17. O europejską „Czerwoną Książeczkę"
Problem nacjonalizmu znikającego z aktualnego wychowania przez szkołę prowadzi do postawienia problemu wychowania dla Europy.
Jak można ukształtować obywateli i europejskie poczucie obywatelskie, skoro nie ma dotąd europejskiej wspólnoty obywatelskiej tego typu, jaki określa się słowem „citē"?
Jest to błędne koło, ale tylko dla tych, którzy chcą żywić przekonanie, że są istotnie w nim zamknięci. Taką obywatelską wspólnotę, wbrew warunkom, z których na płaszczyźnie logiki zdaje się nie ma wyjścia, buduje pragnienie. Pragnienie, aby móc mieszkać na przykład w jakimś mieście, móc się w nim swobodnie i spokojnie poruszać, wymieniać myśli i towary, brać udział w zarządzaniu nim; pragnienie bycia obywatelem każe zbudować takie miasto, które z kolei ukształtuje obywatelskie tradycje oraz potrzebę ich odmieniania.
Chodzi więc o to, aby u młodych obudzić pragnienie zamieszkiwania, już w najbliższej przyszłości, wielkiej obywatelskiej europejskiej wspólnoty: zbudują ją, jeśli jej będą chcieli. '
Zjednoczenie Europy nie nastąpi samo z siebie, na skutek jakiegoś mechanicznego procesu, albo dlatego, że taki jest kierunek wyznaczony „biegiem Historii". Nie będzie także dziełem żadnego dyktatora: przedsięwzięcia w stylu Napoleona czy Hitlera na długo zostały przekreślone. Nie będzie to więc zjednoczenie ani spontaniczne, ani nieuchronne, ani narzucone; może być tylko wynikiem wyboru i woli — identycznie jak to jest w wypadku demokracji — pewnej większości mieszkańców, która natchnie i poprowadzi mniejszość, i to nie przemocą, ale siłą perswazji.
Inaczej mówiąc, nie będzie Europy, jeśli nie będzie
Europejczyków. Ale co ukształtuje Europejczyków, jeśli
nie wychowanie?
Trzeba jednakże przyznać, że — jak dotąd — ani szkoła podstawowa i średnia, ani wyższe szkolnictwo czy telewizja, w tej mierze, w jakiej wpływają na charaktery i umysły, Europejczyków nie kształtują. Jeśli istnieją jakieś przedsięwzięcia na płaszczyźnie wychowania obywatelskiego, to i na pewno nie w tym kierunku zmierzające, i trzeba się cieszyć, jeśli nie zmierzają w kierunku przeciwnym.
Wychowanie obywatelskie prowadzone w szkołach naszych poszczególnych krajów jest — zgodnie z tym, co mówią ludzie za nie odpowiedzialni — na ogół nie wystarczające (czasem wręcz nie istniejące) w odniesieniu do płaszczyzny narodowej, a w odniesieniu do Europy jako całości — często działa negatywnie.
Prawie we wszystkich naszych krajach wychowanie obywatelskie ogranicza się do opisu instytucji politycznych przewidzianych przez konstytucje. Z rzadka tylko mówi się o ich funkcjonowaniu. Ale — co najważniejsze — nie mówi się nic o rzeczywistych problemach stających przed obywatelską wspólnotą, a o których obywatel powinien rozstrzygać w momencie głosowania.
Lekcje wychowania obywatelskiego uważa się za najnudniejsze z wszystkich. W jakimś sensie to nawet dobrze, gdyż gdyby przy istniejącym stanie rzeczy były one pasjonujące, działałyby nieuchronnie na rzecz szowinizmu.
Lekarstwem na to (ale gorszym od choroby) byłoby zastąpić godzinę obywatelskiej nudy narodowej godziną obywatelskiej nudy europejskiej; na dodatek mówiono by o wspólnocie jeszcze nie istniejącej i o instytucjach działających cząstkowo, ograniczających się wyłącznie do ekonomii, i to w co trzecim albo co czwartym z naszych krajów.
Trzeba odrzucić przeświadczenie, że wychowanie obywatelskie to szkolna znajomość instytucji oraz konstytucji, nie ukazująca ich konkretnego funkcjonowania. Trzeba dostrzegać, że jedyne sensowne kształtowanie świadomości obywatelskiej (na wszystkich stopniach) polega na uświadamianiu żywotnych problemów dzisiejszego społeczeństwa, na uczeniu sposobów uczestniczenia w życiu wspólnoty i na rozbudzaniu woli podjęcia roli obywatela. (Wspólnota oznacza w tym wypadku każdą istniejącą realnie jednostkę społeczną: gminę i przedsiębiorstwo, region, naród, federację obejmującą cały kontynent...)
Żywotne i rzeczywiste problemy Europy, podzielonej dziś a, być może, połączonej jutro, nie tak często pojawiają się w przemówieniach „walczących Europejczyków", ministrów odwołujących się do abstrakcyjnych ideałów dla zdobycia większej liczby głosów, filantropów, menadżerów i trusees, wzywających do wymiany pocztówek, oficjalnych uśmiechów oraz pobożnych i braterskich życzeń.
Kiedy jednak przyjrzeć się z bliska realnym faktom wyznaczającym egzystencję naszych krajów i społeczne bytowanie w Europie drugiej połowy XX wieku, problemy te pojawiają się we właściwym wymiarze i w całej swojej ostrości; i zbędne będzie wtedy podkreślanie konieczności zjednoczenia Europy.
Obraz tego życia prowadzi do przekonania, bez zbędnych dyskusji, bez propagandy i patetycznych wezwań, że Europę trzeba zjednoczyć, przede wszystkim po to, aby ją ocalić, a ponadto dlatego, że potrzebuje tego świat.
Jedynym bez reszty uczciwym rodzajem propagandy na rzecz jej zjednoczenia jest poznawanie współczesnej nam rzeczywistości; jest to także najskuteczniejszy rodzaj propagandy.
Oto pospiesznie naszkicowana lista rzeczywistych problemów, które można wymienić, opisać, zilustrować:
— zasady wspólnoty i elementy różniące, które w ciągu przemian historycznych nadały Europie charakteryzującą się różnością jedność;
— problemy ekonomiczne, w tej mierze, w jakiej są uzależnione od inicjatyw prywatnych, gminnych bądź regionalnych, wymiaru narodowego, międzynarodowych grup łączących różne regiony i uzgodnień na szczeblu międzynarodowym;
— problemy społeczne, ekologiczne i kulturalne wyznaczane przynależnością do regionu, narodu, Europy zjednoczonej albo łączącej wspólnoty, do których należy się z wyboru (a nie z urodzenia), Europy uniwersalnej z definicji i ambicji;
— rola Europy w świecie postkolonialnym i warunki niezbędne do spełniania tej roli;
— wiodące idee europejskiej cywilizacji, istniejące wcześniej, niż powstały nasze dzisiejsze podziały narodowe oraz kult materialnego postępu, albo w stosunku do nich nadrzędne.
Celem nie byłoby tu oczywiście proponowanie dodatkowego przedmiotu i tak nazbyt rozbudowanego nauczania w szkołach średnich; chodziłoby natomiast o to, żeby uczulić umysły młodzieży na rzeczywistość wspólnoty europejskiej, na jej problemy i cele. I to poprzez przykłady, które nasuną się w sposób naturalny w ciągu lekcji historii, geografii, ekonomii, języków obcych bądź literatury, przewidzianych w normalnym programie nauczania.
Sam profesor natomiast, aby mógł takie okazje uchwycić i jak najlepiej je wykorzystać, powinien być uwrażliwiony na realną sytuację Europy jeszcze nie zjednoczonej i na możliwości jej zjednoczenia.
Twierdząc, że wszystko zależy od wychowania, twierdzimy, że wszystko zależy od wychowawców i od formacji, jaką otrzymują. O przyszłości zjednoczonej Europy decydują szkoły przygotowujące nauczycieli. Tak długo jak długo nie nastąpią w nich zmiany idące w kierunku antynacjonalistycznym i proeuropejskim i nie zaczną być odczuwalne ich skutki w średnim szkolnictwie naszych krajów, działaniom politycznym i ekonomistom brak będzie mocnego gruntu pod nogami. Albowiem zanim się „stworzy Europę", trzeba wpierw „stworzyć to, co europejskie". A to dzieje się najpierw w umysłach: bez uprzedniej „rewolucji kulturalnej" nie dojdzie naprawdę do żadnej rewolucji polityczno-społecznej i żadna też nie przyniesie oczekiwanych rezultatów.
Czyżby Europa czekała na swoją „czerwoną książeczkę", którą należałoby wręczyć dziesiątkom milionów uczniów w naszych krajach?
Tak, ale powinna to być książka zawierająca istotne pytania, budząca zmysł krytyczny i inwencję; właściwa „czerwona książeczka", na którą w tej chwili spoglądam, jest natomiast zbiorem gotowych i niezmiennie optymistycznych odpowiedzi, służących wyjałowieniu, to jest usunięciu wszelkich prób refleksji albo osobistej twórczości.
Nasza „czerwona książeczka" stawiałaby wszystkie pytania wynikające z obiektywnego spojrzenia na aktualną sytuację i jestem pewien, że tym samym ukazywałaby konieczność zjednoczenia, a nawet specyficzne formy, które to zjednoczenie mogłoby i powinno przyjąć. Pełno by w niej było znaków zapytania! Nie byłoby zaś miejsca na postawę: „Right or wrong, our Europę". Mówiłaby natomiast o tym, że Europie grozi zagładą to wszystko, co zabija zmysł krytyczny, osłabia pragnienie wolności, tłumi wołanie o sprawiedliwość; i że jest to zagrożenie poważniejsze niż wszelkie ataki na naszą demokratyczną kulturę, podejmowane w imię ideałów, których właśnie Europa nas uczyła.