WYCIECZKA WIEDEŃ - BRATYSŁAWA
Wyjazd:21:37 z Lęborka. TLK , dawniej Tanie Linie Kolejowe, teraz Twoje Linie Kolejowe -Tanie kuszetki.
Jesteśmy do Gdyni sami w przedziale. W Gdyni dosiada małżeństwo z dwójką dzieci, w wieku około 7 i 11 lat.
Do Warszawy dojeżdżamy spóźnieni ponad 20 minut.
Wysiadamy nie na właściwą stronę i musimy obejść do Marszałkowskiej niemalże cały Pałac Kultury i Nauki. Dochodzimy do właściwego punktu - parkingu przy Metro-Centrum. Autokar, pilot i część uczestników wycieczki już czeka.
Mamy miejsca ostatnie, przed tylną ławą.
Ruszamy….
Oglądamy pola stojące w wodzie. Pszenica czarna, żyto leży, trochę lepiej wygląda owies.
Pogoda ładna, ale pojawia się coraz więcej ciemnych chmur. Patrząc na niebo , uzmysławiam sobie, że nie wzięliśmy przygotowanych wcześniej, kurtek przeciwdeszczowych.
Zbieramy dalszych uczestników wycieczki po drodze: 7 osób dosiada w Łodzi i jedna w Częstochowie.
Pilotka opowiada nam o mijanych miastach, począwszy od Warszawy, a właściwie PKiN.
Stalin chciał Polsce zrobić prezent, który upamiętniłby go i dał Bierutowi trzy propozycje: wybuduje osiedle mieszkaniowe,
wybuduje metro w Warszawie,
wzniesienie budowli monumentalnej.
Bierut wybrał to ostatnie…
W piwnicach Pałacu panują koty.
Przejeżdżaliśmy przez Mszczonów.
Odkryto tu kilka lat temu wody termalne i od tej chwili zaczął się szybki rozwój miasteczka.
Ogrzewane tymi wodami są biura i urzędy ,szkoły i mieszkania. Powstają kompleksy basenów krytych i otwartych, sauny i jacuzzi…http://termy-mszczonow.eu/index.php?p=film&l=pl
. Zaczyna rozbudowywać się baza noclegowa.
Pilotka twierdzi, że miejsce to może śmiało konkurować z Wyspą Tropikalną koło Berlina., jest z pewnością na europejskim poziomie, a nawet na światowym.
W Rawie Mazowieckiej opowiada legendę o władcy i jego żonie, którą podejrzewał o zdradę i kazał stracić po urodzeniu syna. Chłopca odesłał za granice. Gdy wrócił po 20 latach, okazało się, że jest bardzo podobny do władcy. Ten z rozpaczy, że stracił niesłusznie żonę i jej rzekomego kochanka, rzucił się z wieży, w której więził żonę do rozwiązania.
Do tej pory widać w ruinach zamku białą damę, Potem opowiadała pilotka sporo o historii Łodzi, Częstochowy, Będzina, w którym zjedliśmy obiad w Szafranowym Dworze, Katowic i Cieszyna, gdzie przekraczaliśmy granicę państwa.
Szybko przejechaliśmy Czechy. Dowiedzieliśmy się sporo o mijanym Ołomuńcu i Brnie.
Podziwialiśmy całe pola zastawione bateriami słonecznymi. Zboże w Czechach jest w podobnej kondycji, jak nasze.
W Mikoszowie przekroczyliśmy następną granicę: Czechy- Austria.
Na terenie Austrii górowały wiatraki. Jest ich tu niesamowicie dużo. Co mijana wioska, to wzgórze usiane wiatrakami w liczbie …dzieści…
Przyjeżdżamy do malutkiej miejscowości Orth an Donau. Autokar staje przed hotelikiem
Danubius…Wita nas właściciel, Marokańczyk Mourice. Stara się mówić po polsku. Dostajemy klucz do pokoju nr2.
Pokój jest wyposażony w dwa tapczaniki, dwa stoliki nocne, biurko sporych rozmiarów, stolik, dwa krzesła, amerykanka i duża szafa z połówką drzwi,
przesuwanych albo na półki, albo na część z wieszakami do ubrań.
O 21-szej czeka na nas kolacja: szwedzki stół, zastawiony rosołem z makaronem, kilkoma rodzajami sałatek, ziemniakami i sznyclami wiedeńskimi wielkości talerza śniadaniowego.
Stało też urządzenie z wrzącą wodą oraz kawa rozpuszczalna i herbata.
Na stołach stoją róże w wazonikach i zapalone świeczki. Leżą sztućce i zimne napoje: soki, napoje gazowane, woda mineralna i wina białe i czerwone.
Po kolacji, prysznic
i do łóżka! Wreszcie!
Drugi dzień.
Śniadanie od 7-ej i też szwedzki stół.
Bułeczki i smaczniejszy od bułek, ciemny chleb. Pojemniczki z dżemem i miodem, masełko porcjowane,4 rodzaje wędlin, oraz żółty ser, pomidory i arbuz pokrojony w plastry. W wielkich, chyba termosach z kranikami: kawa, herbata, mleko, na drugim stoliku różnorodne soki owocowe.
O 8-ej ruszamy do Wiednia.
Najpierw po przejechaniu podwójnego Dunaju z kanałami objeżdżamy miasto, podziwiając z daleka wielką zabudowę miasteczka ONZ,
karuzele Prateru
i inne, co bardziej wystające wieże,
na przykład: katedry św. Szczepana.
Jedziemy nad Dunajem. Wsiada przewodniczka na Wiedeń.
Dom Hundertwassera
Każdy kolor oznacza granicę mieszkania. Ostatnio, mieszkania te są bardzo modne a co za tym idzie w cenie.
Pól godziny czasu wolnego.
Krypty cesarskie
W podziemiach zakaz fotografowania. Sarkofagi są obstawione wieńcami z zeszłotygodniowego pogrzebu ostatniego potomka Habsburgów Ottona. Świeże kwiaty są przy sarkofagach Marii Teresy i Sisi.
Opera
Z przyjemnością wysłuchaliśmy historii powstawania opery. Obejrzeliśmy, co się tylko dało. Posiedzieliśmy w krzesłach, po 169 euro.
Przeszliśmy na kawę po wiedeńsku i tort u Rosenberga. Pyszny!
Po kawie dwie godziny czasu wolnego. Obchodzimy plac Karola i okoliczne ulice, podziwiając architekturę.
Z daleka widać niebieski komin spalarni
W parku słuchamy znanych melodii, wygrywanych przez akordeonistę. Towarzyszy mu, chyba student z marakasami.
Nadchodzą czarne chmury, a za chwilę potworna ulewa. Mamy ze sobą tylko mały parasol, który mało chroni przed ścianą deszczu.
Kawiarnie się zapełniły momentalnie. Chowamy się pod daszkami domów, w wejściach do sklepów i galerii, w przejściach podziemnych, na stacjach metra. Zmieniamy miejsca, gdy wydaje się nam, że mniej pada. Mamy coraz mniej czasu. O 16-tej mamy się spotkać przed katedrą św.Szczepana. Wielka wieża katedry zginęła nam z oczu a z powodu kręcenia się w kółko, nie jestem pewna, z której strony jej szukać. Pytam po niemiecku dziewczynę, stojącą obok mnie pod daszkiem. Ta w jakimś, zupełnie nieznanym mi języku, prosi o pomoc, chyba ich przewodniczkę, która z kolei pokazuje mi kartkę z wyszczególnionymi przystankami metra, które mamy mijać jadąc jakąś „U”. Wytłumaczyłam, że chcę dojść pieszo i potrzebny mi tylko kierunek.
Z bramy naprzeciwko wyskakują młodzi mężczyźni, najpierw bez butów, potem bez koszul, wreszcie bez spodni…i szaleją w strugach deszczu.
Wreszcie ulewa przechodzi w spokojny słaby deszczyk, możemy iść dalej.
Znajduje się też wieża katedry, tam gdzie spodziewałam się ją ujrzeć.
Docieramy do niej przed umówionym czasem, więc jeszcze jedna kawa w jednej z wielu kafejek tu się znajdujących.
Katedra św. Szczepana
Słuchamy historii zbudowania katedry, jej zniszczenia w czasie wojny. Podziwiamy zachowane bez zniszczeń witraże za ołtarzem głównym i wszystkie dzieła sztuki tu znajdujące się.
Spacerujemy z przewodniczką po starówce. Podziwiamy odbicie katedry w postawionym naprzeciwko szklanym domu
Widzimy dom Mozarta, gmach Parlamentu….
Zwiedzamy część pałacu Hollburg, między innymi bardzo bogaty skarbiec. Koników z Hiszpańskiej Szkoły Jazdy nie widzieliśmy, są na urlopie, na wsi.
To pozostałości starych murów obronnych.
Mijamy największy dom aukcyjny we Wiedniu DOROTHEUM.
I dalsze zwiedzanie starówki i jej obiektów.\
Wracając do autokaru wąziutkimi uliczkami, przechodzimy koło kawiarni, w której grał na pianinie Augustyn….twórca popularnej piosenki „Meine Liebe Augustyn”
Odjazd do Orth an der Donau.
Podziwiamy olbrzymie pola kwitnących słoneczników i szparagów. Na pozostałych, już pustych polach po żniwach widać systemy nawadniające.
Sobota, 23 lipca 2011
Śniadanie o godzinie 8-ej, wyjazd o 9-tej.
Przed śniadaniem idziemy na spacer po Orth an der Donau. Kościółek, ładny zewnątrz, niestety zamknięty. Obok zamek, też o tej porze zamknięty
. Niedaleko płynie Dunaj, ale tam już nie mamy czasu dojść. Nasza miejscowość leży na terenie parku narodowego.
To kamień wyłowiony z Dunaju.
Śniadanie, takie jak wczoraj, dochodzi melon, zamiast arbuza.
Szukam parasolki - nie ma. Musieliśmy ją gdzieś zostawić. Może w autokarze?
Wyjazd do Wiednia.
Objeżdżamy tak zwane, miasteczko ONZ. Ciekawe wieżowce w kształcie litery „Y”.
Podjeżdżamy pod wieżę telewizyjną
. Podziwiamy ogrody kwiatowe umiejscowione pod nią.
Jeszcze raz zwiedzamy z okien autokaru piękny Wiedeń.
Jedziemy na Kahlenberg. Piękny kościółek, z kaplicami Sobieskiego i papieża Jana Pawła.
Białe bławatki, fotka specjalnie dla Doroty.
Oglądamy panoramę Wiednia. Szkoda, że pogoda temu nie sprzyja i widok jest zamglony.
Mamy chwilę pół godziny wolnego czasu. Po przeczytaniu wszystkich wiadomości, umieszczonych na tablicach pamiątkowych, idziemy za informacją „Chata przy drodze”
(moje wolne tłumaczenie) - 8 minut. Okazuje się, że schodzimy, prawie do podnóża wzgórza, a chata jest się restauracją.
Wspinamy się z powrotem pod górę u to szybko, bo autokar nie będzie czekał.
Jeszcze raz widzimy słynną spalarnię, tym razem z bliska.
Przez Plac Karola i inne znane nam już miejsca jedziemy do Schelbrunna.
Mamy dwie godziny na zwiedzanie ogrodów.
Wchodzimy na wzgórze do Georginy.
W międzyczasie zaczyna opadać. Na szczęście nie trwa to długo i deszcz nie jest obfity.
Schodzimy w dół, oglądamy i podziwiamy ogrody: japoński i różany, ptaszarnie, przyzwyczajone do ludzi ptaszki i wiewiórki.
Widzimy, jak wrona biega za wiewiórką. Ta w końcu ucieka na drzewo, wrona za nią. Musiała wiewiórka jej pewnie przyłożyć, bo wrona odleciała kawałek, ale spod drzewa zerkała na górę, …a wiewiórka już była daleko.
Przysiedliśmy na ławce i szybko na tej samej ławce przysiadła sikorka. Rzuciłam jej okruchy ciastek, po chwili już były dwie, potem trzy i jeszcze jakiś nieznany mi ptaszek. Na koniec przyleciała wrona. Obok kręciły się wiewiórki.
Weszliśmy do pałacu. Tu nie można robić zdjęć. Przepych, bogactwo i dużo historii.
Zwiedziliśmy ponad 40 komnat cesarskich.
Odjazd do Belwederu.
Po drodze podziwiamy gmachy arsenału.
Potem już tylko ogrody Belwederu
i odjazd na kolację, tym razem jeszcze bardziej wystawną: zupa-krem jarzynowa, jeszcze więcej sałatek, kotlety pieczone, ryby… i szarlotka w cieście francuskim. Jak zawsze wszystkie możliwe napoje chłodzące, oraz wino i piwo dla chętnych.
Niedziela
Planowany wyjazd do Bratysławy na godzinę 8:45 przesuwa się. Jeden z panów miał kłopoty z sercem. Wezwano pogotowie.
Wykorzystując czas, obeszliśmy całą posesję i uliczki dookoła.
.
Pilot wycieczki, wraz z żoną starszego pana jadą do szpitala.
My pod opieką kierowców ruszamy do Bratysławy, gdzie czeka na nas młody przewodnik.
Jeszcze raz podziwiamy kwitnące wszędzie hibiskusy.
Zachwycają wielkie pola mieczyków do samodzielnego ścinania - pudełko na pieniądze stoi obok informacji. Ciekawe, jak długo stałoby takie pudełko i takie kwiaty, u nas w Polsce?
Wraz z przekroczeniem granicy Austrii, kończy się krajobraz z wiatrakami.
Słowacy mają elektrownię atomową i jak twierdzi przewodnik, śmieją się z Austriaków….ale trochę jakby mniej po katastrofie w Japonii.
.
Nad Bratysławą góruje odrestaurowany zamek.
Oba brzegi Dunaju łączą cztery mosty.
Najnowszy, zwany UFO, miał kiedyś obrotową kawiarnię, obecnie znajduje się tam nocny klub.
Z daleka widać wieżę telewizyjną.
Podobno zamek został wysadzony w powietrze i spalony, za czasów wojen napoleońskich. Zrobili to jednak nie wrogowie, ale słowaccy pijani żołnierze, którzy przypadkiem wysadzili arsenał zamkowy, wraz z sobą i zamkiem.
Zwiedzamy otoczenie zamku.
i schodzimy na starówkę.
Tu dołącza do nas pilotka wraz z żoną pana, pozostawionego w szpitalu.
Jedyny pozostały z całej dzielnicy, dom żydowski.
Ambasada austriacka
Mężczyzna w czasie przemarszu koronacyjnego, siedział na sedesie i też chciał obejrzeć orszak, stąd ta poza.
Tablice poświęcone holokaustowi.
Traktem koronacyjnym, dochodzimy do rynku.
Popiersie Lista
Bratysława jest pełna metalowych człowieczków.
Dziewczyna reklamuje tajski masaż.
Narodowy teatr.
W czasie wolnym obchodzimy czarujące uliczki, wracamy na zbiórkę na rynek, a stąd całą grupą na przystań do autokaru.
Jedziemy na obiad i degustację win do Świętej Jury.
Autokar wraca do austriackiego szpitala po naszego uczestnika wycieczki, który ma być odebrany o godzinie 16-tej.
Mamy więc również czas na zwiedzanie miejscowości.
Obiad i degustacja odbywa się w piwniczce, pełnej malowanej porcelany. Okazuje się, że tę porcelanę maluje właścicielka winiarni, prowadząca również degustację.
Na ścianach wisz ą certyfikaty i dyplomy.
Po bardzo pysznym obiedzie, następuje degustacja. Na początek słowacka groszkówka, potem cztery rodzaje win: dwa białe, wytrawne i półwytrawne, oraz dwa czerwone: deserowe i półsłodkie.
Na koniec poczęstunek porzeczkowym winem domowym.
Przy okazji sporo wiadomości o wyrobie win.
W piwniczce można kupić 16 gatunków win, a także malowaną porcelanę i inne pamiątki ze Słowacji.
Po powrocie autokaru z naszym chorym, czującym się już całkiem dobrze, wracamy przez Czechy do Polski, podziwiając mijane widoki. Góry i umieszczone na nich zamki, lub ich ruiny, robią wrażenie.
My wysiadamy w Łodzi. Stąd mamy bilety do Lęborka.
Wysiadamy na skrzyżowaniu Alej Marszałka Piłsudskiego i Śmigłego Rydza.
Według kierowców odległość od dworca Łódź Kaliska wynosi 2 km.
Mamy więc bardzo dużo czasu, co to dla nas 2 km. Jest godzina 00:5, a pociąg mamy o 1:13 Idziemy, idziemy, idziemy a dworca nie widać. Od czasu do czasu spotykamy spóźnionych przechodniów. Pytamy dla pewności, czy dworzec przed nami? Tak. Minęło już ponad pół godziny a dworca nie widać.
Skończyły się informacje na temat Łodzi Kaliskiej, wchodzimy na wyludniony teren. Obawiamy się, że powinniśmy skręcić wraz z główną aleją w lewo. Wracamy.
Jedzie rowerzysta - pytamy. Wcześniej szliśmy dobrze. Wracamy. Czas ucieka.
Jest już 1:13 - pociąg odjechał? A może nie?
Docieramy o 1:25…..okazuje się, że pociąg relacji Kraków- Kołobrzeg jest spóźniony o 25 minut. Opóźnienie pociągu wzrasta do 50 minut.
Pierwszy raz w życiu cieszymy się z opóźnienia pociągu. Szkoda, że tak dużo.
Nadjeżdża - zapchany do niemożliwości, jak za dawnych czasów. Mamy 10 godzin stać na korytarzu? Przechodzimy do klasy I. Konduktor nie chce od nas i wszystkich, którzy przeszli z II klasy dopłaty. Ciekawe, czy odruch ludzki, czy też obawa przed egzekwowaniem przepisów, które weszły w życie 1-go lipca, odnośnie spóźniających się pociągów?
Wygodnie siedząc dojeżdżamy do Lęborka z półgodzinnym opóźnieniem.
Wycieczka super!