go zostawił. To, że obchodziłaś wszystkie rocznice i nie zgodziłaś się na przeprowadzkę, chociaż Muriel i Dick nie mogli już wytrzymać w tym domu.
Pewnie, ich nic to nie obchodziło. Wiem. Na
uczyłam się nie oczekiwać od nich prawdziwego
współczucia.
Nie masz racji. Żaden ojciec nie przeżył bardziej
śmierci syna niż Dick i niewiele sióstr kochało swoich
braci bardziej niż Muriel, Oni nie buntowali się prze
ciwko Michaelowi, tylko przeciwko tobie, przeciwko
temu, że nad całym ich życiem panowała niepodziel
nie przeszłość: i to nawet nie przeszłość Michaela, tyl
ko twoja.
Jesteś bez serca! Wszyscy są bez serca! Przecież
przeszłość była jedynym, co mi zostało!
Była raczej jedynym, co chciałaś zatrzymać. Wy
brałaś zły sposób radzenia sobie ze smutkiem — bal
samowanie zwłok, jak w Egipcie.
Oczywiście znowu nie mam racji. Cokolwiek
robię albo mówię, według ciebie nie mam racji.
Tak, to prawda! — odparł Duch; rozsiewał przy
tym wokół oślepiające błyski miłości i wesela. —
Wszyscy przekonujemy się o tym, kiedy przybywa
my do tego kraju. Nikt z nas nie miał racji! To napraw
dę zabawne; nie trzeba już udawać, że miało się rację!
Wtedy właśnie zaczynamy żyć.
Jak możesz się z tego śmiać? Oddaj mi moje
go chłopca. Słyszysz? Nic mnie nie obchodzą wszyst
kie wasze przepisy! Nie wierzę w Boga, który rozdzie
la matkę i syna. Wierzę w Boga, który jest miłością.
Nikt nie ma prawa stanąć pomiędzy mną i moim sy
nem. Nikt, nawet Bóg. Możesz Mu to powiedzieć pro
sto w oczy. Chcę mojego chłopca i będę go miała. Jest
mój, rozumiesz? Mój, mój, mój! I to na zawsze!
On będzie twój, Pam. Wszystko będzie twoje.
86
Sarn Bóg będzie twój, ale nie w ten sposób. Nic nie rnoże być twoje z natury.
Co? Nawet mój własny syn, urodzony z mojego
własnego ciała?
A gdzie jest teraz twoje własne ciało? Nie wie
działaś, że Świat i Natura kiedyś się skończą? Patrz!
Słońce wschodzi za górami: świt może nadejść w każ
dej chwili.
Michael należy do mnie.
Jakim prawem? Nie stworzyłaś go przecież. Wy
rósł w twoim ciele zgodnie z prawami Natury, bez po
mocy twojej woli. A nawet wbrew twojej woli... za
pominasz, że wcale nie chciałaś mieć wtedy dziecka.
Z początku uważałaś Michaela za nieszczęśliwy przy
padek.
Kto ci to powiedział? — odezwała się Zjawa,
a potem, opanowawszy się, dodała: — To kłamstwo.
To nieprawda. A poza tym, to nie twój interes. Nie
nawidzę tej twojej religii i pogardzam twoim Bogiem.
Wierzę w Boga, który jest miłością.
A jednak, Pam, nie masz w tej chwili miłości dla
twojej matki ani dla mnie.
Ach, rozumiem! A więc o to ci chodzi? Dopraw-
d y, Reginaldzie! Żebyś ty miał czuć się urażony...
Niech Bóg zmiłuje się nad tobą! — wykrzyknął
Duch i wybuchnął śmiechem. — Nie martw się o to!
Czy nie wiesz, że w tym kraju nie możesz nikogo u r a-
z i ć?
Zjawa zamilkła i na chwilę zastygła z otwartymi ustami. Zdawało mi się, że to zapewnienie bardziej zbiło ją z tropu niż cokolwiek z tego, co usłyszała do tej pory.
— Chodź, przejdziemy się jeszcze kawałek — ode
zwał się do mnie mój Nauczyciel, położywszy mi rękę
°a ramieniu.
87