W 1904 roku Tadeusz Rittner napisał realistyczny dramat "W małym domku." Jest to historia nieszczęśliwej miłości i małżeństwa lekarza z niewykształconą dziewczyną, zakończona morderstwem i samobójstwem. Po wystawieniu sztuki w jednym z krakowskich teatrów Witkacy w 1920 roku napisał jej parodię - dramat "W małym dworku." Premiera odbyła się w 1923 roku.
Miejscem wydarzeń jest dworek w nie istniejącej wsi Kozłowice w województwie sandomierskim. W domu Dyapanazego Nibka pojawia się Widmo zamordowanej przez gospodarza żony. Widmo zachowuje się jak żywy człowick - je, pije (nawet wódkę!). bawi się z dziećmi, ale jednocześnie przenika przez drzwi i ściany. Nikt nie jest przerażony, zdziwiony obecnością kobiety, o której wszyscy wiedzą, że nie żyje. Nikogo nie szokuje też przyznanie się Nibka do zamordowania żony, ani rozważania o tym, kto naprawdę był kochankiem Widma: zarządca Kozdroń, czy również poeta - kuzyn Jęzory Pasiukowski. Mimo niezwykłości sytuacji życie toczy się normalnie: pan domu zajmuje się gospodarstwem, śledzi ceny zboża, ekonom Maszejko martwi się "zborsuczeniem suk", poeta pisze nowy wiersz. Dramat obfituje w absurdalne sceny, w których patos miesza się z żartem. Postępowanie bohaterów pozbawione jest sensu i logicznej motywacji. Witkacy z jednakowym rozmachem szafuje miłością i śmiercią. Poeta Jęzory zmienia błyskawicznie obiekt namiętności, porzuca uczucie do widma i zakochuje się w Anecie. Miłość to właściwie tylko erotyzm i dążenie do zaspokojenia pożądania. Jest motorem ludzkiego postępowania - Nibek z zazdrości zaibił żonę i chce ponownie zabić Widmo! Namówione przez matkę dziewczynki piją tajemniczy brązowy płyn i umierają, a zrozpaczony ich śmiercią ojciec popełnia samobójstwo. Pozostali przy życiu mieszkańcy małego dworku nie przejmują się śmiercią rodziny Nibków i planują swą przyszłość.
Poglądy i twórczość Witkacego wzbudzały i wzbudzają spory i polemiki. Współczesnych mu szokował jako teoretyk sztuki. Na wszelkie próby polemiki odpowiadał długimi artykułami, w których powracał do filozoficznych wywodów. Spory z najlepszym ówczesnym znawcą jego twórczości, Karolem Irzykowskim, nie przynosiły żadnego porozumienia. Mówiono o Witkacym, że jest bardziej zapowiedzią zmian, niż ich spełnieniem. Nawet wielbiciele jego talentu (Boy, Nowaczyński) nie bardzo rozumieli, o co tak naprawdę artyście chodzi. Byli tacy, którzy go lekceważyli. np. Słonimski, lub uznawali za oryginalne zjawisko - Żeromski. Odbiorców i krytykę drażniły nie tylko zagmatwane filozoficzne wywody, lecz i szokujący pesymizm i katastrofirm. Przestrogi Witkacego stały się bardziej zrozumiałe dla pokolenia, które przeżyło II wojnę światową. Zaczęto na nowo czytać i rozumieć Witkacego. Słynne nie tylko w Polsce stały się inscenizacje sztuk Witkiewicza w krakowskich teatrach "Cricot 2" (T. Kantor) i w Starym Teatrze (J. Jarocki). Widz powoli oswajał się z niezwykłością dramatów witkiewiczowskich. Dużą popularnością cieszył się musical "Szalona lokomotywa" wystawiony w krakowskim Teatrze Stu w 1976 roku. Niestety wiele inscenizacji było chybionych starano się za wszelką cenę szokować widza, w poszukiwaniu deformacji dla deformacji zagubiono gdzieś ducha Teatru Crystej Formy.
Warto wspomnieć jesacze o tym, że zrolumienie Witkacego przez współczesnych mu utrudniała atmosfera skandalu, którą stworzył wokół siebie. Kreował się na Don Juana igrającego narkotykami. Prawda była inna, o narkotykach tylko pisał, nie znosił rozpusty i pospolitych rozrywek, umiał napanować nad namiętnością. Z pewnością prezentował typ wrażliwego człowieka o skłonnościach depresyjno-maniakalnych - tym można wytłumaczyć szybkie zmiany nastrojów, od depresji po wspaniałe samopoczucie. Tak więc trzeba zgodzić się z profesorem Janem Błońskim, że legenda Witkacego-człowieka wyrządziła szkodę Witkacemu-artyście.