Carpe diem*
by Sal
..:III:..
Właśnie zmywała naczynia, kiedy usłyszała cichy dźwięk, jakby pękanie. Zignorowała go, pewnie z dworu. Albo ze sklepu... Wolała tę pierwszą możliwość. Druga znaczyłaby, że Xellos znowu coś stłukł, jak to zwykł czynić przynajmniej raz na tydzień. Nie dało się ukryć, że nie nadawał się do sprzedawania porcelany. Ale sam chciał. Kiedy odgłos powtórzył się, postanowiła iść sprawdzić, nie mogła przecież pozwolić na takie niszczenie jej cennych porcelanowych filiżanek! Już chciała przejść przez salon do sklepu, ale zatrzymało ją wydobywające się gdzieś z kąta zielone światło.
Podeszła bliżej, jednocześnie zastanawiając się nad możliwymi źródłami światła. Akurat w tamtym kącie trzymała wszystkie magiczne przedmioty z całego domu, osłonięte dla bezpieczeństwa barierą niewidzialności. Coś, co zdołało pokonać ta barierę musi być silne... Szybko zdjęła zaklęcie, jej oczom ukazała się wysoka półka zastawiona najdziwniejszymi przedmiotami. Źródłem światłą było... pękające jajko. Na razie widniało na nim tylko kilka malutkich pęknięć, ale... Val się WYKLUWA!!!!
Spojrzał na żałosne skorupki filiżanki leżące na podłodze. To już druga w tym tygodniu... a tak uważał! Nie mógł używać żadnych mocy w obecności tylu ludzi, nie byłoby to zbyt mądre... Ostatnim razem kiedy uchronił filiżankę przed upadkiem za pomocą zaklęcia przez tydzień nikt nie zaglądał do sklepu. Heh, ludzie zaczynają się bać magii, wolą naukę i nowoczesne technologie... . Już chciał pozbierać skorupki, kiedy usłyszał radosny pisk.
Przysunęła sobie krzesło do jaja, nie chciała nawet na chwilę spuszczać go z oka. Nie mogła w to uwierzyć, wykluwa się! Urządzi mu śliczne przyjęcie na powitanie, zaprosi wszystkich przyjaciół! Ale się zdziwią! No, może nie aż tak, jak wtedy, kiedy wysłała im zaproszenia na swój ślub... Delikatnie pogładziła skorupkę. Ciekawe, ile to potrwa... Dla zabicia czasu zaczęła dokładnie obmyślać każdy element przyjęcia.
Kiedy kurz opadł, w jednej ze ścian kuchni można było zobaczyć sporych rozmiarów wyrwę, wyraźnie wskazującą na użycie ciężkiego ołowianego [chyba ^^] przedmiotu. Osoba dzierżąca w dłoni owo narzędzie zbrodni stała po kuchennej stronie owej dziury i ze wściekłością wpatrywała się w druga osobę, która poprzez uderzenie została wysłana z kuchni na dwór przez ścianę.
- I co, namagomi? Teraz przyznasz mi rację? - schowała maczugę pod spódnicę - I przeprosisz?
Przeszła przez dziurę do ogrodu, ostrożnie omijając gruzy i szkoło ze zbitych okien. Pochyliła się nad leżącym na ziemi Mazoku.
- No? - ponownie wyjęła swoją broń i podstawiła mu pod nos. - Czekam.
- Nie mam za co przepraszać, kochanie... - podniósł się tak, że jego twarz znajdowała się kilka centymetrów od jej twarzy - To nie moja wina, że jesteś bez- nie dane mu było dokończyć, Filia zrobiła użytek ze swojej maczugi i porządnie mu przywaliła.
- Jak śmiesz! Nie nazywaj mnie tak, bo... - zamachnęła się na niego ponownie, ale nie dał się po raz trzeci zaskoczyć - przeteleportował się na pobliskie drzewo.
Siedząc na jednej z niższych, ale i tak nieosiągalnych gałęzi, zaczął bezczelnie chichotać. Ale zrobił błąd - na chwilę przestał uważać. Nie zauważył lecącej w jego stronę maczugi, co zaowocowało kolejnym trafieniem w głowę.
- Filia, to było nieuczciwe!
- Nie mów mi co jest nieuczciwe, ty wredny śmierdzący Mazoku! - krzyknęła podnosząc maczugę spod drzewa - Nie wiesz co to uczciwość!
- Za to ty nie wiesz, co to dobry gust ^^
- Już drugi raz to powiedziałeś! Złaź z tego drzewa i przeproś, bo inaczej pogadamy!!
- To znaczy jak? - uśmiechnął się złośliwie - Jak cywilizowani ludzie, bez niszczenia najbliższej okolicy?
To było dla niej za wiele. Odwróciła się na pięcie i zaczęła szybko iść w stronę domu. Nagle pojawił się tuż przed nią, zagradzając jej dalszą drogę.
- Idziesz już? A było tak miło ^^
- NAMAGOMI, TY... TY... ALBO MNIE PRZEPROSISZ I PRZYZNASZ MI RACJĘ, ALBO JUŻ NIGDY SIĘ DO CIEBIĘ NIE ODEZWE!!!
- Ależ Filia, ja nie mam za co przepraszać... Po prostu nie potrafię kłamać, mówię to, co myślę!
Bez słowa przesunęła go i weszła do domu, głośno trzaskając drzwiami. Oczywiście już tam był - siedział przy stole i popijał herbatę, której nie zdążył przedtem dokończyć.
Kiedy tylko zrobiła krok w jego stronę, z piętra rozległ się głośny płacz dziecka.
- WIDZISZ co zrobiłeś?? Mały się obudził!!
- Ja? To twoja wina! Kto burzy ściany i trzaska drzwiami? No przecież nie ja ^^
Już chciała wyciągnąć swoją broń, ale w połowie zrezygnowała. Zamiast tego szybkim krokiem poszła na górę. Po chwili płacz zamienił się w radosne gaworzenie, a potem wszystko ucichło zupełnie.
Zeszła na dół. Kiedy tylko zobaczyła Xellosa spokojnie siedzącego przy stole, natychmiast wróciła jej złość, na twarzy pojawiła się zacięta mina.
- Ech, Filia... - westchnął - Ty się nigdy nie zmienisz...
Jej ręka znowu powędrowała w stronę ukrytej pod spódnicą maczugi, ale zrozumiała, że potrzebuje innej taktyki. Odwróciła się, i bez słowa zaczęła przygotowywać obiad, cały czas czując na sobie jego wzrok. Specjalnie czekała przy garnku aż się wszystko ugotuje, chociaż zwykle tego nie robiła. Specjalnie usiadła na przeciw niego, kiedy jadła. Specjalnie ani razu na niego nie spojrzała. Potem zaczęła sprzątać cały dom, drugi raz tego dnia pościerała kurze, pozamiatała podłogi, poustawiała bibeloty na półkach. W końcu nie wytrzymał. Podszedł do niej, i zdecydowanym ruchem obrócił ją w jego stronę.
- Ile masz zamiar to ciągnąć?
- Aż przeprosisz.
Westchnął cicho, i pocałował ją w czoło.
- Wystarczy? - zapytał - Przeprosiny przyjęte?
Uśmiechnęła się lekko.
- Oczywiście, że nie.
Uśmiechnął się także, przyciągając ją do siebie. pocałował ją ponownie, ale tym razem w usta, tak, że ugięły się pod nią kolana.
- A teraz?
Przytuliła się do niego, i oparła głowę o jego ramię.
- I co? Przyznajesz mi rację?
- Nigdy się nie poddajesz?- delikatnie pogłaskał jej włosy. - Hmmm?
- Nigdy - odsunęła się od niego - Możesz wreszcie to powiedzieć?
- No dobra... MOŻE rzeczywiście białe obrusy będą lepiej pasować do tych talerzy z fioletowym szlaczkiem...
- Xellos!
- Khem... NA PEWNO będą lepiej pasować...
- Nareszcie! - uśmiechnęła się z tryumfem - Nie zniosłabym nie pasujących obrusów na przyjęciu z okazji narodzin naszego dziecka!
Usiadł przy stole. Przez dziurę w kuchni można było zobaczyć gwiazdy.
- Wiesz, Filia... dobrze, że nasz ślub nie miał wesela...
Na razie jest nieźle, pomyślała. Lina jeszcze niczego nie zniszczyła, jedzenia wystarczało, Val zachowywał się dobrze... Oczywiście pomijając fakt, że przestawał płakać tylko wtedy, kiedy ona albo Xellos nosili go na rękach. Jako że musiała zajmować się gośćmi, dziecko cały czas musiało być na rękach Mazoku, który nie wydawał się z tego faktu szczególnie zadowolony.
Poczuła, że ktoś puka ją w ramię. Odwróciła się - Lina. Wyraźnie chciała pogadać. Dała się poprowadzić na drugi koniec ogrodu, z dala od stołów z jedzeniem i reszty towarzystwa.
- Filia, i jak? - czarodziejka miała zatroskaną minę - No?
- Co? - nie wiedziała o co może jej chodzić.
- Małżeństwo!
Od razu pojęła o co chodzi. Już w dniu jej ślubu Lina próbowała odwieść ją od tego pomysłu.
- Lina...
- Filia, on jest MAZOKU!
- Wyobraź sobie, że wiem - denerwowało ją zachowanie czarodziejki - To moja sprawa.
- Przemyśl to... będziesz musiała zostać z nim już na zawsze!
- I o to chodzi w małżeństwie! - odwróciła się i zaczęła iść z powrotem do reszty.
- Filia... jakby co, to wiesz kogo wzywać.
[to mi chyba nieźle wyszło... tak myślę ^^"]