Rozmowy Barowe
No dobra, zr贸bmy to szybko zanim si臋 rozmy艣l臋. Jestem przera偶ona!
Pomys艂 chodzi艂 za mn膮 艂adne par臋 tygodni zanim siegn臋艂am po "pi贸ro" i z pewn膮 nie艣mia艂o艣ci膮 zacz臋艂am przelewa膰 na papier.
Jest to m贸j debiut w czym艣 d艂u偶szym ni偶 miniaturka i t艂umaczenia. Czy przypadnie Wam do gustu? Zobaczymy. Tak czy inaczej mam zamiar go sko艅czy膰.
Fik dedykowany Feniksowej i Ing. Tej pierwszej za wiar臋 we mnie, drugiej za betowanie i dyskusje.
Ing, Twoje s艂owa: "B艂agam nie spieprz tego" mnie motywuj膮 i przypominaj膮 o odpowiedzialno艣ci za jako艣膰 tekstu. Dzi臋kuj臋!
Ko艅cz臋 zanim przedmowa b臋dzie d艂u偶sza ni偶 pierwszy rozdzia艂.
Rozdzia艂 pierwszy.
Wpatrywa艂 si臋 w bursztynowy p艂yn w szklance. Jeszcze ze dwie takie porcje i osi膮gnie b艂ogos艂awiony stan zoboj臋tnienia. Rzadko u偶ywa艂 alkoholu jako 艣rodka znieczulaj膮cego, ale dzi艣 mia艂 ochot臋 si臋 napi膰. Wszed艂 do pierwszej lepszej knajpy, zam贸wi艂 whisky i usiad艂 w najciemniejszym k膮cie sali. Pogr膮偶ony w my艣lach, od czasu do czasu podnosi艂 wzrok i obrzuca艂 nielicznych go艣ci ponurym spojrzeniem.
呕ycie cuchnie, nie pami臋ta艂 gdzie to s艂ysza艂, ale trafnie oddawa艂o sytuacj臋, w kt贸rej si臋 znalaz艂. Jego 偶ycie cuchn臋艂o na kilometr. Od ostatniego starcia ukrywa艂 si臋 w mugolskim 艣wiecie. Jak nisko upad艂em. Przekl臋ty Dumbledore i ten genialny plan. Tym rozmy艣laniom towarzyszy艂 szmer przyciszonych rozm贸w i s膮cz膮ca si臋 z g艂o艣nik贸w cicha muzyka. Nie przeszkadza艂o mu to.
Wzrokiem bez wyrazu przygl膮da艂 si臋 kobiecie, kt贸ra w艂a艣nie wesz艂a. Ruchy jakby znajome. Kiedy zamawia艂a drinka, us艂ysza艂 jej g艂os… G艂os z przesz艂o艣ci - denerwuj膮cy, natr臋tny. Granger. Ze wszystkich miejsc na ziemi musia艂a trafi膰 w艂a艣nie tutaj. Diabli nadali, zarejestrowa艂a trze藕wa cz臋艣膰 jego umys艂u.
Wsun膮艂 si臋 g艂臋biej w k膮t swojego boksu. Nie chcia艂, aby go zauwa偶y艂a. Dostrzeg艂, 偶e wybra艂a jakiego艣 idiotycznego kobiecego drinka. Odpr臋偶y艂 si臋 lekko, kiedy omiot艂a sal臋 spojrzeniem i skierowa艂a do stolika. Po chwili znowu zesztywnia艂. Wybra艂a najbli偶szy wolny stolik i wbi艂a w niego wzrok. Niech to szlag!
Zerka艂 na ni膮 ukradkiem, zastanawiaj膮c si臋, co u diab艂a robi艂a w mugolskim Londynie w podrz臋dnej knajpie. Najbystrzejszy umys艂 Hogwartu. To, 偶e jej nie znosi艂 nie przeszkadza艂o mu docenia膰 jej inteligencji. Przymru偶onymi oczami patrzy艂 jak wstaje i kieruje si臋 w jego stron臋. Psiakrew, trzeba si臋 jej pozby膰.
***
Hermiona wraca艂a z pracy. By艂a rozgoryczona. Ten stan utrzymywa艂 si臋 ju偶 od prawie roku. Dok艂adnie od zako艅czenia wojny z Voldemortem. I na dodatek zaczyna pada膰. Jak pech, to pech, pomy艣la艂a zrezygnowana. Wesz艂a do najbli偶szej knajpy i zdecydowa艂a si臋 napi膰 czego艣 mocniejszego. Posiedzi, przeczeka deszcz i pomy艣li. Chwila refleksji dobrze jej zrobi.
Rozejrza艂a si臋 w poszukiwaniu wolnego stolika. Na u艂amek sekundy zatrzyma艂a wzrok na wtapiaj膮cym si臋 w panuj膮cy w pomieszczeniu p贸艂mrok m臋偶czy藕nie. Zajmowa艂 boks w najciemniejszym k膮cie sali i przygl膮da艂 si臋 jej. Ta sylwetka wygl膮da艂a znajomo. Odebra艂a od barmana zam贸wionego drinka i skierowa艂a si臋 do stolika, z kt贸rego mia艂a najlepszy widok na ciemn膮 posta膰.
Powoli popija艂a swoj膮 margerit臋 i usi艂owa艂a przypisa膰 sylwetk臋 do twarzy. Gesty, ten ruch g艂ow膮, profil! Snape. Nie, to nie mo偶liwe. On nie 偶yje. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Ale… nigdy nie znaleziono cia艂a, tylko po艂aman膮 r贸偶d偶k臋 i zakrwawione szaty. Ukrywa si臋. Dlaczego? Przecie偶… Przed oczyma stan臋艂a jej jedna scena.
***
- To pismo Severusa - m贸wi艂a do niej i do Remusa profesor McGonnagall. Trzyma艂a w r臋ku kr贸tk膮 notk臋 informuj膮c膮 o najbli偶szych planach Voldemorta. Chwil臋 wcze艣niej poprosi艂a ich, by po zebraniu Zakonu pozostali d艂u偶ej. Chcia艂a im co艣 pokaza膰. Wojna z Tym - Kt贸rego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawia膰 trwa艂a ju偶 dwa lata i w艂a艣nie wchodzi艂a w decyduj膮c膮 faz臋, kiedy sowy zacz臋艂y przynosi膰 Minerwie anonimowe listy, zawieraj膮ce informacje o planowanych akcjach Voldemorta.
Wyja艣ni艂a, 偶e z pocz膮tku nie bra艂a ich powa偶nie. Ju偶 nie ufa艂a Snape'owi. Podejrzewa艂a podst臋p, ale dotychczas wszystko si臋 zgadza艂o. Wybra艂a wi臋c dwie osoby, kt贸re, jak wiedzia艂a, by艂y w stanie zaakceptowa膰 prawd臋. Ta wiadomo艣膰 wstrz膮sn臋艂a nimi. Przecie偶 Harry opowiedzia艂 im ze szczeg贸艂ami, co zdarzy艂o si臋 tamtej nocy, kiedy zgin膮艂 Dumbledore. Tak jak wszyscy, uwa偶ali, 偶e Snape to zdrajca.
Tego wieczoru d艂ugo debatowali, czy ujawnia膰 藕r贸d艂o informacji. Hermiona by艂a temu przeciwna. Uwa偶a艂a, 偶e bezpieczniej b臋dzie zachowa膰 to偶samo艣膰 informatora w tajemnicy. By艂y mistrz eliksir贸w w艣r贸d cz艂onk贸w zakonu by艂 r贸wnie znienawidzon膮 osob膮 jak Voldemort - gorzej - my艣leli, 偶e jest zdrajc膮.
Notki przychodzi艂y regularnie do ko艅ca wojny i to mi臋dzy innymi dzi臋ki nim zdo艂ali pokona膰 Voldemorta. Zawsze wyprzedzali go o krok. A potem okaza艂o si臋, 偶e Snape zgin膮艂…
***
Nie, nie zgin膮艂, otrz膮sn臋艂a si臋 ze wspomnie艅, chyba, 偶e po dw贸ch drinkach mam halucynacje.
Ponownie utkwi艂a oczy w czarnow艂osym m臋偶czy藕nie. Zastanawia艂a si臋, czy do niego nie podej艣膰, ale nie wiedzia艂a jak on zareaguje. Z pewno艣ci膮 mnie rozpozna艂. Zacz臋艂y poci膰 si臋 jej d艂onie, a przecie偶 nigdy nie by艂a tch贸rzem. Jeszcze chwil臋 siedzia艂a nieruchomo, po czym zabra艂a swoj膮 szklank臋 i podesz艂a do boksu, w kt贸rym siedzia艂 Snape.
- Profesorze?
- Odejd藕, Granger.
Postawi艂a drinka na stole i usiad艂a naprzeciw by艂ego nauczyciela.
- Nie boisz si臋, Granger? - us艂ysza艂a zachrypni臋ty od alkoholu i nadmiernej ilo艣ci papieros贸w g艂os. Pomin臋艂a to milczeniem i tylko obrzuci艂a Snape'a ironicznym spojrzeniem. Prychn膮艂 zniecierpliwiony - Jestem morderc膮, 艣mierciojadem, zapomnia艂a艣? - uni贸s艂 szklank臋 w ge艣cie toastu - Twoje zdrowie, szlamo!
Zabola艂o, szczeg贸lnie, 偶e pad艂o z ust szanowanego niegdy艣 profesora - Nie zmieni艂 si臋 pan - skomentowa艂a. By艂a pewna, ze chcia艂 si臋 jej pozby膰. - My艣leli艣my, 偶e pan nie 偶yje.
Wykrzywi艂 si臋 szyderczo - Ja nie 偶yj臋, Granger. Dotar艂o? Chyba, 偶e gryfo艅ska Wiem -To- Wszystko wie lepiej - zasycza艂.
S艂ysz膮c te s艂owa, dziewczyna zamilk艂a. Kolejnego drinka wypili w kompletnym milczeniu. Cisz臋 mi臋dzy nimi przerywa艂 tylko szcz臋k zapalniczki, kiedy przypala艂 jednego papierosa za drugim.
Snape przypatrywa艂 si臋 dziewczynie poprzez siwy dym. R贸wnie偶 na niej wojna odcisn臋艂a swoje pi臋tno. Zewn臋trznie w og贸le si臋 nie zmieni艂a, ale twarz mia艂a t臋 prawie niezauwa偶aln膮 dojrza艂o艣膰, kt贸r膮 maj膮 tylko osoby znaj膮ce smak ludzkich tragedii. W oczach czai艂 si臋 cie艅, charakterystyczny dla tych, co za du偶o widzieli i prze偶yli. Jeszcze nie nauczy艂a si臋 tego ukrywa膰.
- Mugolski Londyn, Granger? A co ze wspania艂ym czarodziejskim 艣wiatem? - zdecydowa艂 si臋 przerwa膰 t臋 wygodn膮 cisz臋.
Nie wyczu艂a w jego g艂osie zainteresowania, tylko oboj臋tno艣膰. Ciekawe ile zd膮偶y艂 ju偶 wypi膰, zastanowi艂a si臋. Wzruszy艂a ramionami - Z wielu powod贸w, profesorze - nie mia艂a ochoty rozmawia膰 z nim akurat na ten temat - A pan? - w chwili wypowiadania tych s艂贸w, wiedzia艂a, 偶e to najg艂upsze z mo偶liwych pyta艅. Przygotowa艂a si臋 na zjadliwy komentarz.
Snape obrzuci艂 j膮 tylko pustym spojrzeniem - Z wielu powod贸w, Granger.
Znowu zapad艂a cisza. Rozmowa najwyra藕niej im nie wychodzi艂a. Wygl膮da艂o na to, 偶e dobrze im si臋 razem milczy. Pogr膮偶eni, ka偶de w swoich my艣lach, powoli popijali swoje drinki.
Po jakiej艣 godzinie, Snape stwierdzi艂, 偶e ma ju偶 do艣膰. Jest wystarczaj膮co zalany by zasn膮膰 bez problemu, a jednocze艣nie na tyle trze藕wy, aby dotrze膰 do mieszkania. Podnie艣li si臋 r贸wnocze艣nie. Widocznie ona te偶 ma ju偶 do艣膰.
- Panie przodem - przesadnie szyderczym gestem przepu艣ci艂 j膮 przed sob膮. Nie zwr贸ci艂a na niego uwagi i po prostu podesz艂a do baru. Zap艂aci艂a za swoje koktajle i nie ogl膮daj膮c si臋 na niego wysz艂a na zewn膮trz. Zd膮偶y艂a zrobi膰 trzy kroki, kiedy poczu艂a na ramieniu ci臋偶k膮 d艂o艅.
- Tylko pami臋taj, Granger, nie widzia艂a艣 mnie. Umar艂em, zrozumia艂a艣? - owion膮艂 j膮 oddech o zapachu whisky.
Wzruszy艂a ramionami i tylko kiwn臋艂a g艂ow膮, po czym szybkim krokiem ruszy艂a w stron臋 swojego mieszkania. Obr贸ci艂a si臋 tylko raz. Nadal sta艂 przed pubem i patrzy艂 jak odchodzi.
Wtopiona w noc sylwetka szpiega.
Rozdzia艂 drugi.
Ca艂y nast臋pny tydzie艅 Hermiona zastanawia艂a si臋, czy tamten wiecz贸r nie by艂 snem. Wydawa艂 si臋 taki nierealny. Przypadkowe spotkanie z umar艂ym przy drinku. Rozmy艣laj膮c nad tym, ani przez chwil臋 nie pomy艣la艂a, aby komu艣 opowiedzie膰 o tej dziwnej rozmowie - nie rozmowie. Pod tym wzgl臋dem doskonale rozumia艂a by艂ego mistrza eliksir贸w.
Sama coraz bardziej oddala艂a si臋 od angielskiego czarodziejskiego 艣wiata. Powojenna rzeczywisto艣膰 j膮 rozczarowa艂a. Voldemort zgin膮艂 z r臋ki Harry'ego, ale nic ponadto si臋 nie zmieni艂o. Pozosta艂y stare uk艂ady, wa艣nie, kumoterstwo i pot臋ga galeon贸w. Dla co poniekt贸rych nadal pozostanie nic nie wart膮 szlam膮. A mo偶e oczekiwa艂a zbyt wiele? Teraz mieszka艂a w mugolskim Londynie, studiowa艂a transmutacj臋 oraz eliksiry poprzez sowi膮 poczt臋 i stara艂a si臋 u艂o偶y膰 sobie 偶ycie na nowo. Zastanawia艂a si臋 nad wyjazdem z kraju.
Utrzymywa艂a jeszcze tylko sporadyczne kontakty z Remusem i Minerw膮. Z艂ota Tr贸jca odesz艂a w niebyt. Wzajemny widok sprawia艂 im b贸l. Przypomina艂 o ka偶dej niepotrzebnej 艣mierci. Szczeg贸lnie Harry'emu. Ginny zgin臋艂a, broni膮c Hermiony. Dziewczyna wiedzia艂a, 偶e przyjaciel tak naprawd臋 nigdy jej tego nie wybaczy艂. Jeden g艂upi b艂膮d i jedno 偶ycie mniej. Podejrzewa艂a, 偶e wyro艣li ju偶 z wiary w idealn膮 przyja藕艅. Rzeczywisto艣膰 okaza艂a si臋 zbyt brutalna. To bola艂o. Wo艂a艂a leczy膰 swoje rany w samotno艣ci. Skupi艂a si臋 na nauce.
By艂a 艣wiadoma tego, 偶e wojna bardzo j膮 zmieni艂a. Kiedy艣 mia艂a ksi膮偶ki i przyjaci贸艂, sw贸j ma艂y zamkni臋ty 艣wiat, teraz pozosta艂y jej tylko ksi膮偶ki. 艢wiat zamieni艂 si臋 w mikrokosmos. Nigdy 艂atwo nie nawi膮zywa艂a przyja藕ni, a wojna jeszcze bardziej j膮 do tego zniech臋ci艂a. To by艂o zbyt ryzykowne. Jednego dnia mia艂o si臋 przyjaciela, drugiego uczestniczy艂o w jego pogrzebie. Zbyt du偶o widzia艂a takich sytuacji.
Do dzi艣 pami臋ta pogrzeb Ginny i wyrzut w oczach Harry'ego. Skierowany w jej stron臋. To jej wina, 偶e przyjaci贸艂ka zgin臋艂a. Gdyby by艂a bardziej uwa偶na. Gdyby…
Nigdy nie by艂a wylewn膮 osob膮, a po tym jeszcze bardziej zamkn臋艂a si臋 w sobie.
Ron… nie mog艂a nazwa膰 go najwi臋ksz膮 pomy艂k膮 偶ycia, bo ni膮 nie by艂. Sp臋dzili ze sob膮 wiele przyjemnych chwil zanim to wszystko si臋 posypa艂o. Ron zawsze by艂 Ronem. Ciep艂ym, nieporadnym na poz贸r, wiernym przyjacielem. U niego zawsze to, co w sercu, to na j臋zyku. Tak emocjonalny jak ona ch艂odna. Dop贸ki byli nastolatkami nie zwracali na to uwagi. Dopiero p贸藕niej Ronowi zacz膮艂 przeszkadza膰 jej dystans.
W miar臋 jak wkraczali w wiek doros艂y, coraz mniej j膮 rozumia艂. W ko艅cu dotar艂o do niej, 偶e 偶yj膮 w dw贸ch r贸偶nych wszech艣wiatach. Jej by艂 wyciszony, pe艂en skupienia i ostro偶no艣ci, jego barwny, 偶ywio艂owy, nawet po wojnie. W ten spos贸b radzi艂 sobie z b贸lem, Hermiona tak nie potrafi艂a. Rozstali si臋 w艣r贸d wzajemnych wyrzut贸w. Dla nich pod tym wzgl臋dem nie by艂o kompromis贸w. Od tego czasu z nikim si臋 nie zwi膮za艂a, uwa偶a艂a, 偶e jest zbyt zimna i nie ma nic do zaoferowania. Jakby jej pozytywne emocje zosta艂y wyparte przez gorycz.
D艂ugo trwa艂o, zanim wr贸cili do w miar臋 normalnych rozm贸w. Jednak to ju偶 nie by艂o to samo. Ca艂a tr贸jka sta艂a si臋 bardzo ostro偶na we wzajemnych kontaktach. Za wiele ich 艂膮czy艂o i to, paradoksalnie, sprawia艂o, 偶e oddalali si臋 od siebie. Mi臋dzy nimi by艂o zbyt du偶o b贸lu i tragedii. Nie byli ju偶 beztroskimi dzie膰mi. Zreszt膮, nigdy nimi nie byli, ale wcze艣niej mieli to z艂udne poczucie wzgl臋dnego bezpiecze艅stwa i ca艂e pok艂ady zaufania.
Wtedy chyba tylko do Harry'ego dociera艂o w pe艂ni, 偶e to wszystko by艂o jak domek z kart. Dmuchniesz i si臋 rozsypie.
艢wiadomie odizolowa艂a si臋 od wszystkich. Angielski czarodziejski 艣wiat nie mia艂 jej ju偶 nic do zaoferowania. Kiedy opad艂y powojenne emocje na wierzch wyp艂yn臋艂a ca艂a hipokryzja. Mimo i偶 Czarnego Pana ju偶 nie by艂o, jego idee 偶y艂y nadal. Nic nie znaczy艂y jej wyniki w nauce, jej inteligencja, a nawet to, 偶e przyczyni艂a si臋 do pokonania potwora. Subtelnie dawano jej do zrozumienia, 偶e nadal, dla co poniekt贸rych jest szlam膮. O dobrej pracy mog艂a zapomnie膰. Wszystkie stanowiska zaj臋te przez „pe艂nowarto艣ciowych” czarodziei.
Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, aby odp臋dzi膰 smutne wspomnienia. Wr贸ci艂a my艣lami do profesora. Kiedy tak siedzieli w milczeniu, zd膮偶y艂a mu si臋 dok艂adnie przyjrze膰. Jedyn膮 zewn臋trzn膮 oznak膮 prze偶y膰 by艂a niewielka blizna po lewej stronie szcz臋ki i przypr贸szone siwizn膮 skronie. Wewn臋trznych blizn mog艂a si臋 tylko domy艣la膰. W oczach przewa偶a艂a pustka. Czasem mign膮艂 cie艅 jakiego艣 niezidentyfikowanego uczucia.
Ten cz艂owiek zawsze doskonale ukrywa艂 swoje emocje. A cho膰 na potrzeby wojny opanowa艂a Legilimencj臋 i Oklumencj臋, to nie chcia艂a stosowa膰 ich na nim. By艂 mistrzem. Wola艂a nie ryzykowa膰. Szkoda, 偶e nie umia艂am z nim porozmawia膰. Tyle pyta艅. To najbardziej inteligentny cz艂owiek, jakiego kiedykolwiek zna艂am. Prawdopodobnie ju偶 nigdy nie b臋d臋 mia艂a okazji.
***
Severus Snape przez wi臋kszo艣膰 偶ycia by艂 szpiegiem. Opanowa艂 t臋 sztuk臋 do perfekcji. Nawet w stanie mocno chwiejnym by艂 skuteczny. Granger nie mia艂a poj臋cia, 偶e kryj膮c si臋 w cieniu, odprowadzi艂 j膮 pod same drzwi. Nie m贸g艂 jej pozwoli膰 tak po prostu odej艣膰. By艂 ju偶 zm臋czony ci膮g艂ymi przeprowadzkami i musia艂 si臋 upewni膰, 偶e ta g艂upia dziewczyna nie poleci z donosem.
Ju偶 widzia艂 reakcj臋 Pottera - zbawcy. Ten szczeniak go nienawidzi艂, zreszt膮 z wzajemno艣ci膮, a Snape nie mia艂 zamiaru jeszcze umiera膰. Bezczelny g贸wniarz - przyznawa艂 to niech臋tnie - by艂 pot臋偶nym czarodziejem. Od lat nadstawia艂 za niego karku, a ten nawet o tym nie wiedzia艂. Po艣wi臋ci艂 wszystko i nic nie otrzyma艂 w zamian. Nawet wolno艣ci. Kiedy艣 jeszcze go to obchodzi艂o. Teraz nie mia艂o znaczenia.
Szpieguj膮c Czarnego Pana i wysy艂aj膮c te notki, ryzykowa艂. Ale wtedy nie czu艂 przyp艂ywu adrenaliny, czy strachu, ju偶 nie. Mia艂 wra偶enie, 偶e sta艂 si臋 ludzkim automatem. Szpiegiem doskona艂ym. Pod koniec wojny nie czu艂 ju偶 nawet b贸lu, kt贸ry innych m贸g艂 doprowadzi膰 do utraty 艣wiadomo艣ci. Istnia艂 i nic wi臋cej. Wygrali t臋 przekl臋t膮 wojn臋 - oni. On nie. Nadal tylko istnia艂. Blokowa艂 t臋 resztk臋 uczu膰, kt贸ra mu pozosta艂a, pozwala艂 sobie tylko na gorycz. Nie czu艂, chyba 偶e na granicy snu, kiedy cz艂owiek budzi si臋 z koszmaru. Wp贸艂 艣wiadomy nie panowa艂 nad my艣lami. Same w艣lizgiwa艂y si臋 do umys艂u.
Nie chcia艂 pami臋ta膰, nie chcia艂 czu膰. St艂amsi艂 sw贸j gniew, swoj膮 rozpacz; szyderczo przypomina艂y mu, 偶e jeszcze nie wszystko si臋 w nim wypali艂o. Chcia艂 mie膰 tylko 艣wi臋ty spok贸j. Odci膮艂 si臋 od 艣wiata, ca艂kowicie. Sp艂aci艂 ju偶 sw贸j d艂ug. Mo偶e kiedy艣 znowu nauczy si臋 偶y膰. Tylko 偶e nie pami臋ta艂 jak si臋 偶yje.
B臋dzie wi臋c obserwowa膰 Granger. To potrafi. Jeden najmniejszy sygna艂, 偶e wypapla艂a, a gorzko tego po偶a艂uje.
Obserwowa艂 j膮 przez miesi膮c. Zd膮偶y艂 dok艂adnie pozna膰 jej zwyczaje. Nic szczeg贸lnego, szczerze m贸wi膮c. Dowiedzia艂 si臋, 偶e studiowa艂a transmutacj臋 i eliksiry - co dziwne, sowi膮 poczt膮 - oraz dorabia艂a jako kelnerka w kafejce mugolskiego uniwersytetu. Uderzy艂o go to, i偶 nie utrzymywa艂a 偶adnych kontakt贸w z przyjaci贸艂mi. Mugolski Londyn nawet by艂 w stanie zrozumie膰, wiedz膮c, co dzieje si臋 w czarodziejskim 艣wiecie, ale odci臋艂a si臋 tak偶e od przyjaci贸艂.
Przechwytywa艂 jej sowy i otwiera艂 listy. Bez jakichkolwiek wyrzut贸w sumienia. Przecie偶 go nie mia艂. Ani jednej, nawet kr贸tkiej notki. Raz od McGonnagall, w kt贸rym namawia艂a dziewczyn臋 do powrotu, i same materia艂y do nauki. Jeden jedyny raz odwiedzi艂 j膮 ten przekl臋ty wilko艂ak. Czy偶by z niedorajdy Weasleya przerzuci艂a si臋 na zwierz臋ta? Po raz pierwszy od dawna co艣 go zaintrygowa艂o. Dlaczego jest sama? Istnia艂 tylko jeden spos贸b, aby si臋 dowiedzie膰.
***
Hermiona zd膮偶y艂a ju偶 zapomnie膰 o spotkaniu z by艂ym nauczycielem. Mia艂a wa偶niejsze sprawy ni偶 snucie domys艂贸w. Ostatnio sowy dolatywa艂y do niej z op贸藕nieniem. Musia艂a wi臋c wybra膰 si臋 na uniwersytet i dowiedzie膰 si臋, co jest grane. Niestety, nie potrafili udzieli膰 jej konkretnej odpowiedzi. Sami nie mieli poj臋cia, dlaczego.
Kt贸rego艣 dnia, kiedy otwiera艂a listy ze skryptami, z jednego podr臋cznika wypad艂a pojedyncza kartka. Znajomym pismem napisane na niej by艂o tylko jedno zdanie: „ Dzi艣, ten sam bar o tej samej porze” Brzmia艂o to jak rozkaz. Snape. Ale… ale jak… sk膮d? Przez g艂ow臋 dziewczyny przelatywa艂y bezw艂adne my艣li. We藕 si臋 w gar艣膰, Hermiona. To szpieg i na dodatek doskona艂y w tym, co robi艂, opami臋ta艂a si臋.
Jeszcze raz spojrza艂a na notk臋 i nagle do niej dotar艂o. Otwiera艂 moje listy! Zatrz臋s艂a si臋 z w艣ciek艂o艣ci. To dlatego sowy si臋 sp贸藕nia艂y! Szpiegowa艂 mnie. Jak 艣mia艂! Potrzebowa艂a d艂u偶szej chwili, aby si臋 opanowa膰. Zdecydowa艂a, 偶e p贸jdzie na to spotkanie tylko po to, aby wygarn膮膰 mu, co o nim s膮dzi. By艂y nauczyciel czy nie, nie mia艂 prawa. Zastanawia艂o j膮 te偶, czego mo偶e od niej chcie膰. Je偶eli mnie obserwowa艂 to wie, 偶e nikomu o nim nie powiedzia艂am.
***
Wchodz膮c do pubu od razu go zauwa偶y艂a, siedzia艂 w tym samym miejscu, w kt贸rym spotka艂a go pierwszy raz. Nie spiesz膮c si臋 podesz艂a do baru i zam贸wi艂a drinka. Przyda jej si臋 dzi艣 wieczorem. Na to, co chcia艂a powiedzie膰 Snape'owi, potrzebowa艂a dodatkowej odwagi. Nawet tej sztucznie wykreowanej.
- Siadaj, Granger.
- Te偶 si臋 ciesz臋, 偶e pana widz臋, profesorze - odci臋艂a si臋 zgry藕liwie i usiad艂a. - Przysz艂am tu tylko po to, aby powiedzie膰, co o panu my艣l臋!
- Nie rozp臋dzaj si臋 tak, Granger - przerwa艂 jej szyderczo. - Nie interesuje mnie twoje zdanie. Naprawd臋 my艣la艂a艣, 偶e to tak zostawi臋? Musia艂em by膰 pewny, 偶e b臋dziesz trzyma艂a buzi臋 na k艂贸dk臋.
Czemu mi to m贸wi? Przecie偶 nigdy nikomu si臋 t艂umaczy艂. - To nie usprawiedliwia grzebania w cudzych listach i prywatnym 偶yciu! Wystarczy艂o zapyta膰!
- Jak zapewne dobrze wiesz, Granger, bezgranicznie ufam ludziom - odpar艂 ironicznie i przypali艂 papierosa.
No tak, ca艂y Snape. Postanowi艂a chwilowo zostawi膰 ten temat. By艂a te偶 ciekawa, czego od niej chcia艂 - Co jest powodem tego, jak偶e uprzejmego zaproszenia? - spyta艂a z przek膮sem. Nie czu艂a si臋 w obowi膮zku by膰 grzeczna i zwraca膰 si臋 do niego z szacunkiem. Nie by艂a ju偶 ma艂膮 pannic膮 Wiem -To- Wszystko, czuj膮c膮 trwo偶ny szacunek do mistrza eliksir贸w. By艂a doros艂膮 kobiet膮, kt贸ra zbyt wiele prze偶y艂a, aby si臋 go ba膰.
- Pow贸d? Najbanalniejszy na 艣wiecie, Granger, ciekawo艣膰. - Znowu ta oboj臋tno艣膰 w g艂osie. - Jak ka偶dy cz艂owiek jestem ciekawy, a moja dodatkowa… profesja tylko j膮 podsyci艂a.
Niezwyk艂e, w艂a艣nie przyzna艂 si臋, 偶e w og贸le ma ludzkie uczucia. To na pewno Snape? - Emocje i pan? Te poj臋cia wzajemnie si臋 wykluczaj膮 - wymkn臋艂o jej si臋 zanim zd膮偶y艂a ugry藕膰 si臋 w j臋zyk.
Uni贸s艂 brew - Nie wierz plotkom, jestem tylko cz艂owiekiem.
Co艣 tu wyra藕nie by艂o nie tak. Spojrza艂a na profesora ze zdziwieniem. W ko艅cu zna艂a go tylko jako budz膮cego strach nauczyciela i doskona艂ego szpiega. A tacy musz膮 posiada膰 zdolno艣膰 ukrywania emocji. Nigdy wcze艣niej nie zastanawia艂a si臋, jaki by艂 jako Severus Snape - cz艂owiek. A mo偶e nale偶a艂o?, przemkn臋艂o jej przez my艣l.
- C贸偶 wi臋c w moim, 偶yciu pana tak zaciekawi艂o? - zacz臋艂a ostro偶nie i unios艂a szklaneczk臋 do ust.
- Miesi膮c wcze艣niej nie udzieli艂a艣 w艂a艣ciwej odpowiedzi na moje pytanie. Chc臋 j膮 us艂ysze膰 teraz. Czemu jedna trzecia Z艂otej Tr贸jcy opu艣ci艂a czarodziejski 艣wiat? - W jego g艂osie pobrzmiewa艂a kpina. - Czy偶by zm臋czy艂y ci臋, Granger, ho艂dy sk艂adane twojej osobie? Przyj臋cia na cze艣膰 zwyci臋zc贸w nie dawa艂y si臋 wyspa膰?
Zamurowa艂o j膮 na chwil臋. Przyj臋cia, ho艂dy? - O艣miel臋 si臋 zauwa偶y膰, 偶e min膮艂 ju偶 prawie rok od zako艅czenia wojny. Poza tym, nie walczy艂am dla s艂awy i zaszczyt贸w. S膮 o wiele wa偶niejsze rzeczy, ni偶 nikomu nie potrzebne przyj臋cia i idiotyczne ceremonie. Pan powinien wiedzie膰 to najlepiej - m贸wi艂a coraz bardziej gor膮czkowo. - W tej wojnie zgin臋艂o wielu warto艣ciowych ludzi, a inni nie docenili ich ofiary. Czarodziejski 艣wiat niczego si臋 nie nauczy艂. Pozosta艂y te same uprzedzenia. - Zamilk艂a w obawie, 偶e powiedzia艂a zbyt wiele.
Kiedy m贸wi艂a, przygl膮da艂 si臋 jej znad szklanki whisky. - Rozgoryczona, jak widz臋. Taki bystry umys艂, a nie domy艣li艂 si臋, 偶e niekt贸re rzeczy si臋 nie zmieniaj膮. Bez wzgl臋du na wszystko. Nie t艂umaczy ci臋, Granger, nawet tw贸j m艂ody wiek. Przecie偶 po pierwszej wojnie z Voldemortem by艂a艣 ju偶 czarownic膮. Nic do ciebie nie dotar艂o? - charakterystyczny u艣mieszek.
Po tych s艂owach odstawi艂a drinka na stolik, wsta艂a i nachyli艂a si臋 nad nim - Mo偶e dla pana to by艂o oczywiste, ale niekt贸rzy posiadali jeszcze co艣 takiego, jak wiara w idea艂y. Wasz 艣wiat skutecznie mnie z tego wyleczy艂. Po pana pierwszych s艂owach my艣la艂am, 偶e da si臋 z panem normalnie porozmawia膰. My艣la艂am, 偶e wojna zmienia ludzi, niestety, zapomnia艂am, z kim rozmawiam. Zawsze pozostanie pan zgry藕liwym dupkiem. 呕egnam! - Odwr贸ci艂a si臋 i prawie wybieg艂a z knajpy.
Nazwa艂a go dupkiem! Ma dziewczyna odwag臋, zreszt膮 tej nigdy jej nie brakowa艂o. Niekt贸rzy umierali za te s艂owa. Snape jeszcze przez chwil臋 siedzia艂 nieruchomo, wpatruj膮c si臋 w drzwi pubu.
Rozdzia艂 trzeci.
Wracaj膮c do domu, Hermiona z偶yma艂a si臋 w duchu. Co ja sobie my艣la艂am? To jest Snape! Z nim nie da si臋 porozmawia膰 bez ochronnej tarczy. Co ciekawe, z pocz膮tku wydawa艂o jej si臋, 偶e w jego zgry藕liwo艣ci dostrzeg艂a szczeliny. Przyzna艂 si臋 do typowo ludzkiej s艂abo艣ci - ciekawo艣ci. Zwolni艂a krok. Sama zareagowa艂a chyba zbyt gwa艂townie, kiedy艣 potrafi艂a si臋 lepiej kontrolowa膰. I nazwa艂am go dupkiem! Przesadzi艂a, kr贸tko m贸wi膮c.
Przez kilka nast臋pnych dni dziewczyna my艣la艂a nad s艂owami profesora. Mia艂 racj臋, pozosta艂a naiwna nawet po tym, czego by艂a 艣wiadkiem. Nie musia艂 tylko tak brutalnie jej tego u艣wiadamia膰. Z drugiej strony jednak, nie poda艂a mu wszystkich powod贸w swojej decyzji. Prze艣lizgn臋艂a si臋 po temacie. A te, kt贸re mu prawie wykrzycza艂a, nawet teraz w jej uszach brzmia艂y g艂upio.
Postanowi艂a, 偶e znowu p贸jdzie do tego pubu, w ten sam dzie艅 i o tej samej porze, ale tym razem nie da si臋 wyprowadzi膰 z r贸wnowagi. Je偶eli si臋 dobrze domy艣la艂a, to Snape nadal j膮 obserwowa艂. Zrozumie jej wiadomo艣膰.
***
Co ona wyprawia? - my艣la艂 Snape, patrz膮c jak wchodzi do tej knajpy, zamawia drinka i siada w jego boksie. Ewidentne zaproszenie. Tylko czego chce? Po tej ostatniej parodii rozmowy wybieg艂a w艣ciek艂a. Przecie偶 powiedzia艂 jej tylko prawd臋. A 偶e zrobi艂 to w taki, a nie inny spos贸b… Uczy艂 j膮 na tyle d艂ugo, 偶e powinna wiedzie膰, jak zareaguje na tak idiotyczn膮 argumentacj臋.
Sta艂 w bramie po drugiej stronie ulicy i zastanawia艂 si臋, czy wej艣膰 do 艣rodka. Nie mia艂 ochoty u偶era膰 si臋 z rozhisteryzowan膮 pannic膮. Nigdy taka nie by艂a, u艣wiadomi艂 sobie po chwili. Po paru minutach podj膮艂 decyzj臋.
- Znowu zamierzasz si臋 na mnie wydziera膰, Granger - Hermiona, pogr膮偶ona w my艣lach, nie zauwa偶y艂a jak wszed艂, dop贸ki nie us艂ysza艂a przy uchu jego jedwabistego szeptu - a po us艂yszeniu paru s艂贸w prawdy obrazi膰 i wybiec w po艣piechu?
Wzdrygn臋艂a si臋. - Witam, profesorze i przepraszam za wcze艣niejsze zachowanie. Mia艂 pan racj臋.
- Powinna艣 si臋 do tego przyzwyczai膰 - sarkn膮艂 i usiad艂. - Zawsze j膮 mam.
Spojrza艂a na niego z wyrzutem, ale nic nie powiedzia艂a.
- Co tu robisz, Granger?
Wzruszy艂a ramionami. - Chcia艂am porozmawia膰. Mam tyle pyta艅.
- Dlaczego s膮dzisz, 偶e w艂a艣nie tobie udziel臋 odpowiedzi?
- A komu innemu, profesorze? Tylko ja wiem, 偶e pan 偶yje. Sam pan powiedzia艂, 偶e jest tylko cz艂owiekiem, a ludzie potrzebuj膮 rozmowy. Nawet tacy jak pan.
Zaskoczy艂a go tym stwierdzeniem. Nie zastanawia艂 si臋 nad tym, ale s艂owa dziewczyny pomog艂y mu co艣 zrozumie膰. Pod艣wiadomo艣膰 zdecydowa艂a za niego. Zamiast zmieni膰 miejsce pobytu, jak by艂oby najpro艣ciej, zacz膮艂 j膮 szpiegowa膰. No c贸偶, nigdy nie lubi艂em 艂atwych rozwi膮za艅. Rozmowa; Tak d艂ugo z nikim nie rozmawia艂, 偶e prawie nie pami臋ta艂, jak si臋 to robi. Granger nie jest g艂upia, przypomnia艂 sobie.
- Co chcesz wiedzie膰? - spyta艂 dziwnym tonem. - Zapami臋taj jednak, 偶e odpowiem tylko na te pytania, na kt贸re ja b臋d臋 chcia艂.
W oczach Hermiony pojawi艂o si臋 zaskoczenie, jakby oczekiwa艂a, 偶e po tej przeci膮gaj膮cej si臋 ciszy raczej wstanie i wyjdzie, ni偶 co艣 powie. - Jak uda艂o si臋 panu prze偶y膰? Znale藕li艣my tylko zniszczon膮 r贸偶d偶k臋 i szaty.
Zanim odpowiedzia艂, przypali艂 papierosa. - Czystym przypadkiem. W jednym z ostatnich star膰 jaki艣 艣wie偶o upieczony auror mia艂 szcz臋艣cie. 殴le rzucone zakl臋cie uderzy艂o mnie zamiast Rookwooda i straci艂em przytomno艣膰. Spad艂em do pobliskiego rowu. Kiedy si臋 ockn膮艂em, by艂o ju偶 po wszystkim. Zdecydowa艂em, 偶e b臋dzie lepiej, je艣li wszyscy uznaj膮 mnie za zmar艂ego. - Wzruszy艂 ramionami.
- To do艣膰 lakoniczny opis.
- A czego si臋 spodziewa艂a艣, Granger? Melodramatycznych opis贸w, fruwaj膮cych zakl臋膰? - rzuci艂 zimnym tonem. - By艂a艣 tam, widzia艂a艣, co si臋 dzia艂o.
Si臋gn臋艂a po drinka. - Tak - przez twarz dziewczyny przemkn膮艂 cie艅 - widzia艂am.
- Teraz podaj mi prawdziwy pow贸d, dlaczego 偶yjesz tutaj. Moje powody znasz, nie musz臋 ich wyja艣nia膰.
Westchn臋艂a. - Dzieci nie powinny bra膰 udzia艂u w wojnach. Okaza艂am si臋 zbyt s艂aba psychicznie, to wszystko. Niekt贸re rany s膮 zbyt g艂臋bokie.
- Bzdury, Granger.
- Dlaczego, profesorze? To, 偶e pan jest pozbawiony g艂臋bszych uczu膰, nie znaczy, 偶e inni te偶 - podnios艂a g艂os i zaraz si臋 zreflektowa艂a. - Przepraszam, to by艂o niepotrzebne.
- Gryfoni nigdy nie wiedzieli, kiedy ugry藕膰 si臋 w j臋zyk - stwierdzi艂 sucho. - Wi臋c?
W powietrzu mi臋dzy nimi znowu unosi艂 si臋 siwy dym. Przygl膮da艂 si臋 dziewczynie uwa偶nie i czeka艂 na odpowied藕. Stanowczo za du偶o pali, pomy艣la艂a.
- Profesorze, a czy to wa偶ne? - Czu艂a si臋 nieswojo patrz膮c w czarne, przypominaj膮ce nieko艅cz膮ce si臋 tunele oczy. By艂y jak lustro, tylko odbija艂y, nie wpuszczaj膮c do 艣rodka. - Pan ma swoje powody, ja swoje. Rozgrzebywanie tego nic nam nie da.
Mia艂a wra偶enie, 偶e przenika j膮 na wskro艣 intensywnym spojrzeniem, i czuje jej strach. Strach przed ods艂oni臋ciem.
Ba艂a si臋! Zdradzi艂a j膮 niepewno艣膰 w oczach i lekkie dr偶enie d艂oni, kiedy si臋ga艂a po szklank臋. Zawsze umia艂 z ledwo uchwytnych sygna艂贸w odczyta膰 ludzkie emocje. M贸g艂 j膮 zastraszy膰 i wyci膮gn膮膰 z niej wszystko. Nadal by艂 w tym mistrzem.
- Profesorze Snape? - spyta艂a ostro偶nie po przeci膮gaj膮cej si臋 ciszy.
Zastanowi艂 si臋 nad odpowiedzi膮. Siedzia艂a sztywno i wyra藕nie czeka艂a na jaki艣 komentarz z jego strony. Grzebanie w uczuciach. Zawsze si臋 tego brzydzi艂. Interesowa艂y go fakty, a nie emocje. A u niej fakty powi膮zane s膮 z emocjami. Zdecydowa艂 si臋 od艂o偶y膰 t臋 kwesti臋 na bli偶ej nieokre艣lon膮 przysz艂o艣膰. Wiedzia艂, 偶e to nie b臋dzie ich ostatnie spotkanie.
- Kolejne pytanie, Granger.
Zszokowany wyraz jej twarzy sprawi艂 mu satysfakcj臋. Po chwili opanowa艂a si臋 i odkaszln臋艂a.
- Czy profesor Dumbledore…
- Nie - przerwa艂 jej zimnym tonem.
- Ale profesorze…
- Przypomnij sobie, Granger, co powiedzia艂em na pocz膮tku tej jak偶e pasjonuj膮cej rozmowy. To ja wybieram pytania, na kt贸re odpowiem.
Pat. Siedzieli naprzeciw siebie i mierzyli si臋 wzrokiem. W spojrzeniu Hermiony rozczarowanie walczy艂o z gniewem. Czarne oczy m臋偶czyzny patrzy艂y oboj臋tnie. Jak wtedy, gdy si臋ga艂 po drinka, czy zapala艂 papierosa. Po chwili Hermiona spu艣ci艂a wzrok na swoje d艂onie oplataj膮ce szklank臋. Westchn臋艂a i wzruszy艂a ramionami.
- Pana wyb贸r.
Za艣mia艂 si臋 chrapliwie. - To nigdy nie by艂 m贸j wyb贸r, Granger.
Zdumiona, gwa艂townie poderwa艂a g艂ow臋. To wygl膮da艂o prawie jak odpowied藕 na jej pytanie. Mo偶e nie do ko艅ca, ale jednak. Intensywnie wpatrywa艂a si臋 w bezdenne oczy, szukaj膮c cho膰by najmniejszego cienia emocji. Nic. Jak on to robi? Zniech臋cona, zdusi艂a pragnienie, aby nim potrz膮sn膮膰. To nie ma sensu. Ca艂a ta rozmowa nie ma sensu. Pytania bez odpowiedzi.
Milczeli, oboje 艣wiadomi niech臋ci drugiego. Hermiona spokojnie dopi艂a swojego drinka i podnios艂a si臋. - Do widzenia, profesorze.
Powoli, bez s艂owa kiwn膮艂 g艂ow膮.
***
Kolejna rozmowa i kolejne fiasko. Jeszcze mi si臋 to nie zdarzy艂o. Co z t膮 dziewczyn膮? Gryfoni zawsze mieli uczucia na wierzchu, a ona jest jak je偶. Tylko j膮 dotknij, a wystawi kolce. Zmieni艂a si臋 z przem膮drza艂ej Wiem - To - Wszystko w ostro偶n膮 kobiet臋. Widzia艂 jej zaskoczenie, kiedy odm贸wi艂 odpowiedzi. Czeka艂, na jak膮艣 reakcj臋 z jej strony. Nie doczeka艂 si臋. Szybko zrezygnowa艂a, zbyt szybko. To do niej niepodobne. W szkole, kiedy co艣 j膮 interesowa艂o, to nie ust膮pi艂a, dop贸ki si臋 nie dowiedzia艂a. Teraz ju偶 wie, 偶e prawda nie zawsze jest najlepsza. Wypi艂 ostatniego drinka i wr贸ci艂 do mieszkania.
Ludzie potrafi膮 nas zaskoczy膰 je艣li im na to pozwolimy. A on wola艂 by膰 przygotowany. B臋dzie musia艂 znowu wybra膰 si臋 na Pok膮tn膮 i pow臋szy膰 wok贸艂 jej przyjaci贸艂. Dobrze, 偶e zosta艂o mi jeszcze troch臋 w艂os贸w do eliksiru wielosokowego, ale trzeba b臋dzie uzupe艂ni膰 zapasy.
***
Ca艂y nast臋pny miesi膮c Hermiona zastanawia艂a si臋, gdzie podzia艂 si臋 czas. Zbli偶a艂y si臋 egzaminy semestralne, wi臋c wi臋kszo艣膰 dnia sp臋dza艂a nad ksi膮偶kami. Na domiar z艂ego jedna z kelnerek zachorowa艂a i kto艣 musia艂 j膮 zast膮pi膰. Tym kim艣 by艂a oczywi艣cie Hermiona.
Dni zlewa艂y jej si臋 w jedno; do po艂udnia nauka, potem do p贸艂nocy praca. Wraca艂a do domu wyko艅czona, z my艣l膮 by jak najszybciej znale藕膰 si臋 w 艂贸偶ku. W艂a艣ciwie cieszy艂a j膮 ta sytuacja - nie mia艂a czasu my艣le膰 o sprawach, o kt贸rych nie chcia艂a. By艂a na to zbyt zm臋czona.
Zaczyna艂a przypomina膰 w艂asny cie艅. Podkr膮偶one z niewyspania oczy, blada cera. Zawsze, kiedy przygotowywa艂a si臋 do egzamin贸w, zapomina艂a o jedzeniu; stres wi膮za艂 jej 偶o艂膮dek w supe艂. Funkcjonowa艂a na hektolitrach kawy i pospiesznie nadgryzionych hamburgerach w pracy. Zmizernia艂a.
To tylko ten miesi膮c, powtarza艂a w duchu, spogl膮daj膮c rano w lustro i krzywi膮c si臋 na widok swojego odbicia. Wiedzia艂a, 偶e po sesji wszystko wr贸ci do normy. Odetchnie.
Siedzia艂a na zapleczu kafejki i masowa艂a obola艂e 艂ydki. Jeszcze tylko godzina i fajrant, westchn臋艂a i wr贸ci艂a na sal臋. Bol膮ce 艂ydki czy nie, klient nasz pan. Albo raczej jego pieni膮dze, pomy艣la艂a z gorycz膮.
Nienawidzi艂a by膰 uzale偶niona od czegokolwiek, ale po 艣mierci rodzic贸w musia艂a sobie jako艣 radzi膰. Oszcz臋dno艣ci, kt贸re jej zostawili, starczy艂y na op艂acenie studi贸w i zakup skromnego mieszkania, o reszt臋 musia艂a stara膰 si臋 sama.
Automatycznie, z obowi膮zkowym u艣miechem przyklejonym do twarzy, wykonywa艂a swoje czynno艣ci. Podesz艂a do stolika w k膮cie sali, aby przyj膮膰 zam贸wienie, i zamar艂a. Snape. Co on tu robi?
Zmierzy艂 wzrokiem jej sylwetk臋 wci艣ni臋t膮 w obowi膮zuj膮cy w pracy str贸j - do艣膰 ciasn膮 bluzeczk臋 oraz prost膮 sp贸dniczk臋 przed kolana - i uni贸s艂 ironicznie brew. Obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i wysz艂a na zaplecze. Po kiego diab艂a tu przyszed艂? Opanowa艂a zdenerwowanie. Musz臋 tam wr贸ci膰. Zrobi艂am z siebie idiotk臋! Odetchn臋艂a g艂臋boko, wytar艂a o fartuszek spocone d艂onie i wesz艂a na sal臋. Znikn膮艂. Na brod臋 Dumbledore'a, o co tu chodzi?
Wracaj膮c do domu rozgl膮da艂a si臋 na boki w nadziei, 偶e dostrze偶e profesora. Bez rezultatu. Raz wydawa艂o si臋 jej… nie, to tylko cie艅. Otwieraj膮c drzwi mieszkania, czu艂a na plecach jego wzrok. Nie ogl膮daj膮c si臋, wesz艂a do 艣rodka. Zanim po艂o偶y艂a si臋 spa膰, postanowi艂a, 偶e pomy艣li o tym jutro.
Rozdzia艂 czwarty.
Snape nienawidzi艂 tam wraca膰. Zwykle szybko za艂atwia艂 zakupy, kt贸rych nie m贸g艂 dokona膰 w mugolskim 艣wiecie, i opuszcza艂 Pok膮tn膮. Nie tym razem. Potrzebowa艂 informacji. Zaopatrzy艂 si臋 w piersi贸wk臋 z Eliksirem Wielosokowym i nastawi艂 na nud臋. To zaj臋cie nigdy nie by艂o ciekawe.
Przezornie po sk艂adniki do eliksiru wybiera艂 si臋 do Irlandii; wtedy mia艂 pewno艣膰, 偶e nikt go nie zaczepi. Par臋 godzin kr臋ci艂 si臋 po centrum magicznego 艣wiata. Teraz, kiedy Czarny Pan zosta艂 pokonany, czarodzieje stali si臋 zadziwiaj膮co niefrasobliwi. U艣miechn膮艂 si臋 szyderczo w duchu. Pods艂uchuj膮c, dowiedzia艂 si臋 wszystkiego o zwyczajach Pottera. Jeszcze troch臋 i b臋dzie m贸g艂 napisa膰 o nim ksi膮偶k臋. Sta艂 si臋 samotnikiem? Nie wierz臋, ten g贸wniarz zawsze uwielbia艂 by膰 w centrum uwagi.
Koncentrowa艂 si臋 na pubach, gdzie zawsze hucza艂o od plotek. Pottera wielbiono, chwalono Weasleya, a o Granger m贸wiono p贸艂g臋bkiem. Uda艂o mu si臋 us艂ysze膰 ko艅c贸wk臋 zdania: „…to podobno jej wina” Co by艂o jej win膮? Czy偶by to, 偶e 偶y艂a w izolacji traktowa艂a jako kar臋.
Stwierdzi艂, 偶e dobrze b臋dzie wybra膰 si臋 na uniwersytet, na kt贸rym studiowa艂a i rozejrze膰 si臋 na miejscu. Mo偶e wyk艂adowcy b臋d膮 mieli co艣 do powiedzenia na jej temat.
Przedstawi艂 si臋 jako w艂a艣ciciel niezale偶nej firmy z Dublina produkuj膮cej eliksiry. Twierdzi艂, 偶e poszukuje talent贸w w tej dziedzinie i poprosi艂 o rekomendacje. Tak jak przypuszcza艂, jedn膮 z najwybitniejszych studentek by艂a Granger. Nawet nie musia艂 si臋 natr臋tnie dopytywa膰. Profesor rozp艂ywa艂 si臋 nad zachwycaj膮cym umys艂em panny Granger. Po paru minutach Snape'a zemdli艂o. Tak, jest wspania艂a: Ten idiota nie zna艂 jej jako niemo偶liwej nastolatki.
Bezceremonialnie przerwa艂 monolog profesora i zapyta艂 o plotki kr膮偶膮ce na jej temat. W ko艅cu nazwiska s艂awnej tr贸jcy by艂y znane i poza granicami Zjednoczonego Kr贸lestwa. Na te s艂owa wyk艂adowca nieco przystopowa艂. B膮ka艂 co艣 niewyra藕nie, potem doda艂, 偶e nigdy w to nie wierzy艂, w walce r贸偶nie bywa. „Wie pan, Avada nie wybiera.”
Z jego m臋tnych wyja艣nie艅 zdo艂a艂 wywnioskowa膰, 偶e Potter i jego samotno艣膰 ma co艣 wsp贸lnego z Granger. Co, u diab艂a, rzuci艂a go? Jak pami臋ta艂, Potter spotyka艂 si臋 z Weasley贸wn膮.
Wraca艂 do mugolskiego Londynu i analizowa艂 w my艣lach to, czego si臋 dowiedzia艂. Brakowa艂o mu paru szczeg贸艂贸w, a te zna艂a tylko Granger.
Czas przypomnie膰 jej o sobie.
***
Hermiona powtarza艂a materia艂 z eliksir贸w. Eliksiry. Snape.
Kiedy艣 by艂 dla niej nie lubianym profesorem, nietoperzem z loch贸w, potem najbardziej znienawidzonym cz艂owiekiem na 艣wiecie - wliczaj膮c Voldemorta. I nagle nienawi艣膰 si臋 sko艅czy艂a. Kiedy zrozumia艂a… zacz臋艂a czu膰 do niego ostro偶ny szacunek.
Niewielu ludzi na 艣wiecie podj臋艂oby tak膮 decyzj臋, znaj膮c jej konsekwencje. Bo tego, 偶e zdawa艂 sobie spraw臋, jak b臋dzie wygl膮da膰 jego przysz艂o艣膰, by艂a pewna. Zawsze kalkulowa艂 wszystko na zimno, nie przewidzia艂 tylko Dumbledore'a. Podejrzewa艂a, 偶e 艣mier膰 dyrektora by艂a przedstawieniem dok艂adnie wyre偶yserowanym na u偶ytek Voldemorta. To musia艂o by膰 ukartowane. Niewiarygodnie, to w艂a艣nie Snape okaza艂 si臋 tym najwierniejszym. Pokr臋ci艂a g艂ow膮 z niedowierzaniem.
A teraz? Czego od niej chcia艂? Rozmowy? Parskn臋艂a szyderczo. Nie potrafili ze sob膮 rozmawia膰. Oboje zbyt ostro偶ni, rozgoryczeni i zamkni臋ci na normalny dialog. We wzajemnym towarzystwie wychodzi艂o im tylko milczenie.
Wiedzia艂a, 偶e wizyta u niej w pracy by艂a wiadomo艣ci膮. Kolejne spotkanie. Tylko po co? Nie mia艂a zamiaru rozmawia膰 z nim na temat swojego 偶ycia, a czeg贸偶 innego chcia艂by si臋 dowiedzie膰? Co mog艂o interesowa膰 takiego cz艂owieka jak profesor Snape?
Ona prawdopodobnie te偶 nigdy nie uzyska bardziej konkretnej odpowiedzi na TO pytanie. Zdawa艂a sobie z tego spraw臋. „To nigdy nie by艂 m贸j wyb贸r.” Mog艂a si臋 tylko domy艣la膰 prawdziwego znaczenia tych s艂贸w. Mia艂a jeszcze dwa dni do spotkania. Musia艂a si臋 zastanowi膰, czy p贸j艣膰. W tej chwili uwa偶a艂a to za bezcelowe.
***
Snape 艣wiadomie przyszed艂 wcze艣niej. Musia艂 pomy艣le膰, jak dok艂adnie rozegra膰 dzisiejsze spotkanie. Par臋 dni temu poszed艂 do tej podrz臋dnej kafejki, w kt贸rej pracowa艂a. Przez chwil臋 mia艂 mo偶liwo艣膰 obserwowania jej przy pracy. Mimo zm臋czenia maluj膮cego si臋 na jej twarzy, z wdzi臋kiem porusza艂a si臋 mi臋dzy stolikami i u艣miecha艂a si臋 do klient贸w. Dopiero wtedy dok艂adnie si臋 jej przyjrza艂. To doros艂a kobieta, u艣wiadomi艂 sobie z zaskoczeniem.
Dotychczas postrzega艂 j膮 przez pryzmat nastolatki. Wiecznie irytuj膮cej, tryskaj膮cej najbardziej niedorzecznym entuzjazmem. Dra偶ni艂o go to wtedy. Teraz by艂a wyciszona wewn臋trznie, je偶eli zosta艂o w niej jeszcze cho膰 troch臋 dawnej Granger, to trzyma艂a j膮 pod 偶elazn膮 kontrol膮.
Przedwczoraj j膮 zaskoczy艂. Podesz艂a do stolika, przy kt贸rym siedzia艂, zamar艂a na sekund臋, odwr贸ci艂a si臋 i wysz艂a na zaplecze. Rzuci艂 pieni膮dze na blat i opu艣ci艂 lokal. Przyj艣cie tam by艂o niepotrzebne, r贸wnie dobrze m贸g艂 wsun膮膰 notk臋 w podr臋cznik. Nadal przechwytywa艂 jej sowy. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e zachowuje si臋 jak paranoik; przecie偶 nim by艂.
Trzeba b臋dzie zmieni膰 taktyk臋. Bezpo艣rednio od niej niczego si臋 nie dowie, a w podst臋pach by艂 mistrzem. Musi sprawi膰, aby przesta艂a si臋 tak kontrolowa膰 w jego towarzystwie. I nie mo偶e zmusi膰 jej do tego szyderstwem czy gniewem. Nie b臋dzie to 艂atwe, bo nie mia艂 do tego cierpliwo艣ci.
Zapyta艂 sam siebie po co to wszystko. M贸g艂 spokojnie wr贸ci膰 do swojego mieszkania i zapomnie膰 o ca艂ej sprawie. Przecie偶 chcia艂 od 偶ycia ju偶 tylko 艣wi臋tego spokoju. A wygl膮da na to, 偶e znowu je sobie komplikuje. Widocznie nie potrafi臋 偶y膰 bez problem贸w.
Wesz艂a. Przygl膮da艂 si臋 jej, kiedy sz艂a w kierunku ich boksu. Ma w ruchach jaki艣 nieuchwytny wdzi臋k, w jego g艂owie pojawi艂a si臋 nieproszona my艣l. Severusie, nie pij wi臋cej, bredzisz. To jest Granger, niezno艣na Wiem-To-Wszystko! Zastanowi艂 si臋 chwil臋 i wzruszy艂 ramionami. By艂 tylko m臋偶czyzn膮 i pozosta艂y mu odruchy bezwarunkowe w艂a艣ciwe dla jego p艂ci. To nic nie znaczy.
- Granger - kiedy podesz艂a, uni贸s艂 szklank臋 - drinka?
Szok odebra艂 Hermionie mow臋. Spodziewa艂a si臋 typowego „Siadaj, Granger” wypowiedzianego zimnym tonem, a nie tej rozszala艂ej, jak na tego cz艂owieka, uprzejmo艣ci. Usiad艂a bez s艂owa i tylko skin臋艂a g艂ow膮. Drink, tak, zdecydowanie tego potrzebuj臋! Zdumiona patrzy艂a jak wstaje i podchodzi do baru. Po chwili wr贸ci艂 z margarit膮 w r臋ce i postawi艂 przed dziewczyn膮.
Niepewnie si臋gn臋艂a po szklank臋 i upi艂a 艂yk. - Dzi臋kuj臋. - Chyba nie zamierza mnie otru膰? Odepchn臋艂a t臋 my艣l jako niedorzeczn膮. M贸g艂 to zrobi膰 ju偶 trzy miesi膮ce temu. Mia艂 do艣膰 czasu.
- Podobno pracujesz nad udoskonaleniem Wywaru Tojadowego? - Z satysfakcj膮 patrzy艂 jak krztusi si臋 swoj膮 margarit膮.
Si臋gn臋艂a po serwetk臋 i wytar艂a usta. - Tak. - Spojrza艂a podejrzliwie na profesora. - Sk膮d…
- Nie zapominaj, Granger, 偶e to m贸j… zaw贸d. Wiedzie膰.
- Dlaczego to pana interesuje? - Zdecydowa艂a si臋 nie docieka膰, jak si臋 dowiedzia艂. Wygl膮da艂o na to, 偶e maj膮 szans臋 na normaln膮 rozmow臋 i postanowi艂a utrzyma膰 ten stan. Mo偶e uda mi si臋 w ko艅cu przebi膰 przez ten mur i wydoby膰 z niego jakie艣 informacje. Parskn臋艂a w duchu. Tak, jasne, 偶ycia mo偶e mi nie starczy膰.
- Ten wywar to moje odkrycie, to chyba naturalne, 偶e interesuj膮 mnie wszelkie modyfikacje. - Rzuci艂 dziewczynie u艣mieszek i pstrykn膮艂 zapalniczk膮. Zaci膮gn膮艂 si臋 papierosem i doda艂: - Co zamierzasz uzyska膰, Granger?
Chwil臋 trwa艂o zanim odpowiedzia艂a. - To nie do ko艅ca tak, profesorze - zacz臋艂a ostro偶nie. Zastanawia艂a si臋, do czego on zmierza. - Sam wywar pozostanie bez zmian. Chc臋 w oparciu o jego sk艂adniki stworzy膰 eliksir uzupe艂niaj膮cy, kt贸ry w po艂膮czeniu z pana eliksirem pozwoli wilko艂akowi zachowa膰 ludzk膮 posta膰 podczas przemiany.
Czeka艂a na komentarz m臋偶czyzny. Podczas m贸wienia przemkn臋艂o jej przez my艣l, czy nie poprosi膰, Snape'a o pomoc. By艂 Mistrzem Eliksir贸w, i to najlepszym. Mia艂a okazj臋 poszpera膰 w archiwum uniwersytetu. Studiowa艂a na jego Alma Mater. Wszystko zale偶y od jego reakcji.
- Od czego zacz臋艂a艣?
- Profesorze, jestem ju偶 w po艂owie i…
- I nie umiesz ruszy膰 dalej, nieprawda偶? - bardziej stwierdzi艂 ni偶 zapyta艂. Z jego tonu przebija艂o szyderstwo.
Sk膮d, u diab艂a, on to wszystko wie?
Jakby w odpowiedzi na jej nie zadane pytanie, spojrza艂 na dziewczyn臋 zniecierpliwionym wzrokiem. - Je偶eli, jak si臋 domy艣lam, chcesz, abym ci pom贸g艂, to musz臋 zna膰 twoje czynno艣ci od pocz膮tku, Granger.
Hermiona przez chwil臋 przygl膮da艂a si臋 siedz膮cemu naprzeciwko m臋偶czy藕nie. Jedn膮 d艂oni膮 obejmowa艂 szklank臋 whisky, w drugiej trzyma艂 zapalonego papierosa i patrzy艂 na ni膮. Na twarzy mia艂 ten sw贸j u艣mieszek i wyra藕nie czeka艂 na odpowied藕.
Je偶eli przyjm臋 jego pomoc to b臋dzie oznacza艂o kolejne spotkanie. Zastanawia艂a si臋, czy jest w stanie przetrwa膰 nast臋pne. Profesor Snape to trudny cz艂owiek. Ma艂o powiedziane. Nie by艂a pewna, czy zniesie jego szydercze uwagi. Zawsze wiedzia艂, co powiedzie膰, aby najbardziej bola艂o. A ona mia艂a do艣膰 b贸lu.
„Niemal wszystko z艂o na 艣wiecie ma swoje 藕r贸d艂o w tym, 偶e kto艣 si臋 czego艣 boi. Nie ma nic okropniejszego ani poni偶aj膮cego ni偶 偶y膰 w boja藕ni”*, przypomnia艂y jej si臋 s艂owa wyczytane w jakiej艣 ksi膮偶ce. Odetchn臋艂a i podj臋艂a decyzj臋. Potrzebowa艂a jego umiej臋tno艣ci, a sam Snape j膮 intrygowa艂. Strach ma tylko wielkie oczy.
- Dobrze, profesorze, ale zdaje pan sobie spraw臋, 偶e to nie jest rozmowa tylko na jedno spotkanie?
Jednym szybkim ruchem zdusi艂 niedopa艂ek papierosa w popielniczce. W czarnych oczach pojawi艂a si臋 irytacja. Na ko艅cu j臋zyka mia艂 zjadliw膮 uwag臋 na temat jej inteligencji, ale w ostatniej chwili si臋 powstrzyma艂. Ona ma poczu膰 si臋 bezpiecznie, wtedy cz艂owiek mniej si臋 kontroluje i 艂atwiej pope艂nia b艂臋dy. Zamiast tego stwierdzi艂 z ledwie wyczuwaln膮 ironi膮: - Twoja wiara w moj膮 inteligencj臋, Granger, mnie rozczula.
Powinna by艂a si臋 tego spodziewa膰. Profesor Snape nigdy nie pozostawia niczego przypadkowi.
- Zacz臋艂am od zmiany proporcji mniej wa偶nych sk艂adnik贸w i dodania w minimalnych ilo艣ciach tych, kt贸re maj膮 by膰 podstaw膮 mojego eliksiru. - Stwierdzi艂a, 偶e najlepiej od razu przej艣膰 do rzeczy. - Lepiej, 偶eby w og贸le nie zadzia艂a艂o, ni偶 kogo艣 otru艂o!
Ciekawe, czy tym kim艣 jest Lupin? Ci膮gle zastanawia艂o go, jaki rodzaj zwi膮zku 艂膮czy艂 tych dwoje. Wilko艂ak odwiedza艂 j膮 艣rednio raz na tydzie艅. Siedzia艂 do p贸藕nego wieczoru i wychodzi艂. Jest psidwakiem do艣wiadczalnym czy mo偶e kim艣 wi臋cej? Nie wiedzie膰 czemu, przeszkadza艂a mu ta my艣l.
- Jakie dok艂adnie sk艂adniki? - W czarnych oczach pojawi艂 si臋 b艂ysk zainteresowania.
Reszt臋 wieczoru sp臋dzili na w miar臋 normalnej rozmowie. Tylko dwa razy Hermiona mia艂a ochot臋 wsta膰 i wyj艣膰. Zawsze 艂atwiej dostrzec cudze b艂臋dy, a on bezlito艣nie wykorzystywa艂 to przeciwko niej. Za ka偶dym razem jednak Snape zamawia艂 kolejnego drinka i g艂adko przechodzi艂 do kolejnego zagadnienia.
Chyba nie zamierza mnie spi膰? W膮tpi艂a w to, ale w trzecim drinku tylko macza艂a usta, 艣wiadoma przeszywaj膮cego j膮 ironicznego spojrzenia czarnych oczu.
Tego wieczoru skupili si臋 tylko na zmianie proporcji, a ju偶 dostrzeg艂 nie艣cis艂o艣ci w jej rozumowaniu. Hermiona stwierdzi艂a w duchu, 偶e warto znosi膰 uwagi profesora. Teraz posunie si臋 naprz贸d w swoim projekcie.
Po paru godzinach poczu艂a si臋 wyczerpana. Ta dyskusja nie by艂a 艂atwa. Zastanawia艂a si臋, jak um贸wi膰 si臋 na nast臋pne spotkanie tak, aby nie uzna艂, 偶e si臋 narzuca.
- Zm臋czona? - spyta艂 z wszechwiedz膮cym u艣mieszkiem. Dopi艂 drinka. - Dam zna膰 o nast臋pnym terminie.
- Dzi臋kuj臋, profesorze, doceniam pa艅sk膮 pomoc - u艣miechn臋艂a si臋 do m臋偶czyzny - tym bardziej, 偶e nie przepada pan za moim towarzystwem.
- Nie 艂ud藕 si臋, Granger - jedwabisty g艂os brzmia艂 zimno - nie pomagam tobie. Chc臋 tylko, aby te zwierz臋ta nie zagra偶a艂y ludziom.
U艣miech dziewczyny umar艂 艣mierci膮 naturaln膮. Zawsze, kiedy zaczyna艂a mie膰 nadziej臋, 偶e tli si臋 w nim jeszcze troch臋 ludzkich uczu膰, bezlito艣nie 艣ci膮ga艂 j膮 na ziemi臋. Po偶egna艂a si臋 ch艂odno i po chwili ju偶 jej nie by艂o.
***
Nast臋pnego dnia ogarn臋艂y j膮 w膮tpliwo艣ci. Profesor Snape to kolejna nitka 艂膮cz膮ca j膮 z przesz艂o艣ci膮. Czy naprawd臋 tego chc臋? Jednak z drugiej strony on tak jak ona 偶y艂 w艣r贸d mugoli i by艂 tej samej sytuacji. Sama przypomina艂a mu o 偶yciu, kt贸re straci艂.
Wiedzia艂a, 偶e tak naprawd臋 nigdy nie ucieknie wystarczaj膮co daleko. Wspomnienia zabierze ze sob膮 i byle drobiazg b臋dzie jej o nich przypomina艂. A teraz w dalszym ci膮gu b臋dzie mia艂a wyb贸r. Mo偶e w ka偶dej chwili powiedzie膰: nie - koniec z tym. Ale najwy偶szy czas sko艅czy膰 z u偶alaniem si臋 nad sob膮. Mia艂a艣 rok na zrobienie porz膮dku w swoim 偶yciu.
Skulona pod kocem, siedzia艂a na kanapie i wpatrywa艂a si臋 w ogie艅 p艂on膮cy w kominku. Obok, na stoliku sta艂 kubek gor膮cej herbaty - zawsze pomaga艂a jej w takie dni. Szare, listopadowe, otulone mg艂膮, wp臋dza艂y j膮 w melancholijny nastr贸j. My艣la艂a wtedy nad sob膮 i zawsze dochodzi艂a do jednego wniosku, a偶 do dzisiaj. Teraz by艂o inaczej; zrobi艂a pierwszy krok na drodze do wyj艣cia z rozgoryczenia. Utwierdzi艂a si臋 w podj臋tej decyzji i zamierza艂a wytrwa膰.
Jej my艣li skierowa艂y si臋 ku najbardziej nieprzeniknionemu cz艂owiekowi, jakiego kiedykolwiek zna艂a. Severus Snape. Ostatnio mia艂a wra偶enie, 偶e jej 偶ycie kr臋ci wok贸艂 niego. Absorbowa艂 ca艂y jej wolny czas. Zamiast skupi膰 si臋 na sobie, usi艂owa艂a przenikn膮膰 zamiary swojego by艂ego nauczyciela.
Ich ostatnia rozmowa… Starannie omijane prywatne tematy. Nieufnie podchodzi艂a do tej nag艂ej zmiany frontu z jego strony. Mistrz Eliksir贸w nigdy nie dzia艂a艂 bez ukrytych motyw贸w. Tym razem r贸wnie偶 musia艂 mie膰 jaki艣 cel. Podejrzewa艂a, 偶e przynajmniej cz臋艣ciowo chodzi艂o o wilko艂aki. Zreszt膮 jego ostatnie zdanie tego wieczoru utwierdzi艂o j膮 w tym przekonaniu.
Po namy艣le stwierdzi艂a, i偶 musia艂 z艂o偶y膰 wizyt臋 na uniwersytecie. Tylko jej promotor wiedzia艂 o projekcie eliksiru przemiany - tak nazwa艂a sw贸j pomys艂.
Jeszcze przez chwil臋 zastanawia艂a si臋 nad wydarzeniami ostatnich miesi臋cy. Troch臋 si臋 zmieni艂o w jej 偶yciu. Sta艂o si臋 co艣, co wprowadza艂o chaos w jej uczucia. Musi znale藕膰 odpowiedni膮 chwil臋 i odpowiedzie膰 sobie na par臋 pyta艅. Dzi艣 by艂a ju偶 zbyt zm臋czona. Odrzuci艂a koc, dopi艂a herbat臋 i ruszy艂a do 艂azienki. Czas spa膰.
* Cytat pochodzi z ksi膮偶ki L.M. Montgomery " B艂臋kitny Zamek"
Rozdzia艂 pi膮ty.
Marz艂 w bramie i wpatrywa艂 si臋 w ciemne okna Granger. W mroku nocy wida膰 by艂o tylko roz偶arzony koniuszek papierosa. Zaci膮gn膮艂 si臋 mocno. Papierosy to by艂a jedyna rzecz, kt贸rej nie potrafi艂 sobie odm贸wi膰. Pomaga艂y zabi膰 czas.
My艣la艂 nad ostatni膮 rozmow膮. W pewnym momencie Granger wygl膮da艂a, jakby podj臋艂a jak膮艣 decyzj臋. Czy偶by dotyczy艂a jego? W膮tpi艂 w to. Dla niej by艂 tylko dawnym nauczycielem. Po swoim ma艂ym wywiadzie na uniwersytecie domy艣li艂 si臋, 偶e dziewczyna nie oprze si臋 pokusie wykorzystania jego wiedzy na temat eliksir贸w. Dlatego rozpocz膮艂 ten temat. Jak zwykle mia艂em racj臋, u艣miechn膮艂 si臋 ironicznie pod nosem.
Mia艂 g艂臋boko gdzie艣 wilko艂aki z Lupinem na czele; potrafi艂 si臋 przed nimi obroni膰, a reszta niech radzi sobie sama. Je艣li jednak to pomo偶e mu w osi膮gni臋ciu celu, to tylko dodatkowa korzy艣膰. B臋dzie si臋 mia艂 czym zaj膮膰 w pustym mieszkaniu. Od艣wie偶y swoj膮 wiedz臋.
Stwierdzi艂, 偶e Granger wiedzia艂a, co robi, i mia艂a ca艂kiem konkretne pomys艂y. Przy jej uporze odniesie sukces. Szkoda tylko, 偶e za du偶o marnowa艂a go na upieranie si臋 przy swoim - b艂臋dnym zreszt膮, co jej udowodni艂 i wytkn膮艂 - zdaniu.
Przygl膮da艂 si臋 dziewczynie uwa偶nie, kiedy zawzi臋cie broni艂a swoich pomys艂贸w. Lekko rozgor膮czkowana, ale nadal uwa偶aj膮ca na to, co m贸wi. Nie wymkn臋艂a si臋 jej 偶adna uszczypliwa uwaga. Cho膰 m贸g艂 si臋 za艂o偶y膰, 偶e niejedn膮 mia艂a na ko艅cu j臋zyka. Niedobrze, nadal jest ostro偶na.
A czego si臋 spodziewa艂e艣? To jest b艂yskotliwa kobieta; my艣la艂e艣, 偶e po jednej - powiedzmy, 偶e normalnej rozmowie - ol艣niona twoj膮 wiedz膮, padnie przed tob膮 na kolana? - gdzie艣 z zakamark贸w umys艂u dobieg艂 dziwny, zjadliwy komentarz. Wyrzuci艂 niedopa艂ek i aportowa艂 si臋.
Wr贸ci艂 do pustego mieszkania i nala艂 sobie jeszcze jednego drinka. Usiad艂 w fotelu i wpatrywa艂 si臋 w brudny, obdrapany mur widoczny z okna. W g艂owie mia艂 lekki zam臋t. Nie by艂 do tego przyzwyczajony. Przypomnia艂 sobie, jak czuje si臋 cz艂owiek sfrustrowany. Nie mia艂 tylko poj臋cia, dlaczego tak si臋 czuje. I musia艂 si臋 tego dowiedzie膰.
Rozmowa, a raczej dyskusja… Nie m贸g艂 - i co wa偶niejsze - nie chcia艂 zachowywa膰 si臋 uprzejmie. Ona si臋 na to nie nabierze. Nigdy nie mia艂 do czynienia z tak inteligentn膮 i jednocze艣nie tak ostro偶n膮 oraz niech臋tn膮 kobiet膮.
Innym wystarczy艂o par臋 odpowiednich s艂贸w, wymruczanych do ucha jedwabistym szeptem i m贸g艂 wyci膮gn膮膰 z nich wszystko, co chcia艂, a czasami nawet wi臋cej. Cz臋sto pod nosem nic nie podejrzewaj膮cych ma艂偶onk贸w. Ta sytuacja by艂a o wiele bardziej skomplikowana.
Zna艂a go jako nauczyciela, potem szpiega, nast臋pnie zdrajc臋, a teraz…? Minerwa musia艂a jej powiedzie膰, kto wysy艂a艂 te informacje, zdawa艂 sobie z tego spraw臋. Inaczej nigdy by do niego nie podesz艂a. Jako kogo widzia艂a go teraz, poza cz艂owiekiem, kt贸rego mo偶e wykorzysta膰, oczywi艣cie? Coraz wi臋cej pyta艅, a ka偶de rodzi艂o nast臋pne.
Rozmowa z ni膮 przypomina lawirowanie mi臋dzy 艂ajnobombami Weasley贸w, trzeba w odpowiednim momencie gry藕膰 si臋 w j臋zyk. Jak on tego nie znosi艂.
Jednak dzi臋ki niej znowu poczu艂, 偶e 偶yje. Mia艂 cel. Tego mu brakowa艂o. Mia艂 du偶o czasu na rozgryzienie tej dziewczyny, kt贸ra - odnosi艂 wra偶enie - przypomina艂a mu kogo艣, kogo dawno temu dobrze zna艂.
***
Hermiona moczy艂a si臋 w wannie. Potrzebowa艂a chwili odpr臋偶enia, aby zastanowi膰 si臋 nad emocjonalnym chaosem, jaki odczuwa艂a. Przez ostatni rok by艂a znu偶ona swoim 偶yciem, ostatnio jednak ogarnia艂o j膮 lekkie podekscytowanie. Musia艂a uporz膮dkowa膰 swoje uczucia, wtedy zrozumie, co si臋 zmieni艂o.
Od czasu, kiedy rozgoryczona opu艣ci艂a czarodziejski 艣wiat, istnia艂a dla niej tylko nauka i praca. Kocha艂a si臋 uczy膰, a pracowa膰 musia艂a. Dlaczego wybra艂a akurat m臋cz膮c膮 robot臋 kelnerki i to w podrz臋dnej kafejce na terenie mugolskiego uniwersytetu? Z r贸偶nych powod贸w. Brak mugolskiego wykszta艂cenia - najwa偶niejszy - oraz w miar臋 dogodne godziny pracy i, co dotar艂o do niej po czasie; otoczona lud藕mi w zbli偶onym wieku nie mia艂a poczucia, 偶e jest samotna.
Parskn臋艂a nad swoj膮 niekonsekwencj膮. Odci臋艂a si臋 od wszystkich znajomych i przyjaci贸艂 z w艂asnej woli, a ba艂a si臋 samotno艣ci. Jeste艣 偶a艂osna. Upi艂a 艂yk wina, kt贸rego lampk臋 postawi艂a na brzegu wanny. Mia艂o lekko gorzki smak. Jak moje 偶ycie.
Ci臋偶ko by艂o jej prze艂kn膮膰 fakt, i偶 potrzebowa艂a czyjej艣 obecno艣ci, aby wype艂ni膰 pustk臋. Owszem, do艣膰 cz臋sto odwiedza艂 j膮 Remus, niestety przyjaciel nie by艂 w stanie wype艂ni膰 tej luki. Ostatnimi czasy jednak w jej 偶yciu pojawi艂 si臋 element obcy.
Odczuwa艂a co艣, czego, jak my艣la艂a, nigdy ju偶 nie do艣wiadczy. Podekscytowanie. Jak wtedy, kiedy dostawa艂a od 偶ycia kolejne wyzwanie, zmuszaj膮ce j膮 do wyt臋偶enia ca艂ej swojej inteligencji.
Wyzwanie.
Wpatrywa艂a si臋 w 艣wiat艂o odbijaj膮ce si臋 od ciemniej powierzchni wina i przed oczyma stan臋艂a jej sylwetka Mistrza Eliksir贸w.
Dziwne by艂o to, 偶e pomimo fiaska, jakim ko艅czy艂y si臋 poprzednie, za偶膮da艂 - nie mog艂a tego inaczej nazwa膰 - kolejnego spotkania. A potem jego zachowanie. Zbi艂o j膮 z tropu. W pewnym momencie, zaraz na pocz膮tku, wydawa艂o si臋 jej, 偶e wyra藕nie ugryz艂 si臋 w j臋zyk.
By艂a pewna, 偶e mia艂 zamiar powiedzie膰 co艣 wyj膮tkowo zjadliwego. Ten cz艂owiek, Snape, wredny nietoperz loch贸w, 艣wiadomie pow艣ci膮gn膮艂 j臋zyk wobec uczennicy, kt贸rej nie znosi艂. Doskonale zdawa艂a sobie spraw臋, jak bardzo irytowa艂a go w Hogwarcie.
Co nie znaczy, 偶e by艂 uprzejmy. By艂 taki, jakiego zd膮偶y艂a pozna膰 podczas nauki, z ma艂膮 tylko r贸偶nic膮. Mia艂a wra偶enie, 偶e… zmieni艂 swoje nastawienie do niej?
Nie wiedzia艂a, na czym opiera swoje odczucia. Zachowywa艂 si臋 tak jak zawsze, a jednak jako艣 inaczej. Mo偶e to wina spojrzenia, jakim j膮 czasem obrzuca艂. Szczeg贸lnie wtedy, kiedy wyj膮tkowo uparcie broni艂a swojego zdania. B臋dzie musia艂a lepiej przygotowa膰 si臋 do ponownego spotkania.
Rozmowa z nim przypomina spacer po polu minowym; trzeba uwa偶a膰, co si臋 m贸wi, inaczej jest si臋 nara偶onym na kpin臋 i szyderstwo.
Nie mog艂a jednak twierdzi膰, 偶e jej nie pom贸g艂. Jedna dyskusja, a tyle nowych mo偶liwo艣ci. Musz臋 om贸wi膰 poprawki jakie zaproponowa艂, z Remusem, w ko艅cu to on najbardziej ryzykuje. Postanowi艂a, 偶e poczeka z informowaniem przyjaciela do chwili bardziej znacz膮cych zmian. Mo偶e za jakie艣 dwa miesi膮ce, kiedy prace posun膮 si臋 bardziej do przodu.
***
Min膮艂 miesi膮c i 偶adnej wiadomo艣ci od Snape'a. Hermiona robi艂a si臋 coraz bardziej niespokojna. Czy偶by si臋 rozmy艣li艂? Uspok贸j si臋, strofowa艂a sam膮 siebie. Od czasu pierwszego spotkania min臋艂y cztery miesi膮ce, a spotkali si臋 cztery razy, wychodzi jedno spotkanie na miesi膮c. Z niezwyk艂膮 jak na siebie niecierpliwo艣ci膮 sprawdza艂a skrypty w poszukiwaniu wiadomo艣ci od profesora.
W czasie pomi臋dzy nauk膮 a prac膮 wertowa艂a ksi臋gi o eliksirach, aby uzupe艂ni膰 wiedz臋 na temat sk艂adnik贸w. Sporz膮dza艂a g贸ry notatek, kt贸re mia艂y jej pom贸c w dyskusji z by艂ym nauczycielem. Mia艂a par臋 pyta艅 na temat esencji z krwawnika; nie zgadza艂y si臋 jej opisywane w艂a艣ciwo艣ci z tymi, kt贸re powinien mie膰 w wywarze tojadowym. Mo偶e to stanowi艂o problem w jej eliksirze.
Podczas ostatniej wizyty Remusa by艂a wyra藕nie rozkojarzona. Przyjaciel ze smutnym u艣miechem stwierdzi艂, 偶e zachowuje si臋 tak, jakby nie mog艂a si臋 doczeka膰 wymarzonej randki. Nie zwr贸ci艂a uwagi na jego zawiedziony wzrok i na to, 偶e wychodz膮c obrzuci艂 j膮 t臋sknym spojrzeniem.
Randka, tak, jasne! Na takie spotkania nie chodzi si臋 uzbrojonym w pancerz. Nigdy nie patrzy艂a na Mistrza Eliksir贸w jak na m臋偶czyzn臋. Dla niej by艂 tylko wybitnie inteligentnym cz艂owiekiem z wrednym usposobieniem. I wyj膮tkowo charyzmatycznym facetem. Nie wiedzia艂a, sk膮d wzi臋艂a si臋 ta my艣l.
Teraz siedzia艂a na zapleczu kafejki, korzystaj膮c z chwili przerwy. Przed ni膮 sta艂 talerz z nadgryzion膮 kanapk膮 i olbrzymi pusty kubek po kawie. Zastanawia艂a si臋, kiedy - i czy w og贸le - profesor raczy sobie o niej przypomnie膰.
- Hermiona, jaki艣 facet za偶膮da艂, 偶eby艣 to ty go obs艂ugiwa艂a - jej rozmy艣lania brutalnie przerwa艂a druga kelnerka. - Rany, ale ma g艂os! Jedwabisty, mi臋kki, a jednocze艣nie przera偶aj膮cy, a偶 ciarki przechodz膮.
- S艂ucham?
- G艂os, dziewczyno, g艂os. - Kole偶anka przysiad艂a na drugim krze艣le. - Ale niestety chce ciebie.
Hermiona spojrza艂a na ni膮 zdumionym wzrokiem. - P艂yta ci si臋 zaci臋艂a? Czyj g艂os?
- Nie wiem, pierwszy raz widz臋 tu tego faceta. Zapami臋ta艂abym go. Nikt nie ma takiego g艂osu. Brzmi jak obietnica grzechu. I chce ciebie - doda艂a z 偶alem.
- Mnie?
- Od pi臋ciu minut m贸wi臋 do ciebie, zrozumia艂a艣 cho膰 s艂owo?
- Jak mam rozumie膰 skoro bredzisz o jakim艣 g艂osie? - zirytowa艂a si臋 Granger.
Brunetka popatrzy艂a na kole偶ank臋 jakby podejrzewa艂a, 偶e jest niespe艂na rozumu. - Klient chce, aby艣 to ty go obs艂ugiwa艂a. Czarnow艂osy z krzywym nosem, ubrany jak na pogrzeb. Znasz takiego?
Snape. Hermiona poderwa艂a si臋 z krzes艂a. Ale co do tego ma jego g艂os? Owszem, kiedy艣 potrafi艂 samymi s艂owami sprawi膰, 偶e czu艂a na plecach dreszcz strachu. Ale nie zwraca艂a uwagi na tembr g艂osu. Wystarczy艂o to, co m贸wi艂. Rzuci艂a okiem w przykurzone lustro, przyg艂adzi艂a w艂osy i wesz艂a na sal臋.
Przystan臋艂a na chwil臋 i rozejrza艂a si臋 po sali. Swoim zwyczajem wybra艂 najciemniejszy k膮t. Odetchn臋艂a g艂臋boko i wolnym krokiem ruszy艂a w stron臋 Snape'a. Pami臋taj, jeste艣 w pracy, pe艂en profesjonalizm, powtarza艂a w duchu. Jednocze艣nie czu艂a, jak ogarnia j膮 to dziwne podekscytowanie. Nie zapomnia艂.
Stan臋艂a przed stolikiem, przy kt贸rym siedzia艂, i przywita艂a go zawodowym u艣miechem przeznaczonym dla klient贸w. - Profesorze, poda膰 panu co艣?
Uni贸s艂 brew, s艂ysz膮c jej s艂u偶bowy ton. - Kaw臋, czarn膮 bez cukru.
Skin臋艂a g艂ow膮 i odesz艂a, aby zrealizowa膰 zam贸wienie. Snape pocz膮tkowo nie mia艂 zamiaru niczego zamawia膰. Chcia艂 tylko przekaza膰 wiadomo艣膰 o kolejnym spotkaniu, jednak widz膮c jej oficjalny u艣miech zmieni艂 zdanie. Najwy偶szy czas wytr膮ci膰 j膮 z r贸wnowagi. Zapali艂 papierosa i zw臋偶onymi oczyma przypatrywa艂 si臋, jak niesie zam贸wion膮 kaw臋.
Bez s艂owa postawi艂a przed nim paruj膮cy nap贸j i spojrza艂a wyczekuj膮co. Upi艂 艂yk gor膮cej kawy i skrzywi艂 si臋 z niesmakiem. Gorszej lury nie pi艂 nawet u Czarnego Pana. Spojrza艂 na dziewczyn臋, kt贸ra nadal sta艂a obok stolika. - To wszystko, Granger, mo偶esz odej艣膰 - rzuci艂 oboj臋tnym tonem.
W Hermionie zawrza艂o. Z wysi艂kiem zdusi艂a w艣ciek艂o艣膰 i powtarzaj膮c w duchu swoj膮 mantr臋: pe艂en profesjonalizm, obr贸ci艂a si臋 i odesz艂a. W ko艅cu nie by艂 jedynym klientem. Przyjmuj膮c zam贸wienia, wewn膮trz trz臋s艂a si臋 ze z艂o艣ci. Przyszed艂 tutaj i zignorowa艂 j膮. Po tym, jak za偶yczy艂 sobie, aby to ona go obs艂ugiwa艂a.
Co on sobie wyobra偶a, traktuj膮c mnie jak natr臋ta? Te rozmowy to by艂 jego pomys艂. Nikomu zreszt膮 niepotrzebny. W tym momencie przypomnia艂a sobie o wiedzy, jak膮 posiada艂, i troch臋 och艂on臋艂a. Niech臋tnie przyzna艂a, 偶e go potrzebowa艂a. Jako jedyny m贸g艂 jej pom贸c przy projekcie eliksiru. Potrzebujesz go tylko dla projektu?
O ma艂o nie wyla艂a gor膮cej herbaty na kolana klienta. Przeprosi艂a i b艂yskawicznie uciek艂a na zaplecze. Hermiono, co ci臋 op臋ta艂o? Najpierw przez ca艂y miesi膮c zachowujesz si臋 jak ma艂olata przed pierwsz膮 randk膮, potem na my艣l o NIM ogarnia ci臋 podekscytowanie, a teraz jeszcze i to! Samotno艣膰 pomiesza艂a ci rozum. To przecie偶 Nie - Zbli偶aj - Si臋 - Bo - Gryz臋 Snape!
Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 nad w艂asnymi my艣lami, upi艂a 艂yk zimnej kawy i wr贸ci艂a do pracy. Nadal siedzia艂 przy stoliku, obraca艂 w palcach zapalniczk臋 i wodzi艂 za ni膮 wzrokiem, kiedy przemyka艂a mi臋dzy stolikami.
Czu艂a si臋 nieswojo, wiedz膮c, 偶e na ni膮 patrzy. Nie mia艂a poj臋cia, dlaczego tak reaguje. Zacz臋艂o j膮 to peszy膰. Wcze艣niej zdarzali si臋 m臋偶czy藕ni, kt贸rzy nachalnie j膮 obserwowali, ale 偶aden nie mia艂 tak przenikliwego wzroku. Mia艂a wra偶enie, 偶e te czarne tunele wypalaj膮 dziur臋 w jej plecach. Czasem napotyka艂a spojrzenie profesora i jako pierwsza odwraca艂a oczy.
O co mu chodzi? Mia艂a wra偶enie, 偶e od czasu jak go spotka艂a ci膮gle zadaje sobie to pytanie. Jedno wiedzia艂a na pewno - jego wizyta tutaj oznacza kolejne spotkanie. Ale, dlaczego zam贸wi艂 kaw臋 i zosta艂. Ostatnio tylko si臋 pojawi艂 i zrozumia艂a. Dzi艣 m贸g艂 post膮pi膰 podobnie. A teraz siedzia艂 i pali艂 jednego papierosa za drugim dop贸ki nie sko艅czy艂a pracy. Kiedy wychodzi艂a, ju偶 go nie by艂o. Znowu znikn膮艂. Ze zmieszaniem z艂apa艂a si臋 na tym, 偶e odczuwa rozczarowanie.
Wraca艂a do domu i wiedzia艂a, 偶e Snape jest w pobli偶u. Czu艂a jego obecno艣膰. Ku swojemu zdumieniu, poczu艂a si臋 bezpieczniejsza. Szczeg贸lnie po dzisiejszym, odrobin臋 nieprzyjemnym zaj艣ciu z klientem, kt贸ry nie rozumie s艂owa „nie”. Nie by艂a strachliwym dziewcz膮tkiem i umia艂a si臋 obroni膰; nie mia艂a poj臋cia sk膮d to nag艂e wra偶enie. Wzruszy艂a ramionami, postanowi艂a nie zastanawia膰 si臋 nad tym; przyj臋艂a to do wiadomo艣ci.
***
Nast臋pny dzie艅 min膮艂 zanim si臋 obejrza艂a. Znowu sta艂a przed ich pubem i stara艂a si臋 uspokoi膰 oddech. Prawie ca艂膮 drog臋 bieg艂a; wiedzia艂a, 偶e Snape nie lubi sp贸藕nialskich. A musia艂a jeszcze dyskretnie pozby膰 si臋 Remusa. Zajrza艂a przez szyb臋, profesor ju偶 siedzia艂 nad szklaneczk膮 whisky, z nieod艂膮cznym papierosem w d艂oni. Pchn臋艂a drzwi i stanowczym krokiem wesz艂a do 艣rodka.
- Profesorze.
Skin膮艂 bez s艂owa g艂ow膮 i gestem zaprosi艂, aby usiad艂a. Pod ironicznym spojrzeniem czarnych oczu rozk艂ada艂a na stole notatki, kt贸re robi艂a przez ostatni miesi膮c. O dziwo nie us艂ysza艂a 偶adnego komentarza. Czeka艂 spokojnie, a偶 usi膮dzie i spojrzy na niego.
- Widz臋, 偶e nie pr贸偶nowa艂a艣 - stwierdzi艂 sucho.
- Po naszej poprzedniej rozmowie zorientowa艂am si臋, 偶e nie jestem w stanie zapami臋ta膰 wszystkiego, o co chc臋 pana zapyta膰, i postanowi艂am porobi膰 notatki z najtrudniejszych zagadnie艅. By膰 mo偶e zechce je pan zabra膰 ze sob膮 w celu przejrzenia. Dzisiaj chcia艂abym om贸wi膰 co艣, co wcze艣niej przeoczy艂am - urwa艂a i spojrza艂a na Snape'a pytaj膮co.
Zrozumia艂 jej nieme pytanie i skin膮艂 g艂ow膮. Zaczyna si臋 zachowywa膰 coraz 艣mielej w moim towarzystwie. Z wyj膮tkiem pierwszej rozmowy nigdy nie m贸wi艂a tak zdecydowanym i pewnym tonem. Ciekawe, co spowodowa艂o t臋 zmian臋.
- Profesorze, dlaczego krwawnik wykazuje inne w艂a艣ciwo艣ci w wywarze tojadowym ni偶 te opisywane w dzie艂ach na temat eliksir贸w?
Zastanawia艂 si臋, kiedy zwr贸ci na to uwag臋. Specjalnie nie powiedzia艂 jej tego podczas poprzedniej dyskusji o sk艂adnikach jego wynalazku. Nie rozczarowa艂 si臋, po takiej inteligentnej kobiecie nie spodziewa艂 si臋 niczego innego. By艂 to swojego rodzaju test. Do czego mia艂 pos艂u偶y膰 sam nie wiedzia艂, ale poczu艂 co艣 w rodzaju zadowolenia, 偶e zda艂a.
Ma艂o kto zorientowa艂by si臋, 偶e w艂a艣nie tu tkwi haczyk. Ci, kt贸rzy sporz膮dzali wywar, nie zastanawiali si臋 na zakl臋ciami potrzebnymi do zako艅czenia produkcji, a to w艂a艣nie one modyfikowa艂y w艂a艣ciwo艣ci krwawnika. Dlatego w tym eliksirze liczy艂a si臋 precyzja.
Zacz膮艂 szczeg贸艂owo wyja艣nia膰 zasady dzia艂ania zakl臋cia zwi膮zanego z dzia艂aniem krwawnika w procesie warzenia eliksiru. Zauwa偶y艂, 偶e zmarszczy艂a ze skupieniem brwi i ch艂on臋艂a ka偶de jego s艂owo. Co wa偶niejsze, informacje zapisywa艂a w notatniku, cho膰 by艂 przekonany, 偶e i tak zapami臋ta wszystko, co powiedzia艂.
Zdziwi艂 sam siebie tak d艂ugim wywodem, ale przyznawa艂, 偶e dawno nie mia艂 tak wdzi臋cznego s艂uchacza. Odnosi艂 wra偶enie, 偶e znowu prowadzi zaj臋cia dla wyj膮tkowo uzdolnionych. Jak ka偶dy nauczyciel, ch臋tnie widzia艂, jak w oczach ucznia pojawia si臋 tak rzadki wyraz zrozumienia.
M贸wi膮c, przygl膮da艂 si臋 jej. W b艂yszcz膮cych oczach pojawi艂o si臋 podekscytowanie. Kiedy przerywa艂 dla podkre艣lenia wagi wypowiedzianych s艂贸w, przygryza艂a doln膮 warg臋 i z powag膮 kiwa艂a g艂ow膮. B艂yskawicznie przyswaja艂a przekazywan膮 jej wiedz臋.
W pewnym momencie oboje si臋gn臋li po jedn膮 z zapisanych kartek i przez przypadek musn膮艂 palcami wierzch g艂adkiej, drobnej d艂oni. Gwa艂townie cofn臋艂a r臋k臋 i na jej policzkach pojawi艂 si臋 delikatny rumieniec. Powoli chwyci艂 notk臋, patrz膮c na dziewczyn臋 zaciekawionym wzrokiem.
Uciek艂a spojrzeniem, upi艂a 艂yk zam贸wionego nie wiadomo kiedy drinka i odezwa艂a si臋 lekko dr偶膮cym tonem: - To w艂a艣nie te spostrze偶enia, o kt贸rych wspomina艂am. Przy takich w艂a艣ciwo艣ciach minimalnie op贸藕nione zakl臋cie u偶yte w moim projekcie, powinno utrzyma膰 proporcje w idealnej r贸wnowadze. - W miar臋 m贸wienia jej g艂os nabiera艂 pewno艣ci, jakby ka偶de kolejne s艂owo odgradza艂o j膮 od wstrz膮su, jaki prze偶y艂a chwil臋 temu.
Suchym tonem poinformowa艂 j膮, 偶e zabiera jej notatki ze sob膮. Musi sprawdzi膰, czy w swoim rozumowaniu nie pope艂ni艂a b艂臋du. - Chyba nie chcemy, aby tw贸j wilko艂ak ucierpia艂, prawda, Granger? - doko艅czy艂 zjadliwie.
呕achn臋艂a si臋. - Remus jest tylko przyjacielem! - Ugryz艂a si臋 w j臋zyk o sekund臋 za p贸藕no.
Na twarzy Snape'a pojawi艂 si臋 triumfalny u艣mieszek. Mimowolnie wyja艣ni艂a mu jedn膮 z wielu rzeczy, kt贸re go w tej dziewczynie intrygowa艂y. Coraz lepiej. Znika jej opanowanie. To dobrze, bo cierpliwo艣膰 nie by艂a jego mocn膮 stron膮.
_________________
Rozdzia艂 sz贸sty.
Siedzia艂 przy stole, na kt贸rym wala艂y si臋 notatki Granger. Od d艂u偶szej chwili wpatrywa艂 si臋 nieruchomym wzrokiem w trzyman膮 kartk臋. Uk艂ada艂 w my艣lach swoje ostatnie obserwacje.
W kt贸rym艣 momencie u niej w pracy co艣 si臋 sta艂o. Co艣, co musia艂o j膮 mocno zdenerwowa膰. O ma艂o nie wykastrowa艂a klienta gor膮c膮 herbat膮, po czym prawie biegiem ruszy艂a na zaplecze. Po minucie wr贸ci艂a w pe艂ni opanowana.
Nie bra艂 pod uwag臋, 偶e to on by艂 przyczyn膮 dziwnego zachowania dziewczyny. Owszem, wida膰 by艂o, 偶e tak jak planowa艂, peszy j膮 jego obecno艣膰. Mia艂a nienaturalnie wyprostowane plecy i rzuca艂a mu ukradkowe spojrzenia.
Nie m贸g艂 by膰 to r贸wnie偶 ten nachalny imbecyl; on by艂 p贸藕niej.
***
„Nachalny bydlak”, warkn膮艂 wtedy pod nosem. Ten palant bezczelnie usi艂owa艂 si臋 do niej przystawia膰. Nie interweniowa艂; czeka艂, ciekawy jak sobie poradzi. Po chwili sta艂o si臋 jasne, 偶e nie potrzebowa艂a pomocy. Z wdzi臋kiem sp艂awi艂a faceta i u艂agodzi艂a go drinkiem na koszt firmy. On sam najch臋tniej wepchn膮艂by mu t臋 szklank臋 do gard艂a i docisn膮艂 talerzykiem. To jedyny spos贸b na idiot贸w.
Nie zdawa艂 sobie sprawy, 偶e podczas tej sceny siedzia艂 sztywno. Uwiadomi艂 to sobie, kiedy obrzuci艂 go艣cia morderczym spojrzeniem, i rozlu藕ni艂 si臋. Potem zastanowi艂 si臋, ile razy by艂a nara偶ona na takie sytuacje. Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 przypatrywa艂 si臋 jej bardzo uwa偶nie. Zwr贸ci艂 uwag臋 na szczeg贸艂y, kt贸rych wcze艣niej nie zauwa偶a艂. Nie by艂y mu potrzebne.
By艂a do艣膰 atrakcyjn膮 kobiet膮, a ten przekl臋ty str贸j jeszcze to podkre艣la艂. Nie mo偶e ubiera膰 si臋 inaczej? Tylko ich prowokuje! - zirytowa艂 si臋 w duchu. Po sekundzie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Nie powinno go to interesowa膰. 艁atwiej powiedzie膰, trudniej zrobi膰. Do ko艅ca wieczoru usi艂owa艂 pozby膰 si臋 z umys艂u niechcianych my艣li.
***
A teraz znowu do tego wraca艂. Pod艣wiadomo艣膰 szydzi艂a z niego. Do diab艂a, by艂 tylko m臋偶czyzn膮! I jaki zdrowy samiec nie zwr贸ci艂by uwagi na wygl膮d kobiety? Szczeg贸lnie takiej, kt贸ra na dodatek posiada nieprzeci臋tn膮 inteligencj臋, i z kt贸r膮 widuje si臋 w miar臋 regularnie. Zgni贸t艂 trzyman膮 w d艂oni kartk臋 i zacisn膮艂 szcz臋ki. Przekl臋ta Granger.
Si臋gn膮艂 po opr贸偶nion膮 do po艂owy butelk臋 Ballatinesa i upi艂 艂yk, nie rozgl膮daj膮c si臋 za szklank膮. Ostatnio za du偶o o niej my艣li. A to, co my艣la艂, obiera艂o czasem zupe艂nie niepo偶膮dany kierunek.
Wypchn膮艂 niedorzeczne skojarzenia z g艂owy i wr贸ci艂 do przegl膮dania notatek. Po chwili u艣miechn膮艂 si臋 zjadliwie pod nosem. Przeoczy艂a par臋 szczeg贸艂贸w. Przysun膮艂 sw贸j notes i zacz膮艂 uzupe艂nia膰 braki.
***
Hermiona chcia艂a jak najszybciej znale藕膰 si臋 w domu. Potrzebowa艂a gor膮cej herbaty. Ca艂y dzbanek. I koca. I ognia w kominku. I chwili spokoju.
Trz臋s膮cymi si臋 r臋koma otworzy艂a zamek, wesz艂a do mieszkania, zamkn臋艂a drzwi i opar艂a si臋 o nie. Po chwili zrzuci艂a buty i ruszy艂a do kuchni.
Po paru minutach siedzia艂a skulona w rogu kanapy, owini臋ta ulubionym kocem, trzymaj膮c w r臋kach kubek ja艣minowej herbaty. Co si臋 ze mn膮 dzieje? Najpierw te nieoczekiwane my艣li w pracy. Zupe艂nie zreszt膮 bezsensowne. Potem przez g艂upi膮 uwag臋 kole偶anki 艂apa艂a si臋 na tym, 偶e chwilami nie rozumia艂a s艂贸w profesora, s艂ysza艂a tylko jego g艂os.
I na koniec ta niezrozumia艂a reakcja na przypadkowy dotyk. Mia艂a wra偶enie, jakby jej ko艅c贸wki nerwowe nagle obudzi艂y si臋 z letargu. Zadr偶a艂a pod kocem na to wspomnienie i upi艂a odrobin臋 paruj膮cego napoju. Racjonalna cz臋艣膰 jej umys艂u usi艂owa艂a wyja艣ni膰 te niespodzianki.
W pracy by艂a ju偶 zm臋czona i to normalne, 偶e wyobra藕nia p艂ata艂a jej figle. Potrzebuj臋 tylko wiedzy profesora i nic wi臋cej.
Nad swoj膮 reakcj膮 na incydentalny kontakt wola艂a si臋 nie zastanawia膰. Zepchn臋艂a g艂臋boko w艂asne odczucia. To by艂 jednorazowy przypadek, to wszystko. Zaskoczy艂 j膮 i nic wi臋cej.
Troch臋 uspokojona, skierowa艂a my艣li na brzmienie g艂osu profesora Snape'a. Wcze艣niej zwraca艂a uwag臋 na to, co m贸wi艂, a dzisiaj - jak wypowiada艂 s艂owa. Do tego stopnia, 偶e musia艂a zapisywa膰 cz臋艣膰 jego wyk艂adu, aby m贸c w domu na spokojnie przeczyta膰 i zrozumie膰.
Zoe mia艂a racj臋; g艂os profesora jest… Seksowny? - z艂o艣liwy g艂osik zachichota艂 gdzie艣 z ty艂u umys艂u. Potrz膮sn臋艂a z irytacj膮 g艂ow膮, aby go odp臋dzi膰. Intryguj膮cy. Tak, to lepsze okre艣lenie. Opar艂a si臋 wygodniej i poprawi艂a zsuwaj膮cy si臋 z ramion koc. Mia艂a sporo do przemy艣lenia na temat Mistrza Eliksir贸w i swoich uczu膰 w stosunku do niego.
Co艣 si臋 w niej zmieni艂o i wiedzia艂a, 偶e mia艂o to bezpo艣redni zwi膮zek z jej by艂ym nauczycielem. Odkrywa艂a w sobie powr贸t emocji, kt贸re - jak s膮dzi艂a - dawno od niej uciek艂y. Jakby czu艂y si臋 niechciane. A teraz znowu nie艣mia艂o przypominaj膮 o sobie. D艂ugo jeszcze siedzia艂a nieruchomo, zanim zasn臋艂a skulona na kanapie.
***
Usi艂owa艂 zasn膮膰. Od godziny przewraca艂 si臋 z boku na bok. Bez skutku. Co艣 mu przeszkadza艂o. Kr膮偶y艂o po umy艣le, nie daj膮c spokoju. Co to jest? Dziwne, niesprecyzowane uczucie. Denerwowa艂o go. By艂o jak drzazga, kt贸r膮 bezskutecznie pr贸bowa艂 wyj膮膰, a kt贸rej nie da艂o si臋 zignorowa膰.
Ze z艂o艣ci膮 odrzuci艂 koc, wsta艂 z 艂贸偶ka i podszed艂 do szafki, w kt贸rej zawsze sta艂a Ognista. Ostatnio coraz cz臋艣ciej jej potrzebowa艂, aby wr贸ci艂o to bezpiecznie poczucie zoboj臋tnienia. My艣li, dawno wyrzucone z pami臋ci, bezczelnie wpycha艂y si臋 do 艣wiadomo艣ci. Zabra艂 butelk臋 i wr贸ci艂 do 艂贸偶ka.
Zawsze uchodzi艂 za cz艂owieka maj膮cego gotow膮 odpowied藕 na ka偶de pytanie. A teraz? Nawet nie potrafi艂 sprecyzowa膰 tego pytania. Przekl臋ta Granger, to jej wina. Jej obecno艣ci i wyrazu jej oczu, kiedy m贸wi艂. Nie, nie jej, a w ka偶dym razie nie do ko艅ca. To by艂a jego decyzja. On chcia艂 ci膮gn膮膰 te rozmowy. Tylko 偶e… ona by艂a na podor臋dziu i tak by艂o najpro艣ciej. To w ko艅cu przez ni膮 powoli wychodzi艂 z marazmu.
Co takiego tkwi w tej kobiecie - dziewczynie, Severus, to jeszcze dziewczyna, pami臋taj - 偶e a偶 tak go zaintrygowa艂a? Przesta艂 patrze膰 na ni膮 jak na przem膮drza艂膮 i irytuj膮c膮 uczennic臋. Teraz widzia艂 kobiet臋 oraz jej z艂o艣膰, strach, pr贸b臋 walki ze 艣wiatem, nad kt贸rym pozornie dominowa艂a, cho膰 w rzeczywisto艣ci nie mia艂a o nim poj臋cia.
Egzystowa艂a na takich samych zasadach jak on kiedy艣. U艣wiadomi艂 sobie, kogo mu przypomina艂a. Jego samego z czas贸w sprzed drugiej wojny.
Poci膮gn膮艂 spory 艂yk, postawi艂 butelk臋 obok 艂贸偶ka i wbi艂 wzrok w sufit. Jakie rany spowodowa艂y, 偶e sta艂a si臋 taka? Tak bardzo spi臋ta i kontroluj膮ca ka偶dy sw贸j gest. Za艂o偶y艂a mask臋 oboj臋tno艣ci wobec 艣wiata, tak jak kiedy艣 on. W jej uczuciach przewa偶a艂a gorycz. Tak jak on wypar艂a pozytywne uczucia. Tylko 偶e ja w tym wieku by艂em silniejszy. Strawi j膮 ta gorycz, je艣li na to pozwoli. Po latach stanie si臋 dok艂adnie taka, jak on teraz.
Si臋gn膮艂 r臋k膮 po butelk臋 i chwil臋 p贸藕niej poczu艂 w 偶o艂膮dku rozgrzewaj膮cy p艂yn. Sami skazujemy si臋 na prywatne piek艂o. By艂o mu niewygodnie z my艣l膮, 偶e ta dziewczyna jest a偶 tak do niego podobna, i 偶e go to obchodzi. Usi艂owa艂 przywo艂a膰 w my艣lach obraz irytuj膮cej dziewczynki z wiecznie wyci膮gni臋t膮 do odpowiedzi r臋k膮.
Zamiast tego widzia艂 zdeterminowan膮 twarz - atrakcyjn膮 twarz - kobiety o br膮zowych b艂yszcz膮cych oczach.
Nast臋pnego dnia rano obudzi艂 si臋 skacowany. Mamrocz膮c pod nosem przekle艅stwa, przeszukiwa艂 szafk臋 z eliksirami. Eliksir na kaca, gdzie, na Slytherina, go postawi艂em? Niecierpliwymi ruchami podnosi艂 kolejne fiolki. Po paru sekundach z westchnieniem ulgi znalaz艂 i natychmiast wypi艂 ca艂o艣膰.
Ruszy艂 do 艂azienki. Mia艂 niejasne wra偶enie, 偶e wczoraj, zanim zasn膮艂, my艣la艂 o czym艣, o czym nie powinien. Pami臋ta艂 tylko tyle, 偶e mia艂o to co艣 wsp贸lnego z Granger. Ta whisky ci臋 kiedy艣 wyko艅czy. Wzruszy艂 ramionami. Ca艂kiem niez艂y spos贸b na 艣mier膰. Wtedy przestan臋 komplikowa膰 sobie 偶ycie.
***
Hermiona siedzia艂a w pubie ju偶 p贸艂 godziny i w艂a艣nie dochodzi艂a do wniosku, 偶e profesor si臋 nie zjawi. Zreszt膮, przychodz膮c tutaj nie mia艂a pewno艣ci, czy dobrze robi. Od tygodni Snape nie dawa艂 znaku 偶ycia. Zdecydowa艂a si臋 jednak pojawi膰 w ich miejscu i mia艂a nadziej臋, 偶e przyjdzie.
Przyzwyczai艂a si臋 do tych comiesi臋cznych spotka艅. Nie tylko z powodu swojego eliksiru. Przyzna艂a w ko艅cu, 偶e te rozmowy w jaki艣 dziwny spos贸b jej pomaga艂y. Mo偶e dlatego, i偶 u艣wiadomi艂a sobie, ile on prze偶y艂 i straci艂. O wiele wi臋cej ni偶 ona. By艂 zdolny do po艣wi臋cenia, na kt贸re ona nie potrafi艂aby si臋 zdoby膰.
Cokolwiek kiedy艣 o nim my艣la艂a, by艂o niewa偶ne. Teraz go podziwia艂a. W jego obecno艣ci jej problemy blad艂y. Ka偶da dyskusja z profesorem sprawia艂a, 偶e stawa艂a si臋 silniejsza. Zdolna do podj臋cia nowych wyzwa艅, kt贸re dawniej stanowi艂y sens jej 偶ycia. W ko艅cu on sam by艂 takim wyzwaniem.
Dopi艂a zimn膮 ju偶 kaw臋 i w艂a艣nie mia艂a wsta膰, kiedy stan臋艂a przed ni膮 ubrana na czarno posta膰. Przyszed艂. Ogarn臋艂o j膮 nieoczekiwane uczucie przypominaj膮ce rado艣膰.
- Panno Granger - przywita艂 si臋 sucho.
- Dobry wiecz贸r, profesorze Snape.
Patrzy艂a, jak zdejmuje ci臋偶ki czarny p艂aszcz i siada. Po raz pierwszy zwr贸ci艂a uwag臋 na jego str贸j. Czarne mugolskie d偶insy, we艂niany, gruby i oczywi艣cie czarny golf. Tak bardzo pasuj膮ce do jego szczup艂ej sylwetki i tak bardzo niepasuj膮ce do wizerunku mrocznego czarodzieja. Pomimo ciemnych barw to ubranie sprawia艂o, 偶e stawa艂 si臋 w jej oczach bardziej… ludzki? Przyst臋pny?
To poci膮gaj膮cy m臋偶czyzna, stwierdzi艂a zmieszana i spu艣ci艂a wzrok na swoje d艂onie. Us艂ysza艂a szelest kartek i unios艂a g艂ow臋. Profesor otwiera艂 notes w zielonej oprawie i przygl膮da艂 si臋 jej. W ciemnych oczach mign膮艂 jaki艣 niezidentyfikowany b艂ysk i po sekundzie znowu by艂y nieprzeniknione. Podsun膮艂 jej otwarty notatnik, zapisany r贸wnym, pochy艂ym pismem.
- Przeczytaj to i zastan贸w si臋 przez chwil臋 - rzuci艂 kr贸tko i skierowa艂 si臋 do baru.
Nie odrywaj膮c wzroku od oddalaj膮cego si臋 m臋偶czyzny, Hermiona si臋gn臋艂a po zapiski. Przez chwil臋 wpatrywa艂a si臋 w jego wysok膮 posta膰, dop贸ki nie obr贸ci艂 lekko g艂owy, jakby wyczu艂 jej intensywny wzrok.
B艂yskawicznie zwr贸ci艂a swoj膮 uwag臋 na podsuni臋te jej notatki i zag艂臋bi艂a si臋 w tekst, czuj膮c gor膮co na policzkach. Ma艂o brakowa艂o. Gapi艂a艣 si臋 w niego jak kobieta na diecie w kawa艂ek ciastka. Opanuj si臋, to jest Snape!
Profesor zrobi艂 por贸wnanie dw贸ch metod przygotowania sk艂adnik贸w. Jej - podr臋cznikowej i swojej - odbiegaj膮cej od standard贸w.
Odruchowo skin臋艂a g艂ow膮 w podzi臋kowaniu, kiedy postawi艂 przed ni膮 drinka. Trzeci raz czyta艂a jego zapiski i mia艂a wra偶enie, 偶e gdzie艣 ju偶 spotka艂a si臋 z takim, do艣膰 niekonwencjonalnym, traktowaniem sk艂adnik贸w. Musia艂a sobie przypomnie膰.
- Nie mia艂a艣 uczy膰 si臋 tego na pami臋膰, tylko przeczyta膰 i zacz膮膰 my艣le膰 - us艂ysza艂a kpi膮cy g艂os. - Jakie艣 wnioski?
Spojrza艂a na niego. Siedzia艂 z nieod艂膮cznym papierosem w palcach i szyderczym u艣mieszkiem na ustach. Odetchn臋艂a, upi艂a odrobin臋 drinka i skrzywi艂a si臋. Zbyt mocny. Jak on mo偶e to pi膰?
- Dlaczego trzy razy przetrze膰 owoce belladonny, profesorze? W podr臋cznikach i dzie艂ach, jakie znalaz艂am na ten temat, pisz膮, 偶e wrzuca si臋 zawsze ca艂e jagody. Profesor Slughorn te偶 nigdy nie wspomina艂 o innej metodzie.
Prychn膮艂 zniecierpliwiony. - Rozmawiali艣my ju偶 na temat krwawnika i zakl臋膰, a Wiem - To - Wszystko nie zastanowi艂a si臋 nad sposobami zwi臋kszenia wydajno艣ci sk艂adnik贸w. Gdyby wszyscy podchodzili do wiedzy tak podr臋cznikowo, to do dzisiaj najbardziej z艂o偶onym wywarem by艂by eliksir pieprzowy - doko艅czy艂 zjadliwie.
Zakl臋艂a pod nosem, w艣ciek艂a na siebie. Teraz wydawa艂o si臋 to oczywiste, sama mog艂a do tego doj艣膰. Za bardzo jednak skupi艂a si臋 na profesorze i na emocjach, jakie w niej wzbudza艂, a za ma艂o na wiedzy, kt贸r膮 stara艂 si臋 jej przekaza膰. Ostatnio zachowywa艂a si臋 jak rozchwiana emocjonalnie nastolatka.
Z satysfakcj膮 obserwowa艂, jak na twarzy dziewczyny pojawia si臋 w艣ciek艂o艣膰, a po chwili za偶enowanie. Chyba po raz pierwszy nie przy艂o偶y艂a si臋 do zadanej lekcji. Postanowi艂 dola膰 oliwy do ognia i zobaczy膰, jak zareaguje. - Musieli艣cie mie膰 miernych nauczycieli, skoro nie nauczyli was my艣le膰. U mnie na lekcjach nie by艂oby takiej fuszerki.
- Skoro profesor Slughorn by艂 do niczego, to dlaczego Dumbledore go zatrudni艂, a panu da艂 Obron臋? - odgryz艂a si臋 odruchowo i w tej samej sekundzie u艣wiadomi艂a sobie, 偶e niechc膮cy poruszy艂a niebezpieczny temat. Spojrza艂a z obaw膮 na m臋偶czyzn臋, zastanawiaj膮c si臋, jak skomentuje te s艂owa.
Snape obrzuci艂 j膮 wyrachowanym spojrzeniem. To niespodziewane pytanie, by艂o wod膮 na jego m艂yn. Akurat na to m贸g艂 odpowiedzie膰 bez problemu. Razem z Dumbledore'em przygotowali prawdopodobn膮 bajeczk臋 na u偶ytek innych nauczycieli. Analizowa艂 w my艣lach, jakie korzy艣ci przyniesie mu udzielenie odpowiedzi.
Je艣li jednak odpowie, to nie za darmo. Sama r贸wnie偶 b臋dzie musia艂a odpowiedzie膰 na jego pytanie.
Hermiona ju偶 otwiera艂a usta, aby zmieni膰 temat, kiedy us艂ysza艂a ponury g艂os:
- Dlaczego? - sykn膮艂. - Kto lepiej nauczy obrony przed Czarnym Panem i jego s艂ugusami je艣li nie jeden z nich? - Zaci膮gn膮艂 si臋 mocno i wbi艂 w ni膮 wzrok, ciekaw reakcji dziewczyny. - Mieli艣cie zrozumie膰 natur臋 Czarnej Magii, aby umie膰 si臋 przed ni膮 chroni膰.
Zaskoczona, 偶e jednak odpowiedzia艂, spojrza艂a na niewzruszon膮 twarz m臋偶czyzny. M贸wi prawd臋? Ogarn臋艂y j膮 w膮tpliwo艣ci. Harry opowiada艂 im przecie偶, co widzia艂 w my艣lodsiewni dyrektora - o wizycie Voldemorta w Hogwarcie - i wyja艣nieniach Dumbledore'a. Jak mogli tak ryzykowa膰? Chyba 偶e to by艂o zaplanowane! I znowu kolejna wskaz贸wka.
No, c贸偶 lepsza taka naci膮gana odpowied藕 ni偶 偶adna. Przynajmniej powiedzia艂 cokolwiek.
Widzia艂, jak zaskoczenie w oczach dziewczyny zamienia si臋 w pow膮tpiewanie. Nie wierzy艂a mu. Kadra Hogwartu nie mia艂a w膮tpliwo艣ci. Przekl臋ty starzec! Nie wyjawi艂 mi wszystkiego, u艣wiadomi艂 sobie z w艣ciek艂o艣ci膮. Z艂ota Tr贸jca znowu wiedzia艂a wi臋cej ni偶 powinna.
Z my艣li wyrwa艂 go spokojny g艂os. - Dzi臋kuj臋, profesorze.
Tym razem uda艂o jej si臋 wprawi膰 go w lekkie os艂upienie. Wiedzia艂a, 偶e nie powiedzia艂 jej prawdy, a mimo to podzi臋kowa艂a. Wzruszy艂 ramionami, burkn膮艂 co艣 pod nosem i dopi艂 drinka. Musia艂 zastanowi膰 si臋 nad pytaniem, kt贸re jej nie sp艂oszy.
- Zabierz ten notes do domu i spr贸buj zrobi膰 tak, jak napisa艂em. Rezultaty opisz. Odbior臋 notatki za miesi膮c - stwierdzi艂 kr贸tko.
Przytakn臋艂a, schowa艂a brulion do torby i zrobi艂a ruch, jakby chcia艂a wsta膰.
- Lupin musi by膰 bardzo dobrym przyjacielem, skoro testuje na sobie twoje wynalazki - pytanie... nie, stwierdzenie, wypowiedziane spokojnym, bez zwyk艂ej ironii, g艂osem zatrzyma艂o j膮 na miejscu.
Dlaczego go to interesuje? Na co mu ta wiedza? Zesztywnia艂a. Powinna by艂a si臋 tego spodziewa膰. Pytanie za pytanie. Odpowied藕 za odpowied藕. Ten cz艂owiek niczego nie robi bez ukrytych intencji. Ale, co dziwne, nie zapyta艂 wprost. Stwierdzi艂 tylko, daj膮c jej wyb贸r. Mog艂a odpowiedzie膰 kr贸tkim „tak” albo powiedzie膰 co艣 wi臋cej. Westchn臋艂a i rozlu藕ni艂a si臋. To by艂 w miar臋 bezpieczny temat.
- Remus to prawdziwy przyjaciel. Bez wzgl臋du na wszystko - zacz臋艂a lekko rozgoryczonym tonem. Urwa艂a, odkaszln臋艂a i zacz臋艂a jeszcze raz: - Chodzi mi o to, 偶e jest wspania艂ym cz艂owiekiem i przyjacielem. My艣li przede wszystkim o innych. Jest 艣wiadomy ryzyka, ale jak sam m贸wi, zrobi wszystko, co w jego mocy, aby pom贸c. Sam najlepiej wie, 偶e takim jak on jest bardzo ci臋偶ko - zako艅czy艂a z nadziej膮, 偶e nie zwr贸ci艂 uwagi na jej ton przy pierwszych s艂owach.
Sarkn膮艂 w duchu. 艢wi臋ty Lupin. Zawsze sk艂onny do pomocy i po艣wi臋ce艅. Tylko 偶e… Snape zna艂 go lepiej ni偶 ta naiwna dziewczyna i nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e a偶 taki altruistyczny nie jest. Nie b臋dzie jej jednak u艣wiadamia膰, sama si臋 przekona. O ile ju偶 nie wie, tylko nie przyznaje si臋 do tego. Ciekawie zacz臋艂a zdanie… Prawdziwy przyjaciel bez wzgl臋du na wszystko. I ta gorycz.
W tym musi tkwi膰 co艣 wi臋cej. Coraz lepiej, przyzwyczaja si臋 do jego obecno艣ci i coraz mniej si臋 kontroluje. Jeszcze troch臋 i powie mu to, co chce wiedzie膰. Jak wszyscy.
Odstawi艂 szklank臋 z whisky. - Przyjaciele s膮 zdecydowanie przereklamowani, nieprawda偶, Granger?
Psiakrew! Nie powinna si臋 艂udzi膰, profesor zauwa偶y wszystko i jeszcze troch臋. Gor膮czkowo zastanawia艂a si臋, co powiedzie膰. Na szcz臋艣cie Snape wybawi艂 j膮 z tej sytuacji. Wsta艂, si臋gn膮艂 po p艂aszcz, skin膮艂 g艂ow膮 na po偶egnanie i skierowa艂 si臋 do wyj艣cia.
Czemu mia艂o s艂u偶y膰 to ostatnie zdanie? Z os艂upieniem wpatrywa艂a si臋 w drzwi pubu.
Rozdzia艂 si贸dmy.
Sz艂a Pok膮tn膮, staraj膮c si臋 nie rzuca膰 ludziom w oczy. Wola艂a nie spotka膰 nikogo ze znajomych. I tak mia艂a do艣膰 szept贸w za plecami. Chcia艂a jak najszybciej kupi膰 sk艂adniki do eliksiru i wr贸ci膰 do domu. Musia艂a w ko艅cu dowiedzie膰 si臋 jak profesor przyrz膮dza艂 mikstur臋. By艂a pewna, 偶e ju偶 gdzie艣 spotka艂a si臋 z t膮 metod膮. Przez ostatnie dwa tygodnie przekopywa艂a stosy ksi膮偶ek i artyku艂贸w w poszukiwaniu odpowiedzi.
Nic nie znalaz艂a. Wi臋c sk膮d to uczucie deja-vu? Przecie偶 nie wymy艣li艂a sobie tego. Snape nie m贸g艂 by膰 jedynym Mistrzem Eliksir贸w, kt贸ry w ten spos贸b przygotowywa艂 swoje wywary. Zamy艣lona pchn臋艂a drzwi apteki i wesz艂a do 艣rodka.
W艂a艣ciciel - wysoki, chudy czarodziej - przywita艂 j膮 ob艂udnym u艣miechem. - Witam, witam pann臋 Granger. To co zwykle?
Nie znosi艂a tej sztucznej uprzejmo艣ci. Ciekawscy g艂upcy u艣miechali si臋 do niej, jednocze艣nie intensywnie zastanawiaj膮c si臋 nad jej ucieczk膮.
- Dzie艅 dobry - rzuci艂a ch艂odno. - Tak, tylko w podw贸jnych ilo艣ciach. - Wola艂a zaopatrzy膰 si臋 na d艂u偶ej, by jak najrzadziej tu wraca膰.
Aptekarz przygotowywa艂 towar i usi艂owa艂 j膮 zagadywa膰. Kr贸tko zby艂a jego nieudolne pr贸by, zap艂aci艂a, zmniejszy艂a zakupy, w艂o偶y艂a do kieszeni i wysz艂a. W drodze powrotnej wst膮pi艂a jeszcze do Es贸w i Flores贸w po najnowszy egzemplarz miesi臋cznika „Eliksiry dla znawc贸w”.
Przegl膮da艂a w艂a艣nie dzia艂 z najstarszymi wydaniami na temat przygotowywania wywar贸w, kiedy poczu艂a na ramieniu czyj膮艣 d艂o艅.
- Hermiona.
Harry. Spi臋艂a si臋 wewn臋trznie i z bladym u艣miechem odwr贸ci艂a si臋 do dawnego przyjaciela. - Cze艣膰.
Wygl膮da艂 tak jak zawsze, tylko w oczach brakowa艂o 偶ycia.
- Dawno ci臋 nie widzia艂em. - R贸wnie dobrze m贸g艂 stwierdzi膰, 偶e pogoda jest paskudna.
W jego g艂osie nie by艂o odrobiny ciep艂a.
Wzruszy艂a ramionami. - Studia poch艂aniaj膮 ca艂y m贸j czas.
- Rozumiem.
Oboje byli 艣wiadomi ciszy, jaka zapad艂a w ksi臋garni. Nie zwr贸cili uwagi na m臋偶czyzn臋, kt贸ry wyj膮tkowo intensywnie si臋 w nich wpatrywa艂.
- Odwied藕 mnie kiedy艣. D艂ugo nie rozmawiali艣my - rzuci艂 Harry p贸艂g艂osem.
Skin臋艂a g艂ow膮.
- Dobrze.
Doskonale wiedzia艂a, 偶e tego nie zrobi.
Harry r贸wnie偶 wiedzia艂. Pos艂a艂 jej wymuszony u艣miech na u偶ytek gapi贸w i wyszed艂.
Hermiona obrzuci艂a nie偶yczliwym spojrzeniem ludzi, kt贸rzy natychmiast wr贸cili do swoich spraw.
Podesz艂a do kasy, zap艂aci艂a za sw贸j magazyn i b艂yskawicznie opu艣ci艂a ksi臋garni臋.
***
… wyci膮ga do niej d艂o艅, a ona zachowuje si臋 jak udzielna ksi臋偶na…
… widzia艂a pani jej min臋?…
… bry艂a lodu…
Z ka偶dego k膮ta dobiega艂y szepty oburzonych czarodziei. Snape udawa艂, 偶e w skupieniu przegl膮da jak膮艣 ksi臋g臋. W rzeczywisto艣ci jednak odtwarza艂 klatka po klatce scen臋, kt贸rej by艂 艣wiadkiem.
Znowu wybra艂 si臋 na Pok膮tn膮, a 艣ci艣lej bior膮c na Nokturn. Przypadkiem dostrzeg艂 Pottera i wszed艂 za nim do ksi臋garni. 艢lepy traf, pomy艣la艂.
Po tej scenie zrozumia艂, dlaczego z takim rozczarowaniem wymawia艂a s艂owo „przyjaciel”. Wyra藕nie by艂o wida膰, 偶e co艣 tu nie gra. Niby normalna rozmowa, a oboje byli spi臋ci i nienaturalni. Mia艂 wra偶enie, 偶e na si艂臋 chcieli przekona膰 ludzi, i偶 wszystko jest w porz膮dku.
Cho膰 najwyra藕niej nie jest.
Obserwowa艂 Pottera, kiedy ten zauwa偶y艂 dziewczyn臋.
W oczach ch艂opaka pojawi艂a si臋 z艂o艣膰, a na twarzy b贸l, jednak po chwili znowu przybra艂a ona neutralny wyraz. Z wahaniem podszed艂 do Granger, jakby nie by艂 pewien, jak zareaguje.
Co to znaczy? Snape stanowczym gestem od艂o偶y艂 ksi臋g臋, postawi艂 ko艂nierz p艂aszcza i wyszed艂 na za艣nie偶on膮 ulic臋. Prychaj膮c w duchu na niedorzeczne, 艣wi膮teczne dekoracje, zmierza艂 w stron臋 Dziurawego Kot艂a i analizowa艂. Szuka艂 powi膮za艅 mi臋dzy tym, co ju偶 wiedzia艂.
***
Wrzuca艂a w艂a艣nie kolejny sk艂adnik do kocio艂ka ustawionego na kuchennym blacie, kiedy us艂ysza艂a pukanie. Akurat teraz, wymamrota艂a pod nosem. Machni臋ciem r贸偶d偶ki zmniejszy艂a ogie艅 i posz艂a spojrze膰, kogo diabli nios膮.
- Remus - rozja艣ni艂a si臋 po otwarciu drzwi. - Wejd藕, szybko. Mam kocio艂ek na ogniu - rzuci艂a ju偶 w po艂owie drogi do kuchni.
- Co艣 si臋 ruszy艂o? - us艂ysza艂a za plecami zaciekawiony g艂os. Remus wszed艂 do kuchni i usiad艂 przy stole.
Kiwn臋艂a tylko g艂ow膮, nie przerywaj膮c wymawia膰 zakl臋cia. Jeszcze tylko trzy ruchy r贸偶d偶k膮 i gotowe. Zarumieniona od ciep艂a kocio艂ka odwr贸ci艂a si臋 do przyjaciela. - Jak wystygnie przelej臋 do fiolki i b臋dziesz m贸g艂 zabra膰 ze sob膮. - U艣miechn臋艂a z zadowoleniem i zdj臋艂a fartuch. - Herbaty?
Podzi臋kowa艂 i przypatrywa艂 si臋, jak przygotowuje nap贸j mugolskim sposobem. Co艣 w jej ruchach si臋 zmieni艂o. By艂y 偶ywsze, bardziej energiczne. Nie przypomina艂a ju偶 automatu i po raz pierwszy od d艂u偶szego czasu u艣miechn臋艂a si臋 normalnie. Bez wysi艂ku. W br膮zowych oczach b艂yszcza艂 lekki entuzjazm. Co prawda by艂 to zaledwie u艂amek tego, kt贸ry mia艂a kiedy艣, ale jednak.
- Prosz臋. - Postawi艂a przed nim paruj膮cy kubek.
Ostro偶nie upi艂 艂yk. - Jak uda艂o ci si臋 tak szybko stworzy膰 co艣 nowego? Ostatnio mieli艣my ma艂y zast贸j i ju偶 si臋 ba艂em, 偶e zrezygnujesz. Zreszt膮 przez prawie ca艂y rok wprowadza艂a艣 tylko minimalne zmiany.
Zmiesza艂a si臋. Przecie偶 nie mo偶e mu powiedzie膰 o Snape'ie. Przez chwil臋 gor膮czkowo zastanawia艂a si臋 nad odpowiedzi膮.
- W archiwach uniwersytetu natkn臋艂am si臋 na notatki i prace jednego z absolwent贸w. Mia艂 ciekawe teorie na temat Wywaru Tojadowego, w nich znalaz艂am par臋 wskaz贸wek. Zobaczymy, jak zadzia艂aj膮. - Modli艂a si臋 desperacko w duchu, aby nie zauwa偶y艂, jak grubymi ni膰mi jest szyte to k艂amstwo.
Nie lubi艂a k艂ama膰, a to tak do ko艅ca nie mija艂o si臋 z prawd膮. W ko艅cu profesor Snape by艂 absolwentem jej uczelni i to, co powiedzia艂a, mog艂o si臋 zdarzy膰.
Remus dostrzeg艂 jej zak艂opotane spojrzenie. Wydawa艂o si臋, 偶e nie powiedzia艂a mu ca艂ej prawdy, ale nie chcia艂 si臋 natr臋tnie dopytywa膰. W swoim czasie wyja艣ni mu wszystko. Teraz mia艂 zamiar wykorzysta膰 dobry humor dziewczyny i wyci膮gn膮膰 j膮 z domu. Taki by艂 zreszt膮 pow贸d jego wizyty. Nie mo偶e ca艂y czas tkwi膰 w ksi膮偶kach. - Co powiesz na spacer do parku? Potrzebujesz jakiej艣 odskoczni i troch臋 ruchu te偶 dobrze ci zrobi.
Zaskoczy艂 j膮. Rzuci艂a okiem na kocio艂ek w poszukiwaniu wym贸wki, ale eliksir musia艂 wystygn膮膰, a do tego nie by艂a potrzebna.
Nie chcia艂a wychodzi膰; widzie膰, jak ludzie przygotowuj膮 si臋 do 艣wi膮t. Kiedy艣 kocha艂a t臋 por臋 roku i jej atmosfer臋.
Potem je znienawidzi艂a. Przypomina艂y jej o tym, co straci艂a. Rodzicach, przyjacio艂ach, beztrosce. Jednak… skoro postanowi艂a przesta膰 si臋 nad sob膮 u偶ala膰, to by艂by kolejny krok.
Przenios艂a wzrok na m臋偶czyzn臋, kt贸ry spogl膮da艂 na ni膮 wyczekuj膮co. - Dobrze. Ale tylko do parku, 偶adnych wycieczek na Pok膮tn膮.
***
Spacerowali po o艣nie偶onym londy艅skim parku. Remus zdecydowa艂 si臋 ostro偶nie poruszy膰 temat zmian, jakie zaobserwowa艂 u dziewczyny przez ostatnie miesi膮ce. Wygl膮da艂o na to, 偶e zaczyna wychodzi膰 ze swojej skorupy. Mo偶e jest szansa, 偶e wr贸ci do nich.
Coraz cz臋艣ciej by艂a o偶ywiona, lekko podekscytowana. Przypuszcza艂, 偶e mia艂o to zwi膮zek z pracami nad projektem i cieszy艂 si臋 z tego.
Kiedy rozpoczyna艂a swoje eksperymenty, brakowa艂o jej zapa艂u. Wtedy mia艂 wra偶enie, jakby robi艂a to tylko po to, aby si臋 czym艣 zaj膮膰 i nie my艣le膰.
Wydawa艂o si臋, 偶e powoli zn贸w staje si臋 dziewczyn膮, kt贸r膮 kiedy艣 by艂a; kt贸ra oddawa艂a ca艂e serce temu, co j膮 interesowa艂o. - Zmieniasz si臋. Co, lub mo偶e kto, spowodowa艂, 偶e znowu zaczynasz si臋 u艣miecha膰?
Nie wiedzia艂a, co powiedzie膰 przyjacielowi. - Przecie偶 zawsze si臋 u艣miecha艂am, a ju偶 szczeg贸lnie do ciebie - usi艂owa艂a zbagatelizowa膰 spostrze偶enia Remusa. - Jestem t膮 sam膮 Hermion膮 co zawsze.
- Czy rzeczywi艣cie? - W jego oczach pojawi艂a si臋 艂agodna nagana. - Hermiona, dobrze ci臋 znam i na nieszcz臋艣cie zauwa偶am ka偶d膮 najmniejsz膮 zmian臋 w twoim zachowaniu - u艣miechn膮艂 si臋 偶artobliwie do dziewczyny.
Poczu艂a wyrzuty sumienia. Remus zawsze by艂 przy niej; nawet wtedy, kiedy my艣la艂a, 偶e nikogo nie potrzebuje. Zas艂ugiwa艂 na przynajmniej troch臋 szczero艣ci. Westchn臋艂a i niech臋tnie przyzna艂a: - Nic szczeg贸lnego si臋 nie sta艂o, Remusie. Po prostu, u艣wiadomi艂am sobie, 偶e nadal 偶yj臋.
Zastanawia艂a si臋, ile mo偶e powiedzie膰 przyjacielowi. Nie mog艂a zdradzi膰 swojej tajemnicy, a jednocze艣nie chcia艂a na tyle zaspokoi膰 ciekawo艣膰 m臋偶czyzny, 偶eby przesta艂 si臋 tym interesowa膰.
Przystan臋艂a i spojrza艂a w ciep艂e bursztynowe oczy. - Jest co艣 - zacz臋艂a ostro偶nie - co mi pomaga. Pomaga si臋 przem贸c, zmusza do my艣lenia o czym艣 wi臋cej ni偶 o tym, co ja zrobi艂am ze swoim 偶yciem. Zmusza do pracy nad sob膮.
Remus widzia艂, 偶e znowu nie powiedzia艂a mu wszystkiego. Zwr贸ci艂 uwag臋, z jakim naciskiem wypowiedzia艂a s艂owo „ja”. Nie chcia艂 jednak si臋 dopytywa膰. Mia艂 tylko nadziej臋, 偶e cokolwiek to jest, nadal b臋dzie w ten spos贸b wp艂ywa膰 na dziewczyn臋. Sama wyja艣ni mu wszystko, kiedy uzna, 偶e nadszed艂 w艂a艣ciwy czas. U艣miechn膮艂 si臋 i przytuli艂 Hermion臋.
Odwzajemni艂a u艣cisk, zadowolona, i偶 wystarczy艂a mu taka odpowied藕, po czym uj臋艂a m臋偶czyzn臋 pod rami臋. Wznowili spacer.
Rozmowa zesz艂a na plany Gryfonki po uko艅czeniu studi贸w. Wyzna艂a, 偶e chcia艂aby wyjecha膰 z kraju. To prawda, pracuje nad sob膮, ale nie widzi mo偶liwo艣ci dalszego 偶ycia w Anglii. W przysz艂ym roku, pod koniec studi贸w, ma zamiar wys艂a膰 swoje aplikacje do firm w Stanach, Australii, czy Nowej Zelandii. Byle jak najdalej st膮d.
Remus posmutnia艂 na t臋 wiadomo艣膰, ale zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e nie jest w stanie sprawi膰, aby zmieni艂a zdanie. Westchn膮艂 ci臋偶ko w duchu i skierowa艂 rozmow臋 na nadchodz膮ce 艣wi臋ta. By艂 ciekaw, jakie mia艂a plany.
***
Snape wraca艂 z Irlandii. W 偶o艂膮dku czu艂 przyjemne ciep艂o Ognistej, bowiem wi臋kszo艣膰 czasu sp臋dzi艂 w pubach, podkradaj膮c sta艂ym bywalcom po par臋 w艂os贸w. Ostatnimi czasy przez te przekl臋te wycieczki na Pok膮tn膮 i Nokturn jego zapasy najwa偶niejszego sk艂adnika gwa艂townie si臋 skurczy艂y.
Aportowa艂 si臋 w odludnej cz臋艣ci londy艅skiego parku. Wiedzia艂, 偶e po zmroku 偶aden spacerowicz nie zboczy z g臋sto o艣wietlonych g艂贸wnych alejek.
Poprawi艂 ko艂nierz p艂aszcza i szybkim krokiem ruszy艂 ku wyj艣ciu z parku. Chcia艂 jak najszybciej znale藕膰 si臋 w domu i nie musie膰 patrze膰 na bezsensownie szcz臋艣liwych ludzi, podekscytowanych atmosfer膮 艣wi膮t.
Szed艂 w艂a艣nie jedn膮, rz臋si艣cie o艣wietlon膮 kolorowymi lampkami alejk膮, kiedy dostrzeg艂 w 艣wietle latarni przytulon膮 par臋. Ob艣ciskuj膮cy si臋 idioci, sarkn膮艂 w duchu, id膮c w ich kierunku. Po chwili m臋偶czyzna i kobieta rozdzielili si臋 i dostrzeg艂 burz臋 br膮zowych lok贸w oraz twarz kobiety. U艣miecha艂a si臋 ciep艂o do towarzysza.
Zamar艂 w p贸艂 kroku, d艂onie same zacisn臋艂y mu si臋 w pi臋艣ci. Zw臋zi艂 oczy.
Granger i ten cholerny wilko艂ak.
Odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie i ruszy艂 ku wyj艣ciu.
Nic nie zdarza si臋 przez przypadek.
Musia艂 si臋 napi膰, natychmiast.
Ok艂ama艂a go, ta bezczelna smarkula go ok艂ama艂a. Tylko przyjaciel!
Czu艂, jak ogarnia go w艣ciek艂o艣膰. Da艂 si臋 wyprowadzi膰 w pole smarkuli. Stary idiota.
W najbli偶szej knajpie zam贸wi艂 whisky i warkn膮艂 na rozmownego barmana, aby si臋 odpieprzy艂. Musia艂 pomy艣le膰. Im szybciej rozgryzie t臋 dziewczyn臋, tym pr臋dzej si臋 jej pozb臋dzie i b臋dzie mia艂 艣wi臋ty spok贸j.
Pieprzona Granger, pieprzony Potter i pieprzony Lupin.
Jednym haustem wypi艂 zawarto艣膰 szklanki i zam贸wi艂 kolejnego drinka.
Na Pok膮tnej ona i Potter zachowywali si臋 jak dwoje obcych sobie ludzi. A potem te komentarze innych czarodziei. Wszystkie pot臋piaj膮ce dziewczyn臋.
„Avada nie wybiera”, przypomnia艂 sobie nagle s艂owa jej wyk艂adowcy. Czy偶by kogo艣 zabi艂a? Prychn膮艂. Oczywi艣cie, ca艂e stado 艣mierciojad贸w. Jednak to nie wywo艂a艂oby takiej niech臋ci ca艂ego czarodziejskiego 艣wiata.
Potter i Granger. Samotno艣膰 Pottera. Ucieczka Granger. 艢mier膰 Weasley贸wny.
Nie by艂o go przy tym. Mia艂o to miejsce w jakiej艣 podrz臋dnej potyczce, maj膮cej na celu odwr贸cenie uwagi. Granger mia艂a co艣 wsp贸lnego ze 艣mierci膮 tej ma艂ej? Je偶eli tak, to by wiele wyja艣nia艂o. Tylko w jaki spos贸b? Tego musia艂 si臋 jeszcze dowiedzie膰. I dowie si臋. Oszuka膰 go to jest sztuka na raz.
U偶yje legilimencji, je艣li b臋dzie musia艂, ale si臋 dowie. W tej chwili mia艂 do艣膰 idiotycznych podchod贸w.
Kolejny raz nie da si臋 nabra膰. I to komu? Przem膮drza艂ej g贸wniarze.
Tylko przyjaciel, warkn膮艂 pod nosem.
Przesta艂 liczy膰 drinki. Wychyla艂 kolejne, jeden za drugim, jakby to by艂a woda. Potrzebowa艂 ich dzisiaj. Potrzebowa艂 zoboj臋tnienia. Musia艂 wyrzuci膰 z umys艂u obraz ob艣ciskuj膮cej si臋 pary. Doprowadza艂o go to do furii.
Nienawidzi艂 siebie za to uczucie.
Nast臋pna pe艂na szklaneczka.
Nienawidzi艂 wszystkich, a przede wszystkim Granger. Nienawidzi艂 tej akceptacji, kt贸r膮 go obdarowa艂a, nie 偶膮daj膮c niczego w zamian. To przecie偶 absurdalne i wbrew prawom natury. Ka偶dy chce czego艣 w zamian. Ona r贸wnie偶. Chcia艂a jego wiedzy, potrzebowa艂a jego pomocy. A jednak - kiedy patrzy艂 w jej oczy - widzia艂, 偶e to bez znaczenia, czy jej pomo偶e, czy nie.
Pusta szklanka i gest w stron臋 barmana.
Pod艣wiadomie wiedzia艂, 偶e nawet je艣li odm贸wi艂by tej pomocy to nadal w jej oczach b臋dzie akceptacja. Nie chcia艂 tego. Nie potrzebowa艂. A ju偶 szczeg贸lnie nie od tej dziewczyny. Kobiety.
Sprawia艂a, 偶e znowu zaczyna艂 czu膰. My艣le膰. 呕y膰.
Dopi艂 ostatniego drinka, zap艂aci艂 i chwiejnie ruszy艂 w stron臋 mieszkania.
***
Siedzia艂a na pod艂odze przed kominkiem, otoczona stosami ksi膮偶ek, starych wolumin贸w oraz w艂asnych notatek. Szuka艂a odpowiedzi. Na pytanie, na kt贸re, by艂a przekonana, zna艂a odpowied藕. Tkwi艂o to w umy艣le dziewczyny i nie dawa艂o spokoju. Nawet w pracy kole偶anki zauwa偶y艂y, 偶e b艂膮dzi my艣lami gdzie艣 daleko.
Nic, ci膮gle nic! Sfrustrowana, z g艂o艣nym klapni臋ciem, zamkn臋艂a opas艂y tom. Wsta艂a i ruszy艂a do kuchni. Herbata zawsze pomaga艂a si臋 jej odpr臋偶y膰.
Niespiesznie przygotowywa艂a ulubiony nap贸j, kiedy jej wzrok pad艂 na miesi臋cznik zakupiony na Pok膮tnej.
Przypomnia艂a sobie spotkanie z Harrym. A偶 dziwne, 偶e tak ma艂o uwagi po艣wi臋ci艂a przypadkowemu spotkaniu z przyjacielem. Jeszcze niedawno rozpami臋tywa艂aby ka偶dy gest, ka偶de s艂owo ch艂opaka, doszukuj膮c si臋 ukrytych znacze艅 i pogr膮偶aj膮c w rozgoryczeniu i apatii.
Teraz przesz艂a nad tym do porz膮dku dziennego. Wzruszy艂a ramionami. Czas najwy偶szy. Nareszcie co艣 zrozumia艂a. Wojna zniszczy艂a tyle istnie艅 i tyle marze艅 ludzkich, 偶e ona kurczowo trzyma艂a si臋 ostatniej rzeczy, kt贸ra - jak jej si臋 wydawa艂o - pozosta艂a niezmieniona. Nie dostrzega艂a rzeczy oczywistych, bo ba艂a si臋 ich.
Wojna zmieni艂a nie tylko j膮. Jej przyjaciele tak偶e walczyli z w艂asnymi demonami. Ka偶de na sw贸j spos贸b. Doro艣li艣my, ka偶dy z nas poszed艂 w艂asn膮 drog膮. Tylko 偶e mnie zaj臋艂o to najwi臋cej czasu.
Powr贸t do dawnych wspania艂ych czas贸w Hogwartu nie by艂 mo偶liwy, ale pozosta艂y jej wspomnienia. Te dobre i te ciut gorsze.
Musz臋 nauczy膰 si臋 zauwa偶a膰, kiedy ko艅czy si臋 jaki艣 etap mojego 偶ycia. Zamkn膮膰 ten etap. Nie jest wa偶ne, jak go nazw臋; wa偶ne, 偶e zostawi臋 go za sob膮. Dotar艂o do niej, i偶 nie mo偶e cofn膮膰 si臋 w przesz艂o艣膰, 偶e nic ju偶 nie b臋dzie jak dwa, trzy lata wcze艣niej.
Te dwa lata, kt贸re wydawa艂y mi si臋 potwornym piek艂em, mia艂y sw贸j sens. Zrozumia艂am podstawow膮 prawd臋: ludzie si臋 zmieniaj膮, nie tylko ja.
Zabra艂a gor膮c膮 herbat臋 i wr贸ci艂a na pod艂og臋 przy kominku. Opar艂a si臋 plecami o kanap臋 i u艣miechn臋艂a na my艣l o latach nauki w Hogwarcie. Mimo wisz膮cego na nimi - a w艂a艣ciwie nad Harrym - widma Voldemorta, 艣wietnie si臋 bawili.
Wraca艂a pami臋ci膮, rok po roku, do pocz膮tk贸w ich przyja藕ni, wsp贸lnych przyg贸d, a偶 do pechowej klasy sz贸stej. To by艂 najdziwniejszy rok. Snape jako nauczyciel OPCM, nowy profesor eliksir贸w i niespodziewane sukcesy Harry'ego w tym przedmiocie.
Roze艣mia艂a si臋 na wspomnienie o swojej w艣ciek艂o艣ci i zazdro艣ci. Kiedy艣 by艂a najlepsza, a tu nagle przyjaciel prze艣cign膮艂 j膮 przy pomocy jakiej艣 starej ksi膮偶ki. Przekonywa艂a go wtedy, i偶 ta ksi膮偶ka jest pe艂na czarnej magii. Jakie艣 dziwne zakl臋cia, niecodzienne sposoby przygotowywania eliksir贸w.
Gwa艂townie si臋 wyprostowa艂a. Ksi膮偶ka Harry'ego! To by艂o to. Wiedzia艂a, 偶e gdzie艣 ju偶 spotka艂a si臋 z takimi metodami w eliksirach. Ksi膮偶臋 P贸艂krwi! Snape! Jak mog艂am zapomnie膰! By艂a na siebie w艣ciek艂a. Zmarnowa艂a tyle czasu na bezsensowne poszukiwania, a odpowied藕 mia艂a ca艂y czas przed nosem.
Przecie偶 Harry powiedzia艂 im, kim by艂 Snape. Podczas jego pogoni za zdrajc膮 - jak uwa偶a艂 - profesor sam wykrzycza艂 mu w twarz, 偶e jest Ksi臋ciem P贸艂krwi. Zaraz po tym jak Harry usi艂owa艂 go potraktowa膰 jednym z zakl臋膰 znalezionych w ksi膮偶ce.
Zdecydowa艂a si臋 odwiedzi膰 ch艂opaka, aby dowiedzie膰 si臋, czy kiedykolwiek wr贸ci艂 po ten podr臋cznik. Potrzebowa艂a wiedzy zapisanej na starych, zniszczonych kartkach. Wtedy, w szkole, nawet nie chcia艂a tego ogl膮da膰. Jaka by艂am g艂upia! A teraz mo偶e dzi臋ki temu uda jej si臋 dowiedzie膰 czego艣 wi臋cej o tej chodz膮cej 艂amig艂贸wce, jak膮 by艂 Mistrz Eliksir贸w.
***
Pchn臋艂a drzwi pubu i wesz艂a do zadymionego wn臋trza. Automatycznie spojrza艂a w stron臋 ich boksu. Snape'a nie by艂o. Nie zdziwi艂a si臋, ostatnim razem r贸wnie偶 musia艂a na niego czeka膰. Skierowa艂a si臋 do baru i zam贸wi艂a herbat臋. 呕adnych drink贸w dzisiaj, postanowi艂a. Rozlu藕nia艂y, a dzisiaj musia艂a uwa偶a膰 i trzyma膰 na wodzy swoj膮 ciekawo艣膰 odno艣nie wczorajszego odkrycia. Najpierw chcia艂a zobaczy膰 si臋 z Harrym.
Zdj臋艂a p艂aszcz i wsun臋艂a si臋 w ciemny k膮t kanapy. Popija艂a nap贸j i z coraz wi臋kszym zniecierpliwieniem wpatrywa艂a si臋 w drzwi. Po godzinie dotar艂o do niej, 偶e profesor si臋 nie pojawi. Zdenerwowana, opu艣ci艂a bar i szybkim krokiem ruszy艂a w stron臋 domu.
Co si臋 dzieje? Z ka偶d膮 chwil膮 robi艂a si臋 coraz bardziej zaniepokojona. Snape by艂 bardzo obowi膮zkowym cz艂owiekiem. Jedno spotkanie co miesi膮c. To sta艂o si臋 ich zwyczajem, a dodatkowo jeszcze dzi艣 mia艂 sprawdzi膰 rezultaty jej kolejnego eksperymentu.
Czemu si臋 nie zjawi艂? Przez g艂ow臋 dziewczyny przewija艂y si臋 coraz bardziej ponure scenariusze. Zachorowa艂. Idiotyczne, to Mistrz Eliksir贸w. Wyjecha艂 z kraju. Bez sensu, da艂by jej jaki艣 znak. Przynajmniej mia艂a tak膮 nadziej臋. Nie musia艂 si臋 jej t艂umaczy膰. Kto艣 dowiedzia艂 si臋, 偶e 偶yje, i go z艂apali. To ostatnie przysz艂o jej do g艂owy ju偶 pod drzwiami mieszkania. Zamar艂a z kluczem w r臋ku.
Na moment ogarn臋艂o j膮 przera偶enie, zanim u艣wiadomi艂a sobie, 偶e przecie偶 ju偶 by o tym wiedzia艂a. W Proroku, kt贸rego nadal prenumerowa艂a, informacja o tym by艂aby na pierwszej stronie, lub Remus da艂by jaki艣 sygna艂. Troch臋 uspokojona przekr臋ci艂a klucz i wesz艂a do domu.
W nocy nie mog艂a zasn膮膰, przewraca艂a si臋 z boku na bok. My艣li kr膮偶y艂y wok贸艂 profesora Snape'a. Najbardziej nieprzeniknionego i nieprzewidywalnego cz艂owieka jakiego kiedykolwiek zna艂a. Nie umia艂a sprecyzowa膰 uczu膰 towarzysz膮cych tym my艣lom. Z pewno艣ci膮 martwi艂a j膮 jego dzisiejsza nieobecno艣膰, ale by艂o co艣 jeszcze. Co艣, co nie dawa艂o zasn膮膰.
Rozdzia艂 贸smy.
Po ostatnich wydarzeniach Snape musia艂 si臋 zastanowi膰, czy kontynuowa膰 te rozmowy. Nie podoba艂 mu si臋 kierunek, jaki obiera艂y ostatnimi czasy jego my艣li i odczucia. Nie by艂o mu to potrzebne. Wiedza o tej dziewczynie do niczego mu si臋 nie przyda. Do ci臋偶kiej skl膮tki tylnowybuchowej, a co mnie obchodzi ona i ten pieprzony wilko艂ak?
Nie przesta艂 jednak jej obserwowa膰 i w臋szy膰 wok贸艂 jej by艂ych przyjaci贸艂 i znajomych. Nie lubi艂 pozostawia膰 niedoko艅czonych spraw, wynikiem czego coraz wi臋cej czasu sp臋dza艂 na Pok膮tnej, pods艂uchuj膮c. Zawsze po takiej wizycie pozostawa艂o mu poczucie niedosytu informacji.
Strz臋pki us艂yszanych informacji tylko wszystko bardziej gmatwa艂y. Sam domy艣li艂 si臋, 偶e Granger mia艂a co艣 wsp贸lnego ze 艣mierci膮 Ginewry Weasley, i niestety nic wi臋cej. Czarodziejski 艣wiat natomiast tylko snu艂 domys艂y i sia艂 plotki. Nikt nic nie wiedzia艂 na pewno, a ju偶 skazali j膮 na ostracyzm. Doprowadza艂o go to do w艣ciek艂o艣ci. Zadufane w sobie, wszystkowiedz膮ce dupki. Na w艂asnej sk贸rze odczu艂 艂atwo艣膰, z jak膮 ludzie wydaj膮 s膮dy.
W dzie艅 spotkania nie m贸g艂 znale藕膰 sobie miejsca. Nadal przekonywa艂 si臋, 偶e to nie jest mu do niczego potrzebne, ale co艣 nie dawa艂o mu spokoju. Przyzwyczai艂 si臋 do regularnych inteligentnych dyskusji i tej ma艂ej intrygi, kt贸r膮 rozpocz膮艂.
Po paru godzinach walki z my艣lami postanowi艂, 偶e p贸jdzie do baru. Zabra艂 piersi贸wk臋 z wielosokiem i wyszed艂.
Wchodz膮c do knajpy dostrzeg艂 j膮 od razu. Siedzia艂a w k膮cie i wpatrywa艂a si臋 w drzwi.
Wybra艂 stolik, z kt贸rego mia艂 najlepszy widok na dziewczyn臋.
Powoli pi艂 zam贸wion膮 kaw臋 i obserwowa艂 Granger. Widzia艂, z jak膮 nadziej膮 podrywa艂a g艂ow臋 na d藕wi臋k otwieranych drzwi, i jak na jej twarzy pojawia si臋 rozczarowanie na widok wchodz膮cych os贸b. Z ka偶d膮 minut膮 dziewczyna robi艂a wra偶enie coraz bardziej zaniepokojonej. Nerwowo przygryza艂a warg臋 i co sekund臋 zerka艂a na zegarek.
Po godzinie podda艂a si臋. Kiedy przechodzi艂a obok jego stolika, dostrzeg艂 w jej oczach zmartwienie. Czy偶by niepokoi艂a si臋 o mnie? Parskn膮艂 szyderczo w duchu. Chyba o sw贸j eliksir. Odczeka艂 chwil臋, odstawi艂 prawie pe艂ny kubek z kaw膮 i ruszy艂 za Gryfonk膮.
Towarzyszy艂 jej a偶 do samego domu. Mija艂 dziewczyn臋 w chwili, kiedy otwiera艂a drzwi mieszkania i dostrzeg艂 jej przera偶ony wyraz twarzy. Dyskretnie rozejrza艂 si臋 wok贸艂, ciekawy, co sprawi艂o, 偶e si臋 wystraszy艂a. Wszystko wydawa艂o si臋 w porz膮dku, nie zauwa偶y艂 niczego dziwnego, co mog艂o spowodowa膰 jej przera偶enie. Po chwili otrz膮sn臋艂a si臋, otworzy艂a drzwi i wesz艂a do 艣rodka.
Co si臋 sta艂o? Zamy艣lony, wszed艂 do najbli偶szej ciemnej bramy i deportowa艂 si臋.
***
Hermiona nie mog艂a sobie znale藕膰 miejsca. Kr臋ci艂a si臋 bez celu po mieszkaniu. Dziwi艂 j膮 w艂asny niepok贸j albo bardziej charakter, jaki obiera艂. Podobnie czu艂a si臋, kiedy Harry z Ronem wyruszali na poszukiwanie kolejnego horcruxa, a ona nie mog艂a im towarzyszy膰. Mia艂a inne zadania przydzielone jej przez profesor McGonagall.
Zmartwienie, zdenerwowanie i nadzieja, 偶e wr贸c膮 cali i zdrowi.
W艂a艣nie ta nadzieja nie dawa艂a dziewczynie spokoju. Dlaczego akurat to uczucie? By艂o przecie偶 czym艣 pozytywnym.
Usiad艂a przy oknie i wpatrywa艂a si臋 nieruchomym wzrokiem w padaj膮cy 艣nieg. Usi艂owa艂a zrozumie膰 sam膮 siebie. Przyzna艂a w ko艅cu, 偶e eliksir by艂 doskona艂膮 wym贸wk膮, aby widywa膰 profesora.
Wywar by艂 istotny, owszem, a dzi臋ki by艂emu nauczycielowi mia艂a pewno艣膰, i偶 go uko艅czy. Teraz jednak chodzi艂o o uczucia, jakie budzi艂 w niej Snape. Nie chcia艂a przyj膮膰 do wiadomo艣ci, 偶e j膮 fascynowa艂. Jako cz艂owiek i jako m臋偶czyzna. Jako cz艂owiek dlatego, 偶e by艂 jedn膮 wielk膮 zagadk膮, a ona uwielbia艂a 艂amig艂贸wki. Co spowodowa艂o, 偶e sta艂 si臋 taki zgry藕liwy i nieprzyst臋pny? Mroczny, a jednak po jasnej stronie. Wbrew swej woli?
Szanowa艂a t臋 niez艂omno艣膰 cz艂owieka, kt贸ry potrafi po艣wi臋ci膰 sprawy wa偶ne dla spraw wa偶niejszych.
Niewiele wiedzia艂a na ten temat. Akurat tu Dumbledore wyj膮tkowo milcza艂. Zawsze powtarza艂 tylko, 偶e ca艂kowicie ufa Mistrzowi Eliksir贸w. Musia艂 przecie偶 mie膰 jaki艣 pow贸d.
Jeszcze w Hogwarcie si臋 nad tym zastanawia艂a, ale nie zrobi艂a nic, aby to rozwik艂a膰. Teraz mia艂a szans臋. I mo偶e powoli jej si臋 uda. Ju偶 zrobi艂a krok w tym kierunku.
Nie umia艂a sobie jednak wyt艂umaczy膰 zafascynowania nim jako m臋偶czyzn膮. Spotyka艂a w swoim 偶yciu r贸偶nych facet贸w. Dobrych, z艂ych… bardzo jednoznacznych. Przystojnych, pi臋knych jak Lockhart, zwyczajnych i brzydkich o interesuj膮cym wn臋trzu, ale 偶aden nie budzi艂 w niej tak intensywnych i sprzecznych uczu膰.
Usi艂owa艂a uporz膮dkowa膰 ten chaos. Wtedy, w pracy, bezsensowne s艂owa kole偶anki, potem przypadkowy dotyk zimnych, szczup艂ych palc贸w na sk贸rze d艂oni. I jej niewyt艂umaczalna reakcja. Spos贸b poruszania si臋, p艂ynny, nies艂yszalny, kt贸ry w Hogwarcie wprawia艂 j膮 w trwo偶ny podziw. Niemal偶e hipnotyzuj膮ca charyzma. I celne, sarkastyczne uwagi, kt贸re zmusza艂y ludzi do my艣lenia.
Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Zaczynam mie膰 na jego punkcie obsesj臋. Nie podoba艂o jej si臋 to. Musi przesta膰 my艣le膰 w ten spos贸b. To przecie偶 jej by艂y nauczyciel. Oraz poci膮gaj膮cy m臋偶czyzna, pe艂en tajemnic, przyzna艂a niech臋tnie. M臋偶czyzna. Mo偶e w艂a艣nie dlatego j膮 fascynuje. Dot膮d otaczali j膮 przewa偶nie m艂odzi ch艂opcy u progu doros艂o艣ci.
***
Zirytowany, gwa艂townym ruchem od艂o偶y艂 najnowszy miesi臋cznik „Eliksiry”. Nie m贸g艂 si臋 skupi膰 na czytaniu. Kiedy po raz trzeci usi艂owa艂 zrozumie膰 ten sam akapit, dotar艂o do niego, 偶e znowu jego my艣li kieruj膮 si臋 w stron臋 Granger i ich rozm贸w.
Si臋gn膮艂 po papierosy i machn膮艂 r贸偶d偶k膮 w stron臋 kominka.
Przypomnia艂 sobie jedno spotkanie. I jej docinek oraz to pow膮tpiewanie w oczach dziewczyny po jego odpowiedzi na pytanie, dlaczego Albus da艂 mu OPCM. Wiedzia艂 oczywi艣cie o prywatnych spotkaniach Pottera i Dumbledore'a. Mia艂y na celu przygotowa膰 smarkacza do starcia z Czarnym Panem. Nie wiedzia艂 natomiast, w jaki spos贸b dyrektor to zrobi艂, i wtedy nie chcia艂 wiedzie膰. Voldemort zna艂 sposoby na wydobycie z cz艂owieka wszystkiego, czego potrzebowa艂. Nie mogli tak ryzykowa膰. Jednak teraz nie dawa艂o mu to spokoju. Co Dumbledore powiedzia艂 Potterowi?
Opar艂 podbr贸dek na z艂膮czonych d艂oniach i wpatrzy艂 si臋 w ogie艅. Po tym jak Albus wr贸ci艂 z pier艣cionkiem, ranny i na skraju wyczerpania, a on dodatkowo przywita艂 go wiadomo艣ci膮 o Wieczystej Przysi臋dze - kt贸r膮 wymusi艂a na nim Narcyza - zrozumieli, 偶e nie obejdzie si臋 bez drastycznych 艣rodk贸w. Dumbledore i tak by艂 skazany na 艣mier膰. Kl膮twa strzeg膮ca horcruxa powoli z偶era艂a organizm starego czarodzieja.
Eliksiry przygotowywane przez Mistrza Eliksir贸w spowalnia艂y ten proces, ale to by艂a tylko kwestia czasu. Musieli wi臋c zaplanowa膰, jak maksymalnie go wykorzysta膰. Najwa偶niejszym problemem by艂 Ten, Kt贸ry Prze偶y艂. Snape, przy ca艂ej jego niech臋ci do Pottera, zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e ch艂opak jest jedynym, kt贸ry mo偶e pokona膰 Czarnego Pana. Ku jego uldze, Dumbledore wzi膮艂 jego przygotowanie na siebie.
On mia艂 si臋 zaj膮膰 Draconem i w razie konieczno艣ci wykona膰 wyrok. Nie chcia艂 si臋 na to zgodzi膰; wiedzia艂, i偶 po tym nie b臋dzie mia艂 powrotu do czarodziejskiego 艣wiata. O ile wygraliby wojn臋 i on by prze偶y艂. Ale dla Albusa najwa偶niejsza by艂 mo偶liwo艣膰 „uratowania”, jak on to nazywa艂, kolejnego dzieciaka. Wymusi艂 na nim obietnic臋, 偶e po wszystkim ukryje Dracona. Da艂 mu adres zaufanych przyjaci贸艂 w Australii, kt贸rzy bez k艂opotliwych pyta艅 zajm膮 si臋 ch艂opcem.
Potem zdecydowali, 偶e skoro i tak Snape b臋dzie musia艂 odej艣膰, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby uczy艂 Obrony. Mia艂 najlepsze przygotowanie, aby nauczy膰 te dzieciaki jak si臋 broni膰, a kl膮twa ci膮偶膮ca na tym stanowisku nie b臋dzie mia艂a znaczenia. I teraz zastanawia艂 si臋, czy Dumbledore nie opowiedzia艂 Potterowi, a co za tym idzie ca艂ej tr贸jcy, o wszystkim.
No, mo偶e nie o wszystkim, poprawi艂 si臋 w duchu, ale przynajmniej o wizycie Czarnego Pana w Hogwarcie i jej konsekwencjach.
Oni musieli wiedzie膰. Doszed艂 do tego wniosku i zirytowa艂 si臋. Przeczesa艂 r臋k膮 w艂osy i zacz膮艂 chodzi膰 po pokoju nerwowym krokiem.
Wszystko to tylko niedopowiedzenia i pozory, na nich Albus opar艂 plan pokonania Voldemorta, ale - wykrzywi艂 usta w ironicznym u艣mieszku - w ko艅cu to pozory stanowi膮 podwaliny polityki i zdrady.
***
Hermiona po raz pierwszy od roku skorzysta艂a z teleportacji - tego ma艂o wygodnego, ale b艂yskawicznego 艣rodka transportu. Musia艂a jak najszybciej znale藕膰 si臋 w domu, aby m贸c da膰 upust emocjom, kt贸re buzowa艂y w niej od godziny. Spotkanie z Harrym, tak jak przypuszcza艂a, nie by艂o 艂atwe.
Ch艂opak nie potrafi艂 ukry膰 zdziwienia i lekkiej niech臋ci na jej widok. I nic niestety nie uzyska艂a. Musia艂a wyt臋偶y膰 ca艂y sw贸j spryt, aby ukry膰 prawdziwe powody tego nag艂ego zainteresowania jego starym podr臋cznikiem. Znowu musia艂a k艂ama膰. Sprzeda艂a Harry'emu to samo k艂amstwo co Remusowi, po czym zagra艂a na uczuciach ch艂opaka, przypominaj膮c mu o swoim eliksirze i znajomym wilko艂aku. Bez rezultatu.
Niestety wybawca czarodziejskiego 艣wiata nigdy nie wr贸ci艂 po t臋 ksi膮偶k臋. Nie chcia艂 mie膰 nic wsp贸lnego z tym ludzkim 艣mieciem, jak poinformowa艂 j膮 ze z艂o艣ci膮. Kiedy usi艂owa艂a go przekona膰, 偶e ksi膮偶ka mog艂aby jej pom贸c, tylko patrzy艂 na ni膮 coraz bardziej ponurym wzrokiem.
Jak tylko sko艅czy艂a m贸wi膰, wsta艂, podszed艂 do barku i nala艂 sobie kieliszek zwyk艂ej mugolskiej w贸dki. „Jeste艣 taka jak on”, stwierdzi艂 bezbarwnie i jednym haustem wypi艂 zawarto艣膰 kieliszka. „Niewa偶ne jak, byle osi膮gn膮膰 cel.”
Zabola艂y j膮 ostatnie s艂owa przyjaciela, ale jeszcze raz postanowi艂a uzmys艂owi膰 mu, ile korzy艣ci przynios艂aby jej wiedza zawarta w tym podr臋czniku. Prosi艂a go, aby wr贸ci艂 do Hogwartu i odszuka艂 ksi膮偶k臋. „Tutaj nie chodzi o nas i nasze odczucia, ale o Remusa i jego pobratymc贸w”, przekonywa艂a go.
Harry przez d艂ug膮 chwil臋 wpatrywa艂 si臋 w pusty kieliszek, jakby zastanawia艂 si臋, czy nie nala膰 sobie jeszcze jednego. W ko艅cu zimnym tonem stwierdzi艂, 偶e lepiej b臋dzie, jak ju偶 sobie p贸jdzie. Podni贸s艂 na Hermion臋 ponury wzrok i doda艂, 偶e i tak du偶o jej wybaczy艂, niech wi臋c nie prosi o co艣, czego nie ma najmniejszego zamiaru robi膰.
Dziewczyna zw臋zi艂a oczy. Czyli nic si臋 nie zmieni艂o, pomy艣la艂a z gorycz膮. Dalej nie potrafi艂 zrozumie膰, i偶 wtedy nie mia艂a wyboru, i zrobi艂a to, co musia艂a. Jak zwykle widzia艂 tylko to, co chcia艂 widzie膰. Wyrwa艂 j膮 z my艣li szyderczy g艂os ch艂opaka. M贸wi艂, 偶e teraz mo偶e poszuka膰 sobie gdzie indziej pomocy przy eliksirze - zdrajca nie 偶yje, a on nie ma zamiaru wraca膰 po ten podr臋cznik. Doda艂 jeszcze, i偶 ma nadziej臋, 偶e to ludzkie 艣cierwo cierpia艂o przed 艣mierci膮.
Dziewczyna zd艂awi艂a zjadliwe s艂owa na temat wyj膮tkowo zapiek艂ej nienawi艣ci ch艂opaka Harry'ego i jego 艣lepoty. Zamiast tego suchym g艂osem podzi臋kowa艂a za udzielenie wyja艣nie艅 i zacz臋艂a zbiera膰 si臋 do wyj艣cia.
Kiedy wychodzi艂a, ch艂opak z wymuszonym u艣miechem stwierdzi艂, 偶e ucieszy艂 si臋 z jej wizyty niezale偶nie od jej motyw贸w, i ma nadziej臋 widzie膰 j膮 cz臋艣ciej. Widzia艂a wahanie na jego twarzy w chwili wypowiadania tych s艂贸w, ale postanowi艂a je zignorowa膰. On te偶 walczy艂 ze swoimi demonami. Sama by艂a jednym z nich.
W domu rozsiad艂a si臋 w ulubionym k膮cie kanapy, owin臋艂a si臋 kocem i zacz臋艂a my艣le膰. Snape to Ksi膮偶臋 P贸艂krwi. Czyli jest p贸艂mugolem. Skoro tak, to dlaczego do艂膮czy艂 do Voldemorta i co potem spowodowa艂o, 偶e si臋 od niego odwr贸ci艂?
Czu艂 si臋 winny 艣mierci Potter贸w? W ko艅cu to on pods艂ucha艂 cz臋艣膰 przepowiedni i przekaza艂 j膮 temu psychopacie. W膮tpi艂a w to. Nienawidzili si臋 z ojcem Harry'ego i 艣mier膰 tego ostatniego wywo艂a艂aby u Mistrza Eliksir贸w co najwy偶ej pogardliwy u艣mieszek. Nie, tu musia艂o tkwi膰 co艣 wi臋cej.
Mo偶liwe, 偶e by艂 przy tym wszystkim i widzia艂, jak Voldemort usi艂uje zamordowa膰 niemowlaka. Niemowlaka, na lito艣膰 Merlina! Tak post臋puje tylko tch贸rz. A na tyle zna艂a profesora, by wiedzie膰, 偶e gardzi艂 wszelkim przejawem tch贸rzostwa. Wystarczy wspomnie膰 biednego Neville'a.
Mo偶e wtedy zrozumia艂, kim naprawd臋 jest Voldemort. Zwyk艂ym tch贸rzem, kt贸ry boi si臋 rocznego dziecka.
To jest prawdopodobne, my艣la艂a. W ko艅cu czym by艂o rozpaczliwe poszukiwanie nie艣miertelno艣ci, je艣li nie strachem przed 艣mierci膮? Nie by艂a stuprocentowo pewna swoich domys艂贸w, ale wydawa艂y si臋 mie膰 sens. Snape zacz膮艂 gardzi膰 swoim mistrzem. To mog艂o by膰 powodem jego decyzji o zwr贸ceniu si臋 do Dumbledore'a. Musia艂 poczu膰 si臋 oszukany, a takiego cz艂owieka jak profesor i 艢lizgona na dodatek oszuka膰 mo偶na tylko raz.
Nigdy nie wybacza i nie zapomina.
Pytanie, czy zosta艂 szpiegiem na polecenie dyrektora, czy sam to zaproponowa艂? Bardziej sk艂ania艂a si臋 ku drugiej hipotezie. Tylko przebieg艂y i 偶膮dny zemsty 艢lizgon m贸g艂 wyst膮pi膰 z tak ryzykown膮 propozycj膮. Chcia艂 pokaza膰 Czarnemu Panu, 偶e byle tch贸rz nie b臋dzie nim manipulowa艂, wr臋cz przeciwnie.
Musia艂 odczuwa膰 przy tym ponur膮 satysfakcj臋. To bardzo pasowa艂o do charakteru Severusa Snape'a.
Zadowolona z wniosk贸w, do jakich dosz艂a, wsta艂a i podesz艂a do barku, w kt贸rym sta艂a napocz臋ta butelka wina. Nala艂a sobie lampk臋 i wr贸ci艂a na kanap臋. Teraz mia艂a r贸wnie偶 wyja艣nienie tych zakamuflowanych wskaz贸wek, kt贸rych profesor udziela艂 Harry'emu podczas ich ostatniego spotkania.
Usi艂owa艂 si臋 przedrze膰 przez nienawi艣膰, kt贸r膮 czu艂 do niego ch艂opak, i wskaza膰 mu jego s艂abe punkty. Niestety robi艂 to w sw贸j specyficzny spos贸b, a Harry by艂 zbyt za艣lepiony, aby si臋 nad tym zastanowi膰. Gdyby chocia偶 wcze艣niej opowiedzia艂 o tym profesor McGonagall, mo偶e wtedy kto艣 zacz膮艂by my艣le膰 i wyci膮ga膰 wnioski.
Jednak z drugiej strony Snape zdawa艂 sobie spraw臋, jak by艂 znienawidzony. Prawie przez wszystkich. Nikt nie m贸g艂by pomy艣le膰, 偶e w chwil臋 po tym jak zabi艂 Dumbledore'a, chcia艂 pom贸c. Wi臋c dlaczego to zrobi艂? Westchn臋艂a. Rozszyfrowanie tego cz艂owieka jest gorsze od najtrudniejszej 艂amig艂贸wki. Uzyskujesz odpowiedzi, kt贸re dostarczaj膮 ci nast臋pnych pyta艅.
***
W wiecz贸r Bo偶ego Narodzenia siedzia艂 w fotelu, trzymaj膮c w r臋ce butelk臋 Ognistej, i ponuro wpatrywa艂 si臋 w ogie艅. Pieprzone 艣wi臋ta. Wsz臋dzie gdzie tylko spojrze膰 wyszczerzone w u艣miechu twarze. Migaj膮ce 艣wiate艂ka, od kt贸rych bol膮 oczy.
By艂 w wyj膮tkowo pod艂ym nastroju. Nie znosi艂 艣wi膮t od zawsze. Sprawy nie poprawia艂 fakt, 偶e znowu my艣la艂 o Granger.
Zastanawia艂 si臋, czego si臋 tak przerazi艂a tamtego dnia. Bezpo艣rednio po tym, jak nie przyszed艂 na spotkanie. Z pewno艣ci膮 dr臋czy艂a j膮 my艣l, dlaczego si臋 nie zjawi艂. Ale dlaczego by艂a przera偶ona? S膮dzi艂a, 偶e co艣 mu si臋 sta艂o? Tylko czemu tak si臋 tego obawia艂a? Martwi si臋 o ciebie, znowu te uporczywe, niechciane my艣li. Potrz膮sn膮艂 z irytacj膮 g艂ow膮. Co za brednie.
Co u diab艂a tkwi w tej kobiecie, 偶e nie potrafi przesta膰 o niej my艣le膰? I w ten spos贸b. Za du偶o wolnego czasu i ja艂owe 偶ycie, masz swoje wyt艂umaczenie, idioto. Poci膮gn膮艂 du偶y 艂yk i wykrzywi艂 ironicznie usta. Alkohol pali艂 jego gard艂o. Po kiego testrala tam znowu polaz艂e艣?
Ostatni膮 godzin臋 sp臋dzi艂 w bramie naprzeciwko jej mieszkania. Jak pokr臋cony podgl膮dacz. Musia艂 si臋 dowiedzie膰, czy sp臋dza艂a 艣wi臋ta z Lupinem. Jak wcze艣niej nie trawi艂 tego skurwysy艅skiego wilko艂aka, tak teraz nienawi艣膰 prawie z偶era艂a go od 艣rodka. Pcha si臋 z 艂apami tam, gdzie nie powinien. Za stary dla niej jeste艣, Lupin, pomy艣la艂 zjadliwie.
Ty te偶, pod艣wiadomo艣膰 nie dawa艂a mu spokoju. I co z tego? Ona mnie nie interesuje, warkn膮艂 i poci膮gn膮艂 kolejny 艂yk. Interesuje mnie to, co ukrywa, i nic wi臋cej.
Tak, jasne, parskn臋艂a pod艣wiadomo艣膰.
Kolejny raz usi艂owa艂 skierowa膰 my艣li na bezpieczny temat. Tajemnice. Brakowa艂o mu jeszcze tylko potwierdzenia swoich podejrze艅 co do udzia艂u Granger w 艣mierci Weasley贸wny. Ale domy艣li艂 si臋 ju偶, dlaczego ci膮gle ucieka艂a i tkwi艂a w rozgoryczeniu.
艢mier膰 przyjaciela musi by膰 bolesna. A je偶eli ty sam go zabijasz, trudno sobie wyobrazi膰, co potem prze偶ywasz.
Sam nie mia艂 tego problemu, nigdy bowiem nie dopuszcza艂 do siebie ludzi bli偶ej ni偶 na wyci膮gni臋cie r臋ki. Wyj膮tkiem by艂 Dumbledore, kt贸rego zabi艂 osobi艣cie na jego rozkaz, ale to co innego. Wtedy nie mieli wyboru i by艂 do tego przygotowany. A ona nie, dlatego tak bardzo to prze偶y艂a. Z jej szlachetnym charakterem Gryfonki nie mog艂aby inaczej.
Domy艣li艂 si臋 ju偶 prawie wszystkiego, wi臋c powinien przesta膰 tak obsesyjnie o niej my艣le膰.
Zapali艂 papierosa i z lubo艣ci膮 zaci膮gn膮艂 si臋 dymem. Musia艂 przeanalizowa膰 swoje odczucia. Od lat nie interesowa艂 si臋 p艂ci膮 przeciwn膮, ale jak ka偶dy m臋偶czyzna mia艂 swoje potrzeby. Wcze艣niej wykorzystywa艂, bez wyrzut贸w sumienia, naiwno艣膰 偶on tak zwanych przyjaci贸艂. Potem raz na jaki艣 czas odwiedza艂 mugolskie „specjalne” przybytki. I do teraz wystarcza艂o.
Zirytowany poci膮gn膮艂 nast臋pny 艂yk Ognistej. Cynicznie przyzna艂, 偶e Wiem - To - Wszystko - I - Nie - Zawaham - Si臋 - Tego - Powiedzie膰 sta艂a si臋 atrakcyjn膮 kobiet膮. Na tyle, 偶e to zauwa偶y艂. Szlag. Mia艂a wszystko na swoim miejscu, jak zd膮偶y艂 spostrzec, kiedy obserwowa艂 j膮 w knajpie, w kt贸rej pracowa艂a. Pragniesz jej, przyznaj to ko艅cu, Snape.
Duszkiem wypi艂 whisky do ko艅ca i w艣ciek艂ym gestem odrzuci艂 pust膮 butelk臋. Teraz jeste艣 ju偶 obiema nogami w piekle, korzystaj z tego do woli, pomy艣la艂 ironicznie.
Reszt臋 wieczoru sp臋dzi艂, pal膮c jednego papierosa za drugim i planuj膮c, jak uzyska膰 to, czego chcia艂. Jeden wilko艂ak to dla niego 偶aden przeciwnik, gorzej z ni膮. Jest zbyt inteligentna, aby nabra膰 si臋 na tanie sztuczki. Jednak przez prawie ca艂e swoje 偶ycie kpi艂 z najpot臋偶niejszego czarnoksi臋偶nika na 艣wiecie. Z Granger te偶 sobie poradzi. Pr臋dzej czy p贸藕niej dostan臋 to, czego chc臋, wtedy minie ta przekl臋ta obsesja.
***
Hermiona niecierpliwym gestem odgarn臋艂a w艂osy z twarzy i rozejrza艂a si臋 za gumk膮. Od paru godzin 艣l臋cza艂a nad ksi膮偶kami i by艂a ju偶 nieco zm臋czona. Od艂o偶y艂a pi贸ro i si臋 przeci膮gn臋艂a. Po 艣wi臋tach, kt贸re sp臋dzi艂a z Remusem - twierdzi艂, i偶 w tak szczeg贸lne dni nie powinna by膰 sama - zosta艂o ju偶 tylko mi艂e wspomnienie.
Znowu wr贸ci艂a do pracy, nauki i dr臋cz膮cych j膮 my艣li. Dlaczego profesor si臋 nie odzywa? Brakowa艂o jej tych comiesi臋cznych spotka艅. Przyzna艂a ju偶 sama przed sob膮, 偶e nie tylko ze wzgl臋du na eliksir, czy sekrety, kt贸re skrywa艂 ten m臋偶czyzna. Uzale偶ni艂a si臋 od niego i od jego wewn臋trznej si艂y, kt贸r膮 wyczuwa艂a. W pewnym sensie zazdro艣ci艂a mu jej. Sama r贸wnie偶 musia艂a podj膮膰 najtrudniejsz膮 decyzj臋 w swoim 偶yciu i nie potrafi艂a ponie艣膰 jej konsekwencji.
Okaza艂a si臋 s艂aba. Wi臋kszo艣膰 uwa偶a艂a j膮 za kogo艣 wyj膮tkowego. Mo偶e to z powodu przynale偶no艣ci do Z艂otej Tr贸jcy, jak ich nazywali. Jednak by艂a taka jak wszyscy. Znosi艂a samotno艣膰 bez s艂owa skargi, stara艂a si臋 znale藕膰 uzasadnienie dla swoich poczyna艅, przywdziewa艂a mask臋 silnej w momentach s艂abo艣ci. Podejmowa艂a trudne decyzje i musia艂a nauczy膰 si臋 tym 偶y膰.
Uchodzi艂a za wz贸r godny na艣ladowania i traci艂a wi臋kszo艣膰 swojej energii, usi艂uj膮c by膰 zawsze na miar臋 takiego obrazu siebie, jaki sama stworzy艂a. Mo偶e swoj膮 si艂膮 i determinacj膮 wywar艂a wra偶enie na wielu, ale dok膮d dotar艂a? Do pustki. Do ca艂kowitej samotno艣ci.
W narzuconej sobie pokucie wyrzek艂a si臋 wszystkiego. A teraz mia艂a plany na przysz艂o艣膰 i wyrzuty sumienia z powodu przesz艂o艣ci. Wyrzuty, kt贸re nareszcie blad艂y. Dzi臋ki niemu. Jego osoba u艣wiadomi艂a jej, 偶e czasem trzeba po艣wi臋ci膰 jednych, aby uratowa膰 drugich. Bez wzgl臋du na koszty.
Z ci臋偶kim westchnieniem si臋gn臋艂a po podr臋cznik do eliksir贸w. Jeszcze tylko przeczytam ze dwa rozdzia艂y i na dzisiaj koniec, postanowi艂a stanowczo i otworzy艂a ksi膮偶k臋. Na pod艂og臋 sfrun臋艂a bia艂a kartka. Zamar艂a. Snape. Trz臋s膮cymi si臋 r臋koma podnios艂a 艣wistek papieru.
Tylko data. 31 grudnia.
Rozdzia艂 dziewi膮ty.
Specjalnie wybra艂 t臋 dat臋. Przede wszystkim chcia艂 odebra膰 Lupinowi mo偶liwo艣膰 sp臋dzenia z ni膮 ca艂ej nocy. U艣miechn膮艂 si臋 zjadliwie pod nosem, wyobra偶aj膮c sobie min臋 tego zwierz臋cia, kiedy dowie si臋, 偶e jest um贸wiona.
Przypomnia艂 sobie te偶 jej reakcj臋 na przypadkowy dotyk - wtedy nie po艣wi臋ci艂 temu wi臋kszej uwagi. S膮dzi艂, 偶e nie 偶yczy艂a sobie, aby jej dotyka艂. Nie zdziwi艂 si臋, ale teraz stwierdzi艂, i偶 warto si臋 temu przyjrze膰 bli偶ej.
Musi wi臋c stworzy膰 sytuacj臋, w kt贸rej m贸g艂by sprawdzi膰 swoje domys艂y. Poza tym - wreszcie przesta艂 si臋 oszukiwa膰 - chcia艂 poczu膰 ciep艂e, mi臋kkie cia艂o tej kobiety. Najpierw musi j膮 jednak troch臋 oswoi膰.
Dlatego te偶, u偶ywaj膮c si艂y perswazji - na trzy dni przed Sylwestrem niemo偶liwo艣ci膮 by艂o znalezienie wolnego miejsca - zarezerwowa艂 stolik. Wybra艂 niewielki, do艣膰 swobodny lokal.
Nie chcia艂, aby nabra艂a podejrze艅, 偶e to by艂o zaplanowane. Wszystko ma wygl膮da膰 naturalnie.
***
Trzeci raz zmienia艂a str贸j, kiedy dotar艂o do niej, co robi. Jeste艣 naprawd臋 偶a艂osna. Dla profesora jeste艣 tylko by艂膮 uczennic膮!
Zirytowana w艂asnym zachowaniem i my艣lami, jednym ruchem zdj臋艂a sukienk臋 i rzuci艂a j膮 na 艂贸偶ko. Ostatni raz otworzy艂a szaf臋. Po chwili zastanowienia wybra艂a sp贸dnic臋 do kolan, bluzk臋 z niewielkim dekoltem i 偶akiet.
Prosto, elegancko i wygodnie, kiwn臋艂a z aprobat膮 g艂ow膮, patrz膮c w lustro. Jeszcze tylko podkre艣li艂a lekko oczy i poci膮gn臋艂a usta b艂yszczykiem. W ko艅cu to Sylwester i oboj臋tnie z kim go sp臋dzam, chc臋 wygl膮da膰 dobrze, stwierdzi艂a stanowczo. Nie s膮dzi艂a, 偶eby Snape zwr贸ci艂 uwag臋 na taki szczeg贸艂 jak data spotkania.
Troch臋 psu艂y jej humor wyrzuty sumienia wobec Remusa. Wygl膮da艂 na zawiedzionego, kiedy poinformowa艂a go, 偶e niestety - na t臋 szczeg贸ln膮 noc ma ju偶 plany. Nie wiedzia艂a, 偶e gdy m贸wi艂a o tym przyjacielowi, jej oczy b艂yszcza艂y podekscytowaniem.
***
Ostatnia pe艂nia dostarczy艂a Remusowi pretekstu do ponownego odwiedzenia Hermiony na dzie艅 przed ko艅cem roku. Musia艂 opisa膰 jej dzia艂anie eliksiru i chcia艂 zapyta膰, czy nie sp臋dz膮 razem r贸wnie偶 Sylwestra. Zawsze bardzo lubi艂 t臋 dziewczyn臋 i traktowa艂 j膮 jak kogo艣 dojrzalszego ni偶 ni偶 Harry i Ron, a teraz dodatkowo 艂apa艂 si臋 na tym, i偶 coraz cz臋艣ciej szuka wym贸wki, aby j膮 zobaczy膰.
To dzi臋ki niej pozbiera艂 si臋 po zamordowaniu Tonks przez jednego ze 艣miercio偶erc贸w. Swoj膮 postaw膮 stopniowo przywraca艂a mu ch臋膰 do 偶ycia. Przypomnia艂a mu wa偶n膮 prawd臋 - ta wojna zabra艂a wielu warto艣ciowych ludzi. Ich po艣wi臋cenie nie powinno i艣膰 na marne.
Przychodz膮c do niej mia艂 nadziej臋, 偶e b臋dzie mia艂 okazj臋 cieszy膰 si臋 jej towarzystwem w sylwestrow膮 noc. Niestety, tacy jak on zawsze maj膮 pod g贸rk臋. Widzia艂, jak br膮zowe oczy dziewczyny b艂yszcza艂y, kiedy oznajmi艂a mu, 偶e ju偶 jest um贸wiona. Domy艣li艂 si臋, 偶e kogo艣 pozna艂a. Ju偶 wcze艣niej mia艂 co do tego podejrzenia, a teraz tylko si臋 upewni艂.
Zanim poinformowa艂a go o swoich planach, zd膮偶y艂 si臋 jeszcze wyg艂upi膰. O艣mielony do艣膰 przytuln膮 atmosfer膮 i paroma lampkami wina, u艣ciska艂 przyjaci贸艂k臋. Przy艂apa艂a go na tym, wdycha zapach jej w艂os贸w. Skr臋powana, natychmiast si臋 odsun臋艂a i spojrza艂a na niego zdumiona. Aby zatuszowa膰 swoj膮 gaf臋, roze艣mia艂 si臋 i za偶artowa艂 na temat zapachu eliksir贸w.
Ma艂o brakowa艂o, pomy艣la艂 wtedy i po paru minutach zacz膮艂 si臋 zbiera膰 do wyj艣cia, zanim zrobi z siebie ca艂kowitego idiot臋.
W drodze do domu wymy艣la艂 sobie od starych zbocze艅c贸w. Mia艂 przyja藕艅 tej dziewczyny i niech mu to wystarczy.
***
Wczoraj wieczorem, kiedy uk艂ada艂a w g艂owie plan rozmowy z profesorem - musia艂a poruszy膰 temat starego podr臋cznika Harry'ego i zobaczy膰, jak Snape zareaguje - zjawi艂 si臋 Remus. Od progu widzia艂a jego rozja艣nion膮 twarz i domy艣li艂a si臋, 偶e ma to co艣 wsp贸lnego z jej wywarem. Dwa dni temu by艂a pe艂nia. Jeszcze nigdy tak szybko nie doszed艂 do siebie.
Zaprosi艂a przyjaciela do pokoju i wyci膮gn臋艂a wino. Chyba b臋dziemy mieli co 艣wi臋towa膰. Gdy wr贸ci艂a z kuchni z kieliszkami, Remus zd膮偶y艂 ju偶 rozpali膰 w kominku i otworzy膰 butelk臋.
Rozla艂a wino do lampek, poda艂a jedn膮 Lupinowi, usiad艂a obok niego i spojrza艂a wyczekuj膮co.
Tak jak przypuszcza艂a, m臋偶czyzna mia艂 niesamowite wie艣ci. Transformacja ju偶 drugi raz przebieg艂a bezbole艣nie i trwa艂a jeszcze kr贸cej ni偶 poprzednio. Zwykle ca艂膮 noc tkwi艂 w wilczej postaci, a tym razem trwa艂a nieca艂e dwie godziny i by艂a niepe艂na.
P贸艂 nocy sp臋dzili na rozmowie o wprowadzonych zmianach. Pod koniec obojgu ju偶 troch臋 szumia艂o w g艂owach. I to chyba dlatego.
By艂a zdziwiona zachowaniem Remusa. W pewnej chwili przytuli艂 j膮 mocno, wsun膮艂 nos w jej w艂osy i wdycha艂 ich zapach. Odsun臋艂a si臋 wtedy, skr臋powana. Za偶artowa艂 co艣 na temat eliksir贸w, ale widzia艂a to zmieszanie w jego oczach.
Mam przywidzenia, my艣la艂a ju偶 po wyj艣ciu Remusa. By艂 jej przyjacielem i chcia艂a, aby tak zosta艂o.
***
Sta艂 przed knajp膮 i patrzy艂 jak zbli偶a si臋 spokojnym krokiem. - Panno Granger. - Skin膮艂 g艂ow膮, kiedy podesz艂a.
- Dobry wiecz贸r, profesorze. - Rzuci艂a mu zdziwione spojrzenie. - Nie wejdziemy?
- Gdyby pani nie zauwa偶y艂a, jest Sylwester - stwierdzi艂 ironicznie. - Brak miejsc. Jednak偶e - ci膮gn膮艂 - niedaleko jest lokal, gdzie nie powinno by膰 problem贸w. - Zaoferowa艂 jej rami臋. - Panno Granger.
Niepewnie popatrzy艂a na m臋偶czyzn臋. Snape i d偶entelme艅ski gest?
- Wbrew pozorom nie gryz臋 - zadrwi艂.
Hermiona rzuci艂a mu gniewne spojrzenie i stanowczym ruchem uj臋艂a zaoferowane rami臋.
- Dzi臋kuj臋.
Ca艂膮 drog臋 przebyli w milczeniu. Dziewczyna ukradkiem obserwowa艂a id膮cego obok m臋偶czyzn臋. Zastanawia艂o j膮, dlaczego nagle zacz膮艂 zwraca膰 si臋 do niej „panno Granger”. Jeszcze niedawno by艂a Wiem - To - Wszystko, czy po prostu Granger. Co profesor znowu knuje? - przemkn臋艂o jej przez my艣l. I ten kurtuazyjny gest. Zmiesza艂o j膮 to zachowanie. Czego艣 chce, by艂a tego pewna. Pytanie tylko, co to jest.
Widzia艂 te jej zak艂opotane spojrzenia. By艂 zadowolony. Nie wiedzia艂a, czego si臋 spodziewa膰, a widocznie tak jak i on, nie lubi艂a niespodzianek. Czu艂, jak sztywno trzyma艂a go pod r臋k臋. Czasem wystarczy najprostszy gest, aby wytr膮ci膰 kogo艣 z r贸wnowagi. Postanowi艂 pog艂臋bi膰 jej niepewno艣膰.
***
Po wej艣ciu do lokalu Hermiona rozejrza艂a si臋 zaskoczona. Nie spodziewa艂a si臋 tego. Przytulna sala, ze stolikami wystarczaj膮co oddalonymi od siebie, aby stworzy膰 atmosfer臋 intymno艣ci. Stonowany wystr贸j, poustawiane wsz臋dzie 艣wiece i spokojna muzyka. Zaczyna艂a si臋 czu膰 coraz bardziej nieswojo. Powoli sz艂a za kelnerem, kt贸ry prowadzi艂 ich do stolika.
Usiad艂a i splot艂a lekko dr偶膮ce d艂onie na kolanach. Mia艂a nadziej臋, 偶e tego nie zauwa偶y. Co si臋 dzieje? Snape pom贸g艂 jej 艣ci膮gn膮膰 p艂aszcz i wysun膮艂 krzes艂o. I ten dziwny b艂ysk w czarnych oczach oraz u艣mieszek na twarzy.
Siadaj膮c naprzeciw dziewczyny, u艣miecha艂 si臋 triumfalnie w duchu. Taak, Granger, zastanawiaj si臋.
- Par臋 dni temu by艂a pe艂nia - zacz膮艂 po z艂o偶eniu zam贸wienia u kelnera. Uzna艂, 偶e na pocz膮tek wystarczy niespodzianek. Nie chcia艂, aby zacz臋艂a podejrzewa膰 co艣 konkretnego. Niech si臋 gubi w domys艂ach. - Jakie艣 widoczne rezultaty?
Z ulg膮 przyj臋艂a powr贸t do „normalno艣ci”. Zachowanie profesora i to, 偶e zam贸wi艂 kolacj臋 - oczywi艣cie uprzednio pytaj膮c j膮, na co ma ochot臋 - nie pozwala艂o normalnie my艣le膰.
Zacz臋艂a si臋 uspokaja膰 w trakcie wyja艣niania ka偶dego etapu przygotowywania eliksiru. Drobiazgowo opisa艂a reakcj臋 Remusa na wywar. Przerwa艂a tylko raz, kiedy podano im kolacj臋.
Zako艅czy艂a swoj膮 relacj臋 i czekaj膮c na odpowied藕 zastanawia艂a si臋, jak zacz膮膰 temat podr臋cznika Harry'ego. - Profesorze? - spyta艂a, zniecierpliwiona przeci膮gaj膮c膮 si臋 cisz膮.
Spojrza艂 na dziewczyn臋. - Pozwoli pani, panno Granger, 偶e doko艅cz臋 kolacj臋? - Na jego twarzy wida膰 by艂o lekk膮 kpin臋 z jej niecierpliwo艣ci. - Nie mam zwyczaju rozmawia膰 podczas jedzenia - wyja艣ni艂 sucho i skierowa艂 swoj膮 uwag臋 z powrotem na stoj膮cy przed nim talerz.
Zdusi艂a cierpk膮 uwag臋. W ko艅cu to on rozpocz膮艂 rozmow臋, pytaj膮c o eliksir. Sko艅czy艂a je艣膰, nie odzywaj膮c si臋 ju偶 ani s艂owem. Potem si臋gn臋艂a po kieliszek z winem i siedzia艂a w milczeniu rozgl膮daj膮c si臋 po lokalu. Od dw贸ch miesi臋cy czeka艂a na to spotkanie i nie chcia艂a rozdra偶ni膰 by艂ego nauczyciela.
Po kilku minutach Snape sko艅czy艂 kolacj臋 i si臋gn膮艂 po papierosa. Spojrza艂 na dziewczyn臋 badawczym wzrokiem. Ko艅czy艂a swoje wino, wci膮偶 nic nie m贸wi膮c. Co艣 szybko jej to dzisiaj idzie, pomy艣la艂 z satysfakcj膮. Z szyderczym u艣mieszkiem si臋gn膮艂 po butelk臋 i nape艂ni艂 ponownie jej kieliszek. - Prosz臋 si臋 nie kr臋powa膰, panno Granger - zadrwi艂, widz膮c jej zmieszanie. - Sylwester jest tylko raz w roku.
Wymamrota艂a podzi臋kowanie i spu艣ci艂a wzrok. Godryku, czy ten cz艂owiek cho膰 raz nie mo偶e sobie odpu艣ci膰? Zaraz jednak unios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a na niego wyzywaj膮co.
- Nie s膮dzi艂am, 偶e zwraca pan uwag臋 na takie szczeg贸艂y jak data. My艣la艂am, 偶e to one dostosowuj膮 si臋 do pana plan贸w, a nie na odwr贸t - odci臋艂a si臋. Zaczyna艂a mie膰 powoli do艣膰 tej ci膮g艂ej kpiny. I tak d艂ugo trzyma艂a j臋zyk za z臋bami.
Zw臋zi艂 oczy i zgasi艂 papierosa. Przez ten jej wypracowany spok贸j, kt贸ry okazywa艂a na spotkaniach, zd膮偶y艂 zapomnie膰, jaki ma ci臋ty j臋zyk. Postanowi艂 zignorowa膰 jej uwag臋. Nie mia艂 zamiaru wchodzi膰 z ni膮 w potyczki s艂owne. Pragn膮艂 jej w najbardziej prymitywny spos贸b i mia艂 zamiar dosta膰 to, czego chce. A w docinkach nie dorasta艂a mu do pi臋t. Przez lata doprowadzi艂 je do perfekcji i doskonale zdawa艂 sobie z tego spraw臋. Nie mia艂aby szans.
- Wi臋c transformacja by艂a bezbolesna i kr贸tkotrwa艂a? - zacz膮艂 i spojrza艂 z satysfakcj膮 na dziewczyn臋. Widzia艂 jej oczekiwanie na zjadliw膮 ripost臋.
W oczach Hermiony pojawi艂o si臋 zdumienie. Pu艣ci艂 mimo uszu jej do艣膰 bezczeln膮 uwag臋? Co si臋 tu, do cholery, dzieje? Zacisn臋艂a d艂o艅 na n贸偶ce kieliszka jakby to by艂a lina ratunkowa. Czego艣 od niej chce i musi to by膰 co艣 naprawd臋 pot臋偶nego. Jest uprzejmy i panuje nad sob膮! Przemkn臋艂o jej przez my艣l, ile musi go kosztowa膰 ta ca艂kowicie sprzeczna z jego natur膮 uprzejmo艣膰. W tej samej sekundzie postanowi艂a to wykorzysta膰.
- Tak. - Skin臋艂a g艂ow膮. Przez chwil臋 przygl膮da艂a si臋 profesorowi znad kieliszka, po czym stwierdzi艂a: - To zas艂uga pana i tej niecodziennej metody przygotowywania sk艂adnik贸w. Szkoda, 偶e wcze艣niej nie mia艂am dost臋pu do pana starej ksi膮偶ki, eliksir pewnie by艂by ju偶 w fazie ko艅cowej - zako艅czy艂a i wstrzyma艂a oddech, ciekawa jego reakcji.
A wi臋c wie. Nie zdziwi艂 si臋. By艂 pewny, 偶e Potter nie omieszka艂 podzieli膰 si臋 t膮 wie艣ci膮 z przyjaci贸艂mi. Leniwym gestem si臋gn膮艂 po wino i upi艂 艂yk. Musia艂 si臋 zastanowi膰, jak rozegra膰 kolejny ruch. Nie mia艂 zamiaru odpowiada膰 na 偶adne pytania, jakie niew膮tpliwie padn膮, je偶eli zdecyduje si臋 wg艂臋bi膰 w ten temat.
- W膮tpi臋, panno Granger - stwierdzi艂 sucho. - W tej ksi膮偶ce by艂y zaledwie wiadomo艣ci przydatne w szkole - zdecydowa艂 si臋 rzuci膰 jej och艂ap, po czym spojrza艂 na ni膮 ostro. - Nawet niech pani o tym nie my艣li. 呕adnych pyta艅.
- Szkolne wiadomo艣ci? - Nie zamierza艂a si臋 tak 艂atwo podda膰. - A te zakl臋cia?
Zniecierpliwionym gestem odstawi艂 kieliszek, lekko nachyli艂 si臋 w jej stron臋 i sykn膮艂: - Powinna pani wiedzie膰, 偶e niekt贸rych pyta艅 lepiej nie zadawa膰… - urwa艂 na sekund臋, a w czarnych oczach pojawi艂 si臋 niebezpieczny b艂ysk. - Chyba 偶e ma pani ochot臋 opowiedzie膰 o okoliczno艣ciach 艣mierci Ginewry Weasley.
Poblad艂a lekko. D艂o艅, w kt贸rej trzyma艂a kieliszek, zadr偶a艂a. Psiakrew. Nadal jestem g艂upia i 艂atwowierna. To przecie偶 by艂o oczywiste, 偶e on r贸wnie偶 b臋dzie usi艂owa艂 pozna膰 powody jej alienacji. Sama spotyka艂a si臋 z nim mi臋dzy innymi dlatego, i偶 mia艂a nadziej臋 na uzyskanie kilku odpowiedzi. - Ma pan racj臋, profesorze, niekt贸re tajemnice s膮 po to, aby zosta艂y tajemnicami - rzuci艂a przez zaci艣ni臋te gard艂o.
Pos艂a艂 jej u艣mieszek. - Gdyby艣my poznali wszystkie sekrety, 偶ycie sta艂oby si臋 nudne. Nie by艂oby mo偶liwo艣ci powolnego ich odkrywania, prawda? - Szyderczym gestem uni贸s艂 kieliszek z winem. - Za tajemnice, panno Granger, aby ich nam nigdy nie brakowa艂o - dorzuci艂 zjadliwie i wypi艂 reszt臋 trunku.
Posz艂a za jego przyk艂adem. Musia艂a wyp艂uka膰 gorycz z ust. Nie do艣膰, 偶e nic nie uzyska艂a - powinna to przewidzie膰 - to jeszcze da艂a mu bro艅 do r臋ki. Automatycznie skin臋艂a g艂ow膮, kiedy uni贸s艂 butelk臋 i nachyli艂 nad jej kieliszkiem. Dola艂 wina i przypatrywa艂 si臋 jej poprzez papierosowy dym. Czyli jednak. Wida膰 by艂o, 偶e bezpo艣rednio nic z niej nie wyci膮gnie, ale zawsze pozostaje mu legilimencja.
Znowu, tak jak na pocz膮tku, siedzieli w milczeniu. Hermiona, pogr膮偶ona w my艣lach, przesuwa艂a palcami po n贸偶ce kieliszka. Nerwowo przygryza艂a doln膮 warg臋, nie zdaj膮c sobie sprawy, 偶e Snape wodzi wzrokiem za ruchem jej palc贸w. Po chwili unios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a prosto w czarne oczy, kt贸re przygl膮da艂y si臋 jej z dziwnym, g艂odnym wyrazem.
Widz膮c jej zmieszane spojrzenie, b艂yskawicznie przybra艂 sw贸j szyderczy wyraz twarzy. Warkn膮艂 w duchu. Spojrza艂 raz jeszcze na jej szczup艂e palce i usi艂owa艂 wyrzuci膰 z umys艂u obraz tego, co jeszcze mog艂aby nimi zrobi膰.
Zdecydowa艂 si臋 wr贸ci膰 do neutralnego tematu rozmowy. Mo偶e wtedy przestanie go rozprasza膰.
- Spr贸buj w ko艅cowym etapie doda膰 p贸艂 uncji sproszkowanego rogu jednoro偶ca.
- S艂ucham? - otrz膮sn臋艂a si臋. - Rogu jednoro偶ca? Owszem, ma olbrzymie w艂a艣ciwo艣ci magiczne, ale jest u偶ywany w celach leczniczych.
- My艣l, Granger - zaczyna艂 by膰 zirytowany. Przeszkadza艂y mu wyryte w my艣lach obrazy. - A jaki eliksir robisz? Obsesji? - Cholera! Wiedzia艂, sk膮d wzi膮艂 si臋 ten przyk艂ad. Musi zacz膮膰 co艣 robi膰, aby uwolni膰 si臋 od tego cholerstwa bo ze偶re go od 艣rodka.
- My艣l臋, profesorze - odparowa艂a b艂yskawicznie. - Ale rzuca mi pan tylko suche instrukcje, niczego nie wyja艣niaj膮c. - Br膮zowe oczy zab艂ys艂y z艂o艣ci膮.
- Prosz臋 mi wybaczy膰 moj膮 wiar臋 w pani inteligencj臋, panno Granger - zakpi艂 i przypali艂 kolejnego papierosa.
Kolejny ju偶 dzisiaj raz da艂a si臋 zbi膰 z tropu. Tym razem przez ten zawoalowany komplement. Czy on w艂a艣nie przyzna艂 to, na co czeka艂am w szkole? Spojrza艂a niepewnie na siedz膮cego naprzeciw m臋偶czyzn臋. W my艣lach gor膮czkowo przypomina艂a sobie, co wiedzia艂a na temat rogu jednoro偶ca.
- R贸g jednoro偶ca - zacz臋艂a powoli, nie odrywaj膮c wzroku od ciemnych oczu - nie powinien by膰 艂膮czony z pazurem testrala. - Nagle wszystko znalaz艂o si臋 na swoim miejscu. - Razem tworz膮 mieszank臋 mutacyjn膮. Jednak - na twarzy dziewczyny pojawi艂y si臋 rumie艅ce podekscytowania - zakl臋cie ko艅cowe zmienia w艂a艣ciwo艣ci krwawnika, kt贸ry… - urwa艂a, przygryz艂a doln膮 warg臋 i popatrzy艂a na Snape'a badawczo. Chcia艂a zobaczy膰 cho膰 cie艅 aprobaty dla jej s艂贸w.
- W po艂膮czeniu z rogiem jednoro偶ca odwraca mutacj臋 - doko艅czy艂 z wszechwiedz膮cym u艣mieszkiem. - Wina?
U艣miechn臋艂a si臋 lekko i kiwn臋艂a g艂ow膮. - Tak, prosz臋.
Zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, i偶 w towarzystwie Mistrza Eliksir贸w nie powinna pozwala膰 sobie na rozlu藕nienie, ale nie mog艂a si臋 powstrzyma膰. Je偶eli r贸g jednoro偶ca zadzia艂a, to eliksir b臋dzie gotowy.
- Remus b臋dzie szcz臋艣liwy - wymkn臋艂o si臋 jej, zanim zd膮偶y艂a pomy艣le膰.
Zw臋zi艂 oczy i warkn膮艂 w duchu. Znowu ten przekl臋ty Lupin! - Bez w膮tpienia, panno Granger - sarkn膮艂. - Moim 偶yciowym celem jest pomoc biednym, cierpi膮cym wilko艂akom. - Czy ta dziewczyna nie widzi, 偶e sama go prowokuje swoimi uwagami?
Hermiona skrzywi艂a si臋, s艂ysz膮c te s艂owa. Jedna niepotrzebna uwaga i w膮t艂膮 ni膰 porozumienia trafi艂 szlag. Za du偶o alkoholu i s膮 skutki. Wbi艂a wzrok we w艂asne d艂onie zaci艣ni臋te na zn贸w prawie pustej lampce wina. Potrzebowa艂a chwili, aby ponownie si臋 skupi膰.
Snape przygl膮da艂 si臋 dziewczynie i zastanawia艂 nad kolejnym ruchem. Zam贸wi艂 stolik w tym lokalu w pewnym celu. Teraz pozosta艂o go tylko zrealizowa膰. Zanim jednak zd膮偶y艂 cokolwiek zrobi膰, Granger unios艂a g艂ow臋.
- Musz臋 pana przeprosi膰 na chwil臋.
Skin膮艂 nieznacznie, g艂ow膮 i obserwowa艂, jak kieruje si臋 w stron臋 toalety. K膮tem oka dostrzeg艂, 偶e nie tylko on si臋 jej przygl膮da. Lekko wstawiony ch艂ystek - chyba w wieku Granger - z s膮siedniego stolika mierzy艂 j膮 oceniaj膮cym wzrokiem. Snape zw臋zi艂 oczy i jednym haustem opr贸偶ni艂 kieliszek do ko艅ca.
W jednej sekundzie u艣wiadomi艂 sobie niebezpiecze艅stwo i postanowi艂 u偶y膰 potencjalnego rywala do swoich cel贸w. Opu艣ci艂 praw膮 r臋k臋 na kolano i lekkim ruchem wytrz膮sn膮艂 r贸偶d偶k臋 z r臋kawa. Czeka艂 na odpowiedni moment.
***
Dlaczego on tak si臋 czepia Remusa? Hermion臋 zaczyna艂o to denerwowa膰. Przecie偶 doskonale zdaje sobie spraw臋, dla kogo przede wszystkim robi臋 ten eliksir!
Ostatni raz zerkn臋艂a w lustro i przewiesi艂a sobie 偶akiet przez rami臋. Zaczyna艂o jej si臋 robi膰 gor膮co i od wina, i od tej dziwnej atmosfery towarzysz膮cej rozmowie.
Skrzywi艂a si臋 jeszcze, widz膮c swoje czerwone policzki, i wysz艂a z toalety.
Sz艂a w stron臋 ich stolika pogr膮偶ona w my艣lach. W艂a艣ciwie zako艅czyli ju偶 omawianie eliksiru i r贸wnie dobrze mog艂aby p贸j艣膰 do domu. Jednak偶e doskonale wiedzia艂a, 偶e tego nie zrobi. Nawet, je艣li reszt臋 czasu sp臋dz膮 w kompletnym milczeniu. W艂a艣nie ze zdumieniem stwierdzi艂a, i偶 wystarcza jej sama jego obecno艣膰 i reszta w sumie nie jest wa偶na, kiedy drog臋 zatarasowa艂 jej jaki艣 m臋偶czyzna.
- Male艅ka, mo偶e si臋 dosi膮dziesz? - Wygl膮da艂 ca艂kiem nie藕le, ale zachowywa艂 si臋 jak cham.
- Prosz臋 mnie przepu艣ci膰. - Spojrza艂a gniewnie na natr臋ta.
- Spokojnie, male艅ka. - Oczy m臋偶czyzny by艂y dziwnie m臋tne. - Mam po prostu ochot臋 sp臋dzi膰 t臋 noc w towarzystwie takiej laluni. - Si臋gn膮艂 r臋k膮 w jej stron臋.
Hermiona cofn臋艂a si臋 o krok i unios艂a wojowniczo podbr贸dek. - Niech pan natychmiast przestanie - sykn臋艂a. Nie chcia艂a wywo艂ywa膰 sceny, ale za chwil臋 przestanie nad sob膮 panowa膰.
- No, no zgrywamy niedost臋pn膮. - M臋偶czyzna ruszy艂 w jej stron臋 z oble艣nym u艣mieszkiem.
Hermiona zrobi艂a kolejny krok do ty艂u i opar艂a si臋 o nieoczekiwan膮 przeszkod臋. Ciep艂e, twarde cia艂o. Snape. Nie musia艂a si臋 odwraca膰, czu艂a jego obecno艣膰 ka偶dym skrawkiem cia艂a.
- Pani chyba wyrazi艂a si臋 jasno - w jedwabistym g艂osie brzmia艂a obietnica d艂ugiej i bolesnej 艣mierci. Jednocze艣nie pewnym ruchem uj膮艂 j膮 za 艂okie膰, obr贸ci艂 przodem do siebie i omi贸t艂 spojrzeniem. - Ten dekolt jest… intryguj膮cy, panno Granger - mrukn膮艂.
Przez chwil臋 Hermiona nie by艂a w stanie nic wykrztusi膰, ci膮gle 艣wiadoma d艂oni profesora na swoim 艂okciu i ciep艂a bij膮cego od stoj膮cego tak blisko m臋偶czyzny. Powoli unios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a w czarne oczy.
Snape natychmiast wykorzysta艂 okazj臋, 偶e ma j膮 tak blisko, i usi艂owa艂 si臋gn膮膰 do umys艂u dziewczyny. Napotka艂 mur. Wi臋c zna oklumencj臋, warkn膮艂 w duchu. Psiakrew! Pomimo tego ma艂ego niepowodzenia, wyre偶yserowana przez niego scenka jednak na co艣 si臋 przyda艂a. W br膮zowych oczach dziewczyny - zanim b艂ysn臋艂y z艂o艣ci膮 - widzia艂 co艣, co mu odpowiada艂o. By艂o to jak odbicie jego w艂asnych pragnie艅.
U艣miechn膮艂 si臋 szyderczo w duchu. Przegra艂e艣, Lupin.
Rozdzia艂 dziesi膮ty.
Nie chcia艂a o tym my艣le膰, ale nie mog艂a przesta膰. Ze wszystkich si艂 stara艂a si臋 zmieni膰 tor, kt贸rym bieg艂y jej my艣li. Desperacko uchwyci艂a si臋 innego tematu, o ironio - na ten moment wydawa艂o jej si臋, 偶e znacznie 艂atwiejszego.
Po raz kolejny, ten cz艂owiek u艣wiadomi艂 jej, jak bardzo by艂a naiwna. Mimo tego wszystkiego, co prze偶y艂a i czym si臋 to dla niej sko艅czy艂o. Zastanawia艂a si臋, w kt贸rym momencie przesta艂a pami臋ta膰, 偶e Snape przez ca艂e swoje 偶ycie by艂 przede wszystkim szpiegiem? Przecie偶 od pocz膮tku doskonale zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e nie pomaga jej bezinteresownie.
Tak jak ona, mia艂 zamiar odkry膰 przesz艂o艣膰, rozgrzeba膰 tajemnice. Odkry膰 motywy jej prawie ca艂kowitego zerwania ze 艣wiatem, kt贸rego by艂a cz臋艣ci膮. Jej motywy… Wbi艂a wzrok w ruchome zdj臋cie, zrobione podczas ostatnich wsp贸lnie sp臋dzonych 艣wi膮t. Ona, Ron, Harry i Ginny. Mimo trwaj膮cej wojny, ich twarze jeszcze u艣miechni臋te i szcz臋艣liwe. Wtedy jeszcze wszyscy razem. Ona i Ron trzymaj膮cy si臋 za r臋ce. Harry obejmuj膮cy Ginny. Jeszcze przez chwil臋…
Si臋gn臋艂a po zdj臋cie. Przesun臋艂a palcem po twarzy przyjaci贸艂ki i u艣miechn臋艂a si臋 smutno. Ginny. Nigdy niepoddaj膮cy si臋 rudzielec. To jej wina, 偶e dziewczyna nie 偶yje. Zabi艂a j膮. Z premedytacj膮. Nie, to nie ona wypowiedzia艂a dwa zab贸jcze s艂owa, ale z zimn膮 krwi膮 podj臋艂a najtrudniejsz膮 decyzj臋 w swoim 偶yciu.
***
- Hermiona, uwa偶aj!- Krzykn膮艂 Harry, posy艂aj膮c w stron臋 nadbiegaj膮cych 艢miercio偶erc贸w seri臋 kl膮tw. Torowa艂 sobie drog臋 w stron臋 przyjaci贸艂ki.
Dziewczyna poch艂oni臋ta walk膮 z dwoma przeciwnikami nie zwr贸ci艂a uwagi na jego s艂owa, ani na to, co dzieje si臋 wok贸艂. Byli ju偶 tak blisko… Jeszcze jedno zakl臋cie, kolejny urok. Sykn臋艂a, kiedy musn臋艂a j膮 kl膮twa tn膮ca i prawie upu艣ci艂a r贸偶d偶k臋. Tylko b艂yskawiczna reakcja Ginny, kt贸ra sprawnie rzuconym zakl臋ciem og艂uszy艂a 艢mierciojada, uratowa艂a j膮 od Avady.
Wtedy oprzytomnia艂a. Znowu zacz臋艂a dostrzega膰 to, co dzia艂o si臋 obok niej. Ginny zacz臋艂a kierowa膰 si臋 w stron臋 Harry'ego. Rzuca艂a zakl臋ciami bez opami臋tania. Ch艂opak mia艂 ma艂e k艂opoty. Chwila dekoncentracji, by ostrzec przyjaci贸艂k臋 kosztowa艂a go utrat臋 przewagi.
Hermiona jak w zwolnionym tempie widzia艂a zielony p艂omie艅 艣mierciono艣nego zakl臋cia lec膮cy w stron臋 Harry'ego. W u艂amku sekundy oceni艂a sytuacj臋 i podj臋艂a decyzj臋.
- Experliarmus! - Wrzasn臋艂a kieruj膮c r贸偶d偶k臋 w stron臋 biegn膮cego Rudzielca.
Si艂a zakl臋cia pchn臋艂a dziewczyn臋 prosto na tor lotu Avady.
***
Tylko par臋 os贸b zna艂o prawd臋. Oficjaln膮 wersj臋 wymy艣li艂, uczestnicz膮cy w tej walce Kingsley. Nie odbiega艂a tak bardzo od rzeczywisto艣ci. 艢mier膰 dziewczyny uznano za nieszcz臋艣liwy wypadek, wywo艂any nieostro偶no艣ci膮 Hermiony. Ginny zgin臋艂a broni膮c przyjaci贸艂ki. Tak膮 te偶 wersj臋 podano wszystkim Weasley'om.
Harry by艂 w艣ciek艂y, nie chcia艂 si臋 na to zgodzi膰, lecz McGonagall pozosta艂a nieugi臋ta.
- Mamy wojn臋 panie Potter, ofiary s膮 nieuniknione, a prawda spowoduje tylko wi臋cej niepotrzebnego b贸lu.
Do dzi艣 w snach prze艣laduje j膮 wyraz jego oczu. Czu艂 si臋 zdradzony przez najbli偶sz膮 mu osob臋, kt贸r膮 uwa偶a艂 za siostr臋. Nigdy tak naprawd臋 jej nie wybaczy艂. Rozumia艂a to.
A teraz wreszcie by艂a w stanie wybaczy膰 sama sobie. Nie 偶a艂owa艂a chwil, w kt贸rych cierpia艂a i ci膮gle wraca艂a my艣lami do tej walki. Musia艂a odpokutowa膰. Przez chwil臋 pozwoli艂a sobie na nienawi艣膰. Do siebie. Siln膮, intensywn膮. Pozwoli艂a, by uczucia, kt贸re t艂umi艂a przez lata wyp艂yn臋艂y na wierzch. Po chwili odczu艂a, 偶e teraz s膮 ju偶 zb臋dne… znikn臋艂y. B臋dzie mia艂a blizny do ko艅ca 偶ycia, lecz teraz to tylko blizny, a nie krwawi膮ce rany. Zrozumia艂a, 偶e nareszcie jest wolna. Wolna i rozpaczliwie samotna.
Odstawi艂a zdj臋cie na szafk臋. Ta samotno艣膰 to by艂 jej wyb贸r. Chocia偶 ostatnimi czasy to si臋 zmieni艂o. Skierowa艂a my艣li z powrotem na Mistrza Eliksir贸w. Dlaczego go to interesowa艂o? I to tak bardzo, 偶e zdecydowa艂 si臋 jej pom贸c przy eliksirze, pomimo swojej niech臋ci do Remusa. Podczas ostatniej rozmowy dobitnie da艂 jej do zrozumienia, 偶e sama wzmianka o nim go irytuje.
Odnios艂a wra偶enie, 偶e ta niech臋膰 jest wi臋ksza ni偶 wcze艣niej. By艂o w porz膮dku, kiedy m贸wi艂a o nim bezosobowo opisuj膮c reakcj臋 na eliksir, lecz kiedy stwierdzi艂a, 偶e Remus b臋dzie szcz臋艣liwy…
I znowu dotar艂a do punktu wyj艣cia. Nie chcia艂a, nie by艂a na to gotowa. Niestety przed sob膮 nie da si臋 uciec. My艣li nieuchronnie kierowa艂y si臋 w jedn膮 stron臋. Odczucia tej sylwestrowej nocy nadal nie dawa艂y spokoju. I zachowanie Profesora. Ju偶 nawet nie chodzi艂o o t臋 uprzejmo艣膰, ca艂kowicie sprzeczn膮 z jego natur膮. To tylko zbi艂o j膮 z tropu, zmiesza艂o, ale nic wi臋cej.
Nie chcia艂a my艣le膰, o tym, co by艂o potem. Kiedy w pewnym momencie uchwyci艂a, p艂on膮cy niepokoj膮cym blaskiem wzrok, mia艂a wra偶enie, 偶e spali j膮 od 艣rodka. Spojrzenie, w kt贸rym wida膰 by艂o obsesyjne pragnienie. Nie chcia艂a wtedy tego analizowa膰, ba艂a si臋, 偶e mog艂aby si臋 zatraci膰 w jego intensywno艣ci. I to gor膮co bij膮ce z twardego cia艂a, kiedy opar艂a si臋 o niego…
Co si臋 ze mn膮 dzieje? Podda艂a si臋 wreszcie. Przesta艂a kr膮偶y膰 niespokojnie po pokoju i zwin臋艂a si臋 w k艂臋bek na kanapie. Ta sylwestrowa rozmowa… a w艂a艣ciwie podteksty. Ca艂y czas mia艂a to dziwne wra偶enie, 偶e Profesor czego艣 od niej chce, a to, co sobie wyobrazi艂a… Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Jeste艣 g艂upia.
Jednak nie mog艂a do ko艅ca pozby膰 si臋 dreszczyku ekscytacji. Dzia艂o si臋 z ni膮 co艣, czego si臋 nie spodziewa艂a. Nigdy w ten spos贸b nie my艣la艂a o tym m臋偶czy藕nie. Owszem fascynowa艂 j膮. To ju偶 wiedzia艂a, ale musia艂a upora膰 si臋 z k艂臋bowiskiem sprzecznych uczu膰. Zaczyna艂a ju偶 traci膰 nadziej臋, 偶e kiedykolwiek poczuje … sama nie wiedzia艂a do ko艅ca, co?
I jej p贸艂艣wiadome starania przed wyj艣ciem na spotkanie: prawda by艂a taka, 偶e chcia艂a si臋 podoba膰 Profesorowi. Dlatego, 偶e on j膮 poci膮ga艂? Nie, nie by艂 przystojny, jednak mia艂 w sobie co艣 nieokre艣lonego, co sprawia艂o, 偶e nie spos贸b by艂o pozosta膰 oboj臋tn膮. Czarne oczy, kt贸re potrafi艂y p艂on膮膰 wewn臋trzn膮 pasj膮, spos贸b chodzenia - nie umia艂a znale藕膰 okre艣lenia - p艂ynny, koci? I g艂os: g艂臋boki, mi臋kki, jak mu艣ni臋cie jedwabiu na sk贸rze.
Je艣li do tego do艂o偶y膰 to, co sob膮 reprezentowa艂. Inteligencja, 艣wiadome wybory i umiej臋tno艣膰 ponoszenia konsekwencji oraz ta niez艂omno艣膰, kt贸rej brakowa艂o przeci臋tnym m臋偶czyznom. Wtedy nawet spos贸b bycia nie odstrasza艂. Wr臋cz przeciwnie. Zawsze mia艂a s艂abo艣膰 do mrocznych facet贸w. Skrytych, zamkni臋tych w sobie, nieprzeniknionych. Umiej膮cych podejmowa膰 trudne decyzje wbrew przekonaniom innych.
Harry mia艂 racj臋, przyzna艂a w ko艅cu, jestem taka jak Snape. Jednak w tej chwili wydawa艂o si臋 to nieistotne. Wa偶niejsze by艂o to, czego zaczyna艂a by膰 coraz bardziej 艣wiadoma. Pragn臋艂a tego m臋偶czyzny. Severusa Snape, Mistrza Eliksir贸w, zmory swoich szkolnych lat. Nie mia艂a poj臋cia, kiedy to si臋 zacz臋艂o, ale nie obchodzi艂o jej to. Obchodzi艂o j膮 tylko to, co jest teraz.
Dzi臋ki niemu upora艂a si臋 z przesz艂o艣ci膮 i wreszcie mog艂a by膰 wolna. A je偶eli to, co widzia艂a w jego oczach jest prawd膮, to skorzysta z tego, co ofiarowuje jej 偶ycie. Jedyny raz b臋dzie samolubna i zrobi co艣 wy艂膮cznie dla siebie. Nawet, je艣li b臋dzie j膮 to kosztowa艂o kolejn膮, emocjonaln膮 blizn臋.
Doskonale zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e dla niego b臋dzie tylko wype艂nieniem dnia. Potrzeb膮 chwili. To bez znaczenia. Ka偶dego dnia ludzie tkwi膮 jedn膮 nog膮 w ba艣ni, a drug膮 w otch艂ani piek艂a. Tylko od niej zale偶y czy wybierze chwil臋 szcz臋艣cia, czy odrzuci j膮 ze zwyk艂ego strachu.
Spotka艂am tego m臋偶czyzn臋 i zapragn臋艂am go. Z jednego prostego powodu: Ani ja niczego od niego nie oczekuj臋, ani on ode mnie.
***
Po raz pierwszy od lat pozwoli艂 sobie na co艣, co okre艣la艂 s艂owem uczucie.
Z pe艂n膮 艣wiadomo艣ci膮.
Czu艂 satysfakcj臋.
Satysfakcja. Parskn膮艂 szyderczo w duchu. Od lat to poj臋cie by艂o mu obce. Nawet w chwili 艣mierci Voldemorta, kiedy Mroczny znak ostatni raz zap艂on膮艂 na jego ramieniu krwist膮 czerwieni膮, nie czu艂 nic.
Teraz si臋 ni膮 napawa艂. Smakowa艂 j膮, wymawiaj膮c w my艣lach.
Siedzia艂 rozlu藕niony w fotelu i wraca艂 my艣lami do ich ostatniego spotkania. Br膮zowe oczy, w kt贸rych b艂yszcza艂o pragnienie zmieszane z fascynacj膮. Tylko przez sekund臋, zanim pociemnia艂y ze z艂o艣ci. To jednak wystarczy艂o. Wystarczy艂o.
G艂upia dziewczyna. Nadal naiwna. Tym lepiej dla niego. Stanowi艂a zadziwiaj膮co 艂atw膮 zdobycz. Co z ch臋ci膮 wykorzysta. Dop贸ki mu si臋 nie znudzi… wzruszy艂 ramionami, wtedy ten wilko艂ak mo偶e j膮 pociesza膰 do woli. Niestety, u艣miechn膮艂 si臋 tryumfalnie w duchu, dostan膮 ci si臋 n臋dzne resztki, Lupin.
Irytowa艂o go tylko jedno. Oklumencja. Nie by艂 w stanie niepostrze偶enie wedrze膰 si臋 do jej umys艂u. Gdyby pr贸bowa艂 z艂ama膰 jej blokady, zauwa偶y艂aby to. Musi inaczej wyci膮gn膮膰 z niej prawd臋. W czarnych oczach pojawi艂 si臋 wyraz wyrachowania. I ju偶 doskonale wie, kiedy. I sama da mu mo偶liwo艣膰.
Dola艂 sobie Ognistej. Ten rocznik zosta艂 mu jeszcze z czas贸w, kiedy 偶y艂 Dumbledore. Prezent. Memento mori przyjaciela. Mia艂 jej nigdy nie otworzy膰. Dzisiaj zmieni艂 zdanie. Z jakiego艣 powodu uzna艂, i偶 lepszej okazji nie b臋dzie.
Zastanawia艂 si臋 nad kolejnym posuni臋ciem. Pretekst pracy nad eliksirem by艂 ju偶 nieaktualny. Doskonale wiedzia艂, 偶e daj膮c jej ostatni膮 wskaz贸wk臋 zako艅czy艂 pewien schemat ich spotka艅. Da艂 jej z艂udne poczucie, i偶 ma wyb贸r. Nie musia艂a ju偶 spotyka膰 si臋 z nim. Jednak Granger nie mia艂a wyboru. Nie pozwoli jej tak 艂atwo si臋 go pozby膰. Najpierw dostanie to, czego chce. 艁atwiej manipulowa膰 lud藕mi pozostawiaj膮c ich w nie艣wiadomo艣ci.
Doskonale zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e Granger dobrze odczyta艂a jego spojrzenie. Je偶eli zjawi si臋 w pubie b臋dzie to oznacza艂o przyzwolenie na to, co i tak jest nieuniknione. I zdecydowanie zaoszcz臋dzi mi zachodu, wykrzywi艂 usta w szyderczym u艣mieszku. Szybko i bezbole艣nie dostanie to, czego chce. Nie dopuszcza艂 do siebie my艣li, 偶e mog艂oby by膰 inaczej.
Potrz膮sn膮艂 d艂oni膮, obserwuj膮c migoc膮cy w 艣wietle kominka, bursztynowy p艂yn. Dlaczego ona? Co tkwi w Granger, 偶e nie potrafi zostawi膰 jej w spokoju? Przecie偶 doskonale wiedzia艂, 偶e jego istnienie zachowa dla siebie. Tajemnice? Zdadz膮 mu si臋 jak testralowi uprz膮偶. A tak wpad艂 w pu艂apk臋, kt贸r膮 mimowolnie sam na siebie zastawi艂. Zawsze tylko go irytowa艂a, zreszt膮 nadal tak jest. A jednak… Sta艂a si臋 jego obsesj膮. Skrzywi艂 si臋 i uni贸s艂 szklank臋 do ust. Musz臋 przesta膰 pi膰. Stanowczo za du偶o ostatnio my艣l臋.
***
W pierwszej chwili nie rozumia艂a tego, co Remus do niej m贸wi. Dociera艂o do niej ka偶de pojedyncze s艂owo, jednak og贸lny sens umyka艂. Widzia艂a tylko rozja艣nione szcz臋艣ciem oczy przyjaciela.
Eliksir dzia艂a艂. Wreszcie do niej dotar艂o.
Jak og艂uszona, automatycznie zaprosi艂a m臋偶czyzn臋 do pokoju. Remus zacz膮艂 m贸wi膰 ju偶 w drzwiach. U艣miecha艂a si臋, przytakiwa艂a, ale po g艂owie kr膮偶y艂a jej tylko jedna my艣l.
Straci艂am pretekst do spotka艅 z nim!
- Hermiona? - Entuzjazm w g艂osie Remusa lekko przygas艂. Zauwa偶y艂 jej nieobecny wzrok - Nie cieszysz si臋? Zrobi艂a艣 to! Da艂a艣 nowe 偶ycie takim jak ja!
Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i przy艂o偶y艂a d艂onie do twarzy. Musia艂a przesta膰 o nim my艣le膰. Ta chwila nale偶y do Remusa.
- Przepraszam - u艣miechn臋艂a si臋, tym razem szczerze - po prostu jestem oszo艂omiona. Jeszcze to do mnie nie dotar艂o. Daj mi chwil臋 dobrze?
Pokiwa艂 ze zrozumieniem g艂ow膮.
- Co tylko chcesz, doskonale ci臋 rozumiem - wsta艂 z fotela i ruszy艂 za ni膮 do kuchni, nie przestaj膮c m贸wi膰. - W pierwszej chwili te偶 nie mog艂em w to uwierzy膰 - roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no, szcz臋艣liwym 艣miechem - P贸艂 nocy tkwi艂em przed lustrem szukaj膮c najmniejszej oznaki zbli偶aj膮cej si臋 transformacji. Wyobra偶asz to sobie?
- I nic! - Nareszcie zaczyna艂a si臋 cieszy膰 - zupe艂nie?
Widzia艂a jak kr臋ci przecz膮c膮 g艂ow膮.
- Nic!
Si臋gn臋艂a do szafki i wyj臋艂a dwa kieliszki do szampana. Jakby nie by艂o mieli, co 艣wi臋towa膰. Z u艣miechem wr臋czy艂a je Remusowi.
***
Profesor ka偶膮c jej doda膰 r贸g jednoro偶ca wiedzia艂, 偶e wywar zadzia艂a. Nie mog艂a ju偶 u偶ywa膰 eliksiru jako pretekstu do spotka艅. Informacje o odkryciu by艂y w Proroku. W ka偶dym licz膮cym i nielicz膮cym si臋 magazynie, gazecie, brukowcu. Wpad艂a w wir spraw koniecznych do za艂atwienia przy opatentowaniu jej wynalazku i wprowadzenia go do obiegu. Reszt臋 czasu poch艂ania艂a praca i ostatni semestr studi贸w.
Nie spodziewa艂a si臋 a偶 takiego szumu wok贸艂 siebie. Nie mia艂a chwili dla siebie, nie m贸wi膮c ju偶 o jakichkolwiek spotkaniach ze Snapem.
Rozmowy z 偶膮dnymi sensacji dziennikarzami, kt贸rym wcale nie chodzi艂o o jej odkrycie, z przedstawicielami departamentu zdrowia, szychami z ministerstwa przypomnia艂y jej chwile bezpo艣rednio po zako艅czeniu wojny. Nieszczere pochlebstwa, p贸艂u艣mieszki rzucane za jej plecami, szepty. Wszystko to na nowo rozbudzi艂o plotki i domys艂y na jej temat.
Mia艂a ochot臋 wrzeszcze膰, aby si臋 odczepili. Jednak tylko zaciska艂a z臋by. Jeszcze troch臋 i zostawi to wszystko za sob膮. W chwili, kiedy znowu mia艂a wszystkiego serdecznie do艣膰, pojawi艂 si臋 u niej w pracy.
Ponownie wybra艂 stolik w najciemniejszym k膮cie. I tylko siedzia艂 nad szklank膮 whisky pal膮c papierosy. Obserwowa艂 j膮. Ca艂y czas czu艂a pal膮ce spojrzenie na sobie. Kiedy w przelocie 艂apa艂a jego wzrok widzia艂a ten g艂贸d zapami臋tany z ostatniego spotkania. W domu, skulona pod kocem dr偶a艂a w oczekiwaniu. Nie by艂a jeszcze pewna, czego oczekuje. Pragn臋艂a tego i jednocze艣nie j膮 to przera偶a艂o. Tak jak ma艂e dziecko, kt贸re boi si臋 i jednocze艣nie ekscytuje nieznanym.
Ta wizyta pomog艂a jej przetrwa膰 ostatnie miesi膮ce. 艢wiadomo艣膰, 偶e on nadal tkwi w cieniu 艣ledz膮c ka偶dy jej krok dodawa艂a si艂. Jakby czerpa艂a j膮 z samej obecno艣ci tego m臋偶czyzny.
Nareszcie wszystko ucich艂o. Czarodzieje znale藕li nowy temat, na uczelni pozosta艂o jej tylko obroni膰 prac臋 - co zreszt膮 b臋dzie tylko formalno艣ci膮. Czas, kt贸ry pozosta艂 jej do wyjazdu z Anglii - zdecydowa艂a si臋 przyj膮膰 ofert臋 pracy w laboratorium w Nowej Zelandii - po艣wi臋ci sobie. Zabierze ze sob膮 co艣, czego nikt jej nie odbierze. Wspomnienie o nim.
Niepewnie pchn臋艂a drzwi pubu. W my艣lach prosi艂a wszystkie mo偶liwe si艂y wszech艣wiata, aby siedzia艂 w ich boksie. Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e by艂by to cud, maj膮c na uwadze ostatnie miesi膮ce. Jednak… czu艂a jego obecno艣膰, kiedy wraca艂a do domu i ta wizyta w knajpie, w kt贸rej pracowa艂a. Pilnowa艂, by nie zapomnia艂a o nim? Jakby potrzebowa艂a przypomnienia. Tkwi艂 w jej 艣wiadomo艣ci i nie dawa艂 spokoju.
Uzale偶nienie to p臋to. Je偶eli pr贸bujesz si臋 wyzwoli膰 prze偶ywasz koszmar. Prze偶ywa艂a go przez cztery miesi膮ce. Teraz mia艂a nadziej臋 na chwil臋 prywatnej ba艣ni. Z艂udne poczucie szcz臋艣cia. Wiedzia艂a, 偶e je偶eli nie zrobi tego teraz, nie odwa偶y si臋 ju偶 nigdy.
Id膮c tutaj zastanawia艂a si臋, czego w艂a艣ciwie oczekuje. Od siebie, od niego? Zda艂a sobie spraw臋, 偶e doskonale wie, czego chce. I by艂a zdeterminowana to zdoby膰. Nie by艂o wa偶ne, w jaki spos贸b. Oboje byli doro艣li. Nikogo nie krzywdz膮. Je艣li nawet, to w ostatecznym rozrachunku ucierpi tylko ona.
***
Szed艂 za ni膮. Patrzy艂 jak wchodzi do ich pubu. Nareszcie. Nie znosi艂 czeka膰. Ostatnio m贸g艂 tylko przypatrywa膰 si臋 jej z daleka. Obserwowa艂 jak znowu gubi si臋 we wrzawie, kt贸ra rozp臋ta艂a si臋 po ich odkryciu. Widzia艂 jak w br膮zowych oczach znowu zaczyna przewa偶a膰 gorycz i bezsilna z艂o艣膰. Pozwoli艂 sobie na impuls. Po raz kolejny odwiedzi艂 j膮 w pracy.
Przypomnia艂 jej o sobie. Br膮zowe oczy znowu zacz臋艂y b艂yszcze膰. Teraz to ju偶 tylko kwestia czasu. Ju偶 wiedzia艂, 偶e przyjdzie. I jak zwykle mia艂 racj臋.
Odczeka艂 chwil臋 i wszed艂 do 艣rodka. Siedzia艂a ju偶 nad fili偶ank膮 kawy. Wygl膮da艂a na lekko zrezygnowan膮. Kiedy stan膮艂 obok stolika poderwa艂a g艂ow臋.
- Profesorze. - Z trudem ukry艂a podekscytowanie. Jednak przyszed艂.
Skin膮艂 g艂ow膮 i usiad艂.
- Eliksir dzia艂a! - Nie mog艂a si臋 powstrzyma膰. Zdawa艂a sobie spraw臋, i偶 to 艣mieszne. 呕e on doskonale o tym wie, ale musia艂a i chcia艂a mu podzi臋kowa膰. - Dzi臋ki panu.
Spojrza艂 na ni膮 uwa偶nie i si臋gn膮艂 po papierosa.
- W 偶yciu bym si臋 nie domy艣li艂 - rzuci艂 zimno.
Patrz膮c na dziewczyn臋 nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰. Przez par臋 miesi臋cy nie istnia艂 dla niej,
a teraz przychodzi i dzi臋kuje mu jakby nigdy nic. Czu艂 si臋 sfrustrowany. Przez ni膮. Niech ona te偶 to odczuje.
- Profesorze… - zastanawia艂a si臋, co powiedzie膰, aby bardziej go nie rozdra偶ni膰.
W ko艅cu westchn臋艂a i tylko wzruszy艂a ramionami. Upi艂a 艂yk kawy. Nie b臋dzie ju偶 nic m贸wi膰. Wygl膮da na to, 偶e to, co widzia艂a w oczach Snape'a to albo jej wyobra藕nia albo ju偶 przesz艂o艣膰. Pobo偶ne 偶yczenia i nic wi臋cej. Doko艅czy kaw臋 i wr贸ci do domu.
Znowu przestrze艅 mi臋dzy mini wype艂nia艂 tylko siwy dym z jego papieros贸w. I cisza. Pe艂na napi臋cia, d藕wi臋cz膮ca w uszach. Nie dociera艂 do nich lekki gwar, jaki zwykle panuje w tego typu lokalach. Hermiona pogr膮偶ona w tej ciszy i w艂asnych my艣lach, drgn臋艂a s艂ysz膮c g艂os Mistrza Eliksir贸w.
- Chyba nie przysz艂a艣 tu po to, aby poinformowa膰 mnie o swoim wielkim sukcesie?
- Nie. - Zacisn臋艂a d艂onie na fili偶ance.
Powoli nachyli艂 si臋 w jej kierunku.
-Wi臋c, po co tu przysz艂a艣, Granger? - Ciep艂y oddech pachn膮cy kaw膮 zmieszan膮 z papierosami owion膮艂 jej twarz. - Czego chcesz?
Wiedzia艂a, o co pyta. Oboje byli 艣wiadomi napi臋cia otaczaj膮cego cisz臋, w kt贸rej tkwili przez d艂u偶sz膮 chwil臋. Unios艂a wzrok, patrzy艂a na swego by艂ego nauczyciela bez s艂owa, maj膮c nadziej臋, 偶e nie b臋dzie musia艂a nic m贸wi膰.
***
Smakowa艂 gorycz膮, frustracj膮 i z艂o艣ci膮. Szorstki, gwa艂towny, wymagaj膮cy. Czarne oczy z wyrazem obsesyjnego g艂odu. Mia艂a wra偶enie, 偶e koszmary wype艂zaj膮 z k膮t贸w i otaczaj膮 j膮 wysysaj膮c ch臋膰 do 偶ycia. Wi臋c tak wygl膮da piek艂o, przemkn臋艂o jej przez g艂ow臋, zanim doznania wypar艂y my艣li. Potrzebowa艂a zatracenia w sile, w艂adzy i mroku. Rozpaczliwie przywiera艂a do twardego cia艂a. Chcia艂a wi臋cej, mocniej, A偶 do granicy b贸lu…
Da艂 jej to. To, czego pragn臋艂a i o wiele wi臋cej, jakby wyczuwaj膮c, czego oczekiwa艂a. Nie odrywa艂 wzroku od br膮zowych oczu. Chcia艂 widzie膰 jak 藕renice rozszerzaj膮 si臋 pod wp艂ywem jego dotyku. Jak rozci膮gni臋ta pod nim j臋czy w cichym b艂aganiu.
Nie chcieli delikatno艣ci, powolnego odkrywania siebie nawzajem. Pchani niecierpliw膮 potrzeb膮 chcieli zatracenia w sobie. Gorzkie requiem dw贸ch cia艂. Ostatni prezent przed tym, co nieuniknione.
Z臋by, j臋zyki, mu艣ni臋cia palc贸w, przerywane urywanymi oddechami. 艢lisko艣膰 rozgrzanych cia艂 na pomi臋tym prze艣cieradle - jedynym 艣wiadku pragnienia zapocz膮tkowanego rozczarowaniem. Cztery 艣ciany podrz臋dnego motelu ch艂on臋艂y ciche j臋ki kobiety i gard艂owe warkni臋cia m臋偶czyzny. Pierwotna pie艣艅 kobiety i m臋偶czyzny. I nic wi臋cej.
***
Br膮zowe loki zakrywa艂y twarz 艣pi膮cej dziewczyny. Spokojny, ledwo s艂yszalny w namacalnej ciszy pokoju, oddech. Jak zahipnotyzowany nie potrafi艂 odwr贸ci膰 oczu. 艢lizga艂 si臋 wzrokiem po g艂adkich udach, kt贸re jeszcze przed chwil膮 oplata艂y jego biodra. Szczup艂e d艂onie - nie wygl膮da艂y na silne - jednak jak imad艂o zaciska艂y si臋 na jego ramionach. Tak pasowa艂a do… potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i wsta艂 z fotela, na kt贸rym siedzia艂 od godziny. Niepotrzebne my艣li.
Nie chcia艂 my艣le膰 o tym, 偶e by艂a tym, czego potrzebowa艂. 呕e dzi臋ki niej znalaz艂 si艂臋 by znowu 偶y膰. 呕e za tak膮 jak ona warto cierpie膰 i umiera膰 minuta po minucie. Rzuci艂 ostatnie spojrzenie na dziewczyn臋 i wyszed艂. Dosta艂 to, czego chcia艂 i wystarczy. Je偶eli poci膮gnie to dalej…
***
Obudzi艂a si臋 sama. W pustym pokoju. 艢ciska艂a poduszk臋 pachn膮c膮 nim. Marna namiastka. Zanim dotarli tutaj, wiedzia艂a, jaki b臋dzie koniec tej nocy. By艂a na to przygotowana. Bez 偶alu opuszcza艂a pok贸j, w kt贸rym przez chwil臋 mia艂a wszystko. 呕ycie jest, jakie jest, nauczy艂a si臋, 偶e dana chwila w 偶yciu jest wa偶niejsza ni偶 ca艂a reszta.
Do pewnych zdarze艅 dochodzi wtedy, kiedy wydaje si臋, 偶e si臋gamy dna. 呕e nic si臋 ju偶 nie zdarzy. Wtedy staje si臋 co艣, co sprawia, i偶 umieramy by narodzi膰 si臋 ponownie.
Zrozumia艂a, 偶e to, co kiedy艣 nazywa艂a mi艂o艣ci膮 to mrzonka.
Ona nie ma nic wsp贸lnego z jej dotychczasowymi wyobra偶eniami. Z zakochaniem pe艂nym dr臋cz膮cych emocji, obietnic, o艣wiadczyn zako艅czonych 艣lubem. Pragniemy nie tego, co widzimy, lecz tego, co sobie wyobra偶amy. Potem wyobra偶enia rozbijaj膮 si臋 o mur rzeczywisto艣ci i p臋kaj膮 jak ba艅ka mydlana. Mi艂o艣膰 to tylko instynkt, kt贸ry pcha ku sobie ludzi. G贸rnolotne okre艣lenie chemii, po偶膮dania, obsesji, zale偶y jak to nazwiemy.
***
Patrzy艂a na spakowany kufer. Jeden. Zabiera艂a tylko najwa偶niejsze dla niej rzeczy. I jedno zdj臋cie. Nie potrzebowa艂a niczego wi臋cej. Tylko wspomnienia po tym, co zostawia za sob膮.
I ciernia. Uzale偶nienia, kt贸rego ju偶 nawet nie pr贸bowa艂a zwalczy膰. Teraz zmieni艂o si臋 w marzenie, kt贸re da jej si艂臋.
Gdybym zosta艂a marzenie przy膰mi艂aby rzeczywisto艣膰. Ch臋膰 posiadania tego cz艂owieka, na w艂asno艣膰 zniszczy艂aby wszystko inne. Roze艣mia艂a si臋 cicho nad swoj膮 g艂upot膮. Jestem tylko kobiet膮. W genach mam zapisan膮 wiar臋 w szcz臋艣liwe zako艅czenia. Tylko, 偶e tym razem, szcz臋艣liwym zako艅czeniem jest rezygnacja.
***
Wr贸ci艂 do istnienia bez 偶ycia, do 艣wiata bez my艣li. Tym razem jednak na kraw臋dzi sn贸w prze艣ladowa艂a go twarz kobiety. Br膮zowe oczy, zasnute mgie艂k膮. Budzi艂 si臋, przeklinaj膮c 偶ycie.
Epilog.
Niewielkie miasteczka s膮 jak widok贸wki lub ma艂e akwarele. Zatrzymane senne chwile, przesi膮kni臋te wielobarwnym spokojem.
Od p贸艂 roku ch艂on臋艂a ten spok贸j. By艂 jej potrzebny. Praca niewymagaj膮ca po艣piechu, lecz pe艂nej skupienia powolnej precyzji. Przytulne mieszkanie, rozja艣niony s艂o艅cem taras, na kt贸rym potrafi艂a przesiadywa膰 godzinami, a偶 do p贸藕nej nocy. Nie by艂o tu mugolskich samochod贸w zak艂贸caj膮cych cisz臋 g艂o艣nym warkotem.
Dostosowa艂a si臋 do nie艣piesznego rytmu 偶ycia na wyspie. Zreszt膮 nigdzie ju偶 jej si臋 nie 艣pieszy艂o. Mog艂a si臋 pokusi膰 o stwierdzenie, 偶e dotar艂a do swojej 偶yciowej przystani. Spokojnej, wyciszonej, skoncentrowanej na pracy. Zawsze chcia艂a tak 偶y膰. Niespokojne czasy zostawi艂a za sob膮.
Z przesz艂o艣ci zosta艂 jej tylko jeden rytua艂. Margerita raz w miesi膮cu w cichej kawiarni. Siada艂a przy wielkim oknie lokalu, pi艂a drinka i przywo艂ywa艂a wspomnienia. Wraca艂a my艣lami do niego, zawsze. Po czasie wspomnienie zblednie - jak wszystkie. Stanie si臋 rozmazane, pe艂ne luk, jednak p贸ki pami臋ta艂a wyra藕nie…
***
Puste mieszkanie, wystawione na sprzeda偶. Wraz z wyposa偶eniem. Rozp艂yn臋艂a si臋 w powietrzu. Wykorzysta艂a go i zakpi艂a jak z pierwszego lepszego ma艂olata. Nie by艂o wa偶ne, 偶e to on wyszed艂 tamtej nocy. Ona posun臋艂a si臋 dalej. Zignorowa艂a go, odrzuci艂a jak zu偶yt膮 rzecz. Poczu艂 w艣ciek艂o艣膰.
Nie my艣l, 偶e tak 艂atwo mo偶na si臋 mnie pozby膰, Granger.
***
Na stolik, przy kt贸rym siedzia艂a pad艂 cie艅.
- Uzale偶nienie, Granger? - Sta艂 z drinkiem w r臋ku i szyderczym u艣mieszkiem na ustach.
W pierwszej chwili my艣la艂a, 偶e to jej wyobra藕nia, z艂udzenie. Znowu. Zacisn臋艂a d艂onie na kieliszku. Zdusi艂a rado艣膰. Spokojnie unios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a na niego znacz膮co.
- Uzale偶nienie, Profesorze?
KONIEC