11.
Bohater (postać heroiczna)
WSTĘP
Gdy człowiek był jeszcze istotą bardzo młodą, która nie oddaliła się zbyt daleko od świata zwierzęcych przodków, czynnikiem decydującym o przetrwaniu była sprawność fizyczna.. We współczesnym społeczeństwie tak już nie jest; jakże wielu z tych, którzy korzystają z dobrodziejstw cywilizacji (jak chociażby winda, samochód... i ruchome schody) miałoby trudności z pokonaniem górskiego zbocza czy przejściem określonego dystansu w terenie. Sprawność fizyczna jest modna, ale wcale nie znaczy to, że wszyscy o nią dbają. Ale niezależnie od własnych możliwości, większość ludzi zafascynowana jest odwagą i siłą, o czym wiedzą doskonale producenci filmowi i twórcy gier komputerowych.
Opowieści o potężnych bogach i dzielnych herosach, walecznych władcach i nieustraszonych wojownikach odnajdziemy w każdej literaturze - już w najstarszych zapisanych utworach. Ludzi dzielnych ukazywała literatura zawsze; stopniowo tylko zmieniał się sposób widzenia tej sprawy. Bohater nie musi być już obdarzony nadludzką siłą, jak Herakles czy Sam-son; raczej zwróci się uwagę na jego postawę, cechy charakteru. Pojawią się na kartach dzieł literackich postaci ludzi dzielnych, a jednocześnie słabych fizycznie; doskonałą ilustracją takiej sytuacji jest para przyjaciół z Gloria victis E. Orzeszkowej, herkulesowej budowy Jagmin i wątły, niepokaźny przyrodnik Tarłowski.
Bohater musi reprezentować jakąś rację ideową, bronić sprawiedliwości, ojczyzny, walczyć o wolność. Często ginie. Temat bohaterskiej śmierci podejmowała literatura wielokrotnie. Umierający bez lęku rycerz czy spiskowiec stanowił wzór do naśladowania, szczególnie atrakcyjny w epoce romantyzmu. Potem nadszedł czas dyskusji i przewartościowywania mitów; S.Wyspiański rozważa zagadnienie sensu bohaterskiej śmierci w Warszawiance, S. Żeromski bohatera swojego opowiadania, powstańca Winrycha, poddaje celowej deheroizacji. Twórcy zaczynają zastanawiać się nad moralnym sensem poświęcenia życia; według Z. Herberta dla człowieka uczciwego czasem nie ma jednak innego wyboru.
Bohater jako jednostka wyjątkowa pełni w społeczności, w której żyje, ściśle określoną rolę. Dzięki niemu kształtują się określone postawy, trwają pewne idee. C.K. Norwid uważał śmierć wybitnej jednostki za moment, kiedy wpływ danej postaci staje się intensywniejszy; reprezentowane przez nią idee nie zaginą, przeciwnie, dotrą do wielu ludzi. Pisał o tym w kilku swoich wierszach, między innymi w utworze Bema pamięci żałobny-rapsod. Ale - jak ukazał J. Szaniawski w Żeglarzu ~ legendą bohatera można także manipulować. Fałszywy wizerunek kapitana Nuta to dla wielu sprytnych jednostek wspaniały interes; jednak zwyczajne ujawnienie prawdy nie rozwiązuje problemu, gdyż wielu ludziom taki właśnie wyidealizowany bohater jest potrzebny jako moralny wzór.
Oprócz dzielnych i wspaniałych bohaterów można spotkać ludzi, którzy mimo pozornie mężnej postawy już dawno bohaterstwa się wyrzekli. Ukazany w Sachemie Indianin, ostatni z plemienia Czarnych Wężów, wojenne atrybuty i pozory dzielności dawno już zamienił na elementy cyrkowego widowiska. Jest on zaprzeczeniem heroizmu; reprezentuje wszystko to, co człowiek godny powinien odrzucić.
Bohaterowie. Ludzie dzielni, szlachetni, pełni poświęcenia i ofiarności, oddający często własne życie dla sprawy, o która walczą. Zawsze będą nas fascynować swoją wielkością, nawet jeśli przegrają, jak powstańcy z Gloria victis, którym tak piękny hołd złożyła w tym utworze pisarka. Nawet jeśli zastanawiać się będziemy nad sensem umierania, stwierdzimy, że śmierć dla potwierdzenia swego bohaterstwa jest absurdem, nie możemy potępić takiej postawy i odebrać jej moralnego sensu. Jeśli trzeba wybierać między szlachetnymi straceńcami i przystosowaniem sachemów, wybierzmy straceńców; oni odchodzą, ale w cieniu wielkości, nie tańczą dla uciechy gawiedzi na grobach ojców.
UTWORY
Biblia -Postać Samsona (ANTYK)
SAMSON był jednym z sędziów, przywódców, którzy po śmierci Jozuego bronili Izraela przed nieprzyjaciółmi. Ten bohater o nadludzkiej sile przypomina nieco greckiego Heraklesa. Narodził się w czasie, gdy jego kraj był pod panowaniem Filistynów. Nie był zwykłym człowiekiem: jego powołaniem było uwolnienie narodu izraelskiego spod obcego panowania. Samson to nazyrcjczyk, mężczyzna związany z Bogiem ślubem, który zabraniał mu picia wina i strzyżenia włosów.
Samson wielokrotnie dał dowody nadludzkiej siły. Lwa, który go zaatakował, pokonał gołymi rękami. Skłóciwszy się z Filistynami, spalił ich zasiewy, wpuściwszy na pola i do winnic trzysta lisów z przymocowanymi do powiązanych ogonów płonącymi pochodniami. Potrafił zerwać więzy i oślą szczęką zabić tysiąc ludzi czy wynieść bramę miejską na szczyt góry.
Samson był wielkim nieprzyjacielem Filistynów, którzy się go obawiali i darzyli go silną
nienawiścią. Wielokrotnie próbowali pokonać go zdradą. Przekupili ukochaną bohatera, Fili-stynkę Dalilę. Miała ona zapytać Samsona o tajemnicę jego niezwykłej siły, by mogli go zwyciężyć. Różne pytania zadawała sprytna kobieta, ale bohater nie udzielał jej prawdziwej odpowiedzi. Wreszcie, zniecierpliwiony ciągłym nagabywaniem, powiedział jej prawdę: jeśli obetnie się jego nigdy nie strzyżone włosy, odbierze mu się moc.
Pokonanie znienawidzonego wroga uradowało wielce Filistynów, którzy chełpili się tym czynem. Dziękowali za zwycięstwo swoim bóstwom i składali im ofiary. Widok pohańbionego bohatera miał uświetnić ucztę, którą wyprawiono w Gazie. Gdy licznie zgromadzeni wrogowie nacieszyli się już dręczeniem ślepego Samsona, odprowadzono go na bok i postawiono obok dwóch kolumn, na których wspierał się cały budynek.
Zadufani w sobie zwycięzcy nie zauważyli, że Samsonowi zaczęły odrastać włosy. Nie
docenili również mocy jego wiary. Bóg wysłuchał modlitwy bohatera i pozwolił mu zemścić się na wrogach własnego narodu.
Do motywu Samsona nawiązywali malarze, kompozytorzy, poeci. Bohater III części.Dz/a-dów A. Mickiewicza, Konrad, porównuje swoją duchową moc właśnie do siły Samsona, Samsona uwięzionego przez wrogów, marzącego o zemście.
Norwid .Serna pamięci żałobny-rapsod" (ROMANTYZM)
Człowiek, któremu C.K. Norwid poświęcił swój piękny wiersz, niewątpliwie był bohaterem i kimś wielce zasłużonym. Świadczy o tym całe jego życie: generał Józef Bem, wybitny dowódca i strateg, teoretyk wojskowy, autor pracy Uwagi o rakietach zapalających, brał udział w wielu wojnach. Uczestniczył w kampaniach 1812 i 1813 roku, odznaczył się odwagą w bitwach pod łganiami i Ostrołęką oraz w obronie Warszawy podczas powstania listopadowego, dowodził na Węgrzech w czasie Wiosny Ludów, potem służył w armii tureckiej.
Wyjątkowość tej postaci podkreślił poeta przede wszystkim poprzez wybór formy wiersza:
jest to rapsod, czyli utrzymany w podniosłym stylu utwór poetycki poświęcony znanemu bohaterowi, napisany heksametrem polskim, odpowiadającym rytmowi wierszy Iliady i Odysei. Motto ; utworu przywołuje postać starożytnego bohatera, Hannibala, który złożył przysięgę, że będzie walczył z potęgą Rzymu - i tej przysięgi dotrzymał. Utwór powstał w rocznicę śmierci generała Bema, jesienią 1851 roku; poetycką wizję pogrzebu generała wzbogacił poeta o realia pogrzebów dawnych wodzów i bohaterów.
Uczestniczymy w pogrzebie niezwykłego bohatera. O jego wyjątkowej odwadze i o tym, że nie przegrywać miał zwyczaj, ale zwyciężać, świadczy przenośnia opisująca jego miecz jako wawrzynem zielony. Wszak laur, wawrzyn, przysługiwał właśnie zwycięzcom. Odejście tak wielkiego wodza budzi zrozumiały żal - dlatego krople wosku kąpiące ze świec, gromnic związanych ściśle z ceremonią pogrzebową, mają kształt łez. Chorągwie, na których wyhaftowano wizerunki smaków, jaszczurów i ptaków, też przypominając dzielności śmiałego stratega, który umiał zrealizować swoje zamysły: stwory te wydają się włóczniami przebite, pokonane. Bem był odważny; wykreowany tu został obraz doświadczonego, mądrego, dzielnego dowódcy, który nie ma zwyczaju się poddawać.
Wizja pogrzebu generała ma charakter syntetyczny. Jest on jednocześnie wieloma osobami, na przykład rycerzem - w pancerzu, z mieczem, w otoczeniu chorągwi, które zdobył; towarzyszą mu w ostatniej drodze jego koń i sokół. Koń podrywa stopę jak tancerz, kroczy powoli, dostojnie, w wyuczonym rytmie. Za chwilę sceneria się zmieni, znajdziemy się w kręgu kultury słowiańskiej: w orszaku pogrzebowym pojawiają się lamentujące płaczki niosące pęki wonnych ziół, słychać ich żałobny lament i odgłos tłuczonych glinianych naczyń. W części III uczestniczymy w pogrzebie germańskiego wodza. Tu akcentuje się silę, moc, słyszymy rytmiczny odgłos uderzeń w topory i tarcze, spowija nas dym płonących pochodni...
Z połączenia tych elementów rodzi się specyficzna aura dzielności, odwagi, męstwa. Wrażenie to potęgują jeszcze podniosły, patetyczny ton wiersza, jego dostojny rytm, liczne skojarzenia z epoką antyku - czasem niezwykłych bohaterów. Na naszą wyobraźnię bardzo silnie wpływa warstwa obrazowa utworu; światła, barwy i dźwięki kreują pewną wizję, która narzuca się nam z nieodpartą siłą. Jednostajny rytm kroków uczestniczących w pogrzebie ludzi, płacz kobiet, żałosny dźwięk trąb, twardy dźwięk uderzeń w topory i tarcze, dym i światła pochodni, łopot chorągwi, odblask błękitnego nieba w wypolerowanej broni... Chorągiew zdaje się być oparta o luki pod-niebne, jakby w ogromnej świątyni.
Orszak pogrzebowy wędruje nieprzerwanie. Nie jest to przecież opis prawdziwego pogrzebu, lecz nasycona trę ,ciami symbolicznymi poetycka wizja. Zapadła już noc, w ostrzach włóczni odbija się światło kKięiycajak gwiazda spaść nie mogąca. Bardzo ciekawie ukazał poeta uczestników ceremonii jako czarne sylwetki na tle ciemnego nieba, ich pieśń żałobna cichnie chwilami, gdy pogrążają się w głębi wąwozu...
Nadchodzi wreszcie kres: stajemy nad grobem. To jest ostateczny koniec dla każdego człowieka. I tu wydarzy się coś niezwykłego: koń bohatera zostaje zmuszony do skoku - i znajdzie się po drugiej stronie grobowej czeluści.
Orszak pogrzebowy wędruje dalej — bez końca. Musi podjąć się bardzo ważnego zadania;
idee, które reprezentował zmarły bohater, mają moc kształtowania postaw potomnych, są przecież nadal żywe. Nie wolno ich zaprzepaścić. Tych, którzy śpią i nie chcą myśleć o swobodzie, sprawiedliwości, duchowej mocy człowieka, trzeba obudzić. Ta paraboliczna wizja odnosi się do zmaterializowanego współczesnego społeczeństwa, biernego, nie chcącego podjąć trudu duchowego rozwoju:
Biblijny motyw zdobycia Jerycha, którego mury rozpadły się od hałasu, czynionego przez oblegających, został tu wykorzystany do zobrazowania zwycięstwa idei; martwe duchowo społeczeństwo ocknie się, zgarnie pleśń z długo zamkniętych oczu, poczuje siłę do wewnętrznego odrodzenia. Naród pozbawiony idei przypomina martwą bryłę, omszały posąg. Można weń tchnąć życie; dlatego korowód wędruje dalej - dalej - - , by spełnić swe posłannictwo. Otwartość kompozycji wiersza sugeruje wyraźnie, że wędrówka ta nie skończy się nigdy.
Wiersz Bema pamięci żalobny-rapsod należy do grupy utworów podejmujących podobny temat: relacji między wybitną jednostką a społeczeństwem, wpływu idei na to społeczeństwo, nieśmiertelności myśli ludzkiej, sensu cierpienia i ofiary. Dokonania ludzi takich jak Bem, są nieśmiertelne i mają moc kształtowania następnych pokoleń. Wybitny człowiek bowiem obdarzony jest możliwością oddziaływania na innych nie tylko za życia. Jego myśl pozostaje twórcza i żywa, kształtuje przyszłość, nie poddaje się władzy śmierci, wręcz przeciwnie - często właśnie ona nadaje jej dopiero głębszy sens. Pytanie: Czemu, Cieniu, odjeżdżasz? jest pytaniem przewrotnym: duch wybitnej postaci pozostaje z nami na zawsze.
Eliza Orzeszkowa ..Gloria yictis"_ (POZYTYWIZM)
E. Orzeszkowa należała do pokolenia, które skazane zostało na trudne i bolesne wybory.
Gdy upadło powstanie styczniowe, okazało się, że prawdy, w które dotychczas wierzono, prawdy najświętsze dla Polaków, mówiące o konieczności poświęcenia siebie, własnego życia dla ukochanej matki - ojczyzny - dla dobra tej właśnie ojczyzny trzeba natychmiast odrzucić. Naród nie mógł po raz kolejny podjąć wysiłku, jakim było zbrojne przeciwstawienie się zaborcy, nie miał też dość sił i wiary, by zmierzyć się z kolejną klęską. Należało zapomnieć o walce, znaleźć inną koncepcję obywatelskiej służby. Trzeba było podjąć dyskusję na temat sensu narodowych powstań i dokonać oceny ideologii romantycznej, odpowiedzieć na niełatwe pytania - i nieraz zapomnieć o tym, co przedtem się kochało.
W biografiach i dziełach polskich twórców drogiej połowy XIX wieku brzmiąjednak echa powstania styczniowego. Czasem niełatwo je dostrzec - Orzeszkowa czy Prus posługiwali się, ze względu na cenzurę, aluzjami i niedopowiedzeniami. Gdy jednak po 1905 roku nastąpi pewna liberalizacja cenzury, E. Orzeszkowa sięgnie pamięcią do lat 1863-64, by oddać hołd tym, którzy ojczyźnie poświęcili to, co mieli najcenniejszego: swoje życie.
Zbiór nowel zatytułowany Gloria victis ukazał się w czasopismach już w latach 1907-08. O powstaniu pisze tu autorka wprost, pojawiają się autentyczne postaci (na przykład Romuald Traugutt). Opowiadanie tytułowe, utrzymane w tonie podniosłym, wykorzystujące bardzo in-
teresującą konwencję narracyjną, poświęcone zostało nie tylko walce i bohaterskiej śmierć powstańców. Podejmuje ono również kwestię sensu ich ofiary wobec oczywistego faktu, że - prze grali. Już od starożytnych czasów ludzie gardzili przegrywającymi, tymi, którzy okazali słabość vae victis\ biada zwyciężonym! Zwyciężeni wleczeni są za rydwanem zwycięzcy, by większa byfe jego chwała. Pisarka uczy nas nowej prawdy. Gloria victis - chwała zwyciężonym - to hołd złożony bohaterom. Ludziom, którzy nie zawahali się stanąć do walki, choć znali potęgę wroga.
Historii powstańczego oddziału nie opowiada ani uczestnik walk, ani jej ludzki świadek. Wszyscy powstańcy z tej partii zginęli; osaczeni przez obławę, nie mieli szansy wymknąć się ani tym bardziej przebić. Wróg był zbyt silny i zbyt okrutny, nie miał litości nawet dla rannych umieszczonych w polowym szpitalu:
Na leśnej polanie pozostała mogiła. Jej dzieje opowiadają drzewa - stare świerki, dęby, brzozy rozłożyste - wiatrowi, który po wielu latach odwiedził tę okolicę. O cierpieniu, poświęceniu i trudach walki pisze Orzeszkowa piękną poetycką prozą:
Zapomniana mogiła na leśnej polanie, świadectwo poświęcenia jednych i okrucieństwa drugich, wydaje się zakłócać harmonię natury. A jednak jedynie drzewa i kwiaty potrafią oddać hołd tym, których ludzie pamiętać nie chcą. Gdy ta, która mogła i chciała pamiętać, siostra jednego z poległych bohaterów, a ukochana drugiego, postawiwszy skromny krzyżyk na mogile, odeszła, nie pozostał już nikt, kto odwiedziłby to miejsce. Nieubłagany czas zacierał wspomnienie o tych, którzy tu polegli:
Wiatr, który wysłuchał opowieści o dzielnych bohaterach, nie uznał ich klęski za winę. Polecenie, ofiarność, heroizm walczących zasługują bowiem na szacunek i podziw. Bezimien-"5'ii bohaterom pochowanym na leśnej polanie nie zabrakło przecież woli zwycięstwa. Nie byli krzami. Wręcz przeciwnie — walczyli do końca, gdyż dla nich poddanie się byłoby hańbą.
Powstańcy nie są straceńcami, marzącymi o bohaterskiej śmierci i sławie. Walczą o zwy-cięs\v(^ alg wiedzą też, że ci, którzy polegną, będą wzorem dla swoich następców. Pisarka
wykn-zystała w celu wyrażenia tej prawdy symbolikę ziarna i siewu; zapomniana mogiła oka-^JSgię źródłem duchowej siły:
PS- Powstańców styczniowych ukazuje E. Orzeszkowa w konwencji heroicznej; przypominają '-' oni wojowników spartańskich, poległych w wąwozie termopilskim. Ożywiała ich duchowa moc, przez pisarkę porównywana do ognistego słupa, przewodnika tych, których Mojżesz wywiódł z niewoli egipskiej i prowadził ku ziemi obiecanej i wolności:
Romuald Traugutt, dowódca oddziału, ukazany tu został jako człowiek dzielny i rozważny,
który zdaje sobie sprawę ze złożoności sytuacji i wie, że zwycięstwo nie jest oczywiste, równie możliwa jest - klęska. Ma jednak świadomość obowiązku wobec ojczyzny i narodu, dlatego podejmuje walkę. Charakteryzując Traugutta, którego znała zresztą osobiście (i udzielała mu pomocy), kreuje Orzeszkowa postać prawdziwego bohatera, człowieka, który potrafi pokonać lęk i wątpliwości, dodawać wiary innym, nie poddawać się nawet w sytuacji w zasadzie beznadziejnej, a jednocześnie wnikliwego, skłonnego do refleksji. Podobnie prezentuje też jego żołnierzy; to, że trzeba walczyć, o wolność ojczyzny, jest dla nich oczywiste, ale nie do końca potrafią zaakceptować zło, które muszą czynić - gdyż zatoijauie jest złem:
Bohater, którego myśli poznajemy, Tarłowski, był przyrodnikiem, człowiekiem skłonnym do refleksji i zadumy, zafascynowanym pięknem, natury, fizycznie wątłym, który do bojów tych stworzony nie był. Do czego innego byl stworzony.
A jednak człowiek ten mimo swej wrażliwości i delikatności okazał się w bitwie bohaterem, który zasłużył na pochwałę samego wodza:
Pisarka uświadamia nam, jak złożoną i trudną sprawą jest dla wrażliwego człowieka bycie bohaterem. Nie chodzi tu bowiem jedynie o pokonanie lęku i słabości, ale także o odrzucenie wątpliwości, moralnego niepokoju, związanego z zabijaniem. Tarłowskiego nie cieszy pochwała dowódcy, nie podziela radości kolegów. Czuje, że jest skalany złem.
O sprawiedliwym świecie, w którym nie będzie zła, marzył także przyjaciel Tarłowskiego, Jagmin. Ten dowódca jazdy był młodzieńcem mężnym i szlachetnym, z postawą wyniosłą, silną i śniadym profilem Rzymianina. Razem rozmawiali o tych czasach dalekich, w przyszłości dalekich, które będą albo nie bada, które jeżeli będą, wodami ukojenia i oczyszczenia obmyją
świat, w którym podobno miecze mają być przekłute na pługi, a jagnięta sen spokojny znajdować u boku lwów...
Bohaterowie Gloria victis są ludźmi wrażliwymi, o bogatej psychice. E. Orzeszkowa charakteryzuje postaci w sposób wnikliwy, ukazując różne aspekty ich sytuacji, unikając prostych uogólnień i schematyzmu. Obok pięknych, poetyckich fragmentów mówiących o dzielności, ofiarach i poświęceniu można odnaleźć realistyczne opisy walki, cierpień i śmierci:
Bohaterom spoczywającym w mogile na leśnej polanie należy się cześć. Ich przegrana nie
iest klęską; odnieśli zwycięstwo moralne. Pokonani przez zło, okrucieństwo i lwią wściekłość wroga, nie zapomnieli, jakim złem jest zabijanie, nie odrzucili wątpliwości, choć rozumieli, że nie mają wyboru i że dopóki gwałt, dopóty światy przeciwko gwałtowi gniew! Dopóki krzywda, dopóty walka! Przez krew i śmierć, przez ruiny i mogiły, z nadzieją czy przeciw nadziei walka z piekłem ziemi w imię nieba, które na ziemią zstąpi... Ojczyźnie ofiarowali wszystko. Chwała zwyciężonym.
Henryk Sienkiewicz .Sachem"_ (POZYTYWIZM)
„ Ci którzy przegrali tańczą z dzwonkami u nóg w kajdanach śmiesznych strojów w piórach zdechłego orła unosi się kurz współczucia na małym placyku" (Z. Herbert Ci którzy przegrali)
Lata 1876-78 spędził H. Sienkiewicz w Ameryce Północnej jako korespondent „Gazety Polskiej". Tematyka amerykańska pojawia się w kilku utworach pisarza (Orso, Przez stepy, Sachem, Komedia z pomyłek, W krainie złota, Latarnik i Wspomnienie z Maripozy), bardzo zróżnicowanych pod względem artystycznym. Większość z nich cechuje wyraźny związek z problemami polskimi; często bohaterem jest polski emigrant, jak na przykład w powszechnie znanym Latarniku. Sprawy polskie znalazły swoje odzwierciedlenie także w bardzo ciekawej pod względem formy noweli Sachem; nie znajdziemy tu jednak bohaterów polskiego pochodzenia, rzecz dotyczy ostatniego potomka pewnego indiańskiego plemienia. A jednak jest Sa-chem nowelą bardzo polską, poruszającą sprawy szczególnie ważne dla naszego narodu.
W widłach rzeki Antylopy w Teksasie leżała kiedyś indiańska osada, Chiavatta, zamieszkiwana przez plemię Czarnych Wężów. Terytorium to rząd stanowy Teksasu przyznał im na wieczne czasy najuroczystszymi traktatami; mimo to dochodziło do konfliktów z okolicznymi osadnikami, których te traktaty niewiele obchodziły. Indianie im po prostu przeszkadzali; odbierali oni Czarnym Wężom ziemię, wodę i powietrze, ale natomiast wnosili cywilizację; czerwonoskórzy zaś okazywali im wdzięczność na swój sposób, to jest zdzierając im skalpy z głów. H. Sienkiewicz opisał tu sytuację dość typową; los Indian amerykańskich był w owym czasie już przesądzony, silniejsza i brutalniej sza cywilizacja białych skazała ich na zagładę. Pogardzani czerwonoskórzy byli pozbawiani swych terytoriów i poddawani eksterminacji; biali dążyli do zamknięcia ich w rezerwatach, gdzie skazani byli na nędzną wegetację i duchową śmierć. Zagładzie nie mogli się przeciwstawić nawet tak dzielni ludzie, jak Sitting Buli; mimo doraźnych sukcesów bohaterskich wodzów biali tworzyli nowe stany i zakładali miasta na zgliszczach indiańskich osad.
Miasto kwitło. Wkrótce w okolicy odkryto pokłady rtęci; przybyło mieszkańców, wydawano prasę, zbudowano trzy szkoły i zakład filantropijny, kolej połączyła Antylopę z sąsiednimi miastami. Nadszedł czas cywilizacji: pastorowie w kościołach uczyli co niedziela miłości bliźniego, poszanowania cudzej własności i innych cnót, potrzebnych ucywilizowanemu społeczeństwu; pewien przejezdny prelegent miał nawet raz na Kapitału odczyt „ O prawach narodów''. Wymordowanie Indian, nie tylko wojowników, ale także starców, kobiet i dzieci, nie zakłócało spokojnego snu wzbogaconych mieszkańców nowej osady, którzy czuli się jak najbardziej w porządku. Byli uczciwi, rządni, pracowici, systematyczni, otyli. Kto by w późniejszych czasach odwiedzil już kilkunastotysięczną Antylopę, ten by w bogatych kupcach miejscowych nie poznał tych niemiłosiernych wojowników, którzy piętnaście lat temu spalili Chiavattę. [...] w mieście wszystko już było ganz gemiitlich i o zgliszczach nikt nie myślał. Brudnymi, ciemnymi Indianami można tylko pogardzać; szkoda dla nich tej bogatej ziemi. Ona należy się zdobywcom.
Mieszkańcami Antylopy są Niemcy i to oni odpowiadają za zniszczenie indiańskiej osady i okrutne wymordowanie jej mieszkańców. Nie jest to przypadek. H. Sienkiewicz celowo ukazał starcie niemieckiej siły i buty ze stojącym Tia niższym poziomie rozwoju cywilizacyjnego plemieniem indiańskim. Polakom, którzy wiedzieli już, co to jest Kulturkampfi czytali kiedyś Konrada Wallenroda, powinno to dać wiele do myślenia. Niemców znali przecież jako zaborców wyniszczających narody, uważane przez nich za cywilizacyjnie niższe, w ramach nieubłaganego pochodu na wschód. Jednym z takich narodów byliśmy my.
Jaki był los nielicznych Indian, którzy przeżyli zagładę Chiavatty? Siedem lat po tym tragicznym wydarzeniu z mocy prawa „ lynch "powieszono na placu miejskim dziewiętnastu ostatnich wojowników z pokolenia Czarnych Wężów, schwytanych w pobliskim lesie Umarłych [...].
Plemię przestało istnieć. Przy życiu pozostał .tylko jeden Czarny Wąż - syn zabitego wodza, przygarnięty przez trupę cyrkową Hon. M. Deana:
Chłopiec wychował się w cyrku. Był zwinny, więc nauczył się chodzenia po linie; jego program był niewątpliwą atrakcją każdego cyrkowego widowiska. Dorastając wśród białych, ostatni z plemienia, nie poznał jednak jego kultury, zapomniał brzmienie języka. Indiańską
pieśń śmierci musi śpiewać po niemiecku. Nie wyrósł na dzielnego indiańskiego wodza; stał się atrakcją dla gawiedzi.
Gdy pewnego dnia trupa cyricowa przybyła do Antylopy, sachem wzbudził zrozumiałe
zainteresowanie:
Dyrektor cyrku, który dowiedział się, że Antylopa powstała na zgliszczach Chiavatty, umiał wykorzystać okazję:
Ostatni z Czarnych Wężów rzeczywiście wygląda groźnie i podporządkowuje się jedynie władzy dyrektora:
Mieszkańcy Antylopy czują lęk. Co zrobi ten, któremu przyszło tańczyć na linie na grobach ojcowi Pamięta czy zapomniał? Jest tylko cyrkowym akrobatą.- czy może marzy o zemście? Niepokój wywołało już przemówienie dyrektora:
Widzów, rozważających, czy Czerwony Sęp pamięta o ich zbrodni, przerazi okrzyk wojenny Indianina: Ci, którzy wycinali Chiavattę, pamiętają dobrze to straszne wycie - i co dziwniejsza, ci, którzy przed piętnastu laty nie ulękli się tysiąca tak wyjących wojowników, pocą się teraz przed jednym. Wszak już po wystąpieniu dyrektora cyrku wbrew prawom fizyki znajduj'ą, że im niżej, tym dusznic], i chcieliby się znaleźć jak najdalej od straszliwego wodza. Prawdziwą grozę obudzi jednak dopiero śpiewana przez ostatniego z Czarnych Wężów pieśń wojenna:
Czy oto nadeszła wyczekiwana godzina zemsty? Tu, na zgliszczach Chiavatty, dopełni się sprawiedliwość? Jakie były sny ostatniego z Czarnych Wężów - czy śnił o tym, jak zabija znienawidzonych wrogów, którzy zniszczyli cały jego świat?
Czy nie tego się właśnie spodziewamy? Ostatni z plemienia, przejmująca wojenna pieśń, zaprzysiężona zemsta... Literatura zna takich bohaterów. Ale Czerwony Sęp, ostatni z plemienia Czarnych Wężów, nie dokona zemsty. Cyrk nie spłonie. Dramatyczna pieśń, groźne pozy, zew wojenny - to zaplanowane umiejętnie elementy cyrkowego widowiska, podobnie jak niepokój dyrektora i jego ostrzeżenia. Sachem nie jest samotnym mścicielem. Rację mieli ci, którzy sądzili, że pobyt w trupie cyrkowej zatarł wspomnienia o własnym plemieniu. Przede wszystkim trzeba jeść i pić. O tej prawdzie musi pamiętać tak dobrze każdy filister, jak i ostatni z Czarnych Wężów. I pamiętał:
Przed tymi, którzy przed chwilą patrzyli na dumnego mściciela, stoi żebrak. Ostatni z Czarnych Wężów stracił więź z tradycją przodków, był samotny, otaczali go bowiem obcy. By przetrwać, wyrzekł się dumy swego plemienia. Stał się nikim; teraz tańczy i śpiewa, by bawić te:., tych, których powinien nienawidzić. Indiański strój, broń, dumna, nieprzenikniona twarz mają K być dla nich atrakcją. Pieśń zemsty jest tylko rozrywką cyrkowej gawiedzi. Czy można człowieka jeszcze bardziej upodlić?
Sachem nie myśli o sobie jako o niewolniku. Przywykł do swej sytuacji; może jest nawet szczęśliwy? Rolę nieustraszonego wojownika odgrywa tylko w cyrku, na co dzień jest taki sam, jak podziwiający go widzowie:
Polacy powinni byli dostrzec w Sachemie ostrzeżenie. Zestawienie losu narodu polskiego i
eksterminowanych plemion indiańskich nie było w owym czasie czymś wyjątkowym. Jak pisze Samuel Sandler w swojej pracy Indiańska przygoda Henryka Sienkiewicza, paralela taka istniała, o czym świadczył chociażby esej Ludwika PowidajaPo/acy ;' Indianie. Zarówno ten tekst, jak i sama osoba publicysty były raczej znane Sienkiewiczowi. Jego sarkastyczne komentarze na temat mieszkańców Antylopy umożliwiaj ą nam bardziej krytyczne spojrzenie na Indianina, którego nie interesuje to, że stoi na zgliszczach własnej osady, że tu się kiedyś urodził, a ci, którzy go oklaskują- to mordercy. Autor stanowczo potępia serwilizm w każdej postaci; przejmujący obraz upodlenia, jaki nam przedstawił, jest bardzo wymowny. S. Sandler pisze:
Stanisław Wyspiański ..Warszawianka" (MŁODA POLSKA)
Akcja dramatu S. Wyspiańskiego Warszawianka. Pieśń z roku 1831 rozgrywa się 25 lutego 1831, w trzecim dniu bitwy pod Grochowem, w małym dworku, gdzie mieści się sztab generała Chłopickiego:
Choć Warszawianka jest pierwszym dramatem S. Wyspiańskiego, zarówno kształt sceniczny, jak i krąg podjętych tematów są bardzo interesujące i nowatorskie. W obszernym didaskaliach precyzyjnie określa artysta miejsce zdarzeń. Należy zauważyć, że ważną rolę odgrywajątu takie elementy, jak tonacja kolorystyczna, światło, muzyka, ruch sceniczny - Wyspiański jest bowiem artystą teatru, nie wystarcza mu tradycyjna scenografia. Łączy różne elementy widowiska scenicznego w całość, dzięki czemu powstaje niepowtarzalny efekt artystyczny; w tej dziedzinie polski dramaturg wyprzedził nawet znanego angielskiego reformatora teatru, G. Craiga.
Warszawianka jest dramatem bardzo nastrojowym. Nastrój ten powstaje dzięki odpowiednio ukształtowanej przestrzeni scenicznej. Dominująw niej czerń i biel; nieliczne złocenia czy brązy nie wprowadzają ożywienia. Dzień zimowy sączy do wnętrza blade światło. Dopiero zakrwawiona wstążka przyniesiona z pola bitwy zburzy ten spokój swoją jaskrawą czerwienią.
Nie mniej ważna, a może nawet istotniejsza, jest w utworze muzyka. Można powiedzieć, że właściwie współtworzy ona akcję sceniczną, stanowiąc pewnego rodzaju komentarz do kwestii i działań bohaterów. Grana na klawikordzie czy śpiewana pieśń C. Delavigne'a Oto dziś dzień krwi i chwaty, czyli właśnie Warszawianka, jest cały czas obecna w tymjednoaktowym dramacie. To właśnie ta pieśń tworzy między innymi jego charakterystyczny nastrój; słowa dziś twój tryumf albo zgon czy kto umiera, wolnym już przywołują myśl o zbliżającej się nieuchronnej klęsce, śmierci i zagładzie, na którą biernie czekają bohaterowie dramatu i którą w jego zakończeniu prorokuje Maria idącym do boju oddziałom:
S. Wyspiański podjął w swoim dramacie o bitwie pod Grochowem dyskusję na bardzo ważny dla narodu polskiego temat. Postawił mianowicie pytanie, czy miłość ojczyzny mierzy się jedynie ofiarnością dla niej? W Warszawiance ukazał absurdalność takiego nastawienia:
prowadzi ono do klęski, ponieważ młodzi bohaterowie chcą pięknie umierać, wierząc, że to zapewni im sławę, nie umieją natomiast dla ojczyzny zwyciężać - i żyć:
Chłopicki, stary żołnierz napoleoński, nie rozumie romantycznej fascynacji śmiercią, a nawet wręcz nią gardzi; według niego łatwiej jest ginąć niż z uporem walczyć o zwycięstwo. Młodzi zwyciężać nie potrafią, goniąjedynie za sławą. Brakuje im tej wiary, którą miało pokolenie ich ojców; wspominając brawurowy atak na pozycje hiszpańskie w wąwozie Somosierra, mówi Chiopicki, że ich na szczyt zaprowadziła wola zwycięstwa.
Młodzi oficerowie nie myślą jednak o zwycięstwie. Ważniejsze są dla nich romantyczne gesty i pośmiertna sława. W pięknych mundurach, z ukrytą na piersi wstążką, pamiątką od ukochanej, idą na pole bitwy, by już stamtąd nie wrócić - tak jak narzeczony Marii, Józef Rudzki:
Wkrótce Stary Wiarus przyniesie skrwawiony zwitek z pola bitwy:
Maria domyśla się prawdy, ale boi się w nią uwierzyć, nie przyznaje się sama przed sobą, że wstążka, którą widzi, jest czerwona od krwi... Znajdzie jąwkrótce porzuconą na klawiaturze klawikordu. Tu widać jeszcze jeden aspekt bohaterstwa i poświęcenia: ból tych, którzy czekają
- na próżno:
Jak ocenić postawę narzeczonego Marii? Czy było to bohaterstwo, czy bohaterszczyzna? Opinia generała jestjednoznaczna: ważniejsze tu były oweszlify i pióropusze i żądza sławy niż rzetelny żołrierski trud. Nie jest to jednak tak proste. Nieco inaczej widzi poświęcenie młodego Rudzkiego jeden z oficerów:
Czy Rudzki gonił za sławą, czy spełnił swój żołnierski obowiązek? Nie możemy go uznać jedynie za szalonego romantyka, pragnącego chwalebnej śmierci. Ze słów oficera wynika przecież wyraźnie, że ktoś na ten posterunek iść musiał, a żołnierze nie zdawali sobie sprawy z tego, jak niebezpieczna była to pozycja. Przelana krew narzeczonego Marii jest raczej świadectwem jego dzielności niż braku rozwagi. Żołnierze i oficerowie muszą walczyć; czasem -giną, ale nie mogą przecież wycofywać się, gdy tylko pojawi się najmniejsze zagrożenie - takie Jest okrutne prawo wojny. Scena, w której Stary Wiarus w milczeniu przekazuje dowódcy raport, jest sceną pełną ekspresji:
Rola ta była swego czasu słynną kreacją Ludwika Solskiego. Prawda, która z tej sceny wynika, jest bolesna i okrutna: żołnierze spełnili swój obowiązek do końca. Nie spełnili go jednak dowódcy; generał Chłopicki dla zaspokojenia własnej ambicji nie przeciwstawił się rozkazom nieudolnego naczelnego wodza, co przyniosło zagładę dywizji generała Żymirskiego...
Generał Chłopicki przejmie dowodzenie, ale gdy ruszy na czele swych oddziałów do boju, będą mu dźwięczeć w uszach pełne rozpaczy słowa Marii, która - jak antyczna Kasandra -przepowiada klęskę:
Pisząc Warszawiankę, stanął S. Wyspiański po raz pierwszy do rozprawy z ideologią romantyczną i sposobem jej odbioru przez współczesnych. Wielokrotnie jeszcze podejmował tę problematykę, między innymi w Wyzwoleniu, dramacie o symbolicznym tytule, mówiącym między innymi o konieczności uwolnienia się od pewnych stereotypów myślowych. Na przełomie stuleci idea poświęcenia jednostki za naród czy wybranego narodu za inne była według poety już nie tylko przebrzmiała i anachroniczna, ale nawet wręcz szkodliwa. Dlatego Konradowi, bohaterowi Wyzwolenia, kazał wypowiedzieć słowa: Na co mamy być Chrystusem narodów, wyłącznie na mękę i krzyż, i dla cudzego zysku?
W Warszawiance ukazuje S. Wyspiański fałszywość pewnych romantycznych gestów, drwi z próżności zafascynowanych śmiercią szaleńców, ale jednocześnie składa hołd bohaterom. To dowódcy są odpowiedzialni za wybór strategii, nie żołnierze. A żołnierze spełnili pod Grocho-wem swój obowiązek.
S. Żeromski..Rozdziobią nas kruki, wrony..." (MŁODA POLSKA)
Tytuł opowiadania zaczerpnął S. Żeromski ze starej pieśni żołnierskiej. Fragment rozdzió-bią nas kruki, wrony... zwraca nasze myśli nie ku bohaterskiej walce, ale ku chwili, gdy się ona już skończyła, a na pobojowisku zostają- polegli. Utwór ten należy do zbioru opowiadań tak samo zatytułowanego, wydanego w 1895 roku w Krakowie (z datą o rok późniejszą) pod pseudonimem Maurycy Zych.
Akcja opowiadania toczy się jesienią. Powstanie styczniowe dogorywa. Szymon Winrych, jeden z tych, którzy jeszcze nie zaprzestali walki, zmierza w kierunku Nasielska z transportem broni:
Bohater opowiadania jest jednym z tych ludzi, którzy nawet w beznadziejnej sytuacji nie tylko nie upadają na duchu, ale potrafią także swoim przykładem wpłynąć na innych. Winrych nie myśli o poddaniu się, rezygnacji. Byłoby to dla niego tchórzostwem. O odwadze i heroizmie powstańca świadczy także fakt, że przyszło mu działać w skrajnie trudnych warunkach:
jest wyczerpany, brakuje mu ciepłej odzieży i żywności, konie ma osłabione i zmęczone. Pogoda jest podła, deszcz, ziąb i rozmokłe błoto nie ułatwiająjazdy. Nie ma go kto zmienić, gdyżwe takie to już byty czasy, ludzi brakowało - wielu poraziło widmo klęski, wycofali się z walki. W dodatku cały czas może natknąć się na patrol rosyjski.
Przed powstaniem człowiek o pseudonimie „Szymon Winrych" wyglądał zupełnie inaczej. Andrzej Borycki nie nosił podartych butów i przepoconej sukmany, jego pożywieniem zaś nie był razowiec ze sperką popijany wódką. Król i padyszach syren warszawskich był wytwornym elegantem, któremu być może nie przyszło nawet do głowy, że mógłby być brudny, obdarty i głodny. A jednak porzucił wygodne i bezpieczne życie, by wziąć udział w powstaniu, i walczył do końca. Niewątpliwie więc możemy nazwać go bohaterem.
Winrych, który sam nie ma zamiaru się poddać, nie może spokojnie zaakceptować faktu, że czynią to inni. Budzi to jego oburzenie i gniew. Zdecydowanie potępia tych, którzy w obliczu nieuchronnie zbliżającej się klęski wybierają poddanie się i bierność, a nawet potępienie powstańczego zrywu. Przyjdzie moment, gdy powstanie upadnie i nadejdzie czas rozrachunków. Winrych z przerażeniem uświadamia sobie, że do głosu dojdą wtedy tchórze, którzy wyszydzą poświęcenie takich jak on bohaterów w imię politycznego rozsądku:
Dla Winrycha, który samotnie walczy do końca, przyjmując typowo romantyczną postawę, oportuniści, ugodowcy i tchórze to po prostu psy parszywe. Uświadamia on sobie jednak gorzką prawdę, że klęska potwierdza w przekonaniu wielu ludzi słuszność racji tych, którzy twierdzili, iż powstanie sensu nie ma i dostarcza argumentów wszystkim, którzy odżegnują się od jakichkolwiek działań tego typu. Ci ludzie nie docenią bohaterstwa walczących, którzy dla nich są szaleńcami.
Szymon Winrych doskonale zdawał sobie sprawę, że może zginąć. Gdy jednak nadeszła chwila, której obawiał się najbardziej - natknął się na patrol ułanów rosyjskich - ogarnęła go fala porażającego lęku:
W literaturze wielokrotnie ukazywano sceny bohaterskiej śmierci. Heroizm ludzi ginących za wiarę, wolność, ojczyznę, króla opisywało wielu twórców. Umierający Roland nie tylko pojednał się z Bogiem; pamiętał także o uczczeniu swojego seniora, zadbał o miecz, by święte relikwie zamknięte w jego rękojeści nie dostały się w pogańskie ręce, zaakcentował swą rycerską dumę, zwracając twaiz ku Hiszpanii, krainie zajętej przez wrogów. Rycerz średniowieczny opanował bowiem sztukę godnego umierania. Konwencję sceny bohaterskiej śmierci doskonaliła literatura następnych epok. Kordian stojący przed plutonem egzekucyjnym nie pozwala zawiązać sobie oczu. Ordon wysadza w powietrze szaniec, którego nie może obronić. Longi-nus Podbipięta umiera jak średniowieczny męczennik za wiarę.
Sceny te ukazuj ą niezwykłą dzielność i pogardę śmierci. Nie pokazująjednak pełnej prawdy o tej sytuacji ostatecznej, nie wspominają o lęku, cierpieniu, przerażeniu i samotności. Bohater ma być dzielny i gmy pięknie, w przeciwnym razie dostrzeżemy w nim nie bohatera, ale - tchórza.
Jak zatem ginie Winrych? S. Żeromski nie przedstawił tej sceny tak, jak mógłby tego oczekiwać odbiorca, którego poglądy ukształtowały Pieśń o Rolandzie, Kordian, Reduta Ordona czy Trylogia. Pisarz poddaje swojego bohatera deheroizacji, kształtuje scenę jego śmierci tak, by wydawała się szczera iautentyczna. Odbiera jej patos i wzniosłość, ukazuje brutalne i wręcz odstręczające aspekty umierania.
Winrych nie umiera z okrzykiem „Niech żyje Polska!" na ustach, nienawidząc swoich wrogów, bez strachu. Przeciwnie. Jego ostatnim chwilom towarzyszy przeraźliwy lęk, boi się śmierci, błaga nieprzyjaciół o litość. I - co jest równie nietypowe - potrafi im wybaczyć, o czym świadczy odmówiona w ostatnich chwilach życia modlitwa.
Umieranie Winrychajest prawdziwe. Jest w nim groza i ból, poniżenie i wybaczenie. Śmierć nie jest czymś, z czym bohater łatwo się godzi, co byłoby naturalne. Czy w takim razie można nadal uważać go za odważnego człowieka? A może jednak jest tchórzem - wszak wobec śmierci wcale nie zachował się dzielnie? Otóż wydaje się, że Winrycha należy tym bardziej uznać za bohatera. Człowiek, który nie bałby się śmierci i był w pełni władz psychicznych, tak naprawdę nie istnieje. Instynkt zmusza nas do obrony życia i nie potrafimy się od tego wyzwolić. Możemy w imię ważnych dla nas spraw pokonać lęk przed śmiercią- nie potrafimy go jednak nie odczuwać. Odwaga to umiejętność zapanowania nad własnym przerażeniem.
Winrych jest odważny. Jest, ponieważ każdego dnia przełamywał swój strach przed chwilą, kiedy wszystko się dla niego skończy. Kiedy chwila ta nadeszła, ogarnął go zwyczajny, ludzki lęk. Nie można z tego powodu zaprzeczyć jego dzielności. To nie on jest tchórzem, lecz ci, którzy zrezygnowali z walki, uciekli i zaszyli się gdzieś bezpiecznie, tłumacząc swoje zachowanie rozsądkiem i racją polityczną.
Tych właśnie ludzi symbolizują kruki i wrony, dla których ciało powstańca jest tylko padliną. Zachowanie ptaków jest szczególne, bowiem wrony z wielką rozwagą, taktem, statkiem, cierpliwością i dyplomacją zbliżały się, przekrzywiając giowy i uważnie badając stan rzeczy. Wymowa tej sceny jest nietrudna do odczytania, wszak tak samo reagują ci, dla których powstanie jest tylko szaleństwem i niebezpieczną głupotą. Tacy właśnie ludzie podważają sens poświęcenia Winrycha, czyniąc jego pragnienie nieśmiertelności świętym złudzeniem. Szyderczy ton wypowiedzi pisarza, ironia i sarkazm powodują pojawienie się w opowiadaniu akcentów polemicznych, a jednocześnie wprowadzają pewien dystans, dzięki któremu unika pisarz nadmiernej emocjonalności:
S. Żeromski posłużył się w opowiadaniu techniką naturalistyczną:
Brutalność i drastyczność opisu podkreślają wymowę dramatu powstańca, który umierał samotnie, w strachu, bólu i poniżeniu, a po jego śmierci nie uszanowano nawet jego zwłok:
sprofanowali je żołdacy, stały się łupem padlinożerców, by w końcu doczekać się „pogrzebu" w dole po kartoflach; tak bowiem uczcił martwego Winrycha zabiedzony chłop z sąsiedniej wioski, dla którego powstanie było sprawą co najmniej obojętną, cieszył się natomiast z tego, że na swoim polu znalazł tyle żelastwa i rzemienia...
Opowiadanie S. Żeromskiego „Rozdzióbią nas kruki, wrony..." nie kończy się akcentem optymistycznym. Nadziei bowiem nie ma:
Jerzy Szaniawski Ceglarz" (XX-LECIE MĘDZYWOJENNE)
Bohater sztuki, kapitan Nut, jest postacią bardzo intrygującą, a zarazem kontrowersyjną, Jedni widząw nim nieustraszonego żeglarza, który zginął jak bohater; inni, szukając wiadomości o dzielnym kapitanie, dowiedzieli się prawdy okrutnej: kapitan Nut nie był bohaterem! Tymczasem zbliża się uroczystość odsłonięcia pomnika żeglarza. Czy prawdę należy ujawnić? Czy lepiej pozwolić ludziom wierzyć w bohaterską legendę pozbawioną podstaw? Którego kapitana Nuta potrzebują mieszkańcy miasta?
J. Szaniawski pisze nie tylko o roli prawdy i kłamstwa w ludzkim życiu, o tym, że czasem przenikają się one i nie sposób do końca ich od siebie oddzielić. Uświadamia nam także, jak trudno ocenić postępowanie człowieka, ustalić fakty, które potrafią wymykać się jednoznacznym ocenom. Jesteśmy świadkami narodzin legendy; widzimy, jak powstaje, jak żywi się ma
terią prawdy, by z czasem zupełnie się od niej oddalić. Dowiadujemy się też, czemu i komu służy. A. Asnyk napisał kiedyś w wierszu Fantazja ludów, że społeczeństwa potrzebuj ą mitów: Fantazja ludów nieraz daje życie /1stwarza mężów, którzy nie istnieli. Ujawnienie prawdy nie niszczy tych zrodzonych ze świadomości zbiorowej bytów, ideałów nie potrafimy się bowiem wyrzec:
Co mówi o kapitanie Nucie legenda? Pomnik przedstawia piękną, smukłą, „szlachetną" postać kapitana Nuta - żeglarza. Przy postaci kapitana na wpół zanurzony w falach morskich tonący żaglowiec. W wierszach poeci piszą, jak to „z włosem rozwianym, ze wzrokiem w dal wpatrzonym, na płonącym okręcie zostaje kapitan... ". Co innego mówiąjednak naoczni świadkowie. I oni jednak nie znają całej prawdy. Kapitan Nut bowiem w ogóle nie zginął...
Jakim był człowiekiem?
Młody historyk Jan wybrał się w długą podróż, by się tego dowiedzieć. Prawda okazała się zupełnie różna od legendy. Otóż kapitan Nut był to człowiek krępy z wydatnym brzuszkiem ora:
nieco krzywymi nogami. Nie miał długich, rozwianych włosów, gdyż golibroda kapitanowi własnoręcznie strzygł w zimie włosy maszynką numer trzeci, a w lecie po prostu mu głowę golil Dodajmy do tego niezgrabny nos - i okaże się, że dzielny wilk morski zdecydowanie nie miał fizjonomii bohatera. Poza tym sławny marynarz nie stronił od alkoholu:
Jan ujawnił również prawdę o słynnych listach miłosnych kapitana, pisanych do lady Pep-pilton, w których kapitan mówi] tkliwie, pięknie, czule'.
Najważniejsze odkrycie młodego historyka dotyczy jednak okoliczności śmierci kapitana Nuta:
Nieznajomy, który tyle wie o kapitanie Nucie, okazuje się nim być. Jan dowie się od niego jeszcze więcej. Stary marynarz skądś zna pamiątki, które znajdują się w pokoju. To on przywiózł je z dalekich podróży. Jan jest bowiem jego wnukiem, a prezenty przeznaczone były dla ukochanej kapitana, babki młodego historyka.
Jan uświadomił sobie, że znał od dzieciństwa dwa oblicza kapitana Nuta:
Jan nie wie jeszcze wszystkiego; odwiedzi go Paweł Szmidt, starzec o grubym kiju, który też wie wiele o kapitanie Nucie.
Tak właśnie tworzą się legendy. Dla małego dziecka Nut był bohaterem, kimś, z kim można się utożsamić, wzorem. Zwykły znajomy nie mógł spełnić tej roli. Ludzie potrzebują ideału, dlatego w swoich wyobrażeniach uczynili kapitana kimś wyjątkowym. Chętnie zaakceptują każdą prawdę o nim - byle nie niszczyła ich marzeń. W pomnikowym dziele pana rektora o kapitanie przeczytamy na przykład, jakie zainteresowania przejawiał kapitan w dzieciństwie:
Alchemia legendy. Uświęcony fałsz, który daje nadzieję i wiarę, pozwala zobaczyć coś więcej niż szarość codziennego bytowania. Czyż nie dlatego powstaje pomnik dzielnego kapitana? Nawet Jan, który dowiódł, że nie było takiego Nuta, jakiego chcieli widzieć mieszkańcy miasta, od razu rozpoznał sylwetkę śmiałego żeglarza... Rzeźbiarz zauważył: Kiedyś tu wszedł — los powiedział — „ To jest kapitan Nut". Skąd poznałeś, że to on? Zobaczyłeś pierwszym spojrzeniem - takiego, jakiego widziałem ja. Więc... może był taki, jak ten.
Jan wie, że w legendzie o bohaterskim kapitanie, ginącym na płonącym okręcie, jest duchowa moc, która jest ludziom potrzebna. Sam w dzieciństwie pływał w wyobraźni na statku kapitana Nuta. Dlatego wcale nie był szczęśliwy, gdy usłyszał o przemycie alkoholu czy narkotyków. I on, choć chciał zdemaskować legendę, potrzebował jej. Romantyka postaci kapitana urzekła go. Szlachetność kapitana Nuta ukazanego w opowieściach może ocalić czyjeś marzenia, uczynić kogoś lepszym:
Jafcże wiehi z tych, którzy egzaltują się legendą, naginają fakty, by nie rzuciły cienia na idealną postać bohatera, to zwykli spryciarze, dla których cała ta historia jest świetną okazją, żeby coś zyskać. Są wśród nich wielcy i mali; Jan jednak na pewno do tego grona nie należy. Nie sprzedał się za obiecaną docenturę, broni swojej prawdy. Nie jest najistotniejsze, co powie o kapitanie Nucie, czy zdemaskuje legendę, czy będzie milczał; istotne jest to, że ten człowiek postępuje godnie i czyni to, co mu nakazuje sumienie. To dlatego w nim będzie żyć kapitan Nut, choć on jako jedyny zna gorzką prawdę o kapitanie. Takich jak on może być więcej; irrf potrzebna jest piękna legenda, oni nie będą na niej robić interesów. A mogą to być interesy wszelakie:
Powstają książki o kapitanie, jak chociażby opasłe dzieło rektora, oparte na informacjach często wyssanych z palca, ale atrakcyjnych dla czytelnika. Na podstawie tej pracy ma powstać '"'• podręcznik szkolny; przygotowano również wersję dla dzieci:
Na przykładzie książki pana rektora widać, jak manipuluje się faktami, tworzy wersje legendy potrzebne w danym momencie, dostosowane do gustów i potrzeb odbiorcy. Chodzi o to, aby „ ubogi duchem " wzbogacicie widokiem piękna, bijącego ze wspaniale/postaci [...J. Bohaterowi przypisuje się słowa, których co prawda nie wypowiedział, ale które chcą usłyszeć inni:
Ileż to przeróżnych możliwości powstaje dzięki jednej postaci starego marynarza... Można zdobyć sławę, pisząc o nim; wydawca zarobi, wydając książkę o dzielnym żeglarzu, ale dobrze sprzeda się i taka, która ujawni o nim prawdę:
Dla Jana ważne było dotarcie do prawdy; przekonał się, że jego prawda staje się przedmiotem handlu, tak jak wszystko, co dotyczy kapitana Nuta. Czego nie oferuje pazernym i ambitnym ludziom ta legenda! Ileż możliwości zdobycia pieniędzy i sławy! Jeden przygotowuje projekt pomnika lub książkę, inny - piękną uroczystość czy plastyczny plan wystawy morskiej, a jeszcze inny sprzedaje podrobioną pamiątkę czy miejsce na balkonie, z którego nie widać pomnika... jest tu miejsce i dla artystów, i dla małych oszustów. Ale w tym wszystkim nie ginie jednak wielkość legendy o kapitanie. Gdy pomnik Żeglarza został odsłonięty, wszyscy odnaleźli w sobie część tej wielkości. Czy teraz Jan może pójść, jak zamierzał, na trybunę i zdemaskować bohatera?
Zbigniew Herbert „Przeslanie Pana Cogito" (WSPÓŁCZESNOŚĆ)
W pracy o twórczości Z. Herberta w rozdziale Jmponderabilia S. Barańczak opisuje pewien paradoksalny aspekt etyki poety:
Motyw postawy wyprostowanej występuje w wierszu Z. Herberta Pan Cogito o postawie wyprostowanej, który posłuży nam jako kontekst wyjaśniający sens Przesłania Pana Cogilo. Otoipostawa wyprostowana zostaje tu przeciwstawiona nastawieniu mieszkańców Utyki, miasta, które ma bronić się przed atakiem wojsk Cezara, a w którym wybuchła epidemia /instynktu .samozachowawczego:
Pan Cogito nie może się z tym pogodzić, chce zachować godność:
W tych gorzkich, pełnych ironii słowach poeta wyjaśnia, jaka jest cena za przyjęcie postawy godnej i odmowę padania na kolana; ten, kto nie chce się poddać — ginie. Pana Cogito, który chciałby do końca /stać na wysokości sytuacji, też spotka taki los:
W innym wierszu, Potęga smaku, Z. Herbert również napisał, co czeka tych, którzy nie chcą zgłosić wiemopoddańczego akcesu; otóż stracą oni bezcenny kapitel dala - głowę.
Skoro więc nie jest łatwo być człowiekiem godnym i uczciwym, jakie przesianie przekazuje współczesnym Pan Cogito?
Jest to przesłanie trudne. Nie ma wyboru - trzeba przyj sc postawę wyprostowaną, wyraźnie mówią o tym kolejne wezwania: idź, bądź odważny, bądź -wiemy, czuwaj:
Jest to jedyna możliwość ocalenia człowieczeństwa - w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy, to nadaje egzystencji ludzkiej sens, umożliwia przejęcie dziedzictwa wielkich bohaterów przeszłości, opiewanych w literaturze, Gilgamesza, Hektora, Rolanda. Człowiek, który za wszelką cenę chce ocalić swoje biologiczne istnienie, ulegnie zagładzie w wymiarze duchowym; lepiej zostać przyjętym do grona zimnych czaszek niż żyć na kolanach. Trzeba jednak pamiętać, że to nie bohater zwycięży. Ci, którzy zostali ukazani jako wzory, to obrońcy królestwa bez kresu i miasta popiołów, a nagrodą za pójście do ciemnego kresu jest złote runo nicości. Trzeba bowiem wiedzieć, że zadaniem człowieka jest dać świadectwo, a nie jedynie przeżyć.
Najgorsze nie jest to, że ceną za przyjęcie godnej postawy jest zagłada. Wszak śmierć heroiczna jest piękna, pozostaje sława... Tu jednak bohater jest kimś, komu nie stawia się pomnika: nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką / chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku. Pokonajągo tchórze, którymi może jedynie gardzić, a wspomnienie o nim zostanie zakłamane:
Pan Cogito przestrzega też przed przyjęciem postawy zbyt dumnej; godność ma być celem samym w sobie, nie sposobem osiągnięcia wielkości:
Trzeba również pamiętać, że człowiekiem godnym się po prostu jest. Nie można żyć jedynie dumnym, wyniosłym bohaterstwem:
Przesłanie Pana Cogito przekazuje także wyraźny nakaz występowania w obronie tych, których skrzywdzono, poniżono, zdradzono:
Przesłanie Pana Cogito nie obiecuje nagrody. Nie ma bowiem nagrody za to, że postępuje się tak, jak prawdziwy człowiek postąpić powinien. To, że bohatera spotyka poniżenie i szyderstwo, nie jest winą bohatera. To świat jest zły i pełen nieprawości; nie można pozwolić takiemu światu, by określał postawę moralną człowieka. Choć bunt może wydawać się bezsensowny, jest konieczny: