Doli艅ski Gustaw - Jak u nas chowano dzieci?
(znakiem * zaznaczano utrzymanie starej pisowni - skryba)
Spis tre艣ci:
Przedmowa
Znany lekarz i publicysta, nale偶膮cy do ruchliwego pokolenia wychowa艅c贸w b. Szko艂y G艂贸wnej i przedstawicieli tak zwanej "m艂odej rasy," Gustaw Doli艅ski, urodzi艂 si臋 we wsi Polichna G贸rna, w powiecie Janowskim, w r. 1846. W jedenastym roku 偶ycia wst膮pi艂 do gimnazyum lubelskiego, kt贸re, po reformie Wielopolskiego, jako liceum, uko艅czy艂 w roku
1865.
Zrazu zapisa艂 si臋 na wydzia艂 fizyko-matematyczny Szko艂y G艂贸wnej, lecz w rok potem przeszed艂 na wydzia艂 lekarski, i uko艅czy艂 studya w r. 1871.
Jako m艂ody lekarz uda艂 si臋 najprz贸d za granic臋 celem dalszego kszta艂cenia i pracowa艂 w klinikach Wiednia, Pary偶a, Lipska i Berlina.
W 1873 powr贸ci艂 do kraju i osiedli艂 si臋 w Warszawie, gdzie zacz膮艂 uprawia膰 jednocze艣nie medycyn臋 i literatur臋. Ucz臋szcza艂 do pracowni anatomopatologicznej prof. Brodowskiego i prowadzi艂 oddzia艂 cholerycznych w szpitalu 艣w. Ducha podczas 贸wczesnej epidemii, za艣 jako publicysta wszed艂 do sk艂adu redakcji Medycyny i Opiekuna Domowego.
W owym czasie pismo to, przedstawiaj膮ce umiarkowany od艂am m艂odej prasy, sta艂o u szczytu popularno艣ci. Przyczynia艂 si臋 do niej w znacznej cz臋艣ci Doli艅ski, kt贸rego niezmordowana dzia艂alno艣膰, niezwyk艂y dar barwnego wys艂owienia i gor膮ce uczucia obywatelskie, znalaz艂y wyraz w szeregu artyku艂贸w, czytanych zawsze z zaj臋ciem. Jego "Wskaz贸wki post臋pu," oraz r贸偶ne szkice pedagogiczne i popularnonaukowe by艂y ozdoba tego pisma.
Gdy wkr贸tce potem Piotr Chmielowski i ni偶ej podpisany wyjechali na studya do Lipska, Doli艅ski razem ze 艣. p. Henrykiem Perzy艅skim prowadzi艂 Opiekuna Domowego, umiej膮c pogodzi膰, przy w艂a艣ciwej sobie pracowito艣ci i energii, obowi膮zki lekarza cholerycznych z zaj臋ciami redaktora i wsp贸艂pracownika.
Nie by艂 to ju偶 w贸wczas pisarz pocz膮tkuj膮cy, od r. 1869 bowiem, jeszcze jako student uniwersytetu, Doli艅ski drukowa艂 swe prace w Kuryerze Lubelskim, Przegl膮dzie Tygodniowym, Tygodniku Ilustrowanym i dawniejszym Opiekunie, za czas贸w redakcyi
Adama Mieczy艅skiego.
Za granica w r. 1871 艂膮cznie z kolega Karolem Jonscherem opracowa艂 przek艂ad z niemieckiego Poszukiwa艅 klinicznych Gutmana, ale r臋kopis, pos艂any do Warszawy, zagin膮艂 i praca posz艂a na marne.
Oryginalnie wydal w Pary偶u w r. 1872 broszur臋 p. t. Obecne stanowisko fizyologii*, a jednocze艣nie pisywa艂 korespondencye* tre艣ci medycznej do krakowskiego Przegl膮du lekarskiego, w kt贸rym ju偶 w贸wczas podpal pierwszy projekt organizacyi* pomocy lekarskiej po wsiach, p. t. Lekarze gminni. Miewa艂 te偶 odczyty popularne w r贸偶nych towarzystwach akademickich.
Pod koniec 1873 r. przeni贸s艂 si臋 do Lublina, gdzie przez dwadzie艣cia kilka lat praktykowa艂 jako lekarz-akuszer, nie zaniedbuj膮c literackiej i obywatelskiej dzia艂alno艣ci.
Przez ten czas wyst臋powa艂 niejednokrotnie z odczytami na cele publiczne, kt贸re dzi臋ki swadzie prelegenta cieszy艂y zawsze wielkiem* powodzeniem.
Wymieniamy z nich wa偶niejsze:
l) „Zk膮d* powstaj膮 choroby i jak si臋 od nich chroni膰?" (1873). Odczyt ten, drukowany najprz贸d w Gazecie Rzemie艣lniczej, wyszed艂 nast臋pnie w odbitce.
2) „Organizm ludzki i jego sprawy 偶ywotne" (1873).
3) „J臋drzej 艢niadecki, jako naturalista i pedagog" (1875).
4) Nasze b艂臋dy w fizycznem* wychowaniu dzieci" (1883). Drukowany w Niwie i w osobnej odbitce.
5) „G艂owa i serce" (1885), dwa odczyty, og艂oszone nast臋pnie w Tygodniku Ilustrowanym.
6) „Nerwy" (1887 i 8.) Tam偶e.
Przez lat kilka pe艂ni艂 Doli艅ski obowi膮zki sekretarza Tow. Lek. Lub. i spostrze偶enia swoje specyalne* lekarskie pomieszcza艂 b膮d藕 to w protoku艂ach* tego偶 Towarzystwa, b膮d藕 w Medycynie i Gazecie Lekarskiej. Cz臋艣膰 z nich ukaza艂a si臋 tez w osobnych odbitkach.
W r. 1882, 艂膮cznie z doktorem Kwa艣niewskim, opracowa艂 i og艂osi艂 „Projekt urz膮dzenia s艂u偶by zdrowia w granicach gub. Lub”. Nast臋pnie drukowa艂 w S艂owie artyku艂y ,,0 lekarzach gminnych”, kt贸re w r. 1883 wysz艂y w osobnej broszurce. Nadto w S艂owie i Gazecie polskiej opracowa艂 ten偶e sam przedmiot (1897) i og艂osi艂 szczeg贸艂owy projekt organizacyi* s艂u偶by zdrowia w gminach, po wsiach i miastach. Projekt ten drukowa艂a Kronika Lekarska. Pisa艂 wreszcie kilka wi臋kszych artyku艂贸w w sprawach szpitalnych, oraz "O wodoci膮gach lubelskich w przesz艂o艣ci i przysz艂o艣ci" (1897 w S艂owie).
呕ywa imaginacya* Doli艅skiego nie pozwala艂a mu poprzesta膰 na suchej dziedzinie 艣ci艣le specyalnych* badan. Pr贸bowa艂 te偶 si艂 swoich i na polu belletrystyki*, w szeregu powiastek, kt贸re z r贸偶nych wzgl臋d贸w odbiega艂y od szablonowych utwor贸w powie艣ciopisarskich. Nale偶膮 do nich:
1) Kopiec graniczny (w Gaz. Pol. 1886 r.)
2) Granat (w Dzienniku dla Wszystkich 1897).
3) W gabinecie doktora (1896).
4) Mruczek (1896).
Dwa ostatnie utwory, s膮 to komedye* jednoaktowe, drukowane w Gazecie Lubelskiej. Pierwsza z nich ukaza艂a si臋 niedawno w „Bibl. Teatr贸w Amatorskich”, wydawanej przez firm臋 Gebethnera i Wolffa.
Staraniem Doli艅skiego i przy jego gl贸wnem* wsp贸艂pracownictwie wysz艂a te偶 Ksi膮zka dla sierot (1898), zawieraj膮ca wcale interesuj膮cy dob贸r artyku艂贸w.
Ostatnia. jak dotychczas, i niew膮tpliwie najcenniejsza praca Doli艅skiego jest dzie艂ko obecne, napisane specyalnie* dla Bibl. Dz. Wyb.
Pod skromnym tytu艂em mie艣ci ono owoc d艂ugich study贸w* 藕r贸d艂owych i daje dok艂adny, a wielce sympatyczny obraz dawnych usi艂owa艅 na polu pedagogicznem*,
usi艂owa艅 na nieszcz臋艣cie tak lekcewa偶onych - powiedzmy wprost zapomnianych - przez
dzisiejsze pokolenie autor贸w.
Zdziwi膮 si臋 zapewne czytaj膮cy prace Doli艅skiego, 偶e tak wiele nowo偶ytnych hase艂 post臋powych zagrzewa艂o ju偶 serca w tej zamierzch艂ej przesz艂o艣ci i 偶e niejedna dzielna reforma mia艂a u nas swych aposto艂贸w i obro艅c贸w.
W dzisiejszym zwrocie do rzeczy swojskich ksi膮zka utalentowanego publicysty i my艣liciela powinna by膰 podw贸jnie po偶膮dan膮. Rozja艣ni ona wiele kwestyj*, dope艂ni to, co w "Hist. Lit. Polskiej" Chmielowskiego musia艂o by膰 z konieczno艣ci pomini臋tem*, ka偶dego nauczy, a jak s膮dzimy, nikogo nie znudzi. Nasz autor bowiem ma dar 艂膮czenia powagi specyalisty* z weso艂o艣ci膮 dziecka, g艂臋bszej tre艣ci z pon臋tn膮 form膮, dzi臋ki czemu szerokie ko艂a czytelnik贸w nie zniech臋c膮 si臋 najpowa偶niejszym traktatem.
Od kilku miesi臋cy dr Doli艅ski przeni贸s艂 si臋 z Lublina do Warszawy, przywo偶膮c z sob膮 tek臋 pe艂n膮 pomys艂贸w, a przede wszystkiem* dzielne serce, wiecznie m艂ode i zawsze gotowe do po艣wi臋ce艅 dla dobra og贸lnego.
Julian Ochorowicz.
S艂owo wst臋pne.
Co za czasy - co za czasy! wo艂aj膮 zgorzkniali pesymi艣ci. Jaka to m艂odzie偶 - co to za ludzie z tego wyrosn膮!? Marne to, blade, pochylone - bez krwi, bez 偶ycia. A偶 przykro patrze膰. Dawniej ch艂opak wygl膮da艂 jak 膰wik, czerstwy, rumiany - pe艂en 偶ycia i humoru. Przyjecha艂 na 艣wi臋ta lub wakacye* dalej-偶e na szkap臋 - cho膰by na oklep, dalej strzelbin臋
w gar艣膰 i po szuwarach, b艂otach, debrach le艣nych, w艂贸czy艂 si臋 od 艣witu do nocy. Zabi艂 nie zabi艂 zwierzyn臋, ale potem jad艂, a偶 mu si臋 uszy trz臋s艂y, spa艂 niby kamie艅, opali艂 si臋 jak cygan, obdar艂 niby dziad i rozni贸s艂szy w kawa艂ki ze dwie pary juchtowych but贸w - wraca艂 do szko艂y z kwa艣n膮 min膮, bo mu konik i fuzyjka pachnia艂y wi臋cej ni偶 tak zwana
przez Reja zdech艂a sk贸ra - ale wraca艂 zdr贸w i got贸w do pracy. I dziewcz臋ta bywa艂y jak rzepy. Chowa艂o si臋 to albo w domu po bo偶emu, albo odsy艂a艂o na pensye* do miasta, do pp. Wizytek - lub jakiej statecznej prze艂o偶onej. Nie mia艂a tam m艂oda koza spez贸w*, ale kozie i stara miot艂a, jak to m贸wi膮, wystarczy.
Opowiada艂y ch艂opaki, 偶e nieraz kluski by艂y z myd艂em, a chleb ze 艣wi臋c膮, 偶e pan dyrektor z ma艂偶onk膮 jadali jak si臋 patrzy osobno - a uczniaki musia艂y repetowa膰 偶y艂y z garnka wy艂a偶膮ce, postny kapu艣niak i zrazy pieprzne, ale za to twarde jak podeszew. Opowiada艂y dziewcz臋ta, 偶e siostra szafarka by艂a sk膮pa, ale za to siostra Wincenta mia艂a pe艂ne szafy piernik贸w, kryszy*, jab艂ek, i skoro jak膮 faworytk臋, zw艂aszcza mniejsz膮, z pensyonarskiego* drobiazgu spostrzeg艂a, to zaraz kiwa艂a na ni膮 palcem i wszystkie kieszenie wypycha艂a smako艂ykami. Ch艂opak miewa艂 od czasu do czasu wizyt臋 ojca, stryjka, wujaszka - z ni膮 razem par臋 z艂otych na knysze*. Na dziewczyny czeka艂y u furty klasztorowej mamy, ciocie, wujenki, stryjenki, a opodal niemrawy Grzela, lub straszecznie* panienk臋 lubi臋cy Ignac trzyma艂 kr贸bk臋 pe艂n膮 prowiant贸w smakowitych, kt贸remi* nawet anielski 偶o艂膮dek nie pogardza. Wi臋c cho膰 utrzymuj膮cy stancy臋* i szanowne ma艂偶onki uczonych pedagog贸w trzyma艂y scyzoryk贸w na dyecie*, bo "plenus venter, non student libenter," a przy tem* przecie偶 艂uby mam, ciotek, a szczeg贸lniej babek - wype艂nia艂y luki w pustych wiecznie brzuchach, a z艂ot贸wki ojc贸w, wujaszk贸w, a szczeg贸lniej dziadk贸w, wystarcza艂y na serdelki, obwarzanki lub papatacze. Zamo偶niejszy dzieli艂 si臋 z biedniejszym g艂odomorem. Mnie sk贸r臋! Mnie p贸l bulki! Odfunduje, jak Boga kocham, jak b臋d臋
mia艂 - rozlega艂y si臋 molesta* i pro艣by podczas tak zwanej pauzy w salach szkolnych. I szcz臋艣liwy posiadacz serdelka i pieczywa 艂ama艂 chleb z bli藕nim 艂akn膮cym, a nawet przy sk贸rze sporo mi臋sa odrywa艂, nie b臋d膮c sk膮p膮 艣...... jak nazywali koledzy sobk贸w nieu偶ytych. Lekcye* lekcyami* - jak zwykle lekcye*. O godzinie 730 do ko艣cio艂a, bo codzie艅 przed nauka by艂a msza odprawiana przez prefekta. Od 8-ej do 10 pierwsze dwie lekcye* - potem przerwa 10ciominutowa, podczas kt贸rej zim膮 na obszernym placu gimnazyalnym* bijano si臋 w 艣nie偶ki, a latem na gimnastycznych przyrz膮dach wyprawiano 艂amane
sztuki. O godzinie dwunastej na obiad do domu - odpoczynek dwugodzinny. Od drugiej do czwartej zn贸w lekcye*, po czwartej podwieczorek w domu - i dalej z korrepetytorami*, kt贸rymi byli uczniowie klassy* pi膮tej, sz贸stej i si贸dmej - za miasto na palanta. Gra owa, ulubiona przez m艂odzie偶 szkoln膮, jest gr膮 pod wzgl臋dem hygienicznym* znakomit膮 i nie rozumiem, dlaczego dzi艣 tak zaniedban膮. Modny lawn-tennis* wymaga dobrego, r贸wnego i twardego placu, kosztownych rakiet, pi艂ek, siatki i pos艂ugi do znoszenia pi艂ek. Wymaga nawet ad hoc kostyum贸w* na co nie ka偶dego sta膰. Palant potrzebuje par臋 r贸wnych, grubych kij贸w i pi艂ki kauczukowej, kt贸r膮 dawniej albo ch艂opcy fabrykowali sami i ta by艂a najlepsz膮, albo kupowa艂o si臋 w sklepie za czterdzie艣ci groszy lub dwa z艂ote. Jakiej potrzeba by艂o wprawy i dobrego oka, 偶eby schwyci膰 tak zwan膮 艣wi臋c臋, t. j. pi艂k臋 silnem* uderzeniem kija, zwanego palantem, wyrzucon膮 nieraz na trzysta 艂okci w g贸r臋 - przy tem
obie przeciwne partye* by艂y w ci膮g艂ym ruchu. Szybki bieg przy tak zwanem* wykupywaniu si臋 - czyniony od mety do mety, unikanie trafienia pi艂k膮, tak zwanego zbicia przez przeciwnik贸w, bicie pi艂ki, podbieganie, chwytanie - wszystko to stanowi艂o ca艂y szereg swobodnych ruch贸w, jakie i dzisiejsze najnowsze pogl膮dy pedagogicznej gimnastyki uwa偶aj膮 za najlepsze. Daleki spacer za miasto, ruch parogodzinny na 艣wie偶em* powietrzu, od艣wie偶a艂 krew, wprawia艂 w ruch mi臋snie, rozwija艂 p艂uca, a fizyczny trud r贸wnowa偶y艂 kilka godzin siedzenia na 艂awie szkolnej, w salach wprawdzie obszernych, ale zawsze kilkudziesi臋ciu, a nieraz i setk臋 ch艂opc贸w mieszcz膮cych. Rozrywka tak w m艂odym, jak i starszym wieku konieczna, dawa艂a umys艂owi po偶膮dany wypoczynek po pracy. Zabawa by艂a zdrowa, rze藕ka, ruchliwa - grywano bowiem dla odmiany w tak zwana ekstr臋*,
erbusa*, to zn贸w na jesieni w bry艂y, gdzie zbrojni w amunicy臋* ze 艣wie偶o zbronowanej roli malcy walczyli zapami臋tale, wdzieraj膮c si臋 na wzg贸rza obsadzone przez g臋sty i waleczny zast臋p nieprzyjaci贸艂.
Powracano do dom贸w o sz贸stej lub si贸dmej wieczorem. Nast臋powa艂y korepetycye, wieczerza i przygotowanie lekcyj* na dzie艅 nast臋pny. O godzinie dziesi膮tej spa膰 - o godzinie sz贸stej rano latem m艂oda wiara na nogi. I dobrze by艂o. Cho膰 nieraz korepetytor porz膮dnie naci膮gn膮艂 uszu, cho膰 siwy dyrektor szko艂y, ucz膮c 艂aci艅skich deklinacyj*, wo艂a艂
kilku na 艣rodek klassy* do tablicy i dla zach臋ty i podniety kaza艂 wali膰 艂apy pot臋偶n膮 lini膮, gdy jeden drugiego za艂apa艂, cho膰 inspektor za psie figle, wagusy*, hardo艣膰 lub nieporz膮dek ch臋tnie sadza艂 do kozy, a nawet zagl膮dn膮艂 do z艂otego ula, nic to.
Ch艂opcy p艂acili dziesi膮tki burgrabi Terleckiemu, aby nie ko艅cami r贸zgi, i nie pod w艂os, ale uczciwie ze 艣rednim rozmachem kropi艂, do kozy koledzy przynie艣li chleba, pieczeni, jab艂ek, ciastek i na spuszczonym przez okno sznurku, w czapce prowizy臋* podali i wytrzymywa艂o si臋 drobne szkolne dolegliwo艣ci, 艣piewaj膮c:
Nasz dyrektor S... z mazur贸w pochodzi,
Chocia偶 w sk贸r臋 tego bije, nikomu nie szkodzi.
Nasz inspektor M... to g臋艣 osmolona,
Wtedy tylko z艂y na uczni贸w, gdy go zbeszta 偶ona.
Marsz, marsz gimnazi艣ci lubelskiej gubernii*
B膮d藕cie zawsze honorowi i... zasadom wierni
Prawda, 偶e podczas egzamin贸w dorocznych trzeba by艂o fa艂d贸w przesiedzie膰 i nocy nie dospa膰. Ale wymagania wyg贸rowanemi* nie by艂y. Nauczyciel pyta艂, pr贸bowa艂, jak to m贸wi膮, i z tej i z owej strony, wymaca艂 uczniaka co umie, ale si臋 nie zn臋ca艂 i trzy, cztery razy dawa艂 poprawk臋, p贸ki mniej zdolny nie by艂 przygotowany dostatecznie. Dostawa艂 promocy臋* i jecha艂 odpoczywa膰 do domu na wakacye* i odpocz膮艂 rzetelnie, bo mu 偶adnych odrabia艅 na ten czas nie zadawano.
A te wycieczki wsp贸lne w klasie czwartej, na rozmiary, gdzie odbywa艂y si臋 praktyczne studya* zdejmowania plan贸w i miernictwa! A owe ekursye*, z nauc偶ycielem botaniki celem zbierania zi贸艂, traw i kwiat贸w do zielnika. Rozmiar, to wielkie s艂owo! Ju偶 na miesi膮c przedtem matki i siostry szy艂y chor膮giewki, babunie przygotowywa艂y torebki na spo偶ywcze produkty, ojciec obstalowywali specyalne* buty z cholewami na wierzch. Bo膰 to sz艂o si臋 kilka wiorst za miasto, z chor膮giewk膮 miernicz膮, okut膮 spiczasto u spodu, na ramieniu. D藕wigano stolik, 艂a艅cuchy, niesiono ostro偶nie dyoptry臋* i libell臋*, rejsbrety*, o艂贸wki, zwoje papieru, wszystko na rozmiar. Wybrany ad hoc komitet gospodarczy, przygotowywa艂 niespodziank臋, inaczej skromn膮 uczt臋 dla nauczycieli i obdarzonej bajecznym apetytem braci szkolnej. Zwykle w艂a艣ciciel wioski, wiedz膮c naprz贸d o przybyciu rozmiarowych go艣ci, wyprawia艂 suty podwieczorek i wieczerz臋, znaj膮c osobi艣cie gremium nauczycielskie, a tak偶e z imienia i nazwiska ka偶dego szczyg艂a (uczniowie nosili czapki z czerwonemi* lampasami i czerwone ko艂nierze przy mundurach), bo膰 w tem*
liceum bywa艂 jego syn, a tak偶e synowie koleg贸w szkolnych, przyjaci贸艂 i s膮siad贸w. Wiec stosy kurcz膮t, h艂adysze* zsiad艂ego mleka, dzbany kawy, kosze 艣wie偶ych bu艂ek, na kt贸re. to specya艂y* szar偶owa艂a miernicza dru偶yna, czyni膮c pogrom i pobojowisko pe艂ne trupa. Zwykle zaszczyca艂 rozmiar swoj膮 obecno艣ci膮 ks. prefekt, dyrektor i inspektor, witani grzmi膮c膮 salw膮 okrzyk贸w. A skoro uko艅czono zdj臋cia planu, zabawa rozpoczyna艂a si臋 ochoczo i ko艅czy艂a p贸藕nym wieczorem.
Wtedy szykowano si臋 w szeregi, chor膮giewki "na ramie bron," 艣piewacy na front i 偶egnano go艣cinne progi pie艣ni膮: "Gospodarzu, gospodarzu, kto u ciebie bywa!" Ale gospodarz nie pozwala艂 rusza膰 na piechot臋. Zaje偶d偶aj膮 powozy dla gremium nauc偶ycieli,
a drabiniaste wozy, zaprz臋偶one czw贸rkami w lejce, dla m艂odej dru偶yny.
Sadowiono si臋, jak kto m贸g艂, amatorowie biegli, chwytali za lejce, zawodzono ch贸r i rusza艂a wyprawa 偶wawo, a szerokie, wilgotne wieczorn膮 ros膮 pola, nios艂y echo pie艣ni.. bij膮cej hen pod niebo z m艂odych piersi, ochoczej jak m艂odo艣膰, kipi膮cej 偶yciem jak krew rumiana, a znanej i ukochanej i swojej...
Min臋艂o to wszystko jak sen... Ale zachowa艂o si臋 w pami臋ci, bo pami臋膰, to jak zielnik stary, w kt贸rym spoczywaj膮 kwiaty wspomnie艅 z m艂odych lat.
Wszystko si臋 zmienia, wi臋c ulegaj膮 przeobra偶eniu i pogl膮dy pedagogiczne.
S膮 dzi艣 tacy wychowawcy, co utrzymuj膮, 偶e szko艂a jest dla nauki, nie dla zabawy. S膮 tacy, dla kt贸rych nieforemne s艂owa greckie i dobry akcent stanowi膮 alf臋 i omeg臋 ludzkiej doskona艂o艣ci. Wedle nich, umiej臋tno艣ci perfect贸w* i supin贸w* zbli偶a 艣miertelnych zjadaczy chleba do wy偶yn boskiego Olimpu.
Zapominaj膮 za艣 o zasadzie odwiecznej " in corpore sano”. Zapominaj膮, 偶e ludzko艣膰 nie jest zbiorem 艣ledziennik贸w i znudzonych 偶yciem w膮trobiarzy, ani sk艂adem zmursza艂ych suchark贸w, z kt贸rych wskutek staro艣ci lec膮 suche migda艂y. Zapominaj膮, 偶e m艂odo艣膰 to kwiat 偶ycia, a dla kwiatu potrzeba powietrza, 艣wiat艂a i s艂o艅ca. Zapominaj膮, 偶e przywilejem m艂odo艣ci 艣miech szczery, weso艂o艣膰 i niewinne, nikomu nieszkodliwe uciechy. Zapominaj膮, 偶e kto dziatwie 艣wi膮t i wesela ujmuje, ten jej zdrowie, 艣wiat艂o i 偶ycie kradnie.
Zapominaj膮! Chc膮c ca艂y szereg tych zapomnie艅 przytoczy膰, mo偶e latby* nie wystarczy艂o...
Czy m艂odzie偶 dzi艣 zdolniejsza, lepiej do samodzielnych study贸w* przygotowana, czy wi臋cej rozwini臋ta, wi臋cej moralna, a przedewszystkiem* czy zdrowsza, ni偶 dawniej? Nie dlatego, aby stwierdzi膰 znany zarzut, 偶e co dawniejsze, by艂o lepsze, nie dlatego, 偶e dawniej g艂o艣niej grzmia艂o i deszcz rz臋sistszy pada艂, ale po艂o偶ywszy r臋k臋 na sercu i zapytawszy rozumu i sumienia, trzeba odpowiedzie膰, 偶e zamiast post膮pi膰, cofn臋li艣my si臋 olbrzymio!
Na m艂odem* obliczu rzadko dzi艣 pogoda i wesele go艣ci. Nie s艂ycha膰 tego szczerego, srebrnego 艣miechu, z g艂臋bi m艂odej piersi nie wida膰 kipi膮cego 偶ycia, co wzbiera w pe艂nej czarze i gotowe ka偶dej chwili przela膰 si臋 przez jej brzegi.
M艂odo艣膰 idzie cicha i smutna po ciernistej drodze 偶ycia, jak w owych strofach poety:
Id臋 przez drog臋 偶ycia z艂a I ciemna,
Dok膮d, czy偶 wiem?
A zawsze wsz臋dzie, tw贸j cie艅 idzie ze mn膮,
Noc膮 i dniem.
Zawsze i wsz臋dzie s艂ucha serca mego
Najskrytszych drgnie艅,
I nie opuszcza mnie cho膰 lata biega,
Tw贸j blady cie艅!
Tak... blady cie艅 pesymizmu i zw膮tpienia rzuca mrok nawet na m艂ode oczy. Ci臋偶ka praca umys艂owa, w najgorszych dla zdrowia dokonywana warunkach, dzia艂a zab贸jczo na umy艣l i cia艂o. Zu偶ywa i wyczerpuje przedwcze艣nie.
Dzi艣 ten, co po odbytych studyach* staje na progu przysz艂ej pracy, obowi膮zk贸w i trudu, zamiast energii, zapa艂u i si艂 艣wie偶ych, przynosi przygn臋bienie, apaty臋* i wyczerpanie.
Winien temu wadliwy system edukacyjny, a przedewszystkiem* fa艂szywa z gruntu rutyna jego wykonawc贸w. Dziwnym zbiegiem okoliczno艣ci nowe pr膮dy, o偶ywiaj膮ce pedagogik臋 kraj贸w wysokiej kultury, nie mog膮 przenikn膮膰 do zaple艣nia艂ych 艣redniowiecznych i艣cie zasad, kieruj膮cych naszem* wychowaniem tak domowem* jak szkolnem*. Dom przystosowuje si臋 do szko艂y, zamiast przeciwstawia膰 si臋 jej brakom i niedostatkom. Dziecko od lat najm艂odszych obarczaj膮 praca tak rodzice, jak zacofani wychowawcy.
Tylko dzi臋ki silom niespo偶ytym, jakie istotom 偶yj膮cym daje hojna natura, nie mamy dot膮d moralnych l umys艂owych kalek, miast normalnego fizycznie i umys艂owo pokolenia.
- Jak pa艅stwo mo偶ecie, tak marnowa膰 si艂y swych dzieci? pyta lekarz, patrz膮c z podziwem na w膮t艂膮; chorowit膮 istot臋, do kt贸rej zawezwano go dla udzielenia porady.
Ile偶 godzin uczy si臋 ten ch艂opczyna, ile czasu 艣l臋czy nad ksi膮偶k膮, lub przy fortepianie to dziewcz膮tko, blade, przezroczyste i chude a w膮t艂e?..
- Osm godzin, dziesi臋膰 godzin - brzmi odpowiedz!
- Miejcie lito艣膰, nad krwi膮 w艂asn膮, nie zabijajcie najbli偶szych sercu istot - przedstawia lekarz, widz膮c, 偶e cala choroba powsta艂a z nadmiernej pracy...
A c贸偶 b臋dziemy robi膰, przecie偶 musza zda膰 do szko艂y, musz膮 dosta膰 promocy臋*, nauki sko艅czy膰 musza.
Co z nich b臋dzie, g艂upiemu chleba nikt nie da, a my maj膮tku coby* pozwala艂 dzieciom naszym bez pracy obej艣膰 si臋, nie posiadamy. Praca, stanowisko, karyera*, przysz艂o艣膰! Oto s艂owa na ustach wychowawc贸w, rodzic贸w, opiekun贸w...
A zdrowie? Zdrowie to nic nie znaczy?
Na co si臋 zda艂y stanowisko, karyera*, dostatki, g贸ry z艂ota i wszelkie 偶ycia i u偶ycia rozkosze, gdy 贸w karyerowicz*, jak Rotszyld z powie艣ci Zoli "l'Argent", mo偶e zaledwie spo偶y膰 艂y偶k臋 kwa艣nego mleka, a sen zdobywa porcy膮* chloralu lub morfiny?
Na co si臋 zda艂y tyloletnie zabiegi i trudy, na co wydatki, zmartwienia, niepokoje, targanie nerw贸w, m臋ka nad m臋ki, kiedy owocem ich duchowa niemoc i stargane si艂y fizyczne?
- Niemoc ducha! Czy mo偶e by膰 wi臋ksza kl臋ska, krwawszy pogrom, gorsze nieszcz臋艣cie?!
. - A ten kapita艂 偶yciowy, ten zas贸b si艂 i energii, co wystarczy膰 winien na d艂ugie lata, to co?..
Farsa i kpiny?
S艂awa... T臋 s艂aw臋 jak偶e zdob臋dzie osobnik, co ma zwichni臋te skrzyd艂a, i pod b艂臋kity wysokie nie wzleci...
Szcz臋艣cie... Jakie szcz臋艣cie mie膰 mo偶e ten, co czuje niesmak do 偶ycia, wyczerpanie i kt贸ry po偶膮da艅 i pragnie艅 nie posiada, a rozkoszy posiadania nie odczuje...
Mi艂o艣膰... C贸偶 on da przedmiotowi swej mi艂o艣ci! W膮t艂e cia艂o, serce bez ognia i 偶膮dz... dusze wystyg艂膮, chore uczucie, stargane wysi艂kiem nerwy, krew rybia i og艂upiony opaczn膮 prac膮 m贸zg... 藕r贸d艂o uczu膰 i inteligencyi*? Maj膮tek?... Pieni膮dz jest 艣rodkiem
do 偶ycia, nie jego celem, a na c贸偶 przyda si臋 bogactwo tych 艣rodk贸w, kiedy korzysta膰 z dobrodziejstw tego bogactwa nie mo偶na. Chorego 偶o艂膮dka, lukullusowa nawet uczta nie n臋ci, a neurastenika wir zabaw i uciech nie porwie, momentu zapomnienia i sza艂u nie zgotuje.
On pragnie, jak starzec zgrzybia艂y, cichego k膮ta, wypoczynku, spokoju i ciszy. Czy stan taki jest idea艂em do szcz臋艣cia ludzkiego, czy do takich idea艂贸w d膮偶y zdrowa cywilizacya*, zgodna z natur膮 ludzk膮 kultura i wedle przyrodzonych praw poj臋te wychowanie? W膮tpimy... Praca niniejsza, przedstawiaj膮c w og贸lnych zarysach dzieje naszego wychowania w przesz艂o艣ci i podaj膮ca nast臋pnie dzi艣 przez nauk臋 przyj臋te za艣ady domowego wychowania - ma jako g艂贸wne zadanie wskaza膰 czytaj膮cemu og贸艂owi, co zrobiono u nas dla sprawy wychowania, co si臋 obecnie robi i jak post臋powa膰 trzeba, 偶eby z艂o naprawi膰.
Nie mam najmniejszej pretensyi*, aby prac臋 moj膮 uwa偶a膰 za rzecz wyczerpuj膮c膮 i wyko艅czon膮.
Mo偶e by膰 ona wskaz贸wka dla innych, jak post臋powa膰, aby ich trud lepsze wydal owoce. Toruj膮c sobie drog臋 przez nieznane okolice, bo膰 dot膮d dziej贸w pedagogiki naszej nikt nie napisa艂, nie zdoby艂em ani dostatecznego materya艂u*, ani znajomo艣ci gruntownej przedmiotu, kt贸re pozwoli艂yby, rzuci膰 snop jasnego 艣wiat艂a na szlak dziejowy naszej kultury. Czas, jaki po艣wi臋ci艂em pracy niniejszej (a poch艂on臋艂a ona du偶o tego czasu), to chwile wolne od obowi膮zkowych zaj臋膰 praktykuj膮cego lekarza -inaczej m贸wi膮c, noce, kt贸rym krad艂em godziny snu i dni po艣wi臋cane wypoczynkowi, kiedy ju偶 naprawd臋 d艂u偶ej pracowa膰 nie by艂o mo偶na, wiec te noce d艂ugie i te swobodne, nieliczne dnie sk艂adam w ofierze czytelnikom. Mo偶e ich tak samo, jak i mnie, przejmie cze艣膰 g艂臋boka dla trud贸w i usi艂owa艅 przesz艂o艣ci. Mo偶e ich serca ogrzeje mi艂o艣膰 dla pracownik贸w na wychowawczej
niwie, a g艂owy pochyl膮 si臋 z uznaniem dla niestrudzonych zaiste bojownik贸w spo艂ecznych i wielkiej cnoty, i rozumu wielkiego, ojc贸w i mistrz贸w narodu...
Winienem nakoniec* podzi臋kowa膰 serdecznie tym wszystkim, co mi pomoc膮 i dobr膮 rad膮 s艂u偶yli, a przedewszystkiem* nauc偶ycielowi gimnazyum* lubelskiemu - znanemu j臋zykoznawcy i etnografowi, p. Hieronimowi 艁opaci艅skiemu, z kt贸rego rady i bogatego ksi臋gozbioru wielk膮 pomoc i korzy艣膰 odnios艂em. Inaczej, na prowincyi*, bez wskaz贸wek bibliograficznych i potrzebnych 藕r贸de艂, bez ksi臋gozbioru i pomocy wszelkiej, nigdybym* pracy niniejszej nie dokona艂.
Prosz臋 przeto o wyrozumienie i s膮d pob艂a偶liwy, bo czyni艂em, co mog艂em.
Za艣 "in magnis voluisse sat est".
Gustaw Doli艅ski.
Lublin, d. 15 pa藕dziernika 1898 r.
ROZDZIA艁 I.
Nowe has艂a i poj臋cia o wychowaniu. - Wychowanie fizyczne w przesz艂o艣ci. - 殴r贸d艂a z jakich powzi膮膰 mo偶na o tem* wyobra偶enie. - Wiek X. - Praca dr Karbowiaka. - Wiek XI i XII. - 脫wczesne szko艂y m臋zkie* i 偶e艅skie. - Szko艂y klasztorne. - 呕ycie i obyczaje m艂odzie偶y.
M贸wi膮 o nas, ze nie posiadamy naszych w艂asnych hase艂 naukowych, 偶e nie tworzymy z w艂asnych pop臋d贸w, z tradycyi* swojskiej my艣li, lecz prze偶uwamy my艣li cudze. Poszukawszy jednak, to si臋 w ka偶dej umiej臋tno艣ci ta swojska my艣l znajdzie. Za艣 w sztuce fizycznego wychowania i szuka膰 tak wielce nie potrzeba, posiadamy bowiem szereg prac wyborowych pierwszorz臋dnej warto艣ci. Nale偶y tylko snu膰 umiej臋tnie dalej te cenn膮 ni膰 tradycyi*, a zachowa si臋 my艣l swojska, swojska barwa, i has艂o uczciwe a g艂o艣ne. Nie mo偶na powiedzie膰, aby zadanie to by艂o 艂atwem* do spe艂nienia. Do艣膰 powiedzie膰, 偶e o fizycznem* wychowaniu dzieci pisa艂 u nas J臋drzej 艢niadecki, a prowadzi膰 dalej prace takiego mistrza wiedzy i s艂owa - na to potrzeba szczeg贸lnego talentu. "Ten tylko (wedle s艂贸w jego) doskona艂ym nazwa膰 si臋 mo偶e, kto w czerstwem* i kszta艂tnem* ciele czyste nosi serce i niepokalan膮 ma dusz臋, kto ma zdolno艣ci spo艂ecze艅stwu, w kt贸rem* 偶yje, przydatne."
Lecz tak wysoka doskona艂o艣膰 jest tylko umys艂owa, jest niemal urojona. D膮偶y膰 wprawdzie do niej potrzeba, ale jej do艣cign膮膰 trudno. W wychowaniu fizycznem*, tak samo jak w umyslowem* i moralnem*, nale偶y baczy膰, aby odbywano si臋 ono wedle praw przyrody. Nie mo偶na kre艣li膰 jednego dla wszystkich szablonu - nie mo偶na nawet stosowa膰 jednego i tego samego systemu dla r贸偶nych ras i narodowo艣ci. S膮 pewne cechy, s膮 potrzeby wszystkim ludom wsp贸lne, a jednak nale偶y je indywidualizowa膰. My byli艣my niegdy艣 narodem rycerskim. Wi臋c i wszelkie obyczaje nasze, spos贸b 偶ycia, i wychowanie samo, stosowa艂o si臋 do owej narodowej natury. Byli艣my narodem wolnym z wysoce wyrobionem* poczuciem znaczenia jednostki i jej obywatelskich obowi膮zk贸w. Byli艣my narodem rolniczym, czerpi膮cym z ziemi chleb i dostatek. 呕e tak si臋 u艂o偶y艂a nasza organizacya* spo艂eczna, by艂o to wynikiem naszej natury, naszej rasy. Odziedziczyli艣my po
przodkach ich wady i zalety. Polak mo偶e by膰 zawsze dobrym rolnikiem i 偶o艂nierzem, kocha ziemie, co mu daje chleb, mi艂uj臋 spo艂ecze艅stwo, stara si臋 zas艂u偶y膰 na imi臋 my艣l膮cego i po偶ytecznie pracuj膮cego obywatela. Wytrawni pedagodzy przyznaj膮 m艂odzie偶y polskiej wysokie zdolno艣ci, lotny umy艣l, 艂atwo艣膰 w pojmowaniu i zrozumieniu najtrudniejszych naukowych zagadnie艅, zami艂owanie wiedzy i ch臋膰 do pracy. Nie gorszy ich brak systematyczno艣ci w studyach*, nie oburza gor膮ca i zapalna natura, ani bogata fantazya*, oraz sk艂onno艣膰 do marzycielstwa i poezyi*. Owszem, uwa偶aj膮 to jako cenne przymioty, w艂a艣ciwe czystej s艂owia艅skiej rasie. 呕e m艂odzie偶 ta zdrobnia艂膮 i zmarnia艂a fizycznie - winno wadliwe wychowanie w domu i szkole.
Nie potrzeba g艂臋bokich study贸w* dziejowych, aby przekona膰 si臋, ze przedtem by艂o inaczej. Pi艣miennictwo nasze posiada spory zas贸b pami臋tnik贸w, maluj膮cych wiernie i szczeg贸艂owo zwyczaje i obyczaje lat dawnych. Widzimy tam jak niepo艣lednie miejsce zajmowa艂y 膰wiczenia cielesne. R贸偶norodnych gier i zabaw dla dzieci posiadali艣my mn贸stwo, a wiele dzisiejszych gier angielskich, uwa偶anych jako nowo艣膰, znali艣my w wieku szesnastym, a w pi艂k臋 grywali ch臋tnie nasi kr贸lowie. Wy艣cigi piesze, 艣lizgawka, 艣nie偶ki, mustra*, walka na kije palcatami zwane, stanowi艂y ulubione gry studenckie. Brali w nich udzia艂 nauc偶yciele, zach臋caj膮c do owych zabaw, kszta艂c膮cych zr臋czno艣膰, daj膮cych czerstwo艣膰, si艂臋 i zdrowie.
Do najmilszych zabaw wieku starszego nale偶a艂y gonitwy, popisy i szermierki rycerskie. Artyku艂y marsza艂ka wielkiego koronnego z roku 1578, w Warszawie og艂oszone, daj膮 nam obraz tej zabawy, jaka si臋 w Ujazdowie pod Warszawa wobec kr贸la Stefana
Batorego, znakomitych go艣ci i t艂um贸w ludu, ku ozdobie przenosin Jana Zamojskiego, podkanclerzego koronnego, odby艂a.
Przyk艂ady nadzwyczajnej si艂y nie by艂y u nas rzadkiem* zjawiskiem. 艁amanie podk贸w, zawi膮zywanie na w臋ze艂 sztab 偶elaznych, zatrzymywanie w p臋dzie za ko艂o karety zaprz臋偶onej w cztery konie i t. p., to fakta*, jakie setkami cytuj膮 dawni pisarze. W 1719 roku po ca艂ej Europie m贸wiono o Helenie Ogi艅skiej, wojewodziance wile艅skiej, kt贸ra podczas wesela kr贸lewicza Augusta z Mary膮 J贸zef膮, c贸rk膮 cesarza J贸zefa I-go, na s艂ynnym karuzelu w Dre藕nie przez m艂ode damy odprawianym, maj膮c lat 18, wszystkie rycerskie sztuki z taka dzielno艣ci膮 i zr臋czno艣ci膮 odby艂a, 偶e pierwsze艅stwo przed wszystkimi
wzi臋艂a i wyznaczon膮 nagrod臋 otrzyma艂a. Nie grzeszy przeto przesad膮 Rzewuski, Kaczkowski, Sienkiewicz w swych po mistrzowsku kre艣lonych obrazach z przesz艂o艣ci. Mieli艣my ludzi z granitu i stali, dzielnych, odwa偶nych, wytrawnych, zahartowanych. na trud i niewygody, umiej膮cych znosi膰 miar臋 wszelk膮 przechodz膮ce wysi艂ki.
Dzisiejsze pokolenie spogl膮da z podziwem na ci臋偶kie zbroje i olbrzymie miecze pradziad贸w. I niby skrzydlaci rycerze z cudownej ba艣ni, staje przed jego oczyma ten m臋偶ny lud, jaki pod Kircholmem do boju prowadzi艂 Chodkiewicz. I niby z jakiej艣 dalekiej
zaczarowanej krainy d艂ugim szeregiem ci膮gn膮 zbrojne zast臋py, a na ich czele Zamojski, Jerema, Czarniecki. I temu biednemu pokoleniu, zgi臋temu kilkana艣cie godzin dziennie nad ksi膮zka, nie mo偶e si臋 w g艂owie zn臋kanej pomie艣ci膰, jak dalece odbieg艂o od cel贸w i przeznacze艅, jakie mu wskazuje natura. Nie zdaje ono sobie sprawy, jaki szereg eksperyment贸w "in anima vili" dokonali rzecznicy przer贸偶nych system贸w wychowawczych, i swoistej natury dzia艂acze, 艣wiadomie lub bez艣wiadomie rujnuj膮c i koszlawi膮c* wspaniale dzie艂o przyrody, a ze sztuki wychowania tworz膮c istna Gehenn臋 m艂odo艣ci.
Poj臋cia, jakie tworzy艂 sobie nar贸d o wychowaniu i szkole, s膮 miar膮 jego kultury i cywilizacyi*. Zk膮d* czerpa艂 materya艂* do urobienia tych poj臋膰... bezw膮tpienia z tych 藕r贸de艂, z kt贸rych sp艂yn臋艂a do艅 wiedza przesz艂o艣ci i ze skarbnicy w艂asnego do艣wiadczenia.
Posiew nauki jest jakby owem* ziarnem ewangelicznem*, kt贸re pada na r贸偶norodne gatunki gleby. A ziarno to zale偶nie od natury gruntu - wschodzi, ro艣nie, wydaje plon r贸偶nej miary posiadaj膮cy warto艣膰 i zalety.
Patrz膮c na spraw臋 naszego wychowania w przesz艂o艣ci, musimy przyzna膰, 偶e ojczysta gleba nie by艂a ja艂owym gruntem. 艢r贸d ci臋偶kiej walki o byt i niezawis艂o艣膰 hartowa艂o spo艂ecze艅stwo swe si艂y, bez jednej chwili wytchnienia. Zachodnia cywilizacya* nie sz艂a
do niego z pochodni膮 艣wiat艂a i oliwn膮 ga艂膮zk膮 pokoju. Odwieczny wr贸g, Niemiec - kurzem krwi i po偶ogi dymem znaczy艂 艣lad swego pochodu. Nie oszcz臋dza艂 on poga艅stwa p贸艂nocnego, ale brodzi艂 w krwi jego. Oddawano ziemi臋 - uchodzono z dusz膮!
Niemen rozdziela Litwin贸w od wrog贸w.
Po jednej stronie b艂yszcza 艣wi膮ty艅 szczyty,
I szumi膮 lasy pomieszkania bog贸w.
Po drugiej stronie na pag贸rku wbity,
Kryz, god艂o Niemc贸w, czo艂o kryje w niebie,
Gro藕nie ku Litwie wyci膮ga ramiona,
Jak gdyby wszystkie ziemie Palemona
Chcia艂 z g贸ry obj膮膰 i garn膮膰 pod siebie.
Tak g艂osi przepyszny wst臋p do Konrada Wallenroda.
Lud rolny, zami艂owany w swej pracy cichej, przywi膮zany nad miar臋 do ojczystego zagona*, lud nie pragn膮cy cudzego dobra, od p艂uga czarne odejmowa艂 r臋ce i szed艂 wa艂czy膰 za prawa swoje i wolno艣膰. Za wiar臋 - za star膮 wiar臋 ojc贸w, "za 艣wi臋ty ogie艅 w zamku Swentoroga - za wieczne 藕r贸d艂o 艣r贸d gaju Mendoga" , nie艣li mu faryzeusze mo偶nego zakonu wiar臋 w Dzieci膮tko narodzone w 偶艂obie, wiar臋 w t臋 Pann臋 przeczyst膮. kt贸rej 艂zy perl膮 si臋 wedle s艂贸w legendy na zbo偶nych 艂anach i polnem* kwieciu. Ale nie by艂a to ofiara mi艂o艣ci i pokoju; chytry zakon krzy偶acki pod pozorami szerzenia Chrystusowej nauki,
ni贸s艂 po偶og臋, lal krew - szerzy艂 mordy i zabory.
Jak偶e lud mia艂 przyjmowa膰 tych aposto艂贸w? Przyjmowa艂 ich 偶elazem i grotem! Nic te偶 dziwnego, 偶e szkolnictwo nasze w wiekach 艣rednich, zaczynaj膮c wedle 藕r贸de艂 przez dr Karbowiaka od X wieku zebranych, 偶e szkolnictwo to nie mog艂o rozwija膰 si臋 jak nale偶y, klasztory by艂y przybytkiem wiedzy, w nich kszta艂ci艂a si臋 m艂odzie偶 m臋zka* i 偶e艅ska maj膮ca po艣wi臋ci膰 si臋 w przysz艂o艣ci S艂u偶bie Bo偶ej, oraz ksi膮偶臋ta krwi i synowie wysokich
dostojnik贸w pa艅stwowych.
Za艣 stan ni偶szych warstw rycerskich mia艂 jedn膮 tylko nauk臋, „sztuk臋 wojowania", w niej si臋 doskonali艂, reszt臋 uwa偶a艂 za dodatek niepotrzebny. Bo i rzeczywi艣cie, od chwili, kiedy m贸g艂 mieczem w艂ada膰 i zbroj臋 nosi膰, nie zdejmowa艂 tej zbroi i nie k艂ad艂 miecza, chyba w mogile. Uzdolnieni nauc偶yciele kszta艂cili syn贸w ksi膮偶膮t i rycerzy w wojennem* rzemio艣le, nic przeto dziwnego, 偶e na wychowanie fizyczne zwracano szczeg贸ln膮 uwag臋, aby wyrobi膰 sil臋 olbrzymia, wytrwa艂o艣膰, meztwo*, zr臋czno艣膰 i wszelkie dla 偶o艂nierza konieczne przymioty. Taki nauczyciel zwa艂 po 艂acinie (paedagogus nutritor), cho膰 nazwa „paedagogus" oznacza艂a i nauczyciela, a raczej kierownika edukacyi* ksi膮偶kowej. Wykszta艂cenie szkolne (m贸wi dr Karbowiak) 艂膮czy艂o si臋 ze stanem duchownym tak 艣ci艣le, i偶 ci, kt贸rzy nauk臋 szkoln膮 pobierali, nazywali si臋 w przeciwstawieniu do nieumiej膮cych* po 艂acinie laik贸w clerici nawet wtedy, gdy nie maj膮c tonsury, nie nale偶eli do stanu duchownego. Klerykami nazywali si臋 uczniowie klas wy偶szych w trivium i quadrivium, klerykami tytu艂owali si臋 uczniowie w臋drowni (waganci) w XI i XII wieku i w piosnkach swych wy艣miewali laik贸w nie maj膮cych edukacyi* szkolnej. Zbigniewowi, synowi W艂odzis艂awa Hermana, odmawiano, wedle s艂贸w kroniki Galla, jako „wykszta艂conemu," prawa do mieszania si臋 w sprawy 艣wieckie, a przyznawano prawo rz膮dzenia ko艣cio艂em.
Rycerstwo, maj膮c zdrowych, silnych, do rzemios艂a wojennego zdatnych syn贸w, nie posy艂a艂o ich do szk贸l, gdy偶 uwa偶a艂o czas strawiony na nauce za stracony dla wy膰wiczenia si臋 w rzemio艣le rycerskiem*. Rozumowanie takie, jak na owe czasy, by艂o ca艂kiem
s艂uszne. Boles艂aw Krzywousty ws艂awi艂 si臋 meztwem*, dzielno艣ci膮 i zr臋czno艣ci膮 rycersk膮, bo ju偶 od pierwszej m艂odo艣ci rozkoszowa艂 si臋 zabawami wojennemi*. Nie kszta艂ci艂 si臋 w szkole, lecz 膰wiczy艂 si臋 w rzemio艣le wojennem* pod okiem swego mentora, Wojs艂awa.
Je偶eli rycerze mieli jakie wykszta艂cenie literackie, to odbierali je zazwyczaj od matek, kt贸re si臋 do pewnego czasu wychowaniem ch艂opc贸w zajmowa艂y. Wiadomo艣ci z dziedziny prawa i administracyi*, potrzebne na wy偶szych urz臋dach, nabywa艂o rycerstwo
z czasem praktycznie. Nawet 艂aciny m贸g艂 ten, komu na niej zale偶a艂o i kto mia艂 do niej zdolno艣ci, nauczy膰 si臋 praktycznie.
Wobec takich stosunk贸w by艂o rzecz膮 ca艂kiem naturaln膮, 偶e w tym zakresie z ludzi 艣wieckich (laik贸w), zaledwie wyj膮tkowo kto艣 korzysta艂 z nauki szkolnej. Nawet mi臋dzy Piastowiczami znajdujemy niewielu wykszta艂conych. Maj膮 wykszta艂cenie szkolne zazwyczaj ci tylko, kt贸rzy cho膰 chwilowo zamierzali wst膮pi膰 do stanu duchownego, albo kt贸rych gwa艂tem do tego stanu nak艂aniano. Ani Mieszko, ani Boles艂aw Chrobry nie posiadali ksi膮偶kowego wykszta艂cenia. Jednak Boles艂aw Chrobry mia艂 upodobanie do nauki; kaza艂 sobie odczytywa膰 kanony, aby si臋 z nich co艣 dowiedzie膰, i nie obca by艂a mu 艂acina. Za to Mieszko II umie ju偶 po 艂acinie i po grecku. Jeden z syn贸w Boles艂awa Chrobrego pobiera艂 nauki w klasztorze we W艂oszech u wy艣mienitego doktora 艣w. Romualda.
Kazimierz Odnowiciel posiada艂 ju偶 najwy偶sze 贸wczesne wykszta艂cenie, zna艂 ju偶 reformy zaprowadzone w s艂ynnym pod贸wczas klasztorze Kluniackim (Clugny) w Pary偶u. „By艂 m臋偶em uczonym, wymownym i do艣wiadczonym." O wykszta艂ceniu Boles艂awa 艢mia艂ego milcz膮 kroniki, cho膰 z czyn贸w jego wida膰, i偶 mia艂 rozum i wysokie zdolno艣ci. Boles艂aw Krzywousty 膰wiczy艂 si臋 jedynie w rzemio艣le rycerskim i podobno uczy艂 pod 艣w. Ottonem. Nie przeszkodzi艂o mu to jednak zapisa膰 z艂otemi* literami imienia swego w dziejach narodu.
Wedle s艂贸w Wincentego Kad艂ubka, Kazimierz Sprawiedliwy zbli偶a艂 si臋 do najucze艅szych* m臋偶贸w, kt贸rych trze藕wo艣膰 i wiedza ma艂o komu jest znana. Z temi* roztrz膮sa艂 b膮d藕 to 艣wi臋tych ojc贸w przyk艂adne 偶ycie, b膮d藕 te偶 s艂awnych m臋偶贸w czyny. Niekiedy
艣piewaj膮c przy towarzyszeniu organ贸w, lub nuc膮c razem z innymi, goni艂 my艣l膮 s艂odkiej melodyi* tony. 膯wiczy艂 si臋 w dociekaniach teologicznych, wnika艂 my艣l膮 w najsubtelniejsze ich wywody. Posiada艂 przeto ca艂y zapas filozoficzno - teologicznego wykszta艂cenia. Inni Piastowicze ksi膮偶臋ta polscy zaczynaj膮 r贸wnie偶 dba膰 o ksi膮偶kow膮 edukacy臋* swych
syn贸w.
Pr贸cz tego posiadaj膮 wszyscy mentor贸w do nauki rycerskiego rzemios艂a.
O edukacyi* ni偶szych warstw rycerstwa kroniki milcz膮, nie ma tak偶e 偶adnych 艣lad贸w, aby laicy nieszlacheckiego stanu dzieci swe dla cel贸w 艣wieckich w szko艂ach kszta艂cili.
Kobieta u S艂owian nawet za czas贸w poga艅skich zajmowa艂a niepo艣lednie stanowisko spo艂eczne. Nie usuni臋to jej nawet od rz膮d贸w. Chrzescianizm* podnios艂 j膮 jeszcze i uszlachetni艂. Nie poprzestawa艂y przeto niewiasty polskie na k膮dzieli i zaj臋ciach domowych, owszem, ch臋tnie uczy艂y si臋 j臋zyka 艂aci艅skiego i czytania. Sk艂ania艂a je do tego pobo偶no艣膰. Kszta艂ci艂y si臋 w pierwszych czasach wprowadzenia chrzescia艅stwa* w domu pod kierunkiem ksi臋偶y, lub te偶 w zagranicznych klasztorach 偶e艅skich. By艂a to rzecz kosztowna, z nauki mog艂y korzysta膰 ksi臋偶niczki i c贸rki wyj膮tkowo mo偶nych rod贸w.
Boles艂aw Chrobry, maj膮c na dworze swoim uczonych kapelan贸w i daj膮c ksi膮偶kowe wykszta艂cenie synowi, nie zaniedbali uczy膰 i c贸rki. By艂y ju偶 pod贸wczas prawdopodobnie i klasztory 偶e艅skie w Polsce, a jedna z c贸rek Boles艂awa by艂a ksieni膮 w jakim艣
klasztorze. Zreszt膮 znajomo艣膰 j臋zyka 艂aci艅skiego dla ksi臋偶niczek polskich by艂a konieczna, gdy wychodzi艂y za m膮偶 za obcych ksi膮偶膮t. Kobiety mia艂y czas, uczy膰 si臋 mog艂y, gdy ich ojce*, m臋偶owie i bracia wa艂czy膰 tylko i wa艂czy膰 z nieprzyjaci贸艂mi musieli. Gallus m贸wi, 偶e panie polskie bra艂y udzia艂 w nader kosztownych strojach w ucztach na dworze
Boles艂awa Chrobrego, a nawet nale偶a艂y do obrad. Z powstaniem klasztor贸w 偶e艅skich w XII - ym wieku u艂atwi艂a si臋 mo偶no艣膰 edukacyi* dziewcz膮t. Wst臋puj膮ce do zakonu panienki, kt贸re nie chciany by膰 prostemi* s艂u偶ebnicami, musia艂y z obowi膮zku uczy膰 si臋 po
艂acinie.
Trzeba by艂o si臋 modli膰 po 艂acinie w ch贸rze i czyta膰 pobo偶ne medytacye*. Jak uczono i wychowywano nowicyuszki* ch贸rowe, daje najlepsze pojecie list 艣w. Hieronima, pisany w roku 401 do Lety, synowej przyjaci贸艂ki swej Pauli, w kt贸rym jej udziela rad, jak ma wychowywa膰 c贸reczk臋 sw膮 przeznaczona do stanu duchownego. Czytelnikom naszym mo偶e najlepiej scharakteryzuje 贸wczesne poj臋cia wychowawcze tresce owego
listu:
"Dusze, w kt贸rej B贸g ma stale zamieszka膰, trzeba kszta艂ci膰 w nast臋puj膮cy spos贸b: Nie wolno jej nic innego s艂ysze膰, o czem* innem* m贸wi膰, jak tylko o tem*, co tchnie boja藕ni膮 Bo偶膮. Nieskromnej mowy niema* nawet rozumie膰, o stosunkach 艣wieckich nic zgo艂a wiedzie膰. Natomiast nale偶y jej dziewiczy j臋zyk kszta艂ci膰 w Boskim 艣piewie psalm贸w. Zdala* od niej niech b臋dzie towarzystwo ch艂opc贸w r贸wnego z ni膮 wieku. 呕e艅skie jej towarzyszki i s艂u偶膮ce zdala* nale偶y trzyma膰 od 艣wiata. Nauk臋 z ni膮 mo偶na rozpocz膮膰 od tego, 偶e jej si臋 b臋dzie dawa艂o do zabawy g艂oski z drzewa bukszpanowego lub z ko艣ci
s艂oniowej. Bawi膮c si臋 niemi*, pozna litery. Gdy nast臋pnie zacznie pisa膰 rylcem po tabliczce woskowej, wtedy albo mo偶na kierowa膰 jej niewprawnemi* paluszkami w czasie pisania, albo mo偶na jej poleci膰 prowadzi膰 rylec zag艂臋bieniami wypisanego wzoru tak
d艂ugo, a偶 si臋, na艣laduj膮c, nauczy samodzielnie pisa膰. W czasie nauki, a zw艂aszcza czytania, trzeba j膮 zach臋ca膰 podarkami, kt贸re jej s膮 mile.
Ucz膮c si臋, powinna mie膰 towarzyszk臋, bo w ten spos贸b obudzi si臋 w niej szlachetne wsp贸艂zawodnictwo. Przcdewszystkiem* trzeba na to baczy膰, aby si臋 do nauki nie zniech臋ci艂a, oraz 偶eby si臋 z tego nie wyrobi艂 wstr臋t do pracy na dalsze 偶ycie. S艂owa, z kt贸rych ma powoli sk艂ada膰 zdania, powinny by膰 wybrane z ca艂膮 powag膮 i roztropno艣ci膮. Najlepsze b臋d膮 do tego imiona patryarch贸w*, prorok贸w i t. p.
Dozorczyni膮 jej powinna by膰 starsza panna, wypr贸bowanej wierno艣ci i nieskazitelnych oby膰zaj贸w. Ona b臋dzie kierowa艂a jej wychowaniem i b臋dzie zach臋ca艂a swym w艂asnym przyk艂adem do wstawania w czasie nocy do modlitwy i do odmawiania psalm贸w, do 艣piewania rankiem hymn贸w, do przychodzenia na tercy臋*, sekst臋 i non臋 i do ofiarowania wieczornego przy zapalonej lampce. Do tego powinna przywyka膰, bo to jej przystoi jako oblubienicy Chrystusowej. W艣r贸d takich zaj臋膰 przejdzie dzie艅 pr臋dko i mi艂o. Zatrudniona zawsze nie uczuje nud贸w, a w zatrudnieniach biedzie rozmaito艣膰. Niech
si臋 wi臋c tez uczy czesa膰 we艂n臋, prz膮艣膰 na ko艂owrotku i snu膰 nitk臋 w palcach.
Po偶ywienie jej powinno by膰 proste: kapusta, chleb bia艂y, czasem tylko kilka rybek. Niech za艣 je tylko, aby g艂贸d zaspokoi膰, i aby zaraz po jedzeniu mog艂a czyta膰 i 艣piewa膰 psalmy. Niech si臋 nauczy ma艂o ceni膰 drogie kamienie i jedwabne materye*. Niech natomiast ma w wysokiej cenie r臋kopisy Pisma 艢wi臋tego. A w tych niech ja nie zachwycaj膮
z艂ociste i barwne malowid艂a na babilo艅skim pergaminie, ale sam tekst, jego podzia艂 i umiej臋tnie dokonana interpunkcya*.
Gdy wzbogaci sw膮 wiedz臋 znajomo艣ci膮 Psa艂terza, przypowie艣ciami Salomona, ksi臋ga Joba nauczy j膮 cierpliwo艣ci i cnoty. Potem przyst膮pi do Ewangelii i dziej贸w apostolskich, wyuczy si臋 na pami臋膰 prorok贸w, za艣 na ko艅cu, gdy to bez szkody widocznej
sta膰 si臋 mo偶e, niechaj si臋 uczy Pie艣ni nad pie艣niami. Dzie艂a Cypryana* niech ma zawsze pod r臋k膮. Listami Anatazego i ksi臋gami Hilarego z pewno艣ci膮 nie zgorszy si臋”.
Istitutio sanctimonalium, wydane przez synod akwizgra艅ski r. 817, poleci艂o powy偶szy list wszystkim ksieniom klasztor贸w 偶e艅skich. W wiekach 艣rednich trzymano si臋 rad zawartych w onym li艣cie nietylko* w edukacyi* zakonnic, lecz i dziewcz膮t 艣wieckich.
Pomi臋dzy sposobem nauczania dziewcz膮t a ch艂opc贸w nie by艂o w 艣rednich wiekach wielkiej r贸偶nicy. Dziewcz臋ta rozpoczyna艂y, jak i ch艂opcy, od wyuczania si臋 psalm贸w. Na Psa艂terzu uczono czyta膰. Nowicyuszki* uczy艂y si臋 gramatyki 艂aci艅skiej, czasami tak zwanej ars dietandi. Szko艂y zagraniczne uprawia艂y nawet autor贸w klasycznych, wkracza艂y w zakres tak zwanego guadrivium i teologii. Przyozdabianie i przepisywanie
r臋kopis贸w by艂o w klasztorach 偶e艅skich powszechnem* zaj臋ciem. Szko艂a kierowa艂a jedn膮 z zakonnic lub kapelan klasztorny. Doz贸r by艂 ostry, kary i podzia艂 pracy taki偶 sam, jak w klasztorach m臋zkich*. Do klasztor贸w przyjmowano i takie panienki, kt贸re nie mia艂y zamiaru pozostania zakonnicami. Najwi臋cej to czyni艂y Benedyktynki. U nich to uczy艂a si臋 艣w. Jadwiga kr贸lowa, a nauczycielk膮 jej by艂a niejaka Petrissa. Urz膮dzano obok internat贸w i szko艂y zewn臋trzne, w kt贸rych by艂o r贸wnie偶 czytanie, pisanie i uczenie si臋 na pami臋膰 psalm贸w, kobiety 艣wieckie modli艂y si臋 nieraz z Psa艂terza, nie rozumiej膮c 艂aciny. Nic nowego pod s艂o艅cem, czyni膮 to i dzi艣 ch艂opcy znaj膮cy ministrantur臋. W szko艂ach zewn臋trznych nauka by艂a wi臋cej praktyczna. uczone prz臋dzenia, krawiectwa, tkania i t. p. Uczono te偶 i ma艂ych ch艂opc贸w. zakonnice by艂y cierpliwe, umia艂y prowadzi膰 nauk臋 pocz膮tkow膮. W takiej szkole uczy si臋 Zbigniew, syn W艂adys艂awa Hermana, b臋d膮c ju偶 wyros艂ym m艂odzie艅cem.
Utrzymywano i prywatnych nauczycieli po domach. Uczyli oni razem ch艂opc贸w i dziewcz臋ta. Tak np. 艣wi臋ta Salomea uczy艂a si臋 z Kolomanem, przysz艂ym m臋偶em swoim i tak dalece w Pi艣mie 艣w. post膮pi艂a, 偶e umia艂a obja艣nia膰 Ewangeli臋 i powt贸rzy膰. 艢wi臋ta Kunegunda mia艂a nauczyciela i nauczycielk臋.
Czy kobiety 艣wieckie sfer ni偶szych uczy艂y si臋 czego, nie mamy wiadomo艣ci. Zdaje si臋, 偶e sfery te nie odczuwa艂y jeszcze pod贸wczas potrzeby wykszta艂cenia.
Karno艣膰 szkolna w 艣rednich wiekach by艂a wielka, spos贸b wychowania twardy i ostry. Wielki pedagog narodu naszego, Boles艂aw Chrobry, karci艂 starszych ostremi* s艂owami, a m艂odszych 膰wiczy艂 r贸zg膮. Bat i r贸zgi odgrywa艂y w domowem* wychowaniu wielk膮 rol臋. Ojciec 艣w. Wojciecha r贸zgi nie 偶a艂owa艂. R贸zg臋 i trzcin臋 przyj臋艂y wieki 艣rednie od
Rzymian. Trzcina by艂a god艂em nauczyciela tak rzymskiego, jak 艣redniowiecznego, z ni膮 post臋powa艂 przy uroczystych pochodach uczni贸w. Istnia艂o nawet to przekonanie, 偶e dziecko, kt贸re nie odebra艂o za przewinienia swoje za 偶ycia nale偶ytej kary, nie znalaz艂o po 艣mierci wiecznego odpoczynku, je艣li dodatkowo nie wykonano na zw艂okach jego zaniedbanej kary.
Naj艂agodniejsza nawet regu艂a benedykty艅ska przepisywa艂a za przewinienia uczni贸w kar臋 cielesn膮. Ka偶de pr贸偶niactwo, niepos艂usze艅stwo, nieuwag臋 przy czytaniu lub maszerowaniu, karano wedle s艂贸w Salomona acribus verberibus. Surowej karze uleg艂 艣w. Wojciech, 偶e si臋 lekcyi* nie nauczy艂 i po 艂acinie nie rozmawia艂. Bruno o tem* tak pisze w 偶ywocie b艂ogos艂awionego m臋偶a: "To za艣 szczeg贸lne opowiadaj膮 o nim, 偶e gdy czasem oddali艂 si臋 nauczyciel, a ch艂opcy, zwykle do figl贸w sk艂onni, bawili si臋, wtedy on
na zabawie dzie艅 sp臋dza艂. Gdy potem z przeczytanej lekcyi* ani s艂owa nie rozumia艂, a rozgniewany nauc偶yciel zacz膮艂 ch艂osta膰, wo艂a艂: "pu艣膰 mnie, panie", a puszczony bardzo dobrze czyta艂, jakby rzecz znan膮. Sprawdza艂a si臋 tu zasada: "r贸偶d偶ka nap臋dza rozumu do g艂owy." M贸wiono tak偶e (cytuje Bruno), 偶e trzema j臋zykami zamiast jednym krzycza艂, gdy go smagano r贸zgami, a spadaj膮ce razy zbola艂e cia艂o rozrywa艂y.
Uczni贸w bowiem obowi膮zywa艂 przepis, aby po 艂acinie rozmawiali, a nikt te偶 wobec nauczyciela nie wa偶y艂 si臋 u偶ywa膰 mowy barbarzy艅skiej. Gdy 艣w. Wojciechowi z tego powodu wymierzano kar臋 pr臋tami, wtedy najprz贸d Mi Domine! krzycza艂, a potem, gdy si臋 b贸l zwi臋ksza艂, b艂aga艂 o mi艂osierdzie w j臋zyku saskim lub te偶 s艂owia艅skim. O ile szko艂y zachowa艂y i dot膮d 艣redniowieczne obyczaje, 艣wiadcz膮 rozporz膮dzenia j臋zykowe, tylko, 偶e kar臋 cielesn膮 kultura cywilizacyi* zamieni艂a na areszt, z艂膮 not臋 ze sprawowania, oraz wydalenie ze szko艂y z "wilczym listem”. W 艣rednich wiekach bito nawet przysz艂ych 艣wi臋tych, lecz nie zagradzano im ani losu, ani przywileju przysz艂ej kanonizacyi*. Na lekcyach* gramatyki 艂aci艅skiej, kt贸ra wyczerpywa艂a i wyczerpuje dot膮d cierpliwo艣膰 pedagog贸w, ot贸偶 na tej lekcyi* by艂o najwi臋cej bicia. Ratherius z Werony, lituj膮c si臋 nad sk贸r膮 偶ak贸w, napisa艂 o ile m贸g艂 艂atwy i zrozumia艂y podr臋cznik gramatyczny, aby zas艂oni膰 grzbiety uczni贸w przed plagami.
Zatytu艂owa艂 dzie艂o swoje z tego powodu Sparadorsum. Gramatyk臋 nie bez s艂uszno艣ci przedstawiano zawsze z dyscyplin膮 w reku. Zda艂oby si臋, aby kto艣 ze wsp贸艂czesnych mistrz贸w wiedzy napisa艂 drugi podr臋cznik pod tytu艂em antiidioticum, za艣 jaki nowoczesny symbolista przedstawi艂 uczon膮 rad臋 pedagogiczn膮 jako stado Panurga, lub wybrane grono wychowa艅c贸w Dardanelu.
Nauka 艣piewu tak偶e bez bicia si臋 nie obesz艂a. Grzegorz Wielki ch艂osta艂 r贸zg膮 uczni贸w 藕le 艣piewaj膮cych. R贸zg臋 t臋 pokazywano w Rzymie jeszcze w IX wieku i 藕le jest, 偶e wyobra偶enia jej nie czynionem* jest na ch贸rach, ku upami臋taniu i zbudowaniu
dzisiejszych naszych organist贸w. W szko艂ach zewn臋trznych mniej bito, ch艂ostano zar贸wno bogatych jak i biednych, nie czyni膮c w gatunku sk贸ry r贸偶nicy, co tylko na chwale 艣redniowiecznej rutyny s艂u偶y膰 mo偶e. Ust臋pstwo czyniono ch艂opcom w膮t艂ego zdrowia, co obecnie mniej uwzgl臋dniaj膮, obci膮偶aj膮c nad miar臋 ucznia, pod 偶adnym wzgl臋dem z si艂膮 艣redniowiecznych 偶ak贸w nie mog膮cego i艣膰 w por贸wnanie.
R贸偶nica dzi艣 jest znaczna w traktowaniu osobnik贸w uprzywilejowanych. Wieki 艣rednie bi艂y bez r贸偶nicy szar偶y spo艂ecznej i dobrobytu. 艢w. Wojciech odbiera艂 dotkliwe plagi w szkole magdeburskiej. Ani wysokie jego pochodzenie, ani sowite dary rodzic贸w
dla nauczyciela nie chroni艂y od r贸zeg. Bito ch艂opc贸w do lat szesnastu. Biedacy! u偶ywali pr贸艣b, wybieg贸w, wykr臋t贸w, kryli si臋 po jaskiniach i lasach, uciekali ze szk贸l, m艣cili si臋 nad nielitosnymi prze艣ladowcami. Nic nie pomog艂o. W niekt贸rych klasztorach w pewne dni wydzielano ch艂ost臋 wszystkim, winny, czy niewinny. By艂a to generalna ekspiacya* za grzechy niedope艂nione*. Mimo to surowo艣膰 nie przechodzi艂a w dziko艣膰. Nadu偶ycia dzia艂y si臋 w szko艂ach katedralnych, gdzie nauczyciele wyr臋czali si臋 niedoros艂ymi pomocnikami. Wedle regu艂y Chrodeganga, grozi艂a scholastykom degradacya*, gdyby przy biciu pokaleczyli ch艂opc贸w. "Ci膮g艂e u偶ywanie r贸zgi, jak s艂usznie m贸wi dr Karbowiak, nie jedna艂o nauczycielom 艣redniowiecznym serc uczni贸w. Rzadko aby ucze艅 wspomina艂 czule nauczyciela. O 艂agodnych pedagogach czyta si臋 rzadko. A przecie偶 ustawy szkolne nakazywa艂y 艂膮czy膰 surowo艣膰 z 艂agodno艣ci膮 i by膰 pob艂a偶liwymi przy mniejszych przewinieniach. A ci膮g艂o艣膰 rutyny sple艣nia艂ej wiekami trwa po dzi艣 dzie艅. Uwielbiany przez uczni贸w mistrz - ojciec i dzi艣 jest rzadko艣ci膮, zmieniaj膮 si臋 czasy, lecz wbrew przys艂owiu, nie zmieniaj膮 si臋 ludzie zawodu. Rosn膮 przeto hakaty艣ci, wydaja profesorowie uniwersytet贸w niemieckich uniwersa艂y przeciwj臋zykowe*, jak to by艂o w sprawie czeskiej, za艣 przedstawicielami narodowej idei s膮 Boulangery, Wolffy, Schoenerery et consortes. Za to mamy zakazy zjazd贸w naukowych. O tempora, o mores! W 艣rednich wiekach przeczuwano wida膰 tendencye* wiek贸w nowych i naprzek贸r* dzisiejszym aspiracyom* neopedagogizmu urz臋dowego, uwa偶ano, 偶e przeci膮偶anie uczni贸w prac膮 szkodzi ich fizycznemu i umys艂owemu rozwojowi.
Uwzgl臋dniano tedy potrzeby zabaw i rozrywek. D艂u偶szych feryj* nie znano, wolnemi* by艂y dni niedzielne i 艣wi膮teczne, oraz popo艂udnia w ich wigilie. Pomi臋dzy godzinami lekcyj* by艂y przerwy, czyli pauzy. W dniach wolnych od nauki m艂odzie偶 zabawia艂a
si臋 w gry i zagadki. Robiono wycieczki za miasto. Najwi臋cej rado艣ci i swobody by艂o podczas mi臋sopust, Bo偶ego Narodzenia i innych uroczysto艣ci. W ko艣cio艂ach odbywa艂y si臋 w czasie wielkich 艣wi膮t przedstawienia, w kt贸rych uczestniczyli ksi臋偶a i szkolarze. M艂odzie偶 klasztorna rzadko opuszcza艂a mury szkolne, szkolarze interni u偶ywali swobody w ca艂ej pe艂ni, cz臋sto nawet nadu偶ywali. Chodz膮c t艂umnie po ulicach, zaczepiali i turbowali filistr贸w, zw艂aszcza 偶yd贸w. Za panowania Mieszka Starego, jak m贸wi W. Kad艂ubek, zostali za pobicie 偶yda ostro skarani, jakby za jaki 艣wi臋tokradzki czyn.
艢wiadczy to o poszanowaniu wysokiem* osoby mieszka艅ca kraju bez r贸偶nicy wyznania i 艣wiadczy nader dodatnio, zwa偶ywszy, 偶e by艂 to wiek XII - ty. Szkolarze napadali niejednokrotnie na klasztory, jak to mia艂o miejsce u Benedyktyn贸w tynieckich. By艂 to obyczaj przywieziony z Niemiec. W dniu 艣wi臋ta M艂odziank贸w, w dniu najuroczystszym dla m艂odzie偶y, zmieniali szkolarze role swe z prze艂o偶onymi. Biskup z kapitu艂y, opat z konwentu, ust臋powali do pewnych granic ze swych stanowisk. M艂odzie偶 obiera艂a z po艣r贸d siebie biskupa lub opata szkolnego. Oni to urz膮dzali pochody, id膮c na czele uczni贸w, oni przewodniczyli ucztom i pijatykom, kt贸re si臋 sta艂y z czasem g艂贸wnym przedmiotem uroczysto艣ci, pocz膮tkowo bardzo skromnych i niewinnych. W XII wieku ju偶 owe uroczysto艣ci dawa艂y pow贸d do wybryk贸w i gburowatych 偶art贸w. Do m艂odzie偶y przy艂膮cza艂y si臋 zamaskowane osobniki w膮tpliwej moralnej warto艣ci, napada艂y na klasztory i wymusza艂y daniny.
W wieku XII - tym po wykszta艂cenie wy偶sze m艂odzie偶 polska je藕dzi艂a za granic臋. Szko艂臋 paryzk膮* ko艅czy艂 Wincenty Kad艂ubek i 艣w. Iwo, biskup wroc艂awski Walther, arcybiskup gnie藕nie艅ski Bogumi艂 i wielu magistr贸w, dostojnik贸w ko艣cio艂a, na r贸偶nych katedrach w kraju osiad艂ych. Do roku 1215 posiadamy wiadomo艣ci o 30 takich, co uko艅czyli studya* uniwersyteckie ze stopniami doktor贸w i magistr贸w, w tej liczbie jednego medyka. Inni s膮 magistrami in artibus.
Na Rusi r贸wnie偶 tylko duchowie艅stwo mia艂o wykszta艂cenie szkolne, ale przeci臋tny poziom tego偶 wykszta艂cenia by艂 nizkim*. Kler wy偶szy rekrutowa艂 si臋 z przybysz贸w greckich i mo偶nych rodzin ruskich. Z licznej rzeszy nie wielu b艂ys艂o wy偶szem* wykszta艂ceniem. Nawet niewolnicy i je艅cy wojenni mogli by膰 duchownymi, co o zbyt wysokiej erudycyi* kleru nie 艣wiadczy. Szko艂y by艂y biskupie i cerkiewne. Przy wprowadzaniu chrze艣cia艅stwa* by艂y ksi膮zki ko艣cielne prze艂o偶one na j臋zyk s艂owia艅ski na Morawach i w Bu艂garyi*.
Nauczaniem zajmowali si臋 tylko duchowni. Nauka by艂a o tyle 艂atwiejsza, 偶e odbywa艂a si臋 w j臋zyku narodowym. Rozpoczynano od czytania, pisania i 艣piewu, na kt贸ry zwracano szczeg贸lna uwag臋. Uczono j臋zyka greckiego. Rachunki i gramatyka nale偶a艂a
do study贸w* wy偶szych, zako艅czonych wyk艂adem teologii. Najwi臋cej do rozwoju spraw edukacyjnych i szkolnych na Rusi przyczyni艂 si臋 ksi膮偶臋 Jaros艂aw. Monastyr peczerski posiada艂 szko艂臋, z kt贸rej wyszed艂 kronikarz Nestor, chluba i ozdoba tej偶e szko艂y. Nestor by艂 uczniem Teodozego, i chwali zami艂owanie tego偶 do nauki ksi膮偶kowej. By艂y r贸wnie偶
na Rusi szko艂y dla nowicyuszek*. Wedle Tatiszczewa i 艁awrowskiego, Anna, c贸rka Wsiewo艂oda Jaros艂awicza, wst膮pi艂a do klasztoru przy cerkwi 艣w. Andrzeja, gdzie 膰wiczy艂a si臋 w praktykach religijnych i gromadzi艂a oko艂o siebie panienki, ucz膮c ich czytania, pisania i r贸偶nych rob贸t kobiecych.
Niekt贸rzy autorowie* chwa艂膮 ruskich pedagog贸w, przyznaj膮c im niezwyk艂膮 ludzko艣膰 i 艂agodno艣膰 w post臋powaniu. Stosowa艂o si臋 to wida膰 wy艂膮cznie w 艣rednich wiekach na Rusi, p贸藕niejsze bowiem 藕r贸d艂a s膮 przeciwnego zdania. Zasada: Doctrina est fructus dulcis radicis amarae, ma dot膮d jeszcze powszechne zastosowanie. Za艣 pedagogii 艣redniowiecznej nie mo偶na pot臋pia膰, mia艂a i ona ludzi rzetelnego powo艂ania i wyrabia艂a z wychowa艅c贸w swoich ludzi zasad i pi臋knego charakteru. M艂odzie偶, nawet najubo偶sza, mia艂a liczne 艣rodki utrzymania bez pomocy rodzic贸w. Nawet 偶ebranie za rzecz wstydliw膮 nie uchodzi艂o i 偶acy 偶ebrz膮cy cieszyli si臋 wzgl臋dami. Chodzili po ja艂mu偶n臋 i straw臋 po domach, klasztorach i dworach. Wielu mia艂o sta艂e dochody za us艂ugi ko艣cielne, jak msze, pogrzeby, 艣luby i t. p. Istnia艂y zreszt膮 dla ubogich sta艂e fundacye*.
Biskup warmi艅ski utrzymywa艂 z obowi膮zku dwunastu ch艂opc贸w ubogich, narodowo艣ci pruskiej. Statut biskupa krakowskiego, Bodzanty, postanawia raz na zawsze, aby uczniowie, 艣piewaj膮cy msz臋 i wigilie, pobierali corocznie 8 groszy z funduszu za doroczne 偶a艂obne nabo偶e艅stwo. Mieszkania uczni贸w s膮 pod kontrola i nadzorem. Dbano bardzo o zdrowie uczni贸w. Starano si臋, aby u偶ywali 艂a藕ni. Ustanawiano liczne fundacye* na 偶ywno艣膰, k膮piele i t. p. Chorym zapewniano miejsce bezp艂atne w szpitalach miejskich. Czyniono zapisy na opa艂 izb szkolnych i kwater uczniowskich. Godzin nauki dziennej by艂o niewiele. Latem od 7 - ej do 10 - ej rano i od pierwszej do 4 - ej po po艂udniu, zim膮 od 8 - ej do 10 - ej i od 1 - ej do 3 - ej po po艂udniu. W szkole panowa艂 rygor,
swoboda wszelka po za szko艂膮. Na 艣wi臋ta Bo偶ego Narodzenia dawano przedstawienia sceniczne. Czyniono je w Wielkim po艣cie i na Wielkanocne 艣wi臋ta. Podczas mi臋sopust urz膮dzano widowiska komiczne. Sentencye* Katonowskie zalecaj膮 gr臋 w cyg臋*, czyli
fryg臋, a radz膮 unika膰 gry w ko艣ci. Po za granicami kraju m艂odzie偶 polska szk贸l wy偶szych 艂膮czy艂a si臋 w korporacye* i cz臋sto przychodzi艂o do star膰 student贸w z mieszczanami, a nawet jednej narodowo艣ci z drug膮.
Tak np. w 1306 roku wszcz膮艂 si臋 sp贸r zaci臋ty w Bononii miedzy Niemcami i Polakami. Przytoczyli艣my obszerniejsz膮 wiadomo艣膰 o szko艂ach 艣redniowiecznych z tej przyczyny, 偶e dot膮d organizacya* szkolnictwa na tych wzorach si臋 opiera, a nawet uparcie star膮 rutyn臋 zachowuje.
Zwracamy uwag臋, 偶e wychowanie fizyczne w stanie rycerskim sta艂o na pierwszym planie, 偶e w szko艂ach klasztornych dbano o zdrowie uczni贸w, 偶e nauk膮 nie przeci膮偶ano i obchodzono si臋 surowo, lecz; sprawiedliwie.
Co wi臋cej - system nauczania i zakres tego systemu by艂 prawie jednaki dla ch艂opc贸w i dziewcz膮t. Kobieta przeto by艂a r贸wnouprawniona w 艣wiecie s艂owia艅skim i przypuszczona do udzia艂u w rz膮dach ju偶 za czas贸w Boles艂awa Chrobrego. Dziwna si臋 przeto wydaje dzisiejsza walka o r贸wnouprawnienie, kt贸re istnia艂o u nas w zaraniu cywilizacyi*.
= = = = =
ROZDZIA艁 II
Kr贸lowa El偶bieta, matka Jagiellon贸w, i jej traktat o wychowaniu. - Lorichius. - Frycz Modrzewski. - Rej Miko艂aj. - Gliczner. - Kwiatkowski. - Szneberger.- Og贸lne uwagi o wieku XVII. - Reforma edukacyi w drugiej po艂owie wieku XVIII.
Pierwszy traktat o wychowaniu w pi艣miennictwie naszem* napisa艂a w j臋zyku 艂aci艅skim kr贸lowa El偶bieta, z domu rakuskiego, c贸rka cesarza Albrechta II i El偶biety, dziedziczki Czech i W臋gier. Urodzona oko艂o 1436 roku, wczesanie utr膮ci艂a rodzic贸w. W dzieci艅stwie wiele wycierpia艂a; przeciwno艣ci domowe wyrobi艂y w niej "hart ducha i t臋go艣膰 charakteru". Wykszta艂cenie odebra艂a stosowne w duchu humanistycznym, jaki si臋 pod贸wczas w Niemczech krzewi艂. W 1453 roku wysz艂a za m膮偶 za Kazimierza Jagiello艅czyka i zosta艂a matk膮 sze艣ciu syn贸w i siedmiu c贸rek. S艂usznie wi臋c nazywaj膮 j膮 historycy matka Jagiellon贸w. Obserwuj膮c coraz 艣wietniejszy rozw贸j pa艅stwa polskiego, patrz膮c na powodzenie swego potomstwa, przej臋艂a si臋 czci膮 dla tradycyj* w rodzie kr贸lewskim przechowywanych. Bezw膮tpienia 偶ywym przyk艂adem i przestrogami wp艂ywa艂a na wychowanie swych dziatek. O jej pogl膮dach wychowawczych mo偶emy powzi膮膰 wyobra偶enie z pisma nosz膮cego tytu艂: Helisabeta Poloniae regina, Wladislao Pannoniae Bohemie que regi, filio carissimo S. P. D. de institutione regii pueri". Do napisania tego traktatu w formie listu do najstarszego syna swego W艂adys艂awa, kr贸la czeskiego i w臋gierskiego, da艂y pow贸d za艣lubiny tego偶 z Ann膮 de Foix, hrabiank膮 Angouleme, zasz艂e w roku 1502. El偶bieta spodziewa艂a si臋 wnuka, kt贸rego ju偶 ulubionem* imieniem "malutkiego Kazimierza" mianuje, i pos艂a艂a rady swe synowi co do wychowania "kr贸lewskiego dziecka". Nie spe艂ni艂y si臋 nadzieje. Anna w roku 1503 powi艂a c贸rk臋, a dopiero w trzy lata p贸藕niej syna, p贸藕niejszego kr贸la Ludwika, ale z tego nie doczeka艂a si臋 ju偶 babka pociechy, gdy偶 zmar艂a 30 sierpnia 1508 roku.
G艂贸wn膮 zasad膮 pracy przytoczonej jest przekonanie, 偶e nale偶y r贸wnomiernie kszta艂ci膰 cia艂o i ducha. Jestto* w zwi膮zku z 贸wczesnym ruchem humanistycznym, co wskrzeszaj膮c klasyczne tradycye*, d膮偶y艂 do idea艂贸w starej Hellady, pragn膮cej harmonijnego rozwoju si艂 cielesnych i duchowych. W zdrowem* ciele duch zdrowy - zgodnie z t膮 my艣l膮, po艣wi臋ca El偶bieta wychowaniu fizycznemu liczne ust臋py, zaczynaj膮c od samego urodzenia dziecka. Zaleca, aby kr贸lowa, o ile to jej zdrowiu szkodzi膰 nie b臋dzie, w艂asn膮 piersi膮 karmi艂a swe dzieci, by ch艂opiec, karmiony obcem* przyb艂臋dnem* mlekiem, „nie odrodzi艂 si臋 od Kazimierza i innych przodk贸w naszych. Dusza bowiem dzieci臋cia silniejszemu niekiedy ulega zepsuciu ze strony mamek, ni偶 ze strony wychowawc贸w (morum magistri); we wzro艣cie drzew wi臋cej wa偶y natura gruntu ni偶 natura nasienia. Je偶eli jednak - m贸wi dalej El偶bieta - Anna nie b臋dzie mog艂a karmi膰 sama, to „stara膰 si臋 musisz wynale藕膰 mamk臋 zacn膮, przystojnych obyczaj贸w, a je艣li mo偶na, z rodzic贸w szlachetnych urodzon膮, kt贸ra nadto powinna, zdaniem mojem, posiada膰 wykwintn膮 wymow臋, aby dziecko zaraz z m艂odo艣ci razem z mlekiem ssa艂o uczciwo艣膰, skromno艣膰, oraz 偶eby przywyk艂o do dobrego wymawiania".
Jak偶e wobec tych s艂贸w, wyrzeczonych w kocu XV wieku, wygl膮daj膮 dzisiejsze mamki, oraz obyczaj karmienia dziecka flaszeczk膮, lub niemieckiem* zg臋szczonem*
mlekiem i m膮czkami! Jak wygl膮da szlachetna troska matki kr贸l贸w o czysto艣膰 i wytworno艣膰 u dziecka ojczystej mowy z dzisiejsz膮 trosk膮 o paryzki* akcent, z dzisiejsz膮 rutyn膮 warstw wysoko urodzonych i najbogatszych powierzania dziatwy obcym przyb艂臋dom, nieznanej krwi, natury i obyczaj贸w?! Smutno pomy艣le膰. Co do pokarm贸w, za rzecz najzdrowsz膮 podaje El偶bieta, aby dziecko poprzestawa艂o na trzech, a najwy偶ej czterech prostych potrawach. Co do napoj贸w, radzi jeden gatunek lekkiego wina, nie ostrego, lepiej bia艂e ni偶 czerwone - „Ci, co od wina si臋 wstrzymuj膮, s膮 zdolniejsi od innych do dzia艂ania”, poniewa偶 je艣li maja umys艂 wy偶szy, pilno艣ci膮 i skrz臋tno艣ci膮 nad innymi g贸ruj膮. Doradza, aby pito wino z wod膮, "gdyby tego nie uwa偶ano u nas za zbrodni臋 najwi臋ksz膮, kt贸r膮 pokut膮 jedynie zmaza膰 mozna”.
Do wykszta艂cenia si艂 cia艂a wielce pomagaj膮 wszelkiego rodzaju "uczciwe zabawy". Og贸ln膮 tu regu艂膮 by膰 winno, a偶eby ch艂opiec bra艂 udzia艂 w tych wszystkich grach, w kt贸rych wi臋cej wa偶y rozum ni偶 los 艣lepy, w szczeg贸lno艣ci za艣 zalecono „borykanie si臋 z r贸wie艣nikami, bieganie, byle bez zbytniego zm臋czenia, a偶 do spocenia si臋, skakanie, czy te偶 taniec, a wreszcie gr臋 w kamyki, kt贸ra wynalaz艂 Grek Palamedes dla bohater贸w pod Troj膮, aby si臋 nie nudzili”. W dnie 艣wi膮teczne ma ch艂opiec chadza膰 na 艂owy, tak spokrewnione ze spraw膮 wojenn膮, przyzwyczajaj膮ce do znoszenia m臋偶nego upa艂u i mrozu, rozwijaj膮ce si艂臋 i zr臋czno艣膰. Aby ta zabawka nie by艂a niebezpieczna, nale偶y polowa膰 na zaj膮ce, sarny, kozy dzikie, jelenie. W m艂odzie艅czym wieku ch艂opiec niech si臋 uczy w艂ada膰 w艂贸czni膮, robi膰 mieczem, sprawia膰 szyki bojowe, rzuca膰 oszczepem, u偶ywa膰 wojennych machin i luku. Niech si臋 uczy nie zadawa膰 ran, ale unika膰 ich. Niech znosi g艂贸d, ch艂贸d, bezsenno艣膰, bo nie wiadomo, co w 偶yciu zdarzy膰 si臋 mo偶e. Niech b臋dzie wstrzemi臋藕liwym, bo jak mo偶e drugim rozkazywa膰 ten, co sam sobie rozkaza膰 nie mo偶e. Ospa艂o艣ci i rozkoszy niech zupe艂nie unika; „sen bowiem za d艂ugi pozbawia ch艂opc贸w energii i spr臋偶ysto艣ci, a rozkosze czyni膮 zniewie艣cia艂ym". 艢miechu przeci膮g艂ego ch艂opiec zna膰 nie powinien. Nie zapomina El偶bieta o pi臋kno艣ci i wytworno艣ci
cia艂a, powo艂uj膮c si臋 na znakomitych klasyk贸w, wed艂ug kt贸rych postawa kr贸la winna odpowiada膰 jego godno艣ci. Ruchy maja by膰 eleganckie, nigdy gburowate. Ruchy oczu miarkowa膰 nale偶y. Twarz weso艂a, pogodne czo艂o ludzk膮 偶yczliwo艣膰 jednaj膮. We wszystkich sprawach i okoliczno艣ciach 偶ycia, z艂ych, czy dobrych, jednaki wyraz lica zachowa膰 nale偶y. Ch贸d nie ma by膰 ani zbyt szybki, ani pow艂贸czysty, zaniedbany - ma by膰 podobniejszym do pochodu ni偶 napadu (in cesssui quam ingressioni similior).
El偶bieta ceni przedewszystkiem* sprawiedliwo艣膰 i m臋ztwo*. "Kto m臋ztwo* posiada - m贸wi - temu zawsze towarzyszy膰 b臋dzie wytrwa艂o艣膰, kt贸ra uczy m臋偶nie znosi膰 wszelkie trudy i przykro艣ci tak w pokoju jak na wojnie, jak niemniej hartowno艣膰 (duritia), kt贸ra najdzielniej odgania niedo艂臋ztwo* i zniewie艣cia艂o艣膰; dalej za艣 cierpliwo艣膰 (patientia), kt贸ra potrafi stale znosi膰 wszystko, co ci臋偶kiem*, przykrem*, k艂opotliwem*, trudnem* do zniesienia si臋 staje. Temu nie obca b臋dzie odwaga (firmitas), kt贸ra nie dozwoli uledz* niebezpiecze艅stwu i przeciwno艣ciom, ani wielko艣膰 duszy, co odgania poni偶enie i pogard臋, ani ufno艣膰 w siebie, kt贸ra zagarnia pod w艂adz臋 swoj膮 si艂y i umys艂y; ani wy偶szy pogl膮d, kt贸ry wszystko inne, pr贸cz cnoty, za nic uwa偶a; ani te偶 t臋go艣膰 umys艂u, to jest moc i szlachetno艣膰 wobec nieszcz臋艣膰. Z ni膮 po艂膮czy si臋 wspania艂omy艣lno艣膰, kt贸ra wszystko, z wyj膮tkiem czci i chwa艂y, lekcewa偶y膰 umie. Przyjdzie te偶 na pomoc ostro偶no艣膰, kt贸ra nie dozwala wystawia膰 si臋 lekkomy艣lnie na niebezpiecze艅stwa, a zarazem zdolno艣膰 powstrzymywania si臋, a偶eby czy to wskutek gniewu, czy 偶膮dzy roskoszy*, czy innego jakiego pop臋du, miary nie przebra膰; zamilcz臋 ju偶 o sta艂o艣ci, kt贸ra jest nieroz艂膮czn膮 m臋ztwa* towarzyszk膮". Trzecia g艂贸wna cnota jest wstrzemi臋藕liwo艣膰 tak w jedzeniu i napoju.
jako te偶 i w innego rodzaju rozkoszach, kt贸re pr偶yciemniaj膮 艣wiat艂o i t臋pi膮 bystro艣膰 rozumu. Ze wstrzemi臋藕liwo艣ci膮 艂膮czy si臋 czwarta, daleko szerszego zakresu cnota: panowanie nad sob膮 (continentia), kt贸r膮 El偶bieta nazywa przecudna ozdoba wszystkich innych cn贸t i dodaje, 偶e nawet zorza wieczorna nie przewy偶sza blaskiem innych gwiazd tak dalece, jak ksi膮偶臋ta g贸ruj膮 cnot膮 ow膮 na swymi poddanymi. Pi膮ta cnota jest z艂ote umiarkowanie. Ch艂opiec winien nauczy膰 si臋 znosi膰 jednostajne, pomy艣lne, jak przeciwne
losy; niech pami臋ta, 偶e wodzowie s膮 wystawieni na pociski losu, niech wie, 偶e z wolno艣ci w niewol臋, z bogactwa w n臋dze, ze wspania艂ego stanowiska na bardzo niepozorne zej艣膰 mo偶e; los bowiem w tem* jedynie zawsze jest sta艂y, 偶e nigdy sta艂ym nie jest. Sz贸st膮 cnot膮 jest zami艂owanie prawdy i sta艂o艣膰 przekona艅 i charakteru. Jak wezwyczaja膰* m艂odzie艅ca do tych wszystkich cn贸t? Na to El偶bieta radzi wyb贸r doborowego nauc偶yciela, coby* nietylko* s艂owem, ale czynem przyk艂ad dawa艂. Powt贸re*: towarzystwo z zacnymi, uczciwymi i kochaj膮cymi prawd臋 ch艂opcami wyb贸r przyjaciela szczerego, coby* umia艂 m贸wi膰 prawd臋 w oczy i nareszcie poleca kr贸lowi W艂adys艂awowi, aby z po艣r贸d poddanych swoich wybra艂 starc贸w najzacniejszych, kt贸rychby* syn jego s艂uchaj膮c i obyczaje podziwiaj膮c, m贸g艂 si臋 w cnocie umacnia膰.
Do drugiego rodzaju 艣rodk贸w nale偶膮: najpierw unikanie ludzi zepsutych, doradc贸w rozkoszy, k艂amc贸w, a przedewszystkiem* pochlebc贸w - powt贸re* nale偶y strzedz* si臋 pychy, kt贸r膮 Kazimierz Jagiello艅czyk nazywa艂 kl臋sk膮 pa艅stw. O karach w ca艂ej pracy nie ma wzmianki. "Niech ch艂opiec 偶adnego 艣wiadka nie obawia si臋 bardziej nad w艂asne sumienie". Taki przepis na ko艅cu listu mie艣ci czcigodna matka Jagiellon贸w.
Kr贸lowa gromi surowo ojc贸w, kt贸rzy do pocz膮tkowego nauczania bior膮 nieudolnych nauc偶ycieli. "Pocz膮tk贸w umiej臋tno艣ci winien dawa膰 najlepszy, a nie ladajaki wychowawca". Radzi przedewszystkiem* kszta艂ci膰 wymow臋 - nauki nie uwa偶a za przedmiot samoistny. Dar s艂owa poczytuje za najwy偶sz膮 ozdob臋 cn贸t wszelkich, jest ona tak wielk膮 zalet膮 kr贸l贸w, 偶e tego j臋zyk ludzki wypowiedzie膰 nie mo偶e. Przedmiot贸w naukowych ma by膰 niewiele, ale posi膮艣膰 je trzeba gruntownie. W nauce radzi przedewszystkiem* praktyczno艣膰, potem nauk臋 obcych j臋zyk贸w, ze wzgl臋du, i偶 wychowaniec ma by膰 rz膮dc膮 r贸偶nych narod贸w: "niech si臋 uczy ch艂opiec j臋zyka W艂och贸w i Niemc贸w, gdy偶 mowa polska, francuska i w臋gierska nie mo偶e by膰 mu obca".
Radzi nauk臋 historyi*, aby pozna膰 czyny godne pami臋ci i wymienia dzie艂a autor贸w, oraz muzyk臋, poniewa偶 umys艂 rozrywa i ochocze w uczniu usposobienie obudza. El偶bieta pragnie uchroni膰 wychowa艅ca od prze艂adowania nauk膮, dba wielce o jego
zdrowie. Poleca na nauk臋 godziny ranne, a nawet przededniowe, przed rannym posi艂kiem. Po umiarkowanem* 艣niadaniu nauka.
Potem nast臋puj膮 rozmowy potoczne, muzyka, gry rozmaite, a od czasu do czasu polowanie i wprawa w sztuce wojennej. Dalsze rady dotycz膮 stosunk贸w kr贸lewicza z lud藕mi. Ma si臋 ma艂y ch艂opczyna przyzwyczaja膰 do 艂askawego s艂uchania tych, co kiedy艣 poddanymi jego b臋d膮, aby pozyska膰 ich mi艂o艣膰 i przychylno艣膰. "A je艣li kt贸ry z poddanych ofiaruje ch艂opcu jakie艣 podarki, co si臋 u nas cz臋sto zdarza, niech偶e je przyjmie ochoczo, i z weselem, chocia偶by mniej godne by艂y kr贸lewskiego majestatu". Zalecana
jest przyst臋pno艣膰, dobro膰, 艂agodno艣膰, ludzko艣膰 dla wszystkich bez r贸偶nicy stanu i bogactwa. Najszerzej m贸wi kr贸lowa o hojno艣ci, mi艂osierdziu i utrzymaniu majestatu kr贸lewskiego. Sk膮pstwa powinien ch艂opiec unika膰, jak statek rafy podwodnej, gdy偶 z t膮 wad膮 艂膮cz膮 si臋 najnikczemniejsze towarzyszki, jako to: drapie偶no艣膰, zdzierstwo, zab贸jstwo, wygnanie, m臋czarnie. "Hojno艣膰 i wdzi臋czno艣膰, to kr贸l贸w cnoty". Ludzi uczciwych, cho膰 biednych, wy偶ej ceni膰 nale偶y zawsze od nikczemnik贸w bogatych. Trzeba pami臋ta膰, 偶e si臋 jest synem wielkiego kr贸la i w艂adc膮 wielu narod贸w. Trzeba mie膰 powag臋 i sta艂o艣膰, s艂ucha膰 uwa偶nie m膮drej rady i uczonej mowy, pyta膰 o przyczyny i powody" tego, co si臋 s艂yszy.
W m贸wieniu zwi臋z艂o艣膰 i dowcip - w odpowiedziach ostro偶no艣膰, w naganie 艂askawo艣膰 by膰 winny. A gniewu zap臋d, trza* dzier偶y膰 "w kole rozs膮dku". Trzeba aby ch艂opiec uczy艂 si臋 praktycznie szko艂y 偶ycia, towarzyszy艂 ojcu przy ceremoniach i przyj臋ciach dostojnik贸w i pos艂贸w. Trzeba, aby grzecznym by艂 dla cudzoziemc贸w, a wybranych kraju swego zna艂 i po imieniu ich nazywa艂. 呕adnej z艂ej nami臋tno艣ci, o ile to jest mo偶ebnem*, kr贸lewicz nie powinien si臋 oddawa膰, a jak nale偶y odstr臋cza膰 go od z艂ego towarzystwa,
tak te偶 niech w nikim takiej wiary nie pok艂ada, 偶eby nie m贸g艂 przypu艣ci膰, 偶e jak on, tak i inni upa艣膰 przecie i zb艂膮dzi膰 mog膮.
Takie rady synowi dla wnuka podaje matka Jagiellon贸w. Wieje z nich duch szczerej kultury - m膮dro艣膰, uczciwo艣膰 i wielka obywatelska cnota. Doprawdy, 偶e w serce wst臋puje duma szlachetna, i偶 w ko艅cu wieku XV pi艣miennictwo nasze posiada podobny traktat o wychowaniu. Nic dziwnego, 偶e na takiej glebie wykwit艂y z艂ote k艂osy literatury
z epoki Zygmunt贸w - pe艂ne ziarna, chluby naszej i chwa艂y.
Jest i druga praca, traktuj膮ca o wychowaniu w艂adcy ludu. Oto mamy w r臋ku grub膮 ksi臋g臋, wydan膮 w Krakowie u dziedzic贸w Marka Szarffenbergera roku pa艅skiego 1558. Ksi臋ga ta, gockim drukiem t艂oczona, nosi tytu艂: Reinharda Lorichiusa ,,0 wychowaniu
prze艂o偶onego". Liczy kart 186. Jest ona t艂贸maczeniem*, na j臋zyk polski przez Koszuckiego dokonanem*. Poczynaj膮c od pierwszego rozdzia艂u "O wodzu albo nauczycielu prze艂o偶onego cz艂owieka w m艂odych leciech* jeszcze b臋d膮cego, co czyni膰 ma, albo
jaki by膰 ma" - ko艅czy rozdzia艂em "O pogrzebie pa艅skim". Z przepe艂nionej cytatami pisarzy staro偶ytnych, m臋drc贸w ko艣cio艂a i wyj膮tkami ze starego i nowego testamentu ksi臋gi - notujemy uwagi i zdania przedmiotu wychowania fizycznego dotycz膮ce. Kilka wierszy
bierzemy z orygina艂u, wedle przyj臋tej pisowni w calem dziele:
,,S przyrodzenya to nazwyemy - pamyetamy (m贸wi Lorichius), czego艣my sye za m艂odu nauczyli, jako garnyecz albo co ynszego nowego. gdy czego wen za nowotku naleyesz, onym yusz asz do szcz膮tku pachn膮膰 albo smyerdzye膰 bedzye, tak yest tesz
y yako welna: Kt贸ra jaka farba rasz ufarbujesz, tey yusz wyecznye zasye wymy膰 nye mo偶esz". Tak膮 sentency膮* rozpocz膮wszy rozdzia艂 pierwszy - m贸wi dalej:
"A mimo to wszelkie przyrodzenie cz艂owiecze, to wi臋c najwi臋cej pami臋ta, je艣li si臋 czego z艂ego za m艂odu nauczy艂o, bo艣my wszyscy wobec, zaw偶dy ku z艂emu sk艂onniejsi, ni偶 ku dobremu, a najwi臋cej si臋 za przyrodzeniem z艂ych rzeczy chwytamy, jako ogie艅
smo艂owy, ku pr臋dkiemu zapaleniu przyprawionej. Dlaczego i on filozof na imi臋 Chryzyppus, nie bez przyczyny to chcia艂 mie膰, aby mamki m膮dre do dziatek by艂y przystawiane, o ileby* mog艂o by膰, aby i bardzo uczciwe by艂y, dla tego aby si臋 rozum m艂ody w dzie-
cieciu rozmowami jakiemi* spro艣nemi* nie popsowa艂*. Kwintylianus te偶 on autor tego zaw偶dy pragn膮艂, aby i sami rodzice uczeni byli, a nietylko* ojcowie, ale i matki, jako by艂a w Rzymie Kornelia, matka dwu Gracch贸w, albo c贸rka Publiuszowa a druga Hortensyusowa* na imi臋 te偶 Hortensya*".
Autor, zastanawiaj膮c si臋, do jak wielkich zada艅 powalony ma by膰 贸w prze艂o偶ony, czyli w艂adca danego kraju, dochodzi do wniosku, i偶 nauczyciel takiego m艂odzie艅ca musi by膰 uczonym, rozs膮dnym, cierpliwym, taktownym i wyrozumia艂ym cz艂owiekiem. Musi w swego wychowa艅ca wszczepia膰 zasady moralno艣ci, skarby nauki - musi pozna膰 jego charakter, zalety, wady, upodobania, sk艂onno艣ci, a poznawszy, z czem* ma do czynienia, jaki materya艂* posiada w wychowa艅cu swoim, ten materya艂* jak najlepiej wykszta艂ci膰 i wyrobi膰.
"Zasi臋* te偶 jako obaczy, 偶e przyrodzenie jego ku rzeczom si臋 uczciwym sk艂ania, tak te偶 tem* wi臋cej a pilniej przyrodzenia dobrego 膰wiczeniem swem* podpiera膰 b臋dzie. A jako wiele rzeczy szkodliwych ze z艂ego 膰wiczenia cz艂owieka bywa, tak zasi臋* wiele
po偶ytecznych z dobrego bywa. Dlaczego dobry nauc偶yciel wiele ma czyni膰, wiele te偶 i wycierpie膰, jako Aristippus on filozof, gdy go Dionisius oplwa艂, snadnie to na sobie znosi艂, i gdy mu drudzy on臋* cierpliwo艣膰 za z艂e mieli, on im m膮drze temi* s艂owy odpowiedzia艂:
"Rybitwy, gdy ma艂e rybki w morzu 艂owi膮, nie dbaj膮, 偶e si臋 morsk膮 wod膮 zmaczaj膮, a jabych* nie mia艂 艣liny wycierpie膰, abych* jedno tego okrutnego wieloryba pojma膰 m贸g艂". Przez tego wieloryba rozumia艂 kr贸la tego to Dionisiusa, kt贸rego on cierpliwo艣ci膮
sw膮 chcia艂 ku nauce filozofiej* przywabi膰".
W rozdziale - „kt贸rego czasu cz艂owiek prze艂o偶ony ma 膰wiczon* bycz*" m贸wi: "S艂usznie uczeni ludzie s膮 przeciwko temu, aby do siedmiu lat nauk膮 dziecka ma艂ego nie obci膮偶a膰, "ale ju偶 od pieluch dziecko prze艂o偶onego dobrego nauczyciela mie膰 ma,
aby na艅 uwag臋 baczn膮 zwraca艂 - i w tym wieku niewinnym, a na wszystko mi臋kkim, gdzie si臋 偶adnym zbytkiem nie zabawia, co mu uka偶膮. albo czego si臋 raz nauczy, najlepiej i najd艂u偶ej pami臋ta膰 b臋dzie. A wszystko czyni膰 nale偶y powoli, aby dziecko ochoty
nie traci艂o - nie gwa艂tem, ale zabaw膮 i ochot膮. Bo umys艂 dziecka jest jako flaszeczka. „gdy co gwa艂tem w nie chcesz wla膰, tedy przyj膮膰 nie mo偶e, i owszem si臋 nie w nie, ale po stronam* rozlewa, ale kiedy obyczajnie a poma艂u, jakoby czadz膮cz w niego lejesz,
tedy si臋 rychlej nape艂nia”. Marek cesarz tak m贸wi艂 do przyjaci贸艂: ,,O to si臋 starajcie, prosz臋 was, aby艣cie synowi memu wszyscy byli ojcowie, miasto mnie jednego, ale tak, aby艣cie go 膰wiczyli, a wszystko mu dobre radzili". M贸wi膮c, co ma jada膰 m艂ody cz艂owiek radzi unika膰 ob偶arstwa - nie dawa膰 dziecku wiele, ale jedn膮 poprostu* przyrz膮dzon膮 potraw臋 - bo zdrowsza dla dzieci臋cia, jak i dla starszego cz艂owieka. Wspomina o Hippokratesie, kt贸ry o tchu cz艂owieczym pisa艂, 偶e i on zowie z艂ym obyczaj 偶ycia, kt贸ry bywa z wiela* r贸偶nych karmi. Albowiem kto je liczne warzone, pieczone mi臋sa, ptaki i ryby spo艂em, ten nie mo偶e by膰 aby ono jad艂o w jad si臋 nie obraca艂o, a w szkodliw膮 flegm臋, a te偶 ka偶dy taki przez niemierno艣膰* sw膮 blednieje pospolicie. Tym偶e te偶 obyczajem o piciu rozumie膰 mamy. aby艣my m艂odym piwo, albo lekkie wino dawali, bo mocny nap贸j, b膮d藕 ma艂mazyja*, albo insze w艂ostie* (w艂oskie) wina, krew a ogie艅 przyrodzony w m艂odym cz艂owiecze wypala, nie inaczej jakoby艣 ognia na ogie艅 przyk艂ada艂, a to wiec bardzo szkodzi nietylko* cia艂u, ale i rozumowi, i dlatego pospolicie dzieci gnu艣nego rozumu bywaj膮. "Ob偶arty brzuch rozumu ostrego nie czyni" - m贸wi przys艂owie. Nie tak jako mamki niekt贸re niemieczkie* - mniemaj膮 by to najlepiej i dzieci臋ciu najzdrowiej, gdy je rozlicznemi* karmami co najwi臋cej obtykaj膮, "偶e si臋 dziecko dobrze nie rozpuknie”.
Za towarzysz贸w radzi Lorichius takich kt贸rzy s膮 dobrych i cnotliwych obyczaj贸w. Ma si臋 strzedz* syn prze艂o偶onego od pijanic i takich, co niewstydliwe a plugawe s艂owa m贸wi膮, albo i od takowych, kt贸rzy mu podchlebiaj膮, bo przy zabawie jedni si臋 od drugich
tak z艂ego, jak dobrego ucz膮. "Bo jako si臋 cia艂o od cia艂a psuje, tak rozum od rozumu". Kto z pijanic膮 偶yje, pospolicie tego samego wino, ani chmiel nie zmierzi, kto z gamratem* by te偶 najstateczniejszym by艂, jednak na ostatek zb艂膮dzi膰 musi. Kto z 艂akomym, i ten, gdy mu co dasz, nie zarzuci. Arystoteles radzi, aby i konia dobrego miedzy pi臋knemi* a dobremi* ko艅mi chowa膰 i 膰wiczy膰. Je艣li cz艂owiekowi wedle cia艂a zdrowo mieszka膰 w dobrym kraju, na dobrem* i zdrowem* powietrzu, tem* ci zdrowiej jest temu, kto wedle rozumu jeszcze do ko艅ca postanowiony nie jest, mi臋dzy dobremi* 偶y膰 a obcowa膰, albowiem jako zepsowane* powietrze cia艂o zara偶a, tak spro艣ne a wszeteczne rozmowy dobre obyczaje psuja. "A ma艂a trocha* kwa艣nego ciasta, wielk膮 moc ciasta prza艣nego kwasi. Kto z chromym mieszka, i sam za czasem chroma膰 b臋dzie. M膮drego kr贸la rozmowa m膮drych ludzi czyni."
Radzi, jako chodzi膰 ma cz艂owiek prze艂o偶ony, b臋d膮c m艂odym. Pospolicie wi臋c ludzie m艂odzi, kt贸rzy w z艂em 膰wiczeniu s膮, gdy chodz膮, nogi jakoby b艂aznowie* z tabulatury stawiaj膮, albo naperzywszy* si臋, od膮wszy g臋b臋, przed hardo艣ci膮 na ludzie patrze膰 nie
chc膮, jakoby on Traso u Terencyusza*, kt贸ry si臋 sam w sobie tylko kocha艂. Ale cz艂owiek prze艂o偶ony, kt贸ry w dobrem 膰wiczeniu jest, ma si臋 tego strzedz*, coby* na powag臋 pa艅sk膮 nie nale偶a艂o, a zw艂aszcza w艂asn膮, a nie zmy艣lon膮. Wiec prze艂o偶ony ma chodzi膰
z powaga i statecznie, a niechaj pami臋ta, 偶e si臋 przypatrywa膰 i przys艂uchiwa膰 jego porz膮dkom i powie艣ciom wszyscy b臋d膮, jako pisze Erasmus (Rotterdamski) w ksi臋gach o 膰wiczeniu prze艂o偶onego ka偶dego.
Cz艂owiekowi prze艂o偶onemu nauka potrzebna jest. Niechaj nie s艂ucha tych, co m贸wi膰 b臋d膮 - pragn膮c g艂upiego kr贸la mie膰 - „A przecz si臋 nasz pan ma uczy膰, i dobrze tego bez nauki szcz臋艣cie opatrzy艂o, 偶e si臋 panem urodzi艂, nie trzeba mu doktorem by膰".
Ci, kt贸rzykolwiek s膮 tacy nieprzyjaciele nauk, widzi mi si臋, 偶e na艣laduj膮 Efez贸w, kt贸rzy wyganiaj膮c z miasta Efezu Hermodora, cz艂owieka uczonego i m膮drego, m贸wili: „Niechaj mi臋dzy nami nie b臋dzie jeden m臋drszy jak drugi, a je艣liby kt贸ry takowy by艂, niech b臋dzie
indzie, nie u nas”.
"Nie zdrowo si臋 panu wiele uczy膰, cz艂owiek od nauki mgleje*, cz艂onki schn膮, si艂y i m贸zg si臋 psuje. Szewcom to przyzwoita rzecz uczy膰 si臋 a n臋dznikom, ci si臋 niechaj we dnie i w nocy ucz膮, aby si臋 z nauki swej po偶ywi膰 mogli, by g艂odu nie marli". Ale膰 to s艂owa nie nowe, nie mo偶emy nic takiego m贸wi膰, czegoby* ludzie pierwej nie m贸wili. Jako gdy takie偶 jeden przed Alfonsem Arragonskim kr贸lem powiedzia艂, kr贸l zadziwiwszy si臋, g艂osem zawo艂a艂: Mniemasz, 偶e takie s艂owa wi臋cej wo艂owi, ni偶 cz艂owiekowi przystoj膮, kt贸re si臋 daleko od cz艂owieczego rozumu odstrzelaj膮, i owszem na gnu艣ne i bezrozumne bydle, nie na cz艂owieka zale偶膮. Prze艂o偶ony - m贸wi Lorichius - ma by膰 jako 偶eglarz, kt贸ry okr臋tem rz膮dzi a sprawuje, potrzeba aby by艂 膰wicze艅szy* i bieglejszy, czujniejszy i wierniejszy ni偶 drudzy, takieszci* te偶 panu albo prze艂o偶onemu potrzeba jest, aby mimo insze
lepiej radzi膰 umia艂, aby m臋drszym, sprawiedliwszym, i mierniejszym by艂, aby my艣l swoje od wielu rzeczy pow艣ci膮gn膮膰 umia艂, umy艣l i cia艂o hartowa艂 a 膰wiczy艂, aby o tern najwi臋cej my艣la艂, coby* by艂o z po偶ytkiem wszech ludzi. Czego si臋 i艣cie przy my艣listwie mi臋dzy
psy 偶aden nie nauczy, a miedzy ko艅mi je艣li si臋 z niemi rad obiera, ani miedzy 偶o艂nierstwem, gdy miecz o miecz w bitwie ko艂acze, bo tam prawo, jak m贸wi Cycero, miejsca nie ma. Ale owszem, nauczy膰 si臋 mo偶e, gdy wiele pisma czyta膰 b臋dzie - gdy wiele
historyi* wiedzie膰 b臋dzie, bo zt膮d* jako z obfitego 藕r贸d艂a, wszytki si臋 dobre sprawy, m膮dre rozkazywanie wszelaki porz膮dek pokazuj膮. Wiedzia艂 o tem* Filip Macedo艅ski, co si臋 w naukach 膰wiczy艂, i Aleksander Wielki, kt贸ry razem z pugina艂em, Homera ksi臋g臋 pod
poduszk臋 k艂ad艂, a trzymaj膮c go kr贸lewskim poeta by膰 uznawa艂.
Pr贸cz najrozmaitszych uwag praktycznego 偶ycia i r贸偶nych czynno艣ci dotycz膮cych, znajdujemy uwagi hygieniczne* co do nadu偶ywania trunk贸w. Pot臋pia autor pija艅stwo i wy艣miewa si臋 z pijak贸w. A c贸偶ci* wino m贸wi, gdy je kto miernie pije, jest lekarstwo, ale gdy nazbyt, wszytcy* to znaj膮, 偶e jest trucizna. Dla posilenia albo ucieszenia my艣li wino stworzone jest. Przez opilstwo wielu i m臋偶贸w i bia艂ych g艂贸w 艣wi臋tego a dobrego przedsi臋wzi臋cia odst膮pi艂o, a zapami臋tawszy si臋, utraciwszy poczciwo艣膰, b艂膮kaj膮c si臋 i uciekaj膮c, 偶ywoty swych sko艅czy艂o. Jako z艂e skutki pija艅stwa wskazuje ot臋pianie umys艂owe, rozdra偶nienie, brak woli, upadek moralny, ob艂臋d pijacki z op臋taniem przez dyab艂a*, kt贸rego na艂ogowi pijacy w napadach szale艅stwa widz膮 ci膮gle, a nareszcie choroby cz臋ste na podagr臋. Wskazuje jak w Rzymie ludziom zbyt oty艂ym konie odejmowali, aby chodz膮c wiele, tuszy zbytniej zbywali. Jako przyk艂ad wstrzemi臋藕liwo艣ci wskazuje Spartan i radzi ich skromne i cnotliwe 偶ycie na艣ladowa膰. Nie jest zwolennikiem ta艅ca Lorichius. Uwa偶a go jako zabaw臋, do licznych nadu偶y膰 wiod膮c膮. Przy ta艅cu oczy i r臋ce wolno, i s艂owo si臋 pospolicie wolno wyrywa, zt膮d* panienka niejedna takiej rzeczy si臋 dowie, kt贸rejby* lepiej nie wiedzia艂a. Pomaga ktemu* muzyka, piskanie, trabienie*, przechodzenie, kurzawa, a ktemu* noc mi艂a, kt贸r膮 pospolicie ta艅c贸w nadstawiaj膮, a to czysto艣ci wielkim jest nieprzyjacielem, a zbytkom zasi臋 przyjacielem. Radzi wiec m艂odym panom, kt贸rym si臋 skaka膰 chce, aby bardzo miernie ta艅c贸w za偶ywali. Niech ci b臋dzie taniec albo gra jaka艣kolwiek* tylko folg膮, a odpocznieniem* my艣li spracowanej, a 膰wiczeniem cia艂a, aby si臋 gnu艣no艣ci nie zale偶a艂o, a nie s膮 rozkosz膮, kt贸raby mia艂a rozum i dobr膮 my艣l psowa膰*, a tylko j膮 sam膮 przy sobie zabawia膰, kr贸tko m贸wi膮c. Chwali jedynie taniec powa偶ny, coby* ujmy godno艣ci zacnej nie czyni艂.
Ale u Niemc贸w, albo teraz i u innych nacyj*, oto to ich ta艅cuj膮c w ko艂o obracanie, nic innego nie czyni, jeno zawr贸cenie g艂owy, gdy si臋 na jednem* miejscu kr臋c膮, a t艂uk膮 si臋 od k膮ta do k膮ta, to naprz贸d, to nazad, to na te, to na owa stron臋, to w g贸r臋, to na d贸艂, to zasi臋* w ko艂o. Ale kto chce dobrej rady u偶ywa膰, ten niechaj wina ma艂o pije, a nie b臋dzie dba艂 o ta艅ce.
Zato* chwali 艂owy, czyni膮 one wielk膮 do znoszenia prac cierpliwo艣膰 i si艂臋, a mimo to dobrze zdrowie sprawiaj膮. Praca bowiem i ci膮g艂e 膰wiczenie cia艂a stokro膰 lepsze ni偶 lekarz i lekarstwa. Radzi nawet 艂owy dla dziewcz膮t, aby mocniejsze by艂y, wytrwalsze,
i na cierpienie, z ich p艂ci膮 z艂膮czone, cierpliwe. Aby r贸wnie偶 mog艂y na koniach za siebie, dzieci swe i ojczyzn臋 w potrzebie wa艂czy膰. Na 艂owach okrutnego zwierza dostaj膮c, wprawiamy si臋 w 膰wiczenia wojenne. Nie potrzeba jednak nadu偶ywa膰 tej zabawy i nie zaniedbywa膰 dla niej obowi膮zk贸w i nauki. "A przez to niewymownie ci grzesz膮, kt贸rzy prawie opu艣ciwszy urz膮d i dostoje艅stwa majestatu swego, do bestyi* si臋 obracaj膮, a wszystek czas sw贸j, goni膮c si臋 za wieprzami, za zaj膮cami, za jele艅mi*, szalenie a marnie trac膮, kt贸rzy sobie wi臋cej wa偶膮 stajnie ko艅skie, psy, jastrz膮by*, ni偶 szko艂y a 膰wiczenie ludzi m膮drych, i ni偶 zdrowie poddanych swoich”.
M贸wi膮c o 艣mia艂o艣ci, zaleca m臋ztwo* w boju. W bitwie zawsze ci najwi臋ksz膮 niebezpieczno艣膰 maj膮, kt贸rzy si臋 boj膮, 艣mia艂o艣膰 jest, jako jeden mur. Wymieniaj膮c przer贸偶ne cnoty, jakie w艂adca ma posiada膰, radzi unika膰 sk膮pstwa, bo: "sk膮py bogaty
jest jako on osie艂*, kt贸ry za 偶ywota wiele zleg艂o cierpia艂, a po 艣mierci z jego sk贸ry b臋ben uczyniono, tak takowy bogacz z maj臋tno艣ci swej 偶adnego innego po偶ytku nie mia艂, jedno, 偶e si臋 frasowa艂, a po 艣mierci z ubrania i pa艅stwa jego kto inny b臋dzie u偶ywa艂, a z niego si臋 weseli艂”.
Zako艅czaj膮c na tem* pogl膮dy, zdania i uwagi mniej znanego przez og贸l autora, przechodzimy do prac szerszego pokroju, prac oryginalnych, traktuj膮cych nietylko* o wychowaniu w艂adc贸w, ale ca艂ego zast臋pu m艂odzie偶y, tak w domu, jak i w szkole, o wychowaniu domowem* i publicznem* przysz艂ych pokole艅.
Sprawy te mia艂y u nas wymownych rzecznik贸w. Znakomity publicysta, m膮偶 olbrzymiej wiedzy, talentu i cn贸t obywatelskich, Andrzej Frycz Modrzewski, w dziele ,,O poprawie Rzeczypospolitej" m贸wi膮c o szkole, odzywa si臋 w te s艂owa: "Starodawny,
a jeszcze od pocz膮tku wszystkich rzeczy jest obyczaj, 偶e o szko艂ach ma staranie Rzeczpospolita, w kt贸rych dobrem postanowieniem po艂o偶one s膮 wielkie 偶ywota i nabo偶e艅stwa ozdoby, a w zaniedbaniu ich wielkie oszpecenie. Jako偶em* tego sam dozna艂, rozczytuj膮c
dawne dzieje. Nie widz臋 偶adnego narodu ani ludzko艣ci膮 wypolerowanego, ani tak grubego, kt贸ryby nie mia艂 osobliwego starania o dobrem 膰wiczeniu m艂odych ludzi; przeto te偶 i miejsca osobliwe na to postanawiali, do kt贸rych si臋 dla nauki m艂odzi ludzie schadzali, i mistrze* przek艂adali, kt贸rzyby dobre nauki podawali, a ten wiek bardzo 艣lizki*, zdrowemi* naukami do ludzko艣ci i do wszelakiego poczciwego 偶ycia zaprawowaIi”.
„Znakomity obyczaj, a urz膮d wielkiej pracy pe艂en. I dlatego te偶, kt贸rzyby si臋 tym 偶ywotem nauczycielstwa bawili, te od praw i ustaw i od wszelakiej Rzeczypospolitej powinno艣ci, wolnemi* i oswobodzonemi* mie膰 chcieli".
Tak si臋 zapatruje Frycz Modrzewski na szko艂y i wychowa艅c贸w. W tem偶e* samem* dziele w rozdziale VI - ym, m贸wi膮c o tem*, jakie staranie ma by膰 oko艂o dobrego 膰wiczenia dziatek i m艂odzie艅c贸w, mi臋dzy innemi* zaleca, co nast臋puje:
"Niech偶e tedy pilno艣ci przy艂o偶膮 rodzice, aby syny* swoje temi* naukami wy膰wiczyli, z kt贸rych by oni z dzieci艅stwa zaraz pocz臋li poznawa膰, co jest uczciwego, a co spro艣nego, o co maja sta膰, a czego si臋 wystrzega膰? A najwi臋cej, aby je pow艣ci膮gali od rozkoszy, bo gdzie te panuj膮, tam si臋 cnota osta膰 nie mo偶e. Trzeba, aby im zamierzyli mierno艣膰 偶ywno艣ci, kt贸ryby by艂a nie "wydworna," i ku zgotowaniu 艂atwa a nie zapalaj膮ca. A nietylko* niech je ci膮gn膮 do mierno艣ci jedzenia i picia, ale niech je zwyczaj膮* ku
wycierpieniu zimna i gor膮ca i twardej po艣cieli; tylko tego strzedz*, aby co si艂om ich i zdrowiu nie szkodzi艂o, o kt贸re trzeba pilne staranie mie膰, aby my艣l wolniejsz膮 by艂a, a do wszystkiego gotowsza* i ostrzejsza: (str. 24 i 25 ,,0 popr. rzeczypospolitej").
Dalej powiada Modrzewski. "Mog膮 te偶 dzieciom nie broni膰 jazdy na koniu i pieszej pracy, to jest: albo przechadzek, albo skakania jakiego, albo ciskania kamieniem, albo granie pi艂y i innych tym podobnych gier; by jeno tego miernie u偶ywali, poniewa偶
zdrowie cz艂owiecze i si艂a takowe mi pomiernemi* pracami stwierdza si臋 i zmna偶a, i ro艣nie w cz艂owieku; a zasi臋* praca nad si艂臋, albo takowe igry zbytnie a gwa艂towne w膮t艂膮 cia艂o, a doktorowie lekarskich nauk powiadaj膮, 偶e takowa praca ma by膰 przed jad艂em, albo nie rych艂o po jadle; aby gdy cia艂o jest nape艂nione, jad艂o za tak膮 zbytni膮 prac臋 niestrawione* nie zepsowa艂o* si臋, kt贸re potem z艂e skutki i ci臋偶kie niemoce czyni. Ale jakom powiedzia艂, niech wszystkie igry b臋d膮 uczciwe, niech nie b臋d膮 wszeteczne, gamrackie, b艂aze艅skie a nie wstydliwe, ktemu* tez pachol臋ta uczy膰, jako si臋 przeciw drugiemu zachowa膰 maj膮, co winne rodzicom, co s膮siadom, co rzeczypospolitej; kt贸rym sposobem towarzystwo z lud藕mi i zgod臋 w ca艂o艣ci utrzyma膰, jako si臋 maja przeciw zacniejszym stawi膰, jako przeciw podlejszym, przeciw sobie r贸wnym, przeciw towarzyszom, przyjacio艂om, krewnym i powinowatym, przeciwko zwierzchno艣ci urz臋dowej, przeciwko panom, s艂ugom i nieprzyjacio艂om, tak w swoich w艂asnych. jako te偶 i pospolitych, albo wszystkich wsp贸lnych potrzebach" (str. 27, I c.).
Tak przemawia! s艂ynny polityk i m贸wca za panowania Zygmunta Augusta w 1551 roku, a do s艂贸w jego c贸偶 dzisiaj doda膰 mo偶emy? Nieco p贸藕niej, bo 1567 roku 贸w Rej z Nag艂owic, „co si臋 wstyda*, i偶 by艂 nieuczeny*" w „呕ywocie cz艂owieka poczciwego" pisa艂
co nast臋puje:
"A tak rodzice poczciwi, gdy im si臋 rodz膮 dziatki, maj膮 pilnie obacza膰*, je艣li nie z planet. tedy w偶dy z przyrodzenia ich ku czemuby* si臋 na potem sprawy ich i post臋pki ich poci膮ga膰 mia艂y. Bo snadnie koleryka* poznasz i po sier艣ci, bo si臋 urodzi czarno,
melancholik lisowato, flegmatyk blado, krewnik* z bia艂a rumiano. A tak偶e wnet i z przypadk贸w i z natury jeszcze obyczaj贸w dziecinnych, snadnie si臋 obaczy膰 mo偶e, ku czemu si臋 kt贸remu przyrodzenie 艣ci膮ga. Bo si臋 b臋dzie krewnik* wnet wszystko 艣mia艂 a igra艂, flegmatyk spa艂 a drzema艂, koleryk* si臋 gniewa艂, melancholik si臋 frasowa艂, a wszystko mu si臋 nie w czas b臋dzie zda艂o. A je艣li mu ktemu* dodasz pokarmu takiego膰*, tedy jedno z drugiem* pomieszawszy si臋, jeszcze b臋dzie wi臋ksz膮 moc w owem przyrodzeniu mia艂o. A tak panie matki, a zw艂aszcza kt贸re s膮 przyrodzenia dobrego, barzoby* dobrze, aby same
dziatki swe karmi艂y i wychowywa艂y. A je艣li 偶eby tak by膰 nie mog艂o, tedy i艣cie pilnie trzeba szuka膰 mamki nie kordiacznej*, nie melancholicznej, nie frasownej*, ale coby* by艂a przyrodzenia dobrego, obyczaj贸w uczciwych, kt贸re aby wnet okaza艂a, ku czemuby* si臋 przyrodzenie dzieci膮tka onego 艣ci膮ga艂o, je艣li ku gniewu, je艣li ku ospalstwu, je艣li ku zbytniemu p艂aczowi albo lamentowi, tedy go po trosze, nie gniewem, nie fukiem*, ale jakoby i graniem, a nadobnem* i 艂agodnem* upominaniem pohamowa膰, a po trosze go od onego przyrodzenia jego odwodzi膰 b臋dzie potrzeba, aby si臋 widy w nim potrosze* strawi艂y, ani przyrodzone przypadki jego. Bo mi臋kisz i wosk p贸ki mi臋kki, tedy si臋 rychlej piecz臋膰 przyjmie, ni藕li kiedy stwardnieje”.
Nikt powy偶ej wymienionym radom prawdy i s艂uszno艣ci nie odm贸wi. Praktyczny umys艂 Reja podaje bardzo logiczne wskaz贸wki co do 偶ywienia dzieci:
"Te偶 gdy si臋 ju偶 imie dzieci臋 je艣膰, trzeba mu i pokarm贸w rozeznawa膰 wed艂ug przyrodzenia jego, bo je艣li koleryk, nie daj偶e pokarm贸w gor膮cych, tak偶e i melancholikowi, boby艣 jeszcze barziej* podpali艂 onego gor膮cego przyrodzenia jego. Je艣li-偶e te偶 flegmatyk, nie daj偶e mu tej rzeczy z przyrodzenia zazi臋b艂ych*, boby艣 takie jeszcze wi臋cej poprawi艂 t臋po艣ci i gnu艣no艣ci jego, a nie pie艣膰 te偶 nazbyt przyrodzenia jego, nie 偶ufeczkami*, ani temi* wymy艣lonemi* pie艣cide艂ki*, bo i mdlejsze* b臋dzie, i 偶o艂膮dek czemu z m艂odu nawyknie, tego mu si臋 zaw偶dy b臋dzie chcia艂o. A potem gdy przyjdzie na grubsze potrawy, tedy z trudno艣ci膮 je b臋dzie przechowywa膰 mog艂o, i onemu* 偶o艂膮dkowi rozpieszczonemu zaw偶dy ka偶da rzecz wi臋cej zaszkodzi膰 b臋dzie mog艂a, ni偶 owemu s臋kowatemu, co przywyknie z m艂odu z艂emu i dobremu."
R贸wnie偶 trafne s膮 uwagi, dotycz膮ce ubior贸w dziewczynek i 膰wiczenia obyczaj贸w m艂odych:
"Nie wi臋偶y偶* mu nazbyt z m艂odu krzetliczk贸w (guziczk贸w), brzyzyczk贸w (hafty, wyszywanie kolorowe), pstrych sukienek, jako prosi臋ciu. bo jako si臋 tego z m艂odu nauczy, tak mu si臋 to w pami臋膰 wbije i tak mu si臋 tego na potem zaw偶dy b臋dzie chcia艂o,
a zt膮d* mu i swawola na potem, i wszetecze艅stwo snadnie ro艣膰 b臋dzie mog艂o, a wszak mu to i na potem nie zginie, gdy ju偶 ku lepszemu obaczeniu przychodzi膰 b臋dzie. Potem gdy ju偶 b臋dzie podrasta膰, nie trzeba go tez nazbyt w grozie chowa膰, bo ona m艂odo艣膰
jego, gdy偶 jeszcze s艂abe we m艂odem* ciele by膰 musza, tedy zbytni膮 groz膮 i frasunkiem snadnie mo偶e by膰 zgwa艂cona, i偶 potem zaw偶dy straszliwa, t臋pa, a g艂upia by膰 musi. Ale bez zbytniej grozy i bez frasunku nadobnem* napominaniem przed si臋 mu potrosze* trzeba ujmowa膰 obrok贸w, aby nie ros艂o jak wierzba, kt贸r膮 jako nachyli tak偶e te偶 ro艣膰 b臋dzie."
Wielkiego pedagogicznego znaczenia s膮 rady, dotycz膮ce unikania z艂ego towarzystwa, systemu pocz膮tkowego nauczania, kt贸ryby "bawi膮c uczy艂," a tak偶e wyb贸r nauc偶yciela cnotliwego, statecznego, trze藕wego preceptora, aby nauki s艂uszne i obyczajnie poczciwe m贸g艂 ucze艅 z niego bra膰 i obacza膰*.
„Nie daj偶e si臋 z nim (zaleca Rej) z m艂odu 艂ama膰 twardemi* a wichrowatemi* naukami, bo膰 mu snadnie w m艂odej g艂owie wszystko pomieszaj膮, ale co najlepiej uczy膰 go czyta膰 a pisa膰, a po trosze s艂owa na "polski j臋zyk" wyk艂ada膰, coby* mu ku cnotom i poczciwym obyczajom ono m艂ode przyrodzenie przywodzi艂o. Bo膰 wierze gramatyka z logika, nie wiem, aby si臋 i staremu czasem nie uprzykrzy艂a".
„Niech偶e go (dzieci膮tka) z m艂odu nie bawi膮 owemi gramatykami, logikami, arytmetykami, bo膰 to i na stare przytrudniejszem*, albo owemi zawik艂anemi* poeckiemi* fabu艂ami. Bo a co mu po tern, jako Circes ludziom g艂owy odmienia艂a, albo jako Ulises p艂ywa艂, albo co Helenka broi艂a, albo co Penelope czyni艂a, on to potem powoli, gdy ju偶 czego innego poduczy, nie wadzi sobie dla krotochwile czyta膰. Ale niech czyta historye* onych zacnych ludzi, jako si臋 onemi* dziwnemi* razami sprawowali, jako niczego innego nie patrzali*, jedno s艂owo cnoty i poczciwo艣ci, jakie by艂y dziwne sprawy i 偶ywoty ich, ani si臋 ku czemu innemu nigdy nie 艣ci膮ga艂y, jedno ku cnocie, a ku s艂awie wiecznej swojej. A nie czyni膰 gwa艂tu zbytniego w przyrodzeniu, bo wi臋c wydarzy drugie, i偶 si臋 tak膮 zaczt膮* albo zamy艣l膮, 偶e i od pami臋ci odchodz膮, a omdlewaj膮, co to napotem* owej m艂odej fantazyi* wiele zaszkodzi膰 mo偶e".
A dalej w rozdziale. "jakiego 膰wiczenia maj膮 偶yczy膰 poczciwi rodzice dziatkom swoim." m贸wi:
„Potem gdy ju偶 te偶 ona m艂odo艣膰 podrasta膰 b臋dzie nie wadzi mu te偶 poczed艂szy* sobie czego potrzeba, nauczy膰 si臋 i konika osi臋艣膰* i jako sobie na nim poigra膰, a jakoby te偶 czasu potrzeby obr贸ci膰. A je艣liby m贸g艂 i drzeweczka* znie艣膰, tedy i to nie wadzi z niem* sobie poigra膰, r臋k臋 uwa偶a膰 do pier艣cionka albo do czapeczki pomierzy膰. a poducza膰 si臋 z m艂odu, coby* si臋 napotem* przygodzi艂o. To偶 mu nie wadzi czasem z poczciwem* a nie opi艂em towarzystwem posiedzie膰, pom贸wi膰, po偶artowa膰, bo zt膮d* i 膰wiczenie i zachowanie na potem i znajomo艣膰 ro艣nie. Nie wadzi mu te偶 potem si臋 i poszyrmowa膰* i poskaka膰 i na lute艅ce pogra膰, wszystko to s膮 poczciwe zabawki. A za艣by lepiej le偶a艂 jako wieprz w bar艂ogu, a marnie czas traci艂, co jest drogi klejnot, a kt贸ry ju偶 up艂ynie, ju偶 si臋 nigdy nazad wr贸ci膰 nie mo偶e, a nic nie mo偶e by膰 szkodliwego m艂odemu cz艂owiekowi,
jako nikczemne pr贸偶nowanie. Bo to widamy* i w koniach i w innych zwierz臋tach. i偶 im je najcz臋艣ciej wyprawuj膮*, tem* te偶 najosobniejsze bywaj膮. A kiedy b臋dzie sta艂 jako w贸艂, tedy te偶 z niego jako w贸艂 b臋dzie. Owo i ogie艅 im mu najcz臋艣ciej suchych drew dok艂adaj膮, tem* zaw偶dy najja艣niejszy bywa. Albowiem a czem* si臋 innem* m艂ody cz艂owiek napr臋dzej* ozdobi膰 ma, jedno nadobn膮 spraw膮 oko艂o siebie, kt贸ra nisk膮d* in膮d* przypa艣膰 nie mo偶e. jako z porz膮dnego 膰wiczenia. A do tego ju偶 i inne cnoty snadnie przypa艣膰 b臋d膮 mog艂y kt贸re ka偶dy stan na wszem nadobnie ozdobi膰 i oszlachci膰* mog膮.
„A wszako偶 i w czytaniu, i w ka偶dej sprawie szkoda przyrodzeniu gwa艂tu czyni膰, a w ka偶dej rzeczy dobrze jest roztropnego pomiaru u偶ywa膰. Bo i haftowanie i ka偶da subtelna robota zaw偶dy pi臋kniejsza bywa, kt贸ra powoli a z rozmys艂em bywa robiona. I deszcz pomierny* tedy zaw偶dy pi臋kniej zio艂a o偶ywia, i zazieleniewa*, ni藕li 贸w gwa艂towny, bo gwa艂towny albo pot艂ucze, albo z b艂otem pomiesza. A cokolwiek gwa艂townie do przyrodzenia przypadnie, i wzrok do oczu, i s艂uch do uszu, nie mo偶e tak s艂usznego rozs膮dku da膰, jak gdy to powoli i zobaczono, i rozwa偶ono b臋dzie. Bo i m臋drcy tak o tem* pisz膮, i偶 ka偶da rzecz gwa艂towna nie mo偶e by膰 jedno szkodliwa".
„Sprawy m艂odego cz艂owieka poznasz z postawy - pisze dalej - bo wnet t臋pego a boja藕liwego ujrzysz, gdy co chce powa偶nego m贸wi膰, ali艣ci on pi臋t膮 wiezie. palce skubie, brod臋 muszcze*, postawki* stroi, rzekomo szepleni, umizga si臋 jak czapla w kobieli*, a ka偶de s艂贸wko na troje przek膮si. Ale gdzie umys艂 stateczny, poczciwym umys艂em ozdobiony, a i偶 si臋 na si臋 nic wszetecznego nie czuje, czegoby* si臋 powstyda膰* mia艂, tedy ju偶 i wzrok, i s艂owa, i postawa, jako u or艂a, co wszystko w s艂o艅ce patrzy, jako u onego hetmana, kt贸ry rycerstwu swemu i spraw臋, i postaw臋 swoj膮 dobrej my艣li dodawa*, tak偶e te偶
ten onym*, co go s艂ucha膰 maj膮".
Radzi Rej, aby m艂odzieniec wieku 艣redniego bra艂 偶onk臋 poczciw膮, a w boja藕ni bo偶ej wy膰wiczon膮. Nie o r臋kaw tu bowiem chodzi, ale o ca艂膮 sukni臋. Ludzie 藕le robi膮. Jeden sobie szuka 偶ony z wielkich stan贸w, nadziewaj膮c si臋 z tego powagi i tytu艂贸w, i rozmno偶enia jakiego domowi swemu dosta膰. Drugi zasi臋* nie dba ni 贸cz, jedno mu si臋 co z mi艂o艣ci a dobrej my艣li podoba bez wszelakiego rozmys艂u, to ju偶 wida膰 jako kara za rogi. Drugi zasi臋* nie dba ani o mi艂o艣膰, ani o powag臋, ani o urod臋, ani si臋 rodnym obyczajom przypatruj膮c, "kilaby*" mia艂a ze dwie wsi, a w trzeciej po艂owic臋, by te偶 by艂a i garbata, i 偶膮dna, i g艂upia, tedy jednak i dziewki, gdy kto dawa* za m膮偶, tedy jednak b臋d膮 powiada膰, i偶 si臋 barzo* dobrze o偶eni艂. Tak偶e te偶 i dziewki, gdy kto dawa* za m膮偶, te偶 si臋 rzadko rozmy艣la na obyczaje, na wychowanie, kiloby mia艂a p贸艂czwarty* wsi, tedy wnet powiadaj膮, i偶 barzo dobrze sz艂a, bo si臋 jeszcze po macierzy we dwu wsiach dostanie.
Ano dobrze, powie, i偶 sz艂a po macierzy, bo po roku nadalej*, ali膰* nasz pan buja po miasteczkach, a pani te偶 do pani matki na mi臋sopusty. A tak zda mi si臋, i偶 ci wszyscy nie prawie do celu dobiegli, co si臋 tak o偶eniaj膮".
Praktyczny umys艂 Reja trafnie ocenia z艂e, z niedobranego ma艂偶e艅stwa p艂yn膮ce. Wrodzony ma dowcip okrasza m膮dre uwagi, drwi i ch艂oszcze tych g艂upc贸w i sobk贸w, co w za艣lubinach widz膮 interes, lub godzenie chwilowej fantazyi*, lub zachcenie:
„Z 偶ona bogat膮 ju偶 czerwony rz膮d by膰 musi, wo藕niki*, a nied藕wiedzie do kolan, a kobierzec z kolebki wywieszaj z obu stron, a ga艂ki 偶eby si臋 ze wszech stron b艂yszcza艂y. Ju偶 艣ciany obi膰 musi, ju偶 z p贸艂miski kapusta. Przyjedzie go艣膰, ju偶 go w wi臋kszej ceremonii chowa膰 musi, ba juz musi by膰 wino, i z bo偶膮 m臋k膮 malowana szklanica, i kasza ry偶owa na wieczerz臋, bo si臋 ju偶 j臋czmie艅 dla pani nie godzi. Przyjedzie zasi臋* szwagier w kilkadziesi膮t koni, to ju偶 na sze艣膰 mis zar臋buj*, ju偶 wszystkim r贸wno nalewaj, bo ka偶dy b臋dzie z lisim ko艂nierzem, trudno b臋dzie pozna膰 kie pan.
Przeto r贸wnemu z r贸wnym o偶enieniem najlepiej, a ma艂偶e艅stwo zgodne wdzi臋czne jest; w domu, ogrodzie, sadzie, polu, do艣膰 zaj臋cia znajd膮, cho膰 gdy owi jeszcze przyrodzeni blazenkowie*, a owe dziateczki wdzi臋czne przypadn膮, gdy jako ptasz臋ta oko艂o
sto艂u biegaj膮c 艣wierkoc膮*, a kolo nich kugluj膮, jaka to jest rozkosz, a jaka pociecha. W zgodnem* ma艂o偶e艅stwie* nauka b臋dzie jako latoro艣l winna, podaj膮ca wdzi臋cznie grona, dziatki jako oliwne ga艂膮zki okole* sto艂u rodzinnego.
A sam m艂odzian w sta艂o艣ci swej stanie jako drzewo cedrowe, nad pi臋knym zdrojem mocno stoj膮ce, kt贸re 偶adnym wichrem poruszone by膰 nie mo偶e".
Prosty i poetycki obraz cichego domowego szcz臋艣cia, odmalowa艂 贸w prosty szlachcic - Polak:
„Co nigdzie nie je偶d偶aj膮c, tak si臋 pas艂 na dziedzi艅cu, jako lecie zaj膮c".
Z granice polskiej mil臋 nigdziem* nie wyjecha艂,
Lecz co widzie膰 przystoi, przeciem* nie zaniecha艂,
A czem* by艂 nieuczony, przed siem* jednak czyta艂,
A czegom* nie rozumia艂, inszychem* si臋 pyta艂.
Rej wedle s艂贸w Mickiewicza w 34 - ej lekcyi* kursu jego literatury, rozwija nam przed oczyma ca艂y obraz 偶ycia w Polsce.
Co pozosta艂o tutaj s艂owia艅skiego, to daje si臋 widzie膰 w zakresie rodziny, w obyczajach, na艂ogach, w cnotach dawnych, pomi臋dzy kt贸remi* celuje s艂owia艅ska go艣cinno艣膰. Co w艂a艣ciwie jest polskie, to wyst臋puje na jaw w sprawach publicznych, w stosunkach obywatela z krajem; co nakoniec* mo偶na nazwa膰 powszechnem*, europejskiem*, tego wizerunek mamy w wyobra偶eniach religijnych i socyalnych*. Polacy w owym czasie wyg贸rowali ju偶 daleko nad S艂owian. Tamci bowiem wy艣piewuj膮 swoje uczucia, ci za膰* my艣l膮 i rozprawiaj膮 i poj臋cia w艂asne stosuj膮 do polityki i spraw potocznych (Miko艂aj Rej z Nag艂owic i jego pisma. Turowski).
Pierwsz膮 obszerniejsz膮 pedagogiczn膮 prac膮 polsk膮 s膮 ksi膮偶ki o wychowaniu dzieci - Erazma Glicznera (Skrzetuskiego) drukowane w roku 1558 r. u Mateusza Liebenejchera w Krakowie. Jeden tylko egzemplarz tego dzie艂a posiada biblioteka zak艂adu Ossoli艅skich we Lwowie. Zt膮d* autor ma艂o by艂 znanym; Linde wspomina o nim lakonicznie, cho膰 dzie艂a jego u偶ywa艂 do uk艂adania "S艂ownika Polskiego," p贸藕niej robi wzmianki B臋tkowski - a stre艣ci艂 pokr贸tce w 1842 roku W. A. Maciejowski na dziesi臋ciu kartkach
w 4 tomie swej "Polski pod wzgl臋dem obyczaj贸w i zwyczaj贸w". Ust臋powi temu dal tytu艂 - "Jak Polak XVI wieku syna swojego prowadzi艂 od urodzenia a偶 do o偶enienia." - W roku 1876 ksi膮zka drukowana by艂a w Krakowie, z przedmowa dra W艂adys艂awa Wis艂ockiego, nak艂adem ksi臋garni D. E. Friedleina. J膮 w艂a艣nie mamy pod r臋k膮. Pomijaj膮c dwa pierwsze rozdzia艂y, nic z pedagogik膮 zwi膮zku nie maj膮ce, w rozdziale 3 - im zatytu艂owanym: „Co lepiej jest: je艣li matka swemi* wlasnemi* piersiami dzieci臋 karmi膰 ma, czyli jemu chowa膰 mamk臋?" znajdujemy odpowiedz, 偶e szanuj膮c prawo przyrodzenia, tak ludziom,
jak i zwierz臋tom wsp贸lne, matka: w艂asn膮 piersi膮 dzieci臋 karmi膰 winna. Mamka najemnica matki nie zast膮pi, jak pastuch przy trzodzie nie zast膮pi gospodarza, gdy na trzod臋 wilc* napadn膮.
Dlaczego si臋 cz臋sto synowie od rodzic贸w w 偶yciu i obyczajach odradzaj膮? Mojem zdaniem, to przyczyna ma by膰: i偶 dzieci臋, gdy z cudzego, a nie z matki w艂asnej pokarmu u偶ywa, spo艂em te偶 bierze w si臋 zwyczaj 偶ywota a obyczaj贸w. Tak jako mamka nierz膮dnego przyrodzenia jest, dzieci臋 gdy jej piersi u偶ywa, wed艂ug natury jej zepsowanej*, spo艂em i z mlekiem napije si臋 zaraz i z艂o艣ci. Albowiem jako doktorowie pisz膮, mleko ma w sobie dobre i z艂e po艂o偶enie natury, a za niem* si臋 natura postanawia i ustawa. Co rzecz jest do艣wiadczona, nietylko* z ludzi, ale i z byd艂a, gdzie gdy jagni臋 do kozy przypuszcz膮 jak twierdzi Aulus Gellius lib. XII cap. I), albo ono koziem* mlekiem odchowywa膰, we艂na na jagni臋ciu sko藕leje*, albo cuchn膮膰 a twardnie膰 b臋dzie; za艣 gdy ko藕le do owcy przysadz膮, uro艣nie na niem* mi臋kka albo sierchl*". Gdy matka nie z b艂ahych powod贸w, i nie z 偶膮dzy, o kt贸rej m贸wi 艢wi臋ty Augustyn, zakazuj膮cy obcowa膰 偶onie z m臋偶em, gdy dzieci臋 karmi - gdyby dla jakiej niemocy, karmi膰 sama nie mog艂a, niech we藕mie mamk臋, coby* 偶ywota dobrego by艂a i rozumu niepod艂ego. Albowiem jako nale偶y, aby dzieci臋 dobrze powijano, dla po艂o偶enia cia艂a wszystkiego, rak i n贸g - tak te偶 i mamka stara膰 si臋 b臋dzie, aby jakim z艂ym obyczajem a przymiotem dzieci臋cia nie zepsowa艂a*, bo to si臋 艂atwo dzieci臋cia chwyta. Si艂a jest takich mamek, co s膮 nierozs膮dne i opi艂e*, wiec strzedz* si臋 ich wyboru nale偶y.
Przestrzega dalej, aby rodzice s艂owem, ani czynem z艂ego przyk艂adu dziecku nie dawali. Dzieci臋, gdy prawie z ojca a matki wisi, to co na ojcu i na matce ujrzy, tego si臋 te偶 b臋dzie napiera艂o, i w ten spos贸b sposobi艂o, jako pospolicie m贸wi膮: Jaki pan taki kram, jaki ojciec taki syn, niedaleko zawsze od jab艂oni pada jab艂ko. Dzieci臋 jest jako ma艂pa, to co ujrzy, to te偶 uczyni膰 chce.
Dziecko powinno by膰 nazwyczajone* do 偶ycia prostego, niema* by膰 samowolne, lecz pos艂uszne. Wielkie kochanie a pieszczenie psuja dziecko, i zabijaj膮 w niem* samodzielno艣膰, hart, zmys艂 zdrowy. Dzieci pieszczone wyrastaj膮 na kapry艣nik贸w i niedo艂臋g贸w, na egoist贸w, z kt贸rych krajowi nic nie przyb臋dzie, jedno szkoda. W ubraniu radzi skromno艣膰, pot臋pia jedwabie i 艣wiecid艂a, pot臋pia zbytek wielki, i 偶ycie i ubi贸r nad stan. „Dlaczego, pyta si臋 rodzica, kt贸rzy maj膮c n臋dz臋 do siebie, i oko艂o kt贸rych jako m贸wi膮
wielki defekt, albo fara chudnieje*, syny* swoje zapo偶yczaj膮c si臋, bry偶uj膮* a ubieraj膮 wielce, a sromotnie b艂膮dz膮. Co bywa w mie艣ciech* pospolicie - ba i u ziemia艅stwa te偶: iz jako skoro dzieci臋 na 艣wiat wynijdzie*, wnet mu krzy偶yki, wnet z艂ote na szyj臋, wnet mu szubeczki adamaszkowe i koszulki, jakoby jakiemu Jezuskowi, pisane a zapstrzone*;
uczyni膮 go z m艂odu dzi臋cio艂em, a potem albo wronie, albo krukowi b臋dzie smacznym, gdy kruk, jako niekt贸rzy ptasznicy powiadaj膮, bardzo na dzi臋cio艂y wa偶y. Ten zwyczaj u dobrego ziemia艅stwa nie istnieje u nas. Ojciec, sprawiwszy synowi sarawary* a karwatk臋*, odzienie tak zim膮 jak latem nie ci臋偶kie, po艣le go do ludzi i b臋dzie s艂u偶y艂, podczas na piec, podczas na stajnie, gdzie rozkazowa膰* a ochmistrzowa膰 mu zlec膮, z kt贸rego przed si臋 uro艣cie* cz艂owiek i bieg艂y i 膰wiczony. Godzi si臋, aby ten obyczaj zawsze panowie szlachta mieli, aby dzieci w skromno艣ci chowa膰, a do zbytku wszelkiego nie nazwyczaja膰*. Kara膰 dzieci nie ka偶e Gliczner surowo, owszem bez gniewu, s艂owem karci膰, a czasem i ch艂ost膮, lecz w domu, bez obecno艣ci os贸b obcych, bo dziecko traci wstyd, a czasem gdy ambitne, cos z艂ego sobie zrobi膰 mo偶e. "Bo膰 i B贸g je艣li karze, czyni to wi臋cej z mi艂o艣ci a z 艂aski, nie i偶by zatraci艂, ale aby nawr贸ci艂; tak te偶 i rodzice sprawowa膰 si臋 maj膮, niech dzieci karz膮, gdy na to zas艂u偶膮, nie a偶eby je zabili albo jedli, ale aby z nich co dobrego mog艂o uro艣膰* ku czci i ku chwale panu Bogu, tak rzeczy pospolitej chrze艣cia艅skiej*, tudzie偶 przyjacielowi ku pociesze. Rozdzia艂 traktuj膮cy o tem*, czy syna do szko艂y da膰, czy do rzemios艂a, jest prawie ca艂kowicie wzi臋ty z Lorichiusa, kt贸rym to autorem, prawd臋 m贸wi膮c, wielce si臋 Gliczner pos艂uguje. Rzemios艂o jest rzecz膮 po偶yteczn膮, daje chleb, i spos贸b utrzymania, i zaradczo艣膰 w 偶yciu.
Nauka daje skarb, kt贸rego ogie艅 nie spali, ani woda nie zabierze, nauka czyni cz艂owieka nie艣miertelnym - trwa wiecznie. Bogactwo, kunszt i rzemios艂o ze 艣mierci膮 cz艂owieka gin膮 - „nauka zasi臋* i po 艣mierci trwa, i tego cz艂owieka, kt贸ryby si臋 ni膮 ogrodzi艂, nie dopuszcza jakoby umiera膰". Trzeba dziecko pierwej odda膰 na nauk臋, a p贸藕niej miedzy ludzi u dworu s艂u偶y膰 posy艂a膰. Nauk臋 „zaczyna膰 od lat siedmiu, uczy膰 niewiele, zacz膮膰 od abecad艂a, potem sylabizowania, potem czytania po 艂acinie i po polsku razem - jak zwykle czyni膮 bakalarze, pisz膮c wokabu艂y* dwie s艂owie po 艂acinie, a dwie po polsku.
Kt贸ry spos贸b uczenia dla noworos艂ych* dziatek niebarzo* z艂y jest, albowiem tak dzieci臋 wyk艂ada膰, i rozumie膰 si臋 s艂贸w nauczy, niejako te偶 rzeczy 艂aci艅skiej sobie nab臋dzie, na艂o偶y i jakoby naspisuje*. Potem za艣 wierszyki daje im ca艂e: Ama Deum super omnia, Homo sine literis speculum impolitum, te wierszyki exponuj膮* im na polskie; naostatek* gdy si臋 naucza dobrze czyta膰, dobr膮 a zupe艂n膮 艂acin膮, w kt贸rej b臋dzie wiersz dwana艣cie, dwadzie艣cia, pisz膮, a tak, a偶 dzieci臋 samo z tych ma艂ych rzeczy we藕mie rozum, i b臋dzie przez si臋 wiedzia艂o, czego si臋 uczy膰 mia艂o. Ta nauka ma艂ych dziatek nie jest
ci ci臋偶ka, jakoby kto sobie rozumie膰 chcia艂, i owszem, bardzo lekka, ma艂a a ch臋doga, a co wi臋cej porz膮dna.
Pami臋ta膰 rodzice maj膮, i偶 jako dzieci臋 zaraz powijaj膮, aby krzywo albo poprzecznie nie ros艂o, tak te偶 ono prawie, gdy jeszcze b臋dzie w pieluchach, uczy膰 maj膮 tego, coby* nale偶a艂o ku nauce, nie tego, coby*, ku rozkoszom a 艣wiatu, co wiec zwykli czyni膰
posp贸lnie ojcowie, kt贸rzy maluchne swe dziatki 膰wicz膮 na taniec, i sposobi膮 je k艂ania膰 si臋, i ucz膮 s艂贸w niebardzo* przystojnych m贸wi膰; a coby* lepszego by艂o, w tem* ani zami臋szkiwaj膮*, w czem* zaiste niepoma艂u* b艂膮dz膮, gdy nies艂usznie w tem* post臋puj膮. Dzieci, jak m贸wi Lotychidos, tego uczy膰 si臋 maj膮, coby* je, gdy ju偶 m臋偶ami b臋d膮, wspomog艂o.
Ot贸偶 i nauki s膮 potrzebne ku tej rzeczy, rodzice nie uk艂on贸w zbytnich i skok贸w, nie dworskiego 艣piewania maj膮 uczy膰 syn贸w swoich, ale nauki, gdy ta doros艂ego wielce miedzy lud藕mi szlachcica zaleca, tudzie偶 te偶 wielk膮 pomoc, podpor臋, na 艣wiecie przez wszystek czas 偶ywota dostarcza.
Trzeba wiec, aby rodzice syny* swe prawie jeszcze w pieluchach czego dobrego uczyli".
Gliczner radzi zaczyna膰 nauk臋 bardzo wcze艣nie, nie czeka膰 nawet si贸dmego roku, ale od lat trzech, gdy dziecko od nianiek odchodzi, ju偶 powoli kszta艂ci膰 je nale偶y, bo mamki ucz膮, od male艅ko艣ci obyczaju, wiec kiedy, obyczaju si臋 dziecko uczy, czemu偶by* razem i czego innego nauczy膰 si臋 bez szkody dla zdrowia nie mog艂o. Lepiej uczy膰 wcze艣nie niz p贸藕no, bo i tornek* za m艂odu si臋 ostrzy, a dzieci臋 jest jako mi臋kki wosk, na kt贸rym si臋 ka偶da piecz臋膰 wyra藕nie odciska. Radzi, aby dziecko oddawa膰 wcze艣nie do szko艂y, bo tam mi臋dzy towarzyszami jest emulacya*, i 艂atwiej i weselej ch艂opcu ni偶 samemu w domu z bakalarzem, cho膰by i towarzysza drugiego do nauki mia艂. Radzi dzieci, jako Rzymianie, bra膰 z sob膮, gdzie si臋 roztrz膮saj膮 sprawy publiczne, aby za m艂odu my艣le膰 i radzi膰 o kraju uczy艂y si臋.
Ch艂opiec, chowany w domu, b臋dzie w k膮cie przylega膰, chroni膰 si臋 od ludzi czystych i uczciwych b臋dzie, i wi臋cej ogl膮da膰 na piec, ni偶 na ludzi. Owo taki ka偶dy, kt贸ry si臋 doma* z swym pedagogiem schowa, a w jakiej Akademiej*, k臋dy czy艣ci a zacni ludzie i studenci mieszkaj膮" nie przeb臋dzie, podobien* jest 偶贸艂wiowi b艂otnej jednej bestyi*, kt贸ra
ledwie kiedy na s艂o艅ce wychodzi, jedno wszystko w skorupie si臋 swej chowa, a wynidzieli, wtedy z trzaskiem, gdy kogo zoczy, do skorupy si臋 zamyka.
„Dom ma by膰 od gospodarstwa, a szko艂a od rozumu i m膮dro艣ci. Niechaj si臋 ociec nie b艂a藕ni, doma* syna nie dawa* uczy膰, a szle* do szko艂y albo kolegium, bo膰 inaczej 偶adnego po偶ytku ani on sam, ani syn nie poznaj膮".
Pedagogowie (m贸wi Gliczner), kt贸rym zleca jakie dzieci臋 na wyuczenie, niecha* najpierw pilnuj膮, aby „albo nauczonymi byli, abo* 偶adnej nauki osobie nie dzier偶eli*". Najdzie takowych dosy膰, „kt贸rzy nic nie umiawszy*", sadza si臋 na „wielkie rzeczy, b臋d膮c
prostymi 偶akami", „kokosz膮 si臋, by kokosz sama nad swemi* jajcy*, z kt贸rych si臋 tylko kurcz臋ta, a nie or艂owie wyl臋gaj膮". „Nic nie umiej膮, a w偶dy chc膮 aby o nich co trzymano, 偶eby mieli umie膰". Niech si臋 przeto ociec dobrze naprz贸d wywie, komu syna odda膰 ma, bo o zdrowie duszne i cielesne, stara膰 si臋 ma jemu".
M贸wi膮c o tem*, jak d艂ugo ojciec syna uczy膰 ma, i na nauce trzyma膰 radzi Gliczner, aby si臋 uczy艂 dop贸ty, dop贸ki si臋 czego gruntownie nie nauczy. Na to terminu okre艣li膰 nie mo偶na. Za艣 uczenie powierzchownie prowadzi czy w rzemio艣le, czy sztuce, czy
nauce do partactwa, a kr贸tkie uczenie nic warte.
Pilnowa膰 przeto ociec ma, aby dzieci臋 pot膮d przy nauc偶ycielu bawi艂o, pok膮d w sobie mo偶e mie膰 godno艣膰, bo kto si臋 wda艂 w nauki, a godno艣ci z nich nie pozyska艂, ten uczyni艂 „偶e ciel臋ciem wyjechawszy, wo艂em za艣 do domu powr贸ci艂... Uczy膰 si臋 trzeba
cale 偶ycie - p贸ki jest 偶ywym.
M膮dry cz艂owiek, bieg艂y nauczyciel w poszanowaniu winien by膰, to nie to co psy i konie, w kt贸rych si臋 wielu wi臋cej ni偶 w towarzystwie i rozmowie uczonych kocha. Jeden z takich utrzymywa艂 „wol臋 by膰 z bia艂og艂owami ni偶 filozofami". Na co mu uczony Pitagoras odpowiedzia艂: „Te偶 swynie* wol膮 w b艂ocie si臋 przeciera膰 ni偶 w czystej wodzie! Nauczyciele s膮 ojcami nie cia艂a lecz rozumu, a przeto po rodzicach najpierwsi. Gdy tedy w tej mierze a celu nauczyciele s膮, rodzicy* niech wiedza, 偶e potrzeba, aby si臋 k'nim* cnotliwie mieli, onym* si臋 dobrze zachowali, na nie 艂askawi byli, dziatki swe ktemu* wiedli,
aby te偶 w t臋偶 posz艂y; nauczycielom swym, tak jako sami czyni膮 tym obyczajem te偶 ony* na艣ladowa膰 maj膮.
Co do zawierania ma艂偶e艅stw, bia艂og艂owy godzi si臋 da膰 zam膮偶* w osimna艣cie* lat, a m臋szczyzn臋* o偶eni膰 oko艂o trzydziestu sze艣ciu, s艂uszna jest. Tak utrzymuje Gliczner, id膮c za zdaniem Arystotelesa. Ma艂偶e艅stwo daje wiele obowi膮zk贸w do spe艂nienia i wiele pracy. Trzeba m膮drego i statecznego cz艂owieka, aby za艣 dobr膮 偶on臋 uszanowa艂. Na to potrzebny rozum. Owa! do 偶ony bardzo m膮drego potrzeba? Je艣li jednak m艂odzian bardzo pa艂a i wre ku bia艂og艂owom, mo偶e si臋 偶eni膰 w 18 - ym czy dwudziestym roku, aby duszy nierz膮dem nie zatr膮ci艂.
Takiemu o偶enek b臋dzie pokut膮, wielu nie b臋dzie patrzy艂, a jednej, kt贸rej si臋 odda.
Jaka偶 tedy 偶on臋 ma ojciec synowi zrai膰? R贸wn膮 sobie, aby nier贸wnej nie nabywa艂. Do mo偶niejszej 偶ony jako niewolnik si臋 idzie. Ludzie m贸wi膮: Gdyby poj膮艂 cnotliw膮, g艂adk膮 a bogat膮, m贸g艂by na tem* przesta膰, a innej nie szuka膰. 呕ona winna by膰 pobo偶na - mi艂owa膰 ma wstyd a czysto艣膰. 呕ona pilnuje m臋偶a s艂awy, kt贸ra jest ojczezn膮* drug膮. Bra膰 przeto trzeba cnotliwe a nie 艂otrynie*. A przeto lepiej ci snad藕 uboga mie膰, z kt贸raby statecznie mieszka膰, ni偶 bogat膮, kt贸raby g艂ow臋 gryz艂a. Niech przeto ka偶dy bierze 偶one r贸wn膮 sobie. Na zako艅czenie poleca Gliczner rodzicom pami臋膰 o dzieciach cho膰by po偶enionych ca艂e 偶ycie i ko艅czy tak: Innej zostawuj臋* serzej* o wychowaniu dziatek pisa膰, dosy膰 mi jest na tem*, i偶em* drog臋 do tego pokaza艂.
r. 1564 Marcin Kwiatkowski.
* * *
Do literatury wychowawczej z drugiej polowy XVI wieku, zaliczy膰 trzeba Ksi膮偶eczki rozkoszne o poczciwem wychowaniu dziatek. Nie jest to utw贸r oryginalny - lecz tl贸maczenie* z 艂aci艅skiego dzie艂ka w艂oskiego, pedagoga Vergeriusza (Pietro Paolo Vergerio) po tytulem: De ingennis moribus acliberalibus studiis. By艂 on filozofem, prawnikiem i pedagogiem. W 1393 roku powo艂any zosta艂 na nauc偶yciela do dzieci przez Franciszka Carrar臋 do Padwy. W tej epoce napisa艂 powy偶sze dzie艂ko w formie listu do ucznia swego Ubertyna Carrary. Umar艂 r. 1428. Utw贸r ten cieszy艂 si臋 wielk膮 popularno艣ci膮 i czytywany by艂 w swoim czasie w szko艂ach, jako dzie艂o klasyczne. By艂 wiele razy drukowany w Brescii, 1485 w Wenecyi* 1499. -Biblioteka K贸rnicka naby艂a 艣wie偶o wydane Medyolanskie* z r. 1493.
T艂贸maczenia* tego dzie艂ka dokona艂 Marcin Kwiatkowski w 1564.
Marcin Kwiatkowski, jako nauc偶yciel m艂odego ksi臋cia pruskiego, przet艂贸maczy艂* to dzie艂ko z tytu艂u jego uznanej warto艣ci. Przek艂ad dobry, j臋zyk poprawny, tok mowy r贸wny i jasny. Ust臋puje on Modrzewskiemu i Rejowi, ale dobry; mo偶e t艂贸macza* krepowa艂o to, 偶e t艂贸maczy艂*, i musia艂 nagina膰 j臋zyk do 艂aci艅skich zwrot贸w. Taki s膮d wydaje dr Zygmunt
Celichowski. Gdzie si臋 Kwiatkowski kszta艂ci艂 w kraju - niewiadomo, lecz sam m贸wi na str. 49 w przedmowie swego dzie艂a, 偶e ucz臋szcza艂 na uniwersytet w Lipsku, i s艂ucha艂 tam偶e wyk艂ad贸w s艂awnego Joachima Cemerariusa - w przypisku umieszczonym, 偶e „ad reales godnym jest Joachim Camerarius, m贸j praeceptor* w Lipsku”.
W przytoczonej pracy O poczciwem wychowaniu znajdujemy rady: l) aby dzieci poczciwemi* imionami zwa膰 2)aby je w wybornych a zacnych miastach postanawia膰, albowiem mo偶no艣膰 i zacna s艂awa ojczyzny wiele pomaga, ku bogactwu, s艂awie i po 3)
izby w dobrych naukach dziatki wy膰wicza膰*.
Zaleca dzieciom: pilno艣膰, pos艂usze艅stwo i ambicye*, aby si臋 kary ba艂y, napomnie艅 s艂ucha艂y, a do nauki zwraca艂y z weselem i ochot膮. Dobrze si臋 tedy z niemi* dzieje, je艣li z艂ajani sromaj膮* si臋, albo skarani stawaj膮* si臋 lepszymi i swoje preceptory, albo przyka藕yciele* mi艂uj膮, bowiem st膮d pokazanie nie jakie jest, i偶 ani 膰wiczenia nie wzgardzaj膮*. Poniewa偶 umys艂 ze swem* cia艂em, maja nieco z sob膮 podobnego, nie mniejsza o dobroci owych nadziej膮 by膰 ma, kt贸rzy s膮 z przyrodzenia 艂agodni i 艂atwi ku ub艂aganiu. A co si臋 cielesnego po艂o偶enia dotycze*, ludzie (wedle Arystotelesa), kt贸rzy s膮 cia艂a subtelnego, sposobni w dobrym umy艣le s膮.
Albowiem zaprawd臋 w m艂odo艣ci, niekt贸rych przyrodzenie znaki przysz艂ej dobroci, jako kwiateczki pokazuje. Sokrates radzi, aby m艂odzie艅czykowie* w zwierciadle si臋 przegl膮dali i patrzeli czy ich z艂e post臋pki i zachowanie si臋 nie oszpec膮. Ci za艣 co szpetni s膮, niech si臋 staraj膮 zosta膰 pi臋knymi przez cnot臋. Nale偶y przypatrywa膰 si臋 i na艣ladowa膰 przyk艂ad ludzi zacnych. Ku przyk艂adowi tedy cnoty i obyczaj贸w i ku wszelakiej nauce, jako 偶ywy g艂os tak偶e te偶 偶ywego cz艂owieka obyczaje wi臋cej pomagaj膮. Ma tedy ucz膮cy si臋 m艂odzie艅czyk*, kt贸rego cnoty z prawdziwej chwa艂y ch臋膰 pobudza, jednego jakiego
albo cho膰 wi臋cej do艣wiadczonych m臋偶贸w obra膰, kt贸rychby* si臋 on z cnoty ba艂 i kt贸rychby* 偶ycia i obyczaj贸w, ileby* pod艂ug lat zacz膮膰 m贸g艂 na艣ladowa艂. A starsi za艣 maj膮 mie膰 na ka偶dy czas na powag臋 i na pokor臋 wzgl膮d, kt贸ra zw艂aszcza ma by膰 przed m艂odszymi zaw偶dy zachowywana.
M艂ody powinien m贸wi膰 prawd臋, bo 艂garstwo rzecz wstr臋tna i nieuczciwa. Powinien milcze膰 a s艂ucha膰 wzdom* daleko przystojniejsza rzecz jest milcze膰 ni偶 m贸wi膰, bo w wielom贸wieniu* zawdy si臋 nieco b艂edliwego* znajduje. Ma te偶 by膰 niema艂y* na to wzgl膮d, aby si臋 m艂odzieniaszkowi, plugawym a niepoczciwym mowom nie przyzwyczajali bo psuj膮 dobre obyczaje z艂e rozmowy.
Ma by膰 tedy niema艂a* piecza, i偶by m艂odzie艅czycy* jako najd艂u偶ej w czysto艣ci zachowani byli.
Na to trzeba zaj膮c m艂odzie偶 膰wiczeniami cielesnemi* i prac膮 Zbytni pokarm, picie i spanie okres ten z zwyczaju a z na艂ogu wi臋cej pochodzi. M艂odzie偶 powinna si臋 wstrzymywa膰 od wina bo i zdrowiu ono nieprzyjacielem jest i rozum zamieszywa*. Nale偶y wino na po艂ow臋 z wod膮 miesza膰, wi臋cej dla strawienia pokarmu, jak ugaszenia pragnienia. Pokarmy przyjmowa膰 umiarkowanie, sypia膰 nied艂ugo i by膰 bogobojnym. Szanowa膰 starszych, na艣laduj膮c w tern m艂odzie偶 rzymsk膮, kt贸ra senat albo rajce, do progu senatu lub ratusza odprowadza艂o i tam oczekiwa艂a ich przyj臋cia - honory czyni膮c co daje pocz膮tek
sta艂o艣ci i cierpliwo艣ci przysz艂ej. Dla r贸wie艣nik贸w grzeczno艣膰 i przychylno艣膰 chowa膰, dla tych co z 偶yczliwo艣ci prawd臋 m贸wi膮 wdzi臋czno艣膰 chowa膰.
Stancye* dla dziatek radzi autor wybiera膰 na przedmie艣ciach i pomieszcza膰 je u przyjaci贸艂 i krewnych, kt贸rzyby i na obyczajno艣膰 i towarzystwo i na przyk艂adanie si臋 do nauk zwracali pilna uwag臋. W rozdziale „kt贸re s膮 wyzwolone nauki albo 膰wiczenia, w kt贸rych m艂odzie艅czykowie* maj膮 by膰 膰wiczeni - powiada autor - 偶e te s膮 wyzwolone albo
wolne nauki, kt贸re s膮 wolnego cz艂owieka godne, to jest te, kt贸remi* cnota i rozum, albo wy膰wiczon albo wypolerowan* bywa, przez kt贸re cia艂o tudzie偶 umys艂 ku wszelakim wybornym rzeczom bywa sposobny, sk膮d cze艣膰 i chwa艂a ludziom pochodzi, kt贸re m膮dremu cz艂owiekowi, po cnocie jest najpierwsza zap艂ata.
Uczni贸w m艂odzie艅czyk贸w* do nauki ch臋tnych a bystrych, radzi mie膰 w szczeg贸lnej pieczy, bo z nich najdzielniejsi m臋偶owie wyrosn膮, ale i tym co 艣redni dowcip maj膮, tem* wi臋cej ma by膰 dopomagano, gdy nie jest w nich moc przyrodzenia dostateczna. Uczni贸w nale偶y zach臋ca膰 pochwa艂膮, podarunkami, a leniwych nawet kar膮 i biciem przymusza膰. Ale nie nale偶y by膰 nauc偶ycielem ani zbyt 艂atwym ani srogim. Albowiem jako wielk膮 rozpustno艣膰 dobry dowcip rozsadza, takie ci臋偶kie ustawicznie karanie
umys艂ow膮 moc znikczemniewa* i przyrodzenia dobrego skierki w dziatkach rozgasywa*, kt贸re gdy si臋 ka偶dej rzeczy boj膮, tedy nic nie 艣miej膮 czyni膰, a tak st膮d pochodzi, i偶 jakmiarz* ustawicznie b艂膮dz膮, i偶 w ka偶dej rzeczy boj膮 si臋 i偶by nie zb艂膮dzili. Zw艂aszcza
ci, w kt贸rych okwituje* czarna cholera maja by膰 trzymani swobodniej - i cz臋ste rozrywki i odpoczynek niech im b臋d膮 dozwolone.
Wychowa艅cowi Ubertynowi zaleca, aby si臋 w rycerskim rzemio艣le 膰wiczy艂 i naukom wyzwolonym oddawa艂 ch臋tnie.
B艂ogos艂awione s膮 te rzeczypospolite, kt贸rych w艂adca i m臋偶e* rozmi艂owane s膮 w nauce. Do nauk wyzwolonych liczy, history臋*, filozofi臋, ide臋 mowy (krasom贸wstwo).
Grecy czterech rzeczy dzieci uczyli.
1) pismo 2) biedzenie (walka) 3) 艣piewanie 4) Designativa, t. j. nauk臋, kt贸ra przez znaki, a poci膮ganie nieco pokazywali. (Jestto* wprost nauka kaligrafii i rysunk贸w, a tak偶e sztuki, stosowanej do rzemios艂 i przemys艂u). Pisanie s艂u偶y ku wspami臋taniu*, zapami臋ta艂ych rzeczy, ku poj臋ciu rozmaitych nauk i potwierdzeniu po艂o偶enia, oraz rzecz konieczna
uczonemu cz艂owiekowi w 偶yciu. Nale偶y mie膰 szczeg贸lny wzgl膮d na w艂asno艣膰 mowy (nauka gramatyki) a nast臋pnie na umiej臋tno艣膰 dowodzenia, dysputowania i argumentacyi*. Trzecia rozumna nauka jest retoryka - bo uczy subtelnej wymowy, kt贸r膮 mo偶na oskar偶a膰 winne, a broni膰 niewinne. Po tej idzie poezya*, czyli nauka sk艂adania wierszy, „kt贸ra wi臋cej tylko ku rozkoszowaniu s艂u偶y".
Potem nauka 艣piewu, przyjemna dla s艂uchaj膮cych. 呕aden Grek, za wy膰wiczonego i bieg艂ego w naukach si臋 nie poczyta艂, a偶by wed艂ug nauki 艣piewa膰, albo na arfie lub lutni gra膰 nie umia艂. „A gdy偶 ku och艂odzeniu zmordowanego umys艂u i ku u艣mierzeniu wszelakich doleg艂o艣ci melodya* niepoma艂u* s艂u偶y a jej umiej臋tno艣膰 zacnego a wolnego cz艂owieka godna jest.
R贸wnie偶 arytmetyka i geometrya* potrzebna jest, pierwsza licha albo cetna rozezna膰, a druga kszta艂t wielko艣ci i wszelaki wymiar pozna膰 mo偶na, kt贸rych rzeczy znajomo艣膰 rozkoszna jest i istotn膮 pewno艣膰 zamyka w sobie. Nast臋pnie pi臋kna i wielka jest
nauka o gwiazdach, kt贸ra i tych偶e gwiazd wielko艣膰 i poruszanie i s艂o艅ca i miesi膮ca niedostatki, t. j. za膰mienia, zdaleka* albo przed czasem obaczywa膰 i opowiada膰 mo偶na. Zw艂aszcza 艣wiadomo艣膰 o "przyrodzeniu", rozumowi „zgodliwa" jest. Z ni膮 艂膮czy si臋 wiadomo艣膰 o wszelkich rzeczach na niebie i ziemi oraz nauka perspektywy (przestrzeni) oraz miary i wagi.
Medicina t. j. kszta艂t leczenia, „jest zaprawd臋 ku wiedzeniu pi臋kny" i ku zdrowiu cia艂 po偶yteczny „a wszak偶e 膰wiczenia oko艂o niej nic prawie na wolnego cz艂owieka nale偶膮ce zamyka w sobie.
Prawo za艣 jest nauk膮 szlachetn膮, gdy dobrze i sprawiedliwie jest stosowana, ale nieuczciwa jest rzecz - prac臋 sw膮 w tej mierze za pieni膮dze wedle ugody przedawa膰*. A do艣wiadczenie albo nauka o boskich post臋pkach, zawiera sprawy bardzo wysokie, rzeczy, kt贸re nie podpadaj膮 pod zmys艂y a wyrozumieniem ich dosi臋gamy”. Nast臋pnie autor dowodzi jak po偶yteczne s膮 膰wiczenia cielesne i poleca gor膮co od dzieci艅stwa rycerskim sprawom po艣wi臋ca膰 si臋 i wskazuje przyk艂ady w staro偶ytno艣ci u Grek贸w i Rzymian,gdzie m艂odzie艅cy m臋偶nie przy boku ojc贸w walczyli i w spotkaniu z nieprzyjaci贸艂mi odnosili zwycieztwo*. Chce aby m艂贸d藕 przyzwyczaja艂a si臋 do noszenia zbroi, do wytrwa艂o艣ci i m臋stwa, aby raczej g艂ow臋 po艂o偶y膰, ni偶 sromotnie z pola uchodzi膰 mia艂a. Gdy tylko cz艂onki bro艅 unie艣膰 zdo艂aj膮, ju偶 si臋 dzieci maj膮 do broni noszenia i u偶ycia sposobi膰. M艂ody godziny dnia ma miedzy nauk臋 a 膰wiczenie dzieli膰. Starszy m膮偶 we dnie oko艂o rycerskich rzeczy, albo publicznych spraw chodzi膰, a w nocy nad ksi臋gami przy 艣wiecy zasiada膰 ma.
Ci, kt贸rzy s膮 wed艂ug po艂o偶enia cielesnego mi臋kci*, a mokrzy, tedy mocniejszem* 膰wiczeniem maj膮 by膰 osuszani i twardymi czynieni, a z innymi skromnie; a kt贸rzy maj膮 "krew 艂atw膮 ku zapaleniu, tym gdy s艂o艅ce pali, w pokoju by膰 przynale偶y".
Do lat pi臋tnastu mniejsze prace dziecku dawa膰, aby si臋 nie przepracowa艂o i nie naderwa艂o, a po pi臋cina艣cii* lat mocniejszemi* pracami maja by膰 u艣mierzani. M艂odzie艅czykowie* maj膮 si臋 uczy膰 kordem praw膮 r臋k膮 nieprzyjaciela ci偶膰, a lewa si臋 „bechterem"
albo „puchlerzem" zakrywa膰 i zastawia膰 i i偶eby tak umieli miecz, kij, spis i oszczep r臋koma uchwyci膰 i z nim si臋 misternie obchodzi膰, i 偶eby te偶 umieli raz si臋 gdy potrzeba wysadzi膰 i za艣 si臋 pod tarcz膮 ukry膰, albo si臋 ja zasadzi膰; tudzie偶 i偶eby si臋 umieli nieprzyjaciela krom wszelakiej pracy, k艂贸膰 i siec.
Potrzeba ich te偶 膰wiczy膰 w bieganiu, skakaniu, biedzeniu i w szyrmowaniu*, robieniu biegiem wszelak膮 broni膮, w strzelaniu, 艂amaniu kij贸w, kamienie obraca膰, na koniu je藕dzi膰 wyborowo. Zaleca r贸wnie偶 nauk臋 p艂ywania, 艂owy, 艂apanie ryb, sidlenie ptak贸w,
kt贸re to rzeczy nie za pr贸偶nowanie, ale po偶yteczn膮 nauk臋 poczytywa膰 nale偶y. Gdy s膮 dzieci zmordowane nauk膮, da膰 im odpoczynek, przechadzk臋, rozmow臋 z towarzyszami, aby umys艂 wypocz膮艂 i si艂y cielesne nie wyczerpywa艂y si臋 bez potrzeby. Po艣ciw膮 r贸wnie偶 rzecz膮 b臋dzie, lutnia, arfa, organami, 艣piewaniem, umys艂 och艂adza膰.
Taniec r贸wnie jako lekkie 膰wiczenie cielesne poleca, aby tylko nie prowadzi艂 m艂odzie艅czyk贸w „ku nierz臋dnym* zapaleniom" i „aby zbytnia lekko艣膰 obyczaj贸w nie psowa艂a”. Za to poleca gr臋 w „szachy i warcaby", kt贸re zamykaj膮 w sobie jakby bitwy i nieprzyjacielskie spotykanie. Za艣 gr臋 w kostki uwa偶a za niedobr膮, bo albo chciwo艣膰 pop臋dliwa albo nieprzystojna m臋偶czy藕nie mi臋kko艣膰 wyrabia.
Spa膰 nale偶y o艣m godzin, o艣m godzin posila膰 si臋 i odpoczywa膰, a o艣m godzin pracowa膰 nad nauk膮.
Ubi贸r ma by膰 sromny, przystojny, wygodny i niekosztowny, bo zbytnie ubiory i och臋d贸stwo niewie艣ci umys艂 w m臋偶czy藕nie znacz膮 i znakami s膮, i偶 takowi s膮 bardzo lekcy* a nieustawiczni* ludzie. Na tem* ko艅czy autor, polecaj膮c uczniowi swemu one
po偶yteczne rady.
Widzimy w pracy przytoczonej wiele trafnych uwag, charakteryzuj膮cych wiek wsp贸艂czesny i wp艂yw humanistycznych idei na otrz膮saj膮ca si臋 z rutyny i ciasnych poj臋膰 艣redniowiecznych spo艂eczno艣膰.
Szneberger Antoni.
dr med. i filozofii 1564
Z lekarzy, kt贸rzy w tym czasie o hygienie* i dyetetyce* pisali, znajdujemy dzie艂a Sznebergera Antoniego doktora medycyny i filozofii. Drukowane ono by艂o w Frankfurcie w zbiorze kilku innych dzie艂 tego偶 autora. Autor w niem* m贸wi o po偶ytku i w艂asno艣ciach
lekarskich soli. Drugie dzie艂o, traktuj膮ce o hygienie* wojskowej, wysz艂o w Krakowie u Lazarusa Andrzeja, 22 marca 1564 r. i dedykowane jest kr贸lowi Zygmuntowi Augustowi. Cala ksi膮偶ka z艂o偶ona jest z o艣miu rozdzia艂贸w. Rozdzia艂 pierwszy zawiera nauk臋 „O zak艂adaniu oboz贸w i utrzymaniu porz膮dku", celem zapobie偶enia zepsucia powietrza; dalej jakiemi* sposobami ochrania膰 ich od zbytecznych upa艂贸w lub mroz贸w.
Na zabezpieczenie od mroz贸w 偶膮da spo偶ywa膰 t艂uczone ziarna orzech贸w, lub te偶 nap贸j z tych ziarn sporz膮dza膰. Najlepszym jednak 艣rodkiem od zimna jest ogie艅. Dla ochronienia wzroku ka偶e nosi膰 czarny ubi贸r i czarne zas艂ony na oczach w czasie zbytnich 艣nieg贸w ra偶膮cych oczy.
Daje uwagi nad ubiorem 偶o艂nierzy, jakiemi* sposobami niszczy膰 komary po obozach i oczyszcza膰 odzie偶 z robactwa. Rozdzia艂 drugi „O pokarmach 偶o艂nierzy". Tu rozprawia o sposobach robienia i zachowywaniu chleba dla 偶o艂nierzy, o pokarmach drzew
i ro艣lin; m贸wi o szkodliwo艣ci zepsutego mi臋sa, o sposobach jego konserwowania, daje rady jak szybko gotowa膰 mi臋so, gdy w obozie zbywa na drzewie, daje nauk臋 o sposobie jedzenia i zachowywania ryb i u偶ycia soli do pokarm贸w. Radzi aby 偶o艂nierz rano przed bitwa posila艂 si臋 i to miernie.
Trzeci rozdzia艂 (o napojach 偶o艂nierzy) zawiera nauk臋 o rozpoznawaniu, kt贸ra woda jest najzdrowsza i o polepszaniu wody zepsutej. Tu autor daje sposoby, zaczerpni臋te z pisarzy staro偶ytnych i m贸wi, 偶e litewscy i ruscy 偶o艂nierze, ziele, „barszcz" nazwane,
macerowane w wodzie przez trzy dni do poprawy wody u偶ywaj膮.
Naucza jak unika膰 szkodliwych w贸d, powstaje na u偶ywanie wina w czasie wojny, nadmienia o u偶ywaniu octu przez wojsko polskie, piciu krwi, moczu ludzkiego i zwierz臋cego i t. d. Rozdzia艂 czwarty „O 膰wiczeniach i zaj臋ciach 偶o艂nierzy", obejmuje r贸偶ne sposoby utrzymywania cia艂a w ruchu i uczynienia go mocniejszem* do znoszenia trud贸w.
Rozdzia艂 pi膮ty O 艣nie i czuwaniu". Przestrogi daje dobre: radzi kr贸tko sypia膰, za najposilniejszy* sen ma przed p贸艂noc膮 i gani zbyteczne spanie.
Rozdzia艂 sz贸sty "O wyczerpaniu si艂". Zawiera kr贸tk膮 nauk臋 wzgl臋dem oddalania z obozu kobiet rozwi膮z艂ych, puszczania krwi i u偶ywania do mycia wody zimnej, przestrzegaj膮c, aby wojsko nie my艂o si臋 w zimnej wodzie, wyj膮wszy m艂odych i silnych 偶o艂nierzy.
Rozdzia艂 si贸dmy de animi perturbationibus. Przechodzi skutki rozmaitych nami臋tno艣ci i przymiot贸w umys艂u, bior膮c jako dewiz臋 s艂owa Juwenalisa: mens sana in corpore sano. W og贸le o tej ksi膮偶ce mo偶na powiedzie膰, 偶e jest zbiorem zda艅 staro偶ytnych pisarzy, tycz膮cych si臋 przedmiot贸w, o kt贸rych Sznebergar przedsi臋wzi膮艂 pisa膰; jego za艣 w艂asnej my艣li miedzy nat艂okiem obcych ujrze膰 nie mo偶na. Na pochwal臋 autora wyzna膰 trzeba, 偶e jest bardzo oczytanym w staro偶ytnych pisarzach; czy dopi膮艂 celu zamierzonego, aby sta膰 si臋 po偶ytecznym wojsku polskiemu - w膮tpi膰 nale偶y. O zwyczajach obozowych wojska polskiego nic nie wspomina. Pisa艂 r贸wnie偶 dzie艂o o u偶ywaniu powietrza i traktat o obcowaniach mi艂osnych, o potrzebnem* ich umiarkowaniu, o okropnych nadu偶ycia ich skutkach i poda艂 sposoby leczenia. Nie maj膮c pod r臋k膮 dzie艂 Ossoli艅skiego, w kt贸rych prace Sznebergera s膮 szczeg贸艂owo rozbierane, ani te偶 nie maj膮c orygina艂u pod r臋k膮, czerpiemy niniejsza wiadomo艣膰 ze „Zbioru wiadomo艣ci do historyi* sztuki lekarskiej w Polsce", dra Ludwika G膮siorowskiego; komplet prawie wszystkich dzie艂 Sznebergera
wydany by艂 w Frankfurcie u J臋drzeja Wechelego 1581 r.
* *
*
Wiek XVII i pierwsza polowa XVIII-go wieku nie nale偶膮 tak w dziejach naszego pi艣miennictwa, jak cywilizacyi* i o艣wiaty do szcz臋艣liwych. Upadek akademii krakowskiej w walce z zakonem Jezuit贸w, przekszta艂cenie akademii Zamojskiej, s艂aby rozw贸j wiedzy pedagogicznej i brak zupe艂ny katedry lekarskiej w akademii wile艅skiej, nie mog艂y utrzyma膰 wysokiego poziomu nauk i cywilizacyi* w narodzie. Szko艂y wy偶sze nie mog艂y przygotowa膰 ludzi nauki, kto chcia艂 zdoby膰 wiedz臋, musia艂 jej szuka膰 po za granicami kraju. Szczup艂y zast臋p 藕le przygotowanych w szko艂ach krajowych lekarzy, ozdabia艂y nieliczne
wyj膮tki ukszta艂conych za granic膮 doktor贸w filozofii i medycyny, a i ci mniej zajmowali si臋 nauk膮 lekarsk膮, a wi臋cej matematyk膮, astrologi膮, alchemi膮, kt贸re cenione by艂y i pop艂aca艂y. Medycyna, jako nauka i zaj臋cie by艂a w pogardzie. Nap艂yw 偶膮dnych zysku cudzoziemc贸w zalewa艂 kraj lekarsk膮 fuszerk膮, mn贸stwo 偶yd贸w trudni膮cych si臋 lokowaniem na Wo艂yniu, Ukrainie i Podolu, czyni艂o niepomierne nadu偶ycia, kraj nawiedza艂y wojny i kl臋ski. M贸r, g艂贸d i strumienie krwi, oto obraz na kt贸rego p艂贸tnie niemasz* miejsca na ciche i wytrwa艂e studya*, na kult szerszej wiedzy, jako za czas贸w Zygmunt贸w tak rozwija艂a si臋 i kwit艂a. Jedna rycersko艣膰, m臋ztwo*, dzielno艣膰 dopiero za August贸w, za op艂akanych czas贸w saskich, czas贸w ob偶arstwa, pijatyk, ciemnoty i lenistwa zacz臋艂y rdzewie膰, ja艣niej膮c takim blaskiem ongi pod Warka, Chocimiem i Wiedniem. W gnu艣no艣ci i pokoju Polska nierz膮dem sta艂a. By艂a niby karczma zajezdna, w kt贸rej gospodarzy艂 kto chcia艂 i jak chcia艂. Swawola i lekcewa偶enie sprawy publicznej by艂o na porz膮dku dziennym. Mimo to nar贸d mia艂 jeszcze si艂y i zdrowie spo艂eczne, brakowa艂o mu wszak偶e organizacyi* pa艅stwowej, rz膮du prawego i porz膮dku.
Dopiero wiek XVIII-ty w drugiej po艂owie da艂 znaki 偶ycia na polu wychowania w domu i szkole. Z艂y stan nauki, op艂akane stosunki szkolne na gwa艂t wo艂a艂y o reform臋, kt贸ra przysz艂a, a na jej czele stan膮艂 zas艂u偶ony Pijar, Konarski Stanis艂aw. On to, jak s艂usznie m贸wi Wiszniewski: „Jak drugi Prometeusz wykradli 艣wiat艂o u obcych i do Polski zani贸s艂”.
W 1740 roku za艂o偶y艂 Konarski w Warszawie Collegium nobilium, aby zreformowa膰 m艂od膮 ucz膮ca si臋 w szko艂ach szlacht臋, od kt贸rej p贸j艣膰 mia艂a o艣wiata do warstw ni偶szych. Kr贸l Stanis艂aw Leszczy艅ski w Nancy i Luneville utrzymywa艂 ci膮gle 12 Polak贸w
w tamtejszych szko艂ach. Orze藕wiony 艣wie偶ym a zdrowym powiewem innego powietrza nar贸d, zacz膮艂 garn膮c si臋 do nauki. Synowie najpierwszych w kraju rodzin, zasiadali lawy szkolne, ojcowie ich na edukacj臋 publiczn膮 i popieranie nauk nie szcz臋dzili kosztu, hojne czyni膮c ofiary. Kr贸l Stanis艂aw August za艂o偶y艂 zaraz po wst膮pieniu na tron wzorow膮 szko艂臋 kadet贸w dla wykszta艂cenia zdolnych obro艅c贸w ojczyzny, a komendantem jej by艂 ksi膮偶臋 Adam Czartoryski. Za przyk艂adem kr贸la poszli Karol Radziwi艂艂, Potocki, Tyzenhauz, zak艂adaj膮c szko艂y wojskowe w Nie艣wie偶u, Niemirowie i Grodnie.
W roku 1773 trzy pami臋tne zasz艂y zdarzenia: pierwszy podzia艂 kraju, zniesienie zakonu Jezuit贸w i wniosek na sejmie Joachima Chreptowicza, podkanclerzego litewskiego, ustanowienia „komisyi* edukacyjnej" oraz przeznaczenie maj膮tk贸w pojezuickich
ruchomych i nieruchomych jako fundusz na rzecz wychowania publicznego m艂odzie偶y krajowej. Pod g艂贸wny zarz膮d komisyi* edukacyjnej oddano wszelkie szko艂y. Ale nad maj膮tkiem pojezuickim wzi臋艂a nadz贸r "komisya* rozdawnicza". Ta rozkrad艂a i zmarnowa艂a
trzy cz臋艣ci ogromnego maj膮tku, a smutn膮 i gorsz膮c膮 odegrali w niej role: Ignacy Massalski, Adam Poni艅ski, W. Gurowski, M艂odziejowski i inni.
W roku 1776 zawiadomiony o tem* sejm, skasowa艂 natychmiast komisy臋* rozdawnicza, a zarz膮d, jaki posiada艂a, oddano komisyi* edukacyjnej. Ta wkr贸tce na wniosek Ignacego Potockiego, utworzy艂a „Towarzystwo elementarne", kt贸re mia艂o mie膰 staranie o napisanie „wzorowych ksi膮偶ek szkolnych." Ta偶 komisya* wys艂a艂a do Krakowa ks. Hugona Ko艂艂膮taja, dla zreformowania tamtejszej akademii, czego ten偶e uczony, p贸藕niejszy tw贸rca konstytucyi*, w 1780 roku doskonal i dnia 18 pa藕dziernika tego偶 roku reform臋
ow膮 w 偶ycie wprowadzi艂.
Akademia wile艅ska otrzyma艂a wydzia艂 lekarski, kt贸rego dot膮d nie by艂o. Profesor Rafa艂 Czerwiakowski poda艂 Stanis艂awowi Augustowi wniosek, a偶eby wszystkie miasta i miasteczka wys艂a艂y swoim kosztem po jednym zdatnym m艂odzie艅cu, na uniwersytet
krakowski, dla wydoskonalenia ich w sztuce lekarskiej.
Wniosek ten w 1784 roku, jako obowi膮zuj膮ce prawo, uniwersa艂em og艂oszono. Komisya* edukacyjna za艂o偶y艂a seminarya* nauczycielskie dla przygotowania zast臋pu zdolnych pedagog贸w; by艂y one w Krakowie i Wilnie. Og艂osi艂a wyborowe ustawy dla uniwersytet贸w i szk贸l ni偶szych. Opatrywa艂a szko艂y w gmachy, ksi臋gozbiory, karty geograficzne, narz臋dzia matematyczne i fizyczne, budowa艂a obserwatorya*, gabinety anatomiczne i t. d. S艂owem, wedle zdania I. 艁ukaszewicza ("Historya* szk贸l w Polsce, t. l, II, str. 331 - 332), ta wiekopomna instytucya* niczego nie zaniedba艂a, co potrzeba by艂o czyni膰 dla dobra i o艣wiaty krajowej. Ustanowi艂a konwikty dla ubogiej m艂odzie偶y, kszta艂ci艂a kosztem miast dobrych lekarzy, wysy艂a艂a zdoln膮 m艂odzie偶 na uniwersytety zagraniczne, sprowadza艂a najucze艅szych ludzi z obczyzny na katedry uniwersyteckie w kraju. "Na popisach dla zach臋ty rozdawano uczniom medale z艂ote i srebrne. Na jednej stronie wyra偶onem mia艂y one popiersie kr贸la Stanis艂awa Augusta, na drugiej napis Diligentiae (pilno艣ci). Nazwiska uczni贸w nagrodzonych w urz膮dzonym umy艣lnie spisie podawano do wiadomo艣ci publicznej".
W takich to warunkach nast膮pi艂 rok 1795.
Skre艣liwszy pokr贸tce d膮偶enia narodu naszego w drugiej po艂owie XVIII wieku, nale偶y zauwa偶y膰, 偶e dba艂o艣膰 o zdrowie m艂odzie偶y i najpierwsza w pedagogice zasada, r贸wnowagi miedzy rozwojem fizycznym a umys艂owym, by艂y po mistrzowsku poj臋te i wykonywane przez wielkich zaiste pracownik贸w obywateli w 艂onie komisyi* edukacyjnej. Rozpatruj膮c si臋 w dzia艂alno艣ci szk贸l jezuickich, gdzie przy nauce nie 偶a艂owano dyscypliny, gdzie carcer durum, o艣la czapka, j臋zyk, tablica na plecach z napisem: asinus asinorum in saecula saeculorurn stanowi艂y arsena艂 艣rodk贸w pedagogicznych, trzeba powiedzie膰 jednak, 偶e swoboda po za szko艂膮, psie figle, wycieczki za miasto, gry rozmaite, szermierka na palcaty w szko艂ach owych kwit艂y. M艂odzie偶 nie przeci膮偶ana zbytnio nauk膮, niewiele z niej w skutek z艂ego systemu korzysta艂a, ale czerstwa by艂a, zdrowa i po konwiktach karmiona skromna, ale dostateczna straw膮.
W szko艂ach bazylia艅skich, jak 艣wiadczy 艁ukaszewicz, karmiono obficie i nadz贸r by艂 nad tem* 艣cis艂y, a偶eby dzieci mia艂y dostateczne w 偶yciu wygody.
Ksi膮dz J臋drzej Kitowicz, dworzanin i konfederat poprzednio barski, w „Opisie obyczaj贸w i zwyczaj贸w za panowania Augusta III", (Petersburg i Mohylew. Nak艂adem Boles艂awa Maurycego Wolffa 1858 r.) podaje wiele ciekawych szczeg贸艂贸w o wsp贸艂czesnem* wychowaniu w domu i szkole, z kt贸rych niekt贸re przytoczymy. Skorzystamy r贸wnie偶 z pracy 艁ukasza Go艂臋biowskiego: „Gry i zabawy r贸偶nych stan贸w w kraju i niekt贸rych jego prowincyjek*". Szczeg贸艂y takie dope艂ni膮 og贸lnego obrazu wychowania dzieci
w Polsce, co nie b臋dzie dla niniejszej pracy bez korzy艣ci.
ROZDZIA艁 III.
Dalszy ci膮g spraw wychowania w wieku XVIII - ym. - Ksi膮dz J臋drzej Kitowicz pijar. -Ks. Antoni Pop艂awski i jego projekt o rozporz膮dzeniu i wydoskonaleniu edukacyi* narodowej. - Dupont de Nemours. - Tadeusz Czacki. - Hugo Ko艂艂膮taj i jego zas艂ugi w sprawie wychowania publicznego. - Ksi膮偶臋 Czartoryski.
Biograf ksi臋dza Kitowicza Kazimierz W艂. W贸jcicki, pisze o nim: „偶e by艂 dobrym gospodarzem, znawc膮 ludzi, kt贸rych defekta* i cnoty zna艂 na palcach. Jako my艣liwiec biegle uk艂ada艂 wy偶艂y, umia艂 klarowa膰 i polepsza膰 wino nalewaj膮c je na stary lagier, a偶eby mia艂o s艂odycz, t艂usto艣膰 i smak przyjemny, czyli bibissimum by艂o. Polityk starego pokroju, nieprzyjaciel reform i nowo艣ci, dla niego wolno艣膰 bez liberum veto, a maca 偶ydowska bez krwi chrze艣cija艅skiej obej艣膰 si臋 nie mog膮. Mimo to niepokoj膮 go swawola, hulatyka,
intrygi, zaczyna by膰 sceptykiem politycznym, sk艂ada miecz, wst臋puje do klasztoru. Suknia niczego w nim nie zmienia.
Przeto i wy艣wiecenie takiego pijara, nastr臋cza艂o niejakie trudno艣ci. Biskup kujawski po dwakro膰 musia艂 pisa膰 do Rzymu o dyspens臋.
Jako 艣wiadek sp贸艂czesnych wydarze艅 od 1743 do 1789 roku, umy艣li艂 Kitowicz wyda膰 i zostawi膰 potomno艣ci swoje pami臋tniki, o kt贸rych m贸wi: „Ja rzeczy opisuje, jak si臋 sta艂y, nie przydaj膮c nic, ani pochwa艂, ani nagan, ani przyczyn z kt贸rych, ani konsekwencyi* dla kt贸rych zasz艂y; przeto ka偶dy skombinowawszy moje pismo z innemi* pismami, 艂atwo wyrozumie i znajdzie prawe".
„T臋 stronno艣膰 i nago艣膰 zachowuj臋 tylko w opisywaniu samych dziej贸w, pisz膮c o osobach, s膮dz臋 ich po swojemu, a s膮dz臋, ogl膮daj膮c si臋 na w艂asne sumienie”.
"Zda艂o mi si臋 za rzecz niez艂膮, to moje dzie艂o przyprawi膰 cz臋stokro膰 偶artobIiwemi* wyrazami; za co powa偶nego czytelnika przepraszam: m艂odemu weso艂o艣膰, lubi膮cemu wszystko, co jest 艣miesznem* ofiaruj臋, cale za艣 dzie艂o przypisuje wszystkim, kt贸rzy go dostana".
Zajmuj膮c膮 nad wyraz tre艣膰 ksi膮偶ki zna bezw膮tpienia wielu czytelnik贸w naszych, wybieramy z niej rozdzia艂y wychowania dotycz膮ce.
Oto co pisze o pierwszem* wychowaniu ks. Kitowicz:
Za Augusta III podesz艂e niewiasty s艂u偶y艂y matkom rodz膮cym. Dzieci臋 k膮pa艂y w cieplej wodzie z r贸偶nych zi贸艂 domieszk膮. P贸藕niej obwija艂y w pieluszki. Taka k膮piel kilka dni pierwszych robiono dwa razy dziennie. P贸藕niej rzadziej. Dzieci臋 k艂adziono do kolebki, ko艂ysaniem i 艣piewaniem usypiano. Przyzwyczajane do tego u biednych dziecko, nieraz d艂ugo p艂aka艂o przed za艣ni臋ciem zostawione w br贸藕dzie* przy 偶niwie, zas艂oni臋tem* snopkiem od s艂o艅ca. W Polsce u偶ywano kolebek na biegunach, na Rusi na sznurach zawieszonych. Te ostatnie s膮 lepsze, bo nie czyni膮 chrobotu, d艂u偶ej si臋 rozbuja艂e ko艂ysz膮, ale gdy dziecko z nich wyleci, i pot艂ucze si臋 lepiej ni偶 z biegunowej ko艂yski.
Dzieciom nie dawano innych lekarstw, jak ulepek, a w razie potrzeby w tylny otw贸r czopek z myd艂a. Pachwiny i pachy zasypywano alabastrem skrobanym.
Za pokarm s艂u偶y艂y papka z chleba, mas艂a, cukru i piwa zrobiona, albo z m膮ki i kaszy. Dzieci bogatszych rodzic贸w karmiono roso艂em z kurcz膮t, kasz膮 z mlekiem i innemi* lekkiemi* potrawami. Przed jedzeniem m艂odsze dzieci uczono prze偶egna膰 si臋, starsze zm贸wi膰 cz臋艣膰 pacierza. Ubogie matki i proste ch艂opki pcha艂y dzieciom to偶 samo w g臋b臋, co same jad艂y: groch, kapust臋, kluski, prze偶uwaj膮c wprz贸d w swojej g臋bie i studz膮c dmuchaniem. Niekt贸re dawa艂y dzieciom gorza艂k臋, aby im niby na przysz艂o艣膰 w贸dk臋 obrzydzi膰, ale to wielka nieprawda, wyrastali z takich dzieci g艂贸wnie pijacy i pijaczki.
Odzie偶.
Uczono dzieci chodzi膰 na paskach. By艂o to sznurowanie rzemienne p艂贸tnem podszyte, nakszta艂t* sznur贸wki kobiecej, maj膮c z ty艂u dwie ta艣my d艂ugie, kt贸remi* piastunka unosi艂a dzieci臋 nogi stawiaj膮ce. Gdy nawyk艂y ju偶 post臋powa膰, wi膮zali dziecko pod pachy, wsadzano je w w贸zek okr膮g艂y, maj膮cy u spodu cztery k贸艂ka, na wszystkie strony obrotu, aby si臋 m贸g艂 posuwa膰 wsz臋dzie, gdzie dziecko p贸j艣膰 zechce. Na g艂owy dawano czapeczk臋 watowan膮, przymocowan膮 ta艣mami przez g艂ow臋 i pod brod臋, a偶eby g艂owy sobie nie rozbi艂o. Dziecko tylko spa艂o bez tej偶e czapki, chodzi艂o za艣 w niej zawsze. Dzieci mniejsze ubierano w ciep艂e kaftaniki, a nawet futerka. Ch艂opcy nosili buciki, dziewcz臋ta trzewiczki. Dzieci ch艂opskie i ubogie ostro艣膰 powietrza w lichej sukmance
lub koszulinie i z go艂膮 g艂ow膮 musia艂y wytrzyma膰.
Dzieci ch艂opskie starsze ubierano w starzyzn臋 po rodzicach, cz臋sto nosi艂y koszule tylko i 艣lizga艂y si臋 w niej na mrozie, a jad艂y to samo, co i rodzice.
Pa艅skie dzieci i miejskiej kondycyi* ubierano od pi臋ciu lat inaczej.
Dziewcz臋tom dawano sznur贸wki, rogiem wielorybim (fiszbinem) przeszywane, od czego czasem dostawa艂y stanu przewlek艂ego i na zdrowiu szwankowa艂y. Sp贸dniczka na to latem flanelowa, zim膮 kuczbajowa*. Na wierzch na to kabatel* z jedwabnej materyi*, z ty艂u sznurowany, od ramion do n贸g d艂ugi z gorsem wyci臋tym w miar臋 piersi, czasem chustka jedwabna, czasem wed艂ug mody niczem nie zakrytych, w stanie wci臋ty, u do艂u fa艂dzisty, z przodu kr贸tszy. Na kabatek* przywi膮zywano fartuch muszlinowy* lub r膮bkowy, z bawetem* do piersi si臋gaj膮cym, r臋kawy u kabatek*, po 艂okie膰 r臋ki d艂ugie, na r臋ce k艂adli r臋kawiczki sk贸rzane lub jedwabne, dzierzgane lub niciane cienkie, cokolwiek do 艂okcia niedochodz膮ce*. G艂owa w warkocze spleciona go艂a, albo te偶 w jaki kornet i bukiety ubrana. W zimie czepiec aksamitny czarny, bawe艂n膮 cienko wys艂any, atlasem lub kitajk膮 czasem zielon膮, najcz臋艣ciej karmazynow膮 poszyty. Na nogach po艅czocha niciana, we艂niana lub jedwabna, wed艂ug pory czasu. Trzewik ze sk贸rek malowanych w kwiaty, kt贸ra to moda w 艣rodku lat panowania Augusta zagin臋艂a, a na jej miejsce nasta艂y trzewiki materyalne* b艂awatne.
Ch艂opc贸w strojono w 偶upan b艂awatny i kontusz sukienny, kt贸ry mi膮艂 r臋kawy od ramion rozcinane, nie na r臋ce zawdziewane, ale w ty艂 na krzy偶 pod pas za艂o偶one. Pas z materyi* jasnej jedwabnej, bia艂e niciane po艅czochy i trzewiki z czarnej sk贸ry ciel臋cej. G艂owa w warkocz spleciona, na g艂ow臋 latem kapelusz, w zimie czapka, szubki futrem lekkiem* podszyte z r臋kawami d艂ugiemi* przestronnemi*, jednakiego kroju dla ch艂opc贸w i dziewcz膮t. Tak dzieci noszono do lat 12- tu. Odt膮d strojono je takim krojem, jakiego za偶ywali ludzie, wed艂ug mody panuj膮cej.
Spodziewam si臋 za ten w ca艂o艣ci przytoczony opis wdzi臋czno艣ci od ciekawych matek, coby* rade wiedzie膰, jaka by艂a moda z przed 150 laty. Zmieni艂a si臋 ona wielce.
Tylko ch艂opskie dzieci chodz膮 w tatulinych* magierkach*, matulinej* zapasce i 艣lizgaj膮 si臋 w koszuli i boso na zamarz艂ych sadzawkach, po staremu. Za艣 bogatszy syn kmiecy nosi lejbik, barchanowa kamizelk臋 i spiczasta czapk臋 ze sztucznego lichego baranka. Za star膮 sukman臋 Piast贸w 偶yd handlarz da艂 mu cudacki str贸j, godny 艂obuza lub p臋dziwiatra, a nie obsiedzia艂ego na roli syna gospodarskiego. C贸偶 na to robi膰?
A teraz zobaczymy, jak wygl膮da艂y szko艂y.
Zaczynano uczy膰 dziecko od lat pi臋ciu, oddawano do szk贸l po sko艅czeniu siedmiu lat. W szkole parafialnej uczono ch艂opc贸w, dziewcz臋ta oddawano na nauk臋 niewiastom statecznym, kt贸re ich uczy艂y czyta膰, robi膰 po艅czoch臋 (dzierzga膰) i szy膰. Maj臋tniejsze dziewcz臋ta uczono niemieckiego i francuskiego j臋zyka, kt贸ry zaczyna艂 wchodzi膰 w mod臋. C贸rki wielkich pan贸w uczy艂y wszystkiego w domu ochmistrzynie, przytem* metrowie dawali lekcye* pisania i ta艅ca. Ch艂opc贸w w :szkole parafialnej uczono czyta膰 na elementarzu, oraz pocz膮tk贸w 艂aciny, na gramatyce, alwarze lub donacie. Katechizm, nauka religii by艂a najpierwsza pomi臋dzy innemi*.
Kar臋 za lenistwo stanowi艂y: niedawanie* je艣膰 obiadu, kl臋czenie i plagi. Instrumentem kary by艂y: placenta, rodzaj klapki na muchy, z grubej sk贸ry, w kilkoro zszytej, na trzonku osadzonej, kt贸ra za omy艂ki w czytaniu lub recytowaniu z pami臋ci bito w r臋k臋. Za nienauczenie* lekcyi* zadanej, swawole, lub przest臋pstwo praw szkolnych r贸zga brzozowa, albo dyscyplina rzemienna, u surowych nauczycieli ze sznurk贸w t臋go spleciona z 7 - miu lub 9 - ciu odnogami. R贸zg膮 lub dyscyplin膮 bito cia艂o, wedle przewinienia lub surowo艣ci nauczyciela, od 3 plag do 15. Na starszych ch艂opc贸w, wy偶ej siedmiu lat, u偶ywano ka艅czuga, ale bito nim przez spodnie, bo zbyt cia艂o kaleczy艂. Ale i przez ubranie dosy膰 b贸lu zadawa艂. Byli jednak偶e tak wytrzymali, twardego cia艂a, 偶e ka艅czug na go艂膮 sk贸r臋 wytrzymywali. Lecz przy tak twardem* ciele i umys艂 by艂 t臋py i ma艂e w naukach
post臋py.
Wobec klasy takich, co si臋 nieprzyzwoicie w izbie sprawowali, bito cholewami od but贸w i kar臋 te wymierzali koledzy. By艂a to kara niebol膮ca*, a wstydz膮ca, wyst臋pkowi zreszt膮 r贸wna. Przekrzesanych w szkole parafialnej oddawano do szk贸l publicznych
jezuickich lub pijarskich. kt贸re w miastach, gdzie si臋 znajdowa艂y, by艂y tak liczne, 偶e w niekt贸rych po 1,000 student贸w znajdowa艂o si臋. Mieszczanie, szlachta i panowie najwi臋ksi oddawali ch艂opc贸w do szk贸l, edukacya* i karno艣膰 dla wszystkich by艂y r贸wne, czy to panicz, czy ch艂op, mieszczanin lub chudopacho艂ek, czy szlachcic. Panicze zajmowali pierwsze 艂awki. kt贸ry si臋 nie uczy艂, szed艂 ad scamnum asinorum. U Jezuit贸w pierwsza klasa nazywa艂a si臋 infima i dzieli艂a si臋 na dwie: infima Minorum i Majorum - w jednej uczono zgadza膰 przymiotnik z rzeczownikiem (adjectivum cum substantivo) i casus nominum cum temporibus et modis verborum, w drugiej czyniono to偶 samo, tylko w sk艂adach trudniejszych; w pierwszej by艂y mniejsze, w drugiej starsze dzieci. U Pijar贸w tego stopnia szko艂a zwa艂a si臋 parva, uczono w niej tego samego, co u Jezuit贸w.
Po parwie sz艂a „gramatyka," od kt贸rej ta偶 sama u Jezuit贸w i Pijar贸w by艂a szk贸l gradulacya*: gramatyka, syntaktyka, poetyka, retoryka, filozofia i teologia. Do tej ostatniej dochodzili kszta艂c膮cy si臋 do stanu duchownego, reszta ko艅czy艂a na filozofii. Ta ostatnia dzieli艂a si臋 na: dyalektyk臋, fizyk臋, logik臋 i metafizyk臋. Dla niekt贸rych student贸w kilka godzin na tydzie艅 wyk艂adano matematyk臋.
W akademiach krakowskiej, wile艅skiej i zamojskiej, opr贸cz wy偶ej wymienionych nauk, wyk艂adano matematyk臋 i jej dzia艂y: astrologi臋, geografi臋, geometry臋*, kosmografi臋, do tego jurisprudency臋* i medycyn臋. Co si臋 tyczy filozofii, wyk艂adano j膮 wed艂ug zasad Arystotelesa lub 艢w. Tomasza. Zwolennicy pierwszych zwali si臋 paripetetycy*, -drudzy za艣 tomistami.
Oko艂o r. 1748 po raz pierwszy odwa偶yli si臋 Pijarzy wydrukowa膰 w kalendarzyku politycznym niekt贸re ust臋py z Kopernika, dowodz膮ce, 偶e si臋 ziemia obraca, a s艂o艅ce stoi.
Zrobi艂 si臋 gwa艂t podniesiony przez Jezuit贸w przeciwko Pijarom, agitacye*, wyzywanie na dysputy. Ci ostatni coraz nowy ust臋p wyrwawszy z Kopernika, Kartezyusza*, Newtona i Leibnitza, wykazali, 偶e wszystkie szko艂y przyj臋艂y neoteryzm*, czyli nauk臋 recentiorum, wed艂ug kt贸rej ziemia si臋 obraca ko艂o s艂o艅ca, nie s艂o艅ce ko艂o ziemi, „tak jak piecze艅 obraca si臋 ko艂o ognia, a nie ogie艅 ko艂o pieczeni.
Uczono ju偶 wtedy w szko艂ach nieco niemieckiego i francuskiego j臋zyka i arytmetyki, jako przedmiot贸w nieobowi膮zuj膮cych ka偶dego jak 艂acina, ale zostawionych do woli uczni贸w. 艁acina by艂a przedmiotem najwa偶niejszym, tak, 偶e profesor 藕le wyk艂adaj膮cy,
odbierali nagnane albo przenoszony by艂 do ni偶szych zaj臋膰.
Nauczyciele szk贸l wy偶szych, jako ksi臋偶a, zwali si臋 patrami*, ni偶szych - magistrami. Po za szko艂膮 udzielali korepetycyj* na stancyach* tak zwani dyrektorowie, zostaj膮cy na kondycyi*. Oni odprowadzali i przyprowadzali uczni贸w ze szko艂y i do szko艂y, chodzili na spacery i zabawy. Ojcowie im p艂acili za uczni贸w. Ubodzy ch艂opcy us艂ugiwali maj臋tniejszym, drobna szlachta mo偶niejszej braci i chodzili razem do szk贸l, cz臋sto panicz贸w przewy偶szaj膮c w nauce.
Zwyczaj ten ustal z chwila zalodzenia przez Pijar贸w konwiktu dla pani膮t. Za ich przyk艂adem wystawili taki偶 sam Jezuici. Reform臋 t臋 gani Kitowicz, o ile s艂usznie, s膮dzi膰 trudno, ma艂o znaj膮c 贸wczesne stosunki. Konwikta* mia艂y nadz贸r 艣cis艂y, przygotowywali
w domu z uczniami lekcye* sami profesorowie, do pos艂ugi u偶ywano p艂atne s艂ugi. Wedle 艁ukaszewicza, m艂odzie偶 w nich korzysta艂a bardzo du偶o.
Tak zwanymi "kalefaktorami" byli ch艂opcy s艂uszni po lat 20 i wi臋cej maj膮cy, kt贸rzy r膮bali drzewo i palili w piecu, oraz bili w sk贸r臋 za piecem, tych, co na to zas艂u偶yli. Dlatego za piecem, i偶 nieraz bitemu zdarza艂 przypadek ubli偶aj膮cy powadze nauczyciela
i szko艂y".
Kalefaktor po spe艂nieniu swych zaj臋膰 uczy艂 si臋 razem z innymi, p艂acili mu za pos艂ug臋 bogatsi, Jezuici dodawali grosza troch臋 do pensyi*, Pijarzy wikt z niedojadk贸w refektarzowych.
Kalefaktorzy, „jako ch艂opcy t臋pego umys艂u, nauczywszy si臋 czyta膰 i pisa膰, szli w 艣wiat szuka膰 zaj臋cia.
Przypominam sobie opisana przez Chod藕k臋 jak膮艣 szkolna awantur臋, w kt贸rej zawini艂 syn pana podstolego i staro艣cic. Rada szkolna, zwa偶ywszy wysokie stanowiska ojc贸w obwinionych, wsadzi艂a podstolica do kozy, staro艣cicowi da艂a napomnienie, a kaza艂a o膰wiczy膰 setnie „faustynk膮” kalefaktora za to, 偶e paniczom kie艂bas臋 do kozy przynosi艂.
Kowal zawini艂 a 艣lusarza powieszono!
Dla post臋pu w naukach, opr贸cz kary, u偶ywano innych 艣rodk贸w, starano si臋 obudzi膰 punkt honoru. Dzielono szkole na dwie polowy. Jedna by艂a pars romana, druga - pars graeca. Kt贸ra strona okaza艂a wiece w ci膮gu miesi膮ca pochwal (laudes), ta zostawa艂a rzymska - jako lepsza. Napisy rzymska i grecka umieszczone by艂y na 艣cianie sali na tablicach i na nich si臋 liczba laud贸w zapisywa艂a.
Dawano uczniom tytu艂y honorowe nast臋puj膮ce: dyktator, audytorowie, auditor auditorum, censor. Dyktator mia艂 艂awk臋 osobn膮, obok profesora. Gdy ca艂a szko艂a nie umia艂a na co odpowiedzie膰, lub zagadnienia rozwi膮za膰, a jeden z uczni贸w to uczyni艂, g艂os ca艂ej szko艂y z wiwatami mianowa艂 go dyktatorem.
Dyktator mia艂 osobn膮 艂awk臋, by艂 niezale偶nym od audytora i cenzora i m贸g艂 zarobione na swoj膮 stron臋 laudes ofiarowa膰 stronie rzymskiej lub greckiej. A 偶e otrzymywa艂 dziesi臋膰 razy tyle, co inni, wi臋c jego ofiara stanowi艂a o zwyci臋ztwie*. Zt膮d* podarunki,
jab艂ka, cukierki, scyzoryki i t. p. Nast臋pnie nikt nie m贸g艂 egzaminowa膰 dyktatora, tylko sam profesor, a je艣li go na lenistwie lub nieumiej臋tno艣ci przy艂apa艂, natychmiast degradowa艂 go ad scamnum asinorum. Ztamt膮d* mo偶na by艂o 艂atwo napowr贸t* na dyktatur臋 si臋 dosta膰, ale zawsze trudno na tej godno艣ci d艂ugo utrzyma膰 si臋.
„Imperatorowie" zajmowali w 艂awkach pierwsze miejsce, i paradowali na procesyach* z lask膮 przed ka偶d膮 szko艂膮. Bywali nimi pani臋ta, lub dzieci bogatych mieszczan. Ale trzeba si臋 by艂o dobrze uczy膰 i w post臋pkach nie by膰 p艂ochym.
Audytor i audytor auditorum by艂 taki, co si臋 nie藕le uczy艂. Przychodzi艂 on pierwszy do klasy i sluchal uczni贸w lekcyi*, aby poda膰 stopnie do zapisu imperatorowi. Sami za艣 wydawali lekcye* (pensa) przed audytorem audytor贸w, lub wsp贸艂koleg膮.
Cenzor czasem by艂 sekretny, czasem jawny wed艂ug woli profesora, ale cho膰 by艂 sekretny, czuli go przez sk贸r臋 studenci. Wybierano z chudeusz贸w statecznego, zazwyczaj zausznika. Ten notowa艂 r贸偶ne przewinienia student贸w koleg贸w i przy sobocie bywa艂
obrachunek. „Wisus bra艂 plagi. Jednak radzono sobie na to, wykupuj膮c z艂e noty od cenzora. Je艣li jednak by艂 on tajemnym i nie u偶ytym, przed wakacyami* musia艂 wynosi膰, bo trzepano mu sk贸r臋 bez mi艂osierdzia. A je艣li okaza艂o si臋, i偶 fa艂szywie oskar偶a, otrzymywa艂 poenam tolionis, t. j. wet za wet. Bra艂 w sk贸r臋 oskar偶yciel za fa艂szywie oskar偶onego. Wakacye* trwa艂y miesi膮c, od ko艅ca lipca do l - go wrze艣nia. Studenci rozje偶d偶ali si臋 do dom贸w rodzicielskich, nauczyciele zmieniali si臋 do innych kolIegi贸w*, lub nie zmieniaj膮c si臋, jak w akademiach, odpoczywali po pracy.
- - - - - - - - - - - - -
Zabawy studenckie.
Dwa dni w tygodniu bywa艂a rekreacya* we wtorki i czwartki. By艂 to czas od po艂udnia do wieczora wolny, przeznaczony na rozrywk臋, w lecie za艣 ca艂e dnie na rekreacy臋* dawano, z wyj膮tkiem gdy nazajutrz nast臋powa艂o 艣wi臋to, aby wiele czasu nie traci膰. Mimo to zadawano do nauki niewielkie pensa, kt贸rych zaniedbanie czyni艂o p艂aczliwe, pod batogiem lamentacye*. Wtedy wychodzono hurmem za miasto, kto chcia艂 m贸g艂 i w szczup艂em* k贸艂ku zabawi膰 si臋. Zabawami by艂y: gra w pi艂k臋 i walka na palcaty (kije, udaj膮ce szable do fechtowania).
Pi艂ka robi艂a si臋 z we艂ny lub paku艂, w 艣rodek k艂ad艂o si臋 chrz膮stk臋 rybi膮 lub ciel臋c膮, nast臋pnie obwijano sznurkiem i obszywano sk贸r膮. Grano w klasy, zbijank臋 i rzucano w g贸r臋 do 艂apania. Uczy艂o to trafno艣ci rzutu i zr臋czno艣ci. Pi艂k臋 bito kijem (palantem), aby lecia艂a daleko i wysoko. W palanta grywali profesorowie i dyrektorowie dla agitacyi*. W palcaty bywali mistrze* szermierki, nawet miedzy profesorami, tak u Jezuit贸w, jak i Pijar贸w. 殴le si臋 bij膮cy lub tch贸rz, by艂 celem 偶art贸w i po艣miewiska, W pi艂k臋 grywano i bito si臋 w palcaty nawet pomi臋dzy jedn膮 a drug膮 lekcy膮*, w murach szkolnych. Bywa艂y tak偶e deklamacye* z muzyk膮, dyalogi* i t. p. zabawy.
Aby m艂odzie偶 biegle uczy艂a si臋 艂aciny, nie wolno by艂o w domu, t. j. na stancyach* i w szkole, m贸wi膰 inaczej tylko po 艂acinie. W. tym celu by艂a tabliczka, z napisem nota lingua, kr膮偶y艂a ona ci膮gle mi臋dzy studentami, i gdy jeden drugiego na m贸wieniu po polsku z艂apa艂, wnet mu tabliczk臋 oddawa艂. Za to posiadaj膮cy tabliczk臋, je艣li by艂 ostatni, bra艂 plagi za wszystkich. Druga tabliczka by艂a za nieobyczajno艣膰, uchybienie etykiecie (gdy si臋 nie uk艂oni艂 ucze艅 starszemu, mia艂 ubranie poplamione, pierze w g艂owie i t p.).
Przed wakacyami* zadawano exercitum (膰wiczenie), od kt贸rego zrobienia zale偶a艂a promocya* do klasy wy偶szej. Ale z艂e nawet napisane 膰wiczenie pilnym uczniom w ci膮gu roku nie przeszkadza艂o, ale stanowi艂o niejako ostatni膮 piecz臋膰 dla leniuch贸w i t臋pych.
Spowied藕 by艂a co miesi膮c i baczno艣膰 o spe艂nianie artyku艂贸w wiary i moralnych przepis贸w wielka, i tego w szko艂ach pilnowano nale偶ycie.
* * *
Akademie mia艂y przywilej, 偶e je tylko szkolny s膮d sadzi艂. Przywilej ten przyw艂aszczy艂y sobie i szko艂y tak jezuickie, jak i pijarskie. Studenci nieraz nadu偶ywali tego przywileju. Wymierzali sobie sprawiedliwo艣膰 i cz臋sto za jakie wzgl臋dem nich przewinienie bili 偶yd贸w, 艂yczk贸w, napadali na ulicy lub w domach kamienicznik贸w i nieraz mo偶nych pan贸w wyci膮gali z karet i 膰wiczyli pot臋偶nie. Zwykle interwencya* ksi臋偶y przychodzi艂a z pomoc膮. Wypadali hurmem, otaczali napadni臋tego i perswazy膮* ch艂odzili nami臋tno艣ci malc贸w. Zwykle dzie艅 rekreacyi* i suty okup z 艂akoci wybawia艂y delikwenta od obicia grzbietu.
Bywa艂y r贸wnie偶 cz臋ste b贸jki pomi臋dzy szko艂ami Jezuit贸w i Pijar贸w. Nazywano si臋: „pijara psia wiara", albo „jezuita psie jelita". Je艣li profesorowie konwent贸w 偶yli z sob膮 w zgodzie, bywa艂 spok贸j, je艣li wadzili si臋, b贸jki by艂y cz臋ste, bez krwi rozlewu, ale guz贸w i bas贸w nie brak艂o. Za艣 je艣li kto szabl膮 zada艂 kres臋, umyka艂 z boja藕ni plag i odpowiedzialno艣ci.
* * *
Charakteryzuj膮c epok臋 August贸w, widzimy, 偶e nauka w szko艂ach wiele pozostawia艂a do 偶yczenia. Pocieszamy si臋 tem*, 偶e i dzi艣 rutyna poprawi艂a si臋 nie na bardzo lepsz膮, a cz臋sto gorsz膮. Szko艂om trudno wyj艣膰 z rubryki 艣redniowiecznych regestr贸w, a co si臋 tyczy zasady mens sana in corpore sano, o tem* przez d艂ugi czas szkolna zupe艂nie zapomnia艂a. Nie potrzebowa艂a reforma z czas贸w komisyi* edukacyjnej troszczy膰 si臋 o zdrowie, bo to zdrowie by艂o, ale o system naukowy wadliwy, o nauczanie dobre, jakiego w szko艂ach saskich czas贸w brak艂o. Jak si臋 do tego brano, za艣wiadczy praca ks. Antoniego Pop艂awskiego. Praca ta, w 1775 roku drukowana w Warszawie w drukarni J. K. Mci i Rzeczypospolitej w XX. Scholarum Piarum, nosi tytu艂: „O rozporz膮dzeniu i wydoskonaleniu edukacyi* obywatelskiej projekt prze艣wietnej komisyi* edukacyi* narodowej korony polskiej i W. X. Lit., w marcu 1774 roku podany".
Projekt 贸w podzielony jest na trzy cz臋艣ci. W pierwszej traktuje o edukacyi* i instrukcyi*, czyli sposobie kszta艂cenia umys艂u w og贸lno艣ci. W drugiej jak roz艂o偶y膰 te instrukcye* w szczeg贸lno艣ci, jak w niej 膰wiczy膰 m艂odzie偶. W trzeciej nakoniec* mowa jest
o edukacyi*, rodzicach i nauczycielach.
Przez edukacy臋* rozumie Pop艂awski ukszta艂cenie fizycznych i umys艂owych si艂 przyrodzonych dziecka, wedle praw przez natur臋 wskazanych.
„Z edukacyi* tyle tylko dla m艂odzie偶y i ca艂ej spo艂eczno艣ci obiecywa膰 sobie mo偶na rzetelnego po偶ytku, ile praktyka owej stosowa膰 b臋dzie do natury ludzkiej i dziecinnej. Przeciwna lub te偶 niepowabna naturze edukacya* nic nie doka偶e, a wi臋cej zepsuje;
uro艣nie z niej dziwol膮g tak straszny i odmienny, jak na czczej imaginacyi* oparte wychowanie by艂o oddalone od prawdy. Te wi臋c natur臋 najpierwej* uwa偶y膰* nale偶y i z jej roztrz膮艣nienia* wyci膮gn膮膰 prawdziwy wizerunek edukacyi*; i 偶eby ca艂a owa budowla stan臋艂a wed艂ug porz膮dnego abrysu*, jako sam abrys* by艂 uczyniony wedle gruntu".
Ex ungue leonem, z tych kilku zda艅 pozna膰 mo偶na, z jakim wychowawc膮 mamy do czynienia. C贸偶 si臋 tedy ma rozumie膰 prawdziwie przez edukacy臋*? Zrozumiejmy wprz贸d odpowiadanie, co to jest „dzieci臋", co w „dzieci臋ciu" cz艂owiek, co w tym偶e „cz艂owieku wsp贸艂obywatel", wedle u艂o偶enia natury. Z dw贸ch cz膮stek sk艂ada si臋 cz艂owiek, to jest z cia艂a i duszy. Ka偶da z tych cz膮stek ma swoje udzielne lisy, przymioty i w艂asno艣ci. Maja obydwie razem wsp贸lne potrzeby, roboty i sprawy, naturze stworzenia czu艂ego i dotkliwego, a przy tern rozumnego i wolnego przyzwoite.
Z takowych cz膮stek z艂o偶ony ka偶dy cz艂owiek, „nie tylko unika od swojej zguby i bole艣ci", ale oraz d膮偶y zawsze i szuka wsz臋dzie, jako najwi臋kszego szcz臋艣cia swego i tak dalece, i偶 wszystkie w nim pasye* i 偶膮dze, kt贸remi* si臋 najbardziej czu艂o艣膰 jego natury pokazuje, zaczynaj膮 si臋 i ko艅cz膮 na mi艂o艣ci dobra, na boja藕ni i nienawi艣ci z艂ego. Nie b臋d膮c za艣 oboj臋tnym, nie mo偶e inaczej dost膮pi膰 szcz臋艣liwo艣ci, tykaj膮cej siebie, tylko przez za偶ywanie przyzwoite danych sobie od natury si艂 duszy i cia艂a. Nie mo偶e zn贸w pomno偶y膰, jako najwi臋cej dobra swego, jedno przez 艣cis艂膮 spo艂eczno艣膰 z bra膰mi swymi.
"Ile tedy u偶yje i ile umia艂 b臋dzie u偶ywa膰 tych偶e w艂asnych si艂 i przymiot贸w, tyle b臋dzie szcz臋艣liwy, jak za艣 sobie post膮pi wzgl臋dem drugich, jak drudzy z nim obchodzi膰 si臋 b臋d膮, taka pomoc lub przeszkod臋 do osi膮gnienia jako najwi臋kszych po偶ytk贸w znajdzie w spo艂eczno艣ci".
Dziecko ma „sposobno艣膰" wgadania si艂ami przyrodzonemi*, u偶ycia ich trzeba je nauczy. W dzieci臋ciu trzeba formowa膰 jak najlepiej takowa sposobno艣膰 cia艂a i duszy, w miar臋 w艂adania owych偶e*, trzeba je wprawia膰 w takie 膰wiczenia, na艂ogi i sprawy, jakich
potrzebowa膰 b臋dzie. w ca艂em* 偶yciu dla swego najwi臋kszego uszcz臋艣liwienia, a do kt贸rych w艂o偶ywszy si臋 zm艂odu*, nigdy ich zupe艂nie nie odst膮pi.
Dzieci臋ciem rodzi si臋 cz艂owiek i od samego urodzenia zaczyna膰 si臋 ma dla niego takowa edukacyja*. Formowanie sposobno艣ci w u偶ywaniu si艂 cia艂a nazywam (m贸wi Pop艂awski) edukacy膮* fizyczn膮, sposobno艣膰 w u偶ywaniu sil duszy - edukacy膮 rozumu, albo
instrukcy膮*. Formowanie obyczaj贸w i spraw cz艂owieka osobliwie w spo艂eczno艣ci i do spo艂eczno艣ci s艂u偶膮cych, nazywam edukacy膮* moraln膮.
Rzecz przedstawiona poprostu*, zrozumiale, zwi臋藕le i jasno; nic nowego wi臋cej i dzi艣 powiedzie膰 nie mo偶emy.
Bior膮c jako zasad臋 „w zdrowem* ciele duch zdrowy”, utrzymuje autor, 偶e pierwej w dzieci臋ciu ukazuje si臋 cz艂owiek przez cia艂o, ani偶eli przez dusz臋, lub te偶 przez spraw swoich moralno艣膰. Do艣wiadczeniem cia艂a i zmys艂ami jego nabiera dzieci臋 znajomo艣ci
szczeg贸lnych rzeczy fizycznych, „a dopiero przy zbieraniu takowego do g艂owy magazynu rozk艂ada go u siebie, a rozk艂adaj膮c, bierze wszystko pod s膮d i uwag臋. Do艣wiadczeniem nakoniec* i robot膮 tego偶 cia艂a pr贸buje dzieci臋 na sobie porz膮dku fizycznego. Ten mu daje najwyra藕niejszy wz贸r wszelkich spraw moralnych; ten potwierdzi膰 go mo偶e przez w艂asne do艣wiadczenie w obowi膮zkach i skutkach tej偶e moralno艣ci”.
Do fizycznej edukacyi* nale偶y, jak si臋 obchodzi膰 z dzieckiem co do karmienia, spania i odzienia jego, jak cia艂o i temperament jego przyzwyczai膰 do zmian powietrza, jak potrzebom dogadza膰 bez wymys艂u i pieszczot najmniejszych.
Pr贸cz „zdrowia i czerstwosci", trzeba mie膰 wzgl膮d na „si艂臋 w cz艂onkach cia艂a i sposobno艣膰 we wszystkich poruszeniach. Niech偶e wolno b臋dzie dzieciom, czem* si臋 one najbardziej w wieku swoim raduj, chodzi膰, biega膰, ciska膰, d藕wiga膰 ci臋偶ary, na wysokie miejsca wst臋powa膰 i po nich si臋 utrzymywa膰. Ale do tego niech b臋d膮 miejsca bezpieczne i dobrze dobierane, niech b臋dzie doz贸r, a wolno艣膰 dawana z potrzebn膮 ostro偶no艣ci膮. Takowe 膰wiczenia cia艂a s膮 dzieciom potrzebne i w dalszem* 偶yciu. Przez nie cia艂o nabywa czerstwo艣ci, si艂y i sprawno艣ci. Cz艂owiek czyni si臋 odwa偶nym we wszystkich 偶ycia przygodach, pewniejszym ratowania siebie”.
呕e wi臋cej m艂odych ginie, t艂ucze si臋 i kaleczy, przez nienabycie* podobnych 膰wicze艅, ni藕li przez ich uczenie si臋, ka偶dy przyzna.
Natura da艂a wiekowi dziecinnemu osobliwsz膮 ruchliwo艣膰 i w tej ruchliwo艣ci nienasycone upodobanie. Nie trzeba wiec tej mistrzyni sprzeciwia膰 si臋 lub one poprawia膰.
I dzisiejsze zasady wychowawcze na nic si臋 innego nie zdob臋d膮. Mo偶e przyby膰 wiele szczeg贸艂贸w, zdobytych wiedz膮 i do艣wiadczeniem, ale zasada zostanie ta偶 sama. Da膰 dziecku jak najwi臋cej swobody, pobudza膰 jego samodzielno艣膰 do prac coraz nowych, coraz 艣mielszych, a strzedz* i 偶eby w tych pr贸bach co z艂ego sobie nie uczyni艂o.
Instrukcy臋* rozumu pojmuje Pop艂awski, „na poznawaniu prawdy i na dobrem 膰wiczeniu, a tem* samem* wydoskonaleniu wszystkich w艂adz duszy. Poznawa膰 prawd臋 jest to jedno, co zna膰 to co jest i jakie wzgl臋dem nas lub naszego zt膮d* dobra". Jest to nawet, o ile mo偶na dochodzi膰, „dlaczego takie jest, a nie inne", w rzeczach najprz贸d fizycznych i moralnych, potem i politycznych, a nast臋pnie metafizycznych.
Z pierwszych powiem wyci膮ga je rozum ludzki, a wyci膮gaj膮c, wystawia je sobie w jak najwi臋kszej og贸lno艣ci.
„膯wiczy膰 za艣 i doskonali膰 operacye* duszy”, nie jest niczem innem*, tylko przy nabywaniu prawdy „nabywa膰 mocy i si艂y dusznej", do pami臋tania, attencyi*, uwagi, 艂膮czenia jednego z drugiem*, oddzielania, wnoszenia, s膮dzenia i tym podobnych opera-
cyi*. Kt贸rych na艂ogi im wcze艣niej b臋d膮 nabywane, im lepiej i cz臋艣ciej kierowane, tem* „偶ywsza", tem* „dzielniejsza" uformuje si臋 dusza w cz艂owieku wzgl臋dem swoich czynno艣ci i sprawno艣ci.
Ksi膮zka i jej czytanie nie jest ca艂膮 nauk膮. Nie wszystko napisano, co wiedzie膰 potrzeba, ani wszystko czyta膰 mo偶na, co si臋 w ksi膮偶kach znajduje. Najwa偶niejsz膮 cz臋艣ci膮 nauki b臋dzie refleksya*, obserwacya* i medytacya* w艂asnego rozumu, ni偶 cudzego
szko艂a lub te偶 ksi膮zka.
Tak 膰wiczony i wprawiany rozum cz艂owieka nietylko* 艂atwiej nabywa膰 b臋dzie obszernej wiadomo艣ci, ale nawet, o co idzie najbardziej, b臋dzie czyni膮c u „siebie sk艂ad rzeczy (materya艂*), zna艂 si臋 na ich cenie" i jedno od drugich rozeznawa膰. Zgromadzaj膮c,
b臋dzie uk艂ada艂, uk艂adaj膮c b臋dzie czyni艂 „por贸wnanie mi臋dzy niemi*", r贸wnaj膮c b臋dzie je „stosowa艂 do siebie samego", stosuj膮c b臋dzie umia艂 obraca膰 i za偶ywa膰 na w艂asny po偶ytek. Nie „zatrudni go wielo艣膰", nie przy膰mi rozmaito艣膰, nie uwiedzie kszta艂t i poz贸r.
Wi臋cej umiej臋tno艣ci膮 ni偶 pami臋ci膮, wi臋cej „uwag膮 ni偶 imaginacy膮*", wi臋cej w艂asnym s膮dem, ni偶eli cudzem* zdaniem robi膰 b臋dzie.
Podziwia膰 nale偶y logik臋, prostot臋 i g艂臋bok膮 wiedz臋 psychologiczn膮 znakomitego pedagoga. I dalej m贸wi:
"Na nic si臋 nie przyda cz艂owiekowi sama poj臋tno艣膰 duszy, gdy ta nie b臋dzie nape艂niona wiadomo艣ci膮 rzeczy. Lecz ten nagromadzony "materya艂", do g艂owy sprowadzony, nie b臋dzie dla cz艂owieka zdatny i u偶yteczny, je艣li nie przejdzie przez wszystkie
operacye* poj臋tno艣ci. Nie b臋dzie znowu dobrze, wyrobiony, je偶eli si臋 „dusza nie wprawi" w jak najlepsze za偶ywanie si艂 swoich! I lubo wszyscy ludzie nie jednostajn膮 sposobno艣膰 na rozumie bior膮 od natury, przecie偶 jak twierdzi Quintylian: Totum cujusque plus cura, quam natura distat, i byle dobre 膰wiczenie przyst膮pi膰 mo偶e ka偶dy, wed艂ug si臋bie nat臋偶y膰 poj臋tno艣膰 swoj膮, cho膰 nier贸wna miara; ten pr臋dzej, 贸w p贸藕niej, ten latwiej, 贸w pracowiciej".
Taka instrukcya* rozumu wiele wymaga ostro偶no艣ci, osobliwie w dziecinnym wieku.
1. Dla dziecka wszystko jest nowem*, wszystko chce z „osobliwsz膮 ciekawo艣ci膮 poznawa膰 przez zmys艂y". Niech偶e mu tedy wolno b臋dzie czyni膰 takowe do艣wiadczenie; nie zabraniaj膮c bynajmniej, „aby, gdy co widzi, nie mia艂 oraz ile mo偶na pr贸bowa膰 tego wszystkiemi* pi臋ciu zmys艂ami". Z nich ka偶dy „innym coraz sposobem niesie do duszy jego poznanie wszelakiego stworzenia, i przez kt贸re udziela si臋 „nieprzestannie* widomemu 艣wiatu i 艣wiat jemu". A偶 do sze艣ciu lat mo偶e trwa膰 takowa zmys艂owa, a dla niego
wielce zabawna instrukcya* (kszta艂cenie) rozumu i w kt贸rej s艂u偶y膰 mu b臋d膮 „oczy, r臋ce, nogi za najpierwszych nauczyciel贸w*".
2. „Jak najcz臋艣ciej gada膰 trzeba do dzieci", 偶eby si臋 jak najpr臋dzej s艂贸w i m贸wienia nauczy艂y. Przez „s艂owa" bowiem, to jest przez najwygodniejsze „znaki" tak samych rzeczy, jako i wyobra偶enia onych na umy艣le, staje si臋 dusza wielow艂adn膮 pani膮” co do pami臋ci i uwagi swojej; 偶e niemi* jak chce obraca膰 i kierowa膰 mo偶e. Przez „m贸wienie"
za艣, t. j. przez „s艂贸w 艂膮czenie", nietylko* z poznanych rzeczy rozmaite czyni zwi膮zki i rozmaite formuje uk艂ady, a tern samem wprawia si臋 w coraz doskonalsze u偶ywanie si艂 swoich, ale nawet udzielaj膮c innym ludziom swe my艣li i ch臋ci, coraz ja艣niej o艣wieca
si臋, rozpatruje w my艣lach swoich, coraz wi臋cej podci膮ga pod swoja znajomo艣膰.
3. Pierwej dzieci臋 winno pozna膰 zmys艂ami rzecz sam膮, lub onej* podobie艅stwo, ni藕li si臋 nauczy s艂owa, kt贸re je wyra偶a. P贸藕niej mo偶na m贸wi膰 z niem* o rzeczy, kt贸ra ma, wed艂ug tego jak j膮 pojmowa膰 b臋dzie mog艂o, jak tycze膰* b臋dzie jego potrzeb, interes贸w, lub te偶 samej ciekawo艣ci. Trzeba naprowadza膰, aby dzieciak czyni艂 por贸wnanie jednej rzeczy z druga, szukaj膮c w nich r贸偶nicy lub podobie艅stwa. O ile rodzice i nauczyciele b臋d膮 umieli post臋powa膰 w tej pierwszej nauce przez zmys艂y i m贸wienie z dzie膰mi,
tak膮 t臋po艣膰 albo bystro艣膰 ich rozumu ujrz膮 w dalszym czasie.
4. Pierwej o ile mo偶na zmys艂y uczy膰 ni偶 na s艂owa, pierwej dzia艂a膰 na do艣wiadczenie ni偶 uwag臋. Pierwej „porz膮dek fizyczny" ni偶 moralny, wprz贸d moralny ni偶 metafizyczny, pierwej szczeg贸艂owe my艣li ni偶 og贸lne, pierwej pojedyncze ni偶 z艂膮czone.
Przed spekulacy膮* - praktyka, przed nauka 膰wiczenie i wyk艂ad, przed rozbieraniem na rozum regu艂 nauki wz贸r jej i przyk艂ady, przed definicy膮* og贸ln膮 dok艂adne opisanie i odmalowanie jakiej艣 rzeczy. Przed ca艂o艣ci膮 cz膮stki onej偶e*, przed przyczyn膮 skutki
w wyk艂adaniu by膰 powinny. Od 艂atwiejszych przyst臋powa膰 do trudniejszych, od bli偶szych oczom i do艣wiadczenia do dalszych, od potrzebnych do po偶ytecznych i mi艂ych, od pospolitych do rzadkich. Ni藕li si臋 zacznie wyk艂ada膰 jaka nauka, da膰 uczu膰 jej potrzeb臋, wznieci膰 pierwej ciekawo艣膰 i ochot臋, a wyk艂adaj膮c prawdy naukowe jasno, zrozumiale i zwi臋z艂o, pozostawia膰 co艣 dzieciom samym do szukania, u艂atwienia i zgadywania. Zt膮d* bowiem zaostrza膰 si臋 b臋dzie bystro艣膰, kszta艂ci膰 i nat臋偶a膰 uwaga i s膮d indywidualny, w艂asny.
I jeszcze nadewszystko* stara膰 si臋 potrzeba, aby s艂owo od my艣li, my艣l od rzeczy samej „dystyngowa艂y (wyr贸偶nia艂y si臋), aby na samem wyra偶eniu prawdy nie budowa艂y, aby tego za rzecz sam膮 nie bra艂y, co si臋 m贸wi o niej przez s艂owa wyra偶enia, a osobliwie
w tem偶e* wyra偶eniu przez figur臋 i podobie艅stwo (np. bu艂ka wielka jak 膰wier膰, cz艂owiek s艂odki jak mi贸d i t. p.).
Zt膮d* bowiem uros艂o mi臋dzy lud藕mi wiele szkodliwych i 艣miesznych opinij*, kt贸re p贸ty trwa膰 i miesza膰 si臋 b臋d膮 „p贸ki ich dobra gramatyka, a z ni膮 艣ci艣le zwi膮zana logika nie wyt臋pi膮. W nauce o moralno艣ci - dowodzi Pop艂awski 偶e ka偶de dziecko, bior膮c je od pocz膮tku 偶ycia, mo偶e by膰 艂atwo tak do dobrego, jak z艂ego skierowane. Nie rodzi si臋 z 偶adnym na艂ogiem, ale tylko ze sposobno艣ci膮 nabycia ka偶dego" (np. nie rodzi si臋 z艂odziejem lub pijakiem, pilnym lub nieukiem, ale mo偶e mie膰 sk艂onno艣膰 wrodzon膮, do jednej lub drugiej wady). Consuetudo est altera natura. „Nale偶y zawczasu wprawia膰 dziecko w na艂贸g dobrych spraw, przestrzegaj膮c jak najpilniej, aby si臋 do niczego z艂ego nie
przyzwyczaja艂o".
Niech rodzice nie m贸wi膮, chc膮c pokry膰 swoj膮 win臋 wzgl臋dem zaci膮gnionej* od dzieci臋cia wady jakiej, 偶e to jeszcze dzieci臋, 偶e to o ma艂膮 rzecz chodzi. „Ma艂a rzecz jest wprawdzie - jak powiedzia艂 Solon - kt贸r膮, trzeba poprawia膰, ale to nie wada, 偶e w zwyczaj i na艂贸g si臋 obraca".
Dziecko tak czyni, jak widzi, s膮dzi jak s艂yszy, ca艂a jego edukacya* nie jest co innego, jak tylko na艣ladowanie. Przyk艂ad wi臋c dobry i z dobrymi lud藕mi obcowanie", b臋dzie sposobem i wzorem do 偶ycia cnotliwego.
W dobrem utwierdzi, do z艂ego zrazi - „pochwala i nagana", lecz szafowa膰 ni膮 sprawiedliwie i miernie.
Usuwa膰 od dziecka nale偶y wszelkie „okazye* i zaczepki”, nie dra偶ni膰 go niczem*, aby nie porusza膰 nami臋tno艣ci, kt贸r膮 nale偶a艂oby p贸藕niej z trudem hamowa膰.
Trzeba, 偶eby dziecko „do艣wiadczy艂o", 偶e co jest moralnem*, to jest i dla niego po偶ytecznem*, pokaza膰 mu dobry i z艂y skutek na innych ludziach, nauczy膰 kocha膰 cnot臋, brzydzi膰 si臋 wyst臋pkiem. To wi臋cej znaczy, ni偶 moralne ksi膮zki i lekcya*, lub niewczesne
艂ajania i strofowania. Gdy dziecko, mimo wpojonych we艅 rozumnie zasad, napiera si臋 czego chciwie, nieroztropnie, a to najwi臋cej „niesprawiedliwie”, gdyby w tej mierze dopu艣ci艂o si臋 przest臋pstwa i upiera艂o si臋 przytem* z艂o艣liwie, wtenczas nale偶y „mocy u偶y膰 i si艂y".
Niech te „moc zniewalaj膮c膮" pozna zawczasu dzieci臋 wzgl臋dem siebie, bo to w ka偶dej „spo艂eczno艣ci porz膮dnej musi by膰", aby zahamowa膰 gwa艂ty i krzywdy. Niech jej doznaj膮c, pozna oraz, 偶e najmniejszego po偶ytku obiecywa膰 sobie nie mo偶e w towarzystwie, gdy nie wed艂ug „prawa w艂asnego i miary u偶ywania onego偶*, albo ustawy moralnej", ale jedynie wed艂ug w艂asnej chciwo艣ci i mocy chcia艂 z innym sobie post臋powa膰. Trzeba przyzwyczaja膰 dzieci臋 do zaj臋cia i pracy, uczy膰, 偶e musi zarabia膰 na siebie. Dobrze utrzymuj膮 Chi艅czycy, „i偶 gdzie w pa艅stwie jeden obywatel nie pracuje, tam drugi dlatego od g艂odu umiera, albo si臋 z biedy nie rodzi".
Edukacya* moralna zale偶y wprawdzie od rodzic贸w i wychowawc贸w, ale najwi臋cej od rz膮du kraju, kt贸ry sprawami obywateli kieruje, od jego polityki, kt贸ra jest w rzeczy samej panuj膮c膮 nauk膮 moraln膮 ca艂ego narodu".
P贸ty nauka moralno艣ci b臋dzie czczem* s艂owem, p贸ki „ustawy cywilne nie stan膮 si臋 jasnym przepisem i wyk艂adem wchodz膮cych mi臋dzy obywatelami samych zobop贸lnych* obowi膮zk贸w nieodmiennej sprawiedliwo艣ci i onych nieprzest臋pn膮 ekzekucy膮", p贸ki w „ustawach politycznych" nie b臋d膮 艣ci艣le pojednane interesa* kr贸l贸w z interesami poddanych, interesa* ka偶dego obywatela z interesami wszystkich jego spo艂ecznik贸w.
Dobra edukacya* cho膰 nie ludzi, to dzieci poprawi, i uczyni trwalszemi* przeciw zarazie publicznej.
Dobra edukacya* wyda jako s艂once wschodz膮ce powszechne 艣wiat艂o, wobec kt贸rego zgin膮 ciemno艣膰 i wyl臋g艂e 艣r贸d niej opinie. I nikt nie b臋dzie sprzeciwia艂 si臋 temu, aby zgotowa膰 sobie jak najlepszy stan polityczny.
* * * * *
M贸wi膮c o wakacyach*, autor uwa偶a je jako nieodzowny czas wypoczynku tak dla uczni贸w, jako nauczycieli. Radzi czas wakacyjny przed艂u偶y膰 do dw贸ch miesi臋cy, a pr贸cz tego da膰 po par臋 tygodni na 艣wi臋ta Bo偶ego Narodzenia i Wielkiejnocy. Wszelkie inne 艣wi臋ta w szko艂ach radzi przenie艣膰 na niedziel臋, aby niepotrzebnie czasu nie traci膰. 呕e dzieci na wakacyach* mog膮 si臋 psowa膰*, to wina rodzic贸w, nie dziatek. Zaj膮膰 mo偶na dzieci i po偶ytecznie i weso艂o. Niech si臋 wdr膮偶aj膮 do gospodarstwa, niech si臋 ucz膮 praktycznego 偶ycia i zaj臋膰. Obrachowuj膮c czas zaj臋膰 w szkole, na dwie godziny przed po艂udniem i dwie po po艂udniu, rachuje Pop艂awski, 偶e 700 godzin rocznie na kszta艂cenie umys艂u dziecinnego zupe艂nie wystarczy, je艣li je tylko pilnie a rozumnie spo偶ytkujemy. A pr贸cz tego zaj臋cie przygotowawcze na stancyach* i w domu. Czy偶 to nie dosy膰?! Czy偶
to nie dosy膰 dla 偶ywego umys艂u dziatek i usilnej pracy nauczycieli?
Nauka w szko艂ach winna i艣膰 pilnie i porz膮dnie, bo to jedynie wprawia dzieci do pracy i nauczy pilno艣ci i porz膮dku w 偶yciu i w spe艂nianiu obywatelskich obowi膮zk贸w. A potem odpoczynek.
Odsy艂am ciekawych do samego orygina艂u pracy ks. Antoniego Pop艂awskiego, skoro zechc膮 rozejrze膰 si臋 w szczeg贸艂ach podanego projektu. Zalety jego s膮 widoczne, chwali膰 ich nie potrzeba, bo w艂asn膮 tre艣ci膮 pokazuj膮, co i wiele warte. Bior膮c szczeg贸艂y do naszej pracy odnosz膮ce si臋, skre艣lili艣my nietylko* zapatrywanie autora wychowania fizycznego dotycz膮ce, ale tak偶e edukacyi* umys艂owej i moralnej. Wed艂ug bowiem naszych poj臋膰, s膮 to sprawy tak 艣ci艣le z sob膮 zwi膮zane, 偶e jednych od drugich oddziela膰 niepodobna. Co to m贸wi膰 o zdrowiu, gdy dziecko jest m臋czone nadmiern膮 prac膮, co m贸wi膰 o zdolno艣ciach umys艂owych, gdy ch艂opca lub dziewczyn臋 藕le karmi膮, pozbawiaj膮 ruchu, zabawy, 膰wicze艅 cielesnych, trzymaj膮 w dusznej szkolnej izbie, lokuj膮 w ciasnych
i 藕le wietrzonych sypialniach, s艂owem, obchodz膮 si臋 i hoduj膮 gorzej ni偶 inwentarz domowy, tak roboczy, jak dochodowy, i niszcz膮 wandalicznie* si艂y m艂ode, energi臋, zas贸b 偶ycia i zdrowia.
Co to m贸wi膰 o ciele i duszy, kiedy nie zwraca si臋 uwagi na z艂y przyk艂ad, na zara藕liwy szkodliwy na艂贸g, szerz膮cy si臋 jak zab贸jcza mikroba 艣r贸d m艂odzie偶y.
Co m贸wi膰, pytam raz jeszcze, o moralno艣ci zdrowia, wobec traktowania ucznia en canaille, strofowania grubemi* s艂owy, nietaktu, niesprawiedliwo艣ci prze艂o偶onych i wadliwego porz膮dku ustaw spo艂ecznych ra偶膮cym 艣wi臋c膮cych kontrastem w praktyce z tem* wszystkiem*, co etyka zaleca, co jako prawo swoje zasadnicze stanie wychowawcom i wychowywanym?
Tak膮偶 sam膮 jasno艣膰, praktyczno艣膰 i trze藕wo艣膰 wykazuje Pop艂awski w zdaniu o nauce 艂aciny. M贸wi, 偶e wszystkie nauki tak w szko艂ach parafialnych, jak i publicznych winny by膰 wyk艂adane w ojczystym j臋zyku. W tym samym j臋zyku maja by膰 pisane i ksi膮偶ki pocz膮tkowe. Regu艂y nawet 艂aci艅skiego j臋zyka po polsku wyk艂adane by膰 maj膮, 偶eby nie potrzebowa艂y t艂omacza* i t艂omaczenia*, 偶eby nauczanie nie by艂o ignotum per ignotum. W szko艂ach g艂贸wnych i uniwersytetach w j臋zyku 艂aci艅skim wyk艂ada膰 mo偶na teologie, prawo duchowne i gdyby to by艂o potrzebne i korzystne, medycyn臋. J臋zyk 艂aci艅ski potrzebny o tyle, aby dzie艂a w nim pisane czyta膰 mo偶na. Ka偶dy, poznawszy podstawy j臋zykowe, gdy mu tego b臋dzie potrzeba, 艂atwo si臋 j臋zyka 艂aci艅skiego wyuczy. Potrzebny on jest prawnikowi, publicy艣cie, badaczowi historyi*, potrzebny literatowi, aby pozna艂 skarby literatury klasycznej. J臋zyk 艂aci艅ski, jako j臋zyk umar艂y, nie si臋ga dalej w swej dla edukacyi* potrzebie, „nad rozumienie zamykaj膮cych si臋 w nim rzeczy".
Za艣 za podstaw臋 i g艂贸wny cel edukacyi* s艂u偶y膰 nie mo偶e, bo umy艣l st臋pi i zabije zdolno艣ci. Zt膮d* raz na zawsze powinny by膰 zniesione w szko艂ach kompozycie* 艂aci艅skie i nauka s艂owo w s艂owo, jako do niczego nie prowadz膮ce. To dobre dla papug, ale nie dla ludzi. Rem quoque provisam verba nun invita sequntur, jak s艂usznie m贸wi Horacy.
Kto m贸wi, 偶e przez takie uczenie pami臋膰 si臋 kszta艂ci, b艂膮dzi. Albo偶 zapami臋tywanie poznanych rzeczy nie jest 膰wiczeniem pami臋ci. Albo偶 attencya*, uwaga, wnioskowanie. 艂膮czenie i oddzielanie kombinacyi*, rozs膮dek i zdanie o czem*, mo偶e si臋 oby膰 bez
za偶ywania pami臋ci? Albo偶 膰wiczenie rozumu w poznaniu prawdy, doskonal膮c najprzedniejsze jego operacye*, nie jest tem* samem* 膰wiczeniem i nat臋偶eniem pami臋ci? Albo偶 nakoniec* rozumienie s艂贸w, t艂omaczenie* j臋zyka 艂aci艅skiego, porz膮dek lat, liczba przezwisk w historyi* i geografii nie stanie si臋 dostateczn膮 pami臋ci zabaw膮? Pod艂ug mnie, 艣miele to twierdzi膰 mog臋, 偶e b臋dzie dostateczne dziecinnej pami臋ci 膰wiczenie, kiedy rozum przez nauki, kiedy te偶 nauki przez jego operacye* przechodzi膰 b臋d膮. B臋dzie 艂atwa dla dzieci nauka, kiedy opr贸cz innych uprz膮tnionych* trudno艣ci nie p贸jdzie ona przez nieznajom膮 im 艂acin臋, kiedy nie b臋dzie zaczyna膰 si臋 i ko艅czy膰 na s艂owach. Nie b臋dzie tylu nieuk贸w po szko艂ach dla s艂ownej pami臋ci, tyle t艂umienia zdolno艣ci dziecinnych dla uchronienia si臋 solecyzm贸w*, dla nabycia konstrukcyi* 艂aci艅skiej, nie b臋dzie nakoniec* tyle straty i strachu dla dzieci, tyle 偶mudnej pracy dla nauczycieli, na lokucyach*, peryodach*, chryjach* i amplifikacyach* 艂aci艅skich.
Zdaje si臋, 偶e pod temi* s艂owami i dzi艣 rozumny pedagog, bez 偶adnych zastrze偶e艅, podpisa膰 si臋 mo偶e.
Ks. Pop艂awski ma na my艣li 艣wie偶y przyk艂ad podobnego nauczania w szko艂ach za czas贸w panowania Alwara. Znaj膮c dok艂adnie prace znakomitych wsp贸艂czesnych pedagog贸w francuskich, system wyk艂adu przez nich zalecany i w edukacyi* francuskiej przyj臋ty, poleca nauczycielom rozczytywanie si臋 w tych pracach, a komisyi* edukacyjnej do rozwag i oceny przedstawia podr臋czniki najlepsze, proponuj膮c wedle nich urz膮dzenie wyk艂ad贸w po szko艂ach wy偶szych i ni偶szych. Wysoce liberalne poj臋cia, panuj膮ce pod贸wczas w pedagogice francuskiej, wp艂yn臋艂y i na prac臋 naszej komisyi* edukacyjnej. Po zniesieniu zakonu Jezuit贸w utworzenie tej komisyi* by艂o najwi臋kszym prze艂omem, jakiemu uleg艂o wychowanie od czas贸w wprowadzenia chrze艣cija艅stwa. Przesz艂o one z r膮k duchowie艅stwa w r臋ce 艣wieckie, a cho膰 upa艅stwowienie wychowania znios艂o wa偶ny przywilej swobody nauczania, jednak zmiana j臋zyka wyk艂adowego z 艂aci艅skiego na polski narodowy uprzyst臋pni艂a o艣wiat臋 dla milion贸w. Reforma nastr臋cza艂a wiele pyta艅 i zagadnie艅, komu powierzy膰 kierunek: kr贸lowi, sejmowi, czy samodzielnemu gronu obywateli, jaki ma by膰 stosunek i wp艂yw na edukacy臋* duchowie艅stwa, czy pa艅stwo podejmuje si臋 wychowania tylko stanu szlacheckiego, czy ca艂ego narodu? Czy pa艅stwu odda膰 wszystkie zak艂ady wy偶sze, 艣rednie i ni偶sze, czy same tylko 艣rednie, czy obok wyobra藕ni
i uczucia, kszta艂ci膰 inne zaniedbane m臋zkie* zdolno艣ci umys艂u, a wiec uzupe艂ni膰 i zamieni膰 nauki klasyczne, przez nauki 艣cis艂e lub stosowane, czem* zast膮pi膰 nowicyaty* zgromadze艅 duchownych dla zape艂nienia sk艂adu nauczycielskiego i t. p. Projektodawc贸w by艂o wielu i to niepo艣lednich, jak Feliks Lojko, ks. Wyrwicz (projekt edukacyi* narodowej po zniesieniu Jezuit贸w w kwestyje* i repliki u艂o偶one).
Joachim Chreptowicz. Massalski, biskup wile艅ski. Za艂uski, biskup kijowski i inni.
Komissya przez ordynacye* z d. 21 lutego 1774 roku ustanowi艂a 3 akademie w Krakowie, Poznaniu i Wilnie; w Warszawie za艣 akademi臋 nauk i sztuk, „do kt贸rej szlachta, lepiej si臋 ucz膮c, ze szk贸l wojew贸dzkich przechodzi膰 b臋dzie i doskonali膰 si臋 do us艂ug
I departamentu cywilnego". Szk贸艂 wojew贸dzkich 26, po jednej na wojew贸dztwo, szk贸艂 powiatowych 52 po 2 na wojew贸dztwo, szk贸l parafialnych 2,500, po jednej na 10 wsi, rachuj膮c, 偶e by艂o 25,000 wsi w Koronie i Litwie. Komissya* na szkol臋 parafialn膮 przeznaczy艂a 100 floren贸w, na powiatow膮 2,000, na wojew贸dzka 45 tysi臋cy, na akademie 70,000, na uniwersytet 100,000. Razem tak偶e z innymi wydatkami etat wychowania wynosi膰 mia艂 1,950,000 rocznie. Nim do podobnego rozwoju przysz艂o, w lipcu 1776 r., t. j. w dwa lata p贸藕niej, komisya* mia艂a pod zarz膮dem 64 szko艂y. Pragn膮c zaopatrzy膰 si臋 w potrzebne wiadomo艣ci, Komisya* szuka艂a we Francyi*, jako w ognisku wszelkiego 艣wiat艂a, cz艂owieka, kt贸ryby przyszed艂 z rad膮 i pomoc膮. Z trzech stronnych zwolennik贸w Woltera, J. J. Rousseau i Quesnay'a, czyli tak zwanych „fizyokrat贸w*", trzymaj膮c si臋 zasady in medio veritas zapraszam Dupont'a na sekretarza do korespondencyi* zagranicznej.
Piotr Samuel Dupont de Nemours 1774 r.
Piotr Samuel Dupont de Nemours urodzi艂 si臋 w Pary偶u 14 grudnia 1739 r. Po odbyciu study贸w* lekarskich, filozoficznych i ekonomicznych wszed艂 w stosunki z Quesnay'em, Mirabeau i Turgotem, bra艂 udzia艂 w redakcyi* pism szko艂y fizyokrat贸w* (Journal de l'agriculture - Ephemerides des citoyen 1768 -1772) po zwini臋ciu za艣 ich przez ministeryum* Maupeau i Terray przyby艂 do Polski w 1774 roku.
Pogl膮dy Dupont'a s膮 zawarte w pismach, kt贸rych trzy odczyta艂 w d. 23 i 28 wrze艣nia, oraz 29 listopada - czwarte za艣 dor臋czone by艂o kr贸lowi Stanis艂awowi Augustowi pod tytu艂em Principes de l'education politique. W pismach tych odzywa si臋 Dupont do komisyi*, w kt贸rej obok kr贸la zasiadali Massalski, Zamoyski, Potocki, Chreptowicz, Su艂kowski i Poni艅ski.
„Najja艣niejszy Panie, Wasze Wysoko艣ci, Wasze Ekscellencyje*! Za艂o偶enie szk贸艂 parafialnych osobi艣cie Wam w oczach Europy nie przysporzy wiele pozornego blasku, lecz jest nader korzystnem* dla was i dla rzeczypospolitej: wytworzy bowiem nar贸d przemys艂owy, cnotliwy, kochaj膮cy ojczyzn臋, bitny, a jednak karny przy odwadze, kt贸ry w nas b臋dzie widzia艂 ojc贸w, a matk臋 w ojczy藕nie". Wspomina o braku fundusz贸w, a poniewa偶 na parafialn膮 szko艂臋 potrzeba by艂o dwa miliony, a fundusz贸w by艂o milion, radzi
po艂ow臋 drug膮 zebra膰 z ofiar duchowie艅stwa i szlachty. Z dziedzic贸w maja si臋 wedle 偶膮dania komisyi* tworzy膰 jej wsp贸艂pracownicy, proponowano nawet wybi膰 medal z napisem „Sp贸lnik komissyi* edukacyjnej" po jednej, a „Opiekun szk贸l” po drugiej stronie. Tam, gdzie dziedzic nie zechce sam za艂o偶y膰 szko艂y, za艂o偶y ja sama komisya*, celem upokorzenia zleg艂o obywatela. Dziedzic wtedy niema* nad szko艂膮 nadzoru i dzieci swoje musi razem posy艂a膰.
Dzieci maj膮 tylko jedn膮 godzin臋 lekcyi* zrana*, aby ich nie odrywa膰 od roboty w polu - a godzina ta wystarczy do nauki czytania, pisania, arytmetyki i miernictwa. Dupont przyrzeka u艂o偶y膰 ksi膮偶k臋 elementarn膮, jako przewodnik dla nauczyciela. Dzieci ucz膮c si臋 z niej, powiada, „wyjd膮 na syn贸w kochaj膮cych ojczyzn臋, do czego pobudka b臋dzie
im wdzi臋czno艣膰 i w艂asny interes”. Napisanie tej ksi膮偶ki odk艂ada do czasu, „gdy obce pa艅stwa dozwol膮 obywatelsk膮 dzia艂alno艣膰 rozwin膮膰".
Czas wolny, przeznaczony na „zabawy, w wychowaniu stanowi cz臋艣膰 najwa偶niejsz膮". Zabawy, kt贸remi* kieruje nauczyciel i dziedzic, maja na celu tak usposobi膰 cia艂o, izby to s艂u偶y艂o za narz臋dzie silnej duszy, a tym sposobem jeszcze wi臋ksz膮 nada艂o jej energi臋. Dalej zwraca uwag臋, te chc膮c w艂a艣ciwie u偶ytkowa膰 czas wolny od nauki, nie nale偶y spuszcza膰 z uwagi, 偶e szlachcic jest przeznaczony do s艂u偶by konnej, ch艂opi za艣 do pieszej. Wreszcie projektuje utworzenie seminary贸w*, kt贸rych wychowa艅cy mieliby prawo nauczania w kraju. Nauczyciel ma z dzie膰mi robi膰 膰wiczenia gimnastyczne, oraz uczy膰 praktycznego ogrodownictwa. Dupom k艂adzie wielki nacisk na wychowanie fizyczne, pragn膮c, aby uczniowie szk贸l wy偶szych, uczyli si臋 jazdy konnej i naznacza nagrod臋
dla obywatela, kt贸ry b臋dzie trzyma艂 nauczyciela konnej jazdy. Nagrod臋 tak膮 stanowi膰 ma medal z艂oty.
M贸wi tak偶e, aby sztuka wojskowa wyk艂adana te偶 obowi膮zkowo w szko艂ach by艂a, a zwa偶aj膮c na czasy - pragnie z ka偶dego ch艂opa zrobi膰 偶o艂nierza, a z szlachcica dow贸dc臋. Powo艂any na wy偶sze stanowisko do Francyi*, pozostawia na po偶egnanie ustaw臋 uniwersytecka. Chcia艂 wed艂ug niej wytworzy膰 najpierw nowy typ obywatela, nie po艣wi臋caj膮cego si臋 偶adnej specyalnosci*, a przecie偶 wykszta艂conego i po偶ytecznego. Na to przeznaczono nauki: geometry臋* wy偶sz膮, rachunek r贸偶niczkowy i ca艂kowy, fizyk臋 og贸ln膮 i do艣wiadczaln膮, chemi臋 stosowan膮 do minerologii*, rzemios艂, przemys艂u, do wyrobu szak艂a i porcelany, garbarstwa, tkactwa i t. p. S艂owem 偶膮da, aby klasy rz膮dz膮ce kszta艂cono na tle nauk 艣cis艂ych i stosowanych. My艣l to 艣mia艂a wobec sp贸艂czesnych Czartoryskich i Rzewuskich, upojonych literatur膮 klasyczn膮 francusk膮. Pomys艂 si臋ga艂 g艂臋boko. Dawne typy stawa艂y si臋 niemo偶liwe. Typ rycerski gin膮艂, zwyci臋偶ony z Pu艂awskimi pod murami Cz臋stochowy.
Inne typy nik艂y, rozpraszaj膮c si臋 po 艣wiecie szerokim. Wykwintny magnat przeradza艂 si臋 na tytu艂owanego szlachcica pod rz膮dem austryackim*, na dekorowanego dygnitarza - lub gas艂 w pyle zapomnienia, w dalekiej stronie - tumanem mg艂y owiany. Chodzi艂o o wytworzenie takich postaci, jak Staszyc, o wyrobienie obywatela stanu 艣redniego, nawyk艂ego do pracy jak lud rolny, wykszta艂ceniem gruntownem* r贸wnego klasie najwy偶szej. Tworzy r贸wnie偶 wydziel lekarski, filologiczny - sztuk pi臋knych z kursami rysunku, malarstwa, rze藕biarstwa i budownictwa i teologiczny, oddany wy艂膮cznie pod rozporz膮dzenie biskup贸w i wyj臋ty z pod zawiadywania akademii. Akademii polecone by膰 winno uk艂adanie ksi膮偶ek szkolnych i nadz贸r nad uniwersytetem.
Dopont pragn膮艂, aby przez wychowanie „dostarczy膰 obywatelom jak najwi臋kszej summy wiedzy w stosunkowo najkr贸tszym czasie".
W ksi膮偶ce swej Pogl膮d na wychowanie narodowe pragnie, aby nauk臋 rozpoczynano od pisania, nie od czytania - bo je艣li trafnie b臋dzie si臋 uczy膰 pisa膰, czytania oddzielnie uczy膰 nie b臋dzie potrzeba.
Oddal on „komisyi* edukacyjnej" bezinteresownie (bo pensyi* 偶adnej nie bra艂) wielkie us艂ugi i wdzi臋czno艣膰 i pami臋膰 tego zacnego, 艣wiat艂ego i prawego m臋偶a powinna
zosta膰 w sercu narodu.
Dlatego o nim wspomnie膰 uwa偶a艂em za 艣wi臋ty obowi膮zek.
Ksi膮偶臋 Adam Kazimierz Czartoryski.
Ks. Czartoryski Adam Kazimierz, starosta, genera艂 ziem podolskich, jedna z najznakomitszych postaci naszej przesz艂o艣ci, by艂 m臋偶em stanu, politykiem, wielkim patryot膮*, mecenasem sztuk, nauki krzewicielem, a tak偶e pisarzem pedagogicznym. Napisa艂
dwa utwory - katechizm dla kadet贸w i listy Do艣wiadczy艅skiego. Pierwszy z tych list贸w traktuje o wyje偶d偶aniu m艂odzie偶y za granic臋. Zatem radzi nie 艣pieszy膰 si臋 i nie wysy艂a膰 przed 24 rokiem, aby posiada艂 znaczny zapas wiadomo艣ci i pewne do艣wiadczenie 偶yciowe. W li艣cie drugim traktuje o wychowaniu dziewcz膮t, karci wsp贸艂czesne b艂臋dy, chce
widzie膰 w dziewcz臋tach nie lalki na popis chowane, aby je sprezentowa膰 na balach, ale przysz艂e matki i obywatelki. Gani powszechnie przyj臋t膮 zasad臋, 偶e wychowanie c贸rki nale偶y do matki. Pierwszem wychowaniem pocz膮tkowem* niech kieruje matka, dalszy
plan i wyb贸r metody nauczania nale偶y do ojca, o to on stara膰 si臋, o tem on my艣le膰 powinien, bo to jego 艣wi臋ty obywatelski obowi膮zek.
Ksi膮偶臋 Adam Jerzy Czartoryski 1803-1822.
Syn ks. Adama - Adam Jerzy - towarzysz ministra i kurator wile艅ski w ministeryum* o艣wiaty, pe艂ni艂 ten urz膮d od wst膮pienia na tron Cesarza Aleksandra I, kt贸rego przedtem* by艂 adjutantem* jako wielkiego ksi臋cia jeszcze. W 1822 uwolniony od obowi膮zk贸w kuratora, mieszka艂 w Pu艂awach, oddany sprawom ojczystego pi艣miennictwa. Nast臋pnie po 31 roku zamieszka艂 w Pary偶u, gdzie umar艂 1861 roku. W r臋kopisie "Uwagi nad sposobem tera藕niejszym uczenia po szko艂ach i nad odmianami, kt贸re we艅 zaprowadzi膰 nale偶y", dowodzi, dla kogo mianowicie potrzebnym jest ka偶dy stopie艅 szk贸艂 i ka偶da wyk艂adana w nich nauka.
呕膮da, aby 偶adnej ni偶szej szko艂y nie uwa偶a膰 za przygotowawcz膮, ale 偶eby ka偶da szko艂a ukszta艂ci膰 mog艂a uczni贸w, co na niej ogranicza edukacy臋* swoj膮 we wszystkiem*, co im jest potrzebne. Pragnie, aby nauczyciele zwa偶ali nietylko* na post臋py uczni贸w
najzdolniejszych, ale starali si臋 porz膮dnie i gruntownie kszta艂ci膰 艣rednio uzdolnionych, bo tych jest liczba najwi臋ksza.
Ks. Czartoryski zwraca szczeg贸lna uwag臋 na wady narodowe -"”Wady naszego narodu s膮: nieuwaga, brak zastanowienia, lekko艣膰, powierzchowno艣膰, pr贸偶no艣膰, wielkie o sobie rozumienie, ch臋膰 odmiany i nieograniczanie si臋. Te wady, kt贸re wielkie ci膮gn膮 niedogodno艣ci, tak dla serca, jako te偶 rozumu, opr贸cz ma艂ej liczby wyj膮tk贸w, b臋d膮 i s膮 przyczyn膮 mierno艣ci naszej od stu lat i nieszcz臋艣膰 prywatnych i publicznych. Nale偶y wi臋c one mie膰 na baczeniu, aby przeciw nim w pierwiastkowem* zaraz wychowaniu wa艂czy膰. Nauki, metoda i tera藕niejsze ksi臋gi szkolne zamiast zmniejszy膰, powi臋kszaj膮
wady. Nic tyle nie podsyca pr贸偶no艣ci i wi臋cej powierzchowno艣ci nie daje, jak s艂owa techniczne, definicye* i twierdzenia og贸lne, kiedy nie s膮 d艂ugiem* zastanowieniem si臋 zg艂臋bione i kiedy na szczeg贸艂owych wiadomo艣ciach nieoparte*".
Dlatego za najpo偶yteczniejsz膮 w nauczaniu uwa偶a艂 kurator wile艅ski metod臋 indukcyjn膮.
„T膮 drog膮 cz艂owiek wiadomo艣ci naby艂, t膮 naturalnie jego poj臋cia formuj膮 si臋, t膮 wiec i nauczanie i艣膰 powinno, aby wzmocni膰 i ukszta艂ci膰 poj臋cie umys艂owe. Zrazu tedy szczeg贸艂y uczniom niech b臋d膮 podane. W wy偶szych dopiero kursach i szko艂ach od og贸lnych poj臋膰 poczyna膰 nale偶y, gdzie ju偶 przygotowany rozum i ogarn膮膰 one i korzysta膰 z nich potrafi. Definicye*, poj臋cia i prawdy og贸lne, wetkane na pami臋膰 w umys艂 dziecinny, kt贸ry 偶adnej nie u偶y艂 pracy rozbioru, por贸wnania, ani szczeg贸艂owego zastanowienia si臋 do ich nabycia, por贸wna膰 mo偶na do bogactwa kiedy bez pracy, a zatem bez przygotowania na kogo niespodzianie spada. Nie zna ten jego warto艣ci, ani go nie umie u偶y膰".
Czartoryskiemu najbardziej le偶a艂y na sercu szko艂y parafialne i powiatowe i odpowiednie im swoja donios艂o艣ci膮 instytuty. O to stara艂 si臋, dzia艂a艂 w tym duchu i pisa艂. W projekcie przeobra偶enia gimnazyum* Krzemienieckiego na liceum, k艂adzie nacisk na dodatkowe przy niem* instytuty jako to szko艂a nauczycieli parafialnych, szko艂a mechanik贸w, organist贸w i t. p.
W odezwie do rz膮du uniwersytetu w 1817 roku 偶膮da艂 urz膮dzenia szk贸l parafialnych i powi臋kszenia ich liczby - 偶e to jest rzecz najwa偶niejsza, aby podnie艣膰 o艣wiat臋 tych klas spo艂ecznych, kt贸re by艂y i s膮 najwi臋cej zaniedbane. W ni偶szych szko艂ach nauki winny by膰 dawane praktycznie, w wy偶szych scientificznie*.
Czartoryski zni贸s艂 w szko艂ach kar臋 cielesn膮. Rektor akademii wile艅skiej Twardowski pisze co nast臋puje: „U偶ywanie kar cielesnych uwa偶am jako dow贸d s艂abo艣ci miejscowego dozoru. Mog膮 one rzuca膰 postrach, lecz w niczem si臋 nie przyczyni膮 do wykszta艂cenia moralnego m艂odzie偶y, a zdolne s膮 wygasi膰 szlachetne uczucia, potrzebna emulacye* i co gorsza, raz wprowadzone, bywaj膮 nadu偶ywane, a zt膮d* mn贸stwo gorszych skutk贸w rodz膮. Dlatego ten 艣rodek kary, zostaj膮cy w r臋ku os贸b nie艣wiadomych prowadzenia uczni贸w i porywczych, stanie si臋 niewyczerpanem* 藕r贸d艂em skarg i narzeka艅, obarczaj膮cych w艂adz臋 szkoln膮".
Nie postrachem kary utrzymywa膰 m艂odzie偶 przy pracy i porz膮dku by艂o my艣l膮 Czartoryskiego, lecz przyk艂adem i zach臋t膮.
Kurator zwr贸ci艂 uwag臋 na pocz膮tkowe wychowanie domowe. Bola艂a jego serce patryotyczne* 贸wczesna moda francuszczyzny i powierzanie edukacyi* domowej,
zw艂aszcza w domach zamo偶niejszych obcym awanturnikom i przyb艂臋dom.
Dlatego pragn膮艂 przygotowa膰 jak najwi臋ksz膮 liczb臋 nauczycieli prywatnych, poleci艂 o tem* pami臋ta膰 akademii, aby t膮 drog膮, gdy urz臋dowym sposobem nie mo偶na by艂o wp艂yn膮膰 na popraw臋 domowego wychowania. Maj膮c sprawozdanie wizytator贸w, i sam niejednokrotnie przekonawszy si臋 o stanie op艂akanym prywatnych pensyj* 偶e艅skich, postanowi艂 wybra膰 lub ustanowi膰 wyborowe pensye* 偶e艅skie w Wilnie i Krzemie艅cu i tam kszta艂ci膰 przysz艂e nauczycielki dla dom贸w wi臋cej i mniej zamo偶nych, aby t膮 drog膮 wyrugowa膰 cudzoziemki. Chcia艂 sieci膮 szk贸艂ek i szk贸艂 偶e艅skich pokry膰 kraj ca艂y, chcia艂, aby te szko艂y zwraca艂y baczn膮 uwag臋 na moralno艣膰, 偶eby nauka by艂a praktyczna i przydatna ku celom 偶ycia i przysz艂ym obowi膮zkom kobiety w rodzinie, spo艂ecze艅stwie i kraju. Takim duchem praktycznym i wysoce narodowym tchnie program nauk i sztuk, jakie w szko艂ach 偶e艅skich wyk艂adane by膰 maj膮.
Micha艂 呕migrodzki, z kt贸rego artyku艂u te szczeg贸艂y czerpiemy, tak streszcza dzia艂alno艣膰 ks. Adama: „Na pocz膮tku widzimy wcale nie艣wietny uniwersytet, wiele katedr osadzonych cudzoziemcami, zak艂ady pomocnicze albo z艂e, albo 偶adne. Na ko艅cu uniwersytet znany w ca艂ej Europie, liczba katedr powi臋kszona, wszystkie osadzono krajowcami, przezwanie uczniami tego偶 uniwersytetu, a wok贸艂 niego kilkana艣cie pomocniczych instytut贸w: seminarya*, kliniki, szk贸艂ki wzorowe. Na pocz膮tku ca艂y kraj 艣wieci nago艣ci膮 bez szko艂y, ledwie tu i owdzie okrytych kilka punkt贸w lu藕nych, bez zwi膮zku z sob膮. Na
ko艅cu kraj ca艂y pokryty sieci膮 szk贸艂ek parafialnych; te 艂膮cz膮 si臋 w centrach powiatowych, a ta drog膮 wi膮偶膮 z najwy偶szym instytutem naukowym w kraju, z uniwersytetem. Z tego serca tryska krew, daj膮ca byt i 偶ycie najdalszym naczyniom krwiono艣nym, a Czartoryski mi艂o艣ci kraju i rodzimego spo艂ecze艅stwa broni艂 od domieszki niezdrowych lub truj膮cych
organizm m臋t贸w, ogrzewa艂 j膮 i podsyca艂. Wszystko to by艂o dokonane w nadzwyczaj kr贸tkim okresie czasu. Od roku 1803 do 1812 by艂a to praca, przy kt贸rej z rozpaczy mog艂y opa艣膰 r臋ce. W ca艂ej Europie wojny rok za rokiem, nie艂atwo by艂o cudzoziemc贸w do kraju sprowadzi膰, lub m艂odzie偶 za granic臋 wys艂a膰. Zaledwie zespoli艂 si臋 jaki organizm przychodzi rok 1812, wszystko si臋 rozpada na w艂贸kna i na ca艂y rok robota wniwecz idzie. Tak by艂o z pocz膮tku, a po toku 1820 poczynaj膮 si臋 zawik艂ania wewn臋trzne i zn贸w niewiele mo偶na robi膰.
Tak wi臋c pracy spokojnej a cichej Czartoryski mia艂 zaledwie od 1816 do 1822 roku. Tak przeszed艂 w trudzie ci臋偶kim, po go艣ci艅cu o艣wiaty naszej m膮偶 prawy - co gor膮co kocha艂 kraj i pragn膮艂 dla niego 艣wiat艂a i dobra. Wszyscy, co z nim pracowali wsp贸lnie, wszyscy, co podw艂adni mu byli, zachowali w sercach cz臋艣膰 najwy偶sza dla jego serca, prawo艣ci charakteru i zas艂ug. Zachowa膰 j膮 tak偶e i nar贸d.
Tadeusz Czacki 1803 r.
Drugim cz艂owiekiem, kt贸ry w najtrudniejszych warunkach narodowego 偶ycia wzi膮艂 jako ni膰 przewodni膮 dzia艂ania, dewiz臋: „Nil desperandum", by艂 Tadeusz Czacki. M膮偶 ten, znany ju偶 z wielostronnej poprzedniej dzia艂alno艣ci spo艂ecznej, powo艂any zosta艂 przez Czartoryskiego w 1803 roku na wizytatora prowincyi* wo艂y艅skiej, podolskiej i kujawskiej.
Czacki, pracuj膮c dot膮d na innych polach, rozumia艂, 偶e puszcza si臋 na nieznana drog臋. Ale o偶ywiony dobremi* ch臋ciami i mi艂o艣ci膮 dla kraju, powiedzia艂: „Po偶yczam 艣rodk贸w od prostego rozs膮dku, a gdzie nie staje o艣wieconej wiadomo艣ci w艂asnej, tam chc臋 si臋 sam nauczy膰". I zabra艂 si臋 do pracy gorliwie, odebrawszy kr贸tka og贸lna instrukcy臋* z dopiskiem: „caetera activitati pozostawia si臋".
Jaka czeka艂a Czackiego praca, najlepszym dowodem jest pierwszy jego raport o skutkach wizytacyi*. „Szko艂y Zaborowskie - pisa艂 - sa sk艂adem g艂upstwa, a w艂odzimierskie przybytkiem n臋dzy. W pierwszem* miejscu gramatyka Kopczy艅skiego nie by艂a znana. W drugiem* nauczyciel niemieckiego j臋zyka nie rozumia艂 najprostszej mowy i wyzna艂, 偶e tylko w 偶yciu ca艂em* przez dwa uczy艂 si臋 miesi膮ce". Jest to wida膰 fakt powtarzaj膮cy si臋 w szkolnictwie, jako gor膮czka przepuszczaj膮ca, bo miewali艣my niedawno pedagog贸w, co byli wo藕nymi w biurach i stajennymi w pul艂kach konnicy, na s艂u偶bie u oficer贸w. „Nauka dziej贸w krajowych, nauka prawa przyrodzonego - pisze dalej Czacki - r贸wnie偶 jak logika, przez nierozumnych urz臋dnik贸w zosta艂y wywo艂ane”. Zdaje si臋! 偶e obecnie Czacki nietylko* o dw贸ch szko艂ach m贸g艂by to偶 samo napisa膰. W pami臋tnikach Karola Micowskiego, wydanych przez M. Grabowskiego w 1845 roku, czytamy:
„Konwikt pijarski (w Mi臋dzyrzecu) wygl膮da艂 jak kordegarda, a偶 ciemno od lulek w ustach 16 - toletnich* m艂odzie艅czyk贸w*, brz臋k, ha艂as, zabawy, gry, a to wszystko w godzinach przeznaczonych na spokojno艣膰 i nauk臋. Ten rz臋poli na skrzypcach, ten piszczy na dudzie, ten pokazuje jakie艣 pas do robienia w anglezie".
Czacki pragn膮艂 wytworzy膰 nauk臋 szkoln膮 zastosowan膮 po praktyki 偶ycia, uczyni膰 z niej 艣rodek do przysposobienia krajowi u偶ytecznych w ka偶dym fachu ludzi.
Chc膮c czyn w my艣l zamieni膰, uda艂 si臋 po rad臋 do znanego reformatora Szko艂y g艂贸wnej krakowskiej, Hugona Ko艂艂膮taja, i ten mu nie odm贸wi! pomocy.
Do roku 1805 Czacki przedstawia si臋 jako fundator - Ko艂艂膮taj jako rozumny prawodawca o艣wiecenia i po rozmowie Czackiego i Ko艂艂膮taja d. 7 wrze艣nia 1803 w Krzemie艅cu, postanowiono za艂o偶y膰 gimnazyum* wo艂y艅skie w tem* mie艣cie. Ko艂艂膮taj zaj膮艂 si臋
projektem urz膮dzenia szk贸艂 w trzech guberniach - Czacki zbieraniem fundusz贸w. W dniu 18 wrze艣nia mia艂 ju偶 zebrane liczne fundusze od Sanguszki, Czartoryskiego, Steckiego, Ili艅skiego i innych. Z艂o偶ono podatek, tak zwany poduszny*, nie od w艂o艣cian, lecz z czystej w艂a艣cicieli intraty pochodz膮cy na seminaryum* guwernantek. Od szlachty zwr贸ci艂 si臋 Czacki do duchowie艅stwa i przemawia艂 gor膮co w duchu szerzenia o艣wiaty.
Fundusze ros艂y. Sam Czacki robi艂 liczne ofiary; nawet swoj膮 pensy臋* wizytatorska, 1500 rs. wynosz膮c膮, na zakupno* ksi膮偶ek przeznaczy艂 i te ksi膮zki na po偶ytek gimnazyum* rozprzedawa艂.
Gor膮czkowa zaiste dzia艂alno艣膰 Czackiego w tak kr贸tkim czasie, bo zaledwie 10 lat wynosz膮cym, tyle zbudowa艂a, 偶e budzi podziw i szacunek dla tego zacnego obywatela. Nie szcz臋dzi艂 trudu, zabieg贸w, pracy, ofiar, aby sw贸j ukochany plan i pomys艂 w 偶ycie
wprowadzi膰.
Szko艂a Krzemieniecka, o kt贸rej 偶ywa pami臋膰 po dzi艣 dzie艅 zachowa艂a si臋 w narodzie naszym, tak zespoli艂a si臋 z imieniem Tadeusza Czackiego, ze samo wspomnienie o szkole jej tw贸rc臋 na my艣l przywodzi. Czacki pragn膮艂 m艂odzie偶 nietylko* uczy膰, ale i wychowywa膰. My艣l t臋 tak wa偶n膮 w pedagogice o wiele p贸藕niej rozwin膮艂 i wy艂o偶y艂 obszernie biskup Dupanloup w swem* dziele O Edukacyi*. Nauk臋 pojmowa艂 w praktycznym jej stosunku do 偶ycia i jego potrzeb. Wysoce dba艂 o zdrowie, rozw贸j fizyczny i zabawy uczni贸w. Zach臋ca艂 do brania udzia艂u w rozrywkach nauczycieli, i sam w zabawach uczni贸w uczestniczy艂. W szkole krzemienieckiej byli nauczyciele ta艅ca, jazdy konnej, fechtunku, muzyki, 艣piewu, gimnastyki, rysunk贸w. By艂 lekarz gimnazyalny* Sedelmajer,
by艂 kaznodzieja, ukochany przez uczni贸w ks. Prokop Krzywicki, Kapucyn, znany autor dziel religijnych, p贸藕niejszy (gwardyan*) prze艂o偶ony klasztoru w Lublinie, zmar艂y niedawno w Zakroczymiu, otoczony aureola cnoty wielkiej, zaparcia si臋 siebie i po艣wi臋cenia.
Zaznaczy膰 nale偶y, 偶e w szkole krzemienieckiej wyk艂ada艂 higien臋 dr Karol Kaczkowski w 1823 r.
Jedyny zarzut, jaki czyni膮 biografowie Czackiemu, to ten, 偶e pragn膮艂, aby Wo艂y艅 sta艂 si臋 ogniskiem o艣wiaty i og艂ady, 偶e mniej dba艂 o Ukrain臋 i Podole. Mo偶na mu wybaczy膰 ten ma艂y prowincyonalizm*. P. Chmielowski w Encyklopedyi* pedagogicznej po艣wieci艂 Czackiemu gruntownie i 藕r贸d艂owo napisan膮 ocen臋 jego spo艂ecznej i pedagogicznej pracy. Miedzy innemi* tak m贸wi:
„Gimnazyum* wo艂y艅skie ukocha艂 g艂臋bok膮 mi艂o艣ci膮 ojcowska, po艣wieci艂 dla niego wszystko: maj膮tek, zdrowie, si艂y umys艂owe, nauk臋 wielk膮, gorliwo艣膰 nadzwyczajn膮. Przy jego zak艂adaniu i gorliwem* rozszerzaniu rozwija艂 ca艂膮 przebieg艂o艣膰 serca i przenikliwo艣膰 rozumu, a偶eby dla niego pozyska膰 fundusze, zjedna膰 przychylno艣膰, wymusi膰 uznanie. W organizacyi* sam wchodzi艂 w najdrobniejsze szczeg贸艂y, staraj膮c si臋 o to, czego wymaga艂 post臋p nauki i potrzeba kraju, a zarazem wszystko to, czem* ognisko domowe
uczucia ku sobie poci膮ga. Chcia艂, aby gimnazyum* jego spe艂ni艂o jak najlepiej podw贸jne zadanie, stawiane przez pedagogik臋 wychowania i nauczania, zadanie, kt贸re w nowszych czasach rzadko urzeczywistnionem* zosta艂o. Chcia艂, aby wychowaniec tego gimnazyum* m贸g艂 sta膰 cnotliwym, 艣wiat艂ym i u偶ytecznym krajowi obywatelem, a zarazem cz艂owiekiem towarzyskim; chcia艂, aby wychowaniec ten, w szkole, nietylko* uczy艂 si臋, ale i bawi艂, aby si臋 nie czu艂 jednostk膮 tylko w tem* wielkiem* zbiorowisku, ale cz艂onkiem jego mog膮cym liczy膰 na przyja藕艅, poparcie i pomoc tak, 偶eby we wspomnieniach swoich z taka niemal t臋sknot膮 zwraca艂 si臋, z jak膮 zwracamy si臋 do wspomnie艅 m艂odo艣ci z rodzicielskiego domu".
Dzia艂alno艣膰 publiczn膮 Czackiego pi臋knie scharakteryzowa艂 ks. Adam Czartoryski: „Pa艂a艂a w nim - m贸wi艂 ks. kurator, rozdaj膮c medale celuj膮cym uczniom liceum krzemienieckiego I lipca 1818 roku - pa艂a艂a w nim jak w m臋偶ach staro偶ytnych czysta mi艂o艣膰 ojczyzny, cnoty i chwa艂y; r贸wnie mia艂 wstr臋t do nizkich* powod贸w egoizmu, lecz w swej wynios艂ej niewinno艣ci, wielu jego skrytych i szpetniejszych nie pojmowa艂 nawet kszta艂t贸w. Od pierwszej m艂odo艣ci ka偶dy rok 偶ycia Czackiego odznaczony by艂 dzie艂em lub prac膮 u偶yteczn膮. Wewn臋trzna, moralna jaka艣 si艂a niezwalczona bez przerwy nagli艂a go do pi臋knych czyn贸w, do po艣wiecenia si臋 to przyjacio艂om, to cierpi膮cym, to ojczy藕nie swojej, to dobru ludzko艣ci i przysz艂ych pokole艅, a sobie radzi膰, sw贸j tylko piel臋gnowa膰 interes
nie by艂o w jego mocy".
- - - - -
ROZDZIA艁 IV.
J臋drzej 艢niadecki i jego dzie艂o o fizycznem* wychowaniu dzieci.
艢r贸d takich warunk贸w i takiego otoczenia wzrasta艂 i kszta艂ci艂 si臋 m艂odzian, co zab艂ysn膮膰 mia艂 jako gwiazda pierwszorz臋dnej wielko艣ci i blasku na niebie nauki specyalnej* i pi艣miennictwa krajowego. M艂odzie艅cem tym by艂 J臋drzej 艢niadecki. Uposa偶ony bogato od natury, zdolny, starannie i uczciwie w domu rodzicielskim wychowany, mia艂 jako opiekuna, kierownika i doradc臋, starszego brata Jana, chlub臋 kraju, m臋偶a wiedzy wielkiej, znakomitego matematyka, filozofa, publicyst臋 i pedagoga. Jego to starszego brata,
Jana rozumowi zawdzi臋cza膰 nale偶y, 偶e J臋drzej 艢niadecki poszed艂 drog膮, jak膮 mu wskaza艂 zdrowy instynkt i wrodzone zdolno艣ci i ch臋ci. Urodzony dnia 30 listopada 1768 roku w Wielkopolsce we wsi w艂asnej pod miastem 呕ninem w powiecie Kcy艅skim, pocz膮tkowe nauki pobiera艂 w szk贸艂ce w miasteczku Trzemesznie. Po 艣mierci ojca, pod opiek臋 starszego brata Jana, uda艂 si臋 do Krakowa i wszed艂 do miejscowego gimnazyum*. Jako pierwszy najzdolniejszy ucze艅, w 1787 stan膮艂 na czele wszystkiej m艂odzie偶y szkolnej wobec przyby艂ego na popis kr贸la Stanis艂awa Augusta i w imieniu szko艂y powita艂 go stosown膮 mow膮.
Kr贸l, uj臋ty wdzi臋czn膮, postaci膮 m艂odzie艅ca, sam mu wr臋czy艂 z艂oty medal z napisem „Diligentiae", a chc膮c tem* wi臋ksz膮 nada膰 wobec publiczno艣ci warto艣膰 nagrodzie, poda艂 艢niadeckiemu order 艣wi臋tego Stanis艂awa, przeznaczony dla rektora akademii, Oraczewskiego, z temi* s艂owy: „Nie mog臋 tu nikogo znale藕膰 godniejszego, ani w艂a艣ciwszego zrobi膰 wyboru, jak w twojej osobie, zacny m艂odzie艅cze, do uznania za po艣rednictwem zas艂u偶onego ucznia zas艂ug naczelnika edukacyi* publicznej”. Zaszczycony J臋drzej
tak chlubnem* odznaczeniem, w艂o偶y艂 publicznie znaki nowej dostojno艣ci na rektora. Ju偶 w m艂odo艣ci tak wyr贸偶niony J臋drzej, chcia艂 za przyk艂adem brata po艣wi臋ci膰 si臋 matematyce i zosta膰 in偶ynierem w s艂u偶bie cudzoziemskiej. Do tego jeszcze w pi膮tej klasie b臋d膮cego namawia艂 jaki艣 in偶ynier pruski, obecny na popisie szkolnym, tak go natenczas uderzy艂y wybitne 艢niadeckiego zdolno艣ci i nad wiek trafne odpowiedzi, osobliwie w nauce geometryi*.
Jan 艢niadecki podczas pobytu swego za granic膮 chcia艂 wyjedna膰 dla brata miejsce w szkole wojskowej francuskiej. Lecz wr贸ciwszy do Krakowa, zdziwi艂 si臋 niepoma艂u*, gdy znalaz艂 w mieszkaniu swem* szkielet ludzki, a brata rozmy艣laj膮cego nad nim przy studyach* anatomicznych. Margrabina Wielopolska i prof. uniwersytetu krakowskiego, Ja艣kiewicz, wp艂yn臋li, jako wielce 偶yczliwi 艢niadeckim, aby J臋drzej studyowa艂* medycyn臋, a znakomite wyk艂ady anatomii 贸wczesnego prof. uniwersytetu, Szostera, ca艂kowicie zniewoli艂y umy艣l przysz艂ego znakomitego uczonego do zmiany pocz膮tkowo obranego zawodu. Tej szcz臋艣liwej okoliczno艣ci zawdzi臋czamy „Pocz膮tki chemii", „Teorye* jestestw organicznych" i „O fizycznem* wychowaniu dzieci". - Trzy dzie艂a i wiele innych naukowych i spo艂ecznych prac 艢niadeckiego, zbogaci艂y skarbiec narodowego pi艣miennictwa.
J臋drzej 艢niadecki to umys艂 niepospolity, to badacz, obserwator i uczony, to 艣wietny popularyzator nauki, g艂臋boki my艣liciel, wyborny pedagog, literat, pierwszej wody, mistrz we w艂adaniu j臋zykiem ojczystym, talent wszechstronny, zawsze pot臋偶ny a wielki. Czy jako autor dzie艂a „O pocz膮tkach chemii", - czy jako wyk艂adaj膮cy te nauk臋, czyni艂 i jedno i drugie z tak wielkim talentem, 偶e gromadzi艂 do sali uniwersyteckiej nietylko* student贸w wile艅skich, ale szerokie ko艂a publiczno艣ci, pragn膮cej pos艂ysze膰 zasady wiedzy specyalnej* z tak wymownych ust, z tak pot臋偶nego i jasnego umys艂u. W „Teoryi jestestw organicznych", drugi po s艂ynnym Nowopolskim, lekarzu z czas贸w Zygmuntowskich, rozs艂awi艂 imi臋 polskie w naukowym 艣wiecie, stworzy艂 wedle najnowszych zasad i teoryi* wiedzy wsp贸艂czesnej nauk臋 o 偶yciu, wyko艅czon膮, uj臋t膮 w rozumny system, wy艂o偶on膮 jasno
i przyst臋pnie dla wszystkich, jak ka偶da prawda, co jest jasn膮, zrozumia艂膮 i prost膮.
By艂 to Claude-Bernard polski, tylko z w艂a艣ciwym naszej naturze polotem, 艂膮cz膮cy przenikliwo艣膰 i bystro艣膰 geniuszu z wielkiem* sercem i wielka mi艂o艣ci膮 dla kraju.
Te cechy widniej膮 w dziele „O fizycznem* wychowaniu dzieci"; Znakomity naturalista-filozof, bieg艂y nad miar臋 lekarz-praktyk, psycholog-pedagog, a przedewszystkiem* obywatel kraju, w karty tej ksi膮偶ki w艂o偶y艂 owoc szerokiej wiedzy, owoc d艂ugich do艣wiadcze艅 i rozmy艣la艅 nad narodem, dla kt贸rego pisa艂 te karty serdeczn膮 krwi膮, pragn膮c o艣wieci膰 go, odrodzi膰, uzacni膰.
艢niadecki nie oddziela wychowania fizycznego od moralnego, podzia艂 taki nazywa nonsensem. Cz艂owiek bowiem nie jest ani machin膮, ani czystym duchem, nie 偶yje na pustyni sam jeden dla siebie tylko, ale 艣r贸d spo艂ecze艅stwa i dla spo艂ecze艅stwa. Ka偶de
wi臋c wychowanie winno by膰 kszta艂ceniem tak cia艂a, jako umys艂u i uczu膰. „Ten bowiem tylko z obu wzgl臋d贸w doskona艂ym nazwa膰 si臋 mo偶e, kto w czerstwem* i kszta艂tnem* ciele czyste nosi serce i niepokalan膮 ma dusz臋, kto ma zdolno艣ci spo艂ecze艅stwu, w kt贸rem* 偶yje, przydatne".
I m贸wi dalej: „Cz艂owiek opr贸cz tego nie jest to na jedn膮 i zawsze t臋 sam膮 form臋 odlany posag, ale jestestwo, kt贸re si臋 nieograniczenie odmienia. Natura albowiem w rozmaito艣ci si臋 kocha; w niej wydaje swoj膮 moc, m膮dro艣膰 i wielko艣膰, a okrywszy rodzajem ludzkim cala ziemi powierzchnie, niesko艅czenie si臋 w tym rodzaju odmienia, rozmaici, stroi i przekszta艂ca. Nie jeden wi臋c, ale ma wiele doskona艂o艣ci wzor贸w, kt贸rych my obj膮膰 nawet wszystkich nie mo偶emy. Bo 艣ci艣le m贸wi膮c, ka偶dy cz艂owiek mo偶e by膰 doskona艂ym sam w sobie i swoim sposobem, i mo偶e by膰 doskona艂ym dla siebie lub spo艂eczno艣ci, w kt贸rej si臋 rodzi. Wszystko bowiem do towarzyskich odnosz膮c widok贸w, musimy mie膰 za cz艂owieka najdoskonalszego tego, z kt贸rego spo艂eczno艣膰 najwi臋cej korzysta. „Ka偶de zatem spo艂ecze艅stwo powinno hodowa膰 i uk艂ada膰 ludzi pod艂ug swoich potrzeb i celu, do kt贸rego d膮偶y; a zatem powinno wychowanie m艂odzie偶y opisa膰 prawami".
Ludy staro偶ytne i prawdziwi m臋drcy ich prawodawcy „na to mieli najwi臋ksz膮 uwag臋, a wychowanie samo zajmowa艂o najznaczniejsz膮 cz臋艣膰 ich ustaw". Dlatego te偶 w staro偶ytnej tylko historyi* widzimy narody i narodowo艣ci prawdziwe. „Teraz za艣 mamy wiele pa艅stw, ale ma艂o narod贸w".
Ale cz艂owiek nie tworzy si臋 pod艂ug u艂o偶onego wprz贸d planu, ale si臋 rodzi, mistrz przeto musi wykszta艂ci膰 takiego, jakiego z r膮k przyrodzenia odbiera. Musi przeto pozna膰 贸w surowy materya艂*, t臋 pierwsz膮 osnow臋 cz艂owieka, z kt贸rej ma powsta膰 dzie艂o jego sztuki; tak jak rolnik powinien zna膰 ziemi臋, kt贸r膮 ma uprawia膰; tak jak snycerz martwy g艂az", kt贸ry ma obrobi膰.
Jakkolwiek nie mo偶na oddzieli膰 wychowania fizycznego od umys艂owego i moralnego, bo cz艂owiek, 偶yj膮c mi臋dzy lud藕mi, kszta艂ci si臋 r贸wnomiernie w r贸偶nych kierunkach, jednak mo偶na dla 艂atwiejszego zrozumienia rzeczy pojmowa膰 te dzia艂y wychowania osobno. ”Wychowanie fizyczne", inaczej wychowanie „lekarskie", jest nauk膮, jak nale偶y hodowa膰 dzieci臋, a偶eby, ile by膰 mo偶e, najlepiej wykszta艂ci膰 jego cia艂o, wydoby膰, rozwin膮膰, uprawi膰 i wydoskonali膰 jego si艂y i w艂adze cielesne, utwierdzi膰 i zabezpieczy膰
zdrowie.
„Hodowa膰 wiec dzieci臋 we wzgl臋dzie fizycznym, albo lekarskim, jest to je tak piel臋gnowa膰 i tak prowadzi膰, a偶eby nietylko* 偶ycie i zdrowie od wszelkiego uchroni膰 szwanku, ale nadto w艂a艣nie to zdrowie tak zabezpieczy膰 i utwierdzi膰, aby przez to dobry byt i szcz臋艣cie cz艂owieka na ca艂e 偶ycie zapewni膰.
Bo znaj膮c 偶ycie, jego prace, zawody i troski, musimy zgodzi膰 si臋 na to, i偶 ca艂e szcz臋艣cie jest w mocnem* zdrowiu, zdrowiu takiem*, kt贸reby brzemi臋 cierpie艅, dolegliwo艣ci i trosk ud藕wign膮膰 i znie艣膰 bez uszczerbku mog艂o; kt贸reby ca艂y ogrom walki z nami臋tno艣ciami podobnych sobie jestestw wytrzyma膰 potrafi艂o do ko艅ca.
Ten jest wychowany najlepiej, kto najlepiej umie znosi膰 losy pomy艣lne i przeciwne - powiedzia艂 J. J. Rousseau.
Patrz膮c na wychowanie ca艂ych pokole艅 i lud贸w prawami opisane i wykonywane przez wiele wiek贸w, najpewniejsze z tej obserwacyi* i rozbioru mo偶na wyci膮gn膮膰 wnioski i u艂o偶y膰 prawid艂o. Historya* jest pod tym wzgl臋dem mistrzyni膮 pedagogiki.
„Dobre wychowanie jest maj膮tkiem, kt贸ry chyba z 偶yciem utraci膰 mo偶na". Pilne staranie o zdrowie m艂odzie偶y tem* wi臋kszej wymaga baczno艣ci, 偶e wiek ten bez do艣wiadczenia, nawet przy zaczynaj膮cej si臋 uwadze, „sk艂onny jest tem* zdrowiem hojnie
szafowa膰". Wtenczas albowiem dopiero mamy szacunek zdrowia, gdy艣my je ju偶 stracili: a natenczas 艂atwo wpadamy w b艂膮d przeciwny, „zap臋dzaj膮c si臋 zbytecznie za jego odzyskaniem; do czego je艣li si臋 przy艂膮czy s艂abo艣膰 umys艂u, stajemy si臋 na ca艂e 偶ycie niewolnikami lekarzy lub oszust贸w".
Jaka偶 wielka prawda mie艣ci si臋 w tych s艂owach! Ilu偶 to hypochondryk贸w* lub histeryczek zape艂nia poczekalnie lekarskie. Ile si臋 marnuje pieni臋dzy na lekarstwa, na wyjazdy do w贸d za granice, na ca艂y szereg niepotrzebnych wydatk贸w, kt贸re stokro膰 po偶yteczniej obr贸conemi* by膰by* mog艂y na korzy艣膰 spo艂eczn膮, rodzinn膮 lub osobist膮. Jak uczciwym i rozumnym musi by膰 lekarz, aby takiego osobnika nie przemieni膰 w zjadacza potraw 艂aci艅skiej kuchni, lub wiecznego tu艂acza po wszelakich zak艂adach leczniczych i badach*. Jak 艂atwo ze wzgl臋du na korzy艣膰 materyaln膮* sta膰 si臋 wyzyskiwaczem, 艂upi膮cym sk贸r臋 z dekadenta lub zwyrodnionej* fizycznie i umys艂owo istoty, kt贸rej ca艂a tre艣膰 偶ycia uton臋艂a w 艂zach, nerwach, kaprysach, pr贸偶niactwie i tak s艂usznie przez humoryst贸w nazwanej mania curaciosa.
A nieoceniony mistrz J臋drzej rozumuje dalej: „Nie wiem czy to poczyta膰 za szcz臋艣cie, 偶e w takim 偶yjemy wieku, gdzie si臋 jedynie kszta艂ceniem umys艂u zaj臋to, bez najmniejszej uwagi na wychowanie fizyczne, bez wzgl臋du na si艂y i zdrowie cz艂owieka. Dlatego dzi艣 mianowicie w wy偶szych towarzystwa klasach ma艂o mamy ludzi, bo to, co tam
natrafiamy, s膮 po wi臋kszej cz臋艣ci umys艂owe mary albo rozumuj膮ce cienie". Zdaje si臋 jakoby艣my rzetelny 艣wiat mieli za nic, i tworzyli sobie jeszcze na ziemi jaki艣 gatunek 偶ycia dusznego, przez co ani tego nie dost臋pujemy, ani u偶ywamy tamtego. Pragn膮c utworzy膰 sobie raj umys艂owy, odkopujemy 藕r贸d艂o niedo艂臋偶no艣ci, udr臋czenia, tysi膮cznych cierpie艅 cielesnych i tworzymy sobie na ziemi rzetelny czy艣ciec, je艣li nie piek艂o".
Wychowanie fizyczne, u艂o偶one dla szcz臋艣cia cz艂owieka, powinno by膰 takie, aby ka偶dy m贸g艂 z niego korzysta膰. I takiem* jest ono w istocie. Wychowanie przeto moralne, naukowe lub narodowe jest dzie艂em ludzkiem*, jest interesem rodzin albo spo艂ecze艅stw.
Wychowywa膰 trzeba i mo偶na nietylko* dzieci zdrowe, jak 偶膮da w swym "Emilu" J. J. Rousseau, ale i dzieci z usposobienia s艂abe i niedo艂臋偶ne. Bo膰 i kaleki i niedo艂臋gi maj膮 swoje zdrowie i szcz臋艣cie swoje. Oni potrzebuj膮 naszego wsparcia i pomocy. Wyci膮gaj膮 r臋ce do spo艂ecze艅stwa i o ratunek prosz膮, a my tak stara膰 i tak uk艂ada膰 powinni艣my, aby si臋 nam z czasem wyp艂aci膰, aby odebrane pomoce odda膰 i odwdzi臋czy膰 mog艂y. Dzisiejsza spo艂eczno艣膰 ma tysi膮ce potrzeb i tysi膮ce sposob贸w zu偶ytkowania dla cel贸w swoich ka偶dego cz艂owieka.
„Niema wi臋c takiego niedo艂臋gi, coby* si臋 na co艣 nie wyrobi艂 i nie przyda艂. Jak偶e wi臋c tych biedak贸w maj膮 opu艣ci膰 mistrze* edukacyi*i moralno艣ci, kiedy w nich taka jest dusza, jak w kszta艂tnych i mocnych, a umys艂 cz臋stokro膰 znakomitszy, a zatem wart ca艂ej baczno艣ci filozof贸w. Dusza nie podpada kalectwu, a niedo艂臋偶no艣膰 i kalectwo umys艂u zdarzaj膮 si臋 nawet w najpi臋kniejszem* ciele, a co gorsza, s膮 niekiedy dzie艂em samych filozoficznych wychowawc贸w”.
Wp艂yw wychowania fizycznego jest powszechny. Ono udaje si臋 zawsze, kiedy wychowanie moralne nie zawsze si臋 tam przyjmie, gdzie je szczepi膮. Najznakomitsi mistrzowie wydaja okropnych nieuk贸w i krwawych tygrys贸w, tak dalece, 偶e wielu uczonych zw膮tpi艂o, czy mo偶e wychowanie sprostowa膰 na z艂e wykrzywiony umys艂, lub te偶 niedo艂臋偶n膮 g艂ow臋 jakakolwiek umiej臋tno艣ci膮 opatrzy膰. 呕ycie za艣 i zdrowie stosuje si臋 tak samo do wynios艂ych geniusz贸w, jak i poziomych umys艂贸w, a pieczo艂owito艣膰 tak samo jest potrzebna zdrowym, jak niedo艂臋gom lub kalekom. Gdzie bowiem przyrodzenie sk膮po udzieli艂o swych dar贸w, wychowanie powinno przyby膰 z pomoc膮, a umiej臋tna sztuka stara膰 si臋 b艂臋dy natury poprawi膰. Je偶eli za艣 rozsypa艂a je hojnie, wychowanie powinno umie膰 je utrzyma膰, utwierdzi膰 i przyzwoicie kierowa膰, „owszem powinno je umie膰 oszcz臋dza膰", bo ka偶de bogactwo nieopatrznie roztrwoni膰 mo偶na. Dzisiejsze naukowe wychowanie czyni, wedle s艂贸w 艢niadeckiego, spo艂eczno艣膰 niezno艣n膮. Bo jak zaniedbanie fizyczne tworzy garbatych, ko艣lawych i niedo艂臋g贸w, 艣miesznie maskuj膮cych 艣r贸d spo艂ecze艅stwa swe wady, tak modna przesada w wychowaniu naukowem* i umys艂owem* w og贸lno艣ci daje z jednej strony ”napuszonych i niezno艣nych baka艂arzy", na kt贸rych spojrze膰 bez wzdrygni臋cia ramionami nie mo偶na, z drugiej strony pe艂ne pokoje i sale pretendent贸w do nauki, rozumu i dowcipu, na kt贸rych wspomnienie dr偶y rozsadek, a kt贸rzy s膮 prawdziw膮 kl臋sk膮 i zaraz膮 tera藕niejszych towarzystw, kt贸reby cz臋sto lazaretami moralnymi nazwa膰 nale偶a艂o".
Dzieci臋 ma pewne przyrodzone dyspozycye*, inaczej usposobienia, w艂a艣ciwo艣ci swoje. Nale偶y je przeto wychowawcy pozna膰. Dzieci臋 偶yje w otoczeniu, przyjmuje bod藕ce i 艢r贸dki do 偶ycia ze 艣wiata zewn臋trznego. Dobrze kszta艂cone dziecko trzeba pilnowa膰, aby swej organizacyi* nie nadwer臋偶y艂o, s艂abe i 藕le utworzone tak kierowa膰 i prowadzi膰, aby te zboczenia i uchybienia ile mo偶na poprawi膰.
Wp艂yw 艣wiata zewn臋trznego jest najwa偶niejszy w dziecinnym i m艂odzie艅czym wieku, bo organizacya* tylko co „zawi膮zana" przy „pocz臋ciu", a „osnowana przy narodzeniu", wci膮偶 si臋 a偶 do dojrza艂o艣ci rozwija, doskonali, umacnia, albo nadwer臋偶a na
zawsze. Uwaga przeto na fizyczne wychowanie dzieci zwr贸cona by膰 winna od ich pocz臋cia, trzeba przeto pilna zwraca膰 baczno艣膰 na niewiasty brzemienne, aby zachowaniem si臋 swojem*, dyet膮, hygien膮 wadliw膮, szkody pocz臋temu p艂odowi nie przynios艂y,
a owszem korzy艣膰 i po偶ytek.
Najwi臋ksza cz臋艣膰 naszego zdrowia, kszta艂tu i mocy, od mamek i piastunek zawis艂a, a w ko艂ysce samej odbywa si臋 bardzo wa偶na cz臋艣膰 wychowania fizycznego. Postrze偶one w tym wieku wady w organizacyi* i sk艂onno艣ci do chor贸b i kalectwa daj膮 si臋
jeszcze w wielkiej liczbie wypadk贸w zmniejszy膰 lub poprawi膰.
S膮 to dopiero nasienia, kt贸re si臋 nie przyjm膮 i nie urosn膮, je偶eli potrafimy zapobiedz*, aby przyzwoitej nie znalaz艂y karmi*.
艢niadecki prac臋 swoj膮 dzieli na sze艣膰 cz臋艣ci:
1)Naprz贸d ma wzgl膮d na samych rodzic贸w, ich konstytucy臋*, zdrowie lub choroby, na budow臋 ich cia艂a, i na towarzyskie zwi膮zki, a to dla tem* lepszego przewidzenia i poznania sposobno艣ci i nasion, kt贸re si臋 im dosta膰 od rodzic贸w mog膮.
2) Na brzemienno艣膰 i zachowanie si臋 w tym czasie matki, aby dzieci臋 donosi膰 jak nale偶y i zdrowo porodzi膰 mog艂a.
3) Na wiek niemowl臋cy, to jest na wychowanie przez matk臋, mamk臋 lub piastunk臋, a偶 do od艂膮czenia i u偶ycia pokarm贸w zwyczajnych.
4) Wiek dzieci臋cy, t. j. epoka dostania pierwszych z臋b贸w, a偶 do ich wypadni臋cia i nabycia drugich.
5) Wiek m艂odzie艅czy.
6) Nakoniec* i na zachowanie si臋 m艂odzi w czasie dojrzewania i doj艣cia do wieku m臋zkiego*, lub wieku dojrzalej niewiasty.
- - - - - -
Rozdzia艂 I - szy ma tytu艂: „Na co nale偶y mie膰 wzgl膮d w kojarzeniu ma艂偶e艅stw”.
Cz艂owiek, im si臋 wi臋cej. jak to m贸wi膮, cywilizuje, czyli w towarzystwie kszta艂ci i uspo艂ecznia - tem* wi臋cej wyradza si臋 i poni偶a we wzgl臋dzie fizycznym. Zboczywszy z drogi wskazanej przez natur臋, traci coraz wi臋cej si艂 i choruje. Za wyrodzeniem si臋
fizycznem* idzie ska偶enie serca i wykrzywienie umys艂u. Na贸wczas* zdarza, ze zbrodnie w obliczu przyrodzenia staj膮 si臋 naszemi* cnotami, a szale艅stwa m膮dro艣ci膮.
Cierpimy te偶 za te przest臋pstwa i dr臋czymy si臋 cale 偶ycie; bo praw natury nie mo偶na gwa艂ci膰 bezkarnie. Mieszkaniec Ameryki p贸艂nocnej obok naszych magnat贸w i uczonych, dziko wychowany prostaczek wobec dam wielkiego 艣wiata jakie偶 przedstawiaj膮 r贸偶nice? Chyba tylko grub膮 budow膮 wewn臋trzn膮 s膮 do siebie te istoty podobne, bo tkanki i system nerwowy calem* niebem r贸偶ni膰 si臋 musz膮.
Tak wi臋c m贸wi 艢niadecki - 偶e wychowanie nasze fizyczne, zwyrodnione, bezustannem* jest 藕r贸d艂em wszelakich cierpie艅 tak fizycznych, jak moralnych, nad wszelkie choroby gorszych, kt贸rych cz艂owiek nieokrzesany nie czuje i nie zna. 殴r贸d艂em zwyradniania si臋 s膮 藕le dobrane ma艂偶e艅stwa. Przyrodzenie w 艂膮czeniu p艂ci obojga ma jako cel wydanie przez mi艂o艣膰 szczer膮 zdrowego i licznego potomstwa. Tylko prawdziwe gor膮ce uniesienie, mi艂o艣膰 szczera, wydaje potomstwo doskonale. Wiedzia艂a o tem* staro偶ytno艣膰
i jej prawodawcy.
Dzi艣 pr贸偶no艣膰 i chciwo艣膰 zast臋puj膮 miejsce prawdziwego uczucia, stanowi膮 mi艂o艣膰 nasz膮. Staro偶ytno艣膰 wyprowadzi艂a j膮 z 艂ona w贸d morskich najczystsz膮 i nag膮. My wywiedliby艣my j膮 z na艂adowanych spichrz贸w i stod贸艂, ze z艂otych g贸r, obci膮偶on膮 diamentami, odzian膮 szkar艂atem. Wy wi臋c wielkiego maj膮tku lub wielkiego imienia panny - wo艂a
mistrz J臋drzej - co偶e艣cie* zyska艂y na mniemanej waszej wielko艣ci? Nadobny, ho偶y i rumiany m艂odzieniec, na kt贸rego z upodobaniem spogl膮dacie, nie wart jest waszych usci艣nie艅* i ojcem waszych dzieci nie b臋dzie, bo nie ma maj膮tku, albo, co jeszcze lepiej, nie ma imienia. Dla was przeznaczony, przystojny wprawdzie, zgarbiony i zakaszlany kochanek, ale dostoje艅stwy znamienity, obszerne licz膮cy w艂o艣ci, wed艂ug przepis贸w wielkiego 艣wiata 偶yj膮cy. Jak偶e nie macie kocha膰 oblubie艅c贸w takich? Wszak to b臋d膮 ojcowie waszych dzieci, towarzysze waszego 偶ycia, sp贸lnicy waszych uciech i trosk. Caplujcie r臋ce kochanych rodzic贸w, kt贸rzy was takiem* obdarzaj膮 szcz臋艣ciem, kt贸rzy do was takiego Adonisa prowadza. W艣r贸d tego szcz臋艣cia, powiedzcie mi, prosz臋, c贸偶e艣cie*
na cywilizacyi* zyska艂y? Dzika Afrykanka, kt贸ra z oblubie艅cem swoim, z drug膮 po艂ow膮 swej duszy, swobodna, okiem nieprzejrzane pustynie przebiega; kt贸ra z nim dzieli g艂贸d, upa艂 - trudy i rozkosze, nie jest偶e tysi膮c razy od was szcz臋艣liwsza, i chcia艂a偶by* si臋
z wami na 艣wietny los wasz pomienia膰? Nie, bezw膮tpienia. Wy wiec uwa偶ni i rozs膮dni rodzice, kt贸rych cywilizacya* jeszcze nie zepsu艂a do szcz臋tu, b臋dziecie prawdziwymi przyjaci贸艂mi waszych dzieci, i w kojarzeniu ma艂偶e艅stw miejcie cokolwiek wzgl臋du na ich przywi膮zanie wzajemne".
Sparta dobiera艂a na ma艂偶onk贸w ludzi czerstwych, zdrowych, smuk艂ych, pi臋knych i rze艣kich, na kt贸rych twarzach iskrzy艂y si臋 weso艂o艣膰 i zdrowie, wi臋c mia艂a pyszny lud, m臋偶ny i dzielny. Nasza arystokracya*, 偶eni膮c si臋 ci膮gle w jednej sferze, nie dobieraj膮c osobnik贸w ubo偶szych a dzielnych, szybkim krokiem stacza si臋 w przepa艣膰 zwyrodnienia.
Psujemy si臋 wszyscy coraz bardziej i niewie艣ciejemy przez mi臋kko艣膰, pr贸偶niactwo i rozpust臋. Samo wyg贸rowanie nauk i kunszt贸w jest 藕r贸d艂em fizycznego zepsucia. Cywilizacya* nawet mi臋dzy dzikie ludy niesie ze 艣wiat艂em choroby, ucisk i nieszcz臋艣cia.
殴le wiec ten robi, co na maj膮tek wymienia zdrowie, a szcz臋艣cie dzieci i przysz艂o艣膰 ziomk贸w za pieni膮dz sprzedaje. Nie masz regu艂y bez wyj膮tk贸w. Mog膮 by膰 zdrowi i bogaci. Niech wiec si臋 偶eni膮 i wydaja liczne potomstwo, ale niech nie p艂odz膮 char艂ak贸w, gdy s膮 do ma艂偶e艅stwa niezdatni. Nale偶y przy kojarzeniu ma艂偶e艅stw zwa偶a膰 na panuj膮ce w rodzicach choroby dziedziczne. Prawodawstwo nie ma si艂y poskromi膰 podobnych nadu偶y膰 w zawieraniu zwi膮zk贸w, rz膮dy nie s膮 w stanie miesza膰 si臋 do spraw rodzinnych, tylko wi臋c rozum rodzic贸w mo偶e zapobiedz* nieszcz臋艣ciom, jakie ze spadkowych chor贸b wynikn膮膰 mog膮 i wynikaj膮 zawsze.
Trzeba odpowiednim wychowaniem organizm obarczony dziedzicznie wzmocni膰, a 艂膮czy膰 go z organizmem budowy silnej i zdrowia t臋giego. Wtenczas mo偶na usposobienie z艂e poprawi膰 i z rodziny straszn膮 kl臋sk臋 dziedzicznego obarczenia wydali膰. Nadto wczesne 偶enienie si臋 jest nagannem*. Kobieta niszczy si臋 i starzeje przedwcze艣nie, m臋偶czyzna wyczerpuje i do 偶ycia ma艂偶e艅skiego zniech臋ca. Dla kobiet naznacza w naszym klimacie 艢niadecki rok 20 - y lub 21 szy, dla m臋偶czyzn od 26 lat do 30. Odchody miesi臋czne s膮 tylko oznak膮 rozpocz臋tej czynno艣ci rodzajnej, ale cech膮 dojrza艂o艣ci nie s膮. Przyk艂ad wczesnych ma艂偶e艅stw u 偶yd贸w jest b艂臋dem. 呕ydzi w innym 偶yli klimacie, dlatego wolno im by艂o przy wcze艣niejszem* dojrzewaniu rychle zawiera膰 zwi膮zki. Ale ich
p艂odno艣膰 idzie zt膮d*, i偶 „wszelkiemi* sposobami broni膮 si臋 od s艂u偶by wojskowej, 偶e d艂ugi czas w wojsku nie s艂u偶yli zupe艂nie", a wiadomo, 偶e u lud贸w rycerskich najlepsze osobniki gin臋艂y na polu bitwy, co odbija艂o si臋 na wzro艣cie ludno艣ci ujemnie. Zreszt膮 u 偶yd贸w
ka偶dy 偶eni膰 si臋 musi, niep艂odno艣膰 jest wad膮 i grzechem. Przeto ma艂偶e艅stw niep艂odnych prawie nie ma, bo rozw贸d 艂atwy. Za艣 u chrze艣cian* rzecz si臋 dzieje zupe艂nie przeciwnie.
Pr贸cz tego prostytucya* zabiera ogromna liczb臋 zdrowych i pi臋knych kobiet, a prostytutki najcz臋艣ciej s膮 niep艂odne.
Zwyczaj rodzin arystokratycznych utrzymywania maj膮tku w swej rodzinie, a raczej imieniu, i 艂膮czenie si臋 w blizkiem* pokrewie艅stwie, prowadzi najpr臋dzej do wyrodzenia si臋. Spostrze偶enia w hodowli zwierz膮t domowych najwymowniej 艣wiadcz膮 o tem*.
W rozdziale II - im „O zachowaniu si臋 niewiast brzemiennych" czytamy, 偶e poniewa偶 na zdrowie p艂odu bezpo艣rednio dzia艂a膰 nie mo偶na, wi臋c trzeba dzia艂a膰 po艣rednio przez matk臋 i utrzymywa膰 jej zdrowie podczas ci膮偶y w jak najlepszym stanie. Zdrowie p艂odu wi臋cej zale偶y od ojca, ni偶 matki. Ci膮偶a jest stanem fizyologicznym*, normalnym. Kobieta wiec zdrowa powinna tak 偶y膰 b臋d膮c ci臋偶arn膮, jakby w ci膮偶y nie by艂a. Leczy膰 nale偶y tylko chor膮. Zdrowa niech lek贸w nie bierze i sposobu 偶ycia nie odmienia.
Przyczyny zewn臋trzne, dzia艂aj膮ce na ci臋偶arn膮, s膮 niewidoczne lub oczywiste. Pierwszych trudniej si臋 ustrzedz*, drugich 艂atwiej. Nale偶膮 do nich wszelkie obra偶enia mechaniczne, uderzenia w brzuch, upadek, wstrz膮艣nienie gwa艂towne. Trzeba wiec unika膰 forsownej pracy, podnoszenia i d藕wigania ci臋偶ar贸w, biegania, skakania, trunk贸w rozpalaj膮cych, silnie dzia艂aj膮cych lekarstw i wszelakich trucizn.
Wywo艂uje to bowiem albo natychmiastowe poronienie, albo choroby p艂odu, powoduj膮ce wstrzymanie jego rozwoju, albo jakie艣 niedokszta艂cenie lub kalectwo. Prawodawstwo winno kara膰 zniewag臋 brzemiennych, jako publiczny wyst臋pek. Prawo winno mie膰 opiek臋 nad brzemiennemi*, przepisa膰 im spos贸b pracy, zaj臋cia i zatrudnie艅, okre艣li膰 zabawy i rozrywki. Winno opiekowa膰 si臋 niewiast膮, nosz膮c膮 w 艂onie przysz艂e pokolenie.
W Sparcie w pokoju brzemiennej niewiasty rozwieszano pi臋kne malowid艂a, stawiano pi臋kne rze藕by. Dzi艣 kwesty臋* zapatrzenia si臋 pojmuj膮 rozmaicie, daj膮c jej du偶y wp艂yw lub 偶aden. Nale偶y jednak niewiastom brzemiennym unika膰 maskarad, cyrk贸w,
widowisk denerwuj膮cych. Nale偶y z ich czytelnictwa wykre艣li膰 sensacyjne i jaskrawe romanse.
Kobiety sk艂onne do poronie艅 powinny si臋 zachowywa膰 ostro偶nie, unika膰 wszelkich wysi艂k贸w, 偶ywot wie艣膰 spokojny, miarkowa膰 jedzenie i picie, unicka rozpalaj膮cych trunk贸w, obcis艂ej odzie偶y, nadmiernego ruchu, trz臋s膮cych bryczek, dalekich podr贸偶y.
Stara膰 si臋 o normalne trawienie, strzedz* zbytniego gor膮ca, zgie艂ku, wrzawy i chroni膰 od wszelkich gwa艂townych wzrusze艅 i przel臋knienia.
Niewiasty zdrowe nie powinny nara偶a膰 si臋, ale tak偶e niczego nie wystrzega膰 zbytecznie, 偶y膰 jak dawniej. Delikatne winny przebywa膰 na swie偶em* powietrzu, wzmacnia膰 prac膮, mie膰 umiarkowany ruch i zaj臋cie. Jednem* s艂owem, 偶ycie skromne, lecz czynne,
bez zbytnich wysile艅* i nadmiernej tak fizycznej, jak umys艂owej pracy.
Rozdzia艂 III „Hodowanie niemowl膮t" .
Skoro si臋 dziecko urodzi, nale偶y mu da膰 letni膮 k膮piel z czystej wody, a przedtem obetrze膰 je z nieczysto艣ci powlekaj膮cej sk贸r臋 (vernix caseosa) wilgotn膮, mi臋kk膮 chust膮
p艂贸cienn膮. Nie poprawia膰 formy g艂owy, bo sama si臋 poprawi, a gnie艣膰 m贸zgu jak ciasta nie wolno. Na g艂ow臋 da膰 mi臋kk膮 p艂贸cienn膮 czapeczk臋, cho膰 i to zbyteczne. Nie dawa膰 偶adnych 艣rodk贸w czyszcz膮cych na odej艣cie tak zwanej sm贸艂ki, bo ona sama odejdzie, skoro dziecko matk臋 ssa膰 b臋dzie. Gdy b臋dzie go karmi膮c mamka, ju偶 ze starszym ni偶 matka pokarmem, prosta woda czysta z cukrem wystarczy, aby si臋 kana艂 pokarmu, co nasza dama wielkiego 艣wiata. Choroby piersiowe nie s膮 przeciwwskazaniem do karmienia. 艢niadecki utrzymuje, i偶 „przekona艂 si臋 z do艣wiadczenia, 偶e karmienie na czas pewien lub na zawsze od takowych chor贸b ochrania".
Dobra mamka nie powinna by膰 starsza nad lat 30, ma by膰 po pierwszem* lub drugiem* dziecku, i rodzi膰 mniej wi臋cej w tym samym czasie, co matka, kt贸rej dzieci臋 karmi膰 b臋dzie. Powinna nie by膰 pijaczk膮, ob偶art膮, a za to porz膮dna, pracowita, cierpliwa,
艂agodna i czynna. Nale偶y wie艣niaczkom da膰 te sama straw臋, co jad艂y, dobrze przyrz膮dzon膮, i da膰 im prace umiarkowan膮, ale ci膮g艂膮. Inaczej stworzymy w domu now膮 kapry艣n膮 dam臋 - ze sk艂onno艣ci膮 do rozpusty, co mo偶e zrujnowa膰 zdrowie niemowl臋cia.
Sze艣膰 miesi臋cy ma dziecko ssa膰 tylko pier艣 matki lub mamki, w drugiem* p贸艂roczu mo偶na je powoli przyzwyczaja膰 do pokarm贸w. Mleko krowie lub ko藕le nigdy mleka mamki lub matki nie zast膮pi, bo mleko kobiece 艣wie偶o wyssane z kobiecej piersi 偶yje - i 偶yje 偶yciem kobiecem*, wiec od martwego (wydojonego ju偶) i zwierz臋cego mleka niezmiernie r贸偶ni. Dowodzenie, 偶e s膮 dzieci zdrowe, wykarmione krowiem* mlekiem, nic nie dowodzi. S膮 bowiem ludzie dobrze wygl膮daj膮cy przy lichym pokarmie i znosz膮cy bez szwanku nawet trucizny. (Przyzwyczajenie do arszeniku, nikotyny - du偶ych ilo艣ci czarnej kawy, spirytusu i t. p.) .
„Ja jestem przekonany - m贸wi 艢niadecki - 偶e najwi臋ksza cz臋艣膰 dzieci karmionych mlekiem krowiem* umiera".
Na pytanie: „czy mo偶na wychowywa膰 dzieci bez mamek", do艣wiadczenie odpowiedzia艂o, 偶e nie mo偶na". Dowodem tego szpitale dziecinne w Londynie, Pary偶u i Sztokholmie. W Rouen robiono jak najstaranniej owo karmienie i dzieci mar艂y. Po 18 miesi膮cach ze 132 dzieci karmionych mlekiem i papk膮 zosta艂o 13 przy 偶yciu, wyblad艂ych i schorza艂ych. Wreszcie i te dzieci wszystkie wymar艂y. Pr贸bowano hodowa膰 nie w szpitalach lecz pojedynczo. I to si臋 nie powiod艂o.
W ostateczno艣ci karmi膰 艂y偶eczk膮, mlekiem tylko co udojonem*. W szpitalach medyola艅skich* dzieci ssa艂y kozy do tego przyuczone. 艢miertelno艣膰 by艂膮 ogromna, ale zawsze by艂y dzieci wyj膮tkowo silne co si臋 chowa艂y do艣膰 dobrze tak samo, jak przy pokarmie
mamki przestarza艂ym. Dzieci臋 choruje d艂ugo, ale nareszcie przyzwyczai膰 si臋 musi. Nie nale偶y dawa膰 ssa膰 zbyt cz臋sto, bo to psuje 偶o艂膮dek. Dzieciom 艂akomym z natury rzadziej ssa膰 dawa膰, a b臋d膮 zdrowsze. Pilnowa膰, aby mamka nigdy przy sobie dziecka nie k艂adli, aby karmi艂a dzieci臋 z obu piersi, „i 偶eby je raz na jednem*, drugi raz na drugiem* piastowa艂a ramieniu". Dziecko nie nale偶y odosabnia膰 i szuka膰 dla艅 zbytecznego spokoju, zdrowe dziecko 艣r贸d rozm贸w i gwaru spa膰 b臋dzie przewybornie.
Dobrzy rodzice winni pami臋ta膰, „i偶 zmi臋kczenie, rozpieszczenie i rozczulenie dzieci jest takiem* nieszcz臋艣ciem, 偶e go ani najwi臋ksze bogactwa, ani 偶adne nie nagrodz膮 zaszczyty".
„Wy wi臋c za艣lepione, wy nieprzeparte matki i babki, kt贸re dziatki mi臋kko i piskliwie chowacie, wy gotujecie dzieciom i wnukom waszym prawdziwe piek艂o doczesne, wy belzebubami na ich udr臋czenie stosownemi* jeste艣cie.
Cz艂owiek jest igrzyskiem losu; los ten jest zawsze dziwaczny, a na nieszcz臋艣cie, zawsze pot臋偶ny.
„Ten go tylko pokona膰 mo偶e, kto nim gardzi膰 umie; kto ma tyle mocy cia艂a i umys艂u", i偶 wszystkie jego pociski wytrzyma; kto ma tyle t臋go艣ci, i偶 si臋 nigdy nie ugnie. Ale ta t臋go艣膰, ta prawdziwa wielko艣膰, tem* jest potrzebniejsza, im cz艂owiek wy偶sze w towarzystwie zajmuje szczeble; bo los tak jest dumny, i偶 po wynios艂e tylko i harde zwyk艂 si臋ga膰 karki".
Nie mo偶na odm贸wi膰 powy偶szym s艂owom wysoce obywatelskiego namaszczenia. Lekarz, uczony profesor - g艂osi prawdy naukowe, jak natchniony kap艂an s艂owo Bo偶e. Ale wedle s艂贸w Pisma, d艂ugo jeszcze per艂y pedagogiki rzuca膰 wypadnie przed istoty, co ich warto艣ci nie poznaj膮. Co do powijania ka偶e 艢niadecki obwija膰 dzieci lekko, aby im ruch贸w wolnych nie kr臋powa膰. Co do ko艂ysania, to ono ani pomaga, ani szkodzi, lepiej za艣 ko艂ysa膰 wolno, ni偶 pozwala膰 aby rozespane mamki lub nia艅ki hu艣ta艂y je na rekach. Nosi膰 dzieci, gdy g艂贸wk臋 mog膮 utrzyma膰 prosto. Zostawi膰 dzieciom swobod臋, sadza膰 je na murawie lub piasku, pozwoli膰 pe艂za膰, a nawet do tego zach臋ca膰, bo膰 to si艂y wyrabia. Dawa膰 im w raczki pa艂eczki, a nawet grubsze kije, pilnuj膮c; nic sobie z艂ego nie zrobi膮, a mi臋snie wyrobi膮. Wynosi膰 i trzyma膰 ci膮gle na 艣wie偶em* powietrzu, nie zamyka膰 w ciasnem*, opalanem* wiezieniu.
„Do miast ci膮gnie cz艂owieka potrzeba, cz臋艣ci膮 pr贸偶niactwo, zbytek i rozpusta. M贸wi臋 艣mia艂o: zbytek i rozpusta, bo miasta s膮 prawdziw膮 ich szko艂膮 i stolica; bo miasta s膮 najwalniejszem* narz臋dziem naszego zepsucia tak we wzgl臋dzie moralnym, jak i fizycznym; bo miastom winni艣my po wi臋kszej cz臋艣ci nasz膮 zniewie艣cia艂o艣膰, nikczemno艣膰 oraz spodlenie si臋 i wyrodzenie plemienia naszego".
W miastach cz艂owiek niewie艣cieje pod wzgl臋dem fizycznym, w walce o byt staje si臋 tygrysem. Jak Rzym i Ateny w staro偶ytno艣ci, tak dzi艣 psuj膮 ludzko艣膰 Pary偶 i Londyn, a ca艂a niemal europejska m艂odzie偶 tam idzie bra膰 pocz膮tki rozwi膮z艂ego i z艂ego 偶ycia.
„Sp臋dza膰, 艣ciska膰, a zw艂aszcza zamyka膰 wiele ludzi razem, jest to uprawia i sia膰 na po偶ytek 艣mierci; jest to gotowa膰 obfite dla niej 偶niwo". Dzieci szczeg贸lnie to z艂o odczuwaj膮. Kto nie mo偶e dziecka hodowa膰 na wsi, niech ma obszerne i dobrze wietrzone
pokoje. Niech dziecinny pok贸j nie b臋dzie bawialni膮 i sypialni膮 bab z ca艂ego domu i resursa s艂u偶ebnic. Czem* s膮 wielkie zbiorowiska ludzi, najlepszym przyk艂adem szpitale. Domy podrzutk贸w s膮 wielk膮 trupiarni膮, podrzutek, coby* do偶y艂 lat 20, jest nies艂ychan膮 rzadko艣ci膮.
呕yj膮c w klimacie, gdzie po艂ow臋 roku trzeba ma艂e dziecko trzyma膰 w domu, nale偶y pami臋ta膰, aby je nosi膰 po ca艂ym domu z jednych pokoj贸w do drugich - aby pok贸j dziecinny nie by艂 zbyt gor膮cy - aby przenosi膰 z wi臋cej do mniej ogrzanych komnat. Utrzymywa膰 czysto艣膰 powietrza, wentylowa膰, a nigdy nie u偶ywa膰 kadzide艂, bo te jeszcze wi臋cej psuj膮 powietrze. Nie trzyma膰 w mieszkaniu ps贸w, ani kot贸w. Trzeba te zwierz臋ta wo艂a膰 do pokoju cz臋sto, pokazywa膰 je dzieciom, oswaja膰, ale niech razem z dzie膰mi
nie sypiaj膮. Nie stawia膰 ko艂ysek przy piecu - co specyalnie* mamki i piastunki lubi膮. Sukienki dawa膰 lekkie, nie uciskaj膮ce. G艂owa gola, albo lekko odziana, 偶adnych watowanych, ani futrzanych czapeczek nie u偶ywa膰. „Nie k艂a艣膰 nigdy dzieci bokiem do 艣wiat艂a,
bo naucz膮 si臋 zezowa膰. Stawia膰 ko艂ysk臋, jak i 艂贸偶eczko tak, aby prosto pada艂o 艣wiat艂o". Ma艂e dzieci uk艂ada膰 na bok, aby 艣lina i wilgo膰 z ust sp艂ywa艂y, inaczej dziecko 艂atwo udusi si臋 mo偶e. „Dzieci przy sobie, ani mamka, ani matka, a tembardziej* 偶adna stara kobieta k艂a艣膰 nie powinna, bo atmosfera os贸b starych bardzo jest dla niemowl膮t szkodliwa”.
„Ludzie im s膮 bardziej ograniczeni, tem* ch臋tniej w sobie tylko doskona艂o艣膰 widz膮 i dla si臋bie wszystko stosuj膮". I ta tylko mo偶e by膰 przyczyna (ja przynajmniej innej nie widz臋), dla kt贸rej pos臋pne i osowia艂e matrony, tak ostro powstaj膮 na modle, 偶ywe i weso艂e osoby, kt贸re oko艂o dzieci 艣piewaj膮 i skacz膮, zwalaj膮c skutek swego 艣ledziennego udr臋czenia na potrzebn膮 niby dzieciom spokojno艣膰. Zwyczaj za艣 艣piewania dzieciom, a偶eby je u艣pi膰 lub ukoi膰, zdaje si臋 by膰 bardzo staro偶ytny i wszystkim ludom wsp贸lny.
Nie pomy艣leli nasi wieszcze, ani muzycy o piosneczkach dla dzieci, a wszelako to jest rzecz niema艂ej wagi.
„Lekarstw w chorobach dziecinnych u偶ywa膰 jak najmniej, surowo zabroni膰 garderobianych konsultacyj*, kumy, przyjaci贸艂ki i doradczynie lekarki, jako istoty g艂upie a uparte, przep臋dzi膰 precz. U dzieci lekarstwo jest gorszem* od samej choroby. Po sze艣ciu miesi膮cach dawa膰 dzieciom mleko, albo mleczne potrawy, gdy pokarm mamki nie wystarcza. Dzieci karmione dobrem mlekiem nie choruj膮 na 偶o艂膮dek, skrofu艂y i nie maj膮 robak贸w.
艢mieszn膮 jest pedanterya* lekarzy, co zalecaj膮c chorym mleko, broni膮 im sera i twarogu. Starszym dzieciom najlepiej dawa膰 mleko z kaszka, grzank膮 i z sucharkami. Papki z m膮ki i chleba zw艂aszcza 藕le wypieczonego, s膮 szkodliwe i trudne do strawienia.
D艂ugo le偶a w 偶o艂膮dku i kiszkach, ma艂o s膮 po偶ywne, a tworz膮 kwasy i od臋cie, zk膮d* obrzmiewaj膮 gruczo艂y brzuszne i sam brzuch wielki ro艣nie.
Co do wyrzynania z臋b贸w, to zaczynaj膮 one pokazywa膰 si臋 w si贸dmym miesi膮cu, lubo na to niema niezawodnego terminu.
Zbyt wczesne, w trzecim lub czwartym miesi膮cu, wyrzynanie si臋 z臋b贸w, zdradza angielska chorob臋. W og贸lno艣ci jest lepiej, kiedy si臋 organizacya* p贸藕niej, ani偶eli zbyt wcze艣nie rozwija.
Wyrzynanie si臋 z臋b贸w u dzieci zdrowych nie jest ani chorob膮, ani przyczyna chor贸b. S膮 jednak wyj膮tki, 偶e i z臋bowanie idzie nieprawid艂owo i przyczynia膰 si臋 do zachorowywa艅 mo偶e. Leczy膰 „wtedy chorob臋, a z臋by bez naszej pomocy same si臋 poka偶膮.
Gdy dzieci przy z臋bowaniu gry藕膰 pragn膮, dawa膰 im sk贸rk臋 z chleba lub s艂oniny.
艢niadecki radzi dzieci karmi膰 do dw贸ch lat, a to szczeg贸lnie w Polsce, w cieplejszym klimacie, gdzie i rozw贸j organizm jest szybszy, czas ten nale偶y znacznie skr贸ci膰.
Dzieci ze sk艂onno艣ci膮 do choroby angielskiej d艂ugo karmi膰 potrzeba. Gdzie s膮 suchoty, dzieci d艂ugo ssa膰 powinny i 偶y膰 sam膮 piersi膮 tylko.
Dzieci d艂ugo ss膮ce nic na inteligencyi* nie trac膮, jest to nieuczony i prawdziwie babski przesad, z kt贸rym rachowa膰 si臋 nie nale偶y. Od艂膮czy膰 za艣 potrzeba natychmiast:
1) Je偶eli mamka zostanie w ci膮偶y, odmieni膰 j膮 lub gdy dziecko innej piersi ssa膰 nie zechce, od艂膮czy膰 ca艂kowicie.
2) Je偶eli mamka straci pokarm lub go popsuje, je偶eli dziecko od niego jest chorem*.
3) Je偶eli dostanie wrzod贸w w piersiach lub brodawkach.
4) Je偶eli wpadnie w d艂ug膮, niebezpieczn膮 lub zara藕liw膮 chorob臋.
5) Je偶eli sobie dzieci臋 zbrzydzi pier艣 zupe艂nie. Jest to zjawisko ca艂kiem naturalne, kt贸remu sprzeciwia膰 si臋 nie godzi. Wtedy dziecko karmi膰 mlekiem, jajami, cukrem, dawa膰 owoce, jarzyny s艂odkie, ro艣liny maczkowate, bulk臋. Skoro dostan膮 dzieci z臋b贸w i zaczn膮 biega膰 - dawa膰 wszystko.
Przytoczone powy偶ej zdania i uwagi, do dzi艣 dnia maj膮 prawo obywatelstwa, a wiele z nich niestety, albo nie wype艂niano, albo zaniedbano. 艢wiadcz膮 one o wysokiem* uzdolnieniu klinicznem* 艢niadeckiego, o olbrzymiej praktyce i wielkiem* do艣wiadczeniu.
Rzadko dzi艣 napotka膰 mo偶na pedyatr臋*, coby* tak rozumnie i tak praktycznie spraw臋 hodowania niemowl膮t pojmowa艂. Przybylo wiele teoryj* a ma艂o praktycznej wiedzy i sumiennej obserwacyi*.
- - - - -
ROZDZIA艁 IV.
Hodowanie dzieci po od艂膮czeniu, a偶 do ko艅ca si贸dmego roku.
Pozostawia膰 dzieci samym sobie, pozwoli膰 im pe艂za膰, podnosi膰 si臋, pr贸bowa膰 si艂, bez pask贸w, sto艂eczk贸w do chodzenia i t. p. przyrz膮d贸w. Nie zniewala膰 do chodzenia p贸ki si艂 nie maj膮, nie chucha膰 i piel臋gnowa膰 jak delikatn膮 ro艣lin臋, oto obowi膮zek 艣wi臋ty wychowawcy. Gdzie cz艂owiek chcia艂 poprawi膰 natur臋, wsz臋dzie j膮 zeszpeci艂, os艂abi艂 i zepsu艂, wsz臋dzie dziwol膮gi potworzy艂. Wczesne przywi膮zywanie dzieci do nauk i siedzenia jest niepotrzebnem* i szkodliwem*. To wytwarza nieprze艂amany* wstr臋t do ka偶dej pracy umys艂owej i niszczy zdrowie. Bogato uposa偶ony w 艣rodki i si艂y 偶ywotne organizm
dziecka, bez ruchu i pracy fizycznej, przepe艂nia膰 si臋 i buja膰 musi.
Zt膮d* nieczynno艣膰 i gnu艣no艣膰 cielesna ma koniecznie dwa nieuchronne skutki: s艂abo艣膰 mi臋艣ni i zbyteczn膮 bujno艣膰 systematu nerwowego. Zt膮d* prace umys艂owe, zawczesne* lub zbyteczne, 偶ycie nieczynne a wygodne, i puszczanie wolnych cugl贸w* nami臋tno艣ciom, zw艂aszcza przyjemnym, zrywa r贸wnowag臋 organiczn膮 i fatalne wywo艂uje skutki. Tylko wyrobienie mi臋艣ni mo偶e bujno艣膰 systematu nerwowego do przyzwoitej przywie艣膰 miary.
„Ojcowie i matki, panowie i rzadcy lud贸w! zachowajcie to w trwa艂ej pami臋ci, i偶 zbyteczne wyg贸rowanie i, 偶e tak powiem, rozpieszczenie nerw贸w, jest najwi臋ksz膮 wad膮 tera藕niejszych spo艂ecze艅stw, jest 藕r贸d艂em tysi膮cznych cierpie艅 i nieszcz臋艣膰, jest rodzi-
cem* tylu zagorzalc贸w w polityce, wierze i naukach, jest pocz膮tkiem sekt, przesadzonych maksym i uroje艅, a zatem i wojen cz臋stokro膰, daj Bo偶e, tylko literackich!"
„Wi臋c nie odrywaj膮c dzieci od zabaw i pracy cielesnej", podsuwa膰 im zwolna i bardzo nieznacznie takie tylko nauki, kt贸re si臋 zgadzaj膮 z ich zdolno艣ci膮, kt贸re je bawi膮 i do kt贸rych same pokazuj膮 ochot臋, a kt贸re nie wymagaj膮 偶adnego nat臋偶enia my艣li. „Chcia艂bym, a偶eby 偶adne dziecko nie mia艂o sto艂贸w i 艂awek, na kt贸rych je os膮dzaj膮 nieporuszenie idyocs* bakalarze nieludzcy i nauczyciele najemnicy. Chcia艂bym, a偶eby dzieci zawsze by艂y w ruchu i pracy, 偶eby nie zna艂y innego odpoczynku, opr贸cz snu i konsumowania pokarm贸w, 偶eby umys艂 ich zabawami tylko zajmowa艂.
- A kiedy偶 - odpowiedz膮 mi - uczy膰 si臋 b臋d膮?
- Na贸wczas*, kiedy si臋 nale偶ycie umocni膮, kiedy si臋 nauka prawdziwie przyjmowa膰 i po偶yteczn膮 by膰 zacznie, kiedy si臋 do niej prawdziwa znajdzie ochota. Ciekawo艣ci膮 tedy i pon臋t膮 zabawy starsze ju偶 dzieci, to jest te, co dosta艂y ju偶 powt贸rnych z臋b贸w, nieznacznie do nauki wabi膰 potrochu*; ale i ta nauka nie powinna przerywa膰 ich swawoli i wolnego biegania, ich, 偶e tak powiem, swobodnej rozpusty; bo t臋 swobod臋 dziecinnego 偶ycia nazywaj膮 rozpust膮 powa偶ni w膮trobiarze szkolnicy. Radbym znale藕膰 przynajmniej jednego z owych napuszonych baka艂arzy, co si臋 u艣miecha膰 z przek膮sem na takie zdanie b臋d膮, kt贸ryby mi pokaza艂 cho膰 jeden przyk艂ad, nie ju偶 dziecka, ale cz艂owieka, gwa艂tem jakiej umiej臋tno艣ci nauczonego. Prosty tylko mechanizm zabi膰 gwa艂tem, jak klin w g艂ow臋, mo偶na, ale czy偶 ten mechanizm wart jest nazwy nauki? Czy korzy艣膰 warta poniesionego mozo艂u? Czy nagrodz膮 strat臋 si艂, zdrowia i czasu?
Dzieci celuj膮 pami臋ci膮 i maja mie膰 j膮 lepsz膮 od doros艂ych. Mniemanie to jest b艂臋dnem*. Dobra pami臋膰 tak jest p贸藕na, jak inne w艂adze umys艂owe, ale dlatego si臋 wydaje pierwsz膮, 偶e bez poprzedniego jej u偶ycia inne dzia艂a膰 i okaza膰 si臋 nie mog膮: bo nie mo偶na ani my艣le膰, ani rozumowa膰, dop贸ki pami臋膰 materya艂u* my艣lom i rozumowaniu nie przysposobi. „Kr贸tko m贸wi膮c, dzieci nie rozumuj膮, dop贸ki nie maj膮 o czem*. Wyobra偶e艅 nabywamy przez wra偶enie zewn臋trzne, ale nabywamy powoli i nieznacznie.
Wyobra偶enia te pi臋tnuj膮 si臋 i powstaj膮 w nas, wzbudzaj膮c odpowiednie poruszenia w substancyi* nerwowej. Te za艣 poruszenia tak s膮 艣ci艣le po艂膮czone z wyobra偶eniem samem*, 偶e ile razy odnawia si臋 przez jakakolwiek, nawet ca艂kiem odmienna przyczyn臋,
tyle razy rodzi si臋, albo raczej odnawia to samo czucie i to samo poznanie, kt贸re powtarzaj膮c cz臋sto, uczymy si臋 nakoniec* odnawia膰 pod艂ug w艂asnej woli.
Te w艂adze odnawiania pewnych porusze艅 m贸zgowych i do nich przywi膮zanych uczu膰 nazywamy pami臋ci膮. Im za艣 umys艂 mniej doznaje porusze艅, tem* poruszenia te s膮 wyra藕niejsze, cz臋stsze i mocniejsze.
Zt膮d* im mniej wyobra偶e艅, tem* s膮 dok艂adniejsze, i dlatego poznanie naprz贸d nabyte, s膮 najmocniejsze i pami臋膰 ich najtrwalsza.
I to w艂a艣nie da艂o pochop do b艂臋dnego rozumienia, jakoby pami臋膰 w dzieciach by艂a najwi臋ksza. G艂upim jest ten, co obci膮偶a dziecko o艣mioletnie ci臋偶arem nad si艂y. Jak偶e nazwa膰 sprowadzonego z za granicy m臋drca guwernera, co bezmy艣lnie taki ci臋偶ar
k艂adzie na m艂od膮 g艂ow臋? My go za to p艂acimy drogo i cenimy jak wielki skarb.
Trzeba dzieci uczy膰, igraj膮c i swawol膮c. Do nas nale偶y poddawa膰 im takie zabawki, takiemi* je rzeczami zajmowa膰, w takie miejsca naprowadza膰, gdzie si臋 mog膮 nauczy膰 czego 偶膮damy. „Wrodzona ciekawo艣膰 sprawi, 偶e nam o ka偶dej rzeczy tysi膮c
zrobi膮 zapyta艅, a my nauczycielami prawdziwymi b臋dziemy, je偶eli na zapytania owe tak zr臋cznie potrafimy odpowiada膰, a偶eby si臋 dzieci rzetelnie uczy艂y. Tak kszta艂c膮c cia艂o, kszta艂cimy nieznacznie i umys艂, i nie puszczamy systematu nerwowego od艂ogiem, ale
go kszta艂cimy wedle przepis贸w natury, kszta艂cimy go w przyzwoitym z cia艂em stosunku, bez nadwer臋偶enia zdrowia i bez zatrucia pierwszych i najs艂odszych 偶ycia moment贸w".
艢niadecki 偶膮da powiastek dla dzieci, ale nie o upiorach, strachach i dziadach, pot臋pia zwyczaj straszenia dzieci dziadem, doktorem, szko艂膮; karanie dzieci cielesne jest barbarzy艅stwem. Dobrze prowadzone dziecko nigdy tego potrzebowa膰 nie b臋dzie.
Dzieci obawiaj膮 si臋 nocy i ciemno艣ci. Nale偶y je od ma艂ego w ciemno艣ci puszcza膰, albo niby od niechcenia zostawia膰, prowadzi膰 w nocy na przechadzk臋 w pola lub do lasu. To od strachu odzwyczaja, a wzrok znakomicie kszta艂ci. Ale nigdy nie da膰 pozna膰, 偶e si臋 to robi umy艣lnie, inaczej nietylko* l臋ka膰 si臋 b臋d膮, ale powezm膮 do nas nieufno艣膰.
W miastach ludzie prac膮 ksi膮偶kow膮 lub obrabianiem drobnych przedmiot贸w zaj臋ci, trac膮 wzrok. S艂abnie im r贸wnie偶 i powonienie. Tymczasem te dwa zmys艂y u dzikich, a tak偶e u wie艣niak贸w s膮 znakomite. Nale偶y przedewszystkiem* kszta艂ci膰 zmys艂y, a ta cz臋艣膰 pedagogiki jest ca艂kiem u nas zaniedban膮.
Ubi贸r dzieci powinien by膰 przestronny i stosowa膰 si臋 do pory roku i temperatury powietrza. Do wszystkiego przyzwyczaja膰 nale偶y umiarkowanie. Dzieci u rodzic贸w suchotniczych ca艂e 偶ycie od zimna ochrania膰 nale偶y. Trzeba ubiera膰 je cieplej, strzedz*
od zm臋czenia i ochrania膰 od nag艂ych zmian temperatury.
Majtki, jako str贸j lu藕ny i swobodny, jest dla dzieci najodpowiedniejszym.
Dzieci potrzebuj膮 wi臋cej snu ni偶 doro艣li. Pozwala膰 im spa膰 tyle, ile im si臋 podoba.
Nie bra膰 dzieci do teatru, na wieczorne zgromadzenia i reduty. Dzieci potrzebuj膮 dziecinnego towarzystwa.
Da膰 dzieciom swobod臋 biegania i ruchu, ale to nie znaczy, a偶eby si臋 sta艂y panami samych siebie i nie s艂ucha艂y nikogo.
Dziecko, skoro raz pozna, 偶e rozkazywa膰 mo偶e, staje si臋 niezno艣nym despot膮, bo ch臋膰 rozkazywania i nadu偶ycia w艂adzy jest zawsze w stosunku osobistej s艂abo艣ci.
Rozkazywa膰 trzeba bez gniewu, zapa艂u i 艂ajania. Raz rozkazawszy, odst臋powa膰 od tego nie trzeba, niech to b臋dzie nieodwo艂aln膮 konieczno艣ci膮.
Moc konieczno艣ci jest wy偶sz膮 nad wszelk膮 si艂臋. ona jest pot臋偶niejsza nad wszystko i do tego poj臋cia dziecko przyzwyczaja膰 nale偶y. Dzieci znosz膮 zimno, g艂贸d i pragnienie, gdy nie widz膮 zaspokojenia ich sposobu. Przeto hartowa膰 je trzeba i do twardego losu przyzwyczaja膰. O mi臋kko艣ci i wykwintach nie maj膮 one poj臋cia, 偶膮da膰 ich nie b臋d膮. Spa膰 maj膮 twardo i ch艂odno, 偶y膰 skromnie; w艂osiany materac, sk贸rzana, w艂osem wys艂ana poduszka, lekka we艂niana ko艂dra i zawsze czyste prze艣cierad艂o, powinny stanowi膰 zwyczajn膮 po艣ciel dziecka. Niech si臋 czasem prze艣pi膮 na ziemi lub 艂awie twardej, ale bielizn臋 niech zawsze maja such膮 i czyst膮!
Je艣膰 dawa膰 cz臋sto, lecz ma艂o na raz pokarm贸w, kt贸re im szkodz膮, na oczy nie pokazywa膰. Ma艂e dzieci nigdy nie powinny siada膰 do sto艂u, ale je艣膰, kiedy im si臋 chce i to, co im dadz膮. P贸藕niej, gdy b臋d膮 starsze, najlepszy spos贸b odzwyczajenia od 艂akomstwa i ob偶arstwa, niczego im nie broni膰. Wtedy nie b臋d膮 si臋 napiera膰, a wiedz膮c, 偶e im wszystko je艣膰 wolno, zbytecznie si臋 nie objedz膮.
Szkodliwych potraw nie dawa膰 nigdy i nie pokazywa膰. Do tych nale偶膮: potrawy korzenne, s艂one i mi臋sa mocno rozpalaj膮ce, tudzie偶 wszelkie trunki gor膮ce. Wyj膮tek stanowi膮 dzieci delikatniejsze i s艂abowite, tym mi臋sa nigdy nie zabrania膰. R贸wnie偶 dzieciom limfatycznym, oci臋偶a艂ym, sk艂onnym do wzd臋cia brzucha i wiatr贸w. Lecz dzieci czerstwe, 偶ywe, weso艂e, mi臋sa ma艂o potrzebuj膮. Gdyby u nas zaprowadzono dla m艂odych gimnastyk臋, proste i grube pokarmy, by艂yby dla nich najzdrowsze i najlepsze. U Pers贸w dzieci nie jad艂y w domu, ale id膮c raniute艅ko do szko艂y, niosly z sob膮 chleb i kubek do czerpania wody z najbli偶szego 藕r贸d艂a. Tak zaj臋te ca艂y dzie艅 膰wiczeniami cia艂a, jad艂y pod okiem nauc藕yciela, przywykaj膮c do wstrzemi臋藕liwo艣ci i pracy.
Mas艂o, twar贸g stanowi膮 bardzo dobr膮 straw臋 dla s艂abszej i dorastaj膮cej m艂odzie偶y.
Potem dodawa膰 krupy, ziemniaki, jarzyny s艂odkie, dobrze okraszone. Nast臋pnie roso艂y, galarety, jaja rozmaicie przyrz膮dzone, ciel臋cin臋, dr贸b, owoce, wszystko w niewielkiej ilo艣ci. Trunki, jad艂o podniecaj膮ce nale偶膮 do rzeczy przyjemnych, ale pobudzaj膮c,
przy艣pieszaj膮 bieg 偶ycia.
„呕y膰 pr臋dko, jest to biedz* szybko do ostatecznej mety, to jest do grobu"; zatem zdaniem mojem ci, kt贸rzy 偶yj膮 zdrowo i swobodnie, nie maj膮 si臋 czego 艣pieszy膰.
- - - - - -
ROZDZIA艁 V.
Wychowanie dzieci po sko艅czeniu roku si贸dmego, czyli po wyr偶ni臋ciu si臋 powt贸rnych z臋b贸w.
Trzymaj膮c si臋 zawsze zasady, 偶e cia艂o i umys艂 kszta艂ci膰 nale偶y r贸wnomiernie, 艢niadecki naznacza dla dzieci od lat dwunastu do pi臋tnastu nauk臋 czytania, pisania, rachunki mechaniczne, rysunki, taniec, konn膮 jazd臋, p艂ywanie, bieganie do mety, szermierk臋, polowanie, strzelanie do celu, do cia艂 w biegu i locie, zr臋czne strzelanie z konia i t. p.
Utrzymuje, 偶e ka偶dy nar贸d powinien mie膰 swoje w艂asne nauki, a przedewszystkiem* kszta艂ci膰 sw膮 mow臋 rodzinn膮, uczy膰 dzieci dobrze ni膮 w艂ada膰 i biegle a pi臋knie wys艂awia膰 si臋. Nauki przyswaja膰 winien i mie膰 je we w艂asnej mowie, inaczej nigdy o艣wieconym nie b臋dzie. O艣wiadcza, i偶 wo艂a艂 o to wielkim g艂osem zawsze, ale g艂os ten by艂 g艂osem wo艂aj膮cego na puszczy. Wi臋c przedewszystkiem* wykszta艂ca膰 nale偶y dobrze narz臋dzia mowy, a偶eby dzieci nauczy膰 ka偶de s艂owo doskonale i czysto wymawia膰. Do tego s艂u偶y膰 maj膮 kr贸tkie wiersze i 艂atwe opowiadania historyczne, a ucz膮c, nale偶y nada膰 w艂a艣ciw膮 jerzykowi naszemu muzyk臋. Ate艅czycy uwa偶ali t臋 nauk臋 za najwa偶niejsz膮. „My, o ha艅bo! jak gdyby艣my w艂asnego nie mieli, uczymy dzieci nasze papla膰 wszystkiemi* zagranicznemi* j臋zykami, a mianowicie francuskim, nigdy nie my艣l膮c o w艂asnym, kt贸rego w pierwszych domach, w domach o historycznem* nazwisku, 偶adne dziecko nie umie. 脫cz z tego? Kszta艂cili艣my si臋 ci膮g艂e na cudzoziemc贸w i wykszta艂cili na nich.
„Nazywaj膮c rzeczy, trzeba je zawsze najw艂a艣ciwszym nazwa膰 wyrazem, i nigdy nie u偶ywa膰 s艂owa takiego, kt贸regoby艣my* dziecku nie dali dok艂adnie pozna膰 znaczenia, lub nie pokazali samego przedmiotu. Tym sposobem dzieci臋 nietylko* si臋 swojego j臋zyka dobrze uczy, „ale si臋 wprawia my艣le膰" i m贸wi膰 dok艂adnie, jasno i zrozumiale dla wszystkich. Mojem* zdaniem, cz艂owiek, kt贸ry si臋 na uczonego nie skaza艂, skoro my艣li porz膮dnie i t艂贸maczy* si臋 jasno, nie potrzebuje w 偶yciu nic wi臋cej. Ale si臋 i to zdanie
zapewne podoba nie b臋dzie".
My nietylko* dzieci n臋kamy nauk膮 j臋zyk贸w i kszta艂cimy na sroki, ale je uczymy sroczym sposobem nawet samych umiej臋tno艣ci. Uczymy je daleko pierwej nim si臋 w艂adze do ich obj臋cia potrzebne rozwin膮 i umocni膮, owszem, nim si臋 nawet poka偶膮. Tym sposobem „obci膮偶amy tylko ich g艂owy", tak zamiast pomna偶ania, rozwijania si臋 w艂adz umys艂owych i ich pokrzepiania, „dusimy je i zacieramy w samem pocz臋ciu, i tak „prze艂adowaniem wykrzywiamy m贸zgi i uczymy ko艣lawo my艣le膰", jak ustawicznem* je偶d偶eniem na koniu uczymy ko艣lawo chodzi膰, albo jak nag艂em* ob偶arstwem przewracamy czynno艣膰 偶o艂膮dka na zawsze.
Nie mo偶na patrze膰 bez lito艣ci i wzdrygania ramionami na dziesi臋cioletnich m臋drc贸w, zasadzonych za sto艂em i rozprawiaj膮cych o matematyce, filozofii, lub naukach fizycznych, albo s膮dz膮cych o historyi* i literaturze, s艂owem, przedrze藕niaj膮cych ludzi uczonych, a powtarzaj膮cych bez znaczenia i czucia rzeczy takie, kt贸re tylko w dobrze dojrza艂ych mieszcz膮 si臋 g艂owach.
Wiem ja dobrze, „偶e n臋kaj膮c i ci膮gle dr臋cz膮c dzieci, mo偶na je nakoniec* czego艣 nauczy膰; „wszak偶e i sroki ucz膮 si臋 rozm贸w, szpaki kurant贸w, a nied藕wiedzie ta艅c贸w". Winszuje przeto rodzicom, kt贸rzy potomstwo swoje tak wykszta艂cili korzystnie, ale je偶eli
pozwol膮, zrobi臋 im nast臋puj膮ce uwagi:
1o Ca艂a ta nauka nic warta, bo nic jej dzieci nie pojmuj膮 i nie rozumiej膮.
2掳 Kszta艂ci si臋 nadmiernie umys艂, a zaniedbuje i niweczy cia艂o i zdrowie. To powoduje nast臋pnie niedo艂臋偶no艣膰 cia艂a i umys艂u, czego mamy tysi膮czne w naszem* spo艂ecze艅stwie przyk艂ady. Co si臋 dziecko, jak sroka, nauczy, w moment zapomni i nast臋pnie
w p贸藕niejszym wieku nanowo* uczy膰 si臋 musi. Taka nauka jest m臋k膮 i niewol膮, m艂odzie偶 ucieka ze szk贸l, wykoleja si臋 i wpada w najgorsze towarzystwa. Marnuje si臋 i nic wi臋cej.
Czeg贸偶 wi臋c uczy膰? Uczy膰 tego, „co w艂adze pierwiastkowe pozwalaj膮, do czego dzieci same pokazuj膮 zdatno艣膰 i ochot臋", za czem* si臋 gwa艂tem ubiegaj膮; ale zawsze uwa偶a膰 pilnie, aby ich niczem nie obci膮偶a膰, a zdrowie i moc cia艂a, przez pocz膮tkowe
wychowanie nabyta, nietylko* utrzymywa膰, „ale doskonali膰 coraz wi臋cej."
* * * * * *
Od si贸dmego roku nale偶y ch艂opc贸w od dziewcz膮t oddzieli膰, bo tego wymagaj膮 ich obyczaje i natura. Ch艂opiec rwie si臋 do pi艂ki, konia, strzelby, lubi bijatyk臋, zmagania si臋 i t. p. Dziewczyna bierze w r臋k臋 lalk臋, ig艂臋, lubi wi臋cej 偶ycie siedz膮ce, spokojniejsze, zt膮d* ch艂opcy pogardzaj膮 ni膮 i usuwaj膮 ze swego towarzystwa.
„Dziewcz臋ta pr臋dzej dojrzewaj膮 od ch艂opc贸w", mo偶na je pr臋dzej uczy膰. Zakres tej nauki stanowi膰 winny historya*, geografia, pocz膮tki rysunk贸w, roczne roboty, ogrodnictwo, gospodarstwo domowe, stroje, ubiory, ozdoba pokoj贸w, ta艅ce, gry, gonitwy dziecinne, bieganie, przechadzka, muzyka, 艣piew, poezya* i literatura w og贸lno艣ci.
M艂odzian, chowaj膮cy si臋 na wsi, niech orze, sieje, 偶nie, kosi. Nie b臋dzie mo偶e potrzebowa艂 sam tego robi, ale 藕le robi膮cego nauczy i w czem* b艂膮dzi, poka偶e. B臋dzie mia艂 si艂臋 rolnikowi potrzebna i znajomo艣膰 ceny rolniczej pracy. A kto wie, mo偶e mu pracowa膰 w艂asnemi* r臋koma los ka偶e. Z wiekiem i wzrostem sil trzeba coraz wi臋cej umys艂 kszta艂ci膰 i rozwija膰, po艣wi臋ca膰 na to wi臋cej czasu, wy偶ywa膰 powoli na popis pami臋膰, wyobra藕ni臋, uwag臋, ale nigdy wy艂膮cznie i zupe艂nie umys艂owem* 膰wiczeniem dzieci nie zajmowa膰, a bro艅 Bo偶e, zasadza膰 do stolika i ci膮g艂ej przy nim roboty. „Praca umys艂owa
i siedzenie" s膮 trucizn膮 dla doros艂ych, a bardzo szybk膮 i dzieln膮 trutk膮 dla m艂odych.
Zatem ta艅ce, gonitwy, zapasy, robienie broni膮, 艣piewanie, gry wymagaj膮ce zr臋czno艣ci i zwrotno艣ci, jakiemi* s膮: gra w pi艂k臋, wolanta, w bilard, jazda konna, deklamacya*, opowiadanie proz膮, ”sa najprzyzwoitsz膮 zabaw膮 i nauk膮 razem".
W Grecyi*, w salach gimnastycznych, zgromadzali swych uczni贸w filozofowie, retorowie i sofi艣ci. Tym sposobem „rozs膮dni owi pracodawcy dawali pozna膰, 偶e 膰wiczenia cia艂a" powinny i艣膰 naprzemian z 膰wiczeniami umys艂u, a czyste obyczaje powinny by膰 nierozdzielne od jednych i drugich.
O wsp贸艂czesnem* wychowaniu publicznem* m贸wi 艢niadecki, 偶e jest dobrem* i stokro膰 lepszem* od dr臋czenia dzieci w domu.
Nale偶a艂oby tylko doda膰 do publicznego wychowania cz臋艣膰 dawnej gimnastyki, nie trzyma膰 dzieci d艂ugo w zamkni臋tych salach i doda膰 osobnych dozorc贸w dobrych obyczaj贸w i karno艣ci.
Tak by艂o u Grek贸w, „a czy my w samej rzeczy jeste艣my o艣wiece艅szym* i lepszym od nich narodem", cho膰 tam gimnastyka i muzyka sk艂ada艂y ca艂膮 edukacy臋* m艂odzie偶y? Czy nasi wychodz膮cy z konwikt贸w mazgaje lepsi s膮 i ucze艅si* od ate艅skich niegdy艣 m艂odzie艅c贸w?
Rousseau chce, aby ch艂opiec nic si臋 nie uczy艂 do lat 12 - tu. Ten przepis uwa偶a 艢niadecki za przesadzony. 呕膮da, aby dzieci takiemi* powoli naukami zatrudnia膰, do jakich pokazuj zdatno艣膰 i ochot臋. Trudno albowiem uk艂ada膰 ludzi z takich nieuk贸w, kt贸rzy do niczego ochoty nie maj膮. Za艣 ucz膮c daleko po偶yteczniej „umie膰 jedna rzecz dobrze. ani偶eli wiele si臋 ucz膮c niczego dobrze nie umie膰", jak to na m艂odzie偶y dzisiejszej wydaje si臋 jasno. Wiele rzeczy nabywa si臋 wpraw膮, a ta wprawa np. w muzyce i mowie „jest pami臋ci膮 w miesniach". Zt膮d nale偶y dzieci ucz膮c j臋zyk贸w, wprawia膰 je do dobrego wymawiania, a gramatyk臋, jako filozofie mowy, zostawi膰 na p贸藕niej. Tak samo kszta艂c膮c w muzyce, najpierw kszta艂ci膰 s艂uch i palce, a potem dopiero przej艣膰 do teoryi*.
Dzieci maj膮 bystro艣膰 obserwacyj*, nic ich uwagi nie uchodzi. Dzieci ch臋tnie na艣laduj膮 to, co widz膮 i maj膮 dar do tego wielki. Skorzysta膰 z tego winni wychowawcy i otacza膰 dzieci dobremi* przyk艂adami i wzorami, aby je prowadzi膰 do czysto艣ci obyczaj贸w i mi艂o艣ci dobra. Dobry przyk艂ad wp艂ynie na moralno艣膰 i nauczy pracy - trudu, znoszenia niewyg贸d, niedostatku, zimna, gor膮ca i g艂odu. Najlepsze wychowanie, „zawarte w przestrogach i ustnych przepisach, na nic si臋 nie zda", je艣li dzieci widz膮 co innego w przyk艂adach. „Wobec z艂ych rodzic贸w i z艂ego przyk艂adu w domu, 偶aden wychowawca dobremi* zrobi膰 ich nie potrafi.
Ci, co narzekaj膮 na szko艂y publiczne, 偶e tam s膮 z艂e przyk艂ady, niech wspomn膮, 偶e wychowanie m艂odzie偶 z domu przynosi i 偶e w艂a艣nie w tych domach jest 藕r贸d艂o z艂ego".
Wiek od lat 15 - tu nazywa si臋 wiekiem dla nauki. To czas, w kt贸rym dziecko trzeba kszta艂ci膰, ale zawsze wedle jednej zasady - harmonia cia艂a i umys艂u, harmonia zaj臋膰 fizycznych i uczu膰 i wra偶e艅. Zboczenie z tej drogi daje 偶ycie, b臋d膮ce jedn膮 ci膮g艂a choroba nerw贸w. Przyk艂adem tego nasze przeczulone i rozdelikacone damy.
Zaniedbanie 膰wicze艅 cielesnych p艂odzi hypochondryk贸w* i rutynist贸w, tworzy niezno艣nych szkolarzy i kaszl膮cych a zdenerwowanych literat贸w i uczonych.
Zaniedbanie przez matki ich macierzy艅skich obowi膮zk贸w dla zabaw, redut, stroj贸w i romanside艂 bez sensu - tworzy z艂e wychowane dzieci, pe艂ne wad, kaprys贸w i chorobliwego usposobienia. C贸rki, chowane przez nauczycielki niepowo艂ane, tworz膮 zast臋p kosmopolitek i nieszcz臋艣liwych istot do niczego niezdolnych i nic, pr贸cz paplania, nie umiej膮cych.
Daj Bo偶e, aby matki same kiedy艣 nauczycielkami c贸rek si臋 sta艂y, aby troskliwo艣ci o w艂asn膮 krew, o dzieci swoje nie kupowa艂y u obcych, zw艂aszcza jako modny towar sprowadzonych z za granicy mistrzy艅!
P贸ki w Rzymie by艂y obyczaje, p贸ty matki nie powierza艂y dziatwy mamkom i piastunkom najemnicom. Karmi艂y je w艂asn膮 piersi膮, a budowa艂y cnotami i przyk艂adem w艂asnym. Czuwa艂y nad niemi w ka偶dym momencie; by艂y 艣wiadkami ich zabaw i swawoli,
wsz臋dzie przystojno艣ci pilnuj膮c. Tak s艂awna matka Grach贸w Kornelia, tak Juljusza* Cezara Aurelia, tak Attia hodowa艂a Augusta.
Rozdzia艂 VI
Wychowanie dojrzewaj膮cej m艂odzie偶y.
Wiek ten wymaga najwi臋kszej troskliwo艣ci jest bowiem wiekiem najpot臋偶niejszego rozwoju, wiekiem budz膮cego si臋 pop臋du p艂ciowego, przy jego ju偶 dojrza艂o艣ci Strzedz* wiec nale偶y, aby si臋 nie wkrada艂o nadu偶ycie, mog膮ce u ch艂opc贸w zniszczy膰 zdrowie.
Skromne przeto 偶ycie, 膰wiczenie bezustanne cala i umys艂u, praca, chroni膮 od z艂ego. Dla m艂odzie艅c贸w tarcz膮 od nadu偶y膰 s膮 praca, bogobojno艣膰 i przyja藕艅. Dobrze zaj膮c ich przyjemno艣ci膮, kt贸r膮 polubi膮.
Niech ona bedzie 偶o艂nierk膮, polowaniem, gospodarstwem. Pamietajmy, 偶e do tej pory dzieci potrzebowa艂y wolno艣ci, my艣my j膮 im odebrali, zis, kiedy bacznie nale偶a艂oby pilnowa膰 i swobod臋 ogranicza膰, my j膮 dajemy w pe艂ni. Zt膮d* niedo艣wiadczony m艂odzian traci zdrowie, si艂y i maj膮tek, traci owoc o艣mnastoletniej* pracy naszej. Wiek dojrza艂o艣ci u nas naznaczy膰by* nale偶a艂o dziewcz臋tom w latach 20, za艣 ch艂opcom i do lat 24 lub 25 przeci膮gn膮膰. Haniebny zwyczaj bicia ch艂opc贸w r贸zgami, zw艂aszcza u nauczycieli zakonnych, znaczne rozwiniecie dojrza艂o艣ci p艂ciowej przy艣piesza艂o. 艢niadecki przeciwny jest zdaniu I. I. Rousseau, aby syn贸w 偶eni膰 wczesanie. Mentor nie zawsze bedzie mocen* da膰 te wychowa艅cowi za 偶on臋, kt贸ra on sam upatrzy. Mo偶e tu zaj艣膰 wcale nieoczekiwana kolizya*. Chc膮c, aby m艂odzie偶 obcowa艂a z niewiastami, „trzeba j膮 wcze艣nie 偶eni膰, a w贸wczas lekarstwo mo偶e by膰 gorsze od choroby". 艢niadecki zupe艂nie zabrania m艂odzie偶y u偶ywania trunk贸w, nie patrz膮c, ze dzieci, r贸wnie jak dzicy ludzie, wielk膮 do nich sk艂onno艣膰 maja. Trunki uwa偶a膰 jako szkodliw膮 trucizn臋, truj膮c膮 cia艂o i umys艂, a pobudzaj膮ce niepotrzebne nami臋tno艣ci.
艢niadecki s膮dzi, 偶e znakami dojrza艂o艣ci s膮: wrodzona odmiana w humorze danej osoby, ponuro艣膰 zamy艣lania si臋 bez przyczyny, niekiedy upodobania w samotno艣ci, a w dziewcz臋tach 艂zy bez najmniejszego powodu, lub za lada okazy膮*; w ch艂opcach za艣 z艂o艣膰 i pop臋dliwo艣膰. Przy tych odmianach g艂os znacznie grubieje i zaczyna mie膰 co艣 m臋zkiego* w sobie; u p艂ci m臋zkiej* sypi膮 si臋 broda i w膮sy, u dziewcz膮t podnosz膮 i wype艂niaj膮 piersi, tudzie偶 poczynaj膮 odchody miesi臋czne. Najpi臋kniejsz膮 i pewn膮 dojrza艂o艣ci rozpocz臋tej cech膮: prawdziwy wstyd, kt贸ry dot膮d obcem* by艂 i wm贸wionem* tylko uczuciem, staje si臋 poruszeniem duszy rzetelnem*. Ustaj膮 wszelkie post臋pki i sk艂onno艣ci dziecinne, dusza i serce 偶yj膮 pe艂ni膮 si艂, ogie艅, niepoj臋ty przejmuje ca艂膮 istot臋. Ten to ogie艅, ta niespokojno艣膰, zap臋d uniesienia, do艣wiadczeniem nie umiarkowane, prowadz膮 do zguby zdrowia i ruiny. W naszych czasach rzadko, aby cz艂owiek przed rokiem ju偶 trzydziestym nie stracil zdrowia i maj膮tku. 呕yczy膰by* przeto nale偶a艂o i zebra膰 takiego prawa, coby* ma艂oletnio艣膰 do 24 lub 25 lat przeci膮ga艂o.
W ludziach, tak jak w wielkich cia艂ach politycznych, obyczaje praca i wstrzemi臋藕liwo艣ci膮 stoj膮. Ta by艂a przyczyna, dla kt贸rej Amazys, prawem Egipcyanom* przepisa艂, aby ka偶dy obywatel corocznie przed rz膮dc膮 prowincyi* sprawia艂 si臋, co robi i czem* 偶ycie utrzymuje. Drakon 艣mierci膮 kara艂 o pr贸偶niactwu przekonanych. Likurg bezprzestannie publicznemi* 膰wiczeniami zatrudnia艂 i umacnia艂 i od zepsucia lud chroni艂. Kto si臋 od igrzysk uchyla艂, mia艂 zamkni臋te pole do wszelkich zaszczyt贸w i urz臋d贸w.
W wieku, o kt贸rym mowa, tak trzeba urz膮dzi膰 zatrudnienia cielesne i umys艂owe, aby si臋 ogl膮da膰 „na stan" i „spos贸b" 偶ycia, „jaki sobie kto w towarzystwie obiera", lub do jakiego jest zrodzony. Skoro ten wiek bowiem jest wiekiem przeznaczonym do nauki, wypada zt膮d*, i偶 si臋 ka偶dy tego uczy膰 winien, czem* ma by膰 na potem - czyli powinna m艂贸d藕 po艣wi臋ca膰 si臋 studyom* specyalnym*.
Rozdzia艂 VII.
Wychowaniu dzieci z urodzenia s艂abych i niedo艂臋偶nych.
Najprz贸d wiec slabami s膮 dzieci urodzone przed czasem. Trzeba takie dzieci trzyma膰 w ogrzanych pieluchach, k膮pa膰 w roso艂ach z n贸偶ek ciel臋cych, albo w ciep艂em* mleku 艣wie偶o udojonem*, trzyma膰 w cieplej izbie, dobrze pierzynk膮 okryte. Mamka do
takich dzieci winna by膰 m艂oda, ho偶a, z mlekiem mlodem* i cienkiem*. Pier艣 dawa膰 rzadko, sen ma by膰 jak najd艂u偶szy. Gdy si臋 niemowl臋ta umocni膮, chowa膰 wedle przepis贸w. Nie nale偶y dzieci niedonoszonych k膮pa膰 w winie, ani winem naciera膰, nie trzeba podawa膰 im t臋gich roso艂贸w. „To pr臋dzej zabi膰 ni偶 umocni膰 mo偶e".
Dzieci rodz膮 si臋 w stanie pozornej 艣mierci. Powoduje to zjawisko por贸d dugi lub ucisk pepowicy.
Je艣li dziecko obrz臋kle i sine, przeci膮膰 sznurek p臋pkowy i par臋 艂y偶ek krwi upu艣ci膰, potem dopiero podwi膮za膰. Gdy dziecko blade, obwis艂e i jakby zwi臋d艂e, wzbudzi膰 oddech i ten przez niejaki czas utrzyma膰. Rozciera si臋 cia艂o, ogrzewa, mianowicie brzuszek, pryska wod臋 na twarz, otwiera usta palcem i lekko dra偶ni, 艂echce i drapie podeszwy p贸ki dziecko tchu nie wci膮gnie.
Gdy n贸偶ki s膮 krzywe, nale偶y je lekko banda偶owa膰, ale wtedy, gdy stopy wykrzywione, za艣 krzywa gole艅 wyprostuje si臋 sama.
Wysypk臋 na g艂owie leczy膰 obmywaniem ciep艂膮 wod膮 z myd艂em, sama si臋 zagoi. Chorob臋 angielska (krzywic臋) leczy dobra mamka.
Dzieci trzyma膰 w po艣cieli bez pierza. Sienniczek i ko艂derka z grubej materyi* wystarcz膮. W lecie trzyma膰 ci膮g艂e na powietrzu. Grzebania w piasku starszym dozwoli膰. Wysy艂a膰 na wie艣, skoro mo偶no艣膰 potemu* jest i fundusze pozwalaj膮.
Na skrofu艂y, 艣wie偶e powietrze, k膮piele ch艂odne i morskie kapele - gdzie jest morze, za艣 s艂one w krajach l膮dowych. Wina nie dawa膰, wezwa膰 opieki lekarza, gdy cierpienie ci臋偶sze. Najgro藕niejsz膮 kl臋sk膮 s膮 suchoty. Najgorsza forma bywa u osobnik贸w
skrofulicznych. Przy tern usposobieniu najlepszym 艣rodkiem zapobiegawczym jest wie艣, skromne 偶ycie, praca fizyczna i lekkie zaj臋cia rolne. Inni w wojsku s艂u偶膮c, powracali zdrowi. Przy innej formie suchot, gdzie s膮 rumie艅ce 偶ywe, p艂e膰 delikatna, w膮t艂a budowa,
odstaj膮ce 艂opatki, szczup艂e piersi, sk艂onno艣膰 do katar贸w dr贸g oddechowych i p艂ynienia* krwi z nosa zaleci膰 ostro偶no艣膰, wzbroni forsownych zaj臋膰 i zabaw (taniec, polowanie itp.). Najlepsza jazda konna i ruch na swie偶em* powietrzu umiarkowany. Nie dawa膰 ciep艂ych, ani parowych k膮pieli, trzyma膰 w ch艂odnych izbach, nie pozwala膰 sta膰 przy ogniu
i grza膰 si臋 przy piecach. Dzieci nerwowych, z usposobieniem do epilepsyi*, lub na ni膮 cierpi膮cych, jak najmniej uczy膰, a uregulowa膰 im dyet臋* po偶ywn膮, lekko strawn膮, da膰 zaj臋cie fizyczne nieforsowne*, i spok贸j. Reszta nad leczeniem wad i chor贸b 艢niadecki
nie rozwodzi si臋, zostawiaj膮c to specyalnym* studyom* i terapii.
Zastanowili艣my si臋 obszerniej nad pogl膮dami 艢niadeckiego, bo klasyczna jego praca stanowi epok臋 w naszej literaturze wychowawczej. Rzecz „o wychowaniu fizycznem", napisana przyst臋pnie, prze艣licznym j臋zykiem, zawiera tyle g艂臋bokiej wiedzy i do艣wiadczenia, ze 艣mia艂o wa艂czy膰 mo偶e o prawo pierwsze艅stwa mi臋dzy najcelniejszymi utworami nawet obcego pedagogicznego pi艣miennictwa.
Na tem* ko艅czymy cze艣膰 pierwsz膮 naszej pracy. Druga cze艣膰, kt贸ra zamierzamy wyda膰 w przysz艂o艣ci, obejmie dalsze prace pedagogiczne polskich pisarzy w bie偶acem* stuleciu, oraz wsp贸艂czesne zasady i kierunki w sprawie wychowania dzieci i dorastaj膮cej m艂odzie偶y, powszechnie uznane i przyj臋te. W ten spos贸b utworzy si臋 ca艂o艣膰, obejmuj膮ca w og贸lnym zarysie dzieje naszego wychowania w przesz艂o艣ci i stan jego w obecnej chwili.
KONIEC.
„plenus venter non student libenter” - pe艂ny brzuch niech臋tnie studiuje.
„perfect贸w i supin贸w”- terminy z gramatyki 艂aci艅skiej
„mens sana in corpore sano” - zdrowy duch w zdrowym ciele
„in magnis voluisse sat est” - w wielkich rzeczach wystarczy cho膰by chcie膰
Zygmunt Gloger - S艂ownik rzeczy staro偶ytnych
„in anima vili” - w duszy zwierz臋cej (pod艂ej)
Kronika Galla II 8 M. P. I, str. 483.
Tam偶e II 16. M. P. h l. str. 438
Karbowiak T. Il str. 85. List Matyldy do Mieszka cytowany
Epistola 107 ad Laetam de istitutionae filiae (List 107 do Lety o wykszta艂ceniu c贸rki) - przytoczone u dr Karbowiaka T. I, str. 97.
Boles艂aw Chrobry winowajc臋 bra艂 z sob膮 do 艂a藕ni i tam o膰wicza艂 go r贸zgami. Do dzi艣 utrzymuje si臋 w polskim j臋zyku idiom „wyprawi艂 mu 艂a藕ni臋”, jako 艣wiadek tamtych czas贸w.
„acribus verbneribus” - dzia艂aniami ch艂osty
„sparadorsum” - chyba „kropigrzbiet” ,
„antiidioticum” - chyba „przeciwg艂upek”
„et consortes” - i wsp贸lnicy
„o tempora, o mores” - o czasy, o zwyczaje
艁awrowskij: „0 drewnorusskich uczyliszczach", oraz So艂owiew: „Istoria Rossii”.
„O drewnorusskich uczyliszczach” str. 38 - 39.
„Doctrina est fructus dulcis amare” - wiedza jest s艂odkim owocem gorzkiego korzenia
Encyklopedya* wychowawcza. T. III, artyku艂 Chmielowskiego, str. 511 - 520.
„Helisabeta Poloniae regina, Wladislao Pannoniae Bohemiae que regi, fillo carissimo S.P.D. de institutione regni pueri” - El偶bieta Polski kr贸lowa . . . o wychowaniu kr贸lewskich ch艂opc贸w.
l. c. Chmielowski.
L. c. str. 31.
„呕ywot cz艂owieka poczciwego". Wyd. Turowskiego, Krak贸w. 1859, str. 25
„呕ywot cz艂owieka poczciwego.. str. 31-32.
L. c. str. 65.
„Amo Deum super omnia, Homo sine literis speculum impolitum” - Mi艂o艣膰 Boga nade wszystko, cz艂owiek niepi艣mienny niedorobionym zwierciad艂em,
Przedruk w Bibliotece pisarzy polskich, Krak贸w, 1889 Str. IX. Zygmunt Celichowski wyda艂.
: „de animi perturbationis” - o dusz wzburzeniu
Tom I, w Poznaniu 1839 r., str. 238-248.
G膮siorowski „Zbi贸r wiadomo艣ci" t. I, III (5-7).
„carcer durum” - wi臋zienie twarde (cierpkie)
„asinus asinorum in saecula saeculorum” - osio艂 nad os艂ami na wieki wiek贸w
str. 88: „ad scamnum asinorum” - do o艣lej 艂awki
„recentiorum” - nowo przychodz膮c膮
„ex ungue leonem” (cognoscimus) - poznaj臋 si臋 lwa po pazurach
„Consuetudo et altera pars” - przyzwyczajenie jest drug膮 natur膮
„ignotum per ignotum” - nieznanego przez nieznane
Encyklopedya Wychowawcza T. III str. 342.
"Encyklopedya* wychowawcza T. IV, str. 99.
Encyklopedya* Wychow. Czacki - art. Chmielowskiego str. 31.
1