Wiedziałem, że mnie odnajdziesz.
Z pomocą Emmy — powiedziałem.
Tak, ona jest taka milutka...
Czas jest oszustwem. Dopuściłeś się też oszustwa, żeby mnie tu
zwabić. Zmierzałeś do tego od pierwszego dnia mojego pobytu na wyspie>
prawda?
Zamrugał powiekami.
— Dlaczego akurat teraz?
Bo wszystko się już kończy.
Pam jest na górze, szuka cię, śmiertelnie przestraszona.
Wiem, powiem jej... wkrótce. Jestem chory, prawdopodobnie umiera
jący. Zanik nerwów. Odczuwam bóle karku i pleców, nie mogę się skoncen
trować. Coraz więcej rzeczy zapominam, tracę równowagę... pamiętasz, jak
upadłem w laboratorium?
Może to tylko brak snu.
- Nie, nie mogę zasnąć nawet wtedy, kiedy jestem śpiący. Może to choroba Alzheimera, albo coś bardzo podobnego. Nie chcę się poddawać pozbawiającym człowieka godności badaniom. Pomożecie mi, dopóki jeszcze czas?
Jak?
Chodzi o dokumentację. Musi być sporządzona dla potomnych.
I trzeba pomyśleć, kto o nich zadba, gdy mnie zabraknie. — Przeciągnął
się. — Ty masz praktykę, synu. I charakter — szacunek dla sprawiedliwości.
Sprawiedliwości w pojęciu Disraelego? Prawda w działaniu?
Otóż to. Nie ma prawdy bez działania.
Ach, ci wielcy myśliciele — powiedziałem.
Jego oczy posmutniały, odrzucił głowę do tyłu i wpatrzył się w strop
pieczary.
— Dawno, dawno temu wydawało mi się, że i ja zostanę wielkim
myślicielem — bezwstydna arogancja młodości. Kochałem muzykę, nauki
ścisłe, literaturę, chciałem zostać człowiekiem Odrodzenia. — Roześmiał
się. — A zostałem człowiekiem Średniowiecza. Przeciętnym, niekiedy złym.
Zamyślił się, a potem powrócił do teraźniejszości, oblizał wargi i spojrzał
na mnie.
Zdumiona Robin rozglądała się dokoła.
— Prawda jest względna, Alex. Prawda, która rani niewinnych i przynosi
zło, nie jest żadną prawdą, a wykrętne działanie, wynikające ze współczucia
i miłosierdzia, może być usprawiedliwione. Rozumiesz?
— Czy druga seria prób jądrowych miała miejsce w pobliżu Aruk? l
wiem, że skłamałeś na temat Bikini. Jeżeli tak, w jaki sposób rząd zdołał je
ukryć?
— Nie — powiedzą! Moreland. — Chodzi zupełnie o coś innego.
Wstał i obszedł stół. Spojrzał na pudła pod ścianą.
— Nic, co robisz, nie jest przypadkowe — ciągnąłem. — Opowiedziałeś
248
uji o wybuchu jądrowym i o Samuelu H. nie bez przyczyny. Z jakiegoś powodu podsunąłeś mi jego kartę. „Poczucie, winy może stać się motywem działania". Co chcesz odpokutować, Bili?
Założył ręce za plecy i splótł palce.
Długie ramiona. Jak odnóża pająka.
Byłem na Wyspach Marshalla podczas wybuchu. Może dlatego
umieram. — Spuścił wzrok. — A więc czy skłamałem?
Nie brałeś udziału w wypłacaniu odszkodowań. Wiem o tym.
Rozmawiałem z naocznym świadkiem.
To prawda — powiedział.
- Dlaczego mi o tym mówiłeś? Czy wybuch jądrowy miał być jakąś metaforą...
Tak — powiedział. — Właśnie tak. Wrócił do stołu. Usiadł. Wziął
grejpfruta. — Metafora zastrzyków, synu.
Zastrzyków?
Nigdy się nie dowiemy, czego dokładnie użyto. Pewnie była to jakaś
kombinacja mutagenów, izotopów radioaktywnych, może również toksycznych
wirusów.
Kto robił te zastrzyki?
Pochylił się do przodu, oparł kościstą klatkę piersiową o kant stołu.
— Ja. To ja wbijałem igłę w ich ramiona, kiedy byłem pierwszym
oficerem medycznym w Stanton. Powiedziano mi, że to program badawczy,
dotyczący szczepionek. Poufny, na ochotnikach, i że jako pierwszy oficer
medyczny jestem odpowiedzialny za jego przeprowadzenie. Próbne dawki
żywych i martwych wirusów, bakterii i spirochetów, wyhodowane w Waszyn
gtonie w celach obronnych przeciwko ewentualnej wojnie nuklearnej.
Oficjalnym celem było wyprodukowanie jednej szczepionki przeciwko
wszystkim chorobom zakaźnym. Nazwali ją „rajską igłą". Miała być podawana
jako seria czterech zastrzyków. Dostarczono mi dane doświadczalne. Z pilo
tażowych badań, prowadzonych w innych bazach. Wszystkie fałszywe. —
Chwycił się za kępki siwych włosów ponad uszami. W porównaniu z łagod
nymi ludźmi jego owłosienie było bardzo bujne. — To Hoffman dał mi te
dane. Osobiście przyniósł ampułki i strzykawki oraz listę pacjentów. Siedem
dziesiąt osiem osób — dwadzieścia rodzin, zamieszkałych w bazie. Marynarze,
ich żony i dzieci. Powiedział, że zgodzili się na to za pieniądze i dodatkowe
Przywileje. Bezpieczne badania, ale zaklasyfikowane jako poufne, ze względu
na strategiczne znaczenie. Rosjanie w żadnym wypadku nie mogli się o tym
dowiedzieć. A wojskowi są godni zaufania i posłuszni. Punktualnie stawiali
si« na zastrzyki, zawijali rękawy bez najmniejszej skargi. Dzieci oczywiście
bały się, ale rodzice nie pozwalali im się ruszać i tłumaczyli, że to dla ich
własnego dobra.
Szarpnął się za włosy.
Kiedy to się stało? — zapytałem.
Zimą sześćdziesiątego trzeciego roku. Na pół roku przed moim
249