późną jesienią bawarskie wojska pod hrabią Liutpoldem z Karyntii i biskupem Richarem z Pasawy rozbiły koło Linzu niewielką węgierską straż tylną, chwalebnie walcząc, jak mówi kronikarz, i jeszcze chwalebniej triumfując. Albowiem rzekomo dzięki "łasce boskiej" wśród poległych i utopionych w Dunaju znaleziono wprawdzie 1200 pogan, ale "ani jednego chrześcijanina" (Annales Fuldenses).
W roku 901 Węgrzy zostali pobici w drodze powrotnej po wyprawie do Karyntii nad rzeką Fischą, w 902 roku na Morawach wspólnie z Morawianami, których państwo Bawarowie splądrowali jeszcze dwa lata wcześniej, jak już w roku 890 i 899. Również w 903 roku doszło do walk z Madziarami, tym razem z niewiadomym skutkiem. A w roku 904 Bawarowie zaprosili węgierskie poselstwo pod wodzem Chussalem, wyprawili ucztę, a następnie urządzili masakrę, wybijając Węgrów w komplecie, najwyraźniej znów z pomocą bożą.
"Niemiecka chrześcijańska praca cywilizacyjna na wschodzie" i "najgorszy pies..."
Jednakże wówczas Pan ich chyba opuścił, a Węgrzy wracali prawie co roku; 5 lipca 907 roku całkowicie zniszczyli pod Preszburgiem (Bratysława) hufiec powołany do rozprawy z nimi 17 czerwca tego roku przez bawarskich biskupów, opatów i arystokrację z królem Ludwikiem Dziecięciem. "Ogromna bitwa", donoszą lakonicznie Annales Alamannici i dodają krótko: "a ich zabobonna pycha została zniweczona". Na placu boju legło nie tylko wielu hrabiów obok wielu innych szlachetnie urodzonych, lecz także trzej opaci i trzej biskupi, arcybiskup Thietmar z Salzburga oraz biskupi Udo z Freising i Zachariasz z Seben-Brixen — "kwiat bawarskiej arystokracji i episkopatu [...], a cywilizacyjna praca (!) została przerwana" (Bosl); w kraju, który chętnie uznawano za odwieczny stan posiadania, ale który dopiero Karol Wielki w wielu długotrwałych wojnach odebrał Awarom, wyniszczając przy okazji całą ich arystokrację; cały zresztą naród zniknął wówczas z kart historii (IV, s. 294 i nast.). "Praca cywilizacyjna"!
Arcybiskup Thietmar z Salzburga, którego relikwie "znaleziono" (cóż za szczęście!) w 1602 roku, został w Salzburgu zaliczony w poczet świętych względnie błogosławionych; biskupowi Zachariaszowi z Seben i biskupowi Udonowi z Freising przyznano wszakże palmam martyrii — w końcu swe życie "ofiarowali za wiarę Chrystusa" (Meichelbeck). W bitwie z Węgrami w Turyngii z 3 sierpnia 908 roku poległ także biskup Rudolf z Würzburga, jawny inicjator krwawego konfliktu Babenbergów z Konradynami (s. 238 i nast.). Źródła ignorują natomiast "prawie zupełnie" wewnątrzkościelną działalność tego arcypasterza. Również jego następca, biskup Thioto, najwyraźniej także kreatura Konradynów, znika zupełnie w "służbie państwowej"; o działalności kościelnej w diecezji wurzburskiej, na czele której stał prawie ćwierćwiecze, "praktycznie nic" nie wiadomo (Störmer) .
W latach 909, 910 i 913 Bawarczycy zlikwidowali wprawdzie węgierskie zagony, jednakże najeźdźcy spustoszyli kraj od Alp po Morze Północne, nieprzerwanie kontynuowali swe najazdy na teren Niemiec — nie mniej niż dwadzieścia między rokiem 900 a 955. Biskup Michał z Ratyzbony stracił w walce z Węgrami ucho, lecz położył swego przeciwnika trupem, za co zdobył sobie poklask. I cóż to pomogło! "Niemiecka chrześcijańska praca cywilizacyjna na wschodzie" "na koniec się załamała" (Heuwieser).
Dwa fakty są przy tym charakterystyczne: po pierwsze, że Węgrzy, tak samo jak Normanowie, zasięgali informacji o rozdźwiękach na katolickim zachodzie i umieli je wykorzystać, po drugie, że katoliccy książęta wykazywali mało solidarności tak wobec Węgrów, jak wobec Normanów czy Arabów i często chętniej walczyli o swe dobra dziedziczne, niż chronili swych poddanych od wroga — co wszakże udawało się księciu Arnulfowi "Złemu", który dzięki traktatowi na dziesięciolecia prawie całkowicie oddalił niebezpieczeństwo węgierskie od Bawarii. Raczej wszystkich trzech wrogów, Saracenów, Normanów i Węgrów "w niezliczonych przypadkach ściągano sobie na kark we własnym kraju. Bez zastanowienia wchodzono z nimi w sojusze. Skazani na wygnanie szli do nich, by odzyskać utraconą pozycję, by zachęcić ich do interwencji". Z drugiej strony oczywiście zachodni świat chrześcijański "właśnie w IX i X wieku wydał wielką mnogość wzruszających modlitw przeciwko pladze pogan" (Tellenbach).
Zaiste, czyż nie było to cudem, zaprawdę danym od Boga, że pogańska plaga prowadziła do obfitości wzruszających modlitw? że — jak to trwoga — prowadziła do Boga? A nawet, czy ta plaga była odpowiednio duża? Im większa plaga, tym większy przecież kleszy zarobek, jeśli nawet kościoły i klasztory wcześniej szły z dymem, to przecież zawsze się je odbudowuje, jeszcze wspanialsze i bogatsze (a za wszystko, jak i wciąż dzisiaj, płacą "świeccy").
Pobożni panowie duchowni przedstawiali zatem najazdy węgierskie jako jeszcze straszniejsze, niż naprawdę były; czynili z Węgrów wręcz "narzędzia Szatana", "Goga i Magoga" i rozgłaszali, że nadszedł dzień Sądu Ostatecznego.
Według biskupa Liutpranda owe stwory z piekła rodem nie mają Boga ni sumienia. Rujnują nie tylko grody i kościoły, nie tylko zabijają ludzi, lecz "by szerzyć większy strach, piją krew zabitych". Biskup Salomon III z Konstancji straszy za pomocą ulubionych od czasów Biblii i Ojców Kościoła (również wobec chrześcijan) porównań ze zwierzętami: "Teraz wdziera się najgorszy pies sam do domu Chrystusa". A Regino, opat z Prum (do 899 roku) i Trewiru (do 915 roku), produkuje wręcz "oszczercze opowieści"
(Weinrich) o barbarzyńcach, przy czym dla nadania im większej autentyczności posługuje się bogatym etnograficznym nazewnictwem starożytności, wylicza całymi ciągami złe cechy (nowych) Hunów, przede wszystkim "krwiożerczą dzikość" (cruentam ferocitatem), "bydlęcą furię" (beluino furori); żyją oni nie "jak ludzie, lecz jak bydło" — "jak dzikie zwierzęta", mówi również Widukind — a nawet, że "połykają jako środek leczniczy podzielone na kawałki serca swych jeńców" .
O "niestałych rabusiach i europejskiej rodzinie narodów"
Ta zwłaszcza niemiecka pogarda dla ludzi innych, obcej rasy, Azjatów, ciągnie się przez wszystkie stulecia. I jeśli nawet tak zasłużony historyk, jak Albert Hauck (1845-1918) twierdzi, że owi "nomadzi" w swym braku kultury" dla "osiadłych Germanów" mogli "być tylko odpychający", że nie było dla nich "nic obrzydliwszego" "niż owi dzicy" i że nie słyszeli niczego okropniejszego, niż ich "obrzydliwe chrząkanie", jeśli Hauck z całą słusznością wciąż wymyśla Węgrom od "zbójców" i "zbójeckich band", jeśli ów dawny lud myśliwych i pasterzy, lud wojowników poniekąd mimo woli nazywa "narodem", "który jako narodowy zawód uprawiał rabunek" — to czyż się nie myli bardzo twierdząc: "Nie było żadnego punktu stycznego między tymi niestałymi rabusiami a europejską rodziną narodów"?
Nie ulega wątpliwości, że podobnie widzieli również "Wielcy Niemcy" w czasach Hitlera wschodnich, słowiańskich, azjatyckich "podludzi" (i jak to siedzi jeszcze dziś w owych Teutonach, których liczba jest legion!). Jednakże Hauck nie zdradza samego siebie, w ostatnim cytacie przydaje bowiem swym "rabusiom" proste, niepozorne: "niestali", jakby przynajmniej jego podświadomość przypomniała o innych, mniej niestałych, o wręcz stałych rabusiach, którzy gdzie tylko mogli, przysiadali na swym łupie, którzy nie tylko zagarniali nieco zdobyczy, lecz do tego cały zdobyty kraj!
Protestancki teolog pisze: "Ponieważ niemiecka Rzesza X wieku była państwem zdobywczym, to Kościół niemiecki stał się Kościołem misyjnym Europy". Właśnie. Dlatego Europa mogła nabrać niemieckiego charakteru. Wszakże czy określenie: "zdobywcze" odbiega swym znaczeniem od określenia "zaborcze"?!
Sam Hauck przypomina wręcz o tym: "Jeszcze pod koniec IX wieku kraj Słowian jest zwyczajowym określeniem Karyntii". Ale już w wieku X jest lepiej, jest postęp i rozwój: "niemieccy możni uzyskali zaś wielkie posiadłości ziemskie w tym kraju"; "uzyskali" — jak to pięknie brzmi. "Także niemieccy fundatorzy przejęli na własność rozległe obszary" — "przejęli na własność", też brzmi niezgorzej. Również biskupstwa w Freising i Seben otrzymały na południowym wschodzie "wielkie posiadłości ziemskie". Tak samo diecezja salzburska "poszerza się daleko na wschód" — poszerza się, daleko, wydatnie etc; Hauck nie zadaje sobie ani przez chwilę trudu, by urozmaicić nieco swój słownik. Sprawa jest zbyt piękna i podnieca go, jak gdyby nie mógł nadążyć literacko za tą całą zdobyczą, rozległym zawłaszczeniem, tak że oczywiście nie znajduje czasu, by się zastanowić, czy rzeczywiście nie było "żadnego punktu stycznego między tymi niestałymi rabusiami a europejską rodziną narodów", między owymi niesamowitymi potworami, jak ich nazywa biskup Pilgrim z Pasawy, osławiony fałszerz (s. 289 i nast), a niemieckim ludem, który na "swoim" wschodzie, mówiąc za Hauckiem, zaczyna "stawiać mocno stopę". A nawet: "Można nawet odnieść wrażenie, że dla Niemiec ekspansja na wschód miała wielkie znaczenie...".
Lecz i dla Słowian oznaczało to wiele — nawet jeśli było to coś innego, gdy chrześcijanie tam masakrowali i wywłaszczali "podludzi", jakby wdarł się "najgorszy pies do domu Chrystusa" — co przecież nie zawsze przebiegało (i przebiega) pokojowo. I nie zawsze pełne jest miłości bliźniego. I Dobrej Nowiny. Rozpaliła się jednak w tym czasie, podczas kleszych rządów, w Rzeszy brutalna wojna domowa, tak zwana wojna Babenbergów z Konradynami (897-906), której początki przypadają wszakże jeszcze na ostatnie lata panowania Arnulfa.
Wojna Babenbergów z Konradynami (897— 906)
Frankonia, którą pierwotnie zamieszkiwała większość starych rodów, była miejscem największych waśni i najdotkliwszych strat. Pod koniec IX i na początku X wieku o dominację w dorzeczu Menu i optymalną pozycję wyjściową na lata po nominalnych rządach nieletniego króla walczyły już jedynie dwa wiodące frankijskie rody: Popponidzi-Babenbergowie — noszący nazwę po hrabi Popponie z Grabfeld i swym grodzie Babenbergu (Bambergu) — i Konradyni.
Babenbergowie, Adalbert, Adalhard i Henryk II, władający hrabstwami w Fuldzie i Grabfeld nad górnym Menem, które w efekcie stracili, byli synami Henryka, poległego w 886 roku pod Paryżem w walce z Normanami skrytobójcy i dowódcy wojskowego (s. 196) Karola Grubego, i choćby z tego względu, jak ojciec, przeciwnikami Arnulfa, który dążył do pozbawienia ich władzy, gdzie tylko mógł. Posłużył się w tym celu pochodzącymi z terenów nad Mozelą, posiadającymi swe dobra w dorzeczu Renu i Menu, w okręgu Niederlahn, w Hesji i Wetterau Konradynami, braćmi Konradem, Gebhardem, Eberhardem i Rudolfem.
Król Arnulf, którego dworu Babenbergowie unikali, był żonaty z Konradynką Utą i wspierał zdobycze jej rodziny na terenie Babenbergów, faworyzował w udzielaniu darowizn, a nawet, po śmierci wurzburskiego biskupa Arna na polu bitwy, powierzył w 892 roku diecezję nad Menem Konradynowi Rudolfowi (892-908). W ten sposób został zaprogramowany krwawy konflikt — "gwałtowna waśń niezgody i spór pełen nieprzejednanej nienawiści", pisze Regino z Prum "w roku wcielenia pańskiego 897", porównując "wzajemne masakry" z "niesłychaną pożogą", która z dnia na dzień rozgorzała bez miary. "Niezliczona liczba ginie od miecza po obu stronach, odcinane są ręce i nogi; poddane im krainy są pustoszone do cna grabieżą i ogniem".
Konradyni, którzy pod rządami swego powinowatego, króla Arnulfa, sięgnęli po dobra i hrabstwa na wschodzie i którzy wówczas i za panowania jego małoletniego syna osiągnęli godność książęcą, byli faworyzowani nie tylko we Frankonii, ale i Lotaryngii, gdzie Konradyn Gebhard, osadzony jako urzędujący książę, pojawia się w jednym z dokumentów jako "książę Lotaryngii". Babenbergowie natomiast czuli się coraz bardziej odepchnięci i w roku 897 kazali zamordować koło Wurzburga królewskiego dworzanina Trageboto, przypuszczalnie z powodu odebranej im ziemi, tak że konflikt początkowo rozpoczął się bez bezpośredniego udziału króla od biskupa Wurzburga, do którego dołączyli za rządów Ludwika Dziecięcia jego bracia Eberhard i Gebhard.
Doszło do potyczki. Padł Henryk II, ciężko ranny został Konradyn Eberhard i gdy zmarł, jego brat Gebhard kazał w 902/903 roku natychmiast ściąć pojmanego Babenberga Adalharda. Na to wkroczył do akcji rząd kierowany przez duchownych. Ludwik Dziecię stanął po stronie Konradynów i kazał skonfiskować dobra Babenbergów Henryka i Adalharda i to, przynajmniej częściowo, na rzecz biskupa Wurzburga. "Po tym jak Babenbergowie padli w walce, a ich dobra zostały skonfiskowane, Ludwik Dziecię podarował w Tarassa (Theres) 9 lipca 903 biskupowi Rudolfowi z Wurzburga «niektóre dobra naszej własności (iuris nostri), jakie były Adalharta i Henryka, i z powodu wielkiej złości tychże [...] zostały uznane za naszą własność»".
W roku 906 syn hrabiego Konrada, późniejszy król Konrad I, walczył ze znacznym oddziałem w Lotaryngii. Wedle tradycyjnego obyczaju pustoszył "za pomocą grabieży i ognia" posiadłości swych przeciwników, takoż dobrych katolików, znanych nam już hrabiów Metzu, braci Gerarda i Matfryda (s. 217 i nast.). I tę korzystną sposobność wykorzystał oczywiście Adalbert, ostatni z Babenbergów, i wtargnął ze swymi ludźmi do Wetterau. Doszło do wielu potyczek, w czasie których zginął koło Fritzlaru hrabia Konrad Starszy, a Babenberg odniósł zwycięstwo. To znaczy: najpierw ścigał "ze swymi towarzyszami uciekających i położył ich mieczem niezliczoną liczbę, głównie tych na piechotę [...]" — w końcu w tym był ćwiczony. A po zakończeniu tego zadania Adalbert zajął się całą okolicą, to znaczy znowuż: przemierzał ją ze swymi kompanami i niszczył doszczętnie "wszystko mordując i grabiąc. Gdy tego dokonał, powrócił ze swymi towarzyszami, obładowanymi łupami wojennymi i niezmierzonym rabunkiem, do warowni w Bambergu" (Regino z Prum).
I to by było na tyle, zdawał się myśleć ostatni z Babenbergów. Jednakowoż jeszcze w lecie tego samego roku rząd Rzeszy, na którego czele stał blisko zaprzyjaźniony z Konradynami arcybiskup Moguncji Hatto, zaprosił go na zgromadzenie Rzeszy do Trybury. I gdy tenże się tam nie stawił, Hatto wraz z trzynastoletnim królem zamknęli go przy pomocy wojska Rzeszy w jego zamku Theres (koło Schweinfurtu); Ludwik Dziecię jest trzykrotnie wymieniony w źródłach w związku z wojną Babenbergów z Konradynami.
Po długotrwałym oporze wywiedziono ostatniego Popponidę-Babenberga dzięki "słodkim słówkom" Hattona — był to podły podstęp — z zamku. Został znienacka aresztowany, "przez biskupa wydany królowi Ludwikowi" (Widukind), w więzach przyprowadzony przed całe wojsko i 9 września, jak niegdyś jego brat, ścięty — "wyrok został wykonany na życzenie Konrada Młodszego, późniejszego króla Konrada I. Ten utorował sobie swym postępkiem drogę do korony królewskiej [...]" (W. Hartmann). Jednakże "w sposób decydujący" w wojnie przeciwko Adalbertowi oraz "jego zdradzieckiemu uwięzieniu i straceniu uczestniczył" również margrabia Liutpold, pierwszy człowiek w Bawarii po królu (Reindel). Jego majętności i posiadłości zostały włączone do dóbr korony, a następnie przez króla "rozdzielone wśród wielu ludzi dobrze urodzonych" (Reginonis chronica). To znaczy wśród przeciwników Babenbergów, przy czym obsłużył się sam również arcybiskup Hatto, największy łotr w tej całej historii; hierarcha, którego podstępności sam książę Henryk z Saksonii, późniejszy król, obawiał się tak dalece, że odmówił obecności na dworze w Moguncji, uzasadniając to groźbą zamachu ze strony tamtejszego arcypasterza.
Zamek Theres przekształcono w opactwo benedyktynów, a Adalbertowy Babenberg wraz z całym hrabstwem skasował król Ludwik; dzięki temu powstało biskupstwo w Bambergu. A jeszcze długo w średniowieczu śpiewano o zdradzie arcybiskupa Hattona, szczególnie nie lubianego wśród ludu. Wyjątkiem, co oczywiste, ten facet nie był. Opat Regino z Prum pisze w poświęconej właśnie Hattonowi, ówczesnemu regentowi Rzeszy, książce De synodalibus causis et disciplinis ecclesiastis: "W tym nadzwyczaj zepsutym czasie popełniono w Kościele wiele haniebnych czynów, które w dawnych czasach byłyby nie do pomyślenia" (Praefatio).
Gdy Ludwik IV Dziecię zmarł bezpotomnie 24 września 911 roku jako zaledwie osiemnastolatek, wschodniofrankijska linia Ludwika Niemieckiego i Karolingów wygasła. Jeszcze w poprzednim roku od dawna chorowity król doznał ciężkiej porażki na Lechowym Polu w walce z Węgrami, dowodząc osobiście wojskiem Rzeszy, lecz w ogóle obchodził on świat współczesny i potomnych na tyle niewiele, że żadne mu współczesne źródło nie podaje miejsca jego śmierci i pochówku.
Krótko po jego śmierci na zjeździe książąt w Forchheim między 7 a 10 listopada możni Franków, Sasów, Alamanów i Bawarów zaoferowali koronę Rzeszy wschodniofrankijskiej najpierw księciu Sasów Ottonowi Dostojnemu. Jednakże Otto, prawie niezależnie panujący w Saksonii i przez cały czas wykonujący najwyższą władzę (summum imperium), odmówił z powodu wieku lub jakichś innych względów (zmarł zresztą istotnie w następnym roku) i arystokraci za radą Ottona jednogłośnie wybrali, tak w każdym razie pisze Widukind z Nowej Korbei (co się zresztą często podaje w wątpliwość), frankijskiego hrabiego Konrada Młodszego, głowę rodu Konradynów, a od chwili wytrzebienia Babenbergów najmożniejszego wśród plemienia Franków.
Były to pierwsze "wolne" wybory, oczywiście dotyczące jedynie możnych, w historii niemieckiej i we wschodniej Rzeszy frankijskiej — definitywne zerwanie z tradycją, a mianowicie odejście od dynastii Karolingów. Utorował temu drogę sojusz arcybiskupa Hattona z Konradynami, który oznaczał upadek Babenbergów, jak już wcześniej Zwentibolda — dynastycznie wprawdzie wydarzenie epokowe, lecz dla narodów faktycznie nic się nie zmieniło.
Jednakże Lotaryngia, gdzie nowy władca był znienawidzony, przyłączyła się, przede wszystkim pod wpływem Reginarydów, do Rzeszy zachodniofrankijskiej. Została przy niej do roku 925 i jeszcze w tym samym roku (911) obrała na króla Karola Prostaka, pośmiertnie urodzonego syna Ludwika Jąkały, który od 893 roku do roku 923 rządził jako następca nie-Karolinga Odona. Odłączenie Lotaryngii od wschodniej Francji było więc również umotywowane legitymistycznie wobec Karolingów.
ROZDZIAŁ 8.
Król Konrad I (911-918)
"Opierając się na swych doradcach, przede wszystkim arcybiskupach z Moguncji i kanclerzu biskupie Salomonie III z Konstancji, Konrad uprawiał początkowo politykę [...] zdecydowanie kontynuującą tradycje karolińskie, jednakże mimo trzech wypraw zbrojnych (912-913) nie zdołał zapobiec przejęciu Lotaryngii przez Rzeszę zachodnią".
Hans-Werner Goetz
"Mając doradców w osobach dotychczas najbardziej wpływowych dostojników kościelnych z czasów Ludwika Dziecięcia — arcybiskupa Hattona z Moguncji i biskupa Salomona z Konstancji — szukał w wyższym duchowieństwie oparcia przeciwko [...] czołowym politykom świeckim".
Eduard Hlawitschka
Nieudana próba odzyskania Lotaryngii
Konrad I (911-918), rezydujący z upodobaniem we Frankfurcie, Weilburgu nad rzeką Lahn i Forchheim, przewodził rodowi Konradynów po śmierci ojca Konrada Starszego z Oberlahngau i stryja Gebharda w wojnie z Babenbergami. Klan ten znacznie wzmocnił swą pozycję we Frankonii nad Menem właśnie dzięki owemu konfliktowi i całkowitemu wytępieniu wrogów. Ze swojej strony Konrad w 906 roku decydująco przyczynił się do klęski Babenberga Adalberta, a w tym samym roku pokonał lotaryńskich braci Gerarda i Matfryda, po czym objął władzę książęcą we wschodniej Frankonii.
Nowemu królowi szło początkowo o odzyskanie Lotaryngii. Albowiem po śmierci ostatniego wschodniofrankijskiego Karolinga, Ludwika Dziecięcia, jej panem został w 911 roku zachodniofrankijski król Karol III Prostak (893/898-923), syn Ludwika Jąkały i wnuk Karola Łysego. Karol Prostak (Charles le Simple, simplex, hebetus, stultus; francuskie sot jest dopiero późniejszym przydomkiem) czynił zakusy na Lotaryngię już w 898 roku. Przywołany przez sprzymierzonego z nim możnego hrabiego Reginara, który ściągnął na siebie niełaskę Zwentibolda, Karol wkroczył aż po Akwizgran i Nijmegen. Na to interweniował Zwentibold z paroma magnatami, przede wszystkim biskupem Franko z Leodium, i przy wsparciu swego szwagra, księcia Ottona z Saksonii. W 899 roku zawarto pokój w St. Goar nad Renem (s. 217).
Jednak w roku 911 Karolowi powiodła się aneksja. Arystokracja lotarynska spodziewała się po niej uzyskać większą samodzielność, a biskupi oczekiwali nowych dóbr i praw. W istocie pierwszy dokument Karola III Prostaka z 20 grudnia został wystawiony na rzecz kapituły w Kammerich: "po uzyskaniu bogatego dziedzictwa". Już w styczniu doznał biskup Drogo z Toul — według źródeł — swej łaski, tak samo klasztor mnichów St. Maximin koło Trewiru. Tamtejszy biskup został arcykapelanem Karola i stał równie mocno po stronie zachodniej Rzeszy frankijskiej, co arcybiskup Hermann I z Kolonii, niegdyś przecież arcykapelan króla Zwentibolda (i mąż Gerbergi, być może z rodu Konradynów), czy hrabia Reginar, posiadający poza swymi hrabstwami co najmniej z sześć opactw.
Konrad I wyparł wprawdzie zimą 911/912 roku Karola Prostaka z Alzacji, gdzie jedynie na krótko — jak we Fryzji — został uznany, lecz trzy wyprawy przeciwko Lotaryngii podjęte w 912/913 roku spełzły na niczym. Król nie odniósł sukcesu, abstrahując od dwukrotnego zajęcia, splądrowania i spalenia Strasburga. A po roku 913 zrezygnował ostatecznie z odzyskania Lotaryngii. Natomiast Karol Prostak, po śmierci Ludwika Dziecięcia jedyny król z karolińskiego rodu, zaczął się tytułować zaraz po obiorze Konrada na króla już nie dotychczas używanym tytułem rex, bez dodatkowych przydomków, lecz — świadomie sięgając do frankijsko-karolińskiej tradycji — jak dawniejsi Karolingowie rex Francorum. Rezydował głównie w Metzu, Diedenhofen, Herstalu i Akwizgranie. Jego wszelkie ambitne, lecz nie przystające do owych czasów oczekiwania spaliły na panewce i ostatecznie zmarł w 929 roku w niewoli.
Ponieważ Konrad I zawdzięczał swą karierę, zwłaszcza usunięcie Babenbergów, wydatnej pomocy regenta i Kościoła Rzeszy, to znaczy czołowym hierarchom wschodniofrankijskim, musiał również okazać im uległość. Wprawdzie zawdzięczał koronę również książętom — bez ich wyboru względnie zgody nie zostałby przecież ukoronowany — jednakże niemądrze użył swej królewskiej władzy do podporządkowania książąt plemiennych, z których szeregów sam się wywodził, a którzy początkowo utrzymywali zupełnie dobre stosunki z dworem. Miał za to jednak po swojej stronie wyższe duchowieństwo, przede wszystkim "biskupów-przyjaciół" (Hlawitschka), arcybiskupa Hattona z Moguncji, zmarłego już w 913 roku, i swego kanclerza, biskupa Salomona III z Konstancji.
Konrad I, nie pozbawiony wprawdzie zdolności wojskowych, lecz już zupełnie instynktu politycznego, wystąpił wkrótce przeciwko książętom (duces), zwłaszcza przeciwko ich rosnącej władzy w Bawarii i Szwabii. A do walki przeciwko potęgom regionalnym doszła jeszcze obrona przeciwko ciągłym inwazjom Węgrów, którzy najeżdżali Rzeszę co roku, przy czym ich ulubionym celem stały się Bawaria i Szwabia, lecz również Frankonia, Turyngia, Saksonia, Alzacja, a nawet Lotaryngia. A wobec Węgrów Konrad I zawiódł całkowicie, podczas gdy możni tam i ówdzie — jak choćby Arnulf "Zły" z Bawarii i jego szwabscy wujowie, bracia Erchanger i Bertold oraz hrabia Udalryk zyskali rozgłos w zwycięskiej bitwie w 913 roku nad Innem, po tym jak Arnulf "Zły" pobił ich już wcześniej w 909 roku nad rzeką Rott i w 910 pod Neuching. Konflikt z zyskującymi coraz większe znaczenie i uznanie partykularnymi, "średnimi" władcami stał się tylko jeszcze poważniejszy.
Wsparcia szukał król w Kościele i tam je zyskał. Świecki opat Kaiserswerth, hrabia Wormsfeld, Hessengau i Keldachgau, który uzyskał również namaszczenie przez biskupa — to królewskie namaszczenie jest po raz pierwszy źródłowo poświadczone we wschodniej Rzeszy — znalazł oparcie na południu
zwłaszcza w biskupie Salomonie III z Konstancji, a na północy w arcybiskupie Hattonie z Moguncji, rządzącym przez ćwierćwiecze Rzeszą. Owi czołowi mężowie stanu pod rządami Ludwika Dziecięcia należeli również do ulubionych doradców Konrada.
Jak "Arnulf z bożej łaski", "sprawiedliwy", stał się Arnulfem "złym"
Mniej natomiast harmonizował z kościelnymi kręgami "Arnulf z Bożej łaski książę Bawarii i takoż obszarów przygranicznych". Sprawował na swym terytorium zwierzchność kościelną, obsadzał diecezje i opactwa Rzeszy, domagał się udziału w ich dochodach i obchodził się z ich posiadłościami nieco samowładnie, jak ongiś Karol Młot. Skasował mniej więcej między rokiem 907 a 914 ich dobra, przez co kler nadał mu obok dotychczasowego przydomku "Sprawiedliwy" nowy — "Zły". Od tej pory przylgnął on do niego, jako "niszczyciela kościołów", "wroga Kościoła", nawet jeśli Arnulf poprzez obszerną konfiskatę nieruchomości kościelnych nie tylko wzmocnił swą siłę zbrojną, lecz na dziesięciolecia wykupił pokój od strony Węgrów, zarazem zaspokajając chciwość swoich wasali.
Arnulf Bawarski bardzo wcześnie przyjął tytuł książęcy, podkreślający jego samodzielność polityczną oraz wyraźny dystans wobec króla. By związać bardziej ze sobą opornych Konrad poślubił w roku 913 pochodzącą ze Szwabii matkę Arnulfa, Kunegundę, wdowę po Liutpoldzie z Bawarii i siostrę hrabiów braci Erchangera i Bertolda. Jednakże gdy Erchanger uwięził w 914 roku kanclerza Konrada, biskupa Salomona, a Arnulf opowiedział się po stronie swych szwabskich wujów, król wygnał go z pomocą bawarskich biskupów i opatów: arcybiskupa Pilgrima z Salzburga, od 912 roku arcykapelana Konrada, biskupów Tutona z Ratyzbony, Dracholfa z Freising, Udalfryda z Eichstatt i Meginberta z Seben. Krótko mówiąc, Kościół bawarski stanął w tej wojnie "całkowicie po stronie króla" (Handbuch der Europaischen Geschichte).
Książę Arnulf szukał i znalazł wkrótce schronienie u wrogów państwa, u Węgrów. Gdy wrócił w 916 roku, król wygnał go ponownie za radą towarzyszącego mu biskupa Adalwarda z Verden, "misjonarza Słowian". Konrad — "zawsze łagodny i mądry mąż i miłośnik nauki bożej" (arcybiskup Adalbert) wtargnął na czele licznych oddziałów do Bawarii, pustosząc wszystko jak we wrogim kraju. Pobił Arnulfa, zdobył jego stolicę Ratyzbonę, puszczając ją częściowo z dymem, jej biskup należał zresztą do najbardziej zdecydowanych wrogów Arnulfa. (Tuto także został świętym lub przynajmniej błogosławionym swego Kościoła). Konrad osadził w Bawarii jako namiestnika swego brata Eberharda, walczącego u jego boku. A podczas gdy świeccy możni znikali coraz bardziej z otoczenia króla, bawarski episkopat stał oczywiście po stronie zwycięzcy.
Wprawdzie Arnulfowi udało się zdobyć na powrót w 917 roku swe księstwo i wypędzić Konradowego brata Eberharda, a nawet odzyskał również swoje biskupstwa, zwłaszcza że rzadko je wyzyskiwał finansowo, a biskupi otrzymywali swą część łupu, zaczął więc rygorystycznie sekularyzować klasztory — "wespół z prałatami" (Prinz). Jednakże przy jego śmierci 14 lipca 937 roku niebo się zemściło i to, jak zazwyczaj, przy pomocy piekła, jako że ciało Arnulfa podczas uczty w Ratyzbonie zostało zabrane przez diabła i wtrącone do mokrego grobu, do jeziora koło Scheyern. Donosi o tym w każdym razie kronikarz klasztoru Tegernsee, posiadającego pod koniec VIII wieku 15 kościołów parafialnych, którego posiadłości, rozpościerające się już wówczas po Tyrol i Dolną Austrię, zostały zajęte przez Arnulfa, prawdopodobnie również na korzyść biskupstwa w Pasawie.
Tak jak Arnulf "Zły" cieszył się złą sławą u mnichów, to króla Konrada I mocno ku nim ciągnęło. Często odwiedzał klasztory, St. Gallen i Lorsch, Nową Korbeę i St. Emmeram, Fuldę i Hersfeld, a najczęściej pomnażał również donacjami ich bogactwo.
Biskup-morderca Salomon triumfuje
Z klasztoru pochodził również Salomon III z Konstancji — arcypasterz, na którym opierał się na południu swego państwa król Konrad — jeden z niezliczonych hierarchów zawdzięczających swój urząd i "powołanie" rodzinie. Nepotyzm, rodzaj gry feudalnej polityki rodowej, jest szczególnie "znany i osławiony" wśród papieży wszystkich stuleci, przy czym "kulminacyjny punkt" (Schwaiger) osiąga w XV, XVI i XVII wieku. Oczywiście to zjawisko występuje również wśród innych książąt Kościoła, kapituł i wielkich klasztorów. "Wciąż czytamy, jak biskupi, opaci i opatki zapewniają sukcesję na swych urzędach. A nawet całe diecezje znajdowały się poprzez pokolenia w posiadaniu tych samych arystokratycznych rodów" (Angenendt).
W Konstancji rządzili zatem między rokiem 838 i 919 trzej biskupi z tego samego arystokratycznego alamańskiego rodu: Salomon I umiera w 871 roku; jego następcą zostaje cztery lata później jego bratanek Salomon II (875-889); po nim następuje następny bratanek Salomon III (890919). Jedna z katolickich dysertacji mieni ich trzech "najważniejszymi biskupami IX wieku". Świat zawdzięcza ich nepotyzmowi, kwitnącemu w chrześcijaństwie od samego początku, od dni biblijnego Jezusa; istnieje tu zaiste apostolska tradycja — aż do XX wieku (por. III, s. 303 i nast.).
Salomon III, urodzony około roku 860, wzrastał w szkole klasztornej St. Gallen i, przynajmniej w swoim czasie, bardzo lubił płeć piękną. Nadużył więc gościnności jednego z możnych, przyprawiając jego dziewiczą córkę o dziecko i czyniąc ją następnie opatką w Zurychu, która później na wiele sposobów "dużo czyniła dla jego i swojej duszy" (Casus s. Galii). Salomon został w 884 roku notariuszem, a w 885 kanclerzem Karola Grubego. Po jego obaleniu przeszedł na stronę zwycięzcy, został już w 888 roku kapelanem Arnulfa, a dwa lata później opatem St. Gallen i biskupem Konstancji. Od roku 909 był kanclerzem u Ludwika Dziecięcia, a od 911 u Konrada I, mocno go faworyzującego i obdarzającego paroma donacjami "na napomnienie naszego najwierniejszego biskupa Salomona" i to nie tylko na koszt alamańskich braci Erchangera i Bertolda.
Gdy margrabia Burchard z Recji, princeps Alamannorum, jako pierwszy w Szwabii otwarcie dążył do godności książęcej, natychmiast miał zdecydowanie przeciwko sobie "bliskiego królowi" Salomona — "mającego dużą przewagę dzięki barwnej zgrai wojaków" (Casus s. Galii). Burchard I został jesienią 911 roku skrytobójczo zamordowany za poduszczeniem biskupa i w ten sposób spaliła na panewce pierwsza próba stworzenia księstwa szwabskiego. Lecz nie zadowalający się tym biskup zechciał (wespół z innymi wyższymi duchownymi, zwłaszcza opatami St.Gallen i Teichenau) zniszczyć całą rodzinę. Wdowa po Burchardzie została pozbawiona wszelkich dóbr. Jego synowie, Burchard II, późniejszy książę Szwabii, i Udalryk zostali skazani na wygnanie, a ich posiadłości również rozdane przeciwnikom. Adalbert, hrabia Thurgau i brat Burcharda I, ulubieniec ludu, stracił życie — również za sprawką biskupa, przypuszczalnie w porozumieniu z innymi wschodniofrankijskimi arcypasterzami. Nawet teściowej młodszego Burcharda, Gizeli, odebrano i rozdzielono wszelkie posiadłości w czasie jej pielgrzymki do Rzymu.
Wkrótce potem biskup Salomon III zaczął zwalczać z taką samą zajadłością szwabskiego hrabiego-palatyna Erchangera i jego brata Bertolda, kolejnych pretendentów do godności książęcej; spokrewnieni byli z górnoreńskim rodem hrabiowskim Erchangerów, z którego pochodziła Ryszarda, żona cesarza Karola III.
Król Konrad usiłował początkowo być arbitrem i powstrzymać konflikt, a po świetnym zwycięstwie Erchangera nad najeżdżającymi w 913 roku Szwabię Węgrami poślubił jego siostrę Kunegundę, wdowę po padłym w 907 roku pod Preszburgiem (Bratysława) bawarskim margrabim Liutpoldzie. W końcu Erchanger i jego sprzymierzeńcy stali się po tej nowej bitwie z Węgrami panami Szwabii, to jednak spowodowało, że biskup Salomon coraz mocniej dążył do wojny z nimi.
Z roku na rok kraj był w coraz gorszym stanie. Początkowo obaj bracia, a po ich stronie stał jeszcze Burchard II, syn zamordowanego w 911 roku margrabiego, którego rodzinę dotknęła wieczysta banicja, odnosili sukcesy. Erchanger uwięził w 914 roku biskupa Salomona, lecz w zamian za to został pochwycony przez króla i wygnany z kraju. Po powrocie jednak pobił wraz z bratem Bertoldem i młodszym Burchardem w 915 roku koło Wahlwies, niedaleko Stockach, zwolenników króla. Tenże zaś szukał pomocy po stronie Kościoła — Erchanger tymczasem obwołał się bowiem księciem — i znalazł również poparcie papieża Jana X.
Biskup Salomon zatriumfował ostatecznie podczas zwołanego 20 września 916 roku przez Konrada synodu episkopatu frankońskiego, szwabskiego i bawarskiego, odbytego w Hohenaltheim (koło Nördlingen nad rzeką Ries). Było to pierwsze ogólne zgromadzenie kościelne w okresie pokarolinskim, przy czym szczególnie wyróżnili się swą nieobecnością hierarchowie sascy — za co surowo ich zbesztano.
Uczestnicy synodu stanęli zdecydowanie po stronie króla, "namaszczonego pana", uczestniczącego oczywiście w synodzie. Nakazali najsurowiej wierność wobec niego, a jego oponentom — z imienia nazwanym Arnulfem i Erchangerem — zagrozili karami kościelnymi. Przewodniczył legat Jana X, biskup Piotr z Orte, jeden z najbardziej zaufanych papieża, osobiście przez niego wysłany, jak napisano, "by wykorzenił wzrosłe w naszych krajach diabelskie zielsko". Synod obradował również, tak zapisano w aktach, by "zakończyć i złamać bezbożny bunt paru nikczemników".
Według listu towarzyszącego od papieża (który swego czasu powołał na arcybiskupstwo w Reims pięcioletnie dziecko) należało radzić nad złym stanem spraw Kościoła! Zajęto się, obok wzajemnych napomnień, znowu głównie własną władzą, mocno podpierając się fałszerstwami pseudoizydoriańskimi, domagano się dziesięcin, ochrony dóbr kościelnych i przywileju, by duchowni nie mogli być sądzeni przez świeckich sędziów: kto oskarżał biskupa lub księdza, oskarżał boski porządek świata ("nieomalże wszystkie postanowienia dotyczące ochrony biskupów wobec władzy świeckiej są dosłownymi cytatami ze zbioru dekretów fałszerza": Hellmann). Podczas gdy hierarchowie do woli mogli uwalniać się z oskarżenia za pomocą przysięgi oczyszczającej — za osławionym przykładem papieża Leona III anno 800 (IV, s. 271 i nast.), który postąpił tak przecież "za przykładem swego poprzednika" — próbowano zaostrzyć jeszcze kary nakładane przez Kościół na mocy właśnie oszukańczych dekretaliów pseudoizydoriańskich, których duchem tchną "w pełni" decyzje synodu (Hellmann).
A zatem obaj bracia hrabiowie Erchanger i Bertold oraz ich siostrzeniec, którzy ufając najwyraźniej w zakończenie sporu rodzinnego stawili się na synodzie, zostali skazani na dożywotni areszt klasztorny (podczas gdy bawarski książę Arnulf i jego brat Bertold, zięciowie Konrada, mimo wezwań przezornie nie stawili się na synodzie). Jeszcze surowszy był jednak król, na równi z którym stawiali się zresztą uczestnicy synodu. Ledwie trzy miesiące po ich przybyciu, 21 stycznia 917 roku — przypomina to fatalny koniec Babenberga Adalberta — Konrad I nakazał pod zarzutem "zdrady głównej" ściąć hrabiego-palatyna Erchangera i jego brata Bertolda, ich szwagrów, oraz ich siostrzeńca Liutfryda; jednakże "stoi za nim Salomon, winny zapewne i tego czynu" (Ludtke).
Nie przyniosło to królowi żadnych korzyści. Jeszcze w 917 roku zbuntował się w Szwabii syn zamordowanego przez Salomona retyckiego margrabiego (s. 389), Burchard II z rodu Hunfridingów, rywal straconych, i zajął ich miejsce. Okupował ich posiadłości i rychło zdobył uznanie szwabskich możnych jako książę (dux). W tym samym roku wrócił do Bawarii Arnulf, podniósł bunt przeciwko królowi i przegnał jego brata Eberharda ze swej "stolicy". Na koniec również w 917 roku najechali kraj Węgrzy i spustoszyli szczególnie dotkliwie Szwabię i Alzację z Lotaryngią, nie napotykając oporu zorganizowanego przez króla. Tenże wyruszył jesienią 918 roku ponownie na Ratyzbonę i znowu bez powodzenia.
O ostatnim okresie rządów Konrada wiemy niewiele. Nie pozostawiając potomstwa zmarł 23 grudnia 918 roku w nieznanym miejscu i znalazł ostatni spoczynek w Fuldzie. Nie potrafił powstrzymać ani ambitnych książąt, ani umocnić własnej władzy, a nawet umarł z powodu rany, jaką otrzymał podczas nieudanej wyprawy na Bawarię. Jako następcę zaproponował jednak, jak pisano, swego dawniejszego wroga, księcia saskiego Henryka. By przywrócić pokój, przeciwdziałać rozpadowi, zachować jedność Rzeszy, zaprzysiągł na łożu śmierci swego wygnanego z Bawarii brata Eberharda wobec Henryka, męża o prawdziwie królewskiej władzy, prawdziwej królewskiej charyzmie, by odesłał mu insygnia królewskie i zawarł z nim przyjaźń — na wieść od mnichów z Nowej Korbei.
Czy ten szlachetny gest, wprawiający w ruch dawne i nowe pióra i poruszający niezliczonych czytelników, miał faktycznie miejsce i czy ta zadziwiająca desygnacja Sasa przez Franka wydarzyła się rzeczywiście, pozostaje kwestią otwartą, nawet jeśli relacja Widukinda zawiera niewątpliwie lokalne elementy i wiele podejrzanie wyglądających upiększeń. Pochodzący z arystokracji zakonnik-kronikarz był dumny ze swego plemienia, przeniknięty poczuciem saskiej świadomości plemiennej i bardzo mu zależało na podkreśleniu legalności dynastii Liudolfingów, puszczającej tu może wtórnie w świat legendę polityczną, już to by dać błogosławieństwo całej sprawie, już to by zatuszować uzurpację.
W końcu również Merowingowie siłą zdobyli koronę. A także Karolingowie. I wielu innych wcześniej i później. Historia polityczna bowiem nie jest znaczona niczym innym jak zaborczością i przemocą. Przemoc to podstawa państwa, przez wszystkich — dobrych czy złych — akceptowana instancja integracji. Każde państwo opiera się bowiem na władzy, każda władza na przemocy, a przemoc — powiada Albert Einstein — zawsze przyciąga moralnie ludzi gorszej konduity. Jeszcze dzisiaj władza jest miarą tego, zwłaszcza w zakresie międzynarodowym, kto ma słuszność. "Po udanym puczu lub rewolucji wcześniej czy później następuje uznanie nowego rządu przez inne nacje. Kto wygrywa wojnę, ustala przebieg nowych granic i kształt nowej konstytucji — jest tym, kto ustala nowe reguły" (Esther Goody). Nawet jeśli wybór Henryka I odbył się całkowicie "legalnie", to jego motywacje, zaborczość, akumulacja władzy i przemocy, właściwe jemu, jego ojcom i praojcom, mogły zaistnieć jedynie dzięki ciągłej rywalizacji, krzywdzie, uciskowi i przelewaniu krwi.
I w ten sam sposób miało się to toczyć dalej.
ROZDZIAŁ 9.
Henryk I, pierwszy król niemiecki
"Nie potrafił czytać i pisać, czym nie stanowił wyjątku wśród wczesnośredniowiecznych królów. Również dla wykształcenia swych synów nie uczynił wiele".
Elfie-Marita Eibl
"Najpierw zimą roku 928/929 [...] Henryk wtargnął na ziemie Słowian połabskich i zdobył Brandenburg. Stamtąd zwrócił się na południe, gdzie spustoszył tereny Dalemińców [...]. Następne wyprawy w latach 932 i 934 poszerzyły obszar władzy niemieckiej".
Dietrich Claude
"Zadziwiające są sukcesy Henryka [...]. Sukcesy zawdzięcza ostrości swego miecza". "Tuż za zwycięskimi wojskami podążali, jeszcze przed kapłanami, handlarze niewolników".
Johannes Fried
"Król Henryk, wielki krzewiciel pokoju i gorliwy prześladowca pogan, zmarł 2 lipca, odnosząc odważnie i mężnie wiele zwycięstw, i wszędzie poszerzając granice swego państwa".
Adalberti continuatio Reginonis
Tak należy dbać o swoich
Po śmierci swego ojca, księcia Sasów Ottona Światłego (912 r.), Henryk został wybrany przez możnych na księcia. A z chwilą jego obioru na króla panowanie w państwie wschodniofrankijskim przeszło z Franków na Sasów. Zarazem oznacza jego początek — w każdym razie z perspektywy kwestii roztrząsanej już w XII wieku — ostateczne przejście od Rzeszy wschodniofrankijskiej do "niemieckiej", nawet jeśli z jednej strony nadal żywe są jej korzenie, a z drugiej Rzeszy Ottonów nikt w X wieku nie traktował jako "niemieckiej".
Możny, zwłaszcza we wschodniej Saksonii, między rzeką Leine a górami Harzu, bogato uposażony ród arystokratyczny Liudolfingów-Ottonów, z którego pochodził Henryk I, wielokrotnie spowinowacony z Karolingami, ów możny ród (wywodzący miano od swego najstarszego, a zarazem najsłynniejszego reprezentanta) ukazuje po raz kolejny, jak bardzo żądza władzy łączy się z "pobożnością" i jak obie mogą sobie przynieść korzyści. Protoplasta rodu, pierwszy i znany przodek, posiadający dobra na przedgórzu Harzu i w turyńskim Eichsfeld hrabia saski Liudolf (zm. 866 r.), dziadek Henryka I, znacznie zyskał dzięki nadziałom ziemi podczas pacyfikacji Sasów przez Karola I. Ożenił się z Frankijką Odą, pojednaną z Bogiem w wieku 107 lat (zm. 913 r.), pielgrzymował z nią w roku 845/846 do Rzymu i nabył od Ojca Świętego Sergiusza II — rozdającego godności biskupie i inne dobra kościelne w zamian za najlepsze oferty — relikwie różnych świętych poprzedników na papieskim tronie. Na koniec powołał w 852 roku ze swą małżonką klasztor kanoniczek w Brunshausen, jedno z pierwszych założeń klasztornych dla saskich możnych. Jak wiele innych służył on zaopatrzeniu paru córek — to familijne przedsięwzięcie świadczyło zarazem o chrześcijańskiej postawie.
Synowie, starszy Bruno, stryj Henryka I, poległy w roku 880 w polu na czele saskich oddziałów walczących z Duńczykami, i Otto Światły, ojciec Henryka I, uzyskali po wydaniu córki Liudolfa Liutgardy za Ludwika Młodszego (s. 182 i nast.) rozliczne przywileje, wśród nich również gwarancję godności opatki dla córek domu liudolfińskiego. Później jedna po drugiej dzierżyły tam rządy. A do wprowadzenia reformacji, do roku 1589, przetrwał stan księżniczek Rzeszy jako opatek w Gandersheim. A nawet jeszcze po wczesny XIX wiek Gandersheim pozostało klasztorem żeńskim dla wyższej arystokracji. Tak oto dba się o swoich ludzi....
A że tak pobożne dzieło nie było wyjątkiem, ukazuje nawiasem mówiąc zakon żeński w Essen (852 -1803), który również przetrwał prawie 1000 lat do swej sekularyzacji.
Założony około roku 852 przez hildesheimskiego biskupa Altfryda, gromadził nowicjuszki z najprzedniejszych rodów Rzeszy. Za czasów Henryka IV (zm. 1106 r.) posiadał ponad sto dworów i więcej niż trzy tysiące chłopskich łanów! W jego dobrach pracowali zależni chłopi, (półwolni) poddani; powszechne były liczne szarwarki, pańszczyzny, posługi żniwne i ogrodowe. Opatki zakonu, zdobywające kolejne dobra i przywileje zostały ostatecznie podniesione do stanu książąt Rzeszy. Po rozwiązaniu vita communis w X wieku opatka zakonu żeńskiego w Essen prowadziła własne gospodarstwo z czterema zarządcami, liczną służbą, również własnym kucharzem, kuchcikiem, piekarzem i piwowarem. Co wieczór mistrz kuchni zapytywał opatkę, co życzy sobie spożywać następnego dnia i wydawał odpowiednie polecenia szefowi kuchni i intendentowi. Stolnik (zarządzający kuchnią) i podczaszy usługiwali jej do stołu.
Profitenci saskich jatek
Młodszy syn Liudolfa, Otto Światły, panował jako książę już nad całą Saksonią, posiadał jednak rozległe włości również w Turyngii, w Eichsfeld, krainie między Harzem a Lasem Turyńskim, na południu Thuringgau oraz w Hesji, gdzie jako świecki opat klasztoru Hersfeld dysponował bogatymi dziesięcinami również na lewym brzegu Soławy. Ponieważ dwaj synowie Ottona, Tankmar i Liudolf, zmarli wcześniej, jego następcą został najmłodszy Henryk. Chociaż nie nastały w ten sposób rządy saskie w Rzeszy wschodniofrankijskiej, był to jednak krok w kierunku Rzeszy niemieckiej.
Niewiele ponad jedno stulecie po nadzwyczaj krwawym, trwającym 33 lata podboju Sasów przez św. Karola I (IV, s. 274 i nast.), ich nawracania "żelaznym językiem" przez ich oprawcę, owego "apostoła Sasów", został Sas właściwie pierwszym niemieckim królem. Należy przy tym stale pamiętać, że to właśnie arystokracja saska wchodziła w związki krwi z frankijską, że jej większość przeszła na stronę nowych panów i kolaborację wynagradzano często skonfiskowanymi dobrami. I tak również Liudolfingowie podczas rzezi Sasów urządzonej przez Karola "występowali jako jego stronnicy" (Struve) i w podzięce za ich zdradę, która też przyśpieszyła przejście Saksonii w feudalną pańszczyznę, jeszcze podczas wojen saskich zostali obdarzeni dobrami na zasekwestrowanych gruntach w dorzeczu rzeki Leine. Tam i ówdzie poszerzali swe włości, m.in. zagarniając siłą dobra mogunckie, co znowuż doprowadziło do konfliktu z Konradynami, zwłaszcza że Otto Światły poślubił Hadwig (Jadwigę) z rodu Babenbergów.
Z czasów Henryka I zachowało się tak niewiele źródeł (łącznie 41 dokumentów, z tego 22 oryginały), że można powiedzieć, iż o żadnym innym królu średniowiecza "nie wiemy tak niewiele" (Eibl). A piszący o nim dziejopisarze, mnich Widukind (zm. po 973 r.), biskupi Liutprand z Cremony (zm. ok. 971 r.), Adalbert z Magdeburga (zm. 981 r.), Thietmar z Merseburga (zm. 1018 r.), należą nie tylko, jak zwykle, do stanu duchownego, lecz są również po części związani z plemieniem saskim, a prawie wszyscy szczególnie z saskim domem książęcym. I wszyscy piszą z perspektywy lat późniejszych.
Król nie namaszczony
Henryk I, urodzony około roku 876, został wybrany na króla przez Sasów i Franków w połowie maja 919 roku, w wieku prawie 45 lat, we Fritzlarze (płn. Hesja), skąd ongiś wyruszał na misje Bonifacy. Na ziemi frankijskiej, lecz blisko kraju Sasów, przekazali nowemu panu "wśród łez przed Chrystusem i całym Kościołem jako niezłomnymi świadkami, co im zostało powierzone" (Thietmar z Merseburga). Frankijscy możni mieli, jak się ostatnio przypuszcza, już wcześniej wybrać go na króla i złożyć mu hołd. Nie było przy tym Szwabów i Bawarów; co dopiero mówić o Lotaryngach. Szwabi walczyli akurat z Rudolfem II z Burgundii zajurajskiej (912-937), wyraźnie ekspandującym w kierunku północno-wschodnim. Bawarowie swego czasu pobili króla Konrada, a nawet doprowadzili do jego śmierci (s. 246) i wespół z Frankami znad Menu wybrali na króla swego księcia Arnulfa "Złego" — kiedy: czy przed, czy po wybraniu Konrada pozostaje kwestią otwartą, tak samo jak problem, kto był czyim "antykrólem".
W każdym razie do wyniesienia na tron Henryka po śmierci Konrada minęło prawie pół roku, co świadczy o jakichś komplikacjach. W końcu nowemu władcy jako nie-Karolingowi, a nawet nie-Frankowi, podwójnie brakło legitymacji do panowania. Tym dziwniejsze, że — jak relacjonuje sam Widukind — został "królem nie namaszczonym i to z własnej, osobistej woli". Czy był on może, mimo nowszych prób bagatelizowania tej kwestii, początkowo mniej posłuszny klerowi niż jego poprzednik, używający Kościoła do walki z książętami i pretendentami do tronu, co znowuż biskupom przysporzyło więcej wpływów?
Jakkolwiek było, Henryk, wyraźnie niegodny owego zaszczytu, nie pozwolił się namaścić, co proponował mu metropolita moguncki Heriger (913 - 927), oczywiście z powodów prestiżowych, chłodnej kalkulacji władzy. W końcu kościelna benedykcja króla stała się zwyczajem od czasów szczególnie oddanego klerowi Ludwika IV również w Rzeszy wschodniofrankijskiej.
Henryk nie chciał jednak występować jako przeciwnik książąt, jako kontynuator chybionej polityki Konrada, krótko mówiąc, jako człowiek episkopatu. Oparł się więc — w najmniejszym stopniu nie przyjmując stanowiska antyklerykalnego, czy choćby anty-episkopalnego — początkowo na jedynym, również przez jego poprzednika przejętym notariuszu (Szymonie), a nie na tradycyjnej kancelarii, złożonej z duchownych, z której powołaniem zwlekał. A podczas gdy Konrad współpracował z klerem, Henryk dążył, bardziej jako primus inter pares, ogólnie do współpracy ze świeckimi maiores Rzeszy, oczywiście z korzyścią dla jej jedności i siły.
Ta integracja powiodła mu się najpierw w 919 roku w przypadku szwabskiego księcia Burcharda, rządzącego księstwem najsłabszym i najmłodszej daty, i uwikłanego ponadto właśnie w poważny konflikt z sąsiednim królem Burgundii Rudolfem II (który zaczął go nękać ze zdobytego przez siebie palatium Zurych w rejonie Jeziora Bodeńskiego; z wielkimi dobrami królewskimi, palatium Bodmann, opactwem Reichenau, siedzibą biskupstwa Konstancją, ówczesnym sercem Szwabii). A przeciwko księciu Bawarii Arnulfowi, zamierzającemu stworzyć raczej królestwo czysto bawarskie, zaaranżował w 921 roku — po pierwszej nieudanej, drugą — również nie rozstrzygniętą — wyprawę zbrojną.
Henryk podszedł aż po Ratyzbonę, unikał jednak rozstrzygającej bitwy. Inaczej bowiem niż jego poprzednik Konrad I, z zasady "geniusz zdecydowanego zwlekania", nie dążył z reguły do otwartej wymiany ciosów. "Grozi zbrojnie, lecz niechętnie uderza" (Fried). Dotyczyło to oczywiście raczej jego polityki wewnętrznej, a na pewno nie działań na wschodzie. Wobec książąt swego państwa zatem woli pertraktacje, kompromisy. Pozostawia więc obu książętom południowoniemieckim leżące na ich obszarach dobra koronne, zezwala im na inwestyturę, dysponowanie diecezjami i klasztorami Rzeszy, udziela nawet kilku pełnomocnictw w polityce zagranicznej; naturalnie wszystko to jedynie z powodu brakującej mu siły, by podporządkować ich całkowicie; lecz zostaje za to uznany za władcę. A gdy uczuł się mocniejszy, a jego pozycja stała się stabilniejsza, podjął na nowo kwestię zwierzchnictwa kościelnego i związał się mocniej z klerem (s. 253 i nast.).
Dochodowe narzeczone i uległy biskup
Rządy pierwszego niemieckiego króla charakteryzuje jeszcze jeden zasadniczy punkt polityki. "Władza królewska jednak rosła z roku na rok w siłę", sławi go Widukind z Nowej Korbei. Władza — a im bardziej władczy jest władca, tym niżej kłaniają się — w każdym razie z reguły, o co zresztą idzie w tym przypadku — przed nim historiografowie.
Henryk I zadbał najpierw o umocnienie własnej pozycji dzięki bogatej żonie. Mając 25 lat ubiegał się o rękę Hateburgi, córki pozbawionego synów hrabiego Erwina z Merseburga. Na jej politycznie ważące dziedzictwo — bramę wypadową na wschód, z rozległymi posiadłościami w tym rejonie, ostrzył sobie pazury również Kościół (w osobie Hattona I), pod którego wpływem owdowiała Hateburga włożyła welon zakonny. I tak jak z egoistycznych pobudek duchowieństwo zamknęło ją w klasztorze, tak równie egoistycznie Henryk ją wydobył, "dla jej piękna i użyteczności jej bogatego dziedzictwa", poślubił i spłodził z nią syna Tankmara.
Wszakże, zdradza z kolei Thietmar z Merseburga, "namiętność króla do swej małżonki osłabła". Wtedy tak się dobrze zdarzyło, że "odważny", "mądry", "cnotliwy" biskup Zygmunt z Halberstadt (894-924), ów "szczyt doskonałości", podważył prawomocność małżeństwa. Podniósł bowiem ten "mąż gorejący żarliwą miłością do Chrystusa", ponadto "dzięki wszechstronnej znajomości wiedzy duchownej i świeckiej wówczas wszystkich współczesnych przewyższający", wcześniejsze śluby Hateburgi, wykluczające małżeństwo z Henrykiem. Ergo zakazał obojgu od zaraz "dalszej małżeńskiej wspólnoty z mocy władzy klątwy z apostolskiego nadania". Na co posłuszny katolicki władca nie mógł uczynić nic innego, jak odsunąć niekanoniczną połowicę.
Zdarzyło się przy tym znowuż szczęśliwie, że Henryk zapłonął już "dla jej piękna i jej majętności do młodej Matyldy". Więc zamknął pierwszą żonę na powrót w klasztorze, zachowując naturalnie jej bogaty posag, wielkie posiadłości leżące we wschodniej Saksonii — trzon znacznych dóbr ottońskich wokół Merseburga. I tak, jak udało się Henrykowi poszerzyć swą władzę ku wschodowi, tak i rozszerzył swe panowanie dzięki drugiemu małżeństwu na zachodzie. W roku 909 poślubił zatem młodą Matyldę, córkę hrabiego Tederyka, dla "jej urody i jej majętności" (Thietmar), przy tym sławną swym pochodzeniem (jeśli nawet nie po mieczu) od saskiego bohatera i przeciwnika Karola w wojnach saskich, Widukinda. Matylda była jego prawnuczką, a nadto — słowami jej biografa — "warta najwyższej pochwały", oczywiście znowu świetnie uposażona, tym razem w westfalskie dziedziczne dobra Widukindów. I, co zrozumiałe, również i ona była bardzo oddana Kościołowi, jednym słowem: "w boskich jak i ludzkich sprawach pożyteczna" (in divinis quam in humanis profuit: Thietmar).
Ponownie Henryk — w tym przypadku z pomocą swego ojca, księcia Ottona, świeckiego opata w Hersfeld — wydostał ją z klasztoru żeńskiego, tym razem z Herford, gdzie — nie będąc rzekomo przeznaczoną do stanu duchownego — wychowywała ją własna babka o tym samym imieniu, opatka. "Wystąpiła naprzód, ze śnieżnobiałymi policzkami oblanymi płonącymi rumieńcami, jakby białe lilie złączone były z czerwonymi różami" (Vita Mathildis). Już następnego dnia po przybyciu do świętego przybytku Henrykowi pozwolono odjechać ze swym łupem. A jej wiano po nocy poślubnej przyniosło mu nowe zdobycze w Ostfalii i Engern.
To, że ów mąż, którego późniejsze czasy owionęły legendą jako "Henryka Ptasznika", jako "króla pośród stada ptaków" i przydały nie dworskiego stylu obcowania, nieomalże chłopskiej skromności, również jako król nie dał się
skrzywdzić, jest oczywiste. Nawet biskup Thietmar, sławiący "cnotliwość" Henryka, "wielkie dokonania", "czyny naszego króla godne wiecznej pamięci", dodaje: "Jeśli się nawet podczas swego królowania, jak wielu twierdzi, wzbogacił, to niech mu miłosierny Bóg odpuści".
"Ruch pojednania" i bliskość klechów
Odmowa Henryka dotycząca jego namaszczenia po wyborze na króla pozornie odsunęła od niego duchowieństwo, zwłaszcza że osadzenie króla zawsze było źródłem praw królodawcy. Szepnął zatem św. Ulrykowi — Henryk nadał mu w 923 roku biskupstwo w Augsburgu — książę apostołów Piotr osobiście do ucha: "Rzeknij królowi Henrykowi, że ów miecz bez rękojeści przedstawia króla rządzącego swym krajem bez błogosławieństwa biskupów (sine benedictione pontificali), natomiast miecz z głowicą — króla dzierżącego ster swego państwa z błogosławieństwem Bożym" (Vita Oudalrici). Z czego wzięło się miano Henryka "ensis sine capulo" (miecz bez uchwytu).
Tej biskupiej nauki Henrykowi nie wolno było lekceważyć zbyt długo. Tym bardziej, że biskupi uzyskiwali i uzyskali w ciągu IX i X wieku coraz więcej praw, nawet takich, które pierwotnie przysługiwały królowi, w ich ręce przeszły bowiem wręcz nawet hrabstwa — wszystko to było przypuszczalnie dla monarchy ważniejsze niż rada św. Piotra i jego pojawienie się przed całym synodem!
Henryk nie przyjmował przy tym bynajmniej postawy antyklerykalnej. Raczej po nieudanej próbie ograniczenia w Niemczech władzy biskupów — Albert Hauck twierdził ongiś wręcz: "na dworze żadnego z królów biskupi nie byli tak pozbawieni wpływów, jak na dworze Henryka" — zaczął po paru latach zwracać się ku Kościołowi. Dlatego duchowni kronikarze tak go wysławiają. Henryk budował domy boże w Saksonii, gdzie najwyraźniej "pozostawał w zgodzie z miejscowymi biskupami" (Eibl). Wraz z rodziną przystąpił do wspólnoty modlitewnej ważniejszych klasztorów — w Fuldzie, St. Gallen, Reichenau, w południowolotaryńskim klasztorze Remiremont w Wogezach. W jego czasach — czasach wielkiej biedy! — cały kraj opanowała fala pojednania szlachty z klasztorami, w końcu nic innego niż umowna zgoda świeckich i duchownych w celu wzajemnej pomocy, oczywiście również na wypadek konfliktów. Co znamienne, do regularnych "ruchów pojednania" dochodziło szczególnie podczas misji i szerzenia Kościoła w krajach chrystianizowanych.
Podobnie rzecz się miała z przyjacielskimi sojuszami. Zwłaszcza Henrykowe pacta amicitia z książętami, z "przyjaciółmi na siłę" — dzięki czemu usiłował zabezpieczyć swe państwo — wynikały z czysto oportunistycznej kalkulacji i były wyraźnymi dążeniami integracyjnymi, "polityką sojuszy w celu zapewnienia panowania" (Beumann), w gruncie rzeczy jedynie egoistycznym skolegowaniem się książąt i arystokracji. Tego rodzaju partnerstwo z wielkimi Rzeszy — z którego zrezygnował później Otto I — zawarł Henryk z książętami Eberhardem z Frankonii, Arnulfem z Bawarii, Gizelbertem z Lotaryngii, również ze swym poprzednikiem na tronie Konradem, z królem Rudolfem z Burgundii zajurajskiej i wieloma królami zachodniofrankijskimi. Ostatecznie "rada i pomoc" również była formułą "skonstruowanej" przyjaźni wobec przyjaźni "przyrodzonej", pokrewieństwa krwi, z którym w chrześcijaństwie, jak już się często okazywało, było jakoś coś nie zanadto.
Poza tym Henryk wiązał się coraz bardziej z Kościołem Rzeszy, a nawet wkrótce przestał przedsiębrać cokolwiek, nie zapytawszy biskupów, zajmujących przy nim "coraz znamienitszą pozycję" (Waitz). Już w roku 921, gdy Karol Prostak podarował mu rękę św. Dionizego (uważanego w średniowieczu za jedną postać, lecz dzisiaj wiemy, że powstał ze zmieszania trzech różnych osób), poprowadził za radą jednego z bawarskich hierarchów wyprawę wojenną przeciwko księciu bawarskiemu Arnulfowi, okrzyczanemu przez Kościół jako zły, tyran i syn zepsucia, a którego wielkie sekularyzacje cofnął częściowo jego brat, książę Bertold. Już w roku 922 Henryk mianował oficjalnie arcybiskupa Moguncji Herigera, którego ofertę namaszczenia wcześniej odrzucił, na arcykapelana i zaczął otaczać się coraz bardziej arcypasterzami i opatami, przeważającymi wyraźnie w królewskich dokumentach. W 929 roku przekazał również swego czteroletniego syna Brunona w ręce biskupa Balderyka I z Utrechtu, przeznaczając go do kariery biskupiej.
"Święta Włócznia"
Po wielomiesięcznych staraniach, żądaniach i groźbach, za złoto, srebro oraz, jako następny dar wzajemny, "niemałą część kraju Szwabów" i Bazyleę, udało się na koniec Henrykowi nabyć w 926 roku od króla Rudolfa II z Burgundii zajurajskiej zapewniającą zwyciętwo Świętą Włócznię, rzekomo symbol praw do Italii.
Drogocenny okaz zajmował "długo znamienite miejsce" wśród "insygniów Rzeszy" (Althoff, Keller), świadczących o prawomocności władcy. W każdym razie owa Święta Włócznia była podawana raz za włócznię Konstantyna, raz za włócznię Longinusa, który w historii pasyjnej przekłuł bok Ukrzyżowanego, a który później, jak opowiadano (wraz z nawróconym przez niego dozorcą więziennym), sam został męczennikiem i którego przywołuje się przemyślnie przy "błogosławieństwie krwi", przy zamawianiu krwawień i ran. Na koniec Święta Włócznia jest uważana od XI wieku również za włócznię Św. Maurycego, wybitnego — już przez Franków czczonego "świętego wojennego" i męczennika podniesionego do rangi "świętego Rzeszy", który — w chrześcijańskiej legendzie o bohaterach! -za czasów Dioklecjana zginął w Szwajcarii jako dowódca Legionu Tebańskiego wraz z co najmniej 6600 kolejnych męczenników (s. 300): jedno oszustwo po drugim piętrzy się w owej historii Kościoła, świętych i męczenników, i często jedno jest większe od drugiego.
Święta osobliwość, w której, żeby tak rzec, trzy Święte Włócznie złożyły się na jedną (tak jak w świętym Dionizym trzej kompletni święci albo jak w jednej Boskiej osobie są trzy inne...), ów "nieoceniony dar niebios" — obok którego były inne dalsze, niesione podczas wypraw wojennych (1098 r" 1241 r.), choć mniej skuteczne święte włócznie — zdobił od tej pory skarbiec koronny królów niemieckich i został przeniesiony w 1938 roku z Wiednia do "miasta zgromadzeń partyjnych Rzeszy" Norymbergi. Dzisiaj spoczywa jednakże na powrót w skarbcu wiedeńskim i nie przyniósłby w zamian "niemałej części kraju Szwabów", czy chociaż miasta Bazylei. Wówczas jednak ten "klejnot", "nosicielka najdrogocenniejszej relikwii [...] gwarantowała jako symbol panowania bardzo oddanemu wierze królowi jego zwycięstwa" (Kampf) — przede wszystkim zaś triumf nad Węgrami w roku 933, na który Henryk wybrał 15 marca, dzień świętego Longina, kiedy to uroczyście niesiono ją przed wojskiem...
Czy tylko król Henryk I wiedziony raczej — według Widukinda — "łaską bożą", czy też dzięki "geopolitycznemu Prawu Łaby" (Gesetz der Elbe — Ludtke), rzucił się z prawdziwą pasją na pogan, podejmując szereg pustoszących wypraw przeciwko Słowianom połabskim, i stąd przez arcybiskupa Adalberta z Magdeburga opiewany jest jako "zwolennik pokoju".
O piekielnym pokoju chrześcijan i o ich "podstawowych wartościach"
Pokój zyskiwał (nie tylko wtedy!) całkiem konkretne oblicze dla pewnych kręgów, szczególnie kościelnych — "pax polegający nie tylko na braku wojny i zniszczenia, lecz stanowiący ziemski odpowiednik civitas celestis, w którym iustitia, «prawdziwy porządek», panował powszechnie i nigdzie nie został zepsuty lub zaburzony" (Bullough). W tak rozumianym pax wszystko bez przeszkód może odbywać się dzięki wojnie i okrucieństwu w zupełnym chaosie, a nawet musi być wręcz wojna — "iustitia", "prawdziwy porządek" jest naruszany, właśnie ten chrześcijański.
Jest tak, a nietrudno to wykazać, po dziś dzień.
Pokoju za wszelką cenę chrześcijańska historia nie zna. "Wolność", "porządek", "chrześcijańskie wartości" muszą być zachowywane i bronione — w razie konieczności do krwi, do totalnej ruiny nawet obrońców. Przeciwko "przestępcom bez sumienia" papież Pius XII pozwolił nawet na wojnę atomową, nawet z użyciem broni ABC. A to, jak ocenił wówczas jego interpretator jezuita Gundlach, profesor (i przez pewien czas rektor) papieskiej Gregoriany w Rzymie: aż do "zagłady ludu" — w końcu z intensywną kościelną pomocą zginął niejeden naród (II, s. 257 i nast., 267 i nast.; IV, s. 294 i nast.) — aż do zagłady całego świata, albowiem za przyzwolony przez nich koniec świata "przejmie odpowiedzialność również" Bóg. Na szczęście nie znamy teraz, około roku 2000, żadnych wojen, żyjemy w całkiem pokojowych czasach: są tylko zabiegi służące "budowaniu pokoju" i "utrzymujące pokój"...
Jednakże już w owych czasach, gdy wojny prowadzono tak po prostu i bez zahamowań, bez mała nieustannie, właściwie zawsze chodziło o "pokój"; pax coraz bardziej, zwłaszcza za panowania Ottona I, należał do standardowych pojęć polityki chrześcijańskiej, był rzekomym celem każdych jatek (defensynych i ofensywnych) urządzanym poganom.
Historycy wczoraj...
Na północnym wschodzie Karol Wielki wszakże nawet nie żywił szczególnie daleko sięgających planów. Stary mistrz Hauck uważa nawet, że cesarz myślał jedynie o ustanowieniu "granic naturalnych". "Nad Łabą wielki zdobywca nie miał żadnych planów podbojów [...]. Karol nie dał się skłonić do włączenia do państwa frankijskiego obszaru wenedyjskiego [...]. Dowód na to leży w tym, że nie nastąpił najmniejszy ruch, by nawrócić Wenedów na chrześcijaństwo".
Uznajmy to za nieco śmiały wniosek autora wciąż jeszcze mającej znaczenie Historii Kościoła Niemiec (Kirchengeschichte Deutschlands), lecz tym godniejszy uwagi jest jego pogląd, że również późniejsi Karolingowie, Ludwik Pobożny, Ludwik Niemiecki, jego synowie i ich następcy utrzymywali tę Karolową "defensywną taktykę" na wschodzie, a wschodniofrankijscy książęta przez cały wiek IX nie wyszli poza ową "defensywną politykę", poza ustawiczne bezsilne, nie prowadzące do niczego skutki oderwania się i podboju, odmawiania trybutu i zmuszania do niego.
Albertowi Hauckowi jawi się natomiast zaangażowanie Liudolfingów jako prawdziwe "szczęście". "Jeśli bowiem sascy książęta byli w stanie początkowo walczyć tylko o zwycięstwo i łupy, to sama ich przewaga w polu doprowadziła w końcu do tego, że miejsce wojny łupieżczej zajęła wojna zdobywcza. Jest to zasługą księcia Ottona, że tereny wenedyjskie zostały najpierw rzeczywiście poddane panowaniu niemieckiemu, a wenedyjskie plemiona przywykły do podległości niemieckim książętom. Henryk I kontynuował rozpoczęte dzieło energicznie i z dobrym skutkiem: miejsce polityki defensywnej zajęły teraz na całej długiej wenedyjskiej granicy działania ofensywne". "Na tym obszarze książę Otto i król Henryk zbudowali podstawę niemieckiego panowania, a z nią niemieckiej narodowości".
"Od czasu zwycięstwa nad Duńczykami w roku 934 zapewniona była całkowicie niemiecka przewaga nad Słowianami. Na całej linii od Rudaw po [rzekę] Eider rozszerzyło się niemieckie panowanie nad krajem Wenedów [...]. Miejsce bardzo luźnej zależności zajęła mniej lub bardziej konkretnie wyrażona aneksja. Miarą znaczenia tych sukcesów jest uzmysłowienie sobie, że obszar włączony tym sposobem do Rzeszy był większy niż któregokolwiek z plemion niemieckich. Zdobycze na Wenedach są historycznym dokonaniem Henryka I. Dzięki nim wprowadził on niemiecki naród na tereny, na które po prawie tysiącleciu miał się przenieść ośrodek niemieckiej władzy".
No, cudownie. Pójdźmy tropem tej "niemieckiej władzy", tom po tomie śladem niemieckiej natury, z której miał czerpać Wschód...
O ofiarach oczywiście nie ma tu mowy, ani o własnych, ani o cudzych. Krew? Ani kropli, żeby tak rzec. W końcu jest to rzecz zupełnie czysta, wręcz chwalebna. Ktoś zwycięża. Zwycięża, bo jest silniejszy. Zdobywa, pokonuje, pokonuje ponownie, podbija, podbija na nowo, utwierdza się, łamie siłę jakiegoś plemienia, zmusza do uznania, przede wszystkim zawsze do uznania obowiązku trybutarnego, przyzwyczaja do podległości, rozszerza daleko niemieckie panowanie.
Ach, co za piękna rzecz! A krew tam nie płynie. I nie ma nieprawości. Nie ma ucieczki, wypędzenia, zniewolenia, nędzy i śmierci. Tylko — "niemiecka władza", "niemieckie panowanie", "dokonanie o historycznym znaczeniu"! I oczywiście teolog i historyk Kościoła Hauck, piszący swe opus magnum w czasach wilhelmińskich, poświęca mu słuszną ilość stron — na długo zanim Heinrich Himmler i Alfred Rosenberg odkryli "swą miłość do «pragermańskiego» Henryka, co wydało literaturę odpowiedniego poziomu [...]" (Bruhl).
... i historycy dzisiaj
Ponieważ jednak polityczna aura wygląda obecnie inaczej, historyczna konstelacja się nieco przesunęła, przekazuje się również nieco inny obraz historii. Henrykowe "dokonanie o historycznym znaczeniu", które oczywiście już jako takie nie figuruje, jest teraz chętnie przemilczane, traktowane tak oszczędnie, jak to możliwe, prawie eskamotowane i oczywiście akcentowane zupełnie inaczej.
Mediewista Eduard Hlawitschka na przykład poświęca w swym studium Studienbuch Henrykowi I wprawdzie nieomal 11 stron, natomiast jego ofensywie na wschodzie nawet nie pół strony (mniej niż "zdobyciu Świętej Włóczni"). Ponadto chodzi tu jedynie o: "prewencyjne zabezpieczenie granicy", "zapobiegliwość", "stworzenie oddziału jazdy", przy pomocy którego zostają "zwyciężone i zmuszone do płacenia trybutu [...] małe sąsiednie plemiona słowiańskie". I to wszystko tylko mimochodem, a właściwie jedynie, by nową jazdę "zahartować" przed użyciem przeciwko Węgrom i przestrzec "słowiańskich sąsiadów" przed ich wspieraniem.
W jednym z tomów daje nam rzeczony uczony dziesięciostronicowy wykład na temat króla Henryka I, ale o jego "dokonaniu o historycznym znaczeniu" mówi i pisze jedno jedyne zdanie, w którym mowa jest jedynie "o walkach granicznych ze słowiańskimi sąsiadami nad Łabą i Soławą — Hawelanami, Dalemińcami, Wieletami, Obodrytami i Redarami, do tego z Czechami — w celu wypróbowania nowych oddziałów jazdy i zarazem by przestrzec słowiańskich sąsiadów przed wspieraniem Węgrów".
Wydarty, inaczej mówiąc krwawo zdobyty przez Henryka obszar, przez Haucka z niekłamanym podziwem określany "jako większy niż któregokolwiek z niemieckich plemion", zostaje zredukowany przez piszącego sto lat później Hlawitschkę do swego rodzaju poligonu, wygodnie położonego w sąsiedztwie, na którym przygotowuje się przecież budzącą największe zainteresowanie wojnę przeciwko Węgrom.
O samych walkach nowsi historycy piszą, ogólnie biorąc, równie niewiele co Hauck. Nie, jakaś krew? Zwykle prawie wcale — byłoby to po prostu nieadekwatne, nie tyle nierzeczowe, co "niefachowe", poniżej wszelkiego (profesorskiego) poziomu. Handbuch der Europäischen Geschichte (1992 r.) wymienia "na temat walk ogólnie" jedną jedyną publikację — i to z 1938 roku.
Historiografia, zwłaszcza ta tworzona przez "ludzi z branży", wręcz nawet w przybliżeniu nie postępuje na tyle "obiektywnie", jak to wciąż udaje większość jej przedstawicieli. "Na oceny zawsze wywierały wpływ problemy polityczne każdorazowej teraźniejszości". Ten osąd Gerda Althoffa i Hagena Kellera w dwutomowym studium Heinrich I. und Otto der Grosse (1994 r.) dotyczy wprawdzie tylko historiografii odnoszącej się do obu pierwszych Ottonidów, charakteryzuje ją jednak mniej czy bardziej w ogóle. Obaj historycy może by z tym polemizowali. Jakkolwiek by było, "historyczne dokonanie" Henryka wymusza również na nich jedynie dwa zdania w całej książce poświęconej temu królowi. I również tutaj jawią się jego (ustawicznie) "z wielkim okrucieństwem prowadzone wyprawy zbrojne przeciwko Słowianom" — powołując się na Widukinda — znowu jedynie "jako przygotowanie do obrony przeciwko Węgrom, przede wszystkim jako próba skuteczności nowej jazdy" .
Jest to motyw — "możliwy", jak to zostało napisane w rzeczonym podręczniku. Ale jest i inny motyw: Henryk potrzebował nowego terytorium królewskiego, nowych możliwości ekspansji i nowych plemion, które by mógł łupić — "skarbiec królewski zapełnił się na nowo" (Fried). "Następujące kraje", sławi Thietmar (z "pełnego chwały życiorysu" swego bohatera wymieniając "jedynie całkiem niewiele"), "podporządkował sobie trybutarnie: Czechy, Dalemińców, Obodrytów, Wieletów, Hawelan i Redarów". Biskup pisze jednak zaraz po tym: "Zbuntowali się oni oczywiście natychmiast na nowo [...]". Lecz wtedy również zaraz zostali zaatakowani i, jak biskup Thietmar po chrześcijańsku kontynuuje, dokonano "za to zemsty". Można też oczywiście przyjąć, przede wszystkim za wieloma niemieckimi historykami, "prewencyjne i trybutarne zabezpieczenie granicy" (Reindel), można mówić o "ochronie granicy", o usiłowaniach Henryka "stworzenia militarnie bezpiecznego pasa ochronnego dla wnętrza kraju" (Fleckenstein).
A zatem: Albert Hauck ma rację. Henryk I działał na wschodzie ofensywnie. Im bardziej skrycie zachowywał się na zachodzie, im ostrożniej, a nawet uległej ogólnie tam postępował, tym bezwzględniej napierał na wschodzie.
"Zabezpieczanie granic" przez Henryka lub "[...] nie uszedł stamtąd nikt"
Pod panowaniem tego króla tam, gdzie nawet w czasach pokoju kwitł handel niewolnikami, zapanowało — szczególnie dzięki pancernej jeździe — zjawisko stopniowo coraz bardziej trwałe, a mianowicie terror skierowany przeciwko niektórym zachodniosłowiańskim i nadbałtyckim plemionom. Utrzymał się on przez całe stulecia. Przy czym ze zwalczaniem siłą Czechów, Słowian nadłabskich i Duńczyków łączyła się zawsze działalność misjonarska. Jeśli naród niemiecki stale się rozszerzał, to Słowianie nadłabscy (Obodryci, Wieleci, Redarowie, Wkrzanie, Hawelanie, Serbowie, Milczanie, Dalemińcy) byli z całą surowością ustawicznie tępieni, ich wsie całymi setkami burzone, ludzie mordowani, wypędzani, deportowani. "Obce panowanie jest największą biedą", skarży się biskup Thietmar, myśli przy tym, jak przystało na chrześcijańskiego pasterza, oczywiście wyłącznie o ucisku własnego ludu. ("Kronika Thietmara wymaga, drogi czytelniku — tak pisze on sam w pierwszej części prologu — nieco przychylności [...]").
Henryk I już w 906 roku wyruszył na polecenie ojca przeciwko północno-zachodniemu plemieniu Dalemińców. Tym sposobem wykazał "swe uzdolnienia do wojaczki" i powrócił "pomyślnie po ciężkich pustoszeniach i grabieżach" (Thietmar), co zresztą ściągnęło na Saksonię pierwszy najazd Węgrów. Oczywiście Henryk, jak każdy Sas, nienawidził Wenedów i nie cofał się przed żadną nieprawością wobec nich: zaciągniętemu i osiadłemu w Merseburgu oddziałowi złożonemu z wielu bandytów, złodziei i łotrów, "Legionowi Merseburskiemu" (który wyruszał w pole jeszcze pod Ottonem "Wielkim", póki nie został zniszczony przez czeskiego Bolesława I), pozwalał na każdy występek przeciwko Wenedom. I niezmordowanie uzupełniał swą gangsterską bandę. Mianowicie zawsze gdy widział, "że jakiś złodziej lub łotr jest odważnym mężem i nadającym się do wojennego rzemiosła, odpuszczał ciążącą na nim karę i przesiedlał na przedmieście Merseburga, dawał pole i broń i nakazywał oszczędzać współmieszkańców, przeciwko barbarzyńcom zaś, o ile się ośmielą, czynić wyprawy zbójeckie. Zebrana z takich ludzi kupa wystawiała kompletny hufiec na wyprawy wojenne". A Merseburg, położony bezpośrednio na granicy ziem słowiańskich, był oczywiście dobrą bazą wypadową. Siedem lat ze swego 17-letniego panowania Henryk poświęcił na walkę z ludami Słowian nadłabskich, na głęboko niesprawiedliwe wojny, mające na celu tylko podbój i wyzysk — jeden "z owych wielkich przywódców [...], jakich los naszemu narodowi daje raz na tysiąclecie" (Ludtke).
W roku 928, kiedy Henryk liczył sobie już 51 lat — według niektórych historyków był w pełni dojrzałym "geniuszem" — wszczął kampanię niemiecko-hawelańską, "wiele walk", jak podkreśla Widukind, trwającą aż do początku lat czterdziestych. Wykorzystał przy tym pokój zawarty z Węgrami i niespodzianie najechał w zimie — rzecz w tych czasach niezwykła — Hawelan, plemię należące do Związku Wieletów, osiadłe po drugiej stronie Łaby, nad środkową Hawelą. (Od nazwy tej rzeki, jej germańskiej nazwy Habula, wywodzi się pierwotne miano Hawelan, Habelli; jak się przyjmuje, powstało ono po przywędrowaniu Słowian w VI wieku i zmieszaniu ze szczątkową ludnością germańską; dało ono później korzenie Marchii Brandenburskiej).
Podczas najazdu Henryka towarzyszył mu jego szesnastoletni syn Otto — była to dla niego dobra szkoła na całe życie. Poza tym królewska latorośl nie umiała ani czytać, ani pisać, tak jak to było w przypadku jego koronowanego ojca, jednakże jego potężna postura stanowiła — jak tego chce Widukind — prawdziwą ozdobę monarszej godności! Władca też lubił wypić. I był wielkim myśliwym, którego koniec w każdym razie wręcz nadszedł na łowach (s. 270), potrafiącym niekiedy "podczas jednego objazdu położyć czterdzieści lub więcej sztuk dzikiej zwierzyny"; jeśli nie są to opowieści wyssane z palca. Również nie przyswoił sobie np. łaciny, ale za to umiejętność wycinania w pień ludzi. Po wirtuozersku praktykował to tak ojciec, jak i syn. Oraz potomkowie, jak wcześniej przodkowie. W ogóle chrześcijanie, zwłaszcza ich arystokratyczni wybrańcy.
Po wielu walkach wzięto podczas tęgiego mrozu chroniony wodami rzeki główny punkt oporu Hawelan, strategicznie położony gród Brennabor (Brennę, późniejszy Brandenburg) — miał później zmieniać właściciela jeszcze dziesięć razy (a wedle chyba dobrze udokumentowanego przypuszczenia miał być już celem Karola Wielkiego podczas wyprawy na Wieletów w roku 789). W 948 roku założono na podgrodziu najstarszy kościół biskupi. I to właśnie obszar nad środkową Hawelą wokół Brandenburga stanowił Marchię Północną (Nordmark), oddaną przez Ottona I margrabiemu Geronowi (s.294 i nast.).
Zaraz po zdobyciu Brandenburga król podbił, pustosząc ich kraj, Dalemińców mieszkających na południu w okolicach dzisiejszego Drezna i Miśni, z którymi walki toczył już wcześniej Karol Wielki, a później w zastępstwie ojca Henryk w 922 roku i których główny gród Ganę (nazwany tak od Jahny, lewego dopływu Łaby koło dzisiejszej Riesy) wziął szturmem dopiero po dwudziestodniowym oblężeniu, po czym kazał zrównać z ziemią. Wszystkich mężczyzn, może również kobiety i dzieci, wybito — według Widukinda zgładzono wszystkich dorosłych (puberes), a chłopców i dziewczęta oddano w niewolę. Dla zapewnienia swego panowania król niemiecki wzniósł na wzgórzu 40 metrów nad Łabą gród w Miśni (Misni, niem. Meissen), warownię o dużym strategicznym znaczeniu. Również kościelnym, powstało tu bowiem później biskupstwo. Był to kres politycznego znaczenia Dalemińców.
Jeszcze w tym samym roku, 4 września 929 roku, saski władca rozgromił pod Łężynem (niem. Lenzen), kluczową warownią na prawym brzegu dolnej Łaby w dzisiejszym okręgu Priegnitz, słowiańskich powstańców, przede wszystkim dzięki przewadze swej pancernej jazdy. Źródła donoszą z dużą przesadą o 120, a nawet 200 tysiącach poległych Wenedów; byli to głównie uciekający lub pojmani, których zabito, ścięto lub wpędzono do jeziora i utopiono. W każdym razie: "pobito ich tak, że jedynie niewielu uszło" (biskup Thietmar). "Z pieszych nie uszedł żaden, z jezdnych jedynie nieliczni, i tak zakończyła się bitwa pogromem wszystkich wrogów" (zakonnik Widukind). Według jego słów pod Łężynem walczyli barbarzyńcy, czym Słowianie wciąż po prostu są, przeciwko "ludowi bożemu", opromienionemu "jasnością i radością" — dobrym sumieniem, we wszystkich wojnach zapewnionym ku własnej korzyści swej soldatesce przez kler. Następnego dnia padł Łężyn — "dzięki Boskiej przychylności i łasce wspaniałe zwycięstwo". Wszystkich mieszkańców popędzono w niewolę, kobiety i dzieci wygnano nago. Załoga głównego grodu słowiańskich Linonów, położonego u jedynej, strategicznie ważnej przeprawy przez Łabę między Bardowieck i Magdeburgiem, została wycięta w pień, mimo zapewnienia swobodnego wyjścia — "nie znano litości, tylko zniszczenie lub niewola" (Waitz).
Wielkie "dokonanie w historii wojen", zdaniem historyka okresu faszystowskiego; dokonane przez "największego wśród królów Europy" (regum maximus Europae), jak to można wyczytać u zakonnika Widukinda. Jednakże również biskup Thietmar opiewał pogromcę jako takiego, "co umiał mądrze postępować ze swoimi, natomiast wrogów pokonywać chytrze i mężnie". O tak, były to chwalebne lata 928 i 929, w których "potężna, zaprawdę heroiczna postać", "rewolucyjna, kształtująca losy wielkość Henryka I", "twórca Rzeszy, wielki niemiecki król i człowiek", "rozpoczął swą politykę wschodnią" i zdobył obszar, "który jedynie niemiecki człowiek, i żywa krew niezliczonych pokoleń miały
prawo ukształtować na swój sposób i na swoją ojczyznę" (Ludtke). Ale również Ryszard Wagner sławił Henryka I w Lohengrinie: "Sławne i wielkie twe imię / nigdy na tej ziemi nie zginie!"
"...Ponieważ żołnierz cuchnie trupem"
— biskup Thietmar "na szczytach edukacji swego czasu"
Kronikarz z dumą donosi o śmierci w jatkach pod Lenzen "dwóch mych pradziadów o imieniu Liuthar", Liuthara ze Stade i Liuthara z Walbeck; "znamienici rycerze wysokiego rodu, ozdoby i pociechy ojczyzny [...]". Zawsze te same frazesy — przez tysiąclecia od starożytnego Rzymu (obecne tu dzięki "narodowemu eposowi", Eneidzie Wergiliusza 10, 858 i nast.) po adekwatną propagandę wojen światowych — semper idem. Decydujące jest w każdym razie to, co w historii jest notoryczne i stanowiące normę: kolosalna historia głupoty, uciemiężenia, przestępstw i katastrof, szczególnie zaś ogłupiające narody gloryfikowanie i uświęcanie wszystkich owych niewypowiedzianych orgii w wyrzynaniu i wybijaniu; powtarza się to ustawicznie — rzadko tak drastycznie i celnie uchwycone jak w Brechtowskiej Balladzie o nieżywym żołnierzu:
"A ponieważ żołnierz cuchnie trupem,
to kuśtyka klecha tuż,
i nad nim kadzielnicą kołysze,
by tak nie cuchnął już".
Właśnie tą kadzielnicą kołysze też biskup Thietmar z Merseburga, częstując nas po wspomnieniu swych pradziadów, "ozdób i pociechy ojczyzny", wieloma przykładami, "dowodami", by "żaden wierzący w Chrystusa nie wątpił w przyszłe zmartwychwstanie zmarłych [...]". Ustawiczna chrześcijańska masakra viribus unitis prowadzona przez tron i ołtarz od początku IV wieku (I, s. 198 i nast.) jest bowiem tradycyjnie spleciona wewnętrznie z wiarą chrześcijańską. Im więcej płynie krwi, tym potrzebniejszy "kochany" Bóg, zwłaszcza jednak nauka o zmartwychwstaniu — kłamstwo życia pozagrobowego.
W taki sposób Thietmar prezentuje zaraz "niedawno odeszłą z tego świata", która, na nowo ozdrowiała, rozmawia normalnie z kapłanem, co oczywiście kryje "niezawodne przesłanie". Coś "bardzo podobnego — kontynuuje biskup — widzieli i słyszeli w moim czasie strażnicy w Magdeburgu". Widzieli i słyszeli wszak w kościele "prawdziwie śpiewających" dwóch sztywnych na amen. I również sprowadzeni "najszacowniejsi mieszczanie" przeżyli tę naprawdę cudowną rozkosz, na co znowuż są "wiarygodni świadkowie". Jak choćby w Deventer zmarli w kościele składali ofiarę i śpiewali, a podglądającego ich księdza wyrzucili po prostu na zewnątrz, a następnej nocy spalili go przed ołtarzem "na pył i popiół", co poświadcza nawet chora siostrzenica Thietmara Brygida (zapewne córka jego wuja, margrabiego Liuthara z saskiej Marchii Północnej), która ponadto zapewnia: "Gdyby ma słabość mnie nie powstrzymała, mogłabym Ci opowiedzieć jeszcze wiele z tego wszystkiego".
A biskup Thietmar nam!
Chodzi mu jedynie o to — sam kiedyś posłyszał "wyraźnie rozmowę zmarłych", jak teraz pewien jego "towarzysz" mógł zaświadczyć — by "wszystkim wiernym", i to "wyraźnie" — jak ponownie podkreśla — głosić "pewność zmartwychwstania i przyszłej zapłaty według ich zasług"; wpoić wszystkim wiarę, że można być z dumą na wojnie "ozdobą i pociechą ojczyzny", że w spokoju ducha można "paść" na polu bitwy, gdyż ponownie się wstaje, powstaje z martwych, jak jego obaj pradziadowie pod Lenzen... A "niewiernym" rozwiewa całkowicie wątpliwości słowami proroka: "Panie, Twoi zmarli będą żyć!" Lub: "A zmarli podniosą się z grobów, usłyszą głos Syna Bożego i uradują się [...]". To oczywiste, jakiż głupiec mógłby w to jeszcze wątpić!
Ponieważ wszystko jest tak proste, godne wiary i przede wszystkim prawdziwe, zwłaszcza dla chrześcijańskiego biskupa, Thietmar w swym historycznym dziele formalnie karmi nas cudami, historiami ze snów, objawieniami, pojawieniami się diabła, wizjami, znakami i cudami, cudownymi uzdrowieniami i karami, tajemniczymi zaćmieniami słońca etc. etc. Jest to przecież dzieło męża, który — jak zapewniają nas badacze — "wyszedł z jednej z najlepszych szkół", "stał na szczycie inteligencji", który miał "rozległą wiedzę" (Trillmich). Ergo powalony udarem magdeburski dziekan Hepo jest w stanie wprawdzie "ledwie szeptać", lecz przy tym "bardzo pięknie śpiewać psalmy z braćmi". Ergo odnawia się wypite wino wciąż na nowo, tak że nie tylko zakonnice jednego z klasztorów piją je "przez długi czas", "lecz także wielu okolicznych mieszkańców i gości na chwałę Pana". I gdzieś tam jakieś święte zwłoki nie cuchną, lecz pachną mocno oraz słodko "wedle świadectwa najbardziej wiarygodnych mężów jeszcze z odległości większej niż trzy mile".
Oczywiście lepiej jesteśmy w stanie ocenić te wszystkie szokujące wydarzenia — tak pouczają nas zarówno historycy, jak i teolodzy — nie z dzisiejszej perspektywy, lecz czasu naznaczonego inną wiarą i innym sposobem myślenia. Brzmi to mądrze. Jednakże na marginesie, że jeszcze dzisiaj miliony tak wierzą i myślą — dlaczego wierzono i myślano o takich nieśmiertelnych bzdurach przez całe epoki z taką zajadłością? Ponieważ tysiące i setki tysięcy ciemniaków i oszustów w sutannach wbijało je do głowy, rujnowało klasyczne ideały antyku przez stulecia i uczyniło "mądrość tego świata głupotą" (1 Kor 1,20), wtrąciło Wschód i Zachód w to całe mroczno-fatalne bagno niewiedzy i zabobonu, oszustwa relikwii, cudów i pielgrzymek, które wręcz pogrzebało duchowo narody (por. zwłaszcza III, rozdz. 3 i 4!); ponieważ przegnali oni powszechną edukację ze szkół, podporządkowali i uczynili całe wychowanie ofiarą chrystianizacji, a swój teologiczny obłęd duchowy uczynili najwyższą nauką, tak że jeszcze Tomasz z Akwinu nazywał dążenie do wiedzy "grzechem", jeśli nie ma ono na celu "poznania Boga".
Można było zatem każde szaleństwo, nawet najbardziej monstrualne, bez trudu rozpowszechniać i indoktrynować, im wścieklejsze, tym piękniej! Nie tylko masy: illiterati et idiotae. "Lud w ekstazie — szydzi Wolter — lecący za paroma oszustami, wystarcza; wraz z tą zarazą mnożą się cuda — i w końcu cały świat wariuje".
Głęboko w czasy nowożytne masy chrześcijańskie wegetują w stanie zupełnego analfabetyzmu. Ale dlaczegóż! Jednakże również arystokracja, większość książąt: do okresu Staufów niepiśmienna. Jednej tylko rzeczy nauczyła się ta chrześcijańska szlachta lepiej niż innych, nie miłości bliźniego nie miłości wroga, nie Dobrej Nowiny, nie, tylko: zabijać, zabijać, zabijać!
W roku 931 Henryk wyprawia się na Obodrytów. W następnym zostaje zdobyta i spalona licząca 10 tysięcy mieszkańców Libusza (Liubusua), centrum słowiańskiego plemienia Łużyczan (według najnowszych badań leżąca w powiecie Luckau), osiemdziesiąt lat później obsadzony przez niemiecką załogę gród zostaje wzięty przez Bolesława Chrobrego. (Zdarzyło się to w drugiej z trzech wojen prowadzonej przez cesarza Henryka Świętego, sprzymierzonego z poganami przeciw księciu Polan, opiewanemu swego czasu wkrąg jako ideał chrześcijańskiego panującego, jako rex Christianissimus i athleta Christi; sława, której Bolesław jak wielu innych okazał się godny dzięki temu, że 20 sierpnia 1012 roku przy wzięciu Libuszy urządził "nikczemną krwawą łaźnię" [biskup Thietmar] i ponownie spalił gród do cna). Henryk I podporządkował sobie Łużyce trybutarnie, jak również, dzięki wyprawie w roku 934 na kraj Wkrzan (dzisiaj Uckermark). "Nic dziwnego, że takie czyny wywołały zachwyt Kościoła", pisano euforycznie jeszcze w XX wieku. "Porwane przez strumień życia, nabrzmiewające z Henrykiem, życie kościelne popłynęło rzeką [...]" (Schöffel).
Dotyczy to nawet też północy kraju. Mianowicie w tym samym roku 934 Henryk pokonał w krwawej wojnie Duńczyków, uważanych przez prawie wszystkich za niezwyciężonych, będących postrachem całej zachodniej Europy, a na ich wicekróla Gnubę, władcę Haithabu (dun. Hedeby), nałożył trybut i uczynił go swym wasalem. Niemniej ważne, że dzięki temu król również na północy stworzył nową bazę dla poszerzenia państwa bożego na ziemi. Odwiódł przecież tym samym pogan "od ich starych zabobonów i nauczył nosić jarzmo Chrystusa" (Thietmar). Albowiem zgodnie ze starą strategią: najpierw miecz, potem misje, zaraz po klęsce Duńczyków arcybiskup Unno z Hamburga-Bremy rozpoczął nawracanie w Danii i Birce. Wkrótce potem Gnuba poległ w walce przeciwko północnojutlandzkiemu królowi Gormowi, a za panowania jego syna, króla Haralda Sinozębego, Duńczycy zostali chrześcijanami.
Na wschodzie natomiast przeciwnikami były diabły najdziksze i jeszcze długo nie znające "jarzma Chrystusa".
"[...] Wieloletnia praca wychowawcza"
Węgrzy, "okropni w stroju i budowie ciała — jak pisze mnich Widukind — lud bardzo dziki i przewyższający okrucieństwem drapieżne zwierzęta", jak z kolei podaje swego czasu opat Regino z Prum, mężowie "ohydnie chrząkający” "wyjący jak psy" — to słowa Ekkeharda IV z St. Gallen, krótko mówiąc, "dzieci Szatana" (filii Belial, Annales Palidenses), wdarli się po raz pierwszy do Marchii Panońskiej w roku 894, a anno 900 do Bawarii. Od tej pory często pustoszyli tereny południowoniemieckie, a Kościół stracił — oczywiście wcześniej zrabowane — wielkie obszary. Granice diecezji w Pasawie i Salzburgu już na początku X wieku cofnęły się do rzeki Anizy i stoków alpejskich — jakkolwiek duszpasterze nie żałowali krwi w swej obronie: pod Preszburgiem (Bratysława) 4 lipca 907 roku na polu bitwy polegli z całym bawarskim wojskiem również biskupi Salzburga, Freising i Seben.
Do Saksonii, a zatem i na północ wtargnęli najeźdźcy po raz pierwszy w 906 roku, gdy młody Henryk na rozkaz ojca poprowadził wyprawę przeciwko Dalemińcom, okrutnie ich wyrzynając. Węgrzy, przywołani przez Dalmińców na pomoc, strasznie złupili cały kraj. Zabili wielu Sasów, innych powlekli w niewolę i za rządów Henryka zjawiali się ponownie w 919 i 924 roku, na nowo w roku 926, tym razem również po drugiej stronie Renu; watahy ich jeźdźców zalały całą zachodnią Europę — "[...] et vastaverunt omnia", typowy zwrot ówczesnych roczników.
Gdy król czekał na rozwój wypadków schroniwszy się w swym palatium w Werli, przypadkiem wpadł mu w ręce jeden z węgierskich wodzów. Henryk wykorzystał okazję do zawarcia dziewięcioletniego rozejmu (przy zapewnieniu corocznego trybutu) i wykorzystał ten czas do stworzenia pasa obronnego, wzniesienia nowych grodów i naprawy starych, przede wszystkim na granicy ze Słowianami, przy czym zamieszkujący te tereny lud musiał dzień i noc je budować i dbać o zaopatrzenie. Grody rozmnożyły się oczywiście od czasów karolińskich, a w epoce ottońskiej skupiało się w nich całe życie polityczne, a "z pewnymi ograniczeniami również kościelne" (Schlesinger). Henryk zbudował "grody dla uzdrowienia kraju, a kościoły Pańskie dla uzdrowienia swej duszy", notuje biskup Thietmar, redukując mocno realne chrześcijaństwo do jego (w podwójnym tego słowa znaczeniu) praktycznych wartości zasadniczych: Kościoła i wojny.
Następnie umocniono potężnie mnóstwo klasztorów, jak choćby Hersfeld, Nową Korbeę, St. Gallen, i oczywiście niektóre palatia, Werlę czy Merseburg. Nie bez znaczenia była modernizacja saskiej jazdy, opancerzonej i "szkolonej" do wojny z Węgrami na wschód od Łaby i Soławy w ustawicznym nękaniu Słowian; historycy mówią tu również o "próbie wytrzymałości" (Beumann). Po sześciu latach król czuł się na tyle silny dzięki "wieloletniej pracy wychowawczej i podniesieniu obronności swego ludu" (Lüdtke), by złamać rozejm przy gorliwym aplauzie Kościoła. W końcu i on musiał płacić trybut Węgrom; być może był to powód natychmiastowego wprowadzenia pogłównego na jego rzecz równocześnie z zerwaniem rozejmu w 932 roku na pierwszym poświadczonym synodzie Rzeszy za panowania Henryka I.
W powiązaniu z owym czerwcowym synodem pod przewodnictwem arcybiskupa mogunckiego Hildeberta i w obecności króla oraz licznych niemieckich biskupów opowiedziało się jednoczesne zgromadzenie ludu i wojska również za wojną z Węgrami. Wszyscy bowiem żywili nadzieję, że są dostatecznie uzbrojeni, by podjąć walkę. Król przemawiał do ludu tymi słowy: "Od jakich niebezpieczeństw jest teraz wolne wasze państwo, które wcześniej było w całkowitym zamęcie, to wiecie sami nader dobrze, którzy musieliście przez wewnętrzne waśnie i zagraniczne walki tak często cierpieć. Lecz teraz widzicie dzięki łasce Najwyższego, dzięki naszym staraniom, dzięki waszej odwadze, że wszystko jest uspokojone i pojednane, barbarzyńcy pokonani i podbici. To, co teraz jeszcze musimy uczynić, to powstać zjednoczeni przeciw naszym wspólnym wrogom, Awarom".
Jakiś wróg musi zawsze być, przez wszystkie tysiąclecia. Do czego byśmy doszli bez niego! Bo przecież, wszystko w biedzie, zdaje się, w upadku, zmarnowane. Oprócz, ma się rozumieć, Matki Kościoła. Jego bogactwo było wyraźnie nie mniejsze niż łupieżców Węgrów. "Dotychczas, by napełnić ich skarbce, musiałem grabić was, waszych synów i córki, teraz musiałbym ograbić kościoły i jego sługi, gdyż nie pozostały nam żadne pieniądze, jedynie nagie życie. Idźcie więc po radę i zdecydujcie się, co mamy czynić w tych sprawach. Mam wziąć skarb poświęcony Duchowi Świętemu i oddać jako wykup za nas wrogom Boga? Czy może mam podnosić pieniędzmi godność służby bożej, by nas raczej zbawił Bóg, będący zaprawdę naszym stwórcą i zbawcą?"
Pytania retoryczne. Oczywiste, że woleli zachować skarb kościelny, woleli wszyscy "zupełnie zostać zbawieni przez żywego i prawdziwego Boga, gdyż jest on wierny i sprawiedliwy we wszystkich swych drogach i święty we wszystkich swych dziełach". I tak podnieśli — głodni zbawienia — "prawice do nieba" i zaprzysięgli królowi, że staną u jego boku.
"Decydująca próba"
Przez całe tysiąc lat średniowiecza chyba nikt regularniej nie wyciskał trybutów niż Frankowie i Niemcy! Ale sami płacili je oczywiście niezmiernie niechętnie. I tak odesłano w 932 roku posłów ze wschodu domagających się rocznego trybutu z pustymi rękami do domu — a w następnym Węgrzy pojawili się na nowo. W Turyngii podzielili swe zagony. Watahy nacierające w kierunku zachodnim przeciwko Sasom napotkały zrazu oddziały saskie i turyńskie: "Wodzowie Węgrów padli — raduje się Widukind — ich wojsko rozprasza się, ścigane przez cały kraj, część zostaje starta przez głód i zimno, inni umierają zabici lub pojmani, jak sobie zasłużyli, wszyscy nędzną śmiercią".
Prawdziwie chrześcijański punkt widzenia sprawy. Mówiono także o sądzie bożym. A drugi nastąpił 15 marca 933 roku za przyczyną wojsk Rzeszy, przez zastęp wszystkich plemion pod wodzą Henryka koło Riade (prawdopodobnie Kalbsrieth u zbiegu rzek Helme i Unstruty). Biskup Liutprand z Cremony podnosi przy tym "chwalebny i godny naśladowania obyczaj" Sasów, "że żaden mężczyzna zdolny do noszenia broni, liczący sobie ponad trzynaście lat, nie może uchylić się od powołania do wojska". Wyruszono więc z dziećmi do bitwy, grożąc karą śmierci uchylającym się od służby wojskowej.
"Jeszcze osłabiony chorobą", relacjonuje biskup następnie, król dosiada "w miarę swych sił rumaka, zbiera swych wojowników wokół siebie, słowami wzbudza zapał do walki [...]". Przy czym "ożywiony tchnieniem bożym" dodaje: "Przykład królów dawnych czasów i pisma ojców świętych (!) nauczają nas, co mamy czynić". I zaraz pędzą dzieci boże pod znakiem archanioła Michała — w Biblii (Ap 12,7 i nast.) przywódcy aniołów w walce na koniec świata — z krzepkim i oczywiście miłym Bogu, a nadto działającym cuda Kyrie eleison! przeciwko piekielnemu "Hu, ha! [...] dzieci Szatana", sam król "już to na przedzie, już to w środku, już to w ostatnich szeregach" (Widukind), i biją wrogów Rzeszy — zarazem jako wrogów Kościoła— zupełnie na głowę "dzięki łasce miłosierdzia boskiego" (Liutprand). Według Flodoarda, na pewno mocno (lecz jeszcze nie najmocniej) przesadzającego kanonika z katedry w Reims, padło 36 tysięcy zabitych, nie licząc rzekomo niezliczonych potopionych w rzece.
Jednakowoż: za życia Henryka Węgrzy już nie powrócą — piękny "sprawdzian", świadectwo "historycznej żywotności" niemieckiej Rzeszy (Fleckenstein). Pierwsze zwycięstwo niemieckiego króla nad Węgrami, fetowanego później przez swych żołnierzy jako "ojciec ojczyzny, pan świata i imperator", który każe w Merseburgu "uwiecznić" swój triumf plastycznie, jednakże wyraża "na wszelkie sposoby chwałę Bożą, jak się należy" i podziękowanie, to znaczy ofiarowuje płacony wcześniej wrogowi trybut na rzecz Kościoła, a rzekomo nawet ubogim .
Od połowy X wieku następuje wypieranie Węgrów; w tym czasie Rzesza przechodzi po zwycięstwie w 944 roku pod księciem Bertoldem na Welser Haide do ofensywy, zwyciężając Węgrów w 948 roku i najeżdżając ich w następnym — z udziałem między innymi biskupa Michała z Ratyzbony (który, sam ranny, zdołał pokonać ostro nacierającego Węgra) — aż do zupełnego triumfu pod Augsburgiem w 955 roku ,.
Mniej więcej równocześnie z atakami na Słowian połabskich Henryk I przedsięwziął wyprawę do Czech, których plemiona zwracają uwagę frankijskich kronikarzy dopiero od IX wieku.
Św. Wacław, św. Ludmiła — i dwoje pobożnych chrześcijańskich morderców w rodzinie
Czechy zostały zawojowane przez Karola Wielkiego zaraz po jego zwycięstwach nad Sasami i Awarami, co ciekawe, zaraz po wizycie papieża Leona I u niego w roku 804. Już w latach 805 i 806 kazał uderzyć jednocześnie trzem armiom (IV, s. 299 i nast.) i od tego czasu poddane były chrystianizacji, przede wszystkim przez misjonarzy z Ratyzbony. Ochrzczono tam w 845 roku także 14 czeskich możnych (duces) wraz z orszakami (cum hominibus).
Po rozpadzie Wielkiej Morawy Czechy stały się znaczącą potęgą wśród ludów zachodniosłowiańskich. Czesi, zamieszkali wokół Pragi, jednej z najstarszych "stolic" Europy, zjednoczyli cały kraj przypuszczalnie do końca IX wieku. "Nawróceni" zostali wówczas książę Borzywoj I (zm. ok. 894 r.) oraz, w nieznanym miejscu, również jego żona Ludmiła I, córka jednego z książąt serbskich; książę — według przekazów — na dworze Świętopełka morawskiego przez biskupa Metodego, nawet jeśli nie znamy daty jego chrztu.
Od nich rozpoczyna się nowa, i to chrześcijańska dynastia władców, czeski ród Przemyslidow, rządzących Czechami do 1306 roku. Również synowie tej pary książęcej, Spitygniew (889-915) i Wracisław (Vratislav) I (915-921) — od którego bierze swą nazwę Wrocław — są chrześcijanami. Tak samo synowie tego ostatniego, Wacław I (921-935) i jego brat Bolesław I (929-967 lub 973) według jednych źródeł Młodszy, według innych Starszy. Obaj po przedwczesnej śmierci ojca, księcia Wracisława, jako jeszcze niepełnoletni zostali poddani kurateli matki Drahomiry, córki jednego z książąt hawelańskich, również chrześcijanki, a zarazem regentki. A obu synów wychowywała nawet sama święta, ich babka, św. Ludmiła (860-921).
Późniejsze chrześcijańskie "legendy" uczyniły z Drahomiry i Bolesława pogan, ponieważ ona zamordowała względnie kazała zamordować swą teściową, św. Ludmiłę, a on swego brata, św. Wacława. I jeszcze w drugiej połowie XIX wieku katolicka historiografia kieruje się legendami: kościelne standardowe dzieło Wetzera i Weltego określa Drahomirę jako "pogankę", która po zamordowaniu Ludmiły władała "jak dusza zapragnie ze swymi pogańskimi zausznikami".
W XX wieku jednak również w katolickim Leksykonie teologii i Kościoła (Lexikon fur Theologie und Kirche) Drahomira już nie jest "poganką", a raczej została "ochrzczona". A także Bolesław jest "całkowicie chrześcijaninem" i to "zapewne od młodości" (Naegle). W końcu według Podręcznika historii Kościoła (Handbuch der Kirchengeschichte) Bolesław I oraz jego syn Bolesław II (zm. 999 r.) "wytrwali w pełni przy chrześcijaństwie, a nawet przyczynili się do jego umocnienia".
Jeszcze w dzień mordu na bracie demonstruje morderca według jednego ze starosłowiańskich przekazów swą wiarę, każąc modlić się księdzu Pawłowi nad ciałem Wacława. Również Drahomira, która 15 września 921 roku kazała swoim drużynnikom Tunnie i Gommonowi zamordować Św. Ludmiłę i ich sowicie wynagrodzić, buduje nad jej grobem kościół Sw. Michała (podczas gdy obaj mordercy są przez nią ścigani, Gommon zostaje zabity, a Tunna ucieka). Czyż w parę wieków później biskup Wurzburga nie kazał spalić czarownic, i to w niemałej liczbie, a potem odprawić mszę za ich dusze?! żadne szaleństwo nie jest wykluczone w tej religii, a szaleństwo podawane za rozsądek, tak jak rozsądek jako szaleństwo, jako dzieło Szatana.
Bolesław pozwolił przenieść ciało swej ofiary ze Starej Boleslavi, swej rezydencji, do praskiego kościoła Św. Wita. Przeniesienie odbyło się za jego przyzwoleniem, może i na jego rozkaz. I nakazał ratyzbońskiemu biskupowi Michałowi konsekrować ów kościół ze szczególnym udziałem ludu, szlachty i duchowieństwa. Następnie morderca Wacława zadbał o to, by jego drugi syn Strachkwas, nazywany później "Chrystianem", wzrósł jako benedyktyn w klasztorze Św. Emmerama w Ratyzbonie, z którym miał ścisłe powiązania. Bolesławowa córka Milada została pierwszą opatką praskiego klasztoru żeńskiego Św. Jerzego, a jego córka Dubrawka (Dobrawa) w 965 roku żoną polskiego księcia Mieszka I z domu Piastów; według polskich źródeł pod warunkiem, że przejdzie na chrześcijaństwo, co się też stało w następnym roku i uczyniło z Polski kraj chrześcijański (s. 302).
Oczywiście pozostałe przy pogaństwie resztki możnych odgrywały pewną rolę w walce o władzę w Czechach, tak samo jak i konflikty wewnątrzniemieckie, a dokładniej sasko-bawarskie. Henryk I usiłował jednak wywierać wpływ na Czechy, przy czym — jak się przypuszcza — uzyskał w Wacławie sprzymierzeńca przeciwko popieranemu przez księcia Arnulfa Bolesławowi. Gdy obaj niemieccy władcy latem 921 roku niespodziewanie się pojednali, Drahomira ujrzała w tym nie bez racji zagrożenie dla Czech, zwłaszcza że św. Ludmiła, wyraźnie sterowana przez działającego w Pradze ratyzbońskiego archiprezbitera Pawła, stała po stronie Arnulfa. Dlatego Drahomira kazała udusić w tym samym roku swą teściową na zamku w Tetinie i wygnała bawarskiego księdza z kraju. Książę Arnulf wkroczył na to w następnym roku do Czech i podporządkował sobie Drahomirę.
Henryk dopiero pod koniec tego dziesięciolecia, po pokonaniu Słowian północnych, Hawelanów i Dalemińców, znalazł ponownie czas, by zająć się Czechami. Wtargnąwszy w walce ze Słowianami nadłabskimi w okolicach Miśni na obszary Dalemińców nad granicą czeską, przeszedł przez Rudawy w kierunku Pragi, podczas gdy — rzecz charakterystyczna — książę Bawarii uderzył jednocześnie od zachodu. Była to ich wspólna wojna przeciwko Czechom, służąca z pewnością zmuszeniu ich do płacenia trybutu, obligatoryjnego od czasów Karola I, a poza tym raczej podporządkowaniu Bolesława — może i zdławieniu spisku chrześcijańskich Czechów z pozostałymi jeszcze resztkami związku pogańskiego — niż Wacława, który jeszcze w tym samym roku padł ofiarą swego brata.
O Wacławie I, świętym Wacławie, jak go nazywa katolicka historiografia, krąży niemało legend, nie dających się potraktować jako źródło historyczne. Pominąć należy również wiele z tego, co kolportowali jeszcze później teolodzy i historycy — jak na przykład jedna z katolickich historii Kościoła jeszcze w XX wieku, z odpowiednim imprimatur i w odpowiednim stylu: "Władca ten miał zwyczaj samemu piec hostie i tłoczyć wino do użytku przy świętej ofierze mszalnej, by zaświadczyć tym swą cześć dla świętej tajemnicy" (Aerssen). A jedenastotomowy leksykon kościelny katolickich nestorów Wetzera i Weltego podaje nawet, że święty książę potrzebną do pieczenia hostii pszenicę własnoręcznie ścinał nocą na polu w czasie żniw (gdzie i kiedyż by indziej) i "nosił na własnych barkach do domu"; przyznaje również jednak, że jakkolwiek w piciu "nadzwyczaj umiarkowany", czasami jednak "pił więcej niż zwykle...", zamilczawszy już o innych sprawach.
W to, że Wacław wspierał chrześcijaństwo z wszystkich swych sił, należy wierzyć tym bardziej, że chciał objąć panowanie nad swymi Czechami nader wyraźnie z chrześcijańską pomocą, to znaczy zachodnich sąsiadów. Wykształcony przez niemieckich duchownych usiłował zorganizować czeski Kościół na wzór niemieckiego i w powiązaniu z bawarskim, wszak sam poświęcił się Świętemu diecezji ratyzbońskiej Emmeramowi i obchodził jego święto. Czechy były kościelnie całkowicie uzależnione od biskupstwa ratyzbońskiego i należały do diecezji biskupa Tutona. Do niego zwrócił się też Wacław, gdy zdecydował się zbudować na praskim grodzie — gdzie już jego poprzednicy Spitygniew i Wracisław wznieśli kościół Najświętszej Marii Panny i Św. Jerzego — nową i wspanialszą świątynię chrześcijańską.
Narodowy święty Czechów chciał jednak nie tylko ich ścisłego związku z kościołem bawarskim, lecz zarazem również "trwałego politycznego oparcia w Niemieckiej Rzeszy i podległości wobec niej", ponieważ to "jedynie umożliwiało mu przeprowadzenie swego programu rządów" (Naegle). Właśnie z tego panowało niezadowolenie w Czechach, gdzie potężna i najwidoczniej rosnąca jeszcze opozycja arystokratyczna, wyraźnie pod przewodnictwem Bolesława żywiącego ochotę na tron Wacława, nie życzyła sobie niczego mniej, niż orientacji bawarsko-niemieckiej i podporządkowania groźnemu i budzącemu strach sąsiadowi i jego Kościołowi, którego obawiano się już wielokrotnie z uzasadnionych powodów. W końcu to Arnulf Bawarski już raz wkroczył w 922 roku ze swymi wojskami do Czech, by osłonić wówczas 15-letniego Wacława — dla jego przeciwników "władcę chorego umysłowo" — przed stronnictwem narodowoczeskim, które później go zlikwidowało. Jak bowiem, jak podaje Martyrologium Germaniens (w języku mocno podniosłym): "Z powodu swego chrześcijańskiego i proniemieckiego usposobienia padł ofiarą brata i jego siepaczy".
Wacław, ostrzeżony podobno przed zdradzieckim zamachem Bolesława w swej rezydencji w Starej Boleslavi, puścił to mimo uszu i pokładał "wszelką ufność w Panu". Ten jednak opuścił go 28 września 929 roku. Następnie bratobójca pośpieszył natychmiast do Pragi, zajął tron i nakazał wielu stronników Wacława — zwłaszcza oddanych mu księży — zabić lub wygnać z kraju, jeśli tylko pozostali na miejscu. Wprawdzie Bolesław nie chciał usunąć chrześcijaństwa z Czech — sam był przecież chrześcijaninem — na pewno jednak popierane przez Wacława zwierzchnictwo niemieckie. Pozostał, pisze biskup Thietmar, "pełen pychy długi czas na tronie; w końcu jednak pobił go mężnie król [..,]".
Już wkrótce po zamordowaniu Wacław zaczął być czczony jako męczennik, chociaż oficjalna kanonizacja została przeprowadzona dopiero w XVII/XVIII wieku. Sława jego świętości i cudów dzięki jego "wstawiennictwu" wciąż rosła. Jego kult szerzył się również po drugiej stronie granicy; relikwie Wacława rozprzestrzeniły się daleko w niemieckich krajach. Lecz główne relikwie znajdowały się do XX wieku w Pradze, od początku tłumnie nawiedzanej przez pielgrzymów, jako że stare legendy co najmniej co do tego się nie mylą. W każdym razie imię "Wacław" stało się jednym z najczęściej nadawanych u Czechów.
Święty kolaborant i męczennik staje się antyniemieckim bohaterem wojennym, a Henryk I "założycielem i zbawcą Rzeszy niemieckiej"
Dla średniowiecznych kronikarzy "męczennik" Wacław był wielkim bohaterem wojennym. Znany już od XIII wieku Chorał św. Wacława śpiewano nie tylko przy koronacji czeskich królów, był on też "Pieśnią bojową wojsk husyckich" (Lexikon für Theologie und Kirche). A od czasów rewolty husyckiej służył do propagandy antyniemieckiej. W czysto religijnej pieśni o Wacławie zamiast wersu "Pociesz strapionych, wypędź wszelkie zło" śpiewano "I wypędź Niemców, i cudzoziemców". A nawet w śpiewniku z późnego XV wieku widniały na chorągwi św. Wacława słowa: "Na Niemców, na zdrajców Boga!" Raz z Niemcami, raz przeciw nim, zależnie od zapotrzebowania — sztuka (prze)życia tej religii.
Wracajmy jednak do Henryka I.
W czasie polowania koło palatium Bodfeld (koło Quedlinburga) król doznał udaru. Ciężko chory wziął jeszcze udział w ostatnim zwołanym przez siebie zgromadzeniu Rzeszy w 936 roku w Erfurcie. Następnie w palatium Memleben nad Unstrutą dopadł go drugi udar, wskutek którego zmarł rankiem 2 lipca w wieku mniej więcej 60 lat — "możny pan i największy wśród królów Europy, nie ustępujący nikomu we wszelkiej cnocie duszy i ciała, i pozostawił syna, jeszcze większego niż on sam, a temu synowi wielkie, rozległe państwo, jakiego nie odziedziczył po swych ojcach, lecz zdobył je własną siłą, a sam Bóg mu je dał".
Henryk I został pochowany w Quedlinburgu w kościele Św. Piotra, przed ołtarzem, i rzekomo "wśród żałości i łez wielu ludów" (Widukind). Jeszcze długo później opiewali go Hans Sachs, Klopstock ("I oto wróg. Pora na bój. Bywaj, zwyciężaj!") i Ryszard Wagner. I, oczywiście z naukową podbudową, kupa historyków. Dokładnie po tysiącu lat, "20 kwietnia 1936 roku" wyznaje Franz Ludtke: "W czasie gdy moja książka już jest w druku i jako ostatnią rzecz piszę do niej przedmowę, wpadł mi w ręce artykuł w czasopiśmie «Neues Volk, Blatter des Rassenpolitischen Amtes der NSDAP» z 1 kwietnia (!) 1936 roku: «Henryk I, założyciel i zbawca Niemieckiej Rzeszy»; w jego osobie rysuje się wyrazistą kreską górująca nad wszystkimi postać króla jako niemieckiej osobowości wodzowskiej i «przyznaje chwalebne miejsce, jakie mu się należy zgodnie z naszym dzisiejszym pojmowaniem konieczności życiowych niemieckiego narodu i zgodnie z wiedzą o rasach naszych dni»".
ROZDZIAŁ 10.
Otton I Wielki (936-973)
"[...] pomijając okrucieństwo królewskich kar zawsze łaskawy".
Mnich Widukind z Nowej Korbei
"Nie ma pasterza nad niego we władaniu królestwem! Nowych biskupstw zdołał wznieść sześć. Z wielką siłą zatriumfował nad haniebną pychą Berengara. Takoż zbuntowanym Lombardczykom zgiął karki aż do ziemi [...]. Najdalsze prowincje płaciły mu trybuty. Zawsze książę pokoju [...]".
Biskup Thietmar z Merseburga
"Otton Wielki prowadził swe wojny na wschodzie w duchu chrześcijańskiego imperializmu. Polityka i religia przeniknęły się tak dalece, że stanowiły «nierozerwalną jedność»".
Bunding-Naujoks
"Papież Jan XIII postawił go w 967 roku dzięki zasługom dla Kościoła rzymskiego w jednym rzędzie z Konstantynem Wielkim i Karolem Wielkim".
Helmut Beumann
"[...] patrząc całościowo od strony dokonań, jakie wynikły z jasno postawionych koncepcji i w pełni przemyślanych, a następnie przeprowadzonych rozwiązań konkretnych sytuacji, należy go zaliczyć bez wątpienia do wielkich historii świata. Kontynuacja i realizacja wytrwałej pracy konstrukcyjnej Henryka I jest przy tym signum jego działań, innym i ważniejszym jest świadome przejście do [roli] europejskiego mocarstwa, wynikające z jego własnej nowej idei państwa". "I jest on jedynym z naszych średniowiecznych niemieckich władców, któremu historia na trwałe przydała miano «Wielkiego». Wyniósł swe państwo do rangi europejskiego mocarstwa".
Eduard Hlawitschka
Po pierwsze miecz....
Henryk I, "ojciec swego kraju — największy i najlepszy z królów" (Widukind), pozostawił ze swego małżeństwa z Matyldą (s. 252) trzech synów: Ottona, Henryka i Brunona. Jeszcze na wiosnę desygnował na zgromadzeniu Rzeszy w Erfurcie najstarszego, urodzonego 23 listopada 912 roku, 24-letniego Ottona oficjalnie na swego następcę. Starszy od niego Tankmar, zrodzony z pierwszego — uznanego za nieważny— związku, został pominięty, jak i drugi syn z drugiego małżeństwa, Henryk, ukochany syn królowej Matyldy, którego chętniej widziałaby na tronie. Tak więc—w rodzącej się tradycji ceremonii koronacyjnej niemieckich królów — Otton I z saskiej dynastii Liudolfingów, przyszły pierwszy niemiecki cesarz, został namaszczony i koronowany 7 sierpnia 936 roku w Lotaryngii (odebranej przez jego ojca królowi Burgundów Rudolfowi), w karolińskim palatium w Akwizgranie. Potem zakończył dzień rytualną "ucztą królewską", wielką orgią obżarstwa i pijaństwa ("istotnym elementem wszystkich uroczystości, przy których był obecny król": Bullough).
Na wstępie pokłócili się jednak trzej nadreńscy arcybiskupi z Trewiru, Kolonii i Moguncji o pierwszeństwo w dokonaniu wyświęcenia władcy. Rotbert z Trewiru, wkrótce potem arcykanclerz/arcykapelan, nim zmarł w 956 roku na zarazę, wskazywał na starszeństwo swego biskupstwa oraz jego ustanowienie "ponoć przez świętego Piotra" (tamquam a beato Petro apostolo). Wszakże również Wilfryd z Kolonii chciał dokonać aktu koronacji. Ostatecznie zgodzono się na Hildeberta z Moguncji w asyście metropolity kolońskiego. Przy tym arcybiskup moguncki, "mąż cudownej świętości" (Widukind), przekazał w kaplicy i — żeby tak rzec — pod zakrzywioną, pasterską laską, jaką nosił, Ottonowi jako pierwsze z insygniów Rzeszy miecz ze słowami: "Przyjmij ten miecz, którym wypędzisz wszystkich wrogów Chrystusa, pogan i odstępców, na mocy udzielonego Ci boskiego pełnomocnictwa i na mocy władzy na całą Rzeszą Franków, dla umacniania pokoju wszystkich chrześcijan". Zdanie, o którym Pierre Riche pisze, że zawiera "już cały program panowania Ottona". W każdym razie ten ukoronowany władca przyniósł obfitość wojen z poganami, natomiast pokoju wśród chrześcijan wcale, ni po tej, ni po drugiej stronie Alp.
Po poświęceniu i namaszczeniu w basilicae "Magni Caroli" Otton, pojawiwszy się Świadomie w stroju frankijskim, a zatem w ciasno leżącej szacie, został posadzony w zachodnim chórze klasztoru, na kamiennym tronie Karola (jeszcze dzisiaj można go podziwiać w emporze kaplicy palatium); cały, zapewne starannie obmyślony ceremoniał ukazuje młodego monarchę jako rex Francorum, jako kontynuatora tradycji karolińskich. Kościół wyniósł go do "rex gratia dei", do króla z Bożej łaski, do "wybranego przez Boga (a Deo electum) i wywyższył wyraźnie ponad wszelką arystokrację.
Zarazem widocznie zaznaczyła się już od początku — w zdecydowanym odróżnieniu od rządów jego ojca i poprzednika — nowa, kluczowa pozycja kleru w systemie władzy i wyraźne podporządkowanie książąt. Już nie są równi rangą wyróżnionemu z nich "pierwszemu", jak za rządów Henryka I, lecz "sługami" pomazańca, pana z Bożej łaski. Oni, Gizelbert z Lotaryngii, Eberhard z Frankonii, Hermann ze Szwabii i Arnulf z Bawarii, pełnią podczas królewskiej, uroczystej uczty wobec nowego władcy służby dworskie jako cześnik, stolnik, podczaszy i marszałek. Były to urzędy istniejące już na dworze merowińskim, z których wywodzą się późniejsze cztery arcyurzędy Rzeszy.
Natomiast Akwizgran stał się miejscem koronacji niemieckich władców średniowiecza. W ciągu sześciuset lat, między 936 a 1531 rokiem, otrzymało tu koronę 34 królów i 11 królowych.
Ochrona kościołowi, wojna poganom
Otton I, który kazał się namaścić przez Kościół zaraz przy obejmowaniu tronu, udzielić sobie "wyższego" święcenia, był władcą na skroś pobożnym, a nawet tak przenikniętym sakralnym charakterem swego panowania i władania, jego podporządkowania klerowi, "że wykonywanie królewskiej władzy stało się dla niego służbą kapłańską" (Weitlauff). Jego, żeby tak rzec, wywyższone aktem namaszczenia królestwo głosi od samego początku "odmienione nastawienie wobec Kościoła" i staje się "zarazem wzorem chrześcijańskich monarchii średniowiecza" (Struve). Poddani Ottona, jeśli wierzyć Widukindowi, widzą w jego życiu normę postępowania miłą Bogu. Król, mówiący zresztą w saskim dialekcie, o czerwonej twarzy i długiej brodzie, pozostaje pod ustawiczną ochroną Boga, jest podporą i nadzieją chrześcijaństwa, wielkim bożym władcą, którego panowanie jest podobne do panowania Pana Wszechświata.
Otton Wielki, podobnie jak Karol "Wielki", postrzega swe główne zadania w ochronie Kościoła i, mimo paru incydentów, papiestwa. Wręcz dosłownie ponowił w jednym z zachowanych dokumentów zwyczajowe obietnice Karolingów wobec papieży, ponownie potwierdził na piśmie stare darowizny i zagwarantował kanoniczne obsadzanie tronu rzymskiego.
Obok i wraz z "defensio ecclesiae" władca ten, który nigdy nie wkładał korony uprzednio nie pościwszy, widzi swe kolejne główne zadanie "w nawracaniu pogan ku Bogu" (Brackmann). Właśnie w jego przypadku widać "bardzo mocno dość długie powiązanie wojen na wschodzie z misją" (Bünding-Naujoks). I jeśli Kościół nie był bynajmniej jednolity pod względem interesów, to mógł się rzecz jasna modlić za Ottona i jego wojska — w końcu modlitwa w litaniach i laudach za wojsko już w połowie VIII wieku jest regułą.
Podczas wojny królewskim rębajłom powiewa sztandar Rzeszy z archaniołem Michałem. I oczywiście rusza w pole z nimi również "Święta Włócznia". W wojennej potrzebie Otton rzuca się przed nią na ziemię, żarliwie się modląc, jak choćby w marcu 939 roku na południe od Xanten. Po bitwie 2 października w pobliżu Andernach klęka przed nią do dziękczynnej modlitwy. Na ważnych spotkaniach kościelnych, synodzie generalnym w Ingelheim w roku 948, późniejszym synodzie narodowym w Augsburgu, programowo wspiera chrześcijaństwo i jego szerzenie i uroczyście obiecuje, że w każdym czasie sercem i ramieniem będzie walczył za Kościół. Burzy świątynie pogańskie i buduje chrześcijańskie bazy misyjne, dba o misjonarzy i tworzy stabilnie zorganizowane diecezje. W 967 roku na wielkim zgromadzeniu kościelnym Rzeszy w Rawennie składa raport papieżowi i członkom synodu na temat swej "działalności misyjnej" wśród Słowian.
Otton I jeszcze bardziej zacieśnił tradycyjną więź Karolingów z Kościołem. On i jego następcy rozwijali odziedziczone tradycje. Otton I, Otton II i Otton III, cesarze z dynastii saskiej, jak nikt wcześniej i później opanowali Kościoły zachodnie. Otton I wydawał przepisy przeciwko duchownym, czyniącym polowania na zwierzynę łowną i kobiety, oraz przeciwko świeckim, odbierającym księżom dochody z dziesięcin. Kierował zgromadzeniami synodalnymi. W 941 udał się do Wurzburga i Spiry, a w 942 do Ratyzbony, by uczestniczyć tam w obiorze biskupa. I co oczywiste, Ottonowie rozstrzygali o objęciu biskupiego stolca — przy czym Duch Święty nadzwyczaj dobrze pamiętał o królewskich krewnych. Otton ustanowił swego (pozamałżeńskiego) syna Wilhelma w 954 roku arcybiskupem Moguncji, rok wcześniej brata Brunona arcybiskupem Kolonii, a w 956 roku kuzyna Henryka arcybiskupem Trewiru. Biskupi Wurzburga Poppon I i Poppon II, Metzu — Dytryk I, Verdun — Berengar, Cambrai — inny Berengar, Osnabrück — Liudolf, to kolejni królewscy krewni. Córka Ottona, Matylda, jako jedenastoletnie dziewczę została pierwszą opatką Quedlinburga.
Także papieży Ottonowie osadzali i usuwali całkowicie według własnego widzimisię. Otton I zdetronizował Jana XII i Benedykta V, Otton III intruza Jana XVI. Bez ich interwencji kościelne układy w Rzymie (s. 310 i nast.) stałyby się jeszcze potworniejsze. Katolickie majestaty nie miały zbyt euforycznego wyobrażenia na temat "namiestników Chrystusa". Otton III jako pierwszy z całą ostrością zakwestionował "dar Konstantyna" jako fałszerstwo.
Biskupi — przynoszący zyski instrument panowania
Przede wszystkim Otton I przyciągnął do siebie biskupów i opatów wielkich klasztorów Rzeszy, by zaprząc ich do "służby państwowej". Należący zwykle do arystokracji wysocy duchowni pochodzili często z kaplicy królewskiej, gdzie pierwotnie (również) pełnili zadania duchowne, później jednakże zostali wdrożeni do interesów władcy. Za panowania Ottona większość biskupów w Saksonii, Frankonii i Bawarii pochodziła z jego kancelarii i kaplicy nadwornej. Na początku lat pięćdziesiątych X wieku liczba kapelanów znacznie wzrosła; od późnych lat sześćdziesiątych podwoiła się wręcz, a nawet potroiła liczba personelu centralnych placówek Rzeszy. Z czasów rządów Ottona I znamy co najmniej 45 nadwornych duchownych, wśród nich nieco więcej duchownych świeckich niż zakonnych. I jak już za Karolingów funkcjonowali jako doradcy, dyplomaci, administratorzy i dowódcy wojskowi.
Co oczywiste bowiem, większość "wykształconych w wierności Rzeszy i pogłębionym rozumieniu chrześcijaństwa(!) biskupów i opatów" (Hlawitschka) wyruszała z królem na wojnę. Na przykład podczas wyprawy Ottona na Francję jesienią 946 roku, gdy jego armia nawiedziła grabiąc szeroko cały obszar aż po Loarę i Normandię, byli obecni w armii metropolici Moguncji, Trewiru, Reims obok wielu innych duszpasterzy. Arcybiskupi trewirscy działali w roku 946 i 948 jako dowódcy także na południu, uczestnicząc w wyprawach wojennych również między rokiem 953 a 965. Biskup Dytryk z Metzu — którego poprzednik Adalbero, biorący wielokrotnie udział w wojnach, operował przypuszczalnie wcześniej we Włoszech — przebywał tam za czasów Ottona nieprzerwanie przez pięć lat. Prawie tak samo długo arcybiskup Adaldag z Hamburga, wywierający wpływ na ottońską politykę Rzeszy i Kościoła, a później dzięki wojnie Ottona II z Danią (974 r.) szerzący Dobrą Nowinę i swoje "pogłębione rozumienie chrześcijaństwa" — jakie nabył na pewno w nadwornej kaplicy, jakiś czas nawet jako kanclerz Ottona — również w Skandynawii. Szczególnie przez cesarza cenieni Otker ze Spiry i Lantward z Minden pozostawali na południu w sumie ponad siedem lat. Łącznie da się wykazać za panowania Ottona I w Italii nie mniej niż 28 niemieckich biskupów i jeśli przypuszczalnie nie wszyscy walczyli za swego pana orężnie (jak by tego pana nie rozumieć), to z pewnością większość.
Duchowni zatem działali jako reprezentanci królewskiej polityki wewnątrz i na zewnątrz kraju. Mieli wpływ na administrowanie Rzeszą, duchowną i świecką służbę na dworze, sądownictwo, rozbudowę handlu i komunikacji, decydowali o gospodarczym rozwoju swych terytoriów, o pańszczyźnie. A ich administracyjna, ekonomiczna i militarna działalność trwała przez całe średniowiecze, przy czym odgrywali znakomitą rolę przy wszystkich obiorach królów, a arcybiskupi mogunccy byli wprost uważani za królodawców.
Oczywiście uległość państwu opłacała się klerowi. O ile bowiem król z jego pomocą zwalczał koncentrację władzy i dążenie arystokracji, a zwłaszcza książąt, do samodzielności, o tyle kler otrzymywał przy coraz większym podporządkowaniu Rzeszy ogrom praw zwierzchnich i fiskalnych, zyskiwał jednak przede wszystkim ochronę króla przeciwko zapędom arystokracji wobec jego wielkich dóbr. Poza tym silna państwowa władza centralna pozwalała na zdobywanie rozległych dóbr ziemskich dzięki podbojowi sąsiednich ludów pogańskich.
Biskupi i opaci, od dawna przecież wyćwiczeni w uzyskiwaniu immunitetów (od łac. munus, "służba, urząd, łaska, dar"), byli obdarowywani w ten sposób darowiznami ziemskimi i nowymi przywilejami. Otrzymywali szersze prawa, wyłączane spod dyspozycji hrabiów i książąt. Zostało im przyznane pełne sądownictwo w tak zwanych causae maiores, miasta biskupie wraz z mieszkańcami wyłączone z hrabstw, a wójtostwa kościelne zrównane z hrabstwami. A często do owych przywilejów — immunitetu oraz praw sądowniczych — dochodziło nadanie prawa do targu, bicia monety oraz ustalania i pobierania ceł — pierwotnie zastrzeżonego dla króla. Gdy przykładowo Otton w 965 roku zezwolił arcybiskupowi Bremy i Hamburga Adaldagowi na stworzenie targu w Bremie, to przeniósł nań immunitet, prawo do pobierania ceł i bicia monet z wszelkimi płynącymi z nich dochodami, za czym arcybiskup stał się panem tego miasta. Przenoszenie podobnych regaliów hrabiowskich lub królewskich na biskupów "wykraczało daleko poza to, co było wcześniej w zwyczaju w Niemczech" (Bullough). Natomiast za panowania Ottonów "przywilejów immunitetowych udzielanych panom świeckim w zasadzie nie było [...]" (Schott, Romer).
Tak szerokie włączanie Kościoła w interesy Rzeszy stabilizowało królestwo, natomiast coraz hojniejsze wyposażanie biskupstw i klasztorów i ich stale rosnący prestiż stały się zarazem podstawą zachwiania władzy królewskiej wywołanego reformami kościelnymi w XI wieku. Lecz monarcha zdecydowanie postawił na episkopat i to na niekorzyść własnych krewnych i wysokiej arystokracji.
Katolicka banda rodzinna — Bawaria i bunt królewskich braci
Samowładne przejęcie władzy przez Ottona w Rzeszy wschodniofrankijsko-niemieckiej oznaczało z jednej strony zerwanie z karolińską praktyką podziału władzy przy sukcesji tronu na rzecz idei jedności i niepodzielności Rzeszy. Z drugiej strony usiłował on w oparciu o tradycje karolińskie wzmocnić pozycję króla wobec magnatów.
I tak początek rządów doprowadził wkrótce do destabilizacji, pierwszych niepokojów, a nawet gwałtownych walk wewnątrz kraju, po części z powodu królewskich krewnych, którzy poczuli się pominięci, po części z powodu książąt, którzy uznali, że ograniczono ich prawa. Bez mała dwadzieścia lat władca, który nie chciał zawrzeć paktu przyjaźni z arystokracją Rzeszy, wikłał się w konflikty dziedziczne i na jakiś czas znalazł się na krawędzi ruiny, przy czym jego przeciwnicy mieli mocne oparcie w arystokracji, dostatecznie silnej, by jeszcze w chwili śmierci zarówno Ottona I (973 r.), jak i Ottona II (983 r.) na nowo podnieść głowę. Prawie połowę czasu swych rządów pierwszy z Ottonów musiał strawić na ustalaniu hierarchii w państwie, musiał prowadzić walki z frankijskimi chrześcijanami, katolikami, o wojnach poza granicami nie wspominając.
Nawet w Saksonii i Frankonii, właściwym jądrze ottońskiego imperium, dochodziło do napięć.
Gdy w roku 936, po podbiciu Słowian połabskich, król powołał na margrabiego marchii obszarów nadgranicznych nad dolną Łabą Sasa Hermanna Billunga, a rok później powierzył margrabstwo nad środkową Łabą i Soławą hrabiemu Geronowi, starszy brat Hermanna Billunga Wichman, szwagier królowej Matyldy, opuścił armię. Również Ekkehard, kuzyn Ottona, który wkrótce potem padł w walce ze Słowianami, uznawał się za równie pokrzywdzonego co Tankmar, brat przyrodni Ottona (z pierwszego małżeństwa Henryka I z Hateburgą), od początku ograniczony w prawach dziedziczenia do prywatnej spuścizny. A kłopoty były również z księciem Franków Eberhardem. Jeszcze niedawno przewodził wyniesieniu Ottona na tron królewski, a później, po sporach lennych na przygranicznych terenach frankijsko-saskich — przy czym "nigdzie nie zaprzestano niszczenia i palenia" (Widukind) — i arbitrażu jednego saskich wasali Ottona, został ukarany za radą dwu arcybiskupów i ośmiu biskupów.
Do otwartego konfliktu doszło jednak z Bawarią.
Tam bowiem zmarł 14 lipca 937 roku Arnulf "Zły" będący postrachem wszystkich (s. 243). Wielokrotny pogromca Węgrów zachowywał się samowładnie wobec króla i trzymał w ryzach swój kler. Otton jednakże domagał się od Bawarii większej uległości i nie chciał tolerować ani jej samodzielnej polityki zagranicznej, ani zwierzchności nad Kościołem wraz ze związanym z tym przywilejem osadzania biskupów, chciał natomiast przekształcić ten kraj w "księstwo urzędowe". Najstarszy syn Arnulfa Eberhard (937-938) nie zgodził się na złożenie hołdu Ottonowi, uznając, że ma pełnię praw do sukcesji po ojcu — wszak został przez niego desygnowany na władcę Bawarii już w 935 roku.
Eberhard i jego bracia sprzeciwili się pełniejszemu włączeniu Bawarii do Rzeszy. Odmówili tzw. comitatus — znanego już starożytnym Rzymianom pojęcia politycznego o szerokim spektrum znaczeniowym, interpretowanego tutaj jako obowiązek służby wojskowej. Doszło, podaje biskup Thietmar, "do prawdziwie poważnych niezgodności wśród naszych rodaków i towarzyszy broni". Król szukał rozstrzygnięcia zbrojnego i z początkiem 938 roku wkroczył do Bawarii, doznał jednak porażki. Na to hrabia Wichman, starszy brat Hermanna Billunga (s. 294 i nast.) i starszy brat przyrodni Ottona Tankmar razem z frankijskim księciem Eberhardem wczesnym latem tego roku uderzyli na Ottona. Wzięli jego młodszego brata Henryka jako zakładnika, a podczas gdy Eberhard wiódł go ze sobą w swobodnym areszcie, Tankmar zdobył Eresburg.
Król ruszył do Eresburga (koło Obermarsberg nad rzeką Diemel), gdzie buntownicy poddali się, otworzyli bramy, a nadciągający oddział zapędził Tankmara, "zmęczonego walką młodzieńca do kościoła Św. Piotra" (Thietmar); Sasi czcili tu niegdyś Irminsul, póki go nie zniszczył "wielki" Karol (IV, s. 278). I chociaż Tankmar, "akt symbolicznopaństwowy", złożył swój złoty naszyjnik i broń na ołtarzu, zamordowano go — opłakiwanego rzekomo później w głos przez Ottona — od tyłu rzucając włócznię. "Nie wzdragali się — pisze Widukind — wyważyć siłą drzwi i wtargnęli zbrojnie do świątyni. Tankmar stał obok ołtarza i złożył tamże broń wraz ze złotym łańcuchem [...]. Lecz jeden z rycerzy, o imieniu Maincia, przeszył Tankmara od tyłu przez okno obok ołtarza włócznią i zabił go obok ołtarza". A potem rycerz zrabował jeszcze złoto. Prawo azylu, zastrzeżone w czasach rzymskich głównie dla świątyń, i nawet w czasach merowińskich odgrywające dużą rolę, nie było ówcześnie już praktycznie przestrzegane.
Po nowej wyprawie Ottona na Bawarię jeszcze w tym samym roku król zdetronizował jej księcia Eberharda i skazał na banicję, po czym zniknął on z kart historii. Jego miejsce zajął, obdarzony już mniejszą swobodą i mniejszą władzą, brat zmarłego Arnulfa, Bertold z Karyntii, książę z łaski Ottona; o sukcesji w Bawarii oraz obsadzaniu diecezji decydował teraz król.
Niezadowolony był jednakże również młodszy brat Ottona, Henryk, w przeciwieństwie do niego urodzony już jako syn króla. Wspierany przez matkę ich obu i saskich możnych, zażądał nie tylko współregencji, lecz tronu w ogóle, przejęcia całej władzy i to chyba zaraz po śmierci ojca. Dlatego usunięto Henryka na czas intronizacji Ottona w Akwizgranie. Zbuntował się więc w 939 roku, zaraz po uwolnieniu, razem ze swoim szwagrem, księciem Gizelbertem z Lotaryngii (prawnukiem Lotara I), podczas koronacji Ottona służącym jako podkomorzy, i z księciem Eberhardem z Frankonii, który tak bardzo skorzystał na usunięciu wszystkich starszych Babenbergów (s. 238 i nast.). Eberhard poddał się po śmierci Tankmara, przedtem jednak zawiązał z drugim bratem króla, Henrykiem, nadzwyczaj groźny spisek, mający na celu doprowadzenie go do władzy.
Oddziałom królewskim udało się wprawdzie w marcu 939 roku pod Birten nad dolnym Renem (na południe od Xanten) rozstrzygnąć na swoją korzyść pojedynek z przeważającymi siłami Gizelberta i Henryka, lecz było to szczęśliwe zwycięstwo dzięki oskrzydlającemu uderzeniu na tyły przeciwnika, co przypisywano oczywiście modłom króla i "Świętej Włóczni", obecnym na prawym brzegu Renu. "O Boże, wszystkich rzeczy stwórco i władco, wejrzyj na swój lud [...]". Wszakże z Bożą pomocą "wszyscy zostali albo zabici lub pojmani, albo co najmniej zmuszeni do ucieczki" (Widukind). Bunt jednak rozszerzał się coraz bardziej. Powstańcy znaleźli oparcie w zachodniofrankijskim Karolingu Ludwiku IV, podczas gdy Otton związał się z jego wewnętrznymi wrogami, potężnym Robertynem, księciem Hugonem z Francji, który w 937 roku poślubił siostrę Ottona Hadwig (Jadwigę), oraz Heribertem II z Vermandois (który w 925 roku kazał wynieść na co najmniej dwadzieścia lat do godności arcybiskupiej w Reims swego pięcioletniego syna, również Hugona).
Otton, chcący przeciwdziałać utracie Lotaryngii, kazał ją spustoszyć podczas wyprawy na zachód latem tego roku. A gdy jego przeciwnicy — wśród nich "również kilku przestępczych i znienawidzonych od Boga mężów Kościoła" (Continuator Reginonis), jak arcybiskup Fryderyk z Moguncji, wysłany przez Ottona jako pośrednik — usiłowali odciąć mu odwrót do Saksonii, a wielu z jego ludzi już zdążyło uciec, uratowały go od katastrofy oddziały szwabskie pod wodzą Konradynów, hrabiów Udona i Konrada Kurzbolda, bliskich krewnych nie tylko księcia Szwabii, lecz również księcia Eberharda. Zaatakowali oni 2 października 939 roku znienacka rebeliantów pod Andernach i pobili ich. Eberhard z Frankonii padł w walce, Gizelbert z Lotaryngii podczas ucieczki w wodach Renu — "i nigdy nie został odnaleziony" (Widukind) .
W ten wielki bunt przeciwko królowi byli uwikłani również wysocy duchowni. I tak podczas powstania lat 938-939 biskup Ruthard ze Strasburga, lub biskupi Bernain z Verdun, Gozlin z Toul, święty (jego święto przypada na 7 września), i Adalbero I z Metzu, gorliwy reformator, oraz opat klasztoru St. Trond. Metz stał się nawet miejscem zbiórki wszystkich przeciwników niemieckiego władcy. A podczas gdy zwalczał on rokosz na zachodzie, a na wschodzie pogańscy Węgrzy najechali Turyngię i Saksonię, Adalbero — promotor lotaryńskiego ruchu reformatorskiego — zburzył walcząc przeciw królowi kaplicę Ludwika Pobożnego w Diedenhofen (Thionville), by nie stała się szańcem wroga.
Na uwagę zasługuje tutaj nowy moguncki książę Kościoła, wedle współczesnego kronikarza, znanego jako Continuator Reginonis, ujawniający swą cnotę jedynie w tym, "że zawsze przyłączał się jako drugi tam, gdzie tylko ktoś dał się poznać jako wróg króla". Przy tym hildesheimski kanonik Fryderyk ledwie pod koniec czerwca został przez Ottona powołany na arcybiskupa i, zapewne jeszcze w tym samym roku, przez papieża Leona VII na apostolskiego wikariusza i papieskiego legata na całe Niemcy, to przy okazji zarazem był szczuty przez Ojca Świętego, by "wypędzał żydów odmawiających chrztu". (Kronikarz i ksiądz Flodoard z Reims, w orszaku tamtejszych duszpasterzy biorący udział w różnych wyprawach wojennych, podczas misji politycznej do Rzymu w 936 roku spożywał posiłek z nienawidzącym żydów pontifeksem i odniósł "nadzwyczaj korzystne wrażenie jego [...] serdeczności": Kelly). Jak Leon VII, tak i jego wikariusz arcybiskup Fryderyk — niekiedy całkowicie bezkrytyczny i oderwany od życia — przed którym kiedyś właśni diecezjanie zamknęli drzwi po zdradzie króla, oddany był reformie, surowej dyscyplinie wśród zakonników. Nie podobało mu się traktowanie dóbr kościelnych we własnej diecezji, jak i uprzywilejowana pozycja klasztoru w Fuldzie. Król ze swej strony zamknął mogunckiego arcypasterza i papieskiego legata — trzymającego jak jego poprzednik od czasu wojny przeciwko Babenbergom z Konradynami — w latach 939 - 940 i 941 w klasztornym areszcie.
Po pokonaniu buntowników Otton podporządkował księstwo Frankonii sobie samemu — straciło ono samodzielność na zawsze. A Lotaryngię nadał (jako następcy Gizelberta) swemu ułaskawionemu w 940 roku bratu Henrykowi, który nie zdołał się w niej utrzymać i już tej samej jesieni został z niej przepędzony. Wciąż żądny korony, do której miał pewne prawa, usiłował zamordować króla zawiązując spisek, i to akurat w świętą Wielkanoc (941 r.) w Quedlinburgu. Rzecz się jednak wydała. Otton kazał ściąć wielu spiskowców, przeważnie z saskiej arystokracji. Podejrzany również metropolita moguncki, ledwie rok wcześniej wypuszczony z aresztu klasztornego w Fuldzie, "oczyścił" się publicznie dzięki "sądowi bożemu", czyli komunii. A buntujący się ustawicznie braciszek, pojmany i zawleczony do Ingelheim, padł jeszcze w Boże Narodzenie tego roku do stóp potężniejszego brata, został znów łaskawie przyjęty i po jak by nie było trzech buntach nie został potraktowany jako recydywista .
"Dbałość o krewnych" i jej skutki: bunt Liudolfa
By nie doznać porażki, jak jego ojciec Henryk, z powodu aspiracji książąt, Otton prowadził od 940 roku pewną "politykę rodzinną", oddawał mniej lub bardziej lubianym krewnym księstwa, raczej peryferyjne, by ich trzymać z dala od centrów władzy — Saksonii i Frankonii. Lub wydawał krewnych za oddane mu osoby.
I tak dał swemu zbuntowanemu, choć przy podziale dziedzictwa wyraźnie pokrzywdzonemu bratu Henrykowi najpierw księstwo Lotaryngii, co było oczywiście złym posunięciem; następnie, po śmierci księcia Bertolda w 947 roku, księstwo Bawarii, ignorując jednakże wprowadzone tam przez Luitpoldingów prawo dziedziczenia. Nowy władca zaś, Henryk I (948-955), był żonaty od dziesięciu lat z Judytą z Luitpoldingów, córką wcześniejszego księcia Arnulfa. Jednakowoż długi czas nie wszyscy w Bawarii zgadzali się z takową obsadą książęcego stolca, m.in. salzburski arcybiskup Herold (939-958, zm. ok. 970 r.). Jako stronnik Liudolfa opuścił podczas powstania w 954 roku króla i otwarcie przeszedł do obozu jego wrogów. Został jednak pojmany i jako (rzekomy) kolaborant Węgrów po bitwie pod Mühldorf nad rzeką Inn, przypuszczalnie 1 maja 955 roku oślepiony i wygnany przez Henryka bawarskiego, co w owym czasie, dotyczyło bowiem jednego z książąt Kościoła, bardzo wzburzyło umysły. Lecz nawet na łożu śmierci książę nie chciał żałować swego czynu, choć żądał tego biskup Michał z Ratyzbony.
Jak i jego brat Otton — również Henryk, "jaśnie oświecony książę Bawarii", nie był nadmiernie wrażliwy "na okropieństwo barbarzyńców i wszystkich ludów sąsiednich, a nawet Greków" (Vita Brunonis). Gdy na przykład w 951 roku zdobył Akwileję, by rozszerzyć swe wpływy w Italii, kazał pozbawić męskości tamtejszego patriarchę Engelfryda (ok. 944-963).
Jednego z hierarchów oślepił, innego wykastrował — lecz osobiście był dobrym katolikiem. Gdy wkrótce potem zmarł, jego małżonka Judyta bawarska żyła "w głębokiej żałobie" i "jako wdowa wstrzemięźliwie", dostała się jednak "zastanawiająco na ludzkie języki" ze względu na swego doradcę, biskupa Abrahama z Freising (957-993). Jednakże biskup Abraham okazał się dzięki sądowi bożemu, przyjęciu komunii, "czysty na duszy i ciele" (biskup Thietmar).
Aby jeszcze bardziej skonsolidować swe panowanie, król nawiązał dynastyczne więzi z możnymi Rzeszy.
I tak wydał w 947 roku swą szesnastoletnią córkę Liudgardę za równie młodego Franka nadreńskiego Konrada Czerwonego, posiadającego bogate dobra w regionie Wormacji i Spiry, od trzech lat księcia Lotaryngii (944-953) i od dłuższego czasu jednego z najbardziej zaufanych Ottona. Poza tym ożenił swego najstarszego, lecz jeszcze w młodzieńczych latach, syna Liudolfa, w 946 roku desygnowanego na następcę tronu, w tym samym 947 roku z Itą, córką nie posiadającego synów Hermanna I ze Szwabii (926-949), głowy frankijskich Konradynów. Po śmierci Hermanna Liudolf został księciem Szwabii (950-954) — był to "młodzik o osobliwej sławie i poważaniu", któremu jednak "dochodzenie do władzy nie wydawało się dostatecznie szybkie" (Vita Brunonis).
Nie udało się konsekwentnie zdążającemu do celu monarsze powiązać Ściślej z koroną przy pomocy księstw czy korzystnych mariaży członków swego rodu, pokrzywdzonych jego jedynowładztwem. Uprzywilejowani cierpieli na jeszcze większy głód władzy i tak doszło — co powtarza się w chrześcijańskich domach panujących z pokolenia na pokolenie — do nowego buntu, buntu Liudolfa w 953 roku. Widział on zagrożenie w swym stryju, księciu Bawarii Henryku, jak również w synu Ottona z jego drugiego małżeństwa z Adelajdą, Henryku, urodzonym pod koniec roku 952, zmarłym zresztą już dwa lata później.
Bardzo dla króla groźnemu powstaniu, buntowi wielu niezadowolonych, przewodził Liudolf, najstarszy syn z małżeństwa z Edgit, książę Szwabii (ze ścisłymi kontaktami z klasztorami St. Gallen, Reichenau, Pfafers i Einsiedeln) i Konrad Czerwony, zięć Ottona, od 944 roku książę Lotaryngii, "do niedawna jeszcze najdzielniejszy książę, teraz jednak najbezczelniejszy rozbójnik". Obaj książęta buntownicy walczyli "wszelkimi środkami przemocy i w nie mniejszym stopniu chytrości, nie spoczywali ni w dzień, ni w nocy, siali nieufność wśród swych przeciwników, nie zaniedbywali niczego i nie cofali się przed niczym. Ich największym celem było dostać jakimś sposobem w swe ręce największe i najbogatsze miasta Rzeszy. Stąd, tak mniemali, mogliby opanować z łatwością wszelkie części Rzeszy".
Otton nazywał insurgentów, mających pustoszyć kraj w powiązaniu z Węgrami, "wrogami kraju", "zdrajcami ojczyzny", "dezerterami, którzy w swej obrażającej Boga bezczelności najchętniej widzieliby mnie samego zamordowanym, jak sądzę z ich ręki, lub inną najgorszą śmiercią" (Vita Brunonis).
Prawie wszyscy Luitpoldingowie przeszli do obozu buntowników, jak choćby większość szlachty bawarskiej w ogóle; również palatyn Arnulf, syn księcia Arnulfa "Złego", już podczas buntu z lat 937-938 wśród rebeliantów, jednakże przez Ottona mianowany na hrabiego, a dopiero w 953 przez Ottonowego brata Henryka (gdy podążył ze swą armią do Moguncji wesprzeć króla) na swego namiestnika. Po stronie buntowników, których rewolta objęła wkrótce całe południowe Niemcy, a nawet przeniosła się do Saksonii, stali również arcybiskup Herold z Salzburga i ponownie arcybiskup Fryderyk z Moguncji, który potem na zgromadzeniu w Langenzenn w czerwcu 954 roku zapewnił, że nigdy nie przedsięwziął niczego przeciw należnej królowi wierności, w istocie natomiast — jak uważał sam władca — w wielu "obudził chęć szaleństwa wojny domowej" (Vita Brunonis). Pozostawił buntownikom jako punkt oporu Moguncję, którą Otton oblegał na próżno przez dwa miesiące w lipcu i sierpniu 953 roku.
Jak już na Wielkanoc 941 roku król uszedł zaplanowanemu nań zamachowi jego katolickich krewniaków. Następująca po tym wojna domowa, pełna przemarszów, ataków, oblężeń i szturmów różnych grodów i miast, potyczek głównie o Moguncję i Ratyzbonę, toczyła się początkowo niekorzystnie dla Ottona, przyniosła jednak szczególnie ciężkie straty ludowi — w mieniu i życiu ludzkim, wszak król "pustoszył i palił [...] w kraju" (Thietmar). Również bawarska stolica Ratyzbona, oblegana bezskutecznie całymi miesiącami pod koniec 953 roku, poszła przy okazji częściowo z dymem.
Jednakże prawie wszystkie umocnione miejsca w Bawarii trzymały stronę buntowników, a Otton stał pod zamkniętymi bramami. Do tego wiosną 954 roku wtargnęli Węgrzy, "ta dawna zaraza ojczyzny" (Vita Brunonis), niespodziewanym atakiem aż po Ren i Lotaryngię. W końcu akurat niepokoje, waśnie, wojny domowe jawiły im się jako odpowiednie momenty do ich łupieżczych wypraw. Im mocniej chrześcijanie się bili ze sobą, tym lepiej. Również teraz węgierskie zagony wykorzystały zatem wewnątrz katolickie jatki do pustoszącego najazdu na Niemcy, zwłaszcza na południu. Pewnie również tym razem, jak to często było, książęta Rzeszy wykorzystali wroga swego kraju jako mile widzianego sprzymierzeńca. Liudolf, tak twierdzi przynajmniej Thietmar, wziął "przeciwko swemu ojcu i królowi jako towarzyszy na żołd awarskich łuczników". Także Konrad Czerwony był obwiniany o współpracę z Węgrami.
Jednakże właśnie z tego powodu nastroje zmieniły się na korzyść Ottona. A jeśli nawet paru dostojników niemieckiego Kościoła, jak arcybiskupi Fryderyk i Herold, stało po stronie buntowników, to w decydującym momencie króla uratował od klęski nikt inny, jak mężny święty, Ulryk z Augsburga — w Dzień Niewiniątek powołany na biskupa — który przesiadł się z wozu na konia i przygalopował na pomoc zgnębionemu królowi. I również w końcowym stadium walki hufiec Ulryka (oraz biskupa z Chur) odegrał decydującą rolę.
Otton stworzył sobie dzięki hojnemu wyposażaniu episkopatu w dobra i przywileje skuteczną podporę, przeciwwagę dla władzy książąt, co wyraziło się przede wszystkim w servitium regis, "służbie dla Rzeszy" pełnionej przez diecezje i opactwa. Przełożyły one oczywiście ten ciężar na swych poddanych, podczas gdy obowiązek świadczenia wysokiej arystokracji był niepewny. Personel "służby dla Rzeszy", będącej często służbą wojenną, brał Otton w coraz większym stopniu ze swej nadwornej kaplicy, której poświęcał szczególną uwagę.
Na temat ottońsko-salijskiego systemu kościelnego Rzeszy wywiązała się w ostatnim czasie dyskusja: a mianowicie, czy stworzony przez dawniejszych badaczy (L. Santifaller) typologiczny porządek był historycznie uzasadniony. Czy zatem Otton I stworzył nowy typ w ramach "systemu kościelnego Rzeszy", czy — za czym istotnie więcej przemawia — kontynuował jedynie mocniej tradycje karolińskie, rozwijał z większym naciskiem i konsekwentniej pewne elementy kontynuacji — w końcu też w karolińskim kościele Rzeszy decydującą
rolę odgrywały klasztory, a w ottońskim diecezje. Niejako duchowny urząd biskupa (zasadzający się na zupełnie bezpodstawnych, do tego całkowicie przejętych z innych religii pojęciach wiary, ukazanych przeze mnie w ścisłym związku z historyczno-krytyczną teologią w I znowu zapiał kur) od dawna był przeniknięty zadaniami polityczno-militarnymi, nawet jeśli "świeckie" władztwo i orientacja "narodowa" hierarchów za czasów Ottonów stały się jeszcze wyraźniej widoczne. Nie ma tu nic zasadniczo nowego, raczej od stuleci coraz bardziej rzucający się w oczy instrument panowania, przy pomocy którego nota bene biskupi i opaci dążyli do własnych celów, na dłuższą metę z wielką szkodą dla państwa.
"Christi bonus odor" (przyjemny zapach chrześcijanina) albo "królewskie kapłaństwo"
Znamiennym ucieleśnieniem, wręcz prototypem ottońskiego księcia Kościoła, był rodzony brat Ottona Brunon, urodzony w maju 925 roku najmłodszy syn króla Henryka I i królowej Matyldy, w latach 953 - 965 arcybiskup koloński.
Od najwcześniejszych lat przeznaczony do stanu duchownego już jako czterolatek wychowywany był w szkole katedralnej Balderyka z Utrechtu (918 - 976), hierarchy spokrewnionego z domem królewskim. W wieku czternastu lat Brunon na życzenie brata znalazł się na dworze, gdzie wkrótce zdobył decydujące wpływy. Już w 940 roku, jako piętnastolatek, awansował na kanclerza, a w 951 roku — jeszcze przed mianowaniem na biskupa, rzecz wielce niezwykła — na arcykapelana i arcykanclerza, mając zarazem nadzór nad kancelarią dworską. W 953 roku, mając 28 lat, został arcybiskupem kolońskim; władał ostatecznie większością diecezji i opactw, a w kulminacyjnym momencie buntu Liudolfa — faktycznie — również księciem Lotaryngii: "archidux", jak nazywa go jego pierwszy biograf, mnich Rotger, ściągając słowa archiepiscopus i dux, ujmując podwójną pozycję Brunona jako księcia Kościoła i Rzeszy. Wszak okryty sławą święty także w Lotaryngii "usunął militarnymi środkami [...] wszystkie przeciwstawiające się królestwu opory arystokracji" (Patzold).
Na dworze, gdzie Brunon "pośród swych służących-purpuratów" pojawiał się "w prostym odzieniu i chłopskim kożuchu z owczych skór" (Vita Brunonis) nie biorąc przy tym kąpieli ("Christi bonus odor"), kształcono pod jego kierownictwem w kaplicy, a szczególnie w kancelarii, młodych duchownych na biskupów, opatów, na mężów obeznanych równie dobrze z ideą nawracania chrześcijan, jak i augustyńską ideą (I, s. 316 i nast.) "wojny sprawiedliwej", bellum iustum, oraz wojny napastniczej: przydatne do usprawiedliwiania masowego mordowania "niewiernych".
Arcybiskup Brunon był zatem z jednej strony szermierzem "reformy", propagującym monastyczne pryncypia z Gorze, słynnego lotaryńskiego opactwa benedyktyńskiego (data założenia — 748 — przyjęta została na podstawie sfałszowanych dokumentów), a z drugiej zaś ruszał w pole ze swymi żołnierzami — choć nigdy mu nie zależało, by coś "podobało się jemu samemu, lecz Bogu" (Vita Brunonis) — najeżdżał krwawo hrabiów i innych możnych, łupił w końcu chrześcijan, katolików, burzył grody "w domu i na wojnie", jak zdradza jego biograf, "niestrudzony bojownik Pana". Co najmniej sześć razy święty biskup walczył na czele swych oddziałów — badacze historii nazywają to vita activa. Oblegał (w 959 i 960 roku) Dijon i Troyes. Walczył ze swymi oddziałami w Burgundii i Francji, interweniował zwłaszcza w Lotaryngii, wielokrotnie powstającej przeciw niemu, i to brutalnie. Całkowicie zniszczył militamie hrabiego Reginara III. Został on przez króla skazany na banicję, a jego dobra skonfiskowane; w roku 973 zmarł na wygnaniu w Czechach. (Jego synowie, Reginar IV i Lambert, wróciwszy do kraju po śmierci Ottona, już w 974 roku na wieść o nadciągającym Ottonie II musieli uciekać do Rzeszy wschodniofrankijskiej). Natomiast biskupowi Berengarowi z Cambrai (956-962), którego poddani zbuntowali się podczas jednej z podróży na dwór królewski, Brunon pomógł wrócić do miasta, po czym Berengar rozpoczął rządy terroru, napadł przy nadarzającej się okazji na swych diecezjan i wielu kazał zabić, nie utrzymując się zresztą długo w Cambrai. (A jego następca, biskup Ansbert [966-971], też rządził jedynie dzięki pomocy z zewnątrz).
Przy tym wszystkim, do czego skłaniała go "nędza ludu", św. arcybiskup był oczywiście zawsze "mężem bożym Brunem" (Vita Brunonis), skrycie nastrojony po mniszemu eschatologicznie, ukierunkował swój umysł na życie w innym świecie. Jednakże w walce po stronie królewskiego brata, "światła kręgu ziemskiego", "pomazańca pańskiego", wszyscy przeciwnicy — niezależnie od wiary, a stan taki występuje w chrześcijaństwie przez wszystkie tysiąclecia! — stają się czystymi diabłami; "pędzeni przez ducha nienawiści", "płonący dla Szatana", szerzą "truciznę swej złości w całym ciele Rzeszy": wiarołomcy, bandyci, "zaraza rodu ludzkiego", "wściekłe wilki pustoszące Kościół Boży" etc. Natomiast w św. Brunonie "miłość" jednoczy wszystko, najwyższą szlachetność, wysokie urzędy, godności, mądrość — i najgłębszą pokorę, łagodność, codzienne postępy w cnocie. Dodaje przecież, jak miał się wyrazić sam Otto, "do naszego królewskiego panowania królewskie kapłaństwo". Święty jest zatem "zarazem godny miłości, jak i budzący strach", jest — to leży w charakterze rodzinnym — zupełnie jak jego brat: "pomijając okrucieństwo królewskich kar zawsze łaskawy". A nawet, "wśród łagodnych i pokornych nikt nie był łagodniejszy i bardziej godny miłości, wobec złych i pysznych nikt nie był surowszy". Arcybiskup Bruno bowiem, "chrześcijanina dobry zapach", nie dysputował jedynie ze swym biografem, "on uprawiał politykę i zajmował się niebezpiecznym rzemiosłem wojennym". Nie, był także "dzień w dzień" ucieczką uciśnionych i biednych. Wszakże nawet na wojnie czynił rzeczy dobre i uzdrawiające — "również sprowadził do katedry i innych kościołów skarby zbawienia, relikwie świętych, w ilości jak chyba żaden z jego poprzedników" (Oediger); "cudne perły i słodkie fanty", "z prawie wszystkich krajów i krańców świata" (Vita Brunonis).
"Cudne perły" i trzydziestoletnia walka o prymat
Za najlepszy, najpiękniejszy i najznakomitszy z wszystkich skarbów Brunona uchodziły laska i łańcuchy św. Piotra. Relikwie te (jak i wiele innych), które biskup zdobył z prawdziwą "miłością", "z zachwytem", laskę z Metzu, a ogniwa łańcucha przypuszczalnie w 955 roku od papieża Agapeta II z Rzymu, były oczywiście ze szczętem fałszywe. Akurat o laskę Piotrową — pokazywaną jeszcze w XX wieku w kolońskim skarbcu katedralnym! — rozgorzała prawdziwa trzydziestoletnia walka między metropolitami Kolonii a Trewiru. Wszak godność stolca biskupiego i jego — tak ważny w religii nauczającej pokory — prymat wobec innej diecezji -zależały w istocie od tego, czy jego założenie da się wywieść od Piotra lub jednego z jego uczniów, co oczywiście należy włożyć między bajki (por. II, s. 38 i nast.).
Metz i Trewir rościły sobie więc pretensje do "uczniostwa Piotrowego" (zapisanego dopiero w IX wieku). A przeciwko przygniatającej przewadze, jaką zdobył Brunon z Kolonii, powoływano się na rzekomą apostolską sukcesję siedziby trewirskiej i wspierano bajeczką o lasce Piotrowej, w której wszystko zostało zmyślone; w każdym razie przynajmniej wskrzeszenie kolońskiego arcypasterza Maternusa — źródła historyczne odnotowują, że żył on w IV stuleciu, lecz miał zostać wysłany na misje przez apostoła Piotra! Po jego nagłej śmierci sprowadzono laskę Piotra z Rzymu i przy jej cudownej pomocy pogrzebany już od czterdziestu dni w Alzacji Maternus miał zostać ożywiony, a później wybrany na biskupa Trewiru.
Innym razem tak mocno trzymający się życia biskup — nie można mu tego przecież brać za złe — miał powstać z martwych na dziewięć lat w czasach Karola Wielkiego. A w ogóle, jak to podają chrześcijańscy kronikarze, św. Maternus (dobry na infekcje i gorączki, święto 14 września) miał nawet być krewnym Jezusa, a mianowicie znanym z Ewangelii młodzieńcem z Nain, tak że byłby trzykrotnie zmarł i ponownie zmartwychwstał — jeśli o jego wskrzeszeniu donosi jedynie Łukasz, a wszyscy pozostali ewangeliści, wymieniający wiele mniejszych cudów Jezusa, na ten temat jednak milczą. Na marginesie: w roku 1059 również metropolita Reims uzasadniał swe prawa do koronacji królewskiej powołując się na laskę Piotra, którą niegdyś papież Hormizdas miał przekazać Remigiuszowi z Reims!
Brunon z Kolonii zawładnął więc, przypuszczalnie w 953 roku, znajdującą się w katedrze w Metzu złowieszczą laską, by pozbawić podstaw dążenia Trewiru do prymatu. Jednakże w latach sześćdziesiątych X stulecia sfałszowano, zapewne wśród duchownych katedry trewirskiej, tak zwany dyplom Sylwestra, wedle którego papież Sylwester I (314-335) potwierdza kościołowi trewirskiemu prawa prymatu nad biskupstwami galijskimi i germańskimi, jakich kiedyś udzielił sam Piotr! A na podstawie tego falsyfikatu papież Jan XIII przyznał 22 stycznia 969 roku arcybiskupowi Trewiru Teoderykowi (965-977) upragniony prymat nad Galią i Germanią.
Niestety tak wtedy ważna "laska Piotrowa" znajdowała się w Kolonii. Jednakże arcybiskupowi trewirskiemu Egbertowi (977-993), kształconemu w królewskiej kaplicy nadwornej, który w 976 roku został kanclerzem Ottona II, udało się uzyskać od arcybiskupa Kolonii Warina (975985), złamanego może ciężarem "historycznych dowodów" Trewiru, zgodę na podział laski. Z chrześcijańskiego punktu widzenia każda część relikwii jest równie dobra jak cała, i w podzielonej tkwi bowiem uzdrawiająca moc całej. Arcybiskup Egbert, w równym stopniu mający na uwadze materialne bezpieczeństwo swej diecezji, jak i aspiracje do prymatu nad Galią i Germanią, kazał sporządzić dla swego fragmentu nadzwyczaj kunsztowną gałkę, dzięki czemu ostatecznie przewyższył koloński "oryginał" i uczynił trewirską laskę Piotrową jednym z arcydzieł "ottońskiego złotnictwa" (Achter).
Nie dość na tym. Wyczerpujący napis na kunsztownym dziele opowiada o historii laski, wedle której została ona kiedyś "przesłana w celu wskrzeszenia Maternusa przez niego (Piotra)" i wypomina przy tym łagodnie przywłaszczenie sobie trewirskiego dobra kościelnego przez arcybiskupa Brunona z Kolonii, który zażądał laski. "Źródła pisane uwidaczniają z całą ostrością prowadzoną od połowy wieku przez Trewir walkę o prymat i laskę. Im bardziej Trewirowi groziło wypchnięcie z szeregu niemieckich biskupstw, tym intensywniej dążył do eliminacji rywali poprzez demonstrowanie własnego wieku i apostolskiego nadania" (Achter).
Po stłumieniu buntu Liudolfa poszczęściło się Ottonowi I jeszcze dalsze i większe umocnienie jego władzy, zwycięstwo na Lechowym Polu nad Węgrami. (Porażka z nimi wpędziłaby go zapewne w nowe konflikty wewnętrzne).
Bitwa na Lechowym Polu (955 rok) — wielki "dar bożej miłości"
Pod Augsburgiem — jego biskupi są uznawani od IV do VIII wieku (od Zosimusa/Dionizego po Marcjana) za "legendarnych", to znaczy wymyślonych (źródłowo pewny jest dopiero biskup Wicterp, zm. przed 772 r.), pod Augsburgiem armia szwabsko-frankijska pod wodzą Ludwika Dziecięcia została już raz pobita przez Węgrów w roku 913, a w 926 roku najeźdźcy ponownie spustoszyli okolice miasta. A jak w 954 roku, tak i w rok później najechali Bawarię, by skorzystać na wojnie domowej w Niemczech, na buncie Liudolfa. Grasowali między Dunajem a rzeką Iller, rabowali nieumocnione miejscowości i rozpoczęli oblężenie biskupiego miasta Augsburga.
Tym razem króla nie powstrzymywały już rebelie we własnym obozie. Raczej szybko zmobilizował własne zastępy z prawie wszystkich niemieckich plemion, zwłaszcza Franków, Bawarów i Szwabów, a nawet z Czech. Brakło jedynie wojsk lotaryńskich i większości saskich, gotujących się na Słowian. Za to po chrześcijańskiej stronie walczył prawdziwy święty, biskup Ulryk z Augsburga — pewnie walczył również i morderca świętego, bratobójca Czech Bolesław (s. 266 i nast.), przymuszony przez Ottona w 950 roku za pomocą wyprawy zbrojnej do hołdu lennego.
Gdy król niemiecki nadciągnął i "ujrzał ogromne wojsko Węgrów, pomyślał sobie, że nie może zostać pokonane przez ludzi, chyba że Bóg się zlituje i ich wybije" (Vita Oudalrici).
A Bóg i Otton współpracowali ze sobą; przy czym Otton nie szczędził obietnic i gróźb, obiecywał jednak swym wojownikom zwłaszcza "zapłatę i łaskę za ich pomoc", "wieczną zapłatę, gdyby padli, a radości tego świata, jeśli będą zwycięzcami" (Thietmar). Zatem, przynajmniej dla niektórych, nie powinno pójść źle.
Podczas gdy Węgrzy swoich do bitwy naganiali biczami (Vita Oudalrici), katolicki król zastosował całe duchowne instrumentarium, uczynił wszystko, co się czyni w przypadku chrześcijańskich masowych mordów, by przekupić niebo i spreparować potencjalne ofiary bitwy metafizycznie. Już na dzień naprzód nakazał w obozie post, a potem ślubował wśród łez, że za zwycięstwo w tym dniu ustanowi w Merseburgu biskupstwo, jego świeżo rozpoczęte palatium każe zaś rozbudować w kościół. "Podniósł się z ziemi, wysłuchał mszy i przyjął komunię wręczoną przez swego dzielnego spowiednika Ulryka, następnie bez zwłoki chwycił tarczę i Świętą Włócznię i jako pierwszy przed swymi wojownikami wdarł się w szeregi stawiających opór wrogów [...]" (Thietmar).
Myli się kronikarz, nie mógł bowiem "spowiednik Ulryk", zamknięty w oblężonym Augsburgu, udzielać komunii królewskiemu wodzowi, jednakże widać tutaj, jak "niezwłocznie" msza święta, święta komunia, święta włócznia zostały przekształcone w — jak to pisze biskup — "krwawe dzieło". Bardzo dobrze. (A dokładnie tak samo jeszcze w wielkich chrześcijańskich orgiach zniszczenia XX wieku — a tak na marginesie, to "święta włócznia" jest teraz w muzeum i nie ma przy niej też żadnego króla czy — niestety! — Najwyższego Wodza, żeby dało się za jej przyczyną przegrać dostatecznie dużo).
Mnich Widukind przekazuje jeszcze krótką, naprawdę godną uwagi mowę Ottona I bezpośrednio przed powszechnymi jatkami: "To, że w tym ucisku musimy być dobrej myśli, widzicie sami, moi mężowie, którzy wroga nie z oddala (!), lecz z bliska widzieć musicie. Do tej pory walczyłem ze sławą przy pomocy waszych zbrojnych ramion i zawsze zwycięskiego oręża i poza (!) moją ziemią i Rzeszą wszędzie zwyciężałem; czy mam teraz w moim własnym kraju i państwie pokazać plecy? [...]. Musielibyśmy się wstydzić, panowie prawie całej Europy, gdybyśmy się teraz poddali wrogom".
Do tej pory, wyznaje niemiecki majestat królewski, jego mężowie zwalczali wroga (Otton zapomina o wielu wojnach domowych!) oczywiście "w oddali", "poza moją ziemią i Rzeszą [...]". Jasno i wyraźnie powiedziane, co wszakże i bez tego jest oczywiste, że Frankowie i Niemcy postępowali całkiem podobnie do przeklętych od Boga Węgrów; napadali obce kraje i ludy, pustoszyli, mordowali, uprowadzali zakładników i jeńców, a nawet anektowali całe połacie kraju. I tylko w ten krwawy i barbarzyński sposób podobny Węgrom Frankowie i Niemcy, jak pyszni się jego królewski majestat, stali się "panami prawie całej Europy". Główna różnica jest jedynie papierowej, historiograficznej natury, polega tylko na kolosalnej hipokryzji, ładniej powiedziawszy stłumieniu lub, jeśli kto woli, "ojczyźnianemu" zacietrzewieniu (do dziś "uwarunkowanemu epoką"!), polega jedynie na tym, że chrześcijańska historiografia swych (pogańskich) antagonistów — Węgrów tutaj wziąwszy jedynie jako pars pro toto — przyrównuje na okrągło do diabłów, wręcz hołoty, podczas gdy nie inaczej (w podwójnym tego słowa znaczeniu) zdychających własnych diabłów przedstawia jako świetlistych zwycięzców, szlachetnych rycerzy, bohaterów, a wszystko to w eufemistycznej otoczce, nie, po prostu obrzydliwie gloryfikując, wysławia jako działalność misyjną, chrystianizację, szerzenie kultury!
Krótko przed przybyciem niemieckiej odsieczy Węgrzy rozluźnili obręcz wokół Augsburga i 10 sierpnia 955 roku doszło do ogromnej rzezi na obniżeniach rzeki Lech pod murami miasta. Przy czym węgierskie wojska podzieliły się w niespodziewanym manewrze. Przekroczyły rzekę, obeszły przeciwnika i po deszczu wypuszczonych strzał zaatakowały od tyłu, najpierw dobrze wyszkolone oddziały czeskie, które — "lepiej wyposażone w oręż niż w szczęście" (Widukind) — szczególnie ucierpiały, potem szwabskie, które zostały pobite podczas ucieczki.
Z Niemcami było niedobrze, póki karty nie odwrócił atak dobrze wyszkolonej frankijskiej jazdy pod wodzą Konrada Czerwonego (s. 280) — który na koniec padł na polu bitwy z gardłem przeszytym strzałą (rozluźnił bowiem z powodu upału rzemienie swego pancerza) — i główne siły zgromadzone wokół króla, "wybrańcy z wszystkich tysięcy wojowników" (Widukind), nie wyrąbały sobie zwycięstwa. Lub jak to powiada przepełniony bezgraniczną ufnością do Boga żywot św. Ulryka (Vita S. Oudalrici): "W obustronnej rzezi padali wojownicy po obu stronach, i umierali, którym od Boga było przeznaczone umrzeć. Potem jednak Bóg, dla którego nic nie jest niemożliwe, dał chwalebne zwycięstwo królowi Ottonowi. Wojsko węgierskie zawróciło do ucieczki i nie miało już siły walczyć dalej. A chociaż pobita została ich niewiarygodnie wielka liczba, pozostało ich jeszcze tak wielu, że oglądający z wałów Augsburga nadciągających Węgrów myśleli, iż nie przychodzą jako pokonani, dopóki nie poznali, że przebiegają mimo miasta i w największym pośpiechu usiłują osiągnąć drugi brzeg Lechu".
Bitwa na Lechowym Polu, rzekomo największa w X wieku, w dzień św. Wawrzyńca, wielkiego "sprzymierzeńca przeciw Węgrom" (Weinrich), została rozpoczęta i zakończona z pomocą nieba. Również dzięki ślubowi Ottona wobec "ognistego zwycięzcy", patrona tego dnia (nowe wielkie "plany misyjne" na wschodzie) ufundowania biskupstwa w Merseburgu. A potem nabożeństwa dziękczynne w całej Rzeszy: "najwyższemu Bogu chwała i należne pieśni pochwalne we wszystkich kościołach" (Widukind). Walczono pod sztandarem Rzeszy, polnym znakiem św. Michała, przy wsparciu oddziałów św. Ulryka — "na relikwie Ulryka przez długi czas był duży popyt" (Zoepfl). Nie należy zapominać o stymulującym znaczeniu Świętej Włóczni wniesionej do bitwy przez Ottona. Tak więc rzekomo 20 tysięcy Niemców odniosło zwycięstwo nad 120 tysiącami Węgrów, których pobito już nieraz ze szczętem — choćby triumf ojca Ottona w 933 roku nad rzeką Unstrutą, również w 943 roku pod Wels nad rzeką Traun, w 948 pod Floss nad rzeką Entenbühl i w roku 950 we Włoszech nad Ticino, jednakowoż nawet tam była to wciąż jedynie walka obronna.
Bitwa na Lechowym Polu jest sławiona często jako szczególne osiągnięcie "sztuki strategicznej" (Erben), zwłaszcza że — jak niewinnie pisze mnich Widukind, może potomek księcia saskiego o tym samym imieniu — "nie była raczej bezkrwawa". Jeszcze tego samego dnia i następnego ścigał król, upojony krwią i zwycięstwem pozostałych przy życiu Węgrów i, słowami augsburskiego proboszcza katedry Gerharda, "zabijał wszystkich, których zdołał doścignąć". Wpędzono uciekających do Lechu, palono wraz z gospodarstwami gdzie się skryli, czasami nawet całe wsie w okolicy. Krótko mówiąc, topiono, palono, zabijano i wycinano. "Nie mogli znaleźć żadnej drogi i żadnych ostępów, gdzie na każdym kroku nie byłoby nad nimi jawnej pomsty Pana" (Vita Oudalrici).
A Otton, zwycięzca, bohater, którego wojska okrzyknęły "imperatorem" (budząca wątpliwości notatka Widukinda), myślał po prostu o wszystkim. Nie tylko kazał "starannie sprawdzić, kto z jego wojska pozostał", nie tylko pocieszał św. Ulryka z powodu śmierci jego brata Dietbalda "i z powodu innych krewnych, którzy również znaleźli tam śmierć", nie tylko przesłał ciało swego zięcia, księcia Konrada, "troskliwie przygotowane do pochówku do Wormacji", lecz zaraz "po krwawym dziele" rozesłał posłańców, by "serca wiernych zachęcić do radosnej pochwały Chrystusa. Tak wielki dar boskiej miłości objął całe, a zwłaszcza powierzone królowi chrześcijaństwo niewypowiedzianą radością i okazał Bogu na wysokości jednomyślnie śpiewając chwałę i dziękczynienie".
Co niemniej ważne, Otton rozesłał przez umyślnych rozkaz obsadzenia w Bawarii wszelkich przejść i brodów rzek, by w ten sposób zlikwidować możliwie wielu uciekających wrogów, których ostatnie resztki ("Tylko siedmiu Węgrów wróciło na Węgry", utrzymują Wetzer i Welte) dotarły przez Czechy do swej ojczyzny. Lub jak to w XIX wieku augsburski fabrykant tytoniu i wierszokleta Philipp Schmid w przedstawieniu o bitwie na Lechowym Polu wkłada w usta św. Ulryka: "By ojczyznę zacnego chrześcijańskiego ludu / Oczyścić z pogan groźnej chmary".
.A propos: tak znowuż "dzikimi poganami" Węgrzy już w końcu nie byli, zwłaszcza ich możni. Ich ostatni dowódca, Bulcsu, przeciwnik Ottona nad Lechem, był chrześcijaninem ochrzczonym w Konstantynopolu. Jakkolwiek było: tak jak zwycięstwo Karola Młota nad Arabami pod Poitiers w roku 732 pozwoliło "ożywić kult św. Hilarego" (Ewig, IV, s. 185), tak pięknym owocem i skutkiem zwycięstwa nad Węgrami był "rozkwit czci patrona owego dnia, św. Wawrzyńca" (Buttner) — pewne kręgi naukowe sprowadzają historię zawsze do jednej miary. (A nie zapominajmy, że dzięki wojnom "skarby zbawienia, relikwie świętych" trafiały do kościołów: s. 283!).
Poza tym wzięto schwytanych wodzów węgierskich w Ratyzbonie "wraz z innymi ich rodakami na tortury" (Vita Oudalrici) i powieszono. Jeńców uduszono i wrzucono do masowych grobów, odciążając ich uprzednio od złota i srebra, co przyniosło złote kielichy, krzyże i mnóstwo srebra kościelnego. Łącznie zamordowano ponoć 100 tysięcy ludzi i umożliwiono tym sposobem Węgrom "dostęp do kultury zachodniej Europy" (Holtzmann).
Otton I, przyjmowany w swej saskiej ojczyźnie "z najwyższym zachwytem" (Thietmar), zyskał od tej pory przydomek "Wielkiego". A jakkolwiek wszystko, jak piszą, co w swoim życiu zdobył "z posiadłości ziemskich i innej własności", dał "bez uszczerbku Bogu i jego wojownikowi Maurycemu na własność" (Thietmar), wielki brzuch Kościoła, mówiąc za Goethem, nie został nasycony. Jak już po pierwszych bawarskich zwycięstwach nad Węgrami zostały zgłoszone przez biskupa Adalberta z Pasawy jego roszczenia, tak teraz natychmiast dążył do uzyskania kiedyś zagrabionych, lecz podczas najazdów węgierskich utraconych majętności. Biskupstwa w Pasawie, Ratyzbonie, Freising i Salzburgu i najznaczniejsze klasztory bawarskie zajęły ponownie swe opuszczone dobra w Marchii Wschodniej, a nawet, biskup Pilgrim z Pasawy wkroczył z misjami na Węgry, przy czym chciał dzięki ogromnym fałszerstwom dokumentów zostać arcybiskupem.
Biskup Pilgrim z Pasawy (971 — 991), wielki fałszerz przed Panem, stawia sobie pomnik literacki
Bardzo to charakterystyczne, że (również) nawrócenie Madziarów na Węgrzech rozpoczęło się od ogromnych fałszerstw — przy czym "pobożna" nauka chętniej mówi o "kwestii Lorch", "która od stuleci porusza wiele piór" (Heuwieser).
Sławny i osławiony duszpasterz, wychowany w klasztorze Niederaltaich i wyniesiony ku godnościom z pomocą arcybiskupa Fryderyka, jego wuja, uchodzi w historii Kościoła za "męża znaczącego", skoro jego dwudziestoletnie "rządy" (971-991) "dały podstawę późniejszej wielkości biskupstwa pasawskiego" (Tomek). Ten wysoce duchowny oszust był również bliskim przyjacielem św. Wolfganga, który wskutek usiłowań Pilgrima został biskupem Ratyzbony (później patronem drwali, cieśli, pasterzy, szyprów, pomocnym przy bólach oczu, stóp i krzyża) — "zażyła przyjaźń połączyła wkrótce obu mężów aż do śmierci Pilgrima w roku 991" (Janner).
Przede wszystkim jednak biskup Pilgrim utrzymywał najlepsze stosunki z Ottonami, od których otrzymał liczne przywileje. Energiczny patron misji na południowym wschodzie, gdzie jeden z jego licznych misjonarzy nawrócił na chrześcijaństwo nawet wielkiego księcia Gezę (Geycha 972997) w Ostrzyhomiu (węg. Esztergom, niem. Grań), ojca Stefana I, miał wszakże bardziej dalekosiężne cele: nie tylko zwierzchnictwo nad miastem (własność gruntów, cła, immunitet), nie tylko rozszerzenie swej diecezji w "Marchii Wschodniej", lecz również palium oraz Węgry i Morawy pod władzą metropolii pasawskiej. Dlatego ukazał Pasawę w "Fałszerstwach z Lorch" jako prawnego spadkobiercę rzymskiego biskupstwa Lorch (Lauriacum) nad rzeką Anizą (Górna Austria), wynosząc ją następnie do arcybiskupstwa. Miało ono rozciągać się na całą Panonię, Morawy i Mezję i istnieć do 738 roku.
By udowodnić związek swej diecezji założonej w 739 roku z arcybiskupstwem Lorch, a samemu zostać arcybiskupem, poszerzyć swą władzę, pomnożyć dochody i uwolnić się od bawarskiej metropolii w Salzburgu, Pilgrim sfałszował jako wprawny pisarz kancelarii królewskiej między rokiem 970 a 985 szereg dokumentów: bullę założycielską na imię papieża Symmacha (498-514), dokumenty paliatywne na imiona papieży z IX i X wieku, Eugeniusza II, Leona VII, Agapeta II i Benedykta VI.
Zaprezentował również dalsze, w formie i treści sfałszowane, lecz zręcznie sporządzone dyplomy cesarskie i królewskie: kilka rzekomych cesarskich dokumentów Karola Wielkiego, Ludwika Pobożnego i Arnulfa, każąc je zapewne sfabrykować notariuszowi z kancelarii cesarskiej; doszły do tego przeróbki i manipulacje prawdziwych dokumentów Ottona I i Ottona II. Przykładowo jeden sfałszowany przez Pilgrima dokument cesarza Arnulfa z 9 września 898 roku, przyznający sądownictwo w mieście wyłącznie biskupowi, stanowił podstawę dla wystawionego 3 stycznia 999 roku dyplomu Ottona III, zastrzegającego pasawskim arcypasterzom targ, prawo bicia monety, pobierania cła oraz władzę zwierzchnią i publiczną w Pasawie.
W sfałszowanych pismach papieskich obiecuje się biskupom pasawskim tytuł arcybiskupi, a ich "arcybiskupstwu" ziemie madziarskie i słowiańskie oraz wikariat apostolski w Panonii, Mezji, kraju Hunów oraz na Morawach. Całe to ambitne przedsięwzięcie miało odbyć się kosztem Salzburga, z tego względu tamtejszy arcybiskup Fryderyk, wuj Pilgrima, natychmiast wystąpił z przeciw falsyfikatem i zapewnił sobie lepsze prawa dzięki szybko sfingowanemu przywilejowi Benedykta VI. Mimo "zasług" Pasawy w misjonowaniu Węgier — sam określił je w piśmie towarzyszącym jako matactwo — papież Benedykt VII zadecydował na korzyść Salzburga i jego władzy nad całą Panonią.
Jeśli nawet udziałem pobożnych zabiegów biskupa Pilgrima nie stał się sukces, jego imię jest czczone w Pasawie (jak już od dawna w "naukach" teologicznych); a nawet, jako wuj Krymhildy i jej braci wszedł do Pieśni o Nibelungach. W ten sposób, wedle Leksykonu Teologii i Kościoła, "doczekał się pomnika literackiego". W istocie wielki fałszerz kazał zapisać legendę o Nibelungach — " Von Pazowe der bischof Pilgerin / durch liebe der neuen sin / hiez schriben dis ein maere" (Z Pasawy biskup Pilgerin / przez miłość swych siostrzeńców / tu spisał to raz jeszcze).
Już w roku 1854 Ernst Dummler wykazał w artykule o Pilgrimie i arcybiskupstwie w Lorch fałszerstwo wszystkich dokumentów paliatywnych dotyczących Lorch wystawionych dla Pasawy oraz nieautentyczność dokumentu cesarza Arnulfa dla biskupa Wichinga, sporządzonego przez Pilgrima. Oczywiście zaprzeczono temu, nie potrafiąc znaleźć dowodów. Gdy o jedno pokolenie później K. Uhlirz, opierając się na publikacji źródeł karolińskich i saskich, również zarzucił fałszerstwo dokumentom z Pasawy, ponownie zaprotestowano. By oczyścić "słynnego biskupa" (Heuwieser), zdecydowano się nawet na obwinienie mniej "sławnych" hierarchów, jak Wiching lub żyjący u schyłku XII wieku biskupi Diepold i Wolfker. W 1909 roku Waldemar Lehr w berlińskiej dysertacji jeszcze raz z najwyższą starannością wykazał fałszerstwa popełnione przez Pilgrima. Zapowiedziana przez W. Peitza replika nie ukazała się. A w wydanej w "roku jubileuszowym 1939" na 1200-lecie istnienia historii Pasawy autor był zmuszony przyznać, "że pod rządami biskupa Pilgrima za pomocą szeregu nieprawdziwych, w tym celu sporządzonych dokumentów cesarskich i papieskich podjęto próbę udowodnienia sukcesji arcybiskupstwa w Lorch przez biskupów w Pasawie i podporządkowania im praw metropolitalnych nad Węgrami".
Właściciel niewolników i wojownik zostaje uroczyście i formalnie kanonizowany jako pierwszy katolik
Z pewnością nieśmiertelne zasługi zyskał swego czasu również biskup Ulryk z Augsburga (923-973). Po zwycięstwie na Lechowym Polu otrzymał przynależną hrabiom władzę sądowniczą, prawo do bicia monety i do posiadania targu. A już parę dziesięcioleci później został kanonizowany. Nie każdemu oczywiście, kto żywi zwykłe wyobrażenie o świętości, musi się to dziś wydawać równie święte.
Ulryk zawdzięczał swój urząd, jak to w przypadku biskupów jest regułą przecież od stuleci (III, s. 303 i nast), swojej rodzinie, rodowi późniejszych hrabiów z Dillingen. Już wuj, błogosławiony Adalbero, był (od 887 roku) biskupem w Augsburgu, do tego doradcą cesarza Arnulfa, wychowawcą jego syna Ludwika, a podczas rządów jako niepełnoletniego "prawie regentem Rzeszy" (Lexikon fur Theologie und Kirche). Pod rządami błogosławionego wuja święty siostrzeniec urzędował jako administrator diecezji, zrezygnował jednak z tej służby po jego śmierci (909 r.), nowy biskup Hiltin nie był bowiem dla niego "wystarczająco dystyngowany". Zarządzał potem przez czternaście lat posiadłościami ziemskimi swego rodu, by samemu stać się dzięki krewnym w 924 roku biskupem w Augsburgu — gdy tenże z uporem, wbrew przepisom kościelnym, chciał wyznaczyć na swego następcę kolejnego Adalbero, swego bratanka. Nie będąc wyświęconym działał onże już jako biskup; z powodu złego przykładu i naruszenia prawa kanonicznego zostali obaj pociągnięci do odpowiedzialności przed synodem we wrześniu 972 roku w Ingelheim. Jednakże wkrótce potem obaj zmarli.
Jako święty biskup, a zarazem dowódca zbrojnych oddziałów, który otoczył miasto katedralne murami obronnymi, Ulryk trzymał niewolników, "podróże wizytacyjne" odbywał pod ochroną sług i wiódł ze sobą cały "tabor" do zbierania danin. Podróżował zawsze też w towarzystwie "swych najzdolniejszych wasali", by przy jakichkolwiek kłopotach móc prowadzić "pertraktacje z konieczną pewnością" (Vita Oudalrici). Święty biskup nieustannie wojował zbrojnie i konno. Tak na przykład późną jesienią 953 roku z królem Ottonem pod Ratyzboną. A gdy po powrocie nie mógł zostać we własnym mieście biskupim, obwarował się, całą zimę odpierając ataki, w grodzie "Mantahinga" (Schwabmimchen). 6 lutego 954 roku pobito palatyna Arnulfa wraz z "kupą owych nieszczęśników, którzy wcześniej splądrowali miasto Augsburg". Pobito ich tak, że "większość z nich zginęła". A gdy biskup Ulryk wrócił ponownie do Augsburga, to jego biograf proboszcz katedralny Gerhard napisał: "żaden z tych, którzy zdobyli łupy w Augsburgu jako wrogowie matki Bożej Maryi, nie uszedł karze, chyba że niezwłocznie wykupił sobie z własnych środków przebaczenie wielebnego biskupa".
W istocie nastąpiła seria "cudownych kar".
Jeden z plądrujących w Augsburgu stracił rozum i wyzionął ducha. Inny zginął od uderzenia końskiego kopyta. Syn księcia Bawarii, palatyn Arnulf, "który się poważył jako wróg wtargnąć do dóbr świętej Maryi" (chociaż "wielebny biskup" groził karą kościelnej banicji; nie wolno było "się ośmielić tknąć choćby w najmniejszym stopniu dóbr świętej Maryi, które leżały w jego diecezji": Vita Oudalrici), padł w 954 roku w zamęcie bitewnym pod Ratyzboną. Czwarty, wziąwszy w Augsburgu zaledwie sztukę taniego obrusu, natychmiast został "opętany przez diabła i nie mógł się go nijak pozbyć, ani w kościele, ani poza nim, ani przez skropienie święconą wodą. Diabeł nigdy nie opuszczał jego boku. W końcu wybrał się w drogę do Augsburga, zwrócił zabrane dobro i prosił biskupa, by zechciał go w imię Chrystusa ćwiczyć rózgami i dać odpuszczenie jego winy. I tak został uwolniony od diabła i wrócił uzdrowiony do domu". Zaprawdę, wiedzieli oni, jak obchodzić się ze swymi owieczkami.
Gdy dotyczyło to naprawienia szkód, dokonania odbudowy, wspomagał Ulryk oczywiście "szczególnie", podkreśla proboszcz katedralny Gerhard, "obrabowanych duchownych katedry", "wspierając ich każdym sposobem". A w nie mniejszym stopniu wspierał samego siebie, nakazał bowiem, by jego własne dobra, leżące w zgliszczach i zaniedbaniu, "podnieść z ruin skrzętną pracą na polach i przy budynkach. Zacny zastęp jego poddanych ruszył posłusznie do pracy i po odpowiednim czasie zaradził koniecznym potrzebom, co zawsze było możliwe". Co zawsze było możliwe — jest nawet napisane w świętym traktaciku! O tak, oni wiedzieli, jak zatroszczyć się o owieczki, zwłaszcza poddane owieczki.
W szczególności jednak Ulryk kierował w 955 roku obroną Augsburga, póki nie nadszedł Otto ze swymi siłami i święty biskup mógł rzucić do walki własne oddziały. Wprawdzie głosił w kazaniach i przestrzegał: "Złego nie odpłacać złem, lecz błogosławieństwem; prześladowanie dla sprawiedliwości znosić cierpliwie", to przecież należało do jego zasad, by kochać wszystkich ludzi, "wszystkich ludzi dobrej woli, o których śpiewa chór aniołów: «A na ziemi pokój ludziom dobrej woli», złym natomiast we wszelkich ich złych uczynkach przeciwstawiać się, wedle słów świętego proroka Dawida: «Niczym stał się zły człowiek przed jego obliczem [...]»".
Według biografa Ulryka biskup kazał swym żołnierzom (milites) jedynie "mężnie walczyć pod bramami i siedział tymczasem "na swoim rumaku {super caballum), odziany w stulę, nie będąc chronionym przez tarczę, pancerz, czy hełm". Jednakże naukowcy przypuszczają, że Ulryk nie tylko często przebywający w otoczeniu króla (źródła wymieniają go piętnaście razy), lecz wręcz całymi miesiącami "współdziałający" (Weitlauff) w jego armii, wziął w bitwie na Lechowym Polu czynny udział. Nie inaczej niż jego własny brat Dietbald i jego bratanek Reginbald, którzy obaj padli w bitwie. Nie inaczej niż biskup Michał z Ratyzbony (zm. w 972 r.), któremu w bitewnym zamęcie obcięto ucho; najwyraźniej chronił go, co sam zaświadcza, św. Emmeram — rzecz godna uwagi, również biskup Michał zaliczał się bowiem do tych ratyzbońskich książąt Kościoła, którzy podnieśli rękę na Emmeramowe skarby!
Hagiografia zamierzała ukazać Świętego, który przecież odegrał "wiodącą rolę w bitwie z Węgrami" (Bosl), zapewne jako mniej krwiożerczego.
Opisanie żywota "najświętszego wśród wszystkich ludzi owych czasów" (mnich Ekkehard IV) przez młodszego, należącego do jego najbliższego otoczenia Gerharda między 983 a 993 rokiem, sporządzone już "w celu jego kanonizacji" (Lexikon fur Theologie und Kirche) i dlatego też zawierające już wiele opowieści o cudach, wizjach, proroctwach i z pewnością fałszywe wiadomości, zostało wkrótce złożone w Rzymie. A 31 stycznia 993 roku na jednym z synodów laterańskich papież Jan XV — sam znienawidzony wśród ludu i własnego duchowieństwa za nepotyzm "w najgorszej formie" i "chorobliwą chciwość" (katolik Kuhner) — kanonizował formalnie i uroczyście jako pierwszego katolika, Ulryka, hołdującego nepotyzmowi biskupa trzymającego niewolników i wojownika, w swym czasie trzykrotnie "pielgrzymującego" do Rzymu i w ogóle "klejnot wśród kapłanów" (Thietmar).
"Patron przeciw szczurom i myszom", "zagrożenie ze wschodu" i 29 numerów "świętych członków"
Od tej pory jego kult potężnie się rozwinął. Biskup Gebhard z Augsburga (996-1000) i opat Berno z Reichenau (1008 -1048) przepracowali ważny co do treści, lecz źle napisany żywot Ulryka, co charakterystyczne opuścili wszystko, co było związane z historią i naszpikowali cytatami z Biblii i cudami w napuszonym stylu; późniejsi kopiści jeszcze to na wiele sposobów interpolowali. Kaplicę grobową Ulryka, gdzie cesarz Henryk II kazał pochować trzewia Ottona III, odwiedzali nawet cudzoziemscy pątnicy. Imieniem Ulryka obdarzano masowo kościoły, kaplice i miejscowości. Już w X wieku szarpano się wzajemnie o jego szczątki; starały się o nie najznamienitsze klasztory, również katedra w Bambergu. W XII wieku cesarz Barbarossa własnoręcznie przewiózł skrzynię z relikwiami Ulryka (i wkrótce sam legł pokawałkowany: z wnętrznościami w Tarsie, "ciałem" w Antiochii, a członkami w Tyrze).
Oczywiście lud doznawał u grobu Ulryka cudów. Przemiana kawałka mięsa w rybę została "poświadczona" w literaturze dopiero później. Jednakże Ulryk pomagał szczególnie przy chorobach oczu; przy gorączce uzdrawiało napicie się z jego kielicha mszalnego, przy pladze myszy ziemia z jego grobu, a przy pogryzieniu przez wściekłego psa misa Ulryka, misa poświęcona w jego imię. Rozdawano "studzienkę Ulryka" i pielgrzymowano do niej, Ulryk został "patronem od studni", również patronem rybaków, "patronem podróżnych", "patronem przeciw szczurom i myszom", w ogóle przeciwko "szkodnikom", patronem we "wszelkich dolegliwościach cielesnych".
Tym sposobem lud utrzymywano zawsze na duchowych wyżynach epoki.
Pierwsze i najstarsze stowarzyszenie św. Ulryka ukonstytuowało się już w XII wieku. Należał do niego ni mniej, ni więcej tylko cesarz Fryderyk I. Także na początku ery nowożytnej założono "szybko rozkwitające bractwo św. Ulryka" z biskupami, książętami i cesarzami jako członkami. A nawet święty staje się — rzecz oczywiście "fałszywie" pojęta — prekursorem protestanckiej wolności wobec papieskiej tyranii.
Jeszcze w XIX wieku modlono się w litanii do św. Ulryka: "Święty Udalryku / żywy wzorze pobożności i świętości / Mężu o Bożym sercu / Szczególny miłośniku modlitwy / Przykładzie umartwienia i pokuty / żarliwy pasterzu swej trzody"[...] itd. Jeszcze w "jubileuszowym roku 1955" rozkwitła jakby cześć dla Ulryka ponownie, m.in. dzięki nowym kościołom pod jego wezwaniem oraz rosnącej popularności nadawanego na chrzcie imienia Ulryka i Ulryki, i to jako wyraźna "manifestacja urzędowo wspieranego sterowania pobożnością" (Hörger) — przecież "zagrożenie ze Wschodu było główną myślą roku Ulryka 1955" .
Gdy na początku XVII wieku twierdzono w Mediolanie, że tam jest jego ciało, a jego głowa w Rzymie, augsburski biskup Józef landgraf von Hessen-Darmstadt doprowadził w 1762 roku do ekshumacji świętego. Po pewnych poszukiwaniach znaleziono go też i liczni medycy, nadworni lekarze biskupa i inni pobożni chirurdzy i cudowni uzdrawiacze zarejestrowali w 1764 roku pod 29 pozycjami "święte członki świętego Ulryka": a więc górną część głowy, którą "można uznać za nietkniętą, pomijając kilka zewnętrznych cząstek, naruszonych zębem czasu". "2. żuchwę z czterema siekaczami i trzema zębami trzonowymi. 3. W srebrnej szkatułce znaleziono ząb z paliczkiem; na temat tej cząstki przekazuje historia, co jest warte przeczytania. 4. Osobno znaleziono jeden siekacz i jeden ząb trzonowy. 5. Kość gnykową. 6. Część krtani" itd. W roku 1971 wzięła się do "świętych członków świętego Ulryka" nowa komisja lekarska...
Jest rzeczą oczywistą, że zwycięstwo Ottona nad Węgrami, wrogami chrześcijaństwa, współcześni uznali za zwycięstwo Królestwa Bożego, za tryumf Chrystusa. Zakończyło ono na zawsze najazdy Węgrów na Rzeszę niemiecką, było zatem bogatsze w następstwa niż spotkanie pod Riade w 933 roku (s. 265 i nast.). Było "w pamięci wszystkich" niemieckich "plemion wydarzeniem podnoszącym w górę serca" (Schramm), było "godziną narodzin dzisiejszej Austrii" (ojciec Grill). I dało przede wszystkim "wolną drogę niemieckiej polityce wschodniej do roku 1945!" (Fischer). Widać zatem, jak podniosłe wydarzenie, wywołujące mocniejsze bicie serca, prowadzi do ludobójstwa Hitlera. I gdy na początku Węgrzy najeżdżali Niemcy, to teraz zaczęło być odwrotnie — "stało się możliwe zaniesienie misji chrześcijańskiej na Węgry. Imię Ottona zyskało dzięki temu rozgłos poza granicami jego państwa" (Schramm).
Albowiem oczywiście nie zadowolono się walkami obronnymi. Około 970 roku młody książę bawarski Henryk II rozpoczął ofensywę. I podczas gdy oderwał on od Węgier dawne marchie karolińskie na wschodnim przedpolu Alp, ciągnący z nim Bolesław II odebrał jednocześnie Morawy i Słowację aż po Wag. Dla "duszpasterstwa" na tak dużym obszarze przestała wystarczać Ratyzbona. Dlatego w roku 973 sejm Rzeszy zdecydował o utworzeniu biskupstwa w Pradze i prawdopodobnie również kolejnego dla Moraw.
Po spektakularnych sukcesach na Lechowym Polu, a następnie nad Unstrutą przeciwko Słowianom, Otton — triumfujący eksterminator Słowian — zintensyfikował swą misję. Na południowym wschodzie stworzył bawarską "marchię wschodnią", od 976 roku pole akcji i aneksji na kolejnych trzysta lat dla młodszej linii Babenbergów — może potomków starszych Babenbergów (s. 238 i nast.) — póki nie zastąpili ich Habsburgowie. Na wschodzie król pokonał w długiej wojnie Czechy. Na północnym wschodzie, kontynuując mordercze ataki swego ojca (s. 258 i nast.), prowadził wzmożoną chrystianizację Słowian połabskich i założył dwie marchie między Łabą a Odrą.
Początek niemieckiej "kolonizacji wschodniej" lub
"dobre dzieła" margrabiów Hermanna Billunga i Gerona
Krwawą akcję niemieckiej "kolonizacji wschodniej", która właściwie rozpoczęła się od Ottona I, prowadzili dla niego dwaj Sasi, zarządzający nowymi marchiami na północnym wschodzie: Hermann Billung (zm. 973 r.), stojący osobiście blisko Ottona (kancelaria królewska unikała obdarzania go tytułem książęcym, nazywała go "marchio" lub "comes"); jego rodzina posiadała hrabstwa i kościoły od Luneburga po Turyngię. A Geron, również osobisty przyjaciel króla i jeden z jego "najbardziej niezawodnych pomocników" (Keller), "nadawał się do tego zadania znakomicie" (Fleckenstein); władał tak zwaną Marchią Północną. Od powtórnego ujarzmienia buntujących się Redarów (936 r.), głównego plemienia Luciców, zadania powierzonego Billungowi przez Ottona, obaj feudałowie podbili w następnych dziesięcioleciach w nieprzerwanych wojnach i rzeziach Obodrytów, Serbów nadłabskich i Wieletów.
Mnich Widukind widział to jako walkę księcia bożego z ludem Szatana. W żargonie naukowców historyków król "rozwijał w ten sposób stosunki ze Słowianami na wschodzie" (Schramm). "W wieloletnich krwawych walkach obaj wielcy bojownicy wypełnili [...] szczęśliwie (!) powierzone im zadanie" (Holtzmann). "Zdobyte okręgi grodowe stały się pojedynczo lub po kilka naraz niemieckimi burgwardami z przedmieściami obsadzonymi niemiecką drużyną. Niemieccy rycerze otrzymali słowiańskie wsie na własność lub w lenno, a z nimi przybyli i księża. W 948 roku sytuacja wyglądała na tak opanowaną, że założono pierwsze biskupstwa" (Hauptmann).
Szczególnym piewcą Billunga, którego klan panował przez 170 lat na obszarze graniczącym z Bałtykiem, był arcybiskup Adalbert z Magdeburga (968-981). Osobiście wprowadzał wielkiego rzeźnika przy dźwiękach dzwonów i poprzedzanego świecami do katedry, sadzał przy stole niczym króla między biskupami, a nawet pozwalał spać w cesarskim łożu. (Te owacje szły zdaniem Ottona za daleko; nakazał arcybiskupowi wysłanie do Włoch tylu koni, "ilu dzwonom kazał brzmieć dla księcia i świec zapalić". Jak bowiem twierdzi biskup Thietmar z Merseburga, "jaki pan, tacy byli i jego książęta. Nadmiaru w potrawach i innych dobrach nie cenili, cieszyła ich zawsze tylko złota miara (aurea mediocritas). Wszystkie cnoty, o jakich czytamy, kwitły w czasach ich życia, z ich śmiercią uwiędły [...], lecz ich nieśmiertelne dusze żyją nadal i cieszą się z ich dobrych dzieł wieczną szczęśliwością".
Walki, które początkowo przyniosły zależność trybutarną Słowian połabskich, były długie i zażarte; prowadzone były przez obie strony z największym okrucieństwem. Także zemsta Wenedów nie znała miłosierdzia. Po zdobyciu Walsleben w 929 roku wymordowali wszystkich, starców i dzieci, mężczyzn i kobiety, niezliczoną ilość, tak twierdzi w każdym razie Widukind. A wiosną 955 roku mieli obiecać swobodne wyjście niemieckiej załodze grodu Cocarescemiów, potem jednak pozbawionych broni wymordowali.
Ale to oczywiście Niemcy byli agresorami. A wśród nich brylował szczególnie Geron, "dławiciel słowiańskich plemion" (Donnert), któremu mnich Widukind przypisuje jednak "wielką gorliwość w służbie bożej" i oczywiście również "ogromne łupy", i którego sławi nawet Pieśń o Nibelungach jako silnego i szybkiego Gere. Widział przecież w pokonaniu Słowian "zadanie swego życia" (Bullough), przy czym chodziło mu oczywiście zarazem o ich chrystianizację.
Ten zabijaka bowiem, "obrońca naszego kraju" (biskup Thietmar), który głównie wymusił przesunięcie niemieckiej granicy z Łaby i Soławy do Odry, przez 27 lat prowadzący łupieżcze wyprawy i podbój Słowian połabskich, był niestrudzony i systematycznie najeżdżał ich obszary. A podczas gdy z początkiem lat czterdziestych nawet sascy rycerze sarkali na trudy ustawicznej wojny, Geron jeden jedyny raz, na początku 950 roku, w środku zimy, gdy nie było widoków na walkę, wyrwał się znad wyrąbanej po Odrę granicy do Rzymu, z pielgrzymką do książąt apostołów Piotra i Pawła. Po drodze wstąpił do bractwa modlitewnego klasztoru St. Gallen i wyniósł stamtąd jako wspaniałą relikwię ramię Św. Cyriaka — ufundował mu później klasztor we Frose — by oddawać jej cześć tam, gdzie szerzył, z równą siłą co nikczemnością, niemieckiego ducha. Przy tym zaraz po ustanowieniu swych rządów na południu słowiańskiego terytorium kazał zabić skrytobójczo w nocy około trzydziestu sprzysiężonych przeciwko niemu słowiańskich książąt, wodzów i możnych (princeps), którzy ufając w nietykalność gościnności zasnęli przy stołach po wielkiej uczcie połączonej z pijaństwem, rzekomo by uprzedzić ich mordercze zamiary — "z pewnością jedynie wymówka" (H.K. Schulze). "Nie miały Niemcy odważniejszego szermierza na terenach wschodnich niż on [...]. A nie zdziczał na wojnie", sławi go teolog Albert Hauck, podkreślając przy tej okazji także przekonanie Gerona, że człowiek odpowiada przed panem niebieskim za swe życie, ale — jednym tchem — "wobec Wenedów uważał wszystko za dozwolone".
Mnich Widukind opisuje szatańskie zgładzenie trzydziestu Słowian bez jakiejkolwiek przygany. Chwalił wszak jeszcze potem jako najlepszą cechę (quod optimum erat) tego zbrodniarza jego "chwalebną gorliwość w służbie bożej". W 960 roku Geron pielgrzymował nawet po raz drugi do Rzymu i w drodze powrotnej założył kolejny klasztor, zwany od jego imienia Gernrode, na południe od Quedlinburga. Jako opatkę osadził w nim wdowę po jedynym synu Zygfrydzie, poległym w 959 roku, bratanicę Hermanna Billunga, i zapisał klasztorowi — gdzie został też pochowany — "umierając w Panu" (maj 965 r.) cały swój dobytek. "Skrył się — pisze biskup Thietmar — z całym swym dziedzictwem u Boga" — ostatnie dokonanie nie mniej wielkiego mordercy w historii .
Otto zapoczątkowuje chrystianizację Wenedów i "zaprowadza porządek"
Również Otton I nie wzdragał się w wojnie przeciwko Wenedom, jak to ukazuje jego zachowanie wobec zdradzieckiego wodza Wenedów Tugumira, przed żadnym przekupstwem, żadną zdradą, żadnym mordem, ba — sam wielokrotnie przyłożył do tego rękę, by wybić Słowian nieomalże ze szczętem. "Rodzimi słowiańscy książęta byli wypędzani lub likwidowani, mieli składać daniny i oddawać dzieci w niewolę; podbici również stawali się niewolnikami" (Fried).
Charakterystyczne, że ówcześnie używano określeń "Wenedowie" i "poganie" jako synonimy. Wenedowie byli bowiem jeszcze poganami. Najwyraźniej Henryk I starał się bardziej o odebranie im ziemi niż o ich nawracanie. Po drugiej stronie Łaby i Soławy prawie nie było kościołów. Były tylko pogańskie kantyny, święte gaje, wizerunki bóstw (czczono również bóstwa nie posiadające wizerunków) oraz oczywiście należący do tego kapłani, czy nawet starszyzna, składająca dawniej ofiary.
W czasach Henryka I najwyraźniej również Kościół nie był zainteresowany nawracaniem Wschodu. Dopiero gdy Otton zrezygnował z praktyk swego ojca i za przykładem Karola Wielkiego kazał księżom iść za mieczem, mógł mieć nadzieję na większe związanie "słowiańskiego łupu" i jego ziemi ze sobą za pomocą religii. Najwyraźniej dopiero Otton sprowadził duchownych na wschód, a mianowicie, jakżeby inaczej, duchownych wojskowych: "Niejako kapelani polowi przybyli jako pierwsi księża na ziemie na prawym brzegu Łaby i Soławy; kaplice grodowe są pierwocinami naszych kościołów; pierwsze gminy chrześcijańskie, jakie się tu zbierały, składały się z żołnierzy".
Otton przygotował się oczywiście do takiej pobożnej służby wojskowej. Uczestniczył zapewne już w słowiańskich jatkach swego ojca w roku 928 i 929 i na swój sposób prowadził misje: jeszcze jako nastolatek przyprawił o ciążę jedną z pojmanych możnych Słowianek, która dała mu syna Wilhelma, późniejszego arcybiskupa Moguncji. (Ten jednakże, wedle zapewnień, był przepełniony ideałami ascezy. Lecz i innymi. Arcybiskup, brat Ottona Wielkiego, wyznał kiedyś papieżowi bez ogródek: za pieniądze wszystko!)
Cały obszar, wydarty przez ojca, król nie tylko "utrzymał", lecz po prostu "wcielił" do Rzeszy, oczywiście wśród ustawicznych walk, łącznie 50 do 60 tysięcy kilometrów kwadratowych. Otton bowiem "musiał — jak to formułuje teolog Hauck — skrzyżować broń z wszystkimi ludami słowiańskimi", a na obu słowiańskich plemionach Serbów i Dalemińców wręcz postawić krzyżyk. I w ten zapobiegliwy sposób stanowiły naraz granicę niemieckiej Rzeszy już nie Łaba i Soława, lecz Odra.
Już pierwsze akcje Ottona po koronacji w Akwizgranie w 936 roku dotyczyły Słowian połabskich. Jeszcze w tym samym roku ruszył na nich, zwłaszcza na Redarów. A w 939 roku nastąpiła kolejna zbrojna wyprawa. Albowiem ten władca, który jedno ze swych głównych zadań upatrywał w ekspansji na Wschód i systematycznie uprawiał chrystianizację podbitych, był zdecydowany "zaprowadzić porządek" (Holtzmann), miał silną wolę "rozszerzyć panowanie ludu bożego nad niewiernymi" (Lubenow).
Przy tym Otton i jego hrabiowscy kompani, widząc że nie złamią oporu Słowian nadłabskich w otwartej walce, nie cofali się przed żadną chytrością. Gdy na przykład zimą 928/929 roku zdobyli wprawdzie Brennę, by zaraz wkrótce ją stracić, Geron wysłał trzymanego od czasów króla Henryka jako zakładnika i przez Ottona przekupionego mnóstwem pieniędzy (pecunia multa) prawowitego księcia Hawelan Tugumira, bez wątpienia chrześcijanina, w 939 roku na powrót do ich grodu Brenny. Tugumir udał przed nimi ucieczkę, został przyjęty z radością i stał się na powrót ich władcą. Potem zamordował w grodzie brenneńskim ostatniego księcia tego plemienia, swego własnego bratanka, oddał cały południowolucicki obszar aż po Odrę królowi Ottonowi i panował tam z saską armią okupacyjną jako jego wasal.
Otton Wielki każe ściąć 700 słowiańskich jeńców i nakazuje wymordowanie Redarów
Po tym jak Brenna wpadła przez zdradę i morderstwo w niemieckie ręce, zbudowano tam kościół i umocniło się panowanie Tugumira, Otton I ustanowił 1 października 948 roku biskupstwo w Brandenburgu i, zapewne równocześnie, w Hobolinie (jego dokument fundacyjny z 946 roku jest późniejszym falsyfikatem, antydatowanym) z burgwardem w Nitzow.
Biskupstwo brandenburskie, obejmujące dziesięć plemion słowiańskich, podporządkowane najpierw arcybiskupstwu w Moguncji, następnie w Magdeburgu,
było dużo większe niż większość niemieckich diecezji. Sięgało od Łaby po Odrę, a na południu obejmowało początkowo także Łużyce. Biskup Brandenburga otrzymał już w 948 roku połowę grodu wraz z połową wszystkich należących doń wsi oraz burgwardy Pritzerbe i Ziesar. Burgwardy (od połowy X wieku zwane burgowarde, burgwardium lub burgwardum) były małymi grodami, nawiązującymi zapewne do karolińskich wzorów nad Soławą. W trakcie ottońsko-salijskiej ekspansji wschodniej ubezpieczały militarnie magdeburski "obszar osadniczy" mniej więcej po Hawelę, tak jak i obszar serbski po Łabę — były więc systemem strategicznym służącym do opanowania podbitego kraju. Do jednego burgwardu należało zwykle dziesięć do dwudziestu wsi, których mieszkańcy — wówczas prawie wyłącznie Słowianie, bezwzględnie wykorzystywani, zostali zmuszeni do budowy grodów, stróży, dziesięcin i trybutów. A niektóre burgwardy miały również własne kościoły, jakkolwiek nie wszystkie, jak to kiedyś uważali historycy.
W roku wielkiej bitwy z Węgrami, 955, Hermann Billung wyprawił się zaraz przeciwko powstającym Obodrytom. Przy tym synowie jego starszego brata Wichmana (Starszego), hrabiowie Wichman Młodszy i Ekbert (Jednooki), krewni królowej Matyldy, podburzyli sprzymierzonych z nimi książąt Obodrytów Nakona i jego współrządzącego brata Stojgniewa; obaj byli zresztą chrześcijanami.
Jakkolwiek Słowianie byli w tym czasie gotowi w dalszym ciągu płacić trybut, byle tylko nie dać się zniewolić zupełnie, Otton wydał im wojnę, "przedsiębiorąc [wszystko] w swoim stylu" (Thietmar). Ledwie dwa miesiące po triumfie na Lechowym Polu i wyraźnie nim wzmocniony, pobił ich ciężko 16 października 955 roku nad rzeczką Raksą, prawdopodobnie Rzeknicą (dziś. Recknitz) we wschodniej Meklemburgii, przy czym wyrzynanie Słowian trwało do późna w nocy, a Otton — zwany przez biskupa Liutpranda "świętym" i "bardzo świętym", a przez teologa Haucka "obyczajowo dużo bardziej ukształtowaną osobowością niż jego ojciec" — jeszcze następnego ranka przed zatkniętą na włócznię głową Stojgniewa, poległego na czele swych wojsk, kazał ściąć 700 jeńców wojennych. Doradcy Stojgniewa wyłupiono oczy i obcięto język — "potem jako bezużytecznego pozostawiono go między trupami" (Widukind). A zabójca Stojgniewa otrzymał jako "wynagrodzenie" w darze od Ottona 20 łanów ziemi.
Widukind, jak i przy zabiciu 30 wodzów słowiańskich przez Gerona (s. 296), nie znajduje ani słowa nagany. A już w roku 957, 958 i 960 Otton prowadzi nowe wojny przeciwko Redarom i innym plemionom połabskim. Nie chodzi o zwycięstwo, nie o narzucenie trybutu, jak w czasach Henryka I, lecz o wyniszczenie, wcielenie krajów słowiańskich do Rzeszy ottońskiej. Panowała wojna "totalna". Czego było brak, to technika, jaką dysponowano tysiąc lat później.
W 965 roku zmarł Geron. Dwa lata później książę Hermann walczył z Redarami i Obodrytami. I wtedy całe państwo Obodrytów zostało przyłączone do powstającej marchii Billunga, a w miejsce świętych gajów wzniosły się chrześcijańskie kościoły. Po śmierci Nakona bowiem jego syn Mściwój z pomocą Hermanna Billunga i odsuwając pogańską opozycję w Wagrii w latach 968/972 (dokładny rok nie jest znany) umożliwił założenie biskupstwa w Oldenburgu (Aldinburg, słow. Starigard), obejmującego wszystkie plemiona obodryckie. Starigard był z dawna istniejącym umocnionym głównym grodem słowiańskich Wagriów, gdzie źródła poświadczają istnienie pogańskiego posągu w roku 967. Posąg prawdopodobnie został później własnoręcznie zniszczony przez księcia. Cały wenedyjski obszar misyjny Hamburga sięgał od Zatoki Kilońskiej po diecezję w Hobolinie.
W tym czasie, niewiele lat przed śmiercią, cesarz Otton I w piśmie z 18 stycznia 968 roku zabrania saskim możnym zawierania pokoju z pobitymi Redarami i żąda zakończenia walki ich wyniszczeniem. "Ponadto życzymy sobie, żeby Redarowie, skoro, jak sie dowiadujemy, doznali tak wielkiej klęski, nie uzyskali od was pokoju, wiecie bowiem przecież, jak często łamali wierność i jakie wyrządzali przykrości. Stąd rozważcie to z księciem Hermannem i użyjcie wszelkich swych sił, byście przez ich zniszczenie (destructione) dopełnili waszego dzieła. Jeśli to będzie konieczne, sami przeciwko nim wyruszymy [,..]".
Niezmierzone dowody łaski dla "stolicy niemieckiego wschodu [...]"
Po koronacji Ottona na cesarza założono szereg biskupstw, wśród nich przede wszystkim w 968 roku Magdeburg, któremu papież Jan VIII udzielił przywilejów, jakby myślano tu o swego rodzaju Rzymie na północy. Co z tego wyszło, to w każdym razie przynoszące zyski możne miasto handlowe. Jak w ogóle w ślad za podbiciem Słowian połabskich, Polaków i Czechów postępował ożywiony handel. Cesarz Otton kazał wysyłać do Magdeburga nie tylko złoto i szlachetne kamienie, lecz także święte relikwie. Świętości i handel są bowiem ściśle ze sobą związane. Handel jest święty, a świętość jest również handlem. Kościół uzyskał rozległe posiadłości ziemskie, ściągał wysokie daniny, budował wszędzie swe świątynie w podbitym kraju i na stulecia stał się głównym profitentem i główną podporą niemieckiego panowania na zdobytych ziemiach Słowian połabskich.
Magdeburg, jako gród i faktoria handlu dalekosiężnego nad Łabą poświadczony od czasów Karola Wielkiego, równie daleko wysunięty do przodu — co sygnalizuje kierunek uderzenia — w ziemie słowiańskie, co chroniony przez rzekę, był ulubionym miastem Ottona. Już wkrótce po rozpoczęciu swych rządów, rok po założeniu zakonu żeńskiego Św. Serwacego (St.Servatius) w Quedlinburgu przez swoją matkę Matyldę, ufundował w 937 roku w Magdeburgu klasztor Św. Maurycego (Moritzkloster) z osadzonymi w nim "mnichami reformowanymi", a jednocześnie z nim i w jego pobliżu założył osadę kupiecką, w której zatrzymywali się kupcy przybywający z terenów położonych na wschód od Łaby.
Podczas zakładania klasztoru obecni byli obaj arcybiskupi Fryderyk z Moguncji i Adaldag z Hamburga-Bremy, dawniejszy kanclerz Ottona, oraz ośmiu biskupów (od Augsburga po Utrecht). Król obdarował klasztor — czyniąc go najpierw forpocztą, a potem centrum misji słowiańskiej i często i bogato i zawsze od nowa dotując — wieloma wsiami, poddanymi, pańszczyźnianymi chłopami, prawem do ceł, na przykład od razu całym cłem przypadającym na Magdeburg, później również władzą zwierzchnią, targiem, prawem bicia monety, czynszami, czynszem od srebra, od miodu, dziesięcinami etc, licznymi dworami królewskimi, klasztorami, tak na przykład klasztorem Hagenmunster koło Moguncji, żeńskim klasztorem Kesselheim w okręgu Mainfeld, a nawet dobrami w Ostfalii (w 60 miejscowościach!), w Turyngii, Hesji, w regionie Harzu, Nahe i Spiry i w Niderlandach — zachowało się co najmniej 57 dokumentów Ottona I na rzecz klasztoru, z czego 32 w oryginale.
Na koniec jednak, nie od razu, został wyposażony w zagrabione ziemie, w grody, dziesięciny (w Schartau, Grabow i Buckau) na prawobrzeżnych, a więc słowiańskich terenach nad Labą, a nawet w cały słowiański okręg Nieletyców, do którego należały źródła solne w okolicach Halle. W sąsiadującym z Magdeburgiem okręgu Moraciani otrzymał 15 grodów i dworów. Tam i w innych okręgach słowiańskich doszło prawo ścinania drzew, świniobicia, a na Łużycach także dziesięcina z wszystkich podatków i dochodów korony i hrabiów. Klasztor otrzymał immunitet, ochronę królewską, a wkrótce i papieską.
Słusznie mógł Otton w 962 roku oświadczyć, że założył klasztor "z przyczyny nowego chrześcijaństwa". Patronem domu zakonnego fundator uczynił swego własnego specialis patronus, świętego Maurycego, pogromcę pogan; wskazówka tego, "że żołnierze winni torować drogę misjonarzom" (Fleckenstein). Około 955 roku nakazał budowę katedry magdeburskiej w miejsce pierwszego kościoła klasztoru Moritzkloster i wypełnił ją — ściągniętymi z Włoch — marmurami, złotem i szlachetnymi kamieniami. Oraz, "w należytej, głębokiej czci" (Thietmar), mnóstwem prawdziwych i przede wszystkim fałszywych relikwii.
Na początek miał Otton dla Magdeburga jedynie szczątki pewnego Innocentego, jednego z rzekomo 6600 lub nawet 6666 tebańskich męczenników. Jeden to pewnie było za mało przy tylu bohaterach. Jednakże udało się Ottonowi uzyskać od króla Burgundii również relikwie wodza legionu tebańskiego, św. Maurycego, głównego patrona fundacji magdeburskiej, przypuszczalnie ze względu na ich cenność jedynie ich mniejsze części. (Ale dalsze kości tego samego Maurycego przekazał kościołowi magdeburskiemu Henryk II. A nawet jeszcze w 1220 roku miejscowy biskup Albrecht nabył kalotę Świętego od hrabiego Ottona z Andechs, po tym jak najpierw św. Ulryk sprowadził szczątki Maurycego od opata Reichenau). Otton otrzymał w tym czasie dalsze członki męczenników dla miasta, a w końcu kazał napełnić wszystkie kapitele kolumien nowego kościoła szczątkami świętych. żadnego miejsca Otton I tak często nie odwiedzał — 22 razy zatrzymał się w Magdeburgu — że wręcz z lekką przesadą nazywano go "stolicą niemieckiego wschodu we wczesnym średniowieczu" (Brackmann).
Niewiele lat po założeniu arcybiskupstwa magdeburskiego powstało biskupstwo w Pradze. I również w tym celu przełomowe było działanie Ottona, oczywiście również za pomocą miecza.
Zaraz po śmierci księcia Wacława i króla Henryka (935 i 936 r.), gdy Bolesław I walczył z (niewymienianym w źródłach) subregulus, Otton zaraz wysłał na pomoc temu ostatniemu oddziały saskie i turyńskie, które oddzielnie wkraczały do Czech i przez Bolesława po kolei zostały rozbite. Swojego miejscowego rywala Bolesław również pokonał, zrównał z ziemią jego gród przy pierwszym szturmie i umocnił swe panowanie, rządząc za pomocą okręgów grodowych i świadczeń ludności.
Król niemiecki rozpoczął jednak czternastoletnią wojnę, zakończoną dopiero w 950 roku całkowitą klęską Bolesława. Otton zwyciężył już wówczas północnych Słowian, zapewnił sobie panowanie z papieskim przyzwoleniem z 948 roku dzięki założeniu trzech biskupstw słowiańskich w Brennej (Brandenburgu), Hobolinie (Havelbergu) i Starigardzie (Oldenburgu), zobowiązał powszechnie ludność do oddawania znienawidzonej dziesięciny. Następnie wtargnął ze swą armią w sam środek Czech i, tak to formułują na serio historycy, "odtworzył więź Czech z Rzeszą". Lub nazywają to analogicznie "włączeniem ziem peryferyjnych w związek Rzeszy": rzecz zasadnicza, że wszystko to dzieje się jak najbardziej bezkrwawo na papierze — im brudniejsza historia, tym czystsza musi być praca historiografów opłacanych przez państwo. Czyj chleb jem... — kooperacja o zasłużonym rodowodzie .
Zbrojnie Otton I pokonał "barbarzyńców" czeskich, zbrojnie wyruszył też przeciwko graniczącej z nimi od północnego wschodu Polsce.
Polska powierza wilkowi swe owieczki
Jak państwo ruskie zostało stworzone przez Wikinga Ruryka (skand. Hrorikr), Szweda, w Starej Ładodze lub (i) Nowogrodzie, tak Polskę miał założyć Norman Dago, przypuszczalnie Duńczyk, około roku 960 stolicę w Poznaniu nad Wartą. Nazwa "Polska", "Poloni", "Polonia" (od pola — tzn. stałej roli w przecinkach leśnych, płaskiej krainy) zadomowiła się dopiero w okolicach przełomu tysiącleci. A według polskiej tradycji (z początku XII wieku) Norman Dago nazywał się Mieszkiem I (ok. 960-992) i był czwartym z kolei potomkiem niejakiego Piasta, przodka dynastii Piastów, rodu rządzącego w Polsce do 1370, na Mazowszu do 1526, a na Śląsku do 1675 roku. Być może, jak się dzisiaj również mniema, Mieszko miał dwa imiona, jedno miejscowe i jedno obce. I czy osiedli między Odrą a Wisłą, wojujący ze sobą w długich pogranicznych walkach Słowianie polscy i pomorscy, niezależnie od wszelkich przesunięć ludnościowych zamieszkiwali tu od początku tak zwanej naszej ery, jak chce większość polskich historyków, czy — jak to zwłaszcza sądzą niemieccy — nie pochodzili z tych ziem, lecz na nie przywędrowali, jest rzeczą drugorzędną.
W każdym razie ten Dago lub Mieszko (Meszo zwany przez swych poddanych, w źródłach łacińskich Misaca i Miseco) jest pierwszym historycznie pewnym księciem Polaków. A wielkość nowego państwa zachodniosłowiańskiego — z którego różnych polskich plemion dający mu nazwę "Polacy" (pol. Polanie, łac. Poloni, Poliani) występują w Rocznikach hildesheimskich najpóźniej, a mianowicie w roku 1015 — była znaczna. Sięgało ono od Odry aż do ruskiej granicy, na północy do morza. Przyłączono do niego również kraje przygraniczne (w XI wieku utracone), jak Morawy, Łużyce, późniejszą Ukrainę nad górnym Bugiem i Sanem i było energicznie rządzone przez Mieszka.
Książę polski ekspandował z Gniezna, przekroczył na północy Wartę, na południu Odrę, dostał się jednak pod nacisk margrabiego Gerona i w końcu popadł w zależność od niemieckich sąsiadów. Już w roku 963 pan Marchii Serbskiej, tym razem w przymierzu z Redarami, wkroczył dwiema kolumnami wojsk do Łużyc i dalej przeciwko nowemu państwu. Mieszko I, jak jego poddani jeszcze poganin, był kuszącym celem dla "misji", zwłaszcza że w Marchii Północnej Gerona istniały już od 948 roku biskupstwa w Brandenburgu i Hobolinie. Mieszko został pobity "z wielką siłą" w dwu ciężkich bitwach między Odrą a prawym brzegiem Warty, jego brat zginął, kraj został ograbiony, a on sam zmuszony do płacenia trybutu i uznania niemieckiej zwierzchności. Widukind pisze o "zupełnym poddaństwie" (ultimam servitutem). Wywarło to wpływ na bieg polskiej historii na całe dziesięciolecia.
Bardzo prawdopodobne, że jednocześnie z Geronem uderzył z Czech Bolesław I na południową flankę Polski i opanował Kraków. W 965 roku Mieszko poślubił jednak córkę Bolesława, chrześcijankę Dobrawę (Dubrawkę), a w rok później, 966, data bardzo znacząca, stał się rzymskim katolikiem. Przybyli czescy misjonarze, szybko okrzepli, a prawdopodobnie w pierwszych latach chrystianizacji Polski aktywni byli również duchowni bawarscy. Albowiem gdy tylko Mieszko kazał się ochrzcić, zmusił do tego również swój lud, a ta "rewolucja od góry" powtarza się dwadzieścia dwa lata później przy chrystianizacji Rusi (s. 305). Bajeczka o odźwiernym niebieskim (IV, s. 230 i nast.!!) zachowała swe magiczne oddziaływanie również na Wschodzie. W rok po śmierci rzeźnika i pielgrzyma do Rzymu Gerona (20 maja 965 roku) Polska została krajem chrześcijańskim pod patronatem św. Piotra. Mieszko I oddał się pod "ochronę" papieża, a żadnego kraju papieże nie zdradzali tak bez zahamowań, jak przez całe tysiąclecie niezłomnie im oddanej Polski.
Już w 968 roku założono biskupstwo w Poznaniu, jego pierwszym biskupem został Niemiec — biskup Jordan, a następcą też Niemiec Unger. Również Mieszko, który po śmierci swej pierwszej żony (977 r.) poślubił wbrew przepisom kościelnym mniszkę Odę z klasztoru w Calbe, córkę margrabiego Teodoryka z Marchii Północnej, przemienił się teraz w szermierza chrześcijaństwa na północnym froncie walki z poganami i korzystał podczas ofensyw przeciwko nim z gorliwej pomocy chrześcijańskich Czechów.
Otton I usiłował wciągnąć w swe plany misyjne również Ruś, jeśli nawet bez rezultatu.
Święta Olga (zm. 969 r.)
Państwo kijowskie (907-1169), od późnego X wieku zwane stopniowo "Rusią" (nazwa wskazująca na środkowoszwedzką krainę Roden, dzisiaj Roslag), było pierwszym tworem państwowym między Bałtykiem a Morzem Czarnym i dziełem szwedzkich wikingów (wtedy nazywanych Waregami), a dokładniej dziełem wikińskiej dynastii Rurykowiczów (wymarłej dopiero w 1598 roku) wraz z ich normańską drużyną. Nowe "państwo", pierwsze ruskie, było więc szwedzkiego pochodzenia i zawdzięczało swój rozwój handlowi z Bizancjum. A poprzez handel (nie tylko towarami), jak wkrótce zobaczymy, powstawało poczucie jeszcze większej wspólnoty.
Około roku 945 książę Igor z Kijowa został pokonany przez Drewlan. Wschodniosłowiańskie plemię od pięćdziesięciu lat zobowiązane wobec księcia do płacenia daniny po raz kolejny usiłowało zrzucić uciskający je ciężar i dzięki śmierci Igora uzyskało przejściowo niepodległość. Gdy jednak wdowa po nim, wielka księżna Olga (skand, i grec. Helga), w Kościele prawosławnym czczona jako święta (święto 11 lipca) przejęła regencję w imieniu małego syna Światosława, zemściła się okrutnie za śmierć swego męża.
Według Kroniki Nestora (Powiest wremiennych liet, Opowieść lat minionych, Powieść doroczna) — słynnego dzieła staroruskiej annalistyki powstałego na początku XII wieku w Kijowie — Olga rozkazała dwa poselstwa Drewlan, ich "najlepszych mężów", za pierwszym razem żywcem pogrzebać, za drugim żywcem spalić, a potem podczas uczty zabić 5 tysięcy pijanych ludzi. Jest to wprawdzie rzecz legendarna i przesadzona, jednakże księżna — która, jak śpiewano w starym hymnie pochwalnym, przewodziła chrześcijańskiemu krajowi "jak poranna gwiazda słońca, jak jutrzenka dziennego światła" — około 950 roku istotnie wygubiła znaczną część wrogich możnych, spaliła różne grody Drewlan, ostatecznie zaanektowała ich ziemie, a sama w 955 lub 957 roku w Kijowie lub Konstantynopolu dała się ochrzcić — akt zgoła lub wcale nie posiadający motywacji religijnej, lecz mający podnieść jej prestiż w polityce zewnętrznej.
Według Thietmara z Merseburga Kijów już na początku XI wieku miał "więcej niż 400 kościołów i osiem targów" (mercatus). Było to najbardziej zaludnione ruskie miasto średniowiecza: przed katastrofalnym, lecz uważanym za dopust Boży, najazdem Mongołów w XIII wieku liczyło 40 tysięcy mieszkańców, potem już tylko około 2 tysiące.
Gdy św. Olga w 957 roku udała się do Carogrodu nad Bosforem, nie miała w swej świcie ani jednego księdza, lecz zdumiewająco wielu kupców. A dwa lata później wykorzystała zmianę władcy w Bizancjum, śmierć znaczącego dla historii kultury i ducha cesarza Konstantego VII Porfirogenety, do bezpośredniego związania się z Zachodem. Wystarała się anno 959 u króla Ottona I o księży, ale przede wszystkim o nawiązanie stosunków handlowych! Wyświęcony zaraz potem na biskupa misyjnego mnich moguncki Libutius zmarł nim ruszył w drogę. A wysłany przez Ottona do Kijowa, wyświęcony na "biskupa dla Rusinów" Adalbert — przedtem mnich w Trewirze, potem opat w Weissenburgu, a na koniec w 968 roku arcybiskup Magdeburga — wrócił w roku 962 nie odniósłszy sukcesu; nie bez szczęścia mimo wszystko, wygnany przez wrogich mu chrześcijan lub reakcję pogańską; po drodze zostawił poległych towarzyszy wyprawy. Olgę usunął w swoim czasie jej syn Światosław, zakazany pogański zabijaka, a następnie poproszono na Ruś nie o zachodnich, lecz bizantyjskich misjonarzy — była to decyzja o historycznym znaczeniu; za rządów Włodzimierza dokonał się wraz z jego chrztem w 988/989 roku ostatecznie zwrot ku kulturze bizantyjskiej, stąd w rezultacie wzięły się aspiracje Moskwy do bycia "trzecim Rzymem" .
Św. Włodzimierz, "wielki i apostołom równy"
Wnuk św. Olgi, Włodzimierz Święty (980-1015) — jako święty jest czczony w Kościele prawosławnym Rusi od XIII wieku — wywalczył sobie, jak to przystoi równym sobie, przy pomocy zwerbowanej w Szwecji wareskiej drużyny przeciwko bratu Jaropełkowi tron i jedynowładztwo. Przy okazji wymordował w Połocku nad Dźwiną panujący skandynawski ród i siłą pojął za żonę córkę z tego rodu Rognedę, co zdradza jego wielką subtelność. Następnie dzięki podstępowi wszedł w posiadanie Kijowa i kazał zabić swego brata Jaropełka. A gdy jego normańska drużyna zażądała zapłaty, miał ją według jednego ze starych źródeł wysłać do bogatego Bizancjum, ostrzegając przed nią cesarza.
Święty prowadził wojnę jedną za drugą i wyciskał z wszystkich podbitych ludów daniny. W roku 981/982 podbił Wiatyczów, w 984 Radymiczów, a po drodze, w 983, najechał Jaćwingów (lub Sudaów), lud bałtycki na pruskich terenach osadniczych. Opanował kraj, który w XIII wieku stał się dzięki zakonowi krzyżackiemu "wielkim odludziem", przy czym sami Jaćwingowie zniknęli z kart historii.
Kilka lat po ataku na zachodzie, gdzie Włodzimierz zdobył na Polsce Grody Czerwieńskie między górnym Sanem a górnym Bugiem, wyratował na południu z wielkiej wewnątrzpolitycznej opresji bizantyjskiego cesarza Bazylego II (Bulgaroktónos, Bułgarobójcę, 976-1025). W środek ciągnącej się wiele lat walki rywalizujących ze sobą rodów magnackich Włodzimierz rzucił najemną drużynę waresko-ruską, która zadecydowała o zwycięstwie Bazylego.
Jednakże działalność świętego miała dalej idące konsekwencje: owo zwycięstwo pozwoliło cesarzowi pośrednio na kolejny, jego największy triumf. Po zakończeniu piętnastoletniej nadzwyczaj brutalnej wojny przeciwko Bułgarom w 1014 roku w dolinie rzeki Strymon jego chrześcijański majestat kazał oślepić wszystkich jeńców, podobno 14 tysięcy — jedynie jeden na stu zachował jedno oko, by doprowadzić Ślepców z powrotem do cara Samuela.
Włodzimierz Święty zażądał w każdym razie za pomoc przeciwko antycesarzowi bizantyjskiemu ręki urodzonej w purpurze księżniczki Anny, siostry cesarza. Gdy zwlekano z wypełnieniem obietnicy wobec "barbarzyńskiego księcia", podjął w kwietniu 988 roku wyprawę zbrojną na Korsuń (Chersonez), najważniejszą kolonię bizantyjską na północnym brzegu Morza Czarnego (wkrótce po 1500 roku podupadła, a dzisiaj ruina). Zdobył miasto dzięki zdradzie kapłana Anastasiusa, którego uczynił w zamian głową Kościoła w Kijowie i zdobył "urodzoną w Porfirze (pałacu cesarskim)" księżniczkę z Bizancjum, co nie udało się Ottonowi Wielkiemu dla swego syna i współcesarza.
Oczywiście "zrodzona w purpurze" miała swą cenę. Włodzimierz kijowski "musiał za to — według katolickiego Podręcznika historii Kościoła — dać się jednak ochrzcić" i zmusił następnie kijowian, swój opłakujący bogów lud — znów "typowa «rewolucja od góry»" (Hösch) — przypuszczalnie latem 988 roku, do masowego chrztu w Dnieprze.
Świętym nie zostaje się za darmo — ani w Kościele rzymskim, ani w prawosławnym!
Jednakże pierwszy katolicki wielki książę Rusi, w jej historii jaśniejący przydomkiem "Wielkiego i równego apostołom", jest czczony jako święty także w Kościele grecko-unickim, i to za przyzwoleniem Stolicy Apostolskiej!
W końcu działalność Włodzimierza miała wiele obliczy: zdradę i mord, nawet bratobójstwo, ogromną liczbę krwawych wypraw zdobywczych i podbojów, budowę kościołów, grodów i warowni według najnowszej wiedzy z techniki wojennej, także zniszczenie wszystkich pogańskich idoli i świątyń w swym państwie.
Zaraz po powrocie z Korsunia wypowiedział bowiem wojnę pogaństwu, żarliwie wyznawanemu przezeń jeszcze na początku swych rządów, rzekomo nawet łącznie z ofiarami z ludzi, jak na przykład z młodego Warega — chrześcijanina. Cóż, posąg Peruna — najznaczniejszego ruskiego i polańskiego boga, pojmowanego jako pan całego świata, którego głównym ośrodkiem kultu był Kijów, gdzie płonął przed nim wieczny ogień — przed kilkoma laty sprowadzony przez samego Włodzimierza do miasta na większą chwałę — został teraz przywiązany do końskiego ogona, wybatożony i wrzucony do Dniepru. Usunięto również pozostałe wizerunki bóstw, stopniowo zniszczono święte miejsca starowierców w całej Rusi i zastąpiono je kościołami.
Cóż to jeszcze może mieć za znaczenie, że Święty, Wielki i równy apostołom przez cały czas był rozpustnikiem!
Włodzimierz, rezydujący w pałacu zamieszkiwanym, jak się przyjmuje, przez co najmniej 700 ludzi, był wprawdzie opętanym przez żądze lubieżnikiem tylko przed nawróceniem, jednakże jest to wersja nadzwyczaj tendencyjnej, wielokrotnie przeredagowywanej Kroniki Nestora. "Nienasycony był w rozpuście — jest tam zapisane — kazał sobie przyprowadzać kobiety i dziewczęta, by pozbawiać je czci, gdyż był miłośnikiem żeńskiej płci równym Salomonowi". Obok pięciu legalnych żon miał posiadać w Wyszegorodzie, Bjełgorodzie i Berestowie liczne haremy z łącznie ośmiuset nałożnicami z wszystkich krajów sąsiedzkich — masowy koneser, który oczywiście "kontynuował poligamię także po chrzcie" (Wetzer, Welte); "rozpustnik", o którym biskup Thietmar z Merseburga utrzymywał: "By wzmóc jeszcze swą przyrodzoną skłonność do grzechu, król nosił podniecające podwiązki wokół lędźwi". A gdy już dostatecznie długo żył swym świętym życiem, został pochowany pośrodku zbudowanego przez siebie kijowskiego kościoła Matki Bożej, zwanego później "kościołem dziesięcinnym" (desjatinnaja cerkov'), u boku swej małżonki Anny, urodzonej w purpurze.
Po śmierci Włodzimierza 15 lipca 1015 roku wybuchły walki o sukcesję po nim, przy czym młodsi synowie Borys i Gleb zostali wkrótce zamordowani (a w 1072 roku kanonizowani). Hagiograficzna tradycja przypisuje zbrodnię ich najstarszemu bratu, następcy na tronie, Świętopełkowi. Jednakowoż: "Jako sprawca ich śmierci wchodzi w rachubę również Jarosław I «Mądry», czerpiący korzyści z konfliktu"
(A. Poppe); Jarosław więc, dzięki dużej aktywności w polityce kościelnej ulubiony przez duchowieństwo kolejny syn Włodzimierza Świętego. Udało mu się zdobyć koronę jednakże dopiero w 1036 roku po dwudziestu latach ciągłych wojen z krewniakami. A po jego abdykacji (1054 r.) jego synowie i wnuki ponownie rozpoczęli walkę o władzę. Waśnie między braćmi nigdy się nie urwały. I to mimo przysięgi wiążącej zawierających traktaty książąt, wzmocnionej jeszcze kościelną ceremonią składania pocałunku na krzyżu. W ciągu 170 lat od śmierci Jarosława Mądrego naliczono nie mniej niż 83 wojny domowe i 62 wojny z innymi ludami prowadzone przez państwo kijowskie.
Chrześcijański siew zawsze wschodził wspaniale.
Wszakże, mówiąc za biskupem Thietmarem: Quia nunc paululum declinavi, redeam [...]: Nieco odbiegłem od tematu, a więc wracajmy!"
Już przed nieudanym intermezzo Ottona w Kijowie, w Danii, gdzie tuż obok król Harald Sinozęby był poganinem, działał margrabia Hermann Billung i często dochodziło do starć granicznych, król poddał jutlandzkie biskupstwa w Szlezwiku, Ribe i Aarhus władzy arcybiskupa Adaldaga z Hamburga-Bremy, następcy Unnona. Dzięki temu miały zostać wzmocnione niemieckie wpływy na północy i energicznie szerzone panowanie Kościoła.
"Misjonarskie" zabiegi o te połacie nieba sięgają oczywiście daleko w przeszłość.
Polityka skandynawska — wojna i handel w interesie Pana Boga?
W ramach karolińskiej polityki skandynawskiej bardzo aktywni byli początkowo dwaj głosiciele zbawienia.
Najpierw pojawił się w 823 roku właściwy inicjator Dobrej Nowiny wśród Duńczyków i mianowany przez papieża Paschalisa I legatem północy arcybiskup Ebo z Reims, ów obdarzany łaskami oportunista, w najlepszym prałackim stylu wielokrotnie zmieniający fronty (s. 77, 79 i nast.), który zresztą sfałszował na swą korzyść list papieski.
Trzy lata później zjawił się u Ludwika Pobożnego w palatium w Ingelheim król Duńczyków Harald Klak i dał się ochrzcić dla uzyskania wsparcia cesarza. W podróży powrotnej zabrał ze sobą zostawionego niegdyś jako sierotę w klasztorze w Korbei mnicha i misjonarza, zaopatrzonego w "ołtarz podróżny i relikwie" (Walterscheid), który jednak do Danii raczej nie dotarł, a osiedlił się zaraz w przewłaszczonym na niego hrabstwie Rüstringen we wschodniej Fryzji. Gdy potem Ludwik w 831 roku na sejmie Rzeszy w Diedenhofen utworzył biskupstwo w Hamburgu jako diecezję misyjną dla Duńczyków, Szwedów i Słowian nadbałtyckich i uczynił Ansgara jej biskupem, a papież Grzegorz IV — jak jego poprzednik Paschalis I Ebonowi — udzielił mu w 831/832 roku "pełnomocnictwa misyjnego", Ebo wspomagał Ansgara. Lecz w niewiele lat później arcybiskup Ebo — właśnie jeszcze przez papieża jako legat obdarzony "zwierzchnością" nad innym legatem, św. Ansgarem, siedział często w więzieniu, wielokrotnie w klasztorze w Fuldzie, również w Lisieux i Fleury (s. 81). A Ansgar został wprawdzie arcybiskupem, lecz siła uderzeniowa Rzeszy frankijskiej pod panowaniem Ludwika wciąż słabła, zwłaszcza w jej ostatnich latach.
Duńscy wikingowie napadli w 845 roku Hamburg, puścili z dymem katedrę, klasztor (który w 964 roku służył później jako więzienie dla papieża Benedykta V), bibliotekę i miasto, a skarby kościelne zrabowali. Natomiast Ansgar, "apostoł wikingów" (Walterscheid), uszedłszy o mały włos wraz z relikwiami z życiem, pocieszał się słowami Hioba: "Pan dał, Pan wziął" i "pobożną matroną Ikią", która przyjęła uciekiniera w swych dobrach. Został biskupem w od 845 roku wakującej Bremie, ale też sufraganem Kolonii, co w następstwie przyniosło długoletnie ciężkie spory z arcybiskupem Güntherem (od 850 r.).
Z Bremy powstało jeszcze kilka, nawet jeśli naprawdę skromnych kościelnych punktów oparcia. Tak więc w Haithabu (duń. Hedeby), znaczącym ośrodku eksportu i importu w północnym Szlezwiku-Holsztynie, gdzie św. Ansgar — wielokrotnie wykorzystywany przez Ludwika Niemieckiego jako poseł — za przyzwoleniem króla Horika I wybudował kościół, "który pozwolił stać się temu ośrodkowi handlowemu celem uprzywilejowanym przez chrześcijańskich kupców" (Radtke), w Ribe (niem. Ripen), najstarszym mieście duńskim i (już od początku VIII wieku) również prowadzącym ożywioną działalność handlową, być może również bicie monet, i prawdopodobnie w Birce, bogatym, relatywnie dużym, zapewne odwiedzanym przez króla ośrodku handlowym o dalekosiężnych powiązaniach (najczęściej handlował towarami luksusowymi: zajmującymi niewiele miejsca, a przynoszącymi wiele zysku) przede wszystkim z zachodnią Europą, lecz również z Rusią, Bizancjum i kalifatem w Bagdadzie.
Zadziwiające, że same centra handlowe; wojna i kapitał bowiem, zarówno jedno, jak i drugie, tak ściśle są związane z historią zbawienia — po dzisiejsze czasy. "Dla pozycji Birki jest charakterystyczne, że misja chrześcijańska — idąc głównymi drogami handlowymi — osiedliła się w jedynej wczesno miejskiej i stosunkowo ludnej osadzie Szwecji i odniosła tam pierwsze, choć przejściowe sukcesy" (H. Erhardt).
I również charakterystyczne: Dunowie, których państwo powstało około roku 800 i obejmowało Jutlandię, wyspy oraz trzy krainy południowo-szwedzkie, nie chcieli nic wiedzieć o chrześcijaństwie. Jeszcze dwa dziesięciolecia po chrzcie króla Haralda Klaka, anno 847, w diecezji Ansgara istniały cztery kościoły chrzcielne. A duńskich wychowanków do swoich szkół misyjnych św. Ansgar musiał po prostu kupować! Lecz dlaczego nie. Już dwa i pół wieku temu św. papież Grzegorz I, "Wielki", doktor Kościoła, kupował angielskich chłopców w niewoli do rzymskich klasztorów (IV, s. 112 i nast.). Chrześcijańska Europa jeszcze długo i bez skrupułów dostarczała niewolników do krajów orientalnych. Obok władzy istotny jest też interes, jako część władzy. A czyż nie jest to korzystne dla wiary, dla wiernych, a nawet — czyż nie handluje się też i przede wszystkim — w interesie Pana Boga?
Ostatecznie misja skandynawska załamała się zupełnie. Przejście na chrześcijaństwo zostało po prostu zabronione. W całej Danii nie było ani jednego kościoła, w Szwecji, gdzie ludność przepędziła już dużo wcześniej biskupa, przez całe lata ani jednego chrześcijańskiego duchownego. (Ale więcej niż jednego kapłana w owym czasie w Szwecji nie było nigdy). Myślano nawet — nie po raz pierwszy — o likwidacji arcybiskupstwa w Hamburgu.
Jednakże w X wieku głoszenie wiary chrześcijańskiej rozpoczęto na północy na nowo, również przez misjonarzy angielskich; co znamienne jednak dopiero wtedy, gdy ponownie zadźwięczał miecz. Nawet katolicki Podręcznik historii Kościoła przyznaje: "Zwycięska wyprawa zbrojna Henryka I przeciwko królowi Gnupie w południowej Jutlandii otworzyła w 934 roku bramę niemieckim kaznodziejom". Podbity Gnupa, król Wikingów w rejonie Haithabu, który wkrótce poległ w walce z pogańskim jutlandzkim królem Gormem, musiał mianowicie teraz "nosić jarzmo Chrystusa" (Thietmar) i oczywiście, rzecz podstawowa, płacić daniny. A już w następnym roku za zgodą króla pośpieszył do Danii mianowany jeszcze przez poprzednika Henryka — króla Konrada — na krótko przed swoją śmiercią i wbrew woli duchowieństwa arcybiskup Unni z Hamburga, nie udało mu się jednak uczynić chrześcijanina z Gorma, całe życie walczącego przeciwko Niemcom. Nie odniósł zapewne sukcesów na wyspach duńskich, zanim udał się dalej do Szwecji, gdzie bezpośrednio przed powrotem do Hamburga zmarł we wrześniu 936 roku w Birce.
W Danii wrogi chrześcijanom Gorm Stary (Gorm den Gamle) — od którego zaczyna się datowana duńska dynastia królewska (tak zwana dynastia Jelling, do której należeli wszyscy królowie do 1375 roku) — tolerował być może głoszenie chrześcijaństwa. A za panowania jego syna Haralda Sinozębego (Bltand) Gormsona (poświadczony dla lat 936-ok. 987) rozpoczyna się oficjalna chrystianizacja Duńczyków nieco po 960 roku, gdy sam Harald dał się ochrzcić — "wedle wszelkiego prawdopodobieństwa z powodu politycznego nacisku ze strony Niemców" (Skovgaard-Petersen). O wydarzeniu tym przypomina kilka lekceważonych znalezisk archeologicznych duńskiego wczesnego średniowiecza w Jelling (na wschodnim wybrzeżu Danii, niedaleko Vejle), wśród nich postawiony przez Haralda Sinozębego "wielki" kamień z napisem runicznym. Poza inskrypcją ku pamięci ojca Gorma i matki Thorwi wymienia samego Haralda, "który zdobył dla siebie całą Danię i Norwegię i z Duńczyków uczynił chrześcijan".
Z dużo większymi sukcesami niż Unni poczynał sobie jego następca w Hamburgu, arcybiskup Adaldag (937-988).
Potomek możnej rodziny saskiej, najpierw działał w kaplicy Henryka I, potem jako kanclerz Ottona I, był obeznany z życiem dworskim, jednakże również jako arcybiskup zachował silny wpływ na ottońską politykę państwową i kościelną. Popierał zwłaszcza jak nikt inny plany Ottona dotyczące Północy. Jego biskupstwo sięgało wszak w 947/948 roku daleko poza granice Niemiec na Danię poprzez stworzenie trzech mu podległych, posiadających wiele królewskich przywilejów diecezji w miastach portowych Haithabu (Szlezwik), Ribe i Aarhus.
Po raz pierwszy więc arcybiskupi hamburscy mieli swych sufraganów. W tym przypadku, zadecydował ongiś papież Formozus, Brema miała wrócić do związku diecezji arcybiskupstwa kolońskiego, do którego wcześniej należała. Ergo doszło do reklamacji ze strony arcybiskupa Wicfrida z Kolonii; natychmiast podniósł roszczenia wobec Bremy. Na to natomiast nie chciał pozwolić arcybiskup Adaldag, niezwykle gorliwy krzewiciel Dobrej Nowiny, wysyłający na północ księży i budujący kościoły. A ponieważ nie wiedział co to skrupuły — jak choćby czyniąc opatką córkę hrabiego Henryka von Stade (dziadka biskupa
Thietmara), dziewczę ledwie dwunastoletnie — sfabrykował, w końcu kiedyś przez wiele lat sporządzając i pisząc dokumenty królewskie, szereg fałszywych dyplomów — i Pan mu pobłogosławił. Nie tylko zostało mu w 968 roku podporządkowane biskupstwo w Starigardzie (Oldenburgu we wschodnim Holsztynie), za czym rozpoczęły się od dawna planowane rządy kościelne w kraju Obodrytów, lecz i umocnił swą pozycję, przy czym nie bez znaczenia było uzyskanie ostatecznej niezależności od konkurencji w Kolonii. W ten sposób ten fałszerz, ogólnie biorąc, podniósł "znacznie prestiż arcybiskupstwa podczas swych długich, energicznych rządów"
(Lexikon fur Theologie und Kirche).
Trzy nowe siedziby biskupie leżały wprawdzie na duńskim terytorium, jednakże niezbyt były oddalone od Rzeszy. I oczywiście zarządzający nimi sufragani Adaldaga — Hored, Liafdag i Reginbrand — mieli zadanie poszerzać swe wpływy, przede wszystkim na wyspy — Fionię, Zelandię i Skanię (długo należącą do Danii, a dopiero od 1658 roku do Szwecji). Albowiem do nawracania Duńczyków mieszkających na wyspach nowi biskupi misyjni zostali wyraźnie zobowiązani. Chodziło o ekspansję, zdobycie posiadłości. Ergo hierarchowie musieli swym diecezjanom "wydawać się wrogimi przyczółkami we własnym kraju. I tym mieli być bez wątpienia według planu Ottona" (A. Hauck).
Z powodu chrześcijaństwa Duńczycy podrywali się równie rzadko do buntu, co Słowianie na wschodzie. Najwyraźniej osiągnięto już wiele, a niektórzy uważali idola chrześcijan za nie mniejszego niż własne bóstwa. Lecz nawet takie "sukcesy" kwitły w cieniu niemieckich mieczy. A gdy Harald Sinozęby wykorzystał okrutne walki o władzę w Norwegii po śmierci Haralda Pięknowłosego (około roku 930, był on pierwszym władcą całej Norwegii) do wyprawy zbrojnej i południowa Norwegia dostała się pod kontrolę duńską, do akcji ruszyli chrześcijańscy "posłańcy wiary" — jak po zwycięstwie Henryka I nad Duńczykami w Danii (s. 263).
Działalność duchownych feudałów i ich misjonarzy, ich zagnieżdżanie się najpierw na ziemi, a potem w duszach pokonanych i zniewolonych, miała dla króla ogromną wartość. Gdzie tylko Otton uderzał, gdzie wyruszał w pole przeciwko Duńczykom, Słowianom czy Węgrom i militarnie mocno stawał stopą, tam zakorzeniał się dzięki Kościołowi, tam tworzył "na wszystkich oderwanych od nich terytoriach biskupstwa i klasztory jako punkty oparcia swej władzy" (Kosminski).
Tak było w 948 roku na duńskim terytorium biskupstwa w Szlezwiku, Ribe i Aarhus; w tym samym roku, a nawet jeszcze przed chrystianizacją tych obszarów — powstały słowiańskie biskupstwa w Brennie i Hobolinie, które dostał arcybiskup moguncki, oraz, dużo później, podporządkowany arcybiskupowi Adaldagowi z Hamburga-Bremy Starigard (Oldenburg). Tworząc arcybiskupstwo w Magdeburgu w 968 roku założono biskupstwa w Merseburgu, Zeitz i Miśni, w końcu w 973 roku — roku śmierci Ottona — biskupstwo w Pradze.
Najpierw uderzenie militarne, potem misja, następnie "przyłączenie" do państwa. Był to wszak wyraźny ostateczny cel Ottona Wielkiego, by wszystkie zdobyte kraje "najpierw kościelnie, a potem politycznie wcielić do Rzeszy niemieckiej, jak to już było praktyką karolińską" (Brackmann). Właśnie ścisła współpraca, zbratanie tronu z ołtarzem przy tym tak pospolitym, jak i krwawym,
zbójeckim interesie na wielką skalę, dało ottońskiemu najeżdżaniu i napadaniu polor bojaźni bożej, wyższego święcenia, łaskawości bożej. Lub, jak pisano ćwiczonym językiem, "misja jako element" tej polityki, szerzenie wiary wśród pogan, "wzniosły obowiązek cesarza", mogła "jeszcze w większym stopniu sublimować prestiż Ottona i jego pozycję zmierzającą ku cesarstwu" (Hlawitschka).
Sublimować. A dążenie Ottona do najwyższego celu w ziemskim zakresie potrzebowało oczywiście najwyższej wartości w zakresie duchowym, najwznioślejszej w ogóle, najbardziej wysublimowanej: papiestwa w Rzymie.
Nadciąga "mroczne stulecie"
Jakby wszystkie po kolei i razem wzięte nie były mroczne! Przynajmniej też i mroczne. Przede wszystkim mroczne. Jednakże czas od późnego IX wieku do połowy XI stulecia zwie się szczególnie "saeculum obscurum". Chociaż inne epoki — nigdy nie dość wbijania sobie do głowy — w których Rzym był nieporównanie potężniejszy i z tego względu nieporównanie niebezpieczniejszy, dla wielu innych ludów były dużo mroczniejsze, zarówno czas wypraw krzyżowych, jak i choćby wiek XX, w którym papiestwo było zarówno współwinowajcą dwóch wojen światowych, jak i je intensywnie popierało, w równym stopniu jak faszyzmy wszelkiej maści. (Należy przypomnieć w tym miejscu o jego asystowaniu wojnie w Wietnamie, o podgrzewaniu — nie tylko najnowszego — konfliktu na Bałkanach; akurat gdy to piszę, jeden z niemieckich dzienników ukazał się z nagłówkiem: "Papież nawołuje do wojny").
Jednak owe mroczne średniowieczne czasy, sugeruje katolicki historyk Kościoła Franzen, zostały spowodowane jedynie przez szlachtę! "Jej jedynie dotyka wina za smutne stosunki; papiestwo zostało bowiem wydane na jej pastwę, odkąd zabrakło cesarza".
Szlachta kozłem ofiarnym, papiestwo po raz kolejny uratowane — w historii Kościoła wydawnictwa Herdera, "wszędzie uwzględniającej i opracowującej na nowo najnowsze wyniki badań naukowych, po części wydatnie zmieniające świadomość historyczną i teologiczną naszych czasów". Najnowsze badania? To są w istocie rzeczy przecież wciąż te same stare nędzne wykręty apologetów. Przy tym papiestwo, które — jak skarży się Franzen — "spadło do roli zwykłego terytorialnego biskupstwa", z założenia jest dużo niewinniejsze, niż papiestwo o znaczeniu obejmującym cały świat!
Biedne papiestwo. Niewinne jak zwykle. Jedynie ofiara "dzikiej i żądnej władzy szlachty" (w końcu stuprocentowo chrześcijańskiej i rzymsko-katolickiej) — "odkąd zabrakło cesarza [...]". Wszak czyż nie byli przecież władcy "saeculum obscurum", Ottonowie i Salijczycy, cesarzami? Czy nie rządził wręcz święty, Henryk II? (Który prowadził aż trzy wojny przeciwko dobrze już wtedy katolickiej Polsce — i to mając u boku pogańskich Luciców!) Papiestwo "bezbronne wydane [...]". A gdy nie było już bezbronne, gdy było silne, coraz silniejsze, "uniwersalne", światową potęgą? Wtedy współzawodniczyło z cesarstwem o panowanie nad światem — po stokroć groźniejsze, śmiertelnie groźne.
Przecież nie "śmiertelnie" niebezpieczne, gdy jego reprezentanci wybijali się nawzajem — za to "śmiertelnie" niebezpieczne, gdy kazało wyrzynać całe narody! Gdy krzyczano "Bóg tak chce!" W średniowieczu, w roku 1914 i 1941. I w międzyczasie .
Lecz jak to było z Rzymem w czasach Karolingów, Ottonów i wczesnych Salijczyków?
Burzliwe lata, anarchia wewnętrznych waśni między stronnictwami czyni zrozumiałym braki w źródłach. O wielu papieżach wiadomo niewiele. Co do niejednego nie wiadomo, czy byli papieżami prawowitymi. Niektórzy zostawali uznawani przez niektórych za antypapieży, uchodzą jednak powszechnie za legalnych. Inni zasiadali na Apostolskiej Stolicy tak krótko, że już tylko z tego powodu nie zostali uznani. Rzymski mnich Filip zrezygnował jeszcze w dniu obioru, 13 lipca 768 roku, i dobrowolnie wrócił do klasztoru. Diakon Jan rządził w styczniu 844 roku dokładnie przez godzinę. Leon VIII rządził od 963 do 965 roku, jednakże od maja do czerwca 964 roku rządził również Benedykt V — i obu uznaje się za papieży prawowitych. Z drugiej strony papież Krzysztof, który anno 903 swego legalnego poprzednika na urzędzie Leona V wtrącił do więzienia po ledwie 30dniowym urzędowaniu i zamęczył, nie jest uznawany za naprawdę legalnego, choć za takiego uchodził przez całe średniowiecze. Nawiasem mówiąc, papież Krzysztof sam wkrótce wylądował w więzieniu i tam zadusił zarówno jego, jak i jego poprzednika, Leona V, ich następca Sergiusz III.
Niemało papieży przejściowo lub na stałe trafiło do więzienia. Tak na przykład Stefan VI, w 897 roku w więzieniu powieszony, Jan X, w 929 roku uduszony w Zamku Anioła poduszką; Benedykt VI, którego kazał tam zadusić w 974 roku księdzu Stefanowi Bonifacy VII; Jan XIV, który w 984 roku w Zamku Anioła zginął z głodu lub od trucizny, Stefan VIII, który potwornie okaleczony w więzieniu zmarł w 942 roku od ran. Za kraty dostali się również papieże Benedykt III (zm. 858 r.), Jan XI (zm. 936 r.) i Benedykt X (zm. po 1073 r.).
W klasztorze zamknięto Konstantyna II, któremu wyłupiono oczy, Benedykta X, Krzysztofa, Jana XVI Philagathosa, którego również oślepiono, obcięto brutalnie nos, język, wargi i ręce, a następnie powiedziono na szyderstwo w procesji przez Rzym.
Wygnani zostali Benedykt V do Hamburga, gdzie wkrótce zmarł, i Grzegorz VI do Kolonii — z równym skutkiem.
A jak często jeden drugiego ekskomunikował! Jan XII ekskomunikował w 964 roku zbiegłego Leona VIII, Benedykt VII anno 974 zbiega Bonifacego VII, episkopat Rzeszy w roku 997 Jana XVI, synod w Sutri w 1059 roku Benedykta X. Aleksander II i Honoriusz II ekskomunikowali się nawzajem, Leon IX ekskomunikował Benedykta IX (był on bratankiem dwóch poprzednich papieży i jedynym papieżem, który święty urząd — w każdym razie de facto — piastował trzy razy). A Benedykt IX ekskomunikował znowuż Sylwestra III, wypędzając go wśród przekleństw i hańby z Rzymu, jak sam wcześniej z Rzymu został wygnany. Z tego wszystkiego należy przypuszczać, że Duch Święty wykazuje się dość bałaganiarską osobowością.
Papież Sergiusz III — morderca dwóch papieży
Benedykt IV zmarł latem 903 roku. Wedle przypuszczeń nie opartych jednakże na żadnych ówczesnych źródłach kazał go usunąć Berengar I, król Italii. Jego dwaj następcy przeżyli niewiele miesięcy. Papież Leon V, rządzący jedynie w sierpniu 903 roku, został wtrącony do więzienia przez swego następcę kardynała Krzysztofa. Jednakże również Krzysztof (903 - 904) zajmował tron papieski jedynie do następnego roku. Potem wyparł go z niego Sergiusz III (904-911), urodzony rzymski arystokrata, wcześniej antypapież wobec Jana IX i zaraz po wprowadzeniu na urząd na Lateranie przez Jana zdetronizowany, przeklęty i wygnany. Mając poparcie antyformozjan i księcia Alberyka I ze Spoleto Sergiusz wtargnął z uzbrojoną kupą do Rzymu, kazał uczynić się papieżem, Krzysztofa odziać w habit i zamknąć z własną ofiarą, Leonem V; w ten sposób w ciągu ośmiu lat przewinęło się na świętym tronie ośmiu papieży.
Po wybiciu lub wypędzeniu wrogo nastawionych do siebie kardynałów Sergiusz osiągnął po siedmiu latach banicji upragniony cel i wkrótce kazał zamordować obu poprzedników w więzieniu, rzekomo ze współczucia. Jednakże przy całym współczuciu dla zgasłych kolegów Sergiuszowi nie zbywało na energii i udało mu się wysiedzieć całe siedem lat na tym naprawdę gorącym stolcu.
Papież ten kochał biurokratyczną dokładność, wszystko musiało mieć swój porządek. I tak datował swój pontyfikat według pierwszego — chociaż krótkiego — okresu urzędowania, obejmującego niewiele więcej poza wprowadzenie na Lateran w grudniu 897 roku, skąd został przepędzony przez bandy swego następcy, Jana IX. Jako przyjaciel Stefana VI, który zbezcześcił zwłoki Formozusa, natychmiast potępił tego ostatniego ponownie, uznał wszystkie jego święcenia — a Formozus wyświęcił wielu biskupów, ci zaś znowu wielu księży — za nieważne, usunął jego zwolenników z urzędów i zagroził opornym na gotowych do wypłynięcia okrętach banicją i śmiercią. Jedynie nieliczni przeciwstawili się jego rządom terroru, zwłaszcza że stała za nim szlachta. Za to rozdał najlepsze beneficja swym zwolennikom, przywódcom rzymskiej arystokracji.
Zakonnicom klasztoru Corsarum, którym podarował wiele gruntów, nakazał ten morderca dwóch papieży śpiewać codziennie sto Kyrie elejson za swą duszę — jakie zalety ma jednak ta religia! Ten biegły morderca stworzył sobie pomnik odbudowując w roku 897 leżącą z boskiego wyroku w gruzach bazylikę laterańską. I dopiero czterysta lat później Pan Bóg pozwolił nowej budowli, w której długo, zamiast u Św. Piotra, grzebano prawie wszystkich papieży, sczeznąć w płomieniach.
Skromniej przypominał o sobie papież Sergiusz na monetach. Chociaż monety bili także inni Święci Ojcowie, to Sergiusz jako pierwszy od czasów Hadriana I (772 - 795) zaczął wypuszczać monety z własnym wizerunkiem. Zamordował dwóch papieży, lecz jego kamień nagrobny w Św. Piotrze chwalił go i jego zaciętą wojnę przeciwko "wilkom", trzymającym go przez siedem lat na dystans od prawowitego tronu .
Znamienna jest również ingerencja Sergiusza w tak zwany spór o tetragamię.
Ów spór, wzbudzający silne emocje, dotyczył czterech małżeństw bizantyjskiego cesarza Leona VI Mądrego (886-912). Uczeń sławnego patriarchy Focjusza (którego wskutek osobistej niechęci zastąpił własnym młodszym bratem Stephanosem zaraz po wstąpieniu na tron) spędził kilka lat w więzieniu (883-886) z powodu konspiracji przeciwko ojcu, Bazylemu I. (Tego rodzaju sprawy znamy wystarczająco dobrze z chrześcijańskich domów panujących Zachodu).
Tymczasem nie był to jedyny problem rządzącego od 886 roku Bizantyjczyka, teścia cesarza Ludwika Ślepego, któremu Berengar kazał wyłupić oczy w Weronie (s. 228 i nast.). Również i takie rzeczy nie dręczyły Leona. Natomiast na pewno jego małżeństwa. Trzy żony nie dały mu potomka. Przy tym bizantyjskie prawo zabraniało już trzykrotnego ożenku, jednakże patriarcha Antonios Kauleas (893-901) jeszcze raz udzielił dyspensy władcy. Cesarzowa Eudokia Bajana zmarła wraz z nowonarodzonym synem w połogu w 901 roku. Następnie monarcha spłodził z metresą Zoe Karbonopsiną syna (Konstantyn VII), a matkę — wbrew wydanemu przez siebie samego prawu, zabraniającemu już trzykrotnego małżeństwa — pojął w 906 roku za czwartą żonę.
Tym samym Leon Mądry — sławny dzięki zakończeniu rozpoczętej przez jego ojca kodyfikacji prawa, ogromnego dzieła w 60 tomach, które wyparło Kodeks Justyniana — sam stał się autorem praktycznego podręcznika prawa, poza tym był autorem pieśni kościelnych, kazań i studiów strategicznych, co wszystko świetnie pasuje do siebie, oraz usiłował zabezpieczyć się, jeśli już nie od strony prawnej, to przynajmniej kościelnej. Jego własny nowy patriarcha, dawniejszy "przyjaciel szkolny" i tajny sekretarz Nikolaos I Mystikos (901-907, 912-925) oczywiście otwarcie protestował, obłożył cesarza klątwą i odmówił uznania Konstantyna jako legalnego dziedzica. Jednakże papież Sergiusz, swobodniej obcujący z kobietami, który jako 45-letni mężczyzna miał syna z 15-letnią Marozją — późniejszego papieża Jana XI (s. 319) — udzielił wykluczonemu już od uczestnictwa w nabożeństwach cesarzowi dyspensy małżeńskiej, a patriarcha Nikolaos musiał jako wygnaniec schronić się na całe lata w swym klasztorze Galakrenai.
Początek "rzymskich kurewskich rządów" — papież Jan X: w łożu i na polu bitwy
Decydujące dla dłuższego czasu niż jedno stulecie stało się, że dzięki podwójnemu mordercy, Ojcu Świętemu Sergiuszowi III, do władzy w Rzymie doszedł ród pewnego, prawdopodobnie z nim spokrewnionego Teofilakta, a z nim para pożądających władzy, przebiegłych i żądnych rozkoszy dam. Etykietkę "rzymskich kurewskich rządów" lub "pornokracji" przyklejono temu okresowi namiestnika Chrystusa od czasów protestanckiego teologa Valentina Ernsta Loeschera (wydawcy teologicznego czasopisma "Unschuldige Nachrichten von alten und neuen theologischen Sachen: 1701-1720" — Niewinne wiadomości o dawnych i nowych sprawach teologicznych). Bo przecież kwitł nierząd, sam w sobie znowuż nie taki zły, jak i w wydaniu katolickiego kleru w ogóle, również w Rzymie, mieście najświętszym, przez wszystkie czasy.
Teofilakt (zmarł na początku lat dwudziestych X wieku), pochodzący z rzymskiej arystokracji, konsul, senator, magister militium, stał nie tylko na czele administracji miejskiej, lecz awansował na szefa papieskich finansów, na najwyższego urzędnika administracji kościelnej.
Jego żona, ambitna, energiczna i piękna Teodora Starsza — "bezwstydna dziwka", jak pisze biskup Liutprand z Cremony w Antapodosis, swym osławionym, często złośliwie ironicznym, bogatym w anegdoty, ale zarazem najważniejszym dziele historycznym tych czasów — nazywająca siebie samą "Senatrix", była matką dwóch sióstr, Teodory Młodszej i Marozji, "nawet jeszcze gorliwszej w służbie Wenus" oraz kochanką późniejszego papieża, Jana X. (Katolicki historyk papiestwa Franz Xaver Seppelt nie chce w to wierzyć, pisząc, że mogło tak być, "iż nowy papież nie miał chrześcijańskiego usposobienia i że jego życie nie odpowiadało wymogom obyczajności i jego wysokiego urzędu").
Nie mniej uwodzicielska córka Marozja (zdrobnienie od Marii: Mariuccia, Maryśka), primo voto żona księcia Alberyka I, który po śmierci cesarza Lamberta zawładnął Spoleto, miała tymczasem stosunek — jeśli wierzyć biskupowi Liutprandowi i oficjalnej księdze papieży (a nawet Seppelt uważa to dziś za "wielce prawdopodobne") — z papieżem Sergiuszem III, jej wujem; owocem ich starań był papież Jan XI (931-935). Angielski teolog de Rosa podaje: "Po raz pierwszy papież Sergiusz uwiódł ją w Pałacu Laterańskim". Podobne stosunki, które w Rzymie "trwały nieprzerwanie prawie półtora stulecia" (Halphen), panowały jednak i w innych siedzibach biskupich.
Na początek późniejszy papież Lando (913-914), syn bogatego księcia longobardzkiego Tajno i marionetka Teodory Starszej (zm. po 916 r.), której podopieczny Jan z biskupa Bolonii — którym stał się podobno siłą i w istocie bez święceń — został na dziewięć lat (905-914) arcybiskupem Rawenny, Jan zaś — "niewątpliwie silna osobowość" (Handbuch der Kirchengeschichte) — miał przebywać częściej w łożu Teodory, niż w kościele w Rawennie; być może były to plotki, w końcu nie ostatnie o klechach. Jednakże biskup Liutprand ukazuje karierę późniejszego papieża Jana w sposób zapierający dech w piersiach: jak duchowne obowiązki ponownie przywołały go do Rzymu, jak Teodora, "prawdziwie bezwstydna dziwka, rozpalona żarem Wenus (Venus calore succensa)", zakochała się w pięknym kapłanie — "i chciała z nim się nie tylko łajdaczyć, lecz potem go do tego wciąż zmuszała [...]". Oczywiście czas oczekiwania, jakby go nie spędzać, był długi i uciążliwy, zwłaszcza dla spragnionej Teodory. I zakrawa prawdziwie na cud, jak jeden książę Kościoła po drugim szybko gaśnie i zwalnia swój fotel dla Jana, który dzięki temu pnie się coraz wyżej i bliżej Rzymu.
Najpierw umiera, "podczas tych bezwstydnych sprawek", biskup Bolonii — i Jan zajmuje jego miejsce. Po krótkim czasie umiera arcybiskup Rawenny — i Jan zostaje jej arcybiskupem. I znowu po krótkim czasie także i papież zostaje "powołany przez Boga" — i jest jasne, co się zdarzy, co musi się zdarzyć, przecież w boskim planie zbawienia zostało przewidziane wszystko: Teodora więc, "której zepsuta natura nie mogła ścierpieć, że jej kochanek oddalony o dzielące Rzym od Rawenny dwieście mil, raczej rzadko był do jej dyspozycji, wymogła na nim, by opuścił arcybiskupi stolec w Rawennie i — rzecz niesłychana — objął w Rzymie najwyższą godność pontifexa".
Teodora nie była już wtedy najmłodsza i wkrótce zmarła, jednakże i tak przechodzony arcybiskup raweński usadowił się mocno w papieskim siodle jako Jan X (914 - 928), mimo oporu duchowieństwa. A zawdzięczał wszystko — nawet według Seppelta (zapominającego tu całkowicie o Duchu Świętym), "jedynie rodzinie Teofilakta". Lecz Jan dziesiąty tego imienia trzymał się tym dłużej, że dla swych obowiązków duchownych miał mało czasu i uważania, nawet jeśli kronikarze akurat jego zaliczają do reformatora życia zakonnego, potwierdził bowiem surową regułę z Cluny. A chyba w łożu wykazał się tym, za kogo go uważano, w wojnie stał zaś w jednym szeregu ze swymi ludźmi.
Nieustające "zamęty" wśród chrześcijan, ich trwające całymi dziesięcioleciami wyrzynanie się wzajemne (i innych), wzbudziło aktywność Arabów i doprowadziło do tego, że zajęli dogodny punkt oparcia dla swych operacji przy ujściu rzeki Garigliano. Ledwie Jan został papieżem, zawarł pakt militarny, zebrał duży związek zbrojny środkowo- i południowowłoskich możnowładców, składający się z oddziałów Spoleto, Benewentu, Neapolu, Gaety i przede wszystkim Greków. Ich cesarz, "jako mąż pobożny, bojący się Boga", natychmiast przysłał morzem swych żołnierzy. A papież, bez wątpienia jeszcze pobożniejszy, zaprzysiągł Rzymian, że nie zawrą z Saracenami "żadnego pokoju", "zanim nie wytrzebimy ich z całej Italii".
W istocie udało mu się "ukoronować" swe wojownicze postępowanie "serią pięknych sukcesów" (Eickhoff). Z inicjatywy papieskiej "oczyszczona" została z Arabów najpierw dolina Tybru oraz obszar Salerno. W maju 915 roku Saracenów okrążono i pobito — z decydującą pomocą Bizantyjczyków — w bitwie pod Carigliano, podczas której wielu chrześcijanom mieli ukazać się Św. Piotr i Paweł. To chyba sprawiło, że prawowiernym umknęła jedynie garstka przeciwników, których wyłapywano jeszcze później w górach. Biskup Liutprand twierdzi wręcz: "W codziennej walce greków i łacinników dzięki miłosierdziu bożemu nie pozostał żaden Punijczyk, który by nie zginął od miecza, lub nie został pochwycony żywcem". Namiestnik Chrystusa jednak, biorący osobiście udział w wojnie, pysznił się wobec arcybiskupa Hermanna z Kolonii, że sam nadstawiał karku i dwa razy osobiście prowadził żołnierzy do ataku.
Jako polityk realny Jan X zlekceważył prawa oślepionego cesarza Ludwika III z Prowansji (s. 228 i nast.) i jeszcze w grudniu 915 roku koronował u Św. Piotra na cesarza wpływowego i władającego Górną Italią króla Berengara (888-924), z którym utrzymywał już stosunki jako zapobiegliwy arcybiskup Rawenny; po Gwidonie i Lambercie był to trzeci i ostatni cesarz pochodzący z Włoch. Berengar złożył z dawna przyjętą przysięgę i obdarował kler, szlachtę i naród. Jednakże jego cesarstwo nie było niczym więcej niż grą pozorów.
Anarchia w Italii
W tak zwanym niezawisłym królestwie Italii władza królewska kruszyła się coraz bardziej. Zaznaczył się typowy dla czasów średniowiecza brak kontynuacji, skomplikowana plątanina instancji klerykalnych, militarnych i obszarniczych, współdziałanie i konflikty lokalnych struktur władzy, "za każdym razem powstające przez zbrojne przedsięwzięcia klasztorów, kościołów i panów świeckich" (Tabacco). Nad całym feudalnym rozdrobnieniem unosiły się jednak wielkie dzielnicowe państwa zwłaszcza wiodących rodów pochodzenia frankijskiego, po rozpadzie rzeszy karolińskiej spierających się i szarpiących o hegemonię w Regnum Italicum.
Pod przywództwem hrabiów Adalberta z Ivrei i Odelryka oraz przy znaczącym udziale arcybiskupa Lamberta z Mediolanu (921-932) doszło w roku 920/921 do nowego buntu przeciwko Berengarowi. A Lambert, tak twierdzi biskup Liutprand, był wręcz "przyczyną ich wystąpienia". Wprawdzie król Berengar ustanowił go właśnie głową kościoła mediolańskiego, lecz w zamian za to w sposób niekanoniczny, lecz powszechnie stosowany, "zażądał niemałej sumy pieniędzy...", a Lambert, co jak co, ale liczyć umiał i "przeliczył, gnany wielką żądzą arcybiskupiego stolca, również to, czego żądał król [...]". Wkrótce arcybiskup tego wszystkiego pożałował; nie, że złamano prawo kościelne, ale "że nie mógł przeboleć takiej sumy pieniędzy". I tak zaczął "roztrząsać odstępstwo od króla".
Jednakże Berengar przywołał na pomoc przeciwko zbuntowanym Węgrów, którzy ciężko spustoszyli Toskanię, i wkrótce zdusił rebelię. Rebelianci jednak sprowadzili zimą 921/922 roku króla Rudolfa II z Burgundii zajurajskiej, uzbrajając go uprzednio w Świętą Włócznię (s. 254 i nast.). Berengar musiał wycofać się w kierunku wschodnim i podzielić się Górną Italią z Rudolfem, rezydującym teraz w Pawii, gdzie natychmiast znaleźli się dostojnicy Kościoła, zwłaszcza że nowy król pobił wielokrotnie Berengara, decydująco w bitwie pod Fiorenzuolą (koło Piacenzy), w której miało paść 1500 ludzi. Wszakże zwycięzca wycofał się na mniej więcej rok za Alpy. Natomiast Berengar został zdradziecko zamordowany 7 kwietnia 924 roku w Rawennie, jedynym mieście, jakie zostało mu z całego państwa; zginął od miecza swego wasala i kuma Flamberta — którego syna kiedyś "trzymał do chrztu" — w dogodnym momencie podczas jutrzni.
Już dwa dni później wszakże również Flambert i uczestnicy mordu na królu znaleźli swój koniec z rąk młodego przyjaciela króla, jego zaufanego o imieniu Milo; w każdym razie ów młodzieniec, o którym biskup Liutprand lakonicznie donosi, że "kazał ich powiesić", wyróżniał się "prawdziwie wieloma i znakomitymi cnotami [...]".
W Górnej Italii zapanowała teraz zupełna anarchia. Pojawili się Saraceni i Węgrzy; ci ostatni przywołani może jeszcze przez Berengara, by pomścić porażkę pod Fiorenzuolą. Obiegli Pawię, odrzucili ofertę okupu i 12 marca 924 roku — kolejna data w tej kronice okrucieństwa — spalili królewskie miasto wraz z pałacem i 44 kościołami, oczywiście — "za nasze grzechy" (Liutprand). W razie niepowodzenia bowiem — jest to karząca ręka Boga, w razie sukcesu — ratująca, nie da się tego wyrazić bardziej prymitywnie; i tak przez całe stulecia...
Miejscowy biskup Jan i zbiegły do niego arcypasterz z Vercelli zginęli w płomieniach, do tego rzekomo prawie wszyscy mieszkańcy poza dwustu bogaczami, którzy zdołali się wykupić (najwyraźniej wolni od grzechów!). A w latach 926-928 nastąpiły kolejne łupieżcze najazdy Węgrów przez Toskanię po Rzym i Apulię.
Król Rudolf wrócił wprawdzie latem 924 roku do Pawii, nie zdołał się jednak w niej utrzymać. Ten sam biskup Lambert bowiem, który niegdyś był ośrodkiem brzemiennej w skutki rebelii przeciwko Berengarowi i dzięki Rudolfowi powrócił do kraju, stał się inicjatorem spisku. Spiskowcy ściągnęli przeciwko królowi jego sąsiada, hrabiego Hugona z Arles i Vienne, prawdopodobnie gdy Rudolf przebywał akurat w Burgundii. Również papież Jan X należał otwarcie do jego przeciwników. Zniknęło bowiem wsparcie, jakie obiecywał sobie po cesarzu Berengarze w walce o władzę w Rzymie. A po jego zamordowaniu Jan, rywalizujący ze stronnictwem Marozji, zaraz poszukał nowego partnera i zaprosił do Włoch, razem z lombardzkimi możnymi, hrabiego Hugona z Prowansji.
Królowi pośpieszył natomiast na pomoc jego teść książę Burchard ze Szwabii. Krewny i promotor świętego biskupa Ulryka z Augsburga przekroczył z wojskiem Alpy i spotkał się z mediolańskim arcybiskupem Lambertem. Tenże jednak, relacjonuje Liutprand, jako "mądry mąż" nie przyjął Burcharda w żaden sposób lekceważąco, lecz raczej, oczywiście "w złych zamiarach", z wielkimi honorami. "Między innymi dał mu na znak swej szczególnej przyjaźni pozwolenie na polowanie na jelenia w swych lasach — na co zezwalał jedynie swym najulubieńszym i najznamienitszym przyjaciołom. W tym samym czasie wezwał załogę Pawii i jeszcze paru włoskich książąt na zgubę Burcharda, zatrzymując go u siebie tak długo, aż upewnił się, że zebrali się wszyscy, którzy mieli go zabić". I już następnego ranka, 29 kwietnia 926 roku, zamienił książę Burchard z Novary, przekłuty włóczniami nacierających nań Włochów, "życie na śmierć". Tak samo jego ludzie, szukający ucieczki w kościele "świętego wyznawcy Chrystusa Gaudentego", zostali ze szczętem wybici, "nawet przy samym ołtarzu".
Na to król Rudolf opuścił pole bez walki
Król Hugo robi porządek i wzbogaca swoich
W Italii nie zwyciężyli właściwi rywale, lecz mało zaangażowany trzeci. Hugo z Arles i Vienne, tymczasem śpieszący okrętem do Pizy, obszaru pod władaniem swego brata przyrodniego Gwidona — po wygnaniu Rudolfa został tam uroczyście powitany przez legata Jana X i na początku lipca 926 roku koronowany przez arcybiskupa Mediolanu Lamberta na króla Italii (926 - 947). Wkrótce potem znalazł się przy nim w Mantui także papież, gdzie obaj zawarli formalny pakt. Z jednej strony dotyczący już wtedy perspektywy korony cesarskiej dla Hugona — z czego nic nie wyszło, z drugiej strony nabytków terytorialnych na rzecz Stolicy Apostolskiej w Sabinie, księstwie Spoleto i marchii Camerino, gdzie prawdopodobnie jako margrabia władał Piotr, brat papieża.
Król Hugo usunął wielu podejrzanych dla niego lub niemiłych mu możnych. Zostali pojmani, torturowani, oślepieni i ścięci, niektórzy z pomocą miejscowego biskupa Leona z Pawii — "uczynił to biskup ochoczo", zwłaszcza że wśród nich byli obaj "wszechmocni sędziowie" Pawii. Iudex Gezo stracił oczy, obcięto mu język i odebrano majątek. Iudex Walpert stracił głowę, cały dobytek, a jego małżonka została pochwycona "i na wiele sposobów torturowana, by skłonić ją do wydania ukrytych skarbów". Liutprand kontynuuje w charakterystyczny sposób: "Wskutek tego rósł nie tylko w Pawii, lecz i wszędzie w Italii strach przed królem i zamiast go lekceważyć, jak innych królów, okazywano mu liczne oznaki czci".
Surowe postępowanie przynosi zaszczyt ścinającym głowy przez wszystkie czasy, zwłaszcza jeśli dochodzi do tego wielka niesprawiedliwość, na przykład rozdawanie urzędów faworytom.
Król Hugo opatrzył sowicie swych burgundzkich stronników, wśród nich wielu potomków swych trzech nałożnic: Pezoli, Rozy i Stefanii. Do tej ostatniej zresztą koronowany lubieżnik, w ogóle "ogłupiony urokami licznych konkubin", "szczególnie mocno rozpalił się w haniebnej miłości", podczas gdy nie tylko zaniedbywał małżeńsko swą żonę Bertę, lecz ją "przeklinał na wszelkie sposoby" (Liutprand).
Rozdając urzędy swym drogim krewnym, Hugo dysponował tak stanowiskami polityczno-militarnymi, jak i kościelnymi. Syn Hubert został palatynem i margrabią Spoleto, otrzymał również Marchię Toskańską. Syn Tedbald został archidiakonem Mediolanu z widokami na sukcesję arcybiskupią. Syn Gotfryd otrzymał bogate opactwo Nonantulę. Spowinowacony z Hugonem, wypędzony z biskupiego stolca w Leodium Hilduin uzyskał biskupstwo w Weronie, wkrótce potem również w Mediolanie. Bratanek króla, arcybiskup Manasse, opuścił swą diecezję w Arles i przeszedł za wsparciem stryja do Włoch, "by trawiony ambicją ciemiężyć wiele kościołów, a nawet doprowadzić do ich upadku". Otrzymał "wbrew ludzkim i boskim prawom" biskupstwa w Mantui, Triencie i Weronie "na pożarcie" (Liutprand). Weronę sprzedał później hrabiemu Milonowi, faworyzowanemu również przez papieża. Jan X wychodził mu zawsze naprzeciw, widział w tym swe korzyści, co bywa nazywane "myśleniem celowym", albo jeszcze ładniej, "pragmatycznym". Ze względu na króla Rudolfa burgundzkiego papież, o czym donoszą liczne źródła, uczynił małego syna hrabiego Heriberta II z Vermandois — nie mającego nawet pięciu lat — głową kościoła w Reims, podczas gdy jego ojca ustanowił zarządcą świeckich dóbr arcybiskupstwa.
Jednakże spodziewana przez papieża pomoc nie nastąpiła. Wręcz przeciwnie. Było jeszcze gorzej. Marozja, której ojciec Teofilakt i mąż Alberyk I ze Spoleto zmarli, poślubiła w 926 roku powtórnie margrabiego Gwidona z Toskanii. Dzięki zjednoczeniu Spoleto z Toskanią jeszcze bardziej wzmocniła swą władzę i stała się właściwą panią Rzymu.
Papieże z łaski Marozji i noc poślubna króla Hugona
Dwór papieski zawrzał buntem. Jan X nie chciał najwyraźniej tolerować nowych rządów i przyłączyć się do stronnictwa, któremu sam zawdzięczał swój tron. Jednakże jego brat Piotr, swego rodzaju "margrabia", którego papież obdarzał coraz większą władzą, tak że odgrywał kluczową rolę w Rzymie, został wygnany. Z miejsca, które uczynił twierdzą, zaatakował następnie miasto. Być może sprowadził również Węgrów, którzy spustoszyli Tuscję jak długa i szeroka; wiadomość nie jest pewna, a czasy mroczne. Pod koniec 927 roku Piotr został jednak zabity przez wzburzonych Rzymian przed oczami papieża w Pałacu Laterańskim, a sam Jan X następnego lata przez oddział Gwidona, rzekomo podczas sumy w bazylice laterańskiej, napadnięty, uprowadzony i wtrącony następnie do Zamku Anioła, gdzie przesiedział do połowy 929 roku, gdy zmarł, uduszony prawdopodobnie poduszką. Dzięki Teodorze zdobył papiestwo, dzięki jej córce Marozji — w tym czasie władczyni Rzymu — je stracił, a z nim i życie.
A sen króla Hugona o cesarstwie się zaraz "odeśnił".
Kolejni papieże Leon VI i Stefan VII, obaj rzymianie, Ojcowie Święci z łaski Marozji, zostali prawdopodobnie również zamordowani. A mianowała ich kobieta każąca tytułować się senatrix, patricia. Leon VI (928-929) został papieżem, gdy jego poprzednik siedział w więzieniu, a nawet zmarł wcześniej niż Jan X, na początku 929 roku. Po Leonie przyszedł Stefan VII (929 - 931). A być może mieli oni w ogóle przytrzymać miejsce dla następnego. Teraz Marozja powołała bowiem na papieża Jana XI (931 - 935) własnego syna, spłodzonego z Ojcem Świętym Sergiuszem III, młodzieńca nieco powyżej dwudziestu lat. A ponieważ w roku 929, wkrótce po Janie X, zmarł również jej drugi mąż, margrabia Gwidon z Toskanii — choć nieco nadwerężona przez licznych kochanków i dwóch mężów — wyszła latem 932 roku po raz trzeci za mąż, za przyrodniego brata Gwidona, Hugona z Prowansji, wprawdzie już żonatego, ale przecież króla Italii (926-948), pozostającego u szczytu swej potęgi. I wreszcie wydawało się, że jego cesarstwo nabiera realnych kształtów.
Zaślubił tę parę wedle wszelkiego prawdopodobieństwa papież Jan XI, chociaż naruszało to ówczesne prawo kanoniczne, ponieważ król był szwagrem swej przyszłej żony. Na marginesie: pozbawiony zarówno skrupułów, jak i hamulców, otoczony konkubinami i metresami, wszakże na skroś dobry chrześcijańsko-katolicki człowiek władzy, który zrobił karierę w czasach oślepionego cesarza Ludwika: najpierw hrabia, potem dux i marchio Prowansji, następnie faktyczny regent królestwa Dolnej Burgundii. "Słabość Hugona do kobiet" przesłaniała przecież wszystko inne. Nic dziwnego, że sprzedawał biskupstwa i opactwa włoskie. Tymczasem: również "czciciel Boga" i przyjaciel "miłośników świętej wiary" (Liutprand). A zatem mądry władca, obcujący często ze świętymi, podobnie jak Odo z Cluny, który nieustannie wspierał kościelny "ruch odnowy". Cały czas jego rządów, wciąż stymulowany ambitnymi tradycjami karolińskimi średniowiecza, koncepcją Imperium, wypełniły wyprawy zbrojne i ciągłe tłumienie powstań. Cesarskiej korony nie zdołał jednak zdobyć.
Lecz zapewne i Marozja widziała siebie w cesarskiej koronie; wyglądało na to, że nic nie jest w stanie przeszkodzić koronacji z rąk papieskiego syna. Jednakże zaraz po ich ślubie z nocą poślubną w czerwcu 932 roku na Zamku Anioła doszło do nagłego zwrotu. Jej syn Alberyk II (z małżeństwa z Alberykiem I miała co najmniej czterech synów) podniósł bunt korzystając z poparcia rzymian i zagarnął władzę w mieście. Król Hugo, którego celem życia była korona cesarska, uciekł nocą po linie z Zamku Anioła i przez graniczące z nim mury miejskie. Natomiast Marozja i papież Jan XI, matka i przyrodni brat Alberyka I, zniknęli w więzieniu i zostali jedno po drugim zgładzeni.
W każdym razie Alberyk II (932-954), syn Marozji z rodu margrabiów Spoleto, rządził potem jako "książę i senator wszystkich rzymian" prawie ćwierć wieku bez sprzeciwów i mocną ręką w Rzymie oraz Państwie Kościelnym pozbawiony — nieomalże — jakichkolwiek ekspansjonistycznych ambicji. Usposobiony religijnie, osobiście pobożny, obdarowywał wprawdzie klasztory, ale podporządkował sobie zupełnie papieży. Leon VII (936-939), Stefan VIII (939-942), Marynus II (942946) i Agapet II (946-955) zawdzięczali swe wyniesienie na tron obok Św. Ducha Alberykowi i byli mu ulegli. Nic nie działo się bez rozkazu księcia, zresztą też szczególnie wspierającego reformy idące z klasztoru Cluny — nie na ostatnim miejscu były tu powody polityczne i egoistyczne, by mianowicie "pozbyć się zamieszkujących dobra klasztorne baronów i swej własnej żyjącej na klasztornych posiadłościach klienteli, która mogła stać się niebezpieczna dla niego samego" (Sackur). Jedynie Stefan VIII wyłamał się najwyraźniej z szeregu i jesienią 942 roku miał zostać uwięziony po udziale w buncie przeciwko Alberykowi i okaleczony do tego stopnia, że zmarł.
Natomiast usiłowania króla Hugona, by znów podporządkować sobie Rzym, spełzły na niczym. Już w roku 932/933 i ponownie w 936 stanął z wojskiem pod miastem swych marzeń i jeszcze w 939, 941 i 942 roku dokonał nieudanych wypadów. "Rok w rok", pisze Liutprand, najeżdżał Alberyka, "pustoszył wszystko, co tylko zdołał, ogniem i mieczem, i oderwał od niego wszystkie miasta poza Rzymem".
W międzyczasie bronił się Hugo jeszcze przed dwu dalszymi zainteresowanymi, obydwoma prawdopodobnie w 933 roku podczas walk o Rzym: pokojowo, lecz za odstąpieniem praw do Dolnej Burgundii (lecz nie posiadłości), przeciwko Rudolfowi II z Burgundii zajurajskiej, a zbrojnie przeciwko księciu Arnulfowi z Bawarii, przywołanemu przez hrabiego Milona oraz biskupa Rathera z Werony i przez nich "przyjętego z radością" (Liutprand).
Berengar II zostaje królem Italii
We Włoszech król Hugo musiał najczęściej obawiać się i walczyć z rodami, które sam równie mocno wspierał, tak że na koniec niekoniecznie bez dania racji jemu samemu — chronicznie podejrzliwemu, a czasami okrutnemu — wydały się zbyt niebezpieczne.
Należał do nich również margrabia Berengar II, wnuk cesarza Berengara I (s. 220 i nast.), stronnik Hugona i mąż jego siostrzenicy Willi. Jednakże po krwawym usunięciu dynastii toskańskiej Hugo zaczął być zazdrosny o wpływy domu Ivrei: Berengara II i jego brata przyrodniego Anskara II z Ivrei, margrabiów Spoleto-Camerino, których władza otaczała od północy i południa jego własne państwo, sięgające od Alp po pryncypat Rzymu. Z tego powodu dokonał zamachu, w którym zginął Anskar.
Lecz plan usunięcia Berengara II poprzez pozbawienie go wzroku zawiódł. Za to udało się skutecznie wyłączyć z gry margrabiego Lamberta z Toskanii, jego własnego brata przyrodniego, za pomocą prostego wyłupienia oczu — tak ulubionego i skutecznego oraz zapewne miłego Bogu instrumentu rządzenia wielu chrześcijańskich władców. Wszakże nowy plan został zdradzony przez syna Hugona, młodego króla Lotara (nazwanego tak po pradziadku królu Lotarze II, s. 146 i nast.), od 931 roku współregenta — "słabego" króla, jak go tymczasem charakteryzują chętnie historycy. Berengar, który dziesięć lat później Lotarowi "odebrał koronę i życie", uciekł prawdopodobnie jesienią 941 roku do księcia Hermanna szwabskiego, który przekazał go dalej Ottonowi I. Z początkiem 945 roku wrócił jednak i zdobył za przyzwoleniem Ottona część północnej Italii, pozyskując możnych włoskich obietnicą nadania włości lennych, których jeszcze nie posiadł.
Na jego stronę przeszło natychmiast przede wszystkim duchowieństwo.
Księdzu Adelhardowi, zawiadującemu górującą nad doliną rzeki Etsch twierdzą Formicaria (Siegmundskron), przez którą Berengar musiał przejść, wszystkie inne przełęcze były bowiem w rękach Saracenów, obiecał pod przysięgą biskupstwo w Como. Biskupowi Adelharda Manassie, krewnemu króla Hugona i przez tegoż obdarowanemu biskupstwami w Triencie, Weronie i Mantui, zapewnił sukcesję na biskupstwie mediolańskim, na co Manassa — jak relacjonuje Liutprand — wezwał wszystkich Włochów, by stanęli po stronie Berengara. Również biskup Gwidon z Modeny przeszedł do jego obozu, Berengar dał mu bowiem widoki na bogate opactwo Nonantula; a Gwido "pociągnął ze sobą wielu innych". Tak samo biskup Arderyk z Mediolanu zdradził króla i zaprosił jego wroga na swój dwór, gdzie rozpoczęło się wielkie przetasowanie dóbr.
Na marginesie: Berengar nie był łaskawy dla wszystkich duchownych. Księdza Dominika kazał pozbawić męskości. Nie żeby zadawał się z córkami Berengara, których był wychowawcą, lecz — chociaż sam nadzwyczaj nieatrakcyjny, niski, rozczochrany i niedomyty — z ich matką, jego małżonką Willą, siostrzenicą króla Hugona. Podczas brutalnej procedury wyszło na jaw, co pociągało szlachetnie urodzoną księżnę w podobno prawdziwie nieokrzesanym, gburowatym, sprośnym, niekształconym eta, oczywiście również lubieżnym "klesze". Jego oprawcy zaświadczyli bowiem, "iż pani słusznie go kochała, gdyż wedle zgodnej oceny wyposażony był niczym Priap".
Król Hugo poddał się jednak. Po wieloletniej wojnie, po wielokrotnym pustoszeniu okolic Rzymu ogniem i mieczem, postanowił w 946 roku — jak to już nie raz bywało—złożyć broń. Zdradzony wokoło, co ważniejsze również przez tych, których faworyzował, zdecydował się po dwudziestoletnim panowaniu na odwrót. Co prawda przysługiwała mu formalnie korona królewska, jednak rzeczywistym władcą był Berengar II z Ivrei, dlatego Hugo — zapewniając o pokojowych zamiarach — usunął się wiosną 947 roku do Prowansji "z wszelkimi pieniędzmi" i przygotowywał tam wojnę przeciwko Berengarowi. Zbroił się do rozstrzygającej walki, jednak już 10 kwietnia 948 roku nagle zmarł w Arles.
Jego syn Lotar, teraz oficjalnie jedyny król Italii, wzmocnił wprawdzie nieco swą pozycję dzięki małżeństwu z zaledwie 16-letnią, od szóstego roku życia zaręczoną z nim Adelajdą z rodu Welfów, córką zmarłego króla burgundzkiego Rudolfa II, może również dzięki interwencji cesarza bizantyjskiego, zmarł jednak nagle 22 listopada 950 roku w Turynie, rzekomo usunięty przez Berengara za pomocą trucizny.
Już 15 grudnia tego samego roku Berengar II (950-961) i jego syn Adalbert zostali ukoronowani w kościele św. Michała w Pawii na królów Italii, co Otton I potraktował jako uzurpację. I wygląda na to, że nowi władcy zrabowali skarb królewski, klejnoty oraz osobiste kosztowności młodej wdowy po Lotarze. Ona sama została pojmana podczas ucieczki 20 kwietnia 951 roku w Como i zatrzymana na cztery miesiące w areszcie, prawdopodobnie w miejscowości Garda. Jednak odzyskała wolność z pomocą Adelharda z Reggio, tego samego duchownego, który kiedyś otworzył Berengarowi drogę do Italii, za co został biskupem (s. 321), jednakże teraz — oceniając właściwie sytuację — uznał, że pora ponownie zmienić front.
Adelajda — jako prawnie uznana królowa — wezwała na pomoc Ottona I i tenże interweniował. Po raz pierwszy wyprawił się wówczas do Włoch i 23 września 951 roku zjawił się w Pawii, którą dzień wcześniej opuścił Berengar z synem. Otton bez wyborów czy koronacji przyjął tytuł króla Longobardów, a jego brat Bruno i arcybiskup Manasse z Mediolanu zarządzali krajem jako jego arcykapelani. Jeszcze jesienią pojął za żonę o 18 lat młodszą Adelajdę, zażądał w Rzymie korony cesarskiej, otrzymał odmowę poprzez Alberyka i w lutym następnego roku powrócił do Niemiec.
Berengar wkrótce poddał się dobrowolnie. Złożył w sierpniu 952 roku w Augsburgu przysięgę lenną Ottonowi i otrzymał w lenno jako wasal królestwo Italii. Marchie Werony i Akwilei ze względów "geostrategicznych" zostały włączone do księstwa bawarskiego. Ponieważ król Niemiec w następnych latach był związany sprawami na północy, Berengar rządził we Włoszech dość swobodnie. Próbował siłą przywrócić samodzielność swego królestwa i wykorzystywał każdą okazję do zemsty na tych, którzy go kiedyś opuścili, zwłaszcza na biskupach. Zwrócili się oni ze skargą na niego do Ottona, który za radą arcybiskupa Brunona z Kolonii wysłał do Włoch swego syna Liudolfa.
Anno 956 Liudolf zajął bez użycia broni Pawię i pokonał na polu bitwy (być może pod Reggio) syna Berengara, króla Adalberta. Gdy jednak 6 września 957 roku Liudolf zmarł nagle w Piombie (na południe od jeziora Maggiore) od gorączki lub trucizny, Berengar ponownie wystąpił przeciwko biskupom, którzy tym razem zdradzili go na rzecz Liudolfa. Walpert, wyniesiony przez samego Berengara na biskupstwo w Mediolanie po wygnaniu wiarołomnego arcybiskupa Manasse, uciekł "półżywy" — jak zostało zapisane — przed gniewem Berengara i Adalberta za Alpy, a na stolec arcybiskupi wrócił ponownie Manasse. Za Alpy zbiegli również biskupi Waldo z Como i Piotr z Novary. A podczas gdy Adalbert w 959 roku ze zdobytego przez jego brata Spoleto ponownie najechał Sabinę, do skarg emigrantów dołączyli teraz nowi — papiescy.
Jan XII stawia miłość w centrum swego pontyfikatu
Jan XII był zagrożony w Państwie Kościelnym nie tylko najazdami Berengara i Adalberta od północy. W roku 959 doznał porażki "w lekkomyślnie wywołanej wojnie" (Zimmermann) przeciwko Kapui, Benewentowi i Salerno. Zwrócił się zatem "rozwiązły młodzieniec", "niedojrzały młodzian", "chłopiec w ornacie papieża" — jak krytykowano go chętnie z dużym pobłażaniem — anno 960 o pomoc do króla Ottona. Zgodnie z dawną tradycją ruszyli przez Alpy dwaj tajni posłowie, kardynał diakon Jan i protoscriniar (szef kancelarii, notariusz) Azzo, za co obaj — prawdopodobnie zbyt rozmowni na północy na temat Świętego Miasta i Ojca Świętego — mieli jeszcze słono zapłacić. Rzymska głowa Kościoła prosił niemieckiego króla, by go — papieża i powierzony mu Kościół — z miłości do Boga i apostołów — uwolnił ze szponów Berengara i Adalberta i zaoferował koronę cesarską — był to zupełny odwrót od polityki jego ojca .
Lecz pomoc była tym pilniejsza, że również wśród samych rzymian narastał opór. Książę Alberyk bowiem, surowy potomek Marozji — jego władzę respektował nawet Otton — od 31 sierpnia 954 roku spoczywał w Rzymie snem wiecznym. Zgodnie z jego wolą, której wykonanie musieli uroczyście zaprzysiąc umierającemu możni miasta, jego następcą, a rok później także papieżem, został ledwie osiemnastoletni syn Oktawian. Przy tym jest zupełnie wątpliwe, czy Jan XII, bo takie przybrał imię, osiągnął wiek kanoniczny, a nawet czy w ogóle odebrał duchowne wykształcenie. Na pewno zarządzenie Alberyka, by po śmierci papieża Agapeta II — który wyraził na to zgodę — wybrać jego syna Oktawiana na najwyższego kapłana, naruszało zupełnie prawo. Przecież dekret Symmacha I z 1 marca 499 roku zabraniał wyznaczania następcy jeszcze za życia urzędującego papieża.
Jan XII (955-963), nieślubny syn Alberyka, był wielkim miłośnikiem łowów, jeździł konno i grał w kości, przyzywał często bogów, i to pogańskich, a według informacji jemu współczesnych — rozumie się — zawarł pakt z diabłem. Dziesięcioletniego chłopca zaordynował w Todi na biskupa. Święcenia kapłańskie przeprowadził, nieco niekanonicznie, w stajni końskiej i "nie w przepisowym czasie". Innego księdza kazał wykastrować. Mszę odprawiał bez komunii, prałatów wyświęcał za pieniądze. Sypiał z wdową po swym lenniku Rainerze, postawił ją nad wieloma miastami i podarował złote krzyże Św. Piotra oraz złote kielichy. Spółkował z konkubiną swego ojca, Stefana i jej siostrą. Sypiał również z własnymi siostrami i to samo uprawiał z wdową Anną i jej siostrzenicą. Gwałcił pobożne pątniczki przybywające do Rzymu, mężatki, wdowy, dziewice, pragnące modlić się przy grobach apostołów. Nic dziwnego, że złe języki obwiniały go o to, że z papieskiego pałacu zrobił burdel, "wybieg dla nierządnych kobiet" (Liutprand).
Jednakże to nieco niecnotliwe życie, w każdym razie zdaniem Johna Kelly'ego, oksfordzkiego historyka Kościoła, raczej nie naruszyło powagi papieża w całym Kościele. Jan XII bowiem, stawiając w taki sposób miłość w centrum swego pontyfikatu, rządził nie tylko w łożu. Dużo bardziej zwracał uwagę na utrwalenie papieskiego autorytetu, wręcz na funkcjonowanie administracji kościelnej. Niektóre klasztory wspierał materialnie, a nawet udał się w maju 958 roku z pielgrzymką do opactwa Subiaco (80 km na wschód od Rzymu). Nie sprawiał wrażenia zupełnie nie zainteresowanego, jak jego ojciec, reformą życia zakonnego, kościelnym "ruchem odnowy". I jeszcze w ostatnim roku swych rządów sobór rzymski wypowiedział się przeciwko symonii duchownych! Spotykano go również w pancerzu, hełmie i z mieczem. Swoje zainteresowanie żywił głównie dla Państwa Kościelnego i jego rozbudowy. Dlatego toczył zaraz po swej pielgrzymce do Subiaco, wespół z Toskańczykami i Spoletańczykami ową małą wojnę przeciwko Kapui i Benewentowi, tak żałośnie nieudaną. Król Berengar II napadł bowiem od tyłu księcia Spoleto — papieskiego sojusznika — zdobył w 959 roku jego księstwo oraz splądrował Państwo Kościelne i zdziesiątkował jego ludność.
Tak doszło do drugiej wyprawy włoskiej niemieckiego króla, już podczas pierwszej w 951 roku liczącego na koronę cesarską, lecz zmuszonego respektować rzymskie układy władzy. Teraz zaś sytuacja była o wiele korzystniejsza, bo zamiast Alberyka rządził jego syn, Jan XII. Zjawienie się Ottona — trzymanego przez jego ojca na dystans — nie czyniło go wcale szczęśliwszym. Lecz mógł się ugiąć pod naciskiem pewnych kręgów nastawionych reformatorsko i ich niechęci wobec jego skandalicznego życia.
Jan XII koronuje Ottona I na cesarza, a ten wystawia Privilegium Ottonianum
Otton przyjął w każdym razie ochoczo ofertę papieża. O szczegóły w Rzymie miał się zatroszczyć opat Hatto z Fuldy (bratanek swego poprzednika Hadamara, wszędzie bowiem kwitł nepotyzm) — w 968 roku zostanie arcybiskupem Moguncji. Sam król kazał w maju 961 roku wybrać w Wormacji na króla swego syna Ottona II, wówczas dopiero sześcioletniego, i koronować go w Akwizgranie. Następnie oddał syna pod opiekę swego brata Brunona, arcybiskupa kolońskiego oraz swego syna Wilhelma, arcybiskupa mogunckiego, a sam wyruszył w sierpniu z Augsburga.
Na próżno król Adalbert usiłował go zatrzymać w wąwozie pod Weroną; potem przy użyciu silnej armii przepędził z Pawii Berengara, "ponieważ, jak z pewnością wiadomo, po jego stronie walczyli apostołowie Piotr i Paweł" (Liutprand). 31 stycznia 962 roku Otton stanął pod Rzymem. Jednak zanim do niego wkroczył, powiedział — tak opowiadano — do swego miecznika Ansfrieda von Löwen: "Gdy będę się modlił przy grobach apostołów, trzymaj swój miecz stale nad mą głową, albowiem rzymska wierność już dla moich przodków była bardzo podejrzana. Jeśli dotrzemy z powrotem do Monte Mario, będziesz mógł i ty się modlić, ile zapragniesz".
2 lutego 962 roku Otton wśród wielkiej pompy został koronowany i namaszczony na cesarza w bazylice Św. Piotra przez o połowę młodszego Jana XII, któremu uprzednio musiał złożyć obietnicę obrony Kościoła, być może przysięgając na koronę znajdującą się jeszcze dzisiaj w skarbcu wiedeńskiego Hofburgu. Tak samo papież ukoronował i namaścił towarzyszącą Ottonowi małżonkę Adelajdę, "towarzyszkę Rzeszy". I od tej pory cesarstwo i niemieckie królestwo — aż do upadku "Świętego Cesarstwa Rzymskiego" w roku 1806 — były trwale związane ze sobą, a papieże pełnili ważną rolę przy nadawaniu godności cesarskiej. Każdy niemiecki król, chcący następnie być cesarzem, musiał udać się do Italii i papieża; wystarczający punkt zapalny dla przyszłych generacji. I nie kończący się tragizm...
Po koronacji zaprezentowano zaraz władcy dokument mający na celu potwierdzenie wszystkich papieskich nieruchomości i "praw". A 13 lutego 962 roku Otton wystawił Priuilegium Ottonianum, słynny i osławiony dokument, nie zachowany w oryginale i oczywiście budzący wątpliwości. Ponawia w pierwszej części donacje Pepina (IV, s. 229) i gwarantuje posiadłości Państwa Kościelnego, zobowiązuje jednak w drugiej części każdego papieża do złożenia przysięgi wierności w obecności posła lub syna królewskiego między wyborem a jego konsekracją, przy czym cesarz zyskiwał wpływ na wybór papieża: w gruncie rzeczy było to nawiązanie do tradycji karolińskich.
To, co Otton w owym czasie podpisał i funkcjonowało przez wiele stuleci jako podstawa prawna Państwa Kościelnego, było znowuż dyplomem złożonym ze starych i nowych, autentycznych i sfałszowanych elementów, dotyczącym stanu posiadania rzekomo wprawdzie zgodnego z dawną tradycją, a w istocie świeżo sfingowanych nabytków. Pojawiają się przecież miasta i ziemie nigdy nie należące do Kościoła, na przykład Gaeta i Neapol. Zgłoszono również roszczenia do Wenecji, Istrii, księstw Spoleto i Benewentu oraz oczywiście do tego, co obiecali Pepin i Karol Wielki, a czego nigdy nie dotrzymali. Krótko mówiąc, ujęto w nim nie tylko to, co zgodnie z prawem należało było do Kościoła, ale i to, co zamierzał jeszcze później zdobyć, co — ogólnie biorąc — miało rozszerzyć Państwo Kościelne na dwie trzecie Włoch .
Nic dziwnego, że świętowano w Rzymie cesarza jako trzeciego Konstantyna i zaczęto go nazywać Ottonem "Wielkim". Wszakże wielki Otton dotrzymał obietnic w równym stopniu, co niegdyś wielki Karol I. Zgłosił roszczenia do tych samych terenów, co papież. Na przykład w Pentapolis, zaliczanym w Rzymie do Patrimonium Petri, wymusił przysięgę mieszkańców, których uczynił swymi poddanymi. Wygląda na to, że Otton przejrzał kombinacje papieża, który jeszcze jako kardynał Jan (digitorum mutilus) chciał sobie ułatwić ich realizację, sporządzając spisany "złotymi literami" odpis sfałszowanego przed ponad dwustu laty Constitutum Constantini (IV, s. 244 i nast.), by móc oficjalnie zaprezentować przy okazji koronacji cesarskiej Ottona "dar Konstantyna".
Krótko po koronacji Jan XII zezwolił — było to stare życzenie Ottona — na erygowanie arcybiskupstwa w Magdeburgu i zgodził się na założenie biskupstwa w Merseburgu. Ostatecznie to władca Niemiec prowadził, jak to nazywa katolicki historyk papiestwa Seppelt, "szeroko zakrojoną politykę wschodnią wobec Słowiańszczyzny" (por. s. 294 i nast., 296 i nast.).
Wystawiony 12 lutego 962 roku przywilej papieski mówi o okresie poprzedzającym te wydarzenia, także o bitwie z Węgrami oraz o dalszych walkach z pogaństwem "dla obrony świętego Kościoła Bożego" (ad defensionem sanctae Dei ecclesiae). Albowiem obrona nie oznacza tu nigdy czy przede wszystkim odpierania ataków, lecz przede wszystkim napaść, agresję, "rozszerzanie wiary chrześcijańskiej", oznacza na długiej wschodniej granicy Rzeszy wykorzystanie nęcących możliwości "zdobywania dla chrześcijaństwa nowych ludów. Zwycięstwo nad poganami, Węgrami i Słowianami, było materialną przesłanką misji [...]" (Buttner).
Papież konspiruje z wszystkimi wrogami Rzeszy
Jeszcze w połowie lutego 962 roku Otton wrócił do Górnej Italii, gdzie do końca następnego roku walczył z Berengarem, chroniącym się ze swymi stronnikami po różnych kasztelach. Już wkrótce udało mu się przegnać margrabiego
Huberta z Toskanii, sojusznika Berengara i syna króla Hugona, a około przełomu następnego roku również syna Berengara, Adalberta. Hubert uciekł do Węgrów do Panonii, a Adalbert do Saracenów, najpierw do Prowansji, a później na Korsykę.
Jednakże wówczas dotarły do Ottona złe wieści z Rzymu. Albowiem tak jak pobożny cesarz, tak i mało pobożny papież dotrzymywał swych obietnic, gdy nie uzyskał spodziewanych korzyści i raczej zaczął się obawiać potęgi Ottona, tak że obie głowy chrześcijaństwa zaczęły się obwiniać wzajemnie o złamanie przysiąg.
Papież mianowicie, zaprzysiągłszy uprzednio uroczyście wierność cesarzowi, w czasie gdy walczył on z Berengarem, przeszedł na stronę jego wcześniejszych wrogów. Konspirował — ledwie Otton zostawił Rzym za plecami — z połową Europy, a nawet jeszcze dalej. Swoich agentów rozesłał we wszystkie strony. Ze zdradzieckimi zamiarami paktował z Bizancjum. Lecz właśnie przy tej okazji kardynał Jan z biskupem Velletri wraz z tajną pocztą udający się do Konstantynopola, został pochwycony w drodze przez (longobardzkiego) księcia Kapui i Benewentu Pandulfa I (zwanego "żelazną Głową": 961-981) i dostarczony przed Ottona. (Książę był wiernym zwolennikiem cesarza — a jego brat Jan, by możliwie wszystko zostało w rodzinie, pierwszym arcybiskupem Kapui). Papież zdystansował się natychmiast wobec swego kardynała, obwinił swych posłańców o "złamanie wierności" (infideles), oburzył się sztucznie na cesarza, który ich uwięził, i zemścił się okrutnie na swoim kardynale w 964 roku.
Jego Świątobliwość konspirował także ze starym wrogiem chrześcijaństwa, pogańskimi Węgrami. Papiescy legaci udający misjonarzy mieli podobno podjudzać ich do nowych najazdów na Niemcy. Jednakże również papieskie listy do Węgrów wpadły w ręce Ottona; były to materiały poważnie obciążające, które papież przedstawił jako sfałszowane i umyślnie podsunięte cesarzowi.
Jan XII wręcz chował się za plecami włoskich kręgów, wrogich cesarzowi, chociaż przynajmniej w części trzymających stronę Saracenów. Prowadził teraz wspólną grę ze swym dawniejszym przeciwnikiem, królem Adalbertem, najstarszym synem Berengara, przeciw któremu wezwał przecież na pomoc Ottona i, jak dopiero co zaprzysiągł, na którego stronę nie miał zamiaru przechodzić. A Adalbert, jesienią 962 roku zbiegły przed Ottonem do Fraxinetum, znanego gniazda arabskich piratów na prowansalskim wybrzeżu Morza Śródziemnego — wyjątkowo wówczas piractwa "prywatnego", a nie wspieranego przez państwo (H.R. Singer) — wszedł z tamtejszymi Saracenami w układ; dziesięć lat później ich punkt oporu został zlikwidowany przez armię burgundzko-prowansalską za pomocą blokady floty bizantyjskiej, a pozostali przy życiu Arabowie sprzedani w niewolę. Teraz natomiast Adalbert przeprawił się via Korsyka na stały ląd i w czerwcu 963 roku został przywitany z wszelkimi honorami w Rzymie. Berengar II skapitulował jednak jeszcze pod koniec tego roku w apenińskiej twierdzy St. Leo (na zachód od San Marino), razem z małżonką Willą został skazany na wygnanie do Bambergu i zmarł tam 6 sierpnia 966 roku. Regnum Italiae funkcjonowało od tej pory jako Italia cesarska i było zjednoczone z Rzeszą niemiecką.
"Potwór" zostaje strącony z papieskiego tronu i umiera na "udar"
Wiosną 963 roku dotarły do Ottona w Pawii wieści o rozpustnym życiu Ojca Świętego, który zamienił pałac papieski w burdel, a na swoje dziwki przepuszczał całe miasta, gdy tymczasem przez zapadnięte dachy kościołów deszcz lał się na ołtarze, a żadna szanowana kobieta nie odważyła się na pielgrzymkę do Rzymu z obawy, że wpadnie w ręce Jego Świątobliwości. 1 listopada Otton stanął pod Rzymem i podczas gdy po krótkim oblężeniu otwarto mu bramy miasta, Adalbert i papież — ten drugi w pełnej zbroi z oddziałami Adalberta i swoimi, również saraceńskimi, stawiwszy wątpliwy opór nad Tybrem, w pośpiechu podążył z papieskim skarbem do mocno obwarowanego Tivoli. Rzymianie jednak zaprzysięgli wierność Ottonowi i ślubowali, że nie wybiorą i nie zaordynują nigdy papieża "bez zgody i potwierdzenia dostojnego pana cesarza Ottona i jego syna, króla Ottona". Ta "przysięga rzymska", zaostrzająca jeszcze passus o wyborze papieża w Ottonianum, przysięga, jakiej nie ważyliby się żądać sami Karolingowie, miała szczególne znaczenie dla średniowiecznej historii papiestwa.
Trzy dni potem, 6 listopada 963 roku, rozpoczął obrady pod przewodnictwem cesarza w katedrze Św. Piotra czterotygodniowy synod — bądź co bądź 17 kardynałów i ponad pięćdziesięciu biskupów, lecz niestety, ku ubolewaniu monarchy, nie "pan papież Jan", na temat którego "wspaniałe i święte zgromadzenie" sądzi, że nie należy "wcale do tych, którzy chadzają w szatach owieczek, lecz wewnątrz są żarłocznymi wilkami, szaleje on tak jawnie, uprawia tak otwarcie dzieło Szatana, że zaniechał wszelkich wybiegów".
W jednym z pierwszych uprzejmych, a zarazem ponaglających zaproszeń pod adresem summus ponifex et universalis papa, które ten skwitował nadzwyczaj zwięzłą groźbą ekskomuniki zgromadzonych na synodzie, tytułowano go "Waszą Godnością" (magnitudo vestra). W drugim życzono wciąż "summo pontifici et universalis papae, panu Janowi" wprawdzie "chwały w Panu", porównując go jednak z Judaszem, "zdrajcą, a wręcz sprzedawcą (proditor immo venditor) naszego Pana Jezusa Chrystusa". Na kolejnym posiedzeniu złorzeczono mu jako "jeszcze niebywałemu wrzodowi", który trzeba wypalić odpowiednim żelazem i nazwano po prostu "monstrum". Ale papież zajął się rzeczą ważniejszą, wybrał się na polowanie koło Tivoli: "wyszedł już był z kołczanem i łukiem na pola" (Liutprand).
Synod wyliczył starannie długi rejestr grzechów namiestnika Chrystusa, świętokradztw wszelkiego rodzaju, masę najcięższych przewin: zaniedbywanie komunii, kanonicznych czasów modlitwy, nieprawidłowości przy przeprowadzaniu ordynacji, handel urzędami, sprzeniewierzanie dóbr kościelnych, okazywanie pogardy Ukrzyżowanemu, szydzenie z sakramentów, powrót do pogaństwa, sojusz z Szatanem, namiętność w polowaniu i hazardzie, różne przestępstwa przeciw obyczajności, cudzołóstwo, kazirodztwo, stosunki seksualne z konkubiną ojca, z jej siostrami i in., rękoczyny wobec pątniczek w Św. Piotrze, krzywoprzysięstwo, grabież kościołów, podpalenie, okaleczenie, kastracja i zabójstwo kardynała, oślepienie ojca chrzestnego, morderstwo duchownego etc.
Niektóre obciążenia w tym katalogu mogą być wyolbrzymione, może nawet nieprawdziwie. Oznaczałoby to jednak, że 17 kardynałów i ponad 50 biskupów
kłamało! A bądź co bądź ojcowie synodu pod przewodnictwem kardynała Benedykta opierali się po części na świadectwie własnych oczu, częściowo na dokładnej wiedzy. A nawet, zaprzysięgli jednogłośnie i pod groźbą wiecznego potępienia — w które tak naprawdę pewnie sami nie wierzyli, a więc pod groźbą wyklęcia samych siebie — że Jan XII popełnił nie tylko te wymienione, lecz o wiele więcej haniebnych przestępstw. A także biograf papieża charakteryzuje go w Liber pontificalis w całkowicie negatywnych barwach.
Podczas trzeciego posiedzenia, 4 grudnia 963 roku, biskupi nalegali na Ottona — jak oczywiście tego oczekiwał, jeśli wręcz nie nakazał: "Prosimy stąd Wspaniałość Waszej cesarskiej godności, by usunąć ze Świętego Rzymskiego Kościoła owego potwora, którego przewin nie równoważą żadne cnoty [...]". I stało się, wbrew ustaleniom, że papież — co można było zobaczyć przy procesach Leona III i Paschalisa I — nie może być przez nikogo sądzony, iż Jan XII, nie wysłuchany, pozbawiony możliwości obrony, wzywany też jedynie dwa, a nie trzy razy — co jest wymogiem kanonicznym — który niedawno namaścił i koronował Ottona, na tegoż życzenie został w ciągu jednego dnia zdetronizowany i — również wbrew statutowi Kościoła — w ten sam dzień 6 grudnia 963 roku został wyniesiony w katedrze Św. Piotra una voce do godności nowy papież, oczywiście kandydat cesarza: Leon VIII (963-965). Ponieważ dotychczasowy zarządca kancelarii Leon był człowiekiem świeckim, udzielono mu — znowuż naruszając wszelkie kanony — w przyśpieszonym postępowaniu w jeden dzień wszystkich święceń, od najniższego ordines minores, ostariusza (furtiana, jakby kościelnego), poprzez lektora, akolitę, subdiakona i diakona, po kapłana i tegoż 6 grudnia wyświęcono przez kardynała Sico z Ostii w asyście biskupów Porto i Albano na papieża.
Przewrót wzburzył jednak krew w Rzymie.
Jan/Oktawian był w końcu synem "wielkiego Alberyka", dla rzymian księciem i głową Kościoła. Tak doszło 3 stycznia 964 roku do przez niego samego uknutego zamachu na cesarza, za co chroniący się na Korsyce pontifex jako zapłatę miał obiecać "skarbiec świętego Piotra i wszystkich kościołów" (beati Petri omniumque ecclesiarum pecuniam) — pierwsze powstanie rzymian przeciwko niemieckiemu cesarzowi, mordercze walki uliczne, które Otton — ostrzeżony jeszcze tego samego dnia — oczywiście stłumił, gdyż jego "zaprawieni w boju żołnierze, nieustraszeni w sercu i używaniu swej broni" rzucili się na zbuntowanych — "i pędzili ich jak sokoły łowne chmurę ptaków bez jakiegokolwiek oporu. Uciekającym nie dawały schronienia ani kryjówki, ani kosze, koryta, czy kanały ściekowe. Byli więc zabijani, a — jako to w zwyczaju mają odważni mężowie — wszyscy mieli rany na plecach. Kto wówczas z rzymian by przeżył tę krwawą łaźnię, gdyby święty cesarz z miłosierdzia — jakiego przecież nie był im winien — nie powstrzymał i odwołał swych łaknących krwi żołnierzy?"
Ach, miłosierny, wielki, święty cesarz, któremu potem rzymianie nad (rzekomym) grobem św. Piotra ponownie zaprzysięgli wierność i oddali stu zakładników, zwolnionych wkrótce na prośbę jego papieża. Lecz ledwie wyjechał z Rzymu, Leon VIII — "owieczka wśród wielu wilków" — został w lutym 964 roku wypędzony z Wiecznego Miasta, a Jan XII, na rzecz którego mocno i skutecznie pracowały jego metresy — "ponieważ były z szacownych rodów i było ich wiele" — powrócił w tym samym miesiącu. Bez oporu otwarto przed nim bramy.
Papież zemścił się prawdziwie po chrześcijańsku na obu swych legatach wysłanych niegdyś do Ottona. Zarządcy kancelarii Azzonowi kazał obciąć prawą rękę, a kardynałowi Janowi nos, język i dwa palce. Niemiecki przedstawiciel w Rzymie, biskup Otger ze Spiry został skazany przez papieża na chłostę i uwięziony. Na synodzie w Św. Piotrze pod koniec lutego, uroczyście zainaugurowanym wniesieniem czterech ewangelii, ci sami kardynałowie, którzy zdetronizowali go przed trzema miesiącami, tym razem go ponownie uznali. I prawie ci sami kardynałowie, którzy wynieśli zbiegłego Leona VIII, teraz go ekskomunikowali. Biskupi Porto i Albano, biorący szczególny udział w ordynacji papieża Leona, popadli w suspensję, a kardynał Sico z Ostii został wykluczony ze stanu duchownego.
Lecz Janowi XII nie było dane cieszyć się ze swego zwycięstwa. Przed nadciągającym cesarzem uciekł do Kampanii. I tam zmarł "w sprawie honorowej" (Kampf) jeszcze 14 maja 964 roku, kilka dni po cudzołóstwie, "gdy zabawiał się z żoną pewnego męża" (Liutprand), prawdopodobnie z ręki zdradzonego małżonka — lub, jak to się ładnie nazywa, z powodu "udaru mózgu". I to nawet "nie przyjąwszy świętego wiatyku" (Seppelt) .
"Poprzez jego przywrócenie Opatrzność obroniła jego prawa, poprzez nagłą śmierć ukarała jego niegodny żywot". Tak katolicka historiografia kościelna objaśnia mądre działanie "Opatrzności". Lecz czyż nie byłaby mądrzejsza, gdyby oszczędziła Janowi XII obalenia, Kościołowi jego skandalicznego żywota — a nam papiestwa w ogóle?
Tumulty i okropieństwa w Rzymie i w historiografii
Rzymianie wybrali teraz, szybko zapominając o złożonych przysięgach, kardynała, który nie tylko brał udział w detronizacji Jana XII, ale i wyniesieniu własnego poprzednika, Leona: Benedykta V (22.05. — 23.06.964, zm. w 966 r.). Został intronizowany i obiecano mu, że nie zostanie nigdy opuszczony i że będzie broniony w każdych okolicznościach. Lecz cesarz chciał mieć swojego papieża. Sprowadził z powrotem Leona VIII, splądrował i spustoszył okolice Rzymu i obiegł w czerwcu 964 roku miasto, w którym na przekór pożarom, głodowi, zarazom, papież Benedykt — "na skroś godny, pobożny mąż" (Seppelt) — nakłaniał rzymian do obrony. Osobiście w niej uczestniczył, wspinał się na mury, zachęcał swoich i ciskał klątwy na oblegających. Zmuszeni jednak przez przewagę przeciwnika, głód i nędzę, oblegani otworzyli 23 czerwca bramy miasta, wydali Benedykta i ponownie ślubowali nad grobem św. Piotra wierność cesarzowi i Leonowi VIII. Benedykt V, "intruz" (invasor. Liutprand), został osądzony na synodzie w czerwcu 964 roku publicznie jako uzurpator. Papież Leon odebrał mu insygnia tak zwanej godności, "zerwał z niego papieski paliusz, który sobie był przywłaszczył, wyrwał z jego rąk laskę pasterską i połamał ją na oczach wszystkich na kawałki". Zdetronizowany papież został zdegradowany do pozycji diakona, wygnany po wieczne czasy i powędrował na banicję do Hamburga, gdzie zmarł już 4 lipca następnego roku.
Po śmierci Leona w 965 roku nastąpiły zwykłe w Rzymie tumulty. Wierni i wrodzy cesarzowi papieże następowali szybko po sobie, jeden zwalczał drugiego, skazywał na banicję, okaleczał, mordował. Na synodzie francuskich hierarchów w 991 roku w Reims biskup Arnulf z Orleanu w jednym z najostrzejszych w średniowieczu ataków na papiestwo postrzegał je wyraźnie w zupełnym upadku, w zbrodni, hańbie, widział stan obecny przez papieski Rzym "spowity w tak straszną czarną noc, że będzie osławiona jeszcze w przyszłości". Wiedziano wówczas, że "Antychryst w Rzymie" już od stuleci prowadzi swe dzieło — podczas gdy jezuita Hertling jeszcze w połowie XX wieku pragnął by nas oświecić mówiąc: "Do tych niesłychanych skandali nie należy przykładać dzisiejszej miary".
Jednakże tak można zawsze powiedzieć. I zawsze się tak mówi. W ten sposób można zbagatelizować wszystko. I dlatego jest to jedynie do dzisiaj na wszystkie strony pielęgnowana bzdura ordynariuszy, nie, gorzej — któż jest bowiem tak głupi! — czysta obłuda. W ten sposób da się — za pięćdziesiąt czy pięćset lat — usprawiedliwić ugruntowanie i wspieranie faszyzmu przez papieży. Lub wielokrotne przyzwalanie ze strony papieża Piusa XII na wojny ABC, zastosowanie broni atomowych, biologicznych i chemicznych...
Nie przykładać dzisiejszej miary? Rozumieć odpowiednio do sytuacji i czasów? Pojmować ducha czasów? A któż i cóż to jest? Nie był i nie jest to zawsze "Pana własny duch", obecny już od stuleci duch chrześcijański? "My jesteśmy czasami; jacy my jesteśmy, takie są i czasy". Nikt inny jak Augustyn to napisał (I, s. 40 i nast.!). A Johannes Haller, wielki historyk papiestwa, konstatuje: "Nie było to przecież niczym innym: to, co zostało nazwane wówczas świętym apostolskim rzymskim Kościołem, jawi się obserwatorowi jako budowla bardzo świeckiego panowania, gdzie pod przykrywką świętego Piotra o tron i urzędy rywalizują ambicja i chciwość, gdzie jest używana ta sama broń, co wszędzie, i gdzie walka o władzę przyjmuje jeszcze surowsze, bardziej odpychające formy, niż gdziekolwiek indziej". I Haller cytuje — mimo owego "czasu prawie pozbawionego literatury" — współczesnych, odczuwających podobnie jak my. Jak choćby nieznanego poetę w strofach o Rzymie:
"Podły lud, zbiegłszy się z krańców ziemi,
«Sługami sług» zaiste, zowią się teraz Twoi panowie...
Brudnym bękartom leżysz teraz w pyle u stóp...
Zbyt mocno przemogła chciwość i żądza twego ducha...
Okrutnie kaleczyłaś świętych ciała za życia;
Teraz u ciebie są kości zmarłych w obfitości na sprzedaż,
A jeśli ziemia łapczywie resztki życia pochłonie,
To i tak jeszcze wystawisz sprzedajnie fałszywe relikwie".
Są oczywiście chrześcijańskie łby, które w tym wszystkim doszukują się wiele smaku, które jak zawsze osobliwie gustują w patynie zgnilizny i dokonują sztuczek, by nawet głowy hydry postawić w innym świetle. Tak na przykład katolik Daniel-Rops jest zdania odnośnie papieskiego arsenału horrorów, że "te szczegóły, jak należy przyznać, są równie romantyczne i fascynujące, co powieść Aleksandra Dumas". Jednakowoż "skandaliczne afery, czyny gwałtowne, w każdy czas (!) kalające tron papieski, nie mogą być przypisywane ustanowionemu przez Chrystusa świętemu urzędowi, lecz uciskowi, jakiego musiał doznawać" .
że też nie pokręci takiej gęby! Od frazesów, żałośniejszych chyba niż to, co osłaniają...
Papież Jan XIII (965-972), zapewne syn Teodory Młodszej, siostry Marozji, był według Liber pontificalis synem biskupa. Podczas schizmy między swoimi poprzednikami, Leonem VIII i Janem XII, zachowywał się dwuznacznie, oportunistycznie; oskarżał Jana XII, głosował za wyniesieniem Leona, następnie podpisał jego detronizację. Jan XIII, żądny władzy germanofil, współpracował ściśle z cesarzem, odbył z nim wspólnie synody w Rzymie i Rawennie. Stał się wrogi miejscowej szlachcie i ludowi. Popierał bez jakichkolwiek względów swych krewnych i już po paru miesiącach, w połowie grudnia, został przez rzymian pod wodzą prefekta miejskiego Piotra i kampańskiego hrabiego Rotfreda obalony, wyszydzony i poturbowany, osadzony najpierw w Zamku Anioła, następnie w Kampanii pod nadzorem Rotfreda. Przy pomocy krewnych udało mu się jednak na początku 966 roku zbiec i po paru utarczkach ze swymi przeciwnikami w listopadzie 966 roku na czele armii własnych i cesarskich żołnierzy wrócić triumfalnie do Rzymu.
Krótko potem Otton — wielki, koronowany przez Boga, trzeci Konstantyn, jak sławił go w swej bulli papież — kazał biorącą w buncie szlachtę deportować do Niemiec, a przywódców ludu — dwunastu komendantów milicji dwunastu dzielnic Rzymu, a ponadto trzynastego z Trastevere — powiesić. Dla pochwyconego podczas ucieczki prefekta miejskiego Piotra Jego Świątobliwość — jest to bądź co bądź dowód twórczej fantazji — wymyśliła osobliwy sposób potraktowania, który w kręgu papieskim znalazł nawet naśladowców. Najpierw imiennika księcia apostołów powieszono na rozkaz papieża z ostrzyżoną brodą za włosy. Nadużył do tego Ojciec Święty konnego posągu Marka Aureliusza, (błędnie) uznawanego za pomnik św. cesarza Konstantyna I (tzw. Caballus Constantini), z którego to powodu stał na Lateranie. Następnie rozebrany do naga i przybrany w krowie wymię na głowie i na biodrach oraz dzwoneczki został posadzony tyłem na ośle i wśród razów przepędzony przez miasto, przy czym Piotr musiał trzymać twarz przy oślim ogonie (służącym za cugle). Został wtrącony do więzienia i w końcu skazany na banicję w Niemczech. Nadzorca więzienny papieża w Kampanii, hrabia Rotfred, już wtedy nie żyjący, został jednak na rozkaz cesarza wykopany i rzucony pod miastem.
Główna podpora i profitenci również we Włoszech: kler
Od 961 roku do śmierci w 973 Otton jedynie sporadycznie przebywał w Niemczech. Dziesięć ze swych dwunastu ostatnich lat życia spędził we Włoszech, prowadząc na południu trzy wojny — przeciwko muzułmańskim Arabom i chrześcijańskiemu Bizancjum. Na północ od Alp i na zachodzie, gdzie uzyskał hegemonię nad Francją, a nawet faktyczną "współregencję" i uzależnił Burgundię, był reprezentowany przez arcybiskupa i arcyksięcia Brunona. Wychowanie i opieka nad synem Ottonem II spoczywała w rękach arcybiskupa Wilhelma z Moguncji. Sam władca przebywał, strzegąc swego panowania, głównie w Rzymie, w 962 roku został koronowany na cesarza przez Ojca Świętego — i to przez jakiego! — i gdzie na nowo zostało założone "imperium christianum", a przyszła historia Niemiec została złączona z przyszłością papiestwa, jak ono samo z systemem niemieckiego Kościoła Rzeszy (Reichskirche).
Na południu półwyspu Otton i jego następcy, świadomie nawiązując do tak zwanej tradycji Karola, zgłaszali roszczenia do księstwa Benewentu, a więc do kontynentalnej Italii, wyłączywszy — od czasów cesarza Justyniana — bizantyjską południową Apulię, południową Kalabrię i małe tyrreńskie republiki nadmorskie.
Tak często i dzisiaj jeszcze idealizowane, w romantycznym duchu tłumaczone, prowadzone zwłaszcza od czasów Ottona I wyprawy do Italii niemieckich cesarzy — polityka, która poniosła fiasko w XIII wieku — były przedmiotem długich i gorących sporów historyków. Główni adwersarze: uczeń Rankego i przeciwnik Bismarcka Heinrich von Sybel (zm. 1895 r.), odrzucający politykę cesarzy w średniowieczu, i Julius Ficker (zm. 1902 r.), broniący jej. Z obiektywizmem, i bez tego w historiografii niemożliwym (por. 1.1, Wstęp!), ów spór miał niewiele wspólnego. Sybel negował ją ze swego małoniemieckiego punktu widzenia, Ficker bronił z pozycji katolicko-wielkoniemieckich. W ten sposób historyczną debatę zdominowały prawie wyłącznie aktualne odniesienia, z jednej strony poglądy obozu małoniemieckiego, z drugiej wielkoniemieckiego. Ponieważ jednak obecnie wszystko to nie odgrywa żadnej roli, dla nauk historycznych jest "ten cały spór zupełnie bezowocny" (Hlawitschka). Johannes Fried wspomina jednakże "wstrząsającą relację" Ottona z Freising ledwie dwieście lat później: "Wyprawa zbrojna do Italii była marszem ofiarnym, w który król się udał, by podtrzymać chwiejący się Kościół, ledwie go wzmocnił, zwrócił się on przeciwko swemu wcześniejszemu pomocnikowi, niemieckiemu królowi i cesarzowi", co pociągnęło za sobą spór o inwestyturę.
Jedno jest pewne: tak jak polityka wschodnia Ottona I, pomijając wiele różnic w szczegółach, również jego polityka włoska służyła poszerzeniu własnej władzy i systematycznej grabieży kraju.
Ściśle zaangażowany był znowuż także na ottońskim południu — co ostatnio próbowano mało przekonująco bagatelizować, a nawet reinterpretować — kler, "poprzez wspieranie kościołów, rozbudowywanych do punktów oparcia dla władzy państwowej" (Handbuch der Europäischen Geschichte). "Główną podporą Ottona w Italii byli przy tym biskupi, umacniający swą pozycję dzięki niemieckiej pomocy. Ich udziałem stały się wielkie koncesje [...]" (Stern, Bartmuss).
Oczywiście Otton i jego następcy nie pragnęli episkopatu obdarzonego zbyt dużą władzą. Lecz mocni książęta Kościoła mogli być przez nich mile widziani, jak w Niemczech, tak i — w oczywisty sposób, mimo różnic — i po drugiej stronie Alp. W gruncie rzeczy kontynuowali oni przychylną klerowi politykę Karolingów, jeszcze ją rozwijali, nawet jeśli przynosiła zdecydowanie gorsze rezultaty. Nie mówiąc już o tym, że i ich przeciwnicy we Włoszech często sprzyjali wyższemu duchowieństwu.
Otton Iw każdym razie wyposażał określone biskupstwa w królewszczyzny, prawa cywilne i dochody. I tak na przykład pomnożył w godny uwagi sposób władzę biskupa Aupalda z Novary, którego poprzednik Piotr II otwarcie wystąpił przeciwko Berengarowi. Biskup Bruning z Asti, arcykanclerz Lotara i Berengara został również arcykanclerzem Ottona. Otrzymał ponadto władzę świecką nad swym miastem biskupim oraz jego okolicą. A jego następca Rozo uzyskał poza dalszymi przywilejami prawnymi i ekonomicznymi, jak prawo poboru ceł, zakładania rynków i portów, a nawet budowania umocnień, również znaczniejsze posiadłości.
Biskup Hubert z Parmy (960-980), jeszcze latem 961 roku kanclerz lub arcykanclerz Berengara II i Adalberta, w lutym 962 jest już obecny przy koronacji cesarskiej Ottona i doznaje najwyższych łask w następnym miesiącu. Otton nie tylko potwierdza parmeńskiemu kościołowi biskupiemu szereg dawniejszych donacji, immunitet, ochronę królewską i prawo do inkwizycji, lecz nadaje Hubertowi również prawa palatyna nad miastem i okolicą, co czyni go na tym terenie "jedynowładcą". A nawet Otton faworyzuje biskupa w hrabstwach, gdzie jego biskupstwo ma posiadłości — "poza tym jeszcze strategicznie korzystnie położone dobra kościelne [...]" (Pauler). I oczywiście Hubert towarzyszy cesarzowi również na wojnie; przejął nawet podczas trzeciej wyprawy do Włoch urząd arcykanclerski, gdyż dotychczasowy arcykanclerz Gwido z Modeny właśnie go ponownie porzucił.
Biskup Gwido z Modeny (943-968), zmieniający od czasu do czasu front, poparł najpierw wyniesienie na tron Berengara, wkrótce potem syna Hugona Lotara, potem Ottona I, zanim przeszedł ponownie do obozu króla Adalberta, odbierał wszelako dary z wszystkich stron. Od Lotara otrzymał, "dilectus fidelis noster", dobra w hrabstwie Comacchio, od Berengara II trzy zamki. Całe dziesięć lat, od 952 do 961 roku, był — utrzymując, rozumie się, dobre stosunki ze swoim panem — arcykanclerzem Berengara. Następnie przeszedłszy do Ottona prowadził ten sam urząd, za co otrzymał od niego dobra synów Berengara Gwidona i Konrada, leżące w wielu hrabstwach, nie mogąc być może ciągnąć z nich wielkich korzyści. Roland Pauler, krok po kroku śledzący zdrady notorycznie wiarołomnego biskupa, nie był w stanie uniknąć — jak przystało na ucznia Hlawitschki — pochwał pod adresem najwyższego doradcy Ottona (summus consiliarius): "Najpierw dążył do poszerzenia własnej władzy i nie wzdragał się przed zdradą jako środkiem osiągnięcia swego celu; potem jednak wypełniał wobec każdego z władców swe obowiązki jako biskup Rzeszy, był arcykanclerzem, missus oraz pomocnikiem na polu bitwy, jak i świeckim wasalem".
Chwała, komu się ona należy.
Inaczej mówiąc: przestępstwa muszą być popełniane w odpowiednich ramach personalnych. To znaczy: zawsze wśród najmożniejszych wspólników.
Poszerzaniu władzy i grabieży (w nieco bardziej akademickim stylu: niemieckiemu państwu feudalnemu) służyła oczywiście również ottońska polityka w południowych Włoszech.
Cesarz osiąga "jeden z najważniejszych celów swego życia w ostatnich latach panowania"
Bastionami Ottona były we Włoszech trzy księstwa longobardzkie: Kapua ze Spoleto i Camerino oraz Benewent i Salerno, oddzielające Państwo Kościelne od bizantyjskiego południa, które następnie — po śmierci Ottona i na krótki czas — zostały zjednoczone unią personalną przez księcia Pandulfa I żelazną Głowę. Już na początku 967 roku Pandulf złożył hołd cesarzowi, tak samo Landulf z Benewentu, pierwszy obdarowany w zamian margrabstwami Spoleto i Camerino, drugi generalnym potwierdzeniem swego stanu posiadania. Oczywiście i Bizancjum traktowało od dawien dawna tereny longobardzkie jako swoją sferę wpływów i rościło sobie pretensje do zwierzchności. Otton jednak kazał w Boże Narodzenie 967 roku koronować w Rzymie na cesarza swego syna, również Ottona (za przykładem Ludwika Pobożnego, Lotara I i Ludwika II) — jedyne podwójne cesarstwo w historii Niemiec — z zamiarem uniknięcia konfliktu dzięki małżeństwu z księżniczką bizantyjską. Nie doszło ono jednak do skutku z powodu żądania cesarza Nikefora Fokasa, dotyczącego wydania Benewentu i Kapui .
Nie przywieziono zatem do domu narzeczonej — lecz rozpoczęto wojnę. Zaczęła się na południu zaraz po trzeciej wyprawie włoskiej Ottona (966 r.). W następnym roku bazyleus wyprawił armię przez Bałkany, by zaatakować południe Włoch, lecz do tego nie doszło. Walkę rozpoczął natomiast Otton. Przez Kapuę i Benewent wkroczył do Apulii i jesienią 968 roku całymi miesiącami pustoszył grecką Kalabrię. "Otton był wojowniczy — zapewnia historyk Kościoła i teolog Albert Hauck — i żądny zdobyczy; nie mógł się nigdy oprzeć pokusie podjęcia śmiałej wyprawy, zapowiadającej wielką nagrodę". Wojowniczy — tacy byli ci katolicy panowie prawie wszyscy i to od co najmniej połowy tysiąclecia! Jednakże nie zdobyto tym razem żadnego zamku, nie wygrano żadnej bitwy w polu, nie zdobyto Bari. Nie powiodły się też zupełnie dyplomatyczne zabiegi Liutpranda w Konstantynopolu; po czym napisał swój pełen anegdot pamflet Poselstwo do cesarza Nikefora Fokasa w Konstantynopolu (którego nazywa "wypalonym węglem", "starą babą", "leśnym diabłem", "maciorą", "wołem rogatym", "szczeciniastym bydłem" i. in., z "oczkami jak krecik" i "świńską gębą", krótko mówiąc kimś, "kogo nie byłoby miło spotkać po północy"). Bazyleus zażądał teraz więcej: całej południowej i środkowej Italii łącznie z Rzymem i odmówił uznania Ottona jako cesarza.
Władca Zachodu opuścił wkrótce pole bitwy, wysłał jednak nowy kontyngent wojskowy, Szwabów i Sasów. Po wysłuchaniu mszy w Benewencie wpadł z błogosławieństwem arcybiskupa Landulfa do Apulii, po zwycięstwie pod Asculum obciął pojmanym i jakby nie było chrześcijańskim Bizantyjczykom nosy i odesłał ich "z obciętymi nosami na powrót do nowego Rzymu" (Widukind) — "oczywiście znaczny sukces niemieckiego oręża" (L.M. Hartmann).
Na wiosnę 970 roku Otton ponownie wtargnął osobiście na południe Italii, spustoszył okolice Neapolu, złupił wkrąg Apulię, zabierał bydło. Chrześcijański władca Bizancjum rzucił przeciwko chrześcijańskiemu cesarzowi saskiemu saraceńskich najemników. Lecz jeśli nawet Liutprand prawdziwie po arcypastersku się puszył, że "masa słabeuszy" Nikefora, "którym jedynie ilość przydaje odwagi, jest miażdżona przez naszych niewielu, lecz nawykłych do wojny, a wręcz żądnych jej wojowników" — to ani Otton I, ani Otton II nie zdołali przyłączyć Apulii na trwałe do północnej części Rzeszy.
Zwrot w walce orężnej i dyplomatycznej przyniosła jedna z wielu bizantyjskich rewolucji pałacowych.
W nocy z 10 na 11 listpada 969 roku cesarz Nikefor padł ofiarą spisku swej małżonki i kuzyna oraz rywala i generała Jana Tzimiskesa. Ten krwawy zamach wyszedł na dobre również Kościołowi. Patriarcha Polyeuktos (956 -970) rozstrzygnął zmianę władcy na swoją korzyść. Tak długo odmawiał koronacji mordercy, aż ten nie oświadczył gotowości cofnięcia rozporządzeń Nikefora przeciwko rozrostowi dóbr klasztornych i dopuszczaniu do urzędów biskupich bez zgody cesarza.
Na Zachodzie przewrót doprowadził do pokoju, pozostawiając przy Bizancjum Apulię, a Kapuę i Benewent przy cesarzu niemieckim. Nie uzyskano co prawda ręki upragnionej narzeczonej, Porfirogenetki Anny, natomiast z wieloma relikwiami księżniczkę Teofanu, siostrzenicę nowego cesarza Jana Tzimiskesa, wprawdzie nie urodzoną w Porfirze, w cesarskim pałacu, to jednak piękną i mądrą. 14 kwietnia 972 roku została zaślubiona z równie młodym szesnastoletnim Ottonem w bazylice Św. Piotra w Rzymie i koronowana przez Jana XIII na cesarzową.
Dzięki temu Otton "Wielki" zdołał w tym względzie zaspokoić swą niezmienną ambicję, by wschodniorzymski cezarobójca i cesarz (być może dlatego, że nie czuł się jeszcze pewnie w siodle) uznał i zachodniorzymską godność cesarską — godność mieszczącą w sobie oczywiście jak zwykle dużo więcej występków wobec ludzkości, niż dobrodziejstw. Jednakże uznanie Ottona za drugiego równoprawnego imperatora było dlań "jednym z najważniejszych celów życiowych w ostatnich latach panowania" (Glocker).
Gdy cesarz zmarł 7 maja 973 roku w swym palatium w Memleben — nie bez "wzmocnienia świętym wiatykiem" (Thietmar) — niemiecka Rzesza zajmowała prawie 600 tys. kilometrów kwadratowych, do czego dochodziło jeszcze 150 do 160 tysięcy na południe od Alp. I lud sławił pośmiertnie Ottona, według Widukinda, że "zwyciężył orężnie zuchwałych wrogów, Awarów (Węgrów), Saracenów, Duńczyków, Słowian, podbił Italię, zburzył świątynie bożków ludów sąsiednich, wyposażał domy boże i stany duchowne", a nawet opowiadali "jeszcze poza tym wiele innych dobrych rzeczy (!) o nim". Cesarz Rzymian i król ludów pozostawił przecież, tak kończy mnich trzecią i ostatnią księgę swej historii Sasów, "potomności wiele pomników godnych sławy w rzeczach kościelnych i świeckich". A na pokrywie jego sarkofagu mieni go napis (trybowany w złotej blasze) "najwyższą chwałą ojczyzny" i "dumą Kościoła".
ROZDZIAŁ 11.
Cesarz Otton II (973-983)
"Pallida mors Sarracenorum" — blada śmierć Saracenów.
Otto I, biskup Freising
"Szczęśliwa była jego młodość, lecz przy końcu życia nawiedziło go nieszczęście, my wszyscy bowiem ciężko zgrzeszyliśmy".
Thielmar z Merseburga
Księża w otoczeniu władcy
Otton II urodził się w roku wielkiej klęski Węgrów na Lechowym Polu i jeszcze tej samej jesieni wielkiego pogromu Słowian jako czwarte dziecko Ottona I (i jego drugiej żony Adelajdy), jako sześciolatek został w 961 roku w Akwizgranie koronowany na króla, a jako dwunastolatek w 967 roku w Rzymie na współcesarza. Wychowywali go kapelan Folkold, od 969 roku biskup Miśni, oraz mnich klasztoru St. Gallen Ekkehard II. Obok pobożnej matki wpływ na niego mieli również stryjowie, arcybiskup Bruno z Kolonii oraz najstarszy pozamałżeński syn cesarza, arcybiskup Wilhelm z Moguncji (ten, który uważał, że za pieniądze można wszystko!). Zwłaszcza biskupowi Wilhelmowi powierzano wyraźnie następcę tronu "dla ochrony i wychowania" (Adalberti continuatio Reginonis) podczas nieobecności Ottona I w 961 i 966 roku.
Nic dziwnego, że współcześni chwalili pobożność Ottona, że Thietmar nazywa go wręcz "wzorowym w pobożnych dziełach". A więc obdarował biskupa Gizylera z Merseburga, jednego ze swych faworytów, "najpierw opactwem Pöhlde, następnie zamkiem Zwenckau z wszelkimi przyległościami na służbę św. Janowi Chrzcicielowi; dalej pozostawił mu cały objęty murami obszar miejski Merseburga wraz z żydami, kupcami i mennicą, poza tym las między Soławą a Muldą, względnie między okręgami Siusuli i Pleissnerland; następnie wsie Kohren, Nerchau, Pausitz, Taucha, Portitz i Gundorf; to wszystko potwierdza własnoręcznie sporządzonymi dokumentami".
Biskup Gizyler, "kramarz zawsze łasy na awanse" (mercenarius, ad maiora semper tendens), mógł tego oczywiście potrzebować. Aby zostać arcybiskupem, relacjonuje znów Thietmar, "przekupywał wszystkich książąt za pomocą pieniędzy, zwłaszcza rzymskich sędziów, dla których wszystko jest do kupienia [...]".
Rexiunior pozostawał również pod silnym wpływem jego długoletniego doradcy, biskupa intryganta Dytryka I z Metzu — syna siostry królowej Matyldy i brata ciotecznego Ottona I oraz arcybiskupa Brunona I, dzięki którym został arcypasterzem, zarazem członka domu cesarskiego i (także) cieszącego się opinią ogromnego chciwca. Biskup Thietmar donosi, że książę Kościoła z Metzu został przekupiony przez arcybiskupa Gizylera za "1000 funtów złota i srebra [...] w zamian za zaciemnienie prawdy". Sam cesarz miał mu powiedzieć niekoniecznie "żartobliwie": "Niech Bóg cię nasyci złotem w niebie, bo my wszyscy nie damy rady!" Oczywiście pomnażał również obfitość łask swego miasta biskupiego za pomocą imponującego bogactwa relikwii, ściągając je na własną rękę z Italii, gdzie święte kości należą do najszlachetniejszych bogactw naturalnych.
Znaczny wpływ na Ottona II wywierał arcybiskup Willigis z Moguncji (975-1011), urzędujący jako arcykapelan i arcykanclerz Niemiec, jeszcze dzisiaj czczony jako święty, i to nie tylko tam.
Znaczenie w rządach posiadał także, zwłaszcza od czasu prawie zupełnego wyeliminowania Luitpoldingów, biskup Hildibald z Wormacji, od jesieni 977 roku kierujący niemiecką kancelarią królewską; urzędem, który jako pierwszy kanclerz zachował aż do śmierci również po mianowaniu go na arcybiskupa. Przy tym zarządził na rzecz swej episkopalnej władzy, dla zapewnienia i poszerzenia różnych tytułów majątkowych i prawnych swego biskupstwa, "sprefabrykowanie lub sfałszowanie 18 dokumentów królewskich z VII - X wieku" (Seibert). A podobnie jak arcybiskup Willigis, także i ten doświadczony arcypasterz przez wiele lat miał udział w regencji małoletniego syna i następcy tronu. (A biskup Burchard z Wormacji, jeden "z naj znaczniej szych kanonistów średniowiecza" [Lexikon fur Theologie und Kirche], kontynuował następnie tę "działalność fałszerską" [Landau] swym "pozbawionym skrupułów piórem" [Seckel]).
Pewną rolę na dworze Ottona II odgrywali m.in. biskup Hugo z Wurzburga (983-990), należący do cesarskiej kaplicy, niekiedy również wysoko urodzony opat Adso z Montier-en-Der (później stał się znany jako autor pisma o nadejściu Antychrysta) oraz uczony Gerbert z Aurillac, opat, arcybiskup i na koniec papież (Sylwester II).
Tak więc syn kontynuował politykę swego ojca, zwłaszcza politykę kościelną, w nie mniejszym zakresie na wschodzie i północy Niemiec — jeśli nawet z mniejszą "energią" — a biskupi stali prawie zwartym szeregiem za nim. We Włoszech jednak wyszedł poza ramy nakreślone przez Ottona I, od samego początku bowiem zamierzał zdobyć również południe tego kraju i opanować go zupełnie.
Wojny o Bawarię i Czechy
Jeśli początek panowania przeszedł jeszcze bez oporów, to wkrótce młody władca doświadczył trudów panowania podobnie jak kiedyś jego ojciec. W każdym razie co najmniej siedem lat musiał Otton II wojować z początkowo bardzo silnymi oponentami wewnątrz kraju, zwłaszcza na nowo z kręgiem chrześcijańskich krewnych, przede wszystkim Henrykiem II bawarskim (955-976, 985-995).
Książę, obdarzony przydomkiem Kłótnika (rixosus) dopiero w czasach nowożytnych, był bratankiem Ottona I, więc stryjecznym bratem Ottona II. I tak jak jego ojciec Henryk I bawarski był niegdyś najgroźniejszym przeciwnikiem Ottona I, swego brata, w okresie jego najwcześniejszych rządów, tak teraz syn,
Henryk Kłótnik, stał się najgroźniejszym rywalem wewnętrznym Ottona II. Władza ambitnego księcia Bawarii była rzeczywiście ogromna. Sięgała od tak zwanej Marchii Północnej, dzisiejszego Górnego Palatynatu, przez tereny właściwej Bawarii nad Izarą, Innem i Dunajem i przez Marchię Wschodnią, dzisiejszą Austrię, po włoskie marchie Akwilei i Istrii.
Powody buntu Henryka nie są całkiem jasne; lecz stały za nim motywy rywalizacji, żądza władzy, rozszerzenia panowania, marzenia o władzy królewskiej i uczucie zagrożenia. Rebelia (974977) znalazła oparcie przede wszystkim w pozostałych Luitpoldingach, rozszerzyła się szybko na Szwabię i Lotaryngię, a nawet na Czechy i Polskę. Przy czym biskupi bawarscy Abraham z Freising i dwaj ucieleśnieni święci, św. Wolfgang, biskup Ratyzbony, i św. Albion, biskup Brixen, wystąpili po stronie zbuntowanego. (A z syna Kłótnika św. Wolfgang, wychowawca książęcych dzieci, uczynił kolejnego, szczególnie wspaniałego świętego, z którym spotkamy się niestety dopiero w następnym tomie: św. cesarza Henryka II). Lecz również biskupi Trewiru, Metzu i Magdeburga znaleźli się po stronie księcia Bawarii. W końcu właśnie biskupi "w okresie ottońskim zawsze stawali po stronie buntowników", a byli to "z reguły biskupi [...] z możnych rodów szlacheckich" (Althoff, Keller).
Ponieważ spisek się wydał, Henryk znalazł się w areszcie w Ingelheim. Z początkiem roku 976 uciekł do Ratyzbony, którą po różnych potyczkach Otton II zajął jeszcze tego samego lata, podczas gdy walczący w jego armii biskupi ekskomunikowali Kłótnika wraz z poplecznikami, on sam jednak zbiegł do Czech.
Albowiem również na wschodzie katoliccy książęta wystąpili przeciwko katolickiemu cesarzowi. Tak na przykład książę Polan Mieszko I, od swego chrztu gorliwie wspierający misje, i który dzięki temu dokonał "przyłączenia [kraju] do chrześcijańskiej Europy" (Lubke). Z nim ramię w ramię jego szwagier Bolesław II, w odróżnieniu od swego ojca Bolesława I "Okrutnego" (s. 267 i nast.) ozdobiony przydomkiem "Pobożnego" (967 [973?]-999), gorliwy protektor kleru, zbudował i wyposażył podobno 20 kościołów, wiele klasztorów, także i ów żeński dom zakonny, w którym opatką została jego siostra Milada pod imieniem Marii. Dziekan katedry praskiej Kosmas (zm. 1125 r.) widział w swej Chronica Boemorum, pierwszej kronice czeskiej, w Bolesławie II, buntowniku przeciwko chrześcijańskiemu cesarzowi, płonącą "prawdziwą i czystą miłość Chrystusa". "Wszystko, co dotyczyło sprawiedliwości, wiary katolickiej, religii chrześcijańskiej, przyjmował z płomienną żarliwością" .
Lecz z podobną żarliwością zaatakował także Otton II w trzech kampaniach gorejącego miłością Chrystusową księcia Czechów, sojusznika zbuntowanego Kłótnika. Spustoszył Czechy w 975 i 976 roku, nie dokonał jednak mimo silnej armii "przeciwko obu niczego". Wręcz przeciwnie, duży bawarski oddział pomocniczy nadciągający ze wsparciem dla Ottona — Bawaria była bowiem znowu podzielona — został zniszczony podczas obozowania koło Pilzna. "Bawarczycy myli się wieczorem, nie wystawiając straży. Już naskoczyli pancerni wroga, powalili wybiegających im naprzeciwko nagich w ich namiotach i na łąkach i wrócili do domu z wszelkimi łupami radośni i bez uszczerbku" (Thietmar).
Podczas gdy cesarz działał w Czechach, Kłótnik wykorzystał czas w Bawarii i tak doszło do "powstania trzech Henryków", do którego przyłączyli się nawet możni sascy, jak na przykład margrabia Gunther z Merseburga i hrabia Dedi z Wettinu. Henryk bawarski okupował teraz istotną dla połączenia z Czechami biskupią Pasawę. Czynił to wspólnie z właśnie dopiero co w 976 roku wyniesionym przez Ottona do książęcej godności, a teraz z nim bezwzględnie wojującym Henrykiem Młodszym, synem księcia Bertolda z wpływowego rodu Luitpoldingów. A trzeci z Henryków, pochodzący również z tego rodu biskup Henryk I z Augsburga, ubezpieczał tymczasem szlak naddunajski, przede wszystkim obsadzając strategicznie ważny Neuburg.
Dopiero w sierpniu 977 roku Otton zdołał w trzeciej wyprawie zbrojnej pokonać Czechy, a we wrześniu zdobyć Pasawę. Kazał ją zburzyć, a na magdeburskim zjeździe wiosną 978 roku skazał trzech Henryków na banicję. Kłótnik dostał się do Utrechtu do biskupa Folkmara, uprzednio kanclerza Ottona II, i pozostał tam do śmierci cesarza. Wtedy biskup go uwolnił i przyłączył się do niego. Również Henryk III Młodszy z Karyntii został zamknięty na pięć lat, natomiast trzeci z tego związku, biskup Henryk z Augsburga, przesiedział zaledwie cztery miesiące w Werden. Kłótnika cesarz nie tylko zdetronizował, lecz również mocno okroił jego księstwo, a mianowicie oddzielił od niego Karyntię oraz należące od 952 roku do Bawarii obszary położone na południe od Alp, górnoitalskie marchie we Friulu, Istrii, Akwilei, Weronie i Trydencie, przyłączone do Karyntii.
A poza tym dalej trwała wojna na wschodzie.
Powstałe w połowie X wieku państwo polskie (s. 301 i nast.) rozszerzyło się i traktowało swe "zobowiązania" równie mało skrupulatnie, jak Słowianie między Łabą a Odrą. Dlatego Otton przywrócił za pomocą wyprawy zbrojnej w 979 roku nie tylko ich zależność, lecz zmusił Polaków do ponownego płacenia trybutu. Gdy katolicki książę Mieszko I po śmierci swej czeskiej żony Dobrawy (977 r.) poślubił wydobytą z klasztoru mniszkę Odę, pochodzącą z arystokratycznego rodu saskiego, nie było to jedynie irytujące dla biskupa Hildiwarda z Halberstadt, lecz bez wątpienia stanowiło również korzyść dla dalszego szerzenia Dobrej Nowiny w Polsce. W końcu Mieszko, "król Północy", dysponował drużyną 3 tysięcy pancernych. A podczas gdy teraz strona polska i niemiecka zbliżały się do siebie, ochłodziły się stosunki z Czechami, a nawet doszło do ciężkich walk między obydwoma katolickimi krajami, przy czym Mieszko zdobył większą część Śląska i całą Małopolskę.
Konflikty zbrojne toczyły się również na Zachodzie.
Wojna o Lotaryngię
Niegdyś Otton I ustanowił tam jako księcia swego brata Brunona, arcybiskupa Kolonii, a ten obsadził biskupstwa swymi uczniami i w ten sposób związał niepewny obszar nadgraniczny z Rzeszą niemiecką.
Kościoły biskupie, również w Lotaryngii od dawna odznaczające się bogactwem, stały się jeszcze bogatsze i bardziej niezależne dzięki saskim cesarzom, szukającym oparcia w hierarchii kościelnej przeciwko możnym świeckim. Prowadziło to do tego, "że powierzali biskupom i opatom niektóre prawa zastrzeżone dotąd dla hrabiów, lub pozostawiali nadzór nad nimi bez specjalnego zezwolenia. Nie ma więc prawie żadnych dokładnych danych dotyczących przeniesienia prawa bicia monety, a przecież warsztaty mennicze znajdowały się w ostatnich dziesięcioleciach X wieku w rękach biskupów, umieszczających swe podobizny i imiona na złotych monetach. Pozostawiono im niektóre podatki z handlu, jak również osadzanie na urzędzie wybranego przez nich hrabiego [...]. Wreszcie cesarze zarzucali hierarchów dobrami, darowali im palatia, lasy, prawa łowieckie, a nawet całe hrabstwa. W ciągu jednego stulecia, od 950 do 1050 roku, biskupstwa przekształcają się w autonomiczne księstwa, których jedynymi władcami są hierarchowie. W niektórych przypadkach znaczące terytoria zeszły się granicami i pozwoliły w Lotaryngii na powstanie czegoś, co historia określa jako «Trois-Eveches» (Trzy Biskupstwa)" (Parisse).
Po śmierci Brunona w roku 965 jego księstwo pozostało nieobsadzone, póki Otton II nie nadał go w 977 roku Karolowi, młodszemu bratu francuskiego króla Lotara (954-986) z zachodniofrankijskiej dynastii karolińskiej.
Karol, w czysto męskiej linii przedostatni potomek Karola Wielkiego, po mieczu więc z dynastii Karolingów, po kądzieli zaś z dynastii ottońskiej, był młodszym synem króla Ludwika IV francuskiego i jego małżonki Gerbergi, siostry Ottona I i został mocno pokrzywdzony przez brata Lotara. Ze swej strony ciężko obraził jego żonę Emmę, córkę z pierwszego małżeństwa cesarzowej Adelajdy, posądzając ją o cudzołóstwo z dawniejszym kanclerzem Lotara, biskupem Adalbero z Laon (siostrzeńcem arcybiskupa Adalbero z Reims). A od czasu powołania Karola na księcia Dolnej Lotaryngii (977 - 991) Lotar obawiał się zawiści o władzę ze strony nieszczęśliwego brata, smutnej ofiary stałej rywalizacji między królestwem francuskim a niemieckim; tę zawiść musiał uważać za groźną, zwłaszcza że odsunięty wbrew karolińskiej tradycji od tronu i poza tym nie wyposażony w żadne posiadłości Karol podnosił pretensje do francuskiej korony.
Gdy z tego względu Otton dał w 977 roku wakujące księstwo Dolnej Lotaryngii Karolowi, sprowokował poróżnionego z bratem króla Lotara, który podjął próbę odzyskania Lotaryngii. Już jego imię miało znaczenie programowe i już jego ojciec, król Ludwik IV, nie przypadkiem wziąwszy za żonę wdowę po księciu Lotaryngii Gerbergę, próbował odzyskać księstwo zbrojnie w roku 939, a w ogóle królestwo zachodniofrankijskie nigdy nie zrezygnowało z pretensji do Lotaryngii. Z szybkością błyskawicy Lotar wpadł do niej w czerwcu 978 roku dużymi siłami i przy wsparciu księcia Hugona Kapeta dotarł aż pod Akwizgran, przy czym o mały włos, a zaskoczyłby swego szwagra, Ottona II, przebywającego właśnie w palatium.
Kronikarz i mnich Richer z Reims opisuje jako naoczny świadek ten najazd w swym dziele, ważnym dla historii Francji u schyłku X wieku (przekazanym jedynie w manuskrypcie autora i odnalezionym dopiero w XIX wieku w Bambergu): "Królewskie stoły zostały obalone, zapasy żywności splądrowane przez ciurów, królewskie insygnia skradzione i wyniesione z wewnętrznych pomieszczeń. żelaznego orła, sporządzonego na szczycie palatium przez Karola Wielkiego w lecącej pozie, przekręcili na wschód, Germanie obrócili go bowiem na zachód, by pokazać w dokładny sposób, że Gallowie mogą kiedyś zostać pokonani jego lotem".
Tylko dzięki ucieczce uszedł Otton II przed uwięzieniem. Jednak jesienią 978 roku ruszył do przeciwnatarcia armią, w której szeregach walczył nie tylko Karol, książę Dolnej Lotaryngii, lecz i znowuż prawdziwy święty, św. Wolfgang — wykształcony w klasztornej szkole w Reichenau i katedralnej w Wurzburgu, dzięki bohaterowi spod Augsburga, Ulrykowi, został księdzem, a za przyczyną głównie wielkiego fałszerza dokumentów, biskupa Pilgrima, w 973 roku biskupem Ratyzbony; w 1052 roku kanonizowany, stał się patronem drwali, cieśli, pasterzy, szyprów, wspomożycielem w chorobach oczu, przy dolegliwościach stóp i bólów krzyża i w ogóle wspomożycielem w potrzebie. Jako "medale Wolfganga" sprzedawano później chętnie siekierki noszone przy różańcu, tak zwane motyki Wolfganga, "stąd wzięły się też bractwa motykowe". Za życia promował "pobożność i obyczajność ludu", prowadził "nadal surowy żywot mnicha; swój czas dzielił między modlitwę, urzędowanie i studia" (Lexikon fur Theologie und Kirche) — a od czasu do czasu małe wojenki, jak choćby przeciw złym zachodnim Frankom (Francuzom).
Magdeburski kanonik i skrzętny biskup misyjny Bruno z Querfurtu pod wpływem reform kluniackich oraz osobistych animozji surowo jednak osądził atak króla na Francję i pisał: "Byłoby lepiej zwalczać pilnie pogan, zamiast znaczne wojsko zbierać przeciwko chrześcijańskim braciom, karolińskim Frankom". Katolicki pacyfista i święty, jak to o nim podają księgi: "Reprezentował zasadę pokojowych misji, polegających na przekonywaniu, nie odrzucając wprost wojen misyjnych" (Lexikon für Theologie und Kirche).
Otton II dotarł jesienią 978 roku prawie do Paryża, "wszystko pustosząc i obracając w perzynę" (Thietmar), oszczędzając jednak kościoły i klasztory. A nawet je obdarowywał i w nich się modlił; zniszczył jednakże stare karolińskie palatia Attigny, Soissons i Compiegne — była to dotkliwa utrata substancji władzy zachodniego królestwa. I zanim zmusiły go do odwrotu w listopadzie braki żywności, bliska zima i choroby, zebrał na Montmartrze wszystkich klechów swej armii i kazał im odśpiewać alleluja ponad miastem.
Także i św. Wolfgang rozdzierał wówczas gardło z innymi, ów wymowny głosiciel żywej ewangelii: "Patrzcie, to działa wiara, takie owoce niesie". A gdy podczas sławetnego odwrotu przez wzburzoną rzekę Aisne wskoczył do wody, poszli za nim jego ludzie przed nadciągającymi Francuzami. "Nikt nie stracił przy tym życia", donoszą Wetzer i Welte — prawie cud. W rzeczywistości oczywiście przepadły tu ottońskie tabory, co we francuskiej historiografii przemieniło się wręcz w triumf, podczas gdy niemiecka pisała: "Cesarz powrócił okryty sławą [...]". (Thietmar). Obie strony zwyciężyły — takie rzeczy znamy z innych okazji.
Karol, książę Dolnej Lotaryngii, próbował wykorzystać swe pięć minut i w 979 roku proklamował się w Laon królem, co jak zawsze musiało rozbić się przede wszystkim o struktury władzy w Rzeszy zachodniofrankijskiej i w nie mniejszym stopniu episkopat, wyrzucający mu wasalstwo wobec obcego władcy oraz "mezalians". Król Lotar zrezygnował jednak wskutek wewnętrznych trudności podczas osobistego spotkania z cesarzem Ottonem w maju 980 roku w Margut-sur-Chiers (koło Ivois) przypuszczalnie całkowicie z Lotaryngii. Jednakże wkrótce po śmierci Ottona zapewnił sobie ruchomy zastaw. Zajął w 984 roku Verdun, a gdy został przepędzony, zajął je ponownie w następnym roku.
Również walka o tron trwała nadal. Jeszcze wielokrotnie książę Karol próbował sięgnąć po władzę. Może być, że przy okazji poczynał sobie nieco ekstrawagancko, jak choćby przy wzięciu Cambrai — rzecz nie jest pozbawiona wątpliwości — gdy zaraz po wygnaniu hrabiów przywołał swą lubiącą zbytek małżonkę, by trwonić z nią w oszałamiających orgiach bogactwo biskupiego dworu i spać w biskupim łożu; lecz takie niezwykłe to w owych czasach pewnie nie było.
Ostatni akt Karola, który parokrotnie przeganiał biskupa Adalbero z Laon, miał miejsce właśnie w tej warowni, gdy hierarcha w swej kleszej chytrości pojednał się z Karolem, coraz bardziej wkradał się w jego łaski i "najświętszymi przysięgami" (Glocker) zapewniał o swej wierności. Jednakże w nocy po Niedzieli Palmowej w marcu 991 roku biskup Adalbero wydał twierdzę wraz z Karolem jego ówczesnemu rywalowi, królowi francuskiemu Hugonowi Kapetowi, który wtrącił go z rodziną do więzienia w Orleanie, gdzie Karol zmarł w nieznanym czasie.
Otton II działał również na północy.
Wojna na północy
Frankowie rozszerzali swą Rzeszę we wszystkie strony świata, również w stronę Skandynawii. Jako szczególnie znaczące miejsce odgrywało swą rolę w historii wojen Haithabu (Hedeby), ważna faktoria dalekosiężnego handlu w północnym Szlezwiku. Leżało ono na duńskim terytorium, niedaleko od granicy z ziemiami saskimi, też przecież wcześniej nie należącymi do Franków! W 804 roku król Gudfred (Gottrik) z Haithabu pertraktował z Karolem Wielkim, stojącym po drugiej stronie Łaby i zmuszonym w 808 i 810 roku wbrew swym przyzwyczajeniom do prowadzenia dwóch wojen obronnych przeciwko agresywnym Duńczykom.
Jednakże i duński król chciał się zabezpieczyć i zapewne już wtedy pracował przy wznoszeniu tzw. Danewerk ("Göttrikswall", wymieniany w 808 roku w źródłach pisanych), potężnych umocnień sięgających Haithabu w formie długich wałów, budowanych przez Duńczyków od VIII do końca XII wieku, by zagrodzić dostęp do Jutlandii między Bałtykiem a Morzem Północnym; był to system umocnień skierowany przeciwko Frankom i Niemcom. Próbowano dotrzeć tam w IX wieku najpierw przy pomocy misjonarzy, wysyłanych zwłaszcza przez św. Ansgara, pierwszego biskupa Hamburga-Bremy (s. 306 i nast.), z upodobaniem działającego w Danii i południowej Szwecji w faktoriach handlowych i założyciela kościoła w Haithabu, który uczynił "tę faktorię uprzywilejowanym celem chrześcijańskich kupców" (Riis).
Zwycięstwo Henryka I w 934 roku nad Gnubą pod Haithabu przesunęło granicę na północ. Następnie Otton I zmusił siłą Duńczyków, u których nienawiść do Niemców i chrześcijan łączyła się w jedno, do wprowadzenia Dobrej Nowiny. I jeszcze na Wielkanoc 973 roku Harald Gormsson Sinozęby (s. 308), pierwszy chrześcijański król Duńczyków, kazał odstawić niemieckiemu cesarzowi "czynsz", na co jednak już w następnym stracił najwyraźniej ochotę. Doszło do powstania, a Duńczycy sprzymierzeni z norweskim jarlem Haakonem, poganinem, wpadli wiosną 974 roku do Północnej Albingii. Jesienią Otton ich odrzucił, przekroczył Danewerk na północnej krawędzi marchii pod Haithabu i zbudował w Szlezwiku zamek warowny, zdobyty i zniszczony z kolei przez Duńczyków w 983 roku. Jeśli jednak następstwem porażki Duńczyków w 974 roku było rozszerzenie misji chrześcijańskich na północ, obok — rozumie się — świadczeń trybutarnych, to po zwycięstwie Duńczyków pogaństwo odżyło ponownie. Niemieccy księża zostali przepędzeni, a wszystko co niemieckie i chrześcijańskie zostało natychmiast unicestwione.
Gwałtowne powstanie Słowian w roku 983, do którego podnieśli się Lutycy z Hawelanami, Redarami, Obodrytami, miało wyjść — rzecz charakterystyczna — od zebrania w grodzie świątynnym Radogoszcz (niem. Rethra, Riedegost), centralnej świątyni (metropolis Sclavorum) wszystkich plemion północnosłowiańskich, gdzie szczególnie czczono boga wojny Swarożyca (względnie Radogosta). Słowianie byli osiedleni między Łabą i Soławą a Odrą, gdzie cieszyli się przed Ottonami autonomią, póki Otton I i jego margrabia Gero nie usunęli ich książąt i nie ujarzmili przy pomocy sieci burgwardów i kościołów. Gwałtownym zrywem wymietli swych niemieckich i chrześcijańskich ciemięzców na wschodnim brzegu środkowej Łaby, zburzyli siedziby biskupie, wymordowali lub rozproszyli kler i na półtora stulecia zapewnili sobie niezależność (dopiero w 1068 roku biskup Burchard z Halberstadt spustoszył kraj Luciców i uprowadził świętego rumaka czczonego w Radogoszczy).
Margrabia Teodoryk i książę Bernard I saski (973-1011), który w 973 roku nastąpił po ojcu Hermannie Billungu i całe dziesięciolecia walczył z Duńczykami i Słowianami, ciemiężył i wyzyskiwał ludność na północnym wschodzie, zraził do siebie również misjonarzy. Sam biskup Thietmar, piętnujący "haniebne czyny" "buntowników", "żądnych łupów psów", otwiera opis wielkiego powstania Słowian następująco: "Ludy zobowiązane po przyjęciu chrześcijaństwa wobec naszych królów i cesarzy do trybutu i służb, chwyciły — uciskane butą księcia Dytryka — jednomyślnie za broń". A wspominając o ataku Obodrytów na gród Kalbe nad rzeką Mildą, gdzie Słowianie spalili również klasztor Św. Wawrzyńca (Laurentiuskloster), przyznaje, że "ścigali naszych jak płoche jelenie, z powodu naszych niecnych czynów {fascinora) żywiliśmy bowiem strach, oni zaś słuszną odwagę".
O wiele dokładniej pozwala poznać "niecne czyny", mimo paru błędów dobrze poinformowany, wykorzystujący bogate źródła i przytaczający również (duchownych) naocznych świadków kanonik Adam z Bremy. Notuje zatem po wzmiance o wielkiej rzezi pogan i okupie nałożonym na pokonanych w wysokości 15 tysięcy funtów srebra: "Nasi wrócili triumfując do domu; o chrześcijaństwie nie było w ogóle mowy. Zwycięzcy myśleli tylko o łupach".
Zaraz potem relacjonuje rozmowę z "wielce prawdomównym" królem Duńczyków, zapewne Swenem Estrithsonem, przy którego konferencjach z biskupem hamburskim Adalbertem był obecny, gdzie słyszał, "że ludy słowiańskie bez wątpienia już od dawna mogły być nawrócone na chrześcijaństwo, gdyby nie stała temu na przeszkodzie chciwość Sasów; «albowiem — powiedział on — chodzi im bardziej o płacenie podatków niż o nawracanie pogan». I ci nędznicy nie zastanawiają się, jakim karom są winni przez swoją żądzę, gdyż najpierw z chciwości przeszkadzali chrześcijaństwu w Sławonii, potem zmusili swym okrucieństwem podbitych do powstania, a teraz nie zważają na zbawienie dusz tych, którzy by przyszli do wiary, ponieważ nie żądają od nich niczego poza pieniędzmi".
Adam z Bremy dostrzega w powstaniu wyrok boski, karę za "naszą nieprawość" i zauważa: "Po prawdzie bowiem, gdy my, dopóki grzeszymy, widzimy się pokonanymi przez wrogów, tak będziemy, skoro się nawrócimy, zwycięzcami naszych wrogów, a gdybyśmy żądali od nich jedynie wiary, to mielibyśmy z pewnością pokój i zarazem dalibyśmy zbawienie owym ludom".
Już w 980 roku biskup brandenburski Dodilo został uduszony przez swych diecezjan. A później, 29 czerwca 983 roku, Lutycy zburzyli biskupstwo w Hobolinie (Havelbergu), zabiwszy załogę i obróciwszy kościoły w ruinę. Co przypominało o chrześcijaństwie, było niszczone. Trzy dni później przypuścili szturm na Brandenburg, skąd biskup Folkmar I uciekając pozbawił się możliwości zostania męczennikiem, a po nim w ostatniej minucie uciekł margrabia Teodoryk z drużyną. Pozostali nieliczni księża zostali ujęci, częściowo zabici, katedrę spustoszono i ograbiono, a spoczywające od trzech lat w grobie ciało zaduszonego wcześniej Dodila, szczególnie znienawidzonego z powodu ściąganych dziesięcin, wywleczone i pozbawione szat — "żądne łupu psy ograbiły je i wrzuciły bez szacunku z powrotem. Wszystkie kosztowności kościoła zostały zrabowane, a krew wielu nikczemnie przelana. W miejsce Chrystusa i jego rybaka, godnego najwyższej czci Piotra, świętowano zaraz różne kulty diabelskiego zabobonu; i nie tylko poganie, lecz i chrześcijanie pochwalali tę smutną zmianę!"
W tym czasie na północy Łabę przekroczył książę Obodrytów Mściwój (Mistui, Mszczuj), chrześcijanin, u którego boku stał podczas wszystkich wypraw kapłan Avico. Mściwój doszedł pustosząc i grabiąc kraj pod Hamburg, splądrował go i oddał katedrę wraz z miastem na pastwę płomieni. A tego rodzaju "działania wojenne", prowadzone przez "ochrzczonych książąt", w tym czasie nie były "niczym nadzwyczajnym" (Friedmann).
Wszakże nastąpiło wydarzenie budzące strach, oczywiście nie bez udziału wszechmocnej ręki i to w sensie dosłownym. A to, fantastyczne miraculum, relacjonuje nasz biskup, "winni z pełnym nabożeństwem zważyć wszyscy chrześcijanie. Złota ręka wysunęła się z wyższych regionów w dół i sięgnąwszy rozpostartymi palcami w środek płomieni, wypełniona cofnęła się na powrót. Zadziwieni patrzyli na to wojownicy i przestraszony Mściwój". Dla biskupa Thietmara nie było wątpliwości, że był to niebiański ratunek dla relikwii! "Bóg w ten sposób pochwycił relikwie świętego i podniósł do nieba, wrogów natomiast skłonił do ucieczki" — chociaż wówczas uciekali przecież wyłącznie chrześcijanie,
Niemcy, przed chrześcijaninem Słowianinem, Mściwojem, któremu to wszystko, rzeczywistość i cuda, fatalnie odbiły się na żołądku lub na umyśle. Bowiem: "Później Mściwój oszalał i musiał być kładziony w łańcuchach; gdy skrapiano go święconą wodą, krzyczał:«Św. Wawrzyniec mnie pali!» i zmarł marnie nie odzyskawszy wolności".
Gdy Słowianie bowiem pieszo i konno oraz bez strat "prowadzeni z pomocą swych bogów przez dźwięki trąb" srożyli się nadal, chrześcijanie zebrali siły. Arcybiskup Magdeburga Gizyler, wielki specjalista od przekupstw (s. 336, 360 i nast.), przez Luciców szczególnie znienawidzony, i biskup Hildiward z Halberstadt połączyli swych żołdaków z oddziałami szlachetnie urodzonego margrabiego Teodoryka i innych hrabiowskich kamratów. "Oni wszyscy — tak pisze Thietmar z Merseburga — wysłuchali mszy w sobotni poranek, pokrzepili ciało i duszę niebiańskim sakramentem, rzucili się ufając Bogu na nadciągających wrogów i pokonali ich; tylko niewielu uszło na wzgórze. Zwycięzcy chwalili Boga, który jest tak cudowny we wszystkich swych dziełach, i znowu sprawdziło się słowo naszego nauczyciela Pawła: «Nie ma ani mądrości, ani odwagi, ani rady przeciw Panu»".
Tymczasem, jeśli nawet rzeź nad rzeką Tanger (na południe od Stendal) w sierpniu 983 roku odrzuciła Słowian za Łabę, to i tak zwycięzcy nie mieli siły pójść za nimi. Już następnego dnia wrócili "w pełnej liczbie poza trzema w radosnym nastroju do domu" i wśród owacji wszystkich jako zawsze triumfujący wojownicy. Zdobycze Ottona Wielkiego (jego "ochrona granicy i dzieło misyjne": Hlawitschka) na wschód od Łaby były stracone, a Łaba stała się wschodnią granicą Rzeszy. A Otton II nie podjął już tam "własnych działań" (Hlawitschka). Także następne chrześcijańskie wyprawy zbrojne — po roku 983 prawie co roku prowadzono wojnę z Lucicami — niczego nie przyniosły. Mniej więcej 150 lat Słowianie połabscy mogli się rozwijać niezależnie, dopiero w połowie XII wieku biskupi Hobolina i Brenny (Brandenburga) wrócili na swe stolce.
Jedynie nie biorące udziału w powstaniu tereny serbskie na południu pozostały nadal pod władzą niemiecką. Serbowie nie zabijali misjonarzy, lecz zadowalali się szydzeniem z nich. Ich przywódcy, czasami nazywani też królami, nie dawali się też — jak to często było ze Słowianami północnowschodnimi — ochrzcić razem ze swymi plemionami. "W oporze przeciwko niemczyźnie i chrześcijaństwu owi książęta słowiańscy z ziem nad środkową Łabą zostali wyniszczeni; żadne źródło nie donosi o ich następcach" (Schlesinger).
Capo di Colonne — pierwsza wielka porażka dynastii ottońskiej
We Włoszech Ottonowi, który zaangażowanie swego ojca chciał kontynuować w nie mniejszym zakresie, chodziło od samego początku o zdobycze i ekspansję. Jednakże gdy w sierpniu 980 roku wyprawił się na południe, to głównie po to, by — jak sam wyznał — zwrócić kościołom dobra im skradzione oraz sprzeniewierzone przez biskupów. Już po drodze obdarowywał domy zakonne i biskupstwa, jak choćby St. Gallen czy biskupstwo w Chur. Potem przyszła kolej na donacje dla biskupstw i klasztorów północnoitalskich, a na koniec, już z Rzymu, na położone bardziej na południu.
Również w Świętym Mieście nie wszystko układało się najlepiej.
Po Janie XIII, który w 967 roku koronował na współcesarza dwunastoletniego Ottona II, nastąpił Benedykt VI (973 -974). Wybrało go stronnictwo cesarskie, a Otton I zatwierdził. Próbował on za pomocą środków kościelnych możliwie korzystnie faworyzować swą rodzinę, jednakże w czerwcu 974 roku, gdy zmiana na tronie w Niemczech postawiła go w trudnej sytuacji, został obalony i wtrącony do więzienia w Zamku Anioła. Tam nowy papież Bonifacy VII (974, 984-985) — zwany przez współczesnych "potworem" — kazał go udusić księdzu Stefanowi i jego bratu. Ze Spoleto nadciągnął tymczasem cesarski missus hrabia Sikko, a papież Bonifacy uciekł przed wzburzonymi rzymianami do Zamku Anioła. Lecz gdy Sikko nakazał szturm Zamku, Ojcu Świętemu udało się zbiec i dostać przez południowe Włochy do Konstantynopola — nie bez kościelnego skrabca w bagażu i jeszcze później dwukrotnie stamtąd wracając.
Tymczasem w październiku za zgodą przedstawiciela cesarza wybrano papieża Benedykta VII (974-983), rzymskiego arystokratę, spokrewnionego z księciem Alberykiem II i niesłychanie uległego wobec Ottona, zarówno w odniesieniu do jego polityki kościelnej we wschodnich Niemczech, jak i jego antybizantyjskich zakusów na Południu. W zamian za to władca wspierał go, zwłaszcza gdy Bonifacy VII, którego Benedykt — jedno z jego pierwszych posunięć — wykluczył z Kościoła, na powrót zainstalował się w 980 roku w Rzymie, zanim — w następnym roku ponownie wygnany — zbiegł do Konstantynopola, by znowu wrócić w 984 roku, tym razem dobrze zaopatrzony we wschodniorzymski oręż i złoto.
Młody cesarz przebywał w Rzymie z przerwami od wiosny do jesieni 981 roku; tam podjął decyzję o wydaniu wojny tak Saracenom, jak i Bizantyjczykom w Dolnej Italii i zdobyciu całego kraju.
Musiał się więc zatroszczyć o uzupełnienia w swej armii. Nakazał przysłanie potężnego kontyngentu, przypuszczalnie jak dotąd największego od początku istnienia cesarstwa niemieckiego. Co charakterystyczne, składał się on głównie z sił niemieckich biskupów i opatów. Według listu towarzyszącego oddziałom z 981 roku na przykład opaci z Prum, Hersfeld, Ellwangen i St. Gallen dostarczyli po 40 pancernych, opaci z Lorsch i Weissenburga po 50, a opaci z Fuldy i Reichenau po 60 pancernych. Biskupi Verdun, Leodium i Wurzburga również po 60, Trewiru, Salzburga i Ratyzbony po 70, a Moguncji, Kolonii, Strasburga i Augsburga po 100 pancernych jeźdźców. Dwunastu opatów wystawiło zatem połowę tego co dziewiętnastu biskupów. Łącznie uczniowie Pana Jezusa, kapłani miłości do wroga, arcybiskupi, biskupi i opaci wystawili 1482 pancernych, a panowie świeccy jedynie 508! Jednakże w tym niedatowanym spisie mamy najwyraźniej jedynie dodatkowy, późniejszy zaciąg cesarza.
W południowych Włoszech Otton II był szermierzem roszczeń Kościoła. Antypapież Bonifacy VII uciekł na tereny wschodniorzymskie, a papież w Rzymie wspierał cesarza, jak choćby podnosząc Salerno do rangi arcybiskupstwa i przyznając mu obszar sięgający daleko w terytorium bizantyjskie. Tak samo zachował się przy przekształceniu w arcybiskupstwo diecezji Trani. A nawet działał przeciwko Bizancjum na terenie Dalmacji i odłączył Dubrownik jako własne arcybiskupstwo od Kościoła greckiego, poddawszy je rzymskiej obediencji.
Najwyraźniej Otton podjął najpierw decyzję o wojnie w Rzymie, a dopiero potem zażądał 2100 pancernych od możnych duchownych i świeckich. Gdy doszedł do Kalabrii, załogi bizantyjskie zachowały się neutralnie, ale nie otworzyły przed nim bram. Natomiast emir Sycylii, Abul Kasim, dokonawszy zdobyczy w Kalabrii i Apulii, wezwał do świętej wojny i w połowie czerwca 982 roku rzucił przeciw Niemcom na ląd pod Capo di Colonne, na południe od Cotrone, potężne siły morskie. "Tak po jednej, jak i po drugiej stronie umysły walczących były skierowane ku niebu" (Uhlirz).
Pancerni cesarscy zmietli w pierwszym ataku szeregi Saracenów, rozproszyli je, a sam emir padł pod ciosem miecza i później był czczony jako męczennik. Jednakże gdy chrześcijanie po pierwszych sukcesach i wierząc, że już osiągnęli zwycięstwo, zamierzali rozłożyć się obozem na miejscu bitwy i świętować swój tryumf, znienacka spadli na nich z gór muzułmanie, wzmocnieni oddziałami stojącymi dotąd w rezerwie, zepchnęli Niemców do morza i wybili, uśmiercając również część ich dowódców, wielu książąt, tuzin hrabiów, a część innych biorąc do niewoli, wśród nich biskupa Piotra z Vercelli, który całe lata pozostał w arabskim więzieniu; zdobyli również skrzynie z relikwiami, pozostawiając na pobojowisku 4 tysiące martwych chrześcijan. Inni zginęli podczas ucieczki z pragnienia i wyczerpania. "Prawie każda niemiecka księga zmarłych nosi zapiski strat w tej niesławnej bitwie" (L.M. Hartmann).
Była to pierwsza wielka porażka dynastii ottońskiej. Zginęła prawie cała niemiecka armia. "Bóg zna ich imiona" (Thietmar). Także biskup Augsburga Henryk, na krótko przedtem odbywszy pokutną pielgrzymkę do Rzymu, przypuszczalnie w orszaku cesarza, padł wśród swych pancernych. Otton uratował się z tego piekła w ostatniej chwili, rzucając wpław w kierunku przepływającego bizantyjskiego okrętu, z którego wydostał się znów wpław w bezpieczne miejsce dzięki podstępowi — a od biskupa Ottona z Freising otrzymał, żeby było śmieszniej, epitet "Pallida mors Sarracenorum" (blada śmierć Saracenów), pozostający jego przydomkiem jeszcze długo w czasach nowożytnych.
Cesarz Otto, używający od 982 roku niekiedy tytułu imperator Romanorum augustus, przemyśliwał tak czy owak o rychłej zemście. Jeszcze w drodze powrotnej zapewnił arcybiskupowi Salerno wielkie przywileje — nie chodziło mu przecież jedynie o nie — a tak samo uprzywilejował wówczas liczne klasztory południwowłoskie. Oczywiście taka wojna wymagała gruntownych przygotowań, a niemieccy książęta byli niechętnie nastawieni wobec cesarskich planów. Tym bardziej, że mocno na nich napierali Duńczycy i Słowianie.
Jednakże już rok później, wczesną wiosną roku 983, na sejmie Rzeszy w Weronie — gdzie niemieccy i włoscy magnaci wybrali trzyletniego syna Ottona II na jego następcę — omawiano również nowe zaciągi i zdecydowano o kolejnym ataku.
W pełni lata 983 roku cesarz podszedł pod Bari, nie odniósł jednak godnych uwagi sukcesów. We wrześniu był już z powrotem w Rzymie, najwyraźniej chory na malarię. I tam nagle zmarł 7 grudnia w ramionach swej żony — w wieku ledwie 28 lat — po odbyciu spowiedzi i otrzymaniu ostatniego namaszczenia. Przyczyna jego śmierci nigdy nie została wyjaśniona do końca. Najwyraźniej uległ gorączce, zapewne malarii. Jedno ze źródeł mówi o ciągłym krwawieniu z odbytu wskutek przedawkowania medykamentu, być może silnej kuracji przeciw chorobie.
Jako jedyny cesarz niemiecki Otton II został pochowany w kruchcie u Św. Piotra, lecz po siedmiu wiekach jego grób zniszczono podczas budowy nowej bazyliki. Wprawdzie jego szczątki otrzymały nowy sarkofag, lecz antyczną urnę oddano "profanując ją, kucharzom na Kwirynale do wspólnego użytku jako pojemnik na wodę" (Gregorovius).
ROZDZIAŁ 12.
Cesarz Otton III (983-1002)
"Praca misyjna była zbyt uwikłana w cele polityczne, by wzbudzić u Wenedów wielki oddźwięk. Stąd gdy w 983 roku Lutycy wzniecili wielkie powstanie, całe dzieło kościelne po drugiej stronie Łaby z diecezjami w Hobolinie, Brennej i Starigardzie legło w gruzach".
Handbuch der Kirchengeschichte
"Przez całe lata królewicz jako chłopiec, częściowo noszony jeszcze w dziecięcej lektyce, wyrusza w pole".
Johannes Fried
"Nieustannie król nawiedza Słowian gwałtownymi wyprawami".
Thietmar z Merseburga
"Cesarski obowiązek ochrony wobec Kościoła rzymskiego był dla Ottona III bez wątpienia nadzwyczaj realnym zadaniem i użył całej siły Imperium z dotychczas nieznaną konsekwencją do obrony libertas rzymskiego Kościoła przeciwko zakusom świeckich możnowładców w Rzymie".
Knut Gorich
Już za jego czasów przydano mu chwalebne imię "Mirabilia mundi", cud świata, bywał jeszcze w XX wieku opromieniony jako "młodzieniec w gwiaździstym płaszczu" (G. Baumer). W historiografii wizerunek jego osobowości i czynów jest niejednoznaczny. Jednakże czy Otton III był zwiedzionym słabeuszem, czy przedwcześnie dojrzałym geniuszem, fantastycznym marzycielem, czy raczej był zorientowany bardziej "pragmatycznie", czy wyznawał "koncepcję silnych rządów", czy nie, czy był "niemiecki", czy też nie, czy gardził saską brutalnością, a podziwiał ducha bizantyjskiego, czy skłaniał się do oderwanego od świata ascetyzmu eremity, czy raczej do zmysłowej duchowości jak zawsze "wzniosłej" wiary, to wszystko mało nas interesuje. Decydujące natomiast jest — i bynajmniej nie tylko w naszych ramach — że również cesarz Otton III, przy wszystkich cechach odróżniających go w detalach od poprzedników, był strażnikiem tradycji, "miłego Bogu porządku", protektorem biskupów dzięki obfitości przywilejów i donacji, kolejnym cesarzem pomnażającym władzę Kościoła Rzeszy, propagatorem imperium christianum, chrześcijańskiej Europy, władcą, który występował w oczywisty sposób jako "defensor ecclesiae", jako rzecznik państwa bożego na ziemi, przy czym w niezaprzeczalny sposób kontynuował pewne tradycje zarówno karolińskie, jak i ottońskie, a jego polityka w Italii, a przede wszystkim polityka wschodnia ostatecznie działała bardziej na rzecz Kościoła chrześcijańskiego, niż niemieckiej Rzeszy.
To, że dawna idea "renovatio imperii Romanorum", ponownego ustanowienia rzymskiego mocarstwa — w przypadku bogobojnego Ottona III nawiązująca nie tylko do starożytnego Rzymu, lecz z wyraźnym mocnym chrześcijańskim akcentem, była nastawiona na — rzec by można — zbawczy horyzont (błękitną — lub czarną —ułudę), nie powinno budzić właściwie poważniejszych wątpliwości, czy on sam zamierzał zostać władcą świata, czy świętym, czy obydwoma naraz. Jako rzecz decydująca pozostało utrzymanie władzy, jej umocnienie i poszerzenie, gdzie tylko to było możliwe, wszystko jedno jak była zorientowana jej "koncepcja" — jeśli w ogóle taka była.
Konflikt wokół tronu za sprawą Henryka Kłótnika i biskupów
Wiadomość o śmierci Ottona II 7 grudnia 983 roku w Rzymie dotarła do Akwizgranu krótko po koronacji Ottona III w Wielkanoc (posłańcy przemierzali wówczas przeciętnie 70 kilometrów dziennie) i "położyła kres radosnemu świętu" (Thietmar). Władza przechodziła formalnie na w owym czasie ledwie trzyletniego potomka, ostatnie z czworga dzieci Ottona II i Teofano. Gdy według średniowiecznego prawa stał się pełnoletni, miał lat czternaście, gdy umierał w 1002 roku nie ukończył jeszcze dwudziestu dwu.
Natychmiast po śmierci ojca nastał spór o regencję. Przy czym książę Henryk II Bawarski "Kłótnik", stryjeczny brat Ottona "Wielkiego" i najbliższy męski krewny, dążył nie tyle do władzy, co wręcz do korony. A ponieważ ówczesne traktaty były ważne jedynie inter vivos i ich działanie ustawało po śmierci jednego z partnerów, biskup Folkmar z Utrechtu wypuścił zaraz na początku 984 roku księcia z więzienia i pośpieszył z nim do Kolonii. Tam arcybiskup Warin, którego "niezawodnej wierności" cesarski ojciec powierzył swe dziecko wraz z insygniami królewskiej władzy, wydał je obu najwyraźniej bez jakiegokolwiek sprzeciwu. Następnie Kłótnik przeciągnął na swoją stronę obietnicami i przekupstwem — a to prawdopodobnie dopiero umożliwiło w ogóle jego sukces — wszystkich niemieckich arcybiskupów — z wyjątkiem Willigisa z Moguncji, który jako jedyny metropolita Rzeszy nigdy go nie popierał — oraz prawie wszystkich biskupów bawarskich i saskich, a także wielu następnych.
Właśnie w Saksonii wykorzystywał święta katolickie do zademonstrowania swej władzy. Najpierw w Magdeburgu, gdzie jego stronnikiem był arcybiskup Gizyler, obchodził Niedzielę Palmową, a potem 23 marca 984 podczas Wielkanocy został w Quedlinburgu "publice" wybrany na króla; został, jak relacjonuje Thietmar, sam zapewne przy tym obecny, "publicznie powitany jako król i wyróżniony kościelnymi hymnami". Natomiast związało się z Henrykiem niewielu panów świeckich, a w tym żaden książę. Raczej chyba pośpieszyło wielu, "którzy z bojaźni Bożej nie chcieli złamać przysięgi wierności", z Quedlinburga do Asselburga (koło Hohenassel na południe od Burgdorf, w okręgu hanowerskim) i połączyli się tam — w formie coniuratio, sprzysiężenia (zakazanego już w kapitularzach karolińskich) — otwarcie przeciwko Henrykowi.
Władca Obodrytów Mściwój, który jeszcze w poprzednim roku podczas wielkiego powstania Słowian spalił Hamburg, mając u boku swego katolickiego kapłana Avico, wystąpił podczas tego konfliktu o tron po stronie Henryka. Również książęta Słowian, Mieszko i Bolesław II, wspierający Henryka już w latach siedemdziesiątych (s. 338 i nast.), zapewnili mu pod przysięgą pomoc. A katolicki książę Bolesław wykorzystał bunt do swoich celów. W drodze powrotnej zdobył podstępem Miśnię, kazał "zabić z zasadzki" burgrabiego Rikdaga, osadził w twierdzy załogę, uczyniwszy wkrótce z niej swą siedzibę i przegnał miejscowego biskupa Folkolda (969 - 992) na przypuszczalnie dwa lata.
Bunt jednak nie powiódł się z powodu interwencji metropolitów Willigisa z Moguncji i Adalbero z Reims. A w tym momencie gros arcypasterzy przyłączyło się do zwycięskiego Ottona III, a w zasadzie do regentów małoletniego króla. Nawet jeden z najbardziej zagorzałych zwolenników Henryka, Gizyler z Magdeburga, zawdzięczający przecież arcybiskupstwo ojcu Ottona, przeszedł do przeciwnego obozu. Prowadzono pertraktacje, potyczki i zbójeckie napady, przy czym z grodu Ala (zapewne w pobliżu kopalń srebra koło Goslaru) została uprowadzona — przypuszczalnie przez Henryka Kłótnika — Adelajda, najstarsza córka Ottona II, późniejsza opatka w Quedlinburgu (potem jeszcze w Gernrode, Vreden i Gandersheim), a z nią "wiele tam przechowywanego złota" (Thietmar). W końcu jednak Henryk musiał ulec na sejmie Rzeszy w miejscowości Rohr w Turyngii 29 czerwca 984 roku, oddać Ottona Teofano i Adelajdzie, a tym samym zrezygnować z korony.
W rękach pobożnych niewiast i kleru
Ponieważ Adelajda, żona Ottona I i rywalka Teofano, jeszcze w 985 roku przeniosła się do Włoch, regencję sprawowała w imieniu małoletniego syna przez siedem lat w sposób dotąd niespotykany jego młoda, urodzona około 955 roku matka, Teofano, mając za głównych doradców dwóch hierarchów kościelnych: arcybiskupa Willigisa i kanclerza biskupa Hildibalda z Wormacji, fałszerza (na swą korzyść) 18 dokumentów królewskich (s. 337).
Pochodzenie Teofano nie jest do końca jasne. Przypuszczalnie była córką bizantyjskiego cesarza Romana II. Na pewno była jednak utalentowana politycznie, ambitna, nawet wykształcona, a także pobożna. Odpowiednio do tego poświęciła się też po śmierci Ottona II w 983 roku wychowaniu syna. Dwie z jej córek zostały zakonnicami, Zofia opatką w Gandersheim (s. 368 i nast.), Adelajda opatką w Quedlinburgu, a wnuczka Teofano opatką w Essen. (Później Otton III ustanowił na czas swej obecności w Italii [od 997 roku] opatkę Matyldę z Quedlinburga, ciotkę, swą namiestniczką w Saksonii).
Wdowa po Ottonie II nie tylko podpisywała dokumenty jako "Theophanu z Bożej łaski cesarzowa", a nawet w zmaskulinizowanej formie "theophanius imperator augustus", "Pan Cesarz Theophanius" (jeśli nie mamy tu do czynienia z błędem kopisty), lecz rządziła od początku Rzeszą dosyć surową ręką. Otaczała
się wysokim klerem, w jego rękach pozostawał również następca tronu. W 987 roku wyznaczyła na nauczyciela swego siedmioletniego syna Jana Philagatosa, swego faworyta, Greka z Kalabrii, który dzięki Ottonowi II w 980 roku został kanclerzem Italii, a dzięki wdowie po nim w 988 roku arcybiskupem Piacenzy. Był to bardzo pewny siebie dostojnik Kościoła, który zaznał później okrutnego losu antypapieża (s. 358 i nast.). W 989 roku obowiązek wychowywania syna Teofano przeniosła na saskiego kapelana Bernwarda, późniejszego biskupa Hildesheim — świętego, posługującego się w równym stopniu krzyżem, co mieczem — który zdobył ponadto znaczne wpływy na dworze.
Po niespodziewanej śmierci młodej cesarzowej 15 czerwca 991 roku w Nijmegen rządziła do uzyskania pełnoletniości przez Ottona w 994 roku jego babka, Adelajda, licząca wówczas ponad sześćdziesiąt lat. Spokrewniona z połową Europy matka Ottona II, siostra króla Burgundii Konrada i teściowa króla francuskiego Lotara, "matka królestw", jak nazywał ją Gerbert z Aurillac, również była bardzo pobożna i skończyła jako święta (dzień 16 grudnia). Nawet Leksykon teologii i Kościoła podaje (w pierwszym wydaniu z 1930 roku): "Pod wpływem Adalberta z Magdeburga Adelajda działała u boku Ottona na rzecz silnej pozycji Kościoła". (Trzecie wydanie z 1993 roku mówi już jedynie o jej "politycznym wpływie"). Wspierana przez opatkę Quedlinburga Matyldę wykazała w istocie dużo więcej umiejętności w faworyzowaniu kleru, niż w prowadzeniu spraw Rzeszy. Założyła liczne klasztory i ze wzrostem pobożności coraz bardziej trwoniła dobra Korony na kościoły, którym już na początku swej nowej władzy nadawała donację jedną po drugiej.
Samo tylko opactwo w Selz (Dolna Alzacja), jej ulubiona fundacja, gdzie najczęściej mieszkała w ostatnich latach życia, nim w 999 roku "z radością weszła do wiecznej ojczyzny", otrzymało w ciągu trzech lat jej zarządzania Rzeszą dziesięć dworów, siedem łanów, trzy lasy, dochody z wielu kościołów i kaplic oraz immunitet, prawo do wyboru samorządu, do targu, bicia monety oraz królewskiej i papieskiej ochrony. Więc Pan Bóg nie zaniedbał dokonania "przy jej grobie licznych cudów" (Thietmar). Mniej więcej połowa wszystkich zachowanych dokumentów donacyjnych Adelajdy wymienia klasztory jako adresatów. Także ona sama nie rezydowała w Pawii, starym longobardzkim mieście królewskim, lecz w żeńskim klasztorze św. św. Zbawiciela i Julii, być może dlatego, że jego dochody i rozległe posiadłości stanowiły lepszą podstawę do budowania swej pozycji. Pani Rzeszy pozostawała pod wpływem reform kluniackich, sama była jedną z ich protektorek i przyjaźniła się z opatami Majolusem i Odilonem z Cluny (jej biografem).
Nie należy zapominać wśród cesarskich dam Ottona I o już wspomnianej córce Matyldzie, którą ojciec kazał ustanowić opatką już w wieku 11 lat. Odgrywała bardzo polityczną rolę szczególnie za czasów swego brata Ottona II, któremu towarzyszyła w wyprawach do Italii, i pod rządami Ottona III, zastępując go w Saksonii.
Niezwykły wpływ na owe wszelkie dominae imperiales, zwłaszcza na Teofano i św. Adelajdę, mieli ich duchowni doradcy, przede wszystkim arcybiskup i arcykanclerz Rzeszy Willigis z Moguncji, przez całe lata nie odstępujący boku młodego króla, oraz kanclerz biskup Hildibald z Wormacji. Jak niewiele na przykład Willigis — wyposażony przez papieża w szerokie prerogatywy wobec wszystkich arcybiskupów Germanii i Galii — przejmował się cesarzową Teofano, gdy mu to było na rękę, ukazuje tzw. spór o Gandersheim (s. 368 i nast.). Były to rządy bardziej kleru niż niewiast; zwłaszcza w pierwszej połowie 993 roku Willigis i Hildibald zdawali się "zarządzać Rzeszą samodzielnie" (Böhmer). Ale i nadto "znaczenie obu kościelnych regentów [...] urosło jeszcze bardziej" (Böhmer). Natomiast ogólne "poważanie dla króla podczas regencji niepełnoletniego coraz bardziej malało" (Glocker). Wiemy bowiem wystarczająco wiele o innych dostojnikach kościelnych, o Hattonie I z Moguncji (s. 232 i nast.) lub w XI wieku o metropolitach Adalbercie z Hamburga-Bremy i jego rywalu Annonie II z Kolonii, "jak samowładnie i z jaką pychą zachowywali się biskupi, gdy powierzano im coś takiego, jak regencja Rzeszy" (Althoff), przy czym czasami zagarniali kierowanie sprawami Rzeszy faktycznie. Również arcybiskup Gizyler z Magdeburga utrzymywał w latach 991-994 wyraźnie ścisłe kontakty z dworem.
Nawet w wypadku mniej lub bardziej samodzielnie rządzących władców ich dalsze i bliższe otoczenie odgrywało w wielu dziedzinach kluczową rolę, min. już to dlatego, że bez jego pośrednictwa nikt nie miał dostępu do cesarza; jego zaufani mogli zarówno dopuścić, jak i odmówić posłuchania.
Gdy Otton uzyskał pełnoletniość w 994 roku, wpływ zarówno Adelajdy, jak i obu książąt Kościoła, Willigisa i Hildibalda — jak można wywnioskować na podstawie ich mniejszej ilości interwencji — znacznie osłabł. W zamian za to młody monarcha wyraźnie preferował innych duchownych. I tak od razu ustanowił Heriberta, od wczesnych lat dziecięcych zaprzyjaźnionego z nim kapelana, arcybiskupa Kolonii (999 -1021), kanclerzem Italii. Cztery lata później Heribert przejął — znak wysokiego poważania w oczach Ottona — również kancelarię niemiecką, a więc rządził zarazem całym Imperium. W roku 996 Otton nominował swego kapelana i kuzyna Brunona na papieża, który zasiadł następnie na papieskim tronie jako Grzegorz V.
Wielkim poważaniem młodego władcy cieszył się również biskup Leon z Vercelli (998 1026), następca Piotra, zamordowanego przez margrabiego Arduina z Ivrei. Leon, Włoch, należał od 996 roku do nadwornej kaplicy i obok Gerberta był może najważniejszym doradcą politycznym Ottona III, przy czym jako biskup w żadnym wypadku nie zapominał o swoich korzyściach i swojej władzy, na przykład skonfiskował dobra hrabiego Arduina i jego stronników.
Duże znaczenie na dworze miał następnie biskup Leodium Notker, obdarowany przez Ottona kilkoma hrabstwami i w królewskiej służbie kilkakrotnie powoływany na wyprawy do Włoch (989-990, 996, 998-1002). Często brał udział w sprawach państwowych i innych przedsięwzięciach regenta dobrze urodzony Henryk I z Wurzburga — także jako przyjmujący królewskie dary i podejmujący interwencje — zawdzięczający swe biskupstwo bratu i kanclerzowi Heribertowi (który je odrzucił), a który w zamian za to został w 999 roku biskupem Kolonii (dalsi krewni, przypuszczalnie bratankowie, to biskupi Heribert i Gezemann z Eichstatt).
Między dwoma świętymi i przyszłym papieżem
Jak Henryk, tak i już wcześniej wymieniany, pochodzący z saskiej wyższej szlachty św. Bernward, jest typowym reprezentantem ottońskiego episkopatu Rzeszy; od 987 roku w kaplicy nadwornej, od 989 wychowawca Ottona, od 993 biskup Hildesheim. (Także i w jego rodzinie namnożyło się wysokich duchownych stanowisk: wuj Folkmar jest biskupem Utrechtu, dalszy krewny, Erchanbald, arcybiskupem Moguncji, siostra Judyta opatką rodzinnej fundacji w Ringelheim, ciotka Rotgarda opatką klasztoru Rzeszy w Hilwartshausen, a jeszcze dalsza krewna, Frideruna, opatką Steterburga).
Mimo różnych obowiązków wychowawczych i państwowych Bernward znajduje jednak czas na podnoszenie tak zwanej dyscypliny kościelnej, znajduje czas — jak by nie było siedem lat (1000-1007) — na wojowanie i to zwycięskie z arcybiskupem Willigisem o klasztor Gandersheim (s. 368 i nast.), również na wznoszenie umocnień (murów z basztami wokół swej siedziby biskupiej) oraz zamków (Mundburg i Warenholz). I przy tym wszystkim nie działa dla Ottona jedynie piórem, lecz i mieczem: w roku 994/995 przeciwko Słowianom połabskim, 1000/1001 pod Tivoli i przy tłumieniu rewolty rzymskiej, a nawet — nauka nie poszła w las — wziął udział jeszcze w 1006/1007 roku w wyprawie zbrojnej Henryka II Świętego, a potem wskoczył jeszcze na koniec życia w mnisi habit — benedyktyna — i też został świętym: 21 grudnia 1192 roku. Był bowiem "wszędzie błogosławiony", "wszędzie jedynie bojownikiem dla świętego Kościoła" (Wetzer, Welte).
Bardzo wielkie wrażenie wywarł na Ottonie podczas rzymskiego pobytu uczony Gerbert z Aurillac, jego przyjaciel i wychowawca, któremu młody cesarz nie mógł odmówić żadnego życzenia. Z powodu swych wybitnych umiejętności szczególnie na polu nauk przyrodniczych, matematyki i muzyki, z powodu swej fenomenalnej wiedzy, jaką zawdzięczał kulturze arabskiej i światu duchowemu, został przedstawiony już Ottonowi I. W 982 roku został opatem północno włoskiego klasztoru Bobbio (w nagrodę za zwycięstwo w dyspucie nad saskim scholarchą katedralnym Otrykiem, odniesione rok wcześniej w Rawennie przed Ottonem II). W 991 roku Gerbert awansował na arcybiskupa Reims, gdzie nie utrzymał się długo, a nawet musiał się obawiać o swoje życie. W 998 roku został arcybiskupem Rawenny, a rok później za namową opata Odilona z Cluny papieżem (Sylwestrem II).
Już przed koronacją cesarską Ottona Gerbert był widywany w jego orszaku "i, jak już starzejącego się Ottona I umiał zainteresować sobą, a później dzięki swym dialektycznym kunsztom zaskarbić korzystne względy Ottona II, tak i teraz wiedział, jak pozyskać całkowicie dla siebie młodego cesarza" (Böhmer). Dysputy wiedli ze sobą dzień i noc.
Zadziwiający wpływ zdobył w Rzymie na władcę również św. Wojciech, syn księcia Sławnika z Libic, pochodzący z najznaczniejszego obok Przemyślidów rodu Czech. Wojciech został w 983 roku biskupem Pragi, zwalczał bezskutecznie pogańskie obyczaje Czechów i został znienawidzony z powodu swej surowości. W 988 roku wyjechał do Rzymu, gdzie Teofano obsypywała go darami, by modlił się za zbawienie duszy jej zmarłego męża. Wprawdzie w 992 roku odzyskał swój praski stolec, jednak po konflikcie z księciem Bolesławem około 994/995 roku przybył do Akwizgranu do Ottona III, a stamtąd ponownie do Rzymu, gdzie przebywał już Otton. A po jego powrocie na północ w 996 roku, Wojciech już wkrótce znalazł się przy nim w Moguncji, jeśli nie przybył razem z cesarzem przez Alpy, gdzie miał nawet prawo dzielić z nim sypialnię "jak bardzo ulubiony pokojowy" (dulcissimus cubicularius).
I w ogóle — tak pisze najstarszy biograf Wojciecha — biskup nieustannie nauczał młodego władcę, zajmował go "dzień i noc świętymi rozmowami" i kusił "słodkimi słowami do miłości dla niebieskiej ojczyzny". Niezależnie od tego, w jakim stopniu takie hagiografie odpowiadają rzeczywistości, to obcowanie obu było niezwykle zażyłe, a wkrótce władca kazał w Akwizgranie i Rzymie wystawić kościoły poświęcone późniejszemu misjonarzowi i męczennikowi oraz kanonizować go już w 999 roku.
"Nasz jesteś [...]"
Otton III współpracował ściśle i stale z papieskim Rzymem i prałatami. Być może jeszcze intensywniej niż jego bezpośredni poprzednicy. Był członkiem licznych kapituł. Za jego panowania znanych jest co najmniej 35 kapelanów dworskich, a przez nich Kościół ciągle i o każdej porze mógł się kontaktować z dworem.
Wielokrotnie monarcha przewodniczył wspólnie z papieżem synodom. I wielokrotnie występował razem z nim o restytucję posiadłości kościelnych. Umacniał władzę biskupów dzięki nadawanym immunitetom, przyznawał im duże przychody, nadawał w tym czasie coraz bardziej dochodowe prawa do targów, bicia monety i poboru ceł, nadał niektórym w samym centrum Niemiec całe hrabstwa, co po raz pierwszy i sporadycznie działo się za panowania jego ojca. I tak przekazał biskupstwu w Leodium hrabstwo Huy, biskupstwu w Wurzburgu hrabstwo obejmujące frankońskie okręgi Waldsazin i Rangau, biskupstwu w Paderbornie hrabstwo rozciągające się na pięć okręgów. Pod rządami jego następcy Henryka II Würzburg i Paderborn uzyskały kolejne hrabstwa. Co oczywiste usuwano z nich urzędników królewskich. "Biskup piastował całą świecką władzę, we właściwym sensie tego słowa stawał się księciem", a nawet nie miał "być poddany żadnej władzy politycznej poza królem" (Hauck). Już za czasów Ottona III panował wszak "oficjalny pogląd, że duchowni przewyższają rangą książąt świeckich, nawet należących do rodziny cesarskiej" (Böhmer).
Otton III, który uprawiał "politykę imperialną o misjonarskiej tendencji" (Fleckenstein), jak oczywiście wielu jego poprzedników, był osobiście oddany religii jeszcze bardziej niż inni chrześcijańscy królowie i cesarze i obmyślał wszystkie swe czyny "ku pożytkowi Kościoła" (Schramm). Otton III miał piętnaście lat, gdy został cesarzem, a dwadzieścia jeden, gdy zmarł! Jak wielki wpływ musiało mieć wysokie duchowieństwo na ten chłonny, rozmarzony i żywy umysł —i pietyzm owego czasu, asceza, mistyka, kluniacki fanatyzm. "Nasza, nasza jest rzymska Rzesza!" raduje się papież Gerbert-Sylwester w liście do młodego cesarza. Noster, noster est Romanum imperium. "Nasz jesteś Cezarze, Imperatorze Rzymian i Auguście..." Nasz!
Otton dodaje do swego tytułu apostolskie formuły dewocyjne: "Sługa Jezusa Chrystusa", "Sługa apostołów", "z woli Jezusa Chrystusa cesarz rzymski, najpobożniejszy i najwierniejszy szerzyciel Kościoła świętego". Narzuca sobie wielokrotnie ciężkie ćwiczenia pokutne, pości czasami pięć dni w tygodniu, modli się podobno niekiedy całe noce. Każe się ćwiczyć rózgami w Gnieźnie u grobu św. Wojciecha. Zimą i wczesną wiosną 999 roku udaje się pieszo w dalszą pielgrzymkę z Rzymu do Benewentu, do świątyni Michała Archanioła na Monte Gargano. Jeszcze latem idzie do Subiaco w Górach Sabińskich, by zatopić się we wspominaniu św. Benedykta. Z jednym z zaufanych, biskupem Frankiem z Wormacji, zamyka się na czternaście dni w grocie (spelunca) obok kościoła S. Clemente w Rzymie, by pokutować. Płacze wielokrotnie z pobożnymi eremitami i wiezie "relikwie" Karola Wielkiego ze sobą, m.in. ząb, który zabrał spośród szczątków. "Nasz jesteś...".
Pasowaniem na rycerza we wrześniu 994 roku (jak się przypuszcza na zjeździe w Sohlingen, którego dokładnej daty nie sposób ustalić) zakończyła się regencja cesarzowej wdowy Adelajdy. Wycofała się wówczas do alzackiego klasztoru Selz (s. 352), a Otton III objął rządy faktycznie. Już latem 995 roku poprowadził niszczącą wyprawę zbrojną na Obodrytów we wschodnim Holsztynie i Meklemburgii — wspierany tym razem przez oddziały polskie i czeskie — rozszerzając następnie nadzwyczajnie biskupstwo w Miśni i zwielokrotniając dochody z dziesięcin — jeśli królewski dokument, jak często się ocenia i twierdzi, nie został sfałszowany.
Potem młody władca zwrócił się energicznie na południe. Wśród śpiewu psalmów wyruszył w 995 roku z Ratyzbony. Jeszcze zimą, rzecz niezwykła, przekroczył przełęcz Brenner, każąc nieść przed wojskiem Świętą Włócznię, symbol aspiracji do Italii i cesarstwa. W Pawii złożyli mu hołd możni włoscy i zaprzysięgli wierność. 20 maja Otton zjawił się w Rzymie.
Sceny wokół papieskiego tronu
Na papieskim tronie tymczasem, jak zwykle w owym czasie, wiele się działo.
W zamęcie po śmierci Ottona II powrócił wiosną 984 roku do Świętego Miasta Bonifacy VII, dobrze zaopatrzony w broń i złoto z Konstantynopola. Kazał rządzącego papieża, dawniejszego kanclerza Ottona II, biskupa Piotra z Pawii potem zwanego Janem XIV (983 -984), zamknąć w twierdzy Zamku Anioła, a później zagłodził lub, według innych relacji, otruł (inskrypcja nagrobna w Św. Piotrze pomija dyskretnie okoliczności śmierci). I panował jako Bonifacy VII ledwie jeden rok, nim zlikwidowano jego samego; zerwano z niego szaty pontyfikalne, podeptano zwłoki, podziurawiono i za nogi wywleczono z pałacu i powleczono uliczkami miasta.
Po Bonifacym VII, przez lud zwanym później "Malefatius", a przez Gerberta z Aurillac "monstrum horrendum", przez Rzym jednak dopiero w 1904 roku zaliczonym w poczet antypapieży, nastał pod koniec lipca obywatel rzymski Jan XV (985-996).
Zawdzięczał to, obok Ducha Świętego, najwyraźniej potężnym Krescencjuszom, rodowi nieznanego pochodzenia (używana przez historyków nazwa wywodzi się od najczęściej występującego w nim imienia). Krescencjusze posiadali w drugiej połowie X wieku w Rzymie i okolicy wielkie wpływy, na pewien czas opanowując przy tym tron najwyższego kapłana w tym mieście, ale i przez niego samego również byli wspierani. Popadali jednak coraz bardziej w konflikt interesów zarówno z Ottonami, jak i rosnącym w siłę papiestwem.
Wyniesienie na tron Jana XV, przeprowadzone zapewne przez patrycjusza Jana Krescencjusza, nastąpiło bez konsultacji z dworem niemieckim. Papież, syn rzymskiego kapłana Leona, nie był przyjacielem kleru, raczej faworyzował szlachtę, a przede wszystkim swych krewnych, których wzbogacał, podczas gdy sam z powodu swej chciwości, przekupności i nepotyzmu był znienawidzony i to głównie właśnie przez duchownych. Gdy w 988 roku zmarł Jan Krescencjusz, do władzy nad Państwem Kościelnym doszedł jego brat, Krescencjusz II Nomentatus; na jego żądanie warunkiem udzielenia audiencji u Ojca Świętego stały się "bogate dary-łapówki". W Rzymie wszystko jest do kupienia, oświadczył pewien biskup w 991 roku na synodzie w Reims, a miarą wyroków była waga złota. Jednakowoż zachłanny pontifex uznał na synodzie laterańskim z 31 stycznia 993 roku Ulryka z Augsburga za świętego. Była to pierwsza formalna kanonizacja papieska, a jak by nie było kanonizował biskupa biorącego czynny udział w wyprawach zbrojnych dwóch władców, Henryka I i Ottona I, i który jeszcze w wieku prawie sześćdziesięciu lat walczył z mieczem w ręku i pewnie też zabijał.
W marcu 995 roku papież uciekł pod naciskiem Krescencjusza i przed nienawiścią kleru do Sutri, skąd starym rzymskim zwyczajem poprosił o pomoc zza Alp. Jednak nim Otton je przekroczył, Jan XV wrócił do Rzymu — nawet z wszelkimi honorami — lecz wkrótce uległ atakowi gorączki.
Podczas przemarszu króla zamieszki wybuchły już w Weronie, przy czym zginęła pewna liczba żołnierzy. W Pawii dotarła do króla wiadomość o śmierci Jana XV. Desygnował więc na papieża, jakby chodziło o obsadzenie jednego z biskupstw Rzeszy, młodego Brunona, swego kapelana i kuzyna, syna księcia Ottona z Karyntii, a wnuka Konrada Czerwonego (s. 280) i Liutgardy, córki Ottona I. Prawnuk cesarza wstąpił więc na tron papieski jako pierwszy Niemiec na początku maja 996 roku pod imieniem Grzegorza V (996-999), a 21 maja szesnastoletni Otton III został koronowany przez dwudziestoczteroletniego papieża na cesarza — można by powiedzieć, wszystko zostało w rodzinie.
W następnych dniach władca nawiedzał rzymskie kościoły i wspólnie z Grzegorzem prowadził obrady trzydniowego synodu koronacyjnego w bazylice Św. Piotra, dotyczącego głównie sporów kościelnych, sporu o Reims, sporu biskupa Odelryka z Cremony, który nadmiernie łupił stan kupiecki swego miasta, spór opata Engizo z Brugnato z biskupem Gotfrydem z Luni o klasztor, podczas którego papież podarł prezentowane synodowi dokumenty. Mimo okazjonalnych napięć między cesarzem a papieżem podkreślano od początku zrozumienie, obaj" "zachowywali się w skupieniu" (Althoff). W końcu Grzegorz zawdzięczał kuzynowi swój tron papieski i jest całkiem oczywiste, że kazał mnichom z klasztoru Monte Amiata modlić się za stan (stabilitas) Rzeszy.
Ledwie jednak Otton wyjechał z Rzymu, Krescencjusz zbuntował się i zagarnął nieograniczoną władzę w mieście. Jeszcze jesienią 996 roku Grzegorz V musiał opuścić Rzym na czternaście miesięcy i mimo dwóch prób zbrojnych nie udało mu się powrócić. Rezydował najczęściej w Górnej Italii, wielokrotnie wzywał cesarza przez posłańców na pomoc i w lutym 997 roku na synodzie w Pawii rzucił klątwę na Krescencjusza. Właśnie wtedy na tron papieski jako Jana XVI wyniesiono Jana Philagatosa, arcybiskupa Piacenzy, ojca chrzestnego zarówno Grzegorza, jak i cesarza, nie bez paru przekupstw — wszakże nawet papież-reformator Grzegorz V podpierał swe decyzje pieniędzmi, co sam Otton III uznał za prawnie udowodnione.
Wygnanie Grzegorza przez rzymian i obranie Jana Philagatosa, dawniejszego przyjaciela Teofano, jako antypapieża, skłoniło Ottona do drugiej podróży przez Alpy, podczas gdy w Niemczech rządziła za niego ciotka Matylda, opatka z Quedlinburga.
Cesarz stanął w połowie lutego pod Rzymem. Jak zawsze w jego wojsku była obecna pewna liczba prałatów. I tak biskup Notker z Leodium, stary weteran, co najmniej cztery razy w służbie Ottonów we Włoszech, który również w pobliżu Leodium w 987 roku zniszczył na zawsze trudny do zdobycia gród Chevremont. W wyprawie wziął udział strasburski biskup Wilderod, również cały szereg górnoitalskich arcypasterzy ze swymi orszakami zbrojnymi. Wśród opatów nawet Odilo z Cluny, prawdziwy święty (dzień 2 stycznia), który nie bacząc na wszelkie świętości przez wiele lat wadził się z biskupem Macon.
Antypapież Jan XVI, urzędujący już od dziesięciu miesięcy, na próżno usiłował się schronić w jednej z ufortyfikowanych wież. Został wyśledzony przez oddział hrabiego Bryzgowii Birichtilo (Bertolda), stronnika Zahringerów i założyciela klasztoru Sulzburg, pochwycony i rzekomo za zgodą Grzegorza V oraz Ottona III, swego niegdysiejszego ucznia, potraktowany nader okrutnie — Bryzgowijczyk wkrótce potem (jeśli nie — co wielce prawdopodobne — dlatego, to mimo to) uzyskał niezwykłe honory i dary. Tak na przykład rok później dane mu było jako reprezentantowi cesarza przy pomocy specjalnie sprowadzonej z Rzymu do Quedlinburga złotej laski opackiej wprowadzić na urząd jego siostrę Adelajdę. A w tym samym czasie hrabia-kat otrzymał przywilej targowy, celny i dotyczący bicia monety dla Villingen w Schwarzwaldzie, by zrównać jego miasto targowe z targami w Konstancji i Zurychu. Ergo: "Jego czyn nie spowodował popadnięcia w niełaskę, lecz przysporzył mu cesarskiej życzliwości w najwyższej mierze [...]. Oba «honory» świadczą wyraźnie o tym, że Birichtilo zasłużył sobie na wdzięczność cesarza w szczególny sposób [...]" (Althoff).
A cóż takiego uczynił szlachetnie urodzony Bryzgowijczyk? Poddał pojmanego antypapieża bez litości torturom, kazał wykręcić ręce, wyrwać oczy, obciąć nos, wargi, język i uszy. Quedlinburskie kroniki podkreślają wprawdzie, że sprawcy nie byli przyjaciółmi cesarza, lecz "przyjaciółmi Chrystusa", jednakże jakkolwiek było, postawiono tak pohańbionego przez żołdaków cesarskich Jana XVI przed sądem papieskim, który go formalnie zdetronizował i potraktował za pomocą stosowanego zwyczajowo w Kościele Chrystusowym rytuału dewestury. Grzegorz, reformator, papież przecież wykształcony, którego inskrypcja nagrobna sławi jego umiejętności, potrafiący wygłaszać kazania po łacinie, francusku i niemiecku, kazał oślepionego, prawie głuchego i pozbawionego mowy Jana XVI odziać ponownie w kościele w papieskie szaty i zrywać je potem kawałek po kawałku.
Tymczasem przechodził rodak nieszczęsnej ofiary, św. Nilo, 88-letni starzec podziwiany w całych Włoszech. Cesarz i papież pełni czci przywiedli go na Lateran, całowali mu ręce i prosili o zajęcie miejsca między nimi. Jednakże ten wyraził tylko jedno życzenie, by biednego Philagatosa, który przecież obu podniósł od chrztu, a teraz przez nich został tak okaleczony i pozbawiony oczu, mógł zabrać do swego klasztoru, gdzie wspólnie będą opłakiwać popełnione grzechy. Cesarz, któremu łzy napłynęły do oczu, był podobno gotów się zgodzić, lecz papież chciał rozkoszować się swą zemstą. Kazał ukoronować oślepionego Jana miast koroną wymieniem, wyrzucić z kościoła, posadzić tyłem do przodu na ośle, wręczając ogon jako cugle — makabryczny to plagiat — i tak przez Rzym powieźć do klasztornego więzienia, gdzie jeszcze miał wegetować całe lata. Otton, jeśli informacja jest prawdziwa, miał prosić Nilona o wybaczenie, ten jednakże odparł, że cesarz i papież uczynili to jemu samemu, a nawet Panu Bogu, dopuszczając się zbrodni na nieszczęsnym Philagatosie, i Bóg im tego nie odpuści, jak oni nie odpuścili Philagatosowi. I opuścił Rzym tego samego dnia .
Buntownik Krescencjusz uciekł jednak do Zamku Anioła. Uchodził on za niezdobyty, był oblegany przez dwa miesiące nieustannie, to znaczy szturmowany dzień i noc, i wreszcie 28 kwietnia został wzięty szturmem przez margrabiego Ekkeharda z Miśni. (Cesarz nagrodził go bogato ziemią jako bohatersko wojującego ze Słowianami na wschodzie żołnierza. Lecz gdy w 1002 roku chciał przejąć sukcesję po bezdzietnym władcy, został zamordowany w palatium Pöhlde przez klikę arystokratów pod przywództwem hrabiów Henryka i Udona z Katlenburga, przypuszczalnie z zemsty z pobudek osobistych).
Krescencjuszowi zagwarantował życie Tammo, brat biskupa Bernwarda z Hildesheim i przyjaciel Ottona, na rozkaz tego ostatniego. Wiele źródeł włoskich mówi o takich zapewnieniach, złożonych pod przysięgą, inne współczesne przynajmniej je w istocie potwierdzają. Jednakże Krescencjusza oszukano i "czego nie da się umniejszyć i temu zaprzeczyć [...], stracono jako zdrajcę stanu na nalegania wrogo doń nastawionego papieża" (Uhlirz). Został on ścięty na najwyższym, widocznym przez wszystkich miejscu Zamku Anioła wraz z dwunastoma pomniejszymi przywódcami, jego ciało strącono z blanków, pociągnięto za krowami zabłoconymi ulicami Rzymu i z dwunastu pozostałymi straconymi powieszono do góry nogami na krzyżu na Monte Mario ponad Watykanem. Papież nie był zbyt wrażliwy i myśl o powieszonym przejmowała go radością. Jednego z hrabiów Sabiny o imieniu Benedykt, pozostającego w sporze z Ojcem Świętym o zrabowane dobra kościelne, zmusił do uległości groźbami, że pojmanego syna hrabiego każe powiesić na jego oczach.
Papież Grzegorz V, znienawidzony powszechnie przez rzymian, zmarł nagle — "po cnotliwym urzędowaniu" (biskup Thietmar) — wiosną roku 999, jednak raczej nie z powodu trucizny, jak przebąkiwano, lecz na malarię. Dzięki Vita Nili pokutuje pogłoska o jego oślepieniu; miano temu papieżowi wyłupić oczy — jest to przypuszczalnie literacka reakcja na jego okrucieństwo wobec antypapieża w poprzednim roku.
Niemieckie źródła mówią o rzymskim "gnojowniku", jaki cesarz musiał oczyścić. Nazywają Krescencjusza obelżywie "perversus", "membrum diaboli". I jeszcze Gerd Althoff, stawiający niektóre zarzuty cesarzowi i papieżowi, próbuje usprawiedliwiać brutalność obu, tłumacząc ją "mniej indywidualnymi pobudkami, jak chęć zemsty, rozczarowania i rozgoryczenie", niż "regułami gry X wieku" i "regułami tego czasu". Pokonanym miano okazywać łagodność, ale tylko za pierwszym razem, przy recydywie nie oszczędzano nikogo.
Tylko że, na marginesie, są i przykłady przeciwne, i to wcale liczne — a owe "reguły" były akurat "regułami" chrześcijańskimi. Chrześcijanie je wykonywali, chrześcijanie je praktykowali. To nie "czasy" były winne, to ludzie tych czasów. A dokładnie wziąwszy nawet nie oni. Winne były obyczaje, prawo, ustawy, sposób myślenia i wiara tych czasów. Wszystkie one były przecież od stuleci chrześcijańskie! Winny były, musiały być chrześcijańskie — za wszelką cenę! także i właśnie za cenę życia. Wciąż nas zatem interesuje, jakie przestępstwa chrześcijanie popełnili w imieniu chrześcijaństwa, Kościoła, państwa lub na własną rękę, w końcu również przeciwko przykazaniom własnej religii. Jedynie to jest naszym tematem. Do głębi antyhumanistyczne, gardzące człowiekiem i człowieka niszczące zachowanie chrześcijan o każdym czasie i wszędzie.
Na przykład również na wschodzie. Już jako dziecko Otton III — jak pisze Wolfgang Menzel, jeden z niemieckich podżegaczy XIX wieku — "zasłużył tam sobie na ostrogi".
Arcybiskup Gizyler przekupuje, fałszuje i zgarnia forsę
Wojny na wschodzie, wyprawy zbrojne zwłaszcza przeciwko nadłabskiemu słowiańskiemu Związkowi Wieletów w celu zaprowadzenia niemieckiego panowania i chrześcijaństwa były kontynuowane po powstaniu z roku 983 (s. 343) i to z jeszcze większą siłą i jeszcze częściej. Właśnie podczas regencji Teofano rozpoczęła się agresywna polityka, "której głównymi realizatorami byli Gizyler z Magdeburga i Ekkehard z Miśni" (Kretschmann).
Arcybiskup Gizyler, wymieniany tu już parokrotnie, pochodził ze szlachty wschodniosaskiej; "szlachetnej postawy i szlachetnego pochodzenia", mówi o nim biskup Thietmar, gdzie indziej nie pozostawiający na nim suchej nitki. Otton I sprowadził go na swój dwór i nadał w 970 roku biskupstwo w Merseburgu. Wszakże nadzwyczaj ambitny, zaprawiony w ciemnych interesach książę Kościoła przebywał w przyszłości dużo częściej w pobliżu królów i cesarzy, niż we własnej diecezji. Wiedział, jak zdobyć przychylność najmożniejszych, jak zdobyć wielkie i liczne dary, a na koniec jak zostać arcybiskupem Magdeburga (981 -1004), co zaprzątało jego całą uwagę. Stało się to oczywiście na mocy ustaleń kościelno-prawnych po likwidacji biskupstwa w Merseburgu; był to powód, dla którego Thietmar z Merseburga tak go nienawidził, zwłaszcza że Gizyler przy swych niepohamowanych żądaniach coraz większego respektu, wyższych godności i większych wpływów nie cofał się przed niczym.
Miał zatem dążąc do swego celu ograbić nawet Św. Wawrzyńca, przekupywać ogromnymi łapówkami wszystkich książąt i rzymską kurię, a od papieża otrzymać wielkie przywileje, wśród nich niezwykłe prawo wyświęcania kardynałów prezbiterów, diakonów i subdiakonów, jakim dotychczas mogła się szczycić tylko jedna diecezja (w Trewirze) — nawet jeśli jedynie na podstawie falsyfikatu. A arcybiskup Magdeburga Gizyler (lub jakiś jego wspólnik) właśnie dokonywał fałszerstw, sfałszował — gdy uznał się zagrożony przez założenie arcybiskupstwa gnieźnieńskiego — przywilej papieski dla poprzedniego arcybiskupa magdeburskiego Adalberta, nadający mu prymat w "Germanii", a ponadto przyznający prawo wyświęcenia siedmiu kardynałów diakonów i 24 subdiakonów — przesadził mocno i od razu wydało się to podejrzane, stąd całe fałszerstwo nie odniosło żadnego skutku.
Jednakże Gizyler wbrew dyspozycjom synodu papieskiego z września 981 roku uzyskał inne godne uwagi korzyści, min. prawa biskupie nad siedmioma burgwardami zamieszkanymi w większości przez pogańskich Słowian, otrzymując północną część rozwiązanego biskupstwa w Merseburgu. Otrzymał dwa własne klasztory, klasztor Pöhlde i merseburskie opactwo Św. Wawrzyńca, oba z pokaźnymi posiadłościami. Otton II, który podarował biskupowi Gizylerowi w 974 roku ogromne lasy w okręgu Chutizi, jeden z największych kompleksów leśnych Niemiec, oddał mu także gród Kohren (koło Altenburga) oraz nadany wcześniej Merseburgowi królewski dwór Priessnitz (koło Borny). Do tego arcybiskup zagarnął kolejne niegdyś merseburskie nieruchomości, łącznie "bez wątpienia najwartościowszą część dawnych dóbr stanowiących uposażenie Merseburga" (Claude).
Aby swoje postępowanie — czasami osłaniane przez króla — przedstawić w lepszym świetle i zamazać pierwotne stosunki prawne, Gizyler miał usunąć wszelkie akty prawne. Tak twierdzi przynajmniej biskup Thietmar: "Dokumenty, zawierające dary królewskie i cesarskie, spalił w ogniu lub kazał przez zmianę adresata przypisać swemu kościołowi". Mediewiści zauważają w związku z tym, że większość dokumentów merseburskich arcybiskup Gizyler zabrał ze sobą do Magdeburga, lecz nie oddał ich przy restauracji biskupstwa w Merseburgu. "Fałszerstwo i zniszczenie dalszych dokumentów jest wielce możliwe" (Claude).
Ponieważ Gizyler nie tylko był żądny kariery i dóbr, lecz granica Rzeszy przebiegała ponadto o dzień drogi od jego rezydencji, to zrozumiała staje się jego aktywność w nieomalże nie kończących się wojnach na wschodzie. Z niesłychaną regularnością źródła donoszą, że rok w rok "ogniem i mieczem" (incendiis et caedibus) był pustoszony cały kraj Słowian (totam terram), przy czym mordercze najazdy rozpoczynano chętnie przemyślnie w "zwyczajowym terminie" (Böhmer), w dzień Wniebowstąpienia Marii Panny.
Nieustająca wojna czternastoletnia ze Słowianami połabskimi
Najwyraźniej powodowana współczesnymi konstelacjami historycznymi część mediewistów niemieckich umniejsza dyskretnie ów ustawiczny terror na wschodzie. Tak na przykład Eduard Hlawitschka wspomina w swej Studienbuch pokrótce przy okazji polityki Teofano, że Sasi "wielokrotnie najeżdżali Słowian połabskich", za czasów regencji Adelajdy — również w połowie zdania — "walki przeciwko Lucicom i Obodrytom w latach 991-995", a Otton III we własnej osobie prowadzi przeciwko buntownikom "latem 997 roku jedynie dwie krótkie ekspedycje".
W rzeczywistości chodzi tu o prawie czternastoletnią nieustanną wojnę, w której Rzesza — zapoczątkowując nową politykę wschodnią — związała się z Mieszkową Polską, co dało tę korzyść, że Luciców wzięto w kleszcze z dwu stron, od wschodu i zachodu, i można było ich atakować wspólnie. (Nazwa "Lucicy" zastąpiła w trakcie X wieku starsze określenie "Wieleci".) Przypuszczalnie zaaranżował ten sojusz arcybiskup Gizyler, w 984 roku stojący wraz z księciem polańskim po stronie Henryka Kłótnika.
Już w roku 985 armia saska przy udziale Mieszka najeżdża na kraj Luciców, pustosząc go. Także dwie następne wyprawy zbrojne Niemców, w roku 986 i 987, skierowane były przeciwko Lucicom i Bolesławowi czeskiemu, ociągającemu się z wydaniem straconej na jego rzecz w 984 roku (a w następnym zdobytej ponownie) Marchii Miśnieńskiej. Te ataki również wspierał Mieszko, a wyprawie w 986 roku towarzyszył nawet sześcioletni król niemiecki, mający za zadanie "dodanie animuszu" coraz bardziej zmęczonym i krnąbrnym żołnierzom. Prawdopodobny, choć nie poświadczony bezpośrednio, jest udział Gizylera w obu ekspedycjach wojskowych. Wszędzie naokoło okrutne spustoszenie, zniszczono sześćdziesiąt cztery umocnione grody, jednakże co najwyżej wymuszono płacenie trybutu i nie odzyskano utraconych obszarów.
W 990 roku następuje od razu dwukrotny atak na obszary Słowian połabskich, postrzegane przez Thietmara z Merseburga jako opanowane przez Szatana. W narastającym konflikcie między Czechami a Polakami niemieckie oddziały pod wodzą arcybiskupa Gizylera i margrabiego Ekkeharda z Miśni przybywają na pomoc Polakom. Jednakże Bolesław przechytrza Niemców, odprawiających jeszcze mszę o świcie, rozbraja biskupa i hrabiego, każąc im zaprzysiąc pokój.
W 991 roku podczas Wielkanocy w Quedlinburgu ustalono z Mieszkiem dalszą wspólną wojnę. Sam Otton z wielkimi siłami saskimi zdobywa i jeszcze w tym samym roku traci Brennę, o którą toczyło się wiele bojów ze zmiennym szczęściem, naczelny gród Hawelan, Związku Wieletów, od 983 roku zaliczanego do Luciców. Arcybiskup Gizyler jest i przy tym. Szczególnie zasłużył się biskup Milo z Minden ze swymi zachodnimi Sasami, tutaj po raz pierwszy wymienianymi w walkach z Lucicami.
W 992 roku ponownie zaatakowano dwukrotnie (w czerwcu i sierpniu) kraj Luciców, przy czym pobożni Polacy pośpieszyli z pomocą we wszystkich walkach. A do drugiego najazdu przystąpił nie tylko sam Otton III z wielką armią, lecz po raz pierwszy również chrześcijański Bolesław czeski. W ten sposób ta okupiona ofiarami wyprawa — w której kler walczy na czele, a na polu bitwy zostaje chorąży Diethard, diakon kościoła w Verden — przybiera bez mała "charakter wojny religijnej" (M. Uhlirz).
Jednakże wygląda na to, że nie zdołano wycisnąć nic więcej niż trybuty, jeśli w ogóle, a we własnych szeregach dało znać o sobie nawet zniechęcenie wywołane ciągłymi bezowocnymi wyprawami. Oczywiście regenci usiłowali podnieść gotowość do walki za pomocą darów wobec szlachty i klasztorów na obszarach przygranicznych, zwłaszcza że po ich stronie stały teraz również Czechy. (Tak na przykład klasztor w Quedlinburgu otrzymał w 993 roku rozległe posiadłości nad Hawelą, miejscowości Poczdam i Geltow oraz bliżej nie określoną wyspę).
Już w 993 roku relacje mówią o trzech nowych ofensywach Sasów przeciwko Słowianom, po czym król nagrodził wielkimi darami za szczególne zasługi biskupów Hildibalda z Wormacji i Gizylera z Magdeburga. W końcu biskupa Magdeburga, jak przypuszczają historycy, nie zabrakło chyba przy żadnej z tych wojen, utrzymywał bowiem we wczesnych latach dziewięćdziesiątych intensywne stosunki z dworem Ottona III i był uważany za "głównego przedstawiciela niemieckiej polityki wschodniej" (Claude).
W 995 roku nastąpiła pustosząca szeroko cały kraj ekspedycja karna Ottona jako kara za wielkie powstanie wszystkich Luciców i Obodrytów w poprzednim roku. Po stronie cesarza walczyli również i tym razem chrześcijańscy Polacy i Czesi, a wśród nich najstarszy syn Sławnika, Sobibór, brat św. Wojciecha, biskupa Pragi. A w wielkim stopniu odznaczyła się ponoć drużyna biskupstwa w Miśni, doznająca potem szczególnej łaski Ottona.
W 997 roku dalej walczono, grabiono i obracano w perzynę terytorium Hawelan, najczęściej pod cesarską komendą, przez parę tygodni również — w pewnym zakresie — pod wodzą Gizylera, który stracił sporo swych ludzi i zwalił potem winę na swego następcę, sam w każdym razie natychmiast salwując się ucieczką, nie tracąc przy tym sympatii Ottona.
Cesarz powierzył w owym czasie do obrony arcybiskupowi Arneburg (na lewym brzegu Łaby koło Stendal). Słowianie wywabili go z warowni pod pozorem pertraktacji i wciągnęli w zasadzkę. Podczas gdy jego eskorta leżała już bez życia na ziemi, arcypasterz rzucił się do ucieczki na łeb, na szyję. "Już nastąpili wojujący z obu stron na siebie", relacjonuje Thietmar; "siedzący w wozie arcybiskup zdołał wprawdzie uciec na luzaku, ale z jego ludzi niewielu uszło śmierci. Zwycięscy Słowianie ograbili — było to 2 lipca — bez przeszkód poległych i żałowali tylko, że wymknął im się arcybiskup".
Jednakże nie koniec na tym. Nie czekając na swego zmiennika, margrabiego Liuthara, wuja Thietmara, Gizyler opuścił gród — albowiem czas jego służby się skończył — natknął się po drodze na nadciągającego hrabiego, mającego teraz nad nim komendę — "polecił mu go w potrzebie i odjechał". Tymczasem Słowianie wtargnęli do niestrzeżonej warowni, podpalili ją, a nadjeżdżający Liuthar zastał ją w dymie i płomieniach i "usiłował na próżno przy pomocy posłańca skłonić arcybiskupa do powrotu". Hierarcha odmówił jakiejkolwiek pomocy i zawrócił do domu. Hrabia nie zdołał ugasić stojącego w płomieniach kasztelu, musiał "zostawić wrogowi otwartą bramę", a potem został oskarżony przed cesarzem i musiał się oczyścić przysięgą z zarzucanej mu winy.
Podczas tych najazdów, w których Otton III "ciężko spustoszył ogniem i grabieżami" kraj Słowian (incendio et magna depredacione vastavit), towarzyszył mu były arcybiskup Reims, Gerbert z Aurillac, późniejszy Sylwester II, pierwszy papież z Francji. Następnie wojowali w owym czasie na wschodzie m.in. arcybiskup Willigis z Moguncji — mimo swego wieku — oraz biskup Henryk z Wurzburga ze swymi oddziałami, a szczególnie się odznaczył biskup Ramward z Minden (996-1002), wyprzedzający wszystkich — nawet chorążych — z krzyżem w ręku i podżegający mocno przeciwko wrogowi — "piękny przykład wojowniczych biskupów Rzeszy, równie dobrze posługujących się mieczem, co krzyżem" (Holtzmann). I tak wówczas padła "bardzo wielka liczba" słowiańskich diabłów, a żałosnym resztkom odebrano ich łupy .
Ostatnio jednakże, nie chcąc w najmniejszym stopniu umniejszać "ogromnych działań militarnych" na wschodzie, historycy ostrzegają, by nie widzieć w tym zbytnio niezmiennych frontów, systematycznie przemyślanych akcji państw prowadzących wojnę, strategii odzyskiwania, czy wręcz bardziej centralnie kierowanych najazdów. "Siłą napędową zdają się bardziej pęd do zemsty, żądza łupów czy trybutów, które popychały do działania saskich margrabiów i biskupów, nierzadko również bez udziału króla i nie na jego zlecenie" (Althoff). W jednym przypadku mogło być tak, w innym inaczej; dla nas — i dla ofiar — różnice te nie są tak bardzo istotne. Albowiem czy chrześcijańscy hrabiowie, czy biskupi grabili gdzieś i zabijali z własnej woli, czy posłuszni centralnie danemu poleceniu — to jedno i drugie należy bez wątpienia do kryminalnej historii chrześcijaństwa.
Jeszcze w 997 roku Otton III walczył przeciwko Lucicom. Jednakże gdy wyruszył na południe, gdy dał pierwszeństwo polityce włoskiej — i to najwyraźniej pod wpływem przede wszystkim Gerberta z Aurillac, przyszłego papieża — zapragnął spokoju na wschodzie i zawarł pokój z wrogiem. Walczono z nim czternaście lat, prawie co roku ruszano nań zbrojnie, w niektórych latach nawet wielokrotnie. Nawet Czesi i coraz częściej chrześcijańscy Polanie byli wzywani przeciwko poganom. A zaledwie parę lat potem pewien święty, cesarz Henryk II, ramię w ramię z pogańskimi Lucicami prowadził trzy nadzwyczaj krwawe wojny przeciw chrześcijańskim Polanom, tak przecież przydatnym jego poprzednikowi na tronie, jak i pewnie on im.
(Zarazem właśnie wówczas, w czasach reform kluniackich, szerzona była mocno idea jedności chrześcijaństwa, wedle której chrześcijanie nie mogli walczyć ze sobą. Tak pisał w 994 roku uczony opat Abbo z reformowanego klasztoru Fleury nad Loarą, zażarcie spierający się z biskupem swej diecezji Arnulfem z Orleanu, głównym doradcą Hugona Kapeta: "Prawdziwi rycerze nie zwalczają się wzajemnie w łonie swej matki, Kościoła, lecz kierują wszelkie swe siły na poddanie przeciwników świętego kościoła Bożego". Nie "prawowiernych", lecz pogan winni chrześcijanie atakować, głosił reformator — i został zabity podczas inspekcji podlegającego mu gaskońskiego prioratu La Reole przez swych krnąbrnych mnichów).
"[...] zebrać legiony" — skoncentrowana akcja w Gnieźnie na rzecz Rzymu
Fakt, że w Polsce najpóźniej w 968 roku założono biskupstwo w Poznaniu, które schrystianizowało kraj w przeciągu ledwie jednego dziesięciolecia, niezaprzeczalnie przyniósł jego władcy wielkie korzyści. Mieszko I zdołał wkrótce zdobyć całe Pomorze.
Po śmierci żony, pochodzącej z rodu Przemyślidów Dobrawy (977 r.) poślubił Odę z Haldensleben, córkę możnego hrabiego Teodoryka z Marchii Północnej, a po jego śmierci (985 r.) zaczął w porozumieniu z regentami Rzeszy występować w marchiach jako przedstawiciel interesów swej małżonki. I tak jak wcześniej małżeństwo z Dobrawą przypieczętowało sojusz z Czechami, tak teraz rozsypał się on pod koniec lat osiemdziesiątych z powodu Śląska. Mieszko popadł w konflikt ze swym szwagrem Bolesławem II, bo wspierali go pogańscy Lucicy, podczas gdy książę Polan dzięki pomocy niemieckiej zdołał utrzymać Śląsk. A mimo to, że tymczasem związał się z rywalem Ottona II, Henrykiem Kłótnikiem, złożył mu nawet w 984 roku hołd jako swemu "królowi i panu", nie doznał żadnego uszczerbku. Ani chybi już w następnym roku przeszedł na stronę Ottona III i wraz z Sasami wojował przeciw pogańskim Słowianom.
Prowadząc świadomą politykę u boku Rzeszy niemieckiej, Mieszko stał się agresywnym krzewicielem chrześcijaństwa na północnym froncie pogańskim. Misje i wojna zostały połączone ze sobą również w Polsce. Symboliczne dla ścisłego związku stało się bezpośrednie połączenie poznańskiej katedry już około roku 1000 z tamtejszym grodem — największym i najsilniejszym w Polsce, opasanym wałem o wysokości 10 i szerokości 20 metrów.
Podczas ataków przeciwko Lucicom na obszarach marchii między Łabą a Odrą księciu Polan ideologicznie i militarnie udzielali ochoczo pomocy chrześcijańscy Czesi, którzy także wysłali do Polski pierwszych misjonarzy. Wszakże nie udało się Czechom na stałe utrzymać Mieszka z dala od własnych obszarów wpływów na południu i zachodzie. Najechał je niespodzianie pod koniec lat osiemdziesiątych X wieku, gdy Czechy wielokrotnie popadały w konflikt z Rzeszą i Kościołem. Nie tylko opanował ujście Odry, ale i odebrał chrześcijańskim Czechom Śląsk. A gdy ci usiłowali w 990 roku przy pomocy pogańskich Luciców go odzyskać, pośpieszyła mu na pomoc sprzymierzona saska armia pod wodzą arcybiskupa Gizylera i margrabiego Ekkeharda z Miśni; Mieszko natomiast, ze względów bezpieczeństwa — nie rezygnując ze związków z Rzeszą — ofiarował swe państwo św. Piotrowi, wspierając zresztą oczywiście nadal niemiecką ofensywę przeciwko Lucicom.
Słynny akt darowizny, w którym ów Dagome iudex, książę Dagome i jego małżonka, senatrix Ote (Oda), wraz z dwoma synami poddają swój kraj Gniezno (Schinesghe) papieżowi Janowi XV, przekazuje dokument zwany od pierwszych słów właśnie Dagome iudex, zawierający również najstarszy opis granic Polski. Istniejący w sześciu rękopisach regest, któremu towarzyszy ogromna literatura, jest pierwszą darowizną jakiegoś kraju dla tak zwanej Stolicy Apostolskiej.
Ponadto ów akt państwowy nie jest nigdzie poświadczony — być może potwierdza go w istocie płacone przez Polskę "świętopietrze".
Jeśli za jego pomocą Mieszko I chciał, jak się przypuszcza, zapewnić następstwo tronu swym małoletnim synom, to jego działania zupełnie się nie powiodły. Ledwie bowiem zmarł i na tron wstąpił jako senior jego słynny syn z pierwszego małżeństwa, Bolesław I Chrobry (992 -1025), natychmiast usunął konkurentów. Wygnał macochę Odę wraz z dziećmi do Niemiec, a dwóch dalszych krewnych kazał oślepić. Tym samym zapewnił sobie jedynowładztwo i — jeśli nie dlatego, to mimo to — drogę do sławy. Jego mądry ojciec i poprzednik przygotował dokumentem Dagome iudex ustanowienie własnego Kościoła, a dzięki temu niezależność Polski od Rzeszy niemieckiej.
Bolesław, uznający się za trybutariusza św. Piotra, był na skroś pobożnym chrześcijaninem. Popierał misję Wojciecha, którego ciało odkupił też od pogańskich Prusów i kazał pochować w Kościele Mariackim w Gnieźnie. Wszakże doskwierał również chrześcijańskiej Rzeszy, zdobył Pomorze, Wrocław i Kraków i stał się pierwszym królem Wielkiej Polski, sięgającej wówczas od Bałtyku na północy po łańcuch Sudetów i Karpat na południu i od ziemi Rusów po Odrę.
Polska szybko rosła w siłę i stawała się pożądanym sojusznikiem wojujących katolików. "Ręka w rękę z papieżem cesarz mógł się teraz od nowa spokojnie zająć organizacją misji wschodniej, jaką musiał przerwać Otton I" (Hauptmann).
Przy tym bardzo na rękę mogła się okazać obu męczeńska śmierć Wojciecha. Ten syn księcia Sławnika z Libic (zm. 981 r.) — od niego pochodzi nazwa rodu Sławnikowiców, być może spokrewnionego z Przemyślidami, ale ostro z nimi rywalizującego i przez nich wytępionego pod koniec września 995 roku (czterej synowie zginęli, piąty padł niespełna dziesięć lat później) — nie mógł rzekomo wytrzymać występności swych diecezjan (lub, jak sądzą inni, tarć między swym władcą Bolesławem II, któremu Sławnikowice wydawali się zbyt potężni). Biskup wyjechał do Rzymu, został przez papieża Jana XV nakłoniony do powrotu, znów popadł w konflikt, ponownie pośpieszył do Rzymu, a Grzegorz V na nowo go odesłał z powrotem. Przebywał jeszcze w Moguncji u cesarza Ottona III, z którym dzielił komnatę sypialną, a następnie udał się do pogańskich Prusów.
Dawni Prusowie, których religia — ściśle spleciona jeszcze z naturą — pełna była świętych gór, drzew, lasów i wód, bronili się zaciekle przed chrystianizacją. Dopiero po ponad dwusetletnich walkach, jakie zwłaszcza w XIII wieku prowadzone przez krzyżaków spowodowały wyludnienie całych połaci kraju, zostali zmuszeni do przyjęcia Dobrej Nowiny i dopiero w XVII wieku zostali ostatecznie zgermanizowani.
Biskup Wojciech już w tym czasie chciał Prusów "okiełznać cuglami świętego zwiastowania", jednak rychło stał się krwawą ofiarą, czego podobno z utęsknieniem wyczekiwał (jakkolwiek przecież przed własnymi diecezjanami parę razy uciekał — a może bardziej przed księciem Czech Bolesławem II, zabójcą Sławnikowiców, choć również budowniczym licznych kościołów, stąd przydomek "Pobożnego"). Potem książę Polan Bolesław Chrobry "natychmiast wykupił głowę i członki wspaniałego męczennika" (Thietmar) i zaraz w roku 1000 erygowano nad jego zwłokami arcybiskupstwo gnieźnieńskie. A nawet cesarz, papież i sam Bolesław zgodnie chcieli, by ten ostatni został wyniesiony na króla.
Jednakże prawdopodobnie zaprotestowali książęta Rzeszy. Otton zatem podczas uroczystej uczty nasadził na głowę "przyjacielowi i sojusznikowi", "bratu i współpracownikowi w Rzeszy" własną koronę jedynie symbolicznie .
Lecz jeszcze biskup Thietmar, bynajmniej nie ceniący "podstępnych" Polaków, pisze, że Otton III w Gnieźnie "swego trybutariusza uczynił panem" (tributanum faciens dominum); i wzywa zmiłowania Boskiego na cesarza, gdyż Bolesława "tak wysoko podniósł", że ten "nieustannie ma czelność stojących wyżej stopniowo wpędzać w poddaństwo, nęcić ich tanią pokusą przemijających bogactw i chwytać na szkodę sług i wolnych".
Strona polska widzi to oczywiście inaczej. W najstarszej kronice tego kraju państwo piastowskie, zwane teraz Polonią, jawi się w obrębie imperium jako państwo dorównujące Rzeszy. Sam książę Bolesław, ów "athleta Christi", ten "rex christianissimus", jak sławią go współcześni, został obsypany zaszczytnymi tytułami rzymskimi. Zostaje "populi Romani amicus et socius", przyjacielem i sojusznikiem ludu rzymskiego, a także "frater et cooperator imperii". Najstarsza kronika Polski opisuje także, że Otton przeniósł na księcia Polan godności kościelne, "co w państwie Polan należało do Imperium".
Poza tym Gall Anonim, południowofrancuski benedyktyn, pisał swą Cronica et gesta ducum sive principum Polonorum dopiero na początku XII wieku. A był ponadto zatrudniony w kaplicy Bolesława III Krzywoustego (1085-1138), zatem jego dzieło historyczne było nie tylko czytane dostojnikom na polskim dworze, ale i przez nich cenzurowane.
Jak dalece zatem rozwinęła się dzięki temu rzeczywiście samodzielność władcy Polski, czy Otton wyniósł go do pozycji patrycjusza lub króla, a więc czy Polska była krajem zależnym, czy niezależnym, jest do dzisiaj przedmiotem sporu, zwłaszcza oczywiście między niemieckimi a polskimi, względnie wschodnioeuropejskimi historykami, z którego nienajpośledniej wyziera polityczne status quo.
Bezsporne natomiast jest jedno: Bolesław otrzymał kopię Świętej Włóczni (znajdującą się dzisiaj w krakowskim skarbcu katedralnym), zobowiązującą otrzymującego do "defensio ecclesiae" (a w zamian podarował ramię Św. Wojciecha). Również prawa cesarza do zwierzchności nad polskim Kościołem przeszły na Bolesława. Jego powaga wzrosła szalenie, ambicje również. A korzyści z tych wszystkich nadań godności i insygniów odniosło nie Imperium rzymskie, lecz rzymski Kościół —i tak jest do dziś.
Nawracanie narodów na wschodzie było od początku obarczone odium "niemieckiego" Boga. Ukazało to szczególnie drastycznie niedawne powstanie Wieletów w 983 roku. Dlatego Otton nadał polskiemu Kościołowi samodzielność. Jako "apostoł w służbie Pana" (Holtzmann), jako "sługa Jezusa Chrystusa", tytuł pochodzący od św. Pawła, podnoszący "apostolsko-kościelną rolę cesarza" i będący wyrazem jego "bardzo ścisłej współpracy" z papieżem (Jedlicki) — wybrał się z pielgrzymką w roku 1000 do Polski, został przyjęty "bardzo radośnie" na granicy przez Bolesława Chrobrego i w jego stolicy Gnieźnie zalawszy się łzami padł na kolana u grobu świętego męczennika.
Zadanie Ottona na wschodzie, wyrażające się w wymienionym już tytule "servus Iesu Christi" i zgodne z rozumieniem cesarza oraz papieża, sformułował krótko przedtem Gerbert, przyszły papież: "Zebrać legiony, wkroczyć do wrogiego kraju, wytrzymać napór wrogów, wystawić się samemu na największe niebezpieczeństwa dla ojczyzny, dla religii i dla dobra [...] państwa".
Wszystkie działania w Gnieźnie wynikały ze współpracy cesarza i papieża. Bez wątpienia wspólnie z nim Otton erygował anno 1000 polskie arcybiskupstwo w Gnieźnie w tamtejszym grodzie — w obecności papieskiego legata i Bolesława I Chrobrego i wbrew oporowi poznańskiego biskupa Ungera, Niemca. Otton dał nowemu biskupstwu słowiańskiego świętego, swego przyjaciela Wojciecha, dał mu słowiańskiego arcybiskupa, a mianowicie przyrodniego brata Wojciecha — Radzyma-Gaudentego, który towarzyszył Wojciechowi w misji do Prusów. I podporządkował mu sufraganie we Wrocławiu, Kołobrzegu i Krakowie, a przypuszczalnie nawet dalsze.
Udzielając tej brzemiennej w skutki koncesji wobec księcia Polan, cesarz pragnął osiągnąć konkretne cele religijne i polityczne. Polska miała zostać — podobnie jak Węgry — wzmocniona kościelnie, a ściślej związana z chrześcijaństwem stać się bastionem wypadowym przeciwko pogaństwu na północy. Zarazem Otton chciał dzięki temu wzmocnić oczywiście siłę uderzeniową Rzeszy i powiększać ją, przyłączając do niej także nowe kraje na wschodzie.
Dlatego dla chrześcijan Polska była bardziej interesująca niż Czechy. Księciu Bolesławowi, zasypywanemu niemalże zaszczytami i dowodami łaski, przyznano Selencję, Pomorze i Prusy jako obszary misyjne, przy czym papież obiecywał sobie również polepszenie kościelnych stosunków własnościowych. W klasztorach środkowych Włoch i w Polsce kształcono specjalnych misjonarzy na misje wśród Słowian, przy czym cudzoziemcy upodabniali się do Słowian również co do stroju i fryzury.
Także wobec Węgier Otton III i papież współpracowali ze sobą. W 996 roku ochrzcił się tam Wajek, syn księcia Gejzy, i przyjął imię Stefana. Cesarz został jego ojcem chrzestnym i wspólnie z papieżem zezwolił w kwietniu 1001 roku na erygowanie arcybiskupstwa w Ostrzyhomiu (węg. Esztergom, niem. Grań). Objął je uczeń Wojciecha, Ascherius, i jako papieski legat koronował koroną przesłaną przez Ottona. Podobnie jak w Polsce, również i na Węgrzech cesarz i papież wspólnie sięgnęli na wschód. Ale i na dalekiej Północy oraz na południu, w Dalmacji, zaznaczyły się kolejne sukcesy i triumfy misyjne Ottona III. "Uznał się za nowego apostoła. W kręgu jego idei na czoło wysunęły się elementy duchowe" (Schramm).
Już poza omawiany przez nas okres, parę dziesięcioleci w głąb XI wieku, sięga spór wśród kleru, który zaczął się i osiągnął kulminację jeszcze za panowania Ottona III i z tego powodu winien tu zostać przedstawiony.
Spór o Gandersheim
Gandersheim, najstarsza rodzinna fundacja Liudolfingów, została założona przez hrabiego Liudolfa, przodka saskiego domu cesarskiego, w połowie IX wieku. Początkowo pobożny mąż przeznaczył nań swe dobra rodzinne Brunshausen, następnie wybrał jednak małe gospodarstwo, otoczone bagnami i moczarami, kwaterę swoich pasterzy świń. Wówczas Brunshausen należało do biskupstwa w Hildesheim, a gospodarstwo pasterzy świń — rozrosłe tymczasem do żeńskiego klasztoru Gandersheim — było przypuszczalnie obszarem arcybiskupstwa w Moguncji. Wskutek tego pierwsza opatka, pierwotnie przewidziana dla Brunshausen, została konsekrowana przez biskupa diecezyjnego Altfryda z Hildesheim, podczas gdy druga, działająca już tylko w Gandersheim, została wyświęcona jednocześnie przez biskupów Hildesheim i Moguncji.
Spór o bogato uposażony klasztor rozgorzał z powodu Zofii, najstarszej córki cesarza Ottona II i Teofano. Już w roku 979 przekazana do klasztoru Gandersheim jako czteroletnie dziecko, miała zostać "sługą Bożą", wzgardziła jednak dobitnie "świętym welonem z rąk biskupa Hildesheim, pana Osdaga, i zwróciła się do Willigisa. Uznawała bowiem to za poniżej jej godności, by odebrać błogosławieństwo od biskupa, który nie nosił paliusza" (Vita Bernwardi). Chciała mieć możnego metropolitę mogunckiego (tak jak i później, wybrana na opatkę, ponownie zażyczyła sobie i otrzymała sakrę z rąk dostojnika noszącego paliusz) i jest to zrozumiałe w przypadku kornej chrześcijanki. Arcybiskup, pod którego inspirującym wpływem pozostawała przypuszczalnie i bez tego, przyjął to z tym większym zrozumieniem, że arcybiskupstwo mogunckie od czasu powołania arcybiskupstwa w Magdeburgu straciło biskupstwa w Brennie (Brandenburgu) i Hobolinie (Havelbergu) i chciało uniknąć dalszych strat, a także "mogło najwyraźniej słusznie zgłosić dawne terytorialne roszczenia do terenów Gandersheim" (Goetting).
I tak Willigis po raz pierwszy anno domini 987 zażądał praw zwierzchnich nad klasztorem. Gdy 18 października dwunastoletnia córka cesarska Zofia zyskała tam święcenia zakonne (Willigis walczył krótko przedtem w wyprawie czeskiej Ottona III), w kościele przed ołtarzem doszło do długiej i ostrej wymiany słów na temat prawa do posiadania Gandersheim między arcybiskupem a jego sufraganem, biskupem Osdagiem z Hildesheim, w obecności siedmioletniego króla, cesarzowej Teofano oraz wielu biskupów i książąt. Obaj bracia w Chrystusie zaliczali klasztor do swej diecezji, Willigis do arcybiskupstwa mogunckiego, a Osdag do sufraganii biskupiej w Hildesheim. A "pan Osdag" — we współczesnym mu piśmie dziękczynnym figurujący jako "simplicis animi vir" — nie dał się zastraszyć arcybiskupowi, lecz "za boskim natchnieniem ustawił swój tron biskupi obok ołtarza, by bronić w ten sposób swego miejsca i prawa do zwierzchności" (Vita Bernwardi). Spór z trudem załagodzono wówczas ugodą: Willigis celebrował uroczystą sumę przy głównym ołtarzu i dokonał sakry Zofii wspólnie z Osdagiem, podczas gdy pozostałe "służebnice Boże" otrzymały błogosławieństwo już tylko od Osdaga.
Podobno rozeszli się potem "w najlepszym pokoju i porozumieniu" i żyli w zgodzie zarówno pod rządami Osdaga, jak i jego następcy Gerdaga (990-992). Jednakże w czasach św. biskupa Bernwarda z Hildesheim (993-1022) spór zapłonął znowu mocniej, wciągając również cesarza i papieża, i "przyniósł koniec kiełkującej miłości poprzez truciznę fałszu" (Vita Bernwardi).
Sprawa zaczęła się po raz drugi, gdy zakonnica Zofia w wieku około dwudziestu lat ku wielkiemu oburzeniu swej opatki (również jako dziecko umieszczonej w klasztorze Gandersheim) i kuzynki Gerbergi II (949 -1001), siostrzenicy Ottona Wielkiego oraz nauczycielki kanoniczki i sławnej poetki Hrotsvithy, Roswithy (zm. ok. 975 r.), opuściła klasztor, by przez wiele lat prowadzić bynajmniej nie kanoniczne życie na dworze swego brata — "i pozwoliła krążyć rozmaitym plotkom na swój temat" (Vita Bernwardi). Przebywała zresztą na dworze akurat dotąd, póki urząd arcykanclerza pełnił Willigis. Dokładnie w momencie jego odejścia księżniczka powróciła do klasztoru. Pechowo dla mogunckiego arcybiskupa złożyło się, że w roku 993 wysoko ceniony kapelan nadworny i wychowawca Ottona Bernward został biskupem Hildesheim. A tak jak surowa opatka Gerberga, również nowy biskup hildesheimski, zarazem hrabia saski, był mocno zgorszony złamaniem reguły przez Zofię — chociaż jego własna przyjaciółka, opatka Matylda z Quedlinburga, niegdyś cały rok spędziła poza murami własnego klasztoru, w Italii — z czego oczywiście nie wynikły nawet najmniejsze aluzje, przewyższał bowiem Bernward "w obyczajności wręcz mężczyzn w najbardziej podeszłych latach" (Walterscheid).
Natomiast arcybiskup Willigis, jak rzadko kto doświadczony w życiu dworskim, nie chciał widzieć w eskapadach zakonnic pochodzących z domu cesarskiego niczego nadzwyczajnego. A księżniczka Zofia, wymagająca ochrony (patrocinanda), podburzała arcybiskupa "gorzkimi mowami", oświadczyła, że "biskup Bernward nie może jej w ogóle nic nakazać, a klasztor Gandersheim należy do diecezji arcybiskupa", podjudziła go "bardzo przeciwko panu Bernwardowi" i oczywiście do odnowienia jego roszczeń wobec Gandersheim. A nawet: "Zofia była stale po jego stronie, mieszkała u niego, i dzień i noc chodziła wokół swoich spraw". Piękne zdanko, a w oryginale jeszcze bardziej wymowne, wewnętrznie zamotane: "Sophia assidue illi cohaerens et cohabitans, haec interdiu noctuque ambiebat". Co oczywiście nie oznacza, że księżniczka, starsza siostra Ottona III, mówiąc za Hansem Goettingiem, posiadła coś więcej niż "przychylne ucho arcybiskupa".
To wszystko wzburzyło kaznodzieję obyczajności Bernwarda. Wprawdzie zawdzięczał Willigisowi w zasadzie wszystko, on wyświęcił go przecież na subdiakona, diakona i księdza, przypuszczalnie również za jego wstawiennictwem dostał się na biskupstwo hildesheimskie; tak w ogóle charakter i zainteresowania obu nie bardzo się różniły od siebie nawzajem. Tylko że każdy z nich chciał mieć akurat Gandersheim. Jednakże mniszki, ze względu na ciężko chorą Gerbergę teraz pod przewodnictwem Zofii, która wróciła do klasztoru, odmawiały obediencji świętemu z Hildesheim. Tylko dzięki ochronie licznych rycerzy zdołał wbrew kupie ludzi, chcących go jakby co (co oczywiste: "cum iniuria") przepędzić, wymusić 14 września tysiącznego roku — w święto Podniesienia Krzyża — dostęp do klasztornego kościoła i odprawić Świętą mszę. Lecz ledwie dotarł do ofiarowania pobożne zakonnice rzuciły mu pod nogi wśród dzikich przekleństw swe oblacje, "z niewiarygodnymi wyrazami gniewu", z "dzikimi obelgami wobec biskupa", w którym wszak jeszcze po tysiącu lat ucieleśnia się dla diecezji hildesheimskiej "pamięć jej złotego wieku" (Wetzer, Welte). Zapewne jedynie dzięki swej zbrojnej świcie wyszedł stamtąd bez szwanku .
Całkiem inaczej był przyjmowany w Gandersheim sześć dni potem arcybiskup Willigis z Moguncji, również przybyły z wielkim orszakiem i zgłaszający na miejscu swe pretensje do klasztoru, podczas gdy Bernward z Hildesheim odwoływał się bezpośrednio do papieża i cesarza, swego dawniejszego wychowanka, poznał bowiem jasno, "że przenikniętą truciznę można wygnać tylko za pomocą odtrutki papieskiej i cesarskiej".
Tymczasem zdarzył się jednak na synodzie w Gandersheim późną jesienią anno 1000 szalony tumult, albowiem wypędzony przez Duńczyków biskup Ekkehard ze Szlezwiku, tuba propagandowa przezornie pozostającego na uboczu Bernwarda, wezwał do zaniechania synodu, na co książę Kościoła z Moguncji — również i on czczony dzisiaj jako święty, i to nie tylko tam — wpadł "w niewyobrażalną wściekłość" i zagroził, że każe biskupa "wyrzucić wśród wyzwisk i hańby". Metropolita, co oczywiste, był ofiarą "złych ludzi" — "a przede wszystkim naciskała go mocno Zofia [...]". Tak więc w końcu zostały uznane jego roszczenia majątkowe do Gandersheim przez członków synodu, a spór ogłoszony przez niego jako rozstrzygnięty.
Na kolejnym, nakazanym przez papieża synodzie w Pöhlde (Harz) 22 czerwca 1001 roku, zjawił się obok papiesko-cesarskiego legata kardynała Fryderyka, Sasa, i św. biskup Bernward z pokaźną zbrojną świtą. Albowiem: "Jako biskup przeszedł przemianę dokładnie według wskazań apostoła" — stosującego miecz już w czasach Chrystusowych. (Świętością jest "stale zdrowe i pełnokrwiste życie, ciągle największa i skoncentrowana siła"; zwłaszcza "niemieccy święci są niemieckimi bohaterami i bohaterkami, więc także wodzowskimi osobowościami niemieckiego narodu", pisał Johannes Walterscheid oczywiście w 1934 roku i oczywiście z imprimatur generalnego wikarego kardynała Faulhabera, wielkiego bojownika ruchu oporu. W roku 1934 wydało się bowiem Panu "szczególnie stosowne, doprowadzić niemiecki naród do takiego spojrzenia na życie niemieckich świętych" — wszak niemieccy święci mieli być w 1934 roku "niezbędnymi pomocnikami przy wewnętrznej budowie naszej ojczyzny [...] może również wodzami w boju, jak nasi wielcy biskupi średniowiecza [...]").
Bylibyśmy więc na powrót przy naszych bohaterach, św. Bernwardzie i papieskim legacie, którym swego czasu "w niewiarygodny sposób" przeciwni biskupi urągali i grozili. Doszło "do wręcz niewyobrażalnej kłótni i zamętu. Namiestnikowi papieża nie przydzielono bowiem stosownego miejsca do siedzenia. Wybuchł okrutny hałas, nie zważano na prawo, znikł jakikolwiek kanoniczny porządek". Na koniec do kościoła bożych mężów wtargnęli świeccy. I rzekomo wołali oczywiście "moguncjanie o broń i rzucali niesłychane groźby wobec papieskiego namiestnika i przeciwko biskupowi Brenwardowi". "Śmierć zdrajcom Rzeszy!", krzyczeli ludzie arcybiskupa, św. Willigisa, "Precz z Bernwardem, precz z kardynałem Fryderykiem!". Jednakże następnego dnia arcybiskup Willigis o świcie wymknął się po kryjomu ze swą zgrają, a papieski legat suspendował go uroczyście od wszelkich czynności kapłańskich, czym się arcybiskup specjalnie nie przejął. Za to jego wasale nawiedzili wkrótce potem w nocy opactwo Hildwardshausen, dar cesarza dla św. Bernwarda, przez niego samego "z największą czołobitnością poświęcony, pieczołowicie wyposażony do służby bożej i przez wiele dobrodziejstw i darów bogato odznaczony". A oczywiście była tam opatką jego ciotka. Teraz jednakże "ludzie arcybiskupa w ciemności nocy napadli opactwo, wtargnęli wszędzie i wszystko porozbijali w drobny mak".
Jak to między chrześcijanami — a nawet nie, świętymi!
Teraz św. Bernward chciał "poszukać swych praw" w klasztorze Gandersheim. Jednakże jak tylko się zbliżył, gandersheimskie mniszki postawiły klasztor w stan obronny. Kasztel, wieże i szańce tak obstawiły uzbrojonymi ludźmi klasztornymi i arcybiskupimi, że nadciągający św. biskup natychmiast wycofał się do swego hildesheimskiego okręgu katedralnego — też przez siebie otoczonego murami i bronionego wieżami .
Na kolejnym synodzie we Frankfurcie, latem 1001 roku, na którym znowu zabrakło biskupa Bernwarda (zasłonił się chorobą), stanęli znaczniejsi niemieccy prałaci po stronie arcybiskupa Moguncji. A gdy papież 27 grudnia 1001 roku otworzył sobór w Todi, by upokorzyć Willigisa wobec niemieckich biskupów, przybyło ich jedynie trzech, przy czym dwaj — Zygfryd z Augsburga i Hugo z Zeitz — od dawna należeli do świty cesarza, który wkrótce potem, 23 stycznia 1002 roku, zmarł w Paterno.
Bernward z Hildesheim przeszedł dopiero 20 listopada 1022 roku "do lepszej wieczności" i "wkrótce zajaśniał chwałą dzięki cudom w najdalszych kręgach" (Wetzer, Welte). Został wyniesiony w całym katolickim chrześcijaństwie do rangi świętego i wspomożyciela, gdy tymczasem gorliwie forsowana kanonizacja jego rywala utknęła w połowie XII wieku w zamętach, które doprowadziły do zamordowania arcybiskupa Arnolda. Dopiero w XVII wieku Willigis urósł do dziś prawie zapomnianego lokalnego mogunckiego świętego, a to tylko "dlatego, że jakiś zmyślny proboszcz katedralny w wyniesieniu jego członków dojrzał dobrą reklamę w celu pomnożenia dochodów klasztoru Św. Stefana" (Böhmer).
Spór o Gandersheim wcale się na tym nie zakończył. Zofia, zostawszy tymczasem tam opatką (1001-1039) — gdzie opatkami do 1125 roku prawie wyłącznie były cesarzówny — a nadto również opatką w Vreden i Essen, działała dalej. A arcybiskup wciąż zgłaszał roszczenia do Gandersheim. Nawet gdy cesarz Henryk II Święty w styczniu 1007 roku rozstrzygnął spór na korzyść Hildesheim, odżył on za mogunckiego arcybiskupa Aribona II, krewnego cesarza Henryka, około roku 1021, krótko przed śmiercią Bernwarda. A chociaż pozycja Aribona w polityce Rzeszy już za czasów cesarza Henryka była mocna — urosła jeszcze za jego następcy Konrada II, w którego wyborze Aribon miał decydujący głos i którego koronował w 1024 roku w Moguncji na króla — to walczył on o klasztor do 1030 roku równie zawzięcie, co bezskutecznie z przez siebie samego wyświęconym na biskupa faworytem cesarza Henryka Gotardem z Hildesheim, zresztą kolejnym świętym (dzień 5 maja).
Skróty
dotyczące literatury antycznej, czasopism naukowych, słowników i encyklopedii częściej cytowanych w przypisach
Adalb. contin. Regin. — Adalbert z Weißenburga (Magdeburga), Continuatio Reginonis
Adam z Bremy, Gesta Hamm. — Gesta Hammaburgensis ecclesiae pontificum
Agobard, Lib. apologet. — Agobard z Lyonu, Liber apologeticus
AKG — Archiv für Kulturgeschichte
AmrhKG — Archiv für mittelrheinische Kirchengeschichte
Ann. Alam. — Annales Alamannici
Ann. Altah. — Annales Altahenses maiores
Ann. Bertin. — Annales Bertiniani
Ann. Corb. — Annales Corbeienses
Ann. Einsidl. — Annales Einsidlenses
Ann. Farf. — Annales Farfenses
Ann. Fuld. — Annales Fuldenses
Ann. Hildesh. — Annales Hildesheimenses
Ann. Laub. — Annales Laubienses
Ann. Lob. — Annales Lobienses
Ann. Magdeb. — Annales Magdeburgenses
Ann. Mett. — Annales Nfettenses
Ann. Mett. prior. — Annales Mettenses priores
Ann. Quedlinb. — Annales Quedlinburgenses
Ann. reg. Franc. — Annales regni Francorum (Roczniki Rzeszy)
Ann. Remens. — Annales Remenses (zob. tez Flodoard)
Ann. Sangall. — Annales Sangallenses maiores
Ann. Vedast. — Annales Vedastini
Ann. Weissenb. — Annales Weissenburgenses
Ann. Xant. — Annales Xantenses
Arbeo, Vita Heimhr. — Arbeo z Freising, Vita sancti Haimrhammi
Astron. — Astronomus, Vita Hludowici imperatoris
AUF — Archiv für Urkundenforschung
Bonif. ep. — Bonifacy, Listy
Chron. Hildesh. — Chronicon Hildesheimense
CIC — Codex juris canonici
DAM — Deutsches Archiv für Geschichte des Mittelalters (1937-1944), od 1951 (t. 8)
— Deutsches Archiv für Erforschung des Mittelalters
DOP — Dumbarton Oaks Papers, wyd. Harvard University 1941 i nast.
Einh. — Einhard, Vita Karoli
Ekkeh. — Ekkehard IV. z St. Gallen, Casus sancti Galli
Erchemp. — Erchempert z Montecassino, Ystoriola Langobardorum Beneventi degencium
Ermold. Nig. — Ermoldus Nigellus, In honorem Hludowici Christianissimi Caesaris Augusti
Flod. de Christi triumph. — Flodoard z Reims, DeChristi triumphis
Flod. Hist. Remens. — Flodoard z Reims, Historiarum ecclesiae Remensis libri IV
FMSt — Frühmittelalterliche Studien, Berlin 1967 i nast.
FrhLG — Forschungen zur oberrheinischen Landesgeschichte
Greg. dial. — papież Grzegorz I, Dialogi de vita et miraculis patrum Italicorum (4 księgi)
HBG — Handbuch der bayerischen Geschichte. T. 1: Dos alte Bayern. Das Stammesherzogtum bis zum Ausgang des 12. Jahrhunderts, oprac. Max Spindler, wyd. II poprawione 1981
HEG — Handbuch der Europäischen Geschichte. T. 1. : Europa im Wandel von der Antike zum Mittelalter, oprac. Theodor Schieder, wyd. EI 1992
Helm. Chron. Slav. — Heimoirl z Bosau, Chronica Slavorum
HJb — Historisches Jahrbuch
HKG — Handbuch der Kirchengeschichte, oprac. Hubert Jedin. Tom HI/1: Die mittelalterliche Kirche: Vom Frühmittelalter bis zur gregorianischen Reform. Wyd. osobne 1985
HZ — Historische Zeitschrift, München 1859 i nast.
JGO — Jahrbücher für Geschichte Osteuropas, München i in. 1936 - 1941. Nowa Seria 1953 i nast.
JGU — Jahrbuch für Geschichte der UdSSR
Joh. diac. — Jan Diakon z Wenecji, Chronicon Venetum
JW — P. Jaffe, Regesta pontificum Romanorum ab condita ecclesia ad annum post Christum natum MCXCVDI, wyd. II oprac. G. Wattenbach 1885 i nast. Nowe wyd. 1956 Liutpr. antapod. — Liutprand z Cremony, Antapodosis
Liutpr. hist. Otton — Historia Ottonis
Liutpr. Legatio — Legatio ad imperatorem Constantinopolitanum Nicephorum Phocam
LMA — Lexikon des Mittelalters I - VII 1980 -1995
LP — Liber Pontificalis 2 tomy, red. L. Duchesne 1886 i nast. Wyd. II 1955
LThK — Lexikon für Theologie und Kirche. Wyd. I 1930 i nast., wyd. II 1957 i nast., wyd. III w nowym oprac. 1993 i nast. (dotychczas tomy I-V.)
Mansi — J. D. Mansi (red.), Sacrorum Conciliorum nova et amplissima collectio 31 tomów, 1759 i nast. Przedruk i kontynuacja Petit/Martin, 60 tomów, 1901 i nast.
MG — Monumenta Germaniae historica 1826 i nast.
MG Capit. — Leges. Capitularia
MG Conc. — Leges. Concilia
MG Const. — Leges. Constitutiones
MG Epp. — Epistolae
MG SS — Scriptores
MIÖG — Mitteilungen des Instituts für Österreichische Geschichtsforschung 1880 i nast.
Nith. hist. — Nithardi historiarum libri IV
Notk. Gesta Kar. — Notkeri Gesta Karoli
Pasch. Eadb. — Paschazy Radbert, Vita Walae
Pasch. Radb. Epit. Ars. — Paschazy Radbert, Epitaphium Arsenii
Petr. Damin. Vita Rom. — Piotr Damiani, Vita beati Romualdi
PL — J.-P. Migne — Patrologiae cursus completas. Series latina
QPIAB — „Quellen und Forschungen aus italienischen Archiven und Bibliotheken. Zeitschr. des Preußischen bzw. Deutschen Historischen Instituts in Rom", 1898 i nast.
Regin, chron. — Regino z Prüm, Reginonis chronica
Regin. de synod. caus. — Regino z Prüm, De synodalibus causis et disciplinis ecclesiasticis
Richer — Richer z Reims, Richen historiarum libri IV
Ruotg. Vita Brun. — Ruotger z Kolonii, Vita Brunonis
Sett. cent. it. — Settimane di studio del centro italiano di studi sull'alto medioevo 1953 i nast.
StM — Studi medievali 1904 i nast.
Thegan — Thegani vita Hludowici
Thietm. — Thietmar z Merseburga, Chronicon
UG — Unterfränkische Geschichte I
Vita Bernw. — Vita Sancii Bernwardi Episcopi Hildesheimensis
Vita Ouldalr. — Vita Sancti Ouldalrici Episcopi Augustani
Widuk. — Widukind z Nowej Korbei, Res Gestae Saxonicae
ZBKG — „Zeitschrift für bayerische Kirchengeschichte", 1916 i nast.
ZBLG — „Zeitschrift für bayerische Landesgeschichte", 1928 i nast.
ZKG — „Zeitschrift für Kirchengeschichte", 1876 i nast.
ZOF — „Zeitschrift für Ostforschung", 1952 i nast.
ZSRG GM — „Zeitschrift der Savignystiftung für Rechtsgeschichte Germanische Abteilung", 1880 i nast.
ZSRG KA — „Zeitschrift der Savignystiftung für Rechtsgeschichte Kanonistische Abteilung", 1911 i nast.
Przypisy
Pełne tytuły najważniejszych pozycji starożytnej literatury źródłowej umieszczono w wykazie skrótów na str. 406 i nast. Jeśli korzystano tylko z jednego dzieła danego autora, to w przypisach cytowane jest tylko jego nazwisko, w pozostałych wypadkach także (hasłowo) tytuł dzieła.
Nimbus (łac.) — obłok, chmura, tu: okrąg, koło, lub inna figura geometryczna nad głową Chrystusa i świętych [przyp. red.].
W wydaniu niemieckim [przyp. red.].
Łac. significantia — znaczenie, wyrazistość, doniosłość, siła słów [przyp. tłum.].
Fichtenau, Das karolingische Imperium, s. 217.
Daniel-Rops, s. 554.
Nith. hist. 1,3.
Ann. Xantens, 834.
Ann. reg. Franc. 781, 806; Thegan 3, 6 (według niego Ludwik koronuje się sam), Astron. 3-4, 20. LMA, V, s. 2171. Simson, I, s. 1 i nast. Mühlbacher, II, s. 7. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 77-78. Reinhardt, s. 29-30. Klebel, Herzogtumer, s. 74. Aubin, s. 144. Classen, s. 109 i nast. Schramm, Kaiser, Könige und Papste, I, s. 296 i nast. Steinbach, Das Frankenreich, s. 68-69, 71. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s. 104. Schlesinger, Kaisertum, s. 116 i nast. Konecny, Eherecht, s. 3. Deschner, Krzyż, s. 299. Rau, I, s. 213. Riche, Die Welt, s. 21. Schieffer, Die Karolin-ger, s. 112. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 86 i nast. Na temat opisanych na wstępie ekscesów seksualnych (wyższego) duchowieństwa por. też: Mynarek, Eros, s. 29 i nast., 49 i nast. i często Ranke-Heinemann, Eunuchy, s. 106 i nast. Herrmann, H. Książęta, s. 165 i nast. Deschner, Krzyż, s. 144 i nast., 153 i nast., 205 i nast. Tenże, Opus Diaboli, s. 84 i nast. Na temat kwestii kobiet w Kościele w historii i obecnie por. np.: Deschner/Herrmann, s. 83 i nast. Moia, Fur die Frauen, passim. Tychże, Geint dTafen, s. 109 i nast.
Greg. dial. 4,44. Ann. reg. Fr. 809. Astron. 3-4, 6, 10, 13 i nast. Ermold Nig. in honor. Hlud. 1,56. Wetzer/Welte, VI, s. 626 i nast. LMA, I, s. 1153; III, s. 2160. Handbuch der Europdischen Geschichte, I, s. 1009-1010. Simson, I, s. 37-38. Mühlbacher, II, 7-8, 13, 148. Konecny, Eherecht, s. 1 i nast., zwłaszcza 10, 15. Fichtenau, Das karolingische Imperium, s. 215-216. Schieffer, Ludwig «der Fromme», s. 58 i nast., zwł. 62 i nast., 70 i nast. Tenże, Die Karołinger, s. 112 i nast. Riche, Karolingowie, s. 133-134. Tenże, Die Welt, s. 92-93. Wattenbach/Dümmler/Huf, II, s. 239, 261-262. Hartmann, Die Synoden, s. 153 i nast. 165. Fried, Der Weg, s. 369, por. też 401-402. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 5-6, 27 i nast., 74 i nast. Schmitz, s. 79.
LMA, II, s. 1948-1949; V, s. 451-452, 903-904, 907-908. Hartmann, Die Synoden, s. 155 i nast. Na temat „reformy monastycznej" za czasów Ludwika patrz też Oexle, s. 112 i nast., por. też s. 141-142, przyp. 216. Poza tym Goetz, s. 108, Deschner, Dornróschen-trdume, s. 169
LThK, wyd.I, III, s. 592-593; wyd. III, ni, s. 527-528. LMA, III, s. 1705 i nast. (Schieffer). Nylander, s. 24. Lassmann, s. 229. Hartmann, Der rechtliche Zustand, s. 397 i nast. Tenże, Die Synoden, s. 161 i nast. Ehlers, s. 30. Brunner, s. 37-38.
LMA, I, s. 216-217 (Boshof). Mühlbacher, II, s. 63. Konecny, Eherecht, s. 14-15. Boshof, Erzbischof Agobard, s. 100. Hartmann, Die Synoden, s. 166-167, por. też s. 187, 192-193. Deschner, / znowu, II, s. 79. I generalnie dotycząca średniowiecza opinia Gurjewitscha s. 274 i nast.: „Jedynym przepisem Kościoła, skierowanym na częściową redystrybucję dóbr, było napominanie do jałmużny."
Ermold. Nig. in honor. Hlud. 2. Astron. 8. Konecny, Eherecht, s. 2, 12-13, 21. Schieffer, Die Karołinger, s. 114, 119-120. Werner, Die Nach-kommen, s. 4, 443-444. Riche, Karolingowie, s. 133. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 59-60. Wemple, s. 79-80.
Astron. 40. Ann. reg. Fr. 826-827. Ann. Ful-dens. 828. LThK, wyd. I, IX, s. 391 i nast. Fichtinger 344. Por. też Deschner, I znowu, I, s. 346. Prawie niewiarygodna, a jednak prawdziwa jest poniższa relacja, którą trzeba przytoczyæ nie tylko jako kuriozum związane z patronem bractw kurkowych, lecz także jako świadectwo, jak długo owa chrześcijańska paranoja jest traktowana całkiem poważnie. W sobotę, 22 stycznia 1977 roku, „z nadania królewskiego naczelne bractwo kurkowe w Wiirzburgu" w tamtejszym kościele augustianów obchodziło stulecie istnienia, świętując „nabożeństwo Sebastianowe" z „pocztami sztandarowymi" również innych „braci kurkowych", z „parą królewską" i „honorowymi mistrzami", a nawet jedną „siostrą kurkową", z „grupą trębaczy myśliwskich" przy „uroczystej sumie", przy czym „celebrant (sic) Świętego Urzędu" ujawnił,„że bractwo kurkowe, zgrupowane wokół tarczy jednoczącej wszystkich strzelców, uosabia ideał Kościoła", powiedzmy Kościoła istniejącego „dla sportu, wspólnoty i społeczeństwa" i o ile „w przypadku naczelnego bractwa są urzeczywistniane miłośæ, wiernośæ i wspólnota, to bractwo kurkowe pracuje razem przy zleceniu Chrystusa i buduje państwo boże". Czyż nie jest to wspaniałe, jak „z nadania królewskiego naczelne bractwo kurkowe" przybliża się, niczym tarcza strzelecka, do „ideału Kościoła" wraz z „państwem bożym"! Czyż można się dziwiæ, że ojcowie augustianie „jak zawsze (!) ozdobili stół ołtarza relikwią, a mianowicie grotem strzały, która miała przeszyæśw. Sebastiana"?! Szkoda tylko, że gdy naczelnemu bractwu kurkowemu z nadania królewskiego wręczano po mszy „według starego przywileju napój św. Sebastiana", „w tym roku Julius Echterberg rocznik 1975 — wino z Iphof' [Julius Echter (1545-1617) — książę biskup Wurzburga, czołowy antyreformator i członek Ligi Katolickiej z r. 1609 — przyp. red.], to nie popłynął on w gardła braci z czerepu czaszki ich świętego. Naczelne bractwo kurkowe z królewskiego nadania winno się zwróciæ (może to uczyniæ w przyszłości) do braci z Ebersbergu w Górnej Bawarii, którzy pijali ongiś „poświęcone wino z rzekomego czerepu czaszki św. Sebastiana" (Lexikon fur Theologie und Kirche). Wskazówkę na temat wiirzburskiego bractwa kurkowego „ku czci ŚW. SEBASTIANA" zawdzięczam czytelnikowi, który nadesłał mi 28.02.1977 roku odpowiednie materiały z dopiskiem końcowym: „Jest tu wszystko tak oczywiste, że oszczędzę sobie dodatkowych wywodów. Nie ulega wątpliwości, że od nowego roku przestanę byæ członkiem naczelnego bractwa i to z uzasadnionych powodów. Nawiasem mówiąc, rzecz prawie nie do uwierzenia [...]".
Ann. reg. Fr. 823. Astron. 37, 42.
„Polowanie i arystokracja są nierozłączne, zawsze wierne dworskiemu sygnałowi rogu", pisze Karl August Groskreutz w swej aluzyjnie utkanej i bardzo często pełnej gry słów wędrówce poprzez anatomię świń ludzi, jedynym w swym rodzaju dziele współczesnej niemieckiej literatury. „Dokładnie 116 106 istnień gonił i schwytał i zastrzelił książę Jan I, elektor saski podczas swych rządów (1611 — 1655), w tym samych dzików 3192, a w spisach łowieckich dworu wyliczono 27 «położonych» przez niego osobiście jeży. Dokładnie 5218 sztuk dziczyzny, z 330 dzikami, zepsuty do szpiku kości książę wirtemberski Eugeniusz [więził Schubarta, z którego opowiadania Fryderyk Schiller zaczerpnął wątek dla swych Zbójców — przyp. red.] kazał na swe urodziny 20 lutego 1763 roku spędziæ z borów we własnych domenach ku uciesze ich masakrowania i przywieŹæ je w klatkach, nie zważając na okresy ochronne; dorównał w tym tyranom Viscontim z Mediolanu. Burckhardt powiada: «Najważniejszym zadaniem państwowym jest polowanie księcia na dziki; kto mu się w nie miesza, jest wmęczarniach tracony. Drżący lud musi żywiæ jego pięæ tysięcy psów myśliwskich, ponosząc najsurowszą odpowiedzialnośæ za ich zdrowie»". Myśliwym, a poza tym okrutnym wrogiem zwierząt, który sam zarzynał świnie i osobiście grzebał w ich wnętrznościach, był Karol IX, król Francji, który dał swej matce Katarzynie Medycejskiej w roku 1572 pozwolenie na rzeź hugenotów, wskutek czego doszło do tzw. „paryskiego wesela", „nocy św. Bartłomieja", podczas której katolicy z okrzykiem bojowym „Niech żyje msza! Zabijajcie, zabijajcie!" na ustach w ciągu paru godzin wyrżnęli 20, a może 30 tysięcy hugenotów. Rzym zareagował na to dziękczynnymi nabożeństwami, uroczystymi procesjami i medalem pamiątkowym papieża Grzegorza XIII z aniołem przebijającym hugenota i własnym konterfektem namiestnika Chrystusa. Jeszcze cesarz Franciszek Józef zabił podczas polowania z nagonką w krótkim czasie 50 do 70 zwierząt. A cesarz Wilhelm II kazał ustawiæ w Prusach Wschodnich kamień pamiątkowy z okazji sto pięædziesięciotysięcznego myśliwskiego mordu. £owy i wojna ściśle wiążą się ze sobą, a dokładnie ujmując polowanie jest jeszcze bardziej odrażające niż wojna, gdyż od dawna dotyczy istnień właściwie zupełnie bezbronnych. — Por. przede wszystkim Groskreutz, Der Schnauzenkuss, s. 81 - 82. Heer, Europdische Geisłesgeschichte, s. 384-385. Tenże, Europa, s. 66, 88, 93. Goetz, s. 199. Rósener, s. 111. Jako rycerza i myśliwego wymienia M. Gilsenan, s. 113 —114, „dwa klasyczne symbole określonej formy władzy". Deschner, Polityka papieska, I, s. 572. Tenże, Opus Diaboli, s. 229 i nast. Nieskończona nędza zwierząt w historii chrześcijaństwa, podczas wojny i pokoju, jest przez historyków zwykle całkowicie przemilczana. Tym większa zasługa nielicznych wyjątków wśród naukowców. Np. Singer, Befreiung der Tiere, niezwykle pożyteczne dzieło, passim. Por. szczególnie aneks 1, s. 275 i nast. Następnie Singer/Dahl, s. 280 i nast. Herrmann, H., Passion der Grausamkeit, s. 26 i nast. Moia, Geint d'Pafen, s. 193 i nast. Por. też Deschner, Warum ich Christ, Atheist, Agnostiker bin, s. 167 i nast. Was ich denke, s. 93 i nast. Argernisse, s. 55 i nast. Bissige Aphorismen, s. 84 i nast.
Ann. reg. Fr. 820, 825 i nast. Thegan 19. Astron. 19, 32, 35, 40 i nast., 46, 57. LMA, Ul, s. 2160; V, s. 270 i nast. (Schwenk). HKG, m/1, s. 120, 126. Simson, I, 34-35, 344. Wattenbach/Dummler/Huf, II, s. 239. Mühlbacher, II, s. 48, 133, 143. Briihl, Fodrum, s. 31 i nast. Fichtenau, Lebensordnungen, s. 196-197. Fried, Die Formierung, s. 12, 14. Voss, s. 161. Szczegóły na temat łowów zawdzięczam przede wszystkim bogatej merytorycznie, pod wieloma względami wartej przeczytania książce Pierre'a Riche, Die Welt der Karolinger, s. 41 i nast., 114. Por. zwłaszcza s. 94, tutaj cytat z Ermoldusa Nigellusa. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 63. Werner, Die Ursprunge, s. 421 - 422. Na temat całości zagadnienia: Lindner, Geschichte des deutschen Weidwerks, II, s. 235 i nast. i od strony historii prawa i społeczeństwa Jarnut, Die friihmittelalterliche Jagd, s. 765 i nast.
Astron. 20. Schieffer, Die Karolinger, s. 117. Fried, Der Weg, s. 341-342.
Ann. reg. Fr. 814. Astron. 21, 23. Simson, I, 10 i nast., 33-34. Mühlbacher, II, s. 7 i nast. Fichtenau, Das karolingische Imperium, s. 220-221. Weinrich, Wala, s. 28 i nast. Semmler, Ludwig der Fromme, s. 28 i nast. Fried, Der Weg, s. 342-343. Kasten, s. 100-101.
Nithardi hist. 2. Astron. 21, 23. Simson, I, 17 i nast, 20 i nast. HKG, m/1, s. 120-121. LMA, I, s. 105, 2023; V, s. 162-163. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 92-93, 108-109, 144. Mühlbacher, II, s. 8 i nast. Weinrich, Wala, s. 30-31, 33 i nast. Konecny, Eherecht, s. 11-12. Fichtenau, Dos karolingische Imperium, s. 221. Hartmann, Die Synoden, s. 153. Schieffer, Die Karolinger, s. 112 i nast., 120. Riche, Karolingowie, s. 134, 136. Fried, Der Weg, s. 342-343. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 91 i nast. Na temat Adalharda: Kasten, passim.
Thegan 8. Na temat niesłychanych bogactw kościołów dzisiaj i ich metod wyzyskiwania innych por. H. Herrmann, Die Kirche und unser Geld, passim. Tenże, Caritas-Legende, s. 93 i nast., 255 i nast. Tenże, Kirchenaustritt, s. 80 i nast. Tenże, Pecunia non olet, s. 226 i nast. Następnie: Deschner/ Herrmann, s. 69 i nast., 249 i nast., 265 i nast. Deschner, Dos Kapitał der Kirche, s. 299 i nast.
Thegan 10, 20.
Ann. reg. Fr. 827. LMA, IV, s. 2121; V, s. 806. Simson, I, s. 23-24.
LThK, wyd. III, II, s. 200-201. LMA, IV, s. 1168-1169 (Schild). Fichtenau, Das karolingische Imperium, s. 202. Riche, Karolingowie, s. 252. Boshof, Ludwig der Fromme, 46 i nast. Fried, Der Weg, 345-346. Też Prinz, Askese und Kultur, s. 61 i nast. ocenia przekazywanie kultury literackiej w klasztorach „raczej negatywnie". Klasztory charakteryzuje nie zorganizowane przekazywanie wiedzy, lecz „wychowanie ku powołaniu". Na temat sytuacji w początkach średniowiecza: Illmer, passim, zwłaszcza s. 65-66, 89 i nast., 153 i nast. również ogólnie z bardzo negatywnym rezultatem.
Astron. 28. Wita Benedicti 35. LThK, wyd. I, II, s. 147-148; wyd. III, II, s. 200-201. LMA, I, s. 1864 i nast. Simson, I, s. 24-25. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 94. Mühlbacher, II, s. 11 i nast., 19 i nast., 25 i nast., 40. Cartellieri, I, s. 240. Lówe, Deutschland, s. 171-172. Steinbach, Dos Frankenreich, s. 71. Mayer, Staatsauffassung, 172 i nast. Zóllner, 232 i nast. Sprandel, s. 100. Haendler, s. 117-118. Kasten, s. 91 i nast. Fichtenau, Dos karolingische Imperium, s. 197-198. Schieffer, Die Karolinger, s. 114. Riche, Karolingowie, s. 251-252. Hartmann, Die Synoden, s. 153 i nast. Tenże, Herrscher der Karolingerzeit, s. 46. Schneider, Dos Frankenreich, s. 38. Goetz, s. 68-69. Fried, Der Weg, s. 346 i nast. Staubach, s. 34 pisze 0 dziwacznych upodobaniach Ludwika do życia zakonnego i kwestiach dyscypliny klasztornej.
Thegan 36. LMA, V, s. 10-11, 20, 625. Simson, I, s. 23-24. Hartmann, Geschichte Italiens, półtom 1, s. 133. Levison, s. 517. Riche, Karolingowie, s. 277-288. Schieffer, Die Karolinger, s. 121.
Chodzi tu o obszar południowo-wschodniej Bawarii [przyp. red.].
MG Cap. I, s. 270 i nast. Ann. reg. Fr. 817. Handbuch der Kirchengeschichte, m/1, s. 125. LMA, III, s. 1133-1134; VI, s. 1434-1435. Simson, I, s. 100 i nast., 112-113. Mühlbacher, II, s. 22 i nast. Cartellieri, I, s. 243. Reinhardt, Untersuchungen, s. 31 - 32. Conrad, s. 102. Steinbach, Dos Frankereich, s. 71. Tellenbach, Die Unłeilbarkeit, s. 113. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s. 104 -105. Schieffer, Die Karolinger, s. 117-118. Hartmann, Die Synoden, s. 160-161. Schneider, Dos Frankenreich, s. 38. Semmler, Ludwig der Fromme, s. 28 1 nast. Fried, Der Weg, s. 350-351, który (w cytacie) obejmuje również czołowe grupy arystokracji. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 129 i nast. Werner, Die Ursprunge, s. 421 i nast.
Einh. vita Karoli, 19. Ann. reg. Fr., 812 i nast., zwł. 817-818. Thegan, 22-23. Astron. 29-30, 39, 42. Nith. hist. 1,2. Reginon, chroń., 818. LMA, I, s. 1983; VI, s. 2171. Simson, I, s. 8-9, zwł. 112 i nast., 120 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, HI, półtom 1, s. 102 i nast. Cartellieri, I, s. 244. Mühlbacher, II, s. 30 i nast. Faulhaber, s. 36. Mohr, s. 80-81. Bund, s. 393 i nast. Sprigade, s. 71 i nast. Schaab, s. 65 i nast. Fichtenau, Dos karolingische Imperium, s. 241-242. Noble, s. 315 i nast. Riche, Karolingowie, s. 135-136. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 141 i nast.
Thegan 24. Nith. hist. 1,2. Astron. 35. Chroń. Moiss. 817. Simson, I, 127-128. Mühlbacher II, s. 3233, 62. Schaab, s. 167. Sprigade, s. 73 i nast. Fichtenau, Das karolingische Imperium, s. 243. Riche, Karolingowie, s. 135.
Ann. reg. Fr. 822. Astron. 35. Simson, I, s. 177 i nast. Mühlbacher II, s. 61 i nast. Schieffer, Die Karolinger, s. 121. Riche, Karolingowie, s. 135-136. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 147.
Ann. reg. Fr. 829 i nast. Nith. hist. 1,3. LMA, VI 1201, 1754. Simson, I, s. 300 i nast. (z obfitymi świadectwami Źródłowymi). Mühlbacher II, s. 11, zwł. 64 i nast. Kupisch, s. 14. Riche, Karolingowie, s. 138. Duby, s. 11 i nast. Por. też Schneider, Das Frankenreich, s. 77. Geremek, s. 7 i nast., 21 i nast. Bentzien, s. 53. Cipolla/Borchardt, s. 30 i nast.
Astron. 25-26,34.
Riche, Die Welt, s. 98 i nast.
Thegan 13, 15. Astron. 25-26. Ann. reg. Fr. 815-816. Simson, I, s. 52-53, 64-65. Mühlbacher, II, s. 44-45. R. Schneider, Dos Frankenreich, s. 37. Kretschmann, Die stammesmdssige Zusammensetzung, s. 23.
Ann. reg. Fr. 818. Thegan 25. Astron. 30. LMA, II, s. 615 i nast. Simson, I, s. 128 i nast. Mühlbacher, II, s. 42-43. Schieffer, Die Karolinger, s. 124. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 100-101.
Gaskonia to nazwa francuska (część Baskonii); Waskowie z Baskonii właściwie stanowili ten sam lud [przyp. red.].
Ann. reg. Fr. 819, 821. Ann. Bertin. 839. Ann. Sith. 819. Astron. 31-32. dtv Lexikon, VII, s. 117. LMA, IV, s. 1126-1127. Simson, I, s. 140-141, 151. Dummler, s. 166 i nast. Schieffer, Die Karolinger, s. 123-124. Friedmann, s. 193.
Zawsze ten sam (to samo) — łac. [przyp. tłum.].
Friuli — Wenecja Julijska (Friuli — Venezia Giulia), kraina we Włoszech ze stolicą w Trieście [przyp. red.].
Ann. reg. Fr. 819 i nast. Thegan 27. Astron. 32-33, 36. Ann. Sith. 820. LMA, II, s. 463; V, s. 1538, 2055. Simson, I, s. 149 i nast., 158 i nast., 173 i nast. Mühlbacher, II, s. 54 i nast. Hauptmann, Kroaten, Goten, s. 325 i nast. Tenże, Die Kroaten im Wandel der Jahrhunderte, s. 12. Vernadsky, s. 265, 279. Cartellieri, I, s. 245 i nast. Zatschek, s. 69-70. Pirchegger, Karantanien, s. 272 i nast. Schulze, Vom Reich der Franken, s. 379. McKitterick, s. 129. Babiæ/Belośeviæ, s. 81 i nast.
Ann. reg. Fr. 822.
Branićewo — miasto w Serbii nad rzeką Morawą niedaleko jej ujścia do Dunaju, w pobliżu ruin rzymskiego miasta Viminacium — [przyp. tłum.].
Tamże, Astron. 35-36. Simson, I, s. 187 i nast. Schieffer, cyt. za Handbuch der Kirchengeschichte, m/1, s. 141.
Astron. 23.
Ann. reg. Fr. 824. Thegan 31, 49. Astron. 30, 37. Tusculum Lexicon s. 90-91. LMA, III, s. 21602161. Simson, I, s. 216 i nast. Mühlbacher, II, s. 43-44. Dummler, I, s. 24-25. Ermoldus Nigellus, cyt. za Riche, Die Welt, s. 98. Anton, Die Iren, s. 606 i nast. Godman, s. 45 i nast., 250 i nast.
Mühlbacher, n,s. 58-59.
Simson, I, s. 311 ze wskazaniem Źródeł.
Ann. reg. Fr. 826 i nast. Astron. 40 i nast. LMA, VI, s. 1406. Simson, I, s. 47 i nast., 267 i nast., 273 i nast.
Ann. reg. Fr. 824 i nast. Ann. Fuldens. 828-829. LMA, VI, s. 1407-1408. Simson, I, s, 223, 235-236, 253, 277, 297-298. Mühlbacher, II, s. 57-58. Schieffer, Die Karolinger, s. 123.
Utyka — w starożytności osada fenicka w Afryce Płn. w pobliżu Kartaginy; założona ok. 1100 r. p.n.e.; po III wojnie punickiej (149-146) stolica rzym. prowincji Afryka [przyp. red.].
Ann. reg. Fr. 828. Astron. 42. Simson, I, s. 299.
Ann. reg. Fr. 815. Astron. 25. Wetzer/Welte, VI, s. 458. Handbuch der Europdischen Geschichte, 1, s. 580-581. LThK, wyd. I, VI, s. 494. Kelly, s. 113-114. LMA, V, s. 1877-1878. Simson, I, s. 60 i nast., 234. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 96. Gregorovius 1/2, s. 478. Mühlbacher, II, s. 14. Stratmann, Die Heiligen, IV, s. 173. Cartellieri, I, s. 241. Haller, Papstum, II, s. 18, 24. Seppelt/Schwaiger, s. 96-97. Seppelt II, s. 186-187. Prinz, Grundlagen und Anfange, s. 102. Schieffer, Die Karolinger, s. 180. Hartmann, Die Synoden, s. 120, 286. Moser, s. 73. Peter de Rosa przedstawia wyłupione oczy i ucięte języki jako fakt: Gottes Erste Diener [Pierwsi słudzy Boga — przyp. tłum.], s. 58.
Ann. reg. Fr. 816. Thegan 16 i nast. Astron. 26. Lib. Pont. (wyd. Duchesne) Wita Steph. IV. 2, 49 i nast. Jaffe, Regesta, 1, 316 i nast. LThK, wyd. I, IX, s. 805; wyd. II, IX, s. 1039-1040. Handbuch der Kirchengeschichte, III/l, s. 124. Handbuch der Europdischen Geschichte, I, s. 584. Kuhner, Lexikon, s. 55. Kelly, s. 114-115. Simson, I, s. 67 i nast. Mühlbacher, II, s. 14 i nast. Gregorovius, 12, s. 482-483. Cartellieri, I, s. 241. Eichmann, I, s. 15 i nast., 40 i nast. Na temat korony generalnie: II, s. 57 i nast. Fritze, Papst, s. 43 i nast. Aubin, s. 152. Haller, II, s. 24. Seppelt, II, s. 200 i nast. UUmann, s. 215 i nast., zwł. s. 218. Gontard, s. 177. Dawson, s. 252. Ermoldus Nigellus cyt. za Riche, Die Welt, s. 91. Tenże, Karolingowie, s. 134. Schieffer, Die Karolinger, s. 115. O. Engels, s. 23-24. Fried, Der Weg, s. 344-345. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 136 i nast., jak często nieco apologetyczny, dlatego interpretacja Frieda jest dla niego również „nieprzekonująca". Lub na s. 162, przyp. 389, „nie dając tutaj możliwości zaznajomienia się ze szczegółami, nie przekonuje".
Ann. reg. Fr. 817. Kelly, s. 115. LMA, VI, s. 1612. Handbuch der Europdischen Geschichte, I, s. 585. Mühlbacher, II, s. 18. Gregorovius, 1/2, s. 484. Seppelt, II, s. 203 i nast. Hahn, s. 15 i nast. Prinz, Grundlagen und Anfange, s. 108. Boshof, Ludwig der Fromme, s. 139-140.
Ann. reg. Fr. 823. Astron. 36. Kuhner, Lexikon, s. 56. Kelly, s. 115. LMA, VI, s. 1752. Mühlbacher, II, s. 34. Cartellieri, I, s. 241, 247. Gregorovius, II/l, s. 487. Schmirer, II, s. 29. Eichmann, I, s. 47 Seppelt, II, s. 205. Ullman, s. 233 i nast. Aubin, s. 152. Riche, Karolingowie, s. 136. Schieffer, Die Karolinger, s. 121-122.
Ann. reg. Fr. 823. Thegan 30. Astron. 37-38. An. Sith. 823. Kelly, s. 114-115. LMA, III, s. 1673 i nast., zwł. s. 1681. Handbuch der Kirchengeschichte, El/1, s. 129. Simson, I, s. 202 i nast. Mühlbacher, II, s. 34-35. Gregorovius, 1/2, s. 488. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 111 i nast. Cartellieri, I, s. 246-247. Haller, II, s. 25. Seppelt, H, s. 205-206. Seppelt/Schwaiger, s. 97. Gontard, s. 177. Zimmermann, Papstbesetzungen, s. 37-38.
Ann. reg. Fr. 824. Thegan 30. LThK, wyd. I, I, s. 985, relacjonuje, że Baronius musiał zostaæ zmuszony do przyjęcia godności kardynalskiej groŹbą ekskomuniki. LThK, wyd. III, I, s. 31 przemilcza ten wstydliwy fakt. Kelly, s. 116. Simson, I, s. 213 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 489. Seppelt, II, s. 206.
Zazwyczaj wyjęcie spod powszechnej jurysdykcji; w tym przypadku: wyjęcie klasztoru spod władzy miejscowego biskupa [przyp. tłum.].
Constitutio Romana: MG Capit. 1, s. 323-324. Por. też: De imperatoria potestate in urbe Roma libellus: MG Scriptores III, s. 720. Lib. Pont., Vita Eugen 2,69-2,70. Jaffe, Regesta, 1,320 i nast. Ann. reg. Fr. 824. Astron. 38. Kuhner, Lexikon, s. 56. Kelly, s. 116 i nast., 133. LMA, III, s. 176-177; IV, s. 295; VI, s. 1752. Handbuch der Kirchengeschichte, III/l, s. 129-130. Simson, I, s. 225 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 113 i nast. Mühlbacher, II, s. 35-36. Cartellieri, I, s. 247. Gregorovius, 1/2, s. 487-488. Seppelt/Schwaiger, s. 98. Seppelt, II, s. 205, 208-209. Haller, II, s. 25-26. Steinbach, Das Frankenreich, s. 73. Lówe, Deutschland, s. 174. Fischer, Kónigtum, Adel, s. 81. Prinz, Grundlagen und Anfange, s. 108. Schieffer, Die Karolinger, s. 121 -122. Hartmann, Die Synoden, s. 173 i nast.
Delegata [przyp. tłum.].
Dla zbawienia wszystkich [przyp. tłum.].
MG Cap. 2,4. MG Conc. 2,606 i nast. Astron. 35. Altaner/Stuiber, s. 225-226. Kraft, s. 448. Simson, I, s. 303, 315 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 96 i nast., 128-129. Dümmler, I, s. 48 i nast. Cartellieri, I, s. 245. Steinbach, Das Frankenreich, s. 72-73. Voigt, Staat und Kirche, s. 419-420. Faulhaber, s. 46 i nast., 100 i nast. Mohr, s. 91-92. Lówe, Deutschland, s. 181-182. Halphen, The Church, s. 444. Bund, s. 398 i nast. Schieffer, Die Karolinger, s. 121, 127. Riche, Karolingowie, s. 136-137. Por. też na ten temat Gurjewitsch, s. 196 i nast.
Autorytet [przyp. tłum.].
Władza [przyp. tłum.].
Simson, I, s. 300 i nast. z wieloma wskazówkami źródłowymi. Dümmler, I, s. 46 i nast. Cartellieri, I, s. 252. Dórries, II, s. 217. Weinrich, Wala, s. 60 i nast. Goetz, s. 27. Duby, s. 12.
Ann. reg. Fr. 819. Nith. hist. 1,2. Thegan 25-26. Astron. 8, 32. Simson, I, s. 145 i nast. (tu cytat z Ludena). Mühlbacher, II, s. 39-40. Konecny, Die Frauen, s. 99-100. Fichtenau, Dos karolingische Imperium, s. 250 i nast. (tu cytat z Agobarda).
Ślub Ludwika i Judyty odbył się w lutym 819 r.; Gizela urodziła się ok. 820 r. [przyp. tłum.].
Ann. reg. Fr. 828-829. Thegan, 35-36. Astron. 43. Nith. hist. 1,3. Mühlbacher, II, s. 40-41. Simson, I, s. 325 i nast. Faulhaber, s. 50-51. Sprigade, s. 80-81. Boshof, Erzbischof Agobar, s. 195 i nast. Weinrich, Wala, s. 70-71. Fichtenau, Dos karolingische Imperium, s. 252 i nast.
Ann. reg. Fr. 827, 829. Nith. hist. 1,3. Astron. 43. LMA, I, s. 1985. Simson, I, s. 330 i nast. Mühlbacher, II, s. 74 i nast. Schieffer, Die Karolinger, s. 127-128. Por. też przypis następny.
Thegan 36. Astron. 44. An. Fuldens. 830. Ann. Bertin. 830. Regin, chroń. 838. Pasch. Radbert. Epitaph. Arsenii 2,8. Agobard, Lib. apologet. 2. LMA, III, s. 934, IV, s. 2121, V, 2123, VI, 2170. Simson, I, s. 329, 335-336. Mühlbacher, II, s. 74 i nast. Boshof, Erzbischof Agobard, s. 196 i nast., 208. Weinrich, Wala, s. 70 i nast. Fichtenau, Dos karolingische Imperium, s. 167-168. Bund, s. 401 i nast. Riche, Karolingowie, s. 136 i nast. Tenże, Die Welt, s. 117, 222-223.
Audacter calumniare, semper aliquid haeret —(łac.) szkalujcie śmiało, zawsze coś przylgnie [przyp. tłum.].
Za pierwszymi przeciwko pierwszemu (łac.) [przyp. tłum.].
Nith. hist. 1,3. Ann. Bertin. 830-831. Astron. 44 i nast. Thegan 36. Ann. Mett. 830. Paschal. Radbert. Vita Walae 9-10. LMA, III, s. 225, 295, 1682. Simson, I, s. 335 i nast., 341 i nast., 351 i nast.; II, s. 1 i nast., 232 i nast. Mühlbacher, II, s. 82 i nast. Dümmler, I, s. 56 i nast., 65 i nast. Cartellieri, I, s. 253 i nast., 286 i nast. Sprigade, s. 80 i nast. Weinrich, Wala, s. 74 i nast. Konecny, Die Frauen, s. 97-98. Fichtenau, Das karolingische Imperium, s. 257-258, 267-268. Schieffer, Die Karolinger, s. 128 i nast. Riche, Karolingowie, s. 139.
Thegan 39. Astron. 47-48. Ann. Fuldens. 832. Ann. Bertin. 832-833. Nith. hist. 1,3-4. LMA, I, s. 216; VI, s. 2170. Handbuch der Kirchengschichte, m/1, s. 140. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.263-264. Simson, II, s. 17 i nast., 32 i nast., 40 i nast. Mühlbacher, II, s. 88 i nast., 91 i nast. Cartellieri, I, s. 244, 246-247, 256. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 133 i nast. Steinbach, Das Frankenreich, s. 73. Haller, II, s. 38. Seppelt/Schwaiger, s. 98-99. Aubin, s. 153-154. Bund, s. 405 i nast. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s. 105-106, 124-125. Schieffer, Die Karolinger, s. 127-128, 130-131. Riche, Karolingowie, s. 139-140.
Ann. Xantens. 833. Thegan 42. Ann. Fuldens. 833. Ann. Bertin. 833. Astron. 48. Nith. hist. 1,4. Paschas. Radbert. Epit. Arsen. 2,14 i nast. LMA, III, s. 1405. Handbuch der Kirchengeschichte, III/l s. 141. Dümmler, I, s. 74 i nast. Simson, II, s. 31 i nast., 44 i nast., 61. Mühlbacher, II, s. 98 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 138. Cartellieri, I, s. 256. Voigt, Staat und Kirche, s. 448 i nast. Boshof, Erzbischof Agobard, s. 216 i nast. Sprigade, s. 78-79. Grotz, s. 22. Steinbach, Das Frankenreich, s. 74. Weinrich, Wala, s. 79 i nast. Dawson, s. 254-255 interpretuje taktykę papieża korzystnie dla niego. Seppelt/ /Schwaiger, s. 99. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s. 125. Fichtenau, Das karolingische Imperium, s. 278-279. Riche, Karolingowie, s. 140. Schieffer, Die Karolinger, s. 131-132. Ullmann, s. 246 i nast. Bund, s. 407 i nast.
Astron. 48. Thegan 42 i nast. Ann. Bertin. 833. Ann. Remens. 833. Ann. Fuldens. 834. Dümmler, I, s. 79 i nast. Simson, II, s. 52 i nast., 62 i nast., 76. Mühlbacher, II, s. 100 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 139. Cartellieri, I, s. 257. Boshof, Erzbischof Agobard, s. 240-241, 253. Voigt, Staat und Kirche, s. 448 i nast. Bund, s. 409 i nast. Schieffer, Die Karolinger, s. 132-133. Riche, Karolingowie, s. 140.
Cyt. tamże, s. 141. Por. też LMA, V, s. 144. Handbuch der bayerischen Geschichte, s. 263-264. Simson, II, s. 54 i nast., 80 i nast. Na temat twórczości Rabana Maura: Haend-ler, s. 125 i nast.
Za Riche, Karolingowie, s. 140.
LThK, wyd. I, I, s. 143-144. LMA, I, s. 216-217. Mühlbacher, II, s. 103 i nast. Rahner, s. 181. Por. też Deschner, I znowu zapiał kur, II, s. 120, 130. Boshof, Erzbischof Agobard, s. 244. Wiegand, s. 221, 232, 247. Oepke, s. 292-293.
Nith. hist. 1,3. Thegan 43. Ann. Bertin. 833. Ann. Fuldens. 834. Astron. 48-49. LMA, I, s. 216-217; V, 2124. HKG III/l, s. 141. Simson, II, s. 63 i nast., 66 i nast. Mühlbacher, II, s. 105 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 139-140. Dümmler, I, s. 84 i nast. Cartellieri, I, s. 257-258. Mohr, s. 98 i nast. Schóffel, I, s. 53. Zatschek, s. 74. Wiegand, s. 221. Boshof, Erzbischof Agobard, s. 228 i nast., 241 i nast. Bund, s. 413 i nast. Schieffer, Die Karolinger, s. 133. Riche, Karolingowie, s. 140. Hartmann, Die Synoden, s. 188.
Sacrilegium — świętokradztwo, homicidium — mord, periurium — krzywoprzysięstwo [przyp. tłum.].
Simson, II, s. 72 i nast. Mühlbacher, II, s. 109-110. Sommerlad, II, s. 192-193. Schóffel, I, s.
Astron. 51. Mühlbacher, II, s. 110 i nast. Simson, II, s. 73 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 140. Cartellieri, I, s. 258. Schóffel, I, s. 53.
Astron. 54. Thegan 44-45. Ann. Bertin. 833-834. Flod. 2,20. LMA, III, s. 1527-1528. Dummler, I, s. 86 i nast. Simson, I, s. 207 i nast.; II, s. 75. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 140. Bertram, s. 33. Boshof, Agobard von Lyon, s. 251. Schóffel, s. 52-53. Haller, II, s. 42. Seppelt/Schwaiger, s. 100. McKeon, s. 437 i nast.
Nith. hist. 1,4.
Ann. Bertin. 834. Nith. hist. 1,3 i nast. Astron. 50 i nast. Thegan 48 i nast. Simson, II, s. 79 i nast., 84 i nast., 102 i nast., 113 i nast. Dummler, I, s. 90 i nast., 97 i nast. Mühlbacher, II, s. 110 i nast., 116 i nast., 132. Hartmann, Geschichte Italiens, El, półtom 1, s. 140-141, 145. Cartellieri, I, s. 259. Steinbach, Das Frankenreich, s. 74. Hoffmann, s. 11-12. Fichtenau, Das karolingische Imperium, s. 269, 284. Hlawitschka, Franken, s. 54-55. Riche, Karolingowie, s. 141. Schieffer, Die Karolinger, s. 133-134. Gótting, s. 56 i nast.
Ann. Bertin. 835. Astron. 54. Thegan 56. LMA, I, s. 661. Simson, II, s. 75, 120-121, 126 i nast., 132-133. Mühlbacher, II, s. 121-122. Hartmann, Die Synoden, s. 188-189.
LMA, III, s. 1527 i nast. Mühlbacher, II, s. 123, 127-128. Hartmann, Fdlschungsverdacht und Falschungsnachweis, s. 111 i nast.
Syn. Aachen 836 c.5-6, 12, 14. Simson, II, s. 148 i nast. Mühlbacher, II, s. 126 i nast. Hartmann, Die Synoden, s. 190 i nast.
Mühlbacher, II, s. 126, 128. Geremek, s. 52. Staubach, s. 30 i nast.
Ann. Bertin. 838-839, 844. Ann. Fuldens. 838, 840. Einh. vita Kar. 3, 5. Ann. reg. Fr. 760 i nast. Astron. 59 i nast. Nith. hist. 1,6 i nast. LMA, I, s. 829-830 (Claude); VI, s. 2170. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 264. Simson, II, s. 148 i nast., 171 i nast., 176 i nast., 195 i nast., 217 i nast., 222 i nast. Dummler, I, s. 268. Mühlbacher, II, s. 133 i nast., 137 i nast., 144 i nast. Nov, Die Anfdnge, s. 162-163. Schieffer, Die Karolinger, s. 136-137. Riche, Karolingowie, s. 142. Tenże, Die Welt, s. 22.
Chodzi o młodszego brata Pepina II akwitańskiego; Karol nie występuje w źródłach po roku 848 — zmarł bądź trafił do klasztoru [przyp. red.].
Astron. 62 i nast. Ann. Bertin. 840. Ann. Fuldens. 840. Ann. Xantens. 840. Nith. hist. 1,8. Dummler, I, s. 135 i nast. Simson, II, s. 228 i nast. Mühlbacher, II, s. 47, 148. Schieffer, Die Karolinger, s. 137.
Astron. 42-43, 51-52, 58-59, 62. Nith. hist. 2,10; 3,5; 4,5. LMA, I, s. 634, 2023; VI, s. 1201.
Centulum — opactwo opodal Crecy-en-Ponthieu [przyp. red.].
Ann. Xantens. 831 i nast.
Ann. Bertin. 837-838. Ann. Xantens. 834-835. Nith. hist. 1,3. LMA, III, s. 12641265; V, 1999-2000; VI, 1249-1250. Dummler, I, s. 102 i nast., 122, 193-194. Mühlbacher, II, s. 49-50, 131132, 135. Hatmann, Geschichte Italiens, III, półtom 1, s. 143 i nast. Steinbach, Dos Frankenreich, s. 73. Aubin, s. 154. Mayr-Harting, s. 94 i nast. Riche, Karolingowie, s. 142-143. Tenże, Die Welt, s. 298 i nast. Schieffer, Die Karolinger, s. 134-135, 138, 144. Hopfner, Wikinger, s. 11 i nast.
Erin, Erie — celtycka nazwa Irlandii [przyp. red.].
Hopfner tamże, Mühlbacher, II, s. 251. Riche, Die Welt, s. 299 i nast.
Niech umrze śmiercią — [przyp. tłum.].
Ann. Bertin. 838. Ann. Xantens. 834.
Regin, chron. 876
Ann. Bertin. 854
Ann. Fuldens. 869
Regin, chron. 880
Fried, Die Formierung, s. 61. Riche, Die Welt, s. 298.
Thegan 13. Riche, Die Welt, s. 302-303. Leyser, Herrschaft und Konflikt, s. 15. Fried, Der Weg, s. 368 i nast. Schneider, Das Frankenreich, s. 74 i nast. Werner, Die Ursprunge, s. 450. Por. na temat rosnącego zniewolenia wolnych chłopów podczas IX do XI wieku: Rósener, Bauern, s. 18 i nast., zwłaszcza s. 26 i nast., rówież Schneider, Das Frankenreich, s. 76 i nast. A na temat „ambiwalencji" Kościoła choćby Bentzien, s. 54-55. Majoros u Umeljiæa, s. 13.
Nith. hist. 2,1. Ann. Bertin. 840. Ann. Xantens. 840. Ann. Fuldens. 840. Regin, chron. 840. Flod. hist. Remens. 2,20. Mühlbacher, II, s. 151 i nast. Dummler, I, s. 139 i nast., 148, 168, 253 i nast. Riche, Die Welt, s. 302-303. Schieffer, Die Karolinger, s. 140. Fried, Die Formierung, s. 5-6, 60-61.
Nith. hist. 2,1; 4. Ann. Fuldens. 840. LMA, VI, s. 1201. Mühlbacher, II, s. 152 i nast. Werner, Die Ursprunge Frankreichs, s. 430.
Obniżenie między Wyżyną Szwabską i Wyżyną Frankońską (główna miejscowość Nórdlingen) powstałe wskutek uderzenia meteorytu [przyp. red.].
Nith. hist. 2,2 i nast. Ann. Fuldens. 841. Ann. Bertin. 841. LMA, IV, s. 626. Mühlbacher, II, s.157 i nast.
Nath. hist. 2,8 i nast. 3,1. Ann. Fuldens. 841. Ann. Bertin. 841. Regin, chron. 841. LMA, IV, s. 626-627. Handbuch der Europdischen Geschichte, I, s. 594. Mühlbacher, II, s. 161 i nast., 178. Pietzcker, s. 318 i nast. Rau, I, s. 383-384. Daniel-Rops, s. 556. Schieffer, Die Karolinger, s. 140 -141. Riche, Karolingowie, s. 146-147. Fried, Die Formierung, s. 61. Schulze, Vom Reich der Franken, s. 326.
Nith. hist. 3,2; 4,2 i nast. Ann. Bertin. 841-842. Ann. Fuldens. 842. Ann. Xantens. 841-842. LMA, IV, s. 1928. Schulze, Vom Reich der Franken, s. 326-327. Schieffer, Die Karolinger, s. 141. Leyser, Herrschaft und Konflikt, s. 14.
Nith. hist. 3,3. Ann. Bertin. 841. Mühlbacher, II, s. 170-171.
Nith. hist. 3,5. Mühlbacher, II, s. 171 i nast., 195-196. Por. też Baniard, s. 214.
Nith. hist. 3,5; 7. 4,1. Ann. Fuldens. 842. Ann. Bertin. 842. Ann. Xantens. 842. Mühlbacher, II, s. 173 i nast. Riche, Die Welt, s. 23 i nast. Schulze, Vom Reich der Franken, s. 327.
Nith. hist. 4,7.
LMA, IV, s. 577. Cyt. za: Mühlbacher, II, s. 193-194. Por. na temat krytyki Karola bardzo dobrą biografię Kahla, Karl der Grope, s. 94 i nast., zwłaszcza s. 98 i nast.
Nauczyciel Germanii [przyp. tłum.].
Nith. hist. 4,3 i nast., zwł. 4,7. Ann. Fuldens. 842-843. Ann. Bertin. 843. Ann. Xantens. 843. Tadey, s. 559, 744, 869. LMA, IV, s. 577; V, s. 971, 2124-2125, 2128-2129; VI, 1289-1290. Na temat traktatu z Verdun por. choæby literaturę podaną u Reindla w Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 264, przyp. 120. Mühlbacher, II, s. 176 i nast., 195 i nast. Riche, Die Welt, s. 21. Fried, Die Formierung, s. 1 i nast., 16 i nast., 61-62, 65. Schulze, Vom Reich der Franken, s. 327 i nast.
Ann. reg. Fr. 817. Ann. Fuldens. 849. Chronić. Hildesh. 851. LMA, III, s. 2176-2177; IV, s. 1-2, 445-446, 1615-1616, 1713-1714; V, s. 71 (Fleckenstein), 910 i nast., 2039-2040. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 223, 260, 373-374, 467, 530 (Glaser). Dummler, I, s. 26. Lindner, Untersuchungen, s. 227 i nast. Schur, s. 24 i nast., Pothmann, s. 746 i nast. Werner, Die Ursprunge Frankreichs, s. 425. Störmer, Im Karolingerreich, Unterfrdnkische Geschichte, I, s. 163-164. Prinz, Die innere Entwicklung, Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 367-368. Schneider, Das Frankenreich, s. 56. Schieffer, Die Karolinger, s. 149-150. Według Frieda, Der Weg, s. 392-393, Ludwik II zachowywał rezerwę wobec duchowieństwa. Voss, Herrschertreffen, s. 9, nie nazywa w aneksie do C. Brühla Ludwika II „Niemieckim", lecz „Wschodniofrankijskim". Na ten temat też Brühl, Deutschland-Frankreich, s. 140-141.
Ann. Fuldens. 847. Ann. Bertin. 844, 853, 855. LMA, IV, s. 1615; V, s. 2172-2173. Dummler, II, s. 426 i nast. Mühlbacher, II, s. 200, 206 i nast., 210, 299. Schur, s. 10-11, 13 i nast. Lugge, s. 59 i nast. Löwe, Gozbald von Niederaltaich, s. 164 i nast. Schieffer, Das Frankenreich, s. 607 i nast. Fried, Die Formierung, s. 16 i nast., 57-58. Tenże, Der Weg, s. 392. Schulz, Vom Reich der Franken, s. 332. Hartmann, Die Synoden, s. 222 i nast., 466.
Dalemińcy (Głomacze) — plemię Słowian połabskich, grupy serbołużyckiej, nad środkowąŁabą; od 805 r. atakowani przez Franków, od ok. 900 r. przez Sasów; w 929 r. Dalemińców pobił król niem. Henryk I i zbudował na ich ziemi gród Miśnię, która stała się ośrodkiem marchii [przyp. red.].
Ann. Bertin. 844, 851, 856, 867. Ann. Fuld. 844, 851. LMA, III, s. 2177; V, s. 2173 (W. Störmer). Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 260 (Reindel). Handbuch der Europdischen Geschichte, I, s. 607 i nast. (Schieffer). Dummler, II, s. 424. Mühlbacher, II, s. 197 i nast., 229 i nast. Voigt, Staat und Kirche, s. 431. Schur, s. 11 -12. Zatschek, s. 78 i nast., 90 i nast. Epperlein, s. 268 i nast. Prinz, Innere Entwicklung, Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 368. Por. też s. 371-372. Werner, Die Ursprunge Frankreichs, s. 437. Riche, Karolingowie, s. 166-167. Tenże, Die Welt, s. 298. Schieffer, Die Karolinger, s. 150. Fried, Die Formierung, s. 65. Hartmann, Die Synoden, s. 208. Schulze, Vom Reich der Franken, s. 378. Tellenbach, Die westliche Kirche, s. 19.
Nith. hist. 4,6. Ann. Bertin. 842. Ann. Xantens. 843.
Ann. Bertin. 868, 873. Regin, chron. 870. LMA, IV, s. 514. Tusculum Lexikon, s. 267-268. Dummler, II, s. 321 i nast., 334-335, 356 i nast. Simson, I, s. 326. Mühlbacher, II, s. 334 i nast. Grotz, s. 268-269. Sprigade, s. 95 i nast. Riche, Die Karolinger, s. 229-230, 237.
Por. np. Ann. Bertin. 844-845, 850. LMA, V, s. 967. Handbuch der Europdischen Geschichte, I, s. 609. Schieffer, Die Karolinger, s. 144-145. Riche, Die Welt, s. 297. Fried, Die Formierung, s. 64.
Od wołu starszego uczy się orać młodzy (łac.) [przyp. tłum.].
Wierny królowi [przyp. tłum.].
Ann. Berlin. 851, 856-857. Regin, chron. 860, 866, 874. LMA, II, s. 615 i nast.; III, s. 211212, 2149; IV, s. 433; V, s. 2172; VI, s. 1228-1229. Handbuch der Europaischen Geschichte, I, s. 487 i nast., 603-604.
Ann. Fuldens. 844. Ann. Berlin. 844. LMA, V, s. 159. Mühlbacher, II, 219-220. Sprigade, s. 89-90.
Ann. Fuldens. 843-844. An. Berlin. 844. LMA, VI, s. 2170-2171. Handbuch der Europaischen Geschichte, I, s. 603. Werner, Die Urspriinge Frankreichs, s. 437-438.
Ann. Berlin. 848-849, 852 i nast., 864. Ann. Fuldens. 851. Regin, chron. 853. LMA, VI, 2170-2171. Dümmler, I, s. 95 i nast., 108 i nast. Simson, II, s. 90 i nast., 126 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom I, s. 141. Mühlbacher, II, s. 224, 227. Bertram, s. 34. Cartellieri, s. 260. Aubin, s. 154-155.
MG Capit. II, s. 263 i nast., 277-278. Ann. Berlin. 852 i nast., 864. Regin, chron. 853. LMA, V, s. 29-30, 159, 967 i nast, 2174; VI, 2170-2171. Martindale, Charles the Bald, s. 109, 114. Sprigade, s. 92 i nast. Werner, Die Urspriinge, s. 440. Schieffer, Die Karolinger, s. 146.
Ann. Fuldens. 853-854. Mühlbacher, II, s. 229 i nast.
Ann. Fuldens. 854. Ann. Berlin. 854. Mühlbacher, II, s. 231 i nast. Werner, Die Urspriinge, s. 440.
Ann. Fuldens. 855. Ann. Bertin. 855. Regin, chron. 855. LMA, II, 1065. Mühlbacher, II, s. 234-235. Werner, Die Urspriinge, s. 441-442.
Ann. Berlin. 857-858. Ann. Fuldens. 858. LMA, I, s. 440-441. Mühlbacher, II, s. 235 i nast., 242 i nast., 262. Werner, Die Urspriinge, s. 441.
Chodzi o Konrada, brata Judyty bawarskiej, drugiej żony Ludwika Pobożnego [przyp. red.].
Ann. Bertin. 860. Ann. Fuldens. 860. Ann. Xantens. 860. Handbuch der Europaischen Geschichte, I, s. 604. Mühlbacher, II, s. 247 i nast., 254 i nast. Werner, Die Urspriinge, s. 441. Voss, s. 42.
Ann. Xantens. 861-862. Na temat pyłu jako relikwii i lekarstwa: Triib, s. 108 i nast. — demaskatorska książka na temat chrześcijańskiego kultu świętych.
Niemieckie określenie Sklave — niewolnik, poddany (Slawe —Słowianin), wywodzi się wprost od średniowiecznego łacińskiego sclauus, a to z kolei ze średniowiecznej greki — scldbos, w tym czasie bowiem niewolnikami w krajach Orientu byli głównie Słowianie [przyp. tłum.].
Autor stosuje tu obecne nazwy narodowe i podaje współczesne obszary zamieszkania. W rzeczywistości podziały plemienne i proces zasiedlenia Europy środkowej, wschodniej i południowej były dużo bardziej skomplikowane [przyp. red.].
LMA, VII, s. 2000-2001. Handbuch der Europeischen Geschichte, s. 160 -161, 362 - 363. Vernadsky, s. 252 i nast. Jirećek, s. 61 i nast., 81 i nast., 100 i nast. Dannenbauer, II, s. 7. Rice, s. 140, zwł. s. 33 i nast. Herrmann, J., Urhei-mat und Herkunft, Einleiłung, s. 12 -13.
Słowian połabskich — głównie Serbów łużyckich [przyp. red.].
Wiele danych źródłowych znajduje się u Herrmanna, Slawisch-germanische Beziehungen, s. 21 i nast. LMA, III, s. 1779; VII, s. 2001. Hauck, II, s. 350 i nast. Stadtmuller, s. 88 i nast. Ewig, s. 55. Bosi, Europa im Mittelalter, s. 155-156, 175. Störmer, Friiher Adel, s. 202. Stern/Bartmuss, s. 116-117. Por. też recenzję B. Wachtera w: 10, 1972, s. 539 i nast. Angelov/Ovarov, s. 58 i nast.
Lutycy (Lucicy, Wieleci, Wilcy) — grupa Sowian połabskich, zajmująca tereny nad rzekami Hawelą i Pianą po Bałtyk; dzielili się na cztery główne plemiona: Redarów, Doleńców, Czrezpienian i Chyżan, które utworzyły tzw. Związek Wielecki, znany już w IX w.; w X/XII w. ziemie Lutyków weszły w skład księstw Obodrytów i k. zachodniopomorskiego [przyp. red.].
Pustertal (wł. Val Pusteria) — dolina górnej Drawy i jej dopływu Rienz, we wschodnich Alpach na pograniczu Austrii i Włoch [przyp. tłum.].
LMA, III, s. 1779 i nast. Handbuch der Europaischen Geschichte, I, s. 364. Waldmuller, s. 111 i nast. Fried, Die Formierung, s. 16. Babić/Beloević, s. 81 i nast., 88 i nast. Friesinger, s. 109 i nast. Kahl, Zur Rolle der Iren, s. 375-376.
Ann. Fuldens. 845. Taddey, s. 727. LMA, III, s. 1779. Kaiser, s. 9-10. Por. Huber, Die Met-ropole, s. 24 i nast. Tenże, Das Verhdltnis, s. 58-59. Schieffer, Dos Frankenreich, w: Handbuch der Europaischen Geschichte, I, s. 600-601. Hellmann, Die politisch-kirchliche Grundlegung, w: Handbuch der Europaischen Geschichte, I, s. 862-863. Mühlbacher, II, s. 202. Naegle, I, s. 43 i nast.; II, s. 226. Hilsch, Die Bischofe von Prag, s. 25. Schulze, Vom Reich der Franken, s. 378-379.
Ann. Fuldens. 847. Ann. Xantens. 850.
An. Fuldens. 849. Ann. Bertin. 853. Schulze, Vom Reich der Franken, s. 378.
Sclaui [przyp. tłum.].
Bonifat. ep. 73. Ann. Bertin. 853. Notker, Gęsta Karoli, 2,12. Hauck, II, s. 351 i nast. Zóller, s. 195, i nast. Donnert, s. 357. Lubenow, s. 10. Fried, Die Formierung, s. 16. Na temat sytuacji w czasie przed Bonifacym: M. Werner, Iren und Angelsachsen, s. 239 i nast. Por. na temat demonizowania innowierców również: Pa-tschovsky, Der Ketzer als Teufelsdiener, s. 317 i nast. Tellenbach, Die westliche Kirche, F, s. 17 i nast., 22.
LMA, VI, s. 1557-1558. Hauck, II, s. 728 (tam na temat Otfrida z WeiBenburga z podaniem źródeł).
Chronica Slavorum (1581 r.; wyd. polskie 1862) - ważne źródło do historii Słowian połabskich i ich walki z najazdem niem. w XII w. [przyp. red.].
Por. Bonifat. ep. 80. Regin, chron. 866. Hełm. Chron. Slav. 68. LMA, V, s. 1931-1932. Erd-mann, Heidenkrieg in der Liturgie, s. 57. H. Hirsch, Der mittelalterliche Kaisergedanke, s. 22-23. Holtzmann, Geschichte, I, s. 179. Donnert, Studien zur Slawenkunde, s. 329. Schlesinger, Die mittelalterliche Ostsiedlung, s. 45. Bünding-Naujoks, s. 67 i nast., 113. Kosminski/Skaskin, s. 158-159. Stern/Bartmuss, s. 123. Epperlein, s. 263 i nast. Schneider, Dos Frankenreich, s. 65. Leyser, Herrschaft und Konflikt, s. 14 i nast.
Herrmann, Materielle und geistige Kultur, s. 259 i nast. Dórries, II, s. 182-183. Leyser, Herrschaft und Konflikt, s. 14 i nast.
Ann. Fuldens. 857, 871. Regin, chron. 892. Thietm. 1,4. Schnurer, II, s. 13. Aufhauser, s. 1. Weller, Wurtembergische Kirchengeschich-te, s. 47 - 48. Bosi, Herzog, König und Bischof, s. 270. Tenże, Bayerische Geschichte, s. 61 i nast. Tenże, Europa, s. 175.
Ann. Fuldens, 874, 877. Dümmler, II, s. 372.
Ann. Fuldens. 873 i nast. Ann. Xantens. 873. Mühlbacher, II, 333 i nast. Jeggle, s. 109-110.
Dynastia salicka, częściej zwana frankońską — d. panująca w Niemczech w latach 1024-1125, kiedy to zaostrzyła się rywalizacja między papiestwem a cesarstwem [przyp. tłum.].
Civitates —(łac.) miasta, tu: grody [przyp. tłum.].
LMA, VII, s. 2001-2002. Handbuch der Europeischen Geschichte, I, s. 360, 364, 890. K. Schiinemann, Deutsche Kriegsfuhrung im Osten wahrend des Mittelalters, w: DAM, t. 2, 1938, s. 55 i nast. Powołuję się tutaj na W. Hensla, Die Slawen im friihen Mittelalter, s. 443. Menzel, I, s. 406. Bauer, Der Livlandkreuzzug, s. 27. Bünding-Naujoks, p. przyp. 43. Fried, Die Formierung, s. 20.
Ann. reg. Fr. 822.
Hron (niem. Grań) — lewobrzeżny dopływ Dunaju na terenie Słowacji [przyp. red.].
Ann. Fuldens. 846. LMA, VI, s. 106-107, 720-721; VII, s. 232. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 261 i nast., 265-266, 443 (Prinz). Na kontekst źródeł dotyczących historii Państwa Wielkomorawskiego wskazuje Novy, Die Anfdnge, s. 166, przyp. 67. Na temat granic Państwa Wielkomorawskiego: Klebel, s. 19 i nast. Mühlbacher, II, s. 204-205. Graus, Die Entstehung der Legenden, s. 161-162. Kosminski/Saskin, s. 151. Schieffer, Die Karolinger, s. 150. Schulze, Vom Reich der Franken, s. 381-382. Erdelyi, s. 155 -156. Chropovsky, s. 161 i nast.
Hilsch, Die Bischofe von Prag, s. 25. Graus, Die Entwicklung der Legenden, s. 161 -162.
Ann. Bertin. 846, 848-849, 850. Ann. Fuldens. 844 i nast., 849. Ann. Xantens. 844 i nast., 849. Handbuch der bayerischen Geschichte, s. 265-266. Por. na temat Wielkiej Morawy przede wszystkim Magnae Moraviae Fontes Historici, 5 tomów, 1966/1977. Hauck, II, s. 713 i nast. Aufhauser, s. 1. Hilsch, Die Bischofe von Prag, s. 25. A. v. Miiller, Geschichte unter uns, przyp. 125 i tabl. 25. Hellmann, Grund-fragen slavischer Verfassungsgeschichte, s. 387 i nast. Novy, Die Anfdnge, s. 173. Bosi, Herzog, König und Bischof, s. 271, 278-279. Schieffer, Die Karolinger, s. 150. Hartmann, Die Synoden, s. 228 i nast.
Ann. Fuldens. 850-851. Rau, III, s. 2-3. Por. Geremek, s. 51-52.
Ann. Fuldens. 852, 855. Ann. Bertin. 855. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 266. Hartmann, Die Synoden, s. 228 i nast.
Ann. Fuldens. 855 i nast. Ann. Bertin. 856-857,862.
Ann. Fuldens. 864, 869. Ann. Bertin. 869.
Ann. Fuldens. 857, 871-872. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 265-266. Mitterauer, s. 91 i nast.
Ann. Fuldens. 861 i nast. Ann. Bertin. 861-862, 864 i nast., 870. Ann. Xantens. 871. Regin, chron. 880. LMA, III, s. 2176-2177; V, s. 996. Handbuch der bayerischen Geschichte, s. 265 i nast. Mühlbacher, II, s. 321 i nast., zwł. 323-324. Bund, s. 469.
Ann. Fuldens. 866, 883, 885, 887, 889. Ann. Bertin. 862, 866. LMA, V, s. 996. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 277. Schur, s. 24 i nast.
Ann. Fuldens. 858, 866, 871 i nast. Ann. Bertin. 862, 866. Ann. Xantens. 873. LMA, V, s. 2174. Mühlbacher, II, s. 325-326, 333-334. Triib, s. 73 i nast.
Ann. Fuldens. 874.
Patrz przyp. 187.
Patrz przyp. 188.
Patrz przyp. 190-191, 193.
Regin, chron. 868.
Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,52 i nast. Jaffe, Regesta, 1,318 i nast. Ann. reg. Fr. 824. LMA, IV, s. 78; VI, s. 1752. Kühner, Lexikon, s. 56-57. Kelly, s. 116-117. Seppelt, II, s. 207, 214. Haller, II, s. 27. Kolmer, s. 5.
Lib. Pont. 2,86 i nast. Jaffe, Regesta, 1,327 i nast. Ann. Bertin. 844. Ann. Xantens. 844, 846. Ann. Fuldens. 843. Kühner, Lexikon, s. 57. Kelly, s. 118-119. LThK, wyd. I, IX, s. 492. LMA, III, s. 1404. Mühlbacher, II, s. 213 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, pół-tom 1, s. 221-222. Haller, II, s. 27 i nast. Seppelt, II, s. 220 i nast. Seppelt/Schwaiger, s. 100. Grotz, s. 30. Riche, Karolingowie, s. 153. Schieffer, Die Karolinger, s. 148.
Lib. Pont. 2,106 i nast. Jaffe, Regesta, 1,329 i nast. Wetzer/Welte, VI, s. 458 i nast. LThK, wyd. I, VI, s.494. Dümmler, I, s. 305-306, 393. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 216-217. Gregorovius/I, 2, s. 510 i nast. Cartellieri, I, s. 284. Haller, II, s. 29. Seppelt, II, s. 224-225. Grotz, s. 31-32. Hlawitschka, Franken, s. 60. Zimmermann, Das Papstum, s. 80.
Ann. Bertin. 847. LMA, V, 1878. Gregorovius, 1/2, s. 509 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 224 i nast. Cartellieri, I, s. 284. Hóffner, s. 54. Grotz, s. 32 i nast. Hal-ler, I, s. 52 i nast., 71. Gontard, s. 178. Seppelt/Schwaiger, s. 101. Ahlheim, s. 172. Biin-ding-Naujoks, s. 85. Riche, Karolingowie, s. 157. Schieffer, Die Karołinger, s. 148.
Ann. Bertin. 850. Wetzer/Welte, VI, s. 460. Pierer, IV, s. 181. LThK, VI, wyd. I, s. 494. Kelly, s. 119-120. dtv Lexikon, II, s. 36. LMA, I, s. 145, 634; V, s. 1878, 2177; VI, s. 1752. Mühl-bacher, II, s. 218-219. Gröne, I, s. 351 i nast., zwłaszcza s. 358. Gregorovius, 1/2, s. 492 i nast, 505 i nast. Haller, II, s. 28-29, 51-52. Seppelt, n, s. 221 i nast., 234-235. Kühner, Dos Imperium der Papste, s. 95. Gibson/Ward. -Perkins, I/II, s. 30 i nast., 222 i nast., Deschner, Opus diaboli, s. 20. Schieffer, Die Karołinger, s. 148-149.
Centuriatores magdeburgenses — twórcy dzieła opublikowanego w Magdeburgu w XVI w., podzielonego na stulecia i odnoszącego się wrogo do Kościoła katolickiego [przyp. red.].
Wetzer/Welte, VIII, s. 849 i nast. (Tam wymienieni Mast, Rosshirt i Luden). Pierer, II, i s. 900; III, 817; XIII, 662-663. Taddey, s. 536, 968. dtv Lexikon, 12, s. 36; 14, s. 295 (tutaj cytowany Seckel). LMA, V, s. 29 - 30 (Schieffer), ł 1710. Również Dümmler, I, s. 231 mówi o „gigantycznych oszustwach". Cartellieri, s. 302-303. Seckel, Pseudoisidor, s. 267. Schu-bert, II, s. 416, 537. Haller, II, s. 45. Seppelt/Schwaiger, s. 103. Kühner, Das Imperium der Papste, s. 96 i nast. Grotz, s. 46, 48. Neuss, s. 76. Dawson, s. 256-257, który jak zawsze argumentuje apologetycznie. Wiele dowodów u Fuhrmanna, Einflufl und Werbreitung, s. 8, 61-62, 95-96., 112 i nast, 122, 232 . i tenżew LMA, VII, s. 308-309. Tenże, Zur Uberlieferung des Pittaciolus, s. 518. Por. również Brunner, s. 94. Haendler, s. 123-124. Poza tym na temat fałszerstw w t III, rozdz. I (187 stron!) i IV, s. 393 i nast., por. choćby Landau, s. 11 i nast., Hartmann, Fdlschungs-verdacht und Fdlschungsnachweis, s. 111 i nast., 118 i nast., Schneider, Ademar von Chabannes, s. 129 i nast., Pitz, Erschleichung und Anfechtung, passim. Ranke-Heinemann, Nie i amen, s. 212 i nast.
Pierer, XIII, s. 662-663. dtv Lexikon, 4,149. LThK, wyd. I, VIII, s. 549 i nast.; wyd. II, VIII, s. 864 i nast. LMA, I, s. 635, 677, 1857. Bardenhewer, II, s. 637 i nast. Dümmler, I, s. 231-232. Gregorovius, 1/2, s. 538. Hauck, II, s. 546 i nast. Cartellieri, I, s. 303. Fuchs/Raab, s. 650-651. Neuss, s. 76-77. Grupp, II, s. 176-177. Schubert, II, s. 415-416, 536-537. Haller, II, s. 45 i nast. Seppelt, II, s. 236 i nast. Kühner, Das Imperium der Papste, s. 95-96. Ullmann, s. 261 i nast. Fuhrmann, Die Fdlschungen im Mittelalter, s. 531. Tenże, Einfluf! und Verbreitung, I, s. 4, 8, 67, 137 i nast, 194 i nast, 232-233. Schieffer, Kreta, Rom und Laon, s. 15.
Dümmler, I, s. 232 i nast. Gregorovius 1/2, s. 538. Hauck, II, s. 547 i nast. Schubert, II, s. 415-416. Haller, II, s. 45 i nast. Voigt, Staat und Kirche, s. 431-432. Kantzenbach, s. 62, 85-86. Seppelt, II, s. 237-238. Seppelt/Schwaiger, s. 102. Grotz, s. 47. Ullmann, s. 270. Fuhrmann, Einflufl und Ver-breitung, I, s. 4, 145 i nast.
Mikołaj I broni Dekretaliów Pseudoizydoriańskich w swym liście ze stycznia roku 865 do biskupów galijskich: Mansi, Coli. conc., XV, s. 693 i nast. MG Epp., VI, s. 393-394. CIC can., s. 222, § 1. Taddey, s. 968. Kelly, s. 328. Schubert, II, s. 416. Grupp, II, s. 176-177. Wiihr, s. 106-107, 116. Seppelt/Schwaiger, s. 103. Ullmann cyt. u Kuhnera, Imperium der Papste, s. 95 i nast. Fuhrmann, Die Fdlschungen im Mittelalter, s. 531. Tenże, EinfluP und Verbreitung, s. 4, 167 i nast., 194 i nast. O dyskusji na temat historii recepcji Dekretaliów Pseudoizydoriańskich por. również Fuhrmann, Pdpstlicher Primat, s. 313 i nast. Hell-mann, Die Synode von Hohenaltheim, s. 298.
Pierer, XIII, s. 662-663. Dummler, I, s. 232-233. Gregorovius, 1/2, s. 538. Haller, II, s. 46 i nast. Ullmann, s. 273-274.
Lib. Pont. II, s. 140 i nast. Jaffe, Regesta, 1,235-1,236. Ann. Bertin. 855. Kühner, Lexikon, s. 59-60. Kelly, s. 121-122. LThK, wyd. III, IV, s. 1090. LMA, I, s. 573-574. Wattenbach/Dümmler/Huf, II, s. 349. Handbuch der Kirchengeschichte, III/l, s. 193. Gregorovius, 1/2, s. 519 i nast., 540. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 237 i nast., 245-246. Gröne, I, s. 361. Haller, II, s. 52 i nast. Seppelt, II, s. 230 i nast. Seppelt/Schwaiger, s. 102. Grotz, s. 33 i nast.
Lib. Pont. 2,151 i nast. Jaffe, Regesta, 1,341 i nast. Ann. Bertin. 858. Kelly, s. 123. Grego-rovius, 1/2, s. 522. Seppelt, II, s. 241. Seppelt/Schwaiger, s. 103. Haller, II, s. 54--55. Grotz, s. 18, 40.
Strator — łac. koniuszy [przyp. tłum.].
Ann. Mett. prior. 753. Kelly, s. 123. Haller, II, s. 54 i nast. Seppelt, II, s. 241.
por. t. II, s. 153 i nast.
por. t. II, s. 201 i nast.
por. t. IV, s. 99, 115
Epist. swe Praef. MG Epp., VII, s. 395 i nast. Kelly, s. 123-124. LMA, I, s. 573; VI, s. 1168-1169. Handbuch der Kirchengeschichte, m/1, s. 164. Gregorovius, 1/2, s. 536 i nast. Haller, II, , s. 69 i nast. Seppelt II, s. 243 i nast. Kühner, Das Imperium, s. 101-102. Riche, Karolingowie, s. 158.
Regin chron. 868. Kelly, s. 124. Wattenbach/ /Dummler/Huf, 2,349. Handbuch der Kirchengeschichte, m/l, s. 165. Haller, II, s. 55, 69-70. Seppelt, II, s. 242.
Autokefalia — tu: autonomiczność organizacji kościelnej, niezależnej od hierarchii rzymskiej
[przyp. red.].
Suspensio [lat.] — złożenie z urzędu [przyp. tłum.].
Kelly, s. 123. Handbuch der Kirchengeschich-te, m/l, s. 164 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 522-523. Seppelt, II, s. 249 i nast. Riche, Karolingowie, s. 158-159.
Ann. Bertin. 861-862. Kelly, s. 123. Handbuch der Kirchengeschichte, m/l, s. 166. Haller, II, s. 71. Seppelt, II, s. 252 i nast. Rau, II, s. 2-3.
Ann. Bertin. 855; 863. Regin, chron. 855. Ann. Fuldens. 855. LMA, II, s. 428-429; V, s. 971, 21242125, 2177. Dummler, I, s. 391-392, 397, 399; II, s. 4. Mühlbacher, II, s. 233-234. Hauck, II, s. 530. Zöllner, s. 245 i nast. Schlesinger, Karolingische Konigswahlen, s. 234-235. Kienast, Deutschland und Frankreich, I, s. 51-52. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s. 126-127. Fried, Der Weg, s. 397-398.
LMA, III, s. 1629. Mühlbacher, U, s. 259. Hauck, II, s. 560-561. Hartmann, Die Syno-den, s. 274.
Ann. Bertin. 860; 862; 864. Regin, chron. 864; 866. Ann. Xantens. 865. MG Cap. II, s. 463 i nast. LThK, wyd. III, IV, s. 942-943. LMA, IV, s. 1594-1595. Dummler, II, s. 5 i nast., Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 262. Mühlbacher, II, s. 260 i nast., 270-271, 284. Cartellieri, I, s. 295 i nast. Bruhl, Hinkmariana, s. 58-59. Schrórs, s. 184 i nast. Ehr-hard, Kirche der Mdrtyrer, s. 103. Neuss/Oediger, s. 154 i nast. Haller, II, s. 63 i nast. Des-chner, I znowu, s. 343 i nast., a zwł. s. 347. Konecny, Die Frauen, s. 97. Seppelt, II, s. 260. Grotz, s. 43 - 44. Hartmann, Die Synoden, s. 274 i nast. Fried, Der Weg, s. 398. Staubach, s. 119.
Ann. Bertin. 863. Ann. Fuldens. 863. Ann. Xantens. 864. Regin, chron. 864. Dummler, II, s.61 i nast. Mühlbacher, II, s. 278-279. Gregorovius, 1/2, s. 527. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 255-256. Neuss/Oediger, s. 154 i nast. Haller, II, s. 65-66, 87. Seppelt, II, s. 261-262. Grotz, s. 88 i nast. Konecny, Die Frauen, s. 109. Hartmann, Die Synoden, s. 280 i nast.
Aren. Bertin. 863. Ann. Xantens. 864-865. Dummler, II, s. 68-69, 71. Mühlbacher, II, s. 279-280. Gregorovius, 1/2, s. 527-528. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 256-257. Steinbach, Die Ezzonen, s. 851. Haller, II, s. 65, 67. Neuss/Oediger, s. 156-157. Seppelt, II, s. 262. Grotz, s. 9192. Konecny, Die Frauen, s. 109. Hartmann, Die Synoden, s. 282-283.
Cause celebrę (franc.) — słynny proces, głośna sprawa [przyp. tłum.].
Ann. Xantens. 866. Hinkm. De divortio Lotha-rii reg. et Tetb. regin. (Mignę PL, 125,623 i nast.). Dummler, II, s. 13 i nast., 38. Mühlbacher, II, s. 283. Cartellieri, I, s. 296, 312. Mayer, Mittelalterliche Studien, s. 22. Löwe, Deutschland, s. 186. Bruhl, Hinkmariana, s. 56 i nast. Haller, II, s. 63 i nast. Neuss/Oediger, s. 158159. Steinbach, Das Frankenreich, s. 77. Grotz, s. 44 i nast., 88-89. Konecny, Die Frauen, s. 105-106, 114 i nast. Anton, Furst-enspiegel, s. 282, 329, 425. Penndorf, s. 54 i nast. Staubach, s. 150 i nast.
Ann. Bertin. 864. Dummler, II, s. 69 i nast. Mühlbacher, II, s. 280-281. Gregorovius, 1/2, s. 528-529. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 258 i nast. Cartellieri, I, s. 301-302. Neuss/Oediger, s. 158. Haller, II, s. 73-74. Perels, Papst Nikolaus I., s. 217 i nast. Tenże, Propagandatechnik, s. 423 i nast. Hartmann, Die Synoden, s. 283 - 284.
O posłuszeństwie wobec władzy świeckiej [przyp. red.].
Regin, chron. 865, 868. Ann. Bertin. mi, 869. Ann. Fuldens. 864, 867. Ann. Xantens. 871. Mühlbacher, II, s. 294 i nast., 305. Seppelt, II, s. 265. Grotz, s. 97. Stratmann, Dos Recht der Erzbischofsweihe, s. 60. Zapperi, s. 15.
Dummler, II, s. 237 i nast., 243-244. Mühlbacher, II, s. 289 i nast., 299. Gregorovius, 1/2, s. 541-542. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 278-279. Cartellieri, I, s. 301, 304, 309. Grupp, II, s. 177-178. Pothmann, s. 759. Haller, H, s. 68, 76-77, 91, 96. Seppelt/Schwai-ger, s. 109-110. Grotz, s. 97, s. 192-193.
Haring, III, s. 322. Por. na ten temat Desch-ner, Krzyż, s. 265 i nast., a zwł. 268 i nast. Hartmann, Die Synoden, s. 167 (z odesłaniem do MG Cap. I, s. 304-305) i 275.
Lib. Pont. 2,173 i nast. Jaffe, Regesta, 1,368 i nast. Ann. Bertin. 867-868. Kelly, s. 124. LMA, IV, s. 1822. Dummler, II, s. 222-223, 232-233. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 270-271. Haller, II, s. 89 i nast. Cartellieri, I, s. 308-309. Seppelt, II, s. 285- 286. Jezuita Grotz wysuwa na s. 16 wniosek na podstawie niczym nie popartego założenia, że w momencie narodzin Hadriana jego ojciec Talarus miał „mniej więcej dwadzieścia lat". Z tego wynika, że Talarus był wprawdzie duchownym, ale „z pewnością jeszcze nie księdzem". Tak jakby nie było i jeszcze młodszych biskupów! Por. również Grotz tamże s. 24 i nast, 34, 126 i nast, 168 i nast, Gontard, s. 186., Hartmann, Die Synoden, s. 296-297, Riche, Karolingowie, s. 161.
por. str. 135 i nast.
Ann. Bertin. 869. Regin, chron. 869. Kelly, s. 125. Mühlbacher, II, s. 301-302. Seppelt, II, s. 287. Zimmermann, Dos Papsttum, s. 86. Riche, Karolingowie, s. 158 i nast.
Ann. Bertin. 869. Regin, chron. 869. Dümmler, III, s. 57. Mühlbacher, II, s. 305 i nast. Rein-hardt, s. 38-39. Grotz, s. 198-199. Riche, Karolingowie, s. 175 i nast.
Regin, chron. 869-870, 974. Taddey, s. 1020, 1235. LMA, VI, s. 466 (tamże dalsza starsza i najnowsza literatura). Mühlbacher, II, s. 310 i nast. Seppelt, II, s. 301-302. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.115. Werner, Die Ursprünge, s. 441-442. Na temat zjazdów monarchów w owym czasie por. Voss, Herrscher-treffen, s. 11.
Ann. Bertin, 871. Kelly, s. 125. LMA, V, s. 2177. Mühlbacher, H, s. 316 i nast. Dümmler, II,
s. 226 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 1 półtom, s. 275 i nast. Haller, II, s. 98 i nast. Seppelt, II, s. 289290, 300-301. Seppelt/Schwaiger, s. 110. Schieffer, Die Karolinger, s. 164. Brühl, Deutschland-Frankreich, s. 362-363. Na temat konfliktów Hinkmara dotyczących polityki kościelnej przykładowo Boshof, Odo von Beauuais, s. 39 i nast. Por. również przyp. 189.
Regin, chron. 874. Kelly, s. 125. LMA, V, s. 2177. Hartmann, Geschichte Italiens, 1 pół tom, s. 298. Sepelt, II, s. 300 i nast. Riche, Karolingowie, s. 177-178, 195-196. Schieffer, Die Karolinger, s. 147-148. Kupisch 33.
staroruski varjag = wiking
Ann. Fuldens. 866. Ann. Xantens. 868. Regin, chron. 868. LThK, wyd. III, II, s. 594-595, 774-775. LMA, I, s. 571-572, 1456; II, s. 369, 458, 914 i nast., zwł. 916 i nast.; V, s. 1552. Handbuch der Europdischen Geschichte, I, s. 924-925. Gregorovius, 1/2, s. 524 i nast. Hauptmann, Die Fruhzeit, s. 307-308. Haller, II, s. 61. Erben, s. 3. Ostrogorski, s. 161. Dol-linger, s. 127. Novy, s. 175. Grotz, s. 80. Rice, s. 150. Maier, Die Verwandlung, s. 348. Fine, s. 94 i nast. Herrmann, J., Wegbereiter einer neuen Welt, s. 53 i nast. Angelov/Ovarov, s. 77.
Kelly, s. 123-124. LMA, I, s. 1456, 1521-1522; IV, s. 449-450; VI, s. 597-598, 2109 2110. Handbuch der Europdischen Geschichte, I, s. 625-626. Handbuch der Kirchengeschichte, m/1, s. 207 i nast, 214-215. Gregorovius, 1/2, s. 523-524. Cartellieri, I, s. 300-301, 306. Haller, II, s. 56 i nast., 83 i nast., 92 i nast. Seppelt, II, s. 272. Seppelt/Schwaiger, s. 108. Hunger, s. 181-182.
Handbuch der Europäischen Geschichte
Ann Fuldens. 867-868. LThK, wyd. I, II, s. 419; wyd. III, II, s. 594-595. LMA, II, s. 458; VI, s. 2109-2110. Kelly, s. 123-124. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s. 626-627. Handbuch der Kirchengeschichte, m/1, s. 202 i nast., 209 i nast. Haller, II, s. 95. Seppelt, II, s. 293-294. Schreiner, Byzanz, s. 16-17, por. też s. 73-74.
LThK, wyd. I, III, s. 112-113. LMA, V, s. 1244, 1382-1383; VI, s. 597. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s. 601, 609, 627-628, 878-879. Liczne wskazówki źródłowe: Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 267, przyp. 148. Handbuch der Kirchengeschichte, m/1, s. 169 i nast. Hauck, II, s. 718 i nast. Stadtmiiller, s. 139, 141. Hauptmann, Die Fruhzeit, s. 312. Mass, Das Bistum Frei-sing, s. 119 i nast. Heuwieser, I, s. 152-153. Graus, Die Entwicklung der Legenden, s. 161. Zóllner, s. 202. Prinz, Grundlegung und Anfdnge, s. 118. Schulze, Vom Reich der Franken, s. 382 i nast. Schreiner, Byzanz, s. 76, 143.
Ann. Fuldens. 870. Ann. Bertin. 870. LMA, III, s. 2157; VI, s. 1201-1202. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 588. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s. 879. Dümmler, II, s. 301 - 302. Mühlbacher, II, s. 321-322. Hauck, II, s. 722 i nast. Schwarz-maier, s. 60-61. Mass, Das Bistum Freising, s. 123. Burr, s. 50 i nast. Bosi, Herzog, König und Bischof, s. 271. Löwe, Deutschland, s. 188. Prinz, Grundlegung und Anfdnge, s. 118. Fried, Der Weg, s. 405. Schieffer, Die Karolinger, s. 157. Por. też przypis następny.
Ann. Fuldens. 871-872, 874, 884. Ann. Xantens. 871-872. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s. 608-609, 879. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 270. Dümmler, III, s. 390-391. Mass, Das Bistum Freising, s. 62-63. Lindner, Untersuchungen, s. 150, 232. Dhondt, s. 25. Schieffer, Die Karolinger, s. 157. Prinz, Grundlegung und Anfdnge, s. 118.
LThK, wyd. I, III, s. 112-112. Kelly, s. 127 i nast. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s. 41-42, 628, 879-880. Haller, II, s. 136-137. Schwarzmaier, s. 60 i nast. Deschner/Petrović passim. Deschner, Polityka papieska, II, s. 155-156, 162. Na temat późniejszego rozwoju legend wyczerpująco Graus, Die Entwicklung der Legenden, s. 161 i nast. Tenże, St. Adalbert und St. Wenzel, s. 205 i nast. Na temat uczniów Konstantyna i Metodego i rozwoju edukacji por. Zagiba, s. 15 i nast.
Patrz przyp. 244.
Haller, II, s. 132.
Ann. Fuldens. (Altaich) 883
Kupisch, n, s. 38.
Określenie użyte przez Autora jest niejasne i nieprecyzyjne — w IX w. Galicja była uzależniona od królestwa Leonu; w czasach Jana VIII królem Leonu był Alfons III Wielki (866-910). Królestwo rozpadło się na Leon i Galicję po śmierci Alfonsa [przyp. red.].
Lib. Pont. (wyd. Duchesne), II, 221 i nast. Jaffe, Regesta, 1,376 i nast. Ann. Bertin. 871. Regin, chron. 871-872. Kühner, Lexikon, s. 61. Kelly, s. 126. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 6. Gregorovius, 1/2, s. 550-551, 561. Cartellieri, I, s. 316. Haller, II, s. 106. Seppelt, II, s. 300 i nast. Eichmann, II, s. 243. Seppelt/Schwaiger, s. 112. Daniel-Rops, s. 600.
Jugurta (po 160 -104 p.n.e.) — król Numidii, po porażkach uduszony w Rzymie [przyp. red.].
Ann. Fuldens. 875. Ann. Bertin. 875. Ann. Vedast. 875. Mansi, XVII, s. 72-73, 77, 79. LMA, V, s. 2177. Mühlbacher, II, s. 338 i nast. Dummler, II, s. 351; III, s. 73 i nast. Gregoro-vius, 1/2, s. 546-547, 554. Haller, II, s. 107 i nast. Seppelt/Schwaiger, s. 113. Seppelt, II, s. 304-305. Eichmann, I, s. 51-52. Steinbach, Dos Frankenreich, s. 78. Na temat przychylności okazywanej wobec duchowieństwa przez Karola II zob. chociażby również Falkenstein, s. 35 i nast.
MG Capit. II, s. 98 i nast. Haller, H, s. 116 i nast., 130. Seidlmeyer, s. 77. Seppelt, II, s. 306. Hlawitschka, Franken, s. 67 i nast. Riche, Karolingowie, s. 178.
Ann. Bertin. 876. Mühlbacher, II, s. 345 i nast. Riche, Karolingowie, s. 178. Na temat synodu w Ponthion w roku 876 por. również Hartmann, Die Synoden, s. 333 i nast.
Ann. Fuldens. 876. Ann. Bertin. 876. Regin, chron. 876. Ann. Vedast. 876. Rau, III, s. 8. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s. 83.
Ann. Fuldens. 876. Ann. Bertin. 876. Ann. Hildesheim. 876. Ann. Aąuiens. 876. Regin, chron. 876. Mühlbacher, II, s. 349 i nast. Dummler, II, s. 35 i nast. Steinbach, Das Frankenreich, s. 78.
Ann. Fuldens. 876. Regin, chron. 876. LMA, V, s. 968-969, 996, 2174. Mühlbacher, II, s. 352-353.
Mansi, XVII, s. 21. Kelly, s. 126. LMA, V, s. 154 i nast. Dummler, III, s. 39. Mühlbacher, II, s. 353 i nast. Riche, Karolingowie, s. 179.
Ann. Bertin. 877. Mühlbacher, II, 354 i nast. Seppelt, II, s. 306-307. Riche, Karolingowie s. 179 i nast. Hartmann, Die Synoden, s. 347 i nast.
Mansi, XVII, s. 337 i nast. Ann. Bertin. 877. Ann. Fuldens. 877. Ann. Vedast. 877. Mühlbacher, II, s. 354 i nast. Dummler, III, s. 44, 47 ii nast., 58. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 29 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 55-56. Haller, II, s. 114-115. Steinbach, Dos Frankenreich, s. 78. Cartellieri, I, s. 322. Seppelt, II, s. 307. Riche, Karolingowie, s. 180.
Ann. Fuldens. 877-878. Ann. Bertin. 877-878. LMA, V, s. 996, 2174-2175. Mühlbacher, II, s. 357-358. Na temat palatium w ótting: W. Störmer, Die Anfdnge des karolingischen Pfalzstifts Altötting, s. 61 i nast.
Ann. Fuldens. 878 i nast. Ann. Bertin. 878. Ann. Vedast. 878. LMA, I, s. 96; V, s. 21752176. (Schneidmuller). Gregorovius, 1/2, s. 556 i nast. Haler, II, s. 111, 115 i nast. Fried, Boso von Vienne, s. 193 i nast. Riche, Karolingowie, s. 188 i nast. Hartmann, Die Synoden, s. 336 i nast.
Ann. Fuldens. 878-879. Ann. Bertin. 876. Regin. Chron. 877. Ann. Vedast. 878. LMA, II, s. 477 i nast. Mühlbacher, II, s. 361-362, 368-369. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 30, 56, 60 i nast. Dummler, III, s. 78 i nast., 87 i nast., 113 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 558. Cartellieri, I, s. 317-318, 324 i nast. Haller, II, s. 117-118. Hirsch, Die Erhebung, s. 131 i nast. Zóllner, s. 120. Fried, Boso von Vienne, s. 193 i nast. Konecny, Die Frauen, s. 126 i nast. Odegaard, s. 76 i nast. Schramm, Kaiser, Könige und Papste, II, s.251 i nast. Hlawitschka, Franken, s. 70-71. Tenże, Nach-folgeprojekte, s. 32. Hartmann, Die Synoden, s. 340.
Ann. Bertin. 879-880. Ann. Fuldens. 880. Regin, chron. 879. MG Capit. II, s. 365 i nast. LMA, II, s. 477 i nast. Dummler, III, s. 122 i nast., 145 i nast. Eichmann, II, s. 59. Fried, Boso von Vienne, s. 193 i nast. Schramm, Kaiser, Könige und Papste, II, s. 257 i nast. Bund, s. 499 i nast. Riche, Karolingowie, s. 189. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s. 84 - 85.
t. II, s. 157 i nast.
Ann. Fuldens. 878. Mühlbacher, II, s. 362 i nast. Haller, II, s. 118. Por. Gregorovius, 1/2, s. 559. Hartmann, Geschichte Italiens, III,2 półtom, s. 66-67. Hartmann, Die Synoden, s. 349 i nast. z wieloma wskazówkami źródłowymi.
Ann. Fuldens. 879 i nast. Ann. Bertin. 879. Regin, chron. 880, 882. Ann. Vedast. 879. LMA, IV, s. 1146; V, s. 159, 970, 2175-2176. Dümmler, III, s. 100. Mühlbacher, II, s. 369 i nast. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s. 84-85. Werner, Die Ursprunge, s. 443 i nast.
LMA, I, s. 1461, 1521; V, s. 1396; VI, s. 597. Dümmler, III, s. 174 i nast. Hartmann, Geschichte ltaliens, III, s. 5-6, 79-80. Gregoro-vius, 1/2, s. 554, 559. Haller, II, s. 119 i nast.
Gra słów — wódz to po niemiecku Führer [przyp. tłum.].
Daniel-Rops, s. 602, 606.
Ann. Berlin. 880. Mansi, XVII, s. 161. Dümmler, III, s. 105 i nast., 176 i nast. Mühlbacher, II, s. 378-379. Gregorovius, 1/2, s. 560. Hartmann, Geschichte ltaliens, III, 2 półtom, s. 71 i nast. Cartellieri, I, s. 326-327. Haller, II, s. 128-129. Löwe, Deutschland, s. 196. Steinbach, Das Frankenreich, s. 79. Ullmann, s. 244. Reinhardt, s. 61 i nast. Riche, Karolingowie, s. 191.
Dümmler, III, s. 187-188. Hartmann, Geschichte ltaliens, III, 2 półtom, s. 75 i nast.
LMA, III, s. 1175 (Ferjanćić); V, s. 1538. Hartmann, Geschichte ltaliens, III, 2 półtom, s. 83 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 549 i nast. Cartellieri, I, s. 280 i nast. Eickhoff, s. 225 i nast. Haller, II, s. 106-107. Daniel-Rops, s. 593. Seppelt/Schwaiger, s. 112.
Erchempert, Ystoriola Langob. Benev. deg., 31; 40. LMA, I, s. 506 i nast.; II, s. 1490. Mühlbacher, II, s. 378 - 379. Hartmann, Geschichte ltaliens, III, 1 półtom, s. 246 i nast., 301; 2 półtom, s. 6, 22, 83-84. Haller, II, s.107.
Erchempert, Ystor. Langob. Benev., 39; 44. Ann. Farfens. 891. Mansi, XVII, s. 156-157. LMA, IV, s. 1075-1076. Dümmler, III, s. 72-73, 172 i nast, 189-190. Hartmann, Geschichte ltaliens, III, 2 półtom, s. 49-50, 86 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 550 i nast., 584-585. Eickhoff, s. 229 i nast., 297 i nast. Haller, II, s. 113 i nast, 123, 127 i nast, 132, 145. Schubert, II, s. 433. Ahlheim, s. 173.
Apokryzjariusz (od grec. apokryzeios "pieczęć") — początkowo na dworze bizantyjskim zastępca patriarchy lub cesarza w sprawach religijnych, w państwach karolińskich doradca od tych spraw, w papiestwie w randze nuncjusza [przyp. red.].
Ann. Bertin. 876, 878. LMA, IV, s. 655. Dümmler, III, s. 28-29. Gregorovius, 1/2, s. 548. Hartmann, Geschichte ltaliens, III, 2 półtom, s. 22 i nast. uznaje te zarzuty za mniej lub bardziej nie uzasadnione lub raczej przesadzone. Haller, II, s. 105, 109. Zimmer-mann, Papstabsetzungen, s. 49-50.
Ann. Bertin. 878. Ann. Fuldens. (Altaich) 883. Ann. Alam. 883. Kühner, Lexikon, s. 61. Gregorovius, 1/2, s. 548-549, 560. Haller, II, s. 109,129-130. Gontard, s. 187-188. Zimmer-mann, Papstabsetzungen, s. 50 - 51.
Cyt. za Riche, Die Welt, s. 301.
Ann. Bertin. 882.
Regin, chron. 885.
Morynowie — lud celtycki w Galii Belgijskiej, zamieszkujący wybrzeże kanału La Manche, dziś Pas-de-Calais [przyp. tłum.].
Menapiowie — plemię celtyckie w Galii Belgijskiej zamieszkujące wybrzeże Morza Północnego na terenie Flandrii; główne miasto Castellum Menapiorum, dziś. Cassel [przyp. tłum.].
Ann. Fuldens. 880. Ann. Bertin. 880. Ann. Ve-dast. 879-880. Ann. Fuldens. (Wiedeń) 884. LMA, I, s. 409; V, s. 2174; VI, s. 1249. Hand-buch der Europäischen Geschichte, I, s. 619, 941. Bertram, s. 46-47. Riche, Karolingowie, s. 190. Ehlers, s. 18.
Ann. Bertin. 881. Ann. Vedast. 880-881. Mühl-bacher, II, s. 377-378.
Ann. Fuldens. 881. Ann. Bertin. 878-879. Frenzel, s. 9. Kindlers Literatur Lexikon, IV, s. 16951696. von Wilpert, El, s. 834.
Ann. Fuldens. 881-882, 883 (Wiedeń). Ann. Bertin. 881-882. Ann Vedast. 882, 884. Regin, chron. 881 i nast, 884. LMA, V, s. 997, 2177. Mühlbacher, II, s. 379 i nast, 388 i nast. Riche, Karolingowie, s. 190.
LMA, V, s. 968-969,2176. Mühlbacher, II, s. 381 i nast. Riche, Karolingowie, s. 190-191. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 76-77, 79. Brühl, Deutschland-Frankreich, s. 366 i nast.
Ann. Fuldens. (Wiedeń) 882. Ann. Bertin. 882. Ann. Vedast. 882. Regin, chron. 882. LMA, V. s. 2042. Mühlbacher, II, s.385 i nast. Riche, Karolingowie, s.191 i nast. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 77-78.
Ann. Vedast. 879-880, 884.
Tamże, 882 i nast.
Tamże, 885-886. Regin, chron. 887. LMA, IV, s. 1146. Mühlbacher, II, s. 403 i nast. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 78. Riche, Karolingowie, s. 191 -192.
Ann. Vedast. 880, 882-883, 885. Por. też 886: "nil utile...". Ann. Bertin. 882. Regin, chron. 882. Mühlbacher, II, s. 401.
Ann. Vedast. 886-887. Regin, chron. 887. Ann. Fuldens. (Wiedeń) 886, (Altaich) 886.
Ann. Fuldens. 882-883, 885. Regin, chron. 885. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s. 620. Mühlbacher, II, s. 398 i nast. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 78.
Ann. Fuldens. (Wiedeń) 885. LMA, IV, s. 1597 (Blok).
Montgomery, I, s. 164 i nast, 170 i nast, 182-183. Tellenbach, Europa, 445-446.
Ann. Fuldens. 880, 882-883, 892. Patrz też przyp. następny.
Ann. Fuldens. 884 (Altaich), 887 (Altaich). Regin, chron. 887. LMA, I, 929; V, 2042. Mühlbacher, II, s. 393 i nast, 397. Mitterauer, s. 188 i nast. Störmer, Fruher Adel, s. 192-193,227-228.
Ann. Fuldens. (Wiedeń) 887. LMA, V, 2042; VII, s. 612-613 Mühlbacher, II, s. 408-409. Schur, s. 31 i nast. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 77.
Ann. Fuldens. (Altaich) 886. Ann. Fuldens. (Wiedeń) 887. Regin, chron. 887. Mühlbacher, II, s.409.Konecny, s. 147-148. Oesterle, s. 445 i nast. Riche, Karolingowie, s. 192.
Regin, chron. 887. LThK, wyd. I, VIII, s. 878.
LThK, wyd. I, VIII, s. 878. Keller, Reclams Lexikon, s. 436-437. Mühlbacher, II, s. 410. Thrasolt, s. 522-523. Auer, Heiligen-Legende, s. 523. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 78-79.
Handbuch der Europäischen Geschichte, s. 621.
Ann. Fuldens. 883, 885, 887 (Wiedeń), 887 (Altaich). Ann. Vedast. 887-888. Regin, chron. 887, 889. LMA, V, s. 2039. Dummler, ni, s. 300 i nast., 306-307. MaSS, s. 77-78, 80-81. Riche, Karolingowie, s. 192. Hartmann, Die Synoden, s. 361 i nast. Tenże, Herrscher der Karolingerzeit, s. 84. Fried, Der Weg, s. 429 i nast.
Ann. Fuldens. 887-888 (Altaich). Ann. Ve-dast. 887. Regin, chron. 887-888. LMA, V, s. 2177. Riche, Karolingowie, s. 193 i nast.
Störmer w LMA, I, s. 1013-1014.
Mühlbacher, II, s. 427. Dummler, III, s. 397.
Ann. Fuldens. 892-893.
Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 182 i nast. Riche, Karolingowie, s. 198. Fried, Die Formierung, s. 69-70.
LMA, I, s. 1013. Dummler, III, s. 476-477, 479-480. Mühlbacher, II, s. 426 i nast., 445. Schur, s. 41 i nast. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 83-84, który wszakże nie chce widzieć w Arnulfie władcy, „opierającego się głównie na Kościele", czego jednak nie dowodzi wystarczająco; raczej widać coś przeciwnego. Por. na ten temat rówmież Fried, Der Weg, s. 434-435.
Taddey, s. 494, 1060. LMA, I, s. 93; IV, s. 1957-1958. Dummler, III, s. 303, 401-402, 480 i nast., 497, 590. Schur, s. 48 i nast. Kehr, s. 2, 8 i nast. Tellenbach, Zur Geschichte Kai-ser Arnulfs, s. 149.
MG Capitul. II, s. 196 i nast. Ann. Fuldens. 895. Regin, chron. 895. Mühlbacher, II, s. 426 i nast. Hartmann, Die Synoden, s. 367 i nast. Tenże, Herrscher der Karolingerzeit, s. 84.
Mühlbacher, II, s. 427. Dummler, III, s. 397.
Babi, s. 99.
Arbeo, Vita Haimhrammi, s. 16 i nast. LThK, wyd. I, III, s. 658. W tomie III wyd. III tekst o Emmeramie został skrócony o dwie trzecie. Por. także Handbuch der Kirchengeschichte, 11/2, s. 125. LMA, I, s. 888; V, s. 229. Wetzer/Welte, III, s. 556. Babi, s. 74, 80-81. Jak zwykle pompatyczne zadęcie u Vogla, II, s. 324 i nast.
LMA, III, s. 1888. Dummler, III, s. 477 i nast. Babi, s. 99, 138 i nast., 150 i nast., 188 i nast.
Ann. Fuldens. (Altaich) 882. Ann. Fuldens. 891. Regin, chron. 891. LMA, I, s. 1013. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 272. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 86.
Ann. Fuldens. (Altaich) 891. Regin, chron. 891. Handbuch der europdischen Geschichte, I, s. 636. Mulert, s.42, 60. Por. Deschner, Agnostiker, s.160 i nast., zwł. 165-166. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.120-121. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s.86.
Ann. Fuldens. (Altaich) 889. Ann. Alamann. 890. LMA, I, s. 1014 (Störmer), 1983; V, s. 969. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 274. Dummler, III, s. 341-342. Bosi, Bayerische Geschichte, s. 60 i nast. Bund, s. 489-490. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 83-84.
Ann. Fuldens. (Altaich) 892-893. Regin, chron. 890. Handbuch der bayerischen Geschichte, I (Reindel), s. 274. Mühlbacher, II, s. 423-424. Stadtmüller, s. 142. Aufhauser, s. 2. Löwe, Deutschland, s. 198. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s. 121 -122.
Ann. Fuldens. 871; 893 (Altaich). Regin, chron. 892. LMA, I, s. 1014. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 272-273, 369. Dummler, III, s. 360-361. Mühlbacher, II, s. 424. Störmer, Im Karolingerreich, s. 164. Wendehorst, cyt. tamże. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 85, 87.
Ann. Fuldens. (Altaich) 894. Liutpr. antapod. 1,13. Bosi, Handbuch der Geschichte der böhmischen Ldnder, I, s. 197 -198.
Ann. Fuldens. (Altaich) 889, 893, 895, 897.
Ann. Fuldens. (Altaich)894, 898. LMA, VI, s. 721. Dummlerr: III, s. 460 i nast. Mühlbacher, II, s. 425, 444.
Ann. Fuldens. 899-900. Mühlbacher, II, s. 444, 453. Dümmler, III, s. 462 i nast.
t. IV, s. 168 i nast.
s. 99 i nast.
s. 182 i nast.
Ann. Vedast. 883, 888, 895-896. Regin, chron. 888. LMA, III, s. 2047; IV, s. 1018-1019; VI, s. 1353 -1354. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s. 634-635. Wszystkie świadectwa żródłowe w Schneider, Erzbischof Fulco von Reims, s. 39 i nast., p. też 43 i nast. Według Zatschek, s. 223, Arnulf i Fulco spotkali się we Frankfurcie, według Hlawitschki, Lotha-ringien, s. 70, przyp. 23 w Wormacji. Patrz też s. 73-74 oraz 116. Dummler, III, s. 316-317, 320. Hiestand, s. 48-49. Penndorf, s. 138 i nast. Mohr, s. 172 i nast. Schneidmuller, s. 105 i nast. Werner, Die Urspriinge, s. 446 i nast. Rau, II, s. 6-7. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s. 121. Riche, Karolingowie, s. 201-202, 215. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 85.
Ann. Vedast. 888, 893 i nast. Regin, chron. 888, 893 i nast. LMA, IV, s. 1018. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s. 635. Wszystkie świadectwa źródłowe w Schneider, Erzbischof Fulco, s. 47 i nast., 54 i nast., 68 i nast., 93 i nast., 105 i nast., 113 i nast. Mühlbacher, II, s. 432. Dumler, III, s. 320 i nast. Hlawitschka, Lotha-ringien, s. 65 i nast., 76-77,115 i nast. Werner, Die Urspriinge, s. 447-448. Bund, s. 504-505. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 85.
Ann. Vedast. 893 i nast., 900. Regin, chron. 893, 895, 898, 903. Wszystkie świadectwa źródłowe u Hlawitschki, Lotharingien, s. 117 i nast., 132 i nast., 141 i nast., 161 i nast. oraz Schneider, Erzbischof Fulco, s. 121 i nast., 130 i nast. LMA, IV, s. 1018 i nast.; VI, s. 1354. Berr, s. 43 i nast., 50 i nast., 64-65. Riche, Karolingowie, s. 207. Werner, Die Urspriinge, s. 448.
Ann. Fuldens. 895. Ann. Vedast. 895. Regin, chron. 894-895. Taddey, s. 1351. LMA, V, s. 2129. Mühlbacher, II, s.435-436. Boshof, Lotharingien-Lothringen, s. 141 -142, 144. Werner, Die Urspriinge, s.476. Löwe, Deutschland, s.202-203. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.122. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.90-91.
Mühlbacher, II, s. 435 i nast., 442-443. Löwe, Deutschland, s. 202-203. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s. 91. Parisse, s. 119. Boshof, Lotharingien-Lothringen, s. 142-143.
Regin, chron. 892, 896, 901. LMA, I, s. 1014. Boshof, Lotharingien-Lothringen, s. 142 i nast.
Regin, chron. 897. Riche, Karolingowie, s. 200 i nast. Boshof, Lotharingien-Lothringen, s.143. Parisse, s. 119, 132.
Ann. Fuldens. 900. Regin, chron. 898-899. Ann. Vedast. 898. Taddey, s. 992, 1351. Dummler, III, s. 466 i nast., 471 i nast., 501 i nast. Mühlbacher, II, s. 443. Bund, s. 494 i nast. Löwe, Deutschland, s. 203. Boshof, Lotharingien-Lothringen, s. 143. Werner, Die Urspriinge, s. 476-477. Riche, Karolingowie, s. 200-201, 217. Hlawitschka, Lotharingien, s. 172 i nast. Tenże, Vom Frankenreich, s. 91.
Gregorovius, 1/2, s. 563.
Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,224-2,225. Jaffe, Regesta, 1,425 i nast. Ann. Fuldens. 883, 885 (Altaich). Kühner, Lexikon, s. 62. Kelly, s. 127-128. LMA, VI, s. 294. Mühlbacher, II, s.392. Gregorovius, 1/2, s. 561-562. Haller, II, s. 133, 140. Seppelt, II, s.322. Zimmermann, Papstabsetzungen, s.51-52. Tenże, Das Papstum, s.94
Ann. Fuldens. 883-884 (Altaich), 888. Regin, chron. 888. Ann. Vedast. 888. Liutpr. antapod. 1,181,19. Kühner, Lexikon, s. 62. LMA, I, s. 1933; V, s. 1623-1624; VI, s. 1232; VII, s. 2128. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s. 651 i nast. Mühlbacher, II, s. 392, 417, 428-429. Dummler, III, s. 313 i nast., 365 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 105 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 562, 564 i nast. Cartellieri, I, s. 334 i nast., 346 i nast. Steinbach, Dos Frankenreich, s. 79-80. Haller, II, s. 128, 139 i nast. Seppelt, II, s. 325-326. Seppelt/Schwaiger, s. 116. Werner, Die Unruochinger, s. 133 i nast. Riche, Karolingowie, s. 195-196, 198.
Jaffe, Regesta, 1,435 i nast. Ann. Fuldens. 893. LMA, IV, s. 655-656. Dummler, III, s. 372-373. Mühlbacher, II, s. 429. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 113. Haller, II, s. 109, 112. Seppelt, II, s. 328. Ullmann, s. 245. Bund, s. 490 i nast. Zimmermann, Papstabsetzungen, s. 53 i nast., zwł. 68-69. Hartmann, Die Synoden, s. 388.
Ann Fuldens. 893-894. Regin, chron. 894. Liutpr. antapod. 1,20 i nast., 1,33. Dummler, III, s. 373 i nast. Mühlbacher, II, s. 429 i nast. Seppelt, II, s. 329. MaSS, Das Bistum Freising, s. 86.
Ann. Fuldens. 894-895. Liutpr. antapod. 1,28; 1,37. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s. 654. Dummler, III, s. 379 i nast., 414-415. Zimmermann, Das Papsttum im Mittelalter, s. 96.
Ann. Fuldens. 895-896. Regin, chron. 896. Liutpr. antapod. 1,27-1,28. Kühner, Lexikon, s. 63. LMA, V, s. 1623-1624; VII, s. 613. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s. 655. Dümmler, III, s. 414 i nast., 420 i nast., 473-474. Hartmann, Geschichte Haliens, III, 2 półtom, s. 111 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 566. Cartellieri, I, s. 350 i nast., 358-359. Haller, II, s. 141-142. Seppelt/Schwaiger, s. 116. Steinbach, Dos Frankenreich, s. 80, 82. Schramm, Kaiser, Könige und Papste, II, s. 267. Jarnut, Die Eroberung Bergamos, s. 208 i nast. Hlawitschka, Franken, s. 123 -124. Tenże, Lotharingien, s. 122 i nast. Zimmermann, Dos dunkle Jahrhundert, s. 24. Riche, Karolingowie, s. 196. Por. też Deschner, / znowu, I, s. 455.
Ann. Fuldens. 899.
Ann. Fuldens. 896. Liutpr. antapod. 1,38. Kelly, s. 131. Duden, s. 958. LMA, II, s. 414. Hand-buch der Europäischen Geschichte, I, s. 655. Dümmler, III, s. 423 i nast. Seppelt, II, s. 330-331. Haller, II, s. 142.
Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,229. Jaffe, Rege-sta, 1,439-1,440. Ann. Fuldens. 896. Ann. Laubac. 896. Liutpr. antapod. 1,30 (który jednak przypisuje sąd nad trupem papieżowi Sergiuszowi III). Flodoard z Reims, De Christi triumphis, 12,6. Kelly, s. 131-132. Dümmler, III, s. 426 i nast. Gregorovius, 1/2, s. 570 i nast., 579. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 123-124. Schubert, II, s. 444. Haller, II, s. 142. Fischer, Strafen und sichernde Maßnahmen, s. 41-42. Seidlmeyer, s. 79-80. Seppelt, II, s. 331-332. Seppelt/Schwaiger, s. 116-117. Dhondt, s. 86-87. Gontard, s. 189. Hartmann, Die Synoden, s. 388 i nast. Zimmermann, Papstabsetzungen, s. 56 i nast. Tenże, Das dunkle Jahrhundert, s. 25 - 26. Tenże, Das Papsttum,s.96-91.
Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,230 i nast. Jaffe, Regesta, 1,441. Liutpr. antapod. 1,31. Kühner, Lexikon, s. 64. Kelly, s. 132. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 125-126. Gregorovius, 1/2, s. 572-573. Seppelt/Schwaiger, s. 117. Zimmermann, Papstabsetzungen, s. 59. Hartmann, Die Synoden, s. 390 i nast.
Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,232. Jaffe, Regesta, 1,442-1,443; 2,705. Flodoard, De Christi thriumphis 12,7. Kühner, Lexikon, s. 65-66. Kelly, s. 132-133. Gregorovius, 1/2, s. 573. Haller, II, s. 142. Seppelt, II, s. 334. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s. 27. Tenże, Papstabsetzungen, s. 60 i nast. Hartmann, Die Synoden, s. 390 i nast. Deschner, I znowu, s. 80-81, 96-97, 125, 418, 450-451, 453, 465-466.
Kelly, s. 133. Seppelt, II, s. 333-334. Bund, s. 492-493. Hartmann, Die Synoden, s. 392393, 394-395.
Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,233. Ann. Fuldens. 900. Ann. Alamann. 899. Regin, chron. 901, 905. Liutpr. antapod. 2,7 i nast., 2,32 i nast. LMA, V, s. 2177-2178. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s. 637, 643-644, 656-657. Mühlbacher, II, s. 456-457, 460-461. Dummler, III, s. 429 i nast., 507508, 536-537. Gregorovius, 1/2, s. 573 i nast., 580 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 128 i nast., 176 i nast., 186. Cartellieri, I, s. 360 i nast. Haller, II, s. 143. Steinbach, Das Frankenreich, s. 80. Seppelt/Schwaiger, s. 117. Seppelt, II, s. 336. Zimmermann, Dos dunkle Jahrhundert, s. 30 i nast. Tenże, Dos Papsttum, s. 97. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s. 93. Riche, Karolingowie, s. 197.
Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s. 182 i nast. Riche, Karolingowie, s. 198. Fried, Die Formierung, s. 69-70.
A. Schmid w LMA, V, s. 2175.
Patrz przyp. 348.
Regino, De synod, caus., Praefatio.
Ann. Fuldens. 900. Regin, chron. 900. LMA, V, s. 2175. Mühlbacher, II, s. 449. Kehr, s. 16. Heumann, Die Einheit des ostfrdnkischen Reichs, s. 142 i nast. Schramm, Kaiser, Könige und Papste, II, s. 299-300. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s. 92-93. Fleckenstein/Bulst, s. 15. Riche, Karolingowie, s. 202. Schieffer, Die Karolinger, s. 195. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 92.
LMA, V, s. 2175. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s. 275. (K. Reindel jest zdania, jak i inni, że i bawarska arystokracją była „reprezentowana" w rządach Rzeszy, podkreśla jednak wiodącą rolę Hattona). Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s. 638. Dummler, III, s. 560-561. Mühlbacher, II, s. 449 i nast. Schur, s. 56-57. Nitzsch, Geschichte des Deutschen Volkes, s. 272. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s. 94. Schieffer, Die Karolinger, s. 195 i nast. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s. 92. Eibl, s. 23.
Ann. Fuldens. 893. Widukind, 1,22. Meyers Taschenlexikon Geschichte, s. 41. LMA, IV, s. 1957; V, s. 2117. Dummler, III, s. 497-498. Menzel, I, s. 263. Mühlbacher, II, s. 450-451. Herrmann, Thuringische Kirchengeschichte, I, s. 46. Schur, s. 56. Schiefer, Die Karolinger, s. 196. Hartmann, Die Synoden, s. 367. Tenże, Herrscher der Karolingerzeit, s. 92. Beumann, Die Ottonen, s. 15.
Mühlbacher, II, s. 451.
Ann. Fuldens. 893. LMA, I, s. 93; ni, s. 2121; VI, s. 2158. Dümmler, III, s. 497 i nast. Hand-buch der bayerischen Geschichte, I, s. 422, 469, 504. Kehr, s. 3. Cartellieri, I, s. 363-364. Schur, s. 55 i nast. Holtzmann, Geschichte der sdchsischen Kaiserzeit, I, s. 43-44, 46-47. Stutz, s. 59 i nast. Mass, Das Bistum Freising, s. 92. Erdmann, Der ungesalbte König, s. 311 i nast. Fleckenstein, Die Hofkapelle, II, s. 4 i nast. Tenże, Grundlagen und Beginn, s. 134. Reindel, Herzog Arnulf, s. 238. Lintzel, Mis-zellen zur Geschichte, s. 313 - 314. Angenendt, Taufe, s. 145-146. Bullough, Nach Kań, s. 317. Schieffer, Die Karolinger, s. 196.
Liutpr. antapod. 2,1. Widukind, 2,36. LMA, I, s. 2025. Hauck, III, s. 152-153 z wieloma wskazówkami źródłowymi.
Ann. Fuldens.900 i nast. Ann. Augiens.907. Ann. Alamann. 907. Regin, chron. 900. Adalb. cont. Regin, chron. 907 i nast. Liutprand, An-tapodosis, 2,2; 2,7. Widukind 1,17; 1,20. Ann. Corbeiens.907. Ann. Laubac. 908. Ann. Hil-desh. 908. LMA, VI, s.1845 i nast. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.275 z dalszymi licznymi odsyłaczami do literatury. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.636 i nast. Dummler, III, s.530, 551-552. Mühlbacher, II, s.457 i nast. Hauck, III, s.150. Meichelbeck za Fischerem, Bischof Uto, s.63 por. też s.57 i nast. Hóman, I, s.100. Biittner, Die Ungarn, das Reich, s.433 i nast. Heuwieser, s.184. Tomek, s.109 i nast. Bosi, Bayerische Geschichte, s.64. Brackmann, Gesammelte Aufsdtze, s.192. Fleckenstein/Bulst, s.15. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.94. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s.93. Schieffer, Die Karolinger, s.196-197. Störmer, Im Karolin-gerreich, [w:] Kolb/Krenig, Unterfrdnkische Geschichte, I, s.165.
s. 243 i nast.
Adalb. cont. Regin. 909 i nast. LMA, I, s.1015. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.639. Dummler, III, s.556 i nast. Tomek, s.109 i nast. Fleckenstein/Bulst, s.20. Fischer, Dos Zeitalter des heiligen Ulrich, s.82. Heuwieser, I, s.189. Tellenbach, Europa, s.447-448.
s. 244 i nast.
I, rozdz. 3
Regin, chron. 889, 901. Widukind 1,18. Liudpr. antapod. 2,2-2,3. Dummler, III, s.509. Hauck, III, s.149. Weinrich, Tradition und Indiuidua-litdt, s.294.
Hauck, III, s.69, 147 i nast.
Regin, chron. 892, 897. LMA, I, s.1321. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.638. Dummler, III, s.522. Mühlbacher, II, s.453. Fleckenstein/Bulst, s.16. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.122. Hlawitschka, Der König einer Ubergangsperiode, s.105. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s.92-93. Störmer, Im Karolingerreich, [w:] Kolb/Krenig, Unterfrdnkische Geschichte, s.182-183.
Looshorn, s.25. Por. też przypis następny.
Regin, chron. 902-903, 906. Widukind 1,22. Liutpr. antapod. 2,6. LMA, IV, s.1957. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.279 (Reindel). Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.638. Mühlbacher, II, s.454 i nast. Menzel, I, s.260-261. Fries, s.72 i nast, 114-115. Schniirer, II, s.42. Holtzmann, Geschichte, I, s.39 i nast., 62. Lüdtke, König Heinrich I, s.53. Schieffer, Die Karolinger, s.196-197. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.122-123. Hartmann, Herrscher im Karolingerreich, s.93. Hlawitschka, Der König einer Ubergangsphase, s.105. Störmer, Im Karolingerreich, [w:] Kolb/Krenig, Unterfrdnkische Geschichte, I, s.196 -197. Beumann, Die Ottonen, s.25.
Widukind 1,16. Adalb. contin. Reginon. 911. Liutpr. antapod. 2,3-2,4. LMA, VI, s.1579. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.640. Handbuch der bayerischen Geschichte, II, s.282-283. Fleckenstein/Bulst, s.15, 17. Schieffer, Die Karolinger, s.200. Riche, Karolingowie, s.202. Hartmann, Herrscher der Karolingerzeit, s.93. Hlawitschka, Der König einer Ubergangsphase, s.104, 106. Boshof, Königtum, s.3.
Goetz, w LMA, V, s.1337-1338.
Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.98.
LMA, IV, s.2163; V, s.970, 2175 i nast. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.740. Dummler, III, s.580-581. Schieffer, Die Karolinger, s.201-202. Werner, Die Urspriinge, s.476-477. Boshof, Königtum, s.3. Ehlers, s.20.
Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.640, 738 i nast, zwłaszcza 740-741. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.124. Fleckenstein/Bulst, s.19-20. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.98. Tenże, Der König einer Obergangsphase, s.107. Ehlers s.20-21. Brühl, Deutschland-Frankreich, s.404-405.
Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.282. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.639-640. Barraclough, s.18. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.124 i nast. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.98. Tenże, Der König einer Ubergangsphase, s.107. Boshof, Königtum, s.4. Fried, Der Weg, s.451.
Pierer, I, s.754. LMA, I, s.1015. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.280 i nast. (z wieloma wskazówkami dotyczącymi literatury). Schur, s.65. Eeindel, Herzog Arnulf, s.214 i nast. Bullough, Nach Karl, s.317. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.123. Hlawitschka, Der König einer Ubergangsphase, s.103104, 106, 109. Beumann, Die Ottonen, s.28-29. Eibl, Heinrich I., s.24. Brunner, s.54.
Fragment, de Arnulfo (MG Scriptores 17,570). Adalb. contin. Regin. 919. LThK, wyd. I, X, s.341. LMA, I, s.1015; V, s.1337-1338; VII, s.569. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.280 i nast., 467-468. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.641. Dummler, III, s.598. Lüdtke, König Heinrich, s.64, 69. Bullough, Nach Karl, s.319. Reindel, Herzog Arnulf, s.214, 247-248, 257 i nast., 287. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.123. Störmer, Im Karolingerreich, s.198. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.99. Tenże, Der König einer Obergangsphase, s.108. Eibl, s.23 i nast. Beumann, Die Ottonen, s.27, 29, 45. Hellmann, Die Synoden, s.295. Brunner, s.54 i nast. Według Schneidera, Eine Freisinger Synodalpredigt, s.98-99, urządzano w Bawarii wręcz publiczne modły za księcia Arnulfa, jego żonę i dzieci.
Taddey, s.1060. LMA, VI, s.1093-1094. (Schwaiger); VII, s.1314. Dummler, III, s.617. Tiichle, I, s.139 i nast. Mass, Das Bistum Freising, s.30. Brühl, Fodrum, s.37. Ange-nendt, Taufe und Politik, s.162.
Ann. Alamann. 911, 913. Ann. Laubac. 911. Adalb. contin. Regin. 913. Ekkeh. Casus s.Galii. 1 i nast., 29. Taddey, s.1060. LMA, I, s.1015; II, s.940; III, s.2123-2124; V, s.82; VII, s.1314. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.638, 641. Waitz, Jahrbucher, s.29 i nast. Dummler, III, s.569-570, 577 i nast., 590 i nast., 597, 605 i nast. Weller, Wurttem-bergische Kirchengeschichte, s.91. Tenże, Geschichte des schwdbischen Stammes, s.148 i nast. Tiichle, s.141 i nast. Biittner, Geschichte des Elsass, s.169-170. Holtzmann, Geschichte, s.62 i nast. Lüdtke, König Heinrich, s.68-69, 71 i nast. Schur, s.64, 73-74. Reindel, Herzog Arnulf, s.257 i nast. Flecken-stein/Bulst, s.16-17, 20 i nast. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.98 i nast. Tenże, Der König einer Obergangsphase, s.107 i nast. Fuhrmann, Die Synode von Hohenaltheim, s.440 i nast. Hellmann, Die Synoden, s.287 i nast., 300 i nast., 309-310. Brühl, Deutschland-Frankreich, s.408-409. Fried, Der Weg, s.457.
Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.640-641. Fleckenstein/Bulst, s.22. Hlawitschka, Der König einer Ubergangsphase, s.109. Fried, Der Weg, s.458.
Widukind 1,25. Adalb. contin. Regin. 919 i nast. Liudpr. antapod. 2,20. Ekkeh. Cassus sancti Galii, s.49. Taddey, s.1294. LMA, I, s.1015; VI; s.1588. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.641642, 669-670. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.284. Fleckenstein/Bulst, s.24-25. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.125-126. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.100. Beumann, Die Ottonen, s.30. Brühl, Deutschland-Frankreich, s.411-412 (podkreśla szczególnie złą podstawę źródłową). Althoff/Keller, Heinrich I. und Otto der Grosse, I, s.56 i nast. Schulze, Hegemoniales Kaisertum, s.135. Por. również Deschner, Argernisse, s.39.
Goody, Warum die Macht recht haben mufj, s.69.
Eible, s.31.
Claude, Geschichte des Erzbistums Magdeburg, I, s.18.
Fried, Die Formierung, s.77. Tenże, Der Weg, s.464, 473.
Adalb. contin. Regin. 936.
Thietm. 1.8. Widukind 1,25-1.26. Kelly, s.119. Kühner, Lexikon, s.57. LMA, III, s.1670; IV, s.11021103; VI, s.1579, 1588 (Struve); VII, s.1227. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.1670. Hlawitschka, Der König einer Ubergangszeit, s.112-113. Althoff/Keller, I, s.31 i nast, 51-52. Eibl, s.21. Na temat „społecznego" znaczenia licznych fundacji saskich klasztorów żeńskich: Leyser, Herrschaft und Konflikt, s.105 i nast. Por. również przypis następny.
Od łacińskiego bene dictum — pochwała [przyp.tłum.].
Thietm. 1,8. Widukind 1,26. Thaddey, s.1195, 1294. LMA, I, s.98-99; IV, s.981; V, s.20412042. Lüdtke, König Heinrich, s.78-79. Heimpel, s.36-37. Bullogh, Nach Karl, s.318. Schramm, König, Kaiser und Papste, II, s.302. Althoff/Keller, I, s.60 i nast., 66-67, 68-69. Hlawitschka, Der König einer Ubergangsphase, s.112 i nast. Eibl, s.24 i nast. Beumann, Die Ottonen, s.14, 22 i nast., 28, 32 i nast. Schulze, Hegemoniales Kaisertum, s.141 i nast. Fried, Der Weg, s.462. Beumann, Otto der Grofie, s.53, mówi o „podwójnych wyborach". Schlesinger, cyt. za Bruhlem, Deutschland-Frankreich, s.411 1 nast.
Thietm. 1,5; 1,9. Widukind 1,31; 2,11. LMA, IV, s.2036; VI, s.1579. Waitz, s.15 i nast., 113. Dümmler, III, s.584-585. Hauck, III, s.21. Lüdtke, König Heinrich, s.51, 55 i nast., 164. Eibl, s.21-22. Beumann, Die Ottonen, s.26. Fried, Der Weg, s.454 - 455. Schulze, Hegemoniales Kaisertum, s.137 i nast. Na temat Widukinda i jego niejasnego losu por. choćby Althoff, Der Sachsenherzog Widukind, s.251 i nast.
Thietm. 1,16; 1,28. Eibl, s.20-21. Schulze, Hegemoniales Kaisertum, s.134 -135. Romantyczny przydomek „Ptasznik" jest poświadczony po raz pierwszy dopiero w trzysta lat po jego śmierci: Bruhl, Deutschland-Frankreich, s.141.
Thietm. 1,8. Widukind 1,26-1,27. Ruotg. Vita Brunon. 4. Vita Oudalr. 3. LThK, wyd. I, II, s.407; VI, s.637. LMA, III, s.1076; IV, s.1161, 2020-2021; V, s.2107; VI, s.412; VII, s.623-624. Waitz, s.66-67, 106 i nast. Hauck, III, s.17. Lüdtke, König Heinrich, s.78-79, 97-98, 166-167. Reinhardt, s.152 i nast. Lippelt, s.148. Erdmann, Der ungesal-bte König, s.334 i nast. Lintzel, Zu den deu-tschen Königswahlen, s.199 i nast. Heimpel, s.16 i nast., 35 i nast. Holtzmann, Geschichte, s.69 i nast. Haller, Das altdeutsche Kaisertum, s.10 i nast. Wattenbach-Holtzmann, Geschichte, I, s.100-101. Ehrhard, Die Kirche der Mdrtyrer, s.103. Por. na temat „chrześcijańskiej sagi o bohaterach" Deschner, I znowu, I, s.453 i nast. Biittner, Heinrichs I. Sudwest-und Westpolitik, s.49 i nast. Schlesinger, Die Königserhebung, s.538-539. Claude, Geschichte, I, s.23 i nast., 27 i nast. Kallfelz, Lebens-beschreibungen, s.12. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.137, 139. Fleckenstein/ /Bulst, s.26. Stern/Bartmuss, s.152 i nast., 169-170. Beumann, Die sakrale Legitimie-rung, s.150 i nast. Tenże, Die Ottonen, s.40-41, 48. Schneider, Das Frankenreich, s.72. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.103, 108. Tenże, Der König einer Ubergangsphase, s.117-118. K. Schmid, Bemerkungen iiber Sy-nodalverbruderungen, s.693 i nast. Schulze, Hegemoniales Kaisertum, s.170. Zufferey, s.42 i nast. Giese, s.486 i nast. Fried, Die Formie-rung, s.76-77. Tenże, Der Weg, s.462 i nast., 472. Althoff/Keller, I, s.33, 63 i nast., 92-93, 122-123. Wyczerpująco na temat stabilizacji panowania dzięki sojuszom i pojednaniu: Althoff, Amicitiae und Pacta, passim, zwłaszcza s.16 i nast., 52 i nast., 69 i nast.
Civitas celestis (łac.) — państwo niebieskie [przyp. tłum.].
Iustitia (łac.) — sprawiedliwość [przyp. tłum.].
Widukind 1,26, por. 1,41. Lüdtke, König Heinrich, s.123. Bünding-Naujoks, Imperium Christi, s.70. Ahlheim, s.178. Bullough, Nach Karl, s.318. Lubenow, s.12-13, 19-20. Por. też Deschner, Polityka, II, s.306 i nast.
Czyli słowiańskiego — Wenedami nazywano kiedyś Słowian [przyp. red.].
por. na ten temat zwłaszcza s. 122 i nast.
Hauck, III, s.73-74, 76-77.
Eskamotowane — zręcznie ukrywane kuglarską sztuczką [przyp. tłum.].
Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.109-110. Tenże, König einer Ubergangsphase, s.111 i nast., zwłaszcza 118. Bruhl, Deutschland-Frankreich, s.413 - 414.
Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.677, przyp. 32. K. Schiinemann, Deutsche Kriegsfiihrung im Osten wdhrend des Mittel-alters, DA, 2, 1938.
Althoff/Keller, s.7, 88.
Thietm. 1,3; 1,10. Widukind 2,3. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.674 (Reindel). Dümmler, III, s.584. Hauck, II, s.87 i nast. Lüdtke, König Heinrich I., s.3. Holtzmann, Geschichte, I, s.88-89. Bauer, Der Lwland-kreuzzug, s.306, przyp. dolny 12. Bruske, Untersuchungen zur Geschichte des Liutizen-bundes, s.16. Donnert, s.289 i nast. Stern/ Bartmuss, s.174, 190. Schlesinger, Kirchenge-schichte Sachsens, I, s.7. Claude, Geschichte des Erzbistums, I, s.18. Fleckenstein, Grund-lagen und Beginn, s.159. Tellenbach, Vom Zusammenleben, s.15. Eibl, s.22. Fried, Der Weg, s.473-474. Brunner, s.35. Schulze, Hegemoniales Kaisertum, s.157 i nast.
Widukind; por s. 374, przyp. 13!
Thietm. 1, 10; 1,16; 1,24. Widukind 1,35 i nast. Ann. Corb. 929. LMA, II, s.550-551, 554555; III, s.439-440; IV, s.2198-2199; V, s.1875, 2038. Waitz, s.123 i nast., 130, 144. Kótzschke/Ebert, s.30. Lüdtke, König Heinrich I., s.3 i nast., 15, 124 i nast., 128, 134 i nast. Holtzmann, Geschichte, s.89 i nast. Donnert, s.332-333. Ahlheim, s.178. Briiske, s.17 i nast. Biittner, Die christliche Kirche ostwarts, s.149-150. Claude, Geschichte, I, s.18. Schlesinger, Kirchengeschichte Sach-sens, s.35-36. Tenże, Die mittelalterliche Ostsiedlung, s.45. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.159-160. Fleckenstein/Bulst, s.34 - 35. Epperlein, s.274. Lippert, s.9 i nast. Stern/Bartmuss, s.190-191. Beumann, Die Ottonen, s.44-45. Eibl, s.28-29, 31. Cram, s.155-156. Lubenow, s.16-17. Ludat, An Elbę und Oder, s.9 i nast. Por. na ten sam temat w drugim wydaniu posłowie Lothara Dralle, s.213. Boshof, Königtum, s.8. Schulze, Hege-moniales Kaisertum, s.159 i nast.
wystarczy porównać Politykę papieską w XX wieku, t. I, s. 124 i nast.; t. II, s. 77 i nast.
Semper idem (łac.) — wciążto samo [przyp. tłum.].
Viribus unitis (łac.) — wspólnymi siłami [przyp. tłum.].
por. też I, s. 23 i nast.
Illiterati et idiotae (łac.) — niepiśmienni i prostacy [przyp. tłum.].
Thietm. 1,10 i nast.; 3,2; 4,33; 4,37; 4,65 i dalej. Widukind 1,36. Tusculum Lexicon, s.269. Voltaire, s.88. Por. na ten temat pouczającą rozprawę J.-C. Schmitt, Macht der Toten, s.143 i nast. A generalnie na temat strategii ogłupiania, zwłaszcza pod koniec XX wieku: Buggle, s.3 i nast., 289 i nast., 369 i nast., 398 i nast., warte przeczytania. Por. także Gelhausen, s.162 i nast., Kliemt, s.170 i nast. oraz demaskatorską rozprawę Mynarka, Wie „prograssive" Theologen das Christentum „retten" (Jak „progresywni" teologowie „ratują" chrześcijaństwo), s.193 i nast. Następnie tegoż Zakaz myślenia, s.48 i nast., 56 i nast.
Thietm. 1,16-1,17. Por. także 6,59; 6,80. LMA, II, s.359 i nast; IV, s.2038. Schöffel, I, s.107-108. Hlawitschka, Der König einer Ubergangsphase, s.119.
Thietm. 1,17. Widukind 1,40. Adam z Bremy 1,55 i nast.
Et vastaverunt omnia —(łac.) i spustoszyli wszystko [przyp. tłum.].
Thietm. 1,18. Widukind 1,38. Regin, chron. 889. Ekkeh. Casus s.Galii 54, 64. Holtzmann, Geschichte, I, s.39, 83 i nast., 92-93. Lüdtke, König Heinrich I., s.168 i nast. Aufhauser, s.2-3. Haller, Das altdeutsche Kaisertum, s.11, 13-14. Stern/Bartmuss, s.169, 173-174. Schlesinger, Archaologie des Mittelalters, s.19. Fleckenstein/Bulst, s.20. Beumann, Die Ottonen, s.39-40, 44. Na temat grodów por. przede wszystkim Dannenbauer, Adel, Burg, s.121 i nast., 140 i nast., 150 i nast., w: Grundlagen der mittelalterlichen Welt.
Widukind 1,38. Lüdtke, König Heinrich L, s.170-171. Eibl, s.29.
Widukind 1,38-1,39. Liudpr. antapod. 2,25 i nast. Flodoard. Ann. 933. LMA, VI, s.593. Waitz, s.150 i nast. Lüdtke, König Heinrich /., s.171 i nast. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.160.
Lüdtke, König Heinrich I., s.176. Beumann, Die Ottonen, s.46-47.
W historiografii polskiej oraz niemieckiej decydującą bitwę z Węgrami w 955 r. określa się bądź "nad rzeką Lech" bądź znacznie częściej "na Lechowym Polu" [przyp. red.].
Ann. Fuldens.845. LMA, II, s.335-336. Bosi, Der Eintritt Bóhmens und Mdhrens, s.43 i nast. Tenże, Probleme der Missionierung, s.1 i nast.
Thietm. 1,2. LThK, wyd. I, VI, s.682; X, s.882-883; wyd. 111, II, s.557. LMA, II, s.357-358, 461; III, s.1350-1351; V, s.2166; VII, s.159. Wetzer/Welte, XI, s.864. Hand-buch der Kirchengeschichte, m/1, 272. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.872-873. Naegle, II, s.258, 354 i nast. Hauptmann, Die Friihzeit, s.321. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.159.
LThK, wyd. I, II, s.429; wyd. III, s.557. LMA, II, s.358; VI, s.616. Naegle, II, s.288, 354 i nast., 360 i nast.
LMA, V, s.2166. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.287 (z odsyłaczami do literatury). Naegle, II, s.247, 328 i nast. Hauptmann, Die Friihzeit, s.321. Lüdtke, König Heinrich L, s.137 i nast. Holtzmann, Geschichte, I, s.90. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.126.
Wetzer/Welte, XI, s.864-865. Fichtinger, s.386. Aerssen, Kirchengeschichte, s.120. Naegle, II, s.33 i nast., 62 i nast., 73, 139-140, 177-178, 188 i nast., 226, 252 i nast., 262. Stadtmüller, s.150. Thrasolt, s.Dzieło to z imprimatur z 6 maja 1939 roku ukazało się w odpowiednim czasie przed początkiem męczeństwa milionów Niemców (i innych narodów). Wprowadzenie aż roi się od zapożyczeń zjęzyka nazistów, oferuje „obrazy wielkich osobowości, bojowników i pogromców", „obrazy z wszelkich aktów chrześcijańsko-germańskiej, chrześcijańsko-narodowej historii i kultury". „Ta i taka chrześcijańsko-niemiecka historia, o którą się codziennie modlimy oznacza ponowne obudzenie naszej wielkiej wspaniałej (!) chrześcijańsko-germańskiej historii, oznacza przypomnienie naszego chrześcijańsko-germańskiego ducha, oznacza zapłodnienie naszym chrześcijańsko-germańskim duchem, oznacza tradycję i jej odnowienie, to znaczy historyczną więź i łączność, a z niej nową chrześcijańsko--niemieckąświadomość siebie i naszego posłania, oznacza po takim wielkim wykorzenieniu i zwyrodnieniu w wyniku jednostronnego antynarodowego zalewu obcych i w wyniku jednostronnego zepchnięcia narodu ponowne chrześcijańsko-niemieckie odrodzenie ducha, pogłębienie i poszerzenie, oznacza nowe życie ze starej czcigodnej świętej chrześcijańsko-niemieckiej ziemi i krwi" (krew i ziemia! — niem. Blut und Boden), „oznacza «Mementote patrum uestrorum — Pomnijcie ojców i przodków waszych» w ogóle chrześcijańskich, a specjalnie chrześcijańsko-germań-skich przodków, oznacza: Bądźcie ich godnymi wnukami i potomkami".
Thietm. 2,2. LMA, II, s.358. Naegle, II, s.264 i nast., 275, 328.
LThK, wyd. I, X, s.823. Naegle, II, s.283 i nast., 300 i nast., 312, 319 i nast.
Thietm. 1,18; 1,21. Widukind 1,41. Eibl, s.29-30.
Lüdtke, König Heinrich I., s.5, 189-190, 198-199, 205. Na temat krytyki „błazna" Lüdtke'go: Brühl, Deutschland-Frankreich, s.413-414.
Widukind 2,36.
Thietm. Prol. II.
Bunding-Naujoks, s.71.
Beumann, Otto der Grosse, s.51.
Hlawitschka, Kaiser Otto L, s.126, 141.
Thietm. 2,1. Widukind 2,1-2,2. LMA, VI, s.1563-1564; VII, s.1104. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.679-680. Buttner, Der Weg Ottos, s.45 - 46. Holtzmann, Geschichte, I, s.111-112. Lintzel, Miszellen, s.381 i nast. Schmid, Die Thronfolge Ottos des Grossen, s.422 i nast. Grundmann, Betrachtungen, s.207. Schlesinger, Kirchengeschichte, I, s.15. Tenże, Die Anfdnge der deutschen Königswahl, s.344 i nast. Erdmann, For-schungen, s.25 i nast. Bullough, Nach Karl, s.318. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.140 i nast. Fleckenstein/Bulst, s.42-43. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.113-114. Schramm, Kaiser, Könige und Papste, III, s.39 i nast., 47 i nast., 54 i nast., 157 i nast. Reinhardt, s.155 i nast. Beumann, Die Be-deutung Lotharingiens, s.25. Tenże, Otto der Grofie, s.56. Riche, Karolingowie, s.225. Patz-old, s.33-34. Hehl, Iuxta canones, s.117-118. Na temat średniowiecznych sporów dotyczących pierwszeństwa: Fichtenau, Lebensordnungen, s.18 i nast., 25.
Widukind 2,1. LMA, V, s.67-68; VI, s.1564. Schlesinger, Beobachtungen zur Geschichte, s.419. Fleckenstein, Die Struktur des Hofes, s.5 i nast. Hlawitschka, Kaiser Otto L, s.127. Beumann, Otto der Grofie, s.26. Patzold, s.34-35. Riche, Karolingowie, s.225. Por. też przypis poprzedni.
Od łac. laudes — poranne modły w brewiarzu [przyp. red.].
LMA, VI (Struve), s.1566. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.680. Weitlauff, s.7. Brackmann, Der rómische Erneuerungsgedan-ke, s.7. Fried, Die Formierung, s.5. Beumann, Otto der Grope, s.50. Lubenow, s.13 i nast. Boshof, Königtum, s.13.
t. IV, rozdz. 14
Flodoard. 946. LMA, I, s.104. Schniirer, II, s.119 i nast. Holtzmann, Geschichte, I, s.130131, 205, 245-246. Auer, Kriegsdienst des Klerus, I, s.342-343 (w: MlOG: s.370). Schramm, Kaiser, Könige und Papste, III, s.135. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.129. Tenże, Kaiser Otto I., s.138-139. Riche, Karolingowie, s.227. Fried, Die Formierung, s.58. Patzold, s.44.
Causae maiores (łac.) — sprawy większe [przyp. tłum.].
LMA, V, s.390-391 (Schott/Romer). Dauch, s.241. Steinbach, Die Ezzonen, s.855. Bullough, Nach Karl, s.322. Stern/Bartmuss, s.185. Hlawitschka, Kaiser Otto L, s.139. Tenże, Vom Frankenreich, s.129-130. Fried, Die Formierung, s.58. Patzold, s.44.
Widukind 2,6; 2,10. LMA, III, s.1512-1513; VI, s.1564. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.681. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.114-115. Tenże, Kaiser Otto I., s.127-128. Krah, Absetzungsuerfahren, s.261 i nast. Riche, Karolingowie, s.Tli. Beumann, Otto der Grofie, s.56-57. Fried, Die Formierung, s.76-77. Właściwą „bazą terytorialną" Ottona, politycznym „centrum władzy królewskiej" był obszar wokół gór Harzu, Miiller--Mertens/Huschner, s.13-14.
Thietm. 1,26; 2,2; 2,34. Widukind 2,8; 2,11. Adalb. contin. Regin. 938. LMA, I, s.1015-1016, 1156 i nast.; III, s.78, 1512-1513; VI, s.1564. Handbuch der bayeri-schen Geschichte, I, s.288 i nast. (z wieloma odsyłaczami do literatury). Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.681-682. Schramm, Kaiser, Könige und Papste, III, s.156. Riche, Karolingowie, s.226 i nast. Fried, Die Formierung, s.78. Patzold, s.38. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.115-116. Tenże, Kaiser Otto I., s.128. Krah, Absetzungs-wrfahren, s.258 i nast. Wieś, s.95-96. O. Meyer, In der Harmonie von Kirche und Reich, s.212. I. Schróder, Zur Rezeption mero-wingischer Konzilkanones, s.244-245. Na temat rozwoju prawa azylu por. Lotter, Heiliger und Gehenkter, s.9-10.
W źródłach zwaną również Hathui [przyp. red.].
Thietm. 2,34. Widukind 2,12; 2,15; 2,17; 2,24; 2,26. Adalb. contin. Regin. 939. LMA, II, s.226; III, s.1512-1513; IV, s.1466, 2154; VI, s.1564. Handbuch der Europäischen Geschich-te, s.682. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.116-117. Tenże, Kaiser Otto /., s.128-129. Patzold, s.38-39. Wieś, s.98 i nast, zaczyna przy opisywaniu „cudu pod Birten" sam dygotać z „religijnej" egzaltacji czy ekscytacji.
Thietm. 2,21. Adalb. contin. Regin. 939-940, 954. Kelly, s.140. LMA, I, s.93-94; IV, s.549550, 964-965, 1146. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.682. Biittner, Ge-schichte des Elsafi, s.179 i nast. Holtzmann, I, s.121 i nast., 148 i nast. Auer, Der Kriegs-dienst, s.327 i nast. Lippelt, s.60. Steinbach, Die Ezzonen, s.853. Schmid, Die Thronfolge Ottos des GrofSen, s.490 i nast. Bullough, Nach Kań, s.319-320. Fleckenstein, Grund-lagen und Beginn, s.144. Zimmermann, Dos dunkle Jahrhundert, s.117 i nast. Patzold, s.39-40. Karpf, s.94 i nast. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.117. Tenże, Kaiser Otto I., s.129.
Zwanego również Rudym [przyp. red.]
Thietm. 2,4; 2,39 i nast. Vita Brunon. 17-18. LMA, IV, s.2063. Holtzmann, Geschichte, I, s.153, 156. Hirsch, Der mittelalterliche Kaiser-gedanke, s.33-34. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.117-118. Tenże, Kaiser Otto I., s.129. Fried, Die Formierung, s.78. Riche, Karolingowie, s.226. Pitz, Wirtschafts- und Sozialgeschichte, s.52 mówi o „kształtowaniu niemieckiej granicy wschodniej", „zapewnia-nu niemieckiego obszaru osadniczego".
Thietm. 2,6 i nast. Adalb. contin. Regin. 953-954. Ruitg. Vita Brunon., s.16 i nast. Vita Oudalrici, s.10. LMA, I, s.1016; IV, s.964-965; V, s.1344, 2039; VI, s.1564-1565. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.682, 685-686. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.293-294. (tamże dalsza obszerna litertura). Buttner, Geschichte des Elsafi, s.188. Fischer, Das Zeitalter des heiligen Ulrich, s.84, 88-89. Falck, s.60. Weitlauff, s.37-38. Bullough, Nach Karl, s.320. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.145. Zimmermann, Dos dunkle Jahrhundert, s.119, 122. Patzold, s.40. Wieś, s.139 i nast., 143 i nast. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.121. Na temat opozycji w Bawarii zob. zwłaszcza Ley-ser, Herrschaft und Politik, s.20 i nast.
LMA, VI, s.1565; VI, s.1796.
Fried, Die Formierung, s.165 i nast. z licznymi odsyłaczami do literatury.
Thietm. 2,23. Vita Brunon, passim, zwł. 8, 12, 14, 20, 25, 30-31. LMA, H, s.753 i nast.; VI, s.15651566; VII, s.578, 1104-1105. Keller, Reclams Lexikon, s.82 - 83. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.748, 751. Holtzmann, Geschichte, 1, s.151-152, 171 i nast., 200-201, 233. Auer, Der Kriegsdienst, s.336, 340-341. Prinz, Klerus und Krieg, s.175 i nast. W apologetyczno-eufemistycznym stylu: Kóhler, s.180. Steinbach, Die Ezzonen, s.854. Hallinger, s.48. Neuss/Oedinger, s.166 i nast. Fischer, Politiker um Otto den Grofien, s.98 i nast. Kallfelz, s.171 i nast. Lotter, Die Vita Brunonis, s.75. Tenże, Dos Bild Brunos I., s.19 i nast. Bloch, s.41 i nast., 48. Wat-tenbach/Holtzmann, I, s.8. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.147. Bullough, Nach Karl, s.320-321. Patzold, s.45.
LThK, wyd. I, VI, s.1019. LMA, III, s.1600. Wetzer/Welte, II, s.673-674. Achter, Die Kólner Petrusreliąuien, s.955, 977 i nast., 982 i nast. Na temat znaczenia trewirskiego związku metropolitalnego por. też Haverkamp, Einfiihrung, passim, zwłaszcza s.123 i nast. Na temat Trewiru we wczesnym średniowieczu: Anton, s.135 i nast., 163 i nast. Następnie: H.-J. Schmidt, Religióse Mittelpunkte und Verbindungen, s.182 i nast. Ranke--Heinemann, Nie i Amen, s.189 i nast.
Thietm. 2,9. Widukind 3,44. Flodoard. 955. Vita Oudalr. s.12. LMA, I, s.1212-1213; V, s.1786. LThK, wyd. I, I, s.804. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.686. Patzold, s.45.
Thietm. 2,9-2,10. Vita Oudalrici, s.12.
Widukind 3,46-3,47. Vita Oudalr. s.12. Vita Brunon, s.35.
Thietm. 2,10-2,11. Widukind 3,46 i nast. Vita Oudalr. s.12. LMA, V, s.1786. Wetzer/Welte, XI, s.377. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.665-666, 686 i nast. Weitlauff, s.39-40. Erben, s.70. Holtzmann, Geschichte, s.136, 157-158, 177, 217. Zoepfl, Der heilige Bischof, s.9 i nast. Buttner, Der Weg Ottos, s.50. Leyser, The Battle, s.15 i nast. Fischer, Das Zeitalter des heiligen Ulrich, s.85. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.133. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.145. Wattenbach/Dümmler/Huf, II, s.469. Fried, Der Weg, s.513 i nast.
LThK, wyd. I, VI, s.642; VIII, s.280-281; X, s.960-961. dtv Lexikon, s.14,155-156. Kelly, s.147. LMA, IV, s.1434; V, s.1761-1762, 2112; VI, s.2157. Handbuch der Kirchengeschichte, m/1, s.280. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.224, 305. Uhlirz, I, s.96 i nast. Hauck, III, s.163 i nast., zwł. 177 i nast. Zibermayr, s.120. Pfeiffer, Die Bam-berg Urkunde, s.16 i nast. Wattenbach/Holtz-mann, I, s.285 i nast. Holtzmann, Geschichte, I, s.252 i nast. Janner, I, s.354. Heuwieser, Geschichte, I, s.63 i nast.Tomek, s.15 i nast. Dauch, s.11. Bosi, Probleme der Missionierung, s.6. Hóman, I, s.155 -156. Fuhrmann, Der angebliche Brief, s.51 i nast. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.211 i nast. . Fichtenau, Zu den Urkundenfdlschungen Pil-grims, s.96 i nast. Reindel, Bayern im Karolingerreich, s.242. Brunner, s.85 i nast., zwł. s.90 i nast.
Heuwieser, I, s.63 i nast.
Vita Oudalr. passim, zwł. 1, 3, 5, 9 i nast., 21 i nast. Arnold z St. Emmeram, Libri duo de S.Emmerammo 1,17 (PL 141, 1016). Wetzer/Wel-te, XI, s.372, 376, 386 i nast. LThK, wyd. I, I, s.78; X, s.365 i nast.; wyd. III, I, s.126. LMA, I, s.1213. Babi, s.167. Zoepfl, Das Bistum Augsburg, s.66. Weitlauff, s.8 i nast., 35, 38 i nast. Bosi, Bayerische Geschichte, s.75. Kall-felz, s.12, 37, 53, przyp. 5. Plótzl, s.83-84, 90 i nast.
Thietm. 3,8. Ekkeh. Casi s.Galii 51, 57. Wet-zer/Welte, XI, s.376, 382. LThK, wyd. I, II, s.219; X, s.366-367. Keller, Reclams Lexikon, s.74. Fichtinger, s.370. Kühner, Lexikon, s.74. Kelly, s.150. LMA, IV, s.931, 1315. Wattenbach/Holtzmann, Geschichtsquellen, I, s.257 i nast. Wattenbach/Dümmler/Huf s.463. Zoepfl, Das Bistum Augsburg im Mittelalter, s.74-75. Dorn, s.116 i nast., 126 i nast. Kall-felz, s.12, 37 i nast. Kühner, Das Imperium, s.124. Rummel, Ulrichslitaneien, s.351-352. Hórger, Die „Ulrichsjubilden", s.309. Por. też przyp. poprzedni.
Thummerer, Urkundlicher Bericht, s.231 i nast.
Thietm. 2,9-2,10. Ruotg. Wita Brunon. 35. LMA, V, s.1786. Hauptmann, Die Fruhzeit, s.324. Keller, Dos Kaisertum, s.247. Fischer, Das Zeitalter des heiligen Ulrich, s.85. Schramm, Kaiser, Könige und Papste, III, s.162.
LMA, I, s.1321-1322. Fried, Die Formierung, s.79. Riche, Karolingowie, s.233-234. Patzold, s.45-46.
Rodung des Gero (niem.) — karczunek Gerona [przyp. tłum.].
Thietm. 2,12; 2,14; 2,19; 2,28. Widukind 2,9; 2,20; 3,54. Taddey, s.522. LMA, IV, s.2160. Hauck, III, s.107. Hauptmann, Die Fruhzeit, s.321. Keller, Das Kaisertum Ottos, s.374. Holtzmann, Geschichte, I, s.126, 134-135. Tenże, Aufsdtze, s.3. Kossmann, s.452-453. Bullough, Nach Kań, s.321. Haller, Das alt-deutsche Kaisertum, s.17, 29. Stern/Bartmuss, s.192. Donnert, s.333-334. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.161-162. Schramm, Kaiser, Könige und Papste, III, s.160. H.K. Schulze, Hegemoniales Kaisertum, s.230. Lubenow, s.18 i nast. Althoff, Das Bett des Königs, s.141 i nast. Fried, Der Weg, s.500-501.
Hauck, III, s.84 i nast., 96. Boshof, Königtum, s.13. Fried, Der Weg, s.500-501.
Widukind 2,4; 2,20-2,21. Adalb. cont. Regin. 928. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.679. Hauck, III, s.21-22, 77 i nast., 90-91. Holtzmann, Geschichte, I, s.108, 133-134. Tenże, Aufsdtze, s.3. Bruske, Untersuchun-gen, s.21-22. Stern/Bartmuss, s.192. Ludat, An Elbę und Oder, s.10 i nast. Fleckenstein/Bulst, s.41, 44, 59-60, 70-71. Haller, II, s.182. Lubenow, s.24. Schulze, Hegemoniales Kaisertum, s.77.
Thietm. 2,12. Widukind 3,53 i nast. Liutpr. hist. Otton. 10,17. Taddey, s.522. LMA, II, s.551, 1101-1102; III, s.1762; IV, s.1980; VI, s.1009. Hauck, III, s.88 i nast., 102 i nast. Holtzmann, Geschichte, I, s.134, 160 i nast., 179-180. Hampe, Kań der Grofie, s.70. Ahl-heim, s.179, 181. Stern/Bartmuss, s.193. Patzold, s.45-46. Fichtenau, Lebensordnungen, s.220.
Widukind 3,70. LMA, I, s.48; VI, s.1009, 1390-1391. Hauck, III, s.105 i nast. Na temat głoszenia wojny totalnej, ludobójstwa i w ogóle propagowania ogromnej nietolerancji już i akurat w Biblii: Buggle, s.36 i nast., 56 i nast., 68 i nast., 95 i nast. Przy tym bardzo pouczające jest, według Stremingera, Die Jesuanische Ethik, s.126-127, że „pałający gniewem Jahwe jest względnie niewinny w porównaniu z kochającym ojcem z Nowego Testamentu". Por. też tegoż Gottes Giite, s.215 i nast., Baeger, s.206-207, Mynarek, Zakaz myślenia, s.65 i nast., Deschner, Die unheiluollen Auswirkungen, s.182 i nast. Biblia zresztą może być przydatna do każdego celu. Skoro bowiem „zawiera ona nie tylko Kazanie na Górze z wezwaniem do miłości wrogów, lecz również księgi Samuela nawołujące do mordów na całych narodach, to nie jest niczym dziwnym, że daje się równie łatwo cytować podczas pacyfistycznych demonstracji, jak i mszy polowych w trakcie eksterminacyjnych wypraw", pisze Birnbacher, s.148. Nie wolno zapominać o H. Herrmannie, Passion, s.38: „Prawdziwym sprawcą jest nie torturujący pachołek, nie zawodowy kat, lecz anonimowa masa obserwatorów".
Biskupstwo w Pradze powstało ok. 973 r. [przyp. red.].
Wicekrólem [przyp. tłum.].
Thietm. 2,7; 2,16-2,17. Widukind 3,8. Flodoard Ann. 950. Adalb. contin. Regin. 950. Naegle, II, s.330 i nast. Holtzmann, Geschichte, I, s.173-174, 210, 219, 235-236. Tenże, Aufsdtze, s.5-6. Stern/Bartmuss, s.194. Claude, Geschichte des Erzbisłums Magdeburg, I, s.17 i nast., 25 i nast., zwł. s.34 i nast., 45 i nast. Wentz/Schwinekóper, s.17-18, 42, 81 i nast. Brackmann, Magdeburg als Hauptstadt, s.18, 29. Lippelt, s.151-152. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.127. Riche, Karolingowie, s.225, 262. Patzold, s.46.
Chodzi o Grody Czerwieńskie [przyp. red.].
Thietm. 2,14; 2,29. Widukind 3,66-3,67. LMA, I, s.476; VI, s.616, 2125; VII, s.52 - 53, 880-881. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.905 i nast. Handbuch der Kirchenge-schichte, III/l, s.262-263. Hauptmann, Die Fruhzeit, s.322-323. Holtzmann, Geschichte, I, s.180 i nast. Kętrzyński, The Introduction, s.16. Halecki, s.19-20. Hensel, s.236 i nast.
Thietm. 4,55. Hauptmann, Die Fruhzeit, s.323-324. Holtzmann, Geschichte, I, s.198-199. Kossmann, s.452-453. Mayer, Mittelalterliche Studien, s.66. Bosi, Europa, s.236. Rice, s.155. Rhode, s.11.
Thietm. 8,32. Według Thietmara, tamże, ludność Kijowa składała się przede wszystkim z „walecznych Duńczyków" (Danis). Adalb. contin. Regin. 959, 961. dtv, Lexikon, t. 15, s.296. LMA, I, s.98-99.; III, s.1121 i nast, 1130-1131., 1398-1399; V, s.1121 i nast., zwł. s.1123-1124; VI, s.756-757, 1395-1396; VII, s.137-138, 880-881, 1112-1113. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.694, 842, 925 i nast., 989 i nast. Handbuch der Kirchenge-schichte, III/l, s.275 i nast. Benz, s.12-13. Ammann, s.12. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.163-164. Riche, Karolingowie, s.233-234. Beumann, Otto der Gro/k, s.68-69. Schreiner, Byzanz, s.143. Poppe, s.271 i nast. Blum, s.15-16. Janin/Sedov/Toloko, s.203 i nast.
Thietm. 7,43-7,44. Wetzer/Welte, IX, s.457 i nast. LMA, I, s.1522; II, s.459-4602 1794 i nast. (rok 989 jest wymieniany jako rok wyprawy do Korsunia; III, s.768 i nast., zwł. 771 i nast.; V, s.267, 306, 1124 (Hósch); VII, s.137-138. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.841 i nast., 929 i nast., 992. Rice, s.155. Vernadsky, s.286-287. Jirećek, I, s.141. Ammann, s.15, 21. Hellmann, Slawi-sches, insbesondere ostslawisches, s.264-265. Blum, s.21-22.
Thietm. 7,75. LMA, II, s.459-460; V, s.306 (A. Poppe). Hellmann, Slawisches, insbesondere ostslawisches, s.266 - 267. Ammann, s.23.
Wetzer/Welte, I, s.270-271. LThK, wyd. I, I, s.471-472; wyd. III, I, s.715-716. Kelly, s.115, 118. LMA, I, s.690; II, s.220 i nast. (H. Ehrhardt); III, s.499, 1527; IV, s.1865 i nast. (Ch. Radtke), 1883 i nast., 1928 i nast.; VII, s.804. Handbuch der Europdichen Geschichte, I, s.953. Hauck, II, s.698 i nast. Walterscheid, s.87 i nast. Stratmann, Dos Recht der Erzbi-schofsweihe, s.67-68. Haendler, s.119 i nast. Friedmann, s.194-195, 198.
Thietm. 1,17. Adam z Bremy, Gęsta Hammaburgens.eccl. pontif. 1,56; 1, 59. O przyjęciu chrześcijaństwa przez króla Duńczyków Haralda wyczerująco: Ermoldus Nigellus, Carmen IV ze s.606 i nast. {Poet. lat. aevi Carol. II, s.75). LMA, III, s.502 (Skovgaard-Petersen); IV, s.1561, 1929; V, s.348. Handbuch der Kirchengeschichte, III/l, s.264. Handbuch der Europaischen Geschichte, I, s.675, 953 - 954. Hauck, II, s.706 i nast.; III, s.80 i nast.
Thietm. 2,42. Adam z Bremy 2,4. LThK, wyd. I, I, s.82; wyd. III, I, s.131. dtv Lexikon, t. 16, s.191. LMA, I, s.104; IV, s.1929; VI, s.1257, 1391. Handbuch der Kirchengeschichte, III/l, s.264. Hauck, H, s.708 i nast.; III, s.93-94, 99 i nast. (tutaj dalsza literatura źródłowa).
LMA, IV, s.1930. Kosminski/Skaskin, I, s.127. Brackmann, Gesammelte Aufsdtze, s.31. Hlawitschka, Kaiser Otto I., s.134-135. Na temat erygowania biskupstwa w Miśni por. Pfeifer, Die Bistumer Prag und Meissen, s.77 i nast., zwł. s.81 i nast. Na temat „sakralnego" charakteru królestwa również w czasach nowożytnych por. pouczającą rozprawę G. Feeley-Harnik, Herrscherkunst, s.195 i nast.
Franzen, Kleine Kirchengeschichte, s.165. Abendzeitung Miinchen, 24 lipca 1995. Por. do XX wieku: Deschner, Polityka papieska, t. I i II, passim oraz Deschner/Petrović, Weltkrieg der Religionen, s.261 i nast, Umeljić, passim, Dokumentation, s.281 i nast.
Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 1,470 i nast. Jaffe, Regesta, 1, 284. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,86 i nast. Jaffe, Regesta, 1,327. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,246 i nast. Jaffe, Regesta ,466. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,251. Jaffe, Regesta, 1,469. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,234. Jaffe, Regesta, 1,444 i nast. Zimmermann, Papstabsetzungen, s.158 i nast.
Chodzi o papieża w latach 939-942. Kłopoty z numeracją papieży o imieniu Stefan spowodował Stefan II, który został legalnie wybrany w 752 r., jednak zmarł po trzech dniach, zanim przyjął sakrę biskupią. Deschner zalicza go w poczet papieży [przyp. red.].
Lub w 935 r. — zginął podczas zamieszek w Rzymie [przyp. red.].
Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,251. Jaffe, Regesta, 1, 469 i nast. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,229. Jaffe, Regesta, 1,449 i nast., 2,706. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,255 i nast. Jaffe, Regesta, 1,477 i nast., 2,707. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,259. Jaffe, Regesta, 1,484 i nast.. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,243. Jaffe, Regesta, 1,454 i nast. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,244. Jaffe, Regesta, 1,457 i nast. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,140 i nast. Jaffe, Regesta, 1,235 i nast. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,279. Jaffe, Regesta, 1,556 i nast. Lib. Pont. (wyd. Duchesne), 2,261. Jaffe, Regesta, 1,495 i nast. Zimmermann, Papstabsetzungen, s.198-199. Nitschke, s.40 i nast. Por. następnie odnośne teksty u Kühnera, Kelly'ego w LMA.
Lib. pont. (wyd. Duchesne) 2,236 i nast. Jaffe, Regesta, 1,445 i nast. Kühner, Lexikon, s.65-66. Kelly, s.132 i nast. LMA, VII, s.1787. Hartmann, Geschichte Italiens, III, półtom 2, s.208-209. Dummler, III, s.601. Gregorovius, 1/2, s.576 i nast. Cartellieri, I, s.368 i nast. Haller, II, s.143. Seppelt, II, s.336-337. Seppelt/Schwaiger, s.118-119. Zimmermann, Dos dunkle Jahrhundert, s.27. Tenże, Papstabsetzungen, s.63.
Kelly, s.136. LMA, V, s.1891, 2178; VI, s.1165, 2110. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.833 i nast. Seppelt, II, s.339-340. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.35. Beck, s.120 i nast. de Rosa, s.63.
Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,240-2,241. Jaffe, Regesta, 1,449-1,450. Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,243. Jaffe, Regesta, 1,454-1,455. Liutpr. antapod. 2,47-2,48. Pierer, X, s.524. Kuhner, Lexikon, s.66. LThK, wyd. I, V, s.470. Kelly, s.139. LMA, VI, s.321. Gregorovius, 1/2, s.578 i nast., 583-584. Holtzmann, Geschichte, I, s.98-99. Haller, II, s.143-144. Port-mann, s.111-112. Seppelt, II, s.337-338, 341, 346. Seppelt/Schwaiger, s.118. Neuss, s.102. de Rosa, s.63. Karpf, s.5 i nast.
Liutpr. antapod. 2,48. Kelly, s.137. Handbuch der Kirchengeschichte, m/1, s.226. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.796. Dummler, III, s.602-603. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.166-167. Gregorovius, 1/2, s.580-581, 587-588. Haller, II, s.147. Seppelt, II, s.341-342. Seppelt/Schwaiger, s.118. Eickhoff, s.298-299. Falco, s.167. Erben, s.53. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.44 i nast., 54-55, 71.
Liutpr. antapod. 2,57 i nast., 2,68 i nast. Flo-doard Ann. 922 i nast. LMA, V, s.397 i nast., 710-711. (Tobacco). Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.657-658. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.188 i nast. Hlawitschka, Franken, s.102-103. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.72.
Liutpr. 3,2 i nast.; 3,11 i nast. Flodoard Ann. 923-924, 926. Ann. Alamann. 926. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.658. LMA, II, s.940-941. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.193 i nast. Hlawitschka, Franken, s.104. Zimmermann, Dos dunkle Jahrhundert, s.73.
Flodoard Ann. 926. LMA, V, s.158. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.658. Gregorovius 1/2, s.592. Hertmann, Geschichte Italiens, ni, 2 półtom, s.197. Zimmermann, Dos dunkle Jahrhundert, s.73-74.
Liutpr. antapod. 3,39 i nast.; 4,14. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.660-661. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.198 i nast., 248. Seppelt, II, s.344.
Flodoard 946. De triumph. Christi 12,7. Liutpr. antapod. 3,18; 3,43 i nast.; 4,14. Kelly, s.139. Kuhner, Lexikon, s.68 i nast. Handbuch der Kirchengeschichte, m/l, s.226-227. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.650 i nast., 659. LMA, I, s.280-281; V, s.158; VI, s.321. Dummler, III, s.603. Gregorovius 1/2, s.592 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.215 i nast. Haller, II, s.148 i nast. Seppelt, II, s.345 i nast. Seppelt/Schwaiger, s.118-119. Holtzmann, Geschichte, I, s.99. Zimmermann, Dos dunkle Jahrhundert, s.74, 76 i nast., 93, 96-97. Tenże, Papstabsetzungen, s.78. Gontard, s.191. de Rosa, s.64.
Liutpr. antapod. 5,3. LMA, I, s.280-281. Kuhner, Lexikon, s.69-70. Kelly, s.140-141. Seppelt, II, s.348-349. (tu cytat z E. Sackura).
Liutpr. antapod. 3,49; 5,3 i nast.; 5,12; 5,26 i nast. LMA, I, s.1933-1934; V, s.158. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.660-661. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.232 i nast. Zimmermann, Dos dunkle Jahrhundert, s.99.
Liutpr. antapod. 5,32.
Thietm. 2,5. Liutpr. antapod. 5,31. Widukind 3,7; 3,9-4,0. Flodoard 950 i nast. Vita Mathild. poster. 15. LMA, I, s.95, 145, 1933-1934; V, s.2128. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.236-237, 243 i nast. H. Keller, Zur Struktur der Königsherrschaft, s.177 i nast. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.170-171. Zimmermann, Das dunkle Jahr-hundert, s.100.
Thietm. 2,5. Widukind 3,10. Flodoard 952. Liutpr. Liber de Ottone rege 1; 15. Kelly 143. LMA, I, s.95, 1934; V, s.2039. Hartmann, Geschichte Italiens, III, 2 półtom, s.250 i nast. Holtzmann, Geschichte, I, s.188 i nast. Sep-pelt, II, s.353 i nast. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.134, 137. Tenże, Papstabsetzungen, s.235 i nast. Bernhart, s.93. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.171. Fleckenstein/Bulst, s.65.
Liutpr. de Ottone rege 3; 10. Flodoard Ann. 954. Kelly, s.142 i nast. Sickel, Alberich II., s.104-105. Köpke/Rümmler, s.350 i nast. Dresdner, s.62. Haller, II, s.151. Seppelt, II, s.352-353. Klauser, s.187. Zimmermann, Papstabsetzungen, s.78, 257. Zimmermann, Parteiungen, s.365 i nast.
Liutpr. de Ottone rege 10. Kelly, s.142-143. Haller, II, s.151. Fleckenstein/Bulst, s.65. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.135-136.
Liutpr. de Ottone rege 2. LThK, wyd. I, IV, s.841; wyd. III, IV, s.1210. LMA, I, s.95; IV, s.1958. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.690. Sommerlad, II, s.239-240. Holtzmann, Geschichte, I, s.16 i nast., 174-175, 201. Vehse, I, s.10. Bullough, Nach Kań, s.322. Sepelt, II, s.355, 358. Bernhart, s.93. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.139. Tenże, Papstabsetzungen, s.183, 186. Fleckenstein/Bulst, s.60. Heer, Mittelalter, s.532-533. Schulze, Hegemoniales Kaisertum, s.198-199.
Liutpr. de Ottone rege 3. MG Const. I, nr 10 i nast. Tract. cum Joh. XII. s.20 i nast. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.690-691. Kelly, s.143. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.2-3. Hampe, Die Berufung Ottos, s.153 i nast. Grundmann, s.200 i nast. Haller, II, s.152 i nast. Bullough, Nach Kań, s.322. Seppelt, II, s.356-357. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.173-174. Schulze, Hegemoniales Kaisertum, s.199 i nast. Na temat rozdźwięku w ówczesnych źródłach dotyczących koronacji cesarskiej Ottona I por. Keller, Das Kaisertum, s.218 i nast.
Holtzmann, Geschichte, I, s.192. Biittner, Der Weg Ottos, s.58 i nast. Haller, II, s.155. Seppelt, II, s.355, 357. Seppelt/Schwaiger, s.122. Fuhrmann, Konstantinische Schenkung, s.128 i nast. Beumann, Otto der Grofie, s.69.
Thietm. 2,13. Adalb. cont. Regin., 963-964. Liutp. de Ottone rege, 3-4, 6-7. Otto z Frei-sing Chr. 6,23. LMA, II, s.1490; IV, s.882 (Singer); VI, s.1652. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.664, 691. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.4 i nast. Gregorovius, 1/1, s.619 i nast. Hampe, Die Berufung Ottos, s.163 i nast. Haller, II, s.155 -156. Tenże, Dos altdeutsche Kaisertum, s.26. Seppelt, II, s.358-359. Schöffel, I, s.15. Fleckenstein/Bulst, s.67. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.148-149. Fuhrmann, Konstantinische Schenkung, s.128 i nast. Zimmermann, Papstabsetzungen, s.81 i nast., 254 i nast. Tenże, Das dunkle Jahrhundert, s.144 i nast., 154. Graf, s.53-54. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.126-127. Beumann, Otto der Grosse, s.68.
Adalb. cont. Regin. 963. Liutpr. de Ottone rege, 8 i nast. Ann. Hildesheim. 963. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.6 i nast. Gregorovius, 1/2, s.620-621. Holtzmann, Geschichte, I, s.194. Seppelt, II, s.359. Haler, II, s.156. Boye, s.55-56. Tangl, s.107 i nast. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.148. Tenże, Papstabsetzungen, s.255 i nast. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.149. Gontard, s.195.
Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,246 i nast. Jaffe, Regesta 1,466 i nast. Adalb. cont. Regin. 963. Liutpr. de Ottone rege, 10 i nast., 15-16. Kelly, s.144. LThK, wyd. I, VII, s.763, 823-824. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom,s.8 i nast. Gregorovius, 1/2, s.622. Haller, II, s.155-156. Tenże, Das altdeutsche Kaisertum, s.26. Seppelt, II, s.360. Fleckenstein/Bulst, s.67. Zimmermann, Papstabsetzungen, s.85 i nast., 243-244, 248, 255. Tenże, Dos dunkle Jahrhundert, s.149.
Adalb. cont. Regin. 964. Liutpr. de Ottone rege, 17 i nast. Kühner, Lexikon, s.70-71. Kelly, s.143-144. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.10 i nast. Gregorovius, 1/2, s.624 i nast. Holtzmann, Geschichte, I, s.196. Haller, II, s.156-157. Seppelt, II, s.360-361. Seppelt/Schwaiger, s.123. Kampf, Das Reich, s.52. Bernhart, s.93. Gontard, s.195. Graf, s.54 i nast. Boye, s.56. Zimmermann, Papstabsetzungen, s.258. Tenże, Dos dunkle Jahrhundert, s.150-151. Hlawitschka, Kaiser Otto I., s.137.
73. Hergenröther, II, s.211-212.
Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,251. Jaffe, Rege-sta 1,469 i nast. Liutp. de Ottom rege, 21-22. Adalb. cont. Regin. 964-965. Kelly, s.145. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.14-15. Gregorovius, 1/2, s.626-627. Haller, II, s.157. Gontard, s.195. Boye, s.56. Seppelt, II, s.362. Zimmermann, Papstabsetzungen, s.92 i nast., 247. Tenże, Das dunkle Jahrhun-dert, s.152. Schreiner, Gregor VIII., nackt auf einem Esel reitend, s.171 -172.
Holtzmann, Geschichte, II, s.303. Haller, II, s.145-146. Hertling, s.131. Gontard, s.199-200. Daniel-Rops, s.686, 689. Por. też Buggle, s.7-8. Deschner, Polityka papieska, passim, zwł. t. II, s.307 i nast.
Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,253-2,254. Jaffe, Regesta, 1,470 i nast. Adalb. contin. Regin. 965-966. Kelly, s.145-146. LMA, V, s.542. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.17-18. Gregorovius, 1/2, s.629-630. Holtzmann, Geschichte, I, s.203. Haller, II, s.158-159. Seppelt, II, s.363 i nast. Graf, s.57-58. Gontard, s.196. Zimmermann, Papstabsetzungen, s.95 i nast. Tenże, Das dunkle Jahrhundert, s.153-154. Tenże, Dos Papsttum im Mittelalter, s.101. Beumann, Die Ottonen, s.101. Schreiner, Gregor VIII., nackt auf einem Esel reitend, s.72. Althoff/Keller, II, s.198.
Małe Niemcy — w połowie XIX wieku program zjednoczenia Niemiec pod przewodnictwem Prus i przy pominięciu Austrii [przyp. red.].
Wielkie Niemcy — koncepcja niemieckiego państwa związkowego pod przywództwem Austrii, wysuwana przez południowoniemieckich konserwatystów, arystokrację i demokratów głównie Bawarii i Szwabii, próbujących uratować suwerenność swych krajów, przeciwników państwa narodowego, opartego na hegemonii Prus, wrogów Bismarcka [przyp. red.].
Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.692. Holtzmann, Geschichte, I, s.204. Büttner, Der Weg Ottos, s.54. Hay, s.339. Stein-bach, Die Ezzonen, s.855. Kempf, Das mittelalterliche Kaisertum, s.228 Kosminski/Skaskin, s.133. Stern/Bartmuss, s.188. Zimmermann, Das Papsttum im Mittelalter, s.100 i nast. Bul-lough, Nach Kań, s.322. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.149. Hlawitschka, Vom Fran-kenreich, s.118-119, 124, 131. Na temat tradycji karolińskich: Deer, s.38 i nast. Beumann, Grab und Thron, s.9 i nast. — „Nową interpretację" usiłuje dać, idąc wiernie w ślady swego promotora, uczeń Hlawitschki R. Pauler, Das Regnum Italiae, passim, zwł. s.164 i nast. Na temat dyskusji historyków dotyczącej polityki włoskiej Niemiec w średniowieczu por. przede wszystkim bardzo pouczające wywody w Althoff/Keller, 2 tomy, passim oraz Fried, Der Weg, s.529 i nast.
Pauler, Das Regnum Italiae, s.9 i nast., 21-22, 102 i nast.
Dilectus fidelis noster (łac.) — drogi wierny nasz [przyp. tłum.].
Pauler, Das Regnum Italiae, s.64 i nast. Hojny był cesarz również wobec włoskich klasztorów, por. choćby Zotz, s.172 i nast.
LMA, I, s.1908; VI, s.1652; VII, s.1295. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.695. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.130. Tenże, Kaiser Otto I., s.140. Beumann, Die Ottonen, s.101-102, 108. Patzold, s.48. Glocker, Die Verwandten der Ottonen, s.156 -157.
Widukind 3,72. Liutpr. Legatio, passim, zwł. 3; 9; cytat 44. LMA, I, s.821. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.695. Hauck, III, s.217. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom. Bauer/Rau, s.239. Beumann, Die Ottonen, s.108-109. Glocker, Die Verwandten der Ottonen, s.155 i nast. Rentschler, passim, zwł. s.9 i nast.
LMA, V, s.532; VII, s.74. Uhlirz, Jahrbucher, I, s.20 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.27 i nast. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.125-126. Beumann, Die Ottonen, s.109. Glocker, Die Verwandten der Ottonen, s.154 i nast. Hlawitschka, Kaiser Otto I., s.140. Patzold, s.48.
Glocker, Die Verwandten der Ottonen, s.154.
Thietm. 2,43. Widukind 3,75-3,76. Adam z Bremy, Gęsta Hammaburg. eccl. 2,21 nazywa Ottona „pogromcą wszystkich ludów Północy". Holtzmann, Geschichte, I, s.216. Schul-ze, Hegemoniales Kaisertum, s.77.
Otto z Freising 6,26
Thietm. III Prol.
Thietm. 2,44; 3,1; 3,13-3,14; 3,16; 4,6. Adalb. cont. Regin. 955, 961, 967. Widukind 3,76. LThK, wyd. I, X, s.920-921; wyd. III, II, s.799-800. Ekkeh. Casus s.Galii s.98. LMA, I, s.169-170; III, s.1030, 1766; IV, s.1468; V, s.19 (Seibert); VI, s.1567. Taddey, s.263-264, 1308, 1310-1311. Uhlirz, Jahrbucher, I, passim i s.212. Wattenbach/Holtzmann, Geschichte, I, s.239 i nast. Brackmann, Gesammelte Aufsdtze, s.200. O. Meyer, In der Harmonie, s.218. Beyreuther, Otto II, s.67-68. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.163. Landau, s.29 i nast., tu również cytowany Seckel.
LMA, VI, s.1567. Stern/Bartmuss, s.196-197.
LMA, II, s.358-359; III, 300; IV, s.2063-2064; VI, s.616-617 (Liibke), 1567. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.696-697. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.297-298. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.70 i nast. Naegle, II, s.353-354, 366 i nast, 373-373. Staber, s.26. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.190-191. Glocker, Die Verwandten, s.167 i nast., 175 i nast. Hlawitschka, Vom Fran-kenreich, s.132. Prinz, Grundlagen und Anfange, s.161 -162. A. Kraus, Geschichte Bay-erns, s.61 i nast. Fried, Der Weg, s.552 i nast. Beyreuther, Otto II., s.68. Althoff/Keller, s.150. Według Beumanna, Die Ottonen, s.113, przydomek Kłótnika znali „już współcześni".
Thietm. 3,7; 3,24. Ann. Weissenb. 975. Ann. Hildesh. 976. Ann. Magdeb. 976. LMA, II, s.358; IV, s.613, 2063-2064. Handbuch der bayerischen Geschichte, I, s.224-225, 298 i nast. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.697. Uhlirz, I, s.92 i nast. Holtzmann, Geschichte, I, s.247 i nast. Hellmann, Die Ostpolitik Kaiser Ottos., s.49 i nast. Prinz, Grundlagen und Anfange, s.162. Fleckenstein/Bulst, s.82-83. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.132-133. Tenże, Otto II., s.147. Beumann, Die Ottonen, s.115. Fried, Der Weg, s.554.
LMA, V, s.1204; VI, s.616-617; VII, s.1481. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.907. Holtzmann, Geschichte, I, s.251-252. Rhode, s.3 i nast., 7. Fleckenstein/Bulst, s.85.
Thietm. 3,8. Widukind 2,39. Richer z Reims 3,69 i nast., zwł. 3,71. LThK, wyd. I, X, s.960-961; wyd. III, II, s.724. Wetzer/Welte, IX, s.97 i nast. Taddey, s.162, 1323. LMA, I, s.93; II, s.755-756; V, s.993, 2127. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.697-698; VI, s.1567; VII, s.830-831. Uhlirz, Jahrbu-cher, I, s.105 i nast., zwł. s.116. Janner, I, s.385. Staber, s.26. Walterscheid, s.167 i nast. Bullough, Nach Kań, s.323. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.133, 137. Tenże, Kaiser Otto II., s.148, 151. Glocker, Die Verwandten, s.187 i nast., 191, 198. Beyreuther, Otto II., s.69. Fichtenau, Lebensordnungen, s.50. Sprandel, s.101.
Danevirke: Wału duńskiego, istniejącego fragmentarycznie do dziś [przyp. tłum.].
Thietm. 2,14. Taddey, s.46. LMA, III, s.534-535; IV, s.1762-1763, 1865 (Riis); VI, s.1567. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.953-954. Uhlirz, I, s.134-135. Holtzmann, Geschichte, I, s.245-246, 275 i nast.; II, s.279. Haller, Dos altdeutsche Kaisertum, s.35. Schöffel, I, s.118. Bauer, Der Liulandkreuzzug, s,. 306, przyp. 12. Fleckenstein/ Bulst, s.83.
Thietm. 3,17 i nast. Ann. Hildesh. 983. Adam z Bremy, Gęsta Hammburg. 3,21-3,22, LMA, I, s.107, 1986; II, s.193; VI, s.23-24. Uhlirz, Jahrbiicher, I, s.203-204. Holtzmann, Geschichte, I, s.275-276. Tenże, Laurentius--Kloster, s.167. Abb/Wentz, s.21. Fleckenstein/Bulst, s.88. Stern/Bartmuss, s.194-195. Haller, Das altdeutsche Kaisertum, s.35. R. Schmidt, Rethra, s.368. Bullough, Nach Karl, s.323. Fritze, Beobachtungen, s.1. i nast. Bündig-Naujoks, s.71-72. A. Heine (red.), Adam von Bremen, s.7 i nast. Beyreuther, Otto II., s.71. Lubenow, s.24 i nast. Lau-dat, An Elbę und Oder, wyd. II, s.38 i nast., 41 - 42. Herrmann, Die Nordwestslawen, s.276 i nast. Friedmann, s.259 i nast.
Łac. cud — [przyp. tłum.].
Thietm. 3,18-3,19. Uhlirz, Jahrbiicher, I, s.203 i nast. Fleckenstein/Bulst, s.88. Stera/ Bartmuss, s.195. Schöffel, I, s.118. Claude, Geschichte des Erzbistums Magdeburg, s.157 -158. Beumann, Laurentius und Mauritius, s.241. Lautemann, s.198. Friedmann, s.259 i nast., zwł. s.266.
Schlesinger, Kirchengeschichte, I, s.146. Claude, Geschichte des Erzbistums Magdeburg, s.156. Hlawitschka, Otto II., s.150, 152. Beyreuther, Otto II., s.71.
Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.71 i nast. Seppelt, II, s.371. Fried, Der Weg, s.557-558.
Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,255 i nast. Jaffe, Regesta, 1,477 i nast., 2,707. Kühner, Lexikon, s.72-73. Kelly, s.146 i nast. Uhlirz, Jahrbu-cher, II, s.58-59. Gregorovius, 1/2, s.639 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.68, 97. Według Hallera, II, s.160 morderstwo „nie jest wyjaśnione". Podobnie Zimermann, Papstabsetzungen, s.100 i nast., tenże, Das dunkle Jahrhundert, s.202-203, 224. Holtzmann, Geschichte, II, s.290. Sepelt, II, s.369 i nast. Seppelt/Schwaiger, s.124-125. Gontard, s.197-198. Beyreuther, Otto II., s.69 i nast.
MG Constit. I, s.436. Sommerlad, II, s.254. Schulte, Der Adel, s.211. Beyreuther, Otto II., s.71. Hlawitschka, Kaiser Otto II., s.149.
Thietm. 3,20 i nast. Ann. Sangall. 982. Wyczerpująco na ten temat: Uhlirz, Jahrbiicher, s.177 i nast., 254 i nast, 262 i nast. Gregorovius, 1/2, s.643-644. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.74 i nast., 85 i nast. Eykhoff, s.365 i nast. Haller, Dos altdeutsche Kaisertum, s.33-34. Zoepfl, Dos Bistum Augsburg im Mittelalter, s.79. Holtzmann, Geschichte, I, s.267 i nast. Bullough, Nach Kań, s.323. Stern/Bartmuss, s.197. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.191 -192. Weller, Wurttemburgische Kirchengesckichte, s.95. Zimmermann, Das dunke Jahrhundert, s.222 i nast. Hlawitschka, Kaiser Otto II., s.71-72. Fried, Der Weg, s.560
Handbuch der Kirchengeschichte, III/l, s.271.
Fried, Die Formierung, s.82.
Thietm. 4,9.
Görich, Otto III., s.277.
Łac. za życia [przyp. tłum.].
Thietm. 3,18; 3,25-3,26; 4,1 i nast.; 4,7-4,8. Richer 3,96. Ann. Quedlinb. 984-985. LMA, III, s.135136; IV, s.1468, 2063. Uhlirz, Jahr-bucher, I, s.206 i nast.; II, s.12 i nast., 31 i nast. Holtzmann, Geschichte, II, s.281 i nast. Haller, Dos altdeutsche Kaisertum, s.36. Bullough, Nach Kań, s.323-324. Auer, Der Reichskriegsdienst, s.142. Claude, Geschichte des Erzbistums Magdeburg, s.158 i nast. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.166-167. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.135-136. Glocker, Die Verwandten, s.160-161, 294 i nast. Beumann, Die Ottonen, s.127 i nast. Tenże, Otto UL, s.73. Althoff, Otto III., s.39-40, 43 i nast., 124-125. Erkens, Die Frau als Herrscherin, s.275-276. Ludat, An Elbę und Oder, wyd. II, s.23 i nast. Górich, Otto III., s.187 i nast., zwł. 203 i nast., patrz też s.278. Na temat Kronik kwedlinburskich wyczerpująco tamże, s.52 i nast., na temat „skrępowania godności cesarskiej Rzymem" i pozycji „północnej części Rzeszy lub Sasów" por. tamże, s.113 i nast.
Thietm. 4,15; 4,43. Vita Bernw. 2,2 i nast. Wetzer/Welte, I, s.848 i nast. Por. LThK, wyd. I, I, s.96 z LThK, wyd. III, I, s.129-130, 152. LThK, wyd. III, U, s.286-287; wyd. I, VI, s.502; wyd. I, X, s.81. Taddey, s.118, 1194. Kelly, s.151 i nast. LMA, I, s.101, 145-146, 915-916, 2012-2013; IV, s.1300 i nast, 2087, 21552156; V, s.542-543, 1881-1882; VI, s.136, 391, 1288-1289. Uhlirz, Jahrbucher, I, s.188; II, s.8, 266-267. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1 półtom, s.104 i nast. Bóhmer, Willigis, s.53 i nast., 71 i nast., 80 i nast. Wattenbach/Holtzmann, Geschichte, I, s.11, 46-47, 61, 294-295, 323. Holtzmann, I, s.240, 273; II, s.279, 285 i nast., 301 i nast., 320 i nast. Falck, s.64. Bullough, Nach Kań, s.323-324. Wollasch, s.135 i nast. Haller, Das altdeutsche Kaisertum, s.35 i nast. Voigt, Adalbert, s.34 i nast., 46 i nast. Bosi, Herzog, s.292-293. Stern/Bartmuss, s.198. Flecken-stein, Grundlagen und Beginn, s.192-193, 195. Tenże, Hofkapelle und Kanzlei, s.305 i nast., zwł. 307-308. Fleckenstein/Bulst, s.90 i nast., 96 i nast., 105. H. Miiller, Heribert, Kanzler Ottos III., passim, zwł. s.88 i nast. Claude, Geschichte des Erzbistums Magdeburg, I, s.122-123. Brackmann, Gesammelte Aufsdtze, s.246-247. O. Meyer, In der Harmonie, s.219-220. Zimmermann, Das Papst-um im Mittelalter, s.104-105. Tenże, Gerbert als kaiserlicher Rat, s.235 i nast. Schramm, Kaiser, Könige und Papste, s.216 i nast. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.135-136. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.166-167. Fried, Die Formierung, s.82. Beumann, Die Ottonen, s.131, 133, 135, 137. Tenże, Otto III., s.76-77. Glocker, Die Verwandten, s.93 i nast., 98. Althoff, Otto III., s.57-58, 68 i nast., 78 i nast., 91 i nast., 96 i nast., 154. Górich, Otto III., s.211 i nast.
Vita S.Nili, 92-93. Petr. Damiani, Vita S.Romualdi, 25. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1. półtom, s.110, 121 i nast., 133. Looshorn, I, s.52. Według Uhlirza II, s.275, Otto obdarował (we Włoszech) jeszcze więcej klasztorów i kapituł. Założył nawet nowe, „bez wątpienia jedynie w tym celu [...], by pomnożyć punkty oparcia dla władzy cesarskiej". — Na temat politycznych i militarnych aspektów pielgrzymki do Monte Gargano: tamże, s.290. Hauck, III, s.62 i nast. Böhmer, Willigis, s.73-74. Haller, Das altdeutsche Kaisertum, s.38 i nast. Holtzmann, Geschichte, s.175-176. Köhler, Die Ottonische Reichskirche, s.182. Schramm, Kaiser, Könige und Papste, III, s.137. Fried, Die Formierung, s.82. Althoff, Otto III., s.25, 122-123, 130.
Thietm. 4,19. Ann. Quedlinb. 995. Uhlirz, I, s.197. Seppelt, II, s.374. Prinz, Grundlagen und Anfdnge, s.168-169. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.139. Fried, Otto III. und Bolesław Chrobry, s.13 i nast. Althoff, Otto III., s.73 i nast., 82 i nast.
Lib. Pont. (wyd. Duchesne) 2,259-2,260. Jaffe, Regesta, 1,484 i nast. Kelly, s.149-150. LMA, V, s.542. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1. półtom, s.97-98. Zimmermann, Papstabsetzungen, . 104-105. Tenże, Dos dunkle Jahrhundert, s.227 i nast. Por. też rozdz. XI, przyp. 14.
Thietm. 4,30. Ann. Quedlinb. 997-998. Ann. Hildesh. 996-997. Johannes diac. Chronić. Venet. 152-153. Marcin z Opawy, Chron. (MG Scriptores XXII, s.432). Kuhner, Leiikon, s.74. Kelly, s.150-151. LMA, IV, s.1668; V, s.542, 569-570; VI, s.347-348, 1577. Hart-mann, Geschichte Italiens, IV, 1. półtom, s.100 i nast., 110-111. Holtzmann, Geschichte, II, s.290. Haller, II, s.162. Gontard, s.200-201. Zimmermann, Das dunkle Jahrhundert, s.256 i nast. Tenże, Papstabsetzungen, s.104 i nast. Tenże, Dos Papsttum, s.103 -104. Schramm, Kaiser, Könige und Papste, s.220 i nast. Moehs, Gregorius V., s.59 i nast. Wolter, Die Synoden, s.144 i nast. Górich, Otto III., s.222. Althoff, Otto III., s.82 i nast.
Dewestura — odebranie lenna lub godności kapłańskiej [przyp. red.].
Thietm. 4,30; 4,43. Ann. Cuedlinb. 998. Vita S.Nili, s.89 i nast. Joh. diac. Chron. Venet. s.154. Kuhner, Lexikon, s.74. Kelly, s.151 i nast. LMA, II, s.1805; VI, s.1288,1351 -1352. Uhlirz, Jahrbiicher, II, s.258 i nast. Hart-mann, Geschichte Italiens, IV, 1. półtom, s.112 i nast. Haller, II, s.162, Gontard, s.201. Schramm, Kaiser, Könige und Papste, s.232 i nast. Bullough, Nach Karl, s.324. Flecken-stein, Grundlagen und Beginn, s.197-198. Tenże, Rex Canonicus, s.66 i nast. Nitschke, s.40 i nast. Althoff, Otto III., s.100 i nast.
Chron. Monast. Casin. (MG Scriptores 34, s.202). Thietm. 4,30; 4,43. Ann. Cuedlinb. 998. Petr. Damiani, Vita S.Romualdi, s.25. Taddey, s.304. LMA, III, s.1764-1765. Uhlirz, Jahrbucher, II, s.261-262, 526 i nast. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1. półtom, s.114. Haller, II, s.162. Gontard, s.201. Althoff, Otto III., s.103, 105 i nast. (tutaj źródła włoskie m.in.), 122, 130.
Perversus (łac.) — przewrotny, zły, fałszywy, membrum diaboli (łac.) — członek szatana [przyp. tłum.].
Menzel, I, s.302. Althoff, Otto III., s.110 i nast. Na temat chrześcijańskich „reguł" od czasów Starego i Nowego Testamentu patrz ostatnio zwłaszcza Buggle, s.36 i nast., 68 i nast., 95 i nast.
Thietm. 2,37; 3,13 i nast. Ann. Hildesh. 985, 987, 990. Ann. Quedlinb. 985-986, 995. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.863. Uhlirz, Jahrbucher, II, s.70-71. Hauck, III, s.97, 142 i nast. Bóhmer, Willigis, s.79. Schlesinger, Kirchengeschichte Sachsens, I, s.305. Claude, Geschichte des Erzbistums Magdeburg, s.136 i nast., 149 i nast., 157, 161 i nast., 171, 196 i nast. Hlawitschka, Vom Frankenreich, s.137 i nast., 141. Wolter, Die Synoden, s.123 i nast. Ludat, An Elbę und Oder, s.4 i nast.
Thietm. 4,11; 4,21-4,22; 4,29; 4,38. Ann. Hildesh. 985 i nast., 990 i nast. Ann. Quedlinb. 986. Adam z Bremy 2,41; 2,44. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.702, 864-865, 907. M. Uhlirz, s.156. Uhlirz, Jahrbucher, II, s.125-126, 145-146, 156, 168 i nast., 188-189, 240 i nast., 468 i nast. Bóhmer, Willigis, s.176. Holtzmann, Geschichte, II, s.293-294, 309-310, 325-326. Ahlheim, s.181-182. Fleckenstein/Bulst, s.96, 100. Claude, Geschichte des Erzbistums Magdeburg, I, s.161 i nast., 167 i nast., Lubenow, s.26 i nast. Ludat, An Elbę und Oder, wyd. II, s.43 i nast. Friedmann, s.165: Biskupi Minden wielokrotnie byli „dowódcami w zaciągu saskim".
Althoff, Otto III., s.64-65.
PL 139,464 B (cyt. za Sprandlem). Thietm. 4,11. LMA, I, s.15,1019; II, s.359 i nast., 2172; VI, s.616-617; VII, s.82-83, 124. LThK, wyd. III, I, s.14-15; II, s.1235. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.907. Haupt-mann, Die Fruhzeit, s.325. Ehode, s.7 i nast., 11 i nast. Holtzmann, Aufsdtze, s.191-192. Kossmann, s.453, por. 444. Claude, Geschichte des Erzbistums Magdeburg, I, s.163 i nast., 171-172. Hensel, s.237 i nast. Sprandel, s.101.
Regest (hist.) — chronologiczny spis dokumentów z podaniem treści i miejsca ich przechowywania lub krótkie streszczenie dokumentu lub listu, zwykle z określeniem wystawcy i odbiorcy [przyp. red.].
LMA, II, s.359-360; III, s.430-431; VI, s.617. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.907. Holtzmann, Geschichte, II, s.308-309, 322-323. Maschke, s.304 i nast. Kossmann, s.449-450. Hauptmann, Die Fruhzeit, s.326. Bosi, Europa im Mittelalter, s.236. Althoff, Otto III., s.127-128. Hensel, s.239. Warnke, s.127 i nast.
Thietm. 4,28. LMA, II, s.358-359; VII, s.292 i nast., 2004. Hartmann, Geschichte Italiens, IV, 1. półtom, s.106 i nast. Hauptmann, Die Fruhzeit, s.326. Por. też u Uhlirza, II tom, dyskurs XVIII: „Przygotowania przed podróżą do Gniezna", s.538 i nast.
Łac. brat i współpracownik Imperium — [przyp. tłum.].
Thietm. 5,10. LMA, II, s.365-366; IV, s.1099. Handbuch der Europäischen Geschichte, I, s.908. Uhlirz, Jahrbucher, II, s.320-321. Holtzmann, Geschichte, II, s.344-345. Kossmann, s.460. David, s.64. Dyornik, The Making, s.147. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.199. Erdmann, Forschungen zur politischen Ideenwelt, s.99 i nast. Schramm, Herrschafts-zeichen, s.502. Zeissberg, s.3 i nast. Ludat, Piasten, s.330 i nast. Tenże, An Elbę und Oder, s.71 i nast., 92. Wyczerpująco na temat Świętej Włóczni: Brackmann, Gesammelte Aufsdtze, s.211 i nast, zwł. 226 i nast., por. też 249 i nast., 257. Na temat Świętej Włóczni por. także H. Malissy: Vorldufiger Bericht zur Hei-ligen Lanze, jako aneks do K. Haucka, Erzbi-schof Adalbert, s.345 i nast. Ludat, An Elbę, wyd. II, s.67 i nast., zwł. 71 i nast. Na temat wpływu bieżącej polityki por. choćby ostatnio: Althoff, Otto III., s.126 i nast. Górich, Otto III., s.80 i nast.
Nazwy "Selencja" używa tylko Gali Anonim — nie wiadomo, o jaką krainę chodzi [przyp. red.].
Ann. Hildesh. 1000. LMA, IV, s.1142, 1523. « Uhlirz, II, s.323-324. Holtzmann, Geschichte, II, s.342 i nast. Kossmann, I, s.420 i nast., zwł. 437 i nast. Hilsch, Die Stellung des Bischofs von Prag, 1,432. David, s.62-63. Dvornik, The Making, s.142 i nast. Jedlicki, s.524 i nast. Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.n 198-199. Brackmann, Die Anfdnge des polnischen Staates, s.24. Tenże, Der „Römische Erneuerungsgedanke", s.15 i nast. Claude, Geschichte des Erzbistums Magdeburg, I, s.194-195. Ludat, Piasten, s.338. Beumann, Otto III, s.94.
Fleckenstein, Grundlagen und Beginn, s.199-200. Schramm, Kaiser, Könige und Papste, III, s.279.
Mąż prostego ducha (lac.) — [przyp. tłum.].
Wita Bernw. s.13, 39. LMA, IV, s.1102-1103; V, s.148-149. Uhlirz, Jahrbucher, II, s.115116, 346 i nast. Hauck, III, s.268-269. Bóhmer, Willigis, s.87 i nast. (tutaj dalsze wskazówki źródłowe), 173. Goetting, Das Bis-tum Hildesheim, s.159 i nast., 180 i nast. Glo-cker, Die Verwandten, s.206 i nast. Górich, Otto III., s.123 i nast. Na temat Vita Bernwardi wyczerpująco Górich tamże, s.92 i nast. Następnie Górich, Der Gandersheimer Streit, s.56 i nast. Wolter, Die Synoden, s.182 i nast. (tam dalsza literatura). Althoff, Otto III, s.57-58, 160 i nast. Goetting, s.159 i nast., 174 i nast. Buntujące się księżniczki zdarzały się już w czasach merowińskich, por. choćby Ennen, s.53 i nast. Scheibelreiter passim. Patrz na ten temat również tom IV, s.271 i nast.
Autor używa tu historycznego pojęcia Ministeriale oznaczającego wasala powoływanego do zawodu wojennego, zrównanego później z rycerzem; nie wiadomo, czy Deschner tę właśnie funkcję ma na myśli [przyp. red.].
Z naruszeniem prawa (lac) — [przyp. tłum.].
Vita Bernw., s.16 i nast. Wetzer/Welte, I, s.851. LMA, V, s.148-149. Uhlirz, Jahrbucher, II, s.348-349. Bóhmer, Willigis, s.91 i nast., 176. Walterscheid, s.269. Leyser, Herr-schaft und Konflikt, s.93, przyp. 47. Wolter, Die Synoden, s.184 i nast. Glocker, Die Verwandten, s.207 i nast. Goetting, s.160, 171, 174.
Suspendować (rei.) — w Kościele katolickim: pozbawić osobę duchowną prawa spełniania funkcji wynikających z otrzymanych święceń i sprawowanego urzędu [przyp. tłum.].
Vita Bernw. 19 i nast.; 28 i nast. Wetzer/Welte, XI, s.1106-1107. LMA, I, s.2012. Uhlirz, Jahrbucher, U, s.349. Hauck, I, s.270. Bóhmer, Willigis, s.93 i nast., 100-101, 176. Walterscheid, Vorwort i s.269. Górich, Otto III., s.162 i nast. Goetting, s.183 i nast., 190 i nast.
Wetzer/Welte, XI, s.1107. Böhmer, Willigis, s.101 i nast., 167-168.
LThK, wyd. III, IV, s.286-287, 814-815. LMA, I, s.927, 2013; IV, s.1102-1103, 1531; V, s.1338. Wolter, Die Synoden, s.227 i nast. Glocker, Die Verwandten, s.208-209. Görich, Otto III., s.130. Goetting, s.197 i nast., 246-247.