22. Azja głucha na naszą muzykę
Twórczość Bacha i Mozarta wypowiada najwyższe wartości Europy. Msze i Pasje ukazują niemal zupełną bezsilność wszystkich prób werbalnego wyrażenia najczystszych, najmocniejszych i najbardziej porywających rejestrów wrażliwości europejskiej. To są szczyty Europy; być może nie wzniesie się ona już wyżej, ale kto mógłby wymagać czegoś więcej, albo proponować coś lepszego w dzisiejszym świecie?
Oczywiście prawdziwa Europa leży z dala od tych szczytów, tym niemniej są to jej szczyty. Często okazuje się niegodna takich dzieł, ale to ona je stworzyła. Zapominamy o tym często, a inni o tym nie wiedzą; dostrzegają łatwiej to, co się znajduje w strefach o wiele niższych, na poziomie brutalnego zderzenia ich obyczajów i naszej broni, ich pradawnej mądrości i naszych maszyn. Nasze grzechy wołają głośno do nieba i woła o nich głośno cały Wschód, ale Wschód nie słyszy zarazem tego, co w nas jest wielkie. Muzyka jest bowiem wyrazem tego, co w zachodniej kulturze wzniosłe, natomiast dla ucha człowieka Wschodu jest ona tylko pozbawionym wyrazistości dźwiękiem, jakimś bezsensownym szumem...
Tyle tylko że ta muzyka wyrosła z tego samego zespołu wartości i w świecie duchowym odpowiada na to samo pytanie, na które w świecie materii i umysłu odpowiada europejska nauka. Struktury muzyczne wiążą się z sylwetką psychiczną Europejczyka, tego, który wynalazł maszyny i pojęcie osoby ludzkiej.
Pewien indonezyjski intelektualista powiedział mi kiedyś: „Wy, Europejczycy, przysyłacie nam maszyny i narzędzia; to bardzo ładne, to nam sprawia przyjemność i jest przydatne, ale dlaczego nie dołączycie do nich jakiejś książeczki, która by wyjaśniła, skąd się wzięły te przedmioty, skąd wam przyszedł do głowy pomysł, żeby je zbudować, i jak one wyrażają, czy przenoszą ze sobą cały ten świat wartości, tak zupełnie obcy naszym tradycyjnym wierzeniom?"
Kiedy indziej opowiedział mi, jak jego żona, która jest Holenderką, dawała lekcje solfeżu w pewnej szkole w Dżakarcie; kiedy dzieci poznały już nuty naszej gamy, powiedziała im: „A teraz ułóżcie jakąś piosenkę zgodną z tym, w co lubicie w waszym kraju". Ale dzieci potrafiły się tylko zdobyć na jakieś ubogie melodie, które w niczym nie przypominały ich indonezyjskiej muzyki i były niejako powtarzaniem banalnych piosenek europejskich, których te dzieci nigdy nie słyszały.|
W ten sposób każda wyeksportowana maszyna staje się faktycznie koniem trojańskim. Wycofaliśmy naszych żołnierzy i urzędników, ale — niepostrzeżenie i nieświadomie a nawet — wprowadzamy do tych krajów potężniejszych i skuteczniej działających okupantów; ci mają władzę nad myślami, uczuciami, najgłębszymi źródłami inwencji i pojmowania życia. Nasze maszyny i nasz sposób rozumowania, formy dzieł artystycznych i formy urządzenia przenoszą na wielką odległość pewne dynamiczne struktury. Odtąd będą one działały w sposób anarchiczny, niszcząc same fundamenty dawnej równowagi, powołując do życia i niosąc nieodwołalnie zawarte w nich implicite inne zespoły wartość, ale nie potrafią ich przekazać, wyjaśnić ani uzdolnić do przeżywania ich w prawdziwym znaczeniu tego słowa.
Znajdujemy się w takim punkcie ewolucji ludzkości, w którym Europejczycy, stworzywszy „świat", stoją wobec zagrożenia: oto ten świat, który powołali do życia, jest teraz w stanie wykorzystać naszą potęgę, kierując ją nie: tylko przeciw nam, ale i przeciw swojej własnej równowadze i swoim obyczajom.
Teoretycznie można tu mówić o dwóch, zupełnie jasnych i radykalnych rozwiązaniach. Albo zachować dla nas to, co innym może przynieść zamęt, albo narzucić innym równocześnie i nasze wytwory, i nasze wartości. Jak widać, jest to alternatywa utopijna, ponieważ utopijny jest każdy z jej członów.
Pozostaje nam szukać jakichś możliwych do przyjęcia; kompromisów, równie nieprzewidywalnych jak to jest w poezji, wypracowywać je metodą improwizacji, odwoływać się do szlachetności, pomysłowości i modliwy Oto jedno z najważniejszych zadań schyłku naszego stulecia!
l chyba pb raz pierwszy w toku Historii ten sam problem staje w tym samym momencie przed cala ludzkością.
Stoimy na niebezpiecznym progu ery jedności świata. Czy kryzys naszej cywilizacji, wywołany jej własną — co prawda ograniczoną, niekompletną — ekspansją, stanie się kryzysem „śmiertelnym", jak to prawie od stu lat przepowiadali wszyscy nasi wielcy myśliciele?
przekazuję tę ilustrację teorii o potędze massmediów ich twór a mojemu przyjacielowi, Marshallowi MacLuhanowi.