JUDY CHRISTENBERRY
Deszczowa historia
Dady On The Doorstep
T艂umaczy艂a: Jolanta Zubek
ROZDZIA艁 PIERWSZY
Andrea Bainbridge bardzo wolno prowadzi艂a samoch贸d i z napi臋ciem wpatrywa艂a si臋 w ociekaj膮c膮 strugami deszczu przedni膮 szyb臋. W gwa艂townej ulewie trudno by艂o cokolwiek zobaczy膰. Chwilami traci艂a z oczu nawet bia艂e linie na drodze i niewyra藕ne 艣wiat艂a jad膮cych przed ni膮 samochod贸w. Mia艂a nadziej臋, 偶e zdo艂a dotrze膰 do ciotki Bess, zanim silny wiatr zmiecie j膮 z szosy.
Niecierpliwie wypatrywa艂a zjazdu prowadz膮cego na farm臋 Bess. Wreszcie poprzez potoki wody dostrzeg艂a znajomy kszta艂t skrzynki na listy i ostro skr臋ci艂a w prawo. Poczu艂a, jak ko艂a samochodu 艣lizgaj膮 si臋 w b艂ocie i mocniej zacisn臋艂a r臋ce na kierownicy.
Pr贸bowa艂a zachowa膰 spok贸j, ale nie bardzo jej si臋 to udawa艂o. Trzy godziny wcze艣niej ciotka Bess zadzwoni艂a do niej, skar偶膮c si臋 na niezno艣ny b贸l w piersi. Andrea pr贸bowa艂a j膮 nam贸wi膰, aby natychmiast wezwa艂a lekarza, ale starsza pani nie chcia艂a o tym s艂ysze膰. Upiera艂a si臋, 偶e poczeka na Andy i dopiero wtedy pozwoli zawie藕膰 si臋 do szpitala.
Zazwyczaj droga do ciotki nie zajmowa艂a Andrei wi臋cej ni偶 dwie godziny, ale dzi艣 nie by艂o tak jak zwykle. Od kilku dni nieustannie, dzie艅 i noc, pada艂 deszcz, zamieniaj膮c ziemi臋 w grz膮sk膮 mai. Andrea zaczyna艂a czu膰 si臋 jak Noe po kilku dniach potopu. Uwa偶nie prowadzi艂a samoch贸d po jedynej drodze, kt贸ra pozosta艂a jako tako przejezdna.
- Trzymaj si臋, Bess - szepta艂a z trosk膮. - Ju偶 jad臋.
Usi艂owa艂a panowa膰 nad emocjami, ale nie przychodzi艂o jej to 艂atwo. Ciotka Bess by艂a jedyn膮 osob膮 na 艣wiecie, kt贸r膮 kocha艂a bez 偶adnych zastrze偶e艅. Zrobi艂aby dla niej wszystko.
Samoch贸d raz po raz stacza艂 si臋 ze 艣cie偶ki i wpada艂 w b艂otnist膮 brej臋. Z napi臋ciem manewrowa艂a kierownic膮, ca艂y czas zastanawiaj膮c si臋, czy Bess wytrzyma do jej przyjazdu.
Wreszcie w 艣wietle reflektor贸w ujrza艂a niewyra藕ny zarys starej farmy i z ulg膮 zgasi艂a silnik. W jednej sekundzie wyskoczy艂a z samochodu i pogna艂a do domu.
- Bess?! - zawo艂a艂a z niepokojem, gdy tylko otworzy艂a drzwi.
Odpowiedzia艂a jej g艂ucha cisza. Czu艂a, jak niepok贸j 艣ciska jej gard艂o. Pobieg艂a do kuchni. Pusto. Podobnie jak w sypialni i niewielkim saloniku. Pr贸buj膮c opanowa膰 艂zy, kt贸re nap艂ywa艂y do oczu, za艣wieci艂a 艣wiat艂o w holu i dopiero wtedy dostrzeg艂a kartk臋 przylepion膮 do lustra.
Andy!
Przekona艂em Bess, 偶e powinna jecha膰 do szpitala, zanim si臋 zjawisz. D艂u偶sze czekanie mog艂oby by膰 niebezpieczne. Mam nadziej臋, 偶e dobrze robi膮.
Roy Evans
Andrea z ulg膮 opar艂a si臋 o 艣cian臋. Wiedzia艂a, 偶e Bess jest w dobrych r臋kach. Roy by艂 jej najbli偶szym s膮siadem i wpada艂 tu prawie codziennie. Co za szcz臋艣cie, 偶e uda艂o mu si臋 wyperswadowa膰 ciotce dalsze czekanie!
Szybko przesz艂a do kuchni i nerwowo przerzuca艂a kartki notatnika z telefonami. Si臋gn臋艂a po s艂uchawk臋 i wykr臋ci艂a numer szpitala.
- Klinika - us艂ysza艂a w s艂uchawce spokojny g艂os, ale zanim zd膮偶y艂a zada膰 pytanie, ten sam g艂os zacz膮艂 pokrzykiwa膰: - Prosz臋 tamt臋dy nie przechodzi膰! To wej艣cie s艂u偶bowe!
- Przepraszam! - przerwa艂a Andrea. - Chcia艂abym si臋 dowiedzie膰...
- Halo!? Jest tu kto艣?
Zdumiona wpatrywa艂a si臋 w s艂uchawk臋 i dopiero po chwili u艣wiadomi艂a sobie, 偶e g艂os nie dochodzi z telefonu. To wo艂a艂 kto艣 stoj膮cy w drzwiach. Rozpozna艂a ten g艂os natychmiast. Nale偶a艂 do jej by艂ego m臋偶a. W艂a艣ciwie - wkr贸tce by艂ego m臋偶a. Nicholasa Avery'ego.
Odwiesi艂a s艂uchawk臋 telefonu i z niedowierzaniem odwr贸ci艂a si臋 do drzwi. Z ostatniej wiadomo艣ci, jak膮 mia艂a o Nicku, wynika艂o, 偶e zagin膮艂 podczas podr贸偶y s艂u偶bowej do Afryki.
- Ciociu Bess?! - wo艂a艂 tymczasem, stoj膮c ca艂kiem spokojnie w progu.
- Nick? - spyta艂a zaskoczona. - Co ty tu robisz? Mo偶e nie by艂o to najmilsze powitanie, ale niczego innego nie m贸g艂 si臋 chyba spodziewa膰.
- To tak偶e m贸j dom, zapomnia艂a艣, Andy? A Bess to tak偶e moja ciotka! - wyja艣ni艂 niecierpliwie.
- Ale przecie偶 zagin膮艂e艣...
- Ju偶 si臋 odnalaz艂em - wyja艣ni艂 kr贸tko. - Gdzie ciocia? To pytanie pozwoli艂o Andrei otrz膮sn膮膰 si臋 z zaskoczenia i przypomnia艂o, po co tu przyjecha艂a.
- W szpitalu... mam nadziej臋. Dopiero wesz艂am. Znalaz艂am kartk臋, 偶e s膮siad zawi贸z艂 j膮 do miasta.
- Co jej si臋 sta艂o? - spyta艂 zaniepokojony Nick.
- Dzwoni艂a do mnie kilka godzin temu i m贸wi艂a, 偶e bardzo 藕le si臋 czuje, ale nie chcia艂a wzywa膰 karetki. Upar艂a si臋, 偶e poczeka na mnie i dopiero wtedy pojedzie do lekarza.
- Mia艂a atak serca? - dopytywa艂 si臋 wyra藕nie zdenerwowany Nick.
Andy spojrza艂a na niego zdziwiona. Nigdy wcze艣niej nie widzia艂a, 偶eby jej m膮偶 straci艂 swoje s艂ynne opanowanie. By艂y m膮偶, upomnia艂a si臋 w duchu. Teraz wygl膮da艂 na poruszonego. Nic dziwnego, on tak偶e kocha艂 Bess.
- W艂a艣nie pr贸bowa艂am si臋 czego艣 dowiedzie膰, kiedy wszed艂e艣.
Ponownie si臋gn臋艂a po s艂uchawk臋 i jeszcze raz wykr臋ci艂a numer szpitala. Us艂ysza艂a g艂os recepcjonistki i szybko poprosi艂a o po艂膮czenie z pokojem ciotki.
- Zaraz pani膮 po艂膮cz臋, ale bardzo prosz臋, 偶eby rozmowa nie trwa艂a zbyt d艂ugo. Mamy dzisiaj wiele nag艂ych przypadk贸w i linia nie powinna by膰 zablokowana - odpar艂 kobiecy g艂os.
Po chwili Andy us艂ysza艂a w s艂uchawce znajome chrz膮kni臋cie.
- Ciocia? - spyta艂a, staraj膮c si臋 ukry膰 niepok贸j w g艂osie.
- To ty, Andy? Dzi臋ki Bogu. Martwi艂am si臋 o ciebie. Gdzie jeste艣?
Niestety, nie mia艂a szansy odpowiedzie膰. Nick stan膮艂 za jej plecami i wyrwa艂 jej s艂uchawk臋 z r膮k.
- Ciocia Bess? Tu Nick. Jestem ju偶 w twoim domu. Jak si臋 czujesz?
W zasadzie Bess by艂a w艂a艣nie jego ciotk膮, siostr膮 jego matki. Andrea nie w膮tpi艂a, 偶e starsza pani odetchn臋艂a z ulg膮, s艂ysz膮c, 偶e Nick wr贸ci艂 ca艂y i zdrowy. Bardzo si臋 martwi艂a znikni臋ciem siostrze艅ca. Zadzwoni艂a do Andy prawie tydzie艅 temu i powiedzia艂a, 偶e Nick wyjecha艂 w interesach do Afryki i wszelki 艣lad po nim zagin膮艂. Departament Stanu nie umia艂 udzieli膰 偶adnych informacji na temat tego, co mog艂o si臋 z nim sta膰. Andy by艂a wi臋c pewna, 偶e jego niemal cudowne odnalezienie sprawi艂o ciotce wielk膮 rado艣膰.
- Co z ni膮? Jak si臋 czuje? - pyta艂a, niecierpliwie wpatruj膮c si臋 w twarz Nicka.
Zignorowa艂 j膮, ca艂kowicie skoncentrowany na rozmowie z ciotk膮 - Tak, taki w艂a艣nie mam zamiar. Dbaj o siebie. Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, zanim Andrea zd膮偶y艂a zamieni膰 z Bess cho膰 kilka s艂贸w.
- Dlaczego przerwa艂e艣? Ja te偶 chcia艂am z ni膮 porozmawia膰! - zawo艂a艂a zirytowana.
- Operator nam przerwa艂. Z ciotk膮 wszystko w porz膮dku. Doktor podejrzewa, 偶e to niestrawno艣膰.
- Niestrawno艣膰? - powt贸rzy艂a Andy z niedowierzaniem i pokr臋ci艂a g艂ow膮.
Od kilku godzin 偶y艂a w okropnym napi臋ciu, jecha艂a w strasznej ulewie, przebija艂a si臋 przez pok艂ady b艂ota, na koniec musia艂a spotka膰 si臋 z Nickiem i wszystko to z powodu niestrawno艣ci?!
- Ciesz臋 si臋, 偶e to nic powa偶nego - powiedzia艂a w ko艅cu s艂abym g艂osem.
Nick nic nie odpowiedzia艂. Spojrza艂 na ni膮 ch艂odno i ruszy艂 do drzwi.
- Dok膮d jedziesz? - spyta艂a, podrywaj膮c si臋 natychmiast z krzes艂a.
- Do szpitala.
- Jad臋 z tob膮.
- Nie - odpar艂 zdecydowanie.
- Oczywi艣cie, 偶e jad臋! Niepokoj臋 si臋 o Bess tak samo jak ty!
- Andy, pos艂uchaj - zacz膮艂 t艂umaczy膰 nieco znu偶onym tonem. - To nie jest dobry pomys艂. Most jest prawie ca艂kiem zalany.
- Wiem, kilka minut temu nim przeje偶d偶a艂am. - Nie chcia艂a dodawa膰, 偶e truchla艂a na sam膮 my艣l o powt贸rzeniu tego wyczynu.
- Ale teraz jest jeszcze gorzej. Przylecia艂em tu policyjnym 艣mig艂owcem i widzia艂em wszystko z g贸ry. Wierz mi, nie wygl膮da to dobrze.
Powaga w jego g艂osie prawie j膮 przekona艂a. Przez chwil臋 rozwa偶a艂a, czy rzeczywi艣cie ma ochot臋 jeszcze raz nara偶a膰 si臋 na podobny stres, ale perspektywa bezczynnego siedzenia w domu i czekania na wiadomo艣ci by艂a jeszcze gorsza.
Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i powt贸rzy艂a zdecydowanie:
- Jad臋 z tob膮.
- Andy, pomy艣l cho膰 raz rozs膮dnie! To nie ma najmniejszego sensu!
- Cho膰 raz rozs膮dnie... - powt贸rzy艂a zirytowana, po czym zacisn臋艂a usta, szybko w艂o偶y艂a p艂aszcz i bez s艂owa wysz艂a z domu.
S艂ysza艂a, 偶e wo艂a艂 co艣 za ni膮, ale nie wr贸ci艂a. Wiedzia艂a, 偶e b臋dzie pr贸bowa艂 j膮 zatrzyma膰. Nick nigdy si臋 nie poddawa艂. Tym razem jednak nie zamierza艂a da膰 si臋 pokona膰. Sz艂a szybko w stron臋 samochodu i w艣cieka艂a si臋 w duchu, 偶e zostawi艂a auto tak daleko od domu.
W艂a艣nie otwiera艂a drzwiczki, kiedy poczu艂a na ramieniu r臋k臋 Nicka. Odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie, zamierzaj膮c powiedzie膰 mu ostro, co o tym my艣li. Zanim jednak zd膮偶y艂a si臋 odezwa膰, Nick nagle szarpn膮艂 j膮 silnie i oboje wyl膮dowali w obrzydliwej, b艂otnistej mazi.
W pierwszej chwili pomy艣la艂a, 偶e Nick oszala艂 i pr贸buje j膮 zatrzyma膰 si艂膮. W chwil臋 potem us艂ysza艂a huk i poczu艂a, 偶e spad艂y na ni膮 drobne ga艂臋zie. Podnios艂a zdumiony wzrok i w tym momencie jej spojrzenie skierowa艂o si臋 na samoch贸d. A raczej na to, co z niego zosta艂o.
Jej auto straci艂o swoje pierwotne kszta艂ty. Sta艂o teraz przygniecione starym d臋bem, kt贸ry nie wytrzyma艂 nawa艂nicy i doszcz臋tnie zgni贸t艂 dach samochodu.
Andy pomy艣la艂a, 偶e gdyby Nick sp贸藕ni艂 si臋 o sekund臋, le偶a艂aby teraz pod szcz膮tkami dachu. Spojrza艂a na pot臋偶ny pie艅, kt贸ry przebi艂 si臋 do wn臋trza samochodu, i zadr偶a艂a na sam膮 my艣l, 偶e mog艂aby by膰 w 艣rodku. Najwyra藕niej Nick w艂a艣nie uratowa艂 jej 偶ycie.
Pr贸bowa艂a wsta膰, ale nie potrafi艂a utrzyma膰 r贸wnowagi. Ca艂a si臋 trz臋s艂a i nie wiedzia艂a, czy to z zimna, czy ze zdenerwowania. Nick podni贸s艂 si臋 pierwszy i wyci膮gn膮艂 do niej r臋k臋.
- Nic ci si臋 nie sta艂o? - spyta艂 z trosk膮.
- Nie... - odpowiedzia艂a niepewnie. - Chyba jestem ca艂a.
Chwyci艂a jego d艂o艅 i podnios艂a si臋 z ziemi. Dopiero wtedy zobaczy艂a, jak oboje wygl膮daj膮. Byli zupe艂nie przemoczeni, a ich ubrania lepi艂y si臋 do cia艂 i ocieka艂y b艂otem.
- Chod藕, wr贸cimy do domu i przebierzemy si臋. Dasz rad臋 i艣膰?
Skin臋艂a g艂ow膮 i pos艂usznie pozwoli艂a zaprowadzi膰 si臋 na ganek. Tu Nick nagle stan膮艂 i zrzuci艂 na pod艂og臋 mokr膮 kurtk臋.
- Rozbieraj si臋 - rozkaza艂 bezceremonialnie. Patrzy艂a na niego zdumiona. By艂a pewna, 偶e kompletnie zwariowa艂.
- Andy, jeste艣 mokra i brudna - t艂umaczy艂 zniecierpliwionym tonem. - Nie mo偶esz wej艣膰 do domu w takim stanie. 艢ci膮gaj to wszystko tutaj i biegnij pod prysznic.
My艣l o gor膮cym prysznicu by艂aby niezwykle kusz膮ca, gdyby nie konieczno艣膰 zdj臋cia ubrania na oczach Nicka.
- Odwr贸膰 si臋 - rozkaza艂a po chwili namys艂u.
- Nie b膮d藕 艣mieszna!
Ona jednak sta艂a niewzruszona i nieugi臋cie patrzy艂a mu w oczy.
- Co za uparta baba! - mrukn膮艂 w ko艅cu i odwr贸ci艂 si臋 do niej plecami.
Szybko zdj臋艂a z siebie mokre ciuchy i w samej tylko bieli藕nie pobieg艂a do drzwi.
- Nie zu偶yj ca艂ej ciep艂ej wody! - Us艂ysza艂a jeszcze, kiedy zamyka艂a 艂azienk臋.
Sta艂a pod gor膮cym strumieniem i czu艂a, jak jej cia艂o powoli si臋 rozgrzewa. Niepokoj膮ce dr偶enie ust臋powa艂o, a mi臋艣nie wreszcie zacz臋艂y si臋 rozlu藕nia膰 po ca艂odniowym napi臋ciu.
Nag艂y odg艂os otwieranych drzwi sprawi艂, 偶e omal si臋 nie przewr贸ci艂a.
- Andy? Przynios艂em twoj膮 walizk臋. Pospiesz si臋, kompletnie przemarz艂em.
Drzwi znowu si臋 zamkn臋艂y i Andrea mog艂a odetchn膮膰 spokojnie. Zakr臋ci艂a wod臋 i odsun臋艂a zas艂on臋 prysznicow膮. Walizka sta艂a tu偶 przy drzwiach. Andy wytar艂a si臋 szybko i w艂o偶y艂a suche rzeczy.
Odpr臋偶ona po k膮pieli wychodzi艂a w艂a艣nie z 艂azienki, kiedy jej wzrok nieoczekiwanie przesun膮艂 si臋 po znajomej, doskonale umi臋艣nionej, szerokiej klatce piersiowej. Zdumiona zobaczy艂a, 偶e Nick, prawie nagi, je艣li nie liczy膰 r臋cznika przepasanego na biodrach, stoi niedbale oparty o 艣cian臋.
Wpatrywa艂a si臋 w niego zszokowana i z艂a, 偶e jej cia艂o reaguje na ten widok w dawny spos贸b. Poczu艂a, 偶e usta jej wysychaj膮, a serce uderza w przyspieszonym rytmie.
- Dzi臋ki, 偶e nie kaza艂a艣 mi zbyt d艂ugo czeka膰. A przy okazji, b膮d藕 tak dobra i poszukaj mi tu czego艣 do przebrania. Nie wzi膮艂em ze sob膮 偶adnych ciuch贸w. Je艣li nie chcesz, 偶ebym paradowa艂 w tym r臋czniku, znajd藕 mi co艣.
Ci膮gle nie mog艂a wykrztusi膰 z siebie s艂owa. Na szcz臋艣cie ju偶 po chwili us艂ysza艂a trzask zamykanych drzwi i Nick znikn膮艂 w 艂azience. To wyrwa艂o j膮 z odr臋twienia. Powoli zesz艂a do piwnicy i zacz臋艂a przegl膮da膰 pud艂a z ubraniami, kt贸re ostatnio przygotowa艂y z Bess do oddania na cele dobroczynne.
Poszukiwania nie by艂y zbyt owocne, ale po kilku minutach sta艂a pod drzwiami 艂azienki i pr贸bowa艂a przekrzycze膰 szum wody:
- Nick! Nie by艂o 艂atwo, ale co艣 ci znalaz艂am. Wrzuc臋 wszystko do 艣rodka.
Otworzy艂a 艂azienk臋, pospiesznie cisn臋艂a ciuchy na pod艂og臋 i szybko zatrzasn臋艂a drzwi za sob膮. Us艂ysza艂a, 偶e Nick zakr臋ci艂 wod臋 i odsun膮艂 zas艂on臋. Opar艂a si臋 o 艣cian臋 i pr贸bowa艂a uspokoi膰 oddech. W g艂owie k艂臋bi艂y si臋 jej irytuj膮ce wizje Nicka wycieraj膮cego wilgotne cia艂o, jego w艂os贸w skr臋conych od pary, stalowych mi臋艣ni drgaj膮cych na szerokich plecach...
Do艣膰, upomnia艂a sam膮 siebie. Ma艂偶e艅stwo z Nickiem w艂a艣nie odchodzi艂o w przesz艂o艣膰. I przecie偶 by艂a z tego zadowolona.
Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 z niezadowoleniem i przesz艂a do kuchni, 偶eby zrobi膰 herbat臋. Mo偶e to pozwoli jej skupi膰 my艣li na czym艣 innym, nie na kusz膮cym ciele Nicka.
- My艣lisz, 偶e m贸g艂bym pozowa膰 do magazynu mody m臋skiej? - us艂ysza艂a za sob膮 schrypni臋ty g艂os.
Z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Natychmiast przypomnia艂y si臋 jej wszystkie najwspanialsze chwile, jakie razem prze偶yli. Wspomnienie chrapliwego g艂osu Nicka i jego delikatnych d艂oni czule pieszcz膮cych jej cia艂o sprawi艂o, 偶e zadr偶a艂a.
Spr贸bowa艂a si臋 opanowa膰 i rzuci艂a na niego okiem. Mimowolnie wybuch艂a 艣miechem. Nick by艂 najwyra藕niej sporo wy偶szy od swojego dawno zmar艂ego wuja. Spodnie ko艅czy艂y si臋 kilka centymetr贸w nad kostkami i ods艂ania艂y zar贸wno ow艂osione 艂ydki, jak i wzorzyste skarpety. Szary sweter ciasno opina艂 pot臋偶n膮 klatk臋 piersiow膮, a r臋kawy ledwo zas艂ania艂y 艂okcie.
- Wygl膮dasz niezwykle szykownie - powiedzia艂a ze 艣miechem.
Nick wypr臋偶y艂 si臋 zabawnie, a na jego twarzy pojawi艂 si臋 znajomy, seksowny u艣miech, kt贸ry zawsze przyprawia艂 j膮 o dr偶enie. Odwr贸ci艂a si臋 szybko i pr贸bowa艂a skupi膰 uwag臋 na czajniku z wrz膮tkiem.
- Co robisz? - spyta艂, staj膮c tu偶 za jej plecami.
- Hm, herbat臋. Ty te偶 chcesz?
- Taaa... - mrukn膮艂 niewyra藕nie.
Jego niech臋膰 do rozwijania rozmowy u艣wiadomi艂a jej, 偶e dla niego ta sytuacja jest prawdopodobnie r贸wnie niewygodna jak dla niej.
Wyj臋艂a z szafki s艂ynne ciasteczka Bess i postawi艂a je na stole. Nick ju偶 si臋 rozsiad艂 i zamy艣lony bawi艂 si臋 艂y偶eczk膮. Postawi艂a jeszcze cukier i zala艂a herbat臋 wrz膮tkiem. Nerwowo pr贸bowa艂a wymy艣li膰 jaki艣 pretekst, kt贸ry pozwoli艂by jej wyj艣膰 z kubkiem do innego pokoju. Zastanawia艂a si臋, czy Nick poszed艂by za ni膮. A mo偶e pozwoli艂by jej po prostu wyj艣膰, tak samo jak bez protest贸w pozwoli艂 jej opu艣ci膰 ich dom i ich ma艂偶e艅stwo? Ale przecie偶 o to w艂a艣nie mi chodzi艂o, przypomnia艂a sobie. Chcia艂a odej艣膰 bez k艂贸tni i niepotrzebnych stres贸w.
- Dzi臋ki - us艂ysza艂a, kiedy postawi艂a przed nim kubek z herbat膮.
Skin臋艂a g艂ow膮 i bez s艂owa usiad艂a za sto艂em.
- Pada tak ca艂y czas, od kiedy wyjecha艂em? - spyta艂 Nick po chwili.
Wylecia艂 do Afryki trzy tygodnie temu, a ulewy zacz臋艂y si臋 tydzie艅 p贸藕niej i nikt nie przypuszcza艂, 偶e b臋d膮 trwa艂y tak d艂ugo.
- Prawie - odpowiedzia艂a, nie patrz膮c na niego.
- Nie wiedzia艂em - mrukn膮艂 cicho. - Nie wiesz, jak Bess sobie radzi艂a? Zanim wyjecha艂em, poinstruowa艂em swoich pracownik贸w, 偶eby pomogli jej w ka偶dym problemie, z jakim si臋 do nich zg艂osi.
Andrea zapatrzona przed siebie popija艂a wolno herbat臋 i pogryza艂a ciasteczko.
- Mia艂a艣 z ni膮 jaki艣 kontakt przez ten czas? - dopytywa艂 si臋 niecierpliwie.
- Tak - odpar艂a w ko艅cu. Spojrza艂 na ni膮 zdumiony.
- Co z tob膮, Andy, bierzesz udzia艂 w konkursie na najkr贸tsze odpowiedzi?
Odstawi艂a wolno kubek i pr贸bowa艂a opanowa膰 rozchwiane emocje. Wcale jej si臋 nie podoba艂o, 偶e tak 艂atwo da艂a si臋 wytr膮ci膰 z r贸wnowagi. Nie by艂a przecie偶 dzieckiem, 艣wiadomie podj臋艂a decyzj臋 o rozstaniu i z艂o艣ci艂o j膮, 偶e obecno艣膰 Nicka tak na ni膮 wp艂ywa.
- Przepraszam - odezwa艂a si臋 nieco oficjalnym tonem, za kt贸rym pr贸bowa艂a ukry膰 niepewno艣膰. - Tyle si臋 dzisiaj wydarzy艂o, jeszcze nie ca艂kiem dosz艂am do siebie. Oczywi艣cie, by艂y艣my w kontakcie. Ciocia Bess pozosta艂a przecie偶 moj膮 przyjaci贸艂k膮.
- Przesta艅 traktowa膰 mnie jak kogo艣 obcego! Byli艣my ma艂偶e艅stwem, do cholery! W zasadzie wci膮偶 jeste艣my!
Zerkn臋艂a na niego zdziwiona.
- Jeszcze nie wnios艂am pozwu o rozw贸d - zacz臋艂a si臋 t艂umaczy膰 - bo... bo to jest do艣膰 drogie. Ale je艣li ci si臋 spieszy...
- Nie - uci膮艂 kr贸tko.
Wpatrywa艂a si臋 w kubek i pr贸bowa艂a odgadn膮膰, z czego wynika irytacja Nicka. Z艂o艣ci艂 si臋, bo nie wyst膮pi艂a jeszcze do s膮du? Je艣li tak mu si臋 spieszy, sam mo偶e to zrobi膰.
To nasun臋艂o jej zupe艂nie now膮 my艣l.
- A mo偶e ty wnios艂e艣 spraw臋 o rozw贸d? - spyta艂a.
- Nie.
- O co chodzi? Ty te偶 bierzesz udzia艂 w tym konkursie na kr贸tkie odpowiedzi?
- Nie, nie bior臋 - odpar艂 dziwnym tonem. - I nie mam zamiaru si臋 rozwodzi膰. Je艣li ty tego chcesz, to twoja sprawa.
Wygl膮da艂, jakby to wszystko zupe艂nie go nie dotyczy艂o. I to by艂 te偶 jeden z powa偶niejszych problem贸w w ich ma艂偶e艅stwie. Zawsze mia艂a wra偶enie, 偶e nic nie jest w stanie zburzy膰 jego opanowania. Jedynie w sypialni Nick na chwil臋 wypuszcza艂 emocje spod kontroli.
Pr贸bowa艂a skupi膰 wzrok na kubku z resztk膮 p艂ynu. Nie pozwoli, 偶eby wspomnienia znowu zak艂贸ci艂y jej z trudem wypracowany spok贸j.
- Chcesz jeszcze herbaty? - zapyta艂a uprzejmie.
- Nie. Nie chc臋 ani kropli wi臋cej tej cholernej herbaty!
- To mo偶e porozmawiajmy o tym, jak si臋 st膮d wydostaniemy - zaproponowa艂a ugodowo. - M贸j samoch贸d niestety ju偶 nigdzie dalej nie pojedzie. M贸g艂by艣 sprowadzi膰 helikopter?
- Spr贸buj臋 - odpowiedzia艂 spokojniej i si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋.
Spr贸buj臋, powt贸rzy艂a w my艣lach z niedowierzaniem. To niepodobne do wielkiego Nicholasa Avery'ego. By艂 cz艂owiekiem sukcesu, pot臋g膮 w 艣wiecie finansjery i je偶eli chcia艂, 偶eby po niego przylecia艂 helikopter, to tak si臋 dzia艂o.
- Mamy pecha - o艣wiadczy艂 po chwili.
- Dlaczego?
- Telefon nie dzia艂a.
ROZDZIA艁 DRUGI
- Co?! - krzykn臋艂a z niedowierzaniem Andrea. Zerwa艂a si臋 z krzes艂a i si臋gn臋艂a do telefonu.
- Nie mo偶esz mi uwierzy膰 nawet w tak g艂upiej sprawie jak awaria telefonu? - spyta艂 natychmiast Nick z dziwnym u艣miechem.
Poczu艂a, 偶e rumieniec wykwita jej na policzkach. Nie patrz膮c na Nicka, wolno od艂o偶y艂a s艂uchawk臋. Nie mog艂a sobie przypomnie膰 偶adnej powa偶nej k艂贸tni przez ca艂y okres trwania ich ma艂偶e艅stwa, a偶 do tej nocy, kiedy postanowi艂a odej艣膰. Wtedy przesta艂a ufa膰 swojemu m臋偶owi.
- To by艂a odruchowa reakcja - wyja艣ni艂a. - My艣lisz, 偶e zdo艂aj膮 to naprawi膰 jeszcze dzisiaj?
Zanim zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, pot臋偶ny grzmot wstrz膮sn膮艂 starym domem. Piorun uderzy艂 gdzie艣 w pobli偶u. Nick u艣miechn膮艂 si臋 z sarkazmem i rzuci艂 ironicznie:
- Masz jeszcze jakie艣 pytania? Zagryz艂a wargi i skin臋艂a g艂ow膮.
- Tak. Co robimy w tej sytuacji?
- Nic. Czekamy. Tu przynajmniej jest ciep艂o i sucho. Jak znam Bess, mamy zapasy, kt贸re wystarczy艂yby na wykarmienie ca艂ej armii. Nawet gdyby zabrak艂o pr膮du...
- My艣lisz, 偶e to mo偶liwe? - przerwa艂a mu zaniepokojona t膮 perspektyw膮.
- Andy, spokojnie. M贸wi臋, 偶e nawet gdyby tak si臋 sta艂o, mamy tu lampy naftowe, 艣wiece i kominek. Poradzimy sobie.
Opar艂a si臋 o szafk臋 i splot艂a ramiona na piersiach, jakby w ten spos贸b chcia艂a oddzieli膰 si臋 od Nicka. Jego opanowanie i stoicki spok贸j niezale偶nie od okoliczno艣ci zawsze j膮 dra偶ni艂y. Mo偶e to dlatego, 偶e zarzuca艂 jej, 偶e reaguje na wszystko zbyt emocjonalnie. I w duchu przyznawa艂a mu racj臋.
Wstawi艂a kubek do zlewu i przez chwil臋 nie odwraca艂a si臋, pr贸buj膮c uspokoi膰 nerwy. Skoro on nie widzia艂 w tym wszystkim 偶adnego problemu, dlaczego ona tak si臋 przejmuje? Odci臋ta od 艣wiata, bez pr膮du, sam na sam z Nickiem. To przecie偶 zupe艂nie normalna sytuacja...
Czu艂a na plecach jego spojrzenie i to jej wcale nie pomaga艂o w odzyskaniu r贸wnowagi.
- Poszukam sobie czego艣 do czytania - powiedzia艂a, nie patrz膮c na niego.
Mia艂a nadziej臋, 偶e znajdzie w bibliotece Bess co艣, co pozwoli jej oderwa膰 my艣li od Nicka i jego kusz膮cego cia艂a.
- Ja chyba si臋 zdrzemn臋 - odpar艂, ziewaj膮c. - Ci膮gle jeszcze funkcjonuj臋 wed艂ug afryka艅skiego czasu.
Zerkn臋艂a na niego i dopiero teraz zauwa偶y艂a g艂臋bokie cienie pod jego oczami. Zdziwi艂a si臋, 偶e nie dostrzeg艂a ich wcze艣niej. Pewnie dlatego, 偶e by艂a艣 zbyt zaj臋ta podziwianiem jego klatki piersiowej, pomy艣la艂a z艂o艣liwie. Albo dlatego, 偶e w og贸le unika艂a patrzenia mu w oczy. Zawsze czu艂a si臋 niemal zahipnotyzowana jego ch艂odnym spojrzeniem.
- Odpocznijmy oboje - mrukn臋艂a cicho i wysz艂a z kuchni. Musia艂a szybko znale藕膰 co艣, na czym b臋dzie mog艂a skupi膰 uwag臋. I nie powinno to mie膰 nic wsp贸lnego z tym przystojniakiem, kt贸ry sta艂 tu偶 obok i by艂 przyczyn膮 jej k艂opot贸w.
Andrea uderzy艂a 艂okciem w co艣 twardego i obudzi艂a si臋 gwa艂townie. Przez chwil臋 le偶a艂a zdezorientowana i zastanawia艂a si臋, gdzie jest. Poczu艂a pod policzkiem aksamitne obicie starej sofy i po chwili przypomnia艂a sobie wszystko. Przyjecha艂a do Bess. Ciotka le偶y w szpitalu, a ona jest tutaj, na farmie. Razem z Nickiem.
J臋kn臋艂a cicho i podnios艂a si臋, str膮caj膮c przy okazji ksi膮偶k臋, kt贸r膮 wcze艣niej czyta艂a. Szczerze m贸wi膮c, jej plan nie do ko艅ca si臋 powi贸d艂. Nie potrafi艂a nie my艣le膰 o Nicku, kiedy wiedzia艂a, 偶e jest tu偶 za 艣cian膮. Nawet teraz pierwsza my艣l, jaka powsta艂a w jej g艂owie, b艂膮dzi艂a wok贸艂 tego, czy jej ju偶 prawie by艂y m膮偶 nadal wygl膮da tak rozczulaj膮co bezbronnie podczas snu. Kiedy艣 uwielbia艂a patrze膰 na niego, gdy spal. Teraz to zakazany owoc, przypomnia艂a sobie i przeci膮gn臋艂a si臋 leniwie.
P贸艂mrok panuj膮cy w salonie zaniepokoi艂 j膮. Czy偶by wichura rzeczywi艣cie zerwa艂a gdzie艣 lini臋 energetyczn膮? Szybko podesz艂a do kontaktu i odetchn臋艂a z ulg膮, kiedy pok贸j zala艂o ciep艂e 艣wiat艂o. Zerkn臋艂a na zegarek; by艂o dziesi臋膰 po si贸dmej. To t艂umaczy艂o zar贸wno ciemno艣ci, jak i burczenie w brzuchu.
Ostro偶nie uchyli艂a drzwi sypialni Bess. Pok贸j ton膮艂 w mroku. Najwyra藕niej Nick nadal spa艂. Wycofa艂a si臋 cicho i przesz艂a do kuchni.
Zajrza艂a do spi偶arni i u艣miechn臋艂a si臋 do siebie. Istotnie, zapasy Bess starczy艂yby na wykarmienie co najmniej tuzina g艂odnych 偶o艂nierzy. Nie by艂a pewna, czy Nick te偶 b臋dzie chcia艂 je艣膰, ale na wszelki wypadek przygotowa艂a du偶y posi艂ek.
Kiedy wszystko by艂o gotowe, podesz艂a cicho do drzwi sypialni. Stan臋艂a przed nimi niezdecydowana. Nie by艂a pewna, czy powinna wej艣膰 i budzi膰 Nicka. Nagle drzwi otworzy艂y si臋 i Andy drgn臋艂a zaskoczona.
- Przepraszam, nie chcia艂em ci臋 przestraszy膰.
- By艂am pewna, 偶e wci膮偶 艣pisz...
- I przysz艂a艣 mnie obudzi膰?
- W艂a艣nie si臋 zastanawia艂am, co powinnam zrobi膰. Chcia艂am ci臋 spyta膰, czy masz ochot臋 na kolacj臋.
- Umieram z g艂odu.
- Przygotowa艂am tylko zup臋 i kanapki, ale mog臋 zrobi膰 co艣 jeszcze. Spi偶arnia Bess jest lepiej zaopatrzona ni偶 niejeden sklepik.
- Dzi臋ki, my艣l臋, 偶e to wystarczy.
Przeszli do kuchni i zabrali si臋 do jedzenia. Cisza panuj膮ca w ca艂ym domu niemal dzwoni艂a w uszach. Nagle Nick przerwa艂 milczenie.
- Masz niez艂y apetyt - rzuci艂 dziwnym tonem.
- Zawsze mia艂am - przypomnia艂a mu, nie podnosz膮c wzroku znad talerza.
- Racja, ale nigdy nie wygl膮da艂a艣 jak zag艂odzone zwierz膮tko.
Poczu艂a, 偶e przygl膮da si臋 jej uwa偶nie i nagle kanapka z indykiem zacz臋艂a smakowa膰 jak trociny.
- By艂am ostatnio bardzo zaj臋ta - odpowiedzia艂a wymijaj膮co.
- Zbyt zaj臋ta, 偶eby je艣膰? - zapyta艂 z udawanym niedowierzaniem.
Nie mog艂a uwierzy膰 w艂asnym uszom.
- I to m贸wi cz艂owiek, kt贸ry zazwyczaj jada艂 na kolacj臋 chi艅szczyzn臋, bo by艂 zbyt zapracowany, 偶eby dotrze膰 na czas do domu?
Rzuci艂 jej krzywy u艣miech. Nie by艂a pewna, czy dobrze odczyta艂a jego spojrzenie, ale mia艂a wra偶enie, 偶e widzia艂a w nim co艣 na kszta艂t przeprosin.
- Sporo si臋 nauczy艂em podczas tego pobytu w Afryce. R贸wnie偶 tego, 偶e nale偶y ceni膰 ciep艂e posi艂ki.
Znowu poczu艂a, 偶e serce w niej zamiera, podobnie jak wtedy, gdy Bess powiedzia艂a jej, 偶e Nick zagin膮艂.
- By艂o tak 藕le?
Niewyra藕ny pomruk stanowi艂 jedyn膮 odpowied藕. Wpatrywa艂a si臋 w niego wyczekuj膮co, a偶 w ko艅cu powiedzia艂:
- Taaa... Jedz kanapk臋. Nie powinna艣 marnowa膰 ani jednej kalorii. - Najwyra藕niej pr贸bowa艂 zmieni膰 temat.
- Opowiesz mi o tym, co tam si臋 dzia艂o?
- Nie. Nie ma o czym m贸wi膰. Jedz.
Nie zaskoczy艂 jej. Przyzwyczai艂a si臋 do tego, 偶e by艂 zamkni臋ty i nie opowiada艂 o niczym, co go dotyczy艂o. Jedynie w sypialni zrzuca艂 z siebie mask臋 niedost臋pno艣ci i okazywa艂 jakie艣 偶ywsze uczucia. Pocz膮tkowo by艂a nim zbyt zafascynowana, aby to dostrzec, ale stopniowo dociera艂o do niej, jak dziwnie niepe艂ne s膮 ich relacje.
Pami臋ta艂a pewn膮 s艂u偶bow膮 kolacj臋, na kt贸r膮 Nick j膮 zabra艂. Jaka艣 zgrabna blondynka z ksi臋gowo艣ci zacz臋艂a z nim dyskutowa膰 o problemach podatkowych, a potem przerzucili si臋 na sport i wymieniali wra偶enia z ostatniego meczu Chicago Bears. Do艂膮czy艂o do nich dw贸ch m艂odych m臋偶czyzn z dzia艂u marketingu i ju偶 po chwili wszyscy rozmawiali o polowaniach i ulubionych stokach narciarskich.
Andrea sta艂a razem z nimi i nagle u艣wiadomi艂a sobie, 偶e pierwszy raz widzi swojego m臋偶a zachowuj膮cego si臋 tak otwarcie i swobodnie. I to by艂o chyba jego prawdziwe 偶ycie. Ona mog艂a im opowiedzie膰, jak pie艣ci膰 Nicka, aby szybko go podnieci膰, jak reagowa艂, kiedy delikatnie gryz艂a go w ucho i 偶e uwielbia艂 spokojny seks o poranku. Ale w艂a艣nie wtedy zrozumia艂a, 偶e nie zna prawdziwego Nicka.
Chcia艂a potem porozmawia膰 z nim o tym, ale ka偶da pr贸ba ko艅czy艂a si臋 niepowodzeniem. Albo by艂 zbyt zm臋czony, albo jej powa偶ne argumenty i tak l膮dowa艂y na pod艂odze sypialni razem ze zrzucan膮 pospiesznie bielizn膮. Kiedy poskar偶y艂a si臋 na samotno艣膰, obieca艂, 偶e b臋dzie jej dawa艂 wi臋cej pieni臋dzy i zaproponowa艂, by poszuka艂a jakiego艣 klubu fitness, gdzie mog艂aby sp臋dza膰 czas. Kolacje przy 艣wiecach, kt贸re z zapa艂em przygotowywa艂a, najcz臋艣ciej styg艂y, i w ko艅cu zjada艂a je sama.
Ale najbardziej bolesna by艂a jego reakcja, kiedy zaproponowa艂a, 偶eby pomy艣leli o powi臋kszeniu rodziny. Jego zdecydowana odmowa ugodzi艂a j膮 w samo serce.
- Nie jesz. - Us艂ysza艂a jego g艂os i to wyrwa艂o j膮 z ponurych wspomnie艅.
- Ju偶 sko艅czy艂am. - Wsta艂a od sto艂u i odstawi艂a talerz do zmywarki.
Nick zadba艂 o to, aby kuchnia ciotki by艂a doskonale wyposa偶ona. Wprawdzie nie uda艂o mu si臋 nam贸wi膰 Bess na przeprowadzk臋 do Chicago, nie pozwoli艂a mu te偶 zbudowa膰 nowego domu, ale by艂a dumna z bardzo nowoczesnej kuchni, kt贸r膮 jej zafundowa艂.
- Wi臋c gdzie teraz mieszkasz? - spyta艂, bawi膮c si臋 kubkiem.
Wygl膮da艂o to na zwyk艂膮 towarzysk膮 pogaw臋dk臋, ale Andrea nie da艂a si臋 nabra膰.
- Przecie偶 wiesz - odpar艂a spokojnie.
- Co masz na my艣li?
- Nie udawaj. Sk膮d si臋 wzi臋艂o tysi膮c dolar贸w na moim koncie?
Kiedy pierwszy raz zobaczy艂a wyci膮g z rachunku, by艂a pewna, 偶e bank si臋 pomyli艂. Zadzwoni艂a, chc膮c wyja艣ni膰 spraw臋, ale uprzejmy urz臋dnik zapewnia艂 j膮, 偶e nie ma mowy o pomy艂ce. Pieni膮dze zosta艂y wp艂acone przez jej m臋偶a, a gdyby potrzebowa艂a ich wi臋cej, ma si臋 tylko zg艂osi膰 do banku, a oni ju偶 zajm膮 si臋 reszt膮.
- My艣la艂em, 偶e mo偶esz potrzebowa膰 got贸wki. Prawie nic ze sob膮 nie wzi臋艂a艣.
- Jako艣 sobie radz臋. Mog臋 ci odda膰 pieni膮dze w ka偶dej chwili.
- Nie potrzebuj臋 tych cholernych pieni臋dzy! - Zdecydowanie odsun膮艂 od siebie pusty kubek i opar艂 艂okcie na stole.
Nie odezwa艂a si臋. Podesz艂a i si臋gn臋艂a po jego talerz. Zanim jednak zd膮偶y艂a go zabra膰, Nick nieoczekiwanie z艂apa艂 j膮 za nadgarstek i zmusi艂, 偶eby na niego spojrza艂a.
- Dlaczego odesz艂a艣, Andy?
Milcza艂a przez chwil臋, wreszcie odpowiedzia艂a cicho:
- Wyja艣ni艂am ci to w li艣cie.
Zgodnie z wszelkimi regu艂ami, jak klasyczna 偶ona porzucaj膮ca m臋偶a, zostawi艂a mu list po偶egnalny.
- Co wyja艣ni艂a艣? 呕e nasze ma艂偶e艅stwo nie istnieje? Co to w艂a艣ciwie mia艂o znaczy膰? Byli艣my razem zaledwie sze艣膰 miesi臋cy! - Brwi zbieg艂y mu si臋 nad czo艂em, a niebieskie oczy z trudem skrywa艂y z艂o艣膰.
- O co ci chodzi? - spyta艂a z irytacj膮. - W 偶aden spos贸b nie pr贸bowa艂e艣 mnie zatrzyma膰. Nie dzwoni艂e艣 do mnie, nie szuka艂e艣! Zajmowa艂e艣 si臋 wy艂膮cznie swoim przedsi臋biorstwem, nowymi kontraktami i atrakcyjnymi fuzjami! Nie zauwa偶y艂am, 偶eby艣 specjalnie si臋 przej膮艂 moim znikni臋ciem!
Zerwa艂 si臋 zza sto艂u i pochyli艂 ku niej.
- Wi臋c tego chcia艂a艣? 呕ebym ci臋 szuka艂 i przekonywa艂, by艣 do mnie wr贸ci艂a?! Mia艂em ci udowodni膰, 偶e ci臋 kocham? Przecie偶 m贸wi艂em ci to wiele razy! Nie wierzy艂a艣 mi? Potrzebowa艂a艣 dowod贸w?!
- Nie! - przerwa艂a mu zdenerwowana. - To nie tak! Po prostu chcia艂am rozwodu, to wszystko! Nie potrzebuj臋 twoich pieni臋dzy.
Odwr贸ci艂a si臋 i pr贸bowa艂a uspokoi膰 oddech. Zdenerwowanie w niczym nie pomo偶e, upomnia艂a si臋 w duchu i g艂臋boko zaczerpn臋艂a powietrza.
- Ci膮gle jeste艣 moj膮 偶on膮 - przypomnia艂 jej. - Mam obowi膮zek troszczy膰 si臋 o ciebie.
- Jeste艣my w separacji, Nick. Tylko dlatego, 偶e nie wnios艂am jeszcze pozwu o rozw贸d, nie musisz...
- Co w艂a艣ciwie zamierzasz zrobi膰? - zapyta艂 gwa艂townie. - Zostaniesz w Kansas City, b臋dziesz zajmowa艂a si臋 urz膮dzaniem cudzych mieszka艅, kupisz nast臋pny stary samoch贸d i b臋dziesz pr贸bowa艂a u艂o偶y膰 sobie 偶ycie od nowa?
- Sk膮d wiesz? - wykrzykn臋艂a zaskoczona. I nagle przysz艂a jej do g艂owy nieoczekiwana my艣l. - Kaza艂e艣 mnie 艣ledzi膰!
- Nie. - Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. - Pr贸bowa艂em si臋 tylko dowiedzie膰, co si臋 z tob膮 dzieje. Jeste艣 moj膮 偶on膮, Andy, musz臋 si臋 o ciebie troszczy膰.
- Nie potrzebuj臋 twojej troski! - Ze z艂o艣ci膮 cisn臋艂a 艣cierk臋 na blat szafki. - Niczego od ciebie nie potrzebuj臋!
Odwr贸ci艂a si臋 i szybkim krokiem podesz艂a do drzwi. Nie mia艂a ochoty ci膮gn膮膰 tej rozmowy.
- Dok膮d idziesz?
- Ogl膮da膰 telewizj臋.
Bess dosta艂a telewizor w prezencie urodzinowym od Nicka dwa lata temu. D艂ugo si臋 przed tym broni艂a, ale wkr贸tce uleg艂a urokowi oper mydlanych i potrafi艂a opowiedzie膰 ka偶d膮 z nich dwadzie艣cia odcink贸w do ty艂u.
Andy usiad艂a w salonie i si臋gn臋艂a po pilota. Mia艂a nadziej臋, 偶e znajdzie co艣, co uspokoi jej nerwy i skupi uwag臋.
Skaka艂a w艂a艣nie po kolejnych kana艂ach, kiedy us艂ysza艂a pytanie Nicka:
- Mog臋 si臋 przy艂膮czy膰?
- Ty? Nie podejrzewa艂am, 偶e w og贸le ogl膮dasz telewizj臋 - odpowiedzia艂a ci膮gle wpatrzona w ekran.
- Nie s膮dz臋, 偶ebym zrobi艂 dzi艣 jeszcze jaki艣 korzystny interes, wi臋c ch臋tnie si臋 rozerw臋 - rzuci艂 z lekk膮 ironi膮 w g艂osie i podszed艂 bli偶ej.
Stara kanapa j臋kn臋艂a g艂ucho i Andy k膮tem oka zauwa偶y艂a, 偶e Nick rozsiad艂 si臋 na drugim ko艅cu. Dzieli艂o ich jakie艣 trzydzie艣ci centymetr贸w, a to by艂o stanowczo zbyt ma艂o.
Podnios艂a si臋 szybko i rzuci艂a mu pilota.
- Wi臋c baw si臋 dobrze. Ja id臋 spa膰.
Nagle poczu艂a, jak jego silne palce zaciskaj膮 si臋 na jej nadgarstku i zmuszaj膮 do zatrzymania.
- Daj spok贸j, Andy. Nie chcia艂em ci przeszkadza膰. B臋d臋 nad wyraz spokojny, obiecuj臋!
Ciekawe, czy m贸g艂by obieca膰, 偶e nie b臋dzie mnie wi臋cej dotyka艂, zastanawia艂a si臋. Pu艣ci艂 jej rami臋, ale nadal czu艂a przyspieszone, oszala艂e bicie serca.
- Chyba jednak...
- Andy.
To jedno s艂owo, wypowiedziane cicho i spokojnie, z艂ama艂o jej op贸r. Wzruszy艂a ramionami i wzi臋艂a pilota, kt贸rego wyci膮ga艂 w jej kierunku. Nie usiad艂a jednak z powrotem na sofie. Wybra艂a wysokie krzes艂o, ulubione miejsce Bess.
Nick rozci膮gn膮艂 si臋 wygodnie, opieraj膮c d艂ugie nogi na stoliku do kawy. Nieuwa偶nie przegl膮da艂 program telewizyjny w gazecie, czasami komentowa艂 to, co dzia艂o si臋 na ekranie.
Andrea ogl膮da艂a popularny serial o 偶yciu podmiejskiego szpitala, w kt贸rym personel dokonywa艂 prawdziwych cud贸w. Ten odcinek by艂 do艣膰 spokojny, chwilami nawet zabawny, do momentu, kiedy do szpitala wbieg艂a zdenerwowana kobieta i o艣wiadczy艂a, 偶e rodzi. Od tego momentu akcja nabra艂a tempa.
Nick przygl膮da艂 si臋 temu z niesmakiem, najwyra藕niej zupe艂nie nie poruszony sytuacj膮.
Andrea da艂a si臋 ponie艣膰 wydarzeniom. Czu艂a, jak 偶o艂膮dek kurczy si臋 jej ze zdenerwowania i mimowolnie przycisn臋艂a r臋ce do brzucha. Z uwag膮 obserwowa艂a, jak lekarz pociesza matk臋 i przygotowuje j膮 do porodu, a potem konsultuje jej przypadek z kolegami i wsp贸lnie zastanawiaj膮 si臋, jakie kobieta ma szanse na prze偶ycie.
- Co to za gniot? - spyta艂 Nick z niesmakiem. - Chod藕my co艣 przegry藕膰.
- Przegry藕膰? - powt贸rzy艂a zdziwiona. Jak m贸g艂 jej przerywa膰 w takim momencie!
- Tak. Nie powinna艣 ogl膮da膰 takich bzdur. To wp臋dza cz艂owieka w depresj臋. - Podni贸s艂 si臋 z sofy i podszed艂 do niej. - Wstawaj, czas na przek膮sk臋.
- Nie, musz臋 zobaczy膰, jak to si臋 sko艅czy.
- Jak chcesz. - Wzruszy艂 ramionami. - Id臋 do kuchni. Przynie艣膰 ci co艣?
- Mo偶e jab艂ko i szklank臋 mleka? - odpowiedzia艂a wpatrzona w ekran.
Mrukn膮艂 co艣 z dezaprobat膮 i wyszed艂 z pokoju.
Tymczasem bohaterka odcinka zd膮偶y艂a urodzi膰 dziecko, a lekarz zapewnia艂, 偶e powinna szybko doj艣膰 do siebie, i Andrea odetchn臋艂a z ulg膮.
- No i jak? Wszystko dobrze si臋 sko艅czy艂o? - spyta艂 po chwili Nick, wracaj膮c z kuchni.
Andy zerkn臋艂a na niego niepewna, czy rzeczywi艣cie go to interesuje, czy tylko chce zagada膰. Sta艂, wyci膮gaj膮c do niej kubek z mlekiem i du偶e czerwone jab艂ko.
Wskaza艂a ekran i odpar艂a:
- Urodzi艂a synka. Patrz, w艂a艣nie go pokazuj膮! Nick poda艂 jej jab艂ko i z pomrukiem niezadowolenia wr贸ci艂 na sof臋.
- Nie powinni wykorzystywa膰 w filmach ma艂ych dzieci. Miejsce takich brzd膮c贸w jest w ciep艂ym 艂贸偶eczku, przy rodzicach, a nie na planie filmowym!
- Jestem pewna, 偶e mali aktorzy maj膮 zapewnion膮 艣wietn膮 opiek臋. A pieni膮dze, kt贸re teraz zarobi膮, mog膮 im si臋 przyda膰 w przysz艂o艣ci, cho膰by na studia. Poza tym film nie by艂by tak emocjonuj膮cy, gdyby wszystko nie by艂o realistyczne.
- Tak czy inaczej, z dzie膰mi jest masa k艂opot贸w - uci膮艂 dyskusj臋 Nick i zmieni艂 kana艂.
Andy upi艂a 艂yk mleka i zamy艣lona odstawi艂a kubek na stolik. Nie chcia艂a si臋 przyzna膰 nawet przed sob膮, jak bardzo zabola艂y j膮 s艂owa Nicka.
Przed 艣lubem nigdy nie rozmawiali o dzieciach. Andrea za艂o偶y艂a, 偶e Nick chce mie膰 rodzin臋 tak samo jak ona. Szczerze m贸wi膮c, by艂o to jedno z jej najgor臋tszych pragnie艅. Jej rodzice zgin臋li w wypadku samochodowym, kiedy by艂a ma艂膮 dziewczynk膮. Od tamtej pory czu艂a si臋 bardzo samotna. Wychowywa艂a si臋 w rodzinach zast臋pczych do czasu, kiedy by艂a ju偶 na tyle du偶a, 偶eby zamieszka膰 samodzielnie. Na szcz臋艣cie pieni膮dze z ubezpieczenia i stypendium pozwoli艂y jej sko艅czy膰 studia i zacz膮膰 doros艂e 偶ycie. Ale ca艂y czas marzy艂a o tym, 偶eby mie膰 wok贸艂 bliskich ludzi, z kt贸rymi b臋dzie mog艂a dzieli膰 rado艣ci i k艂opoty.
W ciszy wpatrywa艂a si臋 w ekran telewizora i usi艂owa艂a zag艂uszy膰 b贸l w sercu. Widocznie Nick mia艂 inne plany na 偶ycie, ale to ju偶 jej nie dotyczy艂o.
- Pr贸buj臋 znale藕膰 jakie艣 wiadomo艣ci, mo偶e podadz膮 prognoz臋 pogody - odezwa艂 si臋 po chwili.
- Mam nadziej臋, 偶e przestanie pada膰 i wszystko wr贸ci do normy - odpar艂a, podtrzymuj膮c rozmow臋.
- Do jakiej normy!? - zirytowa艂 si臋 nagle Nick. - Masz na my艣li to, 偶e pojedziesz do Kansas, a ja wr贸c臋 do Chicago?
- M贸wimy o pogodzie, Nick, nie o nas - przypomnia艂a mu zaskoczona.
- Nie chc臋 rozmawia膰 o pogodzie! Chc臋...
- Ciii! Podaj膮 prognoz臋.
Oboje z napi臋ciem wpatrywali si臋 w ekran, na kt贸rym w kolejnych relacjach pokazywano przera偶aj膮ce zniszczenia wyrz膮dzone przez burz臋. Niestety, prognozy wcale nie brzmia艂y pocieszaj膮co. Podobno by艂a to najwi臋ksza ulewa w tych rejonach od lat i nie przewidywano, by przesta艂o pada膰 wcze艣niej ni偶 za pi臋膰 dni.
- Pi臋膰 dni? - powt贸rzy艂a Andy z niedowierzaniem.
- Co najmniej - doda艂 Nick. - Gdybym chocia偶 mia艂 przy sobie kom贸rk臋... - mrukn膮艂 do siebie.
- Nie wzi膮艂e艣 ze sob膮 telefonu? Przecie偶 prawie si臋 z nim nie rozstajesz!
- Stary straci艂em w Afryce, a nie zd膮偶y艂em jeszcze kupi膰 nowego. Ju偶 w samolocie dowiedzia艂em si臋, 偶e farmie Bess grozi potop i przyjecha艂em tu prosto z lotniska. Nie mia艂em nawet czasu, 偶eby wst膮pi膰 do biura i dowiedzie膰 si臋, co si臋 wydarzy艂o.
- Szkoda - westchn臋艂a z 偶alem. - Powiedz, naprawd臋 ci臋 porwano, czy po prostu zgubi艂e艣 si臋?
U艣miechn膮艂 si臋 krzywo i odpar艂:
- Naprawd臋 zosta艂em porwany.
- Ale dlaczego?
- Porwa艂a mnie grupa rewolucjonist贸w. Chcieli wym贸c na rz膮dzie uwolnienie wi臋藕ni贸w politycznych. Liczyli, 偶e je艣li b臋d膮 przetrzymywali ameryka艅skiego biznesmena, nasz rz膮d zacznie naciska膰 na ich w艂adze i osi膮gn膮 cel - wyja艣ni艂 spokojnie.
- I co? Tak si臋 sta艂o?
- Nie wiem. - Nick wzruszy艂 ramionami. - Uciek艂em, zanim co艣 si臋 wyja艣ni艂o. Na szcz臋艣cie uda艂o mi si臋 im wymkn膮膰 i dotrze膰 do jakiej艣 cywilizacji, a potem posz艂o ju偶 艂atwo.
Andy zerkn臋艂a na jego nadgarstki i dopiero teraz zauwa偶y艂a na nich mocne zaczerwienienia i po艣cieran膮, w niekt贸rych miejscach pokryt膮 strupami sk贸r臋. Nie panuj膮c nad swoim odruchem, wyci膮gn臋艂a d艂o艅 i delikatnie pog艂adzi艂a jego r臋k臋.
- Przykro mi, Nick - wyszepta艂a.
- Nie ma o czym m贸wi膰. To ju偶 przesz艂o艣膰 - odpar艂 cicho.
Zabra艂a d艂o艅, z艂a na siebie za ten przejaw s艂abo艣ci.
- Tak. To ju偶 przesz艂o艣膰 - powt贸rzy艂a za nim i doda艂a w my艣lach: Podobnie jak nasze ma艂偶e艅stwo.
Atmosfera w pokoju zrobi艂a si臋 jaka艣 dziwna, Andy wsta艂a wi臋c z krzes艂a i rzuci艂a dziarskim tonem:
- Chyba p贸jd臋 ju偶 spa膰.
- 艢wietny pomys艂, ja te偶 si臋 po艂o偶臋 - powiedzia艂 Nick, wstaj膮c z kanapy.
Zaskoczy艂 j膮, mia艂a nadziej臋, 偶e b臋dzie jeszcze ogl膮da艂 telewizj臋. Tak czu艂aby si臋 du偶o swobodniej.
- Idziesz ju偶 do 艂贸偶ka? - spyta艂a zdziwiona.
- Tak, powinienem nareszcie porz膮dnie si臋 wyspa膰. Chcesz i艣膰 pierwsza do 艂azienki?
Sta艂a przez chwil臋 oszo艂omiona. Nie podoba艂 si臋 jej ten klimat za偶y艂o艣ci, kt贸ry Nick najwyra藕niej pr贸bowa艂 wytworzy膰, ale nie wiedzia艂a, jak temu przeciwdzia艂a膰.
W ko艅cu odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i posz艂a si臋 my膰.
Kilka minut p贸藕niej wesz艂a do sypialni Bess i zobaczy艂a Nicka rozci膮gni臋tego na 艂贸偶ku, z r臋koma za艂o偶onymi pod g艂ow膮.
- 艁azienka jest ju偶 wolna. Mam nadziej臋, 偶e nie trwa艂o to zbyt d艂ugo.
- Nie, nie, przynajmniej mia艂em czas, 偶eby wygrza膰 ci 艂贸偶ko.
Andy spojrza艂a zdziwiona.
- My艣la艂am, 偶e ty b臋dziesz tu spa艂. Ja zajm臋 drug膮 sypialni臋.
- Domy艣lam si臋, 偶e jeszcze do niej nie zagl膮da艂a艣 - powiedzia艂 z dziwnym u艣miechem, nie spuszczaj膮c z niej wzroku.
Zacz臋艂a mie膰 z艂e przeczucia.
- Nie, a co艣 si臋 sta艂o?
- Tak, dach przecieka.
- Gdzie?
- Dok艂adnie nad 艂贸偶kiem. Materac jest ca艂y mokry. Wynios艂em go ju偶 do gara偶u, a w sypialni postawi艂em na pod艂odze miski.
Przez chwil臋 wpatrywa艂a si臋 w niego w os艂upieniu, pr贸buj膮c zrozumie膰 to, co w艂a艣nie us艂ysza艂a. Potem odwr贸ci艂a si臋 i podesz艂a do drzwi.
- Dok膮d idziesz?
- Prze艣pi臋 si臋 na kanapie w salonie.
- Nie wyg艂upiaj si臋, Andy. K艂ad藕 si臋 tutaj, to 艂贸偶ko jest wystarczaj膮co du偶e dla nas obojga. Nadal jeste艣my ma艂偶e艅stwem, nie musisz ucieka膰 do salonu jak zawstydzona nastolatka.
M贸wi艂 to wszystko lekkim tonem, kt贸ry z pewno艣ci膮 mia艂 rozwia膰 jej w膮tpliwo艣ci i z艂ama膰 op贸r. Ale nie da艂a si臋 nabra膰. Noc w jednym 艂贸偶ku z Nickiem w 偶adnym wypadku nie wchodzi艂a w rachub臋.
ROZDZIA艁 TRZECI
Zdecydowanym krokiem wysz艂a z sypialni i otworzy艂a szaf臋 w holu. Zacz臋艂a z niej wyci膮ga膰 koce i grube narzuty.
- Co robisz, Andy? W sypialni jest ciep艂o. Mog臋 podkr臋ci膰 ogrzewanie, je艣li boisz si臋, 偶e zmarzniesz.
Wydawa艂o si臋, 偶e jego s艂owa zupe艂nie do niej nie docieraj膮. Zanurkowa艂a w g艂膮b szafy i wyci膮gn臋艂a kolejny ciep艂y pled.
- B臋d臋 potrzebowa艂a jeszcze poduszki. Mam nadziej臋, 偶e odst膮pisz mi jedn膮.
- Co ty w艂a艣ciwie zamierzasz zrobi膰? - spyta艂 zirytowanym tonem, opieraj膮c r臋ce na biodrach.
- Przygotowuj臋 sobie pos艂anie - odpowiedzia艂a spokojnie.
- Gdzie?
- Na kanapie.
Zebra艂a narzuty i przenios艂a je do salonu. Czu艂a na plecach w艣ciek艂y wzrok Nicka, ale postanowi艂a go zignorowa膰. Przygotowa艂a sobie w miar臋 wygodne pos艂anie i dopiero wtedy spojrza艂a na Nicka.
- Poduszka, Nick. M贸g艂by艣 mi przynie艣膰 jedn膮?
- Nie! Nie mam zamiaru przynosi膰 ci tu 偶adnej poduszki! Nie b膮d藕 艣mieszna, Andy. Naprawd臋 my艣lisz, 偶e pozwol臋 ci tu spa膰?
- Pozwolisz mi? - powt贸rzy艂a, patrz膮c na niego ch艂odno. - Co to w艂a艣ciwie znaczy?
Zawsze do tej pory pozwala艂a mu decydowa膰 za siebie, ale te czasy ju偶 si臋 sko艅czy艂y. Nie ma mowy, 偶eby zn贸w j膮 zdominowa艂.
Przez chwil臋 mierzyli si臋 spojrzeniami, w ko艅cu Nick odezwa艂 si臋 艂agodnie:
- Zrozum, Andy, pr贸buj臋 si臋 tob膮 opiekowa膰. Wygl膮dasz tak, jakby m贸g艂 ci臋 zmie艣膰 najmniejszy podmuch wiatru. Potrzebujesz snu i odpoczynku.
Ciep艂y ton jego g艂osu skruszy艂 troch臋 mur, za kt贸rym pr贸bowa艂a si臋 skry膰.
- Dzi臋kuj臋, Nick, ale tu b臋dzie mi naprawd臋 wygodnie. Patrzy艂 na ni膮 w milczeniu, nast臋pnie podszed艂 i zdecydowanie odsun膮艂 j膮 na bok.
- Co ro...
- Spokojnie. Ja tu b臋d臋 spa艂. Ty idziesz do sypialni. To j膮 wzruszy艂o. Poczu艂a, 偶e jeszcze chwila, a pr贸by zachowania dystansu i oparcia si臋 urokowi Nicka wezm膮 w 艂eb. Ale nie zamierza艂a si臋 podda膰. Zbyt wiele ju偶 zrobi艂a i osi膮gn臋艂a, 偶eby straci膰 wszystko przez chwilowy wybuch emocji.
- To chyba kiepski pomys艂, Nick. Nie zmie艣cisz si臋 tutaj.
Zrobi艂a krok w jego kierunku i delikatnie tr膮ci艂a go biodrem, chc膮c zmusi膰 do przesuni臋cia. Wykorzysta艂 to i szybko przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie. Zanurzy艂 palce w jej w艂osach i pochyli艂 si臋 nad ni膮.
- Andy... - wyszepta艂 czule.
- Nie! - krzykn臋艂a, odsuwaj膮c si臋 na bezpieczn膮 odleg艂o艣膰. Wola艂a przerwa膰 pieszczot臋, zanim zdradzi j膮 w艂asne cia艂o.
Stali naprzeciw siebie, oddychaj膮c ci臋偶ko.
- Daj spok贸j, Andy! - odezwa艂 si臋 w ko艅cu Nick.
- Nie! - powt贸rzy艂a zdecydowanie. - Nie jeste艣my ju偶 ma艂偶e艅stwem i...
- Do diab艂a z tymi bzdurami! Przesta艅 wreszcie m贸wi膰 o nas jak o obcych sobie ludziach!
B贸l, jaki s艂ysza艂a w jego g艂osie, 艣cisn膮艂 jej serce, ale wiedzia艂a, 偶e nie mo偶e pozwoli膰 sobie na s艂abo艣膰.
- Nie przestan臋, bo to prawda. Nawet je艣li formalnie wci膮偶 jeszcze jestem twoj膮 偶on膮, tak naprawd臋 nasze ma艂偶e艅stwo ju偶 nie istnieje.
- Dlaczego? Co takiego zrobi艂em, 偶e niszczysz to, co by艂o mi臋dzy nami? Czego naprawd臋 chcesz?
Nie mog艂a odpowiedzie膰 na to pytanie, bo wiedzia艂a ju偶 na pewno, 偶e nigdy nie dostanie tego, czego najbardziej pragnie. Dlatego zdecydowa艂a si臋 wyjawi膰 mu tylko cz臋艣膰 prawdy.
- Musz臋 zacz膮膰 sama decydowa膰 o swoim 偶yciu, Nick. To wszystko.
- To jaka艣 nast臋pna zagadka? Kolejny test z poradnika dla niezadowolonych 偶on? Wiesz, 偶e nigdy nie by艂em w tym dobry. Andy, kocham ci臋 i m贸wi艂em ci to wiele razy. Mia艂em nadziej臋, 偶e b臋dziesz mi ufa艂a. Ty jedna, nawet gdyby wszyscy we mnie zw膮tpili.
Milcza艂a chwil臋, skupiona g艂贸wnie na tym, aby powstrzyma膰 艂zy cisn膮ce si臋 do oczu.
- Wiem, Nick - wyszepta艂a, nie patrz膮c na niego. - Wiem. Id藕 ju偶 do 艂贸偶ka.
- Chod藕 ze mn膮, Andy. Obiecuj臋, 偶e nawet ci臋 nie dotkn臋.
Wiedzia艂a, 偶e sk艂ada t臋 obietnic臋 wbrew sobie, ale i tak nie zamierza艂a sprawdza膰, czy jej dotrzyma.
- Nie. - Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. - Id藕 spa膰, Nick.
Zerkn膮艂 na ni膮 jeszcze raz, ale w ko艅cu ruszy艂, widz膮c, 偶e nie zdo艂a jej przekona膰. Odchodzi艂 z pochylonymi ramionami, jak pokonany sze艣ciolatek, kt贸rego kto艣 nies艂usznie ukara艂. Pomy艣la艂a, 偶e mo偶e kiedy艣 zobaczy t臋 sam膮 scen臋 w wykonaniu prawdziwego ma艂ego ch艂opca i u艣miechn臋艂a si臋 do siebie.
Poprawi艂a koce i ju偶 mia艂a si臋 k艂a艣膰, kiedy nagle na kanapie wyl膮dowa艂a poduszka ci艣ni臋ta celnie z progu pokoju.
- Dzi臋ki, 偶e pami臋ta艂e艣.
- Nie ma za co - wymamrota艂 i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.
U艂o偶y艂a poduszk臋 i mimowolnie znowu si臋 u艣miechn臋艂a. Tak, zdecydowanie jak ma艂y ch艂opiec. Pogratulowa艂a sobie w duchu, 偶e cho膰 nie by艂o to 艂atwe, nie uleg艂a dzi艣 jego urokowi i po艂o偶y艂a si臋 spa膰 sama.
Kiedy si臋 obudzi艂a, by艂o ju偶 jasno. Przeci膮gn臋艂a si臋 leniwie. Zamierza艂a w艂a艣nie poprawi膰 koce i pole偶e膰 jeszcze chwil臋 w cieple, gdy poczu艂a nieprzyjemny u艣cisk w 偶o艂膮dku. Zwykle wystarczy艂o, 偶e przegryz艂a co艣, le偶膮c jeszcze w 艂贸偶ku, i md艂o艣ci mija艂y, ale wczoraj zapomnia艂a przynie艣膰 sobie biszkopty. My艣l o jedzeniu spowodowa艂a, 偶e nudno艣ci si臋 nasili艂y. Musia艂a czym pr臋dzej wsta膰 i pobiec do kuchni.
Kilka nast臋pnych minut nie nale偶a艂o do najprzyjemniejszych, ale zd膮偶y艂a si臋 ju偶 do tego przyzwyczai膰. Codzienne md艂o艣ci zaczyna艂y by膰 rutyn膮.
Obmy艂a twarz zimn膮 wod膮 i op艂uka艂a zlew. Kiedy si臋 odwr贸ci艂a, zobaczy艂a zaspanego jeszcze Nicka stoj膮cego w drzwiach kuchni.
- Mam nadziej臋, 偶e ci臋 nie obudzi艂am? - spyta艂a najnaturalniej, jak potrafi艂a. - W艂a艣nie mia艂am robi膰 艣niadanie.
- Siadaj, dzisiaj ja co艣 przygotuj臋 - powiedzia艂 lekko zachrypni臋tym g艂osem i podszed艂 do lod贸wki.
Wyci膮gn膮艂 jajka i zacz膮艂 rozgrzewa膰 patelni臋. Przez chwil臋 obserwowa艂a go, jak kroi boczek, a potem pochyla si臋, si臋gaj膮c do szafki po olej. Jego wypi臋te po艣ladki nadto intensywnie dzia艂a艂y na jej wyobra藕ni臋. Ta zabawa by艂a zbyt niebezpieczna. Do tego poczu艂a zapach sma偶onego boczku i stwierdzi艂a, 偶e zdecydowanie lepiej b臋dzie, je艣li natychmiast wyjdzie z kuchni.
- Skoro ty robisz 艣niadanie, ja wr贸c臋 do 艂贸偶ka. Nie spa艂am dzisiaj najlepiej - rzuci艂a wyja艣niaj膮co.
- Zawo艂am ci臋, jak ju偶 wszystko b臋dzie gotowe. Po艂贸偶 si臋 w sypialni Bess, tam b臋dzie ci wygodniej.
Popatrzy艂a na niego podejrzliwie, ale j臋kn膮艂 tylko g艂ucho i doda艂:
- Andy, b膮d藕 rozs膮dna. Wyra藕nie mi powiedzia艂a艣, 偶e nie masz ochoty na moje towarzystwo i zapewniam ci臋, 偶e zrozumia艂em.
Zaskoczy艂 j膮 tymi s艂owami, ale nie mia艂a czasu teraz tego wyja艣nia膰. Chcia艂a jak najszybciej uciec od dra偶ni膮cego zapachu. Poza tym mo偶e i lepiej, 偶e nie domy艣la艂 si臋, jak bardzo wci膮偶 go pragn臋艂a.
Wesz艂a do sypialni i wsun臋艂a si臋 do 艂贸偶ka. Po艣ciel ci膮gle jeszcze by艂a nagrzana. Andy z rozkosz膮 owin臋艂a si臋 ko艂dr膮, wdychaj膮c ciep艂o i zapach Nicka. Przytuli艂a g艂ow臋 do poduszki w miejscu, gdzie nadal widnia艂o niewielkie wg艂臋bienie i przez chwil臋 mia艂a z艂udzenie, 偶e tuli si臋 do m臋偶a. Wyci膮gn臋艂a si臋 wygodnie i nim si臋 spostrzeg艂a, zapad艂a w sen.
Gdy si臋 znowu obudzi艂a, w ca艂ym domu panowa艂a cisza. Nie mia艂a poj臋cia, jak d艂ugo spa艂a, ale 艣niadanie na pewno ju偶 dawno wystyg艂o.
- Nick? - zawo艂a艂a.
Po chwili pojawi艂 si臋 w drzwiach. Ze zdziwieniem zauwa偶y艂a, 偶e mia艂 na sobie prawie normalne ubranie, a przynajmniej w swoim rozmiarze.
- Obudzi艂a艣 si臋 - stwierdzi艂 odkrywczo.
- Przepraszam, nawet nie zauwa偶y艂am, kiedy zasn臋艂am. Masz nowe ubranie?
- Tak, znalaz艂em w piwnicy. Zapomnia艂em, 偶e kiedy艣 sam je tam rzuci艂em. Jeste艣 g艂odna?
- Jak wilk - odpowiedzia艂a, wstaj膮c z 艂贸偶ka. - Zaraz zrobi臋 co艣 do jedzenia.
- Podgrza艂em kurczaka i zrobi艂em ci kilka kanapek na drugie 艣niadanie. Przyjd藕 do kuchni, jak si臋 ju偶 troch臋 ogarniesz.
Kiedy wesz艂a, Nick rozstawia艂 w艂a艣nie talerze na stole. Z lubo艣ci膮 wdycha艂a aromat pieczonego kurczaka i chocia偶 wiedzia艂a, 偶e ca艂a praca Nicka polega艂a na rozmro偶eniu i wstawieniu mi臋sa do piekarnika, musia艂a przyzna膰, 偶e mile j膮 zaskoczy艂.
- Jestem naprawd臋 pod wra偶eniem twoich talent贸w kulinarnych - powiedzia艂a z u艣miechem. - Marnowa艂e艣 si臋 do tej pory.
- Chcesz powiedzie膰, 偶e zamiast robi膰 interesy, powinienem sp臋dza膰 wi臋cej czasu w kuchni? - spyta艂, zerkaj膮c na ni膮 spod oka.
Mia艂a wra偶enie, 偶e jest w tym pytaniu jaka艣 zaczepka i nie wiedzia艂a, co odpowiedzie膰.
- Mo偶e gotowanie uczyni艂oby ci臋 bardziej ludzkim - mrukn臋艂a w ko艅cu.
Si臋gn膮艂 po 艣cierk臋 i wyci膮gn膮艂 kurczaka z piekarnika.
- Ale nie wystarczy艂oby na luksusowy apartament - odpar艂 zjadliwie.
- Wol臋 dom Bess ni偶 najbardziej elegancki apartament, wierz mi.
- I skromne 偶ycie zamiast markowych ciuch贸w, futer i bi偶uterii - doda艂 kpi膮co.
- Nigdy nie prosi艂am ci臋 o te wszystkie luksusy! - zawo艂a艂a coraz bardziej zdenerwowana. Jednak w duchu przyznawa艂a uczciwie, 偶e lubi艂a ten poziom 偶ycia, jaki zafundowa艂 jej Nick, cho膰 na pewno nie by艂o to najwa偶niejsze. - Owszem, to wszystko by艂o mi艂e, ale... - przerwa艂a nagle. Ta rozmowa by艂a bezcelowa, tylko pog艂臋bia艂a ich rozdra偶nienie.
- Na pewno nie by艂o dla ciebie na tyle wa偶ne, 偶eby ci臋 zatrzyma膰. Chyba 偶e zamierzasz oskuba膰 mnie w trakcie rozwodu i odbi膰 sobie potem wszystkie straty - doko艅czy艂 zjadliwie.
Specjalnie j膮 rani艂 i nawet nie stara艂 si臋 tego ukry膰. Pogryza艂a kurczaka i zastanawia艂a si臋, co odpowiedzie膰. Nie chcia艂a jego pieni臋dzy, w ka偶dym razie na pewno nie zamierza艂a go oskuba膰, jak si臋 wyrazi艂. Nawet je偶eli w najbli偶szym czasie b臋dzie potrzebowa艂a niewielkiej pomocy, mia艂a nadziej臋, 偶e nie potrwa to zbyt d艂ugo.
- Widz臋, 偶e trafi艂em w sedno! Jako艣 nie wygl膮dasz na kogo艣, kto zamierza wzgardzi膰 fortun膮!
Jego s艂owa godzi艂y j膮 w samo serce, ale nie mog艂a protestowa膰, nie zdradzaj膮c swojego sekretu.
- To nie tak, Nick, mylisz si臋 co do mnie - wyszepta艂a cicho, nie patrz膮c na niego.
- Wi臋c jak? Ile chcesz? Mo偶e wyr臋czymy prawnik贸w i zaczniemy ju偶 teraz dzieli膰 m贸j maj膮tek - m贸wi艂, patrz膮c na ni膮 zimno. Podni贸s艂 si臋 z krzes艂a i opar艂 d艂onie na biodrach. - M贸w, Andy, nie kr臋puj si臋. Jestem pewien, 偶e obliczy艂a艣 ju偶, ile mo偶esz wyci膮gn膮膰. A mo偶e to by艂 od pocz膮tku tw贸j plan? Wyj艣膰 za mnie i zgarn膮膰, ile si臋 da?
Nie mog艂a d艂u偶ej tego s艂ucha膰. Jego maj膮tek nigdy nie mia艂 znaczenia. Kiedy si臋 pobierali, by艂a szale艅czo zakochana. Nawet teraz nie potrafi艂a patrze膰 na Nicka oboj臋tnie.
- Je艣li naprawd臋 by tak by艂o, powinnam zabra膰 futra i bi偶uteri臋, kiedy od ciebie odchodzi艂am - odezwa艂a si臋 s艂abo.
- Domy艣lam si臋, 偶e zabranie futer mog艂oby by膰 nieco k艂opotliwe. Pewnie zamierza艂a艣 poprosi膰, 偶ebym ci je przes艂a艂.
Odsun臋艂a krzes艂o i wsta艂a gwa艂townie.
- Nie. Mo偶esz je zatrzyma膰. Raczej nie b臋d臋 ich ju偶 potrzebowa艂a.
Z艂apa艂 j膮 za r臋k臋 i nie pozwoli艂 odej艣膰.
- Siadaj, nie sko艅czy艂a艣 je艣膰.
- A ty nawet nie zacz膮艂e艣. Mo偶e naszpikowa艂e艣 czym艣 tego kurczaka, 偶eby skutecznie pozby膰 si臋 niewygodnej 偶ony?
- Daj spok贸j, przecie偶 to 艣mieszne!
- Nie bardziej ni偶 twoje oskar偶enia o zach艂anno艣膰! - zawo艂a艂a zdenerwowana i poczu艂a, 偶e d艂ugo powstrzymywane 艂zy zaraz wype艂ni膮 jej oczy.
Wyszarpn臋艂a r臋k臋 z jego u艣cisku i wysz艂a do saloniku.
Podesz艂a do okna i patrzy艂a na mokry 艣wiat za szyb膮. Pogoda doskonale wsp贸艂gra艂a z jej nastrojem. Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e Nick istotnie my艣la艂 o niej tak 藕le.
- Wracaj do kuchni i sko艅cz posi艂ek, Andy. Nie musimy rozmawia膰, ale ty musisz normalnie je艣膰. Ledwo skubn臋艂a艣 kurczaka.
- Nie jestem ju偶 g艂odna - odpowiedzia艂a, nie odwracaj膮c si臋.
Us艂ysza艂a, 偶e wyszed艂 z pokoju i poczu艂a si臋 jeszcze bardziej samotna. To j膮 rozz艂o艣ci艂o. Dlaczego nie potrafi uwolni膰 si臋 od faceta, kt贸ry podejrzewa j膮 o chciwo艣膰 i wyrachowanie? Dlaczego tak trudno jej 偶y膰 bez niego? Powinna go nienawidzi膰, tymczasem ci膮gle reaguje na niego jak zakochana nastolatka.
Po chwili drzwi znowu si臋 otworzy艂y i Nick postawi艂 co艣 na stole.
- Masz tu swoje jedzenie. Nie wyg艂upiaj si臋. Nie wiem, co robi艂a艣 przez ostatnie tygodnie, ale go艂ym okiem wida膰, 偶e na pewno nie objada艂a艣 si臋 ponad miar臋. Troch臋 mniej pada, wi臋c przynios臋 jakie艣 drewno na ganek, na wypadek, gdyby jednak odci臋li nam pr膮d.
Kiedy wyszed艂, wolno podesz艂a do stolika i przysun臋艂a sobie talerz. Nick nawet nie wiedzia艂, ile racji by艂o w tym, co m贸wi艂. Rzeczywi艣cie powinna zachowywa膰 si臋 rozs膮dnie. Od kilku tygodni by艂a odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale i za ma艂膮 istotk臋, kt贸ra w niej ros艂a. Czule pog艂aska艂a lekk膮 wypuk艂o艣膰 brzucha i u艣miechn臋艂a si臋 smutno.
Chcia艂aby, aby jej ci膮偶a by艂a okresem szcz臋艣cia i rado艣ci. Niestety, niemal od pocz膮tku jedyne, co mog艂a zaoferowa膰 swojemu dziecku, to stres i poczucie niepewno艣ci.
Doskonale pami臋ta艂a tamten wiecz贸r, kiedy rozmawiali z Nickiem o dzieciach. Jego postawa by艂a nieprzejednana. Stanowcze „nie”, to wszystko, co mia艂 do powiedzenia w tej sprawie. Po prostu nie, ani teraz, ani potem. Nie uda艂o si臋 jej wyci膮gn膮膰 z niego, dlaczego tak zdecydowanie nie chce mie膰 dzieci. Jak zwykle wymijaj膮co odpowiada艂 na pytania i zrozumia艂a, 偶e w tej sprawie nic nie wsk贸ra. Wygl膮da艂o na to, 偶e jej marzenia o du偶ej rodzinie nigdy si臋 nie zrealizuj膮.
Nast臋pnego poranka obudzi艂a si臋 z dziwnym uczuciem w 偶o艂膮dku, ale przypisywa艂a to zdenerwowaniu. Kiedy jednak md艂o艣ci utrzymywa艂y si臋 przez nast臋pne dni, kupi艂a test ci膮偶owy. Wynik nie pozostawia艂 w膮tpliwo艣ci - by艂a w ci膮偶y.
Wci膮偶 pami臋ta艂a swoje oszo艂omienie, kiedy wpatrywa艂a si臋 w dwie kreski na kawa艂ku bia艂ego plastiku. Nie mia艂a poj臋cia, co powinna zrobi膰. Jednak im d艂u偶ej o tym my艣la艂a, tym bardziej by艂a pewna, 偶e gor膮co pragnie tego dziecka. Ale podobnie jak wielkie by艂o jej uczucie do Nicka, tak samo nie chcia艂a, aby jego dziecko czu艂o si臋 niekochane. Ci膮gle nosi艂a w sercu b贸l i poczucie osamotnienia - uczucia, kt贸re nie opuszcza艂y jej od 艣mierci rodzic贸w. Nie chcia艂a, aby ich dziecko kiedykolwiek zazna艂o tego samego.
W tej sytuacji mog艂a zrobi膰 tylko jedno. Cho膰 tak bardzo kocha艂a Nicka, musia艂a od niego odej艣膰. Teraz jedynym i najwa偶niejszym jej celem sta艂o si臋 uchronienie tej ma艂ej istotki. Dlatego jeszcze tego samego dnia spakowa艂a swoje rzeczy i odesz艂a.
Od tamtej pory nie mia艂a z Nickiem 偶adnego kontaktu, je艣li nie liczy膰 pieni臋dzy, kt贸re zdeponowa艂 na jej koncie. A teraz, po miesi膮cu, nieoczekiwanie spotkali si臋 w domu ciotki Bess.
Ugryz艂a kawa艂ek kurczaka, ale jako艣 nie mog艂a zmusi膰 si臋 do jedzenia. Wolno 偶u艂a prawie zimne mi臋so. Podesz艂a do okna. Tu偶 za szyb膮 zaczyna艂a si臋 艣ciana deszczu. Nie mia艂a poj臋cia, jak d艂ugo to potrwa, ale nie zanosi艂o si臋, aby w najbli偶szym czasie si臋 rozpogodzi艂o. Ile jeszcze dni sp臋dzi tu uwi臋ziona razem z Nickiem? Przez ostatni miesi膮c prawie uda艂o si臋 jej doprowadzi膰 swoje emocje do wzgl臋dnej r贸wnowagi, a teraz czu艂a, 偶e ta krucha budowla mo偶e si臋 rozsypa膰.
Zamy艣lona patrzy艂a na szary 艣wiat na zewn膮trz, kiedy nagle jej uwag臋 przyci膮gn臋艂a niewielka br膮zowa plamka w pobli偶u ganku. Wyt臋偶y艂a wzrok. Jak si臋 okaza艂o, ma艂y szczeniak usi艂owa艂 wspi膮膰 si臋 na schody, ale mimo nieustannych wysi艂k贸w, nie si臋ga艂 艂apk膮 nawet do kraw臋dzi stopnia.
Andy szybko w艂o偶y艂a kurtk臋 i wybieg艂a na dw贸r. Na twarz spada艂y jej grube krople deszczu, a silny wiatr szarpa艂 w艂osy. Nie zwa偶a艂a na to. Podbieg艂a do schod贸w i wzi臋艂a na r臋ce ub艂ocone zwierz膮tko. Psiak dr偶a艂 z zimna i strachu. Przytuli艂a go do siebie i czym pr臋dzej wr贸ci艂a do domu.
- Sk膮d si臋 tam wzi膮艂e艣, biedaku - wyszepta艂a.
Spojrza艂 na ni膮 ciep艂ymi, br膮zowymi oczami i ju偶 wiedzia艂a, 偶e wkrad艂 si臋 do jej serca. Owin臋艂a go troskliwie du偶ym r臋cznikiem i powoli rozciera艂a zzi臋bni臋te cia艂ko. Kiedy przesta艂 si臋 trz膮艣膰, przenios艂a go do kuchni i postawi艂a przed nim misk臋 z mlekiem. Zanim zd膮偶y艂a odwiesi膰 kurtk臋 i wr贸ci膰, miska by艂a prawie pusta.
- Musia艂e艣 by膰 bardzo g艂odny, m贸j ma艂y. - Pog艂aska艂a go delikatnie i zapyta艂a: - Chcesz jeszcze?
Piesek poliza艂 jej r臋k臋 ciep艂ym j臋zykiem, co uzna艂a za odpowied藕, wi臋c nala艂a mu nast臋pn膮 porcj臋 mleka.
- Ty ma艂a pokrako - powiedzia艂a czule, obserwuj膮c, jak rozstawi艂 kr贸tkie n贸偶ki i z zapami臋taniem ch艂epta艂 mleko. - Pewnie zgubi艂e艣 si臋 podczas tej okropnej ulewy. Nie martw si臋, zaopiekuj臋 si臋 tob膮.
Szczeniak nie mia艂 obro偶y, wi臋c znalezienie w艂a艣ciciela by艂o prawdopodobnie niemo偶liwe. Niespecjalnie j膮 to zmartwi艂o. Jako dziecko zawsze chcia艂a mie膰 psa, ale to by艂o kolejne pragnienie, kt贸re na zawsze mia艂o pozosta膰 w sferze marze艅. Dobrze, 偶e ten ma艂y trafi艂 w艂a艣nie tutaj. Zatroszczy si臋 o niego, a przy okazji dobrze, 偶e b臋dzie mia艂a co艣, co odci膮gnie jej uwag臋 od Nicka.
- Ciesz臋 si臋, 偶e tu jeste艣 - odezwa艂a si臋 ciep艂o, g艂adz膮c delikatn膮 sier艣膰. - Nie masz poj臋cia, jaka by艂am samotna przez ostatni miesi膮c. Nie mia艂am si臋 nawet do kogo przytuli膰. B臋dziesz ze mn膮 spa艂, kochany, dobrze?
Nie us艂ysza艂a, kiedy drzwi si臋 otworzy艂y, ale w艣ciek艂y g艂os Nicka sprawi艂, 偶e zdr臋twia艂a.
- Z kim, do diab艂a, rozmawiasz?!
ROZDZIA艁 CZWARTY
Pe艂ne z艂o艣ci pytanie sprawi艂o, 偶e Andrea podskoczy艂a i przytuli艂a mocniej szczeniaka. Obudzony i przestraszony psiak zacz膮艂 drapa膰 jej r臋k臋 i skomle膰 偶a艂o艣nie.
- Spokojnie, male艅ki, ju偶 dobrze - szepta艂a, g艂aszcz膮c go po mi臋ciutkiej sier艣ci. - M贸wi艂am do niego - odpowiedzia艂a, spogl膮daj膮c, na Nicka.
- Sk膮d si臋 wzi膮艂 ten pies? - zapyta艂 ju偶 spokojniej.
- Znalaz艂am go na ganku, kiedy pr贸bowa艂 schroni膰 si臋 przed deszczem. Czy偶 nie jest s艂odki?
- Wi臋c to po prostu jaki艣 przyb艂臋da? Jak mo偶esz by膰 tak niem膮dra, Andy? M贸g艂 ci臋 pogry藕膰.
Nick zbli偶y艂 si臋 do niej szybkim krokiem, jakby mia艂 zamiar odebra膰 jej psiaka. Odsun臋艂a si臋 i mocno przytuli艂a zwierz膮tko do siebie.
- Co chcesz zrobi膰? Wyrzuci膰 go z powrotem na deszcz?
- Nie, zanios臋 go do szopy, tam sobie wyschnie - zaproponowa艂 ugodowo.
- O, nie! Nie zgadzam si臋! To nie jest dobry pomys艂. 呕eby go nakarmi膰, b臋d臋 musia艂a wyj艣膰 na deszcz i zmokn臋. On zostaje w domu - powiedzia艂a stanowczo.
Po艂o偶y艂a szczeniaka na ramieniu i poczu艂a, 偶e li偶e jej policzek, jakby wyczu艂, 偶e nowa w艂a艣cicielka walczy o jego 偶ycie.
- To nierozs膮dne. Jest bardzo ma艂y i z pewno艣ci膮 jeszcze nie by艂 szczepiony. A je艣li ci臋 ugryzie?
- Na pewno nie! - Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 z nieuzasadnion膮 pewno艣ci膮 i ostro偶nie zerkn臋艂a na Nicka.
Wida膰 by艂o, 偶e ci膮gle si臋 z艂o艣ci.
- Powinna艣 by膰 m膮drzejsza. Jeste艣 ca艂a mokra, i to pewnie przez tego kundla. Zjad艂a艣?
Rozejrza艂 si臋 po kuchni, szukaj膮c pustych naczy艅 i w tym momencie Andy przypomnia艂a sobie o kurczaku, kt贸ry wci膮偶 le偶a艂 na talerzu. Naprawd臋 chcia艂a go zje艣膰, ale zaj臋艂a si臋 ratowaniem psiaka i zupe艂nie zapomnia艂a o posi艂ku.
- Ja... Zaraz wszystko zjem.
- Lepiej id藕 si臋 najpierw przebierz.
Andy nie spodoba艂o si臋, 偶e Nick traktuje j膮 jak dziecko. Ju偶 chcia艂a mu odpowiedzie膰 co艣 ostrego, ale nagle kichn臋艂a g艂o艣no i uzna艂a, 偶e sprzeciw nie ma sensu. W duchu musia艂a przyzna膰 mu racj臋. Wsta艂a bez s艂owa i zamierza艂a wyj艣膰 z kuchni.
- Tylko zostaw tu psa - zatrzyma艂 j膮 Nick.
- Na pewno nie! Pewnie wyrzucisz go na dw贸r. Piesek idzie ze mn膮.
- Ej, zaczekaj. W膮tpi臋, czy kto艣 zd膮偶y艂 nauczy膰 go czysto艣ci. Zabrudzi mi 艂贸偶ko, a wtedy na pewno go wyrzuc臋.
Andy u艣miechn臋艂a si臋 do siebie zadowolona. Wi臋c milcz膮co ustalili, 偶e szczeniak zostaje!
- Nie b贸j si臋, twoje 艂贸偶ko b臋dzie bezpieczne - obieca艂a i przesz艂a do pokoju.
Szuka艂a suchego ubrania, a piesek biega艂 po dywanie. Niestety, szybko okaza艂o si臋, 偶e jej pewno艣膰 co do tego, 偶e potrafi uchroni膰 pod艂ogi i meble Bess przed szkodami, by艂a bezpodstawna. Dwie plamy na pod艂odze wyra藕nie jej to u艣wiadomi艂y. Szybko posprz膮ta艂a ba艂agan i zabra艂a psa do 艂azienki. Kiedy oboje byli ju偶 wysuszeni, wr贸ci艂a do kuchni doko艅czy膰 wreszcie jedzenie.
Nick sta艂 przy oknie i wpatrywa艂 si臋 w nieustannie padaj膮cy deszcz. Andy bez s艂owa usiad艂a przy stole, po艂o偶y艂a sobie psiaka na kolanach i zacz臋艂a je艣膰.
Kiedy sko艅czy艂a, Nick usiad艂 na krze艣le obok niej.
- Masz jeszcze ochot臋 na ciastka? - spyta艂 - Nie, dzi臋kuj臋. Mo偶e zjem je na podwieczorek. Chcia艂a wsta膰 i zostawi臋 go samego, ale nie bardzo wiedzia艂a, gdzie mog艂aby p贸j艣膰. Nie mia艂a nastroju na ogl膮danie nudnych program贸w w telewizji.
- Co zamierzasz z nim zrobi膰? - zapyta艂 Nick. Spojrza艂a na rozkosznie pomrukuj膮cego na jej kolanach pieska i podrapa艂a go za uchem.
- To chyba jasne? Zatrzymam go.
- Dlaczego?
- Jak ka偶de dziecko, zawsze chcia艂am mie膰 psa. Ale ani w internacie, ani w rodzinach zast臋pczych nie pozwalano nam trzyma膰 zwierz膮t. - Zamy艣li艂a si臋 na chwil臋, jakby wspomina艂a dawne czasy. - Pierwszy raz w 偶yciu mog臋 mie膰 psa. Sam do mnie przyszed艂, nie mog艂abym go teraz nikomu odda膰, poczu艂by si臋 zdradzony - t艂umaczy艂a ze smutkiem w g艂osie, nie patrz膮c na Nicka. Po chwili doda艂a ra藕niejszym tonem: - Jak my艣lisz, jak powinnam go nazwa膰?
- Mo偶e Szczur? W tej chwili wygl膮da jak przemokni臋ty szczur - zaproponowa艂 偶artobliwie.
- Nick! - zawo艂a艂a bez z艂o艣ci, bo wiedzia艂a, 偶e tylko si臋 z ni膮 dra偶ni. - Zobaczysz, 偶e wyro艣nie z niego pi臋kny pies. Jak my艣lisz, jaka to rasa?
- Zdecydowanie mieszana i my艣l臋, 偶e b臋dzie to kawa艂 psa. B臋dzie potrzebowa艂 du偶o przestrzeni.
To nie by艂a dobra wiadomo艣膰. Andy z trudem mog艂a sobie pozwoli膰 na obecne mieszkanie, a zamiana na co艣 wi臋kszego z powodu psa by艂a nie do pomy艣lenia.
- Ale zanim uro艣nie, up艂ynie troch臋 czasu, prawda? Zaniepokojenie w jej g艂osie musia艂o by膰 bardzo wyra藕ne, bo Nick spojrza艂 na ni膮 z uwag膮, a po chwili powiedzia艂:
- Nie martw si臋. Znajd臋 ci dom, nawet z ogrodem, 偶eby pies mia艂 gdzie biega膰.
- O nie! - zaprotestowa艂a gwa艂townie. - Nie mog臋... nie mo偶esz... Niewa偶ne, poradz臋 sobie.
- Jak? Jak sobie poradzisz, Andy? - spyta艂 Nick, chwytaj膮c j膮 za r臋k臋. - I co z艂ego jest w tym, 偶e chc臋 ci pom贸c? Jestem twoim m臋偶em.
- Nie wiem jeszcze, jak to zrobi臋, ale na pewno sobie poradz臋. Przypominam ci, 偶e zaledwie przed godzin膮 oskar偶a艂e艣 mnie, 偶e chc臋 zabra膰 ci wszystko. Ciesz si臋 wi臋c, 偶e tego nie robi臋.
Wyrwa艂a si臋 i wsta艂a.
- Dok膮d idziesz?
- Do salonu.
S艂ysza艂a, jak wk艂ada艂 naczynia do zlewu i cieszy艂a si臋, 偶e znalaz艂 sobie jakie艣 zaj臋cie. Jego obecno艣膰 by艂a ostatni膮 rzecz膮, o jakiej marzy艂a. Nie chcia艂a si臋 z nim k艂贸ci膰, zw艂aszcza je艣li mieli pozosta膰 tu uwi臋zieni jeszcze przez jaki艣 czas, ale nie mia艂a zamiaru pozwoli膰, aby przej膮艂 kontrol臋 nad jej 偶yciem.
Niestety, jej ulga by艂a kr贸tkotrwa艂a. Zd膮偶y艂a pole偶e膰 sobie wygodnie na sofie razem ze szczeniakiem ca艂e dwie minuty, kiedy zjawi艂 si臋 Nick.
- Chcesz, 偶ebym w艂膮czy艂 telewizor?
- Nie, dzi臋kuj臋. Chyba 偶e ty chcesz co艣 obejrze膰 - odpowiedzia艂a uprzejmie.
- Nie.
Usiad艂 w wielkim fotelu ciotki Bess i patrzy艂 na ni膮.
Andy gor膮czkowo szuka艂a bezpiecznego tematu, niezwi膮zanego ze stanem jej finans贸w, z jej przysz艂o艣ci膮 i ich ma艂偶e艅stwem.
- Nadal nie mam imienia dla pieska.
- Szkoda, 偶e nie wiemy, jak Noe wo艂a艂 na psy, kt贸re zabra艂 na ark臋. Jeste艣my prawie w tej samej sytuacji.
To podsun臋艂o jej pewn膮 my艣l...
- Dzi臋ki, Nick! Nazw臋 go Noe! Nie s膮dzisz, 偶e to 艣wietne imi臋? - Poca艂owa艂a szczeniaka w mokry nosek i podrapa艂a go za uchem. - I co ty na to, Noe? Podoba ci si臋? Na pewno b臋dziesz dzielnym pieskiem, tak jak tw贸j biblijny poprzednik. Przetrwa艂e艣 potop!
- Z twoj膮 pomoc膮. Mam nadziej臋, 偶e rozumie, 偶e to twojej dobroci zawdzi臋cza 偶ycie.
- Na pewno, to bardzo m膮dry piesek! - powiedzia艂a z przekonaniem Andy. Nagle co艣 przysz艂o jej do g艂owy... - My艣lisz, 偶e to ch艂opiec? Nigdy nie mia艂am psa i dlatego...
Nick wsta艂 z fotela, wzi膮艂 psa i obejrza艂 go dok艂adnie.
- Tak, to facet - zapewni艂, oddaj膮c Andy szczeniaka.
- A ty mia艂e艣 psa, kiedy by艂e艣 ma艂y? - spyta艂a zaciekawiona.
Przez chwil臋 my艣la艂a, 偶e jej nie odpowie. Podczas ich kr贸tkiego ma艂偶e艅stwa rzadko rozmawiali na temat jego przesz艂o艣ci. W ko艅cu jednak opar艂 si臋 wygodnie i powiedzia艂:
- Tak, zdech艂, kiedy mia艂em siedemna艣cie lat.
- Jak mia艂 na imi臋?
- Barney.
- Mia艂e艣 potem innego psa? - pyta艂a podekscytowana, 偶e mo偶e dowiedzie膰 si臋 o nim czego艣 wi臋cej.
- Nie.
- Dlaczego?
- Wkr贸tce wyjecha艂em do szko艂y. To nie by艂by dobry pomys艂.
- Bess na pewno by si臋 nim zaj臋艂a.
- Po prostu nie chcia艂em mie膰 drugiego psa - uci膮艂 zdecydowanie.
Andy wiedzia艂a ju偶, 偶e nie us艂yszy ca艂ej historii, ale postanowi艂a nie rezygnowa膰 zbyt 艂atwo.
- Czy Barney zdech艂 ze staro艣ci?
- Nie. W艂膮czmy lepiej telewizor, mo偶e b臋dzie co艣 ciekawego - zaproponowa艂, nie patrz膮c na ni膮, ale nie ruszy艂 si臋 z fotela.
- Dlaczego zdech艂? - dopytywa艂a si臋 Andy.
Nick powoli podni贸s艂 wzrok i popatrzy艂 na ni膮. Jego spojrzenie by艂o lodowate.
- M贸j ojciec go przejecha艂, kiedy wraca艂 pijany do domu. Gdy zobaczy艂, co si臋 sta艂o, zakopa艂 go. Powiedzia艂 mi to rano przy 艣niadaniu.
Andy drgn臋艂a zaskoczona. Zrobi艂o si臋 jej bardzo przykro. Nigdy dot膮d nie przypuszcza艂a, 偶e Nick mo偶e nosi膰 w sobie tak bolesne rany. 呕ycie z ojcem pozbawionym wra偶liwo艣ci na pewno nie by艂o 艂atwe ani przyjemne.
- Nick, przepraszam... Nie wiedzia艂am.
- To by艂o dawno temu - odpar艂 ch艂odno.
- Ale... - Chcia艂a co艣 powiedzie膰, jednak jego spojrzenie j膮 powstrzyma艂o. Pochyli艂a g艂ow臋 i pog艂aska艂a psa. - Chcesz go potrzyma膰?
- Nie. Nie jestem ju偶 ma艂ym ch艂opcem, Andy. To nie psa chc臋 przytuli膰.
Znowu dotkn臋li zbyt niebezpiecznego tematu. G艂o艣no wci膮gn臋艂a powietrze i pr贸bowa艂a uspokoi膰 bij膮ce gwa艂townie serce. Nie wiedzia艂a, czy to z powodu bolesnych wspomnie艅 Nicka, czy raczej przez pami臋膰 dotyku jego gor膮cych r膮k...
- Nie, Nick - odpowiedzia艂a w ko艅cu wolno.
- Ale dlaczego? Nawet je偶eli chcesz si臋 ze mn膮 rozwie艣膰, to na razie jeste艣my ma艂偶e艅stwem. Mogliby艣my jeszcze nacieszy膰 si臋 sob膮.
W jego oczach zn贸w pojawi艂 si臋 znajomy up贸r.
- Ale ja nie chc臋. I dlatego nie nacieszymy si臋 sob膮, jak to nazwa艂e艣. Jedynie tobie takie relacje sprawiaj膮 przyjemno艣膰.
Celowo nie patrzy艂a na niego. Mia艂a nadziej臋, 偶e nie zauwa偶y, 偶e k艂amie. Ona przecie偶 te偶 czerpa艂a z tego przyjemno艣膰, ale potem zwykle 偶a艂owa艂a, 偶e ich ma艂偶e艅stwo tak wygl膮da.
- Nie m贸w, 偶e nie by艂o ci dobrze, kiedy si臋 kochali艣my, Andy. Nie uwierz臋 ci - powiedzia艂.
- Mo偶esz wierzy膰, w co chcesz - odpar艂a, niezadowolona, 偶e odkry艂 prawd臋. - Nic ci ju偶 nie powiem. Po prostu zostaw mnie sam膮.
Ku jej zaskoczeniu, bez protest贸w spe艂ni艂 t臋 pro艣b臋.
Reszt臋 popo艂udnia Andy sp臋dzi艂a w salonie, bawi膮c si臋 z psem, dop贸ki szczeniak si臋 nie zm臋czy艂. Nagle wskoczy艂 na sof臋, po艂o偶y艂 si臋 i zamkn膮艂 oczy. Na pocz膮tku przestraszy艂a si臋, 偶e co艣 mu si臋 sta艂o, ale uspokoi艂a si臋, s艂ysz膮c jego spokojny oddech. Przypomnia艂a sobie, 偶e podobnie zasypiaj膮 zm臋czone ma艂e dzieci - zupe艂nie nagle, podczas zabawy.
Ona te偶 z ulg膮 wyci膮gn臋艂a si臋 na sofie. Mia艂a ochot臋 uci膮膰 sobie ma艂膮 drzemk臋. Od kiedy zasz艂a w ci膮偶臋, mia艂a zdecydowanie mniej energii. Tak, lepiej si臋 zdrzemnie, zamiast rozmy艣la膰 o Nicku i wszystkich pi臋trz膮cych si臋 przed ni膮 problemach.
Spa艂a oko艂o godziny, a kiedy si臋 obudzi艂a, pierwsz膮 my艣l膮 by艂o wspomnienie psa Nicka. Wola艂a sobie nie wyobra偶a膰, jakie Nick musia艂 mie膰 dzieci艅stwo z takim ojcem. Ca艂a ta historia zrobi艂a na niej bardzo smutne wra偶enie, ale by艂a zadowolona, 偶e przy okazji dowiedzia艂a si臋 czego艣 o rodzinie m臋偶a.
Zamy艣li艂a si臋. Sama nigdy nie przepada艂a za alkoholem, czasami wypija艂a lampk臋 wina. Nick nigdy nie pi艂 nawet kropli. To j膮 zaskoczy艂o. Pewnego razu spyta艂a go o to, ale odpowiedzia艂, 偶e prowadzi i nie pije. Pijany kierowca spowodowa艂 wypadek, w kt贸rym zgin臋li jej rodzice i od tej pory jej 偶ycie by艂o rozpaczliwie samotne, wi臋c spodoba艂a si臋 jej jego konsekwencja i poczucie odpowiedzialno艣ci. Nie mia艂a jednak poj臋cia, 偶e by艂 te偶 inny pow贸d jego abstynencji.
My艣la艂a o tym, jak smutne musia艂o by膰 dzieci艅stwo Nicka. Nie straci艂 wprawdzie obojga rodzic贸w, jak ona, ale 偶ycie z takim ojcem na pewno nie by艂o szcz臋艣liwe. 呕a艂osne popiskiwanie Noego przerwa艂o te smutne rozmy艣lania.
- Cze艣膰, kochany. Obudzi艂e艣 si臋? Ja te偶 ju偶 wsta艂am. Spojrza艂a na zegarek i u艣wiadomi艂a sobie, 偶e czas co艣 zje艣膰. Wzi臋艂a szczeniaka na r臋ce i posz艂a do kuchni. Nick uk艂ada艂 pasjansa na stole.
- Nie wiedzia艂am, 偶e Bess ma karty - powiedzia艂a zdziwiona.
Zerkn膮艂 na ni膮 w milczeniu i wr贸ci艂 do uk艂adania.
- Wychodzi? - spyta艂a 偶artobliwie. Chcia艂a poprawi膰 mu humor. Jego z艂y nastr贸j nie powinien zatru膰 ca艂ego popo艂udnia.
- Nie.
Westchn臋艂a i otworzy艂a lod贸wk臋.
- Jeste艣 g艂odna? - spyta艂.
- Troch臋... Pomy艣la艂am, 偶e przygotuj臋 co艣 dobrego. Je艣li potrzymasz Noego, mog臋 zrobi膰 zapiekank臋 z indykiem - zaproponowa艂a z mi艂ym u艣miechem.
Spojrza艂 na ni膮 zdziwiony.
- Tw贸j pies nie mo偶e siedzie膰 na pod艂odze?
- Nie, b臋dzie mi si臋 kr臋ci艂 pod nogami i przeszkadza艂. Poza tym, on jeszcze ci膮gle si臋 boi. - Pog艂aska艂a szczeniaka i chcia艂a poda膰 go Nickowi. - Prosz臋...
- To mo偶e zamknij go w sypialni - zaproponowa艂 Nick, wyra藕nie wzbraniaj膮c si臋 przed wzi臋ciem Noego na r臋ce.
- B臋dzie skomla艂, a tego nie wytrzymam.
Nick nie zareagowa艂. Zaj膮艂 si臋 z powrotem kartami i nic nie odpowiedzia艂. Andrea sta艂a przez chwil臋 i obserwowa艂a go, nie odzywaj膮c si臋. Po kilku sekundach u艂o偶y艂 ostatni膮 kart臋 i powiedzia艂:
- No dobrze, daj mi tego cholernego psa.
- Ale musisz obieca膰, 偶e b臋dziesz dla niego mi艂y - ostrzeg艂a i przezornie nie czekaj膮c na odpowied藕, poda艂a mu szczeniaka. - Tylko musisz go g艂aska膰, 偶eby nie skamla艂, bo to mnie rozprasza i jeszcze pokalecz臋 si臋 przy krojeniu!
Po chwili zaskoczona zauwa偶y艂a, 偶e Nick spe艂ni艂 jej pro艣b臋 - przytula艂 psa i g艂aska艂 go delikatnie.
- Dobrze, 偶e nie mamy dzieci. Rozpu艣ci艂aby艣 je do cna. Drgn臋艂a na te s艂owa, ale na szcz臋艣cie nie patrzy艂 na ni膮. Ze smutkiem w oczach odwr贸ci艂a si臋 i zacz臋艂a przygotowywa膰 jedzenie. Nie zaj臋艂o jej to zbyt wiele czasu. Ju偶 po kilku minutach zapiekanka by艂a gotowa i mogli siada膰 do sto艂u.
Kiedy sprz膮tali po posi艂ku, spyta艂a:
- Mo偶e masz ochot臋 zagra膰 w karty zamiast ogl膮da膰 telewizj臋?
- A w co chcesz zagra膰?
- Mo偶emy zagra膰 w pokera.
- Mo偶e by膰 poker. Zagramy na pieni膮dze? Zdziwi艂a si臋, 偶e tak szybko zgodzi艂 si臋 na jej propozycj臋. Nigdy wcze艣niej nie grali razem w karty. Po chwili zastanowienia stwierdzi艂a, 偶e tak naprawd臋 w ci膮gu ostatnich dwudziestu czterech godzin sp臋dzili razem wi臋cej czasu i cz臋艣ciej rozmawiali ni偶 w ci膮gu poprzednich sze艣ciu miesi臋cy ma艂偶e艅stwa.
- Nie, nie na pieni膮dze. Mo偶e o to, kto jutro gotuje?
- Umowa stoi. Po pierwsze dlatego, 偶e wiem, 偶e wygram, a po drugie, bo uwa偶am, 偶e lepiej gotujesz.
- Jeste艣 strasznie pewny siebie. Musz臋 ci臋 jednak uprzedzi膰, 偶e te偶 nie藕le sobie radz臋 z kartami.
Spojrza艂 na ni膮 tym typowo m臋skim wzrokiem, w kt贸rym kry艂a si臋 pewno艣膰 zwyci臋zcy.
Wzi臋艂a karty ze sto艂u i potasowa艂a je. Noe siedz膮cy na jej kolanach dotkn膮艂 nosem talii i przepchn膮艂 j膮 jak wytrawny gracz.
- My艣lisz, 偶e sobie poradzisz? - spyta艂 Nick, u艣miechaj膮c si臋. - Nawet Noe ci nie pomo偶e. Ju偶 przegra艂a艣.
Niezra偶ona Andy rozda艂a karty.
- Jeszcze zobaczymy. Ten si臋 艣mieje... Zaczynaj. Par臋 godzin p贸藕niej Andrea musia艂a przyzna膰 si臋 do pora偶ki. Nick wygra艂, cho膰 niewielk膮 przewag膮. Ale przynajmniej mi艂o sp臋dzili czas. Nick by艂 zrelaksowany, u艣miecha艂 si臋 zadowolony ze zwyci臋stwa.
- No dobrze, przegra艂am, ale prawie wygra艂am - stwierdzi艂a przewrotnie.
- Masz racj臋. Jeste艣 lepszym graczem, ni偶 s膮dzi艂em. Nast臋pnym razem b臋d臋 ostro偶niejszy.
- By艂e艣 przekonany, 偶e poradzisz sobie ze mn膮 bez trudu?
- Musz臋 przyzna膰, 偶e tak - powiedzia艂, nagle powa偶niej膮c. - Tak jak wtedy, kiedy si臋 z tob膮 偶eni艂em.
Nie wiedzia艂a, jak powinna zareagowa膰 na te s艂owa. Spojrza艂a w jego niebieskie oczy i zaskoczy艂 j膮 wyraz b贸lu, jaki w nich zobaczy艂a. Nic nie odpowiedzia艂a, nie chcia艂a go urazi膰.
- My艣l臋, 偶e czas ju偶 i艣膰 spa膰 - odezwa艂a si臋 po chwili milczenia. - Wyprowadz臋 Noego i zobacz臋, czy czego艣 si臋 dzi艣 nauczy艂.
Wzi臋艂a psa i wysz艂a z nim na ganek. Sta艂a tam chwil臋 zamy艣lona i obserwowa艂a Noego obw膮chuj膮cego deski. Nagle u艣wiadomi艂a sobie, 偶e ju偶 nie pada. Wysz艂a dalej i spojrza艂a w niebo. Po raz pierwszy od d艂u偶szego czasu ujrza艂a gwiazdy.
- Nick! Chod藕 tu szybko! Wybieg艂 z domu przestraszony.
- Co艣 ci si臋 sta艂o?!
- Nie, sp贸jrz!
- Co?
- Nick, sp贸jrz na niebo! Widzisz gwiazdy? Ju偶 nie pada. My艣lisz, 偶e to naprawd臋 koniec?
Uspokojony po艂o偶y艂 r臋k臋 na jej ramieniu. Poczu艂a si臋 taka szcz臋艣liwa, 偶e opar艂a si臋 o niego.
- Nie wiem, ale wykorzystam to i sprawdz臋, czy dam rad臋 naprawi膰 dach.
Pu艣ci艂 j膮 i zszed艂 po schodach.
- Teraz? W takich ciemno艣ciach? - zdziwi艂a si臋.
- Bess ma 艣wietn膮 latark臋. Mog艂aby艣 j膮 przynie艣膰? Le偶y w spi偶arni. - I nie czekaj膮c na odpowied藕, przeszed艂 przez ogr贸d do szopy.
- Ale...
Andy chcia艂a co艣 powiedzie膰, lecz uzmys艂owi艂a sobie, 偶e Nick ju偶 jej nie s艂ucha. Pos艂usznie ruszy艂a po latark臋. Mo偶e potem uda si臋 go przekona膰, 偶e to nierozs膮dne.
Zostawi艂a szczeniaka na ganku i szybko pobieg艂a do spi偶arni. Kiedy wr贸ci艂a, Noe odnalaz艂 schody i by艂 w艂a艣nie w po艂owie drogi na d贸艂.
- Noe, st贸j - krzykn臋艂a i z satysfakcj膮 zauwa偶y艂a, 偶e zareagowa艂 na swoje imi臋.
- Przynios艂a艣 latark臋? - krzykn膮艂 Nick z szopy.
- Tak.
Podnios艂a psiaka i zesz艂a po schodach. Wesz艂a do szopy, w艂膮czy艂a latark臋 i obejrza艂a wn臋trze. Nick wymrucza艂 jakie艣 podzi臋kowania i podszed艂 do stoj膮cej pod 艣cian膮 drabiny.
- Nick, uwa偶am, 偶e nie powiniene艣 naprawia膰 tego dachu po nocy. Mo偶e ci si臋 co艣 sta膰.
- Nie b膮d藕 niem膮dra, Andy. To nie jest nic skomplikowanego. A je艣li znowu zacznie pada膰, przeciek si臋 powi臋kszy.
- To mo偶e pos艂uchamy prognozy i b臋dziemy wiedzieli, na czym stoimy. Wtedy zobaczymy, czy mo偶emy poczeka膰 do jutra.
- Kochanie, kiedy patrzy艂a艣 na gwiazdy, nie zauwa偶y艂a艣 widocznie, 偶e by艂o je wida膰 tylko na wschodzie. Od zachodu zn贸w id膮 deszczowe chmury.
- Masz racj臋 - przyzna艂a z namys艂em. - Ale przecie偶 ganek Bess wychodzi na wsch贸d. Wi臋c jak mog艂am widzie膰, co si臋 dzieje na zachodzie?
- A ja spojrza艂em. Na zachodzie jest ciemno i tylko co jaki艣 czas pokazuj膮 si臋 b艂yskawice. Jak my艣lisz, czy to oznaka ko艅ca deszczu?
- Nie - wymamrota艂a przybita.
- Przesu艅 si臋 - powiedzia艂, bior膮c drabin臋, m艂otek i par臋 dach贸wek.
- Pom贸c ci?
- Nie, tylko po艣wie膰 mi troch臋. Poza tym przecie偶 musisz pilnowa膰 psa. Dlaczego go ze sob膮 wzi臋艂a艣?
- Musia艂am go zabra膰, kiedy posz艂am po latark臋, przygotowywa艂 si臋 na podb贸j zachodniej cz臋艣ci 艣wiata.
Nick u艣miechn膮艂 si臋 lekko i wrzuci艂 do kieszeni jeszcze kilka gwo藕dzi.
Poszli w kierunku domu. Nick przystawi艂 drabin臋 do 艣ciany. Andrea spojrza艂a w g贸r臋 i drgn臋艂a przestraszona. Chocia偶 dom Bess by艂 niewysoki, mia艂 bardzo stromy dach. Nie wydawa艂o si臋 jej, 偶eby wchodzenie tam, zw艂aszcza noc膮, by艂o najlepszym pomys艂em.
- Poradz臋 sobie sam, mo偶esz wraca膰 do domu - powiedzia艂 Nick, oceniwszy sytuacj臋.
- Chyba 偶artujesz. Nie b臋d臋 siedzia艂a przed telewizorem, kiedy ty tutaj ryzykujesz 偶ycie.
- Nie przesadzaj. Po prostu uszczelniam dach. To nic takiego. Poza tym chcia艂a艣 obejrze膰 prognoz臋 pogody - t艂umaczy艂 ciep艂ym i mi艂ym tonem.
W艂o偶y艂 narz臋dzia do przedniej kieszeni i zamocowa艂 m艂otek przy pasku. Potem wzi膮艂 dach贸wki pod r臋k臋 i u艣miechn膮艂 si臋 do Andy.
Omal si臋 nie rozp艂aka艂a. To by艂 znowu kochany, dobry Nick, ten, kt贸ry zdoby艂 jej serce i z kt贸rym chcia艂a do偶y膰 staro艣ci. Mia艂a ochot臋 rzuci膰 mu si臋 na szyj臋 i b艂aga膰, 偶eby jej nie zostawia艂. Ale nie mog艂a. Im d艂u偶ej byli ma艂偶e艅stwem, tym rzadziej widzia艂a ten u艣miech. Nick z ka偶dym dniem stawa艂 si臋 coraz bardziej niedost臋pny i spi臋ty.
Cofn臋艂a si臋 i poda艂a mu latark臋.
- Prosz臋.
Przygl膮da艂 si臋 jej z zaciekawieniem.
- Co艣 si臋 sta艂o?
- Nie, wszystko w porz膮dku. Tylko... uwa偶aj na siebie.
ROZDZIA艁 PI膭TY
- Zawsze uwa偶am - zapewni艂 j膮. - Odsu艅 si臋 od drabiny.
- Mo偶e lepiej przytrzymam ci j膮, 偶eby nie upad艂a - zaproponowa艂a.
- To chyba nie b臋dzie konieczne. Wygl膮da do艣膰 pewnie. - Poprawi艂 sobie spodnie i zacz膮艂 si臋 wolno wspina膰.
Andy przenios艂a szczeniaka w g艂膮b ganku i kaza艂a mu zosta膰, sama natomiast wr贸ci艂a na poprzednie stanowisko i chwyci艂a mocno drabin臋.
Gdy Nick dotar艂 do rynny otaczaj膮cej dach, odetchn臋艂a z ulg膮. Natychmiast jednak przypomnia艂a sobie, 偶e zabawa dopiero si臋 zaczyna. Wolno przesuwa艂 si臋 po krzywi藕nie dachu, a kiedy ju偶 doszed艂 do niewielkiej szczeliny, ostro偶nie zmieni艂 pozycj臋 i zacz膮艂 wyci膮ga膰 z kieszeni poupychane tam narz臋dzia. Nagle co艣 wy艣lizgn臋艂o mu si臋 z r臋ki i z dachu w podskokach stoczy艂 si臋 du偶y gw贸藕d藕.
Andrea odskoczy艂a na bok i na szcz臋艣cie nic jej si臋 nie sta艂o. Niestety, Nick, 艣ledz膮c tor gwo藕dzia, wychyli艂 si臋 w d贸艂 i zauwa偶y艂 j膮.
- Uciekaj st膮d, Andy! Mia艂a艣 sta膰 na ganku!
- Trzymam ci drabin臋.
- Zostaw j膮! To m贸g艂 by膰 m艂otek!
Trudno by艂o nie przyzna膰 mu racji. Andy odsun臋艂a si臋 niech臋tnie i wycofa艂a kilka krok贸w dalej. Teraz by艂a na tyle bezpieczna, 偶e nic nie mog艂o spa艣膰 jej na g艂ow臋, a jednocze艣nie widzia艂a, co si臋 dzieje na dachu.
- No dobrze, mo偶esz tam zosta膰, ale nie podchod藕 nawet centymetr bli偶ej! - Nick potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 zirytowany jej uporem i zabra艂 si臋 do pracy.
Oceniaj膮c sytuacj臋 z tej odleg艂o艣ci, wygl膮da艂o na to, 偶e ca艂kiem dobrze sobie radzi. Musia艂a przyzna膰, 偶e znowu pozytywnie j膮 zaskoczy艂. Nie podejrzewa艂a go o takie umiej臋tno艣ci. Ciekawe, jakie jeszcze zalety ukrywa艂...? Nie ujawni艂 ich zbyt wiele w czasie ich kr贸tkiego ma艂偶e艅stwa.
Wkr贸tce Nick sko艅czy艂 艂atanie dziury i ostro偶nie spakowa艂 narz臋dzia do kieszeni. Powoli ze艣lizgiwa艂 si臋 w d贸艂, kiedy nagle straci艂 r贸wnowag臋 i zacz膮艂 spada膰. W ostatniej chwili uda艂o mu si臋 z艂apa膰 rynny i to uchroni艂o go przed upadkiem na ziemi臋.
Andy podbieg艂a szybko, gor膮czkowo zastanawiaj膮c si臋, jak mo偶e mu pom贸c.
- Nick?! Wszystko w porz膮dku?
- W porz膮dku. Odsu艅 si臋 st膮d, Andy!
- Nie b膮d藕 艣mieszny, przystawi臋 ci drabin臋.
- Sam do niej si臋gn臋, wracaj na ganek! Pr贸bowa艂 przesun膮膰 si臋 w tamt膮 stron臋, nie wygl膮da艂o jednak na to, aby mia艂 sobie poradzi膰. Andrea, niewiele my艣l膮c, z艂apa艂a drabin臋 i z trudem przyd藕wiga艂a j膮 bli偶ej Nicka. Wisia艂 na dachu, trzymaj膮c si臋 kurczowo rynny, wi臋c nie bardzo m贸g艂 protestowa膰. Ostro偶nie postawi艂 nog臋 na g贸rnym szczeblu i zacz膮艂 wolno schodzi膰. By艂 ju偶 prawie na ziemi, kiedy nagle run膮艂 w d贸艂 razem z drabin膮.
W pierwszej chwili Andy nie bardzo wiedzia艂a, co si臋 sta艂o, a fakt, 偶e oboje wyl膮dowali w b艂otnistej mazi, wcale nie pomaga艂 jej zorientowa膰 si臋 w sytuacji. Po chwili poczu艂a na swojej twarzy mokry dotyk ma艂ego, szorstkiego j臋zyczka, i to b艂yskawicznie j膮 orze藕wi艂o.
- Noe, kto pozwoli艂 ci zej艣膰 z ganku! - zawo艂a艂a, wci膮偶 le偶膮c na ziemi. Spojrza艂a w g贸r臋 i zobaczy艂a wykrzywion膮 z b贸lu twarz Nicka. Le偶a艂 w dziwnej pozycji, najwyra藕niej staraj膮c si臋 utrzyma膰 na sobie drabin臋 i jednocze艣nie nie opa艣膰 na Andy ca艂ym ci臋偶arem cia艂a. - Nick? Nic ci si臋 nie sta艂o?
- Do cholery, Andy, m贸wi艂em ci, 偶eby艣 nie podchodzi艂a! Nie zgniot艂em ci臋? - spyta艂 z trosk膮.
- Nie, ze mn膮 wszystko w porz膮dku.
To przypomnia艂o jej, 偶e jest jeszcze kto艣, kto m贸g艂 ucierpie膰 na skutek tego upadku. Poruszy艂a si臋 delikatnie, ale nie czu艂a 偶adnego b贸lu. Mia艂a nadziej臋, 偶e dziecku nic si臋 nie sta艂o. Ostatecznie to by艂o tylko mi臋kkie l膮dowanie w b艂ocie.
Podnios艂a si臋 ostro偶nie i spojrza艂a z niepokojem na Nicka przygniecionego ci臋偶k膮 drabin膮.
- Jeste艣 pewien, 偶e nic ci nie jest?
- Nie jestem. Strasznie boli mnie kostka.
Z wysi艂kiem odrzuci艂 drabin臋 i wsta艂, wspieraj膮c si臋 na ramieniu Andy. Pr贸bowa艂 postawi膰 nog臋, ale twarz wykrzywi艂a mu si臋 z b贸lu.
- Dasz rad臋 i艣膰? - spyta艂a zaniepokojona.
- Mam nadziej臋 - wyst臋ka艂.
- My艣lisz, 偶e jest z艂amana?
- Chyba nie. To pewnie tylko skr臋cenie.
Andy odetchn臋艂a z ulg膮. Jej wiedza medyczna ogranicza艂a si臋 do umiej臋tno艣ci przyklejania plastr贸w z opatrunkiem.
- Oprzyj si臋 na mnie, musimy dotrze膰 do domu. To tylko kilka krok贸w.
St臋kaj膮c z wysi艂ku, z trudem doku艣tyka艂 do ganku i powoli wspi膮艂 si臋 po schodach. Reszta by艂a ju偶 prosta. Skacz膮c na zdrowej nodze, dotar艂 do 艂azienki i zacz膮艂 si臋 rozbiera膰.
Z tym powinien ju偶 sobie sam poradzi膰, pomy艣la艂a Andrea. Do tej pory pomaga艂a mu na ka偶dym kroku, ale nawet mi艂osierdzie mia艂o swoje granice. Prysznic z Nickiem zdecydowanie je przekracza艂.
- Chyba nie jestem ci ju偶 potrzebna. Zejd臋 na d贸艂 i poszukam ci czego艣 do ubrania.
Po kilku minutach wr贸ci艂a, otworzy艂a drzwi 艂azienki i cisn臋艂a na pod艂og臋 k艂膮b ciuch贸w.
- Znalaz艂am co艣, w co powiniene艣 si臋 zmie艣ci膰 - zawo艂a艂a niewinnie.
Nie mog艂a si臋 doczeka膰, kiedy zobaczy go wystrojonego w to, co przygotowa艂a. Koszulka z wielkim, czerwonym sercem na 艣rodku by艂a w艣ciekle r贸偶owa i s艂u偶y艂a Bess do spania, ale mia艂a ogromn膮 zalet臋 - powinna w znacznym stopniu okry膰 imponuj膮ce cia艂o Nicka.
Zza drzwi 艂azienki dobieg艂y mamrotane pod nosem przekle艅stwa. Andy zachichota艂a cicho.
- Naprawd臋 nie znalaz艂a艣 nic innego? - spyta艂 podejrzliwie Nick, wychodz膮c z 艂azienki.
- Tylko to by艂o czyste i wystarczaj膮co du偶e - odpar艂a niewinnie. - Jak kostka?
- Boli, ale mam nadziej臋, 偶e jak si臋 po艂o偶臋, b臋dzie troch臋 lepiej. Dam ju偶 sobie rad臋 - doda艂 uspokajaj膮co. - Id藕 si臋 my膰, jeste艣 ca艂a mokra i zab艂ocona.
Andy patrzy艂a chwil臋, jak Nick oddala si臋 do sypialni, a poniewa偶 rzeczywi艣cie do艣膰 dobrze sobie radzi艂, wzi臋艂a Noego na r臋ce i wesz艂a do 艂azienki. Obojgu przyda si臋 ciep艂y prysznic.
Szczeniak nie by艂 zachwycony zabiegami higienicznymi, ale kiedy po kwadransie weszli do sypialni Nicka, wygl膮dali du偶o lepiej.
Andrea po艂o偶y艂a Noego na 艂贸偶ku i znik艂a w korytarzu. Po chwili wr贸ci艂a, nios膮c grub膮 narzut臋.
- Zrobi臋 ci wysokie oparcie pod stop臋 - wyja艣ni艂a.
- To chyba niez艂y pomys艂 - wymamrota艂 wyra藕nie sennym g艂osem.
Z narzuty i kilku koc贸w zbudowa艂a solidn膮 podp贸rk臋 i ostro偶nie umie艣ci艂a tam nog臋 Nicka. Nast臋pnie zmoczy艂a r臋cznik i owin臋艂a kostk臋 zimnym kompresem.
- Auu! - zawo艂a艂 ca艂kiem rze艣ko. - Co robisz?!
- Le偶 spokojnie - pouczy艂a go surowo. - Lecz臋 ci臋.
- Uwa偶asz, 偶e odmro偶enie jest lepsze ni偶 skr臋cenie?
- Ciekawe, co powiesz jutro rano, kiedy noga ci spuchnie jak balon.
Poprawi艂a r臋cznik, wzi臋艂a Noego na r臋ce i skierowa艂a si臋 do drzwi.
- Andy... - za plecami us艂ysza艂a cichy g艂os. - Mo偶e lepiej by by艂o, 偶eby艣 tu spa艂a...? Na wypadek, gdybym potrzebowa艂 czego艣 w nocy...
Przez chwil臋 ju偶 zamierza艂a si臋 zgodzi膰, ale spojrza艂a w jego niebieskie oczy i wr贸ci艂 jej rozs膮dek.
- To chyba nie jest najlepszy pomys艂. W razie czego, zawsze mo偶esz mnie zawo艂a膰.
Widzia艂a, 偶e nie by艂 zachwycony jej zdecydowan膮 odmow膮, ale nie protestowa艂. Zgasi艂a mu 艣wiat艂o i przesz艂a do salonu. J膮 te偶 wyczerpa艂 dzisiejszy dzie艅, marzy艂a jedynie o tym, 偶eby wreszcie si臋 po艂o偶y膰.
Obudzi艂o j膮 delikatne tr膮canie w okolicy brzucha. Leniwie otworzy艂a oczy i zobaczy艂a, 偶e Noe ju偶 wsta艂 i najwyra藕niej mia艂 ochot臋 na zabaw臋. Szybko si臋gn臋艂a po biszkopty, kt贸re przygotowa艂a sobie ju偶 wczoraj wieczorem i usiad艂a na 艂贸偶ku..
Szczeniak wepchn膮艂 si臋 jej na kolana i uparcie domaga艂 si臋 ciastek.
- No, m贸j ma艂y, chyba b臋dziemy musieli na serio wzi膮膰 si臋 za twoje wychowanie! - Stara艂a si臋 m贸wi膰 surowo, ale Noe pogryza艂 biszkopty i nie wydawa艂 si臋 ani odrobin臋 zawstydzony.
Po chwili Andy wypu艣ci艂a psa na chwil臋 na dw贸r i cicho podesz艂a do drzwi sypialni. Jedyne, co us艂ysza艂a, to pot臋偶ne odg艂osy chrapania. Zabra艂a wi臋c Noego z ganku, wr贸ci艂a do 艂贸偶ka i w艂膮czy艂a telewizor. Postanowi艂a poczeka膰 ze 艣niadaniem, a偶 Nick wstanie.
Prawie wszystkie kana艂y nadawa艂y relacje z powodzi, jaka nawiedzi艂a okolic臋. Reporta偶e ukazywa艂y zalane domy, ludzi koczuj膮cych na dachach i czekaj膮cych na pomoc, zerwane mosty, zniszczone drogi. Andy z ulg膮 pomy艣la艂a, 偶e ich sytuacja nie jest jeszcze najgorsza.
Wpatrzona w ekran nie us艂ysza艂a, 偶e Nick wszed艂 do pokoju.
- Ci膮gle pada? - spyta艂.
- Niestety, tak. Jak si臋 czujesz?
- Dzi艣 du偶o lepiej, a ty?
- Jestem troch臋 zm臋czona, to wszystko. Kostka ci nie spuch艂a?
- Tylko troch臋, widocznie twoje ok艂ady pomog艂y. Wsta艂a w kanapy i poda艂a mu pieska.
- K艂ad藕 si臋 tutaj i pilnuj Noego, a ja tymczasem zrobi臋 艣niadanie.
- Nie jestem inwalid膮, Andy, nie musisz mnie obs艂ugiwa膰. Sama te偶 dosta艂a艣 wczoraj w ko艣膰.
- Ale u mnie sko艅czy艂o si臋 na kilku siniakach. B膮d藕 grzeczny i le偶 - uci臋艂a zdecydowanie.
Rozbijaj膮c jajka, rozmy艣la艂a o Nicku. Troszczy艂 si臋 o ni膮, i to by艂o bardzo mi艂e, ale jednocze艣nie by艂 to jeden z niewielu ludzkich odruch贸w, jakie okazywa艂. Nigdy nie pozwoli艂, aby odp艂aci艂a mu si臋 tym samym. Tak jakby si臋 ba艂, 偶e pozwalaj膮c, by si臋 nim opiekowa艂a, oka偶e s艂abo艣膰. Chocia偶 musia艂a przyzna膰, 偶e tutaj i tak by艂 bardziej uleg艂y ni偶 w Chicago. Tam jak ognia unika艂 wszelkich wspomnie艅 i powa偶nych rozm贸w.
- Pom贸c ci? - zawo艂a艂 z salonu, i to zmusi艂o j膮 do powrotu do rzeczywisto艣ci.
W sam膮 por臋, jeszcze chwila, a jajka 艣ci臋艂yby si臋 na wi贸r. Nala艂a soku do szklanek i roz艂o偶y艂a jajecznic臋 na talerze.
- Przepraszam, 偶e tyle to trwa艂o - powiedzia艂a, wchodz膮c z tac膮 do salonu.
- Nie skar偶臋 si臋. Po prostu niepokoj臋 si臋, kiedy d艂ugo ci臋 nie widz臋.
- Wol臋 wi臋c sobie nie wyobra偶a膰, co musia艂e艣 prze偶ywa膰 w Chicago. Trwa艂e艣 w stanie permanentnego strachu - odpar艂a zjadliwie.
Rzuci艂 jej ch艂odne spojrzenie znad uszu Noego i powiedzia艂:
- Tam wiedzia艂em, 偶e jeste艣 bezpieczna.
Nie odezwa艂a si臋. Bezpieczna? Co to w艂a艣ciwie tak naprawd臋 znaczy?
- A gdzie boczek? - zapyta艂 po chwili milczenia.
- Przepraszam, z po艣piechu o nim zapomnia艂am - sk艂ama艂a. Wola艂a si臋 nie przyznawa膰, 偶e zapach sma偶onego bekonu wyd艂u偶y艂by czas oczekiwania na posi艂ek.
Zjedli 艣niadanie i Nick si臋gn膮艂 po pilota. Przerzuca艂 kana艂y, szukaj膮c czego艣 ciekawego, ale poranne programy na ka偶dej stacji wygl膮da艂y podobnie - same powt贸rki starych film贸w albo nudne, specjalistyczne programy edukacyjne.
Andy, wygodnie rozci膮gni臋ta w wielkim fotelu, ponownie zasn臋艂a.
- Andy?
- Hmmm? - mrukn臋艂a przez sen.
- Na pewno nic ci nie jest? 艢pisz ju偶 kilka godzin. Otworzy艂a oczy i zobaczy艂a Nicka pochylonego nad ni膮 z zatroskanym wyrazem twarzy.
- Naprawd臋? Kt贸ra godzina?
- Ju偶 prawie po艂udnie. Jeste艣 pewna, 偶e nic ci si臋 wczoraj nie sta艂o?
- Absolutnie. Po prostu lubi臋 sobie czasami uci膮膰 drzemk臋. Sam przyznasz, 偶e program telewizyjny nie by艂 zbyt wci膮gaj膮cy.
- M贸wisz tak, bo przegapi艂a艣 audycj臋 o uprawie brukselki. - U艣miecha艂 si臋, ale nadal wpatrywa艂 si臋 w ni膮 uwa偶nie.
- Nawet mi tego nie m贸w, bo b臋d臋 偶a艂owa膰 przez najbli偶szy miesi膮c. Lepiej ju偶 p贸jd臋 zrobi膰 obiad. Mam sw贸j honor i zawsze wywi膮zuj臋 si臋 ze zobowi膮za艅.
Zostawi艂a Nicka w salonie i przesz艂a do kuchni. Przejrza艂a zapasy Bess, zastanawiaj膮c si臋, co by z tego stworzy膰. S艂ysza艂a, 偶e Nick nie zrezygnowa艂 z pr贸b znalezienia w telewizji czego艣, co da si臋 obejrze膰 i nie usypia widza. Przysz艂o jej do g艂owy, 偶e to jego unieruchomienie ma swoje dobre strony - dzi臋ki temu ona mo偶e zaszy膰 si臋 w kuchni i uciec od jego niebezpiecznego uroku.
Kilka godzin p贸藕niej obiad by艂 ju偶 dawno zjedzony, a Andy wyczerpa艂y si臋 wszystkie pomys艂y na prace, kt贸re mo偶na wykonywa膰 z dala od salonu. Poza tym mia艂a wra偶enie, 偶e Nick przejrza艂 jej plany i zamierza艂 je pokrzy偶owa膰. Ci膮gle wzywa艂 j膮 do siebie i wymy艣la艂 coraz bardziej absurdalne powody. Ostatnio o艣wiadczy艂, 偶e pilot mu si臋 zawieruszy艂, a kiedy znalaz艂a go na p贸艂ce z ksi膮偶kami, usi艂owa艂 jej wm贸wi膰, 偶e sama go tam po艂o偶y艂a.
W ko艅cu podda艂a si臋, wr贸ci艂a do salonu i wygodnie rozpar艂a w fotelu.
Nick prawie zr贸s艂 si臋 z pilotem, przerzuca艂 kolejne kana艂y, ale wsz臋dzie kr贸lowa艂y opery mydlane.
- Mo偶e lepiej co艣 poczytamy - zaproponowa艂 w ko艅cu zrezygnowany.
- Dobry pomys艂. Powiedz, na co masz ochot臋, a co艣 ci tu znajd臋.
- Mo偶e jaka艣 mroczna historia kryminalna. Wiesz, tajemnicze zab贸jstwo starego profesora, kt贸ry nie mia艂 偶adnych wrog贸w...
- Nie ma sprawy - za艣mia艂a si臋 Andy. - Ale znajd臋 ci co艣, gdzie ofiar膮 b臋dzie m臋偶czyzna, inaczej nie b臋d臋 mog艂a spa膰 spokojnie.
Wsta艂a z fotela i zacz臋艂a wolno przegl膮da膰 ksi膮偶ki na p贸艂kach. Wybra艂a kilka pozycji, kiedy nagle na najni偶szej p贸艂ce zobaczy艂a albumy ze zdj臋ciami. Zaciekawiona pochyli艂a si臋 nad nimi. Bess nigdy nie pokazywa艂a jej rodzinnych zdj臋膰, a Nick oczywi艣cie unika艂 tego tematu. Andy wyci膮gn臋艂a kilka fotografii, zastanawiaj膮c si臋, jak je obejrze膰 w tajemnicy przed Nickiem. Nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e nie by艂by zachwycony.
Poda艂a mu krymina艂y, a kiedy zacz膮艂 je przegl膮da膰, ostro偶nie wyci膮gn臋艂a najgrubszy album i po艂o偶y艂a go za kanap膮.
- To przeczytam - us艂ysza艂a z ty艂u g艂os Nicka. - Chcesz te偶 co艣?
- Nie, dzi臋ki. Znalaz艂am sobie co艣 innego - odpowiedzia艂a.
Odstawi艂a ksi膮偶ki na miejsca, a sama rozsiad艂a si臋 wygodnie na pod艂odze za kanap膮. Mia艂a nadziej臋, 偶e tu b臋dzie bezpieczna. Wiedzia艂a, 偶e Nickowi nie spodoba艂oby si臋 to, co robi, ale ciekawo艣膰 by艂a silniejsza. Mo偶e w ten spos贸b dowie si臋 czego艣 o jego dzieci艅stwie i lepiej go zrozumie?
Zdj臋cia by艂y bardzo stare, w wi臋kszo艣ci czarno-bia艂e.
Typowe obrazki sprzed lat, na kt贸rych nienaturalnie u艣miechni臋ci ludzie, wpatrzeni prosto w obiektyw, pozuj膮 u ma艂omiasteczkowego fotografa. Jedna z fotografii przedstawia艂a m艂od膮 par臋. Kobieta by艂a troch臋 podobna do Bess. Andy zastanawia艂a si臋, czy to matka Nicka. Przyjrza艂a si臋 towarzysz膮cemu jej m臋偶czy藕nie i stwierdzi艂a, 偶e to musi by膰 jego ojciec.
Oboje byli raczej przystojni, u艣miechali si臋 i patrzyli sobie w oczy z wielkim uczuciem. My te偶 kiedy艣 tak na siebie patrzyli艣my, przypomnia艂a sobie. Podnios艂a wzrok i zerkn臋艂a na Nicka, ale by艂 pogr膮偶ony w lekturze. Przewr贸ci艂a kartk臋 i skupi艂a si臋 na kolejnych fotografiach. Jedna z nich przedstawia艂a radosn膮 par臋 na tle niewyko艅czonego domu. To musia艂a by膰 Bess i jej m膮偶. Mimo zmarszczek i siwych w艂os贸w nadal mia艂a ten sam ciep艂y u艣miech i nieco figlarne spojrzenie. M膮偶 Bess by艂 za偶ywnym, niewysokim blondynem o radosnych, b艂yszcz膮cych oczach. Andrea mimowolnie u艣miechn臋艂a si臋 do niego. Szkoda, 偶e nie zd膮偶y艂a go pozna膰. By艂a pewna, 偶e by si臋 polubili.
Wr贸ci艂a do poprzedniego zdj臋cia i z uwag膮 przygl膮da艂a si臋 ojcu Nicka. Jaki by艂? Czy kocha艂 syna? Patrzy艂 z mi艂o艣ci膮 na 偶on臋, ale w jego postawie i spojrzeniu by艂o co艣 zastanawiaj膮cego. Wygl膮da艂, jakby starannie ukrywa艂 w艂asn膮 niepewno艣膰.
- Co ty, do diab艂a, robisz!? - us艂ysza艂a nagle nad sob膮 podniesiony g艂os Nicka.
ROZDZIA艁 SZ脫STY
Drgn臋艂a przestraszona i prawie wypu艣ci艂a album z r膮k.
- Nick, przesta艅 na mnie krzycze膰. To mnie stresuje - odezwa艂a si臋 najspokojniej, jak umia艂a.
- Gdzie to znalaz艂a艣? - spyta艂 ostro, ignoruj膮c jej pro艣b臋.
- Na dolnej p贸艂ce.
- Nie powinna艣 ogl膮da膰 tych zdj臋膰. To moja rodzina i moja osobista sprawa.
- Przypominam ci, 偶e do czasu rozwodu to jest r贸wnie偶 moja rodzina. Rodzina, o kt贸rej nic nie wiem. - Przerwa艂a na chwil臋 i patrzy艂a na niego uwa偶nie. - Dlaczego, Nick? Dlaczego nigdy mi o niej nie opowiada艂e艣?
- Jak wi臋kszo艣膰 rozs膮dnych ludzi, unikam przykrych temat贸w - odpowiedzia艂 ch艂odno.
- Wiem, 偶e twoja matka zmar艂a przy porodzie, ale co z twoim ojcem?
Spojrza艂 na ni膮 lodowatym wzrokiem i nic nie m贸wi膮c, wr贸ci艂 na kanap臋.
- Nick, czy tw贸j ojciec 偶yje? - nie ust臋powa艂a.
- Nie.
- Dlaczego zmar艂? By艂 na co艣 chory?
- Andy, mo偶esz przesta膰? - spyta艂 rozdra偶niony. - Pr贸buj臋 czyta膰.
By艂o jasne, 偶e nie zamierza zdradza膰 jej 偶adnych szczeg贸艂贸w ze swojego 偶ycia. Przesta艂a wi臋c zadr臋cza膰 go pytaniami i wr贸ci艂a do ogl膮dania zdj臋膰. Najbardziej interesowa艂y j膮 te z dzieci艅stwa Nicka. Na wielu bawi艂 si臋 z Bess, siedzia艂 na jej kolanach, wtulony w jej ramiona. Na niekt贸rych by艂 te偶 Homer, m膮偶 Bess. Tylko dwa zdj臋cia przedstawia艂y Nicka z ojcem. Stali sztywno obok siebie, nie by艂o wida膰 偶adnego ciep艂a mi臋dzy nimi.
- Mia艂e艣 dobre stosunki z ojcem? - spyta艂a, uwa偶nie obserwuj膮c jego reakcj臋.
- Nie.
- Dlaczego?
- Znajd藕 sobie lepiej co艣 do czytania. Wszystko b臋dzie ciekawsze ni偶 moje dzieci艅stwo.
Czy by艂by r贸wnie nieust臋pliwy, gdyby wiedzia艂, 偶e nosi jego dziecko? Ostatecznie, cho膰by z medycznych wzgl臋d贸w, powinna zna膰 histori臋 jego rodziny. Mo偶e byli obci膮偶eni jak膮艣 chorob膮 dziedziczn膮? Ciekawe, na co zmar艂 jego ojciec...
Westchn臋艂a ci臋偶ko i zamkn臋艂a album. Obejrzy go kiedy艣 z Bess i wypyta j膮 o wszystko.
Podnios艂a si臋 z pod艂ogi i podesz艂a do okna. 艢wiat na zewn膮trz ton膮艂 w mroku i strugach deszczu. Nagle silny b艂ysk rozdar艂 niebo i sekund臋 potem piorun uderzy艂 w wielkie drzewo rosn膮ce w pobli偶u domu.
Andy krzykn臋艂a przestraszona i odruchowo zamkn臋艂a oczy. Zanim je otworzy艂a, poczu艂a, 偶e oplataj膮 j膮 silne ramiona Nicka.
- Wszystko w porz膮dku? - spyta艂, przytulaj膮c j膮 do siebie.
Kiwn臋艂a g艂ow膮 i opar艂a si臋 o jego szerok膮 pier艣. By艂o jej dobrze, ciep艂o, bezpiecznie. Wprawdzie serce bi艂o jak oszala艂e, ale nie potrafi艂a sobie odm贸wi膰 tej chwili s艂abo艣ci.
Przez chwil臋 stali tak w milczeniu, a potem Nick odwr贸ci艂 j膮 do siebie i zmusi艂, 偶eby popatrzy艂a mu w oczy. Jego spojrzenie podzia艂a艂o na ni膮 magnetycznie. Nie potrafi艂a odwr贸ci膰 wzroku, nawet wtedy, gdy wyczyta艂a w oczach Nicka, 偶e zaraz j膮 poca艂uje.
Mia艂a racj臋. Po chwili poczu艂a delikatny dotyk jego ust, kt贸re pie艣ci艂y j膮 s艂odko i czule. To by艂 d艂ugi, subtelny poca艂unek przypominaj膮cy wszystkie cudowne dni, kt贸re razem sp臋dzili.
Ale nagle poca艂unek zmieni艂 charakter. Sta艂 si臋 mocniejszy i pe艂en pasji. Nick wsun膮艂 d艂onie pod jej sweter i delikatnie g艂adzi艂 j膮 wzd艂u偶 kr臋gos艂upa. Poczu艂a znajomy dreszcz po偶膮dania i wiedzia艂a, 偶e to ostatni moment, 偶eby przerwa膰 pieszczoty.
Z trudem oderwa艂a si臋 od jego ust. Ci臋偶ko oddychaj膮c, opar艂a policzek na jego piersi i wyszepta艂a:
- Musimy przesta膰, Nick.
- Dlaczego? - spyta艂 chrapliwie.
- Nie chc臋 si臋 z tob膮 kocha膰, bo wcale mnie nie pragniesz - odpowiedzia艂a.
Przez chwil臋 nic nie m贸wi艂. S艂ysza艂a tylko jego urywany oddech.
- To najg艂upsza rzecz, jak膮 s艂ysza艂em - wykrztusi艂 po chwili i przytuli艂 j膮 mocniej. - Chcesz zobaczy膰, jak bardzo ci臋 pragn臋?
- Nie - wyszepta艂a. - Pragniesz mojego cia艂a, ale nie mnie samej.
- Znowu zaczynasz te brednie...? Dlaczego? Pragn臋 ci臋, Andy, jak nie pragn膮艂em nigdy 偶adnej kobiety. Od kiedy ci臋 pozna艂em, nawet nie spojrza艂em na inn膮, uwierz mi! - Chwyci艂 j膮 delikatnie za ramiona i lekko potrz膮sn膮艂.
- Nie rozumiesz mnie, Nick. Pragniesz mnie, ale nie chcesz ze mn膮 powa偶nie rozmawia膰, nie chcesz, 偶eby艣my dzielili nasze 偶ycie. Liczy艂am si臋 dla ciebie tylko jako partnerka do 艂贸偶ka. Wiesz, tego dnia, kiedy od ciebie odesz艂am, u艣wiadomi艂am sobie, 偶e pewnie od tygodni nie widzia艂e艣 mnie normalnie ubranej. Wraca艂e艣 do domu tylko po to, 偶eby ze mn膮 spa膰.
- Wraca艂em, 偶eby si臋 z tob膮 kocha膰, a to wielka r贸偶nica! Kocham ci臋, Andy, ale jestem bardzo zaj臋tym cz艂owiekiem. Ca艂e 偶ycie pracowa艂em na to, by rozwin膮膰 firm臋 i nie mog臋 teraz zwolni膰 tempa. Czego ty oczekujesz? 呕ebym wpada艂 w po艂udnie na obiad i wys艂uchiwa艂, jak streszczasz mi ostatni odcinek opery mydlanej?
Stawa艂 si臋 coraz bardziej zirytowany, ale nie by艂a tym zaskoczona. Zawsze tak reagowa艂, kiedy pr贸bowa艂a podej艣膰 do niego zbyt blisko. Atak by艂 jego najlepsz膮 obron膮.
- Nie - zaprzeczy艂a 艂agodnie. - Cho膰by dlatego, 偶e nie ogl膮dam takich film贸w. Chc臋 偶y膰 z cz艂owiekiem, kt贸ry b臋dzie ze mn膮 rozmawia艂 o naszej przysz艂o艣ci, o naszym 偶yciu...
- Rozmawia艂?! - wykrzykn膮艂 rozdra偶niony. - Ja ci臋偶ko pracuj臋 na t臋 przysz艂o艣膰! W艂a艣nie dlatego nie by艂o mnie w domu, 偶eby zapewni膰 ci wszystko, czego pragniesz! Rozumiesz?
- Nie uda艂o ci si臋 to, Nick - powiedzia艂a spokojnie.
- Co masz na my艣li? Czego ci brakowa艂o?
- Ciebie. I dziecka.
Spojrza艂 na ni膮 dziwnie, po czym odwr贸ci艂 si臋 i bez s艂owa, lekko kulej膮c, wyszed艂 z pokoju.
Nick sp臋dzi艂 w sypialni reszt臋 popo艂udnia. Andy nie przeszkadza艂a mu. Oboje potrzebowali czasu, 偶eby spokojnie pomy艣le膰. Nigdy nie mia艂a w膮tpliwo艣ci co do tego, 偶e Nick jej pragnie. Zawsze jednak chcia艂a od niego czego艣 wi臋cej ni偶 tylko rozkoszy w sypialni. Ale tylko tam Nick stawa艂 si臋 bardziej otwarty. We wszystkich innych sytuacjach celowo trzyma艂 ludzi na dystans i nawet dla niej nie robi艂 wyj膮tku.
Siedzia艂a teraz w saloniku Bess i my艣la艂a o ma艂ym ch艂opcu, kt贸ry na pami膮tkowym zdj臋ciu nie chcia艂 si臋 przytuli膰 do ojca.
Kiedy zapad艂 zmrok, przesz艂a do kuchni i zacz臋艂a szykowa膰 kolacj臋. Gdy wszystko by艂o ju偶 gotowe, podesz艂a do drzwi sypialni i zapuka艂a.
- Nick? Kolacja gotowa.
- Nie jestem g艂odny.
U艣miechn臋艂a si臋 do siebie i pokiwa艂a g艂ow膮. Typowe zachowanie obra偶onego samca.
Otworzy艂a drzwi i spojrza艂a 艂agodnie na rozci膮gni臋tego w poprzek 艂贸偶ka Nicka.
- Nie b膮d藕 艣mieszny!
Popatrzy艂 na ni膮 z wyra藕n膮 uraz膮, ale nic nie odpowiedzia艂.
- Daj spok贸j, Nick. Utkn臋li艣my tu nie wiadomo na jak d艂ugo i lepiej, je艣li nie b臋dziemy si臋 na siebie d膮sa膰 z byle powodu.
- Nie d膮sam si臋, po prostu nie jestem g艂odny - odezwa艂 si臋 obra偶onym tonem.
- Jasne - powiedzia艂a, z trudem ukrywaj膮c rozbawienie. - Dlatego siedzisz tu po ciemku i udajesz, 偶e nie masz ochoty na piecze艅 ze sma偶onymi ziemniakami.
Powoli jego twarz zacz臋艂a przybiera膰 pogodniejszy wyraz.
- Dlaczego nie powiedzia艂a艣 tego od razu? - spyta艂, podnosz膮c si臋 z 艂贸偶ka. - Piecze艅 z ziemniakami wyrwa艂aby mnie nawet z grobu. Ale swoj膮 drog膮 to nieczyste zagranie. Nie powinna艣 kusi膰 mnie w ten spos贸b.
- Na wojnie i w mi艂o艣ci wszystkie chwyty dozwolone - odpowiedzia艂a ze 艣miechem.
- Na wojnie i w mi艂o艣ci... - powt贸rzy艂. - Ciekawe, gdzie jeste艣my...
- Jak twoja kostka? - zmieni艂a temat.
- Troch臋 boli, ale jest coraz lepiej.
- 艢wietnie. To znaczy, 偶e b臋dziesz m贸g艂 pozmywa膰 po kolacji.
- Ej, poczekaj, tego nie by艂o w umowie.
- Co z tego? Nie mog臋 przecie偶 robi膰 wszystkiego sama, a nie ma tu nikogo poza tob膮, kto m贸g艂by zabawia膰 si臋 w kuchcika.
Dobrze doprawiona piecze艅 by艂a rzeczywi艣cie ulubionym daniem Nicka, a co wa偶niejsze - zdecydowanie poprawia艂a mu humor. Kolacja przebieg艂a w wyj膮tkowo mi艂ym nastroju.
Kiedy sko艅czyli posi艂ek, oboje zabrali si臋 za sprz膮tanie.
- Dobrze, 偶e nikt mnie przy tym nie widzi - mrukn膮艂 Nick, skrobi膮c patelni臋.
- Dlaczego? My艣l臋, 偶e to doda艂oby ci ludzkich cech w oczach wielu os贸b.
- Zbyt d艂ugo pracowa艂em na obraz twardziela bez uczu膰, 偶eby jedna patelnia mog艂a to zniszczy膰 - za艣mia艂 si臋 g艂o艣no.
- Ej, co艣 mi si臋 zdaje, 偶e kto艣 powinien rozbi膰 ten pos膮gowy wizerunek. Jeszcze chwila, a sam w to uwierzysz. Przyda艂oby ci si臋 troch臋 pokory!
Ze zdziwieniem zauwa偶y艂a, 偶e jej s艂owa zmiot艂y gdzie艣 pogodny nastr贸j, jaki panowa艂 w kuchni. Nick zamy艣li艂 si臋 nad czym艣, po chwili za艣 powiedzia艂 powa偶nie:
- Mylisz si臋, Andy. S膮 sprawy, do kt贸rych zawsze podchodzi艂em z du偶膮 pokor膮. Na przyk艂ad nasze ma艂偶e艅stwo. Nie raz zastanawia艂em si臋, czym sobie na ciebie zas艂u偶y艂em. Zawsze traktowa艂em nasz zwi膮zek z du偶ym respektem.
- Z respektem, czy ze strachem, Nick? - spyta艂a cicho.
- Co masz na my艣li?
- To, 偶e chyba ba艂e艣 si臋 mnie kocha膰. Podobnie jak wszystkich wok贸艂. Mo偶e z wyj膮tkiem Bess, ale ona nie zostawi艂a ci wyboru. Zala艂a ci臋 swoim uczuciem i odpowiedzia艂e艣 tym samym, a by艂e艣 jeszcze zbyt ma艂y, 偶eby wiedzie膰, czym to grozi.
Zacisn膮艂 szcz臋ki i zapyta艂 kpi膮co:
- Od kiedy zosta艂a艣 psychologiem?
- Nie zosta艂am, ale ch臋tnie porozmawia艂abym z psychologiem, je艣li dzi臋ki temu mogliby艣my uratowa膰 nasze ma艂偶e艅stwo. Zgodzi艂by艣 si臋? - Wiedzia艂a, jaka b臋dzie jego odpowied藕, ale postanowi艂a spr贸bowa膰.
- Nie potrzebuj臋 banalnych formu艂ek! Je偶eli sobie dobrze przypominam, to ty odesz艂a艣 ode mnie, nie odwrotnie!
- Zawiadom mnie, jak ju偶 wpadniesz na to, dlaczego tak si臋 sta艂o - odpowiedzia艂a Andy, staraj膮c si臋 st艂umi膰 z艂o艣膰.
Odwiesi艂a 艣cierk臋 i skierowa艂a si臋 do drzwi.
- Dok膮d idziesz?
- Przynie艣膰 Noego.
- Gdzie on jest? Ca艂kiem o nim zapomnia艂em.
- Zostawi艂am go na ganku, nie chc臋, 偶eby si臋 przyzwyczai艂, 偶e ci膮gle jest ze mn膮. Jak tylko wr贸c臋 do pracy, wi臋kszo艣膰 czasu b臋dzie musia艂 sp臋dza膰 sam.
W艂o偶y艂a kurtk臋 i wysz艂a na ganek. Ch艂odny wiatr nieprzyjemnie wciska艂 si臋 pod ubranie i powodowa艂, 偶e ca艂a dr偶a艂a. Podesz艂a do skrzynki, w kt贸rej zostawi艂a szczeniaka i pochyli艂a si臋 nad ni膮 z trosk膮.
- Zmarz艂e艣 pewnie, ma艂y?
Psiak zapiszcza艂 偶a艂o艣nie i zacz膮艂 podskakiwa膰, domagaj膮c si臋, 偶eby wzi臋艂a go na r臋ce.
- A jak twoja kolacja? - Zajrza艂a g艂臋biej i stwierdzi艂a, 偶e nie ma nawet 艣ladu po kawa艂ku pieczeni, kt贸ry mu zostawi艂a. - To musi by膰 te偶 twoje ulubione danie! - za艣mia艂a si臋 i wyj臋艂a zwierz膮tko ze skrzyni.
Szybko pobieg艂a do domu i postawi艂a Noego na krze艣le w kuchni.
- Zaraz dostaniesz ciep艂ego mleczka, a potem chyba b臋dziesz musia艂 si臋 umy膰. I nie protestuj, ciep艂y prysznic przyda si臋 nam obojgu, inaczej nie wpuszcz臋 ci臋 do 艂贸偶ka.
Nala艂a mu mleka do miski i us艂ysza艂a, jak Nick mruczy do siebie w salonie:
- Ten cholerny pies jest traktowany lepiej ni偶 ja.
Kiedy wyk膮pani wr贸cili do salonu, w telewizji nadawano w艂a艣nie prognoz臋 pogody.
- Co powiedzieli? - spyta艂a Andrea z zaciekawieniem.
- Cii... - odpowiedzia艂 Nick niecierpliwie. Usiad艂a w fotelu i wzi臋艂a Noego na kolana. Tymczasem na ekranie pojawi艂y si臋 kolorowe mapy, z kt贸rych jednoznacznie wynika艂o, 偶e b臋dzie tylko gorzej. Zbli偶a艂 si臋 front zimnego powietrza, a to mog艂o oznacza膰 nawet mrozy.
- Poradzimy sobie, prawda? - spyta艂a zaniepokojona, kiedy program si臋 sko艅czy艂.
- Dop贸ki dzia艂a elektryczno艣膰, na pewno.
- We藕my na noc w razie czego dodatkowe koce z szafy - zaproponowa艂a.
- Jeste艣 pewna, 偶e chcesz tu zosta膰?
- Tak - odpar艂a zdecydowanie. Ch艂贸d to nie by艂a jeszcze najgorsza rzecz, jaka jej grozi艂a.
Nick nie pr贸bowa艂 jej przekona膰, 偶eby zmieni艂a zdanie i gdzie艣 w g艂臋bi duszy poczu艂a si臋 rozczarowana.
Bez s艂owa wyszed艂 z pokoju, a po chwili wr贸ci艂, nios膮c dwa koce. Po艂o偶y艂 je na kanapie, mrukn膮艂 ciche „dobranoc” i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.
Patrzy艂a za nim ze smutkiem w oczach. Musia艂a przyzna膰, 偶e t臋skni艂a za nim, za jego mi艂o艣ci膮 i za rodzin膮, kt贸r膮 mogli stworzy膰. Ta ostatnia my艣l przypomnia艂a jej o przyniesieniu kilku biszkopt贸w na rano.
Postawi艂a na stole talerzyk z ciastkami, przygotowa艂a pos艂anie, wtuli艂a si臋 w pachn膮c膮 sier艣膰 Noego i po chwili oboje ju偶 spali.
Kiedy rano otworzy艂a oczy, pierwsz膮 rzecz膮, jak膮 zobaczy艂a, by艂 sto偶ek drewna uk艂adany pracowicie przez Nicka w kominku.
Poderwa艂a si臋 i chcia艂a spyta膰, co robi, ale natychmiast poczu艂a znajomy ucisk w 偶o艂膮dku i czym pr臋dzej si臋gn臋艂a po ciastko.
- Co robisz? - spyta艂 Nick, odwracaj膮c si臋 do niej ze zdziwieniem.
- Hm, jem ciastka. Przynios艂am je wczoraj, ale nie zd膮偶y艂am zje艣膰, a teraz jestem troch臋 g艂odna. - Szybko wpakowa艂a sobie kolejnego biszkopta do ust, maj膮c nadziej臋, 偶e to uspokoi jej wn臋trzno艣ci. - A co ty robisz? - pr贸bowa艂a zmieni膰 temat.
- Wysiad艂a nam elektryczno艣膰 i nie mamy ogrzewania. Jak tylko wysuniesz si臋 z tego kokonu, sama poczujesz. Na szcz臋艣cie kuchenka Bess jest na gaz. Jak chcesz, mo偶esz si臋 zaj膮膰 艣niadaniem.
- W porz膮dku - mrukn臋艂a w odpowiedzi, zaskoczona, 偶e Nick da艂 si臋 nabra膰 na bajeczk臋 o nag艂ym ataku porannego g艂odu.
- Tylko nie zapomnij tym razem o bekonie! Samo wspomnienie zapachu boczku wystarczy艂o, 偶eby 偶o艂膮dek Andy wywin膮艂 koz艂a. Opad艂a na poduszk臋 i powiedzia艂a:
- Jak masz ochot臋 na bekon, to sam go sobie sma偶. Ja chyba jeszcze troch臋 pole偶臋.
Zamkn臋艂a oczy i pr贸bowa艂a uspokoi膰 sw贸j organizm. Nagle poczu艂a na czole ciep艂y dotyk.
- Dobrze si臋 czujesz? - spyta艂 Nick z trosk膮. - Wygl膮dasz jako艣 niewyra藕nie...
- Po prostu chc臋 jeszcze troch臋 pole偶e膰. Chyba si臋 nie wyspa艂am.
- Odpoczywaj wi臋c, a ja zrobi臋 艣niadanie.
- Jak sobie 偶yczysz - odpar艂a, ziewaj膮c przeci膮gle. - M贸g艂by艣 podgrza膰 troch臋 mleka dla Noego?
- Mog臋 nawet zanie艣膰 go do skrzynki, je艣li chcesz.
- Nie! Dzi艣 jest za zimno.
- Nie obawiaj si臋, przestawi艂em j膮 do kuchni. Masz racj臋, on rzeczywi艣cie powinien nauczy膰 si臋 samodzielno艣ci.
- Dzi臋ki, we藕 go w takim razie, ja przyjd臋 za kilka minut.
Poda艂a mu szczeniaka, a sama z ulg膮 wyci膮gn臋艂a si臋 na kanapie. Oddycha艂a g艂臋boko i pr贸bowa艂a wm贸wi膰 sobie, 偶e nie czuje 偶adnych dra偶ni膮cych zapach贸w dolatuj膮cych z kuchni. Mia艂a nadziej臋, 偶e zdo艂a opanowa膰 nudno艣ci, zanim b臋dzie musia艂a tam wej艣膰.
Kiedy poczu艂a si臋 troch臋 lepiej, wysun臋艂a nogi spod ko艂dry i natychmiast zrozumia艂a, o czym m贸wi艂 Nick. Otoczy艂o j膮 nieprzyjemne, ch艂odne powietrze. Szybko podesz艂a do kominka, 偶eby cho膰 troch臋 si臋 ogrza膰.
W 艂azience by艂o jeszcze gorzej. Umy艂a si臋 wi臋c czym pr臋dzej, w艂o偶y艂a 艣wie偶e ubranie i przesz艂a do kuchni.
Nick stawia艂 w艂a艣nie na stole patelni臋 z jajecznic膮.
- Dobrze, 偶e jeste艣. Ju偶 my艣la艂em, 偶e b臋d臋 musia艂 si艂膮 wyci膮ga膰 ci臋 z 艂贸偶ka.
- Nie wiedzia艂am, 偶e jest ju偶 tak p贸藕no - wyt艂umaczy艂a si臋 s艂abo.
Noe us艂ysza艂 jej g艂os i zacz膮艂 skomle膰 w k膮cie kuchni. Andy wsta艂a i zamierza艂a wzi膮膰 go na r臋ce, kiedy Nick stanowczo zaprotestowa艂:
- Nie! Pies zostaje w skrzyni podczas 艣niadania. Nie powinna艣 uczy膰 go, 偶e dostaje co艣 ze sto艂u.
- To jeszcze szczeniak, Nick.
- I dlatego ju偶 powinna艣 zacz膮膰 go tresowa膰.
- Och, Panie M膮dry, od kiedy jeste艣 takim ekspertem? - spyta艂a kpi膮co. - Jeden pies wystarczy艂, 偶eby艣 posiad艂 ca艂膮 wiedz臋 na ten temat?
Nie odpowiedzia艂, ale spojrza艂 na ni膮 ch艂odno i natychmiast po偶a艂owa艂a swojej uwagi.
- Jak my艣lisz, prze偶yjemy jako艣 bez pr膮du? - spyta艂a ugodowo.
- Musimy. - Poda艂 jej patelni臋 i obserwowa艂, ile sobie na艂o偶y. - Dlaczego jesz tak ma艂o? I nie wzi臋艂a艣 ani kawa艂ka bekonu.
- Jako艣 nie mam apetytu. Ale zjem tosty, to powinno wystarczy膰.
Pokr臋ci艂 g艂ow膮 bez przekonania.
- Wi臋c my艣lisz, 偶e kominek ogrzeje salon? - zagadn臋艂a go znowu.
- Na pewno. Jest tylko jeden problem - bez w膮tpienia nie uda si臋 nim ogrza膰 sypialni. Od dzisiaj 艣pimy wi臋c razem.
ROZDZIA艁 SI脫DMY
- To niemo偶liwe! - powiedzia艂a stanowczo, kiedy w ko艅cu uda艂o si臋 jej odzyska膰 g艂os.
- Nie ma innego wyj艣cia, Andy. W nocy temperatura ma spa艣膰 grubo poni偶ej zera - odpowiedzia艂 spokojnie.
- Musi by膰 jaki艣 spos贸b... - Przez chwil臋 intensywnie my艣la艂a, w ko艅cu zawo艂a艂a zadowolona: - Wiem! Zrobisz sobie pos艂anie na pod艂odze i b臋dziesz spa艂 przed kominkiem!
- Dzi臋ki! To prawdziwy akt mi艂osierdzia z twojej strony! Nie mam zamiaru nara偶a膰 si臋 na takie tortury, kiedy mog臋 spa膰 w wygodnym 艂贸偶ku. - Przerwa艂 na chwil臋 i popatrzy艂 na ni膮 uwa偶nie. - Czego si臋 boisz, Andy? Wyra藕nie mi powiedzia艂a艣, 偶e nie chcesz si臋 ze mn膮 kocha膰, a ja nie mam zamiaru u偶ywa膰 si艂y, 偶eby z艂ama膰 tw贸j op贸r, wi臋c o co ci chodzi?
- Po prostu my艣l臋, 偶e to nie jest najlepszy pomys艂 - odpowiedzia艂a, nie patrz膮c mu w oczy.
- Czy偶by艣 sobie nie ufa艂a? - spyta艂 prowokuj膮co.
- Nick, przyznaj臋, 偶e wtedy nie do ko艅ca m贸wi艂am prawd臋. Uwielbiam kocha膰 si臋 z tob膮, ale to niczego nie zmienia. Nadal uwa偶am, 偶e nasze ma艂偶e艅stwo nie mo偶e istnie膰 w takiej formie jak dotychczas. Dop贸ki jeste艣my tu uwi臋zieni, mo偶emy spa膰 razem, a nawet kocha膰 si臋 co noc, ale to nie zmieni mojej decyzji.
Wida膰 by艂o, jak bardzo zrani艂a go tymi s艂owami. Jej te偶 nie 艂atwo by艂o to m贸wi膰, ale wiedzia艂a, 偶e musi by膰 z nim szczera.
Po tym, jak od niego odesz艂a, przez kr贸tki czas mia艂a jeszcze nadziej臋, 偶e b臋dzie si臋 stara艂 j膮 odnale藕膰 i naprawi膰 ich zwi膮zek. Tak si臋 jednak nie sta艂o. Pieni膮dze, kt贸re wp艂aci艂 na jej konto, by艂y jedyn膮 pr贸b膮 kontaktu z jego strony, w dodatku zupe艂nie nie tak膮, o jak膮 jej chodzi艂o.
Widzia艂a, jak twarz mu t臋偶eje, a偶 w ko艅cu odezwa艂 si臋 zimno:
- Mo偶e szkoda, 偶e nie mia艂a艣 偶adnej praktyki w prowadzeniu interes贸w. Wiedzia艂aby艣 wtedy, jak nale偶y ceni膰 kompromis. Wi臋kszo艣膰 kobiet by艂aby zachwycona, dostaj膮c tyle, ile ja tobie zaoferowa艂em.
- Pewnie tak - odpar艂a spokojnie. - Dlatego te偶 nie s膮dz臋, 偶eby艣 mia艂 k艂opoty ze znalezieniem kogo艣 na moje miejsce.
- Czego ty chcesz, Andy!? - zawo艂a艂 zirytowany. - Mam spowiada膰 ci si臋 z ca艂ego 偶ycia, 偶eby m贸c si臋 z tob膮 przespa膰?!
- Naprawd臋 my艣lisz, 偶e seks to najwa偶niejsza rzecz w ma艂偶e艅stwie? By艂am dla ciebie wa偶na tylko jako partnerka do 艂贸偶ka?
- To przynajmniej by艂o prawdziwe - powiedzia艂, wstaj膮c z krzes艂a. Opar艂 r臋ce na stole i patrz膮c na ni膮 twardo, m贸wi艂 dalej: - Prawdziwsze ni偶 te wszystkie rozmowy, kt贸rych podobno tak ci brakowa艂o. By艂em z tob膮 szczery, Andy. O偶eni艂em si臋 z tob膮 i by艂em ci wierny. Czego jeszcze chcesz?
Westchn臋艂a ci臋偶ko i wspar艂a g艂ow臋 na r臋kach.
- Ciebie. Nie tylko twojego cia艂a, czy twoich pieni臋dzy. Chc臋 dzieli膰 z tob膮 偶ycie.
Milcza艂 przez chwil臋, po czym odezwa艂 si臋 zimno:
- Radzi艂em sobie jako艣 bez ciebie przez trzydzie艣ci dwa lata, poradz臋 sobie przez nast臋pne kilkadziesi膮t.
Wyprostowa艂 si臋, odwr贸ci艂 do niej ty艂em i wsadzi艂 r臋ce do kieszeni.
- Oczywi艣cie, 偶e sobie poradzisz. Tylko czy naprawd臋 o to ci chodzi? Chcesz zasklepi膰 si臋 do ko艅ca i nigdy ju偶 nie by膰 z nikim naprawd臋 blisko? Tak trudno ci si臋 otworzy膰 i dzieli膰 ze mn膮 swoje uczucia?
- Prosisz o zbyt wiele.
Niestety, obawia艂a si臋, 偶e to prawda. Westchn臋艂a ze smutkiem i podnios艂a si臋 z krzes艂a.
- Posprz膮tam tu.
Nie by艂o sensu prowadzi膰 dalej tej bolesnej rozmowy, kt贸ra i tak niczego nie mog艂a zmieni膰.
Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 spogl膮da艂 na ni膮 zdziwiony. Najwyra藕niej oczekiwa艂 dalszych atak贸w na swoj膮 prywatno艣膰.
- Pomog臋 ci - powiedzia艂 w ko艅cu.
- Nie trzeba. Poradz臋 sobie z w艂o偶eniem kilku talerzy do zmywarki.
- Andy, zmywarka jest na pr膮d. Nie dzia艂a - przypomnia艂 jej.
- Och! Zupe艂nie zapomnia艂am. Nie mamy wi臋c te偶 ciep艂ej wody?
- Hm - pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Wi臋c nici z ciep艂ego prysznica?!
- Mo偶emy wykorzysta膰 stare pionierskie sposoby. Zagrzejemy wod臋 i b臋dziemy si臋 nawzajem polewa膰 - zaproponowa艂 z figlarnym u艣miechem.
- Chyba wol臋 spos贸b mors贸w - b臋d臋 si臋 hartowa膰 w zimnej wodzie - odpowiedzia艂a pospiesznie.
- Mimo wszystko podgrzej臋 troch臋 wody, 偶eby艣my mogli przynajmniej umy膰 naczynia.
Kiwn臋艂a g艂ow膮 i w tym momencie us艂ysza艂a 偶a艂osny pisk dochodz膮cy ze skrzynki.
- Noe! Prawie o tobie zapomnia艂am! Zjad艂e艣 swoje 艣niadanie? - Zajrza艂a do jego miski i stwierdzi艂a, 偶e jest pusta. - Jak dalej b臋dziesz mia艂 taki apetyt, trzeba b臋dzie zmieni膰 ci imi臋 na Goliat.
- Widz臋, 偶e obracasz si臋 w biblijnej tematyce, Bess by艂aby zadowolona. Mo偶e nawet uda艂oby ci si臋 nam贸wi膰 j膮, 偶eby go adoptowa艂a.
- O nie! On jest m贸j! - zawo艂a艂a zdecydowanie Andy i przytuli艂a pieska do siebie. - Zabieram go ze sob膮. Jako艣 sobie poradzimy, dop贸ki nie znajd臋 wi臋kszego mieszkania.
Nick otworzy艂 usta, jakby chcia艂 co艣 powiedzie膰, ale rozmy艣li艂 si臋, widz膮c wyraz jej twarzy. Wzruszy艂 tylko ramionami i oboj臋tnie zauwa偶y艂:
- Woda si臋 zagotowa艂a.
Mimo koncertu 偶a艂osnych pisk贸w, szczeniak trafi艂 do pud艂a, a Andy przygotowa艂a sobie stanowisko do zmywania. Nape艂nili zlew wod膮, poznosili talerze, a potem milcz膮co podzielili si臋 zadaniami - Andrea my艂a, a Nick wyciera艂 naczynia.
Pracowali zgodnie jak 艣wietnie zgrana za艂oga. Tylko panuj膮ca wok贸艂 cisza psu艂a nieco nastr贸j. Andrea szuka艂a w g艂owie jakiego艣 ma艂o kontrowersyjnego tematu, na kt贸ry mogliby porozmawia膰.
- Opowiedz mi o tym, jak ci臋 porwali - poprosi艂a w ko艅cu.
- To nie by艂o nic takiego. Nie ma o czym opowiada膰.
- Nick! - zirytowa艂a si臋. - Przesta艅 m贸wi膰 tak znu偶onym tonem, jakby porwania zdarza艂y ci si臋 co tydzie艅!
Na chwil臋 przerwa艂 wycieranie talerzy i popatrzy艂 na ni膮 zaskoczony wybuchem. Po chwili jednak zacz膮艂 m贸wi膰:
- Razem z przedstawicielami miejscowych w艂adz jecha艂em na spotkanie s艂u偶bowe. Samoch贸d zatrzyma艂 si臋 na 艣wiat艂ach i wtedy kto艣 otworzy艂 drzwi. Przystawili nam pistolety do g艂贸w i wyci膮gn臋li na zewn膮trz. Wpakowali nas do innego samochodu i wywie藕li gdzie艣 w g艂膮b kraju. Tam nas rozdzielili i ju偶 potem nie widzia艂em swoich towarzyszy. Z tego, co wiem, szybko ich wypu艣cili. Ja mia艂em by膰 najwa偶niejsz膮 kart膮 w ich rozgrywce. Powiedzieli mi, 偶ebym nie stawia艂 oporu, to nic mi si臋 nie stanie.
- Nie bili ci臋? - upewni艂a si臋.
- Do czasu, kiedy nie pr贸bowa艂em ucieka膰, nie.
- Pr贸bowa艂e艣 ucieka膰?!
- Nie zamierza艂em siedzie膰 i czeka膰 na cud. Wiedzia艂em, 偶e chc膮 wywrze膰 nacisk na swoje w艂adze, a jak wiesz, nasz rz膮d nie negocjuje z terrorystami. Mogli mnie trzyma膰 ca艂e miesi膮ce. Postanowi艂em wi臋c uciec, ale za pierwszym razem si臋 nie uda艂o.
- Jak w ko艅cu to zrobi艂e艣?
- Kr臋ci艂 si臋 tam dwunastoletni dzieciak, kt贸ry marzy艂, 偶eby zobaczy膰 Nowy Jork. Obieca艂em, 偶e go tam zabior臋, je艣li pomo偶e mi uciec. Kt贸rej艣 nocy poczekali艣my, a偶 wszyscy zasn膮. Ma艂y zabra艂 wielb艂膮da swojego wuja i ruszyli艣my do najbli偶szego miasta. Mieli艣my kilka godzin przewagi, zanim tamci si臋 obudzili i stwierdzili, 偶e mnie nie ma. Potem ju偶 by艂o prosto - dostali艣my si臋 do ambasady ameryka艅skiej i tam si臋 nami zaj臋li.
- A co z ch艂opcem?
- Jahed jest bezpieczny w ambasadzie. Jak tylko dostanie wiz臋, przyleci na wycieczk臋 do Ameryki. Postaram si臋, 偶eby to by艂y najwspanialsze dni, jakie dot膮d prze偶y艂. Gdyby nie on, nadal siedzia艂bym zwi膮zany w ciemnej lepiance i marzy艂bym o ciep艂ym posi艂ku.
- Nie dawali ci je艣膰? - spyta艂a przera偶ona.
- Co艣 tam dawali, ale trudno to nazwa膰 jedzeniem. Nie masz poj臋cia, jakie dania chodzi艂y mi wtedy po g艂owie. Tymczasem dostawa艂em jedynie kawa艂ek jakiego艣 dziwnego placka. - U艣miechn膮艂 si臋 smutno i odstawi艂 do szafki ostatni talerz.
Andy popatrzy艂a na niego z wyra藕n膮 trosk膮, ale nic nie powiedzia艂a. Wytar艂a d艂onie, odwiesi艂a 艣cierk臋 i zamierza艂a wyj艣膰 z kuchni.
- Andy, poczekaj! Ja... Nie tylko o jedzeniu my艣la艂em, kiedy tam siedzia艂em.
Podszed艂 do niej i najwyra藕niej chcia艂 co艣 powiedzie膰, ale nie m贸g艂 si臋 zdecydowa膰.
- Ja te偶 du偶o o tobie my艣la艂am, Nick.
- Naprawd臋? - Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i czule dotkn膮艂 jej policzka. - Wyobra偶asz sobie, jaka to by艂aby tragedia, gdyby艣my ju偶 nigdy nie mieli si臋 poca艂owa膰, nie dotkn膮膰... Spojrza艂a na niego smutno i wyszepta艂a:
- My艣la艂am o tym, jaki pusty by艂by 艣wiat bez ciebie. Obj膮艂 j膮 ramionami i przytuli艂. Nie protestowa艂a, ale te偶 nie odwzajemni艂a u艣cisku. Kiedy spojrza艂 na ni膮 pytaj膮co, powiedzia艂a cicho:
- Kocham ci臋, Nick. My艣l臋, 偶e zakocha艂am si臋 w tobie od pierwszej chwili, kiedy ci臋 zobaczy艂am. Ale nie mo偶emy 偶y膰 razem. Nie mamy wsp贸lnych plan贸w, marze艅, nie cenimy tych samych warto艣ci.
Opu艣ci艂 ramiona i opar艂 si臋 ci臋偶ko o lod贸wk臋. Przez chwil臋 patrzy艂 w milczeniu, po czym zapyta艂:
- Powiedz mi, czego pragniesz.
- Chc臋, 偶eby艣 mi opowiedzia艂 o swoim 偶yciu. Dlaczego tak uparcie trzymasz wszystkich na dystans? Co si臋 sta艂o z twoim ojcem? Dlaczego nie chcesz mie膰 dzieci?
- Wyobra偶asz sobie mnie z dzieckiem? - odezwa艂 si臋 z pow膮tpiewaniem. - Nie wiem, jak by膰 ojcem, bo m贸j w艂asny by艂 zbyt kiepski, 偶ebym m贸g艂 si臋 tego nauczy膰.
- Nick, na pewno...
- Chcia艂a艣 odpowiedzi, wi臋c j膮 masz - przerwa艂 jej szorstko. - Dorasta艂em, nienawidz膮c w艂asnego ojca i dlatego nie chcia艂bym, aby kiedykolwiek przytrafi艂o si臋 to mojemu dziecku. Nie chc臋 by膰 przyczyn膮 czyjego艣 nieszcz臋艣cia. Jedyne wyj艣cie, jakie widz臋, to nie mie膰 dzieci.
- Nie jeste艣 taki jak tw贸j ojciec, Nick!
- Jestem! Widzia艂a艣 zdj臋cia, reszt臋 mo偶e opowiedzie膰 ci Bess. Jestem taki jak on, chocia偶 w inny spos贸b! M贸wi艂a艣, 偶e boj臋 si臋 uczu膰, i mia艂a艣 racj臋. Dop贸ki ci臋 nie spotka艂em, nigdy nie pozwoli艂em sobie na powa偶ne zaanga偶owanie w jakikolwiek zwi膮zek. A potem pojawi艂a艣 si臋 ty i to uczucie zupe艂nie mnie obezw艂adni艂o. Mia艂em wra偶enie, 偶e nie panuj臋 ju偶 nad swoim 偶yciem, 偶e podda艂em si臋 czemu艣, co jest silniejsze ode mnie. - Zrobi艂 krok w jej kierunku, ale nie dotkn膮艂 jej. Spojrza艂 jej w oczy i powiedzia艂 wolno: - Kocham ci臋, Andy. Najbardziej na 艣wiecie. Siedzia艂em w brudnej lepiance, 艂azi艂y po mnie robaki, jad艂em jakie艣 艣wi艅stwa, 偶eby prze偶y膰, i jedyne, o czym marzy艂em, to m贸c ci臋 znowu zobaczy膰.
- Och, Nick! - zawo艂a艂a i rzuci艂a si臋 w jego ramiona. Przytuli艂 j膮 do siebie, a potem kontynuowa艂:
- Kocham ci臋 i je艣li tylko potrafisz zrezygnowa膰 z tego niedorzecznego marzenia o dziecku, mo偶emy by膰 najszcz臋艣liwszymi lud藕mi na 艣wiecie. Mog臋 da膰 ci wszystko, czego pragniesz... opr贸cz dziecka.
W ci膮gu kilku sekund z niewys艂owionego szcz臋艣cia spad艂a na dno zw膮tpienia. Nie wiedzia艂a, co powiedzie膰. Opar艂a g艂ow臋 na jego piersi i s艂ucha艂a, jak m贸wi艂 dalej:
- Mia艂a艣 racj臋, Andy. Zacz膮艂em sp臋dza膰 coraz wi臋cej czasu w biurze tylko dlatego, 偶eby nie by膰 tak d艂ugo z tob膮. Przera偶a艂o mnie to, jak bardzo ci臋 pragn臋, to, 偶e stajesz si臋 dla mnie coraz wa偶niejsza. My艣la艂em, 偶e je艣li b臋d臋 trzyma艂 ci臋 na dystans, uda mi si臋 zachowa膰 kontrol臋 nad uczuciami. Ale ponios艂em totaln膮 pora偶k臋 - im mniej czasu sp臋dza艂em z tob膮, tym bardziej t臋skni艂em.
Andy czu艂a, 偶e z oczu sp艂ywaj膮 jej d艂ugo powstrzymywane 艂zy. Co mog艂a zrobi膰? Mo偶e gdyby mia艂a jaki艣 wyb贸r, zdecydowa艂aby si臋 na 偶ycie z Nickiem bez szans na to, aby kiedykolwiek urodzi膰 dziecko. Ale teraz nie mia艂a ju偶 wyboru.
- Tam, w Afryce, stwierdzi艂em, 偶e ty jeste艣 w moim 偶yciu najwa偶niejsza. Mo偶emy by膰 jeszcze szcz臋艣liwi, Andy. Je艣li chcesz, wezm臋 d艂ugi urlop, Wyjedziemy w podr贸偶. Wymy艣l tylko, gdzie chcesz jecha膰, a za kilka dni mo偶emy rusza膰.
Odsun膮艂 si臋 lekko i uni贸s艂 jej g艂ow臋, 偶eby zobaczy膰 oczy. 艁zy sp艂ywa艂y jej po policzkach i przez chwil臋 nic nie m贸wi艂a.
- Nie mog臋 - wyszepta艂a w ko艅cu.
- Czego nie mo偶esz?
- Nie mog臋 zrezygnowa膰 z dziecka - odpowiedzia艂a z b贸lem.
Widzia艂a, jak buzuje w nim z艂o艣膰.
- Dlaczego nie potrafisz i艣膰 na 偶adne ust臋pstwa? - spyta艂 zimno. - Zrobi艂em wszystko, o co prosi艂a艣, otworzy艂em przed tob膮 serce. To ci膮gle za ma艂o?
- Nick, spr贸buj mnie zrozumie膰 - poprosi艂a. - Straci艂am rodzic贸w, kiedy by艂am ma艂膮 dziewczynk膮. Przez ca艂e lata wychowywa艂am si臋 u obcych ludzi. Nie by艂o mi tam 藕le, mia艂am zapewnione jedzenie i miejsce do spania, ale tylko tyle. Od kiedy pami臋tam, zawsze marzy艂am o w艂asnej rodzinie!
- Ja b臋d臋 twoj膮 rodzin膮, Andy. Ja i Bess.
- Nie. - Pokr臋ci艂a g艂ow膮 i resztk膮 si艂 odwr贸ci艂a si臋 od niego.
- W takim razie k艂ama艂a艣.
- S艂ucham? - Spojrza艂a na niego zaskoczona.
- K艂ama艂a艣 - powt贸rzy艂 ch艂odno. - M贸wi艂a艣, 偶e mnie kochasz. I zarzuca艂a艣 mi, 偶e pragn臋 tylko twojego cia艂a. Chyba mog臋 to samo powiedzie膰 o tobie - jedyne, czego ode mnie chcesz, to dziecko.
Wyszed艂 z kuchni, zostawiaj膮c j膮 na 艣rodku z b贸lem w sercu.
- Nie, Nick - powiedzia艂a do siebie. - Mylisz si臋. Ja ju偶 mam twoje dziecko, ale chcia艂abym dosta膰 jeszcze ciebie.
D艂ugi, ponury dzie艅 dobiega艂 wreszcie ko艅ca. Andrea zrobi艂a porz膮dek w spi偶arni i upiek艂a ciasteczka owsiane. Musia艂a si臋 czym艣 zaj膮膰, 偶eby nie my艣le膰 o wszystkim, co dzi艣 us艂ysza艂a.
Nick siedzia艂 w salonie i czyta艂. Zanios艂a mu kanapk臋, a sama od razu wr贸ci艂a do kuchni. Noe piszcza艂 w pudle, domagaj膮c si臋, 偶eby wzi臋艂a go na r臋ce, ale postanowi艂a mu nie ulega膰. Nick mia艂 racj臋 - nie powinna teraz rozpieszcza膰 go zanadto, je艣li potem nie b臋dzie w stanie zapewni膰 mu tyle samo uwagi i czu艂o艣ci. W zasadzie to samo odnosi艂o si臋 do dziecka. Zastanawia艂a si臋, czy b臋dzie umia艂a by膰 dobr膮 matk膮. Jedno wiedzia艂a na pewno - ju偶 teraz kocha艂a swoje dziecko. By膰 mo偶e nie mog艂a mie膰 wszystkiego, czego pragn臋艂a, ale z tego jednego nie mog艂a zrezygnowa膰. Nawet je艣li przez reszt臋 偶ycia mia艂a t臋skni膰 za Nickiem.
Umy艂a talerze po kanapkach i poszuka艂a czego艣 do pisania. Postanowi艂a napisa膰 list do Bess i wszystko jej wyja艣ni膰. Mia艂a nadziej臋, 偶e to pomo偶e jej przy okazji uporz膮dkowa膰 my艣li.
Ko艂o pi膮tej na dworze zacz臋艂o si臋 艣ciemnia膰. Andy rozejrza艂a si臋 wok贸艂, ale nie mia艂a poj臋cia, gdzie Bess mo偶e trzyma膰 艣wiece. Przesz艂a do salonu i powiedzia艂a:
- Nick, potrzebujemy 艣wiec albo lampy naftowej, zaraz zrobi si臋 kompletnie ciemno.
- Zajrzyj do spi偶arni - odpar艂, nie podnosz膮c wzroku znad ksi膮偶ki. - Po prawej stronie, za drzwiami, powinny by膰 艣wiece. Nie bierz za du偶o, bo nie wiadomo, na jak d艂ugo musz膮 nam wystarczy膰.
Ta ch艂odna, pozbawiona emocji odpowied藕 troch臋 j膮 zirytowa艂a, ale stara艂a si臋 tego nie okaza膰. Najwyra藕niej postanowi艂 traktowa膰 j膮 jak przypadkowego towarzysza niedoli, a ona nie zamierza艂a protestowa膰. Nie mog艂a mu przecie偶 wyt艂umaczy膰, dlaczego nie mo偶e zrezygnowa膰 z dziecka i zgodzi膰 si臋 na jego propozycj臋. W ka偶dym razie, jeszcze nie teraz. Zamierza艂a oczywi艣cie powiedzie膰 mu, 偶e jest w ci膮偶y, ale wola艂a to zrobi膰 p贸藕niej, kiedy ju偶 b臋d膮 daleko od siebie.
Kilka minut p贸藕niej Nick nieoczekiwanie pojawi艂 si臋 w kuchni.
- Mam przygotowa膰 co艣 na kolacj臋? - spyta艂.
- Zosta艂o jeszcze troch臋 wczorajszej pieczeni, je艣li masz na ni膮 ochot臋. Mog臋 ugotowa膰 do niej ziemniaki i zrobi膰 jak膮艣 sa艂atk臋 - zaproponowa艂a.
- Mo偶e po prostu zjemy piecze艅 z chlebem. To b臋dzie prostsze.
- Niestety, nie. Nie mamy ju偶 chleba. Zosta艂o kilka kromek, ale pewnie s膮 ju偶 zupe艂nie czerstwe.
- Hmm. To niedobrze. Nie prze偶yj臋 bez pieczywa. Piek艂a艣 kiedy艣 chleb?
- Nie, a ty?
Pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.
- Widzia艂em kilka razy, jak Bess to robi艂a, ale nie s膮dz臋, 偶ebym co艣 pami臋ta艂. Zr贸bmy teraz ziemniaki i sa艂atk臋, a potem poszukamy jakich艣 ksi膮偶ek kucharskich, mo偶e znajdziemy gdzie艣 przepis na chleb.
Andy mia艂a powa偶ne w膮tpliwo艣ci co do ich umiej臋tno艣ci w tej dziedzinie, ale zachowa艂a uwagi dla siebie. Ostatecznie, nawet gdyby chleb wyszed艂 niejadalny, wsp贸lna praca dawa艂a szans臋 na z艂agodzenie stosunk贸w.
- Mo偶emy spr贸bowa膰 - zgodzi艂a si臋, ukrywaj膮c brak wiary w ich kulinarne zdolno艣ci.
- Tymczasem zajmij si臋 ziemniakami, a ja przygotuj臋 sa艂atk臋 - zadysponowa艂 Nick.
Otworzy艂 lod贸wk臋 i wyj膮艂 z niej warzywa.
- Jak nasze zapasy? Trzymaj膮 si臋 jeszcze? - spyta艂a zaniepokojona.
- Warzywa s膮 w porz膮dku, ale mleko mo偶emy ju偶 pewnie wyla膰 do zlewu.
Westchn臋艂a ci臋偶ko i zaj臋艂a si臋 obieraniem ziemniak贸w. Wola艂a nie my艣le膰, co b臋d膮 jedli, je艣li nadal nie b臋dzie pr膮du.
S艂ysza艂a wcze艣niej, 偶e znalaz艂 gdzie艣 ma艂e radio tranzystorowe, spyta艂a wi臋c:
- Znasz mo偶e prognoz臋 pogody?
- Tak, ale nie jest najlepsza - odpowiedzia艂, kroj膮c warzywa. - Nadal b臋dzie pada膰, a w nocy zapowiadali przymrozki. Sprawdzi艂em drug膮 sypialni臋, na szcz臋艣cie ju偶 nie cieknie.
- To dobrze. Nie mia艂am poj臋cia, 偶e potrafisz naprawi膰 dach.
- Jak 偶yjesz na farmie, musisz si臋 nauczy膰 wielu rzeczy.
Rozmowa by艂a prawie przyjacielska, odwa偶y艂a si臋 wi臋c zapyta膰:
- Lubi艂e艣 Homera, m臋偶a Bess?
Zerkn膮艂 na ni膮 szybko, po czym wr贸ci艂 do krojenia pomidora.
- By艂 mi艂ym facetem - odpar艂 ogl臋dnie.
- To nie jest zbyt entuzjastyczna odpowied藕.
- Pobrali si臋 z Bess, kiedy mia艂em sze艣膰 lat. Chyba by艂em o niego zazdrosny. Teraz, po latach, my艣l臋 sobie, 偶e on te偶 m贸g艂 by膰 zazdrosny o mnie. - Wzruszy艂 ramionami i doda艂: - Homer zawsze marzy艂 o dziecku, ale jako艣 nigdy im si臋 nie uda艂o.
- Dobrze, 偶e mieli ciebie.
- Taa... - mrukn膮艂 bez przekonania i wrzuci艂 pomidory do miski z sa艂at膮.
Wsta艂 z krzes艂a i wyj膮艂 z lod贸wki sos do sa艂atek.
- Pow膮chaj. Jak to pachnie, twoim zdaniem?
- W porz膮dku. Ziemniaki b臋d膮 za kilka minut, jak chcesz, mo偶esz dalej czyta膰, zawo艂am ci臋, kiedy ju偶 wszystko b臋dzie gotowe - zaproponowa艂a, celowo nie wracaj膮c do poprzedniego tematu. Nie chcia艂a, 偶eby czu艂 si臋 skr臋powany pytaniami o dzieci艅stwo.
- Poszukam raczej przepisu na chleb, a przynajmniej na jakie艣 biszkopty. Mo偶e chocia偶 to umiesz upiec? - spyta艂 z nadziej膮.
- Niestety, nie - odpowiedzia艂a z 偶alem. - Jedyne, czego si臋 uczysz w rodzinach zast臋pczych, to otwieranie puszek i przyrz膮dzanie zupek z proszku.
- To poszukam przepis贸w. Swoj膮 drog膮, nie s膮dzi艂em, 偶e chleb to taki luksus.
Ku jej zaskoczeniu, kolacja przebieg艂a w ca艂kiem mi艂ym nastroju. Nick opowiada艂 o swoich planach zwi膮zanych z firm膮 i t艂umaczy艂, jak wydarzenia og贸lno艣wiatowe wp艂ywaj膮 na jego interesy.
Sko艅czyli je艣膰 i Andy czu艂a, 偶e powoli ogarnia j膮 panika. Zosta艂o jeszcze troch臋 czasu, ale potem nieub艂aganie trzeba b臋dzie i艣膰 do 艂贸偶ka. Wola艂a nie my艣le膰, jak rozwi膮偶膮 ten problem. Na szcz臋艣cie Nick zaproponowa艂, 偶eby zagrali w scrabble, i to pozwoli艂o jej skupi膰 si臋 na czym innym.
- Nie mia艂am poj臋cia, 偶e umiesz w to gra膰 - zdziwi艂a si臋 w pierwszej chwili.
- To ulubiona gra Bess. Ci膮gle nas m臋czy艂a, 偶eby艣my z ni膮 grali.
Nick okaza艂 si臋 prawdziwym ekspertem w wymy艣laniu najdziwniejszych s艂贸wek. Ale chocia偶 Andy sprawdza艂a w s艂owniku wszystko, co wyda艂o si臋 jej podejrzane, ani razu nie z艂apa艂a go na pomy艂ce. Kiedy upchn膮艂 swoje dwie ostatnie litery w s艂贸wku „om”, prychn臋艂a z irytacj膮.
- Nie ma takiego s艂owa!
- Sprawd藕 - zaproponowa艂 z u艣miechem. Przewertowa艂a s艂ownik i westchn臋艂a z b贸lem.
- No dobrze, poddaj臋 si臋, wygra艂e艣. Znasz ca艂y s艂ownik na pami臋膰?
- Nie, ale jako dziecko specjalnie wyszukiwa艂em dziwne wyrazy. Mog艂em przegrywa膰 z Bess, ale nie znosi艂em, kiedy pokonywa艂 mnie Homer.
- To nieuczciwe! Gdybym wiedzia艂a, 偶e jeste艣 w tym taki dobry, nie zgodzi艂abym si臋 na t臋 rozgrywk臋 - zaprotestowa艂a ze 艣miechem. Nie potrafi艂a powstrzyma膰 weso艂o艣ci, wyobra偶aj膮c sobie ma艂ego ch艂opca wyszukuj膮cego w s艂owniku trudnych wyraz贸w po to, by zagi膮膰 wuja.
- Ty te偶 jeste艣 niez艂a. Prawie mnie pokona艂a艣.
- Prawie - powt贸rzy艂a i bez skutku stara艂a si臋 ukry膰 ziewanie.
Dyskretnie spojrza艂a na zegarek i zauwa偶y艂a, 偶e jest ju偶 prawie jedenasta.
- Masz racj臋 - kiwn膮艂 g艂ow膮 Nick. - Ju偶 p贸藕no. Czas do 艂贸偶ka.
Chwila, kt贸rej obawia艂a si臋 przez ca艂y dzie艅, w艂a艣nie nadesz艂a.
ROZDZIA艁 脫SMY
- Wezm臋 najpierw prysznic - powiedzia艂a szybko, nie patrz膮c na niego. Mia艂a nadziej臋, 偶e je艣li nie b臋dzie si臋 spieszy艂a, jest szansa, 偶e Nick za艣nie, zanim ona si臋 po艂o偶y.
- Dobrze, zagrzej臋 teraz wod臋 dla ciebie, a kiedy b臋dziesz si臋 my艂a, nastawi臋 dla siebie.
Wsta艂 z krzes艂a i wyj膮艂 ze spi偶arni du偶y garnek.
- Mo偶e wolisz umy膰 si臋 pierwszy? Ja tymczasem obudz臋 Noego i pobawi臋 si臋 z nim - zaproponowa艂a niewinnie.
- Dlaczego chcesz go budzi膰?
- Powinien wsta膰 i zrobi膰 siku, 偶eby potem nie by艂o 偶adnego wypadku w 艂贸偶ku.
- W jakim 艂贸偶ku? - spyta艂 ostro Nick.
Nie zdziwi艂 j膮 ten protest, ale tym razem nie mia艂a zamiaru ust膮pi膰.
- W moim 艂贸偶ku. Albo 艣pimy razem, albo ja i Noe wracamy na kanap臋 do salonu.
- Nie b膮d藕 艣mieszna!
- Nie jestem. Noe spa艂 ze mn膮 od pocz膮tku i nie chc臋, 偶eby czu艂 si臋 opuszczony. I tak ci臋偶ko znosi izolacj臋 w tym pudle.
Nachyli艂a si臋 nad pieskiem i pog艂aska艂a go za uszami.
Szczeniak wyda艂 偶a艂osny pisk i podni贸s艂 na ni膮 smutne oczy. A kiedy wzi臋艂a go na r臋ce, omal nie oszala艂 z rado艣ci.
- On ju偶 wygl膮da jak kupka nieszcz臋艣cia - mrukn膮艂 Nick - Dobrze, je艣li si臋 upierasz, mo偶e spa膰 z nami. Ale pierwsza idziesz si臋 my膰.
- Dlaczego?
- Bo jako艣 nie wydaje mi si臋, 偶eby艣 by艂a w stanie przynie艣膰 mi ten gar wype艂niony wrz膮tkiem, Andy.
Musia艂a przyzna膰, 偶e w tym wypadku mia艂 racj臋. Nie szkodzi, w takim razie postara si臋 zasn膮膰, zanim Nick wr贸ci z 艂azienki.
G艂aska艂a Noego i czeka艂a, a偶 woda si臋 zagotuje. Piesek liza艂 j膮 szorstkim j臋zykiem i piszcza艂 rado艣nie.
- Musz臋 przyzna膰, 偶e jest rozkoszny - odezwa艂 si臋 Nick.
- Widzisz! - zawo艂a艂a z triumfem. - Wiedzia艂am, 偶e go polubisz.
- Dlaczego mia艂bym go nie polubi膰? Szczeniaki s膮 rozczulaj膮ce, je艣li nie liczy膰 zasikanych dywan贸w, plam na meblach, pche艂 i...
- Noe nie ma pche艂! - zaprotestowa艂a gwa艂townie.
- Je艣li ma spa膰 z nami, lepiej, 偶eby tak by艂o. Woda ju偶 si臋 gotuje. Zanios臋 ci j膮 do 艂azienki.
Wyszli z kuchni i Andy od razu poczu艂a, 偶e temperatura w ca艂ym domu wyra藕nie spad艂a. Kiedy si臋 rozbiera艂a, otoczy艂 j膮 taki ch艂贸d, 偶e ca艂a si臋 trz臋s艂a. Mo偶e to dobrze, 偶e myje si臋 pierwsza. Jako艣 nie wyobra偶a艂a sobie, 偶e mog艂aby tu sp臋dzi膰 d艂ugie minuty, czekaj膮c, a偶 Nick za艣nie.
Op艂uka艂a si臋 pospiesznie i szybko w艂o偶y艂a pi偶am臋.
Przebieg艂a do sypialni i czym pr臋dzej owin臋艂a si臋 kocami. Dr偶a艂a z zimna, ale mia艂a nadziej臋, 偶e zaraz dostanie Noego i razem si臋 zagrzej膮. A potem, oczywi艣cie, dojdzie jeszcze Nick.
艢mieszne, tak protestowa艂a przeciw jego pomys艂owi, a teraz prawie nie mog艂a si臋 doczeka膰, a偶 wszyscy b臋d膮 ju偶 w 艂贸偶ku i od razu zrobi si臋 cieplej.
- Nick! Ju偶 wysz艂am! - zawo艂a艂a.
Po chwili wszed艂 do pokoju, nios膮c w jednej r臋ce Noego, a w drugiej jaki艣 dziwny przedmiot. Szybko przytuli艂a psa i spojrza艂a na Nicka ze zdziwieniem.
- Co to jest?
- Termofor. W艂贸偶 go sobie pod ko艂dr臋, powinien cho膰 troch臋 ci臋 ogrza膰.
Zrobi艂a, jak kaza艂, i westchn臋艂a z rozkosz膮.
- Cudownie, Nick. Dzi臋kuj臋. Ju偶 my艣la艂am, 偶e zamarzn臋.
Nick u艣miechn膮艂 si臋 zadowolony i powiedzia艂:
- Tylko nie wykorzystaj ca艂ego ciep艂a, dop贸ki nie wr贸c臋!
Podobnie jak ona, Nick te偶 nie zabawi艂 d艂ugo w 艂azience. Ju偶 po chwili wbieg艂 do sypialni, szcz臋kaj膮c z臋bami z zimna.
- To by艂a rekordowo kr贸tka k膮piel - rzuci艂, owijaj膮c si臋 ko艂dr膮.
Czu艂a, 偶e ca艂y dr偶y, przesun臋艂a wi臋c termofor w jego stron臋.
- Dzi臋ki - mrukn膮艂 i przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie.
- Nick! Uwa偶aj na Noego! - krzykn臋艂a przera偶ona.
- Co robi ten szczeniak mi臋dzy nami? - zdziwi艂 si臋. - Nie ogrzejemy si臋, je艣li b臋dziemy le偶e膰 metr od siebie.
Nie mia艂a zamiaru przyzna膰 si臋, 偶e u偶ywa艂a Noego jako przyzwoitki.
- Nie le偶ymy metr od siebie - zaprotestowa艂a. - Ca艂kiem... ca艂kiem dobrze ci臋 czuj臋.
A偶 za dobrze, doda艂a w duchu. 艢wiadomo艣膰, 偶e na wyci膮gni臋cie r臋ki znajduje si臋 jego kusz膮ce cia艂o, by艂a dostatecznie rozgrzewaj膮ca. Sprawia艂a, 偶e mia艂a ochot臋 wtuli膰 si臋 w jego ramiona i zanurzy膰 w rozkosznym cieple. Nie zamierza艂a jednak podda膰 si臋 tym pragnieniom.
- To dziwne, bo jedyne, co ja czuj臋, to k艂臋bek sier艣ci w okolicach 艂okcia. Nie wyg艂upiaj si臋, Andy, mo偶emy przynajmniej wsp贸lnie grza膰 stopy na termoforze.
Zgodzi艂a si臋 z nim w duchu i przesun臋艂a nogi w jego kierunku. Oboje mieli na sobie grube skarpety, nie s膮dzi艂a wi臋c, 偶e sytuacja b臋dzie zbyt intymna.
Po chwili musia艂a przyzna膰, 偶e si臋 myli艂a. Blisko艣膰 st贸p Nicka, nawet w grubych skarpetach, dzia艂a艂a na ni膮 podniecaj膮co. A fakt, 偶e pr贸bowa艂 sple艣膰 jej 艂ydki ze swoimi, wcale jej nie pomaga艂.
- Nick!
- Hmmm...? - wymrucza艂, udaj膮c, 偶e prawie 艣pi.
- Przesta艅!
- O, przepraszam. Pr贸bowa艂em tylko u艂o偶y膰 si臋 jako艣 wygodnie.
Nie wierzy艂a mu, ale nie zmieni艂a pozycji. Nie potrafi艂a zrezygnowa膰 z przyjemnego ciep艂a, kt贸re zacz臋艂o j膮 ogarnia膰. Nieznacznie przysun臋艂a si臋 bli偶ej i postanowi艂a, 偶e nie pozwoli mu wykorzysta膰 sytuacji. B臋d膮 si臋 nawzajem ogrzewa膰, ale nic wi臋cej. Je艣li b臋dzie trzeba, nie za艣nie przez ca艂膮 noc, b臋dzie pilnowa膰, 偶eby Nick nie posun膮艂 si臋 za daleko.
To by艂a ostatnia my艣l, jak膮 zapami臋ta艂a.
Nast臋pnego ranka obudzi艂 j膮 lekki poca艂unek.
- Le偶. Wypuszcz臋 Noego na chwil臋 i zapal臋 gaz w kuchni, 偶eby cho膰 troch臋 si臋 zagrza艂o.
Otworzy艂a oczy, ale jedyne, co zobaczy艂a, to znikaj膮ce za drzwiami plecy Nicka. Zakopa艂a si臋 w po艣cieli i z ca艂ej si艂y pr贸bowa艂a powstrzyma膰 md艂o艣ci. Zapomnia艂a wczoraj o herbatnikach.
Mimo wysi艂k贸w 偶o艂膮dek fika艂 kozio艂ki, wi臋c wsta艂a czym pr臋dzej i szybko pobieg艂a do 艂azienki. Po kilku minutach r贸wnie szybko wr贸ci艂a do sypialni i okry艂a si臋 szczelnie kocami.
- Andy? - spyta艂 Nick z trosk膮, wsuwaj膮c g艂ow臋 do pokoju. - Dobrze si臋 czujesz? Wydawa艂o mi si臋, 偶e wymiotowa艂a艣.
Wysun臋艂a g艂ow臋 spod koca i odpowiedzia艂a najspokojniej, jak umia艂a:
- Nie, troch臋 kas艂a艂am i pewnie dlatego tak pomy艣la艂e艣. Nick zmarszczy艂 brwi i podszed艂 do niej.
- Mam nadziej臋, 偶e nie jeste艣 chora.
- Sk膮d. Po prostu zakrztusi艂am si臋, to wszystko. Gdzie Noe?
- W pude艂ku. I bardzo mu si臋 to nie podoba. B臋dziemy chyba mieli spore k艂opoty z nauczeniem go samodzielno艣ci.
Ju偶 kolejny raz m贸wi艂 tak, jakby planowa艂 wsp贸ln膮 przysz艂o艣膰 z ni膮 i psem. Nie wiedzia艂a, czy robi tak specjalnie, ale s艂uchanie o tym by艂o dla niej bolesne.
- Jest jeszcze m艂ody. Mam nadziej臋, 偶e nauczy si臋 wszystkiego, zanim doro艣nie - odparta wymijaj膮co.
- A ja my艣l臋, 偶e owinie sobie ciebie wok贸艂 艂apy. Wracam do kuchni. Zjesz 艣niadanie, czy wolisz zosta膰 jeszcze chwil臋 w 艂贸偶ku?
- Pole偶臋 troch臋. Nie chce mi si臋 wychodzi膰 z tego ciepe艂ka.
Pochyli艂 si臋 nad ni膮 i lekko poca艂owa艂.
Le偶a艂a przykryta ko艂dr膮 prawie po czubek nosa, mia艂a wi臋c nadziej臋, 偶e nie zauwa偶y艂 jej zaskoczenia.
Kiedy wyszed艂, stara艂a si臋 zasn膮膰, ale zbyt wiele my艣li ko艂ata艂o si臋 jej po g艂owie. Zastanawia艂a si臋, czy powinna przyzna膰 si臋 Nickowi, 偶e jest w ci膮偶y. Jak d艂ugo jeszcze uda si臋 jej utrzyma膰 to w tajemnicy?
Pr贸bowa艂a sobie wyobrazi膰 jego reakcj臋. Przychodzi艂y jej do g艂owy najr贸偶niejsze warianty - od najbardziej optymistycznego, po taki, o kt贸rym wola艂a nawet nie my艣le膰 - 偶e Nick odrzuci j膮 i dziecko.
Nie chcia艂a nawet zgadywa膰, kt贸ra ewentualno艣膰 jest najbardziej prawdopodobna.
W ko艅cu poczu艂a si臋 tak udr臋czona, 偶e ubra艂a si臋 i przesz艂a do kuchni.
Nick rozpali艂 wszystkie cztery palniki i dzi臋ki temu pomieszczenie troch臋 si臋 nagrza艂o. Andy podesz艂a szybko do kuchenki i ogrzewa艂a r臋ce nad ogniem.
- Nie podchod藕 za blisko - ostrzeg艂 j膮 Nick.
- Nie jestem idiotk膮. - Rzuci艂a mu piorunuj膮ce spojrzenie i skrzywi艂a si臋.
- Wsta艂a艣 z 艂贸偶ka lew膮 nog膮? - spyta艂 niewinnie i dalej rozk艂ada艂 karty na stole. Najwyra藕niej znowu zabawia艂 si臋 stawianiem pasjansa.
- Nie! - zawo艂a艂a zdenerwowana. Po chwili jednak spr贸bowa艂a st艂umi膰 z艂o艣膰 i odezwa艂a si臋 pojednawczym tonem: - Przepraszam. Po prostu jestem ju偶 sfrustrowana t膮 sytuacj膮. Jak my艣lisz, ile to jeszcze potrwa?
- Co? Ulewa czy nasze uwi臋zienie?
- Jedno i drugie. My艣lisz, 偶e uda im si臋 naprawi膰 lini臋 telefoniczn膮, zanim przestanie pada膰? - W tym momencie co艣 przysz艂o jej do g艂owy. - Sprawdza艂e艣 ostatnio telefon?
Nie czekaj膮c na odpowied藕, podbieg艂a do aparatu i si臋gn臋艂a po s艂uchawk臋. Odpowiedzia艂a jej g艂ucha cisza. Naciska艂a kilkakrotnie na wide艂ki, ale bez rezultatu.
Odwr贸ci艂a si臋 zniech臋cona i zobaczy艂a, 偶e Nick przygl膮da jej si臋 spokojnie.
- Tak - odpowiedzia艂 w ko艅cu. - Sprawdza艂em.
- Domy艣lam si臋, 偶e dla ciebie to te偶 niewygodna sytuacja. W biurze pewnie si臋 martwi膮, 偶e tak d艂ugo ci臋 nie ma.
- Dzwoni艂em z lotniska i uprzedzi艂em o swojej nieobecno艣ci.
- Szkoda. Mo偶e zorganizowaliby jakie艣 poszukiwania - m贸wi艂a Andy prawie z rozmarzeniem. - Wys艂aliby po nas 艣mig艂owiec policyjny...
- W膮tpi臋. Policyjne 艣mig艂owce zajmuj膮 si臋 teraz powa偶niejszymi przypadkami ni偶 nasz. - Do艂o偶y艂 kolejn膮 kart臋 w d艂ugim rz膮dku i zapyta艂: - Chyba czas na 艣niadanie. Przygotujesz co艣?
- Mog臋 co艣 zrobi膰, pod warunkiem 偶e nie b臋dzie to sma偶ony boczek. Co powiesz na nale艣niki?
- My艣l臋, 偶e Noe i ja woleliby艣my boczek, ale rozumiem, 偶e mog艂o ci si臋 to znudzi膰. Niech ju偶 b臋d膮 nale艣niki.
Andy nie da艂a si臋 nabra膰 na sprytne zagranie z psem i zacz臋艂a przygotowywa膰 ciasto nale艣nikowe. Rozgrzewa艂a w艂a艣nie patelni臋, gdy Nick sko艅czy艂 uk艂ada膰 pasjansa i otworzy艂 lod贸wk臋.
- Chcesz soku?
- Je艣li nie ma ju偶 mleka, to tak.
- Nie zauwa偶y艂em wcze艣niej, 偶e jeste艣 entuzjastk膮 mleka.
Bo nie by艂a. Od kiedy jednak dowiedzia艂a si臋, 偶e jest w ci膮偶y, stara艂a si臋 bardziej ni偶 dotychczas dba膰 o zdrowie.
- Ostatnio postanowi艂am zdrowo si臋 od偶ywia膰. Sam zauwa偶y艂e艣, 偶e nie wygl膮dam najlepiej.
Kiedy zjedli ju偶 nale艣niki i posprz膮tali po 艣niadaniu, Andy gor膮czkowo zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, co zrobi膰 z reszt膮 dnia. Nieoczekiwanie Nick zaproponowa艂:
- Mo偶e masz ochot臋 na ma艂e pranie? Ko艅cz膮 nam si臋 czyste ubrania.
- Tobie si臋 ko艅cz膮 czyste ubrania, ja mam jeszcze kilka sztuk. I na pewno nie mam ochoty pra膰 twoich rzeczy. Ale ch臋tnie zobacz臋, jak ty to robisz.
- Obawia艂em si臋 takiej odpowiedzi. Nie mia艂em poj臋cia, 偶e 偶ycie bez gosposi jest a偶 do tego stopnia skomplikowane - westchn膮艂 ci臋偶ko Nick, ale nie zrezygnowa艂. - A co powiesz na to: ja rozpal臋 w kominku, a ty zrobisz pranie?
- A mo偶e ja rozpal臋, a tobie dorzuc臋 kilka sztuk swojej garderoby?
- Hmm, nie do ko艅ca to mia艂em na my艣li. W porz膮dku. Pozbieram swoje ciuchy, a potem poddam si臋 twoim instrukcjom w tej kwestii.
Znowu j膮 zaskoczy艂. Nie wyobra偶a艂a go sobie pochylonego nad misk膮 pe艂n膮 piany i brudnych ubra艅, ale musia艂a przyzna膰, 偶e podczas tych kilku dni nie pierwszy raz odkrywa艂a w nim zalety, o kt贸re dotychczas nawet go nie podejrzewa艂a. Okaza艂o si臋, 偶e je艣li chcia艂, by艂 ca艂kiem mi艂ym, ugodowym cz艂owiekiem. I na pewno by艂by 艣wietnym ojcem. O ile tylko zaakceptowa艂by siebie w tej roli.
Po chwili pojawi艂 si臋 w kuchni ze stert膮 ubra艅 pod pach膮.
- Jestem got贸w. Zaczynaj lekcj臋.
Wydawa艂a mu instrukcje, nie do ko艅ca wierz膮c, 偶e istotnie mo偶na nie wiedzie膰, jak si臋 pierze skarpetki. Jednak obserwuj膮c niewprawne ruchy Nicka i jego zaskoczenie, gdy zauwa偶y艂, 偶e plamy znikaj膮, zrozumia艂a, 偶e to mo偶liwe.
Kiedy sko艅czy艂, rozwiesi艂 sznur mi臋dzy szafkami kuchennymi i powiesi艂 na nim swoje rzeczy. Spogl膮da艂 na rz膮d czystych ubra艅 z wyra藕n膮 satysfakcj膮 i wida膰 by艂o, 偶e jest z siebie dumny.
Razem sprz膮tn臋li kuchni臋 i przeszli do salonu. Podczas gdy Nick zajmowa艂 si臋 rozpalaniem w kominku, Andrea poszuka艂a sobie czego艣 do czytania. Ju偶 po chwili ogie艅 buzowa艂 weso艂o, a oni zawini臋ci w koce rozsiedli si臋 z ksi膮偶kami na kanapie.
Nied艂ugo potem Andy zapad艂a w drzemk臋. Obudzi艂o j膮 pomrukiwanie Noego. Psiak wpatrywa艂 si臋 w okno i pr贸bowa艂 gro藕nie poszczekiwa膰.
Andy ziewn臋艂a przeci膮gle i spyta艂a:
- Co si臋 dzieje?
Nick od艂o偶y艂 sw贸j krymina艂.
- My艣l臋, 偶e Noe co艣 wyczu艂.
Wysun膮艂 si臋 spod koca i podszed艂 do okna. Zaciekawiona Andy do艂膮czy艂a do niego, ale poza strugami deszczu nie mog艂a nic dostrzec. Jednak Noe wyra藕nie co艣 wyczuwa艂. Pr臋偶y艂 si臋 w jej ramionach i pr贸bowa艂 gro藕nie warcze膰.
- Zdaje mi si臋, 偶e mamy towarzystwo. W zasadzie Noe je ma. Jakie艣 psy b艂膮kaj膮 si臋 po okolicy.
- Szczeniaki? - spyta艂a Andy.
- Nie s膮dz臋. A gdyby nawet, nie mo偶emy przygarn膮膰 ani jednego psa wi臋cej. Poza tym te wygl膮daj膮 raczej na takie, kt贸re nie zadowol膮 si臋 misk膮 mleka. Dla nich my sami byliby艣my niez艂膮 kolacj膮.
Andy wyt臋偶y艂a wzrok i dostrzeg艂a sfor臋 ps贸w kr臋c膮cych si臋 ko艂o ganku.
- Wygl膮daj膮, jakby by艂y 艣miertelnie wyg艂odzone - powiedzia艂a cicho.
Nick obj膮艂 j膮 ramieniem i przyci膮gn膮艂 do siebie.
- Pewnie s膮. Ale nie mo偶emy im nic da膰, Andy. Je艣li dostan膮 co艣 do jedzenia, ju偶 st膮d nie p贸jd膮.
- Wiem, ale tak przykro na nie patrze膰.
- Andy, pow贸d藕 da艂a si臋 wszystkim nie藕le we znaki. Uratowa艂a艣 Noego i to wszystko, co mo偶emy zrobi膰. Te psy na zewn膮trz s膮 wystarczaj膮co du偶e, 偶eby same mog艂y si臋 o siebie zatroszczy膰. - Spojrza艂 na Noego, kt贸rego tuli艂a w ramionach, i doda艂: - Poza tym Noe wcale nie wydaje si臋 zachwycony ich towarzystwem. I zupe艂nie mu si臋 nie dziwi臋.
Andy opar艂a g艂ow臋 na jego piersi i przytuli艂a si臋 nie艣mia艂o. Nick obj膮艂 j膮 r臋k膮 i natychmiast ogarn臋艂o j膮 rozkoszne poczucie bezpiecze艅stwa.
- Masz racj臋. Jak my艣lisz, kiedy sobie p贸jd膮?
- Pewnie dopiero jak si臋 艣ciemni. Do tego czasu nie otwieraj drzwi i nie wychod藕 na ganek.
- Zgoda. - Kiwn臋艂a g艂ow膮 z ci臋偶kim westchnieniem. Za艣mia艂 si臋 zaskoczony i spyta艂:
- Tak ci szkoda spacer贸w po ganku?
- Nie, oczywi艣cie, 偶e nie. My艣la艂am o czym innym. Jak daleko st膮d mieszkaj膮 s膮siedzi Bess?
- Jedna farma jest jakie艣 trzy kilometry na zach贸d, a druga oko艂o dziesi臋ciu kilometr贸w na po艂udnie. To te najbli偶sze. Dlaczego pytasz?
- My艣la艂am, 偶e mogliby艣my si臋 tam wybra膰. Mo偶e s膮siedzi maj膮 jaki艣 kontakt ze 艣wiatem? By膰 mo偶e niekt贸re telefony nadal dzia艂aj膮?
- A je艣li nie, zrobimy kilka kilometr贸w na darmo? Albo zostaniemy tam i sp臋dzimy kilka dni z obcymi lud藕mi? Nie wiemy nawet, czy maj膮 do艣膰 jedzenia. - Potrz膮sn膮艂 lekko g艂ow膮. - Nie, Andy, to nie jest dobry pomys艂. Tu przynajmniej mamy ciep艂o, sucho i przez kilka nast臋pnych dni nie grozi nam g艂贸d. Wiem, 偶e jeste艣 sfrustrowana t膮 sytuacj膮, ale nie mamy innego wyj艣cia, ni偶 czeka膰 cierpliwie, a偶 naprawi膮 lini臋 telefoniczn膮.
- Uhmm - zgodzi艂a si臋 bez entuzjazmu.
- Ej, sp贸jrz na to z innej strony. Zapewniam ci臋, 偶e to komfortowa sytuacja w por贸wnaniu z tym, co prze偶ywa艂em jeszcze kilka tygodni temu. 呕adna afryka艅ska lepianka nie mo偶e r贸wna膰 si臋 z domem Bess, a i jedzenie jest nawet lepsze ni偶 to, kt贸re podaj膮 w niejednej restauracji. - Pochyli艂 si臋 i wyszepta艂 jej do ucha: - Ale najlepsze ze wszystkiego jest twoje towarzystwo.
U艣miechn臋艂a si臋 wzruszona i unios艂a g艂ow臋, 偶eby na niego spojrze膰, a wtedy zacz膮艂 j膮 delikatnie ca艂owa膰. Poczu艂a znajome dreszczyki w okolicy kr臋gos艂upa.
Nagle Nick poczu艂 na policzku niezbyt delikatne li藕ni臋cia. No nie, to nie mog艂a by膰 Andrea, wi臋c...
- Jak wr贸cimy do Chicago, ten cholerny pies b臋dzie musia艂 si臋 nauczy膰, 偶e nie mo偶e zawsze by膰 z nami - wymrucza艂, przerywaj膮c na chwil臋 poca艂unek. - My艣lisz, 偶e wystarczy mu nasze mieszkanie, czy b臋dziemy musieli poszuka膰 domku z ogr贸dkiem?
Przygryz艂a lekko wargi, niepewna, co odpowiedzie膰. Przyjazny nastr贸j, jaki panowa艂 mi臋dzy nimi od wczoraj, bardzo jej odpowiada艂, ale nie mog艂a oszukiwa膰 Nicka. Nie chcia艂a stwarza膰 pozor贸w, 偶e my艣li o wsp贸lnej przysz艂o艣ci. Westchn臋艂a z b贸lem i odpar艂a cicho:
- Noe i ja nie wr贸cimy do Chicago, Nick. Poczu艂a, 偶e ca艂y sztywnieje. Jego r臋ce znieruchomia艂y na jej plecach, odsun膮艂 j膮 od siebie i zapyta艂 z t艂umion膮 z艂o艣ci膮:
- Co powiedzia艂a艣?
- Nigdy nie m贸wi艂am, 偶e Noe i ja wr贸cimy... 偶e b臋dziemy razem mieszka膰 w Chicago.
Jego b艂臋kitne oczy spogl膮da艂y na ni膮 lodowato.
- Obieca艂em ci przecie偶, 偶e dostaniesz wszystko, czego pragniesz! Staram si臋 zmieni膰 dla ciebie! To wci膮偶 za ma艂o?! Nie mo偶emy 偶y膰 oddzielnie! Nie widzisz, 偶e jeste艣my dla siebie stworzeni? Co jeszcze jest nie tak?
Spu艣ci艂a wzrok i potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- M贸wi艂am ci ju偶, Nick - odpowiedzia艂a smutno. - Nie mog臋 zrezygnowa膰 z dziecka.
ROZDZIA艁 DZIEWI膭TY
Widzia艂a, jak narasta w nim z艂o艣膰. Zacisn膮艂 usta w w膮sk膮 kresk臋 i milcza艂 przez d艂u偶sz膮 chwil臋. W ko艅cu odezwa艂 si臋 chrapliwym g艂osem:
- Wi臋c nie godzisz si臋 na 偶aden kompromis? Chcesz dosta膰 wszystko albo nic?
- Nie mog臋 zgodzi膰 si臋 na taki kompromis - pr贸bowa艂a t艂umaczy膰. - Opowiada艂am ci o latach, kt贸re sp臋dzi艂am w rodzinach zast臋pczych i o moich marzeniach. Nie potrafi臋 z nich zrezygnowa膰.
- Ja jestem twoj膮 rodzin膮 - powt贸rzy艂 Nick z moc膮 i z艂apa艂 j膮 za ramiona. - Ja i Bess b臋dziemy dla ciebie najlepsz膮 rodzin膮, jak膮 mo偶esz mie膰.
W jego g艂osie by艂o tyle pasji i zaanga偶owania. Gdyby tylko Andy mia艂a jaki艣 wyb贸r, pewnie by uleg艂a. Potrz膮sn臋艂a jednak g艂ow膮 ze smutkiem i stara艂a si臋 nie patrze膰 mu w oczy. B贸l, jaki w nich widzia艂a, by艂 zbyt trudny do zniesienia.
- A co, je艣li nie mog臋 mie膰 dzieci? - spyta艂. - Mog艂em na co艣 chorowa膰, mog艂em mie膰 operacj臋, kt贸ra na zawsze pozbawi艂a mnie mo偶liwo艣ci...
- Ale nie mia艂e艣.
- Sk膮d wiesz? Nigdy nie chcia艂em mie膰 dzieci, wi臋c sk膮d pewno艣膰, 偶e nie podda艂em si臋 sterylizacji?
Andy ugryz艂a si臋 w j臋zyk. Musi by膰 bardziej ostro偶na, w przeciwnym razie Nick zorientuje si臋, co przed nim ukrywa.
- A podda艂e艣 si臋? Je艣li tak, powiniene艣 by艂 powiedzie膰 mi o tym przed 艣lubem.
Opu艣ci艂 r臋ce i zrobi艂 krok do ty艂u.
- Dlaczego? Ty te偶 nie m贸wi艂a艣 mi wtedy, 偶e dziecko i rodzina s膮 dla ciebie tak wa偶ne.
Mia艂 racj臋. Nie rozmawiali o tym, jak zreszt膮 o wielu innych istotnych sprawach. Dzi艣 Andy wiedzia艂a, 偶e to by艂 b艂膮d. Wtedy jednak by艂a zakochana bez pami臋ci. Naiwnie wierzy艂a, 偶e oboje pragn膮 tego samego i wszystko jako艣 si臋 u艂o偶y.
- Masz racj臋 - przyzna艂a zrezygnowanym g艂osem. - Powinnam by艂a porozmawia膰 z tob膮 o tym. Jednak ty te偶 powiniene艣 mi powiedzie膰, je艣li podda艂e艣 si臋 operacji.
Odwr贸ci艂 si臋 do niej ty艂em i patrzy艂 przez okno.
- Nie mia艂em operacji, ale my艣la艂em o tym - odpowiedzia艂 po chwili.
Przygl膮da艂a mu si臋 w milczeniu. Co mog艂a powiedzie膰? Jedyne, co czu艂a, to rado艣膰 z faktu, 偶e jednak tego nie zrobi艂.
- Wi臋c m贸wisz, 偶e nie mo偶esz do mnie wr贸ci膰, dop贸ki nie zgodz臋 si臋 na dziecko? - spyta艂 po chwili namys艂u.
Skin臋艂a g艂ow膮.
- Ale kochasz mnie? Znowu potakn臋艂a.
Zacisn膮艂 r臋ce i wsun膮艂 je do kieszeni. Przez chwil臋 zastanawia艂 si臋 nad czym艣 w skupieniu, w ko艅cu podszed艂 bli偶ej i spojrza艂 jej powa偶nie w oczy.
- Jeste艣my ma艂偶e艅stwem dopiero od kilku miesi臋cy, spr贸bujmy prze偶y膰 razem jeszcze rok. Przyznaj臋, 偶e by艂em troch臋... niedost臋pny, ale obiecuj臋, 偶e spr贸buj臋 nad sob膮 popracowa膰. - U艣miechn膮艂 si臋 swoim najbardziej uwodzicielskim u艣miechem, kt贸ry zawsze sprawia艂, 偶e Andy mi臋k艂y kolana. - Mia艂a艣 racj臋, ba艂em si臋 swojego uczucia do ciebie. Jedyn膮 osob膮, kt贸r膮 wcze艣niej kocha艂em i kt贸rej ufa艂em, by艂a Bess. Ale przekona艂a艣 mnie, 偶e to b艂膮d. Obiecuj臋, 偶e b臋d臋 si臋 stara艂 to zmieni膰. Dajmy sobie jeszcze rok spokojnego 偶ycia, a potem mo偶emy wr贸ci膰 do rozmowy o twoich planach.
To, co m贸wi艂, brzmia艂o wspaniale. Odpowiedzialnie. Ugodowo. I by艂o absolutnie niemo偶liwe.
Andrea unios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a na Nicka uwa偶nie. Sta艂 przed ni膮 i patrzy艂 wyczekuj膮co. Uosobienie kobiecych marze艅. Przystojny, czu艂y, bogaty, troskliwy. Gdyby ta rozmowa toczy艂a si臋 dwa miesi膮ce wcze艣niej, czu艂aby si臋 najszcz臋艣liwsz膮 kobiet膮 na ziemi. Teraz jednak by艂o ju偶 za p贸藕no.
Milcza艂a d艂ugo, bo okrutne s艂owa, kt贸re musia艂a wypowiedzie膰, nie chcia艂y przej艣膰 jej przez gard艂o. Nie mog艂a go jednak ok艂amywa膰.
- Nie - wyszepta艂a i natychmiast si臋 odwr贸ci艂a, by ukry膰 smutek.
Przez chwil臋 w pokoju panowa艂a przera藕liwa cisza. Potem Andy us艂ysza艂a g艂os Nicka nabrzmia艂y z trudem powstrzymywan膮 w艣ciek艂o艣ci膮:
- Dlaczego wcze艣niej mi nie powiedzia艂a艣?
Odwr贸ci艂a si臋 szybko, niepewna, jak ma rozumie膰 to pytanie.
- Czego?
- Mo偶e by膰 tylko jedna przyczyna twojego uporu. A je艣li tak, to by艂a bardzo nieuczciwa gra!
Serce jej zadr偶a艂o. Odgad艂 wi臋c jej tajemnic臋 i rozw艣cieczy艂o go to bardziej, ni偶 mog艂a przypuszcza膰 w najgorszych wyobra偶eniach.
- Nick, to nie tak. Zamierza艂am ci臋 poinformowa膰...
- Poinformowa膰 mnie?! Jak mi艂o z twojej strony! Czy wolno zapyta膰, kiedy chcia艂a艣 to zrobi膰? Gdy wyci艣niesz ze mnie ju偶 wszystko, co chcia艂a艣 us艂ysze膰 i doprowadzisz mnie do emocjonalnej ruiny? Jakie jeszcze tortury dla mnie przygotowa艂a艣?
Nie mog艂a tego s艂ucha膰. Ka偶de s艂owo godzi艂o j膮 w samo serce.
- Nick, nie chcia艂am wywiera膰 na ciebie presji...
- Kim on jest?! - krzykn膮艂, przerywaj膮c jej. Przez chwil臋 patrzy艂a na niego zszokowana. Nie rozumia艂a, o co mu chodzi.
- Kim on jest, do cholery!? - powt贸rzy艂 coraz bardziej zdenerwowany. - Pracuje u mnie?
- O czym ty m贸wisz? - Wpatrywa艂a si臋 w niego z niedowierzaniem.
- Kim jest ten facet? Cz艂owiek, z kt贸rym chcesz mie膰 dziecko? - wyja艣ni艂, widz膮c jej zdziwienie. - Je艣li pracuje u mnie, wyleci z firmy, jak tylko wr贸c臋 do miasta!
- Nie, to nie jest kto艣, kto pracuje u ciebie - odpowiedzia艂a wolno. Pr贸bowa艂a my艣le膰 logicznie, ale nie by艂a w stanie. Absurdalny pomys艂 Nicka, jego z艂o艣膰 i determinacja sprawia艂y, 偶e nie potrafi艂a ogarn膮膰 sytuacji.
- Ach, wi臋c to kto艣 z Kansas City. Nie powiem, nie marnowa艂a艣 czasu. Jaki on jest? Przystojny i bogaty? - pyta艂 kpi膮co, nawet nie staraj膮c si臋 ukry膰, 偶e chce j膮 zrani膰.
- Moje 偶ycie to nie twoja sprawa - odpowiedzia艂a, odwracaj膮c wzrok.
- Nie do ko艅ca. Nada艂 jeste艣 moj膮 偶on膮. Patrzy艂a na niego i bezradnie potrz膮sa艂a g艂ow膮. Nie dociera艂o do niej, o co j膮 oskar偶a艂. Poczu艂a, 偶e ogarnia j膮 ch艂贸d. Za chwil臋 zacznie trz膮艣膰 si臋 z zimna. Przytuli艂a Noego mocniej, jakby chcia艂a si臋 w ten spos贸b ogrza膰.
- Spa艂a艣 ju偶 z nim? - sycza艂 dalej Nick. - Zd膮偶yli艣cie popracowa膰 nad dzieckiem, kt贸re tak bardzo chcesz mie膰?
Wpatrywa艂a si臋 w niego z b贸lem. Nie wiedzia艂a, jak mog艂o mu przyj艣膰 do g艂owy co艣 takiego. Jak m贸g艂 uwierzy膰, 偶e pragn臋艂a innego m臋偶czyzny?
- To jaki艣 absurd, Nick! Nie ma nikogo innego!
- Nie zaprzeczaj! Nagle oblecia艂 ci臋 strach, 偶e jak si臋 przyznasz, to wp艂ynie to na podzia艂 maj膮tku przy rozwodzie? - pyta艂 kpi膮co.
Ze wszystkich si艂 stara艂a si臋 powstrzyma膰 nap艂ywaj膮ce do oczu 艂zy. Nie chcia艂a, 偶eby wiedzia艂, jak bardzo bol膮 j膮 te oskar偶enia.
Przycisn臋艂a do siebie Noego i skierowa艂a si臋 do drzwi.
- Dok膮d idziesz?
- Gdziekolwiek, gdzie nie ma ciebie. Niestety, nie mia艂a zbyt wielu miejsc do wyboru.
Przez kilka nast臋pnych minut siedzia艂a odr臋twia艂a przy kuchennym stole i pr贸bowa艂a pozbiera膰 my艣li. Wszystko, co m贸wi艂 Nick, sprawia艂o, 偶e jej serce kuli艂o si臋 z b贸lu, ale nie wiedzia艂a, jak rozwia膰 jego podejrzenia. Mia艂a coraz mniejsz膮 ochot臋, 偶eby powiedzie膰 mu prawd臋. W ka偶dym razie nie mog艂a zrobi膰 tego teraz, a wiedzia艂a, 偶e tylko prawda oczy艣ci j膮 z tych wstr臋tnych podejrze艅.
G艂aska艂a psiaka po grzbiecie i patrzy艂a smutno przed siebie. Nie wiedzia艂a, czym si臋 zaj膮膰, 偶eby uspokoi膰 nerwy i przesta膰 rozpami臋tywa膰 bolesne s艂owa Nicka.
Nagle jej wzrok pad艂 na ksi膮偶k臋 kucharsk膮, kt贸r膮 wczoraj przegl膮dali, i ju偶 wiedzia艂a, czym si臋 zajmie. Upiecze chleb! To b臋dzie wystarczaj膮co absorbuj膮ce zaj臋cie.
Szybko zgromadzi艂a na stole potrzebne produkty i przyst膮pi艂a do pracy. Wsypa艂a m膮k臋 do miski, rozpu艣ci艂a dro偶d偶e i wyrabia艂a ciasto z tak膮 pasj膮, jakby chcia艂a wyrzuci膰 z siebie ca艂膮 z艂o艣膰. Nast臋pnie odstawi艂a misk臋 na p贸艂k臋 nad kuchenk膮 i zn贸w usiad艂a. Za godzin臋 trzeba wyrobi膰 ciasto po raz drugi i wtedy znowu b臋dzie mog艂a sobie wyobra偶a膰, 偶e ma w r臋kach niem膮drego faceta rzucaj膮cego na ni膮 niem膮dre podejrzenia.
W tym momencie drzwi si臋 otworzy艂y i do kuchni wszed艂 Nick. Spojrza艂a na niego niech臋tnie, daj膮c mu odczu膰, 偶e wkroczy艂 na jej terytorium.
- Czego chcesz?
- Przyszed艂em po radio. Zaraz b臋dzie prognoza pogody. - Si臋gn膮艂 na p贸艂k臋 i ju偶 mia艂 wychodzi膰, kiedy spojrza艂 na ni膮 z ciekawo艣ci膮. - Co robi艂a艣?
- Nic - odpar艂a twardo.
- Masz m膮k臋 na policzku. Piek艂a艣 co艣?
- To nie twoja sprawa - powiedzia艂a twardo, nie patrz膮c na niego.
Zacisn膮艂 usta i przez chwil臋 my艣la艂a, 偶e wyjdzie bez s艂owa, ale pomyli艂a si臋.
- Andrea, przypominam ci, 偶e ci膮gle jeste艣my uwi臋zieni pod jednym dachem. Je艣li uznasz, 偶e nie chcesz ju偶 dla mnie gotowa膰, jako艣 to znios臋. Ale to chyba troch臋 dziecinne zagranie.
- Nie powiedzia艂am, 偶e nie b臋d臋 gotowa膰 dla nas obojga. Ale nie mam ochoty na pogaw臋dki z kim艣, kto oskar偶a mnie o... - Nie mog艂a wykrztusi膰 z siebie tych strasznych s艂贸w, kt贸re wcze艣niej us艂ysza艂a.
- O zdrad臋? - podpowiedzia艂.
- Tak. O zdrad臋.
- Ciekawe, 偶e tak nerwowo na to zareagowa艂a艣...
- Nie prowokuj mnie! Nigdy ci臋 nie zdradzi艂am, ale sam fakt, 偶e sugerujesz co艣 takiego, jest dla mnie wystarczaj膮co wymowny. Najwyra藕niej wcale mnie nie znasz.
- W porz膮dku - przyzna艂 ku jej zaskoczeniu. - Mo偶e troch臋 si臋 pospieszy艂em. Ale nawet je艣li jeszcze tego nie zrobi艂a艣, nie rozumiem, dlaczego zabawiasz si臋 ze mn膮, skoro i tak znalaz艂a艣 ju偶 sobie kogo艣 na moje miejsce.
- Nick, przysi臋gam...
- Przesta艅, Andy! Po prostu przesta艅! To zbyt bolesne! Odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂 z kuchni.
Znowu zosta艂a sama z tysi膮cem k艂臋bi膮cych si臋 w g艂owie my艣li. Czy Nick uwa偶a艂, 偶e ona jest z kamienia? 呕e dla niej to nie by艂o bolesne? Czy s膮dzi艂, 偶e 艂atwo jej przysz艂o podj膮膰 decyzj臋 o odej艣ciu? Przez ostatnie tygodnie cierpia艂a ka偶dej nocy, kiedy k艂ad艂a si臋 sama do 艂贸偶ka. A wizja reszty 偶ycia bez Nicka sprawia艂a, 偶e serce jej krwawi艂o.
Nala艂a wody do czajnika i postanowi艂a zrobi膰 sobie herbat臋. To cho膰 troch臋 wype艂ni jej czas, zanim trzeba b臋dzie znowu zaj膮膰 si臋 chlebem.
Reszta popo艂udnia up艂yn臋艂a jej na wyrabianiu ciasta. Nie mia艂a poj臋cia, 偶e ciasto chlebowe musi rosn膮膰 kilka razy, zanim b臋dzie gotowe. Wreszcie po si贸dmej wieczorem wstawi艂a blach臋 do piekarnika i niecierpliwie czeka艂a na efekt.
Przez ca艂y czas Nick nie dawa艂 znaku 偶ycia. I dobrze. Postanowi艂a, 偶e jutro zamieni膮 si臋 rolami. Ona zajmie salon i pole偶y z ksi膮偶k膮, a on b臋dzie siedzia艂 w kuchni i przygotowywa艂 jedzenie.
Wzi臋艂a Noego na r臋ce i zastanawia艂a si臋 w艂a艣nie, gdzie go jutro umie艣ci膰, kiedy drzwi si臋 otworzy艂y i stan膮艂 w nich Nick.
- Planujesz wkr贸tce jak膮艣 kolacj臋, czy mam sobie sam co艣 znale藕膰?
- Zamierza艂am w艂a艣nie upiec kurczaka. Co chcesz do tego? Mog膮 by膰 ziemniaki? - spyta艂a ch艂odnym tonem.
Zerkn膮艂 na ni膮 zdziwiony, ale odpowiedzia艂 uprzejmie:
- Naturalnie. Mo偶e obior臋?
- Je艣li sobie 偶yczysz.
Wyj臋艂a kurczaka z zamra偶arki i zacz臋艂a go przyprawia膰. Nick wzi膮艂 koszyk z ziemniakami i rozsiad艂 si臋 za sto艂em.
- Co艣 tu bardzo 艂adnie pachnie - powiedzia艂 po chwili.
- Piek臋 chleb.
- M贸wi艂a艣, 偶e nie umiesz tego robi膰.
- Nauczy艂am si臋 - odpowiedzia艂a kr贸tko i skupi艂a si臋 na przyrz膮dzaniu mi臋sa. Nie mia艂a ochoty wdawa膰 si臋 w towarzyskie pogaw臋dki.
Wk艂ada艂a w艂a艣nie pierwszy kawa艂ek kurczaka na rozgrzany olej, kiedy Nick odezwa艂 si臋 znowu:
- Od jutra ma si臋 troch臋 ociepli膰.
- To dobrze.
- Je艣li tak b臋dzie, wybior臋 si臋 do najbli偶szej farmy. Udko prawie wypad艂o jej z r臋ki.
- Co powiedzia艂e艣?
- Je艣li jutro si臋 ociepli, p贸jd臋 do s膮siad贸w. Mo偶e ich telefon dzia艂a albo maj膮 samoch贸d, kt贸ry mogliby po偶yczy膰 lub chocia偶 podwie藕膰 mnie do miasta - odpowiedzia艂, nie podnosz膮c wzroku znad ziemniak贸w.
- A co z psami? Nie boisz si臋, 偶e ci臋 zaatakuj膮?
- Do jutra pewnie ju偶 sobie p贸jd膮.
- Nick, nie s膮dz臋, 偶eby to by艂 dobry pomys艂 - powiedzia艂a wolno. - To zbyt niebezpieczne.
- Nic mi si臋 nie stanie. - Od艂o偶y艂 n贸偶 i zerkn膮艂 do garnka. - Du偶o jeszcze tych ziemniak贸w?
Nie rozumia艂a, jak na jednym oddechu mo偶e m贸wi膰 o tym, 偶e zamierza nara偶a膰 swoje 偶ycie i zaraz potem o tak przyziemnych rzeczach jak ziemniaki. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 z niedowierzaniem.
- B臋d臋 si臋 ba艂a zosta膰 tu sama.
- Du偶o jeszcze? - domaga艂 si臋 odpowiedzi.
- Jeszcze kilka. Czy ty w og贸le mnie s艂uchasz? Nie chc臋, 偶eby艣 tam szed艂. To zbyt ryzykowne.
- Je艣li zamkniesz si臋 w domu i nie b臋dziesz nigdzie wychodzi艂a, nic ci si臋 nie powinno sta膰.
- Nie rozumiem, dlaczego nagle chcesz tam i艣膰. Jeszcze niedawno m贸wi艂e艣, 偶e to nie ma sensu.
- Wiesz dlaczego, Andy - odpar艂 nieoczekiwanie, patrz膮c jej prosto w oczy. - Nie wytrzymamy tak d艂ugo.
艁zy ponownie nap艂yn臋艂y jej do oczu. Musia艂a g艂臋boko odetchn膮膰, 偶eby uspokoi膰 emocje.
- Jak? Popo艂udnie up艂yn臋艂o nam ca艂kiem nie藕le. Mo偶emy sp臋dza膰 czas z dala od siebie i czeka膰, a偶 nas kto艣 uwolni.
Wrzuci艂 kolejny kartofel do garnka i spojrza艂 na ni膮 dziwnym wzrokiem.
- Cierpliwo艣膰 nie jest moj膮 najwi臋ksz膮 zalet膮, Andy, powinna艣 o tym wiedzie膰. A powolna 艣mier膰 nigdy mnie nie poci膮ga艂a. Dlatego w艂a艣nie uciek艂em porywaczom w Afryce i dlatego chc臋 znale藕膰 wyj艣cie z tej sytuacji najszybciej, jak to mo偶liwe.
- Por贸wnujesz to z porwaniem!? Nick, nie b膮d藕 艣mieszny!
Nie odpowiedzia艂. Nawet nie podni贸s艂 wzroku.
Przewr贸ci艂a kurczaka na drug膮 stron臋, po czym zdecydowanie unios艂a g艂ow臋. Wida膰 by艂o, 偶e wymy艣li艂a co艣 nowego.
- Dobrze, ale w takim razie ja i Noe idziemy z tob膮.
- Co za g艂upi pomys艂!
- Nie mo偶esz mi zabroni膰. Je艣li ty zamierzasz ryzykowa膰, ja te偶 mog臋.
- Chyba nie m贸wisz powa偶nie, Andy? To kilka kilometr贸w w臋dr贸wki po kolana w b艂ocie. Zosta艅 w domu i czekaj, a偶 sprowadz臋 pomoc.
W duchu musia艂a przyzna膰, 偶e mia艂 racj臋. Nie da rady przej艣膰 tak d艂ugiej trasy. Ostatnio jej kondycja znacznie si臋 pogorszy艂a. Nie mia艂a jednak zamiaru przyzna膰 si臋 do tego.
- Id臋. Nie zabronisz mi.
- Powiedz, jaki to ma sens? Nie musimy sta膰 oboje przy telefonie. Obiecuj臋, 偶e zrobi臋, co b臋dzie mo偶liwe, 偶eby nas st膮d uwolni膰.
- Id臋 z tob膮 - upiera艂a si臋.
- Nie.
- Nick...
- Co艣 si臋 przypala. - Poci膮gn膮艂 nosem. - Mi臋so? Zerkn臋艂a szybko na patelni臋, ale kurczak nabiera艂 w艂a艣nie apetycznego, z艂ocistego koloru. Otworzy艂a piekarnik, jednak tam te偶 wszystko by艂o w porz膮dku.
- Nic si臋 nie przypala. Pos艂uchaj...
- Prze艂贸偶my t臋 rozmow臋 na p贸藕niej. Nie mog臋 si臋 sprzecza膰 o pustym 偶o艂膮dku.
Od艂o偶y艂 n贸偶 i op艂uka艂 ziemniaki.
- Gdzie jest s贸l?
Ruchem g艂owy wskaza艂a pojemnik i zaj臋艂a si臋 kurczakiem. Czy偶by my艣la艂, 偶e niczym dziecko zapomni o ca艂ej sprawie? A mo偶e sam nie wiedzia艂, jak to rozwi膮za膰 i chcia艂 da膰 sobie czas do namys艂u?
Dalsze przygotowania do kolacji up艂yn臋艂y im w ca艂kowitym milczeniu. Andrea wyj臋艂a z piekarnika gor膮cy chleb i ca艂a kuchnia wype艂ni艂a si臋 zapachem 艣wie偶ego pieczywa. Oboje z przyjemno艣ci膮 wdychali ten cudowny aromat.
- Musimy troch臋 poczeka膰, zanim zaczniemy go kroi膰 - uprzedzi艂a Andy.
- Byle nie za d艂ugo. Pachnie wspaniale. Nie s膮dzi艂em, 偶e b臋dziesz umia艂a upiec chleb - powiedzia艂 z uprzejmym u艣miechem.
Spojrza艂a na niego zdziwiona, ale nie odezwa艂a si臋. Nie mia艂a poj臋cia, czy to jaka艣 nowa taktyka. B臋d膮 teraz udawa膰 dwoje obcych sobie, kulturalnych ludzi? A mo偶e Nick my艣la艂, 偶e w ten spos贸b u艣pi jej czujno艣膰?
Ta kolacja by艂a najcichszym posi艂kiem, w jakim zdarzy艂o si臋 jej uczestniczy膰. Poza standardowymi uprzejmo艣ciami, nie odezwali si臋 do siebie ani s艂owem.
Wsp贸lnie pozmywali po jedzeniu i sprz膮tn臋li kuchni臋.
- Zupe艂nie inaczej my艣l臋 o jutrzejszym 艣niadaniu, kiedy widz臋 ten wspania艂y bochenek. - Nick pos艂a艂 jej mi艂y, lecz sztuczny u艣miech.
- Przesta艅, Nick!
- Co masz na my艣li?
- Przesta艅 udawa膰, 偶e wszystko jest w porz膮dku! Przesta艅 si臋 zachowywa膰, jakby艣my zako艅czyli nasz膮 dyskusj臋 i wszystko zosta艂o uzgodnione!
Rzuci艂 jej drwi膮cy u艣miech.
- Dyskusja to chyba zbyt 艂agodne okre艣lenie dla naszej rozmowy.
- W porz膮dku - sprzeczka. Ale to nie zmienia faktu, 偶e nic nie ustalili艣my. Problem nie zniknie tylko dlatego, 偶e b臋dziesz go ignorowa艂!
- Andy, nie mo偶esz p贸j艣膰 ze mn膮! Tak b臋dzie jeszcze bardziej niebezpiecznie.
- Aha! Wi臋c w ko艅cu przyznajesz, 偶e to niebezpieczne!
- Z tob膮, na pewno - odezwa艂 si臋 ch艂odno i wcisn膮艂 r臋ce w kieszenie. - Mo偶esz zas艂abn膮膰 po drodze i nie b臋d臋 wiedzia艂, jak ci pom贸c. A je艣li te psy nadal kr膮偶膮 po okolicy, sam szybciej im uciekn臋. W ostateczno艣ci wdrapi臋 si臋 na drzewo.
Do diab艂a! To, co m贸wi艂, brzmia艂o rozs膮dnie! Ale nie mog艂a pozwoli膰, 偶eby szed艂 sam. Przygryz艂a wargi i zastanawia艂a si臋, co zrobi膰. Po chwili unios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a na niego.
- Mo偶esz wyja艣ni膰 mi jedn膮 rzecz?
- Naturalnie. Obiecuj臋, 偶e b臋d臋 ostro偶ny i wr贸c臋 po ciebie najszybciej, jak si臋 da. Co艣 jeszcze? - spyta艂 rozlu藕niony, przekonany, 偶e wygra艂 batali臋.
- Wyt艂umacz mi jeszcze raz, dlaczego nie chcesz mie膰 dzieci.
ROZDZIA艁 DZIESI膭TY
Nick wyra藕nie zesztywnia艂.
- A co to ma do rzeczy? - spyta艂 ch艂odnym tonem. - Zdaje si臋, 偶e rozmawiali艣my o sprowadzeniu pomocy.
Nie powiedzia艂a ani s艂owa. Usiad艂a na krze艣le i patrzy艂a na niego wyczekuj膮co.
- Daj spok贸j, Andy - odezwa艂 si臋 nerwowo. - Przecie偶 i tak odesz艂a艣 ode mnie. W zasadzie ty te偶 nie wyja艣ni艂a艣 mi, dlaczego tak bardzo chcesz mie膰 dziecko.
Zacisn膮艂 usta i milcza艂 uparcie.
- Masz racj臋 - westchn臋艂a cicho. - Jest wiele rzeczy, o kt贸rych powinni艣my byli porozmawia膰 przed 艣lubem. Szkoda, 偶e tego nie zrobili艣my. Wtedy wszystko dzia艂o si臋 tak szybko... By艂am w tobie nieprzytomnie zakochana i naiwnie s膮dzi艂am, 偶e pragniesz tego samego co ja. Wiem, 偶e ty i Bess byliby艣cie dla mnie najwspanialsz膮 rodzin膮, ale to nie zmienia faktu, 偶e pragn臋 dziecka. Chc臋 by膰 matk膮. - Przerwa艂a na chwil臋 i rozwa偶a艂a co艣 w skupieniu. - Kocham ci臋, Nick - powiedzia艂a w ko艅cu z wyra藕nym trudem, bo nie by艂o jej 艂atwo m贸wi膰 o swoich uczuciach po tych wszystkich oskar偶eniach, jakie od niego us艂ysza艂a. - Ale to nie to samo co macierzy艅stwo.
- Wi臋c zosta艅 matk膮 - rzuci艂 lodowatym tonem. - Ale nie mieszaj do tego mnie. - Odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 do drzwi.
- Zaczekaj! - Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e tak j膮 zostawia. - Niczego mi nie wyja艣ni艂e艣!
- Ju偶 p贸藕no, a ja jestem zm臋czony.
- Nieprawda! Po prostu wci膮偶 unikasz tego tematu. A ja musz臋 wiedzie膰, dlaczego tak jest! - Popatrzy艂a na niego z powag膮 i spyta艂a 艂agodniej: - To dlatego, 偶e twoja matka umar艂a przy porodzie?
Sta艂 przez chwil臋 nieruchomo. Andrea a偶 wstrzyma艂a oddech, czekaj膮c na jego reakcj臋. Nagle uni贸s艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na ni膮 ostro.
- A czy to nie jest wystarczaj膮cy pow贸d, 偶ebym nie chcia艂 mie膰 dzieci? My艣la艂a艣 o tym, co b臋dzie, je艣li z tob膮 stanie si臋 to samo?
- Nick, medycyna zrobi艂a ogromne post臋py przez ostatnie lata. Poza tym w mojej rodzinie 偶adna kobieta nigdy nie umar艂a przy porodzie.
- Mo偶e to, co m贸wisz, jest i logiczne, ale nie zmienia moich uczu膰. - Podszed艂 bli偶ej i usiad艂 obok niej. - Wol臋 nie mie膰 dzieci, ni偶 ci臋 nara偶a膰.
Przez jaki艣 czas siedzieli w milczeniu. Andy nie wiedzia艂a, czy powinna dalej naciska膰. Z drugiej jednak strony, je艣li nie b臋dzie uparta, pewnie nigdy nie dowie si臋, o co naprawd臋 mu chodzi.
- Ale to nie jest jedyny pow贸d, prawda? - zacz臋艂a po chwili.
Siedzia艂 w milczeniu, uparcie patrz膮c przed siebie. W pewnym momencie odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie w jej kierunku i zacz膮艂 m贸wi膰 tonem wypranym z emocji:
- Nie zamierzasz zrezygnowa膰? Dobrze, co chcesz wiedzie膰? Mam ci wyjawi膰 moje najtajniejsze sekrety? Nigdy nikomu nie m贸wi艂em o moim ojcu, nie mia艂em si臋 czym chwali膰. By艂 alkoholikiem. - Przerwa艂 na chwil臋 i zaczerpn膮艂 g艂臋boko powietrza. - Kiepski portret rodzinny, nie? - spyta艂 kpi膮co. - Nienawidzi艂 mnie i obwinia艂 o 艣mier膰 matki. Wykorzystywa艂 ka偶d膮 okazj臋, aby mi o tym przypomnie膰. - Znowu zamilk艂 i wpatrywa艂 si臋 w 艣cian臋 przed sob膮, jakby wy艣wietla艂 sobie na niej scenki z dzieci艅stwa. - A jaki ojciec, taki syn - zako艅czy艂 ci臋偶ko i spojrza艂 na ni膮 smutno.
- To nieprawda, Nick! Nigdy nie widzia艂am ci臋 pijanego!
- Tylko dlatego, 偶e wcze艣nie zrozumia艂em, jak to si臋 mo偶e dla mnie sko艅czy膰. Kiedy艣, jako nastolatek, wraca艂em z imprezy i prowadzi艂em samoch贸d. Wypi艂em kilka piw i z艂apa艂a mnie drog贸wka. Policjant zna艂 mnie i tylko dlatego sprawa nie sko艅czy艂a si臋 w s膮dzie. Ale krzycza艂 na mnie, grozi艂 mi i wreszcie powiedzia艂: „Jaki ojciec, taki syn”. Od tej chwili nie tkn膮艂em alkoholu. - W oczach b艂ysn臋艂y mu stalowe iskry. - Tamte s艂owa na zawsze wry艂y mi si臋 w pami臋膰.
To wyznanie poruszy艂o Andy do g艂臋bi. Nick pierwszy raz powiedzia艂 jej a偶 tyle. Nigdy wcze艣niej nie my艣la艂a, 偶e uda si臋 jej sk艂oni膰 go do zwierze艅.
- Pokona艂e艣 wi臋c jedn膮 z najwi臋kszych pu艂apek, jaka na ciebie czyha艂a - odezwa艂a si臋 ciep艂o. - Na pewno poradzi艂by艣 sobie tak偶e z ojcostwem.
- Nie, Andy. Nigdy bym sobie nie wybaczy艂, gdybym skrzywdzi艂 w艂asne dziecko. Nie mog臋 ryzykowa膰. - Pokr臋ci艂 g艂ow膮 zdecydowanie i podni贸s艂 si臋. - Teraz wiesz ju偶 wszystko. Wi臋cej nie chc臋 o tym rozmawia膰. Je艣li zgodzisz si臋 wr贸ci膰 na moich warunkach, b臋d臋 ci臋 zawsze kocha艂. Je艣li nie... - westchn膮艂 z dziwnym u艣miechem pe艂nym b贸lu. - Nadal b臋d臋 ci臋 kocha艂, ale nie b臋dziemy ma艂偶e艅stwem.
Zanim zd膮偶y艂a cokolwiek odpowiedzie膰, wyszed艂 z kuchni. Zwiesi艂a g艂ow臋 i pozwoli艂a, aby z oczu pop艂yn臋艂y d艂ugo powstrzymywane 艂zy.
Godzin臋 p贸藕niej nadal siedzia艂a przy stole kuchennym, ale ju偶 nie p艂aka艂a. Jej ma艂偶e艅stwo by艂o sko艅czone, wreszcie to zrozumia艂a. Pozosta艂a wi臋c jeszcze tylko jedna rzecz. Powiedzie膰 Nickowi o dziecku.
Postanowi艂a, 偶e zrobi to jutro. Dzi艣 nie mia艂a ju偶 si艂.
Umy艂a si臋 szybko i wskoczy艂a do 艂贸偶ka. Chcia艂a, by ten ponury dzie艅 sko艅czy艂 si臋 jak najszybciej.
Po chwili do sypialni wszed艂 Nick i bez s艂owa poda艂 jej termofor.
- Dzi臋kuj臋. - To by艂o jedyne, co mog艂a mu w tej chwili powiedzie膰.
D艂ugo nie k艂ad艂 si臋 spa膰. S艂ysza艂a, jak chodzi po kuchni, potem przeszed艂 jeszcze do salonu. Nie chcia艂a o nim my艣le膰, chcia艂a si臋 zrelaksowa膰 i wreszcie zasn膮膰.
Obudzi艂a si臋 w 艣rodku nocy i poczu艂a, 偶e obejmuje j膮 silne m臋skie rami臋. Przez chwil臋 le偶a艂a nieruchomo, zastanawiaj膮c si臋, co zrobi膰. Czu艂a si臋 tak cudownie - ciep艂o i bezpiecznie. W ko艅cu westchn臋艂a i delikatnym ruchem wtuli艂a si臋 w Nicka jeszcze bardziej. Chcia艂a ostatni raz poczu膰 jego u艣cisk.
Nick obudzi艂 si臋 i energicznie wsta艂 z 艂贸偶ka. Niestety, to obudzi艂o tak偶e i Andy. Stara艂a si臋 opanowa膰 md艂o艣ci, ale bezskutecznie. Czu艂a si臋 tak, jakby p艂ywa艂a po wzburzonych falach i walczy艂a z chorob膮 morsk膮. W pewnej chwili zerwa艂a si臋 gwa艂townie i szybko pobieg艂a do 艂azienki.
- Andy, co z tob膮? - Us艂ysza艂a za sob膮 zaniepokojony g艂os Nicka.
Kilka minut p贸藕niej siedzia艂a na sofie w salonie. Nick otuli艂 j膮 kocem i wyciera艂 jej twarz. Przykry艂 j膮 starannie i po艂o偶y艂 d艂o艅 na jej czole.
- Nie masz gor膮czki? Mo偶e to jaki艣 wirus? Jedyna odpowied藕, na jak膮 by艂o j膮 sta膰, to lekkie potrz膮艣ni臋cie g艂ow膮.
- Przynie艣膰 ci wody?
- Nie - wymrucza艂a z zamkni臋tymi oczami. - Po prostu musz臋 si臋 wyspa膰.
- Napij si臋 troch臋, to ci dobrze zrobi. Pos艂usznie upi艂a 艂yk. Potem Nick wzi膮艂 j膮 na r臋ce i przeni贸s艂 do sypialni.
- Jak Noe? - Zdo艂a艂a jeszcze wyszepta膰.
- W porz膮dku. Bawi si臋 w kuchni. Mo偶e jednak zrobi膰 ci co艣 lekkiego do jedzenia? - spyta艂 z trosk膮.
- Nie, dzi臋kuj臋. Chc臋 tylko spa膰. Zamkn臋艂a oczy i powoli zapad艂a w sen.
Kiedy si臋 obudzi艂a, stwierdzi艂a z ulg膮, 偶e jej 偶o艂膮dek si臋 uspokoi艂. Zerkn臋艂a na zegarek - by艂a prawie jedenasta. P贸藕no, stwierdzi艂a. Ciekawe, czy Nick wybra艂 si臋 do s膮siad贸w.
Nie podoba艂 si臋 jej ten pomys艂, ale z drugiej strony, nie mia艂a ochoty teraz go widzie膰. Obawia艂a si臋, 偶e d艂u偶ej ju偶 nie b臋dzie w stanie ukrywa膰 przed nim swojego sekretu. Mia艂 wystarczaj膮co du偶o wskaz贸wek, 偶eby odkry膰 prawd臋. Nawet najg艂upszy facet zorientowa艂by si臋 chyba, co si臋 dzieje.
Po ostatniej rozmowie jasno zrozumia艂a, 偶e Nick nie b臋dzie chcia艂 mie膰 nic wsp贸lnego ani z dzieckiem, ani z ni膮. Musia艂by pokona膰 zbyt wiele uprzedze艅 z przesz艂o艣ci, 偶eby zaakceptowa膰 siebie w roli ojca. Ale mimo wszystko powinien wiedzie膰 o dziecku.
Zdecydowanym ruchem odrzuci艂a ko艂dr臋 i ruszy艂a do 艂azienki. Nagle ze zdumieniem stwierdzi艂a, 偶e w domu nie jest ju偶 tak zimno jak wcze艣niej. Widocznie rzeczywi艣cie przysz艂o ocieplenie, cho膰 deszcz ci膮gle b臋bni艂 o dach.
Kiedy si臋 umy艂a i przesz艂a do salonu, ku swemu zaskoczeniu zobaczy艂a tam Nicka. Le偶a艂 na kanapie, czyta艂 ksi膮偶k臋 i bawi艂 si臋 z psem. Noe by艂 wyra藕nie zadowolony z tych pieszczot.
- Ciesz臋 si臋, 偶e zostali艣cie przyjaci贸艂mi - powiedzia艂a, przysiadaj膮c si臋 do nich.
- Jak si臋 czujesz? - spyta艂 Nick z trosk膮. - Bardzo d艂ugo spa艂a艣. - Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i dotkn膮艂 jej czo艂a. - Nie masz na szcz臋艣cie gor膮czki. A jak tw贸j 偶o艂膮dek?
- Pusty. Umieram z g艂odu.
- Hmm, zaraz co艣 ci przygotuj臋, ale nie licz na obfity posi艂ek. My艣l臋, 偶e nie powinna艣 zbyt du偶o je艣膰. Zosta艅 tu, a ja przynios臋 ci misk臋 gor膮cej zupy, to powinno ci pom贸c.
Andy pomy艣la艂a, 偶e bardziej pom贸g艂by jej du偶y stek ni偶 dietetyczna zupka, kt贸r膮 na pewno poda jej Nick.
- A mo偶e dostan臋 gor膮cego tosta z serem? - pr贸bowa艂a wytargowa膰 co艣 wi臋cej.
- Nabia艂 na chory 偶o艂膮dek?! Wykluczone! Mo偶esz dosta膰 najwy偶ej troch臋 suchark贸w do zupy - powiedzia艂 zdecydowanie i wyszed艂 do kuchni odprowadzany t臋sknym spojrzeniem Noego.
Andy stan臋艂a przy oknie i wpatrywa艂a si臋 w deszcz. Tyle dobrego, pomy艣la艂a, 偶e kiedy powiem mu o dziecku, b臋d臋 mog艂a je艣膰 do woli. Pr贸bowa艂a wyobrazi膰 sobie, jak Nick przyjmie t臋 wiadomo艣膰 i czu艂a rosn膮ce napi臋cie. Nie liczy艂a na zbyt entuzjastyczn膮 reakcj臋.
Po chwili drzwi si臋 otworzy艂y i Nick wni贸s艂 tac臋, z kt贸rej dolatywa艂 smakowity zapach roso艂u z kurczaka. Andy przesta艂a my艣le膰 o czymkolwiek. W tej chwili nie by艂o nic wa偶niejszego ni偶 paruj膮ca miska aromatycznej zupy.
Rzuci艂a si臋 na ni膮 zach艂annie i po chwili ros贸艂 by艂 ju偶 tylko wspomnieniem.
- Doskona艂e. Jest jeszcze troch臋? Popatrzy艂 na ni膮 zaskoczony.
- Tak... Ale nie jestem pewien, czy powinna艣 tyle je艣膰, mo偶e ci zaszkodzi膰...
- Ros贸艂 z kurczaka? 呕artujesz chyba!
- No dobrze, tylko jedz powoli - pouczy艂 j膮 jak dziecko i poszed艂 po dok艂adk臋.
Kiedy 偶o艂膮dek wype艂ni艂 si臋 ju偶 przyjemnym ciep艂em, Andy odstawi艂a talerz i spojrza艂a z powag膮 w oczach na Nicka.
- Nadal wybierasz si臋 na s膮siedni膮 farm臋? - spyta艂a ostro偶nie.
- Nie wiem, co robi膰... - rozwa偶a艂 g艂o艣no. - Nie mog臋 zostawi膰 ci臋 tutaj samej. Z drugiej strony, twoja choroba mo偶e si臋 rozwin膮膰, wi臋c powinienem sprowadzi膰 pomoc...
Andrea pomy艣la艂a, 偶e jej choroba trwa ju偶 kilka tygodni i nie sko艅czy si臋 przed up艂ywem kilku nast臋pnych miesi臋cy.
- Do s膮siad贸w jest jakie艣 siedem kilometr贸w, to by mi zaj臋艂o dwie, do trzech godzin... - ci膮gn膮艂 w zamy艣leniu.
- Kiedy ruszasz? Spojrza艂 na ni膮 podejrzliwie.
- Jeszcze wczoraj nie chcia艂a艣, 偶ebym poszed艂. Sk膮d ta nag艂a zmiana?
Poczu艂a sucho艣膰 w gardle, ale pr贸bowa艂a jako艣 z tego wybrn膮膰.
- No c贸偶... Wygl膮da艂e艣 na zdeterminowanego. Nie s膮dzi艂am, 偶e stan臋 si臋 powodem zmiany twoich plan贸w...
- A jednak. Nie zostawi臋 ci臋 tutaj chorej. Gdyby pogoda si臋 pogorszy艂a, m贸g艂bym nie wr贸ci膰 do jutra. Je艣li ci膮gle b臋dziesz wymiotowa膰, mo偶esz si臋 odwodni膰, a to niebezpieczne.
- Nie odwodni臋 si臋!
- Andy, o co ci chodzi? Dlaczego nagle upierasz si臋, bym szed艂? Wczoraj koniecznie mia艂em zosta膰, a dzi艣 nagle zmieniasz zdanie. Co si臋 z tob膮 dzieje?
Mia艂 racj臋. Zachowywa艂a si臋 dziwnie. Z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋. To nie by艂 najlepszy moment do zwierze艅, ale musia艂a zacz膮膰.
- Nick, mam ci co艣 do powiedzenia... - zacz臋艂a niepewnie i przerwa艂a. To by艂o trudniejsze, ni偶 my艣la艂a. Wsta艂a z sofy i wzi臋艂a g艂臋boki oddech. Wpatrywa艂 si臋 w ni膮 zdumiony.
- Andy, przede wszystkim usi膮d藕. Nic, co masz mi do powiedzenia, nie mo偶e by膰 tak wa偶ne, 偶eby艣 musia艂a meldowa膰 mi o tym na stoj膮co. Dr偶ysz jak li艣膰. Chyba powinna艣 wr贸ci膰 do 艂贸偶ka. - Podszed艂 bli偶ej i pr贸bowa艂 wzi膮膰 j膮 pod rami臋.
- Nie! Zostaw mnie! Musz臋 ci co艣 powiedzie膰! - protestowa艂a zdenerwowana. Skoro ju偶 raz zacz臋艂a, chcia艂a mie膰 to za sob膮.
- Zgoda - powiedzia艂 艂agodnie, jakby rozmawia艂 z dzieckiem. - Wi臋c m贸w szybko, a potem idziesz prosto do 艂贸偶ka, dobrze?
Kiwn臋艂a g艂ow膮 i otworzy艂a usta, 偶eby og艂osi膰 co艣, czego Nick z pewno艣ci膮 nie chcia艂by us艂ysze膰... I w艂a艣nie wtedy zadzwoni艂 telefon.
ROZDZIA艁 JEDENASTY
Wpatrywali si臋 w siebie zszokowani, a dzwonek ci膮gle dzwoni艂. Dopiero po chwili Nick krzykn膮艂:
- Telefon! - I pobieg艂 szybko do kuchni.
Andrea niespiesznie posz艂a za nim. Nie wierzy艂a, 偶e kto艣 zdo艂a ich st膮d wyci膮gn膮膰, zanim przestanie pada膰.
- Halo? Halo? - wo艂a艂 Nick do s艂uchawki. - Tak, jeste艣my tutaj! Przy艣lijcie po nas helikopter! Tak, to wyj膮tkowa sytuacja...!
Nadstawi艂a ucha zaciekawiona. Co on m贸wi艂?
- Moja 偶ona jest chora, mo偶e si臋 odwodni膰, a ja nie potrafi臋 jej pom贸c! - t艂umaczy艂 zdenerwowany komu艣 na drugim ko艅cu linii.
Rzuci艂a si臋 szybko ku niemu i z艂apa艂a go za r臋k臋.
- Nick! Daj spok贸j! Nie jestem chora! Ja... jestem w ci膮偶y...
Wpatrywa艂 si臋 w ni膮, jakby nie rozumia艂, co powiedzia艂a. Zamar艂 ze s艂uchawk膮 w r臋ku i zblad艂 niepokoj膮co.
Wzi臋艂a od niego s艂uchawk臋 i odezwa艂a si臋 uspokajaj膮co:
- Przepraszam. M膮偶 jest bardzo zdenerwowany. Nie jestem chora, po prostu chcieliby艣my si臋 st膮d wydosta膰.
- Niestety, w takim razie troch臋 to potrwa. - Us艂ysza艂a kobiecy g艂os. - Mamy wiele takich przypadk贸w.
- Rozumiem. Spr贸bujemy poradzi膰 sobie sami. Dzi臋kuj臋 pani.
Powoli od艂o偶y艂a s艂uchawk臋 i spojrza艂a na Nicka. Patrzy艂 na ni膮 z mieszanin膮 b贸lu i z艂o艣ci, ale mia艂 ju偶 normalniejszy wyraz twarzy.
- To niemo偶liwe - wycharcza艂 z trudem. - Nie mo偶esz by膰 w ci膮偶y. Przecie偶 si臋 zabezpieczali艣my.
- C贸偶, 偶adne 艣rodki nie daj膮 stuprocentowej gwarancji. Najwyra藕niej za艂apali艣my si臋 na ten u艂amek procenta. Jedyny skuteczny spos贸b to unikanie stosunk贸w, a tego z pewno艣ci膮 nie stosowali艣my.
- Jeste艣 pewna...
- Nicholasie Avery! - zacz臋艂a zdenerwowana. - Nawet nie pr贸buj zada膰 tego pytania! - ostrzeg艂a, czuj膮c, jak wzbiera w niej gniew.
Nick ukry艂 twarz w d艂oniach, jakby pr贸bowa艂 oswoi膰 si臋 z nowin膮, ale nie zapyta艂, kto jest ojcem dziecka. Andy mia艂a nadziej臋, 偶e to dobry znak.
- Nick, nie przyjad膮 po nas szybko, to mo偶e potrwa膰 nawet kilka dni - zacz臋艂a po chwili spokojnie. - Mo偶e spr贸bujmy gdzie艣 zadzwoni膰... Nick...?
Nawet na ni膮 nie spojrza艂. Zdecydowanym ruchem si臋gn膮艂 po s艂uchawk臋 i szybko wydawa艂 polecenia swojemu rozm贸wcy. Kaza艂 zam贸wi膰 helikopter i przys艂a膰 go jak najszybciej. Kiedy sko艅czy艂, opar艂 czo艂o o 艣cian臋 i przez chwil臋 milcza艂.
- Ludzie z mojej firmy spr贸buj膮 co艣 zorganizowa膰 - powiedzia艂 powoli. - Dadz膮 nam zna膰, kiedy transport b臋dzie gotowy.
Andy czu艂a, 偶e napi臋cie, w jakim 偶y艂a przez ostatnie godziny, powoli j膮 opuszcza. Wpatrywa艂a si臋 w Nicka bezradna, nie wiedz膮c, co powiedzie膰. Nie raz wyobra偶a艂a sobie jego reakcj臋 na t臋 wiadomo艣膰, ale taka wersja nigdy nie przysz艂a jej do g艂owy.
- Chyba zaczn臋 sprz膮ta膰 - odezwa艂a si臋 cicho. Nie bardzo wiedzia艂a, co innego mog艂aby zrobi膰. - Nie powinni艣my zostawi膰 Bess takiego ba艂aganu.
- Czekaj! - zawo艂a艂 ostro. - Kiedy si臋 dowiedzia艂a艣?
- Dzie艅 przed tym, zanim od ciebie odesz艂am.
- Odesz艂a艣 z powodu ci膮偶y?
- Tak - przyzna艂a z ci臋偶kim westchnieniem. - Przecie偶 powiedzia艂e艣 mi wyra藕nie, 偶e nie chcesz by膰 ojcem. Kiedy odkry艂am, 偶e jestem w ci膮偶y, uzna艂am, 偶e nie mog臋 z tob膮 zosta膰. Chc臋, aby moje dziecko by艂o kochane.
- A zatem wreszcie zrozumia艂a艣, 偶e to niemo偶liwe. Nie mog臋 mie膰 dzieci. Nie potrafi艂bym... - urwa艂 w po艂owie, jakby nie by艂 w stanie powiedzie膰, jakie to dla niego trudne. Po chwili odezwa艂 si臋 ponownie, nie patrz膮c na ni膮: - Je艣li to pierwsze miesi膮ce, to przecie偶 s膮 sposoby...
- Nick! - przerwa艂a mu gwa艂townie. - Nawet nie ko艅cz. Urodz臋 to dziecko, z twoj膮 aprobat膮 lub bez niej. Tylko od ciebie zale偶y, czy zechcesz odgrywa膰 w naszym 偶yciu jak膮艣 rol臋. Je艣li nie, wychowam je sama. Nikt i nic mnie nie powstrzyma!
- Andy... Nie mog臋 w tym uczestniczy膰 - odezwa艂 si臋 bezbarwnym g艂osem, patrz膮c w 艣cian臋.
Te s艂owa bola艂y bardziej ni偶 wszystko, co dot膮d us艂ysza艂a. Kocha艂a Nicka, ale nie wiedzia艂a, czy kiedykolwiek b臋dzie w stanie mu wybaczy膰, 偶e odrzuci艂 jej dziecko.
- Nie martw si臋, je艣li nie chcesz, nie musisz - powiedzia艂a dumnie i wysz艂a z kuchni.
Przesz艂a do pokoju i z furi膮 zacz臋艂a wrzuca膰 swoje rzeczy do torby. Kiedy si臋 spakowa艂a, uprz膮tn臋艂a sypialni臋, a potem zaj臋艂a si臋 salonem. Na stole wci膮偶 sta艂 talerz po zupie i przypomina艂 o troskliwo艣ci Nicka, kt贸ra tak j膮 wzrusza艂a. Ciekawe, czy by艂by r贸wnie opieku艅czy, gdyby wcze艣niej zna艂 przyczyn臋 mojej niedyspozycji, pomy艣la艂a.
Us艂ysza艂a za 艣cian膮 dzwonek telefonu i po chwili do pokoju wszed艂 Nick.
- Nie dadz膮 rady szybko wynaj膮膰 helikoptera. Tama jest przerwana i ca艂y sprz臋t bierze udzia艂 w akcji.
- O nie! - westchn臋艂a ci臋偶ko Andy.
- Nasz firmowy 艣mig艂owiec leci z Chicago, ale nie dotrze tu wcze艣niej ni偶 rano. Dzwoni艂em te偶 do Bess, u niej na szcz臋艣cie wszystko w porz膮dku.
To oznacza艂o jeszcze jedn膮 noc z Nickiem, a to nie by艂a najprzyjemniejsza perspektywa.
- Helikopter przywiezie te偶 Bess ze szpitala - ci膮gn膮艂 spokojnie.
Andy pomy艣la艂a, 偶e ch臋tnie zaprosi艂aby ciotk臋 do siebie, do Kansas. Zdrowy rozs膮dek starszej pani m贸g艂 si臋 jej bardzo przyda膰. Nie 艣mia艂a jednak tego zaproponowa膰, w ko艅cu Bess to przede wszystkim ciotka Nicka, nie wiadomo, jak zareagowa艂by na ten pomys艂.
Znowu, jak ju偶 wiele razy wcze艣niej w 偶yciu, ogarn臋艂o j膮 poczucie przera藕liwej samotno艣ci. Nie mia艂a nikogo, z kim mog艂aby dzieli膰 si臋 rado艣ciami i troskami. By艂a zupe艂nie sama.
Nie. Od kilku tygodni nie by艂a ju偶 sama - mia艂a dziecko i dla niego musia艂a by膰 silna.
Unios艂a g艂ow臋 i stwierdzi艂a, 偶e Nick w skupieniu wpatruje si臋 w jej brzuch.
- Jak si臋 czujesz? Masz jakie艣 dolegliwo艣ci? Nie znam si臋 na tym, ale s艂ysza艂em, 偶e kobiety w takim stanie maj膮 poranne md艂o艣ci...
- Zjadam rano biszkopty, a potem powoli wstaj臋, i to pomaga.
- Rzeczywi艣cie, co rano jesz ciastka - stwierdzi艂 odkrywczo, jakby nagle wszystko zacz臋艂o mu si臋 uk艂ada膰 w jedn膮 ca艂o艣膰. - Kiedy w艂a艣ciwie zamierza艂a艣 powiedzie膰 mi o dziecku?
Zagryz艂a wargi i zastanawia艂a si臋 przez chwil臋, co odpowiedzie膰. Szczerze m贸wi膮c, mia艂a kilka pomys艂贸w na to, kiedy powinien si臋 o tym dowiedzie膰.
- Najpierw my艣la艂am, 偶e powiem ci, jak dziecko ju偶 si臋 urodzi - odezwa艂a si臋, zbieraj膮c si艂y. - A potem... W艂a艣nie zamierza艂am to zrobi膰, kiedy zadzwoni艂 telefon i... sam wiesz, co by艂o dalej. Mia艂am te偶 pomys艂, 偶eby da膰 ci zna膰, jak tylko si臋 st膮d wydostaniemy i rozjedziemy do r贸偶nych miast. Nie chcia艂am, 偶eby艣 my艣la艂, 偶e zamierzam na ciebie naciska膰.
- Rozumiem. Wi臋c to okoliczno艣ci zmusi艂y ci臋 do tego, 偶eby艣 wcze艣niej zdradzi艂a swoj膮 tajemnic臋 - doko艅czy艂 za ni膮.
- To nie tak. Przecie偶 chcia艂am ci wszystko powiedzie膰, ale... - przerwa艂a niepewna, czy t艂umaczenie, dlaczego zrezygnowa艂a z tego pomys艂u, ma sens. - Nick, nic mi nie jest - podj臋艂a po chwili mocniejszym g艂osem. - By艂am u lekarza. Wszystko jest w porz膮dku. Dziecko urodzi si臋 w listopadzie. Mam nadziej臋, 偶e b臋dzie zdrowe i szcz臋艣liwe. Tyle tylko, 偶e nie b臋dzie zna艂o swojego ojca.
- Mo偶e wyjdzie mu to na dobre - za艣mia艂 si臋 dziwnie i wyszed艂 z pokoju.
Przez reszt臋 dnia starannie si臋 unikali. Andy przygotowa艂a kanapki na kolacj臋 i zostawi艂a je w kuchni. Pr贸bowa艂a czyta膰, ale nie znalaz艂a powie艣ci, kt贸ra zainteresowa艂by j膮 tak bardzo, 偶eby przesta艂a my艣le膰 o wszystkim, co si臋 dzisiaj wydarzy艂o. Noc zapowiada艂a si臋 do艣膰 ciep艂o, postanowi艂a wi臋c spa膰 na kanapie.
Kilka minut przed dziesi膮t膮 Nick zajrza艂 do salonu. Udawa艂a, 偶e jest pogr膮偶ona w lekturze, ale tak naprawd臋 nie by艂a w stanie opowiedzie膰, co przeczyta艂a na poprzedniej stronie.
- Przygotowa艂em ci k膮piel - powiedzia艂 kr贸tko i natychmiast wyszed艂.
Przez chwil臋 mia艂a ochot臋 odm贸wi膰, ale rozs膮dek zwyci臋偶y艂. Wiedzia艂a, 偶e ciep艂a k膮piel dobrze jej zrobi.
Rozpakowa艂a najpotrzebniejsze rzeczy, przesz艂a do 艂azienki i szybko si臋 umy艂a.
Szykowa艂a sobie w艂a艣nie pos艂anie na kanapie, kiedy wszed艂 Nick.
- Co robisz?
- 艢ciel臋 sobie 艂贸偶ko.
- Nie wyg艂upiaj si臋! B臋dziesz spa艂a ze mn膮 w sypialni. Tu nadal jest ch艂odno, a ty potrzebujesz wypoczynku. Jutro czeka nas naprawd臋 ci臋偶ki dzie艅, wierz mi. Obiecuj臋, 偶e ci臋 nie dotkn臋.
Dziwne, ale jako艣 zabola艂o j膮 to, 偶e tak 艂atwo, sam z siebie, z艂o偶y艂 obietnic臋, 偶e nie b臋dzie pr贸bowa艂 jej uwodzi膰. Nagle poczu艂a si臋 gruba i nieatrakcyjna.
Mimo wszystko musia艂a przyzna膰, 偶e znowu mia艂 racj臋. Unios艂a g艂ow臋 i bez s艂owa przesz艂a do sypialni. Wtuli艂a si臋 w poduszk臋 i pr贸bowa艂a jak najszybciej zasn膮膰.
- Zapomnia艂a艣 zabra膰 Noego, t臋skni艂 za tob膮 - us艂ysza艂a nagle g艂os Nicka. - Przynios艂em ci go.
- Dzi臋kuj臋 - odpowiedzia艂a, bior膮c szczeniaka.
- Nie ma za co - odpar艂 uprzejmie i wyszed艂 z sypialni.
Prawdziwy wersal, pomy艣la艂a. Jeste艣my dla siebie popisowo uprzejmi, a to oznacza, 偶e widocznie nie mamy sobie nic wi臋cej do powiedzenia. Przytuli艂a psiaka, zamkn臋艂a oczy i pr贸bowa艂o uciszy膰 tysi膮ce emocji, kt贸re ni膮 targa艂y.
Nast臋pnego ranka obudzi艂o j膮 znajome, ma艂o przyjemne uczucie skurczu w 偶o艂膮dku. Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 w kierunku nocnej szafki i u艣wiadomi艂a sobie, 偶e wczoraj wieczorem zapomnia艂a przygotowa膰 sobie herbatniki. J臋kn臋艂a g艂ucho i niech臋tnie tr膮ci艂a Nicka 艂okciem.
- Nick - poprosi艂a. - Przynie艣 mi ciastka. Tylko, prosz臋, nie trz臋艣 艂贸偶kiem.
Przez chwil臋 spogl膮da艂 na ni膮 zaspany, lecz b艂yskawicznie oprzytomnia艂. Ze艣lizgn膮艂 si臋 z 艂贸偶ka delikatnie i po chwili wr贸ci艂, nios膮c talerzyk z ciastkami.
- Chcesz, 偶ebym pom贸g艂 ci usi膮艣膰?
- Nie, zjem kilka i polez臋 jeszcze.
Wolno pogryza艂a ciastka i pr贸bowa艂a uspokoi膰 偶o艂膮dek. Przez ca艂y czas czu艂a na sobie spojrzenie Nicka. Zjad艂a i le偶a艂a przez chwil臋 nieruchomo, g艂臋boko oddychaj膮c. W ko艅cu, unikaj膮c gwa艂townych ruch贸w, wsta艂a z 艂贸偶ka i zacz臋艂a zbiera膰 swoje rzeczy.
Chwil臋 potem zadzwoni艂 telefon. Us艂ysza艂a, jak Nick m贸wi do kogo艣:
- Tak? Pi臋tna艣cie minut? Dobrze, b臋dziemy gotowi.
Niemal dok艂adnie po kwadransie rozleg艂 si臋 ryk silnik贸w samolotu l膮duj膮cego z ty艂u domu. Andy przesz艂a do kuchni, 偶eby sprawdzi膰 jeszcze raz, czy wszystko jest w porz膮dku. Odwiesza艂a w艂a艣nie 艣cierk臋, gdy w progu stan臋艂a Bess. I nagle wszystkie z trudem t艂umione emocje wybuch艂y w Andy z wielk膮 si艂膮. Rzuci艂a si臋 ku ciotce, wpad艂a w jej obj臋cia i zala艂a si臋 艂zami.
- Och, Bess, tak si臋 ciesz臋, 偶e jeste艣 ca艂a i zdrowa.
- Jak偶e mog艂oby by膰 inaczej, moje dziecko? - odpowiedzia艂a Bess spokojnie. - A co z wami? Wszystko w porz膮dku? - Odsun臋艂a j膮 lekko i przygl膮da艂a si臋 jej badawczo, po czym zwr贸ci艂a si臋 do Nicka: - Co si臋 sta艂o?
- Nic, zupe艂nie nic - odpowiedzia艂a szybko Andrea. W tej samej chwili Nick odezwa艂 si臋 ch艂odno:
- Ona jest w ci膮偶y.
Oczy Bess rozb艂ys艂y rado艣nie, a twarz natychmiast si臋 rozpogodzi艂a. Obj臋艂a dziewczyn臋 mocno i Andrea po raz pierwszy poczu艂a, 偶e kto艣 cieszy si臋 z jej dziecka. Ogarn臋艂a j膮 fala wzruszenia.
Wierzchem d艂oni ociera艂a 艂zy sp艂ywaj膮ce po policzkach. U艣miechn臋艂a si臋 do Bess z zak艂opotaniem i ju偶 mia艂a co艣 powiedzie膰, gdy nagle ch艂odny g艂os Nicka przerwa艂 t臋 czu艂膮 scenk臋:
- Musimy si臋 zbiera膰. Bess, pakuj si臋 - rzuci艂, nie patrz膮c na 偶adn膮 z nich.
Starsza pani spojrza艂a na kamienne oblicze siostrze艅ca, pokiwa艂a g艂ow膮, jakby domy艣li艂a si臋 wszystkiego, co wydarzy艂o si臋 mi臋dzy nimi, i u艣miechn臋艂a si臋 smutno.
- To potrwa tylko chwil臋, Andy - szepn臋艂a, 艣ciskaj膮c ze zrozumieniem r臋k臋 dziewczyny. Poca艂owa艂a j膮 lekko w policzek i doda艂a: - Nie martw si臋, zaraz wr贸c臋.
ROZDZIA艁 DWUNASTY
Andrea by艂a przekonana, 偶e to ich ostatnie godziny sp臋dzone razem. Patrzy艂a w d贸艂 na lasy i rzeki, nad kt贸rymi przelatywali, i pr贸bowa艂a uspokoi膰 tysi膮ce nurtuj膮cych j膮 my艣li. Obecno艣膰 Bess powodowa艂a, 偶e czu艂a si臋 troch臋 pewniej, ale jednocze艣nie wyzwala艂a w niej uczucia, kt贸re wcale nie pomaga艂y zachowa膰 r贸wnowagi ducha.
Helikopter lecia艂 prosto do Kansas City. Bess i Andrea siedzia艂y na tylnych siedzeniach, Noe drzema艂 na kolanach dziewczyny, a Nick zaj膮艂 miejsce obok pilota. Kilka razy zerkn膮艂 na ciotk臋 i 偶on臋, ale nie odezwa艂 si臋 ani s艂owem. Co jaki艣 czas Andy czu艂a na swojej r臋ce lekkie, jakby pocieszaj膮ce dotkni臋cie nieco szorstkiej d艂oni Bess i z trudem powstrzymywa艂a 艂zy.
Kiedy dolecieli wreszcie do Kansas, z ulg膮 opu艣ci艂a pok艂ad samolotu. Mia艂a wra偶enie, 偶e b臋dzie musia艂a na nowo posk艂ada膰 wszystkie swoje ko艣ci.
Bess tak偶e wysiad艂a. Przytuli艂a Andre臋 mocno do siebie, jakby stara艂a si臋 doda膰 jej otuchy.
- B臋dzie mi ciebie brakowa艂o, Bess - wyszepta艂a wzruszona Andy. - Daj zna膰, jak tylko wr贸cisz do domu, a natychmiast przyjad臋, 偶eby ci pom贸c.
- Nie gadaj g艂upstw, dziecko - prychn臋艂a ciotka. - My艣lisz, 偶e mog艂abym zostawi膰 ci臋 teraz sam膮? Potrzebujesz pomocy. Zostaj臋 tu z tob膮 i twoim psiakiem.
Andy czu艂a, 偶e oczy mimowolnie jej zwilgotnia艂y. Spojrza艂a na Bess z nadziej膮, niepewna, czy dobrze j膮 zrozumia艂a.
- Naprawd臋? Chcia艂aby艣 zosta膰 ze mn膮? Jestem pewna, 偶e sama dam sobie rad臋, ale gdyby艣 tylko mia艂a ochot臋... - przerwa艂a, nie bardzo wiedz膮c, co powiedzie膰. Bardzo ch臋tnie zaprosi艂aby ciotk臋 do siebie, ale by艂a przekonana, 偶e ten pomys艂 nie spodoba si臋 Nickowi.
Bess u艣miechn臋艂a si臋 szeroko.
- Nigdy jeszcze nie przegapi艂am okazji, aby kim艣 podyrygowa膰 i nie zamierzam zrobi膰 tego i tym razem! Zadbam o ciebie i o dziecko.
Zanim Andrea zd膮偶y艂a odpowiedzie膰, podszed艂 do nich Nick, kt贸ry wcze艣niej za艂atwia艂 co艣 w biurze lotniska.
- Andy, zam贸wi艂em dla ciebie samoch贸d - odezwa艂 si臋 s艂u偶bowym tonem. - B臋dzie tu lada chwila. Bess, wracaj na pok艂ad, na nas ju偶 czas.
- Nie lec臋 z tob膮 - powiedzia艂a Bess spokojnie.
- Nie mo偶esz wr贸ci膰 do domu, zanim pogoda si臋 nie zmieni - zaprotestowa艂.
- Wcale nie zamierzam. Zostaj臋 z Andre膮. My艣l臋, 偶e tu bardziej si臋 przydam. U ciebie tylko bym leniuchowa艂a, a Andy potrzebuje teraz opieki i wsparcia.
Andy nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e Nick odebra艂 s艂owa ciotki jako krytyk臋 jego zachowania. Wida膰 by艂o, 偶e jest w艣ciek艂y, ale stara艂 si臋 opanowa膰.
- Jak chcesz - powiedzia艂 w ko艅cu. - Zadzwo艅, je艣li b臋dziesz czego艣 potrzebowa艂a.
Skin膮艂 im d艂oni膮, i to by艂o ca艂e po偶egnanie. Nie ogl膮daj膮c si臋 za siebie, wsiad艂 do helikoptera.
Andy i Bess patrzy艂y za nim ze smutkiem. Maszyna szybko wznios艂a si臋 do g贸ry i odlecia艂a. Kiedy ucich艂 warkot silnik贸w, Andrea wyszepta艂a:
- By艂 bardzo niezadowolony. Chyba ci nie daruje, 偶e zosta艂a艣 ze mn膮.
- Nonsens, Andy. Kiedy w艂a艣ciwie powiedzia艂a艣 mu o dziecku?
- Dopiero wczoraj.
- To wszystko t艂umaczy. M臋偶czy藕ni 藕le znosz膮 takie sytuacje.
- Wiem. - Andy kiwn臋艂a g艂ow膮 przygn臋biona. - Ale to nie tylko zaskoczenie. Nick powiedzia艂 mi stanowczo, 偶e nie chce mie膰 dzieci. I nie da艂 si臋 przekona膰. 殴le wspomina swojego ojca i dzieci艅stwo. Dlatego odesz艂am. Moje dziecko musi 偶y膰 w mi艂o艣ci.
- I tak b臋dzie, zobaczysz. Nick zmieni zdanie - powiedzia艂a Bess z przekonaniem.
Andrea u艣miechn臋艂a si臋 smutno. Nie chcia艂a rani膰 ciotki powtarzaniem tego wszystkiego, co us艂ysza艂a od Nicka, ale nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e w tej sprawie ju偶 nic si臋 nie zmieni. Dobrze chocia偶, 偶e Bess by艂a z ni膮. A Nick... Nick to zupe艂nie inna sprawa.
Kiedy znalaz艂y si臋 w skromnym mieszkanku Andy i postawi艂y walizki na 艣rodku niewielkiego salonu, Bess rozejrza艂a si臋 wok贸艂 zaskoczona.
- To wszystko, na co sta膰 Nicka?
- Sama p艂ac臋 za swoje mieszkanie - wyja艣ni艂a Andrea. - Musz臋 stan膮膰 na w艂asnych nogach. Chc臋 by膰 niezale偶na.
Przenios艂a rzeczy Bess do sypialni i zosta艂a tam chwil臋. Pr贸bowa艂a w samotno艣ci uspokoi膰 wzburzone emocje. W艂a艣nie straci艂a Nicka. I tym razem na zawsze. Nie mia艂a ju偶 z艂udze艅, 偶e b臋dzie pr贸bowa艂 naprawi膰 ich zwi膮zek, zbudowa膰 ich 偶ycie na nowo. Trudno, musi nauczy膰 si臋 偶y膰 bez niego, chocia偶 wiedzia艂a, 偶e b臋dzie to najtrudniejsza rzecz, z jak膮 do tej pory przysz艂o si臋 jej zmierzy膰.
- B臋dziesz spa艂a w sypialni, a ja na sofie - powiedzia艂a do Bess, kiedy ju偶 wr贸ci艂a do salonu. - I nawet nie pr贸buj protestowa膰. Mam spore do艣wiadczenie w tej dziedzinie. Stoczy艂am b贸j o spanie na kanapie z twoim siostrze艅cem i wygra艂am! - doda艂a weso艂o.
- Pozwoli艂 kobiecie w ci膮偶y spa膰 na kanapie w moim domu? - spyta艂a Bess zszokowana. - Chyba musz臋 odby膰 z nim d艂u偶sz膮 rozmow臋 - obieca艂a ze stalowym b艂yskiem w oku.
- Bess... - zacz臋艂a Andrea i przerwa艂a na chwil臋, 偶eby uspokoi膰 oddech. - Prosz臋, nie pr贸buj przekona膰 Nicka do mnie i do dziecka. Zdaje si臋, 偶e on naprawd臋... naprawd臋 nie chce zosta膰 ojcem. A je艣li tak, to wol臋 ju偶 by膰 sama. Nie chc臋, by czu艂 si臋 wmanewrowany w t臋 sytuacj臋. Nie mog臋 pozwoli膰, 偶eby traktowa艂 moje dziecko jak niewygodny balast.
Bess s艂ucha艂a jej uwa偶nie i milcza艂a przez chwil臋 zadumana. Jej wzrok wyra藕nie posmutnia艂. Uj臋艂a d艂onie Andrei w swoje r臋ce i powiedzia艂a powa偶nie:
- Dobrze, zgoda. Rozumiem ci臋. - Rozejrza艂a si臋 po pokoju i doda艂a: - Ale to nie znaczy, 偶e nie porozmawiam z nim. Nie mo偶esz tu mieszka膰 z dzieckiem i psem. B臋dziecie potrzebowali wi臋cej miejsca. Dziecko musi mie膰 komfort, przestrze艅 i podw贸rko. I szcz臋艣liw膮 matk臋. Nickowi mo偶e si臋 wydawa膰, 偶e nie umie by膰 ojcem, ale ma pewne obowi膮zki. I jako jego ciotka zamierzam dopilnowa膰, 偶eby je wype艂nia艂 - zako艅czy艂a tonem wykluczaj膮cym dalsz膮 dyskusj臋.
Zacz臋艂o si臋 ju偶 nazajutrz.
O 贸smej rano kto艣 zadzwoni艂 do mieszkania, co wyra藕nie rozdra偶ni艂o Noego. Andrea zaspana otworzy艂a drzwi i zaskoczona zobaczy艂a za nimi eleganckiego m臋偶czyzn臋, kt贸ry poprosi艂, 偶eby zechcia艂a zej艣膰 na d贸艂 i obejrze膰 sw贸j nowy samoch贸d.
Ubra艂a si臋 szybko i zesz艂a na parking. Rozejrza艂a si臋 wok贸艂 niepewnie. Sta艂 tam bowiem tylko jeden samoch贸d. Mercedes.
- Pan Avery jest przekonany, 偶e klasa tego samochodu zapewni bezpiecze艅stwo pani i dziecku.
Patrzy艂a nieco zszokowana i s艂ucha艂a nieuwa偶nie. Ca艂y Nick. Nie pomy艣la艂, ile b臋dzie kosztowa艂o ubezpieczenie i utrzymanie takiego auta.
W tym momencie do艂膮czy艂a do nich Bess.
- Podoba ci si臋? - Po czym, widz膮c niepewn膮 min臋 Andy, doda艂a: - Nie martw si臋, Nick ju偶 wszystko op艂aci艂.
- C贸偶... to mi艂e z jego strony - odpar艂a zaskoczona Andrea. - Wracam na g贸r臋. Musz臋 zadzwoni膰 do pracy. Nie kontaktowa艂am si臋 z firm膮 przez ca艂y czas. Pewnie my艣l膮, 偶e porwali mnie kosmici.
Wesz艂a do mieszkania, nastawi艂a kaw臋 i zadzwoni艂a do firmy, w kt贸rej od niedawna pracowa艂a.
- Pani Campbell? Przepraszam najmocniej. Przez ostatnie dni by艂am uwi臋ziona na farmie w Missouri. Ca艂y stan zala艂a pow贸d藕 i nie mog艂am si臋 z nikim skontaktowa膰...
- Nic nie szkodzi, pani Avery - us艂ysza艂a uprzejmy g艂os swojej kierowniczki. Sk膮d zna to nazwisko, przemkn臋艂o Andrei przez g艂ow臋. - Pani m膮偶 ju偶 do nas dzwoni艂 i wszystko wyja艣ni艂. Rozumiem, 偶e chce pani teraz odpocz膮膰 i na jaki艣 czas zrezygnowa膰 z pracy, oczywi艣cie z mo偶liwo艣ci膮 powrotu w ka偶dym momencie, kt贸ry uzna pani za dogodny. Pan Avery zaznaczy艂, 偶e przy urz膮dzaniu swojego nowego domu we藕mie pani pod uwag臋 nasz膮 firm臋.
Andy po偶egna艂a si臋 uprzejmie i zszokowana od艂o偶y艂a s艂uchawk臋.
- Bess! - Odwr贸ci艂a si臋 do ciotki, kt贸ra w艂a艣nie wesz艂a do mieszkania. - Nick zwolni艂 mnie z pracy! Jak 艣mia艂 podj膮膰 tak膮 decyzj臋 bez porozumienia ze mn膮!? Nie mia艂 prawa! Nie mog臋 sobie na to pozwoli膰! Musz臋 my艣le膰 o utrzymaniu siebie i dziecka!
Ciotka 艂agodnie po艂o偶y艂a r臋k臋 na jej ramieniu.
- Uspok贸j si臋. Naradzi艂 si臋 ze mn膮. B膮d藕 rozs膮dna. Nicka sta膰 na to, 偶eby zadba膰 o swoj膮 偶on臋. Zreszt膮 to jego obowi膮zek.
Andy potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- Ju偶 ci m贸wi艂am, nie chc臋, 偶eby uwa偶a艂 moje dziecko za sw贸j obowi膮zek - t艂umaczy艂a, walcz膮c ze 艂zami.
Bess obj臋艂a j膮 czule i wyszepta艂a do ucha:
- Andy, on ci臋 kocha. Daj mu czas. I pozw贸l robi膰 tyle, ile mo偶e w tym momencie.
Zanim zd膮偶y艂a co艣 powiedzie膰, zadzwoni艂 telefon.
- Tu doktor Lovelace. Dowiedzia艂em si臋 od pani m臋偶a, 偶e prze偶y艂a pani traumatyczne chwile. Chcia艂bym um贸wi膰 si臋 z pani膮 na wizyt臋 kontroln膮. Mo偶e by膰 dzi艣 po po艂udniu?
Nie zd膮偶y艂a jeszcze och艂on膮膰, kiedy rozleg艂 si臋 dzwonek do drzwi.
- Pani Avery? Oto owoce i inne zakupy zam贸wione przez pani m臋偶a.
Po chwili znowu telefon.
- Tu Ryan White z biura nieruchomo艣ci. Pani m膮偶 prosi艂 mnie, abym przedstawi艂 pani kilka interesuj膮cych ofert. Kiedy mo偶e si臋 pani z nami um贸wi膰?
Po poranku ca艂kowicie wype艂nionym przez dobre intencje Nicka, Andrea by艂a zupe艂nie wyczerpana. Pozby艂a si臋 wreszcie t艂umu ludzi usi艂uj膮cych uszcz臋艣liwi膰 j膮 za pieni膮dze Nicka i czu艂a si臋 straszliwie roz偶alona. Docenia艂a jego starania, ale nie wierzy艂a, by jej m膮偶 m贸g艂 by膰 na tyle t臋py i pozbawiony wra偶liwo艣ci, 偶eby nie rozumie膰, 偶e wszystkie pieni膮dze 艣wiata nie zast膮pi膮 jej najwa偶niejszego - jego.
Ona i dziecko najbardziej ze wszystkiego potrzebowali jego obecno艣ci i jego czasu. To by艂by najwi臋kszy dar, jaki m贸g艂 im ofiarowa膰. Niestety, wiedzia艂a, 偶e tego jednego nigdy nie dostanie.
Westchn臋艂a g艂臋boko i spr贸bowa艂a wzi膮膰 si臋 w gar艣膰. Do艣膰. Musi sobie jako艣 poradzi膰. I tak nie mog艂a narzeka膰. Wiele kobiet w ci膮偶y obywa艂o si臋 bez podobnych luksus贸w. Powinna by膰 wdzi臋czna Nickowi. Wprawdzie to wszystko nie zast膮pi dziecku ojca, ale na pewno uczyni jego 偶ycie i 偶ycie jego matki 艂atwiejszym.
Poza tym jest jeszcze Bess.
Poradzi sobie. Zbuduje swoje 偶ycie od nowa. I co dzie艅 b臋dzie si臋 modli艂a, 偶eby Nick zrozumia艂 wreszcie, 偶e kochaj膮ca rodzina to najlepsza rzecz, jaka mo偶e go w 偶yciu spotka膰.
Tydzie艅 p贸藕niej przeprowadzi艂a si臋 do nowego domu. By艂 przestronny, elegancki, mia艂 te偶 zadbany ogr贸dek. Wprost wymarzony dla rodziny z dzieckiem. I z psem.
Firma, w kt贸rej wcze艣niej pracowa艂a, zaj臋艂a si臋 urz膮dzaniem wn臋trza. Bess zarz膮dza艂a wszystkim z niewyczerpan膮 energi膮, Andrea nie mia艂a wi臋c wiele do roboty. Zajmowa艂a si臋 tylko tym, co sprawia艂o jej przyjemno艣膰 i zostawia艂a ciotce ca艂膮 techniczn膮 stron臋 tego przedsi臋wzi臋cia.
Najpierw umeblowa艂a przeszklon膮 werand臋. Na 艣rodku stan臋艂a kwiecista sofa, a obok dwa wygodne fotele. Wentylator u sufitu obraca艂 si臋 cicho i wype艂nia艂 pomieszczenie przyjemnym ch艂odem. Morze ro艣lin i 艣wiat艂o wpadaj膮ce przez wielkie okna tworzy艂y spokojny, uroczy nastr贸j. Andy lubi艂a tu przebywa膰. W艣r贸d zieleni i 艂agodnego, s艂onecznego 艣wiat艂a znajdowa艂a spok贸j i wytchnienie. Stara艂a si臋 nie my艣le膰 o Nicku, o tym, co straci艂a, ani o tym, jak b臋dzie wygl膮da艂o jej 偶ycie bez ukochanego m臋偶czyzny. Musi skupi膰 si臋 na sobie i na dziecku, to jest teraz najwa偶niejsze, a reszta... Mia艂a nadziej臋, 偶e z czasem przywyknie do bolesnej pustki w sercu i przestanie snu膰 nierealne marzenia.
Le偶a艂a w艂a艣nie na kanapie i podziwia艂a widok za oknem, kiedy wesz艂a Bess.
- Przynios艂am ci sok i ciastko. Pami臋taj, 偶e musisz si臋 dobrze od偶ywia膰. Najwa偶niejsze s膮 pierwsze trzy miesi膮ce - powiedzia艂a, siadaj膮c w fotelu.
- Sk膮d wiesz, przecie偶 ty sama nigdy nie... - przerwa艂a przestraszona tym, co powiedzia艂a. Nigdy dot膮d nie rozmawia艂y na tak osobiste tematy.
- By艂am w ci膮偶y. Straci艂am j膮 w trzecim miesi膮cu. To by艂 jedyny raz, nigdy p贸藕niej ju偶 nam si臋 nie uda艂o - wyja艣ni艂a Bess spokojnie.
- Przepraszam, nie wiedzia艂am...
- Nie szkodzi. Mam Nicka, jest dla mnie jak syn. Chocia偶 teraz zachowuje si臋 jak ostatni dure艅. Ale wierz臋, 偶e jeszcze si臋 opami臋ta.
Andrea pokr臋ci艂a g艂ow膮 z pow膮tpiewaniem.
- Nie s膮dz臋. Jasno przedstawi艂 mi powody.
- Jest przera偶ony, ale to nie znaczy, 偶e nie chce by膰 ojcem.
- By膰 mo偶e. Ale efekt pozostaje ten sam. Nie ma go z nami i o艣wiadczy艂 stanowczo, 偶e nie chce zajmowa膰 si臋 dzieckiem.
Bess westchn臋艂a ci臋偶ko i nic wi臋cej nie powiedzia艂a. Przez chwil臋 obie popija艂y sok i siedzia艂y w milczeniu. Potem ciotka zebra艂a naczynia i wysz艂a do kuchni, zostawiaj膮c Andy sam膮.
Odpoczywa艂a zrelaksowana i zastanawia艂a si臋, jak urz膮dzi膰 pokoje na g贸rze. To pozwala艂o jej skupi膰 my艣li na jakim艣 przyjemnym temacie. Nagle us艂ysza艂a szelest. Odwr贸ci艂a si臋 i zadr偶a艂a. Nie mog艂a uwierzy膰 w艂asnym oczom. W drzwiach sta艂 Nick.
Odruchowo pr贸bowa艂a wsta膰, ale podbieg艂 do niej szybko i powiedzia艂:
- Nie wstawaj, le偶 spokojnie. Nadal nie wygl膮dasz zbyt dobrze. Przepracowa艂a艣 si臋 przy przeprowadzce? - Troska w jego g艂osie i czu艂e spojrzenie przyprawia艂y j膮 o mimowolne dreszcze.
- Co tutaj robisz? - wyszepta艂a.
- Chcia艂em zobaczy膰, jak sobie radzicie. I sprawdzi膰, czy wszystko zosta艂o zrobione tak, jak kaza艂em.
Aha, wi臋c przylecia艂 do Kansas, 偶eby skontrolowa膰, na jakim etapie s膮 prace remontowe. A ona naiwnie my艣la艂a, 偶e co艣 si臋 zmieni艂o. Promyk nadziei zgas艂 w niej r贸wnie nagle, jak si臋 pojawi艂.
- Wszystko idzie doskonale. - Stara艂a si臋 m贸wi膰 spokojnie. - Jeste艣 bardzo hojny.
- Jako艣 nie s艂ycha膰, 偶eby ci臋 to uszcz臋艣liwia艂o.
- Prze艣l臋 ci list dzi臋kczynny - odpowiedzia艂a poirytowana. Nagle jej usta zadr偶a艂y. - Przepraszam, 藕le si臋 czuj臋.
I rozpaczliwie ci臋 potrzebuj臋, doda艂a w my艣lach. Wpatrywa艂 si臋 w ni膮 uparcie, ale odwr贸ci艂a wzrok.
- Jak si臋 sprawdza samoch贸d?
- Doskonale.
- A dom? Podoba ci si臋?
- Tak, bardzo. - Co wi臋cej mog艂a powiedzie膰? Nie mog艂a si臋 przecie偶 przyzna膰, 偶e mimo szczodro艣ci, nie da艂 jej tego, na czym jej najbardziej zale偶a艂o.
Nadal sta艂 przed ni膮 i w ko艅cu przenios艂a spojrzenie na jego twarz. Nie wyra偶a艂a 偶adnych uczu膰, by艂a jak maska.
Zrobi艂 krok do ty艂u, ale nie wyszed艂. Podszed艂 do okna i zapatrzy艂 si臋 na ogr贸d. Sta艂 w lekkim rozkroku, z r臋koma w kieszeniach.
- Du偶o ostatnio my艣la艂em... - zacz膮艂 po chwili. - Skoro dziecko urodzi si臋 za p贸艂 roku, nie ma powodu, by艣my musieli 偶y膰 osobno.
Przez chwil臋 pr贸bowa艂a zrozumie膰 to, co us艂ysza艂a.
- O czym ty m贸wisz? - spyta艂a w ko艅cu nieco zszokowana.
Odwr贸ci艂 si臋 do niej gwa艂townie i obrzuci艂 j膮 pal膮cym spojrzeniem.
- Do diab艂a! M贸wi臋, 偶e ci臋 pragn臋. W ka偶dej godzinie t臋skni臋 za tob膮!
I zanim zd膮偶y艂a cokolwiek powiedzie膰, podszed艂 do niej i przytuli艂 j膮 w czu艂ym u艣cisku.
Zamkni臋ta w jego silnych ramionach czu艂a si臋 cudownie bezpiecznie, ale wiedzia艂a, 偶e nie mo偶e ulec. Odepchn臋艂a go delikatnie i odsun臋艂a si臋.
- Dlaczego, Andy? Czemu nie pozwalasz, bym ci臋 tuli艂? Kocham ci臋 i wiem, 偶e ty te偶 mnie kochasz.
- W艂a艣nie dlatego - wyja艣ni艂a dr偶膮cym g艂osem. - Nie znios艂abym kolejnego rozstania za kilka miesi臋cy.
Zamkn臋艂a oczy i zwiesi艂a g艂ow臋. Nie wiedzia艂a, po co naprawd臋 przyjecha艂. Wszystko, co wa偶ne, powiedzieli sobie ju偶 na farmie. Czy偶by chcia艂 wraca膰 do tych bolesnych rozm贸w? By艂a pewna, 偶e za chwil臋 us艂yszy oddalaj膮ce si臋 kroki, jednak nic takiego nie nast膮pi艂o. Unios艂a g艂ow臋 i zerkn臋艂a na Nicka. Sta艂 przy oknie z twarz膮 ukryt膮 w d艂oniach.
- Nick?
- A gdybym obieca艂, 偶e zostan臋? - spyta艂 st艂umionym g艂osem. - Co wtedy?
- Dlaczego?
- Ju偶 ci powiedzia艂em. Kocham ci臋.
Przez chwil臋 patrzy艂a na niego w milczeniu. Czy偶by nadal nic nie rozumia艂?
- Niestety, teraz nie dotyczy to tylko nas - powiedzia艂a cicho. - Ju偶 nie. Nosz臋 nasze dziecko, Nick. I kocham je z ca艂ego serca. Nie wiesz nawet, jak bardzo za tob膮 t臋skni臋. Marzy艂am o tym, 偶eby ci臋 znowu zobaczy膰. By艂abym najszcz臋艣liwsz膮 kobiet膮 na ziemi, gdyby艣my znowu byli razem. Ale je艣li chcesz zosta膰, musisz pokocha膰 nie tylko mnie...
Zacz膮艂 chodzi膰 po pokoju wielkimi krokami. Obserwowa艂a go w napi臋ciu. Nie mog艂a powiedzie膰 mu bardziej otwarcie, czego od niego oczekuje. W ko艅cu stan膮艂 i odwr贸ci艂 si臋 do niej.
- Do diab艂a, Andy! Kocham to dziecko! - wyrzuci艂 z siebie gwa艂townie. - Ale jeszcze bardziej si臋 boj臋 - doda艂 cicho.
To by艂a najpi臋kniejsza chwila w jej 偶yciu. Nigdy nie s膮dzi艂a, 偶e us艂yszy z jego ust te cudowne s艂owa. Serce wezbra艂o jej rado艣ci膮, a oczy wype艂ni艂y si臋 艂zami szcz臋艣cia Zerwa艂a si臋 i podesz艂a szybko do niego.
- Nick - wyszepta艂a. - Ja ci ufam. Nie jeste艣 taki jak tw贸j ojciec. Nie umia艂by艣 by膰 okrutny dla swojego dziecka. Nie mog臋 ci obieca膰, 偶e wszystko w naszym wsp贸lnym 偶yciu oka偶e si臋 艂atwe, ale wiem na pewno, 偶e b臋dzie 艂atwiejsze, je艣li tylko b臋dziemy razem. We tr贸jk臋 damy sobie rad臋.
Przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i otoczy艂 ramionami.
- Ja te偶 w to wierz臋. Ale nie masz poj臋cia, jak bardzo chcia艂bym by膰 dobrym ojcem. Martwi臋 si臋 jednak, czy potrafi臋. Mog臋 ochroni膰 moje dziecko przed ca艂ym z艂em 艣wiata, ale nie wiem, czy potrafi臋 ochroni膰 je przed sob膮.
- Potrafisz - zapewni艂a. - Jeste艣 dobrym, kochaj膮cym i wra偶liwym cz艂owiekiem. Jestem pewna, 偶e b臋dziesz dla dziecka tak samo troskliwy jak dla mnie. I zawsze pami臋taj, 偶e masz mnie, pomog臋 ci.
- Jeste艣 pewna? - spyta艂 z nadziej膮. Zala艂a j膮 fala wzruszenia.
- Tak, Nick - potwierdzi艂a z czu艂o艣ci膮. - Jestem przekonana, 偶e b臋dziesz dla naszych dzieci najlepszym ojcem na 艣wiecie.
Pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂 j膮 czule. Potem odsun膮艂 lekko i spyta艂 podejrzliwie:
- Poczekaj chwil臋... Jakich dzieci? B臋dziesz mia艂a bli藕niaki?
- No, nie... Ale nie chcia艂by艣 chyba, 偶eby nasze male艅stwo czu艂o si臋 samotne. Ja by艂am jedynaczk膮 i bardzo 藕le to wspominam.
- C贸偶...
- Nie martw si臋. Jestem pewna, 偶e nasze dzieci b臋d膮 mia艂y najwspanialszego ojca na 艣wiecie! - zapewni艂a go rado艣nie z dusz膮 przepe艂nion膮 szcz臋艣ciem.
- C贸偶... - zacz膮艂 znowu z figlarnym u艣miechem. - Skoro tak m贸wisz, zgadzam si臋 na wi臋cej dzieci, pod warunkiem 偶e za ka偶dym razem poprzestaniemy na jednym. Nie chcia艂bym pozbawia膰 si臋 najprzyjemniejszej cz臋艣ci powo艂ywania ich na 艣wiat...
EPILOG
Andrea krytycznie spojrza艂a na hol. Trzy lata temu, kiedy si臋 tu wprowadzi艂a, wybra艂a bardzo konserwatywny wystr贸j. Teraz nadszed艂 czas na zmiany. Mia艂a ochot臋 na co艣 bardziej kreatywnego. Zw艂aszcza 偶e znalaz艂a w艂a艣nie 艣liczn膮, zabytkow膮 konsolk臋.
Pr贸bowa艂a zasi臋gn膮膰 rady Nicka i dowiedzie膰 si臋, co s膮dzi o jej nowych pomys艂ach, ale jak zwykle wszystkie decyzje tego typu wola艂 zostawi膰 jej.
- Nick! - zawo艂a艂a w g艂膮b domu. - Jeste艣 gotowy?
- Hmm, Andy... - us艂ysza艂a niepewny g艂os. - Nast膮pi艂a ma艂a zmiana plan贸w.
Przewr贸ci艂a oczami.
- Znowu?! C贸偶 to za zmiana?
- Tatu艣 nie mo偶e nigdzie i艣膰 - wyja艣ni艂 jej cienki g艂osik. - Jest zaproszony na herbatk臋 do mnie i do Noego.
El偶bieta Anna Avery za cztery miesi膮ce mia艂a sko艅czy膰 trzy latka. Umia艂a owin膮膰 sobie tatusia wok贸艂 ma艂ego paluszka i doskonale o tym wiedzia艂a.
U艣miechn臋艂a si臋 do ojca czaruj膮co i z powa偶n膮 min膮 m贸wi艂a:
- Spr贸buj ciasteczka cioci Bess, tatusiu, b臋dzie ci smakowa膰. - Spojrza艂a na matk臋 i doda艂a 艂askawie: - Ty te偶 mo偶esz zosta膰 na herbatce, mamusiu.
- Dzi臋kuj臋, kochanie, ale naprawd臋 musz臋 wyj艣膰. Taka wyprzeda偶 nie zdarza si臋 co dzie艅. Zauwa偶y艂am kilka rzeczy, kt贸re przyda艂yby si臋 w moim sklepie.
Odk膮d ona i Nick zamieszkali znowu razem, zdecydowali si臋 zosta膰 w Kansas. Nick czasami lata艂 do Chicago, ale przez wi臋kszo艣膰 czasu pracowa艂 na miejscu.
Andrea 艣wietnie si臋 bawi艂a, urz膮dzaj膮c dom. Przy okazji rynek antyk贸w tak j膮 wci膮gn膮艂, 偶e w ko艅cu otworzy艂a w艂asny sklepik ze starociami. Teraz wybiera艂a si臋 w艂a艣nie na wyprzeda偶, po kt贸rej wiele sobie obiecywa艂a. Nie mog艂a przegapi膰 takiej okazji. Zw艂aszcza 偶e w ci膮gu ostatnich kilku miesi臋cy mocno zwolni艂a tempo.
- Nick, mo偶e zostaniesz, a ja p贸jd臋 sama. Nie ma sensu trudzi膰 Bess, poradz臋 sobie.
- Nie ma mowy! - Podszed艂 bli偶ej i obj膮艂 j膮 czule. - Nie p贸jdziesz sama. Ci膮gle bym si臋 ba艂, 偶e urodzisz na antycznej kanapie - za偶artowa艂.
- Mo偶e niekoniecznie tam, ale mam nadziej臋, 偶e to ju偶 nied艂ugo. - Westchn臋艂a ci臋偶ko. - Czuj臋 si臋 jak pi艂ka pla偶owa - powiedzia艂a, zerkaj膮c na sw贸j wielki brzuch.
- Ale za to jaka pi臋kna pi艂ka - droczy艂 si臋, ca艂uj膮c j膮. - I ciebie te偶 poca艂uj臋, skarbie - doda艂, widz膮c spojrzenie c贸reczki.
Betsy obj臋艂a go mocno za szyj臋.
- Kocham ci臋. Jeste艣 najwspanialszym tatusiem na 艣wiecie.
Nick spojrza艂 z czu艂o艣ci膮 na 偶on臋.
- To dzi臋ki twojej mamusi, ona mnie wszystkiego nauczy艂a.
- Nie, kochany! - Andrea potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i czule u艣miechn臋艂a si臋 do m臋偶a. - Nie potrzebowa艂e艣 mojej pomocy. Od kiedy pierwszy raz zobaczy艂am Betsy w twoich ramionach, wiedzia艂am, 偶e b臋dziesz j膮 kocha艂. - Pog艂aska艂a lekko brzuch. - I mam nadziej臋, 偶e tym razem b臋dzie tak samo...
- Jestem gotowa - og艂osi艂a Bess, schodz膮c ze schod贸w. - Co widz臋? To ju偶 trzecia herbatka z tat膮 w tym tygodniu, a mamy dopiero wtorek! No, chod藕my, Andy. Musimy si臋 spieszy膰. Widzia艂am tam kilka drobiazg贸w, kt贸re doskonale pasowa艂yby do naszego sklepu.
Obie kobiety wysz艂y pospiesznie.
- M贸wi艂am ci, 偶e wszystko si臋 u艂o偶y - powiedzia艂a z satysfakcj膮 Bess w samochodzie, zapinaj膮c pasy.
- Owszem, m贸wi艂a艣 - przyzna艂a Andy z u艣miechem. - Wr贸ci艂 do mnie i do Betsy w sam膮 por臋. I jest najlepszym ojcem na 艣wiecie. A jeszcze lepszym m臋偶em.