Ilu kobiet potrzebujesz?
Jedna to za mało?
Panuje przekonanie, że nie ma nic lepszego niż monogamia, a każdy facet osiąga szczyt szczęścia wiążąc się na stałe z jedną partnerką. Czy aby na pewno jedna kobieta to wszystko, czego potrzebujemy?
Bombardowani zewsząd obrazami cudownych związków, w których dwoje ludzi tworzy tak zwane "rodzinne gniazdka" czy inne "ogniska domowe", nawet nie zastanawiamy się, jak mogłoby wyglądać nasze życie, gdybyśmy w każdym momencie mieli do dyspozycji więcej niż tylko jedną partnerkę. A społeczności, które te nasze skryte marzenia realizują w praktyce (np. niektóre kraje arabskie i afrykańskie, gdzie dozwolona jest poligamia) uznajemy za gorsze i zacofane.
Zastanówmy się przez chwilę, czy nasze życie nie byłoby prostsze, gdybyśmy mieli możliwość wypełnienia go nie jedną, a kilkoma kobietami. Popuśćmy wodze fantazji i spróbujmy przeanalizować, ilu przedstawicielek płci pięknej tak naprawdę nam trzeba.
Na pewno nie obejdzie się bez, nazwijmy ją roboczo "matko-żony". Ktoś, kto zadba, aby dom, do którego wracasz po pracy nie przypominał śmietnika, obiad nie składał się zawsze z zupek chińskich i pizzy, a ewentualne dzieci nie chodziły umorusane.
Ale rola naszej "matko-żony" kończy się, gdy zapragniemy emocji mocniejszych niż "a wiesz ile dziś zapłaciłam za pomidory". I tu w naszym wyimaginowanym świecie idealnym pojawia się miejsce dla kobiety numer 2: "kochanki". W końcu należy nam się trochę wyuzdanej i nieskrępowanej przyjemności, prawda?
Jednak nie samym seksem człowiek żyje, a partnerka dobra w łóżku nie musi być demonem intelektu ( i zazwyczaj nie jest...). I w tym miejscu na scenę wkracza pani numer 3, czyli "kumpela". Taka, co to pogada o piłce, wypicia "browaru" nie odmówi i nie obrazi się na klepnięcie po plecach i nie tylko.
Przyda się też zawsze uczynna "koleżanka z pracy" (nasz numer 4) - umiejętnie sterowana i motywowana zrobi za ciebie najcięższą robotę, zadba o kawkę i świeże drożdżówki na biurku, nie zapomni też o masażu zbolałych pleców.
A kiedy już wszystkie nasze cztery kobiety serdecznie nam się znudzą, zawsze pozostaje nam mama, do której można wpaść na niedzielny rosół i wypłakać się, jak to nam źle z tymi babami...