Trish Morey
Szczęśliwe dni na Krecie
Tłumaczyła
Małgorzata Dobrogojska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Agencja nieruchomości!
Co miał zrobić Nick Santos z połową udziałów
w agencji nieruchomości w Australii? Uwaz˙ał, z˙e
całość powinna odziedziczyć jego kuzynka, Sofia,
córka Aristosa.
Nad głowami pasaz˙erów zapaliły się migające
światełka i Nick starannie zapiął pas przed lądo-
waniem w Sydney.
Doprawdy nie podejrzewał swojego wuja Aris-
tosa o poczucie humoru, ale przeciez˙ to mógł być
tylko z˙art.
Miał dostać połowę udziałów w agencji pod
warunkiem, z˙e zostanie na miejscu, poprowadzi
interes przez pół roku i przygotuje Sofię do samo-
dzielnej pracy.
Nick odgadł bez trudu, co wykombinował jego
zmarły wuj.Praktyka aranz˙owania małz˙eństw nie
była mu obca i dlatego nie zamierzał pozwolić, by
mu narzucono podobne rozwiązanie.
Miał natomiast zamiar złoz˙yć Sofii kondolencje,
zrzec się spadku i jak najszybciej opuścić Australię.
Nie tęsknił za dodatkowymi problemami; miał
dosyć własnych, pomimo z˙e rodzinna firma, którą
prowadził w Grecji, została pod dobrą opieką jego
zdolnego zastępcy, Dimitriego.
Usadowił się wygodniej.Samolot podchodził do
lądowania.
Sydney...
Zauwaz˙ył most i gmach opery, symbole miasta.
Potem widok przesłoniły czerwone dachy.
Pomimo zamieszania, wywołanego podróz˙ą do
Australii, był wdzięczny Aristosowi, z˙e go tu ściąg-
nął.Dorastając, wysłuchał niejednej opowieści o for-
tunach wyrosłych w Nowym Świecie.Powiodło się
tez˙ bratu jego matki.
Swojego czasu poznał kilku Australijczyków.
Szczególnie utkwiła mu w pamięci dziewczyna
spotkana na Krecie.Wiele lat temu.
Miała bladą, pokrytą piegami skórę, falujące
blond włosy i roześmiane niebieskie oczy.Zwiedza-
li razem ruiny na wyspie, a jej fascynacja staroz˙ytną
cywilizacją i bezgraniczny entuzjazm były bardzo
zaraźliwe.Pod jej wpływem poczuł się winny, z˙e
chociaz˙ studiował archeologię, traktował bogatą
historię swojego kraju tak lekko.Potrafiła w nim
rozbudzić dumę z bycia Grekiem.Była piękna,
pełna z˙ycia i ognista, a takz˙e, jak się okazało póź-
niej, zupełnie nieprzewidywalna.
Wspomnienia...
Westchnął głęboko.
Samolot dotknął kołami pasa, podkołował do
terminalu i stanął.Pasaz˙erowie, znuz˙eni długim
4
TRISH MOREY
lotem, wstawali z miejsc, zdecydowani jak najszyb-
ciej zakończyć formalności.
Nick zmusił się, by wrócić myślami do teraźniej-
szości.
Tamta wiosna nalez˙ała do przeszłości, a on miał
na głowie masę spraw.Jego miejsce było w Grecji.
Wróci tam, jak tylko poukłada sprawy spadkowe.
5
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
ROZDZIAŁ DRUGI
Alexandra Hammond otworzyła drzwi biura i na-
gle cofnęła się w czasie o osiem lat.
Nick Santos!
Czy to moz˙liwe? Słyszała, z˙e Nick prowadzi
rodzinną firmę w Atenach.Skąd wziąłby się w Syd-
ney, w biurze Agencji Nieruchomości Xenophon?
W dodatku pojawił się akurat w dniu ponownego
otwarcia po pogrzebie Aristosa! Alex była juz˙ i tak
mocno spóźniona z przygotowaniem dokumentów
dla nowego szefa – dalekiego krewnego, oczekiwa-
nego lada chwila.
To nie mógł być Nick.
Zamknęła oczy z nadzieją, z˙e niechciana zjawa
zniknie, ale kiedy otworzyła je z powrotem, on
wciąz˙ tam był.
A jednak.Nick we własnej osobie.
Upłynęło tak wiele czasu, ale chyba nie mogła się
mylić.Stał tyłem do niej i rozmawiał z Sofią, ale po
prostu czuła, z˙e to on.Mignął jej znajomy profil
i fala grubych, ciemnych włosów na śniez˙nobiałym
kołnierzyku koszuli.Był tak znajomo męski i pew-
ny siebie, z˙e jej serce nagle przyspieszyło rytm.
Poczuła przypływ adrenaliny, ale nie była w sta-
nie zrobić kroku.Nie zdołał jej skusić nawet za-
praszający zapach świez˙o parzonej kawy.Zrobiła
krok w tył z nadzieją, z˙e on zniknie, wróci do
przeszłości, do której nalez˙ał.Powoli wyciągnęła
rękę, z˙eby zamknąć drzwi...
– Tu jesteś! – Sofia, w czarnej jedwabnej spód-
nicy, z lśniącymi, ciemnymi włosami, ciasno zwią-
zanymi w koński ogon, wysunęła się zza ramienia
przybysza.Zanim Alex zdołała odpowiedzieć, męz˙-
czyzna odwrócił się i obrzucił ją uwaz˙nym spo-
jrzeniem ciemnych oczu.
– O, to ty – rzucił mimochodem, a w jego bro-
dzie pojawił się dołeczek.
Przełknęła z trudem.Często wyobraz˙ała sobie
chwilę, kiedy spotkają się ponownie, po ponad
ośmiu latach.Nie spodziewała się jednak, z˙e pierw-
sze, wypowiedziane przez niego słowa zabrzmią
tak chłodno i obojętnie.
– A kogo się spodziewałeś? – Pchnęła drzwi
i weszła do środka.– Kylie Minoque?
Szorstkość tych słów zabolała nawet ją samą.
Niełatwo zachować się sensownie w takiej sy-
tuacji.
– Alex? – Sofia popatrywała na nich zmieszana.
– Chciałabym ci przedstawić mojego kuzyna, Ni-
cka Santosa.Ale ja tu chyba czegoś nie rozumiem?
Alex milczała.Miała ściśnięte gardło i sucho
w ustach.Nick obserwował ją uwaz˙nie.Mam
z tobą porachunki, mówiło wyraźnie oskarz˙ające
7
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
spojrzenie ciemnych, bezdennych oczu.Poza tym
najwyraźniej jej widok nie zrobił na nim wraz˙enia,
ona natomiast zupełnie nie mogła się pozbierać.
W końcu to Nick przełamał impas.
– Aleksandra i ja spotkaliśmy się juz˙ kiedyś,
nieprawdaz˙?
Pod jego badawczym spojrzeniem laptop zacią-
z˙ył jej nagle i omal go nie upuściła.Zacisnęła palce
na uchwycie, az˙ paznokcie boleśnie wbiły się w skó-
rę.Starała się opanować drz˙enie kolan.
– Owszem – zdołała wykrztusić.– Teraz sobie
przypominam.Ale to dawne dzieje.
Nickowi drgnął mięsień policzka.
– Tak trudno mnie zapamiętać?
Nie tak trudno, jak o tobie zapomnieć.Ta myśl
pojawiła się znikąd i chociaz˙ Alex nienawidziła się
za to z całej duszy, nie mogła temu zaprzeczyć.
Świadczyły o tym długie samotne noce, poświęcone
rozpamiętywaniu czasu spędzonego razem na Kre-
cie i marzeniach o tym, co mogło się zdarzyć.
On tez˙ nie zapomniał.Ale sposób, w jaki na nią
patrzył, podpowiadał jej, z˙e on zapamiętał co in-
nego niz˙ ona, a przede wszystkim, z˙e to ona go
zostawiła.
Wzięła głęboki oddech, ale Sofia była zbyt znie-
cierpliwiona, by czekać na dalszy ciąg, jej zdaniem,
stanowczo zbyt osobistej rozmowy.
– No, opowiadaj, jak się poznaliście?
Nick przeszywał Alex wzrokiem.Odbierała jego
spojrzenie jak cios w z˙ołądek.
8
TRISH MOREY
– Co się dzieje? Nie moz˙ecie sobie przypo-
mnieć?
Alex uniosła odrobinę podbródek i przeniosła
wzrok na Sofię.Wciąz˙ jeszcze nie otrząsnęła się
z szoku wywołanego widokiem Nicka i łatwiej jej
było zebrać myśli, kiedy na niego nie patrzyła.
Starała się nie widzieć jego pytającego wzroku.
Potrzebowała chwili spokoju, z˙eby się zasta-
nowić.
Sofia nie pozbierała się jeszcze po śmierci ojca.
Nawet fachowo wykonany makijaz˙ nie mógł ukryć
cieni i obrzęku pod oczami.Alex czuła, z˙e nie moz˙e
jej obciąz˙ać swoimi problemami.
– Na Krecie.– Przerwała i oblizała wargi.Nie
musi wdawać się w szczegóły.– Kilka lat temu.
Byłam na wakacjach z rodziną, a Nick pracował przy
wykopaliskach.Spotkaliśmy się w pałacu Minosa.
– No proszę.– Bajeczka nie zrobiła na Sofii
specjalnego wraz˙enia.– Wiedziałaś, z˙e Nick jest
krewnym Aristosa?
– Nie miałam pojęcia.
Nagle zrozumiała i ogarnęło ją przeraz˙enie.Krew-
ny Aristosa, który ma poprowadzić firmę, to właśnie
on!
– W takim razie nie muszę was przedstawiać.
Tym łatwiej wam będzie razem pracować.
Świat Alex zachwiał się w posadach.Sytuację
uratował dzwoniący w jej pokoju telefon.
– Przepraszam bardzo – odezwała się – ale
czekałam na ten telefon.Odłóz˙my to na później.
9
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Wpadła do pokoju i jakoś zdołała odbyć roz-
mowę, chociaz˙ w jej głowie kołatało się tylko jedno
zdanie.,,Nick jest tutaj’’.
W godzinę później Alex wciąz˙ jeszcze wpat-
rywała się w tapetę na ekranie laptopa.Jak długo
mogła się tu ukrywać? Była jednak zdecydowana
unikać Nicka Santosa jak ognia.
Dziwnie było zobaczyć go po wszystkich tych
latach.Wydawał się taki silny i męski.Juz˙ w wieku
dwudziestu jeden lat był od niej bardziej zaradny
i doświadczony z˙yciowo.Dopiero teraz w pełni
zdawała sobie sprawę, jak młodzi byli wtedy.Chło-
piec, którego wtedy znała, stał się męz˙czyzną.
Wyglądał bardzo profesjonalnie.Dobra fryzura,
doskonałe ciuchy, wyraz dojrzałości na twarzy,
szerokie bary i wąska talia.
Niemal nie przypominał Nicka, którego znała
przed kilku laty.
Cóz˙, ona tez˙ się zmieniła.
Była starsza, mądrzejsza, no i była matką.
Matką jego syna!
Jason!
Jak zdoła teraz ukryć przed nim istnienie Jasona?
10
TRISH MOREY
ROZDZIAŁ TRZECI
Ktoś krótko zastukał do drzwi.
Alex uniosła głowę i zobaczyła Nicka wypeł-
niającego sobą wejście.
Ścisnęło ją w dołku.
– O co chodzi?
Kpiąco uniósł brew i wkroczył do pokoju.
– Tak witasz starego przyjaciela? Nie jesteśmy
nieznajomymi.
– To było dawno.Wydajesz się kimś obcym.
Zawahał się, przechylając głowę na jedną stronę.
– Niczego o mnie nie wiesz, Alex.
Te słowa i obojętność, z jaką je wypowiedział,
sprawiły, z˙e znowu poczuła ściskanie w dołku.
Zbliz˙ył się do biurka i Alex zalała fala paniki.
Nagle zawrócił do drzwi.Poczuła ulgę, ale usły-
szała, jak zamykając je, mruknął: ,,Poczekaj, zaraz
wrócę’’.
Korytarzem przeszła szybko Sofia i Nick znów
znalazł się w pokoju, oddzielony od niej tylko
szerokością biurka.
Patrzył na nią niemal groźnie.Czuła napięcie
wywołane obecnością tego męz˙czyzny, jej pierw-
szej miłości i pierwszego kochanka, i ciąz˙ącym jej,
związanym z nim sekretem.
Wcisnęła się w oparcie krzesła, nieświadomie
próbując zwiększyć odległość pomiędzy nimi.
– Alexandro...
Zacisnęła powieki.Wypowiedział jej imię ze
śródziemnomorskim akcentem, charakterystycznie
przeciągając sylaby.
Nikt nigdy nie wypowiedział jej imienia tak, jak
Nick wtedy na Krecie.
Falą napłynęły wspomnienia.Nagle poczuła się
młoda i seksowna.
Ale teraz nie mogła sobie na to pozwolić.Była
juz˙ dorosła, a tamte przez˙ycia dotyczyły wakacyjnej
miłości pary nastolatków.Wyrosła juz˙ z tego.
– Alexandro...
Zaczerpnęła powietrza i otworzyła oczy, starając
się przybrać rzeczowy wyraz twarzy.
– Zapewne zechcesz przejrzeć wyciągi bankowe
i inne dokumenty.
Zamrugał zdezorientowany.
– Na to przyjdzie czas później.
– Doskonale – odpowiedziała zdecydowanie za
szybko.– Jestem w tej chwili dość zajęta.– Dla
uzasadnienia swoich słów przesunęła papiery na
biurku.– Moz˙e podrzucę ci te dokumenty później?
Przypuszczam, z˙e chcesz mieć to wszystko za sobą
i wrócić do Grecji najprędzej, jak się da.
Oczy Nicka zwęziły się, kiedy przysiadł na brze-
gu biurka i pochylił się w jej stronę.
12
TRISH MOREY
– Niewątpliwie jesteś w trakcie czegoś bardzo
waz˙nego – rzucił porozumiewawczo ściszonym
głosem, wskazując na komputer.Podąz˙yła wzro-
kiem za jego gestem i zarumieniła się.Na ekranie
migały kolorowe kostki.Sięgnęła do klawiatury, ale
zaraz opuściła rękę.Niech juz˙ lepiej zostanie wyga-
szacz ekranu, niz˙ miałaby się pokazać tapeta z podo-
bizną Jasona.
Rozpaczliwie spróbowała skierować rozmowę
na bezpieczniejsze tory, cokolwiek mogło to ozna-
czać.
– Myślałam...
Uniósł brwi, kiedy sięgając po lez˙ący przed nią
długopis, pochylił się tak nisko, z˙e poczuła bardzo
męski zapach wody kolońskiej.Na moment zgubiła
wątek, a ciąg myśli uległ zerwaniu.Mogła tylko
siedzieć i patrzeć, jak obraca długopis między pal-
cami dłoni.
– Widzę, z˙e mój wuj zatrudniał osoby myślące.
To mnie podnosi na duchu.– Rozejrzał się, szacu-
jąc jasnomiodowe ściany, półki na ksiąz˙ki i seg-
regatory, jakby przeprowadzał inwentaryzację.
– Czym się właściwie zajmujesz w tym przestron-
nym biurze?
Kpina pomogła jej się skoncentrować.Wypros-
towała się i podniosła głowę.
– Przypuszczam, z˙e juz˙ rozmawiałeś na ten te-
mat z Sofią.
Wciąz˙ bawił się długopisem.
– Chcę to usłyszeć od ciebie.
13
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Nie potrafiła opanować zawstydzenia.Nick, sie-
dzący na brzegu biurka, całkowicie zdominował
przestrzeń przed nią.
Zerknęła na niego, próbując odgadnąć, do czego
zmierza.
Z pewnością miał juz˙ plany dotyczące firmy.Czy
było w nich miejsce dla niej?
Desperacko potrzebowała tej pracy.Świez˙o za-
ciągnięty kredyt hipoteczny przeznaczyła na kupno
domu dla siebie i Jasona, więc praca była koniecz-
nością.
Aristos nie nalez˙ał do miłych szefów, ale prze-
prowadzka z ciasnego mieszkanka do przestron-
nego domku z ogródkiem była warta kaz˙dego po-
święcenia.Teraz jednak szefem firmy został Nick
i wszystko zalez˙ało od niego.
– No cóz˙... Jestem zarządcą finansowym grupy
Xenophon.Pracuję w firmie od dwóch lat, chociaz˙
nie od początku na tym stanowisku.
Przestał bawić się długopisem.
– Tak.Sofia wspomniała o tym.Zaczynałaś jako
recepcjonistka, prawda?
Zanim zdołała odpowiedzieć, długopis wrócił do
gry.Jez˙eli chciał wyprowadzić ją z równowagi, był
na dobrej drodze.
– A potem odeszło dwóch księgowych.– Spo-
jrzał na nią pytająco.– Nie byli dość dobrzy?
Wzruszyła ramionami.
– Twój wuj był bardzo wymagającym szefem
i niełatwo się z nim pracowało.
14
TRISH MOREY
– Mój wuj zaczynał od zera i zdobył fortunę
wartą miliony.To oczywiste, z˙e był wymagający.
– Z pewnością.Zresztą miał świetny zespół.Ale
on był trudny, czasem wręcz nie do zniesienia.Kie-
dy tylko siedział w biurze, wrzeszczał.Księgowi
byli świetni, ale bez przerwy na nich krzyczał.Co
gorsza, okazywał im brak zaufania.W końcu mieli
tego dosyć i odeszli, jeden po drugim.Ostatni wy-
trzymał zaledwie trzy miesiące.Ktoś musiał go za-
stąpić i Sofia zaproponowała to mnie, a sama miała
się zająć recepcją.
– Aristos nie zatrudnił innego księgowego? Dla-
czego powierzył tak odpowiedzialną pracę recep-
cjonistce?
Alex zjez˙yła się.
– Moz˙e dlatego, z˙e dobrze mi szło.
Nie wydawał się przekonany.
– Pewnie on sam miałby kłopot z wyjaśnie-
niem ci tego.Zabrakło lepszych ofert, a w firmie
wszystko szło gładko.Studiowałam juz˙ wtedy wie-
czorowo i chyba się ucieszył, z˙e nie musi nikogo
szukać.
I więcej płacić, pomyślał.Zatrudniając byłą recep-
cjonistkę, Aristos oszczędzał sporo pieniędzy, na-
wet jez˙eli zarobki Alex znacznie przewyz˙szały jej
poprzednią pensję.
– Zabawne, ale nie pamiętam, z˙eby młoda Ale-
xandra myślała o pieniądzach.
Alex dalej zachowywała się sztywno.Rozluźniła
się na moment, kiedy opowiadała o swojej obecnej
15
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
pracy, ale on znowu wrócił do przeszłości, której nie
chciała teraz wspominać.
– Nie sądzę, z˙ebym jakoś przesadnie myślała
o pieniądzach – przerwała mu.
Co on mógł wiedzieć o jej sytuacji! Dziecko na
utrzymaniu, pełnoetatowa praca i studia wieczoro-
we.Nick nie miał pojęcia, ile trudu kosztowało ją
odłoz˙enie pieniędzy na kupno niewielkiego domku
na przedmieściu.
Znowu stuknął długopisem o blat, odrywając ją
od tych myśli.
– A na ciebie Aristos nie krzyczał?
Roześmiała się, zadowolona z powrotu do teraź-
niejszości.
– Jasne, z˙e krzyczał.Wrzeszczał na wszystkich,
łącznie z Sofią.Ale duz˙o się tu nauczyłam.
To była prawda.Aristos był nieznośny, ale po
kilku latach pracy u niego i zrobieniu dyplomu
mogłaby poszukać przyzwoitej pracy z lepszą płacą.
Aristos dał jej szansę, a ona pochwyciła ją drapiez˙-
nie.Miał wiele wad, ale była mu wdzięczna za to, co
dla niej zrobił.
Teraz Aristos odszedł, a jego miejsce zajął Nick.
A ona nie zdobyła się nawet, by złoz˙yć mu kon-
dolencje.
– Przykro mi z powodu twojego wuja, to musiał
być dla ciebie szok...
Spojrzał na nią, ale chyba jej nie widział.
Ołówek upadł na blat.Nick wstał i przeszedł
kilka kroków, pocierając dłonią kark.
16
TRISH MOREY
– Owszem, ale nie da się to porównać z tym, co
przez˙ywa Sofia.Jej matka zmarła na raka przed
dziesięcioma laty, a teraz ta nagła śmierć ojca...
– Westchnął i na moment całkowicie zagubił się
w myślach.
Przypuszczała, z˙e dręczy go coś więcej niz˙ tylko
współczucie dla kuzynki.
Gdy się do niej odwrócił, oczy miał ciemne
i przepaściste.
– Moja matka, Helena, była dla Aristosa przyrod-
nią siostrą.Zmarła sześć lat temu.Aristos i mój
ojciec byli jak bracia, choć ja nie znałem go zbyt
dobrze.
Alex nie znała rodziców Nicka, ale to, co słyszała
o jego ojcu, wystarczyło, z˙eby ją przestraszyć.
Rodzice Nicka byli dziadkami Jasona.Juz˙ nigdy
ich nie pozna.Znowu poczuła się winna.Czy długo
jeszcze będzie płacić za tę decyzję sprzed lat?
Wtedy wydawała się jedyną słuszną.
– Nie wiedziałam o twoich rodzicach.Co się
stało z ojcem?
– Dlaczego miałoby cię to interesować – rzucił
szorstko, tak jakby nie miała prawa pytać.Po chwili
odpowiedział łagodniej: – Dwa lata temu wpadł
samochodem do rzeki i utonął, zanim go wyciąg-
nięto.
– Okropne.
Kiedy byli na Krecie, rodzice obojga z˙yli jeszcze.
To było prawie dziewięć lat temu.Teraz Nick był
juz˙ sam.Czy wkrótce odejdą takz˙e i jej najbliz˙si?
17
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Rodzice mieli przyjechać do niej z Perth na Boz˙e
Narodzenie.Za sześć tygodni.Miała zamiar za-
dzwonić do nich wieczorem.Nie wyobraz˙ała sobie,
z˙e mogłoby ich zabraknąć.
Na szczęście jej siostra Tilly równiez˙ mieszkała
w Sydney.Przynajmniej ktoś bliski był niedaleko,
gotów podtrzymać ją na duchu w trudnych chwi-
lach.Sofia nie miała nikogo.Podobnie jak Nick.
– Naprawdę bardzo mi przykro.
Nick milczał, opierając dłonie na krześle.
– Dla mojego ojca to było w pewien sposób
wyzwolenie.Tak naprawdę przestał z˙yć w dniu
śmierci Stavrosa.– Jego oczy przybrały wyraz głę-
bokiego smutku i spotkali się wzrokiem, na krótką
chwilę połączeni w bólu.
Pamiętał.Była tego pewna.
Rozmawiali wtedy ostatni raz.Zadzwoniła, pod-
ekscytowana nowinami, które dla niego miała.
Ukrywała prawdę przez kilka miesięcy, ale teraz
wiedziała, z˙e musi mu powiedzieć o dziecku, ich
dziecku.Miał prawo wiedzieć, z˙e ma syna.
Ale kiedy w końcu zadzwoniła do domu Nicka,
okazało się, z˙e rodzina jest w z˙ałobie po stracie
najstarszego syna.
Nie umiała jednym tchem wygłosić kondolencji
i radosnej nowiny.
Nie mogła przedstawić pogrąz˙onej w bólu rodzi-
nie nowego dziecka, o którego istnieniu nie mieli do
tej pory pojęcia.Nie po tym, co się stało ze Stav-
rosem.
18
TRISH MOREY
Uznała, z˙e nikt by jej nie uwierzył, więc od-
wiesiła słuchawkę, zatrzymując sekret dla siebie,
przekonana, z˙e rozmawiała z Nickiem po raz ostatni
w z˙yciu.
Stavros został zamordowany, a Nick nagle awan-
sował na spadkobiercę rodzinnej fortuny.Od tej
chwili w jego z˙yciu nie było juz˙ miejsca dla Alex
i jej syna.
Skrzyz˙owała ramiona na piersi.Zimno.Trzeba
przestawić termostat.Ale dopóki Nick był w jej
biurze, nie chciała się do niego zbliz˙ać.
Wyprostował się i popatrzył na nią oczami jak
szparki.
– Coś cię przestraszyło, prawda? To dlatego juz˙
więcej do mnie nie zadzwoniłaś? – Jego słowa
dotknęły obszaru świadomości, do którego nie
chciała wracać.Co innego wierzyć, z˙e postąpiła
słusznie, co innego próbować to wyjaśnić.
– Nick, to juz˙ przeszłość.I lepiej niech tak
zostanie.
– Nie sądzę.Jesteś mi winna wyjaśnienie.
Alex zesztywniała w swoim fotelu.Ich związek
nie istniał od dziewięciu lat, a teraz Nick z˙ądał od
niej wyjaśnień.
– Zostawmy to...
– Czy chodziło o innego męz˙czyznę? – Spojrzał
na jej lewą dłoń.– Nie wyszłaś za mąz˙.Miałaś
wtedy kogoś?
– Posłuchaj, to niewaz˙ne...
– A więc był ktoś inny.Bo inaczej dlaczego
19
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
przestałabyś się odzywać? Dzwoniłem i pisałem do
ciebie.
– Przeprowadziłam się.
– Ale ja nie.Wiedziałaś wtedy, gdzie mnie szu-
kać.– Z jego oczu wyczytała oskarz˙enie.– Dlacze-
go nie oddzwoniłaś? Nie odpowiedziałaś na z˙aden
list.Byłaś zajęta kimś innym?
– Dosyć! – Rozsierdzona, zerwała się z fotela.
Nie chciała na niego patrzeć ani słuchać jego imper-
tynencji.
– Dajmy temu spokój, bardzo proszę.
– Chcę wiedzieć, co się stało!
Patrzyła na niego zdumiona.Jak mogła kochać
tego męz˙czyznę?
– Dorosłam.I tyle.
– Nic dziwnego, z˙e nie wyszłaś za mąz˙, skoro
traktujesz męz˙czyzn w ten sposób.Poradzę ci
coś...
Alex zacisnęła pięści.
– Nie chcę twoich rad.Nie potrzebuję ich.Jakie
masz w ogóle prawo dawać mi rady, jez˙eli sam nie
jesteś z˙onaty.
Nick zbladł.Wyraźnie widziała, z˙e ledwo się
hamuje, z˙eby nie wybuchnąć.
Wielka rzecz! Ona tez˙ była wściekła.Jak śmiał
wtrącać się do jej z˙ycia i robić krytyczne uwagi!
Mięsień w jego policzku drgnął.
– Zmieniłaś się, Alexandro.Jesteś równie pięk-
na, a moz˙e nawet piękniejsza, ale wnętrze...
– Kwestia wyboru.– Rozsądek podpowiadał
20
TRISH MOREY
jej, by tym razem grała rolę silnej i zdecydo-
wanej.Komplementy dotyczące urody są bez zna-
czenia.
Starała się być rzeczowa.
– Idź juz˙, proszę.Muszę się zająć pracą.
Siedział dalej nieruchomo i zrozumiała, z˙e nie
ma zamiaru spełnić jej prośby.
Jez˙eli chciała, z˙eby wyszedł, musiała zadziałać
bardziej energicznie.Wstała zza biurka.
– Odprowadzę cię.– Wydawało jej się, z˙e dys-
tans między nimi jest bezpieczny, z˙e bez problemu
otworzy drzwi i w jej biurze zapanuje tak poz˙ądany
spokój.
Tymczasem w pół drogi do drzwi jego dłoń
spoczęła na jej ramieniu, zatrzymując ją na miejscu.
Serce jej załomotało.Dobrze pamiętała ten moc-
ny, zdecydowany dotyk, pamiętała tez˙, jak potrafił
być czuły.
Teraz jednak czułości nie było.Poczuła złość,
a jej serce, pod wpływem adrenaliny, zabiło mocno
i szybko.
– Alexandro... – odezwał się na poły pytająco,
na poły prosząco.
Przymknęła oczy, starając się nie ulec brzmieniu
swojego imienia.
– Puść mnie.– Jej głos zabrzmiał zdumiewają-
co spokojnie i to dodało jej siły.
Jednak Nick nie puścił jej.Zmienił się jedynie
charakter uścisku.Teraz nie tylko ją trzymał, ale
takz˙e przyciągał do siebie.Byli juz˙ na tyle blisko, z˙e
21
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
czuła cierpki zapach jego wody kolońskiej i delikat-
ną woń kawy.
– Alexandro?
Wciąz˙ trzymał ją mocno, gdy uniosła głowę, by
spojrzeć mu w oczy.Zabrakło jej tchu, bo w miejsce
złości pojawił się w nich błysk, mroczny i niebez-
pieczny.
Nagle zwolnił uścisk, a ona straciła równowagę
i zachwiała się, wtedy bezceremonialnie pociągnął
ją do tyłu.
Jego pierś była jak skała, ciepła i znajoma.Oszo-
łomiona jego bliskością, zaczerpnęła tchu.
Nick wcale się nie zmienił.Był taki, jakim go
pamiętała.I takim, jakiego sobie wyobraz˙ała pod-
czas bezsennych nocy.
Ale to spotkanie miało wyglądać zupełnie ina-
czej!
– Puść mnie! – Spróbowała go odepchnąć.
Bez skutku.
Usiłowała na niego spojrzeć.
– Co ty sobie wyobraz˙asz? Napastujesz mnie.
Zachowujesz się jak jaskiniowiec.
– Napastuję? – Przedrzeźniał ją, a w oczach
miał kpiący błysk.
Uświadomiła sobie, z˙e Nick kołysze się lekko.
Dotyk jego dłoni na plecach był łagodny, kojący
i bardzo zmysłowy.
– Tak bardzo cię napastuję? – pytał.– Pamię-
tasz jeszcze to, co było między nami.Przytul mnie
i pocałuj przez wzgląd na dawne czasy.
22
TRISH MOREY
W głowie Alex odezwał się sygnał alarmowy.
Nie ma mowy.Nie moz˙e go pocałować.
Stanowczo go odepchnęła.
– Ani mi się śni!
Musiał dostrzec wyraz jej twarzy, bo nagle prze-
stał się kołysać i puścił ją gwałtownie.
Odsunęła się, oddychając płytko i szybko.
Chwyciła za klamkę i szarpnięciem otworzyła
drzwi.
Stał przez chwilę, oddychając głęboko, a potem
skierował się do wyjścia.Przeszedł bardzo blisko,
zlękła się, z˙e jednak ją pocałuje.
– Pamiętam, jak błagałaś, z˙ebym cię całował
i nigdy nie przestawał...
Spróbowała spojrzeć mu w oczy.
– Wszystko się zmieniło.
Drgnęła, kiedy wyciągnął rękę, ale jego palce
musnęły tylko kosmyk za uchem, który wysunął się
ze spiętych do góry włosów.Westchnęła, całkiem
bezradna, kiedy wędrowały po policzku, by w koń-
cu zdecydowanym chwytem unieść do góry jej
podbródek.
– Nie na lepsze, jak widać.
Szukała odpowiednich słów.
– Przygotuję ci sprawozdania finansowe.Pewno
zechcesz wkrótce wrócić do Grecji.
Przysięgłaby, z˙e prawie się uśmiechnął.Tylko
oczy pozostały chmurne.
– Kto mówi o powrocie do Grecji? Zapewne
zostanę tu całe pół roku, jak tego chciał Aristos.
23
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Wyszedł w końcu.
Alex zamknęła drzwi i, wyczerpana, oparła się
o nie.Była zaledwie jedenasta rano, a ona czuła się,
jakby przebiegła dystans maratonu.
Jak zdoła przez˙yć najbliz˙sze pół roku?
24
TRISH MOREY
ROZDZIAŁ CZWARTY
Alex stała na linii bocznej boiska z aparatem
fotograficznym w ręku.Czekała, az˙ trener skończy
rozmawiać z zawodnikami.Tego popołudnia Sofia
wprowadzała Nicka w tajniki firmy, dzięki czemu
Alex zdołała wymknąć się pół godziny wcześniej,
niezauwaz˙ona.
Po wyczerpującym emocjonalnie dniu niepokój
Alex o syna jeszcze się nasilił.Dzisiejszy wieczór
nalez˙ał do nich obojga, do niej i Jasona, i nikt nie
miał prawa im przeszkodzić.
Nie miała najmniejszej ochoty wyjaśniać tego
Nickowi.
Oddychała głęboko, starając się pozbyć przynaj-
mniej części nagromadzonego napięcia.Zdjęcia
wypełnią kolejny album – dokumentacja z˙ycia
i rozwoju Jasona.
Zamierzała pewnego dnia pokazać je jego ojcu.
Ale jego ojciec był tutaj.Teraz.
Co, u diabła, ma z tym zrobić? Jak sobie
poradzić z tak bliską obecnością Nicka? Minął
zaledwie jeden dzień, ale było jasne, z˙e nieprędko,
jez˙eli w ogóle, zapanują między nimi stosunki
kolez˙eńskie.Zbyt duz˙o ich łączyło w przeszłości
i zbyt ciąz˙ył obecny sekret.
Gdyby Nick miał kiedykolwiek obejrzeć zdjęcia
Jasona, musiałaby powiedzieć mu prawdę.A wszyst-
ko było bardzo skomplikowane.Nie mogła tak po
prostu powiedzieć mu o synu.Musiałaby wyjaśnić,
czemu ukrywała prawdę o swojej ciąz˙y i jego ojco-
stwie.
A to wcale nie byłoby proste.
Im dłuz˙ej Nick zostanie, tym pewniej dowie się,
z˙e ona ma syna.A wtedy błyskawicznie domyśli się
reszty.
Serce jej zabiło.Moz˙e nie zauwaz˙y podobień-
stwa.Bliskie osoby często nie widzą takich rzeczy.
To się zdarza.
A poza tym zawsze słyszała, z˙e pomimo ciem-
nych włosów i oczu Jason jest podobny do niej,
chociaz˙ ona sama tego nie widziała.
Moz˙e Nick tez˙ zwróci na to uwagę?
Spojrzała na grupkę graczy.Jason, z przechyloną
głową, słuchał uwaz˙nie słów trenera.W ciemnych
oczach błyszczało skupienie.Zimny dreszcz prze-
biegł jej po krzyz˙u.
Jej syn był miniaturą Nicka.
Alex zaczerpnęła tchu i starała się uspokoić
bijące mocno serce.
Oszukiwała się.Nick nie mógł nie zauwaz˙yć
podobieństwa.Westchnęła.Wobec tego miała tylko
jedno wyjście.To nie będzie łatwe, ale tak musi
postąpić.Im prędzej, tym lepiej.
26
TRISH MOREY
Trener skończył mówić.Jason odwrócił się, poma-
chał i podbiegł do niej.Rozgrzany grą, pachniał trawą
i ziemią.Zawisł jej na szyi i razem zakręcili młynka.
– Marzę o pizzy! – wykrzyknął.
Roześmiała się i, trzymając się za ręce, poszli do
samochodu.
– Wydawało mi się, z˙e myślisz o piłce, a nie
o jedzeniu.
– Pół na pół – przyznał z rozbrajającą szczero-
ścią.
Po czterech kawałkach pizzy Jason zaczął jeść
wolniej.Sięgnął po colę i pociągnął długi łyk.
– Mamo, umiesz łowić ryby?
Alex zamrugała i przestała jeść.W barze było
gwarno i nie była pewna, czy dobrze słyszy.
– Masz na myśli wędkę z kołowrotkiem?
Jason skinął głową i uwaz˙nie obejrzał pozostałe
kawałki pizzy.Wybrał lez˙ący najdalej, ale najboga-
tszy w oliwki.
– Powiedziałem im, z˙e umiesz wszystko.Ale
i tak nie chcą mnie zabrać.
– Komu powiedziałeś? Zabrać dokąd? – zapy-
tała, szczęśliwa, z˙e syn tak bardzo w nią wierzy.
– Matt i Jack w weekend jadą na ryby ze swoimi
ojcami.Powiedzieli, z˙e mógłbym tez˙ pojechać, ale
ty jesteś dziewczyną i nie będziesz umiała łapać ryb.
Poczuła się uraz˙ona.
– Chciałbyś pojechać?
– No! Najbardziej mi się podoba spanie w na-
miocie!
27
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
– Ach! – Zrozumiał prawdziwy powód niechęci
do wyjazdu z kobietą.– Wiem, dlaczego nie chcą,
z˙ebyśmy jechali.
– Dlaczego?
Uśmiechnęła się.
– Wiesz, jak im będzie głupio, kiedy wyłapiemy
wszystkie ryby?
– Wiedziałem! – Jason odchylił się na oparcie
i średnio zainteresowany ocenił wzrokiem resztki
pizzy w pudełku.– Powiedziałem im, z˙e chociaz˙
nie mam ojca, to i tak złapiemy najwięcej.– Beknął
głośno, zatkał usta ręką i parsknął śmiechem.
Alex tez˙ się roześmiała, chociaz˙ jego słowa moc-
no ją zabolały i łzy napłynęły pod powieki.
Wytarła je grzbietem dłoni, udając, z˙e to od
śmiechu.Przed sobą tłumaczyła się szokiem wywo-
łanym przyjazdem Nicka i z˙alem po śmierci Aris-
tosa.Co innego mogłoby ją sprowokować do ob-
lewania łzami własnego obiadu?
Ale, na przekór temu, w co chciała wierzyć, było
coś waz˙niejszego.Po raz kolejny uświadomiła so-
bie, z˙e choćby nie wiem jak się starała, nie da rady
być dla Jasona i matką, i ojcem.
Nieprzyjemne napięcie całego ciała, ospałość
i obojętność Nick był skłonny przypisać zmęczeniu,
wywołanemu zmianą stref czasowych.
Przebiegł zaledwie trzy kilometry i daleko mu
było do zwyczajowych dziesięciu.Zgubił rytm,
oddychał cięz˙ko i zupełnie nie miał siły.
28
TRISH MOREY
Potrzebował ruchu, który pozwoliłby mu oczyś-
cić umysł z zamglenia wywołanego podróz˙ą i wido-
kiem dziewczyny, o której powinien był juz˙ dawno
zapomnieć.
Kogo próbował oszukać? To juz˙ nie była dziew-
czyna.Odczuł to, zaledwie jej dotknął.Zabrakło mu
tchu i znów zgubił rytm.
Biegł cięz˙ko, rozrzucając na boki piasek i pło-
sząc mewy, w brzasku budzącego się dnia.
Potrzebował snu.Długiego, nieprzerwanego snu.
Ostatniej nocy dręczyło go wyobraz˙enie długono-
giej nastolatki o jasnych, rozpuszczonych włosach,
siedzącej na ukwieconej łące.Była nerwowa jak
źrebak.Wierzył wtedy, z˙e jej nieśmiałość zniknie
pod jego dotykiem i z˙e juz˙ nigdy się nie rozstaną.
Przynajmniej taką miał nadzieję.
Moz˙e wtedy zrobił coś źle.Z zachowania Ale-
xandry wywnioskował, z˙e nie ma ochoty poświęcać
mu czasu.Uśmiechnął się pod nosem.
A jak zareagowała, kiedy wspomniał o pozo-
staniu w Australii! Z całą pewnością nie czekała na
niego.Sam nie rozumiał, czemu to powiedział.
Przeciez˙ wcale nie miał zamiaru tu zamieszkać.
Chociaz˙ zdawał sobie sprawę, z˙e Sofia byłaby zde-
cydowanie za tym.
Moz˙e powinien.
Sofia potrzebowała jego pomocy.Być moz˙e
wszystko to nie będzie az˙ tak uciąz˙liwe, jak obawiał
się na początku.Gdzieś po drodze Sofia zmieniła się
z męczącego dziecka w ciemnowłosą piękność.
29
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Mógłby zostać na trochę, przynajmniej do czasu,
az˙ ona zdoła się uporać ze swą stratą.
Uśmiechnął się lekko, zadowolony z pretekstu do
przedłuz˙enia pobytu.Bardzo chciał przekonać Ale-
xandrę, z˙e nie pozbędzie się go tak łatwo.
Takie myślenie nie miało sensu.Przeciez˙ nie
przyjechał tu, by wyrównywać rachunki.Miał za-
dbać o prawidłowe funkcjonowanie i przyszłość
firmy.Powinien się raczej zastanowić nad pracą
Alex w firmie.
Nalez˙ało zatrudnić osobę z doświadczeniem
w operacjach handlowych.Wątpił, czy była recep-
cjonistka da sobie z tym radę.Lepiej byłoby ją
zastąpić prawdziwą siłą fachową.
Moz˙e Dimitri powinien przyjechać z Grecji.Znał
wymogi tej pracy i potrafiłby wybrać właściwą
osobę.
Z wody wynurzył się samotny pływak.
Nick postanowił pójść w jego ślady z nadzieją, z˙e
w końcu odzyska jasność myślenia.Odwrócił się
i skierował ku plaz˙y.
– Słodki jest, nie sądzisz?
Alex podniosła wzrok znad ekranu komputera.
– Kto taki? – zapytała niewinnie, udając zajętą
pisaniem.
Sofia nie zauwaz˙yła jej zmieszania.Przysunęła
sobie jedno z gościnnych krzeseł, oparła łokcie na
biurku i pochyliła się konspiracyjnie, uśmiechnięta
od ucha do ucha.
30
TRISH MOREY
– Nick, oczywiście.Kogo innego mogłabym
mieć na myśli?
Alex uśmiechnęła się pobłaz˙liwie.Chociaz˙ nie
nazwałaby Nicka słodkim, było oczywiste, o kim
mówi Sofia.Poza nimi dwoma w biurze pracowała
jeszcze tylko telefonistka na pół etatu.
– Ach, on.– Udała zaskoczenie.– Niezły.
Sofię cieszyła obecność Nicka.No cóz˙, przynaj-
mniej jeden jasny punkt.Sofia zasługiwała na to.
– Myślę, z˙e on mnie lubi.
Alex poczuła ucisk w gardle.O nie, nie chcę tego
słuchać!
Uśmiechnęła się słabo.
– Oczywiście, z˙e cię lubi.To twój kuzyn, a ty
jesteś świetną dziewczyną.Jak mógłby cię nie
lubić?
Sofia potrząsnęła głową.
– Nie o to chodzi.Ja myślę, z˙e on mnie lubi tak
na powaz˙nie.
– To... miłe. – Alex nie wiedziała, co jeszcze
mogłaby powiedzieć.
Patrzyła na siedzącą naprzeciwko dziewczynę
o błyszczących nadzieją ciemnych oczach, niena-
gannym makijaz˙u, obłędnie długich, akrylowych
paznokciach, pomalowanych na ten sam szkarłatny
kolor co jej usta.
Do tej pory Sofia nie miała chłopaka.Nic
dziwnego, zwaz˙ywszy na jej despotycznego ojca
i jego umiejętność odsyłania ewentualnych kon-
kurentów jednym gestem.Gdyby chociaz˙ kierował
31
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
się dobrem córki.Ale Alex podejrzewała, z˙e przede
wszystkim chodziło mu o firmę.Gdyby Sofia wy-
szła za mąz˙, jej potomek odziedziczyłby owoc pracy
Aristosa.Mąz˙ Sofii nie mógł być byle kim.
A teraz pojawił się Nick, niewątpliwie dysponu-
jący błogosławieństwem tatusia i po raz pierwszy
w z˙yciu Sofia pomyślała, z˙e wygrała los na loterii.
Sofia i Nick.Czemu wydawali jej się tak bardzo
niedobraną parą? Dlaczego w ogóle ją to obchodzi-
ło? Przeciez˙ nie chciała tego męz˙czyzny.
– Moz˙e mogłabyś mi pomóc – odezwała się
Sofia – i póki Nicka nie ma, porozmawiać z kilko-
ma najemcami? – Sofia przechyliła głowę i wielki,
złoty kolczyk w jej uchu zabrzęczał.– Znasz go
lepiej niz˙ ja, jesteście przeciez˙ starymi przyjaciółmi.
Alex potrząsnęła głową.
– Źle zrozumiałaś.To było dawno.
– Ale ja widziałam go ostatnio, jak miałam sześć
lat, i on mnie prawie nie zauwaz˙ał! Podpowiedz mi,
co on lubi.Przeciez˙ o czymś musieliście rozmawiać
i coś robić na tej Krecie.
Alex gwałtownie wypuściła powietrze.
Co tez˙ pomyślałaby Sofia, gdyby poznała pra-
wdę?
Kochaliśmy się niemal bez przerwy i to był naj-
piękniejszy czas w moim z˙yciu.
Zdecydowanie Sofia nie moz˙e wiedzieć, czym
się zajmowali na Krecie.Nie czas było o tym
myśleć.Teraz Nick był tutaj.
Oblizała wargi.
32
TRISH MOREY
– No wiesz, to co zwykle w takich miejscach...
Zwiedzaliśmy ruiny i muzea.Nick studiował ar-
cheologię i to go bardzo interesowało.Czemu zresz-
tą jego o to nie zapytasz?
Sofia podrapała się w czubek nosa.
– Rozumiem.Ale nie o to mi chodziło.– Bawiła
się bransoletką, potem obejrzała sobie paznokcie.
– No nie wiem... Moz˙e ma ulubiony kolor albo coś
innego.
Alex uśmiechnęła się.Pytanie Sofii błyskawicz-
nie cofnęło ją w czasie.
Nick trzymał jej twarz w swoich dłoniach, mus-
kał ustami jej usta, a bryza rozwiewała im włosy.
,,Ocean, niebo i twoje oczy są tak samo błękitne,
bezkresne, czyste i niezgłębione.’’
Nigdy nie zapomni pocałunków, które nastąpiły
potem.
– Niebieski.
– Świetnie! – Sofia zerknęła na zegarek.– Idę
po zakupy.Nick zabiera mnie na kolację i chyba
powinnam włoz˙yć coś mniej oficjalnego.– Wska-
zała wzrokiem na z˙ałobną czerń.W oczach za-
szkliły jej się łzy.– Wciąz˙ myślę o ojcu.
– Zakupy dobrze ci zrobią.
– Poradzę sobie.W firmie mam tyle roboty.
Wiesz, jak to jest.– Wstała i ruszyła do drzwi, ale
w pół drogi zawróciła.– Nick pytał, czy tez˙ bę-
dziesz, ale powiedziałam, z˙e najpewniej nie dasz
rady załatwić opiekunki do dziecka.Był zaskoczo-
ny, z˙e masz dziecko.Nie mówiłaś mu?
33
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
On wie!
Krew zakrzepła jej w z˙yłach, ale zdołała rzucić
swobodnie:
– Ach, jeszcze nie.Nie mieliśmy okazji po-
gadać.
Sofia w końcu wyszła.Alex siedziała sztywno,
oddychając szybko i płytko, a jej myśli kłębiły się
dziko.
O n w i e.
Ile wie? Ile mogła mu powiedzieć Sofia? Nigdy
specjalnie nie interesowała się dziećmi, a najmniej
Jasonem.Moz˙e nie było powodu do zmartwienia.
Szybko dokończyła pisanie listu i przeczytała go
raz jeszcze przed wydrukowaniem.Doskonale.Po-
zostało tylko złoz˙yć podpis.
Była przekonana, z˙e postępuje słusznie.List,
podpisany i zapieczętowany, był gotowy, by spo-
cząć na biurku Nicka.
Wzięła głęboki oddech i, nagle spragniona, sięg-
nęła po szklankę z wodą.Szklanka była pusta.Alex
powędrowała do maleńkiej kuchenki.Stanęła przy
automacie, tyłem do drzwi i wtedy to poczuła.Coś
było nie tak.
Zjez˙yły jej się włosy na karku, a serce zabiło
niespokojnie.
Odwróciła się błyskawicznie, czując jego obec-
ność, zanim zdąz˙ył się odezwać.
Woda chlupnęła ze szklanki, ale Alex nie zwróci-
ła na to uwagi.
– Nick! Przestraszyłeś mnie!
34
TRISH MOREY
Stał z rękami w kieszeniach, oparty o framugę.
Pozory leniwego odpręz˙enia nadawały mu wygląd
drapiez˙cy.
Powoli oderwał się od framugi i przysunął bliz˙ej.
O czym myślał? Ciemne oczy były nieprzenik-
nione.Zatrzymał się kilka kroków przed nią, niemal
wypełniając sobą niewielkie pomieszczenie.
Alex poczuła się schwytana w pułapkę.Oddzie-
lała ich tylko szklanka z wodą.Niby z˙adna bariera,
ale Alex czuła się bezpieczniej, trzymając ją w ręku.
Gdyby jej tylko ta ręka nie drz˙ała...
– Sofia przedstawiła mi aktywa firmy.
– Słyszałam.
– Duz˙a rzecz.Jestem pod wraz˙eniem.
– To dobrze.
Alex nie podobały się te kulawe odpowiedzi, ale
w tej sytuacji nie potrafiła wymyślić nic lepszego.
Z ledwością udawało jej się utrzymać szklankę
w poziomie i nie rozlać wody.
– Przypuszczam, z˙e prowadzenie tego wszyst-
kiego wymaga niezłej znajomości zagadnień księ-
gowych.
– Właściwie nie – odparła, całkowicie skupiona
na trzymanej w ręku szklance.– Jez˙eli wszystko
jest prawidłowo ustawione... – Zganiła się w duchu
za roztargnienie.Skoro on sugeruje, z˙e ona nie ma
kwalifikacji do tej pracy, to, w swoim własnym
interesie, powinna się z nim zgodzić.Spojrzała
w górę i napotkała jego wzrok.– Masz rację, oczy-
wiście. To jest bardzo skomp...
35
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Nick zdołał odskoczyć, zanim dosięgła go fon-
tanna ze szklanki.Kropelki wody pozostawiły mo-
kre ślady na eleganckiej czerni jego włoskich trze-
wików.
Szybko wyjął jej z ręki to niebezpieczne, jak się
okazało, narzędzie i odstawił szklankę na blat biur-
ka, w pobliz˙e listu.Alexandra nadal tkwiła nieru-
chomo.
– Nerwus z ciebie, Alex.
Gorączkowo starała się wymyślić jakieś sensow-
ne usprawiedliwienie, kiedy połoz˙ył jej na ramio-
nach duz˙e i ciepłe dłonie.Przeszedł ją dreszcz.
– Czy to z mojego powodu tak się denerwujesz?
Zaczerpnęła tchu, a razem z powietrzem dotarł
do jej nozdrzy zapach Nicka.Poczuła z˙ar poz˙ąda-
nia, które juz˙ dawno uznała za umarłe.Piersi pod
dopasowaną bluzką wydawały się obrzmiałe, zbu-
dziły się dawno zapomniane doznania.
Westchnęła.
– Chyba tak.
Roześmiał się, miękko i szczerze, a jego ciepły
oddech musnął jej twarz.Ucisk kciuków na oboj-
czykach niemal ją zahipnotyzował.Zadrz˙ała pod
jego dotykiem.
O Boz˙e! Nie zapomniał, co sprawia jej przyjem-
ność, a jej ciało nadal potrafiło reagować na jego
pieszczoty.
– Ale dlaczego tak na ciebie działam, Alexand-
ro? Jestem tylko męz˙czyzną, a w dodatku znasz
mnie doskonale.
36
TRISH MOREY
Coś w jego głosie kazało jej na niego spojrzeć.
Czemu jej to robił? Chciałaby móc pozostać
obojętna na jego dotyk, ale własne ciało nie było jej
posłuszne.Samotne noce sprzyjały marzeniom
o Nicku i jego pieszczotach.
A teraz jej sny zaczynały się spełniać i musiała
przyznać przed samą sobą, z˙e właśnie za tym tak
długo tęskniła.
A jednak powinna zaprzeczyć.Odezwała się
z trudem, bo zupełnie zaschło jej w ustach.
– To stara historia.
– Być moz˙e.Czasem jednak przeszłość toruje
drogę do przyszłości.Kiedyś było nam razem dob-
rze.Co stoi na przeszkodzie, by do tego wrócić,
przynajmniej dopóki tu jestem?
– Co takiego? – Wymknęła się z zasięgu jego
ramion szybciej, niz˙ zdołał zareagować.
Przez chwilę pomyślała, z˙e Nick wciąz˙ z˙ywi do
niej uczucie, i sprawiło jej to ogromną przyjemność.
Ale jego następne słowa rozwiały tę iluzję.
Wzruszył ramionami i oparł się o szafę.
– Tylko to, z˙e pasujemy do siebie.Wiesz o tym
doskonale.Czemu więc nie mielibyśmy tego wyko-
rzystać? Świat oferuje tak niewiele przyjemności...
– Spodziewasz się, z˙e będę z tobą sypiała, dopó-
ki nie wyjedziesz?
Skrzywił się, oderwał od szafy i zrobił krok w jej
kierunku.
Cofnęła się instynktownie.
– Nie.Źle mnie zrozumiałaś.Nie chcę, z˙ebyś
37
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
ze mną sypiała.Wolałbym, z˙ebyś była przytomna.
Nawet bardzo przytomna.Nie sądzę, z˙ebyśmy zna-
leźli czas na sen.
Znów przysunął się o krok i Alex mogła tylko
cofnąć się jeszcze odrobinę.Nick stanął tuz˙ przed
nią.
– Poza wszystkim – kontynuował – nie jesteś
juz˙ dziewicą.Nie jesteś zamęz˙na, więc, oczywiście,
musiałaś mieć jakichś partnerów.Sofia wspomnia-
ła, z˙e masz dziecko.Mam wierzyć, z˙e to wynik
niepokalanego poczęcia?
Gorące łzy złości zapiekły ją pod powiekami.
Nawet jez˙eli nie wiedział, z˙e jest ojcem jej dziec-
ka, to i tak nie powinien był mówić w ten sposób.
– I to wszystko tłumaczy, tak? Dlatego przypu-
szczasz, z˙e chętnie wskoczę ci do łóz˙ka?
Popatrzył jej w oczy i połoz˙ył dłonie na biod-
rach.
Alex wzdrygnęła się i spróbowała go odepchnąć.
Ale nie udało jej się wywinąć ze stalowego uchwy-
tu.
– Wiem, co czuję, kiedy cię dotykam.Widzę,
jak odpowiada na mój dotyk twoje ciało.Czy przy-
znasz z ręką na sercu, z˙e nie lubisz, jak cię doty-
kam? – Przyciągnął ją bliz˙ej, a jej opór wydał się
bezsensowny.– Naprawdę nie chcesz iść ze mną do
łóz˙ka? – Przyciągnął ją jeszcze bliz˙ej.
Miał duz˙o racji.Jego dotyk, mocny i gorący,
przypominał tamten, sprzed lat.Budził słodkie dre-
szcze.Przywoływał wspomnienia.Wtedy nie mogła
38
TRISH MOREY
się nim nasycić.A teraz? To prawda, miała na niego
ochotę.Czyz˙ marzenia o seksie z Nickiem nie
wypełniły jej ostatnich lat? Ale przed laty seks był
naturalną konsekwencją łączącego ich uczucia.Nie
mogła i nie chciała pozwolić sobie teraz na seks bez
miłości.Miała zbyt wiele do stracenia.
Jego twarz była tak blisko.Serce tłukło się jej
w piersi jak oszalałe, ale spróbowała odpowiedzieć
najspokojniej, jak tylko mogła:
– I tu się mylisz, wcale mi na tym nie zalez˙y.
– Oj, chyba mijasz się z prawdą.Twoje ciało
wysyła wyraźne sygnały.
Zanim skończył mówić, wsunął jej dłoń pod
z˙akiet i dotknął piersi.
Oddech Alex przyspieszył.Nick przyciągnął ją
bliz˙ej drugą ręką, nie pozostawiając z˙adnych wąt-
pliwości co do jej wpływu na niego.
– Teraz powtórz, z˙e mnie nie chcesz.
Alex oblizała suche, spieczone wargi.
– Nie chcę cię.Nie w ten sposób.
Głos jej zadrz˙ał i Nick, nie zwalniając uścisku,
patrzył na nią w niedowierzaniu.
– Nigdy w ten sposób – dodała, tym razem
bardziej zdecydowanie.
Opuścił ręce i wzruszył ramionami.
Na razie spasuje.Ale ostatnie słowo będzie nale-
z˙ało do niego.
– Oczywiście zdajesz sobie sprawę, jak trudno
ci będzie zaprzeczać, z˙e coś między nami jest,
dzień po dniu, kiedy będziemy razem pracować?
39
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
– Uśmiechnął się, pewny siebie jak gracz, trzy-
mający w ręku karetę asów.
Alex gwałtownie wciągnęła powietrze.
– Nie widzę z˙adnego problemu.– Wymacała
kopertę na biurku.– Moz˙e powinieneś przeczytać
najpierw to.
Zaskoczony, spojrzał pytająco na białą kopertę.
Po raz pierwszy od jego przyjazdu Alex zyskała
przewagę nad Nickiem.To była miła zmiana i Alex
uśmiechnęła się z goryczą.
– Moja rezygnacja – rzuciła.– Odchodzę, Nick.
40
TRISH MOREY
ROZDZIAŁ PIĄTY
Trzymał nieotwartą kopertę i tylko na nią patrzył.
Alex czekała.Poziom adrenaliny opadł.Kie-
dy Nick przemówił, był juz˙ prawie całkowicie spo-
kojny.
– Nie moz˙esz.
– Przeczytaj – zaproponowała.
– Nie moz˙esz odejść.
– Nie chcesz mnie tutaj.Uwaz˙asz, z˙e nie mam
kwalifikacji do tej pracy i, być moz˙e, masz rację.
Lepiej znajdź kogoś innego.
Przechylił głowę na bok i popatrzył sceptycznie.
– Sama w to nie wierzysz.
Wzruszyła ramionami, ale nie był to gest pod-
dania.
– Czy to waz˙ne? Uwaz˙am, z˙e ułatwiam ci spra-
wę.Odchodzę i moz˙esz znaleźć odpowiednią, two-
im zdaniem, osobę.
Jego oczy zwęziły się.Patrząc Alex prosto
w oczy, przedarł kopertę na pół.
– Co robisz?! – wykrzyknęła w niedowierzaniu,
kiedy darł ją dalej, na małe kawałeczki, i w końcu
cisnął w stronę kosza.
– To proste.Nie przyjmuję twojej rezygnacji.
Zostajesz.
– Odchodzę.A pismo mam w komputerze.Wy-
drukuję następną kopię.
– Nie trudź się.Potraktuję ją tak samo.
– Nie moz˙esz mnie zmusić!
– Nie muszę.Sama to zrobiłaś.
– Jak to?
– Podpisałaś umowę, Alexandro.Na dwa lata.
Zostało ci jeszcze osiemnaście miesięcy.Przynaj-
mniej na tyle mogę cię zatrzymać i zamierzam to
zrobić.
Alex gwałtownie wciągnęła powietrze.
– Nie podpisywałam umowy z tobą.
– Masz umowę z Xenophon Group, a to w tym
momencie oznacza mnie.
– Ale przeciez˙ mnie tu nie chcesz! Dlaczego mi
to robisz?
– Dobrze znasz firmę.Nawet gdybym zatrudnił
wykwalifikowanego księgowego, bardzo nam się
przydasz.
– Nie mówisz powaz˙nie – jej szept, płaski i pus-
ty, odzwierciedlał stan jej duszy.
– Alexandro... – powiedział, jakby tłumacząc
coś dziecku, które nie rozumie podstawowych
spraw – musisz wiedzieć, z˙e nie bywam niepo-
waz˙ny.
Z wyrazu jego twarzy wyczytała, z˙e to prawda.
Rozszerzone nozdrza i arogancko uniesiony pod-
bródek az˙ nazbyt jasno mówiły o jego intencjach.
42
TRISH MOREY
Ale nie on jeden mówił powaz˙nie! Zaczerpnęła
tchu w poszukiwaniu sił do nadchodzącej walki.
– Tylko niech ci się nie wydaje, z˙e moz˙esz mnie
przesunąć na jakiekolwiek inne stanowisko.Nie
zgodzę się.
Uśmiechnął się i oparł o biurko.Wolną ręką
obracał bransoletkę od zegarka, jakby się nudził.
Chciał w ten sposób podsycić jej złość.Alex z całej
duszy zapragnęła zetrzeć mu z twarzy ten drwiący
uśmieszek.
– Czyz˙by? – zapytał.– Skąd ta pewność sie-
bie?
– Być moz˙e jeszcze tego nie zauwaz˙yłeś, ale nie
jestem juz˙ tą naiwną siedemnastolatką, którą spot-
kałeś na Krecie.
Uśmiechał się dalej, błądząc po niej wzrokiem.
Jak śmiał patrzeć na nią w ten sposób! Tak jakby
oceniał, w jakim stopniu mijające lata wpłynęły na
jej urodę, i porównywał ją do dziewczyny, którą
kiedyś znał.
– Patrząc na ciebie, nie powiedziałbym, z˙e się
zmieniłaś.W kaz˙dym razie chętnie poznam tę nową
Alex.– Oczy mu zabłysły, jakby wygrał całą bitwę,
a nie drobną sprzeczkę.
A więc uwaz˙ał, z˙e Alex chętnie pójdzie z nim do
łóz˙ka ze względu na przeszłość.Juz˙ sama arogancja
wystarczyła, by przeciwstawić się zdecydowanie
jego zamysłom.
– Nic z tego, Nick.Nie mam zamiaru z tobą
sypiać.– Nie czekając na jego odpowiedź, zmusiła
43
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
się, z˙eby go odepchnąć i wyjść.Natychmiast wpadła
na Sofię obładowaną torbami z zakupami.
– Chodź i zobacz, co kupiłam – zaproponowała
szeroko uśmiechnięta i zarumieniona Sofia.
Normalnie Alex nie wykazałaby większego zain-
teresowania, ale dzisiaj sytuacja była inna.Skorzys-
ta z tej okazji, z˙eby uwolnić się od Nicka.
Demonstrując serdeczność, której nie czuła, po-
dąz˙yła za dziewczyną do biura, starannie zamykając
za sobą drzwi.
– Musisz mu powiedzieć.– Tilly rozkładała
sztućce dla trzech osób na małym stoliku w jadalni.
Zerknęła na siostrę.– Powiesz?
Alex próbowała zignorować znaczące spojrzenia
siostry, udając zajętą talerzami i sałatką.Przez cały
tydzień starała się nie zauwaz˙ać stałej obecności
Nicka w biurze, ignorować jego dokuczliwe przyty-
ki i ciemne oczy obserwujące jej kaz˙dy gest.
Cały, długi tydzień.Pogratulowała sobie w du-
chu.Skoro przetrwała ten tydzień, wytrzyma tak
długo, jak będzie trzeba.
Czemu Tilly tego nie rozumie? Alex z˙ałowała
teraz swojej szczerości.Z drugiej strony, musiała się
komuś zwierzyć.Wyjęła z lodówki sos do sałatki
i postawiła na stole.
– Alex! – powtórzyła Tilly, coraz bardziej prze-
jęta.– Musisz to w końcu zrobić.On ma prawo
wiedzieć.Obaj mają takie prawo.
– Wiem.– Spojrzała w okno.Czy Jason wciąz˙
44
TRISH MOREY
jest na dworze? Powinien się wykąpać przed ko-
lacją.
– No to powiesz im?
Alex westchnęła i oblizała resztki awokado z pal-
ców.
– Nick wkrótce wraca do Grecji.Moz˙e za dwa
miesiące, a moz˙e za dwa tygodnie.A co będzie,
jez˙eli im powiem, a Nick za chwilę odwróci się
i znów zniknie z z˙ycia Jasona?
– Nie wiesz, co będzie.A moz˙e postanowi zo-
stać? Skąd moz˙esz wiedzieć? A gdyby zabrał was
oboje ze sobą? Pamiętam, jak mu na tobie zalez˙ało.
Tobie na nim zresztą tez˙.
Alex roześmiała się szorstko.
Zabrać ich oboje do Grecji? Nie spodziewała się
tego po męz˙czyźnie, który właśnie zaproponował
jej okazjonalny seks na czas swojego pobytu w Syd-
ney.Stąd chyba wniosek, z˙e nie ma w stosunku do
niej z˙adnych długoterminowych planów.
– Nie przypuszczam.Nick się zmienił.Tak jak-
by zgorzkniał.– Usiłowała sobie przypomnieć jego
słowa, coś o niewielu przyjemnościach na świecie.
Była w nim teraz jakaś twardość, niewątpliwy
skutek utraty kolejnych bliskich osób, najpierw bra-
ta, potem obojga rodziców i w końcu Aristosa.
Poza tym to przeciez˙ ona zerwała ich związek.
Nick jej potrzebował, a ona go zostawiła.Uwaz˙ała
wtedy, z˙e ma rację, z˙e nie powinna przysparzać
rodzinie dodatkowego bólu.Być moz˙e teraz Nick
próbował ją za to ukarać.Odegrać się na niej?
45
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Jez˙eli tak, to nie był w porządku.Potrzebowała
go teraz, być moz˙e nawet bardziej niz˙ wtedy.
– W kaz˙dym razie – mówiła dalej Tilly – to, co
zrobi Nick, gdy się dowie, z˙e ma syna, to juz˙
zupełnie inna sprawa.Niezalez˙nie od tego, czego
się po nim spodziewasz, chyba rozumiesz, z˙e po-
winnaś mu powiedzieć.
– Przede wszystkim powinnam myśleć o Jasonie.
– No właśnie! Więc myśl o nim! Co będzie,
kiedy się dowie, z˙e jego ojciec był tak blisko, a ty
odebrałaś mu szansę na spotkanie z nim? Nie są-
dzisz, z˙e poczuje się oszukany?
Alex zamierzała się bronić, ale milczała.Siostra
miała rację.Sama na jej miejscu wysunęłaby ten
argument.Tilly starała się być bezstronna.Brała
pod uwagę wszystkie okoliczności i proponowała
rozwiązanie najuczciwsze.
Ale Tilly mówiła teoretycznie.Tymczasem za-
prezentowanie Nicka Jasonowi i vice versa miało
spocząć na barkach Alex.Niełatwo jej było podjąć
decyzję.Tym bardziej z˙e Nick nie ukrywał z˙alu,
który do niej czuł.
Tilly nie mogła jej w tym pomóc.Z pewnością
poradziłaby jej przejść do porządku dziennego nad
humorami Nicka.Uwaz˙ała, z˙e niezalez˙nie od wszyst-
kiego, Nick i Jason powinni się poznać, bo to jedyna
słuszna droga.
Alex westchnęła.Uraza Nicka w jakiś sposób
ułatwiała sprawę.Skoro juz˙ i tak nie ma o niej
dobrego zdania, niewiele jest do stracenia.
46
TRISH MOREY
– Masz rację.Muszę im powiedzieć.
Dłoń Tilly, trzymająca kieliszek wina, zastygła
w połowie drogi do ust.
– Powiesz im? Naprawdę? Kiedy?
Alex odetchnęła głęboko.
– Nie wiem.To się nie da zrobić tak po prostu.
– Mogę ci coś poradzić? Za dwa tygodnie są
urodziny Jasona.Moz˙e zaprosiłabyś Nicka? Byliby-
ście w kręgu rodzinnym.
W kręgu rodzinnym! To jakiś z˙art.Ich troje.
Rodzina.
Alex przygryzła wargę.
– No nie wiem.Czy Jason go polubi? A jez˙eli
Nick nie znosi dzieci?
Tilly wyciągnęła rękę i ścisnęła siostrę za ramię.
– Więc poznaj ich wcześniej.Wybierzcie się
razem na piknik czy gdziekolwiek.Nie moz˙esz ich
zmusić, z˙eby się polubili, ale przeciez˙ Nick ma
jakieś miłe cechy.Przypomnij sobie.Kiedyś umia-
łaś je dostrzec.
Alex wróciła myślami do Krety i młodego, ciem-
nowłosego i ciemnookiego męz˙czyzny o urzekają-
cym uśmiechu, w którym się zakochała.
Był wspaniałomyślny, dobry, cierpliwy i nie ob-
nosił się ze swoją oczywistą zamoz˙nością.Była nim
zauroczona i bardzo świadoma jego magnetycznego
wpływu na siebie, nawet najdelikatniejszego dotyku
czy spojrzenia.
A teraz? Wydawał się tak bardzo róz˙ny od tam-
tego młodzieńca, twardy i cyniczny.A przeciez˙
47
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
wciąz˙ zdolny jednym spojrzeniem zbudzić jej zmy-
sły.Co w tym miłego?
To nie było miłe.Sprawiało tylko, z˙e był bardziej
niebezpieczny.Ale ze względu na Jasona miała
nadzieję, z˙e za maską cynicznego twardziela zostało
coś z dawnego Nicka, takiego, jakiego znała i ko-
chała tak mocno.Oboje z Jasonem będą tego po-
trzebować.
Trzasnęły tylne drzwi i do domu wtargnęło tor-
nado w postaci jej syna.
– Mamo, co na obiad? Umieram z głodu.
Alex uśmiechnęła się i weszła do kuchni.
– Lasagne – odpowiedziała.– Juz˙ gotowa,
więc myj ręce i siadaj.
Pełna rozterek potrząsnęła głową.Jak, no jak, ma
mu o tym powiedzieć?
Tilly, wyczuwając nastrój siostry, weszła za nią
do kuchni.
– Poradzisz sobie – powiedziała, próbując do-
dać jej otuchy.
Alex delikatnie wygładziła zagniecenia na sta-
rych papierach.Gdyby tylko równie łatwo było
usunąć z˙yciowe załamania... Uśmiechnęła się smut-
no.Niedaleka przyszłość raczej nie wyglądała ró-
z˙owo.
Popatrzyła na stertę kopert, pogniecioną wstąz˙kę
i stare pudełko po czekoladkach.
Listy miłosne od Nicka.
Na podłodze piętrzył się stos ręczników i pościeli
48
TRISH MOREY
pachnących słońcem.Odłoz˙yła je tam na chwilę,
z˙eby rzucić okiem na listy sprzed lat.
Kiedy się przeprowadziła, zagrzebała pudełko
w głębinach szafy, nie chcąc nawet pamiętać o jego
istnieniu.Teraz jednak nie mogła go dłuz˙ej ig-
norować.
Zerknęła do pokoju Jasona, gdzie chłopak, świe-
z˙o wykąpany, odrabiał pracę weekendową.Usado-
wiła się wygodniej i zabrała do lektury.
Atrament gdzieniegdzie zblakł, a zagięcia utrud-
niały odczytanie niektórych słów.Pomimo to sens
listu i intencje autora były oczywiste.Alex czytała,
a teraźniejszość powoli ustępowała miejsca prze-
szłości.
Uśmiechnęła się, przeglądając listy najwcześ-
niejsze, napisane zaraz po wspólnie spędzonych
wakacjach.Były to pełne optymizmu opowieści
o ukończeniu wykopalisk na Krecie, o z˙yciu studenc-
kim wypełnionym tęsknotą za nią i szansach na
spotkanie w przyszłości.
Następne listy mówiły więcej o sprawach rodzin-
nych.Coraz bardziej martwił się problemami brata
i nieudanym małz˙eństwem ojca.Tęsknił do Alex,
niepokoił się, z˙e jej listy stały się chłodniejsze
i mniej osobiste.
Alex westchnęła i uroniła łzę.Miał rację.
Wtedy wiedziała juz˙ o dziecku i przeczuwała, z˙e
nie będzie mogła mu powiedzieć.W końcowym
okresie ciąz˙y trudno jej było cokolwiek napisać.Nie
potrafiła rozprawiać o drobiazgach, podczas gdy
49
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
skrywała w sobie tak wielką tajemnicę, nie mogąc
jej zdradzić nawet temu, kto miał najświętsze prawo
znać prawdę, ale kto, być moz˙e, nie potrafiłby
udźwignąć jej cięz˙aru.
Alex znów westchnęła, przeglądając nieporząd-
nie zabazgrane kartki.Spojrzała na datę.Ten list
Nick napisał po pogrzebie Stavrosa.Musiał wtedy
płakać i łzy rozmazały atrament.List był przepełnio-
ny bólem.Nick opłakiwał brata, a jednocześnie to,
co oboje stracili.Chyba czuł, z˙e nadchodzi koniec
ich związku i jeszcze próbował coś uratować.
Naprawdę jej wtedy potrzebował, ale ona nie
mogła mu pomóc.Uznała, z˙e najrozsądniej będzie
usunąć się i nie plamić dobrego imienia rodziny
kolejnym skandalem.
Pisał jeszcze, ale stopniowo coraz rzadziej.Uwa-
gi Alex nie uszła gorycz przebijająca z następnych
listów.
W końcu przestał pisać.Kto mógłby go winić?
Zawiodła jego zaufanie.A wszystko z powodu
tajemnicy, waz˙niejszej niz˙ ich dwoje.
Ich syn miał wkrótce skończyć osiem lat.Był jej
jedynym łącznikiem ze szczęśliwym czasem miłości.
Osiem lat.
Kaz˙de jego urodziny od nowa rozbudzały w niej
wątpliwość, czy słusznie postąpiła, ukrywając pra-
wdę przed Nickiem.
Przeczytała końcowe słowa ostatniego listu.Nie
chciał więcej o niej słyszeć.Nie chciał mieć z nią
więcej do czynienia.
50
TRISH MOREY
Poza tym jego sytuacja nie zmieniła się.Po tym,
co przeszła jego rodzina, nikt by nie dał wiary, z˙e
dziecko jest jego.
Wróciła do bolesnego, nieporządnie nabazgrane-
go listu.Kiedy go czytała, z oczu poleciały jej łzy
i zmieszały się ze łzami Nicka w rozmazanym
atramencie.
– Mamo, co się dzieje? – zapytał Jason.– Co to
jest?
Alex obtarła oczy grzbietem dłoni i pociągnęła
nosem.
– Stare listy od mojego dawnego przyjaciela
– odparła, szybko zbierając papiery i nie przejmu-
jąc się dopasowaniem listów do kopert.
– To dlaczego płaczesz?
– Wzruszyłam się, bo to były bardzo szczęśliwe
czasy.– Wstała, zadowolona z lekkiego tonu, jaki
udało jej się nadać wyjaśnieniom i, piastując w ob-
jęciach listy, koperty i pudełko po czekoladkach
z niebieską, satynową wstąz˙eczką, skierowała się
do sypialni.
– Mamo! – zawołał Jason.– Kto to jest Nick?
Zatrzymała się gwałtownie, przywołując na
twarz beztroski uśmiech, i odwróciła się do syna.
– Dlaczego... – zaczęła, ale nie skończyła.
Jason siedział tam, gdzie ona poprzednio.W ręku
trzymał list i wpatrywał się w niego ze zdziwieniem.
– To twój chłopak?
Podeszła bliz˙ej, z sercem łomoczącym w piersi.
Twój ojciec.
51
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Nie potrafiła wymówić tych słów.Potrzebowała
czasu, z˙eby się do tego przygotować.
– Mniej więcej.Ale to było dawno.
– Zanim się urodziłem?
Uśmiechnęła się i, nie wypuszczając z rąk swoje-
go bagaz˙u, sięgnęła, by zmierzwić mu włosy.
– Tak.Zanim się urodziłeś.– Zawahała się,
świadoma, z˙e Jason stworzył jej doskonałą okazję,
z˙eby wszystko wyjaśnić.Zastanowiła się, od czego
zacząć.
– To był wyjątkowy chłopak.Przypuszczam, z˙e
polubiłbyś go.
Ale Jason stracił juz˙ zainteresowanie.
– Dobra.– Wzruszył ramionami.– Ja na pew-
no nie będę wypisywał takich bajek do dziewczyn.
– Podał jej list, pokazując przy okazji język.– To
głupota.– Skierował się do kuchni, ale zawrócił.
– Zapomniałem cię spytać.Matt i Jack zapraszają
mnie na ryby, jez˙eli ty się zgodzisz.
Uśmiechnęła się.
– Oczywiście.Powinieneś tez˙ przygotować listę
gości na urodziny.Trzeba wysłać zaproszenia.
– Świetnie! Zastanowię się nad tym.
Patrzyła, jak odchodzi, ufny w porządek swojego
świata, a potem spojrzała na list, który jej podał.
Jeden z wcześniejszych.Przeczytała linijki, do któ-
rych nawiązał Jason.
I o mało nie zemdlała.Słowa Nicka sprawiły, z˙e
z˙ołądek ścisnęło jej bolesne, złe przeczucie.
52
TRISH MOREY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
W poniedziałek rano Alex jechała do biura.Przez
całą niedzielę planowała, co i jak powie Nickowi na
temat ich syna.
Dokładnie przemyślała kaz˙dą linijkę dialogu,
kaz˙dą moz˙liwą odpowiedź z jego strony.Przygoto-
wała się na kaz˙dą ewentualność.
Otwierając drzwi, wzięła głęboki oddech.To, co
zamierzała, z pewnością nie będzie łatwe, ale była
nieodwołalnie zdecydowana powiadomić Nicka
o skutkach ich znajomości.Zaraz rano pójdzie do
niego i wszystko mu opowie.
Na myśl o pozostaniu sam na sam z Nickiem
nagle zaschło jej w gardle, a serce zabiło mocno.
Moz˙e to nie najlepszy pomysł.Moz˙e lepiej wyciąg-
nąć go do kafejki na dole i znaleźć spokojny stolik.
Przynajmniej będą w miejscu publicznym i Nick
będzie miał ograniczone pole działania.
Nick zdecyduje, czy chce się spotkać z Jasonem.
Jez˙eli tak, ona porozmawia z synem i uprzedzi go.
Jez˙eli nie, wszystko pozostanie tak, jak było.Przy-
najmniej ona spełni swój obowiązek.
Kiedy weszła, Nick siedział w dawnym biurze
Aristosa.Z
˙
aluzje były uniesione i Alex wiedziała,
z˙e zauwaz˙ył jej przyjazd i obserwował ją.
– Alexandra
– usłyszała
charakterystyczny
śródziemnomorski akcent.– Dzień dobry.
Alex zatrzymała się przed jego uchylonymi
drzwiami i zajrzała do środka.
Spojrzał na nią zza masywnego, drewnianego
biurka.Ktoś drobniejszy mógłby się za nim scho-
wać.Ale nie Nick.Pasował tu, biurko jeszcze pod-
kreślało jego siłę i wpływy.Był człowiekiem, który
potrafi rządzić.Miał to we krwi.
Alex skinęła głową, ale nie zdobyła się na
uśmiech.
– Dzień dobry – odpowiedziała krótko.
Weszła do biura.
– Chciałabym z tobą porozmawiać.Masz kilka
minut?
– Wejdź.– Uniósł pióro znad dokumentów,
które podpisywał.– Ja tez˙ chcę z tobą dzisiaj poroz-
mawiać.Jutro mnie nie będzie.
Wyjez˙dz˙a.Róz˙ne uczucia przetoczyły się po niej
falami.Zachwyt, rozczarowanie i w końcu wszech-
ogarniająca ulga.
Koniec z napięciem.Koniec z jego przytłaczają-
cą obecnością w biurze.Koniec ze wspomnieniami,
które, za jego sprawą, wyłoniły się z przeszłości.
Koniec z przymusem powiedzenia mu o Jasonie.
– Wyjez˙dz˙asz? Wracasz do Grecji?
Odłoz˙ył pióro i spojrzał na nią.Uśmiechnął się
blado.
54
TRISH MOREY
– Chciałabyś tego? Kolejny raz odesłać mnie do
przeszłości?
Jego słowa były az˙ nazbyt bliskie prawdy.
– Przykro mi, ale cię rozczaruję.Wyjez˙dz˙am
tylko na tydzień.Chcę obejrzeć resztę nieruchomo-
ści nalez˙ących do Xenophon Group, zanim podejmę
ostateczną decyzję.Ile ich jest w sumie w Australii?
Dwanaście czy trzynaście?
– Czternaście.Jez˙eli wliczyć centrum handlowe
w Perth.
– Czternaście.– Zastanowił się przez chwilę.
– W takim razie nie będzie mnie dłuz˙ej niz˙ tydzień.
Spędzę trochę czasu w kaz˙dym mieście i poroz-
mawiam z menadz˙erami.Myślałem, z˙e Sofia poje-
dzie ze mną, ale woli zostać tutaj.Ma jakieś plany
i potrzebuje twojej pomocy.
Zrezygnowana Alex kiwnęła głową, od dawna
przyzwyczajona do pomagania Sofii w jej róz˙nych
,,projektach’’.Z doświadczenia wiedziała, z˙e lwia
część pracy spadnie na nią.
– Alexandro...?
Jego głos był teraz o ton niz˙szy, brzmiał bardziej
intymnie.Nick przysunął się bliz˙ej, opierając na
biurku splecione dłonie.
Drz˙ące: ,,Tak?’’ z trudem wydobyło się ze ściś-
niętego gardła Alex.
– Zaopiekuj się Sofią, kiedy wyjadę.Dopilnuj,
z˙eby miała wszystko, czego będzie potrzebować.
– Oczywiście – odpowiedziała słabo.– Załat-
wione.
55
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
– Doskonale.– Rozplótł palce i odchylił się na
krześle.– A teraz, o czym chciałaś ze mną roz-
mawiać?
– O...
Skoro Nick wyjez˙dz˙a tylko na kilka dni, musi mu
teraz powiedzieć prawdę o synu.Będzie miał czas,
z˙eby to przemyśleć.Moz˙e po powrocie zechce
poznać Jasona.Moz˙e się nawet zaprzyjaźnią?
Zawahała się.
– To sprawa prywatna.
Nick uniósł brew.
– To moz˙e chcesz zamknąć drzwi?
Zaprzeczyła ruchem głowy.Oddzielona od Ni-
cka tylko szerokością biurka, nawet przy podniesio-
nych roletach czułaby się jak w pułapce.Jego oso-
bowość przytłaczała.
– Nie, nie tutaj.Moz˙e pójdziemy na kawę?
Jego oczy zwęziły się, a na wargach pojawił lekki
uśmieszek.
– Proszę bardzo.Zostaw rzeczy, a ja zadzwonię
i zaczekam na ciebie.
Alex zostawiła u siebie laptop i aktówkę i kilka-
krotnie odetchnęła głęboko.A więc postanowione.
Tilly miała rację.Powinna to zrobić.
Odwróciła się, z˙eby wyjść, kiedy do pokoju
wpadła Sofia, zatrzaskując za sobą drzwi.Szeroko
uśmiechnięta, miała świez˙o pomalowane, jaskrawo-
czerwone wargi i nienaganny makijaz˙.
– Alex, potrzebuję twojej pomocy.
Humor Alex gwałtownie się pogorszył.O Boz˙e,
56
TRISH MOREY
nie teraz, pomyślała.Nie teraz, kiedy nastawiłam się
juz˙ psychicznie na spotkanie z Nickiem.
– Czy to moz˙e poczekać kilka minut? Muszę
porozmawiać z Nickiem.Czeka na mnie.– Chciała
wyminąć Sofię, ale ta rozłoz˙yła ramiona, blokując
jej wyjście.
Alex poczuła cięz˙ki zapach drzewa sandałowe-
go, którego Sofia uz˙ywała w nadmiarze.
– Nie.To zbyt waz˙ne.
– Mam spotkanie – Alex spojrzała znacząco na
zegarek.
– Nic nie zauwaz˙yłaś? – Sofia zignorowała jej
protest.
Alex zaczerpnęła tchu, zastanawiając się, co wła-
ściwie powinna była zauwaz˙yć.I nagle ją olśniło.
Niebieskie, dz˙ersejowe spodnium lez˙ało na Sofii jak
druga skóra.
Oczywiście, nowe ubranie.
– Bardzo ładne.
Powinna była zorientować się wcześniej.Od ich
rozmowy w poprzednim tygodniu Sofia sprawiła
sobie całą furę ciuchów.Codziennie wkładała coś
nowego, najczęściej niebieskiego.
– Nie, gapo! – Sofia pomachała rozczapierzo-
nymi palcami.– Nic więcej nie widzisz?
Alex podąz˙yła wzrokiem za jej gestem.
– Nie – i nagle zobaczyła.Brylant, bardzo oka-
zały, niemal tryskający snopem iskier.Robił wra-
z˙enie.
– O! To jest coś!
57
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Sofia teatralnym gestem opuściła ramiona, de-
monstrując lewą dłoń.Alex spojrzała na pierścio-
nek, zachwycona grą światła.
– Dziękuję.Nick i ja pobieramy się wkrótce.
Świat Alex zachwiał się w posadach.
Nick? Ledwo zdołała utrzymać równowagę,
a tymczasem jej mózg analizował tę informację.
Zdąz˙yła opaść na krzesło, zanim ugięły się pod nią
kolana.
– Dlatego potrzebuję twojej pomocy.Jest tak
duz˙o pracy, a nie mogę wszystkim obciąz˙ać Nicka.
Pomoz˙esz mi zorganizować wesele?
Nick z˙eni się z Sofią!
Dziewczyna patrzyła na nią wyczekująco, z błys-
kiem w oczach.
– No cóz˙... gratulacje – powiedziała machinal-
nie, starając się uporządkować wzburzone myśli.
Zorganizować ślub Sofii? Jak? Wybrać jej kwiaty
i suknię, a potem patrzeć, jak idzie do ołtarza
z męz˙czyzną, o poślubieniu którego kiedyś marzyła?
– To jak? Wiesz, z˙e nie mam nikogo poza tobą,
kto mógłby mi pomóc – Sofia kokieteryjnie prze-
chyliła głowę.– Tylko ten jeden raz.– Jej oczy,
przed chwilą rozjaśnione nadzieją, posmutniały,
a na długich, pomalowanych maskarą rzęsach zawi-
sły łzy.
Gwałtowna zmiana nastroju dziewczyny uświa-
domiła Alex, jak bardzo Sofia była bliska depresji.
Sprawiała tylko złudne wraz˙enie pogodnej.
Rozpaczliwie szukała dobrej odpowiedzi, która
58
TRISH MOREY
nie zraniłaby Sofii, a jej samej pozwoliła uniknąć
nieprzyjemnej sytuacji.
– Pomogłabym ci chętnie, ale co z moją pracą?
Zaplanowanie ślubu, zwłaszcza w tak krótkim cza-
sie, jest bardzo pracochłonne.
– Nick juz˙ się wszystkim zajął.Z Grecji przyjez˙-
dz˙a jego księgowy, więc miałabyś czas dla mnie.
Słowa Sofii zmroziły Alex.A więc takie były
plany.Specjalne plany Sofii.Zatrzymują ją w fir-
mie, z˙eby zorganizowała ślub Sofii.O cóz˙ to Nick ją
prosił?
,,Zaopiekuj się nią, kiedy wyjadę.Zadbaj, by
miała wszystko, czego potrzebuje’’.
Nick bierze ślub z Sofią.Proponuje jej seks na
czas pobytu w Sydney, a zaraz potem, z całym
spokojem, bierze ślub z kimś innym.W dodatku
oczekuje od niej pomocy w swoich ślubnych pla-
nach.Co z niego za człowiek? Z całą pewnością nie
miałaby ochoty dzielić z nim łóz˙ka.Syna tez˙ nie.
Alex pomyślała o swoim zamiarze, którego jesz-
cze przed chwilą była taka pewna.
Nagle wszystko uległo zmianie.Teraz nie cho-
dziło juz˙ tylko o Nicka i Jasona.W grę wchodziły
jeszcze uczucia Sofii.Powiedzenie prawdy mogło
tylko doprowadzić do kłopotów.
A jednak powinien wiedzieć.
Słowa Tilly zapadły w nią głęboko i Alex wie-
działa, z˙e juz˙ nie zmieni zdania.Musi mu powie-
dzieć, niezalez˙nie od własnego zdania na ten temat.
Nie mogła postąpić inaczej.
59
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
– Będzie świetnie, zobaczysz.
Spojrzała na Sofię, znów pełną nadziei i rozemo-
cjonowaną, a jednocześnie niebezpiecznie balan-
sującą na krawędzi depresji, i poczuła się podle.Nie
wolno być egoistką.Po niedawnej tragedii Sofia ma
pełne prawo do szczęścia.I chociaz˙ Alex miała
wręcz przeciwne zdanie na temat owego ,,świet-
nie’’, przynajmniej to jedno mogła dla niej zrobić.
– Nie jestem pewna, czy nadaję się do tego
– zaczęła – ale jest ktoś taki, kto doskonale zna się
na planowaniu ślubów.Chcesz się z nią skontak-
tować?
Sofia podskakiwała, klaszcząc w ręce, a jej wcze-
śniejsze załamanie poszło w niepamięć.
– Super! Chciałabym zacząć juz˙! Umówisz się
na dzisiaj? Daj mi znać.Jest strasznie duz˙o do
zrobienia.
– Jasne.Zadzwonię do niej.
W otwartych drzwiach pojawił się Nick.
– Umówiliśmy się, pamiętasz?
Jego słowa zabrzmiały szorstko i miał ponurą
minę, zupełnie jakby specjalnie kazała mu czekać.
Kiedy zobaczył Sofię, rozluźnił się i uśmiechnął do
niej.
– Nie wiedziałem, z˙e juz˙ jesteś w biurze.Wszyst-
ko w porządku? – Wziął Sofię za rękę i przyciągnął
do siebie.
Sofia uniosła ku niemu twarz rozświetloną uczu-
ciem i nadzieją, a Nick odwzajemnił jej spojrzenie.
Alex nie mogła tego znieść.Wiedziała, co nastąpi
60
TRISH MOREY
teraz.Oczywiście pocałował ją, swoją przyszłą z˙o-
nę, w jej obecności.
Musiała mu przyznać, z˙e nie tracił czasu.Nie
musiał czekać sześciu miesięcy, by odebrać swój
spadek.Brał go z marszu, a przy okazji Sofię,
uszczęśliwioną takim obrotem sprawy.
Alex wzięła głęboki oddech, próbując spojrzeć
na całą tę historię z dystansem.W sumie to nie jej
problem, tylko Nicka i Sofii.Jej to nie dotyczy.
Skąd więc tak podłe samopoczucie?
Para przerwała pocałunek.
– Rozmawiałyśmy o moich planach – odezwała
się lekko zadyszana Sofia.– Alex zgodziła się mi
pomóc, tak jak obiecywałeś, a teraz zwracam ją
tobie.Ale nie trzymaj jej za długo.Mamy dziś
mnóstwo roboty.– Sofia puściła do niego oko
i odwróciła się do wyjścia.
Alex podniosła torebkę i telefon, unikając spo-
jrzenia Nicka.
– Chodźmy.
Ramię w ramię weszli do kafejki, Alex bardzo
skrępowana jego obecnością.Powinna była mu po-
gratulować, ale nie potrafiła znaleźć słów ani po-
zbyć się ucisku w piersi.Był tak blisko.Czuła
emanujące z niego ciepło i zapach wody kolońskiej.
Zastanawiała się, czy opuszczenie biura było dob-
rym pomysłem.Ściskała torebkę, starając się od-
dychać spokojnie.Wdech.Wydech.
Cokolwiek było między nimi, nalez˙ało do prze-
szłości.Nick bierze ślub.Nie powinien jej obchodzić.
61
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Ani ona jego.No, chyba z˙e powie mu prawdę.
A miała zamiar to zrobić.
Usiedli przy ocienionej dzikim winem pergoli,
w oddaleniu od innych gości, i zamówili kawę.Nick
przytrzymał jej krzesło i czekał, az˙ usiądzie.Jego
dłonie pozostały nieco dłuz˙ej na oparciu krzesła,
a oddech rozwiewał jej ułoz˙one rano włosy i budził
dreszcze.
Lekko dotknął klamerki spinającej loki.
– Co się stanie, kiedy to rozepnę? – Gorący
oddech zmysłowo musnął jej kark.
Alex zabrakło tchu, kiedy zaczął się bawić za-
pinką.
– Włosy mi się rozsypią.– Pochyliła głowę
i wyciągnęła rękę, by sprawdzić, czy klamerka
trzyma, i napotkała jego dłoń.
Obszedł stolik i usiadł obok niej, nie wypusz-
czając jej dłoni.
– Chętnie bym to zobaczył – powiedział, pat-
rząc na nią tak, z˙e zabrakło jej tchu.
Alex spojrzała mu w oczy i nie po raz pierwszy
zapragnęła, z˙eby Nick nie był tak bardzo seksowny.
Z
˙
eby nie budził w niej takich dreszczy.Z
˙
eby nie
z˙enił się z Sofią.
Głupia jesteś, powiedziała sobie.Przestań w koń-
cu o nim myśleć.
Nick moz˙e się z˙enić, z kim chce.To nie jej sprawa.
To bez znaczenia.Jako dobra przyjaciółka powinna
się cieszyć ich szczęściem.I, poczynając od teraz, tak
właśnie będzie.Oblizała wargi i cofnęła dłoń.
62
TRISH MOREY
– Sofia jest dziś w wyjątkowym humorze.
– Urwała, wciąz˙ niełatwo jej było wspomnieć o mał-
z˙eństwie.– Chyba powinnam ci powinszować.Cu-
downie ją widzieć taką szczęśliwą, po tym wszyst-
kim, co przeszła.
Lustrował ją zmruz˙onymi oczami, z pochyloną
lekko głową.
– To wspaniała dziewczyna i zasługuje na naj-
lepsze.Z całego serca z˙yczę jej szczęścia...
Podano kawę.Alex, wdzięczna za chwilę od-
dechu, wsypała łyz˙eczkę cukru, którego normalnie
nie uz˙ywała.Mieszała kawę leniwym ruchem,
a w jej głowie szalała burza.
Prawda, Sofia była piękna i miła.Zasługiwała na
szczęście.Ale kiedy męz˙czyzna, którego chyba
wciąz˙ kochała, wypowiedział te słowa o innej ko-
biecie, swojej narzeczonej, poczuła się fatalnie.
– No więc – odezwał się, pociągając łyk swojej
czarnej kawy – co to za sprawa, której nie mogłaś
poruszyć w biurze?
Jej puls gwałtownie przyspieszył.Bawiła się
pianką na cappuccino, próbując znaleźć odpowied-
nie słowa.
– Nick, pamiętam, jak się rozstaliśmy, ale muszę
ci coś powiedzieć...
Uśmiechnął się i odchylił na oparcie.Cienka
bawełna jego koszuli nie skrywała grających tuz˙
pod skórą mięśni.Był niesamowicie męski.Pod-
niosła wzrok, by przekonać się, z˙e on tez˙ się jej
przygląda, i to z wyraźnym rozbawieniem.
63
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Zarumieniła się.
– Mam pewne zobowiązania...
Uśmiechnął się znowu.Nie prezentował zacieka-
wienia ani niepokoju.Wyglądał na w pełni usatys-
fakcjonowanego.
– Wiedziałem, z˙e zmienisz zdanie.Nie przejmuj
się.Spodziewałem się tego.Słusznie chciałaś się
spotkać poza biurem.To bezpieczniejsze.
Zmieszanie zaćmiło jej umysł.
– Co takiego?
– Nie moz˙emy się spotykać u ciebie, rozumiem,
z˙e masz zobowiązania.– Przysunął się bliz˙ej.
– Zaproponowałbym moje mieszkanie, ale Sofia
często wpada tam, kiedy ma ochotę, a nie chcę jej
przysparzać zmartwień.Wynajmę dla nas miesz-
kanie.
Mówił dalej, a oczy Alex rozszerzały się zdumie-
niem.
On chyba z˙artuje!
– Nie – przerwała mu potok wymowy.– Wy-
kluczone.
Gestem dłoni odsunął od siebie jej protest.
– Tak będzie bezpieczniej.Oboje będziemy
mieli klucze...
– Nie ma mowy! Juz˙ ci mówiłam, z˙e nie zamie-
rzam z tobą spać.Skąd ci przyszło do głowy, z˙e
zmieniłam zdanie?
Zwłaszcza teraz.Kiedy mam pomagać przy urzą-
dzaniu wesela Sofii.Ich wesela.
Jak moz˙na myśleć o wzięciu kochanki, planując
64
TRISH MOREY
jednocześnie ślub z inną kobietą? Biedna Sofia.
Ciekawe, czy ma pojęcie, w co się pakuje.Myśl
o dziewczynie jeszcze umocniła ją w postano-
wieniu.
– Nie zmienię zdania.
– Alez˙ zmienisz.– Mówił szeptem, ale brzmia-
ła w nim groźba.– Postaram się o to.Nie będziesz
juz˙ musiała harować za marną pensję, jaką płacił
ci Aristos.
Zerwała się, odpychając krzesło.
– Nic, co mógłbyś mi ofiarować, nie jest tego
warte! Co się z tobą stało, Nick, jak moz˙esz być tak
bezwzględny i okrutny? Kiedy przestałeś cokolwiek
czuć?
Drz˙ącymi rękami zebrała ze stołu swoje drobia-
zgi i chciała wyjść, ale on juz˙ stał przed nią i bloko-
wał jej przejście.
– Zanim pójdziesz... – Przysunął się bliz˙ej.
Ujął ją za ramię i chociaz˙ opierała się sztywno,
przyciągnął ją do siebie.Przez obłąkaną chwilę
sądziła, z˙e chce ją pocałować.
On jednak tylko delikatnie musnął jej górną
wargę jednym palcem, przyprawiając ją o całkowitą
utratę tchu.
– Miałaś czekoladę na wardze – podniósł palec
i oblizał go do czysta.
Nie była w stanie odpowiedzieć.Ten gest, cho-
ciaz˙ zupełnie niepotrzebny, był az˙ nadto intymny.
Najgorsze jednak, z˙e poczuła się oszukana.Bo
bardzo chciała tego pocałunku.
65
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
– Dziękuję – powiedziała szorstkim głosem,
przez ściśnięte zęby.Unikając kontaktu wzrokowe-
go z Nickiem, niemal wylizała piankę z cappuccino
i skierowała się do biura.
– Cała przyjemność po mojej stronie – wymam-
rotał Nick, o parę kroków za nią.
Telefon zadzwonił, jak tylko weszła do biura.
– Jak poszło? – zapytała Tilly.
– Wcale.
– Jak to? Nie powiedziałaś mu?
– Nie mogłam.
– Stchórzyłaś? – W tonie Tilly czuło się po-
tępienie.
– Próbowałam, ale nie słuchał.A poza tym
wszystko się zmieniło.On się z˙eni z Sofią.
– Jesteś pewna?
– Podarował jej brylant i oboje prosili mnie
o pomoc przy zorganizowaniu ślubu.Czego jeszcze
potrzeba?
– Och! I jak się z tym czujesz?
– A jak mam się czuć? Nick juz˙ nic dla mnie nie
znaczy.
Kłamstwo! Bo jez˙eli rzeczywiście nic, to dlacze-
go czuła się tak podle?
– To zmienia wiele rzeczy.Wciąz˙ jednak...
Alex przerwała jej, doskonale wiedząc, co teraz
nastąpi.
– Tak, wiem.Ale dziś nie mogłam się upierać.
Nie wtedy, kiedy zaproponował, z˙ebym została jego
66
TRISH MOREY
kochanką.– Sprawdziła godzinę.– Słuchaj, siost-
ro, potrzebuję twojej pomocy.Nie mogę im plano-
wać tego ślubu.Nie mam o tym najmniejszego
pojęcia, nie mówiąc juz˙ o ekstrawagancjach, jakie
z pewnością wymyśli Sofia.Poza tym mam i tak za
duz˙o pracy.Zajęłabyś się tym?
– Więc jednak nie za dobrze się z tym czujesz?
Alex westchnęła.
– To nie jest takie proste.Zostawmy to teraz.
Bierzesz tę pracę czy nie?
Umówiła Tilly z Sofią i wróciła do pracy.
67
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Czas mijał, a w Alex narastał niepokój.Ostatnie
tygodnie upłynęły we względnym spokoju.Tilly
i Sofia były tak bardzo zajęte ,,ślubem marzeń’’, z˙e
przyszła panna młoda rzadko bywała w biurze.
Nick, tak jak przewidywał, przedłuz˙ył wyjazd.Miał
wrócić następnego dnia i akurat zdąz˙yć odebrać
z lotniska przylatującego z Aten Dimitriego.
Wszystko było gotowe.Faktury aktualne.Wy-
ciągi bankowe zgodne.Alex przygotowała spra-
wozdanie zarządu – przejrzyste fakty i wykresy,
na podstawie których nowy zarządzający będzie
mógł oszacować funkcjonowanie Grupy Xenophon.
Alex zdołała zrobić wszystko to, co zamierzyła,
a nawet więcej.Ale nie czuła z tego powodu naj-
mniejszej nawet satysfakcji.Pomimo z˙e zdołała
wyprowadzić firmę z trwającego od śmierci Aris-
tosa chaosu.
Nick miał wrócić następnego dnia.
Spojrzała na zegarek.Było juz˙ późno i czas
odebrać Jasona ze świetlicy.
Nagle przypomniała sobie coś jeszcze.Sofia
zostawiła kopię zawiadomienia o zaręczynach dla
weekendowej gazety.Przyniosła je i zaczęła wybie-
rać numer faksu, kiedy usłyszała trzaśnięcie drzwi
wejściowych.Pewno posłaniec.
– Juz˙ schodzę! – zawołała, zdumiona wizytą
o tak późnej porze.Faks został wysłany.Alex od-
wróciła się i wpadła na masywnego męz˙czyznę.
– Nick! – Odepchnęła jego ręce.– Nie słysza-
łam cię.
Przytrzymał ją za ramiona, jakby miała zamiar
upaść.
– Nie spodziewaliśmy się ciebie dzisiaj.Sofia
się ucieszy.
Zawahał się przez moment.
– A ty, Alexandro? Cieszysz się?
Jego twarz, oświetlona popołudniowym świat-
łem, wyglądała groźnie.Roztaczał wokół siebie
zapach kawy i whisky.
– Jak podróz˙?
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.Cieszysz
się, z˙e wróciłem?
Jego oczy błyszczały wyzwaniem.Alex uniosła
podbródek.
– Nie. To znaczy... tak. Rozumiesz...
Wyraźnie cieszyło go jej zmieszanie.
– Tak i nie? Coś miłego i coś niemiłego? Wyjaś-
nij mi to.
Alex zamilkła.Nie zamierzała być az˙ tak szczera.
Jak miała z tego wybrnąć?
– Tak, bo wróciłeś bezpiecznie.Nie, bo starasz
się utrudnić mi z˙ycie.
69
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Przynajmniej to ostatnie było w jakimś stopniu
prawdą.
– To nie ja utrudniam ci z˙ycie.Sama to robisz.
– Co takiego? – Bezskutecznie spróbowała
strząsnąć z siebie jego dłoń.– Co to za pomysł?
– Wiem, co oznacza twoja odpowiedź.– Wpraw-
nymi ruchami masował jej kark.Po całym dniu
pracy przy biurku to było błogosławieństwo.Mimo-
wolnie poddała się jego dotykowi.
– Obawiasz się mnie.Z jednej strony chcesz
mnie trzymać na dystans, z drugiej – poz˙ądasz.
Poderwała głowę.
– Bzdura!
Nacisk jego palców był teraz silniejszy.
– Właśnie tak utrudniasz sobie z˙ycie.Odmawia-
jąc sobie przyjemności seksu ze mną.
Przesunął mocne, ciepłe dłonie na obojczyki.
– Gwarantuję, z˙e byłoby przyjemnie.
Patrzyła na niego świadoma, z˙e ma rację.Walka
z demonem poz˙ądania wysysała z niej siłę.Seks
z Nickiem na pewno byłby nieziemski.Nie wątpiła
w to.Ale to ona musiała wygrać tę batalię.
Tylko z˙e jego głodny wzrok i poz˙ądliwy dotyk
utrudniały jej dotrzymanie postanowienia.Pozwo-
liła, by zamknął ją w ciasnym uścisku i poszukał
ustami jej ust.Pocałował ją mocno, przesuwając
dłonie wzdłuz˙ ciała.Rozpoznała znajomy dotyk,
znajomy, a jednocześnie inny – duz˙o bardziej
męski.
Lata obcości znikły.Oddaliły je jego pocałunki
70
TRISH MOREY
i nigdy nie milknące pragnienie.Jego dotyk dalej
miał na nią elektryzujący wpływ.
– Alexandro... – wyszeptał. – Chcę ciebie.
Ona tez˙ go pragnęła, chociaz˙ w głębi duszy
wiedziała, z˙e to zły pomysł.
Oparł ją o biurko, uniósł jej spódniczkę.
– Nie – szepnęła, próbując się odsunąć.– Nie
powinniśmy, Nick!
– Czas przestać się opierać...
– To jest złe!
Pochylił się, by ją pocałować, ale odwróciła
głowę.
– Daj spokój – rzucił szorstko.– Chcesz tego,
tak samo jak ja.
Popatrzyła na niego.
– A Sofia? Czy ona się nie liczy?
– To jej nie dotyczy.To sprawa między nami.
Wściekłość, wywołana tym stwierdzeniem, do-
dała Alex sił.
Zdołała uwolnić jedną rękę i wymierzyła Nic-
kowi solidny policzek.
Cofnął się gwałtownie, ale wydawał się niemal
rozbawiony, dopóki nie spojrzała mu w oczy.Tliła
się w nich posępna groźba.Zaskoczyła go, i to
budziło jego gniew.
– Jak moz˙esz tak mówić – zapytała – kiedy za
dwa dni ogłaszacie zaręczyny?
Odezwał się faks.Przyszło potwierdzenie z ,,Syd-
ney Daily’’.Za dwa dni wydrukują zawiadomienie
o zaręczynach.
71
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Nick rozluźnił uścisk i wyprostował się.Prze-
czesał palcami włosy.
Alex umknęła do swojego pokoju i błyskawicz-
nie pozbierała rzeczy.Odchodzi.Teraz, zaraz.Wy-
chodząc, rzuciła przez ramię:
– Przykro mi, Nick.Bez względu na umowę,
nie zamierzam pozostać w tym miejscu ani chwili
dłuz˙ej.
72
TRISH MOREY
ROZDZIAŁ ÓSMY
Sportowy mercedes zwolnił i zatrzymał się przed
numerem dziewiętnastym.To musi być tutaj.Na
podjeździe parkował mały samochód Alex.
A czerwone drzwi obok? Ciekawe, kto tam mie-
szka.Mówiła, z˙e nie ma partnera.Czyz˙by skłamała?
Wspomniała o zobowiązaniach.Co próbowała
mu powiedzieć w kawiarni? Czyz˙by z˙yła z kimś
i nie chciała się do tego przyznać?
Przez kilka minut spoglądał w otwarte okna,
przez które wpadała lekka, poranna bryza.Czuł
zapach morza, ale go nie widział.
Pamiętał z Krety, jak bardzo Alex kochała
morze.
Głęboki błękit wody, biel piasku i niesamowity
koloryt skał.Dlaczego nie wybrała domu przy pla-
z˙y? Na pewno udałoby się znaleźć coś bliz˙ej wody.
A moz˙e nie mogła sobie na to pozwolić?
Spojrzał na nienowy juz˙ domek.
Nic specjalnego.Kamienny, z małą werandą
i typowym dla Sydney, czerwonym dachem, w spo-
sób oczywisty wymagającym naprawy.
Na niewielki ogródek składała się palma w donicy
i kilka krzaków róz˙ rosnących od ulicy.Być moz˙e za
domem było coś więcej.
Uwagę Nicka przyciągnął ruch przy frontowych
drzwiach.Ktoś wyszedł na ganek.Kobieta.Rozpo-
znał ją, chociaz˙ minęło sporo lat.
Tilly.Wyz˙sza i jaśniejsza wersja Alexandry.To
ona miała się zająć planowaniem ślubu.Patrzył, jak
macha w kierunku domu i kieruje się do samochodu.
Trzasnęły zamykane drzwi.
Nick odczekał, az˙ samochód odjedzie, i wszedł
na frontowy ganek.Zadzwonił.
Przez chwilę nic się nie działo, więc ponownie
przycisnął dzwonek.
– Idę – dobiegł z wnętrza głos Alex.
– Coś tu – słowa zawisły jej na wargach, a błę-
kitne oczy rozszerzyły się zdumieniem – zgubiłeś?
– Narzeczoną.
Stała w drzwiach, ubrana tak, jak pamiętał z daw-
nych lat na Krecie – w dz˙insy i włóczkowy, dopaso-
wany top, kusząco podkreślający wszystkie krągło-
ści, w pracy skrywane przez poprawne kostiumiki.
Nick nagle zrozumiał, dlaczego w większości
firm nie pochwalano noszenia dz˙insów w pracy
przez kobiety.Takie widoki zdecydowanie nie
sprzyjały skupieniu.
Spojrzała na niego z rozchylonymi pytająco war-
gami.Wydawało mu się, z˙e przeszedł ją dreszcz.
– Co takiego? – Skonfundowana, potrząsnęła
głową.– Sofii tu nie ma.
Nick zaprzeczył ruchem głowy.
74
TRISH MOREY
– Nie szukam Sofii.
Jej rozszerzone pytająco oczy zwęziły się teraz
pod zmarszczonymi brwiami.
– O co ci właściwie chodzi?
Uliczką przejechał motocykl, a za nim następny.
– Zaprosisz mnie do środka czy będziemy roz-
mawiać na schodach?
Śledziła wzrokiem hałasujące motocykle.
– Młodzi Simpsonowie spod pięćdziesiąt dwa.
– Wzruszyła ramionami, jakby to wszystko wyjaś-
niało, i gestem zaprosiła go do środka.
Salonik był nieduz˙y, ale przytulny.Wszystkie
wolne miejsca wypełniały zdjęcia uśmiechniętego
chłopca.
Nick, tknięty nagłym impulsem, podniósł jedno
z nich.
Alex odwróciła się, spojrzała na Nicka i wstrzy-
mała dech.
Czas przestał płynąć.Czy zdoła się zorientować
tylko na podstawie fotografii?
W końcu spojrzał na nią, marszcząc czoło.
– To twój syn?
Skinęła głową. Nasz syn.
– Jason.
– Ładny chłopak.Jak jego ojciec mógł cię zo-
stawić? Jak mógł nie chcieć takiego syna? Co to za
człowiek?
Przełknęła z trudem.
– To nie była całkiem jego wina.
Zmarszczył brwi.
75
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
– Zostawił cię samą, a ty go bronisz.Wciąz˙ go
kochasz?
Całym sercem.
Do oczu napłynęły jej łzy.Odwróciła głowę.To
wydawało się az˙ śmieszne, zwaz˙ywszy na to, jak
traktował ją od przyjazdu.
– Kiedyś tak myślałam.
– Nie masz z˙alu o to, co zrobił?
Zobaczyła, z˙e wciąz˙ trzyma w ręku zdjęcie.
– Jak mogłabym go nienawidzić? Spójrz, jak
mnie obdarował.Mam Jasona.To bardzo wiele.
Odstawił fotografię na gzyms kominka.Alex
poczuła, z˙e powiedziała coś niewłaściwego, co go
rozgniewało.A przeciez˙ taka była prawda.
– Po co przyszedłeś? Nie wrócę do Xenophon.
– Przypuszczałem, z˙e to powiesz.Nawet jez˙eli
ci przekaz˙ę słowa Dimitriego.
Zaciekawiona, przechyliła głowę.
– Co powiedział?
– Z
˙
e nie rozumie, po co go ściągnąłem, skoro
firma była prowadzona tak fachowo.
– Naprawdę?
Skinął twierdząco.
– Zaproponował kilka drobnych zmian, ale ge-
neralnie jest bardzo zadowolony z twojej pracy.
Alex przetrawiała jego słowa, niespodziewanie
dumna z siebie.Miło, z˙e jej wysiłek został docenio-
ny, nawet jez˙eli nie przez Nicka osobiście.
– Jez˙eli więc nie zamierzasz mnie skłonić do
powrotu, to po co przyszedłeś?
76
TRISH MOREY
Nick rozejrzał się wokoło.
– Gdzie jest chłopiec?
– Pojechał na ryby z przyjaciółmi.
Rozluźnił się trochę.Ona sama była wdzięczna
losowi, z˙e Jasona nie ma w domu.
Na myśl, z˙e Nick mógłby go spotkać, przeszedł
ją dreszcz.
Nie umiała się zdobyć na powiedzenie prawdy
samemu Nickowi i niezupełnie wyobraz˙ała sobie,
jak miałaby się tłumaczyć przed oboma naraz.
– Nie będzie go kilka godzin – powiedziała
niejasno, nie chcąc zdradzać, z˙e chłopak wyjechał
na cały weekend, za to próbując sprowokować Ni-
cka do wyjaśnienia celu swojej wizyty.
Odwrócił się do niej.Emanowała z niego nie-
zwykła siła, niewątpliwie był osobowością dominu-
jącą.Ten człowiek urodził się, by rządzić.
– Przyszedłem ci powiedzieć, z˙e nie z˙enię się
z Sofią.
Alex podziękowała opatrzności, z˙e ma pod ręką
oparcie krzesła.
Nie z˙eni się...
Chciała wydać okrzyk tryumfu – od początku
wiedziała, z˙e Sofia do niego nie pasuje.Jednak nie
rozumiała, dlaczego ją to tak bardzo ucieszyło.
A w ogóle, po co przyszedł jej o tym powiedzieć?
Uwaz˙ał, z˙e to ma jakieś znaczenie? Czy tylko
chciał, z˙eby przekazała wiadomość siostrze?
– Chwileczkę.Co z ogłoszeniem w dzisiejszej
gazecie? – Podeszła do stołu, gdzie lez˙ała gazeta,
77
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
otwarta na ogłoszeniach o pracy.– Sama je zama-
wiałam.
– Znalazłaś?
Przeczesywała oczami druk.
– Jeszcze nie...
– I nie znajdziesz.Odwołałem je.
– Dlaczego? Co się stało?
– To proste.Nie zamierzam się z˙enić.
– To dlaczego się zaręczyłeś? – Postukała się
palcem w czoło, zdenerwowana myślą o rozcza-
rowanej Sofii i własnej siostrze, która juz˙ się zdą-
z˙yła zabrać do pracy.– Dlaczego jej kupiłeś pier-
ścionek?
– Nie kupiłem go.
– Ale... – Chciała zaprotestować, ale przypo-
mniała sobie telefon do banku i wyczyszczone kon-
to Sofii.
– Sofia go kupiła?
Wzruszył ramionami i przysunął się bliz˙ej do
stołu, lustrując po drodze jej drobiazgi.
– Tak przypuszczam.W kaz˙dym razie ja nie
mam z tym nic wspólnego.
– Ale miałeś taki zamiar. Te wszystkie plany...
Gwałtownie odstawił na miejsce glinianego kan-
gura, którego Jason zrobił na pracach ręcznych.
Kangur przez˙ył wstrząs.
– Powiedziała, z˙e przeprowadza badania rynku
dotyczące ślubów.– Roześmiał się krótko i gorzko.
– Sądziłem, z˙e robi to pod kątem naszych najem-
ców.Jak widać, miała inne plany.
78
TRISH MOREY
– To znaczy, z˙e nie zamierzałeś się z˙enić? Na-
wet się nie zaręczyłeś?
Ciemne oczy przygwoździły ją, rozpalając w niej
płomień.
– Zgadza się.
Nabrała powietrza.
– Sofia była tak pewna...
Ona tez˙ była pewna.A teraz wszystko się zmie-
niło.
Zmarszczył brwi i skierował wzrok za okno.
– Sofia jest nieodrodną córką Aristosa.Chce
dokładnie tego, o czym marzył dla niej ojciec – mał-
z˙eństwa z człowiekiem, którego on zaaprobował,
najchętniej kogoś związanego z rodziną.Postano-
wiła, z˙e to będę ja, i to pomogło jej odzyskać dobre
samopoczucie.
– Ale kiedy ci gratulowałam, powiedziałeś...
– Starała się przypomnieć sobie jego słowa.
Chciał, z˙eby Sofia była szczęśliwa i miała wszyst-
ko co najlepsze.Ale ani razu nie wspomniał o ślu-
bie.Na osnowie fantazji Sofii Alex stworzyła włas-
ną wersję całej historii.
Nick tylko potrząsnął głową.
– Sofia została zupełnie sama.Potrzebuje opie-
ki, więc starałem się jej pomóc pozbierać po śmierci
ojca.Jednak nawet gdybym był nią zainteresowany,
jestem najmniej odpowiednią osobą, by zakładać
z nią rodzinę.
Zabolało ją to, co powiedział, i sposób, w jaki to
zrobił.Suche stwierdzenie, bez cienia rozczulania
79
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
się nad sobą.Wydawało się, z˙e naprawdę w to
wierzy.
– Nick, jestem pewna, z˙e to nieprawda.
Dotknęła jego przedramienia w geście pociesze-
nia, ale pod wpływem bezpośredniego kontaktu
cały altruizm natychmiast wyleciał jej z głowy.Jego
twarde jak skała ciało pokrywały miękkie, spręz˙yste
włoski.Kontrast pomiędzy twardością mięśni i ich
delikatnością był bardzo podniecający.A sam
Nick? Na zewnątrz demonstrował twardość, zdecy-
dowanie i bezwzględność.
Czy pod tą skorupą kryło się wraz˙liwe wnętrze?
Bardzo chciała w to wierzyć.
– To bez znaczenia – odparł, ściągając brwi
i zerkając na jej dłoń.– Przyszedłem się poz˙egnać.
Jadę do domu, do Grecji, a moje miejsce tutaj zajmie
Dimitri. Gdybyś chciała wrócić do starej pracy...
Gwałtownie uwolniła ramię.
– Moja praca? Po tym wszystkim, co zrobiłeś,
z˙eby dostał ją kto inny? Czyz˙byś próbował mnie
przekupić?
Przysunął się do niej i spojrzał jej prosto w oczy.
Był bardzo pociągający.
– Nie muszę tego robić.
Poczuła jego oddech na policzkach.Był zbyt
blisko, zbyt niebezpieczny.Ale nie mogła pozwolić
mu odejść.Musieli porozmawiać.
– Skąd ta pewność siebie?
Był tuz˙ przy niej i bijące od niego ciepło obez-
władniało ją.
80
TRISH MOREY
– Bo nigdy nie było z˙adnych wątpliwości.Od
zawsze nalez˙ysz do mnie.
Zamknął jej usta pocałunkiem, obejmując ją
w ciasnym uścisku.Jej ciało, drz˙ące od nadziei
i pragnienia, odpowiedziało ochoczo na jego dotyk.
Rzeczywiście, od zawsze nalez˙ała do niego.Nigdy
nie chciała nikogo innego.Przez ostatnich dziewięć
lat tylko jeden męz˙czyzna nawiedzał ją w snach
i marzeniach.Ten, który teraz trzymał ją w ob-
jęciach.Tylko i na zawsze Nick.
Nie mogła pozostać obojętna, nie dać upustu
własnym, skrywanym pragnieniom.Nie z˙eni się
z Sofią!
Jej serce śpiewało z radości.
Wystarczył sam fakt, nie mogła teraz analizować
przyczyn – teraz kiedy czuła smak, zapach i dotyk
Nicka, kiedy mieszały się ich oddechy.
Jej dłoń znalazła lukę pomiędzy koszulą a dz˙in-
sami i wślizgnęła się tam, by dotknąć gorącej skóry.
Wkrótce juz˙ obiema dłońmi obejmowała jego plecy,
wyczuwając pod palcami grę napiętych mięśni.
– Dziś będziemy się kochać – wyszeptał jej do
ucha, co odebrała bardziej jako wibrację niz˙ dźwięk.
Nie miała zamiaru się opierać.Jego proste stwier-
dzenie nie podlegało dyskusji.Wiedzieli o tym
oboje.Przeszedł ją dreszcz oczekiwania i nadziei.
Spojrzała mu w oczy, ciemne i zamglone poz˙ąda-
niem.
Oczy młodego człowieka na Krecie, wiele lat
temu.
81
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Oczy, które znowu nalez˙ały do niej.
Zrozumiała, z˙e wciąz˙ go kocha.Mocno i szcze-
rze.Nigdy nie przestała go kochać.Pragnęło go
nie tylko jej ciało.Jej serce równiez˙ nalez˙ało do
niego.
– Kiedy wraca twój mały?
Niechętnie oderwała się od marzeń.Ale trzeba
było wyjaśnić tę tajemnicę.
– Nick, muszę ci coś wyznać... Ja...
– Kiedy będzie w domu?
– Jutro.Dziś biwakują w lesie.
Uśmiechnął się szeroko i oczy mu rozbłysły.
– Zbyt duz˙o mówimy.– Uniósł ją w ramionach.
– Powiesz mi jutro. A teraz...
Pocałował ją, a ona oddała mu pocałunek, szczęś-
liwa, z˙e nic juz˙ nie zakłóci ich nieuchronnej randki
z przeznaczeniem.
Dziś będą się kochać.
A jutro opowie mu o synu.
Nie przestając jej całować, wziął ją na ręce,
poniósł korytarzem i zatrzymał się przy drzwiach,
które mu wskazała.Pokój był wysoki, udekorowany
motywami wiktoriańskimi i zdominowany przez
stare, podwójne łoz˙e.Zadrz˙ała w jego ramionach,
a on przytulił ją mocno, jakby wyczuł jej zdener-
wowanie.
Bardzo delikatnie posadził ją na łoz˙u i głęboko
zajrzał w oczy.To spojrzenie sięgnęło jej duszy.
– Chcę cię zobaczyć nagą – powiedział.– Chcę
cię dotykać. Ale najpierw... – Sięgnął do zapinki
82
TRISH MOREY
z tyłu jej głowy, a drugą ręką pomógł włosom
rozsypać się niczym jasna fala.
Wydał głośny pomruk aprobaty, ujął jej twarz
w obie dłonie i delikatnie pocałował w usta.
– Chcę cię dotknąć.
Usiadł przy niej i pomógł ściągnąć ciasny top.
Oczarowany, przylgnął do niej wzrokiem i wyciąg-
nął rękę, by jej dotknąć.
Przez osiem długich lat próbowała wymazać tego
męz˙czyznę z pamięci i z serca.Ale nie było sensu
zaprzeczać temu, co teraz czuła.
Zadrz˙ała pod jego dotykiem, zdając sobie sprawę,
z˙e bardzo róz˙ni się od nastolatki, którą kiedyś była.
– Jesteś taka piękna... piękniejsza, niz˙ pamięta-
łem...
Uśmiechnęła się radośnie.
– Kochaj mnie – szepnęła, wyciągając do niego
rękę.
Kiedy stanął przed nią nagi, przekonała się, z˙e
przerasta o głowę bohatera jej snów i wyobraz˙eń.
Rzeźbione mięśnie, gładka, oliwkowa skóra, wą-
skie biodra i szerokie bary...
Sięgnął po jej dłoń, odwrócił i pocałował.
– Alexandro...
Ten gest tak prosty, a zarazem intymny, poruszył
ją do głębi.
– Nick...
Ich ciała przemówiły znanym sobie językiem.
Jego deklarowało swoje pragnienie, a jej poddawało
mu się.
83
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Lata samotności znikły w erupcji pasji i po-
z˙ądania.
Dla Alex stało się jasne, z˙e w jej sercu nie będzie
nigdy miejsca dla innego męz˙czyzny niz˙ Nick.
Dla Nicka, który wkrótce wraca do Grecji.
Na chwilę zabrakło jej tchu.Nie powiedział jej,
kiedy zamierza wyjechać.Za kilka dni lub kilka
godzin znów zniknie na drugiej półkuli.
Nick odgarnął jej włosy z oczu i spojrzał ba-
dawczo.
– Powiedz mi, o czym myślisz?
Uśmiechnęła się.
Przesunął dłonią po jej nagiej, aksamitnej skórze.
– Kochaj mnie, Alexandro.
Wraca do Grecji, ale zostawi jej wspomnienie,
którym będzie się karmiła przez długie, samotne
noce w przyszłości.Wspomnienie Nicka i jego
miłości.
Kochali się znowu, az˙ niepostrzez˙enie nadeszło
popołudnie, a potem wieczór.
Zjedli coś, dzieląc się wspomnieniami z Krety i,
trzymając się za ręce, poszli na wieczorny spacer po
plaz˙y.Potem znów znaleźli się w łóz˙ku.
W końcu Alex umościła się w zagłębieniu jego
ramienia, a on leniwie gładził ją wolną ręką.To był
wspaniały dzień.Czuła się zmęczona, a zarazem
upojona.
Bliska zaśnięcia, zapytała miękko:
– Kiedy wyjez˙dz˙asz?
Przeczesał ręką włosy.
84
TRISH MOREY
– Za kilka dni.
Alex ścisnęło się serce.
Spodziewała się tego, ale... Niby dlaczego jeden
dzień seksu miałby coś zmienić w jego planach?
Chyba nie sądziła, z˙e to moz˙liwe?
A syn? Czy zostałby, gdyby o nim wiedział?
Oblizała obrzmiałe wargi.
– Co mogłoby cię skłonić, z˙ebyś to jeszcze roz-
waz˙ył?
– Prowadzę w Grecji interesy.Dimitri jest tutaj,
więc ja powinienem wrócić tam – wyjaśnił bez
wahania.
Powinna być mu wdzięczna, z˙e tak jasno po-
stawił sprawę.Zamknęła oczy i smutno pokiwała
głową.
– Rozumiem.
Więc jednak wyjedzie.
Jutro opowie mu o synu.Przynajmniej będą
mogli spotkać się przed wyjazdem Nicka.Jutro.
Z samego rana.
Alex patrzyła na pustą poduszkę obok.Nasłuchi-
wała, czy nie usłyszy szumu prysznica albo czaj-
nika, ale otaczała ją tylko cisza pustego domu.Przez
szpary między zasłonami przenikało poranne słoń-
ce, a z ogrodu dochodził śpiew ptaków.
Wyciągnęła rękę.Pościel była chłodna.Usiadła,
rozglądając się, ale na podłodze lez˙ały tylko jej
porzucone ubrania.
Błyskawicznie oprzytomniała i wyskoczyła z łóz˙-
85
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
ka, nie zwaz˙ając na ból rzadko uz˙ywanych mięśni.
Sprawdziła w kuchni i łazience, wyjrzała przez
okno.Na podjeździe stał jednak tylko jej samochód.
Rozejrzała się za liścikiem.Nic.Zniknął zarów-
no Nick, jak i wszelkie ślady jego obecności.
Alex opadła na sofę.Umknął z jej łóz˙ka i z jej
z˙ycia.
Alexandro Hammond, jesteś konkursową idiotką
– powiedziała sobie.Początkowe zaskoczenie jego
potajemnym odejściem zastąpiła złość.Jak jej się
udało tak to wszystko zaplątać?
Odkąd przyjechał, starał się ją zaciągnąć do
łóz˙ka.Teraz dostał, czego chciał, i zniknął.
Łzy napłynęły jej do oczu, ale złość na samą
siebie nie pozwoliła jej płakać.
Kretynka!
Ruszyła do kuchni, z˙eby nastawić czajnik.Nieźle
się oszukała.Wcale nie zamierzał jej wysłuchać.
Nie obchodziła go ani ona, ani jej z˙ycie.Wróci do
Grecji i nigdy nie dowie się o synu.Dobrze mu tak.
Zaparzyła herbatę, przygryzając wargi.
Tylko z˙e to niczego nie rozwiązuje.Nick powi-
nien wiedzieć, z˙e ma syna.Ale nie miała jak go
zawiadomić przed jutrzejszymi urodzinami Jasona.
Spróbowała zebrać myśli.
Powinna się była uprzeć i zmusić Nicka, by jej
wysłuchał, zanim zaczęli się kochać.Tylko z˙e łat-
wiej było nie nalegać.Szansa, z˙eby się kochali po
takiej rewelacji, była nikła, a wtedy to wydawało się
najwaz˙niejsze.
86
TRISH MOREY
Zabawne, jak hormony mogą wziąć górę nad
logicznym myśleniem.
Zadzwonił telefon.
To była Tilly.Chciała potwierdzić godzinę przy-
jęcia urodzinowego.
Alex starała się, by jej ton nie zdradzał roz-
czarowania, kiedy krótko wyjaśniła, z˙e ślub Sofii
został odwołany.
Jason miał wrócić po lunchu.Zostało jej tylko
kilka godzin na przygotowania.Musiała się po-
spieszyć.
87
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Byli tam wszyscy.Jason i jego siedmiu szkol-
nych kolegów, a wśród nich Matt i Jack.Alex i Tilly
kończyły szykowanie jedzenia.
Rodzice Alex dzwonili juz˙ z Perth z z˙yczeniami.
Z
˙
ałowała, z˙e nie mogli przyjechać, ale na szczęście
do świąt było juz˙ niedaleko.
Ciasta były gotowe.Tort czekoladowy w kształ-
cie piłki futbolowej, z ośmioma świeczkami, chło-
dził się w lodówce i miał juz˙ wkrótce wyjechać na
stół.
Alex uśmiechnęła się do siebie.
Wszystko szło doskonale.Dzień był pogodny,
a dzieciaki bawiły się świetnie.
Niosła do drzwi ostatnie półmiski, kiedy na
tylnej werandzie zadźwięczał dzwonek.Alex za-
wahała się; była pewna, z˙e wszyscy zaproszeni
goście juz˙ są.
– Ja otworzę! – zawołała Tilly.
Alex uśmiechnęła się z wdzięcznością.Obłado-
wana, wyszła na zewnątrz, gdzie powitały ją wiwaty
i okrzyki radości.Ośmiu chłopców radośnie dzieliło
się smakołykami.Alex roześmiała się głośno.
Usłyszała kroki dobiegające z kuchni.
– Tilly! – zawołała – chodź i zobacz, co oni
wyprawiają.
W drzwiach pojawiła się Tilly.
– Mamy jeszcze jednego gościa.
Alex odwróciła się i zobaczyła Nicka, idącego za
Tilly w kierunku werandy.
Krew uciekła jej z twarzy, a z˙ołądek zacisnął się
w węzeł.
W okamgnieniu opadły ją wspomnienia minionej
nocy.
Wszystko zapowiadało się tak dobrze.Dlaczego
sobie poszedł? I dlaczego teraz wrócił?
Uniosła podbródek i popatrzyła na oboje.
– Co się dzieje?
Tilly spojrzała na nią gniewnie.
– Nie bądź taka.Nick mnie właśnie przeprosił za
zerwanie najlepszej umowy, jaką kiedykolwiek do-
stałam.I przyniósł Jasonowi prezent.Popatrz.
Alex zawiesiła wzrok na pakunku, który Nick
trzymał w ręku, zmarszczyła brwi i przeniosła
wzrok na jego twarz.
– Co ty tu robisz?
– Przyszedłem się z tobą zobaczyć.Wspominałaś
o urodzinach syna.Mam nadzieję, z˙e nie przeszka-
dzam.Zostało mi juz˙ niewiele czasu przed wyjazdem.
– Oczywiście, z˙e nie przeszkadzasz.Bardzo mi-
ło, z˙e pamiętałeś o Jasonie, prawda, Alex?
Alex zerknęła na Tilly, uśmiechniętą stanowczo
zbyt krzepiąco.
89
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
– Jason na pewno się ucieszy – mówiła dalej.
Alex z najwyz˙szym trudem zdołała przywołać na
twarz słaby uśmiech.
– Dzięki.Na pewno będzie zachwycony.
Obejrzała się na chłopców zebranych przy sto-
le i poszukała wzrokiem swojego syna.Czuła jed-
nocześnie ból i radosne podniecenie.Po ośmiu
długich latach ojciec i syn mieli się w końcu
spotkać.
Czy się polubią?
Zawołała Jasona i chłopak odwrócił się do niej,
po raz pierwszy dostrzegając nieznajomego.Pod-
szedł do nich, wpychając słodycze do kieszeni.
– Jasonie – odezwała się Alex, obejmując go
w talii; był juz˙ zbyt wysoki, by mogła połoz˙yć mu
dłoń na ramieniu – to jest pan Santos, mój znajomy.
Chciałby cię poznać.
– Miło mi, Jasonie.Wszystkiego najlepszego.
Jason spojrzał na Nicka, potem przeniósł wzrok
na prezent i w końcu na matkę, jakby sprawdzając,
czy wszystko jest w porządku.
Uśmiechnęła się i skinęła głową.Chłopak rozluź-
nił się i przywitał z Nickiem.
– Zapomniałem o bileciku, ale to chyba nie jest
takie waz˙ne – Nick podał mu paczkę.
– Och, bardzo dziękuję, panie Santos.
– Mów mi Nick.
– Jasne, dzięki, Nick.– Jason mocował się
z opakowaniem.– O! Wspaniałe! Piłka futbolowa
z Mistrzostw Świata! Kto chce zagrać? Skinął na
90
TRISH MOREY
przyjaciół, ale jeszcze zwrócił się do Nicka: – Dzię-
kuję, panie Sa... to znaczy Nick.
Nick uśmiechnął się i zmierzwił mu włosy.
– Miło mi.Idź, zagraj z kolegami.Słyszałem, z˙e
jesteś dobry.Ja tez˙ trochę grałem.
Jason zerknął na niego spod oka.
– Zagrasz z nami?
Nick skinął.
– Chętnie.– Podąz˙ył za Jasonem.
Wkrótce małe podwórko wypełniła bieganina
ośmiu chłopców i męz˙czyzny.Rozstawili się tak,
jak pozwalała ograniczona przestrzeń, i podawali
sobie piłkę, dryblując naokoło trawnika, ćwicząc
podania główką i praktykując na Nicku bloko-
wanie.
Alex mogła się tylko przyglądać.
– Zamknij buzię – poradziła jej Tilly – bo jesz-
cze jakiś ptak zbuduje tam gniazdo.
Alex spojrzała na nią.
– Czy ty to widzisz?
– Podobno w kaz˙dym facecie tkwi chłopiec i to
chyba jest prawda.Pomóz˙ mi w kuchni.Herbata
chyba się opóźni.
Dziesięć minut później siedziały nad filiz˙ankami
kawy, obserwując graczy.
Alex była wdzięczna za chwilę spokoju.Nick
wspomniał, z˙e chciał się z nią zobaczyć – o co
w tym wszystkim chodziło?
A moz˙e przypomniał sobie, z˙e ona chciała z nim
rozmawiać i dlatego wrócił?
91
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Jeszcze wczoraj próbowała wyrzucić go z pamię-
ci, pogodzić się z myślą, z˙e juz˙ go nigdy nie zoba-
czy.Tymczasem był tutaj.
Tak naprawdę, to nie było nawet cienia szansy,
by o nim zapomniała.
Zaledwie czterdzieści osiem godzin wcześniej
przez˙ywali rozkosze zmysłowe.Jego widok spro-
wadzał nieprzepartą tęsknotę za pieszczotami i ma-
rzenia, nie całkiem zgodne z atmosferą dziecięcego
przyjęcia urodzinowego.
Gra dobiegła końca.Chłopcy podbiegli do stołu,
z˙eby się wzmocnić przekąską.
– Super! Gdzie się nauczyłeś tak grać? – zapy-
tał Jason Nicka.
– W Grecji, bo tam dorastałem.
– Jesteś Grekiem? – Jason rzucił dziwne spo-
jrzenie matce, potem znów zwrócił się do Nicka:
– Kalimera – powiedział.– Kalimera,kyrios San-
tos.
– Kalimera, Jason – odparł Nick.– Znasz język
grecki?
– Uczę się w szkole.Profesor radzi nam ćwi-
czyć, kiedy spotykamy kogoś z Grecji.
– Dobra rada.Wszyscy uczycie się greckiego?
– zwrócił się do chłopców.
Chór odpowiedział ,,nie’’, potem pojedyncze
głosy rzuciły ,,francuski’’ i ,,hiszpański’’.
Nick nalał sobie soku.
– Czemu wybrałeś grecki, Jasonie?
Chłopak wzruszył ramionami, nakładając sobie
92
TRISH MOREY
na talerz stosik kiełbasek, trzy kawałki pizzy i pół
tuzina koktajlowych frankfurterek.Na koniec oblał
wszystko sosem pomidorowym.
– Mama wybrała.Ale podoba mi się.
Alex bardzo chciała zmienić temat.
– Nick, moz˙e napiłbyś się czegoś mocniejszego?
Spojrzał na nią zwęz˙onymi nagle oczyma.
– Dziękuję, wystarczy mi sok.
Zadrz˙ała pod jego badawczym spojrzeniem.Czy
juz˙ wie? Cokolwiek się zdarzy, nie będzie mógł jej
zarzucić, z˙e chciała oderwać syna od korzeni.
– Czuję, z˙e macie ze sobą do pogadania – ode-
zwała się Tilly.– Zajmę się chłopcami.Teraz,
kiedy sobie podjedli, będą trochę spokojniejsi.
– Nie ma potrzeby...
– Bardzo chętnie...
Uśmiechnięta Tilly przenosiła wzrok z jednego
na drugie.
– No to jak?
Alex, pokonana, wzruszyła ramionami.Tak czy
inaczej, przyszła pora na wyjaśnienia.
– Dobrze.Chodź.– Gestem zaprosiła Nicka do
kuchni.
– Z przyjemnością – zaakcentował te słowa
w sposób, który przyprawił ją o zimny dreszcz.
Poszedł za nią, łakomie obserwując łagodne ko-
łysanie jej bioder.Spódnica w kwiaty odsłaniała
tylko niewielki fragment zgrabnych nóg.
– Jason jest zachwycony prezentem.Dziękuję ci.
Wzruszył ramionami.
93
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
– To nic wielkiego.Skoro juz˙ wtargnąłem na
jego przyjęcie...
Zauwaz˙ył tort w kształcie piłki futbolowej.
– Pomysłowy – zauwaz˙ył.Przyglądał mu się
z uczuciem, z˙e coś jest nie tak.
– Nie spodziewałam się, z˙e cię jeszcze zobaczę.
On właściwie tez˙ się tego nie spodziewał.
– Powinniśmy porozmawiać.– Zastanawiała
się, jak sprowadzić rozmowę na temat Jasona, gdy
nagle spontanicznie zadała dręczące ją pytanie: –
Czemu tak wyszedłeś po kryjomu?
Dobre pytanie, pomyślał.Bo tak było łatwiej.
– Pomyślałem, z˙e tak będzie lepiej dla nas
obojga.
– Raczej nie.Chciałam ci coś powiedzieć, ale
nie dałeś mi szansy.
– Zapomniałem.
Chciał po prostu jak najszybciej wyjść.
Tak jak się spodziewał, seks dał mu ogromną
satysfakcję.Ale poza tym było coś więcej.Po-
wróciły przez˙ycia, jak sądził, całkowicie pogrzeba-
ne w przeszłości.
To go przestraszyło i pierwszą naturalną reakcją
była ucieczka.
Nie planował tego.Popatrzył na Alex wymow-
nie.
– Jak mogłem nie zapomnieć – w takiej gorącej
chwili?
Ona przez˙ywała to podobnie.Czytał to z jej
rozszerzonych oczu.
94
TRISH MOREY
Odkaszlnęła.
– Cieszę się, z˙e wróciłeś.
Znów skierował wzrok na tort.Ze świstem wciąg-
nął powietrze.
– Kiedy Jason ma urodziny?
To pytanie zbiło ją z tropu.Zamrugała i prze-
łknęła ślinę.
– Dzisiaj.
– Nie chodzi mi o przyjęcie, tylko o datę uro-
dzin.
– Dzisiaj.
– Dzisiaj! Rocznica śmierci Stavrosa.Zbieg
okoliczności?
– Kończy siedem lat, tak? – Siedem świeczek
na torcie potwierdziłoby jego przypuszczenia.
Alex musiała poznać kogoś wkrótce po powrocie
do domu i mniej więcej w rok później urodziła
dziecko.
– Ale tu jest osiem świeczek.W takim razie nie
rozumiem.
Spojrzała na niego i skinęła głową.Wyraz jej
twarzy sprawił, z˙e zamiast ulgi poczuł bolesny ucisk
w z˙ołądku.
– Popełniłam błąd.Powinnam była powiedzieć
ci wcześniej.– Zawahała się.– Przepraszam,
Nick... Jason jest twoim synem.
Zapadła cisza.
Trzasnęły siatkowe drzwi i w kuchni pojawił się
Jason.
– Ciocia Tilly mówi, z˙e czas na tort.– Przyjrzał
95
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
się im badawczo.– Wszystko w porządku? Wy-
glądacie jakoś dziwnie...
Alex ocknęła się pierwsza.Wzięła głęboki od-
dech i wyprostowała się.
– Wszystko w porządku.Tylko rozmawialiśmy.
Zaraz przyniosę tort.
– Dobra.– Jason pobiegł do drzwi.– Hej, chło-
paki! – krzyknął.– Zaraz będzie tort!
Z ogródka dobiegły wiwaty.
Alex wolno podeszła do stołu, starając się trzy-
mać jak najdalej od Nicka.
Powiedz coś, błagała go w myślach.Powiedz
cokolwiek.
Kiedy szykowała ciasto, w twarzy Nicka nie
drgnął nawet jeden muskuł.Potem podszedł i wyjął
jej nóz˙ z ręki.
– Zostaw to mnie – rzucił tonem, który wy-
kluczał sprzeciw.– Niech i ja coś zrobię dla mojego
chłopca.
Pokroił ciasto i zaniósł do ogródka.
Alex podąz˙yła za nim, zagryzając wargi.Nick,
jak na razie, zachowywał się uprzejmie.W tych
okolicznościach to juz˙ coś.Widziała jednak, z˙e
czuje się głęboko zraniony, i modliła się, z˙eby nie
wybuchnął teraz.Poza tym czekała ją jeszcze roz-
mowa z Jasonem.
Wyszła za nim na zewnątrz.Na ich widok Tilly
uniosła pytająco brew.Nick postawił ciasto na stole
wśród ochów i achów zachwyconych chłopców
i rozejrzał się wokoło.
96
TRISH MOREY
– Zapalisz świeczki? – zapytała Alex.
– Dziękuję, chętnie – odpowiedział grzecznie,
ale w oczach miał chłodne oskarz˙enie.
Tilly spojrzała na nią niespokojnie.
– Wszystko w porządku?
Alex skinęła krótko i odwróciła wzrok, zanim
ktokolwiek mógł zauwaz˙yć, z˙e do oczu napłynęły
jej łzy.
Nick zapalił świeczki i chłopcy zaśpiewali ,,Sto
lat’’.Alex zrobiła zdjęcie Jasonowi dmuchającemu
na świeczki.
– A teraz – odezwał się Nick, kiedy przebrzmia-
ły wiwaty – wypowiedz z˙yczenie.
Chłopiec zmarszczył brwi, popatrzył na Nicka,
obcego, który nagle znalazł się w centrum zaintere-
sowania i przeniósł wzrok na matkę.
Alex uśmiechnęła się przyzwalająco i chłopiec
trochę się odpręz˙ył.Na kilka sekund zacisnął mocno
powieki.
Otworzył oczy i krzyknął:
– Wielki kawał tortu!
Nick pokroił ciasto na duz˙e kawałki, co chłopcy
wyraźnie docenili.Wkrótce zaczęli nadjez˙dz˙ać pierw-
si rodzice po swoich zmordowanych, objedzonych
i upapranych czekoladą synów.
Po półgodzinie zostali tylko we czworo.Alex
zabrała się do sprzątania.Czuła, z˙e w Nicku narasta
furia, widziała napięcie w ciemnych oczach i, cho-
ciaz˙ na razie jeszcze się hamował, wiedziała, z˙e
w końcu musi dojść do wybuchu.
97
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Tilly tez˙ to wyczuwała.Kończyły juz˙ zmywanie,
Nick obserwował przez okno Jasona, kopiącego
nową piłkę.
– Zajrzę do siebie – powiedziała Tilly, wyciera-
jąc dłonie w kuchenny ręcznik.– Moz˙e Jason po-
szedłby ze mną?
– Nie! – uciął Nick ostro.
Tilly cofnęła się.
– Nie zamierzam go nigdzie wywieźć, jez˙eli
tego się obawiasz.Niedługo wrócimy.Po prostu
mam wraz˙enie, z˙e nie dokończyliście rozmowy.
Moz˙e byłoby lepiej najpierw załatwić tę sprawę.
Nick popatrzył na Alex.Czyz˙by obawiał się, z˙e
ona spróbuje ukryć przed nim Jasona, teraz kiedy się
w końcu spotkali? Moz˙e zresztą, będąc na jego
miejscu, lękałaby się tego samego?
– Jest tak, jak mówi Tilly.Daję ci słowo.
Mruknął coś o kilku minutach i wyszedł za-
grać z Jasonem.Obserwowała ich przez okno.
Zaczęli podawać sobie piłkę i Nick rozluźnił się
trochę.Ojciec i syn.Nigdy nie mogła sobie tego
wyobrazić, a teraz byli przed domem.Typowa
scenka rodzinna.Ojciec i syn grają w piłkę, matka
szykuje kolację.Banał.Uśmiechnęła się niepew-
nie.
Tilly przygotowała swoją torbę i zbierała się do
wyjścia.
– Dasz sobie radę?
Mam nadzieję.
– Jasne.Trzeba to w końcu załatwić.
98
TRISH MOREY
Tilly pocałowała siostrę w policzek i uśmiech-
nęła się.
– Wrócę za godzinę.Zgoda? Zadzwoń, gdybyś
mnie potrzebowała wcześniej.
Zawołała Jasona.Przybiegł zarumieniony, z pił-
ką w objęciach.Cmoknął matkę w policzek i wy-
szedł z Tilly.
Alex machała im z frontowej werandy, doskona-
le świadoma, z˙e Nick stoi tuz˙ za nią.Kaz˙dym
nerwem czuła jego obecność.
Bała się.
– Dziękuję, z˙e zaprosiłaś mnie na ósme urodziny
mojego syna – rzucił szyderczo.
Przymknęła oczy, zanosząc do opatrzności proś-
bę o wsparcie, a potem odwróciła się i spojrzała mu
w twarz.
– Zaprosiłabym cię, gdybyś tylko nie umknął tak
bez słowa.
Patrzył na nią w milczeniu.
– Teraz tak mówisz.Jak mogę ci wierzyć? Kła-
małaś przez osiem lat, a właściwie dłuz˙ej.Dlaczego
miałabyś nagle zacząć mówić prawdę?
– Nigdy cię nie okłamałam!
– Jak więc nazwiesz ponad osiem lat milczenia?
Ukrywania przede mną mojego syna? Pozbawienia
mnie moz˙liwości obserwowania, jak dorasta? Jak,
jez˙eli nie kłamstwem?
– Nie kłamałam.
– A gdybym nie przyjechał do Sydney? Gdybym
tu dziś nie przyszedł? Jak długo czekałbym na
99
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
prawdę? Nie wiedziałbym do końca z˙ycia, z˙e Jason
jest moim synem!
Przeszedł się po pokoju, na chybił trafił biorąc do
ręki fotografie i zaraz zastępując je kolejnymi.
– Straciłem osiem lat jego z˙ycia.Jak długo by to
jeszcze trwało?
Alex podeszła do starej komody w rogu pokoju.
Wyciągnęła dolną szufladę.
– Popatrz – mam mnóstwo zdjęć i filmów.Kaz˙-
de urodziny. Wszystko nagrywałam...
– Byłaś z nim sama przez osiem lat, a mnie
proponujesz zdjęcia i filmy?
Uświadomiła sobie bezsens swoich słów i za-
mknęła szufladę z powrotem.Była głupia, łudząc
się nadzieją, z˙e zdjęcia i filmy wynagrodzą Nickowi
lata nieobecności.
– A gdzie na tych filmach jest jego ojciec? Na
osiem lat pozbawiłaś mojego syna ojca.Jak mogłaś
być taką egoistką?
Egoistka!
Przez osiem lat walczyła jak lwica, z˙eby stwo-
rzyć Jasonowi bezpieczny dom.Odłoz˙yła na bok
własną młodość, całkowicie poświęcając się dziec-
ku, ofiarowując mu miłość i troskę.
Słowa Nicka bardzo ją zabolały.Przełknęła zbie-
rające się w gardle łzy.
– On jest tez˙ moim synem, nie zapominaj o tym.
– Jak mógłbym o tym zapomnieć? Nawet nie
wspomniałaś, z˙e ja mógłbym mieć z tym coś wspól-
nego.– Przerwał na chwilę, a jego oczy rozjaśnił
100
TRISH MOREY
błysk zrozumienia.– To dlatego odeszłaś? Wcale
nie zamierzałaś mi powiedzieć.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
– To nie tak. Pozwól mi wyjaśnić...
Trzema długimi krokami przebył dzielącą ich
przestrzeń, stanął przed nią i ścisnął za ramię.Pod
jego wściekłym spojrzeniem poczuła się słaba i bez-
bronna.
– No więc, jak to, koniec końców, było? Dlacze-
go mi nigdy nie powiedziałaś? Dlaczego pozwoliłaś
mi wierzyć, z˙e to dziecko innego męz˙czyzny? Dla-
czego nie dałaś znaku z˙ycia, jak się urodził?
– Zabezpieczaliśmy się.To nie powinno się było
zdarzyć.Dlaczego miałbyś mi uwierzyć?
– Ale jak moz˙na ukryć narodziny dziecka przed
jego ojcem?
Przełknęła łzy.
– Wiem.Telefonowałam do ciebie, kiedy się
urodził... Chciałam ci powiedzieć. Ale to był...
– Dzień śmierci Stavrosa – dokończył.– Bar-
dzo potrzebowałem wtedy dobrej wiadomości.
– Dla twojej rodziny to nie byłaby dobra wiado-
mość.
– Moja rodzina wpadła wtedy z jednego kosz-
maru w drugi.Nie sądzisz, z˙e nalez˙ały nam się
jakieś pogodniejsze chwile? Jakaś nadzieja na przy-
szłość? Mój syn, wnuk moich rodziców?
– Nieślubny wnuk.Juz˙ drugi, pamiętasz?
Gestem dłoni odsunął jej wątpliwości.
– Stavros nie był ojcem tamtego dziecka.
101
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
– Ale Stavros wierzył, z˙e tak.Postąpił wbrew
z˙yczeniu rodziców i poślubił jego matkę, bo uwaz˙ał,
z˙e powinien tak postąpić.
– Ona chciała tylko jego pieniędzy.
– Tak, podobnie jak jej chłopak.Chcieli, z˙eby
nasza rodzina zapłaciła jej po cichu.Ale to się nie
udało, bo Stavros się z nią oz˙enił.A jej chłopak,
doprowadzony do wściekłej zazdrości, zabił Stav-
rosa.
– Ale to nie tłumaczy, dlaczego mi nie powie-
działaś...
Patrzyła na niego, oniemiała ze zdumienia.
– Nie pamiętasz, jak przez˙ywałeś okres poprze-
dzający śmierć Stavrosa? Wciąz˙ mi opowiadałeś,
jak sytuacja się pogarsza.Jak wasi rodzice nie
akceptują tej dziewczyny.Jak ona w ogóle nie liczy
się ze Stavrosem i wydaje pieniądze z szybkością
światła, a dziecko zostawia na całe dnie z opiekun-
ką.– Zaczerpnęła tchu.– Opowiadałeś mi, jak
Stavros zrozumiał, z˙e popełnił błąd.Zorientowałam
się, z˙e jestem w ciąz˙y wkrótce po ich ślubie.Wyda-
wało mi się, z˙e oz˙enić się z miłości, wbrew woli
rodziców, to bardzo romantyczne.Wiedziałam, jak
bardzo twoja rodzina i ty sam byliście przeciwni
temu małz˙eństwu.A ja z˙yczyłam im jak najlepiej.
Zamilkła, ale on tez˙ się nie odzywał.Nie wie-
działa, jak zareaguje na jej słowa.Wciąz˙ miał
zaciśnięte szczęki i błyszczące złością oczy.Ob-
lizała wyschnięte wargi.
– Ale nic się nie poprawiło.Przeciwnie.I coraz
102
TRISH MOREY
bardziej bałam się ci powiedzieć.Wiedziałam, z˙e
twoi rodzice mi nie uwierzą.
– Jak moz˙esz tak mówić?
– Ty nigdy nie uwierzyłeś tamtej dziewczynie.
Stavros zawsze się zabezpieczał, mówiłeś mi to.
Uwaz˙ałeś, z˙e ona kłamie.Dlaczego miałbyś uwie-
rzyć mnie?
– Ona kłamała!
– No właśnie.Nie dałbyś się nabrać ponownie
na tę starą sztuczkę.
Zacisnął zęby.
– A jednak miałem prawo wiedzieć!
Potaknęła.Podniosła jedno ze zdjęć stojących na
gzymsie kominka.
Jason miał na nim zaledwie dwa dni, był owinięty
niebieskim szpitalnym becikiem, a z czarnych oczu
wyzierała niezgłębiona mądrość.Uśmiechał się.
– Wiem.Dlatego zadzwoniłam, kiedy się uro-
dził.Czułam, z˙e muszę ci powiedzieć.Więc za-
dzwoniłam... – jej głos załamał się na wspomnienie
owego dnia.
Pamiętała natłok uczuć i dominujące nad innymi
radosne oczekiwanie na podzielenie się z Nickiem
cudowną nowiną.Tymczasem usłyszała szokującą
wiadomość o tragedii.
Spojrzała na Nicka, na jego błyszczące, wypeł-
nione łzami oczy i wiedziała, z˙e on tez˙ pamięta.
– Myślisz, z˙e wtedy ty i twoja rodzina chcieliby-
ście słuchać mojej nowiny? – Zawahała się.– Na-
gle zostałeś spadkobiercą.Dopóki miałeś starszego
103
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
brata, mogliśmy planować wspólną przyszłość, ale
po śmierci Stavrosa juz˙ nie mogło być o tym mowy.
– Widać mieliśmy z bratem duz˙o wspólnego.
Obaj związaliśmy się z kłamczuchami.
Potrząsnęła głową.
– Ona kłamała, z˙eby usidlić Stavrosa.Ja nie
chciałam wiązać ci z˙ycia.Ze wszystkich sił próbo-
wałam cię chronić.
Obrócił się na pięcie i wpatrzył w sufit.Kiedy
w końcu przeniósł spojrzenie na nią, w jego oczach
nie było juz˙ łez, tylko stalowy błysk.
– Całe osiem lat! Przez osiem lat nawet nie
spróbowałaś wyjaśnić tej sytuacji.Nie zadzwoniłaś,
nie przysłałaś listu ani nawet jednej z tych foto-
grafii, które podobno robiłaś dla mnie! Z tego
wniosek, z˙e specjalnie trzymałaś mojego syna z dala
ode mnie.
Zwiesiła głowę.
– Tak to niestety wygląda.Ale nie miałam takie-
go zamiaru.Uwierz mi.
– Nie mogę.Ukrywałaś go przez osiem lat.
Ciekawe, co jeszcze ukrywasz?
– Nie rozumiem.
– Czy jest coś jeszcze, czego mi nie powiedzia-
łaś? Moz˙e chłopiec przeszedł jakieś powaz˙ne choro-
by? Moz˙e ma kłopoty w szkole?
– Co takiego? Jason jest zupełnie zdrowy i mogę
ci zaraz pokazać jego szkolne świadectwa.
Oddalił jej zapewnienia ruchem ręki.
– Nie oburzaj się tak.Nie ufam ci po prostu.
104
TRISH MOREY
Dlatego pytam.Moz˙esz się zresztą spodziewać jesz-
cze wielu innych pytań dotyczących mojego syna.
– Naszego syna.
Uśmiechnął się ironicznie.
– Ach tak, naszego? Bardzo miło z twojej
strony.
Wzruszyła ramionami.Miała wraz˙enie, z˙e Nick
przesadza.W końcu nie było z˙adnego powodu, z˙eby
zapominać, z˙e Jason jest takz˙e jej synem.
– To oczywiste, z˙e masz pewne zaległości.Przy-
chodź, kiedy zechcesz.Jason na pewno się ucieszy.
Uniósł kpiąco brew.
– Z pewnością.Sądzę jednak, z˙e obaj zasługuje-
my na więcej.
Zimny wąz˙ strachu przemknął jej po krzyz˙u.
– Nie rozumiem?
– To proste.Cieszyłaś się moim synem przez
osiem lat.Teraz moja kolej.Zabieram go do domu,
do Grecji.
105
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
– Nie! Nie moz˙esz tego zrobić!
Ogarnęło ją przeraz˙enie.
– A dlaczego nie? Jest w tym pewna symetria,
nie uwaz˙asz? Osiem lat z tobą, osiem ze mną.
Będziesz mogła go odebrać w szesnaste urodziny,
jez˙eli do tej pory o tobie nie zapomni.
– Nie moz˙esz!
Potrząsnął lekko głową.
– Naprawdę uwaz˙asz, z˙e jestem takim potwo-
rem? Moz˙e i tak.
Odwrócił się, unikając widoku paniki i przeraz˙e-
nia w jej oczach.Ale nie mógł postąpić inaczej.Nie
dała mu wyboru.Nie po tym, jak się zachowała.
Gdyby tylko dała mu szansę, zrobiłby dla chłop-
ca wszystko, co w jego mocy.
Dimitri miał tu masę znajomości.Załatwiłby
najlepszą szkołę i druz˙ynę futbolową.Jego syn
szybko stałby się orłem.
Juz˙ zdecydował.
– Mały pojedzie za mną.
– Tak daleko? Jak moz˙esz mu to robić? Zdajesz
sobie sprawę, jakie to będzie dla niego przez˙ycie?
– Doskonale go do tego przygotowałaś.Gra
w futbol, nasz narodowy sport, i mówi po grecku.
Będzie się czuł jak w domu.
– Jego dom jest tutaj!
Rozejrzał się, taksując wzrokiem skromne oto-
czenie.
– Mogę mu dać więcej.Przede wszystkim na-
zwisko.Nie musi tak z˙yć.
Alex z całej siły zacisnęła pięści i starała się
opanować zimną wściekłość.
– To znaczy jak?
Wzruszył ramionami.
– Skromnie.Jason zasługuje na więcej i moz˙e to
mieć.A nawet powinien mieć duz˙o więcej i zamie-
rzam mu to dać.
– To nie fair.Pieniądze nie są najwaz˙niejsze
w z˙yciu.
– Nie ucz mnie, co jest fair! Przez osiem lat
trzymałaś istnienie mojego dziecka w sekrecie! Po-
zbawiłaś mnie tylu przez˙yć! Akurat ty masz naj-
mniejsze prawo do wypowiadania się o tym, co jest
albo nie jest fair.Zabieram mojego syna do Grecji.
Bez dyskusji.Przygotuję wszystko.
– Nie moz˙esz go tak po prostu zabrać.On nawet
nie ma paszportu.
Zauwaz˙yła, z˙e to go zaskoczyło.Takiej ewen-
tualności nie brał pod uwagę.
– Jak długo trwa wyrobienie paszportu?
– Tydzień, moz˙e dwa.Pod warunkiem, z˙e ja
podpiszę zgodę.
107
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Przysunął się bliz˙ej, ujął jej głowę w obie dłonie
i przytrzymał tak, z˙e nie mogła uciec od przenik-
liwego spojrzenia ciemnych oczu.
Odpychała się dłońmi od jego piersi, wyczuwa-
jąc pod palcami twarde sutki.
Czuła powolne i mocne uderzenia jego serca.
Pomyślała, z˙e chce ją pocałować i zupełnie straciła
jasność myślenia.
Zamiast pocałunku przesunął palcem po jej war-
gach i Alex zabrakło tchu.
– Podpiszesz.Jestem tego pewien.
Z zewnątrz dobiegł dźwięk silnika.Przyjechała
Tilly z Jasonem.
– Jest mój syn – odezwał się Nick.– Przypusz-
czam, z˙e nic mu nie powiedziałaś?
Skinęła głową, wciąz˙ jeszcze pod wraz˙eniem
jego dotyku.
– Pora to zrobić.
Ruszył do drzwi, a Alex pospieszyła za nim.
W pięć minut później Tilly odjechała, a Jason
usadowił się na sofie ze szklanką mleka.Wolną ręką
lekko odbijał piłkę.
– Mamy ci coś do powiedzenia, Jasonie – za-
częła Alex.
Uklękła koło niego na dywanie i zacisnęła dłonie,
starając się opanować pokusę zdjęcia trawki, przy-
czepionej do jego kolana.
Gdyby go teraz dotknęła, porwałaby go w ramio-
na, by uchronić przed wyjawieniem sekretu oraz
wszystkich tego konsekwencji.Spod oka zerknęła
108
TRISH MOREY
na Nicka i zrozumiała natychmiast, z˙e nie ma uciecz-
ki od tego, co miało nadejść.
Poruszył się, demonstrując zniecierpliwienie wo-
bec jej wahania.Alex starała się skupić na doborze
właściwych słów.
– To moz˙e być dla ciebie zaskakujące...
Jason obserwował ich kolejno.Powaz˙ny wyraz
twarzy zupełnie nie pasował do białych, mlecznych
wąsów na buzi.Bez słowa pochylił się i odstawił
szklankę na stolik przed sobą.Sapnął.
– Czy chodzi o to, z˙e pan Santos, to znaczy Nick,
jest moim tatą?
Alex odchyliła się do tyłu, ale zdąz˙yła jeszcze
uchwycić wyraz zaskoczenia na twarzy Nicka.
– Tak, ale skąd wiedziałeś?
– Pomyślałem z˙yczenie, kiedy zdmuchiwałem
świeczki.A skoro to prawda, mogę o coś za-
pytać?
Zwichrzyła mu włosy.
– Jasne.
– Czy to on pisał te listy?
– Ach! – Alex oblizała wargi i opuściła wzrok.
Nick zmarszczył się.
– Jakie listy?
– Mama trzyma w szafie pudełko listów od
kogoś o imieniu Nick.Powiedziała mi, z˙e to jej
chłopak, którego znała, zanim się urodziłem.To
byłeś ty, prawda?
Nick spojrzał na Jasona i skinął głową.
– Tak, to ja.
109
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Popatrzył na Alex, a ona bezradnie wzruszyła
ramionami.
– Sprzątałam.Nieumyślnie zostawiłam je na
wierzchu.
Twarz Nicka nie zdradzała z˙adnych uczuć.Po
chwili przeniósł wzrok na Jasona i uśmiechnął się
szeroko.
– Słuchaj, synu, chciałbyś pojechać ze mną do
Grecji i poćwiczyć grecki na powaz˙nie?
– Do Grecji? Naprawdę? Fantastycznie! Pocze-
kaj tylko, az˙ powiem chłopakom w szkole!
– Jez˙eli tylko masz ochotę.To bardzo daleko,
więc mógłbyś tam zostać na dłuz˙ej.Powiedzmy, do
końca semestru?
– Jasne! Kiedy jedziemy?
Alex spróbowała się uśmiechnąć, ale nic z tego
nie wyszło.
Nagle Jason rzucił jej się na szyję.
– Dzięki, mamo! To najwspanialszy prezent
urodzinowy! Mogę zabrać moją nową piłkę?
Przełykając łzy, objęła go mocno.
– Z pewnością – zdołała wykrztusić.
– Super! – Równie szybko puścił ją i podniósł
piłkę.– Mogę teraz iść pograć?
Alex skinęła przyzwalająco.Dojmujące poczu-
cie straty nie pozwalało jej mówić.
Całym sercem była przeciwna temu wyjazdowi,
ale nie mogła odebrać mu szansy na poznanie rodzi-
ny ojca.Wiedzieli o tym oboje z Nickiem.
Wszystko stało się tak szybko.Za kilkanaście dni
110
TRISH MOREY
Jason wyjedzie na drugą półkulę i Alex zostanie
sama.
– Chyba jesteś zadowolony? – odezwała się,
ocierając oczy grzbietem dłoni.
Nick chrząknął i klepnął się dłońmi po udach.
– Chcę, z˙ebyś jutro złoz˙yła podanie o paszport.
Ja załatwię bilety.
Przełknęła łzy.
– A potem zabierzesz mi syna.
– Tak jak ty zabrałaś go mnie – odparł szorstko.
– To nie to samo.Ty w ogóle nie wiedziałeś, z˙e
on istnieje.Ja go urodziłam, kochałam przez te
wszystkie lata, tuliłam, kiedy był chory, i dzieliłam
z nim sukcesy i poraz˙ki.
Jej głos zniz˙ył się do szeptu, ale mówiła dalej.
Chciała mu uświadomić, ile ją to wszystko kosztuje.
– To, z˙e go zabierasz, jest dla mnie o wiele
gorsze niz˙ to, co ty przez˙yłeś.
Zamilkła, zanim głos zdąz˙ył jej się załamać.
Zapragnęła, z˙eby Nick juz˙ sobie poszedł.
Dlaczego musiał pojawić się w tym domu i ode-
brać jej sens z˙ycia?
Jeszcze miesiąc temu w jej z˙yciu panowała har-
monia.Miała pracę, nowy dom i syna, którego
kochała ponad wszystko.
Nick przewrócił wszystko do góry nogami.
Odeszła z firmy i musi szukać pracy, z˙eby spłacić
poz˙yczkę na kupno domu.Ulegając pokusie miłości
fizycznej, straciła szacunek do siebie samej.Zostały
jej tylko słodko-gorzkie wspomnienia.A teraz miała
111
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
stracić Jasona, sens swojego z˙ycia, promień słońca,
który je rozświetlał.Nick zamierzał wywieźć go na
drugi koniec świata.
I pomyśleć, z˙e zaledwie dwa dni wcześniej przy-
znała, z˙e wciąz˙ kocha Nicka.Co dobrego jej to
przyniosło?
Nick od początku miał zamiar wrócić do Grecji,
a ona czekała na ten dzień z mieszaniną smutku
i niecierpliwości.Stracić go drugi raz, to było juz˙
wystarczająco bolesne.Teraz jednak, razem z Ni-
ckiem miał wyjechać jej ukochany syn.
Alex miała poz˙egnać ich obu.
W następnych dniach Nick starał się spędzać
z Jasonem jak najwięcej czasu i poznać go lepiej.
Kiedy Alex była zajęta, zostawał z nim zamiast
opiekunki.
Nie mogła mu odmówić tych spotkań, chociaz˙
nie miała cienia wątpliwości, z˙e Nicka interesował
wyłącznie Jason.
W niedzielę Nick zaplanował ,,rodzinną’’, jak
się wyraził, wycieczkę.Do zoo.Jason odniósł się
do projektu z entuzjazmem, z którym traktował
wszystkie propozycje Nicka.W oczach Jasona Nick
był doskonały.
Alex przypomniała sobie stare przysłowie:
,,Strzez˙cie się Greków przynoszących dary’’.Bar-
dzo trafne, pomyślała, szkoda, z˙e juz˙ za późno.
W sumie jednak wiedziała, z˙e to, co się stało,
było nieuniknione.Nick wszedł w rolę ojca tak
112
TRISH MOREY
łatwo, jakby się do niej urodził.A Jason był szczęś-
liwy.Pasowali do siebie idealnie.
Alex westchnęła.Dla niej bezsenne noce miały
dopiero nadejść.
Za kilka dni Jason dostanie paszport i wyjadą.
Nie miała pojęcia, jak zdoła to przez˙yć.
Nie było sposobu, z˙eby tego uniknąć, ale dopóki
Jason był w domu, starała się nie tracić okazji do
przebywania z nim.
Rozejrzała się za Nickiem, który poszedł kupić
lody.Jason obserwował długowłosego orangutana,
który wytrwale wspinał się na słup i zeskakiwał
z niego.
Nagle orangutan zrobił coś zaskakującego.Ze-
skoczył ze słupa, ale zamiast wspiąć się z powrotem,
rzucił się pędem w stronę publiczności, wykonał
długi sus i skoczył na ogrodzenie tuz˙ przed nimi.
Tłum zafalował i cofnął się, ale wkrótce rozległ się
zbiorowy wybuch śmiechu.
Jason, w pierwszym odruchu, przytulił się do
matki, a potem, podobnie jak inni, roześmiał się
głośno, kiedy orangutan kołysał się na siatce przed
nimi, wyraźnie bardzo z siebie zadowolony.
Nick, z lodami w ręku, obserwował Alex obe-
jmującą zdecydowanie Jasona.Ona tez˙ roześmiała
się głośno, a potem grzbietem dłoni otarła z oczu
łzy.
Jej śmiech sprawił mu przyjemność.Ostatnio nie
śmiała się zbyt często.Wyglądała mizernie i miała
cienie pod pozbawionymi blasku oczami.Kiedy się
113
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
roześmiała, z dłońmi na ramionach Jasona, na jej
twarz powrócił blask urody i Nick tez˙ się roześmiał.
Coś, jeszcze na razie niejasnego, drgnęło w jego
wnętrzu.
Wciąz˙ jej pragnął, i to coraz mocniej.Sam był
tym zdumiony.A co dziwniejsze, nie czuł juz˙ do
niej złości.Zimną furię zastąpił z˙al, z˙e minione lata
ułoz˙yły się tak, a nie inaczej.
Alex, wciąz˙ uśmiechnięta, odwróciła się, ale na
jego widok jej uśmiech zamarł.Tylko oczy zdradza-
ły zdumienie, z˙e ich obserwował.Nick otrząsnął się
z niecodziennych emocji i tryumfalnie uniósł nad
głowę lody.Alex znów się uśmiechnęła i wskazała
Jasonowi ojca.
– Lody! – wykrzyknął mały.– Super!
Krąz˙yli po zoo, objadając się lodami, i oglądali
zwierzęta.A kiedy zjedli lody, wzięli Jasona z dwóch
stron za ręce i spacerowali po parku.
Dzielili piknik pod drzewami z wieloma innymi
rodzinami, a potem Jason pokazał Nickowi, jak się
karmi kangury, i Alex zrobiła im zdjęcia.Jakiś
męz˙czyzna sfotografował całą ich trójkę.Potem
znów spacerowali i Nick znalazł się pomiędzy Ja-
sonem i Alex, trzymając ich za ręce.
Wrócili do domu przed dziesiątą.Jason poszedł
do łóz˙ka, a Nick zaproponował kieliszek wina na
zakończenie wieczoru.
Alex, chociaz˙ zmęczona i senna, zgodziła się
chętnie.
Przy poprzednich spotkaniach zazwyczaj czeka-
114
TRISH MOREY
ła z niecierpliwością, kiedy Nick wyjdzie, ale ten
dzień był inny.Czuła, z˙e naprawdę są rodziną.
Zdawała sobie sprawę, z˙e to nie moz˙e trwać, ale
zapragnęła choć trochę przedłuz˙yć ten wspaniały
dzień.
Było wciąz˙ ciepło, więc usiedli na werandzie.
Wokół małej lampki krąz˙yły ćmy, a przez odgłosy
układającego się do snu przedmieścia przebijał
szum fal.
Nick postawił na stole kieliszki i usiadł obok niej.
Przez dłuz˙szą chwilę oboje milczeli.
Alex była znuz˙ona, ale czuła się dobrze, po raz
pierwszy od bardzo dawna rozluźniona w obecności
Nicka.
Na wycieczce napięcie ulotniło się i teraz jego
towarzystwo sprawiało jej przyjemność.Cokolwiek
miało się zdarzyć w przyszłości, z pewnością za-
chowa wspomnienie dzisiejszego dnia na długie
lata.
Mogła uczciwie przyznać, z˙e stosunki Jasona
z Nickiem ułoz˙yły się doskonale.Gdyby Jason nie
polubił świez˙o odzyskanego ojca albo gdyby Nick
nie traktował go odpowiednio, nie mogłaby po-
zwolić na wyjazd syna do Grecji.Ale wszystko
ułoz˙yło się nadspodziewanie dobrze.
Pomimo początkowo cynicznego stosunku do
z˙ycia rodzinnego Nick gładko wszedł w nową dla
siebie rolę ojca.Obaj z Jasonem mieli solidne
podstawy, by rozwijać wzajemną relację.Stanowiło
to dla Alex niejaką pociechę.Będzie jeszcze tylko
115
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
musiała powiedzieć Jasonowi, z˙e do Grecji pojedzie
bez niej.Im lepiej mały do tego czasu pozna Nicka,
tym łatwiej mu będzie zaakceptować takie rozwią-
zanie.
Westchnęła i sięgnęła po kieliszek.
– Zmęczona? – Głos Nicka brzmiał miękko
i trochę chropawo, tak jakby nie chciał burzyć
urokliwego, nocnego spokoju.
Spojrzała na niego i skinęła głową, zaskoczona
podobieństwem ich nastrojów.Światło padało z tyłu
i twarz Nicka pozostawała w cieniu.Wydawałoby
się, z˙e sprawi przez to wraz˙enie bardziej niebez-
piecznego, ale specyficzna atmosfera złagodziła
jego rysy i Alex, zamiast zagroz˙enia, czuła jego
ciepłą bliskość.
Czy to był skutek działania wina? Wina i znuz˙e-
nia długim dniem? Alex odstawiła kieliszek.Dłoń
Nicka jakby niechcący znalazła się blisko i jakoś tak
wyszło, z˙e nakrył jej dłoń swoją.
Nie była zdziwiona.W końcu dziś na spacerze
trzymali się za ręce.Jak przyjaciele.I to było bardzo
miłe.Ale to wszystko.
Jego dotyk był ciepły i przyjazny, kiedy delikat-
nie gładził kciukiem grzbiet jej dłoni.Alex za-
mknęła oczy i pozwoliła, by pieszczota płynęła
łagodną falą przez jej ciało.Delikatna i kojąca,
wywoływała przyjemne mrowienie wzdłuz˙ kręgo-
słupa.
Teraz palce Nicka muskały jej dłoń i uczucie
ciepła wędrowało w górę ramienia.Palce przeniosły
116
TRISH MOREY
się na nadgarstek i wyz˙ej, w kierunku łokcia.Alex
westchnęła.Atmosfera z przyjacielskiej zmieniła
się w erotyczną.
Uniosła powieki i zobaczyła, z˙e Nick ją obserwu-
je.On tez˙ wyglądał inaczej.Juz˙ nie ciepło i łagodnie.
Poz˙ądanie w jego oczach przyprawiło ją o utratę tchu.
Chciał jej.Widziała to w jego spojrzeniu i wy-
czuwała w dotyku.Jej ciało odpowiedziało poz˙ąda-
niem, ale nie chciała, by on to wyczuł.Było jej
wstyd, z˙e w tej sytuacji nadal ją pociąga i z całych sił
starała się przed nim nie zdradzić.
Podniósł jej dłoń do ust.Gorący pocałunek obie-
cywał duz˙o więcej.
Westchnęła.Ogarnęło ją pragnienie i panika jed-
nocześnie.Cofnęła rękę i podniosła się.
– Myślę, z˙e czas na ciebie.
Spojrzał na nią.Wyczytała w jego wzroku, z˙e nie
wierzy w jej szczerość.
– Proszę, idź juz˙.
Skinął głową i wstał.
– Skoro sobie tego z˙yczysz...
Obserwowała go, jednocześnie rozpalona i zado-
wolona, z˙e przerwała to, co miało nadejść.Nie
chciała tego przez˙ywać kolejny raz.Chwili roz-
koszy, okupionej gorzkim z˙alem i wizją samotnej
przyszłości.
Dlaczego więc wciąz˙ go pragnęła?
Sięgnął po jej dłoń; zdziwiona, podniosła wzrok.
– Chodź – powiedział – odprowadź mnie cho-
ciaz˙ do drzwi.
117
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Skinęła głową, niepewna swojego głosu, oddana
na pastwę kłębiących się w niej emocji, i posłusznie
ruszyła do środka.
Zatrzymał się w uchylonych drzwiach pokoju
Jasona.
Promień księz˙yca padał na twarz chłopca.
Jason jedną ręką przyciskał do siebie pluszowego
miśka, drugą odrzucił w tył, jakby sięgał po piłkę od
Nicka, lez˙ącą przy łóz˙ku.
Stali w drzwiach, ramię przy ramieniu, obser-
wując spokojny oddech śpiącego chłopca.
– Jest piękny – wyszeptał Nick.– Tak jak jego
mama.Piękny i silny.Wspaniale się nim opiekowa-
łaś, Alexandro.
Z trudem przełknęła ślinę pod jego badawczym
wzrokiem.Chciała powiedzieć, z˙e to było coś wię-
cej niz˙ tylko opieka, z˙e syn jest jej całym z˙yciem, ale
bała się zepsuć tak cudowny dzień sprzeczką.
Tymczasem Nick objął ją w talii i delikatnie, ale
stanowczo przygarniał coraz bliz˙ej.Spróbowała go
odepchnąć, ale jego usta juz˙ odnalazły jej wargi.
Spodziewała się, z˙e pocałunek będzie gwałtow-
ny, z˙e Nick spróbuje ją sobie podporządkować.Ale
nie.Jego wargi delikatnie pieściły i muskały, za-
praszając do wspólnych igraszek.Czuła, z˙e Nick
drz˙y.
Uczucie było cudowne.Na chwilę uwierzyła, z˙e
przestał ją traktować jak łatwy cel, z˙e coś do niej
czuje, z˙e jest dla niego kimś więcej niz˙ tylko matką
jego syna.
118
TRISH MOREY
Jakiekolwiek były motywy jego postępowania,
czekał na jej decyzję i ten ciepły i sympatyczny
gest wywołał ściśnięcie jej serca i wilgoć pod po-
wiekami.
To nie to, z˙eby nie chciała się z nim kochać.Ale
czyz˙ nie dosyć juz˙ zabrał? Dlaczego chciał więcej?
Nie mogła dać mu więcej, nie zaprzedając własnej
duszy.
W końcu wyczuł brak reakcji z jej strony, od-
sunął się i odetchnął głęboko.Popatrzył na nią
pytająco i delikatnie obtarł jej łzy.Zmarszczył brwi,
a Alex, chcąc uniknąć odpowiedzi na pytanie wido-
czne w jego oczach, przeniosła wzrok na syna.
– Powinieneś juz˙ pójść – szepnęła roztrzęsiona,
z nadzieją, z˙e jej wysłucha.
Nie spierał się.
Podeszli do frontowych drzwi.Nick odwrócił się
do niej.
– Chcę, z˙ebyś wiedziała, z˙e mały będzie w Gre-
cji w dobrych rękach.Dimitri polecił mi kogoś.
Alex zesztywniała i skrzyz˙owała ręce na piersi.
– Co to znaczy?
– Tylko tyle, z˙e długo mnie tam nie było.Będę
się musiał zająć firmą i nie będę mógł z nim
spędzać tyle czasu, ile bym chciał.Przynajmniej
na początku.
Miłe i ciepłe uczucia, którymi przepełnił ją minio-
ny dzień, zaczęły się ulatniać.Alex wyobraziła sobie
Jasona, pozbawionego matki i przyjaciół, samotnego
w wielkim, przypominającym mauzoleum domu.
119
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Nie tego się spodziewali oboje.Jak Nick mógł
naraz˙ać ich syna na coś podobnego?
– Moz˙e powinieneś był o tym pomyśleć, zanim
postanowiłeś mi go ukraść?
Z jego spojrzenia wynikało jasno, co myśli o jej
słowach, a jego odpowiedź tylko to potwierdziła.
– Trudno byłoby mi ukraść coś, co juz˙ i tak do
mnie nalez˙y.
– Ale dlaczego, skoro wiesz, z˙e nie będziesz
miał dla niego czasu? Pozbawiasz go domu, szkoły,
przyjaciół i matki, kiedy wiesz, z˙e nie będziesz mu
się mógł poświęcić? Uwaz˙asz, z˙e to w porządku,
robić coś takiego ośmioletniemu chłopcu?
– Będzie miał nową szkołę, nowych przyjaciół i,
jak juz˙ mówiłem, lepszy start.
– Skoro tak uwaz˙asz, to dlaczego nie pozwo-
lisz mi pojechać z wami? Będę się nim opieko-
wała.
Przyszło jej to do głowy zupełnie nagle.Tak
bardzo chciała chronić Jasona przed samotnością
w obcym kraju.
Była pewna, z˙e Nick będzie go traktował dobrze,
o ile będzie obecny.Obaj dobrze się ze sobą czuli.
Ale przeraziły ją chłodne słowa Nicka o braku czasu
dla chłopca.
– Nie – rzucił Nick szorstko.– To niemoz˙liwe.
– Co to znaczy: niemoz˙liwe? Potrzebujesz ko-
goś do opieki nad Jasonem.Jestem jego matką i ze
mną na pewno będzie szczęśliwy.
Dlaczego nie chciał się zgodzić na to świetne
120
TRISH MOREY
rozwiązanie? Nie musiała tracić Jasona.Mogli
z nim być oboje.
Roześmiała się gorzko.
– Spójrzmy prawdzie w oczy.Nie mam pracy.
Bez Jasona nie warto płacić za ten dom.Kiedy go
zabierzesz, nic mi nie pozostanie.To doskonały
pomysł.
Potrząsnął odmownie głową.
– Nie.
– Ale dlaczego?
Poparzył na nią chłodno.
– Naprawdę musisz pytać?
– Chcesz mnie ukarać? Za to, z˙e wychowałam
Jasona sama? Za to, z˙e walczyłam jak lwica, by
stworzyć mu dom?
– Daj spokój tym opowieściom o poświęceniu.
To do ciebie nie pasuje.Jez˙eli chcesz wiedzieć,
to rewanz˙ za pozbawienie mnie syna na osiem
długich lat.
– Chcesz mi wmówić, z˙e wtedy powitałbyś go
z otwartymi ramionami?
– Przypuszczam, z˙e tego się nigdy nie dowiemy.
Nie dałaś mi szansy.– Wyciągnął z kieszeni klu-
czyki.– Daj mi znać, jak tylko odbierzesz paszport.
– Z tymi słowami wyszedł i skierował się do samo-
chodu.
Ruszył gwałtownie, pozostawiając po sobie
smród spalin i rozgrzanej gumy.
Alex przez chwilę stała w drzwiach.Cała się
trzęsła na wspomnienie jego słów.
121
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Tak bardzo się starała nie zepsuć tego dnia i nie
udało się.Miły nastrój i wspomnienia legły w gru-
zach.
Czy on jej nigdy nie wybaczy? Dziś chwilami
zachowywał się jak przyjaciel.
Wciąz˙ mu się podobała.Przynajmniej na tyle, by
chciał z nią sypiać, przynajmniej dopóki był w Syd-
ney.Więc jednak słusznie odczytała jego intencje.
Chciał jej ciała.Chciał ich syna.
Ale nie chciał jej.
Nick jechał drogą wzdłuz˙ wybrzez˙a, bez okreś-
lonego celu.Chciał tylko, z˙eby wiatr wywiał mu
niepokój z duszy i z˙ar z lędźwi.
Oba uczucia nie były dla niego nowością.Regu-
larnie towarzyszyły spotkaniom z Alexandrą.
Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo przepełnia
go złość.Chwilowo górę wzięło poz˙ądanie.Cały
dzień u jej boku okazał się niemal zbyt trudny do
zniesienia.Gdyby naciskał, kochaliby się tej nocy.
Co tez˙ ją powstrzymało?
Nawet po ostatniej, nieprzyjemnej wymianie
słów wciąz˙ jej poz˙ądał.To było jak ból, który go
nigdy nie opuszczał.Lata spędzone w oddaleniu
tylko go lekko przyćmiły.
W chwili gdy tamtego ranka Alex weszła do
biura, rozgorzał płomieniem.Nick mylił się, sądząc,
z˙e zaspokoi poz˙ądanie, kochając się z nią.Tkwiło
w nim jak dokuczliwa drzazga, bolesna i męcząca.
Jej odmowa tego wieczoru zaogniła ból i nawet
122
TRISH MOREY
ostatnie szorstkie słowa nie były w stanie tego
zmienić.Chciał jej i nawet to, co zrobiła, nie mogło
tego zmienić.Zaprzeczanie nie miało sensu.Czy to
oznacza, z˙e powinien jej wybaczyć?
Stracił osiem lat z z˙ycia swojego syna.A ile
byłby jeszcze stracił, gdyby nie kaprys wuja?
Alexandra go okłamała.Zachowała narodziny
syna w sekrecie, w sekrecie, którego mógł nigdy nie
poznać, gdyby nie niespodziewany przyjazd do Au-
stralii.
Dlaczego rodzinę Santosów dotknęło tak wiele
kłamstw i sekretów? Najpierw padł ich ofiarą jego
brat, teraz on sam.
Kłamstwa z˙ony Stavrosa kosztowały go z˙ycie.
Uwierzył podłej oszustce i zapłacił za to najwyz˙-
szą cenę.
Nick mocniej ścisnął kierownicę.
Jego brat stracił głowę dla kobiety, nie słuchał
nikogo i wierzył w kaz˙de z jej brudnych kłamstw.
Wiara w ojcostwo była czystym szaleństwem.Za-
ślepiony poz˙ądaniem, nie zaz˙ądał wykonania tes-
tów DNA, tak jak mu doradzano.
Z
˙
ona Stavrosa była intrygantką i Nick mógł tyl-
ko mieć nadzieję, z˙e zgnije w więzieniu razem ze
swoim zazdrosnym kochankiem.Dla swojego brata
nie mógł juz˙ zrobić nic.
Z
˙
ona Stavrosa i Alexandra właściwie niczym się
nie róz˙niły.Obie kłamały dla własnych celów.Roz-
palały w męz˙czyznach poz˙ądanie, by zaspokoić
swoje kaprysy.
123
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Chciał odpłacić Alexandrze za przeszłość, za jej
kłamstwa i ból, jakiego mu przysporzyła.To jej się
nalez˙ało.
Bardzo chciał przekonać sam siebie, z˙e ma rację,
a jednak...
Tamta kobieta kłamała, z˙eby wz˙enić się w jego
rodzinę, Alex natomiast po to, z˙eby pozostać poza
nią.Tamta chciała zyskać pieniądze i wpływy, Alex
wiodła więcej niz˙ skromne z˙ycie samotnej matki.
Dlaczego, skoro Nick mógł z łatwością utrzymać
ich oboje?
Zatrzymał samochód, znuz˙ony zarówno kierun-
kiem jazdy, jak i tym, jaki obrały jego myśli.
Było późno.Na wygwiez˙dz˙onym niebie krzywo
wisiał księz˙yc.Nick spojrzał na gwiazdy.Być moz˙e
gdzieś tam była odpowiedź na jego pytania.
Przeciągnął się, próbując pozbyć się napięcia
mięśni karku.Miał nadzieję, z˙e przejaz˙dz˙ka pomo-
z˙e mu się zrelaksować, ale się nie udało.Przekręcił
kluczyk i wrzucił jedynkę.
Wkrótce, wraz ze swoim synem, wróci do domu,
do Grecji.
Z
˙
adne inne rozwiązanie nie wchodzi w grę.
Alex klęczała na podłodze pokoju Jasona, sta-
rając się spakować lez˙ącą tam stertę rzeczy.Było
ich za duz˙o.Będzie musiała z czegoś zrezyg-
nować.
Paszport przyszedł pocztą na początku tygodnia.
Kiedy wyjmowała kopertę ze skrzynki, lodowata
124
TRISH MOREY
obręcz ścisnęła jej serce.Teraz Jason i Nick mogli
bez przeszkód wyjechać.
To juz˙ jutro.Alex nie przestawała o tym myśleć.
Wciąz˙ miała masę wątpliwości.Jak potoczy się jej
z˙ycie bez Jasona? Jak syn poradzi sobie bez niej?
Miała go zobaczyć za trzy miesiące.Na szczęście
Nick zgodził się na odwiedziny, ale i tak miały to
być najdłuz˙sze trzy miesiące w jej z˙yciu.
Usłyszała samochód.
– Tata! – krzyknął Jason.
Alex doskonale wiedziała, z˙e to Nick.Wyczuwa-
ła jego obecność kaz˙dą komórką ciała.
Trzasnęły frontowe drzwi i Alex usłyszała, jak
Jason pozdrawia ojca po grecku i rzuca mu się
na szyję.
Będzie tęskniła za małym, za jego nieposkromio-
ną z˙ywiołowością.
Juz˙ stali przy drzwiach.Nick, ubrany swobodnie
w czarne dz˙insy i rozpiętą pod szyją białą koszulę,
podkreślającą oliwkową skórę.Alex, jak zwykle,
była pod wraz˙eniem jego atrakcyjności.
Odgarnęła włosy za uszy.
– Cześć – zdobyła się na pozdrowienie.
Wniósł do pokoju nowiutką walizę.
– Pomyślałem, z˙e się przyda.Jason ma sporo
rzeczy.
– Tak.Rzeczywiście, trochę jestem tym przera-
z˙ona.Dzięki.
– Mama jeszcze nawet nie zaczęła pakować
swoich rzeczy!
125
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Nick zmarszczył się i rzucił jej pytające spo-
jrzenie.Potrząsnęła głową i Nick uspokajająco
uśmiechnął się do Jasona.
– Nie martw się.O której ojciec Matta zabiera
cię na mecz?
– Juz˙ jest spóźniony.– Nadstawił ucho na
dźwięk klaksonu.– No to lecę.Zobaczymy się
później.
Wybiegł przez frontowe drzwi.Alex pospieszyła
za nim, z˙eby ustalić z ojcem Matta godzinę po-
wrotu.Kiedy odjechali, zawróciła do domu.
Nick czekał na nią oparty o framugę, ze skrzyz˙o-
wanymi ramionami i nogami.Nie wyglądał na
zachwyconego.
– Dziękuję za walizkę – zaczęła, zastanawiając
się, jak wejść do środka, nie dotykając go.– Juz˙ się
bałam, z˙e nie pomieszczę tego wszystkiego.
– Znów unikasz prawdy?
– O co ci chodzi?
– Kiedy zamierzałaś mu powiedzieć?
Alex nareszcie zrozumiała.
– Jutro.
– Jesteś pewna? Czy moz˙e chciałaś to zrobić
w ostatniej chwili przed wejściem na pokład sa-
molotu?
– O czym ty mówisz?
– Miałaś zamiar zrobić scenę na lotnisku? Dziec-
ko wyrwane z kochających ramion matki przez ojca
obcokrajowca? Tego chciałaś? Temat w sam raz dla
lokalnej gazety.
126
TRISH MOREY
– Daj spokój, Nick.Gdybym nie chciała, z˙eby
wyjez˙dz˙ał, nie podpisałabym formularza paszpor-
towego.
– Chyba z˙e chciałabyś mnie wprawić w zaz˙e-
nowanie.
– Zwariowałeś.– Usiłowała go minąć bez doty-
kania.Ale on wychylił się i chwycił ją za ramię.
– Czyz˙by? Wygląda na to, z˙e ukrywanie prawdy
weszło ci w nałóg.Dlaczego mu nie powiedziałaś?
Dlaczego czekasz do ostatniej chwili? Czy to jest
twój sposób na z˙ycie?
Z całej siły wymierzyła mu policzek.
– Dlaczego mu nie powiedziałam? Jest moim
synem...
– I moim!
– Tak.Ale Jason jest jeszcze dzieckiem.Wraz˙-
liwym dzieckiem.Znam go dobrze.Mogłam mu
oczywiście powiedzieć tydzień temu, ale czy zrozu-
miałby, dlaczego zostaje wysłany do Grecji z oj-
cem, którego do tej pory nie znał? Chciałam mu dać
czas, z˙eby cię trochę poznał.
– Dobrze się dogadujemy.
– Wiem.Ale kaz˙dy związek potrzebuje czasu
i dlatego czekałam.Jason i tak bardzo przez˙yje
wyjazd beze mnie.Dotychczas niemal się nie roz-
stawaliśmy, a ciebie zna od niecałych dwóch tygo-
dni.Ma oczywiście ochotę na tę przygodę i cieszy
się z wyjazdu, ale ze mną czułby się pewniej.
– O której wraca ze szkoły?
Spojrzała na niego uwaz˙nie.
127
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
– Dlaczego pytasz?
– Ty nie potrafisz mówić prawdy.Sam mu po-
wiem.
– Ciekawa jestem, którą wersję tej prawdy mu
przedstawisz.
– Jest tylko jedna wersja.Jedzie do Grecji tylko
ze mną.
– Czy powiesz mu tez˙, z˙e będzie się nim za-
jmowała obca opiekunka, bo ty będziesz zbyt zaję-
ty? Powiesz, z˙e chciałam jechać z wami, ale mi nie
pozwalasz? Czy wyobraz˙asz sobie, jak on się będzie
czuł? Powiesz mu wszystko, czy tylko to, co uznasz
za stosowne?
Gwałtownie chwycił ją za ręce.
– Nagle zostałaś ekspertem od mówienia pra-
wdy?
– Nie o to chodzi.Uwaz˙am tylko, z˙e nie zawsze
tak łatwo zdefiniować prawdę.Czasem jest więcej
prawd niz˙ tylko jedna.
– Wiem, co masz na myśli, ale nie wykpisz
się tak łatwo.Twoja prawda nie jest lepsza od
kłamstwa.
– Nigdy cię nie okłamałam.Uwaz˙am, z˙e twoja
rodzina nie była wtedy gotowa na przyjęcie prawdy.
Moz˙e zadzwoniłam w złym momencie, ale jednak
zadzwoniłam.
– Tak samo jak tamta kobieta, która oskarz˙yła
Stavrosa o ojcostwo.Ona tez˙ zadzwoniła w nie-
odpowiednim momencie.
Alex zrozumiała, z˙e rodzinna tragedia wywarła
128
TRISH MOREY
na nim silniejsze piętno, niz˙ mogło się wydawać.
Rany jeszcze się nie zabliźniły.
– To nie ja zabiłam Stavrosa, Nick.Kiedy prze-
staniesz mnie obwiniać? I kiedy przestaniesz mnie
za to karać?
129
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Puścił ją błyskawicznie.
– To nie ma sensu.
– Nie ma? – Potrząsnęła głową, rozcierając
miejsce, które ściskał.– Nie jestem twoim wro-
giem, Nick, uwierz mi.Tamta kobieta wyrządziła
Stavrosowi niewyobraz˙alną krzywdę.Kłamała wy-
łącznie dla pieniędzy.
– Ale chciałaś, z˙eby ich małz˙eństwo było udane.
– Oczywiście, z˙e tego chciałam.Na początku.
Wtedy sama byłam w ciąz˙y.Wydawało mi się, z˙e
jez˙eli Stavros potrafi zbudować udany związek na
tak kruchej podstawie jak niechciane dziecko, to jest
nadzieja i dla nas, ciebie, mnie i naszego malca.
Skąd miałam wiedzieć, z˙e ona kłamie? Dopiero
później zrozumiałam, jak wielką krzywdę jej oszu-
stwo wyrządziło całej waszej rodzinie.Czytałam to
w twoich listach.Słyszałam w twoich słowach.Im
gorzej im się układało, tym trudniej było mi powie-
dzieć ci o ciąz˙y.Widziałam, jak jej nienawidzisz.Za
to, z˙e wmanewrowała twojego brata w niechciane
małz˙eństwo i podstępem weszła do waszej rodziny.
Domagasz się prawdy.Wtedy bardzo chciałam
podzielić się z tobą, tym co przez˙ywałam, ale czy
byłeś gotów poinformować rodzinę o następnej
niechcianej ciąz˙y? W panującej atmosferze nieuf-
ności i złych emocji? Wątpiłam w to.Tamten Nick
na pewno chciałby oszczędzić rodzinie kolejnych
bolesnych przez˙yć.
Przerwała, by zaczerpnąć tchu i sprawdzić, czy
jej słowa docierają do niego.Pomyślała, z˙e być
moz˙e, wypowiada się zbyt górnolotnie.
– Poza tym... byłam tchórzem.
Spojrzał na nią surowo, ale poprosiła wzrokiem,
by pozwolił jej dokończyć.
– Bałam się reakcji twoich rodziców.Bałam się,
z˙e znienawidzą mnie za to, co się stało.Z
˙
e uznają
mnie za kłamczuchę i naciągaczkę i zabronią kon-
taktować się z tobą.
Westchnęła cięz˙ko i wzruszyła ramionami.
– Wybrałam łatwiejszą drogę.Zachowałam
wszystko w sekrecie.Jason jest owocem naszych
szczęśliwych dni na Krecie i dzięki niemu zawsze
będę o nich pamiętać.
Rzucił jej spojrzenie szczerej aprobaty.
– Nie jesteś tchórzem, Alexandro.Nigdy nie
spotkałem dzielniejszej kobiety.
Zignorowała jego słowa.
– Raczej nie.Jason dorastał, a ja miałam coraz
więcej obaw i wątpliwości.Chciałam ci o nim
powiedzieć, ale strasznie się bałam, z˙e mi go od-
bierzesz.– Oczy jej zwilgotniały.– I, jak widać,
nie bez słuszności.
131
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
– Przeciez˙ pozwoliłaś mu wyjechać.
Przytaknęła niechętnie.
– Robię to wbrew sobie.Ale tak musi być.
W końcu to nasz wspólny syn.
W pokoju zapanowała cisza.Oboje przez chwilę
trwali nieruchomo.W końcu Nick wyciągnął długie
ramię i dotknął jej ręki, którą podniosła do twarzy.
– Powtórzę ci jeszcze raz.Nigdy nie spotkałem
kobiety o tak wielkiej sile woli.
Bez sprzeciwu poddała się pieszczocie jego ciep-
łej dłoni.
– Sama jedna wychowałaś naszego syna, przez
całe lata z trudem wiąz˙ąc koniec z końcem.A teraz
pozwalasz mi go zabrać.
Kiedy indziej te słowa zabrzmiałyby jak oskar-
z˙enie, dziś wydawały się słowami uznania.Coś się
zmieniło i to natchnęło ją nadzieją i odwagą.
Alex mówiła dalej:
– Źle zrobiłam – głos jej się załamał – nie
mówiąc ci o Jasonie.To tylko skomplikowało spra-
wę. Tak mi przykro, Nick... – Spuściła głowę,
czując łzy pod powiekami, a on otoczył ją ramio-
nami i mocno przytulił.
Pogładził ją po wilgotnym od łez policzku.Czuł,
z˙e jej oddech jest cięz˙ki i urywany.
Nie rozpłakała się jednak, tak jak się spodziewał,
tylko powoli odzyskała kontrolę nad sobą.Niezalez˙-
nie od tego, co sama sądziła na ten temat, Alexandra
była silna.Wyjazd Jasona rozdzierał jej serce, a jed-
nak trzymała się dzielnie.
132
TRISH MOREY
Czy ona czasem nie ma racji?
Nick nie chciał wspominać przeszłości.Wolał
wyobraz˙ać sobie przyszłość, w Grecji, z synem
u boku.A jednak te myśli nie cieszyły go, tak
jak się spodziewał.
Stavros nie z˙ył.Jason nie miał stryja, nie miał tez˙
dziadków, gotowych psuć i rozpieszczać wnuka.
Czy aby na pewno chcieliby go rozpieszczać?
Jak zareagowaliby jego rodzice? Co powiedzie-
liby na tego, nagle odnalezionego na drugiej pół-
kuli, wnuka? Czy zdołałby ich do niego przekonać?
Stavrosowi się to nie udało.
Cóz˙ z tego? Stavros został okłamany.Ale nie
zdołał przekonać rodziców.
Czy uwierzyliby, z˙e Jason jest synem Nicka?
Podobieństwo między nimi nie ulegało z˙adnej wątp-
liwości.
Emocje minionego czasu powróciły z nową siłą.
Zajadłe oskarz˙enia, cięz˙kie słowa.
Nick nagle zrozumiał, z˙e Alex miała rację.Ro-
dzice nigdy nie uwierzyli, z˙e Stavros był ojcem
tamtego dziecka.
Dlaczego mieliby wierzyć, z˙e Jason jest synem
Nicka? Byliby zdruzgotani.Powtórka tragedii star-
szego syna zabiłaby ich.Nigdy nie przyjęliby Ale-
xandry do rodziny.
Nawet gdyby Nick jej uwierzył.
Z
˙
ołądek ścisnął mu się boleśnie.
Nie powinien był w nią zwątpić.Kochał ją prze-
ciez˙.Jak mógłby jej nie uwierzyć?
133
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
A jednak, w atmosferze tamtych dni...
Spojrzał na kobietę, którą trzymał w ramionach.
Przez cienką koszulę czuł jej ciepło.Pachniała
świez˙ością i czymś jeszcze.Sobą.Pamiętał ten
zapach z Krety... Pochylił się i pocałował ją w czu-
bek głowy.
– Rozumiem twoje motywy – powiedział mięk-
ko.– Nie musisz się usprawiedliwiać.
Drgnęła.Powoli podniosła głowę i spojrzała na
niego błyszczącymi od łez oczami.
– Naprawdę? – spytała, niepewna, czy dobrze
go zrozumiała.
Potargana, ze śladami łez na policzkach i pytają-
co rozchylonymi wargami, wyglądała tak pięknie
jak nigdy.
Była silna, a jednocześnie bardzo bezbronna.
Nick zapragnął juz˙ nigdy się z nią nie rozstawać.
Pochylił się, by na jej pytanie odpowiedzieć poca-
łunkiem, wymazać ból i z˙al minionych lat, ukoić
rozterki.
Delikatnie musnął wargami jej usta.Alex wes-
tchnęła cichutko, zamknęła oczy i przylgnęła do
niego.Całowali swoje usta, oczy, twarze.Gorące
i spragnione dłonie Nicka zawędrowały na wklęś-
nięcie talii i słodkie zaokrąglenie bioder.
Wsunęła mu palce pod koszulę, dotknęła gładkiej
skóry pleców i objęła go z całych sił.
Jego dłonie wślizgnęły się od tyłu pod jej pliso-
waną spódniczkę.Świat zawirował.
Kiedy oprzytomniała, wciąz˙ opierała się o ścia-
134
TRISH MOREY
nę, otaczając ramionami jego szyję.Serce Alex
zwalniało rytm i czuła, jak uspokaja się równiez˙
oddech Nicka.
Powiedział, z˙e jest silna.A przeciez˙ zagubiła się
i zatraciła w jego ramionach i pieszczotach.Nie
mogła dłuz˙ej zaprzeczać przed sobą, z˙e wciąz˙ go
kocha i jest jej równie bliski jak Jason.A on? Co
czuł do niej? Powiedział, z˙e nie musi się usprawied-
liwiać, ale w sumie niczego nie wyjaśnił.Czy oce-
niał ją teraz mniej surowo?
Jakby wyczuwając jej nastrój, Nick westchnął,
a jego ciepły oddech owiał jej policzek.Uniósł
głowę i nagle, zupełnie niespodziewanie, z całej siły
uderzył pięścią w ścianę.
– Oszalałem.– Odsunął się, zapinając dz˙insy.
Alexandra znieruchomiała, zaskoczona nagłym
chłodem i jego słowami.Jej majteczki lez˙ały przed
nią, oczywisty dowód szaleństwa.Drz˙ąc, zebrała je
z podłogi i ruszyła do swojego pokoju.
– Jez˙eli ty oszalałeś, to ja jestem niewyobraz˙al-
ną idiotką.
Wybiegła z pokoju, przekonana, z˙e wybuchnie
płaczem, ale tak się nie stało.Zamiast tego zalała ją
fala złości.
Nick dogonił ją w holu, chwycił za nadgarstki
i okręcił wokół siebie.
Oczy miał dzikie i umęczone.
– Oboje jesteśmy szaleni.Kochaliśmy się bez
zabezpieczenia.Przepraszam, Alexandro.Nigdy mi
się to wcześniej nie zdarzyło.
135
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
– Martwisz się, z˙e mogę zajść w ciąz˙ę? – Za-
stanowiła się.
Najprawdopodobniej w tym cyklu było juz˙ na to
za późno.Ale nigdy nie wiadomo.Na tę myśl
uśmiechnęła się lekko.Z drugiej strony, cóz˙ to za
ironia losu, zajść w ciąz˙ę z męz˙czyzną, który właś-
nie odbiera jej pierwsze dziecko.
– To nie jedyne zmartwienie.
– Jez˙eli cię to pocieszy – powiedziała Alex
– z mojej strony na pewno nie grozi ci z˙adna
choroba.
– Nawet gdybym się tego obawiał, jak moz˙esz
być taka pewna?
– Bo nigdy nie było nikogo innego, Nick.Tylko
ty.– Uniosła brwi.– Moz˙esz mi powiedzieć to
samo?
Puścił jej nadgarstek.
– Jestem męz˙czyzną.
– Och, z całą pewnością.– Świadomie źle zin-
terpretowała jego odpowiedź.– Właśnie to udowod-
niłeś.Ale prawdopodobnie nie potrzebujemy się
martwić.Ale gdyby coś się działo, na pewno cię
zawiadomię.Obiecuję.
– Nie mogę wrócić do Grecji i tak cię zostawić.
– Alez˙ moz˙esz.Wszystko będzie dobrze, Nick.
Na pewno sprawa się wyjaśni jeszcze przed waszym
odlotem.– Wzruszyła ramionami.– Zobaczysz.
– Nie.Powinnaś lecieć z nami do Grecji.
Potarła czoło dłonią i weszła do swojego pokoju.
Nie mogła z nim powaz˙nie rozmawiać, naga pod
136
TRISH MOREY
spódnicą.Zanim do niej dołączył, zdąz˙yła włoz˙yć
majteczki.Teraz czuła się trochę pewniej.
– Do Grecji? Miałabym stąd wyjechać tylko
z powodu tej niewielkiej szansy na ciąz˙ę? Mam tu
ułoz˙one z˙ycie i róz˙ne zobowiązania.Na Boz˙e Naro-
dzenie przyjadą moi rodzice.Nie mogę ich tak po
prostu zostawić.Juz˙ i tak nie mam pojęcia, jak im
wyjaśnię nieobecność Jasona.Dlaczego nagle zmie-
niłeś zdanie? Uznałeś, z˙e mogłabym się opiekować
Jasonem, kiedy ty nie będziesz miał czasu, czy
interesuje cię tylko seks?
Nick zawahał się przez chwilę.
– Wyjdź za mnie – powiedział w końcu.– Po-
jedziesz tam jako moja z˙ona!
137
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
ROZDZIAŁ DWUNASTY
– Mówisz powaz˙nie? – Alex potrząsnęła głową
w niedowierzaniu.
Po tym wszystkim, co przeszła, ta ewentualność
wydawała się nierzeczywista.Całe dotychczasowe
postępowanie Nicka świadczyło dobitnie, z˙e stara
się znaleźć jak najdalej od niej.
Nie chciał nawet, z˙eby opiekowała się Jasonem
pod jego nieobecność, więc wprost nie mogła uwie-
rzyć, z˙e proponuje jej małz˙eństwo.
A wszystko z powodu iluzorycznej nadziei, z˙e
jest w ciąz˙y? Czyz˙by wciąz˙ tak dalece jej nie ufał, z˙e
wolał się raczej z nią oz˙enić, niz˙ zaryzykować
następną ciąz˙ę w sekrecie?
Czyz˙by nic nie zrozumiał?
– To doskonały pomysł.– Nick najwyraźniej
podjął juz˙ decyzję.– Pojedziesz z nami.To roz-
wiąz˙e wszystkie problemy.Pobierzemy się, gdzie
zechcesz, tu albo w Grecji.Dla mnie to bez róz˙-
nicy.
– Dla mnie tez˙ bez róz˙nicy, bo nie zamierzam za
ciebie wychodzić.
– Nie chcesz za mnie wyjść? Zadziwiasz mnie.
Miałabyś poczucie bezpieczeństwa, nasze dziecko,
moz˙e dzieci.Czy nie o to ci chodziło?
Poczucie bezpieczeństwa.Roześmiała się.Rze-
czywiście, finansowo byłaby nieźle ustawiona.A co
z uczuciami? Jak miałaby z˙yć, wiedząc, z˙e jej nie
kocha?
– Nie, Nick.Nie chcę tego.
– To czego w takim razie?
– Jak na ironię, jedyne, czego od ciebie chcę, to
to, czego nie jesteś w stanie mi dać.– Popatrzyła
na zdjęcie, które ktoś przygodny zrobił ich trójce
w zoo.
Uśmiechnięci, wyglądali jak prawdziwa, szczęś-
liwa rodzina.Iluzja i nic więcej.
Odłoz˙yła zdjęcie na stolik i westchnęła.Ta rodzi-
na nie istniała.Nie mogła istnieć, bo Nick nie miał
w sercu miłości, tylko pustkę.
– Kocham cię, Nick, i chciałabym, z˙ebyś i ty
mnie kochał.– Spojrzała mu w oczy.
Dostrzegła tam tylko zamęt uczuciowy, ale nie
zobaczyła tego, na co czekała.
– Alexandro, przyznaję, z˙e źle cię oceniłem.
Jesteś dobrą matką.Mam dla ciebie wiele szacunku.
– Ale mnie nie kochasz.Nie ufasz mi.Czasem
myślę, z˙e mnie nienawidzisz.Zupełnie nie rozu-
miem, dlaczego proponujesz mi małz˙eństwo, chyba
tylko dlatego, z˙ebym ci nie próbowała odebrać
Jasona.
Rysy Nicka stwardniały.
– To nie jedź! – Jego głos zadudnił w małym
139
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
pokoju.– Zabiorę Jasona do Grecji i zostaniesz tu
sama.Samotna i zgorzkniała.Moz˙e wtedy doce-
nisz...
Coś się poruszyło przy drzwiach, za plecami
Nicka.W cichym okrzyku brzmiała głęboka rozpacz.
– Jason! – Alexandra wybiegła z pokoju.
Mały był juz˙ przy drzwiach frontowych.
Co zdołał usłyszeć, stojąc przy drzwiach we-
jściowych?
Jason ją kocha, a ona zaryzykowała utratę tej
miłości przez głupią dumę, która kaz˙e jej opuścić
syna tylko dlatego, z˙e jego ojciec jej nie kocha.Co
się z nią dzieje?
Jason wybiegł na frontową werandę, przebiegł
ogródek i minął czekający na podjeździe samochód
ojca Matta.
– Kochanie! Wracaj!
Kątem oka zobaczyła, jak ojciec Matta, z wypisa-
nym na twarzy pytaniem, wysiada z samochodu.Nie
miała czasu niczego mu wyjaśnić, bo Jason wypadł
juz˙ na ściez˙kę.Teraz do pogoni dołączył tez˙ Nick.
Alex miała wprawdzie buty zupełnie nieodpo-
wiednie do biegania, ale zdołała trochę zbliz˙yć się
do syna.
Kłuło ją w płucach, a walący wściekle w uszach
puls zlał się w jedno z rykiem zbliz˙ających się ulicą
motorów.Zobaczyła zapłakaną, skrzywioną bólem
twarz Jasona, który wyskoczył zza zaparkowanego
samochodu prosto na jezdnię.
– Jason!
140
TRISH MOREY
Nie mogła nic zrobić.
Był taki drobny.I pędził tak szybko jak jeszcze
nigdy.
Nikt się nie spodziewał, z˙e dzieciak wyskoczy
zza samochodu.Nie zdołaliby się zatrzymać, nie
przy tej odległości.
Ale moz˙e zobaczą ją.
Przebiegła chodnik i wybiegła na jezdnię.
– Nieeeee!
Krzyk Nicka zabrzmiał jednocześnie z rykiem
silników, narastającym jak burza, gdy ubrani w czar-
ne skóry motocykliści zbliz˙ali się nieuchronnie.
Byli juz˙ tak blisko, z˙e zobaczyła wyraz paniki na
ich twarzach na widok Jasona zastygłego w przera-
z˙eniu na środku ulicy.
Wszystko rozegrało się błyskawicznie.
Jeden z motorów zdołał wyhamować tuz˙ przed
bladym jak trup chłopcem.Drugiemu zablokowało
się koło, wpadł w poślizg i zostawiając za sobą
smugę zniszczonego asfaltu, uderzył w Alex, która
nieostroz˙nie wybiegła na jezdnię.
Przeraz˙ający bezruch.I niepewność.Czy lez˙ąca
na ziemi kobieta jest z˙ywa, czy martwa?
Nick rzucił się do niej.Z daleka wyglądała jak
lalka, piękna, śpiąca lalka, ale kiedy podbiegł bliz˙ej,
dostrzegł kałuz˙ę krwi rozlewającą się pod jej głową
i nogę wygiętą pod dziwacznym kątem.
Jason, który w końcu odzyskał zdolność ruchu,
rzucił się ku matce.
141
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Nick chwycił drz˙ącego chłopca w objęcia i trzy-
mał mocno, podczas gdy chodnik dudnił od bieg-
nących stóp.
Dotknął palcami wolnej ręki nieruchomej szyi
Alex w desperackim poszukiwaniu tętna.
Ona musi z˙yć.
Ktoś krzyknął.
– Wezwijcie karetkę!
Nick nienawidził szpitali.Nienawidził zapachu
środków antyseptycznych, długich, prostych kory-
tarzy, nagich i surowych.Nienawidził ponurych
podziemi, skrywających przeznaczonych do iden-
tyfikacji zmarłych.
Szpital to śmierć.
Juz˙ w wejściu z˙ołądek zacisnął mu się w węzeł
i tylko dotyk małej, drz˙ącej rączki powstrzymał go
przed natychmiastową ucieczką.I jeszcze myśl
o kobiecie, która lez˙ała gdzieś tu za zamkniętymi
drzwiami.Kobiety, która zaryzykowała z˙ycie, by
ratować syna – ich syna.
Kobiety,którą kochał.
Czy było za późno?
Cierpiał katusze.Ona nie moz˙e umrzeć.Nie teraz.
Kiedy tak wiele chciał dla niej i z nią zrobić.
Za nim, na plastikowym krzesełku w zimnej,
nagiej poczekalni, szlochał bezradnie jego syn.
Nick przytulił malca do piersi.
Jason wycierał mokry nos grzbietem dłoni.Nick
wyciągnął z kieszeni chusteczkę i podał chłopcu.
142
TRISH MOREY
– Myślisz, z˙e... To znaczy, co będzie, jez˙eli...?
Nick przyciągnął syna bliz˙ej.
– Czy mama umrze?
Nick w duchu zadawał sobie to samo pytanie.
Kiedy odpowiedział małemu, jego głos za-
brzmiał głucho.
– Nie.
– Skąd wiesz? – Chłopiec podniósł zalaną łza-
mi twarzyczkę, a Nick az˙ drgnął na widok bólu
i nadziei w jego oczach.
– Nie pozwolimy jej.
Jason obserwował go uwaz˙nie, jakby zastanawiał
się, czy moz˙e mu wierzyć, w końcu zamrugał,
pociągnął nosem i opuścił wzrok.
– To wszystko moja wina.
– Wcale nie.Nie myśl w ten sposób.
– Gdybym tam nie pobiegł...
– Nie – powiedział Nick stanowczo.– To moja
wina.Byłem zły i powiedziałem twojej mamie duz˙o
głupich rzeczy.Głupich rzeczy, których wcale nie
myślałem.To dlatego wybiegłeś na ulicę, prawda?
Mały odpowiedział ledwo dosłyszalnym szeptem:
– Nie chcę zostawiać mamy samej.
Nick zaklął bezgłośnie.
Jak wiele szkód juz˙ wyrządził? Czy uda mu się to
naprawić?
– Ja tez˙ nie – powiedział w końcu, przyrzekając
sobie w myśli, z˙e juz˙ nigdy nie zostawi Alex samej.
Za wszelką cenę musi naprawić wyrządzone krzyw-
dy.– Ja tez˙ tego nie chcę.
143
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
W korytarzu zastukały obcasy i obaj jednocześ-
nie unieśli głowy.
– Tilly! – wykrzyknął Jason.Zeskoczył z krzes-
ła i popędził korytarzem.– Ciocia Tilly!
Przygarnęła go mocno, a on zanurzył buzię w jej
kurtce.
Tilly uśmiechnęła się blado do Nicka.
– Przyszłam najszybciej, jak mogłam.Jakie no-
winy?
Nick stał, potrząsając głową i przeczesując włosy
dłońmi.
– Nic nie wiem.Kiedy przyszedłem, była jesz-
cze nieprzytomna.Wiemy tylko, z˙e ma złamaną
nogę.Robią teraz prześwietlenia, tomografię móz-
gu i sprawdzają, czy nie ma obraz˙eń wewnętrznych.
Do diabła, przeciez˙ juz˙ musi być coś wiadomo!
Dlaczego nikt ich nie zawiadomi!
Jak na zawołanie, w wahadłowych drzwiach po-
jawił się męz˙czyzna w średnim wieku, w stroju
chirurga.Rozejrzał się wokoło i zatrzymał wzrok na
Nicku.
– Pan przyjechał z Alexandrą Hammond?
– Tak.– Otoczyli lekarza.– Jak ona się czuje?
– Cóz˙, panie Hammond.Pańska z˙ona miała du-
z˙o szczęścia.
Nick i Tilly jednocześnie wydali westchnienie
ulgi, wypuszczając wstrzymywane długo powiet-
rze.
– Więc wszystko będzie dobrze, doktorze?
– spytała Tilly.
144
TRISH MOREY
– Ma wieloodłamowe złamanie lewej kości pi-
szczelowej – kontynuował doktor, uśmiechając się
na widok ulgi na ich twarzach – i kilka szwów na
głowie.Ale poza tym wszystko wydaje się w po-
rządku.Na pewno się ucieszycie, jez˙eli powiem, z˙e
odzyskała świadomość, chociaz˙ na razie jeszcze
boli ją głowa.
– Czy moz˙emy ją zobaczyć? – spytał Nick.
– Przygotowujemy ją teraz do zabiegu złoz˙enia
złamanej nogi, ale chyba mogę pozwolić na krótkie
odwiedziny.
Jason utkwił wzrok w twarzy doktora.
– Przepraszam.
Doktor spojrzała na chłopca.
– Tak, synu? O co chodzi?
– On się nie nazywa Hammond.To Nick Santos.
Zdezorientowany doktor przeniósł wzrok na
Nicka.
– Nie jest pan najbliz˙szym krewnym?
– Nieoficjalnie.
– Jest moim ojcem – pospieszył z wyjaśnieniem
Jason.
– Nalez˙y do rodziny – przytaknęła Tilly.
Nick uśmiechnął się, przepełniony nadzieją na
przyszłość.
– Wystarczy jeszcze tylko przekonać o tym Alex.
Alexandra, poobijana i posiniaczona, lez˙ała z za-
mkniętymi oczami, podłączona do migającej i popi-
skującej aparatury.
145
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Nick, poraz˙ony, zatrzymał się w progu i obser-
wował Jasona, który, szary na twarzy, zbliz˙ył się do
łóz˙ka i pocałował matkę w policzek.
– Kocham cię, mamo.
Obecni w pokoju wstrzymali dech, kiedy powie-
ki Alex z wolna uchyliły się, a chociaz˙ niebieskie
oczy zmętniały od środków przeciwbólowych, to
przeciez˙ dostrzegli w nich cień uśmiechu.
Wyciągnęła rękę do syna.
– Jason... Ja tez˙ cię kocham, skarbie.
Tilly podeszła bliz˙ej.
– Cześć, siostrzyczko.Dlaczego wchodzisz
w drogę motorom? To niebezpieczne.– Delikatnie
ucałowała wolną od opatrunku stronę czoła Alex.
– Przestraszyłaś nas.
– Czy z chłopcem Simpsonów wszystko w po-
rządku? – Szept Alex zabrzmiał bardzo słabo.
– Czuję się okropnie...
– Bardzo proszę, niech się pani uspokoi – dok-
tor wszedł do pokoju i sprawdzał działanie aparatu-
ry.– Skórzane ubranie uratowało go od powaz˙niej-
szych obraz˙eń.Z tego, co słyszałem, obaj z bratem
martwią się raczej, co na to powie policja.Teraz
muszę państwa przeprosić.Zabieramy Alex na salę
operacyjną.Trzeba dokonać zespolenia kości.
Nick nie był tym zachwycony, ale Tilly i Jason
juz˙ szli do drzwi.Nick zatrzymał się przy łóz˙ku
Alex.Doktor gestem zaprosił go do wyjścia.
– Nie – rzucił Nick stanowczo.– Koniecznie
muszę z nią zamienić jeszcze słowo.
146
TRISH MOREY
Doktor zawahał się.
– To waz˙ne.
– Dobrze.– Doktor skinął krótko.– Dwie mi-
nuty.Coś mi się zdaje, Alex, z˙e twój pan Hammond
chce się koniecznie z tobą zaręczyć.
Nick przysiadł na krawędzi łóz˙ka i wziął Alex za
rękę.Trzymał ją w swoich dłoniach, starając się nie
dotykać wsuniętego do z˙yły wenflonu.
– Och, Nick... – Alex w końcu otworzyła oczy.
– To ty.Myślałam, z˙e to mój tata.
To było stwierdzenie.Nie powitanie, nie za-
proszenie.
Broniła się przed nim i to go zabolało.Ale nie
powinien się dziwić.Po tym, jak ją potraktował, nie
zasługiwał na nic innego.
Pomiędzy jej brwiami pojawiła się nagle drobna
zmarszczka.
– Dlaczego doktor nazwał cię panem Hammon-
dem?
Nick uśmiechnął się krzywo.
– Przypuszczam, z˙e dobry doktor uwaz˙a mnie za
twojego męz˙a.
– O Boz˙e.– Alex odwróciła głowę.
– Myślałem o tym.– Nick delikatnie odwrócił
jej głowę do siebie.– Oby jak najprędzej.
– Naprawdę? Po tym wszystkim? – Zawahała
się, przygryzając wargi.– To wszystko moja wina.
Gdybym się zgodziła za ciebie wyjść, nic by się nie
stało.
Wzruszył ramionami.
147
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
– Mogłaś się zgodzić wtedy.Ale niezalez˙nie od
tego, co się stało, wolę, z˙ebyś się zgodziła teraz.
– Po tym wszystkim? Jak moz˙esz tak mówić?
– Bo teraz, inaczej niz˙ poprzednio, zamierzam
cię poprosić, zamiast mówić ci, co miałabyś zrobić.
Zdecyduj sama.Jez˙eli zechcesz, stworzymy Jaso-
nowi prawdziwą rodzinę, z kochającymi się ro-
dzicami.
W oczach Alex zamigotały iskierki nadziei.
– To znaczy... to znaczy... z˙e...
– Właśnie.– Uśmiechnął się i musnął palcami
jej policzek.– Kocham cię, Alexandro.Gorycz,
wywołana utratą bliskich, nie pozwoliła mi tego
dostrzec az˙ do teraz.Nie docierało do mnie, jak
bardzo cię kocham, az˙ o mało cię nie straciłem.
Zrozumiałem, z˙e nie potrafię z˙yć bez ciebie, bez
twojej miłości.Proszę, nie skazuj mnie na to.
Przyklęknął przy łóz˙ku.
– Alexandro Hammond, czy zechcesz zostać
moją z˙oną?
Oczy Alex zamgliły się łzami.
– Tak – wyszeptała – z całego serca!
Pochylił się i pocałował ją tak słodko i delikatnie,
a jednocześnie z takim wewnętrznym ogniem i siłą,
z˙e rozpłakała się, bo poczuła, z˙e oni dwoje nalez˙ą do
siebie na zawsze.
148
TRISH MOREY
EPILOG
– Goń mnie, tato! – wykrzyknął Jason ze śmie-
chem, pędząc wzdłuz˙ skalistego, morskiego brzegu.
Nick rzucił się za nim w pogoń w blasku słońca
spoglądającego na nich znad bezkresnego Morza
Egejskiego.
Był wspaniały, wiosenny dzień na Krecie, a upał
zapowiadał popołudniowy deszcz.
Alex patrzyła na nich z fotela, zaśmiewając się,
kiedy raz za razem nurkowali w błękitnych falach.
Jak dobrze było widzieć ich razem!
Ale największym szczęściem była dla niej świa-
domość, z˙e dla ich trójki sprawy ułoz˙yły się naj-
lepiej, jak tylko mogły.
Jason kochał Nicka.To nie ulegało wątpliwości.
Spełniły się jej marzenia.Wróciła myślą do dnia
swojego ślubu, kiedy po ceremonii Jason zapytał
Nicka, czy moz˙e go nazywać ,,tatą’’.Nick uroczyś-
cie uścisnął mu dłoń i podziękował za ten najpięk-
niejszy ślubny prezent.A potem uściskali się mocno
i oczy Nicka zasnuły się mgiełką wzruszenia.
Ona tez˙ była bardzo wzruszona.Znów się ro-
ześmiała, kiedy Nick ostatnim rzutem schwycił
piszczącego Jasona, zakręcił nim młynka i ogłosił
się zwycięzcą.Mały chichotał i wił się w ramionach
ojca, zanim wywinął się i pognał nad brzeg w po-
szukiwaniu skarbów wyrzuconych przez morze.
Nick, sapiąc, skierował się do niej.Jak zawsze
fascynowała ją jego lśniąca, oliwkowa karnacja.
Jego męska uroda wciąz˙ wywierała na nią magicz-
ny wpływ, powodując zawrót głowy i skurcz serca.
Ostroz˙nie zmieniła pozycję, czując na sobie peł-
ne aprobaty spojrzenie Nicka.
Dzięki niemu czuła się piękna i niewiarygodnie
seksowna.
Kucnął obok, pocałował ją i pogładził chorą
nogę, wzniecając w niej słodki dreszcz.
– Jak noga? Przynieść ci coś?
Uśmiechnęła się do niego.Tak wspaniale się
o nią troszczył.Nie przywykła do tego, więc czuła
się rozpieszczana i bardzo, bardzo kochana.
I chociaz˙ Nick z˙ałował, z˙e tamtego popołudnia
nie zaszła w ciąz˙ę, to dzięki temu ich trójka zyskała
czas, by umocnić rodzinną więź.
– Dobrze się czuję.Jestem tylko okropnie roz-
leniwiona.Myślałam o świętach.Wspaniale było
mieć rodziców i Tilly tutaj na naszym ślubie i na
Boz˙e Narodzenie.Przemiła podwójna uroczystość.
Nigdy nie przestanę ci dziękować.
– Juz˙ mi podziękowałaś, kochanie.Rodzina jest
najwaz˙niejsza na świecie.Doskonale to rozumiem,
tym bardziej z˙e straciłem swoich bliskich.
– Cieszę się, z˙e Sofia mogła przyjechać.Wy-
150
TRISH MOREY
daje się szczęśliwa.Myślisz, z˙e pobiorą się z Di-
mitrim?
Nick uniósł brew.
– Nie wiem.Ale przypuszczam, z˙e zanim So-
fia związ˙e się z innym męz˙czyzną, będzie potrze-
bowała jeszcze czasu, z˙eby uporać się ze śmiercią
ojca.
Obrysował palcem jej twarz, a ona wstrzymała
oddech, świadoma, z˙e jego bliskość zawsze tak
będzie na nią działać.
Zawsze będzie poruszał jej duszę i rozbudzał
emocje jednym gestem lub słowem.
– Tak pięknie się uśmiechasz – powiedział.
– Dobrze cię widzieć taką beztroską.Ostatnio wy-
glądasz piękniej niz˙ kiedykolwiek.
Jego słowa rozpłomieniły jej serce.Czy ta magia
nigdy nie zniknie?
– Jestem bardzo szczęśliwa.Bo jestem z wami.
I znów tutaj.Razem.Dziękuję, z˙e wybrałeś Kretę na
te nasze pierwsze wakacje.
– A gdzie indziej mielibyśmy być? Przeciez˙
wszystko zaczęło się tutaj.
Uśmiechnęła się.
– Wróciliśmy tu, gdzie został poczęty Jason.
Oczy Nicka rozbłysły.
– Właśnie o tym myślałem.Sądzisz, z˙e mogłoby
się nam znowu udać?
Dobrze wiedziała, co miał na myśli, i po krzyz˙u
przebiegł jej dreszcz radości i oczekiwania.
– Czy ja wiem, moz˙e to i niezły pomysł?
151
SZCZĘŚLIWE DNI NA KRECIE
Uniósł jej dłoń do ust i delikatnie pocałował,
zerkając na nią poprzez zasłonę ciemnych rzęs.
– Zamierzam natychmiast sprawdzić to w prak-
tyce.
Oblizała wargi i czekała zafascynowana na spot-
kanie z jego wargami.Objęła go za szyję i przyciąg-
nęła bliz˙ej.
– Miałam nadzieję, z˙e to powiesz.
152
TRISH MOREY