DLACZEGO BAMBUSY PRZYPOMINAJÄ„ KORZENIE?
Pewnego razu wybrał się Bóg na przechadzkę po afrykańskiej ziemi. Byt zadowolony ze swojego dzieła. Ziemia była czerwona jak zachodzące słońce. W oddali przemykały zwierzęta różnego gatunku. Kiedy się do nich zbliżył, pokłoniły się nisko, a On obdarzył je promiennym uśmiechem.
Czy jesteście zadowolone z mojego dzieła? - zapytał ciepłym głosem.
W zasadzie tak, choć jest coś, co utrudnia mi życie - pożalił się lampart. - Otóż nie mogę znaleźć takiego miejsca, gdzie mógłbym spokojnie odpocząć. W dzień ziemia i skały są zbyt gorące, w nocy zaś za zimne, a mam przecież takie delikatne ciało... Może mógłbyś coś na to poradzić?
A mnie bolą kopytka od skakania - westchnęła antylopa. - Wciąż tylko skały i skały, i jeszcze te grudy ziemi. Żadnego urozmaicenia. Marzy mi się coś miękkiego, co by mi nie przeszkadzało.
W innym miejscu drogę Bogu zastąpił lew.
- Słońce mi za bardzo dokucza - mówił. - Cień, który dają wzgórza, nie wystarcza
mi. Chciałbym, żeby na środku sawanny było coś, co by go dawało. Miałbym też przy
okazji dobry punkt obserwacyjny.
Małpy utyskiwały, że chciałby mieć jakąś rozrywkę i mogły na czymś doskonalić swoją sprawność. Małe wikłacze bały się, że któreś ze zwierząt może je nie zauważyć i stratować. Żyrafa zwierzała się, że boli ją szyja od szukania pożywienia na ziemi. Wolałaby coś bardziej dostosowanego do jej wzrostu. Wąż nie chciał pełzać tylko po ziemi, bo plącze się tylko pod nogami, a fenek miał pretensje, że nie ma odrobiny prywatności, bo wszyscy go widzą. Nawet słoń-olbrzym narzekał, że nie ma nic, o co mógłby się oprzeć czy podrapać. Najbardziej niezadowolona była hiena, choć ona nie poprosiła o nic. Nieufnie przyglądała się wszystkiemu z daleka.
Bóg z uwagą wysłuchał próśb zwierząt, a na koniec zebrał je w jedno miejsce.
- Spełnię teraz wasze życzenia. Każdy dostanie maleńkie ziarenko, które musi po
sadzić i tak o nie dbać, by urosło - powiedział.
Zwierzęta kolejno pochodziły po swój przydział, a następnie udawały się na poszukiwanie odpowiedniego miejsca dla swojego skarbu. Po jedno ziarenko jednak nikt się nie zgłosił. Bóg wiedział, że należy ono do hieny, ale fałszywa duma nie pozwoliła jej po nie przyjść. Mimo to ulitował się nad niepokornym stworzeniem i zostawił ziarenko na skale. Kiedy tylko się oddalił, hiena natychmiast je zabrała. Nie wiedząc, co z nim zrobić, zaczęła je żuć. W końcu, całkiem już pogryzione, ukryła w ziemi na pustkowiu i uciekła.
Po pewnym czasie posadzone przez zwierzęta rośliny zaczęły kiełkować, a później rozrastać. Radość wszystkich nie miała końca.
Spójrzcie na mój heban - chwalił się lew - jest tak piękny i królewski jak ja!
A moja akacja - zachwycała się żyrafa - jest tak smukła i wysoka, że nie muszę się schylać, by zerwać z niej listki.
Nasze palmy to dopiero cudo! - wykrzykiwały małpy. - Są na nich pyszne owoce, ale możemy też po nich skakać, zwisać i robić, co tylko przyjdzie nam do głowy.
A ja mogę wślizgiwać się teraz na drzewo bananowca i spokojnie odpoczywać - syczał rozmarzony wąż.
Tylko hiena byÅ‚a dalej niezadowolona. PobiegÅ‚a w miejsce, gdzie posadziÅ‚a swoje ziarenko. Ku jej zdumieniu daÅ‚o sobie ono radÄ™ i mimo że nikt o nie dbaÅ‚, wyrosÅ‚o na maÅ‚e Å›liczne drzewko. Hieny nie ucieszyÅ‚ jednak ten widok, a wrÄ™cz przeciwnie, rozÅ‚oÅ›ciÅ‚. W nocy, kiedy wszystkie zwierzÄ™ta poszÅ‚y już spać, wyrwaÅ‚a drzewko i wsadziÅ‚a je korzeniami do góry. „A teraz spróbuj dalej rosnąć" - zachichotaÅ‚a zÅ‚oÅ›liwie.
Nazajutrz zwierzęta ujrzały przedziwny widok. Oto na środku pustkowia rosło drzewo o dziwnym wyglądzie. Było brzydkie i poskręcane jak korzeń.
Widział to też Bóg i wezwał hienę do siebie.
- Za to, że nie doceniłaś mojego daru, będziesz odtąd zadowalać się resztkami pozostawionymi przez inne zwierzęta. Nikt cię przez to nie będzie lubił. Nie chciałaś okazać troski maleńkiemu ziarenku, to i o ciebie nikt nie będzie się troszczył. Drzewo zaś, które odrzuciłaś, stanie się symbolem siły i dumy całej Afryki. Będzie silne i trwałe jak żadne inne. Przez wieki będzie dawać schronienie wszystkim zwierzętom oprócz ciebie.
Åšwiat Misyjny 2/2006 s. 14-15