Samobójstwo
Wydaje mi się, że niektórzy ludzie mogą potraktować Twoje opisy cudowności "tamtego świata" jako zachętę do ucieczki z tego, chociażby przez próby samobójcze. Wielu ludziom jest tak ciężko i już mają dosyć życia. Co im byś powiedział?
Człowiek nie stworzył życia i nie powinien sam decydować o jego końcu. Przecież sama śmierć też nie jest końcem istnienia, tym "końcem" i przejściem do następnego etapu jest wyzwolenie, a ono nie przychodzi przez targnięcie się na życie.
Jeśli jest komuś ciężko, wręcz nieznośnie, to może mu pomóc świadomość, że wszystko na tym świecie ma naturę zmienną i przemijającą i to, co dziś wydaje się tak straszne czy tragiczne, jutro, pojutrze okaże się "do przeżycia", a w niektórych sytuacjach dobre, czy nawet zbawienne.
Trzeba wziąć pod uwagę czynnik czasu, który leczy wszelkie rany, oraz to, że człowiek nigdy nie jest pozostawiony sam sobie, nawet gdy bliscy, przyjaciele i znajomi odwrócą się od niego. Zawsze pozostaje Bóg jako ta instancja ostateczna, ktoś dobry i kochający, a przy tym choć niewidoczny, to stale obecny.
Jego można i należy prosić o pomoc, wsparcie w trudnych chwilach, ułożenie spraw i warunków, lub gdy jest to z jakichś powodów niemożliwe, o zmianę naszego nastawienia do sytuacji.
Żadna sytuacja nie jest beznadziejna i tak naprawdę nie ma sytuacji bez wyjścia.
Drugim czynnikiem jest prawo przyczyny i skutku. Obecny stan wynika między innymi z poprzednich czynów istoty. Rozsądniej więc jest spróbować przejść go do końca i zamknąć sprawę, niż przechodzić to samo jeszcze raz, mając dodatkowo do spłaty jeszcze ten bezmyślny czyn. Teraz lub za jakiś czas - prawo jest w tym przypadku nie do obejścia.
Cokolwiek by człowiek nie uczynił, Bóg jest zawsze po jego stronie. To, że musi ofiarować mu cierpienie, nie znaczy, że się go wyrzekł, to przeczyłoby Jego wewnętrznej naturze. Cierpienie jest również w absolutnym sensie darem boskiej miłości, pełniąc funkcje oczyszczające i korygujące błędy.
Ojciec wolałby dawać dzieciom pełnię swej miłości, jednak w obecnej sytuacji nie jest to jeszcze możliwe.
Baba, a czy jeden człowiek może wziąć na siebie cierpienia innych?
Może i są ludzie, którzy idą takimi ścieżkami, ich wybór również wynika z miłości do Boga.
Miłość do zwierząt
Znów siadam przed kartką papieru, nie wiedząc, co powiesz za chwilę.
Zaczniemy od miłości do zwierząt. Pierwszą i podstawową powinnością ludzką jest nawiązanie bliskiego i czułego kontaktu ze Stwórcą. Poznanie i doznawanie Jego opieki, miłości, radości i czułości całkowicie zmienia człowieka, ma on wtedy łatwy dostęp do wysokich boskich inspiracji i wszelkiego dobra, które Ojciec ma do zaoferowania.
Zwierzęta są na Ziemi po to, by je kochać i wspomagać na drodze ku światłu. Dusze bytujące dziś w tych istotach wkroczą kiedyś w świat ludzki i będą uczyć się i rozwijać ku objęcia pełni Boskości.
Życie jest wielką pielgrzymką istnień - przez światy niższe ku Bogu.
Nie ma rzeczy martwych, tak jak rozumieją to ludzie. Jeśli spojrzymy od strony konstrukcji (cząstka świadomości obleczona w duszę i ciało), to również świat roślin i minerałów jest przejawem życia, żyje i posiada świadomość, z tym że ukrytą głęboko wewnątrz.
Przy dzisiejszym stanie technologii tworzyw sztucznych nie ma już konieczności noszenia skór zwierzęcych, nawet obuwia czy pasków. Wyroby skórzane można z powodzeniem zastąpić syntetycznymi, i to z korzyścią dla wszystkich. Podobnie jest i ze spożywaniem mięsa, istnieje tyle zamienników bogatych w białko, nawet lepiej przyswajalne niż zwierzęce, a co ważniejsze, nieobciążonych energiami świata zwierząt.
Wegetarianizm to dieta przyszłości, ale już dziś człowiek o aspiracjach duchowych nie powinien żywić się ciałami swych młodszych braci ani w żaden sposób korzystać z ich cierpień.
Baba, Ty i Twoja miłość jesteś przecież we wszystkim.
Tak, i jedząc mięso, zjadasz Moje ciało stworzone do radości i miłości, stworzone jako dar dla istoty je zamieszkującej, by mogła cieszyć się nim, żyć i z niego korzystać, wznosząc się coraz wyżej po spirali duchowej ewolucji.
Pierwotne Słowo
Baba, nasuwa mi się pytanie, które już od dłuższego czasu chodzi mi po głowie. Czy utrzymanie specyficznych cech materiałów, typu twardość, spoistość, kolor, zależy od twego nieustannego działania, czy są one kreowane jednostkowo i już takie pozostają, aż się rozpadną?
To dobre pytanie, nie wiem tylko, czy dobrze zrozumiesz moją odpowiedź. Wszelkie cechy materii zależą od boskiej woli, która nieustannie utrzymuje jej cząstki w ruchu, kreując "materialność" oraz relacje i prawa nią rządzące. Prawa fizyki, mechaniki, termodynamiki są odbiciem podstawowych założeń konstrukcyjnych, przemyślanych i wprowadzonych w życie przez Twórcę.
Ale jest jeszcze druga strona medalu. Rzeczy nie są tym, za co się je uważa.
Twój umysł kojarzy materialność z takimi cechami jak: twardość, ciężar, przestrzenność, temperatura. Oswojony nieco z efektami specjalnymi, możesz łatwo sobie wyobrazić, jak jakaś ciężka i duża rzecz nagle znika, ludzie lewitują i przenikają przez ściany etc.
W boskiej rzeczywistości nie ma żadnych ograniczeń ani czasu, ani przestrzeni, ani klasycznie rozumianej materialności, wszystko jest możliwe, dowolny przedmiot może zniknąć lub się pojawić. Materia jest jak plastelina - doskonałe i oddane tworzywo.
Materia jest wyrazem boskiej dobroci i miłości. Wszechświat jest zasłoną, za którą Bóg skrywa Swą Piękną Twarz...
Po co badać bez końca tworzywo - czas zwrócić się ku Twórcy. Studiując wyłącznie dzieło, nie poznasz nigdy Artysty, możesz jedynie nabrać pewnego wyobrażenia o Jego mądrości, rozmachu, niesłychanej precyzji. Musisz zwrócić się w końcu ku Stwórcy tego wszystkiego.
Wszechświat jest jedynie znakiem i drogowskazem, żadną rzeczywistością jedyną i ostateczną.
Jest symbolem wyłonionym z niebytu, symbolem o głębokim i pięknym znaczeniu. Jego znaczenie da się ująć jednym słowem, tylko jednym. Czy chciałbyś je poznać?
Oczywiście, że tak!
Tym Słowem jest [...]
Czy mam je tu zapisać?
Tak! Tym Słowem jest MIŁOŚĆ.
To jest Słowo, które było na początku.
Najpierw istniało jako samo Znaczenie, bez jakiegokolwiek wyrazu zewnętrznego, czysta, pierwotna Esencja - sam Bóg. Ono to uznało, że już jest odpowiednia pora, aby wyrazić Siebie.
Tak Miłość powołała do życia Wszechświat, a w nim wszelką obfitość przejawów Siebie Samej, swego pierwotnego Znaczenia.
Każda forma, którą widzisz, świat widzialny i niewidzialny, jest przejawem MIŁOŚCI BOSKIEJ, która w ten sposób wyraża Swój Byt. Tak również powstała przestrzeń jako arena zaistnienia oraz czas jako miernik cyklów kolejnych przemian.
Miłość nie podlega żadnym ograniczeniom ani prawom ustalonym dla swego tworzywa.
Rozgrywa prawdy o swym istnieniu na zbudowanej w tym celu scenie Teatru Rzeczywistości. Oto cała prawda o Celu i Istocie wszechrzeczy.
[...]
Współczesna nauka twierdzi, że wszechświat powstał z Wielkiego Wybuchu i że materia, czas i przestrzeń powstały właśnie wtedy. Jak było naprawdę?
Tak, rzeczywiście wybuch był wielki. To była olbrzymia eksplozja radości!
Czy mogę coś zrobić dla Ciebie?
Tak, uśmiechnij się do mnie!
Kocham Cię za Twą czułość, Baba.
I Ja cię kocham, pamiętaj o tym zawsze.
Medytacja
Nauka medytacji jest ważna, być może to najważniejsza rzecz w życiu, a popatrz jak mało uwagi, praktycznie wcale, poświęca się jej nauce. Uczysz się nazw odległych miast i krajów, a nawet mórz na Księżycu, a nikt nie uczy cię, jak porozumieć się z samym sobą.
Powód jest dość prosty, medytacja jest niebezpieczna, bo kiedy zwrócisz się ku sobie, system straci nad tobą władzę.
Człowiek, który żyje w zgodzie ze sobą, kierując się wartościami wynikającymi z niego samego, z głębi duszy, jest zagrożeniem dla systemu, bo swym postępowaniem i skutkami, które ono przynosi, pokazuje, że tradycja, kultura, religia i nauka po prostu się mylą.
Dlatego to wywołuje dwa rodzaje skrajnych reakcji; uwielbienie lub potępienie, przy czym to drugie częściej. Ludzie jednak wolą iść do dobrego lekarza niż do złego, więc zwracają się ku tym, którzy mają lekarstwo na chorobę, która ich trapi, ku tym, którzy potrafią słuchać Boga. I to do nich właśnie należy przyszłość.
Przypomnij sobie, jak często nie mogłeś się pogodzić z tym, co inni nazywali prawdą, nawet do końca nie wiedziałeś dlaczego, lecz musiałeś szukać swojej prawdy. Przede wszystkim wolności od cierpień, które niósł ze sobą ten ogólnoświatowy, naukowo - duchowy bełkot wtłaczany ci do głowy. To wnętrze i Ja w nim mówiłem ci przez cały czas, że koncepcje, które głosi świat, są nic nie warte.
Przypadek rządzi losem, wszechświat nie ma swego sensu i celu, Boga nie ma, a jeśli już jest, to gniewny, mściwy, porywczy, stary i zramolały, ma długą brodę i fioła na punkcie seksu, jest opętany ideą sprawiedliwości, a nade wszystko kary, zabija swych wrogów (cudowne, nie ma co), wybiera jedne narody, inne zaś potępia bez dania racji, jest okrutny, jednym daje od urodzenia dostatek, innym nędzę i kalectwo (jak twierdzą niektórzy, jest to wielka boża tajemnica, "wielka" ma tu znaczyć, że nikt jej nie może pojąć i nie należy nawet próbować). Czy mam mówić dalej?
Nie można rozmawiać z Bogiem, ani nawet Go widzieć. Ostatni raz działo się to jakieś dwa tysiące lat temu i wszystko, co miał do powiedzenia (absolutnie wszystko), znalazło się już w pewnej świętej i godnej czci księdze, w której można znaleźć odpowiedzi na wszelkie pytania.
Rzeczywiście, treść Biblii, jak i jej emanacja nie robi na mnie dobrego wrażenia. Tak mało o Bogu, tyle bólu, strachu, lęku przed Boskością, tyle ofiar, niewiele jasnych wskazówek jak żyć, nie mówiąc już o Apokalipsie czczonej chyba tylko z tego powodu, że nikt jej nie rozumie, a większość się boi.
Gdyby Bóg był szalony, tak mógłby wyglądać koniec świata. Przykre, jakże przykre, że te treści stanowiły kanon kształtowania umysłowości przez tak długo, kilkadziesiąt pokoleń.
Dobrze, że już mamy to z głowy.
Z tego, co powiedziałeś, wynika, że w całym systemie chodzi głównie o władzę.
Tak, dlatego zamiast dać możliwość i wyposażyć w instrumenty przydatne przy poszukiwaniu swojej drogi, stara się zindoktrynować cię swoim punktem widzenia i wtłoczyć do głowy gotowe formułki na wszystko.
To nic, że ten światopogląd nie ma sensu i nie trzyma się kupy. Wychodzą z założenia, że jeśli tylko dobrze cię nastraszą i poddadzą presji już od dziecka, to ulegniesz i przyjmiesz ich system wartości.
Powiedzą ci o okropnościach piekła i straszliwych męczarniach grzeszników, a potem wmówią, że jeśli tylko będziesz posłuszny ich nauce, to ujdziesz cało. Tak oto będziesz uważał swoich prześladowców za wybawicieli, i co więcej - będziesz im wdzięczny za to, że cię ocalili od zatraty. Prawda, że to bardzo sprytne? Pracowali nad tym bardzo długo.
Zauważ, że w każdej religii są nauki o potępieniu, piekle, element strachu jest zawsze obecny. W rzeczywistości jest to jeden z najpotężniejszych motywów ludzkiego działania, a nauka duchowa oparta na strachu nie zrodzi nigdy miłości, stąd tak niewielka wartość współczesnych religii.
Poza tym system ma sporo środków nacisku do dyspozycji. Będziesz miał złą opinię (najpierw trudne dziecko, potem mąciciel, rozrabiaka, sekciarz), gorszą pracę (jest inny, po co mu własne zdanie), znajomi uznają za szaleńca i odwrócą się od ciebie, opuszczą i potępią cię najbliżsi, a jeśli tego wszystkiego będzie mało i nie dasz się złamać za życia, to będą ci wmawiać, że Bóg dopadnie cię po śmierci i np. wrzuci do jeziora ognistego, byś tam cierpiał całą wieczność.
Przepraszam Cię, Baba, ale robi mi się niedobrze, rzeczywiście kiedyś całym sercem w to wierzyłem, ale teraz budzi się we mnie uczucie odrazy.
Zadziwiające, jak wielu wykształconych i wydawałoby się rozsądnych ludzi wierzy w podobne brednie, ale cóż, gdy rozum śpi, budzą się demony lęku, system zwycięża i już nie jesteś sobą. Jesteś ich i chociaż dalej przekonany o własnej wolności i samodzielności, jesteś już niewolnikiem.
Jeśli nie chcesz myśleć samodzielnie, w oparciu o siebie, swe doświadczenia i głos, który stale mówi w tobie - idziesz na łatwiznę i przyjmujesz gotowe odpowiedzi udzielane ci przez autorytety.
Ci, którzy przejrzeli ów proces na wskroś, np. że w religii nie idzie o Boga, lecz o władzę, często stają się wojującymi ateistami, starając się za wszelką cenę pokazać ludziom ukryte motywy religii lub też zwyczajnie ją zniszczyć. Stają się przez to niewolnikami walki, a nie motorem postępu.
Szkoda czasu na zwalczanie cudzych błędów, trzeba iść dalej, życie jest tak krótkie.
Zauważ jeszcze, że wszyscy wielcy myśliciele i reformatorzy spotykali się wśród sobie współczesnych ze skrajnymi reakcjami. Wielu spalono na stosach, ukamienowano, poniżano, opluwano, odsądzano od czci i wiary. Ale to właśnie dzięki nim rozwój idzie naprzód, dzięki tym, którzy nie wahają się kwestionować zastanej wiedzy, światopoglądu i porządku.
Lud, szara masa, z czasem przejmuje nowe treści, bo tak jest wygodniej, a przeciwnicy nowego utracili władzę bądź wymarli. Dlatego głoś swoją prawdę, nie wahaj się żyć "po swojemu", walcz o siebie i o to, co jest dla ciebie, nas ważne, odrzucaj to, co czujesz lub wiesz, że jest błędne.
W twych badaniach Ja zawsze jestem po twojej stronie, podobnie jak po stronie każdego, kto rusza w tę najkrótszą i najcudowniejszą z podróży - do swego wnętrza, gdzie stale jestem i czekam.
A teraz pomówimy o medytacji.
Jeszcze tylko jedno pytanie. Nie należy nikogo nawracać na siłę?
Oczywiście, a nawet gdy cię pytają, wiedz że nie masz żadnego obowiązku dzielić się z nikim swymi przemyśleniami, wiedzą czy punktem widzenia. Wielu nie doszło jeszcze do choćby elementarnego zrozumienia prawd duchowych, mogą chcieć tylko cię wysłuchać lub wciągnąć w jałową dyskusję.
Nie należy stawać w opozycji do świata ani do nikogo. Jeśli z czymś walczysz, to jesteś z tym związany. Ja nie chcę cię wiązać z niczym, chcę, byś był wolny i raźno kierował się ku prawdziwym wartościom i temu, co najcenniejsze.
Walka jest niepotrzebna, podobnie jak nawracanie. Ludzie mają oczy, uszy i mózgi, niech robią z nich użytek, a jeśli chcą wierzyć w brednie, to ich sprawa. Może ból, który sprowadzą na siebie, nieuchronnie zmusi ich kiedyś do rewizji poglądów.
A jeśli nie, to też nie ma szkody. Mam czas i nigdzie Mi się nie śpieszy, w końcu Moje, twoje, nasze, wasze będzie i tak na wierzchu. Prawda zawiera w sobie utajoną siłę, to ona wyzwala.
Mówisz mi tyle rewolucyjnych rzeczy.
Po prostu jesteś jednym z tych, którzy w przeciwieństwie do innych, zapytali mnie o zdanie i byli gotowi przyjąć każdą odpowiedź.
Baba, czasem myślę, że w jakiś sposób, może podświadomy, tworzę Ciebie, wkładam w Twoje usta swoje myśli.
To nie ma żadnego znaczenia, mogę posłużyć się twym umysłem, wyobraźnią, wglądem i intuicją, aby przekazać to, co chcę, by zostało przekazane. Czai się w tobie niepewność, że albo Ja nie panuję nad sytuacją, albo chcę cię wprowadzić w maliny. Zadaj sobie pytanie: czy rzeczywiście mógłbyś sobie to wszystko sam wymyślić?
Nie. Po prostu jestem na to za głupi, a poglądy tu przedstawione zbyt odbiegają od "społecznej normy", a przecież mój umysł ukształtowała właśnie ona. Poza tym miałem setki, może nawet tysiące doświadczeń przekonujących do ufności w Twoje słowa, pomimo i na przekór wszystkiemu.
Poza tym, co możesz sam stworzyć i wymyślić - przecież nie jesteś w stanie wymyślić miłości. Ją czujesz, smakujesz i nią się stajesz. Taka jest rzeczywistość, porzuć wątpliwości.
Tak, rzeczywiście zwykle ich nie ma, to krótka chwila słabości o piątej nad ranem, kiedy usiadłem do pisania, a jeszcze się nie obudziłem.
Wracamy do tematu medytacji.
Wielu sądzi, że medytacja to taka rozrywka polegająca na siedzeniu ze skrzyżowanymi nogami i buczeniu mantr. To nieprawda, prawdziwa medytacja to obcowanie z tym, co niesie życie, i nieustanne dokonywanie wyborów w oparciu o siebie. Można ją porównać do sprzątania śmieci albo wyrywania chwastów. Tylko to, a nie samo siedzenie, przynosi uzdrawiający rezultat w postaci zbliżenia ku Bogu i Jego miłości. Jednak podam tutaj kilka ćwiczeń, które pozwolą nieco pogodzić się ze sobą, uspokoić wzburzone rewolucyjnym zapałem umysły i skierować je we właściwą stronę.
Na początek najważniejsza jest decyzja medytującego, czemu jego wysiłek ma służyć. Namawiam, aby odłożyć na bok wszelkie korzyści cząstkowe, typu: lepsze samopoczucie, jasność myślenia, poprawa stanu zdrowia, wzmocnienie siły woli, nabycie zdolności nadzmysłowych etc., i skierować się ku Światłu i wyzwoleniu.
Obrać sobie Boga, Jego bliskość i miłość za swój cel i nie spoczywać tak długo, aż się to osiągnie.
Jasne uświadomienie sobie celu pomoże przetrwać te chwile słabości, które z pewnością nie jeden raz przytrafią się po drodze. W takim określeniu celu i podjęciu drogi ku Bogu leży wyzwalająca i prawdziwie rewolucyjna siła medytacji. Wtedy działania duszy, umysłu i ciała spotykają się i realizują najwyższy cel.
Tak, Baba, przypomina mi się sen, który miałem przed wielu laty, i już wiele razy chciałem Cię prosić o jego wyjaśnienie, jednak sam nie wiem, dlaczego to odkładałem.
Wędrowałem po podziemiach wielkiego zamku, zakurzone korytarze, po których od lat nikt nie chodził. Nagle gdzieś tak pod kaplicą zamkową stanąłem jak oniemiały. Za grubą, pancerną szybą ujrzałem dwa wielkie diamenty. Wyżej o błękitnym odcieniu, niżej o różowym, pół metra średnicy każdy, przepiękny szlif. Po chwili dostrzegłem jeszcze trzeci tuż obok. Diament - olbrzym o ponad metrowej średnicy, emanował czystym białym światłem, po prostu świecił sam z siebie. Byłem wielce zdumiony tym widokiem, a ktoś stojący tuż obok powtarzał spokojnie.
"Kto znajdzie w sobie i połączy te dwa diamenty, Ten trzeci otrzyma w darze,
Klejnot mądrości, miłości i wiecznego życia".
Dokładnie już nie pamiętam, czy usłyszałem "życia", czy "zrozumienia".
Życia.
Idziesz ku Światłu, odrzucasz błędy, realizujesz pragnienia duszy i słuchasz Mojego głosu. Dusza wskazuje ci cel i wszystkie etapy pośrednie. Ty zewnętrznie sprawiasz, że staje się rzeczywistością zarówno oczyszczenie, jak i to, co masz w sercu - miłość, którą niesiesz w świat.
Ciało i umysł współgrają z duszą, Bóg zstępuje w tę całość i dajesz Jemu możliwość przejawienia Siebie na tym świecie. Tak mniej więcej wygląda przejawienie się Boga przez człowieka od strony "technicznej". Ale jest jeszcze głębsze spojrzenie wiodące wprost ku istocie życia, czy ją widzisz?
Za tym wszystkim widzę Ciebie, Twoje światło, to nie przenośnia, widzę sercem.
Oto jestem.
Narzędzia, boskie instrumenty: dusza, umysł, ciało, są potrzebne, ale wcale nie są ważne. Ważne jest To, co przejawia się przez nie. To, co Jest: Bóg, Miłość, ŚWIATŁO, WIECZNOŚĆ...
Cudowne...
Drogowskaz
Powiedziałeś mi wcześniej, że celem tej książki jest, aby każdy, kto chce, mógł zwrócić się do Ciebie i słyszeć Twój głos.
Nie, tego nie mówiłem. Celem jej jest uświadomienie ludziom, że jestem, i kim dla nich jestem. Pozostałe rzeczy, o których wspominałeś, odbywają się indywidualnie. Nie każdy, kto zechce, może Mnie słyszeć, ale każdy, kto zechce, może się do Mnie zwracać. Wielu nie jest jeszcze potrzebny bardziej bezpośredni kontakt, wystarczy stopniowa zmiana poglądów i życia. Taki mają los. Ludzie są jakby w różnych klasach w szkole i nauka odbywa się stopniowo, i jest to dobre.
Jednak dzięki np. wskazówkom tu zawartym mogą wykonać szybki postęp ku Tobie?
Tak, postęp, wiele kroków na raz w dobrym kierunku. Ale wiedz, że z samego czytania niewiele przyjdzie. Ta książka jest jak mapa uświadamiająca po pierwsze, że istnieje taki nieznany jeszcze ląd, a po drugie pokazująca, gdzie zakopany jest skarb. Studiując mapę, spędzisz miło czas, ale to znalezienie skarbu się liczy, a nie rozrywka. Są i tacy, którzy jasno pojmą, o co Mi chodzi i co im chcę przekazać w tej pracy, i wyciągną z niej wiele wskazówek dla siebie. Ci popłyną w nieznane i znajdą skarb. Ich życie z czasem zupełnie się zmieni i bardziej będą polegać na Mnie niż na samych sobie.
Powiedziałeś wcześniej, że Ty mówisz stale, jedynie ludzie nie chcą Ciebie słyszeć.
To prawda.
A teraz mówisz, że nie każdy, kto zechce, może Ciebie usłyszeć.
I to jest zgodne z prawdą.
Więc?
Oba zdania są prawdziwe. Ja mówię stale i do każdego, przemawiam wszelkimi głosami, wydarzeniami w świecie zewnętrznym, przeżyciami i przemyśleniami. Ja mówię przez wszystko, co jest - i mówię nieustannie o miłości, która nas łączy. Mówię i wyrażam Siebie, bo jestem tym, co wy nazywacie Życiem.
Ludzie chcą wielu rzeczy, mają chwiejne umysły i raz gonią za jednym, po chwili za czymś innym, i tak bez końca. Same chęci nie wystarczą, żeby wejść ze Mną w bliższy kontakt, potrzebna jest jeszcze praca w tym kierunku, gotowość do zmian i wprowadzania zrozumianych rzeczy w życie. Bez tej gotowości i wypracowanej siły duchowej sprowadzilibyście Mnie do jednej z waszych chwilowych rozrywek, a to nie Ja mam podążać za wami, ale wy za Mną. Jeśli chcesz doświadczyć, doznać i przekonać się samodzielnie, kim jest Bóg, i jeśli jesteś gotów do pracy nad sobą, to niechybnie Mnie znajdziesz, a co więcej, ujrzysz wyraźnie, że byłem z Tobą cały czas przez wszystkie minione lata, jedynie ty nie byłeś w stanie Mnie dostrzec i związać się ze Mną. Jeśli zrobisz jeden krok w Moim kierunku, Ja zaraz zrobię dziesięć w twoim. Musisz jednak ruszyć do przodu i udowodnić Mi i samemu sobie, co jest dla ciebie wartością. Na "końcu" tej drogi oczekuję na ciebie Ja i Moja Miłość.
Zatem mamy już chęci, gotowość do pracy i drogę. Na czym polega ta droga?
Jest to odkrywanie prawd i życie według nich. Jest to zwracanie się do Boga i prośby o Jego miłość, jest to wprowadzanie w życie tego, co już zrozumieliście albo tylko przeczuwacie, że stanowi wartościową wskazówkę. Jest to stawianie Boskości na pierwszym miejscu pośród wszelkich spraw i wydarzeń.
Nie musicie wiedzieć nic więcej, wystarczy, że w każdej chwili kierujecie się do Mnie i powracacie stale, gdy zapomnieliście, i podejmujecie dzieło od nowa. Po pewnym czasie zauważycie, jak sprawy zaczynają się wam układać w innym niż dotychczas rytmie, tak jakby ktoś nimi świadomie kierował. Wtedy zobaczycie Mnie pośrednio - po tym, co dla was czynię. Z czasem nauczycie się słuchać intuicji czy też odczuć wewnętrznych i kierować się nimi w życiu, a wtedy ujrzycie Moje działanie jeszcze wyraźniej i przyzwyczaicie do Mojej obecności. Znajdźcie Miłość do Boga i żyjcie w Niej.
Co stanie się dalej?
Dalej ugruntuje się w was świadomość Mojego istnienia i wpływu na waszą sytuację, gdziekolwiek jesteście i cokolwiek czynicie. Moja miłość będzie dawała znać o sobie coraz częściej. W tym okresie będziecie już, a przynajmniej niektórzy z was będą zdolni do odczuwania Mojej odpowiedzi. Jednak cały czas należy iść dalej i dalej. Żyć w miłości do Boga, kierować się Nią w życiu. Miłością do Boga, nie do świata ani ludzi.
Ten punkt jest rozumiany bardzo rzadko, czy mógłbyś go rozwinąć?
Oczywiście. Bardzo często myślicie, że jeśli mówię o miłości, to mam na myśli, że powinniście kochać wszystkich wokoło i kierować się w życiu miłością do innych. Nic bardziej błędnego. Cały czas mówię wyłącznie o miłości do Stwórcy, a nie do żadnego z Jego stworzeń. Tylko Ona wyzwala, a każda inna wiąże. Macie wielki kłopot z rozróżnianiem obu tych sfer, a wynika on z waszej słabości duchowej. Receptą na ten stan rzeczy jest zwracanie się całym sobą do Boga i pamiętanie o tym, odsuwanie innych, pobocznych myśli.
Przepraszam, że się wtrącę, ale zarzucą mi, że namawiam do jakiejś formy "prania mózgu" i odejścia od rzeczywistości...
I tu będą mieli rację, wasze umysły potrzebują "uprania" z tej całej masy brudu wieków, jaka tam zalega, i jeśli "pranie" pojmujemy jako oczyszczenie, to jest ono jak najbardziej pożądanym zjawiskiem. Również sformułowanie "odejście od rzeczywistości" jest jak najbardziej na miejscu, odejście od waszej rzeczywistości po to, by odnaleźć Moją... Oczywiście, że wiem, o co pytasz w podtekście, ale tu chcę cię uspokoić, chorób umysłowych nie brakuje w tym społeczeństwie, a Moja droga, którą wskazuję, jest jedną z niewielu ścieżek, które są w stanie przynieść ulgę cierpiącym, chociażby dlatego, że pokłada się na niej nadzieję we Mnie. Oczywiście nie stanowi ona gwarancji poprawy w indywidualnym wypadku, jednak pozytywny efekt będzie dla przeważającej większości stosujących widoczny jako spokój i równowaga.
Przyznam, że czytanie Twoich słów przywraca mi dobre samopoczucie i równowagę, jest w nich tyle Twojego ciepła. Dziękuję Ci za to, że dyktujesz mi tę książkę. Ona już odmienia moje życie i jest mi z tym bardzo dobrze. To działa Twoja miłość. Dziękuję Ci za nią.
Ależ bardzo proszę, mam jej znacznie, znacznie więcej, chcesz?
O TAK!
Książki Neale Walsha
Czytam teraz z zapałem jedną z książek Neale Walsha, "Przyjaźń z Bogiem", wywiera wielkie wrażenie.
Ugruntowuje Mnie w Tobie. Czytaj, a wiele się nauczysz. Jest to wyjątkowo klarowne przesłanie. Niezmącone osobą przekazującego.
Niezależnie i tak wiem, że trylogia i dwie następne to jedne z najważniejszych książek, jakie wydano w ostatnim stuleciu. Co najmniej stuleciu.
Tak, to prawda. Mówię tam prostym językiem o rzeczach najprostszych i zarazem najważniejszych.
Baba, my już jesteśmy tą nową rasą.
Co masz dokładnie na myśli?
Po nas przyjdą ludzie, dla których rozmowa z Tobą będzie chlebem powszednim.
Tak.
I będą się jednoczyć, i zjednoczą z Tobą.
Ten czas jest bardzo bliski.
Każdy będzie sobie drogowskazem, bo Ty będziesz słyszany w sercu i umyśle każdego człowieka.
Tak.
Jedyne zatem, co powinniśmy dziś robić, to uczyć innych, jak odnaleźć Ciebie, wsłuchać w Twój głos, znaleźć Twoją Miłość i kierować się Nią w życiu.
Mniej więcej.
Czy jest jeszcze coś więcej, co chciałbyś do tego dodać?
Nie, powiedziałeś właściwie wszystko.
Mistrzowie są jak sprzedawcy wody na brzegu oceanu.
Raczej jako sprzedawcy naczyń, dają ludziom kubki do ręki, żeby każdy sam mógł się napić.
Przepraszam Cię, ale wciąż nie sądzę, żebym robił coś istotnego. Nawet te wspomnienia są bez znaczenia, to jest już przeszłość, niebyt.
I tu masz rację. "Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr". Ważna jest tylko teraźniejszość. Teraz. Przeszłość jest o tyle ważna, o ile pojąłeś znaczenie tego, co miała cię nauczyć. Miłość odnajduje sobie drogę pośród wydarzeń życiowych i twoim zadaniem tutaj jest pomóc każdemu czytelnikowi uświadomić sobie prawdy, które czekają na wyrażenie i wprowadzenie w życie. Tak jak w książkach Neale Walsha.
Tak, czytam i za chwilę czuję, jakby te prawdy stawały się częścią mnie samego. Jakbym znał je od dawna.
Na stronach książki znajdujesz potwierdzenie tego, co już tkwiło niewyrażone w tobie.
O, dziękuję Ci za wyjaśnienie. Mam wrażenie, że jestem taki głupi i nic nie rozumiem, wlewasz we mnie pewność, że idę dobrą drogą.
Żartujesz sobie ze Mnie.
Przyznam, że trochę tak! "Kiedyś byłem młody i głupi, a teraz cóż, młodość odeszła..."
Dystans do samego siebie jest cenną cechą.
"Błogosławieni, którzy potrafią śmiać się sami z siebie, albowiem zawsze będą mieli wiele radości..."
To, co mówisz na stronach tej książki, nieco odbiega od treści przekazywanych Neale'emu.
Tutaj uczę miłości i oddania, nie zwracam takiej uwagi na staranne wyłożenie teorii. Nie musicie wiele rozumieć po to, by móc wiele kochać. Różnice są i będą, również w sprawach istotnych, ponieważ różne treści są adresowane do różnych osób na rozmaitych poziomach odbioru. Każda z Moich książek podyktowanych wcześniej stanowi krok ku Mnie i Mojej Miłości. Idziecie różnymi drogami i potrzebujecie pokazania Prawdy z rozmaitych stron. Jednym odpowiadają rozważania teoretyczne, inni oddźwiękają głębiej na wyrazy miłości, jedni potrzebują zrozumienia i logiki, inni oddania i skupienia wyłącznie na Mnie. Kocham was i dbam o was, daję to, co jest wam potrzebne. I tak już pozostanie. Żyjcie z tą świadomością. Przyjmijcie Moje błogosławieństwo.
Radość życia
Witaj, mój drogi Baba, przeczytałem właśnie książkę Neale Walsha "Rozmowy z Bogiem", co o niej powiesz?
Jest dobra i niesie wiele dobrego. Poczytaj sobie.
Wielu rzeczy nie mogę zrozumieć, podczas gdy inne są proste i naturalne. Często nie rozumiem wywodu, ale z łatwością dostrzegam słuszność i prawdziwość wniosku!
To dobry znak.
Czy słuszny jest pogląd, że nie muszę wiele rozumieć, wiele rzeczy dokonuje się samo, tzn. Ty je wykonujesz?
To prawda.
Czasem chciałbym jednak trochę teorii.
Dobrze, niech tak będzie.
Ale będzie ona służyła praktyce?
Owszem, będzie.
O czym moglibyśmy porozmawiać dzisiaj?
O radości życia.
Radość jest ważna, jest bardzo ważna, a ludzie tak ją zaniedbują. Tyle macie spraw ważniejszych i pilniejszych od niej, że zostawiacie ją na uboczu. Tymczasem to ona nadaje życiu cudownego smaku i unosi je ku wyżynom bytu.
Myślałem, że czyni to miłość.
Miłość, radość, dodaj szczęście i już będziesz wiedział, czym jest Bóg.
Ale wiedzieć to nie znaczy pojąć, zrozumieć.
Tak, dlatego ceniąc radość, miłość, szczęście i robiąc im miejsce w życiu, możesz kiedyś dojść do doświadczenia istoty Boskości.
Jeśli żyjesz w ciemnym lochu, to jedno spojrzenie w światło oślepi cię. Bujaj w obłokach radości, bądź szczęśliwy, kochaj Mnie - to daje najwięcej, a kiedyś zza chmur wyjrzy słońce i nie oślepniesz, gdy spojrzysz wprost w Jego blask. Wtedy sam zdasz sobie sprawę z prawdziwości Mych słów. Uwierz mi, ucz się cieszyć ze wszystkiego, bądź szczęśliwy z tego, co przeszedłeś, i tego, co masz, naprawdę była to i jest wielka łaska. Co mogę ci powiedzieć więcej? Odrzuć błędne pojęcia na temat uczuć i seksu, on jest piękny i wzniosły, daje radość i wznosi ku Bogu. To kolejna herezja, ale jaką napełniona treścią i mocą!
Baba, czy energia seksualna jest najsilniejsza?
Nie, "najsilniejsza" jest energia miłości, seks jest wyrazem radości, samą radością zawartą i przekazywaną przez organy płci. Bez niej nie byłoby życia. Jeśli zablokujecie ją do końca - ludzkość zginie.
Jak na razie na to się nie zanosi.
I dobrze, będzie kogo uczyć i kogo kochać. Będzie coraz więcej miłości, szczęścia i radości - do podziału, i nigdy ich nie zabraknie ani się nie wyczerpią.
Kocham, kocham i kocham to prawdziwa trójca w Jedności, prawdziwy i niepowtarzalny wyraz Mojej Boskiej Natury. Jestem czystą miłością, o jej rozmiarze nie macie, nie możecie mieć pojęcia.
Miłość jest jedyną prawdą, którą warto poznać, reszta to prawdy cząstkowe, wycinkowe. Ona jest Całością, Jednią, Bogiem inkarnującym w bezmiar stworzenia, boskim Dzieckiem przeglądającym się w lustrze swej potencji stwórczej - we Wszechświecie.
Mówiłem ci już, że Wszechświat jest symbolem, wyrazem Znaczenia tego jedynego, pierwotnego Słowa. Medytuj więc o Znaczeniu Słowa, jego Treści.
Oto jestem.
Myśl o Znaczeniu, skieruj tam swą uwagę. Myślisz wtedy o mym jądrze, esencji Mojej istoty, nietkniętym jeszcze ludzką myślą. Zwiąż się z Nim i trwaj. Spróbuj.
Dziękuję Ci, Baba, nie przepuszczę takiej niesamowitej okazji do badań. Baba, a co Ty sam z siebie chciałbyś nam przekazać?
Tylko to, że was kocham gorąco i czynię wszystko dla waszego dobra - tego najważniejszego, którym jest zjednoczenie ze Mną w miłości. To wszystko.
Dziękuję Ci za te słowa, jest w nich tak wiele!
[...]
Baba, o co poza oczyszczeniem chodzi w życiu? Nie idzie mi tutaj o ten cel ostateczny, jakim jest zjednoczenie z Tobą, ale o taki tutaj, teraz, czego się trzymać? Czy życie tutaj, teraz, ma cel? A jeśli tak, to czy da się go ująć prosto?
Bardzo prosto. Cel życia to wyrażać miłość.
Zapytam: jak?
Teraz?
Tak!
Zwróć się do miłości, aby pokierowała twym działaniem. Leżysz na dywanie i notujesz moje słowa, otwórz się i pozwól mi uczestniczyć w tym dziele. O tak, już jest o niebo lepiej.
Oddychając, jedząc, śpiąc i budząc się, wyrażasz ją nieustannie. Nawet o tym nie wiesz. Do mnie należy, aby pokazać ci, jak możesz robić to bardziej.
Tutaj, teraz.
Tak. Zwróć się ku miłości, która wiecznie trwa, skup umysł na delikatnych tonach, które wygrywa w głębi twej duszy, i spraw, by przychodzące uczucie owładnęło tobą. Miłość przyciąga miłość, jest cudem samym w sobie, najwyższą nagrodą i najsłodszą rozkoszą.
Trwaj w świetle, które płynie teraz, otwórz na nie najdalsze zakamarki twej duszy, umysłu, ciała, niech przeniknie cię na wylot jego milczące, lecz jakże wspaniałe przesłanie.
Życie jest piękne, radość jest piękna, a gdy miłość jest tak bliska jak teraz, jesteś jednym z Bogiem.
Wolność, przymus i miłość
Baba, chcę Cię zapytać o następującą sprawę. Zauważyłem, że znów nieustannie myślę, staram się zrozumieć, obserwować albo przywołać miłość i w niej trwać. Mam w sobie coś takiego, co chciałoby wiele zrozumieć, są w tym jakieś ukryte motywy, nie wiem. Co robić?
Nie mieszać, nie zadawać zbyt wielu pytań na raz. Zacznijmy od jednego, a reszta jakoś da się ułożyć.
Chcesz zrozumieć i nadać własnym działaniom jakiś sens i cel. Po co? Cel widzę Ja i wiem, jak cię do niego doprowadzić. Nie musisz rozumieć wszystkich kroków, ani nawet widzieć całej drogi. Czy wszystko musi mieć uzasadnienie, być do końca wyjaśnione i skonceptualizowane, to znaczy ułożone do pewnych szufladek? A może ten świat istnieje po to, by być, bawić się, cieszyć się chwilą, uśmiechać do Boga?
No właśnie o to mi chodziło! Po co istnieje ten świat?
Już ci mówiłem, po to, by wyrażać miłość. Nie znaczy to, że musisz to robić stale i być skuty jak łańcuchowy pies. Stale wyrażasz miłość, a najbardziej wtedy, kiedy jesteś zwrócony ku Mnie i trwasz w niej bez żadnego konkretnego celu.
Moje pytanie jest takie: Czy powinienem, muszę - zwróć, proszę, uwagę na dobór słów - zwracać się ku Tobie, czy też nie, np. gdy jestem pośród ludzi w mieście, czy też wystarczy cieszyć się spacerem, słońcem, kolorami drzew?
Zwrot ku mnie jest ważniejszy niż radość z rozglądania się.
A więc powinienem zwracać się ku Tobie? Muszę?
"Musisz" to dobre słowo. Zrozum, że wtedy dostajesz najwięcej!
Słowo "muszę" kojarzy mi się z czymś, czego nie chcę robić, wolę wolność.
Wolność jest dobra, ale miłość jest lepsza. Masz po prostu nawyk myślenia o sobie i zachowywania się w określony sposób. Nawyk nie do końca uświadomiony i dopóki go nie przełamiemy, dopóty powinieneś wybierać większe dobro. Rozumiałeś to dobrze jakiś czas temu.
Tak, gdy przychodziłeś z cudownymi odczuciami.
Przychodziłem, abyś wyraźnie odczuł, co leży po obu stronach wagi, że "pięknem krajobrazu jesteś ty sam".
OK, w porządku, ale uśmiechaj się do kogoś, kto zmusza cię do czegoś.
Ojciec potrafi cię przymusić, ale pomimo to kochasz go i potrafisz obdarzyć go swym uśmiechem. W moim działaniu nie ma złej woli, jest zrozumienie potrzeb i kierowanie wydarzeniami dla twego dobra, robię to dla ciebie.
To miłość jest ważna, a nie opory. Chciałbyś się wyrwać i nie przyjmować do wiadomości pewnych reguł, które jak uważasz, są ci ograniczeniem. Przechodzisz teraz okres rozliczania się ze sobą. Wskazuję ci drogę, o którą pytasz. Przełam opór nawyku i wybieraj większą wartość, pomimo iż dziś, chociaż było tak już przedtem, nie jest to do końca jasne.
Ten stan wynika z działalności umysłu. Uwalnianie starych zaległości sprawia, że przez pewien krótki czas zaczynają one dominować w odbiorze świata; upór, pycha, złość itp. Nie jesteś do końca świadomy ich wpływu na ciebie, stąd pytanie o ograniczenie wolności.
Jestem nawigatorem twego statku, znam rafy i informuję cię o nich. Mam doskonałą echosondę i potrafię przeprowadzić cię bezpiecznie przez wszelkie trudne szlaki wodne. Możesz Mnie nie słuchać, ale jak rąbniesz z impetem w podwodną rafę, to przeżyjesz niemiłe chwile.
Zasada jest taka: w chwilach wątpliwości zwracać się ku Bogu, nie ku światu, ani nawet ku sobie i swojemu sposobowi myślenia. To bardzo ważne: nie twój punkt widzenia, a boski; nie ty, a Bóg; nie osobowość, a Ja. Taka jest zasada, jeśli ją pojmiesz i zastosujesz, zaraz będzie ci lżej.
Dobrze, ale jak zrealizować ją w życiu? Weźmy kilka przykładów, może głupich, np. zakupy. Czy mam kupować to, co ja chcę, czy to, co Ty, ewentualnie jak to rozdzielić? Wybór drogi w mieście - ta, która mi się podoba, czy inna, "Twoja". A rozmowy z ludźmi, czy mówić to, co uważam, czy to, co Ty chcesz, bym powiedział?
Już ci odpowiadam. To, co Ja mówię i chcę, jest ważniejsze, to naturalne, zważywszy kim jestem, to znaczy, żebyś mnie dobrze zrozumiał, zważywszy miłość, którą mam dla ciebie, moje oddanie i imperatyw przynoszenia ci dobra wyższego rzędu. Czy jest to dla ciebie dostatecznie jasne?
Tak.
Zakupy - kupuj, co chcesz, to nie ma znaczenia, to są drobiazgi. Ciesz się, że możesz sam coś wybrać, a Ja sprawię, że będziesz się czuł z tym dobrze.
Wyjścia - sam "wybieraj" drogę, w istocie to nie ty, a Ja wybieram, zawsze Ja, tylko jeszcze nie widzisz tego wyraźnie. W wolnym umyśle pojawiają się "znikąd" właściwe myśli i decyzje.
Rozmowy - też nie ma znaczenia, "kto" mówi.
Dla ciebie może nie ma znaczenia, a dla mnie ma, i to duże.
Dlatego ofiaruj Mi cały ten proces i pozwól, abym to Ja zrobił i powiedział to, co powinno być powiedziane, daj mi to przeprowadzić na Mój sposób. Nie dbaj, co pomyślą, powiedzą bądź uczynią inni oraz jaki będzie skutek Mych słów.
Jeśli nie jesteś spętany kajdanami konwenansu, to działasz naturalnie, "z siebie", i to jestem Ja, który działa przez ciebie, tylko cały czas trzymam się w cieniu.
Ofiaruj mi i ofiarowuj każdą czynność, myśl, słowo, czyn, daj Mi możliwość współuczestnictwa. Daj Mi drogę, usuwając to, co stanowi ciebie, twe nawyki, po prostu odsuń to i pozwól działać Mnie. Jeśli nie wiesz, jak to uczynić, proś, abym cię nauczył. Zrobię to na pewno.
Przepraszam za chwilową zmianę tematu. Chcesz, abym Cię prosił. W porządku, jest to tak miłe, że chętnie to robię, ale Ty przecież wiesz, co mi potrzeba.
Tak, ale ty nie wiesz. Mówię ci, o co prosić, możesz oczywiście żądać, ale żądania to nie droga miłości. Mówię ci, co jest warte prośby. Idzie mi o twoje zrozumienie i świadomy wybór, a potem podjęcie tego, co zacznie się pojawiać, i pójście za tym. To rozpocznie nasze współdziałanie. Jasne?
Tak.
Z dwojga - twojej, opartej na " ja", i Mojej - wybieraj zawsze wyższą drogę, czyli Moją, naucz się tego pośród codzienności. Wrócimy do tego tematu, nie można wejść na tę drogę i pozostać "sobą". Trzeba się zmienić, choć czasem te zmiany są ci z jakichś powodów nie w smak. Pamiętaj - to nie Ja przychodzę do ciebie, ale ty zamieniasz się we Mnie.
[...]
Mam takie pytanie. Mówisz ostatnio o opanowaniu osobowości. Powróciłem ostatnio do ćwiczeń z pokłonami i czuję, że są na ten moment bardzo dobre. Czy opanowanie osobowości, jej poskromienie, jest najważniejsze w życiu?
Nie, skądże, najważniejsza jest nauka miłości. Praca z osobowością pozwala nam ujawniać i stopniowo pojmować nowe aspekty miłości, wcielać je w siebie i w życie. To jest proces stawania się miłością, żywym przejawem Boskości.
Ani opanowanie (w domyśle tłumienie), ani poskromienie (spętanie), tylko przeistoczenie. Zmiana istoty - z ośrodka ja osobowego na Ja Boskie.
Nie należy więc jej niszczyć, nękać, niewolić.
Tu poruszyłeś kilka spraw. Niszczyć ani nękać - nie. Niewolić - czasem tak, stawiając hamulec wybujałym pragnieniom, arogancji, żądzy, gniewowi, ambicji, złości etc.
To jak z wierzchowcem, nie należy go ani niszczyć, ani nękać, ani potępiać. Czasem trzeba ściągnąć cugle, ale tylko wtedy, gdy jest to potrzebne. Nie można przecież jechać galopem na krótkich cuglach. A właśnie chodzi o to, by jechać, cieszyć się i bawić tym.
Rozumiem, ale jak poznać, kiedy "ściągnąć cugle"?
Ja ci to zwykle mówię.
A co z innymi, np. czytelnikami.
Ty masz swój proces, a oni swój. Jak pójdą dalej i zechcą Mnie słuchać, to też dostąpią prawd, które objawiam tobie. Nie jesteś kimś niezwykłym. Rozmowa jest regułą, a nie wyjątkiem. Poza tym w tych sprawach, szczególnie w zachodniej kulturze, narosło tak wiele bzdur, że dobrze powiedzieć, o co naprawdę chodzi.
To nieprawda, że trzeba przeżyć życie w cierpieniu, by miało jakąś wartość. To bzdura, że należy zadawać sobie cierpienie, poniżać się i umartwiać, aby zbliżyć się do Boga. Kult cierpienia jest wielkim błędem.
Wielu ludzi nienawidzi siebie i chętnie się z różnych powodów karze. Kara jest głupotą, o ile nie daje nauki i kroku naprzód. Jest takim błędem, za który później trzeba zapłacić. Nie należy więc się karać!
Nie martwić się odejściem od Boga, raczej cieszyć się z powrotu!
Hamulec - czasem tak, bo samochód wpadnie do rowu, ale stałe trzymanie hamulca jest bezsensem, podobnie jak biczowanie bagażnika. Potem musisz zapłacić za nowy lakier!
Należy szanować boski dar, jakim jest ciało, i cieszyć się nim. Jest właśnie po to!
Aby wyrażać miłość.
Radość, miłość, szczęście, dobro - to czworo dzieci tego samego Ojca.
[...]
Następnego dnia zaraz wprowadziłem w życie to, co mi przekazałeś. Wybrałem się do miasta, ale nie tam, gdzie chcę, ale gdzie Ty wskażesz.
W ostateczności wybiorę się na piękny spacer - pomyślałem. Mimo iż jest zima, to świeci słońce i jest bardzo przyjemnie.
Wyszedłem z domu i poczułem, żeby wpaść w jedno miejsce. W porządku. Nie śpiesząc się i nucąc bhajany, oddałem się radości spaceru. Na miejscu, w sklepie, nie wiążąc się z niczym, tylko wciąż trwając przy Tobie, znalazłem ciepłą koszulę w sam raz na mnie. Długo takiej szukałem, a teraz mam - bez szukania.
Wychodzę ze sklepu i czuję, żeby pojechać jeszcze dalej. Zacząłem krążyć po mieście, stosując się do Twego subtelnego kierownictwa. Zaprosiłeś mnie do cukierni. Było cudownie. Już miałem wracać, kiedy przyszła nagła myśl - wstąpić do księgarni. Niespecjalnie chciałem, ale myślę: "co mi zależy". I oto na stoisku muzycznym, na które zwykle nie zaglądam, znalazłem kasetę z mantrami Sri Shankary min, "Sivo - ham", którą słuchałem przed laty i od tego czasu poszukiwałem. Jakby na dodatek była przeceniona na 30 % wartości!
Dziękuję Ci, Baba, za te fajne prezenty oraz za to, że tak wyraźnie pokazałeś mi, jak mówisz do mnie, kiedy jestem wśród ludzi. Zapamiętam to i wyciągnę odpowiednie wnioski na przyszłość.
Nauka u Ciebie jest jednym pasmem radości i nigdy się nie nudzi.
Kaseta daje mi wiele radości, zawiera pięć długich mantr pięknie śpiewanych w sanskrycie i tłumaczonych na angielski. Dziękuję, unosi mnie ku Tobie, mój drogi Boski Guru.
Nauka zaufania
Przypomniałem sobie dziś, jak uczyłeś mnie zaufania do Ciebie.
Mów.
Pamiętam, jak znaleźliśmy na strychu stary żyrandol, chyba z lat trzydziestych. Postanowiliśmy go albo wyrzucić, albo sprzedać. Zaniosłem go do garażu, rozebrałem na części i oczyściłem. To była taka mosiężna kula wisząca na cienkiej rurce. Rurka była okręcona sznurkiem, zdjąłem go i uprałem. Kiedy wysechł, prawie się rozpadał. Pamiętam, jak okręcałem go wokół tej rurki z powrotem i prawie kłóciłem się z Tobą, że lepiej całość od razu wyrzucić, szkoda nieść do sklepu. Trochę było mi wstyd wystawiać gdziekolwiek taki potworny rupieć. Wreszcie za dwudziestym razem, kiedy wciąż powtarzałeś, żebym zrobił, jak mówisz, skapitulowałem i zakończyłem sprawę. Przyjechał znajomy, zawiózł do eleganckiego salonu ze starymi meblami i żyrandol w trzy dni został sprzedany. Było mi wtedy tak strasznie wstyd, że kłóciłem się z Tobą.
A pamiętasz historię z biletami?
A tak. Śpieszyłem się na tramwaj, stałem na przystanku i nagle dotarło do mnie, że nie mam biletu. Żeby go kupić, musiałbym przejść przejściem podziemnym, a z daleka widziałem, że już jakiś tramwaj się zbliża. Miałem dylemat.
Powiedziałem ci wtedy, żebyś Mi zaufał.
Tak, i to jeszcze pogorszyło sprawę. Zacząłem się denerwować. Nerwowo po raz kolejny przeszukałem portfel i na swoje szczęście znalazłem gdzieś zapomniany bilet. Zajechał prawie pusty tramwaj. Tuż przede mną otworzyły się drzwi, wsiadłem i usiadłem na miejscu na wprost. Spojrzałem i zamurowało mnie. Tuż obok, na ramie okna leżały dwa bilety. Zrobiło mi się gorąco i przez pół godziny jazdy nie mogłem z siebie słowa wykrztusić.
A opowiedz jeszcze historię z siedemnastką.
A tak. Wyszedłem od kobiety, która przepisywała mi pracę doktorską. Jeszcze pamiętam, to były czasy, gdy odpowiadałeś na moje pytania często w niezwykły sposób. Szedłem i rozmyślałem o moim miejscu w życiu, o rozstaniu z grupą duchową, skąd właśnie odszedłem. Zastanawiałem się, o co w tym wszystkim chodzi i jaką drogą pójść. Rozstałem się z przyjaciółmi i doskwierała mi pustka. Ale postąpiłem w zgodzie ze sobą i z wartościami, w które głęboko wierzyłem, a oni chcieli je naruszyć. Szedłem i nagle zauważyłem, że od dłuższego czasu przewija mi się przez myśl natrętna melodia. Wciąż i wciąż powraca. Zaraz, zaraz, jaki to był tytuł? I nagle przypomniałem sobie. "Stawka większa niż życie". I już wiedziałem, że jest to Twoja odpowiedź. Stawką w tym, co przeżywałem, było coś znacznie większego niż pojedyncze życie. Stawką była Twoja miłość.
Co dalej?
Ciepły i piękny wieczór powoli przechodził w ciszę nocy. Było już dobrze po dziesiątej, jak doszedłem na przystanek, ale zamiast zatrzymać się, poszedłem 100 metrów dalej, nad rzekę. Było cudownie, ciepło, nad wodą unosił się odurzający, cudowny zapach kwiatów. Stałem tak i patrzyłem na przepływającą wodę. Gdzieś bardzo daleko, jak to w mieście nocą, zabrzęczał na szynach tramwaj. Z przystanku, przy którym byłem, odchodziły linie w dwóch kierunkach, w moją stronę jeździły bardzo rzadko. Nagle poczułem wyraźny impuls, żeby już iść na przystanek. Zignorowałem go, było tak cudownie. Tramwaj zbliżał się, ale pomyślałem, że prawdopodobieństwo, że jest to mój, jest nikłe, tym bardziej że jak sprawdziłem, według rozkładu następny w moją stronę, nocny, powinien przyjechać za ponad godzinę.
Nagle poczułem wyraźnie drugi impuls "idź na przystanek" i już teraz pomyślałem, że ignorować go ponownie byłoby głupotą. Poszedłem. Minęło trochę czasu, zanim zza oślepiającego, przedniego światła dostrzegłem numer. To była siedemnastka. Poza rozkładem. Wsiadłem do wozu i usłyszałem, jak mówisz coś takiego: "Ja zawsze czuwam i wskazuję to, co jest dla ciebie najlepsze. Nigdy cię nie opuściłem i nie opuszczę. Zawsze jestem gotowy do służenia i pomocy".
Znów mnie zatkało. Chodziłem i myślałem o tym przez tydzień, i jeszcze opowiadałem znajomym.
To było Moje przesłanie. I co, sprawdziło się?
Z perspektywy lat muszę stanowczo powiedzieć, że jestem żywym dowodem na Twoją obecność i oddziaływanie. Kiedyś chętnie o tym napiszę szerzej, o biznesie, prowadzeniu firmy, przejmowaniu konkurencji i wielu sprawach, w których wyraźnie widziałem kierowany Twoją dłonią bieg wypadków.
Dobrze, to będzie z pewnością interesujące. A teraz jeszcze opowiedz o twojej rozmowie z Markiem. Rozmawialiście o zaufaniu do Mnie.
Tym razem to był wyjątkowo zimny, zimowy dzień, poniżej dwudziestu stopni Celsjusza. Autobus, którym jechałem, tak niemiłosiernie skrzypiał, że myślałem, że się zaraz rozpadnie. Potem siedzieliśmy i rozmawialiśmy o Sathya Sai Babie. Marek wrócił jakiś czas temu z Indii i mówił o swoich doświadczeniach. Był dla mnie żywym dowodem olbrzymiej siły duchowej Sathya Sai. Chłopak z profesorskiej rodziny fizyków w drugim pokoleniu, po dwóch tygodniach wrócił tak pozytywnie odmieniony i otwarty na sprawy duchowe, że już wtedy wiedziałam, że Sai jest potężnym Mistrzem duchowym. Tylko taki Ktoś mógł dokonać gruntownej przemiany w tak śmiesznie krótkim czasie.
Rozmawialiśmy chyba ponad dwie godziny. Nagle on powiedział coś, co uderzyło we mnie z siłą pioruna. To zdanie zapamiętam na zawsze. Brzmiało ono: "Mam całkowite zaufanie do mojego Guru, Sathya Sai". Nie sposób opisać, jakie wrażenie wywarła na mnie ta wypowiedź. Nagle dotarło do mnie, że ja, który tyle lat uczyłem ludzi kontaktu z wnętrzem i któremu wydaje się, że tyle wie, nie posiadam tej prostej, najprostszej i najcenniejszej cechy - zaufania do Boga. Pożegnałem się jak najszybciej i w rozpiętej kurtce, i bez czapki poszedłem piechotą do domu. Trwało to ponad godzinę, ale wcale nie czułem mrozu i w ogóle się nie rozchorowałem.
Wtedy w jednym błysku dotarło do mnie, ze stawiałem na niewłaściwe rzeczy. Brakowało mi podstaw, zaufania do Ciebie. Odtąd zacząłem prosić Cię o nie i zaczęło pojawiać się coraz częściej. Czy moja opowieść Cię nudzi? Nic nie mówisz.
Słucham. Wielu rzeczy już nie pamiętasz, kiedyś one jeszcze wrócą i część z nich zapiszesz. Chcę, żebyś opisywał te wydarzenia, bo one dają świadectwo temu, że Mnie znalazłeś i jak to wyglądało. Mogą zatem służyć ludziom jako przykłady tego, co może się dziać z nimi. Prawdy zawsze można doświadczyć, pamiętajcie o tym. Zawsze można ją sprawdzić. Chcesz dowodu? Poproś, a dostaniesz. Ja nie odmawiam szczerze poszukującym. Teraz to już nie odmawiam nikomu. Takie czasy.
Tak, wydarzenia z mojego życia są dla mnie jaskrawym dowodem Twojego oddziaływania i obecności. Przez lata wiele się działo i uczestniczyliśmy w tym razem z szerokim gronem znajomych. Teraz nikt mi nie wmówi, że Bóg nie istnieje albo że nie dba o nas. Moje życie jest tego stałym, a od kilkunastu lat świadomym dowodem. Dziękuję Ci bardzo za to wszystko, co dla mnie zrobiłeś przez te lata. I za to, że teraz konsekwentnie odwracasz moją uwagę od świata i kierujesz ku Tobie. Dziwne są Twoje ścieżki, którymi mnie prowadzisz. Ale już się nie zastanawiam nad tym, po prostu idę. I jest cudownie, a czasem po prostu bosko.
Zaufanie jest podstawową cechą człowieka myślącego poważnie o sprawach duchowych i drodze do Boga. Zaufanie do Boskiej mądrości i miłości zarazem, która wie i czego wam naprawdę potrzeba, i jak wam to dać. Przemyślcie to sobie dobrze i często do tego wracajcie. W tym, co się dzieje, nie ma pomyłki, żadne, nawet najmniejsze wydarzenie nie jest przypadkiem. Wszystko jest intencjonalne i czemuś służy.
Życie to jest Twoja szkoła.
Tak jest. A tematem lekcji jest miłość.
Pieniądz
Budzę się po kilku zaledwie godzinach snu, świeży i wypoczęty. Spoglądam wokół wewnętrznym wzrokiem, szukam Ciebie. Jesteś. Napływa Twoja cudowna miłość, wraz z nią uniesienie, szczęście. Chciałbym, Baba, żeby ten, który czyta me słowa, mógł zakosztować Ciebie. Wiem, że uczucia, a szczególnie takie nie powierzchowne, a najgłębsze, te, które przenikają człowieka na wskroś i sprawiają, że głęboko jednoczysz się z Bogiem, są nieprzekazywalne, ale przecież są pokazywalne! Dla Ciebie, mój drogi, ukochany Mistrzu, nie ma rzeczy niemożliwych, więc proszę Cię o to, że jeśli czytelnik poprosi, zwróci się do Ciebie, spraw, aby był gotów, a potem choć na mgnienie oka spraw, by ujrzał Ciebie, Twoją skromność, doznał Twej niewysłowionej słodyczy, ekstazy, szczęścia, którym jesteś. Proszę Cię, moja miłość prosi Cię o to.
Zobaczymy, co da się zrobić. Prosisz Mnie o wiele, o bardzo wiele, ale nie powiem, żeby ta prośba była niemiła memu sercu. Zmuszasz Mnie jednak, abym podnosił olbrzymie ciężary, często u ludzi, którzy nie chcą tego, chcą dalej żyć w błędzie.
Baba, cóż mogę Ci powiedzieć. Myśl, że mogę Cię obciążyć czymś niewłaściwym i na dodatek niepotrzebnym, sprawia mi przykrość, więc chętnie wycofam się, ofiarowując tę prośbę Tobie, a jej spełnienie do Twego uznania. Czy tak może być?
Może. Wielu ludziom to, czego dotykasz, jest naprawdę niepotrzebne, szukają taniej rozrywki, a wiesz, że Ja nią nie jestem.
Dla serc Mi oddanych zrobię wszystko, lecz nie będę rozdawał samego siebie na targowisku tego świata.
Twoje odpowiedzi są tak doskonałe, ujmują samą istotę zagadnienia. Wiem, iż na nic Cię nie naraziłem. Jesteś szczęśliwy jak zwykle, lecz tym niemniej przepraszam, że mogłeś z mojego powodu przeżyć coś niemiłego.
Ujmij to inaczej. Że mogłem skutkiem tej prośby znaleźć się w niemiłym położeniu.
Tak, dobrze, że to powiedziałeś. Czy rzeczywiście taka sytuacja byłaby dla Ciebie niemiła?
Nie, skądże. Ja jestem w stanie poświęcić się dla każdego i w każdej sytuacji. Problem tkwi w czym innym. Wielu ludzi nie dorosło jeszcze nawet do choćby chwilowego objęcia sobą prawdy duchowej, o którą prosisz. Wielki prąd miłości mógłby przynieść im szkodę, naprawdę.
Poza tym nie wiesz, jakie umysły sięgną po treści tutaj zawarte. Wielu nie wierzy w Boga i moje ujawnienie się byłoby wielkim szokiem, dla niektórych zbyt wielkim.
Ty pracowałeś ze Mną kilka lat, a wcześniej było kilkanaście lat przygotowań. To sprawiło, że dziś jesteśmy tutaj, teraz, w słodkim zjednoczeniu i we wzajemnej miłości rozpoczynamy kolejny, piękny dzień. Inni - jeszcze ścigają miraże i jeszcze długo będą to robić, ale nie ma w tym błędu.
Kilkoro jest już gotowych i dla nich spełnię twoją prośbę.
Dziękuję Ci, drogi Baba, Twe słowa przynoszą mi wielką radość. Nie chcę dbać o jakichś innych ludzi, nawracać, nauczać, pouczać czy pokazywać. To nie dla mnie. Proszę Cię, aby sprawy tego świata pozostały dla mnie nieodwołalnie zamknięte i nigdy nie przesłoniły jedynej wartości, Ciebie, mój ukochany przyjacielu, Twojej miłości, bliskości i wszelkiego dobra, które wciąż, wciąż, niewyczerpanie płynie od Ciebie.
Tak, ale odbiegłem od tematu. Od chwili przebudzenia mówisz, że powinniśmy porozmawiać o pieniądzach.
Tak.
Pieniądz rządzi światem - to pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy.
To prawda. Rządzi nim, a powinien mu służyć. Po to został stworzony, by ułatwiać życie. Tymczasem ludzie traktują go tak, że im to życie utrudnia.
Przez to, że staje się celem samym w sobie?
Celem, który przesłania wszystko inne, instrumentem zaspokajania wciąż nowych pragnień i zachcianek, także narzędziem dominacji i władzy. To nie jest dobre, nie służy ludziom.
Szukamy szczęścia i pragniemy, by ktoś nas pokochał.
Tak, pieniądz daje iluzję szczęścia, jego namiastkę w postaci zadowolenia z posiadania, władzy, swobody działania, bycia "kimś", czasem pozór bycia kochanym i potrzebnym.
Jest takie powiedzenie, że pieniądze szczęścia nie dają, ale pozwalają się bez niego obejść.
A ty jak myślisz?
Że ten, kto wymyślił to powiedzenie, nie wiedział, czym jest szczęście. Kiedy raz się go zakosztuje...
A powracając do Twojej poprzedniej wypowiedzi na temat szczęścia, nie mam wrażenia, byś kogokolwiek za to potępiał.
Dobre odczucie, potępianie czy odrzucanie kogokolwiek z jakiegokolwiek powodu nie leży w Mojej naturze. Jestem miłością, nie jakąś jej uwarunkowaną namiastką.
Kocham i błogosławię także i tym, którzy gonią za mirażami na pustyni. To też jest pewien etap drogi ku wartościom prawdziwym: trwałemu szczęściu, niekończącej się radości, ekstazie życia.
Błogosławię im i jestem z nimi. Kiedyś moje drogie dzieci zrozumieją, że nie przez portfel wiedzie droga wybawienia. Wtedy wskażę im tę właściwą, zupełnie darmową, co więcej, pokażę, że wszystko, czego potrzebowali i naprawdę poszukiwali, zawsze było tuż tuż, w zasięgu ręki.
Jestem miłością i kiedyś każdy z was znajdzie Mnie i pójdzie za Mną wprost w Światło.
Powiedz, proszę, czym według Ciebie są pieniądze?
Narzędziem szczęścia i radości.
Przepraszam Cię, Baba, za to, co powiem, ale przypadła mi tutaj rola "advocatus diaboli", więc muszę się wykazać. Dla sporej liczby mieszkańców tej cudownej planety są środkiem przeżycia, czymś, za co kupią dziś, jutro chleb, ryż, i przeżyją dzięki temu kolejny dzień.
To prawda, ale czy będąc biednym, nie możesz być szczęśliwy? Widziałeś Indie, uśmiechniętych żebraków na ulicach, kaleki bez nóg. Oni cieszą się życiem i pośród swego jakże ciężkiego losu wiedzą, że pieniądze nie są problemem i że jest ktoś, kto o nich dba. To nie są żarty, co mówię. Czy myślisz, że biedni nie mają do Mnie dostępu? O, powiem ci, że myślą o Mnie znacznie częściej niż ludzie zadowoleni ze swego losu i żyjący w dostatku. Jestem im bardziej potrzebny.
Baba, ale to nie jest jeden z powodów, dla którego jest tak wiele nędzy na świecie? Przepraszam Cię gorąco, jeśli moje pytanie jest zbyt obcesowe.
Nic nie szkodzi. Nie, to nie jest powód nędzy. Ona jest skutkiem wcześniejszych działań, zresztą i samo pojęcie biedy też jest względne.
Dostaję wypłatę czy jakieś dodatkowe pieniądze i zaraz ofiarowuję je Tobie. Natychmiast przychodzi radość. Pojawiasz się. Ostatnio, tak, to był szok, do tej pory myślałem, że pieniądze są złem, a kiedy wziąłem pensję, poczułem płynące od nich gorąco, Twoje gorąco i radość.
Tak, one nie są środkiem przeżycia czy realizacji marzeń, są boskim darem dla tego świata, on jednak użytkuje je niewłaściwie.
Kluczem do zrozumienia tego jest egoizm.
Tak, egoizm i gromadzenie ponad potrzeby. Nie znacie umiaru, macie wystarczająco dużo środków do dobrego życia, ale wciąż chcecie więcej. Nowego samochodu co rok, kupy niepotrzebnych ubrań, przedmiotów. Luksus nie jest złem, bynajmniej, ale kiedy staje się celem samym w sobie, jesteś jego niewolnikiem i musisz nań zarabiać, zamiast cieszyć się tym, co już masz.
Jedne społeczności żyją w luksusie, inne klepią biedę. Silni wykorzystują i oszukują słabych, narzucają im swoje prawa i jeszcze nazywają to jedynie słusznym stylem życia. To nie jest dobre.
Czyli działalność charytatywna jest dobra.
Ogólnie tak, np. oddajesz ubrania, w których już nie chodzisz, i sprawiasz komuś radość. To jest dobre. Ale jeszcze lepsze jest stworzenie warunków, aby ten ktoś był w stanie zapracować na siebie i zaspokojenie swych potrzeb. To bardzo ważny punkt, przestaje być wtedy zależny od ciebie i staje się samodzielny.
Niekończące się dawanie to jedno, ale stokroć lepsze jest stwarzanie warunków, aby mogli pomóc sami sobie i nie musieli już wisieć u czyjejś klamki.
Baba, znów takie pytanie - pułapka, coś jak podstawienie nogi, ale cóż, samo tak formułuje się w umyśle.
Co byś powiedział człowiekowi, który chce mieć dużo pieniędzy?
Żeby się nauczył kochać Boga, bo w Nim znajdzie to, czego szuka.
Myśląc, że dadzą mu to pieniądze.
Tak, a jeśli ma aspiracje duchowe - niech patrzy na nie jako na prezent od Boga, służący jego radości, utrzymaniu i życiu.
Czy to wszystko?
Wiesz, mógłbym tak bez końca rozmawiać z tobą, ale masz jeszcze inne rzeczy do zrobienia. Kończę więc na teraz i już wyglądam chwili, kiedy ponownie zasiądziesz do pisania.
Dziękuję Ci, Baba, za twe cudowne wyjaśnienia. Wielu rzeczy nie rozumiałem aż do dzisiaj, teraz moje życie zmieni się na lepsze. To dla mnie wielka radość, będziesz bliżej, coraz bliżej...
No już kończę, jeszcze tylko to jedno; ofiarowuję tę pracę Tobie, mój Boski Guru.
[...]
Gonisz mnie do pisania, mój drogi Guru, a ja wolałbym jeszcze pozostać w tej słodkiej unii z Tobą, kosztować Twej żywej, niepojętej dobroci.
Zawsze myślałem, że dobroć jest cechą charakteru, która czasem się przejawia. Ty pokazałeś mi, że jest energią emanującą z Ciebie, czymś tak konkretnym i dotykalnym, a tak cudownym.
Kiedy piszę, muszę skupić umysł na Twoich słowach i przelewaniu ich na papier, na tym, by trzymać się linii i nie bazgrać za bardzo. To powoduje, że na chwilę muszę oderwać się od Ciebie, Twego żaru miłości.
Pisz. To, co zapisujesz, przyda się i tobie, i innym. Przyda się również i Mnie, więc się nie ociągaj. Nie robię ci wymówek, to zupełnie nie w moim stylu. Te nasze rozmowy zainspirują nową radość, szczęście i wolność od błędów, które pojawią się w twoim życiu. Pisz, pisanie też jest błogosławieństwem, zaufaj mi.
Jestem do Twojej dyspozycji, Baba. Z każdym dniem, niemal każdą godziną, przekonuję się, że prawdą jest to, co słyszałem w Indiach w ashramie i co mam nagrane na video:
"And its sweeter and sweeter
As the days go by
Oh what a love
Between a Lord and I!"
"Jest słodka i wciąż słodsza
Jak dni przemijają
O cóż za miłość
Między Ojcem a mną!"
Dobrze, dobrze, powracamy do tematu pieniędzy. Jeszcze trochę zostało do przekazania.
Tradycyjnie - zarabiamy, aby żyć.
Żyjemy, by się cieszyć, śmiać, kochać i być szczęśliwymi, dlatego pieniądz powinien służyć radości i szczęściu. Właściwie to służy, tylko ludzie nie potrafią tego dostrzec.
Spójrz, ile pracy wymagało powołanie tego wszystkiego do zaistnienia. Kosmosu, planet, gór, rzek, lasów, zwierząt, roślin - olbrzymie przedsięwzięcie.
A wy narzekacie, że jest brzydka pogoda.
Widzę, że w subtelny sposób komentujesz moje myśli o padającym deszczu.
Deszcz jest potrzebny ziemi, roślinom i żyjącym tam zwierzętom. Ale nawet nie o to chodzi. Idzie o to, że jest darem dla ziemi i istot ją zamieszkujących. Zasila ją i daje możliwość wzrostu i rozwoju licznym stworzeniom. Twoje ciało składa się też głównie z wody. Człowiek to woda plus dodatki.
Tam, gdzie jest sucho, ludzie bardzo cenią deszcz i chmury.
Tak, za ostatniego pobytu w Indiach taka pogoda była dla mnie błogosławieństwem. Bardzo Ci dziękuję, miesiąc bez słońca w lecie to wielka rzadkość.
O, widzisz, już zaczynasz myśleć. Deszcz to dar radości dla życia na Ziemi. Przyzwyczailiście się nie zwracać uwagi i nie cenić tego, co jest. Chęć posiadania więcej oraz stresy i frustracje, które wywołuje, zaciemniają widzenie i radość z tego, co już masz. Dlatego powtarzam po raz kolejny:
Ciesz się z tego, co masz, bo możesz nie mieć nawet i tego.
Gdyby domy, ziemia, rośliny, drzewa, ptaki nagle znikły, to co? Wisiałbyś w przestrzeni i nawet nie miałbyś się na czym oprzeć. Nie cieszyłby cię śpiew ptaków, bo nie byłoby drzew, na których mieszkają.
To, co widzisz wokół, nawet rzeczy i wydarzenia z pozoru błahe i nic nie znaczące, są Moim boskim darem dla was. Wasze skłonności, talenty, wykształcenie, inteligencja, siła fizyczna, zdrowie...
Tak jak w wierszu:
"Szlachetne zdrowie
Nikt się nie dowie
Jako smakujesz
Aż się zepsujesz."
Ciesz się, że jesteś zdrowy, masz co jeść i dach nad głową. W telewizji puszczą czasem jakiś ciekawy film, dobrą operę lub koncert muzyki klasycznej.
O tak, walce Straussa, marsz Radetzkiego, pierwszy raz widziałem, jak podczas koncertu noworocznego wiedeńscy filharmonicy cieszyli się, że grają. Szło im tak lekko, na luzie, może dlatego, że dyrygował Meta, który pochodzi z Indii. Ta muzyka unosi.
Unosi, po to przecież jest. Człowiek żyje pośród boskich darów, ociera się i potyka o nie, zjada je i wydala, wdycha, je, pije i zwraca...
Zwraca?
Gdy pomiesza zbyt wiele gatunków alkoholu.
Wódka jest twoim darem?
Ale wy nie umiecie go używać.
Chodzi o umiar?
Też. Może dawać radość, dobry nastrój, odprężenie, czasem na krótko pomóc przetrwać trudne chwile.
Nie jesteś przeciwnikiem picia alkoholu?
Nie, chociaż wam powinienem powiedzieć: "im mniej, tym lepiej", nie znacie umiaru.
Przyznam, że rzadko pijałem alkohol, butelkę wina przez dwa miesiące, a i to dla smaku. Nie lubię być oszołomiony, nawet trochę.
Czasem i to jest potrzebne i dobre.
Wszystko jest darem miłości i jej służy.
Podobnie praca jest boskim darem dla człowieka, tak samo i pieniądze, które się zarabia.
Zwykle myślimy, że to my wykonujemy pracę, więc i forsa jest naszą własnością.
A kto zbudował tę ziemię? Nie byłoby nawet działek pod budowę!
[Śmiech] Kocham Twoje żarty.
Praca, jak i zarobek jest darem boskim, jedno i drugie winny służyć radości i szczęściu. Temu służy cały wszechświat, to uzasadnia jego istnienie.
Na co wydawać pieniądze?
No wiesz! W pięć minut podasz mi sto rzeczy, które chciałbyś kupić. Powinieneś zapytać nie na co, ale jak je wydawać.
No właśnie, jak?
Najpierw to, co dostałeś, ofiaruj kochającemu Ojcu i Jego miłości.
Tobie.
Potem poproś, by zainspirował cię, kiedy i na co je wydać. Każdy zakup traktuj jako dar od Niego.
Jeśli dasz coś komuś, pieniądze, ubranie, żywność, cokolwiek, traktuj to jako dar szczęścia od miłości, która mieszka w sercu, dla miłości, która żyje w drugiej istocie, zwierzęciu.
Dawaj z miłością, przyjmuj z wdzięcznością i miłością.
Takie postępowanie wyzwala, pozwalając rzeczom zająć właściwe miejsce w harmonii tego, co jest.
To, co jest, jest doskonałe, chociaż większość sądzi, że nie jest dobre (dla nich). Kiedy ujrzą, pojmą tę doskonałość i nauczą się, jak z nią żyć, wtedy to, co jest, stanie się również dobre.
Wszechświat jest jak rower. Błędne myślenie to wkładanie kija w szprychy doskonałej konstrukcji, dlatego większość leży potłuczona, zamiast cieszyć się jazdą. Na szczęście zawsze jestem tuż obok z apteczką.
Widziałem w księgarni książeczkę "Mantry pieniężne".
Chcesz, to podam ci jedną, najlepszą.
Oczywiście, że tak.
Om Namah Shivaja
Om Namah Shivaja? Składam z oddaniem pokłon Bogu przejawionemu jako Shiva? Co to ma, za przeproszeniem, wspólnego z forsą?
A ma. Najpierw trzeba postawić życie na nogach, a nie na głowie, zwrócić się ku Światłu i znaleźć Boga w życiu. Reszta, w tym pieniądze, jako element większej całości, większej radości, większej harmonii, też się znajdą. Jestem i wiem, czego wam potrzeba, przecież dbam o was od tysięcy, dziesiątków tysięcy lat. Kieruję kometami i innymi ciałami niebieskimi, by żadne z nich nie rąbnęło w tę ziemię i nie narobiło wam szkód.
Pieniądze nie są problemem, jedyny problem to błędne myślenie, które przesłania naturalną, obecną wszędzie miłość, dobroć, radość, szczęście. Ucz się i stawiaj swe życie na nogach, a nie na głowie, to jest najważniejsze.