KOZIELECKI J Psychotransgresjonozm


SPIS TREŚCI

METAFORA ARCHILOCHA: PRZEDMOWA

Rozdział I. PSYCHOTRANSGRESJONIZM WIEK PO PSYCHOANALIZIE

1. Tworzenie systemów naukowych

2. Przedmiot systemu

3. Język systemu. Złudzenie głębi

4. Założenia pozytywnej koncepcji człowieka

5. Teorie i fakty empiryczne

6. Mikro- i makrometody

7. Psychotransgresjonizm w przestrzeni humanitarnej

Cześć pierwsza - analityczna DZIAŁANIE CZŁOWIEKA W CZTERECH ŚWIATACH

Rozdział II. WIELKOŚĆ TRANSGRESJI

1. Logika dyskursu

2. Od intencji do wyniku

3. Działania ochronne (zachowawcze)

4. Działania transgresyjne. Kłopot z pojęciem granicy

5. Transgresje osobiste i historyczne

6. Transgresje ekspansywne i twórcze

7. Emergencja: transgresja osobliwa

8. Transgresje konstruktywne i destruktywne

9. Konwencjonalizacja transgresji

Rozdział III. ROZWIĄZYWANIE PROBLEMÓW W ŚWIECIE MATERIALNYM

l. Interakcja transgresyjna

2- Dwa rodzaje problemów

3. Reruw novarum citpides

4. Początki rzeczywistości wirtualnej

5. Zachowanie miary

Rozdział IV. ROZWIJANIE TEMATÓW W ŚWIECIE POZNAWCZYM (SYMBOLICZNYM)

l. Poza dostarczane informacje

2- Dominacja problemów konwergencyjnych w nauce

3- Rozwijanie tematów w pracy artystycznej

4. Mity zbiorowe i osobiste

5. Wizje urojeniowe

Rozdział V. GRY W ŚWIECIE SPOŁECZNYM

1. Na szachownicy czy w sieci

2. Miłość przekracza granice

3. Walka o rozszerzenie wolności

4. Dążenie do wzrostu władzy

5. Bąbte źródłem przemian

Rozdział VI. INTROSPEKCJA W ŚWIECIE WEWNĘTRZNYM

1. Charakterystyczne wymiary

2. Introspekcja jako metoda bezpośrednia

3. Proces samopoznania: człowiek samowiedny

4. Sny i transgresje oniryczne

5. Medytacje: pogłębianie świadomości

Rozdział VII. WKŁAD TRANSGRESJI DO ROZWOJU KULTURY

1. Pomyłka Freuda

2. Tendencje rozwojowa i ochronna

3. Mechanizmy selekcyjny transgresji

4. Asymilacja nowych transgresji do systemu kultury

5. Znaczenie kultury

Część druga - syntetyczna OSOBOWOŚĆ: JEJ STRUKTURA, FUNKCJE I ROZWÓJ

Rozdział VIII. ZARYS SIECIOWEJ TEORII OSOBOWOŚCI (STO)

1. Jak ugryźć to Wielkie Jabłko?

2. Nowe spojrzenie na osobowość

3. Psychon poznawczy, czyli wiem, że

4. Psychon instrumentalny, czyli umiem jak

5. Psychon motywacyjny, czyli di^źe do

6. Psychon emocjonalny, czyli czuję, że

7. Psychon osobisty, czyli kim jestem

8. Sieć psychonów. Zasada równoważności

9. Aktywacja i funkcjonowanie osobowości

Rozdział IX. POTRZEBA BEZPIECZEŃSTWA. ŹRÓDŁO LĘKU

1. Potrzeby z różnych poziomów

2. Bezpieczeństwo fizyczne i społeczne

3. Wymiary zagrożeń i ryzyka

4. Niebezpieczeństwo rodzi lęk

5. Wpływ transgresji na bezpieczeństwo osobiste

6. W stronę emocji pozytywnych

Rozdział X. POTRZEBA WŁASNEJ WARTOŚCI, CZYLI JAK DOWARTOŚCIOWAĆ SIEBIE

1. Uznanie - słowo kluczowe

2. Formy rywalizacyjna i indywidualistyczna

3. Świadoma czy nieświadoma- Metafora areny i zamku

4. Transgresje głównym źródłem zaspokojenia potrzeby własnej wartości

5. Grupowa potrzeba własnej wartości

6. Bufor przed trwogą i stymulator aktywności.

Rozdział XI. PROCES TRANS GRESYJNY. TENDENCJE OPTYMISTYCZNE

1. W warunkach niepewności i ryzyka

2. Fazy procesu transgresyjnego

3. Optymistyczna ocena prawdopodobieństwa sukcesu

4. Przecenianie wartości sukcesu. Efekt granicy

5. Wybór działania. Przesunięcie środka ciężkości

6. Wykonanie działania- Przekroczenie Rubikonu

7. Sukces, niepowodzenie, niespodzianka

Rozdział XII. STYMULATORY I PRZESZKODY TRANSGRESJI

1. Absolutne czy relatywne

2. Trzy systemy stymulatorów i przeszkód

3. Osoba

4. Otoczenie. Zjawisko centrotropizmu

5. Dziedzina kultury

Rozdział XIII. ROZWÓJ OSOBOWOŚCI, ROLA TRANSGRESJI

1. Na szerszym tle

2. Wzrost i samorealizacja. Krytyka podejścia fenomenologicznego

3. Wyznaczniki rozwoju osobowości i zachowania się

4. Transgresja źródłem niezamierzonego rozwoju osobowości

5. Transgresja źródłem zamierzonego rozwoju osobowości.

Praca nad sobą

6. Zmiany regresywne

Rozdział XIV. MECHANIZMY EKSPANSYWNE OSOBOWOŚCI.

ROZWÓJ SUBSTYTUCYJNY

1. Wyjście poza psychoanalizę

2. Charakterystyka mechanizmów obronnych

3. Przegląd mechanizmów ekspansywnych

4. Rola mechanizmów ekspansywnych

Część trzecia - praktyczna

ZASTOSOWANIE PSYCHOTRANSGRESJONIZMU W PSYCHOTERAPII I EDUKACJI

Rozdział XV, O PSYCHOTERAPII TRANSGRESYJNEJ

1. Dwa filary psychoterapii

2. Człowiek według psychotransgresjonizmu

3. Cele i zasady psychoterapii transgresyjnej

4. Transgresja jako główny środek terapeutyczny

5. Terapeutyczne rozwiązywanie problemów

6. Terapeutyczne rozwijanie tematów

7. Terapeutyczna restrukturalizacja przekonań .

8. Spór o skuteczność

Rozdział XVI. O KSZTAŁCENIU TRANSGRESYJNYM

l. Nowa alternatywa

2. Przemiany ekosocjokulturowc w świecie współczesnym

3. Stymulacja rozwoju osobowości regulującej działania transgresyjne

4. Metody mediacyjne i niemediacyjne

5. Rozumienie świata i samego siebie. Weltanschauung

6. Umiejętności jako najsłabsze ogniwo

7. Kształcenie motywacji

8. Etyka wśród priorytetów edukacjnych

9. Człowiek, sprawca transgresyjny

METAFORA ARCHILOCHA: PRZEDMOWA

Piszę tę książkę w roku 2000, a więc u progu dwudziestego pierw­szego wieku i trzeciego milenium. Okrągłe daty, takie jak dekady, stu­lecia czy tysiąclecia - co zauważył już B. Prus - nie zajmują wyróżnio­nego miejsca w naturalnym kalendarzu. Pogląd, że na arcydzieła Z. Freuda „Interpretacja marzeń sennych" i J. Conrada „Lord Jim", które ukazały się w 1900 roku, miał wpływ kalendarz, należy uznać za irracjonalny. A jednak jest faktem psychologicznym, że ludzie wycho­wani w zachodniej kulturze, ulegają magii dwóch lub trzech zer. Two­rzą na ich temat niekonwencjonalne mity i wizje. Czas ten również wywołuje stany lękowego niepokoju i nowej nadziei. Nie wykluczam, że postanowienie o napisaniu tego ambitnego dzieła, może wiązać się z okrągłą datą. Jeśli data ta nie wpłynęła na oryginalność głoszonych idei psychologicznych, zwiększyła chyba poziom motywacji jej autora.

W książce tej zamierzam przedstawić nowy kierunek (nowy ogólny system) psychologii. Aby lepiej zrozumieć mój zamiar, odwołam się do poglądów wybitnego myśliciela, I. Berlina. W swoim eseju przypomniał on niejasny wers poety- greckiego, Archilocha, który brzmi niezwykle: „Lis zna wicie rzeczy, ale jeż jedną wielką. Te słowa pod­daje innowacyjnej interpretacji; wers ten ujawnia „jedną z najgłębszych różnic, jakie dzielą pisarzy, myślicieli, a być może ludzi w ogóle. Ist­nieje bowiem ogromna przepaść między tymi, co sprowadzaj ą wszyst­ko do jednej centralnej wizji, jednego mniej lub bardziej spójnego systemu, w którego ramach rozumują., myślą i czują - do jednej powszech­nej organizującej zasady, dzięki której wszystko, czym są i co mówią, ma znaczenie - a z drugiej strony tymi, którzy zmierzają do rozlicz­nych celów, często nie związanych, nawet sprzecznych ze sobą, a jeśli w ogóle jakoś związanych, to tylko de facto... ich myśl rozprasza się, czy też rozpływa, błądzi na wielu poziomach, chwytając istotę najprze­różniejszych doświadczeń i rzeczy.

W psychologii do kategorii jeży można zaliczyć Z. Freuda, K. Lewina, T. Tomaszewskiego czy A. Masłowa, którzy konstruowali ogól­ne systemy oraz teorie. Lisami zaś byli W. James, T. Witwicki, H. Eysenck czy R. Zajonc. Podział Berlina ma raczej charakter opisowy, a nie wartościujący. Zarówno jeże - generaliści jak i lisy - detaliści mogą two­rzyć przełomowe dzieła. Potwierdza to fakt, że do tej pierwszej kate­gorii należeli Platon i F. Dostojewski, do drugiej zaś - Arystoteles czy J. Goethe.

W ciągu długoletniej pracy naukowej bytem typowym lisem, zaj­mującym się małymi problemami psychologicznymi, takimi jak myśle­nie probabilistyczne, rozwiązywanie problemów, podejmowanie decy­zji ryzykownych czy samowiedza jednostki. Studiowałem również zagmatwaną historię intelektualistów. Analizowałem różne zagadnie­nia związane z kognitywizmem, który częściowo mnie zawiódł. W chwi­lach wolnych napisałem także książkę SF. Dopiero w ostatnim okresie zmieniłem radykalnie zainteresowania. Wybrałem drogę jeża - generalisty, którą chyba nikt dotychczas nie chodził. Zacząłem poszukiwać jednej organizującej zasady, jednej uogólniającej myśli, które pozwoli­łyby spojrzeć na człowieka nie jako na zbiór detali, ale jako na cało­ściowy system. W ten sposób zacząłem - cegła po cegle - tworzyć psychotransgresjonizm, ogólny kierunek psychologii, skoncentrowany wokół zjawiska transgresji. W tym paradygmacie opisywałem, przewi­dywałem, interpretowałem i wyjaśniałem ludzkie zachowanie. Moją ambicją było wzbogacenie o odrobinę nauki światowej, a nie tylko spolszczanie poglądów zachodnich uczonych. Mimo to zdaję sobie sprawę, że psy c ho transgresjo ni z m - chociaż wykrzesałem z siebie wszystko - nie wywoła burzy w psychologii, ale może okazać się po­trzebny.

Nie tworzyłem go w próżni. U progu XXI wieku dominują w psy­chologii cztery główne kierunki (ogólne systemy): psychoanaliza, stwo­rzona przez Z. Freuda, behawioryzm, który rozwinął B. Skinner, psy­chologia fenomenologiczna, niesłusznie nazywana - humanistyczną, której ojcami byli A. Masiow i C. Rogers oraz psychologia poznawcza (kognitywizm). Nie można również zapominać o systemach psycholo­gii Wschodu, opartych na filozofii oraz mądrości tego kontynentu, a głównie na buddyzmie. Twórcy zachodnich kierunków naukowych ulegali na ogół złudzeniu, że ich idee psychologiczne są uniwersalne, że nie mają granic przestrzennych i czasowych, że - innymi słowy - są trafne w każdym okresie historycznym i w każdym kręgu kulturowym. A więc wcześniej czy później ich paradygmat, na przykład psychoana­liza, uzyska powszechną akceptację uczonych, a inne kierunki zostaną odrzucone i zginą w mrokach niepamięci.

Poglądy o uniwersalizmie i „jedynie słusznym systemie humanistycz­nym" są obecnie odrzucane przez większość uczonych, którzy nauczyli się poznawczej tolerancji. Wielość wizji, koncepcji i teorii w psycholo­gii nie jest stanem przejściowym, nic można jej uznać za wskaźnik Gombrowiczowskiej „niedojrzałości", nie przypomina rozbitego dzba­na- Przeciwnie, świadczy o żywotności i dynamice tej dyscypliny na­ukowej. Jest zjawiskiem normalnym i trwałym jak kolory tęczy. Każdy z kierunków naukowych wzbogaca naszą wiedzę o osobowości i za­chowaniu się jednostki. Tak więc dzięki behawioryzmowi znamy ogólne prawa uczenia się zewnętrznych reakcji. Tymczasem orientacja feno­menologiczna rzuca snop światła na świadome przeżycia Jednostki. Psychologia należy do nauk otwartych, która wypracowała sobie regu­ły asymilacji nowych systemów oraz koncepcji ogólnych. Wypracowała ona również reguły odrzucania konstrukcji, tracących swoją wartość intelektualną i praktyczną. Człowiek chyba nigdy nie zrezygnuje z ko­lejnych prób poznawania samego siebie.

Do tej wielości kierunków psychologicznych - a jest ich według moich obliczeń około setki - zamierzam włączyć psychotransgrcsjonizm. System ten dopiero się rozwija; znajduje się w okresie stawania się jak psychoanaliza pod koniec dziewiętnastego wieku. Jego język, jego zbiór założeń i twierdzeń o człowieku, jego metody badawcze, jego zastosowanie w praktyce społecznej dopiero się kształtują. Kon­struowanie takich ogólnych systemów - dzieło jeży -- należy do dzia­łań nader ryzykownych. Prawdopodobieństwo, że sprawdzą się i zdo­będą uznanie wymagającej społeczności uczonych jest zniechęcająco małe. Uczony zaczyna grę, w której przeważnie przegrywa. A jednak warto podejmować to ryzyko. Zachęcają mnie do wysiłku słowa moje­go nauczyciela - jeża, T. Tomaszewskiego, że: „Błądzenie przy próbach rozwiązywania zagadnień istotnych jest na pewno ważniejsze dla postępu nauki i subiektywnie ciekawsze, niż nienaganna słuszność w sprawach marginesowych". Gdy godzina prawdy wybije i moje kon­cepcje okażą się mało wartościowe, to nawet wtedy mój trud nie bę­dzie zupełnie daremny: błędy - gdy są błędami niebanalnymi - pobu­dzają motywację i wyobraźnię uczonych. Jestem przekonany, iż pisząc tę książkę, podjąłem trafną decyzję.

Różni się ona znacznie od wszystkiego, co dotychczas napisałem o transgresji. Nie zajmuję się w niej tylko transgresyjną koncepcją czło­wieka, ale przedstawiam ogólny kierunek psychologii, który dotych­czas nie został opisany; przedstawiam jego korpus twierdzeń teoretycz­nych i ich praktyczne zastosowanie. Książka składa się z trzech części. Część pierwsza, zwana analityczną, poświęcona Jest wielości transgre­sji intelektualnych i praktycznych, które człowiek wykonuje w ciągu swojej biografii. Idąc „krok przed sobą" przekracza siebie i dokonuje wyczynów na miarę osobistą lub historyczną.

Najważniejsze znaczenie przypisuję części drugiej - syntetycznej. Przedstawiam w niej strukturę i funkcję osobowości jako sieci psychonów, będącej główną siłą napędową transgresji. To właśnie osobowość determinuje przekraczanie granic nieznanego, ale - co jest równie ważne - dzięki takim wyczynom zmieni się człowiek, a głównie jego osobo­wość i style zachowania się. Można zatem powiedzieć, że psychotransgresjonizm, to psychologia skoncentrowana na rozwoju. W części dru­giej omawiam wiele fundamentalnych poglądów, że wymienię tylko rolę potrzeby potwierdzania własnej wartości, potrzeby „dowartościowa­nia siebie", w determinacji transgresji.

Wreszcie, praktyczne zastosowania psychotransgresjonizmu zostały omówione w części trzeciej. Próbuję w niej zastanowić się, jak twier­dzenia tego kierunku można wykorzystać w edukacji, w psychoterapii i w tworzeniu nowoczesnego społeczeństwa, Włączyłem te zagadnie­nia do książki, aby wykazać, że ten kierunek psychologii nie jest tylko papierową konstrukcją.

Chciałbym zakończyć tę książkę akcentem osobistym, który może zaskoczyć wielu. Według wszelkiego prawdopodobieństwa napisanie jej było rzeczą niemożliwą: stan zdrowia, liczne dolegliwości czy usta­wiczny stres powodowały, że problemem stawało się nawet skończenie pojedynczej stronicy. A jednak na tej rozkołysanej łodzi zdarzyło się nieprawdopodobne. To osiągnięcie, to małe dzieło życia, ciągle wy­wołuje moje zdziwienie i niezdrową dumę.

Autor

Rozdział I PSYCHOTRANSGRESJONIZM WIEK PO PSYCHOANALIZIE

l. Tworzenie systemów naukowych

Chociaż już przeszło sto lat temu psychologia stała się suwerenną dyscypliną naukową, ciągle korzysta ona ze zdobyczy innych dziedzin, w tym również z filozofii nauki. Ta ostatnia opracowała racjonalne metody naukowe, dzięki którym można tworzyć nowe systemy, kon­cepcje czy teorie. Tak jak budowniczy wieżowca musi najpierw poznać złożone procedury jego konstrukcji, rak samo psycholog czy socjolog powinien we wstępnym etapie pracy teoretycznej nauczyć się różno­rodnych reguł konstytutywnych, które są niezbędnym warunkiem bu­dowania systemów naukowych. W tej książce ograniczę się do przed­stawienia dwóch takich metod.

Duży wpływ na psychologię i inne nauki społeczne wywarł empiryzm logiczny. Zgodnie z nim - pomijając szczegóły - fundamentem nauki są fakty obiektywne. Przystępując do ich gromadzenia, uczony odrzuca wszelkie założenia o rzeczywistości, wszelkie systemy warto­ści i uprzedzenia. Starannie ruguje przekonania metafizyczne. Fakty te - zgodnie z zasadami logiki - kumuluje i formułuje generalizacje, któ­re nazywa się prawami naukowymi. Zbiór takich praw tworzy teorię-Teoria ta pozwala opisać dane zjawisko fizyczne czy społeczne, pozwala na przykład stwierdzić, jak reaguje organizm na stres traumatyczny. Ten opis to fundamentalne zadanie nauki.

Opis stanowi podstawę przewidywania. Znając prawa fizyki czy psy­chologii, uczony zdolny jest dokonać predykcji przyszłych zdarzeń. Może zasadnie powiedzieć, że w danej sytuacji frustracyjnej w czasie t wystąpią takie reakcje zewnętrzne jak agresja, regresja czy sztywność zachowania się. Przewidywanie pozwala na kontrolę zjawisk, do którego empirycy logiczni przypisują szczególną wagę. Wiedząc jak jednostka zachowa się w przyszłości, można stworzyć warunki, które „zmuszą ją" do pożądanego postępowania. Propaganda, wykorzystująca prawa naukowe, decyduje o tym, gdzie wrzuci ona kartkę wyborczą. Panuje powszechne przekonanie, iż zadaniem nauki jest również wyjaśnianie zjawisk. Zwolennicy tej metody uważają, że tłumaczenie bezpośred­nio wiąże się z przewidywaniem. Aby wyjaśnić określone zdarzenie wystarczy wskazać prawo naukowe, które pozwala na predykcję oraz podać zjawiska, które je poprzedzały. Te poglądy nie są przekonujące; za pomocą tej metody trudno jest dokonywać wiarygodnej eksplanacji.

Empiryzm logiczny wywarł znaczący wpływ na psychologię, a szcze­gólnie na behawioryzm. Jeden z najwybitniejszych zwolenników tego kierunku, B. Skinner przez wiele lat gromadził obiektywne fakty na temat tego, jak zwierzęta oraz człowiek reagują na bodźce zewnętrzne i jak zmieniają tę reakcję po otrzymaniu wzmocnień pozytywnych (na­grody) i wzmocnień negatywnych (kary). Fakty te uogólnił; stwierdził, że nagrody bardziej wpływają na zachowanie się niż kary. Z takich praw powstała ogólna teoria uczenia się.

Przed kilka dekad empiryzm logiczny dominował w psychologii akademickiej. Uważano go za metodę bardzo obiektywną, klarowną i skuteczną. Jednak pod wpływem doświadczenia zaczęto odsłaniać jego wady. Ten sposób uprawiania nauki jest trudny, a w wielu przypad­kach - niemożliwy. Cechuje go jałowość, nienaturalność; odczłowiecza on i odspołecznia naukę. Zwracał na to uwagę również A. Einstein.

Uczony zawsze wchodzi do laboratorium, kliniki czy na sesję tera­peutyczną z pewnymi założeniami - najogólniejszymi twierdzeniami -dotyczącymi świata fizycznego czy człowieka, z pewnymi potocznymi poglądami, a nawet uprzedzeniami. Te założenia, jawne lub ukryte, świadome lub bezwiedne, odgrywają zasadniczą rolę w nauce; bez nich nie byłby on zdolny prowadzić jakichkolwiek badań. Mylił się Skinner, iż rejestruje tylko obiektywne fakty. Przecież bezwiednie akceptował ogólne założenie, że człowiek jest układem zewnątrzsterowym, że w jego zachowaniu odgrywa rolę tylko środowisko, a nie świat wewnętrzny a więc świadome motywy, wola czy poczucie winy. Bez przyjęcia tego mocnego poglądu, który ukierunkowywał jego działalność, nie mógłby zaprogramować ani jednego eksperymentu psychologicznego, nawet z gołębiami. Fakty stają się sensowne jedynie wtedy, gdy włączone są w ogólną siatkę pojęciową, w conceptual framework, nie ma niczego takiego, jak bez założeniowe poznanie, jak nie ma cebuli bez jądra. To, co najbardziej istotne dla teorii, leży poza teorią.

Alternatywą w stosunku do empiryzmu logicznego stała się metoda naturalistyczna^ zdobywająca coraz to większe uznanie w naukach spo­łecznych. Zgodnie z nią każdy dobry system naukowy, każda dobra teoria - poza zbiorem twierdzeń empirycznych i teoretycznych - za­wierają jawne lub ukryte założenia o rzeczywistości fizycznej i o czło­wieku, które - jak ster - ukierunkowują badania naukowe, pozwalają na selekcję faktów, ułatwiają konstrukcję nowych paradygmatów. Bez tych założeń naukowiec postępowałby po omacku jak ślepiec. Mówiąc językiem F. Suppe, kształtują one ogólny, często głęboki pogląd na świat, który nazywa on Weltanschauung i który - jak sworzeń - scala obiektywne fakty i poszczególne twierdzenia naukowe. Podejście naturalistyczne podkreśla, że nauka jest działalnością socjokulturową i nie można jej oderwać od ludzkich spraw, takich jak system wartości, uprze­dzenia, a nawet - mity. Zatem założenia zakorzenione w Weltanschau-un stanowią esencję czy istotę działalności poznawczej, nawet w dys­cyplinach przyrodniczych.

Podejście to rozwinął T. Kuhn. Zwrócił on uwagę, że -jak wskazuje historia nauki - działalność ta zależy od ogólnych założeń wynikających z poglądu na świat. Stanowią one rusztowanie ,frame-work, które nazwał paradygmatem. Silniej niż inni uczeni zwracał uwagę na społeczne i kulturowe uwarunkowanie nauki; pisał, iż jest ona działalnością praktykowaną przez wspólnotę uczonych, a nie przez samotne jednostki - eremitów. W przypadku odrzucenia paradygma­tów, przyjmujących „stare założenia", następuje rewolucja poznawcza. Nauka normalna staje się nauką rewolucyjną i w tym okresie kształtuje się nowy sposób myślenia, nowy pogląd na świat oraz człowieka, w któ­rym doniosłą rolę zaczynają odgrywać zmienione założenia i modele.

W okresie rozwoju psychologii klasycznej panowało powszechne przekonanie - przekonanie nader oczywiste - o atomizmie zjawisk psy­chicznych. Uczeni dość bezkrytycznie przyjmowali założenie, że pro­cesy świadome można zredukować do elementarnych składników. Ten paradygmat ukierunkowywał ich sposób myślenia i ich projekty badawcze. Uczeni dziewiętnastowieczni starali się rozłożyć całą złożoność życia psychicznego na „atomy""', a więc na elementarne wrażenia słu­chowe, wzrokowe, na podstawowe uczucia. Wprawdzie wykryto wiele interesujących zależności, to jednak paradygmat ten okazał się fałszy­wy; trudno poznać kunsztowny pałac, analizując pojedyncze bloki ka­mienne. Dlatego też atomizm został odrzucony i zrodziła się psycho­logia postaci, badająca złożoność procesów psychicznych.

Założenia systemu wynikające przede wszystkim z Weltanschaunng są przeważnie ukryte; uczony nie podaje ich w swoich pracach teore­tycznych, często przyjmuje je bezwiednie- Jednym z nielicznych kie­runków, którego twórcy przedstawiają swój pogląd na temat natury ludzkiej, jest psychologia fenomenologiczna. Przyj­mują oni świadomie, iż każda osoba ma biologicznie uwarunkowaną naturę ludzką, która jest wrodzona i względnie stała. Jej fundamental­ną cechę stanowi rozwój, uwarunkowany przez czynniki wewnętrzne. Dzięki niemu człowiek staje się człowiekiem. Głównym motorem roz­woju jest potrzeba samorealizacji, czyli wykorzystanie swoich rzeczy­wistych możliwości. Ludzie z natury są dobrzy, dążą do pozytywnych i budujących celów. Założenia te częściowo mają charakter filozoficz­ny i biologiczny. Krytycy ich zwracają często uwagę na to, iż nie tyle opisują one człowieka (Jakim on jest?), ile wskazują, jaki powinien on być? Psychologowie o orientacji fenomenologicznej w pewnym stop­niu brązowili jednostkę, przypisując jej prometejskie cnoty.

Chociaż metoda naturalistyczna spotyka się często z krytyką, cho­ciaż zarzuca się jej, iż nie spełnia ona wszystkich kryteriów racjonalno­ści, to jednak sądzę, że jest bardziej wartościowa od rygorystycznego empiryzmu logicznego. Pozwala w sposób bardziej naturalny, zgodny z prawami umysłu, badać rzeczywistość ludzką. Zwraca uwagę na to, że działalność poznawcza stanowi dzieło wspólnoty uczonych i wpły­wów kulturowych. W przedstawianiu psychotransgresjonizmu będę wy­korzystywał tę pożyteczną metodę.

2. Przedmiot systemu

Psychotransgresjonizm należy do ogólnych systemów psychologicz­nych, zwanych również kierunkami lub nurtami naukowymi. Jako konstrukcja teoretyczna składa się z wielu elementów, z których często uczeni nie zdają sobie sprany, co utrudnia komunikację między nimi. Najważniejsze jego komponenty przedstawiłem na rysunku 1.1. Omó­wię je w znacznym skrócie.

0x01 graphic

Ryć. 1-1. Składniki kierunku psychologicznego

Każda dyscyplina naukowa, każdy ogólny system, każda teoria mają swój przedmiot; jest nim fragment rzeczywistości lub metarzeczywistości, którego określenie - również w naukach ścisłych - bywa trud­ne. Nawet matematycy spierają się o to, co stanowi przedmiot ich ba­dań. Współtwórca bomby wodorowej, S. Ułam uważa, że zajmują się oni analizą ogólnych, abstrakcyjnych obiektów, będących składnikiem metarzeczywistości; pogląd ten nie jest powszechnie akceptowany. Spra­wy komplikują się w psychologii. Jej przedmiot ciągle się zmienia, rozszerzą i różnicuje. Istnieje alpejska przepaść między przekonaniem, że nauka ta zajmuje się „duszą" a współczesnym poglądem - przyjmo­wanym przez część psychologów społecznych - że koncentruje się ona na badaniu „regulacji" wzajemnych stosunków człowieka z otoczeniem społecznym i kulturowym.

Każdy z ogólnych systemów psychologii swoiście definiuje swój przedmiot- Zgodnie z zasadą festalt pewne zjawiska psychiczne wy­różnia, inne bada rzadziej, niektóre zaś - zupełnie pomija. Te pierw­sze stanowią „figurę", te ostatnie - „tło". Kierunek, zwany behawioryzmem -jak wspomniałem - koncentruje się na badaniu relacji między S-R, czyli związków bodźców i reakcji zewnętrznych. Uczonego inte­resuje przede wszystkim, jak jednostka uczy się nowych zachowań pod wpływem wzmocnień pozytywnych (nagród) i wzmocnień negatyw­nych (kar). Jednocześnie kierunek ten pomija bogate życie wewnętrz­ne, a więc procesy świadome, motywy czy poczucie własnej wartości. Przeciwnie, psychoanalitycy tacy jak Z. Freud, skupiają uwagę na we­wnętrznej dynamice psychiki, a szczególnie na nieświadomych proce­sach motywacyjnych i emocjonalnych. Mechanizm obronny, zwany represją - według nich - ma większe znaczenie w zagmatwanym życiu wewnętrznym niż kontrola środowiska. Z kolei psychologowie poznaw­czy, przedstawiciele kierunku obecnie dominującego, badają przetwa­rzanie informacji w umyśle, na przykład procesy percepcji, zapamięty­wania, kreowania i komunikowania wiedzy oraz jej rolę w czynnościach celowych. Poszukują dość wątpliwej analogii między ułomnym kom­puterem a wyrafinowanym umysłem ludzkim. Wreszcie, głównym przedmiotem psychologii fenomenologicznej stało się wewnętrzne doświadczenie jednostki, jej przeżycia poznawcze i emocjonalne, jej dążenie do rozwoju i samorealizacji. Jednocześnie uczeni ci zupełnie nic doceniają środowiska zewnętrznego; interesują się nim tylko jako przedmiotem spostrzeżeń subiektywnych; człowiek żyje w świecie, który sam sobie stworzył. Wymieniłem tę różnorodność kierunków psycho­logicznych, aby wykazać, że są one nie tylko konkurencyjne, ale rów­nież komplementarne. Z każdego okna widać inaczej i te widoki umysł jednostki może selekcjonować, dopełniać i systematyzować.

Co jest przedmiotem psychotransgresjonizmu jako ogólnego kie­runku psychologii? Chociaż kierunek ten dopiero się kształtuje - znaj­duje się w fazie rozwoju, w jakiej znajdowała się psychoanaliza w dziewiętnastym wieku ~ odpowiedź na to pytanie nie stwarza większych trudności, niż w poprzednio wymienionych systemach. Zatem przed­miotem psychotransgresjonizmu jest badanie myśli i działań transgresyj­nych, zwanych transgresjami; uczeni poszukuje ich sit napędowych, czyli motywacji oraz ich fundamentalnych konsekwencji, a mianowicie, wpły­wu transgresji na rozwój osobowości i na tworzenie kultury. Można by powiedzieć, ze psychotransgresjonizm, to kie­runek psychologii skoncentrowany na zmianie i rozwoju- Zajmuje się on - o czym będę pisał w następnych rozdziałach - również bardziej elementarnymi działaniami adaptacyjnymi, niezbędnymi dla utrzyma­nia życia i biologicznego przetrwania. Ale te ostatnie stanowią jedynie tło dla zachowań transgresyjnych.

W tym miejscu wyjaśnienia wymaga termin „transgresja". Pocho­dzi on z geologii i geografii. Transgresja morza polega na zalewaniu obszarów lądowych przez wodę. W ostatnich dziesięcioleciach został on przeniesiony do nauk humanistycznych oraz społecznych, w któ­rych nie został poprawnie zdefiniowany; ciągle stanowi pojęcie rozmyte. W psychotransgresjonizmie stał się fun­damentalnym terminem teoretycznym jak nieświadomość w psychoana­lizie czy samorealizacja w psychologii fenomenologicznej.

, W tej książce transgresja będę nazywał działania i akty myślenia - z reguły intencjonalne i świadome - które przekraczają granice dotychcza­sowych możliwości i osiągnięć materialnych, symbolicznych oraz społecznych człowieka, które staja się źródłem nowych i ważnych wartości pozytywnych oraz negatywnych. Zajmowanie nowych terytoriów, konstruowanie wynalazków technicznych, łamanie stereotypów poznawczych i arty­stycznych, zmagania o prawa człowieka, samokształcenie charakteru czy wyzwalanie się z ograniczeń narzucanych przez naturę i kulturę, to nieliczne przykłady tego typu sprawstwa. Transgresja niszczy stare struk­tury i tworzy nowe formy. Te czyny - wyczyny pozwalają przekształ­cać rzeczywistość. Człowiek wychodzi poza to, czym jest i co posiada, wyrasta ponad siebie, rozwija się. Idąc krok przed sobą kształtuje wła­sną osobowość, kulturę i cywilizację. Transgresja staje się esencją czło­wieczeństwa. Życie bez niej jest niewyobrażalne. Gdy - zgodnie z aneg­dotą - Aleksander Wielki dowiedział się, iż nie ma już na ziemi terytorium, które mógłby zdobyć, zaczął płakać. Na szczęście taka beztransgresyjność nie grozi współczesnym pokoleniom. W miarę przekraczania obecnych granic materialnych czy symbolicznych, dostrze­gamy ciągle nowe, i nie ma końca tej poznawczej spirali.

W rodzinie kierunków psychologicznych psychotransgresjonizm ma specyficzny i niepowtarzalny przedmiot badawczy. Zwolennicy tego systemu koncentrują się na analizie działań transgresyjnych i ochron­nych. Interesują się ich motywacją i konsekwencjami poznawczymi oraz praktycznymi. Traktują człowieka nie Jako komputer - urządzenie prze­twarzające informacje - ale jako byt sprawczy, który - idąc krok przed sobą - przekształca rzeczywistość i tworzy nowe światy realne oraz wirtualne.

W rodzinie kierunków psychologicznych, którą omówiłem, jest miejsce na nowy system. W przyszłości może on odsłonić te tajemnice ludzkiej psychiki, które nie zostały dotychczas odkryte przez tradycyj­ne kierunki. lego osiągnięcia mogą mieć także znaczenie dla filozofii. Twierdzę tak dlatego, że nie jest wykluczone, iż pasja ciągłego prze­kraczania granic ma wymiar metafizyczny; wiąże się m.in. z nadzieja nieskończoności.

3. Język systemu. Złudzenie głębi

Język, a więc przyjęte terminy, reguły konstrukcji założeń i twier­dzeń oraz większych całości, zwanych tekstem, pełni ważniejszą rolę w nauce, niż to się powszechnie sądzi- Już sto lat temu zwracali na to uwagę twórcy szkoły lwowsko-warszawskiej. Podkreślają jego rolę również zwolennicy metody naturalistycznej. Pełni on kilka zasadni­czych funkcji.

Przede wszystkim stanowi narzędzie opisu tego fragmentu rzeczy­wistości lub metarzeczywistości, który jest przedmiotem badań. Język psychotransgresjonizmu dopiero się kształtuje. Zawiera on dwa rodzaje terminów: niespecyficzne i specyficzne. Pierwsze z nich są powszech­nie znane w psychologii; motywacja, osobowość czy twórcze myślenie i występują w każdym podręczniku. Ponadto włączam do niego - a czy­nię to z dużą ostrożnością - terminy specyficzne, które nie występują w konkurencyjnych kierunkach. Jako przykład wymienię transgresję osobistą i historyczną, granicę, potrzebę własnej wartości, mechanizmy ekspansywne czy terapię transgresyjną.

Wszystkie one należą do tak zwanych pojęć naturalnych^ podobnie jak „szczęście", „zdrowie" czy „postaw)'". Ani ich treść, ani zakres nie zostały jednoznacznie określone. Pojęcia ta utrudniają opis, ale go nic umożliwiają. Dobra terminologia nie jest w nauce punktem wyjścia, ale punktem dojścia. Będzie kształtowała się ona w miarę dojrzewania psychotransgresjonizmu. Chociaż historia psychoanalizy wykazuje, że nie zawsze tak bywa; czasem z biegiem lat język danego kierunku może również się rozmywać.

Język stanowi podstawowy środek komunikacji i dyskursu we wspól­nocie uczonych. Odgrywa zasadniczą rolę również w procesie eduka­cyjnym, w kontaktach między uczonymi i społeczeństwem. Gdyby A. Einstein nie posiadał królewskiego daru popularyzacji teorii względ­ności, to największe osiągnięcie naukowe dwudziestego wieku byłoby nieznane w społeczeństwie. Zwięzłość sformułowań, ekonomia, fine­zja, prostota ułatwiają komunikację, dyskurs i dialog. W naszych cza­sach należą one do rzadkości. M. Kreutz, przedstawiciel szkoły lwowsko-warszawskiej, powtarzał, że w obecnych czasach młode pokolenie naukowców często mówi i pisze tak niekomunikatywnie, że czytający musi całą uwagę skupić na tym, aby zrozumieć, co autor ma do powie­dzenia, a nie na ustosunkowaniu się krytycznym do jego myśli {pisze, pisze, ale co pisze, nie pisze). To są początki patologii lingwistycznej.

Język naukowy może pełnić również inne funkcje. Jedną z nich jest jego wartość estetyczna, co wielokrotnie podkreślał J. Bronowski. Pre­cyzja sformułowań, lapidarność wyrazu, wirtuozeria czy dobry gust mogą wywołać poczucie piękna. Tę funkcję pełni on przede wszystkim w naukach ścisłych i matematycznych. Ale również w sofr science zda­rzają się teorie powabne. Piękne teksty' Z. Freuda, J. Brunera czy W. Witwickiego potwierdzają te poglądy. Jednak minie sporo czasu zanim psychotransgresjonizm wzbudzi poczucie piękna, zanim psychologo­wie zastosują zasadę C. Norwida, aby „odpowiednie dać rzeczy słowo".

Część opinii publicznej, studentów, a nawet - uczonych ulega złudzeniu głębi. Zgodnie z tą iluzją, tylko język zagmatwany, mętny, nie­dookreślony i rozmyty pozwala opisywać głębię i całą złożoność zja­wiska. Jako przykład wymienia się prace C. Junga, który stosował -chyba celowo - ekstremalnie zawiłą terminologię i dzięki temu udało mu się wyjaśnić oraz zinterpretować najgłębsze tajniki psychiki czło­wieka. Osobiście pogląd ten mnie nie przekonuje. Prostota nie jest wrogiem głębi. Najbardziej zawile zjawiska fizyczne czy psychologicz­ne można ująć za pomocą jasnego języka matematycznego czy huma­nistycznego. Doświadczenie osobiste uczy mnie, że często autorzy wybierają ekstremalnie złożone terminy i twierdzenia, aby ukryć brak nowych idei naukowych, aby zasłonić semantyczną pustkę. Gdybym miał wybierać między „jasnością" a „głębią", wybrałbym Jasność, po­nieważ nie frustruje, a często odkrywam w niej innowacyjne treści.

4. Założenia pozytywnej koncepcji człowieka

Koncepcja człowieka, która stanowi rdzeń czy esencję każdego ogól­nego kierunku psychologicznego, każdej teorii, wiąże się - mówiąc językiem obiegowym - z ogólnym poglądem na jednostkę ludzką, z ogólnym sposobem myślenia o niej. Wyrażając się precyzyjniej, kon­cepcja ta to zbiór bardziej lub mniej spójnych założeń ontologicznych (jaki jest człowiek?) oraz epistemologicznych (jak poznawać człowieka?). Tak jak z korzeni wyrasta drzewo, podobnie z uporządkowanych zało­żeń kształtuje się koncepcja jednostki.

Założenia te trudno jest badać, a jeszcze trudniej opisać w dyskursywnym języku. Problem polega na tym, że rzadko są one jawnie for­mułowane. Często psycholog, twórca systemu czy teorii, nie uświada­mia sobie koncepcji człowieka, którą przyjmuje. Wielu behawiorystów zaprzeczyłoby twierdzeniu, że sądzą, iż ich człowiek jest robotem cał­kowicie kontrolowanym przez środowisko. Tylko uciążliwa praca hi­storyków nauki czy filozofów pozwala odkryć częściowo założenia ontologiczne. Ujawnia się je również, gdy cały paradygmat naukowy zostanie zakwestionowany, gdy okazuje się on sprzeczny z rzeczywi­stością. Pogląd psychologów klasycznych, iż zjawiska psychiczne są tylko świadome, przeczył danym naukowym odkrytym przez psychoanality­ków. Wówczas został on odrzucony i Z. Freud przyjął założenie o nie­świadomym umyśle. W ten sposób klasyczna koncepcja człowieka legła w gruzach; została ona zastąpiona przez koncepcję psychiczną.

Założenia naukowe należą do najbardziej ogólnych. Ich geneza nie jest całkowicie jasna. W każdym razie w dużej mierze decydują o nich praktyka społeczna, tradycje kulturowe, a także - osobiste doświadczenie badacza.

..........................

uzasadnia się ich bezpośrednio. Są przyjmowane lub odrzucane ze względu na ich konsekwencje. Gdy okazuje się, iż koncepcja człowie­ka nie pozwala badać pewnych problemów, iż utrudnia sprawdzanie ważnych hipotez, iż jest ewidentnie sprzeczna z empirycznymi fakta­mi, to wówczas uczeni często rezygnują z niej, odrzucając przyjęte założenia- Powoduje to małą lub dużą rewolucję w normalnej nauce.

Koncepcja człowieka, w tym również - transgresyjna jest - jak powie­działem - esencją ogólnego kierunku psychologii. Dlatego zamierzam przedstawić jej założenia, przynajmniej te, które świadomie przyjmuję:

1. Człowiek obdarzony jest wolnością z wyboru. Zdolny jest dobierać intencje i cele. Ma możliwość selekcji operacji myślowych i działań, które wykonuje, przynajmniej z ograniczoną racjonalnością. Dostojewski (1964) trafnie napisał, że swoboda wyboru myśli i czynów jest naj­większym dobrem, i teorie oraz systemy, które ją pomijają można po­stać do diabła. To dzięki tej wolności człowiek staje się bytem spraw­czym - sprawcą, czyli myślicielem, decydentem i wykonawcą.

Zatem, odrzucam ułomne metafory, że jest on pionkiem, którego zachowanie wyznaczają tylko okoliczności lub przekaz genetyczny, że przypomina cyborga bez osobowości lub nieświadomy komputer. Uważam go za sprawcę bez barwnych metafor.

2. Człowiek-sprawca jest główną przyczyną swojego zachowania się. Stanowi układ względnie, wewnątrzsterowny (samosterownv); źródło jego działania znajduje się przede wszystkim w podmiocie, a nie w przedmiocie. To unikatowa osobowość, ekstensywna motywacja czy spontaniczne myśli wpływają w przeważającej mierze na jego decyzje i czyny, na to, co robi i czego unika.

Psychotransgresjonizm rozluźnia gorset determinizmów, a szcze­gólnie odrzuca krańcowy determinizm fizykalny (B. Skinncr) i ekstre­malny determinizm biologiczny (Z. Freud). Por. J. Bobryk (1996).

3. Główną siłą napędową, głównym motywatorem wewnętrznym jest potrzeba (metapotrzeba) potwierdzania własnej wartością zwana również potrzebą hubrystyczna. Jest ona zaspokajana głównie dzięki dokonywaniu transgresji twórczych i ekspansywnych, dzięki tworzeniu nowych form lub burzeniu starych. Aby „dowartościować siebie", trzeba dokonać wyczynu na skalę historyczną albo osobistą, zgodnie z obiegową zasadą, że „wartość mojego dzieła wskazuje na wartość mojej osoby". Założenie to uważam za najbardziej doniosłe.

4. Człowiek jest sprawcą nastawionym na rozwój wewnętrzny i ze­wnętrzny. To właśnie transgresje pozwalają kształtować jego osobowość i wzbogacać kulturę. Rozwój stanowi „główny" interes jednostki ludz­kiej. Bez ukierunkowania na wzrost człowiek, którego możliwości są ograniczone, nie miałby szans przetrwania i nic mógłby budować swoje­go dobrobytu i dobrostanu, czyli - mówiąc inaczej - szczęścia.

5. Człowiek-sprawca posiada ograniczoną wiadomość i samoświa­domość. Zdaje on sobie sprawę tylko z pewnych procesów psychicz­nych i z pewnych stanów wewnętrznych oraz zewnętrznych (metafora światła). Jednocześnie znaczna część procesów, stanów i stałych struk­tur wewnętrznych oraz zjawisk zewnętrznych znajduje się poza obsza­rem świadomości (metafora mroku).

Założenie to zrywa z radykalnym poglądem, że to, co jest psychicz­ne, jest świadome i z równie radykalnym poglądem o nieświadomości umysłu i charakteru (ekstremalni psychoanalitycy).

6. Działania człowieka, głównie jego myśli i czyny transgresyjne, w wysokim stopniu wpływają na to, jakie miejsce zajmuje on na skali dobra i zła; to pod ich wpływem staje się ludzki lub nieludzki. One kształtują jego sumienie. Zatem odrzucam twierdzenie, że natura (prze­kaz genetyczny) lub kultura (przekaz kulturowy) w decydującej mie­rze wpływają na to, czy człowiek staje się dobry czy zły.

Analiza treści tych założeń wykazuje, że w przeciwieństwie do psy­choanalizy - psychotransgresjonizm przyjmuje pozytywną koncepcję człowieka. Zgodnie z nią obdarzony jest on wolnością wyboru, steruje swoim zachowaniem i przekracza granice własnych osiągnięć oraz moż­liwości. Taki pozytywny sposób myślenia wynika m.in. z praktyki społecznej.

Te założenia - zgodnie z moim poglądem - dotyczą większości lu­dzi wychowanych w zachodniej kulturze i żyjących w naszym okresie historycznym. Stanowią one pewną idealizację w spojrzeniu na czło­wieka. W rzeczywistych warunkach jednostka często nie może zacho­wywać się zgodnie z tymi założeniami. Wzmocnienia negatywne, traumatyczny stres, nieludzkie okoliczności utrudniają lub uniemożliwiają bycie sobą. W autorytarnej rodzinie lub w łagrze drastycznie ograni­czona bywa swoboda wyboru lub możliwość dokonywania transgresji politycznych. Jednak również w takich warunkach osoba podejmuje działania, zwane transgresją emancypacyjną, które zmniejszają restryk­cje i pozwalają człowiekowi urzeczywistnić intencje.

5. Teorie i fakty empiryczne

Teoria - jedno z najważniejszych, a jednocześnie najbardziej nad­używanych pojęć w psychologii - jest systemem twierdzeń uzasadnio­nych i sprawdzonych przez wspólnotę uczonych. Dotyczy ona pewne­go fragmentu rzeczywistości lub metarzeczywistości, świata realnego lub wirtualnego. lej przedmiotem mogą być wielkie struktury psychicz­ne jak osobowość i minizjawiska Jałt złudzenia dotykowe. Fundamen­talne znaczenie ma fakt, że są one zakorzenione w określonej koncep­cji człowieka, że opierają się na pewnym zbiorze założeń ontologicznych lub epistemologicznych- Tak na przykład teoria transgresji twórczych przyjmuje, iż jednostka jest sprawcą obdarzonym wolnością wyboru nastawioną na rozwój i dążącą do „do­wartościowania siebie". Teorie - przynajmniej te najbardziej dojrzałe - składają się z twierdzeń uzasadnionych przez dane empiryczne, ze­brane za pomocą trafnych i rzetelnych metod.

Pewną wartość heurystyczną ma wyróżnienie w ogólnym systemie psychologicznym trzech szczebli teorii. Można je obrazowo ująć za pomocą piramidy. Jej podstawę tworzą teorie wysokiego szczebla, któ­rych przedmiot jest szeroki; do tej grupy należą teorie osobowości, na przykład sieciowa teoria osobowości, akceptowana przez psycho-transgresjonizm, Są tak ważne, że często stanowią one obiekt samo­dzielnego wykładu uniwersyteckiego. Jednak w psychologii dominują teorie średniego szczebla, których przedmiot Jest znacznie węższy i któ­rych twierdzenia są mniej ogólne, że wymienię teorię mechanizmów ekspansywnych osobowości. Teorie te dominują, ponieważ panuje wśród uczonych przekonanie, iż psychologia jest zbyt mało rozwinię­ta, aby budować wielkie konstrukcje teoretyczne. Ich tworzenie w prze­szłości kończyło się poznawczym fiaskiem. Wreszcie, istnieją teorie niskiego szczebla, miniteorie. Zaliczyłbym do nich teorię reaktancji (za­kazanego owocu) czy też teorię opanowania trwogi. Trójszczeblowy podział teorii, nie zawsze dość ścisły, ułatwia komunikację między uczonymi.

Rozważania te chciałbym zakończyć ważną uwagą, że psychotransgresjonizm, ze względu na jego poziom rozwoju, zawiera wiele kon­strukcji preteoretycznych, które raczej są zbiorem nieuporządkowanych przypuszczeń, niż zwartymi i uzasadnionymi twierdzeniami. Bardziej przypominają one wizje niż zweryfikowane tezy. Rygorystyczni ucze­ni, że wymienię Solomona, uważają, że poziom preteoretyczny dominuje w większości dziedzin psychologicznych, szcze­gólnie w przestrzeni, osobowości- Jego argumenty są częściowo trafne.

6. Mikro- i makrometody

Wybitny fizyk, J. Werle przekonywał, że głównym źródłem sukce­sów nauk ścisłych jest dobra metoda. Metody psychologiczne nie osią­gnęły wysokich standardów i chyba ich nigdy nie osiągną. Jednak w cią­gu ostatniego stulecia stał}' się bardziej dojrzałe, bardziej obiektywne, bardziej trafne i bardziej rzetelne. W tej dziedzinie dokonano wielu transgresji typując Dość porównać zeznania introspekcyjne z nowo­czesnym eksperymentem laboratoryjnym czy z symulacją komputero­wą. Inna sprawa, że metodologia fizyki szybciej zbliża się do doskona­łości, czyli - mówiąc słowami S. Barańczaka - do chirurgicznej precyzji.

Zgodnie z podejściem naturalistycznym, które przyjmuję, chcę zwró­cić uwagę na to, co większość psychologów nawet nie dostrzega. Nie dostrzega przede wszystkim, iż w procesie badawczym przyjmuje sze­reg założeń epistemologicznych, bez których praca naukowa byłaby w ogóle niemożliwa, albo - ograniczona. Do tych założeń, wyrażanych w języku potocznym „wierzę, że" należą:

1. Działania transgresyjne, nawet te najbardziej złożone, są poznawalne za pomocą dostępnych metod. Kto nie byłby przekonany o tym, nigdy nie wchodziłby do laboratorium psychologicznego lub kliniki.

2. Transgresjami rządzą pewne prawa. Prawa te można ująć w języ­ku kategorycznym lub probabilistycznym. Brak wiary w regularności natury, dostrzeganie wszędzie chaosu i entropii powoduje, że wysiłek badawczy traci sens.

3. Poznanie psychiki, a więc również działań transgresyjnych oraz ich motywacji wymaga często czasu długiego. Aby zweryfikować hipo­tezę typu „potrzeba własnej wartości uruchamia transgresję", trzeba poświęcić na to wiele lat, trzeba często zmieniać nieskuteczne metody i schematy teoretyczne; wymaga to cierpliwości.

Te założenia epistemologiczne stanowią ważne źródło zaangażowa­nia w działalność badawczą.

Wśród różnorodnych sposobów analizy transgresyjności należy wyróżnić mikro metody., które stosuje się w „małym świecie", a wiec w laboratorium, w klinice, w szkole czy we własnym domu. Należą do nich eksperymenty, kwestionariusze osobowości, systematyczne obser­wacje, wywiady kliniczne, techniki hipnozy, symulacje, zabiegi wirtu­alne. T. Amabile starała się stwierdzić, jak w czasie ekspery­mentu zewnętrzne oceny wpływają na jakość wytworów artystycznych -A. Newell i H. Simon odkryli pewne prawa w rozwiązywaniu problemów innowacyjnych za pomocą prostej symulacji. Wywiady i sys­tematyczne obserwacje pozwoliły A. Kępińskiemu odtworzyć systemy parafilozoficzne konstruowane przez schizofreników. Te me­tody są stosowane w każdej dziedzinie psychologii i dlatego można je uznać za uniwersalne.

Psychotransgresjonizm - znacznie większą ma wagę niż inne kie­runki - przypisuje makrometodom, stosowanym w wielkim świecie, a więc metodom miękkim, ale naturalnym. Należą do nich metody historyczne czy psychohistoryczne. Polegają one na badaniu rzeczy­wistych transgresji w dziedzinie techniki, odkryć geograficznych, na­uki, sztuki, polityki. W" ostatnich dziesięcioleciach napisano wicie arty­kułów i książek na ten temat. D. Simonton zbadał osiągnięcia przeszło 2000 myślicieli i filozofów, żyjących na przestrzeni 25 wie­ków. Wykrył, że na ich wyczyny w dużej mierze wpływał klimat epoki, a przede wszystkim istnienie w niej wielu otwartych problemów i róż­nych, często sprzecznych paradygmatów. Zwiększały one zaangażowa­nie w działalność twórczą.

Coraz częściej prowadzi się badania kulturowe i międzykulturowe. Szczególnie popularne są porównania między kulturami Wschodu i Za­chodu. Ludzie wychowani w tych pierwszych podejmują unikatowe transgresje, takie jak bukieciarstwo, zakładanie abstrakcyjnych ogrodów, pisanie poezji typu haiku. Są to zjawiska masowe, które nie mają z re­guły wartości historycznej, ale które rozwijają osobowość jednostki i ubarwiają życie.

Makrometody, chociaż nie zawsze pozwalają na ścisłą kontrolę zmiennych, umożliwiają badanie transgresyjności w rzeczywistych wa­runkach, w dużym świecie. Przewiduje się ich ekspansję w przyszłości.

7. Psychotransgresjonizm w przestrzeni humanitarnej

W czasach, gdy piszę te słowa, dostrzegam co najmniej dwa nie­bezpieczeństwa, które zagrażają humanistyce. Pierw­szym z nich jest redukcjonizm. Zjawisko to nie jest niczym nowym. W przeszłości panował redukcjonizm mechaniczny, fizyczny, fizjologicz­ny czy cybernetyczny. Obecnie zmienił on charakter. Szerzą się poglą­dy, zgodnie z którymi biologia, a przede wszystkim teoria ewolucji i genetyka zjednoczą się i wyjaśnią całą wiedzę, a więc również wiedzę z dziedziny psychologii czy filozofii. Głosił je m.in. prorok socjobiologii, E. Wilson, który chciałby połknąć humanistykę. Historia wskazuje, że wszelkie takie uzurpatorskie poglądy skończyły się klęską. Świat, a szcze­gólnie świat psychiczny, duchowy i metafizyczny, jest zbyt skompliko­wany, aby można opisać jego prawa za pomocą jednego schematu.

Jednocześnie zaczął się rozwijać ruch umysłowy, zwany postmoder­nizmem który wywołał małą burzę wśród znudzonych elit intelektu­alnych końca dwudziestego wieku, lego zwolennicy, a wśród nich M. Poucault, przypuścili frontalny atak na antropocentryzm i antropologizm. Deklarują oni „śmierć'" modernistycznego człowieka. Naczelne miejsce w ich systemie zajmuje nie człowiek, ale relacje międzyludzkie, stosunki socjalne. To właśnie one go kształtują, a nie odwrotnie. Pojęcie sprawcy, autora, „ja'" znika ze słowników, co jest sprzeczne z zasadami psychotransgresjonizmu i większością kierunków psycho­logicznych.

Zwolennicy tego ruchu umysłowego - filozofowie, historycy, so­cjologowie - przyjmują równoważność i względność wielu systemów przekonań oraz ich wartości. Podkreślają ich zmienność, tymczasowość oraz różnorodność. Według nich - że ograniczę się do jednego przy­kładu - prawda jako odrębna wartość straciła swoje znaczenie i powin­na być zakwestionowana. We współczesnej nauce kluczową rolę od­grywa nie prawda, ale zmieniające się okoliczności kulturowe. Ci, którzy poszukują bezwzględnej prawdy tracą czas i pieniądze.

Jako uczony krytycznie oceniam te dwa głośne nurty'- myślenia. Psy­chotransgresjonizm odrzuca zarówno redukcjonizm biologiczny jak i względność systemu przekonań i wartości. Prawdę traktuje jako główną wartość. Jej degradacja byłaby grobem dla nauki. Jednocześnie przy­pisuje duże znaczenie do antropocentryzmu, do aktorów ludzkich czynów, szczególnie czynów transgresyjnych, a więc do pojęcia sprawcy, decydenta czy osobowości.

Z trudem formułowałem twierdzenia psychotransgresjonizmu i z równym uporem będę bronił jego psychologicznych i humanistycz­nych wartości.

Część pierwsza - analityczna

DZIAŁANIE CZŁOWIEKA W CZTERECH ŚWIATACH

Rozdział II WIELKOŚĆ TRANSGRESJI

l. Logika dyskursu

Każdy z głównych kierunków psychologii można przedstawić w róż­ny sposób. W przypadku psychoanalizy cześć autorów zaczyna wywód od omówienia teorii nieświadomego umysłu, która charakteryzuje się najwyższym szczeblem ogólności i której twierdzenia niełatwo jest zro­zumieć. Inni zaś - najpierw opisują fakty empiryczne dotyczące pomy­łek językowych, wolnych skojarzeń czy marzeń sennych, a dopiero później poddają je interpretacji i wyjaśnieniu. Wbrew pozorom spo­sób prezentacji nie jest sprawą błahą. Wpływa on nie tylko na łatwość przyswajania osiągnięć naukowych, ale również - w pewnej mierze -decyduje o bardziej przychylnym lub bardziej krytycznym stanowisku wobec całej konstrukcji systemu. Wywołuje również odmienne uczu­cia estetyczne.

Długo zastanawiałem się nad tym, jak opisać psychotransgresjonizm. Rozważałem dwie metody- Ponieważ osobowość Jako sieć psychonów, a szczególnie struktury motywacyjne, będące jej składnikiem, są główną siłą napędową transgresji, więc należało zacząć od pytania, co inicjuje działanie „wyjście poza"? Należało przedstawić mechanizm funkcjo­nowania głównych potrzeb. Dopiero później zaś podać długą listę trans­gresji. Odrzuciłem tę opcję, ponieważ wydawała mi się ona za trudna dla nieprzygotowanego odbiorcy, co zaburzałoby dyskurs.

Wybrałem drugą drogę przejścia od działań obserwowalnych do struktur teoretycznych, od zjawisk powierzchniowych do głębokich. Zgodnie z tym zaczynam opis od transgresji poznawczych i praktycznych, z których wiele można obserwować krok po kroku, że wymienię rysunki artystyczne dzieci czy wynalazki techniczne. Dopiero po przed­stawieniu listy różnorodnych transgresji przejdę do zawitych i hipote­tycznych poglądów, takich jak „rozwój przez transgresję". Przypusz­czam, że taka metoda - może nudniejsza - pozwoli jednak lepiej zrozumieć ten nowy kierunek psychologii.

2. Od intencji do wyniku

Człowiek jest aktywnym sprawcą, którego biografia składa się z wią­zek i sekwencji czynów oraz wyczynów, działań zewnętrznych i aktów myślenia. W pewnym sensie przypomina oceaniczną rybę, która musi płynąć przed siebie albo musi zginąć. A. Solżcnicyn opisał jednego ze swoich współwięźniów, który narysował mapę świata na podłodze celi, a następnie w wyobraźni podróżował po Azji, po Europie i po Ame­ryce; każdego dnia pokonywał kilkanaście kilometrów. Jego rodak, F. Dostojewski zwierzał się, jak dawał sobie radę z bezczynnością w cza­sie katorgi: „Sam sobie układam niezwykłe przygody i zmyślam całą swoją egzystencję, żeby chociaż jakoś przeżyć". Nie bez racji powie­dział więc D. Hebb, iż podstawowym pytaniem, jakie stawia sobie doświadczony uczony nie jest to, dlaczego osoba podejmuje różno­rodne rodzaje aktywności, ale raczej to, dlaczego staje się bierna, nudzi się i ulega zaburzeniom. Właśnie te przemiany nierzadko stają się wskaź­nikiem kryzysu rozwojowego lub symptomem choroby psychicznej.

Aktywność ludzka nie Jest z reguły chaotyczna i przypadkowa; rządzą nią określone prawa. Sprawca - obdarzony wolnością wyboru i świado­mością - to jednostka intencjonalna, która formułuje różnorodne cele. Cel stanowi antycypowany stan rzeczy, będący no­śnikiem potencjalnych wartości i znaczeń. Można go uznać za pewną wizję przyszłości, której jeszcze nie ma. Ten projektowany „stan nierzeczywistości" zakodowany bywa w umyśle w formie abstrakcyjnej (jako idea) lub w formie wyobrażeniowej (jako obraz umysłowy). W toku dzia­łalności jednostka osiąga określony wynik, który jest nośnikiem warto­ści materialnych, społecznych lub duchowych, niezbędnych do prze­trwania i rozwoju- Tak więc F. Dostojewski, dzięki przeżywaniu przygód w zmyślonych, wirtualnych światach, mógł przetrwać czas katorgi.

Cele mają swój aspekt formalny i treściowy. Z tego pierwszego punktu widzenia można wyróżnić całą plejadę intencji: cele bliższe i dalsze, finalne i cząstkowe, osiągalne i nieosiągalne, budujące i rujnujące. Mają one również określoną treść- Ukierunkowane są na takie wyniki wartościowe, jak pokarm, bezpieczeństwo osobiste, ochro­na zdrowia czy życie seksualne. Sprawca może również dążyć do bar­dziej wzniosłych wartości, jak poszukiwanie prawdy, sprawiedliwość, sens egzystencji czy przeżycia transcendentne. Ponieważ granice ludz­kich możliwości w formułowaniu celów wydają się otwarte, trudno byłoby podać stałą i skończoną ich listę. Ciągle ona się zmienia i wy­dłuża. Dopiero od niedawna ludzie stawiają cele dotyczące Internetu, przestrzeni wirtualnej lub przeszczepów. Jednocześnie wiele zamiarów przeszłych pokoleń ginie w mroku niepamięci.

Style osiągania celów są tak różnorodne, jak różnorodne bywają typy osobowości. Można wyróżnić co najmniej pięć takich stylów: styl monarchiczny, w którym działanie jest ukierunkowane na pojedynczy cel lub pojedyncze zadanie; styl hierarchiczny, w którym zachowanie bywa motywowane przez wiele zamiarów, ułożonych zgodnie z listą donio­słości; styl oligarchiczny, gdzie czynności podmiotu są zorientowane na wiązkę równoważnych celów; styl anarchiczny, kiedy zachowanie ukierunkowane bywa przez losowo i przypadkowo pojawiające się w umyśle zamiary; Styl cykliczny, w którym sprawcy stawiają identycz­ne cele w sposób powtarzający się, na przykład spożywają posiłki w okre­ślonych porach dnia. Style te potwierdzają pogląd o istnieniu powszech­nych różnic indywidualnych między ludźmi.

Doniosłym odkryciem uczonych było stwierdzenie, że poza czyn­nikami intencjonalnymi człowiek podejmuje działalność zwaną zaan­gażowaną, otwartą lub parateliczną. W tym przypadku angażuje się w określoną dziedzinę działalności, w wychowanie, sztu­kę, politykę, ale nie stawia początkowo żadnych celów. Przykładów tego typu zachowań dostarcza barwne życie S. Banacha, jednego z najwy­bitniejszych matematyków naszego stulecia. Często przychodził on z gronem uczniów do Kawiarni Szkockiej we Lwowie. Siadali przy mar­murowych stolikach wiedeńskich. Pili kawę, palili papierosy, grali w sza­chy i słuchali muzyki. W tych stresowych warunkach przede wszyst­kim myśleli o matematyce. Nie mieli jednak żadnego problemu do rozwiązania, żadnego sprecyzowanego celu. Wówczas ktoś na blacie stolika zapisywał kopiowym ołowiem znaczki typu y = f(x) lub ryso­wał prostą figurę geometryczną- Symbole te, jak kryształowa kula, uła­twiały' koncentrację uwagi, pobudzały wyobraźnię i ukierunkowywały myślenie twórcze. Dzięki tej heurystyce często - chociaż nic zawsze -formułowali oryginalne pytanie dotyczące metarzeczywistości lub two­rzyli logiczne paradoksy. Taki styl pracy, w którym nie było począt­kowo problemów, angażował intelektualnie i emocjonalnie. Prowadził do odkrycia wielu właściwości nieskończenie wymiarowych przestrzeni Banacha. Przejmują go również pisarze czy kompozytorzy. Może więc nie mieli racji bohaterowie „Alicji z krainy czarów", że nie da się osią­gnąć niczego pożytecznego, jeśli nie wiadomo, do czego się zmierza.

Te ostatnio przedstawione odkrycia o aktywności zaangażowanej nie zmieniają ogólnego poglądu, że człowiek - jako sprawca - jest jed­nostką intencjonalną. To właśnie dzięki wiązkom i sekwencjom celów zdobywa i tworzy wartości, które umożliwiają mu przystosowanie się do świata, które rozwijają jej osobowość i kulturę. Być to znaczy być intencjonalnym.

3. Działania ochronne (zachowawcze)

Z punktu widzenia psychotransgrcsjonizmu, podstawowe znacze­nie ma podział aktywności poznawczej i praktycznej, aktów myślenia i czynów, na działania ochronne i transgresyjne. Te pierwsze, zwane rów-zachowawczymi, to czynności codzienne, powszechne reproduktywne, rutynowe i nawykowe, które pozwalają zdobyć wartości, niezbędne do utrzymania egzystencji i zachowania równowagi organi­zmu, czyli homeostazy. W przypadku deficytu takich dóbr, jak pokarm, dach nad głową, zdrowie, przeżycia erotyczne czy bezpieczeństwo oso­biste, człowiek podejmuje wysiłki, aby zdobyć te dobra. Te codzienne działania wykonuje on w dobrze znanej przestrzeni i dlatego można je określić jako ograniczone. Osadzone są one z reguły w czasie cyklicz­nym, a w czasie ciągłych powrotów, ich rytm przypomina często rytm zjawisk przyrody, rytm pór dnia, przebieg miesięcy i sezonów. Jednostka osiąga cele za pomocą dobrze znanych metod materialnych lub sym­bolicznych, takich jak skrypty' kulturowe. Zakodowane zostały one w pamięci trwałej.

Na kartach „W poszukiwaniu straconego czasu" M. Prousta znaj­dują się opisy prawie wszystkich działań ochronnych, wykonywanych przez człowieka na początku naszego wieku. Jedno z nich dotyczy spaceru: „Ale co się tyczy babki, w każdą pogodę, nawet kiedy lało jak z cebra i Franciszka spiesznie wnosiła fotele trzcinowe, z obawy, aby nic zmokły, widziano ją w pustym i smagającym ulewą ogrodzie, jak odgarnia rozrzucone siwe włosy, iżby czoło jej lepiej nasiąkło zbawien­nym wiatrem i deszczem. Powiedziała „Nareszcie się oddycha!” i prze­biegała ociekające wodą aleje, zbyt symetrycznej jak na jej gust, wyty­czone przez nowego... ogrodnika, którego ojciec pytał od rana czy się wypogodzi. Szła swoim drobnym krokiem...". Ten spacer babci był typową czynnością ochronną, powtarzalną i nawykową, która wpływa­ła na zdrowie i dobre samopoczucie bohaterki.

Wyróżnia się dwa odmienne rodzaje zachowań ochronnych. Do pierwszych należą czynności zapobiegające utracie potrzebnych dóbr. Podejmując je człowiek wykonuje kroki, które zmniejszają ryzyko ob­niżenia dotychczasowego stanu posiadania. Typowe są tu badania po­święcone terytorialności (por. Edney, 1974). Każdy człowiek posiada prywatną przestrzeń życiową; może znajdować się w niej dom z ogród­kiem, mieszkanie w bloku lub własne łóżko w akademiku. Ludzie po­dejmują wielorakie czynności zabezpieczające osobiste terytorium. Należą do nich: ogrodzenia, zamki, znaki ostrzegawcze typu „zły pies". Upowszechnia się także instytucja „dobrego sąsiada", który dyskret­nie pilnuje posesji. Wszystkie te zabiegi - chociaż zawodne - pozwala­ją z pewnym prawdopodobieństwem zachować status quo.

Jednostki, organizacje prywatne i instytucje państwowe zapobiega­ją również stracie wyższych wartości, do których należą tradycja i kul­tura. Jak podkreśla Z. Bauman (1999), kultura to nic tylko sprawa aktów twórczych, ale również sprawa ochrony. Aby utrzymać i utrwa­lić dziedzictwo kulturowe, podejmuje się szereg standardowych czyn­ności, takich jak konserwacja dzieł sztuki, zakaz wywozu ich za grani­cę, systemy alarmowe, walka z falsyfikatami i tandetną reprodukcją. Doniosłe znaczenie w tym dziele ma edukacja, która uczy słuchaczy poszanowania dziedzictwa kulturowego danego regionu czy całego kraju. Dzięki temu zwiększa się szansa przetrwania ludzkości.

Bardziej powszechna jest klasa działań ochronnych, których celem bywa usunięcie aktualnego deficytu wartości. Pospolitym ich przykładem jest aktywność ukierunkowana na zdobycie pokarmu i - czasem -gromadzenia zapasów. W miarę zmniejszania się ilości substancji odżyw­czych we krwi, człowiek zaczyna odczuwać głód; towarzyszą jemu negatywne emocje, takie jak napięcie, gniew, agresja. Podejmuje więc próby wyrównania niedoborów i powrotu do przyjemnego stanu ho­meostazy. Organizm wymaga określonych środków odżywczych i dla­tego głównie ich poszukuje. Człowiek z niedoborem potasu będzie preferował sok pomidorowy od soku jabłkowego. Sposób zaspokoje­nia głodu zależy również od tradycji kulturowej; Żydzi odżywiają się inaczej od Japończyków. Inne są również stosowane przez nich skryp­ty kulturowe.

Działania, których celem bywa usunięcie deficytu dóbr, bywają bar­dziej złożone. Ograniczenie dotychczasowego zakresu wolności pozy­tywnej i negatywnej - tak powszechne w naszym wieku - wolności, należącej do nieusuwalnych wartości kultury zachodniej, wywołuje powstanie osobliwego stanu motywacyjnego, zwanego reaktancją psy­chologiczną. Człowiek zaczyna więc dążyć do przywrócenia oprymowanych lub zagrożonych możliwości wyboru-Interesujące, że wzrasta użyteczność „zakazanego owocu"; dlatego staje się on bezcenny. Numery paryskiej „Kultury", znajdujące się na czer­wonym indeksie, były w przeszłości najwyższym dobrem. Gdy jednak ~ po upadku komunizmu - stały się ogólnie dostępne na każdym rogu ulicy, liczba czytelników dziesięciokrotnie spadła. Dążenia do utrzy­mania i zwiększenia zakresu wolności wyboru są szczególnie silne i dłu­gotrwałe, głównie u sprawców nastawionych transgresyjnie. Człowiek, który zamierza iść krok przed sobą, musi mieć większą swobodę wy­boru drogi niż rybak z opowiadania E. Hemingwaya „Stary człowiek i morze" wykonujący tylko nawykowe czynności, pozwalające zacho­wać posiadany stan rzeczy.

W sytuacjach trudnych, w czasie kryzysu i stresu traumatycznego, ludzie nie mogą osiągnąć wielu celów ochronnych, nie mogą utrzy­mać status quo. Wiedzą, że muszą zdobyć określone wartości, ale rów­nie dobrze - chociaż często nieświadomie - orientują się, iż przekra­cza to ich siły. Wówczas uciekają się do różnorodnych środków obronnych, zastępczych, paliatywnych. Tworzą budujące mity' platoń­skie lub ulegają iluzjom pozytywnym. Z badań S. Taylor wyni­ka, że kobiety chore na raka piersi - często chore terminalnie - ulegają złudzeniu swojej wysokiej wartości osobistej, swojej umiejętności peł­nej kontroli nad chorobą, swojej biegłości wyjaśniania jej przyczyn. Sądzą, ze lepiej dają sobie radę z traumatycznym zdarzeniem. Te złu­dzenia często pełnią pozytywną rolę: zmniejszają lek przed chorobą, zwiększają wiarę w powrót do zdrowia, potęgują motywację do podej­mowania zadań terapeutycznych. Często - wbrew faktom - odczuwa­ją, że rak się cofa, że organizm odzyskuje siły. Te złudzenia pozwalają naprawdę dłużej żyć. Wprawdzie wiara nie czyni cudów, ale poprawia stan emocjonalny, a przede wszystkim otwiera drzwi do optymizmu Pollyanny.

Działania pozwalające zachować status quo - dokładniej opisałem w poprzedniej swojej książce - zarówno te, któ­re zapobiegają utracie wartości jak i te, które pozwalają wyrównać ich deficyt, odgrywają kluczowe znaczenie w życiu osobniczym. Dzięki nim jednostka zdobywa kwantum energii, informacji i wartości, niezbęd­nych do utrzymania homeostazy. Są one gwarantem zdrowia fizyczne­go i psychicznego. Dodają wiary we własne siły, we własne możliwości przystosowania się. Jednak nie pozwalają na przekształcanie rzeczywi­stości, na burzenie i rozwój nowych struktur- Nie wzbogacają kultury i nie kształtują w zasadzie osobowości.

4. Działania transgresyjne. Kłopot z pojęciem granicy

Chociaż psychotransgresjonizm zajmuje się również działaniami ochronnymi (zachowawczymi), to jednak w centrum jego uwagi znaj­dują się transgresje, czyny i akty myślenia. Jak już wspomniałem w roz­dziale I, polegają one na przekraczaniu granic dotychczasowych moż­liwości i osiągnięć materialnych, społecznych czy intelektualnych, na wykroczeniu poza to, czym sprawca jest i co posiada. Przełamuje on granice, których nikt przed nim nie przełamał, aby zdobyć lub stwo­rzyć nowe wartości. Rozszerza swoje terytorium, dokonuje wynalaz­ków i odkryć, przeprowadza reformy ekonomiczne, wymyśla nowe metody edukacyjne, zajmuje się amatorsko twórczością malarską, ta­mie tabu i zasady moralne, próbuje hartować swój charakter. Kształtu­je nowe formy i burzy struktury przestarzałe. Kieruje się zasadą „0/-tius, citius, fortiuf. W naszym wieku rzeka transgresji staje się coraz szersza. Człowiek, który nigdy nie przekroczył samego siebie, wydaje się niewyobrażalny jak ocean bez wody. Dlatego można go nazwać homo transgressivus.

Wyróżnione miejsce w tym kierunku psychologicznym zajmuje pojęcie granicy. Dotychczas psychologowie rzadko koncentrowali na nim uwagę. Jednym z nielicznych z nich był K. Lewin. Rozumiał ją w sposób swoisty- W jego teorii pola granice otaczają re­jony, w których jednostka działa. Mogą one mieć charakter fizyczny lub kulturowy-.Tak więc dla skazanego zarysem rejonu są mury wię­zienne, uniemożliwiające swobodę ruchu między rejonami.

Granica należy do pojęć naturalnych potocznych i dlatego bardzo trudno ją zdefiniować w sposób jasny i trafny. W tej książce będę ją rozumiał szeroko. Granicą mogą być bariery materialne. Do czasów wyprawy himalaistycznej E. Hillary'ego znajdowała się ona pod Everestem. Bardziej złożone bywają granice społeczne. Wyznacza je za­kres posiadanej wolności czy władzy, poziom postępu w dziedzinie edukacji, zakazy i nakazy prawne oraz moralne. Granice symboliczne (intelektualne) określa dotychczasowy pułap wiedzy w danej dziedzi­nie; w przypadku genetyki, linia demarkacyjna przebiega między po­ziomem wiadomości współczesnych o DNA a obszarem ignorancji na ten temat. Wreszcie, granice osobiste, odnoszące się do świata we­wnętrznego, dotyczą stopnia rozwoju osobowości czy osiągnięć indy­widualnych.

Granice te, istniejące w różnych światach i w różnych dziedzinach, są tak powszechne, że często ich się nie zauważa. Dopiero dokonanie nowej transgresji, szczególnie na skalę historyczną, powoduje, iż lu­dzie zaczynają się nimi interesować. A w zasadzie zajmuje ich to, jak daleko wzrósł pułap osiągnięć homo sapiens. Gdy H. Moore, stosując otwory w swoich rzeźbach, nadał im większą trójwymiarowość; od­krycie to zaszokowało artystów i wielu krytyków.

Mówiąc o transgresji granic trzeba również wspomnieć o granicy transgresji a więc o tym czy bariery materialne, społeczne i symbo­liczne są pokonywalne i w jakich warunkach. Stanowiska na ten temat są rozbieżne. Chciałbym wyróżnić granice przekraczalne w danym okresie historycznym i w danych warunkach kulturowych. Sprawca -na przykład - posiada instrumenty pozwalające mu przeprowadzać re­formy edukacyjne czy badać nowotwory. Jednak w pewnych przypadkach, że wymienię tu klonowanie człowieka, można dokonać transgresji, ale wówczas uczony naraża się na poważne sankcje i kary.

Z drugiej strony, istnieją granice nieprzekraczalne na danym etapie rozwoju jednostki i społeczeństwa. Dziecko znajdujące się w fazie in­teligencji przedoperacyjnej, nie rozwiąże równań różniczkowych. Ko­smonauta nie dotrze do gwiazd. Ponieważ jednak brzegi ludzkich możliwości są otwarte i ponieważ ciągle się je rozszerza, wiele projek­tów niewykonalnych wczoraj, dzisiaj się realizuje, że wymienię tylko badanie przestrzeni wirtualnej. Jako ciekawostkę podam, że zdaniem L. Kołakowskiego pewni uczeni i teologowie, tacy Jak mate­matycy czy mistycy, dochodzą w swoich poszukiwaniach do granicy ostatecznej, której przekroczyć nie można, ponieważ nic nie ma poza mą. Filozof ten nie dokumentuje swojego twierdzenia.

Jednym z pierwszych uczonych, który używał pojęcia transgresji i granicy, był M. Foucault. Problem polega na tym, że pisał on swoje prace tak niejasno i chaotycznie, że niełatwo je zrozumieć. Przy­puszczam, że ujmował on zjawisko transgresji - przynajmniej w pew­nych pracach - podobnie jak rozumie je psychologia (pisał, że „trans­gresja przekracza granice", że „granic, takich jak tabu, nie można unicestwić, można je jednak przekroczyć"). Zajmował się głównie trans­gresjami intelektualnymi, takimi jak rozszerzenie zakresu dyscyplin naukowych, jak przełamywanie pewnych zwyczajów językowych, jak odsłonięcie tabu w życiu seksualnym przez Sade"a i Freuda. Próbował analizować seksualność w zachodniej kulturze. Jego analizy fenomenologiczne niewiele wniosły do psychotransgresjonizmu. Jednak zasługuje na uwagę jako prekursor tej problematyki.

Godny uwagi jest fakt, że - jak twierdzi L. Nowak - zagad­nienie zachowań transgresyjnych nie było obce W. Gombrowiczowi. Chociaż ten wybitny pisarz i myśliciel nie używał języka psychotransgresjonizmu, to jednak analizował w sposób oryginalny reguły prze­kraczania siebie. Twierdził on, że człowiek w pewnych sytuacjach spo­łecznych, tworzy własne, wyższe formy socjalne, wykorzystując swój potencjał niedojrzałości. Te własne formy to w naszej terminologii pewien rodzaj transgresji społecznej. Do sprawy tej powrócę w następnej części książki.

Psychologowie współcześni coraz częściej próbują badać różne pro­blemy interesujące psychotransgresjonizm. Jako przykład wymienię tu prace A. Masłowa, który twierdził, że w toku zaspokajania potrzeby samorealizacji człowiek stara się wykorzystać i przekroczyć swoje możliwości i potencje rozwoju. Ponadto - według niego - twór­czość stanowi jedną z najważniejszych form zaspokajania tej potrzeby. Innymi słowy, doniosłe znaczenie odgrywa transgresja twórcza. Podob­ne poglądy rozwija A. Góralski.

Jednak o ile wiem, nikt dotychczas nie próbował ukształtować psychotransgresjomzmu jako suwerennego kierunku psychologicznego, nikt nie próbował upowszechnić tej nazwy. Czasem wydaje się, że na­zwy ogólnego systemu czy teorii są sprawą drugorzędną. Twierdzenie to nie jest całkowicie prawdziwe. Dzięki nim struktura teoretyczna ła­twiej wchodzi do obiegu idei naukowych.

5. Transgresje osobiste i historyczne

Dzieci i dorośli, racjonalizatorzy i amatorzy sztuki, nauczyciele i przedsiębiorcy podejmują często działania intelektualne i praktyczne, w których przekraczają granice ich dotychczasowych osiągnięć; wycho­dzą poza przestrzeń, w której toczyło się ich własne życie; czas cykliczny, tak charakterystyczny dla czynności zachowawczych, zamieniają na czas liniowy, czas - strzałę, rządzący transgresjami. Wykrycie przez ucznia prawa Archimedesa, domowe metody leczenia, oryginalny wystrój wła­snego mieszkania, amatorskie malarstwo czy pisanie rodzinnych pamięt­ników, to tylko niektóre z tych czynności- Działania te są transgresja­mi, które będę nazywał osobistymi (P). Określam je tak, ponieważ są one nowe, ważne i wartościowe z punktu widzenia jednostki lub ma­łej grupy. Nie mają jednak wymiaru historycznego, ponieważ ludzkość lub społeczeństwa dawno zniosły te bariery.

Powszechność transgresji osobistych w dużej mierze zależy od wie­ku człowieka, od kultury i czasu historycznego. Już Z. Freud zauwa­żył, iż istnieje znaczne podobieństwo między zabawami i rysunkami dziecięcymi a pracą artystów. Pewne kultury sprzyjają przekraczaniu granic. Miliony Japończyków - również z elity politycznej i naukowej - zajmują się pisaniem poezji haiku czy bukieciarstwem. Dla niektó­rych transgresywność, czyli chodzenie krok przed sobą, staje się swo­istym stylem życia.

Transgresje ekspansywne i twórcze typu P są często przedmiotem badań psychologów, pedagogów, teoretyków zarządzania. J. Bruner opisał, jak osoby badane w laboratorium „wychodzą poza dane infor­macje". A. Newell i H. Simon analizowali proces rozwiązywania pro­blemów, takich jak „wieża Hanoi", które wymagają stosowania orygi­nalnych heurystyk. Dzięki badaniom D. McCIellanda lepiej znamy strategie poszerzania osobistej władzy i kontroli nad innymi. L. Perlmuter i R. Mondy wzbogacili naszą wiedze o tym, jak ludzie walczą o zwię­kszanie zakresu wolności,, jak próbują uporać się z „zakazanym owocem".

Chociaż transgresje P nie tworzą wartości, które byłyby nowe dla ludzkości lub narodu, to jednak są one ważne z jednostkowego punk­tu widzenia. Zaspokajają potrzeby i pragnienia człowieka. Dają osobi­stą satysfakcję. Ponadto rozwijają zdolności i umiejętności twórcze. Kształtują osobowość. Przypuszczam, że mają pewną wartość psycho­terapeutyczną. Często osoba zestresowana, w złym nastroju lub przepeł­niona lękiem, zaczyna zajmować się malarstwem lub majsterkowaniem.

Pewne transgresje dokonywane przez jednostki, grupy społeczne czy instytucje publiczne mają wymiar historyczny (H). Ich sprawcy prze­kraczają granice materialne i symboliczne, których nikt dotychczas nic przekroczył. Posuwają się nie tylko krok przed sobą ku nieznanemu, ale również krok przed wszystkimi. Mają więc palmę pierwszeństwa. Odkrycia geograficzne, wynalazki techniczne, osiągnięcia naukowe czy wybitne dzieła literatury, które wzbogacają nasze widzenie świata, na­leżą do takich działań „wyjścia poza". W obecnych czasach gęstość transgresji H jest szczególnie duża. H. Gardner przedstawił dokonania kilkunastu wybitnych jednostek, wybranych chyba losowo, które działały głównie w pierwszej połowie te2;o stule­cia, a które zmieniły mentalność całych pokoleń i znacznie wzbogaci­ły dorobek kulturalny ludzkości. Należeli do nich: A. Einstein, Z. Freud, P. Picasso, I. Strawiński, T. Eliot czy M. Gandhi.

Te analizy przypadków są ważne, ale może donioślejsze znaczenie mają ogólne, teoretyczne opracowania, dotyczące dziejów transgresji o wadze historycznej. Dzieła T. Kuhna rzucają światło na strukturę rewolucji naukowych. Dzięki badaniom P. Druckera lepiej znamy pra­wa ekspansji i innowacji w instytucjach gospodarczych. Tymczasem A. Toynbee - badając transgresywność przez tysiąclecia - wykrył regu­larności rozwoju i upadku ludzkich cywilizacji oraz kultur.

Między transgresjami P i H nie ma psychologicznej przepaści. Obie wymagają twórczego myślenia, wysokiej motywacji, hartu ducha i okre­ślonych warunków socjokulturowych. Dlatego współcześni mają ogromne trudności w ocenie, które z nich należą do zbioru P, a które do zbioru H.H. Mendel prowadził amatorskie badania nad mieszań­cami grochu siewnego. W wyniku tych hobbistycznych czynności od­krył prawa dziedziczenia. Jednak jego transgresja H została uznana początkowo za transgresję P. Nie doceniono jej przełomowego zna­czenia. Mnicha uznano za dziwaka i oszołoma. Dopiero przyszłe po­kolenia miał)' ocenić dokonania Mendla.

Bywają również pomyłki odwrotne. Wytwory reproduktywne, po­wielane lub nonsensowne są czasem uznawane za wkład do kultury. Tak było z frenologią F. Galia, który twierdził, że na podstawie ukształ­towania czaszki można wnioskować o cechach psychicznych człowie­ka. Te poglądy graniczyły z szarlatanerią i zostały w naszym wieku odrzucone. Chociaż frenologia jako nauka nie miała sensu, to jednak w późniejszym okresie zainspirowała zainteresowanie się lokalizacją czynności mózgu. Fakt ten wskazuje na złożoność oceny nowych osią­gnięć nie tylko naukowych, ale również literackich czy edukacyjnych.

6. Transgresje ekspansywne i twórcze

Zasadnicze znaczenie w psychotransgresjonizmie ma wyróżnienie dwóch głównych rodzajów transgresji. Do pierwszej z nich zaliczamy działania- ekspansywne. Zarówno dane historyczne, jak i rozwój osob­niczy wykazują, że ludzie starają się poszerzyć swoje terytorium i zwięk­szyć kontrolę nad naturą; organizują wyprawy geograficzne i kosmicz­ne. Wydłużają również perspektywę czasową: o ile w czasach biblijnych człowiek mierzył przeszłość na około sześć tysięcy lat, to już w epoce I. Kanta był świadomy, że liczy ona miliony lat. Wy­dłuża także intencjonalnie granice życia jednostkowego, czyli doko­nuje transgresji temporalnej. Dla ludzi wychowanych w kulturze za­chodniej - o czym wspomniałem - czołową wartością Jest wolność. Dlatego Jednostki i zbiorowości walczą o jej poszerzenie. Tymczasem, celem ambitnych polityków często bywa zwiększenie kontroli nad in­nymi i wzrost władzy.

Myślenie i czyny twórcze są chyba najbardziej specyficznym rodza­jem transgresji P i H. Występują one w każdej epoce historycznej, w każ­dym kręgu kulturowymi i w licznych biografiach jednostek- Ludzie kon­struowali i odkrywali nowe struktury i nowe formy już u zarania swojej historii. Homo sapiens- a może lepiej: homo creator - wyplatał sub­telną ceramikę około 25 tysięcy lat p.n.e. Jaskiniowe malarstwo wska­zuje, że w tym czasie znane były perkusyjne instrumenty muzyczne. Wynalazł elementarny system znaków do utrwalania języka mówionego około 4 tysiące lat p.n.e. W następnych epokach liczba transgresji tego typu gwałtownie wzrastała.

Warto wspomnieć, że transgresje twórcze nie tylko P, ale również H, podejmują małe dzieci, szczególnie w trakcie zabaw konstrukcyj­nych i zajęć plastycznych. Nawet chorzy psychicznie uprawiają pewien rodzaj twórczości. Szczególnie charakterystyczne są szkice, obrazy i ry­sunki schizofreników, przypominające malarstwo naiwne. Dominują w nich groteskowe wizje, formy magiczne i alegoryczne. Treścią mi­tów bywa również twórczość. Na stronicach Biblii opisanych jest wiele aktów innowacyjnych, że wymienię arkę Noego czy Wieżę Babel; naj­więcej z nich to dzieła Boga.

W naszych czasach gęstość transgresji twórczych i innowacyjnych typu P i H jest szczególnie duża. Rozwija się twórczość techniczna i naukowa, powstają nowe instytucje edukacyjne i metody nauczania. Wymyśla się nieznane formy sztuki awangardowej. Projektuje się róż­ne - nie zawsze skuteczne - metody kształcenia własnego „ja". Spraw­cy często posuwają się krok przed sobą w kierunku nieznanego. Two­rzą struktury, które wydawały się przeszłym pokoleniom niemożliwe i utopijne. Do tych ostatnich można zaliczyć: teorię względności, rze­czywistość wirtualną czy wyprawę na Księżyc. Dzięki kreatywności umy­słu nieprawdopodobne stało się czymś realnym.

Mimo iż podział transgresji na ekspansywne i twórcze jest dość na­turalny, mimo iż łatwo można wyróżnić sprawców zorientowanych na ekspansję (przedsiębiorcy, politycy, wojskowi) i na twórczość (uczeni, pisarze, konserwatorzy), to jednak różnica między nimi bywa względ­na. Twórczość jest specyficznym rodzajem ekspansji: rozszerza ona dotychczasowe granice poznania, otwiera nowe przestrzenie, których nikt dotąd nie spostrzegał. Tak więc C. Rogers przekroczył próg nie­znanego i opisał nową psychoterapię, której nikt przed nim nie stosował; była to terapia skoncentrowana na osobie. Jednocześnie działania ekspansywne, takie jak walka o wolność czy próby wydłużenia życia jednostkowego, wymagają często innowacyjnego myślenia, na przykład modyfikowania znanych procedur. Te zależności nie zmniejszają wagi teoretycznej i praktycznej tego podziału.

7. Emergencja: transgresja osobliwa

Specyficznym rodzajem transgresji, a może paratransgresji, o któ­rej pisał już w końcu dziewiętnastego wieku Durkheim, jest emergencja. Ten pogląd wymaga wstępnych wyjaśnień. Złożone systemy społeczne, takie jak instytucje naukowe, partie polityczne, wspólnoty religijne czy przedsiębiorstwa przemysłowe, składają się z elementów, którymi są m.in. ich członkowie. Zgodnie z wiedzą obiegową, osiąga­ją one złożoną organizację, skuteczność, spójność i wzrost, dzięki od­działywaniu pewnych czynników zewnętrznych, takich jak przywódcy, obowiązujący kodeks prawa czy przyjęte normy kulturowe. Okazuje się, że te z pozoru oczywiste poglądy nie potwierdzają się w pełni w ży­ciu. Wiąże się to z tym, że wielkie i złożone systemy posiadają wewnętrz­ną dynamikę, że zdolne są do samoorganizacji. Pojawiają się w nich -na poziomie systemu - pewne właściwości, których nie da się wypro­wadzić z cech elementów tworzących całość. Zjawisko, które polega na spontanicznym tworzeniu się nowych jakościowo właściwości, któ­re komplikują strukturę systemu, nazywa się emergencją.

Młodzi uczeni, którzy dotychczas pracowali indywidualnie, zaczy­nają tworzyć zespół naukowy, zaczynają przeprowadzać wspólne ba­dania, które wymagają różnorodnych, z reguły nieliniowych, interakcji między członkami. Zespół ten charakteryzuje się wewnętrzną dynami­ką. Samorzutnie pojawiają się właściwości, które trudno było antycy­pować. Rodzą się normy grupowe, utrwalają się zasady prakseologicznego działania. Pojawiają się często niezwykle oryginalne kryteria ocen jakości wytworów transgresyjnych P i H. W pewnych przypadkach ro­dzą się mity', iluzje i aberracje społeczne, które pozwalają współpraco­wać z członkami zespołu i z zewnętrznym otoczeniem. Mogą również wystąpić skrzywienia zespołowe w rodzaju gronpthink. Nierzadko kształtuje się grupowe poczucie własnej wartości i pogarda wobec outsiderów. Te spontaniczne, nowe właściwości systemu są możliwe, dzięki emergencji, dzięki temu, że wielkie systemy są obdarzone samoorganizacją i wewnętrzną dynamiką, Powodują one wzrost ich złożoności. Warto podkreślić, że nowe właściwości, które emergują, mogą mieć charakter pozytywny lub negatywny, mogą prowadzić do wzrostu upo­rządkowania i ładu lub do chaosu i entropii.

Emergencja - zjawisko raczej nieznane wśród psychologów - jest charakterystyczna nie tylko dla procesów grupowych. Stanowi ona fe­nomen bardziej powszechny. Występuje w dziedzinie neurologii i w pro­cesach poznawczych. Dzięki współdziałaniu prostych elementów, ta­kich jak neurony, myśli, poczucia, emocje, wyobrażenia kształtują się wielkie struktury i procesy, takie Jak inteligencja, umysł, czynności twór­cze czy myślenie mityczne. To samo odnosi się do kultury. W tym wiel­kim systemie pojawiają się nowe jakości, których nie posiadają poszcze­gólne dzieła literackie, muzyczne czy architektoniczne. Jako przykład wymienię rozwój silnych tendencji samozachowawczych, które jak mur obronny, zwiększają szansę przetrwania dziedzictwa kulturowego. Emergencja występuje również w dziedzinie meteorologii, fizyki optycz­nej czy biologii. Chociaż te sprawy wykraczają poza ramy tej książki, nieprzypadkowo o nich wspominam: wskazują one na znaczną po­wszechność omawianego fenomenu.

Emergencja jako zjawisko naturalne, poznawcze, czy społeczne znaj­duje się na progu nieznanego. Nie zostały wyjaśnione mechanizmy wewnętrznej dynamiki i mechanizmy samoorganizacji. Mimo to skła­niam się do przekonania, że jest ona rodzajem osobliwej transgresji. Pojawiające się na poziomie całego systemu różnorodne właściwości -właściwości spontaniczne i nieoczekiwane - można uznać za przekro­czenie granicy społecznej czy poznawczej, która określała przestrzeń jego funkcjonowania. Tak na przykład we wspomnianym zespole na­ukowym pojawiły się samorzutnie normy, kryteria współpracy, mity budujące lub rujnujące, których poprzednio nie znali jego członko­wie. System jako całość przekroczył siebie.

Jest to jednak transgresja osobliwa, a może paratransgresja. W prze­ciwieństwie do znakomitej większości działań „wykraczania poza" za­chodzi ona spontanicznie. Nieznane są jej cele. Nie jest kontrolowana przez świadomość. Dopiero po pojawieniu się nowych właściwości systemu, dopiero po skutkach samoorganizacji, człowiek zdaje sobie sprawę z samorzutnych zmian, uświadamia sobie kierunek przekształ­ceń. Badanie dynamiki systemów, szczególnie tak skomplikowanych jak osobowość czy umysł, należy do najważniejszych i najbardziej fascy­nujących problemów. Jest to badanie ryzykowne, którego wyniki trudno jest przewidzieć.

Z tej dynamiki systemów, którą tak pracowicie opisują A. Nowak i jego współpracownicy, zdawali sobie sprawę filozofowie, myśliciele, pisarze i zwykli ludzie. Pisał o tym B. Schulz w liście do S. Witkiewicza:

„Substancja... jest w stanic nieustannej fermentacji, kiełkowania, utajo­nego życia. Wszystko dyfunduje poza swoje granice, trwa tylko w pew­nym kształcie, żeby go przy pierwszej sposobności opuścić". Uczeni współcześni umieją trochę precyzyjniej i trafniej opisać tę dynamikę.

8. Transgresje konstruktywne i destruktywne

Zajmując się zbiorami transgresji P i H, nie sposób zupełnie pomi­nąć problemów etycznych. Te złożone działania poznawcze i praktyczne prowadzą do konsekwencji, które mogą być budujące i rujnujące, któ­re nawet - w przypadkach granicznych - zagrażają życiu człowieka na ziemi. Pewne uzasadnienie ma pogląd, który w pewnym stopniu po­dzielam, że badania nad transgresjami historycznymi powinny stać się przedmiotem etyki.

Z punktu widzenia kryterium agatonicznego (od gr. agaton - do­bro) przekraczanie granic można podzielić na transgresje konstruktywne (budujące), służące Innemu i transgresje destruktywne (niszczące), skie­rowane przeciw Innemu. Uczeni przede wszystkim zajmowali się tymi pierwszymi. Dociekliwy badacz R. Weisberg analizował proces odkry­cia podwójnej spirali przez F. Cricka i J. Watsona, śledził wynalazek kineskopu przez T. Edisona. Badał krok po kroku powstanie obrazu „Guernica" P. Picasso, interesowała go teoria ewolucji K. Darwina. Ana­lizował nie tylko heurystyczne myślenie twórcze, ale również warunki socjokulturowe, które na nie wpływały. Dokonując tych przełomowych transgresji, sprawcy kierowali się kryterium agatonicznym lub - pro­ściej - własnym sumieniem. Dzięki temu przetrwał gatunek homo sa­piens i jego największe osiągnięcia - osobowość oraz kultura.

W przebiegu dziejów i w rozwoju osobniczym sprawcy podejmo­wali i podejmują także transgresje destruktywne oraz autodestruktywne. Gęstość takich wyczynów była szczególnie duża w naszym stule­ciu. Niszczenie środowiska naturalnego, stosowanie wyszukanych środków przemocy czy urzeczywistnianie antyhumanistycznych ideolo­gii, zawartych w „Mein kampf" czy w „Zasadach leninizmu" to niezli­czone przykłady działań skierowanych przeciw ekologu, człowiekowi i kulturze. Tymczasem tego typu transgresje, które są skoncentrowane na samym sobie, na swojej oso­bowości, nazywamy autodestruktywnymi. Często zalicza się do nich samouszkodzenia własnego ciała, narkotyki, samobójstwo czy eutanazję.

Czasem kryterium agatoniczne nie pozwala na wyraźne rozróżnie­nie tych dwóch rodzajów transgresji. Decyzję polegającą na oddaniu własnej nerki - z biologicznego punktu widzenia -należy uznać za działanie niszczące organizm dawcy i doprowadzające do niewysłowionych cierpień. Z drugiej strony, może ona uratować życie biorcy, którym czasem jest własna siostra. W rezultacie dawca pomnaża dobro: autodestrukcja staje się darem dla Innego. Jeszcze trudniej ocenić kontrowersyjne eksperymenty S. Milgrama i P. Zimbardo. W czasie ich trwania osoby badane - zgod­nie z instrukcją psychologa - uciekały się do aktów przemocy i agresji, często wyreżyserowanych. Uczonym Jednak przyświecał szlachetny cel, jakim było poznanie ludzi w sytuacjach ekstremalnych.

Chorobą naszego wieku jest oddzielenie dążenia do racjonalności i skutecznego działania od przestrzegania zasad moralnych. Rodzi się przekonanie, że tylko rozluźnienie kontroli etycznej i wyciszenie norm moralnych może prowadzić do transgresji na miarę historyczną. Są to błędne przeświadczenia. Obóz koncentracyjny w Auschwitz wykazał, że totalne odrzucenie obowiązku wobec Innego, prowadzi do nieod­wracalnych transgresji destruktywnych.

9. Konwencjonalizacja transgresji

Gdy próby przekroczenia progu dotychczasowych osiągnięć mate­rialnych czy społecznych kończą się powodzeniem, powstają nowe, ważne wytwory, których dotychczas nie było. Jednocześnie człowiek poznaje skuteczne metody ich osiągania; metody, które same mogą spełniać kryteria transgresji P lub H.

Powstaje ważne pytanie, jakie są dalsze losy takich wytworów ludz­kich rąk i umysłu? Niełatwo na nic odpowiedzieć, ponieważ każdy z nich - podobnie jak sprawcy - ma niepowtarzalną historię.

Na rysunku 2.1 przedstawiłem schematycznie możliwą przyszłość efektów działań „wyjście poza".

Ryć. 2.1. Przebieg konwencjonalizacji transgresji

Transgresje H, ale również w pewnym stopniu transgresje P, pod­dawane są procesowi konwencjonalizacji. Polega on na ich upowszech­nianiu, uzwyczajnianiu i adaptacji. Zaczynają być wykorzystywane w co­dziennych, schematycznych i nawykowych działaniach ochronnych. Tak więc telefon, jedno z największych osiągnięć techniki - transgresja H, stał się w procesie konwencjonalizacji środkiem powszechnego komu­nikowania się. Dzięki niemu można umówić się z lekarzem, kupić bi­let do teatru czy skontaktować się z rodziną. Zatem wzbogacił on ty­powe czynności ochronne i zachowawcze. Obecnie produkcja telefonów to nie dokonywanie nowej transgresji, ale działalność szablonowa, odbywająca się według prostego algorytmu technologicznego i niewymagająca myślenia.

Jednak nie wszystkie transgresje H i P przechodzą przez proces konwencjonalizacji. Pewne z nich, mimo iż są nowe, ważne i twórcze, nie wchodzą do codziennego obiegu. Przyczyny tego stanu rzeczy są różne, że wymienię: zmianę oczekiwań i sposobu spostrzegania pro­duktów czy nieopłacalność ekonomiczną. W tym przypadku ludzie sta­wiają opór przeciwko ich uzwyczajnieniu i włączeniu do codziennego rytmu życia. Znam kilka oryginalnych i skutecznych metod dydaktyki, dzięki którym można by zastąpić nauczanie encyklopedyczne na na­uczanie innowacyjnego myślenia. Ale metody te nie znalazły sobie miejsca w znakomitej większości szkół. Zostały wyrugowane przez kon­serwatyzm, brak przygotowanej kadry i trudności finansowe. Nie skon­wencjonalizowane transgresje P lub H, ekspansywne lub twórcze naj­częściej „żyją krótko" i szybko zostają zapomniane.

Czasem historia ich bywa bardziej zawita. Przyszłe pokolenia po­wracają do dawnych osiągnięć i - po dziesięcioleciach - wchodzą one w codzienny obieg, stając się obiektem konwencjonalizacji. Tak było z wieloma dokonaniami medycyny naturalnej czy z terapią O. Ranka.

Rozdział III

ROZWIĄZYWANIE PROBLEMÓW W ŚWIECIE MATERIALNYM

l. Interakcja transgresyjna

Człowiek nic jest eremitą oderwanym od otoczenia. Działa w róż­nych obszarach środowiska naturalnego oraz socjokukurowego; śro­dowisko to także oddziałuje na jego osobowość i zachowanie się. Jako byt sprawczy pozostawia po sobie ślady zwane przez nas wytworami codziennymi i transgresyjnymi. Posługując się dość rozpowszechnioną terminologią, którą cenie i lubię, wyróżnię cztery światy transgresji.

W przestrzeni świata materialnego znajdują się rzeczy, zjawiska at­mosferyczne, organizmy żywe. Dzięki ekspansji ekonomicznej, wyna­lazkom technicznym czy konstrukcjom urbanistycznym powstaje sztuczne środowisko, dla którego budulcem bywa otoczenie fizyczne. Myśląc i działając w świecie poznawczym (symbolicznym), człowiek od­rzuca przestarzałe struktury intelektualne i tworzy struktury nowe;

dokonuje odkryć, wzbogaca sztukę, buduje mity i utopie. W rwiecie społecznym sprawca tworzy nowe formy miłości, rozszerza wpływ na ludzi, reformuje instytucje publiczne czy walczy o prawa i wolności obywatelskie. Poza wymienionymi światami intersubiektywnymi, istnieje subiektywny świat wewnętrzny; składa się on ze struktur, stanów i pro­cesów psychicznych, świadomych i nieświadomych, które sprawca może rozwijać, dokonując autokreacji.

Wyróżnienie tych czterech światów ma doniosłe znaczenie poznaw­cze. Dokonując transgresji, człowiek stosuje różne metody, różne pro­cedury, różne formy, które dla psychologa są szczególnie ważne, po­nieważ pozwalają zrozumieć czynność przekraczania granic i procesy myślenia twórczego oraz ekspansywnego. T. Edison, pracując nad wynalazkami technicznymi, F. Kafka pisząc nowatorskie powieści., T. Tomaszewski opracowując teorię czynności czy schizofrenik snując oryginalne wizje urojeniowe stosowali odmianę metody wykraczania „poza".

Do najważniejszych i najskuteczniejszych metod dokonywania trans­gresji zaliczam rozwiązywanie problemów, rozwijanie tematów, gry mię­dzyludzkie czy działanie -w sieci. Wiedza o tych metodach jest szcze­gólnie ważna, ponieważ wielu psychologów - głównie amerykańskich - przejawia skłonności do redukcjonizmu metodycznego, sprowadza­jąc wszelkie formy myślenia twórczego i ekspansywnego do rozwiązy­wania problemów.

2. Dwa rodzaje problemów

Sprawca przekracza granice swoich dotychczasowych osiągnięć ma­terialnych przede wszystkim w trakcie rozwiązywania problemów do­brze określonych i nieokreślonych, otwartych i zamkniętych. J. Guilford dokonał ich podziału także na problemy konwergencyjne i dywergencyjne; podział ten należy do największych dokonań psycho­logii w tej dziedzinie. Aby odkrycie to przystosować do potrzeb tej pracy, muszę je poddać swoistej interpretacji. Problemy konwergencyjne mają tylko jedno poprawne rozwiązanie. Już w dziewiętnastym wieku psychologowie zaczęli interesować się hipnozą, czyli zmienionym sta­nem świadomości, wywołanym przez hipnotyzera. W stanie tym oso­ba wykazuje zwiększoną podatność na sugestię. Uczeni zainteresowali się pytaniem, czy hipnoza zmniejsza wrażliwość na ból fizyczny, ból mięśni lub głowy. W wyniku dobrze kontrolowanych badań empirycz­nych uzasadnili i sprawdzili hipotezę, że pod wpływem sugestii hipno­tycznych zmniejsza się, a nawet zanika, podatność na ból. Najbardziej fascynujący wynik dały badania poświęcone autohipnozie; eksperyment przeprowadzony wśród kobiet chorych na raka, który dawał już przerzuty, wykazał, iż dzięki autohipnozie odczuwały one dwukrotnie mniejsze cierpienie niż inne pacjentki.

Ten problem konwergencyjny miał tylko jedno prawidłowe rozstrzy­gnięcie: hipnoza redukuje ból. Najważniejszym kryterium jego oceny jest prawda, czasem również - szczególnie w naukach ścisłych - war­tości estetyczne.

Bardziej interesujące ~ szczególnie z punktu widzenia psychologii - są problemy dywergencyjne. Dopuszczają one wiele różnorodnych poprawnych rozwiązań znajdujących się poza granicą dotychczasowych osiągnięć osobistych lub historycznych. W jednym z badań Guilford zadawał osobom pytania typu: „wymyśl oryginalne tytuły danego opo­wiadania", „podaj niezwykłe metody zastosowania cegły"'1, „co by się stało, gdyby wszyscy ludzie nagle oślepli", „gdyby poziom oceanów obniżył się o dwa metry?". Nawet w tych prostych dywergencyjnych zagadnieniach osoby wysuwały wiele pomysłów, z których część była wartościowa, oryginalna i użyteczna. Tak na przykład kilka odpowie­dzi na temat utraty wzroku brzmiało: gdy to się stanie, wówczas jed­nostki dotychczas niewidome będą przywódcami.

Znaczna większość problemów z dziedziny techniki, architektury, mody, w których człowiek przekracza granice materialne, ma charak­ter dywergencyjny. Z tych samych klocków świata naturalnego można skonstruować różnorodne wartościowe wytwory. Wytwory te mogą pojawiać się równocześnie i wówczas mówimy o wiązce produktów:

istnieje wiele równie użytecznych telefonów komórkowych, mających jednak odmienną konstrukcję i obudowę. Często wytwory te powstają sukcesywnie i wówczas tworzą historyczną sekwencję. Warto byłoby prześledzić proces tworzenia urządzeń obliczeniowych, zaczynając od starożytnej tabliczki do zapisywania liczb, zwanej abakiem, do współ­czesnego komputera. Okazałoby się, że kolejne osiągnięcia są coraz bardziej doskonałe.

Rozwiązanie problemów dywergencyjnych - w przeciwieństwie do problemów konwergencyjnych - ocenia się za pomocą całej konstela­cji różnorodnych kryteriów, takich jak użyteczność praktyczna, sku­teczność, koszty, bezpieczeństwo, wygoda czy piękno. Aby wybrać najlepsze rozwiązanie, często trzeba „ważyć" jego zalety i wady, plusy i minusy. W pewnych przypadkach stosuje się „algebrę moralną" Franklina. Zdarza się, że kilka rozwiązań osiąga równie wysoki poziom i wówczas wybór jednego z nich staje się trud­ny lub niemożliwy. Tak dzieje się często w trakcie rozstrzygania kon­kursu architektonicznego.

Fakt, że problemy, znajdujące się w przestrzeni materialnej, charakteryzują się dywergencyjnością, w dużym stopniu zadecydował o kształ­cie naszej cywilizacji i kultury. Wpłynął na jej różnorodność. Dzięki temu powstają liczne urządzenia techniczne, liczne układy urbanistycz­ne, liczne tereny rekreacyjne, liczne towary konsumpcyjne, liczne leki na nadciśnienie o porównywalnej Jakości, które można przystosować do potrzeb, pragnień, preferencji, wierzeń religijnych i gustów każde­go człowieka. Już autorzy Koranu pisali, że Bóg stworzył nas różny­mi. Dywcrgencyjność pozwala zaspokoić powszechne różnice indywi­dualne, występujące między osobnikami homo sapiens. Dzięki niej życie staje się bardziej komfortowe, bardziej barwne, bardziej zmienne i bar­dziej nasycone wartościami estetycznymi. Decyduje ono o kondycji ludzkiej w czasie długim.

W ciągu mijającego wieku uczeni przeprowadzili wiele badań, któ­rych celem było odsłonięcie tajemnicy procesu rozwiązywania proble­mów, zarówno konwergencyjnych Jak i dywergencyjnych, zarówno otwartych jak i zamkniętych. Brałem udział w tej przygodzie. Mimo to chciałbym spojrzeć na te badania w sposób obiektywny, zdejmując okulary optymizmu. Wysiłki psychologów, socjologów czy pedagogów pozwoliły nam sformułować pewne prawa, rządzące procesem rozwią­zywania problemów i myśleniem twórczym- Udało się wyróżnić dwa poziomy myślenia: poziom strategiczny decydujący o ukierunkowaniu tego procesu. Na tym poziomie kluczową rolę odgrywają heurystyki, czyli ogólne zasady i reguły, które determinują przebieg czynności roz­wiązywania problemów i przekraczania granic. Można już dzisiaj krok po kroku opisać heurystyki, jakie twórca, na przykład P. Picasso, stoso­wał malując swoje arcydzieła. Poziom strate­giczny nawiguje procesem wykonawczym czyli wpływa na to jakie ele­mentarne operacje i w jakiej kolejności wykonuje umysł; myślę tu o porównywaniu, o abstrahowaniu, o tworzeniu skojarzeń, o analogii, o metaforach. Wykrycie tych poziomów to pewien krok naprzód w ro­zumieniu problemów konwergencyjnych i dywergencyjnych, w odsło­nięciu tajemnicy psychiki.

Znaczną rolę przypisuję również skonstruowaniu dwóch teorii twór­czości: teorii skokowej^ według której proces myślenia twórczego jest nieciągły; pomysły i idee pojawiają się nagle i dlatego występują zjawi­ska olśnienia i iluminacji. Błysk odkrycia możliwy jest dzięki pracy nieświadomej umysłu. Tymczasem teoria przyrostowa przyjmuje, że pro­ces twórczy składa się z serii małych kroków. Dzięki nim proces ten rozwija się i wzbogaca. W wyniku kolejnych „przyrostów" powstaje gotowy produkt. W tym procesie występują przerwy, pętle, powroty do faz poprzednich, co nie zmienia faktu, iż rozwiązywanie proble­mów i myślenie jest stopniowe. Bardziej przypomina ono nurt nizin­nej rzeki, niż rzekę górską pełną wodospadów.

Cenię te osiągnięcia, cenię pomysłowość psychologów, którzy ba­dali to, co wydawało się niezbadalne. Jednak nie opanowuje mnie duma, raczej - zaduma. Wiem bowiem, że w dalszym ciągu nie umiemy od­powiedzieć na fundamentalne pytanie, jak powstają w umyśle idee? Dopiero wiarygodną odpowiedź na nie uznam za wielki naukowy prze­łom, przełom na miarę transgresji typu H.

3. Rerum novarum cupides

Kunsztowny gmach cywilizacji i kultury zaczął powstawać, gdy czło­wiek dostrzegł problemy dywergencyjne w dziedzinie techniki i tech­nologii. Jako przykład wymienię Sumerów, lud starożytny, żyjący w po­łudniowej Mezopotamii w końcu czwartego i trzeciego tysiąclecia przed naszą erą. Stworzyli oni własną technikę i sztukę. W miastach-państwach zaczęli rozwijać zaawansowane urządzenia techniczne; na przykład wynaleźli koło, budowali pierwsze uzbrojone wozy. Osiągnęli szczyty doskonałości w rzemiośle usługowym i artystycznym. Produkowali fi­nezyjne przedmioty z brązu, miedzi i złota. Ich złota waza została uznana za najpiękniejszy przedmiot z metalu, jaki kiedykolwiek został wykonany przez człowieka.

W miarę upływu czasu historycznego różnorodność i poziom trans­gresji materialnych wzrastały, chociaż nie był to wzrost liniowy. W na­szych czasach stały się one dominujące. W krajach rozwiniętych zro­dziła się nowa świadomość, zgodnie z którą dla wynalazków technicznych nie ma granicy. Ludziom wydaje się, że jeśli coś nie ist­nieje, to tylko dlatego, iż nie próbowano jeszcze tego wykonać. Zro­dził się mit, iż technika i technologia, to jedyny kierunek rozwoju ludz­kości, co budzi zastrzeżenia humanistów.

Poza upowszechnianiem szkodliwej ideologii, prowadzi się liczne badania poświęcone technice i jej zastosowaniu w przemyśle, medycy­nie czy w kulturze. Pionierem ich jest P. Drucker, jeden z naj­wybitniejszych znawców teorii zarządzania i człowiek o renesansowej osobowości. Skoncentrował: się on na analizie rzeczywistych proble­mów dywergencyjnych, które zrodziły się w fabrykach, szpitalach czy instytucjach handlowych i które - w przypadku powodzenia - prowa­dziły do transgresji P lub H. Na ogół nie wymagały one twórczości przez duże T. Do ich rozstrzygnięcia wystarczały zdolności innowa­cyjnego i niekonwencjonalnego myślenia oraz działania.

Drucker - jako uczony - nie ograniczył się do powierzchniowego opisu wynalazków technicznych, ale starał się zgłębić ich siły napędo­we i motywacyjne. Jednak jego hipotezy na ten temat są - dla psycho­loga. - dość kontrowersyjne i dlatego w drugiej części książki poddam je bardziej przekonującej interpretacji.

Autor ten przyjął założenie, że prawdziwy przedsiębiorca i handlo­wiec dąży do zmiany, która oznacza postęp. Dlatego wykorzystuje każ­dą okazję, aby ją przeprowadzić. Taką okazją może być niespodziewa­ny sukces i niespodziewana porażka, procesy demograficzne i zmiana przekonań ludzi. Trzeba być systematycznym i bystrym obserwatorem naturalnego świata, aby wykryć w nim problemy dywergencyjne, pozwalające na przekroczenie granic dotychczasowych osiągnięć ma­terialnych.

Częstą okazją do wprowadzenia innowacji są nieoczekiwane zda­rzenia, takie jak niespodziewany sukces. Została ona wykorzystana przez firmę japońską Matsushita. W latach pięćdziesiątych należała ona do małych przedsiębiorstw, którego pracownicy mieli chyba poczucie niż­szości. W tym czasie kraj kwitnącej wiśni byt ubogi i dlatego panowała opinia, że sieć telewizyjna nie będzie się w nim szybko rozwijać. Tym­czasem kierownicy Matsushicy dostrzegli, że mimo wszystko telewizja może być jedynym oknem na świat dla japońskich rolników. O ile więk­sze firmy sprzedawały z trudem lepsze telewizory w eleganckich do­mach towarowych, Matsushita wyszedł bezpośrednio do mieszkań lu­dzi i sprzedawał je systemem domokrążnym, jak buty czy spodnie. Ten pomysł uznano za absurd. Jednak okazał się on skuteczny i Matsushita osiągnął wielki, nieoczekiwany sukces wśród ludności wiejskiej. Ten zaskakujący sukces pozwolił na ekspansję produkcji i na serię innowa­cji. Pracownicy firmy wzmocnili poczucie własnej wartości.

Ale również niespodziewana klęska stwarza okazję do innowacji tech­nicznych. Do historii przeszło niepowodzenie modelu samochodu Forda z 1957 r. zwanego Edsel. Model ten został perfekcyjnie zapla­nowany i wykonany. Konstruktorzy uwzględnili wszystko: i preferen­cje klientów, dotyczące komfortu, i wymogi bezpieczeństwa, i wszel­kie normy jakościowe. Jednak - mimo to - Edsel poniósł całkowite fiasko. Jednak ludzie Forda, zamiast obarczać winą nieracjonalnych klientów, zaczęli systematycznie poszukiwać przyczyny fiaska. Okazało się, że w ciągu poprzednich lat zmienił się „styl życia" młodej genera­cji, co należało wziąć pod uwagę. W efekcie, wkrótce ukazało się na rynku nowe rozwiązanie tego problemu dywergencyjnego - model Thunderbird, który uwzględniał nowy styl egzystencji i stał się najwięk­szym sukcesem amerykańskiego przemysłu samochodowego. Pracow­nicy Forda podnieśli głowy.

Zaproszeniem do twórczości są również tak zwane potrzeby procesu. Chociaż nazwa ta brzmi trochę tajemniczo, w zasadzie jest jasna. Pra­cownik - technik lub chirurg - wykonuje określoną pracę. W czasie rutynowych czynności spostrzega, że w procesie ich realizacji wystę­pują słabe ogniwa łańcucha, które obniżają wydajność. Zachodzi więc potrzeba wykonania „innowacji z marszu". Sprzedawca firmy farma­ceutycznej, W- Connor stwierdził, że w jednej z najpowszechniejszych operacji chirurgicznych, polegającej na usuwaniu starczej zaćmy, wy­stępuje jeden trudny moment. W pewnej fazie chirurg-okulista musi przeciąć wiązadełko, aby podwiązać naczynie krwionośne i w ten spo­sób zapobiec niebezpiecznemu krwawieniu. W. Connor wiedział, że już dawno wykryto enzym, rozpuszczający to wiązadełko. Ale nikt nie potrafił go przechowywać. Gdy wynalazca odkrył środek konserwują­cy ten enzym, słaby punkt operacji zaćmy został wyeliminowany. Obec­nie żaden chirurg nie wyobraża sobie operacji bez preparatu Connora (być może, iż ostatnio wynaleziono lepsze metody). Potrzeby procesu należą do najważniejszych sił napędowych transgresji technicznych. Wykonywane są często pod presją czasu; dlatego rodzą stres.

Doniosłym źródłem transgresji są indywidualne i zbiorowe zmiany w sposobie percepcji i oceny zjawisk. Jeśli jednostka, która dotychczas widziała, że naczynie jest do potowy pełne, spostrzeże nagle, iż jego potowa nie zawiera wody, to taki gestalt switch stanowi zaproszenie do postawienia pytania: jak Je zapełnić? Od roku 1960 - tak jak w wielu krajach - stan zdrowia Amerykanów ulegał szybkiej poprawie. Malała śmiertelność niemowląt, wydłużało się życie, wyleczalność chorych na raka zwiększała się. Prawie wszystkie wskaźniki zdrowotności pięły się w górę. Wbrew tym optymistycznym danym, społeczeństwo przeży­wało „zbiorową hipochondrię". Nigdy nie przejawiało tyle troski o zdrowie i o bezpieczeństwo osobiste. Wzrósł lęk związany z nowo­tworami, z chorobą wieńcową czy z cierpieniami Alzheimcra. Więk­szość mieszkańców tego kraju widziało tylko, że naczynie jest do po­łowy puste. Zrodziła się okazja, do sekwencji innowacji. Powstały czasopisma poświęcone trosce o zdrowie, które osiągnęły milionowe nakłady. Założono sieć sklepów ze zdrową żywnością- Wzrosła sprze­daż ziół. Na wielką skalę rozwinęła się produkcja sprzętu do uprawia­nia joggingu. Wszystko to stało się możliwe, dzięki temu, że - wbrew obiektywnym faktom - ludziom wydawało się, że ich stan zdrowia nie ulega poprawie, a nawet - pogarsza się.

Jednak koronne znaczenie w formułowaniu problemów dywergencyjnych w dziedzinie techniki i gospodarki mają oślizgnięcia naukowe, a więc wzrost wiedzy z różnych dziedzin, w tym również - wzrost wiadomości potocznych. Jednak droga od odkrycia naukowego do innowacji technicznej jest długa i kręta. Skonstruowanie nowoczesne­go komputera stało się możliwe, dzięki zastosowaniu wiedzy z róż­nych dziedzin. Dość przypomnieć, że teoria binarna, umożliwiająca wyrażenie każdej liczby za pomocą dwóch cyfr: jedynki i zera, znana już była w siedemnastym wieku. W roku 1906 skonstruowano diodę, stanowiącą podstawę elektroniki. W czasie pierwszej wojny światowej opracowano zasady programowania i opisano działanie sprzężenia zwrotnego. Już w roku 1918 dostępna była cała wiedza potrzebna do budowy komputera, ale pierwsza maszyna tego typu powstała dopiero w 1946 roku, dzięki genialnemu umysłowi von Neumanna. Powstała z trzydziestoletnim opóźnieniem, co jest normalne w transgresjach, opartych na wiedzy naukowej. Wiedza ta przypomina dobre wino, które dojrzewa przez lata.

Większość transgresji P i H, twórczych i ekspansywnych, które opi­sałem, zrodziła się w trakcie rozwiązywania problemów dywergencyjnych. W czasie pracy nad nimi sprawca-innowator przekraczał granice dotychczasowych osiągnięć technicznych czy gospodarczych i budo­wał sztuczny świat, którego budulcem było środowisko materialne. To dzięki dywergencyjności powstała i powstaje tak różnorodna cywiliza­cja techniczna.

4. Początki rzeczywistości wirtualnej

Niełatwo jest zaliczyć rzeczywistość wirtualną, zwaną również rze­czywistością sztuczną lub urojoną, do jednego z tradycyjnych czterech światów. W zasadzie znajduje się ona na ich skrzyżowaniu, chociaż niektórzy autorzy twierdzą, że nie należy do żadnego z nich, ale roz­szerza brzegi ludzkiego środowiska. Jeśli przedstawiam ją w tym roz­dziale, to czynię tak dlatego, że wiedza o rzeczywistości naturalnej staje się niezbędna do konstruowania rzeczywistości wirtualnej. Zgadzam się z Deręgowskim, że trzeba najpierw poznać rzeczy realne, aby tworzyć rzeczy urojone; chociaż zachodzi również zależność zwrotna.

Systematyczne badania z dziedziny psychologii i fizjologii pozwoli­ły zrozumieć, jak odbieramy wrażenia wzrokowe, słuchowe, dotyko­we. Pozwoliły również odkryć mechanizm powstawania fascynujących złudzeń wzrokowych i słuchowych, złudzeń geometrycznych i prze­strzennych. Jednym z nich było stwierdzenie, że człowiek, żyjący w na­turalnej przestrzeni trójwymiarowej wykazuje silną tendencję do kon­struowania trójwymiarowych doznań, nawet w otoczeniu bodźców dwuwymiarowych. Artyści - malarze wykorzystywali tę skłonność oka już w okresie starożytnym. Dowodem na to są malowidła ścienne, które znajdują się we Włoszech. Dzięki stosowaniu techniki nachylenia i zbież­ności linii przedstawione na nich domy wydają się trójwymiarowe.

Rozwój komputerów, powstanie technologii cybernetycznej i sto­sowanie metod symulacyjnych - których w tym miejscu nie opisuję -pozwoliły na dokonanie różnorodnych transgresji wirtualnych. Czło­wiek, wykorzystujący te osiągnięcia doznaje wrażenia, że przebywa w sztucznym, wykreowanym przez siebie świecie. Symulacja architek­toniczna pozwala poruszać się po dopiero zaprojektowanych pokojach, dobierać do nich umeblowanie, kolorystykę czy oświetlenie. Pokoje te jeszcze nie istnieją, ale właściciel przebywa w nich i wykorzystuje je do własnych celów. Wszystko to brzmi jak fantazja z .„Alicji w krainie cza­rów", ale nie ma nic wspólnego z czarami.

Jak dotychczas przestrzeń wirtualna opiera się przede wszystkim na zmyśle wzroku, częściowo - słuchu. Trudniej jest „omamić" dotyk czy węch. Pisze J. Deręgowski: „Stworzenie wirtualnego kota... jest łatwiej­sze, gdy spostrzegamy go tylko zmysłem wzroku. Tymczasem, ukształ­towanie kota dotykalnego wymaga wywołania złudzenia, że czujemy ciepło jego ciała, gładkość jego sierści, lekkie drganie, towarzyszące jego mruczeniu itd. Urzeczywistnienie tych celów to zadanie na następne stulecie. Chyba dopiero jutro, a może pojutrze, kot wirtualny będzie mógł zeskoczyć z naszych kolan i odejść majestatycznie powiewając ogonem".

Emergencja rzeczywistości wirtualnej już obecnie znalazła dość sze­rokie zastosowanie w praktyce naukowej i społecznej. Wykorzystuje się ją szczególnie w warunkach, gdy środowisko naturalne zawiera duży potencjał ryzyka, gdy jej badania są kosztowne, gdy pewne zjawiska bywają trudno dostępne. Stwarzając cyberprzestrzenie, urbaniści mają możliwość symulacji zjawisk, których nie znali wykorzystując tylko mapy, rysunki i własną wyobraźnię. Wykonuje się także symulacje lo­tów w symulatorach treningowych, co zwiększa poczucie bezpieczeń­stwa i zmniejsza koszty ekonomiczne. Osiągnięcia te w coraz większym stopniu służą medycynie, na przykład w leczeniu fobii. Przekraczają one również progi szkół, pomagając głownie w nauczaniu przedmio­tów ścisłych. W pewnych przypadkach psychologowie - chcąc dotrzy­mać kroku naukom ścisłym - wykorzystują je w czasie eksperymentów laboratoryjnych.

Pojawiają się poglądy, że rzeczywistość wirtualna stwarza nowe, trud­ne do przecenienia możliwości dla rozwoju osobowości i indywidual­ności ludzkiej. Według B. Woolteya, dzięki niej człowiek bę­dzie mógł zaprojektować takie warunki egzystencji, które najbardziej będą odpowiadać jego preferencjom, jego zdolnościom, jego stylom zachowania się. Ta przestrzeń wirtualna będzie zgodna z jego naturą i - jeśli przyjmiemy terminologię fenomenologiczną A. Masłowa - po­zwoli mu się samorealizować oraz rozwijać potencje twórcze.

Chociaż sądzę, że rzeczywistość ta istotnie może służyć indywidu­alności ludzkiej, to jednak nie przeceniałbym jej roli. Główne znacze­nie dla człowieka - tworu ewolucji biologicznej - zawsze będzie miał - jak dla Anteusza z mitologii greckiej - świat naturalny, jego twardość rzeczy i piękno kwiatów jabłoni. Te rzeczywiste zjawiska są niezbywalne i niezastępowame dla dobrobytu i dobrostanu, dla szczęścia i zdro­wia psychicznego. Nie wykluczam jednak, że poglądy te wynikają z mo­jego konserwatyzmu, konserwatyzmu człowieka mijającego wieku.

5. Zachowanie miary

Analizując transgresje materialne, a szczególnie innowacje technicz­ne, dochodzę do wniosku, że ich sprawcy przyjmują świadomie lub bezwiednie założenie o nieograniczoności przekraczania granic niezna­nego: zawsze można osiągnąć więcej, zawsze można wznieść się wyżej, zawsze można pójść dalej, zawsze można stać się doskonalszym. Zatem transgresyjność jest potencjalnie nieograniczona.

Te poglądy - na co zwrócił mi uwagę R. Stachowski - są często niebezpieczne i ryzykowne. Już autorzy Biblii zauważyli, że przekra­czanie pewnej miary powoduje nieobliczalne skutki: po potopie ludz­kość coraz bardziej oddalała się od Boga, łamiąc zakreślone przez Nie­go granice. Gigantyczna budowla, zwana Wieżą Babel, stanowi ucieleśnienie tych niezdrowych aspiracji. Pycha jej budowniczych zo­stała ukarana przez Stwórcę, który pomieszał Języki, co stało się powo­dem licznych nieszczęść.

Podobne poglądy wyraził I. Kant: „...wyobraźnia nie nadąża za postępem w nieskończoną dal, gdzie najdalszy świat ma zawsze jakiś dalszy. Najdalej wstecz doprowadzona przeszłość, ma jeszcze dalszą... Nawet najdalej naprzód posunięta przyszłość, posiada zawsze jeszcze jakąś inną przed sobą. Myśl nie nadąża za tym wyobrażeniem niezmierności i jak we śnie, w którym ktoś idzie daleką drogą ciągle i nieustan­nie naprzód, nie mogąc przewidzieć kresu, wszystko kończy się jakimś spadaniem czy zawrotem głowy". Te słowa pisał uczony w czasach, w których nieznane były podróże kosmiczne czy zabiegi klonowania.

Aby skończyć tę triadę, przytoczę jeszcze wypowiedź Niki Laudy o poziomie ryzyka w sporcie samochodowym: „Istnieje - mówił słyn­ny Fin - pewna granica naszych możliwości i wiadomo, że nic można szybciej... Wszystko, co jest poza nią, leży w polu katastrofy".

Przekroczenie tej miary może prowadzić nie tylko do zagrożenia życia jednostki, ale może być także niebezpieczne dla tendencji samo­zachowawczych gatunku. Miarą tą są transgresje sofrozyniczne (od greckiego słowa sophrosyne czyli zachowanie miary, powściągliwości, samokontroli). Sprawca, który idzie krok przed sobą, musi myśleć rów­nież o bezpieczeństwie i ochronie życia.

Powstaje jednak dylemat, na który zwrócił już uwagę poeta i myśli­ciel angielski, W. Blake, i nad którym zastanawiają się obecnie psycho­logowie, badający ludzkie decyzje. Aby dowiedzieć się, kiedy jest „do­syć", trzeba pójść dalej i wyjść poza to „dosyć", co może prowadzić do znacznych strat. Jak uniknąć tych strat? Ten problem - chyba dywergencyjny - nie został jeszcze rozwiązany.

Rozdział IV

ROZWIJANIE TEMATÓW W ŚWIECIE POZNAWCZYM (SYMBOLICZNYM)

l. Poza dostarczane informacje

Obok środowiska naturalnego, przypominającego gniazdo, które jest niezbędne dla organizmu biologicznego homo sapiens, człowiek roz­wija - szczególnie szybko w naszej epoce - świat poznawczy, zwany również światem symbolicznym, intelektualnym czy informacyjnym. Wielu autorów z niczym nie zmąconą pewnością wyraża pogląd, że współczesna cywilizacja ma strukturę informacyjną, w której główną rolę zaczynają odgrywać „pracownicy wiedzy", czyli kognitariusze. Do tej przeludnionej sfery aktywności zaliczamy takie dziedziny, jak na­ukę, filozofię, mitologię, literaturę, muzykę, film, publicystykę i wiele innych.

Metody, formy i procedury dokonywania transgresji w tym świecie znacznie różnią się od tych, które przedstawiłem w rozdziale III. Pro­blemy dywergencyjne ustąpiły miejsca problemom konwergencyjnym, dominującym w nauce. Jednocześnie w innych ważnych dziedzinach poznawczych, takich jak na przykład w pracy artystycznej, główną rolę odgrywa rozwijanie tematów. Improwizacja jazzowa nie polega na wysuwaniu pomysłów rozwiązania i na ich empirycznej weryfikacji, ale na rozbudowywaniu tematów i wprowadzaniu nowych motywów, zgodnie z doświadczeniem muzycznym zakodowanym w pamięci trwa­łej. Poziom i indywidualny styl improwizacji zależy w decydującym stopniu od umiejętności ekspresji osobowości twórczej wykonawcy. Pewni autorzy, jak na przykład N. Wiener, uważają, iż można przekra­czać granice osiągnięć poznawczych, prowadząc „grę z naturą", czyli z nieinteligentnym przeciwnikiem ale - jak dotychczas - nie doprowa­dziła ona do znaczących wyników.

W rozdziale tym skoncentruję swoją uwagę na transgresjach nauko­wych dokonywanych w czasie rozwiązywania problemów konwergencyjnych i na transgresjach artystycznych, które są możliwe w trakcie rozwijania tematów. O innych dziedzinach poznawczych, takich jak mity czy wizje urojeniowe, jedynie wspomnę.

2. Dominacja problemów konwergencyjnych w nauce

Nauka, od której w dużej mierze zależą losy jednostek i ludzkości, stalą się w mijającym wieku przedmiotem licznych badań i analiz spo­łeczności uczonych: historyków, psychologów, socjologów, pedagogów. Koncentrują się oni na czterech zagadnieniach, a więc na przebiegu procesu twórczego zachodzącego w trakcie transgresji H, jego wyni­kach, na roli osobowości uczonego i warunkach socjokulturowych.

Pewne dane wskazują, że transgresje twórcze i ekspansywne mają specyficzny przebieg w naukach „twardych", czyli - ścisłych i w na­ukach „miękkich", do których należą dziedziny społeczne oraz huma­nistyczne. W tych pierwszych sprawcy dokonują transgresji prawie wyłącznie w czasie rozwiązywania problemów konwergencyjnych, mających jedno i tylko Jedno rozwiązanie („prawda jest jedna"). Do największych osiągnięć naszego stulecia należy odkrycie dokonane przez J. Watsona i F. Cricka. Uczeni ci przez lata prowa­dzili badania nad strukturą molekuły kwasu dezoksyrybonukleinowe­go DNA, zasadniczego nośnika przekazu genetycznego, którego bu­dowa nie zmieniała się przez miliony lat i nie zmieni się- w dającej się przewidzieć przyszłości.

W pewnej fazie pracy wpadła im do głowy owocna myśl, że DNA ma strukturę spiralną, podobnie jak kręte schody w średniowiecznym zamku. Może utwierdziło ich w tym przekonanie to, iż twory natury są piękne i fascynujące.

Hipoteza o spiralnej strukturze DNA wyznaczała ogólny kierunek dalszych poszukiwań. Znaleźli właściwy trop i mimo krytycznych głosów kolegów, nic zmienili swoich poglądów. W następnych fazach pra­cy próbowali odpowiedzieć na pytanie, z ilu łańcuchów polinukleotydowych składa się ta spirala i jakie jest ich rozmieszczenie przestrzen­ne. Początkowo sądzili, iż DNA ma strukturę jednołańcuchową, ale pod wpływem wiarygodnych danych rentgenograficznych szybko od­rzucili tę hipotezę. Później sprawdzali łańcuchy trójspiralne, ale i one okazały się nieadekwatne. W końcu przyjęli dwułańcuchowy model cząsteczki DNA, zwany podwójną spiralą lub podwójnym heliksem.

Dalej należało ustalić, czy łańcuchy te łączą się za pomocą wiązań wodorowych czy też za pomocą oddziaływań jonowych. Rodziło się również pytanie, jakie są odległości między parami: adeniną - tyminą i gwaniną - cytozyną? A także - jak następuje replikacja DNA? Odpo­wiadając kolejno na te pytania sformułowali ostateczne - jedynie po­prawne rozwiązanie. Zbudowali globalny model DNA, mający kształt podwójnej spirali czy podwójnego heliksu.

Jak wykazują badania R. Weisberga, proces rozwiązywania tego pro­blemu konwergencyjnego był stosunkowo prosty. Nic występowały w nim „romantyczne zjawiska"; uczeni nie doznawali olśnień, ilumi­nacji, nieświadomych odkryć, szczytowych przeżyć A. Masłowa ani oce­anicznych emocji Z. Freuda. Składał się on z małych kroków, w któ­rych dominowało twórcze, ekspansywne i krytyczne myślenie, ukierunkowywane przez sekwencję efektywnych heurystyk. Uczeni ci wybierali kierunek poszukiwania, stawiali kolejne hipotezy i weryfiko­wali je przy pomocy empirycznych metod. Znaczną rolę w tym proce­sie odgrywały systematyczne dyskusje między członkami zespołu ba­dawczego, a także twarda rywalizacja z uczonymi amerykańskimi, a szczególnie z L. Paulingiem. Gra toczyła się o pierwszeństwo, o to, kto wyprzedzi innych w rozszyfrowaniu tajemnicy molekuł}' DNA. Konkurencja ta zwiększała motywację i wpływała na ambicję twórców. Badania wykazują, że dokonywanie transgresji H może mieć również inny przebieg.

Przypuszczam, że w naukach miękkich, do których należą przede wszystkim dyscypliny humanistyczne, można dokonywać transgresji twórczych i ekspansywnych w czasie rozwiązywania problemów dywergencyjnych. W filozofii, w historii, w teologii czy w pedagogice wie­dza jest miękka, niepewna i niedookreślona. Występują w nich proble­my, które dopuszczają wiele rozstrzygnięć. Praca naukowa polega przede wszystkim na interpretacji tekstów, takich jak powieści, rozpra­wy filozoficzne czy dysputy religijne- Badacz analizuje je, komentuje, konstruuje model wewnętrznej struktury zgodnie z przyjętym syste­mem wartości. Opisuje kontekst historyczny i kulturowy. Te proble­my dywergencyjne można ocenić według wiązki kryteriów takich, jak poprawność analizy, głębia Teoretyczna, oryginalność, ważność i pięk­no.

Poglądy te potwierdza długa historia badań filozoficznych nad Hamletem, o którym napisano tysiące książek i rozpraw. Królewicz duński zainteresował historyków literatury, psychoanalityków, a rów­nież - publicystów. Próbowali oni różnie analizować czyny Hamleta i innych bohaterów dramatu. Okazało się, że trafny jest pogląd, że Q}tot critid tot Hamletes. Powstało wiele interpretacji, które wzbogaciły wie­dze o epoce, o Szekspirze, o Hamlecie i o psychologicznych oraz spo­łecznych mechanizmach jego postępowania. Część tych interpretacji można uznać za poprawne, a w każdym razie dopuszczalne rozwiąza­nia problemu dywergencyjnego. Te transgresje H stały się składnikiem dziedzictwa kulturowego. Chociaż nauka - również psychologia - jest domeną konwergencyjności, w nielicznych dziedzinach - w dziedzi­nach miękkich - pewną rolę odgrywa dywergencyjność. Fakt, że po­glądy te nie są powszechnie akceptowane, nic zmienia stopnia mojej pewności dotyczącej ich trafności.

Psychologowie nie ograniczają się do badania wielkiej nauki, czyli rzeczywistych odkryć z dziedziny fizyki, biologii czy psychologii, ale również analizują myślenie zwykłych ludzi - inżynierów, studentów, uczniów i małych dzieci -w czasie rozwiązywania „małych problemów i paradoksów konwergencyjnych". W trakcie tych badań osoby prze­kraczają granice osobistych osiągnięć i dokonują transgresji P.

Jednym z najsłynniejszych zagadnień, które często ludzie rozwią­zują w laboratorium, jest problem zwany „cztery kropki". Chociaż pozornie wydaje się on łatwy, to jednak w rzeczywistości stwarza więk­szości osób trudności nie do pokonania. W każdym razie wymaga twór­czego lub innowacyjnego myślenia i silnej motywacji. Warto przypo­mnieć, że podobne zadania znalazłem w „Księdze Szkockiej", prowadzonej przez jednego z najwybitniejszych matematyków tego wieku, S. Banacha, który - obecnie zapomniany - był profesorem we Lwowie.

0x01 graphic

a) b)

Ryć- 4-1. Problem „cztery kropki" (a) i jego rozwiązanie (b)

Zadanie człowieka polegało na połączeniu za pomocą trzech linii prostych czterech kropek w ten sposób, aby nie odrywając długopisu od papieru powrócić do punktu wyjścia- Osoby nie wpadały na właści­wy pomysł. Trudność polegała na tym, iż traktowały one cztery kropki jako rogi kwadratu i próbowały rozwiązać zadanie, nic wychodząc poza jego pole. Takie błędne nastawienie i taki błędny kierunek poszukiwań prowadziły do niepowodzenia. Aby przełamać to nastawienie, które zrodziło się w wyniku uprzedniego doświadczenia, eksperymentator stosował celowe „podpowiedzi" i wskazówki heurystyczne, które na­prowadzały na właściwy kierunek. Tak na przykład osoby rozgrywały końcówki szachowe, w czasie których musiał}' wykonywać ruchy koni­kiem szachowym. Te proste zabiegi często pozwalały przełamać nie­właściwe nastawienie i dokonać transgresji P.

Badania laboratoryjne są niedoceniane w nauce. Traktuje się je jako rodzaj zabawy czy rozrywki. Tymczasem rzucają one światło nie tylko na sposób dokonywania transgresji P, ale również transgresji H. Wy­bór błędnego kierunku myślenia jest jednym z najczęstszych przyczyn niepowodzeń nie tylko w problemie „cztery kropki", ale również w pra­cy naukowej. Uczeni, którzy w czasie poszukiwania przestrzennej struk­tury molekuły DNA wybrali inną drogę niż J. Watson i F. Crick nie mieli szans dokonania odkrycia naukowego. Małe problemy laborato­ryjne ł wielkie problemy naukowe, transgresje P i transgresje H uzu­pełniają się. Zbliżają nas do prawdy. Psychotransgresjonizm docenia znaczenie tych badań.

3. Rozwijanie tematów w pracy artystycznej

„... ja w «Pornografia>> - pisał W. Gombrowicz w «Dzienniku» - nie tyle rozglądam się za tezami filozoficznymi, ile pragną wydobyć arty­styczne i psychologiczne możliwości tematu". Wybitny prozaik i do­ciekliwy badacz twórczości literackiej, nieprzypadkowo sformułował ten pogląd. Pisarz, kompozytor czy malarz nie tyle rozwiązują problemy dywergencyjne lub konwergencyjne, jak twierdzi większość psycholo­gów zachodnich, ile rozwija czy rozbudowuje tematy w trakcie pracy artystycznej. Rozwijając je w sposób nowy oraz twórczy, wychodzi poza granice dotychczasowych osiągnięć, zatem dokonuje transgresji H lub P, transgresji twórczej lub ekspansywnej. Rozwijanie tematów- może być też działaniem schematycznym, konwencjonalnym i nawykowym; takie są często wypracowania szkolne. Te ostatnie wytwory nie będą mnie interesować.

W przeciwieństwie do rozwiązywania problemów, o których wie­dza jest znaczna, wiadomości o przetwarzaniu tematów nie wychodzą poza doświadczenie potoczne. W tym miejscu chciałbym wymienić kilka różnic, jakie zachodzą między tymi metodami. Rozważania te - opar­te na tak kruchych podstawach - zawierają duże ryzyko poznawcze.

1. W trakcie rozwiązywania problemów sprawca przede wszystkim poszukuje odpowiedzi JAK? W jaki sposób skonstruować urządzenie techniczne? lak rozszerzyć zakres swojej władzy politycznej? Tymcza­sem, w rozwijaniu tematów na czoło wysuwa się pytanie CO? Czemu poświęcić akcję opowiadania? Kto ma być bohaterem cyklu obrazów malarskich? Na czym skoncentrować się w czasie pisania własnych pa­miętników? Przykładem wielowątkowego tematu-rzeki jest arcydzieło F. DostoJewskiego „Bracia Karamazow".

2. W myśleniu i działaniu człowieka zawsze występuje niepewności występuje ona również w problemach, tematach, grach. O ile sprawca parając się problemami, stara się ją zupełnie zredukować i sformuło­wać Jednoznaczny wynik końcowy, o tyle artysta ją wykorzystuje, prze­kształca, nadaje jej indywidualny wyraz. Często wprowadza do powieści czy pamiętnika opisy wieloznaczne, aluzje, niejasne symbole, czy me­tafory, które zwiększają wartość poznawczą i artystyczną utworów. Mo­delowanie niepewności występuje w „Królu Lirze" czy w „Weselu". Gdy­by w tych dramatach wszystko było jednoznaczne i pewne jak to często bywa w pracy naukowej, to nie pobudzałyby one wyobraźni widza, nie zmuszałyby go do samodzielnej interpretacji i byłyby nudne. Niepew­ność jest wrogiem uczonego i źródłem inspiracji artysty.

3. W ludzkim działaniu decydującą rolę odgrywają wiedza, infor­macje i dane. W trakcie rozwiązywania problemów sprawca korzysta z pamięci trwałej i z informacji płynących ze środowiska. Prowadząc badania laboratoryjne, obserwując dzieci w szkole czy badając chorych psychicznie, zdobywa dane niezbędne do działania. W rozwijaniu te­matów wiedza zawarta w pamięci trwałej jest na ogół ważniejsza niż dane płynące ze środowiska. W trakcie pisania utworów literackich, muzycznych czy w przygotowywaniu esejów człowiek korzysta przede wszystkim z doświadczenia zdobytego w przeszłości, z danych auto­biograficznych, ze wspomnień. Przeżycia z dzieciństwa pozwoliły A. Mickiewiczowi napisać „Pana Tadeusza". Tymczasem, w rozwiązy­waniu problemów, szczególnie naukowych, fundamentalne znaczenie - w większości sytuacji - odgrywają dane zdobyte w laboratorium, w szkole, klinice.

4. W przeciwieństwie do rozwiązywania problemów, które polega najczęściej na przeróbce obiektywnej wiedzy, w rozwijaniu tematów ważną rolę odgrywają emocje i wartości. W procesie transgresyjnym człowiek dokonuje ekspresji własnej osobowości i własnego ja. Włącza do niego osobiste wizje rzeczywistości, osobiste poglądy artystyczne i ideowe. Subiektywność dominuje nad obiektywnością.

5. Proces rozwiązywania problemów na ogół jest nieciągły: wystę­pują w nim etapy, przerwy, nagle odkrycia. Wielu autorów uważa, że składa się on z dwóch głównych faz: fazy generowania pomysłów roz­wiązywania i fazy ich weryfikacji. Przypuszczam, że rozwijanie tema­tów jest formą bardziej ciągłą. Myśli płyną swobodnie jak woda w rzece. Sprawca czasem odnosi wrażenie, że temat sam się rozwija i rozbudo­wuje. Ciągłość procesu powoduje, że wiele nawet najwybitniejszych dzieł powstaje w krótkim czasie.

Nie ma przepaści między omawianymi metodami. W trakcie rozwi­jania tematów mogą powstawać problemy, lingwistyczne, warsztato­we, ideowe. S. Lem musiał przerwać na pewien czas pisanie swojego najwybitniejszego dzieła „Solaris", ponieważ powstał problem z jego zakończeniem. Jednak tego typu trudności nie zmieniają poglądu, iż rozwijanie tematów jest suwerenną metodą dokonywania transgresji.

Jedną z ciekawych form artystycznego wyrazu są - amatorskie lub profesjonalne - improwizacje w dziedzinie muzyki, tańca czy poezji. Mają one kilka cech specyficznych. Wykonuje się je pod presją czasu;

nie ma możliwości poprawiania błędów. Adekwatna ich rejestracja po­zostawia dużo do życzenia, Dlatego często bywają źródłem stresu i fru­stracji. Mogą prowadzić do transgresji H lub P. Jednak czasem ich pro­dukty są banalne.

Do najbardziej interesujących należą improwizacje muzyczne. Wie­lu kompozytorów, że wymienię J.S. Bacha, W.A. Mozarta czy F. Lisz­ta, było wybitnymi ich twórcami. Niezwykły jest przypadek L. van Beethovena, który według znawców był bardziej błyskotliwym i ory­ginalnym improwizatorem niż kompozytorem; pod presją czasu umiał wy krzesać z siebie wszystko. Znani są także wybitni muzycy, którzy nie umieją tworzyć „na gorąco". Dane te potwierdzają pogląd, iż im­prowizacja wymaga specjalnych zdolności i dużej odporności na stres.

Johnson-Laird, który drobiazgowo badał improwizacje, szczególnie improwizacje jazzowe, uważa, iż opierają się one na dwóch filarach. Pierwszym z nich jest pamięć trwała, w której zakodowana została wiedza muzyczna człowieka, a przede wszystkim takie jej składniki jak sekwencje akordów według schematów charakterystycznych dla modern jazz lub jak ragi indyjskie. Wiedza ta jest świadoma. Człowiek wie, iż ją posiada. Może więc dyskutować z kolegami na jej temat. Ale nie wystarcza ona, aby osiągnąć sukcesy w improwizacji. Do tego potrze­bny jest drugi filar. Składa się on z zasad i reguł przetwarzania zasadni­czego tematu, wprowadzania do niego motywów itd. Na ogół muzyk mc w pełni zdaje sobie z nich sprawy; często nie umie ich zwerbalizo­wać, nie umie na ich temat rozmawiać. Należą do nich: zasada utrzymania harmonii między wybranym tematem a improwizowaną melodią, za­sada wprowadzania zmian wariacyjnych, zasada zachowania własnego stylu muzycznego, zasada minimalizacji obciążenia pamięci. Ponieważ nie są one w pełni uświadamiane, badanie ich przez psychologa graniczy ze sztuką,

Przystępując do gry improwizator wybiera temat, który jest określoną sekwencją akordów, znamiennych dla modern jazz. Następnie zgodnie z wymienionymi zasadami stara się go rozwinąć. Ta podstawowa se­kwencja muzyczna bywa na ogół powtarzana wielokrotnie w czasie wykonywania utworu. Muzyka tworzona „na gorąco" może okazać się nowa i wartościowa, może przekraczać dotychczasowe granice osiągnięć, może więc stać transgresją H i wzbogacić dziedzictwo kulturowe. Jednak większość improwizacji - szczególnie amatorów - ma tylko znaczenie osobiste i - jako transgresje P - zostają skazane na zapomnienie.

Chyba najbardziej owocne są badania i interpretacje procesu rozwi­jania tematu w dziedzinie literatury. Przedmiotem powieści M. Pro-usta „W poszukiwaniu straconego czasu" stała się podróż w czasie. T- Boy-Żeleński pisał: „...prawdziwym bohaterem dzieła Prousta jest Czas; czas, który jest współczynnikiem wszystkich osób, współ­autorem wszystkich zdarzeń; czas, który Proust nazywa czwartym wy­miarem. Każda z figur przeżywa na kartach powieści lat kilkanaście, czasem kilkadziesiąt; w przeciwieństwie do Balzaca, który wydobywa z każdej postaci zwłaszcza to, co w charakterze człowieka jest stałe i nie­zmienne, Proust dąży do oddania nieustannej płynności stanów duszy, pozornych niekonsekwencji charakteru, określonych bardziej złożony­mi, ale niemniej konkretnymi prawami. Dochodzi do paradoksu w go­towaniu nam niespodzianek; robi sobie po trosze zabawę z tego, aby wszystko się działo inaczej, niżby można przypuszczać".

Ten niezwykły utwór pisany jest w formie pamiętnika. W czasie jego tworzenia autor czerpie wiedzę ze zdumiewającej pamięci trwałej, z in­formacji autobiograficznej i ze wspomnień. Zakodował w niej spotka­nia z kobietami i mężczyznami, zapisał niepowtarzalne stosunki mię­dzyludzkie, obyczaje i anegdoty. Dokumentował zdarzenia na wszelkie sposoby. Chociaż obserwował przede wszystkim kigh lifr to jego pa­sją stały się rozmowy ze zwykłymi ludźmi, z ludźmi z dołów społecz­nych: ze służbą, z kelnerami, kwiaciarkami- Interesował się ukrytymi mechanizmami ich osobowości. Najwyżej cenił powszechność, codzien­ność, pospolitość, a więc działania ochronne prostych ludzi. Zakodo­wał w pamięci trwałej oceaniczną wiedzę. W trakcie pisania powieści mógł więc prawie całkowicie odciąć się od świata. W jego przypadku prawdziwe staje się twierdzenie, że „pisarz, to pamięć pisarza".

Ten gigantyczny materiał - głównie wspomnieniowy - Proust prze­twarzał w czasie pisania siedmiotomowego utworu. Rozwijając temat stosował unikatowe, niepowtarzalne reguły, zasady i standardy artystycz­ne oraz ideowe. Miały one charakter heurystyczny. Ograniczę się do wymienienia kilkunastu z nich. Ponieważ głównym bohaterem utwo­ru był czas, autor stworzył nowatorskie zasady jego opisu: łamał w spo­sób zaskakujący chronologię i jego liniowy przebieg. W dziele inaczej płynie „czas długi", mierzący epoki niż „czas krótki", czas chwil, mo­mentów. Odkrycie tej różnicy uważam za jedną z najważniejszych trans­gresji cemporalnych w całym utworze.

Wymyślił nieznane formy przedstawiania tak zużytych tematów jak miłość. Rozwinął nowe metody kompozycji wielopłaszczyznowej, płyn­nej, niepowtarzalnej i szczegółowej w sposób krańcowy; zgodnie z nią opis podwieczorka u jednej z dam zajmuje prawic pół tomu.

Zaakceptował standard doskonałości tekstu. Gdy nie udało mu się go osiągnąć ciągle poprawiał utwór, ciągle go pogłębiał, ciągle wklejał nowe kartki do rękopisu. Nanosił zasadnicze poprawki już w drukarni. Po tych zmianach pewne fragmenty rękopisu zwiększyły się kilkakrot­nie. Nie jestem w stanic powiedzieć, czy stosował wymienione zasady, reguły i standardy świadomie.

Dzięki gigantycznym zasobom pamięci, dzięki wysokiemu pozio­mowi myślenia twórczego i analitycznego, dzięki pracy nad nowymi technikami pisania powieści, rozwinął temat utraconego czasu. Doko­nał transgresji H, która chyba na trwałe weszła do zachodniej kultury.

4. Mity zbiorowe i osobiste

Mity stały się nieusuwalnym składnikiem kultury danej zbiorowości i indywidualnej biografii. Bez nich kultura zamiera oraz ubożeje oso­bowość jednostki. Miłość, w którą nie są uwikła­ne wątki mityczne, legendy i iluzje na temat osoby kochanej, staje się miłością nieautentyczną. Zdawał sobie z tego sprawę K.K. Baczyński, który intencjonalnie mityzował swoją poezję i dzięki temu napisał m.in. najpiękniejszy polski erotyk „Biała magia". Wbrew potocznej opinii mity występują również w nauce. Pewne przeświadczenia, przyjmowane przez uczonych, takie jak wiara w potęgę rozumu i we wszechmoc nauki, wyrastają z korzeni mitycznych.

Jakie są charakterystyczne cechy mitu? W przeciwieństwie do wie­dz)' dyskursywnej, ich fabuła jest odrealniona, nieracjonalna, niedookre­ślona i ponadczasowa. Dominują w nich elementy fantastyczne, alegoryczne i iluzoryczne. Charakteryzują się ujęciem globalnym. Nie pod­legają dychotomii „prawda - fałsz". Można je oceniać jedynie w kate­goriach „wiara - zwątpienie". Pewne zbiorowości wierzą w mit Ojczyzny lub w mit Synczyzny, inne odnoszą się do nich sceptycznie. Są one często nośnikami nowych wartości, które mają formę absolut­ną, bezwarunkową i trwałą. Dobra przemijające, względne, przypad­kowe znajdują się poza obszarem zajmowanym przez ten składnik kul­tury. Interesujące, że fabuła mitu jest spolaryzowana: występują w nim osoby czy zjawiska absolutnie dobre i absolutnie złe, co tak kontrastu­je z empirycznym doświadczeniem. Ponadto mity są ściśle związane ze sferą afektywną człowieka. O ile sądy naukowe można nazwać zim­nymi, to mity należą do przekonań gorących. Wywołują one uczucia pozytywne lub negatywne.

Dlaczego człowiek - podmiot w dużym stopniu rozumny i racjo­nalny - tak powszechnie generuje mity i włącza je do własnej kultury oraz do własnej osobowości? Dlaczego „zamieszkuje z nimi"? Odpo­wiedź na nie jest wielowymiarowa. Przede wszystkim zaspokajają one potrzebę rozumienia świata. Odsłaniają tajemnice, których nie umie rozjaśnić nauka czy filozofia. Mają określoną wartość poznawczą. Mit o Anteuszu, o którym wspomniałem, a który przy zetknięciu ze swoją matką ziemią odzyskiwał pełen zasób sił, wskazuje, jak ważne w egzy­stencji człowieka są jego korzenie - rodzina, solidarność z innymi, zie­mia ojczysta. Ponadto mity, szczególnie te, które Platon nazywał bu­dującymi, stanowią często siłę napędową ludzkich czynów ochronnych i transgresywnych. Wiara w możliwość kontroli zdarzeń zewnętrznych, przekonanie, że szczęście jest zawsze po naszej stronie, że mamy do spełnienia ważne posłannictwo, wszystko to zwiększa motywację. D. Beli napisał, że w każdym działaniu człowieka uwikłane są przekonania mityczne i iluzoryczne.

Jednak mity - co oczywiste - mogą również odegrać destruktywną rolę w życiu zbiorowości i w życiu Jednostki. Obniżają one wartość prawdy obiektywnej i marginalizują refleksję krytyczną. Wyzwalają ir­racjonalne siły. Mity: hegemonistyczne, walki klasowej czy świetlanej przyszłości mogą prowadzić prostą drogą do tragedii. Poglądy te po­twierdza historia totalitaryzmów. Człowiek dojrzały poznawczo i spo­łecznie umie wykorzystać mity budujące i sprawować kontrolę nad mitami niszczącymi.

Z punktu widzenia psychologa, zajmującego się zachowaniem jed­nostek, szczególne znaczenie mają mity osobiste, które stanowią ele­ment osobowości. Stały się one przedmiotem nielicznych badań. Jed­no z najbardziej owocnych badań przeprowadził A- Greenwald. Wykazał on, że w biografii jednostki znajdują się różne mity, legendy, iluzje i skrzywienia, które ją deformują. W krańcowych przypadkach człowiek nawet fabrykuje korzystne sądy o sobie, o swoich najbliższych i o swojej instytucji. Wszystko to powoduje mitologizację życiorysu. Staje się więc on tendencyjnym historykiem.

Jedną z ważniejszych iluzji jest złudzenie egocentryczności. Ulegając mu, ludzie przypisują sobie niezwykłe osiągnięcia społeczne, militar­ne, kulturowe. Przeceniają swoją rolę w inicjowaniu, kierowaniu i prze­biegu działań transgresyjnych i ochronnych, w których byli zwykłymi pionkami. Czasem całkowicie fabrykują epizody z osobistej biografii:

przypisują sobie rolę konkwistadora, kroczącego od zwycięstwa do zwycięstwa. Nagi uważa się za pogromcę lwa. Takie egocentryczne zachowania były typowe dla politycznej elity działaczy komunistycz­nych. Głównym celem tych dewiacji jest potwierdzanie i wzrost wła­snej wartości, czyli - mówiąc potocznie - dowartościowanie siebie.

Drugim złudzeniem, które ściśle wiąże się z egocentrycznością, bywa benefektancja. Ludzkie czyny prowadzą do wyników pozytywnych lub negatywnych: kończą się sukcesem lub klęską. Wyniki te zależą zarów­no od wpływów zewnętrznych, jak i wewnętrznych. Benefektancja polega na tym, że jednostka ocenia siebie jako osobę odpowiedzialną za skutki pozytywne, które tworzą pożądane wartości, i jednocześnie zrzeka się odpowiedzialności za niepowodzenia. Mówiąc inaczej - przy­pisuje sukcesom atrybucję wewnętrzną, a klęskom atrybucję zewnętrz­ną. Zatem: „sukces to ja, niepowodzenie to inni"'. Iluzja, że ja pomna­żam tylko dobro, podnosi wartość własnej osoby w porównaniu z grupą. Jest to więc także specyficznym odchyleniem egocentrycznym.

Człowiek często buduje mity i ulega złudzeniom w sytuacji trud­nej. Choroba, stres, niepowodzenia zawodowe czy kryzys egzysten­cjalny pobudzają motywację do takich zachowań. Dzięki dowartościo­waniu siebie, dzięki wierze, iż jednostka kontroluje zdarzenia niekontrolowalne, łatwiej jej znosić przeciwności losu. Jednak pełnią one pozytywną rolę tak długo, jak długo człowiek nie zostanie spęta­ny mitami, legendami i iluzjami. Gdy zaczynają dominować w jego życiu, wówczas dochodzą do głosu siły irracjonalne, wówczas podej­muje nieprzemyślane działania, czasem działania skierowane przeciw sobie. W takiej sytuacji mogą wystąpić zmiany patologiczne.

Brak mi dostatecznej wiedzy historycznej, aby wypowiadać się na temat genezy mitów zbiorowych, które stały się niezbywalnym skład­nikiem kultury. Przypuszczam jednak, iż mity', legendy i iluzje osobiste, będące głównie transgresjami typu P, powstały - podobnie jak amator­skie prace artystyczne - w trakcie rozwijania tematów przez jednostki.

5. Wizje urojeniowe

Nie tylko ludzie normalni oraz zdrowi przekraczają siebie i doko­nują transgresji, działania takie nie są obce chorym psychicznie - psychotykom, psychopatom, neurotykom. Do najważniejszych transgresji psychopatologicznych należą: twórczość plastyczna, często typu H, i twórczość literacka, idee nadwartościowe i urojenia. Urojenia, na któ­rych skoncentruje swoją uwagę, występują w wielu jednostkach cho­robowych, takich jak schizofrenia, paranoja czy psychoza maniakalno-depresyjna. Szczególnie interesujące są wizje urojeniowe występujące w schizofrenii, należącej do najcięższych chorób psychicznych. W domu bez klamek można nie tylko zetknąć się z cierpieniem człowieka, ale również z transgresjami twórczymi i ekspansywnymi, które są tak ważne, że nie można ich całkowicie pominąć.

Tematyka wizji urojeniowych jest często bardzo ogólna i wszech­ogarniająca, jakby oceaniczna. Dotyczą one zagadnień oniologicznych, metafizycznych, eschatologicznych i epistemologicznych. Chorzy - szczególnie schizofrenicy - budują systemy parafilozoficzne; ich tre­ścią bywa często istota bytu, koncepcja społeczeństwa i jednostki. Obejmują one również sprawy ostateczne, takie Jak początek i koniec świata czy cel życia. Określają także miejsce chorego w złożonej i groź­nej rzeczywistości oraz metarzeczywistości. Wszechświat jest kierowa­ny przez tajemnicze siły astralne i nadprzyrodzone. Nierzadko chory poszukuje mocy napędowych rzeczywistych procesów w zdobyczach nowoczesnej techniki, takich jak energia atomowa czy lasery. W tym zagmatwanym świecie schizofrenik zajmuje centralną pozycję. Sądzi, iż jego czyny mogą ocalić ludzkość i obronić ją przed jakimiś wydu­manymi zagrożeniami.

Ważne miejsce w takim ogólnym systemie myślenia zajmują prze­konania dotyczące otoczenia społecznego. Chory tworzy sobie mapę poznawczą, którą N. Cameron nazywa paranoidalną pseudo-społecznością. Społeczność ta składa się zarówno z realnych, jak i uro­jonych jednostek oraz instytucji. Obok rodziców czy wielkich osobi­stości współczesnych, występują w niej osoby, zbiorowości i organizacje stworzone przez schizofrenika. Społeczność ta jest na ogół wroga wobec chorego, ale dla niego zrozumiała. O ile obraz świata społecznego człowieka normalnego tworzą realne rzeczy, osoby, instytucje, o tyle pseudospołeczność stanowi ekspresje i projekcje własnych konfliktów, kompleksów, postaw czy emocji. Jest wyrazem mitycznego i iluzorycz­nego myślenia, które często zawiera elementy twórcze t innowacyjne, które bywają również przesycone wartościami estetycznymi.

Takie wizje urojeniowe, mimo ich różnorodności, mają kitka cech wspólnych, które odróżniają Je od systemów filozoficznych i wiedzy potocznej. Jak już powiedziałem, są one egocentryczne, w których ich sprawca odgrywa wyróżnioną rolę. To od jego heroicznych i mesjanistycznych czynów zależą losy jednostki, zbiorowości i całej ludzkości. Chce wprowadzić niezbędne reformy, chce ostrzec ludzi przed grożą­cymi im niebezpieczeństwami. Jednak nie działa samodzielnie. Z re­guły jest jedynie narzędziem w rękach potężnych sił przyrody. Pełni więc rolę wykonawcy, a nie promotora,

Wizje urojeniowe są w dużej mierze autystyczne. W większym stop­niu zależą od własnych konfliktów i stanów lękowych, od urojeń prze­śladowczych i wielkościowych niż od struktury realnego świata. Od­krywają prawdę wewnętrzną chorego, a nie prawdę obiektywną. Stopień nasycenia autyzmem zależy od rodzaju zaburzeń psychicznych.

Wizje te mają na ogół formę prospektywną. Obok twierdzeń doty­czących teraźniejszości, zawierają pomysł)' reformatorskie, skierowane ku przyszłości. Chory projektuje idealne, całkowicie utopijne społeczeń­stwo i w przyszłości zamierza je urzeczywistnić. Ze względu na ten prospektywny charakter urojeń, można je nazwać systemem ...turologicznym; przypominają wypaczony utwór SF.

Wreszcie wizje te charakteryzują się krańcową sztywnością. Wyka­zują niezwykłą odporność na argumenty- Oczywiste fakty czy niezbite dowody nie są w stanic ich zmienić. Rozwijają się poza sferą zwątpie­nia i sceptyzmu. Każda krytyka czy próba perswazji tylko rozdrażniają chorego. Wywołują gniew i agresję.

Wizje urojeniowe należą do najważniejszych symptomów chorób psychicznych, takich jak schizofrenia. Zaburzają one normalne stosun­ki z otoczeniem społecznym: z ludźmi i instytucjami publicznymi. Są przyczyną nieprzystosowania. Z tego punktu widzenia można je na­zwać transgresjami destruktywnymi. Jednak spojrzenie to grzeszy jed­nostronnością.

Dzięki wizjom urojeniowym, a także ideom nadwartościowym i fan­tazjom, świat chorego - dotychczas chaotyczny i ciemny - staje się bardziej przejrzysty i zrozumiały. Dziwaczne wizje rzeczywistości, w które jednostka bezgranicznie wierz}', pozwalają orientować się w oto­czeniu. Tak więc paranoiczna pseudospołeczność nadaje subiektywny sens zdarzeniom i ludziom. Dlatego też chory - po stworzeniu jej -odczuwa pewną ulgę.

Struktury urojeniowe współdecydują o stosunku chorego do grup społecznych, jednostek i samego siebie. Pozwalają dostrzec wartości pozytywne i negatywne. Przekonania prześladowcze odsłaniają groźne rejony otoczenia- Przekonania zaś wielkościowe potwierdzają poczu­cie własnej wartości. Oceny te wychodzą poza empiryczną realność, a jednak są ważne dla chorego. Wreszcie, pacjent próbuje zrealizować swoje urojone i utopijne wizje, stara się zmienić role projektanta w role sprawcy. Zadanie to przekracza jego możliwości i wywołuje konflikty' z otoczeniem ludzi normalnych, z lekarzami, rodziną, kolegami.

Wizje urojeniowe - przynajmniej niektóre z nich - są osobliwymi transgresjami innowacyjnymi lub ekspansywnymi. Szczególnie do tej kategorii należą systemy parafilozoficzne. Nie wzbudzają większego zainteresowania badaczy, dlatego wiedza o nich jest nader uboga. Można tylko sformułować pewne hipotezy. Działanie chorego psychicz­nie chyba bardziej przypomina artystę niż uczonego czy wynalazcę. Dlatego też sądzę, że wizje urojeniowe, a także obrazy malarskie i utwory literackie, powstają raczej dzięki rozwijaniu tematów niż roz­wiązywaniu problemów.

Te wytwory ludzi chorych pozwolą w przyszłości lepiej zrozumieć zachowanie człowieka i dlatego leżą na szlaku zainteresowania psychotransgresjonizmu.

Rozdział V GRY W ŚWIECIE SPOŁECZNYM

l. Na szachownicy czy w sieci

Chociaż w każdym środowisku inni ludzie -jako obserwatorzy czy sprawcy - odgrywają pewną rolę, to jednak w świecie społecznym ich znaczenie staje się pierwszoplanowe. Szkoła może się utrzymać bez dostatecznych środków finansowych, ale bez nauczycieli i uczniów upada; może pozostać po niej tylko szyld. W tym świecie człowiek znajduje się zawsze wśród ludzi swoich i obcych, którzy z nim rywali­zują lub współpracują, którzy przed nim otwierają lub zatrzaskują drzwi ich mieszkań. Działa dla nich lub przeciw nim. Jest członkiem malej grupy lub wielkiej wspólnoty.

Świat społeczny, świat zbiorowości, gęstych więzi międzyludzkich i publicznych instytucji można różnorodnie interpretować, można przedstawiać go za pomocą wielu modeli formalnych i jakościowych. Od czasów von Neumanna chyba najczęściej ujmowano go w katego­riach. Pragmatycy rozciągnęli tę kategorię na sytuacje ekonomiczne i militarne, polityczne i językowe, badawcze i kulturowe. W ten sposób próbowano - jak pisze J. Tischner - rozwikłać również tajemnicę zbawienia. Ludzie toczą gry na wielką skale, na matrycy historycznej, na której powstają konflikty między kontynentami i na skalę małą, a więc w małżeń­stwie, na przyjęciach czy podczas psychoterapii.

Zgodnie z tym sposobem myślenia, w grze zawsze występują prze­ciwnicy, zwani też konkurentami. Między nimi powstaje konflikt o róż­nym stopniu nasilenia. Posiadają oni zbiór strategii, przy których pomocy starają się rozstrzygnąć go na swoją korzyść i zdobyć określone dobra, zwane wypłatą. W grach o sumie zerowej, zwanych również zamkniętymi, dążą do sprzecznych celów typu A i nie-A. Do nich na­leżą szachy. Tymczasem, w czasie rozgrywki o sumie niezerowej, zwa­nej otwartą starają się osiągnąć cele częściowo niezgodne typu A i B. Tak dzieje się w sporach małżeńskich. Nieusuwalną cechą gry są regu­ły zewnętrzne wynikające z umowy, takie jak reguły prakseologiczne, prawne, moralne.

W takim ujęciu świat społeczny przypomina wielką szachownicę, na której toczą się gry lokalne i globalne, dwuosobowe i wieloosobowe. Model gry ma jednak ograniczone zastosowanie. Za jego pomocą trud­no byłoby interpretować najbardziej głębokie sprawy ludzkie, że wy­mienię tylko sztukę, transcendencję czy miłość. Niemniej w wielu sy­tuacjach codziennych pozwala on zrozumieć ludzkie zachowania się.

Ale świat społeczny da się przedstawić również w inny sposób. Można go ująć w kategoriach sieci. Ostatnio rozpala wyobraźnię kon­cepcja M. Castellsa, który domaga się zastąpienia kategorii społeczeń­stwa wizją network. Nie wchodząc głębiej w te zagadnienia, przypo­mnę, iż sieci są rozpowszechnione w różnych dziedzinach życia, że wymienię sieci neuronalne, sieci osobowości, sieci techniczne, sieci in­stytucjonalne (por. Powoli, Smith-Doerr, 1994). W tym modelu wę­zły reprezentują osoby, grupy, instytucje, a relacje - wzajemne między nimi powiązania. Dzięki tym powiązaniom można rozwiązać problem, można rozwinąć temat czy można wykonać działanie nawykowe, któ­rego nie jest zdolny urzeczywistnić pojedynczy składnik całej sieci. Zsieciowane instytucje mogą wspólnie produkować innowacyjne to­wary, dotychczas niedostępne na rynku.

Przewiduję, że w przyszłości modele sieci społecznych odegrają znaczną rolę w interpretacji ludzkiego świata. Ułatwią one również skuteczne wykonywanie działań transgresyjnych, Jednak nie są one pozbawione słabych punktów, Pozwalają trafnie opisać struktury spo­łeczne, ale mają trudności w ujęciu ich dynamiki. Z tego punktu wi­dzenia gra wydaje się odpowiedniejszą metodą. Dlatego też będzie ona dominować w tym rozdziale, chociaż rozpocznę go od najważniejszej sprawy ludzkiej, która wychodzi poza modele szachownicy i sieci.

2. Miłość przekracza granice

Należy do najtrudniejszych problemów badawczych- Niewielu uczo­nych - biologów, psychologów, lekarzy - czyni ją przedmiotem swo­ich analiz. Boją się oni, że zamiast poznać to wyższe uczucie, dokona­ją jego profanacji. Ktoś powiedział, że miłość ludzka do pewnego stopnia przypomina cień, na który można wskazać palcem, ale którego nie sposób uchwycić i pojąć. W każdym razie teoria gier, analizująca więzi interpersonalne w terminach graczy, strategii, niepewności, ryzyka i macierzy wypłat, nie pozwala w pełni opisać i wyjaśnić tego uczucia. Zgodnie z tym pesymistyczym poglądem racjonalne badanie miłości mi­ja się z celem. Powinna ona pozostać sprawą serca, a nie rozumu. Cóż nowego może powiedzieć uczony na jej temat, czego nie znajdziemy w arcydziełach G. Flauberta „Pani Bovary" i L. Tołstoja „Anna Karenina"? Prawdopodobnie większość ludzi odpowie na to pytanie negatywnie.

Nie wszyscy psychologowie zgadzają się z tym sceptycznym poglą­dem. Prace takich uczonych jak E. Fromm, R. Sternberg czy B. Wojciszke wskazują, iż badania naukowe pozwalają wyjść poza wiedzę potoczną o miłości, pozwalają sformułować szereg hipo­tez, które w przyszłości można będzie weryfikować za pomocą bar­dziej doskonałych metod.

W tym miejscu sformułuję kilkanaście „miękkich" twierdzeń na te­mat miłości transgresyjnej, miłości, która przyjmuje nowe, często wy­ższe i dojrzalsze formy, która staje się bardziej ludzka.

l. Od miłości iluzorycznej do rzeczywistej. Ludzie często ulegają złu­dzeniu miłości. Deklarują swoje pozytywne uczucia, swoje przywiąza­nie, swój szacunek i swoją gotowość niesienia pomocy partnerowi, rodzinie czy narodowi. W rzeczywistości nie wykazują zainteresowa­nia innymi, często próbują nimi manipulować. Doznają więc iluzji miłości. Iluzja ta potwierdza potrzebę własnej wartości i może być le­karstwem na wszystkie nie rozwiązane problemy psychologiczne. Przy­toczę krańcowy, wstrząsający przykład. F. Dzierżyński, jeden z organi­zatorów czerwonego terroru, napisał: „Chciałbym objąć swoją miłością całą ludzkość, ogrzać ją, oczyścić z całego brudu współczesnego ży­cia... Często, często wydaje mi się, iż nawet matka nie kocha dzieci tak gorąco jak Ja...". Iluzoryczna miłość najczę­ściej występuje w bardziej łagodnej formie.

Gdy jednostka przekroczy granice złudzeń i pozorów, gdy nawiąże rzeczywiste intymne związki z innymi, gdy zapragnie zjednoczenia i dzielenia się dobrami z partnerem, grupą rówieśników czy narodem, wówczas możemy mówić o transgresji osobistej w sferze miłości. Mi­łość nasycona złudzeniami staje się miłością rzeczywistą.

2. Od miłości biernej do aktywnej. Często miłość do partnera-, ro­dziny, kolegów czy zwierząt ma charakter pasywny. Ogranicza się ona do konstelacji prawdziwych uczuć pozytywnych, takich jak radość, za­dowolenie, duma, nadzieja oraz do emocji negatywnych, do bólu, nie­pokoju, zazdrości. Emocjom tym towarzyszą czasem myśli o osobie kochanej, wspomnienia wspólnych rozmów i marzenia na jawie. Ale te wewnętrzne uczucia i te wewnętrzne myśli nie wiążą się z jakimkol­wiek działaniem, takim jak poszukiwanie bliskości, jak dbałość o do­bro partnera, jak wsparcie duchowe i materialne, jak udzielanie pomo­cy w chwili zagrożenia fizycznego i społecznego. To typowa miłość bierna, miłość przez szybę.

Przypuszczam, że w naszych czasach stała się ona zjawiskiem czę­stym. Człowiek szczerze kocha bliźniego, darzy go szacunkiem, ale jednocześnie w chwilach trudnych nie odwiedzi go w szpitalu, nie wspomoże duchowo i materialnie. U progu dwudziestego pierwszego wieku wielu polityków, intelektualistów i duchownych pisze o „cywili­zacji miłości" w świecie ogołoconym z miłości. Tym gorącym i mą­drym słowom nie towarzyszą żadne czyny. Budowniczy tej cywilizacji nie położyli jeszcze ani jednego bloku kamiennego.

W tym przypadku transgresja polega na tym, że człowiek przecho­dzi od wewnętrznych emocji, wyrazów szacunku i myśli do poszuki­wania bliskości z partnerem, do udzielania mu pomocy i wsparcia, do obrony go przed zagrożeniami i niebezpieczeństwami. Dzięki temu miłość staje się pełniejsza i dojrzalsza. Przekroczenie tej granicy jest nader trudne.

3. Od miłości typu D do typu B. Podział ten upowszechnił A. Maslow. Miłość typu D, czyli miłość braku, działa podobnie Jak potrzeba pokarmowa. W pewnym czasie jednostka od­czuwa „głód" miłości. Poszukuje więc partnera, który go zaspokoi. Wyjeżdża do rodziny, która wywołuje pozytywne emocje, z którą wza­jemnie dzieli się radościami i troskami, od której otrzymuje duchowe i materialne wsparcie. Czasem jednostce tej wystarczy przeglądanie albumu rodzinnego. Po zaspokojeniu głodu przerywa tę działalność. Doznaje ulgi i zaczyna zajmować się innymi sprawami. Miłość braku aktywizuje się periodycznie, jak potrzeba relaksu.

Bardziej złożona jest miłość typu B {love for beinff) którą z braku adekwatniejszego słowa, nazwę miłością nienasyconą. Charakteryzuje się one tym, że osiągnięcie pewnego stopnia intymności, pewnego za­angażowania emocjonalnego i pewnego poświęcenia się nie tylko nie finalizuje procesu motywacyjnego, ale utrzymuje go na tym samym poziomie lub powoduje wzrost jego siły. Potrzeba miłości nigdy nie zostaje nasycona. W tym przypadku działa prawo pozytywnego sprzę­żenia zwrotnego „im bardziej, tym bardziej". Do tej potrzeby odno­szą się słowa Buddy: „Ludzkie dążenia są nienasycone. Przypominają spragnionego człowieka, który pije słoną wodę: w miarę picia jego pragnienie wzrasta'".

Przejście jednostki od miłości typu D do miłości typu B można uznać za transgresję interpersonalną. Miłość nienasycona jest bardziej pełna i bardziej dojrzała. Ale może ona spowodować zaniedbanie innych obo­wiązków człowieka. Nauczenie M. Majmonidesa o powściągliwości i umiarze odnosi się także do najważniejszych spraw ludzkich.

4. Od miłości typu „mieć" do typu być. Chociaż te rozważania nie spełniają kryterium jasności i klarowności, tak ważnego w tej książce, to nie pominę ich dlatego, iż zostały oparte na koncepcji wybitnego psychoanalityka, E. Fromma. Według niego istnieją dwa pod­stawowe sposoby egzystencji człowieka: modus posiadania i modus bycia. Ich kompozycja decyduje o losach jednostki i społeczeństw.

Często ludzie traktują miłość w kategoriach rzeczowych. Uważają, że posiadają biuro, mieszkanie, samochód i kochającą rodzinę. Gdy potrzeba miłości nie jest zaspokojona, próbują zdobyć na własność partnera, tak jak się zdobywa komputer czy fortecę. Posiadanie przed­miotu kochania daje im zadowolenie, podnosi ich poczucie własnej wartości i ich status społeczny.

W tym przypadku transgresja polega na tym, ze osoba zakochana przechodzi od modusu posiadania do modusu bycia. „Miłość - pisze E. Fromm - nic jest rzeczą, którą można mieć, lecz procesem, aktyw­nością wewnętrzną podmiotu. Mogę kochać, być zakochanym, ale kochając nie posiadam ... niczego... Miłość jest aktywnością twórczą. Zakłada troskę, reagowanie, afirmację i radość - nakierowane na oso­bę, drzewo, obraz, ideę. Kochać oznacza powoływać do życia, powięk­szać jej lub jego życiową aktywność". Zatem człowiek zakochany prze­żywa radość z drugą osobą, dzieli się z nią dobrami duchowymi i ma­terialnymi, poświęca się Jej, tworzy nowe scenariusze bliskich spotkań. Rozwija się i ten rozwój bywa celem samym w sobie.

Te poglądy, będące mieszaniną wiedzy psychoanalitycznej, doświad­czenia potocznego i błyskotliwego języka, wymagają uzasadnienia i sprawdzenia.

5. Od miłości nieodwzajemnionej do miłości -wzajemnej. Utopijny fi­lozof niemiecki, K. Marks pisał: „Jeśli kochasz nie wzbudzając wza­jemnej miłości... jeśli przez swój przejaw życia człowieka kochającego, nie czynisz siebie człowiekiem kochanym^ to miłość twoja jest bezsilna, jest nieszczęściem". Filozof ten dotknął jednego z najważniejszych problemów ludzkich: dotknął miłości bez wzajemności. W każdym okresie historycznym i w każdym kręgu kulturowym ludzie - szcze­gólnie młodzi - z tego powodu cierpieli, wpadali w depresję, a cza­sem - targali się na swoje życie. Do nielicznych wyjątków należą oso­by, które nie doświadczyły tych przeżyć.

Czy można przejść od nieodwzajemnionej miłości do miłości wza­jemnej? Zdania na ten temat są podzielone. L. Kołakowski pi­sał: „Wzajemność jest darem łaski, a łaska nie może być zasłużona ani wymagana; dostępuje się jej za darmo i za nic bywa odbierana". Zgodnie z tym poglądem, żadne wysiłki osoby zakochanej nie zmienią sytuacji. Jedynie czas czy szczęśliwy przypadek mogą spowodować, że partner zakocha się. Takie przypadki znane są z literatury pięknej, z praktyki psychoterapeutycznej i z potocznego życia.

Sądzę jednak, że pogląd Kołakowskiego jest zbyt krańcowy. W pew­nych - chociaż rzadkich - okolicznościach aktywność osoby zakocha­nej, taka jak praca nad sobą, poświęcenie w chwilach trudnych czy dbałość o wygląd zewnętrzny-, może wzbudzić miłość wzajemną, trwa­jącą przez lata.

Transgresje, które opisałem, są transgresjami typu P, a więc pole­gają one na przekraczaniu granic osobistych- Czy możliwa jest w na­szym wieku transgresja na skalę historyczną? Nie wiem. Może urze­czywistnienie „cywilizacji miłości" poszerzy naszą wiedzę o tym uczuciu.

Zajmowałem się transgresjami jednokierunkowymi, polegającymi na ogół na przejściu od miłości rutynowej do miłości bardziej dojrzałej, bardziej twórczej. Czy możliwe są transgresje w odwrotnym kierun­ku? Odpowiedź na to pytanie jest twierdząca. Wielu ludzi, po dłuż­szym czasie trwania związku, powraca od miłości typu B do miłości typu D. Wówczas mamy do czynienia z depresją.

3. Walka o rozszerzenie wolności

Aby z powodzeniem przekroczyć granice własnych osiągnięć, szcze­gólnie, aby dokonać transgresji H, człowiek musi posiadać lepsze wa­runki zewnętrzne i wewnętrzne niż w przypadku podejmowania czyn­ności ochronnych, takich jak zaspokajanie głodu czy życie erotyczne. Należy do nich znaczny stopień swobody działania. Zgodnie z założe­niami ontologicznymi, które przedstawiłem w rozdziale I, homo sapiens jest obdarzony wolnością wyboru, jednak akty przymusu, represji czy bezprawia często powodują, iż wszelkie opcje zostają oprymowane. Jeśli w okresie totalitaryzmu ambitni nauczyciele i pedagogowie nie mogli przeprowadzić demokratycznej reformy oświaty, to dlatego, iż „klasa trójpanów" torpedowała ich wszelkie projekty. Zatem wolność zbio­rowa i indywidualna to potencjalna transgresja, a transgresja to urze­czywistniona wolność.

Znakomity uczony angielski, P. Johnson-Laird sformułował jeszcze bardziej radykalne twierdzenie. Napisał, iż problem swobody i problem transgresji twórczej, to w istocie rzeczy jedno i to samo- Kiedy artysta maluje obraz, to w każdym etapie pracy istnieje kilkanaście ru­chów pędzla, które może wykonać: kiedy muzyk improwizuje, to cią­gle musi wybierać określone dźwięki. Podobnie ma się sprawa z pro­blemami technicznymi, oświatowymi, naukowymi. Ponieważ transgresja emancypacyjna odgrywa tak zasadniczą rolę w działaniach typu poza, można by Ją nazwać metatransgresją, środkiem koniecznym do wyko­nywania innych czynów tego typu.

Psychologia odróżnia obiektywną wolność jednostki czy grupy od poczucia wolności. Stany „bycia wolnym" (beingfree) i „czucia się wol­nym" {feelingfree} nie są tożsame. Pierwszy z nich określa rzeczywisty zakres swobody na przykład, że przed jednostką znajduje się czworo otwartych drzwi, z których każde może wybrać. Drugi zaś jest subiek­tywnym sądem - rodzajem samooceny - dotyczącym zakresu wyboru.

Poczucie swobody może nie odpowiadać rzeczywistej dowolności podejmowania decyzji. Dobrze znane są przypadki, że człowiek żyjący w systemie autorytarnym lub totalitarnym czuje się bardziej wolnym niż jednostka włączona w tradycyjne struktury demokratyczne. Homo sovieticus przed którym znajdowała się jedynie słuszna droga, droga prowadząca do „świetlanej przyszłości", często oddychał wolnością, chociaż nie mógł bez przepustki wyjechać do innego miasta. Podob­nie psychotycy, których swoboda ruchów bywa drastycznie ograniczo­na, doznają czasem poczucia pełnej wolności (Kępiński, 1972). Błęd­na ocena rzeczywistej swobody może prowadzić do powstania niszczących mitów i do podejmowania irracjonalnych działań, w tym również miernych działań transgresyjnych. Czasem wywołuje zaburze­nia patologiczne.

Ludzie, dla których wolność negatywna (wolność od) i pozytywna (wolność do) ma najwyższą wartość, często prowadzą zmaganie o jej zdobycie i poszerzenie, o wyzwolenie się od przymusu konieczności. Dążą więc do dokonania transgresji emancypacyjnej. Prowadzą różne rodzaje gier o sumie zerowej i niezerowej.

1. W części z nich stosują środki siły. Należą do nich rewolucje, powstania, bunty. W znanym eksperymencie P. Zimbardo (1999), w którym studenci - ochotnicy - pełnili rolę więźniów i strażników w symulowanych warunkach więziennych, aresztanci zbuntowali się przeciw swoim strażnikom. Dozorcy stosowali bowiem brutalne środ­ki takie, jak odbieranie przywilejów, kary, akty agresji i sadyzmu. Więź­niowie domagali się większych praw-' i swobód.

2. Gra o wolność ma łagodniejszy przebieg, gdy moc Siły zostanie zastąpiony przez moc Słowna. Często jednostki, grupy lub instytucje domagają się przyjęcia norm społecznych i prawnych, które zapewnią większą swobodę działania czy większe możliwości przeprowadzania reform i innowacji. Jako przykład można tu wymienić grę między sa­morządem studenckim a administracją akademicką. W grze tej stosuje się takie środki, jak argumenty, perswazje, naciski, fortele, bierny opór, czyli środki przyjęte w demokratycznym państwie.

3. Ogromną rolę w walce o swobodę działania odgrywa wiedza naukowa i zdroworozsądkowa. Ma rację U. Neisser (1976), że „praw­da czyni nas wolnym", człowiek oświecony łatwiej skruszy kajdany. Często sprawcy nie umieją jednak wykorzystać posiadanej wiedzy.

W jednym z badań poświeconym podejmowaniu decyzji (Kozielecki, 1969), w którym dane były cztery możliwości działania, ludzie wykry­wali przeciętnie tylko dwie z nich. Jednocześnie włączali do zbioru opcji średnio jedną możliwość błędną. Ta zdeformowana wiedza o zadaniu zmniejszała ich szansę powodzenia.

4. Wreszcie, gra o wolność może polegać nie tylko na dążeniu do zmiany świata, ale także do zmiany siebie. Ważną rolę w niej odgrywa autonomia swojej osoby, jej indywidualność, jej niezależność, jej dy­stans wobec rzeczy, jej sceptycyzm (Obuchowski, 1999). Takimi oso­bami trudniej jest manipulować za pomocą metod behawioralnych i socjotechnicznych, trudniej ograniczać ich swobodę działania. Świadczy o tym utopia naukowa B. Skinnera „Walden Two".

Wiele danych historycznych i obserwacji potocznych potwierdza pogląd, iż w pewnych sytuacjach ludzie nie tylko nie walczą o rozsze­rzenie wolności, ale zrzekają się jej na przykład na rzecz autorytarnej władzy. Wydaje się, że wartość ta traci swoje znaczenie. W „Braciach Karamazow" F. Dostojewski - ustami Wielkiego Inkwizytora - napi­sał: „...nie ma i nie było nic bardziej nieznośnego dla człowieka i dla ludzkiej społeczności niż wolność! Czy widzisz te głazy w nagiej, roz­palonej pustyni? Przcmień Je w chleb, a pójdzie za Tobą cała ludz­kość, jak trzoda...". Później dodaje jeszcze dobitniej: „Weźcie nas ra­czej w niewolę, ale dajcie nam jeść".

Zjawisko ucieczki od wolności zostało systematycznie opisane przez E- Fromma (1970). Udowodnił on, że dla milionów ludzi, żyjących w określonym okresie historycznym wolność staje się ciężarem nie do zniesienia; odsłania ich bezsilność i samotność, pogłębia niepewność jutra. Tak było w Niemczech hitlerowskich.

Dlaczego ludzie zrzekają się wolności, dlaczego traci ona dla nich znaczenie? W tym miejscu wymienię tylko jedną z przyczyn tego za­skakującego stanu rzeczy. W trudnych, traumatycznych sytuacjach wymieniają ją na inne wartości, bez których życie staje się niemożliwe. Wielki Inkwizytor starał się otrzymać za nić bochny chleba. W cięż­kich czasach nazizmu Niemcy wymieniali Ją za bezpieczeństwo osobi­ste, za pewność jutra, za egzystencję bez zagrożeń. Zatem: chleb za zniewolenie, bezpieczeństwo obiecywane przez totalitarną władzę za wolność wyboru. Coś za coś. Są jeszcze inne przyczyny takich zacho­wań, które pomijam.

Gry o wolność nie można raz na zawsze wygrać. Każda jednostka, każda zbiorowość czy każde pokolenie musi zaczynać ją na nowo, aby móc prowadzić vita activa.

4. Dążenie do wzrostu władzy

Zgodnie z dość powszechną opinią obiegową, potrzeba władzy - zwana często żądzą - należy do najsilniejszych pragnień człowieka. Ludzie dążą do wywierania wpływu na innych, do sprawowania nad nimi kontroli, do wydawania poleceń i nadzorowania ich wykonania. Pisał F. Nietzsche; „Co człowiek pożąda, co pożąda nawet najmniej­sza część jego organizmu, to pęd do władzy. Zarówno przyjemność i przykrość są związane z tą żądzą". Tę myśl w nowoczesnym języku wyraził E. Hemingway: „Życie jest grą, której ostatecznym celem staje się władza". Zatem według tej opinii, świat społeczny przypomina wielką szachownicę, na której toczą się gry o sumie zerowej i niezerowej, gry na skalę historyczną i gry lokalne w rodzinie, w szkole, w instytu­cjach kulturalnych. W tych konfliktach międzyludzkich główną rolę odgrywają przymus i kary, manipulacja i bierny opór, autorytet i cha­ryzma, kompetencje i normy prawne.

Te ekstremalne poglądy nie są potwierdzane przez obiektywne fak­ty. Badania M. StahIaiA. Harrella (1982) wykazały, że istnieją nieusu­walne różnice między ludźmi w wyborze zawodów. Można wyróżnić grupę jednostek, z których dominuje motywacja władcza i dla których wywieranie wpływu na innych daje największą satysfakcję. Następna grupa dąży do nawiązania przyjaznych i życzliwych stosunków inter­personalnych, czyli decydującą rolę w ich zachowaniu odgrywa moty­wacja afiliacyjna. Wreszcie, badacze ci wyodrębnili grupę, dążącą do wybitnych osiągnięć intelektualnych, artystycznych czy ekonomicznych, pragnącą zdobyć mistrzostwo w dziedzinie techniki, nauki, edukacji czy sztuki. Te ostatnie dążenia nazywa się powszechnie motywacją do osiągnięć. W świetle tych danych - potwierdzanych przez liczne bada­nia - należy zakwestionować pogląd, że władza jest zawsze najsilniej­szym motorem działania-

Prace psychologiczne i socjologiczne rzucają pewne światło na pro­ces zdobywania i ekspansji władzy w społeczeństwie, instytucjach publicznych czy w grupach nieformalnych. Szczególne znaczenie w zrozu­mieniu tego procesu mają klasyczne już badania D. McCIellanda (1975) i jego kontynuatorów. Uczony ten udowodnił, że - wbrew potocznej opinii - motywacja władcza może być dwoista. Ludzie - politycy, me­nedżerowie, nauczyciele - u których jest ona silnie nasycona czynni­kiem egoistycznym i egocentrycznym nie koncentrują się na osiąganiu celów ogólnospołecznych, nie starają się, aby służyć innym. Ich głów­ną troską jest sprawowanie kontroli nad podwładnymi, skupienie stra­tegicznych decyzji w swoich rękach i rozszerzanie zakresu wpływów. Ideałem takich ludzi staje się zasada „jedna owczarnia i jeden pasterz".

Motywacja ta jest ciągle nienasycona. „Sprawowanie władzy - pisał M. Mulder (1984) - podlega tym samym prawom, co narkomania;

pomnażanie jej nigdy nie daje pełnej satysfakcji. Przeciwnie, zwiększa jedynie aspiracje do dalszego jej poszukiwania". Motywacją tą rządzą zatem prawa sprzężenia zwrotnego dodatniego. Dlatego też ludzie egoistyczni i egocentryczni starają się rozszerzyć swoje wpływy na in­nych. Życie stanowi dla nich bezwzględną grę o sumie zerowej; wal­czą o władzę z tymi, którzy też walczą o władzę. Cena za ekspansję kontroli nigdy nie wydaje się zbyt wysoka. Tym twardym czynom czę­sto towarzyszą myśli, fantazje i sny, których treścią bywa sama gra, sto­sowane w niej formy walki, mity i iluzje. Spożycie alkoholu w więk­szych ilościach stymuluje takie myśli.

Opinia publiczna z reguły utożsamia wszelką motywację władczą z egoizmem, prywatną i egocentryzmem. Jednak badania D- McCIel­landa nie potwierdzają Jej generalizacji. Dążenia do zdobycia i zwięk­szenia władzy mogą być bardziej uspołecznione i socjocentryczne. Lu­dzie obdarzeni takim rodzajem motywacji nie tyle dążą do osobistej kontroli nad innymi, ile starają się realizować pozaosobiste cele gospo­darcze, społeczne i polityczne. Uważają, że ich rola jako przywódców, organizatorów czy kierowników sprowadza się do pobudzenia obywa­teli i pracowników do skutecznego wykonania zadań kluczowych dla społeczeństwa i instytucji; starają się wyzwolić ich inicjatywę, wytrwa­łość i hart ducha. Traktują podwładnych podmiotowo i rzadko ucie­kają się do środków przymusu. Najlepsi z nich opanowali umiejętności decentracji interpersonalnej^ czyli nauczyli się uświadamiać sobie cu­dze postawy, cudze poglądy, cudzy punkt widzenia. Starają się, o ile to jest możliwe, uwzględniać perspektywę innych.

Ludzie, których motywacja ma charakter socjocentryczny, nie dążą do utrzymania władzy za wszelką cenę. Czasem zastanawiają się na­wet, czy koszty jakie ponoszą za jej sprawowanie, nie są zbyt wysokie, czy nie mogliby wybrać bardziej interesującej drogi życiowej. Gdy prze­konają się, ze dalsze pełnienie funkcji kierowniczych i dalsze rozsze­rzanie wpływów osobistych, szkodzi społeczeństwu czy instytucji, nie tylko nie dokonują transgresji ekspansywnej, ale powracają do własne­go zawodu. Tak więc władza ma dwa oblicza: jasne i mroczne, skiero­wana ku służeniu innym i przeżywaniu rozkoszy własnego panowania. Przekonanie, że „dyrygenci się zmieniają, ale muzyka jest zawsze taka sama", nie bierze pod uwagę powszechnych różnic indywidualnych.

Błędny byłby pogląd, że tylko cechy osobiste, takie jak egoistyczna motywacja, decydują o tym, kto włącza się do gry o zdobycie i rozsze­rzenie władzy. W procesie tym znaczącą rolę odgrywa środowisko socjokulturowe. Gdyby Stalin żył w innych warunkach, prawdopodob­nie byłby dobrym popem, a nie złym dyktatorem wielkiego mocarstwa. Zatem, otoczenie społeczne, które człowieka kształtuje, szkoły, w któ­rych zdobywa podstawową wiedzę, ustrój polityczny, który reguluje jego życie publiczne czy kultura, która koduje w jego pamięci system wartości, wszystko to wpływa na stosunek do sprawowania władzy. Jednostka wychowana w systemie demokratycznym i w kulturze indy­widualistycznej będzie inaczej prowadzić grę o władzę (jeśli w ogóle do niej przystąpi), niż jednostka żyjąca w ustroju totalitarnym i kultu­rze kolektywistycznej (Wildavsky, 1989). Zatem ludzkie zachowanie -co jest banałem - zależy od wielości wpływów.

Pytanie, jak toczą się gry o władzę na szczeblu państwowym, w in­stytucjach publicznych czy w bandach uczniowskich od dawna fascy­nowało historyków, socjologów, psychologów. Jednak odpowiedź na nie, nie jest łatwa. Często odbywają się one za zamkniętymi drzwiami. O ile partię szachów można zapisać za pomocą prostego kodu i na­stępnie Ją odtworzyć, o tyle mechanizm gier toczonych na wielkiej ma­trycy historycznej jest ukryty. Na przykład dziesiątki lat trzeba czekać, zanim archiwa państwowe otworzą swoje podwoje.

Często spotykam się z opinią, która dominuje wśród zwykłych lu­dzi, że gry takie toczą się zgodnie z zasadami makiawelizmu: wytraw­ni politycy, z zimną krwią i bez poczucia odpowiedzialności, w sposób bezpardonowy walczą o najwyższe dobro, jakim jest dla nich kontrola sprawowana nad ludźmi (por. Jarymowicz, 1980). Pogląd ten należy zakwestionować. Są podstawy, aby twierdzić, że nie wszyscy politycy są wiernymi uczniami Machiavelliego. Z drugiej strony jego zasady stosuje się również w innych zawodach.

Istnieje wiele rodzajów gier o zdobycie, sprawowanie i ekspansje władzy. W tym miejscu ograniczę się do omówienia kilkunastu z nich (por. Brzeziński, 1997; Raven, 1992).

1. W........arach legalistycznych przeciwnicy przestrzegają prawa obowią­zującego w danym kraju. Biorą pod uwagę normy obyczajowe i spo­łeczne, panujące w określonej instytucji czy rodzinie. Walczą o to, żeby nastąpiła legalizacja, czyli żeby nabrały mocy prawnej przepisy rozszerza­jące ich władzę. Ponieważ „góry najszybciej ulegają erozji", ta demokra­tyczna gra może prowadzić do autorytarnych rozwiązań. Przywódca państwa graniczącego z Polską, w majestacie prawa, wprowadza przepisy, które przedłużają czas sprawowania przez niego władzy i które rozsze­rzają jej zakres. Może ren sprytny fortel pochodzi z prac Machiavelliego?

2. Gry wiolencyjne polegają na stosowaniu bezwzględnych strategii, łącznie z przemocą, odstraszaniem, gwałceniem prawa. Są to gry o su­mie zerowej. W naszych czasach walką o kontrolę nad ludźmi toczy się często wewnątrz sekt i między sektami religijnymi, między grupa­mi powstańców czy terrorystów. Zdobyta w ten sposób władza często bywa nietrwała. W pewnych przypadkach gra wiolencyjna kończy się przegraną wszystkich. Wówczas możemy mówić o konflikcie destruk­tywnym. Z gorzkich korzeni rzadko wyrastają słodkie owoce.

3. Warach nagradzających przeciwnicy stosują bodźce materialne. przywileje społeczne czy awanse. Do repertuaru nagród należy słynna „kiełbasa wyborcza" czy „talony towarowe". Obiecują także, że po rozszerzeniu władzy ich zwolennicy będą korzystać z wielu profitów. Gra ta na ogół nie zmienia w sposób trwały postaw ludzi, którzy chcą jedynie otrzymać obiecane dobro.

4. Gry te opierają się na dobrze udokumentowanym założeniu, że wiedza to władza. Dlatego też rywale starają się gromadzić informacje gospodarcze, społeczne czy militarne, które pozwolą im osiągnąć prze­wagę nad przeciwnikiem. Politycy i urzędnicy amerykańscy kontrolują dużo instytucji międzynarodowych m.in. dlatego, iż mają dostęp do wielu kosztownych źródeł informacji. Terapeuta wywiera wpływ na pacjenta, ponieważ zgromadził większy zasób wiedzy- W naszych cza­sach, w których następuje zbliżenie światów poznawczego i społecz­nego, gry te są coraz bardziej skuteczne; informacja odnosi triumf.

5. Głównym atutem w tej grze są zalety osobiste takie jak kompe­tencje, charyzma, autorytet, umiejętność perswazji i prowadzenia roz­mowy z ludźmi z salonów i z ulicy. Osobistości te stają się wzorami osobowymi, idolami, guru. Dzięki tym indywidualnym zaletom zdo­bywają władzę i ją rozszerzają, chociaż czasem tego nie pragną. Do takich osobistości należał M. Gandhi i L. Wałęsa w okresie, gdy „Soli­darność" zaczęła rządzić krajem.

Władza ma pewne swoiste cechy, które ograniczają zakres transgre­sji ekspansywnej. Zwraca na to uwagę H. Arendt (2000): „...władzy zaś nie da się magazynować na wypadek nagłej potrzeby, tak jak moż­na gromadzić narzędzia przemocy, lecz istnieje ona tylko jako urze­czywistniona. Gdy władza nie Jest urzeczywistniona, ginie i historia pełna jest przykładów pokazujących, że największe bogactwa material­ne nie mogą zrekompensować tej straty". Zatem władza nie nadaje się do robienia z niej zapasów jak z produktów żywnościowych. Czy jed­nak ten fakt zmniejsza jej ekspansję? Pytanie to ma wymiar filozoficzny.

5. Bąble źródłem przemian

Żyjemy w transgresyjnych czasach, w których zachodzą dynamicz­ne zmiany struktur i procesów społecznych w takich dziedzinach, jak gospodarka, polityka, edukacja, zdrowie, a nawet - religia. Zmieniają się również - mówiąc językiem przyjętym w tej książce - rodzaje to­czonych gier i konfiguracje sieci międzyludzkich. Te procesy są szcze­gólnie widoczne w krajach, które przechodzą głęboką transformację ustrojową. Wiele badań naukowych, a szczególnie nowatorskie prace A. Nowaka, rzucają światło na to, jakie metody przeobrażeń należą do najbardziej skutecznych i naj­bardziej akceptowanych. Psychologowie ci wykazali, że w przypadku gdy przemiany te są gwałtowne i nieciągłe, najlepsze efekty daje strate­gia tworzenia bąbli nowego w morzu starego. Strategia ta jest specyficz­nym rodzajem transgresji innowacyjno-ekspansywnej, ponieważ umoż­liwia przekraczanie dotychczasowych granic osiągnięć, wprowadzanych metodami konwencjonalnymi, schematycznymi i stereotypowymi.

Nowak wraz ze współpracownikami wykazał empirycznie - posługując się metodą subtelnej symulacji - że praktycznie niemożliwa jest szybka zmiana globalna, która dotyczyłaby wszystkich i która od razu przekształciłaby stary porządek społeczny w porządek nowy. Racjo­nalnie jest zatem zaczynać od środowiska lokalnego, od „małej ojczy­zny". Trzeba w nim tworzyć bąble nowego, zwane też gronami. Stano­wią one skupiska aktywnych ludzi o względnie podobnych poglądach. Poglądy te są często awangardowe, reformatorskie i innowacyjne. Sta­nowią mniejszość otoczoną przez większość, której przekonania są tra­dycyjnie - często - konserwatywne, i która bywa wrogo nastawiona do mniejszości. W okresie realnego socjalizmu - szczególnie w cza­sach E. Gierka - zaczęły powstawać różnorodne bąble nowego, że wymienię KOR, środowisko „Tygodnika Powszechnego", kluby in­teligencji katolickiej i nielegalne lub półlegalne stowarzyszenia studen­tów oraz intelektualistów. Łączyły je takie motywacje, jak dążenie do odzyskania niezależności narodowej, stworzenie struktur demokratycz­nych czy zwiększenie praw i wolności obywatelskich. Ale bąble po­wstawały nie tylko w przestrzeni politycznej. Również w edukacji, w której panowało i nadal panuje nauczanie encyklopedyczne i wer­balne. W tej dziedzinie bąble tworzyły małe skupiska nauczycieli i pe­dagogów, którzy - wbrew oporowi konserwatystów - wprowadzały nauczanie partnerskie i problemowe. Te kuźnie myśli stawały się za­czynem nowego.

Powstaje fascynujące pytanie, jak bąble nowego mogą przetrwać w morzu starego? Czy nic zostaną one połknięte przez większość? No­wak wymienia trzy metody, które w wielu przypadkach " ale nie za­wsze - pozwalają przetrwać- Pierwszą nazywa się „liderem". W tym przypadku jednostka o silnej osobowości otoczona jest wianuszkiem zwykłych członków grona. Lider ów skutecznie przeciwstawia się na­porowi większości, a pozostałe jednostki wspierają go w osiągnięciu tego obronnego celu. W drugim typie konfiguracji, zwanym „twier­dzą", istnieje pewien zbiór silniejszych Jednostek otoczony członkami mniej sprawnymi. Silniejsi trzymają się razem i dzięki temu stanowią rodzaj zapory przed naciskiem większości. Trzeci rodzaj konfiguracji grona różni się od poprzednich. W przeciwieństwie do dwóch pierw­szych członkowie silniejsi znajdują się na zewnątrz skupiska. Osłaniają oni - jak „ściana" - słabsze jednostki, znajdujące się w centrum. Taka wewnętrzna organizacji bąbli - przy braku szumów i wstrząsów ze­wnętrznych - pozwala utrzymać ich spójność dostatecznie długo.

W sprzyjających okolicznościach bąble rozwijają się i rosną; coraz więcej jednostek nie zadowolonych ze starego porządku, przyłącza się do nich. Kluczowe znaczenie ma fakt, że pod wpływem czasu - w wy­niku wzajemnego komunikowania się - grona zaczynają tworzyć więk­sze struktury. Ich zjednoczenie jest podstawowym warunkiem sukcesu. Powstaje fascynujące zjawisko. Pęczniejące grona nowego porządku zajmują coraz większą powierzchnię na morzu starego- W końcu same stają się większością, podczas gdy dotychczasowa większość zamienia się w mniejszość, i może tworzyć bąble starego. Zatem przechodzimy od sytuacji „bąble nowego w morzu starego" do sytuacji „bąble stare­go w morzu nowego". Takie zjawisko miało miejsce w latach osiem­dziesiątych w Polsce. Rozwijające się i łączące się bąble, które akcepto­wały chrześcijańskie wartości i których symbolem była „Solidarność", stały się większością i przejęły władzę. W morzu nowego pozostały resztówki zwolenników realnego socjalizmu, które można by nazwać „bąblami zmurszałego ustroju".

Wszystko wskazuje na to, że jeśli chcemy przyspieszyć zmiany poli­tyczne, edukacyjne czy kulturowe, powinniśmy udzielać pomocy rozwijającym się bąblom innowacyjnych przemian i ich bezpośredniemu sąsiedztwu. Dominująca w życiu publicznym zasada, że wszyscy otrzy­mują „po równo" jest zgodna z wymogiem sprawiedliwości społecz­nej, ale bywa mniej skuteczna: często zwalnia tempo wzrostu. Zdawali sobie z tego sprawę rewolucjoniści, tacy jak W. Lenin, którzy budowa­li partię komunistyczną jako siłę awangardową, składającą się z małych skupisk elitarnych aktywistów, będących zarodkiem nowego ustroju i prowadzących do zwycięstwa bolszewików. Chciałbym podkreślić, że strategia bąbli służy nie tylko destrukcyjnym celom, jak to było w przy­padku Lenina, ale również intencjom konstruktywnym. Przemiany w Polsce są tego dowodem.

Bąble można zinterpretować jako skomplikowaną grę wieloosobo­wą o sumie zerowej lub niezerowej. Toczy się ona między mniejszo­ścią, która akceptuje nowy porządek i większością, która jest zwolenni­kiem starego. W miarę upływu czasu członkowie należący do większości mogą zmienić poglądy i przyłączyć się do mniejszości. Dzięki temu rośnie liczba zwolenników postępu. Wypłatą w tej grze Jest transgresja, która polega na przekroczeniu dotychczasowych osiągnięć gospo­darczych czy edukacyjnych, i na dokonaniu przemian. Taka interpreta­cja wydaje mi się bardzo owocna; pozwala ona w nowy sposób spoj­rzeć na bąble, pozwala wykorzystać obszerną wiedzę z teorii gier. Nic jest to Jednak interpretacja jedyna.

Rozdział VI INTROSPEKCJA W ŚWIECIE WEWNĘTRZNYM

l. Charakterystyczne wymiary

„Chciałem przypomnieć sobie - powiedział jeden z badanych -nazwisko mojego szkolnego kolegi. Jak zwykle najpierw poszukiwa­łem pierwszej litery... Może zaczynało się na S? Wahałem się... Po pewnym czasie uzmysłowiłem sobie, iż w dzienniku klasowym znajdo­wało się na końcu listy... z tego powodu był często odpytywany. Za­śmiałem się w duchu cha cha... Chyba zaczynało się na W lub Z? Przy­pomniałem sobie, że było podobne do nazwy Jakiegoś owocu... czy się nie mylę... nagle błysk myśli - kolega nazywał się Wiśniewski... Zmartwiłem się, że coraz częściej zawodzi mnie pamięć". Ta wypo­wiedź, zawierająca informacje o dosyć pospolitym przeżyciu, pocho­dzi ze świata wewnętrznego, zwanego także światem psychicznym.

Ma on szereg charakterystycznych właściwości. Dominują w nim dwa składniki. Pierwszym są procesy psychiczna procesy płynne i zmien­ne, określone i rozmyte, ciągłe i skokowe, krótko - i długotrwale, świadome i nieuświadomione. Należą do nich: czynności spostrzega­nia, zapamiętywania, myślenia, rozumowania, przeżycia emocjonalne i wolicjonalne, poczucie przepływu, marzenia na jawie, sny, a rzadziej - olśnienia, doświadczenia szczytowe, hipnoza, medytacja. Psychika jest ciągle czynna. Jej aktywność cechuje się znaczną różnorodnością. Czło­wiek w ciągu kilku minut układa w głowie plan zakupów i w okresie wielu miesięcy ślęczy nad problemem z dziedziny genetyki.

Drugim składnikiem są względnie trwałe i skrystalizowane struktury oraz systemy psychiczne. Współcześni psychologowie toczą spory o ich liczbę, organizację i funkcje regulacyjne. Spory te zaczęły się chyba w czasach Hipokratesa i nie skończą się w dającej się przewidzieć przy­szłości. W zależności od stanowiska teoretycznego przyjętego przez uczonego i od uprawianej przez niego dziedziny, wyróżnia się: wiedzę deklaratywną i proceduralną, systemem wartości, zdolności i inteligen­cję, potrzeby, postawy, style życia, temperament, charakter, wolę, ego czy osobowość Prawdopodobnie niektóre z tych struktur psychicznych są semantyczną fikcją; tylko istnienie pew­nych z nich zostanie w przyszłości potwierdzone.

Świat wewnętrzny ma wiele unikatowych właściwości. Przede wszyst­kim - w przeciwieństwie do intersubiektywnych światów, które oma­wiałem w poprzednich rozdziałach - jest on subiektywny. Znaczy to, że życie psychiczne jednego człowieka jest dla innych bezpośrednio niedostępne. Nikt nie mógł obserwować aktualnego procesu przypo­minania nazwiska, który przytoczyłem na wstępie. Płynne procesy i trwałe struktury psychiczne można poznawać tylko pośrednio, anali­zując zachowania ochronne i transgresyjne oraz ich wytwory. Cyber­netycy - nie bez racji - powiadają, że psychika przypomina „czarną skrzynkę".

Czy świat wewnętrzny jest poznawalny? Radykalni behawioryści odpowiadają na to pytanie negatywnie. Według B. Skinnera, wyjaśnianie i interpretacja zewnętrznych reakcji za pomocą świadomych procesów oraz trwałych struktur psychicznych jest pseudonaukowe i mi­tyczne; przypomina rozumowanie bohaterów z „Alicji w krainie cza­rów". Jednak większość psychologów współczesnych nie zgadza się z takim stanowiskiem. Psychotransgresjonizm również przyjmuje epistemologiczne założenie o poznawalności praw rządzących procesami psychicznymi. To praktyka naukowa, a więc osiągnięcia teoretyczne i ich zastosowania, potwierdzają pogląd o możliwości eksploracji „czarnej skrzynki". Wypracowanie metod i modeli, dzięki którym da się opisać oraz wyjaśnić działanie subiektywnego świata, jest nie tylko triumfem psychologii, Jest ono także triumfem człowieczeństwa, porównywal­nym z lądowaniem na -Księżycu.

2. Introspekcja jako metoda bezpośrednia

Sprawca dokonuje transgresji osobistych (P) i historycznych (H) za pomocą różnych metod. Doborem ich rządzą pewne regularności. W świecie materialnym, głównie w technice, dominują problemy dywergencyjne. Tymczasem, człowiek przekracza granice osiągnięć w świecie poznawczym (symbolicznym) głównie w czasie rozwiązywa­nia problemów konwergencyjnych (na przykład w nauce) i w procesie rozwijania tematów (na przykład w pracy artystycznej). Z kolei gry mię­dzyludzkie w znacznym stopniu opanowały środowiska społeczne. Jaka metoda pozwala dokonać transgresji w świecie wewnętrznym? Po dłu­gim zastanowieniu się doszedłem do wniosku, że taką metodą - mimo pewnych jej wad - jest introspekcJa (introspectio - wglądanie do wnę­trza, obserwacja własnych przeżyć świadomych). Metoda ta domino­wała w psychologii klasycznej. Następnie - po sformułowaniu zarzutu jej niesprawdzalności, niewiarygodności i nieobiektywności - została całkowicie odrzucona.

W naszych czasach - po pięćdziesięciu latach zapomnienia - powró­ciła do laboratoriów psychologicznych w bardziej wyrafinowanej for­mie metodologicznej. Może nie Jest ona najważ­niejsza i najskuteczniejsza w badaniu świata wewnętrznego, ale ma unikatowe zalety. Przede wszystkim cechuje się bezpośredniością czyli pozwala poznawać procesy psychiczne nic za pomocą zmysłów, ale przez zwrócenie na nie uwagi. Poza tym jest najbardziej naturalna, najbar­dziej specyficzna. Zbliża psychologię do przeżyć człowieka i zapewnia Jej miejsce w rodzinie nauk humanistycznych.

Metodę introspekcji stosuje się w różnych formach i różnych wer­sjach. Najczęściej składa się ona z pięciu faz:

1. W fazie wstępnej, przed przystąpieniem do eksperymentu, psy­cholog musi stworzyć określoną sytuację, która wywoła dany proces psychiczny. W przypadku badania emocji lęku i trwogi, może to być film zawierający horror. Faza ta jest pomijana, gdy analizujemy proce­sy zachodzące spontanicznie w naturalnym środowisku.

2. Człowiek musi przeżyć określony proces psychiczny. W podanym przykładzie będzie nim lęk i trwoga, emocje wzbudzone przez sceny filmu. Za pomocą tej metody można badać tylko zjawiska świadome.

3. W tej fazie - najtrudniejszej - człowiek ogniskuje uwagę na tym, co dzieje się w jego psychice. Obserwuje emocje, myśli, poczucia. Odpowiedni trening ułatwia śledzenie treści w świadomości.

4. Zaobserwowane zjawisko psychiczne musi zostać poddane prze­róbce intelektualnej. Trzeba je rozpoznać, nazwać i w końcu wydać o nim sąd, a raczej - sekwencję sądów, na przykład na temat krzywej przebiegu leku i trwogi.

5. Sądy te komunikowane są psychologowi i tworzą zeznanie introspekcyjne, zwane też protokołem introspekcyjnym lub sprawozdaniem słownym. Dane te przetwarza się za pomocą coraz bardziej wyrafino­wanych technik (podział protokołu na fragmenty, ich kodowanie, ana­liza informacji, tworzenie i testowanie modeli). W końcu psycholog formułuje ostateczne wniosła i poddaje je dalszemu sprawdzeniu.

Za pomocą tej metody psychologowie klasyczni dokonali szeregu odkryć, szczególnie na temat procesu zapamiętywania, myślenia i emo­cji. Przełomowy charakter miały badania szkoły wurzbuskiej poświę­cone myśleniu. Szkoła ta, której założycielem byt O. Klilpe i która działała na początku naszego stulecia, wykryła- nowe składniki wystę­pujące w procesie myślenia. Jej przedstawiciele dawali ludziom trudne zadania, takie jak ustosunkowanie się do aforyzmu Nietzschcgo, jak sformułowanie opinii na temat pewnego twierdzenia metafizycznego. jak odpowiedź na pytanie, czy twierdzenie Pitagorasa znane było w śre­dniowieczu? Dopiero po otrzymaniu na nie odpowiedzi, człowiek prze­prowadzał systematyczną introspekcję.

Wurzburczycy wykryli, iż wbrew powszechnej opinii, że w myśle­niu występują tylko treści obrazowe i wyobrażeniowe, dominują w nim prawie niewyrażalne stany świadomości, a przede wszystkim poczucia zwątpienia, wahania i niepewności, a także nastawienia i oczekiwania. Odkrycie poczuć, które na stałe weszły do psychologii, miało charak­ter rewolucyjny i nie waham się porównać go z odkryciami z dziedzi­ny fizyki cząstek elementarnych.

W obecnych czasach prowadzi się badania introspekcyjne poświę­cone różnym zagadnieniom psychologicznym, takim jak ból, konflikty interpersonalne, podejmowanie decyzji, a nawet - oszustwa podatkowe. W porównaniu z analizami klasycznymi, są one bardziej zaawansowane metodologicznie, ale chyba mniej doniosłe teoretycznie.

Metodę introspekcji stosują nie tytko psychologowie, Jest ona również pożyteczna w życiu codziennym zwykłych ludzi, na przykład w czasie wizyty u lekarza czy w trakcie wybuchu agresji. Człowiek, który nigdy nic analizował własnych przeżyć dostępnych świadomości, jest niewyobrażalny. Ludzie niedoświadczeni stosują ją mniej rygorystycz­nie. Na ogół nie przestrzegają zasad metodologicznych i logicznych. Dlatego tę wersję metody nazwiemy introspekcję potoczna. Siedzenie i analiza treści własnej świadomości jest ważna w przystosowaniu się do warunków życia. Ułatwia ona sterowanie zachowaniem.

W czasie przeprowadzania introspekcji potocznej jednostka może dokonać transgresji. Osoba J.R. powiedziała: „W ciągu ostatnich lat często odczuwam ból głowy, tylko w części czołowej. Zaobserwowa­łem, że rządzą nim pewne prawa. Ból zaczyna się zawsze rano. Gdy się budzę, najpierw czuję przykre napięcie, później występuje słaby ból, który powoli, stopniowo narasta i w ciągu kilkudziesięciu minut prze­chodzi w ból ciężki, krańcowy, nie do zniesienia. W tym czasie tracę często ostrość widzenia, wówczas boję się, że zemdleję. Trwa on za­zwyczaj do wieczora. W tym czasie opanowuje mnie smutek, pesymizm, czasem - rozpacz. Pod wieczór ból ten szybko wygasa, tak szybko, jakby ktoś wyłączył go za pomocą naciśnięcia guzika. Wówczas czuję ulgę, połączoną ze zmęczeniem".

Dzięki introspekcji, powtarzanej systematycznie, osoba ta wykryła pewne regularności. Wykryta sekwencję typu; napięcie psychiczne -powoli narastający ból - ból krańcowy - gwałtowne wygasanie bólu -ulga psychiczna. Odkrycie to można uznać za transgresję osobistą. Psychologowie i lekarze dawno stwierdzili i ściślej opisali proces prze­biegu krzywej bólu fizycznego (por. Reykowski, 1968).

Przytoczone przykłady wykazują, że introspekcja naukowa często prowadzi do transgresji historycznej (badania szkoły wurzburskiej), a introspekcja potoczna w pewnych przypadkach pozwala przekraczać granice osobiste (zeznanie osoby dotyczące bólu). Jednak większość obserwacji własnych przeżyć psychicznych przez ludzi nieprzygotowa­nych nie wnosi niczego nowego do dotychczasowego doświadczenia. Takie wyniki introspekcji mogą mieć jedynie pewne znaczenie w dzia­łaniu codziennym.

Wartość introspekcji w dużym stopniu zależy od przygotowania osób badanych, od ich umiejętności śledzenia i analizy własnych procesów, od zdolności rozpoznawania, nazywania i przekazywania ich innym. Człowiek, który się tego nie nauczył, przypomina dziecko patrzące w mikroskop i widzące w nim tylko nie znane kształty i różnobarwne plamy. Introspekcja jest trudną metodą, podobnie jak większość tech­nik stosowanych w naukach humanistycznych.

Chociaż introspekcja pozwala bezpośrednio obserwować zjawiska psychiczne, nie jest ona jedyną metodą poznawania świata wewnętrzne­go. Jej rezultaty muszą być sprawdzane za pomocą innych technik, takich jak rozwiązywanie problemów konwergencyjnych. Zasada „wielości metod" zwiększa trafność i wiarygodność poznania subiektywnego świata,

3. Proces samopoznania: człowiek samowiedny

Większość ludzi, szczególnie wychowanych w zachodniej kulturze, stara się poznać samego siebie, stara się zrozumieć zarówno składniki płynne, jak i skrystalizowane psychiki, stara się dostrzec swoje zalety i wady. W toku samopoznania powstaje - spójny lub rozmyty, pozy­tywny lub negatywny ~ obraz samego siebie, zwany częściej samowiedza jednostki. Mówiąc pięknym staropolskim językiem, człowieka posiada­jącego tę wiedzę, będziemy nazywać człowiekiem samowładnym (Kozielecki, 1986).

Ludzie stawiają sobie tak ambitne cele nieprzypadkowo. Wiadomo­ści o sobie, a więc samoopisy i samooceny, dotyczące wiedzy, zdolno­ści intelektualnych, dojrzałości emocjonalnej, odporności na stres czy siły motywacji, podobnie jak dane o świecie materialnym, pełnią waż­ną rolę w życiu. Już egzystencjaliści, tacy jak M. Boss, zwracali uwagę na to, że jednostka może stać się w pełni autentyczna, gdy wykorzy­stuje swoje możliwości i gdy je przekracza. Teologowie angielscy po­sunęli się jeszcze dalej; głosili iż niewyzyskanie swoich potencji jest grzechem gnuśności i zaniechania, zwanym accidie. Samopoznanie pozwala go uniknąć.

Trafnie pisał B. Pascal: „Trzeba poznać samego siebie; gdyby to nie posłużyło do znalezienia prawdy, posłuży przynajmniej do wytyczenia własnego życia, a nic ma nic nad to bardziej godziwego".

Samopoznanie nie jest procesem ciągłym, który rozwija się syste­matycznie w czasie całego życia. Można jednak wyróżnić pewne waż­ne sytuacje, które zwiększają motywację do skoncentrowania się na świecie wewnętrznym, na śledzeniu za pomocą metody introspekcji naukowej lub potocznej własnych przeżyć. Chciałbym omówić cztery z nich. Lista ta nie jest wyczerpująca, ani rozłączna, ma jednak wartość heurystyczną.

1. Człowiek często koncentruje się na sobie w sytuacjach trudnych życiowo, w których przeżywa kryzysy, w których działa długotrwały stres, w których występują bodźce zagrażające egzystencji- J- Steele, bohater książki J- McNamary „The money maker" pragnął zrobić gigantyczną fortunę- Stał się właścicielem wielu korporacji i banków w różnych kra­jach świata. Im szybciej powiększało się jego imperium finansowe, tym szybciej wzrastała motywacja do osiągnięć. Nie interesował się ani ro­dziną, ani własną osobą. Money przesłaniały mu cały świat. Gdy po wielu latach zbankrutował, gdy zaprzepaścił wysiłek całego życia, wówczas zaczął interesować się sobą i rodziną. Stawiał pytania: kim jest? Jaki sens miało moje życie spędzone w prywatnym samolocie i w salach konferencyjnych? Co spowodowało krach? Głęboko zastanawiał się nad własną osobowością. Śledził swoje myśli. Introspekcja pozwoliła mu lepiej zrozumieć siebie. Wówczas mógł powiedzieć za J. Borgesem, że w każdym człowieku znajduje się dwóch ludzi, i ten drugi Jest praw­dziwszy.

Psychologowie, socjologowie, lekarze analizowali zachowanie się ludzi w obozach koncentracyjnych, w czasie drugiej wojny światowej, w okresie klęsk żywiołowych i kataklizmów, a więc w sytuacjach krań­cowo traumatycznych (por. Lis-Turlejska, 1998). Okazało się, że obie­gowe opinie na ten temat są jednostronne. Na podstawie badań introspekcyjnych i obserwacji zachowania, można wyróżnić dwie klasy ludzi. Do pierwszej z nich należą osoby, które - poddane stresowi traumatycznemu - przeżywają depresję, lęk, koszmary senne. Opanowuje ich chłód uczuciowy i apatia. Czasem wybuchają gniewem. Doznają za­kłóceń pamięci. Jednak są również osoby, które w takich ciężkich wa­runkach odkrywają w sobie dużą odporność na stres. Wykazują wolę życia. Dają sobie radę z traumą i pomagają innym. Posiadają wiązkę pozytywnych cech osobowości, które zwiększają ich szansę przetrwa­nia i chronią przed patologią. Zachowują się jak ryby głębinowe,

Takie sytuacje trudne poszerzają przestrzeń samopoznania i pozwa­lają dokonać nowych transgresji w czasie introspekcji i obserwacji za­chowania zewnętrznego.

2. Motywacja do samopoznania wzrasta w sytuacjach nowych nasyconych niepewnością i entropią, w których występuje nieokreśloność, sprzeczność i tajemniczość. Takie sytuacje dominują często w nauce, w sztuce, w polityce. Uczeni, pisarze, kompozytorzy za pomocą introspekcji - na ogół potocznej - sformułowali wiele hipotez i odkryli pewne prawa rządzące myśleniem i emocjami. Wspomniałem już o wybitnych osiągnięciach szkoły wurzburskiej. Jednak największy rozgłos zdobyło zjawisko olśnienia, zwane również iluminacją (por. Hilgard, 1967). Wybitny matematyk, C. Gauss powiedział: „rozwiązanie problemu zja­wiło się nagle jak błysk światła". W. Cannon, fizjolog, sformułował zręby mobilizacyjnej teorii emocji, gdy w głębi nocy „błysnęła mi myśl", że różne symptomy fizjologiczne można połączyć w jedną całość. Olśnienia są zjawiskiem częstym, również w codziennym życiu. Występują w nie­spodziewanych okolicznościach. Wydają się oczywiste, ale jednak wy­magają sprawdzenia. Część psychologów uważa, iż są one efektem nie­świadomej pracy umysłu. Jednak nie występują u wszystkich ludzi. Niektórzy uczeni, wynalazcy, pisarze rozwiązują problemy czy rozwi­jają tematy stopniowo, krok po kroku. Ich proces myślenia - jak wzrost rośliny -jest ciągły (Weisberg, 1988).

Bez takich zeznań introspekcyjnych, nasyconych transgresjami H lub P, nasza wiedza o procesie twórczym, o heurystykach, o emocjach, sty­mulowanych przez sytuacje nowe, była uboższa.

3. Do sytuacji przełomowych zaliczam okoliczności, w których za­chodzą ważne dla jednostki zmiany, mające wartość pozytywną. Ce­chują się one znaczną różnorodnością, że wymienię tylko zawarcie małżeństwa, narodziny dziecka, ukończenie studiów, rola w wybitnym filmie, nominacja na stanowisko polityczne, wielka nagroda, otrzyma­nie spadku.

W takich okolicznościach ludzie zaczynają myśleć o sobie, koncen­trując się na procesach i właściwościach osobowości, które będą ważne w okresie przełomu. W czasie przyjścia na świat pierwszego dziecka, matki często zastanawiają się nad tym, czy sprostają nowemu wyzwa­niu. Starają sobie odpowiedzieć na co najmniej dwa pytania. Jaka po­winnam być, aby dobrze wychować swoje dziecko? Czy mam wiedzę, umiejętności i predyspozycje osobowości, niezbędne w nowej roli? O ile pierwsze pytanie było powinnościowe, o tyle drugie ma formę opiso­wą: jaka jestem? Jakie mam silne i słabe strony, jakie posiadam zalety i wady? Odpowiedź na nie pozwala często sformułować samooceny, tworzące obraz własnej osoby- Gdy rozbieżności między tym obrazem a wymaganiami, dotyczącymi wychowania dziecka, przekraczają do­puszczalną granicę, wówczas matka może podjąć czynności osobo twórcze.

4. Wreszcie, chciałbym wyróżnić sytuacje wymagające, w których obowiązują wygórowane standardy dokonań intelektualnych i społecz­nych. Aby im sprostać i osiągnąć sukcesy, trzeba wykazać się dużą wie­dzą, zdolnościami twórczymi i ciężką pracą, trzeba wykrzesać z siebie wszystko. Takie warunki zwiększają motywację do zastanawiania się nad sobą, nad wymiarami swojej osobowości, nad granicami własnych możliwości.

Ludzie ambitni, prowadzący ekspansywny tryb życia, często wy­jeżdżają do przodujących krajów, gdzie wymagania są wygórowane, gdzie istnieje mordercza rywalizacja międzyludzka, gdzie nie ma tary­fy ulgowej. W nowych warunkach chcą poznać siebie, a szczególnie sprawdzić swoje możliwości fizyczne, poznawcze czy społeczne. Jeden z uczonych polskich powiedział: „Wyjechałem z kraju przede wszyst­kim dlatego, aby sprawdzić siebie, aby ocenić, jak wypadam w porów­naniu ze światową czołówką, aby usunąć dręczącą mnie niepewność" (Kozielecki, 1989). Sądzę, że jednym z motywów wyjazdu z własnego kraju, takich postaci, jak J. Conrad czy M. Gandhi było pragnienie samopoznania.

W sytuacjach trudnych, nowych, przełomowych i wymagających, człowiek ma szansę lepszego poznania siebie za pomocą introspekcji, obserwacji własnego zachowania i opinii wyrażanych przez innych. W toku samoanalizy dokonuje transgresji, głównie typu P. Dzięki temu staje się człowiekiem samowiednym.

4. Sny i transgresje oniryczne

W każdej epoce historycznej i we wszystkich kulturach ludzie inte­resowali się snem i marzeniami sennymi. Rozważania o nich znajdują się w Biblii, w Koranie i w innych książkach religijnych. Zainteresowa­nie to jest zrozumiałe- Człowiek przesypia znaczną część życia. We­dług obliczeń uczonych, marzenia senne trwają około dwóch godzin w ciągu nocy. Jeśli zsumujemy ten czas w okresie całego życia, to powstanie gigantyczny serial, składający się z około 25 tysięcy odcinków; aby je wszystkie zapisać, potrzebny byłby komputer o dużej pojemno­ści pamięci trwałej.

Jest rzeczą mało prawdopodobną, aby ewolucja biologiczna popeł­niła błąd i zaprogramowała zupełnie bezcelowo marzenia senne. Wie­rząc w mądrość natury, ludzie żyjący w różnych epokach starali się zro­zumieć - w sposób racjonalny lub mityczny - treść i znaczenie snów. Jednak dopiero wydanie w roku 1900 przez Z. Freuda epokowego dzieła „Interpretacja marzeń sennych” zintensyfikowało motywację ukierunkowaną na badanie tego tajemniczego fenomenu świata we­wnętrznego (Yedfelt, 1998). Chciałbym spojrzeć na sny z punktu wi­dzenia psychotransgresjonizmu. Będę w nich poszukiwać zjawisk transgresyjnych. Wymaga to jednak wstępnych wyjaśnień.

Marzenia senne są specyficznym rodzajem procesów, które zacho­dzą w umyśle. Ten ostatni jest autorem ich scenariusza, reżyserem i ak­torem. Badacze - neurofizjologowie, psychologowie czy filozofowie -koncentrują swoją uwagę na trzech zagadnieniach: treści, funkcji i in­terpretacji tego zjawiska. Przedmiotem snu Jest zawsze określony te­mat, realistyczny lub mityczny, przyjemny lub przykry, który człowiek stopniowo rozwija. Składa się on z sekwencji wyobrażeń, myśli i emo­cji. Na ogół treść jego jest bardziej intensywna, gęsta i dramatyczna, niż to się dzieje na jawie. „We śnie - pisał W. Gombrowicz w «Dzien-niku» - wszystko Jest brzemienne straszliwym a niedoścignionym zna­czeniem, nic nie jest obojętne, wszystko dosięga nas głębiej, poufniej niż najbardziej rozpalona namiętność dnia...". Ten krańcowy opis nie zawsze jest prawdziwy. Bywają sny pozbawione dużego napięcia i przy­pominające sztukę S. Becketta „Czekając na Godota"; treścią ich może być zbieranie grzybów.

Budulcem, który służy do rozwijania tematu w trakcie snu są przede wszystkim informacje zakodowane w pamięci trwałej, informacje epi­zodyczne i semantyczne, doświadczenia osobiste i wiedza historyczna. Pewien człowiek, który przez lata siedział w łagrze, marzył o ucieczce. Po latach często śniło mu się, że podjął próbę ucieczki i był ścigany. Jednak nie mógł biec, ponieważ nogi stawały się zbyt ciężkie lub wra­stały w ziemię jak korzenie drzewa. Próba uwolnienia się, czyli trans­gresja emancypacyjna, skończyła się niepowodzeniem i dodatkową karą. Sen zawiera również wątki prospektywne, sięgające daleko w przyszłość.

Jego treść w dużym stopniu zależy od aktualnej kondycji człowieka, od stanu zdrowia, od działań wykonywanych tu i teraz. Wykryto kore­lację między podwyższonym ciśnieniem krwi a pojawiającymi się w cza­sie snu aktami agresji i gniewu.

Treść marzeń sennych zależy również od warunków socjokulturowych. Pewne tematy' powtarzają się w określonych kulturach, inne zaś są pomijane. Wykryto różnice między Amerykanami i Japończykami. Ci pierwsi mieli znacznie więcej snów na takie tematy, jak spóźnianie się, znalezienie pieniędzy, śmierć ukochanych osób czy ludzie cho­rzy psychicznie. U Japończyków dominowały takie sprawy Jak: być atakowanym i prześladowanym, próbować wciąż na nowo, szkoła i studia czy agresywne, dzikie zwierzę. Nie wszystkie te różnice można łatwo wyjaśnić.

O ile na jawie człowiek zachowuje się na ogół racjonalnie, prze­strzega zasad logiki i etyki, o tyle marzenia senne są bardziej nasycone pierwiastkiem irracjonalnym. Często nie obowiązują w nich prawa fizyki, biologu i psychologii. Pisze O. Tokarczuk (1998): „Śniło mi się, że jestem czystym patrzeniem, czystym wzrokiem i nie ma ciała ani imienia. Tkwię wysoko nad doliną, w jakimś nieokreślonym punkcie, z którego widzę wszystko lub prawie nic. Poruszam się w tym patrzeniu, ale pozostaję w miejscu". W tym przypadku umysł wykroczył poza żelazne prawa natury- Bywa jednak, że nic przestrzega on również zasad etyki. Na pytanie, czy kogoś zabiłeś we śnie, 38% Amerykanów i 11% Amery­kanek odpowiedziało twierdząco. Odwrotnie do tego, aż 39% Japonek i tylko 20% Japończyków stwierdziło, że dokonało tego czynu we śnie.

Sny bywają szablonowe, konwencjonalne i powtarzalne, a!e treść ich często zawiera również elementy innowacyjne, twórcze, ekspansywne, często zanurzone są w przyszłości. Jedna z osób ciężko chorych miała niezwykle oryginalny sen. Widziała obraz, w którego środku znajdo­wał się wielki tunel. Przez tunel ten przechodziły klęczącze osoby z pod­niesionymi rękami. Podążały z ciemności ku światłu. Zarys postaci i do­bór kolorów przypominały dzieło wykonane ręką artysty (por. Vedfelt, 1998). Tego rodzaju marzenia senne, które przekraczają granice do­tychczasowych przeżyć jednostki, będę nazywał transgresjami onirycznymi. Ich tematem mogą być motywy muzyczne, wątki literackie, po­mysły naukowe czy reformy społeczne.

Chociaż większość transgresji onirycznych, które zawierają elementy mityczne, fantastyczne i iluzoryczne, nie nadaje się do urzeczywistnie­nia, to jednak pewne z nich inspirują do działań w świecie rzeczywi­stym. Znany niemiecki chemik, F. Kekule zajmował się układem ato­mów węgla i wodoru w benzenie. W trakcie snu zobaczył atomy tańczące w kole i właśnie ten obraz doprowadził go do wykrycia pier­ścienia benzenowego, wykrycia, które okazało się przełomowe w che­mii organicznej w dziewiętnastym wieku. Oniryczna transgresja oso­bista (P) doprowadziła do transgresji historycznej (H). Takie tajemnicze sny - wizje zdarzają się matematykom, fizykom, kompozytorom, pisa­rzom, a także zwykłym ludziom.

Psychologowie i psychoterapeuci, teoretycy i praktycy najwięcej czasu poświęcili interpretacji marzeń sennych. Szczególnie znane są wyjaśnie­nia Z. Freuda, C. Junga i F. Perlsa. Prawie wszystkie nich zawierają znaczny ładunek niepewności; są kontrowersyjne i w dużym stopniu dowolne. Sen starszego pana, że nie może zapalić światła, da się tłu­maczyć na wiele sposobów. Freudyści skłonni są interpretować go jako sygnał impotencji i zbliżającej się śmierci. Tego typu poglądy wydają się wielu uczonym i praktykom niewiarygodne.

Psychotransgresjonizm jako dopiero kształtujący się kierunek nauko­wy, nie wypracował jeszcze żadnej uzasadnionej koncepcji marzeń sen­nych. Jednak kilka jego twierdzeń jest godnym uwagi. W czasie snu człowiek wykorzystuje metodę, którą nazwałem rozwijaniem tematu. Metoda ta może doprowadzić do transgresji typu P lub H, które zwięk­szają szansę samopoznania i które są źródłem kształtowania się osobo­wości. Nie umiemy jednak odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w trak­cie niektórych snów człowiek przekracza granice dotychczasowych osiągnięć, dlaczego tworzy struktury nowe, twórcze i ekspansywne. Być może, w przyszłości uda się w sposób bardziej wiarygodny, niż to czy­nią przedstawiciele innych kierunków, rozwiązać te zagadnienia.

5. Medytacje: pogłębianie świadomości

Medytacja jest formą życia duchowego, która została rozwinięta przez kultury i religie Wschodu, a która obecnie przenika do cywiliza­cji zachodniej. Wystarczy wspomnieć, że w naszych czasach setki tysię­cy amerykańskich studentów, urzędników, biznesmenów i senatorów uprawiają tę formę duchowości. Celem jej jest odwrócenie uwagi od aktywnego, liniowego życia ze­wnętrznego oraz naglących spraw tego świata, i zogniskowanie się na bezpośrednim doświadczeniu psychicznym. Warto podkreślić, że rów­nież kierunki psychologii Wschodu ~ głównie zorientowane fenomenologicznie - koncentrują się na różnych technikach medytacji, które umożliwiają jednostce obserwację przepływu procesów świadomych i dają wgląd we własne doświadczenie. Według nich to właśnie medy­tacja stwarza szansę przemiany osobowości.

W ciągu wieków ukształtowało się wiele form i wersji medytacji. Różnice między nimi nie są fundamentalne. Dużą popularność w In­diach i w Ameryce zdobyła medytacja transcendentalna. W czasie Jej trwania osoba siedzi rozluźniona w spokojnym otoczeniu. Oczy ma zamknięte. Stara się maksymalnie rozluźnić wszystkie mięśnie. Jej uwaga skoncentrowana jest na oddechu. W chwili wydychania powietrza po­wtarza szeptem proste słowa, takie jak „jeden" czy „kwiat". Przyjmuje postawę pasywną, nie stara się wykonywać jakichkolwiek zadań. Medy­tacje buddyjskie zeń mają inny przebieg. W trakcie ich osoba rozwiązu­je absurdalne zagadki, zwane koanami. Jednymi z nich jest pytanie, jak wyglądała twoja twarz przed aktem poczęcia. Medytacje - pozornie proste - wymagają jednak gruntownego przygotowania fizycznego i psychicznego.

Wielowiekowc doświadczenie i wyniki badań naukowych zgodnie wskazują, że ta forma życia duchowego pozytywnie wpływa na kondy­cję człowieka. Poprawia zdrowie fizyczne: reguluje ciśnienie krwi, zmniejsza zużycie tlenu, redukuje napięcie mięśni, poprawia oddech, łagodzi siłę nałogów. Jednocześnie zwiększa odporność na stres psy­chologiczny, zapewnia spokój ducha i ułatwia koncentrację uwagi. Często powoduje, że stosunki międzyludzkie są miękkie i życzliwe.

Jednak najważniejszym celem procesu medytacyjnego jest pogłębie­nie czy - jak mówią niektórzy - spotęgowanie świadomości. Ceł ten można osiągnąć tylko wtedy, gdy tę formę życia duchowego praktyku­je się regularnie, gdy przestrzega się jej głównych zasad. W medyta­cjach zenistycznych osoba doznaje satori będącego rodzajem ilumi­nacji (Suzuki, 1964). Dzięki temu pogłębia się jej świadomość i wówczas poznaje prawdziwe oblicze rzeczy. Tam, gdzie dawniej wi­działa izolowane i sprzeczne zjawiska, teraz dostrzega harmonijną całość. Mówiąc językiem psychologicznym, percepcja świata nabiera cech gestaltystycznych. W pewnych okolicznościach ludzie przeżywają rów­nież doświadczenia mistyczne.

Medytacje znajdują się w kręgu zainteresowań psychotransgresjonizmu dlatego., iż rodzą transgresje, głównie typu P. Rozwijają osobo­wość, pogłębiają świadomość, pozwalają spojrzeć na świat jako na harmonijną całość. Zresztą również inne kierunki psychologii zaczy­nają się interesować tą formą życia duchowego.

Poglądy na temat roli medytacji w zachowaniu się człowieka trzeba przyjąć z pewną dozą europejskiego sceptycyzmu. Zbyt szczupła licz­ba badań nie pozwala na formułowanie kategorycznych konkluzji.

Rozdział VII WKŁAD TRANSGRESJI DO ROZWOJU KULTURY

l. Pomyłka Freuda

Badanie kultury materialnej, symbolicznej i socjetalnej nigdy nie znajdowało się w centrum zainteresowań psychologii. Jednym z nie­licznych wyjątków był Z. Freud, twórca psychoanalizy. Uczony ten zwracał jednak uwagę tylko na negatywną rolę dziedzictwa kulturowe­go. Twierdził, iż jest ono „źródłem cierpień". Takie skrajne poglądy wiązały się z biologiczną orientacją twórcy psychoanalizy. „Freud - pisała K. Horney (1976) - nie uważał kultury za wynik złożonych procesów społecznych, ale przede wszystkim za produkt popędów biologicznych, które ulegają wyparciu lub sublimacji, doprowadzając do wytworzenia przeciw nim reakcji upozorowanych. Im dokładniej popędy takie zo­staną stłumione, tym wyższy będzie rozwój kultury. A ponieważ zdol­ność do sublimacji jest ograniczona i ponieważ intensywne tłumienie prymitywnych popędów bez ich sublimacji prowadzi do nerwicy, roz­wojowi cywilizacji nieuchronnie towarzyszy wzrost liczby nerwic. Ner­wica to cena, jaką musi ponieść ludzkość za rozwój kultury". Freud, zaślepiony przez orientację biologiczną i teorię libido, nie dostrzegał pozytywnego znaczenia kultury, nie doceniał faktu, że stanowi ona podstawową formę życia, bez której ani rozwój osobowości, ani skom­plikowane stosunki społeczne między ludźmi byłyby niemożliwe.

Rolę kunsztownego gmachu kultury zaczęli doceniać uczniowie twórcy psychoanalizy, tacy jak C. Jung, K. Horney czy E. Fromm. Współcześni badacze również prowadzą wiele prac, poświęconych głów­nie różnicom międzykukurowym. Jednak w dalszym ciągu brak jest szerszego zainteresowania tymi problemami. Zja­wisko to dziwi i niepokoi, ponieważ wytwory literackie, naukowe, tech­niczne, religijne czy społeczne powstają dzięki procesom kreatywnym zachodzącym w umyśle jednostki. Dlatego też badanie kultury i jej twórców należy do podstawowych zagadnień psychotransgresjonizmu. Gdy transgresja spotyka się z kulturą triumfuje psychologia.

2. Tendencje rozwojowa i ochronna

Kultura jest wielkim, dynamicznym i samoorganizującym się syste­mem, zakorzenionym w środowisku społecznym. Wewnątrz tego sys­temu - co ma zasadnicze znaczenie w tym rozdziale - działają dwie tendencje: tendencja rozwojowa i tendencja ochronna, zwana również samozachowawczą. Nie można ich rozdzielić, jak nie można przepo­łowić żywego drzewa na korzeń i koronę. Trafnie o tych tendencjach pisał niedawno Z. Bauman (1999): „kultura w równym stopniu doty­czy twórczości, jak i ochrony; nieciągłości i kontynuacji; nowości i tra­dycji; rutyny i odrzucania wzorców; przestrzegania norm i ich omija­nia; unikatowości i regularności; zmiany i monotonii reprodukcji; zjawisk nie oczekiwanych i przewidywalnych".

Dynamika systemu kultury zależy od wzajemnych stosunków mię­dzy tymi tendencjami. Na rysunku 7.1. przedstawiłem relacje, jakie mogą zachodzić między nimi.

Kultura znajduje się w stanie względnej równowagi, gdy siła ten­dencji rozwojowej i ochronnej jest równa, gdy - mówiąc inaczej - transgresyjność i zachowawczość, zmienność i stałość są porównywalne. Wówczas to, dzięki tendencji rozwojowej można włączać do kultury nowe dzieła techniczne, naukowe, artystyczne i obyczaje. Jednocze­śnie tendencja ochronna broni dotychczasowe dziedzictwo przed znisz­czeniem, zagładą czy zapomnieniem. W tym przypadku kultura przy­pomina system otwarty, który rozwija się, nie tracąc swoich korzeni.

Sprawy się komplikują, gdy tendencja ochronna wyraźnie dominu­je nad tendencją rozwojową. Wówczas to powstaje napięcie typu A między tymi tendencjami. Środki zachowawcze, takie jak konserwa­tywne normy społeczne, przepisy prawa, tradycyjny system edukacji czy metody zabezpieczeń technicznych, pozwalają zachować status quo. Te

Ryć. 7.1. Dynamika ki.........ikury

środki blokują wzbogacanie kultury o nowe dzieła materialne, symbo­liczne czy socjetalne. Staje się ona systemem zamkniętym, skazanym na stagnację.

W przeciwnym przypadku, tendencja rozwojowa wyraźnie dominuje nad tendencją ochronną, co rodzi napięcie typu B. Wówczas to ludzie zamieszkali w danej kulturze, nie starają się chronić własnego dziedzic­twa i własnej tradycji pokoleń. Zabytkowa architektura znajduje się w ruinie, zamyka się muzea i biblioteki, nie wprowadza się do szkół nauki o własnych osiągnięciach literackich, naukowych czy technicz­nych. Brak środków na zachowanie tradycji. Jednocześnie istnieje silna tendencja do asymilacji nowych wytworów materialnych, symbolicz­nych czy obyczajowych. W pewnych krajach następuje powierzchnio­wa amerykanizacja rodzimej kultury, co grozi utratą jej autentycznych wartości, jej tożsamości i jej niepowtarzalności.

Chociaż zdaję sobie sprawę, że te dwie tendencje - rozwojowa i ochronna, transgresyjna i zachowawcza - są nierozerwalne jak dwa brzegi tej samej rzeki, to Jednak skoncentruję swoją uwagę na tej pierw­szej, Jest to zrozumiałe. Tematem tej książki są działania transgresyjne - twórcze i ekspansywne - które odgrywają główną rolę we wzboga­caniu kultury.

3. Mechanizmy selekcyjne transgresji

Dziwki rozwiązywaniu problemów dywergencyjnych i konwergencyjnych, dzięki rozwijaniu tematów artystycznych i dzięki grom mię­dzyludzkim, sprawca dokonuje transgresji, czyli przekracza granice wła­snych dokonań. Droga prowadząca od transgresji do kunsztownego gmachu kultury jest przeważnie długa, kręta i wyboista. Osiągnięcie jednostki czy grupy musi - w pierwszej fazie - być poddane społecznemu mechanizmowi selekcji, który bywa wymagający i zawodny. Można przy­toczyć słowa Biblii - trafne również w tym przypadku - że „wielu jest wezwanych, ale mało wybranych". Mechanizm ten - ukształtowany hi­storycznie oraz sam będący elementem tradycji - decyduje, jakie wytwory ludzkich rąk i umysłów przejdą przez trudne sito selekcji i zostaną włą­czone do dziedzictwa określonej społeczności, decyduje o ich asercji lub rerutacji. „Każda kultura - pisze przekonująco J. Łotman (1990) -zakreśla swój paradygmat, co należy pamiętać, czyli przechowywać, i to, co podlega zapomnieniu. To ostatnie wykreśla się z pamięci zbiorowej i jakby przestaje ono istnieć". Nikt nie potrafi zadekretować, jakie trans­gresje staną się składnikami dziedzictwa określonej zbiorowości.

W tym skomplikowanym mechanizmie oceny, wartościowania i se­lekcji biorą udział ośrodki opiniodawcze, instytucje międzynarodowe, mass media, uczeni, intelektualiści, opinia publiczna. Ważną rolę od­grywa w nim system prawa, na przykład prawo autorskie czy patento­we, a także standardy i kryteria dominujące w określonej kulturze. Szczególne znaczenie ma opinia twórców zajmujących czołową pozy­cję w danej dziedzinie, takich jak laureaci Nagrody Nobla czy zdobywcy Oscarów (Thompson, 1990). Pozornie wydaje się, że ten system se­lekcyjny nie podlega żadnym prawidłowościom, że rządzi nim przypa­dek, chaos i łut szczęścia. Tymczasem, nie ulega wątpliwości, iż o prze­biegu selekcji transgresji decydują pewne subtelne regularności.

Uczeni starają się je wykryć, starają się opisać metody akceptacji i od­rzucania wyników pracy twórczej i ekspansywnej. W tym miejscu zary­suję jeden z najprostszych sposobów selekcji, zwany metodą eliminacji według kryteriów (warunków). Została ona opracowana przez A. Tversky"ego (1972), który wykazał, że ludzie wykorzystują ją w procesie podejmowania decyzji. Przystosowałem ją do przedmiotu moich ba­dań; mówiąc żartobliwie poddałem procesowi kulturyzacji.

Zgodnie z nią, jednostka, grupa ludzi lub instytucja opiniodawcza najpierw określa zbiór warunków (kryteriów), którym musi odpowia­dać transgresja w dziedzinie literatury, nauki, plastyki, mody, gospo­darki czy systemu politycznego. Następnie sprawdza, czy kryteria te są zadowalająco spełniane. Każda odpowiedź negatywna od razu elimi­nuje dany wytwór techniczny czy literacki. Jedynie osiągnięcia, które odpowiadają wszystkim warunkom mogą spowodować ewolucję kultu­ry. Metoda ta ma charakter koniunkcyjny i dlatego jest bardzo wyma­gająca (por. Kozielecki, 1981).

Na rysunku 7.2. przedstawiłem schematycznie metodę eliminacji według kryteriów.

Czy transgresja H? Nie tak

Czy ma wartość dla zbiorowości? Nie tak

Czy Jest trwała? Nie tak

Czy spełnia warunki ochrony? Nie tak

Ryć. 7.2. Metoda eliminacji według kryteriów

Wybrałem cztery warunki, które - Jak wskazuje historia kultury i mo­je badania - mają znaczenie kluczowe. W języku potocznym można by je nazwać; kryterium nowości, kryterium wartości zbiorowej, kry­terium trwałości i kryterium ochrony. W rzeczywistych sytuacjach se­lekcyjnych ludzie mogą zmieniać ich zbiór.

l. Pierwszy warunek dotyczy rodzaju transgresji. Transgresje oso­biste (P) mają ogromne znaczenie dla żyda pojedynczego człowieka czy rodziny. Kształtują jego osobowość i często zaspokajają wyższe potrzeby, takie jak poczucie własnej wartości. Ale wyczyny te nie mają wymiaru historycznego, ponieważ ludzkość, dany kontynent, naród czy warstwa społeczna dawno już przekroczyła tę granicę. Dlatego jako transgresje, nie spełniające warunku globalnej nowości, już na wstępie są eliminowane. Uczeń, który wpadł na pomysł prawa Archimedesa, weteran, który napisał pamiętniki czy gospodyni, która przygotowała mieszankę ziołową na bóle mięśni, dokonali transgresji P, która ma charakter wtórny i dlatego nie wzbogaca ludzkich osiągnięć. Tylko transgresje historyczne (H), a więc wytwory nowe z punktu widzenia danej społecznością przechodzą przez pierwszy etap eliminacji.

2. Warunek, aby transgresja była nowa historycznie nic jest wystar­czający. Często sprawcy przekraczają granice, których nikt jeszcze nie pokonał, ale dochodzą do wyników nic mających istotnej wartości spo­łecznej. Pewne metody medycyny naturalnej, takie Jak terapia kwiato­wa Bacha czy leczenie polami magnetycznymi są bezwartościowe. Dotyczy to również licznych pomysłów technicznych czy literackich, które opisuje J. Swift w swoich powieściach. Dlatego tak kluczowe znaczenie w przedstawionej metodzie ma warunek drugi. Tylko trans­gresje twórcze i ekspansywne, które są nośnikami rzeczywistych war­tości dla danej społeczności, które mają - jak mówią psychologowie -znaczenie ponadindywidualne, mogą przejść przez sito eliminacyjne.Wynalazek komputera czy koncepcja psychologii fenomenologicznej spełniają to kryterium.

3. Trzeci warunek - duża szansa trwałości dzieła - może wydać się kontrowersyjny, szczególnie dla młodej generacji, akceptującej zasady postmodernizmu. Pewni twórcy twierdzą, że sztuka nie Jest ucieleśniona w trwałym przedmiocie, ale w pamięci artysty', że nie znajduje się w dzie­le obiektywnym i niezależnym, ale w procesie, w akcji, w przepływie świadomości. Takie poglądy byty bliskie „aktywnym malarzom", któ­rzy dowodzili, że płótno to „scena dziania się", a nie stabilny, zamknięty obraz (Beli, 1994). Jednak dociekliwi badacze, tacy jak H. Arendt, dowodzą, że „długie trwanie" stanowi nieodłączną cechę prawdziwych dzieł kultury. Często żyją one stulecia, a nawet tysiąclecia, jak trans­gresje dokonane przez Platona, Konfucjusza czy Homera. Kultura, która miałaby „żywot motyli", nie mogłaby spełniać fundamentalnych funk­cji, że wymienię tylko wpływ na tożsamość narodową i poczucie bez­pieczeństwa. Człowiek żyłby jak na ruchomych piaskach.

4. Jak już powiedziałem, wewnątrz systemu kultury działają dwie tendencje: tendencja rozwojowa i ochronna, transgresyjna i zachowaw­cza- Warunek czwarty dotyczy tej ostatniej. Instytucje opiniodawcze, opinia publiczna czy intelektualiści często - w procesie selekcji - zasta­nawiają się, czy włączenie nowego dzieła do systemu kultury nie zabu­rzy jej równowagi, czy nie zagrozi wiekowej tradycji, czy nie spowo­duje wzrostu entropii i dezorganizacji. Gdy takie niebezpieczeństwa występują, wielu specjalistów odrzuca dany wytwór. Jednocześnie ak­ceptuje transgresje, które pozwalają utrzymać równowagę między ten­dencją rozwojową i ochronną. Ten czwarty warunek - rzadziej niż poprzednie - jest brany pod uwagę w procesie selekcji.

Transgresje, spełniające kryteria nowości historycznej, wartości ponadindywidualnej, trwałości i ochrony tradycji, będę nazywał transgre­sjami kulturowymi. Wyrastają one z kultury i wrastają w kulturę. Pra­wic wszystkie transgresje H, które były przedmiotem rozważań w rozdziałach III, IV, V, VI miały ten charakter.

Przedstawiłem jedną z metod selekcji, metodę selekcji według kry­teriów. Czy w rzeczywistych sytuacjach społecznych i historycznych instytucje opiniodawcze, mass media i krytycy ją stosują? Na podsta­wie znajomości historii nauki, techniki, sztuki, mody czy gospodarki mogę twierdząco odpowiedzieć na to pytanie. W wielu przypadkach ewolucja kultury zachodzi pod wpływem transgresji spełniających wa­runek nowości, wartości, trwałości i ochrony tradycji. W praktyce jed­nak metoda ta się komplikuje. Przebieg procesu doboru zależy rów­nież od egoistycznych interesów, od uprzedzeń, od stereotypów i mitów. Znani są decydenci, dla których jedynym kryterium bywa na­zwisko twórcy. Stosują zasadę: podaj mi nazwisko, a ja podejmę decy­zję, czy wydać jego książkę, czy umieścić obraz na wystawie itd. Jed­nak kultura często bywa samooczyszczającym się systemem, który naprawia błędy popełnione w procesie selekcyjnym.

4. Asymilacja nowych transgresji do systemu kultury

W procesie selekcji pewne wytwory transgresyjne H stają się dzieła­mi kultury materialnej, symbolicznej i socjetałnej. Następuje więc roz­wój dotychczasowego dziedzictwa zbiorowości, narodu, kontynentu, ludzkości. Jednak proces inkluzji nowego odkrycia, wynalazku czy psy­choterapii Jest zjawiskiem złożonym. Jak już powiedziałem, kultura należy do wielkich systemów, megasystemów, które mają określoną strukturę i które zdolne są do samoregulacji. Występuje w nich zjawi­sko emergencji, czyli spontanicznie pojawiają się właściwości, których ani nie można, było wyprowadzić, ani przewidzieć, analizując ich skład­niki. Tworzą się oryginalne jakości. Taką nową jakością może być nurt umysłowy, który wyłania się z sekwencji niezależnych dotychczas utwo­rów społecznych oraz humanistycznych.

Inkluzja nowej transgresji do tego wielkiego systemu modyfikuje jego dotychczasową strukturę, podobnie jak narodziny następnego dziecka zmieniają zasadniczo sytuację materialną i psychologiczną ro­dziny. W celu dokładniejszego opisu tego procesu, wykorzystam kon­cepcję i terminologię J. Piageta, dotyczącą inteligencji i przystosuję ją do badania poświęconego rozwojowi kultury.

Piaget (1966) stworzył oryginalną teoria asymilacji, której znacze­nie wykracza poza psychologię, którą - jak sądzę - można wykorzystać do analizy wszelkich systemów społecznych i humanistycznych. Zgod­nie z nią, włączenie dzieł transgresyjnych, które przeszły sito selekcyj­ne, będę nazywał ich asymilacją. W czasach rozwoju kultury proces asymilacji odbywa się nieustannie: ciągle pisze się wartościowe powie­ści, maluje nowatorskie obrazy czy dokonuje się nowych odkryć na­ukowych. Asymilacja ich pełni taką rolę, jak spożywanie pokarmu przez organizm. Zwiększa trwałość całego systemu kultury i jednocześnie wpływa na jego rozwój. Dzięki włączeniu do europejskiej kultury ar­cydzieł J. Conrada czy F. Kafki, literatura piękna została wzbogacona;

pisarze ci odkryli nowe wymiary ludzkiej egzystencji. Wpłynęło to na wzrost świadomości i samowiedzy człowieka. Pozwoliło na ukształto­wanie się - szczególnie w procesie edukacyjnym - nowej wrażliwości estetycznej oraz etycznej. Warto podkreślić, że asymilacja nic niszczy, ani nie zniekształca nowego dzieła. Powoduje tylko, że staje się ono składnikiem większej całości, co potęguje jego siłę oddziaływania na kolejne pokolenia, ułatwia jego reprodukcję i upowszechnienie. A co najważniejsze - włącza się ono do globalnego lub lokalnego obiegu idei, dynamizując życie umysłowe.

Procesowi asymilacji nowych transgresji towarzyszy proces akomodacji, polegający na przekształcaniu całego systemu kultury lub jego fragmentu. Odkrycie naukowe, wynalazek techniczny czy nowatorskie reformy edukacji wymagają zmian w dotychczasowej całości. Zmiany te polegają na znalezieniu miejsca dla nowego dzieła w ustabilizowa­nej dziedzinie nauki, sztuki czy polityki, na nowej koordynacji syste­mu i jego zróżnicowaniu, na zwiększeniu stopnia jego integracji i spój­ności, na uporządkowaniu i rozsądnej hierarchizacji systemu.

Ryć. 7.3. Zmiana dziedziny kultury pod wpływem transgresji H^ i H^

Na rysunku 7.3. przedstawiłem w sposób schematyczny pewną dzie­dzinę kultury (część A), w której znajdują się cztery dzieła; nie tworzą one jakiejkolwiek całości. Po pewnym czasie przez sito selekcyjne prze­szły dwie transgresje historyczne H, i H^. Dzięki temu nastąpiła akomodacja całej dziedziny (część B). Dotychczas rozproszone dzieła wraz z dwiema transgresjami utworzyły strukturę hierarchiczną w kształcie piramidy. Dziedzina kultury została uporządkowana i scalona.

Po wprowadzeniu do psychoanalizy oryginalnych dzieł C. Junga, K. Horney, E. Fromma czy H. Silliyana, trzeba było przebudować czę­ściowo subtelny gmach psychoanalizy, czyli poddać Ją akomodacji. Uczeni ci, podkreślający rolę czynników społecznych, interpersonalnych i kulturowych, zwiększyli nieufność psychologów i psycho terapeutów do determinizmu biologicznego Freuda, jego teorii libido i komplek­su Edypa. Zaczęto wyróżniać psychoanalityków ortodoksyjnych i neo-psychoanalityków. Powstały nowe szkoły badawcze. Pod koniec dwu­dziestego wieku kierunek ten jeszcze bardziej się zróżnicował. Akomodacja, występująca po asymilacji, jest równie ważnym procesem kulturowym.

Teoria asymilacji J. Piageta, zwana tez teorią asymilacji i akomodacji, którą jedynie zasygnalizowałem, jest potężnym, chociaż nie doce­nianym narzędziem opisu i interpretacji takiego wielkiego systemu, jak kultura. Teoria ta pozwala na nowo spojrzeć na ewolucję kultury i jej rolę w życiu człowieka.

5. Znaczenie kultury

Niedawno K. Obuchowski (1999) wyraził pogląd, na który zwró­cili uwagę tylko nieliczni, że w naszych czasach zmniejsza się moc re­gulacyjna kultury w życiu człowieka. W epoce narodzin „nowego in­dywidualizmu", który można uznać za najdalej posuniętą postać autonomii jednostki ludzkiej, „sztuczny świat" odgrywa ograniczoną i ciągle zmniejszającą się rolę. Nawet gdy ta odważna hipoteza okaże się w przyszłości prawdziwa, to nie ulega wątpliwości, że obecnie - na przełomie wieków - kultura ciągle spełnia pewne zadania, które są nie­zbędne dla przetrwania i rozwoju transgresyjnego człowieka.

1. Kultura, a szczególnie zakodowana w niej wiedza deklaratywna, pełni funkcję poznawcza pozwala opisać świat człowieka, zrozumieć go i wyjaśnić; pozwala obcować z wyższymi wartościami; często udziela odpowiedzi na pytania egzystencjalne, trapiące jednostkę. Sampson (1989) powiedział obrazowo, że kultura jest rodzajem wehikułu, któ­rym ludzie podróżują i dzięki temu są zdolni pojąć, czym jest świat i kim jest homo sapiens. Wiele jednostek kształtuje sobie z wiedzy de­klaratywnej własny pogląd na świat, własny obraz rzeczywistości, We-Itanschauzm^, nadający sens życiu.

Człowiek - podobnie jak ssaki wyższe - posiada silną potrzebę po­znawczą. Często bezinteresownie podejmuje czynności eksploracyjne, aby zobaczyć „co znajduje się w środku", aby odkryć tajemnice przy­rody i kultury, aby zaspokoić swoją ciekawość. W przypadku deficytu niezbędnych informacji jednostka ucieka się do mitów, legend i iluzji, które są cząstką kultury symbolicznej, które czasem rozjaśniają tajem­nice rzeczywistości i osobowości w niej uwikłanej, które „pozwalają żyć". Pewne uzasadnienie ma pogląd angielskiego poety, W. Stevensa, że „prawo do poznania i prawo do istnienia stanowią jedność".

2. Kultura pełni także funkcję instrumentalną. Staje się ważnym środkiem do osiągania celów, zaspokajania potrzeb i pragnień. Szczególne znaczenie ma wiedza proceduralna o metodach, strategiach i progra­mach działania. W czasie wykonywania prostych czynności ochronnych, takich jak wizyta u lekarza czy jak zachowanie się na pogrzebie, ważną rolę odgrywają skrypty i scenariusze kulturowe. Uczony, który rozwią­zuje problemy konwergencyjnc, kompozytor, który rozwija temat muzyczny czy polityk, który prowadzi grę o rozszerzenie swojej wła­dzy, wszyscy oni wykorzystują i modyfikują metody wypracowane przez pokolenia. L. Balcerowicz nie byłby w stanie przeprowadzić reformy gospodarczej, zwanej terapią szokową, gdyby nie umiał przetwarzać w sposób innowacyjny wiedzy ekonomicznej i społecznej, gdyby nie wykorzystywał- doświadczeń innych reformatorów, których osiągnięcia przeszły już do podręczników^ historii (Kozielecki, 1995). Kultura materialna i poznawcza zawiera narzędzia działania, bez których trud­no byłoby podejmować wiele czynów zachowawczych i transgresyjnych.

3. Kultura, szczególnie kultura poznawcza, a więc literatura, mu­zyka, plastyka, film, moda, a również - nauka, pełni funkcję afektywna, wywołuje emocje, nastroje, uczucia i namiętności. Chociaż w obec­nych czasach wielu ludzi uważa, że afekty są sprzeczne z racjonalnym oglądem świata, że przeszkadzają w skutecznym działaniu, to nic nic zmieni faktu, że myślenie i emocje są ze sobą zespolone. Już Sokrates zauważył, że rozum i pasja przypominają dwa konie ciągnące rydwan. Nie można ich wyeliminować z „kultury poza mną" i z „kultury we mnie". Zresztą nie ma takiej potrzeby. Pełnią one często ważną rolę w myśleniu i w działaniu ochronnym oraz transgresyjnym. Bez zaan­gażowania emocjonalnego trudniej byłoby Z. Freudowi rozwiązywać problemy konwergencyjne związane z psychoanalizą, a F. Dostojewskiemu rozwijać tematy swoich przełomowych powieści. Ziarno praw­dy znajduje się w wierszu Cz. Miłosza: „Głos namiętności lepszy jest niż głos rozumu./Gdyż beznamiętni zmieniać nie potrafią dziejów". Uczeni, żyjący na przełomie wieków nauczyli się dostrzegać znaczenie „głosu emocji" (Zajonc, 1985).

4. Wreszcie, istnieje całkowita zgodność poglądów na temat klu­czowej roli kultury w kształtowaniu tożsamości jednostki i identyfikacji. narodowej. Daje ona członkom społeczeństwa poczucie wspólnoty i po­czucie odrębności wobec innych zbiorowości.

Część druga - syntetyczna

OSOBOWOŚĆ: JEJ STRUKTURA, FUNKCJE I ROZWÓJ

„W nieskończenie licznych wariantach, nieskończenie różnymi sposobami próbuje każdy z nas na swój sposób zbudować doskonały kształt swej indywidualności. Ilu ludzi na ziemi, tyle nieustających wysiłków. W człowieku odbywa się wielki wiekowy eksperyment - ekspery­ment tworzenia się człowieka".

S. Szuman, 1943/1995

„Tylko rozwój i ciągła zmiana mogą być miarą naszej własnej wartości i naszej wzajemnej miłości".

T. Leahcy, 1987

Rozdział VIII ZARYS SIECIOWEJ TEORII OSOBOWOŚCI (STO)

l. Jak ugryźć to Wielkie Jabłko?

„Najwyższym szczęściem dzieci tej ziemi - pisał dwa wieki temu J.W. Goethe - jest jedynie osobowość". Poglądy takie - chociaż wyra­żane w bardziej precyzyjnym języku i uzasadnione empirycznie - są bliskie współczesności. Obecnie osobowość - po wyjściu z obiegu ta­kich nazw, jak wola, charakter czy jaźń - należy do najważniejszych i najpopularniejszych pojęć potocznych oraz naukowych; używają go nader często psychologowie, pedagogowie, socjologowie, filozofowie, a nawet - teologowie, ekonomiści i politycy- Bez niej porządek świa­ta, trwanie życia i rozwój człowieka - sprawcy byłyby niewyobrażalne. Niewyobrażalne byłyby także transgresje twórcze i ekspansywne.

W ciągu tego stulecia osobowość stała się przedmiotem badań na­ukowych, szczególnie psychologów. Analizowali jej strukturę, funkcję i rozwój. Stworzyli dziesiątki teorii. Teorie te są jądrem głównych kie­runków psychologii, takich jak systemy psychodynamiczne, psychoana­lityczne, fenomenologiczne czy poznawcze (por. Hali, Lindzey, 1990;

Mischel, 1999; Pervin, 1993). Chociaż znacznie wzbogaciły one wie­dzę o człowieku, chociaż stały się wkładem do zachodniej kultury, to jednak ich wartość poznawcza i praktyczna jest ograniczona. Często nie pozwalają zrozumieć, przewidzieć, wyjaśnić i zinterpretować za­chowania. Szczególnie zawodzą w opisie działań wyjątkowych i nie­oczekiwanych. Interpretacja wyczynów Hamleta czy Raskolnikow'-a jest ciągle mato wiarygodna.

Potrzebne są dalsze badania tego zagadnienia, badania bardziej wyrafinowane teoretycznie i metodologicznie. Tymczasem w naszych czasach obserwujemy spadek zainteresowania fenomenem osobowo­ści. Jak trafnie pisze D. McAdams (1996), nie powstają wielkie teorie, koncepcje i wizje osobowości jak w epoce Z. Freuda, G. Allpona czy K. Lcwina. Niewielu jest Jeży Archilocha, czyli uczonych - generalistów, którzy rozwijaliby myśl uogólniającą. Większość z nich rozmie­nia ten fundamentalny problem na drobne lub zaczyna zajmować się bardziej praktyczną dziedziną naukową.

Obecnie ukształtowały się dwa stanowiska na ten temat. Zwolenni­cy stanowiska sceptycznego uważają, iż osobowość - mówiąc plastycznie - jest tak Wielkim Jabłkiem, że nie da się jego ugryźć. Należy do pojęć niejasnych, rozmytych, nasyconych entropią. Trudno je zdefiniować, jeszcze trudniej skonstruować teorię, składającą się z rozsądnych zało­żeń ontologicznych i klarownych twierdzeń, które byłyby uzasadnio­ne i które mogłyby zostać zaakceptowane przez wielu uczonych. Dla­tego też należy obecnie zrezygnować z tego wielkiego pojęcia, pozostawiając je w Języku potocznym. Jednocześnie trzeba poszuki­wać mniej rozstrojonych pojęć, łatwiejszych do ścisłego badania i operacjonalizacji. Zgodnie z tym poglądem, zwolennicy stanowiska scep­tycznego koncentrują uwagę na mniejszych systemach, takich jak inteligencja, intelekt, koncepcja ja, ekstrawersja czy temperament.

Zwolennicy stanowiska eksploracyjnego uważają - przeciwnie - że przed osobowością nie można uciec. Trudności jej badania nie uspra­wiedliwiają dezercji. Do nich należy W. Mischel, najwybitniejszy teo­retyk osobowości końca naszego stulecia, który ostatnio rozwija dys­kusyjną konstrukcję osobowości jako systemu poznawczo-afektywnego (por. Mischel, Skoda, 1995). Teoria osobowości jest również wyróż­nionym składnikiem psychotransgresjonizmu. W tym rozdziale zary­suję wstępną wersję sieciowej teorii osobowości (STO), która - mam na­dzieję - w przyszłych latach, dzięki metodzie kolejnych przybliżeń, stanie się dojrzałą konstrukcją psychologiczną o znacznej mocy predyktywnej i wyjaśniającej.

Przypomnę w tym miejscu pogląd Kartezjusza, który towarzyszył mi w pracy nad nią: „mogę mylić się w rozumowaniu - powiedział wielki filozof- ale mogę mylić się tylko wtedy, jeśli myślę".

2. Nowe spojrzenie na osobowość

Zgodnie z teorią STO, osobowość jest sieciową organizacja względnie trwałych i równoważnych (ekwiwalentnych) składników psychicznych, zwanych psychonami. Wpływa ona w decydujący sposób na kierunek życia i wzorce zachowania, na jego unikatowość, spójność i stałość w różnych sytuacjach i w różnym czasie. Kształtuje - jak powiedział S. Szuman -niepowtarzalną indywidualność jednostki ludzkiej. Jednocześnie, ge­nerowane przez nią sekwencje zachowania - szczególnie wyczyny transgresyjne - mają wartość osobotwórczą.

Na rysunku 8.1. przedstawiłem w sposób schematyczny organiza­cję osobowości, razem z systemem nerwowym, od którego zależy i łącz­nie ze środowiskiem socjokukurowym, na które oddziałuje.

Ryć. 8.1. Sieciowa organizacja osobowości

1. Jak wskazuje rysunek 8.1, osobowość złożona jest z pięciu skład­ników, zwanych psychonami. Te ostatnią nazwę podsunął mi J. Eccłes (od gr. psyche - dusza). Przyjąłem ją z różnych powodów, a przede wszystkim dlatego, iż w mózgu znajdują się sieci neuronalne. A meta­fora mózgowa w psychologii jest bardziej trafna, niż metafora kompu­terowa. Do tych składników osobowości natężą: psychon poznawczy (PP), psychon instrumentalny (Pl), psychon motywacyjny (PM), psychon emo­cjonalny (PE) i psychon osobisty (PO). Psychony te są względnie równo­ważne i samodzielne; nie ma w nich kartezjańskiego centrum.

2. Te względnie ekwiwalentne i samodzielne składniki tworzą siec psychiczna. Między nimi - jak w każdej sieci - znajdują się powiązania, które umożliwiają przepływ informacji i energii. Te powiązania istnieją zarówno między psychonami, jak i wewnątrz nich. Dzięki sieciowej strukturze, osobowość funkcjonuje Jako pewna całość, co cementuje poczucie tożsamości i ułatwia interakcję ze środowiskiem.

3. Teoria STO - poza twierdzeniami strukturalnymi - zawiera rów­nież twierdzenia funkcjonalne na temat aktywacji osobowości i jej roli w wytwarzaniu oraz regulacji działań ochronnych i transgresyjnych.

W trakcie przedstawiania sieciowej teorii osobowości rozwinę trzy klasy twierdzeń, które sformułowałem w punktach l, 2 i 3.

3. Psychon poznawczy, czyli wiem, że

Indywidualna wiedza znajdująca się w tym psychonie, zwana naj­częściej wiedzą deklaratywną, składa się głównie z dwóch rodzajów sądów (przekonań, poglądów, opinii). Sady opisowe (deskryptywne) są nośnikami informacji o stanach rzeczy, sady wartościujące (waluacyjne) zaś przekazują wiadomości o subiektywnej wartości tych stanów. Te ostatnie powstają wówczas, gdy Jednostka nakłada własną funkcję war­tości na obiektywną rzeczywistość. Jeśli ktoś twierdzi, że znalazł w śro­dowisku wartości, to powinien jednocześnie dodać, iż uprzednio je tam umieścił. Sądy waluacyjne bardziej różnicują ludzi niż sądy opisowe. Część czytelników ocenia dzieła H, Sienkiewicza jako arcydzieła, inni uznają ich autora za przeciętnego pisarza.

Dość powszechnie uważa się, że człowiek wyposażony jest w dwa odmienne i niezależne style poznawcze, dzięki którym zdobywa informacje o świecie i samodzielnie formułuje sądy (Epstein, 1990; Kolanczyk, 1999). Styl doświadczalny zwany też naturalnym, jest filogenetycznie starszy; ewaluował on przez miliony lat. W wyniku potocznej obserwacji i bezpośredniego przeżywania zdarzeń codziennych, czło­wiek gromadzi dane o świecie i o samym sobie, następnie porządkuje je i tworzy sądy. Dane te są także często kodowane w formie obrazo­wej, w postaci metafor i narracji potocznej. Styl skoncentrowany na doświadczeniu ma charakter holistyczny, mimowolny i silnie nasycony emocjami. Zbierane w ten sposób informacje nie wymagają weryfika­cji; przyjmuje się zasadę, że „doświadczam, a więc wiem na pewno". W ten sposób A. Mickiewicz obserwował i przeżywał zaściankowy świat swojego dzieciństwa zakreślony przez kościół, karczmę, jarmark i palestę, świat rozmów z sąsiadami i świat opowieści gminu. Wiadomości te utrwalał w postaci sądów i obrazów. Dzięki temu mógł stworzyć poemat epicki „Pana Tadeusza".

Drugi styl - filogenetycznie młodszy - zwany analitycznym lub ra­cjonalnym, polega na systematycznym zbieraniu informacji o rzeczy­wistości i na ich przetwarzaniu za pomocą metod logicznych, deduk­cyjnych i empirycznych. Człowiek bada mały fragment rzeczywistości, analizuje zachodzące zjawiska i procesy, poszukuje związków przyczynowo-skutkowych. Gdy rodzą się problemy konwergencyjne lub dywergencyjne próbuje je rozwiązywać. Dzięki temu znacznie wzbogaca swoją wiedzę o świecie. Sformułowane sądy stara się uzasadniać i spraw­dzać. Styl analityczny osiąga swoją doskonałość w nauce, szczególnie w dziedzinach ścisłych.

Interesujące, że omówione dwa sposoby poznania prowadzą często do różnych wizji i koncepcji świata. E. Trzebińska (1998) odkryła, że wizerunek własnej osoby w dużym stopniu zależy od tego, w jaki sposób ludzie zdobywają informacje o sobie. Gdy metoda decyduje o wy­niku, poszukiwanie prawdy staje się problematyczne.

Wiedzę składającą się z sądów opisowych i wartościujących można uporządkować na wiele sposobów. Dla psychologa, zajmującego się jednostką i jej związkami ze światem, szczególne znaczenie ma wyróż­nienie w psychonie poznawczym trzech kategorii (por. Mayer, 1998):

l. Do pierwszej należą sądy o światach: materialnym, społeczny, symbolicznym, które są intersubiektywne, czyli istnieją obiektywnie, niezależnie od woli człowieka. Ale jednostka, wykorzystując styl doświadczalny i analityczny, gromadzi nie tylko informacje o świecie re­alnym, ale również o rzeczywistości wirtualnej, o mitach, legendach i baśniach. Sądy o tych światach dotyczą przeszłości, teraźniejszości i wi­zji przyszłości. Chciałbym podkreślić, że w psychonie poznawczym znajduje się nie tylko wiedza społeczna nabyta w procesie uczenia się i kulturyzacji. Jednostka, dokonując transgresji P, formułuje także prywatne poglądy na temat natury ludzkiej, transcendencji, pochodze­nia zła czy efektywnych metod leczenia metodami naturalnymi. Po­glądy te nader rzadko upublicznia, bojąc się kompromitacji i straty autorytetu.

2. Sądy relacyjne dotyczą stosunków i więzi istniejących między światem zewnętrznym a własną osobą. Człowiek nie jest eremitą; cała sieć powiązań - pozytywnych i negatywnych - zespala go z rodziną, szkołą, instytucjami publicznymi, swoimi i obcymi. Jednostka wywiera wpływ na otoczenie, a otoczenie oddziałuje na jednostkę. W toku tych interakcji rodzą się współpraca i konflikty, przyjaźń i nienawiść. Na podstawie zgromadzonych doświadczeń człowiek formułuje sądy rela­cyjne, zarówno opisowe, jak i wartościujące. Pacjent uważa, że wszy­scy chirurdzy w jego szpitalu są zdemoralizowani i dlatego wezmą od niego łapówkę, gdy podda się operacji. Zgodnie z tym poglądem, mię­dzy nim a chirurgami zachodzi stosunek „bycia przekupnym'"'. Sądy relacyjne wpływają na zachowanie się człowieka, typu „zbliżanie się -oddalanie ".

3. W psychonie poznawczym znajdują się także sądy o własnej oso­bie, zwane samowiedzą, obrazem samego siebie lub koncepcją ja. Wbrew potocznemu przekonaniu, trudniej poznać swoją osobowość i procesy psychiczne niż świat zewnętrzny. Dzieje się tak dlatego, że zmysły człowieka są skoncentrowane na otoczeniu, a nie na własnej osobie. Ale istnieje wiele metod - omawianych poprzednio - takich jak introspekcja, obserwacja własnych osiągnięć transgresyjnych, syste­matyczne gromadzenie opinii - pozytywnych i negatywnych - formu­łowanych szczególnie przez osoby znaczące, które pozwalają lepiej zrozumieć samego siebie. Na podstawie tych danych ludzie formułują sądy, takie jak samoopisy, samooceny i standardy osobiste, dotyczące inteligencji, motywacji, dojrzałości emocjonalnej czy umiejętności in­terpersonalnych (por. Kozielecki, 1986). Z sądów tych powstaje wize­runek własnej osoby, który często jest faworyzowany i zniekształcony.

Chcąc zaspokoić potrzebę własnej wartości, jednostka tworzy czasem ja: totalitarne, hubryscyczne czy brązownicze.

Psychon poznawczy, który stanowi swojego rodzaju „subiektywną encyklopedię", zapewnia orientację w świecie. Pozwala zrozumieć skomplikowane relacje ja-inni. Dostarcza wiedzy o własnej osobie. Jest niezbędny w procesie kształtowania ogólnego poglądu na rzeczywi­stość, zwanego Weltanschauung. Odgrywa też znaczącą rolę w działa­niach ochronnych i transgresyjnych. Nie można przekraczać granic materialnych czy społecznych, nie można iść „krok przed sobą"", nie można być bytem sprawczym, nie znając struktury świata, a szczególnie nie wiedząc, gdzie znajdują się granice ludzkich możliwości i osiągnięć.

4. Psychon instrumentalny, czyli umiem jak

Psychon ten zawiera zbiór umiejętności i sprawności, które psycho­logowie o orientacji poznawczej niezbyt fortunnie nazywają wiedzą proceduralną. Człowiek - co podkreśla R. Solso (1995) - obdarzony jest dużymi możliwościami uczenia się nowych sposobów działania w ciągu życia. Wykorzystując wiedzę deklaratywną, angażując się w po­znawanie obserwacyjne, przeprowadzając trening i ćwiczenia umysło­we, stopniowo przyswaja sobie nowe umiejętności i nawyki.

Proces ten składa się z kilku etapów. W fazie kondensacji jednostka redukuje wydłużony ciąg operacji do małej liczby czynności, co zwiększa skuteczność pracy. Dzięki ich automatyzacji aktywność dotychczas wykonywana świadomie, w miarę upływu czasu staje się aktywnością bezwiedną, co znacznie odciąża pamięć. Matematyk rozwiązuje pod­ręcznikowe równania różniczkowe, a lekarz wykonuje standardowe badania medyczne w sposób dość automatyczny, bez angażowania świadomości. Tak więc cywilizacja, a w każdym razie dobrze utrwalo­ne jej zdobycze, nie wymagają na ogół myślenia i rozwiązywania pro­blemów. Brzmi to jak paradoks, ale wcale paradoksem nie jest.

W systemie umiejętności człowieka można wyróżnić trzy poziomy różniące się stopniem złożoności. Podział ten nic jest doskonały, ale ma pewną wartość heurystyczną:

l. W psychonie instrumentalnym zakodowanych jest wiele operacji elementarnych, które pozwalają dokonywać prostych przekształceń symbolicznych czy społecznych. Należą do nich takie czynności, jak po­równywanie, różnicowanie, zastępowanie, łączenie, wybieranie, odrzu­canie, redukowanie, tworzenie skojarzeń i analogii, poszukiwanie me­tafor, abstrahowanie czy pojedyncze transformacje- Poza tymi powszechnie znanymi operacjami, istnieją czynności elementarne zwią­zane z określonymi dziedzinami aktywności i określonymi zawodami, takimi jak nauka, aktorstwo czy polityka.

2. Na tym poziomie znajdują się reguły, zasady i formuły, które wskazują jakie operacje i w jakiej kolejności trzeba wykonywać, aby rozwiązać zadania danej klasy czy aby wygrać grę interpersonalną. Wyróżniamy reguły algorytmiczne i heurystyczne, konstytutywne i regulatywne, proste i złożone. Reguły algorytmiczne pozwalają wyko­nywać zadania nawykowe i szablonowe. Tymczasem, reguły heurystyczne są niezbędne w trakcie rozwiązywania problemów i w trakcie rozwijanie tematów. Stosował Je A. Einstein, tworząc teorię względ­ności, i uczeń rozwiązując problem „cztery kropki".

3. Wreszcie na trzecim poziomie znajdują się najbardziej złożone umiejętności, takie jak programy, plany, procedury, strategie, które są uporządkowanym systemem reguł, zasad, forteli i założeń. Należą do nich wyuczone metody wychowywania dzieci, sztuka rozwiązywania codziennych konfliktów, strategie badań naukowych czy style sprawo­wania władzy- Niektóre z nich omawiałem w pierwszej części książki.

Zbiór umiejętności i nawyków, znajdujących się w psychonie instru­mentalnym pozwala na wykonywanie codziennych działań ochronnych, konwencjonalnych i nawykowych, dzięki czemu człowiek może przy­stosować się do warunków życia. Jednak umiejętności te nie wystar­czają do podejmowania działań transgresyjnych, nie pozwalają rozwią­zywać problemów konwergencyjnych, rozwijać oryginalnych tematów i prowadzić gier innowacyjnych. Wówczas to sprawca - wykorzystując myśl J. Brunera - musi „wyjść poza dane umiejętności" i skonstruować nowe metody, które pozwolą przekroczyć granicę dotychczasowych osiągnięć.

Jedną z takich metod jest strategia zamykania, która daje dobre wyniki w pracy artystycznej, szczególnie w końcowym etapie pisania powieści, komponowania symfonii czy malowania amatorskiego obra­zu (Bruner, 1978; Nęcka, 1995). Wytwory takie - zgodnie z zasadą emergencji - mają wewnętrzną dynamikę i są zdolne do samoorganizacji. Wiedząc o tym, autor biernie podporządkowuje się swojemu nie­dokończonemu dziełu, pozwala mu żyć własnym życiem, wykazuje wobec niego pokorę. Ogranicza się jedynie do biernej kontemplacji i medytacji swojej pracy. Wówczas to często po pewnym czasie zauwa­ża, że w powieści czy w symfonii zachodzą samorzutne zmiany i wyła­nia się innowacyjne zakończenie, jak Feniks z popiołu. Tę heurystykę stosował S- Lem. Jest ona bardzo trudna, ponieważ większość ludzi jest przekonana, iż tylko ścisła kontrola własnej pracy transgresyjnej prowadzi do sukcesu. Tymczasem kontrola taka bywa raczej przeszko­dą niż stymulatorem w twórczości.

Poza umiejętnościami i nawykami, które omówiłem, w psychonie instrumentalnym znajdują się inne struktury, wpływające na poziom, metody i style wykonywania zadań oraz rozwiązywania problemów. Do najważniejszych z nich należą zdolności i inteligencja (Strelau, 1997). Inteligencja jest sprawnością, której przypisuje się różne zadania. Zwięk­sza ona efektywność działania, pozwala wykorzystać doświadczenie jed­nostki, umożliwia wyjście poza dane informacje, wpływa na szybkość uczenia się, umożliwia lepszą adaptację do nowych warunków. Z punktu widzenia transgresjonizmu, szczególne znaczenie inteligencji polega na tym, że pozwala -wyjść poza informacje płynące ze środowiska.

Wreszcie, składnikiem psychonii instrumentalnego osobowości - z czym nie wszyscy się zgadzają - jest temperament, będący w dużej mierze produktem przekazu genetycznego (Strelau, 1998). Wpływa on na formalną - niezależną od treści - charakterystykę zachowania się. Oddziałuje przede wszystkim na jego intensywność, energię, siłę, szybkość, tempo, żwawość, zmienność i ruchliwość. J. Strelau, oma­wiając tę strukturę odwołuje się do metafory przyspieszenia w samo­chodzie. Pojazdy różnią się z punktu widzenia tej właściwości i są to różnice względnie stałe. Można je mierzyć obiektywnie w jednostkach czasu. Przyspieszenie ujawnia się tylko wtedy, gdy samochód się poru­sza. Podobnie jest z cechami temperamentu: aktywizują się wyłącznie w trakcie czynności człowieka, w działaniach ochronnych i transgre­syjnych. Wpływają na siłę, tempo, szybkość, ruchliwość procesu prze­kraczania granic własnych osiągnięć.

Psychon instrumentalny, nie doceniany przez wielu teoretyków zaj­mujących się osobowością, wpływa decydująco na to, jak sprawca wy­konuje codzienne zadania i jak rozwiązuje niecodzienne problemy.

Oddziałuje na zachowania ochronne i transgresyjne. Jego znaczenie przekracza jednak te funkcje. Prawdopodobnie w większym stopniu niż inne składniki psychiczne decyduje o indywidualności, unikatowości, niepowtarzalności i kolorycie osobowości oraz osoby ludzkiej. Pogłę­bia powszechne i nieusuwalne różnice indywidualne. Innowacyjne metody stosowane przez nauczyciela, sztuka rozwiązywania Twórczych problemów przez uczonego, niezwykły talent aktorski czy wyrafino­wane strategie prowadzenia negocjacji politycznych, nie tylko pozwalają osiągnąć cele konwencjonalne i transgresyjne, ale powodują również, że życie ludzkie staje się barwne, fascynujące oraz unikatowe, chociaż nie pozbawione stresów i kłopotów. Może mylił się E. Fromm (1997), że psychologia nie jest w stanie uchwycić niepowtarzalności człowieka.

5. Psychon motywacyjny, czyli dążę do

Ten składnik - zwany dawniej wolą - uruchamia proces motywacyj­ny, wyznacza jego ogólny kierunek, podtrzymuje go, przerywa lub fi­nalizuje myśli oraz czyny. Wpływa na wydatkowanie energii i czas ich trwania (Alderfer, 1992; Weiner, 1980). Najważniejszym elementem tego psychonu są potrzeby zwane - w zależności od preferencji uczo­nego - pragnieniami, motywami i popędami. Aktywacja ich przez bodź­ce płynące ze środowiska lub przez czynniki wewnętrzne, takie jak se­kwencja myśli, uruchamia proces motywacyjny.

Mimo iż potrzeby są sworzeniem psychonu motywacyjnego, wie­dza o nich jest nader uboga. Różnice między psychologami sięgają fun­damentów. Tak na przykład K. Horney uważała, że istnieją tylko dwa mechanizmy motywacyjne (potrzeba bezpieczeństwa i potrzebotwórczy konflikt między ja realnym oraz ja idealnym), tymczasem H. Murray wyróżnił kilkadziesiąt takich konstrukcji psychicznych. Po­glądy te nie opierają się na przekonujących argumentach logicznych i empirycznych.

Zgodnie z psychotransgresjonizmem człowiek żyje w czterech świa­tach, w których zaspokaja swoje potrzeby, pragnienia i popędy. Dlate­go uważam, że najtrafniejszym kryterium podziału potrzeb jest prze­strzeń, w których one funkcjonują. Zgodnie z tym kryterium, wyróżnię cztery ich rodzaje.

1. Potrzeby witalne (podstawowe, naturalne) są wrodzone, ukształ­towane przez przekaz genetyczny. Ich zaspokajanie jest niezbędne dla utrzymania egzystencji indywidualnej i gatunku homo sapiens. Należą do nich potrzeby pokarmowe, fizjologiczne, seksualne, zdrowotne czy bezpieczeństwa fizycznego. Mówiąc językiem potocznym, trzeba mieć chleb, dach nad głową i dobrego partnera seksualnego, aby żyć- Są one zaspokajane głównie w świecie materialnym (naturalnym).

2. Dzięki potrzebom poznawczym, które człowiek zaspokaja w sferze nauki, filozofii, literatury, muzyki, malarstwa, informatyki, które akty­wizuje na uczelni, w bibliotekach, w mass mediach i w Internecie, zdo­bywa on wiedzę o rzeczywistości zewnętrznej i o samym sobie. Do tej grupy należą takie struktury, jak potrzeba kompetencji, informacji, eksploracji, a także - pragnienia estetyczne. Wiedza zdobyta w świecie symbolicznym służy nie tytko celom utylitarnym, ale ma ona również wartość autoteliczną i immanentną.

3. Bardziej złożona jest klasa potrzeb społecznych^ które chyba traf­niej byłoby nazwać pragnieniami powiązania z innymi lub pragnienia­mi interpersonalnymi. Do zbioru tego należą potrzeby afiliacyjne, mi­łości, braterstwa, ale także - potrzeby dominacji nad innymi czy władzy. W tej grupie znajduje się także potrzeba bezpieczeństwa społecznego. Można je zaspokoić w przestrzeni zewnętrznej, dzięki toczeniu gier interpersonalnych lub dzięki rozwojowi miłości braterskiej.

4. Wreszcie, potrzeby osobiste są najbardziej związane ze światem wewnętrznym jednostki. W dużej mierze wpływają na unikatowość i nie­powtarzalność osoby ludzkiej. Do zbioru tego zaliczamy takie pragnie­nia jak potrzeba indywidualnych osiągnięć, potrzeba własnej wartości, potrzeba sensu życia czy transcendencji.

Jak wynika z tej analizy, system potrzeb indywidualnych jest w du­żym stopni kompatybilnyze światem, w którym człowiek żyje, co zwięk­sza jego szansę przystosowania i rozwoju.

6. Psychon emocjonalny, czyli czuję, że

Przystępując do omówienia tego psychonu czuję się, jakbym zna­lazł się w środku cyklonu. Współczesna wiedza o strukturach, stanach oraz procesach emocjonalnych jest nasycona entropią i pełna sprzeczności. W roku 1987 w Paryżu grono najwybitniejszych uczonych -łącznie z R.. Zajoncem - ślęczało nad definicją emocji. Próba ta skończy­ła się fiaskiem. Co ważniejsze, toczą się spory na temat tego, czy struk­tura ta stanowi samodzielny składnik osobowości. Coraz bardziej je­stem przekonany - podobnie jak J. Mayer, A. Powell czy J. Royce - że psychon emocjonalny powinien znaleźć się w teorii STO.

Psychon ten jest nader złożony. Składa się z trwałych układów neurofizjologicznych i psychicznych, które generują stany i procesy emo­cjonalne, afekty i nastroje. Tym płynnym procesom towarzyszą zmia­ny somatyczne, charakterystyczny wyraz twarzy i określone zachowanie. Historycy nauki twierdzą, że uczeni, tacy jak A. Einstein, po dokona­niu przełomowego odkrycia, przeżywają silne siany uczuciowe, które są mieszanką emocji pozytywnych i negatywnych, zadowolenia i eufo­rii oraz smutku i załamania (por. Kozielecki, 1979).

Do niedawna panowało przeświadczenie, że emocje są zjawiskiem nieautonomicznym, wtórnym, pochodnym od procesów poznawczych. Trzeba najpierw pojechać do Paryża, aby później pokochać lub znie­nawidzić to miasto, Uczucia występują po informacji. Odkrywcze ba­dania R. Zajonca (1985) podważyły te „oczywiste" przekonania. Po­znanie i afekt - według niego - są względnie niezależnymi systemami psychicznymi. Człowiek zdolny jest przeżyć uczucie bez uprzedniego odbioru danych. Małe dziecko doświadcza emocji - czasem bardzo intensywnych - na długo przed osiągnięciem wieku, w którym umie formułować sądy o rzeczach. Uczeni wykryli także, iż pewne środki farmakologiczne lub elektryczna stymulacja mózgu prowadzą do prze­żyć emocjonalnych. Człowiek dorosły często wyraża swoją sympatię i antypatię do obcych bez uprzedniego poznania ich osobowości oraz wzorców zachowania się. Zatem wówczas preferenda znajduje się o krok przed discriminand. Fakty te potwierdzają pogląd o względnej auto­nomii trwałych struktur i procesów afektywnych oraz wzmacniają prze­konanie o słuszności wyodrębnienia samodzielnego psychonu emocjo­nalnego w teorii STO.

Psychon ten generuje ogromną różnorodność emocji, z których -mimo niezliczonych prób - nie udało się ułożyć „afektywnej tablicy Mendelejewa". Najbardziej znany jest ich podział na uczucia pozytywne i negatywne, Badania psychologiczne i neurofizjologiczne wykazują, że w korze mózgowej istnieją swoiste ośrodki, wywołujące te emocje.

Okazuje się, że lewa półkula mózgowa związana jest z emocjami po­zytywnymi, takimi jak radość, prawa zaś - wpływa na emocje negatyw­ne, na przykład na złość. Wykrycie zjawiska lateralizacji emocji to mały krok w kierunku poznania mechanizmu rządzącego ciągle tajemniczym światem ludzkich uczuć.

Zasadnicze znaczenie, zwłaszcza w układzie jednostka-świat ma wyróżnienie emocji autopatycznych i heteropatycznych. Pierwsze są skierowane na własną osobę i mogą być przeżywane nawet po zerwa­niu stosunków ze światem zewnętrznym. Należą do nich zadowole­nie, duma z własnych dokonań czy przeżycia estetyczne. Tymczasem uczucia heteropatyczne są zogniskowane na innych, swoich i obcych. W ich gronie znajdują się sympatia, miłość czy poczucie wstydu.

Chociaż przekaz genetyczny odgrywa znaczącą rolę w kształtowa­niu struktur i stanów emocjonalnych, nie są one jedynie produktem biologii. O ich rozwoju decyduje również kultura. Tak na przykład Eskimosi nie znają pewnych uczuć takich jak gniew i złość. Nie przeja­wiają także reakcji zewnętrznych, które im normalnie towarzyszą (Kozielecki, 1997).

Emocje wpływają na życie jednostek i zbiorowości. Pobudzają do podjęcia działania, ukierunkowują je i decydują o wytrwałości w dąże­niu do celu. Niektórzy autorzy wyróżniają nawet motywację emocjo­nalną. Spełniają również ważne funkcje w życiu społecznym; zacieśniają pozytywne więzi międzyludzkie lub pozwalają zachować dystans wo­bec spraw i osób demonstrujących wrogość. Często aktywizują działa­nia prospołeczne. Prawdopodobna Jest hipoteza - do której powrócę w następnym rozdziale - że w aktach transgresyjnych większą rolę od­grywają uczucia pozytywne niż negatywne. Zjawisko to nazywam pozytywnym przesunięciem afektywnym.

Unikatową właściwością psychonu emocjonalnego jest to, iż jest on ściśle powiązany prawie z wszystkimi elementami osobowości. Sądy wartościujące nasycone są emocjami pozytywnymi lub negatywnymi. Emocjonalność należy do głównych wymiarów temperamentu i neurotyczności. Struktury emocjonalne włączają się w procesy motywa­cyjne. Zatem emocjonalnosć „obsługuje" wszystkie psychony.

7. Psychon osobisty, czyli kim jestem

Wielu współczesnych psychologów o orientacji psychoanalitycznej, fenomenologicznej i poznawczej włącza do struktury osobowości skład­nik zwany ja, ego lub jaźń (self, I, ego). Najczęściej uczeni wyróżniają ja podmiotowe i ja przedmiotowe- Ja podmiotowe to sprawca, aktor, osoba, która myśli, spostrzega, podejmuje decyzje, przeżywa uczucia, która zdolna jest do regulacji i samoregulacji swojego zachowania. Tymczasem ja przedmiotowe utożsamia się z samowiedzą i obrazem samego siebie. Jak powiedziałem poprzednio, człowiek za pomocą introspekcji, analizy swoich osiągnięć czy znajomości opinii innych lu­dzi, gromadzi informacje o sobie. Na ich podstawie formułuje sądy opisowe i wartościujące, takie jak samoopisy, samooceny, standardy osobiste- Rejestruje swoje zalety i wady. Po czym koduje w psychonie poznawczym samowiedzę (por. Kozielecki, 1986; Zimbardo, 1999).

O ile ja przedmiotowe, czyli samowiedza, nie budzi większych wąt­pliwości i sporów, o tyle ja podmiotowe staje się obiektem krytyki. Włączenie go do teorii STO byłoby sprzeczne z jej założeniami i fak­tami empirycznymi. Ta konstrukcja psychiczna przypomina homunculusa, małego człowieczka, który znajduje się w głowie i pełni wyróż­nione funkcje w osobowości. Stanowi on rodzaj centrum dowodzenia, które inicjuje zachowanie, kieruje nim, kontroluje je, integruje pozo­stałe składniki osobowości, wpływa na poczucie tożsamości jednostki. Takie poglądy na ja podmiotowe grzeszą chyba brakiem realizmu: trzeba byłoby być Prometeuszem, aby spełniać wszystkie te funkcje. Teoria STO - o czym będę pisał w następnym podrozdziale - zakłada równo­ważność pięciu psychonów znajdujących się w sieci. Dlatego też od­rzuca pojęcie ja podmiotowego.

Psychon osobisty - równy wśród równych - to głęboka struktura neurofizjologiczna, psychiczna i duchowa, w której znajdują się treści egzystencjalno-tożsamościowe, dotyczące danej osoby ludzkiej (por. Jarymowicz, 2000; Kofta, Doliński, 2000; Kołakowski, 1967; McAdams, 1996; Pervin, 1993). Treści te zakodowane są w świadomych przekonaniach i w prawie niewyrażalnych stanów świadomych, zwanych poczudami. Wymienię najważniejsze z nich:

- przekonanie (poczucie) o własnym istnieniu jako osoby i bytu sprawczego {istnieje", gestem osoba", gestem sprawca};

- przekonanie (poczucie) o afirmacji świata {jeśli żyję, akceptuję go w całości, łącznie z własna osoba"};

- przekonanie (poczucie) o własnej jedności i integralności {Je­stem niepodzielną całością");

- przekonanie (poczucie) o swojej ciągłości {zmieniają się okolicz­ności, a ja przez całe życie jestem sobą"};

- przekonanie (poczucie) o niepowtarzalności własnej osoby {„czuje się różnym i odrębnym od innych, ale kontaktuje się z nimi, którzy są również unikatowymi osobami"}.

Zatem rdzeniem psychona osobistego, przypominającego linie pa­pilarne, jest własna tożsamość i pewne elementy egzystencjalne. R. Langbaum, autor książki „Tajemnice tożsamości", napisał trafnie, że jest ona duchowym problemem jednostki, który stal się szczególnie ważny w naszych czasach. Jednak nic tylko wyraża ona duchowość człowieka, ale również jest głęboko zakorzeniona w społeczności. Kształtuje się, dzięki innym, dzięki interakcji ze swoimi oraz obcymi. Nie utożsamiam jej z samowiedzą. Relacje między psychonem osobi­stym, a wiedzą o sobie wymagają dalszych badań.

O ważnej roli tego psychonu w życiu człowieka świadczą unikato­we badania A. Łurii (1974). Po rewolucji rosyjskiej pojechał on do odległych rejonów Uzbekistanu, gdzie panowały stosunki feudalne, gdzie chłopi byli analfabetami. Żyli w kiszłakach, czyli we wsiach od­ciętych od świata. W czasie rozmów prosił ich o określenie własnego charakteru, własnych silnych i słabych stron, ciągłości własnego życia. Nie umieli wyróżnić siebie z grona sąsiadów. Zamiast opisywać swoją osobę mówili o innych. Na pytanie psychologa: „Pan nazywa się Kara-waj, a pana gość - Ismak. Czym różnicie się między sobą?", chłop odrzekł: „Nic ma między nami żadnej różnicy; „gdy jest dusza, to znaczy, że Jesteśmy tacy sami... Spytajcie sąsiadów. Oni mogą opisać mnie, ja sam nie mogę o sobie nic powiedzieć". Liczne rozmowy prze­prowadzone przez A. Łarię potwierdziły przypuszczenie, że ludzie, żyjący w feudalnych warunkach, nie mieli jeszcze ukształtowanych struk­tur egzystencjalno- tożsamościowych, nic mieli „duchowych linii papilar­nych".

Podobnie osoby wychowane w społeczeństwie współczesnym, nie wiedzą czasem, kim są. Występuje u nich dyfuzja tożsamości; dyfuzja ta oznacza Jej rozszczepienie na szereg sprzecznych ról społecznych. Tracą poczucie istnienia, afirmacji świata., jedności, ciągłości i niepowtarzal­ności. Jeśli miałbym wymienić osobę o rozmytej tożsamości, to wska­załbym na Ułricha, bohatera książki R- Musita „Człowiek bez właści­wości". Nie umiał on odpowiedzieć na pytanie - kim Jest? Nie widział siebie jako spójnej całości (por. Kozielecki, 1986).

Psychon osobisty, który można by również nazwać składnikiem egzystencjalno-tożsamościowym, pełni ważne funkcje w życiu jednostki. Wprawdzie nie zajmuje on pozycji centralnej w teorii STO, ale stano­wi jeden z filarów życia duchowego człowieka. Przekonanie o istnie­niu, o bycie sprawczym, o jedności, ciągłości i niepowtarzalności wła­snej osoby, wpływa na aktywność jednostki, jej działania ochronne i transgresyjne. Trzeba być kimś, trzeba być indywidualnością, aby pro­wadzić dyskurs z wielkim światem.

8. Sieć psychonów. Zasada równoważności

Znaczny wpływ na sposób myślenia o człowieku, w tym również myślenia psychologów, wywarł filozof francuski, R. Kartezjusz, żyjący w XVII wieku. Sądził on - mówiąc nowoczesnym językiem - że w czło­wieku działa jedno i tylko jedno centrum sterowania, procesami psychicz­nymi^ takimi jak myślenie, pamiętanie, chcenie. Siedlisko tego centrum znajdowało się w szyszynce, niewielkim gruczole związanym z między-mózgowiem i wydzielającym hormon - melatoninę. Wybór ten nie byt przypadkowy: szyszynka jest pojedynczym gruczołem i w jego jedno­ści wielki filozof znalazł fizjologiczny odpowiednik jedności świado­mego osiedla kontroli podmiotowej.

Wiele teorii osobowości przejmuje kartezjański styl myślenia o psy­chice, przypisując wybranemu składnikowi osobowości główną rolę w generowaniu i w regulowaniu zachowania. Wybitni psychologowie J. Reykowski i G. Kochańska (1980) pisali: „Strukturę Ja można więc wyobrazić sobie jako swego rodzaju «sztab», który odpowiada za re­alizację strategii, jakie jednostka zamierza realizować". Zwolennicy sie­ciowej teorii osobowości nie akceptują tego twierdzenia, rodem z Kartezjusza. Jego poglądy są coraz mniej popularne w psychologii. „Okazuje się - pisał U- Neisser (1999), jeden z najwybitniejszych badaczy wiel­kich systemów - że nie istnieje jeden centralny neuronalny system kontroli, nie ma kartezjańskiego centrum decyzyjnego. Zachowanie jest wynikiem interakcji wielu, częściowo niezależnych, systemów modu­larnych, których działanie jest regulowane nie przez ośrodek central­ny, ale przez ciało i środowisko oraz związki między nimi zachodzące".

Przyjmuję - zgodnie z tym nowym myśleniem czy nowym paradyg­matem - że osobowość ma strukturę sieci. Jak wykazałem w rozdziale V, takie struktury występują w technice, w cybernetyce, w biologii, w układach neuronalnych i w świecie społecznym. Przyjęcie tego po­glądu pociąga za sobą poważne konsekwencje. W osobowości - jak w każdej sieci - nie ma układu centralnego, nie ma sztabu, nie ma primus interpares, Wszystkie składniki - psychony są równoważne czyli -mówiąc językiem formalnym - posiadają identyczne wagi b. Zatem osobowość, o której tak patetycznie wyrażał się J.W. Goethe, to swo­isty związek względnie samodzielnych psychonów. Jeśli znajduje się w niej coś wyróżniającego się i nadrzędnego, to tym czymś jest aktyw­ność całej osobowości.

Na rysunku 8.1. przedstawiłem organizację osobowości. Zgodnie z dotychczasową wiedzą psychologiczną w jej sieci znajdują się dwa ro­dzaje połączeń. Połączenia globalne - zaznaczone na rysunku -występują między psychonami; są one rodzajem dróg, po których przesyła się informację i energię. Dzięki nim psychony „porozumiewają" się między sobą. Takie silne związki istnieją - o czym już wspomniałem -między psychonem emocjonalnym i poznawczym: szczególnie nasy­cone uczuciami są sądy wartościujące. Człowiek, który wspomina bi­twę pod Monte Casino, który opisuje swoje przeżycia, doznaje na ogół silnych uczuć pozytywnych: radości, dumy, euforii. Podobnie istnieją związki między psychonem motywacyjnym i instrumentalnym: uczo­ny może dokonać odkrycia z dziedziny fizyki czy biologii tylko wtedy, gdy wykorzysta operacje, reguły heurystyczne i programy, pozwalające osiągnąć ten cel transgresyjny.

Poleczenia lokalne znajdują się w psychonach. Muszą istnieć powią­zania między różnymi rodzajami potrzeb, które są uruchamiane przez podobne mechanizmy motywacyjne. Muszą także występować relacje między trzema poziomami umiejętności i sprawności, które często bywają wykorzystywane w trakcie rozwiązywania tego samego zada­nia. Jeśli człowiek chce wiedzieć, kim jest, to elementy' psychonu oso­bistego muszą tworzyć bardziej lub mniej gęstą sieć.

Osobowość nie jest strukturą niezmienną. Pod wpływem przekazu genetycznego, oddziaływania środowiska zewnętrznego i w czasie wykonywania działań ochronnych oraz transgresyjnych, rozbudowują się psychony i połączenia między nimi. U człowieka- erudyty, który dużo czyta, który prowadzi kontemplacyjny styl życia, rozwija się psychon poznawczy, a wiec sieć sądów opisowych i wartościujących. Tymcza­sem, człowiek zaangażowany w różnego rodzaju aktywność technicz­ną, administracyjną czy sportową, jest w stanie opanować i samodziel­nie skonstruować nieskończenie wiele umiejętności i sprawności. Bardzo rozbudowany psychon instrumentalny ma Jednostka, którą potocznie nazywa się „złotą rączką".

W toku życia, a szczególnie w trakcie oddziaływania środowiska i w czasie wykonywania działań transgresyjnych, zmieniają się połącze­nia między psychonami i wewnątrz nich. Pewne związki powstają, inne zanikają- Można sformułować przypuszczenie, że w naszych czasach, w których ludzie chcą być racjonalni i dlatego coraz silniej kontrolują swoje emocje, osłabiają się połączenia między psychonem poznawczym i emocjonalnym. Jednocześnie tworzą się nowe związki między moty­wacją a umiejętnościami, co ma duże znaczenie dla sprawców, którzy marzą o karierze i sukcesie. Nie można również zapominać, że osobo­wość - jak każdy wielki system - zdolna jest do samoorganizacji i sa­moistnych zmian-, zwanych emergencją (Nowak, Vallacher, 1997).

Osobowość, jako sieć psychiczna. Jest strukturą trwałą i skrystalizo­waną. Posiada jednak mechanizmy rozwoju, dzięki którym może się zmieniać.

9. Aktywacja i funkcjonowanie osobowości

Osobowość - obok środowiska - w decydującym stopniu wpływa na działania ochronne i transgresyjne; jest konstruktorem biografii czło­wieka. Jak następuje jej aktywacja? Jak funkcjonuje ona w czterech światach? Ponieważ odpowiedź na te pytania przekracza ramy tej książki, ograniczę się do kilku twierdzeń teorii STO.

Można wyróżnić dwa sposoby aktywacji osobowości- Po pierwsze, strukturę tę uruchamiają bodźce i sytuacje zewnętrzne: materialne, poznawcze czy społeczne. W badaniach T. Amabile (1979) dzieci były mobilizowane przez eksperymentatora za pomocą nagrody material­nej lub zachęty symbolicznej. Zbombardowanie miasta hiszpańskiego, Guernica, wpłynęło na twórczość malarską Picassa; dzięki temu impul­sowi z zewnątrz powstało arcydzieło (Gardner, 1993). Po drugie, oso­bowość aktywizują również sygnały wewnętrzne, takie jak myśli, emo­cje, potrzeby, sny. Pragnienia osiągnięć społecznych mogą uruchomić motywację do poszukiwania sytuacji, która je zaspokoi (McCIctłand, 1961). Fantastyczne sny inicjują twórczość artystyczną (Vedfelt, 1998). Sygnały płynące z zewnątrz, jak i pochodzące z wewnątrz nie zawsze są nieuświadamiane.

Stopień zaangażowania osobowości może być różny- W pewnych przypadkach zaczyna funkcjonować przede wszystkim jeden psychon. Zwiedzanie wystawy rysunków dzieci czy słuchanie mazurka Chopina aktywizują głównie składnik emocjonalny. Tymczasem, w trudnych problemach naukowych, w trakcie rozwijania tematów artystycznych czy w czasie prowadzenia gier w warunkach traumatycznych, angażuje się cała osobowość. Człowiek stara się wykorzystać tę kunsztowną i uni­katową strukturę w działaniach, zwłaszcza w działaniach transgresyj­nych. Transgresja to czas próby dla osobowości.

Dzięki aktywacji i dzięki funkcjonowaniu osobowości w czterech światach, człowiek zdobywa lub generuje wartości materialne, poznaw­cze, społeczne i duchowe, niezbędne do przystosowania się i rozwoju. Współczesna psychologia dostarcza więc argumentów potwierdzających przytoczone wcześniej słowa J.W. Goethego.

Rozdział IX POTRZEBA BEZPIECZEŃSTWA. ŹRÓDŁO LĘKU

l. Potrzeby z różnych poziomów

W psychonie motywacyjnym osobowości znajduje się wiele potrzeb, które - po aktywacji - stają się siłą napędową działań ochronnych i transgresyjnych. W tej części przedstawię dwie spośród nich -potrzebę bez­pieczeństwa. i potrzebę własnej wartością które mają swoistą strukturę, które pełnią niepowtarzalne funkcje i które są zaspokajane w odmien­ny sposób. Odgrywają one istotną rolę w procesie adaptacji człowieka do rzeczywistości oraz w jego rozwoju. Ponadto analiza ich jest fascy­nująca.

Potrzeba bezpieczeństwa - zaliczana często do potrzeb niższych --ma kilka właściwości godnych podkreślenia. Należy do motywacji bra­ku (niedostatku). Gdy tego rodzaju pragnienia nie są zaspokojone, wówczas rodzi się napięcie psychiczne i człowiek poszukuje odpowied­nich dóbr, np. pokarmu czy niezawodnego zamku do drzwi. Po zdo­byciu ich doznaje ulgi i organizm powraca do stanu równowagi, zwa­nej homeostazą. Jednocześnie występuje reakcja typu „vcto" czy „stop"-, czyli „nie chcę więcej". Człowiek syty stawia opór wszelkim próbom nakłaniania go do dalszego Jedzenia. To veto wywołuje czasem kon­flikty interpersonalne, na przykład w czasie uroczystego przyjęcia.

Potrzeba ta jest zaspokajana głównie przez rzeczy materialne. Jak pisze E. Fromm (1997), posiadanie zapewnia pewność jutra. Człowiek gromadzi więc urządzenia techniczne, które chronią przed włamaniem, kupuje broń gazową i polisę ubezpieczeniową, kontaktuje się z najlep­szymi lekarzami, a niektórzy nawet - wynajmują kwaterę na cmentarzu. Rzeczy tych - jak pasów bezpieczeństwa - można użyć w przy­padku zagrożenia statusu, zdrowia i życia- W zaspokajaniu tej potrze­by dużo mniejszą rolę odgrywają środki symboliczne, takie jak ostrze­żenia, mity, fortele.

Szczególne znaczenie ma fakt, że te rzeczy materialne człowiek zdobywa, podejmując różnorodne działania ochronne, a więc działa­nia nawykowe, konwencjonalne i szablonowe. Aby nabyć urządzenie sygnalizacyjne, wystarczy wypisać czek. Ale w pewnych przypadkach takie niższe potrzeby mogą być zaspokojone również za pomocą dzia­łań transgresyjnych. Sprawca musi dokonać transgresji P lub H, aby od­zyskać pewność jutra. W okresie średniowiecza jeźdźcy tak długo spa­dali z konia, jak długo nic wymyślono strzemienia. Zatem, czasem trzeba przekroczyć dotychczasowe granice materialne i symboliczne, aby zapewnić sobie ochronę i uniknąć zagrożeń.

Potrzeba własnej wartości {needforself-esteem), zwana także potrzebą hubrystyczną, zaliczana jest na ogół do pragnień wyższych. W psycho-transgrcsjonizmie przypisuje się jej najwyższą rangę, tak jak samoreali­zacji w psychologii fenomenologicznej. Należy do motywacji wzrostu. W miarę potwierdzania własnej wartości, siła Jej nie maleje, ale utrzy­muje się na tym samym poziomie, a często się zwiększa. Następuje jej ekspansja. Zachowuje się ona podobnie jak kula śnieżna: im jest więk­sza, tym szybciej wzrasta. Dążeniem do władzy, którym zajmowałem się w rozdziale V, rządzą takie prawa. Podobnie bywa z potrzebą wła­snej wartości. Taką motywację nazywa się motywacja: heterostatyczna.

O ile potrzeba bezpieczeństwa jest zaspokajana przez określone rze­czy materialne, o tyle dominującą rolę w potrzebie własnej wartości odgrywają zjawiska symboliczne, społeczne i duchowe- W tym przy­padku uznanie innych, rozgłos i sława, świadomość osiągnięcia dosko­nałości w jakiejś dziedzinie, mają decydującą wagę. Nawet gdy artysta czy uczony zdobywają Nagrodę Nobla, to dla nich ważniejsze jest jej znaczenie symboliczne niż milion dolarów. To właśnie ono potwier­dza przekonanie o własnej wartości, czy - mówiąc innym językiem -utrwala pozytywny obraz siebie.

Zdobycie tych wyróżnień jest możliwe głównie, dzięki podejmo­waniu działań transgresyjnych, dzięki formułowaniu celów nieosiągal­nych dla wielu innych. Trzeba dokonać czegoś wyjątkowego, aby prze­konać siebie i innych o swojej wybitności i niepowtarzalności.

Prezentacja tych dwóch potrzeb - niższe) i wyższej - pozwoli zro­zumieć, jak funkcjonuje osobowość jako sieć psychonów.

2. Bezpieczeństwo fizyczne i społeczne

Bezpieczeństwo - pisał uczony angielski, R. Huntford - oznacza safety w porcie w trakcie sztormu i security w łonie matki. Dzięki zale­tom języka angielskiego mógł on za pomocą jednego terminu określić bezpieczeństwo fizyczne {safety} i bezpieczeństwo społeczne zwane też in­terpersonalnym {security}. Ponieważ w jeżyku polskim nie ma dokład­nych odpowiedników tych terminów, musimy omówić je opisowo.

Potrzeba ta ma charakter złożony. Bezpieczeństwo fizyczne nie jest zaspokojone, gdy w otoczeniu człowieka znajdują się zdarzenia natu­ralne, zagrażające jego życiu, zdrowiu i spokojowi ducha. Należą do nich substancje szkodliwe, powodzie, wypadki drogowe, choroby. Tym­czasem, zagrożenia społeczne i interpersonalne wiążą się z intencjo-nałnym lub przypadkowym działaniem instytucji publicznych i poje­dynczych ludzi. Zaliczamy do nich nie tylko wojny czy akty terroryzmu, ale również rozbite rodziny, chaos i anarchię w życiu społecznym, Człowiek egzystuje jak na ruchomych piaskach. H. Su!!ivan uważał, że bezpieczeństwo interpersonalne to centralne dążenie człowieka. W wielu sytuacjach występują jednocześnie te dwa rodzaje zagrożeń; tak było, gdy kapitan Marlow - bohater J. Conrada ~ podróżował w górę rzeki Kongo.

Często wyraża się pogląd, że we współczesnych czasach - w związ­ku z rozwojem cywilizacyjnym - wzrasta liczba zdarzeń niebezpiecz­nych. Nie podzielam tego sądu. Wojna peloponeska w starożytności była równie krwawa i okrutna jak wojny nowożytne. Wprawdzie w daw­nych epokach nie znano awarii siłowni atomowych i „prania mózgów", ale ludzie masowo ginęli w czasie epidemii i byli surowo karani za drob­ne przewinienia, łącznie z paleniem na stosie. Skłaniam się do poglą­du, że nie tyle teraźniejszość jest bardziej niebezpieczna, ile że zmie­niają się rodzaje zagrożeń. Życie wśród nich jest losem człowieka.

Jedną z przyczyn błędnych poglądów na ten temat jest jednostron­na informacja, która płynie ze środków przekazu, z gazet czy instytucji publicznych. Ludzie dowiadują się prawie wyłącznie o zdarzeniach zagrażających, o traumie, o nieszczęśliwych wypadkach. Potwierdzają to krystalicznie czyste badania P. Slovica (por. Kozielecki, 1981). Ana­lizował on przyczyny śmierci w USA. Okazało się, że ludzie przecenia­ją znaczenie wypadków drogowych, konsekwencji tornado czy zatru­cia jadem kiełbasianym. Nie doceniają zaś groźbę astmy, rozedmy płuc czy cukrzycy. Interpretacja tych wyników nie wywołuje żadnych trud­ności. Przeceniane przyczyny śmierci są często upubliczniane; nawet tak rzadkie zdarzenie jak zatrucie jadem kiełbasianym znajduje się na pierwszych stronach gazet jak rodzaj „tragicznej sensacji". Tymczasem przyczyny nie doceniane prawie nigdy nie trafiają do mediów. Takie spostrzeganie nieszczęśliwych wypadków jest zgodne z heurystyką do­stępności psychicznej. To, co jest nagłaśniane, łatwiej utrwala się w pa­mięci.

Poglądy te są potwierdzane przez fascynujące badania prowadzone przez ośrodek CBOS w roku 1997. Ankieterzy zadawali responden­tom dwa pytania: l- Czy Polska jest krajem, w którym żyje się bez­piecznie? i 2. Czy miejsce, w którym pan/i mieszka (dzielnica, osiedle, wieś) można nazwać bezpiecznym i spokojnym? Częściowe wyniki przedstawia rysunek 9.1.

lata

0x01 graphic

93 95 96

Ryć, 9.1. Badanie bezpieczeństwa osobistego

Jak z niego wynika, tylko jedna czwarta ludzi sądzi, że w Polsce żyje się bezpiecznie. Jednocześnie aż trzy czwarte ankietowanych uznały, że miejsce ich zamieszkania należy do bezpiecznych i spokojnych.

Opinie na temat całego kraju kształtują się przede wszystkim pod wpływem środków przekazu. Prawie każda gazeta, prawie każdy dzien­nik telewizyjny zaczynają się od „czarnych wiadomości", które oddzia­łują na wyobraźnię, stereotypy i pamięć zwykłego obywatela. Jedynym źródłem danych o swoim osiedlu Jest bezpośrednie doświadczenie. Ale niedocenianie zagrożeń we własnym miejscu zamieszkania może rów­nież wiązać się ze skrzywieniem egoistycznym: „osiedle, które ja wy­brałem, pozwala spokojnie żyć i jest w tym częściowo moja zasługa". Wyniki te potwierdzają znane poglądy, że obiektywne niebezpieczeń­stwo często różni się od jego subiektywnych ocen.

3. Wymiary zagrożeń i ryzyka

Zdarzenia zagrażające i traumatyczne mają niepowtarzalne właści­wości jakościowe, które w dużym stopniu decydują o tym, jak czło­wiek je ocenia i jak działa w środowisku (Goszczyńska, 1997). Ogra­niczę się do przedstawienia kilku z nich:

1. Pewne zdarzenia prowadzą do skutków katastroficznych. Ich prze­bieg jest gwałtowny i nagły; w- krótkim czasie powodują wielkie nie­szczęścia. Trudno je przewidzieć. Wymykają się spod kontroli przyrzą­dów pomiarowych. Awarie elektrowni atomowych, katastrofy lotnicze czy zamachy terrorystyczne pochłaniają wicie ofiar w mgnieniu oka. Tymczasem zdarzenia o skutkach chronicznych prowadzą do konsekwen­cji powolnych, przewlekłych i długotrwałych. Przypominają stopnio­wo działającą truciznę. Zanieczyszczenie powietrza, niezdrowa żyw­ność czy toksyczne substancje ciągle, ale powoli, działają szkodliwie na organizm i psychikę człowieka. Ich konsekwencje czasem bywają po­ważniejsze, niż skutki zdarzeń katastroficznych. Tymczasem, łudzić w większości przypadków przeceniają wielkość zagrożeń nagłych, a jed­nocześnie ignorują przewlekłe zagrożenia chroniczne. Nie wsiadają do samolotu, który należy do najbezpieczniejszych środków komunikacji, a jednocześnie używają substancji toksycznych.

2. Skutki pewnych zdarzeń czy działań występują natychmiast. Po­wodzie, wypadki samochodowe czy zamachy terrorystyczne od razu powodują negatywne konsekwencje; szkodzą zdrowiu i zakłócają spo­kój ducha. Często człowiek spotyka również zdarzenia, których konsekwencje są odroczone w czasie. Palenie papierosów dopiero po wielu latach prowadzi do raka płuc lub do zaburzeń serca. Choroby zawo­dowe występują przeważnie u starszych osób. Ludzie na ogół przece­niają zagrożenia i ryzyko natychmiastowe, a jednocześnie nie przej­mują się zdarzeniami, których groźne skutki nastąpią po latach.

Takie zachowanie budzi niepokój. Nie jest wykluczone, że wiele współczesnych osiągnięć, takich jak inżynieria genetyczna, które obec­nie wywołują dumę, w odległej przyszłości zniszczą zdrowie jednostek i zrujnują ich osobowość.

3. Działania, podejmowane przez człowieka, są konieczne lub do­wolne. Pierwsze z nich zwiększają szansę przetrwania jednostki i ga­tunku homo sapiens. Zaspokajają elementarne potrzeby. Człowiek musi produkować energię, musi korzystać ze środków komunikacji, musi przeprowadzać operacje chirurgiczne. Musi podejmować te czynno­ści, mimo iż zdaje sobie sprawę, że są one niebezpieczne i ryzykowne. Działania dowolne nie odgrywają takiej kluczowej roli w egzystencji. Alpinizm, sporty motorowe, hazard, czy palenie papierosów, dają sa­tysfakcję i stanowią swego rodzaju przygodę. Ludzie - często wbrew faktom - wielokrotnie wyżej oceniają stopień zagrożeń i ryzyka zwią­zany z działaniami koniecznymi niż z działaniami dowolnymi.

Te subiektywne osobliwości oceny wielkości zagrożeń i ryzyka są źródłem błędnych decyzji i irracjonalnych czynów. Człowiek - mimo woli - zaczyna działać przeciwko sobie.

4. Niebezpieczeństwo rodzi lęk

Przed laty rozmawiałem z rolnikiem mieszkającym na Pomorzu:

„Było to kilka miesięcy temu - powiedział. Poszedłem na pastwisko i zauważyłem różowe plamy na kilku moich krowach- Zaniepokoiłem się. Wstąpiłem do sąsiada, którego bestie miały podobne plamy. Szyb­ko zdaliśmy sobie sprawę, że to skutki awarii atomowej w Czarnobylu. Opanował mnie strach jakby zaatakował mnie wściekły pies. Zatrzęsły się kolana. Pomyślałem, co z nami będzie? Najpierw zwierzęta, a póź­niej ludzie. Wyobraziłem sobie swoje dzieci z wolem wielkim jak pę­cherz... Boję się, ciągle mam koszmarne sny...". Byłem świadkiem narodzin „kompleksu Czarnobyla".

Strach i lęk są podstawowymi objawami istniejących niebezpie­czeństw i sygnałami zbliżających się zagrożeń (por. Horney, 1976; Kępiński, 1977). Zatem, towarzyszą one niezaspokojonej potrzebie bezpieczeństwa fizycznego i społecznego. Większość psychologów odróżnia te dwa uczucia. Strach to reakcja na niebezpieczne zdarze­nia, które występują obiektywnie i są widoczne; spostrzeżenie drapież­nika często wywołuje tę emocję- Źródłem lęku bywają zdarzenia ukry­te i subiektywne, spostrzegane przez jednostkę jako groźne; w pewnych przypadkach zagrożenie nimi jest pozorne. W tej książce nie będę wprowadzał tego rozróżnienia.

Lęk przybiera różne postacie: może on być rozlany lub występować w formie nagłego ataku. Bywa związany z konkretną sytuacją, jaką jest przeprawa przez rzekę lub Jego przyczyny są nieokreślone. Często to­warzyszą mu specyficzne objawy i symptomy, takie jak rozszerzone źrenice, wytrzeszcz oczu, blada lub zaczerwieniona twarz i napięcie wewnętrzne. Te objawy były widoczne u ludzi żyjących na terenach, przez które przeszła „fala Czarnobyla".

Niezaspokojona potrzeba bezpieczeństwa, to jedna z ważniejszych przyczyn lęku, a także innych emocji, takich jak cierpienie, rozpacz, gniew czy agresja. Występują one z całą wyrazistością u dzieci. „Moż­na założyć - pisał A. Masiow (1990) - że w takich chwilach bólu cały świat dziecka wyraźnie zmienia się ze słonecznego na ciemny i staje się miejscem, w którym wszystko może się zdarzyć, miejscem w któ­rym sytuacja uprzednio ustabilizowana nagle zmieni się w niepewną".

Człowiek jest „maszyną do redukcji lęku". W celu wyciszenia tej niszczącej emocji, często stosuje środki zastępcze (Horney, 1976). Przede wszystkim próbuje uciec przed lękiem i strachem: zamiast rzutować siebie w przyszłość, perseweracyjnie powraca do przeszłości, szukając w niej dni radosnych. W pewnych przypadkach próbuje za­przeczyć lękowi, wymazać go ze świadomości. Ale stłumione uczucie daje o sobie znać w szczególnych sytuacjach: na przykład dorosły bu­dzi się w nocy zlany potem, zbyt często oddaje mocz, robi mu się słabo w czasie podróży. Ważnym sposobem wyciszania lęku jest jego odurzanie. W tym przypadku człowiek pije alkohol, używa narkoty­ków i bierze środki przedwiekowe oraz przeciwdepresyjne. Zanurza się w życie towarzyskie. Nawet aktywność seksualna może służyć temu celowi.

Jednak środki zastępcze dają tytko wyniki doraźne- Nie znoszą one przyczyn jedynie łagodzą objawy.

5. Wpływ transgresji na bezpieczeństwo osobiste

W przypadku jego nie zaspokojenia, powstaje napięcie motywacyjne i racjonalny człowiek podejmuje działania, których celem Jest zdoby­cie brakujących rzeczy materialnych. W przeważającej liczbie przypad­ków działania te mają charakter ochronny; są nawykowe, konwencjo­nalne i stereotypowe. Nic wymagają innowacyjnego myślenia. Zgodnie z teorią STO, zbiór ich znajduje się w psychonic instrumentalnym. Gdy zdarzy się mata awaria samochodu, człowiek samodzielnie ~ według wyuczonego skryptu technicznego - stara się naprawić uszkodzenie. Gdy wzrasta gorączka, wykorzystuje procedurę, która wskazuje mu jak zachować się w przychodni lekarskiej.

Jednak w ciągu życia jednostki i społeczeństwa, spotykają zdarzenia nowe i nieznane. Rodzą się kryzysy ekologiczne i ekonomiczne. Wy­stępują zjawiska cywilizacyjne, które wymykają się spod kontroli. Poja­wiają się zdarzenia o przebiegu katastroficznym, których ryzyko prze­kracza wszelkie dopuszczalne normy. Wówczas człowiek musi podjąć działania transgresyjne P lub H, które przywrócą bezpieczeństwo i pew­ność.

Gdy w latach sześćdziesiątych tego stulecia zaczął się gwałtownie rozwijać przemysł samochodowy w Japonii, kraj ten nic miał odpo­wiedniej sieci dróg (Drucker, 1992). Mimo wysiłku rządu, aby utwar­dzić nawierzchnię, poprawa następowała powoli. Trudno było zmie­nić w stosunkowo krótkim czasie drogi nienaprawiane przez stulecia. Na tych drogach, pełnych zakrętów, dziur, ukrytych wyjazdów i skrzy­żowań, wypadki mnożyły się w zastraszającym tempie. Jazda samocho­dem graniczyła z hazardem. Kierowcy wsiadali do własnego pojazdu pełni lęku i strachu. Jednak wszyscy zdawali sobie sprawę, że szybka przebudowa sieci komunikacyjnej zajęłaby dwa dziesięciolecia. Sytu­acja stawała się bez wyjścia.

Wówczas młody Japończyk, T. Iwasa, który odczuwał potrzebę podróżowania, zaczął zastanawiać się, jak rozwiązać ten problem dywergencyjny. Po namyśle wpadł na dziecinnie prosty' pomysł. Zmienił tradycyjną tablicę odblaskową w taki sposób, iż małe szklane paciorka które służyły jako lustra, zaczęty odbijać światła nadjeżdżających po­jazdów z każdego możliwego kierunku w każdy możliwy kierunek. Przedstawiciele rządu natychmiast zrozumieli znaczenie wynalazku Iwasa. Jego tablice odblaskowe zaczęto produkować w setkach tysięcy egzemplarzy. Dzięki temu liczba wypadków gwałtownie zmniejszyła się. Transgresja H zwiększyła bezpieczeństwo kierowców i pieszych.

Podany przykład nie należy do wyjątków. W chwili powstania no­wych zagrożeń, gdy tradycyjne środki bezpieczeństwa zawodzą, ludzie starają się wyjść poza granice dotychczasowych osiągnięć. Dokonują transgresji H, takich jaką była na przykład strzykawka jednorazo­wa, i transgresji P, takich jak domowe sposoby leczenia, innowacyjne zabezpieczenia samochodu przed kradzieżą czy nowe metody roz­wiązywania destrukcyjnych konfliktów rodzinnych. Gdy prowadziłem kontrolowane rozmowy na ten temat, zaskoczyła mnie pomysłowość badanych.

W ostatnich dziesięcioleciach zaczęto prowadzić bardziej systema­tyczne badania poświęcone nawykowym i innowacyjnym metodom zwiększania bezpieczeństwa fizycznego i interpersonalnego. Duże zna­czenie przypisuję teorii przywiązania {attachment theory), której jed­nym z promotorów byt J. Bowiby (por. Liebert, Liebert, 1998). Do­tyczy ona dzieci, ale staje się szczególnie interesująca, gdy rozszerzymy jej zasięg na ludzi dorosłych. Według jej twórców przywiązanie to emocjonalna więź istniejąca w przestrzeni i w czasie między dzieckiem a rodzicami lub innymi osobami znaczącymi. Więź ta zaspokaja rze­czywiste bezpieczeństwo dziecka; daje mu komfort psychiczny, chroni przed zagrożeniami i minimalizuje ryzyko.

Przywiązanie wymaga spełnienia dwóch warunków. Po pierwsze, opiekun musi znajdować się w pobliżu dziecka, musi być zawrze do­stępny. Po drugie, kluczowe znaczenie ma zaufanie, jakim dziecko go darzy. Tylko spełnienie ich jednocześnie zapewnia poczucie bezpieczeń­stwa. Dziecko beztrosko bawi się nawet w nieznanym otoczeniu. Zda­je sobie sprawę, że w każdej chwili może oczekiwać wyrazów uznania, pomocy, miłości i potrzebnych mu informacji. Przywiązanie, które daje dziecku poczucie bezpieczeństwa, wymaga spełnienia określonych obo­wiązków. W pewnym sensie ogranicza swobodę. Młody człowiek nie może zbyt oddalać się od swojego opiekuna, nie może dowolnie eksplorować otoczenia. Mamy tu więc do czynienia z rodzajem wymiany swobody działania za gwarancję bezpieczeństwa.

Teorię przywiązania - po pewnej modyfikacji ~ można rozszerzyć na świat dorosłych- Zarówno w małych grupach, jak i w instytucjach publicznych czy w społeczeństwie ludzie często poszukują przywódcy, autorytetu intelektualnego czy przewodnika duchowego, którzy zapew­nią im bezpieczeństwo fizyczne i obronią przed zagrożeniami społecz­nymi. Przywiązują się do nich, darzą ich zaufaniem i sympatią. Czę­ściowo lub całkowicie uzależniają się od ich decyzji i opinii. Jak pisze E. Fromm, którego wspomniałem w rozdziale V, ludzie chronią się w bezpiecznym porcie, w którym mają częściowo związane ręce.

Taka sytuacja powstała w Niemczech, przed dojściem Hitlera do władzy. Ludzie należący do klasy średniej czuli się zagrożeni. Drobno-mieszczaństwo nie miało przed sobą żadnych perspektyw. Sklepikarz zdawał sobie sprawę, że jutro będzie zmiażdżony przez wielki kapitał. Obietnice hitlerowców, zresztą nigdy nic spełnione, dawały nadzieję i poczucie bezpieczeństwa. Dlatego warstwy te poparł)' faszystowską ideologię. Ich synowie brali aktywny udział w budowaniu tysiącletniej rzeszy. Często publicznie demonstrowali ślepe posłuszeństwo wobec wodza. Uciekając od wolności wierzyli, że naziści zapewnią im spokoj­ne jutro. Mechanizm przywiązania - co oczywiste - jest bardziej zło­żony u dorosłych niż u dzieci (por. Kozielecki, 1998a).

Jeśli mechanizm ten zawiera elementy innowacyjne, twórcze i eks­pansywne, wówczas przypomina transgresję społeczną typu P lub H.

6. W stronę emocji pozytywnych

W zachowaniach powszechnych i codziennych, które nazwałem ochronnymi lub adaptacyjnymi, kluczową rolę odgrywają emocje ne­gatywne, takie jak lęk, smutek czy gniew. Jednostka zapada na choro­bę. W związku z tym aktualizuje w psychonie instrumentalnym okre­ślony skrypt, który wskazuje jej, jakie kroki powinna podjąć, aby przywrócić zdrowia. Wyraża zgodę na liczne zabiegi medyczne, które z reguły wywołują negatywne uczucia. Gdy dowie się, że czeka ją ope­racja chirurgiczna, często wpada w depresję sytuacyjną. Tej wiązce nie­przyjemnych uczuć towarzyszy nadzieja, że po skończeniu leczenia, powróci do zdrowia i szczęśliwego życia. Prawdopodobna Jest hipote­za, że w działaniach ochronnych, powszechnych i codziennych, domi­nują emocje i nastroje negatywne.

Dane historyczne i psychologiczne pozwalają przypuszczać iż w za­chowaniach transgresyjnych, zarówno twórczych jak i ekspansywnych następuje pozytywne przesunięcie afektywne. Polega ono na tym, że emocje przyjemne, takie jak zadowolenie, ciekawość, zdziwienie, duma z odkrycia czy szczytowe doświadczenie występują częściej niż w ana­logicznych działaniach ochronnych (adaptacyjnych). Jednocześnie w tych pierwszych rzadziej pojawiają się emocje negatywne- Odkrywa­nie przyrody, ślęczenie nad wynalazkami technicznymi czy zdobywa­nie himalajskiego szczytu daje satysfakcje.

Pozytywne przesuniecie afektywne odgrywa znaczną role w proce­sie zaspokajania potrzeby bezpieczeństwa. Fakt, że transgresje częste generują uczucia przyjemne, zwiększa motywację, aby zaspokajać ją w sposób innowacyjny i ekspansywny, aby w czasie rozwiązywania pro­blemów konwergencyjnych i dywergencyjnych przekroczyć granice dotychczasowych osiągnięć w zakresie bezpieczeństwa. Japończyk, T. Iwasa, który wymyślił nowe tablice odblaskowe, przeżywał radość i dumę. Praca nad nimi była swego rodzaju przygodą.

Zatem zdarzenia niebezpieczne i zagrażające rodzą strach oraz lęk. Zapobieganie zaś im, dzięki dokonywaniu transgresji osobistych (P) lub historycznych (H), rodzi najczęściej emocje pozytywne.

Rozdział X POTRZEBA WŁASNEJ WARTOŚCI, CZYLI JAK DOWARTOŚCIOWAĆ SIEBIE

l. Uznanie - słowo kluczowe

Wybitny filozof, G. Hegel poświęcił znaczną część swojego podsta­wowego dzieła „Fenomenologia ducha zagadnieniom psychologicz­nym. Wyraził w nim pogląd, że długie dzieje człowieka to czas walki o absolutne uznanie ze strony innych. W różnorodnych czynach i wy­czynach, w krwawych konfliktach i pokojowych debatach, nie tyle cho­dziło o chleb, dach nad głową czy przestrzeń życiową, ile o uznanie społeczne, szacunek i aplauz otoczenia. Niewolnik domagał się uznania od swojego pana, pan szukał poważania w oczach niewolnika. Czasy się zmieniają, ale pragnienia ludzi pozostają te same. Fundamentem ustrojów demokratycznych staje się dążenie do wzajemnego uznania i szacunku (por. Sniderman, 1975). To właśnie te symboliczne warto­ści są na ogół ważniejsze od pieniędzy, fortuny czy bogactwa. Myśli Hegla były bez wątpienia prekursorskie.

Jeśli przyjmiemy założenie - a jest ono usprawiedliwione w świetle faktów, które przedstawię w dalszych fragmentach tego rozdziału - że uznanie społeczne Jest wskaźnikiem pozytywnej oceny osoby w oczach innych, to można powiedzieć, że walka o nie stanowi zmaganie się o potwierdzenie własnej wartości i własnej ważności czy - mówiąc ję­zykiem potocznym - stanowi metodę dowartościowania siebie („sko­ro inni mnie cenią, to znaczy, iż Jestem tego wart"). Takie poglądy -wyrażane w różnych wariantach - były bliskie klasykom filozofii i psy­chologii, takim jak G. Hcgel, L. Feuerbach, W. James, A. Adier, G. Allport, K. Horney, Wł. Wirwicki, H. Suilivan, C. Rogers, A. Ma-slow, L. Kotakowski, A. Freud i J. Reykowski.

Prekursorskie myśli tych uczonych są obecnie kontynuowane (por. Leary et at., 1995; Solomon et al., 1991). W ostatnich dziesiątkach lat opublikowano na temat potrzeby własnej wartości dziesięć tysięcy prac naukowych. Chociaż w dalszym ciągu są one na ogół preteoretyczne, chociaż brak Jest dostatecznie trafnych i rzetelnych metod badania tego zagadnienia, to jednak dzięki nim od czasów W. Jamesa i W. Witwickiego nasza wiedza o ludzkiej motywacji i potrzebie własnej wartości znacznie wzrosła.

Współcześni psychologowie są przekonani, że człowiek ma stałą i mocno ugruntowaną potrzebę, którą w zależności od stanowisk teo­retycznego i preferencji językowych, nazywa się: potrzeba własnej war­tości {need for sdf-esteem} motywem zwiększania własnej wartości {motive to maintain self-esteem} pragnieniem samowywyższania się (effo Sgrandizing}, szacunkiem wobec siebie {sdf-regard) czy dążeniem do potwierdzenia pozytywnego obrazu własnej osoby.

Niezależnie od przyjętej nazwy, panuje powszechne przekonanie, że potrzeba ta odgrywa doniosłą rolę w egzystencji człowieka. Decy­duje o wyborze drogi życiowej i o wykonywaniu codziennych czynno­ści. Zaspokojenie jej wpływa na wiarę we własne sił} i na pewność sie­bie. Jednostka zaczyna podejmować ambitne działania transgresyjne, twórcze i ekspansywne- Tymczasem w przypadku udaremnienia jej rodzi się poczucie niższości, bezradności i apatii. Człowiek ucieka się do mechanizmów obronnych lub zachowań neurotycznych. Niektórzy badacze sądzą, że potrzeba ta jest niezbędnym warunkiem zdrowia psychicznego.

Zgodnie z psychotransgresjonizmem, potrzeba własnej wartości, zwana przeze mnie również potrzebą hubrystyczna polega na trwałym dążeniu do potwierdzania i wzrostu własnej wartości. W psychonie motywacyjnym pełni ona tak kluczową rolę jak wzmocnienie pozytywne w behawioryzmie, jak libido w psychoanalizie i Jak samorealizacja w psy­chologii fenomenologicznej. Można by ją nazwać meta- lub superpo-trzeba, która w większym stopniu niż inne składniki psychonu moty­wacyjnego, wpływa na biografię człowieka, decyduje o osobowości i jej rozwoju, o działaniach transgresyjnych i o stanie zdrowia jednostki. Potrzeba hubrystyczna stanowi nieusuwalny wyróżnik człowieczeństwa,

2. Formy rywalizacyjna i indywidualistyczna

Potrzeba własnej wartości (potrzeba hubrystyczna) cechuje się znacz­ną złożonością, co powoduje, iż jej definiowanie, badanie i interpreta­cja jest „czasem próby" dla psychologów. Przejawia się ona w dwóch formach (por. Masiow, 1990; Spencer, Hełmreich, 1983).

l. Człowiek, preferujący - świadomie lub bezwiednie, jawnie lub ukrycie -formę rywalizacyjna^ stara się dokonać czynu, który wyróżni go w otoczeniu, który wykaże wyższość nad innymi i uzyska uznanie publiczne. Dzięki temu będzie mógł dowartościować siebie. Jak wyni­ka z prac historycznych, Aleksander Wielki był chyba pierwszą osobi­stością, która postępowała w podobny sposób. Przywódca ten nie tyl­ko pragnął dokonać czynu, nieosiągalnego dla innych, czynu na miarę historyczną, nie tylko pragnął zdobyć sławę większą niż inni przywód­cy, ale także wypracował sobie metody socjotechniczne, za pomocą których zdobył serca współczesnych. Zatrudniał m.in. historyków, malarzy, rzeźbiarzy, gloryfikujących jego wielkość i niepowtarzalność.

Psychoanalityk, A. Adier (1930) - nawiązując do F. Nietzschego -sformułował hipotezę, zgodnie z którą dążenie do wyższości stanowi fundamentalną siłę sprawczą ludzkich czynów i wyczynów. „Zaczynam

- pisał - w każdym zjawisku spostrzegać wyraźnie dążenie do wyższo­ści. Kieruje ono wszystkimi naszymi działaniami. Dążą one do osią­gnięcia bezpieczeństwa, wzrostu, czy to w dobrym, czy w złym kie­runku... Ten wielki pęd ku górze nigdy nie ustaje". Adier uważał, że dążenie to powstaje w dzieciństwie. Dziecko przekonuje się, że - w po­równaniu z dorosłymi - jest słabe, brak mu kompetencji i możliwości skutecznego działania. Dlatego rodzi się u niego poczucie niższości. Chcąc je skompensować, zaczyna dążyć do wyższości i znaczenia. Te pragnienia inicjują ambitne, trudne działania ekspansywne oraz twór­cze. Kontynuatorzy myśli Adiera mocniej akcentują znaczenie cywili­zacji i kultury w pragnieniu osiągnięcia wyższości. Mimo iż poglądy tego psychoanalityka nie zawsze są akceptowane, należą one do naj­wybitniejszych dokonań naszego stulecia. Nawet gdy popełniał błędy - z reguły nietrywialne - były one inspirujące dla następców, nawet tych, którzy odrzucali jego idee.

Preferując formę rywalizacyjną zaspokojenia własnej wartości jed­nostka konstruuje skalę społecznych porównań i umieszcza na niej siebie i osoby z własnego otoczenia. Im wyżej znajduje się na tej skali interpersonalnej w zestawieniu z innymi, tym bardziej dowartościowuje siebie, tym tworzy sobie pozytywniejszy obraz własnej osoby. W przy­padku gdy znajduje się na dole tej skali, nic może zaspokoić potrzeby własnej wartości. Wówczas doznaje poczucia niższości i znikomości. Ma trudności w przystosowaniu się do świata. Zgadzam się z A. Adierem, że wymiar „wyższość - niższość" należy do powszechnych skład­ników życia. Jego początki występują już u zwierząt.

Ludzie potwierdzają i powiększają własną wartość w rywalizacji in­terpersonalnej. Szczególne znaczenie odgrywają w niej transgresje P lub H. Przekraczanie granic dotychczasowych osiągnięć i dokonywa­nie ważnych odkryć, wynalazków czy reform politycznych często spo­tyka się z uznaniem publicznym. Jednak relacje między transgresją a miejscem na skali społecznych porównań nie są proste. To, czy jed­nostka dowartościowuje siebie, w dużej mierze zależy od rezonansu publicznego, od oceny elit, opinii publicznej, własnej grupy czy rodzi­ny. Reakcje na działania człowieka będę nazywał komunikatem społecz­nym^ który zawiera pozytywną lub negatywną ocenę dokonań ludzi. Ten mechanizm ująłem w prostym schemacie na rysunku 10.1.

Ryć. 10-1. Zaspokojenie potrzeby własnej wartości: forma rywalizacyjna

Gdy po dokonaniu transgresji P lub H, jednostka zdobędzie uzna­nie wyrażane przez innych, wówczas zaspokoi potrzebę własnej war­tości, czy ~ mówiąc językiem potocznym - dowartościowuje siebie. Jej obraz własnej osoby będzie bardziej pozytywny. Jednak zdarza się -szczególnie w środowiskach, w których sukces innych wywołuje za­zdrość i agresję - że ważne osiągnięcie, nawet na skalę historyczną, spotyka się z milczeniem lub niesprawiedliwą krytyką. Często wyna­lazcy czy twórcy nowej metody terapeutycznej rzuca się kłody pod nogi. Wówczas on sam zaczyna czasem wątpić, czy transgresja, której doko­nał, ma jakieś znaczenie. W takim przypadku nie zaspokoi tej potrze­by: jego przekonanie o własnej wartości nie zmieni się {status quo} lub się obniży.

Ważne znaczenie w mechanizmie rywalizacji interpersonalnej zaj­muje sława (por. Loftus, 1995; Neimark, 1995). Można ją uznać za względnie trwały rozgłos na skalę międzynarodową lub lokalną. Sław­ne są gwiazdy światowego kina, ale również regionalni reformatorzy metod nauczania. Może ona być pomostem do wieczności lub skoń­czyć się po kilku tygodniach. W kulturze zachodniej wiele dróg pro­wadzi do rozgłosu. Po pierwsze, sięgają po nią ludzie, którzy dokonali ważnych transgresji w dziedzinie literatury, nauki, medycyny czy poli­tyki. Po drugie, w procesie zdobywania trwałego uznania duże zna­czenie ma osobowość jednostki, osobowość barwna, niepowtarzalna, unikatowa, która staje się obiektem podziwu, która budzi szacunek. Często młode pokolenia przyjmują ją jako wzorzec godny naśladowa­nia. I po trzecie, w naszych czasach prawdopodobnie najważniejsze znaczenie w kreowaniu ludzi sławnych odgrywają środki przekazu, a więc wysokonakładowe gazety, radio, telewizja czy Internet. Kto zdobył przychylność mediów, kto stał się osobowością medialną, kto opanował sztukę manipulowania nimi, ma otwartą drogę do rozgłosu i sławy. Jest ona ważna, ponieważ pozwala potwierdzić poczucie wła­snej wartości - czy jak mówi L. Kotakowski (1998) - pozwala zaspo­koić potrzebę autoafirmacji.

W wielu przypadkach sprawca, po dokonaniu transgresji P lub H, która mija nic zauważona lub nie zyskuje dostatecznego uznania, sam włącza się do jej promocji: próbuje ją upowszechnić, prowadzi grę z ludźmi znaczącymi, którzy jej nie doceniają, ośmiesza surowych kry­tyków, którzy ją fałszywie interpretują. J. Conrad i W. Gombrowicz całe życie walczyli o uznanie ich dzieł, o swoją wybitność wśród in­nych artystów (por. Kowalska, 1986).

2. Druga forma tej potrzeby, forma indywidualistyczna ma odmien­ną strukturę. W tym przypadku skala społecznych porównań, uznanie innych i sława nic odgrywają znaczącej roli. Człowiek nie dąży do wyróżnienia się i wyższości w grupie. Chcąc potwierdzić i wzmocnić swoją wartość dokonuje transgresji lub innego doniosłego czynu, ale ocenia swoje dokonania według własnych standardów i własnego po­ziomu aspiracji. Standardy te mogą być bardziej lub mniej wymagają­ce. W pewnych przypadkach osiągają one kryteria doskonałości. Wów­czas człowiek stawia sobie najwyższe wymagania; dąży do mistrzostwa i perfekcji.. Krańcowym przykładem takiego postępowania może być Leonardo da Vinci, który przez dwadzieścia lat malował „Ostatnią wieczerze". Czasem superperfekcjonizm okazuje się nieosiągalny i wów­czas może on prowadzić do autodestrukcji i patologii.

Formę indywidualistyczną przedstawiłem w pewnym uproszczeniu na rysunku 10.2.

Ryć. 10.2 Zaspokojenie potrzeby własnej wartości: forma indywidualistyczna

Jeśli sprawca dokonał transgresji, skonstruował urządzenie technicz­ne czy opracował nową technikę psychoterapii, i jeśli te wyczyny speł­niają standardy osobiste, wówczas zaspokaja potrzebę własnej warto­ści, czyli dowartościowuje siebie. Gdy jednak nie udało mu się ich osiągnąć, doznaje frustracji i nie potwierdza własnej wartości. Może nawet obniżyć mniemanie o swoich możliwościach.

O ile forma rywalizacyjna przypomina grę wieloosobową, w której znaczącą rolę odgrywają rodzina, koledzy, pracodawcy czy profesjo­nalni krytycy, o tyle forma indywidualistyczna, a więc dążenie do spro­stania standardom osobistym, można by porównać z „grą jednooso­bową'", w której sprawca pełni funkcję wykonawcy, eksperta i sędziego swoich czynów i wyczynów. Dzięki przyjęciu roli eremity, staje się nie­zależnym od kaprysów opinii publicznej, od wymagań stawianych przez elity intelektualne czy administracje. Staje się „własnym sterem i okrę­tem. Forma indywidualistyczna tej potrzeby jest bardzo podobna do motywacji do osiągnięć J. Atkinsona i D. McCIellanda (por Kozielec-ki, 1987).

Wszystko wskazuje na to, że ludzie częściej preferują formę rywali­zacyjna niż formę indywidualistyczną. Uznanie, poważanie, aplauz i sła­wa w większym stopniu decydują o zaspokojeniu potrzeby własnej wartości niż spełnienie standardów osobistych czy osiągnięcie określo­nego przez siebie poziomu aspiracji. Empiryczne uzasadnienie tego poglądu nie jest łatwe. Ponieważ forma rywalizacyjna często bywa nie­akceptowana społecznie, wielu ludzi nie przyznaje się do tego, iż ją preferuje. Zresztą nierzadko dążą oni do wyższości w sposób nieświa­domy. Pytani o te sprawy, tworzą mity-, legendy lub wypaczają fakty.

Panowała opinia, że wybitny filozof niemiecki, A. Schopenchaucer należy do uczonych całkowicie niezależnych, który pracuje w izolacji i nie interesuje się społecznym uznaniem oraz sławą. Sądzono, iż dzie­ła swoje ocenia według własnych kryteriów i standardów. Jednak ten eremita, prowadzący tak samotne życie, wiele czasu spędzał na poszu­kiwaniu w czasopismach opinii o własnych rozprawach; śledził cytaty' i przypisy, aby przekonać się, czy zyskały one uznanie w oczach innych. Wykonywał te czynności prawdopodobnie dlatego, aby utrwalić po­czucie własnej wartości. Forma rywalizacyjna nie była więc mu obca. Przykład ten jeszcze raz potwierdza pogląd, że jesteśmy bardziej zako­rzenieni w życiu społecznym i w kulturze, niż nam się wydaje (por. Solomon et al., 1991). Uznanie uskrzydla człowieka, a w każdym ra­zie - uskrzydla wielu ludzi.

3. Świadoma czy nieświadoma. Metafora areny i zamku

Potrzeba własnej wartości, przejawiająca się w formie rywalizacyjnej lub indywidualistycznej, ma szereg cech godnych uwagi. Jak po­wiedziałem w rozdziale IX - w przeciwieństwie do potrzeby bezpie­czeństwa - należy do motywacji wzrostu, zwanej też motywacją ekstensywną (Pruszczyński et al., 1997). Nigdy nie zostanie ona do końca zaspokojona. Jest ciągle aktywna. Człowiek stale domaga się uznania lub spełnienia osobistych standardów. Stale podejmuje trans­gresje, aby uzyskać te wzmocnienia symboliczne.

Od czasów przełomowych odkryć Z. Freuda psychologowie interesują się zagadnieniem, czy struktury, stany i procesy psychiczne są świadome, czy człowiek zdaje sobie sprawę z ich przebiegu i czy zdol­ny jest je kontrolować. Zainteresowania te obejmują również mecha­nizm motywacji znajdujący się w psychonie osobowości. Czy człowiek zdaje sobie sprawę z aktywacji i funkcjonowania potrzeby własnej war­tości (potrzeby hubrystycznej)? Istnieją dwie konkurencyjne odpowie­dzi na to pytanie:

1. Zgodnie z pierwszym stanowiskiem, przyjmowanym głównie przez psychologów fenomenologicznych, takich jak C. Rogers, czło­wiek posiada wysoki stopień świadomości i zdolny jest kierować swo­im światem wewnętrznym (por. Hali, Lindzey, 1990). Posiada także świadome poczucie własnej wartości, czy - Jak mówią inni - świadomy obraz samego siebie. Chcąc potwierdzić to poczucie samodzielnie wybiera ambitne działania lub uczestniczy w sesjach terapeutycznych, takich jak psychoterapia skoncentrowana na pacjencie. Te czynności rozszerzają Jego świadomość jednostkową.

Stanowisko fenomenologiczne można zilustrować za pomocą me­tafory areny. Wszystko, co dzieje się na arenie, powiedzmy, cyrkowej, jest jawne i widoczne gołym okiem. Pod areną nie ma fundamentów, nie ma podziemnych lochów, pieczar i korytarzy, nic ma centrum, które z ukrycia sterowałoby poczynaniami artystów.

2. Poglądy fenomenologów są trudne do utrzymania. Niepełne dane empiryczne wskazują (por. Grcenwald, 1995), że ludzie nic zdają so­bie w pełni spraw}' z mechanizmu funkcjonowania potrzeby własnej wartości, tak jak rozumieją działanie potrzeby pokarmowej. Jednost­ka dąży do dowartościowania siebie, do zwiększenia pozytywnego mniemania o swojej osobie i w tym celu podejmuje działania transgresyjne w dziedzinie techniki, medycyny czy sztuki. Na ogół nie wic - na co wskazują zeznania introspekcyjne - że zaspokaja tę potrzebę. Często mówi, że rozwiązuje trudny problem medyczny nie dlatego, iż chce dowartościować siebie, ale dlatego, że zależy jej na rozwoju nauki.

Głębsze mechanizmy potrzeby własnej wartości są na ogół utajone, czy - posługując się językiem psychoanalityków - mają charakter nie­świadomy. Jednocześnie w polu świadomości pojawia się świadome przekonanie (poczucie) własnej wartości czy - mówiąc inaczej - pozy­tywny lub negatywny obraz samego siebie, które odgrywają zasadniczą rolę w zachowaniu, ale które nie zawsze są trafne. Człowiek, który w kwestionariuszu werbalnym twierdzi, iż posiada wysokie poczucie własnej wartości, może odczuwać swoją niższość wobec innych, z cze­go nie zdaje sobie sprawy. Tak więc omawiana potrzeba zawiera ele­menty świadome i nieświadome.

Stanowisko to można zilustrować za pomocą metafory zamku. W każdym zamku - przynajmniej średniowiecznym -- znajdowała się część dostępna i jawna, z której korzystali domownicy i zaproszeni goście. Ale poza nią było podziemie, składające się z piwnic, lochów i labiryntu korytarzy, w którym działy się kluczowe sprawy i które było pilnie strzeżone przed niepowołanymi ludźmi. Metafora ta jest tak ja­sna, iż nic wymaga dodatkowego tłumaczenia.

Może najbardziej fascynującą właściwością potrzeby własnej warto­ści jest to, że w pewnych warunkach staje się ona motywacją oranistyczną (holistyczną), wykrytą przez K. Golsteina. Wówczas jej akty­wacja opanowuje cały organizm. Człowiek staje się jednostką, która wszystkie siły koncentruje na własnym sdf-esteem. Podejmuje transgre­sje P i H tylko dlatego, aby zaspokoić tę metapotrzebę. Inne elementy psychonu motywacyjnego odgrywają wówczas minimalną rolę. Tak postępował prawdopodobnie Z. Freud. Cały swój wysiłek twórczy zogniskował na zbudowaniu wielkiego gmachu psychoanalizy, który będzie trwał przez pokolenia- Robił to w celu potwierdzenia swojej wybitności.

4. Transgresje głównym źródłem zaspokojenia potrzeby własnej wartości

Jak człowiek zaspokaja tę potrzebę? Jak dowartościowuje siebie? Jak potwierdza poczucie własnej wartości? Odpowiedź na te pytania moż­na ująć w dwóch punktach. Źródłem własnej wartości mogą być na­wykowe, konwencjonalne i codzienne czynności, zwane działaniami ochronnymi lub zachowawczymi. Wyrazy miłości rodziców do dziec­ka, uznanie dla jego aktywności zabawowej i życzliwego stosunku do rówieśników, rodzą - często nieuświadamiane - poczucie wartości wła­snej osoby. Podobnie, społeczna aprobata bezinteresownej i ofiarnej pomocy udzielanej ludziom pokrzywdzonym przez los, dowartościowuje opiekunów. W pewnych subkulturach również czyny agresywne i niezgodne z zasadami moralnymi, cwaniactwo i spryt, spotykają się z uznaniem; pozwalają więc zaspokoić te potrzebę (por. Pyszczyński et al., 1997; Solomon et al., 1991).

Czasem ludzie uciekają się do z pozoru irracjonalnych zachowań. Jednym z nich jest mechanizm samoutrudniania zwany potocznie „rzucaniem kłód pod własne nogi" (Doiiński, Szmajke, 1994). Stu­dent przed egzaminem całą noc spędza na zabawie. W przypadku ob­lania go ma dostateczne usprawiedliwienie, które pozwala mu utrzy­mać dotychczasowe poczucie własnej wartości. Gdy jednak zda egzamin, może podwyższyć to poczucie („jestem człowiekiem bardziej wartościowym niż dotychczas sądziłem, skoro po nieprzespanej nocy, osiągnąłem sukces"). W mechanizmie samoutrudniania jest ukryty sens psychologiczny- W zachowaniu irracjonalnym znajduje się ziarenko racjonalności'".

Jednak zgodnie z psychotransgresjonizmem, kluczową rolę w po­twierdzaniu i wzroście własnej wartości odgrywa transgresja typu P lub H. Trzeba przekroczyć granice dotychczasowych osiągnięć, trzeba dokonać wyczynu na miarę historyczną lub osobistą, aby ujawnić swo­ją cenność i swoje potencje. Byt transgresyjny staje się bytem warto­ściowym.

l. Jak stwierdziłem poprzednio, człowiek dokonuje transgresji w czterech światach. Często przetwarza rzeczywistość materialną; roz­wiązuje problemy dywergencyjne z dziedziny ekologii, techniki, me­dycyny, architektury. Dokonując tych wyczynów, chce przede wszyst­kim potwierdzić i zwiększyć własną wartość jako osoby. Pogląd ten może budzić wątpliwości. Przecież urządzenia techniczne czy inno­wacyjne układy urbanistyczne służą zaspokojeniu „niższych" potrzeb, takich jak pragnienia konsumpcyjne czy bezpieczeństwa fizycznego. Jednak nie należy zapominać, że nowy obiekt materialny ma nie tylko znaczenie utylitarne, ale również symboliczne. Jak twierdzi A. Toynbee (1946), piramidy egipskie służyły nie tylko jako miejsce składania zwłok faraonów, ale także wskazywały na wybitność budowniczych- Po­twierdzały ich wartość. Wywoływały dumę i pychę. Podobnie jest w cza­sach współczesnych. Elity' komunistyczne budowały wielkie pałace, two­rzyły - wbrew prawom genetyki - „nowe odmiany roślin", projektowały odwrócenie rzek syberyjskich czy intensyfikowały programy kosmiczne nie ze względu na wartość utylitarną tych gigantycznych przedsię­wzięć, ale po to, aby wykazać wyższość socjalizmu i ludzi wychowa­nych przez ideologię marksistowską nad zmurszałym kapitalizmem. Przytoczone fakty historyczne potwierdzają tezę, że transgresje tech­niczne mogą dowartościowywać jednostki i zbiorowości (Kozielecki, 1989).

Te prawidłowości wystąpiły również w badaniach empirycznych. D. McCIelland (1961) postawił sobie pytanie, czy motywacja do osią­gnięć, będąca ściśle związana z potrzebą potwierdzania własnej warto­ści, wpływa na rozwój ekonomiczny społeczeństw. Analizował zależ­ności między siłą tej motywacji a wzrostem produkcji energii elektrycznej w latach 1925-1950. Okazało się, że w państwach o wy­sokim poziomie takiej motywacji szybciej wzrasta produkcja i konsump­cja energii. Wyniki te można poddać różnym interpretacjom. Zgodnie z jedną z nich, potrzeba własnej wartości (motywacja do osiągnięć) stała się siłą napędową produkcji i zużycia energii elektrycznej. Z dru­giej strony wiedza o sukcesach produkcyjnych potwierdzała i zwięk­szała self-esteem.

W naszych czasach najwięcej transgresji technicznych dokonuje się w świecie materialnym (por. Drucker, 1992; Postman, 1995). Odgry­wają one zasadniczą rolę w zaspokajaniu potrzeb pokarm owych, bez­pieczeństwa fizycznego i zdrowia, ale w laboratoriach, w klinikach czy w przestrzeni wirtualnej toczy się również wyścig o wyższość nad ry­walem, o pierwszeństwo, o zdobycie uznania i sławy. W rozdziale III opisałem niepowodzenie modelu samochodowego Forda, zwanego Edsel. Niepowodzenie to zachwiało poczuciem wartości jego projek­tantów. Jednak nie załamali się- Po pewnym czasie ukazał się na rynku model Thunderbid, który stał się największym sukcesem amerykańskie­go rynku samochodowego. Można przypuszczać, że w strukturze motywacji konstruktorów ważną rolę odegrała potrzeba dowartościo­wania siebie. Po osiągnięciu sukcesu inżynierowie i administracja pod­nieśli głowy; przeżyli chwile satysfakcji oraz dumy. Istotne znaczenie w reformach L- Bakerowicza odegrał również „czynnik psychologicz­ny", czyli m.in. pragnienie potwierdzenia własnej wartości (por. Kozielecki, 1995).

2. Potrzeba ta inicjuje także działania transgresyjne w świecie po­znawczym (symbolicznym). Ludzie rozwiązują problemy konwergencyjne w nauce i rozwijają tematy w pracy artystycznej po to, aby ją za­spokoić. Bardzo częstym zjawiskiem staje się gra o pierwszeństwo, a więc rywalizacją typu „kto lepszy w odkrywaniu tajemnic rzeczywi­stości i w wymyślaniu możliwych światów"? Liczne biografie takich twórców jak Z. Freud, Le Corbusier, P. Picasso, B. Malinowski czy N, Wiencr potwierdzają, że dążyli oni do wyróżnienia się i wybitności, do tego - mówiąc słowami W. Gombrowicza - aby „o cal wywyższyć się między ludźmi". Nic tylko dokonywali przełomowych odkryć, ale również wiele energii poświęcali na to, aby promować i upowszech­niać swoje dokonania, aby zdobyć uznanie i sławę. Pewne zdziwienie budzi fakt, że nawet M. Gandhi, wybitny przywódca duchowy, nie tylko przekonywał rodaków do swojego programu satjagraha, ale również. dużą uwagę zwracał na własną osobę (por. Gardner, 1993).

Klasycznym przykładem takiej rywalizacji może być współzawod­nictwa między L. Paulingem a F. Crickicm i J. Watsonem w trakcie pracy nad strukturą molekuły DNA- Dość nieoczekiwane odkrycie podwójne spirali przez tych ostatnich było impulsem do potwierdze­nia i wzrostu self-esteem za to przełomowe dokonanie otrzymali także Nagrodę Nobla, która - dla nich - miała większą wartość symboliczną niż materialną.

Nieliczne badania empiryczne wykazują, że potrzeba potwierdza­nia własnej wartości uruchamia również działania uczniów, studentów, nauczycieli i zwykłych ludzi. Dokonując transgresji typu P, zaspokajają tę potrzebę. S. Coopersmith (1968) w klasycznych już eksperymen­tach wykazał, że pragnienie dowartościowania się wpływa na podej­mowanie przez młodzież pracy twórczej.

W świecie poznawczym - chyba częściej niż w innych dziedzinach rzeczywistości - ludzie preferują indywidualistyczną formę zaspokaja­nia omawianej potrzeby, Wówczas nie zależy im na tym, aby dokona­na transgresja - odkrycie, powieść czy pamiętnik rodzinny - zyskała uznanie społeczne i sławę; oceniają, czy osiąga ona ich standardy oso­biste, które często są bardzo wygórowane: wymagają perfekcji, dosko­nałości i mistrzostwa. G. Flaubert, J. Conrad czy A. Czechów ogni­skowali swoją uwagę na tym., aby rozwijane przez nich tematy' osiągnęły poziom perfekcjonizmu. To samo zjawisko występuje wśród amato­rów. Na podstawie własnej praktyki dydaktycznej mogę powiedzieć, że studenci i pracownicy naukowi - przesiąknięci duchem perfekcji - często w nieskończoność „szlifują" swoje rozprawy magisterskie i doktor­skie. W krańcowych przypadkach ich standardy doskonałości okazują się nieosiągalne i praca kończy się niepowodzeniem.

3- Wreszcie, potrzeba ta inicjuje lub współinicjuje wicie transgresji podejmowanych w świecie społecznym, w świecie instytucji publicz­nych, struktur władzy i stosunków interpersonalnych. W świecie tym -który przypomina wielką szachownicę - nieustannie toczą się gry kon­struktywne i destruktywne. Gry te towarzyszyły rozwojowi naszej cy­wilizacji. Pojawiają się w dramatach starożytnych. Kserkses, bohater tragedii Ajschylosa „Persowie", dokonuje transgresyjnych czynów, aby pokazać swoją wyższość, aby uzyskać uznanie i sławę. W ciągu ostat­nich dwudziestu pięciu wieków niewiele się zmieniło w tej dziedzinie. Różnica między Kserksesem a współczesnym politykiem polega tylko na stosowaniu odmiennych socjotechnik. Cele gry zostały te same. Dążenia do supremacji są szczególnie silne wśród ludzi pozbawionych przez dłuższy czas wpływów; często dominują w zbiorowościach nie­dowartościowanych.

Jak wynika z wielu badań (por. Reykowski, 1979), istnieje zależ­ność między poczuciem własnej wartości a wykonywaniem działań prospołecznych, z których przynajmniej część ma charakter transgresyjny. Ludzie podejmują czyny prometejskie, ratują życie innych w wa­runkach ryzyka i traumatycznego stresu. Jednym z głównych ich mo­tywów jest sprawdzenie siebie, zrzucenie ciężaru niedowartościowania i własnej niższości. To, co nazywamy dobrym sercem, często związane jest z dążeniem do własnej wartości.

W świecie społecznym - częściej niż w Innych - dokonuje się trans­gresji destruktywnych. Z. Brzeziński (1993) wysunął hipotezę, że potrzeba hubrystyczna bvła krańcowo silna u dwóch dyktatorów, A. Hi­tlera i J. Stalina, którzy starali się ją zaspokoić, budując totalitarne i nie­ludzkie systemy. Tworzyli „unikatowe" instytucje polityczne, łącznie z obozami koncentracyjnymi i gułagami, których celem było m.in. nisz­czenie elity intelektualnej zagrażającej ich pozycji. Jednocześnie hodo­wali miernoty brązowiące ich dokonania. Jak powiedział T. Tomaszewski, człowiek, który walczy o własne interesy, jest „tak zdolny, iż jest zdolny do wszystkiego". Ale transgresje destruktywne to tylko mata fala w oceanie aktywności służącej innym.

Potrzebę własnej wartości, czyli hubrystyczną, która uruchamia transgresje twórcze i ekspansywne, tak ważne dla przetrwania i rozwo­ju człowieka, można by nazwać - posługując się terminologią J. EElula potrzeba Erosa, mitycznego twórcy naszej kultury i cywilizacji.

5. Grupowa potrzeba własnej wartości

Chociaż w książce tej zajmuję się motywacją jednostkową, uważam za celowe zwrócenie uwagi na pewną generalizację potrzeby własnej wartości. W określonych warunkach społecznych i kulturowych kształ­tuj e się grupowa potrzeba własnej wartości (collectwe needfor self-es..em) zwana także grupową potrzebą hubrystyczną. Towarzyszy jej świado­me poczucie własnej wartości (collective self-esteem}. Wystarczy przej­rzeć prace historyczne, wystarczy zbadać funkcjonowanie współczesnych grup zawodowych, elit czy organizacji politycznych, aby przekonać się, że jest nader powszechna; jej znaczenie nie maleje nawet wczasach zwanych przez K. Obuchowskicgo,(1999) „nowym indywidualizmem".

Przejawia się ona również w dwóch formach. Po pierwsze, instytu­cje czy organizacje rywalizują między sobą występuje współzawodnic­two międzygrupowe, któremu nie towarzyszy konkurencja wewnątrz-grupowa. Takie współzawodnictwo jest wyraźnie widoczne między firmami i uniwersytetami japońskimi (Kozielecki, 2000). Po drugie, wy­stępuje forma „indywidualistyczna"; wówczas to cały zespół lub jego elita ustalają standardy grupowe, które mogą być standardami dosko­nałości i mistrzostwa. Wydaje się że ta ostatnia forma pojawia się rza­dziej. Grupy, które dążą do potwierdzenia własnej wartości, często podejmują zbiorowe działania transgresyjne, konstruktywne lub destru­ktywne. Jednocześnie upowszechniają opinię o niższości i niedoskonało­ści innych zbiorowości oraz zespołów. Ta potrzeba wpływa na spójność grupy w utrzymaniu przez nią wspólnego systemu znaczeń i wartości.

Socjologowie próbowali zbadać źródła tej motywacji. Merton (1979) zwrócił uwagę, że w pewnych grupach występuje etnocentryzm. Są one przekonane o swojej wyższości i o podrzędności outsiderów. To przekonanie rodzi dumę z własnych osiągnięć oraz wywołuje ne­gatywne emocje wobec obcych, takie jak lekceważenie, złość czy po­garda. Jednocześnie staje się bodźcem do podejmowania ambitnych działań, przekraczających granice dotychczasowych osiągnięć.

Taka grupowa potrzeba własnej wartości potęguje się w warunkach ostrego kryzysu społecznego. Gdy pewien zespól, czy ruch masowy przez dłuższy okres faworyzowały siebie, gloryfikowały swoje dokona­nia i jednocześnie deprecjonowały innych, to fakt ten wywołuje reak­cję outsiderów. Pozbawieni przez lata wpływu na bieg spraw skazani na odgrywanie podrzędnej roli społecznej i intelektualnej, doznają stop­niowo wzmożonego pragnienia do samopotwierdzania i wzrostu wła­snej wartości. Chcą podnieść swoją pozycję na skali społecznych po­równań, chcą osiągnąć standardy doskonałości. Gdy nie mogą tego zrobić sami poszukują często przywódcy politycznego czy duchowe­go, który zdolny będzie przekonać ich o własnej wybitności. Takim przywódcą dla części Niemców okazał się A. Hitler, głoszący „wyższość" rasy aryjskiej i „niższość" Żydów, Cyganów oraz... robaków. Potom­kowie J.W. Goethego „kupili" tę nieludzką ideologię. Wpływała ona na ich poczucie wartości (por. Solomon et al., 1991).

Ta grupowa potrzeba była przedmiotem badań empirycznych. T. Caplow (1964) analizował przeszło trzydzieści organizacji różnego typu, od szkół do banków, kościołów, wydziałów uniwersyteckich. Stwier­dził, że ich członkowie w ogromnej większości przeceniają osiągnięcia i prestiż własnej organizacji. Faworyzują i - czasem - gloryfikują swoją grupę, nie doceniając innych zespołów. Dążenia do wyższości i dosko­nałości są bardzo charakterystyczne dla grup elitarnych. Pragnienie potwierdzenia i wzrostu własnej wartości oraz niepowtarzalności, było jedną z głównych sił motywacyjnych ekipy J. Kennedy'ego. Motywa­cja ta zmniejszała racjonalność i skuteczność jego decyzji politycznych (Janis, 1972).

Grupowa potrzeba własnej wartości (hubrystyczną) inicjuje bada­nia naukowe, wpływa na twórczość awangardy artystycznej i oddziaływuje na reformy społeczne. Jednocześnie często prowadzi do zacho­wań destruktywnych, do wrogości między grupowe j i nienawiści.

6. Bufor przed trwogą i stymulator aktywności

Potrzeba własnej wartości, czyli hubrystyczną, która zajmuje wy­różnione miejsce w psychotransgresjonizmie, pełni wiele funkcji w za­chowaniu się człowieka. Wpływa na działanie altruistyczne i prospołeczne, oddziałuje na atrakcyjność interpersonalną i miłość romanty­czną, reguluje czyny przestępcze i destruktywne, odgrywa rolę w twór­czości i innowacji. Kierunek tego wpływu w dużej mierze zależy od tego, czy jednostka i grupa społeczna są dowartościowane czy też do­znają poczucia niższości.

Psychologowie, S. Salomon, J. Greenbcrg i T. Pyszczyński (1991) sformułowali, i przedstawili w wielu publikacjach, teorie opanowania trwogi (terror management), w której kluczową rolę odgrywa poczu­cie własnej wartości {self-esteem}. Zgodnie z nią, najbardziej brzemien­nym problemem człowieka jest świadomość śmierci, czyli groźba uni­cestwienia życia. Jako jedyny gatunek biologiczny homo sapiens zdolny jest snuć pogłębione refleksje transcendentalne. Refleksje te wywołują często trwogę, lęk i smutek. Trwoga stanowi niezbywalny element ludz­kiego losu. Stanowi podstawową emocję przewijającą się przez osobi­sty dramat, szczególnie przez jego ostatni akt. Trudno z nią żyć, a jesz­cze trudniej rozwijać własne możliwości.

Człowiek stara się bronić przed świadomością unicestwienia i robi to w różny sposób. Religia, w tym wiara chrześcijańska, obiecują mu wieczne życie po śmierci. Jednak na tę nieśmiertelność musi sobie za­służyć w życiu doczesnym. Przestrzeganie dogmatów religijnych, za­chowanie się zgodnie z przykazaniami Dekalogu, a szczególnie egzy­stencja zgodna ze „złotą regułą" o miłości Boga i bliźniego, zapewniają jednostce życic po życiu. Religia obiecuje więc nieśmiertelność duszy w dosłownym znaczeniu.

Zdaniem S. Solomona i jego współpracowników ogromna rolę w opa­nowaniu tej trwogi odgrywa przekonanie człowieka o jego własnej war­tości. Dzięki niemu może on się czuć ważną osobą w scnsow-'nym i peł­nym znaczenia świecie kultury, może w tym świecie podejmować konwencjonalne i twórcze działania. Autorzy zgromadzili bogate dane historyczne i empiryczne potwierdzające te oryginalne poglądy. Wy­kazali, że istnieje duża korelacja między wysokim poczuciem własnej wartości a niskim poziomem trwogi, dobrym zdrowiem i umiejętno­ścią radzenia sobie ze stresem. Dalsze podnoszenie poziomu własnej wartości jeszcze bardziej wycisza negatywne uczucia związane z traumatycznymi bodźcami. Jednocześnie - z drugiej strony - poczucie niższości potęguje trwogę, lęk i strach. Zatem, przekonanie o własnej wartości czy - jak mówią inni - pozytywny obraz własnej osoby, pozwala opanować negatywne emocje związane ze świadomością własnej śmierci- Przekonanie to jest swego rodzaju buforem przed trwoga. Dla­tego ludzie opracowali różnorodne strategie - realistyczne i mityczne - które pozwalają utrwalić wysokie mniemanie o sobie.

Psychologowie często krytykują tę teorię. Zwracają uwagę na jej ograniczenia i słabości. W tym miejscu nic ma potrzeby referować tych zarzutów. Chciałbym tylko omówić jedną z jej zalet, ważnych z punk­tu widzenia psychotransgresjonizmu. S. Solomon wraz z kolegami wykazali, że potrzeba - metapotrzeba - własnej wartości wpływa nie tylko na konwencjonalne działania, takie jak osiągnięcia w pracy zawo­dowej, ale również oddziałuje ona na sprawy egzystencjalne, duchowe i eschatologiczne. Stanowi bufor, pozwalający jednostce zminimalizo­wać ciężar przemijania.

Po zrzuceniu tego ciężaru i po wyzwoleniu się z trwogi, lęku, smutki - jak po przejściu przez pole minowe - człowiek może zaangażować się w aktywne działania - ochronne oraz transgresyjne - w świecie kultury. Może stać się ważnym i pełnowartościowym członkiem naro­du, małej ojczyzny czy twórczego stowarzyszenia. Jego jednostkowe działania w pewnych przypadkach prowadzą do transgresji typu P lub H. Zatem, poczucie własnej wartości - czego w pełni nie uświadamia­ją sobie twórcy teorii - jest nie tylko buforem broniącym przed trwo­gą, ale także stymulatorem różnorodnej aktywności. Dzięki temu poczucie to zapewnia człowiekowi swego rodzaju „nieśmiertelność symboliczną".

Teoria opanowania trwogi rozszerza i pogłębia współczesną wie­dzę o roli potrzeby własnej wartości (potrzeby hubrystycznej) w życiu jednostki i zbiorowości. Można ją uznać za wkład do psychotransgre­sjonizmu.

Rozdział XI PROCES TRANSGRESYJNY. TENDENCJE OPTYMISTYCZNE

l. W warunkach niepewności i ryzyka

„Wieczorem przy kolacji - pisał W. Gombrowicz w »Pornografii« -nalał wódki, czerwony i rozczulony. - No co? Napijemy się za zdrowie Wacka i Heni. Już się dogadali... Alkohol. Sznaps. Upijająca przygo­da. Przygoda niczym kieliszek wzmocnionej - i jeszcze kieliszek - ale pijaństwo było śliskie, co chwila groził upadek w brud, w zepsucie, w zmysłowe błoto. Jakżeż jednak nie pić? Przecież picie stało się naszą higieną, każdy oszałamiał się czym mógł, jak mógł - więc ja także -i tylko próbowałem uratować coś z mojej godności, zachowując minę badacza, który mimo wszystko siedzi - który upija się aby śledzić".

We fragmencie tym Gombrowicz opisał czynność picia alkoholu, która natęży do działań nawykowych, konwencjonalnych i powtarzają­cych się. W psychotransgresjonizmie działania takie nazywamy ochron­nymi (zachowawczymi), ponieważ odbywają się w dotychczasowych granicach („wgraniczne") i ponieważ pozwalają utrzymać status quo. Aby je wykonać, człowiek wybiera z psychonu instrumentalnego do­brze wyuczone metody, takie jak skrypty' kulturowe, i postępuje zgod­nie z nimi.

W przeciwieństwie do przebiegu nawykowej czynności, opisanej przez Gombrowicza, proces transgresyjny odbywa się w warunkach niepewności i ryzyka. Sprawca nie zna metody, która pozwoli mu roz­wiązać określony problem konwergencyjny i przekroczyć granicę do­tychczasowych osiągnięć. Nie wie, co robić, aby rozwinąć twórczo te­mat artystyczny. Nie orientuje się, jaka strategia zapewni mu wygraną w nowatorskiej grze międzyludzkiej. Gdy Ch. Bernard przygotowywał się w roku 1967 do pierwszego przeszczepu serca człowieka, lekarze nie tylko nie zdawali sobie sprawy, jaka jest szansa powodzenia pio­nierskiej operacji, ale nie wiedzieli także, czy takie transplantacje są w ogóle możliwe. Chirurg ten podejmował więc ryzyko graniczące z ha­zardem. Przedszkolak siedząc przed pustą kartką papieru, zamierza rozwinąć jakiś temat plastyczny. Nie ma sprecyzowanego pomysłu. Kreśli kilkanaście linii i po pewnym czasie wyłania się z chaosu orygi­nalna, „picassowska" całość, która czasem nawet u dziecka wywołuje zdziwienie- Następnie wykończa rysunek, będący transgresją typu P. W tych obu przypadkach sprawcy działali w warunkach niepewności, niewiedzy, ryzyka.

Chcąc dokonać transgresji, człowiek musi wykorzystać informacje zgromadzone w psychonach osobowości i dane płynące ze środowi­ska. Musi je przetworzyć w czasie myślenia analitycznego oraz twór­czego, musi załatwić wiele spraw w instytucjach publicznych. Ten zło­żony proces transgresyjny wywołuje ciekawość, radość i dumę. Psychologowie fenomenologiczni powiedzieliby, że jest rodzajem sa­morealizacji. Wymaga jednak dużej wiedzy, inteligencji, otwartego umysłu, mozolnej pracy, odwagi, wytrwałości i odporności na stres.

Przekraczanie granic i posuwanie się krok przed sobą jest przygodą nasyconą elementami dramatu i - dramatem nasyconym elementami przygody.

2. Fazy procesu transgresyjnego

Proces ten - a w zasadzie wiązka procesów przebiegających jedno­cześnie lub sukcesywnie - składa się z wielu faz. Fazy te zależą od dzie­dziny aktywności i indywidualnych preferencji sprawcy. Struktura czyn­ności rozwiązywania problemu technicznego jest inna niż struktura gry o poszerzenie władzy. Na rysunku 11.1 przedstawiłem proces transgresyjny - dotyczy on przede wszystkim świata społecznego - składa­jący się z siedmiu faz. W ich opisie wykorzystałem elementy teorii czyn­ności T. Tomaszewskiego (1963).

Ryć. 11.1. Fazy procesu działania transgresyjnego

l. W fazie motywacyjnej - wstępnej - następuje aktywacja potrzeb i powstaje napijcie psychiczne między niezadowalającym stanem aktu­alnym a stanem pożądanym, określanym przez standard osobisty lub poziom aspiracji. Faza ta uruchamia, ukierunkowuje i podtrzymuje proces transgrcsyjny.

2. Istotą tej fazy jest projektowanie działań poznawczych czy społecznych, które pozwolą w przyszłości przekroczyć granicę dotychcza­sowych osiągnięć. Natężą do nich metody, plany, strategie, programy, procedury, wzorce. Wytwarzanie ich wymaga na ogół myślenia twór­czego, innowacyjnego lub ekspansywnego. L. Balcerowicz (por. Kozielecki, 1995) i jego współpracownicy, autorzy polskiej transformacji socjogospodarczej, początkowo sformułowali dwie opcje: a. strategię stopniowych zmian w skali makroekonomicznej; b. strategię przemian radykalnych, zwaną „terapią szokową". Cały Plan Balcerowicza składał się z wielu klasterów takich strategii.

3. Każde z możliwych działań prowadzi do wielu konsekwencji, zwa­nych wynikami, wytworami, produktami. Osiągnięcie wyniku wyróżnio­nego, do którego sprawca zmierza, który stanowi rozwiązanie problemu, rozwiniecie tematu czy rozstrzygnięcie gry i który jest transgresją, można nazwać sukcesem- W tej fazie przeddecyzyjnej człowiek ocenia prawdopodobieństwo subiektywne sukcesu (zysku) i niepowodzenia (straty).

4. Następnie szacuje pozytywna wartość wyniku wyróżnionego, czy­li sukcesu i negatywną wartość wyników niepożądanych (strat), któ­rych wystąpienie nazywamy niepowodzeniem. O ile w fazie 3 chodzi­ło o odpowiedź na pytanie: czy można? to w fazie 4 - bliźniaczej -sprawca interesował się zagadnieniem: czy warto? Te przeddecyzyjne fazy mają kluczowe znaczenie w procesie wyboru działania.

5. Podejmując ostateczna decyzje sprawca - decydent analizuje praw­dopodobieństwo sukcesu i niepowodzenia, ich wartość, ich poziom ryzyka. Stosuje reguły algorytmiczne lub heurystyczne, które pozwa­lają wybrać najlepszą opcję. Po namyśle L. Balcerowicz zdecydował się na „terapię szokową".

6. Po podjęciu ostatecznej decyzji, sprawca stara się wykonać prefe­rowane działanie w jednym z czterech światów. W fazie tej następuje przekroczenie granicy dotychczasowych dokonań. W wyniku pracy osią­ga sukces, ponosi niepowodzenie lub oczekuje go niespodzianka.

7. W fazie konsumpcji - końcowej - stara się wykorzystać nową trans­gresję typu P lub H. Może ona zaspokoić osobiste potrzeby lub być również wkładem do kultury.

W dalszym ciągu tego rozdziału ograniczę się do opisu tylko tych faz procesu, które są najważniejsze i o których psychologowie zgro­madzili znaczną wiedzę.

3. Optymistyczna ocena prawdopodobieństwa sukcesu

Doniosłym osiągnięciem psychologii - rodzajem transgresji H - jest odkrycie zjawiska inklinacji pozytywnej zwanego również tendencją optymistyczną (Czapiński, 1985). Typowym jej przykładem może być zachowanie się małej dziewczynki Pollyanny, bohaterki książki E. Por­ter. Dziewczynka ta lubiła grać w szczęście. Gra ta polegała na tym, aby wszędzie dostrzegać dobrą stronę zjawiska i cieszyć się nią- Liczne badania wykazują, że Indzie częściej oceniają pozytywnie niż negatyw­nie własne otoczenie, inne osoby i samych siebie, że częściej dostrze­gają korzystne niż niekorzystne aspekty zjawisk, że przeceniają rozmiary dobra znajdującego się wokół nich. W przypadku spotkania obiektów nieznanych, na przykład obcych ludzi, z reguły charakteryzują je po­zytywnie. Ogólna proporcja ocen pozytywnych do negatywnych wy­nosi 2:1. Dzięki temu koloryt obrazu świata jest raczej jasny. Tenden­cja optymistyczna odnosi się również do parametrów działania. Przeceniają oni szansę podjęcia optymalnej decyzji i prawdopodobień­stwo osiągnięcia celu.

Obok dominującej tendencji optymistycznej, występuje zdomino­wana inklinacja negatywna (Czapiński, 1988). Wówczas widzenie świata przybiera formę antypollyannistyczną. Ludzie częściej oceniają zdarzenia negatywnie niż pozytywnie. Nie wierzą w sprzyjający bieg zdarzeń. Przeceniają szansę niepowodzenia i nie doceniają prawdopo­dobieństwa sukcesu. Świat widzą raczej w szarych kolorach. Te dwie inklinacje - chociaż sprzeczne - uzupełniają się. Są one osobliwościa­mi myślenia i działania, które - mimo iż niezgodne z zasadami racjo­nalności J. von Neumanna - pozwalają człowiekowi przystosować się do otoczenia i zmieniać je.

Prace historyczne i psychologiczne, dane z dziejów nauki, sztuki i polityki potwierdzają pogląd, że w procesie transgresyjnym silniej prze­jawia się optymistyczna inklinacja pozytywna i słabiej - negatywna niż w działaniach ochronnych, nawykowych i codziennych. Sprawcy roz­wiązujący problemy konwergencyjne czy toczący gry przeceniają na ogół prawdopodobieństwo sukcesu. Prawdopodobieństwo subiektywne, czyli stopień osobistej pewności, można mierzyć w różnych skalach. Okre­śla się je w terminach jakościowych typu: bardzo prawdopodobne, mało prawdopodobne. Coraz częściej ludzie stosują też pomiar ilościowy; używają skali procentowej lub pojęcia szansy. Po ocenie prawdopodo­bieństwa subiektywnego formułują sądy probabilistyczne typu „szansa osiągnięcia celu wynosi jak 4:1".

W procesie transgresyjnym sprawca z reguły przecenia dwa rodzaje prawdopodobieństwa. Prawdopodobieństwo przekroczenia granicy, na przykład stopień pewności, że uda mu się wyjść poza teren, do które­go dotychczas docierał człowiek i prawdopodobieństwo ostatecznego sukcesu, czyli iż osiągnie on wybrany szczyt Himalajów. Oceniając te prawdopodobieństwa, ludzie stosują określone heurystyki. Chyba naj­częściej wykorzystują heurystyki Kolumba (Morison, 1963).

Wiąże się ona bezpośrednio z postępowaniem odkrywcy Ameryki. W XV wieku plany K- Kolumba wydawały się nieprawdopodobne, a na­wet - absurdalne. Wśród współczesnych wywoływały one głębokie zwątpienie i potępienie. Chcąc zwiększyć wiarę w możliwość dotarcia do Indii drogą morską, Kolumb poświęcił wiele czasu na obliczenia geograficzne takich wymiarów kuli ziemskiej, jak odległość z Europy do kontynentu azjatyckiego itd. Tak stronniczo dobierał oraz inter­pretował posiadane informacje, aby wzmocnić przekonanie swoje i de­cydentów z dworu królewskiego o możliwości osiągnięcia ambitnego celu. Przyjął dość arbitralnie, że stopień geograficzny ma 45 mil, przez co zmniejszył rozmiar kuli ziemskiej o połowę. Jednocześnie uznał, że droga przez ocean od Wysp Kanaryjskich do Japonii wynosi 2400 mil morskich, podczas gdy odległość ta w linii prostej równała się 10 600 milom. Dzięki tym obliczeniom wielki podróżnik byt absolutnie pew­ny, że osiągnie cel transgresyjny.

Heurystyka Kolumba - stosowana najczęściej bezwiednie - zaleca taki dobór i interpretację danych, aby móc ocenić optymistycznie, na­wet - hiperoptymistycznie, prawdopodobieństwo subiektywnego przy­szłego sukcesu. Pozwala ona na duży, często radykalny wzrost szansy osiągnięcia wyróżnionego wyniku. Wspomniany już Ch. Bernard - bez realnych podstaw - szacował, iż z prawdopodobieństwem 95% opera­cja przeszczepu serca skończy się powodzeniem. Takie oceny są czymś nader powszechnym w działaniach „wyjść poza"".

W tej fazie procesu transgresyjnego znaczną rolę odgrywają nie tyl­ko metody heurystyczne, ale również mity, iluzje, zniekształcenia po­znawcze. Są one nieusuwalnym i niezbywalnym elementem tego typu działań. Autorzy, tacy jak D. Beli (1980), zwracają uwagę na to, że wiele przełomowych czynów politycznych, społecznych i ekonomicz­nych-, wyrasta, z pnia mitycznego. Mity i iluzje, które wpływają z regu­ły na op ty'mistyczną ocenę możliwości przekroczenia granic i na praw­dopodobieństwo sukcesu, będę nazywał mitami i iluzjami posyhilnymi. W tym miejscu omówię kilka z nich.

l. Wielu sprawców wierzy, że to, co jest wartościowe, jest jednocześnie prawdopodobne i osiągalne. Iluzje tę często nazywa się efektem Marksa-Irwina. Ulegają mu ludzie, którzy te dwie niezależne zmienne, czyli wartość i prawdopodobieństwo, traktują jako czynniki wzajemnie uwa­runkowane. Uczeni pracujący nad nowymi lekami zwalczającymi no­wotwory, czy reformatorzy nieefektywnej gospodarki centralnie plano­wanej, sądzą że cel, do którego zmierzają, jest tak cenny, iż osiągnięcie go zbliża się do pewności. Jest to przekonanie irracjonalne, ponieważ wynik pozytywny nie staje się bardziej prawdopodobny tylko dlatego, iż jest pozytywny. Poszukiwacze złota nic mogą liczyć na łatwe odkry­cie tego metalu, ponieważ decyduje on o bogactwie jednostek i społe­czeństw.

Złudzenie Marksa-Irwina silniej oddziałuje na sprawcę w sytuacji transgresyjnej, w której wyniki są szczególnie wartościowa, niż w sytu­acji codziennej i nawykowej. Powoduje ono przyrost optymizmu.

2. Duże znaczenie ma również złudzenie Aleksego Iwanowicza zwa­ne również złudzeniem gracza. Bohater książki F. DostoJewskiego „Gracz" wierzył, że po sekwencji przegranych, wzrasta szansa powo­dzenia. Jeśli grający w ruletkę stawiał na czerwone i tracił pieniądze, to zaczyna wybierać czarne z nadzieją, iż osiągnie sukces. „Słyszałem w ze­szłym tygodniu - mówił Aleksy Iwanowicz - że czerwone wyszło dwa­dzieścia razy z rzędu... Rozumie się, że wszyscy natychmiast porzuca­ją czerwone Już po dziesięciu razach i nikt nie decyduje się na nie stawiać".

Złudzenie to wstępuje również w bardziej złożonych sytuacjach. Wiadomo z historii, że pamięć poprzednich klęsk, zwiększała często wiarę w to, że następne próby walki o wolność czy reformy oświaty' skończą się sukcesem. Podstawą tego złudzenia jest nieuzasadniona wiara w „prawo kompensacji" lub w „sprawiedliwość świata", a więc w to, że natura wyrówna poprzednie niepowodzenia. Tego rodzaju poglądy stają się źródłem optymizmu w formułowaniu sądów proba­bilistycznych w sytuacji transgresyjnej.

3. Najbardziej fascynującą iluzją jest przekonanie, zwane złudzeniem prawidłowości. W czterech światach, które omówiłem w części pierw­szej, występuje wiele zdarzeń przypadkowych, losowych, chaotycznych i nieokreślonych, którymi nie rządzą żadne regularności. Można po­wiedzieć, że - wbrew poglądom A. Einsteina - Bóg gra z ludźmi w ko­ści. Tymczasem z badań psychologicznych wynika, iż często widzą oni świat jako bardziej prawidłowy, niż jest on w rzeczywistości. W sytu­acji, w której na ekranie ukazują się litery w sposób zupełnie losowy, poszukują praw rządzących ich uporządkowaniem. Gdy kolejne hipo­tezy okazują się fałszywe, nic przyjmują myśli o losowości, ale formu­łują coraz bardziej złożone hipotezy.

Złudzenie prawidłowości pozwala ludziom wierzyć w duże praw­dopodobieństwo sukcesu, nawet w sytuacji, w której nie można go oszacować (por. Kozielecki, 1987).

Dlaczego sprawcy, przekraczający granice osobistych lub historycz­nych osiągnięć, tak optymistycznie - hiperoptymistycznie oceniają praw­dopodobieństwo sukcesu w sytuacji transgresyjnej, która jest niezna­na, nieokreślona, na której nie stanęła jeszcze stopa ludzka? Dlaczego wierzą, że wiatr ciągle będzie dmuchał w ich żagle? Ostatnie odkrycia psychologiczne wskazują, że optymizm zwiększa motywację jednostki, poprawia jej nastrój i odporność na stres (por. Seligman, 1993). Bez niego wiele - a może większość - transgresji typu P i typu H nigdy nie zostałoby urzeczywistnionych. Jak powiedział mi jeden z badanych: „optymizm buduje, a pesymizm rujnuje; w sformułowaniu tym znaj­duje się ziarno prawdy.

W każdym razie optymizm jest fundamentem, na którym rozwinę­ła się osobowość, kultura i cywilizacja. Prawda ta należy do ważniej­szych odkryć ostatnich dziesięcioleci.

4. Przecenianie wartości sukcesu. Efekt granicy

Wynik wyróżniony (albo koniunkcja takich wyników), do którego proces transgresyjny zmierza, ma określoną wartość indywidualną i spo­łeczną. Wartość ta (waluacja) jest funkcją dwóch rodzajów zmiennych: stanu rzeczy i osobowości, czyli stanowi pewną relację między przed­miotem ocenianym i podmiotem oceniającym. Chleb posiada znaczenie utylitarne a medytacja zenistyczna - wartość duchową, ponieważ „rzeczy" te zaspokajają pewne potrzeby znajdujące się w psychonie motywacyjnym, ponieważ wywołują pozytywne emocje i nastroje. Psychotransgresjonizm przyjmuje wiec relacyjną koncepcję wartości.

W procesie transgresyjnym sprawca na ogól przecenia wartość wy­niku, do którego zmierza; formuje więc nierealistyczne sądy waluacyjne. Zawyższa znaczenie projektowanych urządzeń technicznych (Drucker, 1992), przesadnie ocenia oczekiwane efekty reformy gospodarczej (Kozielecki, 1995), przypisuje najwyższą wagę antycypowanym prze­mianom cywilizacyjnym (Toynbee, 1947). Jednocześnie nie docenia wartości negatywnej konsekwencji niepożądanych, które mogą wystą­pić, gdy działanie skończy się niepowodzeniem. Ograniczę się do jed­nego przykładu.

Głównym problemem współczesnej szkoły jest deficyt metod dy­daktycznych, za których pomocą nauczyciel mógłby uczyć młodzież rozumienia wiedzy ścisłej i interpretacji wiedzy humanistycznej, które umożliwiałyby mu kształtowanie umiejętności myślenia analitycznego i twórczego. Nieustannie trwają poszukiwania takich transgresyjnych metod. W roku 1954 B. Skinner zaproponował nauczanie programo­wane, które w następnych latach znacznie się rozwinęło. Jedna z wer­sji tej metody polega na tym, że materiał nauczania dzieli się na lo­gicznie i merytorycznie powiązane dawki informacyjne, zwane krokami. Zadanie ucznia, który ma przed oczyma podręcznik programowany, polega na wpisywaniu w odpowiedniej luce odpowiedzi. Po wykona­niu tego zadania, przechodzi do następnej dawki. Swoje odpowiedzi porównuje z danymi zawartymi w tekście programowanym.

Twórcy tej metody przeceniali jej wartość dydaktyczną. Przekony­wali, iż pozwoli ona uczniowi zrozumieć materiał nauczania, że roz­winie umiejętności systematycznego, analitycznego i krytycznego my­ślenia, że ukształtuje indywidualność młodzieży. Przewidywania te tylko częściowo się sprawdziły. Wprawdzie nauczanie programowane uczyło bardziej systematycznego ujęcia wiedzy, ale nie wpłynęło na rozwój myślenia i na formowanie osobowości. Wbrew oczekiwaniom, nie na­stąpił przełom edukacyjny w sferze knowing how. Jego sprawcy zbyt optymistycznie ocenili tę metodę.

Poza formułowaniem nierealistycznych sądów waluacyjnych o wy­niku wyróżnionym, do którego sprawca zmierza, w procesie transgresyjnym występuje często efekt granicy. Polega on na tym, że to, co znajduje się za granicą - rzeczy, zdarzenia, procesy, konsekwencje dzia­łania - są przez sprawcę przeceniane, a ich odpowiednikom przedgranicznym przypisuje on mniejszą wartość.

Ryć. 11.2. Wartości wyników przed- i pogranicznych

Jak wskazuje rysunek 11.2, w momencie przekraczania granicy materialnej, poznawczej czy społecznej zachodzi skok wabiący ???jny, Towa­rzyszą mu takie zjawiska, jak energizacja organizmu, wzrost siły moty­wacji oraz pozytywne emocje. Efekt graniczny zaobserwowano u od­krywców - podróżników, którzy w drodze na biegun, stawiali pierwsi stopę na ziemi dziewiczej. Efekt ten występuje u awangardowych pisa­rzy przełamujących dotychczasowe schematy' pisania utworu literackiego (Gardner, 1993). Znany jest on uczonym, nauczycielom, politykom.

Podobnie jak w procesie oceny prawdopodobieństwa sukcesu, tak i w trakcie wartościowania sukcesu, sprawca wykorzystuje różnorodne mity i iluzje waluacyjne.

l. Często ulega złudzeniu, że to, co bywa trudne do osłonięcia, jest bardziej wartościowe". Innymi słowy, wynik mato prawdopodobny sta­je się - dzięki temu - znacznie cenniejszy. Takie oceny są zgodne z przy­słowiem, że „trawa znajdująca się za płotem wydaje się kozic bardziej zielona". Sądy takie są iluzoryczne, ponieważ - jak już powiedziałem - prawdopodobieństwo i wartość to zmienne wzajemnie niezależne. Złudzenie to silnie wpływa na sytuacje transgresyjne, w których prze­ważnie występują rzeczy i zjawiska rzadkie oraz trudno dostępne.

2. Warto zwrócić uwagę na iluzję wykrytą przez psychologów spo­łecznych, że „to, co nieznane, jest wartościowe" {por. Czapiński, 1985). Zyskujc ona na znaczeniu w sytuacji transgresyjnej, w której poziom informacji o środowisku bywa przeważnie niski i w której trzeba opie­rać się na danych niepewnych i niedookreślonych. Historia podróży geograficznych, badań naukowych czy polityki wykazuje, że często podróżnicy, uczeni czy elity władzy formułowali przesadnie pozytyw­ne sądy waluacyjne o antycypowanym wyniku działania. Dopiero po wykonaniu swoich zamiarów, musieli korygować początkowe oceny. Często było to już za późno.

3. Trochę inny charakter ma iluzja, zgodnie z którą osiągnięcia własne - rzeczywiste czy przewidywane - są bardziej wartościowe niż analogiczne dokonania innych". Wyrasta z korzeni egoistycznych (Kozielecki, 1987). Warto dodać, że odnosi się ona nic tylko do jedno­stek, ale również do grup społecznych, narodów, a nawet kontynen­tów. Trudno powiedzieć, czy złudzenie to wpływa znacząco na zniekształcenie procesu transgresyjnego.

Przecenianie wartości przyszłego sukcesu - podobnie jak zawyża­nie prawdo podobieństwa powodzenia - wyrasta z tych samych korze­ni. Wiąże się ono z tendencjami optymistycznymi, które szczególnie wyraźnie występują w sytuacjach transgresyjnych. W obu przypadkach mamy do czynienia z pewnym wariantem pollyannizmu.

5. Wybór działania. Przesunięcie środka ciężkości

Zgodnie z założeniami psychotransgresjonizmu, człowiek obdarzony jest wolnością wyboru. Tę możliwość wykorzystuje przede wszystkim w akcie decyzyjnym. Podejmowanie decyzji - zarówno codziennych jak i transgresyjnych - należy do najpowszechniejszych czynności ludz­kich. Jednocześnie są to czynności skomplikowane, rodzące nie tylko nową nadzieję, ale również lęk i stres. Lekarz, który staje przed wybo­rem, czyjemu dziecku ratować życie, polityk, który musi podjąć postanowienie o akcji zbrojnej, prowadzącej do wielu ofiar, są poddani eks­tremalnej próbie- W takich sytuacjach wielu ludzi stara się uciec przed wyborem. Czasem modlą się do Boga, aby pomógł im rozwiązać za­danie przekraczające ich siły. Decyzje transgresyjne należą do najbar­dziej dramatycznych.

Można wyróżnić dwa warianty sytuacji decyzyjnych. W wariancie jednoczesnym decydent skonstruował cały zbiór działań transgresyjnych: a, b, c..., n, i zadanie jego polega na wyborze jednego z nich. Jest to wariant dominujący. W wariancie sekwencyjnym zaś zna on tylko jedno działanie, przekraczające dotychczasowe granice, i musi je przyjąć albo odrzucić. Gdy go nic akceptuje, poszukuje następnych, bardziej ko­rzystnych opcji. W każdym z tych wariantów sprawca stosuje różno­rodne reguły, metareguty, strategie wyboru, z których nie zawsze zda­je sobie sprawę (Kozielecki, 1981, 1995). W tym rozdziale ograniczę się tylko do przedstawienia jednej z nich; odgrywa ona ważną rolę w procesie transgresyjnym. Regułę tę - a może metaregułę - nazywam przesunięciem środka ciężkości lub regułą pozytywną.

Każde działanie transgresyjne prowadzi do wielu wyników, konse­kwencji, skutków. Konsekwencje te leżą w dwóch przestrzeniach. Prze­strzeń pozytywna zawiera przewidywane wyniki o wartości pozytywnej, a przede wszystkim wynik wyróżniony; osiągnięcie jego nazywamy sukcesem. Decydent zna jego prawdopodobieństwo subiektywne i jego wartość. Tymczasem, w przestrzeni negatywnej znajdują się konsekwen­cje niekorzystne, a więc możliwe straty, zagrożenia, zdarzenia niebez­pieczne. W procesie decyzyjnym sprawcy mogą się koncentrować na analizie jednej z dwóch przestrzeni.

Pewne dane historyczne i psychologiczne wykazują, że w działa­niach ochronnych, codziennych i nawykowych, większą wagę przypi­sują często przestrzeni negatywnej (Kozielecki, 1989; Lopes, 1987). Starają się więc maksymalizować bezpieczeństwo {maximize security}. Wysuwam hipotezę, że w sytuacji transgresyjnej następuje przesunięcie środka ciężkości. Decydent ogniskuje uwagę na przestrzeni pozytyw­nej, a przede wszystkim na prawdopodobieństwie i wielkości sukcesu. Przecenia zyski, a nie docenia strat. Wykorzystując terminologię psy­chologii Gestalt, można powiedzieć, iż wynik najlepszy, czyli wyróż­niony, stanowi figurę, a wyniki niekorzystne są tylko tłem. Zachowa­nie to świadczy, iż decydent kieruje się zasadą maksymalizacji osiągnięć [maximize achieyement}. Takie postępowanie nie jest powszechne - w rzeczywistości nie ma reguł preferowanych przez wszystkich - ale często wpływa na proces decyzyjny.

Poglądy te są potwierdzane przez pewne dane. Rozpocznę od fa­scynującego zdarzenia historycznego. J.J- Rousseau przeszło dwa wie­ki temu napisał, że Polacy myślą o tym, co można zyskać, a nie o tym, co można stracić. To uogólniające twierdzenie jest - a w każdym razie było - w dużym stopniu trafne; przemawia za nim wiele postanowień podejmowanych przez elity władzy, szczególnie w czasie powstań na­rodowych. Zjawisko przesunięcia środka ciężkości wystąpiło wyraźnie w czasie podejmowania decyzji o budowie tamy asuańskiej, która mia­ła zrewolucjonizować gospodarkę Egiptu. Dostępne dane wykazują, ze projektanci prawie wyłącznie koncentrowali się na przestrzeni po­zytywnej i jednocześnie nie starali się głębiej analizować konsekwencji negatywnych, takich jak to, że tama zaburzy tradycyjne wylewy Nilu, co może spowodować wyjałowienie terenów wzdłuż wielkiej rzeki.

Podobne rezultaty' zdają się charakteryzować polskie reformy go­spodarcze, zwane Planem Balcerowicza. Jego autorzy koncentrowali się głównie na pozytywnym wyniku transgresyjnym, czyli na oczeki­wanym przekształceniu gospodarki planowej w gospodarkę rynkową. Poświęcali tej sprawie najwięcej myśli, energii i czasu. Wybrali terapię szokową. Jednocześnie, nic doceniali negatywnych konsekwencji spo­łecznych i politycznych, takich jak bezrobocie, jak zubożenie rolników i regionów wiejskich, jak stres psychologiczny, wywołany błyskawicz­nymi przemianami.

Czy przesunięcie środka ciężkości z przestrzeni negatywnej do po­zytywnej jest regułą racjonalną? Badacze racjonalności, tacy jak W. Edwards, odpowiadają na nie negatywnie- Nie sposób jednak za­przeczyć, że przy pomocy tej reguły - stosowanej z umiarem - podej­mowano decyzje transgresyjne, które zmieniły życie osobiste i oblicze naszej cywilizacji. Inna sprawa, że koszty przemian były zbyt duże.

Przesunięcie środka ciężkości - podobnie jak ocena prawdopodo­bieństwa i wielkości sukcesu - jest regułą nasyconą optymizmem.

6. Wykonanie działania. Przekroczenie Rubikonu

Po dokonaniu wyboru działania (metody, strategii, programu) na­stępuje jego implementacja. Sprawca stara się wynaleźć urządzenie tech­niczne, zaprojektować warsztaty twórcze czy zbudować nowe instytu­cje demokratyczne. W początkowym okresie tej fazy zachodzi kilka ważnych i fascynujących zjawisk, mających kluczowe znaczenie dla odniesienia ostatecznego sukcesu (por. Kofta, Doliński, 2000; Kozielecki, 1987; Kuhl, 1995).

W okresie postdecyzyjnym często zwiększa się atrakcyjność opcji wybranej; jednocześnie maleje użyteczność działań odrzuconych. Wej­ście na Mont Everest ze wschodniej strony, które preferuje alpinista, wydaje się teraz - mimo początkowych wahań - znacznie korzystniej­sze niż osiągnięcie szczytu ze strony zachodniej. Utrzymuje się wyso­ka motywacja i energizacja organizmu. Trwa nierealistyczny optymizm, związany z możliwością pokonania przeszkód, przezwyciężenia stresu i kryzysów. Prawdopodobnie w wielu przypadkach nasila się przeko­nanie o podmiotowej kontroli nad zdarzeniami. Sprawcy wydaje się, że wiatr silniej wieje w jego żagle.

Nie sposób w tym rozdziale zrekonstruować przebieg działania transgresyjnego i omówić w pełni regularności, które nim rządzą. Za­danie to byłoby niewykonalne nawet wtedy, gdybym ograniczył swoje rozważania do przekraczania granic społecznych. W pierwszej części książki przedstawiłem w skrócie różne osobliwości tego procesu; opi­sałem na przykład dwa poziomy - strategiczny i wykonawczy - roz­wiązywania problemów dywergencyjnych oraz konwergencyjnych. Obecnie ograniczę się do zasygnalizowania kilku ogólnych właściwo­ści, które zaobserwowano badając czynności wykonywania tego typu działań.

l. Proces transgresyjny w większości przypadków jest długotrwały. W czasie gdy uczony, pisarz czy racjonalizator zaczynali pracę, świat poznawczy i społeczny był inny, niż obecnie, gdy ją kończą- Wybitny poeta, T. Eliot ślęczał nad poematem „Ziemia jałowa" od roku 1914 do roku 1921. W tym długim okresie Europa przeżyła I -wojnę świato­wą, rewolucję rosyjską, zmiany systemów społecznych i nowe prądy w dziedzinie sztuki. T. Eliot wzbogacił swoje doświadczenie; psychon poznawczy i psychon instrumentalny jego osobowości zasymilowały nową wiedzę i nowe umiejętności twórcze. W związku z tym zaczął studiować książki o mitach występujących w innych kulturach, powró­cił do klasyków, takich jak Szekspir, a również - pilniej obserwował codzienne życic Londynu. Pod wpływem tego bogactwa zdarzeń i prze­żyć ciągle zmieniał sposób rozwijania poematu; wprowadzał nowe motywy i wątki.

W krańcowych przypadkach wymiar długotrwałości prowadzi do dramatycznych konsekwencji. Zdarza się, że biolog prowadzi wielo­letnie badania nad gatunkiem, który - w trakcie ich trwania - wymie­ra. Znając te przypadki uczeni, pisarze i zwykli ludzie, przekraczający trudne granice, wykazują czasem niecierpliwość.

2. W trakcie wykonywania działań transgresyjnych, szczególnie twór­czych, rodzi się często stan świadomości zwany przepływem (Csikszen-timihałyi, 1996). Występuje on w różnych postaciach. Zaczyna się wówczas, gdy sprawca przystępuje do rozwiązywania problemu lub gdy powraca do pracy polegającej na rozwijaniu tematu. Jest on całkowicie zaangażowany w czynności, które wykonuje. Dzięki silnej koncentra­cji uwagi może kontrolować informacje znajdujące się w świadomości, których przetwarzanie prowadzi do celu. Doznaje poczucia siły i swo­body. Przeżywa uczucie radości. Jednocześnie ginie świadomość upły­wu czasu. Znikają niepokoje, troski i kompleksy. Człowiek głęboko zaangażowany w przekraczanie dotychczasowych granic nic myśli o so­bie. Myśli o problemie, który go pochłania. Przeżywa rodzaj przygo­dy. Wydaje mu się, że jest „niesiony przez morskie fale".

Jeden z badanych przez Csikszentimihalyia alpinistów powiedział:

„Ciągłe ćwiczenie samodyscypliny jest wspaniałym uczuciem. Zmusza ciało do wysiłku, aż wszystko boli, a potem patrzysz z podziwem na siebie, na to, czego dokonałeś... Jeśli często wygrywasz walkę z sa­mym sobą, łatwiej będzie wygrać także walkę ze światem''. Czynności osobotwórcze mogą doprowadzić do stanu przepływu.

Koncepcja przepływu oparta jest na psychologicznych obserwacjach, na badaniach introspekcyjnych i luźnych wypowiedziach ludzi podej­mujących się czynów transgresyjnych. Są to dane miękkie, które czę­sto budzą wątpliwości. Można jednak z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że doświadczenie przepływu jest przeżyciem realnym, że wpływa ono na transgresje typu H i typu P.

3. W procesie wykonywania działania rodzi się nie tylko stan przepływu, ale występują w nim różne trudności i zakłócenia. Widocznym ich przejawem są przerwy, obniżenie poziomu aktywności czy powro­ty do faz poprzednich.

Jedną z ważniejszych przyczyn tych trudności jest inercja umysło­wa. Okazuje się, że większość ludzi cechuje sztywność w trakcie my­ślenia i praktycznego działania. Badania nad tym zagadnieniem przed laty A. Luchins (por. Kozielecki, 1969; Nęcka, 1995). Psycholog ten i kontynuatorzy jego prac wykazali, że często w trakcie rozwiązywania problemów ludzie przyjmują błędne nastawienie i wybierają bezowoc­ny kierunek poszukiwania, który trudno jest później zmienić. Nawet wysoka inteligencja nie broni przed inercją. Ta sztywność występuje w problemie „cztery kropki", który analizowałem w rozdziale IV. Za­obserwowano ją również w myśleniu A. Einsteina. Uczony ten do końca życia przyjmował wbrew twardym faktom - że wszechświatem rządzą prawa deterministyczne, że nie ma w nim miejsce na prawidłowości probabilistyczne i stochastyczne, bo Bóg nie gra w kości.

Inercja ta prowadzi do długich przerw w myśleniu i w działaniu. Czasem, dzięki olśnieniu twórca nagle odkrywa prawidłowy kierunek poszukiwań i wówczas zaczyna kontynuować pracę.

W krańcowych przypadkach, mimo silnego zaangażowania się w pra­cę transgresyjną, sprawca zupełnie rezygnuje z osiągnięcia celu. Pod­daje się, „givapuje"'! Jedną z przyczyn takiego radykalnego kroku może być świadomość, iż przyszła transgresja nie osiągnie wysokiego pozio­mu, że zamiast zaspokoić potrzebę własnej wartości, obniży self esteem.

4. W trakcie procesu transgresyjnego często uczony, artysta czy przedsiębiorca odkrywają nowe problemy, których istnienia nawet nie podejrzewali. H. Simon prowadził badania z ekonomii, za które do­stał Nagrodę Nobla. W czasie tych oryginalnych badań w jego świado­mości zrodziło się pytanie psychologiczne, czy można symulować pro­ces rozwiązywania problemów przez umysł człowieka? Było ono bardziej fascynujące od prowadzonych dotychczas prac. Dlatego też ekonomista stał się jednym z najwybitniejszych psychologów naszego wieku. Zatem działania transgresyjne są problemotwórcze i tematotwórcze. Rzadko można to powiedzieć o działaniach ochronnych i zacho­wawczych.

7. Sukces, niepowodzenie, niespodzianka

Wyniki działań transgresyjnych są nader skomplikowane. Sprawca, który wkracza w przestrzeń pozagraniczną, musi liczyć się z tym, że znajdzie w nie) żyłę złota lub sterta popiołu. Zasygnalizuję trzy ich rodzaje.

1. Osiągnięcie wyniku wyróżnionego, który stanowi cel działania, nazywany sukcesem. Ma on szczególną wartość, gdy okaże się, że spraw­ca dokonał transgresji typu H, że przekroczył granicę ludzkich osią­gnięć. Wówczas jego dokonanie wzbogaca kulturę. Jako przykłady ta­kiej transgresji można wymienić poezję W. Szymborskiej i Plan Balcerowicza. Transgresje typu P służą jednostce lub małej grupie; wpływają na rozwój jej osobowości.

Osiągnięcie wyniku wyróżnionego wywołuje również interesujące zjawisko, zwane promieniowaniem sukcesu (Isen, 1970). W sytuacji powodzenia ludzie wykazują większą życzliwość wobec innych, chęt­nie udzielają im pomocy i wsparcia. Tak więc w momencie wygrania wyborów, nawet przywódca autorytarny, często akceptuje programy, które w innych warunkach od razu by odrzucił.

W związku z tym, że sprawcy ulegają tendencji optymistycznej, że akceptują mity posybilne, sukces w działaniach transgresyjnych jest zja­wiskiem rzadszym, niż przewidywali to uczeni, reżyserzy, przedsiębiorcy czy politycy.

2. Tymczasem niepowodzenie zdarza się częściej niż oczekiwano. Optymistyczne nagłówki w gazetach, ze w krótkim czasie zostanie wykryty skuteczny lek przeciw nowotworom lub że opracuje się opty­malne metody nauczania twórczego myślenia, na ogół nie sprawdzają się. Klęska pociąga za sobą znaczne koszty materialne i psychologiczne.

Ale wbrew prawom uczenia się i negatywnego wzmocnienia, spraw­cy, którym się nie udało, rzadko rezygnują z dalszych prób. Ciągle wierzą, że wcześniej czy później osiągną sukces; niespełniona nadzieja rodzi nową nadzieję i ten proces nadziej otwórczy nie ma kresu. Po­twierdza to przykład pewnego „pisarza" angielskiego, którego kolejne powieści były odrzucane przez wydawnictwa, ale który z niegasnącym optymizmem pisał następne dzieła.

3. W przeciwieństwie do działań ochronnych w przestrzeni transgresyjnej często zachodzi niespodzianka. Nieoczekiwane wyniki dały badania L. Pasteura i W. Rentgena. Uczeni sformułowali nawet heurystykę: „wypatruj niespodzianki, oczekuj nieoczekiwanego" (Beveridge, 19ó0). Ale niespodzianki zdarzają się również w innych dziedzi­nach aktywności. Systemy edukacyjne nastawione na kształcenie ludzi konserwatywnych, wychowywały często - wbrew oczekiwaniom - li­berałów i radykałów.

Niespodzianki - o ile wiem - nie stały się przedmiotem badań em­pirycznych. Wiedzę o nich czerpiemy z biografii uczonych czy pisarzy. Mają one duże znaczenie w działaniach transgresyjnych. Dzięki nim mozolna praca staje się przygodą.

Jak sprawcy wyjaśniają i interpretują przyczyny swoich niepowodzeń i sukcesów? Wiele danych wskazuje, że preferują optymistyczny styl atrybucyjny (Seligman, 1993; Zimbardo, 1999). Własne niepowodzenia przypisują niekorzystnym warunkom zewnętrznym. Sukcesy zaś inter­pretują jako zdarzenia całkowicie związane z różnymi czynnikami oso­bowymi, takimi jak inteligencja, motywacja czy odporność na stres.

Interesujące, że - w przeciwieństwie do sprawców transgresji - ob­serwatorzy często przypisują niepowodzenia osobowości wykonawcy, a sukcesy wiążą z korzystnymi warunkami socjokulturowymi. Różne perspektywy wpływają na różne konkluzje.

Rozdział XII STYMULATORY I PRZESZKODY TRANSGRESJI

l. Absolutne czy relatywne

Jeden z najwybitniejszych psychologów współczesnych, J. Bruner (1971) przez rok pracował w grupie pomagającej projektować odzież ochronną dla robotników zatrudnionych przy ładowaniu pocisków i ma­jących do czynienia z silnie trującymi materiałami napędowymi. Mimo braku zainteresowań tą działalnością i niedostateczną wiedzą techniczną, potrafił się całkowicie zaangażować w te pracę. Wpadł na kilka warto­ściowych pomysłów, które okazały się transgresjami typu H. „Wymy­śliłem nawet - pisał - jako produkt uboczny mojej działalności, którą można bez przesady nazwać przekuwaniem mieczy na lemiesze, technikę pozwalającą na utrzymanie stałej temperatury wewnątrz śpi­worów".

Twierdzi, że swoje osiągnięcia zawdzięcza spójnej grupie, w której panowała swoboda wykorzystywania możliwości i duch wzajemnej współpracy. Dzięki temu każdy z członków zespołu dawał z siebie więcej wspólnocie, niż gdyby pracował indywidualnie. Ten wybitny uczony wyróżnia - podobnie jak większość psychologów - warunki sprzyjają­ce twórczości oraz warunki, które jej przeszkadzają. Te pierwsze, zwa­ne stymulatorami transgresji, zwiększają prawdopodobieństwo sukce­su, drugie zaś, czyli przeszkody, zmniejszają szansę powodzenia lub w ogóle uniemożliwiają przekraczanie granic.

Ten pozornie oczywisty i prosty podział wzbudza różne zastrzeże­nia. Wykorzystując wskazówkę A. Whiteheada, że trzeba poszukiwać prostoty, ale nie ufać jej, chciałbym głębiej spojrzeć na warunki zewnętrzne i wewnętrzne, kształtujące proces transgresyjny. Punktem wyjścia moich rozważań będzie stwierdzenie, że nie ma absolutnych stymulatorów, które bezwzględnie w każdych okolicznościach i w sto­sunku do każdej osoby zwiększają skuteczność działania. Nie ma rów­nież takich przeszkód. Ułożyłem długą listę czynników zewnętrznych i wewnętrznych, które - zgodnie z obecnym stanem wiedzy - wpły­wają na czynności twórcze i ekspansywne. Nie znalazłem na niej - poza kilkoma wątpliwymi pozycjami - ani jednego absolutnego stymulatora i ani jednej bezwzględnej przeszkody.

Panuje powszechna opinia, że swoboda wyboru tematu, nieustan­ne krążenie idei oraz niczym nieskrępowany przepływ ludzi, zawsze stymulują odkrycia naukowe, wynalazki i rozwój sztuki. Przeciwnie, oprymowanie wolności słowa, cenzura i częsty zakaz wyjazdu za gra­nicę hamują lub uniemożliwiają pracę transgresyjną. Jednak te zależ­ności bywają bardziej skomplikowane. Można przytoczyć wiele przy­kładów wskazujących na to, że swoboda wyboru, obieg idei czy paszport w kieszeni, nie stymulują transgresji, ale zmniejszają dotychczasową oryginalność myślenia i jednocześnie prowadzą do ślepego naśladow­nictwa luminarzy, do wtórności i eklektyzmu. Tymczasem sprawcy nadzorowani i nawet karani za samodzielne myślenie oraz działanie, w pewnych przypadkach wznoszą się na szczyty' twórczości; zagroże­nie kajdanami wpływa czasem na kształtowanie się oryginalnych form i struktur poznawczych oraz społecznych.

Dane te wskazują, że można wyróżniać tylko relatywna względne stymulatory i przeszkody transgresji. Stwierdzenie to komplikuje cały obraz, ale Jednocześnie zbliża nas do prawdy, „analiza psychologiczna - pisał trafnie E. Nęcka (1995) - musi brać pod uwagę sposób, w jaki konkretna jednostka radzi sobie w niesprzyjającym środowisku (rów­nież w korzystnych warunkach - dod.J-K.). W szczególnych bowiem przypadkach określona formuła przekładu sytuacji zewnętrznej na spo­sób działania i procesy psychiczne podmiotu może doprowadzić do rozkwitu twórczości w sytuacji zasadniczo nie sprzyjającej albo do za­niku twórczości w sytuacji zasadniczo kreatogennej". Zatem to samo zjawisko może być stymulatorem, bądź przeszkodą w czynach i wy­czynach ludzi. To właśnie byt sprawczy - zgodnie z transgresyjną kon­cepcją człowieka - w dużej mierze samosterowny, decyduje o tym, w jakim stopniu wykorzysta zasoby środowiska i zasoby osobowe. Dzięki trafnym regułom przekładu mogą one stać się stymulatorami aktyw­ności. Nieumiejętność wypracowania takich reguł powoduje, że pro­ces transgresyjny przypomina tor przeszkód.

W psychologii współczesnej prowadzi się tylko nieliczne badania poświęcone warunkom działania. Częściej stymulatorami i hamulcami transgresyjności zajmują się teoretycy zarządzania., socjologowie czy pedagogowie. W tym rozdziale postaram się wykorzystać ich wyniki.

2. Trzy systemy stymulatorów i przeszkód

Zgodnie z kartezjańską zasadą, zalecającą podział złożoności na prostsze elementy, wyodrębniłem trzy systemy, które stymulują działa­nia transgresyjne lub im przeszkadzają. Systemy te przedstawia rysu­nek 12.1.

Ryć. 12.1. Stymulatory i przeszkody transgresji

Doniosłe znaczenie w strukturze osoby odgrywa osobowość, stan zdrowia i zachowania motoryczne. Zgodnie z teorią sieciową, osobo­wość to system psychonów, które stymulują działanie człowieka, ale w pewnych przypadkach mogą je zakłócać. Dzieje się tak wtedy, gdy nie zna on „reguły przekładu", reguły heurystycznej lub algorytmicz­nej, która zobojętniałaby przeszkodę łub spowodowałaby, iż pobudza­łaby ona procesy transgresyjne. Osoba, która ma wysoki poziom lęku lub brak odporności na stres traumatyczny, wybiera takie transgresje twórcze i ekspansywne, w których te właściwości nie przeszkadzają. Myśłę tu przede wszystkim o rozwijaniu tematów literackich, malar­skich czy muzycznych; w tych dziedzinach twórczości profesjonalnej i amatorskiej przeżycia osoby, jej lęki i napięcia mogą być budulcem, z którego powstaje dzieło.

Nieprzypadkowo umieściłem stymulatory i hamulce generowane przez osobę na wierzchołku piramidy- Chciałem w ten sposób podkre­ślić, że - zgodnie z założeniami transgresyjnej koncepcji człowieka -zajmuje ona wyróżnione miejsce wśród innych systemów.

Osoba żyje w określonym otoczeniu. Rodzina, z którą kontaktuje się w dzieciństwie i w okresie dojrzałości, szkoła, która ją dobrze lub źle kształci, instytucja, w której pracuje, grupy przyjaciół i kolegów, z którymi dyskutuje i spędza wolny czas, wreszcie, unikatowa przyro­da, z którą obcuje na co dzień, stanowią Jej otoczenie. Można je na­zwać również „małą ojczyzną". Do otoczenia osoby należą nie tylko rzeczy, jednostki i instytucje, znajdujące się najbliżej, ale również inni ludzie, z którymi utrzymuje ścisłe kontakty, z którymi wiążą ją trwałe więzi intelektualne i emocjonalne. Może to być przyjaciel mieszkający w innym kraju, z którym dana osoba prowadzi wspólne badania i kon­taktuje się systematycznie za pomocą Internetu. Przyjmując subiektywną definicję, można powiedzieć, że osoba sama określa, co znajduje się w jej otoczeniu, a co poza nim. Chociaż definicja ta budzi zastrzeże­nia, ma jedną zaletę - jest krystalicznie jasna.

Wreszcie do systemów, znajdujących się na rysunku 12.1, należy kultura, czyli ukształtowany historycznie układ wytworów materialnych, symbolicznych i społecznych, które są nośnikami wartości i znaczeń dla ludzkości, narodu czy określonej zbiorowości. Działanie sprawcy nie tyle reguluje cała kultura, ile Jej określona dziedzina, którą się inte­resuje i którą rozwija. Do takich dziedzin zaliczamy: technikę, naukę, literaturę, sztukę, religię, ideologię. Wartości i znaczenia, tabu, ten­dencje zachowawcze lub kreatywne, dominujące w określonej dziedzi­nie kultury, wpływają - bezpośrednio lub pośrednio - na proces trans­gresyjny: stymulują go tub hamują jego przebieg.

Systemy te nie są niezależne. Oddziaływują na siebie. Kultura za­chodnia lub jej konkretna dziedzina, wpływa na otoczenie jednostki; organizacja instytucji, jej system prawny, jej tradycje, jej mity, jej sym­bole w pewnej mierze zależą od dziedzictwa kulturowego. Ale należy pamiętać, że instytucja publiczna ma również wiele właściwości nie regulowanych bezpośrednio przez tradycje i wartości kulturowe. W tej samej kulturze zachodniej działają organizacje demokratyczne i auto­rytarne, reaktywne i proaktywne. Odróżnienie więc otoczenia jednostki od dziedziny kultury jest uzasadnione.

Zdaję sobie sprawę, że podział stymulatorów i przeszkód transgre­sji na trzy klasy, nie spełni pewnych standardów merytorycznych. Ma jednak dużą wartość praktyczną. Pozwala odbiorcy łatwiej zasymilować i zinterpretować trudny problem, którym zajmuję się w tym rozdziale.

3. Osoba

Świat wewnętrzny człowieka, a więc trwałe psychony jego osobo­wości, stan zdrowia czy umiejętności motoryczne, wpływają na prze­bieg transgresji twórczych i ekspansywnych, na akty myślenia i wyczy­ny, przekraczające granice osobiste lub historyczne. Zdają sobie często z tego sprawę twórcy. C. Collins przed przystąpieniem do rozwijania tematu nowej powieści, w którą angażował się bez reszty, składał wi­zytę swojemu lekarzowi, aby ten określił, czy pisarz może podjąć się ciężkiej pracy literackiej. Kolejno wymienię kilka czynników, mogących być stymulatorami lub przeszkodami w czynnościach transgresyjnych.

l. W naszych czasach, które często nazywa się - nie bez racji - cza­sami knowledge workers - kognitariuszy (Drucker, 1993; Kozielecki, 1995a), szczególne znaczenie przypisuje się wiedzy zakodowanej w psychonie poznawczym i wiedzy płynącej z otoczenia.

Wiedza ta może spełniać rolę stymulatora, może pobudzać, wspo­magać i korygować proces transgrcsyjny. Jak wykazują badania (por. Nęcka, 1995), większe znaczenie mają wiadomości ogólne, obejmują­ce wiele zagadnień; wiadomości, które jednostka rozumie i umie spoj­rzeć na nie z różnych perspektyw. Kluczową rolę odgrywają informa­cje z dziedziny, którą sprawca się interesuje i którą rozwija. Ważne staje się konstruktywne i krytyczne nastawienie do nich. Ponadto wiedza traktowana jako system otwarty ułatwia wyjście poza posiadane dane. Osobiście uważam, że pożyteczna bywa heurystyka M. Kreut'a: „naj­pierw czytaj, co zrobili inni; gdy jednak zaczniesz pisać samodzielną pracę, skończ dalsze przyswajanie wiedzy; powiedz veto nawet wtedy, gdy ukaże się na rynku dzieło wybitne". Heurystykę tę, chociaż za­wodną, stosuję w swojej pracy dydaktycznej i naukowej.

W pewnych przypadkach wiedza może utrudniać działania transgresyjne, może blokować oryginalność myślenia i poszukiwanie nowych pomysłów oraz idei. Wiadomości zbyt specjalistyczne, wiadomości zakodowane bez zrozumienia czy wiadomości, do których jednostka nie ma żadnego stosunku, poza infantylnym krytykanctwem, na ogól prze­szkadzają przekraczaniu granic osobistych lub historycznych.

2. Świat wewnętrzny - wbrew opinii wielu psychologów - rzadko stanowi harmonijną i zintegrowaną całość. Często występują w nim konflikty, sprzeczności i dysonanse. Najbardziej znany jest konflikt motywacyjny, zwany również konfliktem potrzeb, dążeń i celów. Po­wstaje on wówczas, gdy w psychonie zostaną zaktywizowane rywali­zujące motywy, takie jak dążenie do osiągnięcia korzyści materialnych i dążenie do bezinteresownego poznania prawdy (Maddi, 1968). Po­wiedział kiedyś J. Andrzejewski: „Jestem ulepiony z samych nieomal sprzeczności, wszystkim moim skazom i cnotom towarzyszą ich prze­ciwieństwa-. - zdany jestem na nieustanne ścieranie się elementów sprzecznych i zawsze tak się działo". Mimo iż wypowiedź ta jest krańcowa, zawdera ziarno prawdy o świecie wewnętrznym.

U wielu ludzi konflikty motywacyjne i sprzeczności poznawcze sty­mulują działalność ochronną oraz transgresyjną. W takiej trudnej sytu­acji człowiek może postępować dwojako (Kozielecki, 1981). Po pierw­sze, konstruuje nowe, niekonwencjonalne działania, które prowadzą do wyników wielowymiarowych. Wyniki te pozwalają jednocześnie zaspokoić kilka rywalizujących motywów czy potrzeb. Po drugie, pró­buje wyciszyć konflikt motywów (celów), działając sekwencyjnie kie­ruje się często stopniem ich ważności. Takie metody rozwiązywania konfliktów uruchamiają działania transgresyjne.

Jednak część ludzi nie daje sobie rady z konfliktami motywów i z dy­sonansem przekonań. Mogą oni zaangażować się w ambitne działania typu „wyjście poza" tylko wtedy, gdy świat wewnętrzny jest harmonij­ny i uporządkowany. Dlatego psychologowie fenomenologiczni, tacy jak A. Maslow, radzili, aby przed przystąpieniem do samorealizacji, która polega m.in. na myśleniu twórczym, najpierw rozwiązać konflikty psy­chiczne, tak aby doprowadzić do harmonii i ładu wewnętrznego. Lu­dzie, którzy nie są w stanic uporządkować swoich przeżyć, doznają frustracji i stresu. Opanowuje ich apatia i bierność.

Zatem, konflikty i sprzeczności wewnętrzne mogą być stymulato­rem transgresji, ale mogą również stanowić dla niej przeszkodę. Po­gląd Heraklita, iż konflikt jest ojcem wszystkiego, nie został w pełni potwierdzony przez badania empiryczne.

3. Ludzie zaangażowani w działalność transgresyjną osobistą lub historyczną, często są w znacznym stopniu wyobcowani ze środowi­ska. Utrzymują pewien dystans w stosunku do rodziny-, kolegów, insty­tucji, a także do samych siebie. Nie zajmują się sprawami bieżącymi. H. Gardner (1993) badając wybitne indywidualności naszej epoki wy­kazał, że niektóre z nich, na przykład A. Einstein czy T. Eliot, byli pra­wie całkowitymi eremitami, nie związanymi nićmi z innymi. Tymcza­sem, Z. Freud, I. Strawiński i M. Gandhi kontaktowali się z otoczeniem, ale były to kontakty trudne. Stosunek P. Picassa często zawierał ele­menty sadyzmu. Bardziej optymistyczne wyniki dały inne badania. Część twórców „większych" i „mniejszych" utrzymuje ścisłe i życzliwe sto­sunki z otoczeniem (por. Kozielecki, 1999a).

Dystans wobec instytucji, ludzi i ich dzieł może być stymulatorem działalności transgresyjnej. Z oddali przestrzennej i czasowej często łatwiej jest dostrzec ukryte mechanizmy działania ludzi i funkcjono­wania instytucji. Dystans pozwala także lepiej zrozumieć siebie i swoje dzieła. Jak pisze patetycznie Bruner (1971), J. Conrad i G. Greene - po pewnym czasie - wędrowali w głąb swoich subiektywnych lądów Afryki. H. James i M. Proust odkrywali wnętrze ludzkiej duszy. Odle­głość przestrzenna i czasowa ułatwia niezależne rozwijanie tematu.

Przedstawione wyniki można uzupełnić interesującymi badaniami J. Guilforda (por. Kozielecki, 1969). Wykrył on, że wraz z czasem pomysły rozwiązania problemów stają się bardziej oryginalne. Najpierw ludzie podają odpowiedzi nawykowe i banalne, a po ich wyczerpaniu, formułują idee niekonwencjonalne i niezwykłe. Gdy zadamy człowie­kowi pytanie „co się stanic, gdy poziom oceanów się obniży?", po­czątkowo stwierdza on, iż „zmniejszy się ich powierzchnia" i „będzie dużo sensacji w prasie". Dopiero później - z dystansu - wytwarza bar­dziej oryginalne pomysły typu: „trzeba będzie pogłębić baseny niektó­rych portów handlowych", „ONZ i Trybunał Międzynarodowy w Ha­dze będą musiały rozstrzygać spory między państwami na temat tego, do kogo należą nowe lądy" itd. Ponieważ pierwsze idee są mniej war­tościowe, odroczenie ostatecznego rozwiązania ma często kluczowe znaczenie- Prawo wykryte przez J. Guilforda nic jest bezwyjątkowe. Z historii nauki, literatury czy polityki wiadomo, iż ludzie wrzucali do kosza pierwsze wytwory, które po latach okazały się rewolucyjne.

Nie zawsze wyobcowanie ze środowiska i dystans wobec innvch stymulują działalność twórczą i ekspansywną. Część sprawców może roz­wiązać problemy i rozwijać tematy tylko wśród ludzi, w grupie twórczej, w gronie współpracowników. Twórcy lwowskiej szkoły matematycz­nej, a więc S. Banach i H. Steinhaus, budowali swoje najwybitniejsze konstrukcje abstrakcyjne w Kawiarni Szkockiej, otoczeni kolegami. Zgiełk, muzyka, picie koniaku i kresowa humorystyka stymulowały, a w każdym razie nie przeszkadzały, w procesie twórczym.

4. Psychologowie i socjologowie dużo prac poświęcili postawom i za­chowaniom konformistycznym. Przejawiają się one w różnych formach i w różnym natężeniu. W każdym razie konformista podporządkowuje swoje działanie konwencjonalnym normom grupy lub instytucji. Wy­kazuje uległość wobec sztywnych zakazów i nakazów. Zezwala na ści­słą kontrolę swojej aktywności przez przełożonych.

Zgodnie z opinią obiegową, twórca i konformista to zawsze dwie różne osoby. Postawy uległe często lub zawsze tłumią niekonwencjonal­ne, oryginalne i innowacyjne myślenie oraz działanie. Transgresje typu H i P, które przekraczają granice osiągnięć - po drodze - burzą tradycyj­ne normy, łamią społeczne tabu, omijają administracyjne nakazy i zakazy.

Postawy konformistyczne należą do głównych przeszkód w pracy transgresyjnej. Są one często kulą u nogi. Ale człowiek uległy i podpo­rządkowany innym, który zdaje sobie sprawę z takiej postawy, w pew­nych okolicznościach podejmuje walkę - otwartą lub ukrytą - z naci­skami społecznymi- Może ona przybierać różne formy. Najczęściej staje się on nonkonformistą w myśleniu (wbrew przewidywaniom H- Or-wella, nikomu nie udało się kontrolować myśli), a jednocześnie w śro­dowisku zachowuje się ulegle. Dzięki temu może snuć samodzielne, oryginalne i innowacyjne pomysły w instytucjach wymagających cał­kowitego podporządkowania się pracowników. W sprzyjających oko­licznościach - na przykład w okresie przemian - będzie mógł ujawnić i urzeczywistnić swoje idee.

5. O ile poprzednio dyskutowane czynniki związane były z osobo­wością sprawcy, o tyle obecnie chciałbym zająć się Jego zdrowiem. Skon­centruję się na zjawisku cierpienia, które można opisać jako skrajny, długotrwały i głęboki stan emocjonalny, nasycony takimi uczuciami jak przykrość, rozpacz, stres. Stan ten wywoływany bywa zarówno przez dolegliwości i choroby fizyczne, jak i przez zjawiska społeczne, takie jak śmierć najbliższej osoby.

Panuje prawie powszechna opinia, iż cierpienie wywiera destruktyw­ny wpływ na osobowość i działanie transgresyJne. Dezorganizuje czyn­ności codzienne. Powoduje, że tendencje optymistyczne zostają zastą­pione przez pesymistyczne. Zapada zmrok, w którym nie widać małej dziewczynki Pollyanny. Człowiek tępym wzrokiem patrzy przed siebie i nie dostrzega nic, poza pustką. Conradowski Lord Jim popełnił tylko jeden błąd moralny w ekstremalnych warunkach i ten fakt spowodował permanentne cierpienie, udręka oraz poczucie winy (Kozielecki, 1998a).

Jednak te poglądy na cierpienie są wyraźnie jednostronne. Może ono tłumić myśli i czyny transgresyJne, ale również bywa ich stymulatorem. Zależy to od stosunku do nieszczęścia, od wypracowania reguł prze­kładu, które umożliwiają wykorzystanie go do urzeczywistnienia am­bitnych celów. J. Szczepański (1978) - po ciężkiej operacji - zajął się tym problemem. Wykazał, że cierpienie ma również wartość pozytyw­ną. Często pobudza jednostkę do poznania siebie do rozszerzenia sa­moświadomości. Powoduje, że człowiek dokonuje korekty swoich dą­żeń. Często chwyta za pióro lub za pędzel, aby opisać własne przeżycia lub zająć się ogólniejszymi sprawami społecznymi. Wybitny pisarz fran­cuski, A. Malraux, snując wspomnienia z obozu jenieckiego, stwier­dził, że „pisanie to był podówczas jedyny sposób na nieumieranie"; doświadczenia z tego obozu wykorzystał w późniejszej pracy literac­kiej. Cierpienie wpływa nie tylko na transgresję o wartości historycz­nej, ale również na transgresję osobistą. Pogląd ten potwierdzają pa­miętniki pisane dla własnej rodziny, amatorskie próby malarskie, parafilozoficzne systemy schizofreników.

Chociaż cierpienie - w przeciwieństwie do szczęścia - nie spotkało się z szerszym zainteresowaniem filozofów, psychologów i lekarzy, to jednak można z dużą dozą pewności stwierdzić, iż jest ono nie tylko potężnym destruktorem życia, ale również pobudza działalność transgresyjną, stymuluje tworzenie nowych form. Jednak Jego siła niszczą­ca jest większa niż siła budująca.

4. Otoczenie. Zjawisko centrotropizmu

W otoczeniu człowieka znajdują się: fragment środowiska natural­nego, rodzina, instytucje publiczne, grupy nacisku, przyjaciele i koledzy, którzy wywierają na niego wpływ pozytywny lub negatywny. Zaj­mując się tymi zależnościami chciałbym pominąć poglądy oczywiste, wręcz banalne, do których grona zaliczam twierdzenie, iż środowisko urozmaicone i różnorodne stwarza lepsze warunki do pracy innowa­cyjnej i twórczej, niż środowisko ubogie w bodźce- Będę poszukiwał bardziej złożonych prawidłowości.

l. W naszych czasach wiele instytucji i jednostek ulega tendencji zwanej centrotropizmem. W każdej dziedzinie nauki, techniki, literatu­ry, filmu, administracji istnieje określone centrum (lub centra), które zajmują czołową pozycję, których wybitne osiągnięcia są doceniane w świecie lub w określonym kraju. Takie centra działają głównie w USA, w Japonii czy w Niemczech. Wyznaczają one kierunek i tempo rozwo­ju danej dyscypliny. Tendencja centrotropiczna polega na naśladowa­niu - świadomie lub bezwiednie - osiągnięć przodujących ośrodków.

Tendencja ta przejawia się w kilku wariantach. W instytutach na­ukowych i technicznych polega najczęściej na tym, że formułowanie problemów konwergencyjnych i dywergencyjnych - a więc najtrud­niejszy etap twórczości - jest zarezerwowane dla pracowników cen­trum. Inne ośrodki lub jednostki powielają te problemy. Sprawdzają wyniki osiągnięte w centrum, Weryfikują dodatkowe zmienne fizycz­ne czy psychologiczne. Publikują artykuły, które niewiele wnoszą do nauki.

Centrotropizm często hamuje i blokuje transgresje typu H. Ucze­ni, pisarze, reżyserzy czy urzędnicy nic wykorzystują swoich możliwo­ści. Nie odkrywają rewolucyjnych pytań, nie rozwijają oryginalnych tematów. Tworzą transgresje osobiste P, które nie wzbogacają kultury. Centrotropizm rodzi „mniejszych reżyserów", „mniejszych uczonych", „mniejszych architektów", „mniejszych racjonalizatorów".

Jednak część sprawców buntuje się przeciw tej tendencji. Formułu­ją samodzielnie nowe problemy, rozwijają oryginalne tematy, prowa­dzą niekonwencjonalne gry interpersonalne. Do takich „buntowników" należeli J. Piaget, A. Łuria, I. Bergman czy S. Lem. Ich czyny wyma­gały odwagi i odporności na stres. W młodszym pokoleniu niewielu mają naśladowców.

Centrotropizm, występujący nie tylko wśród profesjonalistów, ale również wśród amatorów, jest jedną z największych przeszkód w po­dejmowaniu transgresji materialnych, naukowych czy artystycznych. Nie tylko blokuje rozwój kultury, ale utrudnia kształtowanie się unikatowej osobowości. Zamiast przekraczać siebie, ludzie żyją w cieniu innych.

2. Żyjemy w wieku instytucji. Socjologowie dzielą je na dwie klasy, na instytucje reaktywne i proaktywne (Morawski, 1998). Te pierwsze wykazują dużą pasywność: reagują tylko na bodźce płynące ze środo­wiska zewnętrznego- Gdy ktoś zaproponuje im realizację nowego pro­jektu, to dopiero wtedy - podobnie jak człowiek przebudzony z głę­bokiego snu - zaczynają prowadzić negocjacje i działać, Ich celem nie tyle jest rozwój oraz ekspansja, ile trwanie i obrona obecnego stanu rzeczy. Pracownicy pełnią ściśle określone role i za wykroczenie poza swoje rutynowe obowiązki są karani. Instytucje reaktywne nie stymu­lują ich działań transgresyjnych. Nie mogą oni zachowywać się twór­czo i ekspansywnie, ale - niektórzy z nich - myślą twórczo i ekspansywnie. Czekają na chwile, gdy ich instytucja zmieni swoją skostniałą strukturę i wówczas będą mogli wprowadzić do niej innowacje, które opracowali wcześniej. Niepokorni staną się animatorami przemian.

Instytucje proaktywne są nastawione na rozwój i na „stawanie się" (Drucker, 1985). Mechanizmy ekspansji i innowacji są wbudowane w ich strukturę. System zachęt oraz reguły ocen sprzyjają działalności niekonwencjonalnej i nieszablonowej. Fantazja pracowników, ich nie­realistyczne pomysły, metaforyczne myślenie jest cenione i skrupulat­nie analizowane, ponieważ w pewnych przypadkach mogą doprowa­dzić do błyskotliwego wynalazku lub odkrycia. Czasem organizuje się również sesje, których celem bywa poszukiwanie innowacyjnego roz­wiązania. Dopuszcza się rozsądne ryzyko i toleruje się pewne prawdo­podobieństwo straty. Modelem takich instytucji są najlepsze uniwersy­tety amerykańskie i europejskie, takie jak Harvard, Standford czy Oxford, których wydajność można mierzyć liczbą zdobytych przez nie Nagród Nobla. Instytucje proaktywne stymulują działalność transgresyjną, chociaż nie wszyscy ich pracownicy umieją wykorzystać możli­wości, które stwarzają. Powielają tylko odkrycia i wynalazki luminarzy.

3. W otoczeniu człowieka występuje - w różnym stopniu - reali­zacja. Współzawodniczą ze sobą jednostki, małe grupy, instytucje pu­bliczne- Poglądy na temat wpływu konkurencji na działania ochronne i transgresje są podzielone (por. Nęcka, 1995). B. Skinner (1948) prze­konywał, że jest ona szkodliwa. Dał temu wyraz w swojej utopii na­ukowej „Walden Two", w której wyeliminował wszelkie jej formy.

Według niego rywalizacja utrudnia współpracę i kooperację. Wpraw­dzie wzmacnia pozytywnie zwycięzców, ale jednocześnie karze poko­nanych; rodzi poczucie niższości, frustrację i lęk. „Trudno byłoby po­wiedzieć, co indywidualna sława może dać wspólnocie" - pisał B. Skinner. Takie krańcowe poglądy spotyka się obecnie rzadko.

Po dokonaniu interpretacji niezgodnych wyników badań, sformu­łowałem hipotezę, że rywalizacja w grupie, pracującej nad tym samym problemem lub rozwijającej ten sam temat, najczęściej utrudnia współ­pracę w działaniu transgresyjnym, wywołuje negatywne emocje, agre­sję i wrogość. W wielu przypadkach powoduje rozpad zespołu. Tym­czasem, konkurencja między grupami lub instytucjami, szczególnie gdy wykonują to samo zadanie, jest stymulatorem transgresji. Konsoliduje zespół, zwiększa motywację i potwierdza poczucie zbiorowej wartości.

O roli rywalizacji w otoczeniu osoby, o jej formach i oddziaływaniu na jednostkę oraz grupę w dużej mierze decyduje kultura.

4. Pewien wpływ na działalność transgresyjną ma stopień swobody, który istnieje w rodzinie, w instytucji czy w zbiorowości lokalnej. W pewnych organizacjach dominuje seniority rule, zgodnie z którą pra­cownik pełni ściśle określoną rolę społeczną: jego miejsce w hierarchii zależy od starszeństwa (Nakanc, 1970). Pewne zadania mogą wyko­nywać tylko ludzie posiadający długoletni staż i duże doświadczenie. Sytuację tę obserwowałem w Japonii. Pracownicy naukowi zabierają głos w dyskusji zgodnie z seniority rule. Formułowanie nowych pro­blemów, tworzenie teorii i zmiany organizacyjne są na ogół zarezer­wowane dla grona profesorów. Tymczasem, młodzi pracownicy wyko­nują prostsze zadania, takie jak rejestracja wyników eksperymentów czy badanie pacjentów.

Ale reguła ta nic tylko obowiązuje w odległych krajach. Tak na przy­kład w przedwojennej Polsce asystent S. Banach - podobnie jak inni asystenci - musieli pomagać rodzinie swojego profesora we Lwowie, m.in. opiekowali się jego dziećmi. Te obowiązki nic przeszkodziły jed­nak zdobyć mu światową sławę. Problemy związane z seniority ritle powstają również obecnie w naszym kraju.

5. Duże znaczenie w urzeczywistnianiu transgresji ma stosunek do niej opinii publicznej, administracji, grup ekspertów, intelektualistów. Często występuje zjawisko zwane oporem przed zmiana {resistence to change}. Opór ten wywołują różne czynniki takie jak konserwatyzm, obawa przed utratą przywilejów, poglądy ideologiczne i religijne (Bandura, 1968).

Zwolennicy transgresji w różnorodny sposób reagują na ten sprze­ciw. Po pierwsze, rezygnują z projektów zmian. Na progu nowego wieku eliminuje się z życia najtańsze źródło energii - siłownie atomo­we. Ten los spotkał również Żarnowiec. Po drugie, mimo oporu, wpro­wadzają zmiany. Buduje się na przykład autostrady czy produkuje się kontrowersyjne urządzenia techniczne. Najciekawsza jednak jest reak­cja trzecia, którą nazywam „ostrzeniem ołówka”. Zwolennicy trans­gresji - aby zmniejszyć opór społeczny - wprowadzają nie kończące się modyfikacje do pierwotnego projektu, dokonują przeróbek, „ulep­szają" system optymalny, idą na niedopuszczalny kompromis. Ostrzą ołówek tak długo, aż pozostają z niego tylko wióry. Tak było z wielo­ma reformami edukacyjnymi, przeprowadzonymi w naszych czasach.

Jak z tego wynika, otoczenie społeczne działa na sprawce transgre­sji wiciowy miarowo, chociaż te oddziaływania są często trudne do obserwacji. Łatwiej jest analizować zachowanie się człowieka niż -bezosobowe otoczenie.

5. Dziedzina kultury

Stymulatorami i hamulcami działań transgresyjnych może być dzie­dzictwo kulturowe, a przede wszystkim ta jego dziedzina, w której sprawca jest zaangażowany, która go kształtuje i którą współtworzy. Podobne - chociaż nieidentyczne - poglądy wypowiada wybitny uczo­ny, C. Geertz (1973); twierdzi on, ze rozwijamy się „dzięki kulturze-, ale nie dzięki kulturze ogólnej, lecz dzięki specyficznym jej formom, takim jak kultura dobuańska, jawajska, kultura Hipi i włoska, wyższej i niższej klasy, kultura studencka i kupiecka". Zatem, albo dziedzina, albo specyficzna forma dziedzictwa kulturowego oddziałują na spraw­cę transgresyjnego.

Jak już wspomniałem, część uczonych (por. Obuchowski, 1999) uważa, że w naszych czasach, w czasach „nowego indywidualizmu", maleje rola regulacyjna tego systemu; autonomiczna osobowość samosteruje swoim myśleniem i zachowaniem w środowisku. Chociaż zgod­nie z założeniami ontologicznymi psychotransgresjonizmu - człowiek jest w dużym stopniu układem samosterowym, to Jednak błędne było­by twierdzenie, że rola sprawcza kultury wyczerpała się, że jej dziedzi­na czy specyficzne formy zupełnie nie wpływają na proces transgresyjny. Gdyby tak było, to w ogóle nie byłbym w stanie napisać tej książki; osiągnięcia naukowe z kilku dyscyplin regulują mój tok myślenia.

l. W systemie kultury działają dwie przeciwstawne tendencje: ten­dencja samozachowawcza i tendencja rozwojowa, ochronna i kreatyw­na. W przypadku gdy dominuje pierwsza z nich, gdy dążenia do utrzy­mania tradycji są znacznie silniejsze niż dążenia do wzbogacania kultury, wówczas może ona być przeszkodą w procesie transgresyjnym. W śre­dniowieczu, w którym kultura znajdowała się pod przemożnym wpły­wem religii chrześcijańskiej, dominowały w niej tendencje zachowaw­cze, tradycja religijna, monotonia dawnych osiągnięć- Te inklinacje ochronne blokowały rozwój kultury materialnej, symbolicznej i socjal­nej, a więc - sztuki, filozofii czy nauki. Wybitne jednostki, które bun­towały się przeciw zastygłym formom, które próbowały przekraczać granice nieznanego, były surowo karane, łącznie z paleniem na stosie.

Sytuacja zmieniła się radykalnie w okresie renesansu. Wtedy tenden­cje rozwojowe stały się dominującymi. Wówczas to odkryto na nowo osiągnięcia z dziedziny filozofii, architektury, teatru starożytnej Grecji ł wówczas zaczęto tworzyć oryginalne formy artystyczne, filozoficzne i naukowe. Zmienił się „duch czasu". D. Simonon (1988) opisał zja­wisko „krążenia idei" w Europie, począwszy od renesansu. Wykrył, że odkrycia i wynalazki przemieszczały się geograficznie, co związane było m.in. z tym, że w poszczególnych krajach słabły tendencje zachowaw­cze i wzmacniały się inklinacje rozwojowe. Najpierw najbardziej transgresyjne były Włochy, później pałeczkę przejęła Anglia, następnie Francja. Dodajmy, iż obecnie najsilniejsze tendencje rozwojowe wy­stępują w kulturze amerykańskiej i Japońskiej. Tendencje te wpływają w sposób lawinowy na tworzenie transgresji typu P i typu H, szcze­gólnie w sferze techniki oraz informatyki.

Tendencje, występujące w tak wielkim systemie jak określona dzie­dzina kultury, są bezpośrednio nieobserwowalne. Trudno je badać empirycznie, jeszcze trudniej jest formułować hipotezy na temat ich roli w regulowaniu działań transgresyjnych. Autor musi się ograniczyć do przykładów historycznych, do analizy biografii i autobiografii, do relacji osób, które obserwowały proces transgresyjny.

2. Uczeni wyróżniają kultury indywidualistyczne i kultury kolekty­wistyczne. Istnieją dwa główne kryteria, według których dokonuje się tego podziału. Po pierwsze, decyduje o nim rodzaj więzi międzyludz­kich. W kulturach indywidualistycznych jednostka jest traktowana jako odrębna i autonomiczna całość, która rywalizuje z innymi, organizuje koalicje, negocjuje, zawiera umowy społeczne itd. Przeciwnie, w kul­turach kolektywistycznych jednostka tworzy organiczną całość z grupą, z instytucją czy organizacją społeczną. Jest ich niewyodrębnioną częścią.

Drugie kryterium dotyczy tożsamości. W kulturach indywidualistycz­nych większe znaczenie ma psychon osobisty, a szczególnie poczucie własnej odrębności, jedności, ciągłości i niepowtarzalności. Kultury te mają odcień egocentryczny: ja, ego, jaźń, self odmienia się we wszyst­kich przypadkach. Tymczasem, w kulturach kolektywistycznych domi­nuje pojęcie tożsamości rodziny, grupy rówieśników czy instytucji. O indywidualnym ja można mówić tylko jako o nierozłącznym frag­mencie tożsamości zespołowej. Kultury te są socjocentryczne (por. Kozielecki, 2000; Nakane, 1970).

Czy wymiar „indywidualizm kolektywizm" reguluje działania transgresyjne? Odpowiedź na to pytanie jest raczej pozytywna. Sprawcy wychowani w kulturze indywidualistycznej częściej rozwiązują proble­my i rozwijają tematy indywidualnie. Częściej rywalizują ze sobą. Czę­ściej ich osiągnięcia są oceniane indywidualnie. Dążą do osobistego sukcesu, do osobistego uznania, do osobistej sławy i potwierdzenia własnej wartości. Tymczasem, w kulturach kolektywistycznych domi­nuje praca grupowa. Jednostki i zespoły współpracują ze sobą i koope­rują. Nie występuje rywalizacja w grupie, jedynie rywalizacja między grupami. Oceny osiągnięć całego zespołu dominują nad ocenami in­dywidualnymi. Zbiorowe poczucie wartości bywa silniejsze niż dąże­nie do indywidualnej sławy.

Czy wybitność transgresji dokonywanych przez ludzi wychowanych w tych odmiennych kulturach jest identyczna, czy też różna? Przed­stawię dane, które można rozmaicie interpretować. Okazuje się, że uczeni z krajów zachodnich otrzymali znacznie więcej Nagród Nobla niż uczeni z krajów wschodnich. Różnice są ogromne- Do roku 1993 laureatami tej Nagrody było 184 Amerykanów, 70 Anglików, 12 Ho­lendrów i tylko 5 Japończyków. Tymczasem w Japonii i innych krajach Wschodu w zdumiewającym tempie rozwija się myśl techniczna; rodzą się lawinowo innowacje z dziedziny elektroniki, informatyki, ko­munikacji czy medycyny.

Na postawie tych danych można by sformułować hipotezę, że in­dywidualizm stymuluje rozwój nauk „czystych", wymagających teore­tycznego i abstrakcyjnego myślenia. Kolektywizm zaś wpływa korzystnie na rozkwit nauk stosowanych; praktyczne wykorzystanie abstrakcyjnych teorii i modeli wymaga długotrwałej i mozolnej pracy całych zespołów i instytutów. Hipotezę tę należy przyjąć z dużą ostrożnością. Wysuwając ją, nie kontrolowałem wielu czynników. Nie wiadomo, czy skromna liczba Nagród Nobla, które otrzymują mieszkańcy Azji, nie wiąże się z tym, iż uczeni szwedzcy, wychowani w kulturze zachodniej, ulegają europocentryzmowi i stosują standardy ocen dzieł naukowych, specyficzne dla kultury indywidualistycznej. Zdaję sobie sprawę, że hipoteza moja ma niewielką wartość naukową. Może ona jednak stymulować myślenie.

3. Wybitny psycholog, D. Campbell (1960) sformułował twierdze­nie, że jednoczesne oddziaływanie na osobę dwóch lub więcej kultur wpły­wa korzystnie na myślenie twórcze i innowacyjne. Twierdzenie to jest zgodne z mądrością obiegową i można je rozszerzyć na całą działal­ność transgresyjną typu P i typu H.

W pierwszych dziesięcioleciach dwudziestego wieku istniało w Eu­ropie kilkanaście środowisk wielokulturowych, takich jak Londyn, Pa­ryż, Wiedeń i Lwów (Gardner, 1993; Kozielecki, 1999a). W środowi­skach tych powstawały przełomowe dzieła naukowe, literackie, muzyczne, malarskie czy techniczne. Wymienię tylko niektóre z nich: psychoanalizę Z. Freuda, prekursorską poezję R. Eliota, kubizm P. Pi­cassa, logikę B. Russella czy szkolę matematyczną S. Banacha.

Wielokulturowość umożliwia bardziej wszechstronnie poznać rze­czywistość i metarzeczywistość. Ułatwia zrozumienie jej różnych aspek­tów, różnych perspektyw, różnych punktów widzenia; mówiąc słowa­mi Horacego, pozwala „często odwracać rylec". Sprawca, który zna reguły asymilacji tej wielości, umie ją zintegrować. Dzięki temu może sformułować rewolucyjne pytania i próbować na nie odpowiedzieć, wykorzystując osiągnięcia innych. Wydaje się, że wielokukurowość jest ważniejsza w pracy artystycznej niż w pracy naukowej. Dzięki niej zro­dził się kubizm, w dużej mierze wpłynęła ona na dzieła J. Conrada, przesycone problemami etyczno-psychologicznymi. Znając z potocz­nego doświadczenia te zależności, wielu ludzi sztuki, uczonych i biznesmenów stara się zadomowić w środowisku wielokulturowym. Aby osiągnąć ren cel, często musi opuścić własną ojczyznę.

Jednak nie zawsze takie wielobarwne - jak tęcza - środowiska są symulatorem transgresji. W pewnych przypadkach artysta, reżyser, uczo­ny czy menedżer nie umieją przystosować się do nowych warunków, nie znają reguł asymilacji różnorodności, nie mogą znaleźć sobie przy­jaciół i sponsorów. Wówczas - w stanie depresyjnym - odkładają pió­ra, przestają malować lub rezygnują z prowadzenia badań naukowych. Znam wielu wybitnych ludzi, którzy nie umieli wykorzystać odmien­ności kulturowej. Potencjalny stymulator stał się dla nich hamulcem transgresji. Empiryczne badanie tych smutnych przypadków jest trud­ne, często - niemożliwe.

4. Wreszcie, pewną rolę w procesie transgresyjnym odgrywa tabu (por. Lemert, Gillan, 1999; Nęcka, 1995). Termin ten - pochodzący z religii pierwotnych - oznacza obecnie zakaz poruszania określonych tematów, zakaz kontaktowania się z pewnymi osobami oraz przedmio­tami i zakaz wykonywania specyficznych działań. W zachodniej kultu­rze tabu dotyczyło głównie sfery zachowań seksualnych.

Jednak w naszym stuleciu - w związku z powstanie ustrojów tota­litarnych, autorytarnych i fundamentalistycznych, zakres tego terminu znacznie się rozszerzył. W okresie realnego socjalizmu - będącego ro­dzajem świeckiej religii - prewencyjna cenzura szczegółowo określała granice, których nie wolno było przekroczyć. Na indeksie znalazły się m-in. dzieła G. Orwella i Cz. Miłosza. Zakaz dotyczył badań z zakresu psychoanalizy i genetyki. Nie wolno nawet było mówić o Katyniu czy o bitwie warszawskiej. Po błękitnej rewolucji zakazy te zostały zniesio­ne, co nie oznacza, iż zniknęło tabu. Obecnie dotyczy ono innych spraw ludzkich, na przykład pewnych tematów religijnych i obyczajowych. Tabu jest „stałą kosmiczną". Towarzyszy człowiekowi jak cień.

Zakaz Jest środkiem władzy, która chce kontrolować wiedzę i spo­łeczne działania. Strażnicy tej władzy nadzorują przestrzeganie restryk­cyjnych przepisów dotyczących m.in. tego, co wolno drukować, a czego nie wolno. W przypadku złamania tabu, czyli w przypadku nieprze­strzegania zapisów dotyczących spraw zakazanych, sprawcy są karani.

Tabu, które ogranicza swobodę wyboru tematu czy możliwość or­ganizacji określonych instytucji, staje się przeszkodą w działalności transgresyjnej. Ale jednocześnie bywa stymulatorem twórczości i ekspansji.

Zgodnie z teorią reaktancji, „zakazany owoc" bywa bardziej atrakcyj­ny i zwiększa motywację do jego zdobycia. Dlatego ludzie tak często przekraczają i łamią tabu. W okresie realnego socjalizmu tematy znaj­dujące się na indeksie byty szczególnie atrakcyjne. Publikowano je w drugim obiegu lub w pismach zagranicznych. Tak więc w pewnych okolicznościach tabu może pobudzać działalność twórczą i ekspansyw­ną. Wiele wybitnych dzieł artystycznych i naukowych powstało, dzięki kruszeniu tabu.

Prawdopodobnie najważniejszy wniosek, który można sformułować na zakończenie tego rozdziału, zamyka się w twierdzeniu, że stymula­tory transgresji mogą być jej hamulcami, a przeszkody utrudniające przekraczanie granic, bywają również stymulatorami tego rodzaju dzia­łalności. Wniosek nie ma nic wspólnego z relatywizmem filozoficznym; wiąże się raczej z dialektycznym myśleniem, zapoczątkowanym przez greckich filozofów.

Rozdział XIII ROZWÓJ OSOBOWOŚCI. ROLA TRANSGRESJI

l. Na szerszym tle

„Ani razu w ciągu dziesięciu tysięcy lat - pisał współczesny fizyk i filozof, S. Hawking - jakie upłynęły od zlodowacenia, ludzkość nic zatrzymała się w swoim pędzie ku wiedzy i nowym doskonalszym technologiom". Ale nie tylko w nauce i w sferze Jej zastosowań obser­wujemy szybkie, galopujące zmiany. Zachodzą one w wielu - chociaż nie we wszystkich - dziedzinach życia, czy mówiąc w naszej termino­logii - w czterech światach: w świecie materialnym, poznawczym, spo­łecznym i wewnętrznym. Najbardziej widoczny jest postęp cywiliza­cyjny. Wystarczy porównać dyliżans z nowoczesnym samolotem, wystarczy zestawić średniowieczne metody operacji za pomocą narzę­dzi ślusarskich z zabiegami na otwartym sercu, aby zdać sobie sprawę z ogromnego kroku naprzód, Jaki zrobiła ludzkość. Takie zmiany -chociaż mniej widoczne - zachodzą również w sferze społecznej i po­litycznej. Doskonalą się formy ustroju demokratycznego i coraz czę­ściej przestrzega się praw i wolności obywatelskich; w wielu krajach świata godność jednostki ludzkiej przestała być pustym hasłem.

Jednak najbardziej interesują nas przemiany człowieka: rozwój jego psychiki, osobowości i stylów postępowania. Może on mieć charakter spontaniczny lub zamierzony, kierowany przez instytucje lub przez określoną jednostkę, która podejmuje samodzielnie czynności autokreatywne. Rozwój ten staje się wartością. Wpływa na stan zdrowia czło­wieka, zwiększa jego możliwości umysłowe, kształtuje silną motywację i style działania. Te właściwości ułatwiają przystosowanie się do coraz bardziej złożonego świata i pozwalają przekształcać go według wła­snego projektu. Dzięki temu podnosi się poziom dobrobytu i dobrostanu jednostki, dzięki temu - co ma szczególnie ważne znaczenie -człowiek zdolny jest panować nad swoimi wytworami transgresyjnymi i nigdy nie stanie się ich wasalem, o czym coraz częściej piszą intelek­tualiści.

Ale rozwój jednostki ma nie tylko znaczenie psychologiczne i spo­łeczne, jest on wartością moralną. Już E. Kant podkreślał, że postęp należy do obowiązków człowieka. K. Horney (1978) - najwybitniej­szy psychoanalityk po Z. Freudzie - pogłębia tę myśl. Napisała, że roz­wój ma wartość moralną, ponieważ pozwala wyzwalać i pielęgnować pozytywne właściwości, a jednocześnie umożliwia wyrastanie z destruk­cyjnych sit i przezwyciężanie negatywnych struktur osobowości. Dzię­ki temu człowiek staje się bardziej ludzki- Pisała mądrze: „Praca nad sobą staje się więc nie tylko podstawowym moralnym obowiązkiem^ ale zarazem podstawowym moralnym przywilejem".

Treścią jednego z założeń koncepcji transgresyjnej człowieka jest rozwój zewnętrzny i wewnętrzny. To właśnie transgresja staje się pod­stawowym źródłem zmian konstruktywnych - czasem również destruk­tywnych - osobowości i zachowania się. Zagadnienie to przedstawię w tvm rozdziale.

2. Wzrost i samorealizacja. Krytyka podejścia fenomenologicznego

Rozwój systemów - zarówno technicznych, biologicznych i psycho­logicznych - polega m.in. na ich różnicowaniu i integracji, na elimina­cji składników niepożądanych i tworzeniu właściwości korzystnych. Jest on procesem długotrwałym, ciągłym lub skokowym, prowadzącym do zmian ilościowych lub Jakościowych. Zmiany te, mające często charak­ter nieodwracalny, są z zasady progresywne i konstruktywne- Dlatego stanową swoistą wartość (por. Reykowski, Kochańska, 1980; Strelau, 2000).

Rozwój osobowości i zachowania się w ciągu całego cyklu życia pasjonował przedstawicieli różnych kierunków, takich jak behawioryzm, psychoanaliza, psychologia fenomenologiczna i psychologia poznaw­cza (por- Bee, 1994). Zajmowali się nim również uczeni „niestowarzyszeni" jak L. Wygotski, J. Piaget czy T. Tomaszewski. J. Mayer (1998) napisał głęboko, iż badając zagadnienie rozwoju można naj­wyraźniej dostrzec sens żvcia człowieka.

W tym rozdziale nic będę przedstawiał wielości stanowisk na ten temat. Skoncentruję swoją uwagę na koncepcji fenomenologicznej A. Masłowa. Wybór ten nic jest przypadkowy. Zwolennicy tej koncepcji uważali, że rozwój jest podstawową właściwością natury ludzkiej. Kry­tyka tego nurtu myślenia psychologicznego pozwoli lepiej zrozumieć twierdzenia psychotransgresjonizmu.

Według A. Masłowa (1986), „naczelnym interesem człowieka jest jego rozwój, zaś siłą napędową rozwoju Jest potrzeba samoaktualiza­cji". Natura ludzka dąży do lepszego wykorzystania swoich możliwo­ści, do wzrostu i samospełnienia. Samorealizacja przypomina proces, a nie stan. W procesie tym ludzie pragną stać się wszystkim, czym mogą się srać, pragną wyzyskać swoje talenty, zdolności i potencje, pragną, aby ich osobowość była niepowtarzalna i autentyczna.

Osiągnięcie tych celów nic jest proste. Aby zaspokoić tę potrzebę człowiek musi żyć w sprzyjających warunkach albo musi umieć te wa­runki stworzyć. Przede wszystkim niezbędna jest swoboda wyboru własnej drogi życiowej, swoboda wykonywania działań niekonwencjo­nalnych i twórczych. Tymczasem w większości środowisk społecznych i kultur blokuje się spontaniczne, prawdziwe niezależne czynności. Jednocześnie narzuca się aktywność rutynową, szablonową, konwen­cjonalną.

A. Masiow przeprowadził badania poświęcone potrzebie samoaktualizacji. Stosował dość miękkie metody. Głównie analizował materiał biograficzny. Przeprowadzał również wywiady ze specjalnie wyselek­cjonowanymi osobami. Stwierdził, że istnieją powszechne różnice in­dywidualne w sposobie zaspokajania tej potrzeby. Chociaż każdy czło­wiek wybiera własną drogę prowadzącą do samoaktualizacji, udało mu się wyodrębnić 15 osiowych właściwości, charakteryzujących proces samoaktualizacji (Masłow, 1990). Wymienię je kolejno: l. sprawniej­sza percepcja rzeczywistości i zadowalające z nią relacje; 2. akceptacja siebie, innych i przyrody; 3. spontaniczność, prostota, naturalność; 4. koncentracja na problemie; 5. dystans wobec rzeczywistości; potrzeba prywatności; 6. autonomia, niezależność ocen; 8. doznania szczyto­we, doświadczenia mistyczne; 9. poczucie wspólnoty z innymi ludź­mi; 10. głębokie stosunki interpersonalne; 11. demokratyczna filozo­fia życia; 12. rozróżnienie środków i celów, dobra i zła; 13. pogodne, filozoficzne poczucie humoru; 14. twórczość; 15. opór wobec inkulturacji; transcendowanie każdej konkretnej kultury.

Ponieważ samoaktualizacja jest ciągłym procesem, który nigdy się nie kończy, żaden z badanych A. Masłowa nie posiadał wszystkich tych 15 cech osiowych. Z reguły w ich strukturze osobowości znajdowała się tylko pewna ich konstelacja. Ta konstelacja zmieniała się wraz z upły­wem czasu i zdobywaniem nowego doświadczenia. A. Maslow silnie podkreśla, że ludzie samo aktualizujący się nie są jednostkami dosko­nałymi. Mają oni swoje słabości oraz wady. Bywają nudni, uparci i wład­czy. Czasem nie panują nad emocjami, wpadają w konflikt z rodziną czy z kolegami. Nic są wolni od lęku, smutku i poczucia winy. Ale nie są to cechy dominujące. Te słabości można porównać do smugi cienia w przestrzeni wypełnionej światłem. Kluczowe znaczenie ma fakt, że osoby samoaktualizujące się posiadają osobowość autentyczną, nieza­leżną i twórczą, że zdolni są do spontanicznego, naturalnego i inno­wacyjnego zachowania, że w zasadzie utrzymują głębokie stosunki z in­nymi, że ich naczelnym celem życia jest rozwój i stawanie się.

Badania A. Masłowa dały zaskakujące wyniki. Okazało się, że zale­dwie jedną osobę na sto lub dwieście badanych można zaliczyć do kategorii osób samoaktualizujących się. Do tej kategorii należeli: W. James, T. Jefferson, G. Washington, A. Lincoln, A. Einstein, A. Schweitzer i pewna frakcja ludzi współczesnych. Jednostki te wyróżniały się wśród innych pełnym zdrowiem psychologicznym, niepowtarzalną osobowością i niezależnym, prospołecznym działaniem. Ich drogi ży­cia były unikatowe jak szlaki górskie.

Koncepcja fenomenologiczna, szczególnie zaproponowana przez A. Masłowa, zdobyła duże uznanie wśród psychologów i pedagogów oraz znaczną popularność w różnych grupach zawodowych. Jej ter­minologia i jej twierdzenia stały się cząstką masowej świadomości oraz wyobraźni. Obecnie nauczyciele, psychologowie, księża czy politycy często mówią o samoaktualizacji, o szczytowym doświadczeniu, o wy­korzystaniu możliwości twórczych czy o hierarchii potrzeb. Ale uzna­nie społeczne i popularność mają wątpliwą wartość poznawczą w na­uce. Koncepcje A. Masłowa czy C. Rogersa spotykają się z poważną krytyką.

Wbrew poglądom A. Masłowa, nie ma przekonujących danych bio­logicznych wskazujących na to, że natura ludzka - czyli genetyczne dziedzictwo homo sapiens- pobudza człowieka do rozwoju i wykorzy­stania swoich możliwości. Nie ma także podstaw, aby twierdzić, iż siłą napędową tego rozwoju jest wrodzona potrzeba samoaktualizacji, zwana również potrzebą samorealizacji. Gdyby tak było to - mimo ist­nienia przeszkód socjokulturowych - znacznie większy odsetek ludzi dążyłby do samoaktualizacji; w każdym razie odsetek ten przekraczał­by 1% populacji. Wrodzona potrzeba seksualna też napotyka na liczne przeszkody; w kulturze zachodniej życie erotyczne i czynności fizjolo­giczne należą do tematu tabu. A mimo to większość ludzi zaspokaja tę potrzebę, łamiąc często różnorodne zakazy religijne, obyczajowe i ad­ministracyjne.

Z dużą dozą pewności można stwierdzić, iż człowiek nie ma wro­dzonej potrzeby samoaktualizacji swoich potencji rozwoju. Potrzeba ta może się kształtować w wyniku zdobywania osobistych doświadczeń i w wyniku wychowania. W życiu spotykamy wyjątkowych ludzi, którzy dążą do samoaktualizacji, ale nie wiąże się ona z przekazem genetycz­nym, lecz z usilną pracą nad sobą. Do nich zaliczałbym M. Gandhiego, który mozolnie kształtował siebie, a samorozwój uważał za swój moralny obowiązek wobec innych.

Znaczne wątpliwości budzi także lista pozytywnych cech u ludzi, którzy się samoaktualizują. Nic tworzą one spójnej całości; występują między nimi sprzeczności i niezgodności. Co gorsze, ich konstelacja przypomina raczej charakterystykę idealnej, a nie rzeczywistej osoby. A. Maslow myli opis (jaki jest człowiek?) z przepisem (jaki on powinien być?). Jego koncepcja rozwoju ma w dużym stopniu charakter ogólnohumanistyczny, filozoficzny i moralny. Nie może być zaakceptowa­na w całości przez psychotransgresjonizm.

Mimo tych uwag krytycznych, nie sposób pominąć zasług A. Ma­słowa i C. Rogersa dla psychologii. Uczeni ci - w przeciwieństwie do psychoanalizy - spojrzeli na człowieka bardziej optymistycznie- O ile Z. Freud interesował się nieświadomą motywacją, nerwicami, komplek­sami, lękiem, cierpieniem czy zaburzeniami psychicznymi, o tyle feno­menologowie zajęli się badaniem zdrowej osoby, która umie samodziel­nie i twórczo działać w środowisku, która zdolna jest doskonalić własną osobowość. Ich pozytywny sposób myślenia o człowieku wpłynął na całe pokolenia uczonych i myślicieli, nawet tych, którzy nie zaakceptowali zrębów koncepcji psychologii fenomenologicznej.

3. Wyznaczniki rozwoju osobowości i zachowania się

W procesie badań naukowych występują interesujące zależności, którymi zajmują się nauko znawstwo i historia filozofii. Jednym z nich jest prawo złożoności. Uczony, interesujący się określonym zjawiskiem, początkowo wykrywa jego cechy powierzchniowe, dopiero później dociera do struktur głębokich; najpierw spostrzega właściwości proste, następnie obserwuje układy skomplikowane; początkowo widzi zjawi­sko w izolacji, później odkrywa, że jest ono częścią większej całości. Te regularności przypominają mi rozwój poznawczy dziecka, które najpierw uczy się, że drzewo ma liście, a dopiero później dowiaduje się, iż jego nieodłączną częścią są korzenie.

Prawo złożoności odnosi się również do wyznaczników rozwoju osobowości i zachowania się. Na obecnym etapie badań psychologicz­nych zdajemy sobie sprawę z tego, iż są one bardziej skomplikowane niż sądzili klasycy tej dyscypliny naukowej, tacy jak W.Wundt, Z. Freud czy T. Witwicki. Jak wskazuje rysunek 13.1, wyróżniamy cztery zasad­nicze czynniki rozwoju.

Należą do nich: przekaz genetyczny, przekaz środowiskowy, czyli warunki ekosocjokulturowe, zjawisko emergencji i własna aktywność jednostki, aktywność ochronna oraz transgresyjna. Wyznaczniki te są ze sobą skorelowane. Na przy­kład poziom aktywności jednostki zależy w pewnym stopniu od dzie­dzictwa genetycznego. Relacje te będę omawiał w dalszym ciągu roz­działu.

l. Przekaz genetyczny. Dzięki lawinowemu rozwojowi genetyki, w tym również genetyki zachowania, możemy obecnie w pewnym przy­bliżeniu odpowiedzieć na pytanie, jaką rolę w kształtowaniu się oso­bowości odgrywa dziedzictwo genetyczne. Badania, prowadzone głównie metodą bliźniąt jednojajowych i bliźniąt dwujajowych wycho­wywanych razem, wykazują, że przeciętnie od 20% do 40% różnic in­dywidualnych można wyjaśnić za pomocą przekazu genetycznego (Mischel, 1999). Wpływa on - chociaż w różnym stopniu - na cechy temperamentu, ekstrawersję, neurotyczność, postawy akruistyczne ???????.resywne, a nawet na potrzebę własnej wartości {self-esteem}.

Ryć. 13.1. Czynniki rozwoju osobowości

W przypadku inteligencji, którą zaliczyłem do psychonu instrumental­nego, wkład genetyczny jest jeszcze większy i wynosi około 50% (Strelau, 2000).

Jednym z nielicznych wyjątków, który znajduje się poza. oddziały­waniem DNA, jest miłość romantyczna. N. Walter i P. Shaver (1994) wyróżnili sześć jej typów. Osoby należące do pierwszego z nich cenili intymność, głębokie uczucia i namiętności, samootwieranie się i mi­łość od pierwszego wejrzenia. Tymczasem, do ostatniego typu auto­rzy zaliczyli osoby, dla których ważne były trwałe stosunki uczuciowe, którzy preferowali towarzystwo i przyjaźń. Czynniki genetyczne prak­tycznie zupełnie nie wpływały na ukształtowanie tych typów. Można by powiedzieć - interpretując wyniki N. Wallera i P. Shayera - że mi­łość romantyczna zależy nie tyle od fenów ile od memów czyli od jed­nostek kultury.

Z przekazem genetycznym związana jest historia biomedyczna ży­cia organizmu (por. Mischel, Skoda, 1995), Zdrowy tryb egzystencji, harmonijne współżycie ze środowiskiem przyrodniczym, racjonalne odżywianie się poprawiają kondycję organizmu i mogą wpływać na kształtowanie się dojrzałej osobowości. Przeciwnie, walka z przyrodą, niezdrowy tryb życia, nadużywanie alkoholu czy narkotyków, a także choroby somatyczne osłabiają organizm, zmniejszają możliwości przy­stosowawcze człowieka. Mogą także wywierać niekorzystny wpływ na rozwój osobowości.

Jednak zależności te nie są tak proste. Wielu psychologów, socjolo­gów czy lekarzy twierdzi, iż wady genetyczne, przeżyte choroby czy epizod narkotyczny są nie tylko źródłem cierpienia, ale w pewnych przypadkach mogą stymulować rozwój osobowości i wpływać na po­dejmowanie przez jednostkę transgresji typu P, a nawet - typu H. Wówczas - jak wykazałem w rozdziale XII, cytując m.in. J. Szczepańskiego - przeszkody stają się stymulatorami.

2. Drugim filarem rozwoju osobowości i form zachowania się jest przekaz środowiskowy zwany również warunkami ekosocjokulturowymi. Poglądy na jego rolę zmieniają się zgodnie z prawami wahadła. W pewnych okresach historycznych i pewnych kręgach kulturowych przesadnie oceniano znaczenie okoliczności. K. Marks uważał, że czło­wiek to całokształt stosunków społecznych. Zwolennicy tych poglądów twierdzili, że jeśli psycholog czy polityk chce poznać przyczyny zacho­wania się jednostki, to nie powinien się pytać o to, co znajduje się iv jej głowie, ale o to co znajduje się wokół niej. Gdyby zaakceptować ten radykalny pogląd, to trzeba by przyjąć, że kolor oczu i otyłość zależą od wpływów zewnętrznych, a nie od dziedzictwa genetycznego.

Podobnie krańcowe poglądy formułowali behawioryści, a szczegól­nie B. Skinner. Twierdzili oni, że człowiek jest układem zewnątrzsterownym; jego reakcje, jego „osobowość" zależą wyłącznie od środo­wiska, a głównie od wzmocnień pozytywnych (nagród) i wzmocnień negatywnych (kar). W swojej utopii Walden Two, Skinner próbował z miernym powodzeniem zaprojektować społeczeństwo oparte na tych prostych zasadach technologii zachowania się. Ukształtował ludzi „bez serc i bez ducha", przypominających pionki na szachownicy.

Na przeciwnym krańcu skali znajdują się psychologowie o orienta­cji fenomenologicznej, którzy wierzą, iż człowiek posiada biologicznie uwarunkowaną natura ludzką i w ciągu życia dąży do aktualizacji jej możliwości. Przeceniają oni znaczenie czynników biologicznych i zupełnie nie doceniają wpływu warunków zewnętrznych. Jeśli interesują się sytuacją, w której człowiek żyje, to tylko Jako sytuacją, spostrzegana jako przedmiotem percepcji.

Prawda - Jak zwykle - leży pomiędzy tymi krańcowymi stanowiskami. Znaczenie uwarunkowań biologicznych i socjokulturowych zależy od rodzaju działań podejmowanych przez sprawcę (Koziclecki, 1997).

0x01 graphic

Procesy Procesy Procesy Cechy Procesy psychofizjologiczne percepcji poznawcze osobowości i struktury społeczne

Ryć. 13.2. Wpływ przekazu genetycznego i przekazu środowiskowego na procesy i struktury psychiczne

Zależności te przedstawiłem na rysunku 13.2. Jak z niego wynika, im bardziej złożone, nieokreślone i zmienne są procesy psychiczne, tym większą rolę odgrywają w nich czynniki socjokulturowe i tym mniej­szy procent wariancji wyjaśnia przekaz genetyczny. Czynność ssania piersi matki, spostrzeganie prostych figur czy pamięć mechaniczna w de­cydującym stopniu zależą od wyznaczników biologicznych. W miarę przesuwania się ku prawej stronic rysunku, znaczenie tych wyznaczni­ków maleje. Cechy osobowości - jak już zasygnalizowałem wcześniej - a jeszcze w większym stopniu poglądy polityczne, czy literackie za­leżą w decydującym stopniu od przekazu socjokulturowego i od wła­snej aktywności podmiotu.

Psychologowie wiele uwagi poświęcili roli rodziny i środowiska, w którym ona żyje, w rozwoju osobowości i wzorców zachowania się. Okazało się, że takie czynniki jak wielkość rodziny i porządek urodzeń dzieci, jak style kierowania nią, jak kapitał finansowy i kapitał psycho­logiczny, którym dysponuje, wpływają na kształtowanie się osobowo­ści i form zachowania.

Badacze wyróżnili cztery podstawowe style wychowania rodzinne­go (Liebert, Liebert, 1998). Dzieci wychowywane przez rodziców autorytarnych charakteryzują się brakiem poczucia bezpieczeństwa. Przeżywają niepokój i wycofują się z sytuacji społecznych. Ponadto me ufają sobie i wykazują niski poziom samokontroli. Dorastająca młodzież, pochodząca z takich domów, osiąga stosunkowo dobre wyniki naucza­nia, ale jednocześnie często brakuje jej zaufania we własne siły; rów­nież formułowane przez nią samooceny są relatywnie niskie. Drugi styl wychowania opiera się na autorytecie, rodziców, którzy stwarzają ciepłą atmosferę domową, którzy zamiast wydawania rygorystycznych pole­ceń i wymierzania towarzyszących im kar, starają się przekonać dzieci o słuszności wybranej drogi. Wyjaśniają zawiłe sprawy codzienne i ucie­kają się do łagodnej perswazji. Dzięki tym metodom dzieci stają się bardziej asertywne, kompetentne i odpowiedzialne. Osiągają dobre wyniki nauczania. Szybciej niż ich rówieśnicy z autorytarnych domów rozwijają się społecznie. Są zdrowsze psychicznie. Pozostałe style wy­chowania, styl pobłażliwy i zaniedbujący obowiązki rodziców, również wywołują określone konsekwencje. Jak z tego wynika, sposób kiero­wania dziećmi w dużej mierze wpływa na ich osobowość i zachowanie się; dlatego ludzie powtarzają: „to wyniosłem z domu".

Jednak czynniki środowiskowe, takie jak edukacja, zakłady pracy, instytucje kulturalne czy mass media nie tylko są rzeźbiarzami osobo­wości dzieci i młodzieży, ale kształtują one także człowieka dorosłego. Wpływają w-- pewnym stopniu na cały cykl życia.

3. Czynnik rozwoju osobowości zwany zjawiskiem emergencji, jest mato znany; rzadko mówi się o nim nawet w podręcznikach psycholo­gii rozwojowej i wychowawczej. Jak wspomniałem w rozdziale II, zło­żone systemy - zarówno meteorologiczne, fizyczne, cybernetyczne, biologiczne, społeczne i psychologiczne - składają się z wielu elemen­tów, między którymi zachodzą określone relacje; czasem można je ująć w terminach sieci. Systemy te osiągają wysoki stopień komplikacji, in­tegracji, skuteczności i rozwoju nie tylko dzięki działaniom wpływów zewnętrznych, takich, jak bodźce materialne, wzmocnienia pozytywne czy oddziaływanie duchowe, ale również dzięki zdolności do wewnętrz­nej dynamiki i samoorganizacji (Nowak, Vallacher, 1997).

Dzięki tej zdolności występuje w nich zjawisko emergencji, czyli pojawiają się spontanicznie na poziomie całego systemu nowe właściwości i jakości, których nie można było wyprowadzić z elementów tworzących całość. Występuje swojego rodzaju „mutacja" społeczna czy psychologiczna; działa swoista „niewidzialna ręka". Dzięki zjawisku emergencji systemy rozwijają się; pojawiają się w nich nowe składniki, nowe człony, które wpływają na funkcjonowanie całości. Zjawisko emergencji nie jest zamierzone. Dopiero po jego wystąpieniu człowiek - dzięki introspekcji lub obserwacji swojego zachowania się - spostrzega zmiany, które zaszły w systemie. Jest on ten sam, ale nie taki sam.

Osobowość - jako sieć psychonów - posiada wewnętrzną dynami­kę i zdolna jest do samoregulacji; występują w niej zjawiska emergen­cji. Chociaż obserwacje potoczne często potwierdzają pojawianie się w jej strukturze nowych jakości, to Jednak badania zjawiska emergen­cji w psychologii osobowości są dopiero w stanie embrionalnym. Ogra­niczę się do kilku hipotez. Nowe właściwości mogą pojawić się we­wnątrz psychonów i między nimi, mogą dotyczyć struktur i połączeń sieciowych. W psychonie poznawczym zachodzą spontanicznie, bez interwencji z zewnątrz takie transformacje, jak rekonstrukcja sądów opisowych i wartościujących, jak ich elaboracja i hierarchizacja, jak fa­brykacja nowych elementów (Andersen, 1995). Można przypuszczać, że w psychonie motywacyjnym często pojawiają się - w wyniku prze­kształceń wewnętrznych - nowe Jakości. Motywacja braku, czyli mo­tywacja homeostatyczna zmienia się w motywację ekstensywną, czyli motywację heterostatyczną; w przypadku miłości uczucie to staje się ciągle nienasycone (Masiow, 1986). Zmiana ta ma wyraźnie charakter rozwojowy.

Psychologowie wykonali dopiero pierwszy krok prowadzący do poznania fascynujących zmian spontanicznych w strukturze osobowo­ści, ale ten pierwszy krok jest czymś więcej, niż początkiem drogi. Wskazuje on kierunek dalszych poszukiwań.

4. Zgodnie z psychotransgresjonizmem, szczególne znaczenie w rozwoju osobowości ma własna aktywność człowieka (Już J.W. Go­ethe zauważył, że osobowość jest przedmiotem czynu). Sprawca bu­duje jej kunsztowny gmach nie tylko dzięki przekazowi genetycznemu i środowiskowemu, nie tylko dzięki zjawisku emergencji, ale również dzięki - z reguły świadomym i celowym - działaniom ochronnym i transgresyjnym. Staje się więc on odpowiedzialny za realizację wła­snego projektu.

Wartość osobotwórcza działania zależy od jego rodzaju, Działania ochronne, które są powszechne, nawykowe i powtarzalne, przede wszystkim zaspokajają elementarne potrzeby, takie jak wyciszenie gło­du, zapewnienie bezpieczeństwa fizycznego czy możliwości reprodukcji gatunku. Wizyta z lekarza czy pójście do restauracji, które odbywają się zgodnie z konwencjonalnymi skryptami kulturowymi - z reguły -nie wpływają na osobowość i jej poszczególne psychony. Pozwalają jedy­nie na redukcję deficytu wartości. Przywracają przyjemny stan homeostazy.

Nie ulega jednak wątpliwości, że działania ochronne w pewnych sytuacjach wpływają na rozwój osobowości jako sieci psychonów. Dłu­gotrwała i systematyczna opieka nad dziećmi, zdrowymi lub niepełno­sprawnymi, kształtuje system potrzeb, a szczególnie rozwija potrzebę miłości i pragnienia waulacyjne. A. Schweitzer, który przez dziesięciole­cia prowadził szpital i opiekował się wioską dla trędowatych w Afryce, zmienił swoją wizję świata. Jego mozolna praca, granicząca z poświę­ceniem, wzbogaciła szczególnie psychon poznawczy i instrumentalny. Sformułował także zręby etyki opartej na chrześcijańskim pojęciu miło­ści i poszanowaniu życia. Wypracował nowy styl pracy misyjnej. Działania ochronne mogą stać się osobowościotwórczymi tylko wte­dy, gdy wykonuje się je w długim czasie i gdy nie mają one charakteru czysto szablonowego.

Znacznie ważniejszą rolę w tym procesie odgrywają działania transgresyjne, szczególnie - transgresje twórcze. W poprzedniej swojej książ­ce próbowałem udokumentować tezę, że są one źródłem kultury (Kozielecki, 1997), obecnie chciałbym wykazać, iż odgrywają one doniosłą rolę w kształtowaniu niepowtarzalnej osobowości. Po dokonaniu epo­kowych odkryć z dziedziny fizyki, odkryć, które wpłynęły na budowę bomby atomowej, A. Einstein rozwinął swoją osobowość. Nie tytko zmienił pogląd na strukturę materialnego świata, ale także zaczął głosić oryginalne, chociaż kontrowersyjne, przekonania społeczne i religijne. Odkrycia wzbudziły motywację prospołeczną; walczył z podżegaczami wojennymi. Z uczonego ślęczącego nad równaniami matematycznymi stał się przywódcą duchowym ludzkości (Gardner, 1993). Wartość osobowościowotwórczą mają nie tylko transgresje historyczne, ale rów­nież transgresje osobiste.

Dane te jeszcze raz potwierdzają tezę, że uczeni poszukują prosto­ty, a z reguły odkrywają złożoność.

4. Transgresja źródłem niezamierzonego rozwoju osobowości

Czy J.W. Goethe stworzył „Fausta'" czy „Faust" stworzył Goethe­go? Pytanie to pozornie wydaje się absurdalne. Chociaż jego forma językowa może budzić wątpliwości, to jednak - z punktu wiedzy psy­chologicznej - uważam je za rozsądne. Nie ulega wątpliwości, że wielki pisarz romantyczny napisał tę tragedię. Prawdopodobnie jego proces twórczy regulowały -wszystkie psychony- Dzięki bogatej wiedzy o świe­cie realnym i wirtualnym (psychon poznawczy), dzięki genialnym zdol­nościom artystycznym (psychon instrumentalny), dzięki motywacji utrzymującej się na wysokim poziomie przez dziesięciolecia (psychon motywacyjny), dzięki bogactwu oraz dużej kontroli nad uczuciami (psychon emocjonalny) i dzięki poczuciu własnej jedności, ciągłości oraz niepowtarzalności (psychon osobisty), mógł stworzyć to epoko­we dzieło.

Ale długotrwała praca kreatywna nad „Faustem" i innymi utwora­mi oddziaływała zwrotnie na rozwój osobowości J.W. Goethego. Roz­szerzała jego Weltanschauung wpływała na wzrost potencjału twórcze­go, zwiększała hart ducha, doskonaliła umiejętności zachowania się społecznego. Świadczy o tym druga część „Fausta", którą napisał dwa­dzieścia cztery lata po części pierwszej; potwierdza to także działal­ność społeczna, dzięki której Goethe uczynił z Weimaru ośrodek kul­turalny i literacki Europy. Zatem, pod wpływem pracy twórczej pisarz zmieniał się, doskonalił swoją osobowość i style zachowania. Można przypuszczać - znając krytyczny stosunek Goethego do samopoznania i samorozwoju - że zmiany te były niezamierzone i nieintencjonalne. Stanowiły „produkt uboczny" długiego procesu kreatywnego.

Transgresje twórcze i ekspansywne, zarówno typu P jak i typu H, są źródłem niezamierzonych zmian osobowości. Zmian tych nikt świa­domie nie projektuje i nikt nimi nie kieruje (por. Pietrasiński, 1990). Rozwój tego rodzaju przedstawiłem na rysunku 13.3.

Ryć. 13,3. Wpływ aktywności podmiotu na jego osobowość

Proces transgresyjny, jego wynik i jego konsumacja, czyli wykorzysta­nie w życiu społecznym, oddziaływują zwrotnie na osobowość sprawcy.

Aby jednak czynności przekraczania granic osobistych lub historycz­nych kształtowały osobowość sprawcy, muszą być spełnione pewne warunki. Jak stwierdziłem, rozwój jest procesem długotrwałym, który na ogół zachodzi stopniowo, powoli; przypomina on nizinną rzekę. Transgresja musi być w stosunku do niego kompatybilna. Aby się roz­wijać, nie wystarczy wykonać pojedynczego aktu „wyjścia poza", trze­ba raczej zaangażować się w działalność transgresyjną, polegającą na wykonywaniu całej sekwencji wyczynów w ciągu dłuższego czasu. Człowiek, który przez lata konstruuje modele sakralne i osiąga w tej pracy pewien stopień doskonałości, może pod wpływem takiej ambit­nej działalności uwolnić się od negatywnych cech osobowości i wzmoc­nić jej właściwości pozytywne.

Doświadczenie wskazuje, że największą wartość osobowościotwór­cza mają transgresje naturalne i rzeczywista które człowiek wykonuje w życiu społeczny, a więc w dziedzinie techniki, nauki, edukacji czy w instytucjach politycznych. Sztuczne problemy i gry, stosowane w trak­cie eksperymentu laboratoryjnego, nie mają takiej mocy sprawczej. Wreszcie, co jest oczywiste, niezamierzony rozwój osobowości można badać w zasadzie tylko śledząc transgresje konstruktywna wykonywane przez sprawcę; te ostatnie tworzą zbiór wartości pozytywnych, które­go jednym z elementów jest rozwój.

Jak z tego wynika, badanie jego należy do najtrudniejszych proble­mów psychologicznych. Mikrometody, takie jak eksperyment labora­toryjny, jak kwestionariusze osobowości, trafne i rzetelne, mają wątpli­wą wartość. Psycholog musi uciec się do metod bardziej miękkich, takich jak dokumenty historyczne, autobiografie i biografie ludzi, któ­rzy byli zaangażowani przez lata w działalność transgresyjną. Takie metody stosowało wielu badaczy (por. Boden, 1990; Beveridge, 1960; Gardner, 1993, 1998; Winner, 1982). Pewne nadzieje budzą również metody symulacyjne.

Stosując metody psychohistoryczne, H. Gardner analizował życie i twórczość kilkunastu najwybitniejszych uczonych, artystów i polity­ków naszego wieku i wykrył interesujące prawa psychologiczne. Jed­nym z nich był I. Strawiński. Kompozytor ten w czasie pracy nad bale­tami, takimi jak „Ognisty ptak" (1910), „Pietruszka" (1911) czy „Święto wiosny" (1913), pogłębiał swoją wiedzę o rosyjskiej muzyce ludowej, wsłuchiwał się w piosenki paryskich przedmieść, a także stu­diował różne style muzyki dawnej; interesował go również jazz. Dzięki temu znacznie wzbogacił dane zawarte w psychonie poznawczym, które służyły jako materiał w trakcie komponowania baletów. Dzięki przetwa­rzaniu znanych technik kompozycji, znacząco rozwinął harmonię, metarytmikę i kolorystykę orkiestrową; skonstruowane przez niego tech­niki konstytutywne i heurystyczne rozszerzyły psychon instrumentalny.

Jego utwory, a szczególnie „Święto wiosny", wywoływały oburze­nie, protesty, wrogość, czyli reakcje graniczące ze skandalem. Te suro­we oceny krytyków i słuchaczy wpłynęły na jego zachowanie się spo­łeczne; zwiększyły odporność na frustrację i stres. Zatem, ciąg transgresji muzycznych najwyższego lotu, zwiększył siłę jego „ego". Dzięki temu nie przeżywał kryzysów psychicznych, nie wpadł w depresję. Mógł więc kontynuować twórczą pracę.

Osobowość ludzka, a szczególnie osobowość jednostek wyjątko­wych, jest nader skomplikowana. Zawiera ona cechy dzieckopodobne i ce­chy człowieka dorosłego. Te pierwsze mogą być zarówno pozytywne (ciekawość poznawcza, świeżość myśli), jak i negatywne (egoizm, zmienność uczuciowa). Czy działalność transgresyjna wzmacnia, czy też eliminuje właściwości ukształtowane w pierwszych latach życia? Nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. W osobowości A. Einsteina wy­stępowały pozytywne właściwości dzieckopodobne, takie jak ciekawość, bunt przeciw konwencjom, a szczególnie umiejętność zadawania krań­cowo prostych pytań. Początkowo te cechy dziecka wpływały na jego relacje ze światem fizycznym. Po dokonaniu przełomowych odkryć, w wieku już dojrzałym, ciekawość poznawcza, protest przeciw konwen­cjom i umiejętność formułowania najprostszych pytań przeniósł na świat społeczny, na świat religii i polityki. Ten transfer wywoływał protesty otoczenia, ale jednocześnie pomagał wybitnemu uczonemu dostrzec nowe problemy i dylematy, których inni nie widzieli. Twórca teorii względności uwolnił się w dojrzałym wieku od takich właściwości dziec­ka, jak zmienność uczuć. Nauczył się kontrolować swoje emocje. Je­dynym wyjątkiem stały się uczucia estetyczne związane z odkryciami naukowymi, Zatem, pod wpływem działalności transgresyjnej osobo­wość Einsteina zmieniała się, ale zmiany te nie polegały na wyelimino­waniu większości cech dzieckopodobnych.

Proces niezamierzonego rozwoju przebiegał inaczej u Z. Freuda. Twórca psychoanalizy uważał siebie za sprawcę rewolucji intelektual­nej na miarę stulecia. Przedstawiał siebie jako osobę dojrzałą umysło­wo i emocjonalnie. W trakcie konstruowania zrębów nowego kierun­ku uwalniał się stopniowo z cech dzieckopodobnych. W jego przypadku rozwój niezamierzony łączył się z rozwojem intencjonalnym.

Transformacja osobowości T. Eliota była chyba najbardziej radykal­na. Autor „Ziemi jałowej" wyzwolił się od struktur dzieckopodobnych. Ściśle kontrolował swoje emocje, jak to czyni mąż stanu. W jego przy­padku widać elementy świadomej autokreacji.

5. Transgresja źródłem zamierzonego rozwoju osobowości. Praca nad sobą

Działanie transgresyjne staje się źródłem zamierzonego rozwoju osobowości tylko wtedy, gdy jedynym lub jednym z ważnych jego ce­lów dystalnych jest kształcenie tej struktury psychicznej i wzorców zachowania się. Alpinista zdobywa kolejne szczyty - czyli dokonuje transgresji typu P - po to, aby przeżyć fenomenologiczną przygodę. Ale Jednocześnie pragnie sprawdzić siebie i zwiększyć odporność na stres, tak potrzebną w życiu zawodowym. Wspinaczka staje się więc elementem programu pracy nad sobą i kierowania własnym rozwojem.

Mechanizm działań osobowościotwórczych jest nader skompliko­wany. Przedstawiłem go schematycznie na rysunku 13.4.

Ryć. 13.4. Mechanizm motywacyjny

Najpierw sprawca formułuje standard osobisty (S), zwany również poziomem aspiracji. Wskazuje on w jakim kierunku, i w jakim stopniu jednostka chce zmieniać siebie. Standardy te mają formę porównawczą typu „chcę być tak odważny jak Kmicic" lub formę indywidualistycz­ną typu „pragnę kontrolować w pełni swoje emocje w sytuacji spo­łecznej". W hipotetycznym systemie psychicznym, zwanym komparato­rem sprawca porównuje stan aktualny (A) ze stanem pożądanym (S). W przypadku wykrycia różnicy (D) między S i A, stara się ją zredukować.

Aby stwierdzić, jakie cele formułują jednostki lub grupy w procesie samorozwoju, przejrzałem wiele prac z dziedziny psychologii, peda­gogiki, socjologii i filozofii. Okazało się, że ludzie konstruują dwa ro­dzaje celów: cele globalne i lokalne.

l. Cele globalne- dotyczą rozwoju całej osobowości jako sieci psychonów. Wymienię najważniejsze z nich:

- od osobowości niedojrzałej do dojrzałej;

- od osobowości rozwiniętej jednostronnie do osobowości wszech­stronnej;

- od osobowości zachowawczej do ekspansywnej;

- od osobowości reaktywnej do proaktywnej;

~ od osobowości reproduktywnej do produktywnej;

- od osobowości zdezintegrowanej do zintegrowanej;

- od osobowości nieautonomicznej do autonomicznej;

- od osobowości mało zindywidualizowanej do unikatowej. Cele te są sformułowane ogólnikowo, wieloznacznie, niejasno. Przy­pominają raczej hasła na sztandarze, niż intencję, którą człowiek pra­gnie osiągnąć.

Dążenie do takich celów byłoby nieracjonalne, gdyby nie fakt, że wielu ludzi - po wybraniu globalnego celu - formułuje następnie mniej ogólne podcele i podcele podcelów; powstaje z nich drzewo celów. Dotyczą one poszczególnych psychonów lub nawet ich elementów. Człowiek, który dąży do rozwoju osobowości bardziej dojrzałej, stara się zwiększyć stopień integracji swojej tożsamości, stara się ukształto­wać umiejętności społeczne, stara się lepiej panować nad swoimi emo­cjami. Zatem, przechodzi od globalnego celu, którego bezpośrednio nie można osiągnąć do podcelów coraz mniej ogólnych, które kolejno urzeczywistnia. Ich splot - z określonym prawdopodobieństwem - zwiększa dojrzałość osobowości.

Strategia pracy nad sobą, polegająca na wysuwaniu najpierw celu globalnego, a później - sekwencji podcelów pierwszego, drugiego, trzeciego stopnia szczegółowości, jest trudna, wymaga silnej motywa­cji i znacznych kompetencji psychologicznych.

2. Bardziej powszechna strategia pracy nad sobą polega na formu­łowaniu jednego lub najwyżej kilku celów lokalnych, dotyczących okre­ślonego psychonu lub jego szczegółowego elementu. W tym przypad­ku człowiek może świadomie kształtować umiejętności społeczne, takie jak strategie prowadzenia gier czy stosowania forteli w czasie negocja­cji, które decydują o sukcesie osobistym. Często również postanawia uwolnić się od właściwości negatywnej i wzmocnić swoją silną stronę osobowości.

Uczeni i praktycy sformułowali wiele technik edukacyjnych, psycho­logicznych i psychoterapeutycznych, które ludzie czasem stosują w trak­cie samorozwoju. Szczególnie interesujące są techniki, indywidualne i grupowe, umożliwiające pełniejsze wykorzystanie i wzrost potencjału twórczego. Techniki te, mające charakter heurystyczny, polegają na wyzyskaniu m.in. analogii lub metafor w myśleniu. Wiele z nich moż­na znaleźć w erudycyjnych książkach E. Nęcka (1994, 1998).

Mniej ambitna strategia pojedynczych celów lokalnych jest prostsza i dlatego bardziej skuteczna.

6. Zmiany regresywne

Pod wpływem wielkich wydarzeń historycznych, A, Mickiewicz - znany poeta - stał się człowiekiem czynu. Zajął się organizacją regionu włoskiego, uprawiał publicystykę na łamach „Trybuny ludów", zało­żył przyczółek polskości nad Bosforem. Jednak jego romantyczna men­talność, jego fantastyczna wiara w siłę emocji i jego idee mistyczne nie pozwalały osiągać wielu transgresyjnych celów. Sprawę pogarszał fakt, że nie dysponował potrzebnymi środkami materialnymi i brak mu było umiejętności socjotechnicznych.

Te działania transgresyjne, kończące się na ogół fiaskiem, wpłynęły negatywnie na jego osobowość i style społecznego zachowania się. Przestał kontrolować swoje emocje; wybuchy gniewał i stany euforycz­ne stały się zjawiskiem powszechnym. Przeżywał depresje. Z trudem porozumiewał się z przyjaciółmi i podwładnymi. Osobowość rozstro­jona stawała się osobowością zaburzoną psychicznie (Witkowska, 1998).

Podany przykład wykazuje, że transgresja bywa nie tylko źródłem zmian progresywnych, ale również regresywnych. Najczęściej zmiany te występują łącznie, tworząc amalgamat. Chciałbym zwrócić uwagę na kilka negatywnych skutków transgresji.

l- Większość działań transgresyjnych, twórczych i ekspansywnych, wymaga silnego zaangażowania się w pracę, wymaga długiego czasu i dużej energii. Często uczeni, technicy, artyści czy racjonalizatorzy - chcąc podołać obowiązkom - rozluźniają więzi łączące ich z otocze­niem. W krańcowych przypadkach stają się eremitami żyjącymi w sa­motnej wieży. Takie warunki egzystencji często powodują regres za­chowań społecznych, a więc trudności w prowadzeniu dialogu z rodziną, kolegami, instytucjami. Często ludzie ci tracą poczucie re­alizmu. Dlatego nazywa się ich „dziwakami", „osobami chodzącymi trzy metry nad ziemią" itd.

2. Życie w warunkach częściowej izolacji, permanentny stres czy krytyka pionierskich dzieł przez ośrodki opiniotwórcze powodują roz­strojenie psychonu emocjonalnego. W.A. Mozart przeżywał okresy przygnębienia i rozpaczy, ponieważ jego dzieła z okresu dojrzałego nie spotykały się z należnym im uznaniem. Nawet M. Gandhi kilka razy wpadał w stan depresyjny. Rozstrojenie uczuć występuje również u ludzi dokonujących transgresji typu P.

Ale stany regresywne są rzadsze niż zmiany progresywne. Transgresja wpływa zatem na rozwój dwóch najważniejszych fenomenów rzeczy­wistości - osobowości i kultury fenomenów, które wzbudzają ciekawość oraz dumę i które bronią przed absurdem oraz nadają sens ludzkiemu życiu.

Rozdział XIV MECHANIZMY EKSPANSYWNE OSOBOWOŚCI. ROZWÓJ SUBSTYTUCYJNY

l. Wyjście poza psychoanalizę

Jednym z epokowych odkryć Z. Freuda i jednym z najważniejszych osiągnięć psychologii dwudziestego wieku było sformułowanie kon­cepcji mechanizmów obronnych ego. czyli specyficznych struktur sym­bolicznych, zwanych obecnie często strategiami obronnymi osobowo­ści. Uczony ten - nie bez racji - nazwał je kamieniem milowym całej psychoanalizy. Większość kierunków psychologii współczesnej zaakcep­towała tę ideę Freuda. Jednak behawioryści, psychologowie o orienta­cji fenomenologicznej i poznawczej poddali te mechanizmy swoistej rekonstrukcji, elaboracji i interpretacji. Część z nich nie wytrzymała próby czasu i została wyeliminowana. Jednocześnie wykryto nowe mechanizmy obronne. Dzięki tym transgresjom, znacznie wzrosła wie­dza o tym, jak człowiek stara się przystosować do świata (por. Grzegołowska-Klarkowska, 1986; Mischeł, 1999). Warto podkreślić, że kon­cepcja mechanizmów obronnych stała się trwałym składnikiem kultury zachodniej, podobnie jak dzieła J. Conrada czy prace N,F. Bohra. Ta­kie pojęcia jak projekcja, racjonalizacja i sublimacja weszły do języka obiegowego.

Odkrycie Z. Freuda - podobnie jak większość dokonań doniosłych - wynika z prostych obserwacji codziennych i klinicznych. Uczony ten spostrzegł, że ludzie często nie mogą zaspokoić swoich potrzeb - ta­kich jak popęd seksualny - z powodu zakazów i standardów moral­nych obowiązujących w danej kulturze. Doznają porażek w sytuacjach zagrażających i niebezpiecznych, z którymi nie dają sobie rady. Przeżywają konflikty wewnętrzne i zewnętrzne. W ich świadomości rodzą się myśli, motywy czy emocje, które są nieakceptowane nie tylko przez społeczność, ale również przez ich samych; mogą na przykład pragnąć śmierci własnego ojca.

Te porażki, te traumatyczne przeżycia i te złowrogie myśli rodzą lek, trwogę, a także poczucie winy i wstydu. Życic staje się nie do zniesienia. Aby uniknąć tych dramatycznych doświadczeń ludzie sto­sują środki zastępcze, sztuczne i paliatywne, które nazywamy mecha­nizmami obronnymi, a które uwalniają jednostkę od lęku i umożliwia­ją przystosowanie się do świata; przynoszą ulgę, ale nie leczą choroby. Zdaniem Freuda mechanizmy te są absolutnie konieczne do przetrwa­nia życia. Odgrywają kluczową rolę w adaptacji obronnej.

Psychotransgresjonizm docenia znaczenie tych odkryć Z. Freuda. Jednak wychodzi poza nie. Ludzie nie tylko wykorzystują mechani­zmy obronne osobowości, które redukują lęk, uwalniają od pesymi­zmu i ułatwiają przystosowanie się do zagrażającego świata, ale także uciekają się do mechanizmów ekspansywnych osobowości (początkowo nazwałem Je mechanizmami ofensywnymi, ale później zrezygnowałem z tej nazwy, ponieważ brzmiała ona zbyt militarnie). Mechanizmy te służą rozwojowi. Gdy jednostka nie jest zdolna dokonać transgresji osobowościotwórczej, wykorzystuje je w swoim życiu. Dzięki temu doznaje poczucia rozwoju i wzrostu osobowości, przeżywa radość i du­mę. Opanowuje ją optymizm. Ale rozwój ten nie jest rzeczywisty. Ma on charakter upozorowany, zastępczy lub wirtualny. Będę go nazywał rozwojem substytucyjnym.

Nie ma ostrej granicy między mechanizmami obronnymi i ekspan­sywnymi.

0x01 graphic

Ryć. 14.1. Zbieżność miedzy mechanizmami obronnymi i ekspansywnymi

Jak wskazuje rysunek 14.1, zakresy tych pojęć krzyżują się. Znany mechanizm samoutrudniania może służyć obronie osobowości a - w pewnych warunkach - jej rozwojowi substytucyjnemu. Gdy osoba podkłada kłody pod własne nogi i doznaje porażki, to wówczas utrzy­muje dotychczasowe poczucie własnej wartości; w tym przypadku sa­mo u trudni ani e należy do mechanizmów obronnych. Gdy jednak od­niesie sukces, to podwyższa to poczucie; możemy wówczas mówić, że samoutrudnianie staje się mechanizmem rozwoju substytucyjnego. Występuje ono więc w podwójnej roli.

W rozdziale tym najpierw scharakteryzuję wybrane mechanizmy obronne Z. Freuda, a dopiero później zajmę się mechanizmami eks­pansywnymi. Znajomość tych pierwszych pozwoli lepiej zrozumieć strukturę i funkcję tych ostatnich.

2. Charakterystyka mechanizmów obronnych

1. W systemie mechanizmów obronnych wyróżnione miejsce zaj­muje represja^ czyli wyparcie. Polega ona na usuwaniu ze świadomości myśli o ni e zro związanych konfliktach, o przykrych, upokarzających przeżyciach, wywołujących lęk i trwogę. Człowiek przestaje zdawać sobie sprawę z osobistych klęsk, dramatów, zagrożeń. Młody nauko­wiec za obietnicę otrzymania paszportu w czasach realnego socjalizmu zgodził się współpracować ze służbą bezpieczeństwa, zgodził się pisać raporty o obcym kraju. Po tym nierozsądnym kroku zaczęły dręczyć go wyrzuty sumienia i poczucie winy. Nic mógł znaleźć sobie miejsca na ziemi. Wyparcie tych niegodnych zachowań przywróciło mu spokój ducha. Jednak - wbrew potocznej opinii - zagrażające przeżycia, cho­ciaż wyparte z centrum uwagi, nie giną. Znajdują się one w nieświa­domości i wywierają wpływ na zachowanie, chociaż jednostka nie zda­je sobie z tego spraw)'. Represja przynosi ulgę - jak każdy paliatyw - ale nie usuwa przyczyny.

2. Ważne miejsce wśród mechanizmów obronnych zajmuje projek­cja'^ polega ona na rzutowaniu w sposób nieświadomy negatywnych cech osobowości, motywów i emocji na inne osoby. Własne uczucie nienawiści czy agresywne działania przypisywane są komuś zupełnie niewinnemu. Jest to mechanizm dość powszechny- W jednym z eksperymentów proszono studentów, aby ocenili, w jakim stopniu ich zna­jomi posiadają cztery niepożądane właściwości, a mianowicie skąpstwo, upór, nieśmiałość i skłonność do nieporządku. Jednocześnie każdy stu­dent miał sformułować samooceną na ten temat. Zaobserwowano in­teresujące zjawisko. Badani posiadający wymienione wady - z czego nie zdawali sobie sprawy - przypisywali je znajomym (Kozielecki, 1998). Taka projekcja przynosi ulgę i pozwala utrzymać dotychczasowe po­czucie wartości.

3. Znacznie bardziej skomplikowany jest mechanizm, zwany reak­cja upozorowana. Jednym ze sposobów usunięcia nieakceptowanych i zagrażających konfliktów, przekonań czy form postępowania jest wy­tworzenie reakcji przeciwstawnej, zwanej reakcją upozorowaną. Reak­cja ta - nienaturalna, przesadna i sztuczna - kontrastuje z powszech­nymi zachowaniami się jednostki, co doświadczony psycholog bez trudu zauważy. Człowiek, który przejawia skłonności do działań autorytar­nych, agresywnych i wrogich w sytuacjach społecznych, zaczyna my­śleć o sobie jako o osobie skromnej, nieśmiałej i łagodnej. Jednocześnie wykazuje wobec innych przesadną dbałość, troskliwość i tolerancyjność. Taka nieuświadomiona reakcja upozorowana broni go przed wyrzuta­mi sumienia i innymi negatywnymi przeżyciami.

4. Bardzo powszechny jest mechanizm racjonalizacji. Polega ona najczęściej na nieadekwatnym wyjaśnianiu przyczyn swojego zachowa­nia. Motywy i przekonania kontrowersyjne są zastępowane przez mo­tywy i przekonania „mile widziane". Twórca reformy gospodarczej, który wprowadza ją w sposób autorytarny, który stosuje środki siły wobec niepokornych, wierzy i próbuje przekonać otoczenie społecz­ne, że używa bezwzględnych metod dlatego, aby przyspieszyć rozwój ekonomiczny kraju, że kieruje się „interesem ogółu". Podkreśla więc, iż jego motywy działania są zawsze szlachetne. Taka racjonalizacja broni człowieka przed negatywnymi przeżyciami.

5. Z. Freud uważał, że sublimacja jest szczególnie ważna w dzie­dzinie nauki, sztuki, kultury. Człowiek, który nie umie zaspokoić swo­jego popędu seksualnego w sposób naturalny, może go sublimować pisząc wiersze, zajmując się modelarstwem czy uprawiając jazdę kon­ną. Mechanizm ten odgrywa znaczną rolę u ludzi niepełnosprawnych. Młodzież skazana na poruszanie się na wózku inwalidzkim, która nie może uprawiać ulubionych sportów wodnych, poświęca się malarstwu lub zaczyna osiągać wybitne wyniki w badaniach medycznych. Sublimacja, prowadząca często do transgresji typu P lub typu H, uwalnia od lęku i cierpienia.

Badanie mechanizmów obronnych osobowości, to badanie różno­rodności, które pozwala dostrzec mądrość organizmu i surowe piękno jego zachowania się. Według najbardziej dociekliwych autorów ludzie stosują przeszło trzydzieści mechanizmów obronnych, przy czym każdy z nich ma kilka wariantów i odmian. Tak więc projekcja polega nie tylko na rzutowaniu własnych negatywnych cech na innych ludzi (projekcja klasyczna), ale również na przypisywaniu toczeniu społecznemu wła­ściwości, które są uzupełnieniem cech własnych (projekcja komplemen­tarna). Mechanizmy obronne osobowości są składnikami złożonej sieci.

Różnorodność ta nic jest przypadkowa. W rzeczywistym świecie, w którym możliwości zaspokajania potrzeb bywają ograniczone, w któ­rym istnieją konflikty oraz sprzeczne interesy, w którym występują zja­wiska zagrażające i traumatyczne, człowiek - chcąc przetrwać - musi uciekać się do środków zastępczych i paliatywnych. Środki te - przy­najmniej doraźnie - wyciszają lek, trwogę, poczucie winy i przynoszą ulgę. Różnorodność światów wymaga różnorodności środków symbo­licznych. W miarę pogarszania się warunków ~ na przykład w okresie kryzysu osobistego czy społecznego - ludzie częściej uciekają się do różnych form racjonalizacji, projekcji czy sublimacji. W ten sposób zwiększają swoją szansę przetrwania trudnych momentów i podnoszą poziom adaptacji obronnej, a adaptacja ta stanowi główny cel funk­cjonowania tych mechanizmów.

Mechanizmy obronne osobowości - co trzeba szczególnie podkre­ślić - są z reguły strukturami nieświadomymi. Symboliczne interpreta­cje i wyjaśnienia odbywają się poza kontrolą uwagi podmiotu. Czło­wiek, który dokonuje aktu projekcji, który przypisuje innym swoje negatywne cechy, nie zdaje sobie sprawy z tych myślowych manipula­cji. Nie prowadzi więc jawnej gry, nie stosuje forteli, nie oszukuje sie­bie i innych. Generuje w sposób nieuświadomiony reakcję defensywną, która pozwala mu utrzymać pozytywny obraz własnej osoby. Gdyby jednostka zdawała sobie sprawę z projekcji, to mechanizm ten nie speł­niałby funkcji obronnych.

Wreszcie, mechanizmy te - podobnie jak wszelkie środki paliatyw - są zawodne i ryzykowne. Symboliczne interpretacje nie zastępują rzeczywistych działań ochronnych, nie zawsze rekompensują prawdzi­wego deficytu wartości. Ich znaczenie bywa doraźne i zastępcze, tak jak sacharyna stanowi tylko namiastkę cukru. Pisał trafnie E. Hilgard (1967): „Jeśli potrafimy racjonalizować porażki, które inaczej mogły­by doprowadzić do rozpaczy, lub jeśli umiemy znaleźć częściowe uspra­wiedliwienie dla postępowania, które w przeciwnym razie kazałoby nam gardzić sobą, to takie mechanizmy obronne dają nam oparcie, dopóki nie będziemy mogli wypracować lepszych rozwiązań konfliktów. Są one bowiem środkami podobnymi do lekarstw, które łagodzą symptomy, nie lecząc choroby".

Podobnie jak wszystkie lekarstwa, racjonalizacja, projekcja czy sublimacja często prowadzą do niepożądanych skutków ubocznych. Jed­nym z nich jest strata realizmu w działaniu. Człowiek, który ucieka się do nieświadomej i tendencyjnej interpretacji zachowań własnych i zachowań innych ludzi traci kontakt z otoczeniem. Doznaje złudze­nia, że obraz świata jest tożsamy z prawdziwym światem, że model Hotelu Marioli, zbudowany w piaskownicy, przypomina hotel warszaw­ski. Mechanizmy obronne zniekształcają również samowiedzę jednostki, co utrudnia skuteczne działanie w środowisku. W krańcowych przy­padkach prowadzą do zaburzeń osobowości i kryzysów egzystencjal­nych.

Mimo tych negatywnych skutków, odgrywają one doniosłą rolę w życiu człowieka, a szczególnie w adaptacji obronnej. Były stosowa­ne przez ludzi w każdym okresie historycznym i w każdym kręgu kul­turowym. Ich długie trwanie przemawia za ich znaczeniem psycholo­gicznym. Wskazuje także na to, że mają humanistyczny wymiar.

3. Przegląd mechanizmów ekspansywnych

W przeciwieństwie do bogatej wiedzy o mechanizmach obronnych, dane na temat mechanizmów ekspansywnych osobowości są ubogie, rozproszone i nie w pełni uzasadnione. Twierdzenia zawarte w tym punkcie mają więc status hipotez i przypominają poglądy obiegowe.

Ryć- 14,2. Mechanizmy ekspansywne osobowości

Jak wynika z rysunku 14.2, wyróżniam dwa rodzaje mechanizmów ekspansywnych. Pierwsze z nich nazwałem indywidualistycznymi, po­nieważ w czasie ich tworzenia jednostka nie odwołuje się do społecz­nego układu odniesienia. Nie porównuje siebie z innymi, nie formułu­je sądów komparatywnych. Zachowuje się jak eremita. Do tej grupy należą mechanizm samoidealizacji i mechanizm samo aktualizacji; za­tem w psychotransgresjonizmie samoaktualizacja nie jest potrzebą, ale mechanizmem ekspansywnym osobowości. Do mechanizmów kompa­ratywnych zaliczyłem mechanizm identyfikacji i mechanizm superioryzacji. Omówię je kolejno.

l. Wykorzystując mechanizm samoidealizacji, człowiek tworzy wy­idealizowaną koncepcję własnej osobowości i stylów zachowania się. Przypisuje sobie takie pozytywne przymioty, jak wysoką inteligencję, silną motywację, odporność na stres czy cnoty moralne. Wyolbrzymia własne czyny transgresyjne; czasem bezwiednie je fabrykuje. Włącza do tej koncepcji legendy, mity i iluzje. Tę koncepcję osobowości, zwa­ną też „ja idealnym", utożsamia z „ja prawdziwym". Myli opis z prze­pisem, ja pożądane z ja realnym (Kozielecki, 1986).

Szkicując autoportrety, malarze często ulegali mechanizmowi samo­idealizacji (Wallis, 1964, 1966). Upiększali swoje rysy, obdarzali siebie kryształowym charakterem i filozoficzną mądrością. Tak prezentował siebie A. van Dyck i J. Matejko. Ten sam mechanizm występuje w ner­wicy (Horney, 1978). Neurotycy często przedstawiają siebie jako oso­by bardzo wartościowe, mądre i społecznie dojrzałe, co mija się z praw­dą. Nie dostrzegają swoich słabości i wad. Dzięki temu pojawia się neurotyczna duma i pycha.

Mechanizm samoidealizacji - występujący w różnych formach ~ daje złudzenie rozwoju osobowości. Potwierdza i podwyższa poczucie własnej wartości. Wywołuje uczucia pozytywne, takie jak radość, przyjemność i dumę. Jednocześnie odrealnia wiedzę o sobie. Prowadzi do stopniowej samoalienacji. Rodzina, koledzy, przełożeni szybko przekonują się, że dana Jednostka brązowi siebie. Fakt ten zaburza normalne kontakty między­ludzkie. Bilans zysków i strat związanych z idealizacją może być negatywny.

2. W zbiorze indywidualistycznych mechanizmów ekspansywnych umieszczam także samoaktualizację. Ten szokujący pogląd wymaga wyjaśnienia. Jak powszechnie wiadomo, A. Masiow, C. Rogers i inni psychologowie o orientacji fenomenologicznej uważali samoaktualizację (samorealizację) za najważniejszą potrzebę ludzką. W procesie jej zaspokajania jednostka wykorzystuje swoje naturalne potencje, swój talent, swoje kompetencje twórcze, swoje możliwości społeczne. Dzięki temu rozwija się jej niepowtarzalna i autonomiczna osobowość.

Jednak wyniki badań - przedstawione w rozdziale XIII - nie po­twierdzają tych przekonań. Jedynie 1% ludzi, których biografie anali­zował A. Masiow, samoaktualizuje się. Jednocześnie, znaczny procent jednostek wychowanych w naszej kulturze, deklaruje słownie, że w ży­ciu starają się wykorzystać swoje możliwości i talenty, że zależy im, aby ich osobowość była autonomiczna, twórcza i unikatowa. Deklaracje te można uznać za mechanizm ekspansywny. Dzięki niemu ludzie doznają poczucia rozwoju, ale jest to rozwój upozorowany, zastępczy i substy­tucyjny. „Skoro się samoaktualizuje - myślą z całym przekonaniem, wbrew oczywistym faktom - to kształtuję swoją niepowtarzalną oso­bowość i się rozwijam". Jest to jednak tylko lip service, a nie rzeczywi­sta praca nad sobą.

Dzięki temu mechanizmowi ekspansywnemu jednostka może po­twierdzić i zwiększyć poczucie własnej wartości, może przeżywać ra­dość i dumę, może stać się optymistką. W każdym razie mechanizm ten daje pewne korzyści doraźne.

Samoaktualizacja, która w przeszłości była często obiektem krytyki, znalazła nowe miejsce w całokształcie wiedzy o człowieku; stała się jed­nym z mechanizmów ekspansywnych. Takie ujęcie, chociaż zmniejsza znaczenie tej struktury, jest bardziej uzasadnione.

3. Identyfikacja należy do zbioru mechanizmów komparatywnych. Może ona służyć zarówno obronie, jak i rozwojowi (por. Grzegołowska-Klarkowska, 1986). W tym ostatnim przypadku jednostka utożsa­mia się z wybranym wzorem osobowym. Może nim być wybitna po­stać z życia publicznego, uczony, pisarz, polityk, sportowiec. Postać ta zajmuje wysoką pozycję na skali społecznych porównań. Jednostka przejmuje cechy osobowości tej postaci i jej style zachowania się. Młody pisarz, którego wzorcem stał się A. Camus, uważa, iż posiada jego możliwości twórcze, jego oryginalność oraz jego dojrzałość moralną, i że dzięki zaangażowaniu się w pracę literacką, osiągnie sukcesy auto­ra „Dżumy".

Autoportrety identyfikacyjne często szkicowali malarze. Utożsamiali się z wybitnym artystą lub świętym. Klasyczny przykład takiego obra­zu stworzył A. Durer (około roku 1500); identyfikował się on z Chry­stusem. Przedstawił siebie jako człowieka z wysokim czołem, wielkimi i mądrymi oczami oraz pięknymi ustami. Wcielił się w postać uducho­wioną, pełną filozoficznego spokoju i harmonii. W rzeczywistości ma­larz ten zupełnie nie przypominał - nawet fizycznie - Chrystusa.

Identyfikacja z osobą wybitną podnosi poczucie własnej wartości. Wywołuje radość i dumę. Motywuje do naśladownictwa czynów swo­jego wzoru osobowego. Jednocześnie jednak prowadzi do wyrzecze­nia się swojego ja i do samoalienacji. Bilans zysków i strat psycholo­gicznych w dużej mierze zależy od tego, jaka postać staje się wzorcem osobowym.

4. Mechanizm superioryzacji, który można by nazwać również me­chanizmem samowywyższania się, znacznie różni się od identyfikacji. W tym przypadku człowiek nie utożsamia się z wybranym wzorcem. Ma wyższe aspiracje. W skali społecznych porównań przyznaje sobie najwyższą pozycje. Uważa, że jest najzdolniejszym, najbardziej praco­witym i najsilniejszym. Przypisuje sobie czyny transgresyjne na miarę historyczną. Często fabrykuje swoje dokonania (por. Greenwald, 1980; Kozielecki, 1986).

Wywyższaniu swojej osoby nierzadko towarzyszy deprecjacja innych.

Drastycznym przykładem poniżania, upokarzania i zemsty na rywalach jest postępowanie J". Stalina. Charakteryzując jego działalność w latach trzydziestych N. Bucharin pisał: „...zawsze mści się na człowieku, któ­ry w jakiś sposób jest większy i wybitniejszy... Jeśli ktoś lepiej przema­wia niż Stalin, jest stracony: Stalin nie zostawia go wśród żywych, po­nieważ ten człowiek zawsze będzie pamiętał, że on, Stalin, nie jest pierwszy i najlepszy. Jeśli ktoś pisze lepiej od Stalina, spotyka go nie­szczęście, ponieważ on, Stalin, i tylko on może być największym pisa­rzem...". Ten krańcowy przykład historyczny pokazuje, że w procesie degradacji innych osób, szczególnie osób wybitnych, można stosować środki administracyjne i represyjne. Wówczas ta siła i zakaz zastępują rzeczywiste osiągnięcia transgresyjne.

Mechanizm superioryzacji wiąże się z powszechnie znanym zjawi­skiem megalomanii jednostkowej i narodowej (Kozielecki, 1995a). Zja­wisko to występowało i występuje w wielu krajach, m.in. w Polsce. Polacy, szczególnie żyjący w okresie zaborów, uważali, iż nasz naród, zajmujący w centrum kontynentu i charakteryzujący się rzekomą wy­ższością duchową, ma do spełnienia wobec sąsiadów misję dziejową. Nikt dzisiaj nie głosi tak żenujących poglądów, ale osobowość megalomańską posiada wielu ludzi.

Superioryzacja jest najbardziej radykalnym mechanizmem ekspan­sywnym. Człowiek, który go wykorzystuje, uważa - wbrew faktom -iż ma najbardziej rozwiniętą osobowość i iż dokonał najbardziej szla­chetnych czynów transgresyjnych; dotarł więc rzekomo do nieprzekra­czalnej granicy. Poglądy takie są nader ryzykowne. Często prowadzą one do tragedii osobistych i cierpień społecznych.

4. Rola mechanizmów ekspansywnych

Chociaż nie ma ostrej granicy między dwoma rodzajami mechani­zmów osobowości, to jednak mają one swoistą strukturę i pełnią od­mienne funkcje regulacyjne. Teoria mechanizmów obronnych ego jest częścią psychoanalizy, która przyjmuje określoną koncepcję człowieka. Zgodnie z nią jednostka przypomina pionek sterowany przez przekaz genetyczny i ograniczany przez kulturę; jego życie utrudnia ciągły konflikt istniejący między libido i zakazami moralnymi oraz społecznymi. Ego nie umie go rozwiązać i ucieka się do mechanizmów obron­nych, które umożliwiają przystosowanie się do zmiennego i wrogiego świata- Psychoanalitycy myśleli o człowieku w sposób negatywny, my­śleli o nim jako o jednostce działającej nieświadomie i często irracjo­nalnie. Stworzyli niedoskonały, pesymistyczny i kliniczny wizerunek człowieka. Jego największym problemem staje się pytanie, jak opano­wać lęk? Mechanizmy obronne częściowo pozwalają go rozwiązać.

W przeciwieństwie do psychoanalizy, zwolennicy psychotransgresjonizmu myślą o człowieku w kategoriach pozytywnych. Szkicują portret jednostki zdrowej, względnie optymistycznej, która podejmuje działa­nia transgresyjne, będące źródłem kultury i rozwijające osobowość. Te działania potwierdzają i podnoszą poczucie własnej wartości. Wzbu­dzają emocje pozytywne, takie jak radość czy dumę.

Jednak w pewnych okolicznościach człowiek nie może zaangażo­wać się w czyny transgresyjne i nie może się rozwijać. Wówczas ucieka się do mechanizmów ekspansywnych. Pełnią one szereg funkcji.

1. Mechanizmy te są strukturami symbolicznymi, które prowadzą do substytucyjnego rozwoju. Jest to rozwój zastępczy, upozorowany, wirtualny. Człowiek, który konstruuje koncepcję samoidcalizacyjną, wierzy, iż jego osobowość jest dojrzała i że jego czyny są doniosłe. To przekonanie pozwala mu dowartościować siebie. Jednak mechanizmy substytucyjne dają tylko doraźne efekty. W sytuacjach krytycznych jed­nostka przekonuje się, że ulegała samoidealizacji, że atrapę domu przyj­mowała za rzeczywistą budowlę. Wówczas musi powrócić do rzeczy­wistych działań.

2. Różnica między mechanizmami obronnymi i ekspansywnymi jest najjaskrawiej widoczna w sferze emocjonalnej. Te pierwsze wyciszają lęk i trwogę, redukują rozpacz i cierpienie. Celem tych drugich jest wy­wołanie zadowolenia i radości, nadziei i dumy. Mówiąc ogólniej - mechanizmy obronne minimalizują emocje negatywne, mechanizmy ekspansywne zaś maksymalizuje uczucia pozytywne. Dzięki temu wpły­wają na dobrostan jednostki i mogą uruchomić motywację do działań ochronnych lub transgresyjnych.

3. Psychoanalitycy silnie podkreślali, iż mechanizmy obronne są niezbędne i konieczne w procesie przystosowania się. Człowiek musi usunąć ze świadomości zagrażające przeżycia, aby móc spokojnie wy­konywać codzienne czynności. Życie bez stosowania tych mechanizmów staje się niewyobrażalne. Tymczasem psychotransgresjonizm nic przy­pisuje tak dużej wagi mechanizmom ekspansywnym. Pełnią one pew­ną rolę tylko wówczas, gdy człowiek nie jest w stanie normalnie dzia­łać, gdy nie może ze względów subiektywnych lub obiektywnych kształtować swojej osobowości i podejmować rzeczywistych czynności w czterech światach,

Transgresja wyzwala jednostkę od mechanizmów ekspansywnych i od złudzenia substytucyjnego rozwoju, tak jak wschodzące słońce budzi ją z głębokiego snu.

Część trzecia - praktyczna

ZASTOSOWANIE PSYCHOTRANSGRESJONIZMU W PSYCHOTERAPII I EDUKACJI

„Najważniejsza rzeczą w życiu człowieka; co być po­trzebnym innym ludziom".

T. Tomaszewski, 1968

„ To, co potrafimy zrozumieć, potrafimy także wcielić w życie''.

I.Tischner, 1999

Rozdział XV O PSYCHOTERAPII TRANSGRESYJNEJ

l. Dwa filary psychoterapii

Kiedy przeszło sto lat temu - dokładnie] w 1880 roku - lekarze i psychologowie zaczęli stosować elementy nowoczesnej psychoterapii, nikt nie przewidywał, że „kuracja mówiona" (talk therapy) zaburzeń psychicznych stanic się jedną z użyteczniejszych metod leczniczych i jed­nym z ważniejszych fenomenów, które weszły na trwałe do zachodniej kultury (Grzesiuk, 2000). W ciągu mijającego wieku rozwinęły się róż­norodne oddziaływania psychoterapeutyczne oparte na określonych orientacjach teoretycznych. Opracowano setki technik i form leczni­czych. Powstały różnorodne szkoły psychoterapeutyczne. To dzięki psychologom klinicznym, psychiatrom, psychoanalitykom i doradcom duszpasterskim powstała suwerenna metoda o znacznym stopniu sku­teczności leczenia zaburzeń psychicznych i psychosomatycznych, me­toda pomagająca ludziom rozwiązywać ich problemy życiowe oraz uła­twiająca przystosowanie się do świata. I może najważniejsze - to dziecko dwudziestego wieku przesiąknięte jest duchem humanizmu.

Ten szybki rozwój metod, form i technik psychoterapeutycznych wypływa z dwóch źródeł. Po pierwsze, współczesna medycyna - opar­ta w dużej mierze na zaawansowanej technologii i środkach chemicz­nych - często gubi wymiar ludzki. Lekarze na ogół nie umieją roz­mawiać z pacjentem, szczególnie nie umieją go wysłuchać. Ich postępowanie bywa autorytarne, arbitralne i paternistyczne. Trafnie pisze K. Jankowski (1999), że medycyna nigdy nie miała tak wiele do zaoferowania pacjentom, a ci ostatni nigdy nie mieli tak wiele powodów do narzekań. Chociaż jest ona wciąż humanitarna, to staje się coraz mniej humanistyczna. Dlatego wielu pacjentów odwraca się ple­cami do medycyny konwencjonalnej i poszukuje bardziej ludzkich form leczenia.

Drugą przyczyną rozwoju psychoterapii są problemy, które rodzi współczesna cywilizacja. „Nawet niespecjalistę - pisał A. Kępiński (1985) - uderza dysproporcja między naukowo-technicznymi osiągnięciami naszej cywilizacji a stopniem zadowolenia z własnego życia. Jest to swoisty smutek spełnionych baśni. Najśmielsze marzenia ludzkości zi­ściły się, a mimo to człowiek się nie cieszy, co więcej -jest niezadowo­lony z tego, co stworzył... czuje bezsens własnej egzystencji, tęskni za formami życia bardziej prymitywnymi i prostszymi, za powrotem do natury, buntuje się przeciw czasom, w których żyje...". Chociaż po­glądy A. Kępińskiego są zbyt jednostronne i zbyt pesymistyczne, to nie ulega wątpliwości, iż współczesne społeczeństwa postkapitalistyczne rodzą problemy osobiste, z którymi człowiek nie daje sobie rady, że powodują powstanie kryzysów egzystencjalnych, których nie rozu­mie, że wywołują zaburzenia psychiczne, które wymagają leczenia.

Psychoterapia najczęściej jest definiowana jako specyficzna metoda leczenia głównie zaburzeń neurotycznych i psychosomatycznych za pomocą sprawdzonych środków oraz oddziaływań psychologicznych. Korzystają z niej również ludzie, którzy nie umieją samodzielnie pora­dzić sobie z własnymi problemami życiowymi, takimi jak nieśmiałość w sytuacjach publicznych. Do psychoterapeuty zgłaszają się także oso­by w pełni zdrowe, które pragną być bardziej efektywne, bardziej twór­cze i bardziej szczęśliwe. Środkiem kuracji nie są farmakologia i wyra­finowane urządzenia techniczne, ale mądre słowo, skierowane do pacjenta lub osoby poszukującej pomocy.

Metoda ta opiera się na dwóch filarach; wiedzy teoretycznej, czasem zwanej „wiedzą zimną" i praktycznego doświadczenia^ określanego przez niektórych jako „wiedza gorąca".

l. Twórcy metody psychoterapeutycznych najczęściej wykorzystu­ją osiągnięcia teoretyczne głównych kierunków współczesnej psycho­logii, kierunków, które omawiałem w poprzednich częściach. Terapia psychoanalityczna nawiązuje często do koncepcji Z. Freuda, a szcze­gólnie do jego struktury i dynamiki osobowości. Przyjmuje, że przy­czyną zaburzeń neurotycznych dorosłych są nie rozwiązane, nieświadome konflikty z okresu dzieciństwa. Akceptując tę teorię, terapeuta stara się pomóc danej osobie zrozumieć te konflikty i rozwiązać je. Dzięki temu jednostka odzyskuje zdrowie. Tymczasem terapia behawiorystyczna asymiluje koncepcję człowieka zewnątrzsterownego, zde­terminowanego przez środowisko. Wykorzystując prawa uczenia się i wzmocnienia pozytywnego terapeuta stara się zmodyfikować patolo­giczne zachowanie. Dzięki wygaszaniu reakcji niepożądanych i ucze­niu reakcji korzystnych można wyleczyć pacjenta, można wyciszyć jego zaburzenia psychiczne. Zwolennicy terapii poznawczej rozumieją czło­wieka jako samodzielny układ przetwarzający informacje według pew­nych praw. W procesie leczenia starają się zmienić nieprawidłowy spo­sób myślenia danej osoby. Restrukturalizacja, innowacyjna interpretacja i elaboracja przekonań, to środki, za których pomocą jednostka może uporać się ze swoimi kłopotami życiowymi. Wreszcie, terapia egzysten­cjalno-humanistyczna (a raczej - egzystencjalno-fenomenologiczna) przyjmuje, że zachowanie się człowieka motywowane jest przez po­trzebę rozwoju i samorealizacji. Zablokowanie tej potrzeby przez wro­gie środowisko staje się źródłem większości patologii i problemów życiowych. Kuracja, taka jak terapia skoncentrowana na osobie C. Ro-gersa, pozwala usunąć te zaburzenia i prowadzi do prawidłowego roz­woju osobowości.

Jednak wykorzystanie wiedzy teoretycznej, którą przedstawiłem, jest zadaniem bardzo trudnym. Odwołam się do analogii. Każdy inżynier zdaje sobie sprawę, że osiągnięć fizyki współczesnej nie można bezpo­średnio zastosować w dziedzinie przemysłu. Aby je wyzyskać, trzeba najpierw opracować przepis technologiczny, a dopiero później skon­struować - według tego przepisu - określone urządzenie techniczne. Podobnie jak w psychologii. Terapeuta, który zna teorię Z. Freuda czy teorię A. Masłowa, musi umieć za pomocą reguł przekładu przystoso­wać je do praktycznych zadań. Musi ogólne i abstrakcyjne twierdzenia o człowieku przekształcić w konkretne procedury i heurystylki. Bez znajomości tych reguł przekładu wiedzy teoretycznej, oddziaływanie terapeutyczne najczęściej kończy się niepowodzeniem.

2. Drugim filarem psychoterapii jest doświadczenie osobiste, zdo­byte w czasie długoletniej praktyki klinicznej. Tak jak chirurg nie jest w stanie wykonać nawet prostego zabiegu wycięcia woreczka żółcio­wego, bez umiejętności nabytych w sali operacyjnej, tak samo psycholog nie będzie dobrym terapeutą bez doświadczenia zdobytego w trak­cie leczenia pacjentów i niesienia im pomocy. Doświadczenie to po­zwala zrozumieć człowieka cierpiącego, pozwala zdobyć jego zaufanie i szacunek, pozwala zapewnić choremu poczucie bezpieczeństwa. Dzięki niemu powstaje często związek emocjonalny między uczestnikami pro­cesu terapeutycznego; związek, który należy do najważniejszych środ­ków leczniczych.

Te dwa filary omawianej metody są równoważne. Dzięki wiedzy teoretycznej staje się ona profesjonalna. Tymczasem, bezpośrednie, holistyczne i nasycone emocjami doświadczenie nadaje jej ludzki wy­miar. Można powiedzieć, że psychoterapia jest jednocześnie nauką sto­sowaną i sztuką.

Struktura czasowa tej metody może być różna; inny przebieg ma kuracja psychoanalityczna niż poznawcza. Najczęściej wyróżnia się pięć faz psychoterapii, w których chodzi o osiągnięcie określonych celów. Fazy te w sposób schematyczny przedstawiłem na rysunku 15.1.

W początkowym etapie terapeuta - czasem łącznie z pacjentem - ustala, jakie zaburzenia psychiczne występują u osoby poszukującej pomocy, jakie problemy osobiste utrudniają jego życie. Jedną z możli­wych diagnoz jest depresja lub psychonerwica. Najtrudniejszym eta­pem wydaje się ustalenie prawdopodobnej etiologii schorzenia; często bowiem przyczyny jego są nieznane. Na podstawie wiedzy o diagno­zie i etiologii terapeuta wybiera technikę leczenia lub technikę rozwią­zywania problemu życiowego. Technika ta musi być skuteczna, przy­stosowana do osobowości pacjenta i jego oszczędności finansowych. Po podjęciu decyzji następuje etap długotrwałego lub krótkotrwałego leczenia. W końcowej fazie terapeuta, czasem wraz z pacjentem, oceniają jego efekty- Fazy te nie muszą występować w omówionej kolejności.

W rozdziale tym spróbuję wykazać, że psychotransgresjonizm można wykorzystać w psychoterapii, w leczeniu zaburzeń psychicznych, w roz­wiązaniu problemów życiowych, w rozwoju osobowości. Ponieważ kierunek ten dopiero się rozwija, rozważania moje należy traktować Jako propozycje, które mogą służyć praktykom w dopracowaniu tera­pii transgresyjnej. Kiedyś trzeba postawić pierwszy krok.

2. Człowiek według psychotransgresjonizmu

Fundamentem, na którym powstaje psychoterapia transgresyjna.jest kierunek naukowy zwany psychotransgresjonizmem. Jego przedmiot badań, jego założenia ontologiczne dotyczące człowieka, jego zbiór teorii, a szczególnie - sieciowa teoria osobowości, jego badania nad ludzkim myśleniem i działaniem omówiłem dość obszernie w pierw­szej i w drugiej części tej książki. Obecnie ograniczę się do przedsta­wienia - w sposób syntetyczny i w odmiennym ujęciu - tych fragmen­tów wiedzy teoretycznej, które odgrywają doniosłą rolę w procesie konstruowania technik terapeutycznych. Zakładam, że trafny jest po­gląd legendarnego S. Johnsona, że nikt przy zdrowych zmysłach nie czyta książek od początku do końca. Psychologowie - praktycy ogra­niczają się na ogół do studiowania rozdziałów poświęconych zastoso­waniom wiedzy.

Psychotransgresjonizm - w przeciwieństwie do behawioryzmu i psy­choanalizy - akceptuje pozytywna koncepcję człowieka. Ujmuje go jako samodzielny byt sprawczy, który obdarzony jest wolnością wyboru i który jest samosterowny. Jego wewnętrzne siły motywacyjne decydują o tym, w jakim kierunku podąża i jakie cele osiąga. Nastawiony jest na rozwój, zarówno świata wewnętrznego, jak i świata ekosocjokulturowego. Zachowuje się zgodnie z zasadami ograniczonej racjonalności. W większości sytuacji - chociaż nie zawsze - myśli i działa świadomie;

posiada więc niepełną świadomość. Z natury nie jest ani dobry, ani zły. To w trakcie aktywności, w czasie czynów i wyczynów staje się ludzki albo nieludzki; wówczas kształtuje się także jego sumienie. Ta pozytywna koncepcja człowieka nie ma rodowodu mitycznego, lecz opiera się na faktach empirycznych i obserwacjach historycznych.

Człowiek jako samodzielny sprawca wykonuje dwa rodzaje działań. Działania ochronne (zachowawcze, adaptacyjne) są nawykowe, codzien­ne i powtarzalne. Ich celem jest zdobycie elementarnych dóbr, które zaspokajają podstawowe potrzeby, takie Jak pokarm, dach nad głową, zdrowie czy bezpieczeństwo fizyczne. Czynności te, chociaż tak waż­ne w procesie przystosowania się, nie znajdują się w centrum zaintere­sowań psychorransgresjonizmu.

Głównym przedmiotem jego badań są myśli i działania transgresyjne (transgresje). Wykonując je, sprawca przesuwa granice własnych możliwości i osiągnięć czy - mówiąc potocznie - przekracza siebie. Wychodzi poza to, czym jest i co posiada. Rozszerza swoje terytorium, dokonuje odkryć i wynalazków, tworzy dzieła sztuki, tamie tabu i nor­my moralne, przeprowadza reformy gospodarcze i dokonuje prób samorozwoju. Dzięki tym intencjonalnym czynom i wyczynom, zdoby­wa lub generuje nowe wartości, które gratyfikują jego wyższe potrzeby, takie jak poczucie własnej wartości {self-esteem}. Najcenniejsze trans­gresje wzbogacają kulturę i kształtują własną osobowość; są zatem źró­dłem rozwoju wewnętrznego i zewnętrznego.

Transgresje, których sprawca dokonuje w czasie rozwiązywania pro­blemów, w trakcie rozwijania tematów i w procesie rozgrywania gier interpersonalnych, są różnorodne. W tym rozdziale chciałbym przy­pomnieć ich główne rodzaje.

l. Transgresje osobiste (P) polegają na przekroczeniu przez sprawcę granic jego własnych osiągnięć. Granice te zostały już poprzednio prze­sunięte przez innych. Jako przykład tego rodzaju wyczynów można wymienić zdobycie znanego szczytu, amatorskie ulepszenia techniczne czy oryginalne rysunki dzieci. Gdy jednak jednostka przesuwa gra­nice materialne lub symboliczne, których nikt dotychczas nie przeła­mał, wówczas dokonuje transgresji historycznych (H). Zdobywa więc palmę pierwszeństwa. Należą do nich nowe odkrycia naukowe, pre­kursorskie powieści czy unikatowe reformy gospodarcze.

2. Transgresje ekspansywne polegają na wydłużeniu życia, na złama­niu tabu kulturowego, na wyprawie w Alpy. Nie wymagają one na ogół myślenia innowacyjnego. Tymczasem, dzięki transgresjom twórczym sprawca wytwarza nowe idee i pomysły, wymyślane mity i fikcyjne światy. W ten sposób przesuwa granice ludzkich osiągnięć.

3. Transgresje- konstruktywne, pomnażają dobro i służą ludziom. Transgresje destruktywne rozszerzają granice zła i często są skierowane przeciw jednostce lub zbiorowości.

Myśli i działania transgresyjne, ich kierunkowość, ich dynamika i ich skuteczność zależy przede wszystkim od osobowości i środowiska eko-socjokulturowego. Szczególnie ważną rolę odgrywa osobowość. Psy-chotransgresjonizm przyjmuje sieciowa teorię osobowości (STO), Teoria ta jest zgodna z metaforą mózgową; w mózgu też istnieją sieci neuronalne. Według niej osobowość stanowi unikatową organizację sieci pię­ciu psychonów: psychon poznawczy zawiera siatkę sądów dotyczących świata i samego siebie; w psychonie instrumentalnym znajdują się umiejętności i sprawności; głównym składnikiem psychonu motywa­cyjnego, zwanego dawniej wolą, jest struktura potrzeb; psychon emo­cjonalny zawiera system uczuć, afektów i nastrojów; wreszcie w psy­chonie osobistym znajdują się treści tożsamościowo-egzystencjalne: dzięki nim człowiek wie, kim jest.

Osobowość, a szczególnie jej system motywacyjny, decyduje o tym, jakie granice materialne, symboliczne i społeczne sprawca przekracza oraz jakie cele transgresyjne zamierza osiągnąć. Jednak w pewnych okolicznościach, takich jak brak środków materialnych czy opór opinii publicznej przed zmianą, sprawca nie jest w stanie zaspokoić swoich potrzeb, nie może rozwijać swojej osobowości i kultury. Wówczas jego osobowość wytwarza mechanizmy obronne i mechanizmy ekspansyw­ne. Te pierwsze znane są z prac Z. Freuda. Te ostatnie zaś należą do oryginalnych osiągnięć psychotransgresjonizmu. Mechanizmy ekspan­sywne osobowości, to zastępcze, symboliczne i wirtualne sposoby działa­nia, które dają poczucie rozwoju; rozwój ten nie jest rzeczywisty, lecz substytucyjny. Generując takie mechanizmy, jak samoidealizację, samo-aktualizacja (!), identyfikację czy superioryzację człowiek przezywa ra­dość i doznaje uczucia dumy. Ale te przyjemne skutki są doraźne. Działają na krótką metę. Gdy jednostka przezwycięży liczne przeszko­dy wewnętrzne i zewnętrzne, wówczas dokonuje realnych transgresji, transgresji, które prowadzą do przekraczania rzeczywistych granic i do rzeczywistego rozwoju.

Przedstawione elementy wiedzy teoretycznej stanowią podstawę do opracowania nowej metody psychoterapii.

3. Cele i zasady psychoterapii transgresyjnej

Psychoterapia jest oddziaływaniem intencjonalnym. Jej struktura celów - potocznych lub kreatywnych - zależy od wiedzy teoretycznej, na której się opiera, od doświadczenia praktycznego, które wykorzy­stuje i od rodzaju zaburzeń, które leczy. Wystarczy porównać psycho­terapię freudowską z psychoterapią rogersowską, aby przekonać się, jak odmienne mogą być te intencje (por. Grzesiuk, 1994).

Ryć. 15.2. Cel psychoterapii

Na rysunku 15.2. przedstawiłem w sposób obrazowy główny cel psychoterapii transgresyjnej. Jak z niego wynika, terapia ta zmierza nie tylko do przywrócenia zdrowia pacjenta z określonymi zaburzeniami psychicznymi czy do rozwiązania trudnego problemu życiowego, ale także do jego rozwoju. Rozwój ten może polegać na makrozmianach, takich jak zharmonizowanie dotychczas „rozstrojonej" osobowości lub na mikro zmianach, takich jak nabycie pewnych umiejętności społecz­nych. Cel ten jest bardzo ambitny. Ale tylko wysuwanie takich ambit­nych intencji pozwala czasem osiągnąć wyżyny psychologiczne.

Psychoterapia transgresyjna - ukierunkowana na osiągnięcie tego celu - przyjmuje zbiór zasad ogólnych, które regulują jej przebieg, jej tempo i które w dużym stopniu decydują o jej efektywności oraz jej humanistycznym wymiarze. Zasady te mają charakter heurystyczny, a więc są nie tylko ogólne, ale także nie w pełni określone i zawodne. Występują między nimi sprzeczności i niespójności. Mimo to odgry­wają kluczową rolę w procesie terapeutycznym. Bez nich „kuracja mówiona" staje się niewyobrażalna, tak jak życie bez norm społecz­nych- Omówię kolejno pięć takich zasad.

l. Zasada samodzielności. W procesie psychoterapii indywidualnej, na której skoncentruję swoją uwagę, bierze udział dwóch uczestników:

psychoterapeuta i pacjent, zwany również osobą poszukującą pomocy, partycypantem, a nawet niefortunnie - klientem. Każda z tych osób jest samosterownym podmiotem, którego główne źródła myśli i czy­nów znajdują się w psychonach osobowości. Fakt ten wpływa na spe­cyficzne relacje między nimi. Pacjent musi mieć zapewnioną dużą swo­bodę postępowania, musi współtworzyć proces terapeutyczny i musi mieć warunki pozwalające na samokontrolę (self-control). Jak piszą D. Zurilla i Goldfried (1971), w pewnych przypadkach może on peł­nić funkcję własnego terapeuty.

Tymczasem, psychoterapeuta przyjmuje rolę doradcy i konsultanta. Wysłuchuje pacjenta, stawia ukierunkowujące pytania, usiłuje przeła­mać zahamowania, wspólnie z osobą poszukującą pomocy formułuje problem leczniczy lub życiowy, pozwala na jego alternatywne inter­pretacje, wspólnie też ustalają program jego rozwiązania. W czasie le­czenia nie ma miejsca na autorytarne dyrektywy, na nakazy, na poucza­nie. Dominują pytania, dyskusja i propozycje rozwiązania trudności. Na ogół terapeuta, jako osoba posiadająca wiedzę teoretyczną i osobiste doświadczenie, pełni ważniejszą role w kuracji. Ale zawsze liczy się on ze zdaniem i preferencjami pacjenta.

Fakt, że poszukujący pomocy współpracuje ze swoim terapeutą („ktoś w końcu ze mną się liczy"), że również współodpowiada za efekty leczenia („wiele zależy od mojej woli"), często wycisza poczucie niż­szości i pozwala dowartościować swoją osobę. To poczucie wartości ma kluczowe znaczenie w powrocie do zdrowia.

2. Zasada przekraczania granic. Ponieważ omawiana metoda tera­peutyczna opiera się na psychotransgresjonizmie, szczególne znacze­nie ma jej ekspansywny, innowacyjny i kreatywny charakter. Terapeuta stara się unikać wypowiedzi rutynowych i szablonowych. W trakcie terapii doniosłą rolę odgrywają pytania i idee transgresyjne, które prze­kraczają granice dotychczasowych osiągnięć, które inspirują pacjenta do konstruowania nowych intepretacji i wyjaśnień swojego zachowa­nia się. Gdy poszukujący pomocy twierdzi, iż przyczyną jego braku kontroli nad emocjami jest prowokujące zachowanie się rodziny, wów­czas terapeuta zachęca go do wyjścia poza tę łatwą diagnozę, zachęca do przekroczenia granicy trywialności. Może powiedzieć, że większość ludzi poszukuje przyczyn złego samopoczucia w niesprzyjających wa­runkach atmosferycznych. Tymczasem istnieje wiele źródeł obniżone­go nastroju i rozdrażnienia. Takie stwierdzenia mogą ułatwić pacjen­towi przełamanie schematycznego nastawienia i formułowanie nowych, transgresyjnych pomysłów.

3. Zasada pozytywności. Często ludzie, którzy zgłaszają się do psychoterapeuty, ulegają inklinacji negatywnej (Czapiński, 1988). Spostrze­gają rzeczy, procesy i ludzi w odcieniach szarości. Zbyt pesymistycznie oceniają postępowanie innych i postępowanie własne. Nie dostrzegają zalet różnych zjawisk kulturowych i politycznych. Nawet słońce nie świeci dla nich pełnym blaskiem.

Jeśli poszukujący pomocy mówi, że mc w życiu mu się nie udaje, wówczas psychoterapeuta może poprosić go o wymienienie swoich osiągnięć transgresyjnych typu P lub H. Może również przypomnieć jego działania, które skończyły się sukcesem. Takie konsekwentne za­chowanie terapeuty w pewnych przypadkach powoduje, że pacjent zaczyna bardziej pozytywnie myśleć o świecie i o samym sobie.

4. Zasada potencjalności. Wielu ludzi - w tym również pacjentów - nie docenia swoich możliwości intelektualnych i wolicjonalnych. Nie podejmuje ambitniejszych działań, ponieważ brak im wiary we własne siły i pewności siebie. Pewien doktorant był absolutnie przekonany, że nie jest zdolny do napisania rozpraw)' doktorskiej, gdyż zadanie to przerasta jego siły. Jednak dzięki systematycznej i konsekwentnej pracy swojego promotora uwierzył we własne możliwości i obronił dokto­rat, który został opublikowany w czasopiśmie zagranicznym.

Ogromne znaczenie w procesie leczenia ma zmiana tego błędnego przekonania i uświadomienie pacjentom ich potencji innowacyjnych, decyzyjnych i wykonawczych, ich silnych stron. Zadanie to jest wyjąt­kowo trudne. Wymaga nic tyle stów, ile praktycznych działań. Czło­wiek wykrywa swoje możliwości w trakcie rozwiązywania problemów, w trakcie rozwijania tematów czy w trakcie prowadzenia gier społecz­nych. Praca w szkole, w administracji czy w fabryce pozwala często lepiej sprawdzić siebie i poznać swoje ukryte zasoby osobowe. Prowa­dzenie psychoterapii w naturalnym środowisku człowieka poszukują­cego pomocy daje najlepsze rezultaty.

5. Zasada trwałości. Celem psychoterapii transgresyjnej jest nie tyl­ko rozwiązanie aktualnych problemów patologicznych lub życiowych, ale również nauczenie pacjenta makroumiejętności i mikroumiejętności, które pozwolą mu zapobiegać podobnym trudnościom zdrowot­nym i także - co uważam za szczególnie ważne - dawać sobie radę z patologią czy kryzysami, które wystąpią w przyszłości. Zaburzenia neurotyczne, zaburzenia osobowości czy zaburzenia psychosomatycz­ne, chociaż wyleczone, często powracają po pewnym czasie. W tym trudnym okresie nawrotu zmian patologicznych pacjent powinien umieć wykorzystać umiejętności skumulowane w psychonie instrumentalnym, powinien wyzyskać efekty' psychoterapii. Dzięki temu przejmuje od­powiedzialność za własne życie.

4. Transgresja jako główny środek terapeutyczny

Najbardziej charakterystyczną cechą omawianej psychoterapii sta­nowi to, że jej zasadniczym środkiem osiągania celów leczniczych jest transgresja dokonywana w czasie rozwiązywania problemów, rozwija­nia tematów czy w grach interpersonalnych. Pełni ona taką samą funk­cję, jak leki w medycynie konwencjonalnej czy ćwiczenia rchabilitacyjne w zaburzeniach ruchu. Jednak nie wszystkie działania polegające na przekraczaniu granic materialnych, symbolicznych czy społecznych mają taką samą wartość. Wydaje się, że szczególnie ważne są trzy rodzaje transgresji.

1. Do nich należą transgresje- osobiste polegające - jak wykazałem -na przekraczaniu dotychczasowych granic danego podmiotu. Są one bardziej „demokratyczne"; w zasadzie każdy człowiek posiada dosta­teczne potencje intelektualne i motywacyjne, aby je urzeczywistnić. Często ludzie sami czują, że mają one wartość terapeutyczną, reduku­jącą napięcia. Nierzadko słyszy się stwierdzenia typu: „zacząłem upra­wiać alpinistykę, aby uwolnić się od codziennego stresu i odzyskać spo­kój ducha" albo „będę pisał pamiętniki o własnych traumatycznych przeżyciach obozowych, żeby pozbyć się lęku i bardziej optymistycz­nie spojrzeć na świat". Tego typu transgresje najłatwiej można wyko­rzystać w terapii, Tymczasem transgresje historyczne są bardziej elitar­ne. Niewielu ludzi potrafi przesunąć granice zakreślone przez ludzkość i dokonać oryginalnych odkryć naukowych czy napisać przełomów)' utwór literacki.

2. Skutecznym środkiem terapeutycznym mogą być transgresje twór­cza innowacyjne i inwencyjne. Jak wykazują badania psychologiczne, znakomita większość ludzi zdolna jest rozwiązywać prostsze problemy konwergencyjne i dywergencyjne, w czasie których wymyśla użytecz­ne metody nauczania, dokonuje wynalazków technicznych czy powtór­nie odkrywa prawa matematyczne. W pewnych kulturach - na przy­kład w kulturze japońskiej - ludzie masowo piszą wiersze i uprawiają amatorskie malarstwo. Twórczość ta nie rozwija kultury narodowej, ale zaspokaja indywidualne potrzeby i może mieć znaczenie terapeu­tyczne. Mniejsze znaczenie przypisuję transgresjom ekspansywnym, które nie angażują w takim stopniu intelektu i motywacji.

3. Jestem przekonany, że transgresje konstruktywne^ pomnażające dobro i służące człowiekowi stanowią skuteczniejszy środek poprawy zdrowia niż transgresje destruktywne. Te ostatnie raczej rujnują oso­bowość ł powiększają obszary zła.

Fakt, że transgresje są głównym środkiem leczniczym w psychote­rapii transgresyjnej, wcale nie oznacza, iż nie były one stosowane w in­nych rodzajach kuracji. Psychodrama, stworzona przez J. Moreno (por. Grzesiuk, 2000), jest techniką dramatyczną, w której występują elementy transgresji innowacyjnej, czasem - twórczej. Pacjent proszo­ny Jest o przedstawienie własnego problemu - na przykład konfliktu - nie w formie opisu werbalnego, ale na scenie zgodnie z określonym scenariuszem. Przebieg przedstawienia, sposób odgrywania ról czy ko­mentarze na temat przeżyć aktorów, psychodramy często można uznać za transgresję typu P.

O ile różne rodzaje transgresji twórczej lub ekspansywnej występu­ją w wielu metodach psychoterapeutycznych, opartych na odmiennej wiedzy teoretycznej i odmiennym doświadczeniu, o tyle w terapii transgresyjnej przekraczanie granic własnych dokonań i przekraczanie sie­bie stanowi najważniejszy, konieczny i nieusuwalny środek leczniczy. Terapia ta bez transgresji przypominałaby samochód bez silnika.

5. Terapeutyczne rozwiązywanie problemów

Metoda psychoterapii o określonej orientacji teoretycznej składa się z konstelacji technik, procedur i wariantów. Techniki te są sekwencją zasad, reguł i wskazówek - na ogół heurystycznych - zgodnie z który­mi przebiega konkretny proces leczniczy. W tym rozdziale ograniczę się do omówienia trzech technik wykorzystujących - w sposób zamie­rzony lub niezamierzony - zdobycze psychotransgresjonizmu.

Przed trzydziestu laty T. D'Zurilla i M. Goldfried (1971) opraco­wali niezwykłą technikę psychoterapeutyczną opartą na rozwiązywa­niu problemów (problem solving thempy). Była ona niezwykła, ponie­waż panowała dość powszechna opinia, że dzięki rozwiązywaniu problemów człowiek dokonuje transgresji innowacyjnych oraz twór­czych, które mają znaczenie materialne, poznawcze i społeczne, ale których wartość kliniczna i lecznicza graniczy z zerem.

Punktem wyjścia tej terapii były potoczne obserwacje. Jej twórcy stwierdzili, że dzieci i dorośli, którzy skutecznie rozwiązują problemy społeczne, sanie tylko bardziej kompetentni, ale również bardziej przy­stosowani do środowiska; lepiej kontrolują swoje emocje. Przeciwnie, u osób, które mają trudności w ich rozwiązywaniu, częściej pojawiają się kłopoty interpersonalne, częściej nie panują nad swoimi uczuciami; czasem ulegają depresji.

Zadaniem terapii „problem solving" jest nauczenie pacjenta lub człowieka poszukującego pomocy umiejętności rozwiązywania ogól­nych problemów. Te umiejętności nie tylko mogą usunąć osobiste trud­ności, z którymi zgłasza się on do gabinetu psychologa klinicznego, ale również ułatwią pacjentowi dawanie sobie rady z podobnymi kło­potami, które wystąpią w przyszłości.

Technika ta ma kilka wersji. Najpopularniejsza z nich polega na uczeniu poszukującego pomocy głównych etapów !ub punktów węzłowych występujących w procesie myślenia. Zapoznaje się on z mmi w cza­sie samodzielnego rozwiązywania określonej serii problemów. Auto­rzy tej terapii wyróżniają w nich pięć kluczowych etapów:

- nastawienie problemowe: ludzie akceptują fakt, że sytuacje pro­blemowe występują w codziennym życiu i że można je efektyw­nie rozwiązywać- Umieją je odkrywać i są umotywowani, aby angażować się w pokonywanie trudności, a nie ich unikanie;

- sformułowanie problemu: polega na określeniu celów i podcelów, które należy osiągnąć. Ważne znaczenie ma także wyróż­nienie informacji potrzebnych, informacji zbędnych i informacji brakujących;

- generowanie pomysłów rozwiązania: w tej fazie stosuje się róż­ne metody, takie jak „burza mózgów" A. Osborna;

- wybór najkorzystniejszego rozwiązania: metody teorii decyzji pozwalają często na wybór alternatywy optymalnej lub alterna­tywy dostatecznie dobrej (good enoutgh)

- zastosowanie wyselekcjonowanego rozwiązania w praktyce spo­łecznej lub w życiu osobistym: ocena według pewnych kryteriów jego zalet i wad, plusów i minusów.

W celu ilustracji tej wersji terapii transgresyjnej przytoczę przypa­dek S.E., gospodyni domowej, która zgłosiła się do psychoterapeuty i oznajmiła: „wczoraj wieczorem byłam zdenerwowana i rozdrażnio­na, ponieważ mój mąż przyszedł z pracy bardzo późno. Czułam się samotna". W początkowym okresie terapii trzeba było porządnie sfor­mułować problem osobisty tej kobiety. Okazało się, że już od sześciu miesięcy jej mąż pracuje do późnej nocy, co wywołuje depresję, deprywację, niepokój i przeżycia samotności. Po dłuższej dyskusji uczestni­cy psychoterapii wysunęli trzy podcele, które chciałaby osiągnąć: l. pra­gnienie kontaktów interpersonalnych w dni robocze; 2. pragnienie częstszych stosunków seksualnych w ciągu tygodnia; 3. większe poczucie bezpieczeństwa przed włamaniem, szczególnie wieczorem. Tak więc dzięki współpracy terapeuty i S.E. problem osobisty został do­brze określony.

Na kolejnych sesjach przystąpiono do wysuwania mniej lub bardziej innowacyjnych pomysłów rozwiązania trudności. Po czym nastąpiła faza ich oceniania i wyboru. W procesie tym terapeuta pełnił funkcję do­radcy, konsultanta i - czasem - nauczyciela. S.E. samodzielnie wysu­wała pomysły i samodzielnie je wybierała. Wspólna praca - bardzo cza­sochłonna - łączyła się ze współodpowiedzialnością za efekty kuracji.

Z badań wynika, że terapia oparta na rozwiązywaniu problemów społecznych i osobistych daje mniej lub bardziej pozytywne wyniki w leczeniu stanów depresyjnych, w wyciszaniu konfliktów małżeńskich, w eliminacji agresywnego zachowania się czy w opanowywaniu emocji negatywnych, takich jak gniew (por. Liebert, Liebert, 1998).

Technika ta znajduje się dopiero w początkowym okresie rozwoju. Można wobec niej wysunąć wiele zarzutów. Jej autorzy przyjmują prze­starzałą, dewcyowką koncepcję stadialnego rozstrzygania problemów. Zgodnie z nią rozwiązywanie ich można sprowadzić do pewnej liczby faz. Nowsze badania wykazują jednak, że nie zawsze proces myślenia dywergencyjnego i konwergencyjnego przebiega tak prosto. Najczę­ściej jest on bardziej skomplikowany, bardziej holistyczny i bardziej zależny od kontekstu (por. Nęcka, 1994; Nęcka, 1995; Nęcka, 1998). Po uwzględnieniu nowych osiągnięć psychologii myślenia technika ta prawdopodobnie będzie bardziej efektywna i użyteczna.

6. Terapeutyczne rozwijanie tematów

Rozwijanie tematów literackich, malarskich czy muzycznych, które opisałem w rozdziale IV, prowadzi do transgresji twórczych typu P lub typu H. Od dawna lekarze, psychologowie, terapeuci i opiekunowie społeczni zastanawiali się nad leczniczymi właściwościami amatorskiej i profesjonalnej pracy artystycznej. Wiadomo, że część internistów, neurologów i psychiatrów angielskich od dawna stosuje poezję w pro­cesie terapeutycznym; czytanie lub pisanie wierszy „pozwala często dojść do ładu ze swoimi emocjami", przynosi ulgę w cierpieniu i depresji, łagodzi ból związany ze stratą osoby kochanej. Te pozytywne wyniki powodują, że niektórzy pacjenci - w porozumieniu z lekarzami - od­stawiają leki uspokajające i depresyjne. Dane potoczne wskazują, że amatorska praca artystyczna przede wszystkim wpływa korzystnie na psychon emocjonalny.

Prawdopodobnie pierwsze badania poświęcone „leczeniu poezją" przeprowadził R. Philipp (2000). Wstępne wyniki empiryczne wyka­zały, że czytanie lub samodzielne pisanie wierszy zmniejsza napięcie emocjonalne i przynosi ulgę. Pacjenci nabierają dystansu do swoich lęków, stresów i stanów depresyjnych. Te pozytywne wyniki bardzo trudno jest wyjaśnić i zinterpretować. R. Phiiipp sformułował hipote­zę, że kojący wpływ poezji, specjalnie wyselekcjonowanej, wiąże się ze zjawiskami zachodzącymi między lewą i prawą półkulą mózgu. Towa­rzysząca czytaniu poezji wizualizacja obrazów oraz reagowanie na jej rytm, pobudzają układ limbiczny, odpowiadający na emocje.

W Wielkiej Brytanii pewna dobroczynna organizacja prowadzi za­jęcia twórczego pisania dla pacjentów, którzy przeszli leczenie w za­kładzie psychiatrycznym. Jedna z ich organizatorek powiedziała: „Pró­bując napisać coś od siebie, nie tylko wyrażasz swoje trudności, ale starasz się przeistoczyć swoje problemy osobiste w coś wartościowe­go". Dzięki temu praca artystyczna - i jej produkt: transgresja typu P - zwiększa poczucie wartości, co ma szczególne znaczenie dla ludzi chorych lub przeżywających kłopoty życiowe.

Leczenie za pomocą poezji jest techniką transgresyjną, gdy pacjenci i osoby poszukujące pomocy nie ograniczają się do biernego czytania lub słuchania wierszy, ale angażują się także w samodzielne rozwijanie tematów artystycznych, gdy dokonują transgresji twórczej mającej zna­czenie osobiste lub nawet historyczne.

Jak wynika z nielicznych badań, również inne formy artystycznego wyrazu mają pewne znaczenie lecznicze. Wiadomo, że w kuracji dzieci rysunek pełni nie tylko funkcje diagnostyczne, ale również terapeutycz­ne. Twórczość muzyczna i wokalna odgrywa na ogół pozytywną rolę w leczeniu dorosłych (Grzesiuk, 2000).

Technika rozwijania tematów artystycznych znajduje się dopiero wstanie embrionalnym. Z trudem przeciera ścieżki w świecie psycho­terapii. Przedstawione przeze mnie wyniki należy uznać za wstępne hi­potezy, które mogą zainspirować ambitnych badaczy.

7. Terapeutyczna restrukturalizacja przekonań

W psychonie poznawczym osobowości znajduje się sieć sądów (prze­konań, poglądów, opinii) o świecie zewnętrznym, o relacjach danej jednostki z otoczeniem i o samej jednostce; są one często nasycone emocjami i dlatego nazywa się je sądami wartościującymi. Sądy te u czę­ści ludzi bywają nierealistyczne, irracjonalne, fałszywe lub sprzeczne. W takich przypadkach mogą utrudniać przystosowanie się do otocze­nia, mogą wywoływać konflikty interpersonalne, mogą być przyczyną zaburzeń patologicznych. Wówczas potrzebna staje się interwencja spe­cjalisty.

Pionierem techniki zwanej restrukturalizacją przekonań jest A. Beck (por. Pervin, 1996). Psycholog ten - o orientacji poznawczej - zajmo­wał się głównie leczeniem depresji. Zwrócił on uwagę, że w umyśle ludzi cierpiących na. tę chorobę znajdują się trzy rodzaje irracjonalnych, nierealistycznych i pesymistycznych przekonań. Pierwsze dotyczą jednostki („ja jestem osobą nielubianą i bezwartościową"). Drugie odno­szą się do świata („rzeczywistość zbyt wiele ode mnie wymaga i dlate­go życie moje jest pasmem niepowodzeń'"). Trzecie przekonanie zwrócone jest ku przyszłości („życic zawsze będzie pełne cierpień i upo­korzeń, co już obecnie odczuwam na własnej skórze"). Ponadto, cho­rzy wyolbrzymia j ą codzienne trudności. Popełniają błędy nadgeneralizacji; z jednej negatywnej informacji wyciągają ogólne konkluzje, że „wszyscy mnie nie lubią".

W technice restrukturalizacji chodzi o zastąpienie błędnych prze­konań, przekonaniami prawdziwymi. W tym celu psychoterapeuta kon­centruje swoją uwagę na uczeniu pacjenta poprawnego rozumowania i zwraca uwagę na liczne błędy popełniane przez niego w trakcie for­mułowania sądów. Ludzie depresyjni często wyciągają negatywne kon­kluzje, mimo braku jakichkolwiek dowodów. W trakcie rozumowania uwzględniają tylko informacje negatywne, pomijając dane pozytywne. Popełniają błąd personalizacji, który polega na wiązaniu wszystkich niekorzystnych zjawisk z własną osobą. Spostrzegają świat w barwach czarno-białych („wspaniałe - straszne"); nie stosują bardziej zróżnico­wanej skali. Terapeuta stara się wyrugować te błędy i zapoznać chore­go z metodami poprawnego wnioskowania, dowodzenia, z dopusz­czalną interpretacją zjawisk.

Jak wykazują badania, terapia A. Becka nie tylko daje dobre wyniki w leczeniu depresji, ale pomaga ludziom wyciszyć ich lęk i fobie. Uśmie­rza także chroniczny ból.

Czy ta technika terapeutyczna ma charakter transgresyjny? Odpo­wiedź na nie jest złożona. Jeśli pacjent uczy się tylko schematycznych wzorów rozumowania, wówczas należy na nie odpowiedzieć negatyw­nie. Gdy jednak w czasie restrukturalizacji chory samodzielnie wycho­dzi poza dotychczasowe błędne reguły myślenia, gdy dokonuje zmia­ny atrybucji, gdy wymyśla nowe interpretacje i dochodzi do oryginalnych wniosków, wyciszających depresje, wówczas restrukturalizacja przekonań staje się metodą transgresyjną.

8. Spór o skuteczność

Poglądy na temat pożądanych erektów psychoterapii są zróżnico­wane. Spotyka się opinię, że jest ona „znakiem czasu" i „nową nadzie­ją w leczeniu zaburzeń psychicznych". Z drugiej strony niektórzy spe­cjaliści twierdzą, że psychoterapeuci „są jedynie fabrykantami stów", nie mających większego praktycznego znaczenia.

Empiryczna ocena skuteczności tej metody bywa bardzo trudna. Trzeba uwzględnić fakt, ze w pewnych przypadkach następuje samo­rzutna remisja choroby, czyli poprawia się stan pacjenta bez jakiejkol­wiek interwencji z zewnątrz. Wyniki tej kuracji zależą od rodzaju scho­rzenia lub od rodzaju problemu życiowego, od czynników osobowych terapeuty i pacjenta, od techniki leczenia. Sprawą utrudnia fakt, że sesje terapeutyczne odbywają się nie w laboratorium, ale w zamkniętych gabinetach. Część pacjentów i terapeutów uważa, że badanie nauko­we narusza przywilej prywatności, a nawet prawa człowieka.

Mimo tych trudności przeprowadzono liczne badania na ten temat. Na ogół dały one pozytywne rezultaty. Po przeanalizowaniu prawie stu prac naukowych okazało się, że psychoterapia w większym stopniu poprawiała zdrowie u 80% pacjentów niż samorzutna remisja (Zimbardo, 1999). Podobne wyniki przedstawia L. Grzesiuk (2000); we­dług niej psychoterapia - niezależnie od zaakceptowanej orientacji teo­retycznej - była efektywna w 60-70% przypadków. Autorka twierdzi, że jej efekty zależą przede wszystkim od kompetencji i osobistego doświadczenia terapeuty. Jednak u około 5% pacjentów występuje zja­wisko deterioryzacji, czyli pogorszenie stanu zdrowia.

Na podstawie tych danych można sformułować konkluzje, że psy­choterapia ~ glos naszego stulecia - jest użyteczną metodą leczenia i roz­wiązywania problemów życiowych. A jaką role pełni psychoterapia trans-gresyjna? Na obecnym etapie zaawansowania tej metody nie można jednoznacznie odpowiedzieć na takie pytanie. Trzeba zadowolić się stwierdzeniem, że przynosi ona ulgę części pacjentów. W każdym ra­zie jest fascynującą - chociaż ryzykowną - alternatywą.

Rozdział XVI O KSZTAŁCENIU TRANSGRESYJNYM

l. Nowa alternatywa

Gdy książka ta ujrzy światło dzienne, rozpocznie się nowe stulecie i pochyli się nad nią młode pokolenie ludzi, ludzi nowego stulecia. Szyb­ko przekonują się oni, że wybitny pisarz francuski, A. Malraux mylił się, gdy pisał, że wiek dwudziesty pierwszy będzie religijny, albo nie będzie go wcale. Wiele wskazuje na to, że nadchodzące czasy staną się Wiekiem Edukacji, o którym marzyli jej pionierzy, tacy jak A. Komeński, twórcy Komisji Edukacji Narodowej, J. Dewey czy B. Nawroczyński. Nie jest to tylko wishful thinking. P. Drucker (1993) uważa, że rodzi się społeczeństwo wiedzy (knowledge society), w którym informa­cje staną się środkami produkcji, bogactwa i władzy, jak dawniej były nimi maszyny zawłaszczone przez burżuazję.

Aby przystosować się do fali gigantycznych zmian technologicznych o wymiarze globalnym, aby nie stracić kontroli nad postępem cywili­zacyjnym - transgresjami konstruktywnymi i destruktywnymi - aby nie stać się niewolnikiem swoich wytworów, człowiek musi zdobyć wyso­kie kompetencje i musi posiadać osobowość, która pozwoli mu zado­mowić się w świecie przypominającym rozkołysaną łódź. Musi się uczyć, aby być, musi być, aby się rozwijać, musi się rozwijać, aby osiągnąć wysoki stopień dobrobytu i dobrostanu, aby ster przemian nie wymknął się z jego rąk. Tylko dzięki racjonalnej edukacji ludzkość może wznieść się na wyżyny człowieczeństwa.

Pytania, jak kształtować człowieka - dziecko i dorosłego - w proce­sie edukacyjnym, jakie formułować strategiczne cele i ideały, jakie stosować metody należą do uniwersalnych oraz nieusuwalnych pytań, ja­kie stawia ludzkość co najmniej od czasów Sokratesa. Nie umiemy ra­cjonalnie na nie odpowiedzieć, ale większość współczesnych uważa, że dominujące obecnie nauczanie mediacyjne, polegające na werbalnym przekazywaniu zsegmentyzowanej wiedzy, nie jest dostatecznie skutecz­ne, że nie pozwala kształtować niepowtarzalnej osobowości, o której marzył J.W. Goethe. Często za to formuje zamknięte umysły (Bloom, 1987). Uczniowie, studenci, pracownicy stają się więc ofiarami eduka­cji, a nie jej innowacyjnymi wychowankami.

Dlatego też w ciągu mijającego stulecia wielu pedagogów, psycho­logów, działaczy oświatowych i nauczycieli poszukiwało nowych kon­cepcji, modeli i metod kształcenia. Poszukiwania te doprowadziły do nowych odkryć i innowacji pedagogicznych (por. Joyce et al., 1999; Ledzińska, 1996). Na ogół nie zostały one jednak wcielone w życie. Ciągle bowiem nieznane są reguły przekładu, które pozwoliłyby prze­nieść wiedzę teoretyczną do klasy szkolnej, Nie ma również dostatecz­nej woli działania. A poza tym tradycyjne nauczanie wykazuje niezwy­kłe zdolności przystosowawcze i niezwykłą elastyczność (Kruszewski, 2000).

Bogactwo propozycji edukacyjnych jest pewnym dobrem, które wcześniej czy później wyda owoce. Dlatego też w tym rozdziale spró­buję wykorzystać kierunek zwany psychotransgresjonizmem do celów kształcenia. Kierunek ten opisałem w pierwszej i drugiej części książki. Ponadto jego główne tezy streściłem w rozdziale XV, w punkcie 2. Moja propozycja edukacyjna będzie niezrozumiała dla osoby, która uprzed­nio nie zaznajomiła się z podstawowymi twierdzeniami psychotransgresjonizmu. Mam nadzieję jednak, że nie ma takich czytelników.

Moje rozważania będą nader skrótowe. Ich głównym celem nie jest przedstawienie algorytmu udoskonalenia systemu edukacyjnego, ale tylko zainspirowanie nauczycieli, pedagogów, psychologów, reforma­torów nową alternatywą i podjęcie przez nich prób wcielenia jej w ży­cie. Jeśli specjaliści odrzucą ją, to - mam nadzieję - że krytyka ich bę­dzie owocna. Znajomość błędów pozwala czasem wytyczyć nowe drogi poszukiwań.

2. Przemiany ekosocjokulturowe w świecie współczesnym

Wbrew poglądom niektórych autorów, instytucje edukacyjne, takie jak szkoła, uczelnia, ośrodki doskonalenia pracowników czy warsztaty twórcze, nie są oddzielone betonowym murem od społeczeństwa i prze­mian cywilizacyjnych. Instytucje te są nieusuwalnym segmentem prze­strzeni społeczno-kulturowej. Dlatego projekt kształcenia transgresyjnego rozpoczną od przypomnienia kilku najważniejszych transformacji ekosocjokulturowych, które będą zachodzić w następnym stuleciu i z którymi każdy projekt innowacji oświatowych musi się liczyć. Ponie­waż transformacje te, zwane również ogólnymi tendencjami lub tren­dami, rodzą się na ogół poza szkołą, w wielkim świecie, nazwę je trans­gresjami zewnętrznymi. Tymczasem te, które są dokonywane w środku systemu edukacyjnego, będę określał jako transgresje wewnętrzne.

l. Zwiększa się - i nadal będzie wzrastać w przyszłości - wartość ludzkiego życia. Tendencja ta jest szczególnie silna w krajach rozwinię­tych. Dzięki racjonalnemu odżywianiu się, dzięki produktom ekolo­gicznym, higienie osobistej, walce z chorobami, uprawianiu ćwiczeń i sportu, wydłuża się czas egzystencji człowieka. Według demografów (Holzer, 1999), w latach 1990-1995 przeciętna długość życia w Ame­ryce Północnej wynosiła około 73 lata dla mężczyzn i około 80 lat dla kobiet. Specjaliści przewidują, że w przyszłości nastąpi dalszy wzrost trwania ludzkiej egzystencji- I nie ma końca tej życiodajnej spirali. Będzie więc postępowało starzenie się ludzkości.

Ale cenność życia ma nie tylko wymiar biologiczny; egzystencja staje się wartościowa, ponieważ można ją wypełnić przyjemnymi i ważnymi zdarzeniami, ponieważ da się ją urządzić zgodnie z własnym projek­tem. Według T. Tomaszewskiego ludzie dążą do osiągnięcia wysokiej jakości życia; jakość ta polega na różnorodności subiektywnych prze­żyć, na rozwoju świadomości pojmowanym jako rozumienie świata i sie­bie, na swobodnej aktywności, na twórczości i na przyjaznym współ­życiu z innymi ludźmi. Tymczasem dla A. Masłowa istnienie nabiera znaczenia, gdy człowiek dąży do samoaktualizacji i wykorzystania swo­ich potencji. Zgodnie z psychotransgresjonizmem tylko jednostka, która przekracza granice swoich dokonań, która dokonuje transgresji twór­czych oraz ekspansywnych i która - dzięki temu - osiąga wysokie po­czucie własnej wartości, w pełni wyzyskuje dar życia. Mimo tej różnorodności poglądów, każdy kierunek psychologiczny podkreśla najwyż­szą wartość istnienia.

O wzrastającej cenności życia świadczy fakt, że ludzie bronią go wszystkimi dostępnymi metodami. Człowiek zagrożony fizycznie (cho­roby) lub społecznie (agresja) angażuje wszelkie środki, aby usunąć niebezpieczeństwo. Reakcja świata na wypadki w Czarnobylu świad­czy o tym dobitnie. W takich traumatycznych momentach umacnia się międzynarodowa solidarność i widać wówczas dobitnie, że mówienie o istnieniu globalnej wioski nie jest tylko wymysłem oderwanych od społeczeństwa intelektualistów.

Aby potwierdzić wartość egzystencji, aby żyć bezpiecznie, i aby osiągnąć dobrostan, intelektualiści, duchowni i politycy opracowali li­stę podstawowych praw człowieka. Zapewnia ona mu poszanowanie godności, pokój, sprawiedliwość, wolność i inne dobra. Opracowanie jej należy do największych osiągnięć ludzkości, może nawet porówny­walnych z Dekalogiem. Prawa te często są łamane. Często upokarza się i poniża jednostkę. Młode pokolenia jeszcze długo będą musiały walczyć o świat z ludzką twarzą. Ale pierwszy krok został wykonany.

Zwiększanie się wartości ludzkiego życia ma duże znaczenie w mo­delowaniu procesów edukacyjnych. Nie chodzi tu tylko o potrzebę kształcenia osób wchodzących w trzeci wiek. Znacznie ważniejsza jest zmiana treści programowych nauczania. Musi znaleźć się w nich wię­cej miejsca na wychowanie zdrowotne, na sposoby radzenia sobie z za­grożeniami naturalnymi i społecznymi, na dyskurs o niezbywalnych prawach, wolnościach i powinnościach człowieka.

2. Najbardziej spektakularne przemiany zachodzą w sferze techniki i technologii. Szczególnie nasiliły się one w końcu mijającego stulecia. Nie przypuszczam, aby w przyszłości tendencje te jeszcze dalej wzra­stały- Prawdopodobnie utrzymają się one na obecnym poziomie. W na­szych czasach przemiany technologiczne widać na każdym kroku: w fa­bryce, w szkole, w biurze, w instytucjach religijnych. Różnorodność urządzeń i aparatów technicznych często szokuje. Komputery, Internet, kuchenki domowe z dziesięcioma programami wykonującymi różne czynności, tomografia czy technika genetyczna należą do codzienne­go folkloru. Wielu ludzi sądzi, że jeśli jeszcze czegoś nie wynaleziono, to tylko dlatego, że nie podjęto odpowiednich prób. Wszystko staje się możliwe, nawet rzeczy nieprawdopodobne.

Osiągnięcia technologii wpływają na system edukacyjny. Ignorowa­nie ich może prowadzić do nieobliczalnych strat materialnych i poznaw­czych. Ograniczę się do przytoczenia jednego przykładu historyczne­go. Między rokiem 1500 a 1650 państwa zachodnie wprowadziły do swoich szkół nową technologię drukowania książki, wykorzystując wy­nalazek J. Gutenberga. Tymczasem Chiny i kraje Islamu odrzuciły go; w dalszym ciągu opierały się na kaligrafii. Jej opanowanie otwierało drzwi do urzędów i władzy. Dzięki drukowanej książce instytucje za­chodnie dokonały gigantycznego kroku naprzód i wyprzedzały przez stulecia edukację wschodnią. Mam nadzieję, że współcześni pedago­gowie - nauczeni doświadczeniem - nie będą już popełniać takiego błędu.

Ale lawinowy rozwój nowoczesnej techniki nie tylko stwarza nową nadzieję, ale rodzi również niebezpieczeństwa. Zagraża kulturze i hu­manistyce (por. Postman, 1995). Wytwory techniczne, które są tylko narzędziami, ułatwiającymi zaspokojenie potrzeb materialnych i ducho­wych, mogą - zgodnie z prawem autonomii funkcjonalnej - „wy­emancypować się i stać się niezależnymi celami. Wówczas mogą po­łknąć wartości humanistyczne i doprowadzić do degradacji osobowości. Chcąc zwiększyć zysk specjaliści od irracjonalnej reklamy, kształtują sztuczne i destruktywne potrzeby człowieka. Zjawiska te - często ukryte - ograniczają prawa i wolności obywatelskie.

Pedagogowie, psychologowie, nauczyciele i politycy modelujący system edukacyjny muszą śledzić i badać przemiany technologiczne i to­warzyszące im procesy społeczne. W szkole, na uczelni czy w ośrodku doskonalenia zawodowego nauczanie techniki trzeba powiązać z wpa­janiem norm etycznych. Komputer to nic tylko urządzenie elektronicz­ne, ale także problem moralny i psychologiczny.

3. Współczesne społeczeństwa ulegają szybkiej transformacji; w pew­nym sensie przypominają one jednocześnie cmentarzysko i izbę poro­dową. Te przeobrażenia zachodzą również w naszym kraju. Dominu­jące dotychczas klasy i grupy zawodowe w szybkim tempie kurczą się, a nawet schodzą ze sceny historycznej. Dotyczy to robotników, rolni­ków i tradycyjnej inteligencji, która w przeszłości miała do spełnienia misję duchową i była - mówiąc słowami S. Żeromskiego - „motorem postępu i trybunałem moralności publicznej".

Na ruinach starego porządku rodzą się stopniowo nowe klasy, warstwy społeczne i grupy zawodowe. W .„społeczeństwie wiedzy" zaczy­nają dominować kognitariusze {knowledge workers). Są oni profesjona­listami, którzy zajmują się przede wszystkim przechowywaniem, orga­nizowaniem, tworzeniem oraz wykorzystywaniem informacji. A co najważniejsze - nadają jej wartość i znaczenie. Siedliskiem kognitariuszy nie są fabryki, ale biura lub własne mieszkania. Główne narzędzie ich pracy to komputery, e-mail. Internat, telefony komórkowe. Dzię­ki tym narzędziom wytwarzają programy i projekty, dokonują odkryć i wynalazków. Wymyślają wirtualne światy. Wprowadzają w życie in­nowacje i reformy. Żyją przyszłością. Dzięki nowoczesnym środ­kom łączności i komunikacji tworzą „elektroniczną rodzinę". Mają na ogół wysokie poczucie własnej wartości. Dopiero obecnie zaczyna kształtować się ich mentalność, ich mity, ich legendy; często są okale­czeni przez postmodernizm. Nie akceptują tradycyjnych wartości in­teligencji.

W społeczeństwie postkapitalistycznym najliczniejszą zbiorowością stają się usługowcy. Należą do nich technicy, sprzedawcy, pielęgniarki, kelnerzy, tradycyjni rzemieślnicy. Ich praca nie wymaga na ogół wy­ższego wykształcenia. Szczególne znaczenie odgrywają tylko umiejęt­ności, a więc knowling-how. Często czują się niedoceniani i słabo wyna­gradzani. Posiadają niskie poczucie własnej wartości. Bez ich pracy społeczeństwo nie miałoby szans przetrwania.

Wreszcie, w ostatnich latach jesteśmy świadkami narodzin w kra­jach rozwiniętych zupełnie nowej grupy zawodowej, która powinna zainteresować pedagogów. Holendrzy nazywają jej przedstawicieli diensterlinders (niosący pomoc, opiekujący się). Z braku polskiego słowa, nazwę ich pomocodawcami lub kryzysowcami. Ludzie ci zajmują się udzielaniem zinstytucjonalizowanej pomocy osobom, które przeżyły powódź, którym okradzione mieszkanie, których rodzina zginęła w wy­padku samochodowym. Często otaczają ich troskliwą opieką. Gdy młody człowiek rzucił się pod kota pociągu, jego maszynista przeżył szok psychiczny połączony z poczuciem winy. Wówczas wyspecjalizo­wane służby przyszły mu z pomocą. Roztoczyły nad nim pieczę i sta­rały się pobudzić go do „pozytywnego myślenia'".

Pomocodawcy posiadają wyższe wykształcenie zawodowe; ich za­daniem jest udzielanie pomocy psychologicznej, pedagogicznej, psy­chiatrycznej, prawnej i materialnej. Świadomość, że w chwilach kryzysowych i traumatycznych profesjonalne służby udzielą mieszkańcom pomocy, że zaopiekują się rodzina, zwiększa poczucie bezpieczeństwa;

pozwala myśleć z nadzieją o jutrze. W naszym kraju nie powstały jesz­cze takie służby. Może dlatego Polacy nie mogą oczekiwać, że ktoś na pewno poda im rękę w chwilach trudnych.

Nie ulega wątpliwości, że te wielkie przemiany społeczne muszą wpływać na cele i metody kształcenia młodych pokoleń, muszą przy­gotowywać ich do wykonywania nowych zawodów.

4. Na przełomie wieków rodzi się zjawisko, które najczęściej nazy­wa się globalizacja (por. Bauman, 1998). Stopniowo powstają plane­tarne struktury w dziedzinie ekonomii, konsumpcji i bankowości. Rozwijają się sieci informacyjne na skalę światową. Wiadomości z szyb­kością światła docierają do każdego zakątka ziemi. Jeszcze ludzie żyją­cy sto lat temu musieli przez miesiące, a nawet lata czekać na komuni­katy z wojny rosyjsko-japońskiej, a obecnie o katastrofie Kurska dowiadują się w ciągu dni, godzin, minut. Powstają zaczątki etyki glo­balnej zorientowanej nie na bezpośrednie interakcje między jednost­kami, ale na międzynarodowe struktury społeczne i między kontynen­talne instytucje. Normy i standardy moralne pomagają rozwiązywać wielkie spory oraz konflikty mające charakter destruktywny (por. Pod-górecki, 1999). Rodzą się początki globalizacji w świecie edukacji, nauki i kultury.

Zjawisko to - przynajmniej w rozsądnych granicach - jest nieod­wracalne jak kiedyś upowszechnienie elektryczności. Globalizacja w za­kresie ekonomii rodzi nadzieję na poprawę jakości życia. Internet może podnieść poziom nauczania w szkołach i na uczelniach. Jednocześnie zjawisko to wywołuje lęk i niepokój, a nawet - wrogość oraz agresję. Jego nieprzejednani przeciwnicy uważają, że w oceanie globalizacji utonie Jedna z najważniejszych wartości ludzkich, jakim jest różnorod­ność, różnorodność kultur lokalnych, różnorodność zwyczajów i oby­czajów, różnorodność mentalności, różnorodność języków. Zmniejszą się także różnice indywidualne między ludźmi, które - jak tęcza - de­cydowały o kolorycie życia. Niektórzy obawiają się, że zjawisko to za­grozi niezależności i suwerenności państwowej.

Te cztery transformacje - transgresje zewnętrzne - które zachodzą i będą zachodzić w nowym stuleciu, w znacznym stopniu ukształtują oblicze systemów edukacyjnych. Z kolei zmiany innowacyjne tych ostatnich - transgresje wewnętrzne - wywrą wpływ na środowisko socjo-kulturowe.

3. Stymulacja rozwoju osobowości regulującej działania transgresyjne

System edukacyjny jako konstelacja instytucji społeczno-kulturowych ma charakter intencjonalny. Pedagogowie, socjologowie i politycy róż­norodnie próbowali formułować jego strategiczne cele. Psychotrans-gresjonizm w pewnym stopniu nawiązuje do J. Dewey (1967) i jego dalekosiężnych wizji. Zgodnie z „credo pedagogicznym" tego uczo­nego nauczania nie można sprowadzać do jednokierunkowego prze­kazu wiadomości od nauczyciela do ucznia, od dorosłego do dziecka. Polega ono głównie na kierowaniu aktywnością młodzieży i Jego głów­nym zadaniem jest pobudzanie rozwoju człowieka.

Nawiązując do tych odkrywczych myśli, mogę stwierdzić, że strate­gicznym celem kształcenia transgresyjnego jest stymulowanie wielostron­nego rozwoju osobowości regulującej działania człowieka, a przede wszyst­kim -działania transgresyjne, czyli transgresje twórcze i ekspansywne, przekraczające dotychczasowe granice osiągnięć jednostki. Dzięki temu rodzajowi kształcenia człowiek staje się sprawcą nie tylko zdolnym przystosować się do zastanego świata, ale umiejącym go zmieniać. Transgresje wpływają na rozwój społeczeństwa i kultury. Jednocześnie potwierdzają i zwiększają poczucie własnej wartości. Chciałbym roz­wijać te poglądy.

Według sieciowej teorii osobowości (STO), którą dokładniej omówi­łem w rozdziale VIII, osobowość jest sieciową organizacją pięciu względnie trwałych, równoważnych i samodzielnych składników, zwa­nych psychonami. Należą do niej: psychon poznawczy (wiem, co), psychon instrumentalny (umiem Jak), psychon motywacyjny, zwany dawniej wolą (dążę do), psychon emocjonalny (czuję, że) i psychon osobisty- (kim jestem). W sieciowej organizacji nie ma miejsca na poję­cie ja. Psychony te wpływają w sposób decydujący na kierunek i wzor­ce działania, na jego stałość i spójność w różnym czasie i różnych sytu­acjach, na jego unikatowość. Determinują - Jak powiedział S. Szuman (1995) - niepowtarzalną indywidualność jednostki. Jednocześnie, ge­nerowane przez nią sekwencje działań transgresyjnych mają wartość kulturotwórczą i osobowościowotwórczą, wpływają na dziedzictwo kulturowe i samego sprawce.

Ten strategiczny cel kształcenia transgresyjnego można sprowadzić do dwóch podcelów. Pierwszy z nich jest bardziej ogólny. Wielostronnie rozwinięta osobowość powinna umożliwić człowiekowi samodziel­ne przystosowanie się do środowiska ekosocjokulturowego i do zmian transgresyjnych dokonywanych przez innych ludzie to znaczy przez grupy społeczne, elity władzy czy instytucje. Zmiany te, takie jak tech­nizacja, globalizacja, przeobrażenia społeczeństwa, jednostka może za­akceptować i stać się ich współtwórcą. Może jednak również je odrzu­cić i zacząć z nimi walkę. Urządzić się w świecie, to znaczy również zmieniać go.

Drugi podcel kształcenia ma charakter bardziej osobisty. Dzięki wielostronnie rozwiniętej osobowości człowiek staje się sprawcą transgresyjnym. Siły motywacyjne, wiedza i umiejętności zdobyte w szkole czy na uczelni pozwalają mu przekraczać granicę własnych osiągnięć. Pozwalają samodzielnie dokonywać transgresji twórczych, innowacyj­nych i ekspansywnych w technice, nauce, administracji czy w polityce. Dzięki temu zdobywa uznanie i potwierdza poczucie własnej wartości.

Zdaję sobie sprawę z tego, że cel i podcele kształcenia transgresyjnego nie zostały doprecyzowane i domknięte. Wiąże się to w dużej mierze ze stanem badań nad osobowością. Psychologia poznawcza, która zdominowała inne kierunki psychologiczne, miała zgubny wpływ na te badania. Psychologowie o tej orientacji zajęli się przede wszyst­kim procesami „przetwarzania informacji", a nie trwałymi strukturami psychicznymi. Jeśli już zdecydowali się analizować osobowość, to z re­guły sprowadzali Ją do wiedzy i informacji; dlatego ich koncepcje po­święcone tej strukturze są ułomne; brakuje im dynamiki' Mam na­dzieję, że moda na kognitywizm przeminie i psychologowie powrócą do wspaniałych tradycji badań nad osobowością E. Fromma, G. All-porta, S. Szumana. Wówczas będziemy mogli bardziej precyzyjnie sfor­mułować konstelację celów i podcelów kształcenia transgresyjnego.

W każdym razie obecnie możemy powiedzieć, że należy kształcić, aby stymulować wielostronny rozwój osobowości, że trzeba stymulo­wać wielostronny rozwój osobowości, aby działać transgresyjnie, że należy działać transgresyjnie, aby tworzyć nowe wartości materialne, społeczne, kulturowe.

4. Metody mediacyjne i niemediacyjne

Ze wszystkich składników procesu dydaktycznego najczęściej i najsurowiej krytykowano metody nauczania. Pedagogowie, psycholodzy, reformatorzy oświaty i intelektualiści zarzucali im, że są werbalne, scholastyczne i pamięciowe, że traktują ucznia jako skrzynkę pocztową, a nie Jako niepowtarzalną osobowość i osobę ludzką. Krytyka ta była tylko częściowo uzasadniona, ponieważ nawet w tradycyjnej szkole wystę­powały nisze progresywne, w których nauczyciele stosowali innowa­cyjne procedury i modele uczenia się (por. Kruszewski, 2000).

W ostatnich dziesięcioleciach coraz częściej wprowadza się do szkół czy na uczelnie metody dydaktyczne i wychowawcze, które kształcą nie tylko mechaniczną pamięć znudzonego ucznia i studenta, ale tak­że rozwijają ich zdolności twórcze i osobowość (Joyce et al., 1999; Nęcka, 1998). Na rysunku 16.1. przedstawiłem klasyfikację wachlarza metod stosowanych obecnie w różnych instytucjach edukacyjnych.

Ryć- 16.1. Metody kształcenia

Systemy kształcenia, niezależnie od czasu historycznego i tradycji kulturalnych opierały się przede wszystkim na metodach mediacyjnych. Ich konstytucyjną cechą jest to, że w procesie nauczania znajduje się mediator, będący rodzajem pośrednika między wiedzą programową a uczącym się. Tę rolę pełnią rodzice, nauczyciele, terapeuci i duchow­ni. Przekazują oni odbiorcy - w sposób bierny lub aktywny - wiadomości, umiejętności i wzory zachowania się. Badania wykazują, że me­diacja odgrywa pozytywną rolę w rozwoju ucznia i człowieka dorosłe­go. Dlatego ma tak duże znaczenie w systemie oświaty (Będzińska., 1996).

l- W ciągu dwudziestu pięciu wieków cywilizacji zachodniej meto­dy mediacyjne w wersji podającej zdominowały systemy edukacyjne. Były one szczególnie popularne w szkołach. Jeszcze dzisiaj pamiętam swoich nauczycieli, którzy pisali na tablicy temat lekcji, a następnie prosili o dosłowne notowanie w zeszytach określonych wiadomości z języka polskiego czy z biologii. Czasem któryś z uczniów podnosił rękę i prosił o wyjaśnienie niezrozumiałych terminów. Nauczyciel tłuma­czył wątpliwości, po czym w dalszym ciągu dyktował treści programowe.

Metody podające występują w kilku wersjach. W wersji, którą opi­sałem, mediator pełni rolę aktywną, zadanie ucznia zaś polega na me­chanicznym przyswajaniu wiadomości i odtworzeniu ich - często bez zrozumienia - w czasie egzaminu. W tym przypadku nauczyciel przy­pomina egzekutora i nadzorcę. Na lekcjach zaczyna dominować zja­wisko NIL, czyli nuda i lęk. Jednak wielu doświadczonych i innowa­cyjnych nauczycieli próbuje zmodernizować tę tradycyjną metodę. Przyjmują rolę doradcy, komentatora, psychoterapeuty lub partnera. Opracowują bardziej aktywne modele przekazywania wiadomości i umiejętności. Wprowadzają do procesu nauczania elementy dialogu i dyskursu. Liczą się z poglądami ucznia- Dzięki temu ten ostatni prze­staje być zwykłym konsumentem wiedzy. Staje się jej aktywnym oraz krytycznym odbiorcą-

Metody podające jeszcze długo będą dominowały w klasach szkol­nych. Są one najprostsze, najtańsze i najwygodniejsze. Jednak - nawet po ich unowocześnieniu - nic pozwalają osiągnąć celu i podcelów kształ­cenia transgresyjnego. Mogą spełniać tylko rolę pomocniczą.

2. Kluczowe znaczenie w tym kształceniu mają metody mediacyj­ne, które - z braku innego określenia ~ nazwałem metodami produk­tywnymi. Należy do nich cały wachlarz procedur, takich jak rozwiązy­wanie problemów dywergencyjnych i konwergencyjnych (rozdział III), rozwijanie tematów (rozdział IV), toczenie gier interpersonalnych (roz­dział V), a także inne metody, takie jak warsztaty poznawcze, trening twórczości czy symulacje cybernetyczne. Wykorzystując je sprawca -uczeń lub dorosły - dokonuje transgresji twórczej lub ekspansywnej, czyli przekracza granice swoich własnych osiągnięć w świecie techniki, nauki czy w strukturach społecznych. Transgresje te rozwijają osobo­wość oraz jej poszczególne psychony. Pozwalają zatem osiągnąć stra­tegiczny cel i podcele systemu oświatowego.

Jedną z wielu różnorodnych technik, należących do problemów dywergencyJnych, jest „ulepszanie obiektu" {product improvcment} może ona być wykorzystywana również do celów edukacyjnych, w szko­le, na uczelni, w zakładzie pracy. Obiektem, który staje się przedmio­tem zainteresowania grupy ludzi, są urządzenia techniczne, instytucje publiczne lub nawet - koncepcje artystyczne.

W pierwszym etapie grupa - może nią być klasa szkolna - poddaje totalnej krytyce wybrany obiekt; wskazuje na jego wady, braki i man­kamenty-, na wady jawne i ukryte, trywialne i nietrywialne. Dopiero po ustaleniu listy braków ocenia się ich zasadność i wagę. Szczególne zna­czenie mają wady ukryta które wpływają na obniżenie wartości przed­miotu. Wykrycie tych ostatnich stwarza problem dywergencyjny. W ko­lejnym etapie następuje faza generowania pomysłów rozwiązania, które pozwoliłyby ulepszyć obiekt, eliminując z niego jedną lub kilka ukry­tych wad- W wielu przypadkach - ze względu na koszty - braki usuwa się stopniowo w dłuższym okresie (por. Drucker, 1992; Nęcka, 1998).

W takich metodach produktywnych nauczyciel lub inna osoba na­uczająca pełnią funkcję mediatora. Formułują cele nauczania, dostoso­wują problem dywergencyjny do możliwości i preferencji grupy, czu­wają nad organizacją pracy innowacyjnej, często same włączają się do procesu ulepszania produktu.

Metody produktywne pozwalają dokonać innowacyjnej transgresji typu P, a nawet czasem - typu H. Po dłuższym czasie ich stosowania rozwija się osobowość, a szczególnie jej psychon poznawczy, psychon instrumentalny i psychon motywacyjny, czyli wola sprawcy. Na ogół człowiek, który przekracza siebie, potwierdza i wzmacnia poczucie własnej wartości {self-esteem}.

3. W metodach niemediacyjnych nie ma miejsca na pośrednika, który reguluje procesem nauczania. Powszechnie nazywa się je samokształ­ceniem, samorozwojem lub projektowaniem siebie według własnego projektu; ludzi zaś, którzy preferują taki system edukacji, określa się takimi słowami, jak samouk lub samosiejka. Metody te są bardzo trudne. Wymagają silnej i długiej motywacji oraz kompetencji pedagogicznych.

Samokształcenie receptywne przypomina nauczanie podające. Wybie­rając je, człowiek przyswaja wiedze o świecie naturalnym i kulturze. Jej źródłem są podręczniki, prace popularne, czasopisma czy Internet. Sa­modzielnie formułuje cele i sposób pracy. Sam ocenia stopień opano­wania materiału. Pełni funkcję swojego doradcy, konsultanta i nadzor­cy. Ucząc się w ten sposób, może opanować duży fragment wiedzy ludzkiej, może stać się człowiekiem oświeconym. Jednak metoda receptywna bywa ryzykowna. Często osoba koduje w psychonie poznaw­czym wiedzę ni e usystematyzowaną, którą nic w pełni rozumie.

4. Wreszcie niemediacyjne metody produktywne polegają na samo­dzielnym rozwiązywaniu problemów dywergencyjnych i konwergencyjnych, na rozwijaniu tematów, na symulacjach cybernetycznych. Ta­kie sposoby uczenia się wybrali m.in. M. Gandhi i S. Ranach. Niemediacyjne metody produktywne pozwalają przekraczać dotychcza­sowe granice swoich osiągnięć, pozwalają dokonywać transgresji typu P i lub H, które stymulują rozwój osobowości. Człowiek wchodzi na szczyt góry, aby zwiększyć odporność na stres. Rozwiązuje problemy dywergencyjne zawarte w poradniku twórczości, aby zwiększyć płyn­ność, oryginalność i giętkość myślenia.

Jednak niemediacyjne metody produktywne często kształtują osobo­wość zbyt jednostronnie. Działając samotnie, trudno jest rozwijać umie­jętności społeczne, trudno jest także opanować normy i standardy moralne.

W obecnych czasach metody mediacyjne dominują nad niemediacyjnymi. Przypuszczam jednak, że to się zmieni. Wiek Edukacji będzie w dużej mierze wiekiem samoedukacji.

5. Rozumienie świata i samego siebie. Weltanschauung

Jak stwierdziłem poprzednio, informacje i wiedza ogólna oraz spe­cjalistyczna odgrywają coraz większą rolę w naszych czasach. Nic tylko stają się one środkami produkcji i władzy, ale także są materiałem, lub budulcem służącym do generowania nowej wiedzy. Nie można roz­wiązać żadnego problemu technicznego, nie można przeprowadzić żadnej reformy społecznej bez uprzedniego zgromadzenia informacji o świecie materialnym i społecznym, tak jak nie sposób zbudować tra­dycyjnego domu bez cegieł.

Dlatego też kluczowe znaczenie w edukacji ma kształtowanie psychonu poznawczego, zawierającego sieć sądów opisowych i wartościu­jących. Zadaniem instytucji edukacyjnych jest przede wszystkim ukształ­towanie ogólne poglądu na świat materialny, społeczny i kulturalny {Weltansc.ha.twng}, obejmującego także tendencje, które opisałem, a więc zwiększanie się wartości życia ludzkiego, technizację, globalizację, zmianę struktury społecznej czy możliwe konflikty międzycywilizacyjne. Pogląd ten musi być zrozumiały dla ucznia i dorosłego. Tylko wie­dza zakodowana ze zrozumieniem może być zastosowana w pracy teo­retycznej i w działaniach praktycznych (por. Konarzewski, 1999).

W kształtowaniu takiego poglądu nauczyciele i dorośli popełniają liczne błędy. Po pierwsze, nie umieją wykorzystać potocznego doświad­czenia ucznia; doświadczenia, które jak wykazują badania S. Epsteina (1990) - jest naturalnym sposobem uczenia się, sposobem mimo­wolnym, holistycznym i nasyconym emocjami. Ponieważ nie próbuje się scalać tego doświadczenia z wiedzą naukową, w psychonie poznaw­czym młodego człowieka znajdują się „dwie prawdy, z tym że praw­da potoczna bywa bardziej oczywista. Po drugie, znaczne wątpliwości budzi selekcja materiału. Dominuje tendencja, aby w programach umieścić możliwie największy zasób wiedzy. Zadanie to jest obecnie trudne, a w dwudziestym piątym wieku^ gdy zasób jej zostanie zwielo­krotniony, stanic się niewykonalne. Dobór treści nauczania wymaga przede wszystkim znajomości przemian zachodzących we współczesnym świecie. Tak na przykład w obecnych czasach należy ograniczyć wie­dzę historyczną, a jednocześnie zaś wprowadzić treści etyczne. Wresz­cie, po trzecie, często wiedzę traktuje się jako system zamknięty, nie­zmienny i niekwestionowalny. Tymczasem stanowi ona - nawet w matematyce - strukturę otwartą, którą trzeba przyjmować z pew­nym sceptycyzmem i krytycyzmem, która pozwala asymilować nowe wiadomości. Miał rację uczony, że umysł - podobnie jak spadochron - działa najlepiej, gdy jest otwarty.

6. Umiejętności jako najsłabsze ogniwo

Wśród specjalistów dominuje pogląd, że w procesie edukacyjnym należy dążyć do wielostronnego rozwoju osobowości. Jest to jednak tylko lip service. W rzeczywistości wyróżnione miejsce zajmuje psychon poznawczy, którego kształcenie pozwala wychować człowieka oświe­conego- Jednocześnie zbyt małą wagę przypisuje się składnikowi in­strumentalnemu, zawierającemu umiejętności niezbędne dla człowie­ka, bytu sprawczego. Zaniedbywanie tego psychonu uważam za kardynalny błąd systemu oświaty.

Według psychotransgresjonizmu, kształcenie umiejętności fizycz­nych, umysłowych i społecznych należy do naczelnych zadań instytu­cji edukacyjnych. Człowiek obdarzony jest dużymi możliwościami ich nabywania. Jednak proces uczenia się knowing how wymaga długotrwa­łej motywacji i wysokich kompetencji. W wielu dziedzinach, takich jak muzyka czy psychoterapia, tylko długoletnie praktyczne ćwiczenie po­zwala zdobyć umiejętności, które prowadzą do sztuki, a sztuka do wir­tuozerii i mistrzostwa.

Zgodnie z tym, w procesie edukacyjnym należy położyć duży na­cisk na kształcenie mikro- i makroumiejętności. Tak więc w dziedzinie matematyki nauczyciel musi się odwołać do naturalnych intuicji mate­matycznych małych dzieci i wykorzystać je w rozwoju myślenia abs­trakcyjnego. Jednocześnie musi łączyć nauczanie tego przedmiotu z ogólnymi metodami rozwiązywania problemów, głównie - konwergencyjnych; uczeń musi nauczyć się formułowania zagadnień, wysu­wania hipotez oraz pomysłów i ich weryfikacji za pomocą narzędzi for­malnych. Takie nauczanie zapobiega bezmyślnemu stosowaniu wzorów (Sędek, 2000).

W kształtowaniu psychonu instrumentalnego - może w większym stopniu niż w formowaniu innych składników osobowości - kluczowe znaczenie odgrywa praktyczna działalność. Nikt nie nauczył się sztuki pływania, studiując jedynie poradniki sportowe. Konieczny tu jest kon­takt z wodą. Podobnie ma się sprawa z umiejętnościami poznawczymi i społecznymi. Hasło learning by fioing odnosi się przede wszystkim do psychonu instrumentalnego.

7. Kształcenie motywacji

Psychon motywacyjny, zwany dawniej wolą, jest najbardziej dyna­micznym składnikiem osobowości. Najważniejszą jego strukturą są potrzeby (pragnienia, dążenia), których aktywacja uruchamia proces motywacyjny. Dzięki temu procesowi człowiek zdobywa lub tworzy nowe wartości, gratyfikujące potrzeby. Doniosłym podcelem edukacyj­nym - podcelem obecnie nie docenianym - jest kształtowanie moty­wacji i sit napędowych jednostki. Wybitny uczony angielski, I. Berlin zwrócił uwagę, że ludzie, a szczególnie młode pokolenia, „potrzebują jakiegoś płomienia", czyli silnej motywacji nasyconej emocjami. Tym­czasem świat liberalny kultywujący rozum tego płomienia nie daje; dla­tego rodzi się nuda i poczucie bezsensu.

Sądzę, że w systemie edukacyjnym szczególne znaczenie ma kształ­towanie trzech grup potrzeb. Potrzeba bezpieczeństwa obejmuje zarów­no zagrożenia fizyczne, jak i zagrożenia społeczne. Staje się ona szcze­gólnie ważna w związku ze wzrostem wartości ludzkiego życia. W pewnych sytuacjach wypiera inne pragnienia człowieka. Być to być bezpiecznym. Z potrzebą tą wiążą się różne problemy. Ludzie nie za­wsze umieją ją racjonalnie zaspokajać. Często podejmują zbyt wielkie ryzyko. Często stosują nieskuteczne konwencjonalne środki fizyczne i symboliczne, zamiast dokonać transgresji osobistej lub historycznej, zapewniającej całkowite bezpieczeństwo. Zwróciłem na to uwagę w roz­dziale IX.

Ważne znaczenie ma kształtowanie potrzeby poznawczej, zwanej rów­nież potrzebą kompetencji lub potrzebą informacyjną. Wraz z nią na­leży pobudzać ciekawość świata i formować postawę badawczą. Ważne jest również to, aby uświadamiać dzieciom, młodzieży i ludziom do­rosłym, ze wiedza nic tylko służy celom utylitarnym, ale ma ona rów­nież wartość autoteliczną. Człowiek zdobywa ją nie tylko dlatego, aby osiągnąć wzmocnienia materialne czy społeczne, aby pomnożyć bo­gactwo i władzę, ale również dlatego, aby rozszerzyć swój pogląd na świat, aby przeżyć uczucia estetyczne. Potrzeba poznawcza może być rodzajem motywacji wewnętrznej.

Instytucje edukacyjne osiągną wyżyny, gdy nauczą wychowanków samodzielnego i spontanicznego angażowania się w poznawanie świa­ta materialnego, społecznego i świata wewnętrznego, gdy przekonają ich, że im lepiej poznali rzeczywistość, tym większa staje się pasja jej dalszego poznawania.

Wreszcie, znaczną wagę przypisują kształceniu zaspokajania potrze­by własnej wartości (needfor self-esteem) zwanej potocznie poczuciem własnej wartości. Jej podstawowym źródłem są działania transgresyjne. Człowiek potwierdza i zwiększa swoją wartość, dzięki transgresjom osobistym i historycznym. Transgresje te na ogół przynoszą mu uzna­nie otoczenia, czasem - sławę. Te społeczne komunikaty przekonują go, że jest „coś wart". Może więc dowartościować siebie. Jednocze­śnie transgresje twórcze i ekspansywne często rozwijają kulturę. Dlate­go potrzeba ta ma kluczowe znaczenie w życiu jednostki i w życiu społeczeństwa.

8. Etyka wśród priorytetów edukacyjnych

W związku ze wzrostem ceny życia ludzkiego, w związku z lawino­wym rozwojem techniki, w związku z globalizacją i w związku z sze­rzeniem się konfliktów destruktywnych, szczególnego znaczenia w sys­temie edukacyjnym nabiera nauczanie etyki, a wiec zasad i norm etycznych oraz standardów moralnych i stylów godziwego postępo­wania.

Poglądu tego nie trzeba szeroko uzasadniać. Tak na przykład tech­nika może być błogosławieństwem lub ciężarem dla współczesnych. Jak pisze N. Putman (1995), w pewnych okolicznościach staje się ona „przyjaciółką" człowieka. Dzięki niej jego egzystencja staje się zdrow­sza, dłuższa i wygodniejsza; często zwiększa ona przygodowość dzia­łań. Z drugiej strony Jednak niekontrolowany rozwój techniki może spowodować, że człowiek - nawet sprawca transgresyjny - stanie się narzędziem własnych narzędzi; wówczas zostanie zagrożone humani­styczne oblicze naszej cywilizacji.

Niebezpieczeństwa takie łatwo dostrzec wokół nas. Współczesna medycyna należy do najbardziej stechnizowanych dziedzin aktywności ludzkiej. Bez pomocy aparatury elektronicznej - ciągle zawodnej - le­karze nie umieją już stawiać diagnozy. Znika tradycyjna sztuka poro­zumiewania się z pacjentem i wysłuchiwania relacji o jego kłopotach zdrowotnych i życiowych. Jeden z chorych powiedział do mnie: „leżę w szpitalu już kilka dni, ale żaden lekarz nie zbliżył się do mojego łóż­ka... Jestem dignozowany przez elektronicznych ślusarzy". W sferze medycyny rodzą się także zupełnie nowe problemy, takie jak aborcja, eutanazja, przeszczepy narządów.

W związku z tymi zjawiskami w systemie edukacyjnym musi się znaleźć miejsce na nauczanie etyki, która dostarczy wiedzy o normach, zasadach i standardach moralnych, która pozwoli lepiej kontrolować wzrost techniki, konsekwencje globalizacji i różne projekty z zakresu inżynierii genetycznej. Pozwoli ona stwierdzić, jakiej granicy człowiek nigdy nie może przekroczyć, jeśli chce zachować ludzkie wymiary. Edukacja współczesna, która nie rozwija sumień staje się edukacją ułomną.

Wychowanie etyczne jest obecnie szczególnie ważne również dla­tego, że wiele wskazuje na to, że w następnym stuleciu zacznie po­wstawać etyka globalna, która nie będzie się zajmować bezpośrednimi interakcjami między jednostkami i małymi grupami, jak etyka judeochrześcijańska oparta na Dekalogu, ale dylematami ogólnoludzkimi, międzykontynentalnymi instytucjami i całościowym porządkiem mo­ralnym na skalę planetarną (Podgórecki, 1999).

Kształcenie w sferze etyki jest szczególnie trudne; istnieje bardzo wąska granica oddzielająca moralność od moralizatorstwa. Aby jej nie przekroczyć należy zająć się, po pierwsze, aktualnymi problemami czło­wieka, takimi jak Czamobył i Kursk, eutanazja i aborcja, klonowanie i inżynieria genetyczna, konflikty lokalne i globalne. Największą war­tość mają dylematy, w których uczniowie i dorośli sami uczestniczą lub które znają z własnego doświadczenia; mogą to być sprawy związane z narkotykami czy z dyskryminacją uczniów niepełnosprawnych. Po drugie zaś, trzeba zastosować aktywne metody produktywne, takie jak rozwiązywanie problemów, gry międzyludzkie, symulacje.

Nauczanie etyki stanie się celowe, jeśli jego efekty wzbogacą oso­bowość, a szczególnie jej psychony poznawczy i emocjonalny, jeśli będą regulować zachowanie własne i innych.

9. Człowiek, sprawca transgresyjny

Fundamentalnym zadaniem kształcenia transgresyjnego jest stymu­lowanie wielostronnego rozwoju osobowości w taki sposób, aby czło­wiek stał się sprawcą transgresyjnym, aby przesuwał granice własnych osiągnięć, czyli aby przekraczał siebie, aby umiał tworzyć dzieła twór­cze i innowacyjne. Dzięki dokonywanym transgresjom będzie podno­sił swój dobrobyt i dobrostan, będzie wzbogacał kulturę.

Na rysunku 16.2. przedstawiłem schematycznie te zależności.

Pętla zwrotna Ryć. 16.2. Oddziaływanie edukacyjne na człowieka

System edukacyjny, a szczególnie jego mediatorzy, oddziałują na dziecko i dorosłego, na ucznia i studenta. To oddziaływanie stymuluje rozwój ich osobowości, a wiec poszczególnych jej psychonów. Media­torzy preferują metody produktywne, takie jak rozwiązywanie proble­mów, w których uczący się dokonują transgresji, głównie typu P. Stają się więc sprawcami transgresyjnymi.

Takie wykształcenie wpływa w określony sposób na styl pracy czło­wieka dorosłego w zakładzie pracy, w biurze czy w laboratorium. Bę­dzie się on angażował w działania niekonwencjonalne, nienawykowe i nieszablonowe, Będzie próbował dokonywać transgresji twórczych i innowacyjnych, które pozwolą mu lepiej przystosować się do świata i celowo go zmieniać.

Kształcenie transgresyjne nic wprowadza rewolucji do systemu edu­kacyjnego. Nic burzy jego fundamentów. Nawiązuje do najlepszych tradycji oświatowych. Postuluje, aby stymulować wielostronny rozwój osobowości nastawionej na transgresję, na zmianę świata w sposób twórczy i innowacyjny, zmianę, która pomnoży ludzkie wartości ma­terialne, poznawcze, społeczne i duchowe. W następnym wieku trzeba by wykrzesać z siebie wszystko, aby urzeczywistnić te intencje.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kozielecki Psychologia nadziei rozd 2 i 7
kozielecki- psychologia
Skrypt z Kozieleckiego, Psychologia, Semestr I, Wprowadzenie do psychologii
6. czynnosci myślenoa wg Kozieleckiego, psychologia - Nawrocki
Kozielecki Psychologiczna teoria decyzji rozd 5 (str 95 146)
Kozielecki Psychologia nadziei rozd 2 i 7
psychologia J�zef Kozielecki
Ściąga psychologia streszczenie Kozieleckiego
Kozielecki teoria psychodynamiczna (krótkie streszczenie;-)), Psychologia kształcenia
Kozielecki Koncepcje psychologiczne człowieka (streszczenie)
Notatki, Koncepcje psychologiczne człowieka” – J.Kozielecki
tomaszewski+tomasz+ +psychologia+og%f3lna%2c+ii+rozdzia%b3+%28kozielecki+j%f3zef+ +my%9clenie+i+rozw
Kozielecki Koncepcje psychologiczne człowieka (podręcznik)
Kozielecki - Koncepcje psychologiczne człowieka [streszczenie], Psychologia
lektury, Kozielecki-koncepcje psychologiczne człowieka
48 Kozielecki J – Koncepcje psychologiczne człowieka (streszczenie)
Kozielecki Koncepcje psychologiczne człowieka str 183 260

więcej podobnych podstron