Ekonomia cz II


1_1_Przedmiot ekonomii

Ekonomia jest nauką niejednolitą, zajmuje się wieloma jeszcze in­nymi kwestiami i stosuje różnorodne sposoby analizy. Ma swój składnik ści­sły, w którym jest bardzo zmatematyzowana, swoją część społeczną, gdzie ma wiele wspólnego z socjologią i psychologią społeczną, a także ma warstwę historyczną. Dlatego zrezygnujemy z podawania obowiązującego w tym pod­ręczniku jednozdaniowego określenia jej przedmiotu. Mamy nadzieję, że ten rozdział, a potem cały podręcznik, potrafi odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule.

Ekonomia, jak wiele innych nauk, daje się podzielić na część teoretyczno­ -opisową i część normatywną. Pierwsza stara się wyjaśnić, czym jest to, co jest badane, i jak to działa. Jej cel jest więc czysto poznawczy. Druga proponuje

kierunki działania w praktyce obiecujące najlepszą realizację przyjętych zadań. Mamy tu więc cel utylitarny. W istocie rzeczy nauką sensu stricto jest tylko pierwsza. Druga to ewentualne zastosowanie w praktyce wniosków, jakie dają się wyprowadzić z analizy rzeczywistości.

Kiedy więc dalej będziemy rozpatrywać różne zagadnienia ekonomiczne, będzie nam chodziło przede wszystkim o ich zrozumienie, a nie o zaproponowanie czytelnikowi recept na udane zakupy, inwestycje i targi. Podręcznik ekonomii nie jest poradnikiem ani biznesmena, ani polityka gospodarczego, choć nieraz może im podsunąć radę dotyczącą korzystnych działań.

Nie tak było w czasie, kiedy ekonomia powstawała. Najpierw pod tą naz­wą publikowane były właśnie swego rodzaju poradniki dla gospodarzy, na przykład dla właścicieli ziemskich. Nazwa ekonomia pochodzi z greckiego: oikonomós, co znaczy zarządzający gospodarstwem domowym, ekonom, także zarządzanie domem. Taki charakter poradnika dla właścicieli folwarków miały podręczniki ekonomii na przykład jeszcze w XVII wieku. Stopniowo roz­szerzano zainteresowania na gospodarkę całego kraju, stosunki gospodarcze między krajami, gospodarkę światową. Równocześnie prace ekonomiczne w co­raz w4ększym stopniu nabierały charakteru badawczego, poznawczego. W ten sposób pod koniec XVIII wieku i w XIX wieku ekonomia ukształtowała się jako odrębna dyscyplina naukowa. Używano wówczas równolegle następujących określeń: ekonomia polityczna (Anglia), ekonomia narodowa czy krajowa (Niemcy), ekonomia społeczna (Fryderyk Skarbek, pierwszy polski poważny uczon9 ekonomista).

Dziś mówimy najczęściej po prostu „ekonomia”, bez przymiotników. Przy okazji parę słów o „ekonomii politycznej” i o stosunku między ekonomią a polityką. Sama nazwa nie miała pierwotnie eksponować politycznego charakteru ekonomii, ale tylko sygnalizować, że mowa o gospodarce całego kraju, państwa (od słowa polis). Niewątpliwie jednak ekonomia ma zawsze silny związek z polityką. Wynika to w sposób oczywisty ze znaczenia, jakie ma dla polityków dysponowanie bogactwem, i z wagi porządku politycznego dla ludzi działających w gospodarce. Państwo odgrywa wielką rolę w gospodarce i poświęcimy mu wiele uwagi.

Nie jest jednak korzystne dla ekonomii, gdy się ją zbytnio upolitycznia. Traci ona wtedy walory poznawcze, przestaje być nauką, a staje się narzędziem w rękach partii i władz. Tak było z ekonomią w systemie komunistycznym, co zahamowało jej rozwój i poderwało jej autorytet jako nauki w oczach publiczności.

W dalszym ciągu niejednokrotnie będziemy mówić o politycznym znaczeniu różnych zjawisk i działań gospodarczych. Będziemy też nieraz formułować sądy wartościujące, które często mają charakter polityczny. Nie da się tego uniknąć, nie należy jednak tego ukrywać lecz, przeciwnie, powinno się ujawniać, z jakiego punktu widzenia oceniamy dane zdarzenie. Dla czytelnika powinno być jasne, kiedy przekazujemy wyniki badań naukowych, a kiedy wypowiadamy się w spo­sób zaangażowany politycznie.

1_2_Ekonomia jako nauka.

Ekonomia jako naukę zajmującą się badaniem zachowania podmiotów gospodar­czych w dziedzinie wykorzystania ograniczonych środków, które mo­gą być w rozmaity sposób zastosowane w sferze produkcji, podziału, wymiany i konsumpcji.

W badaniach tych stara się ona ustalić określone prawidłowości eko­nomiczne, którym często nadaje się rangę obiektywnych praw ekonomicznych. Najistotniejszym elementem tego określenia jest stwierdzenie, że środki, stojące do dyspozycji zarówno poszczególnego podmiotu gospodarczego

i całego społeczeństwa, są ograniczone. Każde społeczeństwo, nawet to najbo­gatsze, żyje w świecie rzadkości. Ludzie bowiem stale chcą konsumować wię­cej niż są w stanie wytworzyć.

Pojęcie rzadkości odnosi się do luki między ogólną sumą dóbr i usług, których ludzie potrzebują, aby zaspokoić swoje różnorodne potrzeby, a możli­wościami ich wytworzenia. Gdyby nie występowało zjawisko rzadkości, nie byłoby powodów do studiowania ekonomii, a więc poszukiwania odpowiedzi napytania: co, jak, ile i dla kogo wytwarzać, aby uzyskać największą efektyw­ność ekonomiczną.

W drugiej części tego stwierdzenia zwraca się uwagę, że ograniczone środki mogą być zastosowane w rozmaity sposób. Gdyby dobra i usługi za­wsze były wytwarzane za pomocą tylko jednej metody i gdyby zawsze stoso­wano te same środki, wówczas nie występowałby problem wyboru. W rzeczy­wistości zawsze istnieje do dyspozycji wiele różnych metod. Ten sam produkt może być wytworzony za pomocą różnych narzędzi, przy użyciu różnych su­rowców, materiałów, komponentów itp. Mówimy więc o alternatywnym za­stosowaniu środków materialnych i finansowych. Mogą one być przez ich wła­ściciela lub dysponenta skierowane albo tu, albo gdzie indziej. Część środków może być skierowana na realizację jednych celów, a pozostała część na realizację innych celów. Nie można natomiast tych samych środków skierować równo­cześnie do różnych dziedzin i realizować różne cele, podobnie jak człowiek nie może jednocześnie przebywać w dwóch różnych miejscach. Każdy podmiot gospodarczy dysponujący określonymi środkami stara się rozdzielić je tak, aby uzyskać z tego tytułu najwyższe efekty ekonomiczne i w ten sposób możliwie najlepiej realizować swoje cele. Rozdział, czy też roz­dysponowanie środków pomiędzy różne konkurujące cele, nazywa się w ekono­mii alokacją. Dla gospodarstwa domowego tym celem jest maksymalizacja użyteczności nabywanych dóbr, czyli maksymalizacja płynącego stąd zadowo­lenia. Dla przedsiębiorstwa podstawową funkcją celu jest maksymalizowanie zysku z działalności gospodarczej.

Można więc najkrócej powiedzieć, że ekonomia stawia sobie za cel sfor­mułowanie teorii racjonalnego gospodarowania rzadkimi środkami, ma­jącymi alternatywne zastosowanie. Z pełną racjonalnością mamy wówczas

do czynienia, gdy znajdziemy optymalną alokację środków, czyli najlepszą z możliwych. Z danego zasobu środków uzyskuje się wówczas maksymalne efekty bądź też dane efekty mogą być osiągnięte za pomocą najmniejszego na­kładu środków. Teoria ekonomii pokazuje więc stany idealne lub rozwiązania najlepsze i w tym sensie wskazuje drogę lub metodę postępowania podmiotom gospodarczym, co umożliwia maksymalizowanie przez nie funkcji celu bądź minimalizowanie ponoszonych nakładów.

Współczesne kierunki ekonomii zajmują się teorią wyboru ekonomiczne­go dokonywanego przez poszczególne podmioty gospodarcze nie tylko w sta­nie równowagi, lecz także w stanie nierównowagi. Analizują one społeczno­

-ekonomiczne skutki nierównowagi oraz mechanizmy przywracające Stany rów­nowagi. Wskazują także na potrzebę tworzenia określonych instytucji oraz prowadzenia określonej polityki wspomagającej lub korygującej działanie me­chanizmów rynkowych, jak również zapewniających podmiotom gospodar­czym korzystniejsze warunki funkcjonowania.

1_3_Ważniejsze pojęcia-kategorie ekonomiczne

Dobro - rzecz albo czynność, która zaspokaja potrzeby ludzkie. Słowo to nie ma znaczenia wartościującego. Potrzeba może być niegodziwa, a dobro ją zaspokaja­jące może się okazać szkodliwe dla tego, kto go używa i dla innych. Na przykład broń, narkotyki.

Ekonomiści mówią, że dobra są konsumowane, choć nieraz brzmi to śmiesz­nie (samochody, ubrania).

Dobra możemy podzielić na dobra rzeczowe i usługi (czynności). Dobrem są więc buty i chleb, ale także wykład, strzyżenie u fryzjera, porządek publiczny itd. itp. Niezręczne wydaje się nam sformułowanie, które nieraz można prze­czytać w podręcznikach: „dobra i usługi”, gdyż usługi to też dobra, tylko nierzeczowe.

Niektórzy ekonomiści dzielą dobra na „materialne” i „niemateriałne”, co jednak nie wydaje się nam potrzebne, a może być mylące (wchodzimy tu w sporny problem filozoficzny). Z punktu widzenia ekonomii nie ma zasadniczego znacze­nia, czy dobro ma postać rzeczy, czynności mechanicznej (strzyżenie włosów), czy czynności intelektualnej (projektowanie domu lub maszyny, uczenie). Wszyst­ko to są dobra ekonomiczne.

Współcześnie prawie nie ma dóbr „wolnych”, to znaczy takich, które można uzyskać bez wysiłku i bez ograniczeń. Być może kiedyś bywało inaczej. Obecnie nawet dostęp do czystego powietrza i czystej wody jest ograniczony. Centralny dla ekonomii problem połega na tym, że dobra są rzadkie, w tym znaczeniu, że nie występują w obfitości, lecz w ilości ograniczonej w stosunku do potrzeb. Ich zdobycie wymaga pracy i środków. Ponieważ możliwości człowieka są ograniczo­ne, więc zdobycie danej ilości jednego dobra wymaga rezygnacji z pewnej ilości innego dobra. Chcąc możliwie najlepiej zaspokoić swoje potrzeby, ludzie muszą gospodarować, czyli określać, ile pracy i środków przeznaczą na zdobycie po­szczególnych dóbr.

Dobra prywatne i dobra publiczne. Dobra prywatne to takiego rodzaju dobra, które mogą być konsumowane wyłącznie przez osobę, która je kupiła. W sytuacji, kiedy z dobra może korzystać wielu konsumentów naraz i trudno jest ograniczyć dostęp do tego dobra, mamy do czynienia z dobrem publicznym. Przykładem może być usługa latami morskiej, której światło jest widziane przez wszystkie przepływające w pobliżu statki. Podobnie jest z bezpieczeństwem zapewnianym przez policję, z powszechną oświatą, ochroną przed epidemiami itd. W tych przypadkach dobra są oferowane nie poszczególnym konsumentom, lecz wszystkim. Są to dobra publiczne, którymi gospodarują odpowiednie urzędy państwowe i samorządy lokalne. Określają one, ile środków publicznych zostanie przeznaczonych na wytwarzanie poszczególnych dóbr i jak te ostatnie zostaną dostarczone odbiorcom (w drodze swobodnego dostępu czy rozdzielnictwa). Niektóre dobra, z natury niejako publiczne, mogą się stać prywatne, przynajmniej w pewnym zakresie. Przykładem jest płatna autostrada (korzysta prywatnie tylko

ten, kto zapłacił), prywatne bezpieczeństwo zapewniane przez płatnego ochronia­rza itp. Przeciwnie, w ustrojach totalitarnych, szczególnie w komunizmie, starano się możliwie najwięcej dóbr prywatnych przekształcić w publiczne, czy może lepiej byłoby powiedzieć: starano się je upaństwowic.

Czynnik wytwórczy — dobro, za pomocą którego możemy wytworzyć inne dobra. Produkcja jest właśnie używaniem czynników wytwórczych po to, aby uzyskać dobra.

W ekonomii wyróżnia się trzy podstawowe grupy czynników. Są to: ziemia, czy szerzej — czynniki naturalne, praca ludzka i kapitał.

Czynniki naturalne i praca są nieodtwarzalne w procesie produkcji. Przy­chodzą z zewnątrz. Pierwszy to cząstki przyrody, drugi — praca — powstaje w procesie naturalnym i społecznym. Jeśli chodzi o czynniki naturalne, to ludzkość systematycznie i coraz szybciej niszczy swoje środowisko, a próby rekompensowania ubytków co najwyżej hamują ten proces. Jest to proces nie­odwracalny. Inaczej jest z pracą. Nowi pracownicy nie są produkowani tak jak maszyny. (Wyjątkiem był ustrój niewołniczy, kiedy hodowano pracowników podobnie jak zwierzęta gospodarskie.) Należy jednak pamiętać, że w gospodarce następuje też zmiana jakości pracy: na przykład ludzie uczą się w toku pracy i podnoszą swoje kwalifikacje.

Kapitał występuje w procesie produkcji w postaci dóbr wytwórczych (kapita­łowych): maszyn i urządzeń, materiałów i energii, półproduktów. Wszystko to jest wytwarzane w procesie produkcji i służy dalszej produkcji.

Kiedy patrzymy na pojedynczy proces produkcji (w fabryce, w gospodarstwie rolnym), widzimy, że wchodzą do niego różne czynniki wytwórcze, a wychodzą albo dobra konsumpcyjne, albo dobra wytwórcze.

Dobra konsumpcyjne wychodzą bezpowrotnie ze sfery produkcji i prze­chodzą do gospodarstw domowych. Inaczej dobra produkcyjne. Te przechodzą przez różne procesy przetwarzania, czyli pośrednie stadia produkcji. Kolejno występują jako produkt końcowy jednego zakładu i jako czynnik wytwórczy następnego.

Należy tu dodać, że podział na dobra konsumpcyjne i produkcyjne nie zawsze ma charakter rzeczowy i bezwzględny. Oczywiście większość maszyn może być użyta tylko jako dobra produkcyjne. Ale na przykład samochód, także osobowy, może służyć rodzinie albo jako dobro zaspokajające jej potrzeby, albo jako narzędzie w firmie pracującego członka rodziny.

Nakłady i koszty. Użycie czynników wytwórczych mierzone w jednostkach naturalnych (fizycznych: metrach, sztukach itp.) nazywamy nakładami na produk­cję. Te same nakłady wyrażone w jednostkach pieniężnych nazywamy kosztami produkcji.

Wyniki, przychody, dochody. Poprzednie terminy mówiły o tym, co wcho­dzi do procesu wytwórczego, te mówią o tym, co z niego wychodzi. Wyniki to określenie najbardziej ogólne. Praktycznie to samo znaczy słowo przychody, przy

czym mogą być one zarówno in natura, jak i wyrażone w pieniądzu. Dochód to ta część przychodu, która pozostaje po potrąceniu kosztów. Jest on więc mierzony w pieniądzu. Przykładem dochodu z produkcji jest zysk. W polskiej terminologii ekonomicznej przychód pieniężny bywa też nazywany utargiem, to znaczy tą sumą pieniędzy, którą otrzyma (utarguje) wytwórca czy kupiec za sprzedane produkty.

Zjawiska realne i regulacyjne. Przy wielu omawianych wyżej pojęciach dochodzimy do bardziej podstawowego, ogólnego podziału zjawisk gospodar­czych. Mianowicie niektóre z nich są wyrażane w jednostkach naturalnych, fizycznych. Odpowiednie pojęcia mają łatwe do wskazania desygnaty w po­strzeganym przez nas świecie. Zjawiska te nazywane są zjawiskami realnymi. Ale w ekonomii operujemy wieloma pojęciami, które nie mają takiego charakteru. Weźmy przykład. Dochód, np. płaca otrzymana w pieniądzu, jest wydawana na dobra konsumpcyjne. Jeśli ceny się nie zmieniają, to nie zmienia się też płaca w wyrażeniu pieniężnym i realnym. Jeśli jednak mamy inflację, to płaca pieniężna może rosnąć, ale za nią można kupić tyle samo albo i mniej dóbr. Ekonomia rozróżnia te dwie kategorie wielkości, nazywając pierwszą dochodem nominal­nym, drugą realnym. To rozróżnienie można rozciągnąć na ogół zjawisk gospodar­czych. Pierwsze to zjawiska realne, drugie nazywa się współcześnie zjawiskami regulacyjnymi, to znaczy takimi, które kształtują, regulują te pierwsze. To, ile dóbr realnych będę mógł spożyć, zależy od tego, jaka będzie płaca nominalna i jakie będą ceny. A więc płace nominalne i ceny są wielkościami regulacyjnymi, bo określają płace realne. Podane wyżej rozróżnienie między nakładami i kosztami ma ten sam charakter. Koszt to wielkość regulacyjna, gdyż ceny czynników wytwórczych, które określają wielkość kosztów, wpływają na wielkość i strukturę nakładów na produkcję.

Zjawiska regulacyjne można rozpatrywać na dwóch różnych płaszczyznach (nie używając określenia „podzielić na dwie kategorie”, bo nie chodzi tu o dziele­nie, tylko o dwa sposoby patrzenia). Pierwsza płaszczyzna to analiza instytucji ekonomicznych.

Instytucjami ekonomicznymi (lub gospodarczymi) nazywamy ustalone for­my i reguły, w ramach których i zgodnie z którymi odbywa się działalność gospodarcza. Wielki polski socjolog Stanisław Ossowski używał określenia „urządzenia społeczne”, myśląc oczywiście o wszelkich instytucjach społecz­nych, nie tylko o gospodarczych. Instytucją gospodarczą jest firma, rynek, cena, waluta, a także państwo. Stanowią one ramy, w których odbywa się życie gospodarcze. Instytucje mogą być ustalone formalnie (przyjęte przez prawo) lub nieformalne (zwyczajowe).

Druga płaszczyzna to analiza mechanizmów gospodarczych, czyli badanie, jak działa gospodarka. Przykładem może być mechanizm negocjacji handlowych (targów) i kształtowania się cen, mechanizm wzrostu cen (inflacji), mechanizm przemiennego występowania okresów dobrej i złej koniunktury itd. W tej analizie rozpatrujemy przebieg procesów gospodarczych (nb. może to dotyczyć też procesu zmian instytucji gospodarczych).

10_1_Pieniądz kruszcowy

Jeśli pominąć różne przedhistoryczne formy pieniądza (o których mówiliśmy w rozdziale 3), pieniądz kruszcowy to pierwszy rozwinięty system pieniężny, który, w różnych odmianach, działał przez wiele wieków.

Pieniądz kruszcowy, początkowo „odważany”, przekształcił się w pieniądz „bity” w postaci monet (np. z brązu, srebra, złota). Istniały systemy mono­metaliczne, w których jednostką pieniężną była określona wagowo ilość jednego metalu szlachetnego, lub bimetaliczne, gdzie jednostką pieniężną były jednocześ­nie monety srebrne i złote.

Pieniądz kruszcowy jest pieniądzem pełnowartościowym w odróżnieniu od znanych dzisiaj pieniędzy papierowych lub monety zdawkowej. Te bowiem reprezentują tylko pewną siłę nabywczą, podczas gdy tamten sam był wart tyle, ile wart był kruszec, z którego został zrobiony.

Ilość pieniądza kruszcowego w danym kraju uzależniona była od krajowych zapasów złota, od możliwości ewentualnego jego wydobycia oraz od importu z zagranicy. Każdy, kto posiadał np. złoto, mógł pójść do mennicy i za odpowied­nią opłatą wybić monety. Przedtem w wielu krajach prawo bicia monety miały władze lokalne, miasta, a nawet prywatne osoby.

Wzrost podaży monet złotych, przy tej samej masie dóbr na rynku, powodował spadek ich siły nabywczej i wzrost cen towarów. Ceny dóbr wzrastały z powodu spadku ceny rynkowej kruszcu, czyli materiału pieniężnego. Jednak w gospodarce istniały procesy samoregulacji. Kruszce szlachetne były me tylko materiałem pieniężnym, ale również surowcem do produkcji różnych wyrobów. Jeśli w kraju było za dużo monet złotych, to znikały one z obiegu: były tezauryzowane przez ludność, przerabiano je na wyroby ze złota bądź złoto odpływało za granicę. Kiedy złoto było tańsze, ludzie mogli sobie pozwolić na to, aby więcej go odkładać „na czarną godzinę” i więcej kupować złotych ozdób. Odpływ złota za granicę wynikał z tego, że towary importowane taniały w stosunku do krajowych. Zwiększał się więc import, malał popyt na wyroby krajowe. Gdy z kolei zmniejszała się podaż złota w kraju, następował wzrost siły nabywczej jednostki pieniężnej (cena rynkowa złota wzrastała), co prowadziło do spadku cen dóbr. Wówczas następował proces detezau­ryzacji, przerabianie wyrobów ze złota na monety i napływ złota z zagranicy.

Ten automatyzm dopływu i odpływu złota był mechanizmem równoważenia rynków krajowych i bilansów handlowych. Pieniądz pełnowartościowy swobodnie przekraczał granice i krążył w różnych krajach niezależnie od tego, w jakim języku był napis na monetach.

System pieniądza kruszcowego gwarantował w dłuższych okresach stabilność siły nabywczej tego pieniądza. Nie było inflacji w znanej nam dzisiaj postaci. System ten jednak miał też wady. Wielkość podaży pieniądza kruszcowego, związana w ostatecznym rachunku z możliwościami wydobycia złota, często nie była dostosowana do popytu gospodarki na pieniądz. Gwałtowny wzrost podaży pieniądza wywoływał poważne zaburzenia w gospodarce (przykładem może być zalewanie Hiszpanii srebrem z tzw. Indii Zachodnich). Natomiast niedostatek pieniądza kruszcowego hamował wymianę towarów i ich produkcję. To drugie zjawisko zresztą przeważało. W efekcie wprawdzie automatyzm pieniądza krusz­cowego systematycznie przywracał równowagę, ale była to zbyt często równo­waga na niskim poziomie aktywności gospodarczej.

Zaradziło temu wynalezienie znaku pieniądza pełnowartościowego: banknotu, pieniądza papierowego, a potem stosowanie wielu innych odmian znaku pieniądza, aż do dzisiejszego pieniądza elektronicznego.

10_2_System waluty złotej

Ten nowoczesny, światowy system pieniężny pod nazwą gold coin standard ukształtował się w drugiej połowie 19wieku. System waluty złotej został po raz pierwszy wprowadzony ustawowo w Wlk. Brytanii w 1816 roku, we Francji i Niemczech w łatach siedemdziesiątych XIX wieku, podobnie w Stanach Zjed­noczonych. Pod koniec XIX wieku system waluty złotej był już systemem międzynarodowym. W klasycznej formie funkcjonował do 1914 roku.

W tym systemie jednostka monetarna danego kraju miała ściśle ustaloną wartość w złocie (parytet złota). Na przykład 1 dolar USA przed pierwszą wojną światową był wart około 1,5 grama złota. W obiegu znajdowały się banknoty oraz monety złote. Istniała swoboda wybijania z kruszcu monet złotych na rachunek prywatny przez mennicę państwową oraz nieograniczona wymienialność bank­notów na monety złote bądź złoto. Banki emisyjne miały obowiązek zabez­pieczenia obiegu banknotów zapasami złota w wysokości 30—40%. Regulacja obiegu pieniężnego polegała na dostosowywaniu wielkości emisji banknotów i pieniądza bezgotówkowego do wielkości rezerw złota (zwiększenie emisji, gdy zwiększa się zapas złota, i odwrotnie). Podstawowym zadaniem każdego banku emisyjnego była obrona zapasu złota, parytetu waluty, a tym samym jej siły nabywczej w kraju i na rynku międzynarodowym. Temu celowi podporządkowane były inne cele polityki gospodarczej. System opierał się na stałych, parytetowych kursach walut wynikających z porównania parytetów złota: danej waluty i walut obcych. Pełna swoboda transferu złota w skali międzynarodowej umożliwiała dokonywanie płatności zewnętrznych złotem. Oznaczało to również pełną swobo­dę wymiany waluty narodowej na waluty zewnętrzne.

Funkcjonowanie waluty złotej miało cechy automatyzmu podobne (choć nie całkiem identyczne) do pieniądza kruszcowego. Zmiany zapasów złota wywoły­wały zmiany wielkości obiegu pieniężnego i zmiany poziomu cen. Natomiast zmiana poziomu cen wpływała na wielkość zapasów złota w banku emisyjnym, co z kolei miało wpływ na rozmiary obiegu pieniężnego w kraju.

Zmniejszenie rezerw złota w kraju mogło nastąpić w wyniku wywozu złota za granicę w celu pokrycia zobowiązań (przy ujemnym saldzie bilansu płat­niczego) oraz w wyniku zwiększenia tezauryzacji złota i zużywania go na cele przemysłowe i jubilerskie z powodu na przykład osłabienia zaufania do waluty (przy wzroście cen). W tym przypadku zmniejszanie się zapasów złota prowadziło do spadku wielkości obiegu pieniężnego (mniej banknotów i droższy kredyt), pogarszało koniunkturę, obniżało poziom aktywności gospodarczej i w efekcie następował powrót do równowagi płatniczej przy niższych cenach.

Z kolei zwiększanie rezerw złota w banku emisyjnym mogło następować z różnych powodów: napływu złota z nowej produkcji, dodatniego salda bilansu płatniczego, zmniejszenia tezauryzacji prywatnej wraz ze wzrostem zaufania do pieniądza (np. przy spadku cen). W takim przypadku zwiększano emisję bank­notów i obniżano stopę procentową od kredytów, co wpływało na pobudzenie koniunktury i na ogół następował wówczas wzrost cen.

Automatyzm systemu waluty złotej widać doskonale w stosunkach między­narodowych. Jeżeli w jakimś kraju ceny towarów zwiększały się przy niezmienio­nym parytecie monetarnym, to kraj ten stawał się droższy w stosunku do innych. W efekcie prowadziło to do nadwyżki importu nad eksportem i powstania deficytu w bilansie płatniczym. Na pokrycie deficytu złoto odpływało za granicę. Wtedy

bank emisyjny podnosił cenę kredytu, co ograniczało inwestycje, zatrudnienie, dochody i popyt w gospodarce. Hamowało to zwyżkę cen, a nawet je obniżało. Natomiast w krajach, do których złoto napływało, następowała ekspansja kredy­tów, wzrost inwestycji, zatrudnienia, dochodów i popytu. Powodowało to wzrost cen krajowych. Przepływ złota między krajami działał więc w kierunku wyrów­nywania poziomów cen wyrażonych w złocie.

Póki rządy i banki centralne przestrzegały opisanych reguł, system ten, działając samoczynnie, zapobiegał nadmiernej ekspansji kredytowej, powstawaniu inflacji, bronił siły nabywczej pieniądza. Równocześnie jednak mechanizm ten nie był nastawiony na zwalczanie wahań koniunkturalnych i był słabo powiązany ze zmianami poziomu aktywności gospodarczej. Waluta złota, przez powiązanie poziomu cen w kraju z poziomem cen światowych, powodowała, że nie było możliwe prowadzenie w tym zakresie samodzielnej polityki gospodarczej. Kraje, które utrzymywały rozwinięte stosunki handlowe, nie mogły decydować w sposób autonomiczny w sprawach walutowych. Zasady waluty złotej dawały prymat stałości waluty nad stanem koniunktury w kraju.

Pierwsza wojna światowa przyczyniła się do upadku waluty złotej (zawiesze­nie wymienialności banknotów na złoto, brak monet złotych, pojawienie się papierowych biletów bezpośrednio emitowanych przez rządy w ilości niezależnej od zapasów złota). Finansowanie wydatków wojennych wzmogło emisję pieniądza papierowego. Po zakończeniu wojny w większości krajów kapitalistycznych (poza Stanami Zjednoczonymi) nadał utrzymywał się system pieniądza papierowego, któremu towarzyszyła inflacja i zmienne kursy walutowe.

Powojenny chaos walutowy interpretowano jako wynik braku systemu waluty złotej i dążono do ponownego jej wprowadzenia. W łatach 1922—1931 reak­tywowano system waluty złotej w formach zmodyfikowanych: systemu waluty sztabowo-złotej (gołd bullion standard) i systemu waluty dewizowo-złotej (gołd exchange standard). Bardziej powszechnym systemem okazał się system dewizowo­

-złoty, w którym obieg pieniężny w kraju był uzależniony od zapasów złota i dewiz. System waluty dewizowo-złotej przetrwał w większości krajów do czasu

wielkiego kryzysu 1929—1933. W Polsce odstąpiono od systemu waluty złotej dopiero w 1936 roku. Uważa się, że fakt ten opóźnił wychodzenie Polski z kryzysu.

W gospodarce ogarniętej kryzysem poszczególne kraje (z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych) kolejno zawieszały wymienialność swoich walut na złoto, a wiel­kość obiegu pieniężnego przestała być uzależniona od zapasów złota i dewiz. Nastąpiło przejście do systemu pieniądza kierowanego.

10_3_System waluty wymienialnej

Banknot jest zobowiązaniem banku do zamiany na złoto (lub inne walory równej wartości), Pieniądz papierowy jest obowiązkowym środkiem płatniczym będącym tylko znakiem (symbolem) pewnej siły nabywczej. Od momentu upadku waluty złotej mamy do czynienia z pieniądzem papierowym (a napis „banknot” na biletach NBP trzeba traktować jako licentia poetica).

Określenie „wymienialny” mówi o relacji danej waluty do innych walut. Nie ma tu zagwarantowanej wymienialności na złoto. Nie ma też automatycznego powiązania ilości pieniądza z zapasem złota. Tym samym kursy walut (to znaczy ich wzajemne relacje wymienne) nie są ustalone wedhig parytetu złota, lecz kształtują się w zależności od popytu i podaży na waluty. Kursy mogą więc być różne w czasie, na różnych rynkach i w zależności od przepisów różnych krajów. Ogólnie biorąc, typowe dla tego systemu pieniężnego są płynne kursy walutowe.

Omawiany system w wysokim stopniu naśladuje jednak walutę złotą: uczest­nicy życia gospodarczego, przedsiębiorstwa wytwórcze, banki i gospodarstwa domowe mogą wymieniać walutę krajową na waluty zagraniczne, przewozić je przez granice, tezauryzować. Przy danej podaży walut krajowych sytuacja na rynkach krajowych i na rynku międzynarodowym określa popyt na te waluty i tym samym relacje wymienne między nimi. Nieustanne zmiany tej sytuacji, normalne w gospodarce rynkowej, powodują płynne zmiany kursów. Ponieważ dotyczy to równocześnie relacji między popytem na pieniądz i jego podażą na różnych rynkach pieniężnych (niezależnie od tego, jakiej narodowości jest ten pieniądz), mamy więc wówczas także płynne, czyli swobodnie równoważące popyt z poda­żą, stopy procentowe.

Jeśli jednak pieniądz nie jest swobodnie wymienialny na złoto, jak to było w systemie waluty złotej, to takie działanie pieniądza łatwo mogłoby doprowadzić do katastrofy poszczególnych krajów i całej gospodarki światowej. Nie ma tu bowiem zakotwiczenia tego swobodnie pływającego systemu, zakotwiczenia, którym poprzednio były zapasy złota. Teraz, zwiększając łub zmniejszając swobo­dnie podaż pieniądza, poszczególne kraje mogą, w skrajnym przypadku, do­prowadzić do gigantycznej inflacji, do załamania systemu kredytowego, do niepo­hamowanego wyprzedawania za bezcen produktów krajowych, do zalewania kraju tańszymi produktami zagranicznymi. W konsekwencji następuje załamanie produ­kcji krajowej i handlu zagranicznego.

Jeśli więc złoto nie steruje systemem pieniężnym, to muszą się tego podjąć władze państwowe i międzynarodowe. Przez władze państwowe rozumiemy tu rząd i bank centralny. Pomińmy chwilowo możliwe kontrowersje między nimi, przyjmując, że albo działają ręka w rękę, albo że jedna z tych instytucji jest w pełni odpowiedzialna za kierowanie systemem pieniężnym.

Rozpatrzmy problem najpierw w ramach jednego kraju. Do działania między­narodowych organizacji pieniężnych przejdziemy w ostatnim punkcie tego roz­działu.

Na czym polega kierowanie pieniądzem? Ma ono dwa główne cele: po pierwsze, obronę równowagi rynków krajowych (dóbr, czynników wytwórczych i pieniądza) na możliwie wysokim poziomie aktywności gospodarczej, po drugie, obronę kursu waluty krajowej i równowagi bilansu handlowego i płatniczego.

Trudność osiągnięcia tych dwóch celów polega m.in. na tym, że często są one niezgodne. Jest również problem zgodności między kursami i stopami procen­towymi.

W praktyce bank centralny ustala swoje stopy podstawowe, które dotyczą banków handlowych i innych instytucji finansowych; wpływają na ich zachowa­nia, a więc też na pozostałe stopy procentowe dotyczące pożyczkodawców i pożyczkobiorców. Jeśli słabnie aktywność gospodarcza, pożądane jest tanienie kredytów; jeśli uznaje się, że jest ona nadmierna (tzw. „przegrzanie” gospodarki), to podnosi się stopy procentowe.

Rząd i bank centralny określają, jaki kurs waluty krajowej jest pożądany z punktu widzenia bilansu płatniczego i handlowego, interesów produkcji krajo­wej, wielkości bezrobocia, pożądanej konsumpcji, potrzeb finansowych państwa itd. Ten kurs zostaje ogłoszony jako oficjalny. Robi się to często, deklarując, podobnie jak w poprzednio omawianym systemie, parytet złota. Oczywiście znaczenie tej deklaracji jest bez porównania mniejsze. Jest to tylko deklaracja, że bank będzie bronił tego kursu, a nie zobowiązanie do wymiany według niego banknotów na złoto.

Następnie bank stara się wpływać na kurs rynkowy tak, aby nie odbiegał on znacznie od kursu pożądanego. Odpowiednio do potrzeb kupuje więc lub sprzeda­je własną walutę i waluty zagraniczne, a także złoto i różne papiery wartościowe. Zmiany popytu i podaży ze strony banku centralnego, jeśli są wystarczająco silne, mogą wpłynąć w pożądanym kierunku na kursy rynkowe.

Jeśli te działania okazują się niewystarczające, władze ogłaszają zmianę kursu oficjalnego: jego podwyższenie (rewaluację) lub obniżenie (dewaluację).

Taka deklaracja i idące za nią działania banku centralnego często bardzo radykal­nie zmieniają sytuację na rynku, na przykład znacznie poprawiając lub pogarszając konkurencyjność produkcji danego kraju na rynku światowym, ale też pobudzając lub hamując krajową aktywność gospodarczą. Są to z reguły działania podej­mowane rzadko.

Opisaliśmy tu, w wielkim skrócie, kierowanie systemem pieniężnym w spo­sób, który możemy nazwać „pośrednim” lub „niedyrektywnym”. Podmioty gos­podarcze zachowują w tym systemie swobodę działania na rynku, w tym swobodę negocjowania cen pieniądza krajowego i walut zagranicznych.

W praktyce wiele rządów stosuje także metody dyrektywne („wład­cze”), które bezpośrednio ingerują w działanie uczestników rynku, ograniczając ich swobodę wyboru. Przykładem może być urzędowe określenie przedziału swobody wahań stóp procentowych i kursów, ograniczenia w wywozie waluty krajowej za granicę, czasowe zawieszanie wypłat itp. Metody te, stosowane w niewielkim zakresie, modyfikują tylko działanie systemu pieniądza wymie­nialnego. Psują one wprawdzie, w pewnym stopniu, samoczynny mechanizm rynkowy, ale pozwalają doraźnie i odcinkowo rozwiązać sprawy, których władze nie potrafią załatwić za pomocą metod pośrednich. Kiedy zakres metod wład­czych rozszerza się, przechodzimy do innego systemu: pieniądza reglamen­towanego.

10_4_Pieniądz reglamentowany

Są różne stopnie dyrektywnej ingerencji państwa w system pieniężny. Ingerencja ta może nawet doprowadzić do faktycznego zlikwidowania pieniądza jako dobra płynnego. Rozpatrzmy trzy przykładowe przypadki.

1. Pieniądz reglamentowany w gospodarce kapitalistycznej. Ogólne regu­ły działania przedsiębiorstw i gospodarstw domowych pozostają tu podobne jak w poprzednich systemach, z tym że zakres swobody wyboru tych podmiotów gospodarczych jest w sposób istotny ograniczony, głównie właśnie w odniesieniu do pieniądza. W skrajnym przypadku waluta krajowa ma zamknięty obieg i nie może być wywożona za granicę. Równocześnie prywatnym podmiotom zabronio­ne jest posiadanie walut zagranicznych. Dla przedsiębiorstw i dla obywateli waluta jest więc całkowicie niewymienialna. Kontakty finansowe z zagranicą wymagają każdorazowo zezwolenia odpowiedniego urzędu. Słowo „reglamentacja”, czyli urzędowy przydział, odnosi się więc do walut obcych. Firmy eksportujące muszą, po urzędowym kursie, sprzedawać uzyskane za granicą płatności bankowi państ­wowemu, gdy zaś same mają płacić, muszą uzyskać przydział waluty, za który zapłacą także według urzędowego kursu (w tym systemie rząd może łatwo mieć duże dochody z arbitralnie ustalanej różnicy kursów).

Mamy tu więc urzędowy, sztywny (stały) kurs wymienny, który bywa sporadycznie stosowany także w poprzednim systemie. Tu jednak jest on bez­względnie obowiązujący w połączeniu z absolutnym monopolem państwa na dysponowanie walutami obcymi. Nie ma więc kursu rynkowego, chyba że czarnorynkowy, który jest niezgodny z przepisami i którego stosowanie jest z reguły surowo karane.

Klasycznego przykładu takiego systemu dostarczały Niemcy hitlerowskie. Można jednak znaleźć sporo przykładów z innych krajów, formalnie kapitalistycz­nych, ale z daleko posuniętą ingerencją dyktatorskiego (niedemokratycznego) państwa w gospodarkę.

2. Pieniądz reglamentowany w gospodarce centralnie kierowanej. Przepi­sy wyłączające wymienialność pieniądza są w niej podobne do tych, o których mówiliśmy wyżej. Zasadnicza różnica polega jednak na tym, że także w kontak­tach między jednostkami gospodarczymi wewnątrz kraju działanie pieniądza jest w większości wyłączone. Olbrzymia większość czynników wytwórczych, a także przeważająca część dóbr końcowych jest przydzielana (reglamentowana), a więc formalne używanie tu jednostki pieniężnej nie ma istotnego znaczenia dla wyboru ekonomicznego. W takiej gospodarce niekapitalistycznej pozostaje tylko cień pieniądza, który działa w sferze bieżącego zaopatrzenia w niektóre dobra codzien­nego użytku (i oczywiście na czarnym rynku). Na rynku, a więc za pieniądze, nie można w takim systemie kupić ani ziemi, ani większości maszyn i surowców, ani samochodów, mieszkań itp. A często przydzielana jest przez urzędy także odzież, lekarstwa, żywność.

W takim przypadku w istocie rzeczy nie mamy do czynienia z pieniądzem w znaczeniu, jakie nadaliśmy temu pojęciu w naszym wykładzie. To, co powie-

dziano powyżej, to uogólniony opis działania „socjalistycznego pieniądza” i „so­cjalistycznego rynku” w ZSRR czy w PRL.

3. Pieniądz nie w pełni wymienialny, najczęściej stosowany w gospodarce nie w pełni kapitalistycznej. Tu jesteśmy jakby w pół drogi między systemem pieniądza wymienialnego (punkt 3 tego rozdziału) a tym, co powiedzieliśmy powyżej, omawiając pierwszy przypadek waluty reglamentowanej. Przy tym czasami może to być droga ku walucie wymienialnej lub, przeciwnie, ku central­nemu kierowaniu gospodarką. Przykładem pierwszej drogi jest Polska w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, z jej niepełną, systematycznie jednak poszerzaną, wymienialnością.

11_1_Rynek pieniężny

Rynkiem pieniężnym nazywa się tę część rynków finansowych, na których pożycza się i lokuje środki pieniężne o terminach zwrotu do jednego roku. Rynkiem pieniężnym jest rynek międzybankowy, rynek kredytów i lokat krótko­terminowych, rynek różnych krótkoterminowych papierów wartościowych.

Na rynku pieniężnym działają podmioty dysponujące czasowym nadmiarem pieniądza i podmioty cierpiące na czasowy jego niedobór. Rynek ten reguluje więc płynność pieniądza w dyspozycji jego uczestników i w gospodarce jako całości.

Rynek pieniężny, wyrównując na bieżąco płynność instytucji finansowych, umożłiwia im utrzymywanie niezbędnych rezerw. Określa on stopy procentowe kredytu krótkoterminowego. Umożliwia bankowi centralnemu oddziaływanie na wielkość podaży pieniądza. Uczestnikami rynku pieniężnego są banki, rząd, samorządy terytorialne, przedsiębiorstwa, instytucje ubezpieczeniowe, rzadziej osoby fizyczne.

Największymi pod względem transakcji segmentami rynku pieniężnego są:

rynek lokat i pożyczek międzybankowych oraz rynek weksli skarbowych (w Polsce bonów skarbowych). Przedmiotem transakcji na tym rynku są też inne papiery wartościowe, o których dalej.

Rynek międzybankowy umożliwia bankom przede wszystkim zarządzanie płynnością. Banki pożyczają sobie wzajemnie płynne rezerwy przekraczające poziom obowiązkowej rezerwy w banku centralnym. W międzynarodowych transakcjach międzybankowych podstawową rolę odgrywa LIBOR (London Interbank Borrowing Offered Rate), to jest stopa procentowa od pożyczek krótkoterminowych oferowanych na londyńskim rynku międzybankowym. Jej odpowiednikiem na rynku polskim jest WIBOR (Warsaw Interbank Borrowing Offered Rate).

Jednym z podstawowych instrumentów rynku pieniężnego są weksle skar­bowe (nazywane też bonami lub biletami skarbowymi). Weksel skarbowy jest krótkoterminowym papierem dłużnym, zobowiązaniem skarbu państwa, emitowa­nym przez rząd. Na ogół jest on wprowadzany na rynek przez bank centralny. Jest to forma krótkoterminowego kredytu udzielanego państwu.

Termin wykupu weksli skarbowych wynosi zwykle od miesiąca do roku. Są one oprocentowane, przy czym wysokość dochodu jest już wkalkulowa­na w ich cenę sprzedaży. Weksle te są po prostu sprzedawane po cenie odpowiednio niższej od ceny nominalnej. Państwa kapitalistyczne w spo­sób ciągły i na wielką skalę emitują i wykupują weksle skarbowe, z uwagi na to, że terminy uzyskiwanych dochodów państwa nie pokrywają się z terminami wydatków.

O ile rynek międzybankowy umożliwia samym bankom zarządzanie płyn­nością, o tyle rynek weksli skarbowych daje taką możliwość także innym podmiotom gospodarczym: przedsiębiorstwom, towarzystwom ubezpieczenio­wym, funduszom inwestycyjnym itd. Gospodarstwa domowe na ogół nie kupują weksli skarbowych ze względu na ich duże nominały. Podmioty gospodarcze mogą nabywać weksle na rynku wtórnym, na którym działają koncesjonowani brokerzy.

Bank centralny wykorzystuje weksle skarbowe, kupując i sprzedając je na rynku międzybankowym (są to tzw. operacje otwartego rynku), i przez to jest w stanie na bieżąco regulować podaż pieniądza w gospodarce i wpływać na stopy procentowe.

Na rynku pieniężnym występują też inne papiery wartościowe: weksle przedsiębiorstw i osób fizycznych, akcepty bankierskie, certyfikaty depozytowe. Weksel to dokument kredytu krótkoterminowego, zawierający bezwzględne zobo­wiązanie wystawcy do zapłacenia określonej kwoty określonej osobie lub firmie w oznaczonym terminie. Rozróżnia się weksle handlowe, które są rezultatem aktu kupna—sprzedaży towarów na kredyt, oraz weksle finansowe, wystawiane (emito­wane) w celu otrzymania pożyczki od nabywcy weksla. Współcześnie (też w Polsce) weksle są raczej rzadko stosowane, w każdym razie jako sposób pozyskiwania funduszy.

11_2_Rynek kapitałowy

Transakcje rynku kapitałowego wiążą się z procesami odkładania oszczędności i z potrzebami rozwojowymi uczestników życia gospodarczego (inwestycje). Uczestnikami tego rynku są gospodarstwa domowe, które lokują swoje oszczędno­ści oraz zaciągają kredyty konsumpcyjne i hipoteczne. Przedsiębiorstwa wypusz­czają akcje i obligacje w celu pozyskania funduszy kapitałowych. Robi to również państwo. Przedsiębiorstwa zaciągają też kredyty długoterminowe w bankach komercyjnych. Na rynku kapitałowym działają banki i inne instytucje finansowe (fundusze emerytalne, fundusze powiernicze itp.).

Rynek kapitałowy spełnia w gospodarce szereg ważnych funkcji. Umożliwia emitentowi długoterminowych papierów wartościowych uzyskanie środków na działalność inwestycyjną, a ich nabywcy stwarza możliwość zyskownej lokaty łub zabezpieczenia posiadanego kapitału. Umożliwia sprawne przenoszenie środków finansowych między różnymi rodzajami rynku finansowego i różnymi częściami gospodarki. Umożliwia też bieżącą ocenę działalności jednostek gospodarczych, dzięki czemu środki finansowe kierowane są do tych, które są najbardziej efektywne.

Wśród instrumentów finansowych rynku kapitałowego najważniejsze są trzy rodzaje papierów wartościowych: 1) potwierdzające uzyskanie przez nabywcę prawa do współwłasności przedsiębiorstwa (akcje); 2) potwierdzające udzielenie przez nabywcę kredytu (obligacje); 3) potwierdzające uzyskanie przez nabywcę prawa do otrzymania w przyszłości pewnej wartości (tzw. pochodne papiery wartościowe).

Akcja jest to papier wartościowy stanowiący dowód uczestnictwa we własno­ści spółki akcyjnej. Posiadacz akcji, jako współwłaściciel firmy, uzyskuje również prawo do uczestnictwa w podziale zysków spółki (dywidenda). Dochód z akcji nie jest z góry określony, zmienia się w zależności od wyników spółki i od decyzji o przeznaczeniu zysku.

Obligacja jest papierem wartościowym potwierdzającym udzielenie przez nabywcę kredytu instytucji emitującej obligacje. Obligacje są najczęściej emito­wane przez rząd, władze lokalne i firmy. Posiadacz obligacji ma prawo do uzyskania w określonym terminie sumy określonej w obligacji oraz odsetek. Termin wykupu obligacji jest to termin, po upływie którego emitent jest zobowią­zany zwrócić dług zaciągnięty u posiadacza obligacji, równy cenie nominalnej. Współcześnie obok obligacji o stałym oprocentowaniu istnieją również tzw. obligacje indeksowane bądź bez odsetek.

Coraz większego znaczenia nabierają obecnie tzw. pochodne papiery war­tościowe. Nazwa wywodzi się stąd, że papiery te są wtórne w stosunku do tradycyjnych papierów wartościowych (akcji, obligacji). Najczęściej wiążą się one z tzw. transakcjiami terminowymi oraz opcjami finansowymi.

Finansowe transakcje terminowe, zwane również finansowymi kontraktami przyszłościowymi (futures), określają warunki transakcji zawieranych w przyszło­ści. Kontrakt taki jest to uzgodnienie dostarczenia w określonym terminie w przyszłości, po określonej cenie, pewnej ilości instrumentów finansowych. Kontrakt obowiązuje dwie strony: sprzedawcę kontraktu i nabywcę. Motywacja zawierania takich kontraktów może być dwojaka: zabezpieczenie się przed ewentualnymi stratami spowodowanymi wahaniami kursów lub chęć zarobienia na tego rodzaju wahaniach.

Z kolei opcje finansowe są dokumentami stwierdzającymi nabycie prawa zakupu lub sprzedaży papieru wartościowego. Opcja kupna (lub sprzedaży) daje jej posiadaczowi prawo do zakupu (sprzedaży) instrumentu finansowego po określonej cenie i w określonym terminie. Opcja finansowa jest prawem, a nie obowiązkiem. Za opcję trzeba zapłacić. Posiadacz opcji rozliczy ją (kupi lub sprzeda) wtedy, kiedy mu się to opłaci. Nabycie opcji może być podyktowane chęcią zarobku na różnicy cen walorów. Ale nabycie opcji jest też swego rodzaju ubezpieczeniem przed niekorzystnym ruchem cen. Nabywca opcji kupna ubez­piecza się przed wzrostem cen akcji, gdyż ma zagwarantowaną maksymalną cenę, po jakiej ją kupi. Z kolei nabywca opcji sprzedaży ubezpiecza się przed spadkiem cen akcji, gdyż ma zagwarantowaną minimalną cenę, po jakiej ją sprzeda.

11_3_Bank centralny

W całym systemie bankowym, ale również w całym systemie finansowym państwa, główną rolę odgrywa bank centralny.

Bank centralny wykształcił się historycznie z banków biletowych (emisyj­nych). Najstarszy, Bank Szwedzki, otrzymał od państwa przwilej wypuszczania biletów bankowych (wymienialnych na kruszec — srebro lub złoto) w 1657 roku, zaś Bank Anglii w 1694 roku. Bank Polski, który emitował banknoty, powołano w Królestwie Polskim w 1828 roku.

W Polsce od 1989 roku bankiem centralnym jest Narodowy Bank Polski

(NBP).

Bank centralny spełnia trzy funkcje: banku emisyjnego, banku banków, banku państwa. Realizując te funkcje, bank centralny prowadzi politykę pieniężną, której jednym z głównych zadań jest stabilizacja siły nabywczej pieniądza.

Bank centralny jest bankiem emisyjnym, co oznacza, że jedynie on ma przywiłej emitowania znaków pieniężnych (pieniądza papierowego i bilonu). Monopol ten dotyczy emisji pieniądza, organizowania jego obiegu, regulowania podaży pieniądza gotówkowego i bezgotówkowego w gospodarce.

Bank centralny jest bankiem banków. Oznacza to, że na rachunkach w tym banku utrzymywane są rezerwy pozostałych banków oraz że bank centralny jest źródłem rezerwy kredytowej (jest ostatnią instancją kredytową dla wszystkich banków). Może oddziaływać na rozmiary akcji kredytowej banków oraz na wielkość kreacji pieniądza bezgotówkowego. Bank centralny realizuje tę funkcję m.in. przez kształtowanie tzw. rezerw obowiązkowych, refinansowanie banków, operacje otwartego rynku. Funkcja ta wykonywana jest na rynku pieniężnym, na którym bank centralny wpływa na wielkość podaży pieniądza i na cenę kredytu w gospodarce.

Bank centralny jest bankiem państwa. Jest on agentem finansowym rządu, gdyż prowadzi rachunki skarbu państwa i gromadzi dochody budżetu. Za jego pośrednictwem realizowane są wydatki budżetowe. Bank centralny administruje długiem publicznym państwa. Konstytucja RP z 1997 roku wyraźnie jednak zakazuje (art. 220 punkt 2) pokrywania deficytu budżetowego kredytem z banku centralnego. Ponadto bank centralny obsługuje i organizuje płatności zagraniczne oraz administruje rezerwami dewizowymi. Dba o siłę nabywczą waluty krajowej na rynku krajowym i rynkach zagranicznych, stabilizuje przyjęty kurs wymiany waluty krajowej w stosunku do innych walut. Jako władza monetarna kraju, bank centralny realizuje interesy państwa w zakresie współpracy z międzynarodowymi instytucjami bankowymi i bankami zagranicznymi.

To, że bank centralny pełni funkcję banku państwa, nie oznacza, że rząd wpływa bezpośrednio na jego działania. Rząd jednak może i powinien współ­pracować z bankiem centralnym. Praktyka pokazuje, że aby skutecznie osiągać swoje cele i wypełniać swoje funkcje, bank centralny musi mieć dużą samodziel­ność w stosunku do władz państwowych.

Banki centralne dysponują szeroką gamą instrumentów, za pomocą których wykonują swoje funkcje. Bank centralny może stosować bezpośrednie nakazy i zakazy oraz instrumenty interwencji rynkowej.

Do nakazów i zakazów należą: określanie stopy rezerwy obowiązkowej, a także ustalanie limitów kredytowych dla poszczególnych banków. Limity są instrumentem bezpośredniego zarządzania zdolnością kredytową banków i mogą być używane w szczególnych warunkach, np. kiedy rynek pieniężny i kapitałowy nie jest w pełni wykształcony.

Do instrumentów interwencji rynkowej należą operacje otwartego rynku, operacje refinansowania banków, interwencje dewizowe.

Rezerwy obowiązkowe mają na celu regulowanie potencjału kredytowego banków komercyjnych. Podstawą, od której oblicza się rezerwę obowiązkową, są wkłady przedsiębiorstw i gospodarstw domowych w bankach komercyjnych. Bank centralny ustala stopę rezerwy obowiązkowej (w %)„ która określa, jaka część tych wkładów powinna znaleźć się na jego rachunku. Podwyższając lub obniżając stopę

rezerw, bank centralny powoduje zmniejszenie lub zwiększenie wolnych rezerw banków komercyjnych. Wpływa to na rozmiary kreacji pieniądza. Stopy rezerw obowiązkowych są zwykle zróżnicowane w zależności od rodzaju wkładów. Wyższą stopę na ogół ustala się dla wkładów bieżących (a yista), a niższą dla wkładów terminowych. Środki na rachunkach obowiązkowej rezerwy nie są oprocentowane, natomiast w przypadku nieodprowadzenia rezerwy bank komer­cyjny musi zapłacić karne odsetki.

Operacje otwartego rynku polegają na zakupie bądź sprzedaży przez bank centralny krótkoterminowych papierów wartościowych (przeważnie państwowych weksli skarbowych) na rynku pieniężnym.

Zakup papierów wartościowych przez bank centralny zwiększa podaż pienią­dza: mogą się wówczas zwiększyć rozmiary akcji kredytowej banków komercyj­nych, które sprzedają papiery i ich rezerwy pieniężne wzrastają. Jeżeli bank centralny sprzedaje papiery wartościowe bankom komercyjnym, to płynność systemu bankowego maleje i zmniejsza się podaż pieniądza.

Refinansowanie banków przez bank centralny polega na udzielaniu kredytów bankom komercyjnym. Podstawowe formy refinansowania banków to: redyskonto weksli oraz kredyt lombardowy (pod zastaw określonych papierów wartościo­wych).

Redyskonto weksli prowadzone jest na zasadach określonych przez bank centralny. Określa on poziom stopy redyskontowej oraz tzw. kontyngenty redys­konta i wymagania jakościowe w stosunku do przedstawianych weksli.

Stopa redyskontowa jest uważana za najważniejszą stopę procentową w gos­podarce. Podwyższenie lub obniżenie tej stopy to sygnał banku centralnego, ujawniający intencje jego polityki pieniężnej. Na przykład podwyższenie stopy redyskontowej oznacza wyższą cenę kredytu w banku centralnym, co powinno oddziaływać restrykcyjnie na całość akcji kredytowej systemu bankowego. Banki komercyjne po pewnym czasie też podnoszą swoje stopy procentowe: wzrasta cena kredytu, ale również oprocentowanie depozytów.

Zmiana stopy procentowej ma wielostronny wpływ na gospodarkę, ale zawsze oznacza konieczność przeprowadzania nowego rachunku ekonomicznego rentowności przedsięwzięć finansowanych za pomocą kredytu.

Kredyt lombardowy jest udzielany bankom pod zastaw niektórych papierów wartościowych (obligacji, weksli skarbowych i weksli przedsiębiorstw) i ma na celu udzielenie przejściowej pomocy bankom, które znalazły się w trudnej sytuacji. Stopa lombardowa (cena tego kredytu) jest ustalana przez bank centralny na nieco wyższym poziomie niż stopa redyskontowa. Kredyt lombardowy to ostateczność dla banku komercyjnego.

Bank centralny może wykorzystywać przedstawione instrumenty komplek­sowo, prowadząc politykę restrykcyjną bądź ekspansywną. Polityka restrykcyj­na polega na podwyższaniu stopy redyskontowej i lombardowej, sprzedaży papierów wartościowych na otwartym rynku oraz podnoszeniu stopy rezerw obowiązkowych. Działania te zmniejszają płynność systemu bankowego, ograni­czają podaż pieniądza i czynią go trudniej dostępnym (wzrasta cena kredytu).

Prowadząc politykę ekspansywną bank centralny dąży do zwiększenia płynności systemu bankowego, zwiększenia podaży pieniądza i uczynienia go łatwiej dostęp­nym (spada cena kredytu).

Mówiąc o oddziaływaniu banku centralnego na podaż pieniądza, należy również wspomnieć o kształtowaniu kursu walutowego. W sferze polityki kurso­wej banku centralnego należy wyróżnić interwencje dewizowe stosowane do obrony stabilności kursu waluty krajowej wobec walut zagranicznych. Bank stara się, aby wahania kursu na rynku nie wykraczały poza określone pasmo. Odbywa się to przez zwiększanie podaży dewiz lub „zdejmowanie” z rynku nadmiernej ilości dewiz. Za pośrednictwem tych operacji może następować zwiększanie lub zmniejszanie podaży pieniądza krajowego. Wzrost zakupu dewiz przez bank centralny zwiększa podaż pieniądza krajowego, a sprzedaż dewiz na ogół zmniej­sza podaż tego pieniądza.

11_4_Banki komercyjne na rynku pieniężnym

Bank jest instytucją pośredniczącą w kontaktach między kredytodawcami i kre­dytobiorcami oraz nastawioną na zysk. Banki komercyjne zarabiają pieniądze dzięki udzielaniu pożyczek według wyższej stopy procentowej niż stopa płaco­na za uzyskiwanie i utrzymywanie depozytów.

Sytuacja finansowa banku znajduje swoje odbicie w jego bilansie. Bilans to zestawienie aktywów i pasywów.

Aktywa są to wszelkiego rodzaju należności, posiadane papiery wartościowe oraz inny majątek będący własnością banku.

Pasywa są to wszelkiego rodzaju zobowiązania w stosunku do innych pod­miotów gospodarczych i instytucji, które zdeponowały swoje walory.

Różnica pomiędzy wartością aktywów i pasywów nazywa się warto­ścią czystą (net worth). Dla każdego banku aktywa zawsze będą równać się pa­sywom powiększonym o wartość czystą.

Bilanse banków mogą być sporządzane w różnych przekrojach i z różnym stopniem szczegółowości. W Polsce stosowany jest m.in. układ z podziałem na należności od sektora finansowego, sektora budżetowego i sektora niefinan­sowego (przedsiębiorstwa i gospodarstwa domowe) oraz zobowiązania wobec tych trzech sektorów. Nas bardziej interesuje układ dostosowany do potrzeb analizy procesów pieniężnych.

Typowe pozycje bilansu banku komercyjnego

Aktywa (środki własne)

Pasywa (długi i zobowiązania)

  1. Pogotowie kasowe

  2. Rezerwy obowiązkowe

  3. Pożyczki terminowe i hipoteczne

  4. Obligacje państwowe

  5. Inne obligacje i papiery wartościowe

  6. Aktywa rachunków obrotowych

  7. Depozyty płatne na żądanie w innych bankach

  8. Pozostałe aktywa

  1. Kapitały własne

  2. Wkłady płatne na żądanie (rachunki bieżące)

  3. Wldady oszczędnościowe

  4. Wkłady terminowe

  5. Wkłady międzybankowe

  6. Pozostałe pasywa

Razem aktywa

Razem pasywa

W strukturze aktywów w bankach komercyjnych USA około 65% stano­wią udzielone różnego rodzaju pożyczki, około 8% posiadane papiery wartościowe, a zaledwie 1% — gotówka w kasie. W strukturze pasywów dominują wkłady terminowe — około 30—35%, wkłady na żądanie — około 20% i wkłady oszczędnościowe — około 18—20%.

Stosunek środków własnych do środków obcych po stronie pasywów kształtuje się w bankach komercyjnych w granicach od 3 do 10%. Dlatego wszystkie banki muszą zabiegać o duży i możliwie stały dopływ środków ob­cych w formie różnego rodzaju wkładów, gdyż to decyduje o rozmiarach ich działalności pożyczkowej oraz o obrotach papierami wartościowymi.

Wkłady na rachunkach bieżących stanowią główne rezerwy kasowe przed­siębiorstw, władzy centralnej, urzędów, stowarzyszeń, osób prawnych i fizycz­nych. Są one uzupełnieniem zasobów posiadanego pieniądza gotówkowego i służą jako techniczna podstawa operacyjna do dokonywania rozliczeń bezgo­tówkowych między przedsiębiorstwami i instytucjami. Wkłady na rachunkach terminowych odpowiadają czasowo wolnym sumom pieniężnym przedsię­biorstw i instytucji o z góry ustalonym przeznaczeniu.

Okresy, na jakie bank może udzielać pożyczek lub dokonywać własnych lokat, muszą być zharmonizowane z terminami, na jakie wkłady zostały mu powierzone. Wkłady na rachunkach bieżących mogą być przeznaczone tylko na pożyczki krótkoterminowe. To zapewnia płynność pieniądza, czyli zdolność do wypłacania wkładów na każde żądanie.

Wkłady na rachunkach terminowych stanowią postawę do udzielania kre­dytów na dłuższe okresy. Są one oprocentowane w zależności od terminu wy­powiedzenia. Wysokość stopy procentowej, płaconej przez banki komercyjne od poszczególnych rodzajów wkładów terminowych, jest zwykłe regulowana przez bank centralny.

Stosunek wkładów terminowych do wkładów na rachunkach bieżących może układać się różnie w poszczególnych bankach. Oscyluje on na ogół w gra­nicach 30—50%, chociaż mogą występować odchylenia w górę lub w dół od po­danego przedziału. Każdy bank komercyjny jest zainteresowany zwiększeniem

Typowe pozycje bilansu banku centralnego

Aktywa (środki własne) Pasywa (długi i zobowiązania)

1. Zapasy w złocie 1. Pieniądz rezerwowy
2. Należności zagraniczne 2. Gotówka w obiegu
3. Udzielone kredyty 3. Obowiązkowe lokaty banków
budżetowi państwa 4. Dobrowolne lokaty banków i instytucji
innym bankom komercyjnym publicznych
4. Papiery wartościowe 5. Rachunki wałutowe

(obligacje, weksle) 6. Pozostałe pasywa
5. Pozostałe aktywa
Razem aktywa Razem pasywa

stosunku wkładów terminowych do wkładów na rachunkach bieżących, gdyż to zapewnia mu znacznie większą swobodę w polityce kredytowej.

W strukturze aktywów banku centralnego USA (zwanego Systemem Re­zerwy Federalnej) dominującą pozycję zajmują papiery wartościowe rządu, któ­rych udział w ogólnej sumie aktywów kształtuje się w granicach 75—80%. Za­pasy w złocie szacowane są na około 5%, zaś pożyczki na rzecz innych instytu­cji depozytowych kształtują się w granicach 4—6% aktywów.

Po stronie pasywów dominującą pozycję zajmuje gotówka w obiegu jako zobowiązanie banku centralnego wobec wszystkich faktycznych i potencjalnych posiadaczy pieniądza. Bank centralny nadaje walucie krajowej moc prawną i zo­bowiązuje się do utrzymania względnej stabilizacji jej siły nabywczej, chociaż już nie gwarantuje jej wymienialności na złoto.

Jak wynika ze struktury aktywów i pasywów, bank centralny nie ma bez­pośrednich kontaktów finansowych ani z gospodarstwami domowymi, ani z przedsiębiorstwami. Jest to sfera działania banków komercyjnych.

.

11_4_Banki komercyjne na rynku pieniężnym

Bank jest instytucją pośredniczącą w kontaktach między kredytodawcami i kre­dytobiorcami oraz nastawioną na zysk. Banki komercyjne zarabiają pieniądze dzięki udzielaniu pożyczek według wyższej stopy procentowej niż stopa płaco­na za uzyskiwanie i utrzymywanie depozytów.

Sytuacja finansowa banku znajduje swoje odbicie w jego bilansie. Bilans to zestawienie aktywów i pasywów.

Aktywa są to wszelkiego rodzaju należności, posiadane papiery wartościowe oraz inny majątek będący własnością banku.

Pasywa są to wszelkiego rodzaju zobowiązania w stosunku do innych pod­miotów gospodarczych i instytucji, które zdeponowały swoje walory.

Różnica pomiędzy wartością aktywów i pasywów nazywa się warto­ścią czystą (net worth). Dla każdego banku aktywa zawsze będą równać się pa­sywom powiększonym o wartość czystą.

Bilanse banków mogą być sporządzane w różnych przekrojach i z różnym stopniem szczegółowości. W Polsce stosowany jest m.in. układ z podziałem na należności od sektora finansowego, sektora budżetowego i sektora niefinan­sowego (przedsiębiorstwa i gospodarstwa domowe) oraz zobowiązania wobec tych trzech sektorów. Nas bardziej interesuje układ dostosowany do potrzeb analizy procesów pieniężnych.

Typowe pozycje bilansu banku komercyjnego

Aktywa (środki własne)

Pasywa (długi i zobowiązania)

  1. Pogotowie kasowe

  2. Rezerwy obowiązkowe

  3. Pożyczki terminowe i hipoteczne

  4. Obligacje państwowe

  5. Inne obligacje i papiery wartościowe

  6. Aktywa rachunków obrotowych

  7. Depozyty płatne na żądanie w innych bankach

  8. Pozostałe aktywa

  1. Kapitały własne

  2. Wkłady płatne na żądanie (rachunki bieżące)

  3. Wldady oszczędnościowe

  4. Wkłady terminowe

  5. Wkłady międzybankowe

  6. Pozostałe pasywa

Razem aktywa

Razem pasywa

W strukturze aktywów w bankach komercyjnych USA około 65% stano­wią udzielone różnego rodzaju pożyczki, około 8% posiadane papiery wartościowe, a zaledwie 1% — gotówka w kasie. W strukturze pasywów dominują wkłady terminowe — około 30—35%, wkłady na żądanie — około 20% i wkłady oszczędnościowe — około 18—20%.

Stosunek środków własnych do środków obcych po stronie pasywów kształtuje się w bankach komercyjnych w granicach od 3 do 10%. Dlatego wszystkie banki muszą zabiegać o duży i możliwie stały dopływ środków ob­cych w formie różnego rodzaju wkładów, gdyż to decyduje o rozmiarach ich działalności pożyczkowej oraz o obrotach papierami wartościowymi.

Wkłady na rachunkach bieżących stanowią główne rezerwy kasowe przed­siębiorstw, władzy centralnej, urzędów, stowarzyszeń, osób prawnych i fizycz­nych. Są one uzupełnieniem zasobów posiadanego pieniądza gotówkowego i służą jako techniczna podstawa operacyjna do dokonywania rozliczeń bezgo­tówkowych między przedsiębiorstwami i instytucjami. Wkłady na rachunkach terminowych odpowiadają czasowo wolnym sumom pieniężnym przedsię­biorstw i instytucji o z góry ustalonym przeznaczeniu.

Okresy, na jakie bank może udzielać pożyczek lub dokonywać własnych lokat, muszą być zharmonizowane z terminami, na jakie wkłady zostały mu powierzone. Wkłady na rachunkach bieżących mogą być przeznaczone tylko na pożyczki krótkoterminowe. To zapewnia płynność pieniądza, czyli zdolność do wypłacania wkładów na każde żądanie.

Wkłady na rachunkach terminowych stanowią postawę do udzielania kre­dytów na dłuższe okresy. Są one oprocentowane w zależności od terminu wy­powiedzenia. Wysokość stopy procentowej, płaconej przez banki komercyjne od poszczególnych rodzajów wkładów terminowych, jest zwykłe regulowana przez bank centralny.

Stosunek wkładów terminowych do wkładów na rachunkach bieżących może układać się różnie w poszczególnych bankach. Oscyluje on na ogół w gra­nicach 30—50%, chociaż mogą występować odchylenia w górę lub w dół od po­danego przedziału. Każdy bank komercyjny jest zainteresowany zwiększeniem

Typowe pozycje bilansu banku centralnego

Aktywa (środki własne) Pasywa (długi i zobowiązania)

1. Zapasy w złocie 1. Pieniądz rezerwowy
2. Należności zagraniczne 2. Gotówka w obiegu
3. Udzielone kredyty 3. Obowiązkowe lokaty banków
budżetowi państwa 4. Dobrowolne lokaty banków i instytucji
innym bankom komercyjnym publicznych
4. Papiery wartościowe 5. Rachunki wałutowe

(obligacje, weksle) 6. Pozostałe pasywa
5. Pozostałe aktywa
Razem aktywa Razem pasywa

stosunku wkładów terminowych do wkładów na rachunkach bieżących, gdyż to zapewnia mu znacznie większą swobodę w polityce kredytowej.

W strukturze aktywów banku centralnego USA (zwanego Systemem Re­zerwy Federalnej) dominującą pozycję zajmują papiery wartościowe rządu, któ­rych udział w ogólnej sumie aktywów kształtuje się w granicach 75—80%. Za­pasy w złocie szacowane są na około 5%, zaś pożyczki na rzecz innych instytu­cji depozytowych kształtują się w granicach 4—6% aktywów.

Po stronie pasywów dominującą pozycję zajmuje gotówka w obiegu jako zobowiązanie banku centralnego wobec wszystkich faktycznych i potencjalnych posiadaczy pieniądza. Bank centralny nadaje walucie krajowej moc prawną i zo­bowiązuje się do utrzymania względnej stabilizacji jej siły nabywczej, chociaż już nie gwarantuje jej wymienialności na złoto.

Jak wynika ze struktury aktywów i pasywów, bank centralny nie ma bez­pośrednich kontaktów finansowych ani z gospodarstwami domowymi, ani z przedsiębiorstwami. Jest to sfera działania banków komercyjnych.

.

12_1_Inflacja

W ekonomii inflacja oznacza najczęściej zjawisko wzrostu cen przy tym samym wolumenie dóbr w wymiarze fizycznym (tj. realnie) i nie zmienionej ich jakości. Jeśli zaś wolumen realny i (lub) jakość rośnie, to inflacja oznacza, że ceny rosną jeszcze szybciej. Jeśli więc potrafimy zmierzyć ilość jakichś dóbr w jedno­stkach fizycznych (kilogramach, litrach itp.; mamy tu oczywisty problem agrego­wania, czyli sumowania tych różnych wielkości) w dwóch momentach łub okresach i stwierdzimy, że ułegła ona zmianie np. o 10%, zaś wartościowa ich wielkość (tj. ilości tych dóbr pomnożone przez ich ceny i zsumowane) wzrosła o 20%, to wskaźnik inflacji (czyli samego wartościowego „rozdęcia”) wyniósłby ponad 9%. Potrzebne jest wyjaśnienie na temat użytego tu słowa „wartość”. W naszym ujęciu nie ma ono nic wspólnego z jakąkolwiek cenną substancją (zawartością) dóbr ekonomicznych, jak to jest u starych klasyków ekonomii angielskiej łub u Karola Marksa, który myślał w tym przypadku o tzw. społecznym nakładzie pracy. U nas oznacza ono tylko rynkową wycenę tych dóbr w jednostkach obowiązującej w danym kraju waluty. Nie jest to więc to, co myślą o wartości niektórzy profesorowie, lecz to, co rynek jest gotów dać za te dobra. W niektórych sytuacjach mówimy o hiperinflacji. Wielu ekonomistów nazywa tak szczególnie szybki wzrost cen (np. kilkudziesięcioprocentowy). Ponie­waż granica między różnymi szybkościami wzrostu cen ustalana jest tu zupełnie arbitralnie, proponujemy termin hiperinflacja zarezerwować dla szczególnego (i bardzo groźnego dla gospodarki) przypadku, kiedy rośnie tempo wzrostu cen (w kolejnych okresach przyrost cen jest coraz wyższy). Następuje więc wówczas narastanie inflacji.

To, co powiedzieliśmy dotychczas o inflacji, odnosi się jednak tylko do powierzchni zjawisk. Musimy sięgnąć głębiej i zapytać o przyczyny inflacji.

Bezpośrednią przyczyną inflacji jest powtarzalne przewyższanie podaży przez popyt. Jest to więc odnawiająca się nierównowaga braku (niedoboru). Nabywcy systematycznie pragną kupić więcej, niż sprzedawcy pragną im dostar­czyć. Jeśli tak się dzieje, to możliwe są dwie sytuacje.

Sytuacja pierwsza: kiedy ceny są giętkie, czyli samoczynnie zmieniają się w przypadku nierównowagi. Wówczas równowaga jest przywracana przy wyż­szych cenach. Jeśli następuje to powtarzalnie, to ceny nieustannie rosną. Jest to najbardziej typowy dla gospodarki kapitalistycznej rodzaj inflacji, którą nieraz nazywa się inflacją cenową.

Sytuacja druga: jeśli ceny są sztywne (czy to z powodów technicznych, np. tarć w działaniu mechanizmu rynkowego, czy instytucjonalnych, najczęś­ciej kontroli władz państwowych), to nierównowaga ujawnia się w postaci kolejek, rozdzielnictwa i z reguły towarzyszącego temu czarnego rynku. Takie zjawiska w rozwiniętym, cywilizowanym kapitalizmie są rzadkie (występują jednak np. w gospodarce wojennej), natomiast stanowią regułę w gospodarce centralnie kierowanej typu sowieckiego. Użyliśmy czasu teraźniejszego, gdyż ciągle są kraje, gdzie jest to norma, np. na Kubie czy w Korei Północnej. W końcowej fazie gospodarki PRL występowały obok siebie obie wspomniane formy inflacji.

W dalszym toku wykładu używając terminu inflacja bez dodatkowego kwali­fikatora będziemy mieli na myśli inflację cenową. .

Pójdźmy jednak dalej i zapytajmy: a co jest przyczyną wspomnianej pow­tarzalnej nierównowagi między popytem i podażą?

Po pierwsze, zwiększona podaż pieniądza, jeśli się powtarza. Odpowiedzialna za to jest polityka rządu, działalność banków (z bankiem centralnym na czele), żądania związków zawodowych i presja populistycznych partii politycznych. Po drugie, ograniczona podaż dóbr, czego przyczyną są ograniczone zasoby czyn­ników wytwórczych, niedostateczne inwestycje, niedostateczne zainteresowanie biznesu rozszerzaniem działalności gospodarczej, co często wynika z polityki władz państwowych (np. z fiskalizmu). Po trzecie, z wad właściwych systemowi gospodarczemu, np. z niedostatecznej giętkości płac czy stóp procentowych. W praktyce współczesnej gospodarki kapitalistycznej inflacja wynika najczęściej z wszystkich tych trzech przyczyn naraz.

Inflacja przekraczająca pewien niewielki poziom, np. 2—3% rocznie, uważana jest za zjawisko patologiczne, które negatywnie wpływa na działanie gospodarki oraz ma niekorzystne skutki społeczne i polityczne. Mówiąc o oddziaływaniu inflacji na aktywność gospodarczą, trzeba wymienić przede wszystkim trzy rodzaje skutków.

Po pierwsze, inflacja technicznie utrudnia prowadzenie rachunku ekonomicz­nego, a więc przeszkadza w racjonalnym gospodarowaniu przedsiębiorstwem i gospodarstwem domowym. Po drugie, inflacja zwiększa niepewność co do przyszłych przychodów i kosztów, osłabiając przedsiębiorczość (chęć do podej­mowania, rozszerzania i racjonalizowania działalności gospodarczej). Po trzecie, zniechęca do oszczędzania i pożyczania pieniędzy.

Powyższe wyjaśnienia nie całkiem jednak pasują do niektórych sytuacji, z jakimi mamy do czynienia w życiu. Sprawa bywa bowiem bardziej skom­plikowana. W szczególności chodzi nam tu o dwa przypadki.

Pierwszy dotyczy wspomnianej wyżej „niewielkiej inflacji” (np. 2—3%). Praktycznie jest ona nieunikniona w każdej dynamicznej gospodarce. Z reguły jeśli rośnie popyt i podaż oraz zmienia się ich struktura, to następują też zmiany cen wyprzedzające nieco zmiany wielkości realnych. Wynika to choćby z tego, że w praktyce na wzrost ceny podaż reaguje z pewnym opóźnieniem. A więc taka „niewielka inflacja” nie musi być przeszkodą w rozwoju działalności gospodar­czej, a jest jej zwykłym objawem. Niektórzy ekonomiści uważają nawet, że wpływa ona korzystnie na dynamikę gospodarki.

Przypadek drugi nie dotyczy typowej, dojrzałej gospodarki kapitalistycznej, lecz np. kraju, w którym następuje przejście od systemu centralnego zarządzania do kapitalizmu (przykładem są lata dziewięćdziesiąte w Polsce, kiedy była wysoka inflacja i szybki wzrost gospodarczy).

12_2Główne przyczyny inflacji

Inflacja ciągniona przez popyt występuje najczęściej w okresach wo­jen, kiedy olbrzymie wydatki państwa na zbrojenia i wysoki stopień wykorzy­stania zdolności produkcyjnych powodują szybki, nieraz wręcz gwałtowny wzrost cen.

W krajach gospodarczo mniej rozwiniętych, w tym także w Polsce, infla­cja popytowa obejmuje najpierw ceny artykułów żywnościowych pochodzenia rolniczego. Wynika stąd, że podaż produktów rolnych w tych krajach jest mało elastyczna, zależna od cyklu przyrodniczego lub biologicznego. Gdy rosną dochody ludności, zwiększa się przede wszystkim popyt na artykuły żywnościowe, które stanowią od 40 do 50% przeciętnych wydatków ludności. Skoro podaż produktów rolnych reaguje z dużym opóźnieniem na popyt, nie­uchronnie rosną ceny tych artykułów. To powoduje wzrost kosztów utrzyma­nia, co uruchamia mechanizm żądań rewindykacyjnych dotyczących wzrostu płac nominalnych. Ponieważ płace stanowią istotny element kosztów produk­cji, ich wzrost zaczyna wpływać na wzrost cen innych artykułów. W ten sposób inflacja ciągniona przez popyt przenosi się na inflację pchaną przez koszty.

Według teorii inflacji kosztowej odpowiedzialność za inflacyjny wzrost cen ponoszą bądź związki zawodowe, które wymuszają wzrost plac nominal­nych i wynikający stąd wzrost kosztów wytwarzania, bądź monopole, które zwiększają swoje zyski przez podwyższanie cen wytwarzanych produktów. Po­twierdzeniem pierwszej hipotezy miało być wyższe tempo wzrostu plac nomi­nalnych w stosunku do tempa wzrostu cen. Krytycy wskazywali jednak, że wzrost płac występuje zarówno w tych branżach, gdzie związki zawodowe są silne, jak i tych, gdzie są one słabe bądź nie ma ich w ogóle. Poza tym stopa in­flacji w różnych krajach nie pokrywa się ze skalą masowości i silą związków za­wodowych.

Wpływ związków zawodowych na inflację kosztową próbowano uzasadnić przez porównanie wzrostu plac ze wzrostem wydajności pracy. Wskazywano na istotne różnice w tempie wzrostu wydajności pracy w poszczególnych gałęziach przemysłu i równocześnie bardzo zbliżone tempo wzrostu plac nominalnych w tych gałęziach. Skoro w jednych gałęziach nastąpił wzrost płac pod wpły­wem wzrostu wydajności pracy, to inne grupy zawodowe będą domagać się sprawiedliwego udziału w ogólnych efektach wzrostu wydajności pracy i dążyć do wyrównania proporcji płac między różnymi gałęziami. Wynikiem tych spo­łecznych żądań jest wzrost kosztów wytwarzania i cen.

Inflacja kosztowa może wynikać z przyczyn egzogenicznych, tzn. zewnętrz­nych w stosunku do warunków gospodarki krajowej lub być rezultatem wzrostu cen surowców na rynkach światowych. Na przyłaad około czterokrotny wzrost cen ropy naftowej wymuszony przez międzynarodowy kartel OPEC w latach 1973—ł 974 spowodował szok cenowy, który szybko przeniósł się na inne pro­dukty i spowodował spadek podaży wielu dóbr. W rezultacie stopa inflacji wzrosła np. w USA z 3,2% w latach 1960—1973 do 9,4% w latach 1973—1981, zaś w Wielkiej Brytanii w analogicznym okresie z 5,1 do 15,4%.

Przyczyny inflacji mogą mieć także charakter czysto polityczny. Wysoki stopień niestabilności politycznej, mierzony częstotliwością zmian rządu, bę­dzie generował większe deficyty budżetowe ze względu na krótki horyzont cza­sowy przyjmowany przez polityków. Silna jest wówczas skłonność polityków do ulegania idei populistycznej, gdyż słabe rządy łatwiej ulegają naciskom spo­łecznym na wzrost wydatków.

Ponadto szczególny wpływ na przebieg inflacji może wywierać sytuacja w bilansie płatniczym kraju i jej wpływ na dewaluację, czyli spadek kursu wy­miennego waluty krajowej. To powoduje podrożenie wszystkich towarów im­portowanych i tym samym wzrost inflacji. Problem ten jest szczegółowo anali­zowany w następnym rozdziale.

Wszystko to świadczy o tym, że inflacja jest zjawiskiem nader złożonym, łączącym w sobie wiele mechanizmów i czynników o charakterze ekonomicz­nym i politycznym. Stąd ogromna trudność w nadaniu temu pojęciu jedno­znacznej treści.

W krajach o gospodarce centralnie planowanej (byłych krajach komu­nistycznych) występowała powszechnie inflacja ukryta. Wyrażała się ona w trwałej nadwyżce popytu nad ograniczoną podażą dóbr i usług przy względ­nie stałym i administracyjnie regulowanym poziomie cen rynkowych. Wiele tych cen kształtowało się nawet poniżej kosztów własnych, co wymagało sto­sowania na szeroką skałę dotacji z budżetu państwa. Było to równoznaczne z wyłączeniem mechanizmu rynkowego i zastąpieniem jego planem central­nym. Skutkiem ukrytej inflacji były: głęboka nierównowaga na rynku, upoka­rzające kolejki, kupowanie na zapas, spekulacja, nieuprzejma obsługa, przekup­stwo, brak motywacji do pracy, brak ekonomicznego przymusu racjonalnego gospodarowania w przedsiębiorstwach, nadmierne zużycie materiałów, energii, paliwa, nielegalne zaopatrzenie itp. Utrwaliła się w rezultacie gospodarka nie­doborów, która zniechęcała producentów do postępu innowacyjnego, podno­szenia jakości produkcji i obniżania kosztów wytwarzania. W ten sposób infla­cja ukryta, spowodowana administracyjnym regulowaniem cen sprzecznym z prawami ekonomicznymi, stała się na długą metę przyczyną niskiej efektyw­ności gospodarowania, obniżenia dynamiki wzrostu gospodarczego i niezdol­ności gospodarki centralnie planowanej do zaspokojenia aspiracji konsumpcyj­nych społeczeństwa. Te ujemne długofalowe procesy zadecydowały o tym, że wszystkie kraje z gospodarką centralnie planowaną wracają do zasad gospodarki rynkowej.

Gospodarka rynkowa stwarza duże zagrożenie inflacją, ale jednocześnie tworzy różne instytucje i mechanizmy regulacyjne hamujące inflację. Inflacja jest niczym innym jak rynkowym odbiciem globalnego niezrównoważenia między strumieniami dochodów i strumieniami produkcji dóbr i usług oraz wzrostem ich kosztów wytwarzania a podażą pieniądza ze strony banku cen­tralnego i banków komercyjnych, co znajduje wyraz w określonym wzroście cen rynkowych. Na tej podstawie wielu współczesnych ekonomistów skłon­nych jest traktować inflację jako zjawisko czysto monetarne. Dowodzą oni, że bez względu na ostateczne przyczyny inflacji zawsze należy pamiętać, iż nie może ona zaistnieć bez nadmiernej ekspansji pieniądza. Rozpatrzmy ten punkt widzenia bardziej szczegółowo, gdyż dotyka on wielu ważnych zagadnień będą­cych od lat przedmiotem sporu ekonomistów.

12_3_Skutki inflacji

Powstaje pytanie: jakie główne zagrożenia niesie ze sobą inflacja dla gospodar­ki narodowej i społeczeństwa?

Każdy przedsiębiorca wie, że inflacja powoduje duże zamieszanie w kalku­lacji kosztów produkcji. Rodzi ona niepewność w przewidywaniu wzrostu real­nych zysków, co wpływa destabilizująco na działalność gospodarczą i zniechę­ca do podejmowania ryzykownych inwestycji. Wzrost stopy inflacji powoduje nieuchronnie wzrost stopy oprocentowania wkładów terminowych, aby w ten sposób skompensować spadek siły nabywczej pieniądza. To z kolei prowadzi do wzrostu oprocentowania kredytów udzielanych na działalność inwestycyjną. Rosnąca stopa procentowa zmniejsza zainteresowanie kredytem inwestycyj­nym, zwłaszcza kredytem długoterminowym, gdyż przedsiębiorcy me mają pewności, czy wzrost cen na ich produkty będzie wystarczający, aby zarobić na znacznie droższy kredyt. Zainteresowanie przedsiębiorców przesuwa się wów­czas z kredytu inwestycyjnego na krótkookresowy kredyt obrotowy. Odbija się to niekorzystnie na budownictwie mieszkaniowym, postępie innowacyjnym i wzroście produkcyjności pracy.

Inflacja osłabia także motywacje do zwiększania eksportu, gdyż eksporte­rzy otrzymują wpływy w walucie krajowej, która stopniowo traci na wartości w stosunku do innych walut wymienialnych w krajach o niższej stopie inflacji. Poza tym inflacja wcześniej czy później prowadzi do dewaluacji waluty krajo­wej, która wzmacnia pozycje eksporterów, ale osłabia pozycje importerów. Eksport staje się wprawdzie opłacalny, ale import drożeje, co stanowi z kolei przyczynę dalszego wzrostu cen krajowych.

Znaczny wzrost inflacji może wprowadzić duże zamieszanie na rynku pa­pierów wartościowych, co zakłóca sprawne funkcjonowanie całego systemu fi­nansowego kraju.

W sumie, rosnąca inflacja pogłębia niepewność jutra i prowadzi do obniżenia realnych dochodów ludności. W okresie osłabionej aktywności gos­podarczej coraz trudniej wywalczyć jest wzrost płac w stopniu kompensu­jącym wzrost cen. Grupy o względnie stałych dochodach nominalnych, jak emeryci, renciści, stypendyści, z reguły tracą, gdyż podwyżki tych dochodów przychodzą z opóźnieniem w stosunku do wzrostu cen i wzrostu kosztów utrzy­mania.

Każda inflacja prowadząca do wzrostu cen bez wzrostu produkcji jest zja­wiskiem niepożądanym zarówno przez przedsiębiorców, jak i konsumentów. Jest ona jednak w jakimś stopniu nieunikniona. Nie ma takiego kraju na świe­cie, w którym działałby wolny rynek i nie wzrastałyby ceny w mniejszym lub większym stopniu. Inflacja pełzająca nie rodzi jednak tak negatywnych skut­ków, jak inflacja galopująca. W warunkach kilkuprocentowego wzrostu cen rocznie gospodarka rynkowa może funkcjonować normalnie. Taki ruch cen daje się bowiem przewidzieć i uwzględnić w podejmowanych decyzjach. Najbar­dziej niebezpieczne dla gospodarki są gwałtowne ruchy cen, a wejście gospo­darki w fazę hiperinflacji musi działać destrukcyjnie na gospodarkę i destabili­zująco na stosunki społeczno-polityczne. Powoduje to ucieczkę obcych kapita­łów za granicę, osłabia wiarygodność finansową u wierzycieli i rodzi niską skłonność do inwestowania ze strony rodzimego kapitału, który w tych warun­kach także lokuje swoje zasoby za granicą bądź w innych, bardziej pewnych for­mach. W rezultacie rozkręcająca się inflacja podminowuje mechanizmy roz­wojowe kraju. Żaden rząd na świecie me lekceważy inflacji, nawet tej pełzającej, gdyż za­wsze istnieje niebezpieczeństwo, że może ona przerodzić się w inflację galopu­jącą, a w skrajnych przypadkach — w hiperinflację. Oznacza to wówczas nieu­chronny upadek rządu i przegraną w najbliższych wyborach parlamentarnych tych sił politycznych, które uformowały ten rząd.

Powstaje często pytanie: skoro inflacja jest zjawiskiem niepożądanym, kto zatem ponosi winę za wzrost cen?

Jeśli inflacja ma charakter popytowy, wówczas za wzrost cen obciąża się od­powiedzialnością rząd, który dopuszcza do nadmiernych wydatków budżeto­wych, bądź bank centralny, który prowadzi zbyt liberalną politykę i zachęca w ten sposób do nadmiernej kreacji pieniądza za pośrednictwem taniego i ła­two dostępnego kredytu.

Jeśli inflacja ma charakter kosztowy, wówczas odpowiedzialnością obciąża się związki zawodowe, które wysuwają nadmierne żądania rewindykacyjne dotyczące wzrostu płac. Inflację kosztową mogą też wywoływać wielkie przedsiębiorstwa monopolistyczne, które podnoszą ceny podstawowych su­mwców i dóbr finalnych, co powoduje, że ceny wielu dóbr finalnych i usług rosną.

Inflacja jest jednak nie tyle wynikiem błędów popełnianych w polityce fiskalnej, pieniężnej i dochodowej, ile konsekwencją toczącej się między róż­nymi grupami społecznymi walid o podział dochodu narodowego, które wy­muszają decyzje o konsekwencjach inflacyjnych, na czym traci większość spo­łeczeństwa. Wszyscy chcą uniknąć inflacji, ale walcząc o własne, partykularne interesy uruchamiają reakcję łańcuchową, która w efekcie prowadzi do mniej­szego lub większego wzrostu cen. Wolny rynek z nieubłaganą konsekwencją w skali makroekonomicznej równoważy wszystkie procesy dokonujące się zarówno po stronie globalnego popytu, jak i po stronie kosztów wytwarzania, obciążając ich skutkami w sposób nierównomierny różne grupy społeczne. Z reguły cierpią na tym jednostki najsłabsze. Ze względu na negatywne skutki inflacji walka z nią jest jednym z priory­tetów polityki gospodarczej państwa.

12_4_Sposoby przeciwdziałania inflacji

Dotychczasowa analiza wskazuje, że nie ma jednoznacznej i powszechnie ak­ceptowanej odpowiedzi na pytanie, jak zwalczać inflację. Zależy to w dużym stopniu od diagnozy przyczyn inflacji, a także od warunków określonego kraju, w jakich występują procesy inflacyjne.

Jeśli przyjmiemy hipotezę monetarystów, że inflacja jest zjawiskiem czy­sto pieniężnym, co oznacza, że wzrost cen spowodowany jest przede wszystkim nieodpowiednimi zmianami nominalnej podaży pieniądza, wówczas walka z inflacją sprowadza się do umiejętnej regulacji podaży pieniądza w wy­rażeniu realnym. Można to określić równaniem:

M Y

----= --------

P V

Lewa strona oznacza realną podaż pieniądza (suma pieniądza podzielona przez przeciętny poziom cen w kraju), zaś prawa strona może być interpretowa­na jako popyt na pieniądz w ujęciu realnym. Jeśli tempo inflacji ustabilizuje się na niskim poziomie, wówczas szybkość obiegu pieniądza będzie stała, zaś realna podaż pieniądza będzie rosła w tempie odpowiadającym popytowi wyni­kającemu ze wzrostu realnego dochodu narodowego Y. Równowaga na rynku pieniężnym wymaga takiego dostosowania nominalnych zasobów pieniądza, aby zrównać je z popytem na jego realne zasoby i zahamować w ten sposób wzrost cen.

To rozumowanie monetarystów odnosi się do warunków pełnego wyko­rzystywania zdolności produkcyjnych gospodarki narodowej, naturalnej stopy bezrobocia i sprawnie działającego mechanizmu rynkowego uruchamiającego szybko różne procesy adaptacyjne.

Teoria Keynesa odnosząca się do krótkiego okresu zakłada, że w warun­kach niskiego wykorzystania zdolności produkcyjnych wzrost jakichkolwiek składników globalnego popytu będzie wpływał na wzrost realnego docho­du przy nie zmienionym poziomie cen rynkowych. Niebezpieczeństwo infla­cji pojawia się dopiero wówczas, gdy zwiększenie składników globalnego popytu dokonuje się w warunkach występowania „wąskich gardeł” ograni­czających dalszy wzrost produkcji w granicach istniejących zdolności produk­cyjnych.

Współczesne teorie neokeynesistowskie zakładają, że wzrostowi realne­go dochodu narodowego towarzyszy więcej niż proporcjonalny wzrost cen na­wet wówczas, gdy zdolności produkcyjne nie są w pełni wykorzystane. Przy­czyny wzrostu cen są bardzo różnorodne i można hamować ten wzrost przez od­powiednie hamowanie wzrostu płac pieniężnych, ograniczanie nadmiernego deficytu budżetowego oraz odpowiednią regulację dopływu pieniądza do obie­gu za pośrednictwem polityki banku centralnego.

Rząd stara się przekonać związki zawodowe, aby ich żądania wzrostu płac nie przekraczały wzrostu cen, zaś wzrost płac realnych dokonywał się tylko dzięki wzrostowi wydajności pracy. Rząd może także wprowadzić odpowiedni sposób progresywnego opodatkowania przedsiębiorstw, jeśli zezwalają one na szybszy wzrost płac nominalnych ponad ustalony pułap. Polityka dochodowa może przejściowo obniżyć stopę inflacji, ale na długą metę żaden demokratycz­ny rząd nie jest w stanie zahamować żądań rewindykacyjnych robotników, któ­rzy wcześniej czy później będą się domagać wyrównania wzrostu kosztów za pośrednictwem wzrostu ich płac nominalnych.

W krótkim okresie me musi występować ścisły związek między wielko­ścią deficytu budżetowego a wzrostem inflacji. Deficyt budżetowy może być bowiem finansowany pieniądzem znajdującym się w obiegu i ściągniętym bądź w drodze sprzedaży obligacji skarbowych, bądź też zaciągnięcia kredytu w ban­kach komercyjnych. W długim okresie uporczywe finansowanie rosnącego deficytu za pomocą emisji obligacji lub zaciągniętych kredytów może tak znacznie powiększyć zo­bowiązania państwa z tytułu samych należnych odsetek, że rząd będzie musiał uciec się do drukowania pieniędzy papierowych, jeśli nie zostaną podjęte dra­styczne działania fiskalne w celu zmniejszenia deficytu. Ograniczanie deficytu w drodze podwyższania obciążeń podatkowych bądź drastycznych cięć w wy-datkach budżetowych może działać antyinflacyjnie, ale stwarza groźbę spowo­dowania recesji i wzrostu bezrobocia. Tak więc metody finansowania deficytu budżetowego na krótką metę mogą hamować inflację, ale na długą metę taka polityka może powodować rozkręcanie spirali inflacyjnej.

Współczesna teoria ekonomii przywiązuje dużą wagę do regulacji dopły­wu pieniądza do obiegu przez bank centralny za pośrednictwem zmiany sto­py rezerw obowiązkowych, która wpływa na możliwość kreacji pieniądza przez banki komercyjne, oraz stopy dyskontowej od kredytu refinansowego, któ­ry wywiera wpływ na wysokość stopy oprocentowania depozytów i kredytów. Za pośrednictwem zmian stopy procentowej bank centralny może wpły­wać zarówno na skłonność do oszczędzania, jak i skłonność do inwestycji, co może sprzyjać lub hamować procesy inflacyjne w zależności od sytuacji gospodarczej kraju i fazy koniunktury. Wreszcie bank centralny za pośrednic­twem polityki otwartego rynku (kupna i sprzedaży papierów wartościowych) może dość skutecznie drenować nadmiar pieniądza i w ten sposób hamować inflację.Mimo różnych możliwości oddziaływania na równowagę na rynku pienięż­nym i towarowym, doświadczenie wykazuje, że me istnieją łatwe rozwiązania eliminujące inflację. We wszystkich krajach mamy do czynienia z mniejszym lub większym wzrostem cen. Znacznie łatwiej jest hamować inflację w krajach gospodarczo rozwiniętych, z rozwiniętą infrastrukturą bankową i rynkiem kapi­tałowym, niż w krajach gospodarczo zacofanych. Wszelkie próby przyspiesze­nia wzrostu gospodarczego oparte na ekspansji inwestycyjnej z reguły brze­mienne są w wysoką inflację.

Szczególne zagrożenie wysoką inflacją występuje w krajach postkomunis­tycznych, które w warunkach głębokich dysproporcji gospodarczych, przesta­rzałej technologii, niskiej efektywności gospodarowania, braku infrastruktury bankowej i rynku kapitałowego oraz nieracjonalnej struktury cen wszystkich czynników wytwórczych próbują w krótkim czasie wprowadzić mechanizm rynkowy. Liberalizacja cen, płac, procentów i kursów walut nieuchronnie pro­wadzi do gwałtownego wzrostu cen. Życie w warunkach inflacji jest trudne i kosztowne, ale skoro nie udaje się jej całkowicie zlikwidować, nie pozostaje nic innego, jak umiejętne przystoso­wanie się do życia z inflacją i niedopuszczenie, aby osiągnęła ona rozmiary wy­mykające się spod kontroli rządu.

12_5_Inflacja a bezrobocie

Wśród ekonomistów przez długi czas popularny był pogląd, że istnieje silny i raczej prosty związek między wielkością inflacji a poziomem aktywności gospodarczej. Wielu z nich wyciągało stąd wniosek pod adresem polityki gos­podarczej, który najprościej można sformułować następująco: dopuszczenie do umiarkowanej inflacji, a nawet jej pobudzanie, sprzyja wzrostowi aktywności gospodarczej (spadkowi bezrobocia). I przeciwnie: tłumienie inflacji może łatwo zahamować wzrost aktywności gospodarczej. Oczywiście z reguły było to opa­trzone różnymi zastrzeżeniami. Inflacja powinna być właśnie „umiarkowana”, muszą też być spełnione różne warunki dodatkowe. Zawsze jednak u podstaw tego poglądu leżało przekonanie, że politycy mają znaczny zakres swobody wyboru, w ramach którego inflacja i bezrobocie są substytutami. Jeśli chcą obniżyć bezrobocie, to zapłacą za to wysoką inflacją, jeśli zaś walczą z inflacją, to muszą się liczyć ze wzrostem bezrobocia.

Niestety, doświadczenia ostatnich dziesięcioleci podważyły to rozumowanie. Obok faktów zgodnych z podaną wyżej zależnością zbyt często, i to w dłuższych okresach, obserwowaliśmy niski poziom aktywności (duże bezrobocie) połączony z wysoką inflacją oraz prosperity w parze z całkiem umiarkowaną inflacją. Okazuje się więc, że życie gospodarcze jest bardziej różnorodne, a wybory, przed którymi stają politycy, bardziej ograniczone i trudniejsze, niż to może się wydawać ekspertom.

13_1_Przyczyny i skutki bezrobocia

Bezrobociem nazywamy liczbę niepracujących ludzi dorosłych, którzy są zdolni do pracy i poszukują jej. W różnych krajach ustawodawstwo niejednakowo precyzuje wymagania dotyczące wieku, czasu poszukiwania pracy, obowiązku rejestracji itp. W rezultacie bezrobocie nie zawsze jest wielkością ściśle porów­nywalną w skali międzynarodowej. Zasób siły roboczej (nazywany też zasobem pracy) to wszyscy pracujący plus bezrobotni, czyli, mówiąc inaczej, zatrudnienie plus bezrobocie.

Zatrudnienie może być mierzone liczbą pracujących lub masą wykonanej praćy (np. liczba roboczodniówek wykonanych w ciągu danego okresu). Opisując i analizując sytuację jakiejś gospodarki, używa się najczęściej wielkości zwanej stopą bezrobocia. Jest to wyrażony w procentach stosunek liczby bezrobotnych do wielkości zasobu pracy. W Polsce w ostatnich latach XX wieku stopa bezrobocia wynosiła 10% i więcej (i była zbliżona do stopy bez­robocia w Unii Europejskiej).

Należy pamiętać, że do wielkości zatrudnienia z reguły nie są wliczane niektóre kategorie łudzi faktycznie pracujących. Szczególnie ważne i liczne są dwie grupy: a) pracujący „na czarno” (nie zarejestrowani i nie płacący podatków), b) członkowie rodzin (w większości kobiety) pracujący niezarobkowo w domu (gotowanie, sprzątanie itp.). Gdyby wziąć ich pod uwagę, faktyczna stopa bez­robocia byłaby dużo niższa. Przy tym ta korekta byłaby niejednakowa w różnych krajach.

Bezrobotni mogą być dzieleni na różne kategorie, ze względu na różne przyczyny powstawania bezrobocia i jego konsekwencje dla tych ludzi, dla gospodarki i całego społeczeństwa. Omówmy ważniejsze z tych kategorii.

1. W każdej gospodarce pewna liczba ludzi zmienia pracę i jest czasowo bezrobotna. . Niektórzy ludzie przekwalifikowują się, zmieniają miejsce zamiesz­kania, fabryki powstają i są zamykane, zmieniają liczebność załóg itp. Trzeba tu także uwzględnić ludzi młodych, którzy są w trakcie poszukiwania swej pierwszej pracy. Jest to normalny proces dostosowań w żywej gospodarce. Dolegliwość takiego bezrobocia nie jest wielka, jeśli dla poszczególnych osób nie trwa ono długo (tygodnie, a nie lata). Takie bezrobocie nazywane jest frykcyjnym (od słowa „frykcja”, czyli tarcie), to znaczy wynikającym ze zwykłych w każdej gospodarce tarć między różnymi składnikami po stronie podaży i popytu na pracę. W ekonomii używa się też, zbliżonego znaczeniowo do powyższego, okreś­lenia bezrobocie naturalne. Większość ekonomistów uważa, że takie bezrobocie, na poziomie do około 5%, w ogóle nie powinno być traktowane jako problem gospodarczy. Na taki brak zatrudnienia należy też popatrzeć z punktu widzenia efektywności działania gospodarki. Względnie stały zasób około 5% zdolnych do pracy, z których każdy jest przez krótki czas bezrobotny, to w gospodarce rezerwa na wypadek nagłego przyrostu popytu. Dzięki niemu przedsiębiorstwa mogą łatwo i szybko pozyskać dodatkowych pracowników oraz odpowiedzieć na nagły skok popytu na swoje produkty. Daje to swoisty luz, dzięki czemu gospodarka jest bardziej elastyczna w reakcjach niż wtedy, gdyby było pełne zatrudnienie. W tym drugim przypadku ogólna efektywność gospodarki byłaby niższa, można więc mówić o produkcyjności naturalnego bezrobocia. Stuprocentowe zatrudnienie byłoby mniej korzystne, bo bardziej sztywna gospodarka miałaby większe tarcia i uzyskiwałaby gorsze efekty. Liczni ekonomiści i politycy są skłonni traktować bezrobocie naturalne jako zjawisko korzystne dla kształtowania się równowagi na rynku pracy i pożądanych relacji między jego uczestnikami. Konkurowanie bezrobotnych o pracę pobudza już zatrudnionych do lepszej pracy, w obawie przed jej utratą. Jest to więc uciążliwość (czasowa) dla niektórych, łącznie dająca zwiększenie efektywności gospodarki. Dyscyplinuje i pobudza zatrudnionych, a także hamuje nadmierne żądania związków zawodowych.

2. Czymś zupełnie innym niż poprzednie jest bezrobocie chroniczne, to znaczy pozbawienie pracy na długie okresy lub na stałe. W każdym społeczeńs­twie są ludzie, którzy po utracie pracy w ogóle nie mogą jej już zdobyć, czy to dlatego, że ich kwalifikacje przestały być potrzebne, czy z innych powodów (np. lokalny spadek popytu na pracę osób, które nie są zdolne do zmiany miejsca zamieszkania). Nawet niewielka liczba takich stałych bezrobotnych jest poważ­nym problemem społecznym i gospodarczym. Należy tu dodać, że ludzie ci w większości krajów są po pewnym czasie skreślani z rejestru bezrobotnych i nie wchodzą do rachunku stopy bezrobocia.

3. W ekonomii używa się także określenia: bezrobocie strukturalne. Taki charakter ma też oczywiście bezrobocie frykcyjne, które wynika z niezgodności struktury podaży i popytu na pracę. Teraz chodzi nam jednak o inne zjawisko, które ma charakter procesu długofalowego. Jeśli w gospodarce następują głębokie i trwałe zmiany po stronie struktury podaży lub popytu, to niektóre gałęzie i zawody nieodwracalnie tracą rację bytu i po pewnym czasie muszą zniknąć. Takie wielkie, głębokie i najczęściej nieodwracalne frykcje pozbawiają pracy ludzi, którzy najprawdopodobniej już jej nigdy nie dostaną. A więc takie bez­robocie strukturalne dla wielu kończy się bezrobociem chronicznym. W drugiej połowie XX wieku przykładem tego zjawiska jest kurczenie się górnictwa węgla, co boleśnie dotyka obecnie polską gospodarkę. Innym przykładem z naszego kraju mogą być pracownicy dawnych Państwowych Gospodarstw Rolnych.

4. Bezrobocie cykliczne są to wahania zatrudnienia, nieraz bardzo głębokie, pojawiające się i zanikające periodycznie wraz ze zmianą koniunktury gospodar­czej. Omawiamy je w rozdziale 17.

5. Bezrobocie utajone to szczególna forma braku zatrudnienia, które nie jest oficjalnie rejestrowane. Podajmy dwa ważne przykłady.

Jeden przykład to występujące w rolnictwie tzw. bezrobocie (lub przelud­nienie) agrarne, kiedy liczba zdolnych do pracy członków rodzin jest zbyt duża, aby mogli być efektywnie wykorzystani w małych, tradycyjnych (najczęściej prymitywnych technicznie) gospodarstwach wiejskich. W Polsce w okresie mię­dzywojennym liczba ta była bardzo wielka (niektórzy autorzy szacowali ją nawet w milionach). Obecnie w naszym kraju istnieje podobne, choć nie tak wielkie, bezrobocie agrarne, występujące w licznych karłowatych gospodarstwach rolnych. Innym przykładem jest nadmierne zatrudnienie występujące masowo w PRL w przedsiębiorstwach państwowych. Władze szczyciły się wówczas brakiem bezrobocia, podczas gdy w wielu zakładach bywało zbędnych nawet 30%. i więcej pracowników. Ujawniło się to szybko w procesie powracania gospodarki polskiej do ustroju kapitalistycznego. W niektórych państwowych przedsiębiorstwach zja­wisko to utrzymało się długo po upadku PRL. Na koniec jeszcze parę słów o obliczaniu i interpretacji stopy bezrobocia. Oficjalnie podawana wielkość powinna więc być korygowana: in plus, ze względu na ukryte bezrobocie, in minus, z odliczeniem pracy na czarno i bezrobocia naturalnego. Trudno ściśle powiedzieć, czy w Polsce te dwie korekty znoszą się bez reszty. Ale jest to prawdopodobne.

13_2_Równowaga z niepełnym zatrudnieniem

Zacznijmy od możliwie najprostszego wyjaśnienia tego zjawiska w trybie analizy statycznej. Odkładamy też chwilowo na stronę zarówno handel z zagranicą, jak i ingerencję państwa w gospodarkę. Pominiemy również większość szczególnych problemów związanych z działaniem pieniądza. Mamy więc do czynienia z gos­podarką zamkniętą, w której mechanizm rynkowy działa w pełni swobodnie. Nie ma w niej inflacji. Wszystkie te, i inne jeszcze sprawy, będziemy stopniowo wprowadzali do naszej analizy.

Używamy kilku następujących głównych wielkości agregatowych (wszystkie oznaczenia podawane za Keynesem).

Y — łączny dochód tożsamy z produktem krajowym brutto (PKB).

Dochód wydawany jest na oszczędności S i konsumpcję C.

A więc Y=S+C.

Proporcję podziału dochodu na te dwie części wyrażają ułamki:

S C

---- i -----

Y Y

Wielkości te, w terminologii Keynesa, nazywane są skłonnościami od­powiednio — do oszczędności i do konsumpcji. Jeśli więc ludzie w danym kraju oszczędzają ł/5 swoich łącznych dochodów, to mówimy, że ich skłonność do oszczędzania ma taką wartość. W tym przypadku skłonność do konsumpcji wynosi 4/5 (suma tych dwóch ułamków jest równa jedności, gdyż łącznie oszczędności

i konsumpcja składają się na cały dochód). Należy pamiętać, że są to wielkości agregatowe. Z reguły skłonność do oszczędzania (i do konsumpcji) różnych grup łudzi jest niejednakowa.

Jeżeli rozpatrujemy przyrosty dochodu (A Y), to ich podział będą wyrażać krańcowe skłonności do oszczędzania i do konsumpcji i. Ze wzrostem dochodu skłonność do oszczędzania często rośnie. Gdy więc przed zmianą dla całego agregatowego dochodu mogła ona wynosić 115, to z dodatkowego dochodu ludzie mogą zaoszczędzić np. 1/3 i wówczas 2/3 dochodu przeznaczyliby na konsumpcję. Te ostatnie wielkości to są właśnie krańcowe skłonności do oszczę­dzania i do konsumpcji. Decyzje o tym rozdysponowaniu dochodu podejmują wszyscy, którzy go otrzymują, czyli dochodobiorcy.

Niektórzy uczestnicy życia gospodarczego (nazwijmy ich inwestorami) podejmują decyzje o zakupie rzeczowych czynników wytwórczych i dołączaniu ich do działającego w gospodarce kapitału (też w ujęciu realnym). Tę wielkość nazywamy inwestycjami I. Mowa tu więc o przyroście realnego zasobu czyn­ników rzeczowych zatrudnionych w gospodarce. Tak określonych inwestycji nie należy mylić z inwestycjami pieniężnymi, np. z zakupem papierów wartoś­ciowych.

Przypomnjmy to, co mówiliśmy o zasobach i strumieniach w analizie gospodarczej (w rozdziale 1O). Łączna masa środków trwałych (budynków, maszyn i urządzeń) wraz z zapasami i produkcją w toku to zasób kapitału rzeczowego. Inwestycje to powiększenie tego zasobu, a więc strumień. Zasób trwa w czasie, strumień jest jednorazowym przyrostem w ciągu danej jednostki czasu.

Inwestorzy są to przedsiębiorcy, którzy podejmują decyzje na podstawie informacji na temat przewidywanej efektywności inwestycji (spodziewanego zysku, np. z założenia nowego zakładu danego przedsiębiorstwa) oraz obecnej i przewidywanej ceny użytkowania dodatkowego kapitału, czyli stopy procen­towej. Przyjmijmy chwilowo upraszczające założenia na temat zależności między wymienionymi wielkościami. W dalszej analizie będziemy je odrzucać lub mody­fikować.

Załóżmy (w pewnym przybliżeniu do rzeczywistości), że skłonności do konsumpcji i do oszczędzania są stałe (niezależne od wielkości dochodu), z czego wynika, że wielkość konsumpcji i oszczędzania rośnie proporcjonalnie do wzrostu dochodu. Oczywiście na każdym poziomie dochodu suma konsumpcji i oszczęd­ności jest mu równa. Należy zauważyć, że oszczędności mogą być ujemne (dany kraj zadłuża się za granicą) i wtedy konsumpcja przewyższa dochód (a więc produkcję krajową).

Załóżmy następnie, że wielkość inwestycji nie zmienia się ze zmianą do­chodu. Jest to również uproszczenie rzeczywistości (w której takie zmiany istnieją), ma ono jednak pewne uzasadnienie. Mianowicie decyzje o inwestycjach podejmują tylko przedsiębiorcy, a nie wszyscy otrzymujący dochód, i dlatego decyzje te nie muszą koniecznie zmieniać się ze zmianą agregatowego dochodu w danym kraju.

Jak już jednak powiedzieliśmy, wszystkie te uproszczenia będą stopniowo eliminowane i nasza analiza będzie się coraz bardziej komplikować zgodnie z tym, co obserwujemy w rzeczywistości. Zaczynamy jednak od ujęcia możliwie najpros­tszego. Problem, jaki mamy rozpatrzyć, składa się z dwóch elementów: wnowagi, czyli zgodności między rozpatrywanymi wielkościami, i optimum, czyli pełnego i efektywnego zatrudnienia wszystkich czynników wytwórczych będących w dys­pozycji w danej gospodarce. Podobnie jak w dotychczasowych analizach, musimy rozróżnić wielkości zamierzone, czyli ex anie, i wielkości zrealizowane (fakty dokonane), czyli ex post.

Problem równowagi to sprawa warunków, jakie muszą być spełnione, aby wystąpiła zgodność popytu z podażą zarówno na dobra konsumpcyjne, jak i na dobra inwestycyjne. Całość produktu krajowego składa się bowiem z tych dwóch rodzajów dóbr.

W tym momencie występuje z całą wyrazistością fakt, że nasz agregatowy dochód, który utożsamiliśmy na początku z produktem krajowym brutto, jakby się rozszczepia. Jako dochód dzieli się na konsumpcję i oszczędności (C + S), jako produkt składa się z dóbr konsumpcyjnych i z dóbr inwestycyjnych (C+ D).Aby więc była równowaga, konsumpcyjna część dochodu (popyt) musi się równać masie wytworzonych dóbr konsumpcyjnych (podaż), zaoszczędzona zaś część dochodu (która w rękach przedsiębiorców określi ich popyt na czynniki wytwórcze) musi się równać masie wytworzonych dóbr inwestycyjnych (podaż), czyli S = I.

Ex post te wielkości są oczywiście sobie równe. Jeśli wyłączyliśmy han­del zagraniczny, to konsumenci mogą nabyć tylko tyle dóbr konsumpcyjnych, ile ich wytworzono, masa wytworzonych dóbr inwestycyjnych określi zaś, ile w całym społeczeństwie można zaoszczędzić (czyli nie skonsumować). To drugie powinno być oczywiste, jeśli uświadomimy sobie, że mówimy o wiel­kościach realnych. Nie zajmujemy się teraz oszczędnościami w postaci np. schowanych w materacu biletów NBP, lecz o tej części dochodu całej gospodar­ki, która nie została skonsumowana, lecz dołączona do rzeczowego kapitału produkcyjnego.

A więc warunkiem, który musi być spełniony, aby w całej gospodarce panowała równowaga, jest zrównanie zamierzonych oszczędności z zamierzonymi inwestycjami, czyli Se~ anie = „ex ante• Niestety wielkości te określają różni ludzie opierający swoje decyzje na różnych informacjach i preferencjach: o jednych decydują wszyscy dochodobiorcy, o drugich inwestorzy.

Z kolei problem optimum polega na tym, że chodzi o tę szczególną równo­wagę, przy której nie tylko wszyscy przedsiębiorcy racjonalnie wykorzystują swoje możliwości podukcyjne, ale też zatrudnione są wszystkie dostępne w danym kraju czynniki wytwórcze. Oznacza to więc także równowagę na rynkach wszyst­kich czynników wytwórczych.

W teorii keynesowskiej termin równowaga jest stosowany do sytuacji, kiedy część czynników wytwórczych (w szczególności pracy) pozostaje niewykorzy­

stana. W rozumieniu rygorystycznym jest to więc równowaga na rynkach dóbr

i ewentualnie na rynkach niektórych czynników wytwórczych. Toteż należy

zauważyć, że używane w tym rozdziale określenie „równowaga z niepełnym

zatrudnieniem” dotyczy omawianej tu teorii i nie jest zgodne z tym, co mówiliśmy

w mikroekonomii o równowadze ogólnej (rozdział li).

13_4_Polityka pełnego zatrudnienia

Skąd się mogą wziąć dodatkowe inwestycje, o których mówiliśmy wcześniej? Jeśli nie nastąpi zmiana warunków podejmowania decyzji przez przedsiębiorców, to mogą one pochodzić z zewnątrz opisywanego przez nas mechanizmu gospodar­czego: może to być wynik działania rządu albo zagranicy (pożyczki, inwestycje zagraniczne).

Teoria Keynesa i jego następców prowadzi w ten sposób do następującej konkluzji: jeśli samoczynny mechanizm gospodarki kapitalistycznej prowadzi do utrzymywania się równowagi z niepełnym zatrudnieniem, to potrzebna jest ingerencja rządu, który może ożywić gospodarkę uruchamiając mnożnik inwes­tycyjny. Dochodzimy w ten sposób do polityki pełnego zatrudnienia typu keynesowskiego. Na czym ona polega? Poniżej wymieniamy jej cztery główne kierunki.

Po pierwsze, popieranie inwestycji prywatnych, czyli podejmowanych przez przedsiębiorców.

Głównymi metodami są w tym zakresie: a) polityka taniego pieniądza, b) polityka podatkowa. O tej pierwszej mówimy więcej w innych rozdziałach. Należy jednak pamiętać, że polityka niskich stóp procen­towych ma także negatywne konsekwencje. Ponadto ma ona niezbyt wielką skuteczność ze względu na ograniczoną wrażliwość uczestników życia gospodar­czego na zmiany stopy procentowej. Proinwestycyjna polityka podatkowa może polegać na stosowaniu ulg dla podatników inwestujących w gospodarkę, a także na obniżaniu podatków i na szczególnej ich konstrukcji. Pierwszy sposób, choć skuteczny, sprzyja korupcji i obchodzeniu prawa. Drugi, na przykład łagodzenie lub nawet odrzucenie progresji podatkowej, chwalony przez ekonomistów, jest ostro krytykowany przez polityków o orientacji populistycznej i często przez administrację państwową. Ekonomiści uważają jednak, że niższy udział podatków w dochodzie narodowym sprzyja zwiększaniu inwestycji i pobudza aktywność gospodarczą.

Po drugie, popieranie konsumpcji. Należy tu podkreślić znaczenie trzech rodzajów działania.

1. Prowadzenie polityki podatkowej polegającej na obciążaniu podatkami w większym stopniu tych członków społeczeństwa, którzy mają większą skłonność do oszczędzania (czyli z reguły bogatszych, mających wyższe dochody). Stosując ulgi i zwolnienia od podatków dla mniej zarabiających i silniejszą progresje podatkową (oraz ewentualnie wyższy podatek spadkowy), co obciąża więcej

zarabiających, możemy spowodować, że przeciętny udział oszczędności w do­chodzie spadnie na rzecz konsumpcji, co powinno zwiększać popyt i pobudzać do ekspansji gospodarczej. Niestety, takie działanie jest sprzeczne z tym, co wyżej mówiliśmy o fiskalnych metodach popierania inwestycji.

2. Interwencjonizm socjalny, to znaczy dokonywanie transferów na rzecz ubogich członków społeczeństwa. Stosuje się tu to wszystko, co powiedzieliśmy na ten temat w rozdziale 12.

3. Zwiększanie innych nieprodukcyjnych wydatków administracji państwo­wej. Rozrzutność w tej dziedzinie (na przykład budowanie gmachów publicznych, mnożenie liczby żołnierzy i urzędników itp.) oprócz ewentualnego zwiększenia podaży dóbr publicznych (co oznacza lepsze zaspokojenie potrzeb obywateli) niewątpliwie zwiększa popyt i jest źródłem wzrostu aktywności gospodarczej. Ma jednak wiele, wymienianych już poprzednio, ujemnych konsekwencji, jakie niesie etatyzm. Ponadto wymaga większych dochodów państwa, a więc sprzyja fiskaliz­mowi.

Na marginesie omawiania tych działań państwa zmierzających do podniesie­nia poziomu aktywności gospodarczej, a więc do zmniejszenia bezrobocia, należy poczynić dwie uwagi.

Większość z wymienionych (a także omawianych dalej) działań wymaga zwiększenia dochodów państwa, jest więc jawnie sprzeczna z równocześnie głoszoną chęcią zmniejszenia fiskalizmu. Zwolennicy omawianej polityki od­pierają ten zarzut, wskazując, że niższe stawki podatkowe wprawdzie najpierw obcinają dochody państwa, ale, pobudzając aktywność gospodarczą, po pewnym czasie dają większą masę ściąganych podatków. Jest to rozumowanie poprawne. Tak może być i często tak jest. Niestety, działanie takie wymaga przetrzymania okresu, który jest potrzebny, aby polityka ta zaczęła dawać wyniki. Ponadto obcięcie podatków jest faktem nieodwracalnym, a prawdopodobieństwo później­szych korzyści nie jest bynajmniej stuprocentowe.

Istotne znaczenie ma też fakt, że różne wymienione wyżej działania czasami mają zabarwienie polityczne. W przeszłości nieraz głoszono podobne, popierające konsumpcję, programy gospodarcze pod całkiem odmiennymi, lewicowymi lub prawicowymi, hasłami politycznymi. Zwykło się nawet mówić o „lewicowych” i „prawicowych” keynesistach. Ten polityczny aspekt sprawy często ją zaciemnia, utrudniając rzeczową analizę korzyści i niekorzyści omawianych metod zwal­czania bezrobocia.

Po trzecie, podejmowanie inwestycji państwowych. Należą do nich zamó­wienia państwowe na obiekty wykonywane przez firmy prywatne, na przykład autostrady, budynki mieszkalne, zakłady zbrojeniowe. Mogą to być także inwes­tycje w przedsiębiorstwach państwowych. W pierwszym przypadku państwo przyczynia się do rozwoju sfery biznesu: inwestycja państwowa przychodzi z zewnątrz gospodarki (jest „autonomiczna”) i uruchamia w niej mnożnik inwestycyjny, podnosząc poziom prywatnej aktywności gospodarczej. W drugim przypadku następuje przede wszystkim wzrost sektora państwowego. To także uruchamia mnożnik, ale ma tę między innymi słabą stronę, że konkurencja zakładów państwowych może wpływać negatywnie na rozwój przedsiębiorczości prywatnej. Dlatego Keynes i liczni jego następcy uważają, że korzystniejsze dla rozwoju gospodarki jest podejmowanie przez państwo raczej inwestycji nie­produkcyjnych.

Po czwarte, popieranie eksportu. Jak już mówiliśmy, dla gospodarki z nie­pełnym zatrudnieniem korzystny jest dodatni bilans handlu zagranicznego. Zwięk­szenie eksportu uruchamia mnożnik w kraju, zwiększenie importu zaś przyczynia się do wzrostu~ zatrudnienia za granicą. Nadwyżka eksportu nad importem tworzy dodatkowy popyt i ożywia gospodarkę. Odgrywa więc tę samą rolę co auto­nomiczne inwestycje. Z punktu widzenia aktywności gospodarczej nie ma istot­nego znaczenia źródło finansowania tego eksportu. Jeśli odbiorcy nie mają czym płacić, należy udzielać im pożyczek, które następnie można umorzyć. Dodatkowy dochód z tego ożywienia posłuży do sfinansowania opisanego przedsięwzięcia. Nie można jednak zapominać, że pochopne umarzanie długów ma negatywny wpływ na rynek i na morale jego uczestników. Przykładem omawianej tu działalności był Plan Marshalla, w ramach którego Stany Zjednoczone pomogły ludności Europy Zachodniej cierpiącej po drugiej wojnie światowej na ostry brak dóbr konsumpcyjnych i inwestycyjnych, pomogły też w odbudowie gospodarki tych krajów. Równocześnie, i tym samym, pomogły własnej gospodarce. Podtrzymały bowiem aktywność gospodarczą, która w innym wypadku niewątpliwie by się zmniejszyła (wobec cofnięcia zamówień na cele wojenne). Niestety w systemie komunistycznym Polsce nie pozwolono skorzystać z Planu Marshalla.

Na koniec tego punktu parę słów o polskiej polityce gospodarczej zmierzają­cej do zmniejszenia bezrobocia.

W okresie międzywojennym państwo polskie było bardzo aktywne w gos­podarce. Pomińmy tu działania nie związane ściśle z naszym tematem, takie jak repolonizacja gospodarki (co najczęściej oznaczało rozbudowę sektora państwo­wego) czy popieranie kartelizacji (bardzo kontrowersyjne przedsięwzięcie!). W la­tach między wielkim kryzysem a drugą wojną światową w działaniu państwa mającym na celu ożywienie gospodarki i zwiększenie obronności kraju realizowa­no szereg postulatów wynikających z omawianej przez nas teorii niepełnego zatrudnienia. Takie znaczenie miał wieloletni plan inwestycji państwowych oraz plan rozbudowy sił zbrojnych, z czym wiązały się inwestycje w przemysł zbrojeniowy. Znaczne naldady ze środków państwowych były główną przyczyną dynamicznego wzrostu (około 10% wzrostu produkcji przemysłowej rocznie w ostatnich pięciu łatach przed wojną). W większości były to jednak inwestycje w sektor państwowy, a efekty mnożnikowe w gospodarce prywatnej były raczej mierne. W tym samym czasie niektóre inne kraje znacznie energiczniej i swobodniej realizowały omawianą politykę. Mowa tu szczególnie o tzw. New Deal”u prezy­denta Roosevelta w Stanach Zjednoczonych i o przygotowującej wojnę polityce Hitlera i Schachta. Z gospodarczego punktu widzenia oba rodzaje polityki okazały się bardzo skuteczne.

13_4_Polityka pełnego zatrudnienia

Skąd się mogą wziąć dodatkowe inwestycje, o których mówiliśmy wcześniej? Jeśli nie nastąpi zmiana warunków podejmowania decyzji przez przedsiębiorców, to mogą one pochodzić z zewnątrz opisywanego przez nas mechanizmu gospodar­czego: może to być wynik działania rządu albo zagranicy (pożyczki, inwestycje zagraniczne).

Teoria Keynesa i jego następców prowadzi w ten sposób do następującej konkluzji: jeśli samoczynny mechanizm gospodarki kapitalistycznej prowadzi do utrzymywania się równowagi z niepełnym zatrudnieniem, to potrzebna jest ingerencja rządu, który może ożywić gospodarkę uruchamiając mnożnik inwes­tycyjny. Dochodzimy w ten sposób do polityki pełnego zatrudnienia typu keynesowskiego. Na czym ona polega? Poniżej wymieniamy jej cztery główne kierunki.

Po pierwsze, popieranie inwestycji prywatnych, czyli podejmowanych przez przedsiębiorców.

Głównymi metodami są w tym zakresie: a) polityka taniego pieniądza, b) polityka podatkowa. O tej pierwszej mówimy więcej w innych rozdziałach. Należy jednak pamiętać, że polityka niskich stóp procen­towych ma także negatywne konsekwencje. Ponadto ma ona niezbyt wielką skuteczność ze względu na ograniczoną wrażliwość uczestników życia gospodar­czego na zmiany stopy procentowej. Proinwestycyjna polityka podatkowa może polegać na stosowaniu ulg dla podatników inwestujących w gospodarkę, a także na obniżaniu podatków i na szczególnej ich konstrukcji. Pierwszy sposób, choć skuteczny, sprzyja korupcji i obchodzeniu prawa. Drugi, na przykład łagodzenie lub nawet odrzucenie progresji podatkowej, chwalony przez ekonomistów, jest ostro krytykowany przez polityków o orientacji populistycznej i często przez administrację państwową. Ekonomiści uważają jednak, że niższy udział podatków w dochodzie narodowym sprzyja zwiększaniu inwestycji i pobudza aktywność gospodarczą.

Po drugie, popieranie konsumpcji. Należy tu podkreślić znaczenie trzech rodzajów działania.

1. Prowadzenie polityki podatkowej polegającej na obciążaniu podatkami w większym stopniu tych członków społeczeństwa, którzy mają większą skłonność do oszczędzania (czyli z reguły bogatszych, mających wyższe dochody). Stosując ulgi i zwolnienia od podatków dla mniej zarabiających i silniejszą progresje podatkową (oraz ewentualnie wyższy podatek spadkowy), co obciąża więcej

zarabiających, możemy spowodować, że przeciętny udział oszczędności w do­chodzie spadnie na rzecz konsumpcji, co powinno zwiększać popyt i pobudzać do ekspansji gospodarczej. Niestety, takie działanie jest sprzeczne z tym, co wyżej mówiliśmy o fiskalnych metodach popierania inwestycji.

2. Interwencjonizm socjalny, to znaczy dokonywanie transferów na rzecz ubogich członków społeczeństwa. Stosuje się tu to wszystko, co powiedzieliśmy na ten temat w rozdziale 12.

3. Zwiększanie innych nieprodukcyjnych wydatków administracji państwo­wej. Rozrzutność w tej dziedzinie (na przykład budowanie gmachów publicznych, mnożenie liczby żołnierzy i urzędników itp.) oprócz ewentualnego zwiększenia podaży dóbr publicznych (co oznacza lepsze zaspokojenie potrzeb obywateli) niewątpliwie zwiększa popyt i jest źródłem wzrostu aktywności gospodarczej. Ma jednak wiele, wymienianych już poprzednio, ujemnych konsekwencji, jakie niesie etatyzm. Ponadto wymaga większych dochodów państwa, a więc sprzyja fiskaliz­mowi.

Na marginesie omawiania tych działań państwa zmierzających do podniesie­nia poziomu aktywności gospodarczej, a więc do zmniejszenia bezrobocia, należy poczynić dwie uwagi.

Większość z wymienionych (a także omawianych dalej) działań wymaga zwiększenia dochodów państwa, jest więc jawnie sprzeczna z równocześnie głoszoną chęcią zmniejszenia fiskalizmu. Zwolennicy omawianej polityki od­pierają ten zarzut, wskazując, że niższe stawki podatkowe wprawdzie najpierw obcinają dochody państwa, ale, pobudzając aktywność gospodarczą, po pewnym czasie dają większą masę ściąganych podatków. Jest to rozumowanie poprawne. Tak może być i często tak jest. Niestety, działanie takie wymaga przetrzymania okresu, który jest potrzebny, aby polityka ta zaczęła dawać wyniki. Ponadto obcięcie podatków jest faktem nieodwracalnym, a prawdopodobieństwo później­szych korzyści nie jest bynajmniej stuprocentowe.

Istotne znaczenie ma też fakt, że różne wymienione wyżej działania czasami mają zabarwienie polityczne. W przeszłości nieraz głoszono podobne, popierające konsumpcję, programy gospodarcze pod całkiem odmiennymi, lewicowymi lub prawicowymi, hasłami politycznymi. Zwykło się nawet mówić o „lewicowych” i „prawicowych” keynesistach. Ten polityczny aspekt sprawy często ją zaciemnia, utrudniając rzeczową analizę korzyści i niekorzyści omawianych metod zwal­czania bezrobocia.

Po trzecie, podejmowanie inwestycji państwowych. Należą do nich zamó­wienia państwowe na obiekty wykonywane przez firmy prywatne, na przykład autostrady, budynki mieszkalne, zakłady zbrojeniowe. Mogą to być także inwes­tycje w przedsiębiorstwach państwowych. W pierwszym przypadku państwo przyczynia się do rozwoju sfery biznesu: inwestycja państwowa przychodzi z zewnątrz gospodarki (jest „autonomiczna”) i uruchamia w niej mnożnik inwestycyjny, podnosząc poziom prywatnej aktywności gospodarczej. W drugim przypadku następuje przede wszystkim wzrost sektora państwowego. To także uruchamia mnożnik, ale ma tę między innymi słabą stronę, że konkurencja zakładów państwowych może wpływać negatywnie na rozwój przedsiębiorczości prywatnej. Dlatego Keynes i liczni jego następcy uważają, że korzystniejsze dla rozwoju gospodarki jest podejmowanie przez państwo raczej inwestycji nie­produkcyjnych.

Po czwarte, popieranie eksportu. Jak już mówiliśmy, dla gospodarki z nie­pełnym zatrudnieniem korzystny jest dodatni bilans handlu zagranicznego. Zwięk­szenie eksportu uruchamia mnożnik w kraju, zwiększenie importu zaś przyczynia się do wzrostu~ zatrudnienia za granicą. Nadwyżka eksportu nad importem tworzy dodatkowy popyt i ożywia gospodarkę. Odgrywa więc tę samą rolę co auto­nomiczne inwestycje. Z punktu widzenia aktywności gospodarczej nie ma istot­nego znaczenia źródło finansowania tego eksportu. Jeśli odbiorcy nie mają czym płacić, należy udzielać im pożyczek, które następnie można umorzyć. Dodatkowy dochód z tego ożywienia posłuży do sfinansowania opisanego przedsięwzięcia. Nie można jednak zapominać, że pochopne umarzanie długów ma negatywny wpływ na rynek i na morale jego uczestników. Przykładem omawianej tu działalności był Plan Marshalla, w ramach którego Stany Zjednoczone pomogły ludności Europy Zachodniej cierpiącej po drugiej wojnie światowej na ostry brak dóbr konsumpcyjnych i inwestycyjnych, pomogły też w odbudowie gospodarki tych krajów. Równocześnie, i tym samym, pomogły własnej gospodarce. Podtrzymały bowiem aktywność gospodarczą, która w innym wypadku niewątpliwie by się zmniejszyła (wobec cofnięcia zamówień na cele wojenne). Niestety w systemie komunistycznym Polsce nie pozwolono skorzystać z Planu Marshalla.

Na koniec tego punktu parę słów o polskiej polityce gospodarczej zmierzają­cej do zmniejszenia bezrobocia.

W okresie międzywojennym państwo polskie było bardzo aktywne w gos­podarce. Pomińmy tu działania nie związane ściśle z naszym tematem, takie jak repolonizacja gospodarki (co najczęściej oznaczało rozbudowę sektora państwo­wego) czy popieranie kartelizacji (bardzo kontrowersyjne przedsięwzięcie!). W la­tach między wielkim kryzysem a drugą wojną światową w działaniu państwa mającym na celu ożywienie gospodarki i zwiększenie obronności kraju realizowa­no szereg postulatów wynikających z omawianej przez nas teorii niepełnego zatrudnienia. Takie znaczenie miał wieloletni plan inwestycji państwowych oraz plan rozbudowy sił zbrojnych, z czym wiązały się inwestycje w przemysł zbrojeniowy. Znaczne naldady ze środków państwowych były główną przyczyną dynamicznego wzrostu (około 10% wzrostu produkcji przemysłowej rocznie w ostatnich pięciu łatach przed wojną). W większości były to jednak inwestycje w sektor państwowy, a efekty mnożnikowe w gospodarce prywatnej były raczej mierne. W tym samym czasie niektóre inne kraje znacznie energiczniej i swobodniej realizowały omawianą politykę. Mowa tu szczególnie o tzw. New Deal”u prezy­denta Roosevelta w Stanach Zjednoczonych i o przygotowującej wojnę polityce Hitlera i Schachta. Z gospodarczego punktu widzenia oba rodzaje polityki okazały się bardzo skuteczne.

13_5_Krytyka polityki typu keynesowskiego

Polityka, o której mówiliśmy w poprzednim punkcie, wielokrotnie okazywała się

wysoce skuteczna jako narzędzie podnoszenia poziomu aktywności gospodarczej

i zmniejszania bezrobocia. Dotyczyło to poszczególnych krajów przed drugą

wojną światową i tuż po jej zakończeniu. Później, w łatach pięćdziesiątych

i sześćdziesiątych XX wieku, była ona stosowana powszechnie, przez większość

krajów kapitalistycznych. W tych dziesięcioleciach dokonywała się wielka i nie­mal nieprzerwana ekspansja gospodarcza. Bezrobocie było małe, recesje, jeśli

w ogóle się pojawiały, miały przebieg łagodny. Niektórzy optymiści o orientacji

etatystycznej skłonni byli przypisywać te osiągnięcia głównie aktywności państwa

w gospodarce. Czasy się jednak zmieniły i w końcowej ćwierci XX wieku gospodarka kapitalistyczna działa inaczej. Wydarzeniem przełomowym, które stało się cezurą, był „szok naftowy”, o którym mówiliśmy w rozdziale 8. Nie należy jednak nadawać mu nadmiernego znaczenia. Szoki naftowe były raczej objawem niż przyczyną nowej sytuacji w gospodarce światowej, choć niewątpliwie odegrały rolę katalizatora, który uruchomił, ujawnił i wzmocnił procesy dokonujące się już wcześniej.

Sądzimy, że najważniejsze znaczenie miały trzy procesy: emancypacja daw­nych krajów kolonialnych i zależnych, wzmocnienie kontaktów i zależności w skali światowej (to co obecnie bywa nazywane „globalizacją”), postępująca i upowszechniająca się ingerencja państw i organizacji ponadpaństwowych w gos­podarkę. Zgodnie z naszym tematem, trochę więcej o tej ostatniej sprawie.

Krytycy polityki typu keynesowskiego twierdzą, że ma ona ograniczenia, które ostro ujawniły się w latach siedemdziesiątych. Pierwsze dotyczy skali stosowania tej polityki. Póki prowadziły ją wybrane kraje, była ona bardzo skuteczna, między innymi dlatego, że łatwo było swoje kłopoty przerzucić na sąsiadów, popierając eksport jako narzędzie podnoszenia własnej aktywności gospodarczej. W sprzyjającej sytuacji taka działalność była korzystna dla obu stron (przykład Planu Marshalla). W mniej korzystnych bywało, że pomoc krajów bogatych krajom słabo rozwiniętym nie zmniejszała odstępu między nimi na skali wzrostu gospodarczego, ale nawet go powiększała.

Drugie ograniczenie dotyczy stopnia swobody działania państwa w gospodar­ce. Energiczna, swobodnie prowadzona i zmienna w czasie polityka pieniężna, inwestycyjna, fiskalna itd. kryje w sobie poważne zagrożenia dla działania i rozwoju gospodarki. Zamiast pobudzać aktywność gospodarczą, może wywołać

długotrwałą inflację połączoną ze stagnacją gospodarczą. Grozi także niebezpiecz­nym narastaniem długu publicznego. Do spraw tych powrócimy bardziej szczegó­łowo w rozdziale 18.

Wśród krytykujących politykę typu keynesowskiego ekonomistów o orien­tacji liberalnej na czoło wysunęli się „monetaryści”, szkoła teoretyczna związana przede wszystkim z nazwiskiem amerykańskiego ekonomisty Miltona Friedmana. uważają oni, że ingerencja państwa w życie gospodarcze zawsze w jakimś stopniu psuje mechanizm rynkowy. Jeśli więc w konkretnej i raczej wyjątkowej sytuacji uznamy tę ingerencję za potrzebną, to musimy się liczyć z tym, że będzie się to odbywało kosztem obniżenia efektywności gospodarki. Za szcze­gólnie szkodliwe uważają monetaryści prowadzenie swobodnej polityki kreowa­nia pieniądza i rozrzutnego gospodarowania nim. Klasyczną, przeciwstawną keynesizmowi, sugestią monetarystów pod adresem polityki pieniężnej jest zapewnianie wzrostu podaży pieniądza na poziomie odpowiadającym wzrostowi realnemu. Jeśli na przykład produkt krajowy rośnie o około 3% rocznie, to o tyle też należy powiększać ilość pieniądza. Jest to wystarczające do utrzymania wzrostu, a nie grozi destabilizacją gospodarki. Problemy te będziemy rozpat­rywać w dalszych rozdziałach podręcznika.

14_1_Wzrost gospodarczy

Kwestia rozwoju gospodarki od początku była ważnym zagadnieniem teorii ekonomii. Wskazuje na to treść dzieła Adama Smitha Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów. Jego autor rozważał przyczyny rozwoju ekono­micznego XVIII-wiecznej Wielkiej Brytanii i Europy. Od tamtego czasu od ponad dwustu łat obserwujemy wzrost produktu narodowego brutto per capita. Nie jest to wprawdzie wzrost nieprzerwany, ale zdecydowanie dominujący. Bogactwo narodów żyjących w ustroju kapitalistycznym wzrosło wielokrotnie.

Każdego roku, planując budżet państwa, przewiduje się wielkość produktu krajowegę brutto w następnym roku. Wzrost PKB jest istotnym celem polityki gospodarczej państwa. Przyrost PKB na głowę w dłuższym okresie wyraża poprawę poziomu życia. I choć wielokrotnie wyrażano uzasadnioną wątpliwość, czy większa masa dóbr może być jedynym łub nawet najważniejszym wskaź­nikiem lepszego życia, to z ekonomicznego punktu widzenia jest to niewątpliwie

wskaźnik decydujący o wzroście gospodarczym. Inna sprawa, że wzrost ten odbywa się kosztem niszczenia naturalnych warunków życia ludzkiego. Jest to bardzo ważny temat, którym tu jednak nie będziemy się szczegółowo zajmować.

Jakie czynniki sprawiają, że gospodarka się rozwija? Od czego zależy tempo wzrostu? Czy wzrost ma jakiś kres? Skąd biorą się różnice w rozwoju gospodar­czym różnych krajów? Te pytania i problemy są przedmiotem teorii wzrostu gospodarczego. Postaramy się tu przynajmniej wprowadzić w tę obszerną i trudną problematykę.

Zacznijmy nasze rozważania od przypomnienia omawianej w rozdziale 2 krzywej możliwości produkcyjnych (transformacji). Przedstawiała ona maksymal­ną wielkość produkcji dwóch różnych dóbr przy wykorzystaniu danej ilości czynników wytwórczych i zastosowaniu najbardziej wydajnej techniki produkcji. Zwiększenie produkcji jednego dobra wiązało się tam zawsze z ograniczeniem produkcji drugiego. Działo się tak dlatego, że dysponowaliśmy ograniczonymi zasobami czynników produkcji oraz określoną, niezmienną techniką. Mogliśmy jedynie spowodować przesunięcie urządzeń, ziemi lub pracujących łudzi z produk­cji jednego dobra do produkcji drugiego.

Gdybyśmy chcieli jednak zwiększyć produkcję obu dóbr? Oznaczałoby to, że chodzi nam o wzrost naszej gospodarki. Można to zobrazować za pomocą przesunięcia krzywej możliwości produkcyjnych na zewnątrz (na rysunku 3 „w górę” i „na prawo”).

Kiedy jest to możliwe? Po pierwsze wtedy, kiedy zatrudnimy więcej ludzi, do czego konieczne są zmiany demograficzne: przyrost liczby ludzi zdolnych do pracy, imigracja. Po drugie, wtedy, kiedy użyjemy więcej kapitału produkcyjnego (maszyn, urządzeń itd.), a więc zwiększymy inwestycje. Po trzecie, wtedy, kiedy zwiększymy zużycie czynników naturalnych: ziemi (w dzisiejszych czasac.h jest to coraz rzadsze), bogactw naturalnych. W ten sposób zwiększa się ilość dostępnych czynników wytwórczych. Ostatnią możliwością są zmiany techniki (funkcji produ­kcji), pozwalające produkować więcej przy użyciu takiej samej ilości czynników wytwórczych.

W ten sposób określiliśmy główne czynniki determinujące wzrost gospodar­czy: wzrost liczby ludności (a ściślej ilości pracy), akumulację (czyli powiększanie się ilości) kapitału i postęp techniczny.

Czynniki te są odpowiedzialne za wzrost gospodarczy, który syntętycznie mierzymy wzrostem realnego produktu krajowego brutto. Wzrost ilości pracy jest możliwy dzięki przyrostowi naturalnemu lub imig­racji, a także dzięki zwiększeniu liczby pracujących w stosunku do całej populacji. W ostatnich kilkudziesięciu latach jest to szczególnie widoczne w zwiększeniu zatrudnienia kobiet. Równocześnie jednak inną zaobserwowaną prawidłowością jest zmniejszanie się czasu pracy jednego zatrudnionego.

Należy zauważyć, że w procesie wzrostu gospodarki kapitalistycznej relacja między rosnącymi nakładami pracy i wzrostem PKB zmienia się na korzyść tego ostatniego. Praca jest coraz bardziej wydajna (produkcyjna), co wynika między innymi ze wzrostu kwalifikacji pracowników i z lepszego ich wyposażenia w inne czynniki wytwórcze (ekonomiści używają tu określenia „uzbrojenie pracy”).

W ten sposób przechodzimy do pozostałych czynników wzrostu gospodar­czego.

Akumulacja kapitału oznacza, że gospodarka jest coraz obficiej zaopatrzona w rzeczowe czynniki wytwórcze. Tym samym pracownicy dysponują większą ilością narzędzi pracy. Nawet gdyby nie było postępu technicznego, to wy­stępowałoby charakterystyczne dla gospodarki kapitalistycznej zjawisko, że ilość kapitału, tak jak i wielkość produkcji, rosłaby szybciej niż ilość użytej pracy.

Jednak stwierdzenie wzrostu zatrudnienia i ilości kapitału nie wystarczy do wyjaśnienia obserwowanego w krajach kapitalistycznych wzrostu gospodarczego. Wielu ekonomistów uważa, że decydujące znaczenie dla wzrostu gospodarczego ma postęp techniczny. Zmiany techniki produkcji są wynikiem rozwoju wiedzy i nagromadzonego doświadczenia. Nowe odkrycia i wynalazki stale powodują ulepszanie metod wytwarzania. Następnym elementem postępu jest rozwój tego, co bywa nazywane „kapitałem ludzkim”. Jest to wykształcenie, praktyczne umiejętności, doświad­czenie zawodowe. Nie chodzi tu tylko o umiejętności wykonawcze. Zasadnicze znaczenie mają kwalifikacje organizacyjne, umiejętność zarządzania działalnością gospodarczą. Dlatego popularne są poglądy, że współcześnie inwestycje w kapitał ludzki są nawet ważniejsze niż w urządzenia produkcyjne.

Ekonomiści nieraz spierali się o to, jakie jest znaczenie poszczególnych czynników wzrostu. Jedni uważali za czynnik najważniejszy na przykład inwesty­cje rzeczowe, inni postęp techniczny, jeszcze inni inwestycje w „kapitał ludzki”. Jest oczywiste, że w różnych krajach i okresach relatywny wpływ poszczególnych czynników bywa różny. Jednakże sądzimy, że próby ustalenia ogólnej hierarchii znaczenia poszczególnych czynników dla zwiększania PKB nie ma sensu. Wydaje nam się bowiem oczywiste, że proces wzrostu jest wynikiem współdziałania wszystkich wymienionych czynników, choć w poszczególnych krajach i okresach mogą one występować w różnych konfiguracjach.

14_2_Cykl koniunkturalny

Kiedy spojrzymy na rozwój gospodarki kapitalistycznej w ciągu ostatnich dwustu lat, stwierdzimy, że wzrost gospodarczy nie odbywał się w sposób gładki. Aktywność gospodarki, mierzona wielkością produktu krajowego brutto i zatrud­nienia, nieustannie się zmieniała. To zjawisko ciągłych zmian poziomu aktywno­ści gospodarczej nazywane jest cyklem koniunkturalnym, gdyż charakteryzuje je powtarzalność następujących po sobie okresów wzrostu i spadku, a co najmniej zahamowania, wzrostu. Mimo tej powtarzalności przebieg zmian bywa bardzo zróżnicowany. Mamy tu do czynienia z falowaniem, fluktuacjami koniunktury o zmiennej amplitudzie i niejednakowym czasie trwania. Cały proces nosi nazwę cyklu koniunkturalnego. Słowo koniunktura pochodzi z astrologii i oznacza

współwystępowanie różnych zjawisk. Nie musi więc mieć znaczenia wartoś­ciującego. Tak jak pogoda, koniunktura może być dobra lub zła.

Cyklicznie powtarzające się zmiany są w gospodarce kapitalistycznej faktem, który pojawia się co kilka, kilkanaście lat. Za pierwsze wielkie załamanie koniunktury uważa się kryzys, który miał miejsce w Anglii w 1825 roku. Później notowano kryzysowe zjawiska powtarzające się najczęściej co 8—10 łat: w 1836 (Angia i Stany Zjednoczone), 1847 (pierwszy kryzys światowy, to znaczy obej­mujący wszystkie kraje kapitalistyczne), 1856, 1866, 1872 (jeden z najgłębszych kryzysów), 1890, 1907, 1920, 1929 (najgłębsze załamanie gospodarki w dotych­czasowej historii kapitalizmu), 1937, 1948, 1957, 1964, 1971, 1974 i 1979 (tzw. szoki naftowe), 1982, 1990, 1998.

Niektóre z tych załamań były bardzo słabe. Jedne trwały krótko, inne nawet całe łata. Podane lata mówią o początku załamania. W niektórych przypadkach są one sporne: ekonomiści mają nieraz różne opinie o tym, w którym dokładnie momencie załamanie się rozpoczęło. Nie będziemy się tym zajmować, podaliśmy te daty tylko jako ilustrację zjawiska.

14_3_Fazy cyklu koniunkturalnego

Popatrzmy na przebieg cyklu koniunkturalnego. Wyróżniamy cztery jego fazy. Zacznijmy opis od najwyższego poziomu aktywności gospodarczej.

Jest to szczyt (dobrej koniunktury w danym cyklu), zwany także emfatycznie rozkwitem. Niektórzy autorzy używają również przejętego z języka angielskiego słowa boom. Potem następuje załamanie, a więc kryzys. Mniej dramatycznie brzmi słowo recesja, która oznacza po prostu obniżanie się aktywności gospodarczej. Po dojściu do dna (kryzysu), czyli najniższego w danym cyklu pozio­mu aktywności, gospodarka pozostaje na nim przez pewien czas. W wyjątko­wo niesprzyjających okolicznościach nawet kilka lat, zwykle jednak znacznie krócej. Wychodząc z dna złej koniunktury, gospodarka zaczyna fazę poprawy, zwanej też ożywieniem. Ożywienie prowadzi na szczyt aktywności i cały cykl się powtarza.

Fazy cyklu bywają numerowane. Nie ma jednak obiektywnej podstawy do nazwania którejś z nich pierwszą. Opis można zacząć od dowolnej fazy.

Przedstawmy przebieg zdarzeń w trakcie takiego cyklu, tym razem za­czynając od załamania, które, jak każde złe zdarzenie, budzi najwięcej emocji i najsilniej odbija się w świadomości ludzi.

W trakcie kryzysu mamy do czynienia ze zmniejszeniem się realnych dochodów, konsumpcji, produkcji i zatrudnienia. W czasie recesji zaczynają rosnąć zapasy niesprzedanych dóbr, za czym idzie ograniczenie produkcji i z kolei zmniejszenie inwestycji. Konsumpcja spada, ale na ogół słabiej niż produkcja. Spada popyt na pracę, co najpierw prowadzi do skracania czasu pracy, a w końcu do zwolnień. Ceny niektórych dóbr zaczynają spadać, innych utrzymują się na takim samym poziomie lub rosną wolniej niż w okresie dobrej koniunktury. Spadają zyski przedsiębiorstw. Następuje zmniejszenie popytu na kredyt i ob­niżeniu ulegają stopy procentowe. Warto jeszcze zwrócić uwagę na niektóre charakterystyczne zjawiska. Pierw­sze to różnice zmian wielkości produkcji. Z reguły produkcja dóbr konsumpcyj­nych spada w mniejszym stopniu niż dóbr inwestycyjnych. Drugie to zmiany cen. Silniej zmieniają się ceny środków produkcji niż dóbr konsumpcyjnych. Ponadto ceny łatwiej rosną, niż maleją. Wynika to głównie z monopolizacji produkcji i z oporu związków zawodowych (płace). Zmiany te są jednak bardzo zróż­nicowane. W czasie kryzysu w niektórych gałęziach następuje niewielki spadek cen przy drastycznym obniżeniu podaży (np. przemysł samochodowy), podczas gdy w innych ceny potrafią spaść do 50% swego poprzedniego poziomu przy niewielkim spadku podaży (przemysły surowcowe, rolnictwo). W XX wieku, kiedy przez całe dziesięciolecia występowała silna inflacja, rzadko dochodziło do absolutnego spadku cen. Jednak podobne były różnice w tempie ich wzrostu. Te wszystkie zjawiska utrzymują się w czasie, kiedy gospodarka „czołga się” po dnie. Następnie, w czasie ożywienia, zaczynają rosnąć wszystkie wielkości: produ­kcja i konsumpcja, zatrudnienie, płace i ceny. Zmiany te są również nierów­nomierne, w wielu przypadkach kształtują się odwrotnie do tego, co występowao w czasie recesji. Wielkości te rosną, dopóki znowu nie nastąpi załamanie. Przebieg cyklu jest asymetryczny: ekspansje są zwykle dłuższe niż recesje. Możemy zadać pytanie o związek między cyklem koniunkturalnym i wzros­tem gospodarczym. Z tego, co powiedzieliśmy, wynika, że wzrost nie występuje w sposób ciągły i nieprzerwany. Co pewien czas następuje zmniejszenie produkcji i potencjału wytwórczego gospodarki. W najkorzystniejszych sytuacjach, kiedy przebieg cyklu jest bardzo łagodny, może wystąpić tylko zwolnienie procesu wzrostu. Jednak najistotniejszą konsekwencją wahań koniunktury są zmiany struk­turalne. Każdy cykl przynosi istotne zmiany struktury produkcji i konsumpcji, ale także proporcji użycia czynników wytwórczych, struktury wyposażenia w te czynniki i podziału dochodów między uczestnikami życia gospodarczego. Odkładając jednak chwilowo na stronę zmiany strukturalne, możemy w spo­sób uproszczony następująco zilustrować bieg zmian aktywności gospodarczej w czasie.

Boom Na osi odciętych zapisujemy upływ czasu, T (mierzony w latach), na osi rzędnych aktywność gospodarczą, Y (np. mierzoną wielkością PKB). Linią przery­waną zaznaczamy długookresową tendencję zmian rzeczywistych zapisanych linią ciągłą. Można powiedzieć, że linia przerywana wyraża to, co nazwaliśmy wzros­tem gospodarczym, podczas gdy ciągła obrazuje cykliczne zmiany.

15_1_Polityka fiskalna

Polityka fiskalna zajmuje się kształtowaniem dochodów i wydatków pańs­twowych. Zakres jej działania jest różny, co w poszczególnych krajach zależy między innymi od historycznie kształtujących się rozwiązań instytucjonalnych. Na przykład we Francji był on zawsze znacznie większy niż w Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych. W XX wieku Polska należy do krajów o wysokim udziale budżetu państwa w produkcie krajowym.

Na przykład udział wydatków budżetowych w PKB w 1989 roku wynosił

w Unii Europejskiej około 48%, w Stanach Zjednoczonych około 36%, w Japonii

około 31%; w 1997 roku w krajach OECD około 40%, a w tym samym roku

w Polsce około 48%.

Najważniejsze cele polityki fiskalnej to: gospodarowanie dobrami publicz­nymi, wyrównywanie różnic dochodowych i majątkowych między obywatelami, stabilizownie gospodarki oraz pobudzanie aktywności gospodarczej. Ostatni z tych problemów był szeroko omawiany w rozdziale 16 i tu nie będziemy go rozwijać.

Gospodarowanie dobrami publicznymi. Jak już mówiliśmy, zakres tej działalności zależy od tego, czy przewagę we władzach mają etatyści, czy liberałowie. W pierwszym przypadku wiele dóbr z natury prywatnych zostaje objętych gospodarką państwową. W przypadku drugim państwo gospodaruje głównie (lub wyłącznie) tymi dobrami, które ze swej istoty nie mogą być kupowane i sprzedawane przez jednostki prywatne na ogólnych zasadach rynko­wych. Przykładem jest obronność kraju i bezpieczeństwo publiczne, znaczna (czy nawet przeważająca) część oświaty i ochrony zdrowia, drogi. Wiele z tych usług ma takie właściwości techniczne, że może być konsumowana tylko wspólnie (zbiorowo). Niektóre mogą być dostarczane jako dobra prywatne, istnieje jednak obawa, że w tym przypadku ich podaż byłaby mała i droga, a stąd dobra te byłyby bardzo nierównomiernie rozdzielone między obywateli.

Istnieją dwa sposoby gospodarowania dobrami publicznymi przez państwo.

Pierwszy polega na tym, że występuje ono jako producent (przedsiębiorca):

samo inwestuje w drogi i koleje i samo nimi zarządza, produkt końcowy zaś rozdziela, najczęściej nieodpłatnie, między obywateli (gospodarstwa domowe) i przedsiębiorstwa. Ten sposób gospodarowania jest oceniany krytycznie, gdyż powoduje wyższe koszty społeczne. Wynika to stąd, że efektywność przedsię­biorstw zarządzanych przez urzędników jest z reguły niższa niż tych, które są pod kontrolą prywatnego biznesu.

Drugi sposób to kupowanie przez państwo tych dóbr od przedsiębiorstw prywatnych i następnie rozdzielanie między obywateli (częściowo za darmo, a częściowo odpłatnie, z reguły po zaniżonej cenie, jak np. lekarstwa).

Niezależnie od tego, kto i jak efektywnie wytwarza dobra publiczne, krytycz­ne uwagi nasuwa darmowe ich rozdzielanie między obywateli. Należy wskazać na kilka głównych towarzyszących temu negatywnych zjawisk. Ten sposób dys­trybucji (w porównaniu z rynkowym) powoduje u konsumentów skłonność do marnotrawstwa i demoralizuje ich, zmusza do stosowania rozdzielnictwa z jego nieracjonalnością i niezgodnością z preferencjami konsumentów, wymaga pono­szenia wysokich kosztów administracji, sprzyja korupcji. Wyrównywanie różnic. W praktyce jest to na ogół tylko znmiejszanie i łagodzenie różnic dochodowych i majątkowych między obywatelami.

W krajach kapitalistycznych panuje powszechne (choć w niejednakowym stopniu) przekonanie, że zadaniem państwa jest łagodzenie różnic w zamożności obywateli. W tym celu stosuje się zróżnicowanie ich zobowiązań wobec państwa (np. progresja podatkowa) oraz dokonuje się transferów, to znaczy przekazuje sumy ściągnięte od jednych obywateli innym w postaci subsydiów, zapomóg, zasiłków, stypendiów itp. W krajach Unii Europejskiej prawie połowa wydatków budżetowych jest przeznaczona na transfery. Podobnie w Polsce. Różnice tworzą się też w czasie w wyniku zmian koniunktury. W rezultacie dochody gospodarstw domowych i przedsiębiorstw okresowo rosną i spadają, co odbija się na poziomie życia obywateli i wpływa na poziom aktywności gospodar­czej. Czynnikiem łagodzącym to zjawisko są oszczędności gospodarstw domo­wych i rezerwy przedsiębiorstw na nieprzewidziane wypadki. Współcześnie po­wszechne jest przekonanie, że w tym zakresie powinno być aktywne także państwo, stosując okresowe ulgi podatkowe i subsydia dla podmiotów, które znalazy się w gorszej sytuacji. W tym celu stosowane są także zróżnicowane cła i ulgi celne.

Stabilizowanie gospodarki rozumiane wąsko oznacza dążenie do zbilan­sowania dochodów i wydatków państwa. Chodzi jednak o sprawy o znacznie szerszym znaczeniu: o wpływ polityki fiskalnej na równowagę ogólną całej gospodarki, w tym o wyeliminowanie, a co najmniej hamowanie i obniżanie, inflacji. Problem ten będzie rozpatrywany także w następnym punkcie tego rozdziału.

Wyliczmy najpierw główne dochody i wydatki państwa.

Dochody państwa pochodzą głównie z podatków lub z zaciągania długów. Podatki bezpośrednie są nakładane w powiązaniu najczęściej z wielkością dochodów różnych podmiotów gospodarczych i posiadanego lub dziedziczonego majątku. Podatek dochodowy jest pobierany zarówno od osób fizycznych, jak i od przedsiębiorstw. Może być liniowy lub nieliniowy i wtedy jest najczęściej pro­gresywny. Pierwszy obciąża wszystkie podmioty w tym samym stosunku do ich dochodów, drugi zwiększa obciążenia ze wzrostem dochodu. Gdyby nie liczyć różnych stosowanych ulg i odliczeń, to im wyższy dochód, tym wyższa byłaby nie tylko absolutna wielkość płaconego podatku, ale i jego udział w dochodzie brutto. Progresja podatkowa jest najczęściej uzasadniana dążnością do zmniejszania rozpiętości dochodowych i majątkowych między obywatelami. Skuteczność tego jest wątpliwa (ze względu na ulgi), natomiast metoda ta osłabia skłonność do rozwijania aktywności gospodarczej lub skłania ludzi do podejmowania działalno­ści nierejestrowanej (tzw. szara strefa, która oczywiście nie płaci podatków). Podatek liniowy nie ma tych słabych stron. Podatki pośrednie płacą przedsiębiorstwa niejako w imieniu gospodarstw domowych, gdyż podatki te powodują wzrost cen. Najważniejszym przykładem jest podatek obrotowy lub — równoważny mu choć inaczej pobierany — podatek od wartości dodanej (VAT). Innym przykładem jest akcyza. Podatki pośrednie są wygodne dla administracji państwowej (większa łatwość ściągania), mają nato­miast gorszą opinię u publiczności i licznych ekonomistów. Jest to sposób niejawny i podatnikowi trudniej się tu zorientować, jakie są jego faktyczne obciążenia. Podatek pośredni nie zawiera oczywiście progresji, a może działać degresywnie. Struktura wydatków budżetowych ujawnia wielkie różnice między krajami i w poszczególnych okresach. Do niedawna (co najmniej do końca lat osiem­dziesiątych) wielką pozycję w budżetach zajmowały wydatki na cele militarne. Ostatnio ich udział maleje. W większości krajów kapitalistycznych największą pozycją są wydatki socjalne (renty, emerytury, ochrona zdrowia itp). W Polsce w 1997 roku stanowiły one ponad 40%. W naszym kraju wysoki udział w tych wydatkach mają także koszty obsługi długu, krajowego i zagranicznego. W praktyce ścisła zgodność dochodów i wydatków budżetowych (równo­waga) jest zjawiskiem rzadkim. Gdy dochody przewyższają wydatki, występuje nadwyżka budżetowa, gdy wydatki przekraczaja dochody, pojawia się deficyt budżetowy. W dzisiejszych czasach deficyt budżetowy jest zjawiskiem nagminnym. Rząd zaciąga wówczas długi. Robi to, drukując pieniądze lub sprzedając obligacje skarbu państwa. O pierwszym z tych sposobów powiemy w następnym punkcie tego rozdziału. W cywilizowanych krajach kapitalistycznych drugi sposób nie różni się w istocie od pożyczek zaciąganych przez inne podmioty. Jest to zobowiązanie do zwrócenia w umówionym czasie pożyczonych pieniędzy, za którą to pożyczkę rząd płaci procenty. Cała opęracja jest dokonywana przez odpowiedni bank. Należy zwrócić uwagę, że deficyt budżetowy jest wielkością określaną w skali roku. Natomiast dług publiczn5r jest to skumulowana wielkość długów zaciąganych przez szereg lat na pokrycie kolejnych deficytów. Zaciąganie długów przez państwo nie musi świadczyć o jego rozrzutności lub nieprzezorności. Należy pamiętać, że rząd ma określone stałe wydatki, podczas gdy dochody, jako związane z aktywnością gospodarczą, mogą się znacznie wahać w zależności od koniunktury. Można by więc oczekiwać w różnych okresach pojawiania się na zmianę deficytu lub nadwyżki budżetowej. Tak bywa jednak rzadko. Współcześnie niemal regułą jest systematyczny deficyt i nieustanny wzrost długu publicznego. Niesie to ze sobą dwa niebezpieczeństwa. Pierwsze to rosnące koszty obsługi długu (odsetki, wykup obligacji), które zwiększają wydatki państwa, zmuszając do dalszego zadłużania się. Można więc wpaść w spiralę zadłużenia. Drugie niebezpieczeństwo, niestety nieczęsto uświadamiane przez polityków i szersze kręgi społeczeństwa, to przerzucanie dzisiejszych kłopotów i skutków dzisiejszej rozrzutności na barki następnych pokoleń, a więc też własnych dzieci i wnuków. Jakie są główne metody stabilizowania finansów publicznych? Aby obniżać deficyt lub nawet uzyskać nadwyżkę budżetową, która mogłaby posłużyć do redukcji zadłużenia, trzeba obcinać wydatki i (lub) zwiększać podatki. Obie te metody wywołują niezadowolenie i opór obywateli. Obie też często są niekorzyst­ne dla gospodarki. Jak mówiliśmy, wzrost podatków obniża skłonność do zwięk­szania aktywności gospodarczej i powiększa szarą strefę. Tym samym jest środkiem zawodnym. Per saldo można więc osiągać mniejsze dochody niż przedtem. To samo można powiedzieć o cięciu wydatków. Oprócz niezadowolenia obywateli, oznacza ono także mniejsze zakupy rządowe, co osłabia koniunkturę. Dotychczas przyjmowaliśmy, że zobowiązania państwa wobec własnych obywateli lub zagranicy są dotrzymywane. W historii wielokrotnie tego nie przestrzegano. Przykładem może być pozbywanie się długu państwowego mniej lub bardziej brutalnymi metodami, szczególnie w państwach totalitarnych. W fa­szystowskich Włoszech odłożono jego spłatę ad calendas Graecas; skreślenie długów nastąpiło w Niemczech hitlerowskich i w Rosji Sowieckiej. W PRL nieekwiwalentnie wymieniono stare pieniądze na nowe (w 1950 roku tylko część zasobów ludności wymieniano w stosunku 3 zł nowe za 100 zł starych, resztę w relacji 1 zł nowy za 100 zł starych). Powróćmy jednak do cywilizowanego kapitalizmu.

Jest jeszcze trzeci sposób pokrywania deficytu budżetowego: wyprzedaż majątku skarbu państwa. Przykładem jest prywatyzacja, która obecnie w Polsce daje budżetowi znaczne dochody. Sprawę tę odkładamy do rozdziału 21, gdyż ma znacznie bogatszą treść, a jako źródło dochodów państwowych jest środkiem czasowym.

15_3_Polityka pieniężna

Polityka pieniężna (zwana też monetarną) dotyczy przede wszystkim kształ­towania podaży pieniądza. Pojawiają się tu trzy główne problemy: kto kształtuje tę podaż, jakimi metodami i do czego zmierza ta polityka?

Pierwszym problemem jest, kto to robi. W niektórych krajach decyduje o tym sam rząd (wariant totalitarny), w innych tylko bank centralny. Ten drugi przypa­dek jest raczej rzadki. Przykładem mogą być współczesne Niemcy i Stany Zjednoczone. Najczęściej wielkość podaży określają obie te instytucje, albo zgodnie, wspólnie, albo w wyniku tarć i przetargów. W Polsce współczesnej mamy do czynienia z ostatnim przypadkiem w obu wariantach. Powołany w ra­mach Unii Monetarnej Europejski Bank Centralny ma być najbardziej niezależ­nym bankiem centralnym w Europie, a jego głównym celem jest osiąganie stabilnego poziomu cen.

Nawiązując do sprawy niezależności banku centralnego (o czym była mowa w rozdziale 15), można wyróżnić trzy sytuacje, w których bank centralny jest: 1) niezależny od rządu (Niemcy, Stany Zjednoczone); 2) umiarkowanie, „średnio” zależny (Wielka Brytania, Francja, także Polska); 3) silnie zależny od rządu (Włochy, Hiszpania).

Niezależność banku centralnego łączy się głównie z rozwiązaniami instytu­cjonalnymi (szczególnie tryb powoływania i odwoływania władz banku) oraz z uprawnieniami do mniej lub bardziej swobodnego stosowania instrumentów polityki pieniężnej. O metodach kontrolowania podaży pieniądza przez bank centralny była mowa wcześniej. Tu możemy wyróżnić dwa podstawowe, skrajne warianty polityki pieniężnej. Wariant pierwszy mamy wtedy, kiedy centralnie są ustalane najważniejsze wielkości ekonomiczne o charakterze parametrycznym, a przede wszystkim stopy procentowe i kursy walut. Należy zauważyć, że decyzja w tej sprawie, nawet jeśli jest oparta na starannych i kompetentnych analizach, zawsze ma charakter arbitral­ny. Nikt nie jest bowiem w stanie dokonać w pełni wiarygodnej symulacji tego, co się zdarzy na rynku pieniężnym. W tym przypadku podaż pieniądza ma charakter wynikowy. Jeśli władze nie narzucą systemu waluty reglamentowanej, to muszą zaopatrywać rynek w taką ilość pieniądza, na jaką jest popyt, wywołany m.in. przez ustalone przez te władze stopy procentowe i kursy.

Wariant drugi to określanie (znów arbitralnie) wielkości podaży pieniądza i wtedy wynikowe są stopy procentowe (i kursy), które kształtują się swobodnie na rynku.

W praktyce mamy najczęściej rozwiązania mieszane. Władze określają np. niektóre stopy procentowe i kursy i (lub) narzucają dopuszczalne przedziały ich kształtowania się na rynku, a równocześnie stosują zarówno bezpośrednią ingeren­cję w kreację pieniądza, jak i różne inne środki wpływania na sytuację na rynku pieniężnym (określanie wielkości rezerwy obowiązkowej dla banków komercyj­nych, operacje otwartego rynku).

Na przykład w Polsce na początku lat dziewięćdziesiątych NBP kontrolował podaż pieniądza przez prowadzenie polityki dodatniej (realnie) i raczej wysokiej stopy procentowej oraz stałego kursu walutowego. Służyło to walce z inflacją. Polityka NBP była wysoce restrykcyjna. Później była ona stopniowo coraz bardziej rozluźniana.

Polityka fiskalna i polityka pieniężna łącznie kształtują podaż pieniądza i mają decydujący wpływ na równowagę rynków pieniężnych: umacniają ją albo naruszają czy nawet burzą. Obaj główni decydenci — rząd i bank centralny — są zainteresowani w stabilizacji, a więc w osiąganiu i utrzymywaniu równowagi. Istnieją tu jednak też istotne rozbieżności. Mając na uwadze, w pierwszym rzędzie, zrównoważenie budżetu (co w prak­tyce najczęściej oznacza pokrycie deficytu), rządy chętnie widzą zwiększenie podaży pieniądza, mimo że grozi to inflacją. Warto przy tym zauważyć, że spadek siły nabywczej pieniądza zmniejsza ciężar długu publicznego, może to więc być, mimo obaw, atrakcyjne dla rządu, przynajmniej doraźnie. Natomiast statutowym zadaniem banku centralnego jest zwalczanie inflacji. Gdyby więc rząd miał ochotę nałożyć na gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa „podatek inflacyjny”, zada­niem banku centralnego jest przeciwstawienie się mu przez ograniczenie finan­sowania deficytu budżetowego. W Polsce Konstytucja w ogóle zabrania kredyto­wania deficytu budżetowego przez bank centralny, o czym już wcześniej była mowa. Na tym polegają zasadnicze tarcia i spory, jakie obserwujemy między ministrami finansów i prezesami banków centralnych. Tymczasem zgodna współ­praca między nimi jest korzystna z punktu widzenia równowagi na rynkach pieniężnych i w całej gospodarce. Należy jednak zauważyć, że taka zgodna działalność na rzecz równowagi pieniężnej może się odbywać i najczęściej odbywa się kosztem wystąpienia takich niekorzystnych zjawisk, jak wzrost bezrobocia. Restrykcyjna polityka banku centralnego hamuje inflację, ale utrudnia też zwiększanie wydatków rządowych, które mogłyby zwiększać zatrudnienie. Te rozbieżności nie jest łatwo wyeliminować na gruncie teorii ekonomii. Rady ekonomistów są tu bardzo różne, często całkiem sprzeczne. Jak pamiętamy z rozdziału 16, zwolennicy teorii Keynesa przyjmują na ogół, że korzystne jest zmniejszanie bezrobocia kosztem umiarkowanej inflacji. Monetaryści sądzą jed­nak, że taka zamiana, jeśli w ogóle możliwa, działa tylko doraźnie. Ich zdaniem, kiedy nie stosuje się restrykcyjnej polityki pieniężnej i fiskalnej, na dłuższą metę można się spodziewać i bezrobocia i inflacji (zob. rozdział 1 8). Dlatego dwie są główne rady monetarystów: po pierwsze, zwiększać podaż pieniądza w stałej proporcji do zmian aktywności gospodarczej (godząc się tym samym na bez­robocie), ale, po drugie, popierać wzrost podaży, m.in. przez ograniczanie ob­ciążeń podatkowych (co, przynajmniej doraźnie, oznacza większy deficyt budżeto­wy).

1_1_Przedmiot ekonomii

Ekonomia jest nauką niejednolitą, zajmuje się wieloma jeszcze in­nymi kwestiami i stosuje różnorodne sposoby analizy. Ma swój składnik ści­sły, w którym jest bardzo zmatematyzowana, swoją część społeczną, gdzie ma wiele wspólnego z socjologią i psychologią społeczną, a także ma warstwę historyczną. Dlatego zrezygnujemy z podawania obowiązującego w tym pod­ręczniku jednozdaniowego określenia jej przedmiotu. Mamy nadzieję, że ten rozdział, a potem cały podręcznik, potrafi odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule.

Ekonomia, jak wiele innych nauk, daje się podzielić na część teoretyczno­ -opisową i część normatywną. Pierwsza stara się wyjaśnić, czym jest to, co jest badane, i jak to działa. Jej cel jest więc czysto poznawczy. Druga proponuje

kierunki działania w praktyce obiecujące najlepszą realizację przyjętych zadań. Mamy tu więc cel utylitarny. W istocie rzeczy nauką sensu stricto jest tylko pierwsza. Druga to ewentualne zastosowanie w praktyce wniosków, jakie dają się wyprowadzić z analizy rzeczywistości.

Kiedy więc dalej będziemy rozpatrywać różne zagadnienia ekonomiczne, będzie nam chodziło przede wszystkim o ich zrozumienie, a nie o zaproponowanie czytelnikowi recept na udane zakupy, inwestycje i targi. Podręcznik ekonomii nie jest poradnikiem ani biznesmena, ani polityka gospodarczego, choć nieraz może im podsunąć radę dotyczącą korzystnych działań.

Nie tak było w czasie, kiedy ekonomia powstawała. Najpierw pod tą naz­wą publikowane były właśnie swego rodzaju poradniki dla gospodarzy, na przykład dla właścicieli ziemskich. Nazwa ekonomia pochodzi z greckiego: oikonomós, co znaczy zarządzający gospodarstwem domowym, ekonom, także zarządzanie domem. Taki charakter poradnika dla właścicieli folwarków miały podręczniki ekonomii na przykład jeszcze w XVII wieku. Stopniowo roz­szerzano zainteresowania na gospodarkę całego kraju, stosunki gospodarcze między krajami, gospodarkę światową. Równocześnie prace ekonomiczne w co­raz w4ększym stopniu nabierały charakteru badawczego, poznawczego. W ten sposób pod koniec XVIII wieku i w XIX wieku ekonomia ukształtowała się jako odrębna dyscyplina naukowa. Używano wówczas równolegle następujących określeń: ekonomia polityczna (Anglia), ekonomia narodowa czy krajowa (Niemcy), ekonomia społeczna (Fryderyk Skarbek, pierwszy polski poważny uczon9 ekonomista).

Dziś mówimy najczęściej po prostu „ekonomia”, bez przymiotników. Przy okazji parę słów o „ekonomii politycznej” i o stosunku między ekonomią a polityką. Sama nazwa nie miała pierwotnie eksponować politycznego charakteru ekonomii, ale tylko sygnalizować, że mowa o gospodarce całego kraju, państwa (od słowa polis). Niewątpliwie jednak ekonomia ma zawsze silny związek z polityką. Wynika to w sposób oczywisty ze znaczenia, jakie ma dla polityków dysponowanie bogactwem, i z wagi porządku politycznego dla ludzi działających w gospodarce. Państwo odgrywa wielką rolę w gospodarce i poświęcimy mu wiele uwagi.

Nie jest jednak korzystne dla ekonomii, gdy się ją zbytnio upolitycznia. Traci ona wtedy walory poznawcze, przestaje być nauką, a staje się narzędziem w rękach partii i władz. Tak było z ekonomią w systemie komunistycznym, co zahamowało jej rozwój i poderwało jej autorytet jako nauki w oczach publiczności.

W dalszym ciągu niejednokrotnie będziemy mówić o politycznym znaczeniu różnych zjawisk i działań gospodarczych. Będziemy też nieraz formułować sądy wartościujące, które często mają charakter polityczny. Nie da się tego uniknąć, nie należy jednak tego ukrywać lecz, przeciwnie, powinno się ujawniać, z jakiego punktu widzenia oceniamy dane zdarzenie. Dla czytelnika powinno być jasne, kiedy przekazujemy wyniki badań naukowych, a kiedy wypowiadamy się w spo­sób zaangażowany politycznie.

15_3_Polityka pieniężna

Polityka pieniężna (zwana też monetarną) dotyczy przede wszystkim kształ­towania podaży pieniądza. Pojawiają się tu trzy główne problemy: kto kształtuje tę podaż, jakimi metodami i do czego zmierza ta polityka?

Pierwszym problemem jest, kto to robi. W niektórych krajach decyduje o tym sam rząd (wariant totalitarny), w innych tylko bank centralny. Ten drugi przypa­dek jest raczej rzadki. Przykładem mogą być współczesne Niemcy i Stany Zjednoczone. Najczęściej wielkość podaży określają obie te instytucje, albo zgodnie, wspólnie, albo w wyniku tarć i przetargów. W Polsce współczesnej mamy do czynienia z ostatnim przypadkiem w obu wariantach. Powołany w ra­mach Unii Monetarnej Europejski Bank Centralny ma być najbardziej niezależ­nym bankiem centralnym w Europie, a jego głównym celem jest osiąganie stabilnego poziomu cen.

Nawiązując do sprawy niezależności banku centralnego (o czym była mowa w rozdziale 15), można wyróżnić trzy sytuacje, w których bank centralny jest: 1) niezależny od rządu (Niemcy, Stany Zjednoczone); 2) umiarkowanie, „średnio” zależny (Wielka Brytania, Francja, także Polska); 3) silnie zależny od rządu (Włochy, Hiszpania).

Niezależność banku centralnego łączy się głównie z rozwiązaniami instytu­cjonalnymi (szczególnie tryb powoływania i odwoływania władz banku) oraz z uprawnieniami do mniej lub bardziej swobodnego stosowania instrumentów polityki pieniężnej. O metodach kontrolowania podaży pieniądza przez bank centralny była mowa wcześniej. Tu możemy wyróżnić dwa podstawowe, skrajne warianty polityki pieniężnej. Wariant pierwszy mamy wtedy, kiedy centralnie są ustalane najważniejsze wielkości ekonomiczne o charakterze parametrycznym, a przede wszystkim stopy procentowe i kursy walut. Należy zauważyć, że decyzja w tej sprawie, nawet jeśli jest oparta na starannych i kompetentnych analizach, zawsze ma charakter arbitral­ny. Nikt nie jest bowiem w stanie dokonać w pełni wiarygodnej symulacji tego, co się zdarzy na rynku pieniężnym. W tym przypadku podaż pieniądza ma charakter wynikowy. Jeśli władze nie narzucą systemu waluty reglamentowanej, to muszą zaopatrywać rynek w taką ilość pieniądza, na jaką jest popyt, wywołany m.in. przez ustalone przez te władze stopy procentowe i kursy.

Wariant drugi to określanie (znów arbitralnie) wielkości podaży pieniądza i wtedy wynikowe są stopy procentowe (i kursy), które kształtują się swobodnie na rynku.

W praktyce mamy najczęściej rozwiązania mieszane. Władze określają np. niektóre stopy procentowe i kursy i (lub) narzucają dopuszczalne przedziały ich kształtowania się na rynku, a równocześnie stosują zarówno bezpośrednią ingeren­cję w kreację pieniądza, jak i różne inne środki wpływania na sytuację na rynku pieniężnym (określanie wielkości rezerwy obowiązkowej dla banków komercyj­nych, operacje otwartego rynku).

Na przykład w Polsce na początku lat dziewięćdziesiątych NBP kontrolował podaż pieniądza przez prowadzenie polityki dodatniej (realnie) i raczej wysokiej stopy procentowej oraz stałego kursu walutowego. Służyło to walce z inflacją. Polityka NBP była wysoce restrykcyjna. Później była ona stopniowo coraz bardziej rozluźniana.

Polityka fiskalna i polityka pieniężna łącznie kształtują podaż pieniądza i mają decydujący wpływ na równowagę rynków pieniężnych: umacniają ją albo naruszają czy nawet burzą. Obaj główni decydenci — rząd i bank centralny — są zainteresowani w stabilizacji, a więc w osiąganiu i utrzymywaniu równowagi. Istnieją tu jednak też istotne rozbieżności. Mając na uwadze, w pierwszym rzędzie, zrównoważenie budżetu (co w prak­tyce najczęściej oznacza pokrycie deficytu), rządy chętnie widzą zwiększenie podaży pieniądza, mimo że grozi to inflacją. Warto przy tym zauważyć, że spadek siły nabywczej pieniądza zmniejsza ciężar długu publicznego, może to więc być, mimo obaw, atrakcyjne dla rządu, przynajmniej doraźnie. Natomiast statutowym zadaniem banku centralnego jest zwalczanie inflacji. Gdyby więc rząd miał ochotę nałożyć na gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa „podatek inflacyjny”, zada­niem banku centralnego jest przeciwstawienie się mu przez ograniczenie finan­sowania deficytu budżetowego. W Polsce Konstytucja w ogóle zabrania kredyto­wania deficytu budżetowego przez bank centralny, o czym już wcześniej była mowa. Na tym polegają zasadnicze tarcia i spory, jakie obserwujemy między ministrami finansów i prezesami banków centralnych. Tymczasem zgodna współ­praca między nimi jest korzystna z punktu widzenia równowagi na rynkach pieniężnych i w całej gospodarce. Należy jednak zauważyć, że taka zgodna działalność na rzecz równowagi pieniężnej może się odbywać i najczęściej odbywa się kosztem wystąpienia takich niekorzystnych zjawisk, jak wzrost bezrobocia. Restrykcyjna polityka banku centralnego hamuje inflację, ale utrudnia też zwiększanie wydatków rządowych, które mogłyby zwiększać zatrudnienie. Te rozbieżności nie jest łatwo wyeliminować na gruncie teorii ekonomii. Rady ekonomistów są tu bardzo różne, często całkiem sprzeczne. Jak pamiętamy z rozdziału 16, zwolennicy teorii Keynesa przyjmują na ogół, że korzystne jest zmniejszanie bezrobocia kosztem umiarkowanej inflacji. Monetaryści sądzą jed­nak, że taka zamiana, jeśli w ogóle możliwa, działa tylko doraźnie. Ich zdaniem, kiedy nie stosuje się restrykcyjnej polityki pieniężnej i fiskalnej, na dłuższą metę można się spodziewać i bezrobocia i inflacji (zob. rozdział 1 8). Dlatego dwie są główne rady monetarystów: po pierwsze, zwiększać podaż pieniądza w stałej proporcji do zmian aktywności gospodarczej (godząc się tym samym na bez­robocie), ale, po drugie, popierać wzrost podaży, m.in. przez ograniczanie ob­ciążeń podatkowych (co, przynajmniej doraźnie, oznacza większy deficyt budżeto­wy).

15_5_Nadwyżka budżetowa

Nadwyżka budżetowa jest zjawiskiem rzadkim, natomiast w przeważającej większości krajów świata po II wojnie światowej występuje zjawisko deficytu budżetowego. Deficyt ten może wynikać bądź z nadmiernych wydatków bu­dżetowych (militaryzacja gospodarki, rozbudowana administracja państwowa, inwestycje publiczne, transfery, wysokie koszty obsługi długu zagranicznego i długu wewnętrznego itp.), bądź też ze zbyt niskich dochodów. Niskie docho­dy mogą wynikać bądź z niskiej stopy opodatkowania, bądź z nieefektywnego i mało skutecznego systemu ściągania podatków, bądź wreszcie ze spadającego poziomu produkcji i dochodu narodowego. Dlatego deficyt jest z reguły więk­szy w okresie recesji gospodarczej, gdy dochód narodowy spada, i mniejszy w okresie ożywienia, a tym bardziej w okresie wysokiej koniunktury, kiedy dochód narodowy wykazuje znaczny wzrost.

We współczesnym świecie rosnący deficyt budżetowy bierze się także z oczekiwań społeczeństwa, że państwo będzie spełniać funkcję gwaranta bez­pieczeństwa socjalnego, finansując część konsumpcji mniej zamożnych grup społecznych. Deficyty budżetowe wynikają także ze sposobu uchwalania budżetu w sys­temie parlamentarnym. W parlamentach reprezentowane są różne siły społeczne zainteresowane z jednej strony w minimalizacji podatków, z drugiej zaś w maksymalizacji wydatków. Jedni wskazują zasadnie, że wysokie podatki za­grażają wzrostowi gospodarczemu, inni zaś, że są ogromne nie zaspokojone po­trzeby społeczne w sferze oświaty, kultury, ochrony zdrowia i środowiska naturalnego, bezpieczeństwa publicznego itp., co uzasadnia zwiększenie podat­ków. W zrównoważeniu dochodów z wydatkami praktycznie nikt nie jest zain­teresowany. Stąd rodzi się w każdym parlamencie tendencja do przesadnego optymizmu w szacowaniu dochodów budżetowych i w przewidywaniu wydat­ków. Nierzadko zdarza się, że w momencie uchwalania budżet wygląda na względnie zrównoważony, ale w trakcie jego realizacji szybko ujawnia się jego deficyt, gdyż zaplanowane wydatki muszą być wykonane, a zaplanowane do­chody z bardzo różnych przyczyn nie wpływają do budżetu ani we właściwym terminie, ani w oczekiwanych rozmiarach.

Zastanówmy się obecnie, czy równoważenie budżetu centralnego za­wsze należy traktować jako warunek zdrowej gospodarki i tym samym jako jedno z głównych zadań polityki finansowej państwa? Na to pytanie udzielano różnych odpowiedzi i do dziś występują istotne rozbieżności w tym zakresie.

Ekonomia neoklasyczna reprezentuje pogląd, że budżet państwa, podobnie jak budżet gospodarstwa domowego, powinien być zrównoważony. W zdrowej gospodarce me należy wydawać więcej niż wynoszą dochody danego podmiotu gospodarczego. W Polsce sformułowano na początku XX w. wierszowaną zasa­dę: „pamiętaj rozchodzie być z przychodem w zgodzie”. Oznacza to, że jeśli państwo chce zwiększyć swoje wydatki, musi najpierw w tym celu podnieść odpowiednio podatki nakładane na przedsiębiorców i obywateli.

Zasada równoważenia budżetu jest słuszna w odniesieniu do gospodarstw domowych oraz do budżetów władz lokalnych, chociaż w tych podmiotach go­spodarczych istnieje możliwość pokrywania przejściowo większych wydatków niż przychodów za pomocą kredytu bankowego. Budzi ona jednak poważne wątpliwości w odniesieniu do całej gospodarki narodowej.

Zasadę równoważenia budżetu centralnego podważył w latach trzydzie­stych J. M. Keynes. Wyszedł on z realistycznego założenia, że w rozwiniętej gospodarce rynkowej występuje zjawisko niedostatecznego popytu konsump­cyjnego i inwestycyjnego w stosunku do dużych możliwości podaży dóbr kon­sumpcyjnych i inwestycyjnych. W tych warunkach deficyt budżetowy, finan­sowany długiem publicznym, może być źródłem dodatkowego popytu wpły­wającego korzystnie na wzrost dochodu narodowego. Zanim rozpatrzymy tę kwestię bardziej szczegółowo, musimy jeszcze wy­jaśnić sobie rolę podatków i ich oddziaływanie na poziom dochodu fiskalnego wpływającego do budżetu państwa.

16_1_Problemy gospodarki otwartej

Dotychczas niewiele mówiliśmy o handlu zagranicznym i innych kontaktach gospodarczych danego kraju ze światem zewnętrznym. Cały wywód w części drugiej (Mikroekonomia) oparty był na założeniu, że badana gospodarka jest zamknięta. Mogło to oznaczać, że dany kraj w ogóle nie ma związków gospodar­czych z resztą świata (tak jak Chiny łub Japonia w dawnych wiekach) lub że rozpatrujemy gospodarkę światową, czy regionalną, jako całość i wtedy kontakty zewnętrzne stają się kontaktami wewnętrznymi.

Weźmy przykład ze współczesności. Analizując gospodarkę Europy Zachod­niej, widzimy wielki w niej udział handlu zagranicznego. Inaczej jest w przypadku Stanów Zjednoczonych. Jest to wynik faktu, że wielki handel odbywający się między poszczególnymi stanami tworzącymi to państwo traktowany jest w statys­tyce jako handel wewnętrzny, a nie zagraniczny.

Kontakty z zagranicą pomijaliśmy dla uproszczenia wykładu. Wprowadzenie od początku kursów walutowych, równowagi bilansu handlowego i płatniczego byłoby merytorycznie bardzo korzystne, ale niezmiernie komplikowałoby wywody ze szkodą dla ich przystępności.

Także w dotychczasowych rozdziałach części trzeciej (Makroekonomia) stosunkowo niewiele mówiliśmy o handlu zagranicznym, finansach międzynaro­dowych itp. Teraz próbujemy to uzupełnić poświęcając ten rozdział wybranym, najważniejszym problemom handlu zagranicznego i gospodarki światowej. W analizie tej problematyki możliwe są dwa różne punkty widzenia.

Pierwszy to punkt widzenia jednego kraju, czyli handel z zagranicą. Tutaj są do rozpatrzenia dwa wielkie problemy.

Po pierwsze, handel zagraniczny jako szczególna metoda wytwarzania dóbr. W takim ujęciu kontakty z zagranicą są traktowane po prostu jako szczególny sposób uzyskiwania jednych dóbr za pomocą innych. Jest to doskonała metoda produkcji, gdyż omija liczne ograniczenia techniczne, z jakimi mamy do czynie­nia, kiedy stosujemy inne metody. Za to pojawiają się tu takie ograniczenia ekonomiczne, jak np. potrzeba równoważenia bilansu handlu zagranicznego.

Po drugie, handel z zagranicą traktowaną jako całość, i to całość dominująca nad naszym krajem. Znaczy to, że warunki rynku światowego są dane z zewnątrz, a my nie mamy na nie żadnego wpływu albo wpływ tylko niewielki. Jest to sytuacja niewielkich i słabych gospodarczo krajów, a jak dotąd Polska do nich należy. Szczególne znaczenie ma tu dla naszego kraju kwestia korzyści i niekorzy­ści otwarcia na świat gospodarki dotychczas na wpół zamkniętej.

Trzeba tu będzie wyjść poza wąsko rozumiany ekonomiczny punkt widzenia. Oprócz wywierania wpływu na produkcję i konsumpcję, przedsiębiorczość i kon­kurencyjność, równowagę i wzrost gospodarczy, otwarcie na świat wpływa też na pozostałe warunki i przejawy życia ludzi i społeczeństw. Nie wchodząc w te sprawy zbyt głęboko, musimy jednak uwzględnić wpływ tego otwarcia na życie publiczne (charakter państwa, prowadzona przez nie polityka), na stosunki między ludźmi, na ich życie duchowe. Najważniejsze korzystne i niekorzystne skutki otwarcia można ująć w kilku punktach.

1. Specjalizowanie się uczestników życia gospodarczego (a także całych krajów) w wytwarzaniu niektórych tylko dóbr i wymienianie ich na inne dobra zwiększa efektywność gospodarowania. Jest więc korzystne dla gospodarki jako całości, na przykład dla gospodarki światowej. Uzasadnienie tego daje teoria korzyści (kosztów) komparatywnych, którą omawiamy w następnym punkcie. Czy daje to jednak korzyści wszystkim uczestnikom i czy jednakowe? Nie jest to pewne. Należy tu zwrócić uwagę na dwie co najmniej sprawy. Po pierwsze, jest całkiem możliwe, że dwa specjalizujące się i handlujące ze sobą kraje łącznie zwiększają dzięki temu produkcję i spożycie, ale że ten przyrost przypada tylko jednemu z nich. Zależy to od wielu czynników, a przede wszystkim od ekonomi­cznej i politycznej siły kontrahentów. Po drugie, specjalizacja, w porównaniu z sytuacją bez specjalizacji, kiedy każdy z uczestników produkuje więcej rodzajów dóbr, oznacza wyeliminowanie wielu zakładów i całych gałęzi produkcji. Może to więc oznaczać upadek całych gałęzi przemysłu, regionów i zawodów. Oba te zjawiska powinny być brane pod uwagę w rachunku korzyści i niekorzyści otwarcia gospodarki.

2. Otwarcie gospodarki oznacza dopuszczenie na rynek krajowy firm za­granicznych, czyli poszerzenie i zintensyfikowanie konkurencji. Liczne przedsię­biorstwa krajowe, które poprzednio, każde w swojej dziedzinie, mogły mieć pozycję monopolistyczną (lub bliską jej) teraz stają wobec konkurencji często dużo sprawniejszych przedsiębiorstw zagranicznych. Jak staraliśmy się to już wcześniej wykazać, konkurencja jest ogólnie rzeczą niezmiernie pożyteczną:

pobudza wprowadzanie innowacji technicznych, organizacyjnych i w metodach zarządzania, wymusza podnoszenie jakości wyrobów i świadczonych usług. Na dłuższą metę zapewnia trwały rozwój gospodarczy kraju. Szczególnie dla krajów małych, gdzie rynek ze względów technicznych jest bardziej zmonopolizowany, oraz dla takich krajów jak obecna Polska, w której w systemie centralnego kierowania stworzono powszechnie panujący system technicznych i organizacyj­nych monopoli, otwarcie gospodarki daje szybko i w sposób automatyczny upowszechnienie się i rozwój konkurencji. Jest to niewątpliwa korzyść. Z reguły jednak, szczególnie w pierwszej fazie takiej zmiany, pojawiają się też zjawiska niekorzystne. Konkurencja niszczy często nie tylko ewidentnie niezdolne do życia przedsiębiorstwa, ale także takie, które znalazły się w przejściowych trudnościach albo miały za mało czasu na dostosowanie się do nowej sytuacji. Niezależnie od tego rozróżnienia, konkurencja zagraniczna może się okazać dla całych gałęzi i regionów kuracją zbyt radykalną, która zabija pacjenta, nim go uzdrowi. Nie wynikają z tego argumenty przeciwko dopuszczaniu konkurencji zagranicznej, lecz za szukaniem środków, które mogłyby złagodzić i rozciągnąć w czasie jej oddziaływanie na zacofaną i mało odporną gospodarkę krajową. Jest to niewąt­pliwie przypadek Polski, w każdym razie w odniesieniu do niektórych dziedzin (np. rolnictwo). Wrócimy do tej sprawy później.

3. Otwarcie gospodarki to także dopuszczenie obcego kapitału do działalno­ści gospodarczej. Co daje gospodarce import kapitału? W przypadku Polski jest to dopływ środków niezbędnych do zmodernizowania przestarzałych urządzeń odzie­dziczonych po systemie komunistycznym, do wypełnienia luk, jakie się ujawniają po skonfrontowaniu ze swobodnie ukształtowanym popytem gospodarstw do­mowch i niezależnych od państwa przedsiębiorstw. Potrzebne są także środki na demontaż urządzeń, zakładów i całych gałęzi służących poprzednio potrzebom militarno-imperialnym ZSRR, a teraz nie aprobowanych przez rynek. Dotyczy to też skrajnie zaniedbanego zabezpieczenia ekologicznego. Niekorzystne jest traktowanie importu kapitału głównie jako źródła zwięk­szania płynności. Po pierwsze dlatego, że dla rozwoju gospodarki ważna jest postać realna kapitału, a więc zastosowanie kapitału pieniężnego w działalności produkcyjnej, nie zaś samo dofinansowywanie organizacji gospodarczych. Do­świadczenie Polski z łat dziewięćdziesiątych pokazało zresztą, że w kieszeniach przyszłych polskich kapitalistów ukryte były całkiem spore zasoby płynności. Po drugie, gdyż gwałtowny dopływ lub odpływ kapitału spekulacyjnego (np. wykupo­wanie na krótki okres państwowych papierów wartościowych) ma niewielki wpływ na aktywność gospodarczą, a może być bardzo niebezpieczny dla stabilno­ści gospodarki. Należy więc uznać, że główne korzyści importu kapitału polegają na powięk­szaniu realnych zasobów wytwórczych oraz na towarzyszących temu zaletach, które można ująć w trzech punktach.

Po pierwsze, dopływając z krajów bardziej rozwiniętych, kapitał jest noś­nikiem nowych, nie stosowanych dotychczas metod wytwarzania i nowych rodza­jów produktów. Po drugie, kapitał niesie wyższą kulturę pracy i zarządzania, to znaczy coś, czego nie można się po prostu nauczyć w szkole, lecz co trzeba wypraktykować. Po trzecie, daje on też kontakty ze światem finansów, biznesu, polityki, ale także kultury. Są to wszystko dobra rzadkie w zacofanych, zaścian­kowych krajach postkomunistycznych. A więc importowany kapitał to nie tylko pieniądze (płynność) czy dobra wytwórcze, lecz także rozliczne korzyści zewnęt­rzne uzyskiwane praktycznie za darmo lub prawie za darmo. Istnieją jednak także poważne i dość powszechnie wyrażane obawy przed obcym kapitałem. W Polsce są one szczególnie popularne ze względu na doświad­czenia historyczne. Epoka rozbiorów była okresem wchodzenia na ziemie pol­skiego kapitału państw zaborczych, który najczęściej realizował ich interesy narodowe i państwowe, a nie interesy kraju, w którym działał. Wyrażało się to też w obsadzaniu naszego przemysłu przez obce nam kadry. W okresie II Rzeczypos­politej nastąpił uzasadniony tymi względami proces wypierania obcego kapitału i kształtowania u obywateli niechęci do niego. Ta niechęć pozostała do dziś, choć warunki się zmieniły i najczęściej nie ma ona już uzasadnienia. Na przykład obecnie większość międzynarodowych przedsiębiorstw chętnie kształci i zatrudnia rodzime kadry techniczne, handlowe i menedżerskie. Niemniej jednak istnieje niebezpieczeństwo, że te obce wpływy będą nadmierne i że ważne decyzje gospodarcze, a nawet polityczne, będą podejmowane za granicą i nie w naszym interesie. Są to realne niebezpieczeństwa i należy im przeciwdziałać, ale nie w ten sposób, że w ogóle zrezygnuje się ze współpracy z obcym kapitałem.

4. Otwarcie gospodarki daje też oczywiście korzyści w sferze życia ducho­wego. Tu wspomnimy tylko o tych, które bezpośrednio wiążą się z działalnością gospodarczą. Otwarcie jest jednym z najskuteczniejszych sposobów służących eliminowaniu zaściankowości i ksenofobii, a więc postaw nie sprzyjających dynamice gospodarczej i społecznej. I znów tutaj mogą pojawić się niebezpieczeń­stwa mechanicznego i zagrażającego naszej tożsamości przeszczepiania obcych wzorców kulturowych. Jednak szczególnie w tej dziedzinie zakazy są mało skutecznym narzędziem obrony własnej tożsamości, a wspierają ksenofobię i para­fiańszczyznę.

5. Otwarcie gospodarki ma istotny związek z naszą niezawisłością gospodar­czą i polityczną. Gospodarczo oznacza wejście w splot zależności charakteryzują­cych współczesną kapitalistyczną gospodarkę światową i tym samym jest ograni­czeniem takiej niezawisłości, która polega na autarkicznym zamknięciu się na resztę świata. Politycznie natomiast widać wyraźnie zdecydowaną przewagę gospodarki otwartej. Znaczna obecność kapitału międzynarodowego w naszej gospodarce jest lepszym zabezpieczeniem przed obcą agresją i brutalną okupacją niż sojusze wojskowe. Taki wniosek można wyciągnąć z naszego negatywnego doświadczenia z łat drugiej wojny światowej, jeśli je porównać z losami nie­których innych, także wówczas podbitych krajów.

W odróżnieniu od omawianego dotychczas podchodzenia do gospodarki światowej z punktu widzenia jednego kraju, możliwy jest drugi punkt widzenia na gospodarkę światową jako całość. Spośród licznych wiążących się z tym kwestii szczegółowo rozpatrzymy sprawę korzyści i kosztów międzynarodowego podziału pracy i handlu światowego przy danych technicznych ograniczeniach przenośności czynników wytwórczych i dóbr końcowych. Rozpatrzymy też wybrane instytu­cjonalne ograniczenia wymiany handlowej. W osobnym punkcie zajmiemy się pokrótce finansami światowymi. W ostatnich latach coraz bardziej popularne jest mówienie o globalizacji gospodarczej. Rozumie się przez to najczęściej, że gospodarki narodowe są tak silnie wplecione w układ kontaktów międzynarodowych, iż w znacznym zakresie tracą swoją dotychczasową autonomię. Rzeczywiście, proces gospodarczego wza­jemnego uzależniania się większości krajów świata ostatnio postępuje raczej szybko. Chyba jednak jeszcze za wcześnie mówić o nowej fazie rozwoju gos­podarczego. Nadal bowiem w większości krajów większość wytwarzanego produ­ktu jest użytkowana w krajach jego pochodzenia, a rzeczywiście intensywne światowe kontakty finansowe mają okresy przypływu i odpływu.

16_2_Krótkookresowe skutki gospodarki otwartej

W krótkim okresie, tzn. przy założeniu danego aparatu wytwórczego, handel zagraniczny wywiera istotny wpływ na kształtowanie się globalnego popy­tuPg. Po uwzględnieniu salda bilansu handlowego, znane już nam równanie, określające wielkość wytworzonego dochodu narodowego od strony czynni­ków popytowych, przybierze postać:

Pg K+I+G+(Ex-1m)Y,

gdzie: (Ex - Im) — saldo bilansu handlowego, czyli różnica między ekspor­tem a importem Ex a importem Im w ciągu roku w danej gospodarce narodowej.

Eksport wchodzi w skład globalnego popytu, ponieważ reprezentuje on część (i to nieraz dość znaczną) popytu zagranicznego na dobra krajowe. Import zaś oznacza, że pewna część dochodów krajowych zostaje wydana na zakup dóbr pochodzących z zagranicy. Z punktu widzenia globalnych wydatków kształtujących wielkość dochodu narodowego import można traktować, jak zmniejszenie globalnego popytu na dobra i usługi produkcji krajowej. Dlatego łączną sumę wydatków na import odejmujemy od sumy wydatków na cele konsumpcyjne K, inwestycyjne I oraz wydatków rządowych G. Z podanego równania wynika, że dodatnie saldo bilansu handlowego (E~ > I,,~) może wpływać korzystnie na poziom dochodu narodowego w kraju. Nadwyżkę eksportu nad importem można bowiem traktować jako pewną formę inwestycji zagranicznych, która powiększa rezerwy dewizowe kraju. Wpływ salda bilansu handlowego na poziom popytu globalnego i poziom wytwarzane­go dochodu narodowego ilustruje poniższy wykres:

Przy danym poziomie wydatków konsumpcyjnych K, inwestycyjnych I oraz wydatków rządowych G wielkość nadwyżki eksportu nad importem decy­duje o przyroście dochodu narodowego.

Jeżeli kraj jest zadłużony, to nadwyżka eksportu nad importem jest wyko­rzystywana do spłacania zaciągniętych w przeszłości długów i należnych z tego tytułu procentów.

Jeśli kraj nie jest zadłużony, wówczas nadwyżkę dewizową można loko­wać w bankach międzynarodowych i osiągać z tego tytułu dochody w formie procentów.

Przy ujemnym bilansie handlowym (E~ Im) obserwujemy zjawiska od­wrotne. Krzywa popytu globalnego może znaleźć się poniżej krzywej K + I + G i wówczas dochód narodowy spadnie. Towarzyszy temu zmniejsza­nie się rezerw dewizowych kraju, a w przypadku gdy część importu jest finan­sowana kredytami zagranicznymi, zwiększa się zadłużenie kraju, które obciąży społeczeństwo kosztami obsługi długu w przyszłości. Wynika stąd wniosek, że w warunkach niepełnego wykorzystania zdolno­ści produkcyjnych nadwyżka eksportu nad importem jest na ogół zjawiskiem korzystnym dla kraju, gdyż pobudza wzrost dochodu narodowego i wzrost za­trudnienia. Nadwyżka zaś importu nad eksportem działa depresyjnie i może na­wet przyczynić się do wzrostu bezrobocia w kraju. Efekt taki występuje, gdy analizujemy wpływ importu na popyt krajowy i wzrost dochodu narodowego przy danym aparacie produkcyjnym. Należy jednocześnie uwzględnić, że nadwyżka eksportu nad importem (czyli dodatnie saldo handlu zagranicznego) powoduje zmniejszenie rozdys­ponowanego produktu krajowego brutto. W kraju do podziału pozostaje mniej dóbr i usług o wielkość nadwyżki bilansu handlowego. W przypadku ujemnego salda bilansu handlu zagranicznego, rozdyspono­wany produkt krajowy będzie większy od wytworzonego w kraju, bo­wiem nadwyżka importu nad eksportem powiększa sumę dóbr i usług wytwo­rzonych w kraju.

Różnica między wartością eksportu a wartością importu, przeliczona na walutę danego kraju po obowiązującym kursie wymiennym, wynika nie tylko z różnicy wolumenu towarów i usług, ale także ze zmian relacji ternis of trade.

Gdy wskaźniki terms of trade kształtują się powyżej 100, oznacza to, że ceny towarów eksportowanych rosną szybciej od cen towarów importowanych, co wpływa korzystnie na bilans handlowy i bilans płatniczy kraju. Gdy wskaźniki terms of trade kształtują się poniżej 100, wówczas kraj na tym traci, gdyż do zakupienia tego samego importu musi eksportować coraz więcej własnych towarów. Pogarsza się z tego tytułu bilans handlowy i bi­lans płatniczy. W przypadku gdy terms of trade równa się 100, informuje nas, że relacje cen towarów w eksporcie i imporcie się nie zmieniały.

Na eksport i import trzeba jednak patrzeć nie tylko od strony krótkookreso­wych efektów popytowych, zmian relacji cen oraz zmian w wielkości rozdyspo­nowanego produktu krajowego brutto, ale także ich wpływu na długofalowy rozwój gospodarczy kraju.

16_3_Korzyści z otwarcia gospodarki narodowej

Podstawową funkcją handlu zagranicznego jest zmiana rzeczowej struktury do­chodu narodowego. Dzięki eksportowi wielu dóbr i usług, w których dany kraj osiągnął wysoką specjalizację, możliwy jest import produktów konsumpcyj­nych i produkcyjnych, których w kraju wytwarzać się nie da (warunki geolo­giczne, klimatyczne, technologiczne), wytwarza się je w niedostatecznych ilo­ściach lub też których wytwarzać się nie opłaci. Kierując się względami ekono­micznej opłacalności, każdy kraj stara się eksportować na rynki światowe te produkty, w których osiągnął komparatywną przewagę. Dzięki temu handel zagraniczny przynosi każdej gospodarce narodowej pokaźne korzyści ekono­miczne, gdyż pozwała wytworzyć znacznie większą i bardziej różnorodną pro­dukcję oraz lepszej jakości przy znacznie niższych kosztach wytwarzania (ko­rzyści większej skali produkcji) niż byłoby to możliwe w przypadku polityki autarkicznej nastawionej na pełną samowystarczalność. Pozwała to w sumie lepiej i szybciej dostosować strukturę dochodu narodowego do rosnących po­trzeb konsumpcyjnych społeczeństwa i potrzeb rozwojowych gospodarki naro­dowej.

Autarkiczna polityka rozwoju gospodarczego w większej lub mniejszej izolacji od reszty świata byłaby przejawem niewybaczalnej krótkowzroczności. Uniemożliwiałaby ona korzystanie z owoców dokonującego się postępu tech­nicznego i cywilizacyjnego oraz musiałaby prowadzić do dalszego marnotra­wstwa zasobów naturalnych, produkcyjnych i ludzkich ponad zwykle standar­dy, jakie występują w każdej normalnej gospodarkce.

18_1_Przesłanki i geneza powstania UE

Pierwsze kroki w kierunku integrowania krajów zachodnioeuropejskich po II wojnie światowej podjęto na konferencji w Paryżu w 1947 r., na której przed­stawiciele 16 państw powołali komitet Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej do opracowania wspólnego programu odbudowy gospodarczej zniszczonej Eu­ropy i możliwości korzystania z pomocy amerykańskiej w ramach planu Mar­shalla.

W 1949 r. 10 państw europejskich powołało Radę Europy wraz ze Zgro­madzeniem Konsultacyjnym i Radą Ministrów. W wyniku osiągniętego poro­zumienia w 1950 r. kraje te powołały do życia Europejską Unię Płatniczą jako centralną izbę clearingową w celu ułatwienia zawierania wielostronnych trans­akcji i dokonywania wzajemnych rozliczeń oraz płatności. Ten wielostronny system rozliczeń międzynarodowych powiązano z „kodeksem liberalizacji”, przewidującym kolejne kroki na drodze do zniesienia ograniczeń ilościowych (tzw. kwot) importu w krajach członkowskich.

W traktacie paryskim z 1951 r. następujące kraje ustanowiły Europejską Wspólnotę Węgla i Stali: Francja, RFN, Włochy, Belgia, Luksemburg i Ho­landia. W wyniku tego porozumienia zniesione zostały kwoty i cła importowe na węgiel, rudę żelaza, złom i stal.

Te same kraje w 1957 r. powołały do życia Euratom, czyli Europejską Wspólnotę Energii Atomowej, zajmującą się regulowaniem produkcji energii atomowej oraz organizowaniem wspólnych przedsięwzięć na tym polu.

Stopień współpracy gospodarczej wymienionych sześciu krajów był już na tyle zaawansowany, iż w 1957 r. mogły one podpisać w Rzymie traktat, w wy­niku którego ustanowiono Europejską Wspólnotę Gospodarczą (znaną pod angielskim skrótem EEC i polskim EWG). Miała ona na celu stopniową re­dukcję, a w perspektywie zniesienie wszystkich cel handlowych w obrocie mię­dzy krajami członkowskimi, prowadzenie wspólnej polityki celnej dotyczącej importu towarów z innych krajów oraz swobodny przepływ siły roboczej i ka­pitału w ramach Wspólnoty. W 1965 r. nastąpiło połączenie Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, Euratomu i Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej wraz z przyjęciem nowej na­zwy — Wspólnota Europejska. W 1968 r., po zniesieniu wszystkich ceł wewnętrznych i ograniczeń w han­dlu produktami nierolniczymi, Wspólnota Europejska stała się pełną unią celną.O trudnościach wstąpienia do Wspólnoty świadczy fakt, że Wielka Bryta­nia zaczęła ubiegać się o członkostwo już od 1960 r., a została przyjęta na członka dopiero w 1973 r. po akceptacji Francji dokonanej w wyniku pow­szechnego referendum. Decyzje o przyjęciu jakiegokolwiek kraju do Wspólno­ty Europejskiej muszą być podejmowane jednomyślnie.

Z Irlandią, Danią i Norwegią negocjacje trwały prawie 10 lat, a głównym przedmiotem sporu były sprawy związane z importem i eksportem produktów rolnych oraz poziomem ich cen. Po 10 latach rokowań przystąpiła do Wspól­noty Portugalia i Hiszpania. Z tych krajów obawiano się zalewu tanich win, finansowych. Integracja ta ma polegać na stworzeniu systemu banków central­nych ze wspólnym bilansem aktywów i pasywów i wspólną polityką monetar­ną, wyrażającą się między innymi w ustalaniu kursu ECU do innych walut spo­za Unii. W ten sposób będzie następowało stopniowe przejmowanie przez różne instytucje ponadnarodowe uprawnień finansowych i politycznych, trady­cyjnie traktowanych jako prerogatywy władzy narodowej.

Lista członków Unii Europejskiej nie jest zamknięta. Chęć wstąpienia do niej wyraziły już takie kraje, jak Czechy, Polska, Słowacja i Węgry. Kraje te nie spełniają jeszcze wymagań stawianych członkom Unii. Zapewne upłynie kilka lat zanim zreformują one swój system gospodarczy w takim stopniu, aby upodobnić się w mechanizmach ekonomicznych i strukturach instytucjonal­nych do krajów Europy Zachodnich.

18_2_Znaczenie UE w gospodarce

W wyniku porozumienia utworzona została strefa wolnego handlu z kraja­mi Unii, polegająca na stopniowym znoszeniu ograniczeń ilościowych i cel­nych we wzajemnych obrotach do 2000 r. Procedura stopniowego znoszenia istniejących w 1992 r. ograniczeń będzie miała charakter asymetryczny z wy­raźną korzyścią dla Polski. Oznacza to, że polscy eksporterzy szybciej uzyskują swobodniejszy dostęp do rynku krajów Unii niż zachodni eksporterzy do rynku polskiego. W ten sposób próbuje się, chociaż częściowo, wyrównać nieko­rzystne warunki dla polskiej gospodarki, która nie dysponuje tak atrakcyjnymi i dostatecznie konkurencyjnymi towarami, jak w przypadku krajów Unii. W układzie istnieją ograniczenia zakazujące stosowania subwencji4 lub specjalnych ulg dla wyrobów eksportowanych do Unii Europejskiej, aby unie­możliwić polskim eksporterom stosowanie dumpingu.

Dumping oznacza w handlu międzynarodowym konkurencję wynika­jącą ze sprzedawania za granicę towarów poniżej cen stosowanych na rynku wewnętrznym kraju sprzedawcy lub poniżej kosztów produkcji eksportera.

Jest to możliwe, gdy państwo popiera eksport, stosując premie eksporto­we, zwolnienia z podatków od towarów eksportowych itp. Układ nie przewiduje ulg celnych dla eksportu polskich artykułów rolno-spożywczych. Ze względu na silne protesty rolników zachodnioeuropejskich, rynek ten nawet po 2000 r. będzie chroniony za pomocą odpowiedniej polityki celnej ze strony Unii.

Produkcja rolna w krajach Unii jest w dużym stopniu dofinansowywa­na. Ogólny koszt protekcyjnej polityki rolnictwa w krajach Unii wynosił w 1991 r. prawie 142 mld dol., tzn. na jednego mieszkańca tych krajów przypa­dało 409 dol., a na jednego zatrudnionego w rolnictwie prawie 20 tys. dol . Polska nie jest zdolna do samodzielnego finansowania takiego systemu protekcji rolnej, jaki funkcjonuje w Unii. Wynika to zarówno z niskiego po­ziomu dochodu narodowego na jednego mieszkańca, jak i dużego udziału lud­ności utrzymującej się z rolnictwa. Mimo utrzymywania wysokich barier cel­nych, polskie rolnictwo ma szansę umacniać swoją konkurencyjną pozycję na rynkach europejskich przede wszystkim dzięki produkcji ekologicznie czystej żywności. Wymaga to jednak znacznego zwiększenia nakładów na ochronę na­turalnego środowiska.

Układ o stowarzyszeniu nie nakłada żadnych dodatkowych zobowiązań w dziedzinie polityki pieniężnej, podatkowej, wysokości kursu walut, stopnia zrównoważenia budżetu, rozmiarów długu publicznego itp. Jego głównym ce­lem jest przyspieszenie rozwoju gospodarczego przez ułatwienia w handlu za-granicznym, stworzenie bardziej sprzyjających warunków do szerszego napływu obcego kapitału i umocnienie reformy rynkowej w Polsce.

18_3_Kryteria członkostwa w UE

Powstała natomiast możliwość wcześniejszego uzyskania przez Czechy, Polskę, Słowację i Węgry statusu członka stowarzyszonego z Unią Europej­ską. Status ten daje pewne korzystne uprawnienia w postaci stopniowego zwiększania przez Unię importu określonych artykułów rolnych i przemysło­wych oraz prowadzenia preferencyjnej polityki celnej przez okres od 5 do 10 lat w celu wyrównania niekorzystnych różnic w warunkach produkcji i zwiększe­nia zdolności konkurencyjnej krajów stowarzyszonych z Unią Europejską. Równocześnie pociąga to za sobą określone zobowiązania wobec Unii, jak np. konieczność uzgadniania decyzji o zmianie ceł czy kursu walut. Kilkuletni okres przejściowy jest więc niezbędnym warunkiem do stopniowego podnosze­nia zdolności konkurencyjnej gospodarek krajów stowarzyszonych i pełnego zintegrowania się w przyszłości z Unią. Chociaż liberalizacja dostępu do rynku europejskiego jest asymetryczna i Unia będzie otwierać się na import z Polski szybciej niż Polska na import z Unii, to bez dostatecznego rozwinięcia nowo­czesnej struktury eksportowej koncesje te me będą efektywnie i w pełni wyko­rzystane. Wejście do Unii Europejskiej wymaga ujednolicenia nie tylko wielu prze­pisów prawnych, ale także norm technicznych odpowiadających standardom światowym. Wszystkie istotne kwestie związane ze strategią rozwojową mu­szą być konsultowane i akceptowane przez jej kierownictwo. Do tych wyma­gań kraj musi przygotowywać się stopniowo i przede wszystkim unowocze­śniać proeksportową strukturę gospodarki, aby sprostać wysokim wymaga­niom konkurencji znacznie bardziej rozwiniętych krajów Unii. To wymaga ogromnych nakładów kapitałowych. Gdyby Polska chciała w krótkim okresie wstąpić do Unii, duża liczba przedsiębiorstw niezdolnych do wytwarzania kon­kurencyjnej produkcji musiałaby zbankrutować, podobnie jak to się stało w byłej NRD, która przez włączenie do RFN od razu stała się pełnoprawnym jej członkiem.

Wstąpienie do Unii Europejskiej dla kraju słabiej rozwiniętego, jakim jest Polska, z jej przestarzałą strukturą gospodarczą i zacofaniem techniczno-organi­zacyjnym, stanowi wielkie wyzwanie, które jest w stanie w ciągu dłuższe­go okresu uruchomić trudne, ale konieczne procesy dostosowawcze. Bez podję­cia tego wyzwania grozi polskiej gospodarce pozostanie na odległych peryfe­riach dokonującego się postępu techniczno-ekonomicznego we współczesnym świecie.

Unia Europejska musi więc wesprzeć realną pomocą gospodarczą kraje postkomunistyczne w ich wysiłkach zmierzających do unowocześnienia struk­tury proeksportowej i do radykalnych przemian systemowych. W przeciwnym przypadku we wschodniej części kontynentu liczyć się można z głębokimi wstrząsami społecznymi i politycznymi, niebezpiecznymi dla całego ładu euro­pejskiego i światowego.

Unia Europejska nie jest bynajmniej jedyną formą integracji gospodarczej. Oprócz niej występują inne formy ugrupowań integracyjnych, jak strefy wolnego handlu (np. Europejskie Stowarzyszenie Wolnego Handlu), unie celne między różnymi krajami itp. Tendencja do integracji w tej lub innej formie i o różnym zasięgu występuje niemal na wszystkich kontynentach. Wynika to nie tylko z wymagań postępu technicznego, ale także z dążenia do rozszerzenia rynków zbytu dla masowej produkcji na wielką skalę przez łączenie rynków narodowych poszczególnych krajów w jeden „wspólny rynek”.

18_2_Koszty i korzyści przystąpienia Polski do UE

Przyszłość polskiej gospodarki związana jest z tworzeniem mechanizmu rynko­wego, prywatyzacją przeważającej części sektora państwowego oraz włączeniem się do Unii Europejskiej. W podrozdziale tym zastanówmy się nad korzyścia­mi i zagrożeniami wynikającymi z konieczności integrowania polskiej gospo­darki z Unią Europejską.

Konieczność integrowania się Polski z Unią Europejską wynika z bliskości terytorialnej i tradycyjnie silnych związków gospodarczych, naukowych i kul­turalnych z tym regionem świata. W 1995 r. ponad 56% polskiego eksportu i prawie 50% polskiego importu pochodziło z krajów należących do Unii. Jest to ogromny rynek zbytu i jednocześnie główne źródło zaopatrzenia się w nowo­czesną technologię warunkującą modernizację bardzo przestarzałej struktury polskiej gospodarki. Rynek ten jest chroniony przed konkurencją zewnętrzną za pomocą wysokich ceł i kontyngentów importowych wyznaczających pewne kwoty dopuszczalnego importu. Pozostawanie poza sferą integracji stawiałoby polskich producentów w bardzo niekorzystnej sytuacji i w wielu przypadkach uniemożliwiałoby przebicie się na wymagające rynki zachodnioeuropejskie. Kierując się potencjalnymi korzyściami, Polska podpisała 4 lipca 1992 r. Układ o Stowarzyszeniu z Unią Europejską. Układ ten nie zapewnia jeszcze pełnoprawnego członkostwa w Unii, ale stanowi długotrwałą drogę do jego uzyskania.

Układ o stowarzyszeniu zapewnia znaczne korzyści ekonomiczne i sprzyja dalszemu rozwojowi polskiego eksportu i importu. Wszystkie towary, jakie potencjalnie mogą być importowane z rynku Unii eksportowane na ten rynek, podzielono na trzy podstawowe grupy:

. A — główne surowce, na które już od 1993 r. zniesiono cła,

. B — przetworzone produkty przemysłowe, na które cło będzie znoszone stop­niowo począwszy od 1995 r. i zlikwidowane całkowicie po 1998 r.

. C — tekstylia, wyroby hutnicze i motoryzacyjne, na które cła wywozowe bę­dą całkowicie zniesione od początku 1997 r.

2_1_Pojęcie rynku, klasyfikacja rynków

Rynek jest formą poziomych więzi między różnymi podmiotami gos­podarczymi i konsumenckimi próbującymi sprzedać i kupić towar. Mię­dzy przedsiębiorcami toczy się nieustannie konkurencja. Za jej pośrednictwem uczestnicy rynku, dążąc do realizacji swych interesów, próbują przedstawić korzystniejsze od innych oferty pod względem ceny, jakości wyrobu, jego wy­glądu, opakowania, uprzejmości obsługi klienta itp. w celu wywarcia wpływu na korzystne zawarcie transakcji kupna—sprzedaży.

Z punktu widzenia makroekonomii rynek jest tą sferą ludzkiej działalności gospodarczej, w której łączna podaż styka się z łącznym (albo globalnym) po­pytem. Stąd wynikają określone skutki dla przeciętnego poziomu cen, zysków, rozmiarów i struktury zapotrzebowania oraz produkcji.

Możemy także mówić o rynku ograniczonym do jakiejś grupy towarów. Na przykład rynek żywnościowy jest szczególnego rodzaju sumą czy też agrega­tem podaży artykułów żywnościowych i popytu indywidualnego: jaroszy i mięsożerców, ubogich, średnio zamożnych i bogatych, wysokich i niskich, grubasów i chudych, mężczyzn i kobiet itp.

W życiu codziennym rynek jest postrzegany jako nieskończenie duża licz­ba rynków indywidualnych na poszczególne rodzaje dóbr, które są przedmio­tem zainteresowania nabywców. Każde z tych dóbr ma różną klientelę, do któ­rej różnymi sposobami stara się dotrzeć producent i sprzedawca.

Cechą charakterystyczną rynku, niezależnie od tego, jakiej grupy towarów dotyczy, jest to, że doprowadza on do kontaktu kupujących i sprzedających, w rynku czego kształtuje się określona cena. Cena ta wywiera wpływ zarówno na decyzje konsumentów, jak i producentów. Zadaniem teorii ekonomii jest zbadanie prawidłowości w zachowaniu się konsumentów i reakcji producen­tów wobec zmiennych informacji napływających z rynku.

2_2_Pieniądz

Im bardziej upowszechniała się wymiana towarów oraz im bardziej stawała się systematyczna, zaczęły się wyodrębniać pewne towary częściej i chętniej wymieniane niż inne. Stopniowo w coraz szerszym zakresie różne towary były najpierw wymieniane na jakieś jedno, wybrane dobro i dopiero potem za nie kupowano inne towary. Ten towar-pośrednik zaczął być traktowany jako ekwiwalent („równowartość”) innych dóbr, co znaczy, że wszystkie zaczęły być porównywane między sobą za pośrednictwem tego szczególnego towaru, który nazywany jest pieniądzem.

Kiedy nie było pieniądza, człowiek, który miał na zbyciu na przykład koszulę, a potrzebował soli, musiał nieraz bardzo się natrudzić, żeby znaleźć nabywcę, który akurat miał sól, a potrzebował koszuli. Teraz, gdy jest taki jeden towar, który jest chętnie przyjmowany przez wszystkich, sprawa jest łatwiejsza. Ten pierwszy sprzedaje komukolwiek koszulę za pieniądze, za które łatwo będzie mógł kupić sól od dowolnego jej posiadacza.

Główną cechą pieniądza jest to, że można go łatwo zamieniać na inne dobra. W ekonomii przyjęło się nazywać tę cechę „płynnością”, czyli łatwością zmiany postaci. Każde dobro, z definicji, jest płynne, a więc może być zamienione na jakieś inne. Ale ta płynność jest bardzo różna. Nie jest łatwo upłynnić stary samochód, ubranie, mieszkanie. Natomiast znacznie łatwiej upłynnić płytę kompaktową z nowym nagraniem. Ze wszystkich rzeczy, jakie są na rynku, najłatwiej jest upłynnić gotówkę. Trochę trudniej czeki. Jeszcze trudniej wyspecjalizowane papiery wartościowe.

Pieniądz jest to dobro o najwyższym stopniu płynności. Trzeba tu dodać, że są różne rodzaje pieniądza, które też różnią się między sobą płynnością

Pieniądz pojawił się samorzutnie w różnych częściach świata i w różnych postaciach. Nie został wynaleziony przez jakiegoś uczonego ani po prostu narzu­cony przez władzę. Było to najczęściej dobro uznane przez daną społeczność za najcenniejsze lub za najczęściej wymieniane. Rodzaj materiału pełniącego funkcję pieniądza zależał od charakteru głównej działalności danej społeczności, a więc na przykład mogło nim być bydło, zboże, futra. Ale bywało pieniądzem też dobro cenne, ale obce, trudno dostępne. Na przykład w Chinach rolę pieniądza od­grywała w swoim czasie sól, u Azteków ziarna kakaowe. W starożytnym państwie ateńskim kary wymierzano w sztukach bydła. W łacinie słowo „pieniądz” (pecu­nia) pochodzi od słowa „bydło” (pecus). Polski czasownik „płacić” wyprowadza­ny jest od „płatów” tkaniny lnianej, która była środkiem wymiennym obok na przykład skórek soboli czy innych cennych zwierząt.

Z tej rozmaitości materiału pieniężnego ostatecznie pozostały na placu cenne kruszce, złoto i srebro, które ze względu na swoje zalety fizyczne przeważały nad innymi dobrami. Pierwotnie odważano potrzebne ilości srebra czy złota przy każdej wymianie. Stąd np. funt brytyjski. Słowo „rubel” jest wyprowadzane od rosyjskiego rubit”, czyli rąbać, gdyż odrąbywano odpowied­nie kawałki miękkiego srebra i płacono nimi za inne dobra. Po pewnym czasie władcy zaczęli stemplować kawałki metalu, potwierdzając ich wagę i próbę. Tak powstały monety.

W miarę upływu czasu ustaliły się też umowne podstawowe jednostki miary pieniądza: 1 złoty, 1 funt szterlingów, 1 talar (od czego pochodzi amerykański dolar). Ekonomiści używają tu m.in. francuskiego słowa numćraire, które może znaczyć „miernik” (ale też po prostu „gotówka”). Jest to bardzo ważna, ale techniczna funkcja pieniądza, dzięki której określamy i możemy porównywać ceny wszystkich dóbr.

Warto tu na marginesie przypomnieć, że u początków ekonomii pojawiła się koncepcja pieniądza jako „miernika wartości”, a wartość rozumiano jako wewnę­trzną właściwość dóbr. W klasycznej ekonomii angielskiej tę własność wiązano najczęściej z nakładem pracy ludzkiej wydatkowanej na wytworzenie dóbr. Tę koncepcję wykorzystał marksizm, który uczynił z niej swoje główne ideologiczne narzędzie krytyki kapitalizmu.

W wykładanej przez nas teorii takie pojęcie wartości dóbr uważamy za zbędne w wyjaśnianiu, jak działa gospodarka kapitalistyczna, a nawet mylące. Po pierwsze dlatego, że praca nie jest jedynym czynnikiem wytwórczym. Po drugie, gdyż wymieniając różne dobra, jesteśmy w stanie zmierzyć porównawczo ich relacje wartościowe, czyli ceny (do czego służy nam wspomniany numćraire), ale to nie jest równoznaczne z poznaniem ich absolutnej „wartości”, cokolwiek by to słowo znaczyło. Aby więc uniknąć nieporozumień, mówimy o cenach, unikamy zaś terminu: wartość towarów.

Pieniądz jest to środek wymiany. Pan A sprzedaje jakieś dobro za sztukę złota (np. 1 dukata) panu B, a sam za tę sztukę złota kupuje od pana C inne dobro. Pan C wydaje ją na zakup jeszcze innego dobra itd. W ten sposób pojawia się rzecz nowa, której nie było przy handlu zamiennym. Mianowicie nasza sztuka złota krąży między wielu uczestnikami wymiany. Może w ciągu dnia obsłużyć wiele takich aktów kupna—sprzedaży. Te akty przestają być odizolowane od siebie, tworzą sieć powiązań między wielu ludźmi. Tę sieć powiązanych aktów kup­na—sprzedaży nazywamy rynkiem.

Pieniądz zaś krąży w gospodarce i dlatego bywa nazywany w ekonomii środkiem cyrkulacji. Dzięki niemu dobra przechodzą z rąk do rąk, z przedsię­biorstw do gospodarstw domowych, z kraju do kraju.

Pieniądz ma jeszcze inną ważną właściwość: ma moc zwalniania z zo­bowiązań w gospodarce. Płacąc nim uwalniamy się od długów, regulujemy zobowiązania wobec państwa (podatki) itp. Ta jego funkcja jako środka płat­niczego ma decydujące znaczenie dla działania sfery kredytu i finansów pub­licznych.

Pieniądz służy też do tworzenia rezerw, oszczędności. Dawniej często gromadzono (tezauryzowano) monety złote, pakując je do garnka i zakopując w ziemi, dziś korzystamy raczej z usług banków, choć zdarza się też prze­chowywanie dolarów w bieliźniarce lub w materacu. Pieniądz jest więc środ­kiem tezauryzacji.

Pieniądz może krążyć albo w ramach jednego kraju, albo być wymienialny na inne waluty i używany w różnych krajach. Tak jest na przykład z dolarem amerykańskim (USA), który jest więc pieniądzem światowym. Nie jest nim, przynajmniej na razie, polski złoty.


zaczęły być porównywane między sobą za pośrednictwem tego szczególnego towaru, który nazywany jest pieniądzem.

Kiedy nie było pieniądza, człowiek, który miał na zbyciu na przykład koszulę, a potrzebował soli, musiał nieraz bardzo się natrudzić, żeby znaleźć nabywcę, który akurat miał sól, a potrzebował koszuli. Teraz, gdy jest taki jeden towar, który jest chętnie przyjmowany przez wszystkich, sprawa jest łatwiejsza. Ten pierwszy sprzedaje komukolwiek koszulę za pieniądze, za które łatwo będzie mógł kupić sól od dowolnego jej posiadacza.

Główną cechą pieniądza jest to, że można go łatwo zamieniać na inne dobra. W ekonomii przyjęło się nazywać tę cechę „płynnością”, czyli łatwością zmiany postaci (por. np. określenie „upłynniać zapasy”). Każde dobro, z definicji, jest płynne, a więc może być zamienione na jakieś inne. Ale ta płynność jest bardzo różna. Nie jest łatwo upłynnić stary samochód, ubranie, mieszkanie. Natomiast znacznie łatwiej upłynnić płytę kompaktową z nowym nagraniem. Ze wszystkich rzeczy, jakie są na rynku, najłatwiej jest upłynnić gotówkę. Trochę trudniej czeki. Jeszcze trudniej wyspecjalizowane papiery wartościowe.

Pieniądz jest to dobro o najwyższym stopniu plynności. Trzeba tu dodać, że są różne rodzaje pieniądza, które też różnią się między sobą płynnością (będzie o tym mowa w rozdziale 13).

Pieniądz pojawił się samorzutnie w różnych częściach świata i w różnych postaciach. Nie został wynaleziony przez jakiegoś uczonego am po prostu narzu­cony przez władzę. Było to najczęściej dobro uznane przez daną społeczność za najcenniejsze łub za najczęściej wymieniane. Rodzaj materiału pełniącego funkcję pieniądza zależał od charakteru głównej działalności danej społeczności, a więc na przykład mogło nim być bydło, zboże, futra. Ale bywało pieniądzem też dobro cenne, ale obce, trudno dostępne. Na przykład w Chinach rolę pieniądza od­grywała w swoim czasie sól, u Azteków ziarna kakaowe. W starożytnym państwie ateńskim kary wymierzano w sztukach bydła. W łacinie słowo „pieniądz” (pecu­nia) pochodzi od słowa „bydło” (pecus). Polski czasownik „płacić” wyprowadza­ny jest od „płatów” tkaniny lnianej, która była środkiem wymiennym obok na przykład skórek soboli czy innych cennych zwierząt.

Z tej rozmaitości materiału pieniężnego ostatecznie pozostały na placu cenne kruszce, złoto i srebro, które ze względu na swoje zalety fizyczne przeważały nad innymi dobrami. Pierwotnie odważano potrzebne ilości srebra czy złota przy każdej wymianie. Stąd np. funt brytyjski. Słowo „rubeł” jest wyprowadzane od rosyjskiego rubit”, czyli rąbać, gdyż odrąbywano odpowied­nie kawałki miękkiego srebra i płacono nimi za inne dobra. Po pewnym czasie władcy zaczęli stemplować kawałki metalu, potwierdzając ich wagę i próbę. Tak powstały monety.

W miarę upływu czasu ustaliły się też umowne podstawowe jednostki miary pieniądza: 1 złoty, 1 funt szterlingów, 1 talar (od czego pochodzi amerykański dolar). Ekonomiści używają tu m.in. francuskiego słowa numćraire, które może znaczyć „miemik” (ale też po prostu „gotówka”). Jest to bardzo ważna, ale tecbniczna funkcja pieniądza, dzięki której określamy i możemy porównywać ceny wszystkich dóbr.

Warto tu na marginesie przypomnieć, że u początków ekonomii pojawiła się koncepcja pieniądza jako „miemika wartości”, a wartość rozumiano jako wewnę­trzną właściwość dóbr. W klasycznej ekonomii angielskiej tę własność wiązano najczęściej z nakładem pracy ludzkiej wydatkowanej na wytworzenie dóbr. Tę koncepcję wykorzystał marksizm, który uczynił z niej swoje główne ideologiczne narzędzie krytyki kapitalizmu.

W wykładanej przez nas teorii takie pojęcie wartości dóbr uważamy za zbędne w wyjaśnianiu, jak działa gospodarka kapitalistyczna, a nawet mylące. Po pierwsze dlatego, że praca nie jest jedynym czynnikiem wytwórczym. Po drugie, gdyż wymieniając różne dobra, jesteśmy w stanie zmierzyć porównawczo ich relacje wartościowe, czyli ceny (do czego służy nam wspomniany numćraire), ale to nie jest równoznaczne z poznaniem ich absolutnej „wartości”, cokolwiek by to słowo znaczyło. Aby więc uniknąć nieporozumień, mówimy o cenach, unikamy zaś terminu: wartość towarow.

Z tego, co powiedzieliśmy wcześniej, wiemy, że historycznie pierwszą i główną funkcją pieniądza jest pośredniczenie w wymianie innych dóbr. Jest to więc środek wymiany. Pan A sprzedaje jakieś dobro za sztukę złota (np. 1 dukata) panu B, a sam za tę sztukę złota kupuje od pana C inne dobro. Pan C wydaje ją na zakup jeszcze innego dobra itd. W ten sposób pojawia się rzecz nowa, której nie było przy handlu zamiennym. Mianowicie nasza sztuka złota krąży między wielu uczestnikami wymiany. Może w ciągu dnia obsłużyć wiele takich aktów kupna—sprzedaży. Te akty przestają być odizolowane od siebie, tworzą sieć powiązań między wielu ludźmi. Tę sieć powiązanych aktów kup­na—sprzedaży nazywamy rynkiem.

Pieniądz zaś krąży w gospodarce i dlatego bywa nazywany w ekonomii środkiem cyrkulacji. Dzięki niemu dobra przechodzą z rąk do rąk, z przedsię­biorstw do gospodarstw domowych, z kraju do kraju.

Pieniądz ma jeszcze inną ważną właściwość: ma moc zwalniania z zo­bowiązań w gospodarce. Płacąc nim uwalniamy się od długów, regulujemy zobowiązania wobec państwa (podatki) itp. Ta jego funkcja jako środka płat­niczego ma decydujące znaczenie dla działania sfery kredytu i finansów pub­licznych.

Pieniądz służy też do tworzenia rezerw, oszczędności. Dawniej często gromadzono (tezauryzowano) monety złote, pakując je do garnka i zakopując w ziemi, dziś korzystamy raczej z usług banków, choć zdarza się też prze­chowywanie dolarów w bieliźniarce lub w materacu. Pieniądz jest więc środ­kiem tezauryzacji.

Pieniądz może krążyć albo w ramach jednego kraju, albo być wymienialny na inne waluty i używany w różnych krajach. Tak jest na przykład z dolarem amerykańskim (USA), który jest więc pieniądzem światowym. Nie jest nim, przynajmniej na razie, polski złoty.

Przedstawione tu pokrótce właściwości pieniądza będą bardziej systematycz­nie rozpatrzone w rozdziałach 13, 14, 15.

2_3_Mechanizm rynkowy

Pieniądz przekształca sporadyczną wymianę dóbr w gospodarkę rynkową, czyli taką, w której systematycznie działają rozgałęzione kontakty wymienne i w której produkcja w coraz szerszym zakresie z góry nastawiona jest nie na zaspokajanie własnych potrzeb wytwórcy, lecz na rynek.

Gospodarka rynkowa, a więc i pieniądz, powstały spontanicznie. Nie zostały przez nikogo wynalezione ani zbudowane czy zastosowane. Dlatego i dziś w Polsce nie „budujemy” ani nie „wprowadzamy” gospodarki rynkowej, tylko pozwalamy jej się odtwarzać i rozwijać. Ten spontaniczny proces przechodził przez różne fazy. Przez tysiące lat gospodarka rynkowa była tylko niniejszą częścią całej gospodarki, która powszechnie miała charakter naturalny. Tylko drobna część wytwarzanych dóbr miała charakter towarów. Był to więc margines, który jednak w pewnych miastach i krajach mógł występować w sposób skoncentrowany. W morzu gospodarki głównie rolniczej i naturalnej istniały nieliczne wyspy, miasta i większe regiony, w których ton nadawała gospodarka rynkowa.

Ten proces postępował z różną szybkością raz w jednym, raz w innym miejscu świata. Dopiero w XVIII wieku, w Europie, stał się on na tyle intensywny, że zaczął obejmować na stałe całe kraje i w końcu zdominował Europę Zachodnią, potem Amerykę Północną, a potem coraz więcej krajów i regionów świata. Wtedy powstał współczesny, obejmujący gospodarkę jako całość, ustrój gospodarczy, w którym dominuje rynek, zwany kapitalizmem.

Gospodarka rynkowa może więc być częścią składową różnych ustrojów gospodarczych, na przykład antycznego niewolnictwa czy średniowiecznego feu­dalizmu. Wtedy jednak jest tylko zjawiskiem marginesowym. Kiedy staje się dominującą formą prowadzenia działalności gospodarczej, jest gospodarką kapita­listyczną. Nie znamy niekapitalistycznego ustroju gospodarki rynkowej (choć znane są różne, według nas utopijne, pomysły tego rodzaju)

Jakie są najważniejsze instytucjonalne właściwości ustroju kapitalistycznego?

Po pierwsze, precyzyjnie i jednoznacznie określone prawa własności, przede wszystkim własności prywatnej, która jest podstawą tej gospodarki. Chodzi więc o to, kto jest właścicielem, jakie są jego uprawnienia (przekazywanie majątku, korzystanie z jego pożytków itp.). W tym ustroju z reguły istnieją też inne typy własności (własność publiczna), ale nie one przeważają i nie one mają znaczenie decydujące.

Po drugie, uczestnicy życia gospodarczego muszą być wolnymi ludźmi, aby mogli samodzielnie podejmować decyzje gospodarcze. Oznacza to więc koniecz­ność istnienia pewnego niezbędnego zakresu swobód obywatelskich. Kapitalizm nie musi wprawdzie koniecznie wiązać się z dojrzałą demokracją parlamentarną typu zachodnioeuropejskiego czy północnoamerykańskiego, ale zdecydowanie nie sprzyja mu ustrój totalitarny. Na ogół sądzi się, że bardziej demokratyczne rządy są dla tego ustroju korzystniejsze.


Po trzecie, jest to ustrój takiej gospodarki pieniężnej, w której pieniądz staje się kapitałem, to znaczy jest inwestowany dla pomnażania zysku. Jest to warun­kiem funkcjonowania i rozwoju gospodarki. Aby pieniądz mógł skutecznie działać jako kapitał, niezbędne jest ukształtowanie się określonych instytucji finansowych, takich jak giełda papierów wartościowych.

Na koniec parę słów o rozwoju kapitalizmu w Polsce. W porównaniu z Europą Zachodnią, jest on poważnie opóźniony. Złożyło się na to wiele przyczyn, nie tylko fakt, że w ogóle Europa Środkowo-Wschodnia przez wieki znajdowała się na peryferiach rozwoju europejskiego kapitalizmu. Ponadto działa­ły u nas pewne szczególne czynniki. Na rozwój kapitalizmu w Polsce hamująco wpłynęły wielkie odkrycia geograficzne, które stworzyły wielki popyt na polskie zboże. Ten, wydawałoby się, korzystny fakt spowodował szereg zmian, ktore zahamowały rozwój rynku i kapitalizmu. Ukształtowała się gospodarka folwarczna z nawrotem pańszczyzny, zahamowany został rozwój miast. Rozwojowi rynku na zboże i produkty importowane towarzyszyło kurczenie się rynku krajowego. Kilkusetletnia koniunktura na zboże, korzystna dla właścicieli ziemskich i nie­których kupców (Gdańsk!), okazała się niekorzystna dla rozwoju kraju na dłuższą metę. Potem przyszły niszczące wojny, zabory i prawie 50 lat ustroju komunis­tycznego, który był programowo nastawiony na niszczenie stosunków kapitalis­tycznych, własności prywatnej i swobody działania podmiotów gospodarczych. W efekcie mamy obecnie przed sobą perspektywę restauracji kapitalizmu, co okazuje się procesem długotrwałym i wcale niełatwym (do sprawy wrócimy w rozdziale 21).

2_4_Popyt, krzywa popytu

Popyt to zamiar i oferta kupna poparte odpowiednią sumą pieniędzy, jaką dysponuje ewentualny nabywca. Wielkość popytu zależy od ceny. W olbrzymiej większości przypad­ków popyt na dany towar jest tym większy, im niższa jest jego cena na rynku. Po spadku ceny towaru jedni nabywcy chcą go kupić więcej, inni, dla których był dotąd za drogi, zgłaszają popyt. Natomiast kiedy cena towaru na rynku rośnie, z reguły popyt na niego maleje. O wyjątkach od tej reguły będzie mowa później.

Weźmy przykład takiej zależności i ułóżmy odpowiednią tabelę popytu,

oznaczając cenę dobra X jako Px, a wielkość popytu jako Dx. Cena wyrażona jest

w jednostkach pieniężnych (np. w złotych), popyt w jednostkach naturalnych (w

tysiącach sztuk, ton itp.). Jest to popyt zbiorowy zgłaszany przez wielu łudzi

w jednostce czasu (np. w ciągu dnia). Rozpatrzmy pięć alternatywnych sytuacji

(oznaczonych wielkimi literami):

Px Dx
A 5 9
B 4 10
C 3 12
D 2 15
E 1 20

Gdyby wypełnić miejsca między podanymi sytuacjami (zgodnie z naszym ogólnym założeniem o doskonałej podzielności rozpatrywanych wielkości), to powstałaby ciągła funkcja popytu o takim kształcie, jak na rysunku

2_4_Popyt, krzywa popytu

Popyt to zamiar i oferta kupna poparte odpowiednią sumą pieniędzy, jaką dysponuje ewentualny nabywca. Wielkość popytu zależy od ceny. W olbrzymiej większości przypad­ków popyt na dany towar jest tym większy, im niższa jest jego cena na rynku. Po spadku ceny towaru jedni nabywcy chcą go kupić więcej, inni, dla których był dotąd za drogi, zgłaszają popyt. Natomiast kiedy cena towaru na rynku rośnie, z reguły popyt na niego maleje. O wyjątkach od tej reguły będzie mowa później.

Weźmy przykład takiej zależności i ułóżmy odpowiednią tabelę popytu,

oznaczając cenę dobra X jako Px, a wielkość popytu jako Dx. Cena wyrażona jest

w jednostkach pieniężnych (np. w złotych), popyt w jednostkach naturalnych (w

tysiącach sztuk, ton itp.). Jest to popyt zbiorowy zgłaszany przez wielu łudzi

w jednostce czasu (np. w ciągu dnia). Rozpatrzmy pięć alternatywnych sytuacji

(oznaczonych wielkimi literami):

Px Dx
A 5 9
B 4 10
C 3 12
D 2 15
E 1 20

Gdyby wypełnić miejsca między podanymi sytuacjami (zgodnie z naszym ogólnym założeniem o doskonałej podzielności rozpatrywanych wielkości), to powstałaby ciągła funkcja popytu o takim kształcie, jak na rysunku

2_5_Podaż, krzywa podaży

Podaż jest to zamiar i oferta sprzedaży zgłaszana przez dostawcę, którym może być producent lub kupiec. Odwrotnie niż w przypadku popytu, wielkość podaży rośnie ze wzrostem ceny i maleje z jej spadkiem (choć są od tego wyjątki). Niska cena dobra zniechęca producentów do jego wytwarzania, rosnąca cena jest bodźcem do wchodzenia na rynek i do rozszerzania produkcji. Zależy to oczywiście od kosztów produkcji, jakie ponoszą producenci.

Wracając do naszego przykładu sporządźmy tabelę podaży (którą oznaczymy jako Sx):

Px Sx
A 5 18
B 4 16
C 3 12
D 2 7
E 1 O

Przechodząc do funkcji ciągłej otrzymamy odpowiednią funkcję podaży

2_6_Równowaga rynku

Ustalenie się ceny równowagi oznacza, że dostawcy i odbiorcy porozumieli się co do wielkości transakcji. Cena równowagi zrównuje popyt z podażą. Jest ona też nazywana ceną oczyszczającą rynek, w tym znaczeniu, że nie pozostawia nie sprzedanych towarów ani nabywców, którzy nie mogli nabyć towarów mimo chęci i posiadania pieniędzy.

Cena równowagi oznacza, że obie strony, tj. sprzedawcy i nabywcy, wyraża­ją, na podstawie swobodnych decyzji, zgodę na dokonanie transakcji. Jest to dowód, że uczestnicy rynku uznali transakcję za korzystną dla siebie. Nie oznacza to jednak, że muszą ją przyjąć z zadowoleniem. Obie strony mogą mieć poczucie, że transakcja mogłaby być dla nich korzystniejsza. Mówimy tu jednak nie o ich opiniach, lecz o decyzjach i dokonanych zakupach.

Popyt, podaż i cena są to trzy współzależne zmienne, które tworzą całość. W naszej analizie żadnej z nich nie możemy określić jako ważniejszej czy będącej przyczyną zmian pozostałych. Kiedy analizujemy zachowania poszczególnych sprzedawców czy nabywców, mówimy, że swoimi decyzjami reagują oni na ceny, jakie zastają na rynku. Jednak, po pierwsze, nieraz biorą oni aktywny i skuteczny udział w targach dotyczących cen. Po drugie, ceny kształtują się na rynku pod wpływem zachowań wszystkich uczestników. Nawet więc gdy pojedynczy czło­wiek nie ma na nie żadnego wpływu i musi się do nich dostosować, to bierze udział w działaniu mechanizmu, na mocy którego zachowania wszystkich, w spo­sób spontaniczny, określają równocześnie cenę równowagi i wielkość zrealizowa­nego popytu, czyli takiego, który równa się zrealizowanej podaży.

Takie spontaniczne kształtowanie się cen równowagi i skuteczne oczysz­czanie rynku jest jednak możliwe pod warunkiem, że nie istnieją dla tego przeszkody w postaci na przykład ingerencji państwa (ustalanie cen urzędowych). Sprawą tą, a również innymi ewentualnymi przeszkodami w równoważeniu rynków, zajmujemy się dalej.

Przedstawiony tu model działania rynku jest podstawowym, wyjściowym narzędziem naszej dalszej analizy gospodarki kapitalistycznej.

3_1_Konsument jako podmiot gospodarczy

Konsument działa w ramach szczególnej jednostki organizacyjnej, jaką jest gospodarstwo domowe (nieraz tylko jednoosobowe). Tam dokonują się różnorod­ne procesy gospodarcze i podejmowane są dotyczące ich decyzje. W szczególno­ści musimy zwrócić uwagę na cztery rodzaje decyzji.

Po pierwsze, w gospodarstwach domowych odbywa się produkcja. Jest to oczywiste na przykład w tradycyjnych gospodarstwach wiejskich, w których rodzinne gospodarstwo domowe jest nierozerwalnie połączone z uprawą roli i hodowlą zwierząt. Tymi gospodarstwami nie zajmujemy się w naszym podręcz­niku o ekonomii gospodarki kapitalistycznej. Są one zresztą reliktem przeszłości. Ale przecież w każdym prawie domu gotuje się potrawy, co jest przetwarzaniem surowców czy półproduktów w wyroby gotowe, a więc jest produkcją. A są liczne domy, gdzie produkuje się ciasta, konfitury, szyje się suknie itd. W miarę postępującej industriałizacji robi się tego coraz mniej, ale jednak ciągłe sporo. A są też tendencje do nawracania do takiej działalności. Dalej pomijamy ją, ale powinniśmy pamiętać, że istnieje i stanowi znaczną część ogólnej aktywności gospodarczej.

Po drugie, w gospodarstwie domowym decyduje się o podejmowaniu pracy przez członków rodziny.

Po trzecie, tam też dzieli się dochody na część wydawaną na bieżącą konsumpcję i część oszczędzaną.

Po czwarte, i to jest nasz obecny temat, gospodarstwo domowe jest jednostką, w której powstają decyzje o tym, co ma być konsumowane. Nawet jeśli konkretna decyzja jest formułowana w ostatniej chwili w sklepie, to jest ona cząstką całego

zestawu wyborów dotyczących zdobywania dochodów i ich wydawania, a zestaw ten jest kształtowany właśnie w gospodarstwie domowym.

W systemie kapitalistycznym olbrzymią większość swoich potrzeb człowiek zaspokaja za pośrednictwem kupna. Konsument działa na rynku, gdzie zgłasza swój popyt na różne dobra.

Mówimy o potrzebach i o popycie. Jaka jest różnica między tymi pojęciami? Potrzeba to stan psychiczny, „napięcie spowodowane brakiem czegoś”. Tak mówi psychologia. Ekonomia bierze to oczywiście pod uwagę, ale zajmuje się potrzebami ujawnionymi na rynku jako popyt. Popyt zaś to realistyczna chęć zakupu, czyli potrzeba, którą możemy zaspokoić w ramach swoich możliwości finansowych. W naszym wykładzie nie zajmujemy się więc ani tym, jak powstają potrzeby, ani wszystkimi potrzebami, ale tylko tymi, które mogą być zaspokojone za pośrednictwem rynku.

Na wstępie naszej analizy robimy dwa podstawowe założenia. Pierwsze o racjonalności postępowania konsumenta. Jest to zastosowanie tego, co powie­dzieliśmy o człowieku ekonomicznym w rozdziale 1. Nasza teoria mówi o waż­nych decyzjach konsumenta, który podejmuje je świadomie, konsekwentnie i w sposób rozważny (kalkulujący). Proszę więc nie stosować tej teorii do porannego zakupu bułek, mleka i gazety, gdyż najczęściej odbywa się on rutyno­wo, a czasem ze słabym udziałem świadomości, wręcz w półuśpieniu.

Drugie podstawowe założenie dotyczy warunków instytucjonalnych. Przyj­mujemy mianowicie, że konsument ma swobodę wyboru swej konsumpcji. Że nie ma racjonowania (kartek) ani chronicznych braków w zaopatrzeniu rynkowym. Mówimy więc o zwykłym cywilizowanym rynku kapitalistycznym.

Co określa na rynku wybór konsumenta? Trzy główne czynniki:

a) wielkość jego dochodów nominalnych,

b) rynkowe ceny dóbr,

c) jego własne gusty (preferencje).

3_2_Preferencje konsumenta + krzywe obojętności

W ramach założenia o człowieku ekonomicznym przyjmijmy, że nasz konsument

ma sprecyzowane poglądy na to, jak ocenić różne koszyki zawierające dwa dobra, o których mówiliśmy w przytoczonym przykładzie. Porównawczo oceniając koszyki należące do dowolnie wybranej ich próbki, nasz konsument może każdy z nich zaliczyć do trzech kategorii. Przyjmijmy, że robi to konsekwentnie: nie zmienia zdania w ciągu tej analizy ani nie daje sprzecznych informacji.

Kategoria pierwsza to koszyki o różnym składzie, ale takie, które konsument uzna za równie dobre. Na przykład weźmy koszyk zawierający 2 kasety i 3 posiłki oraz inny koszyk, składający się z 3 kaset i 2 posiłków. Jeśli uznamy je za równie dobre, to należą one do pierwszej kategorii. Możemy powiedzieć, że według oceny konsumenta w tym przypadku jedna dodatkowa kaseta równoważy ubytek 1 posiłku (lub że dodatkowy posiłek wart jest utraty jednej kasety). Druga kategoria: wszystkie koszyki, w których obu dóbr lub co najmniej jednego z nich jest więcej niż w poprzedniej kategorii, są lepsze od tamtych. Na przykład: 2 kasety i 4 posiłki, lub 3 kasety i 3 posiłki itd. Trzecia kategoria: jeśli obu dóbr (lub co najmniej jednego z nich) jest mniej niż w pierwszej kategorii, to takie koszyki są gorsze od wszystkich rozpatrzonych poprzednio. Na przykład: 1 kaseta i 2 posiłki lub 2 kasety i 1 posiłek. Należy zauważyć, że dla poszczególnych koszyków z kategorii drugiej łub trzeciej też można znaleźć koszyki równie dobre, a także gorsze i lepsze od nich.

Przed dokonaniem wyboru konsument ustała więc hierarchię dobroci różnych koszyków. Porównując niektóre między sobą, mówi, że jest mu obojętne, który z nich wybierze, a o innych powie, że są gorsze lub lepsze, że więc woli te lub tamte. To oznacza właśnie określenie swoich preferencji, czyli porównawczych ocen. Są to oceny hierarchizujące, porządkowe, a nie bezwzględne, kardynalne. Nie mówimy: „ten koszyk jest dobry, a ten zły”. Natomiast mówimy: „ten koszyk jest równie dobry jak tamten, a lepszy niż jeszcze inny koszyk”.

Ekonomiści przyjmują za oczywiste, że na każdej liście równie dobrych koszyków (a więc na każdym poziomie obojętności) występuje pewna ważna właściwość oceniania koszyków przez konsumenta. Mianowicie, im więcej może on otrzymać jednego dobra, a mniej innego, tym porównawczo wyżej ceni to drugie. Żeby to wyjaśnić, wróćmy do naszej pierwszej kategorii koszyków. Wyobraźmy sobie jeszcze dwa inne koszyki równie dobre jak dwa poprzednie: na przykład 1 kaseta i 6 posiłków oraz 4 kasety i 1,5 posiłku. Zestawmy je, zapisując równie dobre koszyki, między którymi wybór konsumenta jest obojętny:

kasety posiłki

4 1,5
3 2
2 3
1 6

Zestawienie to pokazuje, że jeśli rezygnujemy z kolejnej kasety, to aby następny koszyk był równie dobry jak poprzedni, musimy zwiększać liczbę posiłków kolejno o 0,5 posiłku, o 1 posiłek oraz aż o 3 posiłki. A więc im mniej kaset, tym są one wyżej cenione niż posiłki (i odwrotnie przy zmianach w prze­ciwnym kierunku).

Stosunek, w jakim dobra zastępują się, bez pogorszenia lub polepszenia oceny konsumenta, nazywamy krańcową stopą substytucji tych dóbr (mówiąc inaczej: stosunkiem zastępowalności krańcowych porcji jednostek, czyli przyros­tów ich ilości). Stosownie do tego, co powiedzieliśmy wyżej, krańcowa stopa substytucji dóbr zmienia się w zależności od tego, ile tych dóbr jest w dyspozycji konsumenta. Im danego dobra mniej, tym jest ono wyżej cenione w relacji do dobra, którego mamy więcej.

Preferencje można opisać graficznie. Łącząc wszystkie koszyki należące do naszej pierwszej kategorii (czyli równie dobre) na dowolnym poziomie, otrzyma­my funkcję, którą nazywamy krzywą obojętności (rys. 1 la).

Jest ona wypukła (w kierunku początku układu współrzędnych), co wyraża, że krańcowa stopa substytucji zmienia się. Mówiliśmy o tym poprzednio, zestawiając tabelę jednakowo ocenianych koszyków. Przyjęliśmy mianowicie założenie, że konsument rozmaicie ocenia kolejne jednostki dobra w zależności od tego, jaką całkowitą ilością tego dobra dysponuje: im więcej, tym kolejna dodatkowa

jednostka jest niżej oceniana. Jeśli więc w naszym koszyku zastępujemy jedno dobro drugim, to rezygnując z jednostki pierwszego, chcemy mieć kolejno coraz więcej drugiego, jeśli nasze zadowolenie nie ma ulec zmianie.

Założenie to wydaje się uzasadnione, w każdym razie w odniesieniu do olbrzymiej większości dóbr. Nie dotyczy jednak na przykład kolekcjonerów.

Wracając do krzywych obojętności: kiedy bierzemy pod uwagę większe iłości obu dóbr, to otrzymamy kolejne krzywe obojętności coraz bardziej oddalone od początku układu (rys. 1 lb). Punkty na wyższej krzywej obojętności reprezentują te większe ilości dóbr, zaś na tej samej krzywej zestawy równie dobre dla konsumen­ta. Układ takich krzywych nazywamy mapą obojętności, która opisuje preferencje konsumenta.

W ekonomii stosuje się też alternatywny sposób wyrażania gustów konsumen­tów. Mianowicie wprowadza się pojęcie użyteczności, którą definiuje się jako poziom zadowolenia konsumenta odczuwanego dzięki dysponowaniu danym zesta­wem dóbr. Przypisuje się wtedy różnym koszykom liczby określające użyteczność w taki sposób, aby koszyk wyżej oceniany otrzymał wyższą liczbę, a dwa koszyki równie dobre taką samą liczbę. Używa się tu więc nie wielkości porządkowych, lecz wielkości kardynalnych. Ma to zalety z punktu widzenia zastosowania matematycz­nych narzędzi analizy. Słabym punktem tego ujęcia jest to, że mamy trudności ze ścisłym określeniem, co to jest zadowolenie, jaka jest jego jednostka, a co gorsza, jak mają się do siebie te jednostki u różnych konsumentów.


3_5_Punkt równowagi konsumenta

Konsument konfrontuje dwa zbiory koszyków. Jeden to koszyki dopuszczalne na poziomie pełnego wykorzystania dochodu. Różnice między nimi (tzn. zmiany ich struktury) są jednakowe i odpowiadają odwrotności relacji cen rynko­wych, Są to wielkości obiektywne, dane konsumentowi z zewnątrz. Zbiór drugi to koszyki. uporządkowane przez samego konsumenta według jego preferencji. Są to więc dane subiektywne. Tu możemy wyróżnić podzbiory charakteryzujące się . tym, że koszyki należące do każdego z nich są dla konsumenta równie dobre (jest mu obojętne, który wybierze). Każdy z tych podzbiorów charakteryzuje się tym, że przejście od jednego do drugiego koszyka zmienia stosunek zastępowalności między dobrami na rzecz dobra, którego ilość się zmniejsza.

Konfrontując te dwa zbiory, konsument szuka takiego koszyka, który by był przez niego oceniany najwyżej spośród koszyków dopuszczalnych. Warunki te spełnia koszyk, dla którego istnieje zgodność relacji cen dóbr i ich krańcowej stopy substytucji. Oznacza to zgodność oceny tych dóbr danej przez rynek z ich subiektywną oceną dokonaną przez konsumenta.

Rozpatrzmy trzy sytuacje.

Pierwsza: analizując przejście od jakiegoś jednego do innego, równie dobrego koszyka, konsument deklaruje krańcową stopę substytucji równą na przykład 3:1 (3 posiłki za 1 kasetę). Uważa więc tę kasetę za trzy razy lepszą niż jeden posiłek. Ale relacje cen mają się jak 1:1,5. Kaseta jest więc na rynku tylko półtora razy droższa. Toteż rozsądne jest zwiększanie zakupu kaset kosztem posiłków. Wtedy jednak krańcowa stopa substytucji się zmienia. Konsument ocenia posiłki relatyw­nie wyżej, a kasety niżej. Takie zmiany (czyli zwiększanie zakupu kaset zamiast posiłków) mają więc sens tylko do punktu, w którym ocena konsumenta będzie identyczna z relacją cen.

Sytuacja druga jest symetryczna do pierwszej: teraz 1 kaseta jest na przykład oceniana przez konsumenta tak jak 0,5 posiłku, czyli posiłek jest dla niego dwa razy więcej wart niż jedna kaseta. Ale na rynku jest on tańszy od kaset. Rozsądne jest więc kupienie więcej posiłków kosztem pewnej ilości kaset. I znów warto to robić tak długo, aż te oceny się zrównają.

Sytuacja trzecia: zrównanie obu ocen. W naszym przykładzie jest to koszyk, w którym mamy 2 kasety i 3 posiłki. Tu nie warto nic zmieniać. Każde odejście od tego punktu da rozbieżność ocen konsumenta i rynku i chęć powrotu do tego właśnie koszyka.

Jest to koszyk optymalny. Ten punkt na naszym polu wyboru nazywamy punktem równowagi konsumenta. Mamy tu zrównoważenie oceny rynkowej z subiektywną oceną konsumenta. Każde odejście od niego oznacza nierów­nowagę, a więc powoduje chęć zmiany zmierzającej do poprawienia sobie swojej sytuacji.

To, co powiedzieliśmy, można pokazać w sposób geometryczny (rys. 12).

Rysunek ten powstaje z nałożenia na siebie mapy preferencji (rys. li)

i ścieżki cen (rys. 10). Punkt a reprezentuje wybór optymalny: równość relacji cen

i krańcowej stopy substytucji (geometrycznie jest to tożsamość ścieżki cen

i stycznej do krzywej obojętności, której nachylenie wyraża krańcową stopę

substytucji dóbr).

Punkt b to koszyk równie dobry jak a, ale nie mieszczący się w dochodzie (leży na prawo w górę od ograniczenia dochodowego). Punkt c mieści się w dochodzie, ale jest gorszy, od a, gdyż leży na niższej krzywej obojętności. Łatwo można wykazać, że żaden punkt inny niż a nie spełnia warunków optymalności.


3_6_Efekt dochodowy i substytcyjny

Zanalizujmy obecnie efekty obniżki cen bez zmiany relacji cen dóbr W i M przy założeniu, że wysokość nominalnego dochodu konsumenta jest stała. Wzrośnie z tego tytułu dochód realny konsumenta, mimo że dochód nominal­ny się nie zmienił.

Lima budżetu przesunie się wówczas równoległe z pozycji AB na pozycję A”B” (linia przerywana). W rezultacie uzyskujemy nowy punkt styczności linii bu­dżetu z krzywą obojętności i4 w punkcie D. Przejście z punktu równowagi E do nowego punktu równowagi D ilustruje efekt dochodowy spowodowany taką ob­niżką cen obu dóbr, iż relacja między nimi nie ulegnie zmianie. Tym samym nie zmieni się struktura nabywanych dóbr W oraz M. Przy wyższym dochodzie real­nym konsument znajdzie się na wyżej położonej krzywej obojętności 14. gdyż będzie mógł więcej kupić zarówno dobra M. jak i W. Suma zadowolenia (uży­teczności całkowitej) konsumenta także wzrosła.

Załóżmy obecnie, że zmieniły się relacje cen obu dóbr, gdyż obniżona została cena dobra M przy nie zmienionej cenie dobra W. Linia budżetu zmieni swoje położenie z AB do AC. Przy nowych relacjach cen i stałym dochodzie no­minalnym punkt D staje się dla konsumenta nieosiągalny, gdyż nie mieści się w granicach rozporządzalnego dochodu. Pod wpływem zmiany relacji cen kon­sument będzie zainteresowany zmianą struktury zakupów. Kupi on więcej do­bra M. którego cena spadła, ale równocześnie zmniejszy zakupy dobra W. któ­rego cena się nie zmieniła. Pod wpływem zmiany relacji cen obu dóbr konsu­ment dokona substytucji, czyli zastąpienia pewnej ilości dobra W zwiększoną ilością dobra M w tym celu, aby osiągnąć nowy punkt równowagi S dostoso­wany do zmienionych warunków wyboru.

Przy efekcie dochodowym konsument może nabyć więcej obu dóbr, zaś przy efekcie substytucyjnym zwiększone zakupy jednego dobra wymagają od­powiedniego zmniejszenia zakupów innego dobra. W ten sposób teoria równo­wagi konsumenta dodatkowo objaśnia prawo popytu będące jednym z istotnych elementów mechanizmu rynkowego. Dokładniejsze zbadanie drugiej strony tego mechanizmu związanego z prawem podaży wymaga zapoznania się z teorią funkcjonowania przedsiębiorstwa.

4_1_Przedsiębiorstwo i jego formy

Przedsiębiorstwo jako jednostka działająca w gospodarce musi być rozpatrywane~ wielostronnie. Szczególnie ważne są cztery płaszczyzny jego analizy.

Po pierwsze, przedsiębiorstwo jako organizacja. Z wyjątkiem przedsię­biorstw jednosobowych, zresztą zawsze bardzo licznych i mających duże znacze­nie, przedsiębiorstwa są organizacjami, to znaczy zespołami ludzi współdziałających dla realizacji wspólnych celów (które nie są najczęściej tożsame z celami indywidualnymi). Taki sposób patrzenia na przedsiębiorstwo stawia na porządku dziennym m.in. dwa ważne problemy ekonomiczne: a) wyboru efektywnej skali organizacji i sposobu zarządzania, b) poznania stosunków między ludźmi w ramach organizacji i określenia sposobów rozwiązywania kontrowersji i konfliktów jakie w niej powstają. Tymi niewątpliwie niezmiernie ważnymi sprawami w tym podręczniku nie zajmujemy się i traktujemy przedsiębiorstwo jako jednolitą całość. Dalej tylko skrótowo wyliczymy ważniejsze formy organizacyjne współ­czesnych przedsiębiorstw.

Po drugie, przedsiębiorstwo jako własność. Jest to przedmiot prawa gospodarczego i nie będziemy wchodzić w jego zakres badawczy. Tu musimy tylko dokonać odpowiednich założeń dotyczących instytucjonalnego statu­su badanego przez nas przedsiębiorstwa. Zakładamy więc, że precyzyjnie okreś­lona jest wiązka praw własności przysługujących przedsiębiorstwu. Mianowi­cie ma ono prawo dysponowania swoją własnością (np. sprzedaż składni­ków majątku), może przenosić swoje uprawnienia na inne osoby fizyczne lub prawne (darowizna, dziedziczenie), ma prawo korzystać z płynących z niej pożytków (zysk, dywidenda). Równocześnie ponosi ono odpowiedzialność za skutki swego działania (zobowiązania finansowe, ujemne efekty zewnętrzne działania przedsiębiorcy). Kładziemy tu akcent na ścisłe formalne określenie tych praw, co jest na ogół zapewnione w ustroju kapitalistycznym. Niespełnienie tego warunku w gospodarce centralnie kierowanej (np. w PRL) powodowało, że działające wtedy organizacje gospodarcze nie miały cech autentycznych przed­siębiorstw.

Po trzecie, przedsiębiorstwo jako „firma” w znaczeniu imienia, renomy, reputacji wśród dostawców i odbiorców na rynku i wśród szerszej publiczności. Jest to wartość, którą należy zaliczać do aktywów i którą można zamienić na pieniądze, na przykład w przypadku sprzedaży przedsiębiorstwa.

Po czwarte, jako „przedsięwzięcie”, czyli zrealizowanie pomysłu odpowied­niego połączenia czynników wytwórczych do produkcji określonych dóbr na rynek. Jest to przedsięwzięcie podjęte na własny rachunek, co oznacza poniesienie ryzyka ewentualnych strat, jeśli się nie uda. Przedsiębiorca to człowiek, który podejmuje decyzję o takim działaniu. Ponosi on ryzyko także wtedy, kiedy działa za pożyczone pieniądze, gdyż to on płaci procenty i musi zwrócić zaciągnięty kredyt. Przedsię­biorca nie musi więc być właścicielem przedsiębiorstwa. (Nie może jednak także być urzędnikiem państwowym, jak to było w PRL, gdyż wówczas nie ponosi pełnej odpowiedzialności materialnej za swoje decyzje.) Również pomysł przedsięwzięcia nie musi być jego własny, może go kupić od odpowiedniej firmy doradczej. Przedsiębiorca nie musi też osobiście zarządzać na co dzień zakładem. Może wynająć menedżera. Są to więc różne role, które musimy analizować osobno, co nie przeszkadza, że w życiu wielu przedsiębiorców jest równocześnie właścicielami wyłożonego kapitału i dyrektorami przedsiębiorstwa.

W dalszym ciągu tego wykładu (i w szeregu następnych) będziemy używać terminu przedsiębiorstwo i przedsiębiorca jako synonimów i w tym właśnie znaczemu, to znaczy jako podmiotów podejmujących na własny rachunek decyzje o użyciu czynników wytwórczych do produkowania dóbr na rynek.

Jakie cele realizuje przedsiębiorca (przedsiębiorstwo)? Jakie są kryteria jego wyboru?

Tradycyjnie w analizie teoretycznej przyjmuje się najczęściej, że kapitalis­tyczny przedsiębiorca nastawiony jest na realizację jednego celu, jakim jest zysk rozumiany jako różnica między przychodami (utargami) i kosztami. Maksymalna realizacja tego celu jest kryterium wyboru przez przedsiębiorcę optymalnej od­powiedzi na pytania: co wytwarzać, jak wytwarzać, dla kogo wytwarzać?

To proste sformułowanie wywołuje protesty i kontrowersje. Rozpatrzmy niektóre z nich i ustalmy, jak będziemy traktować tę sprawę w naszym podręcz­niku.

Jedna z podstawowych kontrowersji dotyczy spraw etycznych. Chodzi o tak zwany zysk godziwy. Według marksistów i niektórych moralistów innej prowe­niencji zysk w ogóle jest niegodziwy, gdyż wynika z wyzysku lub oszustwa. Jest to stanowisko skrajnie antykapitalistyczne, które odnotowujemy, ale którego nie możemy przyjąć, gdyż uważamy, że tylko niektóre zyski mają ten charakter i że są one patologią, a nie normą. Jednakże nieobojętna jest sprawa źródła zysku i sposobów jego osiągania. Przykładem mogą być „brudne” pieniądze pochodzące z handlu narkotykami.

Nie wchodząc głębiej w ten spór, przyjmujemy dalej, że analizujemy wybór przedsiębiorcy, który osiąga zysk zgodnie z obowiązującymi normami prawnymi. Jeśli będziemy mówić o innych przypadkach, zostaną one wyraźnie oznaczone jako odejście od normy.

Konieczna jest tu uwaga, że zysk jest dochodem, który właściciel przedsię­biorstwa może wydatkować na konsumpcję lub na powiększenie kapitału przedsię­biorstwa. W tym drugim przypadku zysk zostaje zainwestowany w działalność produkcyjną, dzięki czemu przedsiębiorstwo może się rozwijać. Osiąganie zysku jest więc warunkiem rozwoju działalności gospodarczej.

Inna kwestia dotyczy horyzontu czasowego kalkulacji zysku. Jak wiadomo, są przedsięwzięcia na krótką i na długą metę. Można zrobić raz dobry interes (wielki zysk), który się jednak nie da powtórzyć ani kontynuować. Czym innym jest działalność dająca mniejszy („umiarkowany”) zysk, ale osiągalny systematy­cznie w dłuższym okresie. Mówiąc więc o maksymalizacji zysku, musimy precyzować jego horyzont czasowy.

Niektórzy ekonomiści w ogóle podważają zasadność przyjmowania jednego celu działania przedsiębiorcy. Słusznie wskazują, że kapitaliści nieraz podejmują decyzje, mając na względzie uzyskanie wpływów politycznych (wspomaganie kampanii wyborczych), lepszej opinii u szerokiej publiczności (fundacje kulturalne czy charytatywne), dokonanie reformatorskich zmian (na przykład dopuszczanie załogi do zarządzania przedsiębiorstwem). Mają więc oni często wiele celów, przy czym cele te nie tylko konkurują, ale też tworzą się między nimi różne układy zależności. Na przykład wpływy polityczne mogą być samodzielnym celem, który konkuruje z maksymalizacją zysku, albo w istocie rzeczy tylko okrężnym środ­kiem do celu, jakim jest przyszły zysk (jeśli popierany przez przedsiębiorcę polityk po dojściu do władzy będzie bardziej życzliwy dla tej firmy czy gałęzi produkcji).

Proponujemy pozostać w rozważaniach modelowych przy koncepcji jednego celu: maksymalizacji zysku. Jeśli się pominie zyski „niegodziwe”, to wymienio­ne wyżej komplikacje można sprowadzić do dwóch sytuacji: a) kiedy inne cele są w istocie tylko środkiem do maksymalizacji zysku, b) kiedy dany człowiek, występujący jednak nie jako przedsiębiorca, ma na oku inne cele, na przykład charytatywne czy reformatorskie, i świadomie rezygnuje z niektórych sposobów maksymalizacji zysku lub maksymalizowany zysk powięca na te inne cele. W obu tych przypadkach maksymalizacja zysku pozostaje jedynym kryterium wyboru przedsiębiorcy. Zmienia się tylko pole zdobywania zysku albo jego przeznaczenie.

Jakie są ważniejsze formy organizacyjne przedsiębiorstw w gospodarce kapitalistycznej?

Najpoważniejszą rolę odgrywają trzy z nich: przedsiębiorstwa należące do osób fizycznych (jednoosobowe‚ rodzinne), spółki jawne i spółki kapitałowe (akcyjne i z ograniczoną odpowiedzialnością).

Pierwsze, czyli przedsiębiorstwa należące do osób fizycznych, są najlicz­niejsze. W tych przedsiębiorstwach miliony ludzi pracują samodzielnie („na swoim”), a nie jako pracownicy najemni. Ci przedsiębiorcy są więc równocześnie właścicielami, pracownikami i menedżerami. Tworzą główny trzon klasy średniej, która jest dość zgodnie uważana za ważną społeczną podstawę gospodarki kapitalistycznej. Jedną z cech tego rodzaju przedsiębiorstw jest ich wytrzymałość na wstrząsy, zdolność do zaciśnięcia pasa i przetrzymania trudnych dla gospodarki

okresów. Takie małe i średnie przedsiębiorstwa wielokrotnie ujawniały tę właś­ciwość w czasie kryzysów gospodarczych. Nie musi to dotyczyć pojedynczych przedsiebiorstw, lecz całej grupy, w której wiele przedsiębiorstw bankrutuje i ciągłe powstaje wiele nowych.

W spółkach jawnych wspólnicy są znani i ponoszą nieograniczoną od­powiedzialność. Są to najczęściej przedsiębiorstwa małe i średniej wielkości, które dają większe możliwości rozszerzenia skali produkcji niż poprzednie, ale poza tym mają podobne właściwości jak tamte.

Spółki akcyjne i spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, z reguły znacz­nie mniej liczne, dysponują jednak główną masą kapitału i w wielu gałęziach dają przeważającą część produkcji. Cechą charakterystyczną jest w nich rozszczepianie się funkcji właściciela i menedżera. Akcjonariusze są właścicielami i mają wpływ na sprawy przedsiębiorstwa, jeśli ich udział jest znaczny. Im więcej drobnych właścicieli wielkich organizacji gospodarczych, tym słabszy ich wpływ, motywa­cja i odpowiedzialność za sprawy przedsiębiorstwa. Władzę przejmują wówczas nieliczni główni udziałowcy i biurokracja menedżerska. Menedżerowie, często będący także współwłaścicielami, mają silną motywację, ale słabszą odpowiedzial­ność za sprawy przedsiębiorstwa niż np. właściciele poprzednio omawianych kategorii przedsiębiorstw.

Sporna jest sprawa innowacyjności i dynamiki rozwojowej różnych tych kategorii organizacji gospodarczych. Wiele jest tu przeciwstawnych opinii. Z jednej strony, wielki kapitał jest rzeczywiście zdolny do dokonywania głębo­kich zmian w technice i organizacji produkcji i potrafi silnie zdynamizować poszczególne gałęzie gospodarki i regiony kraju. Z drugiej strony jednak spółki, które zdobyły pozycję monopolistyczną na rynku, łatwo tracą swój poprzedni dynamizm, a nawet nieraz hamują wprowadzanie innowacji jako zagrażających ich interesom. Małe i średnie przedsiębiorstwa mają mniejsze możliwości rozwoju, ale często są znacznie bardziej dynamiczne i wrażliwe na bodźce pochodzące z konkurencyjnego rynku. Znane są wybitne przykłady wielkich osiągnięć takich przedsiębiorstw, które w sposób rewolucyjny wpłynęły na rozwój całych gałęzi przemysłu (np. rynek sprzętu komputerowego i oprog­ramowania).

Sądzimy, że należy bardzo ostrożnie podchodzić do często wyrażanych opinii przypisujących szczególne walory niektórym tylko kategoriom przedsiębiorstw. Do walki między apologetami wielkiego kapitału i tymi, dla których „małe jest piękne”, włączają się jeszcze zwolennicy przedsiębiorstw z samorządem pracow­niczym, spółdzielczości, akcjonariatu pracowniczego itd. Te ostatnie kategorie ilościowo stanowią z reguły margines, ale mają spore znaczenie, zresztą raczej socjalne i polityczne niż gospodarcze.

W większości krajów kapitalistycznych występuje zróżnicowana mozaika form przedsiębiorstw, z wyraźną przewagą tych, które wymieniliśmy na początku. Nasza analiza dotyczy ich wszystkich o tyle, o ile kierują się one kryteriami ekonomicznymi i mają autentyczną samodzielność podejmowania decyzji i kon­kurowania między sobą.

4_3_Koszty i utargi przedsiębiorstwa

Koszty wytwarzania dóbr, czyli koszty przedsiębiorcy, to sumy pieniężne, jakie płaci on za użytkowanie czynników wytwórczych.

Użytkowanie to może oznaczać różne rzeczy. Przykładem może być kupno surowca i zużycie go, czyli przerobienie na wyrób gotowy. Innym jest kupno maszyny i użytkowanie jej przez miesiące lub całe lata, aż zużyje się ona i pójdzie „na szmelc”. Podobnie, ale na ogół jeszcze dłużej, użytkuje się budynki czy statki. A wydzierżawienie lub kupno ziemi? Można ją użytkować wiecznie (w każdym razie w skali życia ludzkiego czy życia firmy). Wszystko to kosztuje: przedsię­biorca płaci cenę, czynsz, odlicza amortyzację itp. Wszystko to składa się na koszt wytworzenia jednostki wyrobu gotowego, produkcji dziennej, miesięcznej. Może­my bowiem te koszty rozmaicie rozliczać.

Jednym z najważniejszych wymagań, jakie stawia ekonomia, jest liczenie - możliwie pełnych kosztów. Tego wymaga rzetelna kalkulacja w przedsiębiorst­wie, a także rzetelna analiza naukowa.

Służy temu, koncepcja kosztu alternatywnego, zwanego inaczej kosztem utraconych możliwości.

W świecie, w którym żyjemy, nie ma darmowych dóbr. Każde wymaga nakładów pracy, starań, kapitału. Poświęcając te nakłady na uzyskanie jednych dóbr, rezygnujemy z innych. Te właśnie „utracone możliwości” są naszym pełnym kosztem produkcji.

Pełny koszt utraconych możliwości można wyrazić na dwa sposoby Po pierwsze, jest to koszt użycia wszystkich czynników wytwórczych do wytworzenia danego dobra. Po drugie, są to (wariantowo, a więc do wyboru) ilości innych dóbr, które można by wytworzyć za pomocą tej samej ilości czynników wytwórczych.

Jak to można zastosować praktycznie? Weźmy przykład. Niech nasz przed­siębiorca wytwarza rocznie produkt, który może sprzedać za 1 mln złotych, a jego. zapisane w księgowości koszty niech równają się 800 tys. złotych. Czy to znaczy, że ma on na czysto zysk równy 200 tys. złotych? Jeśli sam pracuje w przedsiębior­stwie (jako dyrektor czy inżynier), to należy do kosztów doliczyć taką płacę, jaką musiałby dać innej osobie, którą by zatrudnił na tym stanowisku. Na przykład niech to będzie 50 tys. złotych rocznie. Jeśli ponadto włożył w przedsiębiorstwo własny kapitał pieniężny i ziemię, to do kosztów należy wliczyć oprocentowanie, jakie musiałby rocznie płacić, gdyby kapitał był pożyczony, a również czynsz, jaki należałoby zapłacić, gdyby ziemia była wydzierżawiona od kogoś. Niech będzie to na przykład 150 tys. złotych.

Możemy to policzyć także w inny sposób. Mianowicie te koszty alternatywne to utrata płacy, odsetek i czynszu, jakie nasz przedsiębiorca mógłby uzyskać, gdyby zatrudnił siebie, swój kapitał i ziemię w przedsiębiorstwie należącym do kogoś innego. Gdyby bowiem nie włożył tych czynników do swego przedsiębiors­twa, to mógłby je dać odpłatnie w użytkowanie innym przedsiębiorcom i uzyskał­by w zamian te sumy.

Gdy konsekwentnie policzymy wszystkie te koszty, to może się okazać, jak w naszym przykładzie, że przedsiębiorca w ogóle nie otrzymuje żadnego ekstra zysku, lecz tylko pokrywa wszystkie swoje koszty. Ale tak nie jest w każdym przypadku. Do sprawy zysku wrócimy dalej.

Podsumowując sprawę kosztów alternatywnych, można je określić na dwa sposoby. Po pierwsze, są to koszty użytkowania wszystkich czynników wytwór­czych zatrudnionych do produkcji danego dobra. Po drugie, są to wszystkie inne dobra (alternatywnie, w zależności od tego co zostało wybrane), z których musimy zrezygnować, a których wytworzenie wymaga zatrudnienia tych samych czyn­ników wytwórczych.

To jednak jeszcze nie wyczerpuje sprawy pełnych kosztów. Cały czas mówiliśmy tylko o kosztach poniesionych przez samego przedsiębiorcę, a więc o jego kosztach prywatnych.

Działalność przedsiębiorstwa daje jednak często pewne skutki uboczne, które mają znaczenie dla innych uczestników życia gospodarczego. Są to tak zwane efekty zewnętrzne, dodatnie lub ujemne. Przykładem pierwszych może być fakt, że przedsiębiorstwo, zatrudniając pracownika, bardzo często daje mu możliwość podnoszenia kwalifikacji w toku pracy. Gdy pracownik ten zmienia pracodawcę, tamten ma wykwalifikowanego pracownika bez potrzeby szkolenia go czy przy­uczania. Nie zawsze znajduje to adekwatny wyraz w prywatnych kosztach i przychodach. Przykładem ujemnych efektów zewnętrznych może być zanieczy­szczanie środowiska przez przedsiębiorstwo. Trzeba więc pamiętać, że pełny koszt społeczny jest często większy niż koszt przedsiębiorcy. Jest to szczególnie ważne, kiedy zajmujemy się problemami makroekonomicznymi. Obecnie, mówiąc o kosz­tach, pozostajemy przy kosztach prywatnych.

Przejdźmy teraz do rozwiniętego przykładu liczbowego, za pomocą którego przedstawimy model analizy kosztów przedsiębiorstwa (zob. tabelę 1).

Przykładowe liczby nawiązują do licznych badań empirycznych i wyrażają relacje, których wystąpienie jest prawdopodobne w rzeczywistości. W kolum­nie 1 mamy schematycznie określoną wielkość produkcji w przyjętym przez nas odcinku czasu, np. jest to produkcja dzienna czy tygodniowa. Można tam podłożyć dowolne liczby absolutne (np. 1000 czy 10000 sztuk), byleby za­chować podaną proporcję. W kolumnie 4 mamy koszt całkowity odpowiedniej wielkości produkcji.

Należy przypomnieć, że są to przewidywane wielkości alternatywne. Mówi­my: gdybyśmy w analizowanym, przyszłym okresie produkowali 5 jednostek fizycznych produktu, to koszt całkowity przedsiębiorstwa w jednostkach pienięż­nych wyniósłby 300.

Koszt całkowity może być rozłożony na dwie części: na koszt stały i koszt zmienny. Odpowiada to użyciu stałych i zmiennych czynników wytwórczych, o czym mówiliśmy w rozdziale 2.

Koszt stały to taki, którego wielkość jest niezależna od wielkości produkcji. Trzeba go ponieść, nawet gdy w ogóle się nic nie produkuje. Przykładem może

być amortyzacja i konserwacja budynków czy maszyn, wiele kosztów administracyjnych itp.

Koszt zmienny jest zależny od wielkości produkcji. Na przykład koszt zużycia energii, surowców i bezpośredniej robocizny jest większy, kiedy się więcej produkuje.

Wielkości kosztów krańcowych, to znaczy różnic między kosztem całkowitym dwóch sąsiednich wielkości produkcji. Ściślej: jest to przy­rost kosztu (zmiennego! bo stały z definicji pozostaje taki sam), jeśli produkcja zmieni się o jednostkę. Wielkości te zapisujemy „między wierszami”, żeby było wyraźnie widać, że są to różnice.

Należy zauważyć, że koszt krańcowy najpierw maleje, osiąga wielkość minimalną i następnie rośnie. Jest to wyraz tego, że działa prawo nieproporcjonal­nych przychodów (zob. rozdz. 2). Jeśli kolejne nakłady czynnika zmiennego dają

do pewnego punktu rosnące przyrosty produkcji, a następnie przychody malejące, to koszt wytworzenia tej dodatkowej produkcji zmienia się odwrotnie: najpierw maleje, a potem rośnie.

Jak zobaczymy dalej, koszty krańcowe są naszym podstawowym narzędziem analizy. One bowiem pokazują, ile przedsiębiorca będzie musiał zapłacić więcej, żeby zwiększyć produkcję o jednostkę.

Drugim ważnym narzędziem są koszty przeciętne, których rozpatrujemy trzy rodzaje.

Koszt przeciętny, inaczej zwany jednostkowym, mówi, ile przypada kosztów przedsiębiorstwa na każdą jednostkę produkcji przy różnych jej rozmiarach. Należy podkreślić, że najczęściej koszt dodatkowej jednostki i koszt przeciętnej jednostki nie są sobie równe.

Koszt przeciętny stały wyróżnia się tym, że jest coraz mniejszy, im większa jest produkcja. Ten sam koszt stały rozkłada się bowiem na coraz większą liczbę jednostek produkcji. Ten fakt często skłania przedsiębiorców do rozszerzania skali produkcji, szczególnie w gałęziach, w których ze względów technicznych koszty stałe mają wielki udział w całości kosztów. W jakim stopniu jest to racjonalne, wynika z całości analizy kosztów.

Koszt przeciętny zmienny ma oczywiście minimum, czyli najpierw spada, a potem rośnie, podobnie jak koszt krańcowy (co wynika z tej samej przyczyny). Ale układa się to nieco inaczej, co powinno być oczywiste, gdyż pierwszy pokazuje przyrosty kosztów zmiennych, a drugi rozkłada je na coraz większą liczbę jednostek.

Koszt przeciętny stały plus zmienny ma podobny przebieg jak poprzedni, ale znów nieco inaczej rozłożony. Wynika to stąd, że jest to kombina­cja dwóch rodzajów zmian: koszty przeciętne zmienne najpierw maleją, a potem rosną, podczas gdy koszty przeciętne stałe cały czas maleją, a więc cały czas „ciągną” sumę w dół.

.


5_1_Konkurencja i monopole

Konkurencja, współzawodnictwo, rywalizacja — wszystkie te pojęcia znaczą w przybliżeniu to samo. Wyczuwamy też pewne różnice: konkurencja to zapew­ne coś ostrzejszego niż współzawodnictwo, a rywalizacja plasuje się jeszcze wyżej na tej skali. W ekonomii słowo konkurencja reprezentuje wszystkie te odcienie znaczeniowe. Jeśli będzie trzeba, dodamy jej przymiotniki. Mówiąc o różnych rodzajach konkurencji, wymieńmy tu dwa ważne podziały. Jest istotne, aby odróżniać konkurowanie o względy kontrahenta (dostawcy lub odbiorcy) od konkurowania polegającego na zwalczaniu go. Pierwsze jest najczęściej łagodniejsze, drugie łatwo sięga po metody brutalne, w tym także niezgodne z prawem. Dochodzimy w ten sposób do drugiego podziału: na konkurencję uczciwą i nieuczciwą. Rozumiemy ją tutaj nie w stylu Kalego (uczciwa to ta, którą ja uprawiam, nieuczciwa jest ze strony innych osób), lecz w relacji do obowiązującego prawa. Uczciwa to taka, która go nie łamie. Nieuczciwą konkurencją jest więc najmowanie gangsterów dla pognębienia konkurenta, ale także sprzedawanie „na czarno” na ulicy przed wejściem do sklepu z tymi samymi produktami. Sklep jest w gorszej sytuacji: musi sprzeda­wać drożej choćby dlatego, że płaci podatki.

Konkurowanie producentów i kupców o klienta, konkurowanie konsumentów o towary, a przedsiębiorców o czynniki wytwórcze, pracowników o miejsca pracy to mechanizm regulujący działanie gospodarki kapitalistycznej.

Co reguluje konkurencja?

Po pierwsze, wymianę dóbr. Dostawcy i nabywcy dóbr konsumpcyjnych i czynników wytwórczych, konkurując między sobą i targując się, dochodzą do uzgodnienia cen, według których odbywa się wymiana. Konkurencja prowadzi więc gospodarkę ku równowadze, czyli w kierunku stanu wzajemnej zgodności zamierzeń i działań uczestników rynku. Alternatywą dla takiego kształtowania się cen są ceny dyktowane przez niektórych uczestników, na przykład ceny administ­rowane przez władze państwowe (ceny urzędowe). Ten drugi sposób bywa stosowany w kapitalizmie, ale nie jest dla niego typowy.

Po drugie, konkurencja reguluje alokację czynników wytwórczych w gos­podarce, czyli określa, które czynniki i w jakich ilościach będą użytkowane do wytwarzania różnych dóbr. Właściciele czynników konkurują o to, aby możliwie jak najdrożej je komuś wynająć, przedsiębiorcy zaś o to, by zapłacić za ich użytkowanie możliwie jak najtaniej w proporcji do ich produkcyjności. W wyniku tego, jeśli ten proces przebiega bez zakłóceń, czynniki wytwórcze dostają się tym przedsiębiorcom, którzy mogą najwięcej za nie zapłacić, a to mogą i chcą zrobić ci, którzy potrafią najefektywniej te czynniki zastosować. Konkurencja jest więc mechanizmem efektywnego wykorzystania w gospodarce istniejących zasobów czynników wytwórczych. W tym procesie mogą pojawiać się tarcia i zakłócenia, a także są trudności z pełnym zatrudnieniem wszystkich czynników wytwórczych. Będzie o tym mowa w toku wykładu.

Po trzecie, konkurencja reguluje dystrybucję wyników działalności gos­podarczej, czyli dochodów jej uczestników (płac, zysków itp.). W rezultacie wymienionej wyżej wymiany dóbr i alokacji czynników wytwórczych kształtują się dochody uczestników życia gospodarczego, wysokie jednych, skromne lub nawet zerowe innych. Mechanizm konkurencji potrafi sprawnie przeprowadzać dystrybucję dochodów. Wynik tego nie musi jednak zadowalać wszystkich uczest­ników. Z reguły przez niektórych jest uważany za niesprawiedliwy, a bywa i tak, że nikt nie jest z niego zadowolony. Ten ostatni przypadek świadczy o ostrym kryzysie gospodarczym i społecznym.

Problem podziału dochodów ma aspekt czysto ekonomiczny (podobnie jak dwa poprzednie problemy), ale ma też niezmiernie ważny aspekt społeczny i polityczny. W poprzednich punktach można było poprzestać na wskazaniu, co to jest równowaga rynkowa i efektywna alokacja, bez konieczności dokonywania ocen na płaszczyźnie etycznej czy politycznej. Tu tego się nie uniknie. W dal­szym ciągu będziemy oczywiście wskazywać na trudności i problemy, jakie w tym zakresie powstają, i na różne poglądy na temat sposobów ich eliminowa­nia. W znacznym jednak stopniu sprawa ta wychodzi poza ramy wykładu z ekonomii.

Od czego zależy zakres i intensywność, a tym samym skuteczność działania mechanizmu konkurencji?

Zależy od swobody wejścia na rynek, a tę określają warunki techniczne i instytucjonalne. Chodzi tu więc o to, czy istnieją przeszkody w zakładaniu nowych przedsiębiorstw lub w zmianie ich profilu (przejściu z rynku jednego dobra na rynek innego). Mogą one mieć charakter techniczno-naturalny (np. ograniczoność terenu czy dostępnych bogactw naturalnych) lub wynikać z przepi­sów, np. tak chętnie stosowanych przez władze koncesji i zezwoleń na prowadze­nie działalności gospodarczej. Wszystko to utrudnia lub nawet uniemożliwia wchodzenie na rynek nowych uczestników. A przecież dbanie o swobodę wejścia jest jedynym naprawdę skutecznym środkiem popierania konkurencji.

Przeciwieństwem konkurencji jest monopol. Etymologicznie oznacza on wyłączność sprzedaży. Współcześnie termin ten ma szersze zastosowanie, nie tylko ekonomiczne. W ekonomii czysty (pełny) monopol oznacza, że inni uczest­nicy w ogóle nie mają swobody wejścia na rynek, na którym działa dane przedsiębiorstwo. Tak bywa w życiu (np. jedyny właściciel patentu na jakiś produkt). Przedsiębiorstwo monopolistyczne, które jest jedynym, wyłącznym na­bywcą, jest w ekonomii nazywane monopsonem (np. taki charakter miała pańs­twowa organizacja, która jako jedyna była uprawniona w PRL do skupowania zboża od rolników). Jeśli na danym rynku działa tylko dwóch producentów, nazywamy to duopolem, jeśli niewielu (przykładem może być przemysł samo­chodowy) oligopolem.

Dla celów analitycznych ekonomiści budują model doskonałej konkurencji, który jest przeciwieństwem czystego monopolu. Zakłada się w nim pełną swobodę wejścia na rynek, na którym działa wielu wytwórców produkujących identyczne dobra. Żaden z nich nie ma wpływu na warunki wymiany, w szczególności na ceny, które musi przyjąć jako dane z zewnątrz. Jest to w istocie równoznaczne ze stwierdzeniem, że każdy z nich wytwarza tak drobną część łącznej podaży rynkowej, iż zwiększenie lub zmniejszenie jego podaży nie daje zauważalnego wpływu na cały rynek. W szczególności nie zmienia ceny. Przyjmuje się też, że ten teoretyczny rynek jest doskonale przejrzysty, co znaczy, że nie ma problemu (ani kosztów) zdobycia informacji o jego stanie.

Są to założenia skrajne i jest oczywiste, że w życiu nie ma rynków doskonałe konkurencyjnych. Wiele jednak rynków jest w praktyce bliskich spełnienia tych warunków. Dalej będziemy często przeprowadzać analizę na przykładzie rynku doskonale konkurencyjnego, gdyż ma to wielkie walory poznawcze. Przechodząc następnie do sytuacji bliższych rzeczywistości, będziemy wskazywać na to, o ile i w jakim punkcie różnią się one od modelu. Ten ostatni występuje więc w charakterze punktu odniesienia, swoistej „miary” dla oceny sytuacji bardziej realistycznych. Jest to „piec, od którego będziemy tańczyć”.

Z punktu widzenia modelu doskonałej konkurencji wszystkie inne przypadki należą do konkurencji niedoskonałej, ze skrajnym przypadkiem czystego monopolu, kiedy w ogóle nie ma konkurencji.

Tyle o klasyfikacji teoretycznej. Kiedy będziemy klasyfikowali różne badane przez nas rzeczywiste rynki, wygodnie będzie podzielić je na trzy grupy. bo pierwszej należą liczne rynki, które są bliskie spełnienia warunków doskonałej konkurencji. Przykładem może być rynek, na którym występują setki tysięcy (czy nawet miliony) niewielkich gospodarstw rolnych produkujących zboże (tak jest obecnie w Polsce), oraz liczne inne gałęzie gospodarki, w których przeważają I drobne warsztaty, fabryki i sklepy. Charakteryzując takie rynki, będziemy mówić, że panuje na nich wolna konkurencja. Nie jest to określenie tak ścisłe jak konkurencja doskonała, ale wygodne w użyciu. Drugą wielką grupę stanowią rynki konkurencyjne, których uczestnicy mają wpływ na sytuację rynkową, gdyż, w pewnym stopniu, dysponują pozycją monopolistyczną. Taką sytuację nazywamy konkurencją monopolistyczną. Wreszcie do trzeciej grupy należą wspomniane wcześniej czyste monopole.

5_2_Konkurencja doskonała

Sytuacja rynkowa określana mianem konkurencji doskonałej charakteryzuje się tym, że żaden z kupujących i sprzedających nie ma wpływu na cenę. Cena kształtuje się na rynku jako wypadkowa oferty wszystkich producentów i zapo­trzebowania wszystkich odbiorców na dany produkt. Zarówno dla producenta jak i dla konsumenta cena jest wielkością daną.

Teoretyczna konstrukcja modelu konkurencji doskonałej, opiera się na czterech podstawowych założeniach:

1) Założenie jednorodności produktu.

Produkty każdego z producentów są identyczne. Każdy z wielu producen­tów sprzedaje dokładnie taki sam produkt. Równocześnie kupujący traktują i oceniają produkty oferowane przez wielu producentów jako identyczne —kupujący nie odnosi żadnej korzyści z wyboru sprzedającego

2) Założenie pełnej mobilności czynników produkcji.

Na rynku doskonale konkurencyjnym nie istnieją żadne przeszkody (ekono­miczne, prawne, społeczne) wchodzenia i wychodzenia przedsiębiorstw do i z danej gałęzi produkcji. Zgodnie z powyższym założe­niem nie istnieją ograniczenia dotyczące wielkości nakładów inwestycyjnych związanych z rozpoczęciem działalności gospodarczej lub z przeniesieniem jej do innej branży. Dlatego w przemysłach doskonale konkurencyjnych nie potrzeba dużych kapitałów dla uruchomienia przedsiębiorstwa — możliwości wejścia na rynek są otwarte dla wielu podmiotów gospodarczych.

3) Duża liczba sprzedających i kupujących.

Rynek doskonale konkurencyjny składa się z wielu sprze­dających i z wielu kupujących. W rezultacie udział każdego producenta w globalnej podaży oraz udział każdego kupującego w globalnym popycie są stosunkowo niewielkie. Oznacza to, że jakakolwiek zmiana wielkości podaży pojedynczego producenta lub jakakolwiek zmiana popytu pojedyn­czego nabywcy jest zbyt mała, aby spowodować zmianę ceny rynkowej.

4) Założenie doskonałej Informacji o rynku.

W modelu doskonałej konkurencji przyjmujemy, że wszyscy sprzedający

i kupujący posiadają pełną informację o produkcie i jego cenie, zarówno

w danym momencie jak i w przyszłości. Zgodnie z tym założeniem nie

występuje niepewność i ryzyko odnośnie kształtowania się tych elementów

rynku w wyniku czego producent zawsze może określić rozmiary produkcji

maksymalizujące zysk, natomiast kupujący zawsze może określić wielkość

swojego popytu.

6_1_Problemy i metoda makroekonomii

Na początku jeszcze parę słów o mikroekonomii. Analizuje ona zachowania uczestników życia gospodarczego i ich wzajemne oddziaływania. Stara się okreś­lić warunki powodzenia w działaniu tych jednostek, czyli warunki osiągania równowagi i optimum gospodarczego. Z tej analizy wyprowadzany jest optymis­tyczny wniosek, który najprościej można sformułować następująco: w określonych warunkach instytucjonalnych (przede wszystkim prywatna własność i swoboda prowadzenia działalności gospodarczej) spontaniczne działanie konkurencyjnych uczestników życia gospodarczego zmierza do równowagi, tzn. do efektywnego zatrudnienia czynników wytwórczych w celu wytworzenia dóbr pożądanych przez końcowych odbiorców. Według tej teorii, im niższy jest stopień spełnienia tych warunków, tym wyniki są dalsze od tych, które uznaliśmy za pożądane.

W życiu występują jednak problemy, którymi mikroekonomia nie zajmuje się w ogóle albo nie poświęca im większej uwagi. Wymieńmy tu cztery takie kwestie, które należą do najpoważniejszych we współczesnym świecie. Są to: nierówności, bezrobocie, kryzysy i inflacja.

1. Na świecie występuje rażące nierówności pod względem własności, dochodów i wpływów między grupami uczestników życia gospodarczego, regiona­mi, krajami. Poprzednio mówiliśmy o tym np. przy rozpatrywaniu zjawisk monopolistycznych i przy podziale dochodów. Problemy te są jednak znacznie poważniejsze i mają szerszy zasięg. Szczególnie ważne są tu dwa zjawiska. Pierwsze polega na tym, że takie nierówności powodują konflikty społeczne i polityczne, co m.in. może grozić zakłóceniem sprawnego działania mechanizmu gospodarczego, nie mówiąc o skutkach pozaekonomicznych. Drugim jest kumula­tywny charakter tych procesów polegający na tym, że potęguje się rozwój i bogacenie się w jednych częściach świata podczas gdy w innych narasta ubóstwo i zacofanie.

2. Bezrobocie. Może ono zresztą dotyczyć nie tylko ludzi (jak to się potocznie rozumie), ale także innych czynników wytwórczych. Jest to jednak przede wszystkim wielki problem społeczny. Bezrobocie oznacza cierpienia ludzi i konflikty między nimi. Z ekonomicznego punktu widzenia bezrobocie może

dezorganizować gospodarkę i oddalać ją od optimum. Skala tego zjawiska może być bardzo znaczna. Na przykład w Unii Europejskiej w 1998 roku co dziesiąty zdolny i chętny do pracy człowiek był bezrobotny (mniej więcej tyle samo w Polsce), a w Hiszpanii nawet co piąty.

3. Fluktuacje działalności gospodarczej, to znaczy powtarzające się załama­nia (kryzysy), a co najmniej falowanie procesu wzrostu gospodarczego. Zdarzające się głębokie kryzysy i długotrwałe recesje bardzo silnie wpływają na gospodarkę świata i poszczególnych krajów oraz na inne przejawy życia ludzi i społeczeństw. Na przykład Wielki Kryzys z lat 1929-1933 spowodował w niektórych krajach obniżenie produkcji przemysłowej nawet do połowy (Stany Zjednoczone, Polska).

4. Inflacja, czyli rozregulowanie mechanizmu równoważenia rynków, przy którym pieniądz zmniejsza swoją siłę nabywczą. Wielkości ekonomiczne (np. produkcja czy konsumpcja) w wyrażeniu nominalnym rosną w porównaniu z real­nym. Inflacja podrywa zaufanie do pieniądza, zniechęca do oszczędzania i inwes­towania, zuboża wielu uczestników życia gospodarczego.

Wymienione cztery wielkie grupy problemów będą zasadniczą treścią wy­kładu w tej części podręcznika. Najmniej będziemy mogli powiedzieć o pierw­szym, gdyż w znacznym stopniu wykracza on poza ramy naszego podręcznika.

Wyjaśnienie tych problemów, a więc wskazanie przyczyn ich powstawania, mechanizmu rozwoju i ewentualnych sposobów naprawy, wymaga wyjścia poza konwencję mikroekonomii. Potrzebne jest tu użycie wielkości agregatowych (łącznych) i badanie zachowań masowych. Podstawowego znaczenia nabiera badanie zjawisk pieniężnych w zakresie nieporównanie szerszym niż w mikro­ekonomii. Niezbędna jest analiza dynamiczna (badanie zależności przyczynowo-

-skutkowych zachodzących w czasie). Konieczne jest też uwzględnienie, w szero­kim zakresie, wpływu państwa na gospodarkę. W ten sposób rozpatruje się zjawiska gospodarcze w ramach makroekonomii. Dwa działy — mikroekonomia i makroekonomia — nie są teoriami konkurencyjnymi, lecz stanowią uzupełniający się sposób, badania gospodarki. Różnią się metodą. Podczas gdy mikroekonomia wychodzi od analizy zachowań jednostek, makroekonomia bada procesy masowe (agregatowe). Z tego nie wyni­ka, że mikroekonomia poprzestaje na badaniu w skali cząstkowej (poszczególnych gospodarstw domowych czy przedsiębiorstw). Również ona ujmuje gospodarkę jako całość. Robi to jednak inaczej niż makroekonomia. Uważamy, że studiowanie mikroekonomii, która wyjaśnia za­chowania poszczególnych kategorii uczestników życia gospodarczego, jest nie­zbędną podstawą analizy makroekonomicznej. Dlatego taka jest kolejność naszego wykładu. W niektórych podręcznikach ekonomii czytelnik znajdzie jednak inne ujęcie tej sprawy.

W przeciwieństwie do mikroekonomii, która stanowi dość zwarty i jednolity system teoretyczny, makroekonomia zawiera kilka znacznie się między sobą różniących kierunków myślenia. Na przykład keynesiści (czyli uczniowie, zwolen­nicy i kontynuatorzy myśli teoretycznej ekonomisty brytyjskiego Johna Maynarda Keynesa) mają w wielu zasadniczych sprawach pogląd całkiem odmienny, a nawet

przeciwstawny do poglądu monetarystów (wśród których główną osobą jest ekonomista amerykański Milton Friedman). W ograniczonych ramach naszego podręcznika będziemy dalej pokazywać te różnice. W każdym razie studiujący makroekonomię powinien się liczyć z tym, że w wielu sprawach otrzyma dwa lub więcej różnych wyjaśnień poszczególnych zjawisk i że rady, jakich udzielają nam przedstawiciele omawianych kierunków myślenia, mogą być rozbieżne, a nawet przeciwstawne.


przeciwstawny do poglądu monetarystów (wśród których główną osobą jest ekonomista amerykański Milton Friedman). W ograniczonych ramach naszego podręcznika będziemy dalej pokazywać te różnice. W każdym razie studiujący makroekonomię powinien się liczyć z tym, że w wielu sprawach otrzyma dwa lub więcej różnych wyjaśnień poszczególnych zjawisk i że rady, jakich udzielają nam przedstawiciele omawianych kierunków myślenia, mogą być rozbieżne, a nawet przeciwstawne.

6_2_Rola państwa w gospodarce

W sprawie roli państwa w gospodarce ukształtowały się w ekonomii dwie przeciwstawne doktryny: etatyzm i liberalizm. W praktyce odpowiadają im różne rozwiązania instytucjonalne i różne rodzaje polityki gospodarczej. Oczywiście, w życiu istnieje zawsze jakaś ich kombinacja, z reguły jednak z przewagą jednego lub drugiego składnika. Ponadto rzeczywiste systemy gospodarcze wykazują

w dłuższych okresach tendencję do zmian w określonym kierunku, stają się bardziej etatystyczne lub bardziej liberalne.

Etatyzm jako doktryna popiera ingerencję państwa w prywatną działalność gospodarczą i duży udział budżetu państwa w produkcie krajowym, najczęściej też preferuje utrzymywanie znacznego sektora własności państwowej i ograniczanie, a co najmniej kontrolowanie, kontaktów gospodarczych z zagranicą. Popiera także dość swobodnie prowadzoną politykę fiskalną i dąży do ograniczenia samodziel­ności banku centralnego.

Dwie korzyści realizowania doktryny etatystycznej wydają się niewątpliwe. Pierwsza to korzyść polityków. Im większe mają wpływy w gospodarce, tym większa jest ich władza w państwie. Druga to korzyść ludzi i regionów ubogich oraz przedsiębiorstw, którym się nie powiodło w działalności gospodarczej. Nawet jeśli państwo nie potrafi dać im więcej dóbr, to zapewnia większe poczucie bezpieczeństwa (oczywiście w porównaniu z gospodarką niezetatyzowaną).

Inne korzyści wymieniane przez zwolenników tej doktryny nie są już takie oczywiste, o czym dalej.

Przeciwnicy etatyzmu formułują długą listę zarzutów, z których najważniej­szym jest ten, że gospodarka zetatyzowana jest mniej efektywna i wolniej się rozwija niż gospodarka w systemie liberalnym.

W opozycji do etatyzmu liberalna doktryna gospodarcza preferuje mini­malizację ingerencji państwa i udziału budżetu w produkcie krajowym, jest przeciwna utrzymywaniu przedsiębiorstw państwowych, sprzyja konkurencji i otwarciu na świat. Za rzecz podstawową uważa zapewnienie niezależności banku centralnego i prowadzenie rygorystycznej polityki pieniężnej. Wszystko to łączy generalna zasada, którą jest zapewnianie sprzyjających warunków dla prywatnej przedsiębiorczości w gospodarce.

Zwolennicy liberalizmu gospodarczego twierdzą, że pozwala on na ujaw­nienie się głównych korzyści samoczynnie działającego mechanizmu rynkowego:

efektywnego i inowacyjnego wykorzystania zasobów oraz tendencji do równowagi gospodarczej.

Istnieje jednak równocześnie powszechna świadomość tego, że spontaniczna działalność gospodarki rynkowej nie gwarantuje pełnego zatrudnienia, co ma różne negatywne konsekwencje gospodarcze i społeczne. Również podział zaso­bów i dochodów realizowany w tym systemie bywa ujemnie oceniany przez członków społeczeństwa.

W dalszych rozważaniach będziemy rozróżniać dwie sprawy. Pierwsza to rozmaite funkcje wykonywane przez państwo w gospodarce. Wydzielamy je na

podstawie różnicy . celów i użytych środków. Druga sprawa to zakres i siła oddziaływania państwa na gospodarkę. Tylko po części zależy ona od tego, jak wielu i jakich funkcji podejmuje się władza państwowa. Rola państwa w gos­podarce zależy bowiem też od tego, jak silna, konsekwentna i zdeterminowana jest administracja państwowa w swych działaniach. Możemy więc na przykład mieć zarówno sytuację, w której państwo wtrąca się we wszystko (wykonuje wiele funkcji), ale robi to niedbale i mało skutecznie egzekwuje, jak itaką, kiedy władza spełnia tylko niektóre funkcje, ale w sposób, który wywiera wielki wpływ na całą gospodarkę.

Rozpatrzmy kilka najważniejszych funkcji wykonywanych przez państwo w gospodarce. Można je podzielić na dwie grupy. Do pierwszej należą te, co do których niemal powszechnie panuje przekonanie, że płyną z nich pożytki ekono­miczne i społeczne. Druga grupa wywołuje ostre spory. W istocie rzeczy stosunek do tego drugiego rodzaju działalności państwa odróżnia etatystów od liberałów.

W grupie pierwszej można wyodrębnić cztery funkcje państwa związane z wytwarzaniem i dystrybucją dóbr publicznych. Są to: ochrona ładu, ochrona zdrowia i środowiska człowieka, organizacja systemu pieniężnego oraz gos­podarowanie innymi dobrami publicznymi.

1. Ochrona ładu, tj. przede wszystkim tworzenie niezbędnej instytucjonalnej infrastruktury dla działalności gospodarczej i zapewnianie jej warunków skutecz­nego działania. W szczególności chodzi tu o ochronę praw własności i zobowią­zań, zwalczanie przestępczości itp.

2. Ochrona przed szkodliwą działalnością gospodarczą (zdrowie, ekolo­gia), czyli, jak można by powiedzieć: ochrona społeczeństwa i środowiska przed przedsiębiorczością gospodarczą.

Obie te funkcje, wykonywane na pewnym minimalnym poziomie, są akcep­towane przez ekonomistów i polityków wszystkich orientacji.

3. Organizacja systemu pieniężnego. Chodzi tu o ustalanie reguł i form organizacyjnych działania banku centralnego i innych banków, ministerstwa finansów, giełdy itd. Mówimy tu jednak tylko o formalnej organizacji, a nie o prowadzeniu polityki pieniężnej. W tym wąskim zakresie możemy o tej funkcji powiedzieć to samo co o dwóch poprzednich, a mianowicie, że jej wykonywanie przez państwo nie wywołuje większych kontrowersji.

W rozwiniętych krajach zachodnich te trzy funkcje są wykonywane przez administrację państwową w ramach systemu instytucjonalnego najczęściej ukształ­towanego wiele dziesiątków lat temu i raczej stabilnego. Inna jest sytuacja w krajach postkomunistycznych. Tradycja wykonywania tych funkcji została w nich przerwana, większość podstawowych instytucji usunięto i zastąpiono instytucjami „socjalistycznymi”. Dotyczyło to np. prywatnej własności, systemu pieniężnego i innych. W rezultacie, po pierwsze, konieczne jest usunięcie wielu reguł i form organizacyjnych należących do systemu nakazowego. Po drugie, trzeba przywrócić lub utworzyć na nowo podstawowe instytucje systemu kapitalis­tycznego (np. giełda pieniężna). Po trzecie, niezbędna jest zmiana stylu uprawiania przez państwo polityki gospodarczej.

4. Gospodarowanie dobrami publicznymi. Do tej kategorii można by też włączyć trzy poprzednie rodzaje usług świadczonych przez państwo. Wyodręb­niamy je jednak nie tylko dla ich szczególnej wagi, ale i dlatego, że zakres pozostałych dóbr publicznych nie jest tak oczywisty. Wiele dóbr znajduje się na pograniczu: mogą być dostarczane jako dobra prywatne lub jako dobra publiczne. Inaczej niż w odniesieniu do poprzednich punktów sprawa ta jest przedmiotem zasadniczych kontrowersji.

Cały ten problem wygląda inaczej w krajach postkomunistycznych. Niemal wszystkie dobra były w nich wytwarzane i rozdzielane centralnie. Po przejściu do gospodarki rynkowej pojawiło się więc dwojakie zadanie: po pierwsze, dopusz­czenie prywatnej produkcji i dystrybucji większości dóbr (przekształcenie ich w towary), po drugie zaś uczynienie z pozostałych dóbr prawdziwych dóbr publicznych, gdyż w komunizmie były one dobrami upaństwowionymi (ta różnica zależy oczywiście od tego, czy państwo jest demokratyczne czy nie, a więc czy ogoł ma istotny wpływ na jego zachowanie). Problem nie polega tu więc po prostu na delimitacji, lecz na dokonaniu fundamentalnych zmian w instytucjach, w me­chanizmie ekonomicznym i w zachowaniach wszystkich podmiotów.

Przejdźmy teraz do omówienia drugiej grupy działań podejmowanych przez państwo w gospodarce. Można tu wyróżnić cztery ich rodzaje: prowadzenie polityki stabilizacyjnej, pobudzanie koniunktury, protekcjonizm wobec wybranych podmiotów, gałęzi czy regionów, utrzymywanie sektora państwowego w gos­podarce. Te funkcje państwa są bardzo różnie oceniane przez poszczególne

w imieniu państwa funkcję tę pełnią urzędnicy. Przeciwnicy tego rozwiązania podkreślają słabość motywacji urzędników do efektywnego gospodarowania (w porównaniu z przedsiębiorcami prywatnymi) oraz nagminne zasilanie takich przedsiębiorstw z budżetu państwa. Powoduje to, że przedsiębiorstwa państwowe z reguły są mniej efektywne niż prywatne. Urzędnicy zarządzający nimi mają też na ogół krótszy horyzont czasowy przewidywań i kalkulacji, a stąd przedsiębiors­twa państwowe są najczęściej mniej innowacyjne i dynamiczne niż przedsiębiors­twa prywatne. Zwolennicy sektora państwowego powołują się na względy obronne (notabene dzisiaj prawie każdą dziedzinę gospodarki można uznać za ważną dla obronności) oraz społeczne (np. ochrona działów i zawodów, które w zmieniają­cych się warunkach nie są w stanie sprostać walce konkurencyjnej). Jest jednak rzeczą co najmniej sporną, czy upaństwowienie odpowiednich przedsiębiorstw jest najrozsądniejszym sposobem realizacji wspomnianych celów militarnych czy socjalnych. Za utrzymywaniem sektora państwowego wysuwane są też argumenty o charakterze czysto nacjonalistycznym. Mając pewne uzasadnienie ekonomiczne (np. czasowa ochrona nowych gałęzi wytwórczości krajowej), zawierają też element ideologiczny, który z punktu widzenia naszego tematu nie poddaje się racjonalnej analizie.

W zachodnich krajach kapitalistycznych nie ma tradycji utrzymywania wiel­kiego sektora własności państwowej w gospodarce (z pewnymi wyjątkami dla reżimów totalitarnych i przypadków, kiedy socjaliści dochodzą do władzy). Większość ekonomistów i polityków jest przeciwna temu, aby państwo grało rolę wielkiego przedsiębiorcy. Oprócz wspomnianego wcześniej argumentu o niższej efektywności tych przedsiębiorstw wskazuje się jeszcze na dwie sprawy: na to, że państwowa przedsiębiorczość często wypiera prywatną i że sektor państwowy daje biurokracji państwowej zbyt wiele władzy. Znaczny sektor państwowy jest więc niekorzystny zarówno dla rynku, jak i dla demokracji.

Inna jest sytuacja w krajach postkomunistycznych. Jako dziedzictwo wielu dziesięcioleci komunizmu mamy tu co najmniej trzy ważne zjawiska: a) odzie­dziczony wielki sektor przedsiębiorstw państwowych, b) liczną i wpływową klasę gospodarczych biurokratów, c) popularną wśród szerokich sfer opinię, że państwo powinno nie tylko kierować gospodarką, ale także grać rolę głównego pracodawcy.

5. Polityka stabilizacyjna, głównie pieniężna i fiskalna. Rozumiana wąsko, oznacza ona dążenie do zbilansowania dochodów i wydatków państwa. Chodzi jednak o sprawy o znacznie szerszym znaczeniu: o wpływ polityki flskalnej na równowagę ogólną całej gospodarki, w tym o eliminację, a co najmniej hamowa­nie i obniżanie, inflacji. Jest to coś najbliższego centralnemu kierowaniu gospodar­ką. Władze państwowe (np. ministerstwo finansów wraz z bankiem centralnym) narzucają kursy walut i stopy procentowe, stosując też często bezpośred­nie ograniczenia wymienialności pieniądza, obracania kapitałem, negocjowania płac itp. O ile omawiany poprzednio nadzór nad działaniem systemu pieniężnego, sprawowany w sposób umiarkowany, jest powszechnie uważany za rzecz bezdys­kusyjną, to o tyle aktywna polityka stabilizacyjna podlega ostrej krytyce liberalnie nastawionych ekonomistów i polityków gospodarczych. Ich zdaniem, ogranicza ona efektywne działanie mechanizmu rynkowego. Często bywa wyrażany pogląd, że taka polityka stabilizacyjna może być konieczna w momentach dramatycznego zachwiania równowagi gospodarczej, ale jako działalność wyjątkowa i krótkook­resowa. W normalnych warunkach jej stosowanie jest nieuzasadnione.

Doświadczenie wszystkich krajów postkomunistycznych mówi, że polityka stabilizacyjna jest jednym z najważniejszych elementów przechodzenia od gos­podarki centralnie kierowanej do gospodarki rynkowej. Okres przejścia trwa jednak sporo lat. Problem w tym, jak i kiedy wycofać się z tej polityki, a co najmniej ograniczyć jej zasięg.

6. Pobudzanie aktywności gospodarczej (poprawa koniunktury). Chodzi tu

o cały zestaw działań tradycyjnie wiązanych z teorią Keynesa, nastawionych na zmniejszanie bezrobocia i łagodzenie fluktuacji gospodarczych (mówimy o nich w rozdziale 16). Ten rodzaj ingerencji państwa w procesy gospodarcze (zresztą pokrywający się w wielu punktach z innymi wymienionymi tu dziedzinami polityki gospodarczej) w swoim czasie i w wielu krajach okazał się bardzo efektywny, choć miał też niekorzystne skutki uboczne (rozbuchanie kosztownego państwa opiekuńczego, wzrost długu publicznego, przerost biurokracji, relatywne osłabienie przedsiębiorczości prywatnej). W miarę jak coraz więcej krajów i coraz bardziej systematycznie stosowało tego typu politykę gospodarczą, jej skuteczność malała. Zapewne oddziaływały tu także zmiany w ogólnych warunkach działania gospodarki światowej, które okazywały się mniej korzystne dla tego rodzaju działalności. Współcześnie widzi się coraz więcej niekorzyści i ograniczeń tego typu interwencji państwa.

7. Popieranie wybranych grup uczestników życia gospodarczego, wy­branych regionów kraju i działów gospodarki. Jest to bardzo pojemna kategoria działań państwa. Należą do niej liczne sposoby redystrybucji dochodów, polityka rolna czy przemysłowa faworyzująca te działy, zróżnicowane stosowanie takich narzędzi, jak podatki czy cła itp. Należy przede wszystkim zauważyć, że tego rodzaju postępowanie zawsze oznacza jawne lub ukryte dyskryminowanie in­nych uczestników życia gospodarczego. Ma to konsekwencje społeczne i go-

spodarcze, o czym dalej. Oczywiście dyskryminacja może być agresywna i de­strukcyjna (np. polityka gospodarcza Niemiec hitlerowskich) albo nieagresywna (niektóre metody wspomagania gospodarstw chłopskich przez rząd, jednocześnie dyskryminujące jednak wszystkich konsumentów).

Trzeba tu wyodrębnić dwa kierunki prowadzenia takiej polityki: jeden na­stawiony na realizację celów opieki społecznej (nazwijmy to „protekcjonizmem socjalnym”) i drugi, polegający na wspieraniu wybranych dziedzin działalności gospodarczej. Mają one różny charakter i konsekwencje, choć nieraz próbuje się tymi samymi metodami stosować oba naraz.

Protekcjonizm socjalny. Wszystkie poważne orientacje polityczne i ekonomi­czne są zgodne co do tego, że rządy są odpowiedzialne za zapewnienie bezpieczeńs­twa socjalnego. Różnice dotyczą skali tej działalności (np. zakres redystrybucji dochodów) i jej metod. Sądzimy, że ważniejsze są metody, a w szczególności to, czy i na ile deformują one działanie mechanizmu rynkowego.

W krajach postkomunistycznych sprawa ta ma szczególnie wielkie zna­czenie. Oczywiste jest uzasadnienie dla zwiększonej roli państwa w utrzymywa­niu ochronnego parasola nad milionami ludzi, których dotykają negatywne skutki wielkiej zmiany systemu gospodarczego i politycznego. Chodzi tu o robo­tników ze zbędnych zakładów wytwórczych (szczególnie gdy koncentruje się to w niektórych regionach, w Polsce np. sprawa kopalń węgla), o partyjnych i administracyjnych biurokratów, bardzo znaczną część drobnych gospodarzy wiejskich itd.

Ta opieka jest społecznie, a do pewnego stopnia także ekonomicznie, uzasad­niona i praktycznie nieunikniona. Problemem są metody jej realizacji. Prosta, bezpośrednia redystrybucja dochodów osłabia bodźce do działalności gospodar­czej. Jednak redystrybucja połączona z centralną ingerencją w gospodarkę (ceny urzędowe, preferencyjne cła i kredyty itp.) psuje także mechanizm rynkowy i jest znacznie bardziej szkodliwa.

Protekcjonizm gospodarczy. Jeszcze bardziej negatywne konsekwencje ma polityka protegująca niektóre części gospodarki, na przykład specjalna polityka rolna czy przemysłowa, która wspiera wybrane rodzaje przedsiębiorstw i dys­kryminuje inne. Poprawiając sytuację jednych i czasem, ale nie zawsze, pobudza­jąc ich aktywność gospodarczą, pogarsza się sytuację innych z negatywnym wpływem na ich wyniki produkcyjne. W wielu jednak przypadkach u obu tych rodzajów uczestników mamy wynik ujemny. Jedni zmniejszają swą aktywność, :zekając na dalszą pomoc państwa, drudzy dlatego, że są w gorszej sytuacji. ~ubsydia dla niekonkurencyjnych przedsiębiorstw, ulgi podatkowe czy zróżnico­~ane cła czasem dają zamierzone efekty społeczne i polityczne, ale najczęściej ~osztem pogorszenia ogólnego produkcyjnego efektu gospodarki. Każdy więc ze kładników tego rodzaju interwencji państwa w działalność gospodarczą pociąga a sobą pewne koszty. Etatyści podkreślają stronę korzyści, liberałowie uważają że er saldo przeważają koszty.

8. Utrzymywanie sektora przedsiębiorstw państwowych. Państwo występu­je tu w roli przedsiębiorcy wytwarzającego dobra niepubliczne.

6_2_Rola państwa w gospodarce

W sprawie roli państwa w gospodarce ukształtowały się w ekonomii dwie przeciwstawne doktryny: etatyzm i liberalizm. W praktyce odpowiadają im różne rozwiązania instytucjonalne i różne rodzaje polityki gospodarczej. Oczywiście, w życiu istnieje zawsze jakaś ich kombinacja, z reguły jednak z przewagą jednego lub drugiego składnika. Ponadto rzeczywiste systemy gospodarcze wykazują

w dłuższych okresach tendencję do zmian w określonym kierunku, stają się bardziej etatystyczne lub bardziej liberalne.

Etatyzm jako doktryna popiera ingerencję państwa w prywatną działalność gospodarczą i duży udział budżetu państwa w produkcie krajowym, najczęściej też preferuje utrzymywanie znacznego sektora własności państwowej i ograniczanie, a co najmniej kontrolowanie, kontaktów gospodarczych z zagranicą. Popiera także dość swobodnie prowadzoną politykę fiskalną i dąży do ograniczenia samodziel­ności banku centralnego.

Dwie korzyści realizowania doktryny etatystycznej wydają się niewątpliwe. Pierwsza to korzyść polityków. Im większe mają wpływy w gospodarce, tym większa jest ich władza w państwie. Druga to korzyść ludzi i regionów ubogich oraz przedsiębiorstw, którym się nie powiodło w działalności gospodarczej. Nawet jeśli państwo nie potrafi dać im więcej dóbr, to zapewnia większe poczucie bezpieczeństwa (oczywiście w porównaniu z gospodarką niezetatyzowaną).

Inne korzyści wymieniane przez zwolenników tej doktryny nie są już takie oczywiste, o czym dalej.

Przeciwnicy etatyzmu formułują długą listę zarzutów, z których najważniej­szym jest ten, że gospodarka zetatyzowana jest mniej efektywna i wolniej się rozwija niż gospodarka w systemie liberalnym.

W opozycji do etatyzmu liberalna doktryna gospodarcza preferuje mini­malizację ingerencji państwa i udziału budżetu w produkcie krajowym, jest przeciwna utrzymywaniu przedsiębiorstw państwowych, sprzyja konkurencji i otwarciu na świat. Za rzecz podstawową uważa zapewnienie niezależności banku centralnego i prowadzenie rygorystycznej polityki pieniężnej. Wszystko to łączy generalna zasada, którą jest zapewnianie sprzyjających warunków dla prywatnej przedsiębiorczości w gospodarce.

Zwolennicy liberalizmu gospodarczego twierdzą, że pozwala on na ujaw­nienie się głównych korzyści samoczynnie działającego mechanizmu rynkowego:

efektywnego i inowacyjnego wykorzystania zasobów oraz tendencji do równowagi gospodarczej.

Istnieje jednak równocześnie powszechna świadomość tego, że spontaniczna działalność gospodarki rynkowej nie gwarantuje pełnego zatrudnienia, co ma różne negatywne konsekwencje gospodarcze i społeczne. Również podział zaso­bów i dochodów realizowany w tym systemie bywa ujemnie oceniany przez członków społeczeństwa.

W dalszych rozważaniach będziemy rozróżniać dwie sprawy. Pierwsza to rozmaite funkcje wykonywane przez państwo w gospodarce. Wydzielamy je na

podstawie różnicy . celów i użytych środków. Druga sprawa to zakres i siła oddziaływania państwa na gospodarkę. Tylko po części zależy ona od tego, jak wielu i jakich funkcji podejmuje się władza państwowa. Rola państwa w gos­podarce zależy bowiem też od tego, jak silna, konsekwentna i zdeterminowana jest administracja państwowa w swych działaniach. Możemy więc na przykład mieć zarówno sytuację, w której państwo wtrąca się we wszystko (wykonuje wiele funkcji), ale robi to niedbale i mało skutecznie egzekwuje, jak itaką, kiedy władza spełnia tylko niektóre funkcje, ale w sposób, który wywiera wielki wpływ na całą gospodarkę.

Rozpatrzmy kilka najważniejszych funkcji wykonywanych przez państwo w gospodarce. Można je podzielić na dwie grupy. Do pierwszej należą te, co do których niemal powszechnie panuje przekonanie, że płyną z nich pożytki ekono­miczne i społeczne. Druga grupa wywołuje ostre spory. W istocie rzeczy stosunek do tego drugiego rodzaju działalności państwa odróżnia etatystów od liberałów.

W grupie pierwszej można wyodrębnić cztery funkcje państwa związane z wytwarzaniem i dystrybucją dóbr publicznych. Są to: ochrona ładu, ochrona zdrowia i środowiska człowieka, organizacja systemu pieniężnego oraz gos­podarowanie innymi dobrami publicznymi.

1. Ochrona ładu, tj. przede wszystkim tworzenie niezbędnej instytucjonalnej infrastruktury dla działalności gospodarczej i zapewnianie jej warunków skutecz­nego działania. W szczególności chodzi tu o ochronę praw własności i zobowią­zań, zwalczanie przestępczości itp.

2. Ochrona przed szkodliwą działalnością gospodarczą (zdrowie, ekolo­gia), czyli, jak można by powiedzieć: ochrona społeczeństwa i środowiska przed przedsiębiorczością gospodarczą.

Obie te funkcje, wykonywane na pewnym minimalnym poziomie, są akcep­towane przez ekonomistów i polityków wszystkich orientacji.

3. Organizacja systemu pieniężnego. Chodzi tu o ustalanie reguł i form organizacyjnych działania banku centralnego i innych banków, ministerstwa finansów, giełdy itd. Mówimy tu jednak tylko o formalnej organizacji, a nie o prowadzeniu polityki pieniężnej. W tym wąskim zakresie możemy o tej funkcji powiedzieć to samo co o dwóch poprzednich, a mianowicie, że jej wykonywanie przez państwo nie wywołuje większych kontrowersji.

W rozwiniętych krajach zachodnich te trzy funkcje są wykonywane przez administrację państwową w ramach systemu instytucjonalnego najczęściej ukształ­towanego wiele dziesiątków lat temu i raczej stabilnego. Inna jest sytuacja w krajach postkomunistycznych. Tradycja wykonywania tych funkcji została w nich przerwana, większość podstawowych instytucji usunięto i zastąpiono instytucjami „socjalistycznymi”. Dotyczyło to np. prywatnej własności, systemu pieniężnego i innych. W rezultacie, po pierwsze, konieczne jest usunięcie wielu reguł i form organizacyjnych należących do systemu nakazowego. Po drugie, trzeba przywrócić lub utworzyć na nowo podstawowe instytucje systemu kapitalis­tycznego (np. giełda pieniężna). Po trzecie, niezbędna jest zmiana stylu uprawiania przez państwo polityki gospodarczej.

4. Gospodarowanie dobrami publicznymi. Do tej kategorii można by też włączyć trzy poprzednie rodzaje usług świadczonych przez państwo. Wyodręb­niamy je jednak nie tylko dla ich szczególnej wagi, ale i dlatego, że zakres pozostałych dóbr publicznych nie jest tak oczywisty. Wiele dóbr znajduje się na pograniczu: mogą być dostarczane jako dobra prywatne lub jako dobra publiczne. Inaczej niż w odniesieniu do poprzednich punktów sprawa ta jest przedmiotem zasadniczych kontrowersji.

Cały ten problem wygląda inaczej w krajach postkomunistycznych. Niemal wszystkie dobra były w nich wytwarzane i rozdzielane centralnie. Po przejściu do gospodarki rynkowej pojawiło się więc dwojakie zadanie: po pierwsze, dopusz­czenie prywatnej produkcji i dystrybucji większości dóbr (przekształcenie ich w towary), po drugie zaś uczynienie z pozostałych dóbr prawdziwych dóbr publicznych, gdyż w komunizmie były one dobrami upaństwowionymi (ta różnica zależy oczywiście od tego, czy państwo jest demokratyczne czy nie, a więc czy ogoł ma istotny wpływ na jego zachowanie). Problem nie polega tu więc po prostu na delimitacji, lecz na dokonaniu fundamentalnych zmian w instytucjach, w me­chanizmie ekonomicznym i w zachowaniach wszystkich podmiotów.

Przejdźmy teraz do omówienia drugiej grupy działań podejmowanych przez państwo w gospodarce. Można tu wyróżnić cztery ich rodzaje: prowadzenie polityki stabilizacyjnej, pobudzanie koniunktury, protekcjonizm wobec wybranych podmiotów, gałęzi czy regionów, utrzymywanie sektora państwowego w gos­podarce. Te funkcje państwa są bardzo różnie oceniane przez poszczególne

w imieniu państwa funkcję tę pełnią urzędnicy. Przeciwnicy tego rozwiązania podkreślają słabość motywacji urzędników do efektywnego gospodarowania (w porównaniu z przedsiębiorcami prywatnymi) oraz nagminne zasilanie takich przedsiębiorstw z budżetu państwa. Powoduje to, że przedsiębiorstwa państwowe z reguły są mniej efektywne niż prywatne. Urzędnicy zarządzający nimi mają też na ogół krótszy horyzont czasowy przewidywań i kalkulacji, a stąd przedsiębiors­twa państwowe są najczęściej mniej innowacyjne i dynamiczne niż przedsiębiors­twa prywatne. Zwolennicy sektora państwowego powołują się na względy obronne (notabene dzisiaj prawie każdą dziedzinę gospodarki można uznać za ważną dla obronności) oraz społeczne (np. ochrona działów i zawodów, które w zmieniają­cych się warunkach nie są w stanie sprostać walce konkurencyjnej). Jest jednak rzeczą co najmniej sporną, czy upaństwowienie odpowiednich przedsiębiorstw jest najrozsądniejszym sposobem realizacji wspomnianych celów militarnych czy socjalnych. Za utrzymywaniem sektora państwowego wysuwane są też argumenty o charakterze czysto nacjonalistycznym. Mając pewne uzasadnienie ekonomiczne (np. czasowa ochrona nowych gałęzi wytwórczości krajowej), zawierają też element ideologiczny, który z punktu widzenia naszego tematu nie poddaje się racjonalnej analizie.

W zachodnich krajach kapitalistycznych nie ma tradycji utrzymywania wiel­kiego sektora własności państwowej w gospodarce (z pewnymi wyjątkami dla reżimów totalitarnych i przypadków, kiedy socjaliści dochodzą do władzy). Większość ekonomistów i polityków jest przeciwna temu, aby państwo grało rolę wielkiego przedsiębiorcy. Oprócz wspomnianego wcześniej argumentu o niższej efektywności tych przedsiębiorstw wskazuje się jeszcze na dwie sprawy: na to, że państwowa przedsiębiorczość często wypiera prywatną i że sektor państwowy daje biurokracji państwowej zbyt wiele władzy. Znaczny sektor państwowy jest więc niekorzystny zarówno dla rynku, jak i dla demokracji.

Inna jest sytuacja w krajach postkomunistycznych. Jako dziedzictwo wielu dziesięcioleci komunizmu mamy tu co najmniej trzy ważne zjawiska: a) odzie­dziczony wielki sektor przedsiębiorstw państwowych, b) liczną i wpływową klasę gospodarczych biurokratów, c) popularną wśród szerokich sfer opinię, że państwo powinno nie tylko kierować gospodarką, ale także grać rolę głównego pracodawcy.

5. Polityka stabilizacyjna, głównie pieniężna i fiskalna. Rozumiana wąsko, oznacza ona dążenie do zbilansowania dochodów i wydatków państwa. Chodzi jednak o sprawy o znacznie szerszym znaczeniu: o wpływ polityki flskalnej na równowagę ogólną całej gospodarki, w tym o eliminację, a co najmniej hamowa­nie i obniżanie, inflacji. Jest to coś najbliższego centralnemu kierowaniu gospodar­ką. Władze państwowe (np. ministerstwo finansów wraz z bankiem centralnym) narzucają kursy walut i stopy procentowe, stosując też często bezpośred­nie ograniczenia wymienialności pieniądza, obracania kapitałem, negocjowania płac itp. O ile omawiany poprzednio nadzór nad działaniem systemu pieniężnego, sprawowany w sposób umiarkowany, jest powszechnie uważany za rzecz bezdys­kusyjną, to o tyle aktywna polityka stabilizacyjna podlega ostrej krytyce liberalnie nastawionych ekonomistów i polityków gospodarczych. Ich zdaniem, ogranicza ona efektywne działanie mechanizmu rynkowego. Często bywa wyrażany pogląd, że taka polityka stabilizacyjna może być konieczna w momentach dramatycznego zachwiania równowagi gospodarczej, ale jako działalność wyjątkowa i krótkook­resowa. W normalnych warunkach jej stosowanie jest nieuzasadnione.

Doświadczenie wszystkich krajów postkomunistycznych mówi, że polityka stabilizacyjna jest jednym z najważniejszych elementów przechodzenia od gos­podarki centralnie kierowanej do gospodarki rynkowej. Okres przejścia trwa jednak sporo lat. Problem w tym, jak i kiedy wycofać się z tej polityki, a co najmniej ograniczyć jej zasięg.

6. Pobudzanie aktywności gospodarczej (poprawa koniunktury). Chodzi tu

o cały zestaw działań tradycyjnie wiązanych z teorią Keynesa, nastawionych na zmniejszanie bezrobocia i łagodzenie fluktuacji gospodarczych (mówimy o nich w rozdziale 16). Ten rodzaj ingerencji państwa w procesy gospodarcze (zresztą pokrywający się w wielu punktach z innymi wymienionymi tu dziedzinami polityki gospodarczej) w swoim czasie i w wielu krajach okazał się bardzo efektywny, choć miał też niekorzystne skutki uboczne (rozbuchanie kosztownego państwa opiekuńczego, wzrost długu publicznego, przerost biurokracji, relatywne osłabienie przedsiębiorczości prywatnej). W miarę jak coraz więcej krajów i coraz bardziej systematycznie stosowało tego typu politykę gospodarczą, jej skuteczność malała. Zapewne oddziaływały tu także zmiany w ogólnych warunkach działania gospodarki światowej, które okazywały się mniej korzystne dla tego rodzaju działalności. Współcześnie widzi się coraz więcej niekorzyści i ograniczeń tego typu interwencji państwa.

7. Popieranie wybranych grup uczestników życia gospodarczego, wy­branych regionów kraju i działów gospodarki. Jest to bardzo pojemna kategoria działań państwa. Należą do niej liczne sposoby redystrybucji dochodów, polityka rolna czy przemysłowa faworyzująca te działy, zróżnicowane stosowanie takich narzędzi, jak podatki czy cła itp. Należy przede wszystkim zauważyć, że tego rodzaju postępowanie zawsze oznacza jawne lub ukryte dyskryminowanie in­nych uczestników życia gospodarczego. Ma to konsekwencje społeczne i go-

spodarcze, o czym dalej. Oczywiście dyskryminacja może być agresywna i de­strukcyjna (np. polityka gospodarcza Niemiec hitlerowskich) albo nieagresywna (niektóre metody wspomagania gospodarstw chłopskich przez rząd, jednocześnie dyskryminujące jednak wszystkich konsumentów).

Trzeba tu wyodrębnić dwa kierunki prowadzenia takiej polityki: jeden na­stawiony na realizację celów opieki społecznej (nazwijmy to „protekcjonizmem socjalnym”) i drugi, polegający na wspieraniu wybranych dziedzin działalności gospodarczej. Mają one różny charakter i konsekwencje, choć nieraz próbuje się tymi samymi metodami stosować oba naraz.

Protekcjonizm socjalny. Wszystkie poważne orientacje polityczne i ekonomi­czne są zgodne co do tego, że rządy są odpowiedzialne za zapewnienie bezpieczeńs­twa socjalnego. Różnice dotyczą skali tej działalności (np. zakres redystrybucji dochodów) i jej metod. Sądzimy, że ważniejsze są metody, a w szczególności to, czy i na ile deformują one działanie mechanizmu rynkowego.

W krajach postkomunistycznych sprawa ta ma szczególnie wielkie zna­czenie. Oczywiste jest uzasadnienie dla zwiększonej roli państwa w utrzymywa­niu ochronnego parasola nad milionami ludzi, których dotykają negatywne skutki wielkiej zmiany systemu gospodarczego i politycznego. Chodzi tu o robo­tników ze zbędnych zakładów wytwórczych (szczególnie gdy koncentruje się to w niektórych regionach, w Polsce np. sprawa kopalń węgla), o partyjnych i administracyjnych biurokratów, bardzo znaczną część drobnych gospodarzy wiejskich itd.

Ta opieka jest społecznie, a do pewnego stopnia także ekonomicznie, uzasad­niona i praktycznie nieunikniona. Problemem są metody jej realizacji. Prosta, bezpośrednia redystrybucja dochodów osłabia bodźce do działalności gospodar­czej. Jednak redystrybucja połączona z centralną ingerencją w gospodarkę (ceny urzędowe, preferencyjne cła i kredyty itp.) psuje także mechanizm rynkowy i jest znacznie bardziej szkodliwa.

Protekcjonizm gospodarczy. Jeszcze bardziej negatywne konsekwencje ma polityka protegująca niektóre części gospodarki, na przykład specjalna polityka rolna czy przemysłowa, która wspiera wybrane rodzaje przedsiębiorstw i dys­kryminuje inne. Poprawiając sytuację jednych i czasem, ale nie zawsze, pobudza­jąc ich aktywność gospodarczą, pogarsza się sytuację innych z negatywnym wpływem na ich wyniki produkcyjne. W wielu jednak przypadkach u obu tych rodzajów uczestników mamy wynik ujemny. Jedni zmniejszają swą aktywność, :zekając na dalszą pomoc państwa, drudzy dlatego, że są w gorszej sytuacji. ~ubsydia dla niekonkurencyjnych przedsiębiorstw, ulgi podatkowe czy zróżnico­~ane cła czasem dają zamierzone efekty społeczne i polityczne, ale najczęściej ~osztem pogorszenia ogólnego produkcyjnego efektu gospodarki. Każdy więc ze kładników tego rodzaju interwencji państwa w działalność gospodarczą pociąga a sobą pewne koszty. Etatyści podkreślają stronę korzyści, liberałowie uważają że er saldo przeważają koszty.

8. Utrzymywanie sektora przedsiębiorstw państwowych. Państwo występu­je tu w roli przedsiębiorcy wytwarzającego dobra niepubliczne.

7_1_Proces tworzenia wartości dodanej i produkcji finalnej w gospodarce rynkowej

Gospodarka narodowa każdego kraju dzieli się na działy, do których zaliczamy:

przemysł, rolnictwo, budownictwo, transport, łączność, handel oraz różne inne usługi. Pewne działy, jak przede wszystkim przemysł, dzieli się na wiele gałę­zi, w skład których wchodzi duża liczba różnych przedsiębiorstw wytwarzają­cych różnorodną produkcję dóbr i usług.

Produkcja globalna przedsiębiorstwa składa się z:

. wartości przeniesionej oraz

. wartości dodanej.

Wartość przeniesiona obejmuje nabyte z zewnątrz i zużyte w produkcji surowce, materiały, półprodukty oraz paliwo, energię itp.

Wartość dodana jest sumą nowo wytworzonej wartości w przedsiębior­stwie, do której z reguły włącza się amortyzację. Mówimy wówczas o wartości dodanej brutto.

Suma produkcji globalnych przedsiębiorstw w każdym dziale jest produk­cją globalną działu, zaś suma produkcji globalnych wszystkich działów stano­wi produkt globalny gospodarki narodowej.

Produkcji globalnej nie należy utożsamiać z produkcją finalną. Produkcja finalna występuje wtedy, kiedy zakończony został proces produkcji i dane do­bro nie podlega już dalszemu przetworzeniu w kraju. Dobra finalne są prze­znaczone bądź do konsumpcji, bądź jako dobra kapitałowe na inwestycje, czyli do dalszego rozwoju gospodarczego kraju. Do produkcji finalnej zaliczamy wszystkie dobra wytworzone w kraju i eksportowane do innych krajów.

Produkcję finalną działu lub całej gospodarki narodowej oblicza się w ten sposób, iż od produkcji globalnej odejmuje się sumę przepływów międzyga­łęziowych (pojęcie to jest wyjaśnione w dalszej części analizy).

Produkcja globalna jest podstawą do obliczenia nie tylko produkcji final­nej, ale także wartości dodanej. Wartość dodaną w każdym dziale obliczamy odejmując od produkcji globalnej ogólną sumę poniesionych nakładów mate­riałowych, pochodzących z różnych działów gospodarki narodowej.

Najważniejszą rzeczą jest tu zrozumienie, dlaczego proces tworzenia warto­ści dodanej w każdym dziale, w każdej gałęzi i w każdym przedsiębiorstwie nie pokrywa się z procesem tworzenia produkcji finalnej, chociaż w całej go­spodarce narodowej suma wartości dodanej zawsze równa się sumie wytworzo­nej produkcji finalnej. W celu dokładniejszego wyjaśnienia tego złożonego problemu posłużmy się uproszczonym przykładem liczbowym, uwzględniają­cym jedynie strukturę działową gospodarki narodowej.

W układzie poziomym (wiersze) uzyskujemy informację, w jaki sposób produkcja danego działu została rozdysponowana między wszystkie działy go­spodarki narodowej i jaką część stanowi produkcja finalna.

W układzie pionowym (kolumny) uzyskujemy informację, skąd dany dział kupuje produkcję pośrednią lub usługi do wytworzenia własnej produk­cji globalnej. Produkcja globalna jest w każdym dziale większa od wartości dodanej o sumę nabytych dóbr i usług z innych działów i zużytych w produk­cji danego działu. Suma zakupionych dóbr pośrednich i usług stanowi nakła­dy ogółem. Po odjęciu od wartości produkcji globalnej danego działu sumy naldadów ogółem otrzymujemy wartość dodaną. Jest to suma no­wo wytworzonej wartości przez pracowników danego działu w ciągu jednego roku.

Dział usług obejmuje takie dziedziny, jak transport, komunikacja, łączność, handel, ban­ki, kultura, oświata, ochrona zdrowia, turystyka, administracja państwowa i samorządowa, obrona narodowa, instytucje porządku publicznego, partie polityczne, organizacje religijne i charytatywne, gospodarstwa domowe itp.

W podanym przykładzie produkt globalny wynosi 1800 jednostek umow­nych, dochód narodowy zaś 1000 jednostek. Różnica bierze się stąd, że pro­dukt globalny uwzględnia w swoim rachunku sumę przepływów międzygałę­ziowych (czyli w podanym przykładzie obroty między działami gospodarki na­rodowej), dochód narodowy zaś nie uwzględnia tych przepływów. Dlatego dochód narodowy, a nie produkt globalny jest właściwą miarkę wzrostu go­spodarczego kraju i prawidłową podstawą do obliczenia różnych jego kategorii.

Każde przedsiębiorstwo, każda działalność produkcyjna lub usługowa, bez względu na jej charakter, przyczynia się do tworzenia nowych wartości tworzą­cych dochód narodowy, ale nie każda ludzka działalność tworzy dobra i usługi finalne. Stąd biorą się wspomniane rozbieżności w poszczególnych dziedzinach.

Gdyby hipotetycznie założyć, że suma przepływów międzydziałowych równa się sumie nakładów w poszczególnych działach, wówczas produkcja fi­nalna pokrywałaby się z wartością dodaną w każdym dziale. Oznaczałoby to, że każdy dział tyle sprzedaje swojej produkcji innym działom, ile kupuje od iti­nych działów w celu wytworzenia własnej produkcji. Również te wielkości nie pokrywają się ze sobą ani w działach, ani w gałęziach, ani nawet w poszczegól­nych przedsiębiorstwach, przeto tworzenie wartości dodanej nie pokrywa się z tworzeniem produkcji finalnej.

Tylko w całej gospodarce narodowej — jak ilustruje to przykład — suma wartości dodanej równa się sumie wartości produkcji finalnej, gdyż łączna su­ma przepływów międzydzialowych równa się łącznej sumie nakładów materia­łowych. To, co jedni kupują, musi się równać temu, co inni sprzedają w całej gospodarce narodowej. Po odjęciu od rocznej wartości produkcji globalnej war­tości nakładów ogółem (która pokrywa się z wartością przepływów międzyga­łęziowych) otrzymujemy dochód narodowy brutto.

Podana tablica przepływów międzydziałowych ilustruje strukturę rzeczową dochodu narodowego brutto oraz wewnętrzne powiązania występujące między różnymi działami.


Każde przedsiębiorstwo, każda działalność produkcyjna lub usługowa, bez względu na jej charakter, przyczynia się do tworzenia nowych wartości tworzą­cych dochód narodowy, ale nie każda ludzka działalność tworzy dobra i usługi finalne. Stąd biorą się wspomniane rozbieżności w poszczególnych dziedzinach.

Gdyby hipotetycznie założyć, że suma przepływów międzydziałowych równa się sumie nakładów w poszczególnych działach, wówczas produkcja fi­nalna pokrywałaby się z wartością dodaną w każdym dziale. Oznaczałoby to, że każdy dział tyle sprzedaje swojej produkcji innym działom, ile kupuje od iti­nych działów w celu wytworzenia własnej produkcji. Również te wielkości nie pokrywają się ze sobą ani w działach, ani w gałęziach, ani nawet w poszczegól­nych przedsiębiorstwach, przeto tworzenie wartości dodanej nie pokrywa się z tworzeniem produkcji finalnej.

Tylko w całej gospodarce narodowej — jak ilustruje to przykład — suma wartości dodanej równa się sumie wartości produkcji finalnej, gdyż łączna su­ma przepływów międzydzialowych równa się łącznej sumie nakładów materia­łowych. To, co jedni kupują, musi się równać temu, co inni sprzedają w całej gospodarce narodowej. Po odjęciu od rocznej wartości produkcji globalnej war­tości nakładów ogółem (która pokrywa się z wartością przepływów międzyga­łęziowych) otrzymujemy dochód narodowy brutto.

Podana tablica przepływów międzydziałowych ilustruje strukturę rzeczową dochodu narodowego brutto oraz wewnętrzne powiązania występujące między różnymi działami.

Tablica przepływów międzygałęziowych

Uogólniając realne procesy zachodzące w gospodarce narodowej Leontief opisuje, w jaki sposób przedsiębiorcy kupują i sprzedają między sobą wytwo­rzone produkty, przy czym sprzedaż jednej produkcji (zwana przez niego out-­put) stanowi podstawowy nakład (input) dla innej produkcji. Przedstawiając te wymiany międzygałęziowe za pomocą tablicy o podwójnym wejściu (input­-output), Leontief stworzył prawdziwą makietę nowoczesnej gospodarki poka­zującą wewnętrzne zależności techniczno-ekonomiczne między różnymi gałę­ziami gospodarki narodowej. Leontief sądził, że dzięki rozwojowi systemu komputerowego i w warunkach istnienia dostatecznej ilości podstawowych informacji można będzie rozwiązać wiele problemów ekonomicznych przewidy­wanych w przyszłości. Rozpatrzmy więc dokładniej metodologiczną stronę tej koncepcji.

Załóżmy dla uproszczenia, że gospodarka narodowa składa się z czterech gałęzi, chociaż metodę W. Leontiefa można rozszerzyć na taką liczbę gałęzi, która występuje w rzeczywistej gospodarce narodowej każdego kraju. Produk­cję globalną każdej gałęzi oznaczamy symbolami: X1, X2, X3, X4. Produkcja globalna każdej gałęzi przeznaczona jest na użytek wewnętrzny gałęzi, na po­trzeby innych gałęzi, a to, co przeznaczone jest na spożycie indywidualne lub zbiorowe oraz na inwestycje i przyrost zapasów i rezerw, stanowi tzw. produk­cję finalną.

Ten sposób rozdysponowania produkcji globalnej każdej gałęzi został uogólniony i zapisany przez W. Leontiefa językiem matematycznym przy uży­ciu następujących symboli:

Schemat tablicy W. Leontiefa

Produkcja globalna gałęzi

Przepływy międzygałęziowe

1 2 3 4

Produkcja finalna

X1=

X11+X12+X13+X14

+x1

X2 =

X21+X22+X23+X24

+x2

X3=

X31+X32+X33+X34

+x3

X4 =

x41+x42+x43+x44

+x4

Pierwsza liczba przy x odpowiada wierszom i reprezentuje pochodzenie da­nego dobra z gałęzi oznaczonej odpowiednim numerem.

Druga liczba przy x odpowiada kolumnom i reprezentuje przeznaczenie te­go dobra dla innej gałęzi.

Na przykład x32 oznacza, że dana wielkość produkcji x pochodzi z gałęzi 3 (skąd) i przeznaczona jest dla gałęzi 2 (dokąd). Wielkości na przekątnej: x11, x22, x33, x44, wyrażają zużycie części produkcji globalnej gałęzi na wewnętrz­ne produkcyjne potrzeby tej gałęzi. Jeśli gałąź nie zużywa własnej produkcji, wówczas w tym miejscu stawiamy O.

Produkcja finalna jako nadwyżka produkcji globalnej danej gałęzi nad po­trzebami produkcyjnymi innych gałęzi oznaczona jest jedną cyfrą odpowiadają­cą numerowi danej gałęzi. Oczywiście produkcja finalna może być podzielona na różne części w zależności od jej przeznaczenia. Przeznaczeniem produkcji fi­nalnej, nie podlegającej dalszemu przetworzeniu, może być konsumpcja bądź inwestycje, bądź przyrost zapasów i rezerw w zależności od jej charakteru i pod­jętych decyzji gospodarczych, bądź też eksport.

Import może tu występować jako odrębna gałąź i jest on rozdysponowany zarówno między poszczególne gałęzie korzystające z importu, jak i między określone cele fmalne. Eksport może występować w każdej gałęzi, a w tych ga­łęziach, które nie importują i me eksportują, pojawi się w odpowiednim miej­scu wartość zerowej.

Tablica przepływów międzygałęziowych

Uogólniając realne procesy zachodzące w gospodarce narodowej Leontief opisuje, w jaki sposób przedsiębiorcy kupują i sprzedają między sobą wytwo­rzone produkty, przy czym sprzedaż jednej produkcji (zwana przez niego out-­put) stanowi podstawowy nakład (input) dla innej produkcji. Przedstawiając te wymiany międzygałęziowe za pomocą tablicy o podwójnym wejściu (input­-output), Leontief stworzył prawdziwą makietę nowoczesnej gospodarki poka­zującą wewnętrzne zależności techniczno-ekonomiczne między różnymi gałę­ziami gospodarki narodowej. Leontief sądził, że dzięki rozwojowi systemu komputerowego i w warunkach istnienia dostatecznej ilości podstawowych informacji można będzie rozwiązać wiele problemów ekonomicznych przewidy­wanych w przyszłości. Rozpatrzmy więc dokładniej metodologiczną stronę tej koncepcji.

Załóżmy dla uproszczenia, że gospodarka narodowa składa się z czterech gałęzi, chociaż metodę W. Leontiefa można rozszerzyć na taką liczbę gałęzi, która występuje w rzeczywistej gospodarce narodowej każdego kraju. Produk­cję globalną każdej gałęzi oznaczamy symbolami: X1, X2, X3, X4. Produkcja globalna każdej gałęzi przeznaczona jest na użytek wewnętrzny gałęzi, na po­trzeby innych gałęzi, a to, co przeznaczone jest na spożycie indywidualne lub zbiorowe oraz na inwestycje i przyrost zapasów i rezerw, stanowi tzw. produk­cję finalną.

Ten sposób rozdysponowania produkcji globalnej każdej gałęzi został uogólniony i zapisany przez W. Leontiefa językiem matematycznym przy uży­ciu następujących symboli:

Schemat tablicy W. Leontiefa

Produkcja globalna gałęzi

Przepływy międzygałęziowe

1 2 3 4

Produkcja finalna

X1=

X11+X12+X13+X14

+x1

X2 =

X21+X22+X23+X24

+x2

X3=

X31+X32+X33+X34

+x3

X4 =

x41+x42+x43+x44

+x4

Pierwsza liczba przy x odpowiada wierszom i reprezentuje pochodzenie da­nego dobra z gałęzi oznaczonej odpowiednim numerem.

Druga liczba przy x odpowiada kolumnom i reprezentuje przeznaczenie te­go dobra dla innej gałęzi.

Na przykład x32 oznacza, że dana wielkość produkcji x pochodzi z gałęzi 3 (skąd) i przeznaczona jest dla gałęzi 2 (dokąd). Wielkości na przekątnej: x11, x22, x33, x44, wyrażają zużycie części produkcji globalnej gałęzi na wewnętrz­ne produkcyjne potrzeby tej gałęzi. Jeśli gałąź nie zużywa własnej produkcji, wówczas w tym miejscu stawiamy O.

Produkcja finalna jako nadwyżka produkcji globalnej danej gałęzi nad po­trzebami produkcyjnymi innych gałęzi oznaczona jest jedną cyfrą odpowiadają­cą numerowi danej gałęzi. Oczywiście produkcja finalna może być podzielona na różne części w zależności od jej przeznaczenia. Przeznaczeniem produkcji fi­nalnej, nie podlegającej dalszemu przetworzeniu, może być konsumpcja bądź inwestycje, bądź przyrost zapasów i rezerw w zależności od jej charakteru i pod­jętych decyzji gospodarczych, bądź też eksport.

Import może tu występować jako odrębna gałąź i jest on rozdysponowany zarówno między poszczególne gałęzie korzystające z importu, jak i między określone cele fmalne. Eksport może występować w każdej gałęzi, a w tych ga­łęziach, które nie importują i me eksportują, pojawi się w odpowiednim miej­scu wartość zerowej.

7_4_Ceny w rachunku dochodu narodowego

Dochód narodowy jest największym agregatem obejmującym wszyst­kie dobra finalne i usługi wytwarzane w każdej gospodarce narodowej w ciągu roku.

Tego agregatu nie można wyrazić w żadnych jednostkach naturalnych, tzn. w tonach, metrach, hektolitrach itp., gdyż różnorodne naturalne właściwości wchodzących doń dóbr i usług nie dają się w ten sposób sumować. Sumowanie (agregowanie) jest możliwe tylko dzięki temu, że każde dobro i usługa ma swo­ją cenę rynkową. Dlatego dochód narodowy może być wyrażony jedynie w jednostkach wartościowych.

W zależności od celu, jakiemu służą różne kategorie dochodu narodowego. są one ewidencjonowane bądź w bieżących cenach rynkowych, jakie ukształ­towały się na rynku w danym kraju i w danym roku, bądź też w cenach stałych wziętych za podstawę z jakiegoś jednego roku. Wówczas niezależnie od tego, jak zmieniały się ceny rynkowe w ciągu analizowanego okresu, wszystkie do­bra i usługi wyrażone są w tych samych cenach niezmiennych.

Ceny bieżące używane są zawsze wtedy, kiedy analizuje się podział docho­du narodowego lub też globalną równowagę rynkową. Przy badaniu natomiast wzrostu dochodu narodowego w czasie ceny bieżące są bezużyteczne. Wzrost cen rynkowych stwarzałby wówczas złudzenie wzrostu dochodu narodowego, chociaż fizyczne jego rozmiary (czyli jego wolumen) nie uległyby żadnej zmia­nie. Do mierzenia wolumenu dochodu narodowego w czasie nadają się tylko ceny niezmienne.

Stosunek dochodu narodowego w ujęciu nominalnym (ceny bieżące) do dochodu narodowego w ujęciu realnym (ceny stale) pomnożony przez 100 tworzy wskaźnik nazywany w ekonomii deflatorem.

Jest to miara przeciętnego wzrostu cen w kraju wszystkich dóbr i usług wchodzących w skład dochodu narodowego. Nie pokrywa się to z pojęciem inflacji, która wyraża wzrost cen jedynie na dobra i usługi konsumpcyjne naby­wane przez ludność. Za pomocą deflatora łatwo można przeliczyć dochód nomi­nalny na dochód realny, i odwrotnie. Przy ocenie sytuacji gospodarczej kraju posługujemy się z jednej strony stopą wzrostu lub spadku realnego produktu lub dochodu narodowego, z drugiej zaś przeciętną stopą wzrostu cen w kraju.

Dochód jest wykorzystywany nie tylko jako miara poziomu i dynamiki rozwoju gospodarczego kraju, ale także jako miara przeciętnego dobrobytu spo­łeczeństwa. Ten wielki agregat spełnia więc ważną rolę w analizach ekonomicz­nych.

8_1_Wzrost i rozwój gospodarczy

1947 r. amerykański ekonomista, Eysey Domar, opierając się na teorii Key­nesa, skonstruował inny model wzrostu gospodarczego1. W przeciwieństwie do modelu Harroda uwzględnił on zarówno popytowy, jak i podażowy aspekt nakładów inwestycyjnych. Popytowy aspekt związany jest z wydatkami inwe­stycyjnymi, które tworzą rynek zbytu na dobra inwestycyjne. Te wydatki po pewnym okresie zwiększają jednak zdolności produkcyjne gospodarki narodo­wej i tym samym tworzą możliwości zwiększenia podaży produkcji. W swoich teoretycznych rozważaniach przyjmuje on założenie, że skłonność do oszczę­dzania jest stała i gospodarka narodowa w punkcie wyjściowym funkcjonuje w warunkach pełnego zatrudnienia i pełnego wykorzystania zdolności produk­cyjnych. Stawia on wówczas pytania: jak powinny rosnąć inwestycje, a wraz z nimi i dochód narodowy, aby rosnące zdolności produkcyjne dzięki tym inwestycjom mogły być nadal w pełni wykorzystane? W swoim rozumowa­niu nie uwzględnia on ani salda handlu zagranicznego, ani wydatków rządo­wych, a koncentruje się na analizie dwoistego charakteru wydatków inwesty­cyjnych

Przy dochodzie narodowym Y1 gospodarka znajduje się w stanie równowagi przy pełnym zatrudnieniu i pełnym wykorzystywaniu zdolności produkcyjnych. Wówczas I=Os1. Te rozmiary inwestycji pomnożone przez ctgγ powiększają zdolności produkcyjne gospodarki narodowej, które będą wykorzy­stane pod warunkiem, że nastąpi przyrost wydatków inwestycyjnych ∆I repre­zentowanych odcinkiem I1Os2 .Wówczas nakłady inwestycyjne w rozmiarach I2 zrównają się z oszczędnościami Os2. Inwestycje I2 znów pomnożone przez współczynnik potencjalnej produkcyjności inwestycji م spowodują nowy przy­rost zdolności produkcyjnych, które zostaną wykorzystane pod warunkiem, że wydatki inwestycyjne wzrosną z I2 do I3, a więc nastąpi przyrost inwestycji re­prezentowany odcinkiem I20s3. Wówczas inwestycje zrównają się z oszczędno­ściami, ale już na wyższym poziomie dochodu narodowego Y3 > Y2.

W ten sposób działa w modelu Domara mechanizm wzrostu inwestycji, dochodu narodowego oraz oszczędności przy stałych parametrach a ora warunki przyjęte w punkcie wyjściowym, dotyczące pełnego wykorzystania zdol­ności produkcyjnych oraz pełnego zatrudnienia siły roboczej, zostają spełnio­ne. Rosnące proporcjonalnie do dochodu narodowego oszczędności będą wchłonięte przez odpowiadające im inwestycje i gospodarka przez cały czas roz­wija się w stanie równowagi ogólnej.

Na tej podstawie Domar wyciąga ważny wniosek praktyczny, że gos­podarka rynkowa musi ciągle zwiększać inwestycje, jeśli ma rosnąć dochód narodowy. Wraz z tym będzie rosło zatrudnienie i tylko w ten spo­sób można uniknąć bezrobocia. Ten warunek nie jest jednak spełniony, gdyż inwestycje w prywatnej gospodarce nie mogą rosnąć w nieskończoność. Dla­tego w rzeczywistym świecie mamy do czynienia zarówno z niepełnym wy­korzystaniem zdolności produkcyjnych, jak i niepełnym zatrudnieniem siły roboczej. Na podstawie tego typu analizy dynamicznej Domar potwierdzał słuszność argumentacji Keynesa, że wydatki na inwestycje prywatne powinny być wspierane i uzupełniane wydatkami rządowymi finansowanymi z budżetu państwa.


9_1_Istota i funkcje pieniądza

Pojęcia „pieniądz” nie daje się precyzyjnie zdefiniować, gdyż pieniądz wystę­puje w różnych formach i ma różny stopień płynności. Przez pojęcie „płyn­ność” rozumiemy szybkość dostępu i możliwość użycia pieniądza w każ­dej chwili przez gospodarstwo domowe. Pojęcie „płynność” może odnosić się także do banków lub przedsiębiorstw. W przypadku banków utrzymanie płynności oznacza zdolność do wypłacania wkładów (depozytów) na każde żą­danie klienta. W przypadku przedsiębiorstw zachowanie płynności oznacza ich zdolność do bieżącego regulowania wszelkich należności. Utrata płynności pieniężnej (gotówkowej) jakiegokolwiek podmiotu gospodarczego oznacza trudną sytuację finansową, utratę zaufania co do jego wypłacalności, a w przy­padku dłuższego ograniczania płynności gotówkowej, także możliwość upa­dłości firmy.

Pieniądz definiuje się najogólniej jako wszelkiego rodzaju środki wymiany i środki płatnicze, których zdolność do zapłaty jest nieograni­czona zarówno wtedy, kiedy kupujemy jakiś towar lub usługę, jak i wtedy, kiedy regulujemy jakieś zobowiązanie finansowe względem kredytodawcy, banku, budżetu centralnego, budżetu lokalnego itp.

Pieniądz ma więc moc prawną zwalniania od różnego rodzaju zobowiązań niezależnie od tego, z jakiego tytułu te zobowiązania powstają. Bank centralny w każdym kraju ma monopol na emisję pieniądza papierowego”. Pieniądz pa­pierowy jest prawnym środkiem płatniczym w danym kraju niezależnie od te­go, czy jest on wymienialny na waluty innych krajów, czy nie.

W życiu gospodarczym pieniądz spełnia różne funkcje. Główną funkcją pieniądza jest funkcja miernika wartości wszystkich towarów i usług. Dzięki istnieniu pieniądza pojawia się kategoria ceny, która jest niczym innym jak wartością towaru wyrażoną w pieniądzu. Cena informuje odbiorcę towarów, ile jednostek pieniężnych trzeba zapłacić za nabycie określonego towaru lub świad­czonej usługi. Wynika stąd wniosek, że poziom ceny zależy nie tylko od kosz­tów wytwarzania oraz elastyczności popytu i podaży, ale także od tego, ile pie­niędzy znajduje się w obiegu. Nadmierna ilość pieniądza w obiegu zawsze pro­wadzi do wzrostu przeciętnego poziomu cen. W miarę upływu czasu rośnie skala cen, co powoduje, że każda jednostka pieniężna traci na wartości. Za tę samą sumę pieniądza jego posiadacze mogą nabywać coraz mniejszą ilość towa­rów i usług.

Dzięki zdolności pieniądza do mierzenia wartości różnych towarów i usług może on równocześnie spełniać drugą ważną funkcję — środka wymiany. Ob­sługuje on transakcje zawierane na rynku między kupującymi a sprzedającymi. Właśnie dzięki wynalazkowi pieniądza cała wymiana zostaje rozdzielona na od­rębne akty sprzedaży i-~ kupna w formie: towar—pieniądz i pieniądz—towar. Ko­rzyści, jakie z tego wynikają, można sobie najlepiej uzmysłowić na przykładzie gospodarki bezpieniężnej, w której wymiana ma charakter barterowy, tzn. bez­pośredniej wymiany towaru na towar. Wymiana dochodzi do skutku tylko wte­dy, kiedy kontrahenci uczestniczący w wymianie nawzajem pożądają oferowane towary. Tego rodzaju wymiana barterowa: towar—towar, oznaczałaby duże mar­notrawstwo czasu i wysiłku w celu znalezienia takiego posiadacza towaru, który nam jest potrzebny i który jednocześnie potrzebuje posiadanego przez nas towa­ru. Pieniądz jako środek pośredniczący w wymianie znakomicie te kłopoty roz­wiązuje. Sprzedaje się każdemu, kto dysponuje odpowiednią ilością pieniądza, i kupuje się za pieniądz wszystko to, co jest nam potrzebne do życia łub dalszej produkcji. Świat nie dokonałby tak ogromnego postępu cywilizacyjnego, gdyby na pewnym etapie historycznego rozwoju nie pojawił się pieniądz i nie przyczynił się do rozwoju wymiany na skalę międzynarodową.

Trzecia istotna funkcja pieniądza wiąże się z jego zdolnością do regulowa­nia różnych zobowiązań z tytułu zaciągniętego kredytu, płacenia należnego po-datku lub kary pieniężnej itp. W tych przypadkach pieniądz spełnia swoją funkcję środka płatniczego. Ta funkcja przyczyniła się do rozwoju systemu kredytowo-pożyczkowego, co stało się siłą napędową bądź lokomotywą rozwo­ju gospodarczego. Równocześnie przyczyniła się ona do gromadzenia środków finansowych z pobieranych podatków i finansowania różnych przedsięwzięć publicznych związanych z funkcjonowaniem państwa, utrzymaniem łudzi nie­zdolnych do pracy lub ludzi w wieku emerytalnym itp. Podatki są wynalaz­kiem tak starym, jak stare jest państwo lub inne formy organizacji publicznej. Kredyty odegrały ogromnie przyspieszającą rolę w rozwoju gospodarki kapita­listycznej. Bez kredytów przeważająca ilośc projektów inwestycyjnych nie mogłaby być sfinansowana i ogólny postęp technologiczny i produkcyjny byłby znacznie wolniejszy.

Czwarta funkcja pieniądza wiąże się z jego możliwością tezauryzacji, czy­li gromadzenia zasobu pieniądza jako skarbu. Ta funkcja odgrywała ważną rolę, gdy w obiegu był pieniądz pełnowartościowy ze złota lub srebra, czyli prawdzi­wy skarb. Skłonność do tezauryzacji pieniądza papierowego zależy od stop­nia stabilizacji jego siły nabywczej. Gdy pieniądz traci na wartości, ludzie bar­dzo niechętnie tezauryzują pieniądze. Oddają je do banku, jeśli stopa procento­wa od depozytów terminowych skompensuje postępującą utratę wartości pieniądza w związku z dokonującym się wzrostem cen rynkowych. W przeciw­nym przypadku tezauryzują go w złocie lub godnych zaufania walorach zagra­nicznych (dewizach).

Pieniądz może również pełnić funkcję pieniądza światowego poza grani­cami określonego kraju, ale jedynie pod warunkiem, że państwo prawnie gwa­rantuje jego wymienialność zewnętrzną po kursie ustalonym na głównych gieł­dach światowych.

W sumie możemy powiedzieć, że pieniądz papierowy jest pieniądzem symbolicznym, czyli znakiem wartości. Jego faktyczna wartość równa się war­tości kawałka zadrukowanego papieru. Jego symboliczna wartość wynika z fak­tu, że państwo nadało mu status prawnego środka płatniczego, obowiązującego w danym kraju. Jego siła nabywcza zależy jednak od poziomu cen towarów i usług. W okresach gwałtownego wzrostu cen i utraty wartości (siły nabyw­czej) pieniądza, co występuje z reguły w czasie wojny, ludzie nie darzą zaufa­niem takiego pieniądza i chętniej posługują się silną walutą obcą lub pienią­dzem pełnowartościowym bitym ze złota, lub wręcz uciekają się do wymiany barterowej, czyli towaru za towar.

9_2_Czynniki określające podaż i popyt pieniądza

trzy główne motywy utrzymywania zasobów pieniądza: motyw transakcyj­ny, przezornościowy i spekulacyjny. Określają one popyt na pieniądz.

Pieniądz obsługuje transakcje kupna—sprzedaży, czyli wymianę dóbr. Ludzie potrzebują na bieżąco pieniędzy np. na zakup żywności, a firmy na zapłatę za surowce czy wykonane usługi. To tworzy transakcyjny popyt na pieniądz. Konieczność trzymania pieniądza do celów transakcyjnych wynika z odstępu w czasie między wpływami a wydatkami. Rodzina otrzymująca dochody pierw­szego dnia miesiąca nie wydaje, oczywiście, wszystkiego w tym dniu. Musi utrzymywać pieniądze na potrzebne zakupy, aż do dnia, kiedy otrzyma kolejny przypływ gotówki. Podobnie rzecz się ma z przedsiębiorstwami, które niedo­skonała synchronizacja wpływów i wydatków zmusza do utrzymywania okreś­lonych rezerw gotówkowych. Wielkość rezerwy gotówkowej do celów transakcyj­nych zależy przede wszystkim od wartości zawieranych transakcji i od stopnia synchronizacji płatności i wpływów. Im większa skala transakcji, tym większą ilością pieniądza muszą dysponować uczestnicy rynku, aby te transakcje obsłużyć.

Z kolei im lepsza synchronizacja wpłat i wypłat, tym popyt transakcyjny jest mniejszy. Może powstać pytanie, czy nowoczesne, oparte na technice elektronicz­nej, metody obrotu bezgotówkowego mogą prowadzić do niemal całkowitego zaniku transakcyjnego popytu na gotówkę. Należy w to wątpić. Po pierwsze dlatego, że zawsze pozostanie pewna techniczna rozbieżność czasowa między poszczególnymi operacjami finansowymi. Po drugie dlatego, że posiadanie go­tówki daje uczestnikom życia gospodarczego określoną swobodę działania poza

kontrolą instytucji finansowych i państwowych. Umożliwia więc pojawianie się w tzw. szarej strefie działań nie rejestrowanych, a tym samym, między innymi, nieopodatkowanych.

Dochodzimy tu więc do stwierdzenia, że działa też odrębny motyw niezależ­ności (czy swobody) zapewnianej przez posiadanie zasobu gotówki.

Spekulacyjny popyt na pieniądz ma na celu zdobycie zysku za pomocą gry na zmianę ceny różnych rodzajów aktywów (a więc też rodzajów pieniądza). Współcześnie przejawia się to głównie w uczestnictwie w grze na rynku papierów wartościowych (giełda). Kierując się tym motywem, uczestnicy rynku zwiększają zasób pieniądza gotowego, jeśli przewidują spadek ceny innych aktywów finan­sowych (np. akcji, obligacji). I odwrotnie, jeżeli przewidywania wzrostu cen papierów wartościowych i osiąganych na nich zysków są optymistyczne, to pieniądz spekulacyjny wydawany jest na te walory. W tym przypadku spada więc popyt na pieniądz gotowy, a rośnie popyt na zyskowne papiery wartościowe (np. bony skarbowe).

Zarówno ostrożnościowy, jak i spekulacyjny popyt na pieniądz związany jest z niepewnością co do przyszłych zdarzeń. Uczestnicy życia gospodarczego mają ograniczone możliwości przewidywania biegu tych zdarzeń, podejmując więc decyzje, ponoszą ryzyko, czyli godzą się z możliwością doznania niepowodzeń i strat. Ostrożność skłania do zabezpieczania się przez trzymanie rezerw (co kosztuje), pragnienie zysku zaś skłania do gry, która może dać zarówno wielkie korzyści, jak i straty.

Swoistą kombinacją wspomnianych dwóch motywów jest popularna współ­cześnie strategia „portfela”. Według niej racjonalnie zachowujący się inwestorzy starają się podzielić swój majątek między różne aktywa, akcje, obligacje, nierucho­mości, gotówkę, tak żeby zminimalizować łączne ryzyko. Wszystko to, oczywiście, odbywa się kosztem zysków niniejszych niż te, jakie by osiągnęli, inwestując w jeden tylko rodzaj aktywów. Teoria wyboru portfela, hołdująca zasadzie „nie wkładaj wszystkich jajek do jednego koszyka”, głosi, że najbezpieczniejszym sposobem oszczędzania jest zróżnicowanie struktury portfela. To, jaki będzie udział w nim różnych aktywów, zależy od skłonności danego inwestora do ryzyka.

Jak mówiliśmy, koszt utrzymywania zasobu danego rodzaju pieniądza jest równy utraconym odsetkom, jakie można by otrzymać od mniej płynnych ak­tywów. Jest to cena płynności. Zmiana stóp procentowych wpływa więc na koszt utrzymywania zasobów pieniądza i powoduje zmianę popytu na nie. Zależność między stopą procentową a popytem na pieniądz jest taka sama jak w odniesieniu do innych dóbr. Funkcja popytu na pieniądz jest malejąca, to znaczy, że im niższa stopa procentowa, tym większy popyt na pieniądz.

Podaż pieniądza

Ogólny zasób dobra płynnego występującego w różnych postaciach, oferowany w danym momencie przedsiębiorstwom i gospodarstwom domowym, nazywany jest podażą pieniądza. Kto i co ją określa?

Robi to bank centralny i banki komercyjne. Należy zauważyć, że — w każ­dym razie w cywilizowanych krajach kapitalistycznych i w normalnych warun­kach pokojowych — podaży pieniądza nie określają rządy, czyli administracja państwowa. Kiedy tak bywało, np. w czasach wojen światowych, najczęściej kończyło się to hiperinflacją i zrujnowaniem systemu finansowego.

Bank centralny dokonuje emisji pieniądza papierowego i monet, określa także

i utrzymuje obowiązkowe rezerwy banków komercyjnych. Te zaś określają podaż

pieniądza, udzielając kredytu gospodarstwom domowym, przedsiębiorstwom,

a także państwu.

Jak to się odbywa? Kreacja pieniądza przez bank centralny następuje przez rozszerzenie akcji kredytowej tego banku i dokonywanie przez niego zakupu walut obcych. Operacje te powodują zwiększenie środków na rachunkach klientów banku centralnego (to znaczy banków komercyjnych i rządu). Wzrost podaży pieniądza gotówkowego następuje w ten sposób, że banki komercyjne część swych środków pieniężnych na rachunkach w banku centralnym zamieniają na gotówkę, którą następnie wypłacają swoim klientom. Z kolei system bankowy jako całość (bank centralny i banki komercyjne) jest zdolny do tworzenia pieniądza ban­kowego (bezgotówkowego) ponad zdeponowaną w nim sumę wkładów dzięki kreacji dodatkowych kredytów. Szerzej o tym w następnym punkcie.

Jak mówiliśmy, pieniądz występuje w różnych postaciach, o różnej płynności. Określając podaż pieniądza, musimy więc zawsze ściśle sprecyzować, o jakich jego rodzajach jest mowa. W praktyce systemów finansowych używa się kilku takich, oznaczanych symbolicznie, agregatowych wielkości.

Najczęściej używanymi agregatami pieniężnymi są: M1, M2 i M3, przy czym kolejne agregaty obejmują coraz szerszy zakres zasobów pieniądza.

Agregat M1 obejmuje pieniądz najbardziej płynny, który można wykorzys­tywać w każdej chwili do dokonywania transakcji (używa się dlatego określenia:

pieniądz transakcyjny), a mianowicie gotówkę w obiegu oraz wkłady na ban­kowych rachunkach bieżących (a yista, płatne na każde żądanie), z których albo można podjąć gotówkę, albo posłużyć się czekiem lub poleceniem przelewu.

Agregat M2 obejmuje wszystkie składniki M1 oraz depozyty w bankach, które mają mniej płynny charakter, a głównie depozyty terminowe do określonej kwoty, krótkoterminowe depozyty w walutach obcych i niektóre inne składniki.

Agregat M3 zawiera M2 oraz jeszcze mniej płynny pieniądz, głównie depozy­ty terminowe o wyższych saldach, a także długoterminowe depozyty w walutach obcych.

W niektórych krajach (np. w Wielkiej Brytanii) nie wyróżnia się agregatu M2.

Obok miar zasobów pieniądza typu M wyróżnia się też specjalny agregat L (płynność). Miara ta obejmuje M3 oraz różne papiery wartościowe o zróżnicowanym stopniu płynności i ryzyka (np. obligacje i weksle skarbowe, weksle handlowe).

Należy zwrócić uwagę, że rozwój instrumentów finansowych w wielu krajach powoduje zwiększanie się płynności poszczególnych składników omawianych agregatów pieniężnych. Równocześnie, z powodu odmienności systemów finan­sowych w poszczególnych państwach, występują różne instrumenty finansowe i w przekroju międzynarodowym agregaty pieniężne są często trudno porów­nywalne. Największa zgodność istnieje co do zakresu M1.

Poza wymienionymi wielkościami używa się także agregatu M0, zwanego bazą monetarną. Obejmuje ona: gotówkę w obiegu, oraz wkłady gotówkowe w bankach.

Narodowy Bank Polski dla celów polityki pieniężnej zestawia dwa agregaty:

tzw. pieniądz ogółem oraz pieniądz krajowy (zob. tabelę 3). Natomiast dla potrzeb Międzynarodowego Funduszu Walutowego w NBP zestawia się agregaty M1 i M2. Agregat „pieniądz ogółem” odpowiada M2.

9_3_Kreacja pieniądza

Współczesne banki dokonują kreacji pieniądza ponad znajdujące się w nich sumy wkładów. W tym procesie tworzenia dodatkowych kredytów bierze udział bank centralny i banki komercyjne. Popatrzmy, jak się to dzieje.

W tym miejscu potrzebne jest zaznajomienie się z najważniejszymi pozy­cjami bilansu banku komercyjnego (zob. tabelę 4). W bilansie tym aktywa są tym, co stanowi własność banku i co może być przedmiotem jego roszczeń wobec innych podmiotów gospodarczych, pasywa to zobowiązania banku wobec innych podmiotów. Utrzymywanie wymienionych niżej rezerw w banku centralnym obowiązuje z mocy prawa wszystkie banki komercyjne. Wrócimy do tej sprawy w dalszych rozdziałach.

Bilans banku komercyjnego

Aktywa

Pasywa

Pożyczki
Papiery wartościowe

Gotówka w kasie
Rezerwy w banku centralnym

Depozyty

Weźmy prosty przykład liczbowy. Załóżmy, że stopa rezerw obowiązkowych ustalanych przez bank centralny wynosi 10% depozytów. Pomińmy chwilowo istnienie rezerw gotówki w kasach banków. Zacznijmy od tego, że w banku A złożono depozyt wielkości 1000 zł. Po stronie pasywów tego banku zapisujemy kwotę 1000 (zapis nr 1), a po stronie aktywów należy odnotować odprowadzoną do banku centralnego rezerwę obowiązkową 100 (2).

BANKA

BANK B

BANK C

(2)100 | 1000 (1)

(3)900

(5) 90 | 900 (4)

(6) 810

(8) 81 | 810 (7)
(9) 729

Bank nie trzyma pozostałych pieniędzy bezczynnie, lecz udzieła oprocen­towanych pożyczek w wysokości 900 (3). Niech na przykład bank A pożyczy 900 firmie X na zakup urządzeń od firmy Y. Pożyczkobiorca bierze czek na 900 i płaci firmie Y łub operacja ta jest dokonywana za pomocą przelewu. Tym samym rachunek firmy Y w jej banku B zostaje zasilony kwotą 900 (4).

Od depozytu wielkości 900 bank B zobowiązany jest odprowadzić rezerwę obowiązkową w wysokości 90 (5), a pozostałe środki, w wysokości 810, może np. pożyczyć firmie Z (6). Ta ostatnia ma rachunek w banku C. ewentualnie płaci komuś, kto posiada rachunek w tym banku. Tym sposobem aktywa banku C zwiększają się o 810 (7). Następna operacja (8) to utworzenie rezerwy obowiąz­kowej w wysokości 81. Z kolei powstaje możliwość udzielenia pożyczki w wyso­kości 729(9).

Gdyby w całym tym procesie nie następowały żadne wypłaty gotówkowe, to z początkowej kwoty 1000 zł zdeponowanych w banku A wykreowano by w wymienionych trzech bankach 2710 pieniądza M1 (1000 + 900 + 810). Kontynu­ując powyższy przykład, doszlibyśmy do wniosku, że przy tych założeniach system bankowy jest w stanie wykreować maksymalnie 10000 zł pieniądza kredytowego.

Wielkość tej podaży pieniądza zależy od stopy rezerw obowiązkowych i od wysokości początkowego wkładu, a określa ją mnożnik kreacji, który jest odwrot­nością stopy rezerw obowiązkowych. W naszym przykładzie mnożnik depozytowy

1

wynosi --------= 10. Informuje on nas o tym, że z każdej jednostki pieniężnej

0,1

dostarczonej do systemu bankowego w formie gotówki banki są zdolne ostatecznie stworzyć maksymalnie 10 jednostek depozytów. Mnożnik ten przedstawia logikę tworzenia podaży pieniądza w gospodarce przez system bankowy.

W rzeczywistości sprawa jest bardziej skomplikowana, a mnożnik jest mniejszy, gdyż musimy odliczać nie tylko rezerwę obowiązkową, ale też doboro­wolne rezerwy gotówkowe utrzymywane przez banki oraz wypłaty gotówkowe, jakie są dokonywane w procesie kreowania kredytu. W naszym przykładzie przyjmowaliśmy, że wszyscy klienci wspomnianych banków utrzymują całe przyznane sobie kredyty na kontach. W rzeczywistości z reguły podejmują też pewne sumy w gotówce, a to zmniejsza możliwość kreowania dodatkowego kredytu.

Co bardzo ważne, warunkiem kreacji pieniądza jest współdziałanie wszyst­kich uczestniczących banków. Kiedy któryś z nich powstrzyma się od udzielania kredytów, uniemożliwi kontynuowanie procesu kreacji przez następnych uczest­ników. Warunkiem powodzenia jest więc powszechne przekonanie bankierów o celowości kredytowania gospodarki. Warunkiem jest także przekonanie klientów banków o celowości utrzymywania swych zasobów na kontach, a nie we własnej kasie. Mówiąc inaczej: warunkiem kreowania pieniądza jest powszechna optymis­tyczna ocena sytuacji i wzajemne zaufanie uczestników.

9_4_Równowaga rynku pieniężnego

Popyt gospodarstw domowych i przedsiębiorstw na pieniądz rośnie wraz ze spadkiem stóp procentowych. Wyraża to typowa malejąca krzywa popytu D. Podaż pieniądza przedstawiona jest za pomocą pionowej linii S. W krajach kapitalistycznych bank centralny działa na ogół w kierunku utrzymania z góry określonej wielkości podaży pieniądza, stosując dostępne mu instrumenty. Podaż M jest więc niezależna od poziomu stóp procentowych.

Poziom stopy procentowej równoważącej podaż i popyt jest wyznaczony przez punkt przecięcia obu krzywych (E). Stopą równowagi jest r, przy której zasób pieniądza, który pragną utrzymywać gospodarstwa domowe i przedsiębiorst­wa, czyli zgłaszany popyt na pieniądz, równy jest podaży pieniądza.

Powyższa analiza popytu i podaży jest uproszczona, gdyż w rzeczywistości krzywa popytu na pieniądz jest funkcją nie tylko stopy procentowej, ale także realnego dochodu uczestników życia gospodarczego. W przypadku zwiększenia realnego dochodu rośnie popyt na pieniądz, co znajduje wyraz w przesunięciu krzywej popytu (teraz D2) i we wzroście stopy równowagi z r1 do r2 .

Reasumując można stwierdzić, że poziom stopy procentowej zmienia się pod wpływem kombinacji dwóch czynników. Po pierwsze, jest to chęć gospodarstw domowych i przedsiębiorstw do utrzymywania różnych zasobów pieniądza przy różnych poziomach stopy procentowej, co wyraża krzywa popytu na pieniądz. Krzywa ta może zmieniać położenie pod wpływem zmian dochodu realnego. Po drugie, na stopę procentową wpływa polityka pieniężna banku centralnego. Powy­żej mówiliśmy o polityce utrzymywania stałej podaży pieniądza na poziomie M. Jednak działanie banku ograniczające podaż pieniądza przesuwa pionową krzywą podaży w lewo, podnosząc tym samym poziom rynkowej stopy procentowej, zwiększenie podaży zaś ją obniża, a linia podaży przesuwa się na prawo.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
GEOGRAFIA EKONOMICZNA cz.II
2 EKONOMIKA I ORGANIZACJA TRANSPORTU pytania testowe cz II
WZORY cz.II, EKONOMETRIA
Wyk�ad ekonometryczne+ ++metody+heurystyczne analogowe+ +cz II ppt
socjologia cz II
BADANIA DODATKOWE CZ II
Wykład 5 An wsk cz II
AUTOPREZENTACJA cz II Jak w
Podstawy Pedagogiki Specjalnej cz II oligo B
J Poreda Ewangelia zdrowia, cz II
mmgg, Studia PŁ, Ochrona Środowiska, Chemia, fizyczna, laborki, wszy, chemia fizyczna cz II sprawka
!Spis, ☆☆♠ Nauka dla Wszystkich Prawdziwych ∑ ξ ζ ω ∏ √¼½¾haslo nauka, hacking, Hack war, cz II
UE szczepienia i racjonalne stosowanie antybiotyków, Zdrowie publiczne, W. Leśnikowska - Ścigalska -
Dziady cz. II jako dramat, j.polski - gimnazjum

więcej podobnych podstron