Carpe diem*
by Sal
..:I:..
I... to koniec. Krótkie pożegnanie... kilka uścisków dłoni, kilka przyjacielskich pocałunków w policzek... Obietnica ponownego spotkania za rok. I znowu sama... Powinna się cieszyć, wszystko się skończyło pomyślnie, udało jej się pomóc w ocaleniu świata... Tylko jakim kosztem? Nie ma gdzie wracać. Jej świątynia nie istnieje, nie ma złotych smoków... A nawet gdyby, nie wróciłaby tam. Nie po tym co usłyszała, nie po tym, co przeżyła.
- Ech, beznadzieja - powiedziała do siebie. Był już późny wieczór, a była w środku jakiegoś lasu, sama, zmęczona, głodna i brudna. Gdyby chociaż miała dość energii na przemianę w smoka... doleciałaby jakoś do miasta czy wioski, nie byłoby problemu... a tak... chyba czeka ją zimna noc pod gwiazdami...
Spojrzała krytycznie na swoje "obozowisko", czyli małe, dymiące ognisko i posłanie z płaszcza. Bywało gorzej, pomyślała, nie narzekaj. Jutro dojdzie do miasta i wyśpi się porządnie... Delikatnie ułożyła jajko Vala na posłaniu z płaszcza, sama położyła się na trawie, przeklinając w duchu niewygodę. Zdejmując płaszcz siłą rzeczy została w samej sukience, co dawało się nieźle we znaki. Komary obsiadały każdy odkryty centymetr jej ciała. Nie mogły przebić twardej smoczej skóry, ale samo uczucie, kiedy łazi ci coś po skórze przyjemne nie jest. Jedyne, co podnosiło ją na duchu, to widok gwiazd. Od dziecka uwielbiała na nie patrzeć, zawsze oczarowywał ją ten widok. Położyła się, i zamknęła oczy... bardzo chciało jej się spać... nagle poczuła, że ktoś ją obserwuje.
Podniosła się, dla pewności wyciągając swoją maczugę.
- Kimkolwiek jesteś - krzyknęła - wychodź!! Wiedz, że się nie boję!!!
W odpowiedzi usłyszała ciepły śmiech, gdzieś z drzewa nad nią. Znała ten głos. Znała go bardzo dobrze. Za dobrze. Uniosła maczugę trochę wyżej, w kierunku, z którego dobiegał śmiech.
- Tak od razu? - usłyszała jeszcze - Nie lepiej się przywitać?
- Nie z tobą - odpowiedziała - Złaź, albo znikaj.
To, że ktoś zeskoczył na ziemię, wyczuła tylko dlatego, że mrok kilka metrów przed nią stał się trochę głębszy. Nic oprócz tego nie zdradzało jego obecności. Nawet aura... jak on to zrobił?
- Masz coś przeciwko starym przyjaciołom?
- Nie jesteś moim przyjacielem - zmrużyła oczy - Nigdy nie byłeś i nigdy nie będziesz. A teraz znikaj, bo już dawno nie miałam komu przyłożyć... .
- Od razu tak ostro? - pewnie się uśmiechnął, bo jego głos poweselał - A może chcę z tobą porozmawiać?
- Niby o czym?
- Hmmm... na przykład... co będziesz teraz robić? Gdzie będziesz mieszkać? Miła, przyjacielska konwersacja, nic więcej.
Usiadła zrezygnowana na korzeniu jakiegoś drzewa. Nie pozbędzie się go tak szybko jak by chciała. Niby mogłaby go walnąć, może by się wyniósł... ale on jest o wiele silniejszy... jeśli się zdenerwuje... Jakoś z nim wytrzymam, pomyślała, w końcu się znudzi.
- Dlaczego milczysz, moja Fi?
- Nie jestem twoja - odpowiedziała grobowym głosem - I jak jeszcze raz nazwiesz mnie Fi, to tylko fioletowe kłaki będą dowodem, że krwawa miazga była kiedyś tobą.
- Eech, Filia... z tobą zawsze tak samo - usiadł koło niej, poczuła ciepło jego ramienia - Co będziesz teraz robić?
- Ja... .. nie wiem... może otworzę gdzieś sklep... albo... - odwróciła się w jego stronę - Po co ja ci w ogóle odpowiadam? Zresztą... nigdy się nie zobaczymy, mam nadzieję.
- Naprawdę byś tego chciała?
- A co myślałeś? To, że jestem samotna nie znaczy... - przerwała, zdając sobie sprawę z tego, że powiedziała za dużo. Teraz będzie miał kolejny powód, żeby jej dokuczać...
- Jesteś samotna?
- A co ci do tego... nie masz uczuć, nie wiesz jak to jest być samotnym...
- Wierzysz w to?
- W co? - pochyliła głowę - Nie mam ochoty na twoje gierki.
- W to, że nie mam uczuć
- Wszyscy wiedzą, że Mazoku nie mają uczuć - powiedziała - Nawet dzieci.
- Więc wszyscy się mylą, moja droga Fi. Nawet dzieci. To przesąd. Wymyślony przez Ryuzoku zresztą.
- Przesąd? - w jej głosie było niedowierzanie - Po co niby mielibyśmy go wymyślać?
- Twoi... przodkowie chcieli, żebyście uważali nas na demony pozbawione uczuć... łatwiej walczyć z kimś takim, prawda? Łatwiej zabić nieczułego Mazoku, niż kogoś, kto zostawi ukochaną osobę samą...
- Po co mi to mówisz? Znowu chcesz zniszczyć coś, w co wierzyłam? Wywrócić moje życie do góry nogami?
- W pewnym sensie... tak.
- Namagomi, co t- nie pozwolił jej skończyć. Zamknął jej usta delikatnym, krótkim pocałunkiem, jednocześnie przysuwając się bliżej i obejmując ją. Kiedy się odsunął, poczuła, że robi się wściekle czerwona. Dziękowała bogom za to, że jest noc.
I, o dziwo, nie była na niego wściekła za to, co zrobił. Wbrew samej sobie. A może... kiedy ją całował... poczuła, że uwalnia się wiele rzeczy ... uczuć... których sama się nie domyślała. To był jej pierwszy pocałunek w życiu.
- Nie pozwolę, żebyś była sama - szepnął - Już nigdy.
Jedno spojrzenie. Jedno spojrzenie w te jego oczy, błyskające w ciemności... i... i... była zgubiona. Byli zgubieni...
Po chwili całowali się jak szaleni, namiętnie... byle więcej i więcej... Przycisnęła się do niego, jej dłonie wplątały się w jego włosy, jego w jej...
Loving you madly will be forever
I see the ocean in you eyes when we're together
There are no boundaries
There are no limits
My heart has been embraced
Now that youre in it
Hold me closer to your dreams
Closer to your fears
Closer to your laugter
Hold me when you' re close to tears
Time passes by seconds into minutes
Every field and flower fades, but love's infinite
There are no boundaries
There are no limits
My heart's a bigger place
Now that youre in it
Hold me closer to your dreams
Closer to your fears
Closer to your laugter
Hold me when you' re close to tears
I wanna be the one you tell your secrets to
All I want is to be closer
Closer to you
How tight can you hold me?
How long can we stay awake?
How hard can we laugh?
How much love can we make?
Hold me closer to your dreams
Closer to your fears
Closer to your laugter
Hold me when you' re close to tears
I wanna be the one you tell your secrets to
All I want is to be closer
Closer to you
[Gosh... nie no, dlaczego ja widzę głupotę tego, co napisałam dopiero kiedy robię korektę?]