呕ycie簉dziej kolorowe


Rozdzia艂 pierwszy: Zakazany Las

Je偶eli co艣 denerwowa艂o Harry'ego bardziej ni偶 szlaban w sobot臋 wieczorem, to chyba tylko szlaban z Draco Malfoyem u boku.
Do tego chwil臋 wcze艣niej Hagrid zostawi艂 ich samych i zawr贸ci艂 do swojej chaty, twierdz膮c, 偶e czego艣 zapomnia艂. To naprawd臋 by艂o niedorzeczne! Czekali ju偶 d艂u偶szy czas i Harry zd膮偶y艂 doskonale zaznajomi膰 si臋 z p贸藕no pa藕dziernikow膮 aur膮, co w praktyce oznacza艂o, 偶e ca艂y trz膮s艂 si臋 z zimna. Na domiar z艂ego szlaban by艂 w porze kolacji, a Harry nie jad艂 niczego od po艂udnia i teraz bardzo wyra藕nie zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, jakim to by艂o b艂臋dem. Jedyn膮 zalet膮 tej sytuacji by艂o to, 偶e Malfoy wydawa艂 si臋 tak zaniepokojony, 偶e przesta艂 rzuca膰 jadowitymi zaczepkami w jego kierunku.
Harry te偶 nie czu艂 si臋 zbyt pewnie. W ostatnich czasach Zakazany Las nie by艂 najbezpieczniejszym miejscem. Nie 偶eby by艂 nim kiedykolwiek wcze艣niej, ale…
Od p贸艂torej roku - odk膮d Voldemort powr贸ci艂 - z Azkabanu ucieka艂y coraz to wi臋ksze grupy wi臋藕ni贸w. Dlatego Ministerstwo zdecydowa艂o si臋 ponownie pozwoli膰 dementorom na opuszczenie wyspy. W za艂o偶eniu mieli oni pochwyci膰 uciekinier贸w, ale, jak to z wi臋kszo艣ci膮 plan贸w Ministra, co艣 posz艂o nie tak i teraz Anglia znajdowa艂a si臋 pod ci膮g艂ym ostrza艂em zjaw, nad kt贸rymi nikt ju偶 nie mia艂 w艂adzy.
Dumbledore'owi udawa艂o si臋 trzyma膰 ich poza terenem Hogwartu, ale od dawna by艂o wiadomo, 偶e Zakazany Las rz膮dzi艂 si臋 swoimi w艂asnymi prawami. I, mimo 偶e jeszcze 偶aden ucze艅 nie spotka艂 w nim dementora, Harry podejrzewa艂, 偶e to tylko kwestia czasu.
- Zimno mi - burkn膮艂 Malfoy.
Harry nie zareagowa艂 w 偶aden spos贸b. Sp臋dzili w lesie ju偶 p贸艂 godziny i powoli przyzwyczaja艂 si臋, 偶e 艢lizgon musi co chwil臋 wyrzuci膰 z siebie jak膮艣 skarg臋. Wcze艣niej ju偶 dwa razy narzeka艂 na wilgo膰 w powietrzu, raz na ciemno艣膰, trzy razy na zimno i przynajmniej pi臋膰 razy na „niemo偶liwie obrzydliwe jeansy” Harry'ego. Harry nie przej膮艂 si臋 偶adn膮 z tych wypowiedzi. Szczeg贸lnie t膮 odno艣nie jego garderoby. Nosi艂 stare spodnie Rona, kt贸re mo偶e nie by艂y wielce szykowne, ale z ca艂膮 pewno艣ci膮 prezentowa艂y si臋 lepiej ni偶 lumpy po Dudleyu, za du偶e na niego o kilka rozmiar贸w. Ciuchy Rona by艂y prawie dobre w pasie, a przyd艂ugie nogawki Hermiona skr贸ci艂a jednym zakl臋ciem. Do tego by艂y bardzo wygodne, wi臋c Harry naprawd臋, absolutnie nie zastanawia艂 si臋 nad z艂o艣liwo艣ciami Malfoya. Wcale a wcale.
- Nie podoba mi si臋 ten zapach. Jak w ubikacji - burkn膮艂 艢lizgon.
- To 艣wierk, Malfoy - odwarkn膮艂 Harry.
Przez g艂ow臋 mu przesz艂o, 偶e takie warczenie mog艂oby doprowadzi膰 do przeprowadzenia prawie normalnej rozmowy, wi臋c upomnia艂 si臋, 偶eby ju偶 nie odpowiada膰 na burkni臋cia blondyna.
Nagle co艣 zaszemra艂o z prawej strony i Harry obrzuci艂 zaro艣la uwa偶nym wzrokiem. Malfoy r贸wnie偶 spojrza艂 w tamtym kierunku.
- S艂ysza艂e艣? - zapyta艂 niepewnie.
Harry nie odpowiedzia艂, ale wyci膮gn膮艂 r贸偶d偶k臋. K膮tem oka dostrzeg艂, 偶e 艢lizgon z lekkim wahaniem zrobi艂 to samo. Co艣 poruszy艂o si臋 w krzakach kawa艂ek dalej i Harry'emu momentalnie podskoczy艂o ci艣nienie. Czymkolwiek by艂o stworzenie, musia艂o by膰 bardzo szybkie, bo dos艂ownie w sekund臋 p贸藕niej us艂yszeli szelest z zaro艣li tu偶 przy drodze.
Harry wymierzy艂 r贸偶d偶k臋 i czeka艂.
Nagle intruz wyskoczy艂 z krzak贸w i pomkn膮艂 wprost na nich. Harry, z w艂a艣ciw膮 sobie szybko艣ci膮, rzuci艂 pierwsze zakl臋cie, kt贸re przysz艂o mu do g艂owy - zakl臋cie rozbrajaj膮ce.
Stworzenie uchyli艂o si臋 i kl膮twa min臋艂a je tylko o milimetry.
Harry zamruga艂 zdziwiony, kiedy ma艂a, br膮zowa wiewi贸rka przystan臋艂a na sekundk臋 na 艣cie偶ce i wlepi艂a w niego swoje oczka.
Ona te偶 wydawa艂a si臋 by膰 zdziwiona.
Zanim Harry zd膮偶y艂 jako艣 zareagowa膰, wiewi贸rki ju偶 nie by艂o, za to zza jego plec贸w dochodzi艂 z艂o艣liwy 艣miech. Odwr贸ci艂 si臋, 偶eby spotka膰 rozbawione oblicze Malfoya.
- S膮dzi艂em, 偶e jeste艣 ca艂kiem zaprzyja藕niony z tym gatunkiem - zakpi艂 blondyn. - Tylko raczej nie m贸w o tym Weasleyowi, bo mo偶e si臋 poczu膰 dotkni臋ty.
Harry nic nie odpowiedzia艂, g艂贸wnie dlatego, 偶e w gruncie rzeczy uwa偶a艂 komentarz 艢lizgona za zabawny. Poza tym nie chcia艂by by膰 hipokryt膮 - sam twierdzi艂, 偶e Ron wygl膮da jak bardzo wyro艣ni臋ta wiewi贸rka.
Min臋艂y d艂ugie minuty ciszy, a Hagrida nadal nie by艂o. Potter by艂 znudzony, zniecierpliwiony, zmarzni臋ty i…
- G艂odny jestem - burkn膮艂 Malfoy.
Harry chrz膮kn膮艂. Twardo trzyma艂 si臋 wcze艣niejszego postanowienia o nieodwarkiwaniu, kt贸re mog艂oby prowadzi膰 do prawie-konwersacji.
- To nieodpowiedzialne, 偶e ten… Hagrid zostawi艂 nas tutaj samych na tak d艂ugo. Powinni艣my z艂o偶y膰 na niego skarg臋 - powiedzia艂 blondyn i Harry zastanowi艂 si臋, czy nie m贸g艂by ewentualnie warkn膮膰 jakiego艣 „aha”, bo sto razy lepiej by艂o co jaki艣 czas otworzy膰 g臋b臋, nawet do Malfoya, ni偶 sta膰 w zimnym lesie w zupe艂nym bezruchu.
- Nie wiem jak ty, Potter, ale ja mam zamiar wraca膰 do zamku - oznajmi艂 艢lizgon, jednak nawet nie ruszy艂 si臋 z miejsca.
Harry nadal sta艂 do niego plecami, niepewny czy gdyby podj膮艂 temat nie zdradzi艂by swoich w艂asnych zasad.
Z drugiej jednak strony, zostawanie zupe艂nie ca艂kiem samemu w Zakazanym Lesie, bez 偶adnych narzekaj膮cych i burcz膮cych g艂os贸w, by艂o raczej ponur膮 wizj膮.
Zanim zd膮偶y艂 jednak zdecydowa膰 czy warto porzuca膰 swoj膮 milcz膮c膮 pozycj臋, trac膮c tym samym szacunek we w艂asnych oczach, jego wr贸g-towarzysz odezwa艂 si臋 ponownie.
- No to… id臋 - burkn膮艂 艢lizgon, odpychaj膮c si臋 od ca艂kiem poka藕nego kamienia, o kt贸rego opiera艂 si臋 do tej pory.
Zrobi艂 krok do przodu, jednak zatrzyma艂 si臋. Harry obr贸ci艂 si臋 do niego profilem, bardzo chc膮c zobaczy膰, czemu ch艂opak nie poszed艂 dalej, ale jednocze艣nie nie b臋d膮c przekonanym co do stawania z nim twarz膮 w twarz.
- Um… zastanawia艂em si臋, Potter, czy nie wiesz przypadkiem, w kt贸r膮 stron臋 jest zamek - powiedzia艂 艢lizgon z prawie oboj臋tn膮 min膮.
Harry zauwa偶y艂, 偶e blondyn czuje si臋 bardzo niezr臋cznie z tym, 偶e musi prosi膰 o pomoc i 偶e nawet teraz nie zada艂 pytania bezpo艣rednio, co w jaki艣 pokr臋cony spos贸b mu si臋 podoba艂o. On sam te偶 bardzo nie lubi艂 by膰 zale偶nym od innych.
Rozejrza艂 si臋 po polance na kt贸rej stali i z tylko lekko z艂o艣liw膮 min膮 wskaza艂 odpowiedni kierunek.
- W tamt膮 - warkn膮艂.
- Dzi臋ki - odburkn膮艂 Malfoy i Harry by艂 w pe艂ni 艣wiadomy, 偶e mimo wszystko jednak przeprowadzili prawie-konwersacj臋.
Chrz膮kn膮艂, jakby mia艂o to w jakikolwiek spos贸b zatuszowa膰 t臋 drobn膮 wpadk臋. Ponownie odwr贸ci艂 si臋 plecami do rozm贸wcy, maj膮c nadziej臋, 偶e je偶eli wystarczaj膮co d艂ugo b臋dzie go ignorowa艂, to b臋dzie zupe艂nie tak, jakby nigdy w og贸le si臋 do niego nie odezwa艂.
Tymczasem blondyn ruszy艂 we wskazanym kierunku. Nim jednak zd膮偶y艂 ca艂kiem znikn膮膰 mi臋dzy drzewami, us艂yszeli przera偶aj膮cy krzyk gdzie艣 na p贸艂noc od nich.
Malfoy rzuci艂 Harry'emu zaniepokojone spojrzenie. W mgnieniu oka z g艂owy bruneta wylecia艂y wszystkie nieistotne my艣li o prawie-konwersacjach i zachowywaniu godno艣ci w tej sytuacji. By艂 艣wiadomy tylko tego, 偶e kto艣 ma k艂opoty.
- Potter, chyba nie masz zamiaru biec tam, sam, jeden, niczym jaki艣 zakichany bohater i wpakowa膰 si臋 prosto w pu艂apk臋, prawda?
- To chod藕 te偶! - zakrzykn膮艂 wojowniczo Harry. Mo偶e krzykn膮艂 troch臋 zbyt bojowo, ale by艂 nap臋dzony adrenalin膮.
Nie czekaj膮c na odpowied藕 wyci膮gn膮艂 r贸偶d偶k臋 i p臋dem rzuci艂 si臋 przez las. By艂 pewien, 偶e krzyk nie m贸g艂 dochodzi膰 z daleka, kilkaset mer贸w najwy偶ej. Kiedy chwil臋 p贸藕niej wrzask si臋 powt贸rzy艂 wiedzia艂 ju偶, 偶e si臋 nie myli艂.
Krzyk nagle si臋 urwa艂 i Gryfon przyspieszy艂, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e cokolwiek si臋 dzia艂o, zosta艂o ju偶 niewiele czasu.
Zdyszany wbieg艂 na ma艂膮 polank臋, zaro艣ni臋t膮 z lewej strony, tak, 偶e chaszcze po艂owicznie odcina艂y z niej wyj艣cie.
Na ziemi le偶a艂 ma艂y ch艂opiec, najpewniej pierwszak, a nad nim pochyla艂o si臋 trzech dementor贸w, z czego jeden mia艂 ju偶 艣ci膮gni臋ty kaptur.
- Expecto Patronum! - krzykn膮艂 Harry i natychmiast pos艂a艂 swojego patronusa w stron臋 malca.
Na polanie by艂o jeszcze kilka zjaw, ale nie by艂 w stanie zaj膮膰 si臋 nimi wszystkimi naraz. Jego patronus by艂 silny, ale nie by艂 d偶inem z lampy…
Naraz na polan臋 wbieg艂 Malfoy, ca艂y zdyszany i rozczochrany. Mia艂 nawet zar贸偶owione policzki, co by艂o u niego raczej rzadko spotykane.
Rozejrza艂 si臋 dooko艂a i dostrzegaj膮c ma艂e stadko dementor贸w od razu zblad艂. Rzuci艂 Gryfonowi spanikowane spojrzenie i Harry ju偶 wiedzia艂.
Malfoy nie potrafi艂 rzuci膰 patronusa.
Pomy艣la艂, 偶e to naprawd臋 pechowy dzie艅. Jego patronus, kt贸ry nie by艂 d偶inem, musia艂 teraz ochrania膰 trzy osoby zamiast dw贸ch. Chyba 偶e pierwszak nagle powstanie i oka偶e si臋 wybitnie uzdolniony, ale na to nawet Puchon by nie liczy艂.
Dementorzy niebezpiecznie si臋 do nich zbli偶yli. Co prawda jego czar odgoni艂 ju偶 tr贸jk臋 przy nieprzytomnym ch艂opcu, ale pozosta艂a jeszcze pi膮tka, kt贸ra najwyra藕niej upatrzy艂a sobie w nich obiad.
Harry czym pr臋dzej poci膮gn膮艂 Malfoya w kierunku pierwszaka. Zawsze 艂atwiej by艂o si臋 broni膰, kiedy wszyscy byli w jednym miejscu. Wys艂a艂 patronusa na najbli偶sze dwie zjawy i, nie chwal膮c si臋, obie natychmiast odskoczy艂y. Jednak偶e w tym samym czasie pozosta艂e trzy stwory natar艂y z drugiej strony ich ma艂ego kr臋gu, prosto na Malfoya.
Ch艂opak zgi膮艂 si臋 w p贸艂 i krzykn膮艂 przera藕liwie. Wszystko w Harry'm a偶 si臋 艣cisn臋艂o od tego krzyku. Pozwoli艂 sobie na moment nieuwagi, przez co jego patronus wyblak艂 i oddali艂 si臋 na chwil臋.
Gryfon z ca艂ych si艂 stara艂 si臋 odsun膮膰 my艣lami od niepokoju i skupi膰 si臋 na ostatnich 艣wi臋tach z Syriuszem. Kolejny przera偶ony krzyk 艢lizgona nie pom贸g艂 mu w tym zbytnio. Ch艂opak kl臋cza艂 i podpiera艂 si臋 d艂o艅mi o ziemi臋, a dementorzy otaczali go, prawie dotykali.
Ca艂ym sob膮 skupi艂 si臋 na swoim ojcu chrzestnym i jego domowych, 艣wi膮tecznych wypiekach. I Remusie, kt贸ry ca艂y zarumieniony pr贸bowa艂 k艂ama膰, 偶e ciasteczk膮 s膮 pyszne, jednocze艣nie chy艂kiem rzucaj膮c na nie zakl臋cia zmi臋kczaj膮ce.
W odr贸偶nieniu od trzeciego roku, Harry nie musia艂 pos艂ugiwa膰 si臋 jakimi艣 mglistymi marzeniami. Teraz mia艂 prawdziw膮, chocia偶 bardzo nietypow膮 rodzin臋 i mn贸stwo wspania艂ych, szcz臋艣liwych wspomnie艅, po kt贸re m贸g艂 si臋gn膮膰.
- Expecto Patronum! - krzykn膮艂 z moc膮, czuj膮c spok贸j i mi艂o艣膰 p艂yn膮ce coraz wyra藕niejszym strumieniem z jego my艣li.
Tym razem jego patronus by艂 silniejszy i wr臋cz emanowa艂 艣wiat艂em. Przecwa艂owa艂 dooko艂a i w ci膮gu kilku sekund pos艂a艂 smug臋 energii w stron臋 ostatnich zjaw, odganiaj膮c je bez trudu
Zostali tylko we tr贸jk臋 na ciemnej polanie. Wszystko dooko艂a wydawa艂o si臋 by膰 nienaturalnie ciche i Harry by艂 pewien, 偶e to tylko kwesta czasu kiedy przyb臋d膮 kolejni dementorzy.
Pochyli艂 si臋 nad dzieciakiem, ale ten by艂 nadal nieprzytomny.
Draco Malfoy, mimo i偶 艣wiadomy, prezentowa艂 si臋 tylko odrobin臋 lepiej. Wci膮偶 kl臋cza艂 na ziemi, brudz膮c sobie szat臋. Jego w艂osy by艂y potargane, a jego twarz…
Harry odwr贸ci艂 si臋, 偶eby da膰 Malfoyowi chwil臋 na otarcie 艂ez. Pami臋ta艂, 偶e kiedy jeszcze nie potrafi艂 wyczarowa膰 patronusa reagowa艂 podobnie. Naprawd臋 wtedy nie chcia艂, 偶eby kto艣 go ogl膮da艂.
Pomin膮艂 to, 偶e kiedy jednak 艢lizgon go zobaczy艂 nie wykaza艂 si臋 nawet odrobin膮 takiego taktu.
- W porz膮dku, Malfoy? - zapyta艂 po kr贸tkiej chwili, wci膮偶 stoj膮c do niego plecami.
- Nie - burkn膮艂 tamten, ale nie mia艂o to nic wsp贸lnego z jego wcze艣niejszymi burkni臋ciami i to najbardziej zaniepokoi艂o Gryfona.
Z kieszeni szaty Harry wydoby艂 jedn膮, bardzo po艂aman膮 czekoladow膮 偶ab臋. Co prawda to by艂a jego ostatnia i mia艂 na ni膮 wielk膮 ochot臋, ale uzna艂, 偶e w tak krytycznej sytuacji Malfoyowi przyda si臋 ona bardziej.
- Trzymaj - warkn膮艂 starym zwyczajem, staraj膮c si臋, 偶eby jego g艂os nie by艂 zbyt mi艂y, czy, nie daj Merlinie, wsp贸艂czuj膮cy.
Malfoy, wci膮偶 siedz膮c na ziemi, przyj膮艂 prezent, a Harry w tym czasie pochyli艂 si臋 nad nieprzytomnym dzieckiem.
By艂 to pierwszoroczny Gryfon, kt贸rego Harry kojarzy艂 z pokoju wsp贸lnego. Nie pami臋ta艂 co prawda jego nazwiska, ale wiedzia艂, 偶e mia艂 on bardzo piskliwy g艂osik, przez kt贸ry ci膮gle obrywa艂 od swoich wsp贸艂domownik贸w.
- Dzi臋ki - burkn膮艂 艢lizgon, co troch臋 uspokoi艂o Harry'ego.
Klepn膮艂 dzieciaka w policzek i potrz膮sn膮艂 jego ramieniem. M艂ody otworzy艂 oczy, ale zamkn膮艂 je natychmiast. Musia艂 by膰 bardzo wyczerpany.
Harry nie by艂 pewny, czy maluch nie dosta艂 poca艂unku. Wydawa艂o mu si臋, 偶e dementor jeszcze si臋 do niego nie zbli偶y艂, kiedy przyby艂, ale m贸g艂 oczywi艣cie przybiec ju偶 po fakcie.
Gdyby si臋 sp贸藕ni艂, nigdy by sobie tego nie wybaczy艂.
- Hej, ma艂y - ponownie potrz膮sn膮艂 ramieniem Gryfona, ale ten pozostawa艂 nieprzytomny. - Cholera - oznajmi艂 gdzie艣 w przestrze艅.
- Odsu艅 si臋, Potter - burkn膮艂 bardzo s艂abo Malfoy i na kolanach przysun膮艂 si臋 do ch艂opca. - Enervate - szepn膮艂 i dzieciak natychmiast otworzy艂 oczy.
Pierwszoroczny wygl膮da艂 troch臋 jak karykatura samego siebie - trz膮s艂 si臋 ca艂y, by艂 bia艂y jak kreda, a jego oczy wyra偶a艂y absolutne przera偶enie.
- Ja przepraszam! - pisn膮艂 nagle zaskakuj膮c obu sz贸storoczniak贸w. - Ja chcia艂em tylko przynie艣膰 p臋dy macierzanki, bo ch艂opaki m贸wili, 偶e nie dam rady, bo jestem tch贸rzem, a ja nie jestem tch贸rzem i chcia艂em zaraz wr贸ci膰, ale nie mog艂em znale藕膰 macierzanki, bo w艂a艣ciwie nawet nie wiem jak ona powinna wygl膮da膰, bo widzia艂em tylko suszon膮 i si臋 zgubi艂em i… - Przerwa艂 nagle pod bardzo z艂ym spojrzeniem Draco Malfoya.
- Gryfon - warkn膮艂.
- Hej! - zaprotestowa艂 Harry, chocia偶 w g艂臋bi duszy si臋 z nim zgadza艂. 呕aden inny ucze艅 nie da艂by si臋 nam贸wi膰 na tak膮 g艂upot臋… Po powrocie do Wie偶y b臋dzie musia艂 przeprowadzi膰 d艂ug膮 rozmow臋 z pierwszakami na temat odpowiedzialno艣ci i nienara偶ania innych na niebezpiecze艅stwo. I nocnych spacerach w celu udowodnienia domniemanej odwagi.
- Wracajmy do zamku - powiedzia艂, nagle czuj膮c, 偶e zaczyna bole膰 go g艂owa. - Malfoy, dasz rad臋 i艣膰, czy wyczarowa膰 ci nosze?
Wnioskuj膮c po oburzonym prychni臋ciu 艢lizgona, wybra艂 on pierwsz膮 opcj臋.
Nie czekaj膮c na oklaski Gryfon przerzuci艂 sobie pierwszaka przez rami臋 i staraj膮c si臋 nie ogl膮da膰 nerwowo za siebie, ruszyli w stron臋 zamku.
Mia艂 ogromn膮 ochot臋 napi膰 si臋 piwa.

Rozdzia艂 drugi: Flirt

Harry chyba po raz pierwszy w 偶yciu by艂 wdzi臋czny pani Pomfrey za jej nadopieku艅cze sk艂onno艣ci. Gdyby nie wyrzuci艂a cia艂a pedagogicznego za drzwi, z ca艂膮 pewno艣ci膮 dr臋czyliby go a偶 do wschodu s艂o艅ca. Rozumia艂 oczywi艣cie, 偶e historia musia艂a zosta膰 opowiedziana i opowiedzia艂 j膮. Trzy razy. Z niewiadomych powod贸w grono pedagogiczne s膮dzi艂o jednak, 偶e to za ma艂o.
Teraz m贸g艂 w spokoju zalec na wyznaczonym 艂贸偶ku i rozkoszowa膰 si臋 chwil膮 ciszy. Prawie.
- Dlaczego te szpitalne po艣ciele musz膮 by膰 takie sztywne? - burkn臋艂o co艣 z s膮siedniego pos艂ania, a Harry wiele by odda艂, 偶eby nie wiedzie膰 co to za „co艣”.
- 艢pij, Malfoy - warkn膮艂.
- I te pi偶amy, pomara艅czowe groszki, doprawdy. Chyba nie ma na 艣wiecie cz艂owieka, kt贸remu by艂oby do twarzy w pomara艅czowych groszkach - zaburkn臋艂o owe co艣 ponownie, najprawdopodobniej w celach konwersacyjnych.
Harry wypu艣ci艂 powietrze z j臋kiem. Zacz膮艂 si臋 powa偶nie zastanawia膰, czy s艂usznie zrobi艂 pomagaj膮c Malfoyowi w lesie.
- Harry, ja naprawd臋 nie chcia艂em robi膰 ci k艂opotu. Gdybym wiedzia艂, 偶e tam s膮 dementory… um… dementorowie… um demen… - piszcza艂o co艣 z drugiego 艂贸偶ka.
Za uratowanie Malcolma te偶 sobie plu艂 w brod臋.
- Do tego te gatki strasznie uwieraj膮. Jakbym nosi艂 p艂贸tno na go艂膮 sk贸r臋 - burcza艂o dalej z prawej strony.
- O Bo偶e - wyszepta艂 Harry i zamkn膮艂 oczy. Co prawda nie by艂 zbytnio wierz膮cy i nie mia艂 wielkiej wprawy w modlitwach, ale pono膰 wszystko zale偶a艂o od gorliwo艣ci. A Harry bardzo gorliwie prosi艂 w艂a艣nie o utrat臋 przytomno艣ci.
Zamiast tego na sal臋 wkroczy艂a madame Pomfrey, z bardzo srog膮 min膮 i delikatnym, ledwie dostrzegalnym, ale zawsze czaj膮cym si臋 gdzie艣 w jej oczach zaniepokojeniem.
- No ch艂opcy, je偶eli macie problemy z odczytywaniem godziny z zegara, to informuj臋, 偶e jest po ciszy nocnej. Wszyscy spa膰, rano mo偶ecie wr贸ci膰 do swoich dormitori贸w.
- To niedorzeczne! - zaprotestowa艂 ponownie ju偶 tego wieczora Malfoy. Wcze艣niej Harry te偶 protestowa艂, ale po pi膮tej pr贸bie pani Pomfrey zagrozi艂a mu zastosowaniem czopk贸w, wi臋c teraz wola艂 milcze膰. Mia艂 niepokoj膮ce wra偶enie, 偶e kobiecina nie 偶artowa艂a. - To by艂o tylko ma艂e spotkanie z dementorami, jeste艣my cali, zdrowi, objedzeni czekolad膮, po co mamy tu zostawa膰 na noc?
- M艂ody cz艂owieku, czy偶by艣 kwestionowa艂 moje decyzje? - zapyta艂a twardo kobieta, posy艂aj膮c ca艂ej tr贸jce takie spojrzenie, 偶e Harry nie by艂 pewny czy nie wola艂by czopka. - Sp臋dzili艣cie p贸艂 nocy w zimnym lesie, bez odpowiednich ubra艅, do tego jeste艣cie wyczerpani emocjonalnie. Chc臋 mie膰 was na oku. A teraz dobranoc.
Tym razem nawet Malfoy nie dyskutowa艂 i, mimo i偶 mia艂 bardzo obra偶on膮 min臋, u艂o偶y艂 si臋 do snu.
艢wiat艂o zgas艂o, ale min臋艂o dobrych pi臋膰 minut zanim Harry zacz膮艂 si臋 odpr臋偶a膰. Pi臋膰 d艂ugich minut, pe艂nych napi臋cia w oczekiwaniu na kolejne g艂upie komentarze, buczenie, narzekanie i piszcz膮ce przeprosiny. I kiedy Harry zacz膮艂 ju偶 dzi臋kowa膰 Bogu, w kt贸rego za bardzo nie wierzy艂, z s膮siedniego 艂贸偶ka nadci膮gn臋艂o burkni臋cie.
- To naprawd臋 niedorzeczne.
Najpierw Harry chcia艂 chrz膮kn膮膰, ale chwil臋 p贸藕niej uzmys艂owi艂 sobie, 偶e mo偶e zupe艂nie nic nie odpowiada膰 i udawa膰, 偶e 艣pi. Przecie偶 Malfoy tego nie sprawdzi…
- Potter, wiem, 偶e nie 艣pisz. S艂ysz臋, jak wzdychasz - zgani艂 go 艢lizgon.
Harry z j臋kiem schowa艂 g艂ow臋 pod ko艂dr臋. Od razu wiedzia艂, 偶e ta modlitwa jest mocno przereklamowana.
By艂 zm臋czony. Ca艂y dzie艅 goni艂 za w艂asnym cieniem. Najpierw mia艂 podw贸jne eliksiry i transmutacje, po obiedzie pobi艂 si臋 z Malfoyem i chwil臋 p贸藕niej wys艂ucha艂 bardzo d艂ugiej przemowy Hermiony na temat odpowiedzialno艣ci, a potem jeszcze szlaban i ta ca艂a bieganina po lesie. Ledwo przytomnie pomy艣la艂, 偶e w Hogwarcie powinny by膰 zaj臋cia z w-fu, bo jego kondycja pozostawia艂a wiele do 偶yczenia…
Jego my艣li b艂膮dzi艂y coraz bardziej i nie zauwa偶y艂 nawet kiedy odp艂yn膮艂 w ramiona Morfeusza.
Obudzi艂 si臋 zanim jeszcze wzesz艂o s艂o艅ce. Nie czu艂 si臋 wiele lepiej ni偶 zanim si臋 po艂o偶y艂 - jakby ca艂膮 noc spina艂 wszystkie mi臋艣nie.
Obr贸ci艂 si臋 na prawy bok i spojrza艂 prosto w u艣pion膮 twarz Malfoya.
艢lizgon spa艂 kurczowo obwini臋ty wok贸艂 rogu swojej ko艂dry. Jego rysy by艂y rozlu藕nione, a cia艂o spokojne i Harry pomy艣la艂, 偶e blondyn wygl膮da jak ma艂y ch艂opiec. Przyjrza艂 si臋 uwa偶nie jego twarzy i przez chwil臋 studiowa艂 usta Malfoya, ale w ko艅cu sobie odpu艣ci艂 i przewr贸ci艂 si臋 z powrotem na plecy. Nie wiedzie膰 czemu, spodziewa艂 si臋, 偶e wok贸艂 ust 艢lizgona b臋dzie wida膰 艣lady po jego z艂o艣liwych u艣miechach. Jego twarz jednak by艂a wyg艂adzona i 偶adna, najmniejsza nawet zmarszczka nie wskazywa艂a, jak wredne potrafi przyjmowa膰 pozy.
Nagle Harry zda艂 sobie spraw臋, 偶e nigdy do tej pory nie sp臋dzi艂 tyle czasu z Malfoyem. I co by艂o dziwne, mimo i偶 by艂 og贸lnie zm臋czony, to raczej nie z powodu 艢lizgona.
Harry u艣miechn膮艂 si臋 do siebie uzmys艂awiaj膮c sobie o czym w艂a艣nie rozmy艣la. Nie by艂o takiej mo偶liwo艣ci, w 偶adnym ze wszech艣wiat贸w, 偶eby Harry Potter m贸g艂 polubi膰, czy cho膰by tolerowa膰 Draco Malfoya.
Z t膮 my艣l膮 zasn膮艂 ponownie.
Pani Pomfrey obudzi艂a ich o sz贸stej trzydzie艣ci i bez wi臋kszego oci膮gania wyrzuci艂a ich ze Skrzyd艂a.
Harry ubra艂 wczorajsz膮 szat臋, z zadowoleniem odnotowuj膮c, 偶e wcale nie pachnia艂a jeszcze 藕le, chocia偶 i tak planowa艂 przebra膰 si臋 jeszcze przed 艣niadaniem. Mimo 偶e by艂a niedziela, nie by艂 to dzie艅 wolny. Od zesz艂ego roku, dwa razy w miesi膮cu dyrektor organizowa艂 zaj臋cia w terenie, kt贸re mia艂y przygotowa膰 uczni贸w do ewentualnego przetrwania na polu bitwy. Oczywi艣cie nikt nie planowa艂 wrzuca膰 dzieci w sam 艣rodek wojny, ale zar贸wno dyrektor jak i wi臋kszo艣膰 rodzic贸w s膮dzili, 偶e lepiej, 偶eby by艂y przygotowane na ka偶d膮 mo偶liwo艣膰.
Harry ju偶 po pierwszym spotkaniu zrozumia艂, jak bardzo jest im to potrzebne. Sama wiedza teoretyczna i 膰wiczenie zakl臋膰 „na sucho” nie mia艂yby szans w starciu z Voldemortem i jego 艢miercio偶ercami.
Harry, pogr膮偶ony w my艣lach, nie zauwa偶y艂 nawet jak zosta艂 sam w Skrzydle Szpitalnym. Nie czekaj膮c na ponaglenia madame Pomfrey pozbiera艂 swoje rzeczy i wyszed艂 z sali. Nie zd膮偶y艂 jeszcze dobrze zamkn膮膰 drzwi, kiedy czyja艣 r臋ka poci膮gn臋艂a go energicznie za szat臋.
Harry przyj膮艂 min臋 osoby, kt贸rej absolutnie nic nie przestraszy艂o na 艣mier膰 chwil臋 wcze艣niej i spojrza艂 prosto w niebieskie oczy Draco Malfoya.
- Potter, mo偶esz na s艂贸wko? - zapyta艂 艢lizgon takim tonem, 偶e Harry nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e mo偶e.
- Malfoy? - zapyta艂, jak mu si臋 zdawa艂o, uprzejmie.
Blondyn spojrza艂 na niego bojowniczo i Harry przez moment zastanawia艂 si臋, czy 艢lizgon 膰wiczy艂 t臋 min臋 przed lustrem. Uzna艂, 偶e prawdopodobnie tak.
- Je偶eli kiedykolwiek powiesz komukolwiek o moim ma艂ym problemie z dementorami, przysi臋gam, 偶e zniszcz臋 twoje 偶ycie na przynajmniej sto r贸偶nych sposob贸w. Zrozumiano?
Harry skrzywi艂 si臋 nieprzyjemnie. By艂 Gryfonem, a przecie偶 wszyscy wiedz膮, 偶e 偶aden Gryfon nie reaguje dobrze na gro藕by.
- Pieprz si臋 - warkn膮艂.
- P贸藕niej - odburkn膮艂 Malfoy i nagle Harry straci艂 ca艂y rezon.
Zmierzy艂 rozm贸wc臋 d艂ugim spojrzeniem. Zawsze wydawa艂o mu si臋, 偶e Malfoy jest troch臋 od niego ni偶szy i teraz ze zdziwieniem odnotowa艂, 偶e s膮 prawie tego samego wzrostu.
- Niby dlaczego mia艂bym nikomu nie m贸wi膰? - zapyta艂 Harry maj膮c nadziej臋, 偶e z chytr膮 min膮, jednocze艣nie wiedz膮c, 偶e kiepsko mu to wychodzi.
Twarz Malfoya st臋偶a艂a.
- R贸b co chcesz - powiedzia艂 w ko艅cu, obr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i odszed艂, pozostawiaj膮c w Harrym jakie艣 nieprzyjemne uczucie.
Dopiero po chwili Harry uzmys艂owi艂 sobie, 偶e to by艂 wstyd. Na szcz臋艣cie mia艂 doskonale dopracowany system wypierania niepotrzebnych my艣li z umys艂u.
Ruszy艂 schodami w stron臋 Wie偶y, ale zatrzyma艂 si臋 na czwartym stopniu. Mgli艣cie zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e musi si臋 bardzo pospieszy膰, je偶eli chce si臋 umy膰 przed 艣niadaniem. Oczywi艣cie Malfoy nie mia艂 takiego problemu. Dzie艅 wcze艣niej gnojek pierwszy w艂adowa艂 si臋 pod prysznic w niewielkiej 艂azience dla pacjent贸w i siedzia艂 tam tak d艂ugo, 偶e zar贸wno Harry jak i Malcolm zrezygnowali ze swojej kolejki, postanawiaj膮c umy膰 si臋 rano.
W takich chwilach naprawd臋 dzi臋kowa艂 niebiosom, 偶e by艂 prefektem. W innym wypadku musia艂by walczy膰 o 艂azienk臋 ze swoimi pozosta艂ymi czterema wsp贸艂lokatorami.
Szybkim krokiem ruszy艂 na trzecie pi臋tro, postanawiaj膮c, 偶e nie b臋dzie ju偶 zawraca艂 po r臋cznik. Przecie偶 zawsze m贸g艂 si臋 wytrze膰 koszulk膮, prawda? Energicznie skr臋ci艂 w ostatni korytarz, kt贸ry dzieli艂 go od upragnionego azylu, kiedy wpad艂 prosto na Parvati Patil.
Pierwsz膮 jego my艣l膮 by艂o to, 偶e bardzo niedobrze jest, gdy kobiety ogl膮daj膮 go w stanie wczorajszym. Drug膮 by艂 lekki niepok贸j, gdy偶 Parvati by艂a jedn膮 z niewielu kobiet, kt贸re jakim艣 pokr臋conym sposobem si臋 nim interesowa艂y.
Mieli nawet jeden poca艂unek na ich pi膮tym roku, ale jako艣 wszystko rozesz艂o si臋 po ko艣ciach.
Harry przyjrza艂 si臋 dziewczynie, kt贸ra trajkota艂a przed nim jak katarynka, co w艂a艣ciwie nie bardzo go dziwi艂o. Parvati zawsze trajkota艂a i ju偶 dawno temu odkry艂, 偶e nie spos贸b tego zrozumie膰, ale to nic nie szkodzi, bo zazwyczaj wystarczy tylko potakiwa膰.
Parvati by艂a raczej 艂adna, cho膰 nie ca艂kiem w jego typie. Mia艂a ciemn膮 cer臋 i oczy, nosi艂a czarny warkocz. Figur臋 te偶 mia艂a nienajgorsz膮. M贸wi艂a ze 艣miesznym akcentem, co nie by艂o wielkim problemem dla kogo艣, kto jej i tak nie s艂ucha艂.
- Wi臋c Harry, co o tym my艣lisz? - zapyta艂a nagle przerywaj膮c sw贸j monolog.
- Um, tak? - zaryzykowa艂 Harry, a s膮dz膮c po zadowolonym u艣miechu dziewczyny by艂a to prawid艂owa odpowied藕.
- To 艣wietnie, Harry! - zakrzykn臋艂a jeszcze i tyle by艂o j膮 wida膰.
Harry naprawd臋 nie rozumia艂 co mog艂o by膰 takiego trudnego w rozmowach z dziewczynami.
By膰 mo偶e mia艂 do tego po prostu wrodzony talent…
Ruszy艂 w stron臋 艂azienki i na szcz臋艣cie tym razem dotar艂 do niej bez zak艂贸ce艅. Dzi臋ki Merlinowi, bo dwoje intruz贸w w ci膮gu pi臋ciominutowego marszu to by艂 ju偶 prawdziwy maraton.
艁azienka by艂a du偶a, wygodna i stanowczo zbyt barokowa dla kogo艣 kto ceni艂 sobie nowoczesny minimalizm. A jako 偶e Harry akurat ceni艂 sobie nowoczesny minimalizm, nie zamierza艂 po艣wi臋ca膰 ani sekundy cennego czasu na podziwianie pomieszczenia.
Mimo i偶 k膮piel z pachn膮c膮 pian膮 by艂a bardzo kusz膮ca dla jego obola艂ego cia艂a, Harry zdecydowa艂 si臋 jedynie na szybki prysznic. Nie mia艂 ze sob膮 swojego 偶elu, wi臋c umy艂 si臋 truskawkowym p艂ynem do k膮pieli, jednocze艣nie maj膮c ogromn膮 nadziej臋, 偶e dusz膮cy aromat szybko si臋 ulotni. Nie dlatego, 偶e jako艣 szczeg贸lnie mu przeszkadza艂, ale dlatego, 偶e obawia艂 si臋 reakcji Rona na swoj膮 now膮 nut臋 zapachow膮. Inna sprawa, 偶e Ron twierdzi艂, 偶e m臋偶czyzna musi pachnie膰 m臋偶czyzn膮 - co w jego rozumieniu znaczy艂o pot i brudne gatki.
Harry tak jak zamierza艂, wytar艂 si臋 koszulk膮, po czym za艂o偶y艂 na siebie tylko spodnie i szat臋.
Jakkolwiek m臋ski by nie by艂, lubi艂 czu膰 komfort p艂yn膮cy z noszenia czystej bielizny, wi臋c brudne bokserki upchn膮艂 do kieszeni.
Opu艣ci艂 艂azienk臋 z zadowoleniem cz艂owieka, kt贸ry intensywnie pachnie truskawk膮 i zanim nawet pomy艣la艂 o ruszeniu w stron臋 Wie偶y, zderzy艂 si臋 z Draco Malfoyem.
Drugi raz tego dnia, pami臋taj膮c, 偶e nie by艂o jeszcze si贸dmej.
- Malfoy - warkn膮艂. Zauwa偶y艂, 偶e nie by艂o to ca艂kiem z艂o艣liwe warkni臋cie. Takie raczej… warkni臋cie na przywitanie.
- Potter - odburkn膮艂 Malfoy uprzejmie.
- Co tutaj robisz? - zapyta艂 Harry i nawet je偶eli dotar艂 do niego bezsens jego pytania to nie da艂 nic po sobie pozna膰.
- A jak s膮dzisz, Potter? - blondyn odpowiedzia艂 pytaniem na pytanie. - Id臋 wzi膮膰 prysznic.
- Przecie偶 wczoraj bra艂e艣 - warkn膮艂 Harry.
- Mam nadziej臋, 偶e 偶artujesz - odpowiedzia艂 Malfoy i zamarkowa艂 przestraszon膮 min臋. - A teraz wybacz.
- Um… tak, pewnie - odrzek艂 Harry do zamykaj膮cych si臋 drzwi.
Harry zd膮偶y艂 jeszcze zauwa偶y膰, 偶e to bardzo niegrzeczne nie poczeka膰 z odchodzeniem do ko艅ca rozmowy, kiedy drzwi si臋 nagle otworzy艂y i wyjrza艂 za nich Malfoy z wyj膮tkowo wrednym u艣miechem.
- 艁adnie pachniesz, Potter - rzuci艂 i nie czekaj膮c na odpowied藕 z powrotem zamkn膮艂 drzwi.
Najpierw Harry si臋 zdenerwowa艂 - pomy艣la艂 nawet o czym艣 tak g艂upim jak dobijanie si臋 do 艂azienki wraz z bojowym okrzykiem, ale zrezygnowa艂 z tego kiedy wyobrazi艂 sobie min臋 Hermiony, gdyby ta si臋 dowiedzia艂a. Ruszy艂 wi臋c z stron臋 wie偶y postanawiaj膮c, 偶e potraktuje ostatnie s艂owa 艢lizgona jako komplement. Bo mo偶e Malfoy faktycznie lubi艂 zapach truskawki?
Pokonuj膮c kolejne kondygnacje schod贸w, Harry powr贸ci艂 do rozmy艣la艅 o swojej kondycji. Opr贸cz quiddicha nie uprawia艂 偶adnych sport贸w. I chocia偶 latanie na miotle by艂o bardzo przyjemnym zaj臋ciem niewiele mia艂o wsp贸lnego z 膰wiczeniem forsuj膮cym. Podchody dyrektora z kolei wymaga艂y raczej umiej臋tno艣ci strategicznych, ni偶 fizycznych. Przez to wszystko Harry odnosi艂 wra偶enie, 偶e w og贸le si臋 nie rusza. Jedynym jego 膰wiczeniem by艂o chodzenie po nigdy nieko艅cz膮cych si臋 schodach.
Harry zastanawia艂 si臋 jak Malfoy to robi艂, 偶e by艂 taki… szczup艂y. By艂oby to chyba najodpowiedniejszym s艂owem. Harry z natury by艂 raczej ko艣cisty. Malfoy tymczasem mia艂 zgrabn膮, bardzo harmonijn膮 sylwetk臋. Niemo偶liwym by艂o, 偶eby osi膮gn膮艂 j膮 naturalnie!
Rozmy艣laj膮c nad niesprawiedliwo艣ci膮 losu, Harry dotar艂 do pokoju wsp贸lnego. Jego znajomych nie by艂o nigdzie w pobli偶u, ale to akurat nie by艂o dziwne. Wszyscy chyba wiedzieli jaki Ron ma problem z wczesnym wstawaniem, Hermiona z kolei ju偶 zapewne by艂a na 艣niadaniu.
Harry otworzy艂 drzwi do dormitorium i u艣miechn膮艂 si臋 do swoich my艣li. M艂ody Weasley spa艂 zagrzebany w po艣cieli, z otwart膮 buzi膮 i rozpostartymi ramionami. Chrapa艂.
- Obud藕 si臋 - szturchn膮艂 go Harry.
- Yhm - burkn膮艂 w odpowiedzi, co Harry'emu od razu skojarzy艂o si臋 z Malfoyem. Ponownie potrz膮sn膮艂 przyjacielem - Ron, sp贸藕nisz si臋 na 艣niadanie.
Jak na komend臋 rudzielec otworzy艂 oczy i usiad艂 prosto na 艂贸偶ku.
- 艢niadanie - powiedzia艂 p贸艂przytomnie i spojrza艂 na Harry'ego. - Chod藕, bo sp贸藕nimy si臋 na 艣niadanie.
Harry pokr臋ci艂 g艂ow膮 i zacz膮艂 grzeba膰 w kufrze w poszukiwaniu czystych ubra艅. Co prawda mia艂 swoj膮 w艂asn膮 szaf臋, ale od pocz膮tku roku szkolnego nie znalaz艂 jeszcze czasu 偶eby si臋 wypakowa膰.
Ron ruszy艂 krokiem zombie do 艂azienki, gdzie umy艂 z臋by. Harry mentalnie uderzy艂 si臋 w g艂ow臋. Prawie o tym zapomnia艂.
Kiedy on szorowa艂 z臋by, Ron narzuci艂 na siebie jakie艣 ciuchy i byli ju偶 gotowi do wyj艣cia.
- S艂ysza艂em co si臋 wczoraj sta艂o - zagadn膮艂 Ron gdzie艣 w okolicy sz贸stego pi臋tra. - Wsp贸艂czuj臋 Ci, stary. 呕eby ze szlabanu wyl膮dowa膰 w Skrzydle Szpitalnym…
- Yhm - potwierdzi艂 Harry.
- No, ale opowiadaj co z Malfoyem! Chcia艂em si臋 wczoraj do ciebie zakra艣膰, ale Pomfrey mnie przy艂apa艂a. S艂ysza艂em tylko, 偶e Malfoy nie umie wyczarowa膰 Patronusa.
Ron zrobi艂 tak z艂o艣liw膮 min臋, przynajmniej jakby sam potrafi艂 wyczarowa膰 co艣 wi臋cej ni偶 srebrn膮 mgie艂k臋.
- Um, nic takiego - odpowiedzia艂 niepewnie Harry. - W艂a艣ciwie to nawet nie wiem. Wiesz, by艂em zaj臋ty.
Weasley rzuci艂 mu niedowierzaj膮ce spojrzenie, wi臋c Harry odwr贸ci艂 g艂ow臋. By艂 raczej kiepski w k艂amaniu.
- No, ale co z Malfoyem? P艂aka艂? Krzycza艂?
- Co?! Nie, sk膮d! Ron, ponosi ci臋 wyobra藕nia - odpowiedzia艂 Harry i za艣mia艂 si臋 histerycznie.
Zda艂 sobie w艂a艣nie spraw臋, 偶e dla Malfoya ok艂ama艂 najlepszego przyjaciela. I co gorsza - wcale nie czu艂 si臋 z tym 藕le.

Rozdzia艂 trzeci: Podchody

Uczniowie na b艂oniach rozproszyli si臋 w czterech grupach. Ka偶dy dom pr贸bowa艂 wytyczy膰 sobie jakie艣 terytorium, mo偶liwie najdalej od innych.
Harry trzyma艂 si臋 blisko Hermiony i innych prefekt贸w, wiedz膮c ju偶 z wcze艣niejszych spotka艅, 偶e to im zostan膮 wydane pierwsze instrukcje.
Chocia偶 by艂y to ju偶 trzecie `podchody' uczniowie mieli nie wiedzie膰 do ostatniej chwili co ich czeka. Dyrektor na ka偶de regaty przygotowywa艂 nowe atrakcje i zadania.
Harry rozejrza艂 si臋 nerwowo po t艂umie. Dostrzeg艂 kawa艂ek dalej rud膮 g艂ow臋 Rona i pomacha艂 do niego rado艣nie. Nawet z takiej odleg艂o艣ci widzia艂, 偶e jego przyjaciel ma brudny nos.
Obok niego sta艂a reszta jego koleg贸w z dormitorium, Dean i Seamus dyskutowali rado艣nie, a Neville przys艂uchiwa艂 si臋 ich rozmowie, troch臋 z ty艂u.
Harry poszuka艂 wzrokiem Ginny i znalaz艂 j膮 dopiero przy gromadce Krukon贸w, opowiadaj膮c膮 co艣 偶ywio艂owo Lunie Lovegood. Harry u艣miechn膮艂 si臋 na ten widok.
M艂odsza siostra Rona przez d艂ugi czas podkochiwa艂a si臋 w Harrym, ale kiedy ten da艂 jej jasno do zrozumienia na pi膮tym roku, 偶e mi臋dzy nimi nigdy nic nie b臋dzie, dziewczyna momentalnie zmieli艂a swoje zachowanie wzgl臋dem niego. Zamiast kokieteryjnych spojrze艅 i figlarnych u艣miech贸w obdarowywa艂a go teraz 偶artobliwymi kuksa艅cami, czy wywalonym j臋zykiem. Po jakim艣 czasie Harry odkry艂 nawet, 偶e czasami z Ginny rozmawia mu si臋 lepiej ni偶 z Hermion膮. Ceni艂 jej inteligencj臋 i ci臋ty dowcip Weasley贸w. Ale poza tym - Ginny nie by艂a tak sztywna, jak panna Granger i potrafi艂a 艣wietnie s艂ucha膰, co nie zawsze wychodzi艂o jej bratu. Dlatego cz臋sto to do niej szed艂, kiedy mia艂 jaki艣 powa偶ny problem.
- Mogliby si臋 po艣pieszy膰 - burkn膮艂 nagle Malfoy gdzie艣 w okolicach prawego ucha Harry'ego.
Harry, jako 偶e w og贸le si臋 tego nie spodziewa艂, momentalnie wyskoczy艂 w g贸r臋. Na szcz臋艣cie uda艂o mu si臋 nie krzykn膮膰.
- Malfoy - warkn膮艂.
- Potter - odburkn膮艂 艢lizgon towarzysko. - 艢ledzisz mnie?
- Co?! - wrzasn膮艂 Harry, a kilka g艂贸w odwr贸ci艂o si臋 w ich kierunku. - To ty ci膮gle na mnie wpadasz! - doda艂 ju偶 ciszej, ale staraj膮c si臋 jednak zawrze膰 w swoim g艂osie tak膮 sam膮 doz臋 z艂o艣ci.
- Mo偶e wpadam, bo ty to planujesz?
Harry zamkn膮艂 oczy i wzi膮艂 g艂臋boki oddech. By艂a ledwo dziesi膮ta, musia艂 pami臋ta膰 o r贸wnomiernym rozk艂adaniu stresu na tle ca艂ego dnia. Hermiona m贸wi艂a, 偶e tak jest zdrowiej.
- Malfoy, jestem Gryfonem, pami臋tasz? My nie knujemy mrocznych plan贸w.
- Racja. Dla was nawet plan zjedzenia owsianki musi by膰 skomplikowany.
Przebywanie z Malfoyem naprawd臋 nadwyr臋偶a艂o wewn臋trzne opanowanie Harry'ego. Inna sprawa, 偶e Harry nie by艂 偶adnym pieprzonym Gandhim i jego pok艂ady spokoju by艂y bardzo ograniczone…
- 艢lizgoni z kolei s膮 mistrzami planowania jak zwali膰 ca艂膮 najgorsz膮 robot臋 na innych, a wszystkie zas艂ugi wzi膮膰 na siebie.
- My艣lisz, 偶e mi tym ubli偶ysz? Ja jestem z tego dumny.
Harry spojrza艂 na zadowolon膮 twarz Malfoya. W艂a艣ciwie kiedy tak sobie dyskutowali blondyn wydawa艂 si臋 ca艂kiem sympatyczny. Pomijaj膮c oczywi艣cie t臋 jego ca艂膮 - narcystyczne zaburzenie osobowo艣ci - spraw臋.
Odchrz膮kn膮艂 i szybko spojrza艂 w drug膮 stron臋. Za nic w 艣wiecie Harry by si臋 nie przyzna艂 o czym w艂a艣nie my艣la艂.
- Wstydu nie masz - orzek艂 kr贸tko.
- Dzi臋ki temu moje 偶ycie jest takie spe艂nione - odpowiedzia艂 Malfoy z promiennym u艣miechem.
Gnojek mia艂 idealnie r贸wne, bia艂e z臋by. Harry po kilku sekundach uzmys艂owi艂 sobie, 偶e zanotowa艂 to tylko dlatego, 偶e wr臋cz gapi艂 si臋 na usta 艢lizgona. Czym pr臋dzej przeni贸s艂 wzrok na w艂asne buty.
Buty by艂y bezpieczn膮 przestrzeni膮. M贸g艂 je podziwia膰 godzinami i by艂 pewien, 偶e nie oskar偶膮 go one o 艣ledzenie, albo co gorsza, nie uzna nagle, 偶e maj膮 urocze… sznur贸wki.
Wsun膮艂 d艂onie w kieszenie szaty, staraj膮c si臋 jako艣 ukry膰 w niej ca艂y.
- W ko艅cu - zaburcza艂 nagle Malfoy i Harry obejrza艂 si臋 przez rami臋. Z t艂umu nauczycieli wy艂oni艂 si臋 Dumbledore zmierzaj膮cy w ich kierunku.
Harry czym pr臋dzej obr贸ci艂 si臋 przodem do m臋偶czyzny, w duchu ciesz膮c si臋, 偶e znalaz艂 logiczny pretekst, aby odwr贸ci膰 si臋 od Malfoya.
- Wspania艂y dzie艅 na nasze 膰wiczenia, nieprawda偶? - zagadn膮艂 weso艂o dyrektor.
W艣r贸d ich ma艂ej grupy potoczy艂 si臋 szmer aprobaty, Harry r贸wnie偶 pokiwa艂 g艂ow膮.
Naraz poczu艂 jaki艣 ruch ko艂o swojego policzka i ciche burkni臋cie 艢lizgona:
- Cieplutko niczym w piekle.
Harry chrz膮kn膮艂, zrobi艂 krok z lewo i ponownie skupi艂 ca艂膮 swoj膮 uwag臋 na nauczycielu.
- Podzielimy si臋 dzisiaj na trzy grupy - zacz膮艂 m臋偶czyzna, nieco przyciszonym g艂osem. - Pierwsz膮 b臋d膮 najm艂odsi, z klas pierwszych, drugich i trzecich. Reszta rozlosuje mi臋dzy siebie 偶etony. 呕etony fioletowe zostaj膮 tutaj, a pomara艅czowe zabieraj膮 dzieciaki do lasu.
- Pomara艅czowy i fioletowy? - wyrwa艂o si臋 Hannie Abbot.
- Tak, panno Abbot - odpar艂 rado艣nie dyrektor. - Obawiam si臋, 偶e klasyczna czer艅 i biel mog艂yby si臋 藕le skojarzy膰.
- I tylko czystym przypadkiem s膮 to ulubione kolory tego starego pierdziela - ponownie zamrucza艂o co艣 do ucha Harry'ego.
Harry zrobi艂 kolejny krok w lewo.
- Nie umiesz si臋 bawi膰, Potter - burkn膮艂 Malfoy ponownie si臋 zbli偶aj膮c.
Harry przewr贸ci艂 oczami, jednocze艣nie zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e 艢lizgon nie mo偶e tego zobaczy膰. W zamian tupn膮艂 nog膮, 偶eby podkre艣li膰 swoje stanowisko.
- Tak, Harry? - Najwidoczniej tupanie podzia艂a艂o r贸wnie偶 na dyrektora.
Harry chrz膮kn膮艂. Przez kilka sekund szuka艂 odpowiednich s艂贸w i prawie odetchn膮艂 z ulg膮, kiedy je w ko艅cu znalaz艂.
- Do lasu, dyrektorze? Zdaje si臋, 偶e nie jest tam teraz bezpiecznie.
- Och, tym si臋 nie martwcie. Wyznaczyli艣my specjalny kawa艂ek terenu, kt贸ry zosta艂 贸wcze艣nie sprawdzony. Nie ma tam nic, opr贸cz naszych w艂asnych pu艂apek. Ponad to, profesor Snape z przyjemno艣ci膮 b臋dzie kontrolowa膰 poczynania uczni贸w w lesie, aby w razie prawdziwego niebezpiecze艅stwa natychmiast im pom贸c.
Harry wyparzy艂 Snape'a w nielicznej grupie nauczycieli. Jego mina niezbyt wiele mia艂a wsp贸lnego z „przyjemno艣ci膮”. M臋偶czyzna wygl膮da艂 raczej jak wampir wybieraj膮cy si臋 na wycieczk臋 przy wschodzie s艂o艅ca.
Nagle Harry dostrzeg艂, 偶e w艣r贸d grona pedagogicznego znajduje si臋 r贸wnie偶 Remus Lupin. Natychmiast na twarz wyp艂yn膮艂 mu niekontrolowany u艣miech. Remus by艂 dla niego jak cz艂onek rodziny. Mieszka艂 razem z Syriuszem i razem z nim udawa艂 si臋 na wszystkie akcje dla Zakonu. Kiedy Harry sp臋dza艂 wakacje u swojego chrzestnego, czu艂 zupe艂nie jakby mia艂 dw贸ch ojc贸w. I Harry musia艂 przyzna膰, 偶e by艂a to mi艂a odmiana po ca艂ym 偶yciu zupe艂nie bez 偶adnego ojca.
Remus r贸wnie偶 go zauwa偶y艂 i pomacha艂 do niego.
Nagle Harry poczu艂 szturchni臋cie w 偶ebra i z wyrzutem spojrza艂 na Malfoya. Gnojek natychmiast przybra艂 niewinny wyraz twarzy.
- Fioletowi b臋d膮 pr贸bowa膰 odbi膰 dzieci, ale pomara艅czowi musz膮 zrobi膰 wszystko, 偶eby nie wypu艣ci膰 zak艂adnik贸w - kontynuowa艂 dyrektor, a Harry u艣wiadomi艂 sobie, 偶e przegapi艂 spor膮 cze艣膰 jego przemowy. Prawie j臋kn膮艂 z frustracji, kiedy uzmys艂owi艂 sobie, 偶e b臋dzie musia艂 poprosi膰 Hermion臋 o streszczenie - dziewczyna bywa艂a niewyobra偶anie protekcjonalna w takich sytuacjach.
- Czy to nie jest zbyt zachowawcze, 偶eby traktowa膰 m艂odszych uczni贸w tyko jako marionetki? - zapyta艂a nagle Hermiona swoim wyk艂adowym tonem. W ten spos贸b zwykle dawa艂a nauczycielom do zrozumienia, 偶e niezale偶nie od ich odpowiedzi i tak nie zmieni swojego zdania.
- Daj spok贸j, Granger - odezwa艂 si臋 Malfoy czystym g艂osem. Kiedy m贸wi艂 w ten spos贸b wydawa艂 si臋 wy偶szy. - Przecie偶 nikt nie zakazuje tym dzieciakom si臋 broni膰. Maj膮 swoje r贸偶d偶ki i swoje rozumy.
- Ale ja uwa偶am… - zacz臋艂a Hermiona, jednak偶e przerwa艂 jej dyrektor. Hermiona wygl膮da艂a na naburmuszon膮 i Harry upomnia艂 si臋 w duchu, 偶eby przez jaki艣 czas do niej nie podchodzi膰.
- Pan Malfoy ma racj臋. Dzieci mog膮 ucieka膰. Zadaniem pomara艅czowych jest 偶eby do tego nie dopu艣ci膰. Pami臋tajcie, 偶e na ca艂ych b艂oniach porozsiewane s膮 r贸偶ne pu艂apki. Musicie uwa偶a膰, 偶eby w 偶adn膮 nie wpa艣膰. Wy, jako prefekci, musicie ustali膰 mi臋dzy sob膮 strategi臋 dzia艂ania. Na t臋 bitw臋 mianuje was genera艂ami - za艣mia艂 si臋 staruszek.
Dumbledore wyci膮gn膮艂 z kieszeni ma艂膮 sakiewk臋 i poda艂 j膮 Padmie Patil.
- Te 偶etony s膮 dla was. Cztery pomara艅czowe i cztery fioletowe, niech ka偶dy z was wylosuje jeden.
- Jest nas tylko si贸demka - natychmiast zaprotestowa艂 Terry Boot i Harry pomy艣la艂, 偶e w stereotypach o Krukonach jest jednak du偶o prawdy.
Malfoy odchrz膮kn膮艂.
- Pansy jest chora - oznajmi艂 tylko. Nawet je偶eli kto艣 mia艂by jakie艣 dalsze pytania, blondyn nie wygl膮da艂 jakby mia艂 zamiar udzieli膰 odpowiedzi.
Przez g艂ow臋 Harry'ego przelecia艂y dwie my艣li. Pierwsz膮 by艂o, 偶e Pansy na pewno nie by艂a chora. Drug膮 natomiast - 偶e gdyby tylko Parkinson zechcia艂o si臋 ruszy膰 ty艂ek na 膰wiczenia, to on sam nie musia艂by teraz s艂ucha膰 zrz臋dzenia drugiego prefekta 艢lizgon贸w.
Westchn膮艂 zrezygnowany i si臋gn膮艂 do woreczka.
- Fioletowy - powiedzia艂 w powietrze i przybi艂 pi膮tk臋 z Hermion膮.
- Fioletowy - oznajmi艂 po chwili Malfoy, posy艂aj膮c Harry'emu d艂ugie, pozowane spojrzenie. - Ten tw贸j spisek dzia艂a, Potter.
- Masz na my艣li plan nakarmienia ci臋 owsiank膮? - zapyta艂 Harry, s膮dz膮c, 偶e z przek膮sem.
- Nigdy dot膮d nie s膮dzi艂em, 偶e Gryfoni maj膮 w sobie tyle perwersji - odpar艂 lu藕no 艢lizgon.
Padma, stoj膮ca najbli偶ej Harry'ego, za艣mia艂a si臋 perli艣cie i Malfoy pos艂a艂 jej mi艂e spojrzenie.
Harry ze zdziwieniem odnotowa艂, 偶e do tej pory nawet nie podejrzewa艂 艢lizgona o posiadanie „mi艂ego spojrzenia”.
- Pomara艅czowy - powiedzia艂 Ernie MacMillan.
- Och, fioletowy - oznajmi艂a Hanna Abbot, patrz膮c t臋sknie na drugiego Puchona.
- Och, m贸j Bo偶e… - zaj臋cza艂 Malfoy, stoj膮c ponownie, jak na gust Harry'ego, zbyt blisko jego ucha. - Dw贸ch Gryfon贸w i Puchon. Czemu艣 mnie tak pokara艂?
- Zamknij si臋 Malfoy - burkn膮艂 Harry, zdeterminowany, 偶eby si臋 nie roze艣mia膰 na teatralne miny 艢lizgona.
- B艂agam was - kontynuowa艂 tymczasem blondyn - wymy艣lmy jaki艣 lepszy plan ni偶 raz, dwa, biegiem! Nie m贸wi艂em do ciebie, Abbot, ty mo偶esz dalej doskonali膰 swoj膮 sztuk臋 kamufla偶u.
- Zamknij si臋, Malfoy - odparowa艂a tym razem Hermiona. Jednak w jej g艂osie nie by艂o nawet 艣ladu rozbawienia - Od twojego gadania boli mnie g艂owa.
- A mnie boli g艂owa od patrzenia na twoj膮 fryzur臋.
Harry przymkn膮艂 oczy.
Najwa偶niejsze to r贸wnomiernie rozk艂ada膰 stres…
- Tak - odezwa艂 si臋 nagle Dumbledore, przywo艂uj膮c Harry'ego na ziemi臋. By艂 pewien, 偶e dyrektor ju偶 wr贸ci艂 do reszty nauczycieli. Harry odnalaz艂 w sobie tyle przyzwoito艣ci 偶eby si臋 zaczerwieni膰 i spojrza艂 na m臋偶czyzn臋. - Opiekunowie ju偶 zabrali najm艂odszych na bok. Rozdajecie, prosz臋, reszt臋 偶eton贸w i za pi臋膰 minut rozpoczynamy zabaw臋!
Harry przyj膮艂 jeden z woreczk贸w i ruszy艂 w stron臋 reszty uczni贸w. Malfoy depta艂 mu po pi臋tach. Dos艂ownie.
- Tylko Dumbledore nazywa latanie z r贸偶d偶kami, po magicznym polu minowym zabaw膮 - burkn膮艂 mu prosto do ucha, a Harry nawet nie podskoczy艂. Najwidoczniej jego system obronny zacz膮艂 przyzwyczaja膰 si臋 do 艢lizgona. Dla Harry'ego by艂o to nawet bardziej przera偶aj膮ce ni偶 podejrzana, jaki艣 czas temu, gra wst臋pna Rona i Hermiony.
Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, 偶eby odgoni膰 niechciane my艣li. Bardzo niechciane.
Panuj膮cy na b艂oniach harmider troch臋 go zdezorientowa艂. Harry czu艂, 偶e gdyby zamiast rozmy艣lania nad swoimi koneksjami rodzinnymi z Remusem, skupi艂 si臋 na wyk艂adzie Dumbledore'a, wiedzia艂by co teraz robi膰. Przystan膮艂, pr贸buj膮c ustali膰 dalszy plan dzia艂ania. Tylko po cz臋艣ci, Harry przyznawa艂 si臋 przed samym sob膮, 偶e w艂a艣ciwie czeka na cud z nieba.
- Harry, na mi艂o艣膰 Bosk膮, czy ty nigdy niczego nie s艂uchasz? - zbeszta艂a go Hermiona, pojawiaj膮c si臋 nagle nie wiadomo sk膮d. - Ty rozdajesz 偶etony ch艂opakom z Gryffindoru, ja dziewczynom. Przy ka偶dym 偶etonie jest kr贸tka instrukcja.
- O, my te偶 mieli艣my jakie艣 informacje? - zagai艂 Harry jednocze艣nie przeszukuj膮c kieszenie. By艂 pewien, 偶e na jego 偶etonie nic nie by艂o!
Hermiona westchn臋艂a z frustracj膮.
- Nie, przecie偶 Dumbledore nam wszystko powiedzia艂. Jeste艣 nieodpowiedzialny Harry, nie mam poj臋cia jakim sposobem wybrano ci臋 prefektem.
- Ja…
- Nie przerywaj mi. Gdyby艣 wk艂ada艂 chocia偶 po艂ow臋 energii, kt贸r膮 marnotrawisz na my艣lenie o niebieskich migda艂ach w swoje obowi膮zki, nie przegraliby艣my w starciu o Puchar Dom贸w w tamtym roku!
Harry przewr贸ci艂 oczami. Mia艂 ju偶 ca艂kowicie do艣膰 tego, 偶e Hermiona wypomina艂a mu t臋 wpadk臋 w ka偶dej pogadance.
- Nie udawaj Greka, Harry.
- Och, sko艅cz ju偶 tymi mugolskimi m膮dro艣ciami, Granger - dobieg艂 ich nagle g艂os Malfoya. Hermiona spojrza艂a na niego ze z艂o艣ci膮.
- To nie tw贸j interes, Malfoy.
- Przez twoje krzyki nie s艂ysz臋 w艂asnych my艣li, kobieto.
- Wi臋c niewiele tracisz - odparowa艂a Hermiona.
Harry pomy艣la艂, 偶e Hermiona wyj膮tkowo 藕le reaguje na krytyk臋. Jednak偶e nie mia艂 zamiaru jej o tym m贸wi膰.
- Och, trac臋. S艂uch od twoich pisk贸w!
Harry zagryz艂 szczeki. Wszyscy w Gryffindorze wiedzieli, 偶e pod 偶adnym pozorem Hermionie nie mo偶na zarzuca膰, 偶e ma piskliwy g艂os.
- Ja piszcz臋? - zapiszcza艂a. Harry z przera偶eniem odnotowa艂, 偶e nawet nauczyciele, oddaleni o kilkaset metr贸w zwr贸cili g艂owy w jej kierunku. - Ja piszcz臋? Ty chyba…
- Silencio - wypowiedzia艂 kto艣 z t艂umu, tym samym skutecznie uciszaj膮c dziewczyn臋. Granger otworzy艂a usta jeszcze kilka razy, a potem z furi膮 spojrza艂a na uczni贸w, szukaj膮c winnego.
- Hermiono, uspok贸j si臋, to rzuc臋 na ciebie przeciwzakl臋cie. - Hermiona przez chwil臋 wygl膮da艂a, jakby planowa艂a jednoosobowe pospolite ruszenie, ale ju偶 po chwili wzi臋艂a g艂臋boki oddech i kiwn臋艂a g艂ow膮.
- Finite Incantatem - mrukn膮艂 Harry, jednocze艣nie przygl膮daj膮c si臋 przyjaci贸艂ce z niepokojem.
Hermiona u艣miechn臋艂a si臋 i odrzuci艂a w艂osy w twarzy. Harry pomy艣la艂, 偶e ju偶 nawet on ma wi臋ksze zdolno艣ci aktorskie.
- Och, bierzmy si臋 do roboty, Harry. Zaraz minie nasz czas - za艣wiergota艂a Hermiona jakby nigdy nic i ruszy艂a w stron臋 dziewcz膮t.
Harry m贸g艂 przysi膮c, 偶e us艂ysza艂 jeszcze wymamrotane pod nosem „piskliwy g艂os, niedorzeczno艣膰…” kiedy Gryfonka ju偶 odwr贸ci艂a si臋 do niego plecami.
Wzruszy艂 ramionami i ruszy艂 w kierunku swoich koleg贸w z klasy. Dean chichota艂 dziko, a Neville stara艂 si臋 patrze膰 wsz臋dzie, byle nie na Harry'ego. Tylko Seamus mia艂 neutralny wyraz twarzy, ale on jako Irlandczyk pokerowe miny mia艂 we krwi.
- Wy艂a藕, Ron - mrukn膮艂 w kierunku n贸g koleg贸w i po chwili faktycznie, rudzielec wsta艂 z ziemi, gdzie chwile wcze艣niej le偶a艂 zupe艂nie rozp艂aszczony. Nie by艂o 艂atwo ukrywa膰 si臋, kiedy mia艂o si臋 prawie dwa metry wzrostu i p艂omienno pomara艅czowe w艂osy.
- Sk膮d wiedzia艂e艣?
- Wydawa艂o mi si臋, 偶e widzia艂em rud膮 grzywk臋, nurkuj膮c膮 w t艂umie - wyja艣ni艂 Harry spokojnie.
- Tylko jej nie m贸w, 偶e to ja. Wiesz, 偶e nie mog臋 znie艣膰 jej piszczenia.
- Jak my wszyscy - doda艂 Dean ze 艣miechem.
- W艂a艣ciwie zrobi艂em to dla jej dobra - orzek艂 rudzielec przyjmuj膮c pobo偶n膮 min臋. - Gdyby piszcza艂a tak dalej, to kto艣 by j膮 w ko艅cu og艂uszy艂!
Dean ponownie wybuchn膮艂 艣miechem. Osobi艣cie Harry s膮dzi艂, 偶e Thomas wygl膮da jak hiena.
- Och, dobra. Wylosujcie sobie po 偶etonie - powiedzia艂, przypominaj膮c sobie o swoich obowi膮zkach.
Bo wbrew temu co mu zarzuca艂a Hermiona, Harry s膮dzi艂, 偶e ca艂kiem dobrze si臋 z nich wywi膮zuje.
- Instrukcje s膮 na odwrocie - doda艂 i 偶egnaj膮c si臋 u艣miechem, ruszy艂 w dalsz膮 tras臋.
W Gryffindorze nie by艂o zbyt wielu uczni贸w p艂ci m臋skiej, w klasach od cztery do siedem, mo偶e z dwudziestu - dlatego sko艅czy艂 w ci膮gu kilku minut.
Rozejrza艂 si臋 po polanie i odkry艂, 偶e inni prefekci te偶 ju偶 wykonali swoje zadanie. Do艂膮czy艂 do Hermiony, Malfoya i Abbot, oczekuj膮c na reszt臋 grupy fioletowych.
- Trzeba ustali膰 taktyk臋 - podj臋艂a Hermiona.
Harry pomacha艂 do Ginny i Rona, kt贸rzy szli w stron臋 lasu. Oboje wylosowali pomara艅czowe 偶etony.
Ich dru偶yna te偶 ju偶 powoli si臋 zbiera艂a. Liczy艂a troch臋 ponad pi臋膰dziesi膮t os贸b i Harry wypatrzy艂 w niej wiele znajomych twarzy.
- Dumbledore m贸wi艂, 偶e uczniowie podzieleni s膮 na 艂amaczy zakl臋膰, auror贸w, transfigurator贸w, wywiadowc贸w i tropicieli. Musimy zebra膰 ich w odpowiednie grupy i ustali膰 priorytety. Naszym g艂贸wnym celem jest odbicie dzieciak贸w, celami pobocznymi przej臋cie 偶eton贸w wroga.
- Tak, Granger. Wszyscy s艂yszeli艣my, co m贸wi艂 dyrektor. Nie musisz nam odtwarza膰 jego przemowy. - Malfoy przewr贸ci艂 oczami. Wygl膮da艂 jak kto艣, komu bardzo si臋 nie podoba, 偶e pr贸buj膮 nim rz膮dzi膰.
- Ja w艂a艣ciwie nie s艂ucha艂em - wtr膮ci艂 Harry, ale kiedy tylko Malfoy zmierzy艂 go spojrzeniem, od razu po偶a艂owa艂, 偶e si臋 odezwa艂.
Malfoy umia艂 tak patrze膰, 偶e Harry czu艂 si臋 jak ostatni wsiowy g艂upek.
- To ja mo偶e porozdzielam ludzi na grupy - zaproponowa艂a nie艣mia艂o Hanna Abbot.
Mimo i偶 Hanna by艂a prefektem ju偶 drugi rok, wci膮偶 nie mog艂a si臋 przyzwyczai膰 do odgrywania tak wa偶nej roli w grupie. Harry s膮dzi艂, 偶e to dlatego, 偶e jest skromna, ale podejrzewa艂, 偶e Malfoy nazwa艂by to inaczej.
- 艢wietny pomys艂 - odezwa艂a si臋 Hermiona widz膮c, 偶e 艢lizgon ju偶 otwiera usta, 偶eby wyg艂osi膰 jaki艣 komentarz.
Hanna czym pr臋dzej ruszy艂a w stron臋 innych Puchon贸w.
- Mo偶e i racja - zacz膮艂 Malfoy. - I tak by nie pomog艂a - Puchoni z regu艂y nie miewaj膮 b艂yskotliwych pomys艂贸w.
Blondyn zmierzy艂 wzrokiem Hermion臋, a p贸藕niej Harry'ego, kt贸ry akurat pr贸bowa艂 przesun膮膰 kamyszek w bucie, bez jednoczesnego zdejmowania go.
- Gryfoni te偶 zreszt膮 intelektem nie grzesz膮.
- Dobrze, 偶e chocia偶 艢lizgoni s膮 tacy inteligentni - zakpi艂a Hermiona.
- Ciesz臋 si臋, 偶e si臋 rozumiemy - odrzek艂 Malfoy z u艣miechem.
- Malfoy, jeste艣 ostatnim palantem, je偶eli s膮dzisz…
- Hej, to mo偶e wy艣lemy auror贸w do lasu? - zakrzykn膮艂 Harry, wiedz膮c, 偶e nie m贸wi zbyt m膮drze, ale modl膮c si臋 by dzi臋ki temu Hermiona nie zacz臋艂a piszcze膰.
- Zg艂upia艂e艣 - zakrzykn膮艂 ch贸r mieszany Granger-Malfoy.
- Ekhm, to mo偶e wywiadowc贸w?
- Harry, najpierw musimy ustali膰, kto jest w jakiej grupie, pozna膰 ich mo偶liwo艣ci, nie mo偶emy…
- Rzuca膰 si臋 z piskiem w r臋ce wroga, idioto.
- Wi臋c... Co proponujecie? - Harry doskonale sobie zdawa艂 spraw臋, 偶e nie jest jakim艣 Napoleonem. By艂 dobry w zakl臋ciach i urokach, i mia艂 艣wietny refleks. I je偶eli o niego chodzi艂o - s膮dzi艂, 偶e to wystarczy, 偶eby wyj艣膰 ca艂o z ka偶dych tarapat贸w.
- My艣l臋…
- A to nowina, Granger. - burkn膮艂 Malfoy i Harry z nut膮 satysfakcji zanotowa艂, 偶e na niego Malfoy burcza艂 w inny spos贸b. Taki bardziej kole偶e艅ski.
- Masz co艣 do powiedzenia, Malfoy? - warkn臋艂a dziewczyna, na co 艢lizgon prychn膮艂 oburzony.
- Gdyby艣 my艣la艂a, ty mugolska dziewczynko, to z pewno艣ci膮 nie chcia艂aby艣 omawia膰 taktyki na polu pe艂nym wrog贸w!
Harry rozejrza艂 si臋 dooko艂a i odkry艂, 偶e faktycznie, na polanie by艂o o wiele wi臋cej os贸b ni偶 s膮dzili.
- Mo偶e… chod藕my pod tamto drzewo - Harry wskaza艂 oddalon膮 o kilkaset metr贸w wierzb臋. - Tam raczej nie b臋d膮 nam przeszkadza膰.
- 艢wietnie - warkn膮艂 Malfoy i ruszy艂 w wskazanym kierunku. Zaraz za nim pod膮偶y艂a bardzo obra偶ona Hermiona.
Harry po raz kolejny tego dnia, zda艂 sobie spraw臋, 偶e jego przyjaci贸艂ka naprawd臋 kiepsko reaguje na krytyk臋.
Harry obr贸ci艂 si臋 przez rami臋 i pos艂a艂 Hannie przyjacielski u艣miech. Dziewczyna dzielnie wskazywa艂a uczniom pomniejsze grupki, do kt贸rych mieli do艂膮czy膰. Kiedy wykonywa艂a jakie艣 zadanie, nie wymagaj膮ce od niej dzia艂a艅 decyzyjnych, wydawa艂a si臋 ca艂kiem pewna siebie. Harry pomy艣la艂, 偶e to bardzo dobrze mie膰 w zespole r贸wnie偶 takie osoby - przy jeszcze jednym 艢lizgonie najpewniej by zwariowa艂.
Podszed艂 do dziewczyny.
- Hanno, Malfoy i Hermiona postanowili przenie艣膰 stanowisko dow贸dcze - powiedzia艂 p贸艂 偶artem, p贸艂 serio.
- Och, ja chyba jeszcze tutaj zostan臋 - odpowiedzia艂a, przywo艂uj膮c na twarz przepraszaj膮cy u艣miech. Harry zauwa偶y艂, 偶e jest naprawd臋 艂adna.
- Gdyby艣 nas szuka艂a, b臋dziemy pod tamtym drzewem. - Wskaza艂 r臋k膮 i sam r贸wnie偶 spojrza艂 we wspomnianym kierunku. Momentalnie napi膮艂 mi臋艣nie. Hermiona i Malfoy mierzyli w siebie r贸偶d偶kami. Nawet z takiej odleg艂o艣ci by艂o wida膰, 偶e si臋 k艂贸cili.
- Musz臋… - powiedzia艂 w kierunku dziewczyny i nie ko艅cz膮c zdania ruszy艂. W biegu wyci膮gn膮艂 r贸偶d偶k臋 z r臋kawa szaty.
- Ty 艣lizgon艣ki gnoju, je偶eli s膮dzisz, 偶e pozwol臋 si臋 tak obra偶a膰, to si臋 grubo mylisz! - zakrzykn臋艂a Hermiona, kiedy Harry by艂 ju偶 ca艂kiem blisko.
Harry zda艂 sobie spraw臋, 偶e naprawd臋 nie chce, 偶eby ta dw贸jka si臋 k艂贸ci艂a. Nigdy nie by艂 ze 艢lizgonami w dobrych stosunkach i nie uwa偶a艂 Malfoya za swojego koleg臋, ale ostatni wiecz贸r da艂 mu do my艣lenia. Harry s膮dzi艂 nawet, 偶e m贸g艂by si臋 z blondynem jako艣 dogadywa膰. Gdyby tylko nie jego…
- I co mi zrobisz, szlamo?
…rasistowskie pogl膮dy.
Harry prawie za艣mia艂 si臋 do swoich my艣li. Sam nie wiedzia艂, jak m贸g艂 pomy艣le膰, 偶e Malfoy mo偶e by膰 cho膰 odrobin臋 inny ni偶 s膮dzi艂? 艢lizgon pozostanie 艢lizgonem i nic tego nie zmieni.
Malfoyowi nie wolno by艂o ufa膰.
Przyspieszy艂 jeszcze, 偶eby czym pr臋dzej pokona膰 dziel膮cy ich dystans i, mimo i偶 trzyma艂 r贸偶d偶k臋 w d艂oni, kiedy tylko znalaz艂 si臋 wystarczaj膮co blisko drugiego ch艂opaka rzuci艂 si臋 na niego z pi臋艣ciami. Wyprowadzi艂 pi臋kny prawy sierpowy, kt贸rym trafi艂 Malfoya prosto w ko艣膰 policzkow膮 i tym samym odrzuci艂 w bok. 艢lizgon jednak pozbiera艂 si臋 w mgnieniu oka i rzuci艂 si臋 na Harry'ego z obiema d艂o艅mi, pr贸buj膮c dosi臋gn膮膰 jego szyi. Harry zablokowa艂 mu r臋ce w ramionach i wyprowadzi艂 cios kolanem, trafiaj膮c w podbrzusze. Malfoy krzykn膮艂 z b贸lu, ale zamiast si臋 cofn膮膰, natar艂 na Harry'ego jeszcze mocniej, tak, 偶e Harry polecia艂 na drzewo, z wci膮偶 uczepionym siebie 艢lizgonem. Harry zd膮偶y艂 poczu膰 jak szorstka kora drzewa drapie jego plecy, kiedy Malfoy popchn膮艂 go jeszcze mocniej i nagle Harry straci艂 oparcie. Poczu艂, 偶e leci do ty艂u wi臋c zakleszczy艂 d艂onie na ramionach Malfoya. Spojrza艂 w przera偶on膮 twarz swojego wroga i obaj zacz臋li spada膰.

Rozdzia艂 czwarty: W zamkni臋ciu

Harry upad艂 na plecy, a Malfoy upad艂 na Harry'ego. Gryfon poczu艂 to bardzo dotkliwie, ale nie na tyle, 偶eby na g艂os powiedzie膰, jak bardzo go boli. Otworzy艂 oczy i spojrza艂 na twarz Malfoya. Gnojek wygl膮da艂 raczej na zdziwionego, ni偶 obola艂ego. Zamruga艂.

- Z艂a藕 ze mnie! - warkn膮艂. Bynajmniej nie warkni臋ciem powitalnym.

- Ju偶, ju偶 - odburkn膮艂 Malfoy. - Ale jeste艣 pewien?

Zanim jednak Harry zd膮偶y艂 zademonstrowa膰, jak bardzo by艂 pewien, 艢lizgon by艂 ju偶 na nogach.

- Masz paskudn膮 艣liw臋 - oznajmi艂 Harry.

Malfoy natychmiast z艂apa艂 si臋 za policzek. Harry pomy艣la艂, 偶e drugi ch艂opak wygl膮da jak przera偶ona pensjonarka.

- Rany s膮 m臋skie - odpar艂 blondyn bardzo niepewnym g艂osem. Dalej trzyma艂 r臋k臋 przy policzku.

- To wszystko twoja wina, Malfoy - orzek艂 Harry ze swojego miejsca na ziemi.

- „Twoja wina” - przedrze藕ni艂 go 艢lizgon. - To ty si臋 na mnie rzuci艂e艣!

- Bo obra偶a艂e艣 Hermion臋!

- Ona jako艣 si臋 na mnie nie rzuca艂a…

Malfoy nie wygl膮da艂 jak kto艣, kto 偶a艂uje, 偶e Hermiona si臋 jednak na niego nie rzuci艂a i Harry pomy艣la艂, 偶e to dziwne. On sam zawsze docenia艂 spontaniczne kontakty cielesne z rozemocjonowanymi kobietami.

- Teraz jak nic przegramy te Podchody - powiedzia艂 jeszcze 艢lizgon i Harry w duchu przyzna艂 mu racj臋. Je偶eli nie uda im si臋 wr贸ci膰, fioletowi nie b臋d膮 mieli 偶adnych szans. Co jak co, ale dwie kobiety u steru nigdy nie dawa艂y zbyt du偶ych nadziei.

- Cholera - charkn膮艂 Harry. Powoli podni贸s艂 si臋 do siadu i przy艂o偶y艂 r臋ce do klatki piersiowej. Ledwo m贸g艂 oddycha膰. - Chyba sobie obi艂em p艂uca. Czy co艣.

- To pr臋dzej ten „czyco艣” - odpowiedzia艂 Malfoy z roztargnieniem. Sta艂 i rozgl膮da艂 si臋 po pomieszczeniu, w kt贸rym si臋 znajdowali. Harry zauwa偶y艂, 偶e to bardzo dobry pomys艂 i nawet chcia艂 zrobi膰 to samo, ale, jako 偶e aktualnie ka偶dy ruch sprawia艂, 偶e b贸l rozrywa艂 go od 艣rodka, postanowi艂 od艂o偶y膰 to na p贸藕niej.

- Ja nie 偶artuj臋, Malfoy.

艢lizgon w ko艅cu na niego spojrza艂. Poniewa偶 ci膮gle trzyma艂 si臋 za policzek, Harry wywnioskowa艂, 偶e jeszcze jest na niego z艂y. Kiedy wi臋c blondyn si臋gn膮艂 po r贸偶d偶k臋, przez g艂ow臋 Harry'ego przemkn臋艂a my艣l, 偶eby ucieka膰. Prze艂kn膮艂 g艂o艣no 艣lin臋, jednak nie ruszy艂 si臋 z miejsca. Nie 偶eby nagle zacz膮艂 ufa膰 Malfoyowi, po prostu nie mia艂 za bardzo si艂y si臋 ruszy膰…

- Znam kilka zakl臋膰 leczniczych. Nie zamierzam ci臋 torturowa膰 - wyja艣ni艂 Malfoy przykl臋kaj膮c przy Harrym. - Przynajmniej na razie - doda艂 z wrednym u艣miechem.
Harry wypu艣ci艂 ze 艣wistem powietrze i dopiero kiedy to zrobi艂, uzmys艂owi艂 sobie, 偶e je wstrzymywa艂.

Malfoy delikatnie dotkn膮艂 jego klatki piersiowej i przesun膮艂 po niej d艂oni膮. Drug膮 r臋k臋 opar艂 o jego plecy.

- Mo偶esz zakas艂a膰? - zapyta艂 mi臋kko.

Harry kaszln膮艂 dwa razy, a jego pier艣 skurczy艂a si臋 z b贸lu.

- W porz膮dku, tylko si臋 poobija艂e艣. - Harry pomy艣la艂, 偶e je偶eli to dla Malfoya jest „w porz膮dku” to nie chcia艂 pozna膰 jego definicji powa偶nego problemu. - Mog臋 rzuci膰 zakl臋cie znieczulaj膮ce. Nie jest tak dobre jak eliksir i za jak膮艣 godzin臋 b臋d臋 musia艂 je powt贸rzy膰, ale powinno podzia艂a膰. Najlepiej by by艂o, gdyby艣 obwi膮za艂 czym艣 klatk臋 piersiow膮, tak na wszelki wypadek. Je偶eli kt贸re艣 偶ebro jest z艂amane.

Harry kiwn膮艂 g艂ow膮, a Malfoy wykona艂 skomplikowany gest r贸偶d偶k膮.

- Sk膮d znasz takie zakl臋cia? - zapyta艂 zdziwiony.

Harry poczu艂y 艣mieszne mrowienie w ca艂ym ciele i ju偶 po chwili b贸l zacz膮艂 go opuszcza膰. Czu艂 si臋 tylko troch臋 odr臋twia艂y. U艣miechn膮艂 si臋 do 艢lizgona i bez wi臋kszych problem贸w wsta艂.

Malfoy w tym czasie transmutowa艂 swoj膮 chustk臋 do nosa w banda偶 elastyczny.

- Rozbierz si臋 - poleci艂.

Harry nie cz臋sto s艂ysza艂 w 偶yciu takie komentarze od swoich r贸wie艣nik贸w, wi臋c w pierwszym odruchu mia艂 ochot臋 na niezr臋czne umizgi. Przywo艂a艂 si臋 jednak szybko do porz膮dku mentalnym kopniakiem w ty艂ek. Malfoy to Malfoy. Nie 偶adna 艂adna dziewczyna poluj膮ca na jego cnot臋. Nawet nie 偶adna brzydka dziewczyna poluj膮ca na jego cnot臋. Po prostu… Malfoy.

- By艂em bardzo… swawolnym dzieckiem - zacz膮艂 艢lizgon, kiedy Harry zdj膮艂 ju偶 koszulk臋.
Powolnymi ruchami ciasno owija艂 banda偶 wok贸艂 jego piersi i Harry odnotowa艂, 偶e blondyn ma bardzo delikatne d艂onie. - Ojciec zabroni艂 skrzatom mnie uzdrawia膰. Uwa偶a艂, 偶e ka偶dy m臋偶czyzna musi umie膰 radzi膰 sobie sam. Dlatego znam du偶o zakl臋膰 leczniczych.

- To dziwne - mrukn膮艂 Harry. Czu艂 si臋 naprawd臋 niezr臋cznie, kiedy inny facet dotyka艂 go opowiadaj膮c mu swoje intymne historie z dzieci艅stwa.

Malfoy wzruszy艂 ramionami, nie puszczaj膮c opaski.

- Kiedy by艂em ma艂y, to faktycznie. Ale p贸藕niej naprawd臋 polubi艂em magomedycyn臋.

Sko艅czy艂 owija膰 jego 偶ebra i odsun膮艂 si臋 na kilka krok贸w. Pomieszczenie do kt贸rego wpadli nie dawa艂o im du偶ej swobody ruch贸w.

- To ile mia艂e艣 lat? - zdziwi艂 si臋 Harry.

- Och, pi臋膰. Mo偶e. Nie pami臋tam dok艂adnie - odrzek艂 Malfoy neutralnym g艂osem.

- Pi臋膰? Dzieci w tym wieku nie potrafi膮 czarowa膰!

Zapewne Harry nie by艂 specjalist膮 od magicznego 艣wiata, ale mieszka艂 w nim na tyle d艂ugo, 偶eby mie膰 o nim jako takie poj臋cie!

- To zale偶y, Potter - burkn膮艂 艢lizgon, a jego g艂os brzmia艂 jakby zaczyna艂 si臋 irytowa膰. - Ja zawsze by艂em bardzo zdolny - doda艂 po chwili, ju偶 przyjemniejszym g艂osem.

Harry prychn膮艂 w odpowiedzi.

- Nawet gdyby艣 by艂 Merlinem dwudziestego wieku, to i tak dzieciom nie wolno czarowa膰 poza szko艂膮.

Tym razem to Malfoy prychn膮艂.

- W艂a艣nie dlatego tak bardzo nienawidz臋 mugolak贸w. 呕adnej konkretnej wiedzy. 呕adnego przygotowania!

艢lizgon usiad艂 przy 艣cianie i rozejrza艂 si臋 po pomieszczeniu. Harry r贸wnie偶 spojrza艂.

Znajdowali si臋 wewn膮trz ma艂ej, drewnianej chaty, nie szerszej ni偶 na pi臋膰 i nie d艂u偶szej ni偶 na dziesi臋膰 krok贸w. Nie by艂o 偶adnego okna, czy drzwi, a otw贸r, kt贸rym wlecieli, ju偶 dawno si臋 zasklepi艂. Jedynym 藕r贸d艂em 艣wiat艂a by艂y trzy 艣wiece uwieszone za spraw膮 magii pod sufitem. Harry wyci膮gn膮艂 r贸偶d偶k臋, zdeterminowany, 偶eby utorowa膰 sobie jakie艣 wyj艣cie.

- Nie k艂opocz si臋, Potter. - 艢lizgon nawet nie ruszy艂 si臋 ze swojego miejsca, za to Harry, w s艂abym 艣wietle 艣wiec, dostrzeg艂 jego podirytowany wyraz twarzy.

- Chyba 偶artujesz, Malfoy. Nie mam zamiaru tutaj gni膰 do ko艅ca 偶ycia.

Blondyn pokr臋ci艂 g艂ow膮, ale nie odezwa艂 si臋 ju偶 ani s艂owem. Harry'ego niezmiernie denerwowa艂o takie zachowanie - skoro nie chcia艂 pom贸c, to m贸g艂 chocia偶 nie marudzi膰.

- Descendo* - mrukn膮艂 Harry, ale nic si臋 nie sta艂o.

- Sezam Materio**- spr贸bowa艂.

- Potter, tutaj nawet nie ma drzwi - burkn膮艂 Malfoy, wci膮偶 siedz膮c.

Harry wzruszy艂 ramionami i celuj膮c w najwi臋ksz膮 艣cian臋 chatki krzykn膮艂:

- Bombarda***

Jednak偶e 艣ciana nawet nie drgn臋艂a.

- Potter, odpu艣膰 sobie - burkn膮艂 Malfoy ponownie. Harry pomy艣la艂, 偶e 艢lizgon jest coraz mniej zirytowany, a coraz bardziej rozbawiony.

- Deprimo**** - mrukn膮艂 sfrustrowany w kierunku pod艂ogi, jednak偶e zakl臋cie i tym razem nie zadzia艂a艂o. - To koniec, nie mam wi臋cej pomys艂贸w!

- Musz臋 przyzna膰, 偶e dwa ostatnie by艂y ca艂kiem dobre, Potter - oznajmi艂 Malfoy, na co Harry prychn膮艂 zniech臋cony. - Jednak偶e, skoro ju偶 zaspokoi艂e艣 swoje gryfo艅skie 偶膮dze, to czy mo偶esz usi膮艣膰? Kiedy stoisz mam wra偶enie, 偶e tu jest jeszcze mniej miejsca ni偶 w rzeczywisto艣ci…

- Cholera, Malfoy! Ugrz臋藕li艣my tutaj! Czy do ciebie dociera w og贸le powaga sytuacji?! St膮d nie ma wyj艣cia!

- Ale偶 oczywi艣cie, 偶e jest - odpar艂 spokojnie 艢lizgon, co na chwil臋 uciszy艂o Harry'ego. - Tyle, 偶e nie od wewn膮trz.

- Sk膮d mo偶esz to wiedzie膰?

- Za twoimi plecami - blondyn wskaza艂 brod膮 kierunek - jest bilecik od dyrektora.

Harry odwr贸ci艂 si臋 natychmiast i od razu spostrzeg艂 艣wistek pa papieru. Zmierzy艂 go z艂ym wzrokiem, zanim w ko艅cu po niego si臋gn膮艂.

Drogi nieostro偶ny uczestniku dzisiejszych podchod贸w,
zosta艂e艣 uwi臋ziony w mojej pu艂apce. Poczekaj spokojnie, a偶 kto艣 Ci臋 uwolni, albo sko艅czy si臋 gra.
Mi艂ego dnia,
Albus Dumbledore.


Harry poczu艂 jak przez jego cia艂o przechodzi zimny dreszcz. By艂 w艣ciek艂y!

- Dlaczego mi nie powiedzia艂e艣?! - krzykn膮艂 do drugiego ch艂opaka. Kiedy jednak zobaczy艂, 偶e na Malfoyu nie robi to 偶adnego wra偶enia, jego z艂o艣膰 jakby ulecia艂a. Harry zawsze uwa偶a艂, 偶e nie by艂o sensu robi膰 sceny, skoro nie by艂o dla kogo…

- Przecie偶 nie pyta艂e艣, Potter - oznajmi艂 blondyn g艂adko. Harry po trochu go podziwia艂 za opanowanie. By艂a to kolejna rzecz, kt贸rej nie mia艂 zamiaru nigdy powiedzie膰 g艂o艣no.

- Mog艂e艣… - przerwa艂 na chwil臋, sam nie wiedz膮c, o co w艂a艣ciwie ma pretensje. - To nie fair.

艢lizgon za艣mia艂 si臋 teatralnie.

- Bo wy Gryfoni uwa偶acie, 偶e wszystko w 偶yciu jest takie fair.

Harry usiad艂 na pod艂odze, naprzeciw blondyna. Pomieszczenie by艂o tak ma艂e, 偶e stykali si臋 butami.

Zapanowa艂a nieprzyjemna cisza. Harry prawie histerycznie przerzuca艂 w g艂owie tematy ewentualnej rozmowy. Mia艂 wra偶enie, 偶e je偶eli czego艣 nie wymy艣li sp艂onie od niezr臋czno艣ci.

- Wcze艣niej m贸wi艂e艣 co艣 o czarowaniu poza szko艂膮?

- Tak - odpar艂 Malfoy i Harry'emu przez g艂ow臋 przesz艂o, 偶e 艢lizgon chyba nie ma takiej ochoty na zape艂nienie ciszy, jak on sam.

- Wi臋c mo偶na tak? Czarowa膰 poza szko艂膮, znaczy si臋?

- Och, oczywi艣cie, 偶e nie mo偶na - odrzek艂 艢lizgon takim tonem, 偶e Harry jednak uzna艂, 偶e mo偶na. - Tyle tylko, 偶e nie mo偶na tego w 偶adnej spos贸b sprawdzi膰.

- Chyba 偶artujesz! - zakrzykn膮艂 oburzony Harry - Ja ju偶 dwa razy dosta艂em powiadomienie od Ministerstwa o wykryciu u偶ycia magii!

- Wi臋c to prawda, co m贸wi膮? Mieszkasz z mugolami?

- Co…? - Harry zaj膮kn膮艂 si臋 przez chwil臋. Oczywi艣cie wiedzia艂, 偶e kilka os贸b zdawa艂o sobie spraw臋 z jego 偶ycia poza szko艂膮, ale absolutnie nie mia艂 poj臋cia, jak Malfoy m贸g艂 to wywnioskowa膰 z ich kr贸tkiej rozmowy.

- Teraz ju偶 tylko przez pierwszy tydzie艅 wakacji - postanowi艂 w ko艅cu powiedzie膰 prawd臋. A przynajmniej cz臋艣膰 prawdy.

- C贸偶. Magia jest 艂膮czona z miejscem, nie osob膮. Ministerstwo dostaje zg艂oszenia o ka偶dym u偶yciu czar贸w - informacje przesy艂ane s膮 Czakrami Ziemi. Nie ma jednak mo偶liwo艣ci wykrycia w ten spos贸b poszczeg贸lnego czarodzieja. Chyba 偶e dzieje si臋 to w mugolskim domu - wyja艣ni艂 Malfoy. Nawet je偶eli zauwa偶y艂 wcze艣niejsze wahanie Harry'ego, to postanowi艂 to przemilcze膰 i Harry by艂 mu za to bardzo wdzi臋czny.

- Czekaj, Malfoy - zagadn膮艂 nagle. Nie m贸g艂 si臋 za bardzo skupi膰, bo dziwnie szumia艂o mu w g艂owie. Chocia偶 Harry tak naprawd臋 zawsze mia艂 problemy ze skupieniem… - Ron te偶 nie mo偶e u偶ywa膰 magii w lecie!

- Weasleyowie maj膮 chyba z pi臋tnastk臋 dzieci. Dziwisz si臋 im, 偶e podtrzymuj膮 t臋 bajeczk臋 Ministerstwa? Przecie偶 inaczej by nad nimi nie zapanowali.

- Si贸demk臋 - zamrucza艂 Harry.

艢lizgon przewr贸ci艂 oczami i kontynuowa艂 sw贸j wyk艂ad.

- Tyle oczywi艣cie, 偶e je偶eli magia zostanie u偶yta przez czarodzieja, kt贸ry mieszka w niemagicznym domu, mo偶na delikwenta z 艂atwo艣ci膮 namierzy膰.

Kiedy Malfoy t艂umaczy艂, jego oczy b艂yszcza艂y, a twarz by艂a skupiona. Wygl膮da艂 troch臋 jak Hermiona, kiedy m贸wi艂a o „Historii Hogwartu”.

- Ministerstwo musi w jaki艣 spos贸b panowa膰 nad band膮 mugolak贸w, kt贸rym si臋 wydaje, 偶e jak maj膮 w sobie troch臋 magii, to s膮 panami 艣wiata - podsumowa艂 w ko艅cu z tak膮 pogard膮 w g艂osie, 偶e Harry a偶 si臋 skrzywi艂.

- Dlatego tak nie lubisz czarodziej贸w mugolskiego pochodzenia… wydaje ci si臋, 偶e s膮 niedoinformowani i stwarzaj膮 niebezpiecze艅stwo?

- Jest wiele powod贸w, Potter.

Malfoy zamilk艂 nagle, patrz膮c na 艣wiece nad ich g艂owami. Siedzieli przez chwil臋 w ciszy i kiedy Harry by艂 ju偶 niemal pewny, 偶e to koniec rozmowy, 艢lizgon odezwa艂 si臋 ponownie.

- Wiesz, 偶e tylko co dziesi膮ty mugolak zostaje w magicznym 艣wiecie?

Harry spojrza艂 na rozm贸wce zaciekawiony. By艂 pewien, 偶e Hermion臋 zainteresowa艂yby te statystyki.

- To znaczy, 偶e dziewi臋ciu z nich wraca do mugolskiego 艣wiata, 偶eby szorowa膰 tam kible i robi膰 karier臋 w jaki艣 marnych jad艂odajniach. Bo raczej nie mog膮 si臋 pochwala膰 magicznym wykszta艂ceniem. 呕yj膮 tam, przekre艣laj膮c wszystko czego nauczyli si臋 w Hogwarcie… a ci, kt贸rzy mimo wszystko chc膮 po艂膮czy膰 oba 艣wiaty tylko niepotrzebnie nas nara偶aj膮.

- Malfoy, to stereotypy. Nie wszyscy mugole s膮 zagro偶eniem! - zaprotestowa艂 natychmiast Harry. Mimo i偶 w swoim 偶yciu nie spotka艂 zbyt wielu 偶yczliwych okaz贸w, by艂 pewien, 偶e zdarzaj膮 si臋 oni tak samo cz臋sto jak i w magicznym 艣wiecie.

- Nie b膮d藕 naiwny. Jeste艣my inni, lepsi, silniejsi. Ka偶dy mugol boi si臋 magii, to wpisane w ich bezmagiczne rdzenie. Nie uczy艂e艣 si臋 o 艣redniowieczu, o polowaniu na czarownice? Wiesz co robili z czarodziejami, kiedy ju偶 uda艂o im si臋 ich z艂apa膰?

- Czytam podr臋czniki do historii, Malfoy. Nie uda ci si臋 wm贸wi膰 mi tych rasistowskich k艂amstw. Mugole nie potrafi膮 rani膰 czarodziej贸w!

- Nie? A czy przypadkiem przed chwil膮 nie obi艂e艣 sobie 偶eber? Przecie偶 nie u偶y艂em do tego magii…

Harry zapatrzy艂 si臋 na Malfoya, kiedy sens jego s艂贸w do niego dotar艂. Uzmys艂owi艂 sobie, 偶e wi臋kszo艣膰 jego dotychczasowych wypadk贸w mia艂a jakie艣 fizyczne przyczyny. Wcale nie trzeba by艂o magii, 偶eby bola艂o jak cholera…

- Ale… - Sam nie wiedzia艂, co chce powiedzie膰. - S膮dzi艂em, 偶e magiczni maj膮 jaki艣 system, kt贸ry chroni ich przed 艣mierci膮…

- Nic o tym nie wiem - odpar艂 Malfoy. - Chocia偶 s艂ysza艂em, 偶e niekt贸rzy samowolnie odbijaj膮 avad臋 - doda艂 艂obuzerskim tonem.

W Harrym zawrza艂o.

- Zamknij si臋 - sykn膮艂 ze z艂o艣ci膮. - Nic o tym nie wiesz!

Malfoy zmierzy艂 go zaskoczonym spojrzeniem, ale nie odezwa艂 si臋 nawet s艂owem.

Wszystkie wspomnienia zwi膮zane ze 艣mierci膮 rodzic贸w powr贸ci艂y do Harry'ego jak migawki. Pami臋ta艂 krzyk swojej matki i zielone 艣wiat艂o. Pami臋ta艂 rozpacz… ich po艣wi臋cenie. „Odbicie avady” mia艂o wi臋ksz膮 cen臋 ni偶 by艂o warte. Harry wiele by odda艂, 偶eby nigdy nie kopn膮艂 go taki zaszczyt.

Przyjrza艂 si臋 jasnej twarzy Malfoya. Nawet w migocz膮cym, pomara艅czowym 艣wietle 艣wiec wydawa艂 si臋 chorobliwie blady. Jego bia艂e w艂osy sp艂ywa艂y mu na policzki. Od kilku lat nosi艂 je lu藕no, odcinaj膮c si臋 od tradycyjnego arystokratycznego uczesania. 艢lizgon mia艂 wystaj膮ce ko艣ci policzkowe i wysuni臋ty podbr贸dek. Do tego jego nos by艂 stanowczo zbyt szpiczasty. Harry po raz pierwszy zda艂 sobie spraw臋, 偶e Malfoy nie jest przystojny. To aura, kt贸r膮 wok贸艂 siebie rozsiewa艂, niezwyk艂a pewno艣膰 siebie i pogarda dla 艣wiata, sprawia艂y, 偶e Malfoy wydawa艂 si臋 nieziemsko pi臋kny. I nieziemsko niedost臋pny - o czym cz臋sto szepta艂y dziewcz臋ta w pokoju wsp贸lnym.

- Poza tym - zacz膮艂 ponownie Malfoy, wyrywaj膮c Harry'ego z transu, w kt贸ry wpad艂 na d艂u偶sz膮 chwil臋 - zdajesz sobie spraw臋, ile os贸b uczy si臋 teraz w Hogwarcie?

Harry zastanowi艂 si臋 chwil臋, staraj膮c si臋 szybko policzy膰 w my艣lach.

- Sto pi臋膰dziesi膮t? Dwie艣cie?

- Sto osiemdziesi膮t dwie - poprawi艂 艢lizgon. - Na samym naszym roku dwadzie艣cia sze艣膰. Z tego tylko czterna艣cie os贸b z magicznych rod贸w.

Harry wzruszy艂 ramionami. Troch臋 艣mieszy艂y go te wszystkie liczby, kt贸re 艢lizgon zdawa艂 si臋 mie膰 w ma艂ym palcu. Zupe艂nie jakby mia艂 w g艂owie komputer z danymi.

- To troch臋 wi臋cej ni偶 po艂owa, ale nasz rocznik i tak jest wyj膮tkowy pod tym wzgl臋dem. Na pierwszym roku jest tylko sze艣ciu czystokrwistych. Znaczy to, 偶e ju偶 wkr贸tce w艣r贸d mugoli b臋dzie wi臋cej wykszta艂conych magicznie ni偶 w naszym 艣wiecie.

- Och, przecie偶 to s膮 tylko przypuszczenia - przerwa艂 mu Harry. - To, 偶e kto艣 nie jest czystokrwisty, nie znaczy od razu, 偶e b臋dzie mieszka艂 w 艣wiecie mugoli.

- Skup si臋, Potter - zbeszta艂 Malfoy. - Dziewi臋ciu na dziesi臋ciu mugolak贸w wr贸ci do 艣wiata mugoli! Zdajesz sobie spraw臋, 偶e ponad po艂owa uczni贸w przyjmuje wykszta艂cenie, z kt贸rego nigdy nie skorzysta? Przez to cierpi te偶 reszta populacji, bo zobacz - gdyby w klasach by艂o o po艂ow臋 mniej uczni贸w, profesorowie mogliby nam po艣wi臋ci膰 o po艂ow臋 wi臋cej czasu. Byliby艣my lepiej przygotowani, mieliby艣my wi臋ksz膮 wiedz臋 - czy nie do tego powinni艣my d膮偶y膰?

- Malfoy, nie mo偶emy si臋 doskonali膰 kosztem innych! To nie jest metoda!

- Oczywi艣cie, 偶e jest.

Na chwil臋 obaj zamilkli. Harry zwalcza艂 w sobie usiln膮 ch臋膰 do nakrzyczenia na 艢lizgona za jego arogancj臋. Bo chocia偶 niekt贸re z pogl膮d贸w Malfoya by艂y 艣mieszne i rasistowskie… nie mo偶na im by艂o odm贸wi膰 konsekwencji. Argumentacja blondyna wyda艂a mu si臋 w gruncie rzeczy logiczna i po cz臋艣ci potrafi艂 zrozumie膰 jego postaw臋. Ale Harry s膮dzi艂 te偶, 偶e wszystkie przywary, kt贸re Malfoy przypisywa艂 mugolakom, mog艂y powodowa膰 co najwy偶ej niech臋膰, nie nienawi艣膰.

- Wyobra偶a艂e艣 sobie kiedy艣 co by by艂o, gdyby mugole si臋 o nas dowiedzieli? - zapyta艂 blondyn po kolejnej chwili ciszy.

Harry tylko pokr臋ci艂 g艂ow膮. Jego zdaniem by艂o to raczej niemo偶liwe, w ko艅cu Ministerstwo bardzo dobrze dba艂o o zacieranie 艣lad贸w potwierdzaj膮cych istnienie magii.

- Wi臋c pomy艣l teraz - nakaza艂 艢lizgon. - Coraz wi臋cej mugolak贸w dostaje listy, wie o nas coraz wi臋cej ludzi - ich rodziny, przyjaciele. W pewnym momencie mugole si臋 zorientuj膮. Wiesz, co w tedy zrobi膮?

Harry ponownie pokr臋ci艂 g艂ow膮, skupiaj膮c si臋 na wpatrywaniu w oczy rozm贸wcy. Malfoy mia艂 naprawd臋 dziwne oczy. Czasem szare, czasem niebieskie, a czasem zupe艂nie srebrne. Harry pomy艣la艂, 偶e lubi je obserwowa膰.

- Zrobi膮 wojn臋.

- Malfoy, to najczarniejszy scenariusz! Mamy dwudziesty pierwszy wiek, ludzie nie zabijaliby za co艣 takiego!

- Nie? Mugole potrafi膮 zabija膰 za mniejsze rzeczy - za religi臋, czy kolor sk贸ry.

- Och, tak, bo magiczni s膮 tacy 艣wi臋ci! - zakrzykn膮艂 Harry. - A Voldemort zabija tylko w obronie w艂asnej, prawda?

Malfoy zaj膮kn膮艂 si臋 na chwil臋 i urwa艂 kontakt wzrokowy.

- Nigdy nie m贸wi艂em, 偶e go popieram - szepn膮艂 w ko艅cu, bardziej do swoich but贸w ni偶 do Harry'ego.

- A popierasz?

- Ja… nie chc臋 o tym m贸wi膰.

Harry r贸wnie偶 spojrza艂 na swoje buty i siedzieli w ciszy, pozwalaj膮c minutom si臋 ci膮gn膮膰.

- Wiesz, co b臋dzie najgorsze? - odezwa艂 si臋 znowu Malfoy, wybudzaj膮c Harry'ego z zamy艣lenia. - Te wszystkie mugolaki, kt贸rych jest ju偶 tyle, co prawdziwych czarodziej贸w, stan膮 po stronie swoich rodzin. Magiczny 艣wiat nie b臋dzie mia艂 szans przetrwa膰, jest nas o wiele mniej i mimo 偶e jeste艣my silniejsi, nie damy im rady.

- Mylisz si臋, Malfoy. - Harry odpowiedzia艂 dopiero po d艂u偶szej chwili. - Gdyby dosz艂o do wojny, magiczni by sobie poradzili. A wielu mugolak贸w stan臋艂oby po stronie czarodziej贸w.

- Kto? - zakpi艂 艢lizgon. - Granger?

Harry sapn膮艂 zaskoczony.

- My艣l臋, 偶e ona nie. Ona trzyma艂aby si臋 z daleka i robi艂a plakietki przeciw przemocy - za艣mia艂 si臋 Harry. - Ale ja tak. Ja bym zosta艂 z czarodziejami.

Malfoy nie spojrza艂 na niego i Harry zda艂 sobie spraw臋, 偶e 艢lizgon nie pomy艣la艂 wcze艣niej o tym, 偶e Harry nie jest czystokrwisty. Sama idea wyda艂a mu si臋 zabawna, ale nie mia艂 zamiaru dokucza膰 drugiemu ch艂opakowi na g艂os, w obawie, 偶e zniszczy to dopiero co odkryt膮 ni膰 porozumienia. Zamiast tego pod艣miewywa艂 si臋 w swojej g艂owie.

- Dlaczego tak nie lubisz Hermiony? Nigdy nie widzia艂em, 偶eby艣 tak bardzo dr臋czy艂 jakiego艣 innego mugolaka. - "Opr贸cz mnie” pomy艣la艂 Harry, ale uspokoi艂 te my艣li natychmiast. W ko艅cu dla Malfoya Harry nie by艂 mugolakiem.

- Granger to zupe艂nie inna historia. Mam ze sto powod贸w, 偶eby jej nie cierpie膰. - orzek艂 Malfoy, ponowie odnajduj膮c oczy Harry'ego - S膮dz臋, 偶e gdyby nawet mia艂a najczystsz膮 krew na 艣wiecie i tak bym jej nie lubi艂.

- No ale musi by膰 co艣 konkretnego? - zacz膮艂 Harry kpiarskim tonem. On sam Hermion臋 kocha艂, ale bywa艂y dni, kiedy mia艂 ochot臋 porz膮dnie ni膮 potrz膮sn膮膰. Dlatego Harry by艂 ciekawy, co innych w niej irytuje.

- Granger zawsze wszystko wie. Nauczyciele s膮dz膮, 偶e to dlatego, 偶e jest taka m膮dra, ale na dobr膮 spraw臋 to ona jest chodz膮c膮 bibliotek膮. Wyku艂a ca艂y materia艂 chyba jeszcze przed pierwszym rokiem, a przez ca艂膮 szko艂臋 tylko go powtarza i powtarza.

- M贸wisz tak, bo jeste艣 zazdrosny…

Malfoy przybra艂 艣mieszn膮 min臋. Zmarszczy艂 nos, a oczy dziwnie przymru偶y艂.

- Ja nie bywam zazdrosny - oznajmi艂 wynio艣le, ale po chwili u艣miechn膮艂 si臋 swawolnie.

Harry'emu tak rzadko zdarza艂o si臋 go takim ogl膮da膰, 偶e w nielicznych momentach, kiedy si臋 jednak zdarza艂o, zawsze by艂 zdziwiony.

- Chodzi mi o to, 偶e Granger mo偶e i ma ogromn膮 wiedz臋, ale nie pokrywa si臋 to z jej zdolno艣ciami.

- Niby dlaczego? - zaprotestowa艂 od razu Harry. Co jak co, ale zna艂 mo偶liwo艣ci swojej przyjaci贸艂ki i wiedzia艂, jak zdolna by艂a!

- By艂em z ni膮 w jednej grupie na ostatnim treningu. Ze trzy razy znale藕li艣my si臋 w sytuacji, gdzie trzeba by艂o walczy膰 i za ka偶dym z tych trzech raz贸w Granger zas艂oni艂a si臋 kim艣 innym. Sta艂a z wyci膮gni臋t膮 r贸偶d偶k膮 i czeka艂a, a偶 kto艣 j膮 uratuje.

Kiedy Harry si臋gn膮艂 wspomnieniami do jakiejkolwiek walki z udzia艂em Hermiony, przypomina艂 sobie, 偶e Hermiona faktycznie nie by艂a zbyt dobra na froncie. Mimo i偶 zna艂a o wiele wi臋cej przydatnych zakl臋膰 ni偶 on, ba艂a si臋 po jakie艣 si臋gn膮膰.

- Nie mo偶esz jej nie lubi膰, tylko dlatego, 偶e nie umie walczy膰 - orzek艂 Harry przyznaj膮c si臋 w duchu, 偶e nie potrafi zakwestionowa膰 argumentu 艢lizgona.

- Mog臋.

- Nie mo偶esz.

- Mog臋.

Za艣miali si臋 prawie w tej samej chwili, jednak Harry szybko si臋 otrz膮sn膮艂. Nie m贸g艂 dopu艣ci膰 do sytuacji, w kt贸rej Malfoy pomy艣li, 偶e Harry go lubi.

Bo nie lubi艂.

W og贸le.

- To nie tylko to, Potter. Jak ju偶 m贸wi艂em - mam ze sto powod贸w.

- Co jeszcze?

- Granger to hipokrytka. Najwi臋ksza jak膮 znam. M贸wi jedno, a robi drugie. Ci膮gle komu艣 rozkazuje, m贸wi co wypada, a co nie, a sama 艂amie wszystkie swoje regu艂y. Do tego ona w og贸le nie potrafi si臋 bawi膰! Najch臋tniej da艂aby szlaban ka偶demu, kto robi co艣 zabawnego.

- Tak zabawnego, jak dr臋czenie pierwszak贸w?

- Nie dr臋czenie, tylko wymuszanie s艂odyczy. To taki 艣lizgo艅ski zwyczaj. S艂u偶y do nawi膮zywania wi臋zi z pierwszakami…

- Kradzie偶 s艂odyczy?

- W艂a艣ciwie to uprzejme nak艂anianie do przekazywania swoich s艂odyczy w imi臋 przyja藕ni mi臋dzy domowej.

Hary odchyli艂 g艂ow臋 do ty艂 i za艣mia艂 si臋 gard艂owo. Sam przed sob膮 musia艂 przyzna膰, 偶e Malfoy go bawi. Czasami i tylko troch臋, ale jednak.

Siedzieli kolejn膮 chwil臋 w ciszy, ale tym razem nie przeszkadza艂o to ju偶 Harry'emu. Liczy艂 w my艣lach, ile czasu sp臋dzi艂 z Malfoyem w ci膮gu ostatnich dni i powoli dochodzi艂 do wniosku, 偶e jakie艣 trzykrotnie wi臋cej ni偶 w ca艂ym swoim 偶yciu.

To by艂o niepokoj膮ce.

- Zimno mi w ty艂ek - burkn膮艂 niespodziewanie Malfoy.

- Mi te偶 jest zimno - odpar艂 Harry niezbyt przytomnie.

- A boli ci臋? - zainteresowa艂 si臋 nagle 艢lizgon i Harry uzmys艂owi艂 sobie, 偶e faktycznie boli. Kiwn膮艂 wi臋c g艂ow膮.

Blondyn ponownie wyci膮gn膮艂 r贸偶d偶k臋 i rzuci艂 na Harry'ego czar leczniczy.

Harry pomy艣la艂, 偶e to bardzo mi艂e, 偶e Malfoy tak o niego dba. Do tej pory tylko Hermiona o niego dba艂a, ale ona zawsze go przy tym poucza艂a, przez co Harry wola艂 ju偶 cierpie膰 w ciszy.

- M贸wi艂e艣, 偶e b臋dzie dzia艂a膰 godzin臋 - zamrucza艂 z lekkim wyrzutem Harry. Znowu czu艂 si臋 przyjemnie odr臋twia艂y, ale wiedzia艂 ju偶, 偶e to za chwil臋 przejdzie.

- I dzia艂a艂o - odpar艂 Malfoy. - A nawet troch臋 d艂u偶ej. My艣l臋, 偶e nied艂ugo po nas przyjd膮.

Kiedy do Harry'ego dotar艂 sens s艂贸w 艢lizgona, poczu艂 si臋 zaniepokojony. Przez chwil臋 sam nie wiedzia艂 dlaczego, a p贸藕niej nagle go ol艣ni艂o. Harry ba艂 si臋, 偶e w realnym 艣wiecie, pozbawionym chatki bez drzwi i okien, nie b臋dzie ju偶 m贸g艂 rozmawia膰 z Malfoyem. Nie 偶eby wychodzi艂o im to jako艣 nadzwyczaj dobrze - bo po prawdzie sz艂o im raczej kiepsko… - ale nagle, po raz pierwszy w 偶yciu, chcia艂 lepiej pozna膰 Draco Malfoya.

- To mi艂e, Potter - zakpi艂 z艂o艣liwy g艂os.

Harry otworzy艂 oczy zdziwiony.

- Powiedzia艂em to na g艂os?

- Tylko to o poznawaniu bli偶ej. Tak z ciekawo艣ci, czy wcze艣niejsze my艣li zawiera艂y co艣 o moich pi臋knych oczach, idealnej figurze i ujmuj膮cym poczuciu humoru?

- Jeste艣 chory - orzek艂 Harry, staraj膮c si臋 brzmie膰 jakby by艂 zniesmaczony.

- I to ci臋 we mnie tak poci膮ga? - zagadn膮艂 Malfoy gaw臋dziarskim tonem.

Harry przewr贸ci艂 oczami. By艂 got贸w cofn膮膰 wszystko, co pomy艣la艂 o byciu roz艣mieszanym przez Malfoya.

- Nie musisz si臋 tego wstydzi膰, Potter. - ponownie odezwa艂 si臋 Malfoy i Harry mia艂 wra偶enie, 偶e 艢lizgon pr贸buje ukry膰 艣miech. - Ludzie kochaj膮 si臋 we mnie z r贸偶nych powod贸w, a kim ja jestem, 偶eby je kwestionowa膰, czy os膮dza膰?

- M贸wi膮c ludzie masz na my艣li gobliny? S艂ysza艂em, 偶e maj膮 kiepski gust.

- Je偶eli sam jeste艣 goblinem, to pewnie.

Harry za艣mia艂 si臋, a 艢lizgon mu zawt贸rowa艂. I w takiej kole偶e艅skiej atmosferze, za艣miewaj膮cych si臋 z jakiego艣 kiepskiego 偶artu, siedz膮cych na pod艂odze i stykaj膮cych si臋 stopami, zasta艂 ich Remus Lupin. A za Remusem ca艂a szko艂a, gdy偶 Lupin sprawi艂, 偶e znikn臋艂a przednia 艣ciana chatki.

Bynajmniej ani Harry, ani Malfoy nie przestali si臋 艣mia膰 - wprost przeciwnie, widok przera偶onych twarzy ich szkolnych znajomych sam w sobie by艂 tak komiczny, 偶e obaj zacz臋li 艣mia膰 si臋 jeszcze g艂o艣niej.

Remus tymczasem przygl膮da艂 si臋 im z u艣miechem. Harry klasyfikowa艂 t臋 min臋 jako dobroduszne politowanie i doskonale wiedzia艂, 偶e zazwyczaj by艂a przeznaczona dla Syriusza, kiedy ten zrobi艂 co艣 naprawd臋, naprawd臋 g艂upiego. Powoli si臋 uspokoi艂, ale pos艂a艂 jeszcze jedno rozbawione spojrzenie do Malfoya.

艢lizgon wsta艂 z drewnianej pod艂ogi, otrzepa艂 ubranie i wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do Harry'ego.
Harry spojrza艂 na jego r臋k臋, dziwnie 艣wiadomy tego, ile par oczu im si臋 przygl膮da. Rzuci艂 okiem na twarz Malfoya, nagle lekko spi臋t膮. Cisza wydawa艂a si臋 g臋stnie膰. I wtedy Harry chwyci艂 wyci膮gni臋t膮 do niego r臋k臋, jednocze艣nie s艂ysz膮c, jak prawie wszyscy zebrani wci膮gaj膮 ze 艣wistem powietrze.

Harry postanowi艂, 偶e p贸藕niej pomartwi si臋 nad znaczeniem tego gestu.

- Um, dzi臋ki.

- Pewnie - odpar艂 Malfoy, troch臋 przyt艂umionym g艂osem i poprawi艂 sobie szat臋.

Dopiero rejestruj膮c ten gest, Harry zda艂 sobie spraw臋, 偶e sam jest tylko w koszulce - szat臋 zdj膮艂, kiedy Malfoy banda偶owa艂 mu 偶ebra.

Staraj膮c si臋 zrobi膰 to dyskretnie, Harry rozejrza艂 si臋 po pod艂odze i si臋gn膮艂 po rzucon膮 tam wcze艣niej odzie偶.

- Harry! - zapiszcza艂o nagle co艣 z t艂umu i rzuci艂o mu si臋 prosto na szyj臋.

Po nieziemskiej ilo艣ci w艂os贸w, kt贸re znacznie przys艂oni艂y mu pole widzenia, Harry wywnioskowa艂, 偶e by艂a to Hermiona.

- Tak bardzo si臋 martwi艂am! Przepraszam Harry! To wszystko moja wina! Nic ci nie jest?

- Och, w porz膮dku, Hermiono - odpar艂 lekko og艂uszony Harry, jednoczenie pr贸buj膮c troch臋 odsun膮膰 od siebie dziewczyn臋.

Kocha艂 j膮 jak siostr臋 i uwielbia艂 to jak si臋 o niego martwi艂a - ale g艂os mia艂a naprawd臋 wysoki…

- Yy, Draco - zadudni艂 kolejny g艂os, gdzie艣 z progu chatki. Goyle pos艂a艂 drugiemu 艢lizgonowi zmartwione spojrzenie, ale zanim zd膮偶y艂 powiedzie膰 co艣 wi臋cej, zza jego ramienia, prawie 偶e wyskoczy艂 Zabini, od razu podbiegaj膮c do Malfoya.

- Draco, c贸偶 za nieszcz臋艣cie ci臋 kopn臋艂o, p贸艂torej godziny z tym gryfo艅skim nudziarzem. Mam nadziej臋, 偶e nie zakrzep艂 w tobie jaki艣 nieodpowiednich hase艂, jak „ratujmy Puchon贸w” czy „ Hej, wszyscy! Przesta艅my nagle my艣le膰!”

Malfoy za艣mia艂 si臋 d藕wi臋cznie i Harry rzuci艂 mu spojrzenie spomi臋dzy w艂os贸w Hermiony, spod kt贸rych wci膮偶 pr贸bowa艂 si臋 wykr臋ci膰.

- Och, nie, B., w艂a艣ciwie to bawi艂em si臋 ca艂kiem dobrze - powiedzia艂 niskim g艂osem.

Harry odetchn膮艂 z ulg膮, kiedy Hermiona w ko艅cu go pu艣ci艂a i spojrza艂 prosto w sko艣ne oczy Zabiniego. 艢lizgon sondowa艂 go z g贸ry do do艂u i Harry nagle zda艂 sobie dok艂adnie spraw臋 ze swojego braku szaty, bardziej ni偶 zwykle potarganych w艂os贸w i policzk贸w a偶 czerwonych od podduszenia przez Hermion臋.

- Draco, ty bestio! Wykorzysta艂by艣 ka偶d膮 okazj臋! - za艣mia艂 si臋 艢lizgon odwracaj膮c do kolegi.

Zanim jednak do Harry'ego dotar艂 prawdziwy sens s艂贸w Zabiniego, odezwa艂 si臋 Lupin.

Harry zauwa偶y艂, 偶e Remus wygl膮da jak kto艣, kto bardzo stara si臋 utrzyma膰 powag臋, ale za choler臋 mu to nie wychodzi.

- Tak. Obawiam si臋, ch艂opcy, 偶e musicie mi odda膰 swoje 偶etony. Skoro wpadli艣cie w pu艂apk臋, jeste艣cie je艅cami pomara艅czowych.

Harry poszuka艂 w kieszeni swojej monety.

- To ju偶 koniec treningu, zaraz zostan膮 podliczone 偶etony, a wyniki dyrektor og艂osi na obiedzie. Wszyscy s膮 ju偶 wolni.

Ludzie zacz臋li si臋 rozchodzi膰 plotkuj膮c g艂o艣no, a Harry domy艣la艂 si臋, 偶e o nim. Spr贸bowa艂 wyszuka膰 Malfoya w t艂umie, ale nigdzie nie m贸g艂 dostrzec jego jasnych w艂os贸w.

Remus zbli偶y艂 si臋 troch臋 do nich i u艣miechn膮艂 serdecznie.

- Zgadnij, kto czeka na ciebie w gabinecie dyrektora - zagadn膮艂 przyjacielsko, a na usta Harry'ego momentalnie wyp艂yn膮艂 u艣miech. Syriusz!

- Och, p贸jd臋 poszuka膰 Rona - oznajmi艂a Hermiona. Wydawa艂a si臋 by膰 zak艂opotana, ale jednocze艣nie szcz臋艣liwa. - Zobaczymy si臋 p贸藕niej, do widzenia, profesorze!

Harry'ego troch臋 艣mieszy艂o, 偶e Hermiona, mimo i偶 sp臋dza艂a z Remusem prawie tyle samo czasu, co on, nie potrafi艂a przesta膰 go tytu艂owa膰.

- Chod藕my - powiedzia艂 do Remusa.

Harry naprawd臋 go lubi艂. By艂 o wiele spokojniejszy ni偶 Syriusz. Do tego udziela艂 艣wietnych rad. No i zawsze potrafi艂 pom贸c z wyj膮tkowo nieprzyjemn膮 prac膮 domow膮.
W drodze do gabinetu rozmawiali o nadchodz膮cych 艣wi臋tach - Harry t艂umaczy艂, 偶e przyjedzie dopiero dziewi臋tnastego grudnia, Remus opowiada艂 o nowym zaci臋ciu Syriusza w dziedzinie cukiernictwa - jego ojciec chrzestny postanowi艂, 偶e w tym roku przynajmniej jeden z jego wypiek贸w b臋dzie jadalny, wi臋c 膰wiczy艂 w ka偶dej wolnej chwili. Harry czu艂 si臋 naprawd臋 szcz臋艣liwy maj膮c tak膮 rodzin臋.

Rozdzia艂 pi膮ty: Remus

Harry i Remus zatrzymali si臋 pod pomnikiem Chimery, gdzie Harry, 艣miesznie marszcz膮c nos, orzek艂, 偶e nie ma zielonego poj臋cia jakie jest nowe has艂o. Remus u艣miechn膮艂 si臋 uspokajaj膮co.

- Ci膮gutki - powiedzia艂 i ju偶 po chwili obaj znale藕li si臋 w gabinecie dyrektora.

Remus zawsze podziwia艂 zaznajomienie Albusa z mugolskim przemys艂em cukierniczym. On sam nie by艂 w stanie wymieni膰 z pami臋ci wi臋cej ni偶 dziesi臋ciu ulubionych smako艂yk贸w. Przy czym nie jada艂 s艂odyczy, a Albus przez ca艂e swoje d艂ugie 偶ycie zd膮偶y艂 ju偶 trzy razy wymieni膰 wszystkie z臋by…

- Syriusz! - zakrzykn膮艂 Harry, kiedy tylko ujrza艂 swojego ojca chrzestnego.

Remus nie zakrzykn膮艂, bo po pierwsze, widzia艂 Syriusza kilka godzin wcze艣niej, a po drugie, nie mia艂 w zwyczaju pokrzykiwania.

Usiad艂 na jednym z foteli, oddalonym troch臋 od reszty - tak, 偶eby m贸g艂 obj膮膰 wzrokiem ca艂e pomieszczenie.

- Remi - mrukn膮艂 Black znad ramienia chrze艣niaka. - Uciekasz, bo boisz si臋, 偶e ci臋 ugryz臋?

- Akurat w naszym przypadku to chyba powinno by膰 na odwr贸t - za艣mia艂 si臋 Remus.

- W takim razie siedzisz tak daleko, 偶eby nacieszy膰 swoje pi臋kne oczy mn膮 w pe艂niej krasie? - docieka艂 Syriusz, prawie po偶eraj膮c Remusa wzrokiem.

Remus pokr臋ci艂 g艂ow膮 z rozbawieniem - Syriusz by艂 nieuleczalnym flirciarzem.

- Nacieszy艂em si臋 tob膮 w pe艂niej krasie ju偶 do艣膰, przez ca艂e moje 偶ycie. Teraz od ciebie odpoczywam.

Harry wybuchn膮艂 艣miechem, a Syriusz przybra艂 zbola艂膮 min臋. Remus s膮dzi艂, 偶e jego przyjaciel by艂 naprawd臋 okropnym aktorem.

Albo przebywali ze sob膮 ju偶 tyle lat, 偶e nic nie potrafili przed sob膮 ukry膰.

- Och, Remi, Remi. 艁amiesz mi serce.

- Nie nazywaj mnie „Remi”. To imi臋 dobre dla szczeniaka, nie dla du偶ego wilka.

Syriusz wybuchn膮艂 tubalnym 艣miechem, jak to Syriusz, a Harry chichota艂 w r臋kaw. Og贸lnej weso艂o艣ci nie przerwa艂 nawet nagle wychodz膮cy z kominka Albus.

- Oj, go艣cie! - zauwa偶y艂 staruszek, lekko zdezorientowany. - No tak, go艣cie, w ko艅cu sam ich zaprosi艂em - mrucza艂 do siebie. - Mo偶e dropsa? - zapyta艂 nagle wydobywaj膮c z szaty opakowanie cukierk贸w i u艣miecha艂 si臋 jowialnie. W艂a艣ciwie Remus s膮dzi艂, 偶e Albus zawsze u艣miecha艂 si臋 jowialnie, nawet jak pr贸bowa艂 inaczej. Zreszt膮 powiedzia艂 to kiedy艣 dyrektorowi, ale on jedynie u艣miechn膮艂 si臋 jowialnie…

Harry siedzia艂 najbli偶ej Syriusza, jak tylko by艂o to mo偶liwe, jakby znajdowanie si臋 w pobli偶u Blacka dodawa艂o mu energii. Obaj dyskutowali 偶ywio艂owo o tym, jakie to niebezpieczne, a co za tym idzie - fajne, 偶e Syriuszowi uda艂o si臋 dosta膰 do Hogwartu.

Remus osobi艣cie s膮dzi艂 raczej, 偶e to naiwnie g艂upie, ale 艁apa si臋 upar艂 i nie da艂o rady go nak艂oni膰 do pozostania w domu.

Zreszt膮… Remus s膮dzi艂 te偶, 偶e jego przyjaciel powinien sp臋dza膰 jak najwi臋cej czasu ze swoim chrze艣niakiem. Obu im to bardzo dobrze robi艂o.

- …prawda, Remusie? - wyrwa艂o go nagle zamy艣lenia. Mrugn膮艂, wracaj膮c do rzeczywisto艣ci.

- Przepraszam, mo偶esz powt贸rzy膰? - zapyta艂 uprzejmie, bo Remus uwa偶a艂, 偶e uprzejmym nale偶y by膰 zawsze i wsz臋dzie. Chyba, 偶e akurat by艂a pe艂nia ksi臋偶yca i akurat by艂o si臋 wilko艂akiem, ale to by艂y sytuacje wyj膮tkowe. Akurat.

- Syriusz m贸wi艂, 偶e teraz b臋dziecie si臋 mogli cz臋艣ciej pojawia膰 w Hogwarcie, bo dyrektor da艂 ci jakie艣 specjalne zadanie - powt贸rzy艂 us艂u偶nie Harry.

- Ach, tak. Faktycznie, b臋d臋 si臋 teraz cz臋艣ciej pojawia艂 w szkole - b臋d臋 opiekunem na Podchodach.

- B臋dziemy si臋 pojawia膰 - podkre艣li艂 Black, z 艂obuzerskim u艣miechem, a Remus przez grzeczno艣膰 nie zaprzeczy艂.

- To mo偶e herbatki? - zagadn膮艂 weso艂o Albus. Remus poczu艂 si臋 nawet troch臋 winny, 偶e musi mu odm贸wi膰.

- Ja niestety musz臋 na chwil臋 wyj艣膰, ale jestem pewny, 偶e reszta si臋 napije.

Dyrektor pokiwa艂 domy艣lnie g艂ow膮.

- Rozmawia艂em z nim dzisiaj rano i zapewni艂, 偶e eliksir b臋dzie na ciebie czeka膰.

Remus u艣miechn膮艂 si臋 na po艂y dzi臋kuj膮co, a na po艂y przepraszaj膮co, gdy偶 nie m贸g艂 si臋 zdecydowa膰 i ruszy艂 do wyj艣cia. Przy samych drzwiach odwr贸ci艂 si臋 jeszcze i przyjrza艂 si臋 Harry'emu. Ch艂opiec podejrzanie trzyma艂 si臋 za 偶ebra. Wi臋kszo艣膰 ludzi nie zwr贸ci艂aby na to uwagi, ale Remus zbyt d艂ugo przyja藕ni艂 si臋 z huncwotami, 偶eby nie wiedzie膰, 偶e takie zachowanie zazwyczaj wi膮za艂o si臋 z k艂opotami…

- Harry, wszystko z tob膮 w porz膮dku? - zapyta艂 mi臋kko.

- Jasne - odpar艂 natychmiast Gryfon.

Syriusz spojrza艂 zdziwiony na chrze艣niaka i Remus by艂 pewien, 偶e on r贸wnie偶 dostrzeg艂 co艣 niepokoj膮cego.

- Nic ci臋 nie boli? - inwigilowa艂 dalej Remus, przypatruj膮c si臋 twarzy rozm贸wcy. Potter troch臋 zblad艂.

- Uch, troch臋… troszeczk臋 si臋 poobija艂em… - przyzna艂 w ko艅cu Harry. - Ale to nic takiego! - zakrzykn膮艂 od razu, widz膮c miny doros艂ych.

- Mo偶e… - zacz膮艂 Remus, ale Syriusz mu przerwa艂.

Remus z lekkim rozbawieniem zauwa偶y艂, 偶e jego przyjaciel zrobi艂 twarz „zatroskanego opiekuna”. Co prawda Syriusz nie robi艂 tego zbyt cz臋sto i jeszcze nie do ko艅ca mu wychodzi艂o, ale Remus by艂 pewny, 偶e na Harry'ego to dzia艂a.

- Wezm臋 go zaraz do skrzyd艂a szpitalnego, Remi - orzek艂 w ko艅cu. - No id藕, id藕 - doda艂, widz膮c, 偶e Remus wci膮偶 waha si臋, co robi膰.

Jednak po kr贸tkiej chwili, widz膮c, 偶e najwyra藕niej dwaj panowie nie potrzebuj膮 jego interwencji, wzruszy艂 ramionami.

- No to… id臋. Znajd臋 was p贸藕niej.

Syriusz skin膮艂 tylko g艂ow膮, ale nie powiedzia艂 ju偶 nic i Remus poczu艂, 偶e pora na niego.

Nie ma nic gorszego ni偶 siedzie膰 na si艂臋 w miejscu, kiedy si臋 ju偶 po偶egna, a wszyscy oczekuj膮, 偶e zaraz sobie p贸jdziesz.

Remus wyszed艂 po cichu z gabinetu, staraj膮c si臋 nie robi膰 niepotrzebnego ha艂asu i ruszy艂 w dobrze sobie znanym kierunku. Odk膮d trzy lata wcze艣niej uczy艂 w Hogwracie, Severus Snape, raz w miesi膮cu, przygotowywa艂 mu wywar tojadowy. Remus oczywi艣cie wiedzia艂, 偶e Severus nie robi艂 tego z w艂asnej inwencji i zapewne niezbyt ch臋tnie, ale i tak by艂 mu wdzi臋czny z ca艂ego serca.

Kiedy tylko zszed艂 do loch贸w od razu poczu艂 nieprzyjemny ch艂贸d i wilgo膰. Wiedzia艂, 偶e pokoje Severusa by艂y solidnie odrestaurowane i zabezpieczone, ale i tak przez lata nie m贸g艂 przesta膰 si臋 dziwi膰, 偶e kto艣 m贸g艂 chcie膰 mieszka膰 w takim miejscu z w艂asnej woli. Jemu ciemne i mokre miejsca nie kojarzy艂y si臋 najlepiej….

Kiedy by艂 na pierwszym roku, a dyrektor nie wpad艂 jeszcze na zamykanie go podczas pe艂ni we Wrzeszcz膮cej Chacie, trzymano go w lochach na czas przemiany. Zakutego w 艂a艅cuchy.

Nie by艂y to jego ulubione wspomnienia z dzieci艅stwa.

Pogr膮偶ony w my艣lach nawet nie zauwa偶y艂 jak przeby艂 ostatni kawa艂ek drogi dziel膮cy go od komnat Mistrza Eliksir贸w. Za艂omota艂 ci臋偶k膮 ko艂atk膮 - mimo i偶 by艂 regularnym go艣ciem, Severus nigdy nie poda艂 mu has艂a do swoich kwater.

Remus wola艂 nie rozwa偶a膰 tego w kwestii osobistego policzka.

Drzwi otworzy艂y si臋 nagle i Remus spojrza艂 prosto w czarne oczy Severusa Snape'a.

Snape zmierzy艂 go nieprzychylnym spojrzeniem, a Remus poczu艂, 偶e dreszcze przechodz膮 przez ca艂e jego cia艂o. Spi膮艂 minimalnie mi臋艣nie. Nigdy nie potrafi艂 si臋 rozlu藕ni膰 w pobli偶u tego faceta.

- Mog臋 wej艣膰? - zapyta艂 cicho, gdy偶 Severus zawsze dzia艂a艂 na niego troch臋 wyciszaj膮co… uspokajaj膮co.

Snape odsun膮艂 si臋 od drzwi i kpiarskim gestem zaprosi艂 Remusa do 艣rodka.

Remus ju偶 dawno przyzwyczai艂 si臋 do nieprzyjemnego zachowania m臋偶czyzny. Potrafi艂 ju偶 na przyk艂ad udawa膰, 偶e nie widzi jego wykrzywionych ust, kiedy rozmawiali, czy odwracania wzroku, kiedy Remus by艂 w pobli偶u. Nauczy艂 si臋 nawet nie reagowa膰 na pod艂e s艂owa, chocia偶 czasami rani艂y tak mocno, 偶e marzy艂 tylko o ucieczce.

- Ja po eliksir - wyja艣ni艂 i spr贸bowa艂 pos艂a膰 gospodarzowi uprzejmy u艣miech, ale obawia艂 si臋, 偶e wyszed艂 mu tylko przyt艂umiony grymas.

- Poczekaj tutaj, mam go w laboratorium.

M臋偶czyzna odwr贸ci艂 si臋 艂opocz膮c szatami, a Remus u艣miechn膮艂 si臋 w my艣lach. Paranoja Severusa nigdy nie pozwoli艂aby mu zaprosi膰 kogo艣 do swojej prywatnej pracowni. Remus podejrzewa艂, 偶e nawet innego Mistrza Eliksir贸w Severus by nie wpu艣ci艂.

A co dopiero brudnego wilko艂aka…

Komnaty Severusa nie r贸偶ni艂y si臋 bardzo od komnat, kt贸re Remus zamieszkiwa艂, kiedy jeszcze uczy艂 w Hogwarcie. Jasny salon, umeblowany tak jak wi臋kszo艣膰 pokoi nauczycieli, 艂adny kominek, 偶adnych osobistych akcent贸w, opr贸cz jednego zdj臋cia na regale. Remus wiedzia艂, 偶e za zamkni臋tymi drzwiami kryje si臋 sypialnia, ale nigdy nawet nie pr贸bowa艂 tam zajrze膰. Severus bardzo broni艂 swojej prywatno艣ci. Drzwi po lewej prowadzi艂y do gabinetu Snape'a, do kt贸rego mo偶na te偶 by艂o wej艣膰 od strony korytarza. W艂a艣ciwie komnaty mog艂oby nale偶e膰 do ka偶dego - nie by艂o tam prawie nic, co wskazywa艂oby, 偶e to w艂a艣nie Severus jest ich w艂a艣cicielem.

Remus zrobi艂 kilka krok贸w, 偶eby m贸c chwyci膰 ramk臋 ze zdj臋ciem. By艂o ono mugolskie, czarno-bia艂e i bardzo stare. Przedstawia艂o ma艂ego Severusa owini臋tego raczkami wok贸艂 n贸g wysokiego, ciemnow艂osego m臋偶czyzny. Remus doskonale zna艂 t臋 fotografi臋 i wiedzia艂, 偶e by艂a jedynym, co pozosta艂o Snape'owi po jego ojcu - mugolu, kt贸ry kiedy tylko dowiedzia艂 si臋 kim, a raczej czym s膮 jego 偶ona i syn, natychmiast spakowa艂 si臋 i odszed艂.

Severus nie lubi艂 o tym m贸wi膰, ale Remus wiedzia艂, 偶e m臋偶czyzna, mimo wszystko, kocha艂 swojego ojca. Nawet je偶eli twierdzi艂, 偶e nie chcia艂by ju偶 nigdy go spotka膰.

Lupin u艣miechn膮艂 si臋 z rozczuleniem, g艂aszcz膮c policzek dziecka ze zdj臋cia.

- Co robisz, wilku? - warkn膮艂 nagle bardzo z艂y g艂os, gdzie艣 zza plec贸w Remusa.

Remus odchrz膮kn膮艂 i od艂o偶y艂 ramk臋.

- Chcia艂em… ogl膮da艂em zdj臋cie - wyt艂umaczy艂 p艂asko. Przy Severusie zawsze czu艂 si臋 nie na miejscu, zagubiony i og贸lnie… nieodpowiedni. Spu艣ci艂 wzrok nie chc膮c patrze膰 w oczy Snape'a.

- Widz臋 - mrukn膮艂 m臋偶czyzna. G艂os mia艂 jeszcze niski od gniewu i Remusa przeszed艂 mimowolny dreszcz.

Nikt nie mia艂 tak erotycznego g艂osu, jak Severus Snape - a szczeg贸le kiedy by艂 z艂y, czy nabuzowany emocjami.

Remus spr贸bowa艂 prze艂kn膮膰 艣lin臋, 偶eby pozby膰 si臋 sucho艣ci w gardle.

- Je偶eli by艂by艣 艂askaw, nie dotykaj moich rzeczy. Nie lubi臋 zbiera膰 z nich p贸藕niej sier艣ci.

I to by by艂o na tyle je艣li chodzi o erotyzm. Niewa偶ne jak Remus by si臋 nie stara艂, dla Severusa by艂 dawno skre艣lony. I nie wa偶ne jak bardzo Remus by nie chcia艂… nie mia艂 ju偶 偶adnych szans.

A Snape nie omieszka艂 mu o tym przypomnie膰 przy ka偶dym spotkaniu.

Remus wzruszy艂 ramionami.

- Przepraszam - powiedzia艂 s艂abo. Mia艂 niepisan膮 zasad臋, 偶eby nigdy nie my艣le膰 o przesz艂o艣ci w pobli偶u Severusa, bo wtedy jego docinki wydawa艂y si臋 jeszcze bardziej bolesne.

- To ju偶 wszystko? Mam spotkanie - warkn膮艂 Mistrz Eliksir贸w nawet nie patrz膮c na Remusa.

Remus pomy艣la艂, 偶e to nawet dobrze, 偶e Severus na niego nie patrzy艂, bo inaczej najpewniej zobaczy艂by skurcz przechodz膮cy przez twarz Remusa na my艣l, 偶e m臋偶czyzna si臋 z kim艣 spotyka.

- Tak, ja… dzi臋kuj臋 - mrukn膮艂, ju偶 odwracaj膮c si臋 i 艣piesz膮c do drzwi. Jedyne, o czym teraz marzy艂, to 偶eby jak najpr臋dzej znale藕膰 si臋 poza zasi臋giem tego m臋偶czyzny.

Czyli jak zawsze po rozmowie w cztery oczy z Severusem Snape'em.

Nawet nie wiedzia艂, jak pokona艂 powrotn膮 drog臋 do gabinetu Dumbledore'a. Je偶eli mia艂by by膰 szczery sam ze sob膮, musia艂by przyzna膰, 偶e przez ca艂y ten czas my艣la艂 o potencjalnej randce Snape'a. To nie tak, 偶e nie spodziewa艂 si臋, 偶e Severus… w ko艅cu by艂 przystojnym facetem - oczywi艣cie kiedy o siebie dba艂… Remus nagle zatrzyma艂 si臋, omal nie przyp艂acaj膮c tego upadkiem. Severus zawsze kiedy si臋 z kim艣 umawia艂, po艣wi臋ca艂 wi臋cej czasu swojemu wygl膮dowi - my艂 w艂osy, wybiela艂 z臋by, nosi艂 na sobie mniej ubra艅.

Robi艂 tak odk膮d sko艅czy艂 pi臋tna艣cie lat i Remus by艂 pewien, 偶e Snape nie zmieni艂 nagle przyzwyczaje艅 - a to oznacza艂o… 偶e go ok艂ama艂. Mia艂 na sobie chyba z pi臋ciowarstwowy kaftan, a jego w艂osy by艂y okropne - nie mia艂 randki! Nie m贸g艂 mie膰! W takim razie, po jak膮 choler臋, pr贸bowa艂 oszuka膰 Remusa?

- Ci膮gutki - wymrucza艂 Lupin wci膮偶 zamy艣lony, ale zanim zd膮偶y艂 wej艣膰 na schody w przej艣ciu pojawi艂 si臋 Albus.

- Remus, m贸j ch艂opcze. Wszystko w porz膮dku?

Remus kiwn膮艂 g艂ow膮 i pos艂a艂 Albusowi uspokajaj膮cy u艣miech.

- Wszystko w porz膮dku, dyrektorze. Mam m贸j eliksir.

Dumbledore zmarszczy艂 brwi i obejmuj膮c Remusa ramieniem, pchn膮艂 go troch臋 do przodu.

- Syriusz i Harry poszli odwiedzi膰 Hagrida… wiesz, te jego ostatnie problemy - zagadn膮艂. Remus lubi艂 gaw臋dziarski styl bycia starszego - zawsze, na ka偶d膮 okazj臋, dyrektor mia艂 pod r臋k膮 jak膮艣 ciekaw膮 histori臋.

Ruszyli w stron臋 wyj艣cia z zamku.

- Ale m贸j ch艂opcze, obawiam si臋, 偶e ty sam te偶 masz teraz jaki艣 problem? - zapyta艂 czarodziej, patrz膮c m艂odszemu w oczy, a Remus poczu艂, 偶e nie ma w sobie wystarczaj膮co du偶o si艂y 偶eby zaprzeczy膰.

- Um… troch臋 si臋 posprzeczali艣my z Severusem - mrukn膮艂, bo przez gard艂o by mu nie przesz艂o „mam z艂amane serce”.

- Och, Remusie, czasami jeste艣cie jak dzieci. To ju偶 tyle lat, a wy si臋 nadal nie mo偶ecie dogada膰 - skarci艂 delikatnie starszy czarodziej. - Gdyby nie to, 偶e to Severus zaproponowa艂 przygotowywanie dla ciebie eliksiru, s膮dzi艂bym, 偶e to jeszcze stare zatargi ze szko艂y.

- Se… Severus? To by艂 jego pomys艂?

- Och, ale偶 tak! - ucieszy艂 si臋 dyrektor, zupe艂nie jakby w ko艅cu dosta艂 szans臋 na opowiedzenie swojej ulubionej historii. - Nie mia艂em nawet poj臋cia, 偶e jest taki zdolny! Wiesz, 偶e bardzo niewielu czarodziej贸w na ca艂ym 艣wiecie umie uwarzy膰 ten eliksir. A Severus przyszed艂 do mnie, nied艂ugo po tym jak dowiedzia艂 si臋, 偶e b臋dziesz z nami pracowa艂 i oznajmi艂, 偶e nauczy艂 si臋 przygotowywa膰 wywar tojadowy, i 偶e mo偶e ci go dostarcza膰 co miesi膮c.

Remus sapn膮艂 zaskoczony. Nie mia艂 poj臋cia… Zatrzyma艂 si臋 nagle, tym samym zatrzymuj膮c r贸wnie偶 dyrektora. Starzec pos艂a艂 mu zdziwione spojrzenie, jednak偶e Remus nawet tego nie zauwa偶y艂.

Severus przygotowywa艂 dla niego eliksir z w艂asnej woli, ba, z w艂asnej inicjatywy! I Severus ok艂amywa艂 go, 偶e ma randk臋, zupe艂nie jakby chcia艂, 偶eby Remus by艂… zazdrosny?

Czy to wszystko znaczy艂o, 偶e jednak mia艂 jeszcze u niego jakie艣 szanse?

- Widz臋, 偶e potrzebujesz chwilki samotno艣ci. Wracam wi臋c do zamku, ale odwied藕cie mnie jeszcze koniecznie, przed waszym powrotem!

Remus mrugn膮艂 i nieprzytomnie po偶egna艂 si臋 z dyrektorem. My艣lami by艂 ju偶 zupe艂nie gdzie indziej. A w艂a艣ciwie nie gdzie, a kiedy…

Mia艂 czterna艣cie lat kiedy Severus po raz pierwszy si臋 do niego odezwa艂. To znaczy, znali si臋 ju偶 wcze艣niej - ale nigdy tak naprawd臋 nie rozmawiali. Severus by艂 raczej samotnikiem. Remus, ze swoj膮 u艂omno艣ci膮, te偶 stara艂 si臋 trzyma膰 z dala od innych, ale Gryfoni mu na to nie pozwalali. Remus kocha艂 swoich przyjaci贸艂 - byli dla niego oparciem, dawali mu poczucie bezpiecze艅stwa i przynale偶no艣ci - ale wiedzia艂 te偶, 偶e do nich nie pasuje. By艂 milczkiem, lubi艂 ksi膮偶ki, ciesz臋 i spok贸j. Tak, jak Severus.

Wpadli na siebie w bibliotece, Remus wypo偶yczy艂 w艂a艣nie jedyny egzemplarz ksi膮偶ki, kt贸r膮 Severus r贸wnie偶 chcia艂 przeczyta膰. Do dzisiaj Remus pami臋ta, 偶e by艂o to „Magia goblin贸w - wy偶sza cywilizacja?”. Remus u艣miechn膮艂 si臋 wtedy przepraszaj膮co i oznajmi艂, 偶e podrzuci ksi膮偶k臋 Severusowi tak szybko jak przeczyta. Snape wzruszy艂 ramionami, ale wydawa艂 si臋 by膰 troch臋 podniesiony na duchu. Od s艂owa do s艂owa zacz臋li rozmawia膰, a dwa lata p贸藕niej byli ju偶 najlepszymi przyjaci贸艂mi.

By艂 pocz膮tek sz贸stego roku, obaj 艣wietnie zdali SUMy i dostali si臋 na zaawansowane lekcje z wybranych przedmiot贸w. Tych samych przedmiot贸w w gwoli 艣cis艂o艣ci. Severus zaprosi艂 Remusa na lody do Hogsmeade, 偶eby uczci膰 ich sukces i tam, na placu pe艂nym ludzi - poca艂owa艂 go.

Remus sam nie wiedzia艂 co czu艂 do swojego przyjaciela. Wtedy by艂 pewien, 偶e jego serce jest ju偶 zaj臋te… ale usta Severusa by艂y bardzo sugestywne i kiedy poca艂unek dobieg艂 ko艅ca Remus by艂 ju偶 niemal przekonany.

Niemal. Jak si臋 p贸藕niej okaza艂o, na placu dooko艂a nich, byli r贸wnie偶 Huncwoci, a w艣r贸d nich, oczywi艣cie, Syriusz.

Remus uwielbia艂 Syriusza. Uwa偶a艂 go za sw贸j idea艂, marzy艂 o nim po nocach, a Syriusz zdawa艂 si臋 lubi膰 Remusa - przynajmniej s膮dz膮c po tym, jak z nim flirtowa艂.

Remus wr贸ci艂 wraz z Severusem do zamku, trzymaj膮c si臋 za r臋ce i po偶egna艂 si臋 z nim kolejnym poca艂unkiem. Wr贸ci艂 do pokoju wsp贸lnego Gryffindoru, a tego samego wieczora Syriusz wyzna艂 mu mi艂o艣膰.

Do teraz Remus nie wiedzia艂 jakim sposobem Black tak nam膮ci艂 mu w g艂owie, ale uda艂o mu si臋 przekona膰 Remusa, 偶e Severus nic do niego nie czuje, 偶e dla niego to tylko zabawa - i 偶e to on, Syriusz, kocha go naprawd臋. Prosi艂 go, 偶eby przesta艂 si臋 widywa膰 ze 艢lizgonem, t艂umacz膮c, 偶e by艂 o niego zazdrosny i nie m贸g艂 patrze膰, jak drugi ch艂opak go podrywa.

W nocy Syriusz odebra艂 mu dziewictwo, a rano Remus z艂ama艂 Severusowi serce.

Inna sprawa, 偶e Black zdradzi艂 go nied艂ugo potem, a ich zwi膮zek rozpad艂 si臋 w przeci膮gu tygodni.

Kontakty Huncwot贸w z nowym koleg膮 Remusa nigdy nie wygl膮da艂y dobrze - twierdzili, 偶e Snape zabiera im przyjaciela, odsuwa od nich Remusa. Ale dopiero tamtego ranka, Severus wypowiedzia艂 im prawdziw膮 wojn臋.

Wzajemne konflikty nasila艂y si臋 i osi膮gn臋艂y apogeum, kiedy Syriusz wys艂a艂 Snape'a do Wrzeszcz膮cej Chaty w noc pe艂ni.

P贸藕niej Remus pr贸bowa艂 wiele razy przeprasza膰, ale Severus nie chcia艂 go s艂ucha膰. Za du偶o by艂o mi臋dzy nimi niedopowiedze艅, za du偶o zdrady - Remus zawi贸d艂 go podw贸jnie, jako kochanek i jako przyjaciel - Snape nie umia艂 wybaczy膰.

Remus mia艂 nadziej臋, 偶e po latach Severus zapomni o dawnych k艂贸tniach, ale kiedy tylko powr贸ci艂 do szko艂y, Snape da艂 mu jasno do zrozumienia, co s膮dzi o ich jakichkolwiek ewentualnych relacjach.

Dopiero teraz Remus zastanowi艂 si臋, czy by艂o mo偶liwym, 偶eby przez te wszystkie lata Severus wci膮偶 co艣 do niego czu艂.

Kiwn膮艂 g艂ow膮, zniech臋cony. Je偶eli Snape faktycznie wci膮偶 偶ywi艂 do niego jakie艣 uczucia, wybra艂 bardzo dziwny spos贸b aby to okaza膰.

Odgoni艂 bolesne my艣li i przywo艂a艂 na twarz mi艂y u艣miech. Znajdowa艂 si臋 ju偶 u drzwi chaty Hagrida. Zapuka艂 i po chwili otworzy艂 mu Harry, z lekko przygn臋bion膮 min膮.

- Remus, wchod藕. Z Hagridem nie jest najlepiej - wyja艣ni艂, patrz膮c w kierunku p贸艂olbrzyma, kt贸ry le偶a艂 na swoim ogromny 艂贸偶ku, w rogu izby, p艂acz膮c.

Remus podszed艂 troch臋 bli偶ej i natychmiast owia艂 go od贸r whisky. Hagrid nie najlepiej znosi艂 chwilowe rozstanie ze swoj膮 ukochan膮 - Madame Maxime.

- Jestem zupe艂nie… zupe艂nie… nikomu… niepotrzebny - chlipa艂 m臋偶czyzna, nawet nie zauwa偶aj膮c przybycia nowego go艣cia. - Zostawi艂em uczni贸w… samych w lesie! - wzi膮艂 kr贸tk膮 przerw臋, 偶eby ha艂a艣liwie wysmarka膰 nos. - Powinni mnie zwolni膰!

- Ju偶, ju偶, Hagridzie - powiedzia艂 uspokajaj膮co Remus, klepi膮c p贸艂olbrzyma po jego ogromnej stopie. - Wszystko b臋dzie dobrze…

Jako 偶e w 偶adnym stopniu nie uciszy艂o to lamentu m臋偶czyzny, Remus postanowi艂 da膰 mu chwil臋 spokoju i zaparzy膰 艣wie偶ej herbaty.

Podszed艂 do paleniska i rozpali艂 ogie艅, szukaj膮c czystych kubk贸w. Nagle poczu艂 czyj膮艣 obecno艣膰 za plecami. Rozpozna艂 znajom膮 wo艅 Syriusza wi臋c si臋 uspokoi艂 - lata walki bardzo wyostrzy艂y jego i tak ju偶 wyczulone, wilko艂acze zmys艂y.

- By艂 chocia偶 mi艂y? - zapyta艂 Black przyt艂umionym g艂osem.

W tle s艂yszeli uspokajaj膮c膮 przemow臋 Harry'ego.

- … 艣wi臋ta i znowu si臋 zobaczycie. To ju偶 tylko dwa miesi膮ce, a p贸藕niej ferie i Wielkanoc i znowu wakacje. Nawet si臋 nie obejrzysz…

Remus si臋 nie odwr贸ci艂, spokojnie ko艅cz膮c rozsypywanie li艣ci herbaty do ogromnych kubk贸w Hagrida.

- Tak jak zawsze - mrukn膮艂 w ko艅cu, na co Syriusz prychn膮艂.

Dotkn膮艂 r臋k膮 jego ramienia i przysun膮艂 si臋 troch臋 bli偶ej. Remus dalej si臋 nie ruszy艂, ani nie zrobi艂 nic, 偶eby to 艁apa si臋 odsun膮艂. Us艂ysza艂 jego g艂os tu偶 przy swoim uchu.

- Nie wiem, co ty w nim widzisz. Gdyby艣…

- Co „gdybym”? Gdybym ci si臋 da艂 znowu przelecie膰? M贸wi艂em ci ju偶, 偶e nie szukam partnera.

- Nie szukasz, bo ci膮gle liczysz, 偶e Snape…

- Syriusz! - Remus odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie, z pr臋dko艣ci膮, z jak膮 nie m贸g艂by si臋 porusza膰 偶adnej cz艂owiek. - Ju偶 o tym m贸wili艣my - powiedzia艂 troch臋 podniesiony g艂osem, staraj膮c si臋 jednak nie zwraca膰 uwagi Harry'ego czy Hagrida. - Mi臋dzy nami nic nie ma i nie b臋dzie, a moje 偶ycie uczuciowe to tylko i wy艂膮cznie moja sprawa.

Syriusz zacisn膮艂 szcz臋ki i zrobi艂 krok do ty艂u. Remus od razu pozna艂, 偶e m臋偶czyzna si臋 obrazi艂, ale chwilowo by艂o mu to nawet na r臋k臋 - do艣膰 mia艂 jego nieudolnych flirt贸w i pr贸b zaci膮gni臋cia go do 艂贸偶ka. Wszystko by艂o zabawne, dop贸ki by艂o tylko 偶artem, ale ostatnimi czasy przy Syriuszu czu艂 si臋 jak zwierzyna 艂owna na polowaniu - z tak膮 regularno艣ci膮 Black pr贸bowa艂 go uwie艣膰.

- Hagridzie, napij si臋 ciep艂ej herbaty - powiedzia艂 spokojnie, nios膮c m臋偶czy藕nie napar.

Hagrid pochlipywa艂 jeszcze, ale pos艂usznie przyj膮艂 kubek.

- Pos艂uchaj, je偶eli naprawd臋 czujesz, 偶e bez Olimpii nie mo偶esz funkcjonowa膰, powiniene艣 z艂o偶y膰 wym贸wienie i do niej pojecha膰. Bez mi艂o艣ci trudno jest 偶y膰 - powiedzia艂 z u艣miechem.

I naprawd臋 w to wierzy艂 - bez mi艂o艣ci trudno jest 偶y膰, dlatego nale偶y zrobi膰 wszystko, 偶eby tylko j膮 znale藕膰, a jak ju偶 si臋 znajdzie - 偶eby zatrzyma膰.

- Kiedy, cholibka, ja nie mog臋 tak se zostawi膰 dyra, w 艣rodku semestru. Co on beze mnie zrobi? - zapyta艂 bezradnie Hagrid.

Remus spr贸bowa艂 go niezdarnie obj膮膰, niestety zdaj膮c sobie spraw臋, jak 艣miesznie musz膮 wygl膮da膰 - on, trzykrotnie mniejszy od drugiego m臋偶czyzny, staraj膮cy si臋 go pociesza膰.

Wiecz贸r powoli przechodzi艂 w noc, a oni siedzieli jeszcze troch臋, dop贸ki Hagrid nie zasn膮艂. Remus czu艂, 偶e to jeszcze nie koniec jego problem贸w, ale by艂 dobrej my艣li. Przed cisz膮 nocn膮 Harry po偶egna艂 si臋 i wr贸ci艂 do Wie偶y, natomiast Syriusz przemieni艂 si臋 w swoj膮 animagiczn膮 posta膰 i ruszyli odmeldowa膰 si臋 Dumbledore'owi, a p贸藕niej 艢wistoklikiem przenie艣li si臋 do domu.

Rozdzia艂 sz贸sty: Na koniec dnia

Oczywi艣cie Harry nie zd膮偶y艂 wr贸ci膰 do Wie偶y przed cisz膮 nocn膮. Co prawda nie sp贸藕ni艂 si臋 du偶o, bo tylko kilka minut, ale to wystarczy艂o, 偶eby zmusi膰 go do gry w chowanego ze Snape'em. Profesor wygl膮da艂 wyj膮tkowo 藕le tego wieczora i Harry modli艂 si臋 w duchu, mimo i偶 dalej nie wierzy艂 w zbawienne dzia艂anie modlitwy, 偶eby jednak przed nim uciec.

Kiedy jaki艣 ha艂as zza plec贸w Snape'a odwr贸ci艂 uwag臋 m臋偶czyzny, Harry pu艣ci艂 si臋 biegiem w d贸艂 korytarza, pr贸buj膮c przy tym st膮pa膰 jak najciszej - Snape by艂 w tak z艂ym humorze, 偶e gdyby tylko go zobaczy艂, na pewno goni艂by go do samego dormitorium. A p贸藕niej zamieni艂by jego 偶ycie w nieko艅cz膮ce si臋 pasmo udr臋k i da艂 tyle szlaban贸w, 偶e Harry odrabia艂by je jeszcze po trzydziestce.

Kiedy Harry pokona艂 ju偶 schody zatrzyma艂 si臋, 偶eby zaczerpn膮膰 powietrza. Oczami wyobra藕ni widzia艂 siebie, zwalniaj膮cego si臋 z pracy, bo musi co艣 za艂atwi膰, a p贸藕niej aportuj膮cego si臋 w Hogwarcie, 偶eby pod czujnym okiem Snape'a wyczy艣ci膰 mu kocio艂ki. Za艣mia艂 si臋 na swoj膮 w艂asn膮 wizj臋 i szybko zakry艂 usta r臋kawem. Gdzie艣 z ty艂u us艂ysza艂 poruszenie i nie czekaj膮c ju偶 na towarzystwo, a tym samym najpewniej spe艂nienie swojej wizji, wystrzeli艂 w dalsz膮 drog臋.

Nie to, 偶eby jako艣 bardzo ba艂 si臋 Snape'a, tylko 偶e akurat si臋 go troch臋 ba艂. W ko艅cu nikomu nie by艂a mi艂a wizja szlabanu w wieku 艣rednim!

Pod Wie偶臋 zabieg艂 w tempie natychmiastowym, tym samym pobijaj膮c tegoroczny rekord Colina Creevey'a, uciekaj膮cego przed Filtchem, kt贸remu zabrudzi艂 艣wie偶o wypastowan膮 pod艂og臋. Niestety rekordu bli藕niak贸w Weasley nie uda艂o mu si臋 pobi膰, ale oni byli na dopalaczach. Dos艂ownie - dopalaczach - bo jeden z ich produkt贸w powodowa艂 palenie si臋 but贸w przy braku odpowiednio wysokiej pr臋dko艣ci… Niestety, zaraz po wypr贸bowaniu bli藕niaki wyrzucili receptur臋 i produktu nigdy nie wprowadzono na rynek.

Harry pokr臋ci艂 g艂ow膮 i nie kusz膮c d艂u偶ej losu poda艂 has艂o Grubej Damie.

- Wybra艅cy bog贸w.

Portret odsun膮艂 si臋 pos艂usznie i Harry przeszed艂 przez dziur臋 w 艣cianie. Naraz doszed艂 do niego podirytowany g艂os Hermiony i przez chwil臋 by艂 pewny, 偶e to on jest obiektem jej reprymendy. Jednak偶e, kiedy tylko znalaz艂 si臋 w 艣rodku, od razu zrozumia艂, 偶e tym razem pechowcem by艂 kto艣 inny. Przed Hermion膮 siedzia艂o stadko pierwszak贸w, a dziewczyna, gro藕nie wymachuj膮c palcem, wyrzuca艂a z siebie kolejne zdania.

- I tak w og贸le, macierzanka kwitnie tylko od czerwca do wrze艣nia! I nie da si臋 jej zbiera膰 w pa藕dzierniku! Wi臋c na przysz艂o艣膰, gdyby艣cie chcieli sobie wyznacza膰 jakie艣 durne zadania, czego oczywi艣cie ju偶 nigdy nie zrobicie, zajrzyjcie do ksi膮偶ek! O Harry! - zauwa偶y艂a go nagle dziewczyna, tym samym przerywaj膮c sw贸j wyw贸d.

Harry j臋kn膮艂 w duchu, jednocze艣nie licz膮c, 偶e jemu Hermiona oka偶e wi臋cej mi艂osierdzia ni偶 maluchom. Po cz臋艣ci czu艂 si臋 winny za ten wyk艂ad, bo to on powiedzia艂 przyjaci贸艂ce o Malcolmie i jego znajomych.

- Harry, jak dobrze, 偶e jeste艣! - powiedzia艂a Hermiona, odci膮gaj膮c Harry'ego troch臋 na bok. - Musimy porozmawia膰.

- Yhm - mrukn膮艂 Harry, nie bardzo maj膮c poj臋cie, co innego m贸g艂by odpowiedzie膰. Nigdy nie by艂 dobry w konwersacjach.

- Chcia艂am ci臋 przeprosi膰, Harry - zacz臋艂a dziewczyna zbola艂ym g艂osem. - By艂am dzisiaj nieuprzejma i krzycza艂am na ciebie przy ludziach bez powodu.

- Och, nie przejmuj si臋, Hermiono - odpar艂 Harry p艂asko.

- Nie, naprawd臋! Czasami tak strasznie mnie ponosi! A ty p贸藕niej stan膮艂e艣 w mojej obronie! Jestem okropn膮 osob膮, nie zas艂uguj臋 na takiego przyjaciela, jak ty!

Taka ju偶 by艂a Hermiona - w jednej chwili wredna baba, kt贸ra jak nikt przestrzega艂a zasad i potrafi艂a zrobi膰 awantur臋 o najmniejsz膮 rzecz, a w drugiej s艂odka dziewczyna, oddana swoim przyjacio艂om.

- To naprawd臋 nic - powiedzia艂 w ko艅cu. - Ty zrobi艂aby艣 dla mnie to samo…

Hermiona pokiwa艂a g艂ow膮, zupe艂nie jakby m贸wi艂a „oczywi艣cie, dla ciebie rzuci艂abym si臋 na trolla”.

Harry ju偶 nie skomentowa艂, tylko u艣miechn膮艂 si臋 pokrzepiaj膮co do dziewczyny.

- P贸jd臋 do Rona - oznajmi艂 troch臋 niepewny, wskazuj膮c przyjaciela brod膮.

Rudzielec siedzia艂 na ich ulubionej kanapie przy kominku, rozgrywaj膮c parti臋 szach贸w sam ze sob膮. Harry usiad艂 po drugiej stronie planszy, u艣miechaj膮c si臋 rado艣nie. W艂a艣ciwie nie widzia艂 si臋 ze swoim przyjacielem od 艣niadania i mimo ca艂ego zamieszania, i ci膮g艂ych atrakcji - troch臋 mu brakowa艂o komentarzy Weasleya.

- Mog臋 si臋 do艂膮czy膰? - zapyta艂 przekornie, a Ron pos艂a艂 mu u艣miech od ucha do ucha. Nikt nie mia艂 takiego wyszczerzu jak on.

- Pewnie, siadaj. I udawaj, 偶e jeste艣 bardzo zaj臋ty, bo Hermionie mo偶e si臋 w ka偶dej chwili przypomnie膰, 偶e nie napisali艣my jeszcze esej贸w na Histori臋 Magii.

Harry pokr臋ci艂 g艂ow膮 z rozbawieniem. Ron i Hermiona byli bardzo dziwn膮 par膮. Gdyby Harry nie zna艂 ich tak dobrze, nigdy by nie powiedzia艂, 偶e s膮 szcz臋艣liwi - ci膮gle si臋 k艂贸cili, prawie nie mieli wsp贸lnych zainteresowa艅, a do tego Gryfonka wci膮偶 chcia艂a rz膮dzi膰. Ale Harry wiedzia艂 te偶, 偶e mimo i偶 jego przyjaciele nie afiszuj膮 si臋 ze swoim zwi膮zkiem, s膮 w sobie bardzo zakochani. I wiedzia艂, 偶e kiedy on szed艂 spa膰, oni jeszcze d艂ugo w nocy siedzieli przyci艣ni臋ci do siebie i rozmawiali o wszystkim, i o niczym.

Harry nie by艂 o nich zazdrosny - kocha艂 ich oboje, ale absolutnie nie mi艂o艣ci膮 romantyczn膮. By艂 szcz臋艣liwy, 偶e oni s膮 szcz臋艣liwi. Ich zwi膮zek nie odbi艂 si臋 za bardzo na przyja藕ni ich tr贸jki - jedynie na pocz膮tku Harry czu艂 si臋 troch臋 odtr膮cony, ale po jakim艣 czasie wszystko si臋 unormowa艂o i teraz sp臋dzali z nim prawie tyle czasu, co kiedy艣. Poza tym, gdyby dw贸jka jego najbli偶szych przyjaci贸艂 si臋 nie zesz艂a, nigdy nie otworzy艂by si臋 na innych ludzi, wi臋c po cz臋艣ci, to w艂a艣nie dzi臋ki temu pozna艂 lepiej Ginny (i jej kole偶ank臋 - bardzo zakr臋con膮 Krukonk臋 - Lun臋). Mia艂 te偶 lepszy kontakt z Nevillem i z reszt膮 Gryfon贸w.

- Harry?

Harry ockn膮艂 si臋 nagle ze swojego snu na jawie. Ron patrzy艂 na niego pytaj膮co.

- Um… tak - oznajmi艂, usilnie staraj膮c si臋 wygl膮da膰 jak kto艣, kto wie na jakie pytanie odpowiada. Ron si臋 skrzywi艂. - Nie? - spr贸bowa艂.

Weasley za艣mia艂 si臋 g艂upkowato i zbi艂 pionka Harry'ego.

- Pyta艂em, jak to si臋 sta艂o, 偶e nie pozabijali艣cie si臋 z Malfoyem w zamkni臋ciu?

Harry wypu艣ci艂 powietrze ze 艣wistem. Przesun膮艂 swoj膮 wie偶臋 i z lekkim zdziwieniem zanotowa艂, 偶e Ron od razu j膮 zbi艂. Ruszy艂 pionkiem.

Spodziewa艂 si臋, 偶e to pytanie padnie pr臋dzej, czy p贸藕niej, ale szczerze mia艂 nadziej臋, 偶e to jednak b臋dzie p贸藕niej. Bardzo p贸藕niej.

- Ja… nie wiem, Ron - powiedzia艂 w ko艅cu z prostot膮. - On wydaje si臋 by膰 inny ni偶 zawsze s膮dzili艣my.

- Harry… - skarci艂 przyjaciel. - To Malfoy, k艂贸cimy si臋 z nim od pierwszego dnia szko艂y!

Harry przemilcza艂 fakt, 偶e k艂贸c膮 si臋 z nim g艂贸wnie za spraw膮 Weasleya.

- To mo偶e ju偶 pora, 偶eby przesta膰?

Ron pos艂a艂 mu komiczne spojrzenie.

- Zwariowa艂e艣. Szach-mat. Jak nic, zwariowa艂e艣 - oznajmi艂, jednocze艣nie bij膮c kr贸la Harry'ego. Wci膮偶 艣miesznie marszczy艂 czo艂o. - On ci czego艣 dosypa艂, rzuci艂 na ciebie Imperiusa! O, ju偶 wiem! Ty nie jeste艣 Harry! - krzykn膮艂 oskar偶ycielsko, teatralnie mierz膮c palcem w Pottera.

Harry przewr贸ci艂 oczami.

- Jestem.

- Nie jeste艣!

- Jestem.

- To jak dostali艣my si臋 do szko艂y, na naszym drugim roku?

- Fordem Angli膮 twojego taty…

- A…aaa… a jak poznali艣my Hermion臋?

- Jak rany, Ron. W poci膮gu.

Ron przewr贸ci艂 oczami, ale wcale nie wydawa艂 si臋 by膰 uspokojony, s膮dz膮c po tym, 偶e nie opu艣ci艂 palca.

- W kt贸re dni bior臋 k膮piel?

Harry wsta艂 z kanapy, 艣miej膮c si臋 pod nosem.

- W parzyste prysznic, w nieparzyste tylko z臋by, a w soboty ca艂a k膮piel - powiedzia艂 na tyle wyra藕nie, 偶eby us艂yszeli ich wszyscy w pokoju.

Mimo 偶e Ron si臋 zarumieni艂, nie zaprzesta艂 inwigilacji.

- Jaka jest moja ulubiona fantazja erotyczna? - zakrzykn膮艂, bo Harry by艂 ju偶 przy schodach do dormitorium.

Hermiona czujnie podnios艂a g艂ow臋 zza ksi膮偶ki.

- Hermiona i bli藕niaczki Patil - odkrzykn膮艂 Harry, 艣miej膮c si臋 ju偶 na g艂os. Nikt nie potrafi艂 tak pogr膮偶y膰 Rona, jak sam Ron. - Id臋 spa膰, kumplu. Jestem zm臋czony.

I nie czekaj膮c ju偶 na odpowied藕, Harry czmychn膮艂 w g贸r臋 schod贸w. Nie chcia艂by by膰 w sk贸rze Rona, kiedy tyko do Hermiony dotrze sens jego ostatnich s艂贸w.

- Ronaldzie Weasley! - us艂ysza艂 jeszcze Gryfon, kiedy by艂 niemal u drzwi.

- O, mamusiu - co艣 pisn臋艂o 偶a艂o艣nie, ale Harry ju偶 by艂 w swoim dormitorium.

Sypialnia by艂a pusta, co nie by艂o wcale takie dziwne, bior膮c pod uwag臋 to, 偶e nie by艂o jeszcze dwudziestej trzeciej. Harry szybko skorzysta艂 z 艂azienki, ubra艂 spodnie od pi偶amy i wsun膮艂 si臋 do 艂贸偶ka.

Wbrew temu, co powiedzia艂 przyjacielowi, wcale nie by艂 艣pi膮cy. By艂 raczej nabuzowany emocjami i niepewny.

To by艂 bardzo d艂ugi dzie艅, poczynaj膮c od nocy w skrzydle szpitalnym, przez poranne spotkania, 艣niadanie z Gryfonami, Podchody, k艂贸tni臋 z Malfoyem, spotkanie z Syriuszem i Remusem, ponown膮 wizyt臋 w skrzydle szpitalnym, wraz z reprymend膮 od pani Pomfrey, a p贸藕niej wizyt臋 u Hagrida, na rozmowach z Hermion膮 i Ronem ko艅cz膮c.

Czasem Harry zastanawia艂 si臋 jak to mo偶liwe, 偶e w Hogwarcie tyle si臋 dzia艂o w ci膮gu jednego dnia, podczas gdy na Privet Drive tygodniami nie zdarza艂o si臋 nic ciekawego. Chyba 偶e jako atrakcje liczy膰 wynoszenie 艣mieci w podartych workach, czy strzy偶enie trawnika przed domem no偶yczkami do paznokci.

Przypomnia艂y mu si臋 s艂owa Malfoya, 偶e dziewi臋ciu na dziesi臋ciu mugolak贸w wraca艂o do 艣wiata mugoli po uko艅czeniu szko艂y. Harry nigdy by nie wr贸ci艂. Kocha艂 magi臋, kocha艂 偶ycie czarodziej贸w i nie wyobra偶a艂 sobie nawet, jak m贸g艂by z tego zrezygnowa膰. Co prawda Harry nie mia艂 jeszcze sprecyzowanych plan贸w odno艣nie przysz艂o艣ci, ale ju偶 teraz widzia艂 siebie pracuj膮cego dla Ministerstwa Magii, czy dla jakiej艣 du偶ej, magicznej korporacji. Je偶eli oczywi艣cie uda mu si臋 przetrwa膰 wojn臋 i Voldemorta - bo Harry nie by艂 optymist膮 i wiedzia艂, 偶e i ta przyjemno艣膰 go nie ominie. Odk膮d Voldemort powr贸ci艂 p贸艂tora roku wcze艣niej, spo艂ecze艅stwo czarodziej贸w za pewnik przyj臋艂o, 偶e to Harry go pokona - bo kto, je艣li nie jedyna do tej pory osoba, kt贸rej uda艂o si臋 z nim wygra膰?

Harry s膮dzi艂 raczej, 偶e jego limit szcz臋艣cia wzgl臋dem unikania 艣mierci ju偶 si臋 wyczerpa艂, ale nie by艂o to co艣 o czym lubi艂 my艣le膰. Za艂o偶enie by艂o takie, 偶e uda mu si臋, jakim艣 tylko jemu znanym (cho膰 szczerze m贸wi膮c, na chwil臋 obecn膮 absolutnie nieznanym) sposobem, pokona膰 Voldemorta.

Harry westchn膮艂 ci臋偶ko, przewracaj膮c si臋 na drugi bok.

Malfoy da艂 mu do zrozumienia, 偶e nie popiera Czarnego Pana. Ale Harry doskonale wiedzia艂, 偶e ojciec 艢lizgona jest 艢miercio偶erc膮… jak wi臋c wygl膮da艂o ich 偶ycie? Czy Malfoy junior te偶 mia艂 zosta膰 naznaczony? I czy mogli mu to zrobi膰 wbrew jego woli? Harry zawsze przeklina艂 sw贸j los za to, 偶e z g贸ry zaplanowano mu tak膮 odpowiedzialn膮 rol臋. Tylko 偶e nigdy wcze艣niej nie zastanawia艂 si臋, jak to jest by膰 po drugiej stronie. Gdyby jego rodzice 偶yli, to czy te偶 wymagaliby od niego, 偶eby robi艂 rzeczy zupe艂nie niezgodne z nim samym? To musia艂o by膰 bardzo ci臋偶kie…

Harry zastanawia艂 si臋 te偶, co takiego m贸g艂 widzie膰 Draco Malfoy w swoim 偶yciu, 偶e w taki spos贸b reagowa艂 na dementor贸w. On sam r贸wnie偶 mia艂 paskudne wspomnienia i m贸g艂 zrozumie膰 tak siln膮 reakcj臋, ale by艂 pewien, 偶e nie jest to normalne. Ron, na przyk艂ad, jedynie si臋 ba艂. Nie mdla艂, nie p艂aka艂, by艂 nawet w stanie logicznie my艣le膰. Ale Harry wiedzia艂 te偶, 偶e Ron nigdy nie prze偶y艂 niczego naprawd臋 z艂ego - mia艂 wspania艂膮, kochaj膮c膮 rodzin臋, 艣wietn膮 dziewczyn臋, przyjaci贸艂. I, co najwa偶niejsze, nigdy nie widzia艂 niczyjej 艣mierci.

Przez g艂ow臋 Harry'ego przesz艂o, 偶e to mo偶e by膰 to - Malfoy mo偶e widzie膰 艣mier膰. Albo wiele, wiele 艣mierci, bior膮c pod uwag臋 to, w jakim towarzystwie obraca艂a si臋 jego rodzina.

Przez to wszystko Harry poczu艂 nagle przyp艂yw wsp贸艂czucia dla 艢lizgona. Nigdy nie dogadywali si臋 zbyt dobrze, delikatnie m贸wi膮c. Trzeci i czwarty rok by艂y nieustann膮 k艂贸tni膮. Na pi膮tym roku raczej si臋 unikali - Harry prze偶ywa艂 sw贸j w艂asny koszmar zwi膮zany ze 艣mierci膮 Diggory'ego, a Malfoy, cokolwiek prze偶ywa艂, zostawi艂 dawne wa艣nie za sob膮. Tylko raz zdarzy艂o im si臋 porz膮dnie posprzecza膰 - Harry nazwa艂 go wtedy „ma艂ym 艢miercio偶erc膮”, a blondyn w odwecie rzuci艂 si臋 na niego z pi臋艣ciami. Po ostrej reprymendzie od McGonagall i dwutygodniowym szlabanie u Snape'a, Harry postanowi艂 unika膰 blondyna do ko艅ca szko艂y. Tyle 偶e sz贸sty rok by艂 zupe艂nie inny - 艢lizgon, owszem, dalej by艂 irytuj膮cy, dalej doprowadza艂 go do sza艂u, ale co艣 si臋 zmieni艂o. Malfoy i Harry pr贸bowali rozmawia膰 - a raczej Malfoy pr贸bowa艂 rozmawia膰, a Harry pr贸bowa艂 te rozmowy ignorowa膰. I Harry ze zdziwieniem musia艂 przyzna膰, 偶e lubi艂 Draco Malfoya. Mo偶e nie jako艣 szalenie. Tak troch臋 lubi艂. Albo jeszcze mniej ni偶 troch臋 i gdyby Harry tylko zna艂 jakiej jeszcze mniejsze s艂owo ni偶 „troch臋 z troch臋”, to najpewniej by go u偶y艂. Ale, jako 偶e nie zna艂, sam przed sob膮 oznajmi艂, 偶e troch臋 lubi艂 Malfoya.

Otworzy艂 oczy i usiad艂 gwa艂townie. Harry naprawd臋 troch臋 lubi艂 Malfoya, ze wszystkimi tego konsekwencjami - z ca艂膮 t膮 ch臋ci膮 przebywania i potrzeb膮 rozmowy, i w og贸le. Zupe艂nie jakby zapomnia艂 o ich d艂ugiej, pi臋cioletniej historii nienawi艣ci. No, mo偶e… troch臋 nienawi艣ci.

Po艂o偶y艂 si臋 z powrotem, ale jego serce bi艂o jak szalone. Jak to si臋 mog艂o sta膰, 偶e polubi艂 tego nad臋tego, zadufanego w sobie gnojka, z przerostem ego? Przecie偶 nawet specjalnie przesta艂 na niego warcze膰!

Westchn膮艂 zniecierpliwiony. Nie by艂o sensu zastanawia膰 si臋, jak to si臋 sta艂o - faktem by艂o, 偶e Harry lubi艂 Malfoya i chcia艂 utrzymywa膰 z nim kontakt.

I by艂a jedna rzecz, kt贸r膮 Harry m贸g艂by zrobi膰 dla 艢lizgona…

Rozdzia艂 si贸dmy: Propozycja

Wraz z nadej艣ciem ranka, Harry straci艂 ca艂y entuzjazm, co do swojego pomys艂u. Tylko przez nocne zamroczenie mog艂o mu przyj艣膰 do g艂owy co艣 tak g艂upiego. Tak d艂ugo wyrzuca艂 sobie od naiwnych kretyn贸w, 偶e w ko艅cu zacz膮艂 艣mia膰 si臋 sam z siebie.

Po porannej toalecie w jego przypadku i przebraniu si臋 z pid偶amy w przypadku Rona, ch艂opcy ruszyli do Wielkiej Sali w poszukiwaniu jedzenia. Hermiona oczywi艣cie nie poczeka艂a na nich z zej艣ciem na 艣niadanie, ale to nie by艂o nic dziwnego - Gryfonka zawsze wstawa艂a o wiele wcze艣niej od reszty mieszka艅c贸w Wie偶y. Harry osobi艣cie s膮dzi艂, 偶e przez ilo艣膰 przyswajanych przez Hermion臋 ksi膮偶ek jej m贸zg si臋 przegrza艂 i dlatego nie by艂a w stanie spa膰 w normalnych porach. Zamiast tego dziewczyna drzema艂a w ci膮gu dnia, najcz臋艣ciej w fotelu i z lektur膮 w r臋ce.

Ron, kiedy by艂 bardzo obra偶ony na swoj膮 drug膮 po艂贸wk臋, zwyk艂 mawia膰, 偶e Hermiona przechodzi艂a wcze艣niejsze klimakterium i st膮d wszystkie jego problemy. Harry by艂 wtedy zazwyczaj sk艂onny przemilcze膰, 偶e wi臋kszo艣膰 problem贸w Rona bierze si臋 z jego lenistwa i podejrzanej higieny osobistej.

艢niadanie przebiega艂o spokojnie i bez 偶adnych rewelacji. Harry stara艂 si臋 wypi膰 tyle czarnej kawy, ile m贸g艂 pomie艣ci膰 jego 偶o艂膮dek, a Ron robi艂 to samo z jajecznic膮. Po drugiej stronie sto艂u Hermiona czyta艂a Proroka Codziennego, co rusz marszcz膮c nos.

- Maj膮 na艂o偶y膰 nowe prawo monitoringu na centaury - rzuca艂a co jaki艣 czas informacj膮, nie oczekuj膮c sprz臋偶enia zwrotnego.

Hermiona mia艂a sw贸j w艂asny gazetowy 艣wiat, w kt贸rym zamyka艂a si臋 ka偶dego ranka i nie by艂o rzeczy na niebie czy Ziemi (ani tej magicznej, ani mugolskiej), kt贸re mog艂y wyrwa膰 j膮 z transu.

Harry ju偶 dawno si臋 do tego przyzwyczai艂, tak jak i reszta Gryfon贸w. Grunt to akceptowa膰 dziwactwa innych.

Kiedy Harry by艂 w po艂owie trzeciej fili偶anki kawy, do sali wesz艂a bardzo zaspana Ginny. Najwyra藕niej umi艂owanie snu by艂o og贸ln膮 cech膮 Weasley贸w. Na szcz臋艣cie Ginny nie odziedziczy艂a po bracie jego nawyk贸w sanitarnych.

- Cze艣膰 - przywita艂a si臋, siadaj膮c obok Hermiony i cmokaj膮c j膮 w policzek, z rozbawieniem odnotowuj膮c, 偶e starsza Gryfonka nawet tego nie zauwa偶y艂a.

Ron nie wyjrza艂 zza swojego talerza, za to Harry pos艂a艂 przyjaci贸艂ce s艂oneczny u艣miech. Ginny nie by艂a raczej rodzajem rannego ptaszka i Harry ju偶 dawno temu za punkt honoru obra艂 sobie poprawia膰 jej humor przy ka偶dym 艣niadaniu, kt贸re razem jedli.

- Mama, przez pomy艂k臋, przys艂a艂a mi wczoraj paczk臋 do ciebie - zwr贸ci艂a si臋 do swojego brata. - To chyba czyste gatki.

- Zupe艂nie niepotrzebnie - odpar艂 p贸艂przytomnie Ron, jednocze艣nie pr贸buj膮c prze艂kn膮膰 troch臋 p艂atk贸w. - Te, kt贸re mi wys艂a艂a ostatnim razem, jeszcze si臋 nadaj膮.

Ginny wykrzywi艂a usta w grymasie obrzydzenia, a Dean, siedz膮cy najbli偶ej nich, parskn膮艂 艣miechem.

Harry us艂u偶nie podsun膮艂 Ginny p贸艂misek z surow膮 marchewk膮, pami臋taj膮c, 偶e w ka偶dy poniedzia艂ek jada艂a tylko 艣wie偶e warzywa.

- Hagrid ma depresj臋 - powiedzia艂 po jakim艣 czasie.

- Wielka mi nowo艣膰 - podsumowa艂 Weasley, a jego siostra przytakn臋艂a. - On ma t臋 depresj臋 ju偶 od tygodni.

- Niby tak, ale teraz jeszcze ta ca艂a sprawa z moim i Malfoya szlabanem…

- Och, och! - zakrzykn臋艂a Ginny, prawie podskakuj膮c na miejscu. - Malfoy! Opowiedz mi co艣 o Malfoyu!

- Malfoy jest idiot膮 - orzek艂 Ron, ponownie zape艂niaj膮c sobie talerz.

- Nie ty - burkn臋艂a Gryfonka i wskaza艂a palcem na Harry'ego - Ty mi opowiedz!

Harry pomy艣la艂, 偶e cz艂onkowie rodziny Weasley贸w maj膮 dziwn膮 tendencj臋 do mierzenia w ludzi palcami.

- Co mam m贸wi膰? Znasz go tak samo, jak i ja.

- No we藕 - mrukn臋艂a, przybieraj膮c markotn膮 min臋. - To nie ja sp臋dzi艂am z nim ca艂y dzie艅.

Harry westchn膮艂 podda艅czo. Markotne miny Ginny zawsze na niego dzia艂a艂y. By艂a stanowczo zbyt dobr膮 aktork膮.

- Malfoy to…

- Idiota! - warkn臋艂a Hermiona, z rozmachem odk艂adaj膮c gazet臋.

- Malfoy?

- Knot!

- Malfoy to knot? - zapyta艂 Ron z buzi膮 wype艂nion膮 p艂atkami. Troch臋 jedzenia wypad艂o mu na talerz, ale rudzielec szybko zebra艂 je r臋k膮 i wepchn膮艂 z powrotem.

Hermiona pos艂a艂a mu zdegustowane spojrzenie.

By艂y takie dni, 偶e Harry nie m贸g艂 nad膮偶y膰 za reszt膮 Gryffindoru. Po prawdzie - rzadko bywa艂y dni, kiedy ktokolwiek nad膮偶a艂 za reszt膮 Gryffindoru.

- Co zrobi艂 Knot? - zapyta艂 Harry, w ko艅cu u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e najwy偶szy czas si臋 ruszy膰 i zamkn膮膰 buzi臋. Siedzenie z otwart膮 by艂o zazwyczaj 藕le odbierane.

- Zni贸s艂 ograniczenia przewozu towar贸w przez granice! Teraz ka偶dy mo偶e sobie przeaportowa膰 jakie艣 zakazane artefakty w plecaku!

- Jakby ju偶 wcze艣niej nie szmuglowali - stwierdzi艂a Ginny znu偶onym g艂osem. Najwyra藕niej by艂a z艂a, 偶e nie pozwolono jej wys艂ucha膰 historii.

- Ale teraz b臋dzie jeszcze pro艣ciej, bo zdj臋to nawet mi臋dzy graniczne detektory czarnej magii…

Harry westchn膮艂 i wy艂膮czy艂 si臋 z dyskusji. Pos艂a艂 spojrzenie na drugi koniec sali, prosto na st贸艂 Slytherinu. Odk膮d pami臋ta艂, Draco Malfoy zawsze mia艂 miejsce dok艂adnie vis-脿-vis niego.
Wystarczy艂o podnie艣膰 oczy, 偶eby spojrze膰 mu w twarz. Ale Harry nie mia艂 zamiaru tego robi膰. Absolutnie. Ostatnimi czasy za du偶o by艂o Malfoya wsz臋dzie dooko艂a Harry'ego - w lasach, w skrzyd艂ach szpitalnych, w 艂azienkach, w pu艂apkach i w jego my艣lach. Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, ale jako艣 nie poprawi艂o mu to percepcji. Mimo to s膮dzi艂, 偶e nie powinien ogl膮da膰 Malfoya w poniedzia艂ek rano. W ko艅cu jaki poniedzia艂ek, taki ca艂y tydzie艅. Jednak po chwili walki z samym sob膮 Harry podni贸s艂 g艂ow臋 i spojrza艂 prosto na… puste miejsce. Rozejrza艂 si臋 energicznie po sali. Uwa偶a艂 za jawn膮 niesprawiedliwo艣膰, 偶e kiedy ju偶 si臋 zdecydowa艂, Malfoy odwa偶y艂 si臋 nie siedzie膰 na swoim krze艣le!

Skanowa艂 t艂um, czuj膮c narastaj膮c膮 irytacj臋 i absolutnie odmawiaj膮c, nawet przed samym sob膮, odpowiedzenia na pytanie dlaczego w艂a艣ciwie j膮 czu艂.

Kiedy ju偶 mia艂 z艂y powr贸ci膰 do picia kawy (bo, jak wiadomo, kawa uspokaja…), spostrzeg艂 b艂ysk bia艂ych w艂os贸w tu偶 przy samych drzwiach. Malfoy najwidoczniej by艂 typem 艣piocha.

Harry od艂o偶y艂 t臋 informacj臋 gdzie艣 w umy艣le, pr贸buj膮c nie zastanawia膰 si臋, do czego mog艂aby mu si臋 przyda膰.

Blondyn przepchn膮艂 si臋 do swojego sto艂u i zaj膮艂 miejsce. Idealnie naprzeciwko Harry'ego.

W Harrym naros艂o jakie艣 dziwne uczucie satysfakcji, ale zgasi艂 je natychmiast. On wcale nie lubi Draco Malfoya.

Ginny chrupa艂a kolejn膮 marchewk臋, siedz膮c po turecku na swoim krze艣le i jednocze艣nie przegl膮da艂a gazet臋 Hermiony.

- Kto wygrywa? - zapyta艂 Harry, doskonale wiedz膮c na jakiej stronie dziewczyna mo偶e mie膰 otwart膮 pras臋.

- Armaty wesz艂y do p贸艂fina艂贸w, Harpie zremisowa艂y ze Zjednoczonymi, wisisz mi galeona, a Nietoperze z Ballycastle ju偶 ostatecznie stracili szans臋 na fina艂. A to si臋 tata za艂amie…

Harry westchn膮艂 ze zrezygnowaniem. Odk膮d rok wcze艣niej grupa dementor贸w wtargn臋艂a na boisko do quidditcha i wi臋kszo艣膰 zawodnik贸w pospada艂o z miote艂, przyp艂acaj膮c to powa偶nymi kontuzjami, dyrektor odwo艂a艂 szkolne rozgrywki. Teraz najwy偶ej raz na jaki艣 czas zdarza艂y si臋 mecze towarzyskie, a ich najbli偶szym kontaktem z gr膮 by艂o przegl膮danie rubryki sportowej…

- Sp贸藕nimy si臋 na Transmutacj臋 - oznajmi艂 Ron, wstaj膮c i jednocze艣nie si臋gaj膮c po ostatniego tosta. Harry nie mia艂 poj臋cia, jak jego przyjaciel m贸g艂 tyle w siebie zmie艣ci膰, nie tyj膮c. Ale Ron mia艂 idealn膮 sylwetk臋, nawet pomimo braku 膰wicze艅, a Harry tymczasem by艂 wychudzonym ch艂ystkiem.

Obeszli st贸艂 i Ron zabra艂 od protestuj膮cej Hermiony jej torb臋 z ksi膮偶kami. To by艂 ich ma艂y rytua艂 - on zawsze si臋ga艂 po torb臋, a ona zawsze protestowa艂a i Harry zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e im obojgu to przekomarzanie sprawia rado艣膰.

Cmokn膮艂 Ginny w czubek g艂owy, a ona poda艂a mu ostatni膮 marchewk臋. Harry chrupn膮艂 ze smakiem.

- P贸藕niej ci opowiem - szepn膮艂 przyjaci贸艂ce do ucha, a ta ponownie zacz臋艂a podskakiwa膰 w miejscu.

Harry odszed艂 od sto艂u z pob艂a偶liwym u艣miechem. Dziewczyny dziwnie reagowa艂y na Malfoya.

Na zaj臋cia zd膮偶yli tu偶 przed samym dzwonkiem. Na szcz臋艣cie, bo nic tak nie psu艂o dnia, jak odejmowanie punkt贸w przez w艂asnego Opiekuna.

Transmutacja nie by艂a jego ulubion膮 lekcj膮, ale radzi艂 sobie na niej nienajgorzej. Harry by艂 raczej przeci臋tnym uczniem, z przeci臋tnym zapa艂em do nauki i na wi臋kszo艣ci przedmiot贸w, z ma艂ymi wyj膮tkami, jak (zawy偶aj膮ca 艣redni膮) Obrona czy (zani偶aj膮ce) Eliksiry, radzi艂 sobie dobrze.

Transmutacja by艂a jedn膮 z niewielu lekcji, kt贸ra na poziomie OWUTemowym by艂a prowadzone dla uczni贸w z ka偶dego domu oddzielnie. Mia艂o to swoje plusy, na przyk艂ad brak Malfoya, i minusy, jak to, 偶e nauczyciel po艣wi臋ca艂 ka偶demu z osobna o wiele wi臋cej czasu, przez co ka偶dy ich b艂膮d m贸g艂 by膰 z 艂atwo艣ci膮 wy艂apany.

Program sz贸stego roku bazowa艂 g艂贸wnie na mutacjach ludzkich, co oznacza艂o, 偶e studenci pr贸bowali opanowa膰 przemian臋, za pomoc膮 r贸偶d偶ki, z ludzi w zwierz臋ta i na odwr贸t. McGonagall ju偶 zapowiedzia艂a, 偶e dla najbardziej wytrwa艂ych poprowadzi na si贸dmym roku seminarium z animagii, o czym Hermiona papla艂a prawie bez przerwy.

Harry te偶 po cichu marzy艂 o zostaniu animagiem, tak jak jego ojciec, ale jak do tej pory nie wykaza艂 si臋 偶adnymi szczeg贸lnymi zdolno艣ciami w tym kierunku.

膯wiczyli w艂a艣nie w parach przemienianie partnera w 偶ab臋 i Harry by艂 bliski ob艂臋du, gdy po raz kolejny uda艂o mu si臋 jedynie przyprawi膰 Ronowi b艂on臋 mi臋dzy palcami. Kiedy jednak rozejrza艂 si臋 po sali, zauwa偶y艂, 偶e jeszcze nikt nie doprowadzi艂 do pe艂niej transmutacji, chocia偶 najbli偶ej by艂a Hermiona. By膰 mo偶e dlatego, 偶e 膰wiczy艂a na Seamusie, a ka偶dy, kto posiada艂 oczy, m贸g艂 z 艂atwo艣ci膮 spostrzec, 偶e Irlandczyk wygl膮da艂 zupe艂nie jak gad.

Po podw贸jnej Transmutacji mieli godzin臋 przerwy, kt贸r膮 sp臋dzili, o ironio, w bibliotece, potem obiad i Zielarstwo.

Zaawansowane Zielarstwo w niczym ju偶 nie przypomina艂o ich pierwszych lekcji. Nie by艂o 偶adnego przycinania, czy podlewania. Wchodzenie do szklarni by艂o teraz istnym igraniem z losem.

Na tych lekcjach prym wi贸d艂 Neville, ale zaraz za nim plasowa艂 si臋… Malfoy. Harry nigdy wcze艣niej nie mia艂 tych zaj臋膰 ze 艢lizgonami i nie zdawa艂 sobie sprawy, 偶e blondyn ma tak膮 r臋k臋 do ro艣lin. Tym wi臋ksze by艂o jego zdziwienie, kiedy ju偶 na pierwszej lekcji Malfoy zrzuci艂 szat臋, podwin膮艂 r臋kawy swojej idealnej koszuli i bez najmniejszych opor贸w zacz膮艂 si臋 babra膰 w ziemi.

Harry sam nie wiedzia艂, czemu zapisa艂 si臋 na Zielarstwo. Ani nie by艂 wyj膮tkowo doby z tego przedmiotu, ani nie by艂 mu on potrzebny w przysz艂o艣ci, bo nie planowa艂 zostawa膰 Mistrzem Eliksir贸w, czy magomedykiem. To Remus nam贸wi艂 go, 偶eby wzi膮艂 chocia偶 jedne zaj臋cia niezwi膮zane bezpo艣rednio z zostaniem aurorem i mimo i偶 by艂 dopiero pocz膮tek roku, Harry by艂 mu za to niezmiernie wdzi臋czny. Swoje OWTMowie przedmioty wybierali zaraz po napisaniu SUM贸w, kiedy Harry s膮dzi艂 jeszcze, 偶e ma sprecyzowane, co chce robi膰 w przysz艂o艣ci. Tymczasem, w przeci膮gu wakacji, Harry odkry艂, 偶e ma o wiele wi臋cej mo偶liwo艣ci ni偶 s膮dzi艂. W magicznym 艣wiecie by艂o naprawd臋 wiele ciekawych zawod贸w, o kt贸rych nikt nigdy Harry'emu nie opowiada艂 i w艂a艣ciwie dopiero Remus uzmys艂owi艂 mu, jak wielkie stoj膮 przed nim szanse.

Tak wi臋c Zielarstwo, mimo i偶 Harry nadal nie wiedzia艂 do czego mog艂oby mu si臋 przyda膰, zosta艂o jednym z jego nadprogramowych przedmiot贸w. Razem z nim, z Gryfon贸w na zaj臋cia chodzili jeszcze tylko Neville i Lavender. Ten pierwszy z mi艂o艣ci do ro艣lin, a ta druga z mi艂o艣ci do tego pierwszego.

Lavender i Neville byli naj艣mieszniejszym przypadkiem, jaki Wie偶a Gryffindoru kiedykolwiek widzia艂a. Lavender zawsze by艂a 艂adn膮, zadufan膮 w sobie dziewczyn膮, kt贸ra spotyka艂a si臋 tylko ze starszymi ch艂opakami. Neville z kolei, mimo i偶 ciapowaty, miewa艂 swoje mocne chwile - takie jak przeciwstawienie si臋 sporej cz臋艣ci m臋skiego Slytherinu w obronie honoru Lavender w艂a艣nie. Mimo to Longbottom nie wierzy艂 w siebie i nie s膮dzi艂, 偶e m贸g艂by si臋 podoba膰 jakiejkolwiek kobiecie - a szczeg贸lnie takiej jak panna Brown. Tymczasem Lavender wychodzi艂a z siebie, 偶eby tylko da膰 do zrozumienia Neville'owi, 偶e jest nim zainteresowana. 艁膮cznie z przypadkowym wpadaniem na ch艂opaka w samym tylko szlafroku… Na nic jednak nie zdawa艂y si臋 jej podchody - do Nevilla i tak nic nie dociera艂o.

I tak oto Neville Longbottom sta艂 si臋 pierwszym i jedynym m臋偶czyzn膮, kt贸rego Lavender Brown nie potrafi艂a poderwa膰. Ku uciesze wszystkich Gryfon贸w.

Tak w艂a艣nie rozmy艣laj膮c, Harry dotar艂 pod szklarni臋 numer sze艣膰. Na zaj臋cia rozszerzone nie zapisa艂o si臋 zbyt wielu uczni贸w - opr贸cz ich tr贸jki jeszcze Justin Finch-Fletchley z Hufflepuffu, Michael Corner i Terry Boot z Ravenclawu oraz Dafne Greengrass ze Slytherinu. No i oczywi艣cie Draco Malfoy.

Ca艂a pozosta艂a pi膮tka ju偶 czeka艂a i Gryfoni czym pr臋dzej do艂膮czyli do grupy. Mieli jeszcze kilka minut do ko艅ca przerwy.

Z lekk膮 irytacj膮 Harry zauwa偶y艂, 偶e obie panie zebra艂y si臋 wok贸艂 艢lizgona, kt贸ry to, najwyra藕niej bardzo ukontentowany, je adorowa艂. Harry prychn膮艂 niezadowolony. Malfoy wcale nie by艂 a偶 tak przystojny.

Blondyn nie mia艂 na sobie wierzchniej szaty, co nie by艂o jak膮艣 wielk膮 zbrodni膮 akurat podczas tych lekcji - szaty i tak zdejmowano zaraz po wej艣ciu do szklarni, 偶eby nie ogranicza艂y ruch贸w. Czasem szybki zwrot m贸g艂 by膰 bardzo przydatny.

- Malfoy - warkn膮艂 Harry na przywitanie.

- Potter - odburkn膮艂 mu drugi ch艂opak, nie wk艂adaj膮c w to jednak serca. Harry m贸g艂by przysi膮c nawet, 偶e us艂ysza艂 w tym marnym burkni臋ciu nutk臋 rozbawienia. - Och, m贸j Bo偶e! - zakrzykn膮艂 nagle 艢lizgon, z przesadn膮 emfaz膮. - Kiedy ostatni raz krytykowa艂em twoje spodnie, s膮dzi艂em, 偶e to najwi臋ksza, do tej pory, pope艂niona zbrodnia na krawiectwie, ale ty mnie zaskakujesz, Potter! Jak kiepski trzeba mie膰 wzrok, 偶eby za艂o偶y膰 na siebie co艣 takiego?

Harry momentalnie poczu艂, 偶e policzki pokrywa mu rumieniec. Mia艂 na sobie dres po Dudleyu. Mo偶e niezbyt szykowny i niezbyt w jego rozmiarze, ale na Zielarstwo by艂 jak znalaz艂. W ko艅cu po ka偶dej lekcji uczniowie wychodzili cali upaprani b艂otem, a je艣li mieli pecha, to i kwasem. C贸偶, gwoli 艣cis艂o艣ci, wtedy nie wychodzili, a byli raczej wynoszeni. Harry oczywi艣cie mia艂 inne rzeczy, bardziej… u偶y膰 s艂owa „modne” w stosunku do jakiejkolwiek odzie偶y Harry'ego by艂oby wielk膮 przesad膮, ale niekt贸re jego ubrania by艂y… bardziej do przyj臋cia.

Odchrz膮kn膮艂, 偶eby pozby膰 si臋 zak艂opotania.

- Mo偶e i mam na sobie „zbrodnie na krawiectwie”, ale to nie ja b臋d臋 偶a艂owa膰, 偶e zniszczy艂em swoje najlepsze we艂niane spodnie - skwitowa艂 kwa艣no.

Nagle twarz Malfoya poja艣nia艂a, a w policzkach zrobi艂y mu si臋 nawet do艂eczki. Dafne Greengrass westchn臋艂a g艂o艣no, wpatrzona w 艢lizgona jak w obrazek.

- Prawda, 偶e 艣wietnie le偶膮? - zagadn膮艂 blondyn okr臋caj膮c si臋 troch臋, 偶eby lepiej wyeksponowa膰 spodnie. Harry usilnie odmawia艂 sobie zauwa偶enia, 偶e Malfoy pr贸buje zaprezentowa膰 mu w艂a艣nie sw贸j ty艂ek. - Wczoraj przysz艂y z Pary偶a. Czeka艂em na nie prawie miesi膮c i kosztowa艂y wi臋cej ni偶 zarabiaj膮 wszyscy Weasleyowie razem wzi臋ci, ale by艂o warto!

- Jeste艣 palantem, Malfoy - warkn膮艂 Harry, ponownie robi膮c si臋 z艂y.

Malfoy przesta艂 si臋 u艣miecha膰 i spojrza艂 na Harry'ego gniewnym wzrokiem. Wydawa艂 si臋 by膰 obra偶ony.

- To nie moja wina, 偶e sta膰 mnie na 艂adne rzeczy. - Nagle rozja艣ni艂 si臋 znowu, a przez g艂ow臋 Harry'ego przesz艂o, 偶e Malfoy jest jak s艂o艅ce w niepogodny dzie艅. Co chwila zachodzi chmurami, aby po chwili si臋 rozpromieni膰 i bi膰 po oczach swoim blaskiem. - Je偶eli b臋dziesz dla mnie mi艂y, to te偶 kupi臋 ci co艣 艂adnego.

Harry wci膮gn膮艂 powietrze, sam nie wiedz膮c, czy bardziej jest z艂y, czy ura偶ony.

- Jeste艣 nienormalny - powiedzia艂 tylko po chwili, zupe艂nie nie wiedz膮c, jak si臋 zachowa膰.

- Ale nie mam na to papier贸w. Hej, nie by艂o ci臋 wczoraj na obiedzie, wi臋c nie wiem czy wiesz, ale nasza dru偶yna przegra艂a.

Harry nie wiedzia艂. Zupe艂nie mu wylecia艂o z g艂owy, 偶eby kogo艣 zapyta膰. Ale by艂o tak, jak podejrzewa艂. Z dwoma kobietami u steru, nie mieli wielkich szans.

- To twoja wina - warkn膮艂 dla zasady.

- Wcale, 偶e nie - odburkn膮艂 Malfoy. - To ty si臋 na mnie rzuci艂e艣.

- Ale ty mnie popchn膮艂e艣! - odpar艂 Harry z nowa werw膮. M贸g艂 ze spokojem przyj膮膰 do wiadomo艣ci przegran膮, ale nigdy nie pozwoli艂by, 偶eby 艢lizgon go przegada艂!

- Ale to ty si臋 na mnie rzuci艂e艣 - skwitowa艂 Malfoy spokojnym g艂osem. - Przechodzili艣my przez to wczoraj, Potter.

Harry nie by艂 do ko艅ca przekonany, czy to, 偶e Malfoy pr贸buje z艂agodzi膰 sytuacj臋 oznacza, 偶e si臋 poddaje, ale na u偶ytek wszystkich w ko艂o postanowi艂 przytakn膮膰. I tak to on mia艂 racj臋…

W Malfoyu by艂o co艣 takiego, 偶e Harry nie m贸g艂 przesta膰 na niego patrze膰 - mierzy膰 go wzrokiem, rzuca膰 mu wyzywaj膮cych spojrze艅, przeszywa膰 go oczami - zupe艂nie jakby ch艂opak wymaga艂 na nim ten kontakt. Harry nigdy wcze艣niej na nikogo tyle nie spogl膮da艂, co na 艢lizgona. Nie dlatego, 偶e lubi艂 go obserwowa膰 - bo w gruncie rzeczy Harry nawet na niego nie patrzy艂 - ale by艂a mi臋dzy nimi jaka艣 dziwna potrzeba, napi臋cie, przez kt贸re ci膮gle i ci膮gle potrzebowali wiedzie膰, gdzie jest drugi. G艂贸wnie 偶eby m贸c mu zrobi膰 psikusa, zanim samemu padnie si臋 ofiar膮 偶artu. Albo 偶eby grozi膰. Harry mia艂 nawet opanowane jedno specjalne spojrzenie dla Malfoya - 膰wiczy艂 je przed lustrem i jego zdaniem idealnie mrozi艂o krew w 偶y艂ach i wyra偶a艂o pogard臋. Inna sprawa, 偶e na Malfoyu nie robi艂o ono wielkiego wra偶enia, przynajmniej nie na tyle, 偶eby pad艂 kiedy艣 trupem.

Harry u艣miechn膮艂 si臋 do swoich my艣li i zd膮偶y艂 wr贸ci膰 do rzeczywisto艣ci akurat na czas, aby dostrzec profesor Sprout wynurzaj膮c膮 si臋 ze szklarni numer sze艣膰. Ca艂a by艂a w ubraniach ochronnych, 艂膮cznie z r臋kawicami ze smoczej sk贸ry, a to mog艂o oznacza膰 tylko jedno - lekcje o jaki艣 toksykantach. Harry skrzywi艂 si臋 na sam膮 my艣l o Bufkach Plujkowych z ich wcze艣niejszych zaj臋膰, po kt贸rych jeszcze mia艂 ca艂kiem spor膮 blizn臋 na udzie. Nauczycielka nakaza艂a im niezw艂ocznie przebra膰 si臋 w stroje ochronne i zaprosi艂a ich do szklarni.

- Ahoj przygodo - burkn膮艂 Malfoy, pojawiaj膮c si臋 znik膮d w okolicy ucha Harry'ego. Nie brzmia艂 na zbytnio zadowolonego. Harry odchrz膮kn膮艂, 偶eby pozby膰 si臋 nag艂ej sucho艣ci w gardle. Nie cierpia艂 kiedy kto艣 m贸wi艂 mu prosto do ucha - zawsze wtedy przechodzi艂y go ciarki.

- Teraz pewnie 偶a艂ujesz, 偶e nie masz na sobie starego dresu, co? - powiedzia艂 w ko艅cu Potter, g艂贸wnie po to, 偶eby powiedzie膰 cokolwiek.

Malfoy zatrzyma艂 si臋 nagle, jednoczenie zagradzaj膮c drog臋 Harry'emu i pos艂a艂 mu tak zgorszone spojrzenie, jakby Harry w艂a艣nie pr贸bowa艂 nam贸wi膰 go do zjedzenia szczeniaka.

- Blu藕nierca - powiedzia艂 w ko艅cu bardzo oburzonym g艂osem.

Harry za艣mia艂 si臋 nerwowo.

- Chcia艂em tylko powiedzie膰, 偶e ubrania i tak si臋 pewnie zniszcz膮, wi臋c co za r贸偶nica, co na sobie mamy…

- Heretyk - burkn膮艂 blondyn z jakby niedowierzeniem. - Potter, opami臋taj si臋, zanim zarazisz nas wszystkich swoim kiepskim gustem, inaczej czeka nas paskudna zag艂ada!

- Jeste艣 nienormalny - orzek艂 Harry i nagle uderzy艂o w niego, 偶e m贸wi to ju偶 chyba po raz pi膮ty w ci膮gu dw贸ch dni. Malfoy jednak nie bra艂 sobie jego s艂贸w do serca.

- Niekt贸rzy m贸wi膮, 偶e to atrakcyjne - odpar艂 szybko 艢lizgon, nie daj膮c si臋 zbi膰 z tropu. - Powiniene艣 absolutnie poprosi膰 jedn膮 z tych swoich gryfo艅skich wyznawczy艅, 偶eby zabra艂a ci臋 na zakupy. Tylko mo偶e nie Granger, bo ona ma greck膮 tragedi臋 w trzech aktach na g艂owie. I raczej nie Weasley, bo ona zabra艂aby ci臋 na jaki艣 pchli targ. O, ju偶 wiem, zabierz Longbottoma!

- Malfoy - warkn膮艂 Harry, jednak偶e nic to nie da艂o, bo 艢lizgon by艂 ju偶 kilka krok贸w dalej, tu偶 przy wej艣ciu do szklarni.

Harry pokr臋ci艂 g艂ow膮 z niedowierzeniem i sam wszed艂 do pomieszczenia. Widz膮c ponaglaj膮cy wzrok profesor Sprout czym pr臋dzej przebra艂 szat臋 na specjalny kitel i za艂o偶y艂 jedn膮 z r臋kawic ze smoczej sk贸ry - drugiej d艂oni si臋 nie os艂ania艂o, gdy偶 mia艂a ona tylko zadanie asekuracyjne - trzymano w niej r贸偶d偶k臋. Ale jako 偶e praca z ro艣linami wymaga艂a du偶ego wk艂adu fizycznego i czasem mocnego chwytu wi臋cej ni偶 jednej r臋ki - pracowali w parach. Harry zaj膮艂 swoje stanowisko, tu偶 przy Justinie - Puchon by艂 jego partnerem od pocz膮tku roku. Rzuci艂 lekko rozkojarzone spojrzenie w kierunku Malfoya, kt贸ry jak zawsze sparowa艂 si臋 z Dafne Greengrass, jedyn膮 jego domowniczk膮 w ich grupie. Harry zauwa偶y艂, 偶e nie tylko on patrzy sm臋tnie w ich kierunku. Prawie ka偶dy ch艂opiec na sali spogl膮da艂 na 艢lizgon贸w - dla Harry'ego by艂o to nawet zrozumia艂e, Dafne by艂a naprawd臋 艂adna. Jedynie Neville nie rzuca艂 jej ukradkowych spojrze艅. Harry'emu przez g艂ow臋 przesz艂o, 偶e drugi Gryfon mo偶e by膰 gejem, ale szybko odrzuci艂 t臋 my艣l - nawet gdyby tak by艂o i tak patrzy艂by w stron臋 艢lizgon贸w, tyle 偶e na Malfoya.

Harry obla艂 si臋 rumie艅cem i odwr贸ci艂 wzrok, nagle zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e on te偶 w艂a艣ciwie nie patrzy艂 na Dafne. Szybko przeni贸s艂 wzrok na Lavender i ukradkiem spojrza艂 na jej biust. Powoli si臋 uspokaja艂.

Justin chrz膮kn膮艂 i Harry panicznie odwr贸ci艂 si臋 w jego kierunku, jednocze艣nie potr膮caj膮c ceramiczn膮 donic臋, kt贸ra spad艂a na pod艂og臋, i rozbi艂a si臋 z trzaskiem. Wszyscy zwr贸cili na niego swoj膮 uwag臋 i Harry pomy艣la艂 o sobie, 偶e jest jak jeden z tych zbocze艅c贸w w parku, hasaj膮cy w samym prochowcu i przy艂apany na gor膮cym uczynku. Spu艣ci艂 wzrok, ca艂y czerwony na twarzy, marz膮c, 偶eby ten dzie艅 ju偶 si臋 sko艅czy艂.

- … a p贸藕niej zasadzimy sadzonki chondrodendronu na skraju lasu, 艣ci贸艂ka le艣na dobrze im zrobi. Za trzy tygodnie, kiedy b臋d膮 ju偶 wystarczaj膮co silne, b臋dzie je mo偶na rozsadzi膰 do donic. Czy kto艣 mo偶e mi powiedzie膰 czym r贸偶ni si臋 kurara uzyskana z korzeni chondrodendronu, od kurary, powiedzmy, z 艂odyg bambusa?

Harry powr贸ci艂 do rzeczywisto艣ci, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e po raz kolejny da艂 si臋 ponie艣膰 swoim my艣lom i nawet nie s艂ucha艂 co jest tematem lekcji. Niebezpieczna przypad艂o艣膰, zwa偶ywszy, 偶e nawet chwila nieuwagi mog艂a go sporo kosztowa膰.

Ku jemu zdziwieniu i mimo wysoko uniesionej r臋ki Neville'a, to Malfoy zacz膮艂 odpowiada膰 na pytanie.

- Chondrodendron tomentosum jedynie zwiotcza mi臋艣nie, a wykonany z niej wywar nie jest truj膮cy, podczas gdy kurara uzyskiwana z ro艣lin z rodziny Strychonos zabija prawie natychmiastowo, nie zatruwaj膮c przy tym mi臋sa ofiary.

- Bardzo dobrze, panie Malfoy. Co艣 jeszcze?

Mimo i偶 Neville prawie zacz膮艂 podskakiwa膰 z r臋k膮 wyci膮gni臋t膮 ku g贸rze, 艢lizgon nie da艂 mu doj艣膰 do g艂osu.

- Kurar臋 z korzeni chondrodendronu mo偶na spo偶ywa膰, podczas gdy uzyskana w ka偶dy inny spos贸b nadaje si臋 tylko do zastosowania zewn臋trznego.

- 艢wietnie, pi臋膰 punkt贸w dla Slytherinu.

Neville opu艣ci艂 w ko艅cu r臋k臋, z g艂o艣nym westchni臋ciem, a Harry poczu艂 niewyt艂umaczalny przyp艂yw z艂o艣ci na drugiego Gryfona. Dlaczego nie m贸g艂 on po prostu powiedzie膰 tego, co mia艂 do powiedzenia, nie czekaj膮c na pozwolenie? Malfoy w og贸le nie przejmowa艂 si臋 takimi b艂ahostkami, dzi臋ki czemu zawsze dostawa艂 to, czego chcia艂. Tymczasem Harry zawsze si臋 ogranicza艂 tym, co wypada, tym, co pomy艣l膮 inni… zawsze musia艂 robi膰 to, co by艂o od niego wymagane, jakby s艂uchanie czyich艣 rozkaz贸w zast膮pi艂o mu woln膮 wol臋! Zamar艂 nagle, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e pr贸buje przela膰 sw贸j 偶al na sytuacj臋 Neville'a. Odgoni艂 niepokoj膮ce my艣li.

Justin akurat rzuci艂 na ich blat skrzynk臋 z sadzonkami i Harry pos艂a艂 mu przepraszaj膮cy u艣miech. Przez swoje zamy艣lenie, ci膮gle zmusza艂 Puchona do wykonywania najczarniejszej roboty.

- Sorry, na chwil臋 si臋 wy艂膮czy艂em - wyt艂umaczy艂.

- Jasne, ale bierzmy si臋 ju偶 do pracy. Na sam膮 my艣l o wizycie w Zakazanym Lesie robi mi si臋 s艂abo.

Harry wzruszy艂 ramionami. Zakazany Las nigdy go szczeg贸lnie nie przera偶a艂 i nie za bardzo rozumia艂 l臋k innych uczni贸w. Jednak偶e nie mia艂 ochoty wdawa膰 si臋 w dyskusje.

- Powinienem co艣 wiedzie膰 o tym „chondododo” zanim zaczniemy?

Justin za艣mia艂 si臋 i zmierzy艂 Harry'ego niedowierzaj膮cym spojrzeniem. Obaj trzymali ju偶 r臋ce na skrzynce.

- Chondrodendron. Je偶eli za mocno szarpniesz za listki wydziela truj膮cy gaz. Za艣niesz w ci膮gu sekund. A korzenie wydzielaj膮 kwa艣ny sok, wi臋c 艂atwo si臋 poparzy膰. Dotykaj ich tylko przez r臋kawice, ale musisz by膰 bardzo ostro偶ny.

Harry kiwn膮艂 g艂ow膮 i zabrali si臋 do pracy.

Rozsadzanie drobnych ro艣linek nie by艂o zbyt m臋cz膮c膮 praca, ale by艂o trudne, bo wymaga艂o wiele precyzji i gracji. Harry my艣la艂 o sobie raczej jak o kim艣 z kaczym wdzi臋kiem, przez co zadanie wyda艂o mu si臋 podw贸jnie trudne. Co jaki艣 czas rzuca艂 okiem na Malfoya. 艢lizgon wydawa艂 si臋 nie mie膰 najmniejszego problemu z prac膮 - delikatnie rozdziela艂 sadzonki, rozsup艂ywa艂 korzenie i przycina艂 maciupkie, chore listki. Wydawa艂 si臋 przy tym zupe艂nie nie trudzi膰, s膮dz膮c po tym, 偶e przez ca艂y czas prowadzi艂 lekk膮 rozmow臋 ze swoj膮 partnerk膮, co rusz posy艂aj膮c jej u艣miechy i mi艂e spojrzenia. Zupe艂nie jakby rozsadzali sobie fio艂ki, a nie truj膮ce i bardzo niebezpieczne toksykanty! Harry'emu szcz臋艣liwie uda艂o si臋 nie uszkodzi膰 偶adnego listka, ale raz zahaczy艂 r臋k膮 o korze艅. Na szcz臋艣cie by艂a to r臋ka w r臋kawicy i jedyn膮 szkod膮 by艂a ma艂a, nadpalona dziurka na jej powierzchni.

Kiedy wszyscy przygotowali ju偶 swoje sadzonki, ruszyli, pod opiek膮 profesor Sprout, wprost do Zakazanego Lasu. Nie mieli zamiaru wchodzi膰 zbyt g艂臋boko - ro艣linkom wystarcza艂o minimalne zalesienie, a i troch臋 s艂o艅ca nie zaszkodzi艂o. Dlatego zatrzymali si臋 tu偶 za lini膮 pierwszych drzew. Justin wy艂o偶y艂 sadzonki z palety, a Harry rozkopa艂 ziemi臋. Ca艂y czas musieli bardzo uwa偶a膰, 偶eby ich nie podra偶ni膰 - ju偶 jeden Chondrodendron starczy艂by, 偶eby u艣pi膰 ich wszystkich, a drzemka w Zakazanym Lesie nie by艂a raczej zbyt dobrym pomys艂em.

- Tak, jak ci m贸wi艂em, Dafne, nie powinna艣 si臋 tym przejmowa膰… - us艂ysza艂 nagle Harry i rozejrza艂 si臋 dooko艂a.

Malfoy kl臋cza艂 tu偶 obok Harry'ego, ale tym razem, dla odmiany, w og贸le nie zwraca艂 na niego uwagi - zbyt by艂 pogr膮偶ony w rozmowie ze swoj膮 wsp贸艂domowniczk膮. Harry skorzysta艂 z okazji, aby w spokoju przyjrze膰 si臋 blondynowi. Z podwini臋tymi r臋kawami, przybrudzon膮 ju偶 bia艂膮 koszul膮 i w艂osami w nie艂adzie nie wygl膮da艂 jak kto艣 z arystokratycznego rodu. Jednak zdradza艂y go pewne drobiazgi… Harry najpierw pomy艣la艂, 偶e to przez to jak si臋 rusza艂 - jakby ka偶dy gest mia艂 wy膰wiczony. P贸藕niej do g艂owy mu przysz艂o, 偶e to wina sposobu w jaki Malfoy m贸wi - troch臋 przyciszonym g艂osem, kt贸ry jednak brzmia艂 mocno i by艂 doskonale s艂yszalny, przeci膮gaj膮c g艂oski i akcentuj膮c ka偶de „ja”, kt贸re wypowiada艂. Oczywi艣cie mo偶liwym te偶 by艂o, 偶e Harry'emu to si臋 tylko uroi艂o. Malfoy by艂 w jego 偶yciu od tak dawna i od tak dawna wymusza艂 w Harry'm my艣lenie o nim jako o arystokracie, 偶e Harry m贸g艂 widzie膰 co艣, czego tam nigdy nie by艂o. Wystarczy艂o jednak偶e jeszcze jedno dodatkowe spojrzenie na 艢lizgona, 偶eby Harry czym pr臋dzej odgoni艂 te my艣li. Niezaprzeczalnie, Malfoy mia艂 w sobie co艣

Harry nadstawi艂 ucha, 偶eby us艂ysze膰 jeszcze jaki艣 fragment z rozmowy 艢lizgon贸w, ale ich g艂osy przycich艂y. De facto, nagle zrobi艂o si臋 bardzo cicho w ca艂ej ich grupie. Harry podni贸s艂 g艂ow臋 i rozejrza艂 si臋 niepewnie, tylko po to, 偶eby odkry膰, 偶e reszta os贸b robi to samo. Wszyscy wydawali si臋 by膰 zdezorientowani, jakby co艣 wytr膮ci艂o ich z r贸wnowagi i zasia艂o w艣r贸d nich niepok贸j. Harry zorientowa艂 si臋, co si臋 dzieje jeszcze zanim dotar艂y do niego pierwsze wi膮zki strachu. Ze zmartwieniem spojrza艂 na 艢lizgona i odkry艂, 偶e on te偶 ju偶 wie, co si臋 zbli偶a艂o. Jego twarz by艂a blada, oczy przestraszone, ale mimo to Malfoy si臋gn膮艂 po r贸偶d偶k臋.

Harry momentalnie zda艂 sobie spraw臋, 偶e jest jedyn膮 osob膮, kt贸ra b臋dzie mog艂a co艣 zrobi膰…

Sekundy zdawa艂y si臋 rozwleka膰. S膮dz膮c po minach wi臋kszo艣ci uczni贸w, jeszcze nie wiedzieli, co si臋 dzia艂o. Profesor Sprout jednakowo偶 zdawa艂a si臋 mie膰 doskona艂e poj臋cie o nadchodz膮cym niebezpiecze艅stwie, bo z blad膮 twarz膮 i wyci膮gni臋t膮 r贸偶d偶k膮 zacz臋艂a nawo艂ywa膰 m艂odzie偶 do ucieczki. Jednak偶e zd膮偶yli zrobi膰 tylko kilka krok贸w kiedy pojawi艂 si臋 pierwszy dementor.

Masowe wci膮gni臋cie powietrza wytr膮ci艂o go na chwil臋 z r贸wnowagi, jednak szybko by艂 gotowy do rzucenia Patronusa. Jego jele艅 wystrzeli艂 z r贸偶d偶ki m偶yst膮 wst膮偶k膮, a Harry us艂ysza艂 jeszcze dwa g艂osy wypowiadaj膮ce zakl臋cie. Pierwszy zdecydowanie nale偶a艂 do profesor Sprout, niestety jej Patronus nie mia艂 cielesnej formy. Srebrna mg艂a, kt贸r膮 wyczarowa艂a, wystarczy艂a jednak, 偶eby zjawa si臋 do niej nie zbli偶y艂a. Drugie zakl臋cie mia艂o jeszcze mierniejszy skutek, nie spowodowa艂o nawet drgni臋cia powietrza towarzysz膮cego skondensowaniu magii. Harry nie zdziwi艂 si臋 wcale - wiedzia艂, 偶e Malfoy nie potrafi艂 rzuci膰 Patronusa.

Na szcz臋艣cie dementorzy byli tylko trzej - jego jele艅 doskonale da艂 sobie rad臋 w pojedynk臋. Jednak偶e kiedy Harry ju偶 odwo艂a艂 zakl臋cie, z nik膮d nagle pojawi艂y si臋 jeszcze dwie zjawy. Wylaz艂y zza drzew, z prawej strony Pottera - prosto na jego koleg贸w z klasy.

- Expecto Patronum - rykn膮艂 ponownie, przywo艂uj膮c, nie wiedzie膰 czemu, wspomnienie niedzieli sp臋dzonej w chacie-pu艂apce. Najbardziej zadziwiaj膮ce w tym wszystkim by艂o, 偶e zakl臋cie zadzia艂a艂o. Harry sapn膮艂 zaskoczony, kiedy srebrny Patronus odgoni艂 dw贸ch dementor贸w od Krukon贸w.
Nag艂膮 cisze przerywa艂y tylko niespokojne oddechy. Profesor Sprout, z bardzo zdenerwowan膮 min膮, pr贸bowa艂a przegoni膰 wszystkich z powrotem na b艂onia. Harry przyjrza艂 si臋 twarzom swoich koleg贸w i odkry艂, 偶e na wszystkich malowa艂 si臋 taki sam niepok贸j. Tylko Malfoy sta艂 ty艂em do reszty, a jego ramiona… dr偶a艂y.

Harry, nie my艣l膮c wiele nad tym co robi艂, ani te偶 nie pr贸buj膮c usprawiedliwi膰 tego przed samym sob膮, zrobi艂 dwa kroki do przodu i zakry艂 sob膮 艢lizgona przed oczami innych. Byli mniej wi臋cej podobnych postur, wi臋c nie by艂o to takie trudne. Ludzie czym pr臋dzej zacz臋li zbiera膰 si臋 z powrotem do zamku, bez 偶adnych niepotrzebnych s艂贸w, zupe艂nie jakby jeszcze byli w szoku. Profesor Zielarstwa zarz膮dzi艂a obowi膮zkow膮 wizyt臋 w skrzydle szpitalnym i ju偶 po chwili Harry zosta艂 w lesie sam na sam z Malfoy'em. S艂ysza艂 przyspieszony, urywany oddech drugiego ch艂opaka i doskonale wyczuwa艂 poruszanie si臋 jego cia艂a, tu偶 za plecami.

- Ju偶… w porz膮dku - spr贸bowa艂 go pocieszy膰.

Harry nie mia艂 poj臋cia co powinno si臋 m贸wi膰, 偶eby kogo艣 uspokoi膰. Nigdy nie by艂 dobry w gadkach poprawiaj膮cych humor, a ju偶 na pewno nie umia艂 sobie poradzi膰 z rozhisteryzowanym 艢lizgonem.

Jednak偶e Malfoy wybawi艂 go z opresji, szybko odchrz膮kuj膮c i zr贸wnuj膮c si臋 z Harrym.

Potter stara艂 si臋 nie dr膮偶y膰 tematu i bez s艂owa dotrzymywa艂 kroku drugiemu ch艂opakowi. Przeszli tak ponad po艂ow臋 drogi, kiedy w ko艅cu blondyn si臋 odezwa艂.

- Ja… Potter, to… dzi臋ki.

Harry przeczesa艂 w艂osy r臋k膮, 偶eby ukry膰 niezr臋czno艣膰.

- Pewnie, nie ma za co - warkn膮艂.

Bardziej wyczu艂, ni偶 zobaczy艂, 偶e 艢lizgon si臋 u艣miechn膮艂. Spojrza艂 na niego k膮tem oka i dostrzeg艂, 偶e ch艂opak faktycznie mia艂 na twarzy niewyra藕ny u艣miech.

- Ja… naprawd臋 dzi臋kuj臋. Za ten i za ostatni raz.

Harry wzruszy艂 ramionami. W g艂臋bi duszy czu艂 si臋 jednak naprawd臋 mile po艂echtany, 偶e 艢lizgon jednak doceni艂 uratowanie mu ty艂ka. Dwa razy.

Byli ju偶 blisko zamku, a reszta ich grupy powoli znika艂a w jego czelu艣ciach. Malfoy zatrzyma艂 si臋 i spojrza艂 Harry'emu w oczy.

- Potter, my艣la艂em o tym i doszed艂em do wniosku, 偶e na naszym trzecim roku mog艂em by膰 dla ciebie troszeczk臋 milszy. Wtedy nie wiedzia艂em, 偶e oni mog膮 dzia艂a膰 tak… 偶e mo偶na widzie膰 takie rzeczy.

Harry sapn膮艂 zaskoczony. Nigdy, w naj艣mielszych snach, nie spodziewa艂by si臋, 偶e Malfoy przeprosi go za cokolwiek… je偶eli to oczywi艣cie mia艂y by膰 przeprosiny. Widz膮c jednak po twarzy Malfoya, 偶e 偶adnych dosadniejszych s艂贸w si臋 nie doczeka, jedynie kiwn膮艂 g艂ow膮. Aczkolwiek co艣 innego przyku艂o jego uwag臋.

- M贸wisz „takie rzeczy” i w艂a艣ciwie to zastanawia艂o mnie to ju偶 od soboty… co takiego mo偶e widzie膰 Draco Malfoy, 偶eby…

- Zapomnij - burkn膮艂 nagle Malfoy i ruszy艂 przed siebie.

Harry dogoni艂 go w kilku krokach.

- Nie no, serio. To nie jest jaka艣 wielka rzecz…

- Taa, zapomnij. Musia艂e艣 mocno upa艣膰 na g艂ow臋 w dzieci艅stwie, 偶eby s膮dzi膰, 偶e m贸g艂bym ci powiedzie膰 co艣 takiego.

- Malfoy! - krzykn膮艂 Harry ze 艣miechem w g艂osie. Malfoy mia艂 tak obra偶on膮 min臋, jakby Harry chcia艂 z niego wyci膮gn膮膰 jego najskrytsze erotyczne fantazje!

Czego Harry oczywi艣cie nie chcia艂, bo sama my艣l o najskrytszych erotycznych fantazjach Malfoya przyprawia艂a go o szybsze… o niesmak. Stanowczo o niesmak.

- S艂uchaj, mo偶e wy Gryfoni opowiadacie sobie przed snem o swoich prze偶yciach, le偶膮c na pod艂odze w k贸艂eczku i trzymaj膮c si臋 za r膮czki, ale ja nie mam zamiaru.

- Nie robimy tak - warkn膮艂 Harry z lekk膮 uraz膮.

- Racja - potwierdzi艂 Malfoy nagle przystaj膮c. - Tak robi膮 Puchoni. Gryfoni k艂ad膮 si臋 w k贸艂eczku i opowiadaj膮 jaki pi臋kny b臋dzie 艣wiat, jak ju偶 pokonaj膮 to wszystko czego Puchoni si臋 boj膮.

- A co robi膮 艢lizgoni? - zapyta艂 Harry nie kryj膮c 艣miechu. Ponownie zr贸wna艂 si臋 z blondynem i zauwa偶y艂, 偶e byli ju偶 przy samych schodach.

- 艢lizgoni wymy艣laj膮 czym jeszcze mo偶na przestraszy膰 Puchon贸w, oczywi艣cie.

- Jeste艣…

- … nienormalny, tak, wiem - burkn膮艂 Malfoy, a Harry si臋 za艣mia艂.

- Niemo偶liwy, chcia艂em powiedzie膰.

- Widz臋, 偶e zg艂臋biasz s艂ownik? Dlaczego tak bardzo adorujesz literk臋 „n”?

- Nie adoruj臋 literki „n”!

- Racja, „n” jest wyj膮tkowo nieciekawe. „D” to jest dobra litera. Taka finezyjna.

Harry a偶 przystan膮艂, zastanawiaj膮c si臋 czy 艢lizgon m贸wi serio. Jego mina by艂a jak najbardziej powa偶na.

- Ja lubi臋 „f” - zaryzykowa艂 Harry, a Malfoy natychmiast si臋 skrzywi艂.

- Gryfoni - skwitowa艂 kr贸tko i za艣mia艂 si臋 po chwili. Harry z ulg膮 do niego do艂膮czy艂.

- Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru i艣膰 do skrzyd艂a szpitalnego. W sobot臋 wyrobi艂em ju偶 sobie limit na ca艂y tydzie艅.

Harry pokiwa艂 g艂ow膮, a nagle powa偶ny Malfoy zrobi艂 krok do ty艂u. Harry te偶 spr贸bowa艂 przybra膰 powa偶ny wyraz twarzy, ale po paru sekundach wybuchn膮艂 艣miechem. Malfoy r贸wnie偶 si臋 roze艣mia艂, ale szybko ponownie przywo艂a艂 na twarz powag臋.

- Potter, ogarnij si臋. Gentelmani rozchodz膮 si臋 z honorem.

Harry nagle poczu艂, 偶e wcale nie ma trudno艣ci z zachowaniem spokoju i usilnie pr贸bowa艂 sobie wm贸wi膰, 偶e nie ma to nic wsp贸lnego z odchodz膮cym Malfoyem.

Spr贸bowa艂 si臋 u艣miechn膮膰, ale sam poczu艂, 偶e wysz艂o mu to jako艣 marnie. Malfoy pokona艂 ju偶 kilka stopni, kiedy Harry nagle zda艂 sobie spraw臋, co powinien zrobi膰. Powr贸ci艂y jego nocne rozwa偶ania i plany, i zdecydowa艂 w ci膮gu kilu sekund.

- Malfoy, czekaj!

艢lizgon zatrzyma艂 si臋 w po艂owie schod贸w i spojrza艂 przez rami臋, daj膮c Harry'emu chwil臋 na zr贸wnanie z nim kroku. Harry dobieg艂 do niego szybko, prawie si臋 potykaj膮c o w艂asne nogi i przeskakuj膮c po dwa stopnie na raz. Kiedy ju偶 znalaz艂 si臋 obok, z艂apa艂 Malfoya za rami臋, dla r贸wnowagi i spojrza艂 mu w oczy.

- Malfoy, mam pomys艂. Naucz臋 ci臋 zakl臋cia Patronusa.

Twarz 艢lizgona zdawa艂a si臋 przez chwil臋 poja艣nie膰, zupe艂nie jakby rozb艂ys艂a nadziej膮, ale ju偶 po chwili powr贸ci艂a do wcze艣niejszego stanu. Harry, spodziewaj膮c, si臋, 偶e drugi ch艂opak odm贸wi, zacz膮艂 szybko t艂umaczy膰.

- Ja si臋 tego nauczy艂em, kiedy mia艂em trzyna艣cie lat, tobie te偶 si臋 na pewno uda. Dementorzy raczej nie odejd膮 z lasu, a ty i ja reagujemy na nich mocniej. Musisz nauczy膰 si臋 broni膰.

- To by艂oby 艣wietne - burkn膮艂 Malfoy. - Ale nie wiem czy fakt, 偶e pozwol臋 si臋 czego艣 nauczy膰 Gryfonowi nie zmia偶d偶y mojej reputacji. M贸g艂bym wtedy nie m贸c sobie patrze膰 w twarz, a mo偶e nawet mia艂bym problemy z seksem…
Harry sta艂 przez chwil臋 naprzeciwko 艢lizgona, wci膮偶 przytrzymuj膮c si臋 jego ramienia, z otwart膮 buzi膮, nie mog膮c uwierzy膰, 偶e mo偶na by膰 takim dupkiem! Spojrza艂 na Malfoya ze z艂o艣ci膮 i z zamiarem wyg艂oszenia mu naprawd臋 paskudnej mowy o byciu palantem, kiedy 艢lizgon nagle wybuchn膮艂 g艂o艣nym 艣miechem. Zanim Harry zd膮偶y艂 si臋 zorientowa膰 drugi ch艂opak pokona艂 reszt臋 schod贸w i tyle by艂o go wida膰.
Harry po chwili zamkn膮艂 buzi臋 i w ko艅cu opu艣ci艂 ramiona. Czu艂 tylko jeden, wielki m臋tlik. Nim jednak zrobi艂 cho膰by krok ku g贸rze, nagle jasna g艂owa Malfoya ponownie pojawi艂a si臋 we wrotach Hogwartu.
- Jutro o dwudziestej, pod Wielk膮 Sal膮! - zakrzykn膮艂 - I nie sp贸藕nij si臋, Potter!

Rozdzia艂 贸smy: Pierwsza randka

Harry si臋 czai艂. By艂 wtorek wiecz贸r, min臋艂a ju偶 kolacja, a Harry by艂… um贸wiony. Z Malfoyem. Tylko za choler臋 nie wiedzia艂, jak ma to wyt艂umaczy膰 swoim znajomym. Oczywi艣cie nie robi艂 niczego z艂ego! Obieca艂 koledze ze swojego rocznika pomoc z zakl臋ciem. Nic wielkiego.

Harry westchn膮艂 sfrustrowany. Nie mia艂 nawet z艂udze艅, 偶e uda mu si臋 ukry膰 swoje spotkania z Malfoyem. W ko艅cu do nauki zakl臋cia potrzebowali widywa膰 si臋 do艣膰 cz臋sto. Harry nie m贸g艂 ok艂amywa膰 przyjaci贸艂 za ka偶dym razem! Ju偶 nawet widzia艂 oczami wyobra藕ni min臋 Hermiony, kiedy trzeci raz w tygodniu pr贸bowa艂by jej wm贸wi膰, 偶e idzie do ubikacji prefekt贸w, bo w ich w艂asnej dziwnie pachnie, a p贸藕niej nie wraca przez kilka godzin. C贸偶, przy odrobinie szcz臋艣cia m贸g艂by wm贸wi膰 Gryfonce, 偶e zgubi艂 drog臋, czy co艣… w ko艅cu zamek by艂 ca艂kiem du偶y.

Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Musia艂 im powiedzie膰!

Wsta艂 z determinacj膮 m臋偶czyzny, kt贸ry zna swoj膮 powinno艣膰. Rzuci艂 dw贸jce przyjaci贸艂 spojrzenie i zrobi艂 jeden krok. Hermiona oderwa艂a oczy od ksi膮偶ki, a Ron od Hermiony. Harry, z ci臋偶kim westchnieniem, usiad艂 na kanapie naprzeciwko nich.

Przez chwil臋 panowa艂a niezr臋czna cisza, wi臋c Harry westchn膮艂 ponownie, staraj膮c si臋 wygl膮da膰 jak kto艣, kto bardzo potrzebuje 偶eby go zagadano. Po trzecim westchni臋ciu Hermiona nie wytrzyma艂a i od艂o偶y艂a grube tomiszcze, kt贸re czyta艂a, na bok.

- Co si臋 sta艂o, Harry? - zagadn臋艂a, przywo艂uj膮c na twarz uprzejmy u艣miech, o kt贸rym Harry wiedzia艂, 偶e u偶ywa艂a go tylko dla ich dw贸jki - jego i Rona.

- Sk膮d pomys艂, 偶e co艣 si臋 sta艂o? - odpowiedzia艂 Harry, bardzo chc膮c brzmie膰 lekko. Nerwowo prze艂o偶y艂 praw膮 nog臋 na lew膮, po czym po sekundzie przemieni艂 nogi. - Wszystko gra, naprawd臋.

Hermiona pokiwa艂a g艂ow膮, a jej u艣miech dalej twardo trzyma艂 si臋 twarzy. Ron obj膮艂 j膮 ramieniem w tali i wbi艂 w Harry'ego pytaj膮cy wzrok.

- No dawaj, kumplu - zach臋ci艂.

Harry przeczesa艂 nerwowo w艂osy i kaszln膮艂. Jako 偶e doda艂o mu to troch臋 animuszu, kaszln膮艂 ponownie. Hermiona przewr贸ci艂a oczami, a jej u艣miech zacz膮艂 drga膰. Harry wypu艣ci艂 ze 艣wistem powietrze i pstrykn膮艂 z kostek, a dziewczyna nagle trzasn臋艂a d艂oni膮 o st贸艂.

- Dosy膰 tego, m贸j panie, o co chodzi? - warkn臋艂a. Harry pomy艣la艂, 偶e niekt贸rzy ludzie po prostu nie powinni warcze膰.

- Wi臋c… - zacz膮艂 niepewnie. - Um… nie s膮dzicie, 偶e to dziwne, 偶e Dumbledore nie robi nic z tymi dementorami? - Stch贸rzy艂! Co gorsza, nie mia艂 nic na swoj膮 obron臋. Ale Hermiona patrzy艂a na niego tak wojowniczo, a od tego by艂 ju偶 krok do piszczenia i…

Ron pokiwa艂 g艂owa, a Hermiona zmarszczy艂a czo艂o.

- No, to dziwne, co dyrektor powiedzia艂 dzisiaj przy obiedzie - 偶e nie b臋dzie ju偶 zaj臋膰 w okolicach Zakazanego Lasu i 偶e nie wolno si臋 tam zbli偶a膰, ale dementor贸w nie odwo艂a… - zacz膮艂 Weasley.

- Czekaj, to o tym chcia艂e艣 rozmawia膰, Harry? - mrukn臋艂a podejrzliwie Gryfonka.

Harry chrz膮kn膮艂.

- Pewnie.

- Nieprawda… nie czai艂by艣 si臋 tak!

- Nie, naprawd臋 - zaprzeczy艂 od razu Harry i prze艂kn膮艂 g艂o艣no 艣lin臋. S膮dz膮c co minie Hermiony odrobin臋 za g艂o艣no.

- No, a ty nie s膮dzisz, 偶e to dziwne? To by艂 drugi wypadek w ci膮gu trzech dni.

- Mo偶e Dumbledore'owi odbija, wiecie, ma ju偶 sw贸j wiek - doda艂 od razu rudzielec, ale zamilk艂 pod karc膮cym spojrzeniem swojej dziewczyny.

- Czy wy naprawd臋 nie czytacie gazet? Miesi臋cznie ucieka z Azkabanu pi臋ciu wi臋藕ni贸w. To ju偶 nie jest jeden Syriusz Black - mrukn臋艂a dziewczyna, zupe艂nie nie reaguj膮c od odzew protestu swoich przyjaci贸艂. Syriusz by艂 w ko艅cu jedyn膮 prawdziw膮 rodzin膮 Pottera. - Mam na my艣li, 偶e to nie jest jeden przest臋pca, tylko ca艂a armia i ka偶dy z nich jest do艣膰 szalony, 偶eby pr贸bowa膰 wtargn膮膰 do szko艂y. Dementorzy to z艂o konieczne i jedyna ochrona jak膮 ministerstwo zgodzi艂o si臋 dostarczy膰.

Ron natychmiast pokiwa艂 g艂ow膮 - takim by艂 ju偶 typem - zgadza艂 si臋 z ka偶dym stanowiskiem, je偶eli by艂o dobrze uargumentowane. Nie znaczy艂o to, 偶e nie mia艂 w艂asnego zdania, ale… c贸偶, wyj膮tkowo 艂atwo by艂o Weasleya nak艂oni膰 do jego zmiany.

- No, ale gdyby ministerstwo przys艂a艂o tutaj auror贸w…

- Harry, w jakim 艣wiecie ty 偶yjesz… - skwitowa艂a Gryfonka. - Ministerstwo tego nie zrobi, za du偶o ma pracy, a za ma艂o r膮k. Poza tym wyobra偶asz sobie ilu ludzi by trzeba by艂o do patrolowania ca艂ego Zakazanego Lasu i b艂oni? Do tego musieliby si臋 co kilka godzin zmienia膰, robi膰 przerwy na jedzenie, toalet臋. A dementorzy nie maj膮 takich wymog贸w. 呕ywi膮 si臋 energi膮 lasu, s膮 stworzeniami mroku i w mroku im najlepiej…

- I tak uwa偶am, 偶e to nie jest dobry pomys艂 - powiedzia艂 Harry w przestrze艅. Mimochodem zerkn膮艂 na zegarek i odkry艂, 偶e by艂o za pi臋tna艣cie 贸sma. Spanikowany prze艂kn膮艂 艣lin臋 i ponownie za艂o偶y艂 nog臋 na nog臋.

- Ja te偶 nie uwa偶am, 偶eby to by艂o z艂ote rozwi膮zanie, ale na chwil臋 obecn膮… Harry, na mi艂o艣膰 bosk膮, o co chodzi? Wiercisz si臋 jakby艣 mia艂 owsiki!

Ron przybra艂 komiczn膮 min臋, jak zawsze, gdy us艂ysza艂 jakie艣 mugolskie s艂owo. (Owsiki, jak i wiele innych chor贸b, nie by艂y znane magicznemu 艣wiatu - czarodzieje byli odporni na wi臋kszo艣膰 mugolskich infekcji.)

- Ja… - zacz膮艂 Harry, niezupe艂nie pewny, co chce powiedzie膰. W g艂owie s艂ysza艂 ponaglaj膮ce, wyimaginowane tykanie zegara. - Ja musz臋 i艣膰 do ubikacji!

Wyszed艂 tak szybko, jak tylko pozwoli艂y mu pl膮cz膮ce si臋 nogi, tym samym nie daj膮c szansy przyjaci贸艂ce na dalsze inwigilacje. Chocia偶 m贸g艂by przysi膮c, 偶e zza plec贸w s艂ysza艂 jeszcze oburzone popiskiwanie… Przyspieszy艂. W locie przemin臋艂a mu Ginny, ale jedynie pozdrowi艂 j膮 gestem r臋ki i nie wdaj膮c si臋 w rozmow臋, pobieg艂 dalej. Ginny naprawd臋 potrafi艂a papla膰 i mia艂a absolutny brak wyczucia czasu, co ju偶 wielu doprowadzi艂o do szewskiej pasji.

Harry nie by艂 pewien dok艂adnej godziny, wi臋c stara艂 si臋 i艣膰 w miar臋 szybko - ale nie na tyle 偶eby si臋 zgrza膰. Nie chcia艂, 偶eby Malfoy pomy艣la艂, 偶e Harry si臋 dla niego 艣pieszy艂 - bo nie robi艂 tego. Absolutnie.

Kiedy jednak zabieg艂 pod wej艣cie do Wielkiej Sali odkry艂, 偶e 艢lizgona jeszcze nie by艂o. Wypu艣ci艂 powietrze i pozwoli艂 sobie na g艂臋bszy wdech. Rozejrza艂 si臋 po korytarzach, ale z 偶adnego nie nadchodzi艂 Malfoy.

Najpierw postanowi艂 poczeka膰 na niego u wej艣cia do loch贸w. Usiad艂 pod 艣cian膮 i dla zabicia czasu liczy艂 ceg艂y przed sob膮. Po paru setkach uzna艂, 偶e by膰 mo偶e Malfoy przyszed艂 pod Wielk膮 Sal臋 jak膮艣 inn膮 drog膮 i lekko nerwowo, Gryfon wr贸ci艂 na um贸wione miejsce. Nie by艂o jednak 艣ladu po blondynie.

Westchn膮艂 zirytowany. To on chcia艂 wy艣wiadczy膰 przys艂ug臋, po艣wi臋ci膰 sw贸j wolny czas… a Malfoy 艣mia艂 si臋 nie pojawi膰? Przecie偶 Harry nawet wymkn膮艂 si臋 dla niego z Wie偶y!

Frustracja prawie go zala艂a. Kiedy, ju偶 bardzo z艂y, mia艂 zawr贸ci膰 do Pokoju Wsp贸lnego, z korytarza prowadz膮cego do loch贸w, tego samego w kt贸rym Harry naliczy艂 pi臋膰set siedemdziesi膮t trzy ceg艂y chwil臋 wcze艣niej, wy艂oni艂 si臋 absolutnie spokojny Draco Malfoy.

- Malfoy - warkn膮艂 Harry, czuj膮c, 偶e zaraz wybuchnie ze z艂o艣ci.

- Potter - burkn膮艂 Malfoy pod nosem, a jego g艂os brzmia艂 troszk臋 niepewnie.

Harry ze z艂o艣ci膮 odnotowa艂, 偶e 艢lizgon by艂 zdziwiony jego ostrym tonem. Potter, jak, prawd臋 m贸wi膮c, wszyscy Gryfoni, mia艂 bardzo wybuchowy charakter i wszystkie takie gesty, zupe艂nie nie po jego my艣li, doprowadza艂y go wprost do sza艂u.

- Sp贸藕ni艂e艣 si臋 - warkn膮艂. Jakim prawem Malfoy mia艂 tak opanowany wyraz twarzy?

- Och, chwilk臋. Maksymalnie trzydzie艣ci minut - odpar艂 lu藕no drugi ch艂opak, a Harry poczu艂 jak zalewa go 偶贸艂膰.

Zastanawiaj膮ce, 偶e w takich chwilach nigdy nie pami臋ta艂 o technikach medytacyjnych, kt贸rych z zapa艂em uczy艂a go Hermiona.

- Czeka艂em w tym pierdolonym korytarzu od 贸smej! Przez p贸艂 godziny! Skoro nie mog艂e艣 si臋 ze mn膮 spotka膰 wcze艣niej, to czemu nie prze艂o偶y艂e艣 spotkania? - zapyta艂 bardziej ju偶 zm臋czony, ni偶 w艣ciek艂y.

Malfoy z kolei wygl膮da艂 jakby w og贸le nie przejmowa艂 si臋 oburzeniem Gryfona. Po chwili wzruszy艂 ramionami i pos艂a艂 Harry'emu krzywy u艣miech.

- Co艣 mi wypad艂o. Idziemy?

Zanim Harry jednak na dobre wybuchn膮艂, 艢lizgon ruszy艂 przed siebie.

Min臋艂o kilka sekund zanim Gryfon uspokoi艂 si臋 na tyle, 偶eby r贸wnie偶 ruszy膰 si臋 z miejsca. W g艂owie mu si臋 nie mie艣ci艂o, jak Malfoy m贸g艂 by膰 takim dupkiem! Przecie偶 Harry chcia艂 mu pom贸c, a tymczasem zosta艂 potraktowany jakby to on czego艣 od 艢lizgona chcia艂!

Dogoni艂 blondyna kilkoma susami, ale zanim zd膮偶y艂 ponownie na niego wrzasn膮膰, ch艂opak pos艂a艂 mu u艣miech.

Harry a偶 zamruga艂 z zaskoczenia. U艣miechni臋ty Malfoy wygl膮da艂… mi艂o i przyja藕nie. I absolutnie nie wzmaga艂 w nikim, a ju偶 w Harrym na pewno, agresywnych zachowa艅. Krzyczenie na u艣miechni臋tego Malfoya by艂oby jak wy偶ywanie si臋 na dziecku, czy skrzacie, czy…

- Znasz jakie艣 zakl臋cia czyszcz膮ce? - zagadn膮艂 nagle 艢lizgon, bardzo swobodnym tonem. Harry sapn膮艂, bo przez chwil臋 mia艂 wra偶enie, 偶e przeni贸s艂 si臋 do alternatywnej rzeczywisto艣ci.

- Uch. Ch艂oszczy艣膰. I chyba nic wi臋cej.

- B臋dzie musia艂o wystarczy膰. Ja nie znam 偶adnego.

Harry nie do ko艅ca wiedzia艂, do czego niby mia艂a odnosi膰 si臋 ta rozmowa, ale mina Malfoya sugerowa艂a, 偶e nie by艂o to tylko gadanie dla samego gadania. Kiedy przeszli jeszcze jeden korytarz i znale藕li si臋 u jaki艣 bardzo starych drzwi, w Harrym zrodzi艂y si臋 pierwsze podejrzenia. Malfoy rzuci艂 Alohomora i drzwi si臋 otwar艂y, a przed Harrym ukaza艂 si臋… burdel, jakich ma艂o.

Znajdowali si臋 w zachodnim skrzydle. Harry s艂ysza艂, 偶e by艂y tam kiedy艣 sale szkolne, ale z biegiem lat klasy przenoszono i przenoszono, tak, 偶e teraz ca艂e skrzyd艂o sta艂o nieu偶ywane.

Sala by艂a okropnie zakurzona i ju偶 pierwszy zab艂膮kany podmuch powietrza sprawi艂, 偶e Harry zacz膮艂 kicha膰. Brud oblega艂 dos艂ownie wszystko - bardzo zniszczon膮 katedr臋, kilka 艂awek stoj膮cych pod 艣cian膮, du偶y rega艂, na kt贸rym przypuszczalnie by艂y jakie艣 ksi膮偶ki. Harry z obrzydzeniem odnotowa艂, 偶e w niekt贸rych miejscach z sufitu zwisaj膮 ogromne paj臋czyny. Okna te偶 prawdopodobnie by艂y brudne - przez por臋 dnia i tak nie by艂o ju偶 s艂o艅ca, ale na szcz臋艣cie zakl臋cie 艣wiat艂a wci膮偶 dzia艂a艂o. Zakl臋cie to by艂o na艂o偶one najpewniej na wszystkie pomieszczenia w Hogwarcie - aktywowa艂o si臋 za ka偶dym razem, kiedy kto艣 przekracza艂 pr贸g sali. Jedynie dormitoria nie by艂y nim obj臋te - tam 艣wiat艂o trzeba by艂o w艂膮cza膰 za pomoc膮 r贸偶d偶ki.

- I jak? - Harry przeni贸s艂 wzrok z ruiny klasy wprost na u艣miechni臋tego Draco Malfoya. Ch艂opak wygl膮da艂 jak dumny w艂a艣ciciel. - To by艂a kiedy艣 sala Obrony. Ma du偶o miejsca do 膰wicze艅 i w og贸le.

- Jest brudno.

U艣miech zgas艂 z twarzy Malfoya, jakby kto艣 go zdmuchn膮艂. Ch艂opak wygi膮艂 wargi w kpinie.

- Mo偶na posprz膮ta膰. Jak ci nie pasuje, to znajd藕 lepsze miejsce na nasze spotkania!
Harry westchn膮艂. Mo偶e i Malfoy mia艂 racj臋. Sal臋 zawsze mo偶na by艂o potraktowa膰 zakl臋ciem czyszcz膮cym, a skro nie by艂a ju偶 u偶ywana, to nikt by im nie przeszkadza艂…

Powoli zacz膮艂 rozpina膰 szat臋.

Malfoy rzuci艂 mu dziwne spojrzenie.

- Co robisz? - burkn膮艂.

Harry wzruszy艂 ramionami. Chyba nie trzeba by艂o by膰 geniuszem, 偶eby si臋 domy艣li膰, co robi艂, prawda?

- A jak my艣lisz? - warkn膮艂, staraj膮c si臋 nie brzmie膰 zbyt opryskliwie.

艢lizgon kiwn膮艂 niepewnie g艂ow膮 i sam zacz膮艂 rozpina膰 swoj膮 szat臋. Harry, kiedy ju偶 pozby艂 si臋 odzie偶y wierzchniej wszed艂 do pomieszczenia. Wyci膮gn膮艂 r贸偶d偶k臋.

S艂ysza艂 szelest ubrania drugiego ch艂opaka za plecami i po chwili Malfoy r贸wnie偶 wszed艂 do sali. Harry spojrza艂 na jego twarz i odkry艂, 偶e ch艂opak ma bardzo niepewn膮 min臋.

Harry westchn膮艂.

- Zachowujesz si臋, jakby to by艂o co艣 wielkiego - warkn膮艂, czuj膮c ponownie narastaj膮c膮 irytacj臋. Malfoy zakaszla艂 i Harry pomy艣la艂, 偶e to zapewne przez kurz. On sam mia艂 ca艂e zatoki zawalone.

- Ja…

- Nie przesadzaj. Zakl臋cie czyszcz膮ce to 偶adna filozofia. Nawet za bardzo r贸偶d偶k膮 nie trzeba macha膰.

Harry przyjrza艂 si臋 uwa偶niej pod艂odze i odkry艂, 偶e jest betonowa, nie drewniana, tak jak w wi臋kszo艣ci sal. Postanowi艂, 偶e kiedy ju偶 posprz膮taj膮, transmutuje na ni膮 jaki艣 dywan, 偶eby w razie upadku Malfoy nie poharata艂 sobie bu藕ki… albo ty艂ka.

Potter zauwa偶y艂 nagle, 偶e nie s艂yszy 偶adnych d藕wi臋k贸w zza plec贸w. Rozdra偶niony, 偶e 艢lizgon opu艣ci艂 sal臋, odwr贸ci艂 si臋 i spostrzeg艂 blondyna, wlepiaj膮cego w niego wzrok. Harry mrugn膮艂, pr贸buj膮c ustali膰, co by艂o powodem konsternacji drugiego ch艂opaka.

- Malfoy?

Nim jednak Harry zd膮偶y艂 zrobi膰 cho膰by krok, blondyn si臋 otrz膮sn膮艂.

- Ja… ja nie b臋d臋 rzuca艂 偶adnych zakl臋膰 czyszcz膮cych. Ty to zr贸b - powiedzia艂 dziwnym g艂osem.

Harry by艂 jednak daleki od zauwa偶ania r贸偶nic w tembrze g艂osu Malfoya. Aktualnie zalewa艂a go ponownie fala dzikiej w艣ciek艂o艣ci! Czy ten idiota s膮dzi艂, 偶e Harry by艂 jakim艣 pieprzonym skrzatem?

- Nie mam zamiaru, Malfoy.

- Potter… - burkn膮艂 marudnie 艢lizgon, Harry jednak nie da艂 mu doko艅czy膰.

- Nie, Malfoy. Przesta艅 na mnie burcze膰! W og贸le przesta艅! Mam ju偶 do艣膰 twoich humor贸w i gest贸w ura偶onego ksi臋cia! Jeste艣 pierdolonym egoist膮 i nie wiem, co sobie my艣la艂em, kiedy chcia艂em ci pom贸c!

Krzycz膮c Harry nawet nie dostrzeg艂, 偶e twarz Malfoya blednie systematycznie. Tym bardziej nie zauwa偶y艂 jego zaciskaj膮cych si臋 w pi臋艣ci d艂oni. Jedyne o czym Harry m贸g艂 my艣le膰, to wszystkie przewinienia Malfoya. Czu艂, 偶e frustracja nagromadzona podczas ostatnich dni wzbiera w nim, 偶eby w ko艅cu wybuchn膮膰.

- Obra偶asz wszystkich wok贸艂 i zachowujesz si臋 jakby艣 by艂 lepszy, a jeste艣 tylko g艂upim rasist膮, kt贸ry nigdy w 偶yciu nie widzia艂 nawet prawdziwego problemu! A kiedy kto艣 chce ci pom贸c, traktujesz go jak g贸wno! Jakby艣 to ty mu wy艣wiadcza艂 przys艂ug臋 tylko swoj膮 obecno艣ci膮! - Zrobi艂 przerw臋, 偶eby zaczerpn膮膰 powietrza, a widz膮c, 偶e usta Malfoya poruszaj膮c si臋, jakby chcia艂 co艣 powiedzie膰, Harry nie da艂 doj艣膰 mu do g艂osu. - Nie mie艣ci mi si臋 w g艂owie, jak mo偶na si臋 sp贸藕ni膰 p贸艂 godziny na spotkanie z kim艣, kto chce ci pom贸c! I jeszcze p贸藕niej traktowa膰 go w ten spos贸b!

- Ja… - burkn膮艂 Malfoy, nie patrz膮c Harry'emu w oczy. - Potter, do cholery, przecie偶 tutaj jestem! Chc臋 si臋 nauczy膰…

- Chcesz?! - krzykn膮艂 ponownie Harry. - W takim razie powiedz mi, co, do cholery, widzisz przy dementorach? Nie powiesz, co? Bo w dupie masz mnie i moje lekcje!

Harry u艂amkiem 艣wiadomo艣ci zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e jego argumenty s膮 nielogicznie. Ale tylko u艂amkiem. Reszta jego umys艂u skandowa艂a „MAL-FOY-TO-GNI-DA!”.

Zanim Harry jednak wr贸ci艂 do swojej tyrady, oczy 艢lizgona zw臋zi艂y si臋 niebezpiecznie.

- Nie b臋dziesz ze mnie niczego wyci膮ga艂! - rykn膮艂 z moc膮, o jak膮 Potter nigdy by go nie podejrzewa艂. Nie raz i nie dwa mieli jak膮艣 b贸jk臋, czy sprzeczk臋, ale Malfoy by艂 mimo wszystko delikatnym typem. Z zadbanymi paznokciami i spokojnym g艂osem… - To tylko moje i wy艂膮cznie moje sprawy i nic ci nie powiem! I je偶eli nie umiesz tego uszanowa膰, to nic tu po tobie! - rykn膮艂 i tyle go by艂o wida膰.

Harry mrugn膮艂 i dobieg艂 do futryny, 偶eby wyjrze膰 za 艢lizgonem, jednak ch艂opak ju偶 znikn膮艂 za zakr臋tem. Harry'emu nawet przez g艂ow臋 nie przesz艂o, 偶eby go goni膰. Skoro Malfoy chcia艂 odstawia膰 cyrki jak ma艂e dziecko, to by艂a jego sprawa!

Harry absolutnie nie czu艂 si臋 winny za ca艂膮 t臋 scen臋. W ko艅cu nie zrobi艂 nic z艂ego!

Tylko 偶eby zaprzeczy膰 jego s艂owom, czu艂 w klatce przyt艂aczaj膮ce poczucie winy, kt贸rego nijak nie m贸g艂 zignorowa膰. A w ko艅cu mia艂 w tym niema艂膮 wpraw臋. Warkn膮艂 sfrustrowany i z ca艂膮 z艂o艣ci膮 uderzy艂 r臋k膮 w futryn臋. Poczu艂 b贸l, a偶 palce u st贸p zacisn臋艂y mu si臋 kurczowo. Krzykn膮艂 co艣 niecenzuralnego i w g艂owie podzi臋kowa艂, 偶e jest tak daleko od zamieszka艂ego skrzyd艂a, pe艂nego nauczycieli. Wulgaryzmy zazwyczaj nie dodawa艂y punkt贸w.

Pobie偶nie obejrza艂 r臋k臋, ale nie wygl膮da艂a na z艂aman膮. Jedynie knykcie mia艂 troch臋 poobijane. Oceni艂, 偶e wizyta u Pani Pomfrey nie by艂a potrzebna - dzi臋ki Merlinowi, bo ostatnimi czasy czu艂, 偶e sp臋dza艂 tam wi臋cej czasu ni偶 we w艂asnym 艂贸偶ku. Ron nawet mu sugerowa艂 wykupienie karnetu…

Z g艂ow膮 pe艂n膮 nieweso艂ych my艣li i klatk膮 uciskan膮 przez potworka, zwanego poczuciem winy, ruszy艂 z powrotem do Wie偶y.

Dopiero kiedy przej艣cie si臋 przed nim otworzy艂o uzmys艂owi艂 sobie, 偶e musi wymy艣li膰, co powiedzie膰 przyjacio艂om. Bo w godzinn膮 wizyt臋 w ubikacji zapewnie nie uwierz膮.

Hermiona siedzia艂a do niego plecami, ale Ron ju偶 go spostrzeg艂. Harry ruszy艂 z min膮 wisielca w ich stron臋, kiedy nagle 艣wiat przys艂oni艂y mu czyje艣 r臋ce. Sapn膮艂 zaskoczony i w duchu pogratulowa艂 sobie, 偶e nie pisn膮艂 jak ma艂a dziewczynka. Neville raz pisn膮艂 i do dzisiaj o tym nie zapomniano…

Chrz膮kn膮艂 i d艂onie odsun臋艂y si臋 od jego oczu. Harry odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 prosto na bardzo u艣miechni臋t膮 Parvati Patil.

- Cze艣膰, Harry - zamrucza艂a dziewczyna, melodyjnie przeci膮gaj膮c g艂oski i jednocze艣nie bawi膮c si臋 swoim grubym warkoczem. Najwidoczniej wisielcza mina Harry'ego nie robi艂a na niej wra偶enia. Harry postara艂 si臋 z ca艂ej si艂y wygl膮da膰 cho膰 odrobin臋 przyja藕niej, ale nic nie m贸g艂 poradzi膰 na uczucie irytacji, kt贸re powoli zaczyna艂o go oblewa膰. Rozmowa z Parvati nie by艂a mu w chwili obecnej potrzeba do szcz臋艣cia.

Tymczasem dziewczyna wk艂ada艂a jakie艣 nieludzkie wysi艂ki w utrzymanie u艣miechu - taka mina u dziewczyn zazwyczaj oznacza艂a, 偶e maj膮 zamiar du偶o gada膰.

- S艂uchaj, zastanawia艂am si臋, czy wolisz Herbaciarni臋 Wszelkiej Szcz臋艣liwo艣ci, czy mo偶e Zacoffaj Si臋 Caffe?

Harry pomy艣la艂, 偶e wola艂by piek艂o i tortury, jednak偶e pozostawi艂 to dla siebie. Parvati wpatrywa艂a si臋 w niego swoimi wielkimi, ciemnymi oczami. Wygl膮da艂a jak jedna z tych mugolskich modelek m贸wi膮cych o pokoju na 艣wiecie i Harry skrzywi艂 si臋 w duchu.

- Czy to nie wszystko jedno? - zapyta艂 w ko艅cu. - Przecie偶 i w jednym i w drugim nie ma normalnej kawy, tylko jakie艣 mleczne przetwory, a do tego zewsz膮d sypie si臋 ten tandetny… - przerwa艂 widz膮c min臋 dziewczyny. Zupe艂nie podobn膮 mia艂a, gdy Ron na ich pi膮tym roku powiedzia艂, 偶e przyty艂a. - Zacoffaj si臋 Caffe brzmi nie藕le.

- Och, to 艣wietnie, Harry! - zakrzykn臋艂a, natychmiast wracaj膮c do swojej wcze艣niejszej pozy. - Zarezerwuj臋 wi臋c stolik.

Harry pokiwa艂 g艂ow膮 ju偶 zastanawiaj膮c si臋, jak grzecznie powiedzie膰 dziewczynie, 偶e musi teraz porozmawia膰 z przyjaci贸艂mi.

- Wi臋c, Harry? - zagadn臋艂a.

Harry spojrza艂 na ni膮, mentalnie trzaskaj膮c si臋 w g艂ow臋. Znowu pozwoli艂 sobie nie s艂ucha膰 jej s艂owotoku. Ostatnio robi艂 to coraz cz臋艣ciej i wcale nie odejmowa艂o mu to problem贸w!

- Tak - zaryzykowa艂. Zazwyczaj dzia艂a艂o.

Parvati rzuci艂a mu ura偶one spojrzenie, sygnalizuj膮c tym samym, 偶e co艣 posz艂o 藕le.

- Harry, pyta艂am gdzie si臋 spotkamy!

Harry prze艂kn膮艂. Spotkamy?

- Yyy… przepraszam? Zamy艣li艂em si臋 - duchowo by艂 ju偶 absolutnie poza t膮 rozmow膮. Tylko fizycznie wci膮偶 sta艂 przed Parvati Patil, z bardzo g艂upi膮 min膮, marz膮c, 偶eby szybko si臋 przemie艣ci膰. R臋ka pulsowa艂a mu nieprzyjemnym b贸lem i mia艂 ogromn膮 nadziej臋, 偶e Hermiona co艣 na to poradzi.

Gryfonka westchn臋艂a zniecierpliwiona i pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- Spotkajmy si臋 wi臋c przed wej艣ciem do Hogwartu, zaraz po odprawie do Hogsmeade.

Harry kiwn膮艂 niepewnie g艂ow膮, a dziewczyna zawr贸ci艂a na pi臋cie i ruszy艂a w stron臋 Lavender Brown. W po艂owie drogi jednak obr贸ci艂a si臋 przez rami臋 i rzuci艂a Harry'emu jeszcze jeden promienny u艣miech.

- Dobrze, 偶e nie zamy艣lasz si臋 tak cz臋艣ciej, bo nigdy by艣my si臋 nie um贸wili na t臋 randk臋!

Odwr贸ci艂a si臋 i posz艂a przed siebie, a Harry zosta艂 na 艣rodku pokoju, z g艂upi膮 min膮. Faktycznie, jak to dobrze, 偶e nie zamy艣la艂 si臋 cz臋艣ciej…

Spr贸bowa艂 sobie przypomnie膰 jego ostatnie spotkanie z dziewczyn膮… to by艂o w sobot臋, przed 艂azienk膮 prefekt贸w… ona m贸wi艂a co艣 jak… Harry wypu艣ci艂 powietrze ze 艣wistem, kiedy nagle uderzy艂o w niego wspomnienie. Zupe艂nie co艣 jak „blablabla, Harry, co ty na to? Tak, jasne.”

- Cholera - mrukn膮艂.

Rozdzia艂 dziewi膮ty: Musimy porozmawia膰

Harry nie powiedzia艂 przyjacio艂om o Malfoyu. Kiedy doszed艂 do ich kanapy by艂 tak zaaferowany ca艂膮 spraw膮 z Parvati, 偶e zapomnia艂. C贸偶, mo偶e nie on, ale na jego szcz臋艣cie jego znajomi zapomnieli - o tym, co robi艂 tak d艂ugo poza dormitorium. Harry mia艂 farta. Gdyby zagada艂a go jakakolwiek inna dziewczyna, Hermiona na pewno wyci膮ga艂aby z niego s艂owo po s艂owie, 偶eby dowiedzie膰 si臋, co robi艂 ca艂y wiecz贸r. Jednak Parvati by艂a… c贸偶, Hermiona za ni膮 nie przepada艂a. Twierdzi艂a, ca艂kiem zreszt膮 s艂usznie, 偶e panna Patil jest nieodpowiedzialn膮 idiotk膮, pragn膮c膮 opala膰 si臋 w blasku s艂awy bohatera. Harry wci膮偶 doskonale pami臋ta艂, jak bardzo hinduska by艂a nim zainteresowana na ich pi膮tym roku. Jednak ta odrobina rozs膮dku, kt贸r膮 Harry posiada艂, pozwoli艂a mu od艂膮czy膰 my艣lenie penisem, dzi臋ki czemu jasno powiedzia艂 dziewczynie, 偶e nic mi臋dzy nimi nie b臋dzie. Zreszt膮 sama Parvati zdawa艂a si臋 tak s膮dzi膰, wnioskuj膮c po entuzjazmie z jakim ca艂owa艂a si臋 z Seamusem mniej wi臋cej w tym samym czasie.

By艂 pi膮tek rano. Harry ju偶 czu艂 nieprzyjemne ciarki na my艣l o swojej randce. Jednak偶e by艂o stanowczo za p贸藕no, 偶eby si臋 z tego wykr臋ci膰. Poza tym, Potter nie by艂 takim ch艂opakiem. Skoro z jaki艣 powod贸w Parvati zale偶a艂o, 偶eby si臋 z nim spotka膰, to nie zamierza艂 robi膰 g艂upich unik贸w. Przecie偶 to by艂o tylko wyj艣cie na kaw臋 - nie obligowa艂o go to do p艂odzenia z ni膮 dzieci!

No i mia艂 cich膮 nadziej臋, 偶e Patil troch臋 zm膮drza艂a od ich ostatniego incydentu. Bo z takim wygl膮dem by艂a ca艂kiem apetycznym k膮skiem…

Hermiona chrz膮kn臋艂a karc膮co, przywracaj膮c Harry'ego na jaw臋. Zakl臋cia ju偶 prawie dobiega艂y ko艅ca. Uczyli si臋 jaki艣 nieistotnych czar贸w, kt贸re mia艂y s艂u偶y膰 nieoszukiwaniu na testach. Tylko do tego si臋 nadawa艂y, gdy偶 odbiera艂y ca艂膮 magiczn膮 si艂臋 nie tylko osobie, w kt贸r膮 si臋 mierzy艂o r贸偶d偶k膮, ale te偶 tej, kt贸ra rzuca艂a zakl臋cie. No i kolejn膮 spraw膮 by艂o to, 偶e magi臋 trzeba by艂o przekaza膰 dobrowolnie. Tak wi臋c delikwent, kt贸ry mia艂 zosta膰 jej ewentualnie chwilowo pozbawiony, musia艂 si臋 na to zgodzi膰.

Harry s膮dzi艂, 偶e naprawd臋 przydatnym zakl臋ciem by艂oby takie, kt贸re odebra艂oby moc Voldemorta i pozwoli艂o wszystkim spokojnie wr贸ci膰 do ich 偶ycia, tylko, jak na z艂o艣膰, takiego jeszcze nikt nie wymy艣li艂.

Kiedy profesor Flitwick obwie艣ci艂 koniec zaj臋膰, Gryfon westchn膮艂 ci臋偶ko i zacz膮艂 zbiera膰 swoje rzeczy do torby.

Od pocz膮tku lekcji usilnie unika艂 patrzenia na Draco Malfoya, siedz膮cego dwie 艂awki przed nim, po lewo, tak, 偶e akurat z 艂atwo艣ci膮 mo偶na by艂o dostrzec jego profil… Gdyby kto艣 akurat chcia艂 dostrzega膰, oczywi艣cie.

Ca艂膮 艣rod臋 Harry sp臋dzi艂 na udawaniu, 偶e ca艂a ta sprawa z zaproponowaniem blondynowi pomocy nigdy si臋 nie wydarzy艂a. Ci臋偶ko mu by艂o przyzna膰, ale troch臋 偶a艂owa艂, 偶e tak si臋 przejecha艂 na Malfoyu. Z drugiej strony czego innego mo偶na by艂o oczekiwa膰 po 艢lizgonie?

Inn膮 kwesti膮 by艂o to, 偶e Harry wci膮偶 czu艂 si臋 troch臋 winny, 偶e wybuchn膮艂 w艂a艣ciwie bez powodu. Malfoy, co prawda, by艂 irytuj膮cy… ale szczerze m贸wi膮c, by艂 taki zawsze i Harry doskonale zdawa艂 sobie z tego spraw臋, kiedy proponowa艂 mu pomoc. Wi臋c po cz臋艣ci by艂 te偶 z艂y na siebie, za to, 偶e okaza艂o si臋, 偶e ma takie s艂abe nerwy.

Ron obj膮艂 Hermion臋 w tali i poprowadzi艂 j膮 ku wyj艣ciu z sali, a Harry pozosta艂 troch臋 z ty艂u. Nie lubi艂 s艂ucha膰 ich czu艂o艣ci wymienianych, kiedy s膮dzili, 偶e nikt ich nie s艂yszy. Bo wbrew pozorom i w co pewnie nikt by nie uwierzy艂, Ron by艂 bardzo romantycznym facetem.

Podchodzi艂 do tych wszystkich dziewczy艅skich dyrdyma艂贸w jak rocznice, czy walentynki o wiele powa偶niej ni偶 Hermiona, co nieod艂膮cznie 艣mieszy艂o wi臋kszo艣膰 ich znajomych. Na szcz臋艣cie jego dziewczyna pozwala艂a mu na te ma艂e fanaberie, z przymru偶eniem oka przyjmuj膮c kolejne pomys艂y na 艣wi臋towanie mi艂o艣ci…

Harry u艣miechn膮艂 si臋 do swoich my艣li i sam nie wiedz膮c kiedy, wpad艂 prosto na Draco Malfoya.

艢lizgon by艂… dziwny. Wygl膮da艂 jako艣 inaczej ni偶 zwykle i po chwili konsternacji Harry odkry艂, 偶e blondyn nie ma na twarzy swojego grymasu, kt贸ry przyjmowa艂 zawsze na pocz膮tku rozmowy.

- Potter - powiedzia艂 mi臋kko.

Harry poczu艂 lekki przyp艂yw paniki. Malfoy, kt贸ry pr贸buje by膰 mi艂y… Malfoy, kt贸ry nie burczy, to burzy艂o ca艂kowicie jego 艣wiatopogl膮d!

- Malfoy - warkn膮艂, wk艂adaj膮c w to ca艂e serce. Mimo wszystko by艂 tradycjonalist膮.

艢lizgon zas臋pi艂 si臋 na chwil臋, a Harry wykorzysta艂 ten moment, 偶eby go wymin膮膰. Odnotowa艂, 偶e jego przyjaciele ju偶 zauwa偶yli, 偶e co艣 si臋 dzieje i patrzyli zaniepokojeni w jego kierunku. Postara艂 si臋 pos艂a膰 im uspokajaj膮cy u艣miech, ale od razu mia艂 wra偶enie, 偶e jako艣 marnie mu wysz艂o.

- Poczekaj. Potter, poczekaj! - us艂ysza艂 rozgor膮czkowany g艂os gdzie艣 zza siebie i kto艣 chwyci艂 go za 艂okie膰. Obr贸ci艂 si臋, zirytowany.

Malfoy wypr臋偶y艂 troch臋 barki, jakby pr贸bowa艂 si臋 rozlu藕ni膰. Harry widzia艂 kiedy艣 w programie przyrodniczym, 偶e podobnie robi膮 szympansy zanim zaczynaj膮 gody. Spr贸bowa艂 wyrzuci膰 ten obraz z g艂owy, ale niestety ju偶 zaczepi艂 si臋 o jego 艣wiadomo艣膰.

- Musimy porozmawia膰.

Harry spojrza艂 jeszcze na przyjaci贸艂. Stali na tyle daleko, 偶eby nie zd膮偶y膰 zareagowa膰, gdyby Malfoy nagle rzuci艂 si臋 na niego z pi臋艣ciami (oczywi艣cie nie 偶eby Harry potrzebowa艂 pomocy) ale na tyle blisko, 偶eby us艂ysze膰 ka偶de s艂owo. Hermiona truchta艂a z nogi na nog臋, zupe艂nie jakby powstrzymywa艂a si臋 przed podbiegni臋ciem do nich. Tylko ciekawe czy po to, 偶eby broni膰 przyjaciela, czy mo偶e raczej 偶eby pos艂ucha膰. Nie od dzi艣 w ko艅cu wiadomo, 偶e panna Granger by艂a bardzo ciekawska.

Bo jak inaczej wyt艂umaczy膰 jej niezdrow膮 fascynacj臋 s艂owem pisanym?

- S艂ucham - burkn膮艂 w ko艅cu Potter, na co Malfoy wydawa艂 si臋 troch臋 rozlu藕ni膰.

- Spotkajmy si臋 dzisiaj po kolacji, pod star膮 sal膮 Obrony.

Czy Malfoy naprawd臋 my艣la艂, 偶e Harry unika艂 go przez ten ca艂y czas tylko po to, 偶eby od razu podrepta膰 za nim przy pierwszej lepszej okazji?

- Dobra - warkn膮艂 i odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie.

Bynajmniej nie zrobi艂 tego, 偶eby jego wyst臋p by艂 bardziej dramatyczny. Mia艂 wra偶enie, 偶e zaraz jego policzki wybuchn膮 czerwieni膮, a on sam spali si臋 ze wstydu. Jedyn膮 wi臋c mo偶liwo艣ci膮, by艂a natychmiastowa ucieczka.

Przeszed艂 odleg艂o艣膰 dziel膮c膮 go od Rona i Hermiony jak na szczud艂ach, ca艂y czas czuj膮c na sobie wzrok Malfoya. Nikomu by o tym nie powiedzia艂, ale liczy艂 kroki, 偶eby si臋 czasem nie potkn膮膰.

Kiedy tylko znalaz艂 si臋 w pobli偶u Gryfon贸w, przyjaci贸艂ka od razu do niego doskoczy艂a domagaj膮c si臋 informacji, z g艂odem wiedzy w oczach.

- Och - mrukn膮艂. - Chyba musimy porozmawia膰.

Jako 偶e nie by艂o zbyt dobrym pomys艂em rozmawia膰 na 艣rodku korytarza pe艂nego uczni贸w, zawr贸cili do Pokoju Wsp贸lnego. W po艂owie drogi Ron jednak wci膮gn膮艂 ich w boczn膮 naw臋 i z tward膮 min膮 za偶膮da艂 odpowiedzi.

Harry spojrza艂 najpierw na niego, zauwa偶aj膮c przy okazji, 偶e przyjaciel ma ca艂kiem czerwone uszy, jak zawsze gdy si臋 denerwowa艂, a nast臋pnie na Hermion臋, kt贸ra prawie skomla艂a z ciekawo艣ci, wi臋c skapitulowa艂.

- My艣l臋, 偶e ju偶 nie nienawidz臋 Malfoya - mrukn膮艂. Najpierw wydawa艂o mu si臋 to dobre na pocz膮tek, ale s膮dz膮c po minie Rona m贸g艂 zacz膮膰 jako艣 l偶ej. Na przyk艂ad: Chc臋 by膰 nowym Czarnym Panem, a Malfoy b臋dzie moim pomagierem.

- Ja… spotka艂em si臋 wczoraj z Malfoyem - oznajmi艂 bardzo niech臋tnie.

- Och? - mrukn臋艂a Hermiona, a Ron ci臋偶ko sapn膮艂.

Harry wola艂 nie ryzykowa膰 patrzeniem mu teraz w twarz. By艂 pewny, 偶e jego przyjaciel jest ca艂y czerwony i zagryza szcz臋ki ze z艂o艣ci.

- Wiecie… Malfoy ma problemy z zakl臋ciem Patronusa - doda艂 tytu艂em wyja艣nienia.

Miny jego przyjaci贸艂 wskazywa艂y jednak, 偶e nie bardzo im to rozja艣ni艂o w g艂owach. Westchn膮艂 sfrustrowany. Nie chcia艂 m贸wi膰 im wszystkiego. Co prawda niewiele mia艂 do ukrycia, ale… chcia艂 pozostawi膰 chocia偶 jak膮艣 cz膮stk臋 swoich przemy艣le艅 tylko dla siebie. Na przyk艂ad to, 偶e w艂a艣ciwie wsp贸艂czu艂 艢lizgonowi.

- Harry, odbi艂o ci! - krzykn膮艂 w ko艅cu Ron, najwyra藕niej otrz膮saj膮c si臋 z szoku. - Przecie偶 to Malfoy. Wczoraj si臋 z niego 艣mia艂e艣, a dzisiaj chcesz si臋 z nim przyja藕ni膰?!

- Nie… ja… - mrukn膮艂 Harry. - Nie przyja藕ni膰 - zako艅czy艂 p艂asko.

Hermiona sta艂a z za艂o偶onymi ramionami, jedynie taksuj膮c go wzrokiem. Harry z do艣wiadczenia wiedzia艂, 偶e dziewczyna obmy艣la艂a w艂a艣nie wszystkie „za” i „przeciw”.

- To syn 艢miercio偶ercy - zawyrokowa艂a w ko艅cu i Harry wypu艣ci艂 powietrze, dopiero poniewczasie zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e je przetrzymywa艂.

- Wiem - powiedzia艂 cicho, patrz膮c na swoje buty.

- Harry, to o nim chcia艂e艣 z nami wczoraj porozmawia膰? - zapyta艂a mi臋kko, a Gryfon wzruszy艂 ramionami. Weasley odchrz膮kn膮艂.

- Ja… w艂a艣ciwie to niewa偶ne, ok? Pok艂贸ci艂em si臋 wczoraj z tym palantem i do mnie dotar艂o. Malfoy to idiota. Rozumiem, w porz膮dku? - warkn膮艂, kiedy fala gniewu ponownie go zala艂a.

- Harry - zacz臋艂a Hermiona, a Harry pos艂a艂 jej ura偶one spojrzenie. Zignorowa艂a je. - Wiesz… mo偶e i Malfoy… - Ron jednak nie da艂 jej sko艅czy膰.

- Dobra, ale o co chodzi艂o dzisiaj? Po co mieliby艣cie si臋 znowu spotyka膰?! - krzykn膮艂 g艂osem pe艂nym wyrzutu.

Harry ponownie wzruszy艂 ramionami i opar艂 si臋 o ch艂odn膮 艣cian臋.

Korytarz, kt贸ry wybra艂 Ron znajdowa艂 si臋 chyba w przeci膮gu, bo nagle dopad艂 ich zaki艣 zagubiony podmuch wiatru i szaty ca艂ej tr贸jki zatrzepota艂y.

- Nie wiem - burkn膮艂 w ko艅cu. - Mo偶e chce si臋 pogodzi膰, a mo偶e chce mi dokopa膰.

- W takim razie id臋 z tob膮 - zawyrokowa艂 rudzielec.

- Nie, Ron - powiedzia艂 Harry, pr贸buj膮c wygl膮da膰 jakby by艂o mu chocia偶 troch臋 wstyd. - Ja musz臋 i艣膰 tam sam.

Hermiona westchn臋艂a sprawiaj膮c wra偶enie bardzo nieszcz臋艣liwej. Ron z kolei wygl膮da艂, jakby go zaraz mia艂o rozsadzi膰 od 艣rodka.

- 艢wietnie! - wybuchn膮艂 w ko艅cu. - Skoro wolisz si臋 szlaja膰 z Malfoyem, ni偶 sp臋dza膰 czas ze swoimi przyjaci贸艂mi to id藕 w choler臋! Chod藕, Hermiona!

Zanim jednak Weasley zd膮偶y艂 poci膮gn膮膰 dziewczyn臋 za r臋k臋, Hermiona z艂apa艂a r臋kaw szaty Harry'ego i uwa偶nie patrz膮c mu w oczy szepn臋艂a:

- Nie przejmuj si臋, wiesz, 偶e jest porywczy. Do wieczora mu przejdzie. - Pos艂a艂a mu pokrzepiaj膮cy u艣miech i Harry odzwierciedli艂 gest. Przeczesa艂 niepewnie w艂osy.

Nagle Hermiona wspar艂a si臋 na palce i cmokn臋艂a Potter w policzek.

- Uwa偶aj na siebie, Harry - mrukn臋艂a matczynym tonem i pod膮偶y艂a za bardzo naburmuszonym Ronem.

Min臋艂a d艂u偶sza chwila zanim Harry ruszy艂 si臋 z korytarza. Podejrzewa艂, 偶e jego przyjaciele udali si臋 w jakie艣 ustronne miejsce, 偶eby Hermiona mog艂a nale偶ycie „uspokoi膰” Rona. Sam mia艂 zamiar wr贸ci膰 do pokoju wsp贸lnego i zaj膮膰 si臋 jakimi艣 pracami domowymi. Skoro zaraz po kolacji um贸wi艂 si臋 z Malfoyem, nast臋pny dzie艅 mia艂 sp臋dzi膰 w Hogsmeade, a w niedziele by艂o Haloween i wielka coroczna uczta, musia艂 zaj膮膰 si臋 zadaniami ju偶 teraz.

Jednak偶e, kiedy tylko zasiad艂 do ksi膮偶ek w og贸le nie m贸g艂 si臋 na nich skupi膰. Nagryzmoli艂 jedynie kilka linijek na Eliksiry i by艂 raczej pewny, 偶e Snape ka偶d膮 pojedyncz膮 linijk臋 uzna za wybitnie miern膮. Za nic nie m贸g艂 jednak oczy艣ci膰 g艂owy na tyle, 偶eby zabra膰 si臋 na porz膮dnie za lekcje. Wci膮偶 i wci膮偶 odtwarza艂 w my艣lach k艂贸tnie z Ronem i s艂owa Hermiony. Do tego nie m贸g艂 przesta膰 si臋 zastanawia膰 po co Malfoy chcia艂 si臋 z nim spotka膰. Z jednej strony mia艂 nadziej臋, 偶e 艢lizgon b臋dzie chcia艂 przeprosi膰, z drugiej jednak zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e to raczej nierealne. Ju偶 pr臋dzej Malfoy przyjdzie ze swoimi gorylami i dobitnie udowodni, 偶e to on mia艂 rac臋.

Harry westchn膮艂 sfrustrowany i nagle czyje艣 r臋ce zas艂oni艂y mu oczy. Prze艂kn膮艂 艣lin臋, lekko spanikowany. Po ostatnim razie takie zagrania kojarzy艂y mu si臋 tylko z Parvati…

- Hej - za艣wiergoli艂 jaki艣 przyjazny g艂os i Harry odetn膮 z ulg膮.

- Ginny - mrukn膮艂 mi臋kko, a rudow艂osa dosiad艂a si臋 na brzegu jego fotela.

- Co艣 ci臋 trapi - oznajmi艂a dziewczyna.

Harry pos艂a艂 jej um臋czone spojrzenie.

- A偶 tak wida膰?

- Wzdycha艂e艣 ju偶 chyba z dziesi臋膰 razy, wi臋c chyba tak - powiedzia艂a z p贸艂u艣miechem czaj膮cym si臋 w k膮ciku warg. Harry lubi艂 u艣miech Ginny, by艂 mi臋kki i weso艂y. Troch臋 jak u wszystkich Weasley贸w, a troch臋 tylko jej w艂asny. Zawsze dodawa艂 mu otuchy.

- Musimy porozmawia膰 - powiedzia艂 z ci臋偶kim sercem.

- Co powiesz na kaw臋? - zapyta艂a.

- Nie jest troch臋 za p贸藕no? - odpar艂 pytaniem na pytanie. Ginny wyszczerzy艂a z臋by.

- Zale偶y jak na to spojrze膰 - wyja艣ni艂a, ju偶 ci膮gn膮c go za r臋k臋. - Je偶eli wypijemy jej wystarczaj膮co du偶o to w艂a艣ciwie b臋dzie to wyj膮tkowo wczesna kawa.

Harry za艣mia艂 si臋 na jej tok rozumowania, ale us艂u偶nie da艂 si臋 zaprowadzi膰 do kuchni.

Starsi Gryfoni mieli pewne wzgl臋dy u skrzat贸w domowych przez co zawsze mogli liczy膰 na mi艂e przyj臋cie, nawet w najdziwniejszych godzinach. Odk膮d Zgredek pracowa艂 w Hogwarckiej kuchni, Harry bywa艂 tam regularnie.

Kiedy ju偶 weszli do pomieszczenia skrzaty zbieg艂y si臋 jak na rozkaz, przeskakuj膮c jeden przez drugiego i za wszelk膮 cen臋 pr贸buj膮c odgadn膮膰 czym mog膮 s艂u偶y膰. Harry wypatrzy艂 w艣r贸d tej zgrai swojego przyjaciela i pomacha艂 do niego weso艂o.

- Harry Potter, Sir. Ginewra Weasley, Sir. Czym Zgredek mo偶e s艂u偶y膰?

- Zrobisz nam kawy, Zgredku? - mrukn臋艂a Ginny.

Kiedy艣 zwierzy艂a si臋 Harry'emu, 偶e uwielbia wydawa膰 skrzatom rozkazy. W domu nie mogli pozwoli膰 sobie na taki luksus, a w Hogwarcie zazwyczaj Ginny spotyka艂a skrzaty, kiedy by艂a w towarzystwie Hermiony, kt贸ra tego nie tolerowa艂a. Ale czasami Ginny lubi艂a po prostu udawa膰, 偶e ma na tyle pieni臋dzy i mocy, 偶eby kto艣 chcia艂 jej s艂u偶y膰.

Harry uwa偶a艂, 偶e to troch臋 przera偶aj膮ce, ale, jako 偶e przyjaci贸艂ka nie wykazywa艂a innych cech socjopaty, puszcza艂 jej to p艂azem.

Nim zd膮偶yli si臋 obejrze膰 ju偶 siedzieli przy 艂awie, z kubkami kawy w r臋kach - Harry czarnej i s艂odkiej, a Ginny rozpuszczalnej i z minimaln膮 ilo艣ci膮 cukru.

- Mniam - mrukn臋艂a, upijaj膮c pierwszy 艂yk.

Harry wola艂 poczeka膰 chwilk臋 a偶 nap贸j przestygnie.

- Wi臋c? - zapyta艂a dziewczyna prosto. To by艂a jedna z cech, kt贸re Harry lubi艂 w niej najbardziej. Nie bawi艂a si臋 w owijanie w bawe艂n臋.

- My艣l臋, 偶e ju偶 nie nienawidz臋 Malfoya - oznajmi艂. Spojrza艂 na twarz Ginny, ale ta wydawa艂a si臋 niewzruszona. By艂a to ca艂kiem mi艂a odmiana po reakcji jej brata.

- To oczywiste, Harry. Ca艂a szko艂a o tym plotkuje.

- Plotkuje? - zaj臋kn膮艂 Harry.

- Och, tak - mrukn臋艂a jakby ponaglaj膮co dziewczyna. - 呕e rozmawiacie i takie tam. M贸w czego dzisiaj od ciebie chcia艂!

- Ale sk膮d wiesz? - mrukn膮艂 zaskoczony. Przecie偶 Ginny nie chodzi艂a z nim na lekcje!

- Luna mi m贸wi艂a, 偶e powiedzia艂 jej Terry Boot.

Harry jeszcze chyba nie przyswoi艂 nowej informacji. „Jak to plotkuje? Przecie偶 oni gadali ze sob膮 raptem dwa, trzy razy. No i mo偶e ten raz kiedy wpadli razem w pu艂apk臋. No i jeszcze jak przekomarzali si臋 przed Zielarstwem. No i to, 偶e… och, no tak.”

Wi臋c Harry by艂 widywany z Malfoyem. No i co z tego? Przecie偶 nie przysi臋gali sobie dozgonnej nienawi艣ci! Harry pokr臋ci艂 g艂ow膮, pr贸buj膮c u艂o偶y膰 w g艂owie jakie艣 logiczne zdania.

- Wi臋c, Malfoy ma taki problem zakl臋ciami i ja… zobowi膮za艂em si臋 mu pom贸c - mrukn膮艂.

- Yhm - mrukn臋艂a dziewczyna, popijaj膮c kawy.

- Tyle, 偶e si臋 pok艂贸cili艣my - mrukn膮艂 troch臋 zawstydzony, a Ginny pos艂a艂a mu dziwne spojrzenie.

- Pok艂贸cili艣cie - powiedzia艂a po prostu, a Harry czu艂 jak topnieje pod jej wzrokiem.

- Dobra, ja na niego nawrzeszcza艂em.

- Yhm - mrukn臋艂a ponownie. By艂o co艣 niesamowitego w takich rozmowach, 偶e powodowa艂y niemo偶liwy do zatrzymania s艂owotok.

- Ja w艂a艣ciwie… nie wiem czego si臋 spodziewa艂em. 呕e b臋dzie mi wdzi臋czy, czy co艣. I 偶e jako艣 podzi臋kuje, a nie 偶e b臋dzie takim no wiesz…

- Fiutem? - zapyta艂a us艂u偶nie, a Harry momentalnie obla艂 si臋 czerwieni膮. Ginny nie powinna zna膰 takich s艂贸w!

- Palantem - poprawi艂 s艂abo. - Zupe艂nie sobie z tym nie radz臋 - zako艅czy艂 p艂asko.

- Harry - zacz臋艂a, ale przerwa艂a. Poprawi艂a si臋 na krze艣le. - Lubisz go, prawda?

- Ja… - zaj膮kn膮艂 si臋. - Tak. Nie. Nie wiem. Troch臋.

Ginny za艣mia艂a si臋, a Harry poczu艂 si臋 jak ostatni g艂upek. Jaki艣 skrzat upu艣ci艂 pokrywk臋 od garnka, a po pod艂odze przetoczy艂o si臋 zapomniane jab艂ko. Dooko艂a robi艂o si臋 coraz bardziej t艂oczno. Harry dopi艂 swoj膮 kaw臋 i w jego r臋ce natychmiast zmaterializowa艂 si臋 nast臋pny kubek. U艣miechn膮艂 si臋 z zadowoleniem.

- Troch臋 go lubi臋 - powiedzia艂 w swoj膮 kaw臋.

- Tak. Pewnie tak. Wiesz Harry, powiniene艣 spr贸bowa膰 - oznajmi艂a, a ch艂opak podni贸s艂 na ni膮 oczy. Spr贸bowa膰 czego? Bo chyba nie mia艂a na my艣li tego swojego barbarzy艅skiego napoju kawo podobnego?

- Co艣 co si臋 rozpuszcza nie jest kaw膮 - mrukn膮艂 obronnie, a Ginny pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- Spr贸bowa膰 si臋 z nim zaprzyja藕ni膰 - powiedzia艂a, ale widz膮c, 偶e Harry ju偶 otwiera usta 偶eby protestowa膰, nie da艂a mu doj艣膰 do g艂osu. - Harry, to ma sens. Wszystkich swoich przyjaci贸艂 pozna艂e艣 w dzieci艅stwie. Jeste艣 aspo艂eczny i znerwicowany.

- Nieprawda! - burkn膮艂 pod nosem, ale panna Weasley to zignorowa艂a.

- Jedyn膮 przyjaci贸艂k膮, kt贸rej nie pozna艂e艣 w poci膮gu do Hogwartu, jestem ja, Harry. Ale sp臋dzili艣my ze sob膮 prawie wszystkie wakacje odk膮d sko艅czy艂am 11 lat, wi臋c to si臋 nie liczy!

Harry widz膮c, 偶e nie ma prawa g艂osu jedynie prychn膮艂. Oczywi艣cie, 偶e mia艂 te偶 innych przyjaci贸艂… Syriusza, na przyk艂ad.

- Mo偶esz na razie spr贸bowa膰 by膰 znajomym Malfoya. Mo偶e z czasem b臋dziecie si臋 lubi膰 bardziej… wiesz, przyda ci si臋 kto艣 nowy do ogl膮dania, rozmawiania i takich tam. Ca艂y czas w tym samym towarzystwie mo偶e m臋czy膰.

- Ale ja mam innych znajomych! Lun臋!

- To moja znajoma - odpar艂a um臋czonym tonem.

- I kilku Puchon贸w - doda艂 Harry obronie.

- Ich nazwiska?

- Justin!

- Nazwisko?

- Fyfyfycz - wymamrota艂 Harry niewyra藕nie, na co Gryfonka g艂o艣no si臋 za艣mia艂a.

- Znajd藕 nowych znajomych , Harry!

- Lubi臋 starych…

- Nie marud藕, idziemy! - powiedzia艂a dziarsko, zarzucaj膮c torb臋 na rami臋. Harry torby nie zarzuci艂, gdy偶 przed wyj艣ciem z pokoju nie pomy艣la艂 nawet 偶eby j膮 zabra膰.

- Gdzie? - mrukn膮艂 niepewny i nagle jaki艣 skrzat na niego wpad艂.

- Przepraszam, Sir, przepraszam! - zapiszcza艂o 偶a艂o艣nie stworzenie, jednocze艣nie uderzaj膮c g艂ow膮 o pod艂og臋. - Niedoby Babolek, niedobry!

- Och, nie… Babolku - zareagowa艂 Harry, 艂api膮c skrzata za chude ramionka. - Wszystko w porz膮dku.
Chwil臋 jednak potrwa艂o zanim uda艂o mu si臋 Babolka faktycznie uspokoi膰. Podczas ca艂ego tego spektaklu Harry zastanawia艂 si臋, kto wymy艣la skrzatom imiona i czemu, na Boga, jest taki okrutny?

Zanim wyszli z kuchni byli, jak si臋 okaza艂o, sp贸藕nieni na kolacj臋.

Kiedy weszli do Wielkiej Sali prawie wszystkie miejsca by艂y ju偶 zaj臋te. Czym pr臋dzej pod膮偶yli do swojego sto艂u, a Harry usiad艂 naprzeciwko Rona. Pos艂a艂 mu badawcze spojrzenie, pr贸buj膮c ustali膰, czy przyjacielowi ju偶 przesz艂o. Ron nie wygl膮da艂 ju偶 na bardzo z艂ego.

Najwy偶ej troch臋 z艂ego.

- Hej - mrukn膮艂 rudzielec po chwili, a Harry kiwn膮艂 mu g艂ow膮.

- W porz膮dku - oznajmi艂 drugi Gryfon, a widz膮c konsternacj臋 na twarzy kolegi westchn膮艂 ci臋偶ko. - W porz膮dku, mo偶esz mu pomaga膰. Przecie偶 to w ko艅cu nic wielkiego.

Harry wyszczerzy艂 si臋 rado艣nie i po chwili Weasley odpowiedzia艂 mu tym samym.

Przez g艂ow臋 Pottera przesz艂o jeszcze, 偶e nie jest to najlepszy moment 偶eby powiedzie膰 Ronowi o planie jego siostry, wi臋c w zamian zapyta艂 o wypracowanie z Eliksir贸w. Potem temat p艂ynnie przekszta艂ci艂 si臋 rozwa偶ania o niedzielnej uczcie i dopiero kiedy wszyscy pogr膮偶yli si臋 w rozmowie Harry rzuci艂 okiem na st贸艂 Slytherinu.

Jak na z艂o艣膰 Malfoya tam nie by艂o.

Dlaczego ten gnojek jada艂 swoje posi艂ki przez sze艣膰 lat o odpowiedniej porze, a kiedy Harry w ko艅cu chcia艂 z tego skorzysta膰, nagle przesta艂 to robi膰?

Hermiona pos艂a艂a Harry'emu pokrzepiaj膮cy u艣miech i ten si臋 zarumieni艂. Nie do ko艅ca mia艂 w planach zostanie przy艂apanym na podgl膮daniu Malfoya. Tudzie偶 miejsca Malfoya, co wyrwane z kontekstu brzmia艂o jeszcze gorzej.

Mia艂 tylko nadzieje, 偶e Malfoy b臋dzie wiedzia艂 kiedy kolacja si臋 sko艅czy, skoro byli um贸wieni zaraz po niej. Harry postanowi艂, 偶e je偶eli 艢lizgon sp贸藕ni si臋 wi臋cej ni偶 pi臋膰 minut, nie b臋dzie na niego d艂u偶ej czeka艂.

Po skromnym posi艂ku (z jaki艣 powod贸w mia艂 zaci艣ni臋ty 偶o艂膮dek) Harry posiedzia艂 jeszcze troch臋 z przyjaci贸艂mi, a kiedy upewni艂 si臋, 偶e min臋艂o ju偶 wystarczaj膮co du偶o czasu, 偶eby Malfoy nie pomy艣la艂, 偶e Harry jest nadgorliwy, przeprosi艂 swoich przyjaci贸艂 i ruszy艂 na um贸wione spotkanie.

- Powodzenia - us艂ysza艂 za sob膮 krzyk Ginny, ale ju偶 si臋 nie odwr贸ci艂.

Przez drog臋 dziel膮c膮 do od obranego celu powtarza艂 w g艂owie dzieci臋ce wyliczanki, 偶eby zaj膮膰 tym my艣li. Zawsze tak robi艂, kiedy si臋 denerwowa艂. I od zawsze si臋 modli艂, 偶eby tylko jakim艣 cudem kto艣 si臋 o tym nie dowiedzia艂…

Przeskakiwa艂 stopnie po dwa i nagle znalaz艂 si臋 na ostatnim korytarzu prowadz膮cym do klasy. Wzi膮艂 uspokajaj膮cy oddech i pewnym krokiem, a przynajmniej krokiem kogo艣, kto pr贸buje i艣膰 pewnym krokiem, ruszy艂 do sali. Nacisn膮艂 klamk臋 i zamar艂.

Klasa a偶 l艣ni艂a czysto艣ci膮. Nie by艂o ani 艣ladu kurzu, za to wszystko pi臋knie b艂yszcza艂o. 艁awki usuni臋to, a zamiast nich wstawiono mi臋kk膮, ciemnozielon膮 kanap臋 i ma艂y stolik. Na regale pi臋trzy艂y si臋 ksi膮偶ki, kt贸rym Harry nie po艣wi臋ci艂 nawet d艂u偶szego spojrzenia. Okna l艣ni艂y czysto艣ci膮, a pod艂oga by艂a… drewniana. Po艣rodku tego wszystkiego sta艂 bardzo zadowolony Draco Malfoy.

- Sp臋dzi艂em p贸艂 dnia w bibliotece - oznajmi艂. - I nauczy艂em si臋 tych durnych czyszcz膮cych zakl臋膰.

Harry nie m贸g艂 uwierzy膰 w艂asnym oczom. I uszom. W艂a艣ciwie niczemu nie m贸g艂 uwierzy膰.

- Chcia艂em… - zacz膮艂 blondyn ale przerwa艂, patrz膮c Harry'emu w oczy. - By膰 mo偶e obaj zachowali艣my si臋 troch臋 nieodpowiednio. Jest mi przykro, 偶e si臋 sp贸藕ni艂em.

I jakim艣 pokracznym sposobem Harry po prostu wiedzia艂, 偶e Malfoy go przeprasza.

Wzruszy艂 ramionami.

- Ja… tak. Masz racj臋.

- Wi臋c, je偶eli twoja oferta jest nadal aktualna… - na wp贸艂 powiedzia艂, na wp贸艂 spyta艂 Malfoy. Wygl膮da艂 przynajmniej niepewnie i Harry pomy艣la艂, 偶e to mu wcale nie pasowa艂o.

- Jasne - powiedzia艂 w ko艅cu Gryfon.

- Tylko s艂uchaj, Potter - powiedzia艂 Malfoy ju偶 o wiele twardszym tonem. - Nie chc臋 takich scen, jak ostatnio. Nie powiem ci co widz臋 przy dementorach. To prywatne.

Harry pokiwa艂 g艂ow膮, czuj膮c si臋 jeszcze gorzej z ich ostatni膮 sprzeczk膮. Dopiero teraz dociera艂o do niego jakim potrafi艂 by膰 g艂upkiem.

- A ja nie 偶ycz臋 sobie, 偶eby艣 mnie ignorowa艂 - warkn膮艂.

Na ustach Malfoya mign膮艂 p贸艂u艣miech.

- Zastanowi臋 si臋, Potter - burkn膮艂 z przek膮sem.

I wszystko wydawa艂o si臋 wraca膰 na swoje miejsce.

Harry rozejrza艂 si臋 niepewnie dooko艂a. Nie mia艂 poj臋cia co powinno si臋 zrobi膰 w takiej sytuacji. Je偶eli gdzie艣 by艂 poradnik sugeruj膮cy, jak powinno si臋 post臋powa膰 z niesztampowymi Malfoyami, to by艂 sk艂onny odda膰 za niego po艂ow臋 swoich pieni臋dzy. I nawet ulubione skarpetki.

- Wi臋c… S膮dzi艂em, 偶e w kwestii zakl臋膰 domowych masz twarde pogl膮dy - powiedzia艂 w ko艅cu zaczepnie.

- Nie, dlaczego? - odburkn膮艂 Malfoy, dalej nie ruszaj膮c si臋 ze 艣rodka sali.

- No… ostatnio tak wybuch艂e艣, kiedy chcia艂em ci臋 nauczy膰…

I nagle Harry to dostrzeg艂! Twarz Malfoya pokrywa艂 prawdziwy, regularny rumieniec! Chocia偶 na jasnej g臋bie blondyna ka偶dy kolor wygl膮da艂 mizernie, niezaprzeczalnie tam by艂! Pierwszy dow贸d w historii na zawstydzenie Draco Malfoya!

- Powiedzmy, 偶e si臋 troch臋 nie zrozumieli艣my, Potter. S膮dzi艂em, 偶e masz co艣 innego na my艣li - burkn膮艂 艢lizgon, jednocze艣nie odwracaj膮c si臋 do Harry'ego plecami. Tym samym zburzy艂 domys艂y Pottera, odno艣nie 藕le u偶ytego zakl臋cia sta艂ego przylepca. A szkoda, bo Harry ju偶 oczami wyobra藕ni widzia艂 Malfoya wci膮偶 stoj膮cego w jednym miejscu i ci膮gle szukaj膮cego wym贸wek, dlaczego si臋 nie rusza. A kiedy Harry by ju偶 sobie poszed艂, 艢lizgon pr贸bowa艂by odgry藕膰 sobie stopy…

Gryfon prychn膮艂 na t臋 wizj臋, rozbawiony.

Malfoy tymczasem ponownie si臋 przemie艣ci艂 - tym razem na kanap臋. Harry nawet z takiej odleg艂o艣ci widzia艂, 偶e jest to mebel z rodzaju tych puchatych, w kt贸rych, kiedy ju偶 raz si臋 legnie, nie ma zmi艂uj… Pomy艣la艂 z rozrzewnieniem, 偶e b臋dzie to bardzo fajna rzecz po ci臋偶kim treningu.

Dla Malfoya, oczywi艣cie, bo Harry nie by艂 tam dla przyjemno艣ci. Oczywi艣cie.

- Um - spr贸bowa艂 w ko艅cu zawarcze膰, ale jego g艂os brzmia艂 jako艣 tak rozleniwienie. - Mogliby艣my w ko艅cu zaczyna膰…

- Zaraz - oznajmi艂 Malfoy i z dum膮 wyci膮gn膮艂 na st贸艂 dla piwa kremowe. - Najpierw powied藕, 偶e za mn膮 t臋skni艂e艣.

Harry mrugn膮艂, jednak偶e nie poprawi艂o mu to percepcji. 呕e niby…

- Co?

- No ju偶, Potter. M贸w - burkn膮艂 Malfoy, z naburmuszon膮 min膮.

Harry mrugn膮艂 ponownie.

- Odbi艂o ci - orzek艂 tonem znawcy.

- M贸w! - burkn膮艂 ponownie Malfoy. - Skoro ju偶 musz臋 znosi膰 twoj膮 fataln膮 fryzur臋, to nale偶y mi si臋 troch臋 przyjemno艣ci! Chyba, 偶e chcesz mi j膮 zapewni膰 w inny spos贸b?

- Taa… co powiesz na rundk臋 wyzwisk i ma艂e, zuchwa艂e tarzanko po pod艂odze?

- W艂a艣ciwie mog臋 to zaakceptowa膰 - mrukn膮艂 Malfoy jakby do siebie, a na jego twarz wr贸ci艂o pogodne oblicze. - To powiedz chocia偶, 偶e przez te dwa dni beze mnie by艂e艣 smutny.

- By艂em niesamowicie szcz臋艣liwy, Malfoy - oznajmi艂 Harry, ju偶 nie kryj膮c 艣miechu. - Ca艂e dwa dni bez ciebie, to jak wakacje i 艣wi臋ta razem.

- Jak wakacje w Europie zachodniej i 艢wi臋ta na Noktrunie, chcia艂e艣 powiedzie膰.

Mimo i偶 艢lizgon dalej si臋 droczy艂, Harry mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e s膮 to tylko 偶arty. Takie… kole偶e艅skie.

Nadal ci臋偶ko mu si臋 my艣la艂o o Malfoyu nawet w kontek艣cie zwyk艂ego kolegi. Ginny chyba oszala艂a, s膮dz膮c, 偶e mogliby si臋 zaprzyja藕ni膰!

Kiedy 艢lizgon poda艂 mu piwo, Harry poczu艂 do niego jednak drobn膮 iskierk臋 sympatii…

- Mo偶emy dzisiaj zacz膮膰 od teorii - przerwa艂 w ko艅cu ich przekomarzania.

Blondyn kiwn膮艂 g艂ow膮, popi艂 艂yka kremowego i odstawi艂 butelk臋 na st贸艂. Zanim Harry zd膮偶y艂 chocia偶 otworzy膰 swoje piwo, ch艂opak sta艂 ju偶 z wyci膮gni臋t膮 r贸偶d偶k膮.

- Teoretycznie znam to zakl臋cie, Potter. Czyta艂em o nim ca艂kiem sporo, po naszej pierwszej przygodzie.

Harry potarga艂 swoje w艂osy. Zaproponowanie Malfoyowi pomocy by艂o spontaniczne i wymo偶one potrzeb膮. Tak naprawd臋 nie zastanawia艂 si臋 w jaki spos贸b mia艂by go uczy膰. Nie przygotowa艂 sobie 偶adnych dok艂adnych plan贸w. Jedynie, co mia艂, to umiej臋tno艣膰 rzucania Patronusa. No i jeszcze wspomnienia o najlepszym nauczycielu jakiego 艣wiat widzia艂… U艣miechn膮艂 si臋 do siebie, nagle o wiele bardziej pewny tego, co ma robi膰.

- To mo偶e najpierw poka偶 mi jak rzucasz zakl臋cie.

艢lizgon ustawi艂 si臋 na 艣rodku drewnianego parkietu i ze skupion膮 min膮 machn膮艂 r贸偶d偶k膮.

- Expecto Patronum - powiedzia艂 czystym g艂osem, w kt贸rym brak jednak by艂o przekonania.

Tak jak Malfoy uprzedza艂, nic si臋 nie wydarzy艂o.

Harry westchn膮艂.

- Po pierwsze ruch nadgarstka. Z g贸ry na d贸艂, nie na odwr贸t. Poza tym musisz go troch臋 rozlu藕ni膰, inaczej r臋ka nie drgnie odpowiednio.

Malfoy us艂u偶nie powt贸rzy艂, wyj膮tkowo bez burczenia, czy kwa艣nych grymas贸w.

- Teraz… na czym si臋 skupiasz, kiedy wymawiasz zakl臋cie?

艢lizgon wzruszy艂 ramionami i nie patrz膮c Harry'emu w oczy, burkn膮艂 co艣 niewyra藕nie.
- Malfoy, akurat to naprawd臋 musz臋 wiedzie膰, wi臋c b膮d藕 艂askaw nie robi膰 z siebie ura偶onej ksi臋偶niczki.
- Zawsze uwa偶a艂em, 偶e 艣wietnie nadawa艂bym si臋 na ksi臋偶niczk臋. Pewnie by艂bym lepszy ni偶 wi臋kszo艣膰 tych poczwar. Widzia艂e艣 kiedy艣 ksi臋偶niczk臋 p贸艂nocnonorwesk膮? Ma chyba z pi臋膰dziesi膮t lat i ty艂ek, jakby zjad艂a wszystkie swoje dw贸rki…

- Malfoy - warkn膮艂 Harry, nie wiedz膮c czy si臋 艣mia膰, czy p艂aka膰.

- No dobra. Ale je偶eli ktokolwiek si臋 o tym dowie, skopi臋 ci dup臋, a p贸藕niej Vincent skopie ci dup臋, a p贸藕niej zrobi to Greg, a p贸藕niej Blaise, a jak ju偶 b臋dziesz kompletn膮 miazg膮, to wy艣l臋 do ciebie Pansy i b臋dziesz 偶a艂owa艂, 偶e 偶aden z nas ci臋 jednak nie dobi艂!

Harry prze艂kn膮艂. Chyba 艂apa艂 idee.

- Kiedy pierwszy raz lecia艂em na miotle. Wzbi艂em si臋 do g贸ry i czu艂em czyste szcz臋艣cie.

Harry nie s膮dzi艂, 偶e by艂o to co艣 bardzo wstydliwego i naprawd臋 nie rozumia艂, o co Malfoy robi艂 ca艂y ten raban. Potter ju偶 pr臋dzej spodziewa艂 si臋 czego艣 jak „ Kiedy zosta艂em uwi臋ziony z jedynym pokoju z czterdziestoma dziewicami, a wszystkie by艂y nieletnie…”
- To dobre wspomnienie. Ale mo偶e nie wystarczy膰 przy prawdziwym dementorze. Kiedy poczujesz strach b臋dziesz potrzebowa艂 czego艣 naprawd臋 mocnego.

Malfoy westchn膮艂 i obr贸ci艂 twarz tak, 偶eby Harry nie m贸g艂 spojrze膰 mu w oczy.

- To jest moje jedyne mi艂e wspomnienie, Potter. Wszystkie inne dobre, w kt贸rym艣 momencie przemieniaj膮 si臋 w co艣 z艂ego. A to moje jedynie krystalicznie dobre wspomnienie. Od pocz膮tku do ko艅ca.

I wtedy Harry zrozumia艂, dlaczego Malfoy nie chcia艂, 偶eby kto艣 si臋 o tym dowiedzia艂. I Potter doskonale pami臋ta艂, 偶e kiedy艣 czu艂 si臋 bardzo podobnie. I wiedzia艂 te偶, jak bardzo trzeba mie膰 popieprzone 偶ycie, 偶eby znale藕膰 si臋 w takiej sytuacji.

Dlatego nic ju偶 nie powiedzia艂.

Malfoy ponownie spr贸bowa艂 rzuci膰 zakl臋cie, kr臋c膮c nadgarstkiem tak, jak kaza艂 mu Harry. Jednak偶e i tym razem nie da艂o to 偶adnego rezultatu. Sfrustrowany spr贸bowa艂 jeszcze trzy razy, za ka偶dym razem krzycz膮c coraz g艂o艣niej.

Harry zarz膮dzi艂 wi臋c kr贸tk膮 przerw臋.

- Jak si臋 b臋dziesz tak nakr臋ca艂, po艂amiesz sobie r贸偶d偶k臋 - warkn膮艂, podaj膮c blondynowi jego piwo. 艢lizgon poci膮gn膮艂 kilka 艂yk贸w i odstawi艂 butelk臋.

Harry'emu zakie艂kowa艂a pewna my艣l w g艂owie.

- Zamknij oczy.

Niebieskie spojrzenie skierowa艂o si臋 na niego, takie… niepewne. Harry po cz臋艣ci to rozumia艂. W ko艅cu nie ufali sobie do ko艅ca i Malfoy mia艂 prawo czu膰 obaw臋. Nim jednak Potter zacz膮艂 wyja艣nia膰 o co chodzi, 艢lizgon spe艂ni艂 polecenie.

Malfoy z zamkni臋tymi oczami wydawa艂 si臋 bardziej… zwyczajny. Jego oczy by艂y jego si艂膮. Potrafi艂 jednym spojrzeniem zmrozi膰 wrog贸w, ale potrafi艂 te偶 patrze膰 tak, 偶e ludzie czuli wiosn臋 w sercach. Kiedy przymyka艂 oczy jego niezwyk艂o艣膰 przygasa艂a.

- Ekhm - chrz膮kn膮艂 Malfoy, a Harry uzmys艂owi艂 sobie nagle, 偶e tylko centymetry dziel膮 go od twarzy 艢lizgona i na dodatek stoj膮 w tej pozycji ju偶 od dobrej chwili. Odsun膮艂 si臋 z rumie艅cem za偶enowania, ciesz膮c si臋, 偶e blondyn mimo wszystko nie otworzy艂 oczu.

Delikatny u艣miech zata艅czy艂 na wargach Malfoya, a Harry pomy艣la艂, 偶e one te偶 s膮 niczego sobie.

- Potter, na mi艂o艣膰 bosk膮 - burkn膮艂 troch臋 zniecierpliwiony, a troch臋 rozbawiony blondyn. - Mog臋 da膰 ci moje zdj臋cie, je艣li a偶 tak bardzo ci臋 to kr臋ci.

Harry parskn膮艂. I usilnie odmawia艂 przyznania, 偶e owszem, by艂by troch臋 zainteresowany zdj臋ciem Malfoya. Ale tylko troch臋!

- Pewnie, przyda mi si臋, pojutrze Halloween - spr贸bowa艂 pokry膰 niezr臋czno艣膰 kiepskim 偶artem, ale s膮dz膮c po braku reakcji 艢lizgona chyba mu nie wysz艂o.

- I tak wiem, 偶e t臋skni艂e艣 - burkn膮艂 Malfoy pod nosem.

Harry przewr贸ci艂 oczami, troch臋 偶a艂uj膮c, 偶e blondyn nie mo偶e tego zobaczy膰, ale mimo wszystko i tak ciesz膮c si臋, 偶e jako艣 zareagowa艂.

- Dobra… jak masz zamkni臋te oczy…

- Od siedmiu minut, Potter - burkn膮艂 ponownie Malfoy.

- Nie mo偶esz tego wiedzie膰!

- Jestem Malfoyem, mam wbudowany zestaw do „wszystkowiedzy”.

- Zamiast m贸zgu, chyba - mrukn膮艂 Harry pod nosem, tak, 偶eby blondyn go nie dos艂ysza艂.

Wnioskuj膮c po braku odzewu chyba faktycznie si臋 uda艂o. W przeciwnym razie 艢lizgon ju偶 by marudzi艂…

- Wi臋c masz zamkni臋te oczy i ten… wyobra藕 sobie, 偶e lecisz.

Malfoy naraz otworzy艂 oczy i wbi艂 w Harry'ego oburzone spojrzenie.

- I po to sta艂em z zamkni臋tymi oczami przez osiem i p贸艂 minuty?!

Harry mrugn膮艂.

- No we藕! Zamknij oczy!

Malfoy wykrzywi艂 usta w grymasie, ale ponownie wykona艂 polecenie.

- Wyobra藕 sobie tamten dzie艅. Wiatr na twarzy, s艂o艅ce…

- Nie by艂o wtedy s艂o艅ca.

- Wi臋c nie wyobra偶aj sobie s艂o艅ca. I zamknij si臋! Wyobra藕 sobie, 偶e masz w d艂oni trzonek miot艂y. Dosiadasz jej, niepewny, to tw贸j pierwszy raz. Kiedy ju偶 na niej siedzisz odbijasz si臋 od ziemi. Czujesz pierwszy dreszcz. Wiatr na twojej twarzy dodaje ci otuchy. Zaczynasz lecie膰. Jeste艣 ju偶 do艣膰 wysoko, ale chcesz lecie膰 jeszcze wy偶ej… czujesz si臋 kr贸lem 艣wiata - zupe艂nie wolny, jakby艣 nie musia艂 do niczego wraca膰. Czujesz to? - zapyta艂 mi臋kko, otwieraj膮c oczy. Nie by艂 nawet pewien kiedy je zamkn膮艂.

Malfoy sta艂 przed nim, z na wp贸艂 otwartymi ustami, 艂api膮c przez nie powietrze. Jego oczy dalej by艂y przymkni臋te, ale policzki lekko zarumienione.

A Harry si臋 gapi艂.

- Zupe艂nie jakby艣 siedzia艂 mi w g艂owie, Potter - zamrucza艂 艢lizgon i otworzy艂 oczy.

Harry natychmiast odwr贸ci艂 od niego wzrok, udaj膮c, 偶e jest bardzo zaj臋ty kontemplowaniem widoku za oknem.

- Zamknij oczy ponownie i rzu膰 zakl臋cie - poleci艂.

I Malfoy zrobi艂, co mu kazano. Nie by艂o jaki艣 spektakularnych wynik贸w. Z jego r贸偶d偶ki nie wystrzeli艂 srebrny Patronus, ani nie b艂ysn臋艂o moc膮, ale 艢lizgon stworzy艂 mg艂臋. Nie by艂a ona nawet zbli偶ona do cielesnej formy, ale niezaprzeczalnie by艂a pierwszym efektem ich pracy i Malfoy pos艂a艂 Harry'emu u艣miech pe艂en satysfakcji.

- 艢wietnie - orzek艂 Harry, naprawd臋 bardzo zadowolony z post臋pu kolegi. - Jak si臋 czujesz?

- Jak po seksie! - podsumowa艂 艢lizgon z wielce ukontentowan膮 min膮. - Zm臋czony, ale dumny.

Za艣miali si臋 obaj i ruszyli na zielon膮 kanap臋. Harry mia艂 racj臋 - faktycznie by艂a niebotycznie mi臋kka. Zapad艂 si臋 w ni膮 g艂臋biej i dopi艂 swoje piwo.

- My艣l臋, 偶e na dzisiaj starczy. Nie mo偶na ci臋 forsowa膰 za bardzo, bo to mog艂oby zrujnowa膰 twoj膮 przysz艂膮 karier臋 ksi臋偶niczki.

Malfoy tylko burkn膮艂 co艣 niewyra藕nie w swoj膮 butelk臋.

- Bol膮 mnie plecy - zamarudzi艂 po jakim艣 czasie. - Chyba przewia艂em sobie nerki.

- To id藕 do Pani Pomfrey - odrzek艂 nonszalancko Harry, udaj膮c, 偶e nic go to nie obchodzi.

- Wy艣l臋 kogo艣 p贸藕niej. Wiesz, 偶e zaraz cisza nocna?

Harry rzuci艂 okiem na zegar wisz膮cy nad wej艣ciem i zauwa偶y艂, 偶e faktycznie zbli偶a艂a si臋 ju偶 dwudziesta druga. Westchn膮艂 i podni贸s艂 si臋 troch臋 niepewnie.

- Mam kawa艂ek dalej ni偶 ty, jak si臋 nie rusz臋, to nie zd膮偶臋, a nie mam takiego zaplecza u Snape'a, jak niekt贸rzy w tym pokoju…

- Pewnie, id藕 - burkn膮艂 Malfoy z lekkim u艣miechem. - Zostaw mnie tutaj samego na pastw臋 moich obola艂ych nerek. By膰 mo偶e si臋 przewr贸c臋 i umr臋, i moje zw艂oki pokryje kurz, ale czym to jest wobec z艂amania regulaminu szkolnego…

- Tak z ciekawo艣ci, jak planujesz umrze膰 przez przewr贸cenie?

- Jestem delikatny - odpar艂 艢lizgon z wy偶szo艣ci膮, na co Harry pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- To… do jutra? - rzuci艂 jeszcze, kiedy by艂 ju偶 niemal u drzwi. 艢lizgon r贸wnie偶 zacz膮艂 si臋 zbiera膰.

- Jutro nie mog臋, mam randk臋.

Harry potarga艂 swoje w艂osy z roztargnieniem. Nast臋pnego dnia by艂a sobota i jego r贸wnie偶 czeka艂a randka. Ale przecie偶 nie mia艂 zamiaru sp臋dzi膰 w Hogsmeade ca艂ego dnia!

- Mo偶emy si臋 spotka膰 wieczorem - mrukn膮艂 od niechcenia.

- Potter, skoro id臋 jutro na randk臋, za kt贸r膮 b臋d臋 p艂aci艂 i na kt贸rej b臋d臋 si臋 zachowywa艂 sztucznie i uprzejmie, nie mam zamiaru rezygnowa膰 p贸藕niej z nale偶nego mi seksu - wyt艂umaczy艂 jak ma艂emu dziecku, a Harry natychmiast obla艂 si臋 czerwieni膮.

- Tak, jasne - burkn膮艂 pod nosem. - No to cze艣膰! - I nie czekaj膮c na po偶egnanie Malfoya, ruszy艂 z powrotem do Wie偶y.

Rozdzia艂 dziesi膮ty: Hogsmeade

- Wiesz, to bardzo dobrze, 偶e si臋 znowu spotykamy, chocia偶 my si臋 w艂a艣ciwie nie spotykamy, bo to tylko jedna randka, ale kto wie... Chocia偶 Lavender m贸wi艂a, 偶e nie powinnam by艂a ci臋 zaprasza膰, bo to m臋偶czyzna powinien zaprasza膰 kobiet臋 na randk臋, ale ja jej powiedzia艂am, 偶e teraz s膮 inne czasy. Te偶 tak s膮dzisz, Harry?

- Tak - mrukn膮艂.

- To 艣wietnie, Harry, bo ja te偶 tak my艣l臋. W ko艅cu to nic wielkiego, 偶e kobieta wykonuje pierwszy ruch. Wiesz, po naszej ostatniej przygodzie, Lavander m贸wi艂a, 偶e nic z tego nie b臋dzie, ale ja uwa偶am, 偶e b艂臋dy m艂odo艣ci nie powinny wp艂ywa膰 na tera藕niejszo艣膰, prawda, Harry? W ko艅cu oboje byli艣my wtedy m艂odzi, nie wiedzieli艣my jeszcze, czego chcemy od 偶ycia, prawda?

- Yhm.

Zacoffaj si臋 Cafe, jak Harry przewidywa艂, okaza艂o si臋 przytuln膮 kawiarenk膮, w kt贸rej nie by艂o kawy. A偶 nazbyt urocze wn臋trze ozdobione by艂o pseudo romantycznymi 艣wieczuszkami i r贸偶owymi serpentynami sp艂ywaj膮cymi z sufitu, a jakby tego by艂o ma艂o, z niewidocznych g艂o艣nik贸w s膮czy艂y si臋 wybitnie irytuj膮ce d藕wi臋ki harfy.

Ju偶 po pierwszym rzucie oka na sal臋 Harry wiedzia艂, 偶e nie jest to miejsce, w kt贸rym m贸g艂by si臋 czu膰 swobodnie, a czar臋 goryczy przepe艂ni艂 wgl膮d w kart臋. Wszystko, co serwowa艂 lokal, mo偶na by艂o, co najwy偶ej, nazwa膰 napojami kawo podobnymi. I to i tak przy ogromnych ch臋ciach.

Do tego Parvati nie wydawa艂a si臋 wcale zmieni膰. Odk膮d tylko si臋 spotkali, zdawa艂a si臋 dosta膰 s艂owotoku. Na pocz膮tku Harry naprawd臋 chcia艂 jej s艂ucha膰 - ju偶 ostatnio doszed艂 do wniosku, 偶e jego zamy艣lenia nie wychodzi艂y mu na dobre. A kto jak kto, ale Harry potrafi艂 wyci膮ga膰 wnioski z w艂asnych b艂臋d贸w. Pr贸bowa艂 nawet wtr膮ci膰 jakie艣 zdanie, czy zada膰 pytanie, ale dziewczyna najwyra藕niej nie potrzebowa艂a partnera do dialogu. W艂a艣ciwie sprawia艂a wra偶enie, 偶e irytuje j膮, kiedy si臋 jej przerywa.

Od tamtej chwili Harry prewencyjnie milcza艂, potakuj膮c tylko kiedy si臋 tego domagano.

- … i Padma twierdzi, 偶e to 艣wietny pomys艂.

- Padma? - zapyta艂 Harry z udawan膮 ciekawo艣ci膮 i ponownie zawiesi艂 wzrok na 艣cianie nad g艂ow膮 dziewczyny.

- Och, tak. Wiesz, ona chyba ci臋 lubi, bo ca艂y czas mnie namawia艂a, 偶ebym ci臋 zaprosi艂a.

To zdanie troch臋 o偶ywi艂o Harry'ego. G艂贸wnie dlatego, 偶e „bli藕niaczki” i „lubi” uk艂ada艂y si臋 w jego g艂owie w jasn膮 wizj臋.

- To musi by膰 fajne - zagadn膮艂 nagle, wytr膮caj膮c dziewczyn臋 z jej monologu. Odchrz膮kn臋艂a, a on kontynuowa艂. - Mie膰 siostr臋 bli藕niaczk臋, znaczy si臋.

- Och. Tak, jest fajnie - zacz臋艂a dziewczyna, ponownie si臋 o偶ywiaj膮c. Najwyra藕niej kiedy pytania dotyczy艂y jej samej, by艂a sk艂onna dopu艣ci膰 do rozmowy. - Wiesz, Padma to moja najlepsza przyjaci贸艂ka, jeste艣my ze sob膮 bardzo blisko. M贸wi臋 jej dos艂ownie o wszystkim!

Harry chrz膮kn膮艂 i poczu艂, jak na twarz wyp艂ywa mu lekki rumieniec. W jego my艣lach bli藕niaczki Patil ta艅czy艂y w艂a艣nie p贸艂nagie, jednocze艣nie podaj膮c mu piwo.

Spojrza艂 panicznie na Parvati, ale dziewczyna zdawa艂a si臋 nie dostrzega膰 jego pobudzenia. W takich chwilach Harry musia艂 przyzna膰, 偶e bycie nastoletnim ch艂opcem mia艂o spore wady...

- Wiesz… Strasznie t臋skni艂am za naszymi rozmowami - wyzna艂a nagle Parvati i Harry cudem powstrzyma艂 si臋 od parskni臋cia w swoj膮 kaw臋. Pos艂a艂 dziewczynie niby zaciekawione spojrzenie i to wystarczy艂o, 偶eby ponownie zacz臋艂a m贸wi膰.

B臋d膮c w pe艂ni szczerym, Harry musia艂 przyzna膰, 偶e Parvati nie by艂a taka z艂a. Mia艂a poczucie humoru i by艂a bardzo 艂adna. Do tego dawa艂a mu jasne sygna艂y, 偶e jest nim zainteresowana. Gdyby Harry by艂 bardziej normalny, to pewnie nawet dobrze by si臋 z ni膮 bawi艂. Tyle 偶e nic nie m贸g艂 poradzi膰 na to, 偶e zwyczajnie nienawidzi艂 takich gadek o niczym. Idea randek te偶 sama w sobie go odstrasza艂a. Nie to, 偶eby chcia艂 zosta膰 prawiczkiem do ko艅ca 艣wiata, ale zawsze mia艂 nadziej臋, 偶e mo偶na to za艂atwi膰 jako艣 inaczej. Po cichu marzy艂, 偶e kiedy艣 spotka dziewczyn臋, z kt贸r膮 b臋dzie gra膰 w quidditcha i pi膰 piwo. Troch臋 jak Ginny, tylko mniej jak siostr臋.

Tymczasem Parvati wydawa艂a si臋 zupe艂nie innym typem. Takim zalotnym i z 艂adnymi paznokciami, co pewnie znaczy艂o, 偶e nie lubi艂a lata膰…

- Nie uwa偶asz?

- Tak…

- Dlatego ciesz臋 si臋, 偶e to w艂a艣nie z tob膮 dzisiaj wysz艂am - orzek艂a, tym samym ponownie skupiaj膮c na sobie uwag臋 Harry'ego. - Przy tobie czuj臋 si臋 bezpieczna.

Harry chrz膮kn膮艂, zak艂opotany. Nie poczuwa艂 si臋 do roli obro艅cy niewiast. Uwa偶a艂 raczej, 偶e ka偶da kobieta powinna umie膰 broni膰 si臋 sama. Ale s膮dz膮c po rozanielonej minie Parvati nie chcia艂aby ona us艂ysze膰 jego zdania.

To Harry ceni艂 w facetach - nie polegali na innych.

Na przyk艂ad Malfoy - uczy艂 si臋 potrzebnego mu zakl臋cia, 偶eby nie by膰 od nikogo zale偶nym. Nawet je偶eli wymaga艂o to du偶ego wysi艂ku i po艣wi臋cenia. Rzadko kt贸ra kobieta by艂aby do czego艣 takiego zdolna.

Potter dawno dopi艂 swoj膮 kaw臋, kiedy wreszcie dziewczyna zacz臋艂a si臋 zbiera膰. Na dworze by艂o ju偶 szaro. Harry od jakiej艣 godziny j臋cza艂 w duchu, b艂agaj膮c, 偶eby Parvati w ko艅cu si臋 zamkn臋艂a. Niestety, zupe艂nie wbrew jego mod艂om, Gryfonka zdawa艂a si臋 nakr臋ca膰 z ka偶dym zdaniem, m贸wi膮c coraz szybciej i, o ironio, coraz wi臋cej.

Harry poda艂 dziewczynie szalik i, kiedy ta go ubiera艂a, poszed艂 uregulowa膰 rachunek. By艂 raczej tradycjonalist膮 i nigdy nie pozwoli艂by p艂aci膰 kobiecie na randce. Nie to, 偶eby mia艂 tych randek znowu tak wiele…

Kiedy wyszli na ulic臋 ju偶 zmierzcha艂o. By艂 koniec pa藕dziernika i wieczory zaczyna艂y si臋 coraz wcze艣niej. I by艂y coraz ch艂odniejsze, co Harry dotkliwie sobie u艣wiadomi艂 przy pierwszym zab艂膮kanym podmuchu wiatru. Dziewczyna z艂apa艂a go pod rami臋 i poci膮gn臋艂a dwa kroki dalej. Zupe艂nie nie w stron臋 Hogwartu.

Z udr臋k膮 Harry u艣wiadomi艂 sobie, 偶e dla niej to nie by艂 jeszcze koniec randki.

- To gdzie teraz, Harry? - za艣wiergota艂a zalotnie.

艁adna by艂a taka. Lekki ch艂贸d odmalowa艂 rumie艅ce na jej ciemnych policzkach, a oczy b艂yszcza艂y od ekscytacji. Gdyby tylko si臋 nie odzywa艂a…

- Co powiesz na spacer? Wiem, 偶e jest zimno, ale znam 艣wietny kram z pra偶onymi orzechami. Mogliby艣my kupi膰 troch臋 i i艣膰 nad jezioro. Li艣cie jeszcze nie spad艂y i jest bardzo 艂adnie - z ka偶dym wypowiedzianym s艂owem m贸wi艂 coraz ciszej i mniej ch臋tnie, widz膮c min臋 dziewczyny. - Nie chcesz? - zapyta艂 zawiedziony.

Parvati westchn臋艂a cierpi臋tniczo i przywo艂a艂a na oblicze u艣miech. Co ciekawe, nie wydawa艂 si臋 on sztuczny.

- Nie, to ca艂kiem ciekawy pomys艂. Ale jak zmarzn臋, b臋dziesz mnie musia艂 przytula膰. - Za艣mia艂a si臋 perli艣cie i Harry r贸wnie偶 pos艂a艂 jej u艣miech. Z艂apa艂 j膮 za r臋k臋 i poci膮gn膮艂 w stron臋 jednej ze starych uliczek, troch臋 oddalonych od centrum Hogsmeade.

Przechodz膮c ko艂o toru wrotkarskiego, Harry zatrzyma艂 si臋, zdziwiony. Nie mia艂 poj臋cia, 偶e w miasteczku otworzono taki przybytek. Parvati pod膮偶y艂a za jego wzrokiem, a p贸藕niej ponownie spojrza艂a na niego.

- To taka mugolska nowomoda. Je藕dzi si臋 na butach z k贸艂kami. Ja i Padma cz臋sto to robi艂y艣my w Londynie.

Harry chrz膮kn膮艂 niepewny.

- Ja nie umiem - przyzna艂. - Jako艣 nigdy nie by艂o kiedy si臋 nauczy膰.

Faktycznie - jako wychowanek mugol贸w doskonale wiedzia艂 czym s膮 wrotki. Dudley mia艂 nawet kilka par - skrupulatnie niszczy艂 jedne po drugich. Jednakowo偶 nigdy nie pozwolono mu si臋 przejecha膰. Wuj twierdzi艂, 偶e Harry by je zepsu艂 swoimi niezgrabnymi stopami.

W gruncie rzeczy wrotki Dudleya nawet by nie pasowa艂y, bo Harry mia艂 stop臋 mniejsz膮 o trzy rozmiary, ale jego dzieci臋cym marzeniem zawsze by艂o si臋 nauczy膰. Chcia艂 tego tak bardzo, 偶e raz nawet ukrad艂 wrotki kuzyna, ale zanim zd膮偶y艂 je chocia偶by za艂o偶y膰 zosta艂 przy艂apany i dotkliwie ukarany - tak, 偶e od tej pory ju偶 nawet nie my艣la艂 o przyw艂aszczaniu sobie nie swoich rzeczy.

- Naucz臋 ci臋 - oznajmi艂a Parvati z powa偶n膮 min膮. Najwyra藕niej twarz Harry'ego m贸wi艂a sama za siebie. - To jest bardzo proste, zobaczysz. Jedna lekcja ze mn膮 i b臋dziesz 艣miga艂 jak mistrz - doda艂a ju偶 z u艣miechem, a Harry poczu艂 jakie艣 przyjazne ciep艂o rozlewaj膮ce mu si臋 po 偶o艂膮dku.

- Ale teraz? - mrukn膮艂, nie do ko艅ca przekonany czy jest gotowy.

- Mo偶e… nast臋pnym razem? - zapyta艂a z lekk膮 niepewno艣ci膮 w g艂osie, a Harry natychmiast pos艂a艂 jej u艣miech.

- Tak, nast臋pnym razem. Teraz chod藕my po orzechy.

Jednak zanim zrobili cho膰by jeden krok, z uliczki po prawej wyszed艂 Draco Malfoy, w towarzystwie Michaela Cornera. Obaj byli tak pogr膮偶yli w rozmowie, 偶e nawet ich nie zauwa偶yli!

Harry chrz膮kn膮艂, czuj膮c jak krew buzuje mu w 偶y艂ach. Sam nie wiedzia艂 dlaczego, ale za ka偶dym razem kiedy spotyka艂 Malfoya podskakiwa艂a mu adrenalina.

- Malfoy - warkn膮艂 na tyle g艂o艣no, 偶eby 艢lizgon go us艂ysza艂.

Zar贸wno blondyn, jak i jego towarzysz poderwali g艂owy w ich kierunku i Harry dostrzeg艂 na twarzy Malfoya co艣 w rodzaju p贸艂u艣miechu. Sam nie wiedzia艂, kiedy nauczy艂 si臋 odr贸偶nia膰 ten u艣miech od grymasu - bo w gruncie rzeczy obie miny by艂y bardzo podobne…

- Potter - burkn膮艂 艢lizgon uprzejmie. - Panno Patil - skin膮艂 dziewczynie g艂ow膮 na powitanie, a Parvati odzwierciedli艂a jego gest. - Potter, nie podejrzewa艂em ci臋 o tak dobry gust - orzek艂 艢lizgon, posy艂aj膮c dziewczynie zalotny u艣miech. Parvati za艣mia艂a si臋 perli艣cie i bardziej zawis艂a na ramieniu towarzysza. Harry osobi艣cie uwa偶a艂, 偶e to bardzo nie艂adnie ze strony Malfoya, 偶eby komentowa膰 cudze dziewczyny. Nawet je偶eli nie do ko艅ca by艂y one czyimi艣 dziewczynami, ale przecie偶 nie o to chodzi艂o… - Oczywi艣cie znacie Michaela?

- Tak, tak - odrzek艂 szybko Harry, posy艂aj膮c nerwowy u艣miech Krukonowi. - Mamy razem Zielarstwo i Eliksiry.

- Michael w艂a艣nie nam贸wi艂 mnie na wywrotki - oznajmi艂 Malfoy dystyngowanym g艂osem, ale Harry wiedzia艂, 偶e zachowuje si臋 tak tylko przez obecno艣膰 Parvati. Zupe艂nie jakby nie chcia艂, 偶eby inni zobaczyli w nim dzieciaka, kt贸rym w rzeczywisto艣ci by艂.

- Wrotki - poprawi艂 Corner nieuwa偶nie. Wydawa艂 si臋 dziwnie niesw贸j.

- W takim razie nie b臋dziemy przeszkadza膰. Mi艂ej zabawy! - za艣wiergota艂a Parvati ju偶 ci膮gn膮c Harry'ego dalej. Zanim Potter zd膮偶y艂 si臋 obejrze膰, Malfoy znikn膮艂 mu z pola widzenia.

- Troch臋 ju偶 zg艂odnia艂am, Harry. B臋dzie trzeba kupi膰 du偶o orzech贸w - za艣mia艂a si臋, zupe艂nie jakby powiedzia艂a dobry 偶art.

- Nie s膮dzisz, 偶e to by艂o dziwne? - zapyta艂 Harry, przerywaj膮c paplanie kole偶anki.

- Hm? - zamrucza艂a dziewczyna z twarz膮 nagle przy uchu Pottera. Harry przysi膮g艂by, 偶e nie wiedzia艂, kiedy si臋 tak przysun臋艂a.

- Malfoy. Taki mi艂y dla ciebie. Dla mnie.

- Nie rozumiem - stwierdzi艂a, lekko si臋 odsuwaj膮c.

- Malfoy jest wrednym typem i do tego nie cierpi Gryfon贸w!

- No nie wiem - mrukn臋艂a zamy艣lona. - Dla mnie by艂 raczej zawsze mi艂y. Dla Padmy zreszt膮 te偶.

- Mo偶e ma jak膮艣 obsesj臋 na punkcie bli藕niaczek - mrukn膮艂 Harry pod nosem, a g艂o艣niej doda艂: - Ale tak ci臋 przy mnie adorowa艂?

- Och, Harry! Jeste艣 zazdrosny! - wykrzykn臋艂a, nie wiedzie膰 czemu, nagle bardzo ucieszona.

- Nie jestem - warkn膮艂 Harry, dopiero poniewczasie u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e nie wypada warcze膰 na normalnych ludzi.

Ale w g艂臋bi Harry musia艂 przyzna膰, 偶e czu艂 delikatn膮 nutk臋 zazdro艣ci. I przera偶a艂o go to, bo…

- To takie s艂odkie - Parvati za艣wiergota艂a ponownie do jego ucha. - Ale nie masz si臋 czym martwi膰, Harry - za艣mia艂a si臋.

W duchu czu艂 si臋… dotkni臋ty. Malfoy zachowywa艂 si臋, jakby w og贸le nie interesowa艂 si臋 spotkaniem Harry'ego! I do tego sp臋dza艂 czas z jakim艣 koleg膮, a Harry'ego ok艂ama艂, 偶e b臋dzie mie膰 randk臋, zupe艂nie jakby Pottera mog艂o to interesowa膰!

Bo Harry'ego to wcale przecie偶 nie interesowa艂o, a my艣la艂 o tym wy艂膮cznie dlatego, 偶e by艂 ciekawski, nic wi臋cej.

Tylko nie dawa艂o mu spokoju, 偶e Malfoy nie chcia艂 si臋 z nim um贸wi膰 na lekcj臋. M贸wi艂, 偶e to przez randk臋, ale skoro nie mia艂 randki… chyba 偶e… My艣l, kt贸ra nagle za艣wita艂a Harry'emu w g艂owie najpierw wyda艂a mu si臋 irracjonalna, ale…

- Dlatego tak wa偶ne jest, 偶eby nie je艣膰 zbyt du偶o mas艂a - ko艅czy艂a sw贸j wyw贸d Parvati. Harry pos艂a艂 jej dziwne spojrzenie (bo kogo normalnego interesowa艂o mas艂o, b膮d藕 jego ewentualny brak ?!) i nie czekaj膮c na jej kolejny monolog zapyta艂:

- My艣lisz, 偶e Malfoy jest gejem?

Parvati zamruga艂a, najwidoczniej bardzo zdziwiona, a Harry zruga艂 si臋 w duchu. Sk膮d mu takie g艂upoty przychodzi艂y do g艂owy?

- Harry… to chyba do艣膰 oczywiste, prawda?

Potter wci膮gn膮艂 g艂o艣no powietrze przez nos i wpatrywa艂 si臋 w Parvati jak w ducha. „呕e jak… oczywiste?”

- No wiesz, te jego modne stroje i ci wszyscy faceci, kt贸rymi si臋 otacza?

- Ale… mo偶e to tylko kumple?

- No ten… - zacz臋艂a, nie wiedz膮c jak to powiedzie膰 dosadniej. - Znaczy… a ty si臋 publicznie ca艂ujesz ze swoimi kumplami?

- Nie!

Parvati za艣mia艂a si臋 perli艣cie i Harry zrozumia艂 sw贸j b艂膮d.

- W og贸le si臋 nie ca艂uj臋 z kumplami! Ani publicznie ani prywatnie, ani nic.

Dziewczyna, dalej si臋 艣miej膮c, ponownie chwyci艂a go za r臋k臋 i poci膮gn臋艂a dalej.

- Chyba ju偶 czuj臋 zapach tych orzech贸w.

Harry pokiwa艂 nieprzytomnie g艂ow膮 i da艂 si臋 dalej prowadzi膰.

Nigdy wcze艣niej nie zauwa偶y艂 w Malfoy niczego… gejowatego. Sam nie wiedzia艂, jak mia艂 si臋 do tego ustosunkowa膰.

Nie to, 偶eby mia艂 co艣 do homoseksualizmu. Oczywi艣cie, 偶e nie! Tylko nie s膮dzi艂, 偶e Malfoy mo偶e by膰… taki. Czy w tym kontek艣cie jego lekcje Patronusa mia艂y jaki艣 podtekst? Czy powinien z nim porozmawia膰?

Poza tym, skoro 艢lizgon wola艂 swoj膮 p艂e膰, to dlaczego podrywa艂 Parvati? I dlaczego, na mi艂o艣膰 Merlina, by艂 tematem numer jeden w艣r贸d 偶e艅skiej cz臋艣ci Gryfonek, nawet u Ginny wywo艂uj膮c rozlaz艂y u艣miech?

Jednak偶e dalsze rozmy艣lania przerwa艂y nagle jakie艣 krzyki. Rozejrza艂 si臋 panicznie dooko艂a, ju偶 chwytaj膮c za r贸偶d偶k臋 i odruchowo przesuwaj膮c Parvati bli偶ej siebie.

- To on! - us艂ysza艂 z t艂umu.

- To Potter! Harry Potter!

Harry momentalnie zorientowa艂 si臋, co si臋 dzia艂o, ale by艂o ju偶 za p贸藕no na ewakuacj臋. Dziennikarze.

W jednej sekundzie stali spokojnie w pewnej starej uliczce, a w nast臋pnej byli prawie spychani przez t艂um. Otacza艂o go przynajmniej trzech reporter贸w i jeszcze raz tylu fotograf贸w. Zewsz膮d o艣lepia艂 b艂ysk lamp migowych.

- Harry, Prorok Codzienny. Opowiesz nam, jak sp臋dzasz swoj膮 woln膮 sobot臋?

- Harry, Czarownica, dosz艂y nas s艂uchy, 偶e chcesz by膰 aurorem, czy to prawda? - nap艂ywa艂y kolejne pytania z og贸lnego gwaru, ale zanim Harry zd膮偶y艂 skleci膰 jakie艣 sensownie zdanie, ponownie o艣lepiali go fotografowie, skutecznie rozpraszaj膮c jego my艣li.

- Harry, czy jeste艣 teraz na randce? - nadlecia艂o nieoczekiwanie pytanie, tym samym przypominaj膮c Harry'emu o dziewczynie, wci膮偶 wczepionej w jego ramie.

Chcia艂 jej pos艂a膰 przepraszaj膮ce spojrzenie, ale kiedy tylko odwr贸ci艂 si臋 w jej stron臋, odkry艂, 偶e Parvati u艣miecha si臋 szeroko i macha wprost do obiektywu. W odr贸偶nieniu od Harry'ego wydawa艂a si臋 czu膰 swobodnie i nawet zadowolona z uwagi medi贸w.

- Jeste艣cie par膮? Jak si臋 nazywasz? - zakrzykn膮艂 kto艣 z t艂umu, a zanim Harry zd膮偶y艂 ostrzec Gryfonk臋, 偶eby si臋 nie odzywa艂a, ta ju偶 zacz臋艂a m贸wi膰.

- Nazywam si臋 Parvati Patil i jestem wieloletni膮 przyjaci贸艂k膮 Harry'ego - oznajmi艂a pewnym g艂osem, a Harry zagryz艂 wargi, 偶eby nie krzykn膮膰 czego艣 g艂upiego. „Wieloletni膮 przyjaci贸艂k膮?” - Spotykali艣my si臋 ju偶 wcze艣niej - opowiedzia艂a dziewczyna na kolejne pytanie reporter贸w.

- My艣lisz, 偶e to co艣 powa偶nego?

- Och, z mojej strony jak najbardziej!

- Parvati, musimy ju偶 i艣膰 - mrukn膮艂 Harry. A偶 buzowa艂o w nim ze z艂o艣ci. Jakim prawem ona 艣mia艂a gada膰 takie brednie? Przecie偶 Prorok zaraz wszystko przeinaczy i zaplanuje im 艣lub! Od dawna polowali na jak膮艣 sensacj臋 z jego 偶ycia, a taki news by艂 zapewnie spe艂nieniem ich marze艅!

Westchn膮艂 sfrustrowany i spr贸bowa艂 poci膮gn膮膰 dziewczyn臋 do przodu.

- Harry, Parvati - doszed艂 ich kolejny g艂os dziennikarza. - Mo偶e jedno zdj臋cie?

Harry ju偶 mia艂 zamiar odpowiedzie膰 „a nie macie ich ju偶 dosy膰?”, kiedy nagle Parvati przyci膮gn臋艂a go ku sobie i z zaskoczenia poca艂owa艂a jego usta.

Harry nie mia艂 du偶ego do艣wiadczenia z kobietami, ale w艣r贸d wszystkich poca艂unk贸w, kt贸re zd膮偶y艂 w swoim 偶yciu wymieni膰, ten by艂 zdecydowanie najgorszy. Z otwartymi oczami, suchy i zupe艂nie nic nie znacz膮cy.

Nie odepchn膮艂 jednak dziewczyny - nie chcia艂 robi膰 cyrk贸w. Oczami wyobra藕ni ju偶 widzia艂, co wtedy gazety by o nim napisa艂y - „Harry Potter - damski bokser, wy艂adowuje frustracj臋 na swojej narzeczonej”.

- Chod藕 - burkn膮艂 bardzo z艂y i tym razem Parvati grzecznie za nim pod膮偶y艂a, po drodze jednakowo偶 rozdaj膮c u艣miechy na prawo i lewo.

Poci膮gn膮艂 j膮 ponaglaj膮co za r臋k臋, a p贸藕niej ruszyli najkr贸tsza mo偶liw膮 drog膮 z powrotem do zamku.

- A orzechy? - zapyta艂a zaskoczona dziewczyna, czuj膮c jak Harry prawie 偶e mia偶d偶y jej d艂o艅 w silnym u艣cisku.

- Nie mam ochoty.

Wobec takiej postawy nie pr贸bowa艂a nawet zaczyna膰 konwersacji.

Rozdzia艂 jedenasty: Halloween

Kiedy w niedziel臋 rano Harry szed艂 na 艣niadanie wci膮偶 mia艂 w g艂owie wieczorn膮 sprzeczk臋 ze swoimi przyjaci贸艂mi. C贸偶, mo偶e nie sprzeczk臋, ale wysz艂o na to, 偶e chyba ka偶dy w Hogwarcie wiedzia艂, 偶e Malfoy jest gejem. Ka偶dy opr贸cz Pottera…

Harry, po tym, jak opowiedzia艂 o przygodzie z dziennikarzami i reakcji Parvati (przy licznych popiskiwaniach Hermiony, oczywi艣cie), 偶eby pokry膰 czym艣 niezr臋czn膮 cisz臋 wspomnia艂 o swoim odkryciu odno艣nie Malfoya i ch艂opak贸w.

- Nie wiedzia艂e艣, Harry? - mrukn臋艂a Hermiona.

- Ja tam nie wiem, on chyba kr臋ci te偶 z dziewczynami - powiedzia艂 Ron, sprawiaj膮c wra偶enie zamy艣lonego, a Harry mia艂 ochot臋 si臋 na nich rzuci膰.

- Dlaczego mi nie powiedzieli艣cie! - krzycza艂, a p贸藕niej posz艂o ju偶 lawin膮.

W艂a艣ciwie nie by艂 z艂y na przyjaci贸艂. Mo偶e troch臋 zdziwiony, 偶e nie pr贸bowali go ostrzega膰, czy co艣. Tak przynajmniej troch臋. Tyle 偶e mia艂 tak paskudny humor, przez ca艂膮 t臋 spraw臋 z reporterami i w og贸le, 偶e potrzebowa艂 si臋 na kim艣 wy偶y膰.

I dopiero rano Harry poczu艂, jak bardzo mu wstyd. Trzeba przyzna膰, 偶e by艂 raczej impulsywny i cz臋sto najpierw robi艂, a p贸藕niej my艣la艂. A jeszcze p贸藕niej 偶a艂owa艂.

Kiedy rano wsta艂, Rona nie by艂o ju偶 w sypialni. W pokoju wsp贸lnym nie spotka艂 te偶 Hermiony. Samotnie zszed艂 do Wielkiej Sali, ale zanim jeszcze doszed艂 do pomieszczenia, postanowi艂 ju偶, 偶e musi przeprosi膰 przyjaci贸艂.

By艂 ju偶 prawie u drzwi, kiedy us艂ysza艂 arogancki i bardzo znajomy g艂os. Momentalnie Harry odkry艂, 偶e poczu艂 si臋 speszony. Tak naprawd臋 nie mia艂 d艂u偶szej chwili, 偶eby przemy艣le膰, jak powinien si臋 teraz zachowywa膰 wobec Malfoya. Niby nic si臋 nie zmieni艂o, ale skoro Harry ju偶 wiedzia艂, to mo偶e powinien zachowa膰 wi臋kszy dystans? Nie chcia艂, 偶eby ludzie w szkole cho膰by pomy艣leli, 偶e mo偶e by膰 kolejnym podbojem 艢lizgona…

- Potter, m贸wi臋 do ciebie - burkn膮艂 blondyn, sprawiaj膮c przy tym wra偶enie naprawd臋 zirytowanego.

- Tak? - mrukn膮艂 Harry, ale natychmiast si臋 poprawi艂: - Tak - warkn膮艂.

Na twarz Malfoya nagle wype艂z艂 u艣miech pe艂en zadowolenia, a 艢lizgon zamachn膮艂 czym艣 Potterowi przed sam膮 twarz膮.

Harry charkn膮艂 i gniewnie odsun膮艂 od siebie zawini膮tko.

- Do reszty ci odbi艂o? - warkn膮艂.

- Chyba tobie, Potter - mrukn膮艂 艢lizgon. - 呕eby si臋 tak obca艂owywa膰 z pannami publicznie? Wiesz ilu czarownicom z艂ama艂e艣 tym serce? - mrukn膮艂 niby wsp贸艂czuj膮co i dopiero wtedy Harry zorientowa艂 si臋, 偶e to, co 艢lizgon trzyma艂 w r臋kach, to gazeta.

J臋kn膮艂 sfrustrowany.

- Och, nie, nie. Tylko nie m贸w, 偶e ju偶 jest.

Malfoy za艣mia艂 si臋 perli艣cie zwracaj膮c tym ca艂kowicie uwag臋 Harry'ego.

- Nie patrz na mnie z tak膮 udr臋k膮. Pomy艣la艂by kto, 偶e wy, Gryfoni, macie wi臋cej odwagi.

- To nie ma nic wsp贸lnego z odwag膮, Malfoy - orzek艂 Harry. - Zreszt膮 i tak nie zrozumiesz. W艂a艣ciwie, to chcia艂e艣 czego艣?

- Tylko si臋 z ciebie po艣mia膰 - oznajmi艂 艢lizgon, z tym swoim wyrazem twarzy.

- Idiota - mrukn膮艂 Harry pod nosem i ju偶 mia艂 wej艣膰 do Wielkiej Sali, kiedy poczu艂, 偶e Malfoy chwyci艂 go za r臋kaw szaty. Obr贸ci艂 si臋 w stron臋 ch艂opaka, tylko 偶eby poczu膰, 偶e znajduje si臋 stanowczo zbyt blisko drugiego cia艂a. Nerwowo przygryz艂 policzek.

- Przez kilka dni b臋d臋 zaj臋ty, wi臋c lekcje mo偶emy mie膰 dopiero w 艣rod臋.

- W 艣rod臋? - Harry bardzo stara艂 si臋 nie my艣le膰, 偶e to w艂a艣ciwie za milion lat. - Co masz niby takiego wa偶nego? Cornera? - ostatnie s艂owo prawie wysycza艂, sam sobie dziwi膮c si臋, jak jego g艂os mo偶e brzmie膰 tak zjadliwie.

Malfoy pos艂a艂 mu krzywy u艣miech, najwyra藕niej wcale nie ura偶ony insynuacj膮 Gryfona.

- Michael musi ustawi膰 si臋 w kolejce. Okaza艂o si臋, 偶e nie jest a偶 tak dobry, 偶eby rezygnowa膰 dla niego z nauki - podsumowa艂 i nim Harry zd膮偶y艂 chocia偶 prze艂kn膮膰 艣lin臋, 艢lizgon ju偶 znikn膮艂 za drzwiami jadalni.

Harry, bardzo staraj膮c si臋 nie analizowa膰 s艂贸w blondyna (nie jest a偶 tak dobry, nie jest a偶 tak dobry w czym?, nie jest a偶 tak dobry…), sam r贸wnie偶 ruszy艂 w g艂膮b Wielkiej Sali, wprost do sto艂u Gryffindoru.

Ron jak zawsze zjada艂 tyle, ile tylko zdo艂a艂, nie bacz膮c przy tym na to, co musz膮 prze偶ywa膰 przypadkowi obserwatorzy jego poczyna艅. Bo trzeba by艂o przyzna膰, 偶e kiedy ju偶 si臋 raz spojrza艂o na jedz膮cego Weasleya, to ci臋偶ko by艂o oderwa膰 wzrok. To chyba by艂a kwestia szoku…

Hermiona ukry艂a si臋 za gazet膮 i Harry z przera偶eniem u艣wiadomi艂 sobie, 偶e to dok艂adnie ta sama gazeta, kt贸r膮 chwil臋 wczesnej wymachiwa艂 mu przed nosem Malfoy. Zreszt膮, podejrzewa艂, 偶e to i tak 偶adna r贸偶nica, bo pewnie w ka偶dej by艂o dok艂adnie to samo…

Rozejrza艂 si臋 po stole i odkry艂, 偶e prawie ka偶dy oddaje si臋 w艂a艣nie lekturze porannej prasy. Zupe艂nie podobnie by艂o w ca艂ej sali i Harry'ego uderzy艂o, 偶e jego koledzy i kole偶anki jako艣 dziwnie nagle zainteresowali si臋 tym, co si臋 dzieje na 艣wiecie.

Ginny siedzia艂a markotna i senna, zupe艂nie jak ka偶dego ranka.

Harry usia艂 na swoim miejscu i mrukn膮艂 ciche „cze艣膰”, czekaj膮c na reakcj臋.

Panna Granger wy艂oni艂a si臋 zza gazety, a Ron prze艂kn膮艂 to, co akurat mia艂 w buzi.

- Ju偶 si臋 uspokoi艂e艣, Harry? - zapyta艂a Hermiona protekcjonalnie i, o ile to mo偶liwe, Harry poczu艂 si臋 jeszcze gorzej.

- Przepraszam - mrukn膮艂. Naprawd臋 by艂o mu wstyd.

Przyjaci贸艂ka pokiwa艂a g艂ow膮 ze zrozumieniem, a Weasley charkn膮艂.

- Nie my艣l sobie, 偶e ja te偶 ci tak 艂atwo wybacz臋. Najpierw musisz mi zrobi膰 kanapk臋, tylko tak膮 porz膮dn膮, a nie takie nic, jak ty jadasz!

Harry u艣miechn膮艂 si臋 i od razu zabra艂 si臋 za szykowanie posi艂ku dla przyjaciela. W tym samym czasie Ginny postawi艂a przed nim fili偶ank臋 czarnej kawy. Pos艂a艂 jej dzi臋kuj膮cy u艣miech.

- O co posz艂o tym razem? - zagadn臋艂a, ale zanim Potter zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, uprzedzi艂 go przyjaciel.

- Harry nie wiedzia艂, 偶e Malfoy jest gejem i si臋 na nas wy偶y艂 - wymamla艂 rudzielec z ponownie pe艂nymi ustami.

- Och, tak - zamrucza艂a dziewczyna, z jakby rozmarzonym u艣miechem. - Ja te偶 wola艂abym nie wiedzie膰…

Momentalnie Ron zacz膮艂 si臋 krztusi膰, a Hermiona 艣mia膰. Harry za to z j臋kiem uderzy艂 g艂ow膮 o blat sto艂u. Raczej dotkliwie.

- Sk膮d niby mia艂em wiedzie膰, skoro wy, dziewczyny, ci膮gle zarzucacie nas takimi tekstami. Jaki to Malfoy jest przystojny, jak to nas was spojrza艂 na korytarzu…

- Oj, Harry - zacz臋艂a Ginny, ale przerwa艂a jej Hermiona.

- To taka kobieca duma. Ka偶da z nas by chcia艂a, 偶eby jaki艣 mi艂y gej sta艂 si臋 dla niej hetero.

- Malfoy nie jest mi艂y - burkn膮艂 Potter pod nosem, ale zosta艂 zignorowany.

- Poza tym Malfoy tak pi臋knie adoruje kobiety. Potrafi si臋 tak u艣miechn膮膰… - zacz臋艂a Ginny, ale kiedy tylko si臋 zorientowa艂a, 偶e przyjaciele patrz膮 na ni膮 jak na wariatk臋 natychmiast zamilk艂a. - Poza tym, jest dobry w quidditcha. Lubi臋 facet贸w dobrych w quidditcha - doda艂a twardym g艂osem, rozgl膮daj膮c si臋 na boki, 偶eby sprawdzi膰, czy nikt nie przy艂apa艂 jej na „babsko艣ci”.

- Harry jest dobry w quidditcha - mrukn膮艂 Ron znad swojej kanapki.

- Ty te偶 jeste艣 - burkn臋艂a jego siostra. - Ale z 偶adnym z was nie b臋d臋 si臋 przecie偶 umawia膰.

- Z Malfoyem raczej te偶 nie - skwitowa艂a Hermiona, na co Ginny rzuci艂a w ni膮 p艂atkiem kukurydzianym.

- Harry - zacz臋艂a starsza Gryfonka, milczeniem pomijaj膮c dzia艂ania przyjaci贸艂ki. - Czyta艂e艣 ju偶? - zapyta艂a wskazuj膮c na gazet臋.

- Nie i chyba nie chc臋.

- Mo偶e i racja - sapn膮艂 Ron, tym razem znad talerza owsianki. To by艂o naprawd臋 niewiarygodne, ile ten facet m贸g艂 zmie艣ci膰 w sobie jedzenia. - Rozpisuj膮 si臋 nad twoim niby zwi膮zkiem. 呕e spotykasz si臋 z Parvati od lat i 偶e skoro teraz si臋 ujawnili艣cie, to znaczy, 偶e to nast臋pny krok waszego zwi膮zku i takie tam.

- Cholera - mrukn膮艂 Harry pod nosem.

Potoczy艂 wzrokiem po stole Gryfon贸w i zauwa偶y艂, 偶e wi臋kszo艣膰 ludzi przys艂uchuje si臋 ich rozmowie. I tylko niekt贸rzy pr贸bowali robi膰 to dyskretnie. Parvati siedzia艂a otoczona dziewczynami, g艂贸wnie m艂odszymi od siebie, sprawiaj膮c wra偶enie, 偶e traktuj膮 j膮 jak jak膮艣 kr贸low膮. Wszystkie panienki spogl膮da艂y na starsz膮 Gryfonk臋 jak na bogini臋, a sama Parvati… c贸偶 - patrzy艂a na Harry'ego. To nie by艂o pewne siebie spojrzenie, jak poprzedniego wieczoru, ale Harry i tak czym pr臋dzej odwr贸ci艂 wzrok.

- Trzeba by膰 prawdziw膮 idiotk膮 - zaintonowa艂a Ginny mocnym g艂osem, tak, 偶e by艂a doskonale s艂yszalna przy ca艂ym stole - 偶eby dobrowolnie przyzna膰 si臋 do zwi膮zku z Harrym Potterem.

Harry rzuci艂 jej niepewne spojrzenie - je偶eli to mia艂 by膰 spos贸b przyjaci贸艂ki, 偶eby mu pom贸c, to niezbyt dzia艂a艂…

- Przecie偶 wszyscy wiedz膮, 偶e teraz Sami-Wicie-Kto, skoro nie mo偶e z艂apa膰 Harry'ego, bo jest za dobrze strze偶ony, b臋dzie polowa膰 na Parvati - orzek艂a, wywo艂uj膮c tym jedno wielkie sapni臋cie.

To by艂o dobre zagranie, troch臋 艣lizgo艅skie, ale dobre. Harry rzuci艂 okiem na pann臋 Patil i odkry艂, 偶e dziewczyna zrobi艂a si臋 kredowo bia艂a. Mrugn膮艂 do Ginny.

- Zawsze jest szansa, 偶e Voldemort nagle przestanie na mnie polowa膰, albo mo偶e uzna, 偶e docieranie do mnie przez moj膮 narzeczon膮 by艂oby niehumanitarne.

W nagle powsta艂ej ciszy, tylko czw贸rka Gryfon贸w wydawa艂a si臋 czu膰 swobodnie. Hermiona ze spokojem przerzuca艂a strony gazety, a Harry i Ginny, dopijaj膮c swoj膮 kaw臋, ponownie pogr膮偶yli si臋 w rozmowie - tym razem troch臋 cichszej. Kiedy w ko艅cu Ron przesta艂 pa艂aszowa膰, zebrali swoje rzeczy i wyszli z sali. Harry mia艂 wra偶enie, 偶e dopiero wtedy przy stole Gryffindoru atmosfera nieco si臋 rozlu藕ni艂a.

- Mo偶ecie uwa偶a膰, 偶e to zabawne - powiedzia艂a nagle Hermiona - ale nawet nie zdaje sobie sprawy, 偶e to prawda. Ciebie, Harry, i nas, jako twoich najbli偶szych przyjaci贸艂, chroni Dumbledore, ale Parvati nie ma kto chroni膰, a po tym artykule jest o wiele bardziej wystawiona ni偶 inni.

I mimo i偶 wcze艣niej Harry by艂a raczej dumny z tego, jak przygadali dziewczynie, nagle poczu艂 si臋 bardzo g艂upio.

- Wiecie co… ja chyba… - zacz膮艂, ale nie sko艅czy艂, bo nagle dobieg艂y ich ciche kroki. To Parvati wybieg艂a za nimi.

- Harry, mo偶emy porozmawia膰? - zapyta艂a. Harry rzuci艂 przyjacio艂om spojrzenie, z kt贸rego bardzo wyra藕nie emanowa艂 przekaz „id藕cie sobie”. Najwidoczniej jednak Gryfoni byli odporni na bardzo wyra藕ne przekazy.

- Mo偶ecie nas zostawi膰 samych? - mrukn膮艂, zrezygnowany. Zero taktu (dlaczego przy tych s艂owach, w jego g艂owie od razu powsta艂 obraz Malfoya przewracaj膮cego oczami? A niech to licho!)…

- Tak, jasne, pewnie! - zakrzykn臋li, prawie 偶e naraz i ruszyli w stron臋 Wie偶y, co chwil臋 jednak wykr臋caj膮c g艂owy w ich kierunku.

Harry u艣miechn膮艂 si臋 i spojrza艂 na Parvati.

Dziewczyna wygl膮da艂a… niepewnie. C贸偶, on te偶 pewnie by tak wygl膮da艂, gdyby nagle powiedziano mu, 偶e przez w艂asn膮 g艂upot臋 stanie si臋 zwierzyn膮 艂own膮.

- Harry, ja… chcia艂am przeprosi膰 - powiedzia艂a cicho, patrz膮c pod nogi.

C贸偶, nie tego si臋 Gryfon spodziewa艂.

- Bardzo denerwowa艂am si臋 nasz膮 wczorajsz膮 randk膮 i przez to zachowywa艂am si臋 jak idiotka. A kiedy reporterzy nas napadli… Po prostu przepraszam.

Harry chrz膮kn膮艂 na znak, 偶e s艂ucha.

- I za poca艂unek te偶… - doda艂a dziewczyna. - Ja pomy艣la艂am… chyba pomy艣la艂am, 偶e to b臋dzie ju偶 tak oficjalnie.

- Wybacz, ale twoje rozumowanie jest troch臋 nielogiczne - powiedzia艂 zimno, a dziewczyna si臋 skrzywi艂a.

- Tak, teraz te偶 to widz臋. Przepraszam - powiedzia艂a po czym odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie.

Harry da艂 jej uj艣膰 kilkana艣cie krok贸w, kiedy, sam za bardzo nie wiedz膮c czemu, zawo艂a艂 jej imi臋. Odwr贸ci艂a si臋 tak pe艂na nadziei, 偶e ch艂opakowi chcia艂o si臋 w duszy 艣mia膰.

- Nie przejmuj si臋 tym, co m贸wi艂a Ginny. W Hogwarcie jeste艣 bezpieczna. Poza tym, nigdy nic nie sta艂o si臋 偶adnemu z moich przyjaci贸艂. - Mo偶e i by艂o to s艂owa troch臋 na wyrost, ale Harry bardzo chcia艂 w nie wierzy膰. - I mo偶e nast臋pnym razem p贸jdzie nam lepiej - doda艂 nagle na jednym tchu i ruszy艂 do Wie偶y, nawet nie 艂udz膮c si臋, 偶e uda mu si臋 unikn膮膰 zdania relacji przyjacio艂om.

Tak jak si臋 spodziewa艂, Hermiona nie by艂a zachwycona jego decyzj膮. Ale c贸偶 Harry mia艂 powiedzie膰? By艂 nastoletnim ch艂opcem i czasem chcia艂 sp臋dzi膰 troch臋 czasu z 艂adn膮 dziewczyn膮. W tym wzgl臋dzie przynajmniej Ron zdawa艂 si臋 go rozumie膰.

Poza tym, Parvati wygl膮da艂a na tak膮 zdruzgotan膮, 偶e Harry nie m贸g艂 tak tego zostawi膰. Mo偶e i by艂 jeszcze troch臋 na ni膮 z艂y, ale przynajmniej widzia艂 dla nich jak膮艣 szans臋. No i ju偶 ukarali j膮 nale偶ycie podczas 艣niadania…

Ginny, jak to ona, skwitowa艂a relacj臋 Harry'ego s艂owami: „my艣lisz fiutem”, wywo艂uj膮c tym samym 偶ywio艂ow膮 k艂贸tni臋 ze swoim bratem. Bo Ron uwa偶a艂, zreszt膮 s艂usznie, 偶e m艂oda panienka nie powinna u偶ywa膰 takich s艂贸w. A kiedy rodze艅stwo Weasley pogr膮偶y艂o si臋 w k艂贸tni, do Harry'ego dosiad艂a si臋 Hermiona i, ju偶 ukrywaj膮c si臋 za grub膮 ksi膮偶k膮, powiedzia艂a jeszcze:

- Ginny ma racj臋.

I Harry nie m贸g艂 si臋 z ni膮 nie zgodzi膰, niezale偶nie od tego jak bardzo dosadne by to nie by艂o.

Popo艂udnie min臋艂o im w miar臋 spokojnie, oczywi艣cie kiedy Ginny przesta艂a ju偶 krzycze膰. Harry i Ron starali si臋 na ostatni膮 chwil臋 ko艅czy膰 zaleg艂e eseje, dziewczyny plotkowa艂y o czym艣 w swoim tylko towarzystwie. Ani si臋 obejrzeli, a przysz艂a pora kolacji, a razem z ni膮 corocznej Halloweenowej uczty.

Harry'emu nie kojarzy艂o si臋 dobrze to 艣wi臋to. Chocia偶 nigdy o tym nie m贸wi艂 i nawet stara艂 si臋 nie my艣le膰, gdzie艣 na dnie 艣wiadomo艣ci zawsze mu si臋 czai艂o, 偶e to data 艣mierci jego rodzic贸w.

- Hej, kumplu. Hermiona posz艂a si臋 przebra膰, czekamy na ni膮, czy idziemy sami?

Harry rzuci艂 niewyra藕ne spojrzenie swojemu przyjacielowi. Sto razy lepsze od rozpaczania by艂o udawanie, 偶e to zwyczajny dzie艅. Ale tak naprawd臋 Harry chcia艂by, 偶eby przyjaciele starli si臋 bardziej… tak, 偶eby m贸g艂 w og贸le zapomnie膰.

- Poczekajmy - mrukn膮艂.

Kiedy tylko pojawi艂y si臋 dziewczyny, zeszli na d贸艂. Sto艂y wygl膮da艂y bajecznie. Opr贸cz tradycyjnych potraw wsz臋dzie porozk艂adane by艂y s艂odycze i ciasta, a z Hogsmeade sprowadzono nawet specjalny sok z dyni z b膮belkami. Harry wypatrzy艂 swoje ulubione z臋bosklejki i babeczki z mi臋towym budyniem. Nie spos贸b by艂o przej艣膰 obok ca艂ego tego jedzenia oboj臋tnie i w takie dni Harry zaczyna艂 rozumie膰 rudow艂osego przyjaciela.

Ron oczywi艣cie, nie czekaj膮c na koleg贸w, od razu rzuci艂 si臋 na swoje miejsce i zacz膮艂 nape艂nia膰 talerz. Hermiona kr臋ci艂a g艂ow膮 z politowaniem, ale mimochodem podkrada艂a pistacjowe wafelki z talerza swojego ch艂opaka.

- Jak dobrze, 偶e dzisiaj niedziela - powiedzia艂a Ginny, a jej oczy nienaturalnie b艂yszcza艂y.

Weasley贸wna mia艂a pe艂no dziwnych nawyk贸w 偶ywieniowych. W poniedzia艂ki jada艂a same warzywa, we wtorki unika艂a w臋glowodan贸w, a niedziel臋 nazywa艂a swoim dniem s艂odko艣ci. Harry'ego zawsze troch臋 to 艣mieszy艂o i rozczula艂o. Ginny stanowczo by艂a wyj膮tkowa i czasem Harry bardzo 偶a艂owa艂, 偶e mi臋dzy nimi nie b臋dzie nigdy czego艣 wi臋cej. Ale tylko czasem, bo zazwyczaj 偶yczy艂 przyjaci贸艂ce po prostu znalezienia kogo艣 r贸wnie wspania艂ego, jak ona.

Kiedy sala zape艂ni艂a si臋 ju偶 uczniami wszystkich dom贸w, Dumbledore wsta艂, oczy艣ci艂 gard艂o i poszed艂 do m贸wnicy. Mimo swojego wieku wida膰 by艂o po nim si艂臋. Zapewne przez jego moc, a mo偶e tylko przez poczucie humoru i rado艣膰 z 偶ycia?

- Kilka s艂贸w, moi mili. Czarna krowa w kropki bordo, gryz艂a traw臋 kr臋c膮c mord膮! Smacznego!

Och, tak, a mo偶e po prostu chorzy umys艂owo 偶yli d艂u偶ej? Harry jednego by艂 pewien - dyrektora nie da si臋 zrozumie膰.

Hermiona nadal czule podjada艂a Ronowi ciastka, Ron protestowa艂, a Ginny wydawa艂a si臋 walczy膰 z czekoladow膮 fontann膮.

Takie dni by艂y dobre. Spokojne. I bardzo potrzebne w obliczu nadchodz膮cej wojny. Harry potoczy艂 spojrzeniem po sali. Wszyscy wydawali si臋 zrelaksowani i… szcz臋艣liwi. To ostatnie uderzy艂o w Pottera. On sam nie pozwala艂 sobie poczu膰 prawdziwego szcz臋艣cia ju偶 od bardzo dawana. Zawsze gdzie艣 wewn膮trz niego kry艂a si臋 jaka艣 obawa, co艣, co psu艂o nawet najpi臋kniejsze prze偶ycia. Tym bardziej podziwia艂 beztrosk臋 innych.

Spojrza艂 na st贸艂 Slytherinu i a偶 u艣miechn膮艂 si臋 szerzej. 艢lizgoni wygl膮dali jakby w艂a艣nie si臋 pobili, a w艣r贸d nich, na centralnym miejscu, siedzia艂 Draco Malfoy, z lekkim u艣miechem rozdaj膮c mi臋dzy nich s艂odycze. Najbardziej smutny w tym obrazku wydawa艂 si臋 by膰 Goyle, zupe艂nie jakby zosta艂 pomini臋ty przy przydziale.

Harry mia艂 ochot臋 za艣mia膰 si臋 g艂o艣no, ale ba艂 si臋, 偶e natychmiast zostanie usadzony przy ma艂ym stoliczku, razem z Dumbledorem…

Tylko Malfoy m贸g艂 wymy艣li膰 podzia艂 szkolnych s艂odyczy. Harry zastanawia艂 si臋 sk膮d si臋 bra艂a w tym ch艂opaku taka charyzma! By艂 raczej przeci臋tnej postury i nawet nie by艂 w najstarszej klasie! I na pewno nie chodzi艂o o jego pochodzenie, bo w Slytherinie by艂o przecie偶 wielu ludzi ze starych, szlachetnych rodzin.

Tymczasem Malfoy owija艂 sobie wszystkich wok贸艂 palca. Traktowa艂 ich jak swoich… poddanych (Harry nie m贸g艂 nic poradzi膰 na cichy chichot, kt贸ry wydar艂 mu si臋 z ust, chocia偶 bardzo pr贸bowa艂 go powstrzyma膰!). Zawsze m贸wi艂 czego chce i zawsze to dostawa艂. I w艂a艣ciwie chyba tylko Harry by艂 w stanie mu powiedzie膰 „nie”. A to i tak niezbyt cz臋sto, od kiedy 艢lizgon pr贸bowa艂 na nim tych swoich czar贸w z „wiosennym u艣miechem”.

Uczta mija艂a swoim tempem, w艣r贸d gwaru, 艣miech贸w i rozm贸w. Harry dobrze si臋 bawi艂, chocia偶, co jaki艣 czas, zauwa偶a艂 na sobie spojrzenia Parvati. Powoli zaczyna艂 ju偶 偶a艂owa膰, 偶e postanowi艂 spotka膰 si臋 z ni膮 ponowie. Rano wydawa艂o mu si臋 to dobrym pomys艂em, ale teraz powodowa艂o jedynie fale niech臋ci gdzie艣 w jego brzuchu. Ale skoro powiedzia艂o si臋 „A”…

Nagle Harry dostrzeg艂 kontem oka jakie艣 poruszenie przy stole Slytherinu i odkry艂, 偶e spora grupa sz贸sto rocznych 艢lizgon贸w, oczywi艣cie z Malfoyem na czele, rusza do wyj艣cia z Wielkiej Sali.

Zaciekawiony odprowadzi艂 ich wzrokiem. Stara艂 si臋 nawet z艂apa膰 spojrzenie Malfoya, ale mu si臋 nie uda艂o.

Dok膮d oni szli? Do ko艅ca uczty zosta艂a jeszcze jaka艣 godzina, a i p贸藕niej starsze roczniki b臋d膮 mog艂y jeszcze sobie posiedzie膰. W Halloween znoszono wi臋kszo艣膰 zakaz贸w, a nauczyciele przymykali oko na drobne wybryki swoich podopiecznych. By艂a to jedyna taka noc w roku i raczej nie by艂o w szkole ucznia, kt贸ry chcia艂by temu dobrowolnie odpu艣ci膰.

Harry westchn膮艂, kiedy ostatni 艢lizgon znikn膮艂 za drzwiami. Ostatnimi czasy mia艂 wra偶enie, 偶e on i jego przyjaciele nie maj膮 ju偶 偶adnych ciekawych przyg贸d. Kiedy jednak Harry podni贸s艂 spojrzenie na swoich Gryfon贸w, odkry艂, 偶e Ron r贸wnie偶 wpatrywa艂 si臋 w drzwi z b艂yskiem w oku. Kiedy ich wzrok si臋 spotka艂, mrugn膮艂 do rudzielca.

- Przepraszam na chwil臋, ale musz臋 i艣膰 do ubikacji - oznajmi艂, mia艂 nadziej臋, neutralnym g艂osem.

- Ja te偶 musz臋 - zawt贸rowa艂 mu Ron, troch臋 zbyt gwa艂townie i chyba wzbudzaj膮c tym czujno艣膰 Hermiony.

- Od kiedy to ch艂opcy chodz膮 do ubikacji parami, co? - mrukn臋艂a, aczkolwiek nie wydawa艂a si臋 jeszcze wej艣膰 w swoj膮 „podejrzliw膮” faz臋.

- Ja bardzo musz臋! - krzykn膮艂 Harry i odszed艂 od sto艂u tak szybko, jak m贸g艂.

- Ja te偶, Herm, zaraz wracamy! - krzykn膮艂 jeszcze Ron. Kiedy byli ju偶 niemal w po艂owie drogi, nagle doszed艂 ich jeszcze jeden g艂os:

- Ja te偶 musz臋, wi臋c ten, id臋 z nimi! - I ju偶 bieg艂a do nich Ginny.

Harry za艣mia艂 si臋 w g艂os. Oczywistym by艂o, 偶e Hermiona nie zaaprobuje ich genialnego planu 艣ledzenia 艢lizgon贸w. Dla niej 艂amanie zasad, nawet w Halloween, by艂o karygodne. Ale uwielbia艂 to, 偶e w Gryffindorze i tak zawsze znajdzie si臋 kto艣 ch臋tny do dobrej zabawy.

Wyszli ju偶 z Wielkiej Sali, kiedy nagle zatrzyma艂o ich czyje艣 karc膮ce chrz膮kni臋cie. Jak na komend臋 odwr贸cili g艂owy i zobaczyli, 偶e w progu stoi panna Granger, z r臋k膮 za艂o偶on膮 na r臋k臋. Wygl膮da艂o na to, 偶e jest bardziej rozbawiona, ni偶 z艂a.

- Ja te偶 ch臋tnie skorzystam z 艂azienki - powiedzia艂a z rozbawieniem i po chwili konsternacji Ginny wybuch艂a 艣miechem.

- To co robimy? Lecimy do dormitorium po map臋? - zacz膮艂 Ron.

- Mam map臋 w torbie. - Harry wyszczerzy艂 si臋 do znajomych i faktycznie wyci膮gn膮艂 stary pergamin.

Po chwili wszyscy pochylili si臋 nad map膮, a Harry szybko j膮 aktywowa艂. Odnalezienie 艢lizgon贸w nie by艂o wcale takie trudne. Na szcz臋艣cie przebywali na terenie nanoszalnym, czyli takim, kt贸ry w 偶aden spos贸b nie by艂 chroniony przed zakl臋ciami Huncwot贸w.

Magia mapy by艂膮 imponuj膮ca. Ka偶dy z obecnych doskonale pami臋ta艂, z jak膮 fascynacj膮 przys艂uchiwali si臋 opowie艣ci Remusa o tym, jak m臋偶czy藕ni za czas贸w szkolnych wpadli na pomys艂 mapy i o tym, jak ci臋偶ko by艂o go wdr膮偶y膰 w 偶ycie.

Harry by艂 przekonany, 偶e on sam nigdy nie potrafi艂by rzuci膰 takich zakl臋膰.

Co innego Hermiona…

- 艢lizgoni s膮 na drugim pi臋trze, w ostatniej sali. Nie mam poj臋cia, co to za klasa. Nigdy nie mieli艣my tam zaj臋膰 - zacz臋艂a Ginny.

- Tam by艂a kiedy艣 Transmutacja, ale kiedy przedmiot obj臋艂a profesor McGonagall wola艂a klas臋 bli偶ej swoich kwater. Czy wy naprawd臋 jeszcze nie przeczytali艣cie „Historii Hogwartu”? - oburzy艂a si臋 Hermiona.

Tr贸jka przyjaci贸艂 chrz膮kn臋艂a w tym samym czasie i ka偶dy zdawa艂 si臋 unika膰 wzroku dziewczyny.

- Ten, to chod藕my - powiedzia艂 w ko艅cu Harry, przerywaj膮c cisz臋. Ron od razu mu przytakn膮艂, ale ponownie odezwa艂a si臋 starsza Gryfonka.

- Poczekajcie, jaki jest plan? Przecie偶 nie p贸jdziemy tam si臋 po prostu przywita膰!

Harry rzuci艂 przyjaci贸艂ce zdziwione spojrzenie. Dla niego by艂o oczywiste, co maj膮 zamiar zrobi膰.

- Heeerm - j臋kn膮艂 Ron. - Jest Halloween, to chyba jasne, 偶e chcemy ich nastraszy膰!

I dlatego w艂a艣nie Harry tak dobrze dogadywa艂 si臋 z Weasleyem! Zupe艂nie jakby przyjaciel czyta艂 mu w my艣lach. Rzuci艂 spojrzenie jego siostrze i odkry艂, 偶e jej te偶 dok艂adnie to chodzi艂o po g艂owie. Hermiona za to wydawa艂a si臋 raczej zaskoczona.

- A ja my艣la艂am, 偶e chcemy na nich naskar偶y膰… - mrukn臋艂a, wzbudzaj膮c tym ch贸ralny okrzyk dezaprobaty.

- Ale z ciebie Puchonica - podsumowa艂 Ron i ponownie wszyscy wybuchli 艣miechem.

Harry jeszcze raz sprawdzi艂 map臋, 偶eby upewni膰 si臋, 偶e podczas ich przekomarza艅 艢lizgoni nie zmienili pozycji i ca艂膮 czw贸rk膮 ruszyli na drugie pi臋tro. Starali si臋 zachowa膰 cisz臋, co by艂o wyj膮tkowo trudne, bo wszyscy mieli szampa艅skie nastroje i co rusz, kto艣 wybucha艂 艣miechem.

Ginny pr贸bowa艂a skrada膰 si臋 na palcach, przez co robi艂a jeszcze wi臋cej ha艂asu, a Ron prawie dusi艂 si臋 od powstrzymywania chichotu. Tylko Hermiona zdawa艂a si臋 mie膰 nerwy na wodzy i Harry patrz膮c na nich wszystkich nie m贸g艂 si臋 nie u艣miecha膰. Oni byli jego rodzin膮.

Ostatnie metry przebili skradaj膮c si臋 ma艂ymi kroczkami i uciszaj膮c nawzajem. Drzwi do sali by艂y zamkni臋te, ale mo偶na by艂o wyra藕nie us艂ysze膰 g艂osy jaki艣 os贸b. Harry wyci膮gn膮艂 r贸偶d偶k臋 i jego przyjaciele zrobili to samo.

Pierwszy urok rzuci艂a Hermiona. Sprawi艂a, 偶e z nik膮d powia艂 zimy wiatr. Ginny si臋gn臋艂a po tradycj臋 horror贸w i przywo艂a艂a z艂owrogie d藕wi臋ki 艂a艅cuch贸w. Wobec takiego kiczu Harry nie m贸g艂 si臋 nie roze艣mia膰. Kiedy ju偶 mia艂 rzuci膰 swoje zakl臋cie - gasz膮ce wszystkie 藕r贸d艂a 艣wiat艂a dooko艂a - drzwi nagle si臋 otwar艂y, sprawiaj膮c tym samym, 偶e Ron, kt贸ry si臋 o nie do tej pory opiera艂, wpad艂 do 艣rodka pomieszczenia. Potter i jego przyjaci贸艂ki wybuchli 艣miechem, a oszo艂omiony Weasley podni贸s艂 si臋 do siadu i dziwnie zamruga艂.

- M贸wi艂am, 偶e s艂ysz臋 jakie艣 chichoty - oznajmi艂a Pansy Parkinson, wci膮偶 z r臋k膮 na klamce.

Ze 艣rodka pomieszczenia wyszed艂 Malfoy. Mia艂 rozpi臋ty g贸rny guzik koszuli i zmierzwione w艂osy.

Harry przez u艂amek sekundy obawia艂 si臋, 偶e im w czym艣 przeszkodzi艂, ale potem szybko przypomnia艂 sobie, 偶e na mapie widzia艂 przecie偶 te偶 nazwiska innych 艢lizgon贸w. Odetchn膮艂 z ulg膮. Nie to, 偶eby jako艣 go kr臋powa艂o przy艂apanie Malfoya na seksie… nie, w艂a艣ciwe go to kr臋powa艂o. Bardzo.

- Malfoy - warkn膮艂 rado艣nie.

- Potter - burkn膮艂 Malfoy i parskn膮艂 艣miechem, patrz膮c z g贸ry na Rona, wci膮偶 siedz膮cego na ziemi.

Po chwili z pomieszczenia wyszed艂 jeszcze Blaise Zabini i Milicenta Bulstrode. Oni r贸wnie偶 mieli zaczerwienione policzki.

- Co wy Gryflwi膮tka tutaj robicie? - zagadn膮艂 Zabini, a jego g艂os wydawa艂 si臋 troch臋 be艂kotliwy.

Harry jeszcze raz powi贸d艂 wzrokiem po podejrzanie zaczerwienionych twarzach ca艂ej czw贸rki.

- Straszymy was - oznajmi艂a bojowniczo Ginny, a Harry mentalnie uderzy艂 si臋 w czo艂o.

- Fryzur膮? - zapyta艂 niby uprzejmie 艢lizgon, a Weasley贸w prawie rzuci艂a si臋 na niego z pi臋艣ciami. Harry z艂apa艂 j膮 w pasie zanim jednak zd膮偶y艂a zrobi膰 cho膰by krok. W zamian Ron wystawi艂 r臋k臋 i ze swojego miejsca na pod艂odze pstrykn膮艂 Zabiniego w piszczel.

Ch艂opak podskoczy艂 i zakl膮艂 w tym samym czasie, a stoj膮ce obok 艢lizgonki zanios艂y si臋 艣miechem.

Hermiona sta艂a krok za Harry'm, a jej mina m贸wi艂a wyra藕nie, 偶e jest z艂a na siebie, 偶e znale藕li si臋 w takiej sytuacji. Harry postara艂 si臋 pos艂a膰 jej krzywy u艣miech, jednak dziewczyna na niego nie odpowiedzia艂a.

Malfoy nadal sta艂 przy drzwiach, z lekkim u艣miechem b艂膮kaj膮cym si臋 na twarzy. Jego oczy wydawa艂y si臋 zamglone.

- Jeste艣cie pijani? - burkn臋艂a nagle starsza Gryfonka i spojrzenia wszystkich zwr贸ci艂y si臋 w jej kierunku. Z wn臋trza sali wycz艂apa艂 Vincent Crabbe. - To, 偶e w Halloween nauczyciele przymykaj膮 oko na zasady i pozwalaj膮 nam na troch臋 wi臋cej ni偶 zazwyczaj, nie znaczy jeszcze, 偶e w szkole mo偶na pi膰 alkohol. Za co艣 takiego mo偶na zosta膰 wyrzuconym!

- Daj spok贸j, Hermiono! - zaj臋cza艂 Ron, jednocze艣nie podnosz膮c si臋 z pod艂ogi. - Nie r贸b z nas lamer贸w. Poza tym jest Halloween - zaakcentowa艂 ostatnie s艂owo.

Hermiona prychn臋艂a rozdra偶niona i wtedy, ku zdziwieniu wszystkich, odezwa艂 si臋 Malfoy.

- Wejd藕cie, napijcie si臋 z nami - powiedzia艂 i odsun膮艂 si臋 z przej艣cia, robi膮c Gryfonom miejsce.

- Draco! - zakrzykn臋li prawie ch贸rem 艢lizgoni, co Malfoy zby艂 wzruszeniem ramion.

- Jest Halloween, a my i tak jeste艣my ju偶 wystarczaj膮co pijani.

W Harry'ego jako艣 dziwnie uderzy艂o, 偶e znaczy to nie, 偶e s膮 tak pijani, 偶e ju偶 nie musz膮 pi膰, a raczej, 偶e s膮 na tyle pijani, 偶e mog膮 znie艣膰 nawet kilku Gryfon贸w.

- Ja nie mam za… - zacz臋艂a Hermiona, nim jednak zd膮偶y艂a doko艅czy膰 zdanie, Ginny, kt贸ra w mi臋dzyczasie przesta艂a si臋 wyrywa膰 Harry'emu, ju偶 ci膮gn臋艂a j膮 do 艣rodka.

Harry, wzruszaj膮c ramionami, r贸wnie偶 ruszy艂 w g艂膮b klasy. Zadziwiaj膮ce, 偶e je艣li chodzi艂o o alkohol, rodze艅stwu Weasley wy艂膮cza艂a si臋 czujno艣膰, a za艂膮cza艂a tolerancja mi臋dzydomowa…

Ju偶 wewn膮trz pomieszczenia okaza艂o si臋, 偶e w pomieszczeniu jest jeszcze Gregory Goyle, ale to ju偶 Gryfoni wiedzieli z mapy. Sala by艂a przyciemniona, a sto艂y zsuni臋te razem na jej 艣rodku. Doko艂a le偶a艂o kilka poduszek, zapewne przeznaczonych do siedzenia. Na blacie mo偶na by艂o znale藕膰 kilka butelek piwa i czego艣, co Harry sklasyfikowa艂by jako poncz. Wyst贸j przypomina艂 kiczowate horrory z lat osiemdziesi膮tych i gdyby Harry nie wiedzia艂 lepiej, s膮dzi艂by, 偶e 艢lizgoni wzorowali si臋 na jakim艣 mugolskim filmie.

- W艂a艣ciwie mieli艣my ju偶 ko艅czy膰 - odezwa艂 si臋 Malfoy, nagle pojawiaj膮c si臋 zdecydowanie zbyt blisko ucha Harry'ego. Potter a偶 wzdrygn膮艂 si臋 od powietrza, kt贸re omiot艂o jego nagi kark. - Chcieli艣my tylko wypi膰 po drinku i przej艣膰 do g艂贸wnej atrakcji wieczoru.

- A co jest g艂贸wn膮 atrakcj膮, Malfoy? - zapyta艂a Hermiona, wyra藕nie naburmuszona. - Wielka 艢lizgo艅ska orgia?

- Nie - mrukn膮艂 Malfoy, dalej stoj膮c bardzo blisko Harry'ego. Zbyt blisko… - To robimy w Bo偶e Narodzenie.

Harry za艣mia艂 si臋 mimo woli, patrz膮c na min臋 Hermiony. Ginny, mimo i偶 sceptyczna, nala艂a sobie ponczu do pustego kieliszka. Jej brat z kolei chwyci艂 za piwo. Najwidoczniej pewniej si臋 czu艂 pij膮c z wcze艣niej zamkni臋tej butelki.

- We藕 sobie piwo, Potter - burkn膮艂 blondyn i opieraj膮c d艂o艅 o tali臋 Harry'ego, popchn膮艂 go delikatnie w kierunku sto艂贸w z alkoholem.

Harry, id膮c za rad膮 kolegi, wzi膮艂 sobie butelk臋.

- Kurde, dawno nie pi艂em niemieckiego piwa - powiedzia艂 nagle Ron, uwa偶nie przygl膮daj膮c si臋 etykietce. - Jest sto razy lepsze ni偶 nasze…

- Prawda? - o偶ywi艂 si臋 nagle Zabini. Kiedy si臋 u艣miechn膮艂 wygl膮da艂 jak odmieniony. C贸偶, po prawdzie on zawsze by艂 tak skwaszony, 偶e nawet najmniejsza zmiana wyrazu twarzy poprawia艂a jego wygl膮d. - A Draco wiecznie si臋 upiera na to nasze rodzime cholerstwo - za艣mia艂 si臋.

Ron niepewnie odwzajemni艂 u艣miech.

- Ej! - powiedzia艂 nagle rudzielec. - Ale nie my艣lcie, 偶e teraz jeste艣my kumplami czy co艣. Nadal was nie lubi臋 - zaznaczy艂.

Jak na komend臋 wszyscy 艢lizgoni pokiwali g艂owami.

- Jasne, nawzajem.

- Wi臋c, co jest t膮 atrakcj膮 wieczoru? - zapyta艂 Harry, kiedy atmosfera ju偶 si臋 rozlu藕ni艂a, a jedyn膮 niezadowolon膮 osob膮 w pokoju wydawa艂a si臋 by膰 Hermiona.

- Lataj膮cy dywan - powiedzia艂 Malfoy, a jego twarz przybra艂a ten sw贸j „wiosenny wyraz”.

Harry zagapi艂 si臋 na chwil臋 i mrugn膮艂.

Nawet Hermiona wydawa艂a si臋 by膰 zaciekawiona, ale Harry s膮dzi艂, 偶e dziewczyna pr臋dzej zje ca艂膮 „Histori臋 Hogwartu” bez popijania, ni偶 zada pytanie, kt贸re chodzi jej po g艂owie.

- My艣la艂em, 偶e lataj膮ce dywany s膮 zakazane i jedyne egzemplarze monitoruje Ministerstwo - powiedzia艂, maj膮c nadziej臋, 偶e takie pytanie w pe艂ni satysfakcjonuje przyjaci贸艂k臋.

- Bo s膮. Ale ten model zrobili艣my sami i nie ma 偶adnego namiaru - oznajmi艂a nagle milcz膮ca do tej pory Parkinson. Wydawa艂a si臋 by膰 bardzo dumna. - To by艂 m贸j pomys艂 - doda艂a po chwili, prawie promieniej膮c.

- Ale moje wykonanie - doda艂 natychmiast Malfoy.

- Lecia艂am raz na lataj膮cym dywanie - powiedzia艂a Ginny. Tata skonfiskowa艂 jeden jakim艣 mugolom i zanim odda艂 go do Ministerstwa da艂 nam si臋 przelecie膰. Pami臋tasz, Ron?

- Pewnie, by艂o super - podsumowa艂 Weasley, najwidoczniej bardziej zaj臋ty kolejn膮 butelk膮 piwa, ni偶 tym, co si臋 dzia艂o w pokoju.

- Wi臋c… - zacz膮艂 Malfoy i obrzuci艂 sal臋 krytycznym spojrzeniem. - Kto si臋 chce przelecie膰?

Cholera, dlaczego w uszach Harry'ego to zabrzmia艂o zupe艂nie jak „kogo mam przelecie膰?”?!

Odkaszln膮艂 speszony.

- Boisz si臋, Potter? - wymrucza艂 blondyn wprost do ucha Harry'ego, powoduj膮c tym samym g臋si膮 sk贸rk臋 u ch艂opaka.

- W twoich snach, Malfoy - odpowiedzia艂 natychmiast Gryfon. - Gdzie macie ten dywan?

艢lizgoni z bardzo pewnymi minami wskazali na zawini膮tko w rogu sali. Harry rzuci艂 Malfoyowi spojrzenie pe艂ne wyzwania i ju偶 chwil臋 p贸藕niej dywan by艂 lewitowany wprost na korytarz.

Hermiona kategorycznie odm贸wi艂a wej艣cia na „wylinia艂膮 plecionk臋 ob艂o偶on膮 jakimi艣 niepewnymi zakl臋ciami, wraz z band膮 pijanych idiot贸w ”, a Ron by艂 zbyt zaj臋ty swoim alkoholem, 偶eby cho膰by zareagowa膰. Ku zdziwieniu Harry'ego Goyle r贸wnie偶 si臋 nie ruszy艂 z miejsca, jednak kiedy Potter zapyta艂 o to Malfoya, kolega skwitowa艂 to s艂owami „l臋k wysoko艣ci”.

Dla Harry'ego by艂o to bardzo zabawne, 偶e taki du偶y ch艂opak, jak Golyle, kt贸ry przez prawie ca艂e 偶ycie robi艂 za czyjego艣 ochroniarza, m贸g艂 ba膰 si臋 czego艣 tak prozaicznego… poza tym…

- Ej, przecie偶 on gra w waszej dru偶ynie quidditcha!

Malfoy nie odpowiedzia艂, jedynie spojrza艂 dziwnie na Harry'ego i pokiwa艂 g艂ow膮.

Czy to mo偶liwe, 偶e Goyle by艂 do tego stopnia lojalny, 偶e przeciwstawia艂 si臋 swoim najwi臋kszym l臋kom, 偶eby ca艂y czas m贸c chroni膰 przyjaciela?

Harry nigdy nie my艣la艂 zbyt du偶o o „gorylach Malfoya”. W og贸le Gryfoni wychodzili z za艂o偶enia, 偶e jest to jedna osoba w dw贸ch cia艂ach i ma艂o kto ich rozr贸偶nia艂.

Tym bardziej dziwnym by艂o dla Harry'ego odkrycie, 偶e Gregory Goyle mo偶e by膰 czym艣 wi臋cej ni偶 tylko kup膮 mi臋艣ni.

Kiedy wszyscy rozsiedli si臋 na dywanie, okaza艂o si臋, 偶e r贸g, kt贸ry zaj膮艂 Crabbe jest zbyt obci膮偶ony, wi臋c ch艂opak musia艂 zamieni膰 si臋 miejscem z Harrym, kt贸ry siedzia艂 na 艣rodku, przez co Zabini przysun膮艂 si臋 bardziej do Ginny, a od pocz膮tku protestowa艂 jej obecno艣ci w ca艂ej zabawie, wi臋c zamieni艂 si臋 miejscem z Malfoyem i tak Harry wyl膮dowa艂 prawie 偶e wtulony w obojczyk blondyna.

Latanie dywanem by艂o zupe艂nie inne od latania na miotle. Prowadzi膰 musieli wszyscy razem, ca艂膮 powierzchni膮 swoich cia艂. I nie mo偶na by艂o wykona膰 偶adnych gwa艂townych manewr贸w, ale mimo to Malfoy co chwil臋 pr贸bowa艂, wykrzykuj膮c coraz to bardziej szalone komendy.

- Ostro w prawo! Pod tymi schodami! - krzykn膮艂 blondyn i wszyscy przesilili si臋 w prawo, tak, 偶e podbr贸dek Malfoya mocno wbi艂 si臋 w szyj臋 Harry'ego. Ch艂opak przekr臋ci艂 lekko g艂ow臋 i z przera偶eniem odkry艂, 偶e w膮cha w艂osy 艢lizgona. W nag艂ym akcie paniki odchyli艂 si臋 mocno w drug膮 stron臋, zak艂贸caj膮c tym tor lotu dywanu, tak, 偶e prawie zsun膮艂 si臋 z jego brzegu. Ginny pisn臋艂a g艂o艣no, a Harry poczu艂, 偶e ju偶 tylko centymetry dziel膮 go od spadni臋cia z maty. I kiedy ju偶 my艣la艂, 偶e nie uda mu si臋 utrzyma膰, poczu艂 silne d艂onie wci膮gaj膮ce go z powrotem. Spanikowany odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na Crabbe'a, kt贸ry spokojnie przysun膮艂 go jeszcze o kilka centymetr贸w bli偶ej 艣rodka dywanu.

- Bo偶e, dzi臋kuj臋 - wymamrota艂 Harry. Gdyby nie Crabbe jak nic by wylecia艂! A ch艂opak jedynie wzruszy艂 ramionami, zupe艂nie, jakby nic si臋 nie sta艂o!

Tymczasem reszta 艢lizgon贸w i Ginny pr贸bowali walczy膰 o utrzymanie r贸wnowagi dywanu. Harry, pr贸buj膮c wyj艣膰 z szoku, czym pr臋dzej si臋 do nich przy艂膮czy艂.

- Najm艂odszy szukaj膮cy stulecia - prychn膮艂 Malfoy. Harry zauwa偶y艂, 偶e twarz ch艂opaka by艂a jeszcze bledsza ni偶 zazwyczaj. - Pomy艣la艂by kto艣, 偶e potrafisz chocia偶 utrzyma膰 r贸wnowag臋!

- Potter, czy na czas mecz贸w przyklejasz si臋 do miot艂y zakl臋ciem sta艂ego przylepca? - zapyta艂 Zabini zza jego plec贸w i to jakby rozlu藕ni艂o atmosfer臋.

- L膮dujemy? - zapyta艂a zniech臋cona Parkinson. Najwyra藕niej nie by艂a zbytnio zachwycona dodatkowymi pasa偶erami.

- Jeszcze nie - powiedzia艂 nagle Harry i spojrza艂 k膮tem oka na Malfoya.

Na twarzy blondyna pojawi艂 si臋 ma艂y u艣miech.

Harry r贸wnie偶 si臋 u艣miechn膮艂.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
呕ycie sk艂ada si臋 z r贸偶nych kolor贸w
AA 呕ycie bardziej kolorowe 1 15(68)
呕ycie spo艂eczne
Zaawansowane zabiegi ratuj膮ce 偶ycie
Psychologia i 偶ycie Badanie tajemnic psychiki
zycie psych (5)
Ubezpieczenia na 偶ycie
Kolorowanka Letnie igrzyska olimpijskie Gimnastyka artystyczna
Biblia, 偶ycie Chrystusa
jesien kolorowanka1
Nie kaz mi myslec O zyciowym podejsciu do funkcjonalnosci stron internetowych Wydanie II Edycja kolo

wi臋cej podobnych podstron