Pierwsze kroki ku Miłości Daniel Ostoja, pierwszekroki@yahoo.com
Pierwsze kroki ku Miłości
Materiał zawarty w tej części jest prezentem dla Ciebie, Czytelniku. Możesz go według własnego uznania przesyłać, komu zechcesz. Autor zgadza się na jego swobodną dystrybucję w formie elektronicznej oraz umieszczanie w serwisach WWW, prosi jednak, aby w wypadku chęci druku fragmentów w magazynach ezoterycznych offline, poinformować go o tym na e-mail podany powyżej. Zgoda na publikację jest formalnością i autor nie wymaga z tego tytułu honorarium w żadnej formie, prosi jedynie o poinformowanie go o takim zamiarze.
Z miłością i głębokim oddaniem Bogu, którego Miłość nie zna granic, a który mieszka w sercu każdego z nas.
Przed laty mój nauczyciel nauczył mnie słyszeć wewnętrzny, Boski głos ponad ograniczeniami czasu, przestrzeni i ludzkiego umysłu.
Oddaję do Twoich rąk, Czytelniku, książkę niezwykłą, miejscami szokującą, głównie ze względu na osobę mego Rozmówcy, a będącą zapisem zjawisk, jakich miałem przyjemność doświadczyć, i rozmów, jakie w ciągu ostatnich lat przeprowadziłem z Duchowym Mistrzem.
W swoim życiu byłem świadkiem wielu cudów, tak wielu, że w ciągu lat spowszedniały na tyle, że stały się elementem codzienności. Dziś są dla mnie ważnym elementem stanowiącym stale ponawiane potwierdzenie tego, z Kim mam do czynienia i jakimi możliwościami On dysponuje.
Jednym z celów tej książki jest na pewno pokazanie Tobie, Czytelniku, bliskości, a nawet intymności z Boskością, jaką można i trzeba osiągnąć, podróżując duchowymi ścieżkami. Życie w bliskości z Bogiem jest dostępne każdemu, chociaż jedynie niewielu z nas decyduje się i potrafi konsekwentnie podążać w kierunku Jego Miłości.
Znalazłem Go, a raczej to On znalazł mnie, być może dostrzegł sprzyjającą glebę w mojej duszy i sercu, którą mógł obsiać ziarnem miłości po to, by po latach zebrać plon, którego niewielkie fragmenty dziś ofiaruję Tobie, Czytelniku.
Znajdziesz w niej wiele rzeczy szokujących, "niemożliwych" albo "zbyt pięknych, aby były prawdziwe". Pamiętaj, czytając ją, że wszystko, co opisuję, wydarzyło się naprawdę, a jeśli coś jest moim domniemaniem, jest to zawsze wyraźnie zaznaczone w tekście.
Jedna rzecz inspiruje mnie od dzieciństwa i jest to ufność i miłość do Boga, która w wieku dojrzałym znalazła w niezwykły sposób swoją kulminację.
Głos Mistrza i Boga w sercu może słyszeć każdy z nas. Mam na to dowód. Przez kilka lat pracowałem jako nauczyciel ćwiczeń łączących elementy Raja Jogi, treningu autogennego Schulza, Silva Mind Control oraz metod własnego pomysłu. W ciągu pięciu lat, 1987-1992, wprowadziłem w te zjawiska około 850 osób, nie więcej niż 1000, co stanowi już dobrą, reprezentatywną próbkę. W zajęciach brali udział ludzie interesujący się sprawami duchowymi stanowiący przekrój społeczny - od gospodyń domowych, studentów, księgowych, po zręcznych biznesmenów, sławnych aktorów, dziennikarzy telewizyjnych i przedstawicieli dyplomacji. Ludzie ci nie mieli wcześniej żadnego przygotowania medytacyjnego i niejako "przychodzili z ulicy". Około 25 do 30 % stanowiła grupa ludzi głębiej zainteresowana sprawami duchowymi i "paraduchowymi", włączywszy w to uzdrawiających energią, jasnowidzących i media. Być może najbardziej znanym w tej grupie ludzi był Sir George Trevelyan, legenda światowego ruchu New Age.
Z większością uczestników rozmawiałem osobiście o przebiegu ćwiczeń i zjawiskach, jakie się pojawiały. Mniej więcej w jednym przypadku na pięćdziesiąt nie wydarzało się po prostu nic, w pozostałych pojawiała się jedna z kilku podstawowych form łączności, co było wyraźnie odnotowane przez uczestników. Jest to niezbity dowód na realność istnienia łączności i komunikacji pomiędzy tym, co nazywamy świadomością zewnętrzną a światem pozamaterialnym i zamieszkującymi go Istotami. Nie chciałbym w tym miejscu robić na ich temat wykładu, pozostawiając ten temat na jeden z rozdziałów, wspomnę tylko, że zazwyczaj byli to Mistrzowie duchowi albo ludzie wyglądający dokładnie tak jak uczestnicy. Dlaczego tak było i jakie miało to znaczenie, mój Rozmówca uświadomił mi dopiero po latach - w pełni właściwie dopiero przy dyktowaniu tej książki.
Możliwości komunikacji z wewnętrznymi, duchowymi sferami bytu są dostępne praktycznie każdemu człowiekowi. Jednak, jak przekonało mnie doświadczenie, jedynie niewielka część zainteresowanych podchodzi do tych spraw na tyle poważnie, aby w jakimś stopniu wykorzystać je później w swoim życiu. Jest to moja prywatna opinia oparta na odczuciu i sporadycznych kontaktach z uczestnikami spotkań, nie prowadziłem na ten temat żadnych szerszych badań. Ci, którzy wciąż korzystają z tych możliwości, stanowią niewielką grupę, a kontakt z wewnętrznym Mistrzem wpłynął bardzo pozytywnie na ich życie, sprawiając, że pomimo różnych wydarzeń i przejść prowadzą bardziej spokojne, zrównoważone i szczęśliwe życie.
Jednak nie te ćwiczenia stały się najważniejszym i najbardziej wartościowym odkryciem, jakie zostało mi podarowane przez Siły Wyższe. Poza wsłuchaniem w głos Mistrza jest jeszcze coś więcej - jest Miłość, którą Jest Bóg. Jest Ona od tysięcy lat opisywana jako doświadczenie towarzyszące kontaktom z Bogiem przez adeptów duchowych wszystkich religii i szkół, jak i zwykłych, prowadzących normalne życie ludzi. Dziesiątki tysięcy dowodów zebranych w ciągu wieków uczą nas tej samej Prawdy: Bóg istnieje i jest Miłością.
I jest to temat centralny tej książki, bo tak jak On mnie znalazł i przekazał swe nauki, a nade wszystko swoją miłość, tak może taki dar ofiarować każdemu, kto się do Niego zwróci. Każdemu człowiekowi, niezależnie od wyznania, rasy, poprzednich doświadczeń i przejść życiowych. Jest On miłością gorącą i akceptującą bez żadnych zastrzeżeń. I co jeszcze bardziej niezwykłe - jest On bliższy niż na wyciągnięcie ręki.
W trakcie czytania tej książki, drogi przyjacielu, spotkasz Samego Siebie. I nawet kiedy już ją odłożysz, to prawdy tutaj podane nie pozwolą o sobie zapomnieć i będą towarzyszyć Ci przez lata. Przyczyną tego stanu nie jest bynajmniej jej treść, ale sama postać Rozmówcy. To On ujawni się i będzie Cię coraz częściej darzył swoją miłością, aż doprowadzi do zrozumienia, kim jesteś, i do Miłości, którą On jest. Wtedy zrozumiesz, że i Ty Tym jesteś i dotrzesz do punktu, w którym spotykamy się wszyscy od niepamiętnych czasów.
Dziś, kiedy czytam ją po raz kolejny, jest mi miejscami bardzo wstyd, że możesz odnieść wrażenie, jakoby spisujący te słowa coś znaczył wobec Rozmówcy. Tak nie jest i tego typu wrażenia proszę natychmiast usuwać ze swoich myśli. Jedynie Źródło stanowi wartość prawdziwą i jedynie Ono może odmienić Twoje, Czytelniku, życie.
Jest to tekst w dużej mierze doświadczany, nie oparty na żadnych studiach, jedynie na uważnej obserwacji życia i jego zawartości i odkrywaniu sekretów kryjących się pod powierzchnią zdarzeń. Bez dobrego Przewodnika jest to niemożliwe, należy jednak pamiętać, że Przewodnik nie musi wcale pojawiać się fizycznie w ciele. W rzeczywistości prawdziwy Nauczyciel jest obecny i mówi do nas stale. Jest wszędzie, nawet w tej chwili obok Ciebie, Czytelniku. Ta książka jako jeden z celów ma pomóc odkryć tę zapomnianą na pewien czas Prawdę.
Zastanawiałem się, czy nie nadać tej książce tytułu "Wywiad z Bogiem", ale ostatecznie głos mego Rozmówcy przeważył i tak powstały "Pierwsze kroki ku Miłości". Bo tym będzie ona dla Ciebie, Czytelniku.
Książka powstawała przez osiemnaście miesięcy, z jedną, półroczną przerwą.
Do swego Rozmówcy zwracam się często Baba, co pochodzi z sanskrytu i znaczy "Ojcze", i jest to termin, który On sobie wybrał.
Książkę rozpoczynają opisy doświadczeń i pierwsze komentarze Mistrza do nich. Dalszą jej część wypełniają wyłącznie rozmowy.
Pracę tę, jej owoc, miłość i szczęście, które w niej są zawarte, ofiarowuję Temu, Który Jest Ponadczasową, Gorącą i Nieopisaną Miłością, memu ukochanemu Guru i Przyjacielowi - Bhagavanowi Sri Sathya Sai Babie.
Część pierwsza - Niektóre Doświadczenia
Kosmos i ludzie stamtąd, wejście w strefę Wegi
Trzej Mistrzowie w jaskini
Korzyści z zapisywania dialogów
Zadowolić rodziców, społeczeństwo i Boga?
Bóg, lęk, religia i energie
Zależności pomiędzy uczniem a nauczycielem
Dlaczego Bóg pozwala na tyle nieszczęść na Ziemi?
Co możemy zrobić dla naszej planety?
Energie boskie, energie ludzkie
Wolność, przymus i miłość
Zmieniać świat czy zmieniać siebie?
Rynki finansowe i cel zarabiania
Jak człowiek powinien zwracać się do Boga?
Nieszczęścia na Ziemi i odpowiedzialność
Mistrzowie znają przyszłość?
FAQ, czyli pytania i odpowiedzi Jest to rozdział, w którym zamieściliśmy fragmenty korespondencji autora z czytelnikami powyższych materiałów dające więcej światła na jego twórczość.
Część pierwsza - Niektóre doświadczenia
Kosmos i ludzie stamtąd, wejście w strefę Wegi
Trzej Mistrzowie w jaskini
Korzyści z zapisywania dialogów
Już jako dziecko byłem religijny, z upodobaniem budowałem małe ołtarzyki Jezusowi i przynosiło mi to dziwne zadowolenie, bardzo mnie to wtedy bawiło. Jako nastolatek znalazłem fascynujące książki na temat Raja Jogi, między innymi doktora R. S. Mishra "Podstawy Jogi Królewskiej" ("Fundamentals of Yoga"), ale tak na poważnie zająłem się medytacją, mając blisko piętnaście lat. Pomimo wszelkich ostrzeżeń, jakie można znaleźć w każdej dobrej książce o medytacji, że w żadnym wypadku nie należy podejmować praktyki medytacyjnej na własną rękę, temat tak mnie pociągał, że podjąłem samodzielną praktykę polegającą na ćwiczeniach oddechowych i skupianiu uwagi. Nie przypominam sobie żadnych interesujących doświadczeń z tego okresu.
Jakieś dwa lata później zaczął być modny buddyzm Zen i wpadła mi w ręce książka sensei Philipa Kapleau o zazen. Rodzina goniła mnie do nauki, więc rozkładałem książki i siadałem do zazen. Rodzina była szczęśliwa, że jestem pilnym uczniem, ja również, bo robiłem to, co mnie pociągało. Wiele lat później zostałem uczniem Zensona Gifforda Sense z Toronto, ucznia Rosiego Kapleau.
Moja medytacja nie miała jeszcze wtedy charakteru religijnego. Po prostu siedziałem ze skrzyżowanymi nogami, skupiałem umysł na miejscu wewnątrz brzucha i regulowałem oddech, czekając, aż ucichną myśli. Na początku było to bardzo trudne, ale na początku wszystko jest trudne i miałem tego świadomość. Siedziałem w zazen trzy razy po pół godziny w ciągu dnia, czasem także około trzydzieści minut przed zaśnięciem. Chyba po dwóch miesiącach takiej medytacji odczułem wyraźną zmianę stanu umysłu. Myśli ucichały, to była jakaś nowość, coś się działo. "Sprowadzałem" myśli na dno brzucha, aż pojawiała się pustka w głowie. Zupełne zacichnięcie, żadnej myśli, a cały umysł pozostawał skupiony na dnie brzucha. To bardzo fajne uczucie. Po jakimś czasie zacząłem spostrzegać, że nagle z dużą siłą "wybuchają" w ciszy dawne wspomnienia. Nagle przychodzą i owładają człowiekiem doznania czy przemyślenia sprzed miesięcy albo i lat. Sporo czasu trwało zanim pojąłem, że to część jakiegoś naturalnego procesu. Kiedy to wreszcie zrozumiałem, byłem z siebie bardzo dumny, coś udało mi się odkryć, a to był jakiś postęp.
Cisza nastawała zazwyczaj po pierwszej rundzie medytacji, a pod koniec drugiej zdarzały się nagłe wspomnienia. Wkrótce nauczyłem się nie zwracać na nie uwagi i dalej robić swoje, skupiając myśli na dnie brzucha. Tak medytowałem jeszcze około miesiąca i obserwacja całego procesu - myśli, ich zniknięcie, pojawiająca się pustka w głowie, a potem nagłe przebłyski wspomnień, potem znów cisza i pustka - zaczęła stawać się już czymś rutynowym. I wtedy zdarzyło się coś, co wywróciło całą moją wiedzę o świecie do góry nogami.
Usiadłem do medytacji, skupiłem umysł na dnie brzucha, wyobraziłem sobie, jak z oddechem wszelkie energie związane z myślami spływają na dno brzucha i tam pozostają. Przyszła cisza, potem dodatkowe myśli, a potem... Nagle poczułem, jakby na ciele poruszyła się jakaś zasłona i powoli spływała od czubka głowy w dół, odsłaniając coś niesamowitego. Po jej opadnięciu ujrzałem Światło.
Doświadczyłem Miłości i stopiłem się z Nią w jedno.
Umysł nie istniał, a w jego miejsce pojawiła się bezkresna przestrzeń wypełniona cudowną miłością, wolnością i właśnie Światłem. Było Ono wszędzie - kochające, żywe, nieskończone. Poza czasem i przestrzenią. Znikła wszelka odległość i poczucie oddzielenia. To małe "ja osobowe" rozpłynęło się, a w zamian napłynęła świadomość, że jestem i żyję w tym ciele i poza nim, i mym prawdziwym Bytem jest bezkres, miłość i cudowna, niezmącona niczym wolność. To była świadomość, że Jestem wszystkim we wszystkich i nigdy nie istniał żaden podział ani dystans. Łzy płynęły mi po policzkach z ogromnego i cudownego wzruszenia. Wstałem z zazen i widziałem wszystko w nowym świetle, spoglądałem na biedne sprzęty w małym pokoiku i odczuwałem głęboką wdzięczność za to, że tu są i służyły mi do tej pory. Usiadłem nad książką do języka rosyjskiego i płakałem tylko z tego powodu, że mogę czytać. Nie było we mnie ani śladu ego. Pierwszego dnia, kiedy się pojawił, stan ten trwał wiele godzin, a znikł dopiero następnego dnia podczas normalnych zajęć szkolnych. Potem przychodził jeszcze wiele razy i wskutek różnych wydarzeń. Najczęściej powodem była kilkugodzinna medytacja. Raz, co niezwykłe - przez kilka godzin skupiałem się na rozwiązaniu zadania z matematyki i nie chciałem przyjąć do wiadomości, że nie mogę sobie poradzić. Z upływem czasu rosło skupienie i determinacja. Wreszcie udało się i poszedłem spokojnie do łóżka. Obudziłem się następnego ranka i To już było. Znów światło i bezkres, i ta cudowna, nie do opisania miłość przenikająca wszystko i sama będąca podstawą wszystkiego.
Potem bardzo smuciło mnie, że nie mogę z powrotem wejść Tam. Do dziś pozostała we mnie ochota na to. Przed chwilą zszedłem z gabinetu i czułem, że powinienem wziąć do ręki książkę Swamiego Ramy "Żyjąc wśród himalajskich Mistrzów" i gdy odpędziłem nękającego mnie kota, usłyszałem, że powinienem otworzyć ją na stronie 125. Treść na stronie była bardzo krótka - około dziesięciu linijek kończącego się rozdziału opisującego przygody Swamiego Ramy z Mistrzem, który żył w nieustannym postrzeganiu Prawdy zupełnie obojętny na świat zewnętrzny.
Czy to jest Twój komentarz do wydarzeń z przeszłości?
Tak. Nie mógłbyś dalej żyć, gdybyś stale widział, doznawał i poznawał Mnie. Nie mógłbyś zakończyć teraz, w tym życiu, swej ziemskiej drogi. Ale powinieneś był dostać coś, co żywym doświadczeniem pokazywało Moje istnienie i pobudzało cię do dalszych poszukiwań. Jasne?
Mniej więcej tak. Doświadczenia wewnętrzne ukształtowały moją niezachwianą pewność co do istnienia świata duchowego i konieczności zmierzania ku niemu. Ciekawość tego, co kryje się pod powierzchnią.
Czy one kiedyś powrócą i będę jak wtedy oglądał Cię twarzą w twarz?
Tak, już wkrótce, jeszcze pozałatwiasz swoje sprawy z tym światem, a jest ich trochę.
A może by tak już od teraz coś a konto przyszłego dostatku?
Zobaczymy, co da się zrobić w tej sprawie. Ale musisz mi przyrzec, że będziesz nadal pracował i nie rzucisz w diabły tego, co teraz robisz. To jest bardzo ważne dla ciebie i dla wielu, wielu innych. Skończysz to, co robisz?
Przed laty wielokrotnie miałem przyjemność widywać Mistrzów i Nauczycieli. Pojawiali się albo w snach, albo przed wzrokiem wewnętrznym, najpierw w trakcie medytacji, potem widywałem ich również podczas codziennych zajęć. Wielokrotnie przekonywałem się, że nie tylko są bardzo mądrzy, lecz również posiadają niezwykłe poczucie humoru. Pamiętam jeden taki wypadek - wielka, amfiteatralna sala wypełniona po brzegi Mistrzami ubranymi w długie, piękne szaty. Był to czas oczekiwania na wybór nowego prezydenta i wynik nie był do końca znany.
Wynik był znany wiele lat wcześniej. Pamiętasz, co ci powiedziałem na rok przed wyborami? I co później opowiadałeś znajomym?
Rzeczywiście, zupełnie zapomniałem. Usłyszałem od Ciebie imię i nazwisko przyszłego prezydenta, jak również to, że będzie rządził dwie kadencje. Wszystko się sprawdziło.
Przygotowanie człowieka do spełnienia obowiązku publicznego trwa wiele lat. Mój kandydat nie pije alkoholu i bardzo rzadko je mięso. To bardzo pomaga, ponieważ jest "lżejszy" i bardziej otwarty na inspiracje wewnętrzną. Ludzie rządzący powinni więcej czasu poświęcać medytacji, a ich zadanie byłoby znacznie łatwiejsze. Rządzenie to bardzo trudne i wymagające zajęcie i często poza inspiracją wewnętrzną nie ma innych źródeł wsparcia i dobrych pomysłów.
Powracając do mojej opowieści, stałem przed salą pełną Mistrzów, patrzyłem jak siedzą, rozmawiają pomiędzy sobą, żartują - to był niezwykły widok, bardzo budujący. Płynęła od Nich taka słodka i unosząca energia, taka radość nosząca ślady ekstazy.
To nie były ślady, tylko ty nie byłeś jeszcze w stanie odebrać całości ich emanacji, zresztą i dziś nie jesteś w stanie, chociaż słodycz boskiej miłości, która ich przenika, odbierałbyś znacznie, znacznie silniej.
W pewnej chwili zastanowił mnie fakt, że wszyscy są tak pięknie ubrani we wspaniałe szaty sięgające od ziemi i zadałem Tobie pytanie: czy wszyscy Mistrzowie zawsze chodzą tak ubrani?
Masz cudowne poczucie humoru... Nie odpowiedziałeś, ale prawie w tej samej chwili z drugiego lub trzeciego rzędu wstał jeden z Nich, podniósł rękę i powiedział: "Ja nie!"
Miał na sobie taką samą piękną szatę jak wszyscy, tyle że sięgającą zaledwie do połowy ud. Spod niej wystawały gołe nogi... To była taka wersja "mini". Nie wiem, całość robiła komiczne wrażenie i najwyraźniej o to Mu chodziło. Wybuchnąłem śmiechem.
Pojawiłeś się Ty jako Sri Sathya Sai Baba, a wszyscy wstali i zapadła niesamowita cisza. Usiadłeś z boku w pierwszym rzędzie i zaraz Mistrzowie usiedli także. Kiedy tak stałem i patrzyłem, poczułem, że powinienem pokłonić się Wam wszystkim, tyle w Was było miłości, spokoju, mądrości, wielu, wielu niewyrażonych rzeczy. Widzieć takie zgromadzenie było cudowną rzeczą. Dziękuję Ci dziś za to. Potem Twoja aura objęła salę i wszyscy stopili się w jedno. Wszyscy czekali na zakończenie liczenia głosów i ogłoszenie wstępnych wyników. Byłem tam z Wami ponad dwie godziny. Wtedy była ustalana dalsza przyszłość tego kraju, wydarzenia, które mają nastąpić w ciągu najbliższych trzech lat.
A widzisz, coś jednak zapamiętałeś. Wszystko wiadomo na wiele lat naprzód. Wydarzeniami na świecie zajmują się Mistrzowie i skrupulatnie wszystko planują, biorąc pod uwagę wasze indywidualne i zbiorowe losy oraz to, czego powinniście się nauczyć. Bo życie jest lekcją.
A jej tematem jest Miłość.
Właściwie na wiele lat wcześniej wszystko jest ustalone, wszystkie wydarzenia polityczne i społeczne.
Stąd wynika, że właściwie nie ma co się w nie angażować, ani nawet nimi interesować, skoro i tak będzie, co ma być.
Tak, jeśli idziesz w kierunku Boskości, nie jest wskazane interesowanie się polityką czy wydarzeniami na świecie. Wynik wszystkich wydarzeń, w tym konfliktów i wojen, jest znany na długo przed datą ich rozpoczęcia. A ich przyczyny leżą głęboko w sferach karmy i dharmy. Nikt z was nie ma na nie wpływu, a udzielanie im uwagi odciąga od Boskości.
Jeden z Mistrzów siedział przed czymś przypominającym komputer - tyle że był sterowany myślą, a jego moc obliczeniowa przekraczała miliony razy to, czym dziś dysponujemy. Siedział w skupieniu i patrzył na ekran - tam, w trudny do wytłumaczenia, przestrzenny sposób, były generowane przyszłe scenariusze wydarzeń, a On z miliardów kombinacji wybierał ten, który zostanie zrealizowany.
To był bardzo ważny Mistrz, wokół Niego siedzieli inni i czekali na ostateczny wynik - oni zajmowali się szczegółami. Mistrz pytał swego serca, który wariant wybrać i w końcu wybrał jeden. Pozwolił mi spojrzeć przez ramię, pokazał, jak tworzą się scenariusze i na ilu płaszczyznach należy je rozważać. Pamiętam, że przed wzrokiem wewnętrznym przepływały w niesamowitym tempie tysiące obrazów. Wtedy, gdy zapytałem Go o to, jak wybierze ten właściwy, wskazał na swoje serce i powiedział, że Bóg w sercu mu powie.
Wszystko jest określone z góry. Zmiany gospodarcze, wahania cen akcji. Wszystko.
Czas odejścia każdego z nas.
Tak, ale wy nie odchodzicie nigdzie, raczej przechodzicie w drugi wymiar bytu - ponadmaterialny. Ale to prawda, każde ciało ma określony zapas energii wystarczający na przeżycie określonej ilości lat.
Naprawdę chcesz wiedzieć?
Chyba nie, tak zapytałem z przyzwyczajenia.
Więc ci powiem. W tej chwili na Ziemi długość życia określa głównie karma człowieka, na drugim miejscu - możliwości rozwoju duchowego. Żyjąc, ludzie "spłacają" przeszłość i uczą się nowych rzeczy. W wypadku, kiedy rozwój wypadków idzie ku temu, że człowiek mógłby sobie zaszkodzić karmicznie i przez to opóźnić swój dalszy rozwój, może się zdarzyć, że zakończy życie znacznie wcześniej.
Ty patrzysz na człowieka jako na ciało, Ja widzę całość. Tym się różnimy - widzeniem. Istnieje również możliwość przedłużenia życia jednostce. Ma to miejsce, gdy zwraca się zdecydowanie w stronę ducha i śmierć ciała zakłóciłaby ten korzystny proces. To też dość często ma miejsce. Jednak znacznie rzadziej niż poprzedni przypadek.
Czy zatem można Cię prosić o przedłużenie życia?
Nie. Można prosić o dodatkowy czas na poukładanie, dokończenie spraw, zrobienie czegoś wartościowego, czas na zwrot ku Bogu i pojednanie z Nim. Przedłużenie życia po to tylko, żeby być tu dłużej nie ma specjalnej wartości ani znaczenia. Zresztą powiem Ci prywatnie, że takie sprawy "załatwiają" wasi Mistrzowie, często automatycznie. Docierają do Mnie te prośby i odpowiadam na nie Mistrzom i wam wewnętrznie. Takie rzeczy dzieją się dość często. Prosicie o coś wewnętrznie i otrzymujecie, albo proszą wasi Mistrzowie. Na zewnątrz nawet nie musicie nic wiedzieć. Moja wskazówka: dobrze przemyślcie, jaką wartość ma to, o co się zwracacie.
Czy mógłbyś podpowiedzieć, które prośby są Ci szczególnie miłe, czym możemy sprawić Ci radość?
O, to pytanie sprawia mi radość! To bardzo dobre pytanie. Posłuchaj Mojej odpowiedzi.
Możesz Mnie prosić o wszystko, bo jestem Twoim kochającym Ojcem, Matką, przyjacielem, przyjaciółką i mam wszystko. Jednak największą radość sprawiają Mi twoje prośby o Miłość, o duchowe szczęście, o kolejny krok ku Mnie, o siłę duchową na odejście od świata i przyjście do Boga. Prośby zanoszone w imieniu swoim i prośby dla ludzi wam bliskich, dalekich, wszystkich. Prośby o duchową łaskę, o naukę pokory i skromności. To są prośby, które cieszą Mnie szczególnie. To są sprawy ważne dla Mnie, a niestety tak mało znaczące dla was.
Kosmos i ludzie stamtąd, wejście w strefę Wegi
Ni stąd, ni zowąd, przeżyłem jedną z najdziwniejszych i najwspanialszych przygód w życiu. Właśnie wychodziłem od dentysty, co istotne, nie brałem żadnych środków znieczulających, takie były wtedy czasy w państwowej służbie zdrowia.
Szedłem przez niewielki plac wśród domów i zupełnie niespodziewanie jakaś siła zmusiła mnie do podniesienia wzroku do góry i spojrzenia w niebo. Ku memu zaskoczeniu na bezchmurnym niebie zauważyłem całkiem niewysoko srebrnie lśniący obiekt. Kształtem swym przypominał pękate cygaro i płynął powoli w powietrzu, kierując się od rynku (najludniejszej części miasta) na zachód. Tym, co prawie natychmiast przykuło moją uwagę, był fakt, że poruszał się w poziomie bardzo równym kursem po linii prostej. Nie widziałem żadnych śladów smugi kondensacyjnej ani jakichkolwiek spalin czy śladów działania silnika. Drugą zastanawiającą rzeczą była lśniąca otoczka dobrze widoczna przy bliższym przyjrzeniu się. Wyglądała jak wielka, lśniąca bańka mydlana o eliptycznym kształcie, w której owo cudo było zamknięte. Trudno mi było ocenić wielkość pojazdu ze względu na odległość. Pomyślałem, że oto mam przed sobą prawdziwe UFO, w biały dzień, w samym środku miasta. Zaskoczony, już chciałem zatrzymywać przechodzących ludzi, jednak wyraźnie odczułem, że nie powinienem tego czynić. Wyszedłem zza domów w kierunku większego placu, skąd miałem lepszy widok i obserwowałem oddalający się obiekt przez nie więcej jak dziesięć minut. Wyraźnie nigdzie się nie śpieszyli. Co więcej, miałem wrażenie, jakby pojazd emitował silną energię spływającą ku ziemi.
W domu zaraz usiadłem do medytacji i spróbowałem połączyć się z pojazdem i jego załogą. Będę pisał o swoich doznaniach i odczuciach, nie wgłębiając się specjalnie w wyjaśnienia, skąd pochodzą, to wymagałoby zbyt wielu dygresji. Chociaż wszystko, co się działo, było dla mnie nowe, jednak cały oddźwięk emocjonalny na tak w końcu niecodzienną sytuację, dzięki głębi wyciszenia w medytacji, był zerowy. Doświadczenia były tak cudowne, że same są dla mnie i potwierdzeniem i nagrodą. Chcę jedynie dodatkowo zwrócić uwagę na dwa fakty: inspirację wewnętrzną, kierującą, przynajmniej po mojej stronie, całym przebiegiem rozmów i zachowań, i silnie przeze mnie odczuwaną, po drugie na to, że do wydarzeń tego dnia miałem już za sobą kilkanaście lat rozmaitych form praktyk medytacyjnych.
W wyciszeniu skupiłem się na energii pojazdu i po chwili zobaczyłem jego dowódcę, takie przynajmniej robił wrażenie. Nie chciał kontaktu i robił wszystko, aby mnie zignorować. Zapytałem, kim jest i co robi, coś tam odburknął, więc poprosiłem, aby przekazał mnie swojemu opiekunowi czy też odpowiedzialnemu za misję. W międzyczasie w 1/3 walcowatego kształtu dostrzegłem dwa równolegle ustawione generatory emitujące silną energię, którą tak wyraźnie odczułem wcześniej. Po chwili ciszy pojawił się bardzo sympatyczny człowiek, uśmiechnięty i skory do rozmowy.
Działamy na terenie obszaru Europy środkowo-zachodniej. Bazę mamy w Polsce. Pracujemy nad zmianą wibracji tego terenu, zmieniają się u was warunki życia i nadchodzą nowe czasy, więc potrzebujecie świeżego spojrzenia.
To znaczy nasycacie teren miasta czymś w rodzaju nowej energii.
Tak, można tak to ująć. Pomagamy wam.
Z miejsca, które wy nazywacie Wega.
Odpowiedzi wyłaniały się z ciszy, która zapadła wskutek medytacji, a była tak głęboka, że umysł chwilami wyłączał się zupełnie, dając miejsce niezakłóconemu odbiorowi słów, myśli i wrażeń płynących od mego rozmówcy.
Rozmawiałem z nim chwilę, a on odpowiadał i pokazywał obrazy, jakby zdjęcia i towarzyszące im wrażenia napływające z bardzo daleka. Obrazy baz, pojazdów, terenów, nad którymi przelatują, i skutków, jakie spodziewają się wywołać. W pewnej chwili przyszło mi do głowy, aby poprosić o pokazanie jego macierzystej planety. Tu nagle zamilkł na dłuższą chwilę.
Nie mogę takiej decyzji wydać sam, muszę zapytać Opiekuna planety, czy się zgodzi.
Poczułem, jakby "wyłączył się" z kontaktu ze mną i zapadła głęboka cisza. Trwała dosyć długo, a ja spokojnie siedziałem w głębokiej medytacji i czekałem.
W absolutnej ciszy, która nastąpiła, wyczułem gdzieś bardzo daleko jakieś poruszenie. Tak jakby ktoś się zainteresował, skierował ku mnie swoje myśli i sprawdzał, czy jestem właściwym człowiekiem. Za chwilę nastąpiło zjawisko, które mnie zaszokowało. Pojawił się Mistrz, w obrazie przed wewnętrznym wzrokiem przyszedł jako mężczyzna, ale w odczuciu... Napłynęła fala niesłychanej, serdecznej miłości, takiej pełnej ufności i akceptującej wszystko. Szokiem dla mnie było to, że człowiek, który wcale mnie nie znał, kochał i akceptował bez najmniejszych zastrzeżeń. Ten wstrząs dobrze pamiętam do dziś.
Tak - nie dał mi dokończyć.
Ale spotkanie z Nim było dopiero wstępem do tego, co miało się potem wydarzyć.
Chciałbym zobaczyć, jak wygląda odlot z Ziemi.
Dobrze, to będzie dla ciebie pouczające doświadczenie - dopowiedział z tą swoją cudowną akceptacją.
Zapadła cisza. Wkrótce przed mym wewnętrznym wzrokiem pojawiła się polana w parku na skraju miasta. Stał na niej znajomy mi pojazd. Obok pilot ubrany w ciekawy kombinezon "cztery kwadraty", na głowie hełm z szybą z tworzywa w cienkie paseczki. Zaskakujące, że kolana miał w innym miejscu, znacznie niżej niż ludzie na Ziemi. Sprawiały wrażenie, jakby mogły zginać się w obie strony, inaczej niż nasze. Tak samo dłonie w ciemnych, miękkich rękawicach i palce poruszające się bardzo miękko w przód i w tył, jakby dłuższe i mające więcej stawów. Gestem wskazał, żebym wszedł do środka. Obiekt mógł mieć na oko jakieś osiem-dziewięć metrów długości i trzy i pół do czterech wysokości. Teraz już bardzo wyraźnie widziałem otaczającą go, połyskującą, przezroczystą bańkę.
Podszedłem i przeniknąłem przez nią. Nie sposób opisać doznanie, które nastąpiło. Moja świadomość, zamknięta jak u każdego normalnego człowieka w obrębie głowy, nagle rozszerzyła się, obejmując sobą wnętrze statku i przestrzeń wokół niego. "Widziałem" i "słyszałem" wszystko samą świadomością, tak jakby była ekranem, na którym wszystko wewnątrz się dzieje, a ja bez najmniejszego wysiłku znałem myśli i stan psychiczny pozostałych członków załogi. Poza nami było jeszcze dwóch ludzi, uśmiechali się do mnie bardzo życzliwie, siedzieli gdzieś w bardzo ciasnych pomieszczeniach, ale wyraźnie im to nie przeszkadzało. Wyraźnie odczuwałem, że podstawą świadomości była miłość. Wszechobecna i wszechprzenikająca miłość i akceptacja wszystkiego. Jakby nasze świadomości stopiły się, tworząc jedną wspólną. Ta właśnie wspólna świadomość kierowała i napędzała ten pojazd!
Przeszedłem na przód pojazdu, za mną pilot. Usiedliśmy w ciasnej kabinie, on po mojej prawej stronie. Nad nami przezroczysta czasza, za chwilę bez żadnego wrażenia przeciążenia ujrzałem wierzchołki drzew, chmury i gwiaździste niebo. Zdążyłem jeszcze zapytać: "Ile potrwa lot?", i otrzymać odpowiedź: "Sześć minut", gdy przezroczysta szyba nad głowami przybrała mleczny kolor, a cały pojazd jakby zanurzył się w miłej i gorącej wibracji. Nie miała tam wstępu żadna myśl. Trwało to pięć do sześciu minut. Nagle szyba znów stała się przezroczysta i z pewnej odległości dostrzegłem przed nami ogromną planetę. Była bardzo piękna, trwała majestatycznie zawieszona w pustej przestrzeni, otaczała ją, gigantyczną, połyskująca sfera. Zatrzymaliśmy się na chwilę, tak jakby mój przewodnik pytał o pozwolenie dalszego lotu. Najwyraźniej je otrzymał, bo zaraz niezauważalnie ruszyliśmy dalej. Prawie krzyknąłem z wrażenia, kiedy przekraczaliśmy barierę. Tym razem świadomość rozpłynęła się i objęła niewyobrażalny bezkres całej planety. To było wielkie pojednanie z Miłością, naturą i Bogiem. Niewyrażalne uczucie... Świadomość święciła swój triumf, uwolniona spod codziennych barier znajdowała swe spełnienie w unii ze wszystkim. Nie pragnęła niczego. Jak można pragnąć czegokolwiek, będąc wszystkim?
Jakiś czas płynęliśmy wysoko ponad chmurami, potem pojazd zanurkował w dół i po chwili zza mlecznej mgły dostrzegłem ziemię. Pośród niewyrażalnej słodyczy wszechobecnej miłości usłyszałem niezwykłą pieśń. A raczej powinienem powiedzieć, że odczułem ją całym sobą, jakbym słyszał i doznawał uniesienia towarzyszącego chorałowi śpiewanemu przez zastępy anielskie. Nie były to jednak dźwięki, ale wibracje miłości, jedne silniejsze, inne cichsze, zestrojone razem w ogromnej przestrzennej symfonii. Wsłuchałem się całym sobą w tony owej pieśni miłości, pieśni istnienia, docierającej na falach wewnętrznej, słodkiej ekstazy. W miarę jak zbliżaliśmy się do powierzchni, pieśń potężniała i stawała się wyraźniejsza, dołączały coraz to nowe, subtelniejsze tony. Wkrótce zrozumiałem, co jest jej źródłem. Ta niezwykła symfonia wydobywała się z otaczającej nas przyrody. To była pieśń życia. Niższe i mocniejsze tony to głosy wysokich drzew, "głosy" krzewów i młodych drzew brzmiały mniej donośnie, kwiaty a nawet pojedyncze źdźbła traw dołączały swe cichutkie nuty i tak powstawała niesłychana harmonia dźwięków. Wrażenie to można porównać do orkiestry symfonicznej w wielkiej, pustej katedrze, słuchanej przez człowieka zupełnie pozbawionego ego, co pozwala dźwiękom rodzić się i swobodnie wybrzmiewać bez oddźwięku i interwencji umysłu.
Wylądowaliśmy na niewielkiej polanie i wysiadłem z pojazdu. Wszystko widziałem jakby przez mgłę, ale wewnętrznie odczuwałem bardzo żywo. Polanę okalały wysokie na jakieś cztery metry krzewy, wkoło było sporo kwiatów i różnych roślin. Czułem się nieswojo, nie chcąc mimowolnie czegoś zniszczyć. Nie wiedziałem, jakie skutki mogę tu wywołać, więc tylko stałem i rozglądałem się. Widziałem kwiaty podobne do ziemskich narcyzów i pamiętam, jak zacząłem uważnie przyglądać się roślinom, w końcu nie każdego dnia ma się okazję zobaczyć florę z innej planety.
Bliższe przyjrzenie się kwiatom sprawiło, że dostrzegłem wyraźną różnicę, to z pewnością nie były narcyzy ani żadne znane mi ziemskie kwiaty! Gdy sobie to uświadomiłem, zalała mnie nagła fala panicznego lęku najwyraźniej wywołana obcością środowiska wokół, poczułem się przez chwilę jak w pułapce. Szybko jednak opanowałem się, bo przecież do odważnych świat należy, i przeniosłem swe odczuwanie na tony wszechobecnej, słodkiej miłości. Nie, stanowczo tutaj nic nie mogło mi grozić.
Uważne przyglądanie się roślinom sprawiło, że dostrzegłem coś nowego. Mianowicie skupienie na roślinie czy jakimkolwiek obiekcie powodowało wzmocnienie odczuwania jego doznań. Tak, wszystko wokół żyło i czuło. I tak odkryłem kolejną niesamowitą rzecz. Skupiłem się na małym źródełku i po chwili napłynęły wyraźne wrażenia: ono chciało wydać z siebie jak najwięcej wody, ponieważ ktoś tam, inne rośliny czy istnienia mogły jej potrzebować. Ono starało się ze wszystkich sił, aby zrobić, co w jego mocy - dla dobra innych. Kwiaty wytwarzały pyłek i nektar po to, by podzielić się nim z owadami i służyć im. Drzewa kształtowały swe liście po to, by służyć cieniem komuś, kto mógł tego potrzebować. Tak samo płynące po niebie chmury przenikało pragnienie oddawania siebie, transformacji w deszcz dający życie przyrodzie i ochrony innych żywych istnień przed promieniami słońca. Gdziekolwiek, na czymkolwiek skupiłem swą uwagę, znajdowałem bezinteresowna troskę o innych, wolę służenia im i miłości. Tak oto odkryłem drugą cechę konstytuującą ten niezwykły świat - płynącą z miłości wolę służenia innym. Każda najmniejsza cząsteczka tego świata była przeniknięta miłością i bezinteresowną wola służenia, bez najmniejszej troski i myśli o sobie. W tym świecie nie było śladu ego.
Tę planetę poznawałem przez kilka następnych dni. Wracałem do domu, siadałem do medytacji i po kilkunastu minutach przekraczałem barierę wokół pełnej miłości Wegi. Czasem towarzyszył mi człowiek z pierwszego dnia podróży, a czasem nie, czasem pojawiał się Mistrz, pokazywał i wyjaśniał tajemnice, a najwięcej czasu poświęcał na tłumaczenie współzależności pomiędzy organizmami żyjącymi na planecie i tego, skąd one wynikają - ze wspólnego Źródła, którym jest Miłość. Tam było to takie oczywiste!
Życie na Wedze przejawia w niezwykłym stopniu wiele boskich cech: miłości, bezinteresownej troski o innych, poświecenia, oddania i pokory rozumianej jako nieobecność ego. Bezpośrednie doświadczenie tych stanów wywarło na mnie niezatarty przez czas ślad, co innego bowiem słuchać o nich, a co innego doświadczać w pełni i czerpać z tego naukę. Chcę tutaj wyrazić swą głęboką wdzięczność Mistrzowi z Wegi za poświecony czas i ofiarowaną miłość.
Moje podróże na Wegę zakończyły się równie niezwykle, jak się zaczęły.
Chyba trzeciego dnia przyszła mi do głowy myśl, aby zapytać Mistrza o życie ludzkie na Wedze - czy są tu istoty podobne do nas? Mistrz odpowiedział, że owszem i zaraz może mnie do nich zabrać. Po kilku minutach obok na polanie pojawił się znany mi pojazd. To dziwne, właściwie dopiero teraz zdałem sobie sprawę z faktu, że moje pytanie mogło zabrzmieć dziwacznie, przecież widziałem już pojazdy i rozmawiałem z ludźmi stamtąd, z załogą ziemskiej bazy, w końcu chyba byli mieszkańcami Wegi? Wsiadłem do pojazdu, uniósł się i po kilku, nie więcej jak pięciu minutach wlecieliśmy w coś przypominające gęstą mgłę. Pojazd wylądował. Bardziej wyczuwałem niż widziałem obecność co najmniej kilku ludzi. Znajdowali się za wysokim i szerokim murem, którego końce ginęły we mgle. Nie było żadnych drzwi, goły mur, a co więcej, wyraźnie wyczuwałem rezerwę z ich strony. Byli zamknięci i czujni, najwyraźniej mieli świadomość, że ktoś nieznany pojawił się w okolicy. Szanowałem ich podejście, w końcu nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi. Ostrożnie rozglądałem się wokół. Wyczuwałem kilka strumieni promieniowania najwyraźniej płynących od myślących istot żywych. Każdy z nich znajdował się wewnątrz mniej więcej owalnej budowli, ich układ i wielkość przywodziła na myśl afrykańską wioskę z okrągłymi chatami. Po chwili zastanowienia zwróciłem się do tego, który promieniował najsilniej.
Pomyślałem, że skoro pytają, to znaczy, że nie wiedzą. Mistrz wcześniej przejrzał mnie na wylot, widocznie oni nie chcą albo nie potrafią tego zrobić.
Jestem tu gościem, przybyłem z Ziemi, żyjecie na cudownej planecie.
Ludzie na Ziemi nie rozumieją istoty życia ani jego wartości. Niszczycie w barbarzyński sposób delikatną strukturę, jaka otacza waszą planetę.
Myśli napływały od niego i układały się w pełne spokoju zdania. Nie chciałem zaprzeczać ani wyjaśniać, że być może jestem inny.
W jakim celu przybyłeś? - Pomimo uprzejmości cały czas wyczuwałem wyraźną rezerwę w stosunku do mnie.
W celu poznawczym - chciałem zobaczyć, jak wygląda życie poza Ziemią i jestem tym, co widzę, niesłychanie podbudowany.
My rozumiemy znaczenie tej planety dla naszego istnienia i kochamy ją. Stanowimy jej część. Chcielibyśmy, abyś otworzył się na nas tak, abyśmy mogli zobaczyć, kim jesteś.
Pytanie zastanowiło mnie, a więc najwyraźniej nie chcieli "prześwietlać" mego wnętrza na siłę. Ja również powstrzymywałem się od gapienia się na nich, nie wiedząc, czy może to zostać źle odebrane. Zresztą po co miałbym sprawiać im przykrość podczas tak kulturalnie rozpoczętego spotkania z istotami z innej planety. Jednak byłem w kropce i nie wiedziałem co zrobić, w końcu pomyślałem, że zrobię coś w rodzaju kawału i zwróciłem się z prośbą do mojego drogiego Mistrza, aby to On im się ukazał. Mistrz wyraził zgodę, a ja po chwili przygotowania otworzyłem całą swą sferę mentalną i duchową, zwracając się jednocześnie do Mistrza z prośbą, aby się przybliżył.
Poczułem tylko, jak przepływa gorąca, wibrująca energia, taka, jaka towarzyszy zazwyczaj błogosławieństwom udzielanym przez Mistrza. Kiedy przeniosłem z powrotem wzrok na zewnątrz, ujrzałem, że w moich rozmówców jakby nagły piorun strzelił. Szok mieszał się z konsternacją. Płynęły chaotyczne, urywane zdania.
Nie wiedzieliśmy, kim jesteś, byłeś tak głęboko ukryty, mieliśmy tak negatywne zdanie o Ziemianach...
Zauważyłem, że nagle znikła cała poprzednia rezerwa, lepiej ich teraz odczuwałem i słyszałem. W jej miejsce pojawiła się szczera otwartość i wyraźne przejęcie.
Wejdź do środka, zobacz jak żyjemy.
"Wniknąłem" poza mur, wzdłuż szerokiej alei stały kopulaste budowle, w ich środku nie widziałem żadnych sprzętów, było to dziwne, ale poruszałem się wewnątrz z wyraźnym trudem i musiałem wkładać sporo skupienia, aby cokolwiek dostrzec. Zawróciłem więc i ponownie zatrzymałem się na niewielkiej polanie poza murem.
Moi rozmówcy zgromadzili się w jednym z domów i o czymś rozmawiali. Za chwilę umilkli i wyraźnie się do czegoś przygotowywali. Usiedli w półokręgu, otwartym końcem zwróconym ku mnie. Stałem naprzeciw w ciszy, oczekując, co nastąpi. Po chwili ich spokój zaczął się jeszcze pogłębiać, weszli wspólnie w stan medytacji. Towarzyszyło mu cudowne uczucie unii z tymi odległymi, a jednocześnie tak bliskimi ludźmi.
Po dłuższej chwili usłyszałem bardzo wyraźnie powolne słowa ich zwierzchnika.
Słucham i jestem na wasze usługi - odparłem najuprzejmiej jak potrafiłem.
Daj nam Słowo, na które tak czekamy.
Zdziwiłem się. "Słowo" odebrałem jako coś niesłychanie dla nich ważnego, najważniejszego w świecie. Ale nic nie przychodziło mi do głowy, bo i skąd. Nie miałem pojęcia, o co im chodzi. Wpadłem jednak na kolejny szczęśliwy pomysł - zwróciłem się do Mistrza, aby jeśli może, spełnił ich prośbę. Mistrz skinął na znak aprobaty i dał znak, abym zwrócił się do Niego w ciszy. Tak też uczyniłem, a po niedługiej chwili napłynęła i tym razem długotrwała, niezwykła i pełna żaru miłości energia, cudowna, jakby zawierała w sobie i ekstazę tworzenia, i miłość Stwórcy do wszelkiego życia, i wiele, wiele niewyrażonych językiem i niedotkniętych umysłem stanów ducha. Korzystając z okazji, pragnę z całego serca wyrazić Mistrzowi swą wdzięczność za dar uczestnictwa w tak niezwykłym i budującym wydarzeniu.
Chwila trwała i trwała, a ja kosztowałem jej niebiańskiej słodyczy i piękna nie do opisania. Natomiast moi rozmówcy przeżywali kolejny, jeszcze większy wstrząs. Na skutek działania energii Mistrza przebywali w stanie uniesienia, jedni to śmiali się, to płakali, i minęło sporo czasu, póki doszli do siebie.
Przepraszamy cię, naprawdę nie wiedzieliśmy, kim jesteś. Dziwne, że twoja planeta jest tak zaniedbana, skoro żyją na niej tacy ludzie.
Co miałem im odpowiedzieć? Że to, co ujrzeli i doznali, było teatrem zaaranżowanym przez Mistrza, a ja, z którym wiążą swoje przeżycia, jestem po prostu nikim? Nie wydawało mi się to dobrym pomysłem, więc milczałem, a Mistrz również nic nie mówił, zajęty tym, co najwyraźniej zazwyczaj robią Mistrzowie. I tak zostałem prawdopodobnie pierwszym Ziemianinem, który zrobił z rozmysłem kawał mieszkańcom innej planety. Nie jestem z tego powodu specjalnie dumny, ale cóż, wtedy taki miałem charakter.
W ciągu następnych dni wiele rozmawialiśmy, głównym tematem, podobnie jak poprzednio z Mistrzem Wegi, była współzależność wszystkiego i miłość leżąca u podstaw wszelkich rzeczy. Co ciekawe, potrafiłem odpowiedzieć im na niektóre pytania, jakie pojawiły się spontanicznie w trakcie spotkań. Mistrz czuwał jak zwykle i podrzucał potrzebne w rozmowie myśli.
Po kilku dniach takich trwających po kilka godzin wizyt (zwiedzałem kopalnie, sztolnie, niesłychanie potężne wulkany, przelatywaliśmy nad wielkimi morzami, nurkując czasem pod powierzchnię) Mistrz pojawił się i powiedział, że już czas się żegnać i że jeszcze kiedyś powrócę na niezwykłą Wegę. Pożegnałem się z Opiekunem Wegi i jej mieszkańcami. Tego dnia wieczorem zasiadłem do spisywania na gorąco swoich wrażeń i to jest ten opis, a przynajmniej pewne jego fragmenty.
Baba, czy miałbyś ochotę podsumować to doświadczenie?
Owszem. Wiele się nauczyłeś z tego króciutkiego pobytu poza Ziemią. To wielki dar już w młodym wieku zajrzeć za zasłonę, jaka oddziela planetę od mieszkańców Kosmosu. Jeszcze większym darem jest spojrzenie w głębiny samoświadomości opiekującej się żywymi istotami Wegi.
Dziękuję Ci Baba za to tak budujące doświadczenie. Doznawałem na samym sobie głębokich i przejmujących odczuć miłości, oddania i służenia innym istotom, w imię miłości i dobra.
Ta Siła stworzyła Wszechświat.
Witaj drogi Baba, chcę Ci przede wszystkim podziękować za dzień dzisiejszy, za Twoją opiekę, bliskość i czułość. Chcę też zapytać o tę niezwykłą wizję, której mi dziś udzieliłeś. Otwarła się przede mną niby druga rzeczywistość, Twoja rzeczywistość, jakby za zasłoną materialności istniało żywe i olbrzymie Światło, a Jego blask przebijał się strumieniami przez wszystko. Wiedziałem, że to Ty Sam, potem nagle pojąłem, że dla Ciebie nie istnieje czas, Twoja przepojona miłością rzeczywistość jest poza nim. Świat widzialny i odczuwalny począł topnieć, a do mnie zaczęła docierać prawda, że jest on nierzeczywisty, bo tylko Ty jesteś jedyną Rzeczywistością.
To wszystko jest tak różne od tego, co znam. Czuję się, jakbym w ślad za Tobą wędrował poprzez nieznane krainy, a odczuwanie wszystkiego jest każdego dnia tak nowe i świeże. Proszę Cię, wytłumacz to, co dzisiaj widziałem.
Dobrze, niech stanie się zadość twemu życzeniu. Ujrzałeś dziś przelotnie boski blask. To sygnał, że już dojrzewasz i wchodzisz swym bytem w bliski obręb gorącego boskiego promieniowania. Poddaj się temu, co widzisz i czujesz, w zaufaniu, że prowadzę cię coraz bliżej ku Sobie, znam drogę i wszystko jest w najlepszym porządku.
Dokładnie tak to odczuwam i tak myślę. Baba, czy rzeczywiście jest tak, jak mi dziś przychodziło, nie w pojedynczych słowach, lecz w głębokim zrozumieniu, że jesteś jedynym inspiratorem tego, co się wydarza. "Moja" wiedza, wszystkie pytania do Ciebie, podobnie jak wszystko, mieści się dokładnie w granicach, które Ty zakreślasz i nic, absolutnie nic nie może się z nich wyłamać.
Wciąż jednak nie pojmuję, dlaczego świat jest taki, jaki jest, ten świat śpi, będąc święcie przekonanym o swej samodzielności, tymczasem to Ty, skryty za cienką powłoką zdarzeń, pociągasz za wszystkie sznurki. Stąd wynika, że wszystko jest tak, jak ma być, i w żadnym z wydarzeń nie ma błędu ani niesprawiedliwości, bo przecież jesteś we wszystkim. Czy to oznacza, że Ty jako Najwyższy nie masz żadnych pragnień wobec świata? Np. by ludzie bardziej Ciebie kochali, przecież mógłbyś to uczynić? Gdzie tu jest prawda?
Prawda jest prosta i jest nią Miłość, którą jestem. Za twym pytaniem kryje się inne: czy to rzeczywiście Ja jestem dawcą ciemności i cierpień, podobnie jak miłości i światła, tego nie możesz uchwycić. Odpowiedź jest taka: Jestem wszystkim, zarówno światłem, jak i ciemnością, płaczem i radością, wysiłkiem zmierzającym do zmiany siebie. Tym właśnie jestem i mylisz się sądząc, że jestem przyczyną jako istota odrębna od Istnienia. Mylisz się, bo jestem tym wszystkim także; tymi, którzy cierpią i zmagają się z przeciwnościami losu; tymi, co się śmieją; tymi, na których przyszła ostatnia godzina.
To znaczy, że Ty się tym wszystkim bawisz, ten świat, ba, cały Wszechświat jest Twoją grą, zabawką, może tylko trochę za dużo w nim bólu i cierpienia.
Czy coś ci dolega, czegoś brak?
No raczej nie, dajesz mi wszystko, a każdą chwilę jeszcze osładzasz do granic swą bliskością i miłością.
Inni mogliby żyć tak samo, pełni radości i szczęścia, i kiedyś na pewno będą tak żyli, ale jeszcze nie teraz. Musi się wiele zmienić, a przede wszystkim oni muszą zwrócić się ku Światłu Wszechświata - Bogu, który trwa nieustannie poza tym i tamtym światem. Na razie ten czas jeszcze nie nadszedł.
Ale przecież Ty żyjesz poza czasem i dla Ciebie on nie istnieje.
Tak, dlatego Mnie, w przeciwieństwie do ciebie, nigdzie się nie śpieszy i nie muszę mieć skutku już teraz, zaraz. Ten świat i wszystkie w nim wydarzenia są boską grą świateł i cieni, grą, której nie rozumiesz i dlatego próbujesz mnie oskarżać. Przyjmuję to spokojnie, bo oskarżenia ani mnie nie dotykają, ani nie umniejszają Mojej Miłości, wynikają z zasłony ignorancji, która gości w twym umyśle. Pokazuję ci rozmaite aspekty Siebie, ale jeszcze daleko ci do objęcia większego planu - obrazu i odczucia całości. Nie masz też wglądu w świat duchowy i wiele płaszczyzn bytów jest przed tobą zamkniętych. Ale i to nie szkodzi, bowiem już znajdujesz się na drodze do zrozumienia wielu spraw, które poruszyłeś, i stopienia z Istotą Siebie Samego. O wynik jestem więc całkowicie spokojny.
To miłość jest ważna, tak jak dla wędrowca na pustyni ważna jest woda. Woda daje życie, podobnie i miłość na pustyni dzisiejszego świata żywi, poi, inspiruje i wznosi wzwyż ku coraz pełniejszemu i piękniejszemu życiu, wespół z jedynym, kochającym Stwórcą. On jest miłością i to jest największą z prawd.
Świat nie jest rzeczywisty na sposób, w jaki określa to twój umysł. Świat jest zasłoną, za którą Bóg skrywa swą piękną twarz, pamiętasz te słowa? Dlatego jeśli dziś czegoś nie rozumiesz, to po prostu to odłóż, a przyjdzie dzień, że pojmiesz sprawę w jednym duchowym błysku. Chciałbyś sprawy boskie objąć umysłem na sposób ziemski, a to trud daremny. Życie i śmierć, ból, cierpienie, klęski, wypadki i nieszczęścia mają za swą przyczynę Boską Miłość i jest tam Ona czynnikiem twórczym i aktywnym. Ale że ludzie przywiązani do swych poglądów i własności ich nie lubią, to sprawa druga. Jednak jedyne połączenie szczęścia i spełnienia życiowego, również w świecie zewnętrznym, jest możliwe tylko przez pełne miłości oddanie się kochającemu, boskiemu Rodzicowi, wtedy żyje się bez nieszczęść, a na świat patrzy się zupełnie innymi, bliskimi Jemu oczami.
Dziękuję ci za to, że tak często pojawiasz się przed moim wewnętrznym wzrokiem. Szkoda, że ludzie nie mogą ujrzeć Twej zdumiewającej, olbrzymiej skromności, na pewno zmieniliby w jednej chwili stosunek do Ciebie.
Wielu ludzi po prostu nie chce mnie widzieć, bo jestem im zakałą na prostej drodze i stale rzucam im kłody pod nogi, niszcząc ich wspaniałe plany. Pomstują na Mnie, ale Ja jestem bardzo wyrozumiały i nigdy się nie obrażam.
Również istnienie mojej osobowości w tej chwili jest ci na rękę, dlatego ona istnieje?
Wychodzisz z ciemności ku światłu. Lód rozpuszcza się w szklance powoli i zamienia w wodę, po pewnym czasie nie sposób odróżnić, co początkowo było lodem, a co wodą. To jest Mój sposób działania. Nie lubię za bardzo się ujawniać z tym, co robię, chyba że przynoszę ludziom miłość i radość, wtedy tak. Ale zwyczajnie wolę ukryć się za zasłoną tego świata. Służy to zresztą Moim planom i jest naturalnym wyrazem boskiej skromności. Ale to pytanie o osobowość, tak, to prawda. Żeby przepuścić olbrzymi prąd przez małą żaróweczkę, trzeba najpierw zmienić jej konstrukcję. Przez tysiące lat uczyłeś się odbierać świat i to, co zawiera, w sposób zewnętrzny. Teraz kieruję cię ku sprawom ducha, a więc twoja konstrukcja psychofizyczna, umysł, osobowość wymagają gruntownej przebudowy, inaczej Mój prąd miłości spaliłby cię na miejscu. Taka jest fizyka świata duchowego.
Trzej Mistrzowie w jaskini
Medytacja przynosi w życiu wiele błogosławieństw, są one znakami od Boga utwierdzającymi człowieka w pewności, że podąża w dobrym kierunku. Chcę opisać jedno z takich wydarzeń.
Pewnego wieczoru siedziałem nad książką Paula Bruntona "Ścieżkami jogów". Brunton opisuje w niej niezwykłe wydarzenia, w których uczestniczył podczas pobytu w Indiach. Nagle dotarło do mnie, że wszystkie manifestacje, cudowne wydarzenia są pewnymi procesami energetycznymi i jako takie wymagają istnienia zbiornika bądź zbiorników specjalnych energii. To odezwał się mój ścisły umysł - skoro w Indiach zachodzi tyle niezwykłych wydarzeń, skoro jest to kraj słynny z życia i działalności wielu świętych, to znaczy, że jest tam jakieś źródło promieniujące energią duchową. A skoro tak, to z pewnością można się z nim "połączyć", ponieważ w świecie energii nie istnieje coś takiego jak oddzielenie. Wielokrotnie w życiu obserwowałem i doświadczałem energii przypływających wskutek myślenia o kimś lub o czymś. Dziś jest to już rzadka zdolność, wymagająca umiejętności głębokiego wyciszenia umysłu i obserwacji stanu psychicznego, myśli, samopoczucia. Można ją wypracować, jest naturalnym skutkiem ubocznym medytacji. Ale do rzeczy. Pomyślałem, że zrobię małe doświadczenie: wejdę w stan medytacji, wyciszę umysł, a następnie spróbuję się połączyć z tym centrum energii, jak je roboczo nazwałem. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. W pogłębiającym się wyciszeniu pomyślałem tak: "Mistrzu, będę liczył od dziesięciu w dół i kiedy doliczę do jednego, nastąpi połączenie".
Dziesięć, dziewięć, osiem, ...trzy......., dwa........, jeden....
Przez moment nie działo się nic, trwałem w ciszy i ciemności. Jednak po chwili zaczęły się pojawiać pierwsze wizje. Zauważyłem, że jestem w jakiejś wielkiej grocie skalnej, z tyłu piętrzyło się wielkie rumowisko zawalające wejście. Po wysokich ścianach gdzieniegdzie spływała wilgoć, znacząc ciemniejszymi smugami ścieżki. Odwróciłem się tyłem do wejścia i mało nie krzyknąłem ze zdumienia. Pieczara rozszerzała się i kończyła w odległości dziesięciu kroków pionową ścianą. U jej stóp ujrzałem trzy postaci ludzkie, trzech mędrców siedzących w postawie lotosu. Siedzący pośrodku znajdował się na podwyższeniu. Wszyscy trzej sprawiali wrażenie bardzo, bardzo starych. Świadczyły o tym długie, siwe włosy; brody spływające na złączone w pozycji lotosu nogi; pomarszczone twarze. A jednak biła od nich niesamowita aura, jakby ciepło, oddanie, miłość znajdująca swe źródło gdzieś bardzo głęboko i promieniująca przez tych ludzi na zewnątrz w świat. Co dziwne, wszyscy trzej nie dawali żadnych oznak życia, tylko wysiliwszy wzrok wewnętrzny, dostrzegałem w ich wnętrzu coś na kształt słabego światełka świadczącego o tym, że nie byli martwi.
Zwróciłem się do Mistrza z prośbą, aby wyjaśnił, co widzę. Po chwili usłyszałem Jego cichy głos.
Tych trzech mędrców znalazło się tutaj przed ponad tysiącem ziemskich lat. Przybyli do niedostępnych Himalajów, aby tu oddawać się medytacji, i tu Boskość objawiła im plan, według którego mogą służyć Jej, wprowadzając swe ciała w głęboki letarg i tworząc z nich kanały dla strumieni Boskiej Miłości, które przez dziesięć wieków będą potrzebne światu, do czasu przyjścia następnego Posłańca. Oddali się całkowicie Bogu i używając objawionych im sekretnych technik jogicznych, weszli w stan pomiędzy życiem i śmiercią i trwają w nim do dziś dnia. Pomimo iż nie widzisz w nich oznak życia, oni są w pełni świadomi tego, że tu jesteś, że jesteśmy tu obaj. Na zakończenie tej wizyty poprosisz ich o błogosławieństwo.
Później kilka razy zastanawiałem się, kim będzie ten Posłaniec, o którym wspominał Mistrz, ale On milczał, a sam nie byłem w stanie znaleźć odpowiedzi innej jak podawana przez religie w przepowiedni o Powtórnym Przyjściu: Jezusa w chrześcijaństwie, Mesjasza u Żydów, Maitrei w buddyzmie i Kalki Awatara w hinduizmie.
Mistrzu, po co jest potrzebna ta energia?
Bez niej ludzie zapomnieliby o istnieniu wyższych światów i konieczności zmierzania ku Bogu. Oni, wiedząc o tym, powstrzymali się od dalszych narodzin na Ziemi i dalszego doskonalenia w świecie. Pokłoń się przed Nimi, oddaj hołd ich pracy i poświeceniu w imię miłości do Boga.
Pokłoniłem się im do stóp i powiedziałem: "Wielcy Mistrzowie, dziękuję Wam za Waszą pomoc i poświecenie. Proszę o Wasze błogosławieństwo". Nie nastąpił żaden ruch, po chwili odczułem mrowienie w okolicach szczytu głowy, stopniowo przechodzące w ucisk. Po kilku minutach już bardzo wyraźnie czułem, jak powoli spływa w dół wysoka i gorąca energia, jakby wypalająca coś po drodze. Można to porównać do cieczy, miodu, powoli osuwającego się po sklepieniu czaszki, niżej i niżej. Po dotarciu do klatki piersiowej, na wysokości serca, zjawisko ustąpiło. Całość odczuwałem bardzo wyraźnie, trwało to ponad półtorej godziny. Następnego dnia ponownie poprosiłem Mistrza o "połączenie" i znów nastąpiło zjawisko spływającej powoli energii, tym razem trwało około piętnastu minut.
Poprosiłem dziś Babę o komentarz do całego wydarzenia.
Ci ludzie są tam do dziś dnia, jeśli chcecie otrzymać od nich wsparcie duchowe, to wiedzcie, że nigdy wam nie odmówią. Zachowujcie się przyzwoicie i poproście o błogosławieństwo duchowe, wyłącznie to, nic ziemskiego. Są bardzo potężni i ich "władza" rozciąga się daleko poza Ziemię.
Wpływ na przebieg zdarzeń, to, co wy nazywacie władzą nad materią. Oni dawno zakończyli swój ziemski cykl i rozpłynęli się w miłości do Mnie. Przez ten czas, kiedy byłem tu "fizycznie" nieobecny, podtrzymywali płomień mądrości duchowej i miłości do Boga. Czynią cuda jeszcze dziś. Czas i przestrzeń nie jest dla nich przeszkodą. Miłość dawno otworzyła im wszystkie bramy. Pomogą wam. Proście, a dostaniecie.
Poproszę ich o miłość do Ciebie, mogę?
Tak, nie odmówią ci, jesteśmy jednym, wiele ciał - jedno Serce.
Ty jesteś dla mnie wyrocznią we wszystkich sprawach i właściwie nie potrzebuję nikogo innego.
Wiele lat temu siedziałem i czytałem książkę napisaną przez jakiegoś lamę z Tybetu, poświęconą śmierci i umieraniu. Był wieczór, pusty dom, przysiadłem w wygodnym fotelu, wkoło było bardzo cicho. Później jakoś naturalnie wszedłem w medytację, umysł się uspokoił, znikły myśli. Właściwie kołatała się tylko jedna, pod wpływem lektury rozmyślałem o śmierci - o tym, czym ona jest. I jakby na zawołanie, nagle poczułem, że nie jestem sam w salonie, obok, może w odległości 4-5 metrów, pojawił się jeszcze ktoś. Bardzo wyraźnie odczuwałem Jego promieniowanie wewnętrzne, trudno było inaczej, skoro rosło z każdą chwilą. Zalała mnie fala niezwykle lekkiej miłości, takiej czułej i niesłychanie troskliwej, takiej, która widzi wszystko i wszystko rozumie... Przed mym wzrokiem duchowym ujrzałem mężczyznę. Stał, patrzył i emanował po prostu cudowną mocą miłości. I wiedziałem, że właśnie On jest Śmiercią. Nie twierdzę, że rozumiem to, czego doświadczyłem. Z jednej strony bardzo wyraźna obecność Kogoś, kogo każda komórka mego ciała rozpoznaje jako Śmierć, a z drugiej cudowna, płynąca od Niego miłość, tak żywa, tak natchniona, darząca ukojeniem i wyzwoleniem. Skłoniłem się przed Nim głęboko i zwróciłem z prośba o błogosławieństwo. Nie wykonał żadnego gestu, ale Jego miłość mówiła wszystko. Była tak intensywna i tak gorąca, że czułem, jak otwiera mi serce i płynie gdzieś głęboko szerokim strumieniem. Wizyta niezwykłego Gościa trwała trzy dni. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że tylko ktoś tak gorąco kochający jak On może pełnić taką rolę. I wiem, że pójdę za Nim kiedyś na drugą stronę i będzie to dzień wielkiej radości i wielkiej miłości. I właściwie nadal nie wiem, co się wydarzyło i kogo wtedy ujrzałem.
Ujrzałeś Śmierć i wiedz, że jest to wielka rzadkość spotkać Ją za życia.
To dziwne, że była osobą, mężczyzną...
Nie, tylko się tak tobie wydawało. On/Ona nie posiada płci.
Ale jest żywą istotą? Człowiekiem?
Tak. Przychodzi, aby dopełnić cielesnego bytu stworzeń i poukładać to, co da się poukładać, tak aby odchodzący miał jak najlepszą podróż na drugą stronę.
Wielu ludzi odchodzi w wypadkach, nagle, lub długo cierpi.
Powiadam ci: wszystko ma swój głęboki sens nie dający się prosto przekazać w waszych słowach, lecz dostępny jest jedynie głębszemu doznaniu wewnętrznemu. Po prostu dziś przyjmijcie, że tak musi być, i nie pytajcie dlaczego. Wierzcie, że ma, a jeśli będzie potrzebne, to kiedyś dostaniecie jasną i zrozumiałą odpowiedź. Dziś jeszcze nie miałaby sensu, bo tak mało jeszcze wiecie o sobie, innych, wszechświecie i Mnie. Niech więc te sprawy pozostaną jeszcze przez czas jakiś tajemnicą. A co do chorób, wypadków i katastrof - są one przygotowane z góry, najczęściej już na wiele lat wcześniej. Z waszej strony wygląda to wszystko dość strasznie, ale z drugiej jest uznawane za normalną kolej rzeczy. I doskonale o tym wiecie tam po drugiej stronie.
Cóż mogę powiedzieć, właściwie nie boję się śmierci, raczej czekam na nią z zainteresowaniem. Wiem, że zobaczę wtedy Ciebie.
Czy już wiadomo, kiedy to nastąpi?
Z dokładnością do godziny.
To dobrze, lubię precyzję, w niej, jak sądzę, wyraża się doskonałość.
Dawno Mnie tak nie nazywałeś.
Rzeczywiście, trochę czasu upłynęło, czy może masz coś przeciwko temu?
Nie, skądże, ale "Baba" jest słodsze.
Sanskryt to dziwny język. Natchniony.
Czy mogę mieć jeszcze dodatkowe pytania odnośnie mego Gościa tamtego wieczoru?
Oczywiście, pytaj śmiało.
W naszej kulturze śmierć jest zazwyczaj kobietą, a tu pojawił się mężczyzna, przystojny i na dodatek taki czuły.
Dlaczego akurat w takiej formie?
Dla istoty duchowej forma nie ma znaczenia, ponieważ liczy się Treść. Mistrz wybrał taką formę, ponieważ była w tym czasie dla ciebie odpowiednia.
Nie czułem, że był Mistrzem, ale wyraźnie, że Śmiercią.
Odczuwałeś Jego miłość i to właśnie była Jego wizytówka. To był jeden z Mistrzów pełniących rolę strażników pomiędzy światami, tych, którzy w pewnych okolicznościach prowadzą umierających ludzi na drugi brzeg.
Czy mógłbyś powiedzieć na ten temat nieco więcej?
Innym razem, nie dziś. Wiedza nie jest tak ważna jak miłość i nie należy nigdy zastępować jednej drugą, zapamiętaj to. Jeśli masz do wyboru kierować się głosem rozumu albo postępować za Boską Miłością, zawsze wybieraj to drugie. Śmierć jest częścią życia. Żyjesz dalej poza światem materialnym. Istnienie nie kończy się nigdy. Przyjdziesz do Mnie, to wszystko sobie przypomnisz.
Będziemy mieli dużo do omówienia.
Rozmowa serc toczy się bez słów.
Pamiętam, jak przed laty w Indiach siedziałem w ashramie w oczekiwaniu na Twój darshan. Byłem porządnie zmęczony wielogodzinną podróżą taksówką przez rozpalone słońcem góry. Kiedy pojawiłeś się w oddali, obserwowałem, jak napływa czysta i świeża energia, radość, uniesienie, i zaczynam mieć doskonałe samopoczucie. W naturalny sposób przyszło zrozumienie wielu problemów i wgląd w tajniki psychiki. To było Twoje światło rozjaśniające mroki bytu osobowego. Dziś, kiedy kieruję umysł ku Twej bliskości, pojawia się to samo odczucie i te same skutki. Dziękuję, że mnie nauczyłeś tych ćwiczeń.
Kontemplacja boskiej formy przynosi liczne błogosławieństwa, wznosi, oczyszcza, daje nowy napęd życiowy i stopniowo prowadzi poza obręb tego świata. Można być przywiązanym do takiej czy innej formy boskości, lecz najważniejsze jest Światło, które za jej pośrednictwem otrzymujesz, i to, że pomaga ci ono żyć i prowadzi ku wyzwoleniu. Stałe zatopienie w kontemplacji z umysłem skierowanym ku bliskości bożej jest najwyższą formą istnienia ludzkiego w ciele, co więcej, jest to możliwe do osiągnięcia.
Raczej otrzymania jako dar od Ciebie.
Tak, najpierw oczyszczenie i zmiana mentalności, przemiana serca, a potem już stałe i coraz pełniejsze odczuwanie Boskości, jaką jest.
Czy jest jakaś granica, nie wiem jak to powiedzieć, poza którą już nie możesz dać nic więcej, czy ta droga kiedyś się kończy?
Kończy się wtedy, gdy nie ma już pomiędzy nami rozdziału, ale zawsze mam coś do zaoferowania i niekoniecznie musi to być prezent dla ciebie. Potem i ty możesz dawać z serca - nie myśląc o sobie, dzielić się radością i szczęściem. A jeśli interesuje cię to, czy Moje zasoby miłości i szczęścia mogą się kiedyś wyczerpać i czy istnieje dla nich jakaś granica, to wiedz, że nie istnieje.
Mój poprzedni nauczyciel twierdził, że najwyższą wartością jest poznanie samego siebie.
Poznanie siebie samego, jeśli masz na myśli sens absolutny, to tak, bo jest to równoznaczne z rozpoznaniem i zjednoczeniem się z Brahmanem. Ale on miał na myśli poznanie siebie jako osobowości i wolność od jej skrytego wpływu, a to jest dar uboczny, otrzymywany na drodze miłości, i wcale nie jest to takie ważne. Umysł chce wiele wiedzieć, bo sądzi, że ta wiedza da mu wolność od skalań lub przewagę nad innymi, ale to błędna ścieżka. Wiele rzeczy usuwam z ciebie bez informowania cię o tym zewnętrznie, a i to, co wiesz dzisiaj, możesz jutro zapomnieć i zająć się czymś innym.
Wielu ludzi gromadzi duchową wiedzę, jakby to ona sama w sobie miała jakąś wartość, ale wartość ma jedynie duch, który ją ożywia i sprawia, że naturalnie, w jasnym wglądzie umiesz w jednej chwili ogarnąć istotę sprawy. To, co ukazuje duch, jest ważne, a nie zgromadzone w książkach informacje. Nawet jeśli są prawdziwe, większość i tak nie będzie mogła do nich sięgnąć. Dlatego i to, co rozumiesz teraz, trzeba zapomnieć i nie przywiązując się, puścić jak okręcik na wciąż płynącą wodę.
Miłość jest ważna i ku niej należy się kierować, ku bliskiemu, niemal fizycznemu odczuwaniu boskiej bliskości i obecności, a resztą dobrze się bawić i z niczym nie wiązać.
Korzyści z zapisywania dialogów
Baba, zamiast spisywać rozmowy z Tobą, piszę wspomnienia z przeszłości. Nie odmawiam tej pracy wartości, tym bardziej że wiele mnie uczysz dzięki temu i pokazujesz, że te najwartościowsze odczucia są gdzieś we mnie wciąż obecne, ale to tak czy inaczej przeszłość.
Tak, to przeszłość, a ty rozliczasz się sam ze sobą. Pamiętasz sen, jaki miałeś dwa dni temu?
Szedłem gdzieś z matką - a wiem, że jak śni mi się matka, to chodzi we śnie najczęściej o Ciebie, o Boską Matkę - szedłem i nagle zauważyłem, że przeczesując ręką włosy, sporo mi ich zostaje na dłoni. Pokazałem to matce ze słowami: "Chyba niedługo będę całkiem łysy, jak mnich".
Wypadające włosy symbolizują pozbywanie się czegoś niepotrzebnego, a związanego z głową i myśleniem - ogólnie z obrazem świata powstającym w myśli i odczuciu. Tematy, które zacząłeś przywoływać pisząc, zaczęły bardzo silnie zmieniać twój stosunek do świata, zacząłeś myśleć o służeniu Mnie i innym, i stało się to nowym odkryciem. To jest znakomita rzecz i wielki dar, jaki otrzymałeś. A wszystko dlatego, że w końcu dałeś się nakłonić do zapisywania tego, co mam do powiedzenia. Idzie to podwójnym torem - opisy wydarzeń ilustrują różne prawdy życiowe i duchowe i pokazują, jak można żyć i tworzyć własne życie, mając Boga za Przewodnika i przyjaciela. I tak pisz dalej, a Ja będę urozmaicał opowiadania swoimi wtrętami i objaśnieniami. Pisz więc i nie ociągaj się, bo ten sposób komunikacji ze Mną będzie ci coraz bardziej potrzebny, tak jak dzisiaj.
Tak, powiedziałeś, że powinienem napisać kilka słów do znajomej, a ja broniłem się przed tym, ponieważ nie chciałem się wygłupić, tym bardziej że nie wiem, co się aktualnie z nią dzieje. Tyle wiem, co słyszę od Ciebie - że ma kłopoty.
Usiadłem i po pierwszym słowie, które napisałem, zaczęły tak szybko płynąć następne, że nie mogłem zdążyć ze spisywaniem ich. Złościłem się, że piszę tak szybko i robię wiele błędów, aż w końcu dotarło do mnie, że żartujesz sobie ze mnie i starasz się mnie rozzłościć, i to mnie rozbawiło.
Kiedy skończyłem, byłem zaskoczony, że napisałem tak wiele, a czuję się, jakbym nie napisał nic.
Bo nic nie napisałeś, to Ja ci wszystko dyktowałem. Od ciebie nie pochodziło nic.
Potem, gdy przeczytałem te dwie strony druku, byłem zaskoczony, jak konkretnie i stanowczo się wypowiedziałeś.
No i dziś ten list już został wysłany. Dziś jest dobry dzień, 23 listopada, dzień urodzin Sri Sathya Sai Baby. Twoje urodziny. Chcę Ci z tej okazji po pierwsze podziękować za wszystkie prezenty, jakie dostałem od Ciebie w ciągu ostatniego tygodnia, a było ich zaskakująco wiele. Bardzo Ci dziękuję. Oprócz wielu rzeczy jak najbardziej materialnych, szczególnie dziękuję za to, że pokazałeś mi, jak wielką radością jest dawanie i dzielenie się z innymi. Już nakupowałem fajnych prezentów dla znajomych, których na takie rzeczy nie stać. To była wielka radość. I oczywiście zabawa. Po drugie chciałbym Ci życzyć wiele radości i szczęścia, tego, abyś jak najwięcej znajdował ich w naszym działaniu tutaj i abyś mógł jak najczęściej dzielić się z nami Twoją miłością, bo wiem, że tego pragniesz.
To piękne życzenia, szczególnie to ostatnie. I dziękuję ci za nie. Przyjmij Moje błogosławieństwo.
FAQ, czyli pytania i odpowiedzi
Przyznam, że lektura fragmentów Pańskiej książki najpierw zaciekawiła mnie, ale po chwili zacząłem odczuwać lęk. Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Nie pisze Pan przecież o żadnych sprawach, których należy się bać, wprost przeciwnie, przesłanie jest pełne miłości. Ale ja tak reaguję i nie bardzo wiem, co mam z tym zrobić.
Jeśli odczucie lęku pojawia się podczas lektury, prawdopodobnie jest wywołane właśnie nią. Być może po prostu lęk dotyczy nie jakiegoś szczególnego fragmentu, ale faktu, że dopuszcza Pan do siebie możliwość, że to, co zapisane, MOŻE BYĆ PRAWDĄ. I to uruchamia lęk. Nauczono nas, że Boga trzeba się bać, bać się Jego gniewu. Kilkaset lat temu nie było na to rady, dziś radzimy sobie z tym rozmaicie, cześć po prostu neguje Jego istnienie. Wtedy każdy fakt mogący świadczyć o czymś wręcz przeciwnym wywołuje nasze pierwotne lęki, które zaszczepiono nam w dzieciństwie.
Większość ludzi w takiej sytuacji odwraca się od problemu i poszukuje racjonalnych uzasadnień - "to wymysły", "to niemożliwe", generalnie poszukuje dziury w całym. Prawdziwym problemem jest jednak ten właśnie dziecięcy lęk przed Bogiem. Dla wielu ludzi jest to poprzeczka nie do przejścia. A niestety tam, gdzie jest lęk, tam nie ma miłości.
Jeśli jest lęk, to nie może być prawdziwej bliskości. Co to za przyjaciel, którego się boimy? Nasza przyjaźń nie jest wtedy prawdziwa, nie jest szczera.
Receptą na lęk jest uświadomienie sobie tego procesu. Podejrzewam, że takie stany będą się pojawiać raz na jakiś czas, aż się Pan oswoi z lekturą i tym, co ona niesie. Dotyka nas psychologicznie bardzo głęboko, przynajmniej tak dzieje się w moim wypadku.
Nie jestem pewny czy to, co Pan napisał, jest prawdą, proszę nie odebrać mnie źle, nie twierdzę, że rozmowy są wymyślone, ale po prostu trudno mi uwierzyć w możliwość bezpośredniej rozmowy z Bogiem. Ja potrzebowałbym jakiegoś dowodu, najlepiej namacalnego.
To bardzo dobry pogląd, sam przez lata, jako człowiek o ścisłym wykształceniu, poszukiwałem i oczekiwałem potwierdzenia, że to, co przeżywam i słyszę, jest prawdą. I w moim przypadku miałem przez lata takich dowodów tysiące. O części z nich piszę, część pozostanie moją tajemnicą. W każdym razie było ich wiele.
Myślę, że jest Pan w bardzo dobrej sytuacji. Rozumiem dyskomfort, jaki towarzyszy niepewności, a jednocześnie otwartość, bo być może czuje Pan, że "coś w tym jest". I na razie proponuję na tym się zatrzymać, nie poszukiwać argumentów ani na potwierdzenie, ani na zaprzeczenie. Na razie proszę pozostać bezstronnym i jedynie nie stracić tej otwartości. Za otwartością przyjdą doświadczenia, jedno, drugie, dziesiąte, setne. Po jakimś czasie powróci Pan do tej książki i przeczyta ją Pan zupełnie na nowo. Znikną wątpliwości, ponieważ w samym życiu pojawi się wiele doświadczeń wskazujących na wartość dalszych poszukiwań w tym kierunku. Proszę zwrócić uwagę, że nie użyłem słowa "prawdziwość" książki. Celowo - bo "prawdziwość" książki ma znacznie mniejsze znaczenie niż Pańska droga i Pańskie poszukiwania. Książka jest jedynie drogowskazem, wskazującym kierunek samodzielnych poszukiwań. Miłość, którą jest Bóg, jest wartością, a nie te kawałki zadrukowanego papieru. Liczy się Pańskie życie i wartości, które dzięki tej lekturze, otwartości i poszukiwaniom się zrodzą. Życzę Panu, aby znalazł Pan Boga i Miłość.
[...] jak to, co Pan pisze, ma się do religii katolickiej? Żyjemy w świecie wartości chrześcijańskich, a Pan wydaje się je kwestionować.
Nie kwestionuję istnienia Boskości ani konieczności zwracania się ku Niej z miłością. Natomiast można powiedzieć, że zadaję pytanie o sens istnienia kościoła w takiej czy innej formie. Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie wzywam do zburzenia go czy jakichkolwiek innych nierozsądnych działań, ale do zastanowienia się nad sensem dogmatów, np. o świętości kościoła, niepokalanym poczęciu etc. Bo tak po prostu, jaki jest sens wiary w te sprawy? Czy zbliżają nas one ku Bogu i Jego Miłości, czy może oddalają? Czy w ogóle jest to potrzebne? Oczywiście, co wybierzemy, to nasza sprawa, każdy z nas ma swobodę wyboru tego, co mu odpowiada. Ale wolność gwarantuje nam również swobodę zadawania pytań o sens takiego wyboru i jeśli uznamy, że są to rzeczy bez znaczenia - równie swobodnej rezygnacji z podawanych nam dogmatów. Moim zdaniem (chociaż oczywiście mogę się mylić) wiele dogmatów i tzw. "prawd wiary" powstało z zapotrzebowania politycznego w ciągu wieków. I nie są one ani wiernym, ani prawdziwym przekazem Woli Boskiej. To jest moja opinia. Pana mogę jedynie namawiać do tego, aby zaczął Pan sam poszukiwać, co jest sensem, wartością, co ma znaczenie, a co tylko przeszkadza. No i te poszukiwania należy robić, mając na uwadze cel ostateczny - dotknięcie jeszcze za życia Boskiej Miłości. Bo to, jak rozumiem, jest ukoronowanie drogi chrześcijanina, jak pokazują nam żywoty świętych.
[...] Jaki jest Pana stosunek do seksu? [...]
Rozumiem, że poszukujesz jakiejś wskazówki i odpowiedzi, czym masz się kierować w życiu. Sprawy seksu są trudne, bo wiążą się z silnymi emocjami i silnymi energiami. Dlatego w doświadczaniu ich wskazana jest ostrożność. Tym bardziej, że ocieramy się tutaj o życie (które może się pojawić) i o śmierć (jeśli zdecydujemy się na przerwanie ciąży), czyli o sprawy o dalekosiężnych konsekwencjach dla być może całego dalszego życia. Nie znam Twojego przeznaczenia i nie jest moją rzeczą ingerować tak głęboko w Twoje życie. Ogólnie mogę powiedzieć Ci, abyś robił to, co dyktuje Ci serce, z tym że nie w takim powszechnym rozumieniu tego wyrażenia, które oznacza, żeby iść na całość.
Masz wrażliwość, masz rozum i serce, zastanów się nad skutkami tego, co chcesz zrobić i podejmij samodzielną decyzję. Co zrobiłaby w tej sytuacji miłość? Tak postawione pytanie może Ci wiele pomóc. Czy poszukujesz zaspokojenia, czy jesteś w stanie przekroczyć je, stawiając dobro drugiej osoby na pierwszym miejscu? Czy kieruje Tobą miłość, czy może żądza? Nie oceniam, co jest w tej chwili słuszne, staram się pomóc Ci zadać sobie właściwe pytania i znaleźć na nie samodzielnie odpowiedź. To stokroć cenniejsze, niż gdybyś tylko poszedł za wskazówką jakiegoś autorytetu. Liczą się Twoje wybory i impulsy, za którymi idziesz. To Twoje życie i będzie takie, jakim je zbudujesz.
Jak się to wszystko u Pana zaczęło? Kiedy po raz pierwszy dotarło do Pana, że słyszy Pan głos Boga?
No u mnie to było dość proste. Przez wiele lat oddawałem się medytacjom i ćwiczeniom wyciszającym. Potem spotkałem człowieka, który po pewnym okresie znajomości i wzajemnego poznawania się przekazał mi pewne ćwiczenia wiodące do bezpośredniego kontaktu z wnętrzem, Mistrzem Duchowym i w końcu Bogiem. Także wiedziałem od razu, "w co się pakuję". Jednak nie sądziłem, że będzie tak trudno, a potem tak fajnie. Przez lata badałem (pomimo zaufania, które miałem do Nauczycieli), jak to naprawdę jest, na ile wskazówki są cenne i się sprawdzają, no i dlaczego część się nie sprawdza. Myślę, że dzięki temu wiele zrozumiałem.
Efektem ubocznym i nie bez znaczenia jest fakt, że nigdy się nie nudzę, zawsze mam z kim rozmawiać, nawet jeśli jestem sam albo spędzam długie godziny w podróży. Inną korzyścią są podpowiedzi w sprawach zawodowych i inspiracje, jakie rodzą się w spotkaniu z licznymi problemami związanymi z pracą. Opisuję te sprawy nieco szerzej w drugiej części "Pierwszych kroków", m.in. dość zaskakujący sposób, w jaki zdarzało mi się zdawać egzaminy na studiach.
Pisał Pan o tym, że uczył ćwiczeń prowadzących do słyszenia Głosu Wewnętrznego. Czy byłby Pan skłonny nauczyć mnie takich ćwiczeń?
Nie sądzę, aby teraz było to możliwe. Mam jak na razie wyraźny zakaz przekazywania dalej tych ćwiczeń. Wiąże się to z dużą odpowiedzialnością i przyjęciem roli nauczyciela, na co na razie nie ma miejsca w moim życiu. Ale same ćwiczenia nie są aż tak ważne. Ważniejsza jest otwartość i poszukiwanie Miłości, poszukiwanie Boga. Mam do Niego zaufanie, że jeśli będzie Pani szczerze szukać, to znajdą się wskazówki, nauczyciele i odpowiednie dla Pani środki. Proszę zaufać Jemu, a nie technikom.
Jednak chciałabym, żeby to Pan mnie uczył i prowadził, nie widzę aktualnie możliwości poszukiwania innych nauczycieli.
Niestety nie jest to możliwe i nie mam na to wpływu. Nauczyciel jest stale obecny i jest to Bóg. Proszę Jego, a nie mnie (co za pomysł!) przyjąć za swojego Nauczyciela, Boskiego Guru i złożyć swoje zaufanie w Nim. Z pewnością w stosownym czasie znajdzie Pani to, czego poszukuje. Proszę też zainteresować się literaturą na temat Sathya Sai Baby z Puttaparthi w Indiach, wiele Pani pomoże. On jest od wielu lat moim Nauczycielem, jestem tylko Jego niewiele znaczącym uczniem.
Kim tak naprawdę jest Baba. Z tekstu wynikają różne przesłanki i różnie można je rozumieć. Czy jest to Bóg, czy Sai Baba, czy może Bóg przemawiający przez Sai Babę?
To bardzo dobre pytanie, rzeczywiście ta sprawa nie jest jasno wytłumaczona w tekście, a otrzymałem już kilka pytań.
Dla mnie od lat jest to jasne i nastąpiło utożsamienie mego Rozmówcy z Sai Babą, chociaż słuchać Jego głos nauczyłem się całe lata wcześniej.
Mówiąc wprost - rozmawiam z tą Siłą, którą w naszej tradycji nazywamy Bogiem. Zwracam się do Niego "Baba" - jest to po trosze spadek po słownictwie sanskryckim Raja Jogi, a po trosze wybór Rozmówcy. Przez pierwsze lata zwracałem się do Niego per "Ojcze", ale w naszej kulturze jest zbyt wiele trudnych do ominięcia, a błędnych skojarzeń, więc kiedy usłyszałem, żeby zwracać się w tekście do Niego "Baba", co w sanskrycie znaczy to samo, po prostu się ucieszyłem.
Mego Rozmówcę dostrzegłem w Indiach jako Sri Sathya Sai Babę, lub można powiedzieć, że dostrzegłem Go bardzo wyraźnie w ciele Sathya Sai Baby.
Widzę, że w jednym z kolejnych "odcinków" poproszę Babę o Jego wyjaśnienie tej kwestii. Załączam Jego szybką odpowiedź.
Baba jak odpowiesz na zadane pytanie? Chciałbym zapytać, co Ty sądzisz.
No wiesz? Zacznijmy od tego, że Ja nie sądzę.
Jak zwykle śmiejesz się ze mnie.
Nie masz chyba nic przeciwko temu?
Przechodząc do odpowiedzi. Ludzie nie wiedzą, jaka jest relacja pomiędzy Mną a Sathya Sai Babą, i postrzegają odrębności i różnice, tam gdzie powinni dostrzegać jedność. Wszyscy jesteśmy Jednością, tylko wy na razie myślicie, że jest inaczej.
Powinniście nauczyć się widzenia Boga przejawiającego się jako Allach, Jezus, Budda, Krishna, Sathya Sai Baba. Taka jest prawda. Bóg przejawia się jako Sathya Sai Baba dzisiaj, tak jak wcześniej przez inne manifestacje Boskości.
Problem polega na tym, że jesteśmy przywiązani kulturowo do określonego światopoglądu i sposobu postrzegania.
Nie mów o postrzeganiu, bo wy nie widzicie rzeczywistości, jedynie tak wam się wydaje. Widzicie to, co podano wam do wierzenia, a nie to, co rzeczywiście jest. Właśnie ta i kolejne książki mają wam pomóc oderwać się spod wpływu autorytetów kształtujących nie tylko myślenie, ale i postrzeganie, i pomóc zacząć poznawanie tego, co jest.
Może powiem inaczej - w naszej kulturze odnosimy się do hinduskich Mistrzów Duchowych, w tym do Sathya Sai Baby, z rezerwą.
To akurat nie jest żaden problem w porównaniu z innymi, ale ta niejasność, jak to nazwałeś, powinna zostać w tekście wyjaśniona.
Miałem cichą nadzieję, że ty sam to zrobisz. Kim jesteś?
Jestem tą Siłą, którą wy nazywacie Bogiem. Jestem Miłością, która stworzyła ten Wszechświat.
Jaka jest Twoja relacja z Sathya Sai Babą w Indiach?
Jestem całkowicie świadomy tego KIM Jestem w ciele nazywanym przez was Sathya Sai Baba.
Ale nie przywiązujcie się do Niego. Otwórzcie szeroko oczy. Ja jestem wokół was! Pamiętajcie - stale kręcę się w pobliżu!
Masz cudowne poczucie humoru.
Dlatego drogą ku Mnie jest właśnie uśmiech radości. Pozdrów wszystkich pytających.
W "Rozmowach z Bogiem" jest wyraźnie powiedziane, że człowiek ma CAŁKOWICIE wolną wolę. A w pana tekście jest napisane, że człowiek ma tylko ILUZJĘ wolnej woli. Jeśli w obu tekstach przemawia ten sam Bóg, to chyba niemożliwe, żeby dawał sprzeczne informacje.
Bardzo ciekawe pytanie, zmagałem się z nim dość długo.
Żeby jeszcze podkreślić "złożoność" :-) problemu powiem coś, co usłyszałem: człowiek ma całkowicie wolną wolę i wolna wola jest iluzją - i OBA te stwierdzenia są JEDNOCZEŚNIE prawdziwe. Zagadkowe prawda?
Rozwiązanie jest następujące: Wszechświat został tak pomyślany i stworzony, aby "ludzie" myśleli o sobie, że są samodzielnymi jednostkami - ODRĘBNYMI od Stwórcy - i wszystko, co postrzegamy wokół, zdaje się potwierdzać tę "prawdę".
Ale to wszystko po prostu zostało tak od początku zaplanowane! Tak, aby stworzyć "pełną wolność i całkowitą wolną wolę"!
Jeśli zastanowi się Pan dalej nad tym, czym jest wolna wola, nie w kategoriach ogólnych ("wolność dokonywania swobodnych wyborów"), ale w szczegółowych - w sytuacji wyboru konkretnej opcji z kilku dostępnych, to widzimy, że:
istnieje swoboda wyboru jedynie z MOŻLIWYCH opcji (np. mogę pojechać do Warszawy lub Gdańska, ale nie mogę pojechać na Marsa);
istnieje swoboda wyboru którejkolwiek z możliwych opcji - tutaj siedzi istota "iluzji" - to, co zostało zaplanowane miliony lat temu, dziś się realizuje - wybieramy to, co mamy właśnie wybrać, ponieważ SAM PROCES WYBORU JEST RÓWNIEŻ ZAPLANOWANY, OD POCZĄTKU DO KOŃCA, i jest elementem doskonałego planu, który realizuje się jako Wszechświat.
Jeśli przyjmiemy, że istnieje tylko JEDEN Z NAS, i każdy jest właśnie TYM, to widzimy, że wymyśliliśmy PLAN, który teraz realizujemy jako Wszechświat.
Stąd wolna wola przypisana jednostce (a jednostka ze swoją odrębnością jest właśnie iluzją, która myśli i działa tak, jak zaplanowano wcześniej) oraz całkowity brak wolnej woli - ponieważ istnieje tylko JEDNA WOLA, ponieważ istnieje tylko JEDNA ISTOTA.
Wszystko zależy, z którego punktu Pan patrzy, bo nie można patrzeć z obu. :-)
Jeśli z punktu widzenia człowieka jako pojedynczej istoty związanej z ciałem, to mamy całkowicie wolną wolę (swobodę wyboru), jeśli z punktu Boskości - wtedy widzi Pan, że swoboda wyboru jest pozorem, iluzją, ponieważ "jednostki", które są częścią Boskości, wybierają to, co mają wybrać, i myślą zewnętrznie to, co maja myśleć - że mają wolną wolę i są oddzielone. :-) To oddzielenie od Boga i ich swoboda jest jednak pozorem.
Po prostu Ktoś wymyślił taki plan. Jego częścią są także wszystkie "procesy decyzyjne" jednostek, analiza dostępnych możliwości albo wybór według kaprysu, czy przez rzuty monetą.
"jednostki" maja całkowitą swobodę wyboru;
swoboda wyboru jest zaplanowana wcześniej i podobnie wszelkie formy procesów decyzyjnych, a więc wolnej woli nie ma - jest iluzją.
Oba zdania są prawdziwe - ale odnoszą się do różnych światów i zależą od tego, czy patrzy pan ludzkimi, czy Boskimi oczami. Co jest prawdą zależy od Pańskiego wyboru. :-)
Widzi Pan, że Bóg nigdy tego świata nie opuścił? Żyjemy Nim, oddychamy Nim, negujemy Go przy pomocy Jego Samego i tak samo poszukujemy Go. Jego Miłość jest z nami stale, a nawet więcej - jest nami. Mam nadzieję, że trochę to wyjaśniłem.
Część druga - Rozmowy (fragment 1)
Zadowolić rodziców, społeczeństwo i Boga?
Bóg, lęk, religia i energie
Tak naprawdę to nie jestem do końca pewny, czy w ogóle powinienem zacząć spisywać swe doświadczenia i rozmowy. Lata, które przeminęły, nadały spotkaniom z Nim i rozmowom charakter bardzo osobisty, wiele rzeczy dziś przestało mnie interesować, choć być może byłyby interesujące dla innych: życie na innych planach i planetach, budowa energetyczna Ziemi, życie Mistrzów. Czas zatarł odpowiedzi i to chyba dobrze. Mój Rozmówca konsekwentnie i od lat powraca do jednych kwestii, pokazując je z coraz to innej strony, a z kolei wiele konsekwentnie pomija, odmawiając odpowiedzi.
Tak oto doprowadził mnie do tego, że przestałem interesować się światem, wydarzeniami, polityką i całą masą niepotrzebnych rzeczy. Żyję skupiony na tym, co przynosi dzień, nawigując stale ku Niemu. Z każdym rokiem rośnie we mnie świadomość, że jest On Źródłem wszystkiego.
Teraz usłyszałem już po raz kolejny, że powinienem zacząć pisać, zadawać pytania i zapisywać odpowiedzi. To właśnie zamierzam teraz zrobić. Nie wiem, od czego zacząć, i nie wiem, co będzie za chwilę - to ciekawy moment, kiedy pozwalamy ucichnąć duszy i ciału i stajemy się tylko skromną soczewką, przez którą może zajaśnieć wewnętrzne Światło. Boskie Światło.
Czy z tej pracy powstanie kiedyś coś wartościowego? Nie potrafię odpowiedzieć, czas pokaże.
Zapraszam więc do podróży w nieznane, nie wiemy, gdzie jesteśmy ani co jest celem, zatem wolni od spraw świata płyńmy.
Ale się rozpisałeś... Napisałeś całkiem niezły wstęp.
Sam nie wiem, tak jakoś samo szło, bez zastanowienia.
To dobry sposób na uwolnienie się od własnych koncepcji.
Ale ja czuję się jak "wyłączony", po prostu nic nie przychodzi do głowy, zupełna cisza.
I o to właśnie chodzi, kiedy umysł milczy jest cisza, w której można usłyszeć Głos, który stale mówi.
Tak, i mówię do każdego, a celem tej książki jest przekazanie wskazówek, aby każdy, kto tego zechce i spełni pewne dodatkowe warunki, mógł Mnie usłyszeć.
Ja słyszę Cię jako myśl przychodzącą "znikąd" w odpowiedzi na moje pytanie. Odpowiedź spoza umysłu, nie poddaną obróbce intelektualnej i pojawiającą się od razu, czasem jeszcze zanim skończę pytanie.
To prawidłowy objaw. Cisza umysłu jest warunkiem podstawowym. Z niej, kiedy umysł jest cichy, mogą przyjść myśli ode Mnie. Pierwszy krok do ciszy umysłu to stopniowe odwracanie się od świata i jego wydarzeń. Świat niepokoi nas swym głośnym domaganiem się naszej uwagi w sprawach polityki, gospodarki, praw etc. Najpierw więc należy znieść, zmniejszyć ten niepożądany wpływ na umysł, to pozwoli myślom uwolnić się spod tyranii opinii publicznej.
Wydarzenia nie są warte naszej uwagi?
To zależy, na jakim poziomie rozwoju jesteś. Na niskich mogą coś wam przynieść, pokazać, że istnieje inny świat, ale zaraz stają się nałogiem, wchłaniacie masy niepotrzebnych informacji i niskich energii i odwracacie się od Boga. Podróż ku Bogu odbywa się poza światem pospolitości i codzienności, poza światem umysłu. Jeśli twój umysł jest stale wypełniony myślami, nie możesz usłyszeć nic. Odwracaj się więc od świata, a będziesz bliżej Boga.
Wiele społeczności żyje w izolacji, np. studiują Pismo, święte księgi, co powiesz o tym?
Chcą nauczyć się ich na pamięć, czy może poszukują w ten sposób drogi do Boga? Kluczem rozwoju jest nie nauka na pamięć tekstów uznawanych przez ludzi za święte, ale zwrócenie się do Boga z miłością i otrzymanie odpowiedzi, wskazówek i przewodnictwa. Bez tego czas poświęcony na studia jest wykorzystany niewłaściwie. Księgi, jakkolwiek święte by nie były, są jedynie drogowskazami na drodze do Boga, a nie samą drogą ani celem. Celem jest Bóg i Jego Miłość. Wielu, zbyt wielu z was czci drogowskazy, zamiast iść naprzód.
Boją się i szukają pewnej drogi. Nie chcą się wplątać w jakąś sektę czy coś w tym rodzaju.
Spójrzmy na to z innej strony. Jeśli szukasz uczciwie, to znajdziesz, o ile jeszcze pozwoli na to twoja karma. Drogi wielu ludzi prowadzą przez to, co nazywasz sektami. Nie ma jednej "właściwej" religii. Los każdego jest jego drogą, religie to drogowskazy. Jednemu odpowiada to, drugiemu coś innego. Sekta nie jest złem. Może ci być potrzebna na twojej drodze. Drodze ku Boskości.
Tak, ja jestem tego przykładem.
Kiedyś opowiesz o tym szerzej, ale teraz powróćmy do głównego tematu - słyszenia głosu Boga. Pierwszym krokiem jest odwrócenie się od świata, przynajmniej częściowe, redukcja godzin poświęconych studiowaniu gazet, oglądaniu telewizji, słuchaniu radia. To pozwoli oczyścić się myślom, przynajmniej do pewnego stopnia. Jednak bardzo ważnym jest, aby człowiek idący ku Bogu wiedział i był świadomy, dlaczego czyni te rzeczy. Odsuwa się od świata po to, by zwrócić się ku Bogu, a nie w żadnym innym celu. Intencja powodująca działanie jest bardzo, bardzo ważna. Jeśli jest właściwa, to Ja pomagam w każdej chwili, jeżeli nie, to człowiek kręci się wokół siebie samego, własnych myśli i przeżyć.
Dziwnie się czuję, spisując to wszystko.
W czym jest problem? Sformułuj go.
Nie bardzo potrafię, tak jakbym czuł smutek, powoli pogłębiający się, nie ma tego w medytacji.
To dobrze, że tak reagujesz, zatapiasz się we Mnie.
Tak, ale w miejsce Twojej radości czuję smutek.
To przejściowe, wiele rzeczy musi się jeszcze ujawnić, najważniejsze to cierpliwie kierować się ku Bogu, nie zwracając specjalnej uwagi ani na wydarzenia, ani na stany psychiczne, sny itp. Stany umysłu pojawiają się i znikają, i nie należy ani przydawać im wagi, ani się do nich przywiązywać, przyjdą i pójdą. Są jak chmury na niebie, Bóg i Jego Miłość pozostanie na zawsze.
Nie należy też przywiązywać się do siebie? Przecież nastrój, stan psychiczny i myśli to jest część nas?
Pozwolić odejść wszystkiemu, nie wdawać się w dywagację ani pytania dlaczego, tylko mieć zaufanie do Mnie, że Ja wiem, którędy powinieneś iść. Zaufanie do Boga jest kluczowe na ścieżce duchowej.
Tak, my nie widzimy całości, co z czego wynika, jakie są przyczyny i jakie mają być skutki. Ty to widzisz.
Tak, dlatego wiem, czego każdemu potrzeba, w każdej chwili, i daję wam to, każdego dnia. Żaden z was nie mógłby podnieść powieki bez działania Mego aktu woli.
Pomimo tego wydaje nam się, że istniejemy samodzielnie i mamy wolną wolę. Nie ma tu sprzeczności?
Nie, Moją wolą jest stan odrębności waszej świadomości i iluzja wolnej woli, a także stan waszego myślenia na ten temat. Czyż może być inaczej?
Śmiejesz się. Tak, nie może być inaczej, obraz świata jest taki, jaki Ty chcesz, żebyśmy mieli.
Dokładnie, a teraz w tej książce mówię, że już na was czas się obudzić i zacząć powracać do Boga. To już jest ten czas na tej planecie. Zbliża się Złoty Wiek. Wiek duchowości i Świadomości, w którym ludzkość będzie żyła w Jedni z Bogiem. Powróci do stanu naturalnego, do postrzegania prawdy o tym, kim jest Bóg i czym jest Rzeczywistość. Dostrzeże Boskość i zrozumie drogą niepodważalnego, bezpośredniego doświadczenia, że jesteśmy Jednią.
Jednią, to coś znacznie szerszego pojęciowo od jedności, zawiera ją w sobie, podobnie jak czas i przestrzeń, i wszechświat. Jednia, to jakby w jednym punkcie zamknąć cały wszechświat i wszystkie jego chwile czasu. I trzymać to na dłoni. To cudowne uczucie. Ekstaza. Na marginesie - tym właśnie jestem.
I ekstazą - temu uczuciu, gdy wami owłada, jest najbliższe doznanie Mnie.
Czy jeszcze masz coś do powiedzenia o wyciszaniu i słuchaniu Twego głosu?
Nie, na dzisiaj to już dosyć, masz inne rzeczy do zrobienia. Stopniowo, z dnia na dzień będziemy omawiali kolejne kroki i oświetlali drogę. Będziemy czynić to tak długo, aż wszystko stanie się jasne i zatriumfuje Miłość i Sprawiedliwość.
Sprawiedliwość, rzadko używasz tego słowa.
To prawda, ale bez niej byłby bałagan. Przyjdzie czas, że wszystko stanie się jasne i sprawiedliwość zatriumfuje - zostanie wreszcie zrozumiana przez ludzi i stanie się ich sprzymierzeńcem zamiast, tak jak teraz, wrogiem.
Nie rozumiem, sprawiedliwość jest wrogiem ludzi?
Tak, niszczy ich zamierzenia i nie pozwala przejawić się marzeniom. To stan dysharmonii i wkrótce doprowadzimy do tego, że zniknie. Sprawiedliwość to inaczej Prawo, a jego częścią są przyczyny, skutki i związek, który je łączy. Teraz jesteśmy na etapie, że działa przeciw człowiekowi, jego stwórczej woli, którą wy nazywacie planami i zamierzeniami. Potem będzie inaczej, będziecie tworzyć, używając jej jako narzędzia do budowy nowych i wspaniałych dzieł, wyrażać siebie, swoją miłość, dobroć i radość.
Egoizm jest tym, co nam przeszkadza?
Tak, i spora dawka niewiedzy. Kiedyś zobaczycie, jak cudowny i doskonały jest świat i ile w nim możliwości kochania i tworzenia, oddawania siebie dla większej Miłości i wsłuchiwania w Jej Głos w sercu. Wtedy wasze plany i zamierzenia będą się spełniać w sposób naturalny, bo to jedno z podstawowych praw wszechświata. Na razie więc Sprawiedliwość musi stawiać czoło złu, ale już wkrótce będzie wraz z wami budować dobro, i tylko dobro.
"Wkrótce" - już wiem, że z Twoimi odpowiedziami na temat czasu zaistnienia różnych wydarzeń muszę być ostrożnym.
[Śmiech]. Dobrze to ująłeś. Mogę ci co prawda podać dokładną datę wydarzeń, ale wolę tego nie robić ze względu na sposób działania umysłu, który natychmiast się z tym wiąże i zamiast skupiać się na Mnie, koncentruje się na zewnątrz. Pamiętaj, wydarzenia nie są ważne, tylko Bóg, tylko Miłość. Tylko To jest trwałą wartością, reszta przemija. Jak zmieniłoby się twoje życie, gdybym ci podał np. dokładną datę i miejsce odejścia tak zwanych wielkich tego świata? Co pozytywnego by to wniosło, czy zbliżyłoby cię do Mnie?
Zacząłbym się zastanawiać, czy nie ogłosić tego publicznie. To mogłaby być tania reklama... Na przykład tej książki...
Doceniam twoje poczucie humoru. Wierz mi, że nic dobrego by z tego nie wynikło. Zresztą, po co masz zwracać uwagę na siebie? Ta książka dotrze do ludzi przygotowanych i pomoże im zrobić kolejny krok ku Bogu. Nie musi docierać do wszystkich, nie mam takich planów. Większości nie jest jeszcze potrzebna, jedynie nielicznym, których już przygotowałem do odebrania i wprowadzenia w życie jej treści. Ja się nie mylę i nie potrzebuję ani rozgłosu, ani pomocy w żadnym z Mych dzieł.
Zresztą, po co mi rozgłos? Mój Głos jest słyszalny w każdym sercu. A dzień, kiedy ludzie to rozpoznają, jest już bliski, bliższy niż przypuszczasz. Ale i to nie jest twoją sprawą tylko Moją, więc pozwól Mi czynić to, co zamierzyłem, a tylko kieruj się ku Mnie i zapisuj, co ci będę mówił. W tym Planie masz swoją rolę, tak zresztą jak każdy człowiek, i nie ma lepszych czy gorszych. Wszyscy jesteście Jednią. Nie ma różnic, nie ma odległości, nie ma rodzaju ani odrębności. Jestem Ja i Miłość. Jestem Miłością.
Wiele razy przynaglany przez Ciebie znów zabrałem się do pisania, ale kompletnie nie mam pojęcia, od czego zaczniemy. Wiem, mówiłeś wcześniej, że chciałbyś powiedzieć kilka słów o świecie, religii, drodze do Ciebie, no i miłości, którą jesteś. Gdy tylko wspomnieć o miłości, robi się tak cudownie. Od czego zaczniemy?
Zacznijmy może od tego, co jest celem tej książki, bo jakbyś jeszcze nie wiedział, właśnie zaczynam ci dyktować kolejne rozdziały.
To cudownie, już się cieszę z tej pracy.
Ta książka będzie poświęcona Miłości przez duże "M", czyli Boskiej Miłości, jej działaniu w świecie i drodze człowieka ku niej. Ta droga składa się z wielu etapów i omówimy je po kolei. Obecnie na Ziemi są ludzie na wszystkich etapach rozwoju - od prymitywnych, słabo ukształtowanych umysłowości po wysoko rozwiniętych Mistrzów duchowych. Ci ostatni zeszli na Ziemię z powodu końca pewnej epoki i przejścia w następną - erę Prawdy, w której Bóg zostanie rozpoznany jako Przyczyna Sprawcza Wszechświata.
Wspominają o tym liczne pisma i przepowiednie.
Tak, Mistrzowie przygotowywali ludzkość do niej od tysięcy, nawet nie setek lat.
Żyjemy więc w ciekawych czasach. Awatar jest na Ziemi i są Mistrzowie, Jego pomocnicy.
To prawda. W Nowej Epoce miłość rozleje się szerokim strumieniem po całej Ziemi i ludzie uczynią z niej światło życia, którym w istocie jest. Będą się Nią kierować w codziennym życiu, co całkowicie zmieni oblicze tego świata. Nie będzie już wojen ani lokalnych konfliktów, tylko porozumienie i współpraca pomiędzy jednostkami i zbiorowościami.
Z tego, co mówisz, płynie cudowna energia. Właśnie miłości, takiej słodkiej, łagodnej i rozumiejącej.
To Nią właśnie Jestem. Kiedy kochasz kogoś i myślisz tylko o nim/niej, znasz Mnie najpełniej. Kiedy pochylasz się czule nad dzieckiem czy zwierzęciem i mówisz do niego łagodnie, wtedy znasz Mnie dobrze, odczuwasz Mnie i stanowisz jedność ze Mną. Każde słowo miłości zawiera Mnie, wyraża i tworzy nową rzeczywistość. Znacie Mnie dobrze, ale dotąd nie rozpoznaliście. Teraz nadchodzi czas Poznania, kim jest Bóg, i zrozumienia, że byłem tu zawsze, tylko nie umieliście Mnie dostrzec. W tej książce powiem, jak to zrobić, by żyć z Bogiem w bliskiej i pełnej radości przyjaźni i znaleźć w Nim powiernika, kolegę i oddanego przyjaciela.
Dziękuję Ci za rozmowę, wiele mi wyjaśniła.
Przyjmuję podziękowania, tylko pamiętaj, że Ja jestem wszędzie i zawsze. Mówię stale. Miłość jest wszechobecna. Rozmowa nie kończy się nigdy. Życie jest rozmową pomiędzy nami. Życie to boski dialog.
Powróćmy jeszcze na chwilę do odwracania się od wydarzeń tego świata.
Wielu ludzi sądzi, że powinni wiedzieć, co dzieje się na świecie, jakie są kursy akcji, kto zmarł...
Zacznijmy od początku. Tak, wiem, co sądzi wielu ludzi, przecież nimi też jestem. Sęk w tym, że droga zainteresowania światem zewnętrznym prowadzi donikąd. Ludzie zabiegają o sprawy doczesne, majątek i karierę, o to, by być kimś, a to wszystko jest tylko iluzją zupełnie bez znaczenia. Poparz, Ja tym wszystkim jestem i nigdy się nie mylę. Mam wszystko i wszystkich w swej pieczy, więc po co zajmować się innymi sprawami i innymi ludźmi, skoro już Ja się nimi zajmuję? Ten cały "świat" zostaw mnie, a sam skieruj swe myśli ku Mnie. To jedyna droga do poprawy sytuacji. Twojej, każdego człowieka i przez to całego świata.
Świat wcale nie wymaga zmian, on wymaga miłości i zrozumienia go. Jeśli umiesz patrzeć Moimi oczami i myśleć Moimi myślami, to widzisz doskonałość rzeczy.
Tak, jak wspaniale potrafi się układać sytuacja w ciągu dnia: spotykam ludzi, z którymi powinienem porozmawiać, a wcześniej "bez wyraźnego powodu" studiuję jakąś książkę i materiał stamtąd właśnie przydaje się w rozmowie... Wiesz o wszystkim i dbasz o wszystko.
Tak, tak właśnie czynię. Ludzie nazywają to przypadkiem, zbiegiem okoliczności, szczęściem, losem, rozmaicie. A ci, którzy wiedzą, mówią, że za tymi wszystkimi wydarzeniami, pozornie bez związku, stoi mądra i kochająca Siła. Bóg. I ci mają rację.
Czyli właściwie gdzie spojrzę, widzę Ciebie. Komputer, biurko, ściany, drzewa za oknem. To Ty.
Tak, to jestem Ja. I ty, czytający te słowa, jesteś częścią Mnie. Jestem jeszcze dla ciebie nieznaną siłą, jeszcze wydaje ci się, że jestem kimś odrębnym, ale tak nie jest. Już widzę dzień, gdy rozpoznasz Mnie w twym sercu i pozwolisz Mi się poprowadzić wprost do Mego domu. Przyszedłem dziś, aby ci powiedzieć i podkreślić to, że jesteśmy jednością - Ja wewnątrz ciebie i ty wewnątrz mnie. To Ja pozwalam twemu sercu bić i oddychać twoim płucom. Nie jesteśmy oddzieleni i nigdy nie byliśmy, jedynie myślisz, że jest inaczej. Już widzę dzień, kiedy staniesz się całkowicie świadomy naszej wewnętrznej jedności.
Do tej pory pozwalałem ci utrzymywać w umyśle wrażenie odrębności ode Mnie, ale dzisiaj chcę, abyś wiedział, że czas twojego rozbudzenia jest bliski. Daję ci teraz impuls do dalszego rozwoju duchowego i poszukiwań, tak abym dzięki wysiłkowi zewnętrznemu mógł cię doprowadzić do zjednoczenia z twym wnętrzem. Ze Mną. Chcę ci także powiedzieć o Mojej decyzji większego, niż miało to miejsce do tej pory, przejawienia się przez ciebie i twoje życie.
Przyznam, że jestem nieco zdziwiony jasnością i siłą Twojej wypowiedzi. Zazwyczaj odbieram Cię łagodniejszego.
Ta książka jest jedynie w niewielkim stopniu przeznaczona dla ciebie. Pewne rzeczy muszę powiedzieć dobitnie, inaczej nie dotrą lub pozostaną niejasne i wątpliwe. Ona jest drogowskazem, który wskazuje drogę ku Światłu zbłąkanym sercom, umysłom i duszom. Taki jest jej cel. Dość już niewiedzy, dość cierpień, wojen i zamętu. Nadchodzi czas prawdy, szczęścia, radości, wesela, powitania dawno nie widzianego Ojca i stęsknionej Matki. To czas poprzedzający radość, jakiej jeszcze ten świat nie zaznał. Czas poprzedzający przyjście Boga na Ziemię przez rozbudzenie się w milionach serc, dusz i umysłów. Cieszcie się, bo jest z czego.
Przyznam się szczerze, że od tak dawna nie myślałem o przyszłości.
Wartość myślenia jest bardzo ograniczona.
Więc tak będzie wyglądała Nowa Era?
Tak, tym razem nie nowa religia, ale rozbudzenie wewnętrzne. Zrozumienie, że Bóg był tu przez cały czas i że jest On Miłością. Miłością. MIŁOŚCIĄ. Życie stanie się rajem, dnie wypełni ekstaza szczęścia i zrozumienia, a wszystko przenikać będzie niewyczerpana, niegasnąca, niepojęta, a jednocześnie tak bliska - Miłość. Bóg.
Z jednej strony jesteś tak czuły i kochający, Twoja skromność wielokrotnie robiła na mnie piorunujące wrażenie, ale potrafisz też być twardy jak diament.
Jestem wszystkim, co wymieniłeś, jak również pauzą i milczeniem wskazującym na To. Cenię skromnych ludzi, to bardzo wartościowa i tak rzadka dziś cecha. Sprawicie mi radość, jeśli zaczniecie ją kultywować.
Co moglibyśmy zrobić w tej sprawie?
Ludzie powinni zacząć od uświadomienia sobie konieczności bycia skromnym. Skromność wobec Boga jest siostrą duchowości. Bez skromności nie ma duchowości. Uniwersalną wskazówką jest prośba do Boga, aby pomógł w wykształceniu tej cechy. Setki kłopotów każdego dnia można by uniknąć, gdyby ludzie byli tylko troszkę skromniejsi i tak nie unosili się ego. Jesteście jak balony napompowane sobą do granic możliwości. To ciśnienie ego sprawia, że nie widzicie nic poza samymi sobą. Wszystko wam umyka: radość, szczęście, miłość, wszystko składacie na ołtarzu własnego ego. Wasz sposób zachowania się, ubierania, wystrój domów, cały tak zwany dorobek cywilizacji jest nastawiony na podkreślanie i wzmacnianie ego. Droga ku Bogu wiedzie w przeciwną stronę. Spuśćcie trochę powietrza, dajcie odetchnąć sobie samym, sobie nawzajem, Mnie i przyrodzie. Nie bądźcie tacy ważni, naprawdę nie macie ku temu powodu. Osobiste dokonania, wynalazki, nowe idee, wykształcenie i majątki, wszystko dostaliście ode Mnie. Ziemię z jej dobrami do zagospodarowania, niebo do wpatrywania się i budzenia tęsknoty za Nieskończonym. Wszechświat do poznawania i niesienia dobra i miłości. Więcej pokory, więcej skromności moje dzieci. Zważcie na me słowa, bo poruszyłem tutaj bardzo ważny punkt.
Przedstawię go za pomocą równania:
Jeśli więc ty jesteś, Ja muszę w tym równaniu być zerem. Innymi słowy im więcej ciebie, tym mniej Mnie, i oczywiście odwrotnie. Gdy małe "ja" znika otwiera się przestrzeń, niebiosa, pojawiam się Ja. Pojawia się Mądrość, Miłość i Moc. Sam Bóg.
Mam świadomość, że bardzo brakuje nam pokory i skromności. Jak możemy się ich nauczyć?
Pamiętajcie, że Nauczyciel jest zawsze z wami. Pamiętajcie, że wasz Nauczyciel jest Miłością. Jest i patrzy, i gdy tylko zwrócisz się do Niego, pomoże ci w każdej sprawie. Pamiętaj, że jest powiedziane: "Proście, a dostaniecie". Proście więc. Ja jestem, słucham i słyszę. Zwykle nie odpowiadam natychmiast, choć i to się zdarza. Odpowiadam sytuacją, splotem okoliczności, snem, książką, spotkaniem. Tym właśnie jestem. Tak działa Moja Miłość i to są Jej znaki. Słuchajcie, a usłyszycie Moją podpowiedź.
Wiele lat temu uczyłeś mnie pokłonów, kłaniałem się fizycznie i mentalnie, prywatnie i w miejscach publicznych, w kościołach i w muzeach. Ludzie mieli zabawę. Mówiłeś, aby złożyć Ci pokłon właśnie teraz, tutaj. Wkoło wielki plac, pełno ludzi, a ja na ziemię i raz za razem czołem po bruku. Dziś wspomnienie tych zabaw cieszy mnie niezmiernie.
To były bardzo dobre zabawy, jak ładnie to ująłeś, i wiele ci przyniosły. Pozbyłeś się większej części swojej wyniosłości, która przeszkadzała ci latami. To spadek przeszłych wcieleń, a szczególnie ostatniego, zakonnego.
Wyniosłość ludzi kościoła. Dopóki nie pokazałeś mi tego jasno zarówno w mojej przeszłości, jak i na przykładach ludzi mi współczesnych, myślałem, że ludzie żyjący za murami klasztorów są oddani, pokorni i bliscy Tobie.
Teraz już wiesz, jak wygląda rzeczywistość. Wszędzie panoszy się próżność, poczucie wyższości i duma z bycia kimś lepszym. Ludzie kościoła nie są tutaj wyjątkiem, a raczej regułą. Ale od kogo chcą być wyżsi? Ode Mnie? Ja jestem w każdym, w katoliku tak samo jak w muzułmaninie i ateiście. Te słowa nic nie znaczą. Ja jestem Znaczeniem. Ja jestem Miłością.
Ale ja w imieniu czytelników chciałbym Cię zapytać: czy pokłony przed Tobą są wartościowe, czy coś dadzą, przyniosą skutek w postaci zbliżenia do Ciebie, sprawią, że ludzie staną się Ci bardziej bliscy?
Każdy jest mi tak samo bliski, bo Moja Miłość nie dzieli według waszych kategorii. Pokłony mogą wam pomóc pozbyć się choroby, ale nie staniecie się przez to bliżsi tylko lżejsi. Spadnie wiele kajdan. Na miłość nie można sobie zasłużyć, to nie jest transakcja. Moją Miłość już macie i zawsze mieliście. Zawsze. Zawsze. Niezależnie od tego, co robicie czy co zrobiliście. Niezależnie. Moja Miłość do was nie jest uwarunkowana niczym i każdy człowiek na nią "zasługuje". Jest jej godny. Nigdy nikogo nie odrzuciłem. Nigdy. Ja nie stawiam warunków. Żadnych warunków dla miłości. Ja kocham. Kocham. KOCHAM!
Ja też Cię kocham. Jak można Cię nie kochać, przecież Ty jesteś najcudowniejszą Istotą na świecie. Kocham Cię i chcę Cię prosić o jeszcze więcej miłości do Ciebie. Więcej, więcej i więcej. O to Cię bardzo proszę!
Masz Moje słowo, że dostaniesz to, o co prosisz. Już wkrótce. Przyrzekam.
Zadowolić rodziców, społeczeństwo i Boga?
Cała nasza kultura i duchowa, i "świecka" opiera się na tym, że musisz zasłużyć, musisz coś zrobić, aby zadowolić rodziców, społeczeństwo i Boga.
Nic nie musisz robić, aby Mnie zadowolić, bo Ja jestem stale zadowolony, a nawet więcej, jestem stale szczęśliwy, a nawet więcej, Ja jestem samą szczęśliwością. Dlatego nie musisz robić nic, aby spodobać się Mnie. Jedyne, czego pragnę, to abyś i ty stał się równie szczęśliwy, jak Ja jestem. Bo kocham, a miłość to dzielenie się z ukochanymi. Jestem Miłością i kocham każdego z was, bez żadnego wyjątku. Kocham i akceptuję was takimi, jakimi jesteście. Jestem Miłością, jestem Radością, jestem Szczęściem. I teraz mówię wam, abyście zaczęli się budzić i rozumieć. Miłość, akceptacja, radość z życia i szczęście bez powodu są waszym naturalnym stanem. Są one nam wspólne.
Kochający ojciec zwraca uwagę na to, co robisz, tylko ze względu na twoje dobro i czasem reaguje tak a nie inaczej. Ale nie zmienia to jego miłości do ciebie. Twoja matka akceptuje cię i kocha bez zastrzeżeń i chociaż czasem skarci, to w niczym nie zmienia to jej miłości do ciebie. A Ja jestem miłością równą milionom miłości ojców i matek. Miliardom. Tym właśnie Jestem.
Gdybym nie akceptował was takimi, jakimi jesteście, i nie kochał was bez zastrzeżeń, znaczyło by to, że Moja miłość jest uwarunkowana, zależna od waszego postępowania i myślenia. A nie jest i nigdy nie była. Ci, których potępiacie jako największych zbrodniarzy, mają takie samo prawo do Mojej miłości jak wasi święci.
To znaczy, że nie potępiłeś ani Stalina, ani Hitlera, ani Pol Pota?
Nie, Ja nie potępiam nikogo, Ja jestem miłością, która akceptuje, tuli w sobie, kocha i czeka, aż wrócicie do Mnie.
Może to jest właśnie problem tego świata, jest on, jaki jest, ponieważ nie opowiedziałeś się po żadnej ze stron, nie opowiedziałeś się po stronie tego, co nazywamy dobrem.
Oj ostrożnie, wchodzisz na śliski grunt! Po pierwsze jesteście czymś na kształt Mojej rodziny, Moich dzieci, i jak już powiedziałem, wasze czyny nie wpływają na Moją miłość, więc jak miałbym się opowiedzieć po którejś ze stron? Po drugie dobrem nazywasz osąd historii, czyli spojrzenie z perspektywy czasu na czyny i ich skutki. Wasza ocena nie jest jednoznaczna, bo w czasach gdy oni rządzili, mieli poparcie wielu milionów ludzi i wielu modliło się za nich w jak najlepszej wierze, że czynią dobro! Po trzecie spojrzenie z perspektywy czasu na waszą cywilizację jest również krytyczne, a wielu z waszych dzisiejszych przywódców będzie potępianych przez przyszłe pokolenia. Również za to, co robicie z tą planetą, a na co dziś nie zwracacie uwagi. Po czwarte chcielibyście, abym opowiedział się po jednej ze stron, tylko nie jesteście w stanie jednoznacznie i jednogłośnie ustalić po której, świat Zachodu ma swoje preferencje, świat arabski swoje, a Daleki Wschód jeszcze inne. Po piąte nie wiecie, co wam pisane z powodu zaszłości karmicznych, jakie nabyliście w przeszłości. To prawo jest ustalone tutaj w dużej mierze przez was samych i służy nauce przejawiania miłości. Stąd wojny i nieszczęścia są akceptowane przez was jako istoty duchowe i służą waszemu rozliczeniu się z przeszłością i kroczeniu naprzód w trudnych warunkach. I tylko w skutek waszej niewiedzy twierdzicie, że prawa łączące przyczyny i skutki nie istnieją. Po szóste oceniając i potępiając ich według nie uczynków, ale charakterów, co oczywiście mógłbym zrobić, wiedząc, co w was siedzi, musiałbym potępić was wszystkich, bo w każdym z was znajdują się cząstki tych cech, które doprowadziły do rozwoju osobowości Stalina czy Pol Pota. Dlatego zamiast osądzać innych, przyjrzyjcie się sobie i wiedzcie, że wśród was jest wielu takich, którzy w sprzyjających warunkach wprowadziliby chętnie prawo silniejszego i zaczęli fizycznie eliminować swoich przeciwników. I nie potępiajcie nikogo, ani innych, ani was samych. Gdybym Ja przyłożył do was miary, które mi proponujecie, ta planeta w jeden miesiąc byłaby pusta. Po siódme Ziemia bardziej jest szkołą i szpitalem niż sądem i więzieniem. Nieświadomi wymagają uświadomienia, chorzy uzdrowienia, a nie osądzania i ukarania.
Dziękuję Ci za wyjaśnienie, rzeczywiście teraz jaśniej rozumiem, że powinniśmy bardziej przyjrzeć się sobie i być ostrożniejsi w wydawaniu osądów, bo to między innymi prowadzi do podziału na dobro i zło i staje się przyczyną konfliktów i nieszczęść.
Utrafiłeś w dziesiątkę. Gdy zwracacie się do Mnie, widząc jasno wasze słabości i moralne, i umysłowe, rodzi się w was pokora i zrozumienie potrzeby polegania na kimś więcej niż tylko na samych sobie. I to jest dobry moment, w którym mogę pojawić się Ja i natchnąć was czymś zupełnie nowym. Ten mechanizm jest dobrze opisany w Biblii, kiedy Jezus mówi: "Kto z was jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem", a ludzie się rozchodzą, rozumiejąc, że sami wcale nie są lepsi. I ta konstatacja faktu jest wielkim krokiem naprzód, a tym większym, im bardziej kieruje wzwyż ku Bogu, ku miłości.
Podsumowując to, co powiedziałeś: podział na dobro i zło jest względny.
Nie, on nie jest względny tylko niewłaściwy, ponieważ nie jesteście w stanie widzieć i rozumieć całości ludzkich losów, nauk oraz sił duchowych, jakie budujecie wskutek przejść przez różne wydarzenia. Nie oceniajcie tyle, zostawcie osąd sądom, a sami zajmijcie się drogą w kierunku Boskości, bo tylko Ona może was wyprowadzić ku światłu, zrozumieniu, miłości i znacznie, znacznie lepszemu życiu.
Więcej pokory wobec życia, a zaraz wszystko stanie się prostsze.
Więcej pokory wobec Boga, tak należy powiedzieć, a życie zaraz przyjmie inny obrót.
Rodzą się nowe pytania, wiele pytań.
Pokłony przed bezosobowym Absolutem dla wielu mogą stanowić zbyt wielki wysiłek. Można kłaniać się przed Tobą jako Jezusem? Ja odkąd wiem, kim jest Sri Sathya Sai Baba, kłaniam się przed Sai.
Jestem esencją każdej Formy jak i Bezimiennym, Bezpostaciowym Absolutem. Jestem tym wszystkim. Forma jest naczyniem, w które wstępuje miłość promieniująca na wyznawców.
Jednak niektóre figury czy obrazy świętych nie promieniują dobrze, brak im lekkości, radości, uniesienia, które ja wciąż widzę w Sai.
Patrz zatem poza formę, nie czcij posągu tylko Miłość, a Ona cię uniesie ponad wszystko. Nie myl drogowskazu z celem. Tak jak w Biblii: "Wejdź do najciemniejszej komory".
Chodzi o to, by spotykać się z Tobą prywatnie?
Masz cudowne poczucie humoru. Oczywiście, że prywatnie. Mów cicho. Ja jestem i słucham. Wystarczy twój szept.
Wydaje mi się, że świat coraz silniej przyciąga ludzi do siebie i coraz głębiej ingeruje w duszę i umysł, i coraz trudniej jest ten proces powstrzymać. Co byś nam zalecił?
Dla Mnie nie ma żadnych przeszkód, jeśli człowiek jest gotów do duchowej drogi, potrafię tak ułożyć mu los, aby nią szedł. Nie myślisz chyba, że świat jest silniejszy ode Mnie? To byłaby ignorancja. Coraz więcej masz do czynienia z zewnętrznością, więc mylisz przelotne wrażenie z prawdą o Mnie i świecie, i naszej wzajemnej relacji. Świat jest częścią Mnie i Moim darem dla was. To, co spotyka każdego z was, jest Moją intencją, potrzebą wynikającą z ważkich przyczyn natury duchowej. Świat jest sceną, na której rozgrywa się to, co ma się rozegrać. I nigdy nie było inaczej, i nigdy inaczej nie będzie.
Reżyserujemy wspólnie, jesteśmy Jednią. Świat jest przejawem Miłości, Jej wyrazem i Ona nadaje mu sens w najdrobniejszych szczegółach. Zaczynajcie dzień miłością do Boga, napełniajcie dzień miłością do Boga, kończcie dzień miłością do Boga - oto jest droga ku Światłu.
Bóg, lęk, religia i energie
Dziś zaczęliśmy nowy wątek - o modlitwie.
Modlitwa w kulturze Zachodu jest kompletnym nieporozumieniem. Modlitwa to spotkanie Boga i człowieka, spotkanie na krawędzi Nieskończoności. Spotkanie z miłością i oddaniem.
Ojcze i Matko nasza, od Ciebie pochodzimy, święć się Imię Twoje, ucz nas, jak mamy żyć w Twoim Królestwie tutaj, na Ziemi, spraw, abyśmy nie sprzeciwiali się Twojej Woli, prosimy Cię, daj nam Miłość, Radość i Szczęście i prowadź nas za Sobą aż do pełnego zrozumienia, że jesteśmy Jednym.
Klepanie pacierzy i udawana dewocja - oto, co ofiarujecie Bogu zamiast miłości i oddania. Ludzie nie życzą sobie, żebym był im przyjacielem i najbliższym powiernikiem. Boją się Mnie i stronią ode Mnie. Po części jest to wina błędnych doktryn i religii, które wyznajecie. Wasza religia jest przeniknięta strachem przed grzechem, piekłem i Bogiem. To trzy kompletne bzdury. Zamiast się bać grzechu (jeśli już używamy tej niewłaściwej terminologii), lepiej prosić Boga, aby więcej go nie popełniać, piekło nie istnieje, a Bóg jest bardzo bliski, czuły i kochający.
Współczesne religie świata Zachodu u swych podstaw mają lęk zamiast miłości. To zupełne nieporozumienie i mocny dowód na to, że straciły wewnętrzną nić Boskiej Mocy, która dawała im życie. Do dzisiejszego stanu religii doskonale pasuje tytuł sztuki Szekspira "Wiele hałasu o nic".
Pamiętam Twój komentarz do wielkich uroczystości w Watykanie, cały dzień turlałem się ze śmiechu.
"Kościół mógłby śmiało zostać wpisany do księgi rekordów Guinessa jako największa organizacja, której olbrzymie wysiłki nie przynoszą żadnego efektu".
Ludzie kościoła są zbytnio zapatrzeni w samych siebie. Kościół nie jest matką, i jego wartość nie da się w żadnym stopniu zestawić z wielkością i majestatem Boskim. Nie wolno czcić kościoła, żadnego. Tylko Bóg jest wartością, reszta to błędne teorie na podbudowie ludzkich interesów.
Czyli manipulacja ludźmi.
Liczy się Bóg i droga ku Niemu. Tutaj żadna instytucja nie jest potrzebna. Kościoła mogłoby wcale nie być i byłoby lżej.
A co ze świętymi i cudami, co z osiągnięciami duchowymi, np. Teresy z Avila, Jana od Krzyża, Teresy z Lisieux, Franciszka z Asyżu, Józefa z Cupertino, Tomasza z Akwinu, Faustyny, ojca Pio i tysięcy innych?
Czy masz wrażenie, że dobra duchowe dał im kościół? To dlaczego nie otrzymali ich żyjący im współcześnie, przecież uczestniczyli w tych samych mszach, studiowali te same księgi i mieli tych samych nauczycieli? Czy potrafisz Mi na to odpowiedzieć? Jeśli ludzie kościoła nie mogli dać innym podobnych łask, to znaczy, że nigdy ich nie mieli. Jeśli mówisz o tych kilkunastu czy kilkudziesięciu ludziach znanych powszechnie jako święci chrześcijaństwa, to popatrz, jaka jest to wielka dysproporcja - stu do kilkuset milionów. To są zaniedbywalne wyjątki, a więc jaskrawy dowód na wielką porażkę duchową kościoła przeszłości i teraźniejszości. Bo w takim razie, co z resztą?
Śmiejesz się, masz cudowne poczucie humoru. W ogóle jesteś taki cudowny, a Twoja miłość tak słodka.
Ludzie, których wymieniłeś, uzyskali dary duchowe towarzyszące zjednoczeniu pomimo wysiłków kościoła, nie dzięki nim. Zainteresuj się życiem świętych, Józef z Cupertino spędził kilkadziesiąt lat odsunięty od posług kapłańskich i zamknięty w swej celi, podobnie ojciec Pio (Moja wielka miłość). Pamiętasz, jak zmarła Mała Teresa z Lisieux albo święta Faustyna? Dlaczego święty Jan od Krzyża spędził pół roku w lochu bez światła? Każdy z nich, jeśli by urodził się w świecie islamu, byłby do dziś czczony jako wielki mistyk, a w świecie buddyzmu jako wielki przebudzony.
Wśród mistyków wielką rzadkością są ludzie z kościelnej hierarchii. Zazwyczaj są to ludzie odrzucani przez "górę" kościoła i wynoszeni na ołtarze dopiero, gdy już zejdą z tego świata i przestają zagrażać establishmentowi. Nigdy nie mają posłuchu za życia, kiedy mogliby coś zmienić. Zapomnij o religii. Liczy się tylko Bóg i miłość do Niego. Jeśli jest w stanie ci w tej drodze pomóc jakiś ksiądz katolicki, protestancki, buddysta czy hinduista, albo tylko zwyczajny porządny człowiek, to chwała mu za to. Ale nie myl drogi i drogowskazu z jej celem.
Zauważyłem, że gdy mówisz o kościele i religii, robi się jakoś niemiło, nie te energie, zupełny brak lekkości, uniesienia zazwyczaj płynącego z Twoich słów.
Twoja wrażliwość pomaga ci odkryć prawdę. Energii nie da się ukryć. Zapomnijmy więc o religii i dajmy jej spokój. Mówmy o miłości, o szczęściu i o radości, o tym wszystkim, czym JEST BÓG.
I jeszcze jedno. Podobnie jest z myśleniem o innych ludziach. Wiele razy doświadczyłem, że jeśli myślę o innych, zaraz psuje mi się nastrój i dopiero skierowanie ku Tobie przynosi świeżość, radość i uniesienie. Już rozumiem, dlaczego przez lata uczyłeś mnie nie kierować się ku innym i nawet nie wspominać o nikim. Po co się łączyć ze światem. On w niczym Ci nie dorównuje.
Energia przenika wszystko, ludzie są zanurzeni w jej polu i ją przetwarzają. Kieruj myśli ku Bogu, nie ku ludziom i światu. To pomoże ci najwięcej.
Chciałbym zapytać jeszcze o jedną rzecz.
Pytaj. Ja słucham. Ja stale słucham. Każdego. Teraz także. Co masz Mi do powiedzenia? Co macie Mi dziś do powiedzenia moje dzieci? Mówcie bez skrępowania.
Chciałbym, abyśmy porozmawiali o energii.
Dobrze, a o czym konkretnie?
Mamy ciało złożone z tak zwanej energii grubej, ale oprócz tego są jeszcze energie subtelniejsze, energie emocjonalne i myślowe.
Tak, ale nie tylko, są jeszcze energie duszy, znacznie "wyższe wibracje" jak to nazywacie, no i Moje Energie Stwórcze.
W zasadzie tak, nie musisz wiedzieć nic więcej.
Porzucając ciało, "wychodzimy" w "ciele" z tych wyższych, subtelniejszych energii?
Tak, życie to nieustanna przemiana energii. Energie myślowe i emocjonalne mają swoje "ciała", lepiej nazwijmy je powłokami, dlatego że przechodząc przez zjawisko śmierci, ludzie zrzucają je również. Gdybyście tylko potrafili się wyciszyć, moglibyście porozmawiać z ludźmi, którzy odeszli. Bo w końcu dlaczego nie? Wielu jest zasmuconych faktem, że nagle nikt ich nie widzi i nie słyszy, a ci, "po materialnej stronie", którzy coś odczuwają, zaraz wpadają w przerażenie. To nie jest potrzebne.
Bariera pomiędzy światami to w bardzo dużej mierze bariera waszej własnej ignorancji i niewrażliwości na własne życzenie. To samo z przekazem myśli i rozmową pomiędzy ludźmi na poziomie myślowym. To wszystko jest dostępne, potrzeba jedynie nieco treningu.
Ale właściwie do czego byłoby to nam potrzebne?
[Śmiech] Mówisz, jakbyś nie wiedział. A rozmowa ze Mną? To przecież jest takie proste. I dla większości ludzi zaledwie na wyciągniecie ręki. Tylko chcieć i trochę wiedzieć jak, a życie zaraz będzie wyglądało inaczej. Ludzka rasa teraz jest strasznie głupia. Jak dzieci, głupie i złe. Ale nie zmienia to w niczym Mojej miłości do was.
Stąd Twoja książka, którą dyktujesz.
Tak, i nie ta jedna. Wkrótce będą ich dziesiątki, setki i tej fali nikt nie zatrzyma. Wszystko się zmieni, absolutnie wszystko. Życie na Ziemi będzie całkowicie inne, niż je teraz znacie. Będzie bliskie tego, co nazywacie rajem.
Właściwie moje czasem już takie jest.
O właśnie, cieszę się, że to widzisz. Po tobie przyjdą inni i wszystko się zmieni na lepsze. I tak już pozostanie.
Z rozmową myślową mielibyśmy pewien problem.
Nie sposób byłoby wykryć podpowiedzi na egzaminach.
Tak, teraz chcę Ci oficjalnie podziękować za te co najmniej kilkanaście egzaminów, na których otrzymywałem Twoje bezbłędne podpowiedzi. W latach kariery uważano mnie za błyskotliwego człowieka. Garstka znała prawdę.
Cóż, od młodości nie jadłeś mięsa, nie piłeś alkoholu, dużo medytowałeś i starałeś się pracować dla Mnie, tak jak to czułeś i rozumiałeś. Jak miałbym Ci nie pomagać? To przecież naturalne.
Co do jedzenia mięsa, uwziąłem się pod wpływem kolegów - buddystów. I nie pomogła wojna w domu. Dieta bez mięsa i już.
To był moment, gdy twój upór na coś się przydał. Mięso zwierząt, oprócz tego że pochodzi od zabitych żywych istot, zawiera specyficzne energie właściwe zwierzętom i niekorzystne dla ludzi. One ograniczają wrażliwość i sprawiają, że umysł zbudowany z subtelnych prądów nabiera cech zwierzęcych. Stąd tylko krok do przemocy, kłótni i wszelkiej gwałtowności. Nie mówiąc już o negatywnej karmie, negatywnych skutkach, jakie musicie ponieść.
Podobno bez mięsa organizm człowieka nie może rozwijać się prawidłowo.
A jedząc mięso, nie może rozwijać się duchowo. Co jest ważniejsze? Ciało czy wartości duchowe?
Dla mnie już jest to jasne.
Każdy musi sobie odpowiedzieć na to pytanie. Druga sprawa to alkohol, narkotyki i papierosy.
Niszczą. Wstrzymują rozwój duchowy.
Wiem, co mówię. To znów sprawa indywidualnego wyboru.
Wielu ludziom będzie trudno uwolnić się od nałogu.
Nie ma rzeczy niemożliwych. Jednak trzeba chcieć. Bóg pomoże. W dobrej sprawie zawsze pomaga.
Tak, pamiętam, jak znajomy miał zamieszkać na jakiś czas przed moim wyjazdem do Indii. Poprosił Cię o pomoc w rzuceniu palenia, a palił około paczkę dziennie od ponad dziesięciu lat. Nałóg znikł w jedną noc i nawet nie miał głodu nikotynowego. Wiem, że wcześniej coś dziewięć razy był na odwyku z powodu alkoholu, leków i narkotyków. Musiał mieć żelazne zdrowie. A nałóg tytoniowy znikł w jedną noc bez śladu.
Nie mógłby zamieszkać w Moim domu, jeśli by nadal palił. To była sytuacja specjalna. U innych ludzi odbywa się to zazwyczaj w tradycyjny sposób.
Porozmawiajmy teraz o znaczeniu mantr.
To jest ważny temat na osobną rozmowę.
Właśnie. Zauważyłem kilka rzeczy podczas medytacji z mantrami. Znam ich wiele.
Po pierwsze wyciszają umysł i potrafią przerwać tok myślowy.
Tak, wznoszą materię myślową ku wyższym rejestrom i stąd wrażenie przerwania myśli i ich zacichnięcia. Długotrwałe stosowanie odpowiednich mantr bardzo wzbogaca "energetykę" człowieka i wysubtelnia odbiór. Należy się nauczyć nimi posługiwać.
Czy zatem mógłbyś opowiedzieć, jakie i kiedy stosować?
Nie. To zrobię przy innej okazji. Nie dzisiaj. Zbyt wiele już tematów poruszyliśmy i nie chcę, aby powstał z tego mętlik. Nie za wiele rzeczy na raz. Rozwój duchowy i droga do Boskości odbywa się etapami. Najpierw musimy omówić podstawy, a dopiero potem przejdziemy do arkan sztuki. Na pierwszy ogień musi pójść mięso, alkohol, tytoń i narkotyki. Bez tego nie ma ani kroku wzwyż.
Żartujesz. Co jesteś w stanie poświęcić, żeby znaleźć Boga?
O właśnie, to Mi się podoba.
Abstynencja i wegetarianizm to naprawdę minimalna cena. Już taniej nie można.
Skoro już mówimy o warunkach - jak Cię znam, wspomnisz coś również o religii.
Tak. Religia jest dziełem rąk ludzkich. W większości jej dogmaty wynikały z potrzeb politycznych albo z chęci zawładnięcia życiem i umysłami ludzi. Dlatego każdy, kto to zrozumie, ma swobodę wyboru, czy pozostać przy swej religii, czy ją opuścić. Nie ma tej swobody ktoś, kto w pełni pojął, że stanowi ona istotną przeszkodę w drodze ku Bogu. Pamiętaj, nic z rzeczy tego świata nie może się z Nim równać, również żadna z religii. Masz, tak jak zawsze miałeś, wolność wyboru i możesz go dokonać bez lęku. Czy pójdziesz za takim, czy za innym drogowskazem, nie ma znaczenia, ważne, abyś znalazł cel. Religia jest do pewnego stopnia pomocna, po czym szybko staje się zawadą. Każdy ma Źródło w samym sobie. W głębi każdego serca mieszka Bóg. Patrzcie, słuchajcie i znajdźcie. Znajdźcie Mnie. Ja już na was czekam. Czekam. I kocham. Zapamiętajcie to.
Spotkam się zapewne nie jeden raz z pytaniami o stosunek do kościoła i tradycyjnej religii.
Odpowiesz to, co w danej chwili ci podpowiem. Pamiętaj, że najskuteczniejszą bronią przeciw smutkowi, złości i fanatyzmowi jest... Czy wiesz co?
Nie, nie rozsądek, bo nie ma potrzeby zastanawiać się nad smutkiem, fanatyzmem czy zaściankową religijnością. Ich nie trzeba rozumieć, bo szkoda na to czasu, lepiej zwracać się i starać kochać Boga. A teraz odpowiedź: najskuteczniejszą bronią jest śmiech. Ja jestem radością i miłością i nie ma takiego tematu, który powinien wywołać smutek na twarzach Moich uczniów. Nie ma takiej sprawy, która byłaby ważniejsza ponad Moje szczęście, Moją miłość i Moją radość. Żyjcie w Miłości, Żyjcie w radości - oto jest droga do Boga dla wszystkich. Bądźcie szczęśliwi i niech uśmiech nigdy was nie opuszcza!
Część druga - Rozmowy (fragment 2)
Dziwna rzecz przyszła mi dzisiaj do głowy: że niezależnie od wychowania, w takiej czy innej religii, człowiek może ją zawsze porzucić, jak również Bóstwa w niej czczone, dla podążania za głosem serca wskazującym mu inne Istoty.
Nie, to nie tak, powiedziałem to inaczej, przypomnij sobie dobrze.
Można porzucić wiarę w Jezusa bez żadnych konsekwencji.
Właściwie niby to wiem, jednak dla wielu ludzi byłby to szok.
Tak, ale taka właśnie jest prawda. Możesz w każdej chwili porzucić wiarę w Jezusa, Buddę czy Krisznę, bez żadnych konsekwencji. Na pewnym etapie jest to nawet potrzebne, tak aby forma Boga nie przeszkadzała treści. Wasze wierzenia tak bardzo odbiegają od rzeczywistości, wierzycie w rzeczy niedorzeczne, błędne, a nawet szkodliwe. Większość ludzi zapomniała, że religia jest drogowskazem na drodze do Boga, nawet nie samą drogą, a z pewnością nie jej celem. Ludzie przez wieki tyle nazmyślali, że zamiast dziś rozważać, co jest wartościowe, a co nie, lepiej oddać się Bogu w opiekę, aby to On prowadził i oświetlał drogę ku Sobie. I nie powracać do przeszłości, do starych form kultu.
Zabierasz nam coś, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Coś, na czym opiera się nasza kultura i struktura społeczna.
I co, jest ona coś warta? Kultura jest wartością, o ile potrafi przekazać przez pokolenia przesłanie miłości do Boga, troski o innych i Przyrodę, natchnąć do poszukiwań wartości wyższych i wzbogacić w ten sposób życie ludzkie. Wasza kultura przekazuje z pokolenia na pokolenie osądy i uprzedzenia, uczy wrogości wobec obcych, szacunku dla autorytetu instytucji i uległości wobec władzy. Dlatego jej płodem są ludzie przeciętni, a nie jednostki wybitne rozumiejące życie i umiejące kochać Boga ponad wszystko. Kultura nie może przekazać wartości, ale może pokazać, gdzie je znaleźć. Wasza daje wam fałszywe światło, za którym podążacie.
Stąd wniosek, że powinniśmy zapomnieć i religię, i kulturę?
Tak, stanowczo tak. Obie są elementami systemu panowania nad człowiekiem, a jeśli wiesz już, że wewnątrz jesteś jednym z Bogiem, to ludzie, społeczeństwo i jego wymysły nie powinny mieć nad tobą władzy. Odrzucasz system w imię wyższych wartości. Odrzucasz system, który je zabija.
A jednak każda władza czyni się wybraną z Boskiej woli lub też, jak twierdzą inni, z woli ludu.
To ich ulubiona śpiewka. Zadaniem władzy jest dbać o porządek, zapewnić rozwój nowemu pokoleniu, opiekę zdrowotną i zabezpieczenie socjalne. Każda czyni to w oparciu o ściągane podatki, a więc korzystając ze zbiorowej zgody ludzi. To, że jej działalność dotyczy także ciebie, nie znaczy wcale, że powinieneś się podporządkować jej poglądom. Twoim obowiązkiem jest mieć swoje zdanie oparte o sumienie i Boga w sercu. Wtedy osąd i poglądy innych nie mają znaczenia.
A więc bunt przeciwko społeczeństwu.
Bunt nie jest potrzebny, tylko umacnia to, czemu się przeciwstawiasz. Idź za głosem serca i sumienia. Idź ku Bogu, poza świat, poza obszary, dokąd doszły ludzkie umysły. Porzuć to, co poznałeś do tej pory, przyjdź do Mnie z pustymi rękami, pustym umysłem. Ja obdarzę cię miłością i wszystkim, czego potrzebujesz. Ciebie i każdego z was. Zaufajcie Mi.
Powróćmy jeszcze na chwilę do wpływu społeczeństwa na człowieka.
Dobrze. Zadaj sobie pytanie: co wartościowego do tej pory przekazali ci inni ludzie, w tym rodzice oraz w szczególności szkoła i religia? Co wartościowego wyniosłeś z tych setek godzin przesiedzianych w szkolnych ławkach, w kościelnych ławkach i ławach uniwersyteckich? Co oprócz odcisków na d...?
No wiesz! Takie słowa w Twoich ustach!
Dziecko drogie, ułatwię ci sprawę. Czy nauczyli cię, jak masz samodzielnie poszukiwać odpowiedzi, twoich własnych? Czy nauczyli cię samodzielnie dochodzić do prawdy i żyć według jej przewodnictwa? Czy pokazali, jak budować relacje z innymi ludźmi, tak abyś ty i oni mogli znaleźć szczęście? Czy nauczyli cię, jak kochać siebie i innych, jak znaleźć satysfakcję z życia? Czy pokazali, czym jest dobro płynące z człowieka i wzbogacające wszystko wkoło? Czy nauczyli, jak zachowywać spokój wśród wydarzeń życiowych? Czy pokazali, jak możesz stać się wartościowym członkiem społeczności i wnieść do niej prawdziwe wartości? Czy pokazali ci, jak powinieneś się zwracać do Boga, aby otrzymać Jego odpowiedź i prowadzenie?
Po raz kolejny nie wiem, co ci odpowiedzieć. Miałem wrażenie, że jednak szkoły i uniwersytety uczą wielu wartościowych rzeczy, a jednak słysząc Twoje pytania dotyczące tak istotnych kwestii, zaczynam mieć wrażenie, że ten czas był w dużej mierze zmarnowany.
I tu masz całkowitą rację. Teraz na Ziemi żadna szkoła nie uczy tych przedmiotów, żadna nie uczy jak żyć, jak znaleźć własne miejsce w życiu, jak stawiać czoło przeciwnościom i dążyć do poznania prawdziwej wartości. Zamiast tego zmusza się do zapamiętywania "prawd objawionych", czyli dogmatów społecznych opartych na błędnym osądzie historii i kultury. A to w 99% są śmiecie.
To są bardzo ostre słowa.
Powiedz mi, czy są nieprawdziwe? Powiedz, dlaczego macie o sobie, własnym umyśle, kulturze i społeczeństwie tak dobre mniemanie? Czy rozwiązaliście problem głodnych dzieci na świecie albo chociażby w swoim kraju, czy kierujecie się w życiu łagodnością i zrozumieniem, czy rozumiecie niszczące znaczenie przemocy, czy inność inspiruje was i pociąga, czy umiecie wybaczać? Odpowiedz Mi, bo macie się za panów i królów stworzenia, a Ja oprócz wysokiego mniemania o sobie nie widzę w was nic szczególnego. Jesteście mistrzami pychy i arogancji, i pojedynczo, i zamknięci w ciasnych ramach waszych społeczności. Inność was razi i stanowi dla was zagrożenie. Konflikty pomiędzy wami łatwo przeradzają się w starcia zmierzające do zniszczenia przeciwnika, jakbyście byli sporządzeni z łatwopalnego materiału. Często, gdy na was patrzę, myślę, że powinienem stworzyć was z nalepkami: "Ostrożnie, wybucha od dotknięcia!"
Pozwól mi wyrazić swoją opinie. Mam wrażenie, że w Twoich słowach jest bardzo wiele goryczy. Miałem takie przekonanie, że będziesz w naszych rozmowach tłumaczył różne sprawy, pokażesz drogę ku Tobie i generalnie będziesz nas wynosił, a nie chłostał. Tymczasem już któryś raz natykam się na temat, za którym kryje się jakaś niespodziewana mina. W rozmowach, które prowadzimy prywatnie, jesteś bardzo wesołym i wspierającym kompanem.
Ja was nie potępiam, stwierdzam stan faktyczny. Widzę niesłychaną wiarę we własne możliwości i rzeczywistość złożoną z masy prostych do rozwiązania problemów, przed którymi konsekwentnie się uchylacie. Dłonie wyciągnięte w kosmos i dłonie dziecka żebrzącego na ulicy o kawałek chleba, i umierającego w końcu z głodu, bo nic nie dostało. Powiedz mi człowieku, których dłoni jest więcej? Czy nie widzisz, co się tutaj dzieje?
Widzę dumę jednych i ocean cierpień innych. Oceany. Co mam wam powiedzieć? Że was popieram? Że stoję po waszej stronie? Że postępujecie słusznie? Że jesteście mądrzy, dobrzy i naprawdę wspaniali? Odpowiedz mi człowieku, co mam wam powiedzieć?
Jaka przyszłość nas czeka?
Z tego, co powiedziałeś, możemy mieć kłopoty.
Tak, możecie mieć poważne kłopoty. Sednem sprawy jest to, że nie nadążacie w rozwoju duchowym za rozwojem technologii.
Dzisiaj już chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzy, że technika i technologia są receptą na wszystko.
Zdziwiłbyś się, jak wielu ludzi tak myśli. Żyją zapatrzeni w świat zewnętrzny i nic dziwnego, że modlą się do bożka, który w ich mniemaniu wywołuje w nim największe zmiany. Tymczasem nierównowaga pomiędzy waszymi możliwościami a poziomem rozwoju duchowego staje się coraz większa. I jest to dla was samych coraz większe zagrożenie, musicie to odwrócić, albo...
Co się stanie, jeśli będziemy nadal podążać tą drogą?
Nastąpi zagłada życia na planecie.
Nastąpi zagłada życia na planecie.
Nie wiem, co mam powiedzieć.
Nie musisz nic mówić. We wszechświecie ginęły już potężne cywilizacje władające olbrzymimi połaciami galaktyk, panujące do pewnego stopnia nad czasem i przestrzenią… Również gdy prześledzisz historię Ziemi, znajdziesz wiele przypadków upadku kultur i całych cywilizacji.
Wydaje mi się, że nasza jednak ma dość silne mechanizmy samoregulujące, które nie pozwolą zapuścić się za daleko.
Mylisz się. Prawda jest taka, że Ja często interweniuję i udaremniam różne próby niewłaściwego wykorzystania waszego potencjału. Jesteście zbyt agresywni i zbyt niemoralni jak na wasz poziom rozwoju. Powtarzam - to się może źle dla was samych skończyć.
Ale chyba nam tego nie zrobisz, co?
Ja nie, to wy sami sobie zaszkodzicie, w tej chwili cały czas powstrzymuję lawinę, która może zejść i pociągnąć was ze sobą. Aktualnie wchodzicie z nauką w obszary bezpośrednio zagrażające życiu na Ziemi.
Mówisz o manipulacjach genetycznych?
Tak, ale nie tylko. Nauka może i powinna służyć wam, ale nie może pozostawać głucha na głos rozsądku i sumienia. Jeden i drugi skutecznie zagłuszacie ideologią i żądzą zysku. A to jest bardzo niebezpieczne.
Wydaje mi się, że pojedynczy człowiek ma na ten stan rzeczy niewielki wpływ.
I tu się mylisz. Jeśli potrafi i chce zwrócić się do Boga, to ten wpływ może stać się ogromny.
Jakie Ty widzisz rozwiązanie?
Tylko jedno - powrócić do miejsca, skąd wyszliście, do Boga i Jego Miłości. Inaczej prędzej czy później tak naruszycie równowagę i ekosystem, że zniszczycie życie na Ziemi. Finałem każdej podróży jest powrót do Mnie i żadna cywilizacja nie może się rozwijać, nie biorąc pod uwagę współpracy z Siłą, która stworzyła ten wszechświat. Pójście własnymi drogami prędzej czy później prowadzi do zagłady, prędzej czy później odkryjecie coś, nad czym nie zapanujecie, i to was zniszczy.
Wszechświat nie zna pojęcia szkody. Są procesy, które prowadzą do takich a nie innych skutków.
Ty znasz przyszłość, czy mógłbyś mi powiedzieć, jak się to wszystko skończy?
Ludzkość roztopi się w Świetle.
Ale czy życie na Ziemi przetrwa?
Nie, w ciągu kilku miliardów lat zniszczy je Słońce.
Ale czy w ciągu najbliższych stu i dwustu lat nie wydarzy się coś, co może zagrozić ludzkości?
Nie dostaniesz odpowiedzi na to pytanie. Już powiedziałem dosyć na ten temat, kto ma uszy, niechaj słucha. Siedzicie na beczce prochu, która coraz częściej jest utrzymywana w spokoju przez interwencje Sił Wyższych, a to nie będzie trwało wiecznie, bo konsekwencje karmiczne i ogrom cierpień, jaki stworzylibyście, nie jest nikomu potrzebny. Albo zmienicie sposób myślenia, albo sami się wysadzicie. Nie pierwsi i nie ostatni.
Tak, ale ani Twoje, ani moje słowa nic nie zmienią.
Mylisz się, mogą zmienić bardzo wiele, w tej chwili ma miejsce wyścig z czasem. Stawką w nim jest wasz los. Czasem jeden trzeźwo myślący człowiek może odwrócić bieg historii.
Myślę, że jednak w ciągu najbliższych pięćdziesięciu lat nic takiego się nie wydarzy.
Nie znasz przyszłości. Niewielu ludzi przeczuwało wydarzenia z września 2001 roku, a popatrz, jaki ogromny wstrząs przeżyliście. Nie wiecie, co jeszcze niesie przyszłość. Nie jesteście w stanie zabezpieczyć się przez wszystkim. Jeden trzeźwo myślący może pokazać nowy kierunek i sprawić, aby ludzie nim podążali.
I przestali się bawić nauką?
Niekoniecznie, bo nie sama nauka jest zagrożeniem, jedynie sposób, w jaki wykorzystacie jej odkrycia. Jeśli będziecie żyć w unii z Bogiem, zaczniecie odkrywać jeszcze potężniejsze siły i nie będą one stanowić zagrożenia dla waszego bytu. Po wielkich odkryciach technicznych i technologicznych czas odkryć rozum i sumienie. Czas odkryć Boga. Jesteście częścią większego systemu, a co więcej, system ten to tak naprawdę jedna Istota. Szkodząc jakiejś jego części, w rzeczywistości niszczysz Mnie, czyli samego Siebie. Życie jest jedno.
Nie mam co liczyć na to, że odpowiesz mi na pytanie: jak będzie wyglądała przyszłość?
Gdybym dziś odpowiedział, odebrałoby to nam całą radość z przygody odkrywania świata i wszechświata. Tak to jest urządzone od tysięcy lat i nie należy tego zmieniać.
Największą przygodą jest jednak odkrycie Ciebie.
Wydaje mi się, że Ty jednak znasz dokładną, a nawet bardzo dokładną odpowiedź na pytanie: co będzie tutaj za 100 czy 200 lat, tylko nie chcesz powiedzieć.
Mógłbym, ale to by wam zaszkodziło, nie jest wam do niczego potrzebne poznanie przyszłości, choć są ludzie, którzy na ten temat bardzo wiele wiedzą. Wciąż jeszcze ich przemyślenia i wizje pozostają w sferze fantastyki naukowej.
Pamiętam z książek Juliusza Verne'a czy Arthura Clarce'a - podawali wiele zaskakująco trafnych obserwacji dotyczących np. pierwszego lotu na Księżyc, wynalazków.
Nie tylko oni odkryli złoty klucz do drzwi, za którymi znajduje się przyszłość.
Nie, inspiracja wewnętrzna, wsłuchanie w samego siebie.
Ale dziś moglibyśmy już porozmawiać o możliwych scenariuszach wydarzeń?
Nie, dziś jeszcze nie, być może za kilka lub kilkanaście lat tak, teraz jeszcze jest grubo za wcześnie.
Ostatnie pytanie - z tego, co powiedziałeś, to nad niebezpiecznymi eksperymentami pracują ludzie bezmyślni lub też zwichnięci moralnie.
Nie, nie powiedziałem, że bezmyślni, wprost przeciwnie, są bardzo sprawni intelektualnie. Jednak brak im wyczucia wewnętrznego niezbędnego przy zajmowaniu się sprawami tak wielkiej wagi, o tak wielkich konsekwencjach.
Czyli los naszego świata spoczywa w rękach jednostek niemoralnych.
Jak zwykle, to akurat żadna nowość. Jedyna różnica, że dziś macie do czynienia ze znacznie większym potencjałem zniszczenia niż kiedyś.
Czy mógłbyś podpowiedzieć, gdzie są prowadzone badania, o których mówisz?
Jaki wniosek może płynąć dla czytelnika z tego, o czym przed chwilą opowiedziałeś?
Że warto w każdej sytuacji zwracać się do Boga i w Nim poszukiwać wsparcia i ochrony. Że warto zwracać się ku Jego Miłości, bo Ona rozwiązuje wszystkie problemy i daje nadzieję na przyszłość. O ile sprawy potoczą się właściwie, to tak jak wiek dwudziesty był czasem fascynacji techniką i technologią, to wiek dwudziesty pierwszy zapoczątkuje okres fascynacji Bogiem i wtedy skończą się wszelkie kłopoty ludzi na Ziemi.
A w tej "materii" jest bardzo wiele do odkrycia.
Cały wszechświat, miłość, radość i napęd do życia, który nie kończy się nigdy.
Na moje odczucie, w ciągu najbliższych 10-ciu lat Ziemi nic nie grozi.
Grozi i to wiele, ale na szczęście dla was Ja tu jestem i nie stanie się nic, co mogłoby wam przeszkodzić w drodze rozwoju.
To znaczy, że nasz los jako ludzkiej rasy zależy od rozwoju duchowego?
Tak, to główny wyznacznik przyszłości.
Czyli może się zdarzyć sytuacja, w której skutkiem odejścia od Światła nastąpi jakaś wielka katastrofa.
Mówimy hipotetycznie - tak może się zdarzyć. Nie musi być to zjawisko zewnętrzne, może być wywołane fizycznie przez was samych.
Czyli z Twoich słów wynika, że siedzimy na wulkanie.
Tak, dokładnie tak. I erupcja może nastąpić w jednej chwili.
Co byś nam doradził w takiej sytuacji?
Chcielibyście znać wszystkie odpowiedzi. Sięgnijcie do własnego wnętrza, tam one są. Szukajcie drogi w oparciu o miłość do Boga, obierzcie sobie Ją za przewodnika i tłumacza.
A czy mógłbyś coś podpowiedzieć?
Ależ właśnie to zrobiłem! Pokazałem wam prostą drogę do trwałego pokoju i pomyślności. Tylko iść.
A jakaś bardziej konkretna wskazówka?
To jest jak najbardziej konkretna wskazówka! Zwróćcie się do wnętrza, do serca, do Boga, który tam mieszka. Znajdźcie Go i zacznijcie żyć w zgodzie z Nim i sobą. Będziecie szczęśliwsi i świat się zaraz zmieni. Nie mam na celu założenia jakiejś nowej religii, lecz pokazanie każdemu, kto zechce, drogi, która prowadzi do miłości i szczęśliwości. Dla każdego mam indywidualne wskazówki, znajdźcie je, proście o nie, Ja jestem stale dostępny, o każdej porze, zawsze i wszędzie.
I to jest droga do transformacji świadomości społecznej na Ziemi?
Także, a nawet więcej, do całkowitej zmiany świadomości społecznej i planetarnej, zestrojenia tego, co dziś jeszcze trwa w wielkiej dysharmonii. Samo zbliżenie tych dwóch dziś jeszcze odrębnych stanów bytowania uwolni wielkie zasoby energii duchowej angażowanej obecnie do powstrzymania dalszego rozkładu i zniszczenia. Wtedy nawet najbardziej oporni zaczną więcej widzieć i rozumieć, a ich postępowanie zmieni się niemal automatycznie.
Wspominałeś w jednej ze swych książek o masie krytycznej.
Jest to ilość podobnie myślących ludzi, zorientowanych duchowo, zdolna kształtować świadomość zbiorową w pozytywnym kierunku. Po przekroczeniu punktu krytycznego wydarzenia zaczynają toczyć się same, jako że zostaje uruchomiona wasza powszechna moc stwórcza i ukierunkowana w pozytywną stronę.
Jak daleko nam do tego punktu?
Jak rozumiem chodzi tu o powszechną zmianę świadomości.
I postępującą w ślad zmianę świadomości powszechnej, czyli zbiorowej. Dlatego mówię wam nie o konkretnych rozwiązaniach, ale o drodze, która do nich prowadzi. Moje odpowiedzi nie zmienią was, mogą jedynie w ograniczonym stopniu zainteresować, ale nie przyniosą przemiany wewnętrznej. Bez niej pozostaniecie nadal w martwym punkcie i nie będziecie w stanie odwrócić niekorzystnego dla was biegu wydarzeń.
"Niekorzystnego biegu wydarzeń"?
A tak. Nie płacze, lamenty i błagania, tylko skupiona praca nad sobą, doświadczanie, właściwe wybory, nawiązywanie relacji pomiędzy nami - z każdym indywidualnie i bez pośredników - to jest droga do przemiany waszego losu.
Tak właściwie twierdzi każda religia, że powiem nieco niegrzecznie.
To dobra i szczera uwaga. Każda religia tworzy pośredników i żyje z pośrednictwa, a ponieważ ludziom tam zatrudnionym tego mało, pracują nad zdobyciem jak największego wpływu na człowieka. Tracą wtedy zainteresowanie indywidualnym rozwojem jednostki ku Bogu, zastępując to nakazami coraz doskonalszego dopasowania do rozwijającej się doktryny. Ja mówię o czym innym - nie są ci potrzebni pośrednicy i nikomu nie są potrzebni. Każdy z was ma serce i Mnie mieszkającego wewnątrz, wystarczy się zwrócić. Jedynie to spowoduje przeniesienie świadomości zbiorowej na wyższy poziom, nie "rozwój moralny" albo "ugruntowanie w wierze" jak niedorzecznie twierdzi religia.
Podsumowując: nie są nam potrzebne ani pisma, ani pośrednicy.
Już nie. Czy myślisz, że Ja nie jestem w stanie prowadzić człowieka i dotrzeć do niego bez tych "pomocników"? Prawda jest taka, że w dziewięciu wypadkach na dziesięć tylko szkodzą wewnętrznemu rozwojowi, nabijając człowiekowi głowę banialukami i zamykając serce na miłość do Boga. Prawdziwa przemiana może przyjść jedynie od wewnątrz.
"Prawdziwa przemiana może przyjść tylko od wewnątrz".
Przemiana jednostki, społeczeństwa i świata, dokładnie w takiej kolejności.
Nasuwa mi się pytanie o Twoje zdanie na temat religii i kościołów.
Na Ziemi są tylko dwa podstawowe rodzaje ruchów religijnych. W pierwszym, bardzo rzadkim, tak rzadkim, że jest wyjątkiem od reguły, najważniejszy jest Bóg jako Miłość i ów duch miłości przyświeca myślom i czynom. Jego Nauczyciele nie zwracają uwagi na siebie czy swoje poglądy, namawiając uczniów do poszukiwania odpowiedzi i miłości w Bogu.
Drugi rodzaj jest oparty na lęku - przed karą, piekłem, potępieniem, gniewem Bożym i tak dalej. Jej nauczyciele (choć nie zasługują na to miano) tworzą mnóstwo teorii, tak zwanych dogmatów, w które musisz wierzyć, bo inaczej spotka cię nieszczęście, ciebie lub kogoś z rodziny. W tego rodzaju ruchach Bóg najczęściej stanowi fasadę dla ciemnych interesów. To nie jest prawdziwa religia, choć właściwie wszystkie istniejące zaliczają się do tej drugiej kategorii, są fałszywe u swych podstaw, nie przyświeca im duch miłości. Miłość sprzyja otwieraniu się na Boskość, jednoczeniu z Nią i uniesieniu ponad sprawy świata, ku Bogu. Lęk motywuje do działania, więc jeśli chcesz mieć rzesze podporządkowanych wyznawców, postrasz ich śmiercią, piekłem, karą, nawymyślaj niezrozumiałych bredni, a stworzysz kolejną religię. Ja tak nigdy nie postępowałem, unoszę was i otwieram wasze serca na wartości wyższe, na radość, na miłość, na boskie szczęście. Lęk nie jest mi do niczego potrzebny, bo jestem kochającym i dobrym rodzicem. Tylko rodzice słabi i niecierpliwi uciekają się do lęku, a Ja do nich nie należę.
Muszę przyznać, że w ciągu tych lat usłyszałem od Ciebie wiele twardych słów na temat kościołów i religii.
Stan dzisiejszej duchowości na Ziemi jest bardzo niski, a przyczyniły się do tego właśnie religie, odciągając was od Boga miłości, który mieszka wewnątrz serca każdego człowieka. Dzięki manipulacji sprawiły, że wyszliście z wnętrza, gdzie żyliście w miłości i unii z Bogiem, na zewnątrz, gdzie daliście się związać intelektowi i błędnym teoriom na temat Boga, Bytu i waszej z nimi relacji. Prawda jest taka, że jesteśmy Jednią i zawsze Nią byliśmy, i każdy człowiek ma w każdej chwili pełny i niczym nie uwarunkowany dostęp do Boga - chyba że zechce, aby było inaczej. Jeśli zechce - to jako mający moc tworzenia - może stworzyć ograniczenia i uwarunkowania. One już nie są potrzebne.
Ale przecież nie można ich ot tak zrzucić z siebie prostym aktem woli. Powiedzeniem, że chcę tego i tak ma być.
Nie można, bo jest to długotrwały proces, który polega na stopniowym odkrywaniu prawdy, powolnym uświadamianiu sobie najpierw istnienia, potem miłości Boga do aspiranta, potem jedności człowieka i Boga, i wreszcie własnej Boskości. Te cztery etapy stanowią opis drogi, którą przechodzą dziś ludzie idący ze świata ku Bogu. Jest to stwarzanie innego świata - używając dokładnie tych samych metod jak przedtem - tworzy się, a raczej odkrywa się świat, w którym działa Bóg i przejawia swoją miłość, i z którym ostatecznie człowiek staje się Jednym.
No tak, ale jak w codziennym życiu powinien taki proces wyglądać, jak powinien wyglądać pierwszy krok?
Ja nie znam słowa "powinien". Jestem tak nieskończenie cierpliwy, że nie musze nikogo do niczego przynaglać. Pierwszym krokiem może być przeczytanie książki, np. takiej jak obecna. Rozmowa z kimś na temat wydarzeń, doświadczeń z Bogiem, kurs medytacji, spotkanie z mistrzem. Wy wewnętrznie pamiętacie inny świat, dlatego poszukujecie odpowiedzi. I gdy przychodzi stosowna chwila, te odpowiedzi się pojawiają. Jedna, potem następne. W tym procesie powinna była, o tu użyję wyjątkowo tego słowa, pomóc wam religia, ale zamiast skierować ją ku Bogu, użyliście jej do własnych celów, głównie walki o dominację. Wielu z was opłakany stan dzisiejszej religii bardzo nie odpowiada, poszukujecie winnych nadużyć, fałszu i wypaczeń. Jeśli chcecie ich znaleźć, to spójrzcie na siebie samych. To wy stworzyliście ten świat, jakim dziś jest. Nie ma tu nikogo poza wami, odpowiedzialnego za jego kształt. To wy wnieśliście weń lęk i ból. Nie są one potrzebne, ale jako doświadczenia wybraliście właśnie je. Dla was stanowiły ważny element waszego procesu tworzenia życia na Ziemi. Teraz przyszedł czas, że zaczną znikać z waszej świadomości, ustępując miejsca miłości. Ja już podjąłem tę decyzję i wy również, więc razem przygotowujemy pole do nowych, wspanialszych zaistnień. Chyba że znów zmienicie zdanie, wtedy odłożymy nowe doświadczenia na czas jakiś i powrócimy do nich później. Moc jest jak zawsze w waszych rękach.
Wydaje się, że codzienność jednak przeczy temu, co mówisz. Żyjemy tak uwikłani w świat, wydarzenia i problemy, poganiani nieustannym brakiem czasu, chcielibyśmy to zmienić, gdybyśmy tylko mogli.
Nie bierzesz pod uwagę faktu, tak, faktu, że stworzyliście sami iluzje własnej niemocy, przekonanie, jakoby warunki i wydarzenia kształtowały was, a nie odwrotnie. Prawda jest taka, że to wy kierujecie nimi i tak jak na początku, macie, każdy z was posiada nadal, pełną władzę nad niebem i królestwami ziemi. Nic się nie zmieniło.
Może posłużysz się jakimś przykładem, abym mógł to zrozumieć jaśniej?
Wydaje ci się, że żyjesz przeciętnie 80 lat, jesteś mężczyzną, musisz regularnie się odżywiać, jesteś wrażliwy na zimno i rozmaite choroby. Żadne z tych stwierdzeń nie jest prawdziwe. To są twoje wyobrażenia na własny temat. Prawda jest inna - jesteś Istotą Boską, nieograniczoną czasem ani przestrzenią, bez określonej płci i cielesności, wolną, kochającą Boga i tożsamą z Nim. Jesteś Bogiem. Ja z całą swoją mocą Boska nie jestem większy od ciebie. Od żadnego z was. Jesteśmy Jednym.
Obawiam się jednak, że to spojrzenie za bardzo odbiega od codzienności.
Nie, to wy tak twierdzicie, setki ludzi na świecie doświadczają tej Prawdy co dnia.
Tak, ale oni są Mistrzami.
Myśl o własnych ograniczeniach zrodzona z indywidualności sprawiła, że zaczęliście postrzegać przebudzonych jako specjalną klasę ludzi, wyjątek od reguły, pomimo iż oni stale twierdzą coś przeciwnego. Stąd iluzja Mistrzów na zewnątrz, iluzja zewnętrznych Nauczycieli i Przewodników. Jesteśmy tylko Ja i ty, czyli tylko jedno Ja w miłości, i nie znamy różnic. Skąd więc mieliby wziąć się odrębni nauczyciele?
Ale przecież dobrze jest mieć człowieka, który poprowadzi, wyjaśni i pomoże w przebudzeniu.
Nie, nie jest dobrze, jeśli na twojej drodze ktoś zajmuje miejsce przynależne Bogu, to bardziej przeszkadza niż pomaga. Mówię tutaj nie o teorii, ale o praktyce powszechnej na tym świecie. Tworząc Mistrzów, przywiązujecie się do nich, i obdarzając ich cechami, których zdaje się wam nie posiadacie, rozbudowujecie jeszcze iluzję, w której żyjecie. Do istniejącego muru dokładacie jeszcze jedną cegłę. Zrozumiałeś?
Wydaje mi się, że tak. Ale co w takim razie powinniśmy zrobić?
Wstrzymać tworzenie świata. Skierować się ku Bogu. Odejść od tej masy kłębiących się myśli, wyobrażeń, sądów i ocen. To one właśnie są rzeczywistym tworzywem waszego świata. To paradoks, że to, co postrzegacie jako najbardziej ulotne i tak eteryczne, że aż nie istniejące, jest jedynym substancjalnym elementem waszego świata.
Jak więc wygląda prawdziwy świat? Co nim jest naprawdę? Czy będziemy w stanie to zrozumieć?
Ależ to bardzo proste. Prawdziwy świat to Światło. Słowo "świat" to skrót od słowa "Światło". Drogą ku Światłu jest miłość ku Niemu. Nie ku ludziom, Stworzeniu i światu. Miłość ku Miłości, Bogu, Prawdzie, Wszechmiłości, jakkolwiek zechcecie To nazwać. Mniej myślenia, a więcej kochania, to najlepsza wskazówka dla was.
Odczuwam pewna trudność w podążaniu za tokiem Twoich myśli.
Nic nie szkodzi, powtórzę to jeszcze jakieś dwieście razy.
O, to jest dobre PYTANIE!
Trzeba zacząć zmieniać swoje życie, porzucać po kolei przyzwyczajenia i nawyki, opierając się na rozsądku lub miłości, jeśli już Ją odczuwacie. Myśleć o Bogu, o Jego bliskości, miłości, oddaniu. Starać się zbliżyć do Niego przez medytację i modlitwę. On jest, widzi i słyszy każde słowo. I nawet jeśli nie dostrzegacie od razu efektów waszych próśb i wysiłków, wiedzcie, że one są, że nic się nie marnuje, ani jeden gest, ani jedno spojrzenie. Wszystko, co robicie w tym kierunku, zbliża was ku Miłości i Bóg błogosławi wasze wysiłki. Kiedy wasza wrażliwość wzrośnie, zaczniecie odczuwać Jego żywe odpowiedzi na wasze zwroty ku Niemu, na razie nie jesteście w stanie ich dostrzec.
Boskie oddanie? Nasza religia nic o tym nie wspomina.
Nie wspomina o wielu aspektach Boskości, o miłości, oddaniu, skromności, która może dla was być przykładem. Mówi o władzy, potędze, gniewie, podkreśla to, co jest dla niej samej istotne, nie dla Boga. Wyznawcy musza bać się Boga, inaczej religia straci nad nimi władzę. A jeśli Ja mam wszystko i mogę wszystko, czyż muszę demonstrować Moją władzę? Wasz świat jest przykładem, że nie musze i nie robię tego, dając zawsze pierwszeństwo miłości przed wszystkimi innymi stanami i cechami, jakie Mi przypisujecie. Macie wolność tworzenia i budujecie świat, jaki chcecie, przecież w myśl waszych teorii mógłbym zniszczyć to wszystko w jednej chwili - a jednak pomimo wielkości "zła" nie czynię tego. Dlaczego? Bo nie jestem Bogiem zniszczenia, ale miłości, i wy jesteście Moimi dziećmi, a jednocześnie Mną samym. Na razie rozumieją Mnie jedynie nieliczne jednostki, ale wkrótce i to się zmieni.
Nasuwa mi się pytanie dręczące od stuleci różne szkoły duchowe - czy Bóg jest osobowy, jak twierdzą jedni, czy nieosobowy, jak twierdzą inni?
Stwierdzenia, że Bóg jest Osobą czy też bezosobowym Absolutem, są w tej samej odległości od Prawdy. Jest On osobowy i nieosobowy, i jeszcze czymś więcej. Istotą jest nie tyle oddawać się rozważaniom o Jego domniemanej naturze ujmowanej w kategoriach tego, co zna umysł, ale odejść od słów i POZNAĆ, jak jest naprawdę.
Umysłem nie ogarniesz Boga, ale doznasz Go czystym i kochającym sercem. Drogą ku poznaniu Boga, rozpoznaniu swojej Prawdziwej Natury, ujrzenia swej twarzy, jaką miałeś jeszcze przed narodzinami, jest miłość. Miłość ku Bogu, Prawdzie, Miłości czy jak To nazwiesz. I to jest wyzwanie dla ciebie i każdego z was. Miłość jest kluczem, który otwiera bramy Niebios. Kochasz, zbliżasz się, wchodzisz i spoglądasz Bogu w Jego kochającą Twarz.
Mam wrażenie pewnej nieokreśloności, jaka wkrada się w naszą rozmowę, nieokreśloności pojęć, których używamy, skąd mogą powstawać nieporozumienia.
Umysł tworzy pojęcia i ma skłonność zamykać się w nich, to, co odczuwasz jako niewygodę, "jakby grunt usuwał się spod nóg".
To jest, zamierzone przeze Mnie, postawienie znaku zapytania przy myślach, pojęciach i sądach po to, byście mogli przejrzeć ich relatywną, iluzoryczną naturę i abyście uwolnili się od tyranii wyobrażeń umysłowych o tym, co jest prawdą. Przestaniecie wtedy gonić za chęcią zamknięcia wszystkiego w pojęciach, poukładania i, jak to nazywacie śmiesznie, "zrozumienia", ale zdacie sobie sprawę, że warto szukać gdzie indziej, z innej strony. Warto kochać i szukać miłości, bo to ona ciebie i was wszystkich wyprowadzi z ciemności w Światło. I jeszcze jedno - nie będzie to miłość do żadnej rzeczy stworzonej, tylko do Najwyższego, jak Go niezrozumiale nazywacie. Każda inna powiększa tylko wasze uwarunkowanie, a ta jedna wyzwala.
A medytacje, jest ich bez liku?
Medytacje służą różnym rzeczom. Gdyby matka mogła się nauczyć miłości do dziecka przez medytację, wtedy miałaby ona wartość. Jeśli medytujesz, bo kochasz, względnie chcesz się nauczyć kochać Boga, to w porządku, to najwyższy cel medytacji. Jeśli w innym celu, to osiągniesz z pewnością jakieś korzyści, ale nie dotkniesz tej najważniejszej wartości - miłości.
Czytam, słucham, a to, co mówisz, jest dla mnie nieuchwytne.
To dlatego, że nie uchwyciłeś miłości. Staracie się "poznać" umysłem i "zrozumieć", a tymczasem przyklejacie tylko nowe nalepki na stare pojęcia i w tym procesie nie ma nic nowego. Najwyżej posiądziecie biegłość w żonglerce słowami tu umieszczonymi, nic więcej. Pozostawcie umysł i skierujcie się na drogi miłości, a zaraz wiele spraw stanie się jasnych "samych z siebie". Idźcie ku miłości i za Nią, a reszta sama się rozjaśni. Zaufajcie Mi. I kochajcie Mnie.
O, to doskonała wskazówka. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do myślenia i nieustannego przetwarzania informacji.
Że jesteście jak człowiek, który wiele wysiłku wkłada, żeby na prostej drodze wykopać głęboki dół, a potem zaraz w niego wpaść!
To nie może być takie proste.
To kolejna pułapka, kolejna konstrukcja umysłowa. To jest takie proste. Przygotowuje drogę miłości. Idź na bezdroża umysłu, mając Boga za Przewodnika. A znajdziesz, dotkniesz, przyjdzie miłość i pozostanie. Spotkasz Boga. Twarzą w twarz. Spotkacie się w miłości. Potrzeba wam więcej luzu, a mniej napięcia, więcej radości, więcej polotu. Nie męczcie tak waszych umysłów, one nie są od tego. Kierujcie się ku miłości, a z czasem wszystko wyjaśni się samo.
Raczej przyrzeczenie. Prawda ma to do siebie, że można Ją sprawdzić. Doświadczyć i przekonać się na "własnej skórze". A Ja właśnie tylko o tym mówię. Miłość jest realna i Bóg jest realny. Ja to wiem, Ty to wiesz i każdy może się o tym przekonać sam. O ile odstawi łopatę, przestanie kopać dół i skieruje się ku miłości. Na tej drodze zaraz pojawiam się Ja. Wasza miłość jest magnesem, któremu nie jestem w stanie się oprzeć. Kochajcie Boga, a resztę pozostawcie na boku.
A co w takim razie z tzw. "codziennym życiem", ono wymaga od nas skupienia, uwagi i myślenia.
Naprawdę? I cóż jesteście w stanie wymyślić? Większość wydarzeń i tak jest od was niezależnych, a te, które wydają się zależne - wydają się takimi... Jeśli jesteś w stanie spojrzeć za zasłonę rzeczy, a miłość daje taką możliwość, to ujrzysz prawdę - nawet jedna myśl nie powstaje bez woli i interwencji Boga. Cała nasza rozmowa dzieje się w Bogu i jest przez Niego inspirowana, nadawana i odbierana. To dotyczy każdego człowieka.
Czy płyną z tego jakieś głębokie wnioski?
Oczywiście, cokolwiek zrobisz, ty czy ktokolwiek, i tak nie "wyjdziesz" poza Boga. W głębokim sensie nie jesteś w stanie zrobić nic. Wszystko, co czynisz i co czyni każdy człowiek, w istocie czynię Ja. Tobie się tylko wydaje, że jest inaczej.
Wczoraj w medytacji, za którą Ci dziękuję, odczuwałem wyraźną odrębność "ja osobowego". Opiszę ten stan jako odczuwanie "swoich" cech, "siebie" i jednocześnie świadomości, że to pewna naleciałość, nie "Ja" prawdziwe.
Tak, to krok w dobrym kierunku, owoc twojego zwrotu ku Bogu.
W ten sposób nie ujawniając się, Jesteś.
Jestem podstawą wszystkiego. Moja świadomość jest areną, na której rozgrywa się tragedia czy też, jak twierdzą ci bliżsi prawdy - komedia życia. Nierzeczywisty pląs ułudy.
Pląs ułudy... Złudne istoty, złudne cele, co jest rzeczywiste?
Bóg jest Rzeczywistością i tylko On, reszta jest boską grą. Ty i wy jako osobowości bierzecie w niej udział. Zapomnieliście jedynie, że ta gra nie jest rzeczywista, to film, w który tak się zaangażowaliście, że zapomnieliście, że jesteście aktorami. Obudźcie się wreszcie!
Tu sprawa jest prosta - należy zwrócić się do Boga, aby to On pokierował tym procesem i podjąć wysiłek zwrotu ku Niemu. Tak w skrócie wygląda droga do przebudzenia każdego z was.
Co powinno składać się na taki wysiłek, jesteśmy różni, ale być może są jakieś elementy wspólne?
Jest ich wiele, po pierwsze sposób życia. Każdy z was jest tak przywiązany do spraw ziemskich, rodziny, pracy, przyjaciół, rozrywek, że nie ma czasu łączyć się ze Mną i poznawać Moje zdanie odnośnie swego życia. Ja mówię stale, jedynie wy nie chcecie Mnie słuchać. Ponieważ jednak Moich Słów strzegą prawa, które działają niezależnie od tego, czy w nie wierzycie, czy nie - wasze życie wygląda tak, jak wygląda, obciążone nieporozumieniami, zawiedzionymi nadziejami, rozczarowaniami i nieszczęściami. W rzeczywistości są to sygnały od wszechświata dla każdego z was, abyście zawrócili i podjęli drogę powrotną do Źródła. Niestety tego również nie rozumiecie, a wydaje się wam, że pojmujecie tak wiele. Macie rację - wydaje się wam. Ta książka ma na celu uświadomienie najprostszych spraw i wprowadzenie tych, którzy są na to już gotowi, z powrotem na drogę ku Bogu.
Droga ku Bogu to rewolucja w świadomości polegająca na wypalaniu energii wiążących was z materialnością i usuwaniu ich, tak aby mogło zajaśnieć Światło. Skutkiem tego procesu zmienia się sposób życia - macie mniej "rozrywek", mniej kontaktów towarzyskich i mniej zamętu w głowie, wasze związki z "najbliższymi" rozluźniają się i przechodzą na inną płaszczyznę, na której odczuwacie pogłębiającą się więź z Bogiem i całym Życiem. Pierwsze kroki na drodze ku Bogu to częściowe odchodzenie od spraw świata, ograniczanie kontaktów do niezbędnego minimum, świadome nieangażowanie się w sprawy innych. Druga sfera to oczyszczenie z brudów przeszłości. Niezbędna do tego jest nauka medytacji. Potraficie spędzić lata w szkołach i uniwersytetach, przyswajając masę informacji, a nie chce wam się spędzić kilku minut dziennie na pożyteczny trening umysłu przynoszący wiele błogosławieństw podczas całego życia. Medytacja oczyszcza umysł, zmniejsza podatność na choroby, usuwa wiele dolegliwości fizycznych i psychicznych, poprawia sprawność umysłową. Jest tak ważna, że prawdą jest, że życie bez medytacji jest stracone.
Jak medytować? Czy jest jakaś najlepsza, uniwersalna metoda?
Jest, lecz to, co powiem znacznie odbiega od tego, co zwykliście uważać za sens medytacji. Kluczem jest bowiem nie technika, ale intencja, z jaką medytujecie. Stokroć ważniejsza jest odpowiedź na pytanie: PO CO to robicie? Czy pragniecie kontaktu z Bogiem, życia z Nim w miłości i oddaniu, czy macie jakieś inne cele.
Medytacja jest jak pojazd, któremu intencja wyznacza cel, nie technika.
Jeśli podejmiecie wysiłki z dobrym i właściwym zamiarem z pewnością szybko zbliżycie się do Mnie. Nie szukajcie daleko, weźcie to, co macie pod ręką. Ja na lata całe naprzód wiem, czego wam potrzeba i tak aranżuję sytuację, abyście mogli znaleźć to, co jest wam potrzebne na drodze ku Mnie.
Czy masz tu na myśli jakieś specjalne książki, kursy, nauczycieli medytacji?
Nie, każdy jest inny, powiem tylko: szukajcie, a znajdziecie, proście, a będzie wam dane. To jest uniwersalna reguła we wszechświecie.
Można skorzystać z opisanych w tej książce.
Można, można skorzystać z innych. Wy jesteście Moi i wszystkie książki są Moje, wszystkie drogi wiodą ku Mnie, wszystkie metody medytacji są Moje.
Zatem nie możemy nie natknąć się na Ciebie, dokądkolwiek się zwrócimy.
Czy zmierzacie ku Mnie, czy odwracacie się ode Mnie, i tak wasze spełnienie jest we Mnie. To Ja decyduję o tym, kto, kiedy i w jaki sposób przychodzi do Mnie. Dotyczy to każdego z czytelników tej książki.
Czy tej drodze do Ciebie będą towarzyszyły jakieś szczególne znaki?
Będą, ludzie dziś potrzebują znaków, cudów po to, by się w pełni przekonać o prawdziwości tego, czego doświadczają, sprawia to brak siły wewnętrznej udrażniającej kanał do komunikacji z wnętrzem. Stąd polegają na tak zwanych znakach. Najgorszym przeciwnikiem na drodze duchowej są wątpliwości, przysparzają tak wiele zamieszania i cierpień.
O tak, pamiętam sprzed laty to przekleństwo. Co robić w takich wypadkach?
Zająć się czymś pożytecznym, pozwalając sytuacji wyklarować się samej. Przerywać niepotrzebne rozmyślania, zazwyczaj prowadzą one donikąd. Tracicie wtedy tylko moc duchową, nie zyskując nic w zamian. Moja wskazówka jest więc następująca - przestańcie główkować, zajmijcie się czymś pożytecznym, a problem sam się rozwiąże. Pozostawcie sprawę czasowi.
Czy to prawda, jak jest napisane w niektórych pismach mistycznych, że takie okresy "nocy duszy" są znakiem zbliżania się do Ciebie i działania Twej łaski oczyszczającej z ziemskich bytów?
Tak, z tym że mówimy o różnych sprawach, wątpliwości spotykane są na etapach wstępnych podróży, natomiast "noce duszy" dotyczą ludzi mających już pewne doświadczenie w kwestiach duchowych. To jakby stanięcie przed niewidzialną barierą, oschłość i pustka w spełnianiu powinności duchowych, medytacji, służbie innym. Człowiek ma wtedy przekonanie, że traci czas i nie posuwa się ani o milimetr do przodu. Prawda jest taka, że posuwa się i to bardzo, przestaje wtedy np. szukać własnego zadowolenia w tych czynnościach, a zaczyna je spełniać dla Mnie. To są niezbędne próby duchowe przed pójściem dalej.
Jeśli idzie o mnie, to nie przypominam sobie tego typu wydarzeń.
Twoja karma jest inna i idziesz inną drogą.
Czy mógłbym wiedzieć, czym różni się moja droga od dróg innych ludzi?
Czy mogę wiedzieć, dlaczego tak jest?
Czy mogę wiedzieć, dlaczego odmawiasz mi odpowiedzi?
Tak. Te informacje nie są ci do niczego potrzebne. Ani tobie, ani nikomu innemu.
Część druga - Rozmowy (fragment 3)
Zależności pomiędzy uczniem a nauczycielem
Chciałbym Cię zapytać: co chciałbyś przekazać czytelnikom tej książki?
Jest wiele rzeczy, ale pamiętajcie, że zawsze najważniejsza jest miłość do Boga. Nie kariera, rodzina, dzieci, nawet nie medytacja, ale miłość. To Ona oświetla wam drogę i wskazuje kierunek. Jeśli chcecie zmienić wasze życie i szybko wznieść się ku duchowym wyżynom, to najlepszą ku temu drogą jest nauczyć się kochać Boga. Szukajcie miłości do Boga i proście o Nią, a kiedy już przyjdzie, trwajcie w Niej i uczyńcie z niej inspirację do codziennego życia. A wasze życie będzie zmieniać się w szalonym tempie. Kochajcie, kochajcie i kochajcie, i niech wasz byt stanie się pieśnią miłości ku Stwórcy.
Jednak jest to dosyć trudne tak w ciągu dnia.
Na początku wszystko jest trudne, w miarę postępowania droga staje się coraz łatwiejsza. Pamiętajcie też, że zawsze możecie Mnie prosić o łaskę miłości do Boga. To jest prośba szczególnie miła memu sercu.
Jesteś tak cudowną istotą, a Twoja miłość jest taka słodka... nie mam słów.
Nie ma takich słów, aby wyrazić Jej słodycz, blask i głębię... Każdy musi i może jej zakosztować sam. Ja jestem stale i wszędzie obecny, teraz jestem tuż obok czytającego te słowa, byłem, jestem i będę, i gwarantuję ci, że kiedyś doznasz Mnie i zobaczysz. Wiedz, że Ja jestem zawsze przy tobie, zawsze, wszędzie, z tobą i z każdym. Przemyśl to głęboko, a jako owoc skupienia i pojęcia tej prawdy otrzymasz świadomość Mojego subtelnego działania pośród spraw dnia. Dziś jeszcze możesz nie być pewny, że to Ja działam, ale wkrótce pojmiesz i dostrzeżesz Moją miłość ku tobie.
Wiele razy poruszając ten temat, spotykam się z zastrzeżeniami, że życie bywa czasem tak ciężkie, rozwody, nieszczęścia, utrata majątku, odejście bliskich osób... To wszystko powoduje, że zaczynamy sobie zadawać pytania o Ciebie, o Twój stosunek do nas i o to, dlaczego: dlaczego cierpimy, dlaczego musieli odejść, dlaczego wydarzenia potoczyły się tak a nie inaczej, dlaczego jesteśmy nieszczęśliwi? Wtedy też ludzie zaczynają wątpić w Ciebie i Twoją miłość. Co byś im i mnie na to odpowiedział?
Po części odpowiedzią jest to, że to nie Ja, a wy w ten sposób określiliście kształt tego świata z naciskiem na związki materialne, majątki, rodzinę i najbliższych. Skutkiem tego jest ślepota duchowa, nieumiejętność dostrzeżenia prawdziwego Źródła życia i wszelkiej pomyślności. Ale ten świat, wszyscy i wszystko ma naturę przemijającą i zmienną. Możecie się z tym nie zgadzać, ale spójrzcie, jak w ciągu historii ludzkości powstawały i upadały wielkie cywilizacje, tworzyły się olbrzymie fortuny i nikły, często przynosząc ich właścicielom wiele nieszczęść. Takie są fakty. Weźcie pod uwagę to, że jesteście śmiertelni, wasi krewni i bliscy także. Pomyślcie o tym i wyciągnijcie wnioski. Każdy z was i waszych krewnych, ukochanych i znajomych musi odejść. Czy jesteście tego wystarczająco świadomi? Czy fakt ten nie motywuje was do głębszych poszukiwań istoty rzeczy? A wiecie, jak zaskakująca bywa śmierć? Wiecie, ale bardzo niewielu nad tym się zastanawia. Potem przychodzi żal, że można było inaczej, można było okazać więcej miłości, ciepła, serca, można było wspomóc choćby dobrym słowem, choćby życzliwym uśmiechem. Tak myślicie, gdy jest już za późno... Ale wtedy właśnie jest już za późno. Czy nie płynie stąd wniosek o tym, aby odpowiednio wcześnie zastanowić się nad faktami spotykanymi powszechnie na świecie i odpowiednio dostosować się i swoje zachowanie do mądrości płynącej z najprostszej obserwacji? Wielka szkoda, że nie wiecie jak żyć, nikt was tego nie uczy, a tyle czasu spędzacie w różnych szkołach i uniwersytetach. Zastanowienie się odpowiednio wcześniej nad sprawami ostatecznymi bardzo pomaga ustawić odpowiednio myślenie, skłania do zastanowienia nad wartością życia, wartościami, jakie się wyznaje, i oczywiście nad relacją pomiędzy każdym człowiekiem a Bogiem. Cierpienia powstają, gdy nie rozumiecie zmiennej natury życia i przywiązujecie się do tego, co nie jest trwałe. Krewni, ukochani przychodzą i odchodzą, i nie ma na to rady. Po prostu nie ma na to rady. Jeśli jesteście odpowiednio przygotowani do tego wydarzenia, wtedy i cierpienia są mniejsze, i ich charakter jest inny. Mniej w was wtedy buntu na "niesprawiedliwy los" i Boga, bo "jak On mógł mi to zrobić". Ja namawiam was do przyjrzenia się życiu i akceptacji go takim, jakie jest, akceptacji jego nieokreśloności i zmienności, zgody na rzeczy nieuchronne i nieuniknione.
Czyli nie możemy się spodziewać jakiegoś doraźnego rozwiązania od Ciebie, które zredukowałoby cierpienia i przeżycia?
Ależ tak, możecie, przecież Ja zawsze jestem i zawsze możecie poprosić Mnie o wsparcie i pomoc, i tak bardzo często ona przychodzi! Teraz tłumaczę, że wasze smutki wynikają z przywiązań do spraw i rzeczy z natury swej zmiennych i nie dających szczęścia. Celem jest zmiana waszego sposobu myślenia, po to byście w przyszłości umieli reagować bardziej powściągliwie i aby przejścia towarzyszące zmianom miały mniejsze natężenie.
Ale czy one w ogóle są potrzebne?
To już sami musicie znaleźć odpowiedź na to pytanie. Obraz całości jest następujący: przywiązania do spraw materii rodzą cierpienie. Pytasz Mnie: czy skutek jest potrzebny? Zapytaj: czy potrzebna jest przyczyna i jaki ona ma sens? Przyczyna leży po waszej stronie. Jeśli dzięki swej wrażliwości zrozumiecie ten punkt, staniecie na drodze do wolności.
Wspomniałeś o wrażliwości, wydaje się jednak, że przy mniejszej wrażliwości cierpienia są mniejsze.
I tak, i nie. Oczywiście człowiek o prostej lub stłumionej psychice nie odbiera części bodźców lub nie reaguje na nie. Ma to jednak i negatywną stronę, ponieważ w rozwoju duchowym wzrasta wrażliwość, między innymi dzięki niej możesz zauważyć i uwolnić się od wielu rzeczy.
Ty możesz uwolnić od nich człowieka.
Przy minimalnym współudziale z jego strony. Wrażliwość, o której tutaj mówię, polega na przejrzeniu na wskroś problemu przywiązań i cierpień im towarzyszących i zrozumieniu nieuchronności zmian losu.
I wzniesieniu się ponad nie.
Nie jesteście w stanie zrobić tego sami. Nie macie wglądu w waszą przeszłość i nie wiecie, jakie rzeczy jeszcze w was zalegają i co się może ujawnić. Rozwój nie odbywa się dzięki waszemu wysiłkowi intelektualnemu ani kontroli nad psychiką, bo i tę macie naprawdę niewielką. W rozwoju duchowym decydującą rolę odgrywa Bóg w każdym z was, bo tylko On może was unosić ponad sprawy świata i oczyszczać z błędów i zaległości przeszłości. Stąd tak wielkie znaczenie miłości do Boga, ponieważ tworzy ona więź pomiędzy wami a Jego Miłością, której wszelki błąd jest obcy. I właśnie owa miłość przenika was swym tchnieniem i wypala wszystko, co zbędne i szkodliwe. Ponadto dzięki działaniu miłości i zbliżeniu się do Boga wszelkie wasze przejścia są stokroć łagodniejsze zarówno w swym przebiegu, jak i w waszym oddźwięku psychicznym na nie.
Powrócę jeszcze do pytania o przyczynę - przywiązania - i skutek w postaci cierpień. Co zrobić, aby wznieść się ponad to? Czy samo zrozumienie tego procesu nie wystarczy?
Zazwyczaj nie wystarczy, jedynie przygotowane jednostki o wielkiej sile duchowej są w stanie doznać wglądu w te sprawy i kształtować na tej podstawie swe życie. Zwrócę jeszcze uwagę na używane przez Ciebie bardzo często słowo "zrozumieć". W dzisiejszym świecie znaczy ono umieć podać definicję pojęcia lub procesu oraz umieć ją zastosować do opisu zjawiska. Wasze znaczenie tego pojęcia jest czysto intelektualne. Zrozumienie, o którym Ja mówię, jest inne - polega ono na wglądzie w istotę rzeczy, i takie zrozumienie ma moc wyzwalania, bo natychmiast zmienia ciebie i w krótkim przebłysku pokazuje ci nową drogę. Pomieszaliście te dwie zupełnie różne rzeczy, zrozumienie intelektualne jest powierzchowne i prowadzi do rozwoju inteligencji, zrozumienie duchowe do rozkwitu mądrości. Nie rozumiejąc różnicy, szamoczecie się zupełnie niepotrzebnie. A nawet "rozumiejąc ją" i wiedząc o niej, nie jesteście w stanie sięgnąć głębiej ku wewnętrznej mądrości i wyzwoleniu.
Powiedzmy sobie szczerze i otwarcie - sami nie jesteście w stanie sięgnąć poza intelekt.
Gdzie zatem jest wyjście?
W miłości do Boga, ponieważ Ona jest w stanie zmienić wasze życie i przynieść i miłość, i radość, i szczęście. Kiedyś również i mądrość, ale tak naprawdę to i ona nie jest wam potrzebna, a w niesłychanej mierze polega na umiejętności zwrócenia się i otwarcia na Mnie, po to by, gdy przychodzi potrzeba, otrzymać wartościową inspirację i podpowiedź. Gotową wskazówkę co powiedzieć lub jak postąpić. A sami nie musicie obciążać się niczym.
Zadam zatem wcześniejsze pytanie nieco inaczej - co zrobić, aby pozbyć się przywiązań i nie cierpieć w związku z nimi?
Ok. Odpowiem na nie, ale wiedzcie, że nawet mając pełną odpowiedź sami nie będziecie w stanie z niej skorzystać. To nie jest szybkie rozwiązanie typu wypowiedz zaklęcie i zapomnij o sprawie. Zanim odpowiem w pełni, rozszerzę nieco pole naszych zainteresowań, bowiem do tej pory wciąż rozmawialiśmy o rozwiązaniu cząstkowym i nie mieliśmy całości obrazu. Do tej pory mówiłem o tym, co jest, o waszym obrazie świata. Jest on bardzo niepełny, bo nie widzicie zarówno tego, co dzieje się po odejściu z ciała, jak i nie posiedliście jeszcze wglądu w sprawy duchowe. Przejdźmy na razie nad sferą życia po śmierci i zajmijmy się kwestią ostateczną - Bogiem. Jeśli opisać Go kilkoma słowami, to najbardziej pasujące brzmiałyby: Miłość, Radość i Szczęście. Tym jest Jedyne Istnienie. Proponuję jednak, abyście słuchając tych słów, nie powzięli wrażenia, że dużo wiecie czy rozumiecie. Te słowa jedynie symbolizują i wskazują na stany, których możecie doznać w kontakcie z Boskością.
Konsekwentnie oddzielasz słowa od tego, co przedstawiają.
Macie z tym wielki kłopot. Usłyszycie kilka słów i już wydaje wam się, że wiecie, z czym macie do czynienia. A tu wcale nie chodzi o kolejną intelektualna przygodę, ale o coś zupełnie innego - znalezienie miłości, która na was czeka i której jesteście częścią. I tu pojawia się kwestia wielkiego rozdźwięku pomiędzy tym, co widzicie w sobie i wokół siebie a rzeczywistością.
Właściwie dla mnie ten rozdźwięk nie jest taki wielki. Lata, które minęły, upewniły mnie, że po prostu nie rozumiem Twoich dróg, co w niczym nie zmienia tego, kim jesteś. Tego, że jesteś Miłością i można Ciebie doznać, i jest to prawdą.
Tak, ale jesteś wyjątkiem żyjącym coraz bardziej poza tym, co ludzie nazywają światem i umiejącym spojrzeć nań z drugiej strony. Stworzyliście świat, w którym już tak ciężko jest wam żyć, tyle w nim smutków i cierpienia. A niemalże bliżej niż o wyciągnięcie ręki rozciąga się rajska kraina miłości i szczęścia, które są zawsze dostępne w obfitości i nawet dużym nadmiarze. W dodatku za darmo. Ale wy nie macie ochoty tam sięgnąć przekonani przez rodzinę, społeczeństwo i religię, że to niemożliwe, że relacja z Bogiem jest zupełnie inna, nie tak bliska i ciepła, tylko pełna lęku i dystansu. Wtedy w tym pozornym osamotnieniu zaczynacie poszukiwać rzeczy trwałych - majątku, bliskich, których staracie się związać ze sobą, rzeczy, stanów i wydarzeń materialnych. Poszukujecie zabezpieczenia, wsparcia, pozycji, znaczenia, miłości i szczęścia, tego wszystkiego, czego, jak uważacie, wam brakuje. A kiedy już je macie, wiążecie się ze stanem posiadania, konta, miejscem zamieszkania, pozycją społeczną, z otaczającymi was ludźmi. I tak to zamiast znaleźć lekarstwo na samotność, znajdujecie pozorną ulgę, która niestety jeszcze pogarsza wasz stan duchowy. A wasze społeczeństwo i religia ten stan sankcjonuje i powiada, że tak właśnie powinno być. Tym samym skazuje was na życie w cierpieniu za waszą, świadomą lub nie, zgodą.
Czy to znaczy, że występujesz przeciwko takim wartościom jak np. przyjaźń i rodzina?
Nie, bo Ja nie mam zwyczaju walczyć z niczym. Mogę za to namawiać was nad zastanowieniem się i zważeniem obu tych spraw - radości i szczęścia płynącego z przyjaźni a płynącego z doznawania Boskości. Przemyślenia i wybór pozostawiam wam. Albo stawiając rzecz inaczej - namawiam na zastanowienie się nad tym, co znaczy przyjaźń.
Czy mógłbyś coś podpowiedzieć w tej sprawie?
Mógłbym, ale to jest zabawa dla was, zastanówcie się sami, wyciągnijcie wnioski, a potem za nimi idźcie i na koniec zobaczcie, jakie skutki otrzymaliście. To jest jedna z dróg.
Dokładnie to samo. Spójrz na nią w perspektywie wartości ostatecznych, bo próbujemy tu zważyć i porównać te dwie rzeczy.
Czy więc człowiek może np. porzucić rodzinę, aby udać się na poszukiwanie Ciebie?
Pytanie zawiera w sobie odpowiedź: czym jest poszukiwanie Boga i czy trzeba udawać się w jakieś specjalne miejsce?
To znaczy, że powinien zostać tam, gdzie jest?
Tak, i najpierw zastanowić się, dlaczego jest w takim układzie, a nie w innym, i czego powinien się w nim nauczyć. Po prostu przestrzegam przed wszelkim pochopnym działaniem i traktowaniem "poszukiwań" jako wymówki służącej usprawiedliwieniu zerwania związku. W każdej sytuacji, w której człowiek się znajdzie, jest bardzo dużo do zrobienia, jeśli idzie o możliwość nawiązania relacji z Bogiem. I bądźcie pewni, że jeśli naprawdę będzie wskazana samotność w celu pogłębienia życia duchowego, to będziecie o tym wiedzieć. Jeśli myślicie o takim kroku pamiętajcie, że zawsze możecie Mnie poprosić o wskazówkę jedną, drugą, trzecią, ile będzie konieczne, w tej i każdej innej sprawie. Generalnie potrzeba wam więcej spokoju, czasu i cierpliwości przy podejmowaniu ważnych decyzji życiowych. Do tego dochodzą głębokie, a niezauważane przez was zewnętrznie, konsekwencje karmiczne. W tych sprawach zalecam więc potrójne lekarstwo: spokój, spokój i spokój.
A co w takim razie ze związkami obarczonymi przemocą?
To już dawno rozwiązaliście w waszym prawie. Przemoc jest karalna.
Ale czy z tego powodu może dojść do usprawiedliwionego w Twoich oczach rozejścia się partnerów?
Tak i często takie wydarzenia mają miejsce.
To znaczy, że są powody i sytuacje, w których przysięga małżeńska przestaje obowiązywać.
Tak i jest wiele takich powodów, sakramentalne "i cię nie opuszczę aż do śmierci" nie jest ani potrzebne, ani właściwe. Strony powinny zdawać sobie sprawę, że zawierają umowę, w której powinny przestrzegać pewnych reguł, i jeśli zostaną one naruszone, umowa traci ważność w oczach Boga i wtedy winowajca ponosi dodatkowo konsekwencje swych czynów. Tu działa prawo karmy.
To pewnego rodzaju rewolucyjne stwierdzenie.
Nie, to powrót do normalności. Związek nie jest po to, by człowiek cierpiał i był narażony na wykorzystywanie lub zniszczenie. Jest dla radości, miłości, szczęścia, przejawiania tych cudownych cech na zewnątrz w życiu i przekazywania ich dzieciom. Agresja, przemoc, nadużycia seksualne, pijaństwo jednej ze stron to są powody, w których ważność przysięgi małżeńskiej jest zawieszona, a potem zniesiona.
Jeśli związek jest umową pomiędzy stronami zawartą przed Tobą, umowa, która na dodatek może być zawieszona, a nawet rozwiązana, to oznacza, że ten "sakrament", jak go nazywa religia, nie jest rzeczą najważniejszą w życiu.
Oczywiście, że nie jest, człowiek nie żyje po to, by zawrzeć związek małżeński. Przypomnij sobie, co powiedziałem Ci w Indiach, kiedy zapytałeś, co powinno stać na pierwszym miejscu w związku pomiędzy dwojgiem ludzi.
Pamiętam, jak byłem kompletnie zaskoczony Twoją odpowiedzią. Liczyłem, że powiesz np. miłość, oddanie, może wierność, a Ty odpowiedziałeś: "Na pierwszym miejscu w związku pomiędzy dwojgiem ludzi powinien stać Bóg".
I jak widzisz tę odpowiedź z perspektywy lat, które minęły?
Jest to jedyna dobra odpowiedź, ale zrozumienie tego i wprowadzenie w życie zajęło mi chyba ze cztery lata.
Powróćmy do głównego wątku - cierpienia i jego przyczyn.
Skończyliśmy, omawiając druga stronę medalu, a właściwie trzecią - poza życiem fizycznym i niefizycznym mówiliśmy o Boskości i Jej istocie. Cierpienia związanego z zależnościami i przywiązaniami nie można rozpatrywać w oderwaniu. Ono pojawia się jako skutek waszych wyborów, dokonanych świadomie bądź pod presją społeczną, w trakcie tak zwanego wychowania. Dobra wiadomość jest następująca - możecie przy Mojej pomocy zostać uwolnieni od zależności, a wiec i przynajmniej części związanych z nimi cierpień. Ale mało tego - uwalniając się od nich, możecie otrzymać wiele cudownych darów w postaci przyjaźni z Bogiem, doświadczania Jego miłości i oddania, i wsparcia we wszystkich sytuacjach, w jakich przyjdzie się wam znaleźć, czy w więzieniu, czy w fotelu prezydenta.
Jaki procent z tej pracy "uwalniania się" możemy wykonać sami?
Właściwie to żaden, jako że Ja tym wszystkim jestem... A na poważnie: przypatrując się spokojnie swemu życiu i modląc się lub medytując, możecie doświadczyć subtelnych podpowiedzi wskazujących wam rozwiązania lub uświadamiających więzy, jakie was trzymają. Poza tym, nie myślcie tyle o rzeczach zewnętrznych, zwróćcie się do Boga, a Jego miłość pokaże wam drogę. Starajcie się nawiązać kontakt wewnętrzny z Bogiem poprzez miłość.
Czyli droga do wolności od cierpień wiedzie przez...
Zwrócenie się do Boga, aby to on tak pokierował sytuacją, abyście łagodnie przeszli przez to, co macie do przejścia, i kierowali się bez przeszkód ku Niemu, a w końcu zakosztowali Jego miłości do was i umieli kierować się Nią w życiu.
O co chciałbyś, aby ludzie Cię prosili?
Ja? Ja nie mam pragnień...
Może inaczej sformułuję pytanie.
Nie ma potrzeby, żartowałem. O co chciałbym, aby Mnie prosili? Jest takie coś, bardzo, bardzo rzadkie, ale czasem takie prośby się zdarzają. Chciałbym, aby prosili Mnie o miłość do Boga oraz potrzebę i umiejętność zwracania się ku Niemu.
A o co Ciebie najczęściej proszą?
Zaczynamy wątek "Trochę statystyki"?
Nie odpowiadaj, chyba że będzie to pouczające.
Odpowiem. Najczęściej ludzie proszą o zdrowie i dobra materialne, potem o sprawy zawodowe, na końcu o powodzenie w miłości tej ziemskiej. To jest dla was najważniejsze. Oczywiście zdarzają się także prośby, aby wroga czy sąsiada szlag trafił, generalnie prośby o nieszczęścia dla innych stanowią około 3% wszystkich próśb. Częściej proszą Mnie kobiety - prawie 2 razy częściej niż mężczyźni. O miłość i dobrego, wyrozumiałego partnera prosi 10% kobiet.
Prośby o nieszczęścia - trzy na każde sto, to wydaje mi się bardzo dużo.
Nie wiedzą, co czynią. Takie prośby obracają się zawsze przeciwko nadawcy. Skutki przychodzą w postaci złego samopoczucia, dręczących myśli, czasem choroby. Zasada we wszechświecie jest jasna - co zrobisz drugiemu, wróci do ciebie.
Czy jeśli komuś źle życzymy, możemy mu wyrządzić krzywdę?
Nie, nie macie takiej mocy. Natomiast wysłana negatywna energia wraca do nadawcy w postaci skutków, jak opisałem.
Czasem trudno oderwać się od myśli o innych, szczególnie jeśli zrobili wiele zła. Szczególnie jeśli wyrządzili wiele zła nam.
A od tych myśli właśnie należy się "oderwać", bo zatruwają wam duszę, obniżają loty, nie pozwalają wznieść się wyżej. Stąd instytucja przebaczenia. A jeśli rzeczywiście ktoś was skrzywdził, to istnieje sprawiedliwość ostateczna, która wyrówna wszelkie rachunki. O to możecie być spokojni.
Czyli nasza krzywda zostanie pomszczona...
Ciekawy punkt widzenia. Chińskie przysłowie mówi, że jeśli szukasz zemsty, wykop dwa groby - dla przeciwnika i dla siebie. Sprawiedliwość kosmiczna nie służy zemście, a miłości, uczy i nawraca na dobrą drogę. To dla was pewna nowość, bo uważacie, że "sprawiedliwość musi być", co jest często równoznaczne ze zniszczeniem "przeciwnika". Sprawiedliwość strzeże praw rozwoju i wyrównuje rachunki po to, by "winowajca" zrozumiał w głębokim sensie, co uczynił, i nadal kierował się ku wartościom wyższym. Taka sprawiedliwość służy miłości. Stąd również lżejszy przebieg wydarzeń życiowych u ludzi, którzy weszli na drogę miłości, lżejszy w porównaniu do tego, który miałby miejsce, gdyby żyli wyłącznie dla spraw świata.
Twoja miłość przejawia się coraz częściej w moim życiu, odczuwam Cię coraz wyraźniej wśród spraw dnia. Jest Ona tak niepojęcie słodka, unosząca i inspirująca, a przy tym taka skromna.
Dobrze to ująłeś. Miłość i uniesienie, inspiracja i skromność. To wszystko prawda.
Kim właściwie jesteś? Czy możesz powiedzieć skąd się wziąłeś?
Nie, nie dziś i nie teraz, może kiedyś w przyszłości porozmawiamy o tym szerzej, dziś ludzie nie zrozumieliby nic, padłoby kilka słów i określeń, które dla większości, dalekiej od możliwości dotarcia do ich wewnętrznego sensu, byłyby bez znaczenia. A to, jak mówiłem wcześniej, znaczenie jest ważne, nie słowa. Zanadto lubicie bawić się słowami i nie potraficie wznieść się duchowo ponad nie. Innym wystarczy szepnąć słowo "Bóg", a już bujają w obłokach ekstazy miłości tuż obok Mnie. To jest pojmowanie znaczenia w lot. Wolę rozmawiać z tobą o rzeczach praktycznych i bliskich waszemu doświadczeniu, tak abyście mogli skorzystać z Moich wskazówek, a stronię od tematów, które poddacie tylko obróbce umysłowej i na tym zakończycie. Teoria blednie wobec praktyki.
Powróćmy do wątku o prośbach do Ciebie. W Biblii jest powiedziane "pragnijcie tylko Królestwa Bożego, a cała reszta będzie wam przydana". Jak byś to skomentował?
Fajnie, że prosisz Mnie o komentarz do Biblii. Jest ona do dziś dnia najczęściej czytaną księgą pod słońcem, a jednak tylko niewielu ludzi potrafi zrozumieć jej sens i znaczenie dla ich życia.
To kolejne rewolucyjne stwierdzenie.
Biorąc pod uwagę stan waszych umysłów i waszego ducha, będzie takich stwierdzeń znacznie więcej. Bo co jest sensem religii? Zastanów się, co jest sensem religii.
Odnaleźć Ciebie w życiu i iść za Twoim głosem.
Dobra odpowiedź. Zatem życie człowieka możesz podzielić na dwa okresy - albo Mnie już znalazł i jest Mnie świadomy, albo jeszcze poszukuje. Na obu etapach Pismo może być pomocne jako drogowskaz, jednak należy doń podchodzić ostrożnie. Jeśli masz problem i chcesz go rozwiązać, możesz poszukiwać natchnienia i wskazówek w Biblii, zwracając się do Boga i prosząc o Jego odpowiedź, a potem np. otwierając książkę na chybił - trafił.
Wielu ludzi tak właśnie robi i to działa.
Teraz o niebezpieczeństwach - są one dwojakiego rodzaju, pierwsze wynikają z tego, że pismo było poddawane intensywnej "obróbce" w ciągu wieków i wiele pierwotnych przekazów uległo wypaczeniu, po drugie, ludzka umysłowość się rozwija, więc większość starych wskazówek traci swoją ważność. Stąd zadaniem religii powinno być dbanie o to, by dostarczać społeczności aktualnych i dostosowanych do jej mentalności wskazówek płynących od Boga. Inna sprawa, że tego nie robi, szukając natchnienia w księgach dawnych wieków zamiast w Bogu.
Jeśli pytasz o znaczenie Biblii - jest ona jednym z wielu drogowskazów, nie mylcie jednak drogowskazu z celem podróży. Jeśli potraficie za jej pomocą odnaleźć głos Boga w sercu, to znaczy, że spełniła swoje zadanie, bo takie jest jej zadanie. Jeśli nie, możecie szukać innych inspiracji, w innych religiach, w innych prądach duchowych. Możecie w ogóle zacząć od innych prądów, nie ma jednej reguły. Na pewnym etapie i tak przychodzi okres, że słyszysz i kierujesz się głosem serca i miłością ku Bogu, pozostawiając wszelkie książki i inne nauczania na boku. Powrócimy jeszcze do tego tematu.
Czyli jedne religie nie są "lepsze" od innych?
Ujmę to następująco: jedne religie są bardziej zbliżone do prawdy niż inne. Generalnie religie Wschodu opierające się na poszukiwaniu, dyscyplinie, medytacji i doświadczaniu, w bardziej czysty sposób zachowały przekaz przez wieki niż zachodnie religie o strukturze dogmatycznej oparte na wierze.
Jeszcze jedno - jak ludzie mają korzystać ze wskazówek zawartych w książkach dla rozwiązania bieżących problemów?
Jeśli zwrócisz się do Boga z prośbą o odpowiedź i chcesz użyć książki, to zadaj pytanie, potem otwórz na chybił-trafił i zacznij czytać. Odpowiedź może być właśnie na tej stronie. Jeśli nie ma tam nic pasującego do problemu, odłóż całą sprawę na później. Albo odpowiedź nie jest potrzebna w tej chwili, albo sprawy potoczą się swoim niezależnym trybem, niezależnym od tego, co zrobisz czy pomyślisz. Możesz nie dostać odpowiedzi, kiedy zaczniesz się wiązać zanadto z tą formą dialogu. Należy przejść drogę do końca, a to jest jedynie jedna z podpórek. Poza tym podchodźcie do tych spraw na większym luzie, Bóg i ponura mina to dwie wykluczające się sprzeczności. Zatem uśmiechnijcie się czasem do Mnie. To nie boli i nic nie kosztuje, a Mnie sprawia wielką radość.
Czyli mamy już kolejną drogę ku Tobie: "Drogę uśmiechów".
O, stanowczo tak! Ta droga bardzo by mi się podobała! Uśmiech bardzo pomaga żyć. Tak zwanych "wielkich problemów" nie jest w życiu tak wiele, a wy wszystko lubicie skomplikować i traktować ze śmiertelną powagą. Więcej luzu, więcej uśmiechu na co dzień, a zaraz zobaczycie o ile łatwiej i przyjemniej się żyje i Bóg jest znacznie bliżej. Bóg kocha waszą radość i uśmiech! Jestem Istotą pełną życia i radości, nie zapominajcie o tym! Oto Moje nowe błogosławieństwo: "Błogosławieni Ci, którzy się często uśmiechają, ponieważ ich czysta radość podoba się Bogu".
Czyli mamy dziewiąte błogosławieństwo.
Oto dziesiąte: "Błogosławieni Ci, którzy nauczyli się kochać Boga, albowiem jest tylko kwestią czasu, że On zmieni ich życie w duchowy raj na Ziemi i wszędzie, gdzie się udadzą, będzie strzegł ich i pilnował rozwoju, aż doprowadzi do pełnego zjednoczenia ze Sobą".
Oto jedenaste: "Błogosławieni Ci, którzy nauczyli się kochać Boga, albowiem ich życie stanie się lekkie i pełne radości, a miłość Boska będzie darzyć ich Sobą w każdej chwili, gdy zechcą się do Niej zwrócić".
Oto dwunaste: "Błogosławieni Ci, którzy nauczyli się kochać Boga, albowiem Bóg obdarzy ich szczęściem i pomyślnością i da im dar największy - Siebie Samego, i doprowadzi do zrozumienia jedności z Miłością i Sobą".
Powróćmy jeszcze na chwilę do tematu Biblii.
Powiedziałeś, że jest ona najczęściej czytaną książką na świecie i jedną z najmniej rozumianych.
Wartość Biblii polega na tym, że może skierować człowieka ku Bogu, jednak mnóstwo treści tam zawartych jest kierowane do innej mentalności, która już dawno przeminęła, stąd i wartość samego przekazu jako całości jest mocno ograniczona. Po drugie, co wciąż powtarzam, nie sama księga jest ważna ani jej treść, tylko dotarcie do celu. Jeśli jesteś w górach i masz przewodnik wskazujący ci drogę do schroniska, jaki sens ma oddawanie mu czci? Zbliża się wieczór i perspektywa noclegu w górach, gdzie wszystko może się zdarzyć, czy nie lepiej dojść jak najszybciej do bezpiecznego domu? Zastanówcie się, bo to jest temat wart zatrzymania się przez chwilę. Stworzyliście świętości, świątynie, pisma, stworzyliście autorytety duchowe, ale zupełnie zapomnieliście, czemu mają one służyć. Skutkiem słabości duchowej i nieumiejętności rozróżniania przyjęliście, że wartością są właśnie one, a nie Źródło, z którego powstały, na które wskazują i ku któremu miały prowadzić. Skutek jest taki, że kłaniacie się autorytetom, czcicie księgi i obrazy, a Boga pozostawiliście zupełnie na uboczu. Odwróćcie tę sytuację, a zaraz będzie wam lżej się żyło! Poza tym czy myślicie, że nie jestem w stanie przemówić do każdego z was i musicie poszukiwać Moich słów w pismach sprzed tysięcy lat? Czy nie jestem zdolny do tego? Czy brak mi Mocy albo Miłości? Niczego Mi nie brakuje i mogę mówić z każdym z was i pokazywać wam drogę indywidualnie i na dodatek dowiedzcie się dzisiaj, że przez cały czas to robię! Doprowadziłem was do tej chwili, w której zaczynacie pragnąć Mojej Prawdy, a nie tylko słów z ksiąg i nauk ludzkich. Teraz już zaczynacie pragnąć Moich słów skierowanych bezpośrednio do was, ponieważ już wiecie, że jest taka możliwość. Wiedzcie również, że to Ja wiodłem was aż do tej pory i karmiłem naukami, które uznawaliście za święte i duchowe. Teraz już przyszedł czas, abyście zwrócili się bezpośrednio do Mnie, odkładając na bok to wszystko, co uważaliście za wielkie, święte i objawione. Odłóżcie wpływy społeczności i religii i zwróćcie się ku Mnie. Oto Jestem. Odtąd Ja będę was prowadził ku Miłości i Światłu. Znajdziecie Mnie, a potem staniecie się sami Miłością i Światłem, staniecie się w pełni Mną. Bądźcie błogosławieni w waszych wysiłkach.
Zależności pomiędzy uczniem a nauczycielem
Mam pytanie dotyczące zależności pomiędzy uczniem a nauczycielem duchowym. Czy istnieje zależność duchowa ucznia od nauczyciela?
Nie. Zależność to świat zjawisk, a duchowość jest ponad nim.
Wiele szkół twierdzi, że np. tylko dzięki guru uczeń może dokonać kroku na drodze duchowej.
To nie jest zgodne z prawdą. Dobry guru rozumie, że dawcą dóbr jest Bóg, a nie on sam, a bardzo dobry rozumie, że Bóg sprowadza Siebie do Siebie i przekazuje to, co uzna za stosowne w danej chwili.
Twierdzi również, że uczeń powinien utrzymywać materialnie nauczyciela - jeśli ma taką możliwość.
Nie istnieje jedna odpowiedź, czasem tak, a czasem nie, w zależności od tego, co człowiekowi powie jego serce.
Niektóre szkoły głoszą, że potrzebna jest inicjacja do praktyki przez wykwalifikowanego mistrza, po to aby osiągnąć dobre rezultaty na drodze duchowej. W szczególności odnosi się to do rozmaitych technik medytacyjnych i najczęściej niebezpieczeństw z nimi związanych.
Co do inicjacji do praktyk medytacyjnych to można powiedzieć, że jest to rozsądne podejście. Sytuacja jest tu podobna do sytuacji ludzi chorych. Przychodzą do lekarza, bo wiedzą, że samodzielne przyjmowanie leku jest nieskuteczne, a bywa niebezpieczne. W wielu wypadkach niezbędna jest również kontrola procesu leczenia oraz z czasem zmiana terapii i leków. Mistrz duchowy obdarzony wglądem rozpoznaje chorobę lub tylko kieruje się Moim słowem i przepisuje leczenie, a później je nadzoruje. To nie tworzy żadnej zależności duchowej, stanowiąc coś na kształt sytuacji pomiędzy lekarzem a pacjentem.
Tyle, że lekarzowi się najczęściej płaci.
Jeśli idziesz do prywatnej kliniki to tak, ale są lekarze opłacani z podatków społecznych. A jeśli pamiętasz, to Ja jestem tu czymś w rodzaju administratora i zapewniam ludziom, co im potrzeba. I uczniom, i nauczycielom także. Oczywiście, jeśli czujecie taką potrzebę, płaćcie, nie ma przeciwwskazań, zachowujcie się naturalnie i wyrażajcie wdzięczność, jeśli chcecie. Będzie to tym radośniejsze i czyściejsze, jeśli wiecie, że nie musicie.
Są tacy, którzy za swe np. odczyty jasnowidcze czy przekazy duchowe pobierają opłaty według stawki, co sądzisz o takim postępowaniu, czy takie materiały mają wartość?
Nie mają żadnej wartości, jeśli nie kierują cię ku Bogu, chociaż mogą mieć wartość w świecie materii, bo pozwolą ci zmierzyć się z problemami codzienności i dać trochę wsparcia. To, czy zapłacisz, czy nie, jest w tym wypadku sprawą drugorzędną. Dla człowieka duchowego jest jednak niecelowe wiązać się z tego typu źródłami, ważniejsze jest dojść do Źródła samemu, pozbywając się z czasem podpórek.
Powrócę jeszcze raz do pytania - pieniądze za nauki duchowe?
Odpowiedź jest następująca - rób to, co ci dyktuje serce. Nauka i krok do przodu ma znaczenie, a pieniądze nie.
Krążę wokół tej sprawy ze względu na książkę Neale Walscha, w której mówisz, że jeśli znajdziesz autentycznego nauczyciela, to daj mu nawet więcej niż potrzebuje, w każdym razie dobrze go wynagródź.
W takim razie mamy pewien problem...
Bynajmniej. Nauczyciel duchowy potrzebuje przede wszystkim miłości od Boga, a nie pieniędzy. W tamtej książce przypominam, że dobrze jest się podzielić tym, co się ma, z bliźnim, bo po prostu ludzie zapomnieli o hojności serca. Hojności, która służy przede wszystkim im samym, bo ofiarując coś swemu nauczycielowi, sam się zmieniasz. Dawaj z serca, to chciałem powiedzieć, nie z musu. Musu nie ma, jest miłość, a ona nie patrzy na zapłatę, ona sama jest zapłatą. Moja wskazówka dotyczyła uświadomienia tego, co możesz zrobić i czym możesz zrobić radość Bogu. Pieniądze ofiarowane z radości i bez jakiejś intencji przynoszą radość i błogosławieństwo darczyńcy.
Są tacy, którzy uznają za swój obowiązek utrzymywać mistrzów, nauczycieli, fundacje, i przeznaczają na ten cel część swych dochodów.
Wielu ludzi rozumie taką potrzebę i podtrzymuje finansowo i w inny sposób dzieła duchowe tu na Ziemi, świadcząc stale na ich rzecz. Czynią to w skromności i ciszy serc. I chwała im za to. To naturalne, że wspomagasz coś, co uznajesz za wartość.
Nie ma więc jednoznacznej odpowiedzi.
Jest. Nie ma jednej reguły dla wszystkich, rób to, co ci serce i miłość w nim dyktują. I nie demonizujcie sprawy pieniędzy. Podejdźcie do niej lekko i z polotem. Pieniądze to dar miłości od Boga.
"Pieniądze to dar miłości od Boga" - ładnie powiedziane.
Słowa nadające się, aby je oprawić w ramki.
Część druga - Rozmowy (fragment 4)
Dlaczego Bóg pozwala na tyle nieszczęść na Ziemi?
Pamiętam, jak kilka lat temu zacząłem zauważać wpływ energii zewnętrznych na siebie i otoczenie. Kiedyś siedzieliśmy w gronie przyjaciół i rozmawialiśmy o sprawach duchowych. Wyraźnie odczuwaliśmy spokojną radość i uniesienie, w każdym razie ja odczuwałem to bardzo wyraźnie. Stan ten można nazwać bardzo sympatyczną atmosferą, dającą spokój i jasność myśli. Kiedy po chwili rozmowa zeszła na jednego z dalszych znajomych, człowieka dość zadufanego w sobie i aroganckiego, poczułem tak bardzo wyraźny dysonans, że aż zwróciłem na ten fakt uwagę znajomym. I zaraz zrobiliśmy doświadczenie - najpierw chwilę rozmawialiśmy o Mistrzach i sprawach duchowych, a po chwili z powrotem przenosiliśmy uwagę na tego znajomego. Wszyscy obecni wyraźnie odczuwali rozdźwięk, jaki dzielił obie napływające energie. Raz atmosfera była naładowana bardzo pozytywnie, a po chwili robiło się nieprzyjemnie. Co to było?
To były energie myślowe związane z opisanym człowiekiem. On może czuć się z nimi dobrze, ale wasza wrażliwość podpowiedziała wam, że są one niskie i nieprzyjemne. W rzeczywistości ów człowiek udawał rozwój duchowy i zupełnie go nie rozumiał, grzęznąc w gąszczu własnych teorii. Jest takie powiedzenie: "Z jakim przestajesz, takim się stajesz", i dotyczy ono obserwowanego efektu upodobnienia się bliskich sobie istot. Bliskich niekoniecznie w sensie emocjonalnym, wpływ ten może się przenosić za pomocą książek, filmów lub bezpośrednio w fizycznej obecności. Z tego powodu religie Wschodu tyle mówią o powtarzaniu Imienia Pana, ponieważ ma Ono moc wyzwalania spod negatywnego wpływu środowiska. Myśl o Bogu, a będziesz stale w Jego energiach - tak można podsumować opisane przez ciebie doświadczenie.
"Z jakim przestajesz, takim się stajesz".
Przenikacie się nawzajem swoimi energiami w domu, w pracy, wszędzie gdzie jesteście. Energie zewnętrzne mają na was wielki i najczęściej negatywny wpływ. Stąd Moja wskazówka - gdziekolwiek jesteś i cokolwiek czynisz, staraj się myśleć o Bogu i powtarzać Jego Imię. I będziesz czuł się lepiej, i twoja praca będzie lżejsza.
A jeśli dużo pracuję umysłowo i skupiam się na pracy, nie mogąc przez ten czas skupić się na Bogu?
Możesz, dlatego że mamy dwa rodzaje prac: rutynowe - angażujące myślenie w mniejszym stopniu, oraz twórcze - wymagające wysiłku i inspiracji. Pierwsze zostawiają ci zawsze nieco "wolnej mocy umysłu", a drugie wymagają najczęściej wspomagania wewnętrznego i zostaną wykonane lepiej, jeśli tylko pozwolisz swemu wnętrzu wziąć w nich udział. Poza tym, jeśli masz wrażenie, że nie masz czasu na zwracanie się do Boga, to tylko oznacza, że marnujesz swoje życie i cokolwiek byś nie robił wielkiego w świecie, tracisz tylko czas, który już nigdy nie wróci. Zapominacie o rzeczach najważniejszych i gonicie za tym, co przemijające, a potem opuszczacie ciała i tak żałujecie, że nie byliście inni, że nie poszukiwaliście wartości, że wasze życie było tak puste. Widzę to każdego dnia, setki ludzi przechodzą na drugą stronę i żałują, cierpią i proszą o możliwość zmiany tego stanu rzeczy, o kolejną szansę, na którą już niestety jest dawno za późno. Dlatego dziś podkreślam konieczność zastanowienia się nad tym, w co wierzycie i jak postępujecie. Życie nie kończy się wraz ze śmiercią ciała, trwa nadal, najpierw w formie eterycznej, a później w następnym wcieleniu. A zdarza się często, że jedno po drugim jest jałowe i bez wyższych wartości. To jest tragedia dla was, przede wszystkim dla was, bo przechodząc na drugą stronę, przypominacie sobie nie tylko to jedno, ale i wiele wcześniejszych żywotów, i jasno widzicie, jak rok za rokiem powtarzacie te same błędy, odrzucacie szanse na wzniesienie się wzwyż ku Bogu, odsuwacie od siebie miłość. Żal miesza się z bólem i rozczarowaniem sobą, tym bardziej że widzicie, ile razy mieliście okazje wzlotu ku Bogu, Miłości, wartościom duchowym. Czas się otrząsnąć. Te kilkadziesiąt lat, które spędzacie na Ziemi, to niewielki ułamek waszego prawdziwego życia.
Sęk w tym, że ludzie nie wierzą w życie po śmierci i reinkarnację.
Zdumiałbyś się, jak wielu myśli, że "coś w tym jest" i że nie "żyje się raz, a potem się tylko straszy". To, czego wam brakuje, to silna motywacja, żeby poznać coś więcej, znaleźć wartości duchowe, nadać sens swemu życiu. Czasem przydaje się wstrząs, na przykład śmierć bliskiej osoby, sprowadzająca chwilę zastanowienia i otrzeźwienia, czasem wydarzenie z krawędzi życia i śmierci, czasem zajrzenie za Zasłonę i powrót do "świata żywych", a czasem wystarczy głębokie poczucie wewnętrzne, że coś jest prawdą. Ta książka jest również taką okazją.
Poszukujący zawsze mogą zwrócić się bezpośrednio do Ciebie, abyś pokierował tym procesem i pomógł znaleźć Ciebie, miłość, w ogóle coś głębszego w życiu?
Tak, Ja jestem po to, by dawać wam odpowiedzi i pomagać w zrobieniu następnego kroku. Ale jedna uwaga: niech czytelnik zastanowi się dobrze, o co prosi. Ja rzadko spełniam wasze prośby wprost. I może się zdarzyć, że Miłość uzna za stosowne pozbawić was waszych zabawek i przeciąć przywiązania. To może być dla was bolesne. Zastanówcie się, czy już dojrzeliście do kolejnych kroków wzwyż.
Ty wiesz najlepiej, jak jest.
Tak. Jednak lepiej, żeby proszący wiedzieli wcześniej, jakie mogą być konsekwencje ich próśb i wyborów, zanim wkroczą na dobre na drogę duchową.
Właśnie, jakie mogą być konsekwencje? Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy?
Oczywiście. Żyjecie w świecie przywiązań, które choć niewidzialne, stale wpływają na wasze myślenie, decyzje i działanie. Miejsce przynależne Bogu i jego Miłości zajmują inne sprawy: rodzina, majątek, znajomości, nałogi, słabości etc.
Droga duchowa za swój cel ma postawienie rzeczy na właściwych miejscach - to, co boskie, Bogu; co cesarskie, cesarzowi. Bogu miejsce pierwsze i najważniejsze z racji tego, kim Jest. Nie rodzinie, znajomym, pieniądzom, używkom. Miłość do Boga powinna stanąć na pierwszym miejscu w życiu, a to będzie wymagało zmian i wewnętrznych, i często zewnętrznych. A zmiany bolą. Zrywanie więzów boli. Na początku, potem jest znacznie łatwiej.
Ludzie, czytając te słowa, pomyślą, że oto jakaś nowa teoria, pranie mózgu, całkowita zmiana myślenia, rewolucja...
Nie, niekoniecznie tak pomyślą. Raczej wielu odetchnie, widząc wskazany właściwy cel w życiu, wskazaną prawdziwą wartość, wokół której można budować życie. "Postawcie Boga-Miłość na pierwszym miejscu w życiu".
Pięknie powiedziane i ile mocy w sobie zawiera. Ale przepraszam, że będę niegrzeczny, jedno zdanie to nie jest wiele jak na oś życia.
Jedno zdanie nie, ale jego Znaczenie - tak. Jestem Miłością i potrafię zmienić wasze życie, i nie jest to kolejna teoria wyczytana, zasłyszana czy zmyślona. Właśnie tutaj trafiacie na Moje słowa kierowane do każdego z was, wskazujące kierunek, w którym należy iść. Jeśli się zdecydujecie, to macie Moją gwarancję, że wkrótce przekonacie się o słuszności waszego wyboru i prawdziwości Moich słów. Ja jestem tym, co nazywacie życiem, i akurat teraz wybrałem tę drogę, aby zwrócić was ku Mnie - Źródłu wszystkiego. To Moja obietnica i przyrzeczenie. Pamiętajcie też, że zawsze możecie Mnie wypróbować. Możecie postąpić według zasady "spróbuj, zanim kupisz" ("try before you buy") i zacząć zwracać się do Mnie z różnymi sprawami, po to bym wam pomógł. I po skutkach zobaczycie, co się dzieje. Sami na sobie przekonacie się, jak to działa.
A prośby o spróbowanie Twojej Miłości?
Te są Mi bardzo miłe i z pewnością dla wielu przyniosą rezultat.
I jeszcze jedno - kiedy to, o co prosicie, nagle się pojawi, pamiętajcie, że jestem Bogiem Miłości, a nie lęku i gniewu. Miłości i radości.
Niektórzy bardzo się boją wkraczającej w ich życie jakiejś nowej i nieznanej siły, a jest to spadek po waszej religii, uczącej, że Boga należy się bać. Nie należy. Boga trzeba kochać, bo On jest samą miłością.
Od pewnego czasu zauważyłem, że gdy zdarza mi się rozmyślać, to łapię się na tym, że tylko Ty jesteś jedynym wartościowym przedmiotem uwagi. Wszystkie inne myśli są płaskie i nijakie, kiedy orientuję się, że zacząłem myśleć na "stary" sposób, zaraz kieruję swą uwagę ku Tobie, a ty przychodzisz i obejmujesz mnie swym słodkim żarem miłości, żarem szczęścia, błogością. Ty jesteś jedynym wartościowym przedmiotem rozmyślań i studiów. Cóż można powiedzieć więcej ponad tę obserwację. Teraz nie przeszkadza mi nawet przebywanie pośród ludzi, mimo iż pośród tłumu jestem w innym świecie - w objęciach Twojej słodkiej miłości. Jakie to cudowne, po prostu cudowne, a przecież tak proste i naturalne. Miłość przyciąga miłość, i jest jej coraz to więcej. Rozmawiając z ludźmi czy załatwiając sprawy, zwracam umysł i serce ku Tobie o wieczna miłości, i nie mija chwila, kiedy się pojawiasz. Miłość ziemska, szaleńcze zakochanie to zwyczajna psychoza i nieszczęście w porównaniu z kosztowaniem twej delikatnej, o jakże subtelnej i słodkiej miłości! Nie masz nic ponad nią.
Nie masz nic ponad Miłość. Ona jest Samym Bogiem.
Co widzi i czuje człowiek wychodzący z ciała, jak zmienia się jego percepcja?
To osobny temat i kiedyś omówimy go bardziej szczegółowo, nie tak jak dziś tylko przy okazji. Tytułem wstępu powiem, że jesteście najzwyczajniej bardzo zaskoczeni tym, że znajdujecie się nagle na krawędzi nowego świata, którego zupełnie nie znacie, a który najwyraźniej rozciąga się równolegle do świata materialnego. Możecie widzieć swoich krewnych i znajomych, odczuwać ich ból po stracie, a nie jesteście w stanie połączyć się z nimi i dać znak, że nadal żyjecie. Wasze zdolności percepcji gwałtownie rosną i uświadamiacie sobie znaczenie wydarzeń, jaśniej widzicie skutki własnego postępowania i jego wpływ na innych, zazwyczaj też dostrzegacie Głębię stojącą poza wydarzeniami. I kiedy ciekawi, czym ona jest, zwracacie swój umysł i serce ku Niej, odnajdujecie drogę do Mnie.
Te słowa niosą ze sobą wiele znaczenia.
Wskazują na to, jak określam Siebie.
Mogą być tematem medytacji.
Dla wielu ludzi tak. Szukajcie Znaczenia, które one niosą, szukajcie ich Istoty.
Czym powinien kierować się człowiek przechodzący na druga stronę?
Pewnością, że zaraz Mnie zobaczy.
Mówi się o locie przez tunel, spotykaniu krewnych, osób znaczących, Mistrzów, Jezusa, a nawet Elvisa.
Lot przez tunel - jak najbardziej tak, to chwila uwolnienia cząstki świadomości z więzów cielesnych. Spotkanie ze znajomymi, rodziną, Mistrzami, przejawami Boskości - również.
Gdzie twoje poczucie humoru? Ja tysiące razy dziennie słyszę, że "Elvis żyje!".
Jest królem rock-and-rolla w niebie?
To już wszystko jasne. Zabrałeś go do siebie, abyś mógł w spokoju delektować się jego muzyką!
Coś jednak po nim tutaj zostało.
Do dziś dnia budzi serca ku miłości.
Ta słodycz miłości to odczuwanie Boga, to wielki sekret jego talentu.
Potrafił wyrazić tę miłość?
Potrafił ją przekazać. Miłość to potężna siła.
Co dalej następuje po spotkaniu?
Tak, poznawanie, a właściwie przypominanie sobie zapomnianych na chwilę prawd.
Tak. A następnie powrót do pracy i nauki.
Czego uczymy się po tamtej stronie?
Przepraszam, jeśli moje pytanie było zanadto ciekawskie.
Nie było, po prostu dziedzin nauki jest bardzo wiele.
Tam, po drugiej stronie, jest wielki świat.
Ostatnio było kilka głośnych filmów, m.in. z Robinem Wiliamsem i Annabella Sciora.
Część pokazanych wydarzeń i zależności jest zgodna z prawdą.
Piekło to stan umysłu człowieka oddalonego od Boga.
Jeśli je sobie stworzycie, to owszem.
Odpowiem tak: to, co myślisz, że jest realne, jest dla ciebie realne. Tworzysz świat i nadajesz mu cechy realności, dla ciebie jest realny, a dla patrzącego z boku jest złudzeniem.
Moja miłość jest prawdą, nie to, co tworzą wasze umysły.
Zapytam więc tak: czy istnieje możliwość, abyśmy po przejściu na tamtą stronę trafili do takiego "piekła"?
Nie, chyba, że się o to postaracie.
Wskutek naszego postępowania?
Nie, wskutek waszych przekonań i myślenia. Nie trafia się w ten stan "za grzechy", lecz ponieważ bardzo mocno wierzy się w jego istnienie albo odchodzi z zaćmionym umysłem, w stanie przerażenia, wściekłości. Wtedy można przenieść na druga stronę ślady myśli, które sprawią, że zaczniesz sobie tworzyć nie-byty.
W której nie wiesz, co się stało i dlaczego tu jesteś. Życie po śmierci jest piękne i pełne radości, o ile człowiek wierzy, że po drugiej stronie spotka Dobro. Ono natychmiast się pojawia i przyciąga do Siebie. Jeśli człowiek wierzy, że tam jest pustka albo, co gorsza, może go spotkać zło, może mieć trudności z przejściem we właściwe rejony obszaru poza życiem. Są tacy, którzy przybywają tam w letargu i nadal w nim trwają, nie pozwalając się z niego wytrącić. Są tacy, którzy trwają w ciemności, uważając ją za naturalny stan. To pomyłka, naturalnym stanem człowieka jest Światłość.
Myślę, że w tym punkcie właściwym będzie pytanie, jak się przygotować, aby przejść na drugą stronę w jak najlepszej formie.
Aby być w jak najlepszej formie, trzeba dużo ćwiczyć na siłowni.
A co, czyżbyśmy rozmawiali o czymś śmiertelnie poważnym?
Śmierć jest takim stanem.
Mylisz się. Życie jest do śmiechu i radości, i śmierć również. Dla mnóstwa ludzi jest długo oczekiwaną pieśnią szczęścia i wyzwolenia, a już Ja wiem o tym najlepiej. Śmiejcie się i cieszcie za życia, śmiejcie się i cieszcie w chwili śmierci, śmiejcie się i cieszcie po drugiej stronie. Wszystko jest powodem do radości. Bo wszystko jest życiem, a jego esencją jest Miłość.
Boże! Co za niesamowite zdanie.
Recepta uniwersalna na bycie w dobrej formie tu, tam i pomiędzy jest zawsze ta sama: zwróć się ku Bogu i pozwól Mu pokierować twoim życiem za życia i po śmierci. Złóż wszystkie swoje ciężary na Mnie i żyj wraz ze Mną w szczęściu i radości po tej i po tamtej stronie.
Dlaczego Bóg pozwala na tyle nieszczęść na Ziemi?
Baba, często spotykam się z pytaniem: skoro Bóg istnieje, to dlaczego na Ziemi jest tyle głodu, chorób, nieszczęść i wojen?
To ważne pytanie. Słychać je każdego dnia w każdym zakątku świata. Moja odpowiedź jest następująca: Czy jesteście rzeczywiście pewni, że to Ja odpowiadam za głód na świecie, cierpienie, choroby i wojny? Czy jesteście pewni tego, że to Ja powinienem się zająć nakarmieniem głodnych, pocieszaniem strapionych i likwidacją wojen? To przecież wy macie tyle zapasów żywności, lekarstw, miliardy dolarów wydajecie na nową broń i jeszcze twierdzicie, że to Ja jestem odpowiedzialny za zło na świecie? A ile szkół można by wybudować za jeden nowoczesny myśliwiec? Ilu głodnych nakarmić? Ilu ludziom zapewnić godziwą pracę i płacę, aby żyli szczęśliwi i mogli w szczęściu wychowywać swoje dzieci? Czy naprawdę jesteście aż tak zadufani w sobie, że nie umiecie dostrzec, gdzie leży prawdziwa przyczyna głodu?
Ty chciałbyś wszystko rozdać.
Tak, tak, tak, nic innego nie robię od milionów lat. Ja zaraz bym nakarmił głodnych; wlał nadzieję na przyszłość w serca poniżonych, zapomnianych i opuszczonych; dał dzieciom na świecie wykształcenie, żeby wyrosły na mądrych i dobrych ludzi; dał im opiekę medyczną, żeby nie cierpiały chorób. Tak, powtarzam to z wielkim naciskiem, zrobiłbym to, ponieważ jestem Stwórcą, Ojcem i Matką tych wszystkich cierpiących, głodnych i poniżonych. Ale nie mogę tego uczynić, ponieważ wy Mi na to nie pozwalacie. Żyjecie zapatrzeni w siebie i w swój dobrobyt, we własną wielkość, i stwardniały wam serca. Nie słyszycie już płaczu umierających z głodu dzieci, nie słyszycie jęków mordowanych ludzi, nie dbacie o cierpienia zwierząt. I jeszcze zadajecie pytania: dlaczego Bóg tym się nie zajmie? Moje dzieci, skoro ten temat jest dla was taki ważny, dlaczego wy się tym nie zajmiecie? Jeśli uważacie, że jest to coś tak istotnego, dlaczego nic z tym nie zrobicie, a jedynie poprzestajecie na narzekaniu i oskarżaniu Mnie? Dlaczego, odpowiedzcie Mi, dlaczego? Chcę poznać waszą odpowiedź. Słucham, jak ona brzmi? Jak ona brzmi?
Przyznam, że po raz kolejny nie wiem, co mam powiedzieć. Miałem nadzieję, że ta książka podbuduje ludzi duchowo, wskaże nową drogę, rozświetli ciemności. Coraz to jednak natykam się na jakąś minę, nagle za z pozoru niewinnym pytaniem kryje się coś o wielkim ciężarze gatunkowym.
Widzisz, Ja się muszę wypowiedzieć i to właśnie czynię, temu służy nasza rozmowa. Książka i myśli w niej zawarte dotyczą wszystkich dziedzin ludzkiego życia i planety jako całości. Przygotowujecie się do Nowej Ery i macie na jej temat błędne wyobrażenia - że możecie znaleźć Boga na Ziemi i Jego Królestwo i jednocześnie zachować wasze przywileje, nadmierne a nie służące niczemu majątki, pychę możnych tego świata i poniżenie pozostałych. Żyjąc w Miłości, każdy z was będzie wiedział, co ma robić, bo Ona będzie mu przewodnikiem. To, co teraz mówię, zapadnie w serca, po to by w stosownym czasie ujrzeć światło dzienne jako napęd do nowej mądrości i wynikającego stąd działania. Będzie nim kierowała Miłość.
Pozwól jednak, że zadam podchwytliwe pytanie. Wspominasz o konieczności zmian i naprawy, a jednocześnie mówisz, że świat jest doskonały, nie należy zwracać się ku niemu i wszystko pozostawić Tobie. Całe działanie pozostawić Tobie. Czy nie ma tutaj sprzeczności?
Nie ma żadnej sprzeczności. Po pierwsze Ja udzieliłem odpowiedzi na sformułowane przez ciebie pytanie. Wskazałem na konieczność zmian i pokazałem ich kierunek. Omówiłem przyczyny obecnego stanu rzeczy. Ci, którzy będą mieli ochotę coś zmienić, a nie tylko narzekać, już będą wiedzieć co robić. I takich jest bardzo wielu. Są jednak i inni, poszukujący drogi ku Światłu, i dla nich wiedzie ona przez odwrócenie się od świata i zwrócenie z miłością ku Mnie. Po trzecie nie ma nic złego w pomocy okazywanej głodnym, potrzebującym i bezdomnym. Każdy z was może być przez los postawiony w takiej sytuacji. Powtarzam z naciskiem - każdy. Wy jednak wolicie zamknąć oczy i powiedzieć, że to nie jest wasz problem. Ja nie jestem Bogiem bogatych i możnych tego świata. Ja jestem opiekunem uciśnionych i skrzywdzonych, troskliwą miłością, która szuka dróg do waszych serc, abyście wreszcie pojęli, że jesteście wszyscy Jednym. I głód każdego dziecka na świecie jest waszą sprawą, tak jak jest Moją.
Ja od czasu do czasu robię przegląd rzeczy, które już nie są mi potrzebne, i zawsze jest ktoś, komu mogę je ofiarować. Sam byłem zmuszony przez życie do ubierania się w sklepach z używaną odzieżą i dobrze wiem, co to znaczy żyć na krawędzi biedy.
O właśnie, to cenna obserwacja, sam wiesz, jak to jest, ty to czujesz i rozumiesz, dlatego chętnie wspomagasz innych. A zauważyłeś, że im więcej dajesz potrzebującym, tym więcej dostajesz i masz do dania?
Tak, czasem nawet czuję, że powinienem już coś oddać, co jeszcze jest w moim pojęciu dobre. Oddaję, a zaraz otrzymuję coś jeszcze lepszego. Patrząc na to z takiej perspektywy, widzę, że w zamian za starą odzież oddaną kiedyś, mogę teraz chodzić w ubraniach od Versace. Tak jakoś jedno z drugim się składa.
I tu masz rację. Tak, dokładnie tak to działa. Im więcej dajesz ze zrozumienia i z hojności serca, tym więcej otrzymujesz i tym większa radość duchowa staje się Twoim udziałem. Spójrz więc na biedę i cierpienia na Ziemi jako na wielkie wyzwanie, wielką okazję dla rozwoju duchowego i duchowej radości. Wielką okazję do nauki właściwego działania. Wielkie dzieło do wykonania i ofiarowania jego rezultatów Bogu. I to dopiero da ludzkości wielką duchową satysfakcję, której tak poszukuje. Dając, ludzie przekonają się, że dostają w zamian coś nowego, coś ważnego, coś cennego. Ofiarujcie wszystko, co macie, miłości Boskiej, i nauczcie się dzielić z innymi. Wszyscy jesteście Jednością. Jedność to Boskość. Życie w Królestwie Boskim to dostrzeżenie tej prawdy i działanie zgodnie z nią. Innej drogi po prostu nie ma. Jak bowiem miałoby to inne królestwo wyglądać? Jest tylko jedno. Króluje w nim Miłość.
Wydaje mi się, że jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy na Ziemi jest biznes i polityka wielkich korporacji. Wyzysk podbudowany naciskami ekonomicznymi.
Tak, jest w tym trochę racji, ale tylko trochę. Nie należy patrzeć i potępiać nikogo, bo nie chcemy tu znaleźć kozła ofiarnego, ale zrozumieć zagadnienie. Łatwo jest powiedzieć, że to oni, korporacje, sektor obronny, islamiści, czarni albo Rosjanie są źli. To poprawia nastrój, bo przez kontrast czujemy się lepiej, prawda? Sęk w tym, że przyczyny dzisiejszego stanu świata leżą znacznie głębiej, i to w każdym z was. Dlatego prawdziwą przemianę świata powinniście zacząć od siebie samych, od wejścia do Królestwa Miłości, a mając to, będziecie wiedzieć, co zrobić dalej. Tak, książka ma za zadanie podprowadzić was pod jego bramy po to tylko, by pokazać, że żadnych bram nigdy nie było, a Królestwo jest tu przez cały czas. I Bóg, i Miłość są tu przez cały czas, dla każdego i w obfitości. Niech każdy zacznie od siebie, szuka drogi do Mnie i prosi Mnie o wsparcie i o miłość, która oświetla drogę. Ja jestem przez cały czas gotów wam służyć. Po to tutaj jestem, więc nie odtrącajcie Mnie po raz kolejny.
Baba, chcę ci dziś podziękować za Twoją bliskość i czułą miłość, która towarzyszy mi stale i stale mogę ku niej sięgać. O czym porozmawiamy dzisiejszego wieczoru?
Społeczeństwo kształtuje jednostkę praktycznie już od chwili narodzin. Rodzice wpływają na dziecko swoimi energiami; obciążają je lękami, niepewnością jutra, wahaniami, przekazują skłonności. To stanowi bagaż, który wpływa w niewidzialny sposób na młodego człowieka, kształtując myślenie i wrażliwość.
Czy można się z tego wyzwolić? Oczywiście, że tak, dla człowieka duchowego nawet jest to konieczne, z tym jednakże zastrzeżeniem, że nie należy podejmować tych prób, licząc wyłącznie na siebie i własny rozum. W zmianach, które człowiek chciałby wprowadzić w sobie, winien kierować się swym wyczuciem, intuicją i oczywiście ufnością w miłość i dobry wybór Siły Wyższej. Tylko Ona widzi doskonale, które ciężary duchowe należy usunąć najpierw, a które później, i sama wyznacza najlepszy sposób, czas, miejsce. Dlatego w dzisiejszych czasach droga duchowa człowieka powinna polegać głównie na nauce kierowania się i trwania w miłości do Stwórcy. To jest najważniejsza sprawa. Nie należy się obawiać błędów i potknięć, każdy z nich może wskazywać nowy kierunek ku radości i światłu. Na drodze należy postępować z ufnością i wiarą, nawet gdy pojawiają się przeszkody, trzeba maszerować dalej i nie poddawać się. Ojciec zwraca baczną uwagę na to, co dzieje się w świecie ludzi, i dba o tych, którzy powierzyli się Jego trosce i miłości. Zza trudności wyziera zawsze Jego spojrzenie pełne oczekiwania, miłości i radości z przebytej drogi. Błędem jest podążanie ścieżkami jogi czy podobnych dyscyplin duchowych, o ile nie ma się na względzie tego ostatecznego celu, jakim jest nauka i trwanie w stałej miłości Stwórcy i do Stwórcy. Wszystkie te drogi to zabawki służące rozrywce, miłemu spędzeniu czasu i nic ponadto, może poza rozbudowywaniem własnego ja osobowego. Najlepiej porzucić to wszystko od razu i kierować się poza wszystkimi sprawami tego świata wprost ku miłującemu Stwórcy, wzywając Go z miłością i oddaniem. To jest droga dla wielu ludzi i do nich skieruję tę pracę. Będzie im ona pomocą w zewnętrznym poszukiwaniu i otwarciu na światło Boga-Jedni, które goreje w sercu każdej istoty.
Baba, o czym porozmawiamy w ten piękny wieczór?
Pomówimy dziś o pracy i o jej potrzebie na drodze człowieka do doskonałości duchowej. Człowiek ma dwie ręce i powinien pracować. To banał, ale jak wielu ludzi obywa się dziś bez pracy fizycznej. Jest ona potrzebna nie tylko dla prawidłowego funkcjonowania ciała, ale również jako czynnik tworzenia równowagi psychofizycznej. Dlatego aby być zdrowym, należy pracować fizycznie. W pracy człowiek przetwarza przez swe ciało wiele energii, to z kolei służy otaczającemu go środowisku, czyniąc je podatnym na przyjęcie wibracji wyższych rzędów. Praca uwzniośla, ta stara prawda ma silną podbudowę w wiedzy o przemianach duchowych.
Baba, tyle zazwyczaj mówisz o miłości, a dziś nagle o pracy fizycznej. Czy ona również jest drogą ku miłości?
Dobre samopoczucie wynikające z naturalnej siły i odporności psychofizycznej stanowi jedną z podstaw do tworzenia stanów radości w człowieku. Nie sięgniesz głębiej w Boską Jaźń, jeśli nie będziesz mógł przetworzyć przez swe ciało zespołu energii wiodących wzwyż. Przestrojenie, czyli przebudowa energetyczna organizmu, musi trwać, a najlepiej idzie podczas pracy, gdy ciało i umysł zajęte są czymś innym. Dlatego nie powinieneś ociągać się, gdy daję ci impuls do pracy, jesteś częścią większej całości i winieneś umieć współgrać z potrzebami wyższego rzędu. Nie musisz jasno widzieć obrazu całości, wystarczy, byś poddał się w zaufaniu do mnie temu, co niesie chwila i co mówię ci wewnątrz. Praca fizyczna jest bardzo ważna w rozwoju człowieka, jest wiele przyczyn utrudniających jej właściwy przebieg, a jedną z nich jest brak taktu.
Tak. Praca musi mieć swój rytm, ma zwykle określony czas, w którym trzeba się zmieścić. Jeśli idzie o ciebie, to często gubisz tempo przez niepotrzebne przemyślenia, raz, że nie związane bezpośrednio z wykonywaną czynnością, dwa, że kierujące się wciąż ku energiom świata. Przetnij to zdecydowanie, a zaraz odczujesz ulgę i będzie ci się lepiej pracowało i żyło. Chodzi tu o każdy rodzaj pracy - w skupieniu na tym, co robisz, w kierowaniu myśli ku Mnie, w prośbach, abym to Ja czynił przez ciebie. Jest bardzo wiele możliwości naszego jednoczenia się, tylko zwróć na to uwagę, a odkryjesz zaraz moje subtelne kierownictwo, które jest stale obecne. Jestem przy tobie i w tobie zawsze i tylko czekam na zwrócenie w moim kierunku, by zaraz nadejść ze wsparciem, radością, miłością. Tak, mój drogi, Ja zawsze przynoszę ci radość i szczęście i może być go o wiele więcej, biorąc pod uwagę czas, który zajmuje ci przeżuwanie nie swoich myśli - bo pochodzących jeszcze ze świata. Odetnij się od nich zdecydowanie i zwracaj w moim kierunku. To już dopalające się resztki kogoś, kim byłeś kiedyś, narodził się nowy człowiek. Zwróć, proszę, na to uwagę, a przychodzące myśli ofiaruj mnie i powracaj ku mej bliskości. Powtarzam się, wiem, ale to najlepsza droga. Pora już porzucić ciężary i wesoło bujać w obłokach pośród niebiańskich rozkoszy bycia sam na sam z Jedynym.
O tak, to rozkosz nieporównywalna z niczym innym.
Praca kojarzy się zwykle z korzyściami materialnymi. Nie jest to dobre podejście, dlatego że wiąże ze sprawami świata. Dobra praca to taka, która jest spełniana jako ofiara dla Najwyższego, dar serca Jemu poświęcony, bez przywiązywania się do jej owoców. Pracujesz więc dla Boga, Jego słodkiej miłości i obecności, tak spełniana praca ma działanie oczyszczające i wyzwalające. Nieważny jest przy tym jej rodzaj, nawet najbardziej prozaiczne czynności są miłą ofiarą Temu, który jest mieszkańcem ludzkiego serca. To jest właściwy sposób spełniania pracy.
Budzę się, kieruję umysł ku tobie, czuję, jak opadają, odchodzą w nicość bariery "ja" osobowego, ta specyficzna ważność, nadęcie, poczucie bycia kimś, i widzę jasno, jak tamują one dopływ twej czystej i świeżej miłości, która zjawia się natychmiast, gdy padną. Co mogę powiedzieć, jestem teraz tak szczęśliwy Twoim szczęściem, a wszelkie trudne dotąd problemy rozwiązują się same. Przed laty w Indiach powiedziałeś mi, abym ćwiczył otwarcie na ludzi, mówił im w medytacji, że ich kocham, i otwierając się, przyjmował to samo. Ile barier opadało, nawet nie wtedy, gdy kierowałem w myśli ku komuś słowo kocham, ale przede wszystkim, gdy pojawiali się i je wypowiadali. Jak umysł był przestraszony: "co oni chcą uzyskać ode mnie?", "co się za tym kryje?", a kiedy wreszcie znikła ta gra umysłu, opadło mnie poczucie bezbronności - poczułem się jak nagi pośród ludzi. Dziś nadal jest we mnie ślad tej twardości i siły osobowej. Czy czas zdjąć ją i ofiarować tobie? Co przyjdzie w zamian, czy w ogóle coś przyjść musi, czy też wystarczy jedynie opuścić fortecę "ja" i trzymając się Ciebie, Twej słodkiej miłości, ruszyć w nieznane, na bezdroża?
To dobrze, że umiesz już dostrzec, jak pękają stare kajdany. Ja nie tworzę żadnych barier, nie tylko względem ciebie, ale względem każdego człowieka. Jestem tym, który nie zna barier i ograniczeń, nawet gdy biorę ciało i żyję w nim, pozostaję całkowicie sobą, nieograniczony i nieskończony. Siłą rzeczy i ty zrzucasz niepotrzebne ograniczenia i nawet pośród ludzi stajesz się bardzo delikatny. Nie bój się zrzucić pancerze i pozostać bezbronnym, bądź nie jako "ja" osobowe, lecz jako Ja, czyli ty skierowany umysłem ku Mnie i Mojej miłości, skromny, pozbawiony ważności i pretensji. Nie bój się otworzyć, nie bój się mówić kocham i przyjmować te słowa zewsząd. Jestem wszędzie i nic, co się dzieje, nie obywa się bez udziału mej miłości, nawet wydarzenia z pozoru błahe i bez znaczenia. Otwórz się na mnie i tak pozostań, ja ci przecież nie zaszkodzę, to zupełnie nie leży w mej naturze. Precz bariery i wahania! Niech przyjdzie miłość i zrobi tutaj swój porządek!
Dziękuję ci Baba. Czym mógłbym Ci się odwdzięczyć za Twoją dobroć, bo bardzo bym chciał?
Dobrze, mów, że mnie kochasz, i słuchaj, co mówię do ciebie. Tak, lubię słuchać, jak ludzie wymawiają to cudowne słowo.
To, co płynie z mego serca ku tobie, starczy za wiele słów, i mimo iż bariery są, proszę, przyjmij moją skromną miłość do Ciebie, taką jaką jest, mój drogi Baba.
Chcę Cię dziś zapytać o to, jaką cześć Twoich podpowiedzi w ciągu dnia wprowadzam w życie?
O, to jest znakomite pytanie! Odpowiedź na nie jest następująca - jakieś 10 do 13%, to zależy od dnia.
To nie jest wiele. Czy mógłbyś powiedzieć mi, co powinienem zrobić, aby ten procent był większy tak ze dwa-trzy razy? Jakieś praktyczne wskazówki? Myślę, że wielu czytających to również zainteresuje.
Czy masz na myśli, że Moje wskazówki bywają niepraktyczne?
Jeśli odnoszą się do rzeczy ogólnych, to często nie wiem, co z nimi zrobić, więc tym razem chciałbym takie konkretniejsze, oczywiście jeśli można.
Ależ oczywiście, że można. Czasem lubię wzbudzić twoją ciekawość i pragnienie po to, byś drążył dalej temat i nie ustawał po pierwszych odpowiedziach. Mamy więc teraz temat: "jak być bliżej Boga i częściej Go słuchać".
Mamy do czynienia z kilkoma rzeczami, a zacznijmy od bycia w bliskości Boga. Już wiesz, że droga wzwyż wiedzie przez miłość do Stwórcy, więc rozsądnym byłoby przyjąć, że im częściej będziesz zwracał się do Niego z prośbą o miłość i im częściej będziesz w niej trwał - tym twój umysł i serce będą bliżej nieba niż ziemi. Reszta jest w miarę prosta - jeśli jesteś bliżej Nadawcy, wtedy słyszysz wyraźniej Jego wskazówki, jaśniej i czyściej je odczuwasz. Dalszy krok to wprowadzanie ich w życie, czyli pójście za nimi. Oczywiście, jeśli nie idziesz, to one na jakiś czas znikają, bo po co ci zdolność, z której nie korzystasz. Dla sportu? Dla zabawy? Nie można się bawić tak wartościowymi darami duchowymi. Podsumowanie jest następujące: proście o miłość, a przecież dam wam ją, proście o wskazówki i je też dostaniecie, proście o siłę, aby móc za nimi iść, i władzę rozróżnienia, co naprawdę pochodzi ode Mnie. To oświetli wam drogę na przyszłość.
Wszyscy jesteście Moją miłością i żaden z was, który zwróci się do Mnie z prośbą o pomoc, nigdy nie odejdzie z pustymi rękami.
Najczęściej jednak, tak mówi statystyka i doświadczenie, nie dostajemy tego, o co prosimy.
Bo Ja was prowadzę do miłości, a nie do ziemskiego raju pojmowanego przez was jako obfitość pieniędzy i wrażeń. Miłość jest czymś takim, że starczy za wszystkie wrażenia i doznania zewnętrzne.
O tak, jej słodycz jest nieporównywalna z niczym ziemskim.
Ty to już wiesz z doświadczenia, teraz przeszedł czas na wielu, wielu innych.
I to jest wartość tej książki.
Nie, wartością zawsze jest miłość, a nie drogowskaz; Źródło, nie Jego produkt. Nauczcie się odróżniać to, co czasowe, od tego, co wieczne. Miłość jest wieczna, a te zadrukowane kartki czym są? Patrzcie poza słowa, poza papier i atrament, patrzcie na Mnie, bo to Ja jestem ważny dla was. Ani Moje słowa tutaj, ani piszący je - zapomnijcie o tym. Wznieście wasz wzrok wyżej - ku Mnie, i niech was nic nie zatrzyma. I czyńcie to często, jak najczęściej. Myślcie o Mnie i zwracajcie się do Mnie z miłością. Bo to Nią właśnie jestem.
Część druga - Rozmowy (fragment 5)
Powiedziałeś mi dość kontrowersyjną rzecz...
Że nie potępiasz korupcji.
Korupcja jest tylko jednym z problemów, jaki was trapi, was i wasze społeczeństwo. Rządzący powinni bardziej zwracać uwagę na wspólne dobro, a nie na dobro swoje i swoich znajomych. Jeśli bym miał coś przeciwko takim praktykom, już dawno mielibyście wielkie kłopoty. Po prostu widzę, jak wygląda rzeczywistość i na czym się opiera. Poza tym - Ja nie jestem od potępiania, Jestem Miłością.
Przyznam, że jednak z Twoich ust to dość kontrowersyjne stwierdzenie.
Każdy, niezależnie od swoich uczynków, ma stale otwartą drogę ku Mnie, zawsze jest szansa powrotu, nawet dla ludzi pełnych złej woli, brutalnych i okrutnych. Każdy i zawsze może się do Mnie zwrócić, a nie zostanie odtrącony. Przy okazji - mam kilka wskazówek dla wszystkich rządzących.
Po pierwsze niech mają świadomość tego, że jest Ktoś, kto śledzi z zainteresowaniem ich poczynania, widzi wszystko, wszystko słyszy i wszystko pamięta. Po drugie, że ten Ktoś nie jest ich przeciwnikiem, a wprost przeciwnie, jest im nieustannie przychylny. Po trzecie, że jest On nieustannym źródłem nowych pomysłów, rozwiązań, podpowiedzi i pomocy. Po czwarte, że bardzo chętnie będzie dzielił się tym, co ma, jeśli tylko zostanie o to poproszony. Po piąte, że nigdy nikogo nie potępia ani nie odrzuca, co więcej, jest w stanie swym działaniem zmniejszyć ciężar wydarzeń oraz złagodzić konsekwencje wcześniejszych błędów. Po szóste chroni wszystkich, którzy się do Niego zwracają. Po siódme pomoże zmienić trudne problemy w proste zadania do wykonania. Po ósme zdradzi tajemnice dotyczące ludzi, ich zamiarów i posunięć, jakie należy wykonać. Po dziewiąte weźmie na siebie wszelkie ciężary i niedogodności związane ze sprawowaną funkcją. Po dziesiąte będzie chronił integralność osobistą przed działaniami z zewnątrz. Po jedenaste osłabi pozycje negatywnych sił. Po dwunaste zajmie się i krajem czy obszarem działania, i dokładnie pokaże, co jest do zrobienia i co należy przygotować. Po trzynaste obdarzy wglądem w przyszłe wydarzenia i da czas na przygotowanie. Dla Mnie nie ma rzeczy niemożliwych, czekam tylko na zwrot ku Mnie z waszej strony.
Możecie Mnie trzymać za słowo. Władzy zazwyczaj towarzyszy samotność. Często nie można nikomu zaufać. Ja jestem osłodą tej samotności i wiernym towarzyszem. Więc kiedy nie ma się do kogo zwrócić, Ja jestem i czekam z Moją Miłością.
Dziś we śnie namawiałem młodego aktora, by zwrócił się do Ciebie, a on, wychowany w duchu materialistycznym, nie chciał tego zrobić. Przyszedłeś i otoczyłeś go swą słodką Miłością.
Jestem we wszystkich, również w ludziach uznawanych za sławnych.
Co powiedziałbyś człowiekowi wykonującemu taki zawód?
Aktor, polityk, ksiądz, policjant - zawód nie ma tu znaczenia. Każdy w każdej chwili może otworzyć się na Mnie i zwrócić z prośbą, abym uczestniczył w tym, co ma zrobić, zagrać, powiedzieć. Oczywiście pewne tematy są tabu: szerzenie nienawiści, nacjonalizm, kult cierpienia i smutku. Do tego nie przyłożę ręki. Żyjcie w radości i miłości i niech one towarzyszą wam co dnia, gdziekolwiek jesteście i cokolwiek czynicie.
Witaj mój drogi Gurudev, mam dziś znów kilka pytań do Ciebie. Powiedziałeś, że pierwsi chrześcijanie powtarzali: "Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną", i skupiając swą uwagę na sercu, dochodzili do głębokich stanów zjednoczenia z Bogiem. Dużo czytałem na ten temat. Modlitwa hezychastyczna przetrwała do dziś dnia w chrześcijaństwie obrządku wschodniego. Czy i dziś jest właściwa?
Nie, i to z wielu powodów. Pierwszy jest taki, że ludzie dzisiaj są inni, mają bardziej rozwinięte i "cięższe" umysły niż prości ludzie pierwszych wieków chrześcijaństwa. Dzisiaj bardzo trudno oddzielić w tej wierze ziarno od plew. Przez wieki narosło tyle bałaganu i wręcz ewidentnych bzdur, zmyślonych dogmatów i fałszywych prawd, że nie jest to dobra droga. Chrześcijaństwo w swych licznych odłamach jest trwałym elementem tego świata, produktem ludzkiego umysłu i jego machinacji. Nie można wziąć jednej rzeczy - w tym przypadku modlitwy, o której wspomniałeś - nie wchodząc w kontakt z całą resztą. Mówię tu o sferze energii i jej subtelnym wpływie na umysł. Człowiek prawdziwie religijny nie może być wyznawcą żadnej religii, jeśli oczywiście poważnie traktuje to, co robi. Religia powstaje na styku Boskości i ludzkości i wybierając jedno, odrzucasz drugie. Nie myśl przy tym, że religia sama w sobie ma jakąś wartość. Należy na nią patrzeć z praktycznego punktu widzenia, czy służy jednoczeniu człowieka z Bogiem, czy odzwierciedla właściwie oryginalne boskie emanacje: radość, szczęśliwość, miłość. Religia jest środkiem, a nie celem, przeciwnie, niż sądzi dzisiaj większość ludzi. To Bóg jest jedynym celem, a nie zgromadzenie wiernych czy jakikolwiek kościół.
Nie możesz właściwie odebrać Boskości, jaką jest, jeśli są w tobie nagromadzone pokłady zatęchłej tradycji, a sam na dodatek uważasz je za coś wartościowego. Jeśli tak czynisz - jesteś w pułapce.
Mówiłeś mi wcześniej, że trzeba też oddzielić formę od treści, tzn. postać historyczną Jezusa od jej esencji.
Esencja to właśnie Bóg, a ona wszędzie jest ta sama, w największym zbrodniarzu, szatanie - gdyby istniał, byłaby tą samą, co i w postaci Jezusa. Jeśli to rozumiesz, to wiesz również, że podział na dobro i zło jest względny, wynika bowiem z ludzkiego, ograniczonego punktu widzenia wydarzeń i ich oceny. Z absolutnego punktu widzenia wszystko jest dobre i konieczne i wszystko wydarza się z boskiej inspiracji, cokolwiek o tym pomyślą ludzie. Jeśli przedkładasz postać, ciało, obraz nad ożywiającą je esencję, to jesteś w błędzie. To pewna, subtelna postać bałwochwalstwa, chociaż jest pomocna na początkowych stopniach ścieżki duchowej - jako ośrodek skupienia uwagi i kierowania tam swej miłości. Ale to jedynie etap wstępny i jeśli nie postąpisz dalej, odkładając formę na rzecz treści, to sam opóźniasz swój marsz. Nieuchronną konsekwencją wędrówki drogą duchową jest zrozumienie, że esencja jest wszędzie ta sama, i w Bogu, i w człowieku, nie należy więc zbyt wiele uwagi poświęcać formie, aby nie przesłoniła słodyczy tego, co przynosi sama treść. Temat religii jest bardzo obszerny i co pewien czas będzie powracał w naszych rozmowach w różnych aspektach. Na razie chcę, abyś wiedział, że każda religia jest dziełem człowieka, płodem ograniczonego, ludzkiego umysłu usiłującego pojąć i wyjaśnić Nieskończoność. Na pewnym etapie nie warto żadnej z nich poświęcać uwagi, kierując się wprost ku Istocie. To samo dotyczy wszelkich nauk duchowych, dawnych i teraźniejszych. Miej ufność w Moje słowo i nim się kieruj, a nie intelektualnym odbiorem czyichś dzieł, chociażby były uznawane przez ludzi za najświętsze. Większość i tak jedynie czci je, a nie stosuje, bo nie jest w stanie ich pojąć, dosięgnąć sobą ich poziomu. Kiedy już masz owoc w dłoni, po co wspinać się na drzewo?
Baba, powiedziałeś, że Kriszna, Rama, Sai - tak, zaś Budda i Jezus - nie, dlaczego?
O, jest wiele powodów. Jeśli chcesz mieć wierny obraz, musisz patrzeć w czyste zwierciadło, prawda? Bóg jest mądrością i miłością, lecz też wielką, niepojętą szczęśliwością, samą esencją radości istnienia. Sai, Rama, Kriszna - kierując swą myśl ku tym przejawom Boskości, łączysz się właśnie z tymi emanacjami. Kierując ku innym - obciążasz niepotrzebnym zwracaniem uwagi na cierpienie za rzekome grzechy świata. Z Buddą sprawa jest inna, tradycja czci go jako wielkiego i oświeconego nauczyciela, lecz nie jest to postać, podobnie jak i Jezus, formatu Awatara.
Przed laty w Jerozolimie w Bazylice Grobu, tuż obok Anastasis, ujrzałem wizję Jezusa, obraz, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem. Stał w lśniącobłękitnej, oblamowanej złotem szacie, spod kopuły spływał na niego strumień jasnego, subtelnego światła. Miał przymknięte oczy, a cała twarz wyrażała niesłychane szczęście, odwrócenie od świata, pogrążenie w boskiej głębi. To było cudowne, przez chwilę dane mi było odczuć to, co czuł. Po drugiej stronie nawy stałeś jako Baba i z uśmiechem patrzyłeś mi prosto w oczy. Co to znaczyło?
Jezus większość swego życia uczył się, potem nauczał innych. Walczył ze swą ludzką naturą i nieobce mu były człowiecze rozterki. Niektórzy twierdzą, że był przez to bardziej ludzki, tak jakby wątpliwości i wahania mogły prowadzić do czegoś dobrego. Te wizje były ci wtedy potrzebne chociażby dla zwrócenia uwagi na te jakże pomijane i zapomniane aspekty boskiego istnienia - szczęśliwość i radość. Ja nie muszę trwać w kontemplacji, medytować o szczęściu czy specjalnie odrywać od spraw tego świata, kontakt z nim mi nie szkodzi i zawsze jestem taki sam - szczęśliwy, że nie masz pojęcia. Po prostu taki jestem i gdybym nie był tym, kim jestem, to powiedziałbym, że się taki już urodziłem.
Ale zaraz, skoro już o tym mowa, chcę Ci zadać pytanie lżejszego kalibru, z gatunku tzw. głupich. My się rodzimy, a Ty skąd się wziąłeś?
Istniałem zawsze. To słowo oznacza, że zanim jeszcze powstał ten wszechświat, zanim została powołana do życia materia, z którego on się składa - byłem. Byłem, jestem i będę, i tak po prostu jest, te trzy czasowniki nie są odrębnymi stanami, lecz jednym wyrazem Istnienia. Czas jest ograniczeniem w świecie materii. Im "wyżej", tym trwanie i jego odczucie bardziej stabilne, aż do poziomu, gdzie czas przestaje istnieć i pozostają jedynie miłość, radość, szczęście - prawdziwie Boski Byt. Przeszłość, czas, przyszłość to jedynie wydarzenia bez istotnego związku z rzeczywistym życiem i jego pełnią, którą jest miłość Stwórcy.
Czy to znaczy, że masz swobodny dostęp do przeszłości i też możesz ją swobodnie modelować, wpływając np. na wydarzenia teraźniejsze?
Jesteś przyzwyczajony do myślenia kategoriami przyczynowo - skutkowymi, tymczasem istota wszelkich procesów leży w tym, że to Bóg decyduje o przebiegu wszystkich wydarzeń, i tylko umysłowi wychowanemu na naukowych baśniach wydaje się, że jest inaczej.
Wszystkim kieruje miłość. To Bóg tworzy świat wciąż na nowo, w każdej chwili utrzymując jego istnienie. Część z tego ludzie zwą przeszłością, część przyszłością, ale tak naprawdę jest to wielka boska zabawa. Swój los pozostaw więc miłości, a ona ułoży wszelkie sprawy dla twego ponadczasowego dobra i uczyni to doskonale.
Pojęcia czasu, przestrzeni, obecności "ja" osobowego rozwiążą się same w stosownym dla tego czasie, wtedy pojmiesz te zagadnienia z łatwością, a dziś nie pomogą żadne tłumaczenia. Bawi mnie odpowiadanie na twoje pytania i czynię to z ochotą. Czy masz coś jeszcze na dzisiaj?
Ty znasz przyszłość, prawda? Nie żebym chciał ją poznać, ale powiedz, jak ją tworzysz?
Na to składa się wiele czynników, mam coś niby klocki, to są wydarzenia, które prędzej czy później nastąpią. Podrzucam to wszystko do góry, a jak spadną, to patrzę, jak się ułożyły. To cała tajemnica.
Moim celem jest ludzkie szczęście. Tak układam wydarzenia, aby doprowadzić doń każdego człowieka jak najkrótszą drogą. Czasem wiedzie ona przez ból i cierpienie, czasem jest usłana różami. Będąc miłością, nie mogę postępować inaczej, a ludzki umysł nie pojmuje Mnie zupełnie.
Mam wyraźne wrażenie, że oba tematy poruszane poprzednio - religię oraz ten dowcipny opis Ciebie - dzieli wielka przepaść. Rozmowa o religii jest obarczona ciężką gatunkowo energią, czego nie ma zupełnie, kiedy mówisz o Sobie. Wprost przeciwnie, jest gorąco duchowe, Twój żar energii, radość i uniesienie.
No i masz odpowiedź, jaka jest różnica pomiędzy Boskością a jej ziemskim odbiciem. Każda religia jest płodem ludzkiego umysłu i chociaż jej wizje Boga są obdarzone pewną siłą wyrazu, to jednak są jak obrazy na ekranie - pełne kolorów, lecz nierealne. Dlatego musicie nauczyć się patrzeć na to, co jest poza zasłoną zarzucaną przez ludzkie umysły. Bóg przychodzi do człowieka w swej oryginalnej postaci i kiedy to następuje, na ogół nie ma wątpliwości, z kim ma się do czynienia.
Na chwilę chciałbym powrócić do przeszłości, do tych nauczycieli duchowych, których miałem wcześniej. Niektórzy wywarli na mnie głębokie wrażenie. Teraz pozostałeś wyłącznie Ty, z czego zresztą bardzo się cieszę. Ale jak mam spojrzeć na swą przeszłość?
Traktuj to wszystko jako wielką łaskę od Boga, nie ugrzęzłeś w materii, nauce, dorabianiu się. Wiele wydarzeń cię poruszyło, z wieloma nie mogłeś się pogodzić, lecz bez nich nie byłoby dnia dzisiejszego. Teraz już nie musisz wisieć u niczyjej klamki, licząc na łaskawe słowo mistrza. Masz mnie.
Chętnie będę więc wisiał u Twojej klamki.
To niepotrzebne, moje drzwi są zawsze otwarte, nawet nie musisz pukać.
Baba, dziś rano jasno pokazałeś mi, że po pierwsze Budda wcale nie sięgnął szczytów samorealizacji, a po drugie nie była mu dostępna najwyższa mądrość, i jego osiągnięcia, jak wielkie by nie były, są jedynie cząstkowe.
To prawda. Urodziwszy się w ludzkim ciele, trudno jest zerwać łańcuch łączący z materią. Co innego Awatar, ów przychodzi niejako z drugiej strony, wolny od więzów z samej swej natury. Ludzie tacy jak Siddhartha dążą ku szczytom, a tutaj szczyt szczytów sam zstępuje pomiędzy ludzi, ze swego wyboru żyje jak człowiek. Budda nie zgłębił prawdy absolutnej, jedynie ujrzał jeden z jej aspektów, zdobył wielki rozgłos jako jeden z wielkich nauczycieli ludzkości. Dzisiaj istnieją inne, prostsze ścieżki wyzwolenia.
Ma to związek z Twoim przyjściem tutaj.
Tak, ja nie przyszedłem z pustymi rękami.
Baba, a przed laty, kiedy interesowałem się buddyzmem tybetańskim, miałem sen, w którym ujrzałem wirującą mandalę z postaciami joginów i bóstw, a za nią bezkresną, jasną przestrzeń, i usłyszałem słowa: "manifestacja natury umysłu". Co to znaczy?
To inicjacja prowadząca do realizacji pewnych aspektów umysłu, nie przywiązuj do tego wagi.
Naszły mnie dziś refleksje, że Twoje przyjście zapoczątkowało zupełnie nową epokę w dziejach tej planety. Nawet Krishnę, poprzedniego Awatara, znało jedynie kilku najbliższych uczniów. Ciebie zna już kilkadziesiąt milionów. Może powinniśmy zacząć liczyć lata nowej ery - od dnia Twych narodzin.
Na to nie liczę ani tego nie potrzebuję. Przyszedłem, aby dać ludziom miłość, pokazać drzwi do światła, o których już niemal zapomnieli. A szukam miłości do Boga, czułości, ciepłych uczuć, uśmiechów, spojrzeń kierowanych wzwyż. Sława, znaczenie - to głupstwa, którymi mami się ten świat, mnie są niepotrzebne.
Powróćmy jeszcze na chwilę do buddyzmu. W młodości wskutek medytacji Zen miałem wspaniałe doświadczenia wielkiej miłości, radości, braku "ja" osobowego. Niedawno zetknąłem się z buddyzmem tybetańskim linii Karmapy i lamą z Danii uczącym chyba jakiejś skautowskiej jego odmiany. Te kilka minut - kiedy już pojawił się na sali, a jeszcze nic nie mówił - było bardzo miłych, napływała miła, ciepła energia. Gdy zaczął wykład, czar prysł. Cóż, drogi lama musi się jeszcze wiele nauczyć. Hasło wywoławcze - buddyzm.
W przeszłości, tj. w poprzednich inkarnacjach, miałeś z nim kontakt, stąd te zainteresowania. Nie jest on drogą dla ciebie chociażby dlatego, że nie ma w okolicy dobrych nauczycieli, którzy naprawdę rozumieją, o co w nim chodzi. Buddyzm jest drogą błędną, o ile nie ma się na uwadze tego podstawowego celu istnienia, jakim jest zjednoczenie w miłości ze Stwórcą, jakkolwiek by się Go nie nazwało. Pomijać aspekt miłości, właściwie nie aspekt, a esencję istnienia, to jak zjadać skórkę, a wyrzucać pomarańczę. Niektórzy pojmują to instynktownie i łatwo przechodzą ponad rafami fałszywej duchowości, inni całe życie chodzą w mnisich szatach, bucząc mantry, i nie widać w nich żadnych pozytywnych zmian. Podobnie jest ze wszystkimi religiami, tworami ludzkiego umysłu, dobrymi, o ile rozumie się, że każda jest jedynie drogowskazem prowadzącym jak najdalej w Nieznane, gdzie nie ma już ludzkich dróg. Kiedy zrozumiesz to w pełni, nie będziesz więcej pytał o sprawy religii i pozostawisz na zawsze ten umysłowy bałagan. Religia to produkt ludzkiej myśli skażonej żądzą władzy, bogactwa, pożądaniem, pychą, jest fałszywym światłem na drogę życia, dając mnóstwo scenografii, zamiast wskazywać na Źródło Istnienia i uczyć z Nim kontaktu. Na tym, jeśli pozwolisz, chciałbym zakończyć rozważania o istocie i wartości religii ziemskich...
Wczoraj pytałem Cię o buddyzm tybetański. Jest sporo mnichów, którzy potrafią rzeczy niezwykłe: pokonywać olbrzymie odległości, stawać się niewidzialnymi, przenosić przedmioty bez dotykania etc. W nocy śniło mi się, że publicznie lewitowałem. Było mi trochę głupio, bo czułem w tym jakieś nadużycie. Do trójki obserwujących mnie dzieci skierowałem nieco dziwne pytanie: "wiecie, co to jest?", mając na myśli unoszenie się w powietrzu. Po chwili jedno z nich odpowiedziało: "głupota", a ja pojąłem, że to dobra odpowiedź.
Wciąż jeszcze mylisz osiągnięcia płynące z praktyki medytacji typu "cudownych zdolności" z głębokim duchowym zrozumieniem rzeczywistości, które przychodzi wyłącznie przez rozpoznanie podstawy wszystkich zjawisk, którą jest Boska Miłość - i życie z Nią. Te zdolności, jakkolwiek cudowne i robiące wrażenie by nie były, to głupoty - doskonała odpowiedź w ustach niewinnego dziecka. One wcale nie służą rozwojowi i nauce miłości, a co więcej, stanowią wielką przeszkodę na drodze ku wyzwoleniu. Nie należy zatem dążyć do ich wypracowania, a uzyskany czas skierować na rzeczy wartościowe, na skierowanie się całym sobą ku Bogu. Reszta to po prostu głupoty i nowe kajdany nakładane na człowieka. Miłość się liczy i tylko ona, bo jedynie owo słodkie, wznoszące ku Bogu uczucie jest motorem każdej prawdziwej, dobrej zmiany w człowieku. Ono przynosi oczyszczenie z błędów i skalań przeszłości, chroni, tuli i wznosi istotę ludzką ku wyzwoleniu.
Chciałbym Cię prosić, abyś był stale obecny w moim myśleniu, bo widzę, jak osobowość odwraca uwagę od Ciebie i kieruje ją ku utartym ścieżkom. Pomóż mi zerwać z przeszłością, tradycją i tym osobowym schematem istnienia i kieruj ku swej cudownej radości i dobroci.
Opowiedz mi Baba o swoim życiu w Indiach, jak Ci tam jest? O co chciałbyś, żeby ludzie Cię prosili? Co Ty sam chciałbyś im dać?
Mam dla nich wszystko, również dobro najwyższego rzędu, czyli siebie samego. Wielu prosi o sprawy materialne i część z nich otrzymuje to, czego pragnie. Inni proszą o dobra duchowe, miłość, krok w kierunku Boga, i te prośby są Mi szczególnie miłe. Ale największą radością są ci, którzy proszą o Mnie samego, o stopienie z Moim Bytem na zawsze. Nazywają to wyzwoleniem, pragną go, przeczuwając wielką, nieziemską słodycz uniesienia i zjednoczenia w miłości z Boskością. Ci są pod moją szczególną opieką, sprawiam, że stają się świadomi Mej obecności, Mego głosu, Mojego kierownictwa w każdej chwili swego życia, ich umysły stopniowo odwracają się od świata i kierują ku Mnie. Ekspansja jest mym życiem, ekspansja od wewnątrz, z ludzkiego serca w świat. A co do Indii, cóż, kraj jest piękny i dobrze mi się w nim żyje. Jest wielu ludzi naprawdę kochających i oddanych, więc mam wiele radości. Ale wiedz, że żadne wydarzenia ani warunki zewnętrzne nigdy nie mają wpływu na mój stan wewnętrzny, jakże mogłoby być inaczej. Stale jestem szczęśliwy, pełen miłości i radości, bo po prostu tym jestem. Tak, jestem Bogiem na Ziemi. Przyszedłem, by przynieść światło dla potrzebujących mnie serc i jest to jedyny powód mej inkarnacji. Miłość dojrzewa, rozwija się w ludzkich sercach i duszach. Nadszedł czas, by wspomóc ją z zewnątrz, umocnić to, co dobre, dla naszego wspólnego dobra, bo przecież mieszkam w sercu każdej istoty.
Baba, jeśli opublikuję te notatki, oskarżą mnie o herezję albo i o szaleństwo. Jak można rozmawiać z Bogiem?
Co się przejmujesz, wszystko, co się wydarza, i tak jest boską decyzją. Rozumiejąc to, można śmiać się i cieszyć ze wszystkiego. Szydercy szydzą, bo taką mają rolę, niedowiarkowie grzęzną w wątpliwościach, bojaźliwi się wahają, kilkoro, garstka widzi światło i za nim podąża, a reszta jest obojętna - i to wszystko jest dobre. Nie dzieje się nic, co nie byłoby wolą boską. W każdym, nawet najdrobniejszym wydarzeniu kryje się czar boskiego udziału i koncepcji. Śmiej się więc razem ze mną, ciesz się, bo to jest teatr, a ty już znasz autora! Wszystko jest radością, miłością i szczęściem, bo nie ma miejsca, gdzie nie byłoby Boga! Bawmy się razem, to życie jest właśnie po to!
Dlaczego, jeśli skierować uwagę ku religii, napływa tak ciężka energia, przecież jeśli ten ruch ma związek z Tobą, powinien raczej unosić duchowo, dawać wzlot i radość. Czemu jest inaczej?
Zasadnicza przyczyna to ludzie i ich mentalność. Od pierwszych lat studiów wszczepia się przyszłym duchownym, że są solą tej ziemi, czymś lepszym od pozostałych, powołanymi i wybranymi, by nauczać i prowadzić. To wiedzie do rozbudowy ja osobowego i samo jest wielkim obciążeniem. Ci, którzy mieli służyć, zaczynają rządzić, czując się poza i ponad ludzkim prawem. Cóż, jest to jedynie pewna forma arogancji, nic więcej. Jeśli pragniesz władzy nad innymi, rządu dusz, lub chcesz uwić sobie ciepłe gniazdko na resztę życia, to twoje drogi zupełnie, ale to zupełnie rozmijają się z boskimi. Jak można twierdzić, że hierarchowie są równi książętom krwi, a najwyższy kapłan stoi ponad królami tej ziemi? To przerost formy nad treścią, chytra próba zajęcia najlepszego w ziemskim mniemaniu miejsca. Duże pieniądze dają osobowości ludzkiej poczucie władzy i pewności siebie. To wpływ subtelny, lecz przemożny, odcinający od żywego źródła, które bije wewnątrz. Jeśli jesteś władczy i wyniosły, to nie chcesz słuchać; jeśli uważasz się za mądrego, to nie chcesz się uczyć; jeśli myślisz, że stoisz ponad innymi, jest to sytuacja wygodna i nie chcesz tego zmieniać. Próżność, wysokie mniemanie o swych zaletach, pragnienie władzy nad drugim, przekonanie, że jest się wybranym przez Boga i posiada uprzywilejowany dostęp do prawdy absolutnej, błędny stosunek do dóbr materialnych - oto niektóre powody, dla których religia dnia dzisiejszego przeżywa ostry kryzys. Jak widzisz, jej stan jest związany z ludzką osobowością, która próbuje przejąć kontrolę i zdobyć wyłączność w sprawach boskich. Jest to niemożliwe, a im system dogmatów i tak zwanych prawd wiary bardziej rozbudowany, tym wyższe i trudniejsze do pokonania mury twierdzy. Trudniejsze do przejścia - z obu stron.
Baba, czy możemy już zakończyć ten temat, ciężko mi się to pisze. Wolę coś, co daje więcej radości, nie chcę już grzebać się w tym błocie. Pożartujmy...
Jeszcze tylko zakończę myśl. Jeśli chcesz zakosztować boskiej miłości, musisz zaufać Bogu całkowicie i zdecydowanie odłożyć na bok wszelkie wierzenia i religie, czyli wszystko, przy czym majstrowały ludzkie umysły. A potem po prostu czekać z ufnością w Mądrość i Moc, która stworzyła ten świat.
Co znaczył sen, który miałem dzisiejszej nocy? Śniło mi się, że jeden z dawnych znajomych potraktował mnie wręcz skandalicznie i to jeszcze w zamian za wielką grzeczność, którą mu wyświadczyłem. Byłem tak wzburzony, że chciałem go zaraz obić, aż się obudziłem.
W podświadomości nosisz ukryte energie przywiązań, tych nabytych sympatii i niechęci, i czy chcesz tego, czy nie, mają one kolosalny wpływ na twój odbiór rzeczywistości. Darzyłeś go tak wielką sympatią, że zaciemniało to właściwe widzenie tego, co się z nim działo. Wolny od tego związku będziesz mógł spojrzeć na rzecz z dystansu, Moimi oczami, nie troszcząc się o jego byt, wiedząc, że to działa Moja miłość, która nie pozwala zbytnio brykać naturze ludzkiej. To dla jego dobra, aby nie popadł w prawdziwe kłopoty, będzie się działo wiele, bowiem on wiele dostał ode Mnie. Mądrość i doświadczenie życiowe musi czasem przyjść przez trudy i cierpienia natury niższej. Porzuć więc te związki i zwróć umysł ku Mojej Miłości, a wkrótce ujrzysz ją wszędzie.
Już chyba trzeci raz dzisiaj usłyszałem od Ciebie, że religia katolicka zabija duszę, czy możemy o tym porozmawiać?
Możemy porozmawiać o wszystkim.
Dla wielu ludzi to, co przeczytają, będzie szokiem.
Jestem specjalistą od burzenia obrazów, szczególnie zaś tych, co przesłaniają Światło. Dlatego z całą mocą powtórzę - katolicyzm dziś jest religią, która nie zasługuje na to miano. Jego wpływ na duchowość człowieka, rozumianą jako zbliżanie się ku Bogu, jest negatywny. Rozpowszechnia błędną doktrynę, a obraz Boga, jaki stworzył, jest fałszywy. Skutek jest taki, że niszczy ludzkie dusze, zamiast je wspomagać na drodze ku Bogu. Taki jest skutek poszukiwań władzy nad ludźmi, a nie Boga.
Mój drogi, zadałeś Mi pytanie, a Ja udzieliłem odpowiedzi. Co zrobisz lub zrobicie z tą wiedzą, to już wasza sprawa. Dajecie się zwodzić na manowce, ulegacie słabościom ziemskim, a wasza "religia" pokazuje wam, że tak być powinno, jest to właściwe. Bóg czy kościół, miłość czy lęk, pokora czy autorytet, oddanie Bogu czy władza nad innymi? Wybór jak zawsze należy do was, nie musicie przecież Mnie słuchać. Jedynie cierpienie, które wywołujecie działaniami opartymi na błędnym widzeniu rzeczy, może kiedyś da wam do myślenia.
Tysiące ludzi nie uwierzy w to, co powiedziałeś.
Ależ wcale nie musi! Tysiące ludzi ma tu jeszcze do spełnienia wiele dzieł związanych ze światem materialnym i czekają ich jeszcze liczne wcielenia ziemskie. Taką wybrali drogę i Ja to szanuję. Jest jednak garść tych, którzy umieją patrzeć i widzieć rzeczy, jakimi są, nie dając się ogłupić.
Pytasz, a Ja odpowiadam tak, jak uważam za stosowne. Ty skupiasz się na słowach, a Ja widzę rzeczywistość tej "religii" i co ona czyni z człowiekiem, jak odbiera mu światło i niszczy miłość do Boga w sercu. Daj Mi więc wypowiedzieć się swobodnie, bo dziś godzi się powiedzieć prawdę.
Mam wątpliwości co do jakiegoś efektu, jaki wyniknie z czytania tej książki, to są przecież też tylko słowa.
Moje słowa mają moc, która dociera do serc przygotowanych ludzi i przygotowuje ich na następny krok ku rzeczywistości, ku miłości, i to jest sens tej książki. Zmiany są niewidoczne, niedotykalne, ale bardzo głębokie. Nawet jeśli ludzie nic nie wprowadzą w życie, to ono i tak się już zmieni, i to z wielu powodów. Widząc Moją relację z tobą, pomyślą, że skoro ty mogłeś, to i oni również mogą znaleźć Mnie, i to już będzie wielki krok naprzód. Bo w końcu dlaczego nie? Wielu przyjmie naturalne, wyrażone tu prawdy jako wskazówkę dla siebie samych i będzie im się żyło lżej, lepiej, pogodniej, radośniej, szczęśliwiej. I o to właśnie Mi chodzi. Przecież o nic innego, tylko o wasze dobro.
Jakiś czas temu, nagle, bez myślenia o tym ani udziału woli, znalazłem się w pokoju obok papieża. Wizja była bardzo realistyczna. Wspaniale się czułem - otulony i unoszony na falach Twej miłości. Byłeś tuż obok, z serca płynęła słodycz, subtelna energia, która kierowała się ku klęczącej, zatopionej w modlitwie postaci w bieli. Modlił się wtedy za świat, wiem, że do Matki Boskiej. Widziałem, jak jest drogi Twemu sercu, a jednak jak trudno mu jest wznieść się w górę.
To wychowanie i wykształcenie księży sprawia, że kurczowo trzymają się doktryn i litery, bojąc się opuścić znany teren i dać swobodnie unieść w boskich objęciach.
Lęk jest bardzo trudną barierą do pokonania. Pewną ulgę przynoszą niektóre kontemplacje, lecz wkrótce i tak myślenie powraca na stare tory. Umysł lubi dużo mówić, ale nie lubi słuchać. Trzeba nauczyć się wsłuchiwać w ciche szepty boskości, którą każdy nosi w swym sercu.
Mężczyzna, o którym wspomniałeś, jest mi bardzo drogi, z wielkim, szczerym bólem patrzy na losy świata i gorąco modli się o jego pomyślność. Tym samym w ukryty sposób stwierdza, że Bóg się myli, dając światu rzeczy niepotrzebne i bezwartościowe. Właściwa modlitwa powinna dotyczyć indywidualnego kierowania na boskie ścieżki, bo ich zrozumienie daje wolność od cierpień.
Nie trzeba też prosić o wypełnienie się zamiarów boskich, bo przecież stale się one wypełniają. Nie należy prosić, aby wygrała wybory ta czy inna partia, bo i tak wygrają ci, którzy mają wygrać, i nie ma w tym błędu. Jeśli już, to można zanosić prośby o oczyszczenie i uspokojenie umysłów oraz oświecenie dla wszystkich. Błędem, i to wielkim, jest mieszanie się do polityki, szczególnie w sposób ukryty i zawoalowany, jak to ma miejsce obecnie. Błędem jest nauczanie innych, jeśli samemu nie żyje się prawdami, które się głosi. Błędem jest walka o władzę, wpływy, majątki i dobra materialne. W tej walce prowadzonej w przekonaniu, że zdobędzie się zasługę w boskich lub ludzkich oczach, kryje się ziarno zdrady zasad, które leżą u podstaw duchowości.
"Panie, daj mi to, co Ty uważasz, że jest mi potrzebne, abym nie musiał w nic poza Tobą się angażować. Udziel swej łaski odwrócenia od świata i jego problemów, abyś mógł skierować mnie ku Tobie. Usuń z mej wiary, spal w ogniu Twej miłości to, co błędne i niepotrzebne, mimo iż mi może wydawać się święte". Oto są słowa, które chciałby na pewno usłyszeć Bóg od ludzi, którzy są mu prawdziwie oddani, nie tylko zawodowo.
Pokazujesz mi rzeczy i wprowadzasz w sprawy, które są wielkie, uczysz głębokiego zrozumienia życia i, co najważniejsze, głębokiego odbierania Ciebie. Pytanie tylko, czy mogę to wszystko przedstawić ludziom i opublikować, tak jak to powiedziałeś wcześniej. Pal sześć, że uznają mnie za pomylonego, bo wielu nie dorosło do zrozumienia tego, co mówisz, ale czy nie jest to forma iluzji ego? Upublicznianie czegoś, co powinno pozostać prywatne, bo ujawnienie tych rozmów przyniesie mi duchową szkodę.
Nie jesteś już zainteresowany tym światem i wiesz już, że wszelki z nim kontakt przynosi raczej upadki niż wzloty.
Boję się jednak, że stracę Ciebie i sprzeniewierzę się, idąc za głosem może pragnienia pokazania czegoś... sam nie wiem, jak to nazwać.
Nie zajmuj się swoimi motywami, one są nieszkodliwe i na dzisiaj w porządku, kieruj się ku Mnie, to jest wartość prawdziwa. To prawda, że publikacja tych naszych rozmów może być i będzie dużym wstrząsem, ale nalegam, abyś to uczynił. Zrób to dla Mnie i miłości, którą chcę objąć wielu ludzi w świecie zewnętrznym. Ta praca przyniesie wiele pożytku, zmieni wiele umysłów, kilkorgu dojrzałym do tego wskaże dalszą drogę. Oto jej cel - nieść radość, miłość, szczęście i usuwać im z drogi wszystkie przeszkody. Niech zwyciężą Miłość, Radość i Szczęście!
Dziękuję Ci Baba, że tak zmieniasz muzykę, której słucham. Słyszę w niej i czuję, jak płynie Twoja miłość albo jak śpiewający cieszą się. Nie ma tego zupełnie, gdy słucham tych samych utworów poza domem.
Naturą człowieka jest szczęście, nie to płynące z pomyślnych wydarzeń życiowych, lecz wewnętrzne, niezależne zupełnie od spraw materialnych, a przy tym daleko potężniejsze, wszechobejmujące, wieczne. Odrzucać je na rzecz cierpień i żalów, to odwracać się od Boga. Porzuć wszelkie przywiązanie do spraw tego świata i daj mi się unieść poza jego obręb. Będziemy bardzo szczęśliwi oboje, a raczej ty będziesz tak szczęśliwy, jak Ja jestem stale.
Różne doktryny duchowe uczą o konieczności współczucia innym ludziom w cierpieniu, niektórzy twierdzą nawet, że jest ono najwyższą ścieżką, motywując do bezinteresownych działań. Jak jest naprawdę?
Tak, istnieje taki pogląd, taka wiara. Prawda jest jednak nieco inna. Najwyższą drogą jest miłość, nie współczucie czy cierpienia. Jedyne współ-czucie warte polecenia to wsłuchanie się w boski głos płynący z serca, ów słodki dźwięk odczuć, współ-odczuwanie nastrojone nie na tony ziemskie, lecz wprost przeciwnie, odwrócone od świata i skierowane ku Bogu. To wespół-czucie jako jedyne unosi, a każde inne obniża loty albo wręcz pogrąża.
Czy to znaczy, że nie należy współczuć bliźnim w ich cierpieniach i nieszczęściach?
Tak, to dokładnie to znaczy. Jeśli możesz, a jednocześnie czujesz boski impuls, to winieneś nie współczuć, a pomóc w usunięciu cierpienia i jego przyczyn. Ale swe odczuwanie masz kierować wciąż wzwyż, ku Bogu, nie ku energiom ludzkim.
Ludzie cierpią z wielu powodów. Jedni chorują, inni potracili majątki, domy bliskich, jeszcze inni nie potrafią lub nie mogą ułożyć sobie życia tak, jakby tego chcieli, i cierpią. Czy będziesz im współczuł? A jeśli tak, to co to tobie i Mnie da? Często cierpienia wynikają z głupoty, ciemnoty albo nienasyconych pragnień. W ten sposób ludzie uczą się wartościować to, co ich spotyka. Na sobie samych przekonują się, jak ziemska miłość przeradza się w zazdrość czy gorzką nienawiść, ambicja rujnuje to, co w człowieku najwartościowsze, żądza sprawia, że ślepną i popełniają głupstwa.
Mam wrażenie, że pokazujesz tylko jedną stronę rzeczy.
Tak, bo za tym wszystkim kryje się Boska Miłość i upadając dwadzieścia razy, za dwudziestym pierwszym podnosisz się i idziesz dalej, i to jest wielka radość.
Współczucie rozumiane na sposób ludzki kieruje twój umysł ku ziemi, to nie jest dobre. Czy myślisz, że Bóg nie wie, iż ludzie cierpią, a co więcej, że tak naprawdę nie jest to Jego decyzja, która czemuś służy? Wiesz, jak jest naprawdę, więc nie przesadzajmy z tym przydawaniem znaczenia cierpieniu, bo tam go po prostu nie ma. Nie trzeba wcale cierpieć, by być dobrym człowiekiem, iść do Boga i rozwijać się duchowo. Wprost przeciwnie, są lepsze i prostsze drogi, wśród nich ta najprostsza - słodkiej miłości. Poza tym najpierw należy pomóc sobie, a potem brać się za usuwanie cierpień innych. W zrozumieniu praw duchowych i podążaniu drogą ku Bogu kryje się wolność od wszystkich cierpień - dla wszystkich. Zbliżcie się wszyscy i zacznijcie współ-odczuwać wraz ze Mną. Niech Miłość prostuje wasze ścieżki.
Przepraszam Baba za zmianę tematu, ale jaki jest Twój pogląd na sprawę aborcji?
Człowiek nie stworzył życia i samowolnie nie powinien go odbierać. Są jednak czynniki przemawiające za koniecznością takich zabiegów, czynniki społeczne, medyczne i psychologiczne. Co do samego zabiegu, to ostateczny głos powinien należeć do kobiety, bo to ona bierze na siebie główny ciężar przyszłego wychowania potomstwa lub też ciężar psychiczny związany z przeprowadzonym zabiegiem. Nie można generalizować i dopuszczać zabiegów zawsze lub też ograniczyć je do zera. Praktyka nie zaślepiona żadnym fanatyzmem pozwoli zawsze znaleźć złoty środek. To nieprawda, że życie embrionu jest święte już od chwili poczęcia, człowiek to coś więcej niż tylko ciało. Człowiek skierowany wewnętrznie ku Bogu będzie wiedział, co powinien uczynić w takiej sytuacji. Trzeba prosić Najwyższego, aby w jasny sposób przekazał swoją wskazówkę. Życie cielesne nie ma wartości absolutnej i to dotyczy również eutanazji. Czasem lepiej jest skrócić cierpienia i jest to całkowicie zgodne z działaniem miłości. Nie są to sprawy, które dałyby się łatwo skodyfikować, ludzie boją się wielu nadużyć.
Baba, mówisz o tych sprawach, a wciąż mam wrażenie, coś niby słaby blask, że to i tak Ty decydujesz o wszystkim, o chwili narodzin i śmierci.
To prawda, dlatego ciężar dyskusji powinien być raczej przeniesiony na to, jak poznać boską wolę odnośnie tych spraw oraz jak dostosować życie do prawdy, że to nie człowiek decyduje o początku i końcu. Stąd powinna wynikać postawa spokojnej rezygnacji z wysiłku wpływania na bieg zdarzeń, obserwacji ich przebiegu z umysłem skierowanym ku Bogu. Taka postawa rozwiązuje łańcuch przyczynowo-skutkowy i niweczy skutki tak zwanych błędnych decyzji.
Ludzi dręczą wyrzuty sumienia i zaszczepione poczucie winy, tymczasem, przeciwnie niż sądzą, mają nikły, ba, żaden wpływ na bieg wydarzeń.
Baba, stąd więc wynika, że to Ty jesteś także przyczyną ludzkich cierpień i nieszczęść, czyż nie tak? Jednym dajesz miłość i wolność, innym kajdany i ciemność.
Nikt nie dostaje czegoś, co nie byłoby mu w głębokim sensie tego słowa potrzebne i na co by się wewnętrznie nie godził. Cierpienia i nieszczęścia są skutkiem tak wielu czynników, ale zgoda, że muszę to zaakceptować i odmierzyć każdemu, co się należy. Ale gdyby nie bolesna operacja chirurgiczna, wielu pacjentów by nie przeżyło. Pomyśl o tym także, że jestem w każdej istocie jej cząstką żywą i czującą, więc udzielam tego wszystkiego również sobie samemu. Jednak czy dziecko nie jest warte męki porodu?
Wciąż nie potrafię zrozumieć, czemu to robisz, przecież może być inaczej.
Właśnie ci to tłumaczę, patrzysz na te sprawy jedynie z bardzo wąskiego punktu widzenia. Widzisz tylko materialne skutki, ale nie dostrzegasz wcześniejszych przyczyn, które dziś w ten właśnie sposób przynoszą owoce żądz, pragnień, ambicji, nienawiści, okrucieństwa, fanatyzmu i konieczności spalenia tego w boskim ogniu miłości.
W tym wszystkim, co mówisz, widzę i czuję płomień Twojej miłości, nawet w tak skrajnych zjawiskach jak fanatyzm religijny czy nacjonalizm.
Bo ona tam jest, jednak nie w postaci czystej, taka może istnieć tylko poza światem form. Dobrym przykładem jest woda, podstawa życia, zmieszana z ziemią, materią, daje błoto.
Stare przysłowie mówi, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ja wszędzie widzę miłość, radość, szczęście, i ty, zbliżywszy się do mnie, będziesz widział to samo.
To twój wychowany na innych poziomach bytu umysł nie może pojąć nieuchronnej konieczności pewnych wydarzeń i związanych z nimi cierpień. Ale większość z nich wynika wyłącznie z niezrozumienia praw życia i chęci osobowego urządzenia się, życia według reguł, które ten świat uznaje za słuszne, wbrew prawom boskim. Patrząc na cierpienia wynikłe z utraty własności i związków, których kurczowo się trzymamy, możemy powiedzieć, że są one błogosławieństwem lub, inaczej, skutkiem korzystnego dla nas, jako całości istoty ludzkiej, obrotu losu. Kataklizmy i nieszczęścia, naświetlane przez media jako tragiczne, zmuszają ludzi do zmiany systemu wartości i innego spojrzenia na życie, wyrywają z rutyny i zastoju, spalają wiele przywiązań i negatywnych skłonności. Jak widzisz, mają więc swój aspekt pozytywny i są potrzebne. Bez nich - uwierz mi - ten świat byłby nie do zniesienia, opanowany do cna przez pewne siebie i uparte ludzkie osobowości. Patrząc na sprawę globalnie, są dobrem, stanowiąc niezbędny element realizacji boskich zamiarów. Dzisiaj to stwierdzenie może być zbyt szokujące, lecz wynika to jedynie z ciężaru ludzkiej zasłony ignorancji. Po latach, niektórzy dziesiątkach, inni może setkach lat, spojrzą wstecz i zobaczą wyłącznie wielką radość i ogromne szczęście we wszystkich bez wyjątku kolejach swego losu. Ostatecznym celem wszystkich przemian jest pełny wyraz boskiej miłości przez tę ludzkość. Wszystko, co temu służy, jest dobre i pochodzi ode Mnie.
Prostym wnioskiem stąd może być, że rozmyślne przysparzanie cierpień innym jest czynnikiem sprzyjającym ich wyzwoleniu.
Dodaj, że wnioskiem idioty. Chęć zaszkodzenia komukolwiek przyniesie negatywne owoce przede wszystkim tobie. Negatywne to znaczy niemiłe wydarzenia w tym lub kolejnych żywotach.
Gdzie zatem jest klucz - różnica pomiędzy dobrym a złym działaniem wyzwalającym bądź niszczącym, bo przecież jesteśmy ludźmi, podejmujemy różne decyzje i nie mamy zbyt wielu możliwości wyboru.
Różnica leży w intencjach czynu oraz w świadomości, która cię do niego popycha. Jeśli jesteś blisko Mnie i słuchasz uważnie, to działasz na Mój sposób i twój umysł nie wprowadza ograniczeń. Te same czyny mogą być motywowane niskimi instynktami, zazdrością, odwetem, i tutaj prędzej czy później otrzymasz rachunek do zapłacenia i wewnętrznie będziesz obserwował całą tę grę ze zrozumieniem, że to żywa Boskość poucza cię w taki oto sposób. To z kolei da impuls do kierowania się ku czynom korzystniejszym dla ciebie, a później do nauki bardziej harmonijnego współdziałania z wolą wyższą, opanowania pragnień i żądz, skupienia na wartościach duchowych. W ten sposób zmierzasz wewnętrznie ku coraz większej świadomości Boskości i pełniejszego z Nią stopienia, aż do poziomu, gdy nie ma już dwojga, a staje się Jedno.
Jednak uparcie jak osioł wrócę znów do oskarżania Ciebie, jak mogłeś dopuścić do tego, aby było tak wiele głodu, cierpień i wojen.
Posłuchaj mnie uważnie. Radość z huśtania na huśtawce polega na wysokim wychyleniu z punktu równowagi, do którego jednak siłą rzeczy musisz powrócić. Siła rzeczy oznacza tu prawa, które rządzą tym wszechświatem, tą Ziemią, człowiekiem.
Każdy cień wskazuje kierunek światła, a tym bardziej potrafisz je docenić, im dłużej żyłeś w ciemnym lochu. Ta Ziemia i wszystko, co się na niej dzieje, jest wciąż piękna i pełna uroku, pełne uroku i radości jest ludzkie życie, a pod jego podszewką dzieją się tajemnicze i cudowne wydarzenia inspirowane przez kochającego Stwórcę. Jak możesz patrzeć tylko na ciemną stronę? To życie jest przecież piękne, sam to dobrze wiesz, więc nie przesadzaj z tymi ponurymi tonami, za dużo naoglądałeś się telewizji.
To prawda, muszę przyznać, że nie mam powodów do narzekań, przeciwnie, bardzo się cieszę, że żyję tutaj, teraz, że spotkałem Ciebie i dajesz mi kosztować swej jakże słodkiej miłości. Czasem tylko jeszcze odbije mi się starym sposobem myślenia.
To dobrze, że już to dostrzegasz. Siła przemian leży w utrzymaniu wysokiego stanu ducha i umiejętnym kierowaniu się pośród wydarzeń ku Boskiej Miłości oraz zgłębianiu Jej praw. Wyrzucaj z umysłu niepotrzebne myśli. Jeśli nie masz od razu odpowiedzi na swe pytania, to po prostu je zostaw. Czasem muszę ci jeszcze wiele wyjaśnić dodatkowo i zainspirować nowe przemyślenia, byś mógł zbliżyć się bardziej do właściwej perspektywy. Nauka i wznoszenie trwają bez ustanku i muszę ci wyjaśnić jeszcze wiele rzeczy. To, że nie boisz się pytać nawet w sposób obcesowy, to bardzo dobrze, przecież robisz to z pewnej przekory, bez złośliwości, a raczej dla zabawy. Dzięki temu pewne treści mogą się uwolnić, zostać dostrzeżone i wyjaśnione, a całość skierowana na nowe tory. Tak czyń dalej.
W nagłej wizji kilka dni temu pokazałeś mi, że musisz ofiarować pewnemu młodemu mężczyźnie cierpienie, wskutek tego że zmuszał swą żonę do zabiegu aborcji. Proszę Cię, wytłumacz to szerzej.
Zmuszanie do zabiegu powodowane egoizmem, troską o własne plany i interesy, a nie o życie, zdrowie czy przyszłość partnerki, jest naruszeniem boskich praw ofiarowanych jednostce. To kobieta powinna sama zdecydować, o czym ci już wspominałem. Miłość zna wszystkie intencje, sądzi sprawiedliwie i właściwie odmierza skutki. Tego mężczyznę czeka seria niemiłych wydarzeń.
Ale pozwolę sobie zauważyć, że ten człowiek nie wie dokładnie, co czyni.
A, tu cię boli. Gdyby był świadomy, co czyni, i tak postąpił, to skutki odczułby daleko mocniej. Człowiek powinien słuchać swego wnętrza i prosić Boga w swym sercu, aby wyjawił mu swój zamiar i dał siłę, by iść za nim.
Ludzie są nieświadomi, toteż cierpią.
Tak, cierpienie uczy, leczy i oczyszcza. Owoc tych przejść nosisz w sobie wewnątrz jako zrozumienie, charakter i skłonności.
Czy wszyscy, którzy zmuszają innych do postępowania wbrew sobie, muszą cierpieć?
Ale na ten przykład księża, przynajmniej niektórzy, wierzą święcie, że zakaz aborcji jest dobrem.
Jest wiele sposobów, aby się przekonać, jakie są boskie zamiary w tej i każdej innej sprawie. Błędna wiara nie chroni przed cierpieniem, ona właśnie je powoduje. Takie są skutki, gdy ludzie chcą być mądrzejsi od Boga.
Ale nawet gdy Twoje słowa wyjdą drukiem, to też niewiele zmieni.
Mój drogi, pozostaw innych i ich naprawę Mnie. Jeśli nie chcą słuchać tego, co mówię, to niech szukają swojej drogi, przecież nikt im tego nie broni. Ale niech wiedzą, że zbyt sztywne trzymanie się litery niszczy i zagłusza Ducha. To On jest ważny, reszta to tony zadrukowanego papieru i niepotrzebnie zniszczone hektary lasu. To też przynosi negatywne skutki. Człowiek myśli, że posiada Ziemię, że wie, co jest dobre, sądzi, że niektóre księgi są święte i mądre. Wynika z tego tylko wiele bólu i cierpień zamiast miłości, szczęścia i radości. To ku nim jednak zmierza wszystko i w końcu wszystko roztopi się w Świetle.
Gdzie więc leży wolność od cierpień?
Tak, ale cóż to znaczy? Mówisz raczej o Twoich prawach, nie o ludzkich.
Tak, te prawa są dla każdej jednostki trochę inne, w zależności od jej poziomu, uwarunkowań i potrzeb.
Jak więc można rozpoznać, co jest właściwe, a co nie?
Pomocna jest znajomość zasad ogólnych, lecz rozstrzygające jest słowo, które człowiek słyszy w swym wnętrzu.
Większość ludzi jednak go nie słyszy.
Słyszą wszyscy - wewnątrz, jednak zewnętrznie myślą, że wiedzą lepiej. Kiedy porzucą swe błędne przekonania i w ciszy zwrócą się ku Ojcu z pytaniem - On odpowie...
Poza tym, to nie wolność od cierpień jest najważniejsza, ale miłość. Zniknięcie cierpień jest skutkiem ubocznym kroczenia po drodze miłości do Stwórcy. Jest to Jego dar dla oddanych i kochających Go ludzi. Właściwe postępowanie wynika głównie z oddania się Bogu i powierzenia Mu wszelkich spraw, z prośbą, aby to On nimi pokierował na swój sposób, nie tak jak nam się podoba.
Druga sprawa to fakt, że niepotrzebnie przejmujesz się innymi, to i tak nic nie wnosi - większość te słowa i tak potraktuje jak kolejną bzdurę.
Tak, rzeczywiście wszystko jest dobre i doskonałe, po co poprawiać to, co jest.
Ta książka niesie wielki ferment, godząc w chore i zaśniedziałe podstawy myślenia jednostkowego i społecznego. Jest jak policzek wymierzony opinii społecznej, policzek siarczysty, więc kilkoro ma szansę się ocknąć. Kilkoro, bo reszta jest tak zajęta konsumpcją i śpi tak głęboko, że nie zbudzi ich nawet mocne uderzenie w twarz. Najwyżej bekną sobie i odwrócą się na drugi bok. Zatem niech śpią dalej snem kamieni, aż kiedyś przyjdzie ich czas, bo przyjdzie na pewno.
Istota przemian leży w świadomości Boga i życiu w Jego miłości. Wtedy rozumiesz, że ten świat jest rajem, bo to właśnie tutaj mieszka Bóg. Nie gdzieś daleko, ale tutaj i teraz jest Królestwo Niebieskie. Wtedy umiesz spojrzeć na życie z Jego punktu widzenia i wszędzie widzisz to, co On - miłość, radość i szczęście.
Tak zwane nieszczęścia są nieuchronnymi skutkami wcześniejszych działań, lecz niosą również element nauki duchowej i nadzieję zmiany na lepsze. Cieszysz się więc również i z cierpień, widząc w nich oznaki działania boskiej Mądrości, która ingeruje w ludzki los i prostuje swoje ścieżki. Ten świat jest rajem, cudownym miejscem do życia, kochania i śmiechu aż do ostatnich łez.
Dziękuję Ci, Baba, za Twoje doskonałe wyjaśnienia.
Czuję, że wciąż powraca mi temat aborcji i spraw z nią związanych, chcę Ci więc zadać kilka pytań. Czy możemy porozmawiać?
Tak, jestem gotów. Jestem stale gotów do rozmowy, pracy, wymiany myśli, uczestnictwa w twoim i każdym innym życiu, więc mów bez skrępowania.
Dlaczego czuję, że ten temat jest istotny?
Dlatego, że poruszył cię wewnętrznie i muszę ci teraz wyjaśnić, jak się sprawy mają, abyś nie trwał uczepiony jakiegoś szczegółu.
Dobre działanie przynosi dobre skutki, błędne decyzje niosą cierpienie, a jedne i drugie są elementami drogi rozwoju, którą kroczą ludzie. Każdy działa stosownie do swych skłonności i przekonań, jednak jedni mają większą władzę niż inni i czasem chcą jej nadużywać. Powiedziałem czasem, choć raczej jest to regułą. Podobnie jest i ze sprawą aborcji, religią w szkole, stopniami na świadectwach itd. Kościół uważa, że właściwym sposobem prowadzenia działalności na rzecz wartości boskich jest polityka faktów dokonanych i nieustannego nacisku na władzę rzekomo w imię ludzi wierzących. Nie rozumiem, dlaczego tak odwołują się do praw tych ludzi, a nie do boskiej inspiracji - gdzieś tu zupełnie zatracili zrozumienie. Czy Ja, gdybym chciał, nie mógłbym wprowadzić Moich porządków w jednej chwili?
Pojawia się pytanie: czy nawracanie na siłę może wzbudzić w kimkolwiek miłość do Boga, tę najwyższą wartość, istotę wszystkich religii? Odpowiedź jest prosta: nie może, nie ma takich przypadków. Trzeba to dobrze zrozumieć, że Bóg nie potrzebuje tutaj swoich adwokatów i nie musi z nikim walczyć o wpływy na rząd czy parlament. Duchowni, jako przynajmniej w teorii oddani Bogu, najlepiej powinni rozumieć, że Ojciec może wszystko i wcale nie trzeba Go poprawiać.
Decyzje, które zostały podjęte, ograniczające dopuszczalność zabiegów, są błędne, podobnie jak zbędna jest religia w szkołach. Właściwą drogą jest pozostawienie człowiekowi swobody wyboru w zgodzie z tym, co czuje on wewnątrz. Pozytywnym efektem tych decyzji będzie odwrócenie się wielu istnień od kościelnej polityki a zwrócenie ku Bogu. Dziś zbyt wielu wierzy bardziej w kościół niż mądrość i opiekę boską. Ludzie dostali to, czego chcieli, może nie wszyscy, ale na pewno ci, którzy mieli władzę. Droga takiej nauki jest trudna i bolesna i wiedzie przez liczne upadki i cierpienia, i jest to droga nie jedyna, a jedynie uciążliwa.
Decyzje naruszają wolność jednostki i przysparzają cierpień. Ich skutki spadną na tych, którzy je wydali. Wyobraź sobie, że np. jeden z obecnych biskupów narodzi się ponownie jako kobieta i wskutek zakazu aborcji będzie musiał urodzić kalekie dziecko. Tak oto miłość będzie przebijała się wśród trudów i nędzy ludzkiego bytowania. Ty mnie pytasz: czy jest to sprawiedliwe? Tak, to jest sprawiedliwość, która każe zbierać owoce swych uczynków. A przecież są i inne drogi, łatwiejsze i prostsze, ale kto chce ich szukać, ludzie są mądrzy i dziś wszystko wiedzą lepiej. Ja zaś jak zwykle pozostaję na uboczu, z dala od zgiełku. Poszukuję ludzi kochających Mnie ponad sprawy tego świata.
Część druga - Rozmowy (fragment 6)
Co możemy zrobić dla naszej planety?
Energie boskie, energie ludzkie
Baba, a kto będzie następnym prezydentem? Powiedz mi, a ja postawię sporą sumę na niego i wygram.
Ten sam człowiek co teraz, ale jak postawisz za dużo, to przegrasz. Nie radzę ryzykować.
Kiedyś myślałem, że ryzyko dodaje życiu smaku.
Jest mi, przyznam, obojętne. A co powiesz o hazardzie?
Wykorzystywanie ludzi, ciężkie pieniądze w zamian za chwilowy dreszcz emocji lub niewielkie inwestycje w nadziei radykalnej poprawy losu. Sprzedawanie nadziei ma swoją wartość. Ale pieniądze mogą przynieść rozwiązanie jedynie niektórych problemów, a posiadanie sporego majątku nakłada nowe kajdany.
Jednak ludzie uważają, że lepiej jest mieć, niż nie mieć.
Problem leży nie w tym, by mieć, lecz w fakcie, że ludzie nie znają umiaru. Jeśli coś posiadają, zwykle chcą mieć jeszcze więcej, i to, oraz lęk przed utratą, przysparza nowych trosk. Radość życia nie zależy od stanu portfela, a powiem ci z obserwacji, że obecna jest częściej tam, gdzie ów portfel chudy. Pieniądze to wielki magnes i wielka siła, tylko nieliczni potrafią nad nimi zapanować. Mówi o tym stare przysłowie, że są dobrym sługą, ale złym panem. Ta energia uruchamia wiele mechanizmów ukrytych w podświadomości, człowiek zaczyna myśleć, że jest kimś, coś znaczy, ma władzę, zamyka się w sobie i jego osobowość tężeje. Energia ta wiąże i zaślepia umysł człowieka. Stąd wniosek, że lepiej nie mieć, niż mieć. Widzę, że od pewnego czasu specjalizuję się w mówieniu herezji, ale taki już mam heretycki charakter. Mogę za to swobodnie mówić społeczeństwu, że jest zepsute i zgniłe od środka, a to, w co święcie wierzy, to najgorsza zaraza i hucpa, wbrew wszelkim prawom natury i Boga. Mówię tu o świętej ludzkiej własności, władzy, pieniądzach oraz religii. Nie będę mówił chorym, że zaraza, która ich toczy, jest szczytem zdrowia i pomyślności.
Jednak nie zalecasz również ascezy.
Zalecam umiar, ograniczanie pragnień i kierowanie życia ku Bogu, a nie konsumpcji bez kontroli. Patrząc trzeźwo na życie, widzisz, że tak naprawdę nie jest ci do niego wiele potrzebne. Dach nad głową, proste posiłki, trochę muzyki, którą lubisz, bez reszty można się właściwie obejść.
Dodaj jeszcze kasety video z Tobą i bhajany, których często słucham.
To też tak, o resztę nie warto walczyć. Mógłbyś oczywiście wysilić się i zarobić na dobry samochód i wakacje na Karaibach...
Mógłbym, ale po co? Pięknem w krajobrazie jesteś przecież Ty sam. Ziemia jest piękna, ma wiele cudownych zakątków, ale największa radość i tak płynie z Ciebie, oglądania Cię, odczuwania w sercu Twej obecności. Kiedy tego brak, to najpiękniejsze widoki są jedynie pustą podnietą. Patrzę na piękno rzeki, błyski słońca ślizgające się po wodzie, ale to Ty nadajesz nieziemski smak tej chwili Twoją bliskością. Nie chcę nic więcej. Baba, idąc za Twoim tokiem rozumowania, lepiej być w ludzkich oczach szaleńcem i łajdakiem niż powszechnie poważaną osobą.
Dokładnie tak, nie masz wtedy żadnych wątpliwości, co ludzie o tobie myślą, ani ci na tym nie zależy, a jeśli nawet zacznie, to tak od nich oberwiesz, że prędko powrócisz do tego, co jest wartościowe - Mojej Miłości. Jesteś na nią skazany i od tego wyroku nie ma apelacji.
Baba, chcę Cię zapytać o duchowy rozwój człowieka. Kiedyś powiedziałeś, że dusze przechodzą ze świata zwierząt w ludzki i dalej się kształcą. Czy takim "młodym" jest trudniej zapanować nad ciałami i np. instynktami odzwierzęcymi?
To trochę nie tak. Instynkty zwierzęce to odruchy zakodowane w ciałach, wieki spożywania mięsa przez człowieka sprawiły, że podobne mechanizmy w ciałach ludzkich działają przesadnie. Dusza ludzka stoi ponad tym poziomem i na ogół już jest świadoma Stwórcy oraz tego, o co w tym życiu chodzi. "Młoda" dusza ma mniejszą możliwość penetracji wszechświata i odbioru jego tajemnic, ale też mniejszy "bagaż" energii, których nie zdążyła jeszcze nazbierać. Jest jak dziecko w świecie dorosłych, nie znaczy to wszakże, że jest mniej kochana. "Starzy" wiedzą więcej i więcej mogą, lecz w orkiestrze potrzebne są różne instrumenty do pełni dźwięku kosmicznej symfonii.
Stąd wynika, że Twój boski plan to głównie kształcenie dusz, a materialność jest jedynie odpryskiem.
Nie, tak nie jest. Materia jest jak zwornik sklepienia, wszystkie elementy są potrzebne, inaczej całość się zawali.
Jednak w tej sferze nie odbywają się żadne ważne sprawy, ani też nie zapadają istotne decyzje, tylko ludziom wydaje się, że jest inaczej.
Tak, to prawda. To dusze współdecydują o wszystkim i oglądając owoce swych czynów, rozwijają się ku Pełni.
Jaka jest zatem rola ciała w człowieku jako całości?
Poślednia. To niby buty, w których wędrujesz przez życie; płaszcz, którym się okryłeś. A gdy przychodzi czas, że ów płaszcz jest już zbędny, porzucasz go i możesz wziąć następny.
Czy płeć ciała odgrywa tutaj jakąś rolę? Czy mężczyzna może potem przyjść w ciele kobiety?
Może, dusza nie posiada cech płci.
Czy jest możliwe, aby dusza ludzka powróciła ponownie w ciele zwierzęcia?
To bajki, to byłyby za ciasne buty. Skutki czynów nie są nigdy karą, lecz przynoszą pozytywny owoc w postaci zrozumienia i kroku naprzód.
Patrząc na historię ludzkości, to raczej wciąż powtarzamy te same błędy, wciąż mordujemy się i oszukujemy.
Tak nie jest, niby aktorzy grają to samo, lecz sztuka jest za każdym razem inna i nic nie powtarza się dwa razy.
W sferze materialnej ten rozwój jest bardzo widoczny, chociaż w innych..., ktoś powiedział, że cała współczesna filozofia jest jedynie przypiskiem do Platona.
A inny, że cała mądrość zawarta jest w Wedach.
Wedy robią duże wrażenie.
Ale nie chodzi tu o to, by je studiować i obciążać umysł, ale by przeniknąć duchem prawdy tam zawarte. Studia intelektualne ćwiczą, lecz zarazem odciążają umysł, a co do filozofii, to wolę się nie wypowiadać. Może miałaby jakieś znaczenie, gdyby ludzie traktowali filozofów poważnie i próbowali żyć według ich zaleceń. Szybko okazałoby się, co pozostaje i da się zastosować w praktyce.
Mieliśmy już wielki eksperyment z myślą komunistyczną i do jakich skutków doprowadził? A jeszcze wcześniej ten szaleniec od rasy panów ile narobił zamieszania.
Oto, do czego prowadzą ludzkie pomysły.
Teraz w modzie jest demokracja, podobno najwyższa formacja społeczna.
Ma swoje blaski i cienie, w porównaniu z innymi raczej więcej blasków.
A jaki ustrój będzie panował w przyszłości?
Porozmawiajmy o prawie. Prawo w rozumieniu ludzkim zapewnia porządek i utrzymanie aktualnie panującej formy władzy. Nie jest rzeczą dobrą, dlatego że osądza człowieka z wycinkowego, ziemskiego punktu widzenia, stoi na straży własności i sankcjonuje posiadanie.
To, co mówisz, to jest zupełna rewolucja. Zawsze myślałem, że jest ono dobrem, bo zapewnia porządek.
Zgoda, ale jest to porządek niewłaściwy, niezgodny z harmonią wyższego rzędu. Ludzkie sądy nie są sprawiedliwe, jedynie boskie.
Ale co stałoby się, gdyby nagle przestało obowiązywać, przecież wielu ludzi myśli tylko, jak coś ukraść i kogoś skrzywdzić. Strach przed karą powstrzymuje nieco te zapędy.
Tak, to prawda, lecz istnieje uniwersalny sąd, który i tak ich osądzi i wymierzy sprawiedliwość.
Jednak takie rozwiązanie wydaje mi się nieco nieżyciowe. Społeczeństwo bez policji nie mogłoby funkcjonować, powrócilibyśmy z powrotem do jaskiń. Może mówisz o społeczeństwie złożonym z samych oddanych Tobie mędrców, prawo byłoby im jedynie zawadą.
Nie, mówię o dniu dzisiejszym, o zaufaniu w Boskie Prawo i Boską Mądrość. Żaden sprawiedliwy nie zostanie skrzywdzony i nic nie dzieje się bez powodu. Jestem w stanie szybko wyprowadzić te sprawy na prostą.
Obawiam się, że powróciłoby prawo silniejszego, to, które jest, przynajmniej w teorii chroni słabych.
To Ja chronię słabych. Przewodnikiem człowieka w życiu, także społecznym, powinno być zaufanie w Boską Mądrość i boskie wyroki.
Powrócilibyśmy do świata zwierząt i jego praw.
Zwierzęta nie zabijają bez powodu i nie dręczą swych ofiar, z małymi wyjątkami.
Tak, do tego zdolni są jedynie ludzie, i to jest jeszcze gorsze niż świat zwierząt. Ale może rzeczywiście racja leży po Twojej stronie, nigdy się nie przekonamy, zanim nie spróbujemy tak żyć, pokładając całą ufność w Tobie.
Pewnie kiedyś zaistnieje takie społeczeństwo.
Tak, w ustroju, o którym mówiłem wcześniej.
Wydaje mi się, że to, co powiedziałeś, jest rzeczywiście głębsze, niż można by sądzić po pierwszym szoku. Dziś hamulcem mniej czy bardziej skutecznym jest lęk przed nieuchronnością kary. Kiedyś w Indiach powiedziałeś mi, że prawdziwa zmiana w człowieku może przyjść jedynie przez miłość.
Miłość umie zastosować swój porządek, chronić tych, którzy wymagają ochrony, a przywołać do porządku tych, którzy nie chcą się poddać.
W dzisiejszym świecie taki eksperyment jest jednak niemożliwy, jest przecież wielu ateistów, którzy nie wierzą w boski porządek moralny i nigdy się z tym nie pogodzą.
Jestem także i nimi, ale zgoda, to jeszcze nie ten etap rozwoju, ale co, nie mogę sobie pomarzyć?
Dla wielu nieprzekonująca byłaby wizja ewentualnej kary w przyszłym wcieleniu, większość wierzy przecież, że raz się żyje, potem się tylko straszy.
Tym niemniej wizja, którą ci opisałem, jest niezła, prawda?
Lubię eksperymenty, zwłaszcza te, które zbliżają ku Tobie. Ale tak już z ciekawości zapytam: czy to, co opisałeś, jest realne?
Nie, wymaga zbyt wiele dojrzałości wewnętrznej, to po prostu jeszcze nie ten czas. Kiedyś to nastąpi naturalnie, samoczynna organizacja, kierowana od wewnątrz, wtedy żadne ludzkie prawa nie będą potrzebne.
Na razie ta koncepcja przypomina nieco socjalizm utopijny, zrodzony z przekonania, że gdy tylko podniesie się poziom życia mas, to wszyscy naraz staną się dobrzy i sprawiedliwi, niczym anioły.
Zapominasz, że jestem tą siłą, która właśnie jest w stanie tak zmienić ludzkie serce i umysł, aby dobroć i miłość stała się faktem, a nie tylko teorią, i że przede mną nic się nie ukryje, Mnie po prostu nie można zrobić w balona.
Dziś każdy chciałby się tak urządzić, by było mu jak najlepiej, nie oglądając się przy tym na innych. A jednak wierzę, że w przyszłości życie tutaj będzie rajem, i to prawdziwym, życiem w Twej cudownej bliskości każdego dnia, choć niekoniecznie takim, jakim chcieliby go widzieć ludzie.
Baba, o czym porozmawiamy dzisiejszego wieczoru?
Nasuwa mi się takie pytanie: czy istnieje prawda absolutna?
Tak, prawda absolutna istnieje, lecz w przeciwieństwie do tego, co sądzą ludzie, nie jest to zgodność słów czy myśli z faktami, lecz immanentna cecha boskiego trwania. Przekładając to na bardziej zrozumiały język - prawda absolutna bądź prawda istnienia jest źródłem życia, skupieniem twórczej woli i miłości, tego, co ludzie zwą miłością boską, w odróżnieniu od miłości ziemskiej. Prawdą można się stać, o ile wchodzi się na drogę współistnienia z Bogiem, Tym, który Jest. Naturalną koleją rzeczy człowiek ma coraz pełniejszy kontakt ze swą wewnętrzną Boskością, owym słodkim nektarem życia, nektarem szczęścia. Ten stan jest przyrodzony każdemu człowiekowi, w ogóle każdej istocie, bowiem stanowi on podstawę wszystkiego, co istnieje - dziś dla ludzkości podstawę chwilowo przysłoniętą przez zbiorowe błędne myślenie. Być prawdą, to wcale nie znaczy, aby wysilać swój umysł, by stale mówić prawdę bądź to, co się za nią uważa, ta kwestia jest drugorzędna. Być prawdą, to umieć wyrażać przez siebie wewnętrzną boską Esencję i obdarzać Jej boskim promieniowaniem wszystkich wokoło.
Baba, zmienię trochę temat, bo chcę Cię zapytać o uprawianie rozmaitych gałęzi jogi czy też praktyk buddyjskich, jaki jest tego cel i jakie mogą być osiągnięcia na tych ścieżkach?
Temat jest bardzo szeroki, ale spróbuję ci odpowiedzieć. Przez tysiące lat, odkąd istnieje ta cywilizacja, powstawały rozmaite drogi i dyscypliny duchowe, mające na celu dojście do Prawdy Absolutnej, bo przecież Ona istniała zawsze i zawsze byli tacy, którzy chcieli ku Niej się kierować. Zwróć jednak uwagę, że wszelkie ścieżki duchowe są owocami innych mentalności, innych czasów, innego ducha. Sięganie do nich dzisiaj to jak oglądanie się za siebie. Droga jest nakreślona jasno; prowadzi przez codzienne zbliżanie się do Boga i powierzenie wszystkiego, w tym swego życia, Jego miłości i trosce. Ty sam nie masz tutaj żadnego egoistycznego celu ani nie chcesz niczego osiągnąć. Chęć osiągnięć duchowych, podobnie jak i pragnienie bycia kimś wybranym i jedynym, jest zwyczajną pułapką dla naiwnych, poszukujących na duchowych ścieżkach czegoś dla siebie - tu, osobistego znaczenia.
Nie o to chodzi, by znów znaczyć coś w tym świecie i z powrotem stać się jego elementem, lecz dzięki boskiej interwencji wyzwolić się z wszelkich pęt i ograniczeń nakładanych przez społeczeństwo i cywilizację i stopić już na zawsze w boskim ogniu wiecznej szczęśliwości. Trzeba przy tym umieć być dostatecznie silnym, by również zewnętrznie przekreślić wszelkie układy i ograniczenia, dając swobodny przepływ wewnętrznej Esencji - prawdzie istnienia, od której rozpoczęliśmy dzisiejszą rozmowę.
Nie możesz mieć żadnego innego pana jak tylko Boskość wewnętrzną, wszystko inne jest tylko grą umysłu i fałszywym światłem prowadzącym na manowce.
Stoisz, każdy stoi przed wyborem - Bóg albo świat. A kiedy dokona się go właściwie i nauczy patrzeć Moimi oczami, zaczyna się widzieć, że wszystko, co wydarza się na zewnątrz w tak zwanym świecie, jest cieniem wewnętrznej Boskości, która od prawieków bawi się i gra całym wszechświatem. Wyrażając swą niczym nieskrępowaną radość, przegląda się w wibrującej materii, niczym wesołe dziecko w falującej wodzie. Ten świat jest wielką mistyfikacją, ale pojąć to właściwie można dopiero, gdy On udzieli ci swego widzenia. Rzeczy i sprawy nie są tym, za co się podają, lecz istnieje w nich tajemny sens, dostępny ludzkiemu odczuciu. Mówię tutaj o tym Świetle, które na podobieństwo miliardów Słońc napełnia wszechświat, mówię o Miłości. Ona jest Zasadą Stwórczą wszechświata, jego esencją, twórcą i niszczycielem, jedynym właścicielem, ukrytym przed ludzkimi umysłami, zajętymi sobą i światem.
A kiedy rozedrzesz zasłonę, a raczej gdy przyjdzie czas, że ona sama spadnie, ujrzysz jasno rzeczywistość i pozory, Boga i świat, Twórcę i Jego zabawkę. To nieprawda, że człowiek jest koroną stworzenia i najwyżej rozwiniętą istotą. Jest on zaledwie kukiełką umieszczoną na boskiej dłoni i podobnie jak inne - cieniem pierwotnej esencji - prawdy istnienia. Wiem, że trudno to wszystko pojąć, należy raczej iść za odczuciem, co to znaczy, niż próbować uchwycić umysłem.
Czy zatem Prawda Absolutna jest również "czymś", tak jak np. samochód, drzewo?
I tak, i nie. Jest "czymś", co istnieje, jednak jej istnienie jest inne od świata przedmiotów. To jak z kukiełką i dłonią, jej ruchy są życiem dla kukiełki, podobnie i tutaj Twórca jest dla umysłów ukryty za mnogością swego stworzenia, sam będąc jego Esencją. Jej imię to miłość, radość, szczęście - trzy aspekty prawdy absolutnej, jedynego Istnienia.
Baba, myślałem o możliwości przedstawienia dowodu na Twoje istnienie i uznania Esencji jako czynnika sprawczego wszelkiego życia, tak aby wiarę zastąpić wiedzą.
To niepotrzebne, dla kogo zresztą chciałbyś to zrobić? Chciałbyś zamknąć Mnie w laboratorium, zdanego na łaskę i niełaskę ludzkich umysłów, tzw. świata naukowego. Mnie to niepotrzebne, a zresztą wynik jest z góry wiadomy: ci, którzy są uczciwi, po latach doświadczeń stwierdziliby, że "coś w tym jest", ale sprawa wymaga dalszych badań - czyli pozostalibyśmy z niczym. Jak może być inaczej - czy można niepojęte i niezmierzone zamknąć w pudełku? Nie, droga dowodów i perswazji, droga zewnętrzna, w tym i naukowa, jest błędna. A co Mi po tym, że ktoś z autorytetem naukowym uzna Moje istnienie? Wszelka prawdziwa przemiana przychodzi od wewnątrz i dokonuje jej miłość, i tylko ona, a nie nawet miliony dowodów i słów przelanych na papier przez uczonych.
Nie dla uczonych, lecz dla zwykłych ludzi mogę objawić się w życiu, dać dowody na swe istnienie i pokazać, kim jestem, i zaiste - czynię to!
Bariera ignorancji wznoszona przez całe wieki w umysłach też pełni swoją rolę i padnie nie wcześniej, niż przyjdzie na to czas. A uczyni to właśnie miłość, która w końcu i tak upomni się o swoje prawa. To, co widzisz wokół, jest stanem koniecznym, choć przejściowym, stopniem na drodze ludzkości pnącej się nieprzerwanie wzwyż, ku Bogu. Są oczywiście i drogi błędne, wiodące ku chwilowemu zastojowi i stagnacji. Ale i to w końcu pryska i życie toczy się swym torem, wciąż dalej i dalej, a Bóg, śmiejąc się, znów potrząsa swym Wielkim Kalejdoskopem, tworząc coraz to inne, piękne wzory. Jeśli już mówimy, że to życie ma jakiś cel, to na pewno ten: ujrzeć Jego grę jasno i wyraźnie oraz współuczestniczyć w radości i pięknie życia wespół z Nim. Po to w ogóle istnieje ten świat i wszechświat. Prawda, że to proste?
Dziś Byt Najwyższy wzywa tych, którzy mają Go usłyszeć, aby nadstawili uszu na to, co Jego miłość chce im powiedzieć we wnętrzu. Pośród innych spraw usłyszą na pewno o Boskiej Esencji mieszkającej w nich samych oraz o najprostszej drodze do zjednoczenia z Nią: miłości do Stwórcy.
Co możemy zrobić dla naszej planety?
Baba, nasza planeta jest zaniedbana.
Co możemy zrobić dla Niej? Czy w ogóle możemy coś zrobić?
Tak, oczywiście, możecie zrobić wiele rzeczy, ale na razie wolę, abyś się skupił na tym, co możesz zrobić dla siebie i dla Mnie, bo dopiero na etapie jasności, jaką przynosi kontakt ze Mną, możesz działać właściwie. Do tej pory działanie jest obciążone zanadto osobowością. Człowiek, który zbliża się do Boga i pełni Jego wolę, i uczy się, a potem kocha Go, ma potężną siłę oddziaływania. Wtedy, nawet milcząc i medytując, możesz pomagać innym. Nie myśl o innych i nie wiąż się z "innymi" oraz ich problemami. Czy oni nie mają Boga, do którego mogą się modlić i zwrócić o pomoc? Mają? Niech się więc zwrócą. Pomoc z pewnością przyjdzie.
Wielu ludzi nie wie o Tobie, nie wie, jak się zwrócić do Ciebie.
Myślisz, że o tym nie wiem? Wiem, i to dobrze. Ale realia dzisiejszego świata są takie, że nie potrzeba mu nowych misjonarzy. Światu, a przede wszystkim każdemu z was, jest potrzebna duchowość, więc lepiej zrobicie, gdy zamiast nauczać lub, co gorsza, pouczać innych, skupicie się na własnej drodze ku Bogu i dojdziecie do zjednoczenia z Nim. Reszta spraw może poczekać albo zadba o nie kto inny. Przestrzegam przed traktowaniem konieczności "naprawy" świata jako wymówki przed zajęciem się tym, co najważniejsze. Bóg jest tysiąckroć ważniejszy od świata. Przemyślcie to.
Musimy jednak jakoś żyć w tym świecie.
Nie skomentujesz tego, nie rozszerzysz spojrzenia?
Czy mogę wiedzieć dlaczego?
Nie. Pozostajecie zamknięci we własnych światach i usiłujecie, jako lekarstwo na brak miłości, dzielić się swoją ciemnością i wątpliwościami z innymi. To nie jest dobre. Najpierw powinniście znaleźć Boga i nauczyć się żyć w Jego Świetle. Dopiero później możecie dzielić się wiedzą i miłością z innymi. Dopiero wtedy, gdy ją znaleźliście i wiecie bez najmniejszej wątpliwości, że pochodzi ode Mnie.
Wcześniej narażacie się na niebezpieczeństwo utraty waszych dokonań duchowych i tak ani nie pomożecie innym, ani nie rozwiniecie siebie. Jeśli nie ma w tobie ognia, jak rozpalisz innych? Jeśli nie ma miłości, czym się podzielisz? Nauk jest dosyć na tym świecie, jednak liczy się żywe doświadczenie Mnie, poza wszelkimi wątpliwościami, oraz umiejętność przekazania tego daru innym.
Na czym polega zdolność, o której mówisz?
Na umiejętności zwracania się do Mnie w każdej chwili i w każdej sytuacji po to, bym Ja mógł się wypowiedzieć i przekazać przez was to, co Ja uważam, że powinno zostać przekazane, nie wasze poglądy czy teorie, ale żywe słowo Miłości, płynące z Mojego Serca do serca człowieka. Namawiam was do tego, abyście w każdej sytuacji nauczyli się zwracać do Mnie z miłością i słuchali, co Ja mam do powiedzenia. Takie postępowanie jest stokroć lepsze niż snucie własnych domniemań i przesądów.
Są tacy nauczyciele, którzy mówią, że i nauczyciel uczy się, ucząc innych.
Tak, wiem, jeśli potrafi wsłuchać się we Mnie, niezależnie jak Mnie nazwie, to zewnętrznie również skorzysta z przekazywanej i wiedzy, i miłości. To naturalny proces. Kluczem jest skupienie, umiejętność wsłuchania się we Mnie.
Co w takim razie powinien zrobić nauczyciel, kiedy słyszy pytanie?
Pomyśleć o Mnie i otworzyć swoje serce na Mnie, reszta nie należy już do niego. Przewodnik duchowy to ten, który PRZEWODZI treści ode Mnie, nie ten, który jest PRZYWÓDCĄ. Przywództwo jest najczęściej zwodzeniem.
Jesteście dziećmi nieustannej aktywności i chorujecie, gdy "życie zwalnia" i zaczyna biec spokojniejszym i duchowym torem. Nie potraficie obejść się bez podniet, jesteście od nich uzależnieni. A mimo tego uważacie się za ludzi wolnych.
Wolność pojmujecie jako swobodę czynienia wszystkiego, na co przyjdzie wam ochota, z rzadka tylko licząc się ze zdaniem innych, ich czy też wyższym dobrem. I jesteście uzależnieni od takiego pojęcia wolności. Jest ono jak ciężkie kajdany, które wiążą was z utartymi szlakami myśli, potrzebą coraz to nowych wrażeń, poznawania nowych ludzi, miejsc, oglądania coraz to nowych filmów. I tak oto myśląc o sobie i będąc dumnymi z "wolności", w istocie ulegacie złudzeniu, bo zamiast cieszyć się swobodą ducha, jasnością myśli i prawością charakteru, które to są cechami właściwymi prawdziwej wolności, żyjecie w głębokim zniewoleniu, a własne kajdany nazywacie na dodatek szczytowym osiągnięciem cywilizacji i kultury. Wasz świat stoi na głowie.
Nie myśl, że czynię wam wymówki, jestem od tego jak najdalszy. Ja tylko konstatuję pewien fakt i przywracam pojęciom ich właściwe znaczenie. Jeśli nie umiesz podporządkować się dyscyplinie wewnętrznej, jeśli wiesz, że niektóre aktywności nie przynoszą wiele dobrego, a mimo to wciąż je podejmujesz, jeśli odkładasz medytację, o której wiesz, że jest ci potrzebna, bo właśnie pokazują w telewizji ciekawy film, to wiedz, że nie powinieneś nazywać siebie człowiekiem wolnym.
I tak, i nie. Jeśli chcesz dalej tak żyć, to twój wybór, bądź tylko tego świadomy, to wszystko. Decyzja należy do ciebie i co sobie wypracujesz, to będziesz miał, możesz w szerokim zakresie kształtować swoje życie, lecz najczęściej nie jesteś świadomy tej możliwości, idziesz za głosem "rozsądku", wygody lub konwenansu. Twierdzisz, że nie masz wyboru? Że nie posiadasz wpływu na własne życie? A Ja ci mówię, że jest wprost przeciwnie, masz miliony sekund czasu, które po prostu marnujesz. Możesz zwracać się do Mnie, możesz zająć się pożyteczną lekturą, możesz nauczyć się kolejnego języka, możesz zrobić coś pożytecznego dla innych i dla siebie. Najczęściej jednak nie robisz nic, tylko zajmujesz się zabijaniem czasu.
Tak, rzeczywiście, mówisz prawdziwe rzeczy.
Moje słowa dotyczą każdego z was. Jesteście niewolnikami, żyjecie w niewoli i nazywacie ją wolnością. Wolności w ogóle nie znacie. Prawdziwa wolność to wolność od ego.
Przyznam, że otwierasz mi oczy na zupełnie nowe rzeczy. Żyjemy w świecie żywcem jak z Orwella.
To prawda i widząc ją, wyraźnie możecie podjąć rozsądne działanie w celu zmiany tego stanu rzeczy. Poznajcie prawdę o was samych, a ona was wyzwoli, przy niewielkiej pomocy z Mojej strony.
Zaraz, zaraz, nawyki i słabości, i uleganie im, zgoda na ich wpływ na nasze życie - właściwie zmiana tego stanu rzeczy zależy tylko od nas samych, nie musimy być słabi, możemy być silni i zmienić ten stan rzeczy.
Tak, jeśli to, co jest teraz, wam nie odpowiada, możecie zmienić siebie, w bardzo szerokim zakresie możecie kształtować swoje życie, to kwestia waszego wyboru.
I Ty możesz nam w tym pomóc?
Nie przesadzajmy z tą pomocą. Na ogół sami macie dość siły, żeby wokół siebie zrobić porządek, tylko wam się nie chce. Moja pomoc jest wam właściwie niepotrzebna, wystarczy uświadomienie stanu faktycznego, a resztę jesteście w stanie wykonać sami, i to bez problemu. A jeśli coś pojawi się na drodze, to dla chcącego nic trudnego. Największy problem polega na tym, że wam się nie chce i wszystko, co uznajecie za wartościowe, zazwyczaj odkładacie na później. A "później" brak wam siły, czasu, warunków, sposobności i tysiące podobnych wymówek.
Jeśli chcesz coś zrobić, to zacznij teraz. Teraz, i powtarzaj tak długo, aż osiągniesz zadowalający cię rezultat.
Nie tylko, o tym wszystkim, co składa się na wasze życie. Masz możliwość oglądania Boga twarzą w twarz, masz możliwość zbliżania się ku Niemu, jak również osiągnięcia świadomego zjednoczenia z Nim. Może On być dla ciebie i dla was niekończącym się strumieniem radości, szczęścia i pomocy, wiernym towarzyszem w każdej chwili życia, w tym życiu i każdym następnym. A na drugiej szali kładziecie seriale, prasę, kino, "konieczność" zarobienia na nowy samochód, życie towarzyskie i tak dalej, i tak dalej. Gdybyście 10% tego marnowanego niepotrzebnie czasu spędzili na pożytecznych zajęciach, gdybyście medytowali, studiowali nauki duchowe i starali się wprowadzać je w życie, ten świat wyglądałby zupełnie inaczej, nie byłoby na nim tylu nieszczęśliwych, smutnych i samotnych ludzi. Tylu narzekających na pustkę i jałowość egzystencji i spędzających dnie w bezsilności albo topiących życie w kieliszku.
Ta Ziemia jest ziemią radości i szczęścia, planetą miłości, która tylko czeka, aby wskazać wam drogę i ujawnić swą Moc. Ja jestem szczęściem i radością i Moja miłość wskaże wam drogę, teraz i kiedykolwiek zwrócicie się do Mnie z prośbą. Pamiętajcie, że Ja stale jestem przy was, gotów wskazać wam kolejny krok.
Energie boskie, energie ludzkie
Baba, najpierw chcę Ci podziękować za Twoją słodką obecność. Twa czuła miłość niemalże ściga mnie wszędzie, gdzie jestem, a jej słodycz przekracza wszystko, co zna świat, wystarczy, bym tylko trochę oderwał umysł od codziennych spraw i skierował ku Tobie. Dziś w banku stałem w długiej kolejce, a Twoja miłość płynęła przeze mnie szerokim strumieniem. Byłem szczęśliwy. Stałeś tuż obok i ogarnęło mnie cudowne gorąco Twej bliskości. Dziękuję Ci, Baba, za te nieziemskie chwile. Można być obecnym cieleśnie pośród wszelkich spraw tej ziemi, lecz sercem i umysłem bujać daleko stąd, tuż przy Tobie, mój ukochany mistrzu. Zauważyłem też, że nie mogę już skupiać uwagi na ludziach, nawet gdy spaceruję, staram się na nich nie patrzeć. Są tak naładowani problemami, młodzi i starzy, wokół ich ciał wirują masy szarych i niemiłych energii. Widząc je, udaję się zawsze do Ciebie i wkraczam w obieg Twego cudownego, rajskiego promieniowania. Teraz już wiem, że to właśnie tutaj, na Ziemi, jest Twoje królestwo, królestwo niebieskie jest już, już przyszło, a raczej było tu zawsze i zawsze będzie, tylko ludzie nie potrafią go dostrzec.
Tę umiejętność zatracili przed wiekami. To, co widzisz jako gęste i rzadsze strefy energii wokół ciała, to energie biologiczne oraz umysłowe. Są szare i ciemne, bo właśnie w tym żyją ludzie i tym karmią się ich umysły.
Mówią, że Bóg nie istnieje, bo Go nie widzą. Umysł czysty spostrzega prawdę i dzieje się to w sposób naturalny, widzi również blask bijący od Boskości. Ty przecież mnie widzisz, prawda?
Czasem równie wyraźnie jak swoją dłoń, czasem to nawet bardziej.
I o to chodzi, żeby w jasny dzień nie ujrzeć słońca, trzeba być kompletnie ślepym. Żeby nie widzieć Boga, trzeba być ślepym duchowo.
Stąd wynika konieczność oczyszczenia umysłu ze wszelkich ludzkich śmieci, nauki, wychowania, religii.
Baba, powiedz, proszę, a jak Ty nas widzisz? Co widzisz, patrząc na nas?
Dobre pytanie! Patrząc na ciebie, widzę Atmę, Brahmana, którym jesteś, mimo iż nie dostrzegasz tego wyraźnie. Widzę twoją osobowość ze wszystkimi jej przymiotami, jawnymi i ukrytymi, widzę boską radość, jak trwa pod powierzchnią zdarzeń, widzę przeszłość i to, co będzie. We wszystkim widzę nieustannie promieniujące jasne światło miłości, która przenika wielość światów w tym jednym celu - by dawać szczęście, dobro, radość. Widzę również ludzi, którzy biorą moje słowa tu spisane i czytają, jedni ze zdziwieniem, inni z zapałem, a jeszcze inni z nadzieją, że i oni mogą sięgnąć czegoś podobnego, jak tu opisano na przykładzie zwyczajnego życia. Tych chcę zapewnić, że zawsze byłem, jestem i będę z nimi, i kiedyś przyjdzie dzień, że się ujawnię i pokażę, kim jestem. I jeszcze to, jak w wyniku czytania tych słów wiele umysłów i serc zwróci się bezpośrednio ku Mnie, abym ich strzegł, uczył i prowadził poprzez wszelkie koleje losu i wszystkie światy. To widzę już dziś, teraz, w Moim teraz.
Baba, znów przepraszam za zmianę tematu, muszę Ci się wydać niegrzeczny, że tak skaczę z tematu na temat, ale to po prostu samo pojawia się w mym umyśle. Chcę zapytać, czy to znaczy, że Twoje "teraz" jest inne niż nasze?
Tak, wytłumaczę to następująco: ty wiążesz swoje odczucie czasu z ciałem i jego funkcjami, to jest "teraz" cielesne, wiązka wrażeń słuchowo - wzrokowo - dotykowych, jedna myśl "teraz", jedna chwila na zegarze. To jest twoje "teraz". Ale czasem wznosi ci się kurtyna i widzisz światło, które przenika wszystko, cichną wrażenia zmysłowe i znika strumień myśli "teraz". Stapiasz się wtedy na chwilę z Moim "teraz", no, może stajesz w przedsionku, dalej nie wytrzymałbyś zbyt długo, to jeszcze nie ten czas.
Tak, uniesiony poza świat przez niesamowitą, cudowną i nie do opisania miłość wchodzę w coś, co nazwałbym dotykaniem wieczności, poza przestrzenią i poza czasem.
I to jest właśnie coś na kształt Mojego "teraz". Ja trwam poza czasem, już ci o tym wspominałem.
Ale kiedyś wpuścisz mnie do środka, prawda?
Tak, cały czas nad tym pracuję. Dziś byś po prostu zginął, nie mogąc przepuścić przez swój umysł, psychikę i ciało prądu Mojej miłości. Zbyt duży prąd przepuszczony przez cienki przewód spali go. Nie chcę tego, więc od czasu do czasu usuwam te materialne opory, ot, to taka fizyka świata duchowego. Mówiąc w kategoriach tego, co ujrzałeś dziś, będąc pośród ludzi, oczyszczam twą aurę aż do najgłębszych warstw, sprawiam, że staje się bardzo rzadka i skora do żywego oddźwiękania na Moją miłość, co ty odczuwasz jako stan uniesienia. Będzie jeszcze goręcej, i to z każdym dniem, bo przecież nie przestanę cię oczyszczać i będzie nam coraz fajniej, a raczej tobie, bo Mnie już jest, o czym dobrze wiesz.
Baba, czy to samo może dotyczyć innych ludzi, np. czytelników?
Tak, o ile są już na to gotowi.
A w jaki sposób to sprawdzić?
Nie trzeba tego sprawdzać, lecz uczyć się żyć w miłości, prosić o nią Boga i starać zbliżyć ku Niemu. To, o co pytasz, jest dla każdego człowieka tajemnicą, tobie mogę już powiedzieć, innym nie. Dlatego pozwolę sobie zasłonić się milczeniem. Zasady są ważne, a one mówią, że boska opieka i miłość są stale obecne, ktokolwiek i w jakichkolwiek okolicznościach do nich się zwróci. Miłość, radość, dobroć, szczęście są zasadami boskiego istnienia, emanują z boskiego serca i nikt, kto zwróci się ku nim, nie będzie już taki sam.
Śniłem, że schodzę pod wodę i nurkuję w ciemnym labiryncie. Tłumaczyłeś mi, że wchodząc tam, powinienem zachować stan neutralny i w tym celu się uziemić. Co to znaczy? Wiem, że dotyczy wyjść pomiędzy ludzi i sytuacji, która miała miejsce.
Będąc na zewnątrz domu, jesteś cały czas w Moich energiach i blisko Mnie. Problemy mogą zacząć się wtedy, gdy zaangażujesz się umysłowo w coś związanego z tym światem. To mogą być myśli o polityce, pieniądzach lub chociażby współczucie i chęć niesienia komuś pomocy. Otwierasz wtedy swój ustrój energetyczny na napływ myśli i energii z zewnątrz, tego całego błota umysłowego i duchowych ciemności. Potem musi minąć trochę czasu, abym mógł to z ciebie zdjąć i aby wróciła miłość i radość. To dobrze, że takie sytuacje zdarzają się już bardzo rzadko, ale czas, byś już w pełni pojął istotę tego procesu. Uziemienie to skierowanie się ku Mnie, a przypływ Moich energii odetnie wszelkie negatywne wpływy środowiska. W świecie zewnętrznym nic już nie powinno cię interesować, po prostu nic. Kieruj się ku Mnie, a całą resztę pozostaw swemu losowi.
Zauważyłem też, że gdy jakaś ładna kobieta przyciągnie moją uwagę, to również na chwilę tracę Twoją bliskość i radość.
Ci mężczyźni! Skupienie uwagi na kimś lub czymś daje połączenie tym silniejsze, im głębsza była reakcja, np. dziewczyna "wpadnie ci w oko", skupisz się na niej przez chwilę i już płyną do ciebie ciemne energie. Recepta - jak wyżej. Nie pozwalać ciału panować nad umysłem. Z kim przestajesz, takim się stajesz, bądź więc cały czas ze mną.
Przypomniały mi się słowa Krishnammurtiego, pytanie, czy zawsze patrząc na piękną kobietę, musimy włączać pożądanie, czy nie możemy obejść się bez tego.
Tak, czy musimy - oczywiście, że nie, jeśli jesteś czysty wewnętrznie, to te słowa są proste i zrozumiałe. Trudniej jest, gdy niesiesz ciężki bagaż niskich energii i gdy reakcje żądzy, posiadania są bardzo silne i trudno jest je opanować. Krishnammurti mówił wiele z pozycji czystości i niewinności, lecz też nie wskazywał jasno drogi, która ku niej prowadzi, interesowała go raczej kontestacja świata zastanego z cierpiącymi ludźmi, zgniłym społeczeństwem etc. Mówił ze swej wysokości do ludzi, którzy jednak nie mogli go pojąć, bo ich stan ducha i umysłu odbiegał wielce od jego, tymczasem tajemnica przemian, która umożliwia przejście drogi oczyszczenia, kryje się w zwróceniu się do Boga i poszukiwaniu Jego miłości.
Czy zatem należy używać w takich sytuacjach siły woli, czy nie?
Tak, stanowczo tak. Aby odwrócić umysł od bodźca, który go poruszył, i skierować ku Bogu, możesz mówić mantry albo śpiewać bhajany - w myśli lub, jeśli chcesz, półgłosem. To pozwoli umysłowi zająć się czymś i unosić wysoko poza sprawami świata i jego energiami.
Baba, chcę zapytać o rzecz następującą. Dzisiaj jeszcze łączę się z energiami ludzi, patrzę wewnętrznym wzrokiem i widzę ich ciężary, te masy ciemnych, niskich energii, krążące wokół ciał i osiadające wszędzie wokół. Moje pytanie - to też jest widzenie cząstkowe?
Oczywiście. Ja wszędzie widzę światło, miłość, radość, szczęście, pomimo tego, co ludzie noszą w sercach, duszach i umysłach. Widzę również całą przeszłość i przyszłość. Wkrótce też zmieni się twój odbiór ludzi, podobnie jak i stosunek do nich. Wciąż jesteś jeszcze jedną nogą tu, drugą tam, i twój stan całościowy jest wypadkową bardzo wielu czynników. Z czasem, kiedy będziesz bardziej czysty, sprawy zewnętrzne będą miały bardzo nikły wpływ na twój stan psychofizyczny. Jest tylko dobro, miłość, szczęśliwość, kiedyś ujrzysz to jasno i we wszystkim wokoło, i to będzie koniec iluzji materialnych. Cały świat jest wyłącznie światem duchowym, błędy są pozorne, a miłość jest prawdą.
Część druga - Rozmowy (fragment 7)
Wolność, przymus i miłość
Wydaje mi się, że niektórzy ludzie mogą potraktować Twoje opisy cudowności "tamtego świata" jako zachętę do ucieczki z tego, chociażby przez próby samobójcze. Wielu ludziom jest tak ciężko i już mają dosyć życia. Co im byś powiedział?
Człowiek nie stworzył życia i nie powinien sam decydować o jego końcu. Przecież sama śmierć też nie jest końcem istnienia, tym "końcem" i przejściem do następnego etapu jest wyzwolenie, a ono nie przychodzi przez targnięcie się na życie. Jeśli jest komuś ciężko, wręcz nieznośnie, to może mu pomóc świadomość, że wszystko na tym świecie ma naturę zmienną i przemijającą i to, co dziś wydaje się tak straszne czy tragiczne, jutro, pojutrze okaże się "do przeżycia", a w niektórych sytuacjach dobre, czy nawet zbawienne. Trzeba wziąć pod uwagę czynnik czasu, który leczy wszelkie rany, oraz to, że człowiek nigdy nie jest pozostawiony sam sobie, nawet gdy bliscy, przyjaciele i znajomi odwrócą się od niego. Zawsze pozostaje Bóg jako ta instancja ostateczna, ktoś dobry i kochający, a przy tym choć niewidoczny, to stale obecny. Jego można i należy prosić o pomoc, wsparcie w trudnych chwilach, ułożenie spraw i warunków, lub gdy jest to z jakichś powodów niemożliwe, o zmianę naszego nastawienia do sytuacji. Żadna sytuacja nie jest beznadziejna i tak naprawdę nie ma sytuacji bez wyjścia.
Drugim czynnikiem jest prawo przyczyny i skutku. Obecny stan wynika między innymi z poprzednich czynów istoty. Rozsądniej więc jest spróbować przejść go do końca i zamknąć sprawę, niż przechodzić to samo jeszcze raz, mając dodatkowo do spłaty jeszcze ten bezmyślny czyn. Teraz lub za jakiś czas - prawo jest w tym przypadku nie do obejścia. Cokolwiek by człowiek nie uczynił, Bóg jest zawsze po jego stronie. To, że musi ofiarować mu cierpienie, nie znaczy, że się go wyrzekł, to przeczyłoby Jego wewnętrznej naturze. Cierpienie jest również w absolutnym sensie darem boskiej miłości, pełniąc funkcje oczyszczające i korygujące błędy. Ojciec wolałby dawać dzieciom pełnię swej miłości, jednak w obecnej sytuacji nie jest to jeszcze możliwe.
Baba, a czy jeden człowiek może wziąć na siebie cierpienia innych?
Może i są ludzie, którzy idą takimi ścieżkami, ich wybór również wynika z miłości do Boga.
Znów siadam przed kartką papieru, nie wiedząc, co powiesz za chwilę.
Zaczniemy od miłości do zwierząt. Pierwszą i podstawową powinnością ludzką jest nawiązanie bliskiego i czułego kontaktu ze Stwórcą. Poznanie i doznawanie Jego opieki, miłości, radości i czułości całkowicie zmienia człowieka, ma on wtedy łatwy dostęp do wysokich boskich inspiracji i wszelkiego dobra, które Ojciec ma do zaoferowania. Zwierzęta są na Ziemi po to, by je kochać i wspomagać na drodze ku światłu. Dusze bytujące dziś w tych istotach wkroczą kiedyś w świat ludzki i będą uczyć się i rozwijać ku objęcia pełni Boskości. Życie jest wielką pielgrzymką istnień - przez światy niższe ku Bogu. Nie ma rzeczy martwych, tak jak rozumieją to ludzie. Jeśli spojrzymy od strony konstrukcji (cząstka świadomości obleczona w duszę i ciało), to również świat roślin i minerałów jest przejawem życia, żyje i posiada świadomość, z tym że ukrytą głęboko wewnątrz. Przy dzisiejszym stanie technologii tworzyw sztucznych nie ma już konieczności noszenia skór zwierzęcych, nawet obuwia czy pasków. Wyroby skórzane można z powodzeniem zastąpić syntetycznymi, i to z korzyścią dla wszystkich. Podobnie jest i ze spożywaniem mięsa, istnieje tyle zamienników bogatych w białko, nawet lepiej przyswajalne niż zwierzęce, a co ważniejsze, nieobciążonych energiami świata zwierząt. Wegetarianizm to dieta przyszłości, ale już dziś człowiek o aspiracjach duchowych nie powinien żywić się ciałami swych młodszych braci ani w żaden sposób korzystać z ich cierpień.
Baba, Ty i Twoja miłość jesteś przecież we wszystkim.
Tak, i jedząc mięso, zjadasz Moje ciało stworzone do radości i miłości, stworzone jako dar dla istoty je zamieszkującej, by mogła cieszyć się nim, żyć i z niego korzystać, wznosząc się coraz wyżej po spirali duchowej ewolucji.
Baba, nasuwa mi się pytanie, które już od dłuższego czasu chodzi mi po głowie. Czy utrzymanie specyficznych cech materiałów, typu twardość, spoistość, kolor, zależy od twego nieustannego działania, czy są one kreowane jednostkowo i już takie pozostają, aż się rozpadną?
To dobre pytanie, nie wiem tylko, czy dobrze zrozumiesz moją odpowiedź. Wszelkie cechy materii zależą od boskiej woli, która nieustannie utrzymuje jej cząstki w ruchu, kreując "materialność" oraz relacje i prawa nią rządzące. Prawa fizyki, mechaniki, termodynamiki są odbiciem podstawowych założeń konstrukcyjnych, przemyślanych i wprowadzonych w życie przez Twórcę. Ale jest jeszcze druga strona medalu. Rzeczy nie są tym, za co się je uważa. Twój umysł kojarzy materialność z takimi cechami jak: twardość, ciężar, przestrzenność, temperatura. Oswojony nieco z efektami specjalnymi, możesz łatwo sobie wyobrazić, jak jakaś ciężka i duża rzecz nagle znika, ludzie lewitują i przenikają przez ściany etc. W boskiej rzeczywistości nie ma żadnych ograniczeń ani czasu, ani przestrzeni, ani klasycznie rozumianej materialności, wszystko jest możliwe, dowolny przedmiot może zniknąć lub się pojawić. Materia jest jak plastelina - doskonałe i oddane tworzywo. Materia jest wyrazem boskiej dobroci i miłości. Wszechświat jest zasłoną, za którą Bóg skrywa Swą Piękną Twarz... Po co badać bez końca tworzywo - czas zwrócić się ku Twórcy. Studiując wyłącznie dzieło, nie poznasz nigdy Artysty, możesz jedynie nabrać pewnego wyobrażenia o Jego mądrości, rozmachu, niesłychanej precyzji. Musisz zwrócić się w końcu ku Stwórcy tego wszystkiego.
Wszechświat jest jedynie znakiem i drogowskazem, żadną rzeczywistością jedyną i ostateczną.
Jest symbolem wyłonionym z niebytu, symbolem o głębokim i pięknym znaczeniu. Jego znaczenie da się ująć jednym słowem, tylko jednym. Czy chciałbyś je poznać?
Tak! Tym Słowem jest MIŁOŚĆ. To jest Słowo, które było na początku. Najpierw istniało jako samo Znaczenie, bez jakiegokolwiek wyrazu zewnętrznego, czysta, pierwotna Esencja - sam Bóg. Ono to uznało, że już jest odpowiednia pora, aby wyrazić Siebie. Tak Miłość powołała do życia Wszechświat, a w nim wszelką obfitość przejawów Siebie Samej, swego pierwotnego Znaczenia. Każda forma, którą widzisz, świat widzialny i niewidzialny, jest przejawem MIŁOŚCI BOSKIEJ, która w ten sposób wyraża Swój Byt. Tak również powstała przestrzeń jako arena zaistnienia oraz czas jako miernik cyklów kolejnych przemian. Miłość nie podlega żadnym ograniczeniom ani prawom ustalonym dla swego tworzywa. Rozgrywa prawdy o swym istnieniu na zbudowanej w tym celu scenie Teatru Rzeczywistości. Oto cała prawda o Celu i Istocie wszechrzeczy.
Współczesna nauka twierdzi, że wszechświat powstał z Wielkiego Wybuchu i że materia, czas i przestrzeń powstały właśnie wtedy. Jak było naprawdę?
Tak, rzeczywiście wybuch był wielki. To była olbrzymia eksplozja radości!
Czy mogę coś zrobić dla Ciebie?
Tak, uśmiechnij się do mnie!
Kocham Cię za Twą czułość, Baba.
I Ja cię kocham, pamiętaj o tym zawsze.
Nauka medytacji jest ważna, być może to najważniejsza rzecz w życiu, a popatrz jak mało uwagi, praktycznie wcale, poświęca się jej nauce. Uczysz się nazw odległych miast i krajów, a nawet mórz na Księżycu, a nikt nie uczy cię, jak porozumieć się z samym sobą. Powód jest dość prosty, medytacja jest niebezpieczna, bo kiedy zwrócisz się ku sobie, system straci nad tobą władzę.
Człowiek, który żyje w zgodzie ze sobą, kierując się wartościami wynikającymi z niego samego, z głębi duszy, jest zagrożeniem dla systemu, bo swym postępowaniem i skutkami, które ono przynosi, pokazuje, że tradycja, kultura, religia i nauka po prostu się mylą. Dlatego to wywołuje dwa rodzaje skrajnych reakcji; uwielbienie lub potępienie, przy czym to drugie częściej. Ludzie jednak wolą iść do dobrego lekarza niż do złego, więc zwracają się ku tym, którzy mają lekarstwo na chorobę, która ich trapi, ku tym, którzy potrafią słuchać Boga. I to do nich właśnie należy przyszłość.
Przypomnij sobie, jak często nie mogłeś się pogodzić z tym, co inni nazywali prawdą, nawet do końca nie wiedziałeś dlaczego, lecz musiałeś szukać swojej prawdy. Przede wszystkim wolności od cierpień, które niósł ze sobą ten ogólnoświatowy, naukowo - duchowy bełkot wtłaczany ci do głowy. To wnętrze i Ja w nim mówiłem ci przez cały czas, że koncepcje, które głosi świat, są nic nie warte. Przypadek rządzi losem, wszechświat nie ma swego sensu i celu, Boga nie ma, a jeśli już jest, to gniewny, mściwy, porywczy, stary i zramolały, ma długą brodę i fioła na punkcie seksu, jest opętany ideą sprawiedliwości, a nade wszystko kary, zabija swych wrogów (cudowne, nie ma co), wybiera jedne narody, inne zaś potępia bez dania racji, jest okrutny, jednym daje od urodzenia dostatek, innym nędzę i kalectwo (jak twierdzą niektórzy, jest to wielka boża tajemnica, "wielka" ma tu znaczyć, że nikt jej nie może pojąć i nie należy nawet próbować). Czy mam mówić dalej? Nie można rozmawiać z Bogiem, ani nawet Go widzieć. Ostatni raz działo się to jakieś dwa tysiące lat temu i wszystko, co miał do powiedzenia (absolutnie wszystko), znalazło się już w pewnej świętej i godnej czci księdze, w której można znaleźć odpowiedzi na wszelkie pytania.
Rzeczywiście, treść Biblii, jak i jej emanacja nie robi na mnie dobrego wrażenia. Tak mało o Bogu, tyle bólu, strachu, lęku przed Boskością, tyle ofiar, niewiele jasnych wskazówek jak żyć, nie mówiąc już o Apokalipsie czczonej chyba tylko z tego powodu, że nikt jej nie rozumie, a większość się boi. Gdyby Bóg był szalony, tak mógłby wyglądać koniec świata. Przykre, jakże przykre, że te treści stanowiły kanon kształtowania umysłowości przez tak długo, kilkadziesiąt pokoleń.
Dobrze, że już mamy to z głowy.
Z tego, co powiedziałeś, wynika, że w całym systemie chodzi głównie o władzę.
Tak, dlatego zamiast dać możliwość i wyposażyć w instrumenty przydatne przy poszukiwaniu swojej drogi, stara się zindoktrynować cię swoim punktem widzenia i wtłoczyć do głowy gotowe formułki na wszystko. To nic, że ten światopogląd nie ma sensu i nie trzyma się kupy. Wychodzą z założenia, że jeśli tylko dobrze cię nastraszą i poddadzą presji już od dziecka, to ulegniesz i przyjmiesz ich system wartości. Powiedzą ci o okropnościach piekła i straszliwych męczarniach grzeszników, a potem wmówią, że jeśli tylko będziesz posłuszny ich nauce, to ujdziesz cało. Tak oto będziesz uważał swoich prześladowców za wybawicieli, i co więcej - będziesz im wdzięczny za to, że cię ocalili od zatraty. Prawda, że to bardzo sprytne? Pracowali nad tym bardzo długo.
Zauważ, że w każdej religii są nauki o potępieniu, piekle, element strachu jest zawsze obecny. W rzeczywistości jest to jeden z najpotężniejszych motywów ludzkiego działania, a nauka duchowa oparta na strachu nie zrodzi nigdy miłości, stąd tak niewielka wartość współczesnych religii. Poza tym system ma sporo środków nacisku do dyspozycji. Będziesz miał złą opinię (najpierw trudne dziecko, potem mąciciel, rozrabiaka, sekciarz), gorszą pracę (jest inny, po co mu własne zdanie), znajomi uznają za szaleńca i odwrócą się od ciebie, opuszczą i potępią cię najbliżsi, a jeśli tego wszystkiego będzie mało i nie dasz się złamać za życia, to będą ci wmawiać, że Bóg dopadnie cię po śmierci i np. wrzuci do jeziora ognistego, byś tam cierpiał całą wieczność.
Przepraszam Cię, Baba, ale robi mi się niedobrze, rzeczywiście kiedyś całym sercem w to wierzyłem, ale teraz budzi się we mnie uczucie odrazy.
Zadziwiające, jak wielu wykształconych i wydawałoby się rozsądnych ludzi wierzy w podobne brednie, ale cóż, gdy rozum śpi, budzą się demony lęku, system zwycięża i już nie jesteś sobą. Jesteś ich i chociaż dalej przekonany o własnej wolności i samodzielności, jesteś już niewolnikiem. Jeśli nie chcesz myśleć samodzielnie, w oparciu o siebie, swe doświadczenia i głos, który stale mówi w tobie - idziesz na łatwiznę i przyjmujesz gotowe odpowiedzi udzielane ci przez autorytety.
Ci, którzy przejrzeli ów proces na wskroś, np. że w religii nie idzie o Boga, lecz o władzę, często stają się wojującymi ateistami, starając się za wszelką cenę pokazać ludziom ukryte motywy religii lub też zwyczajnie ją zniszczyć. Stają się przez to niewolnikami walki, a nie motorem postępu.
Szkoda czasu na zwalczanie cudzych błędów, trzeba iść dalej, życie jest tak krótkie. Zauważ jeszcze, że wszyscy wielcy myśliciele i reformatorzy spotykali się wśród sobie współczesnych ze skrajnymi reakcjami. Wielu spalono na stosach, ukamienowano, poniżano, opluwano, odsądzano od czci i wiary. Ale to właśnie dzięki nim rozwój idzie naprzód, dzięki tym, którzy nie wahają się kwestionować zastanej wiedzy, światopoglądu i porządku.
Lud, szara masa, z czasem przejmuje nowe treści, bo tak jest wygodniej, a przeciwnicy nowego utracili władzę bądź wymarli. Dlatego głoś swoją prawdę, nie wahaj się żyć "po swojemu", walcz o siebie i o to, co jest dla ciebie, nas ważne, odrzucaj to, co czujesz lub wiesz, że jest błędne. W twych badaniach Ja zawsze jestem po twojej stronie, podobnie jak po stronie każdego, kto rusza w tę najkrótszą i najcudowniejszą z podróży - do swego wnętrza, gdzie stale jestem i czekam. A teraz pomówimy o medytacji.
Jeszcze tylko jedno pytanie. Nie należy nikogo nawracać na siłę?
Oczywiście, a nawet gdy cię pytają, wiedz że nie masz żadnego obowiązku dzielić się z nikim swymi przemyśleniami, wiedzą czy punktem widzenia. Wielu nie doszło jeszcze do choćby elementarnego zrozumienia prawd duchowych, mogą chcieć tylko cię wysłuchać lub wciągnąć w jałową dyskusję.
Nie należy stawać w opozycji do świata ani do nikogo. Jeśli z czymś walczysz, to jesteś z tym związany. Ja nie chcę cię wiązać z niczym, chcę, byś był wolny i raźno kierował się ku prawdziwym wartościom i temu, co najcenniejsze. Walka jest niepotrzebna, podobnie jak nawracanie. Ludzie mają oczy, uszy i mózgi, niech robią z nich użytek, a jeśli chcą wierzyć w brednie, to ich sprawa. Może ból, który sprowadzą na siebie, nieuchronnie zmusi ich kiedyś do rewizji poglądów. A jeśli nie, to też nie ma szkody. Mam czas i nigdzie Mi się nie śpieszy, w końcu Moje, twoje, nasze, wasze będzie i tak na wierzchu. Prawda zawiera w sobie utajoną siłę, to ona wyzwala.
Mówisz mi tyle rewolucyjnych rzeczy.
Po prostu jesteś jednym z tych, którzy w przeciwieństwie do innych, zapytali mnie o zdanie i byli gotowi przyjąć każdą odpowiedź.
Baba, czasem myślę, że w jakiś sposób, może podświadomy, tworzę Ciebie, wkładam w Twoje usta swoje myśli.
To nie ma żadnego znaczenia, mogę posłużyć się twym umysłem, wyobraźnią, wglądem i intuicją, aby przekazać to, co chcę, by zostało przekazane. Czai się w tobie niepewność, że albo Ja nie panuję nad sytuacją, albo chcę cię wprowadzić w maliny. Zadaj sobie pytanie: czy rzeczywiście mógłbyś sobie to wszystko sam wymyślić?
Nie. Po prostu jestem na to za głupi, a poglądy tu przedstawione zbyt odbiegają od "społecznej normy", a przecież mój umysł ukształtowała właśnie ona. Poza tym miałem setki, może nawet tysiące doświadczeń przekonujących do ufności w Twoje słowa, pomimo i na przekór wszystkiemu.
Poza tym, co możesz sam stworzyć i wymyślić - przecież nie jesteś w stanie wymyślić miłości. Ją czujesz, smakujesz i nią się stajesz. Taka jest rzeczywistość, porzuć wątpliwości.
Tak, rzeczywiście zwykle ich nie ma, to krótka chwila słabości o piątej nad ranem, kiedy usiadłem do pisania, a jeszcze się nie obudziłem.
Wracamy do tematu medytacji. Wielu sądzi, że medytacja to taka rozrywka polegająca na siedzeniu ze skrzyżowanymi nogami i buczeniu mantr. To nieprawda, prawdziwa medytacja to obcowanie z tym, co niesie życie, i nieustanne dokonywanie wyborów w oparciu o siebie. Można ją porównać do sprzątania śmieci albo wyrywania chwastów. Tylko to, a nie samo siedzenie, przynosi uzdrawiający rezultat w postaci zbliżenia ku Bogu i Jego miłości. Jednak podam tutaj kilka ćwiczeń, które pozwolą nieco pogodzić się ze sobą, uspokoić wzburzone rewolucyjnym zapałem umysły i skierować je we właściwą stronę. Na początek najważniejsza jest decyzja medytującego, czemu jego wysiłek ma służyć. Namawiam, aby odłożyć na bok wszelkie korzyści cząstkowe, typu: lepsze samopoczucie, jasność myślenia, poprawa stanu zdrowia, wzmocnienie siły woli, nabycie zdolności nadzmysłowych etc., i skierować się ku Światłu i wyzwoleniu. Obrać sobie Boga, Jego bliskość i miłość za swój cel i nie spoczywać tak długo, aż się to osiągnie. Jasne uświadomienie sobie celu pomoże przetrwać te chwile słabości, które z pewnością nie jeden raz przytrafią się po drodze. W takim określeniu celu i podjęciu drogi ku Bogu leży wyzwalająca i prawdziwie rewolucyjna siła medytacji. Wtedy działania duszy, umysłu i ciała spotykają się i realizują najwyższy cel.
Tak, Baba, przypomina mi się sen, który miałem przed wielu laty, i już wiele razy chciałem Cię prosić o jego wyjaśnienie, jednak sam nie wiem, dlaczego to odkładałem. Wędrowałem po podziemiach wielkiego zamku, zakurzone korytarze, po których od lat nikt nie chodził. Nagle gdzieś tak pod kaplicą zamkową stanąłem jak oniemiały. Za grubą, pancerną szybą ujrzałem dwa wielkie diamenty. Wyżej o błękitnym odcieniu, niżej o różowym, pół metra średnicy każdy, przepiękny szlif. Po chwili dostrzegłem jeszcze trzeci tuż obok. Diament - olbrzym o ponad metrowej średnicy, emanował czystym białym światłem, po prostu świecił sam z siebie. Byłem wielce zdumiony tym widokiem, a ktoś stojący tuż obok powtarzał spokojnie.
"Kto znajdzie w sobie i połączy te dwa diamenty, Ten trzeci otrzyma w darze, Klejnot mądrości, miłości i wiecznego życia".
Dokładnie już nie pamiętam, czy usłyszałem "życia", czy "zrozumienia".
Życia. Idziesz ku Światłu, odrzucasz błędy, realizujesz pragnienia duszy i słuchasz Mojego głosu. Dusza wskazuje ci cel i wszystkie etapy pośrednie. Ty zewnętrznie sprawiasz, że staje się rzeczywistością zarówno oczyszczenie, jak i to, co masz w sercu - miłość, którą niesiesz w świat. Ciało i umysł współgrają z duszą, Bóg zstępuje w tę całość i dajesz Jemu możliwość przejawienia Siebie na tym świecie. Tak mniej więcej wygląda przejawienie się Boga przez człowieka od strony "technicznej". Ale jest jeszcze głębsze spojrzenie wiodące wprost ku istocie życia, czy ją widzisz?
Za tym wszystkim widzę Ciebie, Twoje światło, to nie przenośnia, widzę sercem.
Oto jestem. Narzędzia, boskie instrumenty: dusza, umysł, ciało, są potrzebne, ale wcale nie są ważne. Ważne jest To, co przejawia się przez nie. To, co Jest: Bóg, Miłość, ŚWIATŁO, WIECZNOŚĆ...
Powiedziałeś mi wcześniej, że celem tej książki jest, aby każdy, kto chce, mógł zwrócić się do Ciebie i słyszeć Twój głos.
Nie, tego nie mówiłem. Celem jej jest uświadomienie ludziom, że jestem, i kim dla nich jestem. Pozostałe rzeczy, o których wspominałeś, odbywają się indywidualnie. Nie każdy, kto zechce, może Mnie słyszeć, ale każdy, kto zechce, może się do Mnie zwracać. Wielu nie jest jeszcze potrzebny bardziej bezpośredni kontakt, wystarczy stopniowa zmiana poglądów i życia. Taki mają los. Ludzie są jakby w różnych klasach w szkole i nauka odbywa się stopniowo, i jest to dobre.
Jednak dzięki np. wskazówkom tu zawartym mogą wykonać szybki postęp ku Tobie?
Tak, postęp, wiele kroków na raz w dobrym kierunku. Ale wiedz, że z samego czytania niewiele przyjdzie. Ta książka jest jak mapa uświadamiająca po pierwsze, że istnieje taki nieznany jeszcze ląd, a po drugie pokazująca, gdzie zakopany jest skarb. Studiując mapę, spędzisz miło czas, ale to znalezienie skarbu się liczy, a nie rozrywka. Są i tacy, którzy jasno pojmą, o co Mi chodzi i co im chcę przekazać w tej pracy, i wyciągną z niej wiele wskazówek dla siebie. Ci popłyną w nieznane i znajdą skarb. Ich życie z czasem zupełnie się zmieni i bardziej będą polegać na Mnie niż na samych sobie.
Powiedziałeś wcześniej, że Ty mówisz stale, jedynie ludzie nie chcą Ciebie słyszeć.
A teraz mówisz, że nie każdy, kto zechce, może Ciebie usłyszeć.
I to jest zgodne z prawdą.
Oba zdania są prawdziwe. Ja mówię stale i do każdego, przemawiam wszelkimi głosami, wydarzeniami w świecie zewnętrznym, przeżyciami i przemyśleniami. Ja mówię przez wszystko, co jest - i mówię nieustannie o miłości, która nas łączy. Mówię i wyrażam Siebie, bo jestem tym, co wy nazywacie Życiem.
Ludzie chcą wielu rzeczy, mają chwiejne umysły i raz gonią za jednym, po chwili za czymś innym, i tak bez końca. Same chęci nie wystarczą, żeby wejść ze Mną w bliższy kontakt, potrzebna jest jeszcze praca w tym kierunku, gotowość do zmian i wprowadzania zrozumianych rzeczy w życie. Bez tej gotowości i wypracowanej siły duchowej sprowadzilibyście Mnie do jednej z waszych chwilowych rozrywek, a to nie Ja mam podążać za wami, ale wy za Mną. Jeśli chcesz doświadczyć, doznać i przekonać się samodzielnie, kim jest Bóg, i jeśli jesteś gotów do pracy nad sobą, to niechybnie Mnie znajdziesz, a co więcej, ujrzysz wyraźnie, że byłem z Tobą cały czas przez wszystkie minione lata, jedynie ty nie byłeś w stanie Mnie dostrzec i związać się ze Mną. Jeśli zrobisz jeden krok w Moim kierunku, Ja zaraz zrobię dziesięć w twoim. Musisz jednak ruszyć do przodu i udowodnić Mi i samemu sobie, co jest dla ciebie wartością. Na "końcu" tej drogi oczekuję na ciebie Ja i Moja Miłość.
Zatem mamy już chęci, gotowość do pracy i drogę. Na czym polega ta droga?
Jest to odkrywanie prawd i życie według nich. Jest to zwracanie się do Boga i prośby o Jego miłość, jest to wprowadzanie w życie tego, co już zrozumieliście albo tylko przeczuwacie, że stanowi wartościową wskazówkę. Jest to stawianie Boskości na pierwszym miejscu pośród wszelkich spraw i wydarzeń. Nie musicie wiedzieć nic więcej, wystarczy, że w każdej chwili kierujecie się do Mnie i powracacie stale, gdy zapomnieliście, i podejmujecie dzieło od nowa. Po pewnym czasie zauważycie, jak sprawy zaczynają się wam układać w innym niż dotychczas rytmie, tak jakby ktoś nimi świadomie kierował. Wtedy zobaczycie Mnie pośrednio - po tym, co dla was czynię. Z czasem nauczycie się słuchać intuicji czy też odczuć wewnętrznych i kierować się nimi w życiu, a wtedy ujrzycie Moje działanie jeszcze wyraźniej i przyzwyczaicie do Mojej obecności. Znajdźcie Miłość do Boga i żyjcie w Niej.
Dalej ugruntuje się w was świadomość Mojego istnienia i wpływu na waszą sytuację, gdziekolwiek jesteście i cokolwiek czynicie. Moja miłość będzie dawała znać o sobie coraz częściej. W tym okresie będziecie już, a przynajmniej niektórzy z was będą zdolni do odczuwania Mojej odpowiedzi. Jednak cały czas należy iść dalej i dalej. Żyć w miłości do Boga, kierować się Nią w życiu. Miłością do Boga, nie do świata ani ludzi.
Ten punkt jest rozumiany bardzo rzadko, czy mógłbyś go rozwinąć?
Oczywiście. Bardzo często myślicie, że jeśli mówię o miłości, to mam na myśli, że powinniście kochać wszystkich wokoło i kierować się w życiu miłością do innych. Nic bardziej błędnego. Cały czas mówię wyłącznie o miłości do Stwórcy, a nie do żadnego z Jego stworzeń. Tylko Ona wyzwala, a każda inna wiąże. Macie wielki kłopot z rozróżnianiem obu tych sfer, a wynika on z waszej słabości duchowej. Receptą na ten stan rzeczy jest zwracanie się całym sobą do Boga i pamiętanie o tym, odsuwanie innych, pobocznych myśli.
Przepraszam, że się wtrącę, ale zarzucą mi, że namawiam do jakiejś formy "prania mózgu" i odejścia od rzeczywistości...
I tu będą mieli rację, wasze umysły potrzebują "uprania" z tej całej masy brudu wieków, jaka tam zalega, i jeśli "pranie" pojmujemy jako oczyszczenie, to jest ono jak najbardziej pożądanym zjawiskiem. Również sformułowanie "odejście od rzeczywistości" jest jak najbardziej na miejscu, odejście od waszej rzeczywistości po to, by odnaleźć Moją... Oczywiście, że wiem, o co pytasz w podtekście, ale tu chcę cię uspokoić, chorób umysłowych nie brakuje w tym społeczeństwie, a Moja droga, którą wskazuję, jest jedną z niewielu ścieżek, które są w stanie przynieść ulgę cierpiącym, chociażby dlatego, że pokłada się na niej nadzieję we Mnie. Oczywiście nie stanowi ona gwarancji poprawy w indywidualnym wypadku, jednak pozytywny efekt będzie dla przeważającej większości stosujących widoczny jako spokój i równowaga.
Przyznam, że czytanie Twoich słów przywraca mi dobre samopoczucie i równowagę, jest w nich tyle Twojego ciepła. Dziękuję Ci za to, że dyktujesz mi tę książkę. Ona już odmienia moje życie i jest mi z tym bardzo dobrze. To działa Twoja miłość. Dziękuję Ci za nią.
Ależ bardzo proszę, mam jej znacznie, znacznie więcej, chcesz?
Czytam teraz z zapałem jedną z książek Neale Walsha, "Przyjaźń z Bogiem", wywiera wielkie wrażenie.
Ugruntowuje Mnie w Tobie. Czytaj, a wiele się nauczysz. Jest to wyjątkowo klarowne przesłanie. Niezmącone osobą przekazującego.
Niezależnie i tak wiem, że trylogia i dwie następne to jedne z najważniejszych książek, jakie wydano w ostatnim stuleciu. Co najmniej stuleciu.
Tak, to prawda. Mówię tam prostym językiem o rzeczach najprostszych i zarazem najważniejszych.
Baba, my już jesteśmy tą nową rasą.
Co masz dokładnie na myśli?
Po nas przyjdą ludzie, dla których rozmowa z Tobą będzie chlebem powszednim.
I będą się jednoczyć, i zjednoczą z Tobą.
Ten czas jest bardzo bliski.
Każdy będzie sobie drogowskazem, bo Ty będziesz słyszany w sercu i umyśle każdego człowieka.
Jedyne zatem, co powinniśmy dziś robić, to uczyć innych, jak odnaleźć Ciebie, wsłuchać w Twój głos, znaleźć Twoją Miłość i kierować się Nią w życiu.
Czy jest jeszcze coś więcej, co chciałbyś do tego dodać?
Nie, powiedziałeś właściwie wszystko.
Mistrzowie są jak sprzedawcy wody na brzegu oceanu.
Raczej jako sprzedawcy naczyń, dają ludziom kubki do ręki, żeby każdy sam mógł się napić.
Przepraszam Cię, ale wciąż nie sądzę, żebym robił coś istotnego. Nawet te wspomnienia są bez znaczenia, to jest już przeszłość, niebyt.
I tu masz rację. "Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr". Ważna jest tylko teraźniejszość. Teraz. Przeszłość jest o tyle ważna, o ile pojąłeś znaczenie tego, co miała cię nauczyć. Miłość odnajduje sobie drogę pośród wydarzeń życiowych i twoim zadaniem tutaj jest pomóc każdemu czytelnikowi uświadomić sobie prawdy, które czekają na wyrażenie i wprowadzenie w życie. Tak jak w książkach Neale Walsha.
Tak, czytam i za chwilę czuję, jakby te prawdy stawały się częścią mnie samego. Jakbym znał je od dawna.
Na stronach książki znajdujesz potwierdzenie tego, co już tkwiło niewyrażone w tobie.
O, dziękuję Ci za wyjaśnienie. Mam wrażenie, że jestem taki głupi i nic nie rozumiem, wlewasz we mnie pewność, że idę dobrą drogą.
Przyznam, że trochę tak! "Kiedyś byłem młody i głupi, a teraz cóż, młodość odeszła..."
Dystans do samego siebie jest cenną cechą.
"Błogosławieni, którzy potrafią śmiać się sami z siebie, albowiem zawsze będą mieli wiele radości..." To, co mówisz na stronach tej książki, nieco odbiega od treści przekazywanych Neale'emu.
Tutaj uczę miłości i oddania, nie zwracam takiej uwagi na staranne wyłożenie teorii. Nie musicie wiele rozumieć po to, by móc wiele kochać. Różnice są i będą, również w sprawach istotnych, ponieważ różne treści są adresowane do różnych osób na rozmaitych poziomach odbioru. Każda z Moich książek podyktowanych wcześniej stanowi krok ku Mnie i Mojej Miłości. Idziecie różnymi drogami i potrzebujecie pokazania Prawdy z rozmaitych stron. Jednym odpowiadają rozważania teoretyczne, inni oddźwiękają głębiej na wyrazy miłości, jedni potrzebują zrozumienia i logiki, inni oddania i skupienia wyłącznie na Mnie. Kocham was i dbam o was, daję to, co jest wam potrzebne. I tak już pozostanie. Żyjcie z tą świadomością. Przyjmijcie Moje błogosławieństwo.
Witaj, mój drogi Baba, przeczytałem właśnie książkę Neale Walsha "Rozmowy z Bogiem", co o niej powiesz?
Jest dobra i niesie wiele dobrego. Poczytaj sobie.
Wielu rzeczy nie mogę zrozumieć, podczas gdy inne są proste i naturalne. Często nie rozumiem wywodu, ale z łatwością dostrzegam słuszność i prawdziwość wniosku!
Czy słuszny jest pogląd, że nie muszę wiele rozumieć, wiele rzeczy dokonuje się samo, tzn. Ty je wykonujesz?
Czasem chciałbym jednak trochę teorii.
Dobrze, niech tak będzie.
Ale będzie ona służyła praktyce?
O czym moglibyśmy porozmawiać dzisiaj?
O radości życia. Radość jest ważna, jest bardzo ważna, a ludzie tak ją zaniedbują. Tyle macie spraw ważniejszych i pilniejszych od niej, że zostawiacie ją na uboczu. Tymczasem to ona nadaje życiu cudownego smaku i unosi je ku wyżynom bytu.
Myślałem, że czyni to miłość.
Miłość, radość, dodaj szczęście i już będziesz wiedział, czym jest Bóg.
Ale wiedzieć to nie znaczy pojąć, zrozumieć.
Tak, dlatego ceniąc radość, miłość, szczęście i robiąc im miejsce w życiu, możesz kiedyś dojść do doświadczenia istoty Boskości. Jeśli żyjesz w ciemnym lochu, to jedno spojrzenie w światło oślepi cię. Bujaj w obłokach radości, bądź szczęśliwy, kochaj Mnie - to daje najwięcej, a kiedyś zza chmur wyjrzy słońce i nie oślepniesz, gdy spojrzysz wprost w Jego blask. Wtedy sam zdasz sobie sprawę z prawdziwości Mych słów. Uwierz mi, ucz się cieszyć ze wszystkiego, bądź szczęśliwy z tego, co przeszedłeś, i tego, co masz, naprawdę była to i jest wielka łaska. Co mogę ci powiedzieć więcej? Odrzuć błędne pojęcia na temat uczuć i seksu, on jest piękny i wzniosły, daje radość i wznosi ku Bogu. To kolejna herezja, ale jaką napełniona treścią i mocą!
Baba, czy energia seksualna jest najsilniejsza?
Nie, "najsilniejsza" jest energia miłości, seks jest wyrazem radości, samą radością zawartą i przekazywaną przez organy płci. Bez niej nie byłoby życia. Jeśli zablokujecie ją do końca - ludzkość zginie.
Jak na razie na to się nie zanosi.
I dobrze, będzie kogo uczyć i kogo kochać. Będzie coraz więcej miłości, szczęścia i radości - do podziału, i nigdy ich nie zabraknie ani się nie wyczerpią. Kocham, kocham i kocham to prawdziwa trójca w Jedności, prawdziwy i niepowtarzalny wyraz Mojej Boskiej Natury. Jestem czystą miłością, o jej rozmiarze nie macie, nie możecie mieć pojęcia. Miłość jest jedyną prawdą, którą warto poznać, reszta to prawdy cząstkowe, wycinkowe. Ona jest Całością, Jednią, Bogiem inkarnującym w bezmiar stworzenia, boskim Dzieckiem przeglądającym się w lustrze swej potencji stwórczej - we Wszechświecie. Mówiłem ci już, że Wszechświat jest symbolem, wyrazem Znaczenia tego jedynego, pierwotnego Słowa. Medytuj więc o Znaczeniu Słowa, jego Treści. Oto jestem. Myśl o Znaczeniu, skieruj tam swą uwagę. Myślisz wtedy o mym jądrze, esencji Mojej istoty, nietkniętym jeszcze ludzką myślą. Zwiąż się z Nim i trwaj. Spróbuj.
Dziękuję Ci, Baba, nie przepuszczę takiej niesamowitej okazji do badań. Baba, a co Ty sam z siebie chciałbyś nam przekazać?
Tylko to, że was kocham gorąco i czynię wszystko dla waszego dobra - tego najważniejszego, którym jest zjednoczenie ze Mną w miłości. To wszystko.
Dziękuję Ci za te słowa, jest w nich tak wiele!
Baba, o co poza oczyszczeniem chodzi w życiu? Nie idzie mi tutaj o ten cel ostateczny, jakim jest zjednoczenie z Tobą, ale o taki tutaj, teraz, czego się trzymać? Czy życie tutaj, teraz, ma cel? A jeśli tak, to czy da się go ująć prosto?
Bardzo prosto. Cel życia to wyrażać miłość.
Zwróć się do miłości, aby pokierowała twym działaniem. Leżysz na dywanie i notujesz moje słowa, otwórz się i pozwól mi uczestniczyć w tym dziele. O tak, już jest o niebo lepiej. Oddychając, jedząc, śpiąc i budząc się, wyrażasz ją nieustannie. Nawet o tym nie wiesz. Do mnie należy, aby pokazać ci, jak możesz robić to bardziej.
Tak. Zwróć się ku miłości, która wiecznie trwa, skup umysł na delikatnych tonach, które wygrywa w głębi twej duszy, i spraw, by przychodzące uczucie owładnęło tobą. Miłość przyciąga miłość, jest cudem samym w sobie, najwyższą nagrodą i najsłodszą rozkoszą. Trwaj w świetle, które płynie teraz, otwórz na nie najdalsze zakamarki twej duszy, umysłu, ciała, niech przeniknie cię na wylot jego milczące, lecz jakże wspaniałe przesłanie. Życie jest piękne, radość jest piękna, a gdy miłość jest tak bliska jak teraz, jesteś jednym z Bogiem.
Wolność, przymus i miłość
Baba, chcę Cię zapytać o następującą sprawę. Zauważyłem, że znów nieustannie myślę, staram się zrozumieć, obserwować albo przywołać miłość i w niej trwać. Mam w sobie coś takiego, co chciałoby wiele zrozumieć, są w tym jakieś ukryte motywy, nie wiem. Co robić?
Nie mieszać, nie zadawać zbyt wielu pytań na raz. Zacznijmy od jednego, a reszta jakoś da się ułożyć. Chcesz zrozumieć i nadać własnym działaniom jakiś sens i cel. Po co? Cel widzę Ja i wiem, jak cię do niego doprowadzić. Nie musisz rozumieć wszystkich kroków, ani nawet widzieć całej drogi. Czy wszystko musi mieć uzasadnienie, być do końca wyjaśnione i skonceptualizowane, to znaczy ułożone do pewnych szufladek? A może ten świat istnieje po to, by być, bawić się, cieszyć się chwilą, uśmiechać do Boga?
No właśnie o to mi chodziło! Po co istnieje ten świat?
Już ci mówiłem, po to, by wyrażać miłość. Nie znaczy to, że musisz to robić stale i być skuty jak łańcuchowy pies. Stale wyrażasz miłość, a najbardziej wtedy, kiedy jesteś zwrócony ku Mnie i trwasz w niej bez żadnego konkretnego celu.
Moje pytanie jest takie: Czy powinienem, muszę - zwróć, proszę, uwagę na dobór słów - zwracać się ku Tobie, czy też nie, np. gdy jestem pośród ludzi w mieście, czy też wystarczy cieszyć się spacerem, słońcem, kolorami drzew?
Zwrot ku mnie jest ważniejszy niż radość z rozglądania się.
A więc powinienem zwracać się ku Tobie? Muszę?
"Musisz" to dobre słowo. Zrozum, że wtedy dostajesz najwięcej!
Słowo "muszę" kojarzy mi się z czymś, czego nie chcę robić, wolę wolność.
Wolność jest dobra, ale miłość jest lepsza. Masz po prostu nawyk myślenia o sobie i zachowywania się w określony sposób. Nawyk nie do końca uświadomiony i dopóki go nie przełamiemy, dopóty powinieneś wybierać większe dobro. Rozumiałeś to dobrze jakiś czas temu.
Tak, gdy przychodziłeś z cudownymi odczuciami.
Przychodziłem, abyś wyraźnie odczuł, co leży po obu stronach wagi, że "pięknem krajobrazu jesteś ty sam".
OK, w porządku, ale uśmiechaj się do kogoś, kto zmusza cię do czegoś.
Ojciec potrafi cię przymusić, ale pomimo to kochasz go i potrafisz obdarzyć go swym uśmiechem. W moim działaniu nie ma złej woli, jest zrozumienie potrzeb i kierowanie wydarzeniami dla twego dobra, robię to dla ciebie.
To miłość jest ważna, a nie opory. Chciałbyś się wyrwać i nie przyjmować do wiadomości pewnych reguł, które jak uważasz, są ci ograniczeniem. Przechodzisz teraz okres rozliczania się ze sobą. Wskazuję ci drogę, o którą pytasz. Przełam opór nawyku i wybieraj większą wartość, pomimo iż dziś, chociaż było tak już przedtem, nie jest to do końca jasne. Ten stan wynika z działalności umysłu. Uwalnianie starych zaległości sprawia, że przez pewien krótki czas zaczynają one dominować w odbiorze świata; upór, pycha, złość itp. Nie jesteś do końca świadomy ich wpływu na ciebie, stąd pytanie o ograniczenie wolności. Jestem nawigatorem twego statku, znam rafy i informuję cię o nich. Mam doskonałą echosondę i potrafię przeprowadzić cię bezpiecznie przez wszelkie trudne szlaki wodne. Możesz Mnie nie słuchać, ale jak rąbniesz z impetem w podwodną rafę, to przeżyjesz niemiłe chwile.
Zasada jest taka: w chwilach wątpliwości zwracać się ku Bogu, nie ku światu, ani nawet ku sobie i swojemu sposobowi myślenia. To bardzo ważne: nie twój punkt widzenia, a boski; nie ty, a Bóg; nie osobowość, a Ja. Taka jest zasada, jeśli ją pojmiesz i zastosujesz, zaraz będzie ci lżej.
Dobrze, ale jak zrealizować ją w życiu? Weźmy kilka przykładów, może głupich, np. zakupy. Czy mam kupować to, co ja chcę, czy to, co Ty, ewentualnie jak to rozdzielić? Wybór drogi w mieście - ta, która mi się podoba, czy inna, "Twoja". A rozmowy z ludźmi, czy mówić to, co uważam, czy to, co Ty chcesz, bym powiedział?
Już ci odpowiadam. To, co Ja mówię i chcę, jest ważniejsze, to naturalne, zważywszy kim jestem, to znaczy, żebyś mnie dobrze zrozumiał, zważywszy miłość, którą mam dla ciebie, moje oddanie i imperatyw przynoszenia ci dobra wyższego rzędu. Czy jest to dla ciebie dostatecznie jasne?
Zakupy - kupuj, co chcesz, to nie ma znaczenia, to są drobiazgi. Ciesz się, że możesz sam coś wybrać, a Ja sprawię, że będziesz się czuł z tym dobrze. Wyjścia - sam "wybieraj" drogę, w istocie to nie ty, a Ja wybieram, zawsze Ja, tylko jeszcze nie widzisz tego wyraźnie. W wolnym umyśle pojawiają się "znikąd" właściwe myśli i decyzje. Rozmowy - też nie ma znaczenia, "kto" mówi.
Dla ciebie może nie ma znaczenia, a dla mnie ma, i to duże.
Dlatego ofiaruj Mi cały ten proces i pozwól, abym to Ja zrobił i powiedział to, co powinno być powiedziane, daj mi to przeprowadzić na Mój sposób. Nie dbaj, co pomyślą, powiedzą bądź uczynią inni oraz jaki będzie skutek Mych słów. Jeśli nie jesteś spętany kajdanami konwenansu, to działasz naturalnie, "z siebie", i to jestem Ja, który działa przez ciebie, tylko cały czas trzymam się w cieniu. Ofiaruj mi i ofiarowuj każdą czynność, myśl, słowo, czyn, daj Mi możliwość współuczestnictwa. Daj Mi drogę, usuwając to, co stanowi ciebie, twe nawyki, po prostu odsuń to i pozwól działać Mnie. Jeśli nie wiesz, jak to uczynić, proś, abym cię nauczył. Zrobię to na pewno.
Przepraszam za chwilową zmianę tematu. Chcesz, abym Cię prosił. W porządku, jest to tak miłe, że chętnie to robię, ale Ty przecież wiesz, co mi potrzeba.
Tak, ale ty nie wiesz. Mówię ci, o co prosić, możesz oczywiście żądać, ale żądania to nie droga miłości. Mówię ci, co jest warte prośby. Idzie mi o twoje zrozumienie i świadomy wybór, a potem podjęcie tego, co zacznie się pojawiać, i pójście za tym. To rozpocznie nasze współdziałanie. Jasne?
Z dwojga - twojej, opartej na " ja", i Mojej - wybieraj zawsze wyższą drogę, czyli Moją, naucz się tego pośród codzienności. Wrócimy do tego tematu, nie można wejść na tę drogę i pozostać "sobą". Trzeba się zmienić, choć czasem te zmiany są ci z jakichś powodów nie w smak. Pamiętaj - to nie Ja przychodzę do ciebie, ale ty zamieniasz się we Mnie.
Mam takie pytanie. Mówisz ostatnio o opanowaniu osobowości. Powróciłem ostatnio do ćwiczeń z pokłonami i czuję, że są na ten moment bardzo dobre. Czy opanowanie osobowości, jej poskromienie, jest najważniejsze w życiu?
Nie, skądże, najważniejsza jest nauka miłości. Praca z osobowością pozwala nam ujawniać i stopniowo pojmować nowe aspekty miłości, wcielać je w siebie i w życie. To jest proces stawania się miłością, żywym przejawem Boskości. Ani opanowanie (w domyśle tłumienie), ani poskromienie (spętanie), tylko przeistoczenie. Zmiana istoty - z ośrodka ja osobowego na Ja Boskie.
Nie należy więc jej niszczyć, nękać, niewolić.
Tu poruszyłeś kilka spraw. Niszczyć ani nękać - nie. Niewolić - czasem tak, stawiając hamulec wybujałym pragnieniom, arogancji, żądzy, gniewowi, ambicji, złości etc. To jak z wierzchowcem, nie należy go ani niszczyć, ani nękać, ani potępiać. Czasem trzeba ściągnąć cugle, ale tylko wtedy, gdy jest to potrzebne. Nie można przecież jechać galopem na krótkich cuglach. A właśnie chodzi o to, by jechać, cieszyć się i bawić tym.
Rozumiem, ale jak poznać, kiedy "ściągnąć cugle"?
A co z innymi, np. czytelnikami.
Ty masz swój proces, a oni swój. Jak pójdą dalej i zechcą Mnie słuchać, to też dostąpią prawd, które objawiam tobie. Nie jesteś kimś niezwykłym. Rozmowa jest regułą, a nie wyjątkiem. Poza tym w tych sprawach, szczególnie w zachodniej kulturze, narosło tak wiele bzdur, że dobrze powiedzieć, o co naprawdę chodzi.
To nieprawda, że trzeba przeżyć życie w cierpieniu, by miało jakąś wartość. To bzdura, że należy zadawać sobie cierpienie, poniżać się i umartwiać, aby zbliżyć się do Boga. Kult cierpienia jest wielkim błędem. Wielu ludzi nienawidzi siebie i chętnie się z różnych powodów karze. Kara jest głupotą, o ile nie daje nauki i kroku naprzód. Jest takim błędem, za który później trzeba zapłacić. Nie należy więc się karać! Nie martwić się odejściem od Boga, raczej cieszyć się z powrotu! Hamulec - czasem tak, bo samochód wpadnie do rowu, ale stałe trzymanie hamulca jest bezsensem, podobnie jak biczowanie bagażnika. Potem musisz zapłacić za nowy lakier! Należy szanować boski dar, jakim jest ciało, i cieszyć się nim. Jest właśnie po to!
Radość, miłość, szczęście, dobro - to czworo dzieci tego samego Ojca.
Następnego dnia zaraz wprowadziłem w życie to, co mi przekazałeś. Wybrałem się do miasta, ale nie tam, gdzie chcę, ale gdzie Ty wskażesz. W ostateczności wybiorę się na piękny spacer - pomyślałem. Mimo iż jest zima, to świeci słońce i jest bardzo przyjemnie. Wyszedłem z domu i poczułem, żeby wpaść w jedno miejsce. W porządku. Nie śpiesząc się i nucąc bhajany, oddałem się radości spaceru. Na miejscu, w sklepie, nie wiążąc się z niczym, tylko wciąż trwając przy Tobie, znalazłem ciepłą koszulę w sam raz na mnie. Długo takiej szukałem, a teraz mam - bez szukania. Wychodzę ze sklepu i czuję, żeby pojechać jeszcze dalej. Zacząłem krążyć po mieście, stosując się do Twego subtelnego kierownictwa. Zaprosiłeś mnie do cukierni. Było cudownie. Już miałem wracać, kiedy przyszła nagła myśl - wstąpić do księgarni. Niespecjalnie chciałem, ale myślę: "co mi zależy". I oto na stoisku muzycznym, na które zwykle nie zaglądam, znalazłem kasetę z mantrami Sri Shankary min, "Sivo - ham", którą słuchałem przed laty i od tego czasu poszukiwałem. Jakby na dodatek była przeceniona na 30 % wartości! Dziękuję Ci, Baba, za te fajne prezenty oraz za to, że tak wyraźnie pokazałeś mi, jak mówisz do mnie, kiedy jestem wśród ludzi. Zapamiętam to i wyciągnę odpowiednie wnioski na przyszłość. Nauka u Ciebie jest jednym pasmem radości i nigdy się nie nudzi. Kaseta daje mi wiele radości, zawiera pięć długich mantr pięknie śpiewanych w sanskrycie i tłumaczonych na angielski. Dziękuję, unosi mnie ku Tobie, mój drogi Boski Guru.
Przypomniałem sobie dziś, jak uczyłeś mnie zaufania do Ciebie.
Pamiętam, jak znaleźliśmy na strychu stary żyrandol, chyba z lat trzydziestych. Postanowiliśmy go albo wyrzucić, albo sprzedać. Zaniosłem go do garażu, rozebrałem na części i oczyściłem. To była taka mosiężna kula wisząca na cienkiej rurce. Rurka była okręcona sznurkiem, zdjąłem go i uprałem. Kiedy wysechł, prawie się rozpadał. Pamiętam, jak okręcałem go wokół tej rurki z powrotem i prawie kłóciłem się z Tobą, że lepiej całość od razu wyrzucić, szkoda nieść do sklepu. Trochę było mi wstyd wystawiać gdziekolwiek taki potworny rupieć. Wreszcie za dwudziestym razem, kiedy wciąż powtarzałeś, żebym zrobił, jak mówisz, skapitulowałem i zakończyłem sprawę. Przyjechał znajomy, zawiózł do eleganckiego salonu ze starymi meblami i żyrandol w trzy dni został sprzedany. Było mi wtedy tak strasznie wstyd, że kłóciłem się z Tobą.
A pamiętasz historię z biletami?
A tak. Śpieszyłem się na tramwaj, stałem na przystanku i nagle dotarło do mnie, że nie mam biletu. Żeby go kupić, musiałbym przejść przejściem podziemnym, a z daleka widziałem, że już jakiś tramwaj się zbliża. Miałem dylemat.
Powiedziałem ci wtedy, żebyś Mi zaufał.
Tak, i to jeszcze pogorszyło sprawę. Zacząłem się denerwować. Nerwowo po raz kolejny przeszukałem portfel i na swoje szczęście znalazłem gdzieś zapomniany bilet. Zajechał prawie pusty tramwaj. Tuż przede mną otworzyły się drzwi, wsiadłem i usiadłem na miejscu na wprost. Spojrzałem i zamurowało mnie. Tuż obok, na ramie okna leżały dwa bilety. Zrobiło mi się gorąco i przez pół godziny jazdy nie mogłem z siebie słowa wykrztusić.
A opowiedz jeszcze historię z siedemnastką.
A tak. Wyszedłem od kobiety, która przepisywała mi pracę doktorską. Jeszcze pamiętam, to były czasy, gdy odpowiadałeś na moje pytania często w niezwykły sposób. Szedłem i rozmyślałem o moim miejscu w życiu, o rozstaniu z grupą duchową, skąd właśnie odszedłem. Zastanawiałem się, o co w tym wszystkim chodzi i jaką drogą pójść. Rozstałem się z przyjaciółmi i doskwierała mi pustka. Ale postąpiłem w zgodzie ze sobą i z wartościami, w które głęboko wierzyłem, a oni chcieli je naruszyć. Szedłem i nagle zauważyłem, że od dłuższego czasu przewija mi się przez myśl natrętna melodia. Wciąż i wciąż powraca. Zaraz, zaraz, jaki to był tytuł? I nagle przypomniałem sobie. "Stawka większa niż życie". I już wiedziałem, że jest to Twoja odpowiedź. Stawką w tym, co przeżywałem, było coś znacznie większego niż pojedyncze życie. Stawką była Twoja miłość.
Ciepły i piękny wieczór powoli przechodził w ciszę nocy. Było już dobrze po dziesiątej, jak doszedłem na przystanek, ale zamiast zatrzymać się, poszedłem 100 metrów dalej, nad rzekę. Było cudownie, ciepło, nad wodą unosił się odurzający, cudowny zapach kwiatów. Stałem tak i patrzyłem na przepływającą wodę. Gdzieś bardzo daleko, jak to w mieście nocą, zabrzęczał na szynach tramwaj. Z przystanku, przy którym byłem, odchodziły linie w dwóch kierunkach, w moją stronę jeździły bardzo rzadko. Nagle poczułem wyraźny impuls, żeby już iść na przystanek. Zignorowałem go, było tak cudownie. Tramwaj zbliżał się, ale pomyślałem, że prawdopodobieństwo, że jest to mój, jest nikłe, tym bardziej że jak sprawdziłem, według rozkładu następny w moją stronę, nocny, powinien przyjechać za ponad godzinę. Nagle poczułem wyraźnie drugi impuls "idź na przystanek" i już teraz pomyślałem, że ignorować go ponownie byłoby głupotą. Poszedłem. Minęło trochę czasu, zanim zza oślepiającego, przedniego światła dostrzegłem numer. To była siedemnastka. Poza rozkładem. Wsiadłem do wozu i usłyszałem, jak mówisz coś takiego: "Ja zawsze czuwam i wskazuję to, co jest dla ciebie najlepsze. Nigdy cię nie opuściłem i nie opuszczę. Zawsze jestem gotowy do służenia i pomocy". Znów mnie zatkało. Chodziłem i myślałem o tym przez tydzień, i jeszcze opowiadałem znajomym.
To było Moje przesłanie. I co, sprawdziło się?
Z perspektywy lat muszę stanowczo powiedzieć, że jestem żywym dowodem na Twoją obecność i oddziaływanie. Kiedyś chętnie o tym napiszę szerzej, o biznesie, prowadzeniu firmy, przejmowaniu konkurencji i wielu sprawach, w których wyraźnie widziałem kierowany Twoją dłonią bieg wypadków.
Dobrze, to będzie z pewnością interesujące. A teraz jeszcze opowiedz o twojej rozmowie z Markiem. Rozmawialiście o zaufaniu do Mnie.
Tym razem to był wyjątkowo zimny, zimowy dzień, poniżej dwudziestu stopni Celsjusza. Autobus, którym jechałem, tak niemiłosiernie skrzypiał, że myślałem, że się zaraz rozpadnie. Potem siedzieliśmy i rozmawialiśmy o Sathya Sai Babie. Marek wrócił jakiś czas temu z Indii i mówił o swoich doświadczeniach. Był dla mnie żywym dowodem olbrzymiej siły duchowej Sathya Sai. Chłopak z profesorskiej rodziny fizyków w drugim pokoleniu, po dwóch tygodniach wrócił tak pozytywnie odmieniony i otwarty na sprawy duchowe, że już wtedy wiedziałam, że Sai jest potężnym Mistrzem duchowym. Tylko taki Ktoś mógł dokonać gruntownej przemiany w tak śmiesznie krótkim czasie. Rozmawialiśmy chyba ponad dwie godziny. Nagle on powiedział coś, co uderzyło we mnie z siłą pioruna. To zdanie zapamiętam na zawsze. Brzmiało ono: "Mam całkowite zaufanie do mojego Guru, Sathya Sai". Nie sposób opisać, jakie wrażenie wywarła na mnie ta wypowiedź. Nagle dotarło do mnie, że ja, który tyle lat uczyłem ludzi kontaktu z wnętrzem i któremu wydaje się, że tyle wie, nie posiadam tej prostej, najprostszej i najcenniejszej cechy - zaufania do Boga. Pożegnałem się jak najszybciej i w rozpiętej kurtce, i bez czapki poszedłem piechotą do domu. Trwało to ponad godzinę, ale wcale nie czułem mrozu i w ogóle się nie rozchorowałem. Wtedy w jednym błysku dotarło do mnie, ze stawiałem na niewłaściwe rzeczy. Brakowało mi podstaw, zaufania do Ciebie. Odtąd zacząłem prosić Cię o nie i zaczęło pojawiać się coraz częściej. Czy moja opowieść Cię nudzi? Nic nie mówisz.
Słucham. Wielu rzeczy już nie pamiętasz, kiedyś one jeszcze wrócą i część z nich zapiszesz. Chcę, żebyś opisywał te wydarzenia, bo one dają świadectwo temu, że Mnie znalazłeś i jak to wyglądało. Mogą zatem służyć ludziom jako przykłady tego, co może się dziać z nimi. Prawdy zawsze można doświadczyć, pamiętajcie o tym. Zawsze można ją sprawdzić. Chcesz dowodu? Poproś, a dostaniesz. Ja nie odmawiam szczerze poszukującym. Teraz to już nie odmawiam nikomu. Takie czasy.
Tak, wydarzenia z mojego życia są dla mnie jaskrawym dowodem Twojego oddziaływania i obecności. Przez lata wiele się działo i uczestniczyliśmy w tym razem z szerokim gronem znajomych. Teraz nikt mi nie wmówi, że Bóg nie istnieje albo że nie dba o nas. Moje życie jest tego stałym, a od kilkunastu lat świadomym dowodem. Dziękuję Ci bardzo za to wszystko, co dla mnie zrobiłeś przez te lata. I za to, że teraz konsekwentnie odwracasz moją uwagę od świata i kierujesz ku Tobie. Dziwne są Twoje ścieżki, którymi mnie prowadzisz. Ale już się nie zastanawiam nad tym, po prostu idę. I jest cudownie, a czasem po prostu bosko.
Zaufanie jest podstawową cechą człowieka myślącego poważnie o sprawach duchowych i drodze do Boga. Zaufanie do Boskiej mądrości i miłości zarazem, która wie i czego wam naprawdę potrzeba, i jak wam to dać. Przemyślcie to sobie dobrze i często do tego wracajcie. W tym, co się dzieje, nie ma pomyłki, żadne, nawet najmniejsze wydarzenie nie jest przypadkiem. Wszystko jest intencjonalne i czemuś służy.
Życie to jest Twoja szkoła.
Tak jest. A tematem lekcji jest miłość.
Budzę się po kilku zaledwie godzinach snu, świeży i wypoczęty. Spoglądam wokół wewnętrznym wzrokiem, szukam Ciebie. Jesteś. Napływa Twoja cudowna miłość, wraz z nią uniesienie, szczęście. Chciałbym, Baba, żeby ten, który czyta me słowa, mógł zakosztować Ciebie. Wiem, że uczucia, a szczególnie takie nie powierzchowne, a najgłębsze, te, które przenikają człowieka na wskroś i sprawiają, że głęboko jednoczysz się z Bogiem, są nieprzekazywalne, ale przecież są pokazywalne! Dla Ciebie, mój drogi, ukochany Mistrzu, nie ma rzeczy niemożliwych, więc proszę Cię o to, że jeśli czytelnik poprosi, zwróci się do Ciebie, spraw, aby był gotów, a potem choć na mgnienie oka spraw, by ujrzał Ciebie, Twoją skromność, doznał Twej niewysłowionej słodyczy, ekstazy, szczęścia, którym jesteś. Proszę Cię, moja miłość prosi Cię o to.
Zobaczymy, co da się zrobić. Prosisz Mnie o wiele, o bardzo wiele, ale nie powiem, żeby ta prośba była niemiła memu sercu. Zmuszasz Mnie jednak, abym podnosił olbrzymie ciężary, często u ludzi, którzy nie chcą tego, chcą dalej żyć w błędzie.
Baba, cóż mogę Ci powiedzieć. Myśl, że mogę Cię obciążyć czymś niewłaściwym i na dodatek niepotrzebnym, sprawia mi przykrość, więc chętnie wycofam się, ofiarowując tę prośbę Tobie, a jej spełnienie do Twego uznania. Czy tak może być?
Może. Wielu ludziom to, czego dotykasz, jest naprawdę niepotrzebne, szukają taniej rozrywki, a wiesz, że Ja nią nie jestem. Dla serc Mi oddanych zrobię wszystko, lecz nie będę rozdawał samego siebie na targowisku tego świata.
Twoje odpowiedzi są tak doskonałe, ujmują samą istotę zagadnienia. Wiem, iż na nic Cię nie naraziłem. Jesteś szczęśliwy jak zwykle, lecz tym niemniej przepraszam, że mogłeś z mojego powodu przeżyć coś niemiłego.
Ujmij to inaczej. Że mogłem skutkiem tej prośby znaleźć się w niemiłym położeniu.
Tak, dobrze, że to powiedziałeś. Czy rzeczywiście taka sytuacja byłaby dla Ciebie niemiła?
Nie, skądże. Ja jestem w stanie poświęcić się dla każdego i w każdej sytuacji. Problem tkwi w czym innym. Wielu ludzi nie dorosło jeszcze nawet do choćby chwilowego objęcia sobą prawdy duchowej, o którą prosisz. Wielki prąd miłości mógłby przynieść im szkodę, naprawdę. Poza tym nie wiesz, jakie umysły sięgną po treści tutaj zawarte. Wielu nie wierzy w Boga i moje ujawnienie się byłoby wielkim szokiem, dla niektórych zbyt wielkim. Ty pracowałeś ze Mną kilka lat, a wcześniej było kilkanaście lat przygotowań. To sprawiło, że dziś jesteśmy tutaj, teraz, w słodkim zjednoczeniu i we wzajemnej miłości rozpoczynamy kolejny, piękny dzień. Inni - jeszcze ścigają miraże i jeszcze długo będą to robić, ale nie ma w tym błędu. Kilkoro jest już gotowych i dla nich spełnię twoją prośbę.
Dziękuję Ci, drogi Baba, Twe słowa przynoszą mi wielką radość. Nie chcę dbać o jakichś innych ludzi, nawracać, nauczać, pouczać czy pokazywać. To nie dla mnie. Proszę Cię, aby sprawy tego świata pozostały dla mnie nieodwołalnie zamknięte i nigdy nie przesłoniły jedynej wartości, Ciebie, mój ukochany przyjacielu, Twojej miłości, bliskości i wszelkiego dobra, które wciąż, wciąż, niewyczerpanie płynie od Ciebie.
Tak, ale odbiegłem od tematu. Od chwili przebudzenia mówisz, że powinniśmy porozmawiać o pieniądzach.
Pieniądz rządzi światem - to pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy.
To prawda. Rządzi nim, a powinien mu służyć. Po to został stworzony, by ułatwiać życie. Tymczasem ludzie traktują go tak, że im to życie utrudnia.
Przez to, że staje się celem samym w sobie?
Celem, który przesłania wszystko inne, instrumentem zaspokajania wciąż nowych pragnień i zachcianek, także narzędziem dominacji i władzy. To nie jest dobre, nie służy ludziom.
Szukamy szczęścia i pragniemy, by ktoś nas pokochał.
Tak, pieniądz daje iluzję szczęścia, jego namiastkę w postaci zadowolenia z posiadania, władzy, swobody działania, bycia "kimś", czasem pozór bycia kochanym i potrzebnym.
Jest takie powiedzenie, że pieniądze szczęścia nie dają, ale pozwalają się bez niego obejść.
Że ten, kto wymyślił to powiedzenie, nie wiedział, czym jest szczęście. Kiedy raz się go zakosztuje... A powracając do Twojej poprzedniej wypowiedzi na temat szczęścia, nie mam wrażenia, byś kogokolwiek za to potępiał.
Dobre odczucie, potępianie czy odrzucanie kogokolwiek z jakiegokolwiek powodu nie leży w Mojej naturze. Jestem miłością, nie jakąś jej uwarunkowaną namiastką. Kocham i błogosławię także i tym, którzy gonią za mirażami na pustyni. To też jest pewien etap drogi ku wartościom prawdziwym: trwałemu szczęściu, niekończącej się radości, ekstazie życia. Błogosławię im i jestem z nimi. Kiedyś moje drogie dzieci zrozumieją, że nie przez portfel wiedzie droga wybawienia. Wtedy wskażę im tę właściwą, zupełnie darmową, co więcej, pokażę, że wszystko, czego potrzebowali i naprawdę poszukiwali, zawsze było tuż tuż, w zasięgu ręki. Jestem miłością i kiedyś każdy z was znajdzie Mnie i pójdzie za Mną wprost w Światło.
Powiedz, proszę, czym według Ciebie są pieniądze?
Narzędziem szczęścia i radości.
Przepraszam Cię, Baba, za to, co powiem, ale przypadła mi tutaj rola "advocatus diaboli", więc muszę się wykazać. Dla sporej liczby mieszkańców tej cudownej planety są środkiem przeżycia, czymś, za co kupią dziś, jutro chleb, ryż, i przeżyją dzięki temu kolejny dzień.
To prawda, ale czy będąc biednym, nie możesz być szczęśliwy? Widziałeś Indie, uśmiechniętych żebraków na ulicach, kaleki bez nóg. Oni cieszą się życiem i pośród swego jakże ciężkiego losu wiedzą, że pieniądze nie są problemem i że jest ktoś, kto o nich dba. To nie są żarty, co mówię. Czy myślisz, że biedni nie mają do Mnie dostępu? O, powiem ci, że myślą o Mnie znacznie częściej niż ludzie zadowoleni ze swego losu i żyjący w dostatku. Jestem im bardziej potrzebny.
Baba, ale to nie jest jeden z powodów, dla którego jest tak wiele nędzy na świecie? Przepraszam Cię gorąco, jeśli moje pytanie jest zbyt obcesowe.
Nic nie szkodzi. Nie, to nie jest powód nędzy. Ona jest skutkiem wcześniejszych działań, zresztą i samo pojęcie biedy też jest względne.
Dostaję wypłatę czy jakieś dodatkowe pieniądze i zaraz ofiarowuję je Tobie. Natychmiast przychodzi radość. Pojawiasz się. Ostatnio, tak, to był szok, do tej pory myślałem, że pieniądze są złem, a kiedy wziąłem pensję, poczułem płynące od nich gorąco, Twoje gorąco i radość.
Tak, one nie są środkiem przeżycia czy realizacji marzeń, są boskim darem dla tego świata, on jednak użytkuje je niewłaściwie.
Kluczem do zrozumienia tego jest egoizm.
Tak, egoizm i gromadzenie ponad potrzeby. Nie znacie umiaru, macie wystarczająco dużo środków do dobrego życia, ale wciąż chcecie więcej. Nowego samochodu co rok, kupy niepotrzebnych ubrań, przedmiotów. Luksus nie jest złem, bynajmniej, ale kiedy staje się celem samym w sobie, jesteś jego niewolnikiem i musisz nań zarabiać, zamiast cieszyć się tym, co już masz. Jedne społeczności żyją w luksusie, inne klepią biedę. Silni wykorzystują i oszukują słabych, narzucają im swoje prawa i jeszcze nazywają to jedynie słusznym stylem życia. To nie jest dobre.
Czyli działalność charytatywna jest dobra.
Ogólnie tak, np. oddajesz ubrania, w których już nie chodzisz, i sprawiasz komuś radość. To jest dobre. Ale jeszcze lepsze jest stworzenie warunków, aby ten ktoś był w stanie zapracować na siebie i zaspokojenie swych potrzeb. To bardzo ważny punkt, przestaje być wtedy zależny od ciebie i staje się samodzielny. Niekończące się dawanie to jedno, ale stokroć lepsze jest stwarzanie warunków, aby mogli pomóc sami sobie i nie musieli już wisieć u czyjejś klamki.
Baba, znów takie pytanie - pułapka, coś jak podstawienie nogi, ale cóż, samo tak formułuje się w umyśle. Co byś powiedział człowiekowi, który chce mieć dużo pieniędzy?
Żeby się nauczył kochać Boga, bo w Nim znajdzie to, czego szuka.
Myśląc, że dadzą mu to pieniądze.
Tak, a jeśli ma aspiracje duchowe - niech patrzy na nie jako na prezent od Boga, służący jego radości, utrzymaniu i życiu.
Wiesz, mógłbym tak bez końca rozmawiać z tobą, ale masz jeszcze inne rzeczy do zrobienia. Kończę więc na teraz i już wyglądam chwili, kiedy ponownie zasiądziesz do pisania.
Dziękuję Ci, Baba, za twe cudowne wyjaśnienia. Wielu rzeczy nie rozumiałem aż do dzisiaj, teraz moje życie zmieni się na lepsze. To dla mnie wielka radość, będziesz bliżej, coraz bliżej... No już kończę, jeszcze tylko to jedno; ofiarowuję tę pracę Tobie, mój Boski Guru.
Gonisz mnie do pisania, mój drogi Guru, a ja wolałbym jeszcze pozostać w tej słodkiej unii z Tobą, kosztować Twej żywej, niepojętej dobroci. Zawsze myślałem, że dobroć jest cechą charakteru, która czasem się przejawia. Ty pokazałeś mi, że jest energią emanującą z Ciebie, czymś tak konkretnym i dotykalnym, a tak cudownym. Kiedy piszę, muszę skupić umysł na Twoich słowach i przelewaniu ich na papier, na tym, by trzymać się linii i nie bazgrać za bardzo. To powoduje, że na chwilę muszę oderwać się od Ciebie, Twego żaru miłości.
Pisz. To, co zapisujesz, przyda się i tobie, i innym. Przyda się również i Mnie, więc się nie ociągaj. Nie robię ci wymówek, to zupełnie nie w moim stylu. Te nasze rozmowy zainspirują nową radość, szczęście i wolność od błędów, które pojawią się w twoim życiu. Pisz, pisanie też jest błogosławieństwem, zaufaj mi.
Jestem do Twojej dyspozycji, Baba. Z każdym dniem, niemal każdą godziną, przekonuję się, że prawdą jest to, co słyszałem w Indiach w ashramie i co mam nagrane na video:
"And its sweeter and sweeter As the days go by Oh what a love Between a Lord and I!"
"Jest słodka i wciąż słodsza Jak dni przemijają O cóż za miłość Między Ojcem a mną!"
Dobrze, dobrze, powracamy do tematu pieniędzy. Jeszcze trochę zostało do przekazania.
Tradycyjnie - zarabiamy, aby żyć.
Żyjemy, by się cieszyć, śmiać, kochać i być szczęśliwymi, dlatego pieniądz powinien służyć radości i szczęściu. Właściwie to służy, tylko ludzie nie potrafią tego dostrzec. Spójrz, ile pracy wymagało powołanie tego wszystkiego do zaistnienia. Kosmosu, planet, gór, rzek, lasów, zwierząt, roślin - olbrzymie przedsięwzięcie. A wy narzekacie, że jest brzydka pogoda.
Widzę, że w subtelny sposób komentujesz moje myśli o padającym deszczu.
Deszcz jest potrzebny ziemi, roślinom i żyjącym tam zwierzętom. Ale nawet nie o to chodzi. Idzie o to, że jest darem dla ziemi i istot ją zamieszkujących. Zasila ją i daje możliwość wzrostu i rozwoju licznym stworzeniom. Twoje ciało składa się też głównie z wody. Człowiek to woda plus dodatki. Tam, gdzie jest sucho, ludzie bardzo cenią deszcz i chmury.
Tak, za ostatniego pobytu w Indiach taka pogoda była dla mnie błogosławieństwem. Bardzo Ci dziękuję, miesiąc bez słońca w lecie to wielka rzadkość.
O, widzisz, już zaczynasz myśleć. Deszcz to dar radości dla życia na Ziemi. Przyzwyczailiście się nie zwracać uwagi i nie cenić tego, co jest. Chęć posiadania więcej oraz stresy i frustracje, które wywołuje, zaciemniają widzenie i radość z tego, co już masz. Dlatego powtarzam po raz kolejny:
Ciesz się z tego, co masz, bo możesz nie mieć nawet i tego.
Gdyby domy, ziemia, rośliny, drzewa, ptaki nagle znikły, to co? Wisiałbyś w przestrzeni i nawet nie miałbyś się na czym oprzeć. Nie cieszyłby cię śpiew ptaków, bo nie byłoby drzew, na których mieszkają. To, co widzisz wokół, nawet rzeczy i wydarzenia z pozoru błahe i nic nie znaczące, są Moim boskim darem dla was. Wasze skłonności, talenty, wykształcenie, inteligencja, siła fizyczna, zdrowie...
Tak jak w wierszu: "Szlachetne zdrowie Nikt się nie dowie Jako smakujesz Aż się zepsujesz."
Ciesz się, że jesteś zdrowy, masz co jeść i dach nad głową. W telewizji puszczą czasem jakiś ciekawy film, dobrą operę lub koncert muzyki klasycznej.
O tak, walce Straussa, marsz Radetzkiego, pierwszy raz widziałem, jak podczas koncertu noworocznego wiedeńscy filharmonicy cieszyli się, że grają. Szło im tak lekko, na luzie, może dlatego, że dyrygował Meta, który pochodzi z Indii. Ta muzyka unosi.
Unosi, po to przecież jest. Człowiek żyje pośród boskich darów, ociera się i potyka o nie, zjada je i wydala, wdycha, je, pije i zwraca...
Gdy pomiesza zbyt wiele gatunków alkoholu.
Ale wy nie umiecie go używać.
Też. Może dawać radość, dobry nastrój, odprężenie, czasem na krótko pomóc przetrwać trudne chwile.
Nie jesteś przeciwnikiem picia alkoholu?
Nie, chociaż wam powinienem powiedzieć: "im mniej, tym lepiej", nie znacie umiaru.
Przyznam, że rzadko pijałem alkohol, butelkę wina przez dwa miesiące, a i to dla smaku. Nie lubię być oszołomiony, nawet trochę.
Czasem i to jest potrzebne i dobre.
Wszystko jest darem miłości i jej służy.
Podobnie praca jest boskim darem dla człowieka, tak samo i pieniądze, które się zarabia.
Zwykle myślimy, że to my wykonujemy pracę, więc i forsa jest naszą własnością.
A kto zbudował tę ziemię? Nie byłoby nawet działek pod budowę!
[Śmiech] Kocham Twoje żarty.
Praca, jak i zarobek jest darem boskim, jedno i drugie winny służyć radości i szczęściu. Temu służy cały wszechświat, to uzasadnia jego istnienie.
No wiesz! W pięć minut podasz mi sto rzeczy, które chciałbyś kupić. Powinieneś zapytać nie na co, ale jak je wydawać.
Najpierw to, co dostałeś, ofiaruj kochającemu Ojcu i Jego miłości.
Potem poproś, by zainspirował cię, kiedy i na co je wydać. Każdy zakup traktuj jako dar od Niego. Jeśli dasz coś komuś, pieniądze, ubranie, żywność, cokolwiek, traktuj to jako dar szczęścia od miłości, która mieszka w sercu, dla miłości, która żyje w drugiej istocie, zwierzęciu. Dawaj z miłością, przyjmuj z wdzięcznością i miłością. Takie postępowanie wyzwala, pozwalając rzeczom zająć właściwe miejsce w harmonii tego, co jest. To, co jest, jest doskonałe, chociaż większość sądzi, że nie jest dobre (dla nich). Kiedy ujrzą, pojmą tę doskonałość i nauczą się, jak z nią żyć, wtedy to, co jest, stanie się również dobre. Wszechświat jest jak rower. Błędne myślenie to wkładanie kija w szprychy doskonałej konstrukcji, dlatego większość leży potłuczona, zamiast cieszyć się jazdą. Na szczęście zawsze jestem tuż obok z apteczką.
Widziałem w księgarni książeczkę "Mantry pieniężne".
Chcesz, to podam ci jedną, najlepszą.
Om Namah Shivaja? Składam z oddaniem pokłon Bogu przejawionemu jako Shiva? Co to ma, za przeproszeniem, wspólnego z forsą?
A ma. Najpierw trzeba postawić życie na nogach, a nie na głowie, zwrócić się ku Światłu i znaleźć Boga w życiu. Reszta, w tym pieniądze, jako element większej całości, większej radości, większej harmonii, też się znajdą. Jestem i wiem, czego wam potrzeba, przecież dbam o was od tysięcy, dziesiątków tysięcy lat. Kieruję kometami i innymi ciałami niebieskimi, by żadne z nich nie rąbnęło w tę ziemię i nie narobiło wam szkód. Pieniądze nie są problemem, jedyny problem to błędne myślenie, które przesłania naturalną, obecną wszędzie miłość, dobroć, radość, szczęście. Ucz się i stawiaj swe życie na nogach, a nie na głowie, to jest najważniejsze.
Część druga - Rozmowy (fragment 8)
Zmieniać świat czy zmieniać siebie?
Baba, proszę Cię, powiedz, jak to ma się do boskiej władzy stwórczej, którą każdy człowiek jest obdarzony.
Mechanizm wszechświata jest doskonały, zawiera w sobie również prawa strzegące rozwoju każdej jednostki. Masz władzę stwórczą i przez to tworzysz skutki, np. pragniesz rządzić i kiedyś to się spełnia. Jednak zagubienie, które ona powoduje, sprawia, że swą działalnością przynosisz cierpienia innym, zmuszasz ich, by płacili podatki ponad miarę, wyznawali twoją religię lub uważali cię za Boga. W kolejnych wcieleniach musisz zebrać skutki, te dalekosiężne, wynikające z naruszenia praw.
Do pewnego stopnia, bo poznajesz i uczysz się, problem zaczyna się, gdy przekraczasz granicę i np. odbierasz innym możliwość rozwoju, zmuszasz do czegoś, co im nie służy. Sama władza jako taka nie jest złem, bo w ogóle nie ma rzeczy złych, możesz jedynie zrobić z niej zły użytek i w konsekwencji zebrać niemiłe dla ciebie żniwo. Ale gdy wyciągniesz odpowiedni wniosek, owo "zło" staje się dobrem wyższego rzędu, zrozumieniem, wtedy idziesz dalej, bogatszy.
Żyjąc, poznaję zewnętrznie Twoje aspekty tylko w zmniejszonym wydaniu, rozpisane na nasz mały teatr.
Tak jest. Przechodząc przez doświadczenia kolejnych wcieleń, poznajesz różne aspekty Boskości.
Masz tu na myśli człowieka jako całość - duszę, ciało i ducha.
Tak, dopiero na tym poziomie można mówić o wszechświecie jako o wielkiej uczelni. Uczysz się wyrażać miłość, co więcej, uczysz się i doświadczasz, jak nią być. Ni mniej, ni więcej - jak być Bogiem.
Najpierw w działaniu, potem w bycie. Czy jest jeszcze coś więcej?
Pytasz, jakbyś nie wiedział. Miłość, prawdziwie wieczny boski Byt, w swym uroku, ekstazie nie ma końca... Nie opisze Go żadne słowo.
Gdybyś wziął najwyższe drzewo Uczynił zeń pióro A ocean byłby ci kałamarzem I gdybyś pisał przez milion lat Nie oddasz ni maleńkiej cząstki Boskiej Chwały.
Przemyśl to i nie pytaj Mnie więcej, czy jest coś dalej i czy już Mnie poznałeś w całości. Naprawdę jestem nieskończony i nie wyczerpię się nigdy... Wszystkie kamienie, rośliny, zwierzęta śpiewają swą pieśń, rozpisaną na chór głosów pieśń miłości Stwórcy do stworzenia i stworzenia ku Stwórcy. Jeśli umiesz powierzyć Bogu swe serce, by je uniósł i sprawił, byś słyszał, co niesie wiatr ponad dalekimi dolinami, ujrzysz prawdy o Jedności przejawionej przez Wielość, usłyszysz subtelne, ciche, lecz przejmujące do głębi tony niebiańskiej symfonii, która rodzi się w sercach miłujących... Co słyszysz?
Widzę wielką przestrzeń, a w niej miliardy maleńkich, żywych płomyków. Każdy z nich brzmi swą odrębną melodią, a razem składają się na przepiękny poemat duszy. Mówi on o rozkoszy życia, ekstazie miłości, radości spoglądania w twarz kogoś tak kochającego, czułego i dobrego jak... Ty.
Kochają Cię za Twą miłość, widząc w Tobie Ojca, Nauczyciela, Kogoś dla nich, dla nas najdroższego. O słodki Mistrzu, nie mogę już znieść gorąca Twej miłości, jestem jeszcze zbyt słaby.
Widzę ludzkie dusze, tych ludzi w zaświatach, jak przygotowują się do ponownego wejścia w ludzkie ciała. Rozmawiają ze swymi Mistrzami, śmieją się i żartują. Przenika ich niezwykły dreszcz przed cudowną podróżą, którą zaraz zaczną. Są jak artyści, którzy za chwilę przebiorą się i staną za kulisami, by wyjść na scenę i odegrać rolę w sztuce o cudownej treści. Oni to widzą, oni to dobrze wiedzą.
Ziemia jest jakby teatrem, ale aby zagrać w nim dobrze, muszą o tym zapomnieć, bo inaczej nie graliby prawdziwie. Wiedzą, że jednak kiedyś znów się obudzą i pojmą na nowo ukryty sens i treść sztuki - miłość. Będzie to wtedy, gdy znów zejdą ze sceny i zrzucą kostium, przejdą przez krótki korytarz śmierci, i znów spojrzą w Twoje, jakże drogie naszym sercom Oblicze, nasz ukochany Ojcze, miłujący bez granic, gorąco, zawsze, wiecznie.
Kiedyś w przyszłości przyjdzie dzień, że zagrają na scenie świata sztukę o świadomości Ciebie i Twej miłości, wiem o tym, lecz ta księga jest jeszcze dla mnie i dla nich zamknięta. Muszą jeszcze przejść kilka dogrywek, niektórzy bisów, by przejść do innych teatrów wydarzeń wznioślejszych i bliższych Tobie - tam gra się świadomie, wyrażając całym sobą Twój Byt - miłość, radość, szczęście. O kochające Światło, spoglądać na Ciebie za życia w ciele jest ogromną łaską. Dziękuję.
Widzę też tych, którzy nie muszą już grać, ale chcą. To Mistrzowie przychodzący całymi zastępami, by żyć wśród ludzi. Potem żyją zwyczajnie, pracują i zmagają się ze wszystkim jak inni. Jest jednak pewna różnica - ich nic już nie wiąże ani nie ogranicza, są tu z czystej miłości do Ciebie i Twego Planu. Jest ich wielu, każdy z nas kogoś takiego spotkał...
Płomyki na dnie dusz łączą się ze sobą, tworząc coraz większy ogień, pryska cień, wznosi się kurtyna cząstkowych zaistnień, jest jeden wielki Ogień, Światło bez początku i końca, jasne, żywe, wieczne... To MIŁOŚĆ.
Widzę jeszcze dalej, o tak, widzę wiele rzeczy, ale to jeszcze nie czas ani miejsce, aby o nich pisać. Dajesz mi delikatny znak, abym już przestał. To, co jest dalej, nie jest przeznaczone dla żyjących.
Mam kłopoty z żołądkiem i wątrobą, ale mówisz mi, że nie powinienem iść do lekarza. Powiedziałeś, że spalam w ten sposób złą karmę.
W ten czy inny sposób musisz to przejść, te sprawy już znasz, więc lepiej spalić przeszłość w ten sposób do końca. Nie lecz się, bo osiągniesz tylko krótkotrwałą poprawę, a pogorszy się coś innego, stanowczo to jest najlepszy sposób.
Kiedyś we śnie powiedziałeś, że cierpię z powodu pijaństwa w przeszłości. Myślałem, że to chodzi o to życie - w młodości omal nie zapiłem się na śmierć spirytusem.
Nie, to dawne sprawy. To było straszne, umarłeś z powodu alkoholu.
Przez piętnaście lat byłem abstynentem.
Nie wiem, dlaczego sam muszę wszystkiego dotknąć i spróbować, jaki ma smak. Moja droga ku Tobie to też ciąg inspiracji i doświadczeń, jedne przygotowują na drugie, potem pokazujesz sens wydarzeń i idziemy dalej. Jestem Ci za to bardzo wdzięczny. To tak już trwa kilkanaście lat z okładem, w tym kilka na serio.
To prawda, dajesz Mi wiele radości. Nie przestanę pracować z tobą, ty jesteś Mną, całkowicie i bezapelacyjnie, minie trochę czasu w twoim świecie, aż stanie się to dla ciebie jasne.
Baba, mam jeszcze pytanie trochę niezwiązane z treścią naszej rozmowy.
Czy podyktujesz jeszcze rozdziały o mantrach, medytacji i o świecie energii subtelnych?
O medytacji już jest sporo, ale coś jeszcze dorzucę, o mantrach - tak, wyjaśnienie znaczenia i działania, o świecie energii - też coś się znajdzie, i to będzie już koniec tej książki.
Mówiłeś wcześniej, że będzie następna.
Tak, za jakiś czas, musimy dać odpocząć czytelnikom i stopniowo dawkować szok poznawczy, ale rzeczywiście, przygotowałem już materiał do następnej książki. Muszę jednak najpierw przygotować ciebie, udzielić światła i dać dotknąć spraw, które poruszę, żebyś nie pisał o rzeczach z Księżyca, ale o tym, co może zdarzyć się i zdarza w życiu.
Może zatem porozmawiamy o mantrach i bhajanach?
Moja obserwacja jest taka: mantry, podobnie jak bhajany (pieśni miłości i oddania się Bogu), wyzwalają - nie wiem skąd - wysokie i silne energie. Pamiętam, jak kilka lat temu rozbudzony w środku nocy nie mogłem poradzić sobie z natrętnymi myślami. Poradziłeś mi, abym mówił mantrę i ofiarowywał ją Tobie. Po kilku minutach myśli całkiem znikły, a w miejsce niepokoju przyszło dobre samopoczucie i błogość. Od tej pory często korzystam z ich działania.
Pamiętasz, co to była za mantra?
"Om Namah Shivaja", czyli składam pokłon Bogu przejawionemu jako Siwa.
To potężna mantra oczyszczająca, wyciszająca umysł i skupiająca jego subtelne prądy. Mantry należy mówić z miłością i oddaniem, ofiarowując je Temu, który Jest, wiele negatywnych skłonności ulega wtedy spaleniu. Można też używać różańca ze 108 kulek i liczyć na nim mantry.
Kiedyś często to robiłem.
Zawsze możesz do tego powrócić, to nie boli.
Przywiozłem z Indii kilka różańców, dużą rudrakszę (z owoców świętego krzewu joginów, poświęconego Sziwie), kilka mniejszych z drzewa sandałowego oraz tybetański z kości wielbłądziej. Ten ostatni dostałem w prezencie i nie chciałem zrobić przykrości ofiarodawcy swą odmową.
Możesz go komuś podarować, nie chcę go tutaj.
Mogę po prostu wyrzucić go do śmieci.
Tak zrób. Rudraksza jest najlepsza, najłatwiej oczyścić ją z energii i ponownie naładować, pokażę ci jak.
Om Namah Shivaja można też łączyć z pokłonami, tak robiłem.
Można, wziąwszy pod uwagę fakt, że w obecnych czasach największym problemem jest wybujałe ego.
Ten problem jest również i u mnie.
Już nie. Panuję nad sytuacją, tym niemniej teraz właśnie przechodzisz cięższy okres, bo oczyszczam właśnie te sprawy, więc wychodzą i mają wpływ na twój stan psychiczny. Jak czujesz, to możesz zrobić kilka pokłonów, mogą być mentalne.
Om Namah Shivaja pomaga zdjąć ciężary ego.
Tak, ma bardzo wiele znaczeń, jest wysoka i silnie naładowana, można wibrować ją stale.
Rozmawiałem na ten temat z kolegą. Mówił, że nie chce bombardować swego umysłu mantrami.
Tak jakby miał w nim coś cennego. Mantra jest jak woda, zmywa brud wieków.
Pewną odmianą poprzedniej jest "Om Namah Baba".
Ta jest silniejsza niż poprzednia, ma, mówiąc językiem energii, "szersze spektrum" i jej oddziaływanie jest głębsze.
Jeszcze silniejsze działanie niż wypowiadanie ma śpiewanie mantr.
To prawda, można podśpiewywać sobie stale, np. przy pracy, zaraz zobaczycie efekt, będziecie mniej zmęczeni i praca pójdzie raźniej.
Którą mantrę omówisz teraz?
"Om Sri Guru Ciaranam Namaha". Składam pokłon u stóp Boskiego Guru i ofiarowuję Mu swoje ego.
Potężna mantra wzbudzająca oddanie i zaufanie do Boga, oczyszczająca z przywiązań i "światowego" sposobu myślenia, silnie kieruje prądy umysłowe ku Bogu jako Przewodnikowi i Nauczycielowi. Ma formę krótką: "Sri Guru Ciaranam".
Pamiętam, jak przed laty śpiewałem bardzo starą mantrę i jak silne wrażenie robiła na mnie:
Tvameva Matha Cha Pita Tvameva Tvameva Bandhu Cha Sakha Tvameva Tvameva Vidya Dravinam Tvameva Tvameva Sarvam Mama Deva Deva
Tyś jest moim Ojcem i Matką Tyś jest moim najlepszym Przyjacielem Tyś jest moim najbliższym Krewnym Tyś jest moją mądrością i siłą Tyś moim skarbem, moim wszystkim Tyś jest moim Bogiem Boże wszystkich Bogów
Pewnego dnia zdałem sobie sprawę, że to jest prawda. Jesteś mi drogim Ojcem, czułą, kochającą Boską Matką, całkowicie oddanym Przyjacielem, najdroższym krewnym, Nauczycielem i wreszcie moim ukochanym Bogiem. Kocham Cię, Baba, kocham.
Z wzajemnością, że nie masz pojęcia.
Baba, ofiarowuję tę książkę po raz kolejny Tobie, nikt nie może być bardziej wartościowym jej adresatem. Kocham Cię. Te chwile, które spędzam tutaj z Tobą, są cudowne. Chcę Ci ofiarować nie tylko ją, dołożę jeszcze swoje życie, całą miłość, całą radość i całe szczęście. Proszę, przyjmij je ode mnie, nie mam nic bardziej wartościowego.
Kocham cię, drogi i oddany uczniu. Sprawię, że zrozumiesz jeszcze więcej i głębiej wtopisz się w mój Byt.
Słucham teraz muzyki, kobieta delikatnym głosem śpiewa długą mantrę z refrenem:
Cit ananda rupa - ham Sivo - ham, Sivo - ham
Jestem ucieleśnieniem Świadomości i Szczęśliwości Jestem Siwą, jestem Siwą
a ja czuję radość i uśmiech płynący z jej głosu. Ta muzyka unosi, i stało się to, gdy rozmawialiśmy. Dziękuję Ci za to, Baba.
Pozostała nam jeszcze starożytna Gayatri:
Om Bhur Bhuva Svaha Tat Savitur Varenyam Bhargo Devasya Dhimahi Dhijo Yo Nach Prachodayat Om Shanti Shanti Shanti
Om (symbol Brahmana) O Ty, Który Przenikasz Trzy Światy (ziemski, eteryczny, niebiański) czcimy (varenyam) Twój nieopisywalny Boski Byt (Tat) pod postacią słonecznego światła dającego życie (savitur) medytując (dhimahi) nad twym wszechprzenikającym Boskim Światłem (Devasya) prosimy cię usilnie (yo nach prachodayat) o oświecenie umysłów (dhijo) Om Pokój Pokój Pokój. (Shanti oznacza pokój poza wszelkimi pojęciami - boski spokój umysłu i duszy.)
Potężna mantra oczyszczająca. W początkowych etapach drogi duchowej warto mówić ją co najmniej trzy razy dziennie: rano po przebudzeniu, w ciągu dnia (około południa) oraz tuż przed zaśnięciem. Można oczywiście częściej.
Jednak od dłuższego czasu już jej nie mówiłem, nie miałem na to Twojej inspiracji.
Nie była ci potrzebna, kiedyś tak. Ze względu na swą "siłę przebicia" niweczy negatywne stany psychiczne, przerywa myślotok, niszczy i spala przywiązania, te najcięższe. To taka "ciężka artyleria", bardzo skuteczna w uciszaniu rozbieganego umysłu, przydatna w stanach zmęczenia, przepracowania, wtedy trzeba powtórzyć ją lub zaśpiewać kilka - kilkanaście razy.
Właśnie, mówić, powtarzać w myśli, śpiewać?
Najlepiej śpiewać, powoli, niekoniecznie głośno, można mówić, czytać lub tylko powtarzać w myślach. Ostatnia mantra to będzie Brahman Mantra.
O, to doskonale, od lat, kiedy wypowiadam ją przed posiłkiem, czuję się unoszony bardzo wysoko. Gdy to zauważyłem, to zacząłem powtarzać ją kilka razy, ma niezwykłe działanie i podobnie niezwykłą treść. Oto ona:
Brahma'rpanam Brahma Havir Brahmagnau Brahmana Hutam Brahmai'va Tena Gantavyam Brahma Karma Samadhinaha
Aham Vaisvanaro Bhutvyaha Praninam Deham Ashritaha Pranapana Samayuktaha Pachamy Annam Chaturvidham
Czyniący ofiarę jest Brahmanem Czyn ofiarny jest Brahmanem Ofiara jest Brahmanem Składana w świętym ogniu Który jest Brahmanem Tylko ten osiąga Brahmana, kto w całym swym działaniu Jest Brahmanem
Jestem Vaisvanaro Wszechprzenikającą energią kosmiczną Zamieszkującą w żywych istotach Jednocząc się z tchnieniem życia, które w nie wchodzi A potem opuszcza Spożywam cztery rodzaje pożywienia.
Mantra ta jest zwróceniem się do Boga, ofiarujemy Mu posiłek i prosimy, aby poświęcił go i usunął wszelkie niskie energie, które mogłyby nam zaszkodzić. Jest również bardzo potężna i niekoniecznie trzeba mówić ją wyłącznie przed posiłkami.
Baba, powiedziałem teraz po kolei wszystkie mantry, o których mówiłeś, i jeszcze kilka innych. Najsilniej odebrałem tę, której tutaj nie ma. Czy mogę też ją podać?
Przy tej aż trzeszczało mi w głowie i pojawiła się niezwykła jasność. Jest jak kopnięcie prądem. Z pozostałych najsilniej i najgłębiej odebrałem Brahman Mantrę, Om Namah Shivaja unosi i daje radość, ale Om Namah Baba to kontakt z Tobą, dobrocią, czystością, miłością, to unoszenie ku Tobie. Om Sri Guru Ciaranam Namah to kontakt z miłującym Nauczycielem, otwarcie na wiedzę, nauki i natchnienie. Z nich wszystkich najsłabiej zadziałała na mnie Gayatri, choć nie wątpię, że jest bardzo silna.
Jest silna, ale już nieodpowiednia dla ciebie. Pokażę ci, w jakich sytuacjach możesz ją stosować z dobrym skutkiem, bardzo oczyszcza atmosferę, to ciężki kaliber. Napisz teraz o Sai Gayatri.
O tak, to jest owa mantra, o której wcześniej wspominałem. Od lat wiem, że jest bardzo silna, a jej działanie można porównać do jaskrawego duchowego światła. Myślę, to znaczy czuję, że daje dość gwałtowne i radykalne oczyszczenie.
Tak, dlatego należy się do niej przygotować. Poprosić Boga o asystę i pomoc, ofiarować Mu ją i dopiero śpiewać lub powtarzać. Z nią nie ma żartów, jest bardzo potężna i niesie wiele światła. To zwrot do Sai Baby, obecnego Awatara na Ziemi.
Czyli do Ciebie, mój drogi Mistrzu.
OM Saishvaraya Vidmahe Sathya Devaya Dhimahi Thannah Sarvah Prachodayath OM Shanti Shanti Shanti
Wiem, że Sai Jest Bogiem Ucieleśnieniem Najwyższej Prawdy Boskiego Absolutu Proszę Go, aby kierował moim życiem i prowadził do zjednoczenia z Bogiem.
Ta mantra o potężnej sile łamie wszystkie zapory, otwiera blokady, oczyszcza organizm energetyczny, porządkuje psychikę, oczyszcza i uwzniośla umysł. Jej energia ma niezwykłą siłę oddziaływania, ponad i na przekór wszystkim możliwym błędom, iluzjom i przeciwnościom, prowadzi do zjednoczenia z Bogiem. Niesie ona cząstkę boskiej mocy Bhagavana Sri Sathya Sai Baby.
Baba, które mantry poleciłbyś na początek?
Gayatri, potem, gdy człowiek jest w ciszy i spokoju, Om Namah Shivaja i Om Namah Baba. To samo dotyczy Om Sri Guru Ciaranam Namah. Można powtarzać je stale, o ile umie się utrzymać je w umyśle, unoszą ponad poziom energii świata. Mantrę Tva Meva Mata mów wtedy, gdy jesteś w stanie przywołać i wczuć się w jej sens. Daje bardzo wiele.
Sai Gayatri można mówić tak jak Gayatri, trzy razy dziennie: rano, w ciągu dnia i wieczorem. Wieczorem, tuż przed zaśnięciem, można ofiarować ją Bogu, kilka do kilkunastu razy.
Tak, ale to po pewnym przygotowaniu, nie od razu. Mam jeszcze taką wskazówkę natury ogólnej. Sprawę mantr i ich stosowania najlepiej pozostawić Bogu, zwrócić się do Niego, aby pokierował, które mantry, kiedy i jak często stosować. Niekoniecznie akurat najsilniejsza pasuje do aktualnej sytuacji, stanu etc. Mogą "same" przychodzić na myśl, można czuć potrzebę ich powtarzania i ofiarowywania Bogu.
Tak, można by przez całe dnie mówić mantry i nie pracować.
Co to szkodzi? Ludzie i tak nie robią nic ważnego, głównie wiele hałasu wokół własnych spraw. Raz na jakiś czas mogliby dla odmiany zrobić coś dla Boga.
Tak, rzeczywiście, dziękuję Ci za wspaniałe wyjaśnienia, zaraz sam usiądę i się pobawię.
Dziękuję Ci, drogi Sadguru. Jeszcze tylko ostatnie pytanie. Mówiłeś o rewolucyjnym znaczeniu medytacji, występowałeś przeciw "buczeniu" mantr, a teraz sam je podajesz i objaśniasz.
Działanie mantr można porównać do działania wody. Dolewanie czystej do zbiornika ma sens wtedy, gdy chcesz go oczyścić i napełnić świeżym płynem. Co się stanie, gdy wlejesz czystą wodę w błoto? Tylko straci swą jakość. Mantry mają sens jako element większej całości. Po co ci ich oczyszczające działanie, jeśli nadal chcesz żyć w błocie. Same z siebie nie wyniosą cię ku Bogu, tu potrzebna jest przemiana całego człowieka. Jeśli masz zamiar tylko się nimi pobawić, to określ to jasno na początku, unikniesz rozczarowań i po prostu zaznasz trochę rozrywki. Jeśli traktujesz je, Mnie i siebie poważniej i czujesz, że jesteś gotów na coś głębszego, to witam cię z szeroko otwartymi ramionami, ćwiczenia te są właśnie dla ciebie. Mantry nie są koniecznością na drodze duchowej, są ułatwieniem, pomocą, czasem rozrywką i zabawą. Najważniejszą, co stale powtarzam i będę powtarzał, jest...
Teraz nieco inaczej stawiasz sprawę niż kilka lat temu.
Nie inaczej, tak samo. Miłość jest ważna. Kocham tych, którzy zwracają się ku Mnie, i tych, którzy odchodzą, nie wartościuję ludzi ani nie warunkuję swej miłości. Ja zawsze jestem ten sam Baba, czy przyjdziesz do mnie teraz, za dziesięć czy sto lat, wciąż będę ten sam. A ja wiem, że przyjdziesz. I to jest Moja radość.
Przez kilka dni, podczas czytania książek Neale Walsha, trafiałem na odniesienia do słów, jakoby należało się w życiu kierować uczuciami, ponieważ są one językiem duszy, i jakoś czuję, że coś tu jest nie tak.
Temat wymaga rozwinięcia. Uczucia jako język duszy? Tak, w pewnym stopniu tak, o ile człowiek potrafi i ma na tyle siły duchowej, aby wznieść się odczuwaniem na poziom komunikacji z duszą. Dziś to jednak wielka rzadkość. Znacznie bezpieczniej jest kierować się w życiu miłością do Boga, chociażby z tego względu, że z Niej wynikają wszelkie dodatkowe dary duchowe i materialne, jeśli są potrzebne. Dusza to tylko część istoty ludzkiej, bo człowiek jest jednością ze Mną w miłości i szczęściu i nie jest ani ciałem, ani duszą.
Wielu ludzi jednak tak żyje, szczególnie dla kobiet uczucia są bardzo ważne.
Tak, ale Bóg jest jeszcze dalej, także jeśli poszukujesz kontaktu z Nim, to nie zatrzymuj się na uczuciach.
W takim razie jak praktycznie rozwiązać problem, czym się kierować w danej chwili?
Praktycznie to zwróć się do Boga, aby pokierował tobą, i działaj bez specjalnego zastanawiania się, według tego, co ci się nasuwa w danej chwili. Zaufaj Mi. W każdej, nawet najbardziej błahej sytuacji możesz zwrócić się do Mnie. Działaj bez oczekiwania skutków, w tym skutków dla ciebie, bez zaangażowania emocjonalnego, kieruj myśli i serce do Boga, to najwłaściwsza droga.
Czyli należy myśleć mniej i odrzucić uczucia?
Nie, nie odrzucać niczego ani nie walczyć ze sobą. Skupienie na Bogu powoduje, że oczyszczasz się w sposób naturalny, cichną myśli i emocje, a pojawia się inspiracja wewnętrzna i ona pochodzi wprost ode Mnie. I to nią dopiero warto się kierować w życiu. Kierujcie się ku Bogu, tak jak potraficie, a sami zobaczycie, jak zmienia się wasze życie.
Czyli też mniej walki ze sobą.
Zdecydowanie tak, wasze wewnętrzne zmagania nie służą niczemu, tylko wiążą was z ziemią. W dużej części są one skutkiem zaangażowania w sprawy świata, przesiąknięcia jego problemami i sposobem myślenia. Nie walczcie ze sobą, zostawcie to i kierujcie się ku Bogu. Walka wewnętrzna powoduje jeszcze większe skupienie na samych sobie, a powinniście więcej skupiać się na Bogu, bo w Nim i Jego Miłości znajdziecie rozwiązanie waszych problemów.
Czy i próby zmian w nas samych też powinniśmy zostawić?
Nie, ale uważaj - pytanie jest zbyt ogólne. Zmiany w życiu odnoszące się do twojej relacji z Bogiem, medytacja, bezinteresowna praca, inna organizacja zajęć, tak aby mieć czas dla wyciszenia, to jedno, natomiast narzucany sobie rygor czy chęć dopasowania wewnętrznego do wzorów społecznych, religijnych czy jakichkolwiek zewnętrznych, to coś zgoła innego. Po pierwsze nie myślcie, że inni mają cudowną receptę na wasze problemy, a jedyne, co powinniście zrobić, to się dostosować. To zupełna pomyłka. Zostawcie ludzi, społeczeństwo i religie z ich sprawami i zaufajcie Bogu i temu, że On dobrze wie, jak was poprowadzić i czego wam potrzeba. Udajcie się w nieznane, tam gdzie jeszcze nie byliście, zgódźcie się na niepewność i nieokreśloność, niespodzianki i radość żeglugi poza mapami. Dla Mnie nieznane jest znane. A jak nie wiecie, co zrobić - kierujcie się do Mnie z prośbą o pomoc. A po drugie - budujcie relacje opartą na miłości ze Źródłem wszystkiego.
Zmieniać świat czy zmieniać siebie?
Doskonałe pytanie. Jeśli nie rozumiesz siebie, jeśli nie wiesz, kim jesteś i kim Ja jestem dla ciebie, jeśli nie potrafisz odebrać jasnych wskazówek ode Mnie, to każde twoje działanie będzie obciążone niewiedzą i błędem. Możesz mieć jak najlepsze intencje (chwała za nie) i jednocześnie szkodzić i sobie, i innym. Nie macie całości obrazu, nie znacie przyczyn, skutków, zaległości karmicznych, losu ludzi, z którymi macie do czynienia. I chociaż teoretycznie wydaje się, że wiecie tak wiele, to praktycznie nie wiecie nic. Powtórzę jeszcze raz - praktycznie nie wiecie nic.
Jakie więc jest wyjście z tej sytuacji?
Ofiarować sytuację Mnie i zwrócić się z prośbą o pomoc i Mój udział.
O tak, pamiętam jak przed laty przyszedłem rano na wykład i zanim jeszcze się zaczął, dotarło do mnie, że nie wiem tak naprawdę, po co tu jestem. Oczywiście, moim obowiązkiem jest przekazać pewną partię materiału i wyjaśnić możliwe wątpliwości, ale to tylko część zadania. Dlaczego się spotkałem tego dnia z tymi ludźmi i jakie było tak naprawdę głębsze znaczenie tych chwil - nie wiedziałem. Byłem przy tym świadomy tego, że człowiek z boku powiedziałby: "ot zapisali się na zajęcia, to i przyszli, a że akurat dziś ci a nie inni, to przypadek", ale miałem głębokie poczucie, że to słabe wyjaśnienie.
Pamiętam, jak stałem i zastanawiałem się nad takim pytaniem, i po prostu zdałem sobie sprawę ze swojej niemocy i niewiedzy. Za oknem jesień pomalowała cudownie drzewa. Był śliczny, październikowy poranek, rześkie powietrze wpadało przez otwarte okno. Wtedy nawiedziła mnie szczęśliwa myśl, może jedna z tych, co odmieniają życie, że zwrócę się do Ciebie i poproszę o pokierowanie sytuacją. I jak pomyślałem, tak zrobiłem: "Na dobrą sprawę nie wiem, po co tutaj jestem, bo to wiesz tylko Ty, proszę Cię, pokieruj sytuacją tak, jak Ty sobie tego życzysz, wyraź to, co Ty pragniesz, zdaję się na Ciebie i jestem do Twojej dyspozycji".
Kiedy skończyłem, zaczęła napływać Twoja intensywna miłość i było jej coraz więcej i więcej, aż prawie nie mogłem wytrzymać. Podszedłem do okna i udałem, że w zamyśleniu wyglądam na zewnątrz, i tak trwałem, a Twoja żywa, czysta i darząca ekstazą miłość po prostu płynęła, unosiła daleko w niebo. Byłem znany wśród studentów z niestandardowego zachowania (uważałem, że powinni mieć nieco podstaw do opowiadania fascynujących legend o zachowaniu naukowców), więc spokojnie czekali na początek wykładu. Było cudownie, bosko, po prostu bosko. To trwało około kwadransa, po którym poczułem, że powinienem jednak zacząć wykład, i tak zrobiłem. Od tego czasu wielokrotnie zauważałem Twoją interwencję - w pracy, w rozmowach z ludźmi, w negocjacjach biznesowych. Teraz zwracam się do Ciebie znacznie częściej.
A możesz zawsze i w każdej najmniejszej sprawie. A im częściej będziesz to robił, tym Moja Miłość będzie częściej dawała o Sobie znać w twym życiu. Dotyczy to ciebie i każdego innego człowieka.
Teraz pilnuję, aby przed każdym spotkaniem, rozmową, w tym telefoniczną, nawet całkiem małymi rzeczami, prosić Cię o pomoc i ofiarować Ci tę czynność.
Nawet zapisanie długopisem numeru na kartce papieru jest dobrym powodem zwrotu do Mnie. Ja to akceptuję i błogosławię. Każda czynność, jaką spełniacie, jest drogą ku Bogu.
Czyli raczej nie zmieniać świata?
Zanim nie będziesz na trwałe żył w miłości do Boga i potrafił we wszystkim kierować się Jego głosem - raczej nie.
To samo. Nie wiesz, kim jesteś, nie wiesz, po co tu jesteś, nie znasz ani przeszłości, ani przyszłości, widzisz tylko niewielką cząstkę własnych procesów psychicznych, więc można powiedzieć, że niewiedza jest twoim naturalnym stanem w stanie, w którym się znajdujesz. Jeśli to "zrozumiesz", to zrozumiesz również, że "sam z siebie" nie jesteś w stanie zrobić nic sensownego.
W dzisiejszych czasach rozwój duchowy to dwie sprawy: oczyszczenie i nawiązywanie relacji z Bogiem. Oczyszczanie z więzów i zaległości przeszłych to naprawa i strojenie odbiornika radiowego na właściwą falę. A druga sprawa - nawiązywanie relacji - to słuchanie audycji i wprowadzanie w życie wskazówek, które się pojawią. Do obu tych zadań idealna jest miłość ku Bogu, bo oczyszcza, unosi umysł i serce, otwiera na Boskie tchnienia i na dodatek przyciąga Rozmówcę...
Wielu ludzi twierdzi, że słyszy Twój głos i każe im on zwracać uwagę innym, czasem nawet zmuszać do zmiany zachowania. Jak jest naprawdę?
Aby być prawdziwie pewnym, że to Ja przemawiam, trzeba przejść długą drogę, przede wszystkim stosować w życiu to, co samemu przekazuje się innym. Jednak są sytuacje, gdy tak postępuję, nie ma reguły. Moje działanie zależy od sytuacji. Nawet przez ludzi niespełna rozumu mogę mówić do was, i takie rzeczy się zdarzają.
Jak więc odróżnić "dobre" przekaźniki od "złych"?
To nie jest takie proste i generalnie nie da się podzielić tej grupy ludzi na tych dobrych i złych. W zależności od sytuacji możecie otrzymać wartościowe wskazówki dostosowane do waszego poziomu rozumienia. To trochę tak jak w szkole, są nauczyciele w klasach początkowych i to, co przekazują, może się wydawać uczniom klas starszych zbytnim uproszczeniem, ale młody umysł tylko to jest w stanie pojąć. O jednym należy pamiętać - można wysłuchać każdego, ale nie należy wiązać się z nikim, ponieważ to przeszkadza na drodze do Boga. Poza powyższym pamiętajcie, że nie przekaźnik się liczy, ale Nadawca, i to w Nim powinniście pokładać nadzieję. Jeśli tak podejdziecie do sprawy, jeśli pojmiecie, że to, co się wydarza wokół was, książki, które dostajecie do rąk, te niby "przypadkowe" spotkania, nauki i nauczyciele - są to wszystko znaki wskazujące na głębszą rzeczywistość miłości, wtedy będziecie blisko prawdy. Spotkania czy przekazy od Mistrzów i ode Mnie są tylko znakami, drogowskazami, a liczy się cel, a jest nim wasza miłość ku Bogu. Weź przykład radia - czy cenisz odbiornik za czystość dźwięku, czy nadawcę za jakość audycji?
Czy jest coś, co chciałbyś może przekazać ludziom, którzy sądzą, że mają kontakt z Tobą?
O tak. Pamiętajcie, czemu to wszystko służy. Jeśli uważacie bądź jesteście już pewni, że słyszycie Mój głos, wiedzcie, że służy on przede wszystkim wam i waszemu indywidualnemu wyzwoleniu, a większość wskazówek jest kierowana do was, abyście mogli najpierw na samych sobie sprawdzić ich prawdziwość i skuteczność. Końcem tej drogi jest zawsze miłość ku Bogu i z pewnością nic innego, ani wakacje na innych planach czy planetach, ani budowanie osobistej wielkości i znaczenia, ani prowadzenie innych. Tak, również nauczanie i wskazywanie drogi innym jest celem trzeciorzędnym w porównaniu z tym, co sami możecie otrzymać ode Mnie. Kierujcie się bardziej ku miłości do Boga, a mniej ku światu, jego sprawom i ludziom. Rozbudowujcie relacje z Bogiem poprzez autentyczną miłość i oddanie Jemu. Inne sprawy, w tym także nauczanie i zmienianie świata, pozostawcie Mnie. Czyż tworząc ten świat i doprowadzając go do stanu, w jakim jest obecnie, mogłem się pomylić? Zastanówcie się. Czy istnieje taka możliwość? A nawet jeśli się pomyliłem, to czy nie mógłbym zaraz naprawić Mojego błędu?
Rzeczywiście... To ciekawy punkt spojrzenia. Nawet jeśli się pomyliłeś, to przecież możesz naprawić każdy błąd w jednej chwili. Więc nie ma błędu, a to, co się dzieje, jest Twoją wolą?
Tak, nie ma żadnego błędu. Ludzie, którzy mają zdolności do słyszenia głosu Mistrzów i Mojego, stanowią specjalną grupę, ponieważ wprowadzają w społeczeństwo nowe treści i mogą wskazać innym nową jakość życia i nowy wartościowy kierunek. Podążanie nim zmienia zasadniczo relację człowieka ze światem i Bogiem, a to jest droga do prawdziwej przemiany was wszystkich i świata wokół was. Szanujcie ich, niezależnie kim są, szanujcie swoich nauczycieli duchowych, również niezależnie kim są czy kim byli. Ale waszą ufność i miłość pokładajcie w Bogu, a nie w żadnym Jego ziemskim przejawie, nawet najwspanialszym. Nauczcie się odróżniać drogowskaz od celu.
Kilka dni temu usłyszałem od Ciebie rzecz arcydziwną. Powiedziałeś, że Ty sam nie znasz Siebie Samego.
Ach, ci ludzie! Nie, tego nie powiedziałem. Powiedziałem ci, że poznawanie Siebie jest jednym z mych celów, ale ustępuje znacznie przejawianiu i wyrażaniu Miłości, którą Jestem. Dlatego poznanie, tak jak to wy pojmujecie, jako gromadzenie wiedzy o Sobie, nie jest dla Mnie wartością, ponieważ wiem to, co powinienem wiedzieć o wszystkim. I każdy z was też mógłby sięgnąć do Mojej skarbnicy wiedzy, gdyby tylko...
Potrafił Mnie gorąco pokochać. Miłość przyciąga Miłość, a przed Nią wszystkie bramy stoją szerokim otworem.
I można np. poznać przyszłość?
Tak, oczywiście, wielu ludzi posiada te zdolności, ale najczęściej się z tym kryje. Nie jest to nic specjalnie wielkiego, dlatego że wielkość to sięgnięcie do Miłości, a nie spoglądanie w przyszłość. Jasnowidzenie jest jedynie zabawą i można z niego zrezygnować w każdej chwili bez żadnego uszczerbku dla drogi duchowej, a wręcz z wielką korzyścią na etapach początkowych.
Czyli potwierdzasz, że tak zwane zdolności parapsychiczne nie są oznaką rozwoju duchowego?
Najlepszą oznaką rozwoju duchowego jest to, na ile potrafisz kochać Boga i żyć w tej miłości w ciągu dnia. O reszcie tak zwanych zjawisk parapsychicznych najlepiej zapomnijcie na dobre. Jest to bowiem najprostsza droga w maliny i człowiekowi o aspiracjach duchowych podobne zdolności nie są do niczego potrzebne.
Ale na przykład wielu świętych posiadało takie dary duchowe.
Wasza definicja świętości nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością, wśród tak zwanych "świętych" jest wielu ludzi zupełnie niezasługujących na to miano. Podobnie przejawianie zdolności nadzmysłowych nie jest dowodem duchowości, a jedynie tego, że takie zjawiska istnieją. Wielu ludzi w ogóle niezwiązanych z jakąkolwiek religią posiada zdolności ku jasnowidzeniu w swych rozmaitych formach. Już powiedziałem, co jest miarą duchowości - zdolność do trwania w miłości do Boga i kierowania się nią w życiu. Reszta jest tylko dodatkiem.
Wielu joginów, mistrzów i nauczycieli jogi również demonstrowało zdolności parapsychiczne.
Bardzo wielu w ogóle ich nie pokazywało i nie pokazuje, rozumiejąc doskonale ich znaczenie, i nawet nie uczynią nigdy wzmianki, że czymś takim dysponują. Przemyśl to. Nie to jest ważne, co widać na zewnątrz. Często jest to tylko pozór ukrywający pustkę wewnętrzną.
Znów odwołam się do książek o joginach - niektórzy z nich przejawiali zdolności panowania umysłowego nad przebiegiem sytuacji, potrafili władać umysłami innych i przywoływać rozmaite wydarzenia.
Czy i to nie jest jakąś wartością?
Nie. Wartością jest Miłość i to Ona się liczy. Pozostałe zdolności są nietrwałe, a ich znaczenie dla duchowości mocno problematyczne. Setki ludzi goniło za mirażami i wikłało się w prawo przyczyny i skutku zupełnie bez potrzeby. Porzucali królewską drogę miłości dla uganiania się za osobową władzą nad materią. Zastanów się, np. jakie znaczenie miałaby dla twego rozwoju umiejętność zamiany dowolnego przedmiotu w złoto jedynie siłą myśli?
Szybko by mi się to znudziło. Zdolność bez trwałego znaczenia i wartości.
O, i to jest dobra odpowiedź. A ile zamętu powstałoby, kiedy dowiedzieliby się o tym ludzie...
Masz całkowitą rację, lepiej się od takich mocy trzymać jak najdalej.
Jednym z zadań waszych religii było oddzielenie was od Boga.
Czy mam przez to rozumieć, że od początku miały takie zadanie?
Oczywiście. Tworzyliście świat oparty na władzy umysłu, stąd Miłość zadecydowała, abyście mogli stworzyć formy religii podkreślające waszą odrębność i kształcące siły umysłu zewnętrznego.
Wydaje mi się jednak, że religia raczej nie kształci umysłu.
Nie bezpośrednio. Punktem przełomowym zwrócenia się ku światu zewnętrznemu było odcięcie od wewnętrznego źródła miłości i mądrości. Stąd wynikła konieczność stworzenia religii będącej substytutem, pozorem duchowości, przenoszącej uwagę z Boga i Ducha w świat dogmatów i tworów umysłu, skupiającej uwagę w świecie zewnętrznym i nie pozwalającej powrócić do wewnętrznej jedności ze Stwórcą.
Nielogiczność i miejscami bezsens religii stał się z kolei dla wielu jednostek motorem kształcenia umysłu w kierunku poznania praw świata materii, by w opozycji do dogmatów móc oprzeć się na faktach, eksperymentach i sprawdzalnej wiedzy empirycznej. To z kolei stanowiło podstawę do rozwoju nauki, a później techniki i technologii oraz zapoczątkowało proces prowadzący do obecnego gwałtownego rozwoju cywilizacji, podniesienia poziomu życia i równie gwałtownego rozwoju umysłu. Ale obecnie jesteście dopiero na początku waszej drogi. Tak w dużym uproszczeniu wygląda historia myśli ludzkiej ostatnich tysiącleci.
Czyli wszystko było od początku zamierzone?
Oczywiście, podobnie jak wynik.
Wynik tego procesu jest już znany.
Więc i to, czy historia skończy się katastrofą, czy rajem na ziemi, też jest wiadome?
Stąd pośrednio wynika, że skończy się "rajem na ziemi", a nie zniszczeniem jej przez ludzi.
Niekoniecznie. Życie jest szczęśliwością i rajem, niekoniecznie na Ziemi.
Od czego zależy zatem los tej planety?
W świecie zewnętrznym od was i sił Natury, a naprawdę od Boskiej Woli i Miłości.
Stąd wniosek, że po pierwsze realizujemy Twój plan przejawu i nie mamy wolnej woli, a po drugie nie mamy żadnych szans na zmianę przyszłości.
W waszym świecie macie szanse, jako odrębne jednostki, za jakie się uważacie, możecie zrobić bardzo wiele. Łącznie ze zwrotem do wnętrza i rozpoznaniem waszej Prawdziwej Natury, a zewnętrznie - przekształcenia tej planety w raj, jaki sobie wymarzyliście. W świecie wewnętrznym macie świadomość, że świat zewnętrzny jest światem pozorów.
Może się wam wydać dziś bardzo dziwne, ale w świecie was, jako Prawdziwych Istot, globalna katastrofa nie zrobiłaby większego wrażenia niż koniec interesującego seansu w kinie.
Czasem mam przebłyski świadomości, jakbym był mieszkańcem tego ciała i zupełnie różną istotą od osoby, za którą zazwyczaj się podaję.
I to jest Prawda. Oświecenie to świadomość tego faktu, świadomość jedności ze Mną, nie intelektualne zrozumienie.
Czym zatem jest droga duchowa, nauka dyscypliny, medytacja, modlitwa, pokłony, studiowanie ksiąg, wybory życiowe i ich skutki?
To droga wiodąca do przypomnienia sobie wszystkiego, czym jesteś, a jednocześnie stworzenia silnego przewodu do pełniejszego wyrażenia tej Prawdy na zewnątrz.
Spotkałem się już z tą koncepcją - osobowość i ciało są narzędziami świadomości je zamieszkującej.
Nie, są tworzywem i do pewnego stopnia twórcami zewnętrzności, a więc i wszechświata, 'narzędzie' to nie jest odpowiednie słowo. Lepsze byłoby, że ciało i osobowość są materialną świątynią Ducha. I bez nich sprawne działanie w świecie materialnym nie byłoby możliwe. Ale pamiętaj, że to, co przekazuję teraz, jest to do pewnego stopnia zabawa słowami, wywieranie wpływu na wasz umysł i serce. Ale to wy sami musicie znaleźć drogę i poznać, i doznać zjednoczenia, aby dowiedzieć się, jak jest NAPRAWDĘ.
Mam wrażenie, że nie trzeba do tego specjalnego wysiłku, bo to wszystko już jest.
I tak, i nie. Życie często składa się z okresów dużego wysiłku.
Co zatem powinniśmy zrobić, aby się przebudzić?
Dziś - wiedzieć, że jesteście kimś innym, niż się wam wydaje, nawet jeśli tego nie rozumiecie, pewnego dnia ta Prawda sama zaświta.
Co lub kto o tym decyduje?
Wy sami jako Prawdziwe Istoty.
Czy miłość do Ciebie może przyśpieszyć ten proces?
Obudzenia tak, ponieważ jesteście właśnie Miłością.
To dosyć niezwykłe, co dziś mówisz.
Czas, aby dokonać kolejnego kroku naprzód ku Światłu.
Spokojnie, ten krok zajmie wiele lat. Na dziś wiedzcie, że przy waszym myśleniu o sobie i świecie powinniście postawić znak zapytania. Możecie przyjąć, i będzie to zgodne z Prawdą, że nie rozumiecie, kim jesteście. Podobnie pomoże wam świadomość, że "rozumienie" umysłowe, którego jesteście tak pewni, jest prawie w całości błędne. Co oczywiście nie zmniejsza jego przydatności w waszym świecie, ale narzuca wielkie ograniczenia, jeśli się z nim identyfikujecie.
To dość dziwna wskazówka, aby myśleć, że jest się kimś innym, niż się jest!
Masz wyrafinowane poczucie humoru. Tak, myślcie, że nie poznaliście jeszcze siebie, nie znacie i nie rozumiecie. Nie "myślcie, że jesteście kimś innym, niż jesteście", bo właśnie to jest cały wasz problem, skutkiem działalności umysłu nie jesteście w stanie dostrzec Prawdy. Odejdźcie od świata i zwróćcie się ku Mnie, a Prawda i to, Kim Naprawdę Jesteście, samo się ujawni. I wtedy zobaczycie, że Prawda i Bóg byli tu cały czas, jedynie nie potrafiliście ich dostrzec. I to będzie dzień Wielkiego Odkrycia.
Odejść psychicznie i umysłowo.
Tak, niekoniecznie fizycznie. Potrzeba wam wiele spokoju, ciszy umysłu i czystości serca, aby ta prawda mogła się ujawnić. Tymczasem nie macie czasu na spokój. Świat, praca, telewizja i życie towarzyskie buduje wokół szczelny więzienny mur.
Czy to znaczy, że powinniśmy ograniczyć życie towarzyskie?
To zależy, co jest waszym celem w życiu. Jeśli przyjaźń ze Mną, to musicie dać Mi możliwość pojawienia się w nim. Jest zazwyczaj tak szczelnie wypełnione, że na Mnie nie ma już miejsca.
Czy jest możliwość jakiejś innej drogi ku temu oświeceniu?
Mam ci odpowiedzieć, jak to wygląda w świecie zewnętrznym czy naprawdę?
W świecie zewnętrznym spotykasz wiele wskazówek i drogowskazów. Możesz iść drogami religii wschodu lub tradycji mistycznych Zachodu, a możesz to po prostu odkryć pewnego dnia, pracując w ogródku lub oddając się medytacji pod okiem nauczyciela. W świecie wewnętrznym sam określasz wydarzenia, miejsce i czas - drogę, jaka ku temu prowadzi.
Ty, jako wielkie Ty, i Ja Mistrza to Jedno. Bóg mówi w i przez Mistrza do Boga w Uczniu. Bóg jako Mistrz mówi do Boga jako Ucznia.
Bóg mówi do Samego Siebie.
Tak, stary już jestem i rozmawiam sam ze sobą!
Jesteś cudowny! Bóg mówi sam do siebie i ten dramat wydaje się światem zewnętrznym.
Tat thwam asi. Tyś jest Tamtym.
Każdy z was jest Tamtym, nie tym. Świadomość jest końcem rozdziału na ja i Ja. Jest jedno Ja. Nazywacie je Bogiem.
Co dalej zrobić z tą wiedzą?
Nic, żyj dalej, ona pewnego dnia stanie się jasna.
Ja, Miłość i Bóg to nazwy na Jedno. Na To. Nie myśl tyle, kochaj Boga, znajdź To.
Jak mam więc teraz myśleć o sobie, czy tak jak twierdzą niektóre szkoły duchowe, że jestem Bogiem? "Jestem Bogiem, jestem Bogiem".
Daj spokój, jeszcze cię zamkną!
Uwielbiam Twoje poczucie humoru! A jakieś konkretne wskazówki wynikające z tego, co właśnie mi powiedziałeś?
Człowiek nie rodzi się i nie umiera.
Przepraszam, ale to jest stwierdzenie bardzo ogólne.
Dlatego że teraz modelujemy myślenie, a na wskazówki dotyczące działania przyjdzie czas później. Będzie w odpowiedniej proporcji jednego i drugiego.
I na tym będzie polegała wartość tej książki.
Nie, wartość mają zmiany, jakie wprowadzi w ludziach, w ich myśleniu i działaniu, w tym, jak zmieni ich proces. Sama w sobie nie ma wartości, tyle co papier, w który zawijasz rybę i dajesz kotu. Nie twórzcie wartości tam, gdzie jej nie ma. Wartość jest w miłości i w Bogu, nie w zadrukowanym papierze.
Widzę, że konsekwentnie odwracasz naszą uwagę od spraw i rzeczy materialnych i kierujesz ku Bogu.
Macie wielki problem ze skupieniem na tym, co jest dla was dotykalne. Czcicie księgi, figury i obrazy, zamiast zwracać się ku Źródłu. Tworzycie niepotrzebne autorytety. Umysł płata wam figle. Kopiecie doły na prostej drodze, po to by zaraz w nie wpaść. Wychodzicie z jednego i zaraz kopiecie, i wpadacie w następny. Przerwijcie to, już dosyć tej zabawy.
W tej książce są jednak Twoje słowa.
Czyżby miały wartość większą ode Mnie?
Chciałem tylko powiedzieć, że ja już czytając to, co mi wcześniej powiedziałeś, mam do tego tekstu specjalne uczucia. On mi pomaga, budzi.
Zwróć się ku Źródłu tekstu, nie ku słowom tu zawartym, to jest droga do przebudzenia i miłości. Teksty są pomocą, ale nie mogą stać się zawadą, nie mogą stanąć pomiędzy tobą a Bogiem. Ani ten, ani żaden z wcześniejszych, ani żaden z późniejszych. Nie czcijcie map i drogowskazów, lecz cel podróży i Miłość, która doń prowadzi. Nie myśl o książce, lecz gdy to zauważysz, myśl o Bogu, ku Niemu i Jego Miłości kieruj swe myśli.
Można tak robić przez cały czas.
Zazwyczaj tracicie bezpowrotnie bardzo wiele czasu, a to jest możliwość jego pożytecznego wykorzystania i tworzenia podstaw do życia duchowego w miłości z Bogiem. Przekształćcie stracony czas w kolejne stopnie ku wiecznemu życiu. Wtedy i to, co czynicie na co dzień, zyska inny rytm.
Czy mógłbyś powiedzieć, jak to zrobić?
Jeśli macie wolną chwilę, powtarzajcie mantry i przywołujcie Moją bliskość. Możecie przeznaczyć też kilka chwil na medytację. Skupcie swe wysiłki na Bogu.
Część druga - Rozmowy (fragment 9)
Rynki finansowe i cel zarabiania
Jak człowiek powinien zwracać się do Boga?
Przewidywanie przyszłości
Nieszczęścia na Ziemi i odpowiedzialność
Mistrzowie znają przyszłość?
Jaka jest więc rola osobowości w całości człowieka, a szczególnie wobec człowieka jako Świadomości, dobrze to nazywam?
Dobrze. Światło, Świadomość, Miłość, Bóg, używam tych słów zamiennie, wszystkie oznaczają To. Lubię w rozmowach z wami używać słowa "To", ponieważ wskazuje na Znaczenie, a nie poddaje się łatwo waszej obróbce myślowej. "To" symbolizuje, ale nie wyjaśnia; wskazuje kierunek, a jednocześnie podkreśla odległość od celu; daje obraz drogi, ale i niepokoi swoją Tajemnicą. Osobowość jako twór połączony z materialnością człowieka, z jego ciałem i umysłem, powinien pełnić w całości rolę służebną wobec Boskości wewnątrz.
Służebną, to znaczy powinien służyć Bogu.
To znaczy, ja powinienem służyć Tobie, Twojej Miłości.
Tak, jeśli nie widzisz jeszcze jasno różnicy i nie widzisz jasno, kim jesteś, to najbezpieczniej jest postawić się w pozycji sługi. Sługi, ale i zarazem przyjaciela działającego z miłości i oddania, z przyjaźni i pragnienia bliskości Ukochanego.
To jest Moje wezwanie do każdego czytającego te słowa: zostańmy przyjaciółmi. Zbliż się. Pokochaj Mnie, bo Ja ciebie kocham. Jestem Miłością.
Po czym poznać, że już odkryło się, kim się jest naprawdę?
Po miłości, która temu stanowi towarzyszy i którą jesteś.
A co z odczuciem, że jest się Bogiem? Tak to przedstawiają niektóre szkoły duchowe.
Zaraz, tak rzeczywiście są takie odczucia, ale lepiej nie dotykać tego tematu, bo jesteście za słabi duchowo.
Ale już poruszaliśmy ten temat, że człowiek jest Bogiem.
Tak, lecz w chwili przełomu ku widzeniu tego faktu możecie mieć problem, szczególnie gdy nie jesteście jeszcze przygotowani i wystarczająco silni wewnętrznie. Mogą nad wami przejąć władzę cechy przeszłości i zamiast trwale pozbyć się kłopotu, wybudujecie nowy mur. Powiem to jeszcze inaczej: teraz nie wiesz, co to znaczy być Bogiem, możesz mieć pewne wyobrażenia na ten temat i najczęściej są one błędne, ukształtowane przez religię i społeczeństwo, które o Boskości nie ma pojęcia. Bóg to Miłość i Oddanie. Dlatego bezpieczniej dla ludzi w chwilach przełomu jest trzymać się miłości i prosić Boga o dalsze prowadzenie.
Widzę, że temat przebudzenia ma bardzo wiele aspektów.
Tylko dwa. Kierowanie się ku Boskości i gdzie indziej. To "gdzie indziej" to może być świat zewnętrzny albo budowa wewnętrznych konstrukcji i wyobrażeń. Wybór Boskości albo złudzenia. Przy niestabilnym umyśle bardzo możliwe jest to drugie.
Powiedziałeś dziś o ostatniej rewolucji, ku której zmierzamy.
Jak ona będzie wyglądała?
Ludzie obudzą się duchowo do spostrzegania Boskości w nich samych i we wszystkim wokół.
To znaczy w ciągu najbliższych lat?
Tak, już w ciągu najbliższych lat wielu ludzi zda sobie sprawę, że to, co dotąd przekazywałem nielicznym, jest prawdą, i że oni także są o krok ode Mnie. Zrozumieją prawdę o naszej wewnętrznej jedności oraz to, że Ja jestem Miłością. Ponadto przyjmą do wiadomości i zastosują w praktyce, że droga do Mnie wiedzie przez miłość i że z Niej wynika wszystko inne.
Ile pokoleń będzie musiało minąć, aby to, co mówisz, stało się powszechne na Ziemi i np. objęło 10 % populacji?
To jest około pięćset lat.
To bardzo długi okres czasu.
Zgadza się, mierząc wasza miarą. Weź pod uwagę, że chciałeś znać termin, kiedy 10% populacji będzie miało podobne jak ty możliwości. Przy dzisiejszym stanie ludności Ziemi to byłoby 600 milionów ludzi. Ziemia byłaby planetą Mistrzów.
A w takim razie ile % wystarczyłoby, abyśmy żyli tutaj jak w raju?
To zależy od wielu czynników, nie tylko od tego ilu potrafi Mnie właściwie odebrać, ale również od tego, co pozostali zrobią z tą wiedzą. Jednak już około 4 procent ludzkości medytującej regularnie i zwracającej się ku Bogu z miłością odmieniłoby losy tej planety na zawsze.
Ilość konfliktów zaraz by spadła.
Nie, konflikty typu wojny jeszcze potrwają jakiś czas. Musicie wypalić wiele negatywnej karmy. Za to w innych rejonach panowałby większy spokój i równowaga. Bliskość duchowości i Boga byłaby znacznie silniej odczuwalna.
To może używając tej książki wprowadzić plan wspólnych medytacji co dzień, np. o 23 wieczorem? Ta myśl chodzi za mną od lat.
Wspólnych medytacji lepiej nie, natomiast medytacji indywidualnych - tak. Medytując, zwracajcie się do Boga z prośbą o wsparcie i prowadzenie, a nade wszystko z prośbą o Jego miłość. Nie myślcie, kto jeszcze medytuje, lecz ten czas poświęćcie wyłącznie Bogu. Nie wiążcie się ze światem i jego losem, wiążcie się z Bogiem. Dzięki temu, pozostając nieznani nikomu, będziecie silnie oddziaływać na wszystko wokoło.
Czy 23:00 jest odpowiednią porą?
Tak, ale jest to czas na indywidualne spotkanie z Najwyższym, a nie na wspólne uczestnictwo w jakimś ruchu duchowym. Tę sprawę chcę postawić jasno od samego początku. Nie twórzcie żadnych grup i organizacji, każdy z was idzie indywidualną ścieżką i tak niech pozostanie.
Ludzie nabywają siły przez wspólne spotkania i zwrot ku Tobie. Cieszą się, że nie są sami, dzielą się tym, co wiedzą, i pomagają sobie nawzajem.
To prawda, że takie wydarzenia mają miejsce i przynoszą pozytywne skutki, jednak stanowczo zbyt często stają się źródłem plotek i kierowania ku sprawom świata, a to już nie jest dobre. Lepiej pozostać w samotności - ty i Bóg, reszta jest drugorzędna. Miłości nie znajdziesz pośród tłumu.
Tak. Samotność, Miłość i Boskość.
Miałem dziś dość niezwykłą wizję w medytacji. Skupiałem się na Tobie i było cudownie. Nagle, nie wiedzieć skąd, zaczęły napływać obrazy - znalazłem się w wielkiej świątyni, pełnej światła, na środku lśniący złotem ołtarz, z dużym stołem ofiarnym. Zdziwiony tym, co widzę, rozglądałem się wokół i nagle usłyszałem głos "wyraź jedno życzenie, a ono się spełni" i zanim cokolwiek zdołałem wypowiedzieć, z głębi mnie wypłynęła w odpowiedzi myśl: "Chcę zobaczyć Boga". W tej samej chwili na ołtarzu pojawiła się półleżąca postać ludzka - mężczyzna, ale jakby cały ze światła. Zdumiony tym, co widzę, wpatrywałem się w Niego, gdy On usiadł, spuścił nogi ze stołu i zeskoczył w moim kierunku. Gdy tak szedł, bił od Niego potężny blask, jakby był źródłem światła. Zbliżył się na około cztery-pięć kroków, podniósł dłonie i nagle strzelił z nich silny strumień światła w moim kierunku, natychmiast uderzył mnie w głowę i ją napełnił, Scena znikła, a ja zostałem z niezwykłym odczuciem spokoju, lekkości i jasności. Jako efekt uboczny - znikło też zapalenie spojówek, nie poddające się leczeniu od czterech miesięcy, a stosowałem na przemian pięć różnych lekarstw. Co znaczy ta wizja?
Jest ona bardzo jasna, wyraziłeś życzenie i ujrzałeś Mnie. Odpowiedź z wnętrza podpowiedziała ci, o co masz poprosić, na wypadek gdybyś miał zamiar wymyślić coś, co nie da ci tyle błogosławieństw duchowych co bezpośrednie ujrzenie Boskości. Choroba oczu to szczegół. Wizja wskazuje na potrzebę rozwoju widzenia duchowego.
Rynki finansowe i cel zarabiania
Porozmawiajmy o rynku futures.
Tak sobie pomyślałem, że mógłbyś podpowiedzieć mi serię typów, a ja już potrafiłbym je wykorzystać... Które akcje pójdą w dół, które w górę... Startując z niewielkiego kapitału, np. 10 tysięcy, można w ciągu np. dwóch tygodni przekroczyć milion...
Tak, a nawet więcej, ale powiedz mi, po co byłyby ci te pieniądze.
No, nie zastanawiałem się, tak wpadłem na taki pomysł.
Pomysł jest dobry, ale nie do końca. Posiada istotną lukę, którą ci wskazałem. Ludzie mieliby znacznie więcej środków, o ile dokładnie wiedzieliby, jak wykorzystać je na dobry cel. Wtedy, w stosownym czasie, o ile nie ma przeszkód karmicznych, takie podpowiedzi są możliwe.
Kolejne dość rewolucyjne stwierdzenie.
Jeśli wewnątrz jesteś jednością ze Mną, to moc i miłość nie mają granic. I przewidywanie cen akcji, a nawet wpływanie na nie, nie są specjalnym wyczynem. I może ci się to wydać kolejnym rewolucyjnym stwierdzeniem - są ludzie, którzy to robią.
Tak, rzeczywiście dla mnie jest to nowość. Na co wydają tak zarobione pieniądze?
Nie, po prostu nie ma jednej reguły, bo są na różnym poziomie. Jedni wydają dla dobra innych i pieniądze służą im dla działalności charytatywnej, inni wydają na siebie i bliskich, ciesząc się z możliwości łatwego zarobku i już "podejrzewając, że ktoś za tym stoi".
Oczywiście. Poza tym dla wielu ludzi jest to wypłata karmy, mogą się w krótkim czasie dorobić olbrzymich fortun.
Tu karma działa na ich korzyść.
Zdradzę ci pewną tajemnicę.
Przyrzeknij, że nie powiesz nikomu.
Tak, nigdy nie powiem nikomu, ale te zapiski to przecież nie jest mówienie, to jest pisanie! Więc przyrzekam...
Dobrze - wiedz, że karma, niezależnie od tego, co o niej myślicie, zawsze działa na waszą korzyść.
Zawsze, niezależnie od wydarzeń?
Ma ona swój ukryty sens i jest nim...
Tak, masz rację, jest nim zwracanie ku miłości.
Powróćmy na moment do wątku, od którego rozpoczęliśmy rozmowę.
Czy w takim razie zapewnienie Ciebie, że zarobione w ten sposób pieniądze zostaną co do centa przeznaczone na jakiś dobry cel, przybliży czy też może przybliżyć Twoje podpowiedzi?
I tak, i nie, zależy od sytuacji. Nie możesz patrzeć jedynie na wycinek, typu: "dam pieniądze na schronisko dla zwierząt i czekam na wskazówki, a chciałbym zarobić milion dolarów w tydzień". Jeśli żyjesz skromnie, a nagle otrzymasz np. pięć milionów dolarów, i nawet jeśli oddasz je wszystkie na przeznaczony cel, twoje życie już nigdy nie będzie takie samo. Jeśli ktoś się o tym dowie, na przykład z rodziny - resztę dopowiedz sobie sam. Po takim posunięciu będziesz miał jeszcze więcej kłopotów niż przedtem.
Chyba, że się część tych pieniędzy zatrzyma dla siebie.
Na to jest inny paragraf... Przecież Ja widzę wszystkie wasze intencje. Zdziwi cię to, widzę również przyszłość i wiem jak się to skończy nawet w najdrobniejszych szczegółach. Możesz oszukiwać innych, możesz oszukiwać samego siebie. Jedynie Mnie nie oszukasz.
Więc podpowiadasz rzadko.
Nie tak często jakbym chciał i mógł.
To znaczy, że chciałbyś częściej?
Tak. Czy widzisz w tym coś nienaturalnego? Jeśli twoje dziecko nie rozumie, nie potrafi wykonać zadania, bo ono przekracza jego możliwości, to nie czekasz zbyt długo i dajesz wskazówkę albo i rozwiązujesz zadanie sam.
Czy to znaczy, że Ty chcesz nam podpowiadać w różnych sprawach?
Ależ oczywiście, że tak! Nigdzie nie jest napisane, że jestem milczącym i obojętnym Bogiem. Prawda jest taka, że jestem czuły i kochający, a jeśli zwracasz się do Mnie, to Ja otaczam cię specjalną opieką. To jest napisane w każdej z waszych świętych ksiąg.
No tak, jednak jak dotąd nie myślałem, że można tak po prostu skorzystać z Twoich podpowiedzi w sprawach np. gry na giełdzie.
Można, a nawet trzeba, bo Ja po to jestem, żeby wam ułatwiać życie. Wystarczy się o to zwrócić.
W naszej świadomości często pokutuje mniemanie, że "bogaci", finansjera, "spekulanci giełdowi" to "zło" i że ta grupa ludzi jest Ci daleka.
Skąd pomysł? Wielu ludzi z dużymi majątkami jest oddanych Bogu i służy Mi w naturalny sposób. W rzeczywistości wszyscy służycie Mi i stan portfela nie ma tutaj znaczenia. Ja nie odrzucam nikogo, wy sami się samookreślacie, macie moc tworzenia i używacie jej do tworzenia barier. Spojrzenie, że wszyscy "spekulanci" to oszuści, to bardzo duże uproszczenie. Jak wiesz, spekulujący na giełdach kontraktów terminowych redukują ryzyko w normalnej działalności gospodarczej. W tym sensie są więc pożyteczni i potrzebni. A wy coraz sprawniej umiecie oddzielać pożyteczną spekulację od oszukańczej działalności opartej na zmowie i wykorzystywaniu poufnych informacji. A co do szukania winy w "innych" to powiem wam, że jest to zajęcie jałowe. Lepiej ten czas wykorzystać zwracając się do Boga, starając się poznać i spełniać wolę Miłości.
A teraz chcę dodatkowo zapytać o Twój pogląd na pieniądze i cel, jakiemu mają służyć.
Wszystko na tym (i tamtym) świecie służy Miłości, więc dlaczego z nimi miałoby być inaczej? Jest to Mój dar dla was. Kiedyś to odkryjecie. Dziś jeszcze wielu z was uważa, że są one ważniejsze ode Mnie i w wielu umysłach zajmują Moje miejsce. Ale to się zmieni i kiedyś zapanujecie nad materią i pieniędzmi na Moje podobieństwo. Wtedy zrozumiecie, że służą one doniosłemu celowi wyrażania radości i miłości, wyrażania uczuć dzielenia się i oddania.
Pamiętam dzień, gdy dostałem pieniądze do ręki i nagle poczułem, jak napływa radość i Twoja miłość i wtedy powiedziałeś, że pieniądze to dar radości. Byłem kompletnie zaskoczony.
Tak, pieniądze to dar radości i jej służą. Miłość znajduje różne wyrazy dla Siebie. Wy traktujecie materię, pieniądze, nieruchomości jako swoją własność, tymczasem od zawsze należały one do Stwórcy i w taki czy inny sposób są nadal do Jego dyspozycji.
Powiedziałeś, że jesteś zarówno dobrem, jak i złem.
Jestem wszystkim, zarówno tym, co uważacie za dobro, jak i tym, co uważacie za zło. Zrozumiesz to lepiej, jeśli pojmiesz, że jestem zarówno Duchem, jak i Substancją, Twórcą i Tworzywem, więc logicznym jest, że to, co uważacie za dobro i zło, jest Moim przejawem, a w pewien sposób także i waszym. Jestem Całością.
Zaraz, jeśli nie ma dobra i zła, bo wszystko wypływa z Miłości i w Niej znajduje swój koniec, to...
To znaczy, że nasze religie się mylą, to znaczy, że nasza moralność jest fałszywa, podstawy istnienia społecznego, fundamenty myślenia są również błędne.
Tak? To czym mamy się kierować w życiu?
Wasze poglądy moralne, społeczne, naukowe, polityczne i religijne są fałszywe, ponieważ nie opierają się na tym, co jest, a na waszych wyobrażeniach o tym, co jest. Wasza religia zamiast uczyć o jedności Boga i człowieka, nabija wam głowy banalnymi historyjkami o konieczności cierpienia i modlitwy w nadziei na nagrodę w jakimś niebie. Wasza nauka kręci się wkoło aspektów materialnych rzeczywistości, nie rozumiejąc ani nawet nie próbując zrozumieć rzeczywistości duchowej, dla której materialność jest jedynie powłoką. Doktryny społeczne zbudowane na fundamentach nauki i religii są pochodną ich błędów. Jeśli pytasz o to, czym się powinniście kierować w życiu, to dam odpowiedź taką samą jak pięć tysięcy lat temu i taką samą jak za dziesięć tysięcy lat: uczcie się, trwajcie i kierujcie z miłością ku Bogu, a znajdziecie Go, i to będzie kres waszych wątpliwości i początek najcudowniejszej podróży pełnej szczęścia, spokoju i miłości, pełnej dobra i oddania Najwyższym Wartościom.
To bardzo piękne, co mówisz. Mam pytanie: jak zatem patrzeć na to, co nazywamy złem na świecie, na cierpienie innych, wojny i nieszczęścia?
Dobre pytanie. Po pierwsze wiedz, że Bhagavan się tym wszystkim zajmuje i nikt i nic nie pozostaje bez Mojego osobistego nadzoru i opieki. Po drugie wiedz, że śmierć nie jest końcem, a jedynie etapem pośrednim, otwarciem drzwi do znacznie większego i cudowniejszego świata duchowego. Po trzecie, że wszystko, co się wydarza, ma swój głęboki sens i jest jak w kalejdoskopie kolejnym obrazem wyrazu wewnętrznej doskonałości. To, że ludzie cierpią i umierają, jest w dużej mierze zasługą was samych i waszego egoizmu, bo macie siły i środki, aby zapobiec zarówno wojnom, jak i klęskom głodu. Tyle, że tak naprawdę nie jesteście tym zainteresowani. Wolicie bić się między sobą, stąd taki a nie inny obraz życia na Ziemi. Obecny jego stan jest odbiciem waszych umysłów pełnych żądzy walki i zwycięstwa, pożądających bogactwa, sławy i władzy.
Cóż, jeśli my to stworzyliśmy...
Nie tylko w formie fizycznej. Nie zapominaj o waszych skłonnościach mentalnych, które też kształtują atmosferę i wydarzenia na tej planecie.
Jeśli my to stworzyliśmy, to i my możemy to zmienić.
Jak mamy się do tego zabrać?
Powracając do tego, co jest wam właściwe - do zrozumienia pierwotnej jedności was i Mnie, do odkrycia Miłości, Radości i Szczęścia, które są waszą Prawdziwą Naturą, naturą Boską. Ze zrozumienia wypłyną zmiany w każdej ze sfer. Ten proces zacznie się od jednostek i obejmie całe społeczeństwa.
Tak będzie, ale już Moja w tym głowa, co, jak i kiedy się wydarzy. Drogą Moich uczniów jest skupienie umysłu na Mnie i podążanie ku Mnie pośród wszelkich spraw, wydarzeń i przeciwności. Dla kochających Mnie gorąco i prawdziwie nie ma ważniejszej rzeczy niż miłość i oddanie Mnie. W ich umysłach Bóg miłości zajmuje zawsze i pierwsze, i drugie, i trzecie miejsce. Pozostawcie innych Mojej mądrości i Miłości, każdy z nich ma drogę wypisaną w swoim sercu, pozostawcie wydarzenia, sprawy bliskich i dalekich, politykę i sprawy gospodarcze Mnie. Ja wiem, jak się nimi zająć, i nawet jeśli uważacie coś za błąd czy niepomyślny obrót spraw, wiedzcie, że jest w tym głębszy sens i cel. Zwracajcie się w zaufaniu do Mnie, poszukując możliwości służenia Mnie i miłości do Mnie. Jestem Miłością i czekam na was od tysięcy lat. Przybywajcie.
Jak człowiek powinien zwracać się do Boga?
Baba, jak człowiek powinien zwracać się do Boga?
Bóg jest miłością, samą czułą i gorącą miłością do każdego człowieka, zwierzęcia, rośliny... Każdy człowiek ma w Nim przyjaciela, powiernika najskrytszych marzeń i oddanego doradcę. Wyobraź sobie, że masz kogoś takiego obok siebie i życie płynie wam w szczęściu i radości. Wyobraź sobie, że go kochasz i stale myślisz o nim i o tym, jak sprawić mu radość, zrobić miłą niespodziankę, dać wyraz swej miłości. Pomyśl tak o Bogu i myśl tak jak najczęściej, a żywo odczujesz Jego miłość i Jego obecność i wtedy zobaczysz na samym sobie, że ta wskazówka jest czystą prawdą.
Ja jestem Miłością, Radością i Szczęściem i chcę dać tobie i każdemu to, czym sam jestem. Sprowadzam was ku sobie ścieżkami miłości i zamieniam was w siebie samego. Nie mam innego celu niż wasze szczęście, wasza radość i wasze życie w miłości i harmonii z Boskością.
Traktuj Boga jak najbliższego przyjaciela, którego obecność jest dla ciebie źródłem radości, uniesienia i miłości. Obejmij Go i przytul do swego serca jak kogoś prawdziwie dla ciebie najdroższego. I trwaj w miłości. To najwyższy rodzaj medytacji. Miłość przyciąga miłość i ją potęguje.
Przyjdźcie do mnie wszyscy, a ja zamienię wasze życie w raj na Ziemi i zobaczycie, że Królestwo już nadeszło i że zawsze tu było, zawsze, jedynie wy nie byliście w stanie go dostrzec. Królestwo Boga to królestwo miłości, szczęścia i radości. Żyjcie w miłości - to jest droga do Boga.
Cudowne to, co powiedziałeś, kocham Cię za to. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że nie muszę czekać na jakieś wydarzenia w przyszłości, spełnienie planów czy marzeń po to, by być szczęśliwy i zadowolony z życia. Mogę spokojnie uwolnić się od tego i zwrócić ku Tobie, i od Ciebie otrzymam to, czego jeszcze poszukuję na zewnątrz: spełnienie, radość, miłość i szczęście.
Tak, bo Ja tym wszystkim jestem. Przyjdź do Mnie z pustymi rękami, a Ja je napełnię. Przyjdź do Mnie z sercem pełnym miłości, a Ja ją pomnożę. Przynieś Mi myśli skierowane ku Mnie, a Ja odpowiem na każdą z nich. Żyjcie miłością i w miłości. Bóg jest zawsze tuż obok was.
Wydaje mi się, że to, co powiedziałeś, jest najważniejszą częścią tej książki, stanowiąc zarazem wyjaśnienie i wskazówkę do medytacji.
Miłość znajduje sobie drogę do serca każdego człowieka. Możesz ten proces nazwać medytacją. Chodzi zawsze o miłość, tylko o nią. Kochaj i żyj w miłości do Boga, a twoje życie wkrótce stanie się jednością ze Mną.
Kiedy myślę o tym, co powiedziałeś, i zwracam się do Ciebie, wiesz, odchodzi mi ochota na realizację swoich planów, dla przykładu na dalsze pisanie i potem publikację tej książki. Wolę Twoje szczęście i Twoją miłość. Po co robić cokolwiek więcej, najlepiej trwać w Twojej miłości i z Tobą. Baba, ta książka nigdy nie ujrzy światła dziennego.
Nie będę w stanie się zmobilizować, żeby ją dalej pisać.
To Ja wezmę to zadanie na siebie, chcesz?
O tak, to byłoby znakomicie.
Czyli sprawę mamy załatwioną.
Długi czas żywo interesowałem się badaniami naukowymi dotyczącymi parapsychologii. Od wielu lat placówki badawcze zajmujące się tymi tematami istnieją w USA, miedzy innymi na Princeton University (Princeton Engineering Anomalies Research), i pamiętam, że długi czas otrzymywałem stamtąd interesujące publikacje. Był nawet okres, że zastanawiałem się nad stażem post - doktoranckim, bo zainteresowania zawodowe i prywatne, a także profil i metodologia badań bardzo mi odpowiadały.
Pewnego dnia usiadłem w medytacji i poprosiłem Ciebie o podpowiedź, co dalej z Princeton. Po chwili zobaczyłem, że stoję przed drzwiami, otworzyłem je, a za nimi przejście zastawione po sam sufit segregatorami i dokumentami, papierami powiązanymi w teczki, leżącymi luźno.
Nic z tych badań nie wynika.
Dla ciebie z pewnością nie, byłaby to błędna droga.
Tak to zrozumiałem. Późniejsze kontakty z samymi ludźmi z Princeton i powiązanymi z nimi z licznych placówek naukowych w Europie tylko to wrażenie potwierdziły. Przy okazji chciałbym Cię zapytać o Twój stosunek do nauki.
Mój stosunek do nauki wynika ze stosunku ludzi nauki do Mnie. O ile zwracają się do Mnie i poszukują Moich dróg, o tyle ich praca spotyka się z Moim wsparciem i błogosławieństwem.
A co np. z badaniami genetycznymi, teraz tak bardzo kontrowersyjnymi. Niektórzy twierdzą, że mogą zachwiać równowagą życia na Ziemi?
To przesadzony pogląd. Broń jądrowa, jaką posiadają mocarstwa atomowe, może nie tylko zachwiać równowagą, ale w ogóle zniszczyć wszelkie życie na tej planecie. Pytanie nie brzmi zatem czy badać, ale jak wykorzystać wyniki. Sama nauka jest jedynie małym fragmentem działalności ludzkiej na Ziemi, wiele, bardzo wiele zjawisk i praw czeka jeszcze na odkrycie. Postęp techniczny i technologiczny przyspiesza i ten proces będzie trwał nadal, ale i tak ważne jest coś innego.
Abyście wreszcie znaleźli miłość i nauczyli się kierować nią w życiu, wtedy cała reszta problemów rozwiąże się sama. Jeśli znajdziecie Źródło, to nie będziecie musieli już szukać niczego więcej. Ono zajmie się wszystkim, i postępem naukowym, i sprawami społecznymi, i gospodarczymi. W najbliższym czasie zostanie wynalezionych jeszcze bardzo wiele rzeczy.
Czy również technologie, jakimi posługują się mieszkańcy Kosmosu, przemieszczając się pomiędzy planetami w odległych układach?
Nie, ten obszar na razie pozostaje zamknięty.
A czy kiedyś będzie dla nas dostępny?
Czy mogę wiedzieć dlaczego?
Czy jednym z powodów jest pośrednia możliwość przewidywania na tej podstawie losu ludzkości, np. na najbliższe pięćdziesiąt lat?
Odpowiedziałbym ci, ale nie jest to do niczego potrzebne. To, czy ludzkość będzie latała samolotami, czy lewitowała pomiędzy Paryżem a Nowym Jorkiem we własnych fotelach, nie ma żadnego znaczenia wobec tego, co ma prawdziwe znaczenie. Nawet twoje pytania usiłujące wyciągnąć ode Mnie pośrednio odpowiedź na temat przyszłości rodzaju ludzkiego są także oparte na błędnej zasadzie. Uważasz, że przetrwanie ludzkości w formie biologicznej jest wartością samą w sobie.
Samą w sobie nie. Już ci kiedyś mówiłem, że ludzie duchowi nie są przywiązani do życia w formie fizycznej. Wiedzą, że jest ona jedynie przejściowa. Boska Miłość jest ponad życiem i śmiercią. Jej warto szukać i ku Niej się zwracać, reszta to teatralna scenografia.
Jednak jesteśmy do niej dość przywiązani.
Dlatego, że nie znacie i nie doświadczacie prawdziwej wartości, jaką jest Boska Miłość. Porzućcie więzy i zwróćcie się ku Bogu. Świat, społeczeństwo, kultura i religie usiłują was od tysiącleci przekonać o konieczności swego istnienia i wartości, jaką rzekomo wnoszą w wasze życie. Tymczasem nie są warte więcej niż zeschłe liście jesienią.
Kolejne rewolucyjne stwierdzenie.
Jeśli jesteś w kinie i oglądasz skarby na ekranie, możesz utożsamić się z bohaterem, przeżywać przygody i uważać za konieczne walkę o posiadanie klejnotów, ale kiedy seans się kończy, wraz z nim znika iluzja. Życie to jest kino, śmierć jest końcem seansu. Pytasz Mnie, czy główni bohaterowie filmu będą żyć dalej, a Ja ci odpowiadam, że film jest filmem, klejnoty są nieprawdziwe, a seans wkrótce się skończy. Po co się wiązać ze scenariuszem?
Pytasz mnie o znaczenie nauki i nowych odkryć. Nawet jeśli będziecie lewitować w fotelach, nie będzie to miało żadnego znaczenia ani wpływu na rzeczywistość. Po prostu będzie to inny film. Jednak dobrze abyście wiedzieli, że już w trakcie seansu możecie się obudzić i przestać utożsamiać z bohaterami oraz reagować na wydarzenia. Znajdziecie dzięki temu odpowiedź na pytanie, kim naprawdę jesteście, a nie, jakie będzie zakończenie filmu, to odebrałoby cały sens seansowi.
Pytałeś Mnie wcześniej o giełdę, akcje, kontrakty. Można tak napisać scenariusz, że wydarzy się wiele, wydawałoby się, niezwykłych rzeczy. Ludzie będą przewidywać przyszłość, a nawet na nią wpływać... Zyskają majątki, sławę, znaczenie - tyle że w filmie... Jednak prawdziwymi odkrywcami będą ci, którzy obudzą się podczas seansu i zrozumieją jego sens.
Nie wiem, co mam myśleć. To, co mówisz, jest tak proste, a jednocześnie dość szokujące dla mnie.
Radość, miłość i szczęście - to są trzy motywy przewodnie przedstawienia, a finał zawiera je w sobie. Warto się bawić, cieszyć, śmiać, bo okazja uczestniczenia na żywo w takim świetnym przedstawieniu nie zdarza się często.... Uśmiechnij się, jesteś w ukrytej kamerze! Wielki Brat patrzy!
Przez cały czas! Towarzyszy wam wiele istot duchowych. Pomagają wam, kształtują rzeczywistość, wpływając na was i na bieg wydarzeń.
Bo to jest prawda. Masz poza tym możliwość spojrzenia Reżyserowi w scenariusz, ale nie korzystasz z tego.
A tak, kiedyś Cię prosiłem, abyś zablokował te zdolności, bo one nie służą rozwojowi duchowemu.
Na pewnym etapie nie służą, na innym wprost przeciwnie. Tyle, że należy mieć świadomość, że są one częścią prawdziwej rzeczywistości - tego że bardziej jesteś widzem w kinie niż uczestnikiem wydarzeń na ekranie. Mogę wprowadzić taki wątek w akcję. Ona tylko na tym skorzysta.
Tak mówisz o tych sprawach, że czuję się jak dziecko przed gwiazdką. Zauważyłem, że ostatnimi czasy czuję się tak coraz częściej. To fantastyczne uczucie i dziękuję Ci za nie.
Czy ta część naszej rozmowy powinna wejść do całości tekstu?
Tak, już chyba rozumiem, odpowiedź na to pytanie jest zadaniem dla mnie. Zastanówmy się, czy będzie ona służyła miłości, czy nie?
O, to jest dobre pytanie!
Od wielu lat, odkąd pamiętam, mam silny nakaz, żeby dzielić się tym, co jest wartościowe. Doświadczać i dzielić się - z tego składało się moje życie, a raczej z tego składała się moja rola, bo moim życiem jesteś Ty.
Dobrze powiedziane i ma sens.
Ta część może wejść do całości, wyjaśnia rolę zjawisk nadzmysłowych w całości rozwoju i chociaż są one raczej niebezpieczne w początkowych etapach drogi, na kolejnych mogą okazać się pomocne, a nawet niezbędne do postępu.
Niech zatem ta część zostanie w tekście.
Pochwalam twoją decyzję. Ludzie mają prawo wiedzieć.
Czy jest jakiś specjalny sposób, aby zajrzeć Ci przez ramie i rzucić okiem na scenariusz wydarzeń?
Tak, oczywiście. Zbliż się do mnie, obejmij i możesz patrzeć na co ci się spodoba.
Chodziło mi o medytację lub jakieś specjalne ćwiczenie.
Jeszcze nie dotarło do ciebie, że ludzie ćwiczą, a Ja uruchamiam wszelkie zdolności? Tylko tak to działa.
Rzeczywiście, nie pomyślałem o tym.
Miłość otwiera wszystkie drzwi. Miłość otwiera wszystkie drzwi. Miłość otwiera wszystkie drzwi. Kochajcie Mnie.
Przewidywanie przyszłości...
Porozmawiajmy przez chwilę o przewidywaniu przyszłości. Od pewnego czasu, mniej więcej pół roku, dosyć wyraźnie obserwuję coś na kształt przychodzących wskazówek czy też sygnałów łączących teraźniejszość z przyszłością. Przychodzi mi do głowy np. jakieś zdanie - np. oryginalne powiedzenie. Dwa dni później idę do fryzjera, oczekuję na swoją kolejkę, biorę do ręki magazyn, otwieram go - i proszę - znajduję tam moje śmieszne zdanie. Jest tego dosyć sporo, szczególnie jeśli idzie o nowe myśli - pojawiają się na długo przedtem, zanim usłyszę je w telewizji lub jadąc taksówką. Do tej pory nie zwracałem na to specjalnej uwagi, aż do dziś, do teraz. Z tych obserwacji wynika, że wszystko jest z góry przygotowane, każdy dzień, a nawet każda myśl. I ten świat tak właśnie się toczy, gramy w nim swoje role. Czy to jest prawda? Każde wydarzenie, każda myśl bez wyjątku?
Tak. Wszystkie wydarzenia są wcześniej starannie aranżowane.
Nie ma wiec tak zwanej wolnej woli, wszystkie myśli są zdeterminowane.
Nie ma indywidualności, tylko ich pozory, ktoś inny pociąga za sznurki?
Wszystko, absolutnie wszystko jest z góry wiadome i zaplanowane?
Dlaczego o tym nie wiemy?
Wielu wie, inni przeczuwają.
Nie ma przypadków, chaosu cząsteczek tworzących losowe wyniki?
Kto wykonuje tak gigantyczną pracę?
Zewnętrznie o tym nie wiedząc.
Wciąż nie jestem w stanie złapać sensu. Jaki jest sens tego wszystkiego, tej gry?
Wyrażanie miłości to jedyny sens. Tworzenie i niszczenie. Boska zabawa o wielkim znaczeniu.
Jak to się dzieje, że tak powiem, od strony technicznej?
Istoty wyższe czuwają nad wszystkim, przygotowują dzień każdego z was. To, co was spotka, jakie myśli będą wam towarzyszyć, jakie odczucia, słowem - wszystko.
Tych istot musi być setki.
Tysiące istot ma wpływ na was.
One tworzą tę rzeczywistość?
Posiadają władzę nad materią i energią.
Jak wybierają, co jest akurat w danej chwili potrzebne? Jak układają nam dzień?
Spotykają się i wymieniają myśli. Nad całością czuwa jeden Mistrz, on zatwierdza ostateczny scenariusz, pytając Mnie.
Czyli można powiedzieć, że my tu na Ziemi nie jesteśmy samodzielnymi jednostkami?
A jednak mamy swoje myślenie.
Nie należy do was, jest spreparowane.
To dość koszmarne, co mówisz.
Raczej realne i jest w tym masę cudów i piękna.
Dla nas to ograniczenie wolności.
Tylko pozorne, bo cieleśnie nie znacie prawdziwej wolności, nie znacie nic innego, więc wam ten stan rzeczy nie przeszkadza. Oczywiście wszystkie odczucia też są poddawane wcześniej.
Czyli czytelnik tej książki ma z góry określone reakcje na tę treść?
I nie może zareagować inaczej?
Nie może. Aktor gra ściśle według tekstu i wskazówek reżysera.
Totalna wolność, miłość i szczęście. Możesz nie martwić się niczym, wiedząc, że Ja zadbam o wszystko. Możesz dzięki Moim słowom odkryć sens tego, co dzieje się wokół. To wielki dar duchowy.
Ale przecież według Ciebie i tak nic mi to nie da - określicie z góry moje reakcje. Boże, to chyba jakieś szaleństwo...
Witaj w realnym świecie...
Śmiejesz się ze mnie. Zaraz, spróbujmy to jakoś wszystko zebrać. Pomożesz mi?
Dowiaduję się, że jesteśmy niby kukiełki w Twoim przedstawieniu.
I że nasze wszelkie reakcje są z góry zaplanowane i przewidziane.
Tak jest, to jest zgodne z prawdą.
I że moje reakcje na to, co przeczytałem, są też z góry określone.
I nie mogą być inne niż są.
To jest przecież logiczne, nie?
Ale zostały wcześniej przygotowane.
Tak i w stosownym momencie się ujawniają.
Jeśli tak jest, to po co to wszystko, ten cały trud i wysiłek?
Dla miłości i radości, które w ten sposób się wyrażają. Dla Boga, który w ten sposób przejawia Siebie przez wszechświat. Dla Miłości, która w ten sposób wyraża Samą Siebie.
Jednak dość trudno mi to zrozumieć.
Zrozumienie przyjdzie z czasem, z kolejnymi doświadczeniami.
Jednak to wszystko jest dosyć dziwne.
Nie, tylko się takie wydaje.
Przed chwilą powiedziałeś, że odczucia pochodzą od Ciebie i są przygotowane, w tym odczucie "dziwności".
Tak, dowiadujesz się teoretycznie nowych rzeczy, więc taka reakcja jest naturalna, prawda? Teraz zadaj sobie pytanie: dlaczego ona jest naturalna i co w ogóle znaczy słowo 'naturalny'.
No, że zdarza się zawsze w podobnej sytuacji, jest typową reakcją psychiki.
W porządku, ale dlaczego ta reakcja wygląda tak a nie inaczej? Dlaczego nie następuje dla przykładu wybuch śmiechu albo płaczu?
Bo one zdarzają się kiedy indziej.
Nie, popatrz - odpowiadasz Mi na pytanie, kiedy zdarzają się inne reakcje, które opisałem, a nie dlaczego zdziwienie towarzyszy poznawaniu rzeczy nowych.
Zdziwienie towarzyszy poznawaniu nowych rzeczy - bo tak po prostu jest.
Zgoda, ale teraz odpowiedz: dlaczego tak jest?
Chyba rozumiem. Ktoś to musiał tak zestawić, żeby było tak a nie inaczej.
Łapiesz o co chodzi. Ktoś przygotował taki mechanizm, połączył przyczyny ze skutkami, stworzył prawa i zasady. Stworzył łączność pomiędzy nowymi treściami a zdziwieniem, dlatego jest to powszechne, a wy nazywacie ten stan naturalnym. Uznajecie za naturalne to, co wydarza się często i dotyczy dużej grupy z was.
Ten zakres odczuć i pojęć jest również stworzony?
Oczywiście, że tak, tak po prostu z niczego.
Czyli gdzieś, np. na innych planetach, mogą żyć istoty z zupełnie innymi reakcjami psychiki, a nawet jej wcale nie posiadające.
Czyli wszystko, co widać wokół, zostało takim a nie innym stworzone, z naszymi reakcjami włącznie.
Nie ma w tym nic niezwykłego.
To wszystko jest nadzwyczajne, kiedy pomyślę, ile pracy wymagało stworzenie świata i nadal wymaga jego utrzymanie, jestem po prostu zdumiony.
Zajmuję się tym od wielu lat. To Moja praca.
Jaki jest cel tego, że mówisz mi to wszystko?
Już czas, abyś ty i inni dowiedzieli się, jak wygląda rzeczywistość.
Tak, ci, którzy mają tak powiedzieć. Czy to ci przeszkadza?
Nie, właściwie to nie, skoro Ty będziesz sprawcą tych wydarzeń to nie przeszkadza mi wcale. Przygotujesz to?
W wielu krajach kąpiele błotne są uważane za lecznicze...
Taką masz karmę, nic na to nie poradzimy, gramy według ustalonych wcześniej reguł. Ja tu jestem bezsilny...
Ciągle wyśmiewasz się ze mnie.
Nie, w najmniejszym nawet stopniu. Jest to wyjątkowo miłe i słodkie uczucie.
To dopiero mały przedsmak tego, Kim Jestem.
Nie mogę się doczekać, aż poznam Ciebie bliżej lub głębiej.
Więcej medytacji, więcej miłości, więcej skupienia się na Mnie, a efekt tych działań zaraz stanie się widoczny.
Uniesienia, które stale będzie ci towarzyszyć wraz z Moją bliskością.
No to biorę się do pracy!
Masz na nią Moje błogosławieństwo i niech stale ci już towarzyszy.
Dziękuję, mój ukochany Boże.
Cała przyjemność po Mojej stronie. Niech Miłość wzrasta i potężnieje z każdym dniem.
Więc wszystko jest i tak Twoim działaniem?
Masz jeszcze wątpliwości?
One polegają na tym, że rozumiem intelektualnie, co mówisz do mnie, natomiast nie potrafię pojąć tego w normalnym życiu.
Daj sobie czas, nie wszystko na raz. Nowe światło wnika powoli, rozjaśnia krajobraz i zastępuje stare widzenie. Czas pokaże ci więcej, znacznie więcej.
Skoro mechanizm wydarzeń i towarzyszących im reakcji jest z góry ustalany to wynika stąd, że można go zmienić. Zamiast jednych reakcji wprowadzić inne.
Do pewnego stopnia tak, ale ze starego samochodu nie wyciśniesz tego, co z nowego Ferrari.
Tak na marginesie, jest to wszystko dość dziwne.
Jest dziwne, bo musi być dziwne, tak zostało ustawione, już to przerobiliśmy.
Jakoś jednak nie mogę tego wszystkiego przetrawić, za wiele na raz.
Po prostu poczekaj, aż się "samo ułoży".
Odpowiedz mi jeszcze, po co to wszystko, po co tyle zachodu, ten wielki wysiłek, tyle starań? Nie prościej byłoby żyć tylko po stronie duchowej, bez takich obciążeń materią?
Pytasz mnie o powód stworzenia materialnego wszechświata?
Ale znasz tylko jego maleńką, maleńką cząstkę. Kiedyś doznałeś innej, na Wedze - pamiętasz?
Masz odpowiedź. Kiedyś zobaczysz znacznie więcej, dziś przyjmij na wiarę to, co powiem: Było warto.
Na koniec jeszcze jedno, ostatnie pytanie.
Na pewno nie będzie ostatnie.
Tak, tak. Mówiliśmy o naszej psychice, a jak wygląda Twoja?
Ja nie posiadam tego, co nazywacie psychiką. Jestem samą Miłością. Na wszystko, co się "wydarza", Moją "reakcją" jest miłość. Nic innego. Miłość ma wiele aspektów i "wydarzenia" pozwalają się im przejawić.
Mam z powodu naszej rozmowy mętlik w głowie.
To minie, daj sobie czas, kiedyś wrócimy do tego wątku.
Jeszcze jedno, jak daleko w przyszłość wybiegają Twoje plany?
Przyszłość to tylko twoja myśl.
Powtórzę: przyszłość to tylko twoja myśl.
Czy mam rozumieć, że dla Ciebie nie ma przeszłości ani przyszłości?
Tak, dla Mnie nie ma, Ja im nie podlegam, Ja je tworzę.
Jako ciała i procesy - tak; jako cząstki Mnie - nie.
Wyobraź sobie czas jako oś biegnącą wzdłuż okręgu. Ja jestem jego centrum.
Czyli teoretycznie moglibyśmy przenieść się w inne miejsce czasoprzestrzeni?
To naruszałoby zasadę przyczynowości. Cofnąłbym się wstecz i zabił własnego dziadka.
Co za pomysł? Masz ochotę dzisiaj kogoś zabić?
Nie, oczywiście, że nie. Ten przykład wskazuje na konsekwencje, jakie może wywołać podróż w czasie. Dziadek by nie żył i ja bym się nie narodził, a więc nie mógłbym go zabić.
Myślisz, że nie wziąłbym tego pod uwagę?
No tak, właśnie, zapomniałem, z kim rozmawiam.
Mnie nie obowiązują wasze zasady. Ja je tworzę i sprawiam, że możecie je poznać. Na marginesie tego tematu dodam, że o czasoprzestrzeni wiecie jeszcze bardzo niewiele.
Jak dla Ciebie wygląda czas?
Dla Mnie - wszystkie wasze chwile istnieją jednocześnie. Jakbym stał w centrum i spoglądał na czas, po prawej mamy przyszłość, po lewej przeszłość. Wszystko jednocześnie.
Kim dla ciebie jestem ja?
Czy jako Twoja cząstka "poruszam się" po tej osi, "ożywiając" po kolei wszystkie chwile swego materialnego życia, czy jest inaczej?
Jest inaczej. Dla ciebie, podobnie jak i dla Mnie, nie ma ograniczenia czasu i przestrzeni. Wszechświat jest jak kolejka na torach. Bawimy się wszyscy razem. Jest bardzo ładna i duża, więc frajda jest nieziemska.
Tak po prostu jest. Życie jest cudowną zabawą, pełną miłości, radości i nie wyrażalnego piękna.
Dzisiejsza rozmowa jest jedną z najdziwniejszych, jakie kiedykolwiek prowadziłem z Tobą. Stale mnie zaskakujesz.
Jestem jak dla was dość złożony, mam dość dużo aspektów. Nic dziwnego, że któryś kolejny nie pasuje do poprzednich wyobrażeń, jest to bardziej normą niż wyjątkiem.
Ty znasz więc przyszłość.
Tak, bo Ja ją stworzyłem.
Dla Mnie tak. Czas i przestrzeń są już gotowe w całości.
Czy jakieś detale wymagają uzupełnienia?
A dla stworzeń, Mistrzów?
Dla Mistrzów tak, oni też się uczą.
Pomimo, że są już świadomi jedności z Tobą?
Tak. Nie zmieścisz oceanu w butelce.
Mistrzowie mają więc swoje ograniczenia?
Są tacy, którzy nie mają?
To Ja przejawiający się w ciele jako Awatar. Jednocześnie Stwórca i stworzenie.
Tak, jak Ja jestem jeden.
Czyli masz wiele ciał, przez które przejawiasz się jako Awatar we wszechświecie?
W tej chwili około dwóch.
Jeden to Sathya Sai Baba, a drugi to Ja Sam jako Żywy Wszechświat.
Tak, bo przyzwyczaiłeś się do myślenia o Mistrzu jako o człowieku w ludzkim ciele. Wszechświat jest Moim żywym ciałem. Wyrażam w ten sposób Samego Siebie, dając miliardom miliardów istnień miejsce do życia i miłości.
Alfa i Omega, Początek i Koniec. Jednocześnie. Możesz to sobie wyobrazić?
Nie, nie można zmieścić oceanu w butelce.
To, co my nazywamy wszechświatem, dla Ciebie jest zaledwie jednym mgnieniem na nieskończonej drodze.
Tak, wasze pojęcia czasu i przestrzeni są bardzo ułomne. Na razie takie są. Nie jesteście w stanie sięgnąć poza świat materialny, a dopiero przekroczenie granicy energii pozwoli wam sięgnąć głębiej i co nieco zrozumieć.
W waszym "kiedyś", w Moim "teraz".
Dla Ciebie nie ma ograniczeń, możesz uczynić dowolną rzecz.
Nie mogę zniszczyć Siebie. Nie mam tej możliwości.
Więc są jakieś ograniczenia.
Tak, jestem Miłością i nie mogę zmienić własnej natury. Miłość to Istota Boga.
Czy w takim razie pytanie o możliwość zmiany Twojej Istoty ma sens?
W Twoim świecie ma, a w Moim nie.
Skąd Ty się wziąłeś? Czy miałeś początek?
Nie, nie miałem początku, po prostu tu jestem.
Od początku czasów i po ich kres.
Tak, z małą poprawką - to Ja stworzyłem czas. Ja tu jestem cały wasz czas, Ja tu mieszkam.
Wiesz, jest to jednak najdziwniejsza rozmowa, jaką prowadziłem w życiu. Ty też jesteś dziwny.
Jak na Boga chciałeś powiedzieć?
Noooo... właściwie to tak.
Czyli kiedyś wyglądałem na bardziej normalnego Boga niż dziś?
Powiedzmy, że takie robiłeś wrażenie.
Czas rozstać się z kolejną etykietką. Co było, a nie jest...
...nie pisze się w rejestr. Jesteś pełen niespodzianek.
Niespodzianka to Moje drugie imię.
Ta rozmowa przypomina mi dialog z nowojorczykiem. Replika za repliką.
Tak trzeba na dziś. Przyjęliśmy taką konwencję. Ona jest bardziej wyznaczona przez ciebie niż przeze Mnie.
Lubisz żywą wymianę zdań, daje ci ona napęd do myślenia. Ja się dostosowuję. Ty z kolei podążasz za Mną i nie wiadomo, o czym będziemy dyskutowali za chwilę. Ten dialog jest pełen nieoczekiwanych dygresji, zwrotów i niespodzianek.
Dzięki naszej rozmowie stajesz się bardziej elastyczny i odbierasz Mnie coraz lepiej.
Dziękuję Ci bardzo za te wszystkie odpowiedzi, za wszystko, co dla mnie zrobiłeś i robisz.
W porządku, wszystko zostaje w rodzinie.
Powracając na chwilę do naszej rozmowy o przyszłości rodzaju ludzkiego. Mówiłeś, że lubisz określać to, co się dzieje, słowem komedia. Komedia nie może skończyć się źle, jest więc w tym jakaś nadzieja dla nas.
Żadne zakończenie nie jest złe mój przyjacielu.
Miłość jest Twoją Istotą.
Fascynuje mnie to zdanie.
Jeśli myślisz o sobie - jak myślisz?
Ja w ogóle bardzo rzadko myślę o sobie, praktycznie wcale, może raz na miliard waszych lat.
W jakich okolicznościach, jeśli można zapytać?
Można zapytać, ale otrzymanie odpowiedzi nie gwarantuje jej zrozumienia.
Jestem ciekaw, kiedy myślisz o sobie.
Wtedy, gdy podejmuję kolejną decyzję o wstępowaniu w Siebie.
To rzeczywiście niewiele mi mówi.
A widzisz. To dlatego, że trochę się różnimy poziomami.
Twój mózg jest wielkości gromady galaktyk.
Nie, Ja w ogóle nie potrzebuję mózgu do myślenia. Ty zresztą też nie.
Czym jest wstępowanie w Siebie?
Jak by to powiedzieć... Jest to przejawianie się na nowo, badanie siebie i wyrażanie tego, co w międzyczasie się pojawiło.
Czy Ty jesteś zmienny, to znaczy czy się zmieniasz, czy jesteś stały?
Jam jest, który Jest. Jeśli kiedyś zrozumiesz, co chciałem wyrazić przez to zdanie, będziesz mógł dostrzec sens Mnie. Jestem i stały, i zmienny, i jeszcze czymś poza tym. Nie jesteś w stanie uchwycić Mnie twoimi wyobrażeniami. Twój aparat pojęciowy ukształtowany przez świat materii i jego przemiany nie nadaje się do ujęcia Mojego modelu istnienia. Nie ma w nim ani takich pojęć, ani wyobrażeń, ani myśli zdolnych udźwignąć choć cząstkę zrozumienia Mnie. Dlatego jest to w większości wypadków wysiłek bezcelowy. Dla was miłość jest drogą, nie próby zrozumienia. Miłość przyciąga miłość i tak powoli to, co ludzkie, stapia się z tym, co Boskie. To jest droga dla ludzi, wysiłek umysłu jest w tym kontekście bezowocny, a nawet zabawny.
Nie możesz zmienić swojej istoty.
Tak, poza miłością nie ma tu nic.
Czy również umiesz stworzyć nicość?
Masz cudowne poczucie humoru. A jeśli byś chciał się zmienić?
Nie mógłbym, miłość potęguje miłość i tak bez końca. Jak się raz zacznie, to nie da rady skończyć.
Nic, po prostu wysłuchaj, co Ja chcę powiedzieć. Nie jestem w stanie naruszyć Mojej Istoty.
Czy jest ktoś lub coś ponad Tobą?
Te pojęcia nie mają sensu w Moim świecie. Nie ma nic ponad i poza Miłością. Jest ona Esencją Wszechświata i Jego Stwórcą i nie ma nic ponad Nią, żadnej innej substancji, cechy i Znaczenia. Jest Ona Najwyższym ze Znaczeń, Najgłębszym i najbardziej przejmującym. Wyraża Siebie poprzez ten wszechświat i nadaje mu Sens.
Zaskakująco dla mnie weszliśmy na tematy metafizyczne.
Jednak my, żyjąc tu na Ziemi, jesteśmy oddaleni od Esencji, o której mówisz.
Nie jesteście oddaleni, żyjecie i poruszacie się w Niej.
Dlaczego zatem nie postrzegamy Jej bezpośrednio?
Z pewnością odpowiedź powinna być mniej więcej taka: "Bo tak ma być".
Zaraz się dowiesz, jeśli odpowiesz sobie na następujące pytanie: co jest celem życia, gromadzenie wiedzy czy zjednoczenie z Bogiem w miłości?
Z pewnością zjednoczenie. Chcesz przez to pokazać...
...że gromadzenie wiedzy dla niej samej, albo tylko sam brak kontroli nad tym procesem, nie doprowadzi cię do celu. Wiedza nie jest ważna, ważna jest miłość do Boga. Przypomnij sobie chwile bezpośredniego postrzegania Esencji.
O tak, było cudownie, to są doświadczenia nieopisywalne ludzkim językiem.
Co przeszkadzało w bezpośredniej percepcji?
Jakieś powłoki energetyczne związane z ciałem, odczuwałem je bardzo wyraźnie, kiedy się unosiły i kiedy powracały.
I oto jest odpowiedź płynąca z doświadczenia. Nie postrzegacie Jej, ponieważ jesteście otoczeni szczelnym płaszczem energii powiązanych z materią.
Po co miałbym to robić, skoro większość ludzi tego nie chce?
Tak, ale to Ty odpowiadasz za to, czego ludzie chcą, a czego nie.
Stąd wynika, że świat jest, jaki jest, ponieważ Ty chcesz go takim widzieć i masz w tym swój cel.
Stąd dalej wynika, że taki stan umysłów i serc ludzkich służy Tobie do jakiegoś celu.
Stąd wynika, że nie postrzegamy Esencji, ponieważ Ty tego sobie nie życzysz.
Tak, z małym zastrzeżeniem.
Jeśli tego chcecie - usuwam je.
Gdy podążacie drogą duchową we właściwym kierunku.
Co w ostatecznym sensie też zależy od Ciebie.
Zarówno rozumiem to, co mówisz, jak i nie rozumiem.
To słuszne podejście. Zrozumiesz, jeśli przestaniesz spoglądać z dwóch punktów widzenia na raz. Z jednej strony patrzysz jako człowiek z całym bagażem kultury i "uspołecznienia", z drugiej strony rozumiesz, że w prawdziwym świecie, Boskim, nie ma wolnej woli i wszystko, co się wydarza, jest w absolutnym sensie określone z góry. Innymi słowy - przyszłość już się wydarzyła, czeka jedynie na swoją kolej.
To znaczy, że ja mam wybrać?
Tak, albo jedno spojrzenie, albo drugie - z pełnią konsekwencji, jakie ze sobą niosą.
Jestem bardzo przyzwyczajony do ziemskiego sposobu myślenia.
Teraz możesz wybrać - świat Boga albo świat ludzi. Bóg rozumie świat ludzi, ale świat ludzki nie jest w stanie zrozumieć Boga. Które widzenie jest pełniejsze?
Oczywiście Twoje, bez dwóch zdań.
Możesz wybrać, a Ja dostosuję akcję do Twego wyboru.
Czyli już dostosowałeś, jak znam życie.
Wybór jest dokonany i wszelkie jego konsekwencje już się "wydarzyły" w przyszłości.
Aż do samej mojej śmierci.
Czyli moja decyzja jest formalnością?
Zależy, z jakiej pozycji patrzysz. Z ludzkiej nie, z Boskiej tak. Decyzja już jest podjęta.
Skoro tak, to może nie ma sensu, abym się wysilał, lecz może po prostu zapytam Ciebie: jak ona brzmi?
Możesz tak zrobić i Ja ci odpowiem.
To chyba najlepsze wyjście, więc chciałbym Cię zapytać: jaka jest moja decyzja?
Moja decyzja jest taka - wybieram dla ciebie Boski świat.
Tak, dziękuję, dałeś mi do zrozumienia, że nie jest to moja decyzja, lecz Twoja.
Tak, ponieważ taka jest prawda skryta za kulisami Rzeczywistości.
Jak dawno temu było wiadomo, jaką decyzje dziś podejmę?
Według twojego czasu czy Mojego?
Jeśli nie jest to jakaś trudność, chciałbym usłyszeć obie odpowiedzi.
Według Mojego - zawsze, według twojego jakieś pięć milionów lat.
To mnie jeszcze wtedy nie było na świecie.
Dla Mnie to jakby było wczoraj.
Nigdy nie jesteś poważny.
Jednak czasem ludzie odbierają Ciebie jako takiego.
Czy również nasza rozmowa jest wcześniej przygotowana?
Czyli nie ma w tym jakiegoś mojego, samodzielnego wkładu?
Nie. Powiem nawet więcej - w Moim świecie, czyli żeby nie było wątpliwości, w rzeczywistości - ciebie też nie ma.
Z kim w takim razie rozmawiasz?
Ze Sobą i w ten sposób wyrażam Siebie.
Jestem tylko Ja, nie istnieją żadni czytelnicy. Miłość jest wszystkim, istnieje tylko Miłość.
Który świat jest prawdziwy, nasz czy Twój?
Wasz jest stworzony tak, aby się wydawało, że jest realny. A wy wszyscy działacie tak, jakby było to prawdą.
Jakoś specjalnie nie mogę dostrzec w tym sensu.
Bo jeszcze w pełni nie poznałeś Mnie i siebie.
Różnica pomiędzy nami polega na widzeniu?
Nie, na tym, że Ja Jestem, a ty nie.
Ładnie, czyli mnie nie ma.
No cóż, to się nie mieści w głowie.
Możemy nadal drążyć temat?
Naturalnie, nawet przez całą wieczność.
Nasz świat wygląda tak jak wygląda, ponieważ tak został zaprojektowany. Wydaje nam się, że jesteśmy samodzielnymi jednostkami i wszystko nas w tym utwierdza, ponieważ tak to zostało przygotowane wcześniej.
Z grubsza tak. Czasem tylko niby przez wąską szczelinę wpadnie do waszego świata promień światła. Książka, natchnienie, sen, rozmowa, chwila przebłysku Jaźni, przeczucie wydarzeń przyszłych i odległych. One sprawiają, że zaczynacie poszukiwać i badać, niektórzy zaczynają rozumieć, że świat, który widzą, nie jest wszystkim, a to, czego nie widzą, w zagadkowy sposób splata się ze znaną im rzeczywistością, tworząc nową rzeczywistość.
Mówimy teraz jak doprowadzić do rozszerzenia naszego widzenia na Twoją rzeczywistość.
Tak. Można ten proces przyspieszyć, przyjmując dwie prawdy: fakt, że nie macie wolnej woli i wszystko jest z góry zdeterminowane, oraz drugi fakt, że miłość i oddanie się Bogu prowadzą do przebudzenia ku rzeczywistości.
W jaki sposób te prawdy mogą wpłynąć na nasze życie?
Pierwsza doprowadzi was do zrozumienia, że nie macie żadnego wpływu na bieg wydarzeń i że jedyne, co powinniście uczynić, to zwracać się z miłością ku Mnie, abym Ja kierował waszym postępowaniem. Dzięki temu po pewnym czasie wasze życie stanie się znacznie łatwiejsze, a z was spadnie odpowiedzialność za wszelkie wydarzenia.
Tak jakby Ty wszystko weźmiesz na Siebie.
Tak, a wy w pełni uświadomicie sobie, że zawsze, powtarzam, zawsze tak było, jest i będzie.
Czyli że my jako my nie mamy żadnej możliwości manewru.
Jedynie znaleźć Miłość i żyć w Niej, reszta jest prosta.
Wszystko jest określone przez Ciebie z góry.
I stało się to już dawno temu.
Dawno. Teraz czy za pięć lat - to jest to samo teraz.
Czy Mistrzowie widzą więcej niż my?
Między innymi dlatego są Mistrzami.
Coś mi umknęło? Weszliśmy na jakiś poważny temat? Czekaj, zaraz się poprawię...
Rozśmieszasz mnie jak zwykle.
Tak, bo Ja lubię się bawić. Mam wszystko i Jestem Wszystkim, dlatego nie mam żadnych zmartwień i problemów, pozostaję nieustannie w stanie Mi właściwym - ekstazy miłości. To jest również droga dla was.
Dziękuję za wyjaśnienie, mam jeszcze pytanie do poprzedniego wątku.
Czy Mistrzowie znają całość tego procesu i mają wgląd w tajemnice czasu i przestrzeni?
Tak, do pewnego stopnia tak, o ile jest im to potrzebne.
Czyli nie wszyscy mają dostęp do wszystkiego?
Tak, nie wszyscy, części nie jest to wcale potrzebne. Idą innymi drogami.
Więc i Mistrzowie mają swoje drogi rozwoju?
Tak, oczywiście, że tak. Rozwój nie kończy się nigdy, to odkrywanie Miłości i uczenie się wyrażania Jej.
W każdej formie, jaką można pomyśleć?
To znaczy, że poza myśleniem istnieją inne formy komunikowania się?
Mówiliśmy wcześniej o różnicach w postrzeganiu czasu przez Ciebie i przez nas.
Czy Ty postrzegasz wszystkie chwile jednocześnie?
Jak to się zatem dzieje, że my postrzegamy czas jako proces, następstwo chwil? Skoro jesteśmy tożsami z Tobą, to powinniśmy mieć możliwość podobnego widzenia.
Taką możliwość macie, gdy usuniecie zasłonę niewiedzy. W tej chwili wasze postrzeganie jest ograniczone do wydarzeń związanych z ciałem, a one podlegają procesom materii, czyli czasowi.
A jak dokładnie odbywa się to, że widzimy i odczuwamy następstwo chwil?
Tak to zostało przygotowane, że z całej palety czasów świadomość "widzi" tylko jedną jej cząstkę, a po "chwili" następną i jeszcze następną. Można to porównać do spoglądania przez długą rurę. Przykładasz oko i widzisz tylko mały fragment podłogi, poruszasz nią i widzisz następny i tak dalej. To ograniczenie widzenia powoduje, że nie jesteś w stanie zobaczyć wszystkiego od razu. Przebudzenie to stan, w którym twoja percepcja nie jest skrępowana zmysłami i materią. To odrzucenie "rury", przez którą patrzysz.
Stąd wynika, że jako cząstki Ciebie istnieliśmy zawsze i we wszystkich czasach jednocześnie?
I to jest prawda. Istniejecie równocześnie we wszystkich czasach w wiecznym Teraz. Dodam tylko niewielką poprawkę - cząstka jest całością.
Jak to się dzieje, że nie mam bezpośredniej percepcji całości, tylko część, skoro jestem całością?
Skupiasz się na niewłaściwym końcu "rury" - na tym ciele. Skup się na Mnie, nie na świecie, to jest droga do wyzwolenia.
Technicznie więc my jako cząstki Ciebie skupiamy swą uwagę na sprawach materii i dlatego nie jesteśmy w stanie dostrzec Ciebie?
Nie, ten proces nie zależy od was, zależy od Miłości. Masz tylko takie wrażenie, że możesz coś zmienić, np. skupić się na czymś innym niż materia. Sam nie jesteś w stanie zrobić nic.
Co zatem ma zrobić np. czytelnik tej książki, chcąc dostrzec Ciebie w swoim życiu?
Nic, sam nie może zrobić nic.
No, może np. się uprzeć, odłożyć książkę, siąść do medytacji i siedzieć tak długo, aż Ty się mu objawisz.
Tak, ale i to nie będzie jego decyzja tylko Moja.
Chciałbym, aby jednak z tej książki wynikały jakieś praktyczne wskazówki dla czytelników, aby mogli znaleźć Ciebie i zakosztować Twojej miłości.
Nic. Sami niech nie robią nic.
No i dalej jesteśmy w punkcie wyjścia...
Sami niech nie robią nic, niech pozwolą Mi zadziałać, a w stosownym czasie znajdą to, czego poszukiwali. Ja im to dam.
A co z medytacją, wyciszeniem, innymi formami treningu? Co z modlitwą?
Można modlić się i medytować, nie ma żadnych przeciwwskazań.
Różne, w zależności od tego, co obierzecie sobie za cel. Część modlących się o zdrowie otrzyma je, część proszących o majątki i ułożenie spraw materialnych znajdzie u Mnie pomoc.
Chciałbym usłyszeć od Ciebie, że istnieje bezpośredni związek pomiędzy tym, co czynimy - modlitwą, medytacją - a efektami w postaci Twojej bliskości i Twojej miłości i opieki.
Nie ma bezpośredniego związku.
Jednak doświadczenie setek pokoleń mówi co innego.
Tak mówi doświadczenie, bo tak to zostało ułożone przeze Mnie. Bezpośredniego związku nie ma, ponieważ to prawo zostało stworzone. Jedyny bezpośredni związek jaki istnieje, to pomiędzy Mną a Tobą, pomiędzy Mną a każdym człowiekiem. Reszta stanowi świat przemian i jest bez znaczenia. Jesteśmy jednością i tego nic nie jest w stanie naruszyć. Ta więź, ta łączność jest jedyną trwałą rzeczą. Reszta jest przemijająca.
Jednak sugerujesz ludziom, żeby medytowali, kochali Ciebie i modlili się?
Tak, jeśli żyjecie w świecie dualizmów, to tak.
No tak, ale wszyscy w nim żyjemy.
Jeśli zacznę dziś myśleć o sobie, że jestem Bogiem, to co będzie?
Myślę, że z czasem trafisz do szpitala.
Nie mogę, Ty nigdy nie jesteś poważny.
Nie, ja jestem radością i miłością, i to jest nam wspólne. Skupiasz swoją uwagę na świecie materialnym i zadajesz mi pytania w stylu: "czy jeśli pojadę w kierunku Paryża, to dojadę na Księżyc?". Nie rozumiesz, że technika nie jest w stanie sprowadzić miłości? Są to działania z różnych planet. Miłość pochodzi z miłości, nie z ćwiczeń i działań materialnych. One mogą dać lepszy grunt pod przejawienie się szczęścia i miłości, ale są jak kopanie ziemi, po to by otrzymać plon. Samo spulchnianie niewiele da, jeśli nie wsypiesz ziarna. Tym ziarnem jest Moja Miłość i pochodzi ono ode Mnie.
Stąd wniosek, że to do Ciebie należy się zwracać, po to by rozwinąć w "sobie" umiejętność miłości, medytacji - cokolwiek?
Tak, bo to Ja jestem ich źródłem, nie świat.
Czyli aby zmienić siebie...
...Należy zwrócić się do Mnie, to najlepszy sposób na zmianę.
Mam jeszcze kolejne pytanie techniczne: "w jaki sposób dzieje się to, że postrzegamy jako indywidualności następstwo chwil, czyli czas?".
Jesteście ograniczeni do doznań zmysłowych i dlatego umykają wam wyższe rejony doznań, niezwiązanych z materią. Wasz stan jest bardzo podobny do snu. Śni się wam, że jesteście rozbudzeni, żywi i aktywni, tymczasem tak naprawdę śpicie głęboko.
Jest takie stare powiedzenie mistyków, że świat śpi dla Boga i Bóg śpi dla świata.
Tyle, że Ja nie śpię nigdy. Podziwiam pełną doskonałość Mojego dzieła. Pozdrawiam was, o śpiący!
Jak to się stało, że wydzieliłeś z Siebie nas wszystkich i zarzuciłeś zasłonę niewiedzy na naszą świadomość? Po co się to stało?
To się dowiedz. Moja odpowiedź nie da ci tak wiele jak sięgnięcie samemu i przyjrzenie się procesowi. Obrazy i odczucia dadzą więcej niż tysiące słów. Ta wiedza jest tylko o milimetr stąd.
Zawsze była dostępna i zawsze będzie. Miłość jest kluczem, który otwiera wszystkie bramy. We wszechświecie nie ma tajemnic i wszystko dzieje się jawnie, wystarczy sięgnąć.
Znów zdecyduj się, w którym ze światów chciałbyś wysłuchać odpowiedzi.
Są to krople Boskiego Nektaru, które zstąpiły na plan fizyczny i teraz powróciły do Mnie przyobleczone w szaty energii cielesnych.
Czy powinniśmy się do Nich modlić?
Nie, nie ma potrzeby czcić kropli, skoro w pobliżu znajduje się Ocean Błogości.
Rozumiem, to znakomite wyjaśnienie. Równie dobrze byłoby się modlić do samego siebie.
Jeśli masz na myśli Samego Siebie to tak, samego siebie - nie.
Temat Mistrzów duchowych, jako istot bezcielesnych, od dziesiątek lat rozbudza wyobraźnię ludzką. Pamiętam, jak co najmniej kilkadziesiąt razy widziałem ich w snach lub podczas medytacji i zawsze robili na mnie niezwykłe wrażenie. Pamiętam, jak kiedyś śniło mi się, że jestem gdzieś w górach. Stoję na zboczu i patrzę na chyląca się ze starości chatę. I nagle słyszę głos, który bardzo powoli i wyraźnie mówi: "Wyraź życzenie, a Ja je spełnię". I natychmiast dosłownie wyrywa się ze mnie: "Chcę zobaczyć Mistrza!". I nagle, niby w teatrze, na pięknym i lśniącym Księżycu, wyciągnięty jak w hamaku, pojawia się Mistrz. Jest mężczyzną ubranym w biały garnitur typu sportowego. Staje przede mną i uśmiecha się. Patrzę jak urzeczony i budzę się z powodu pojawiających się emocji.
Mistrzowie są znani ludzkości od tysięcy lat. Ich wizyty tutaj to część ich pracy, jednak powinniście pamiętać o różnicy, jaka istnieje w waszym świecie pomiędzy Mistrzem a Bogiem. Idea Mistrza jako przewodnika duchowego istnieje od zawsze i każe człowiekowi poszukiwać na zewnątrz kogoś, kto zna wszelkie odpowiedzi i jest ucieleśnieniem mądrości i miłości. Tymczasem ta idea powinna doprowadzić do kolejnej, jeszcze donioślejszej idei - jedności pomiędzy Najwyższym Bogiem a człowiekiem. Ta jedność jest od wieków doświadczana przez adeptów nauk duchowych oraz oczywiście Mistrzów.
Powiedziałeś, że Mistrzowie mają ograniczenia.
Zależy, z której strony spojrzysz.
Zależy, czy patrzysz jako człowiek, czy jako Ja.
Posłuchaj i trzymaj się mocno fotela. Mistrzowie "nie mają" ograniczeń, Mistrzowie "są ograniczeniami". Doskonałość Boska, czyli Ja Sam, przejawia się przez ograniczenia, odrębności i dualizmy, tak więc Mistrz to Ja Sam wyrażony, czyli w pewien sposób ograniczony. Jeśli nie byłoby tego śladu ograniczenia - Mistrz nie byłby postrzegany przez ciebie jako odrębna jednostka. Jeśli nie ma śladu odrębności, żadnej z cech, żadnego atrybutu - wtedy Mistrz istnieje jako forma pierwotna - Esencja Wszechświata, czyli Ja Sam. Bezcielesny Brahman, bez atrybutów i cech, o którym nic nie można powiedzieć.
Brahman - Bóg Miłość, jak opisują Go ci, którzy Go widzą i doświadczają.
Jaka jest więc relacja człowieka, Mistrza i Ciebie?
Mistrz jest dla was wzniosłą ideą wskazującą na świat zewnętrzny, jeśli wykazuje cechy i moce duchowe. Idea Mistrza jest pożywką dla umysłu, po to by mógł skupić się na zewnątrz. Jeszcze wyższą jest idea Boga, niezbędna dla wyrażenia w świecie dualizmów Najwyższej Rzeczywistości. I teraz znów trzymaj się fotela: obie idee, które opisałem, tworzą waszą rzeczywistość, co wcale nie znaczy, że istnieją za nimi jakieś rzeczywiste byty.
Nie rozumiem. Boga i Mistrzów nie ma?
W jakiej rzeczywistości poszukujesz odpowiedzi?
W waszej rzeczywistości manifestują się Istności postrzegane przez was jako Mistrzowie i Bogowie.
Esencja Wszechświata, którą jest Miłość, wyłania z siebie wszystko, i każdy z was jest zarówno jej częścią w świecie dualizmów, jak i Całością w rzeczywistości. To wy jako Esencja - Brahman tworzycie wszystko, a więc i Bogów, i Mistrzów, cień i Światło, Ziemię, Słońce i wszechświat. Tworzymy idee, Bogów i Mistrzów, napełniamy je mocą duchową po to, by inne idee napełnione tą samą Esencją (ludzie) mieli ku czemu zwracać swe umysły.
Czyli każdy z nas nie jest w istocie czymś różnym od Boga czy Mistrzów?
Jest dokładnie tym samym. Ta sama Esencja ożywia Mistrzów, Bogów i ludzi. Nazywamy ją Miłością.
Czyli zarówno Mistrzowie, jak i Bóg czy Bogowie są ideami zrodzonymi z umysłu?
Zrodzonymi z umysłu Brahmana - Tego, który nie ma atrybutów, Tego, który jest Esencją. W istocie Ja jestem Tym, Mistrzem, Bogiem, człowiekiem, zwierzęciem, rośliną, kamieniem. Ja jestem wszystkim i ty jesteś wszystkim, ponieważ stanowisz jedność ze Mną. Ja i ty nie byliśmy nigdy rozdzieleni i nie możemy być rozdzieleni, tworzymy wszechświat i niszczymy go wraz ze wszelkimi ideami, jakie zawiera, zawsze pozostając niezmienni, nie przywiązani, zawsze pozostając czystą miłością, Esencją wszystkiego, co istniało, istnieje i istnieć będzie, nawet gdy ten wszechświat przestanie istnieć.
Wobec ogromu i głębi tego, co opisałeś, co tak naprawdę ma znaczenie?
Uzyskasz odpowiedź, jeśli przyjrzysz się pytaniu.
Jedyne, co naprawdę ma znaczenie, to Jedyne Znaczenie, z którego znaczenie zapożyczają wszystkie inne.
Czy to znaczy, że Brahman, jako nie posiadający cech, jest Znaczeniem bez jakichkolwiek znaczeń?
Nie, bo rozdzielasz Go od Stworzenia - ma wtedy wszystkie znaczenia, jakie można wyrazić, jeśli mówisz o Jego Pierwotnej Istocie - to Jej Znaczeniem jest...
Jeśli zrozumiesz i wy wszyscy zrozumiecie, czym Ona jest, to Ja odpowiem TAK.
Nie rozumiemy Miłości, Brahmana i Jego Znaczenia.
Nie rozumiecie. Poza Wielością kryje się Jedność, Jedno Znaczenie. Widzący nazywają Je Miłością, ponieważ w odczuciu ludzkim odpowiada Jemu najbliżej ten właśnie stan. Tyle że w istocie jest Ono czymś z gruntu innym - nie będąc odczuciem, ale manifestując się w ten sposób, będąc w swej oryginalnej Postaci Esencją Życia i samym Życiem, które JEST.
A co z Bogami, którzy są przez ludzkość postrzegani od tysiącleci?
"Nasze przedsiębiorstwo jest w stanie dostarczyć Boga w każdym rozmiarze według indywidualnych potrzeb i życzeń Klienta".
No nie, rozśmieszyłeś mnie do łez.
Potrafisz śmiać się z samego siebie.
Ja w ogóle jestem pełen wszelkiej radości. Radość to Moje drugie imię.
Ludzie często postrzegają Cię jako groźnego i poważnego.
Nie postrzegają, a wyobrażają sobie - to zasadnicza różnica. Najczęściej jest to spowodowane strukturami, które funkcjonowały we wczesnych fazach rozwoju społeczności. Ludzie byli bardzo prości i jedyne, co przemawiało do ich zewnętrzności, to siła i lęk. Stąd wzięły się groźne, patriarchalne bóstwa plemienne. A ponieważ bezpośrednich kontaktów w tym czasie nie było za wiele, a ci, którzy je mieli, musieli podporządkować się oficjalnie panującym religiom, stąd wypaczone i nie dostosowane do możliwości waszego odbioru i umysłowości groźne bóstwa przetrwały do dziś. Spory wkład w taki stan rzeczy wniosła religia kultywująca archaiczne plemienne mity. One były jej na rękę, jako że zastraszone owieczki są bardziej karne i robią, co się im każe. Dziś jest to niepotrzebne.
A jak Ty chciałbyś żeby Cię postrzegano?
Jako miłość, radość i szczęście. One są Boskością.
Dla wielu jest to wielka nowość.
Tak, odbiegająca od tego, co im wpojono. Ale większość tak zwanych kapłanów czy nauczycieli nie miała nigdy bezpośredniego doznania Boskości, więc nauczają rzeczy, o których sami nie mają pojęcia. Tylko potęgują błąd.
Różnica miedzy obrazem Ciebie w tradycyjnych religiach a wyłożonym tutaj polega więc na tym, że po pierwsze jest to przesłanie bezpośrednio od Ciebie, nie z drugiej ręki, po drugie, że można tych stanów i Ciebie doświadczyć, czy dobrze Cię zrozumiałem?
Tak, właśnie o to chodzi. Doświadczenie pełni rolę rozstrzygającą.
Ale wielu ludzi ma doświadczenia mocno osadzone w tradycji chrześcijańskiej. Wspomnę Medjugorie, Fatimę, Lourdes.
To prawda, taka jest ich droga i nie ma w tym błędu.
Dlaczego więc teraz pokazujesz jeszcze inną drogę?
Bo życie jest rajem i niekoniecznie trzeba czekać do śmierci, aby zakosztować słodyczy unii z Bogiem i wejść do Jego Królestwa. I wielu ludzi już jest na to gotowych i dla nich Fatima, Medjugorie i Gwadelupa to byłby duży krok wstecz. Jest wielu ludzi, którzy już nie potrzebują pośredników pomiędzy sobą a Mną.
Guru jest kimś w rodzaju pośrednika.
Niekoniecznie. Pośrednictwo zakłada, że musisz korzystać z usług strony trzeciej, w kościele przez cały czas. Rozwinął się nawet cały kult pośredników i kult instytucji. To zupełnie niepotrzebne. Dobry guru wie, że jest tylko drogowskazem, a nie celem samym w sobie. Nauczyciel jest potrzebny, dopóki uczeń nie nauczy się sam czytać. Potem już jest świadomy, że uczeń go nie potrzebuje.
Jezus, jak powiedziano do Niego "Rabbi", czyli "nauczycielu", powiedział, że jest tylko jeden Nauczyciel i jest On w niebie, a żaden z jego uczniów nie powinien pozwalać, aby nazywano go nauczycielem.
Zasada była ta sama dwa tysiące lat temu. Cel jest istotny, a nie drogowskaz. Celem jest zjednoczenie z Boskością, tutaj i teraz.
Po prostu nie ma racji i zamyka się na Mój głos. Ale i to ma swój cel, i mówiąc waszym językiem: tak ma być. Do czasu oczywiście.
No tak, jak mogłem pytać, znów naśmiewasz się ze mnie.
Ja po prostu kocham radość! Może chciałbyś usłyszeć coś o upadku kościoła, o tym, że ktoś w końcu pokaże mu, gdzie jest prawda... Można, ale po co? To nie ma żadnego znaczenia.
Tysiące ludzi wierzy w rzeczy nieistniejące w rzeczywistości.
Tak, to jest poważny problem. Będziesz mógł go rozwiązać, jeśli zastanowisz się, dlaczego jest tak a nie inaczej.
Cały czas czuję, że śmiejesz się ze mnie.
Już ci mówiłem, że jestem Istotą pełną radości i żaden temat nie jest za poważny, abym musiał zachowywać się nienaturalnie, czyli poważnie. No a teraz odpowiedz na Moje pytanie.
Jak znam życie, to jest tak jak jest, ponieważ Ty tego chcesz.
I widzisz, jakie to proste? Ulżyło?
Masz w takim a nie innym przebiegu wypadków swój cel.
Oczywiście, że tak, nie może być inaczej. Dlatego jest niecelowe osądzanie kogokolwiek według tego, kim jest lub co czyni. Za wszystkim stoję Ja.
I Ty możesz wszystko zmienić.
Zapytaj, dlaczego tego nie czynię.
Chyba nie muszę. Odpowiesz zapewne, że masz ku temu ważkie powody, których na dodatek nie muszę znać.
Widzisz, jak już wiele umiesz? To, co powiedziałeś, jest prawdą. Jedyne, co powinieneś wiedzieć, to fakt, kim Ja jestem i czego od ciebie wymagam. Resztę pozostaw Mnie.
Wymagasz miłości i oddania.
Tak, miłości i oddania, one się łączą ze sobą i uzupełniają. Są to dwie boskie cechy, które powinny znaleźć się w naturze ludzkiej. Miłość stanowi światło życia, a oddanie wskazuje kierunek działaniu. Oddanie to pogrążenie się z miłością w Ukochanym, oddanie siebie i wszystkich swych cech Boskiej Miłości.
Oddanie jest boską cechą?
O tak, duchowi mistrzowie przejawiają je w znacznym stopniu, upodabniając się do Mnie.
Oddanie zakłada odejście od własnego ego i związanych z nim potrzeb, pomysłów, planów.
To dzieje się naturalnie. Jeśli znajdziesz Miłość, to Ona zaczyna tobą kierować i wytyczać ci cele. Podążanie za Nią staje się wtedy czymś naturalnym i sam tego chcesz.
O tak, sprawiać radość komuś, kogo się bardzo kocha, to czysta radość. Radość dawania, poświęcania siebie.
Tak, o to właśnie chodzi. Ludzie, którzy Mnie znają, nie tylko wiedzą o tym, ale tym są.
Wprowadzili Twoje wskazówki w praktykę. Czy można zacząć z innej strony - od oddania Tobie, nawet jeszcze nie wiedząc, jak Cię pokochać?
Oczywiście, to nawet przyspieszy cały proces stapiania się ze Mną.
Jak zatem mamy się nauczyć oddania?
Zacznijcie od małych rzeczy, od zwracania się do Miłości z pytaniem, co Ona sobie życzy, z prośbą o wskazówkę, jak Ona by chciała, abyśmy postąpili.
Tak, małymi krokami ku Światłu i Miłości. Nie chybicie celu. Poszukujcie sposobów, aby spodobać się Miłości, przezwyciężając własne słabości i ograniczenia, medytujcie nad tym, czym jest oddanie.
Oddanie i służba Tobie to jedno.
Oddanie to dyspozycja wewnętrzna, gotowość do spełniania wskazówek miłości. Służba to wyższy stopień, to wprowadzanie ich w życie i działanie.
Wydaje mi się, że właśnie dotknęliśmy bardzo ważnego tematu.
Tak, dla ciebie tak. Powinieneś sobie wziąć do serca to, co powiedziałem, wchodzisz właśnie w taki etap życia. Ucz się oddania i służby.
Dopiero będziesz, teraz jesteś sekretarzem zapisującym Moje słowa.
Służba to wyższy stopień?
Tak. To nauka miłości w działaniu.
Powrócimy jeszcze do tego tematu?
Nie raz i nie dwa, jest to jeden z centralnych tematów.
Jak ludzie mogą Ci służyć? Jakie wskazówki byś nam dał?
Starajcie się poznawać i spełniać Moją wolę, medytujcie skupieni na Mnie, bądźcie gotowi przyjmować sygnały i wskazówki ode Mnie. Poświęcajcie Bogu więcej czasu każdego dnia. Uczcie się miłości ku Bogu i gotowości do służenia Miłości.
"Uczcie się miłości do Boga i gotowości do służenia Miłości" - pięknie powiedziane.
A jaki jest Twój stosunek do tak zwanych idei narodowych?
No to może zbyt ekstremalny przykład.
Nie, dlaczego, jest bardzo dobry. Narodowy socjalizm w Niemczech był z początku postrzegany jako recepta na kryzys i powojenne upokorzenie Niemców. Hitler przywrócił im coś, co nazywali własną godnością narodową, wskazał tłumowi wrogów i na koniec sam się z nimi rozprawił. Przyrzekał wielkość, godność, bogactwo, porządek i tysiącletni pokój. Jak to się skończyło?
Wszyscy wiemy. Ale nie wiem dlaczego, coś mnie tknęło, aby dziś wywołać ten temat. Przeczuwam przez skórę, że jest w nim ukryta jakaś mina.
W myśl tego, co powiedziałeś o przyczynach sprawczych i o tym, że Ty o wszystkim decydujesz znacznie wcześniej - zarówno przyczyny, jak i skutki były wcześniej dokładnie przygotowane.
Tak było. Żeby teraz się nie pogubić, musisz przestrzegać tego, o czym ci mówiłem wcześniej. Zdecyduj się, z której perspektywy chcesz spojrzeć na ten temat.
Powstanie mętlik i z ludzkiej perspektywy jest to niezrozumiałe.
Ale czy możemy to przeanalizować po kolei z obu?
Tak, tylko wyraźnie je rozdzielmy.
Nie mogę zrozumieć, co Tobą kierowało.
Jak to co? Wyjdź od Mojej Istoty.
Chyba jeszcze jestem za słaby, żeby cokolwiek wyłapać.
Nie poddawaj się, zaczekaj chwilę.
Widzę wielką miłość w środku, w sercu, i wielką nienawiść na zewnątrz.
Została tylko miłość, miłość, miłość i nic więcej. Wszelkie wydarzenia utraciły znaczenie, pola, drzewa, chmury są miłością. Poza miłością nie ma nic. Świat walczy i śpi.
Odpowiedz Mi teraz, jakie jest znaczenie wojny?
Widzę tylko miłość i nic więcej.
Te obrazy nie mają sensu.
Zaczekaj, powoli, nie wyciągaj pochopnych wniosków.
Ludzie maszerują na wojnę, to jest jak sen.
Tak, już wiem. To nie żołnierze, to Ty maszerujesz na wojnę.
Tak, to Ja, tylko Ja. Dobrze. Co dalej?
Ty w tysiącach istnień "giniesz", spektakl trwa nadal. Jaki jest jego sens?
Właśnie, jaki jest sens tego spektaklu?
Ty odradzasz się i powracasz w nowych ciałach z powrotem na Ziemię.
Tak, jest taki proces. Wróć do scen z wojny.
Wszystko jest bardzo skrupulatnie przygotowane, ja nie widzę w tym sensu.
Zaczekaj, po prostu pozwól przejść paru scenom bez twojej interwencji, sens przyjdzie jako wynik sięgnięcia głębiej.
W wydarzeniach, miłości i śmierci jest sens, KTÓRY WSZYSCY AKCEPTUJĄ.
Powiedziałeś mi, żeby spojrzeć poza indywidualne losy, bo w nich nie mogłem znaleźć sensu. Napłynęła nowa miłość, która wzniosła moje widzenie wyżej. Zaczęło mi świtać, że wojna to przyśpieszenie przemian, jakie przechodzi ludzkość, odejście od starych wzorców działania i po części rozliczenie z bardzo głęboką przeszłością. Jakby z cechami zwierzęcymi, jakie dominowały we wcześniejszych czasach. Ta wojna, jedna i druga, podobnie jak te, z którymi mamy do czynienia obecnie, to Świt Nowego Dnia Ludzkości. Epoki, w którą wchodzimy jako nowy, odmieniony i oczyszczony z obciążeń przeszłości gatunek.
A to wszystko za sprawą przyjścia tutaj potrójnej inkarnacji Shirdi Sai Baby, Sathya Sai Baby, Prema Sai Baby.
Tak jest. Ot i masz odpowiedź. Mówiłem ci: "szukajcie, a znajdziecie"?
Te wojny stanowią etap oczyszczania i rozliczania z przeszłością.
Ta Ziemia będzie kiedyś planetą miłości, wszystko zmierza ku temu.
Ziemia już jest planetą miłości, a wszystko zmierza do rozpoznania tego faktu.
I tak, wojna i cierpienia są kamieniem milowym ku nowemu porządkowi miłości.
Są elementem przemian, niezbędnych w przejawionym świecie. Ich wynikiem będzie odrodzenie ludzkości w Świetle i Miłości...
Chciałbym Cię zapytać, gdzie zajrzałem - skąd czerpałem tę wiedzę?
Ze Mnie. Ja jestem dostępny dla każdego i każdy wcześniej czy później przyjdzie do Mnie po to, by rozpoznać swą jedność ze Mną.
I stanie się Bogiem jak Ty?
Rozpozna. Rozpozna, że jest Bogiem i zawsze nim był.
Tego uczysz już jako Sathya Sai Baba i tego będziesz uczył jako Prema Sai.
Tak, uczył, pokazywał i przekazywał. Jestem Ogniem Duchowym i sprawię, że wszyscy zapłoniecie.
I wszystko roztopi się w Twoim Świetle.
I w Miłości, a radości i szczęściu nie będzie już nigdy końca.
Jaką lekcje powinniśmy wyciągnąć - jako ludzkość - z doświadczeń wojny?
Że rozwiązanie wszelkich problemów znajdziecie w Bogu, a jest On miłością.
Nie, że nie powinno być więcej wojen i cierpień?
A wy jesteście jednym z Nim.
Ale to, co powiedziałem o wojnie, o powstrzymaniu się od zabijania, czy ma sens?
Dla kogo? Ludzkość nie wyciągnęła jeszcze wniosków z dwóch ostatnich wojen. Gdyby było inaczej, już dawno przestalibyście się zabijać. Nie chcecie myśleć, wolicie strzelać.
Jednak, biorąc pod uwagę Twoją perspektywę, to Ty, a nie my, jesteś winny tej sytuacji. Ty panujesz całkowicie nad naszym myśleniem.
Jaki stąd wniosek? Nic nie odpowiadasz?
Odpowiedź istnieje na wyciągniecie ręki, sięgnij po nią.
Proszę Cię, pomóż mi wejść w medytację.
Odpowiedź jest taka: Reżyser nie jest winny śmierci aktorów.
Czuję jak Twoja miłość obejmuje mnie i wskazuje sens wydarzeń, jest tak słodka i cierpliwa. To dziwne, ale odbieram, że ci ludzie chcą zginąć, to jest głębokie odczucie duchowe, nie cielesne.
Czy to są odczucia ludzi z "tamtej strony"?
Tak, już przychodząc na Ziemię, wiedzieli, jak zakończą swój ziemski byt. Znali przyszłość i akceptowali ją.
Ma to związek z ich przeszłą karmą?
To, co działo się na Ziemi, było tylko małą cząstką tego, co działo się poza nią.
W świecie poza życiem cielesnym.
Gdyby to były porządki, to znaczyłoby, że wcześniej był bałagan. Nic takiego nie miało miejsca. Przeszliście od jednej fazy do drugiej.
Widzę, że nie zajrzę głębiej bez Twojej miłości i radości, która płynie od Ciebie - wprost z mojego serca.
Tak, one pokażą ci wszystko.
Widzę Mistrzów czuwających nad przebiegiem wszystkich zdarzeń.
To Oni ustalali przebieg wydarzeń.
Jest w Nich wyłącznie wielka miłość, bezosobowa, pełna, żywa, nie powiązana z żadnym stanem materialnym.
Tak, dlatego właśnie są, kim są.
Kluczem do zrozumienia sensu wydarzeń jest chyba różnica w postrzeganiu, kim jest człowiek. Różnica pomiędzy światem duchowym a materialnym.
Tak, czyli ujrzenie Prawdy.
Mistrzowie zupełnie inaczej postrzegają ludzi niż my na Ziemi.
Mistrzowie nie są zainteresowani materialnością, zwracają uwagę wyłącznie na duchowość.
A jednak sprawy materii nie mają przed Nimi żadnych tajemnic.
Podział na ducha i materię jest fałszywy. Wszystko jest duchowością.
Materia jest elementem Ducha?
Dlatego cały świat jest światem duchowym.
Materialne zmysły nie są w stanie dojrzeć duchowego świata i poznać jego praw.
Czyli najpierw Duch potem materia?
Wszystkie wydarzenia mają swój kontekst duchowy?
Tak. Wszystko, co się dzieje, ma swoje duchowe znaczenie.
Ta śmierć jest śmiercią na niby.
Tak. To, co się nie narodziło, nie umiera nigdy.... Płaczecie po ciele, bo nie wiecie, kim jest człowiek, kim sami jesteście.
Chciałbym dla porządku zauważyć, że nie jesteśmy temu winni. Tylko Ty możesz nas wyciągnąć z niewiedzy, w której tkwimy, i skierować ku Światłu.
Powoli podążamy właśnie w tym kierunku.
Powiedziałeś wcześniej, że okres dwudziestego wieku był przejściem od jednej fazy życia ludzkości do drugiej.
Czy mogę to ująć tak - Ty chciałeś doświadczyć Samego Siebie właśnie w takich a nie innych warunkach, życie ziemskie, przemiany, wojny i to, co przyjdzie potem.
Powiedz mi, po co to robisz, jaki masz w tym cel?
Ot, po prostu muszę czymś zabić czas. Trzeba jakoś spędzić tę wieczność.
[...] O Boże, popłaczę się ze śmiechu. Ty nigdy nie jesteś poważny.
Tylko gdy mamy do czynienia z poważnymi sprawami. A takich nie ma.
Wyrażasz Siebie i Twoją miłość.
Tak. To jedyny cel istnienia.
Czy również jest nim doświadczanie?
Nie. Dlatego że wszystko wiadomo od samego początku, więc Ja nie muszę niczego doświadczać. Konieczność doświadczania zakładałaby, że czegoś nie wiem, nie potrafię i muszę się uczyć. A wiem wszystko, więc nauka nie jest mi potrzebna. Zrozumiesz lepiej Moje intencje, jeśli wyobrazisz sobie starego malarza, który zna wszystkie tajniki mieszania farb i kładzenia koloru i spędza czas, tworząc doskonałe dzieła. Już nie uczy się niczego, bo zna wszystko, i teraz używa warsztatu do wyrażania piękna, miłości, dobra, szlachetności, tego wszystkiego, czym jest wewnątrz.
Twój warsztat jest olbrzymi.
Tak, to daje mi pewne pojęcie o skali, z którą mamy do czynienia.
Za cienką zasłoną tkaniny gwiazd, jeśli ją uchylisz, znajdziesz miłość, która trwa w każdej chwili, znajdziesz radość, znajdziesz Mnie, który czekam.
Celem wszechświata jest wyrażanie Twojej Miłości.
I nigdy nie było innego powodu jego zaistnienia?
Nigdy, zawsze jest ten sam.
Czyli my tutaj żyjemy w takiej enklawie, w zamkniętym kręgu, w którym tej miłości jest mało.
Nie, jest jej zawsze dosyć, tyle że zewnętrznie tego nie widzicie. Przeszkadza wam w tym skupienie na świecie zewnętrznym, przywiązanie do jego zjawisk, błędne teorie społeczne i religijne.
Celem wszechświata jest wyrażanie Twojej Miłości.
Muszę się nad tym głębiej zastanowić.
Nieszczęścia na Ziemi i odpowiedzialność
Wydaje mi się, że jednym z problemów, wokół których ostatnio krążą nasze dyskusje, jest sprawa odpowiedzialności i winy za to, co się dzieje na świecie. Można oczywiście powiedzieć, że natura jest, jaka jest, i silniejszy musi zjeść słabszego, i jest to naturalne. Jednak kłóci się to z naszym odczuciem dobra, a już na pewno z naszym rozumieniem działania miłości. Klęski żywiołowe, wojny, wypadki to jedna strona medalu, druga dotyka prawd, o których mówisz - tego, że jako jednostki nie mamy wolnej woli i właściwie wszystko jest z góry zdeterminowane. Logicznym jest więc, że świat, który powołałeś do życia, jest dość paskudny. Wiem, że to, co mówię, brzmi dość strasznie, ale wielu ludzi tak myśli i będę tu wyrazicielem ich wątpliwości.
Nie, ten świat wcale nie jest paskudny, wielu ludzi znajduje w nim miłość i jest szczęśliwych. Katastrofy i nieszczęścia nie są w nim regułą, ale pewnego rodzaju wyjątkiem.
Mam wrażenie, że unikasz tematu. Chodzi mi o to, że nawet najmniejsze wydarzenia tragiczne czy nawet niepomyślne są naruszeniem naszego dobra, stanu posiadania, na który zapracowaliśmy, pozbawiają nas bliskich i drogich.
Chodzi ci zatem o to, że niepomyślny obrót zdarzeń sprawia, że nie możecie być szczęśliwi i radośni, nie możecie cieszyć się życiem, czy tak?
Tak, albo po prostu żyć, nie wadząc nikomu, w spokoju. Dlaczego jest tak, jak jest, i jaki to ma związek z miłością, którą jesteś Ty, Stwórca tego wszystkiego.
To dobre pytanie. Zanim odpowiem, zastanów się, do czego może doprowadzić twoje rozumowanie.
Z jednej strony wiem, że jesteś miłością, bo wiele razy mi to pokazałeś i nie ma co do tego wątpliwości. Z drugiej strony trudno zrozumieć, jak miłość może wywoływać takie wydarzenia, jakie wywołuje. Ta sprzeczność doprowadziła kiedyś w przeszłości do wymyślenia szatana jako istoty, która powoduje wszelkie - ujmę to w cudzysłów - "zło", a dysponuje mocą podobną do Twojej.
To celna obserwacja. Jak wynika z powyższego, to Ja, jako jedyna Istota, jestem zarówno Bogiem, jak i szatanem jednocześnie!
Dobrem i złem. Zło wg nas nie pochodzi od miłości, jest jej zaprzeczeniem.
Zło jako takie nie istnieje, jest tylko niewiedza.
Stąd moje pytania i wątpliwości, od których zaczęliśmy dziś rozmowę.
Tak więc przyszedłeś dziś do Mnie po wiedzę?
Tak, chciałbym to zrozumieć.
Dobrze, dostaniesz to, o co prosisz.
Tak, oczywiście proszę Cię o to, moje uwagi są prośbą.
Dobrze, ale zanim przejdziemy dalej, zastanów się nad jeszcze jedną sprawą. Po co będzie ci ta wiedza? Co ona ma ci dziś dać?
Jej brak jest pewnego rodzaju niewygodą, jakby jakaś część mojego umysłu uparcie domagała się odpowiedzi, nie wiem skąd się to bierze. Mam okazję zapytać Ciebie, więc zbyt długo się nie zastanawiam i pytam. Otrzymam odpowiedź i pewnie będę miał z tym spokój. Wprowadziłeś tyle nowych treści, że staram się to wszystko jakoś zintegrować z codziennością.
Dobrze, więc poszukujesz spokoju ducha, zrozumienia, miłości i radości. A także szczęścia, nie zapominajmy o szczęściu.
Tak mniej więcej moglibyśmy to ująć.
A gdybyś miał wybrać wiedzę albo miłość, na co byś postawił?
Oczywiście na miłość, nie mam żadnych wątpliwości.
Nawet za cenę tego, że przestałbyś rozumieć świat?
Milczysz i nie odpowiadasz.
Tak. Musisz się zdecydować, czego pragniesz bardziej, i za tym podążać.
Odpowiedzi, które usłyszysz, szczęścia ci nie dadzą, zaspokoją pragnienie umysłu i na tym rzecz się skończy. Ten świat jest wyzwaniem dla waszego umysłu. Gdyby wszystko było w nim ułożone według waszej myśli, żylibyście jak we śnie, nie poszukując niczego wyżej, ponad i poza wami. Jednak nie jesteście w stanie go zrozumieć. Dawne pojęcia przestają już wyjaśniać cokolwiek, pojawia się coraz więcej nowych pytań i nowych wyzwań. Jak by tego było mało, pojawia się coraz więcej nowych zagrożeń i to ze strony przyrody, jak: klęski, tornada, ocieplenie klimatu, asteroidy z głębin kosmosu; jak i powodowanych przez was samych: broń atomowa, terroryzm, bioterroryzm, manipulacje genetyczne poza kontrolą.
To prawda, że coraz trudniej o spokój i samozadowolenie z własnych osiągnięć.
A niepokój powodowany nową sytuacją będzie się potęgował. Dojdą nowe problemy, o których dziś nie macie pojęcia.
W takim razie, co powinniśmy zrobić jako ludzie?
Sam znajdź odpowiedź. Już podpowiedziałem ci pytanie, a to połowa rozwiązania.
Tak, to prawda. Odpowiedź jest taka: nie mamy wyjścia, musimy zwrócić się ku Tobie, inaczej nie poradzimy sobie ani ze sobą, ani z narastającymi problemami.
Powtórz to, co powiedziałeś.
Nie mamy wyjścia, musimy zwrócić się ku Tobie, inaczej nie poradzimy sobie ani ze sobą, ani z narastającymi problemami zewnętrznymi.
I to jest najmądrzejsza uwaga, jaka może podsumować aktualną i przyszłą sytuację ludzi na Ziemi.
Czy możemy powrócić do początku naszej rozmowy i nieco rozjaśnić temat: miłość a nieszczęścia na Ziemi?
Tak. Chcę jednak, abyście pamiętali, co jest celem dla każdego z was. Samo czytanie i rozmyślania nie przyniosą wam szczęścia, którego tak poszukujecie. Musicie zwrócić się do Boga i w Nim je znaleźć. Nie ma innej drogi. Co do pytań o Boga jako twórcy "zła" na świecie i o to, że jestem "winny" za nie, ponieważ wy tak naprawdę nie macie tu nic do powiedzenia. Jest to prawda, ale tylko pozorna. Istnieją dwa światy - Mój świat miłości, który jest Rzeczywistością, i wasz świat dualizmów "ja"-"nie ja". W Moim świecie nie istnieje zło, jest proces, który wy nazywacie wszechświatem, a który jest wyrazem Mojej miłości w miliardach miliardów jej aspektów. W tym świecie żyjecie wraz ze Mną w jedności, rozumiejąc, że pozorna wielość istnień jest odbiciem Jedności, podobnie jak światło słońca na falującej wodzie zdaje się składać z tysięcy odrębnych promieni.
W Moim świecie, czyli w rzeczywistości, rozumiecie, że cielesność i materialność jest jedynie etapem przejściowym prowadzącym do jeszcze większej doskonałości wyrazu i do jeszcze większej miłości. Dlatego schodząc ponownie, doskonale wiecie, jak będzie wyglądało wasze życie i czym się zakończy. Jesteście jak aktorzy ubierający się w kostiumy, aby wejść na scenę i wziąć udział w niezwykłym widowisku zwanym "życiem na Ziemi". Częścią spektaklu są wasze zmagania z sensem tego, co doznajecie i co widzicie, a ostatnio w akcję coraz częściej wplatane są wątki dotyczące Rzeczywistości i tego, co dzieje się za kulisami.
Za kulisami nikt nie płacze po śmierci bliskich, bo wie, że śmierci nie ma, a na dodatek wszyscy "bliscy" są emanacją Jedynego, czyli Mnie, czyli każdego z was. Każdy z was na pewnym etapie doskonale rozumie, że to właśnie on jest stwórcą tego świata i tego wszechświata i nie ma żadnego rozdziału pomiędzy indywidualną świadomością a Świadomością Boga, i że jest to TO SAMO.
"Aham Brahmasmi" - jestem Brahmanem, tak mówi stara mantra wedyjska.
Ty i każdy z was jest Brahmanem, Bogiem, Absolutem, Rzeczywistością Ostateczną i całym wszechświatem poruszającym się na dwóch nogach. Ta Ziemia jest planetą miłości, zamieszkałą przez Bogów, a właściwie przez emanacje Jedynego Boga, i dziś jesteśmy w trakcie procesu, który doprowadzi was do punktu, w którym ta Prawda stanie się jasna, a Świadomość Boga rozbłyśnie w każdym z was.
Wtedy zrozumiecie drogą bezpośredniej percepcji, bezpośredniego i nie ulegającego żadnym wątpliwościom wglądu, że każdy z was i Ja, wasze Boskie Ja, i wasz Bóg, jesteśmy tym samym i NIC NAS NIE DZIELI.
Wtedy na drodze bezpośredniego wglądu w Istotę Rzeczy pojmiecie w jednej chwili, że świat tworzony przez was do tej pory jest tylko dziełem waszej myśli i nie ma nic wspólnego z Rzeczywistością, że życie cielesne w nim jest odgrywaniem roli w sztuce, której odwiecznym tematem są Miłość i Szczęście.
Wtedy zrozumiecie, że to, czego się baliście, cierpienie i śmierć, same nie mają dla was żadnego znaczenia, bo nie naruszają w najmniejszym stopniu waszej Istoty i tego, kim jesteście.
A na "czarne charaktery" otoczone dziś powszechną wrogością i nienawiścią spojrzycie jak na Istoty Niebiańskie, którym Reżyser przydzielił wyjątkowo trudne role. Spojrzycie na nich jako na emanację Siebie Samego, czyli Miłość w działaniu.
Wtedy będziecie w stanie dostrzec doskonałość rzeczy. To będzie dzień, w którym obudzicie się w Moim Królestwie i jasno ujrzycie, że nigdy go nie opuściliście, a jedynie wydawało wam się, że jest inaczej.
Nurtuje mnie takie pytanie: na ile wszystko, co robię, jest zdeterminowane, na ile posiadam wolność wyboru no i właściwie to kim jestem? Mówisz, że nie mamy wolnej woli, ale jednocześnie jesteśmy wolni - Ty chyba adresujesz to do "różnych części" mnie? Czy może jest totalna kontrola, żadnej możliwości manewru i żadnych odstępstw od tego, co nam przygotowano.
Żadnej możliwości odstępstw, to jest prawda.
Mogę się zbuntować przeciw Tobie.
Jeszcze nie rozumiesz? Nie możesz sam tego zrobić. Jeśli się "zbuntujesz", to znaczy, że Ja tak postanowiłem, nie ty.
Wciąż jest dla mnie problemem uchwycenie tej zasady.
Jej nie da się "uchwycić" intelektualnie, ją można doświadczyć, ale już dziś dobrze abyście wiedzieli, jaka jest rzeczywistość.
A co z ludźmi po "tamtej stronie", czy oni widzą inaczej, jaśniej tę prawdę?
O naszej jedności - tak. Nie wszyscy zdają sobie jednak sprawę z zasady, o której tutaj rozmawiamy.
Czy wszyscy Mistrzowie zdają sobie z niej sprawę?
Ten stan świadomości nazywa się przebudzeniem?
Kiedyś będzie i moim udziałem?
Z wielu powodów. Masz tu jeszcze wiele rzeczy do zrobienia, a nie mógłbyś ich zrobić, gdybyś już dziś przebudził się w pełni.
Także, choć nie tylko. Sam o tym zadecydowałeś. Odejdziesz stąd i już nie powrócisz na Ziemię, to twoja ostatnia inkarnacja tutaj.
Ale praca nie skończy się nigdy?
Tak. I miłość nigdy się nie skończy.
A skoro znamy wynik rozgrywki, czy coś może nam teraz przeszkodzić w radości i zabawie?
W świetle tego, co powiedziałeś ostatnio - o tym, że nie mamy wolnej woli i wszystkie myśli i odczucia są wcześniej przygotowane - do kogo kierujesz przesłanie tej książki?
Tworzę je w Sobie i kieruję je do Siebie, bo jestem Jedyną Istotą.
Do jakiej grupy ludzi kierujesz to przesłanie?
Do niewielkiej, tych, których przygotowałem, aby byli w stanie chociaż w części je przyjąć.
Z wielu powodów, większość ma inny los.
Nie boisz się, że niektórzy poczują się wybrani i wyróżnieni i pojawi się podstępna forma próżności duchowej?
Nie, w najmniejszym stopniu. Ja w ogóle nie boję się niczego, czy jest to niezrozumiałe? Będzie, co ma być, reakcje będą, jakie mają być, nie ma w nich nic niewłaściwego czy złego. Ta książka jest jednym z wielu kroków ludzkości ku Światłu. Ci, którzy mają problemy z ego i są ich świadomi, niech zwrócą się do Boga, a On już będzie wiedział, co z tym fantem zrobić. Miłość unosi ponad przyciąganie świata i jego bolączki.
Nie można zrozumieć świata, patrząc z ludzkiego punktu widzenia?
Nie, z waszej perspektywy nie ma on sensu. Wydaje się bezładną gmatwaniną przypadkowych wydarzeń, tymczasem panuje w nim wzorowy porządek.
Jak mówi powiedzenie: "nawet liść nie zadrży bez udziału Twojej Woli".
A my, jak i miliardy istnień przed nami, odkrywamy ten porządek i piękno.
I miłość, przede wszystkim miłość, ona otwiera wszystkie bramy do wszystkich tajemnic.
Tak, miłość do Wszechmiłości, Boskości, która stworzyła ten świat i aktywnie w nim uczestniczy.
Mistrzowie to ludzie czy też istoty, które przed nami weszły na duchową drogę?
Są tymi, których tradycja chrześcijańska określa mianem aniołów?
Są z nami przez cały czas?
Tak, ale pamiętaj, wy nie jesteście pępkiem świata, niech nie powstanie wrażenie, że cały świat kręci się wokół was. Oni są i czuwają, mają też pieczę nad wami, waszymi losami. Mistrzowie są to Istoty stale zwrócone umysłem i sercem ku Miłości. Nie zwracają się ku wam i nie są zainteresowani waszymi sprawami.
Jeśli idziesz ulicą, a obok dziecko jedzie na rowerze i z niego spadnie, to pomożesz mu wstać, posadzisz na rower i idziesz dalej. Nie powstaje związek, twój stan umysłu pozostaje niezachwiany we Mnie.
Tak, to daje mi pewien obraz. Czyli jednak jesteśmy samotni.
Tak. Tylko wy i Ja, poza tym niewielu się wami interesuje.
Nie, ludzie, którzy wcześniej odeszli. Nie należy się tymi zjawiskami ani przejmować, ani zajmować.
Czyli ci, którzy próbują kontaktu z "tamtej strony" nie są Mistrzami?
Niekoniecznie, mogą to być i Mistrzowie mający coś do przekazania.
To już niewiele rozumiem.
Przypomina mi się sen sprzed lat: stałem na pięknych, białych, spiralnych schodach, spojrzałem w dół, spojrzałem w górę - nie było początku ani końca.
Celem jest Miłość. Ona jest Światłem życia. Jeśli ktoś pomoże ci na tej drodze, to dobrze. Najwięcej może ci pomóc Mistrz, który już ma wiele za sobą i ma kontakt ze Mną. Istności z "tamtej strony" mogą cię zwodzić przez wiele lat. Mogą przekazywać cudowne "prawdy", a nawet widząc do pewnego stopnia przeszłość i przyszłość, ich słowa mogą znajdować potwierdzenie w rzeczywistości.
Ale jednak one nie są Mistrzami?
Nie. Tworzą własne korytarze czasoprzestrzenne i w nich żyją, czasem tysiące ziemskich lat. Mistrz nie jest zainteresowany waszym losem, on przechodzi obok, pomoże i jego pomoc będzie bezosobowa i bezinteresowna. Mistrz nie potrzebuje zwracać na siebie uwagi, dlatego tak mało o nich wiecie. Istoty bezcielesne lubią was zwodzić i generować wokół siebie zainteresowanie, zyskują przez to wpływ na wasze umysły.
Czy jest to zjawisko negatywne?
Nie, ma ono aspekt pozytywny, przenosi wasze myślenie na plan pozafizyczny i pokazuje, że "coś w tym jest".
Tak, oni nie są w stanie dać wam światła. A z kolei ode Mnie się odwrócili.
Nie rozumiem, mówisz mi o życiu poza śmiercią?
Tak, i o pułapkach, jakie czekają na pielgrzyma. O pozacielesnych bytach zamieszkujących tamten świat. Niektórzy są popularni na Ziemi.
Czy podasz mi jakieś nazwiska, pod jakimi występują?
Jest ich wielu i kontaktują się z różnymi mediami. To nie jest dobre. Naruszają równowagę pomiędzy światami.
Którą ktoś ustawił w jakimś celu.
Tak, a oni chcą zdobyć wpływy w tym świecie, stać się dla niego światłem.
Ostrzegam przed ich działaniami, to wszystko. Kiedyś, gdy zetkniesz się z tym tematem, będziesz wiedział co robić.
Już miałem do czynienia z różnymi ludźmi zajmującymi się kontaktami z zaświatami.
Generalnie nic pozytywnego, straciłem tylko czas. I oczywiście pieniądze.
A Ty przyglądałeś się temu obojętnie.
Pieniądze nie robią na Mnie wrażenia, nie ma sklepów dla Bogów.
[Śmiech] No tak, czemuś to wszystko miało służyć.
Kiedyś zrozumiesz - doskonały ciąg zdarzeń prowadzi cię wprost ku miłości. Mojej miłości.
Channeling doprowadził mnie w końcu do Ciebie.
Nie, to Ja doprowadziłem ciebie do Siebie.
No tak, masz rację, w każdym razie dziękuje Ci za Twoją miłość i oddanie, za wieczną przyjaźń, jaką mnie darzysz i Twoją stałą opiekę. Dzięki tym wydarzeniom nauczyłem się trochę Raja Jogi i spotkałem Mistrza.
Tak, spotkałeś Mnie w nim.
Mistrzowie znają przyszłość?
Mam niejasne wrażenie, że Mistrzowie przynajmniej w części wiedzą, jaka będzie przyszłość.
To dobre odczucie, powiem więcej - oni ją tworzą.
Czy to znaczy, że odczytują, jaka ma być, i dopasowują?
Pytają Mnie w sercu o Mój wybór spośród miliardów możliwości.
Nikt jej nie ma, świat przejawiony już istnieje od początku czasów do końca, wszystkie wydarzenia już się wydarzyły, wiec wolnej woli nie ma.
Z tego wynika, że Mistrzowie również jej nie mają.
Tak, to właściwy wniosek.
Ale przecież decydują o przebiegu wydarzeń, dostosowując je do... do...
A widzisz, czyli świadomie wybierają to, co Ja - Miłość wcześniej wybrałem jako najlepsze w danej sytuacji.
Czy zatem może się zdarzyć, że któryś z nich wybierze "coś innego", inną wersje spośród wielu możliwości?
Tak, czasem się to zdarza.
Czyli jednak mają wolny wybór.
Wolny wybór tak, ale nie wolną wolę. Wybierają to, co...
Nawet jeśli jest to odstępstwo od, wydawało się, doskonałej całości.
Tak. Jest to również doskonała całość.
Czy dzięki temu również się uczą?
Tak, uczą się, odkrywają nowe rzeczy i zwracają ku Miłości.
Jaka jest ich rola w naszym rozwoju?
Pamiętaj, że nie jesteście pępkami świata. Oni podnoszą dzieci, które wywróciły się na rowerze, albo czekają na chwilę, kiedy będzie to możliwe.
Rozumiem, są przechodniami na drodze wspólnej pielgrzymki.
Dodaj, co chciałeś napisać.
Na drodze wspólnej pielgrzymki radości.
My lubimy się do nich przywiązywać.
Tak, wasze umysły lgną do wszystkiego i na tym, i na "tamtym" świecie.
Jednak to Ty i Twoja miłość jest naszym celem, a nie rozmowy z uduchowionymi Mistrzami i zwracanie się do nich o wsparcie.
Tak. Oni idą w tym samym kierunku, są to Istności wcześniej obudzone od was. Wasz cel jest ten sam co ich - zjednoczenie.
Mam wrażenie, że warto byłoby nauczyć ludzi bezpośredniego kontaktu z Tobą po to, by łatwiej radzili sobie z przeszkodami na drodze do Ciebie.
Nie, to jeszcze nie jest ta chwila, jeszcze świadomość musi dojrzewać. Kiedyś z pewnością przyjdzie na to czas, dziś to jest możliwe jedynie dla nielicznych. Czas zbiorowego obudzenia jeszcze nie nadszedł. Każdy powinien wiedzieć, że Ja jestem i mówię - wszystkimi głosami wszechświata. Nieliczni usłyszą w sercu Mój Głos już wkrótce.
Powracając do głównego wątku, Mistrzowie pomagają nam w naszej drodze, a czasem odpowiadają za jej przebieg.
Czy są dla nas kimś takim jak guru na Ziemi?
Nie. Rzadko który ziemski guru rozumie, że to nie on ani jego teorie są celem rozwoju, ale tylko i wyłącznie Najwyższa Istota. I że zamieszkuje ona tak samo w uczniu, jak i w nauczycielu. Mistrzowie duchowi w formie bezcielesnej rozumieją to dobrze i nie skierują twojej uwagi w niewłaściwą stronę. Mogą ją na czas jakiś skupić na sobie, ale nawet jeśli tak zrobią, to tylko po to, by zaraz usunąć się z powrotem w cień, inspirując dalsze odkrywanie rzeczywistości.
Dochodzeniu do zrozumienia, że Ja i ty jesteśmy jednością w Miłości, w Boskości, w Radości i Szczęściu, boskiej ekstazie życia, i Ja jestem Tobą, a Ty Mną.
Skończyłeś czytać tę książkę i właśnie zaczyna się najniezwyklejsza podróż Twojego życia. Podróż do Miłości, którą Jesteś. Ona nie ma początku i nie skończy się nigdy.
Skończyłeś właśnie czytać tę książkę, ale przygoda ze Mną dopiero się zaczyna.
Zawarłem w niej wiele przykładów, jak może wyglądać, i wskazówek, jak chciałbym, aby wyglądało Twoje życie.
Odpowiedz Mi, czy chciałbyś tego? Czy jesteś na tyle odważny/odważna, aby udać się za Mną na bezdroża miłości i radości? Jeśli tak, to zacznij przyglądać się uważniej swemu życiu. Pamiętaj - Ja jestem Miłością, Radością i Szczęściem.
I niech rozpocznie się Zabawa! Bawmy się!
AstralDynamics.pl © 2002 http://www.astraldynamics.pl/
|