kiego widziałem w życiu. Sierść miał srebrzystobiałą, tylko grzywa i ogon mieniły się złotem. Jego skóra gładka i lśniąca, marszczyła się na wzgórkach mięśni, gdy koń uderzał kopytami, rżąc niecierpliwie. Pod każdym jego stąpnięciem kołysała się ziemia, a liście drżały na drzewach.
Nowo stworzony człowiek odwrócił się i poklepał swego dopiero co powstałego wierzchowca w szyję. Koń dotknął nozdrzami jego jaśniejącego ciała. Zwierzę i jego pan tchnęli sobie nawzajem w nozdrza. Człowiek odwrócił się, padł do nóg Płonącemu i objął go za stopy. Gdy wstał, zdawało mi się, że jego policzki błyszczą od łez, ale może spływała po nich tylko jaśniejąca miłość (w tamtym kraju trudno je rozróżnić). Nie było mi dane długo się nad tym zastanawiać. W radosnym pośpiechu młody człowiek skoczył na grzbiet swego wierzchowca. Obróciwszy się, skinął ręką w geście pożegnania i uderzeniem pięt poderwał konia do galopu. Odjechali, zanim zdałem sobie z tego sprawę. To dopiero była jazda! Tak szybko, jak tylko mogłem, wyszedłem z pomiędzy krzaków, aby śledzić ich wzrokiem, ale kiedy wyjrzałem, przypominali już tylko gwiazdę mknącą po zielonej równinie u podnóży gór. A potem, wciąż świecąc jak gwiazda, wznosili się, pokonując niedostępne z pozoru stromizny, coraz to szybciej i szybciej, aż osiągnąwszy zamglony kraniec widnokręgu — tak wysoko, że wyciągałem szyję, aby ich zobaczyć — zniknęli wtopiwszy się w różową poświatę wiecznego poranka.
Przyglądając się im, zauważyłem, że równina i las drżą od dźwięku, który na Ziemi byłby nie do zniesienia, ale który tutaj mogłem go przyjąć z radością. Wiedziałem, że to nie śpiew ludzi. Był to głos ziemi, lasów i wód. Dziwny, pradawny, nieożywiony dźwięk, nadchodzący ze wszystkich stron naraz. Przyroda, czy
też Praprzyroda tego kraju radowała się, że w osobie konia została raz jeszcze poskromiona, że raz jeszcze mogła przeżyć swe spełnienie. Pieśń dżwięczała radośnie:
Władca rzekł do naszego władcy: Powstań. Dziel ze mną odpoczynek i chwałę, aż stworzenie, które było ci wrogiem, stanie się niewolnikiem, aby dla ciebie tańczyć, podda swój grzbiet, abyś na nim jeździł i da pewne oparcie twoim stopom,
Z miejsca dalszego niż przestrzeń i czas, z jedynego prawdziwego Miejsca dana ci będzie władza: siły niegdyś przeciwne staną się ogniem w twych żyłach, hukiem grzmotu w twym głosie.
Zawładnij nami, byśmy pod twoją władzą poznali, kim naprawdę jesteśmy: pragniemy twego panowania, jak pragniemy poranka i rosy, opadającej wilgoci i narodzin światła.
Władco, twój Władca uczynił cię Królem Sprawiedliwości i naszym Kapłanem na wieki.
— Czy zrozumiałeś to wszystko, Synu? — zapytał
Nauczyciel.
Chyba niezupełnie wszystko — odparłem. —
Czy jaszczurka naprawdę zmieniła się w konia?
Tak. Ale najpierw została zabita. Nie zapomnisz
tej części opowiadania?
Postaram się nigdy nie zapomnieć. Czy to zna
czy, że wszystko, zupełnie wszystko, co jest w nas,
może osiągnąć Góry?
W swoim pierwotnym stanie nie może ich osią-
94
95