schopenhauer a ngx2oilqok7etg2blv6ucfatq3nwdlzbojdvlky NGX2OILQOK7ETG2BLV6UCFATQ3NWDLZBOJDVLKY


tamtych, gdyż namiętnościom takim nie ulega, czego dowodem jest to, że nie podbija Azji, nie zwycięża Dariusza i Porusa, lecz sam nieźle żyje i innym żyć pozwala.

Psychologowie tacy żerują głównie na życiu prywatnym wielkich postaci historycznych i na tym, co ich charakteryzuje jako ludzi prywatnych. Każdy człowiek musi jeść, pić, ma przy­jaciół i znajomych, podlega uczuciom i chwilowym porywom. Dla kamerdynera nikt nie jest bohaterem, mówi znane przysło­wie, które uzupełniłem w ten sposób (a Goethe powtórzył to w dziesięć lat później), że nie dlatego, by ten nie był bohaterem, lecz dlatego, iż tamten jest kamerdynerem. Wszak on to ściąga bohaterowi buty, ściele mu łóżko, zna jego predylekcję do szam­pana itd. Osobistości historyczne, obsługiwane w dziejopisar­stwie przez takich psychologicznych kamerdynerów, niedobrze na tym wychodzą; ściągają ich oni z wyżyn, sprowadzają do poziomu, a nawet o parę szczebli poniżej poziomu moralnego owych przenikliwych znawców ludzkiej duszy. Homerowy Ter-sytes4, łający królów, jest figurą, która przetrwa wsze czasy. Wprawdzie nie w każdej epoce dostaje on za to, jak w czasach Homera, tęgim kijem, ale zawiść i upór tkwią jak cierń w jego skórze, a nieśmiertelny robak, który go toczy, to udręka zawo­du, że jego znakomite plany i krytyki świat pozostawia bez ja­kiegokolwiek efektu. Można doprawdy odczuwać złośliwą ra­dość z powodu losu tersytyzmu.

Wielkie postacie historyczne nie mają zazwyczaj tej prak­tycznej trzeźwości, aby pamiętać o takich czy innych drobiaz­gach, aby liczyć się z wieloma rzeczami, gdyż oddane są nie­podzielnie i bez zastrzeżeń jednemu tylko celowi. Dlatego to zdarza się nieraz, że odnoszą się lekkomyślnie do innych spraw wielkich, a nawet świętych, i postępowanie to można oczywiście 2 moralnego punktu widzenia ganić. Ale wielki człowiek musi zdeptać na swej drodze niejeden niewinny kwiat i niejedną rzecz zburzyć.

Interes szczególny namiętności jest więc nierozerwalnie związany z wprowadzeniem w czyn celu ogólnego; to, co ogólne, wynika bowiem z tego. co szczegółowe i określone, oraz z ich

przypis 3 na s. 118.

1 T c r s y t c s — zob.

210

negacji. Interesy szczegółowe zwalczają się wzajemnie i część ich skazana jest na zagładę. Idea ogólna nie wdaje się w te prze­ciwieństwa i w tę walkę, nie naraża się na niebezpieczeństwo; niezagrożona i nienaruszona trzyma się jakby na dalszym pla­nie. Można to nazwać chytrościa rozumu, że każe namiętnościom działać dla siebie, przy czym to, co dzięki temu dochodzi do istnienia, ponosi straty i ofiary. Mamy tu bowiem do czynienia ze zjawiskiem, a w zjawiskach jedna część jest niczym, druga zaś ma wartość pozytywną. Sprawy partykularne są przeważnie zbyt drobne w stosunku do ogólnych: jednostkę składa się w ofierze i skazuje na zagładę. Idea opłaca haracz istnienia i znikomości nie własnym kosztem, lecz kosztem namiętności jednostek.

Jeśli tedy musimy się pogodzić z tym, że jednostka, jej cele i realizowanie tych celów składane są w ofierze, a jej szczęście w ogóle oddane jest na los świata przypadku, do którego należy, oraz z tym, że rozpatrujemy jednostki w ogóle jedynie jako środki, to jest w nich jednak pewna strona, którą nawet w po­równaniu z tym, co najwyższe, wahamy się rozpatrywać z tego punktu widzenia, ponieważ nie jest ona czymś po prostu pod­rzędnym, lecz istnieje w nich jako coś, co samo w sobie jest wieczne i boskie. Tym jest moralność, etyka, religijność.

Tłumaczyli J. Grabowski i A. Landman

ARTUR SCHOPENHAUER

Arthur Schopenhauer (1788—1860) studiował w różnych uni­wersytetach. Dość wcześnie rozpoczął działalność naukową, ale jego doktryna filozoficzna nie znalazła wówczas entuzja­stów i dopiero w drugiej połowie XIX i na początku XX stulecia zaczęła wywierać wpływ na filozofię i literaturę. Najważniejszym jego dziełem jest Świat jako wola i wyobra­żenie. Schopenhauer pesymistycznie patrzył na świat_i_ życie. Uczył rezygnacji bez pokory, współczucia, bez miłości bliź­niego, buntu bez działania. Negował postęp, był zwolennikiem silnej władzy, wielbił angielski liberalizm i domagał się in­dywidualnej wolności. Zalecał kontemplację, bo ona odrywa człowieka od niepokoju. Ale kontemplacja daje nam nie tylko


211


ulgę, lecz także i najwyższe poznanie. Jeżeli są jakieś wiecz­ne idee stanowiące osnowę i wzór rzeczywistości, to można je poznać tylko w kontemplacji. Schopenhauer wysoko cenił indyjską koncepcję nirwany jako wizję ostatecznego, celu człowieka.

Zob. Jan Carewicz: Schopenhauer. Warszawa 1970, oraz Jan Tuczyński: Schopenhauer a Mloda Polska, Gdańsk 1969.

Ideał

nirwany

Powszechnie przyjęty stan pozytywny, który nazywamy bytem, a którego negację wyraża w najogólniejszym sensie pojęcie ni­cości, to właśnie świat wyobrażenia, wykazałem zaś co do niego, że jest przedmiotowością woli, jej zwierciadłem. Tą wolą i tym światem my sami też jesteśmy. (...) Dopóki jednak sami jesteś­my wolą życia, możemy poznać i określić nicość tylko negatyw­nie, albowiem stare twierdzenie Empedoklesa 1, że podobne tylko przez podobne może być poznane, tu właśnie całe nasze pozna­nie wyznacza, tak jak na odwrót, na nim polega w ostatniej instancji możliwość wszelkiego prawdziwego poznania, tj. świa­ta jako wyobrażenia, czyli 'przedmiotowości woli. Albowiem świat jest samopoznaniem woli.

Gdyby jednak mimo to ktoś się upierał przy zdobyciu ja­kiejś pozytywnej wiedzy o tym, co filozofia potrafi wyrazić tyl­ko negatywnie jako zaprzeczenie woli, nie zostanie nam nic in­nego, jak wskazać na ten stan, w jakim pogrążyli się wszyscy ludzie, którzy osiągnęli całkowite zaprzeczenie woli, a który określa się słowami ekstaza, zachwycenie, objawienie, zjedno­czenie z Bogiem itd.; ale tego stanu nie można właściwie nazwać poznaniem, ponieważ nie przybiera on już formy podmiotu i przedmiotu, a ponadto dostępny jest tylko własnemu doświad­czeniu, bez możliwości dalszego przekazania.

My jednak, którzy pozostajemy tu całkowicie na stanowisku filozoficznym, musimy zadowolić się wiedzą negatywną i tym, że osiągnęliśmy ostateczną granicę wiedzy pozytywnej. Skoro poznaliśmy zatem, że najgłębszą istota świata jest wola, i skoro prześledziliśmy ją, poczynając od bezwiednego parcia ciemnych

1 J5 m pedokles (495—435 p.n.e.) — filozof grecki, cudotwórca, uzdrowiciel; odbierał cześć prawie boską.

212

sił przyrody aż po świadomą działalność ludzką, nie popadamy bynajmniej w niekonsekwencje głosząc, że razem ze swobodnym zaprzeczeniem, z rezygnacją z woli, znikają też wszystkie zja­wiska, ów stały pęd i stałe dążenie bez celu ni spoczynku na wszystkich szczeblach przedmiotowości, w postaci którego i dzię­ki któremu istnieje świat; znika różnorodność form stopniowo po sobie następujących, znika wraz z wolą wszelki jej przejaw, a na koniec także najogólniejsze tego przejawu formy -— czas i przestrzeń, oraz jego podstawowa postać — podmiot i przed­miot. Nie ma woli — nie ma wyobrażenia, nie ma świata.

Pozostaje przed nami tylko nicość. Ale to, co broni się w nas przed rozpłynięciem w nicość, natura nasza, jest przecież także tylko wolą życia, którą my sami jesteśmy, tak jak ona jest na­szym światem. Jeśli czujemy taki wstręt do nicości, jest to tylko inny wyraz tego, że tak bardzo chcemy żyć, że nie jesteśmy niczym innym jeno tą wolą i niczego nie znamy oprócz niej. Ale gdy odwrócimy nasz wzrok od własnej nędzy i własnego uwikłania i skierujemy go na tych, którzy przezwyciężyli świat, których wola zdobyła pełnię samopoznania, odnalazła się we wszystkim i następnie z własnej woli się zaprzeczyła, na ludzi, którzy oczekują już tylko na to, że wraz z ciałem, które wola ożywia, zniknie też jej ostatni ślad, wówczas zamiast bezustan­nego pędu i dążenia, zamiast stałego przechodzenia od życzeń do obaw i od radości do cierpień, zamiast nie spełnionej nigdy i nigdy nie ginącej nadziei, na której polega sens życia ludz­kiego obdarzonego wolą, zobaczymy pokój wyższy nad wszelki rozum, zupełną ciszę na morzu sumienia, spokój głęboki, nie­zachwianą wiarę w siebie i radość, której pewnym i zupełnym zwiastunem jest owa światłość na twarzy, jaką malował Rafael i Correggio: tylko poznanie pozostało, wola znikła. My jednak spoglądamy wtedy z głęboką, bolesną tęsknotą na ten stan, obok którego nasz własny, żałosny i niepoprawny, uwydatnia się tym bardziej prawem kontrastu. Niemniej tylko te rozważania mogą nam przynieść trwałą pociechę, gdyż z jednej strony poznaliśmy nieusuwalne cierpienie i bezbrzeżny ból jako istotne przejawy woli na świecie, a z drugiej strony ujrzeliśmy, że przy zniesieniu woli świat się rozpływa, a przed nami stoi pusta nicość. W ten sposób więc, rozpatrując żywot i uczynki świętych, których co

213


prawda rzadko kemu dane jest poznać z własnego doświadcze­nia, ale których istnienie poświadcza spisana historia ich życia, a przedstawia ich z piętnem prawdy wewnętrznej sztuka, po­winniśmy pozbyć się przykrego wrażenia owej nicości, która kryje się za wszelką cnotą i świętością jako ich cel ostateczny, a której boimy się tak, jak dzieci boja się ciemności, zamiast jak Hindusi obejść ją za pomocą mitów lub słów bez znaczenia, jak np. wchłonięcie przez Brahmę2 lub nirwana3. Przyznajemy głośno: to, co pozostaje po całkowitym zniesieniu woli, jest wprawdzie dla wszystkich, którzy jeszcze pełni są woli — ni­cością. Ale też na odwrót, dla tych, u których wola dokonała zwrotu i się zaprzeczyła, świat nasz, tak realny ze wszystkimi swymi słońcami i drogą mleczną, jest — niczym.

O istocie sztuki

Nie tylko filozofia, ale również sztuki piękne są w istocie na­stawione na rozwiązanie zagadki bytu. W każdym bowiem umy­śle, który choć raz oddał się obiektywnym rozważaniom nad światem, rodzi się głęboko nieraz ukryte i nieuświadomione dą­żenie do uchwycenia prawdziwej istoty rzeczy, życia, bytu. Gdyż tylko to jest przedmiotem zainteresowania umysłu jako takiego, tj. czystego podmiotu poznania, uwolnionego od zamiarów woli, tak jak przedmiotem zainteresowania podmiotu, który poznaje tylko' jako indywiduum, są jedynie cele, jakie stawia sobie wo­la. — Z tego powodu każdy efekt czysto obiektywnego ujęcia rzeczy, a więc także ujęcia ich przez sztukę, jest jeszcze jednym wyrazem istoty życia i 'bytu, jeszcze jedną odpowiedzią na py­tanie „czym jest życie?" — Na to pytanie każde prawdziwe, udane dzieło sztuki odpowiada zupełnie prawidłowo w sobie właściwy sposób. Sztuka przemawia jednak tylko naiwnym, dziecinnym językiem obrazu, a nie abstrakcyjnym, poważnym językiem refleksji: odpowiedź jej jest więc lotnym obrazem,

2Brahma — w hinduizmie bóg, stwórca i opiekun świata, przed­stawiany w postaci mężczyzny o czterech głowach i czterech ramionach.

3 nirwana — zgaśniecie, jedno z podstawowych pojęć religii i fi­lozofii indyjskiej, szczególnie buddyzmu; stan, w którym następuje zanik bytu indywidualnego, pragnień i pożądań.

214

a nie trwałą wiedzą ogólną. Na to pytanie naoczną odpowiedź daje więc każde dzieło sztuki, każde malowidło, każdy posąg, każdy wiersz, każda scena w teatrze; muzyka odpowiada też na nie, i to głębiej niż wszystkie inne sztuki, wypowiada bowiem najgłębszą istotę wszelkiego życia i bytu w języku zrozumiałym całkiem bezpośrednio, który nie daje się jednak przełożyć na język rozumu. Pozostałe sztuki stawiają więc przed osobą za­dającą pytanie obraz widzialny i mówią do niej: „Patrz, oto jest życie". — Ale jakkolwiek całkiem słuszna to odpowiedź, zado­wala ona zawsze tylko przez, chwilę, nie daje zaś pełnego i osta­tecznego zadowolenia. Sztuki te dają bowiem zawsze tylko frag­ment, przykład zamiast reguły, zamiast całości, którą dać może tylko ogólne pojęcie. Odpowiedź w języku • pojęć, w refleksji, in abstracto, a zatem także odpowiedź niezmienna, wystarcza­jąca raz na zawsze — oto zadanie filozofii. Widać tu zarazem, na czym polega pokrewieństwo filozofii oraz sztuk pięknych, można też stąd wywnioskować, że zdolności, jakich one wyma­gają, są w istocie niezmiernie podobne, choć kierują się w różne strony i różnią się przejawami drugorzędnymi.

Zgodnie z tym każde dzieło sztuki stara się pokazać nam rzeczy takie, jakimi są one naprawdę; na skutek tego, że zakry­wają je przypadkowo obiektywne i subiektywne zasłony, nie każdy potrafi uchwycić je bezpośrednio. Sztuka zdejmuje te zasłony.

Wiadomo powszechnie, że dzieła poetów, plastyków i każ­dego w 'Ogóle artysty, który coś przedstawia, kryją w sobie skar­by głębokiej mądrości; dzieje się tak, ponieważ przemawia przez nie sama prawda natury, tłumaczą one tylko jej wypowiedzi za pomocą uwyraźnienia i powtórzenia. Dlatego też każdy, kto czy­ta wiersz lub ogląda dzieło sztuki, musi przyczynić się własny­mi siłami do wydobycia na jaw tej mądrości; tyle więc tylko z niej pojmuje, na ile pozwalają jego zdolności i wykształcenie, tak jak żeglarz, któremu długość sondy dyktuje możliwość zgrun-towania dna morskiego. Przed obrazem powinno się stać jak przed władcą, w oczekiwaniu, czy i jak się odezwie, i tak jak w tamtym wypadku nie należy odzywać się samemu, bo wów­czas słyszy się tylko własny głos. — Stosownie do tego, w dzie­łach sztuki jest wprawdzie zawarta wszelka mądrość, ale tylko

215


virtualiter4 (lub implicite; filozofia natomiast stara się dać ją actualiter) i explicite i w tym sensie pozostaje do sztuki w ta­kim stosunku, jak wino do gron winnych. Filozofia obiecuje wiec realny, czysty zysk, zdobycz trwałą i niezniszczalną, gdy tymczasem osiągnięcia i dzieła sztuki dają tylko coś, co trzeba stwarzać wciąż na nowo. Ale za to filozofia stawia odstręcza-jące, trudne do spełnienia wymogi nie tylko temu, kto chciałby tworzyć w niej dzieła, ale też temu, kto chciałby z nich korzy­stać. Dlatego ma nieliczną publikę, gdy sztuka ogromną.

Współudział widza przy rozkoszowaniu się dziełem sztuki, którego domagaliśmy się powyżej, polega po części na tym, że każde dzieło sztuki działa tylko za pośrednictwem fantazji, a więc musi ją pobudzić i fantazja nie może nigdy pozostać bez­czynna. Wynika stąd jednak, że dzieło sztuki nie dostarcza zmy­słom wszystkiego bez reszty, lecz tylko tyle, ile trzeba, by skie­rować fantazję na właściwą drogę; zawsze musi jeszcze zostać jakaś praca dla niej, i to najważniejsze. Nawet powieściopisarz musi przecież zawsze dać jeszcze czytelnikowi do myślenia, słu­sznie też powiedział Voltaire, że ,,le secret d'etre ennuyeux, c'est de tout dire"5. Ale ponadto w sztuce to, co najlepsze, jest zbyt uduchowione, aby zmysły mogły to wprost odebrać; trzeba, aby zrodziło się to w fantazji widza, czy lepiej, by zo­stało tam stworzone przez dzieło sztuki. Stąd się bierze, że szki­ce wielkich mistrzów działają nieraz silniej niż wykończone przez nich obrazy.

Woluntaryzm i determinizm

(...) każda istota bez wyjątku działa z bezwzględną konieczno­ścią, natomiast egzystencją swą i okoliczność, że jest tym, czym jest, zawdzięcza swej wolności.

Pesymizm

Gdyby cierpienie nie 'było najbliższym i bezpośrednim celem naszego życia, egzystencja nasza byłaby zupełnie bezsensowna.

4 virtualiter — zob. przypis 1. na s. 206.

5 l e s o er et... (fr.) — sekret bycia nudnym polega na tym, by
powiedzieć wszystko.

216

Absurdem jest bowiem zakładać, że ból bezmierny, który wyni­ka z nieszczęścia jako istotnej cechy życia, ból. którego pełno na świecie, jest bezcelowy i czysto przypadkowy. Wprawdzie każde nieszczęście z osobna wydaje się wyjątkiem, ale nieszczę­ścia -jako takie jest regułą. (...)

Nie znam więc większego absurdu niż ten, jaki głoszą nie­mal wszystkie systemy metafizyczne, które uznają zło za czyn­nik negatywny, podczas gdy jest ono właśnie czymś pozytyw­nym, czymś, co samo daje się odczuć.

(...) w dobrych dniach nie wiemy, jakie nieszczęście los nam właśnie sposobi — chorobę, prześladowanie, nędzę, kalectwo, ślepotę, obłęd, śmierć itd. Historia ukazuje nam życie narodów i opowiada wyłącznie o wojnach i rebeliach; chwile pokoju po­jawiają się tylko od czasu do czasu jako krótkie pauzy, antrakty. I tak też przebiega życie jednostki jako wieczna walka, nie tyl­ko w przenośni — z biedą lub nudą, lecz dosłownie — z innymi ludźmi. Wszędzie człowiek trafia na przeciwnika, żyje w nie­ustannej walce i umiera z bronią w ręku. (...)

Potrzeby człowieka, które początkowo niemal równie łatwo zaspokoić jak potrzeby zwierząt, potęguje on celowo, by zwięk­szyć rozkosze: stąd luksus, stąd smakołyki, tytoń, opium, napoje wyskokowe, przepych i wszystko, co z tym związane. Dochodzi do tego, również na skutek refleksji, źródło rozkoszy, a więc i cierpień, znane tylko ludziom.

(...) suma cierpień przewyższa u człowieka znacznie sumę roz-k-oszy, a powiększa się ona jeszcze ogromnie przez to, że on wie naprawdę o śmierci, podczas gdy zwierzę ucieka przed nią tylko instynktownie, nie znając jej właściwie, nigdy nie patrząc jej prosto w oczy tak jak człowiek, który obraz jej widzi wciąż przed sobą. (...)

Kiedy człowiek wyobrazi sobie w przybliżeniu sumę nie­szczęścia, bólu i cierpień wszelkiego rodzaju, jaką słońce ogląda w swym biegu, będzie musiał przyznać, iż byłoby znacznie le­piej, gdyby na ziemi, tak jak na księżycu, nie zdołało ono wy­wołać zjawiska życia. (...) Nasze życie można też ująć jako nie­potrzebny epizod, zakłócający błogi spokój nicości. W każdym razie nawet ten, komu powiodło się znośnie, poznaje w miarę życia coraz wyraźniej, że w całości wzięte życie jest rozczarowa-

217


niem, zaprzeczeniem, oszustwem lub mówiąc dobitnie, że nosi ono piętno wielkiej mistyfikacji, by nie rzec: szalbierstwa. (...)

Świat jest, mianowicie, piekłem, a ludzie są na nim z jednej strony cierpiącymi duszyczkami, a z drugiej — diabłami. (...)

Przekonanie, że świat, a więc i człowiek także są czymś, czego właściwie być nie powinno, nadaje się do tego, by wpoić nam wzajemną pobłażliwość wobec siebie, czegóż bowiem po ta­kim orzeczeniu można od istot oczekiwać? Więcej, z tego punktu widzenia można dojść do wniosku, że stosownym zwrotem, kie­dy człowiek odzywa się do człowieka, nie jest monsieur, sir itd., lecz „towarzyszu cierpień, soci malorum, compagnon de miseres, my fellow-sufferer" [wszystkie zwroty mają to samo znaczenie — przyp. M.Ł.]. Jakkolwiek brzmi to dziwnie, odpowiada jednak istocie sprawy, rzuca właściwe światło na drugiego człowieka i przypomina o rzeczach najważniejszych: o tolerancji, cierpli­wości, poszanowaniu i miłości bliźniego, których każdy potrze­buje, a zatem też każdy jest je winien.

Tłumaczył J. Carewicz

ANDRZEJ TOWIAŃSKI

Andrzej Towiański (1799—1878^ studiował prawo na uniwer­sytecie w Wilnie. W r. 1828 w wileńskim kościele Bernardy­nów miał doznać objawienia i od tej pory występował jako prorok, głosząc program opracowanej przez siebie nowej dok­tryny wiary. Rolę mesjaniczną w nadchodzącej epoce dzie­jów wyznaczał Słowiańszczyźnie i postulował pojednanie Pol­ski z Rosją. Od r. 1840 działał w Paryżu, organizując Koła Sług Sprawy Bożej. (Bierność Towiańskiego wobec polskiej walki narodowowyzwoleńczej doprowadziła do założenia przez Mickiewicza odrębnego koła w 1846 r.). Poglądy mesjanistycz-ne Towiańskiego wpłynęły na twórczość literacką i refleksję filozoficzną Słowackiego, Goszczyńskiego i Mickiewicza. Zob. Adam Sikora: Towiański i rozterki romantyzmu. War­szawa 1984.

Sens cierpienia. Drogi odkupienia

Naznaczywszy Bóg dla Polaka pokutę i narzędzie prowadzące po drodze pokuty, naznaczył powinności, stosunki, wszelkie po-

218

stepowanie Polaka z narzędziami tymi, jako pole, na którym Po­lak złożyć powinien owoce chrześcijaństwa, dotąd w duchu tylko noszonego. Stad to powinności przywiązane do tego pola stały się główną powinnością Polaka pokutnika, pierwszym czynem jego chrześcijańskim, warunkiem bytu, wolności i zbawienia je­go. Ta powinność nie może być spełnioną wedle prawa ziemi sa­mej, czynem tylko zewnętrznym, poddaniem się sile, posłuszeń­stwem niewolniczym, co i najniższe nawet stworzenia zmuszone są czynić. Powinność ta może jedynie być spełniona wedle prawa i w duchu Chrystusowym, w uczuciu miłości i ofiary chrześci­jańskiej,, która poświęca się chętnie dla prawdziwego dobra każ­dego bliźniego, a zatem i bliźniego—narzędzia pokuty; w uczu­ciu poddania się i wierności chrześcijańskiej dla tegoż bliźnie­go—narzędzia; w uczuciu poszanowania i pokory chrześcijań­skiej należnej dla myśli Bożej, spoczywającej na wszelkiej wła­dzy, zarówno czy ta władza idzie z łaski lub z dopuszczenia Bo­żego, zarówno czy ta myśl Boża spełnia się. Powinność ta może jedynie być spełniona w charakterze chrześcijańskim, który przy powyższych uczuciach stawi zawsze dla wszelkiej władzy swojej prawdę, szczerość i czystość wewnętrzną: który do powyższych uczuć łączy zawsze uczucie poddania się Bogu, zależności od Bo­ga samego, a stąd wolności i energii chrześcijańskiej.

Uczucia te, sprzeczne z sobą i niepodobne do spełnienia w prawie ziemskim, w prawie Chrystusa zgadzają się i łatwo spełniają się, stanowiąc jedno uczucie wyższe, jeden charakter chrześcijański. Chrystus Pan jest tego wzorem dla człowieka, a Polak dla rachunków swoich powołany został, aby siłą chrze­ścijańską, powiększoną w pokusie, szedł bliżej od wielu za wzo­rem tym, aby pogodził obowiązki swoje dla Boga i obowiązkami dla władzy, aby w całej rozciągłości spełnił słowa Chrystusa Pana: „Oddawajcie cesarzowi, co jest cesarskiego, a Bogu, co jest boskiego". Żadne prawo i zwyczaj świata, żadne położenie człowieka nie usprawiedliwia połamania prawa Chrystusowego, bo prawo to dane jest, aby spełnionym było w każdym położe­niu, w którym Bóg stawi człowieka wiskutek rachunków jego; żadne położenie nie usprawiedliwia fałszu, kłamstwa, pochleb­stwa i zdrady, bo postępowanie chrześcijańskie nie przestaje

219



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
A Schopenhauer O śmierci i jej stosunku do nieśmiertelności samej naszej istoty ostatnie zajęcia
hfn, 17. Schopenhauer, Comte i Fourier, Skrajny egotyzm wynoszony do rangi myślenia
Freud Schopenhauer
HLP Podraza Schopenhauer i chuc
Historia filozofii nowożytnej, 25. Schopenhauer - die welt als wille und vorstellung, Arthur Schopen
Schopenhauer Metafizyka zycia i smierci
schopenhauer
Inspiracje schopenhauerowskie opracowanie
7 A Schopenhauer, Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów pdf
schopenhauer
Schopenhauer,?rgson, Nietzsche i ich oddziaływanie na twórców Młodej Polski
SCHOPENHAUER pisma
Dialektyka Erystyczna A Schopenhauer
Schopenhauer A. Dialektyka erystyczna, l-z
Inspiracje schopenhauerowskie
Schopenhauer - Dialektyka Erystyczna (Sztuka prowadzenia sporów), Nauka
SCHOPENHAUER, Filozofia MP

więcej podobnych podstron